Ilieve In fly4

34.


Hermiona wyciągnęła przed siebie zdrętwiałe nogi. Rozmawiali z Hogwartem przez ponad trzy godziny, a ona cały czas siedziała nieruchomo. Jednak w większości rozmowa miała pozytywny charakter. Gryfonka dowiedziała się, że razem z Draconem otrzymają odznaki Prefektów Naczelnych. Zdążyła się też umówić z Ginny na zakupy w Hogsmeade, po powrocie. Harry i Ron zasypali ją informacjami o najnowszych osiągnięciach w quidditcha, a ona taktownie udała, że cieszy się ze zwycięstwa Armat. W międzyczasie Snape zdążył ochrzanić Dracona za zwinięcie skrzeloziela, na co blondyn odgryzł się, że przecież popłynął na dno jeziora, aby sprawdzić, czy nie ma jakichś rzadkich roślin, które przydałyby się do eliksirów. Wtedy Snape pomilczał trochę i przyznał mu rację oraz wybaczył kradzież. Lucjusz i Alice wdali się w rozmowę o polityce międzynarodowej, a Dacjan opowiadał Minerwie o polskich krajobrazach.


- Merlinie, ale mi nogi zdrętwiały... – jęknęła, dotykając bolących miejsc. – Profesorze, ma pan jeszcze tą maść? – zapytała.


- Nie powinnaś jeszcze mieć tak dużego kontaktu z magią, Granger – odrzekł, nie patrząc na nią.


- Czyli zostawi mnie pan z tym bólem? – popatrzyła na niego z błaganiem w oczach.


- Tak – odciął.


- Dzięki! – warknęła i usiadła ponownie na kocu. Zaczęła rozmasowywać łydki, co jakiś czas sycząc z bólu.


- Męczennica – powiedział Snape, przewracając oczami i siadając obok niej. – Pokaż.


Hermiona podwinęła nogawki spodni i usiadła wygodnie, a Snape zaczął masować jej łydki. Delikatnie uciskał bolące miejsca, tak, że powoli przestawały boleć.


- Łał, powinien być pan masażystą. Z takimi dłońmi.... – Hermiona niezbyt panowała nad słowami wypływającymi jej z ust. Miała przymknięte oczy i mruczała z przyjemności.


- Jakimi dłońmi? – zapytał mężczyzna, mocniej naciskając na mięśnie, co spowodowało, że dziewczyna syknęła z bólu i otworzyła oczy.


- To bolało! – zawołała, wyrywając się nauczycielowi.


- Bo miało – odrzekł i ponownie zaczął masować nogi Gryfonki. – Jakimi dłońmi? – ponowił pytanie.


- No, takimi jak pańskie. – Hermiona próbowała się wymigać od odpowiedzi. W myślach przeklinała się za nieostrożne słowa.


- Sprecyzuj – nakazał.


- Przecież pan wie...


- A może nie wiem? – Podpuszczał ją cały czas. Chciał usłyszeć to z jej ust.


- No to niech się pan domyśli! – Założyła ręce na piersi i postanowiła, że nie powie już ani słowa.


Snape zerknąwszy na dziewczynę nie mógł powstrzymać uśmiechu. Wyglądała strasznie dziecinnie, z ustami w podkówkę i skrzyżowanymi ramionami.


- Co to za zaklęcie? Animagia? Czy inna klątwa wymagające dużego użycia mocy? – zapytał po chwili, przypominając sobie swoje spostrzeżenia.


- Animagia. – Nie ma sensu dłużej tego ukrywać, pomyślała Hermiona.


Severus nie był zdziwiony. Raczej zaintrygowany.


- Od kiedy się uczysz? – Chciał wiedzieć więcej. Sam planował kiedyś rozpocząć takie praktyki, ale dotychczas miał za dużo na głowie.


- Zainteresowałam się tym już na pierwszym roku, gdy profesor McGonagall zmieniła się w kota na lekcji, ale przeczytałam, że praktyki najlepiej rozpocząć dopiero po piętnastym roku życia – powiedziała Hermiona. – Dlatego na wszelki wypadek poczekałam do szóstej klasy. Gdy pokłóciłam się z chłopakami, postanowiłam zacząć uczyć się animagii. Moja pierwsza pełna transformacja odbyła się jakoś w połowie listopada.


- Jaką postać przybierasz?


Wymamrotała coś niezrozumiale.


- Granger. – Jego ton był ostry.


- Moją postacią jest czarna pantera – powtórzyła nieco głośniej.


Ścisnął jej mięśnie ostatni raz i wstał.


- Koniec tego dobrego – powiedział, otrzepując spodnie. – Zawołaj skrzata, niech przyniesie śniadanie dla ciebie.


- A pan? – zapytała, podnosząc wzrok.


- Nie jestem głodny. – Chciał pójść gdzieś, gdzie nie będzie nikogo. Musiał pomyśleć nad całą sytuacją, ale nie mógł zostawić Hermiony samej. Wampiry gdzieś zniknęły, prawdopodobnie po to, by ponownie pozwiedzać okolicę.


- Jak są potrzebne, to nigdy ich nie ma – warknął pod nosem.


***


Właśnie robiła sobie herbatę, gdy rozległo się ciche pukanie. Lisa podniosła się z kuchennego stołka i poszła otworzyć.


- Pani Smith! – zawołała cicho, zdumiona nagłą wizytą.


- Wejdźmy do środka, moje dziecko, mam ci wiele do powiedzenia. – Starsza pani nie patyczkowała się, tylko gwałtownie wepchnęła kobietę z powrotem i zamknęła za sobą drzwi. Jej dalsze czyny zaszokowały pannę Hawke, ponieważ Helen Smith wyciągnęła długi i wypolerowany kawałek drewna, wyszeptała coś i dało się słyszeć szczęk zamka w drzwiach.


- Pani… pani jest czarownicą? – zapytała zdumiona, siadając na sofie.


- Owszem – potwierdziła kobiecina, zalewając dwie herbaty wrzątkiem.


- Ale… dlaczego nic pani nie mówiła? – Nadal nie mogła tego pojąć.


- Ponieważ uznałam, że bezpieczniej będzie cię obserwować – wyjaśniła, podając Lisie kubek.


- Jest pani spokrewniona z Albusem Dumbledore’em? – To pytanie wyrwało jej się bez udziału woli i nawet nie wiedziała, że pojawiło się w jej umyśle.


- Skąd ci to przyszło do głowy? – Helen wyraźnie się zdenerwowała.


- Nie wiem… po prostu… jakoś tak… - jąkała się.


- W takim razie masz niezłą intuicję, bo Albus to mój brat.


***


- Jutro rozpoczyna się szkoła – westchnął Draco, wychodząc z gabinetu Dumbledore’a. Weasleyówna dreptała obok niego, a pozostała dwójka szła nieco z tyłu.


- Niestety – przytaknęła mu Ginny. – Zauważyliście, co Hermiona miała na sobie? Nigdy nie widziałam, żeby nosiła taki golf. Zresztą – był na nią za duży, więc pewnie od kogoś pożyczyła.


- A to ciekawy zbieg okoliczności, bo kiedyś widziałem wuja ubranego w identyczny golf – zachichotał Draco.


- Myślisz, że…?


- Ja nie myślę – ja to wiem.


Harry? Co ci jest? Nie odzywasz się, wyglądasz jakoś dziwnie. – Zaniepokoiła się ruda, oglądając do tyłu.


- Nic mi nie jest, Ginny – pospieszył z odpowiedzią młody Potter. Ale to było kłamstwo. Tak naprawdę Wybraniec trząsł się ze strachu. O wszystkich. Hermionę, Ginny, Rona, Malfoyów, Dumbledore’a, o Snape’a też, o McGonagall i o… profesor Evę McDavis. Gdy tylko ją zobaczył po raz pierwszy w Wielkiej Sali, stała się dla niego całym światem. Może to zabrzmi głupio, ale chyba się w niej zakochałem, pomyślał, rumieniąc się. Jej oczy, jej uśmiech, którym go obdarzyła po raz pierwszy. Tak bardzo chciał dotknąć tych ciemnych splotów, pocałować czerwone usta…


- Harry! Słuchaj mnie, gdy do ciebie mówię! – wrzasnął mu Ron do ucha, przerywając marzenia o ciemnowłosej nauczycielce obrony.


- Hmm? Przepraszam, myślałem o taktyce na mecze quidditcha – skłamał, jednocześnie zauważając, że są już pod portretem Grubej Damy.


- To dobrze się składa, bo mam pomysł jak wykorzystać to, co zrobili Zjednoczeni* w meczu w 1989 – odparł radośnie Ron. – Malinowe przyjemności – podał hasło.


Harry natychmiast wyobraził sobie, co zrobiłby z Evą (jak lubił ją nazywać w myślach) i malinami. Jej usta na pewno były takie słodkie, na jakie wyglądały…


- Znów mnie nie słuchasz! – poskarżył się rudzielec, siadając w fotelu przy kominku. Ginny poszła z Draconem na spacer, a jego przyjaciel był pogrążony we własnych myślach. Nie lubił tych chwil, kiedy nie ma co robić. Na szczęście ciągu roku nigdy się to nie zdarzało, ale, gdy wyjeżdżał na wakacje nudziło mu się potwornie. Nie, poprawka, już się to kiedyś zdarzyło. W czwartej klasie, kiedy pokłócił się z Harrym i siedział z Hermioną przy kominku. Ona coś pisała na kawałku pergaminu, a on nie miał do kogo ust otworzyć. Wtedy tak bardzo chciał się pogodzić z Potterem, jednak duma mu na to nie pozwoliła. Kto jak kto, ale Ronald Weasley był człowiekiem dumnym i nie mógł sobie pozwolić na ugięcie w takiej sprawie. Szczególnie, że był przekonany o oszustwie swojego najlepszego przyjaciela.


- Pogramy w szachy? – zapytał, mając nadzieję, że wysiłek umysłowy wyrwie Harry’ego z zadumy.


- Nie teraz Ron – odrzekł Potter, nawet na niego nie patrząc. – Idę na górę.


- Po co? – Rudzielec posmutniał.


- Jestem trochę zmęczony – wymigał się Wybraniec i poszedł do swojego dormitorium. Tam zasłonił szczelnie łóżko kotarami i spod poduszki wyjął czarny, gruby zeszyt. Prowadził ‘pamiętnik’ od końca piątej klasy, kiedy to musiał wylać swój żal i ból po stracie Syriusza, a nikt nie potrafił go wtedy zrozumieć. Postanowił kupić zeszyt i prowadzić dziennik w tych celach. Podpytał Hermionę o zaklęcia zamykające i maskujące, więc już nie musiał się obawiać, że ktoś niepowołany zobaczy jego zapiski. A gdyby tak się stało… cóż, miałby problem, ponieważ od pewnego czasu jego wpisy stały się mocno erotyczne. I głównie pojawiała się w nich pewna pani profesor.


Harry usiadł na łóżku, wziął pióro i kałamarz i pogrążył się w świecie marzeń i iluzji.


Wyszukiwarka