Ziegesar蝐ily von Dziewczyna Super Szcz臋艣ciara

Cecily von Ziegesar

SZCZ臉艢CIARA
DZIEWCZYNA SUPER

Przek艂ad Beata Horosiewicz

Tytu艂 orygina艂u

An It Girl Novel Lucky












Zawsze mia艂am szcz臋艣cie. I zn贸w b臋d臋 je mie膰.

Bene Davis

1
Sowa Waverly jest g艂ucha na plotki

W akademii Waverly, zamiast orze藕wiaj膮cego zapachu jesieni, w powietrzu unosi艂a si臋 silna wo艅 dymu. Nie by艂a to przyjemna wo艅 palonych li艣ci, ale kwa艣ny, dra偶ni膮cy nozdrza smr贸d spalonej s艂omy. Poprzedniego wieczoru podczas spotkania kinomaniak贸w kto艣 podpali艂 stodo艂臋 na farmie pani Miller. Mo偶e to by艂 wypadek. A mo偶e nie.

Jenny Humphrey pchn臋艂a ci臋偶kie drewniane drzwi sto艂贸wki i ruszy艂a przez ogromne pomieszczenie, 偶eby ustawi膰 si臋 w kolejce do bufetu. Towarzyszy艂y jej spojrzenia rzucane od zat艂oczonych stolik贸w. Jenny stara艂a si臋 my艣le膰 jedynie o porannym s艂o艅cu wlewaj膮cym si臋 przez witra偶owe okna. Nie zwraca艂a uwagi na szepty, kt贸re wype艂nia艂y sto艂贸wk臋 i wznosi艂y si臋 a偶 do sklepionego jak w katedrze sufitu. Sowy Waverly nieustannie plotkowa艂y, a dzi艣 mia艂y ku temu wi臋cej powod贸w ni偶 zwykle.

Postawi艂a na tacy nale艣niki z jab艂kami i cynamonem - sobotni specja艂 - i przesz艂a si臋 mi臋dzy d艂ugimi d臋bowymi sto艂ami do k膮cika, w kt贸rym zauwa偶y艂a l艣ni膮c膮 czarn膮 g艂ow臋 Alison Quentin. Pomi臋dzy Alison a Sage Francis wcisn臋艂a si臋 jaka艣 drobna blondynka. Jenny zauwa偶y艂a jeszcze, 偶e jej wsp贸艂lokatorka, Callie i jej eksch艂opak. Easy, nie siedz膮 przy jednym stole. Wczoraj wieczorem przy艂apa艂a ich w stodole. Nie mia艂a ochoty ogl膮da膰 ani jednego, ani drugiego. Na szcz臋艣cie, w chwil臋 p贸藕niej uratowa艂 j膮 nieoczekiwany, niewiarygodnie s艂odki poca艂unek Juliana McCafferty'ego. Gdyby nie to, rzuci艂aby wszystko w diab艂y - i 艣niadanie, i Waverly, i 偶ycie. 呕o艂膮dek jej si臋 wywraca艂 na sam膮 my艣l.

- Nowy towar - us艂ysza艂a g艂os za plecami. Odwr贸ci艂a si臋 do Celine Colisty, dziewczyny o oliwkowej cerze, wsp贸艂kapitana dru偶yny hokeja na trawie. Wskazywa艂a gestem g艂owy na drobn膮 blondynk臋, stoj膮c膮 mi臋dzy Alison i Sage. Mia艂a na tacy 艣wie偶o wyci艣ni臋ty, rozcie艅czony sok. - B臋d膮 si臋 tu kr臋ci膰 ca艂y tydzie艅.

- Nowy towar?

- Kandydaci - wyja艣ni艂a zniecierpliwiona Celine. Podesz艂y razem do stolika. Nie mo偶emy m贸wi膰 o nich 鈥瀗owicjusze". To podobno obra藕liwe, no wiesz.

Jenny i Celine postawi艂y tace ko艂o Alison. Jenny si臋 pochyli艂a i u艣miechn臋艂a do jasnow艂osej kandydatki. Z bliska dziewczyna wydawa艂a si臋 jeszcze drobniejsza.

- Cze艣膰, jestem Jenny.

- A ja Chloe. - Dziewczyna poprawi艂a okulary Ralpha Laurena w czarnych kwadratowych oprawkach i skin臋艂a g艂ow膮.

- Nie odst臋puje Alison na krok - oznajmi艂a g艂o艣no Benny Cunningham i opar艂a 艂okcie na ciemnym drewnianym stole. Odgarn臋艂a z twarzy d艂ugie, zupe艂nie proste br膮zowe w艂osy. Rysy mia艂a nieco kanciaste, ale mimo to by艂a 艂adna. - Sk膮d jeste艣, nowy towarze?

- Z Putney - odpar艂a nie艣mia艂o Chloe. Skubn臋艂a bladoniebieski sweter J. Crew, usuwaj膮c niewidzialny py艂ek. - To w Vermont.

Blada cera i jasnoniebieskie oczy upodabnia艂y j膮 do Dakoty Fanning. Jenny nie umia艂a sobie wyobrazi膰, 偶e mog艂aby by膰 niemi艂a dla Dakoty Fanning.

To 艂adne miejsce. - Mia艂a nadziej臋, 偶e doda dziewczynie otuchy, jako nowa w Waverly musi si臋 czu膰 bardzo skr臋powana. Wzdrygn臋艂a si臋 na wspomnienie pierwszych niezdarnych krok贸w, jakie dawna Jenny stawia艂a w Waverly. Przyjecha艂a tu kilka tygodni temu zupe艂nie zielona. A teraz siedzia艂a przy najlepszym stole w sto艂贸wce, chodzi艂a na szalone imprezy w p艂on膮cych stodo艂ach i ca艂owa艂a si臋 z odlotowymi ch艂opakami w 艣wietle ksi臋偶yca. I co ty na to dawna Jenny?

Nagle czyj艣 okrzyk odbi艂 si臋 echem od wysokiego, sko艣nego sufitu sto艂贸wki. Jenny odwr贸ci艂a si臋 i zobaczy艂a Heatha Ferro. Sta艂 przy s膮siednim stole z ramionami triumfalnie wyrzuconymi w g贸r臋. S艂oneczny blask odbija艂 si臋 od jego ciemnoblond w艂os贸w spl膮tanych w artystycznym nie艂adzie. Z ust wylatywa艂y okruchy krakers贸w. Zdaje si臋, 偶e w艂a艣nie wygra艂 zawody w jedzeniu krakers贸w, co by艂o jednym z najwi臋kszych osi膮gni臋膰 w sto艂贸wce Waverly, a polega艂o na po艂kni臋ciu sze艣ciu supersuchych krakers贸w w ci膮gu niespe艂na minuty bez popijania wod膮. Heath przybija艂 w艂a艣nie pi膮tk臋 z ch艂opakami zgromadzonymi wok贸艂 niego, tak偶e kandydatami. Jenny zauwa偶y艂a, 偶e przy r贸偶nych stolikach siedzia艂o w sumie z tuzin kandydat贸w, a wszyscy trzymali si臋 blisko swoich S贸w opiekunek - jak zal臋knieni tury艣ci, kt贸rzy nie odst臋puj膮 na krok przewodnika.

- S艂ysza艂a艣 ostatnie plotki? Sage pochyli艂a si臋 na krze艣le, a jej b艂臋kitne oczy b艂yszcza艂y. Podci膮gn臋艂a r臋kawy ciemnoniebieskiej tuniki Elie Tahari, jakby te plotki mog艂y j膮 pobrudzi膰.

- Jakie? - spyta艂a Jenny. Nadzia艂a na widelec kawa艂ek nale艣nika i umoczy艂a go w ka艂u偶y syropu klonowego. Mia艂a na sobie ulubione d偶insy Earla i czarny golf Gapa, kt贸ry kupi艂a jeszcze w 贸smej klasie. W por贸wnaniu z Sage i Benny by艂a ubrana zbyt luzacko. Dziewczyny z Waverly korzysta艂y z ka偶dej okazji, 偶eby urz膮dzi膰 pokaz mody.

- W stodole znale藕li zapalniczk臋. - Benny u艣miechn臋艂a si臋 z艂o艣liwie. Jej z臋by by艂y tak bia艂e jak cieniutki T - shirt Vince'a. kt贸ry mia艂a na sobie. Wygl膮da艂a jak chodz膮ca reklama pasty Crest Whitestrips. Chocia偶 bior膮c pod uwag臋 fakt. 偶e dysponowa艂a wielomilionowym funduszem powierniczym, prawdopodobnie wybieli艂a z臋by u dentysty. - By艂y na niej inicja艂y jednego z uczni贸w. Juliana McCafferty'ego.

Jenny od艂o偶y艂a na talerz widelec z kawa艂kiem nale艣nika. - Juliana?

- S艂ysza艂am, 偶e to by艂y inicja艂y jakiego艣 ch艂opaka od 艢wi臋tego Lucjusza - powiedzia艂a Celine p贸艂szeptem. pochylaj膮c si臋 do przodu i odgarniaj膮c pukiel czarnych w艂os贸w za ucho. - I 偶e zapalniczka mog艂a nale偶e膰 do Dana. znajomego Heatha ze sklepu monopolowego. - Przejecha艂a j臋zykiem po przednich z臋bach i wreszcie uda艂o jej si臋 wydoby膰 szpinak, kt贸ry tkwi艂 tam przez ca艂y posi艂ek. A Simone powiedzia艂a, 偶e stodo艂臋 podpali艂 jaki艣 dzieciak z miasta, kt贸ry nie dosta艂 si臋 do Waverly.

- Ploty - wtr膮ci艂a Alison. Upi艂a 艂yk soku. zupe艂nie nieporuszona tym, 偶e jaki艣 zazdro艣nik z Rhinecliff m贸g艂 pragn膮膰 zemsty na uczniach Waverly.

- S艂ysza艂am, 偶e niekt贸rzy palili w stodole - dorzuci艂a Chloe. Skuba艂a kawa艂ek francuskiego tosta.

- Kto ci to powiedzia艂? - wykrztusi艂a Jenny.

Wczoraj wieczorem poinformowa艂a Callie. 偶e wie o tym, 偶e ona i Easy palili w stodole tu偶 przed wybuchem po偶aru. Nie by艂a pewna, czy jeszcze kto艣 m贸g艂 o tym wiedzie膰. Callie odpar艂a, 偶e to pewnie Jenny z zazdro艣ci podpali艂a stodo艂臋. Wiedzia艂a, 偶e Callie wybra艂a po prostu melodramatyczny spos贸b obrony, ale i tak by艂a na ni膮 w艣ciek艂a. Je艣li inni w Waverly dowiedzieli si臋. 偶e Callie i Easy palili w stodole - to trudno. Jenny nie mia艂a zamiaru nic robi膰, aby ta plotka nie roznios艂a si臋 po szkole. Szczerze m贸wi膮c, nie 偶a艂owa艂aby, gdyby ich wyrzucono. Nale偶y im si臋 za to, 偶e s膮 takimi... napalonym dupkami.

- Tak? A kto pali艂? - naciska艂a Benny i po raz pierwszy spojrza艂a na Chloe z zainteresowaniem. - Jeste艣 tu dopiero godzin臋. Sk膮d mo偶esz to wiedzie膰?

- S艂ysza艂am. - Chloe wzruszy艂a ramionami, niespeszona agresywn膮 postaw膮 starszej dziewczyny. - Nie pami臋tam gdzie. - Rozejrza艂a si臋 po sto艂贸wce i doda艂a: - Jest gdzie艣 cukier puder?

Jenny stwierdzi艂a, 偶e zupe艂nie niepotrzebnie martwi艂a si臋 o Chloe. Da sobie rad臋.

- S艂ysza艂am, 偶e to Easy i Callie - rzuci艂a cicho Sage, odsuwaj膮c na 艣rodek sto艂u tac臋 z niedojedzonym 艣niadaniem. P艂owe w艂osy mia艂a zebrane w lu藕n膮 kitk臋. - Wszyscy widzieli艣my, jak wybiegli ze stodo艂y... No i oboje pal膮. - Wzruszy艂a ramionami, wiedz膮c, 偶e ka偶dy dopowie sobie reszt臋 sam.

- Kto pali? - zapyta艂 Ryan Reynolds.

Z impetem postawi艂 ob艂adowan膮 tac臋 na ich stole. Cola z przepe艂nionej szklanki chlapn臋艂a na talerz z jedzeniem. Jenny si臋 wzdrygn臋艂a. Nap贸j gazowany do 艣niadania? Ohyda. Przysun膮艂 krzes艂o bli偶ej Sage i podpar艂 g艂ow臋 r臋k膮, czekaj膮c na dalszy ci膮g.

- No ja. - Blade policzki Sage si臋 zar贸偶owi艂y. - I jakie艣 p贸艂 kampusu.

- Te偶 mi nowina. - Ryan pr贸bowa艂 chwyci膰 kosmyk d艂ugich, jasnych w艂os贸w Sage, ale odskoczy艂a z piskiem. - Czy kto艣 widzia艂 dzisiaj Callie? zapyta艂.

Jenny spojrza艂a na Ryana z zaciekawieniem. Wygl膮da艂 dzi艣 jako艣 inaczej. Wydawa艂 si臋... bardziej odpowiedzialny. A by艂o to ostatnie s艂owo, jakie przysz艂oby jej do g艂owy, gdyby mia艂a opisa膰 Ryana Reynoldsa. Dosz艂a do wniosku, 偶e to dlatego, 偶e nigdy wcze艣niej nie widzia艂a go w okularach. Nic dziwnego. Jego ojciec ulepszy艂 soczewki kontaktowe, wi臋c na pewno Ryan mia艂 ich pod dostatkiem.

- Musz臋 od niej odpisa膰 艂acin臋.

- Jest w stajni - odpar艂a Benny z ustami napchanymi bekonem. - Z Easym.

- A co oni tam robi膮? - zapyta艂a niewinnie Chloe. Benny i Celine roze艣mia艂y si臋 porozumiewawczo.

- Skacz膮 na sianie! - Celine parskn臋艂a 艣miechem.

Zdj臋艂a zapinany na suwak sweter dru偶yny hokeja na trawie, ods艂aniaj膮c obcis艂y czarny T - shirt. Ryan zerkn膮艂 ukradkiem na jej piersi.

- Miejmy nadziej臋, 偶e jej nie spal膮. - Sage si臋 roze艣mia艂a. Chloe si臋 zmiesza艂a i zamilk艂a, wbijaj膮c wzrok we francuski tost.

Jenny wsta艂a od sto艂u. Mrukn臋艂a pod nosem, 偶e boli j膮 brzuch. Zostawi艂a niemal nietkni臋te nale艣niki. Wzi臋艂a kom贸rk臋 i ruszy艂a do drzwi.

Pi臋膰 minut p贸藕niej sta艂a na szarych kamiennych schodach przez drzwiami do sto艂贸wki i czeka艂a na Juliana. Gdy tylko odesz艂a od sto艂u, wys艂a艂a mu SMS - a z pro艣b膮 o spotkanie. Musia艂a go natychmiast ostrzec. Grozi艂y mu k艂opoty.

A poza tym chcia艂a mie膰 pretekst, 偶eby go znowu zobaczy膰.

Plotki na temat po偶aru ca艂y czas kr膮偶y艂y jej po g艂owie. Czy Dan m贸g艂 rzeczywi艣cie mie膰 z tym co艣 wsp贸lnego? On przecie偶 tylko sprzedawa艂 alkohol bandzie rozwydrzonych dzieciak贸w. Czy to mo偶liwe, 偶eby jaki艣 stukni臋ty osobnik z miasta tak bardzo nienawidzi艂 dzieciak贸w z Waverly, 偶e chcia艂 je spali膰? I co zapalniczka Juliana robi艂a w stodole? Zgubi艂 j膮 przecie偶. Zdaje si臋, 偶e wspomina艂 co艣 o zgubionej zapalniczce... A poza tym nie m贸g艂 wywo艂a膰 po偶aru, bo by艂 wtedy z ni膮. Ca艂owa艂 j膮 tak s艂odko ko艂o stodo艂y, 偶e zapomnia艂a o Easym i Callie, i o tym, co przed chwil膮 widzia艂a. Jenny przysz艂a do g艂owy jeszcze jedna my艣l. Czy Easy i Callie mogli wznieci膰 po偶ar? Wyobrazi艂a sobie, jak le偶膮 razem na sianie, 艣miej膮 si臋 i pal膮 papierosy. Jak zwykle niczym si臋 nie przejmuj膮. Tyle 偶e chocia偶 oboje mogli mie膰 gdzie艣 jej uczucia, to na pewno nie byli podpalaczami. Co najwy偶ej k艂amcami. Potrz膮sn臋艂a g艂ow膮, a ciemne loki poruszy艂y si臋 jak p臋dy winoro艣li na wietrze. Chocia偶 Jenny ze wszystkich si艂 stara艂a si臋 przegoni膰 t臋 my艣l, wci膮偶 dochodzi艂a do tego samego wniosku. Tak naprawd臋 by艂a tylko punkcikiem na radarze Easy'ego, ma艂ym zak艂贸ceniem pomi臋dzy zerwaniem z Callie a ponownym zej艣ciem si臋 z ni膮.

- Cze艣膰.

Odwr贸ci艂a si臋 i zobaczy艂a u艣miechni臋t膮 twarz Juliana. Suwak wyp艂owia艂ej szarej bluzy z kapturem Everlast mia艂 zaci膮gni臋ty po sam podbr贸dek.

- Hej - odpowiedzia艂a i poczu艂a przyp艂yw przyjemnych uczu膰 na widok wysokiego dziewi臋cioklasisty z poczochran膮 czupryn膮. Zrobi艂a krok w jego stron臋 i zadar艂a g艂ow臋, aby spojrze膰 w ciep艂e br膮zowe oczy. By艂a z艂a na siebie, 偶e w艂o偶y艂a p艂askie granatowe tenis贸wki Keds z ma艂ymi motylkami. Je艣li b臋dzie w przysz艂o艣ci sp臋dza膰 wi臋cej czasu z Julianem, musi nosi膰 buty Michaela Korsa na klinach, najwy偶sze, jakie ma.

- Jad艂a艣 ju偶 艣niadanie?

Zeskoczy艂 z impetem z ostatniego stopnia i wyl膮dowa艂 tu偶 przed ni膮. Zmierzwiona jasnobr膮zowa grzywka opad艂a mu na czo艂o. Wygl膮da艂 jak z艂ocisty pies, kt贸ry w艂a艣nie odnalaz艂 rzucon膮 pi艂eczk臋 do tenisa. By艂o w tym co艣 bardzo podniecaj膮cego.

- Tak - sk艂ama艂a Jenny.

Jedzenie by艂o wykluczone. W tej chwili jej 偶o艂膮dek wywija艂 kozio艂ki.

- Chcesz i艣膰 na Hopkins Hill? - zapyla艂 Julian. Wskaza艂 g艂ow膮 urwisko za jej plecami. Zastanawia艂a si臋, czy on te偶 rozmy艣la艂 o wczorajszym poca艂unku. No przecie偶 musia艂 o tym my艣le膰. - Chod藕my - odpar艂a odwa偶nie.

Szli pod g贸r臋 艣cie偶k膮 przez las. Brz臋kanie talerzy, dobiegaj膮ce ze sto艂贸wki, wkr贸tce ucich艂o w dali, ust臋puj膮c miejsca 艣wiergotaniu ptak贸w i delikatnemu szumowi wiatru w ga艂臋ziach drzew. Jenny z trudem przyzwyczaja艂a si臋 do tych odg艂os贸w, bo ca艂e 偶ycie sp臋dzi艂a w Nowym Jorku. Suche li艣cie na 艣cie偶ce szele艣ci艂y pod tenis贸wkami.

Doszli do ma艂ej polanki. Julian przystan膮艂. Jego 艂agodne br膮zowe oczy spocz臋艂y na ustach Jenny i dziewczyna si臋 zarumieni艂a. Czy on chce mnie znowu poca艂owa膰? - pomy艣la艂a.

- Rozmawia艂a艣 z Callie?

Jenny czu艂a, 偶e twarz zaczyna j膮 pali膰 na wspomnienie ostatniego spotkania z Callie. By艂a w艣ciek艂a. Nie dlatego, 偶e Callie i Easy znowu si臋 zeszli, ale dlatego, 偶e Callie ok艂ama艂a j膮 i udawa艂a, 偶e 艂膮cz膮 ich tylko kole偶e艅skie stosunki. Pewnie razem z Easym na艣miewali si臋 z niej, gdy tarzali si臋 na golasa w sianie i palili papierosy, i w ko艅cu pu艣cili z dymem ca艂膮 stodo艂臋.

- Tak jakby. W艂a艣ciwie to nie wiem.

- W porz膮dku. - Julian kucn膮艂, podni贸s艂 z ziemi okaza艂y czerwony li艣膰 d臋bu i wr臋czy艂 go Jenny jak kwiat. Zachichota艂a i przyj臋艂a podarunek, pozwalaj膮c, by ich d艂onie si臋 musn臋艂y. - Nie musisz si臋 t艂umaczy膰. Chcia艂em wiedzie膰, czy to wyja艣ni艂y艣cie.

Delikatnie wzruszy艂 przygarbionymi ramionami, a Jenny zauwa偶y艂a, 偶e ma na sobie znajome rzeczy - czarne tretorny, ciemne d偶insy True Religion z dziurami wielko艣ci pi臋艣ci na kolanach i czarny T - shirt pod bluz膮 z kapturem.

- W og贸le si臋 nie k艂ad艂e艣? - zapyta艂a. Potar艂 d艂oni膮 kark i kopn膮艂 piach na 艣cie偶ce.

- A co? Brzydko pachn臋? - Zni偶y艂 g艂os, tak jakby nie chcia艂, by kto艣 to us艂ysza艂.

- Nie. - Zachichota艂a. Pachnia艂 ca艂kiem przyjemnie, jak sosna. A mo偶e tak jej si臋 tylko zdawa艂o, bo byli przecie偶 w lesie. - Ale masz na sobie te same rzeczy co wczoraj wieczorem.

- W艂a艣nie szed艂em do domu, - Podci膮gn膮艂 spadaj膮ce d偶insy. Mia艂 na sobie jasnozielone bokserki w ma艂e bia艂e owieczki. Jenny zarumieni艂a si臋 na ten widok. - Za farm膮 pani Miller jest taka 艣cie偶ka na skr贸ty przez w膮w贸z - wyja艣ni艂.

Aha. Jenny niewiele to m贸wi艂o. Przez ca艂膮 noc b艂膮ka艂 si臋 sam po okolicy?

Ch艂opcy maj膮 dziwne pomys艂y. Kiedy chodzi艂a z Easym, mia艂 swoje specjalne miejsce w g艂臋bi lasu i tam malowa艂. A kiedy by艂a jeszcze w domu, to ilekro膰 sz艂a przez Sheep Meadow, zawsze roi艂o si臋 tam od ch艂opak贸w, kt贸ry palili skr臋ty i jednoczyli z natur膮 w naj艣ci艣lejszy spos贸b, w jaki by艂o to mo偶liwe w Nowym Jorku. A mo偶e tylko chcieli si臋 ws艂awi膰. Jenny opar艂a si臋 o omsza艂y pie艅 drzewa. Stara艂a si臋 zachowywa膰 naturalnie, mimo 偶e Julian ci膮gle si臋 na ni膮 gapi艂. Nie dba艂a o to, 偶e pobrudzi rzeczy. By艂 tego wart.

Znowu wbi艂 wzrok w jej usta.

- Ca艂e niebo by艂o czerwone, bia艂e, i niebieskie od 艣wiate艂 woz贸w policyjnych i stra偶ackich - doda艂. - By艂o super.

Opowiada艂 z takim ch艂opi臋cym entuzjazmem, 偶e Jenny si臋 u艣miechn臋艂a. My艣la艂a o tym, jak Julian przedziera si臋 przez ciemny las w 艣rodku nocy, przywo艂uj膮c w pami臋ci ich poca艂unek. Ta wizja bardzo jej si臋 podoba艂a.

- Julian - zacz臋艂a - widzia艂e艣 ostatnio swoj膮 zapalniczk臋? Jego twarz przybra艂a dziwny wyraz. W艂a艣ciwie mog艂a mu powiedzie膰, 偶e kto艣 ju偶 znalaz艂 zapalniczk臋.

- Prosz臋, wyja艣nij Marymountowi, 偶e j膮 zgubi艂e艣 - m贸wi艂a dalej. Kiedy po raz pierwszy zobaczy艂a go w Dumbarton, jak chowa艂 si臋 w szafie na miot艂y, podobno szuka艂 swojej zapalniczki marki Zippo. A w ka偶dym razie tak powiedzia艂. - Je艣li powiesz im prawd臋, nie b臋d膮 mogli ci臋 wyrzuci膰.

Julian wzruszy艂 ramionami i wpatrywa艂 si臋 w co艣 ponad g艂ow膮 Jenny. Mia艂a nadziej臋, 偶e po drzewie nie pe艂znie 偶adna tarantula, aby uwi膰 sobie gniazdko w jej w艂osach.

- Nie przejmuj臋 si臋 tym - odpowiedzia艂 w ko艅cu.

Zrobi艂 krok w stron臋 Jenny i zamkn膮艂 j膮 w pu艂apce, opieraj膮c d艂onie na pniu drzewa po obu stronach dziewczyny. Wcale jej to nie przeszkadza艂o.

- Mam najmilsze alibi na 艣wiecie. - Na jego usta wyp艂yn膮艂 u艣miech.

Jenny od razu straci艂a w膮tek. Wszystkie my艣li si臋 rozpierzch艂y, pozosta艂o jedynie wspomnienie s艂odkiego poca艂unku w ciemno艣ciach. A w chwil臋 p贸藕niej wspomnienie sta艂o si臋 rzeczywisto艣ci膮.


S贸wNet

Twoja Poczta

Od:

Do:

Data:

Temat:

DeanMarymount@waverly.edu

Akademia Waverly

12 pa藕dziernika, sobota, 10. 15

Kandydaci na uczni贸w


Drodzy Uczniowie, Profesorowie i pozostali Pracownicy Jak ju偶 zapewne wiecie, go艣cimy liczn膮 grup臋 kandydat贸w do naszej szko艂y, kt贸rzy w ten weekend b臋d膮 zwiedza膰 kampus. Te odwiedziny to dla nich jedyna sposobno艣膰, by si臋 przekona膰, czym jest Akademia Waverly. Wierz臋, 偶e ka偶dy do艂o偶y stara艅, aby poczuli si臋 tu dobrze. Sk艂adam podzi臋kowania wszystkim Sowom, kt贸re wspania艂omy艣lnie przyj臋艂y na siebie rol臋 opiekun贸w. Kandydaci pozostan膮 w kampusie do 艣rody, tak aby przez dwa dni mogli uczestniczy膰 w lekcjach. Prosz臋, aby艣cie okazali im 偶yczliwo艣膰 przez ca艂y czas pobytu. W poniedzia艂ek wieczorem w sto艂贸wce odb臋dzie si臋 uroczysta kolacja na cze艣膰 kandydat贸w. Prosz臋 ubra膰 si臋 zgodnie z obowi膮zuj膮cymi zasadami.

Ufam r贸wnie偶, 偶e uczniowie przez tych kilka dni b臋d膮 zachowywa膰 si臋 bardziej wstrzemi臋藕liwie ni偶 przez kilka ostatnich tygodni.

Pozdrawiam

Dziekan Marymount


S贸wNet:

Komunikator

RyanReynolds:

Ty i Kara, co? To dlatego nie chcia艂a艣 ze mn膮 chodzi膰!

BrettMesserschmidt:

Nie. Dlatego, 偶e ci臋 nienawidz臋.

RyanReynolds:

Och!


S贸wNet

Twoja Poczta

Od:

Do:

Data:

Temat:

Jeremiah Mortimet@stlucius.edu

BrettMesserschmidt@waverly.edu

12 pa藕dziernika, sobota, 11. 08

Wszystko w porz膮dku?


Hej

Wiem, 偶e ze mn膮 nie gadasz, ale s艂ysza艂em o po偶arze na farmie pani Miller i chcia艂em si臋 upewni膰, 偶e nic ci nie jest. S艂ysza艂em le偶 inne rzeczy. Nie martw si臋, nie wierz臋 w ani jedno s艂owo - znam ci臋 przecie偶. Na pewno si臋 martwisz, 偶e ludzie o tobie plotkuj膮, i tak dalej. Daj zna膰, jak b臋dziesz chcia艂a pogada膰. Mam nadziej臋, 偶e wszystko gra.

J


S贸wNet

Komunikator

AlisonQuentin:

Hej, seksy. Co porabiasz?

AlanStGirard:

Chyba pole偶臋 ca艂y dzie艅. Zbyt dramatycznie jak dla mnie.

AlisonQuentin:

S艂ysza艂e艣 o zapalniczce Juliana?

Nie wygl膮da na piromana.

AlanStGirard:

S艂ysza艂em, 偶e Tinsley te偶 si臋 kr臋ci艂a ko艂o stodo艂y.

AlisonQuentin:

My艣la艂am, 偶e faceci lubi膮 ostre dziewczyny.

AlanStGirard:

Ostre tak, ale nie podpalaczki.

AlisonQuentin:

Skoro o tym mowa, spotkajmy si臋 po po艂udniu w altanie. B臋d臋 ostra.

AlanStGirard:

No to zwlok臋 si臋 z 艂贸偶ka. Chyba 偶e chcesz do mnie do艂膮czy膰?

2
Sowa Waverly nie ma 偶adnych w膮tpliwo艣ci, gdy ju偶 postanowi, co robi膰

Brett Messerschmidt gapi艂a si臋 na ok艂adk臋 podr臋cznika do 艂aciny. Z iPoda s膮czy艂a si臋 stara piosenka Flaming Lips She don 'l use jelly. Mia艂a przed oczami doryckie kolumny i 偶a艂owa艂a, 偶e nie mo偶e zamkn膮膰 oczu i przenie艣膰 si臋 w przesz艂o艣膰. Staro偶ytny Rzym. Lata dwudzieste XX wieku. Woodstock. Pompeje. Wszystko, tylko nie akademia Waverly, i to wsp贸艂cze艣nie.

Gdyby to Heath rozgada艂 wszystkim o niej i Karze, by艂aby z艂a. ale nie przygn臋biona. Chcia艂a si臋 komu艣 z tego zwierzy膰, komukolwiek. Komukolwiek, tylko nie Karze, chocia偶 to ona ponosi za wszystko win臋, bo wygada艂a Callie, 偶e spotykaj膮 si臋 potajemnie. Zastanawia艂a si臋 nawet, czy nie rozz艂o艣ci膰 si臋 na Callie za t臋 jej paskudn膮 s艂abo艣膰 do rozsiewania plotek po pijanemu. Ale stwierdzi艂a, 偶e nie przyniesie jej to ulgi.

Odchyli艂a si臋 na oparcie niewygodnego drewnianego krzes艂a, a zapinka stanika - przyci艣ni臋ta do twardych listewek - wrzyna艂a jej si臋 w cia艂o. Bardzo lubi艂a Kar臋, ale czy teraz s膮 par膮? Czy sta艂y si臋 jedyn膮 par膮 lesbijek w Waverly? Oczyma wyobra藕ni widzia艂a, jak grupa kandydat贸w wraz z rodzicami zwiedza kampus w towarzystwie przewodnika. Ten wskazuje na okno Brett i m贸wi: 鈥濿itajcie w Dumbarton, godnym domu jedynych lesbijek w Waverly!"

Opar艂a czo艂o na ch艂odnym blacie biurka. R臋koma 艣cisn臋艂a czerwone mysie ogonki, w kt贸re rano zebra艂a w艂osy. Czu艂a si臋 jak Pippi Langstrump, tylko 偶e Pippi pewnie nie ca艂owa艂a si臋 z dziewczynami. Dobrze chocia偶, 偶e Tinsley mia艂a tyle przyzwoito艣ci, 偶eby zostawi膰 j膮 sam膮. Kiedy Brett zwlok艂a si臋 rano z 艂贸偶ka, totalnie wyczerpana, w pokoju by艂o na szcz臋艣cie pusto. Tylko zapach perfum Yves St. Laurenta Baby Doll, kt贸rych u偶ywa艂a Tinsley, wisia艂 jeszcze w powietrzu.

- Jest tu kto? - Kara Whalen wsun臋艂a g艂ow臋 w drzwi. Okulary o pr臋gowanych oprawkach w kszta艂cie kocich oczu powi臋ksza艂y jej du偶e orzechowe oczy. Nerwowo rozgl膮da艂a si臋 po pokoju. - Nie ma Tinsley?

- Wysz艂a. - Brett wyprostowa艂a si臋 i okr臋ca艂a na palcu jeden mysi ogonek.

Karze wyra藕nie ul偶y艂o.

- Zdawa艂o mi si臋, 偶e s艂ysza艂am j膮 na dziedzi艅cu.

Usiad艂a ostro偶nie na 艂贸偶ku Brett, mia艂a na sobie wytarte d偶insy i dopasowany szary T - shirt New York University, kt贸ry uwydatnia艂 jej kszta艂ty.

- Nie wiedzia艂am, 偶e nosisz okulary. - Brett odsun臋艂a podr臋cznik do 艂aciny i spojrza艂a na Kar臋. - Wygl膮dasz jak bardzo seksowna bibliotekarka. - Poczu艂a, 偶e si臋 rumieni. Po co powiedzia艂a 鈥瀞eksowna"?

- Dzi臋ki. - Kara si臋 u艣miechn臋艂a i poprawi艂a czerwon膮 spink臋, kt贸ra przytrzymywa艂a kosmyk jedwabistych br膮zowych w艂os贸w nad czo艂em. Brett przypomnia艂a sobie, jak upina艂a lalkom w艂osy spinaczami do papieru, kiedy by艂a ma艂膮 dziewczynk膮.

- Od tego dymu szczypi膮 mnie oczy. Rano nie mog艂am w艂o偶y膰 szkie艂 kontaktowych.

Brett skin臋艂a g艂ow膮. Nic chcia艂a wi臋cej rozmy艣la膰 o zesz艂ej nocy. Przez pierwsze dwa lata w Waverly ca艂y czas si臋 ba艂a.

偶e kto艣 si臋 dowie, 偶e jest c贸rk膮 chirurga plastycznego. I 偶e mieszka w kiczowatej posiad艂o艣ci w Jersey. Teraz przesz艂o艣膰 sp臋dzona w艣r贸d z艂ocistych talerzy i c臋tkowanych kanap nie mia艂a 偶adnego znaczenia. Wyg艂adzi艂a bia艂膮 ch艂opi臋c膮 koszul臋 Theory. Wybuch艂 po偶ar, a ona ma dziewczyn臋. Przesz艂o艣膰 to najmniejsze zmartwienie.

- Nic widzia艂am ci臋 na 艣niadaniu. - Kara wzi臋艂a ze stolika egzemplarz 鈥濧bsyntu", czasopisma redagowanego w Waverly, i przerzuca艂a strony. Brett prawie nigdy nie czyta艂a tego czasopisma, ale dostarczano je wszystkim uczniom, a ona lubi艂a mie膰 je pod r臋k膮. Wydawa艂o jej si臋, 偶e dzi臋ki temu sprawia wra偶enie osoby wyrafinowanej, w dobrym znaczeniu tego s艂owa. Jednak, bior膮c pod uwag臋 ostatnie wydarzenia, pewnie nigdy ju偶 nie zdo艂a nikogo przekona膰, 偶e jest wyrafinowana. Kara zerka艂a na Brett znad okular贸w.

Brett si臋 podnios艂a i przeci膮gn臋艂a. Jej bose stopy zanurzy艂y si臋 w mi臋kkim, jasnozielonym w艂ochatym dywanie. Z rozmys艂em nie posz艂a na 艣niadanie, my艣l膮c, 偶e w ten spos贸b uniknie nas艂uchiwania plotek, kr膮偶膮cych po jadalni. By艂a nieco zdziwiona, 偶e Kara wesz艂a prosto w paszcz臋 Iwa.

- Czy co艣 straci艂am? - Nale艣niki z jab艂kami i cynamonem.

Kara studiowa艂a dzia艂 po艣wi臋cony sztukom pi臋knym, przerzucaj膮c wizerunki abstrakcyjnych obraz贸w. U艣miechn臋艂a si臋 nieznacznie do Brett.

- Dowiedzia艂a艣 si臋 czego艣 wi臋cej o po偶arze? - zapyta艂a Brett.

Dalej sta艂a na 艣rodku pokoju i nie mog艂a si臋 zdecydowa膰, czy usi膮艣膰 na 艂贸偶ku obok Kary, czy nie. Usiad艂aby na 艂贸偶ku Tinsley, gdyby nie to, 偶e po pierwsze, Tinsley by艂a g艂upi膮 suk膮, a po drugie, 艂贸偶ko sta艂o daleko i by艂oby to niezr臋czne. Gdy tylko przydzielono im wsp贸lny pok贸j w Dumbarton, odsun臋艂y 艂贸偶ka w najbardziej oddalone kra艅ce pokoju. Zastanawia艂a si臋 nawet, czy nie przyczepi膰 do sufitu kotary, aby jeszcze bardziej podzieli膰 przestrze艅.

- O niczym innym nie gadaj膮. - Kara od艂o偶y艂a czasopismo na 艂贸偶ko i za艂o偶y艂a nog臋 na nog臋. - Wci膮偶 nawijaj膮 o Easym i Callie. Ach, i jeszcze znale藕li zapalniczk臋 w zgliszczach, z inicja艂ami Juliana McCafferty'ego. Niekt贸rzy m贸wi膮, 偶e to Tinsley wywo艂a艂a po偶ar. Albo go艣膰 ze sklepu monopolowego. Nie wiem. To m贸g艂 by膰 ka偶dy.

Brett odsun臋艂a czasopismo i w ko艅cu usiad艂a na jedwabnej kapie w india艅skie wzory. Na 艣cianie nad 艂贸偶kiem wisia艂 niebiesko - bia艂y kwasoryt przedstawiaj膮cy 偶agl贸wk臋. Przys艂a艂 go dziadek Tinsley, a Brett ocali艂a przed wyrzuceniem do 艣mieci. Tinsley nawet nie zada艂a sobie trudu, 偶eby odpakowa膰 prezent, odchyli艂a tylko naro偶nik i ju偶 chcia艂a go wyrzuci膰.

Kara przysun臋艂a si臋 nieco i Brett poczu艂a na sk贸rze jej ciep艂y, 艂askocz膮cy oddech.

- S艂ysza艂am, jak kto艣 m贸wi艂, 偶e ko艂o stodo艂y kr臋cili si臋 ch艂opacy ze 艢wi臋tego Lucjusza.

- Naprawd臋? - Brett przebieg艂 dreszcz na wspomnienie 艢wi臋tego Lucjusza. Wyprostowa艂a si臋. Jeremiah przys艂a艂 jej rano mejl, 偶e s艂ysza艂 o po偶arze... I 偶e s艂ysza艂 te偶 鈥瀒nne rzeczy". Co by powiedzia艂, gdyby odkry艂, 偶e plotki o niej i o Karze s膮 prawdziwe? I co mia艂a mu odpisa膰? Zerkn臋艂a na w艂膮czony komunikator, jak gdyby mog艂a znale藕膰 tam odpowied藕. Postanowi艂a, 偶e odpowie mu dopiero wtedy, kiedy si臋 dowie, jak si臋 sprawy maj膮 z Kar膮.

- O co chodzi? - spyta艂a Kara. Wpatrywa艂a si臋 w Brett, a Brett odwr贸ci艂a wzrok i zagapi艂a si臋 na sterty 偶贸艂tych i pomara艅czowych li艣ci na dziedzi艅cu za oknem. - Hej. - Kara po艂o偶y艂a d艂o艅 na 艂okciu Brett. - To ja. Pami臋tasz mnie?

Brett czu艂a, 偶e pod dotykiem Kary uchodzi z niej napi臋cie. Przysun臋艂a r臋k臋 bli偶ej dziewczyny. Przez chwil臋 siedzia艂y w milczeniu, a Brett znowu zapatrzy艂a si臋 na li艣cie. Za oknem przelecia艂 偶贸艂ty talerz do freesbie. Bieg艂a za nim roze艣miana Benny Cunningham.

- Mam pomys艂. - Orzechowe oczy Kary zerkn臋艂y znad okular贸w. - Zapomnijmy o tym ca艂ym po偶arze. Mo偶e wskoczymy w pi偶amy i poogl膮damy filmy w 艣wietlicy? Mam nastr贸j na co艣 kiczowatego i 艣miesznego... jak Girls just wanna have fun. Szalone lata osiemdziesi膮te, uwielbiam to. - Kara spojrza艂a z nadziej膮 na Brett.

Brett skin臋艂a g艂ow膮 bez przekonania, wodz膮c palcem po kwiatowym wzorze na kapie. Ogl膮danie kiczowatych film贸w z Kar膮 to by艂 doskona艂y pomys艂. Tylko... dlaczego w 艣wietlicy Dumbarton? I w pi偶amach? Czy nie zaczn膮 gada膰, 偶e sp臋dzi艂y razem noc? Znalaz艂a lu藕n膮 nitk臋 w materiale kapy i poci膮gn臋艂a j膮. patrz膮c, jak wz贸r si臋 pruje. Czy Kara si臋 obrazi, je艣li zaproponuje, 偶eby zosta艂y w pokoju?

Zanim cokolwiek odpowiedzia艂a, drzwi otworzy艂y si臋 z impetem, uderzaj膮c w tancerki na kopii Degasa wisz膮cej na 艣cianie. Tinsley wpad艂a jak burza do pokoju. W jasnoniebieskiej bawe艂nianej koszuli i bia艂ej falbaniastej sp贸dniczce w dziurkowane wzory wygl膮da艂a jak uosobienie niewinno艣ci. Brett wiedzia艂a, 偶e wsp贸艂lokatorka ubra艂a si臋 tak z rozmys艂em, gdy偶 o Tinsley Carmichael mo偶na by艂o powiedzie膰 wszystko, tylko nie to. 偶e jest niewinna.

- Mam nadziej臋, 偶e nie przeszkodzi艂am ani tobie, ani twojej dziewczynie - zakpi艂a.

Jej ciemny ko艅ski ogon ko艂ysa艂 si臋, gdy otwiera艂a i zamyka艂a szuflad臋 biurka, chowaj膮c co艣 do kieszeni tak szybko, 偶e Brett nie zauwa偶y艂a, co to by艂o. Znikn臋艂a b艂yskawicznie. Brett nie zd膮偶y艂a nawet obmy艣li膰 z艂o艣liwej riposty. Drzwi zamkn臋艂y si臋 z trzaskiem, kt贸ry zabrzmia艂 jak wystrza艂.

Chod藕. - Kara wsta艂a, zupe艂nie nieporuszona z艂o艣liwo艣ci膮 Tinsley. - Moja dziewczyno - doda艂a z prowokacyjnym u艣miechem. Musia艂a dostrzec wyraz przera偶enia na twarzy Brett, bo w jej orzechowych oczach b艂ysn膮艂 niepok贸j. - No daj spok贸j, masz zamiar przejmowa膰 si臋 jej gadaniem? - Podkre艣li艂a s艂owo "jej", tak jakby Tinsley by艂a jak膮艣 odra偶aj膮c膮 kreatur膮, kt贸r膮 trzeba usun膮膰 ze 艣wiata.

- Nie... - Brett pokr臋ci艂a g艂ow膮, najpierw powoli, polem bardziej zdecydowanie. Tinsley zachowa艂a si臋 po prostu podle, jak zwykle. Problem w tym, 偶e przejmowa艂a si臋 nie tylko s艂owami Tinsley. Martwi艂a si臋 szeptami, kt贸re s艂ysza艂a wczoraj na imprezie, mejlem od Jeremiaha i tym, 偶e przewraca艂 jej si臋 偶o艂膮dek.

- Chce ci zale藕膰 za sk贸r臋. Nie przejmuj si臋. - Kara zrobi艂a krok w stron臋 drzwi i odwr贸ci艂a si臋 do Brett. Wsadzi艂a d艂onie w kieszenie d偶ins贸w. - Nie musimy u偶ywa膰 takich okre艣le艅, je艣li tego nie chcesz.

- Och! - Brett odpar艂a bezwiednie, zanim pomy艣la艂a o jakiej艣 odpowiedzi. - Mhm, okej.

Kara wzruszy艂a od niechcenia ramionami, a Brett pozazdro艣ci艂a jej opanowania.

- Po co tak dramatyzowa膰? Mamy po siedemna艣cie lat, nawet nie wiemy, co robimy - stwierdzi艂a rzeczowo. - Mo偶e sprawdzimy, czy jest co艣 w telewizji, zanim p贸jdziemy po film?

Skin臋艂a g艂ow膮 w kierunku 艣wietlicy, zamykaj膮c w ten spos贸b intymn膮 cz臋艣膰 rozmowy. Brett uwielbia艂a w Karze to, 偶e tak 艂atwo potrafi艂a przej艣膰 od trudnych do lekkich temat贸w. Z ni膮 wszystko wydawa艂o si臋 proste.

Brett poprawia艂a sznurek od spodni J. Crew, kt贸re podjecha艂y do g贸ry.

- Mo偶e lepiej p贸jd藕my do twojego pokoju - zaproponowa艂a. - Mo偶emy pogra膰 w boggle. Jestem w tym 艣wietna - doda艂a z nie艣mia艂ym u艣miechem.

Odpr臋偶y艂a si臋 na my艣l, 偶e b臋d膮 same. Kara mia艂a jedynk臋 na ko艅cu korytarza, a to oznacza艂o, 偶e mog艂yby siedzie膰 tam w spokoju i nie nara偶a膰 si臋 na z艂o艣liwo艣ci wsp贸艂lokatorek i w艣cibskie spojrzenia innych dziewczyn z Dumbarton.

Kara wzruszy艂a ramionami.

- Nie ma sprawy - zgodzi艂a si臋 i ruszy艂a przodem.

U艣miechni臋ta Brett posz艂a za ni膮. Kara by艂a taka ugodowa. I mia艂y szcz臋艣cie, 偶e mieszka艂a w jedynce. Kiedy 偶yje si臋 pod jednym dachem z trzystoma dziewczynami z艂aknionymi plotek, naprawd臋 trudno zachowa膰 prywatno艣膰. Je艣li tylko postaraj膮 si臋 nie rzuca膰 w oczy, to to, co jest mi臋dzy nimi, mo偶e si臋 okaza膰 najlepszym zwi膮zkiem w jej dotychczasowym 偶yciu.

3
Sowa Waverly ma szacunek dla starszych - zw艂aszcza je艣li mo偶e nimi manipulowa膰

Tinsley Carmichael sta艂a w poczekalni przed gabinetem dziekana Marymounta i zerka艂a na biurko pana Tomkinsa. Jeszcze nigdy nie widzia艂a, 偶eby by艂o puste. Wy艂ysia艂y przedwcze艣nie sekretarz dziekana warowa艂 przy nim jak wiemy pies bez chwili wytchnienia, okazuj膮c przy tym skrajn膮, wr臋cz g艂upi膮 lojalno艣膰. Tinsley otworzy艂a g贸rn膮 szuflad臋 ciemnego d臋bowego biurka. By艂a pusta, je艣li nie liczy膰 napocz臋tej paczki gumy mi臋towej, z艂otej jednodolar贸wki z wizerunkiem Indianki Sacagawea i srebrnej bransoletki z wisiorkami od Tiffany'ego, na kt贸rej pozosta艂 jednak tylko jeden wisiorek - male艅ki dzbanek do herbaty. Dziwaczne. Tinsley odwin臋艂a listek gumy do 偶ucia i wpakowa艂a go do buzi, zastanawiaj膮c si臋, co ciekawego mo偶e si臋 jeszcze kry膰 w tym pokoju. Wygl膮da艂, jakby kto艣, kto go urz膮dzi艂, wzorowa艂 si臋 na kolekcji Masterpiece Theatre. 艢ciany wy艂o偶ono ci臋偶k膮 d臋bow膮 boazeri膮, a wysokie p贸艂ki wype艂niono ksi膮偶kami w zielonych, czerwonych i czarnych oprawach ze z艂otymi literami. Mog艂a sobie bez trudu wyobrazi膰, jak bardzo onie艣miela艂o to uczni贸w, kt贸rzy czekali tu na spotkanie z dziekanem. Ona sama sta艂a tu ju偶 wiele razy. Ale dzisiejsza misja by艂a wa偶niejsza ni偶 jakakolwiek inna.

Gdy zobaczy艂a wczoraj, jak Julian i Jenny si臋 ca艂uj膮, by艂a tak w艣ciek艂a, 偶e nie mog艂a zasn膮膰. Przez wi臋ksz膮 cz臋艣膰 nocy wpatrywa艂a si臋 w rzek臋 Hudson i czu艂a si臋 jak idiotka, bo zakocha艂a si臋 w Julianie. Gdy ciemno艣ci zacz臋艂y rzedn膮膰, odda艂a si臋 fantazjowaniu. Wyobra偶a艂a sobie, 偶e zbuduje niewielk膮 tratw臋 z konar贸w i ga艂膮zek drzewa i pop艂ynie rzek膮 na Manhattan, gdzie ludzie pewnie jeszcze nie po艂o偶yli si臋 spa膰 i gdzie roi si臋 od facet贸w bardziej napalonych ni偶 Julian, kt贸ry przecie偶 jest dopiero w dziewi膮tej klasie. Pewnie by si臋 wszystkim przys艂u偶y艂a, gdyby znikn臋艂a w tajemniczy spos贸b. Co by bez niej zrobili?

Ale snucie fantazji o znikni臋ciu wynika艂o z nocnej desperacji. A dzisiaj by艂 nowy dzie艅. Wyj臋艂a kom贸rk臋 i wprowadzi艂a numer 艂adnie wypolerowanymi paznokciami bez 艣ladu lakieru.

- Halo? - G艂os Callie zdawa艂 si臋 dobiega膰 z oddali.

- Gdzie jeste艣? Mia艂y艣my si臋 tu spotka膰. - Tinsley m贸wi艂a przyciszonym g艂osem, 偶eby dziekan Marymount jej nie us艂ysza艂. Sekretarz wyjecha艂 na weekend, ale Marymount by艂 pracoholikiem, wi臋c nie mia艂a w膮tpliwo艣ci, 偶e zastanie go w sobot臋 w gabinecie - zw艂aszcza po wczorajszych wydarzeniach.

- Ach, prawda. Callie m贸wi艂a wolno i leniwie, jakby dopiero co si臋 przebudzi艂a. - Jestem z Easym. Nie mo偶emy za艂atwi膰 tego p贸藕niej?

Us艂ysza艂a, jak Easy mruczy co艣 w tle, na co Callie zachichota艂a. Tinsley przewr贸ci艂a fio艂kowymi oczami.

- Ale ja ju偶 tu jestem. Czy ty w og贸le s艂uchasz? - Stara艂a si臋 ukry膰 zniecierpliwienie.

Patrzy艂a przez ogromne wykuszowe okno na ci臋偶k膮, deszczow膮 chmur臋. Kilka kropelek deszczu rozbi艂o si臋 o szyb臋.

Mia艂a nadziej臋, 偶e Easy i Callie s膮 gdzie艣 pod go艂ym niebem i 偶e b臋d膮 musieli zwiewa膰 w te p臋dy.

- Ale偶 s艂ucham. - Szept, szept, szuranie. Chichot. - Ale nie mog臋 si臋 teraz z tob膮 spotka膰. Przesta艅.

Tinsley niecierpliwie zerkn臋艂a na sw贸j srebrny zegarek Monado.

- Co mam przesta膰?

- M贸wi艂am do Easy'ego - wyja艣ni艂a Callie i znowu g艂upawo zachichota艂a. - Powiedzia艂am, przesta艅! - zapiszcza艂a.

- Pomo偶esz mi czy nie? - spyta艂a Tinsley ze z艂o艣ci膮, zapominaj膮c, 偶e ma m贸wi膰 szeptem. 呕a艂owa艂a, 偶e nie wzi臋艂a z pokoju bluetootha, ale nie mia艂a na to czasu. Nie chcia艂a si臋 wdawa膰 w pogaw臋dk臋 z Brett i jej lesbijsk膮 kochank膮.

- Tak. Przecie偶 obieca艂am, no nie? - odpar艂a Callie mocno przyciszonym g艂osem, jakby nie chcia艂a, 偶eby Easy to us艂ysza艂. - Po prostu nie mog臋 teraz przyj艣膰. Za艂atw to beze mnie. I tak sama sobie lepiej poradzisz.

- W porz膮dku. - Tinsley si臋 roz艂膮czy艂a i wsun臋艂a telefon do zamszowej torebki Calypso. Chocia偶 by艂a wkurzona, 偶e Callie wystawi艂a j膮 do wiatru, to w jednym si臋 z ni膮 zgadza艂a - sama lepiej sobie poradzi. Wzi臋艂a g艂臋boki oddech i zrobi艂a krok w stron臋 drzwi prowadz膮cych do gabinetu dziekana.

- Prosz臋! - powiedzia艂 g艂o艣no, s艂ysz膮c niepewne pukanie Tinsley.

Dziekan Marymount nie podni贸s艂 nawet g艂owy, gdy wesz艂a. D艂ugi kosmyk w艂os贸w nad czo艂em opad艂 mu lu藕no, gdy pochyla艂 si臋 na biurkiem, studiuj膮c wnikliwie papier, kt贸ry trzyma艂 w r臋ku. Mia艂 na sobie jasno偶贸艂t膮 dzianinow膮 kamizelk臋 w romby. Wygl膮da艂 w niej jak czarny charakter udaj膮cy dobrego cz艂owieka - zwyk艂y facet z przedmie艣cia, a jednak dziwnie przera偶aj膮cy.

- Panie dziekanie? - powiedzia艂a Tinsley wystudiowanym g艂osem ma艂ej dziewczynki. D艂ugie ciemne w艂osy upi臋艂a w schludny ko艅ski ogon tu偶 nad karkiem, a jej twarz bez makija偶u - wydawa艂a si臋 zupe艂nie niewinna. A w ka偶dym razie takie mia艂a sprawia膰 wra偶enie. To ona. gdy zobaczy艂a Juliana z Jenny, rzuci艂a jego zapalniczk臋 na ziemi臋 tu偶 przy stodole i wywo艂a艂a w ten spos贸b po偶ar. Ten fakt zdecydowanie 艣wiadczy艂 na jej niekorzy艣膰. Je艣li nie przekona Marymounta, 偶e jest niewinna, jej ty艂ek b臋dzie zagro偶ony. Chocia偶 to najlepszy ty艂ek w Waverly. - Czy pan nigdy nie ma wolnego? Marymount przyklepa艂 nastroszone w艂osy i westchn膮艂.

- Zarz膮dzanie tak膮 plac贸wk膮 to praca w pe艂nym wymiarze, panno Carmichael. - Obrzuci艂 j膮 przeci膮g艂ym, pe艂nym dezaprobaty spojrzeniem. Jego biurko, zwykle idealnie uporz膮dkowane, by艂o teraz zarzucone aktami i papierami. Z ogromnego wykuszowego okna za jego plecami rozci膮ga艂 si臋 rozleg艂y widok na kampus Waverly.

Ciekawe, pomy艣la艂a Kinsley, czy celowo urz膮dzi艂 pok贸j w taki spos贸b, aby m贸g艂 od 艣witu do zmierzchu obserwowa膰 uczni贸w z drugiego pi臋tra jak jastrz膮b. Wyobrazi艂a sobie, jak zni偶a lot, wczepia szpony w zaskoczonego uczniaka i porywa go z ziemi, by potem drapie偶nym dziobem rozszarpa膰 cia艂o ofiary.

- Pozna艂am kilkoro kandydat贸w - sk艂ama艂a Tinsley, staraj膮c si臋 przegoni膰 obraz dziekana w roli drapie偶nego ptaszyska. A poza tym ma艂a pogaw臋dka mog艂a przybli偶y膰 j膮 do celu. Nerwowo szurn臋艂a nogami. - Zdaje si臋, 偶e b臋d膮 dobrymi Sowami.

- Cudowny zbieg okoliczno艣ci, prawda? - Marymount rzuci艂 pi贸ro Crossa na wielki kalendarz w sk贸rzanej oprawie i przeczesa艂 d艂oni膮 rzadkie w艂osy. - A podpalacze na wolno艣ci. To nie wygl膮da dobrze, prawda?

Tinsley wiedzia艂a, 偶e to retoryczne pytanie, ale w艂a艣nie takiej zach臋ty by艂o jej trzeba.

- W艂a艣nie dlatego do pana przysz艂am. - Zrobi艂a krok do przodu i stan臋艂a na tureckim dywanie, staraj膮c si臋 wyrzuci膰 z pami臋ci ten ostatni raz, gdy sta艂a dok艂adnie w tym samym miejscu. Nie dalej jak kilka dni temu zmusi艂a dziekana, by wyrazi艂 zgod臋 na spotkanie kinomaniak贸w poza terenem kampusu, w starej stodole. Wykorzysta艂a wtedy fakt, 偶e 偶onaty od wielu lat Marymount mia艂 romans z opiekunk膮 akademik贸w Angelic膮 Pardee, r贸wnie偶 m臋偶atk膮 z d艂ugim sta偶em. Zgodzi艂 si臋 na imprez臋, ale powiedzia艂 jej, 偶e to na ni膮 spadnie ca艂a odpowiedzialno艣膰, je艣li co艣 p贸jdzie nie tak. I posz艂o fatalnie. Nie mog艂o by膰 gorzej. Ale je艣li Tinsley postawi na swoim, to wszystko da si臋 naprawi膰. A przecie偶 zawsze stawia na swoim.

Marymount odsun膮艂 si臋 od biurka i z艂o偶y艂 d艂onie na brzuchu. Zabytkowy zegar ustawiony na jednej z p贸艂ek w naro偶niku wyda艂 przera藕liwy odg艂os, wybijaj膮c godzin臋.

- Nie musz臋 pani przypomina膰 o naszym ostatnim spotkaniu, panno Carmichael.

Tinsley skwapliwie pokiwa艂a g艂ow膮. Wiedzia艂a, 偶e Marymount nie oczekuje odpowiedzi, i nie mia艂a zamiaru nerwowo mamrota膰 pod nosem usprawiedliwie艅, 偶eby sprawi膰 mu satysfakcj臋. Wbi艂a oczy w zdj臋cie rodzinne w srebrnej ramce, stoj膮ce na biurku. By艂o skierowane na zewn膮trz, jak gdyby Marymount nie potrafi艂 znie艣膰 spojrzenia 偶ony utkwionego w nim przez ca艂y dzie艅. Fotograf uwieczni艂 te偶 dalsz膮 rodzin臋. Tinsley zauwa偶y艂a, 偶e na zdj臋ciu wida膰 jaki艣 tuzin ludzi. Przygl膮da艂a si臋 dziewczynce, kt贸ra musia艂a by膰 bratanic膮 dziekana, bo jego dzieci ju偶 studiowa艂y. Dziewczynka mia艂a przedzia艂ek na 艣rodku g艂owy. Ubrana by艂a w r贸偶owe ogrodniczki, a okulary w czarnych oprawkach przys艂ania艂y przera偶one oczy. Przyda艂aby jej si臋 zmiana wizerunku.

Dziekan Marymount wzi膮艂 pi贸ro i trzyma艂 je tak, jakby mia艂 zaraz z艂o偶y膰 podpis pod pismem wydalaj膮cym Tinsley ze szko艂y w trybie natychmiastowym.

- Przypuszczam, 偶e wie pani r贸wnie偶, kto ponosi win臋 za po偶ar?

Tinsley opu艣ci艂a wzrok na czubki swoich balerinek Miu Miu. B艂膮d, u艣wiadomi艂a sobie, gdy tylko to zrobi艂a. Je艣li patrzysz na swoje buty, ludzie my艣l膮, 偶e k艂amiesz. Gorsze jest tylko drapanie si臋 po nosie - ka偶dy to wie. Ca艂a sztuczka polega na tym, 偶eby patrze膰 prosto w oczy albo pomi臋dzy oczy. Skupi艂a wzrok na stercz膮cych br膮zowo - siwych brwiach Marymounta.

- Nie ca艂kiem. Ale wiem, kto tego nie zrobi艂.

W膮t艂y u艣miech wyp艂yn膮艂 na usta dziekana, jakby dla kaprysu pozwoli艂 sobie na drobne rozbawienie.

- To kto tego nie zrobi艂?

- S艂ysza艂am, 偶e znaleziono zapalniczk臋 Juliana McCafferty'ego, ale wiem na pewno, 偶e da艂 t臋 zapalniczk臋 Jenny Humphrey. - Tinsley nie przestawa艂a wpatrywa膰 si臋 w brwi Marymounta, aby nie straci膰 zimnej krwi. Wygl膮da艂y jak p膮czki przylepione do czo艂a. Mo偶e zakwitn膮 na wiosn臋.

- Nie rozmawia艂em jeszcze z panem McCaffertym. - Mary mount podni贸s艂 kartk臋 papieru. Niebieskie oczy sun臋艂y po kolejnych liniach tekstu. Tinsley zrobi艂a krok w stron臋 biurka. Pstrykn膮艂 palcem w kartk臋. - To raport policji. Twierdz膮, 偶e po偶ar wywo艂a艂o jakie艣 urz膮dzenie podpalaj膮ce.

- Jenny by艂a w stodole, zanim wybuch艂 po偶ar. - Tinsley nie dawa艂a za wygran膮.

Drzewo za oknem zako艂ysa艂o si臋 na wietrze i przez moment o艣lepi艂 j膮 ostry blask s艂o艅ca. Zmru偶y艂a oczy. Mia艂a nadziej臋, 偶e dziekan nie wzi膮艂 tego omy艂kowo za wzdrygni臋cie si臋. Wiedzia艂a, 偶e je艣li zrobi jeden fa艂szywy ruch, to nie Jenny wyleci ze szko艂y, ale ona.

- O co chodzi z tym obwinianiem Jenny Humphrey? - Marymount wzi膮艂 z biurka ci臋偶ki mosi臋偶ny przycisk do papieru w kszta艂cie sowy i obraca艂 go w d艂oni. Przeszy艂 j膮 na wylot niebieskim spojrzeniem znad z艂otych oprawek okular贸w. - Pok艂贸ci艂y艣cie si臋?

Tinsley poczu艂a, 偶e napina ramiona. K艂贸tnia? Niezupe艂nie. Raczej d艂uga, wyniszczaj膮ca wojna, kt贸ra zacz臋艂a si臋 w chwili, gdy Jenny pojawi艂a si臋 w szkole z tym swoim ogromnym biustem i postanowi艂a rzuci膰 si臋 na szyj臋 pierwszemu z brzegu facetowi w kampusie, nie zwa偶aj膮c na to, czy jest zaj臋ty, czy nie.

- Je艣li obawia si臋 pan, 偶e mam jaki艣 ukryty motyw, to prosz臋 zapyta膰 Callie Vernon. By艂a w stodole. Ona te偶 widzia艂a Jenny. - Tinsley za艂o偶y艂a r臋ce na piersi. Najwy偶szy czas, aby Callie pozby艂a si臋 Easy'ego i zrobi艂a, co do niej nale偶y.

- A co panna Vernon robi艂a w stodole? - Dziekan pochyli艂 si臋 nad biurkiem. Nie zdawa艂a sobie sprawy, jak podejrzanie mog膮 brzmie膰 jej wyja艣nienia. Rany! Nagle odezwa艂 si臋 sygna艂 poczty elektronicznej Marymounta. Dziekan zerkn膮艂 na p艂aski ekran monitora, po czym znowu skierowa艂 wzrok na Tinsley.

- By艂a z Easym Walshem... hm... rozmawiali. On te偶 widzia艂 Jenny - doda艂a pospiesznie. Je艣li nie b臋dzie ostro偶na, to za chwil臋 si臋 wygada, 偶e to ona wywo艂a艂a po偶ar. Cholera. Co si臋 z ni膮 dzieje?

Marymount parskn膮艂 艣miechem.

- Lista ewentualnych podejrzanych wyd艂u偶a si臋 z ka偶d膮 chwil膮 - stwierdzi艂 niemal rado艣nie.

Tinsley dopiero teraz poczu艂a, 偶e guma do 偶ucia, kt贸r膮 wci膮偶 mia艂a w buzi, straci艂a ca艂y smak.

- Oni nie mieli nic wsp贸lnego z po偶arem - o艣wiadczy艂a stanowczo. Opar艂a mocno d艂onie na szczup艂ych biodrach, dok艂adaj膮c wszelkich stara艅, by nie wygl膮da膰 na osob臋 zdesperowan膮. - Ale widzieli Jenny. To ona podpali艂a stodo艂臋. Jestem przekonana, 偶e tak by艂o.

Marymount odsun膮艂 fotel i wsta艂, wskazuj膮c tym samym, 偶e ich spotkanie dobiega ko艅ca.

- Nie obrazi si臋 pani, je艣li nie uwierz臋 na s艂owo, prawda? - Kolejne retoryczne pytanie. Tinsley zmru偶y艂a fio艂kowe oczy. - Jestem wdzi臋czny, 偶e po艣wi臋ci艂a pani sobotni poranek, aby mi o tym powiedzie膰. - Uporz膮dkowa艂 papiery na biurku, po czym w艂o偶y艂 raport policji do g贸rnej szuflady, zamkn膮艂 j膮 ze z艂owieszczym trzaskiem, przekr臋ci艂 klucz w zamku i schowa艂 go do kieszeni. - Przymkn臋 oko na pani zaniedbania organizacyjne tego fatalnego wieczoru, na razie. Ale jestem pewien, 偶e to nie koniec naszej rozmowy.

Tinsley odwr贸ci艂a si臋 i wysz艂a do sekretariatu, zamykaj膮c za sob膮 drzwi gabinetu dziekana Marymounta. Zatrzyma艂a si臋 przed biurkiem pana Tomkinsa. Zanurkowa艂a na drug膮 stron臋 i wzi臋艂a drugi listek gumy z g贸rnej szuflady, a stary przyklei艂a pod biurkiem. Dziecinada, faktycznie, ale si臋 wkurzy艂a i nie mia艂a zamiaru si臋 hamowa膰. Zawsze stawia艂a na swoim, nie przywyk艂a, 偶eby by艂o inaczej. I nie zawaha si臋 przed niczym, aby zobaczy膰, jak Jenny Humphrey wylatuje z Waverly razem ze swoimi wielkimi cyckami i t艂ustym dupskiem. Dostanie dok艂adnie to, czego pragnie i na co zas艂uguje. Przecie偶 zawsze by艂a szcz臋艣ciar膮. Ten wypadek z po偶arem to 偶aden wyj膮tek. Ona i jej przyjaciele zostan膮, a Jenny Humphrey zniknie.

4
Bystra Sowa wie, 偶e stajnie Waverly s艂u偶膮 do cel贸w rekreacyjnych

Callie Vernon niech臋tnie odsun臋艂a nagie rami臋 Easy'ego Walsha i usiad艂a. Si臋gn臋艂a po d偶insy Stelli McCartney - le偶a艂y na bez艂adnej stercie na pod艂odze stajni, tam, gdzie przed godzin膮 rzucili wszystkie ubrania. Spotkali si臋 w tej cz臋艣ci stajni Waverly. w kt贸rej nie trzymano ju偶 koni i do kt贸rej nikt nigdy nie zagl膮da艂. Cho膰 koni ju偶 nie by艂o, to ich zapach nadal wisia艂 w powietrzu. Ju偶 lepsze to ni偶 dokuczliwy zapach dymu, kt贸ry unosi艂 si臋 jak chmura nad ca艂ym kampusem.

- Jeszcze nie... - Easy ci膮gn膮艂 za nogawki d偶ins贸w, utrudniaj膮c Callie ubieranie. Zachichota艂a i umkn臋艂a przed jego r臋koma. Br膮zowa brezentowa derka, na kt贸rej wcze艣niej le偶eli - czysta, jak zapewnia艂 Easy - drapa艂a j膮 teraz w go艂e stopy. Wcale tego nie czu艂a, gdy wcze艣niej le偶a艂a na niej nago. Widocznie jej umys艂 by艂 zaj臋ty czym艣 innym.

Spojrza艂a na nagi tors Easy'ego, na znami臋 tu偶 pod klatk膮 piersiow膮, na sznurek przy grafitowych bokserkach Calvina Kleina. Jego cia艂o by艂o zawsze spr臋偶yste, mimo 偶e w og贸le nie chodzi艂 na gimnastyk臋, a mi臋艣nie wyra藕nie zarysowane.

Pewnie od jazdy konnej. By艂 taki cudowny, a przychodzi艂o mu to bez trudu. I znowu ca艂y nale偶a艂 do niej, ka偶dy wyborny skrawek jego cia艂a by艂 jej w艂asno艣ci膮.

- Musimy tu przynie艣膰 jaki艣 mi艂y koc. - W艂o偶y艂a na nagie, chude ramiona cienkie jak spaghetti rami膮czka r贸偶owej koszulki Cosabella i odgarn臋艂a z oczu faluj膮c膮 rudawo - blond grzywk臋.

- A co, szorstka derka ci臋 nie kr臋ci? - spyta艂 Easy z delikatnym po艂udniowym akcentem.

Podni贸s艂 z pod艂ogi starannie z艂o偶ony kremowy dwurz臋dowy p艂aszczyk Ralpha Laurena i wcisn膮艂 sobie pod g艂ow臋 jak poduszk臋, szczerz膮c przy tym z臋by. Ukl臋k艂a i pr贸bowa艂a wyci膮gn膮膰 p艂aszcz spod jego g艂owy. Nie przeszkadza艂o jej, 偶e ma troch臋 s艂omy we w艂osach, ale w艣cieka艂a si臋 na my艣l, 偶e zniszcz膮 si臋 jej ubrania. Ju偶 i tak posz艂a na ust臋pstwo, nie wk艂adaj膮c obcas贸w. Zanim zdo艂a艂a wyci膮gn膮膰 p艂aszcz, otoczy艂 j膮 ramieniem wok贸艂 talii i przyci膮gn膮艂 do siebie.

- Jeste艣 taka delikatna - powiedzia艂 z mi艂o艣ci膮.

Spojrza艂a w jego cudowne ciemnoniebieskie oczy i strzepn臋艂a 藕d藕b艂o s艂omy z nieregularnej br膮zowej brwi. Usta mia艂 czerwone, szorstkie od ca艂owania. Tak samo jak ona. I to by艂o wspania艂e.

- Nie powiem, 偶ebym przepada艂a za drapi膮cymi ko艅skimi derkami.

Po艂o偶y艂 d艂onie na jej plecach w miejscu, gdzie mia艂a znami臋 w kszta艂cie truskawki. Wsun膮艂 palce za jej spodnie.

- Jeste艣 jak ksi臋偶niczka na ziarnku grochu.

Nie zrozumia艂a, o co chodzi z tym grochem, ale zdecydowanie czu艂a si臋 jak ksi臋偶niczka. Stajnie w Waverly czy luksusowy apartament w hotelu Ritz - Carlton w Atlancie, ulubionym przybytku jej matki, pani gubernator - dla niej by艂o to bez r贸偶nicy. W stajni panowa艂 przytulny i intymny nastr贸j. Niczego wi臋cej nie potrzebowali. Easy chcia艂 najpierw wspi膮膰 si臋 na urwisko, sk膮d roztacza艂 si臋 widok na rzek臋 Hudson, ale zrezygnowali z tego pomys艂u, gdy natkn臋li si臋 na dru偶yn臋 biegaczy zmierzaj膮c膮 w tym samym kierunku. Nic nie mog艂o zrujnowa膰 romantycznej, rozbieranej randki bardziej ni偶 chudzi, narwani biegacze ze stoperami w r臋kach.

- O czym my艣lisz? - zapyta艂 i uni贸s艂 g艂ow臋, 偶eby skubn膮膰 j膮 z臋bami w ucho.

Mia艂 delikatny, s艂odki g艂os. Wszystko, co wi膮za艂o si臋 z Easym. wydawa艂o si臋 takie znajome. Czasami kojarzy艂 jej si臋 nawet z rzeczami, kt贸re tak naprawd臋 nie mia艂y z nim nic wsp贸lnego, na przyk艂ad ze s艂odk膮 herbat膮, kt贸r膮 uwielbia艂a w dzieci艅stwie. Na p贸艂nocnym wschodzie nie pija艂o si臋 takiej herbaty i by艂a to jedyna rzecz z po艂udnia, za kt贸r膮 t臋skni艂a.

Do tej pory rozmy艣la艂a tylko o nim, ale kiedy zada艂 to pytanie, w jej g艂owie zaroi艂o si臋 od spraw, o kt贸rych pewnie powinna by艂a pomy艣le膰. Na przyk艂ad o tym, 偶e wystawi艂a do wiatru Tinsley, a mia艂a jej pom贸c w wykopaniu Jenny z Waverly. My艣la艂a dok艂adnie to, co powiedzia艂a przez telefon - 偶e Tinsley lepiej poradzi sobie sama. Umia艂a k艂ama膰 jak z nut. A Callie na pewno zacz臋艂aby si臋 nerwowo wierci膰, co wygl膮da艂oby podejrzanie.

- My艣la艂am... o wczorajszej nocy.

Dla obojga by艂 to pierwszy raz i sta艂o si臋 tak, jak sobie zamarzy艂a, z t膮 jedyn膮 osob膮, z kt贸r膮 chcia艂a to zrobi膰. Zapami臋taj膮 to do ko艅ca 偶ycia. Zachowa艂a nawet 藕d藕b艂o s艂omy ze stodo艂y i schowa艂a do g贸rnej szuflady biurka, 偶eby mie膰 pami膮tk臋 z ich pierwszej wsp贸lnej nocy. Teraz, kiedy ju偶 nawet nie by艂o stodo艂y, cieszy艂a si臋 jeszcze bardziej, 偶e zabra艂a t臋 s艂omk臋 i sta艂a si臋 w ten spos贸b w艂a艣cicielk膮 jedynej pozosta艂o艣ci miejsca, w kt贸rym wsp贸lnie stracili dziewictwo. Poca艂owa艂a Easy'ego w policzek. Odpowiedzia艂 charakterystycznym, na wp贸艂 drwi膮cym, na wp贸艂 zawstydzonym u艣miechem. Bo偶e, ale偶 za tym t臋skni艂a. I za jego zapachem, mieszanin膮 kawy i Marlboro Reds, koni, myd艂a Ivory i farb... Nie potrafi艂a dok艂adnie okre艣li膰 tego zapachu. I za jego mocnymi d艂o艅mi. To wszystko do niej wr贸ci艂o. I by艂o jej w艂asno艣ci膮.

- Wiesz co? - Easy wyci膮gn膮艂 r臋k臋 i delikatnie za艂o偶y艂 niesforny kosmyk w艂os贸w za ucho Callie. Poca艂owa艂 jeden z pieg贸w na jej karku, po czym si臋 odchyli艂 i spojrza艂 jej w oczy. - Kiedy poszed艂em do sto艂贸wki po obwarzanki, pods艂ucha艂em, jak gadali, 偶e mo偶emy by膰 na li艣cie podejrzanych. Niekt贸rzy my艣l膮, 偶e to my wywo艂ali艣my po偶ar. - Zmarszczy艂 czo艂o.

- To by艂a Jenny. Wsz臋dzie roznosi takie plotki.

Callie zrobi艂a si臋 czerwona ze z艂o艣ci, gdy przypomnia艂a sobie, jak zesz艂ej nocy w ich pokoju Jenny oskar偶y艂a j膮 nie tylko o to, 偶e jest okropn膮 przyjaci贸艂k膮, ale te偶 podpalaczk膮. By艂a w艣ciek艂a, 偶e Easy j膮 rzuci艂, i za wszelk膮 cen臋 chcia艂a si臋 odegra膰 na Callie. Poza tym Callie by艂a pewna, 偶e Jenny sama wywo艂a艂a po偶ar z zazdro艣ci. Zas艂u偶y艂a na to, 偶eby j膮 wykopa膰. A wtedy Callie mia艂aby jedynk臋. Mog艂aby spuszcza膰 sznurkow膮 drabink臋 i co noc przemyca膰 Easy'ego do pokoju.

- Daj spok贸j. - Easy skuba艂 br膮zow膮 plam臋 na d偶insach. Czy to farba, czy co艣 ko艅skiego i odra偶aj膮cego? - To naprawd臋 nie pasuje do Jenny - powiedzia艂 niskim i mi臋kkim g艂osem, jakby ba艂 si臋 j膮 rozdra偶ni膰.

Callie zw臋zi艂a piwne oczy i spojrza艂a na niego ze z艂o艣ci膮. No tak, przecie偶 jest ekspertem, je艣li chodzi o Jenny. Lata艂 za ni膮 przez dwa cholerne tygodnie i co? Wszystko o niej wie? Zesztywnia艂a ca艂a. Nie chcia艂a teraz o tym rozmawia膰. Nie chcia艂a traci膰 ani sekundy wi臋cej na rozmy艣lanie o Easym i Jenny. Jest nadzieja, 偶e Jenny wkr贸tce zniknie, je艣li tylko rozmowa Tinsley z dziekanem posz艂a tak, jak planowa艂y. Je艣li nie, to maj膮 mn贸stwo czasu, 偶eby znale藕膰 inne rozwi膮zanie. I ju偶 nigdy wi臋cej nie b臋dzie musia艂a zaprz膮ta膰 sobie g艂owy Jenny.

- Chyba powinienem ci dok艂adniej wyja艣ni膰, co si臋 sta艂o z Jenny. Albo przeprosi膰 ci臋. Albo co艣... - Straci艂 w膮tek i pociera艂 skronie kciukami. - No wiesz, tyle si臋 dzia艂o i nie mog艂em...

Gallic zamkn臋艂a mu usta d艂ugim, czu艂ym poca艂unkiem. Mia艂a nadziej臋, 偶e to wystarczy.

Easy odpowiedzia艂 na poca艂unek, a potem delikatnie si臋 odsun膮艂. Na mlecznobia艂ej sk贸rze Callie pozosta艂 r贸偶owy 艣lad. Wiedzia艂, 偶e chocia偶 udaje, 偶e nic jej (o nie obchodzi, to nadal jest przygn臋biona z powodu Jenny. Nic dziwnego, 偶e dla Callie to dra偶liwy temat - gdy zobaczy艂a go z Jenny, musia艂a by膰 wstrz膮艣ni臋ta, wi臋c to naturalne, 偶e jest z艂a. Ale jednak... Jenny nie zas艂u偶y艂a na to, 偶eby j膮 obwinia膰 za to ca艂e zamieszanie, kt贸re spowodowa艂.

- Nie s膮dzisz, 偶e powinni艣my o tym porozmawia膰? - Usiad艂 na derce i przyci膮gn膮艂 Callie do siebie, wyci膮gaj膮c w ko艅cu spod g艂owy jej puszysty kremowy p艂aszcz.

- Ciii. - Callie po艂o偶y艂a palec na jego ustach, a potem je poca艂owa艂a. S艂o艅ce sta艂o wysoko na niebie i rzuca艂o d艂ugie cienie na pod艂og臋 w stajni. - Jeste艣my razem i tylko to si臋 liczy.

Easy rozchyli艂 wargi, 偶eby co艣 powiedzie膰, ale uciszy艂a go d艂ugim, leniwym poca艂unkiem. Callie mia艂a racj臋. Byli znowu razem i nic nie mog艂o zmieni膰 tego, co do niej czu艂.

5
Sowa Waverly nie wykorzystuje kandydat贸w na Sowy

Brandon Buchanan le偶a艂 na narzucie od Ralpha Laurena, kt贸r膮 przykrywa艂 艂贸偶ko. R臋ce, stwardnia艂e od gry w squasha, trzyma艂 pod g艂ow膮. Pan Otwarty zamkn膮艂 podwoje. Do tej pory nie m贸g艂 uwierzy膰, 偶e raz w 偶yciu zdoby艂 si臋 na ripost臋 jak z filmu. Dobre riposty zwykle przychodzi艂y mu do g艂owy dopiero po fakcie, ale wreszcie si臋 to zmieni艂o. By艂o w tym co艣 niesamowitego. Da艂 do zrozumienia Elizabeth Jacobs, napalonej dziewczynie ze 艢wi臋tego Lucjusza, z kt贸r膮 chcia艂 chodzi膰, 偶e je艣li b臋dzie nalega艂a na otwarto艣膰 w zwi膮zkach - co dla niej oznacza艂o, 偶e mo偶e si臋 spotyka膰 i flirtowa膰 z kim tylko chce, nawet na oczach Brandona - to pewna grupa M臋偶czyzn na Poziomie nigdy si臋 ni膮 nie zainteresuje. Przez ca艂e 偶ycie b臋dzie musia艂a si臋 zadowala膰 takim facetami jak Brian Atherton. Atherton. Walni臋ty dupek.

Ciche pukanie przerwa艂o te bliskie samouwielbienia medytacje. Mo偶e to Elizabeth chce mu powiedzie膰, 偶e bardzo jej przykro. 呕e je艣li jej nie wybaczy, to wst膮pi do klasztoru i na zawsze porzuci wszelkich Atherton贸w na 艣wiecie i jego te偶. Albo co艣 r贸wnie filmowego i romantycznego.

Odkaszln膮艂 i stara艂 si臋, by jego g艂os brzmia艂 stanowczo i m臋sko:

- Prosz臋.

Ale zamiast g艂owy Elizabeth ujrza艂 w drzwiach brodat膮 twarz Kanadyjczyka Pierre'a Hauslera, opiekuna internatu. House, jak go wszyscy nazywali, nale偶a艂 do tych absolwent贸w Waverly, kt贸rzy od chwili przyjazdu nigdy nie opu艣cili tego miejsca. A je艣li nawet, to tylko po to, by sko艅czy膰 studia. Pilnowa艂 porz膮dku w internacie, by艂 asystentem trenera dziewcz臋cej dru偶yny softballu i uczy艂 pierwszoroczniak贸w przyrody i gry na flecie. Mawia艂 r贸wnie偶: 鈥濰臋?".

- Trudne chwile, h臋? - zapyta艂 House, przystaj膮c w drzwiach. Pomimo przezwiska by艂 szczup艂ym facetem i wygl膮da艂 troch臋 jak Johnny Knoxville, tyle 偶e z brod膮. Poza tym by艂 r贸wnym go艣ciem i nie nudzi艂 za bardzo, 偶eby gasili 艣wiat艂o. 鈥濼rudne chwile, h臋?" - nale偶a艂o do jego standardowych powita艅.

- Nie. - Brandon usiad艂 i przejecha艂 d艂oni膮 po kr贸tkich, faluj膮cych ciemnoz艂otych w艂osach. - Co jest?

House otworzy艂 szerzej drzwi i oczom Brandona ukaza艂 si臋 chudy dzieciak, kt贸rego nigdy przedtem nie widzia艂. Mia艂 stercz膮ce jasnobr膮zowe w艂osy, kt贸re wygl膮da艂y tak, jakby nigdy w 偶yciu nie widzia艂y grzebienia, i trzyma艂 zielony wojskowy worek L. L. Bean z inicja艂ami SRT wyszytymi na g贸rze pomara艅czow膮 nitk膮. By艂 ni偶szy ni偶 przyrodni bracia Brandona, Zach i Luke, kt贸rzy mieli jedena艣cie lat i wci膮偶 uwa偶ali, 偶e pistolety na wod臋 to najbardziej superowa rzecz na 艣wiecie. Lubili si臋 zn臋ca膰 na labradorem Brandona, kt贸ry - dziwnym trafem - te偶 mia艂 na imi臋 Elizabeth. Brandonowi przemkn臋艂a przez g艂ow臋 my艣l, 偶e od tej pory ilekro膰 b臋dzie wo艂a艂 psa, to przypomni sobie prze偶ycia z kobiet膮 o otwartym umy艣le.

House wskaza艂 palcem dzieciaka.

- To jest Sam Tri... Trigonis. - House'a nie trzyma艂y si臋 nazwiska, co by艂o do艣膰 k艂opotliwe u opiekuna internatu. Cz臋sto zwraca艂 si臋 do swoich podopiecznych, u偶ywaj膮c numer贸w pokoi. - Jest jednym z kandydat贸w, kt贸rzy przyjechali na weekend.

Kandydaci. Wydarzenia zesz艂ego tygodnia - kr贸tki, s艂odko - gorzki romansik z Elizabeth i szale艅stwo ze spaleniem stodo艂y - sprawi艂y, 偶e Brandon zapomnia艂, 偶e przez kilka dni po kampusie b臋dzie si臋 kr臋ci艂a banda o艣mioklasist贸w, nieod艂膮cznie towarzysz膮cych starszym kolegom.

- Mia艂 by膰 pod opiek膮 Briana Athertona, ale dzi艣 rano zdarzy艂 si臋... hm, wypadek na kortach do squasha - m贸wi艂 dalej House.

Brandon zauwa偶y艂, 偶e ch艂opak ma pod jednym okiem ciemnego siniaka, kt贸ry si臋ga a偶 do czubka nosa. Wygl膮da艂o to tak, jakby oberwa艂 pi艂k膮 w twarz. I to mocno. House skin膮艂 kud艂at膮, ciemnow艂os膮 g艂ow膮 w stron臋 Brandona.

- Sam, to jest Brandon Buchanan.

- Mi艂o ci臋 pozna膰. - Sam wkroczy艂 do pokoju, kt贸ry Brandon dzieli艂 z Heathem Ferrem, i wyci膮gn膮艂 d艂o艅 jak polityk. By艂 ubrany w ciemny wyp艂owia艂y T - shirt z Harrym Potterem i spodnie khaki z beznadziejnym kantem z przodu. Gdyby nie jego powa偶ny wygl膮d, to ten kant m贸g艂by si臋 wydawa膰 odjazdowy. Ale tak nie by艂o.

- Mi艂o ci臋 pozna膰, r贸wnie偶. - Brandon zsun膮艂 stopy w skarpetkach Perry'ego Ellisa na drewnian膮 pod艂og臋 i pochyli艂 si臋 do przodu, by u艣cisn膮膰 r臋k臋 dzieciaka.

House u艣miechn膮艂 si臋 z nadziej膮 do Brandona.

- Nie masz nic przeciwko temu, 偶eby go troch臋 oprowadzi膰 i zabra膰 w jakie艣 inne miejsce ni偶 kort do squasha? - Po艂o偶y艂 du偶e d艂onie na chudych ramionach Sama. - B臋d臋 ci wdzi臋czny.

Brandon westchn膮艂 ci臋偶ko, a House znikn膮艂 w korytarzu, zostawiaj膮c gamoniowatego o艣mioklasist臋 na 艣rodku pokoju. Z troch臋 za kr贸tkich spodni khaki wystawa艂y br膮zowe sk贸rzane buty do 偶eglowania.

- 艁adny pok贸j - odezwa艂 si臋 nie艣mia艂o Sam. Obr贸ci艂 si臋 dooko艂a, a jego oczy si臋 o偶ywi艂y, gdy zobaczy艂 konsol臋 PSP Heatha na jego nieza艣cielonym 艂贸偶ku. Spojrza艂 wyczekuj膮co na Brandona, w laki spos贸b jak Elizabeth (pies - to mo偶e si臋 sta膰 k艂opotliwe, pomy艣la艂), gdy chcia艂a, 偶eby rzuci膰 jej patyk. Brandon si臋 zastanawia艂, czy mo偶e wydawa膰 o艣mioklasi艣cie polecenia w rodzaju: 鈥濻iad!" albo 鈥瀂osta艅!", ale tylko takie dupki jak Ferro traktowa艂y ludzi w podobny spos贸b.

- Dlaczego chcesz si臋 uczy膰 w Waverly? - zapyta艂, wyg艂adzaj膮c na 艂贸偶ku ciemnoniebiesk膮 narzut臋 Ralpha Laurena. To by艂o jak tekst z Przewodnika po zasadach akademii Waverly.

- Laski - odpowiedzia艂 prosto Sam. Brandon roze艣mia艂 si臋 ze zdziwieniem.

- W twojej szkole nie ma dziewczyn?

- Tylko m臋cz膮ce. - Sam postawi艂 worek na pod艂odze i usiad艂 na rozmam艂anym 艂贸偶ku Heatha. Wzi膮艂 do r臋ki PSP, obraca艂 i ogl膮da艂. - I to wszystkie. - Przejecha艂 czule palcem po w艂膮czniku.

- Tu te偶 mamy par臋 takich - przytakn膮艂 Brandon ze znawstwem. - Mo偶esz sobie pogra膰, je艣li chcesz - doda艂.

Nie musia艂 dwa razy powtarza膰. Po chwili pok贸j wype艂ni艂y znajome d藕wi臋ki muzyki ze Spider - Mana .

- Heath nie b臋dzie mia艂 nic przeciwko temu.

Gdyby Heath wiedzia艂, 偶e Brandon pozwoli艂 jakiemu艣 niezdarnemu amatorowi dotkn膮膰 jego cennego PSP, to wzi膮艂by swoj膮 ulubion膮 pomad臋 Molton Brown i wypisa艂 na 艣cianie ca艂膮 seri臋 wyzwisk na Brandona. Ju偶 tak kiedy艣 zrobi艂, w dziewi膮tej klasie.

- Laski s膮 wsz臋dzie - zgodzi艂 si臋 Sam, zr臋cznie manewruj膮c kciukami na niewielkiej konsoli. - Ale s艂ysza艂em, 偶e tutaj s膮 bardziej napalone ni偶 gdzie indziej. - Oderwa艂 oczy od ekranu i spojrza艂 na Brandona.

- Masz inne gry opr贸cz Spider - Mana 3? T臋 ju偶 rozpracowa艂em.

Brandon przeczesa艂 w艂osy r臋k膮. mru偶膮c z艂ocistobr膮zowe oczy. Co u diab艂a ma robi膰 przez ca艂y weekend z tym nudnym, przem膮drza艂ym dzieciakiem? Zabawia膰 go, gdy b臋dzie gra艂 w gry wideo? Omawia膰 wy偶szo艣膰 licealistek nad dziewczynami z 贸smej klasy? W tym momencie kto艣 otworzy艂 drzwi kopniakiem. Stan膮艂 w nich Heath. Na jego szarej koszulce Ridgefield Prep pyszni艂a si臋 obrzydliwa, wielka, okr膮g艂a plama potu.

- Co za... ?

- To Sam, kandydat do Waverly. - Brandon zmarszczy艂 nos. Heath 艣mierdzia艂 jak skrzy偶owanie zgni艂ych szparag贸w i sera gorgonzola. Nic mo偶e u偶ywa膰 dezodorant贸w? Brandon po艂o偶y艂 kiedy艣 na nocnym stoliku Heatha zupe艂nie nowy sztyft Speed i do艂膮czy艂 do niego karteczk臋 z napisem: 鈥濽偶yj tego". Nast臋pnego dnia dezodorant znikn膮艂, a na 艂贸偶ku Brandona pojawi艂a si臋 butelka kremu Nair z doczepion膮 karteczk膮: 鈥濽偶yj tego - na intymne cz臋艣ci cia艂a". Od tamtej pory Brandon nie wtr膮ca艂 si臋 do higieny Heatha.

- Spadaj z mojego 艂贸偶ka - wysapa艂 Heath. Zdj膮艂 koszulk臋 i rzuci艂 j膮 na pod艂og臋.

Sam szybko wsta艂 i przeszed艂 na stron臋 pokoju, nale偶膮c膮 do Brandona.

- Korona by ci spad艂a z g艂owy, gdyby艣 wzi膮艂 prysznic przed przyj艣ciem do pokoju? mrukn膮艂 Brandon i wsta艂, 偶eby otworzy膰 okno. - I wypierz wreszcie swoje przekl臋te rzeczy, bo za chwil臋 sple艣niej膮. Zwykle nie by艂 nastawiony tak agresywnie do Heatha, ale Sam stanowi艂 wdzi臋czn膮 publiczno艣膰.

- Mo偶e je zabierzesz, kiedy b臋dziesz zanosi艂 swoje ubrania do czyszczenia. - Zielone oczy Heatha b艂ysn臋艂y z艂o艣liwie. Bada艂 musku艂y przed lustrem w szafie i najwyra藕niej podoba艂o mu si臋 to, co widzia艂. - Twarde, 偶e a偶 mi艂o. - W ko艅cu jego wzrok spocz膮艂 na Samie, kt贸ry co chwil臋 dotyka艂 opuchni臋tego nosa. - Co si臋 sta艂o z twoim kinolem?

- Utkn膮艂 mi w pu艂apce na bobry odpar艂 przekornie Sam. Brandon si臋 roze艣mia艂. Ten dzieciak nawet ma jaja.

- A naprawd臋 to zderzy艂 si臋 z rakiet膮 Athertona.

- Co za pech. Ale my艣lisz do rzeczy. Heath otoczy艂 Sama ramieniem i przyci膮gn膮艂 go do nagiej, spoconej piersi. Chocia偶 by艂a ju偶 po艂owa pa藕dziernika. Heath nadal mia艂 tak膮 opalenizn臋, jakby w艂a艣nie wr贸ci艂 z Karaib贸w. Ci膮gle dokucza艂 Brandonowi, 偶e u偶ywa tylu kosmetyk贸w, ale Brandon podejrzewa艂, 偶e Heath nie gardzi przynajmniej jednym - samoopalaczem. Utrzymanie takiego koloru wymaga艂o sporego nak艂adu pracy.

- Laski w Waverly lubi膮 kandydat贸w. Kiedy tu pierwszy raz przyjecha艂em, mia艂em niesamowite prze偶ycie - m贸wi艂 dalej Heath, puszczaj膮c w ko艅cu Sama.

Brandon j臋kn膮艂 i rzuci艂 si臋 na kraciast膮 kap臋 na 艂贸偶ku. Ostro偶nie wsun膮艂 pod 艂贸偶ko mokasyny Johna Varvatosa, aby Heath ani Sam po nich nie deptali.

- Jezu, tylko nie historia o Juliet van Pelt - b艂aga艂, prawie j臋cz膮c.

- Nie b膮d藕 taki rozgoryczony, to si臋 mog艂o zdarzy膰 ka偶demu. Ka偶demu, kto naprawd臋 si臋 stara i daje z siebie wszystko.

Na twarzy Heatha pojawi艂 si臋 znajomy wyraz rozmarzenia. Usiad艂 na 艂贸偶ku i zacz膮艂 opowiada膰 os艂awion膮 obrzydliw膮 histori臋.

- To by艂a jedna z najcieplejszych jesieni, jakie odnotowano tutaj, w Rhinecliff. - Po艂o偶y艂 si臋 na plecach i w艂o偶y艂 r臋ce pod g艂ow臋. Pow膮cha艂 si臋 pod pach膮, jak gdyby chcia艂 poczu膰 sw贸j m臋ski zapach, i m贸wi艂 dalej. By艂em smarkaty, niewiele starszy od ciebie. P艂aci艂em studentom, 偶eby mi kupowali 鈥濸enthouse'a" i 鈥濸layboya".

Brandon przewr贸ci艂 oczami, ale Heath tego nie zauwa偶y艂. Wpatrywa艂 si臋 marzycielsko w ozdobn膮 sztukateri臋 艂膮cz膮c膮 bia艂y sufit ze 艣cian膮.

- To by艂a pierwsza dziewczyna, na kt贸r膮 spojrza艂em. I nie mog艂em oderwa膰 od niej oczu. Gra艂a z przyjaci贸艂kami we frisbee. Mia艂a na sobie sk膮pe 偶贸艂te bikini i wyskakiwa艂a w powietrze jak seksowna gazela, a cycki mia艂a naj艂adniejsze, jakie kiedykolwiek widzia艂em. By艂a jak dziewczyna z moich marze艅, tyle 偶e prawdziwa. Juliet van Pelt. - Heath potrz膮sn膮艂 ciemnoblond czupryn膮, jak gdyby samo brzmienie jej nazwiska wystarczy艂o, by opisa膰 to prze偶ycie.

Sam usiad艂 na pod艂odze, opieraj膮c si臋 o 艂贸偶ko Brandona i wpatruj膮c si臋 w Heatha z nabo偶n膮 czci膮. Brandon wsta艂 i podszed艂 do szafy. Wyj膮艂 rakiet臋 do squasha marki Dunlop. Je艣li sprawy wymkn膮 si臋 spod kontroli, zawsze mo偶e zdzieli膰 ni膮 Heatha.

- Nie waha艂em si臋 ani chwili. Frisbee fruwa艂o w powietrzu. Czas si臋 dla mnie zatrzyma艂. Przechwyci艂em frisbee i podszed艂em prosto do niej. Nie ba艂em si臋. Powiedzia艂em jej, 偶e je艣li chce swoje frisbee, to musi da膰 mi co艣 w zamian.

- Heath usiad艂 na 艂贸偶ku z niemal grobow膮 min膮. Spojrza艂 Samowi prosto w oczy. - I zrobi艂a to. Tej nocy uczyni艂a ze mnie m臋偶czyzn臋. Nigdy jej nie zapomn臋.

- M贸wisz serio? - Niezbyt bystra twarz Sama ja艣nia艂a z podziwu. Wygl膮da艂 jak osierocony ch艂opak, kt贸ry w艂a艣nie si臋 dowiedzia艂, 偶e jednak ma ojca.

- Jasne. - Heath potar艂 szczecink臋 na brodzie i przytakn膮艂 z m膮drym wyrazem twarzy, jakby by艂 buddyjskim mnichem, a Sam przemierzy艂 p贸艂 艣wiata, aby uzyska膰 jego rad臋.

- Na pewno kogo艣 poderwiesz w ten weekend. To odmieni twoje 偶ycie. - Jego oczy znowu nabra艂y wyrazu rozmarzenia. - Jestem dzi艣 takim facetem, jakim jestem, dzi臋ki jednej cudownej nocy.

Przypomina艂o to kiepski film dla nastolatk贸w. I gdyby chocia偶 by艂o prawd膮! Brandon nawet przez u艂amek sekundy nie wierzy艂, 偶e trzynastoletni Heath m贸g艂by podej艣膰 do starszej napalonej kole偶anki i przekona膰 j膮, 偶eby si臋 z nim przespa艂a, i to zaraz po przyje藕dzie do Waverly.

- Zdo艂owany? - zapyta艂 Heath i kopn膮艂 jeden ze swoich zab艂oconych adidas贸w tak, 偶e wyl膮dowa艂 na kolanach Sama. Ch艂opak nie zwr贸ci艂 na to uwagi.

- Totalnie - odpar艂 tak podniecony, i偶 wydawa艂o si臋, 偶e zaraz si臋 posika w majtki.

Z dworu dobieg艂o dziewcz臋ce chichotanie. Heath zerwa艂 si臋 na nogi i wystawi艂 g艂ow臋 przez okno.

- Mi艂o艣膰 na sprzeda偶! - za艣piewa艂 najg艂o艣niej, jak umia艂. Brudna, nieprzyzwoita mi艂o艣膰 na sprzeda偶!

Dziewczyny z dziewi膮tej klasy zapiszcza艂y zachwycone i uciek艂y. Brandon opar艂 si臋 o poduszk臋 i stara艂 si臋 nie przejmowa膰 tym, 偶e zaraz dojdzie do katastrofy. I to na jego oczach. Heath? Jako opiekun kandydata? Co m贸g艂 mu pokaza膰?

Heath porwa艂 Sama z pod艂ogi i przyci膮gn膮艂 do okna.

- Pami臋taj, nie zaczepiaj pierwszorocznych. One nie maj膮 o niczym poj臋cia - doradza艂 ch艂opakowi. - Ju偶 lepiej takie. - Wskaza艂 na kogo艣 na chodniku. - Hej, moje panie! - zawo艂a艂 Heath.

- Pokaza艂y ci palec - wyszepta艂 Sam, d藕gaj膮c Heatha 艂okciem w go艂e 偶ebra.

- To cz臋艣膰 wyrafinowanego rytua艂u - odpowiedzia艂 szeptem Heath. - Nie chodzi o mnie, drogie panie - zawo艂a艂 do nieszcz臋snych dziewcz膮t. - Sam szuka mi艂o艣ci i przyszed艂 do mistrza.

- Chyba do mistrza masturbacji! - odkrzykn膮艂 dziewcz臋cy g艂os na tyle g艂o艣no, 偶e wszyscy us艂yszeli. Brandon p臋ka艂 ze 艣miechu. Przy艂o偶y艂 do twarzy rakiet臋 do squasha i si臋 艣mia艂.

- Hej, to jest seks z kim艣, kogo kocham - krzykn膮艂 Sam w odpowiedzi. Zwr贸ci艂 si臋 do Heatha. - To z Annie Hall. Ulubiony film mojego ojca. Widzia艂em go co najmniej dziewi臋膰 razy.

- Nie, nie, nie, nie. Heath z艂apa艂 Sama za koszulk臋 z Harrym Potterem i odci膮gn膮艂 go od okna. - Nie cytuj dziewczynom filmowych dialog贸w - ostrzeg艂. - Nie 艂api膮 tego, to strata czasu. - Podszed艂 do swojej szafy i zerkn膮艂 przez rami臋 na Sama, kt贸ry wygl膮da艂 tak, jakby pragn膮艂 chwyci膰 notes i zapisa膰 wszystko, co m贸wi Heath. - Musisz si臋 du偶o nauczy膰, a nie mamy zbyt wiele czasu.

Wyj膮艂 z szafy czyst膮 koszulk臋 i wyprowadzi艂 Sama na korytarz, zaczynaj膮c wyk艂ad o tym. 偶e przede wszystkim trzeba by膰 zabawnym i wygadanym, ale nie gadu艂膮, najwa偶niejsze s膮 genialne i dowcipne riposty.

Brandon z westchnieniem ulgi po艂o偶y艂 si臋 z powrotem na 艂贸偶ku, zadowolony, 偶e znowu ma pok贸j tylko dla siebie. Zm臋czy艂a go obecno艣膰 艣mierdz膮cego, g艂o艣nego Heatha Ferra. Znu偶y艂y jego dziwaczne opowie艣ci o seksualnych podbojach i nauki o tajnikach romansowania. Cho膰 prawd臋 m贸wi膮c, Brandon nigdy nie odni贸s艂 specjalnych sukces贸w na tym polu. Mo偶e przyda艂yby mu si臋 jakie艣 lekcje, najlepiej udzielone przez dziewczyn臋, kt贸ra wiedzia艂aby o ptaszkach i pszcz贸艂kach troch臋 wi臋cej ni偶 on sam. W kampusie roi艂o si臋 od takich nauczycielek. Musia艂 tylko znale藕膰 odpowiedni膮.


S贸wNet

Komunikator

AlisonQuentin:

Jest sobota, jedenasta w nocy - czy wiesz, gdzie s膮 twoje dzieciaki?

AlanStGirard:

Niesamowity spok贸j w kampusie, no nie?

AlisonQuentin:

Wszyscy odpoczywaj膮 po wczorajszej nocy, co?

AlanStGirard:

Ch臋tnie odpocz膮艂bym na twojej poduszce...

AlisonQuentin:

Niegrzeczny.

AlanStGirard:

To znaczy, tak?

AlisonQuentin:

Jasne.


6
Sowa Waverly wie, 偶e przyja藕艅 wymaga,
aby od czasu do czasu
powiedzie膰 鈥瀙rzepraszam"

By艂o niedzielne popo艂udnie i Callie sz艂a szybko przez 艣wie偶o 艣ci臋艂y trawnik. Marzy艂a, aby zgubi膰 gdzie艣 niezno艣n膮 kandydatk臋, kt贸ra od drugiego 艣niadania nie odst臋powa艂a jej ani na chwil臋. Czarne cz贸艂enka Lanvina zapada艂y si臋 w trawie, ale gdyby wybra艂a 偶wirow膮 alejk臋, to spacer do Dumbarton trwa艂by jeszcze d艂u偶ej, a chcia艂a si臋 pozby膰 Chloe jak najszybciej. Zauwa偶y艂a, 偶e pod drzewem siedzi inna kandydatka, zatopiona w lekturze, i pomy艣la艂a, 偶e mog艂aby poprosi膰 Chloe, 偶eby do niej podesz艂a i nawi膮za艂a znajomo艣膰.

- To co? - wysapa艂a Chloe, kt贸ra nie mog艂a nad膮偶y膰 za d艂ugimi susami Callie. Spod n贸g dziewcz膮t wzbija艂y si臋 w g贸r臋 opad艂e li艣cie. - Co si臋 stanie z podpalaczem, gdy go z艂api膮?

Callie wyj臋艂a chusteczk臋 z 偶akietu Helmuta Langa w go艂臋bim kolorze i udawa艂a, 偶e wyciera nos. To Alison zg艂osi艂a si臋 na ochotnika jako opiekunka tego dzieciaka w Waverly, ale w 艣rodku drugiego 艣niadania nagle wsia艂a i oznajmi艂a, 偶e idzie uczy膰 si臋 z Alanem, a opiek臋 nad kandydatk膮 zwali艂a na Benny i Sage. Kiedy one z kolei stwierdzi艂y, 偶e id膮 do pokoju powt贸rzy膰 materia艂, Chloe zapyta艂a nie艣mia艂o, co ma zrobi膰. W chwili s艂abo艣ci Callie zaproponowa艂a, 偶e oprowadzi j膮 troch臋 po kampusie.

Ale to przecie偶 nie znaczy艂o, 偶e Chloe ma si臋 jej uczepi膰 na wieki, no nie?

- Nie wiem. - Callie wcisn臋艂a chusteczk臋 do kieszeni. Jej minisp贸dniczka Elie Tahari podwija艂a si臋 troch臋 na udach, wi臋c chcia艂a si臋 przebra膰, ale nie mia艂a zamiaru zabiera膰 Chloe do swojego pokoju, je艣li nie b臋dzie to absolutnie konieczne. Nie by艂a odpowiednio ubrana na tak膮 pogod臋, ale poniewa偶 zesz艂a do jadalni po raz pierwszy od czasu po偶aru - i od momentu, kiedy wybiegli z Easym ze stodo艂y na p贸艂 nadzy - chcia艂a wygl膮da膰 jak najlepiej. - Pewnie ich wyrzuc膮 ze szko艂y albo aresztuj膮... albo jedno i drugie.

Callie czu艂a si臋 zm臋czona. Wczoraj a偶 do p贸藕nego wieczoru snuli si臋 z Easym po r贸偶nych miejscach w Waverly, nadaj膮cych si臋 na randk臋. Callie nie chcia艂a rozmawia膰 o po偶arze, wi臋c stara艂a si臋, 偶eby ich jedynym zaj臋ciem by艂 seks, nie rozmowa. Przynajmniej przez jaki艣 czas. Nawiasem m贸wi膮c, nie sprawia艂o jej to specjalnej trudno艣ci. Ale poniewa偶 nie mogli przez to przebywa膰 w swoich pokojach, czu艂a si臋 troch臋 wyczerpana. Chcia艂a mie膰 ch艂opaka, a nie mistrza sztuki przetrwania.

- P贸jd膮 do wi臋zienia? - zapyta艂a Chloe, niemal biegn膮c, 偶eby dogoni膰 Callie, kt贸ra przechodzi艂a w艂a艣nie mi臋dzy dwoma starszymi ch艂opakami, 膰wicz膮cymi podania. Mia艂a na sobie ciemnozielony sweter z lu藕nym golfem. Callie z trudem powstrzyma艂a si臋, aby nie zarzuci膰 go na jej g艂ow臋, 偶eby wreszcie zamilk艂a.

- Nie wiem. - Rzuci艂a u艣miech milszemu z dw贸ch ch艂opak贸w, kt贸rzy potulnie przytrzymywali pi艂k臋 futbolow膮 Nerfa, czekaj膮c, a偶 dziewczyny przejd膮. Czu艂a, 偶e odprowadzaj膮 j膮 wzrokiem. Nic nie dodaje dziewczynie wi臋cej pewno艣ci siebie ni偶 zachwycony ni膮 ch艂opak.

- A mo偶e tylko b臋d膮 musieli popracowa膰 spo艂ecznie? Czy ta dziewczyna nigdy nie zamyka buzi?

- Nie wiem.

Nie by艂oby 藕le, gdyby zamkn臋li Jenny w wi臋zieniu i kazali jej nosi膰 ten jaskrawopomara艅ezowy kombinezon, w kt贸rym przy swojej cerze wygl膮da艂aby okropnie. Tinsley przekaza艂a ju偶 Callie, 偶e spotkanie z dziekanem okaza艂o si臋 pora偶k膮. Ale to jej nie powstrzyma艂o. Mia艂y teraz wprowadzi膰 w 偶ycie plan B. Callie by艂a tak poch艂oni臋ta Easym, 偶e nie po艣wi臋ca艂a zbyt wiele uwagi tej misji. Wiedzia艂a, 偶e Tinsley b臋dzie rozczarowana jej totalnym brakiem sprytu.

- Hej, CV. !

Callie odwr贸ci艂a si臋 i zobaczy艂a Tinsley. O wilku mowa. Wygl膮da艂a super w kr贸tkiej sukience Nike do tenisa. Obcis艂y materia艂 niepokoj膮co opina艂 jej cia艂o, a biel kontrastowa艂a z perfekcyjnie opalon膮 sk贸r膮. Czarne w艂osy, l艣ni膮ce jak w reklamie szamponu Pantene Pro - V, 艣ci膮gn臋艂a w ko艅ski ogon na czubku g艂owy.

- Kto to jest? - Tinsley oskar偶ycielko wymierzy艂a tenisow膮 rakiet臋 Wilson w Chloe, kt贸ra si臋 wzdrygn臋艂a, jakby to by艂o ostrze no偶a. Ale Callie nie mog艂a nie zauwa偶y膰, 偶e Chloe wpatruje si臋 w Tinsley z uwielbieniem. Przewr贸ci艂a oczami. Czy istnia艂 ktokolwiek, ch艂opak albo dziewczyna, kto nie oddawa艂 czci Tinsley, nawet je艣li odczuwa艂 przed ni膮 strach?

- Kandydatka - odpar艂a Callie. - Chloe, poznaj Tinsley. Tinsley zmru偶y艂a fio艂kowe oczy, mierz膮c dziewczyn臋 od g贸ry do do艂u.

- Mam wra偶enie, 偶e ju偶 ci臋 widzia艂am - powiedzia艂a. - By艂a艣 ju偶 kiedy艣 w Waverly?

Chloe w milczeniu potrz膮sn臋艂a blond g艂ow膮, wyra藕nie oszo艂omiona tym, 偶e rozmawia z ni膮 wielka Tinsley Carmichael.

- No to hej, do zobaczenia p贸藕niej - rzuci艂a Callie. Chcia艂a jak najszybciej dotrze膰 do Dumbarton i podrzuci膰 Chloe pierwszej napotkanej osobie.

- Narka. - Tinsley zasalutowa艂a dziewczynom rakiet膮 tenisow膮 i ruszy艂a w stron臋 kort贸w.

Callie wbieg艂a po schodach i otworzy艂a drzwi, rozgl膮daj膮c si臋 za potencjaln膮 ofiar膮. Jednak w 艣wietlicy by艂o dziwnie pusto, co wydawa艂o si臋 zagadkowe nawet jak na niedziel臋. Zazwyczaj roi艂o si臋 tu od dziewcz膮t, kt贸re siedzia艂y na mi臋kkich sk贸rzanych sofach, zajada艂y popcorn i ogl膮da艂y filmy albo udawa艂y, 偶e ucz膮 si臋 w ma艂ych grupkach, gdy tak naprawd臋 plotkowa艂y nad otwartymi podr臋cznikami. Nigdy nie by艂o tu tak cicho. Przypomina艂o to upiorne sceny z horror贸w, kiedy wszyscy s膮 ju偶 martwi, a zab贸jca czeka na odpowiedni moment, by dopa艣膰 ostatni膮 ofiar臋.

Nagle Callie zauwa偶y艂a, 偶e z bocznego oparcia sofy zwisaj膮 nogi w r贸偶owych skarpetkach w biedronki. To Brett s艂ucha艂a muzyki z iPoda z nosem wetkni臋tym w zniszczony egzemplarz Buszuj膮cego w zbo偶u. Brett mia艂a zwyczaj czyta膰 t臋 ksi膮偶k臋 od dowolnego miejsca, czasem od 艣rodka, a nawet od ko艅ca. Nazywa艂a Callie Stradlaterem, kt贸ry by艂 m臋cz膮cym wsp贸艂lokatorem bohatera ksi膮偶ki - Holdena. Ci膮gle cytowa艂a jakie艣 fragmenty. Ale w ostatnich dniach prawie ze sob膮 nie rozmawia艂y.

Callie ju偶 mia艂a poci膮gn膮膰 Brett za nog臋 w skarpetce, gdy przypomnia艂a sobie ze zgroz膮, jak po pijanemu roznios艂a wie艣ci o Brett i Karze po ca艂ym kampusie Waverly. Spojrza艂a jeszcze raz na Brett w tych g艂upich skarpetkach i z ulubion膮 ksi膮偶k膮 w r臋ce i poczu艂a si臋 okropnie. Czy Brett wiedzia艂a, 偶e to Callie jest winna tym wszystkim plotkom?

Brett przerzuci艂a kartk臋 i podskoczy艂a na widok Callie. Wyj臋艂a z ucha s艂uchawk臋, a Callie us艂ysza艂a kawa艂ek Nine inch nasil.

- Cze艣膰 - powiedzia艂a ozi臋ble Brett z b艂yskiem w zielonych oczach. Za艂o偶y艂a r臋ce na piersi. - Przychodzisz po to, 偶eby opowiedzie膰 co艣 wi臋cej o moich najbardziej skrywanych, mrocznych tajemnicach? No to mia艂a odpowied藕.

- Cze艣膰. - Callie nie wiedzia艂a, jak zareagowa膰.

Usta Brett by艂y l艣ni膮ce i czerwone, przez co jej alabastrowa cera wydawa艂a si臋 jeszcze bledsza. W tym roku naprawd臋 dosta艂a w ko艣膰, pomy艣la艂a Callie. Najpierw ta katastrofa z panem Daltonem, potem okaza艂o si臋, 偶e Jeremiah przespa艂 si臋 z inn膮 dziewczyn膮, a teraz wszyscy w szkole gadali, 偶e jest lesbijk膮.

Callie stara艂a si臋 wygl膮da膰 na skruszon膮.

- My艣la艂am, 偶e... 偶e mo偶e zaj臋艂aby艣 si臋 Chloe. - Callie mia艂a nadziej臋, 偶e brzmia艂o to jak pro艣ba, a nie jak 偶膮danie.

- A kto to jest Chloe? - zapyta艂a Brett zak艂opotana. Usiad艂a na sofie i bawi艂a si臋 fr臋dzelkami swojego bia艂ego sweterka C&C z wyci臋ciem w serek.

Callie si臋 rozejrza艂a. Chloe znikn臋艂a.

- Przed chwil膮 tu by艂a...

- Nowa wsp贸艂lokatorka? - Brett przyg艂adzi艂a brwi. Callie si臋 roze艣mia艂a. Po katastrofie z Jenny nie by艂a im potrzebna 偶adna nowa wsp贸艂lokatorka.

- Nie, to kandydatka. Przej臋艂am j膮 od Sage i Benny. Mo偶e posz艂a do toalety. - Wzruszy艂a ramionami.

Brett majstrowa艂a przy iPodzie, a Callie si臋 zastanawia艂a, czy usi膮艣膰 na sofie. W ko艅cu jednak opad艂a na du偶y wy艣cielany fotel, kt贸ry sta艂 naprzeciwko. Bawi艂a si臋 zamkiem od kurtki, zapinaj膮c go i odpinaj膮c, po czym wzi臋艂a g艂臋boki oddech i powiedzia艂a:

- S艂uchaj, chcia艂am ci臋 przeprosi膰 za pi膮tek. By艂am pijana. Wiem, 偶e to kiepskie wyt艂umaczenie, ale gdyby nie to, nigdy bym nie zdradzi艂a takiego sekretu. Przecie偶 wiesz.

Brett zastyg艂a z kamiennym wyrazem twarzy i Callie przygotowa艂a si臋 na pe艂n膮 z艂o艣ci tyrad臋.

- Nie wiem, dlaczego to zrobi艂am - doda艂a po艣piesznie. W艂o偶y艂a r臋ce do kieszeni i od razu je wyj臋艂a, bo przypomnia艂a sobie o brudnej chusteczce. - Wiem, 偶e nie powinnam nikomu m贸wi膰. Post膮pi艂am okropnie i bardzo mi przykro. Gdybym mog艂a to zmieni膰... - W ko艅cu, gdy wszystko z siebie wyrzuci艂a, poczu艂a, 偶e kamie艅 spad艂 jej z serca. Wiedzia艂a, 偶e 偶adne s艂owa nie wynagrodz膮 Brett krzywdy, jak膮 jej wyrz膮dzi艂a, ale 鈥瀙rzepraszam" by艂o przynajmniej drobnym zado艣膰uczynieniem. Rzeczywi艣cie by艂o jej przykro. Nie umia艂a przeprasza膰, ale teraz pragn臋艂a tylko naprawi膰 stosunki z Brett.

- W porz膮dku. - Brett wzruszy艂a ramionami, bawi膮c si臋 kosmykiem ufarbowanych na czerwono w艂os贸w. - Za bardzo nie przejmuj臋 si臋 tym, co inni gadaj膮. - Zmierzy艂a Callie wzrokiem, jakby chcia艂a oceni膰 poziom jej szczero艣ci. - Wybaczam ci.

Callie poczu艂a, ze 艂zy nap艂ywaj膮 jej do oczu, ju偶 chcia艂a si臋 poderwa膰 i u艣cisn膮膰 Brett, gdy us艂ysza艂a kroki Chloe w tenis贸wkach New Balance na drewnianej pod艂odze.

Callie powoli odwr贸ci艂a g艂ow臋 w stron臋 nadchodz膮cej kandydatki.

- To jest Chloe. - Napotka艂a bystre, kocie zielone oczy Brett i rzuci艂a jej przepraszaj膮ce spojrzenie.

Brett po艂o偶y艂a niedu偶膮 bia艂膮 ksi膮偶k臋 na kolanach i pomacha艂a Chloe d艂oni膮. Paznokcie mia艂a pomalowane na po艂yskliwy z艂oty kolor.

- Uwielbiam t臋 ksi膮偶k臋 - powiedzia艂a Chloe i nie艣mia艂o spu艣ci艂a wzrok na stopy w tenis贸wkach.

- Ja te偶 - przyzna艂a Brett z u艣miechem.

Doskonale. W takim razie maj膮 co艣 wsp贸lnego. Callie wsta艂a i zbiera艂a si臋 do odej艣cia, obci膮gaj膮c minisp贸dniczk臋.

- Nie masz nic przeciwko temu?

Brett przewr贸ci艂a oczami, ale tak naprawd臋 wcale jej to nie przeszkadza艂o.

- W porz膮dku. Mo偶e ze mn膮 zosta膰.

- Dzi臋ki. - Callie si臋 odwr贸ci艂a i czmychn臋艂a, stukaj膮c obcasami. Przebaczenie Brett dodawa艂o jej skrzyde艂.

Easy jest znowu jej ch艂opakiem, a Brett przyjaci贸艂k膮. Wszystko wr贸ci艂o do normy. Prawie. Gdyby jeszcze uda艂o si臋 doprowadzi膰 do znikni臋cia Jenny Humphrey, to 艣wiat by艂by znowu taki jak dawniej.

7
Sowa Waverly bierze na siebie zabawianie i uczenie przysz艂ych S贸w

Brett sz艂a w samych skarpetkach po wyfroterowanej drewnianej pod艂odze Dumbarton. Chloe wlok艂a si臋 za ni膮. Kandydatka bez przerwy opowiada艂a o tym, jak Holden ok艂ama艂 rodzic贸w i wa艂臋sa艂 si臋 po Nowym Jorku, kiedy wyrzucono go ze szko艂y z internatem.

- Czy kto艣 z Waverly zrobi艂 kiedy艣 co艣 takiego? - zagadn臋艂a.

- Hm, chyba nie. - Brett zerkn臋艂a przez rami臋 na drobn膮 dziewczyn臋, kt贸ra przypomina艂a jej troch臋 Reese Witherspoon z filmu Wybory, jednego z jej ulubionych. Reese gra艂a ambitn膮 dziewczyn臋 z zasadami, kt贸ra ubiega艂a si臋 o wyb贸r na przewodnicz膮c膮 klasy. W ko艅cu zacz臋艂a stosowa膰 nieczyste chwyty, aby osi膮gn膮膰 to, czego pragn臋艂a. Ale Chloe wydawa艂a si臋 zbyt s艂odka i niewinna, aby zrobi膰 co艣 takiego. A pe艂ne niedowierzania spojrzenie niebieskich oczu. gdy opowiada艂a o wa艂臋saniu si臋 po Nowym Jorku bez opieki, tylko to potwierdza艂o.

Brett czasem snu艂a fantazje na ten temat. Wyobra偶a艂a sobie, 偶e zosta艂a wyrzucona z Waverly i zamiast pojecha膰 prosto do olbrzymiego domu rodzic贸w w Jersey, ucieka na Manhattan, gdzie pomieszkuje sama w hotelach i upija si臋 w podejrzanych barach z przedstawicielami artystycznej i literackiej bohemy. W tej wizji by艂o co艣 absolutnie ol艣niewaj膮cego.

Tyle 偶e pozostawa艂o to jedynie w sferze fantazji. Rodzice prawdopodobnie odszukaliby j膮, zabili i ubrali do trumny w sukni臋 w bia艂o - czarne pasy przypominaj膮ce zebr臋. O nie, dzi臋kuj臋.

Kiedy skr臋ci艂y w korytarz, Brett zauwa偶y艂a, 偶e drzwi do pokoju Kary s膮 lekko uchylone. Akurat tyle, 偶eby poczu膰 wydobywaj膮cy si臋 stamt膮d truskawkowy zapach aromatycznej 艣wiecy i us艂ysze膰 s膮cz膮ce si臋 na korytarz ciche d藕wi臋ki piosenki zespo艂u Shins. Brett si臋 u艣miechn臋艂a. Wczoraj przez ca艂y dzie艅 leniuchowa艂y razem w pokoju Kary. Czyta艂y komiksy i ogl膮da艂y filmy na jej laptopie, a od czasu do czasu wymienia艂y poca艂unek. Po ca艂ej dobie odpoczynku, z dala od szepcz膮cych kole偶anek, spogl膮da艂a na wszystko bardziej optymistycznie. Mia艂a na karku Chloe, wi臋c nie b臋d膮 same, ale lepiej p贸j艣膰 do Kary, ni偶 samotnie m臋czy膰 si臋 z t膮 dziewczyn膮.

Brett wesz艂a do 艣rodka bez pukania. W pokoju panowa艂 idealny, wr臋cz sterylny porz膮dek, typowy dla Kary. Nie mia艂a poj臋cia, jakim cudem Karze udaje si臋 utrzyma膰 taki 艂ad na biurku - sta艂 tam tylko zamkni臋ty laptop i le偶a艂o kilka o艂贸wk贸w. Kara zwin臋艂a si臋 na boku na narzucie Batgirl, opieraj膮c g艂ow臋 na nagim ramieniu. Przed ni膮 le偶a艂 komiks z jaskrawymi ilustracjami. Piosenka Shins dobieg艂a ko艅ca i ze s艂uchawek iPoda Kary s膮czy艂 si臋 teraz kawa艂ek zespo艂u Decembrists. Brett nie pami臋ta艂a tytu艂u.

- Hej. - Kara u艣miechn臋艂a si臋 na widok Brett i powoli podnios艂a r臋k臋. Usiad艂a i obci膮gn臋艂a grafitowy T - shirt. Na wierzchu widnia艂o nadrukowane chwiejn膮 czcionk膮 s艂owo 鈥濨rooklyn". Brett przypomnia艂a sobie, 偶e Kara obieca艂a jej, 偶e zabierze j膮 do Dumbo, do studia mody, kt贸re prowadzi艂a jej mama - dobrze zapowiadaj膮ca si臋 projektantka. Ciekawi艂o j膮 w jaki spos贸b Kara przedstawi艂aby j膮, gdyby lam pojecha艂y: Cze艣膰, mamo, poznaj moj膮 now膮 dziewczyn臋?

- Z daleka czu膰 zapach 艣wiecy. Pardee z rozkosz膮 by ci臋 za to ukara艂a. - Brett wskaza艂a na nocny stolik. W pokojach obowi膮zywa艂 zakaz palenia 艣wiec, a Angelica Pardee, mieszkaj膮ca w Dumbarton opiekunka internatu, by艂a znana z tego, 偶e pojawia艂a si臋 niespodziewanie pod drzwiami i wr臋cza艂a noty z nagan膮. Brett podejrzewa艂a, 偶e w swojej szafce w 艂azience Kara ma poka藕ny zbi贸r niedopalonych 艣wiec, kt贸re zapala, bior膮c k膮piel w pianie i popijaj膮c taniego merlota.

- 艢wieca okaza艂a si臋 bardziej aromatyczna, ni偶 m贸wi reklama - wyja艣ni艂a Kara. Spu艣ci艂a nogi na pod艂og臋 i pochyli艂a si臋 nad nocnym stolikiem. Os艂oni艂a d艂oni膮 p艂omie艅 i zdmuchn臋艂a. Cienkie smu偶ki dymu pop艂yn臋艂y pod sufit. - Mia艂a mie膰 delikatny zapach.

- A pachnie jak smok - rzuci艂a Chloe, robi膮c krok na pleciony bia艂y dywan le偶膮cy na 艣rodku pokoju.

Kara odchyli艂a si臋 do ty艂u i opar艂a na 艂okciach, a na jej usta wyp艂yn膮艂 krzywy u艣mieszek, kt贸ry Brett uwielbia艂a. Wygl膮da艂a, jakby wiedzia艂a o czym艣, czego inni nie wiedzieli. Wcisn臋艂a d艂onie w wytarte czarne d偶insy Diesel.

- Kto to jest?

- To Chloe, jedna z kandydatek.

- Mi艂o ci臋 pozna膰, Chloe. - Kara podkurczy艂a nogi i wskaza艂a na 艂贸偶ko.

Chloe nie kaza艂a si臋 prosi膰 dwa razy i szybko usiad艂a na materacu. Kiwa艂a w powietrzu nogami. Brett opad艂a na fotel z kulkami w 艣rodku, stoj膮cy w rogu pokoju.

- Jak ci si臋 podoba w Waverly? - Kara wyj臋艂a 偶贸艂t膮 plastikow膮 spink臋 do w艂os贸w z szuflady nocnego stolika i spi臋艂a niesforny kosmyk jasnobr膮zowych w艂os贸w, 偶eby nie opada艂 jej na twarz. Brett zawsze by艂a pod wra偶eniem, gdy widzia艂a dziewczyn臋, kt贸ra umie spi膮膰 w艂osy bez patrzenia w lustro.

- Jest naprawd臋 super. - Chloe wzi臋艂a do r臋ki komiks X - Men i przerzuca艂a kartki. Wczoraj Kara twierdzi艂a z uporem, 偶e Magneto jest fajniejszy ni偶 Wolverine. Brett u艣miechn臋艂a si臋 na wspomnienie tej rozmowy. - Wszyscy tutaj s膮 naprawd臋... super.

- No to pewnie jeszcze wszystkich nie pozna艂a艣 - odpowiedzia艂a Kara z lekk膮 ironi膮, a Brett si臋 roze艣mia艂a.

- Ale czuj臋 si臋, jakbym pozna艂a wszystkich - zauwa偶y艂a Chloe troch臋 smutno. Od艂o偶y艂a komiks i poprawi艂a na nosie okulary w prostok膮tnych ramkach.

- Co masz na my艣li? - zapyta艂a Brett. Wpatrywa艂a si臋 w oprawione w ramk臋 czarno - bia艂e zdj臋cie m艂odego Boba Dylana z bujn膮 czupryn膮, trzymaj膮cego w r臋ce napis: 鈥濽wa偶aj"!

- Kr臋c臋 si臋 po kampusie i przechodz臋 z r膮k do r膮k... - Chloe za艂o偶y艂a r臋ce. - Nikt mnie nie chce.

- To przykre - powiedzia艂a Kara, nastawiaj膮c piosenk臋 Iron & Wine, kt贸ra przywiod艂a Brett na my艣l Jeremiaha i tamt膮 noc, kiedy prawie si臋 ze sob膮 przespali. Czy ca艂e jej 偶ycie b臋dzie teraz tak wygl膮da艂o, b臋dzie zawsze unika艂a muzyki, kt贸ra przypomina jej o pope艂nionych b艂臋dach? Billie Holiday przywodzi艂a jej na my艣l Erica Daltona, Iron & Wine kojarzyli si臋 z Jeremiahem. A je艣li z Kar膮 co艣 si臋 popsuje, to ju偶 nigdy nie b臋dzie w stanie s艂ucha膰 Boba Dylana. W wieku dwudziestu paru lat b臋dzie d藕wiga艂a ci臋偶ki, ogromny baga偶 niechcianej muzyki.

- Zdaje si臋, 偶e przesz艂a mi ko艂a nosa niez艂a impreza w pi膮tek, co? - paln臋艂a Chloe. - By艂y艣cie tam, kiedy zapali艂a si臋 stodo艂a?

- Wszyscy tam byli. - Kara chwyci艂a komiks i od niechcenia przerzuca艂a kartki, jak gdyby po偶ary by艂y w Waverly na porz膮dku dziennym.

- By艂y艣cie w 艣rodku? Musia艂y艣cie ucieka膰, 偶eby si臋 ratowa膰? - Chloe patrzy艂a szeroko otwartymi oczami, ca艂a podekscytowana. Nawet podskoczy艂a troch臋 na 艂贸偶ku.

Brett roze艣mia艂a si臋 i odchyli艂a do ty艂u w fotelu. Z ka偶d膮 minut膮 czu艂a si臋 bardziej odpr臋偶ona. W sobot臋 troch臋 przesadzi艂a i cieszy艂a si臋 teraz, 偶e nie zwierzy艂a si臋 Karze ze swoich zmartwie艅. Ka偶dy mia艂 w g艂owie tylko po偶ar, wiec kto by pami臋ta艂 o dw贸ch ca艂uj膮cych si臋 dziewczynach?

- Gdyby艣my by艂y w 艣rodku, to ju偶 by艂oby po nas.

- S艂ysza艂am, 偶e kto艣 tam by艂 - stwierdzi艂a Chloe rzeczowo, opieraj膮c si臋 plecami o 艣cian臋.

- Na przyk艂ad kto? - Brett znowu wyprostowa艂a si臋 w fotelu. Nigdy wcze艣niej nie zwr贸ci艂a uwagi, 偶e jest taki niewygodny. Jakby siedzia艂a na paczce zamro偶onego groszku.

Kandydatka u艣miechn臋艂a si臋 niczym Mona Liza.

- No wiecie. Kilka os贸b: Easy i Callie, i Jenny, i ten ch艂opak. Heath, i jeszcze jaki艣 drugi, kt贸ry ma na imi臋 Julie, czy jako艣 tak.

Kara roze艣mia艂a si臋 i pad艂a na poduszk臋.

- No co? - Chloe wygl膮da艂a, jakby by艂o jej przykro.

- Julian - poprawi艂a j膮 Kara. - Ma na imi臋 Julian. Chloe si臋 zaczerwieni艂a.

- No w ka偶dym razie tak mi si臋 wydawa艂o. Ale mo偶e si臋 przes艂ysza艂am.

- W膮tpi臋, aby te wszystkie osoby by艂y w stodole - zauwa偶y艂a Brett od niechcenia. Jenny? Nie widzia艂a Jenny przez ca艂y weekend, chocia偶 akurat nie by艂a w nastroju do towarzyskich spotka艅. A 艣ci艣lej m贸wi膮c, wola艂a sp臋dza膰 czas wy艂膮cznie z Kar膮. - To by艂a impreza kinomaniak贸w na trawniku przed stodo艂膮. Ten po偶ar to wypadek.

- Znale藕li zapalniczk臋, kt贸ra nale偶y do jednego z uczni贸w. - Chloe energicznie potrz膮sn臋艂a g艂ow膮, a偶 cienkie jasne w艂osy rozsypa艂y si臋 na ramionach. - To by艂o podpalenie - doda艂a szeptem.

Brett spojrza艂a na Kar臋, kt贸ra bezg艂o艣nie powiedzia艂a: 鈥濷jej!". Chloe rzeczywi艣cie musia艂a pozna膰 prawie wszystkich na kampusie i sporo pods艂ucha艂a.

- Mo偶e kto艣 by艂 w stodole - powiedzia艂a Kara, stukaj膮c palcami w drewniany zag艂贸wek 艂贸偶ka. - Pewnie przez ca艂y wiecz贸r kto艣 tam wchodzi艂 i wychodzi艂. No wiesz, randkowanie i te sprawy. - Podnios艂a brwi i spojrza艂a wymownie na Brett, kt贸ra si臋 zarumieni艂a.

Na szcz臋艣cie Chloe nic nie zauwa偶y艂a. Zeskoczy艂a z 艂贸偶ka i zacz臋艂a ogl膮da膰 ksi膮偶ki na bia艂ym regale z Ikei. We wszystkich sypialniach sta艂y standardowe meble: 艂贸偶ko, komoda, biurko, rega艂 na ksi膮偶ki i drewniane krzes艂o z logo Waverly, ale Kara mia艂a opr贸cz tego w艂asne meble.

- Masz du偶o ksi膮偶ek. - Chloe wodzi艂a palcem po grzbietach ksi膮偶ek ustawionych w porz膮dku alfabetycznym. - O czym to jest? - zapyta艂a, wyci膮gaj膮c egzemplarz Pani Dalloway Wirginii Wolf.

Kara u艣miechn臋艂a si臋 艂obuzersko i zerkn臋艂a na Brett.

- No wiesz, o dw贸ch kobietach, kt贸re si臋 kochaj膮, ale nie mog膮 by膰 razem ze wzgl臋du na konwenanse, kt贸rych musz膮 przestrzega膰. - Kara si臋gn臋艂a po pomadk臋 ChapStick, kt贸r膮 zawsze trzyma艂a w g贸rnej szufladzie nocnego stolika, i poci膮gn臋艂a ni膮 r贸偶owe usta. By艂y stworzone do ca艂owania. - Zamiast by膰 razem, musz膮 wyj艣膰 za m膮偶 bez mi艂o艣ci.

- Och. - Chloe wydawa艂a si臋 troch臋 zaskoczona. Trzyma艂a ksi膮偶k臋 w wyci膮gni臋tej r臋ce, jakby si臋 ba艂a, 偶e si臋 poparzy.

- Mo偶esz j膮 po偶yczy膰, je艣li chcesz - zaproponowa艂a Kara z b艂yskiem w zielonobr膮zowych oczach.

Brett z trudem st艂umi艂a chichot. Chloe by艂a s艂odka, ale Kara mia艂a dobry pomys艂 - je艣li poczuje si臋 w ich towarzystwie niezr臋cznie, to mo偶e zostawi je same.

Chloe si臋 zarumieni艂a i od艂o偶y艂a ksi膮偶k臋 na p贸艂k臋.

- Nie trzeba.

- Mo偶e powinna艣 poszuka膰 Alison - podsun臋艂a Brett, patrz膮c na Chloe.

- A dok膮d posz艂a? - spyta艂a Kara. Brett wym贸wi艂a bezg艂o艣nie imi臋 Alan. - Ach tak. - Skin臋艂a g艂ow膮. - Mia艂a si臋 uczy膰. Chloe zmarkotnia艂a.

- No dobrze - zgodzi艂a si臋 i odesz艂a od p贸艂ki z ksi膮偶kami. Wygl膮da艂a jak ma艂y piesek, kt贸ry musi siedzie膰 w domu, podczas gdy inne pieski bawi膮 si臋 na dworze.

Brett odprowadzi艂a Chloe do drzwi i niemal wypchn臋艂a j膮 na zewn膮trz.

- Trafisz do pokoju Alison, prawda?

Nie czekaj膮c na odpowied藕, zamkn臋艂a drzwi i z u艣miechem odwr贸ci艂a si臋 do Kary. By艂a szcz臋艣liwa, 偶e nie 偶yj膮 w czasach Wirginii Woolf.

8
Sowa Waverly wie, 偶e kandydaci mog膮 si臋 do czego艣 przyda膰

Brandon zrzuci艂 z siebie przepocon膮 koszulk臋 Nike do squasha i wcisn膮艂 j膮 do bia艂ego kosza na brudy z Pottery Barn. Sterta prania ros艂a z ka偶dym dniem. Normalnie korzysta艂 z us艂ug pralniczych w Waverly, ale przez to ostatnie szale艅stwo z Elizabeth nie da艂 rady podrzuci膰 im rzeczy. Na szcz臋艣cie w pokoju by艂o cicho, bo Heath oprowadza艂 Sama po kampusie, kszta艂tuj膮c go na sw贸j obraz i podobie艅stwo. Jak gdyby jeden Heath Ferro nie wystarcza艂. Lada moment b臋dzie ich dw贸ch. Brandon wyobrazi艂 sobie, jak karmi ich po p贸艂nocy i obserwuje, jak tysi膮c obmierz艂ych Ferropodobnych osobnik贸w rozprzestrzenia si臋 po ca艂ej szkole niczym gremliny.

Si臋gn膮艂 po dezodorant Acqua di Gio i rozpyli艂 troch臋 pod jedn膮 i drug膮 pach臋. Od wczoraj obsesyjnie prze艣ladowa艂a go my艣l o Elizabeth. Zaczyna艂 si臋 zastanawia膰, czy odtr膮cenie jej by艂o w艂a艣ciw膮 decyzj膮. Po po艂udniu poszed艂 gra膰 w squasha, aby spali膰 troch臋 energii, kt贸ra go rozsadza艂a. Wiedzia艂, 偶e gdy tylko spotka kogo艣 nowego, Elizabeth stanie si臋 melodi膮 przesz艂o艣ci. Jednak bior膮c pod uwag臋 fakt, 偶e w Waverly mo偶na ze 艣wiec膮 szuka膰 przyzwoitej dziewczyny, to pewnie nie pozostanie mu nic innego ni偶 rozmy艣lanie i roz艂adowywanie z艂o艣ci podczas gry w squasha, przynajmniej w najbli偶szej przysz艂o艣ci.

Rozleg艂o si臋 nie艣mia艂e pukanie do drzwi i Brandon podszed艂 do drewnianej komody. Mia艂 nadziej臋, 偶e zd膮偶y w艂o偶y膰 艣wie偶膮 koszulk臋, zanim Sam wpadnie do pokoju i zacznie mu dokucza膰 w stylu Ferra, 偶e ma ogoli膰 w艂osy na piersi.

- Prosz臋 - powiedzia艂 i zanim zdo艂a艂 wyj膮膰 z szuflady koszulk臋, drzwi si臋 otworzy艂y.

- Jeste艣 wsp贸艂 lokatorem Alana? - W drzwiach pokoju sta艂a drobna blondynka z szeroko rozstawionymi niebieskimi oczami i rozgl膮da艂a si臋 dooko艂a. Kiedy jej oczy zatrzyma艂y si臋 na nagiej, spoconej piersi Brandona, rozszerzy艂y si臋 nieznacznie.

Brandon automatycznie zas艂oni艂 si臋 koszulk膮. Nic 偶eby by艂 przesadnie skromny - systematycznie chodzi艂 na si艂owni臋, bo chcia艂 mie膰 lepsze musku艂y ni偶 Julian McCafferty, nowy cz艂onek dru偶yny squasha, kt贸ry zagrozi艂 pozycji Brandona po raz pierwszy od trzech lat. Brandon by艂 wspaniale umi臋艣niony, co zauwa偶y艂a nawet Elizabeth. Ale ta dziewczyna nie mia艂a wi臋cej ni偶 trzyna艣cie lal i pokazywanie jej si臋 nago wydawa艂o mu si臋 nie na miejscu.

- Masz na my艣li Alana St. Girarda? Mieszka z Easym Walshem, na ko艅cu korytarza. A dlaczego... ? - Zanim Brandon zdo艂a艂 sko艅czy膰 zdanie, zza plec贸w dziewczyny dobieg艂 g艂o艣ny okrzyk.

- Brandon, ch艂opie, napalasz si臋 na 艣wie偶y towar!

Heath wpad艂 do pokoju z Samem depcz膮cym mu po pi臋tach i wystawi艂 do g贸ry d艂o艅, aby przybi膰 pi膮tk臋. Brandon trzyma艂 w r臋kach czysty T - shirt, wi臋c Heath musia艂 si臋 zadowoli膰 przybiciem pi膮tki z Samem.

- Szuka Alana - mrukn膮艂 Brandon. - Chryste, przecie偶 ma ledwo trzyna艣cie lat - doda艂 pod nosem. - A dlaczego szukasz Alana?

Odwr贸ci艂 si臋 do dziewczyny, kt贸ra skuba艂a brzeg ciemnozielonego swetra z golfem i zdawa艂a si臋 wpatrywa膰 w Sama. Ale Sam niczego nie zauwa偶y艂. Pad艂 na skot艂owane 艂贸偶ko Heatha i natychmiast si臋gn膮艂 po gr臋.

- Mieszkam z Alison Quentin, ale nie zasta艂am jej w pokoju, a jej wsp贸艂lokatorka powiedzia艂a, 偶ebym jej poszuka艂a w internacie ch艂opak贸w. Uczy si臋 z Alanem.

- Uczy si臋, tak? - Heath zarechota艂 i rozbawiony postawi艂 ko艂nierz swojej czerwonej koszulki polo. Sam mia艂 na sobie identyczn膮, tyle 偶e na nim wygl膮da艂a jak o trzy rozmiary za du偶a. - Ja te偶 si臋 w 偶yciu wiele uczy艂em.

Odwr贸ci艂 si臋, 偶eby znowu przybi膰 pi膮tk臋 z Samem, ale ch艂opak by艂 tak poch艂oni臋ty gr膮, 偶e 艣wiata nie widzia艂.

- Tak przy okazji, jestem Chloe - rzuci艂a dziewczyna i zrobi艂a krok do pokoju. Znowu zerkn臋艂a ukradkiem na Sama. Ch艂opak nadal zdawa艂 si臋 jej nie zauwa偶a膰. Prawdopodobnie Heath ju偶 go zaprogramowa艂 - powiedzia艂 dzieciakowi, 偶eby nie traci艂 czasu z nowicjuszkami, wi臋c ten ca艂kowicie wyklucza艂 znajomo艣ci z kandydatkami.

- S艂uchaj, Chloe. - Brandonowi by艂o troch臋 偶al dziewczyny. Pewnie czu艂a si臋 zupe艂nie zagubiona w kampusie, a na dodatek musia艂a jeszcze znosi膰 docinki Heatha. By艂by zdziwiony, gdyby ktokolwiek z kandydat贸w zdecydowa艂 si臋 na nauk臋 w Waverly po spotkaniu z jego irytuj膮cym wsp贸艂lokatorem. - B臋dzie najlepiej, je艣li...

- Je艣li zdejmiesz koszulk臋! - wykrzykn膮艂 Heath. - Czy Brandon powiedzia艂 ci o zasadzie nago艣ci? A mo偶e chce ci臋 tego nauczy膰 na jakim艣 przyk艂adzie? - Heath szybko 艣ci膮gn膮艂 przez g艂ow臋 koszulk臋 polo, wystawiaj膮c na pokaz sw贸j umi臋艣niony tors ze sztuczn膮 opalenizn膮.

Brandon by艂 pewien, 偶e Chloe padnie trupem, ale sta艂a spokojnie przy drzwiach, a p贸艂nagi Heath najwyra藕niej nie zrobi艂 na niej 偶adnego wra偶enia.

- Widzisz, moja droga - m贸wi艂 dalej Heath, chwytaj膮c koszul臋 Sama i pr贸buj膮c j膮 zdj膮膰. - W tym pokoju mamy zasad臋 鈥炁糰dnych koszulek", a je艣li si臋 do tego nie dostosujesz, to musz臋 ci臋 prosi膰, 偶eby艣 wysz艂a. - Jego oczy b艂yszcza艂y przewrotnie. Nie przestawa艂 szarpa膰 koszuli Sama, a偶 ch艂opak, nie odrywaj膮c oczu od gry, mrukn膮艂, 偶eby go zostawi艂 w spokoju. Chloe spojrza艂a na Heatha zw臋偶onymi oczami.

- Zdaje si臋, 偶e s艂owa o tym nie napisali w Przewodniku po zasadach akademii Waverly - powiedzia艂a prowokuj膮co.

Opar艂a r臋ce na biodrach, a Brandonowi od razu przypomnia艂a si臋 Callie, kt贸ra wygl膮da艂a tak samo, gdy si臋 zdenerwowa艂a, 偶e kto艣 wciska jej kit. Kto by pomy艣la艂, 偶e ta dziewczyna ma w sobie tyle ikry?

- Owszem. - Heath wzruszy艂 ramionami, jakby chcia艂 si臋 podda膰. - Ale Brandon bardzo tego pilnuje. Prawda, Brandon? - Pod wp艂ywem impulsu Heath wystawi艂 g艂ow臋 przez otwarte okno i zawo艂a艂 ile si艂 w p艂ucach: - Rozbierana impreza w pokoju Heatha i Brandona!

Chloe tylko pokr臋ci艂a g艂ow膮.

- Ale jeste艣cie dziecinni. Dziwi mnie, 偶e lec膮 na was takie 艂adne dziewczyny.

Heath obr贸ci艂 si臋 i spojrza艂 na Chloe w przyp艂ywie zainteresowania.

- Jakie dziewczyny? Jakie dziewczyny, jakie dziewczyny, jakie dziewczyny? - Jednym susem znalaz艂 si臋 przy Chloe i pad艂 jak d艂ugi u jej st贸p, ci膮gn膮c j膮 za brzeg swetra. - Musisz mi powiedzie膰!

Kandydatka tylko przewr贸ci艂a oczami i strz膮sn臋艂a z siebie r臋ce Heatha.

- Pods艂ucha艂am, jak Sage Francis m贸wi艂a, 偶e Brandon jest uroczy - oznajmi艂a, patrz膮c na Brandona z dezaprobat膮. - Rety, powiem jej, 偶eby nie zawraca艂a sobie g艂owy!

I z tymi s艂owami odwr贸ci艂a si臋 na pi臋cie i wypad艂a z pokoju. Kiedy sz艂a na koniec korytarza, Brandonowi si臋 zdawa艂o, 偶e s艂yszy:

- A ja my艣la艂am, 偶e ch艂opacy z 贸smej klasy s膮 do niczego!

Biedna dziewczyna. Wci膮偶 nie wiedzia艂a, gdzie mieszka Alan, a kto wie, co j膮 mog艂o czeka膰 za drzwiami nast臋pnego pokoju w internacie pe艂nym nastolatk贸w.

Brandon wci膮gn膮艂 czyst膮 koszulk臋 i si臋 zamy艣li艂. Sage Francis? Jest ca艂kiem 艂adna, chocia偶 wcze艣niej nie my艣la艂 o niej w ten spos贸b.

Heath turla艂 si臋 po pod艂odze i p臋ka艂 ze 艣miechu, a Sam dalej by艂 poch艂oni臋ty Spider - Manem. Mo偶e powinienem porozmawia膰 z Sage Francis, pomy艣la艂 Brandon. Lepsze to ni偶 siedzenie w pokoju.


S贸wNet

Twoja Poczta

Od:

Do:











Data:

Temat:

DeanMarymount@waverly.edu

BrandonBuchanan@waverly.edu

TinsleyCarmichael@waverly.edu

BennyCunningham@waverly.edu

SageFrancis@waverly.eduw

JennyHumphrey@waverly.edu

JulianMcCafferty@waverly.edu

BrettMesserschmidt@waverly.edu

AlisonQuentin@waverly.edu

CallieVernon@waverly.eduv

EasyWalsh@waverly.edu

KaraWhalen@waverly.edu

14 pa藕dziernika, poniedzia艂ek, 8. 46

spotkanie dyscyplinarne


Drodzy Uczniowie

Je艣li otrzymali艣cie ten e - mail, znaczy to, 偶e znale藕li艣cie si臋 na kr贸tkiej li艣cie os贸b podejrzanych o to, 偶e w pi膮tkowy wiecz贸r doprowadzi艂y przez swoj膮 nierozwag臋 do po偶aru stodo艂y. Obecno艣膰 na spotkaniu w moim biurze w Stansfield Hall w 艣rod臋 o godzinie 8. 00 rano jest obowi膮zkowa.

Nie przyjmuj臋 偶adnych usprawiedliwie艅.

Dziekan Marymount


S贸wNet

Komunikator

SageFrancis:

Ale kana艂!

BennyCunningham:

Od kiedy jeste艣my tak samo podejrzane jak Easy i Callie?

Albo Tinsley? A Julian?

Co z zapalniczk膮?

SageFrancis:

Nie mog臋 si臋 doczeka膰, kiedy zamkn膮 mnie w jednym pokoju z Brandonem...

BennyCunningham:

No jasne. Z nim i 11 innymi osobami. Jak romantycznie!

SageFrancis:

Jak p贸jdziemy do wi臋zienia, to przecie偶 s膮 wizyty ma艂偶e艅skie!


S贸wNet

Komunikator

KaraWhalen:

O do licha, dlaczego jeste艣my na tej li艣cie?

BrettMesserschmidt:

Nie mam poj臋cia. Odpowiedzialno艣膰 zbiorowa?

KaraWhalen:

A od kiedy mamy w Waverly totalitarny re偶im? I czy przewodnicz膮ca mo偶e by膰 na li艣cie podejrzanych?

KaraWhalen:

Nie wiem, ale si臋 dowiem.


9
Sowa Waverly nie traci wdzi臋ku w opa艂ach

W poniedzia艂kowy poranek Jenny przeciska艂a si臋 mi臋dzy stolikami w kafejce w Maxwell Hall. Stara艂a si臋 nie rozla膰 mocha cappuccino. Przeczesywa艂a wzrokiem zat艂oczon膮 salk臋, rozgl膮daj膮c si臋 za wolnym stolikiem. G艂贸wne wej艣cie do Maxwell House wygl膮da艂o jak brama zamku, z roma艅skimi 艂ukami wyci臋tymi w wysokich kamiennych 艣cianach. Jenny uwielbia艂a siedzie膰 w ciemnych niszach na g贸rnym poziomie, gdzie mo偶na by艂o spokojnie poczyta膰 ksi膮偶k臋 albo obserwowa膰 wchodz膮cych i wychodz膮cych. Jednak tym razem, gdy szuka艂a wzrokiem stolika, mia艂a nieodparte wra偶enie, 偶e wszyscy si臋 na ni膮 gapi膮. Zamruga艂a oczami. Chyba dostaje paranoi. Jej grube szare rajstopy J. Crew o g臋stym splocie i br膮zowa sztruksowa sp贸dnica by艂y strojem w zupe艂no艣ci odpowiednim na poniedzia艂kowy ranek. Poza tym dopiero co wsta艂a, wi臋c na pewno nie ma nic mi臋dzy z臋bami. Westchn臋艂a cicho. Przez ten miesi膮c w Waverly przekona艂a si臋, 偶e ludzie ci膮gle znajdowali nowe powody, aby si臋 na ni膮 gapi膰 niemal ka偶dego dnia. Bo by艂a nowa i nieobyta, bo mia艂a wielkie piersi, bo ca艂owa艂a si臋 z Heathem Ferrem, bo da艂a si臋 przy艂apa膰 w 艂贸偶ku z Easym (zupe艂nie niewinna sytuacja), bo chodzi艂a z Easym (to ju偶 nie by艂o takie niewinne), bo... no w艂a艣nie, co jeszcze?

Jenny zauwa偶y艂a Sage i Benny przy okr膮g艂ym drewnianym stoliku pod 艣cian膮, w pobli偶u jednego z du偶ych komink贸w. Podesz艂a do nich, ale by艂y tak poch艂oni臋te rozmow膮, 偶e nie zwr贸ci艂y na ni膮 uwagi.

- Bez wzgl臋du na co? - pyta艂a Sage, zaciskaj膮c kurczowo d艂o艅 na r臋kawie bluzy Le Tigre w marynarskie pasy, kt贸r膮 mia艂a na sobie Benny.

- Bez wzgl臋du na to, co si臋 stanie. - Benny strzepn臋艂a r臋k臋 Sage z nadgarstka. - Przesta艅 si臋 mnie czepia膰.

- A co ma si臋 sia膰? - zapyta艂a Jenny, przysuwaj膮c krzes艂o do ich stolika i uwa偶aj膮c, by nie rozla膰 kawy.

Sage i Benny znieruchomia艂y.

- Co si臋 dzieje? - Jenny postawi艂a wielki kubek na stoliku, na kt贸rym pi臋trzy艂y si臋 serwetki i jasnoniebieskie opakowania od papieros贸w Equal.

- Chodzi o ten mejl - szepn臋艂a dramatycznie Sage. W obcis艂ej czarnej sukience Elli Moss i z gigantycznymi okularami przeciws艂onecznymi Bottega Veneta na g艂owie wygl膮da艂a jak gwiazdka filmowa ukrywaj膮ca si臋 przed t艂umem paparazzich. Zerkn臋艂a przez rami臋, ale 偶ycie w kafejce zdawa艂o si臋 toczy膰 tak jak zawsze.

- Jaki mejl? - Skonsternowana Jenny upi艂a 艂yk kawy. Przegapi艂a kolejn膮 pornograficzn膮 wiadomo艣膰 od Heatha? Serce jej si臋 troch臋 艣cisn臋艂o. Nie 偶eby t臋skni艂a za pornograficznymi mejlami, ale nie chcia艂a te偶 jako jedyna zosta膰 wykluczona z grona adresat贸w.

- Twoje nazwisko te偶 tam by艂o. - Oczy Benny, podkre艣lone ciemnofioletowym cieniem i utkwione w Jenny, zw臋zi艂y si臋, jak gdyby z艂apa艂a j膮 na k艂amstwie.

- Nie sprawdza艂am rano poczty. - Jenny wzruszy艂a drobnymi ramionami i spojrza艂a na czerwony plastikowy zegarek, kt贸ry kupi艂a w Chinatown. Liczby by艂y napisane po chi艅sku.

Co si臋 dzi艣 dzieje ze wszystkimi? - A co to by艂o? Jaki艣 nowy 偶art?

- To nie 偶art - odpar艂a Sage, wsadzaj膮c do ust kosmyk jasnoblond w艂os贸w. Wygl膮da艂a, jakby chcia艂a go 偶u膰. - Kto艣 wyleci ze szko艂y. To mo偶e by膰 ka偶dy z nas.

- Zaraz. - Jenny wreszcie zrozumia艂a, co Sage i Benny pr贸bowa艂y jej powiedzie膰. - Zacznij od pocz膮tku.

Benny przekaza艂a tre艣膰 listu Marymounta tak, jakby nauczy艂a si臋 go na pami臋膰, a Sage wyliczy艂a wszystkich, kt贸rzy wed艂ug niego s膮 podejrzani. Jenny trzyma艂a si臋 za brzuch, gdy Sage wskaza艂a na ni膮 i doda艂a:

- I ty te偶.

- Pewnie dlatego, 偶e znale藕li zapalniczk臋 Juliana - podkre艣li艂a Benny, upychaj膮c wi艣niowy notes Moleskine do du偶ej torby Fendi. A wszyscy wiedz膮 o tobie i Julianie.

Jenny postawi艂a kubek na stole. Naprawd臋? To by艂a dla niej nowo艣膰, chocia偶 w zasadzie nie powinna si臋 dziwi膰, mimo 偶e niewiele mieli do plotkowania na ten temat. Jak na razie.

Benny m贸wi艂a dalej, stukaj膮c palcami o d臋bowy blat stolika. Mia艂a poobgryzane paznokcie.

- A to znaczy, 偶e Marymount te偶 prawdopodobnie wie. Pewnie dlatego jeste艣 na li艣cie.

Jenny przytakn臋艂a i zapatrzy艂a si臋 na kolorowe korony drzew za olbrzymimi oknami. Zastanawia艂a si臋, czy w innych szko艂ach z internatem te偶 jest tyle dramatycznych wydarze艅, czy po prostu ma do nich szcz臋艣cie. Albo pecha.

- Marymount uwzi膮艂 si臋 na nas przez te 艣wiece - wyja艣ni艂a Sage, strzepuj膮c z r臋kawa sukni niewidoczne py艂ki.

Benny przytakn臋艂a.

- Mamy ca艂膮 mas臋 upomnie艅. Wielkie rzeczy. Wczoraj czu艂am, 偶e kto艣 pali truskawkow膮 艣wiec臋. Rozchodzi艂o si臋 po ca艂ym internacie. Dzisiaj ka偶dy ma 艣wiece opr贸cz nas. - Odchyli艂a si臋 w wielkim krze艣le i pokr臋ci艂a g艂ow膮 na t臋 niesprawiedliwo艣膰.

Jenny s膮czy艂a cappuccino i bardzo chcia艂a, aby udzieli艂 jej si臋 beztroski nastr贸j Benny i Sage. Nie wiedzia艂a, czy Julian mia艂 co艣 wsp贸lnego z po偶arem. W pi膮tek wieczorem, kiedy 艣ci臋艂a si臋 z Callie, zarzucaj膮c jej, 偶e potajemnie spotyka si臋 z Easym, Callie odszczekn臋艂a, 偶e to pewnie Jenny podpali艂a stodo艂臋. W ko艅cu mia艂a lepszy motyw ni偶 ktokolwiek inny, przynajmniej wed艂ug pokr臋conej logiki Callie. Ale nawet gdyby Callie posz艂a do dziekana i przedstawi艂a mu t臋 teori臋, to przecie偶 nigdy by jej nie uwierzy艂. Prawda?

Przypomnia艂a sobie, jak panna Rosovsky, nauczycielka historii Stan贸w Zjednoczonych w Constance Billard, wytkn臋艂a nie艣cis艂o艣ci historyczne w filmie JFK, zaznaczaj膮c przy tym, 偶e wi臋kszo艣膰 ludzi i tak woli wierzy膰 w teorie spiskowe. Ludzie wol膮 skomplikowane i pikantne wyt艂umaczenia ni偶 proste i logiczne. Jenny mia艂a wra偶enie, 偶e dziekan Marymount nale偶y do tych ludzi, kt贸rzy wierz膮 w teorie spiskowe. Nie zale偶a艂o mu na prawdzie - nie chcia艂 s艂ysze膰, 偶e po偶ar by艂 zwyk艂ym wypadkiem. Chcia艂 znale藕膰 kogo艣, kto mia艂 motyw. B臋dzie wola艂 wierzy膰, 偶e niewinna i uwielbiaj膮ca szko艂臋 z internatem Jenny Humphrey wznieci艂a po偶ar, poniewa偶 zostawi艂 j膮 ch艂opak.

- Dok膮d idziesz? - zawo艂a艂a Benny, ale Jenny ju偶 wychodzi艂a z kafejki. Jej zniszczone czerwone buty Vans w dzieci臋cym rozmiarze uderza艂y ci臋偶ko w marmurow膮 pod艂og臋 Maxwell Hall.


S贸wNet

Komunikator

JennyHumphrey:

Hej, jeste艣 tam... W艂a艣nie odebra艂am mejl dziekana. Czy to nie wariactwo?

Julian McCafferty:

Ca艂kowite. Jeste艣 zbyt pi臋kna na podejrzan膮.

JennyHumphrey:

Rumieni臋 si臋. Dobrze chocia偶, 偶e razem w to wpadli艣my.

Julian McCafferty:

Tak trzyma膰!

JennyHumphrey:

Co teraz robisz?

Julian McCafferty:

My艣l臋 o tobie...

JennyHumphrey:

Ale dobrze, mam nadziej臋.

Julian McCafferty:

Nie. My艣l臋 o z艂ych... bardzo z艂ych rzeczach.

JennyHumphrey:

Nic dziwnego, 偶e mamy k艂opoty.


S贸wNet

Twoja Poczta

Od:

Do:

Data:

Temat:

HeathFerro@waverly.edu

lista supergo艣ci wed艂ug Heatha

14 pa藕dziernika, poniedzia艂ek, 14. 32

Spotkanie ostatniej szansy dla OP


Do widzenia Brandonie. Tinsley, Benny, Sage, Jenny, Brett, Alison, Callie, Easy i Karo. B臋dziemy za Wami t臋skni膰! (Do diab艂a, za mn膮 te偶 b臋dziemy t臋skni膰).

Na wypadek gdyby kto艣 z nas/niekt贸rzy z nas/wszyscy z nas OP (tzn. Osobnik贸w Podejrzanych) otrzyma艂/otrzymali bilet w jedn膮 stron臋 z Waverly w 艣rod臋 rano, powinni艣my urz膮dzi膰 huczn膮 imprez臋 po偶egnaln膮 we wtorek wieczorem w kraterze. Kto wie, mo偶e to nasza ostatnia szansa, by narozrabia膰 w starym, dobrym Waverly.

Osoby z listy dziekana M., nie zapomnijcie zabra膰 T - shirt贸w prosto spod ig艂y z nadrukiem OP, to bilet wst臋pu na imprez臋. Pozosta艂y plebsie, wszyscy jeste艣cie zaproszeni na imprez臋, aby po偶egna膰 OP jak nale偶y. Ale ilekro膰 natkniecie si臋 na kogo艣 z OP, macie zrobi膰 dok艂adnie to, co ka偶e, bo mo偶e to jego lub jej ostatnia noc wolno艣ci.

Nie wchod藕cie w drog臋 OP!!!

Na razie

Heath


S贸wNet

Komunikator

HeathFerro:

Idziesz na imprez臋 OP?

TinsleyCarmichael:

Jasne. Ale przyrzekam ci, 偶e nie wyjad臋 nast臋pnego dnia.

HeathFerro:

To si臋 nazywa duch walki.

TinsleyCarmichael:

Mhm, a dlaczego do mnie piszesz?

HeathFerro:

Wiem, 偶e lubisz m艂odych ch艂opc贸w... ale jak m艂odych?

TinsleyCarmichael:

S艂uchaj, Heath. To mnie denerwuje. Mam nadziej臋, 偶e to ty wylecisz.

HeathFerro:

Rany!


10
Sowa Waverly nie spiskuje przeciwko innym Sowom

Callie siedzia艂a zgarbiona nad wyszczerbionym 偶贸艂tym kubkiem cappuccino. Opiera艂a go艂e 艂okcie na blacie stolika w naro偶nym boksie w Waverly Inn w centrum Rhinecliff. Wydawa艂o jej si臋, 偶e milion lat up艂yn臋艂o od dnia, kiedy siedzia艂a z Tinsley i Brett przy tym samym stoliku, popijaj膮c amaretto i szampana, a dziewczyny pomaga艂y jej wyrzuci膰 z pami臋ci najmniejsze nawet wspomnienie Easy'ego. Waverly Inn z kontuarem z ciemnego drewna, opryskliwym barmanem i wystrojem utrzymanym w absurdalnie stosownym stylu wiktoria艅skim by艂oby idealn膮 sceneri膮 do filmu. Dzisiaj, w 艣wietle p贸藕nego poranka, hotelowy bar przypomina艂 bardziej kafeteri臋 w domu spokojnej staro艣ci. Jedynymi klientami byli starsi ludzie. Stolik si臋 lepi艂 i przyda艂oby mu si臋 solidne szorowanie, a wyszczerbienia na kubku w 艣wietle dnia wprost ku艂y w oczy.

P贸j艣cie do szko艂y w laki poranek absolutnie nie wchodzi艂o w rachub臋. W pi膮tek pan Garson obieca艂 im 鈥瀗iespodziank臋" w poniedzia艂ek, a Callie nie mia艂a najmniejszych w膮tpliwo艣ci, 偶e chodzi艂o mu o kartk贸wk臋, a nie o talon na pi臋膰set dolar贸w do Barneysa. Po mejlu od dziekana Marymounta trudno by艂o oczekiwa膰, 偶e poradzi sobie z 艂aci艅skimi s艂贸wkami. Kiedy zobaczy艂a wiadomo艣膰 od niego w skrzynce odbiorczej, mia艂a nadziej臋, 偶e dziekan namierzy艂 winn膮 osob臋 - czyli Jenny Humphrey - wykopa艂 j膮 ze szko艂y i zamkn膮艂 spraw臋. Planowa艂a ju偶 w duchu, 偶e przeprowadzi si臋 na jej stron臋 pokoju. Ale kiedy dowiedzia艂a si臋, 偶e i ona zalicza si臋 do kr臋gu podejrzanych, to fantazje na temat prze艂o偶enia but贸w do szafy Jenny zosta艂y wyparte przez koszmary o powrocie do domu i ucz臋szczaniu do szko艂y publicznej w Atlancie razem z band膮 艣wirni臋tych ciemniak贸w.

- Dzi臋ki, 偶e zgodzi艂a艣 si臋 ze mn膮 spotka膰. W CoffeeRoasters i w Maxwellu by艂yby艣my za bardzo na widoku.

Tinsley wypi艂a 艂yk cappuccino. G臋ste czarne w艂osy mia艂a upi臋te w niedba艂y kok, w kt贸ry wetkn臋艂a dwie turkusowe szpilki. Ubrana by艂a w marynarsk膮 minisukienk臋 Wayne'a, kt贸ra podkre艣la艂a wszystkie kr膮g艂o艣ci jej cia艂a. Na ka偶dej innej dziewczynie ten str贸j wygl膮da艂by jak wulgarny kostium na Halloween, ale Tinsley prezentowa艂a si臋 pi臋knie, jak zawsze.

Dziwne, 偶e ostatnimi czasy Callie nie wydawa艂a si臋 w og贸le zagro偶ona doskona艂ym wygl膮dem przyjaci贸艂ki. Czu艂a si臋 bardziej pewna siebie ni偶 kiedykolwiek, mimo 偶e nad lewym okiem wykluwa艂 jej si臋 pryszcz, a w czasie weekendu przybra艂a jaki艣 kilogram, pij膮c piwo i jedz膮c wszystko, co przynosi艂 Easy. Ona i Easy znowu byli zakochani, nawet bardziej ni偶 za pierwszym razem. I w ko艅cu to zrobili. Niewiarygodne. Czu艂a si臋 taka... doros艂a. Przyjmij to do wiadomo艣ci, Carmichael.

- Mo偶e powinnam w艂o偶y膰 sukienk臋 od Elli Moss, no wiesz, t臋, kt贸ra wygl膮da, jakby zaraz mia艂a si臋 odwin膮膰? Na Daltona to dzia艂a艂o. - Tinsley odchyli艂a si臋 i u艣miechn臋艂a z zadowoleniem do wiekowego blaszanego sufitu. - A w艂a艣ciwie to dzia艂a na ka偶dego. To nie do wiary, 偶e Marymount mi nie uwierzy艂.

Callie bez po艣piechu s膮czy艂a cappuccino.

- W ka偶dym razie - Tinsley znowu pochyli艂a si臋 do przodu - nie martwi臋 si臋 tym specjalnie. - Machn臋艂a r臋k膮, jak gdyby chcia艂a przegoni膰 natr臋tn膮 much臋. Jej srebrny pier艣cionek Anakonda b艂ysn膮艂 w porannym 艣wietle. - To nie my zostaniemy odes艂ane do domu, tyle mog臋 ci zagwarantowa膰.

Callie zadr偶a艂a na my艣l, 偶e mia艂aby wr贸ci膰 do swojej sypialni w domu w Atlancie, w olbrzymiej posiad艂o艣ci z kamienia - siedziby gubernatora na Paces Ferry Road. Do jasnor贸偶owego dywanu i przera偶aj膮cego 艂o偶a z baldachimem. I co rano je艣膰 艣niadanie z matk膮 uczesan膮 w staranny he艂m.

- Sk膮d ta pewno艣膰? - zapyta艂a z trosk膮. Otoczy艂a kubek d艂o艅mi i czu艂a, jak po jej sk贸rze rozchodzi si臋 przyjemne ciep艂o. - Marymount musi co艣 mie膰 na ka偶dego z nas, skoro nazywa nas podejrzanymi.

- Mo偶e blefowa膰. - Tinsley 艣ciszy艂a g艂os i odgarn臋艂a niesforny kosmyk w艂os贸w za lewe ucho. - Widzia艂am to ju偶 milion razy.

Callie chcia艂a przewr贸ci膰 oczami, ale si臋 powstrzyma艂a, 'tylko dlatego, 偶e Tinsley mia艂a w paszporcie piecz膮tki z ka偶dego niemal kraju na 艣wiecie, odgrywa艂a m膮drzejsz膮 od innych. Callie czu艂a, 偶e w艂a艣nie dlatego Tinsley nie dopytuje si臋 o szczeg贸艂y jej zwi膮zku z Easym - tak naprawd臋 nie chcia艂a nic wiedzie膰. Niedawno podczas gry w 鈥濶igdy" wysz艂o na jaw. 偶e Tinsley jest dziewic膮. Callie by艂a pewna, 偶e przyjaci贸艂ka nie mo偶e znie艣膰 my艣li, 偶e zosta艂a w tyle.

- Och, naprawd臋? Ciekawe, gdzie.

Tinsley rzuci艂a przyjaci贸艂ce spojrzenie spod zmru偶onych powiek, a usta jej zadr偶a艂y na to prowokacyjne stwierdzenie.

- Na filmach.

Callie parskn臋艂a 艣miechem, poliza艂a palec wskazuj膮cy i zacz臋艂a zbiera膰 ziarenka cukru, kt贸re rozsypa艂y si臋 na jej spodeczku.

Tinsley j膮 obserwowa艂a.

- To obrzydliwe, wiesz.

Wyj臋艂a szpilki i potrz膮sa艂a g艂ow膮, a偶 w艂osy opad艂y ciemnymi falami na ramiona. Unios艂a idealnie wyskuban膮 lew膮 brew, czekaj膮c, a偶 Callie przestanie zlizywa膰 cukier.

- Ale to nie jest film. - Callie us艂ysza艂a w swoim g艂osie ton skargi. Co si臋 stanie, je艣li Tinsley wyleci ze szko艂y? Nic. Pojedzie z ojcem do cholernej Afryki Po艂udniowej i nakr臋ci dokumentalny film, kt贸ry zostanie obsypany nagrodami, a potem pozna gdzie艣 w Cannes albo w Sundance George'a Clooneya, Brada Pitta i innych uszcz臋艣liwiaczy z pierwszych stron gazet. Zaraz, zaraz. Przecie偶 to si臋 ju偶 kiedy艣 sta艂o. Tylko Tinsley mog艂a wylecie膰 z Waverly i wr贸ci膰 w glorii. - Matka za艂atwi mi kar臋 艣mierci, je艣li wylec臋, wiesz? - Nie by艂a pewna, czy w Georgii jest kara 艣mierci, ale nawet je艣li nie ma, to mama na pewno zmieni prawo.

Tinsley zapatrzy艂a si臋 ponad ramieniem Callie na zdj臋cie centrum Rhinecliff z lat dwudziestych XX wieku. Nie by艂o bardziej atrakcyjne ni偶 dzi艣.

- A gdyby to by艂 film, to kto by ciebie zagra艂?

- Grace Kelly - odpar艂a bez namys艂u Callie, unosz膮c g艂ow臋 i prostuj膮c plecy, gdy偶 tak w艂a艣nie wyobra偶a艂a sobie postaw臋 ksi臋偶nej Monako. Poprawi艂a marszczone wyko艅czenie przy jedwabnym topie Joie i zapatrzy艂a si臋 przez okno na czysty b艂臋kit nieba.

- Rzecz w tym, 偶e ta lista jest jaka艣 przypadkowa. Dlaczego jest na niej kto艣 taki jak Brandon Buchanan, a nie ma tego 膰puna, kt贸ry pali marych臋. Alana St. Girarda?

Tinsely upita 艂yk stygn膮cego cappuccino. Wiedzia艂a, dlaczego Callie i Easy znale藕li si臋 na li艣cie - poniewa偶 sama wygada艂a dziekanowi, 偶e oboje byli w stodole. Ale Callie o tym nie powiedzia艂a. Wiedzia艂a te偶, dlaczego Jenny i Julian s膮 na li艣cie. I oczywi艣cie wiedzia艂a, dlaczego ona sama si臋 na niej znalaz艂a. Nadal by艂 w艣ciek艂a na siebie, 偶e tak spartaczy艂a spotkanie z dziekanem.

- 呕a艂uj臋, 偶e nie posz艂am z tob膮 do Marymounta - oznajmi艂a Callie, jakby czyta艂a w jej my艣lach. Nerwowo zawija艂a jasne loki na tym samym palcu, kt贸rym zbiera艂a cukier ze spodka. Pewnie b臋dzie mia艂a ziarenka cukru we w艂osach. Mo偶e Easy'emu si臋 to spodoba.

- Ja te偶 偶a艂uj臋. - Oczy Tinsley si臋 zw臋zi艂y. Mia艂a nadziej臋, 偶e w jej tonie zabrzmia艂a przygana. Niech teraz cierpi za to, 偶e zostawi艂a j膮 na lodzie. Przypomnia艂a sobie koszmarn膮 scen臋 w gabinecie dziekana. Mo偶e gdyby nie wpatrywa艂a si臋 tak bardzo w jego krzaczaste brwi albo nie wyobra偶a艂a go sobie jako jastrz臋bia po偶eraj膮cego uczni贸w, albo nie gapi艂a si臋 na sm臋tne zdj臋cie rodzinne...

- O Bo偶e. - Wyprostowa艂a si臋 gwa艂townie. Callie spojrza艂a na ni膮 zaskoczona, a Tinsley w nag艂ym przyp艂ywie rado艣ci rzuci艂a jej szeroki u艣miech. - Ju偶 wiem!

- Jak tam, Chloe? - Tinsley miesza艂a s艂omk膮 czekoladowy koktajl mleczny. - Podoba ci si臋 w Waverly?

Taca ze szklankami spad艂a na pod艂og臋 i wszyscy w Nocturne, nowo otwartym ca艂odobowym lokalu na ko艅cu Main Street w Rhinecliff, zwr贸cili wzrok w tamt膮 stron臋. Wszyscy opr贸cz Tinsley, kt贸ra wbija艂a spojrzenie w m艂od膮 kandydatk臋, jakby dziewczyna trzyma艂a w r臋ku klucz do ocalenia. Tinsley wybra艂a 艣wietne miejsce na swoje ciemne sprawki, pomy艣la艂a Callie. Nocturne zosta艂 dopiero otwarty, wi臋c nauczyciele jeszcze go nie namierzyli. By艂a pewna, 偶e restauracja w stylu lat pi臋膰dziesi膮tych zape艂ni si臋 wieczorem Sowami, kt贸re b臋d膮 zajada膰 ser z grilla i karbowane frytki po wyznaczonej porze powrotu do internatu. Callie obserwowa艂a kelnerk臋 o czerwonej twarzy, zamiataj膮c膮 kawa艂ki szk艂a, kt贸re l艣ni艂y jak diamenty na pod艂odze wy艂o偶onej czarnymi i bia艂ymi p艂ytkami we wz贸r szachownicy.

- Jest w porz膮dku - odpar艂a ostro偶nie Chloe.

By艂a jeszcze troch臋 zaszokowana, 偶e Tinsley Carmichael zaprosi艂a j膮 na lunch poza kampusem. Starsza kole偶anka zwabi艂a j膮 tutaj pod pretekstem, 偶e chce j膮 lepiej pozna膰.

Ale jak to zwykle bywa z Tinsley. mia艂a ukry艂y motyw. Przypomnia艂a sobie, sk膮d zna Chloe - ze zdj臋cia rodzinnego dziekana Marymounta. Ma艂a gamoniowata dziewczynka by艂a jego bratanic膮 i Tinsley szybko poj臋艂a, 偶e Chloe dostarcza dziekanowi informacji. Niewykluczone, 偶e lista podejrzanych to nic innego jak spis wszystkich os贸b, kt贸re w czasie weekendu by艂y niemi艂e dla Chloe. Pewnie nie s膮 chodz膮cymi niewini膮tkami, ale przecie偶 to jeszcze nie czyni z nich podpalaczy.

- Musisz wzi膮膰 pod uwag臋, 偶e widzisz szko艂臋 w bardzo szczeg贸lnym momencie - zauwa偶y艂a Tinsley, d藕gaj膮c widelcem sa艂atk臋 cesarsk膮. - Jeste艣my wszyscy w ogromnym stresie z powodu po偶aru.

Tinsley od艂o偶y艂a widelec, jakby stres odebra艂 jej apetyt, i opar艂a si臋 o czerwone winylowe obicie 艂awki w boksie. Zmarszczy艂a z trosk膮 starannie wyskubane brwi.

Callie odgryz艂a szybko pot臋偶ny k臋s burgera, bo w przeciwnym razie nie umia艂aby zachowa膰 powagi, patrz膮c na dramatyczne gesty Tinsley. Odk膮d znowu zacz臋艂a chodzi膰 z Easym, ci膮gle czu艂a si臋 g艂odna - prawdopodobnie przez to, 偶e spalali tyle kalorii.

Chloe d藕ga艂a past臋 z tu艅czyka i kulki ziemniaczane.

- To wariactwo - zgodzi艂a si臋. - Ale wkr贸tce si臋 sko艅czy, prawda? - Patrzy艂a pytaj膮co to na jedn膮, to na drug膮 dziewczyn臋.

Callie zmru偶y艂a oczy. zastanawiaj膮c si臋, czy naprawd臋 jest taka naiwna, czy tylko udaje. W 偶贸艂tym sweterku na drutach, z jasnoblond w艂osami do ramion i blad膮 cer膮 przypomina艂a wygl膮dem gigantyczn膮, 藕le wysma偶on膮 frytk臋.

- Miejmy nadziej臋 - rzuci艂a Callie, odk艂adaj膮c kanapk臋. Wyj臋艂a serwetk臋 z chromowanego serwetnika i wytar艂a usta. Mia艂a ochot臋 poprosi膰 kelnerk臋 o serwet臋 na kolana, ale powstrzyma艂a si臋, chocia偶 za nic w 艣wiecie nie chcia艂aby zaplami膰 nowego, marszczonego topu Joie w kolorze lawendowym. - Je艣li znajd膮 winnego. Ale z tego, co wiem, raczej si臋 to nie uda.

- Naprawd臋? - zapyta艂a Chloe, podnosz膮c wzrok na Callie. Podwin臋艂a r臋kawy swetra. Dlaczego tak my艣lisz?

Tinsley wyj臋艂a d艂ug膮 srebrn膮 艂y偶eczk臋 z wysokiej szklanki ze spienionym koktajlem mlecznym, obliza艂a do czysta i wymierzy艂a j膮 w oczy Chloe.

- Poniewa偶 prawdziwy winowajca ma spojrzenie 艂ani i wygl膮d niewini膮tka, tak jak ty - odpar艂a rzeczowo. Po艂o偶y艂a 艂y偶eczk臋 na blacie stolika. - Mo偶e j膮 pozna艂a艣. Nazywa si臋 Jenny Humphrey.

Callie obrzuci艂a wzrokiem restauracj臋, maj膮c nadziej臋, 偶e nie us艂ysza艂 tego nikt z Waverly. Albo nikomu nie chcia艂o si臋 rusza膰 z kampusu tylko po to, 偶eby zje艣膰 lunch, albo Nocturne by艂 jeszcze mniej znany, ni偶 jej si臋 wydawa艂o, bo nie zauwa偶y艂a ani jednej znajomej twarzy. Poza tym z szafy graj膮cej bez przerwy lecia艂y kiczowate piosenki z lat pi臋膰dziesi膮tych, wi臋c wydawa艂o si臋 ma艂o prawdopodobne, aby ich rozmow臋 mog艂y us艂ysze膰 niepowo艂ane osoby, nawet gdyby siedzia艂y w s膮siednim boksie.

Chloe szeroko rozwar艂a dziecinne niebieskie oczy.

- Jenny? Pozna艂am j膮. Chodzi z Julianem, prawda? Jest taka sympatyczna.

Tinsley si臋 wzdrygn臋艂a. Nie do艣膰, 偶e Heath wiedzia艂 o niej i Julianie i wysy艂a艂 jej z艂o艣liwe wiadomo艣ci, wytykaj膮c to prosto z mostu, to jeszcze musia艂a wys艂uchiwa膰 paplania tej smarkuli o napalonym dziwol膮gu z dziewi膮tej klasy i jego dziewczynie z gigantycznymi cyckami. Je艣li jeszcze raz us艂yszy o Jenny i Julianie, to r膮bnie koktajlem o pod艂og臋. A je艣li kiedykolwiek zobaczy ich razem, to chyba wznieci kolejny po偶ar tym razem umy艣lnie. Wprost nie mog艂a si臋 doczeka膰 艣rodowego spotkania i wyrzucenia Jenny Humphrey z Waverly.

- Czy to naprawd臋 ona wywo艂a艂a po偶ar? - Chloe m贸wi艂a dalej, a jej wysoki g艂os brzmia艂 niemal jak piskliwa skarga.

- Tak - stanowczo przytakn臋艂a Callie. - Widzia艂am j膮 z zapalniczk膮 w d艂oni przy stodole. Ale nie mog臋 powiedzie膰 tego dyrekcji, bo wtedy sama b臋d臋 podejrzana. Wyobra偶asz sobie, w jakiej okropnej jestem sytuacji? Wiem, kto jest winny, a nie mog臋 wyjawi膰 prawdy. - Westchn臋艂a dramatycznie i opar艂a si臋 ci臋偶ko o czerwone, winylowe obicie 艂awki w boksie.

Chloe wygl膮da艂a tak, jakby kulka ziemniaczana utkn臋艂a jej w prze艂yku.

- Ale - wykrztusi艂a - ona mo偶e by膰 niebezpieczna! - W jej oczach malowa艂o si臋 niek艂amane przera偶enie.

- Masz racj臋. - Tinsley konspiracyjnie pochyli艂a si臋 do przodu, odsuwaj膮c na bok talerz z sa艂atk膮. Wbi艂a fio艂kowe oczy w Chloe. - I dlatego musimy by膰 czujne i bacznie j膮 obserwowa膰 dzi艣 i jutro. Po ujawnieniu listy podejrzanych czuje si臋 pewnie przyparta do muru, a kto wie, co mo偶e zrobi膰 w takiej sytuacji? - Tinsley wyprostowa艂a si臋, dotkn臋艂a schludnej czarnej kitki i wyg艂adzi艂a marynarsk膮 sukienk臋.

- Mo偶e zawrzemy umow臋, 偶e wszystkie b臋dziemy mia艂y oko na Jenny? I 偶e je艣li zobaczymy co艣 podejrzanego, to b臋dziemy si臋 nawzajem informowa膰?

Podekscytowana Chloe odsun臋艂a past臋 z tu艅czyka.

- Chcecie, 偶ebym wam pomog艂a?

- Oczywi艣cie. - Tinsley przytakn臋艂a bez chwili wahania. Zni偶y艂a g艂os do szeptu, jakby powierza艂a Chloe tajemnice CIA. - Musisz nam pom贸c.

Chloe wytar艂a d艂o艅 w serwetk臋. Zdj臋艂a okulary, a jej oczy - kt贸re bez szkie艂 wydawa艂y si臋 jeszcze wi臋ksze - spogl膮da艂y to na Callie, to na Tinsley.

- Okej - powiedzia艂a powoli. - Ale je艣li pomog臋 i b臋d臋 mia艂a oko na Jenny, to co na tym zyskam?

- No c贸偶 - odpar艂a s艂odko Tinsley z charakterystycznym b艂yskiem w oku - powiedzmy, 偶e kiedy zaczniesz w przysz艂ym roku nauk臋 w Waverly, to dwie najpopularniejsze dziewczyny ze starszej klasy b臋d膮 twoimi przyjaci贸艂kami.

Z szafy graj膮cej pop艂yn臋艂a piosenka Elvisa Don't be cruel, a Tinsley u艣miechn臋艂a si臋 tym swoim u艣miechem, kt贸ry zdawa艂 si臋 m贸wi膰: 鈥濼o ja rozdaj臋 karty, a ty mo偶esz czu膰 si臋 zaszczycona, 偶e pozwalam ci gra膰".

Chloe wyprostowa艂a si臋 na 艂awce, jakby u艣wiadomi艂a sobie, jaka odpowiedzialno艣膰 spocz臋艂a na jej barkach.

- To mi odpowiada. - Skin臋艂a g艂ow膮, za艂o偶y艂a z powrotem okulary i poprawi艂a je na nosie. - Zawsze chcia艂am by膰 popularna.

Callie pokr臋ci艂a g艂ow膮 i poci膮gn臋艂a 艂yk dietetycznej coli. No pewnie. Kto by nie chcia艂? Callie szybko przyswoi艂a sobie w Waverly nauk臋, 偶e nie wolno lekcewa偶y膰 ambicji 偶adnej dziewczyny.


S贸wNet

Komunikator

BennyCunningham:

B臋dziesz jutro w kraterze?

LonBaruzza:

呕eby ci臋 po偶egna膰? Nie przepu艣ci艂bym tego za 偶adne skarby.

BennyCunningham:

艢wietnie. Za艂o偶臋 si臋, 偶e b臋dzie z tob膮 ubaw.

LonBaruzza:

Wypr贸buj mnie.

BennyCunningham:

Ciekawe, jak ci wychodzi masa偶 plec贸w.

LonBaruzza:

Jestem najlepszy.


S贸wNet

Komunikator

BrandonBuchanan:

Co wiesz o Sage Francis?

Ryan Reynolds:

Dlaczego pytasz?

BrandonBuchanan:

Odpowiedz na pytanie.

Ryan Reynolds:

Jest sama i napalona.

BrandonBuchanan:

Dzi臋ki, to mi wystarczy.

RyanReynolds:

Problem tylko w tym, 偶e jest napalona na moje cia艂o. Wi臋c si臋 nie wtryniaj.

BrandonBuchanan:

Reynolds, nikt nie jest napalony na ciebie. We藕 si臋 w gar艣膰. Nikt na ciebie nie poleci.


S贸wNet

Komunikator

HeathFerro:

Masz koszul臋 w ma艂ym rozmiarze?

KaraWhalen:

Co?

HeathFerro:

No pom贸偶 kobiecie w potrzebie.

Przecie偶 nie chc臋 po偶yczy膰 majteczek. Chocia偶 jak o tym pomy艣l臋...

KaraWhalen:

Dobra, wpadnij.


11
Odpowiedzialna Sowa wie, 偶e nie nale偶y gn臋bi膰 sekretarza dziekana

Brett zrzed艂a mina, gdy zobaczy艂a przed monitorem komputera 艂ys膮 g艂ow臋 pana Tomkinsa, kt贸ry blokowa艂 dost臋p do gabinetu dziekana Marymounta. Postanowi艂a przyj艣膰 tu w porze lunchu, kiedy pan Tomkins chadza艂 zwykle do sto艂贸wki i przy barze sa艂atkowym 艂adowa艂 na talerz buraki, szparagi i pier艣 z kurczaka. Za艂o偶y艂aby si臋, 偶e jego siu艣ki 艣mierdz膮 zdech艂ym kotem.

Brett wiedzia艂a, 偶e co艣 si臋 szykuje, gdy tylko pan Tomkins podni贸s艂 na ni膮 wzrok i odstawi艂 tu艅czyka z ry偶em. Poprawi艂 czarny krawat w dynie. Czy nie za wcze艣nie na Halloween? Wzdrygn臋艂a si臋, gdy wyobrazi艂a go sobie przebranego w kostium Je藕d藕ca bez G艂owy, tak jak w zesz艂ym roku. Mia艂 wtedy na g艂owie dziwaczny sk贸rzany kaptur, kt贸ry wygl膮da艂 tak, jakby go kupi艂 w sex shopie. To by艂o naprawd臋 przera偶aj膮ce, ba艂a si臋 nawet my艣le膰, co robi z tym kostiumem przez reszt臋 roku w zaciszu swojego domu. Legenda o Je藕d藕cu bez G艂owy nabra艂a zupe艂nie nowego i ca艂kowicie pornograficznego znaczenia.

- Jest dziekan? - zapyta艂a Brett, przechylaj膮c g艂ow臋. Jej p艂omiennoczerwone w艂osy opad艂y jak zas艂ona na jedno rami臋. Brett mia艂a nadziej臋, 偶e w we艂nianym bezr臋kawniku Jamesa Perse'a w czerwono - czarne romby i w kokieteryjnej bia艂ej hippisowskiej koszuli, kt贸r膮 po偶yczy艂a w zesz艂ym tygodniu od Kary, wygl膮da odpowiednio niewinnie.

Pan Tomkins z wolna skin膮艂 g艂ow膮, wycieraj膮c usta zmi臋t膮 serwetk膮.

- A jak偶e. - Najwyra藕niej zrezygnowa艂 z udawania, 偶e ma jeszcze jakie艣 w艂osy, poszed艂 na ca艂o艣膰 i wygoli艂 ostatnich dziesi臋膰 k艂aczk贸w. Brett zrobi艂a par臋 krok贸w w stron臋 zamkni臋tych drzwi do gabinetu, a pan Tomkins drgn膮艂. Spr臋偶y艂 si臋 jak do skoku, got贸w zas艂oni膰 drzwi w艂asnym cia艂em, je艣li zajdzie taka potrzeba. - Ale nie wolno mu przeszkadza膰.

Przeszkadza膰? Od kiedy to wizyta przewodnicz膮cej jedenastej klasy jest przeszkadzaniem? I dlaczego pan Tomkins, kt贸ry bardzo lubi Brett, zachowuje si臋 tak tajemniczo?

- Dlaczego? - Nie dawa艂a za wygran膮, ale od razu u艣wiadomi艂a sobie, 偶e lepsz膮 taktyk膮 jest podlizywanie si臋 panu Tomkinsowi ni偶 prowokowanie go. Tyle 偶e sytuacja by艂a nagl膮ca, a Brett zbyt w艣ciek艂a i przera偶ona tym, 偶e znalaz艂a si臋 na li艣cie podejrzanych, 偶eby traci膰 czas na flirtowanie z panem Tomkinscm. Zawsze mia艂a podejrzenia, 偶e udaje zniewie艣cia艂ego typa, aby dziewczyny bezwiednie pochyla艂y si臋 nad nim i machinalnie poprawia艂y staniki. Oble艣ny typ.

- Jest zaj臋ty. Przygotowuje przem贸wienie na dzisiejsz膮 kolacj臋 na cze艣膰 kandydat贸w - wyja艣ni艂 pan Tomkins. Dostrzeg艂a niedu偶膮 plam臋 musztardy na jego krawacie i wiedzia艂a, 偶e kiedy sam j膮 zauwa偶y, poczuje si臋 potwornie za偶enowany. - Poleci艂, 偶eby nikt mu nie przeszkadza艂 pod 偶adnym pozorem.

- Ale to pilna sprawa. - Brett czu艂a, 偶e g艂os zaczyna si臋 jej 艂ama膰 jak ma艂ej dziewczynce, wi臋c prze艂kn臋艂a 艣lin臋. Nie b臋dzie b艂aga膰 pana Tomkinsa. Fakt, 偶e znalaz艂a si臋 na li艣cie podejrzanych, jest ju偶 wystarczaj膮cym upokorzeniem. Dlaczego, do diab艂a, umieszczono j膮 na tej li艣cie? - A poza tym jestem przewodnicz膮c膮 klasy - doda艂a z desperacj膮, wiedz膮c, 偶e dzia艂a panu Tomkinsowi na nerwy. Zastanawia艂a si臋, czy je艣li powie jaki艣 komplement pod adresem jego wygolonej czaszki, to zdo艂a go udobrucha膰. - Mam szkoln膮 spraw臋.

Pan Tomkins wpatrywa艂 si臋 w ni膮 rozparty w antycznym d臋bowym krze艣le.

- Jaka to sprawa?

- Przecie偶 pan wie. - Brett czu艂a, 偶e brakuje jej tchu. I taki po偶ytek z ucz臋szczania na zaj臋cia grupy dyskusyjnej przygotowuj膮ce do podobnych konfrontacji. Opar艂a d艂onie na g艂adkiej powierzchni biurka pana Tomkinsa i u艣miechn臋艂a si臋 do niego przymilnie. - Musz臋 z nim chwil臋 porozmawia膰. Nie mo偶e mnie pan wpu艣ci膰 na minut臋? Mo偶e pan liczy膰 czas.

Pan Tomkins u艣miechn膮艂 si臋 rozbawiony i przecz膮co pokr臋ci艂 g艂ow膮. Brett us艂ysza艂a jaki艣 szelest za drzwiami gabinetu dziekana i mia艂a wra偶enie, 偶e zaraz si臋 otworz膮, ale po chwili odg艂os ucich艂 i w 艣rodku znowu zapanowa艂a cisza.

- Po prostu nie wolno mu przeszkadza膰 - powt贸rzy艂 pan Tomkins, zerkaj膮c jednym okiem na ekran komputera i trzymaj膮c d艂o艅 na myszce. 艁atwa praca, pomy艣la艂a z gorycz膮 Brett. Zajadanie przy biurku kanapek z tu艅czykiem i surfowanie w sieci w poszukiwaniu pornos贸w z Je藕d藕cem bez G艂owy, a przy okazji odganianie uczni贸w spod drzwi gabinetu dziekana. - 呕a艂uj臋, ale nie mog臋 pom贸c.

- Jestem przewodnicz膮c膮.., - Brett zrobi艂a drugie podej艣cie.

- Tak, wiem o tym - przerwa艂 jej pan Tomkins. Tym razem nie oderwa艂 oczu do ekranu, a Brett odnios艂a wra偶enie, 偶e jest ca艂kowicie poch艂oni臋ty uk艂adaniem pasjansa.

- Mam prawo wiedzie膰, dlaczego jestem w艣r贸d podejrzanych - wygarn臋艂a Brett, troch臋 zaniepokojona, 偶e kto艣 mo偶e us艂ysze膰, i偶 za艂atwia w艂asne interesy, wyst臋puj膮c jako przedstawicielka spo艂eczno艣ci uczniowskiej. Ale w sekretariacie nie by艂o nikogo wi臋cej, a gdyby nawet dziekan to us艂ysza艂, to mo偶e przynajmniej wpu艣ci艂by j膮 do 艣rodka.

- Przykro mi - powiedzia艂 pan Tomkins tonem wskazuj膮cym, 偶e wcale nie czuje 偶adnego dyskomfortu. - Nie wolno mi zdradza膰 takich informacji. Na jego twarzy pojawi艂 si臋 u艣miech zadowolenia, kt贸ry m贸wi艂: 鈥濿iem co艣, czego ty nie wiesz". Brett nie mia艂a zamiaru dawa膰 mu satysfakcji i b艂aga膰 o zdradzenie jakiejkolwiek informacji. Ju偶 mia艂a si臋 odwr贸ci膰 i wyj艣膰, gdy pan Tomkins zupe艂nie niespodziewanie doda艂 szeptem: - Zdaje si臋, 偶e niekt贸rzy uczniowie znale藕li si臋 na li艣cie, poniewa偶 ostatnimi czasy za bardzo rzucali si臋 w oczy.

Przez u艂amek sekundy s膮dzi艂a, 偶e ma na my艣li Heatha. Albo Tinsley. Albo nawet Jenny, kt贸ra sta艂a si臋 przedmiotem niezliczonych plotek, tak samo jak Easy i Callie.

Ale kiedy spojrza艂a na jego wysoko uniesione brwi, zda艂a sobie spraw臋, 偶e pan Tomkins ma na my艣li j膮. Serce podesz艂o jej do gard艂a. To musi by膰 jaki艣 ponury 偶art! Brett chcia艂a krzykn膮膰 na Tomkinsa, kt贸ry udawa艂, 偶e nie widzi przera偶enia na jej twarzy. Jestem na li艣cie, bo nie siedz臋 przez ca艂y czas w pokoju poch艂oni臋ta nauk膮? Jestem na li艣cie, bo kole偶anki i koledzy plotkuj膮 na m贸j temat? Jestem na li艣cie, bo ca艂owa艂am si臋 z inn膮 dziewczyn膮? Jak to w og贸le mo偶liwe? Przera偶ona Brett wysz艂a z sekretariatu na mi臋kkich nogach, nie m贸wi膮c 鈥濪o widzenia".

W korytarzu pad艂a ci臋偶ko na drewnian膮 艂awk臋, na kt贸rej siedzia艂y przed ni膮 niezliczone rzesze delikwent贸w, czekaj膮cych, a偶 dziekan Marymount arbitralnie podejmie decyzj臋 co do ich dalszego losu. Wyobrazi艂a sobie Marymounta, pana Tomkinsa i grup臋 w艣cibskich nauczycieli pochylonych z rado艣ci膮 nad rocznikiem Waverly. Widzia艂a, jak z niezdrow膮 satysfakcj膮 namierzaj膮 osob臋, kt贸ra wed艂ug nich jest wystarczaj膮co podejrzana. Oczyma wyobra藕ni widzia艂a ich twarze, gdy wreszcie dochodz膮 do jej zdj臋cia. Pan Tomkins mia艂by na sobie krawat w wydr膮偶one dynie.

- Hm, no tak. - Dziekan Marymount pog艂aska艂by si臋 po cienkich, jasnych w艂osach zaczesanych na 艂ysin臋. - Lesbijka i piromanka. Jest co prawda przewodnicz膮c膮 jedenastej klasy, ale i tak trzeba j膮 umie艣ci膰 na li艣cie. - Po czym skin膮艂by m膮drze g艂ow膮 i zapisa艂 jej nazwisko, a obok niego umie艣ci艂by dopisek: 鈥濿inna".


S贸wNet

Komunikator

KaraWhalen:

Chcesz i艣膰 na kolacj臋 na cze艣膰 kandydat贸w?

BrettMesserschmldt:

Mo偶e lepiej zam贸wi臋 co艣 do pokoju...

KaraWhalen:

Ale dlaczego?

BrettMesserschmidt:

Chyba si臋 po艂o偶臋.

KaraWhalen:

Hej, nie ma si臋 czym martwi膰.

jeste艣my na li艣cie dziekana, ale przecie偶 nie zrobi艂y艣my nic z艂ego, no nie?

BrettMesserschmidt:

Zale偶y, kogo spytasz.


12
Sowa Waverly nigdy nie przegrywa pojedynku

Tinsley wraca艂a 偶wirow膮 alejk膮 do Dumbarton, a jej bia艂e, sk贸rzane buty Prince'a do tenisa wybija艂y ka偶dy krok. Bawi艂a si臋 dzi艣 na treningu lepiej ni偶 zwykle. Pani Nemerov, superwysportowana, nieco m臋ska w sposobie bycia trenerka rosyjskiego pochodzenia, bezwstydnie faworyzowa艂a Tinsley. I to tylko dlatego, 偶e ta znalaz艂a si臋 na li艣cie podejrzanych dziekana. By艂a przera偶ona perspektyw膮, 偶e jej najlepsza zawodniczka mog艂aby znikn膮膰 z dru偶yny. Wzi臋艂a nawet Tinsley na stron臋 i zaproponowa艂a, 偶e mo偶e szepn膮膰 dziekanowi s艂贸wko w jej sprawie. Tinsley uprzejmie odm贸wi艂a. Poradz臋 sobie sama, dzi臋kuj臋 bardzo. Z pomoc膮 Chloe dziekan do 艣rody b臋dzie ju偶 przekonany, 偶e Jenny jest winowajczyni膮. Tinsley czu艂a si臋 jak aktor w teatrze marionetek, poruszaj膮cy wszystkimi sznurkami.

Grupa dziewcz膮t z dziewi膮tej klasy, ubranych w sk膮pe topy, roz艂o偶y艂a si臋 tu i 贸wdzie na murawie opustosza艂ego stadionu Waverly, wystawiaj膮c chude ramiona na ostatnie ciep艂e promienie s艂o艅ca. Wszystkie ukradkiem unios艂y wzrok znad otwartych ksi膮偶ek i obserwowa艂y Tinsley. Z trudem powstrzyma艂a si臋 od 艣miechu. Przeci臋艂a rakiet膮 powietrze, wyobra偶aj膮c sobie, 偶e 艣cina g艂ow臋 Jenny u艂o偶on膮 na pie艅ku. Nie zauwa偶y艂a, 偶e zbli偶a si臋 do niej wysoka, chuda posta膰. Prawie na ni膮 wpad艂a.

- Tinsley - oznajmi艂 g艂o艣no Julian.

Niemal podskoczy艂a.

- Julian - powiedzia艂a automatycznie, bo nic innego nie przysz艂o jej w rym momencie do g艂owy Przed tym cudownym, smuk艂ym ch艂opakiem, kt贸ry patrzy艂 na ni膮 br膮zowymi, 艂agodnymi oczami, ogarnia艂o j膮 dziwne onie艣mielenie. Poczu艂a, 偶e w brzuchu jej si臋 przyjemnie przewraca na wspomnienie ich ognistych spotka艅 w r贸偶nych miejscach kampusu - w 艂azience Dumbarton, w sali kinowej w podziemiach Hopkins Hall. Zrobi艂a z tego potajemny romans tylko dlatego, 偶e ba艂a si臋 gadania, 偶e zadaje si臋 z pierwszoroczniakiem. Ale kiedy teraz o tym my艣la艂a, to nie widzia艂a w tym fakcie nic z艂ego. By膰 mo偶e zapocz膮tkowa艂aby now膮 mod臋, a la Demi Moore.

- Hej, szkoda, 偶e... hm... nie mieli艣my okazji porozmawia膰 w czasie weekendu. - Julian kopa艂 czubkiem buta dziur臋 w 偶wirowej alejce. Po chwili podni贸s艂 wzrok, jego zmierzwione jasnobr膮zowe w艂osy opada艂y w nie艂adzie na czo艂o. Ubrany by艂 w 偶贸艂t膮 kraciast膮 koszul臋 z ko艂nierzykiem na guziki i Tinsley zastanawia艂a si臋, co ma pod ni膮. - Wszystko wymkn臋艂o si臋 spod kontroli. Ale naprawd臋 mia艂em zamiar porozmawia膰 z tob膮 o pewnych sprawach.

Tinsley zesztywnia艂a, jakby kto艣 uderzy艂 j膮 w twarz. Zgani艂a si臋 w duchu za chwil臋 s艂abo艣ci. Jak mog艂a dopu艣ci膰 do tego, 偶eby ten smarkacz tak bardzo j膮 zdenerwowa艂?

- O pewnych sprawach? - zapyta艂a lodowatym tonem, mru偶膮c fio艂kowe oczy. - Czy m贸wi膮c, 偶e 鈥瀢szystko wymkn臋艂o si臋 spod kontroli", chcia艂e艣 powiedzie膰, 偶e by艂e艣 zbyt poch艂oni臋ty swoj膮 now膮 dziewczyn膮?

- O czym ty m贸wisz? - Julian wydawa艂 si臋 naprawd臋 zak艂opotany. Przeczesa艂 r臋k膮 potargane w艂osy, zastanawiaj膮c si臋 pewnie, sk膮d wie o Jenny. My艣la艂, 偶e mo偶e si臋 zadawa膰 z t膮 biu艣ciast膮 ma艂膮 puszczalsk膮, a ona si臋 o tym nie dowie?

- Nie udawaj naiwniaka. Widzia艂am ci臋 z tym kurduplem. Postawi艂a tytanow膮 rakiet臋 do tenisa i opar艂a si臋 na niej.

Czu艂a si臋 tak, jakby w艂a艣nie zaliczy艂a punkt w grze.

Julian uni贸s艂 brwi. Nie wiedzia艂a, czy jest zdziwiony, czy z艂y. Pewnie jedno i drugie.

- Gdzie?

Tinsley zesztywnia艂a, pojmuj膮c sw贸j b艂膮d. Je艣li mu powie, 偶e widzia艂a ich ko艂o stodo艂y, to tak jakby przyzna艂a si臋 do podpalenia. Zerkn臋艂a na lewo. Opalaj膮ce si臋 dziewczyny wydawa艂y si臋 zatopione w ksi膮偶kach, ale podejrzewa艂a, 偶e nadstawia艂y uszu, aby nie uroni膰 ani s艂owa z tej rozmowy.

- Niewa偶ne gdzie - sykn臋艂a. - Ale u艂atwi臋 ci to. Je艣li jeszcze raz zobacz臋 ciebie i twoj膮 dziewczyn臋 razem, to by膰 mo偶e b臋dzie to wasz ostami raz. - Ostatnie s艂owa wym贸wi艂a powoli i starannie. Nie mia艂a zamiaru tego powtarza膰.

Julian zaczerwieni艂 si臋 delikatnie.

- Grozisz mi? - G艂os mu dr偶a艂, a jego zwyk艂y pogodny nastr贸j ulotni艂 si臋 bez 艣ladu. Wydawa艂 si臋 zaszokowany i nieco przestraszony. I tak w艂a艣nie mieli si臋 czu膰 wrogowie Tinsley.

- Nie b膮d藕 g艂upi. - Roze艣mia艂a si臋, odrzucaj膮c czarne jedwabiste w艂osy. - Przecie偶 oboje wiemy, komu gro偶臋.

Odwr贸ci艂a si臋 na pi臋cie i odesz艂a, wymachuj膮c delikatnie rakiet膮. Gem, set, mecz. Ale przegranym nie by艂 Julian. Kto艣 znacznie, znacznie ni偶szy.

Z okazji uroczystej kolacji na cze艣膰 kandydat贸w zamieniono sto艂贸wk臋 w pi臋ciogwiazdkow膮 restauracj臋. Promienie zachodz膮cego s艂o艅ca wpada艂y przez witra偶owe okna i rzuca艂y kolorowe smugi 艣wiat艂a na bia艂e lniane obrusy. Chocia偶. Tinsley by艂a poirytowana obecno艣ci膮 tych wszystkich gamoniowatych kandydat贸w - wszystkich opr贸cz jednej osoby - podziwia艂a Marymounta za to, 偶e potrafi艂 zdoby膰 si臋 na taki gest. Zatrzyma艂a si臋 w drzwiach i pozwoli艂a sobie na chwil臋 zachwytu nad zmianami. A przy okazji pokaza艂a innym, 偶e jest spokojna i opanowana jak zawsze, pomimo gro藕nego mejla do Marymounta.

Zlikwidowano barek z pizz膮 i pojemniki z p艂atkami 艣niadaniowymi, nawet butl臋 z wod膮 sodow膮 przesuni臋to pod 艣cian臋. Ich miejsce zaj膮艂 osza艂amiaj膮cy szereg obs艂ugi ubranej w odprasowane bia艂e koszule, czarne spodnie i bia艂e r臋kawiczki. Tinsley niemal si臋 potkn臋艂a o jednego z kelner贸w, kt贸ry ni贸s艂 tac臋 z kanapkami. Serwowanie przystawek? Gdy chodzi艂o o zabezpieczenie przysz艂o艣ci finansowej Waverly, dziekan najwyra藕niej potrafi艂 nieco g艂臋biej si臋gn膮膰 do kieszeni. Kto艣 nawet zada艂 sobie tyle trudu, aby wykaligrafowa膰 napis: 鈥瀂akaz u偶ywania telefon贸w kom贸rkowych", kt贸re to ostrze偶enie powieszono na widocznym miejscu przy wej艣ciu.

Wesz艂a na sal臋 jako jedna z ostatnich, ale tak w艂a艣nie lubi艂a si臋 pojawia膰. Przyci膮gn臋艂a wszystkie spojrzenia, gdy kroczy艂a ubrana w klasyczn膮 ma艂膮 czarn膮 Chanel i czarne rajstopy z wzorem. Porusza艂a cia艂em w taki spos贸b, 偶e suknia, kt贸ra mia艂a skromny fason, zaczyna艂a 偶y膰 w艂asnym 偶yciem, i ka偶dy zastanawia艂 si臋, co si臋 pod ni膮 znajduje.

Jeden z d艂ugich sto艂贸w przy olbrzymim kominku - w kt贸rym rozpalono ogie艅 specjalnie na t臋 okazj臋, zauwa偶y艂a z ironi膮 - okupowa艂y Sage i Benny z reszt膮 towarzystwa.

- 艁adna sukienka, T. - pochwali艂a Benny g艂o艣nym szeptem, kiedy Tinsley j膮 mija艂a.

- Dzi臋ki - odpowiedzia艂a normalnym g艂osem i dopiero wtedy u艣wiadomi艂a sobie, 偶e w ca艂ej sto艂贸wce panuje dziwna cisza.

Uczniowie pochylali g艂owy na sto艂ami, wymieniaj膮c szeptem uwagi, jakby ka偶dy si臋 obawia艂, 偶e g艂o艣niejsze s艂owo wska偶e go jako winowajc臋. Na drugim ko艅cu sto艂u siedzia艂a Callie. Pochwyci艂a spojrzenie Tinsley. Pochyli艂a rudawoblond w艂osy w stron臋 Easy'ego, kt贸ry niemal siedzia艂 jej na kolanach. Zr贸b miejsce, sykn臋艂a Tinsley do siebie. Callie skin臋艂a na ni膮. podnosz膮c jasne brwi i klepi膮c wolne miejsce ko艂o siebie. Na jej r臋ce po艂yskiwa艂a bransoletka z pere艂ek od Swarovskiego.

Tinsley przecisn臋艂a si臋 do miejsca, gdzie siedzia艂a Callie i gdzie Heath pr贸bowa艂 nam贸wi膰 jedn膮 z kelnerek, by postawi艂a przed nim tac臋 z przystawkami. W 艣lad za Tinsley bieg艂 szmer g艂os贸w. U艣miechn臋艂a si臋 pod nosem. Nie przeszkadza艂o jej, 偶e jest na li艣cie podejrzanych w sprawie po偶aru na farmie pani Miller - ka偶dy, kto czytywa艂 krymina艂y Agathy Christie, wie, 偶e winowajc膮 jest zawsze osoba, kt贸r膮 najmniej si臋 podejrzewa. Kto艣 taki jak ma艂a Jenny Humphrey. Nikomu nie przysz艂oby do g艂owy, 偶e ta s艂odka niewysoka os贸bka mog艂aby wznieci膰 po偶ar na farmie, ale kiedy w ko艅cu j膮 przyskrzyni膮, wszyscy si臋 zdziwi膮, 偶e wcze艣niej o tym nie pomy艣leli.

- Niez艂e wej艣cie - sykn臋艂a Callie pod nosem. - Marymount ma przemawia膰 za dwie minuty.

Tinsley usiad艂a na niewygodnym d臋bowym krze艣le, kt贸re Callie jej zaj臋艂a.

- Przecie偶 nie zacz膮艂by beze mnie - odszepn臋艂a ze z艂o艣liwym u艣mieszkiem.

Brandon Buchanan stara艂 si臋 ukradkiem poda膰 jakiej艣 osobie na drugim ko艅cu sto艂u li艣cik nabazgrany na serwetce. Tinsley przechwyci艂a li艣cik i trzyma艂a go w d艂oni. Brandon, ubrany w schludnie odprasowan膮 koszul臋 Armaniego i krawat, przes艂a艂 jej z艂o艣liwy u艣mieszek, sugeruj膮cy, 偶eby nie otwiera艂a serwetki. Tinsley go zignorowa艂a. 鈥濵y艣lisz, 偶e to ona to zrobi艂a?" Tak brzmia艂a tre艣膰 zapisana dziwnie niechlujnym pismem jak na Brandona. Tinsley pokaza艂a mu j臋zyk. Czy to by艂o o niej? Ani troch臋 by jej to nie obesz艂o, gdyby ten m膮drala wylecia艂 ze szko艂y. Zgniot艂a serwetk臋. Na wszystkich sto艂ach wala艂y si臋 pogniecione serwetki, a Tinsley zastanawia艂a si臋, na ilu pisano o niej.

- T. C. - Heath sk艂oni艂 si臋 na powitanie, a jedna z obs艂uguj膮cych, 艂adna blondynka z dziesi膮tej klasy, postawi艂a przed nim tac臋 z faszerowanymi grzybami.

Tinsley odpowiedzia艂a spojrzeniem. Nie widzia艂a wcze艣niej kandydata, kt贸ry siedzia艂 obok Heatha. Jego jasnobr膮zowe w艂osy by艂y u艂o偶one w taki sam spos贸b jak w艂osy Heatha - boki zaczesane do ty艂u, g贸ra w artystycznym nie艂adzie, wszystko utrwalone za pomoc膮 偶elu. Tinsley zacz臋艂a si臋 zastanawia膰, czy Heath nie ma przypadkiem m艂odszego brata. Kiedy dzieciak si臋gn膮艂 po przystawk臋, zauwa偶y艂a, 偶e nawet porusza si臋 podobnie jak Heath. Niesamowite. Wrzuci艂 grzybek do ust, nie przestaj膮c podwija膰 r臋kawa jasno - b艂臋kitnej, s艂odkiej koszuli. Wygl膮da艂a tak, jakby pochodzi艂a z dzia艂u dla kobiet u Bloomingdale'a.

- 艁adn膮 masz koszul臋 - zauwa偶y艂a Tinsley, zapominaj膮c, 偶e nale偶y m贸wi膰 szeptem. Wszyscy przy stole drgn臋li z trwog膮, jak gdyby chowali si臋 przed wrogiem, a Tinsley w艂a艣nie zdradzi艂a ich pozycj臋.

- Tak, jest super - odpar艂 kandydat, daj膮c przy tym Heathowi jaki艣 znak g艂ow膮.

- To m贸j ch艂opak, Sam - wyszepta艂 Heath, zaciskaj膮c d艂onie w g贸rze na znak triumfu. Sam natychmiast zrobi艂 to samo, na co wszyscy przy stole parskn臋li 艣miechem.

- Nie wiedzia艂em, 偶e jeste艣 ojcem. Ferro. - Alan St. Girard pochyli艂 si臋 do przodu i zwin膮艂 z talerza jeden z grzybk贸w Heatha. Z okazji kolacji ogoli艂 niezbyt starannie brod臋, co pokaza艂o 艣wiatu dzieci臋c膮 t艂usto艣膰 na r贸偶owawych policzkach. Tinsley rozejrza艂a si臋 po sali w poszukiwaniu jego dziewczyny i dostrzeg艂a g艂ow臋 Alison Quentin z ciemnymi, g臋stymi w艂osami przy okr膮g艂ym stole w rogu pomieszczenia. Alison siedzia艂a tam z Jenny i, co zauwa偶y艂a z satysfakcj膮, z Chloe. Upi艂a 艂yk wody i dalej przeczesywa艂a wzrokiem sal臋, wy艂uskuj膮c w ko艅cu znajom膮 przystojn膮 twarz Juliana przy stoliku dru偶yny squasha, w innym rogu, tak daleko od Jenny, jak to tylko by艂o mo偶liwe. Poci膮gn臋艂a kolejny 艂yk wody, jakby pi艂a szampana, i pogratulowa艂a sobie dobrze wykonanej pracy.

- Jest moim protegowanym - przechwala艂 si臋 Heath, klepi膮c Sama po ramieniu. - Przeka偶e dziedzictwo Heatha nast臋pnym pokoleniom, gdy mnie ju偶 tu nie b臋dzie.

- A to mo偶e sta膰 si臋 szybko, no nie? - Tinsley u艣miechn臋艂a si臋 i za艂o偶y艂a r臋ce, co zawsze przyci膮ga艂o spojrzenia do jej doskona艂ego biustu.

- To si臋 zobaczy - powiedzia艂 Heath, rozgl膮daj膮c si臋. Zgromadzeni wydali pomruk, gdy dziekan Marymount wszed艂 na m贸wnic臋 ustawion膮 na przodzie sali i udekorowan膮 herbem Waverly. Chocia偶 wszyscy spogl膮dali na siebie, w sali panowa艂a zdumiewaj膮ca cisza. Dziekan pukn膮艂 w mikrofon dwoma t艂ustymi palcami i po sali rozszed艂 si臋 d藕wi臋k przypominaj膮cy grzmot. Da艂o si臋 s艂ysze膰 odosobnione i st艂umione chichoty. Tinsley zachowa艂a powag臋, nie odwracaj膮c wzroku nawet wtedy, gdy Marymount zdawa艂 si臋 patrze膰 prosto w jej oczy.

- Mamy ogromn膮 przyjemno艣膰 powita膰 naszych go艣ci zacz膮艂 powa偶nie i uroczy艣cie, jakby zwraca艂 si臋 do s膮du, a nie do grupy rozwydrzonych nastolatk贸w. - Tradycja jest wa偶nym elementem doskona艂ej reputacji Waverly. O naszej pozycji nie tylko w najbli偶szym otoczeniu, ale i w szerszej spo艂eczno艣ci, decyduje warto艣ciowe po艂膮czenie honoru z szacunkiem, kt贸re s膮 dwoma pasmami tej samej drogi skrzy偶owanymi z szerok膮 alej膮, znan膮 pod nazw膮 prawdy.

Tinsley zacisn臋艂a usta i utkwi艂a wzrok w Marymouncie, podpieraj膮c podbr贸dek d艂oni膮. Mia艂a nadziej臋, 偶e wygl膮da na osob臋 zainteresowan膮 jego s艂owami. Spojrza艂a na ostatni grzybek na talerzu Heatha. Zaburcza艂o jej w brzuchu.

- Szacunek dla siebie nawzajem i dla naszej spo艂eczno艣ci to najwa偶niejsza warto艣膰, dzi臋ki kt贸rej Waverly jest powa偶an膮 instytucj膮. Nie zapominajcie, 偶e Waverly to nie tylko miejsce. Szko艂a ma sw贸j charakter i swoje morale, a ka偶da bez wyj膮tku osoba, kt贸ra przywdziewa marynark臋 akademii i przyjmuje dumny tytu艂 Sowy Waverly staje si臋 cz膮stk膮 naszej spo艂eczno艣ci. Je艣li chcemy, by szko艂a mia艂a nieposzlakowan膮 opini臋, musimy by膰 najlepsi. Sowa jest przede wszystkim uczciwym, przestrzegaj膮cym zasad i prawym obywatelem. Te cechy powinien uosabia膰 ka偶dy ucze艅 Waverly. Mam nadziej臋, 偶e kandydaci - nasze przysz艂e Sowy Waverly - przejm膮 to od was intuicyjnie, je艣li podtrzymacie w nich pragnienie do艂膮czenia do spo艂eczno艣ci Waverly. - Marymount zrobi艂 przerw臋 pe艂n膮 dramatyzmu, wstrzyma艂 oddech i dopiero gdy by艂 pewny, 偶e przyku艂 uwag臋 ca艂ej sali, m贸wi艂 dalej. - Oczywi艣cie, nie trzeba nawet przypomina膰, 偶e ka偶dy, kto nie uosabia tych warto艣ci, kt贸re cenimy najwy偶ej w Waverly, nie pasuje tu i mo偶e sta膰 si臋 jedynie skaz膮 na budowanej przez luta. wypracowanej wsp贸lnym trudem reputacji akademii. Zapewniam, 偶e pod moim kierownictwem Waverly nie b臋dzie nara偶one na taki wstyd. Tyle mog臋 wam obieca膰.

Marymount podni贸s艂 wzrok znad m贸wnicy i prze艣wietla艂 sal臋 zimnymi niebieskimi oczami niczym jastrz膮b. Tinsley spojrza艂a na kole偶anki i koleg贸w. Ka偶dy odwraca艂 oczy i wyra藕nie ba艂 si臋 skrzy偶owa膰 spojrzenie z dziekanem. Jedyn膮 osob膮, kt贸ra nie uchwyci艂a z艂owieszczego wyd藕wi臋ku s艂贸w dziekana, by艂 Sam. Ch艂opak w艂a艣nie odkry艂, 偶e guziki przy jego koszuli nie s膮 bia艂e, tylko per艂owor贸偶owe. Przygl膮da艂 si臋 im z trwog膮. Tinsley zastanawia艂a si臋, jak m贸g艂 nie zauwa偶y膰 ko艂nierzyka a la Piotru艣 Pan i poduszek na ramionach.

Spojrza艂a ponownie w stron臋 Jenny. Spija艂a ka偶de s艂owo z ust Marymounta i wydawa艂a si臋 zmartwiona, a jej ciemne loczki kr臋ci艂y si臋 mniej ni偶 zwykle. Chloe odwr贸ci艂a si臋 i z艂apa艂a spojrzenie Tinsley. Kandydatka mrugn臋艂a do niej porozumiewawczo i wydawa艂o si臋, 偶e walczy ze sob膮, aby nie pomacha膰 r臋k膮 i nie krzykn膮膰: 鈥濸rzyja藕ni臋 si臋 z Tinsley!" Mo偶e nie by艂a uprzedzaj膮co grzeczna, ale na pewno bezcenna.

Tinsley u艣miechn臋艂a si臋. Dziekan Marymount nie zdawa艂 sobie sprawy - jeszcze nie w tej chwili - 偶e osoba, kt贸r膮 tak pierwszorz臋dnie opisa艂, to w rzeczywisto艣ci ma艂a Jenny Humphrey. Czy kto艣 z takim biustem mo偶e mie膰 zasady moralne?


S贸wNet

Twoja Poczta

Od:

Do:

Data:

Temat:

RufusHumphrey@poetsonline.com

JennyHumphrey@waverly.edu

poniedzia艂ek, 14 pa藕dziernika, 22. 27

Miau


Miau, miau (kochana lenny)

Wszyscy na Dziewi臋膰dziesi膮tej Dziewi膮tej Zachodniej i na West End Ave t臋skni膮 za tob膮, a szczeg贸lnie ja, kot Marx. Zepsute mleko traci smak, kiedy nie ma ci臋 w pobli偶u, i z trudem zbieram w sobie si艂y, aby pogoni膰 myszy do wyj艣cia przeciwpo偶arowego. Przyzwyczai艂em si臋 do spania w twoim dawnym 艂贸偶ku, ale dziewczyna, kt贸ra teraz tam sypia, ta, kt贸ra nie ma w og贸le w艂os贸w - co to za dziwol膮g, sfinks? - nie wydaje si臋 tym uszcz臋艣liwiona. Pewnie dlatego, 偶e ubiera si臋 tylko na czarno, a na tym kolorze najbardziej wida膰 moje k艂aczki.

Najdro偶sza Jenny, moja ulubiona w艂a艣cicielko, kiedy ci臋 znowu zobaczymy? Twoja nieobecno艣膰 jest dla nas ci臋偶k膮 pr贸b膮.

Z powa偶aniem

Kot Marx

PS Prosz臋, zadzwo艅 do swojego ojca. Bez ciebie wydaje si臋 samotny. Inaczej nie przestanie mnie szczotkowa膰.

13
Biblioteka Waverly to miejsce na nauk臋

Callie poczu艂a w powietrzu lekki zapach farby olejnej, kiedy we wtorek rano skr臋ci艂a za naro偶nik na drugim pi臋trze biblioteki, stukaj膮c obcasami Costume National. Zerkn臋艂a na zegarek Cartiera z w膮sk膮 bransoletk膮 i male艅kimi brylantami wok贸艂 tarczy i u艣miechn臋艂a si臋 do siebie. W sam膮 por臋. To by艂a jej pierwsza wizyta w Staxxx, zak膮tku biblioteki przeznaczonym na indywidualn膮 nauk臋 i zarezerwowanym dla tych os贸b, kt贸re przygotowuj膮 si臋 do egzaminu SAT. Miejsce s艂yn臋艂o z tego, 偶e nie kr臋ci艂y si臋 tu nadzoruj膮ce bibliotekarki. Na naro偶nych rega艂ach sta艂y w wi臋kszo艣ci stare encyklopedie i przestarza艂e roczniki, wi臋c nikt nie trafia艂 tu przypadkiem. Jacy艣 przedsi臋biorczy uczniowie zainicjowali nawet w艂asny ksi臋gozbi贸r na najni偶szej p贸艂ce Staxxx. By艂y tam mi臋dzy innymi zniszczone egzemplarze Kochanka Lady Chatterly, Lolity i zbiorowe wydanie dzie艂 Henry'ego Millera. Na samym spodzie najni偶szej p贸艂ki znajdowa艂 si臋 tak偶e numer 鈥濸layboya" z rozebranymi zdj臋ciami Madonny, pozostawiony przez rocznik 1985 z Waverly.

Zasta艂a Easy'ego w jednym z trzech boks贸w do nauki - przypominaj膮cych przegrody w restauracji - w kt贸rych 艂awki by艂y wy艣cie艂ane pomara艅czowym, we艂nianym, drapi膮cym materia艂em. Pomys艂 z boksami mia艂 zach臋ca膰 do grupowej nauki, ale najcz臋艣ciej pracowano w nich parami.

- Hej. - Ciemnoniebieskie oczy Easy'ego rozb艂ys艂y, kiedy j膮 zobaczy艂. Odsun膮艂 na bok egzemplarz Zwrotnika Raka. Mia艂 na sobie czarn膮 koszulk臋 z dzianiny i zniszczone lewisy, a ciemne faluj膮ce w艂osy opada艂y mu na czo艂o. A偶 chcia艂o si臋 go schrupa膰.

Callie zsun臋艂a na pod艂og臋 czarn膮 sk贸rzan膮 torb臋 od Pierre'a Hardy'ego i szybko usiad艂a po tej samej stronie boksu, kt贸r膮 zajmowa艂 Easy, tarmosz膮c mu w艂osy.

- Auuu! - Easy uderzy艂 kolanem o brzeg sto艂u. U艣miechn膮艂 si臋 leniwie, ukazuj膮c zaschni臋t膮 plamk臋 bia艂ej pasty do z臋b贸w w k膮ciku ust.

Callie poliza艂a palec i star艂a past臋.

- Dzi臋kuj臋, mamusiu - powiedzia艂 ze swoim po艂udniowym akcentem, a Callie klepn臋艂a go lekko w rami臋. Sun臋艂a palcami w d贸艂 jego nogi, do miejsca, kt贸re szczeg贸lnie lubi艂a - do kwadratowych i ch艂opi臋cych du偶ych kolan, ukrytych pod mi臋kkimi d偶insami. Nie mog艂a oderwa膰 wzroku od jego pi臋knych niebieskich oczu. Przypomina艂y jej ocean, ale niejasn膮, turkusow膮 to艅 Morza Karaibskiego, w kt贸rym ka偶dy uwielbia艂 nurkowa膰, ale ciemn膮 otch艂a艅 Atlantyku, kt贸rego g艂臋bi nie da si臋 ogarn膮膰.

Easy pochyli艂 si臋 i poca艂owa艂 j膮 w usta. Pocz膮tek by艂 s艂odki i czu艂y. Ca艂owali si臋 z coraz wi臋kszym zapami臋taniem, a偶 w ko艅cu musieli si臋 od siebie oderwa膰. Wpatrywali si臋 w siebie, dok艂adnie wiedz膮c, co my艣li drugie.

- Chcesz, 偶ebym po艂o偶y艂 Lolit臋 na w贸zku pod drzwiami? - zapyta艂 Easy. By艂 to znany od lat sygna艂, 偶e Staxxx jest zaj臋ty. Im bardziej Easy by艂 napalony, tym wyra藕niejszy si臋 stawa艂 jego akcent z Kentucky. W tej chwili Callie nie zorientowa艂aby si臋, 偶e Easy od dw贸ch i p贸艂 roku uczy si臋 w szkole na Wschodnim Wybrze偶u. Jego palce b艂膮dzi艂y przy pasku od jej rurkowatych d偶ins贸w Habitual, delikatnie g艂adz膮c plecy.

Callie poczu艂a, 偶e 偶o艂膮dek podje偶d偶a jej do g贸ry w taki sam spos贸b, jak podczas jazdy szybk膮 wind膮 do biura ojca na ostatnim pi臋trze drapacza chmur w centrum Atlanty, b臋d膮cego siedzib膮 Bank of America.

- A je艣li nas przy艂api膮? - zapyta艂a, chocia偶 specjalnie si臋 tym nie martwi艂a. Rano w bibliotece panowa艂a martwa cisza, a poza tym wszyscy za bardzo przejmowali si臋 艣ledztwem w sprawie po偶aru, aby si臋 przygotowywa膰 do egzaminu SAT. Wy艣lizgn臋艂a si臋 z kardigana TSE, pod kt贸rym mia艂a cienk膮 bia艂膮 koszulk臋 Antropologie na rami膮czkach.

- Nawet je艣li, to co z tego? - Easy wzruszy艂 ramionami. - Mo偶e to nasza ostatnia okazja. Musimy korzysta膰 z ka偶dej sposobno艣ci.

To mia艂 by膰 偶art. ale gdy tylko Easy wypowiedzia艂 te s艂owa, poczu艂, 偶e skr臋ca go w 偶o艂膮dku. Odk膮d otrzyma艂 mejl od dziekana, by艂 k艂臋bkiem nerw贸w, zesz艂ej nocy prawie nie zmru偶y艂 oka. Wiele, wiele razy miewa艂 k艂opoty w Waverly i chocia偶 s艂ysza艂, 偶e znaleziono zapalniczk臋 Juliana, to i tak odnosi艂 wra偶enie, 偶e oskar偶ycielski mejl by艂 wymierzony bezpo艣rednio w niego. I tylko w niego. Wcale by si臋 nie zdziwi艂, gdyby wyrzucono go z Waverly. A potem ojciec go wydziedziczy i umie艣ci w poprawczaku. Jednak bardziej ni偶 o siebie martwi艂 si臋 o Callie. Co ona zrobi, je艣li wyrzuc膮 j膮 ze szko艂y? I co on zrobi, je艣li do tego dojdzie?

- Nie b膮d藕 g艂uptasem. - Callie potrz膮sn臋艂a g艂ow膮, a jej g臋ste faluj膮ce rudoblond w艂osy musn臋艂y nagie ramiona. - Nie wywal膮 nas.

Easy obj膮艂 Callie za szyj臋, napawaj膮c si臋 dotykiem jej nagiej, delikatnej sk贸ry.

- 呕artowa艂em, ale... kochanie, Marymount chce przecie偶 kogo艣 wykopa膰. A my byli艣my w stodole. Pewnie jeste艣my pierwsi na li艣cie podejrzanych. - Jego r臋ka ze艣lizgn臋艂a si臋 na rami臋 Callie. - Jak mo偶esz si臋 tym nie martwi膰?

Uderzy艂o go, 偶e sam wariuje z niepokoju, co bardziej pasowa艂o do Callie. Tymczasem ona zachowuje spok贸j i luz, co z kolei bardziej pasowa艂o do niego. Jak to mo偶liwe? Czy wiedzia艂a co艣, czego on nie wiedzia艂?

Callie wzruszy艂a ramionami, a w jej orzechowych oczach nie by艂o ani 艣ladu niepokoju.

- Po prostu wierz臋, 偶e ukarany zostanie ten, kto za to odpowiada, ktokolwiek to jest. - Przytuli艂a si臋 do jego szyi. - Odpr臋偶 si臋 - wyszepta艂a niskim, gard艂owym g艂osem.

Ale Easy nie umia艂 si臋 odpr臋偶y膰. Callie powiedzia艂a mu nast臋pnego ranka po po偶arze, 偶e jest ca艂kowicie pewna, 偶e to Jenny wywo艂a艂a po偶ar z zazdro艣ci. A zatem m贸wi膮c 鈥瀔tokolwiek to jest", w istocie mia艂a na my艣li Jenny. I o co chodzi艂o z t膮 potajemn膮 narad膮 telefoniczn膮 z Tinsley przedwczoraj w stajni? To dziwne, 偶e Callie i Tinsley s膮 znowu w takiej komitywie. Easy nagle usiad艂.

- Nie wpl膮ta艂a艣 si臋 w nic, prawda? - zapyta艂.

Gdy s艂owa zawis艂y w powietrzu, zmartwi艂 si臋 znowu, 偶e zachowuje si臋 jak wariat, ale by艂o ju偶 za p贸藕no.

Callie powoli zamruga艂a oczami. Jej rz臋sy by艂y jasne i 艂adne bez tego czarnego smarowid艂a, kt贸re cz臋sto na nie nak艂ada艂a.

- Oczywi艣cie, 偶e nie. - Odrzuci艂a g艂ow臋, a jej rudoblond w艂osy opad艂y g臋st膮 zas艂on膮 na ramiona. Przed kilkoma tygodniami obci臋艂a w艂osy, wi臋c teraz si臋ga艂y ramion i okala艂y jej d艂ug膮, cienk膮 szyj臋. - Chcia艂am tylko powiedzie膰, 偶e jeste艣my niewinni i nie mamy si臋 czym martwi膰. - Znowu pochyli艂a si臋 i gryz艂a lekko jego ucho, a偶 czu艂 jej ciep艂y oddech. - Na czym sko艅czyli艣my?

Easy zamkn膮艂 oczy. Tak dobrze czu艂 si臋 z Callie. Nie chcia艂, aby to szale艅stwo z list膮 podejrzanych dziekana Marymounta i z po偶arem zaci膮偶y艂o na ich zwi膮zku. Je艣li powiedzia艂a, 偶e nic si臋 nie dzieje, to znaczy, 偶e nic si臋 nie dzieje.

- A na tym - odszepn膮艂 i poca艂owa艂 jej mi臋kkie, pe艂ne wargi.

Przecie偶 Callie na samym pocz膮tku powiedzia艂a, 偶e s膮 znowu razem i tylko to si臋 liczy.


S贸wNet

Komunikator

CallieVernon:

Nie mog臋 tego dalej ci膮gn膮膰.

TinsleyCarmichael:

呕e co?

CallieVernon:

EW podejrzewa, 偶e co艣 knuj臋.

TinsleyCarmichael:

No i?

CallieVernon:

I... nie chc臋 ryzykowa膰. Mo偶esz dalej zaj膮膰 si臋 tym sama?

TinsleyCarmichael:

Jezu. Doro艣nij, C.

CallieVernon:

Nie m贸w tak. Przecie偶 wiesz, 偶e masz jaja za nas dwie.


14
Sowa Waverly wie, 偶e rysunek jest lepszy ni偶 tysi膮c s艂贸w

Jenny lubi艂a zwykle odg艂osy towarzysz膮ce lekcji portretu - jej ulubionym zaj臋ciom plastycznym. Przesuwanie sto艂k贸w po betonowej pod艂odze i skrobanie p臋dzli o sztalugi zazwyczaj dzia艂a艂o na ni膮 inspiruj膮co i zach臋ca艂o do pracy. A je艣li jeszcze w powietrzu unosi艂 si臋 zapach farb olejnych i terpentyny, to potrafi艂a pracowa膰 bez ko艅ca.

Ale dzisiaj czu艂a, 偶e ma ci臋偶kie i powolne palce. Chocia偶 roz艂o偶y艂a przed sob膮 fioletowy przybornik ArtBin i wszystkie o艂贸wki do szkicowania Derwenta, posortowane wed艂ug twardo艣ci, czu艂a napi臋cie w r臋kach. Wszystko przez to, 偶e tak bardzo si臋 martwi艂a. Wpatrywa艂a si臋 w pust膮 bia艂膮 kartk臋 papieru. Pani Silver powiedzia艂a im na pocz膮tku lekcji, 偶e mog膮 naszkicowa膰 lub namalowa膰, co tylko zechc膮, pod warunkiem 偶e b臋dzie to 鈥瀢yp艂ywa膰 z ich najg艂臋bszych my艣li i uczu膰". By艂o to 膰wiczenie na dowolny temat, ale wszyscy cieszyli si臋, 偶e cho膰 przez chwil臋 nie musz膮 trzyma膰 si臋 zasad, kt贸re kr臋powa艂y ich przy wi臋kszo艣ci prac. Podczas gdy inni szkicowali albo malowali, Jenny siedzia艂a nieruchomo. Widocznie tak bardzo t艂umi艂a swoje najg艂臋bsze my艣li i uczucia, 偶e teraz nie mia艂a do nich dost臋pu, wysch艂y jak farba w niedomkni臋tym pojemniku.

Nagle tu偶 przy Jenny stan臋艂a pani Silver, a na jej okr膮g艂ej, przyjaznej twarzy - mog艂aby zagra膰 偶on臋 艢wi臋tego Miko艂aja - malowa艂o si臋 pytanie. Mia艂a na sobie fioletow膮 minisukienk臋 w koniki morskie oraz po艂yskuj膮ce srebrne legginsy i ciemnobr膮zowe botki Ugga.

- Nie wiesz, jak zacz膮膰? - spyta艂a, k艂ad膮c ziemist膮 d艂o艅 na ramieniu Jenny.

Dziewczyna powoli skin臋艂a g艂ow膮.

- Od艂贸偶 o艂贸wek - poleci艂a pani Silver. Jenny od艂o偶y艂a go do pude艂ka na w艂a艣ciwe miejsce mi臋dzy o艂贸wkami 2B a 4B. Od kiedy to sta艂a si臋 tak膮 przesadn膮 pedantk膮? - A teraz we藕 g艂臋boki oddech.

Spokojnie wci膮ga艂a i wydycha艂a powietrze, maj膮c nadziej臋, 偶e nikt nie pomy艣li, 偶e dosta艂a jakiego艣 ataku czy co艣 podobnego.

- Nie, nie, nie - zagdaka艂a pani Silver. Jej kr臋cone, siwe w艂osy by艂y zebrane w dwie nieporz膮dne kitki z ty艂u g艂owy, przy ka偶dym ruchu wymyka艂y si臋 z nich kosmyki. Koniki morskie na sukience ruszy艂y w tany. - Za p艂ytko. Spr贸buj jeszcze raz.

Jenny rozejrza艂a si臋 po sali. Chocia偶 czu艂a si臋 zak艂opotana, oddycha艂a g艂臋boko, nape艂niaj膮c ka偶dy zakamarek p艂uc unosz膮cym si臋 w powietrzu zapachem terpentyny. Czu艂a, 偶e jej pier艣 si臋 powi臋ksza - cho膰 akurat nie by艂o to konieczne - a po chwili odnios艂a wra偶enie, 偶e male艅kie iskierki 偶ycia zaczynaj膮 rozchodzi膰 si臋 po jej ramionach, d艂oniach, a nast臋pnie po ca艂ym ciele. Oddycha艂a g艂o艣no, nie zastanawiaj膮c si臋 ju偶, czy kto艣 na ni膮 patrzy.

- Du偶o, du偶o lepiej. - Pani Silver za艣mia艂a si臋 z zadowoleniem i opar艂a d艂onie na roz艂o偶ystych biodrach, zni偶aj膮c g艂os tak, 偶e Jenny musia艂a si臋 pochyli膰 w jej stron臋, aby us艂ysze膰, co m贸wi. - Chc臋, 偶eby艣 nawi膮za艂a kontakt ze swoj膮 pod艣wiadomo艣ci膮. Celem tego 膰wiczenia jest wylanie z siebie wszystkiego, rysowanie bez zahamowa艅. - Wymachuj膮c w powietrzu r臋koma, kre艣li艂a niewidoczne szkice. - Nie przejmuj si臋, co z tego wyjdzie, mo偶e oka偶e si臋, 偶e niczego to nie przypomina. Chc臋 tylko, 偶eby艣 przy艂o偶y艂a o艂贸wek do papieru i zobaczy艂a, co z tego wyniknie.

Jenny znowu skin臋艂a g艂ow膮. Mia艂a k艂opot z uwolnieniem my艣li - kr膮偶y艂y przede wszystkim wok贸艂 zawoalowanej gro藕by dziekana Marymounta, wyg艂oszonej na przyj臋ciu powitalnym zesz艂ego wieczoru. I wok贸艂 zaplanowanej na dzisiaj imprezy z udzia艂em Osobnik贸w Podejrzanych. Na pocz膮tku Jenny nie mia艂a zamiaru tam i艣膰. Perspektywa przypatrywania si臋, jak Callie i Easy 艣wi臋tuj膮 swoj膮 by膰 mo偶e ostatni膮 noc, nie by艂a zach臋caj膮ca. Ale odk膮d wiadomo艣膰 o mejlu dziekana obieg艂a ca艂e towarzystwo, Jenny czu艂a si臋 coraz bardziej izolowana. By艂a ciekawa, czy na widok innych Osobnik贸w Podejrzanych te偶 zapada taka k艂opotliwa cisza. I dlaczego Julian nie usiad艂 ko艂o niej wczoraj na kolacji na cze艣膰 kandydat贸w? Poczu艂a si臋 taka rozczarowana, kiedy zauwa偶y艂a go siedz膮cego z dru偶yn膮 squasha po drugiej stronie sali. By膰 mo偶e jej nie zauwa偶y艂, a kiedy Marymount zacz膮艂 przem贸wienie, nie m贸g艂 si臋 ju偶 przesi膮艣膰.

- Widz臋, 偶e nie mo偶esz si臋 odpr臋偶y膰. Spr贸bujmy inaczej. Zamknij oczy. - Dla lepszego efektu pani Silver po艂o偶y艂a na oczach Jenny d艂o艅, 艣wie偶o posmarowan膮 balsamem. - Dobrze. Teraz we藕 o艂贸wek i zacznij rysowa膰. Nie my艣l o tym. Po prostu przesuwaj o艂贸wek po papierze.

Jenny by艂a pewna, 偶e wszyscy si臋 na ni膮 gapi膮, ale pos艂usznie wykonywa艂a 膰wiczenie. R贸偶any zapach balsamu pani Silver dra偶ni艂 j膮 w nos. Szybkie ruchy jej d艂oni przypomina艂y znane z filmu gwa艂towne wychylenia ig艂y wykrywacza k艂amstw, gdy podejrzany 艂ga艂 jak z nut. Wkr贸tce nadgarstek w艂膮czy艂 si臋 do rysowania, dodaj膮c tu i tam jaki艣 szczeg贸艂, podczas gdy Jenny przygl膮da艂a si臋 kolorowym plamom pod powiekami. Pani Silver zabra艂a r臋k臋, ale Jenny nie otworzy艂a oczu. 艢wiat艂o s膮cz膮ce si臋 przez powieki sprawia艂o, 偶e widzia艂a jedynie czerwie艅.

- Dobrze - powiedzia艂a zach臋caj膮co pani Silver. - Nareszcie za艂apa艂a艣. Wyobra藕 sobie, 偶e tw贸j m贸zg nie bierze w tym udzia艂u. Pod艣wiadomo艣膰 ma przemawia膰 bezpo艣rednio przez tw贸j o艂贸wek. Pracuj dalej. Mo偶esz mie膰 zamkni臋te oczy, je艣li chcesz.

Jenny us艂ysza艂a, 偶e pani Silver odchodzi do ucznia siedz膮cego w innej cz臋艣ci sali. Otworzy艂a oczy, ale nie spojrza艂a na papier, tylko przez olbrzymie okna pracowni plastycznej, za kt贸rymi silny wiatr smaga艂 jaskrawo偶贸艂te li艣cie brz贸z. Spad艂y pierwsze krople deszczu i roztrzaska艂y si臋 na szybie, podobnie jak kilka zb艂膮kanych li艣ci.

Jenny wydawa艂o si臋, 偶e up艂yn臋艂o bardzo du偶o czasu, zanim w ko艅cu otrz膮sn臋艂a si臋 z transu. Us艂ysza艂a, 偶e kto艣 zatrzaskuje pud艂o z przyborami. To Alison pakowa艂a swoje rzeczy. Zerkn臋艂a na rysunek. Wstrzyma艂a oddech. Czy naprawd臋 to narysowa艂a? Na szkicu, kt贸ry mia艂a przed oczami, dominowa艂y ciemne, spl膮tane linie, ale wyra藕nie by艂o wida膰, co on przedstawia. Poci膮gni臋ty delikatn膮 kresk膮 budynek, kt贸rego g贸r臋 po偶era艂y ta艅cz膮ce p艂omienie, oraz ciemne figury biegaj膮ce w r贸偶nych kierunkach. Jenny utkwi艂a wzrok w dw贸ch postaciach, kt贸re wydawa艂y si臋 pozostawa膰 w bezruchu, nie艣wiadome po偶aru, splecione w u艣cisku, mimo otaczaj膮cego je chaosu. Tylko Jenny potrafi艂a rozpozna膰 te postacie.

W jednej chwili ca艂e zdarzenie stan臋艂o Jenny jak 偶ywe przed oczami. Easy i Callie kr臋cili ze sob膮 za jej plecami. Callie zdradzi艂a j膮. zapominaj膮c o obietnicy przyja藕ni. A Easy powiedzia艂 jej, jeszcze zanim zacz臋li ze sob膮 chodzi膰, 偶e z Callie wszystko sko艅czone, i to od dawna. Nast臋pne k艂amstwo.

- O rety, mocna rzecz. - Alison pochyli艂a si臋 nad rysunkiem Jenny, a jej g艂adkie czarne w艂osy opad艂y do przodu i 艂askota艂y Jenny w nagie rami臋.

Jenny wr贸ci艂a do rzeczywisto艣ci.

- Dzi臋ki.

- Sama nie wiem, co m贸j przedstawia. - Alison wzruszy艂a ramionami, spogl膮daj膮c na sw贸j szkic wype艂niony seri膮 kropek i linii wij膮cych si臋 wok贸艂 prostok膮ta. - Moja pod艣wiadomo艣膰 nie jest tak interesuj膮ca jak twoja.

Jenny spojrza艂a na sw贸j szkic i mog艂aby przysi膮c, 偶e s艂yszy trzeszczenie dopalaj膮cej si臋 stodo艂y i smr贸d zw臋glonego drewna. Ca艂e szcz臋艣cie, 偶e 鈥瀢yp艂yn臋艂o to z jej pod艣wiadomo艣ci" na lekcji portretu, jedynych zaj臋ciach plastycznych, na kt贸re nie chodzi艂 Easy.

- Jak my艣lisz? Kto p贸jdzie pod top贸r? - zapyta艂a Alison przyciszonym g艂osem.

Jenny utkwi艂a oczy w postaciach na centralnym miejscu szkicu, przypominaj膮c sobie nag膮 sk贸r臋 Callie i r臋ce Easy'ego w臋druj膮ce po jej chudym ciele.

- "tylko Callie i Easy byli w stodole. I palili. - Jenny wzruszy艂a ramionami. - W ka偶dym razie tak s艂ysza艂am.

- My艣lisz, 偶e oboje wylec膮? - wyszepta艂a Alison.

Jenny poczu艂a nagle, 偶e kto艣 za ni膮 stoi. Odnios艂a upiorne wra偶enie, 偶e jest obserwowana. Umy艣lnie upu艣ci艂a o艂贸wek i schyli艂a si臋, 偶eby go podnie艣膰, zerkaj膮c przy tym przez rami臋. To by艂a Chloe, ubrana w sukienk臋 polo w 偶贸艂te paski od Ralpha Laurena. Gryzmoli艂a co艣 w臋glem drzewnym. Wydawa艂a si臋 zupe艂nie nieszkodliwa. Przez ca艂膮 lekcj臋 by艂a taka cicha, 偶e Jenny zapomnia艂a o jej obecno艣ci. Pani Silver mia艂a racj臋 - naprawd臋 potrzebuje relaksu. Wpada w jak膮艣 paranoj臋.

- Mo偶e - odpar艂a Jenny.

- Chcia艂abym ju偶 mie膰 za sob膮 to zebranie u Marymounta. - Alison westchn臋艂a. To takie stresuj膮ce. Jestem zupe艂nie rozsypana. - Wskaza艂a na sw贸j policzek, na kt贸rym pod lewym okiem zaczyna艂 si臋 rysowa膰 ledwie widoczny punkcik. Wygl膮da艂 jak pryszcz.

- Gdzie teraz idziemy? - W艂膮czy艂a si臋 znienacka Chloe, a Jenny a偶 podskoczy艂a na krze艣le. Musi wypi膰 herbat臋 z melisy. Albo znale藕膰 Juliana. On wie, co robi膰, 偶eby si臋 odpr臋偶y艂a.

- Hm, um贸wi艂am si臋 z Alanem... - Alison spojrza艂a na Jenny z poczuciem winy wypisanym na twarzy.

Dziewcz臋ta spakowa艂y przybory i podesz艂y do rega艂u, aby je od艂o偶y膰.

- No to mo偶e p贸jd臋 z Jenny? - spyta艂a szybko Chloe, id膮c za nimi.

Jej ko艅ski ogon podskakiwa艂 w rytm ruch贸w. Jenny chcia艂a potrz膮sn膮膰 przecz膮co g艂ow膮 - nie mia艂a nerw贸w na wa艂臋sanie si臋 z kandydatk膮 - ale nagle poczu艂a si臋 winna.

- Okej, mo偶esz p贸j艣膰 ze mn膮.

Wiedzia艂a a偶 za dobrze, co to znaczy b艂膮ka膰 si臋 po Waverly.


S贸wNet

Komunikator

JennyHumphrey:

Kandydatka uczepi艂a si臋 mojej sp贸dnicy. Pomo偶esz mi j膮 zabawia膰?

JullanMcCafferty:

Jasna sprawa.

JennyHumphrey:

Spotkamy si臋 po lekcjach w kafejce w Maxwellu?

JulianMcCafferty:

A mo偶e gdzie艣 za kampusem?

W Ritoli?

JennyHumphrey:

Mmm, pizza. To randka.


S贸wNet

Komunikator

BrandonBuchanan:

Witaj, Osobniku Podejrzany.

Jak leci?

SageFrancis:

W porz膮dku... Ale troch臋 艣wiruj臋...

BrandonBuchanan:

Dlatego pisz臋. 呕eby wyrazi膰 wsp贸艂czucie.

SageFrancis:

My艣lisz, 偶e powinni艣my przygotowa膰 jakie艣 alibi na jutro?

BrandonBuchanan:

Tylko tyle mo偶emy zrobi膰, no nie?

SageFrancis:

No tak. R臋ka r臋k臋 myje.

BrandonBuchanan:

Stan臋 za to przed s膮dem. Mog臋 ci jeszcze umy膰 plecy. Zobaczymy si臋 wieczorem na imprezie?

SageFrancis:

Jasne.


15
Sowa Waverly przyjmuje odwiedziny tylko w wyznaczonych godzinach i zostawia przy tym otwarte drzwi

Brett zastuka艂a palcami w drzwi Kary, a偶 zad藕wi臋cza艂y bransoletki z koralik贸w - turkusowa i fioletowa. Yvonne Stidder zostawi艂a na tablicy Kary pytanie, czy nie chce zje艣膰 z ni膮 lunchu. Zabawne. W ca艂ym tym szale艅stwie Brett niemal zapomnia艂a, 偶e opr贸cz Kary i Osobnik贸w Podejrzanych istniej膮 jeszcze inni ludzie.

W ostatnich dniach cz臋sto wspomina艂a si臋gaj膮ce od pod艂ogi a偶 do sufitu akwarium w holu posiad艂o艣ci rodzic贸w. Je艣li tetra cesarska albo t臋czowa rybka by艂y chore, to dawa艂o si臋 to zauwa偶y膰, poniewa偶 inne rybki jej unika艂y, jakby wydziela艂a zapach 艣mierci. Brett czu艂a si臋 jak jedna z chorych rybek. Ale nie by艂a osamotniona. Czy to w zaciszu swojego pokoju, czy otoczona szepcz膮cymi lud藕mi, ca艂y czas by艂a pewna, 偶e inni podejrzani zawieraj膮 sojusze, dzwoni膮 do dawnych przyjaci贸艂 i przychylnych im os贸b, aby obroni膰 si臋 przed gniewem Marymounta, kt贸ry lada chwila spadnie na ich g艂owy. I dlatego potrzebowa艂a teraz Kary. Po wczorajszej rozmowie z panem Tomkinsem nie opuszcza艂o jej uczucie lekkiej paniki i chcia艂a uzgodni膰 z Kar膮 zeznania.

- Prosz臋.

Pchn臋艂a drzwi. Na 艂贸偶ku Kary le偶a艂 wyci膮gni臋ty Heath Ferro, opieraj膮c g艂ow臋 na jej nogach. Kara plot艂a warkoczyki z jego ciemnoblond w艂os贸w. A to co znowu?

Protegowany Heatha na p贸艂 le偶a艂 na fotelu z kulkami. Chude nogi opiera艂 na parapecie okna i trzyma艂 przed oczami otwarty komiks o Batgirl. Prawdopodobnie wyobra偶a艂 sobie, jak Batgirl wygl膮da bez kostiumu. Z wie偶y s膮czy艂a si臋 piosenka Beastie Boys i wszyscy wydawali si臋 ca艂kowicie poch艂oni臋ci swoimi zaj臋ciami. Pogodny, domowy nastr贸j tej sceny sprawia艂, 偶e Brett nie by艂aby zdziwiona, gdyby za chwil臋 us艂ysza艂a d藕wi臋ki muzyki klasycznej.

- Kolejna modlitwa wys艂uchana. - Oczy Heatha rozb艂ys艂y. Szybko usiad艂 i odskoczy艂 od Kary, robi膮c miejsce na narzucie z Batgirl mi臋dzy sob膮 a Kar膮, Zaplecione do po艂owy warkoczyki stercza艂y na wszystkie strony.

Brett usiad艂a ostro偶nie na 艂贸偶ku.

- I jak? - Spojrza艂a najpierw na Kar臋, a potem na Heatha.

- Co robicie?

Od kiedy to Kara i Heath urz膮dzaj膮 sobie sesje warkoczykowe?

- Pe艂ni臋 rol臋 konsultanta w sprawie dzisiejszej imprezy.

- Kara u艣miechn臋艂a si臋, siadaj膮c na podkurczonych nogach. Mia艂a na sobie sp贸dnic臋 w groszki z falbankami, kt贸ra rozpo艣ciera艂a si臋 na narzucie jak str贸j baletnicy. - Heath mia艂 bardzo wa偶ne pytanie, na kt贸re musia艂am odpowiedzie膰 - doda艂a, odwracaj膮c si臋 do Heatha, kt贸ry do niej mrugn膮艂. W koszulce Waverly, kt贸r膮 nosi艂, odk膮d Marymount wys艂a艂 list臋 podejrzanych (偶artobliwy spos贸b Heatha na pokazanie, jaki ma hart ducha) i w wytartych d偶insach Citizens of Humanity wygl膮da艂 jak uosobienie zadowolonego z siebie ch艂opaka z prywatnego liceum.

- Nie wydaje si臋 wam, 偶e powinni艣my uzgadnia膰 nasze alibi zamiast planowa膰 imprezk臋? - Brett si臋 podnios艂a. Wyg艂adzi艂a bia艂膮 koszul臋 Renesa i odwr贸ci艂a si臋 przodem do Kary i Heatha siedz膮cych na 艂贸偶ku.

- Ja wol臋 my艣le膰 o imprezie ni偶 o procesie. - Heath leniwie wyszczerzy艂 z臋by i podrapa艂 si臋 po brzuchu. - Daj spok贸j, ta ca艂a 鈥瀕ista" Marymounta to zwyk艂e nudziarstwo. - M贸wi膮c 鈥瀕ista" zrobi艂 w powietrzu cudzys艂贸w. - Traktuj臋 j膮 tak, jak na to zas艂uguje, jako pretekst do wypicia i urwania si臋 z lekcji. - Wyci膮gn膮艂 r臋k臋 w stron臋 Sama, 偶eby przybi膰 pi膮tk臋. - No dalej, synu!

Brett wpatrywa艂a si臋 w niego bez s艂owa. Heath i to jego luzackie podej艣cie. Nie zdaje sobie sprawy, jaka to powa偶na sprawa? By膰 mo偶e jedno z nich b臋dzie musia艂o jutro odej艣膰.

- Wi臋c nie chcesz nawet porozmawia膰 o tym, co robi艂y艣my na imprezie? - zapyta艂a prowokacyjnie Brett. Opar艂a r臋ce na biodrach i skrzy偶owa艂a spojrzenia z Heathem, boj膮c si臋 zerkn膮膰 na Kar臋.

- Sam, ch艂opie. - Heath odwr贸ci艂 g艂ow臋 do swojego sobowt贸ra. - Poczekaj na korytarzu, dobra? Musz臋 zosta膰 sam z moimi dziewczynami.

Sam zerwa艂 si臋 z fotela i wygl膮da艂 tak, jakby chcia艂 zasalutowa膰 przed Heathem.

- W贸z pocztowy rusza w drog臋! - zawo艂a艂 zaskakuj膮co niskim g艂osem.

Podni贸s艂 d艂o艅, 偶eby przybi膰 pi膮tk臋 z Heathem, ale ten wyci膮gn膮艂 tylko nog臋, wskazuj膮c Samowi drzwi.

- A co niby masz zamiar tu wyrabia膰? - Brett zablokowa艂a Samowi drog臋, nie spuszczaj膮c oka z Heatha. - Urz膮dzi膰 jak膮艣 orgietk臋? - Chcia艂a by膰 dowcipna, ale powiedzia艂a to ostrym tonem. Nie panowa艂a nad tym.

- Spokojnie, ma艂a - powiedzia艂 Heath z niezmiennym u艣miechem, a jego zielone oczy b艂yszcza艂y. - Musisz wyluzowa膰.

Kara zachichota艂a nerwowo, jakby nie wiedzia艂a, co robi膰. Zdj臋艂a okulary i spojrza艂a na Brett, kr臋c膮c delikatnie g艂ow膮, jak gdyby pr贸bowa艂a zgadn膮膰, o co w艂a艣ciwie chodzi.

- Wyluzowa艂am. - Brett nie umia艂a si臋 ju偶 pohamowa膰. - I widzisz, co si臋 dzieje.

Mia艂a na my艣li Heatha, ale Kara wzi臋艂a t臋 uwag臋 do siebie. Zamruga艂a kilka razy oczami i wygl膮da艂a tak, jakby kto艣 wymierzy艂 jej policzek. Brett chcia艂a przeprosi膰. Ale w sytuacji, kiedy Heath i jego miniaturowy sobowt贸r czyhali na ka偶de jej s艂owo, mog艂a tylko wycofa膰 si臋 z pokoju. Nie zada艂a sobie nawet trudu, aby zamkn膮膰 drzwi.

Kara wysz艂a za ni膮 na korytarz i delikatnie zamkn臋艂a za sob膮 drzwi pokoju.

- O co chodzi? - W jej orzechowych oczach odmalowa艂a si臋 troska. Poniewa偶 nie mia艂a okular贸w, Brett zauwa偶y艂a jej delikatne ciemne rz臋sy, d艂ugie i zakr臋cone, chocia偶 nie poci膮gni臋te tuszem.

Brett wzruszy艂a ramionami i bawi艂a si臋 per艂owymi guzikami koszuli. Chcia艂a opowiedzie膰 Karze, co si臋 zdarzy艂o wczoraj w biurze dziekana Marymounta. I o tym, jak bardzo si臋 martwi. Wiedzia艂a, 偶e nie zrobi艂y nic z艂ego - nie mia艂y nic wsp贸lnego z po偶arem, a ca艂owanie innej dziewczyny nie jest przecie偶 sprzeczne z zasadami - ale wiedzia艂a tak偶e, 偶e kiedy wejdzie do gabinetu przes艂ucha艅, wszystko mo偶e si臋 zdarzy膰. Mog膮 zosta膰 wyrzucone z Waverly, je艣li komu艣 si臋 tak spodoba. Ale nie panowa艂a nad sob膮 na tyle, 偶eby spokojnie o tym pogada膰.

- Id臋 si臋 zdrzemn膮膰. Do zobaczenia na imprezie.

- Jeste艣 pewna, 偶e nie chcesz zosta膰 z nami? - Kara wskaza艂a ruchem g艂owy na drzwi. Z pokoju s膮czy艂a si臋 piosenka Amy Winehouse, kt贸r膮 Brett lubi艂a. - Przemyci艂am dla ciebie ze sto艂贸wki par臋 ciasteczek z mas艂em orzechowym. - U艣miechn臋艂a si臋 zapraszaj膮co.

Brett pokr臋ci艂a g艂ow膮.

- Nie, zdaje si臋, 偶e du偶o lepiej bawili艣cie si臋 beze mnie.

Odwr贸ci艂a si臋 na pi臋cie i ruszy艂a ciemnym korytarzem, nie ogl膮daj膮c si臋 za siebie, aby nie widzie膰 ura偶onej twarzy Kary.

16
Sowa Waverly 艂askocze inn膮 Sow臋 tylko za jej wyra藕n膮 zgod膮

Brandon le偶a艂 na 艂贸偶ku, a depresyjna muzyka Wilco wprawia艂a go w pod艂y nastr贸j. Rozmy艣la艂 o li艣cie podejrzanych dziekana. Potrzebowa艂 dobrego alibi. Nie wystarczy powiedzie膰: 鈥濨y艂em tak zaj臋ty zrywaniem z moj膮 pi臋ciominutow膮 dziewczyn膮, 偶e nie mog艂em wznieci膰 po偶aru". Marymount prawdopodobnie kaza艂by mu odegra膰 przed wszystkimi t臋 scen臋 z Elizabeth i przez reszt臋 pobytu Brandona w Waverly ludzie by szeptali: 鈥濷twarty Facet zamkn膮艂 podwoje" i u艣miechali si臋 drwi膮co na jego widok. Kurde. Dobrze chocia偶, 偶e Sage Francis pozytywnie zareagowa艂a na jego zaloty. Nawi膮zywanie bli偶szego kontaktu z dziewczyn膮 przez komunikator wydawa艂o si臋 wprawdzie tch贸rzostwem, ale nie mo偶na obwinia膰 faceta za to, 偶e chce zbada膰 grunt. Przecie偶 ta Chloe mog艂a si臋 przes艂ysze膰. Nie by艂a mu potrzebna nast臋pna katastrofa na skal臋 tej z Elizabeth. Tym razem postanowi艂 kierowa膰 si臋 zasad膮 ma艂ych krok贸w. Zasia艂 ziarno, a dzi艣 wieczorem na imprezie Heatha, zakrapianej obficie alkoholem, przekona si臋, czy co艣 z niego wyro艣nie.

D藕wi臋ki perkusji dobiega艂y nie wiadomo sk膮d, przyg艂uszaj膮c wokalist臋 艣piewaj膮cego ulubion膮 piosenk臋 Brandona. Dopiero po d艂u偶szej chwili u艣wiadomi艂 sobie, 偶e to wcale nie perkusja, tylko pukanie do drzwi pokoju. Je艣li to znowu ten walni臋ty Sam, chyba go zabije. Ale Sam przecie偶 nie mia艂 zwyczaju puka膰. Wpad艂 jak burza do pokoju o wp贸艂 do 贸smej rano, kiedy Brandon wyciera艂 si臋 po prysznicu, i zapyta艂 z艂o艣liwie, jakiego koloru koszul臋 ma zamiar dzi艣 w艂o偶y膰. Przekl臋ty klon Heatha.

Drzwi si臋 otworzy艂y. Stan臋艂a w nich Sage Francis, ubrana w kr贸tk膮 we艂nian膮 sukienk臋 Chanel w czarno - bia艂膮 pepitk臋. D艂ugie, jasne w艂osy mia艂a odgarni臋te z twarzy i spi臋te dwoma ma艂ymi 偶贸艂tymi klamrami w kszta艂cie wa偶ki.

- Hej - powiedzia艂, staraj膮c si臋 nie okazywa膰 zaskoczenia. Przeczesa艂 w艂osy d艂oni膮, u艣wiadamiaj膮c sobie, 偶e jest ubrany w bia艂y podkoszulek Hanesa - czy nie by艂 czasem poplamiony? Poczu艂 ulg臋 na my艣l, 偶e nie zrzuci艂 z siebie grafitowych spodni Theory.

- Hej. - Sage u艣miechn臋艂a si臋 bez cienia za偶enowania. Brandon zawsze widzia艂 w niej jedn膮 z niczym niewyr贸偶niaj膮cych si臋, chichocz膮cych przyjaci贸艂ek Callie. Ale kiedy stan臋艂a sama w drzwiach, wydawa艂a si臋 jaka艣... inna.

- Jak leci? - zapyta艂 od niechcenia.

Czym innym jest metoda ma艂ych krok贸w, a czym innym takie niespodziewane naj艣cie. Nie by艂 na to przygotowany. Rozejrza艂 si臋 bezradnie po pokoju, maj膮c nadziej臋, 偶e nie zauwa偶y bokserek w groszki le偶膮cych na pod艂odze przy 艂贸偶ku Heatha, gdzie ten je zostawi艂. A je艣li nawet zauwa偶y, to nie pomy艣li, 偶e nale偶膮 do Brandona.

Sage wzruszy艂a ramionami.

- Po naszym wcze艣niejszym czacie pomy艣la艂am, 偶e wpadn臋. - Wskaza艂a ruchem g艂owy na podr臋cznik do 艂aciny le偶膮cy ok艂adk膮 do g贸ry na schludnie po艣cielonym 艂贸偶ku Brandona, na narzucie Ralpha Laurena. Ch艂opak szybko wyg艂adzi艂 narzut臋 i usiad艂. - Uczysz si臋?

Brandon pokr臋ci艂 przecz膮co g艂ow膮, chocia偶 na rano mia艂 si臋 nauczy膰 na pami臋膰 tekstu z 艂aciny. Ale przecie偶 nie b臋dzie na tej lekcji z powodu zebrania Osobnik贸w Podejrzanych u Marymounta. Niezbyt uczciwa zamiana.

- My艣l臋 tylko, czy si臋 nie pouczy膰.

Sage si臋 roze艣mia艂a, a Brandona opu艣ci艂o onie艣mielenie.

- Wejd藕 do 艣rodka. - By艂 jej wdzi臋czny, 偶e zostawi艂a otwarte drzwi, przynajmniej ten odra偶aj膮cy zapach samczego potu Heatha wywietrzeje z pokoju.

- Mam w 艣rod臋 sprawdzian z geometrii, ale troch臋 trudno si臋 uczy膰, je艣li cz艂owiek wie, 偶e mo偶e zosta膰 wyrzucony ze szko艂y. - Sage przysiad艂a na skraju 艂贸偶ka Brandona, na bia艂ym kocu, kt贸ry owija艂 si臋 wok贸艂 jej opalonych n贸g. By艂o w tej pozie co艣 takiego, co kaza艂o Brandonowi wyprostowa膰 plecy.

- Daj spok贸j. Dlaczego mieliby ci臋 wyrzuci膰? - zapyta艂 Brandon. - Nie mia艂a艣 nic wsp贸lnego z po偶arem.

Mia艂 nadziej臋, 偶e nie zabrzmia艂o to jak pytanie. By艂 prawie pewien, 偶e nie ponosi艂a odpowiedzialno艣ci za po偶ar. Wydawa艂o mu si臋 niemo偶liwe, aby ta dziewczyna z delikatnymi, jedwabistymi blond w艂osami i jasnoniebieskimi oczami mog艂a si臋 okaza膰 tak przebieg艂a. By艂a wcieleniem niewinno艣ci. Wyobrazi艂 j膮 sobie ze skrzyd艂ami, jak na 艣wi膮tecznej poczt贸wce.

Sage znowu wzruszy艂a ramionami i zacz臋艂a si臋 bawi膰 wyci膮gni臋t膮 z narzuty nitk膮, kt贸rej Brandon wcze艣niej nie zauwa偶y艂.

- Ale jestem na li艣cie.

- Ka偶dy jest na li艣cie. - Brandon machn膮艂 lekcewa偶膮co r臋k膮, maj膮c nadziej臋, 偶e by艂 to gest dodaj膮cy otuchy. Gdyby to on sporz膮dza艂 list臋, to znalaz艂yby si臋 na niej tylko dwa nazwiska: Tinsley - bo nie by艂o drugiej osoby na tyle niegodziwej, aby spowodowa膰 po偶ar - i Easy'ego, dlatego 偶e Brandonowi by艂o oboj臋tne, czy go wyrzuc膮, czy nie. Nawet gdyby uzna艂, 偶e Easy nie jest wcale takim z艂ym facetem, to i tak mia艂 przed oczami jego i Callie wybiegaj膮cych ze stodo艂y na wp贸艂 nago. Nie wierzy艂, 偶e mogli z rozmys艂em wywo艂a膰 po偶ar, ale tylko oni na pewno byli w stodole. A poza tym nie podoba艂o mu si臋, 偶e jego dawna dziewczyna robi to z Easym Walshem, i to na dodatek w stodole. Oble艣ne. Callie ju偶 mu wywietrza艂a z g艂owy, ale dziewczyna taka jak ona zas艂uguje na to, 偶eby zrobi膰 to pierwszy raz w luksusowej, drogiej po艣cieli z egipskiej bawe艂ny. O ile oczywi艣cie pog艂oski, 偶e w艂a艣nie tym si臋 zajmowali w stodole, s膮 prawd膮, a nie stekiem wymys艂贸w.

- Nie martwisz si臋? - Sage patrzy艂a na niego z niedowierzaniem, otwieraj膮c usta, tak 偶e Brandon dostrzeg艂 jedno schludne, srebrne wype艂nienie w z臋bie. Hu艣ta艂a si臋 w prz贸d i w ty艂, odgarniaj膮c z czo艂a kosmyk jasnoblond w艂os贸w. Brandonowi przemkn臋艂a my艣l, czy chcia艂aby robi膰 to w stodole. Pasowa艂y do niej bardziej bia艂e koronki i 艂o偶e z baldachimem. Co艣 w stylu Brandona.

- 艢wietna sukienka - wypali艂 Brandon, u艣wiadamiaj膮c sobie, 偶e gapi si臋 na smuk艂e nogi Sage. 艢wietna sukienka! To by艂o do艣膰 bezpieczne okre艣lenie, a poza tym ka偶da dziewczyna lubi us艂ysze膰, 偶e ma 艣wietn膮 sukienk臋. Jednak zabrzmia艂o po gejowsku.

- Kupi艂am j膮 w lumpeksie - przyzna艂a si臋, delikatnie g艂adz膮c r膮bek sukienki.

- Co艣 ty? - Brandon zni偶y艂 g艂os i uni贸s艂 brwi ze zdziwieniem. - Skandal - zauwa偶y艂. Dziewczyny mia艂y dziwaczne przekonanie, 偶e ciuchy z drugiej r臋ki s膮 bardziej na topie ni偶 nowe. Nie rozumia艂 tego. Ciuchy z drugiej r臋ki oznacza艂y tylko tyle, 偶e kto艣 ju偶 si臋 w nich poci艂.

- No wyobra藕 sobie. - Sage podnios艂a na niego oczy z d艂ugimi rz臋sami, udaj膮c zak艂opotanie. - Kupi艂am j膮 na tej wyprzeda偶y w ko艣ciele w Great Barrington.

Brandon si臋 roze艣mia艂. Je艣li si臋 nie myli艂, rodzina Sage nale偶a艂a do potentat贸w w bran偶y ceramicznej w zachodnim Massachusetts, ale stan膮艂 mu przed oczami ujmuj膮cy obrazek, jak przerzuca sterty ciuch贸w po starszych paniach w piwnicy jakiego艣 kamiennego ko艣cio艂a, szukaj膮c sukienki Chanel. To nie by艂o w stylu Waverly, ale wydawa艂o si臋 urocze.

- Tylko nikomu nie m贸w, okej? - Sage powiedzia艂a to ze s艂odk膮 ironi膮 i pochyli艂a si臋 konspiracyjnie w jego stron臋.

Brandon powstrzyma艂 si臋, by nie zapu艣ci膰 偶urawia za dekolt sukienki.

- Masz inne sekrety? - Przeczesa艂 palcami swoje z艂ocisto - br膮zowe w艂osy i uni贸s艂 znacz膮co brew.

- M贸j drugi palec u nogi jest d艂u偶szy ni偶 du偶y - odpar艂a bez namys艂u Sage, 偶artobliwie podnosz膮c do g贸ry stop臋 i wci膮gaj膮c policzki.

- M贸wi膮, 偶e to cecha geniuszy. Niech no spojrz臋. - Brandon wyci膮gn膮艂 r臋k臋, udaj膮c, 偶e chce z艂apa膰 czarny zamszowy but na klinie Moschino Cheap & Chic, ale zachichota艂a i szybko schowa艂a nogi pod siebie. 艁贸偶ko gwa艂townie si臋 zako艂ysa艂o, czemu towarzyszy艂o pot臋偶ne skrzypienie, kt贸re przez moment ich onie艣mieli艂o. Po chwili jednak si臋 roze艣miali.

- Nie mo偶esz 艂apa膰 dziewczyn za stopy - napomnia艂a go kokieteryjnie, lekko zarumieniona. - Trzeba na to zas艂u偶y膰.

Brandon spojrza艂 na ni膮 z u艣miechem.

- A jak... - Przerwa艂o mu nag艂e pojawienie si臋 Heatha oraz nieod艂膮cznego kandydata na艣ladowcy.

- Och, przepraszam. - Klatka piersiowa Heatha unosi艂a si臋 ci臋偶ko, a szary sprany T - shirt Waverly przyklei艂 si臋 do sk贸ry jak foliowe opakowanie. Wygl膮da艂, jakby kto艣 zacz膮艂 mu zaplata膰 warkoczyki i nagle przerwa艂 dzie艂o, bo na ca艂ej jego g艂owie stercza艂y kikuty jak chwasty w ogrodzie. - Sam posiedzi troch臋 z wami.

- Ale ja chc臋 i艣膰 z tob膮 - zaprotestowa艂 Sam.

On r贸wnie偶 mia艂 na sobie T - shirt Waverly, ale 艣wie偶utki jak spod ig艂y. Kupi艂 go pewnie rano w jednym ze sklepik贸w w centrum Rhinecliff, kt贸re sprzedawa艂y rzeczy firmowane przez Waverly. Brandon rzuci艂 okiem na Sage. Roze艣mia艂a si臋 na widok Healha i Sama, zeskoczy艂a z 艂贸偶ka i wyg艂adza艂a dopasowan膮 sukienk臋.

- Hej, facet, lak p臋dzi艂e艣, 偶e ducha bym wyzion膮艂. Zosta艅 w pokoju. - Heath zwr贸ci艂 si臋 do Brandona. - Musz臋 przygotowa膰 par臋 rzeczy na imprez臋 i nie chc臋, 偶eby si臋 kr臋ci艂 pod nogami. Dopilnuj, 偶eby tu siedzia艂. - Heath znikn膮艂 w korytarzu, a Sam pobieg艂 za nim. Zdaje si臋, 偶e Heath zaj膮艂 miejsce konsoli PSP na li艣cie priorytet贸w Sama.

Sage bez po艣piechu skierowa艂a si臋 do drzwi, jej delikatne jasne w艂osy opada艂y na ramiona.

- No nic... Powinnam ju偶 i艣膰, prawda?

- Okej. - Skin膮艂 g艂ow膮. Nie by艂 pewien, czy powinien j膮 zatrzymywa膰. Cieszy艂 si臋, 偶e Heath i Sam znikn臋li chocia偶 na par臋 sekund, bo m贸g艂 po偶egna膰 si臋 z ni膮 bez w艣cibskich spojrze艅. - Ale zobaczymy si臋 p贸藕niej na imprezie, prawda?

Spojrza艂a na niego przez rami臋 i pos艂a艂a mu zalotny u艣miech.

- Jasne.

Drzwi si臋 zamkn臋艂y, a Brandon po艂o偶y艂 si臋 na narzucie i wodzi艂 go艂ymi stopami po mi臋kkim kocu, na kt贸rym siedzia艂a Sage. By艂 jeszcze ciep艂y. Je艣li b臋dzie mia艂 szcz臋艣cie, to Sage ogarnie dzi艣 wieczorem nastr贸j teraz albo nigdy. I jego te偶.


S贸wNet

Komunikator

SageFrancis:

Brandon bardzo u艂atwia mi zadanie.

AlisonQuentln:

Powa偶nie? A nie m贸wi艂am?

SageFrancls:

Mam nadziej臋...

AlisonQuentln:

Miejmy nadziej臋, 偶e jutro jeszcze tu b臋dziemy, i nasi ch艂opcy te偶.

SageFrancls:

Uuu, zepsu艂a艣 mi dobry nastr贸j. 

AlisonQuentln:

呕artowa艂am! Nie martw si臋, Brandon ci臋 dzisiaj rozweseli.

17
M膮dra Sowa wie,
偶e flirtowanie jest zabawniejsze,
gdy inne Sowy si臋 przygl膮daj膮

Ananas, anchois i arbuz - odpowiedzia艂 Julian, stroj膮c min臋 do Chloe. Jenny te偶 si臋 roze艣mia艂a. - Okej, moja kolej. Wymy艣l臋 co艣 trudnego. - Drapa艂 si臋 po twarzy z wyrazem skupienia. - Mo偶e M? Ale nie mo偶e by膰 mi臋so.

- Odliczaj czas - powiedzia艂a Chloe, kt贸ra mia艂a poda膰 trzy oble艣ne dodatki do pizzy, kt贸re zaczynaj膮 si臋 na liter臋 M.

Julian spojrza艂 na nadgarstek bez zegarka i powiedzia艂: - Start.

- Ma艂偶e... - Chloe zawiesi艂a g艂os, pr贸buj膮c wymy艣li膰 drug膮 rzecz.

Jenny obserwowa艂a, jak Julian cieszy si臋, 偶e zagi膮艂 Chloe. Dobrze, 偶e zaproponowa艂, by poszli na pizz臋 do Ritoli, z dala od zwariowanego t艂umu szepcz膮cych S贸w. Mi艂o by艂o zast膮pi膰 zapach 艣wie偶o wypastowanych drewnianych pod艂贸g rozkosznym aromatem pizzy.

Pizzeria Ritoli by艂a rodzinnym interesem, kt贸ry istnia艂 w centrum Rhinecliff od lat. Bardzo mo偶liwe, 偶e czerpa艂 po艂ow臋 zysk贸w z p贸藕nowieczornych zam贸wie艅 od ch艂opc贸w z Waverly, a drug膮 po艂ow臋 - z wizyt dziewcz膮t z Waverly. To by艂 ulubiony lokal S贸w rodzaju 偶e艅skiego, bo pracowali tam 艣liczni w艂oscy ch艂opcy o oliwkowej cerze i pi臋knych g艂osach, wszyscy na ich rozkazy. Tak si臋 sk艂ada艂o, 偶e tego dnia Jenny wcale nie by艂a tym zainteresowana - bardziej poci膮ga艂 j膮 wysoki ch艂opak z bujn膮 czupryn膮, kt贸ry siedzia艂 obok niej.

- Mas艂o orzechowe! - wykrzykn臋艂a nagle Chloe. Parka, siedz膮ca w s膮siednim boksie podskoczy艂a przestraszona. - O tak, to mi si臋 uda艂o! - powiedzia艂a podekscytowana.

- Nie spieszy艂bym si臋 z przechwa艂kami - ostrzeg艂 j膮 Julian, wskazuj膮c na sw贸j nieistniej膮cy zegarek. - Min臋艂o prawie p贸艂 godziny.

- Wcale nie! - Chloe zwr贸ci艂a si臋 do Jenny, nerwowo stukaj膮c widelcem w st贸艂 przykryty obrusem w czerwono - bia艂膮 kratk臋.

Jenny wzruszy艂a ramionami, przykrywaj膮c d艂oni膮 czerwony plastikowy zegarek. By艂a ubrana w sw贸j ulubiony czarny top Jill Stuart z marszczonymi r臋kawami oraz obcis艂e d偶insy rurki z plamkami Antik Denim. Czu艂a si臋 艂adna, pewna siebie i odpr臋偶ona. Ale mo偶e sprawia艂 to Julian.

- Oboje oszukujecie - zgani艂a ich Chloe, ale zapomnia艂a o wszystkim, gdy tylko pojawi艂 si臋 kelner, kt贸ry postawi艂 przed nimi foremk臋 z paruj膮c膮 pizz膮 z grzybami i serem.

Na szcz臋艣cie Jenny go wcze艣niej nie widzia艂a. Ul偶y艂o jej, 偶e nigdzie nie by艂o wida膰 Angela, kelnera, kt贸rego Tinsley zmusi艂a do gry w butelk臋 na ostatnim spotkaniu Towarzystwa Kawiarnianego - ekskluzywnego stowarzyszenia superdziewczyn, powo艂anego z inicjatywy Tinsley, kt贸re zmar艂o 艣mierci膮 naturaln膮, nim zdo艂a艂o si臋 narodzi膰.

Julian spojrza艂 na Jenny, unosz膮c jedn膮 brew, jak czarny charakter z film贸w emitowanych w sobotnie popo艂udnia w cyklu Dzie艂a mistrz贸w, kt贸ry jej ojciec czasami ogl膮da艂 na PBS. Przez ca艂e to spotkanie Jenny czu艂a si臋 jak bohaterka romantycznej komedii - samotna mama, kt贸ra przyprowadza na randk臋 swoje irytuj膮ce dziecko, aby podda膰 pr贸bie potencjalnego amanta. Julianowi najwyra藕niej spodoba艂o si臋 zabawianie Chloe. Mo偶e a偶 za bardzo. Chloe bez 偶enady z nim flirtowa艂a.

Trudno by艂o mie膰 o to do niej pretensj臋. Julian, ubrany w cienk膮 rozpinan膮 koszul臋 Abercrombie & Fitch w 偶贸艂t膮 krat臋, narzucon膮 na czerwony T - shirt z obrazkiem Snoopy'ego le偶膮cego na ziemskim globie i napisem 鈥濷cal nasz膮 planet臋", emanowa艂 nieodpartym urokiem.

- No dalej, dalej, dalej! - Julian pop臋dza艂 Chloe, pr贸buj膮c j膮 w ten spos贸b zdenerwowa膰. Jenny przypomnia艂a sobie, 偶e jej starszy brat Dan stosowa艂 t臋 sam膮 strategi臋, by wyprowadzi膰 j膮 z r贸wnowagi, gdy grali w domu w boggle i scrabble. I zawsze mu si臋 udawa艂o. Julian wspomina艂, 偶e ma dwie m艂odsze siostry, wi臋c zapewne by艂 ekspertem od dr臋czenia dziewczynek. - Pi臋膰 sekund i wygrywam. Pi臋膰, cztery...

- Okej, ju偶 wiem. Przesta艅 odlicza膰.

- Trzy i p贸艂, trzy... - Julian wyj膮艂 kawa艂ek pizzy z grzybami z g艂臋bokiego naczynia i po艂o偶y艂 na talerzu, kt贸ry poda艂 Jenny, U艣miechn膮艂 si臋 szeroko.

- Nic ci nie powiem, je艣li nie przestaniesz odlicza膰. - Chloe skrzy偶owa艂a drobne ramiona i wyd臋艂a wargi. Rzuci艂a Julianowi nad膮sany u艣miech podzi臋kowania, gdy na艂o偶y艂 jej kawa艂ek pizzy.

- Dwa i p贸艂...

Jenny ugryz艂a k臋s gor膮cej pizzy. Mia艂a nadziej臋, 偶e lepki ser nie przyklei jej si臋 do twarzy. Gdy Julian obs艂u偶y艂 dziewczyny, na艂o偶y艂 dwa kawa艂ki pizzy na sw贸j talerz.

- Dwa i 膰wier膰... - Julian przy艂o偶y艂 palec do pustego nadgarstka, aby zasygnalizowa膰, 偶e czas dobiega ko艅ca.

- Maraschino, s艂odkie wisienki! - wykrzykn臋艂a zadowolona z siebie Chloe.

Jenny nie mog艂a si臋 nadziwi膰, ile energii potrafi艂a z siebie wykrzesa膰, kiedy nie by艂o obok Benny i Sage. Na pewno ca艂kiem dobrze poradzi艂aby sobie sama w Waverly. Ubrana w kaszmirowy kardigan Banana Republic, zaczyna艂a nawet bardziej przypomina膰 dziewczyn臋 z Waverly ni偶 dzieciaka wyci臋tego z katalogu wysy艂kowego L. L. Bean. Julian zabrz臋cza艂 jak budzik.

- Czas min膮艂, dzi臋kuj臋 za udzia艂 w grze - powiedzia艂 g艂osem telewizyjnego prezentera. - To wisienki marciano, a nie maraschino.

- Co? To nieprawda. Niech s臋dzia to rozstrzygnie - zaprotestowa艂a Chloe, odwo艂uj膮c si臋 znowu do Jenny. Jej twarz, zwykle blada, by艂a teraz zarumieniona.

Jenny obawia艂a si臋 troch臋, 偶e Chloe straci panowanie nad sob膮, wi臋c odpowiedzia艂a wymijaj膮co.

- Szczerze m贸wi膮c, nie wiem. - Wzruszy艂a ramionami. Chloe rozrzuci艂a r臋ce totalnie poirytowana. Rozgl膮da艂a si臋 dooko艂a i przez chwil臋 Jenny ba艂a si臋, 偶e zapyla siedz膮c膮 obok par臋, kt贸rej ju偶 wcze艣niej przeszkodzi艂a. Ale Chloe przywo艂a艂a d艂oni膮 najbli偶szego kelnera, kt贸rym - ku zak艂opotaniu Jenny - okaza艂 si臋 Angelo.

- Jak si臋 nazywaj膮 te ma艂e wisienki, kt贸re smakuj膮 jak cukierki? - m臋czy艂a go Chloe.

Angelo utkwi艂 spojrzenie w Jenny, jakby pr贸bowa艂 sobie przypomnie膰, sk膮d j膮 zna albo jak ma na imi臋. Przygarbi艂a si臋 nieco, rzuci艂a mu uprzejmy u艣miech i odwr贸ci艂a twarz, wpatruj膮c si臋 w menu wywieszone nad barem.

- Nie wiem - odpar艂 Angelo, obracaj膮c pust膮 tac臋 na wskazuj膮cym palcu - ale i tak ich nie mamy.

Sp贸r przeni贸s艂 si臋 na ulic臋, gdy ju偶 uregulowali rachunek.

- Marciano to nazwisko Rocky'ego, tumanie. - Chloe przedrze藕nia艂a Juliana, kt贸ry szed艂 przed ni膮 ty艂em do przodu.

Zacz膮艂 podskakiwa膰 przed Chloe, bij膮c pi臋艣ciami powietrze.

- Adrienne! - zawo艂a艂, na艣laduj膮c s艂ynny krzyk Stallone'a, a偶 ludzie na ulicach Rhinecliff przystan臋li i gapili si臋 na niego.

Jenny roze艣mia艂a si臋 nerwowo, a Julian szybko odwr贸ci艂 si臋 do niej i lekko dotkn膮艂 pi臋艣ci膮 jej ramienia. Trzyma艂 tam r臋k臋 o sekund臋 d艂u偶ej, ni偶 by艂o trzeba.

- Nie m贸wi臋 o Rockym z filmu, tylko o prawdziwym - przygada艂a mu Chloe, przewracaj膮c oczami, jakby uwa偶a艂a Juliana za 艣miesznego faceta. - Och, super. - Nagle skierowa艂a uwag臋 na witra偶ow膮 lamp臋, kt贸ra obraca艂a si臋 w oknie wystawowym Knick - Knack Snack, miejscowego sklepu ze starociami.

Dzieciaki z Waverly lubi艂y tu kupowa膰, zw艂aszcza odjazdowe przedmioty, takie jak podstawki ze zdj臋ciami z lat czterdziestych. Sklep mia艂 jedno wej艣cie z przybytkiem o nazwie Prawie jak Nowe, na kt贸ry wszyscy w Waverly m贸wili Niezbyt Nowe. Jenny zauwa偶y艂a par臋 odlotowych bia艂ych botk贸w z mi臋kkiej sk贸ry, z lat osiemdziesi膮tych.

- Musz臋 to sprawdzi膰, zaraz b臋d臋 z powrotem - oznajmi艂a Chloe, wchodz膮c z impetem do sklepu, nim zdo艂ali j膮 powstrzyma膰.

Jenny odwr贸ci艂a si臋 do Juliana, szcz臋艣liwa, 偶e maj膮 chwil臋 wytchnienia od Chloe.

- Ta pizza to by艂 dobry pomys艂. Dzi臋ki, 偶e wyci膮gn膮艂e艣 mnie z kampusu. - Os艂oni艂a oczy przed ostrym popo艂udniowym s艂o艅cem, zastanawiaj膮c si臋, gdzie si臋 podzia艂y jej porysowane okulary przeciws艂oneczne. - Miota艂am si臋 jak lew w klatce.

- Ca艂a przyjemno艣膰 po mojej stronie. - Julian uk艂oni艂 si臋 z galanteri膮, a po艂y jego koszuli Abercrombiego si臋 odchyli艂y. Nawet zgi臋ty wp贸艂 by艂 wy偶szy od niej. - Wszystko, co najlepsze, dla mojej najlepszej dziewczyny.

Jenny si臋 roze艣mia艂a.

- Pomy艣la艂am sobie, 偶e nie chcesz zosta膰 w kampusie, 偶eby nas nie zobaczy艂a ta druga.

Julian wyprostowa艂 si臋, odrzucaj膮c bujn膮 jasnobr膮zow膮 czupryn臋. Krew uderzy艂a mu do g艂owy, a na twarzy wykwit艂 delikatny rumieniec.

- No tak, jest dosy膰 zazdrosna. Nie mog臋 jej si臋 pcha膰 przed oczy - dra偶ni艂 si臋 z ni膮, pochylaj膮c si臋 nad oknem wystawowym.

- I dlatego chowasz si臋 w schowku na miot艂y i czaisz si臋 w krzakach ko艂o internatu, 偶eby ze mn膮 porozmawia膰?

- Jenny zalotnie przechyli艂a g艂ow臋. Jej ciemne loki posypa艂y si臋 na jedn膮 stron臋. Nie wiedzia艂a, co takiego Julian ma w sobie, 偶e czu艂a si臋 przy nim upojnie i beztrosko, a jednak bezpiecznie.

- Czytasz we mnie jak w ksi膮偶ce. - Skin膮艂 g艂ow膮, a na jego 艂adnych ustach b艂膮ka艂 si臋 u艣miech. Pochyli艂 si臋 do przodu, a potem zapu艣ci艂 偶urawia do sklepu. Jenny mia艂a nadziej臋, 偶e sprawdza, czy zd膮偶y j膮 poca艂owa膰, zanim wr贸ci Chloe.

Podnios艂a wzrok na Juliana, a u艣miech nie znika艂 z jej twarzy. Nie mog艂a w to uwierzy膰. Julian lubi艂 j膮 od dawna i nawet umy艣lnie stwarza艂 r贸偶ne sytuacje, aby j膮 spotka膰. Nie mog艂o by膰 lepszej wiadomo艣ci. By艂 taki przystojny, taki zabawny, taki s艂odki... Jenny u艣wiadomi艂a sobie, 偶e te same cechy poci膮ga艂y j膮 kiedy艣 w Easym.

Jednak wiedzia艂a, 偶e Julian - w przeciwie艅stwie do Easy'ego - nigdy jej nie ok艂amie.


S贸wNet

Twoja Poczta

Od:

Do:

Data:

Temat:

TinsleyCarmichael@waverly.edu

chloe. marymount@gmail.com

15 pa藕dziernika, wtorek, 18. 09

Jak leci?


Cze艣膰, Chloe

Mam nadziej臋, 偶e uda艂 ci si臋 dzie艅. Chcia艂am si臋 tylko Spyta膰, czy nie masz ochoty przygotowa膰 si臋 razem ze mn膮 na dzisiejsz膮 imprez臋...

Tinsley


S贸wNet

Twoja Poczta

Od:

Do:

Data:

Temat:

chloe.marymount@gmail.com

TinsleyCarmichael@waverly.edu

15 pa藕dziernika, wtorek, 18.11

RE: Jak leci?


O rety, Tinsley, totalny odjazd. Nie mog臋 si臋 doczeka膰.

Chloe


PS W co si臋 ubierasz? Mog臋 co艣 od ciebie po偶yczy膰?

18
Sowa Waverly nie obgaduje
swojej dziewczyny przed jej
ekschlopakiem

Czy ty naprawd臋 przez ca艂y dzie艅 czytasz ksi膮偶ki? Nigdy nie grasz w gry wideo? - Sam rzuci艂 przeno艣n膮 konsol臋 PSP Heatha na 艂贸偶ko i spojrza艂 wyczekuj膮co na Brandona.

- Tak - odpar艂 zdawkowo Brandon, maj膮c nadziej臋, 偶e Sam si臋 odczepi. Mia艂 ochot臋 od艂o偶y膰 Wielkie nadzieje - ksi膮偶ka i tak go ju偶 znu偶y艂a - i przystawi膰 rakiet臋 od squasha do poturbowanego nosa Sama.

- Je艣li nie masz 偶adnych gier, to mo偶e p贸jdziemy si臋 rozejrze膰 za jakimi艣 dziewczynami?

Brandonowi jeszcze nie przesz艂a z艂o艣膰 na Heatha za to, 偶e zwali艂 mu na g艂ow臋 Sama. A poza tym nadal czu艂 si臋 oszo艂omiony faktem, 偶e Sage Francis pojawi艂a si臋 w jego pokoju - wcielenie s艂odyczy w tej sukience a la Jackie O., ze spi臋tymi prostymi blond w艂osami - i bez 偶enady z nim flirtowa艂a. Wystarczy艂o tylko wys艂a膰 kilka s艂贸w mejlem. Kto by przypuszcza艂, 偶e z dziewczynami mo偶e i艣膰 tak 艂atwo? Na pewno nie Healh, kt贸ry napycha艂 swojemu sobowt贸rowi g艂ow臋 r贸偶nymi dziwacznymi teoriami.

- Okej, mo偶emy gdzie艣 p贸j艣膰. - Brandon wsta艂 i naci膮gn膮艂 czarny sweter z kapturem Hugo Bossa na g艂adki bia艂y T - shirt American Apparel. Si臋gn膮艂 po sw贸j zniszczony portfel od Prady i wsun膮艂 go do kieszeni ciemnoszarych spodni.

- Rozejrze膰 si臋 za dziewczynami? - Sam skoczy艂 na r贸wne nogi i stan膮艂 przed lustrem Heatha, poprawiaj膮c ustawione na 偶el jasnobr膮zowe w艂osy. - Podoba mi si臋 ta, kt贸ra tu by艂a. Sage? Ma 艣wietne nogi.

Brandon wyszed艂 na korytarz, kr臋c膮c g艂ow膮. Gdzie ma zabra膰 tego palanta? Kiedy szed艂 korytarzem, min膮艂 uchylone drzwi do pokoju Easy'ego Walsha. No jasne - Easy i Alan St. Girard mieli konsol臋 XBox, przy kt贸rej przesiadywali ca艂ymi nocami, wiele godzin po ciszy nocnej. Grali z wy艂膮czonym d藕wi臋kiem i dlaczego z ich pokoju dobiega艂y jedynie od czasu do czasu okrzyki zawodu lub rado艣ci, kiedy zabili nast臋pnych obcych albo skopali ty艂ek bandziorom, albo wykonali inne r贸wnie bezmy艣lne zadanie. Brandon zapuka艂 do drzwi, bior膮c g艂臋boki oddech i odganiaj膮c z g艂owy zas艂yszane plotki, jakoby Callie i Easy ze sob膮 spali.

Po kr贸tkiej chwili odezwa艂 si臋 zaspany g艂os.

- Tak?

- Masz Nintendo? - zapyta艂 Sam, odpychaj膮c na bok Brandona i wtykaj膮c g艂ow臋 do pokoju, aby przeczesa膰 go w poszukiwaniu konsoli do gier.

Easy le偶a艂 na plecach na 艂贸偶ku, ubrany w d偶insy z dziurami i zielony sweter pami臋taj膮cy lepsze czasy. Na jego piersi spoczywa艂 podr臋cznik do historii Ameryki odwr贸cony ok艂adk膮 do g贸ry.

- Co? - zapyta艂, podnosz膮c si臋 nieco na 艂贸偶ku i opieraj膮c na 艂okciach. Potrz膮sn膮艂 g艂ow膮. - Nie, mam Xboksa... ale jest zepsuty. - Twarz Sama w jednej sekundzie rozja艣ni艂a si臋 i przygas艂a.

- Szuka nowych gier - powiedzia艂 Brandon przepraszaj膮co.

- Musz臋 i艣膰 do miasta po grafitowe o艂贸wki - stwierdzi艂 Easy, przecieraj膮c r臋k膮 zaspane niebieskie oczy. - Je艣li chcecie, mo偶ecie i艣膰 ze mn膮. - Na Samie nie zrobi艂o to wra偶enia, dop贸ki Easy nie doda艂: - Jest tam salon gier.

- Super - pisn膮艂 Sam jak przysta艂o na trzynastolatka, zapominaj膮c na chwil臋 o tym, 偶e powinien na艣ladowa膰 Heatha.

Szli spacerkiem do Rhinecliff, Easy po jednej stronie Sama, a Brandon po drugiej, zachowuj膮c mi臋dzy sob膮 du偶e odst臋py. Brandon milcza艂, a Easy i Sam omawiali zalety i wady Xboksa, Play Station, Nintendo. Powietrze pachnia艂o deszczem i Brandon 偶a艂owa艂, 偶e w艂o偶y艂 zamszowe mokasyny Johna Varvatosa.

- Kt贸ry z was jest lepszy w House of the Dead 4? - spyta艂 Sam piskliwym g艂osem, kiedy zbli偶ali si臋 do g艂贸wnej ulicy w centrum Rhinecliff. By艂o ciep艂e wtorkowe popo艂udnie, wi臋c na chodnikach roi艂o si臋 od uczni贸w i towarzysz膮cych im kandydat贸w. Hipis, od kt贸rego niekt贸rzy z Waverly - w tym Heath - kupowali czasem trawk臋, sta艂 za straganem ze schludnie posk艂adanymi podkoszulkami we wszystkich kolorach t臋czy. Brandon absolutnie nie dowierza艂, 偶e t艂umek uczni贸w otaczaj膮cych stragan zgromadzi艂 si臋 tam po to, aby kupi膰 T - shirty.

Rzuci艂 Easy'emu spojrzenie z ukosa, na co Easy odpowiedzia艂 tym samym, u艣miechaj膮c si臋 krzywo.

- Nigdy nawet nie s艂ysza艂em o takiej grze - odpar艂 Brandon, szukaj膮c w t艂umie znajomych twarzy. Zdawa艂o mu si臋, 偶e w oddali mign臋艂a mu Jenny przy oknie wystawowym sklepu z u偶ywanymi rzeczami. Mia艂a rozpuszczone w艂osy, kt贸re opada艂y na plecy g臋stymi, ciemnymi lokami. Jak Easy m贸g艂 z ni膮 zerwa膰?

- No co ty. - Sam kopn膮艂 kamyk, kt贸ry potoczy艂 si臋 w stron臋 ciemnozielonego bmw zaparkowanego przy ulicy. Skr臋cili i stan臋li przed salonem gier, przez kt贸rego okna wida膰 by艂o migaj膮ce w 艣rodku 艣wiate艂ka. Oczy Sama zab艂ys艂y po偶膮dliwie. - Kto chce pierwszy ze mn膮 zagra膰?

- A kto stawia? - zapyta艂 nieco z艂o艣liwie Easy, zahaczaj膮c kciuki za kieszenie d偶ins贸w poplamionych farb膮. Czy mia艂 jakikolwiek ciuch, kt贸ry nie by艂 poplamiony farb膮? Jeszcze dwa tygodnie temu Brandon podejrzewa艂, 偶e Easy rozmy艣lnie brudzi farb膮 ubrania w 艣ci艣le okre艣lonych miejscach. Plama czerwieni na kolanie, trzy krople zieleni na lewym udzie, smuga czerni na r臋kawie... Wszystko po to, 偶eby przyci膮ga膰 dziewczyny, udaj膮c wielkiego artyst臋. Ale od jakiego艣 tygodnia Easy zachowywa艂 si臋 wobec niego jak przyzwoity facet, wi臋c Brandon uzna艂, 偶e w膮tpliwo艣ci przemawiaj膮 na korzy艣膰 oskar偶onego. Wida膰 by艂 po prostu niechlujny.

- Macie 膰wier膰dolar贸wki, prawda? - zapyta艂 Sam.

Brandon pokaza艂 puste kieszenie.

- Nie.

Twarz Sama przygas艂a, kiedy Easy wzruszy艂 ramionami.

- No to musz臋 rozmieni膰 dwudziestk臋. - Westchn膮艂.

- Na pewno w salonie mo偶na kupi膰 偶etony - zaproponowa艂 Easy. Wyj膮艂 z kieszeni kom贸rk臋 i zerkn膮艂 na ni膮, sprawdzaj膮c pewnie, czy nie ma wiadomo艣ci od Callie.

- Robisz sobie jaja? - odpar艂 Sam z niek艂amanym przera偶eniem. Sprawdzi艂, jak wygl膮da jego fryzura w wielkim oknie Rhinecliff Comunity Bank, kt贸ry s膮siadowa艂 z salonem gier. - P艂acisz dwa razy tyle. 呕etony s膮 dla cienias贸w. Trzeba gra膰 na w艂asne 膰wier膰dolar贸wki. - Wskaza艂 kciukiem w kierunku banku. - Id臋 tam.

Brandon i Easy zostali na zewn膮trz, a Sam stan膮艂 w d艂ugiej kolejce do kasy, 偶eby rozmieni膰 pieni膮dze. Szurali nogami, czuj膮c si臋 niezr臋cznie w tej sytuacji.

- Skocz臋 do punktu aptecznego po moje o艂贸wki - oznajmi艂 nagle Easy. Najwyra藕niej, podobnie jak Brandon, rozpaczliwie chcia艂 przerwa膰 k艂opotliwe milczenie. Zszed艂 z chodnika na ulic臋.

Brandon powoli skin膮艂 g艂ow膮. Punkt apteczny by艂 jedynym miejscem w mie艣cie, gdzie mo偶na by艂o dosta膰 wszystkie niezb臋dne rzeczy, mieli te偶 obszerny dzia艂 artyku艂贸w szkolnych. Mimo to nie opuszcza艂a go my艣l, 偶e tak naprawd臋 Easy chce kupi膰 prezerwatywy.

- Wiesz - powiedzia艂 nagle Easy, klepi膮c d艂oni膮 paczk臋 Marlboro Reds wystaj膮c膮 z kieszeni. - Przykro mi, 偶e ci nie wysz艂o z Elizabeth. S艂ysza艂em, co si臋 sta艂o. My艣l臋, 偶e dobrze zrobi艂e艣.

Brandon szuka艂 z艂o艣liwego u艣mieszku na twarzy Easy'ego, ale ten m贸wi艂 zupe艂nie szczerze.

- Dzi臋ki - powiedzia艂. - Troch臋 si臋 pochrzani艂o.

- Mo偶e jej si臋 odmieni. - Easy wzruszy艂 ramionami. S艂o艅ce wysz艂o zza chmury, roz艣wietlaj膮c szare popo艂udniowe niebo. Wyj膮艂 najzwyklejsze ciemne okulary przeciws艂oneczne z kieszeni zielonego we艂nianego swetra. R臋kawy by艂y za kr贸tkie. - Nigdy nic nie wiadomo.

- Tak - odpar艂 Brandon, szukaj膮c wzrokiem Jenny. - To by艂o... nie do zaakceptowania.

Nie do zaakceptowania to chyba dobre okre艣lenie, prawda? Mo偶e nie. Teoretycznie Brandon m贸g艂by zaakceptowa膰 pozycj臋 jednego z ch艂opak贸w Elizabeth i czeka膰 z nadziej膮, 偶e w艂a艣nie jego wybierze na pi膮tkowy lub sobotni wiecz贸r, a od czasu do czasu mo偶e um贸wi si臋 z nim w 艣rod臋 na lunch albo w poniedzia艂ek do kina, ale to by si臋 nie uda艂o. Mo偶e tak nale偶a艂o odpowiada膰, kiedy ludzie go wypytywali: 鈥濼o by si臋 nie uda艂o". I zdecydowanie nie tego pragn膮艂.

Po chwili milczenia Brandon doda艂:

- S艂ysza艂em, 偶e ty i Callie jeste艣cie znowu razem.

Easy skin膮艂 g艂ow膮, ale Brandon zauwa偶y艂, 偶e troch臋 si臋 zawaha艂, jakby nie by艂 pewien. Wyj膮艂 z kieszeni paczk臋 papieros贸w, unikaj膮c patrzenia Brandonowi prosto w oczy. Otworzy艂 pude艂ko zapa艂ek, w艂o偶y艂 papierosa do ust i zapali艂 go jednym p艂ynnym ruchem.

- To super - powiedzia艂 Brandon. - Tak.

Easy zaci膮gn膮艂 si臋 g艂臋boko papierosem, cho膰 przysz艂o mu do g艂owy, 偶e palenie w miejscu publicznym nie nale偶y do najm膮drzejszych rzeczy, zw艂aszcza teraz. A tam, ola膰 to. Marymount by艂 prawdopodobnie zbyt podekscytowany perspektyw膮 porannego zebrania, aby robi膰 zakupy w centrum. Poza tym tak dobrze by艂o wyj艣膰 na dw贸r. Gdy tylko rano opu艣ci艂 Staxxx, powr贸ci艂o nerwowe napi臋cie i przez ca艂y dzie艅 siedzia艂 w swoim pokoju, bij膮c si臋 z my艣lami. Im wi臋cej o tym rozmy艣la艂, tym wi臋kszej nabiera艂 pewno艣ci, 偶e Callie wpl膮ta艂a si臋 w jak膮艣 intryg臋. Wcale by si臋 nie zdziwi艂, gdyby si臋 okaza艂o, 偶e za tym wszystkim stoi Tinsley.

- Rozmawia艂e艣 z ni膮 ostatnio? - spyta艂 Easy.

Mija艂a ich starsza pani, kt贸rej Brandon przytrzyma艂 drzwi. U艣miechn臋艂a si臋 do niego uprzejmie, po czym zerkn臋艂a na Easy'ego z papierosem i obrzuci艂a go spojrzeniem pe艂nym przygany.

- Z kim? Z Callie? Nie, ostatnio nie.

- Aha. - Easy nie wiedzia艂, jak poruszy膰 t臋 spraw臋, 偶eby nie zabrzmia艂o to tak, jakby chcia艂 podkablowa膰 Callie. Znowu zaci膮gn膮艂 si臋 papierosem, a starsza pani okaza艂a oburzenie.

- Dlaczego pytasz? - zaciekawi艂 si臋 Brandon. Ta rozmowa stawa艂a si臋 jaka艣 niesk艂adna. Dlaczego Easy spyta艂 go o Callie?

Easy podni贸s艂 stop臋 i westchn膮艂.

- My艣la艂em, 偶e mo偶e wiesz, w co si臋 wpakowa艂a. - A wpakowa艂a si臋?

- No wiesz, ka偶dy wytyka palcami j膮 i mnie. Chodzi o ten po偶ar - doda艂 po艣piesznie, jakby nie chcia艂 wchodzi膰 g艂臋biej w spraw臋, o kt贸rej 偶aden z nich nie mia艂 ochoty rozmawia膰. - Martwi臋 si臋, 偶e chce co艣 zrobi膰, 偶eby, no wiesz, ratowa膰 sytuacj臋.

Brandon si臋 roze艣mia艂, wyg艂adzaj膮c zagniecenia w ciemnoszarych spodniach.

- Na przyk艂ad co? Co艣 jeszcze gorszego, 偶eby odwr贸ci膰 uwag臋? - Opar艂 si臋 o ceglany mur banku. - Uwie艣膰 dziekana? To raczej nie w jej stylu.

Easy u艣miechn膮艂 si臋 wbrew sobie i kopn膮艂 kraw臋偶nik.

- Nie, nic z tych rzeczy. Mam tylko dziwaczne wra偶enie, 偶e co艣 knuje i 偶e Tinsley jest w to zamieszana.

- Te dwie nie potrzebuj膮 pomocy, 偶eby sobie narobi膰 k艂opot贸w - zauwa偶y艂 Brandon.

Jakie艣 dziewczyny z dziesi膮tej klasy podesz艂y do bankomatu, chichocz膮c nie艣mia艂o, gdy ich mija艂y.

Easy zajrza艂 przez wielkie, wypucowane okno banku, chc膮c zobaczy膰, jak daleko stoi Sam i ile czasu im jeszcze zosta艂o.

- Obawiam si臋, 偶e knuj膮 co艣 przeciw Jenny - wyrzuci艂 z siebie.

Doszed艂 do tego wniosku dzi艣 po po艂udniu. Je艣li Callie by艂a przekonana, 偶e to Jenny spowodowa艂a po偶ar i 偶e mo偶e zosta膰 odes艂ana do domu, to mo偶na by艂o si臋 spodziewa膰, 偶e zrobi wszystko, aby przyspieszy膰 ten fakt. A je艣li w Waverly knuto jak膮艣 intryg臋, to prawie na pewno kierowa艂a ni膮 Tinsley Carmichael. To by wszystko wyja艣nia艂o: rozmow臋 przyciszonym g艂osem z Tinsley, kiedy byli w stajni, odnowienie przyja藕ni mi臋dzy Callie i Tinsley, pewno艣膰 Callie, 偶e to nie im grozi wyrzucenie ze szko艂y.

Brandon w艂o偶y艂 r臋ce do kieszeni spodni i spojrza艂 Easy'emu prosto w oczy.

- Jenny?

- Wiem, 偶e to szalony pomys艂, ale wci膮偶 dochodz臋 do tego samego wniosku. Czuj臋... - Easy'emu g艂os odm贸wi艂 pos艂usze艅stwa. Zasch艂o mu w gardle i czu艂, 偶e si臋 rozklei, je艣li b臋dzie dalej m贸wi膰, ale musia艂 si臋 komu艣 zwierzy膰. - Czuj臋, 偶e skrzywdzi艂em Jenny. I nie chc臋 kolejnego problemu, przy wszystkich innych. - Chocia偶 Easy by艂 szcz臋艣liwy, 偶e znowu jest razem z Callie, dziewczyn膮, kt贸r膮 kocha艂, to nadal czu艂 wyrzuty sumienia po tym, jak zachowa艂 si臋 wobec Jenny.

- Skoro uwa偶asz, 偶e j膮 skrzywdzi艂e艣 - powiedzia艂 powoli Brandon, staraj膮c si臋, aby w tonie jego g艂osu nie by艂o pot臋pienia - to dlaczego jej po prostu nie przeprosisz?

Brandon, kt贸ry liczy艂 sto siedemdziesi膮t centymetr贸w wzrostu i sta艂 na chodniku, by艂 teraz niemal r贸wny z Easym stoj膮cym nadal na ulicy. Ich oczy znajdowa艂y si臋 na jednym poziomie.

- Mo偶e to zrobi臋 - przyzna艂 Easy, przetrawiaj膮c ten pomys艂 - Wydawa艂o si臋 to takie proste. Ale przeprosiny nigdy nie s膮 proste. Przekona艂 si臋 o tym, chodz膮c dwa lata z Callie. - Dzi臋ki. Tobie te偶 jestem co艣 winien - doda艂.

- B膮d藕 po mojej stronie - za偶artowa艂 Brandon.

Easy z powag膮 skin膮艂 g艂ow膮, wchodz膮c na chodnik obok Brandona.

- Umowa stoi.

Podali sobie d艂onie i Easy poszed艂 do punktu aptecznego, jakby troch臋 l偶ejszym krokiem. Mo偶e wszystko si臋 dobrze sko艅czy. Mo偶e zaczyna wariowa膰. Przecie偶 Callie i Tinsley nie mog膮 zwali膰 winy na Jenny. Callie nigdy nie posun臋艂aby si臋 tak daleko. Chyba nie?

Bo gdyby si臋 posun臋艂a, oznacza艂oby to, 偶e dziewczyna, kt贸r膮 kocha ca艂ym sercem, nie jest osob膮, w kt贸rej chce by膰 zakochany.


S贸wNet

Komunikator

JennyHumphrey:

Idziesz na imprez臋 po偶egnaln膮 OP?

BrettMesserschmidt:

No. W艂a艣nie wzi臋艂am prysznic.

Ary?

JennyHumphrey:

Szykuj臋 si臋. Przyjd藕 tu szybko!

Nie dam rady zmierzy膰 si臋 z tym sama.

BrettMesserschmidt:

Ja te偶. Nie martw si臋. Po to jest popijawa.


19
Sowa Waverly wspania艂omy艣lnie wybacza - nawet je艣li nie mo偶e zapomnie膰

Jenny zbli偶a艂a si臋 do krateru - miejsca, kt贸re zosta艂o wybrane na po偶egnalne przyj臋cie OP. Por贸wnania imprez w Waverly z tymi na Manhattanie nasuwa艂y si臋 same. W domu s膮czyli koktajle w barach w Meatpacking District albo szli na gal臋 w Met. Przynajmniej niekt贸rzy - Jenny zapraszano tylko czasami. W Waverly imprezy odbywa艂y si臋 raczej w r贸偶nych sceneriach na dworze. Krater by艂 obni偶eniem terenu znajduj膮cym si臋 jakie艣 trzy kilometry od wej艣cia do lasu, na po艂udnie od kampusu. Kryj贸wka by艂a na tyle blisko, by urywa膰 si臋 z lekcji na jednego dymka, i na tyle daleko, 偶eby nie zosta膰 przy艂apanym. Pomys艂owi uczniowie Waverly zainstalowali k艂ody na ga艂臋ziach drzew rosn膮cych wok贸艂 krateru, przez co miejsce to przypomina艂o sceneri臋 jakiego艣 艣redniowiecznego 艣wi臋tego zgromadzenia. Przychodz膮c tu na imprez臋, Jenny czu艂a si臋, jakby mia艂a uczestniczy膰 w imprezie w Stonehenge.

Tego wieczoru Heath naprawd臋 przeszed艂 samego siebie. Wok贸艂 brzegu krateru rozstawiono ogrzewane namioty, co nada艂o okolicy wygl膮d nieco lepszych slums贸w z czas贸w wielkiego kryzysu, o kt贸rych Jenny uczy艂a si臋 na historii Ameryki. Wsz臋dzie kr臋cili si臋 uczniowie ubrani na czerwono, pomara艅czowo i 偶贸艂to, tak jakby ka偶dy wpad艂 na ten sam pomys艂. Na 艣rodku krateru trzaska艂y p艂omienie niewielkiego ogniska, rzucaj膮c chwiejne cienie na twarze, tak 偶e trudno by艂o rozpozna膰, kto jest kim. Sceneria by艂a bardzo romantyczna i Jenny nie mog艂a si臋 doczeka膰, kiedy pojawi si臋 Julian, 偶eby - jak w kiczowatym filmie - patrze膰 jej g艂臋boko w oczy i ca艂owa膰 przy ognisku.

Kr膮偶y艂a wok贸艂 w swoich ulubionych czarnych d偶insach Seven i w czarnej bluzce Marc z d艂ugimi r臋kawami i okr膮g艂ym dekoltem, kt贸r膮 wyszuka艂a, przetrz膮saj膮c sterty ciuch贸w na wyprzeda偶y w Barneys. To by艂 艂adny top, uszyty z najdelikatniejszej bawe艂ny, jak膮 mo偶na sobie wyobrazi膰, z koronk膮 wok贸艂 wyci臋cia. Niestety, ca艂y by艂 schowany pod g艂upim pomara艅czowym T - shirtem Osobnik贸w Podejrzanych, kt贸ry musia艂a wci膮gn膮膰 na wierzch. Czu艂a si臋 艣miesznie, ale wszyscy, kt贸rzy znale藕li si臋 na li艣cie podejrzanych dziekana, mieli na sobie takie koszulki, a nie chcia艂a, 偶eby ktokolwiek pomy艣la艂, 偶e uwa偶a, i偶 jest ponad podejrzeniami.

Przez ca艂y czas Jenny mia艂a na oku swoj膮 wsp贸艂lokatork臋. Snu艂a si臋 z miejsca na miejsce, aby nie wpa艣膰 na Callie, kt贸ra przeciska艂a si臋 przez t艂um. W pokoju te偶 si臋 unika艂y, co by艂o teraz do艣膰 艂atwe, jako 偶e Callie ka偶d膮 woln膮 chwil臋 sp臋dza艂a z Easym. Jenny nape艂ni艂a plastikowy kubek drinkiem Jungle Juice ze 艣wie偶o nape艂nionej wazy. Pociera艂a ramiona, aby rozgrza膰 r臋ce wyzi臋bione od coraz ni偶szej temperatury i lodowatego kubka.

- Zimno?

Jenny odwr贸ci艂a si臋 b艂yskawicznie i dostrzeg艂a wij膮cy si臋 kosmyk br膮zowych w艂os贸w. Mia艂a nadziej臋, 偶e to Julian. Jednak zamiast niego zobaczy艂a Easy'ego Walsha, kt贸ry nie odezwa艂 si臋 do niej s艂owem od czasu, jak z ni膮 zerwa艂 w zesz艂ym tygodniu. Widywa艂a go, oczywi艣cie, od czasu do czasu, ale by艂o jasne, 偶e jej unika. Poci膮gn臋艂a 艂yk z plastikowego kubka, przytrzymuj膮c go przy ustach d艂u偶ej, ni偶 by艂o konieczne. Czeka艂a, a偶 powie, o co mu chodzi, albo odejdzie.

- Heath znowu przeszed艂 samego siebie, nie? - Ciemnoniebieskie oczy Easy'ego z niepokojem lustrowa艂y jej twarz.

Mi艂o by艂o widzie膰 go zdenerwowanego. Nigdy w niczym nie by艂a g贸r膮, ale zdecydowanie nie mia艂a zamiaru podda膰 si臋 Easy'emu Walshowi, tak jak wszyscy inni. Mimo 偶e wygl膮da艂 ca艂kiem przystojnie w pomara艅czowej koszulce OP, kt贸r膮 zd膮偶y艂 ju偶 pobrudzi膰 traw膮. W jaki spos贸b? Tarzaj膮c si臋 z Callie w lesie?

- Ognisko to odwa偶ny pomys艂, trzeba mu to odda膰 - odpar艂a Jenny, szukaj膮c ludzi, z kt贸rymi wola艂aby teraz by膰.

Brandon siedzia艂 przy ogniu razem z Sage Francis. Wydawali si臋 poch艂oni臋ci rozmow膮. Brett jeszcze nie przysz艂a, a Kara le偶a艂a na ziemi, wpatruj膮c si臋 w gwiazdy przez prze艣wit w koronach drzew - z Heathem. To by艂o do艣膰 dziwne. Alison kl臋cza艂a przed ogniskiem, tu偶 za ni膮 Alan, i piekli co艣 na d艂ugim kiju. Wygl膮da艂o na to, 偶e Julian jeszcze nie przyszed艂. I na tym wyczerpywa艂a si臋 lista os贸b, pomy艣la艂a Jenny, z kt贸rymi chcia艂aby rozmawia膰. Sze艣膰 tygodni w Waverly i mog艂a policzy膰 przyjaci贸艂 na palcach jednej r臋ki. A my艣la艂a, 偶e dobrze sobie radzi.

- Dobrze, 偶e tu jeste艣 - powiedzia艂 Easy, a jego g艂os brzmia艂 do艣膰 dziwnie.

Jenny nie mia艂a zielonego poj臋cia, o co mu chodzi. Dlaczego? Bo mo偶esz mnie znowu upokorzy膰? Bo mo偶esz udawa膰, 偶e mnie lubisz, dop贸ki nie wr贸ci twoja eksdziewczyna? Bo mo偶esz zwali膰 na mnie win臋 za po偶ar?

Nie odwa偶y艂a si臋 zapyta膰 go o 偶adn膮 z tych rzeczy. Jedyne na co si臋 zdoby艂a to:

- Och?

Easy rozkopywa艂 ziemi臋 uwalanymi b艂otem, rozpadaj膮cymi si臋 br膮zowymi butami Camper do kr臋gli. Podrapa艂 si臋 po karku, a coraz wi臋kszy p艂omie艅 ogniska odbija艂 si臋 w jego ciemnoniebieskich oczach.

- Chcia艂em powiedzie膰, 偶e ci臋 za wszystko przepraszam.

- Pochyli艂 si臋 i podni贸s艂 z ziemi d艂ugi patyk, kt贸ry pr贸bowa艂 obraca膰 mi臋dzy palcami.

Jenny po raz pierwszy spojrza艂a mu w twarz.

- Nie mia艂em zamiaru... ci臋 skrzywdzi膰. - Odrzuci艂 patyk i przejecha艂 d艂oni膮 po twarzy. 艢ciszy艂 g艂os, tak 偶e Jenny musia艂a si臋 pochyli膰 w jego stron臋, aby go us艂ysze膰. - I naprawd臋 nie chcia艂em, aby艣 dowiedzia艂a si臋 o mnie i o Callie... w taki spos贸b - m贸wi艂 dalej, a na twarzy p艂on臋艂y mu rumie艅ce, prawdopodobnie na wspomnienie, jak umykali z Callie z p艂on膮cej stodo艂y na p贸艂 nadzy, i to na oczach ca艂ego kampusu. - Wiem, 偶e to musia艂o by膰 dla ciebie straszne. Nie wyobra偶am sobie... - Nie wiedzia艂, jak zako艅czy膰 zdanie, wi臋c poci膮gn膮艂 艂yk Jungle Juice z czerwonego kubka Solo.

- No tak. - Te przeprosiny wiele znaczy艂y dla Jenny, ale w ca艂ym zam臋cie nie potrafi艂a tego w pe艂ni doceni膰.

Obok nich przemkn膮艂 Ryan Reynolds. 艢ciga艂 dziewczyn臋 z dziesi膮tej klasy, ubran膮 w kr贸tk膮 sp贸dniczk臋 i krzycza艂:

- Ja te偶 jestem podejrzany! Tylko zapomnieli mi da膰 koszulk臋.

- Wiem, 偶e trudno teraz znie艣膰 humory Callie - doda艂 Easy, jeszcze bardziej zni偶aj膮c g艂os. - To przez ten po偶ar i w og贸le.

- Odkaszln膮艂 i m贸wi艂 cicho: - Ma zupe艂nego bzika. M贸wi, 偶e przez ciebie jeste艣my na li艣cie, 偶e... chcia艂a艣 w ten spos贸b ukry膰 fakt, 偶e to ty spowodowa艂a艣 po偶ar.

Jenny sta艂a w milczeniu, cho膰 narasta艂 w niej gniew.

- Nie zdawa艂em sobie sprawy, jak to g艂upio brzmi, dop贸ki ci tego nie powiedzia艂em. Wiem, 偶e nigdy by艣 czego艣 takiego nie zrobi艂a. - Easy spojrza艂 na ni膮, a ich oczy spotka艂y si臋 po raz pierwszy, odk膮d zacz臋li rozmawia膰. Widzia艂a, 偶e naprawd臋 uwa偶a, 偶e teoria Callie to czyste wariactwo, i poczu艂a si臋 troch臋 lepiej. Prze艂yka艂 艣lin臋 raz po raz. - Bo偶e, to wszystko jest pokr臋cone.

Jenny czu艂a, 偶e powoli spada jej z serca kamie艅, kt贸rego ci臋偶ar przygniata艂 j膮 przez par臋 ostatnich dni. Je艣li Easy jest po jej stronic, to mo偶e wszystko jeszcze si臋 dobrze sko艅czy.

- Dzi臋ki, 偶e... powiedzia艂e艣 mi o tym - odezwa艂a si臋. Dopiero teraz u艣wiadomi艂a sobie, jak bardzo brakowa艂o jej rozmowy z nim. Easy by艂 takim facetem, kt贸rego chcia艂o si臋 mie膰 w swojej dru偶ynie. - To wiele dla mnie znaczy.

Callie ponad ogniskiem przeszywa艂a wzrokiem Easy'ego i Jenny. Nie wiedzia艂a, czy twarz jej p艂onie z powodu blisko艣ci ognia, czy na widok tamtych dwojga, tak bardzo poch艂oni臋tych rozmow膮. W g艂owie kr膮偶y艂a jej tylko jedna my艣l. Kilka tygodni temu Easy rzuci艂 j膮 dla tej ma艂ej dziwki. Nie mia艂a nawet cienia w膮tpliwo艣ci - Jenny musi odej艣膰.

Przez nieuwag臋 wyla艂a resztk臋 Jungle Juice na ziemi臋, ale w g艂owie i tak hucza艂o jej ju偶 od alkoholu. Rozgl膮da艂a si臋 po twarzach, szukaj膮c osoby, kt贸rej obecno艣膰 na pewno by j膮 pocieszy艂a. Jej wzrok zatrzyma艂 si臋 w ko艅cu na Tinsley. Jej ciemnow艂osa przyjaci贸艂ka sta艂a z Chloe przy jednej z mis nape艂nionych Jungle Juice i podawa艂a dziewczynie przelewaj膮cy si臋 kubek. Callie u艣miechn臋艂a si臋 i ruszy艂a w ich stron臋. Tinsley si臋 ucieszy, 偶e znowu gra w jej dru偶ynie. 呕e jest gotowa wykopa膰 Jenny z Waverly raz na zawsze.

20
Sowa Waverly nie pije alkoholu poni偶ej dozwolonego wieku

Imi臋?

Brett podskoczy艂a. Prawie wpad艂a na Sama, kt贸ry sta艂 na stra偶y przy kraterze, trzymaj膮c w r臋ce list臋 zaproszonych os贸b. Zauwa偶y艂a kilka pomara艅czowych T - shirt贸w, ozdobionych z przodu czarnymi literami 鈥濷P", a z ty艂u napisem: 鈥瀘sobnik podejrzany" - mieli je na sobie Brandon i Benny. Sam by艂 ubrany w koszulk臋 tego samego koloru, ale z przodu namalowa艂 litery 鈥瀂M". Co to znaczy艂o? Sam odwr贸ci艂 si臋 do dw贸ch dziesi臋cioklasistek, kt贸rych nie by艂o na li艣cie. Brett przeczyta艂a s艂owa 鈥瀦defloruj mnie" na jego plecach. Przewr贸ci艂a oczami.

- Prosz臋, tw贸j T - shirt - powiedzia艂 beznami臋tnie, odwracaj膮c si臋 do Brett. Poda艂 jej plastikow膮 torb臋 z koszulk膮. - Mo偶esz si臋 przebra膰 w namiocie. - Zamilk艂 na chwil臋. - Albo tutaj.

Brett znowu przewr贸ci艂a oczami. Kto艣, kogo ledwie pami臋ta艂a z pierwszego semestru 艂aciny, podszed艂 do niej chwiejnym krokiem i poda艂 jej czerwonopomara艅czowy nap贸j. Natychmiast przyp艂yn臋艂o wspomnienie pierwszej i okropnej imprezy w Waverly, r贸wnie偶 przy kraterze. Tamtej nocy wypi艂a trzy drinki Tequila Sunrise, nie zdaj膮c sobie sprawy, jak du偶o jest w nich tequili. Przez reszt臋 imprezy 艣ciska艂a kurczowo pie艅 drzewa. Pow膮cha艂a zawarto艣膰 plastikowego kubka i jej nozdrza wype艂ni艂 ostry zapach w贸dki. Upi艂a 艂yczek i poczu艂a dobrze znany smak Jungle Juice, jednego z ulubionych napoj贸w Heatha.

Brett rozgl膮da艂a si臋, szukaj膮c Kary. Chcia艂a j膮 przeprosi膰 za wcze艣niejszy napad z艂ego humoru, ale nie mog艂a jej wy艂uska膰 z t艂umu kot艂uj膮cego si臋 wok贸艂 dr偶膮cych p艂omieni ogniska. Verena Amewal wpad艂a ju偶 wyra藕nie w nastr贸j teraz albo nigdy i ocieraj膮c si臋 niebezpiecznie o ogie艅, ta艅czy艂a z jakim艣 dziesi臋cioklasist膮 z dru偶yny tenisowej do muzyki, kt贸r膮 tylko oni s艂yszeli. Nieco dalej Benny siedzia艂a po turecku na skrawku trawy razem z Lonem Baruzz膮. By艂 stypendyst膮 i kr膮偶y艂y plotki, 偶e jest 艣wietny w 艂贸偶ku. Lon robi艂 Benny masa偶 plec贸w, co przypuszczalnie dawa艂o jej przedsmak tego, co potrafi. Brett dostrzeg艂a Jenny i ju偶 mia艂a ruszy膰 w kierunku kole偶anki, kiedy zauwa偶y艂a, 偶e ta jest poch艂oni臋ta rozmow膮 z Easym. Dlaczego akurat z nim? O co w tym chodzi? Brett nigdzie nie widzia艂a Heatha, co by艂o troch臋 dziwne - ale co tam, pewnie za du偶o wypi艂 i le偶y gdzie艣 w krzakach.

Nagle poczu艂a siln膮 d艂o艅 na ramieniu i obr贸ci艂a si臋 b艂yskawicznie. Czy Ryan Reynolds znowu chce jej dokucza膰? Okaza艂o si臋, 偶e to Jeremiah, kt贸ry podni贸s艂 obie r臋ce na znak, 偶e si臋 poddaje.

- Daj spok贸j! - powiedzia艂, robi膮c krok do ty艂u. W czarnej bluzie polo Jamesa Perse'a na艂o偶onej na ulubion膮 czerwon膮 ciep艂膮 koszul臋 i w starych zielonych spodniach J. Crew wygl膮da艂 zaskakuj膮co znajomo. Tylko w艂osy mia艂 kr贸tsze ni偶 na tamtej koszmarnej imprezie w Dumbarton dwa tygodnie temu, na kt贸rej widzia艂a go ostatni raz. I porz膮dniej uczesane ni偶 kiedy艣. Za to pozwoli艂, aby policzki i brod臋 pokry艂a delikatna szczecinka, przez co jego ko艣cista, kwadratowa szcz臋ka wydawa艂a si臋 jeszcze wyra藕niej zarysowana.

u:

- Jestem niewinny, przysi臋gam.

Mimo 偶e Jeremiah pochodzi艂 ze starej, bogatej rodziny z Newton na przedmie艣ciach Bostonu, m贸wi艂 z niestarannym bosto艅skim akcentem. Kiedy ze sob膮 chodzili, zawsze j膮 denerwowa艂 ten niechlujny miejski akcent, ale teraz wyda艂 jej si臋 uroczy.

- Jeremiah! - Brett wspi臋艂a si臋 na palce i poca艂owa艂a go w oba obro艣ni臋te policzki. Pachnia艂 lasem i czysto艣ci膮. Dobrze by艂o go widzie膰. - Co tu robisz?

Uczniowie ze 艢wi臋tego Lucjusza regularnie pojawiali si臋 na imprezach w Waverly, ale przecie偶 nie we wtorek, a poza tym wiedzia艂a, 偶e Jeremiah ma w ten weekend wielki mecz - by艂 gwiazd膮 pierwszej linii w dru偶ynie futbolowej - wi臋c wydawa艂o jej si臋 nieprawdopodobne, 偶e m贸g艂by ryzykowa膰 dla takiej rozrywki. Gdyby wiedzia艂a, 偶e si臋 tu zjawi, to na pewno odpisa艂aby na jego mejl. Mia艂a teraz wyrzuty, 偶e go zignorowa艂a, zbyt przygn臋biona po偶arem i sytuacj膮 z Kar膮. aby zastanawia膰 si臋, jak odpowiedzie膰.

Jeremiah si臋 zaczerwieni艂. U艣miechn臋艂a si臋, przypominaj膮c sobie, jak 艂atwo si臋 przy niej rumieni艂.

- S艂ysza艂em o tym jutrzejszym spotkaniu, czy co to ma by膰, wi臋c gdyby to mia艂 by膰 tw贸j ostatni wiecz贸r... - Zerkn膮艂 na ni膮, nadal trzymaj膮c d艂onie na jej talii, gdzie je po艂o偶y艂, kiedy si臋 witali. - Chcia艂em si臋 z tob膮 po偶egna膰.

- Jeste艣 taki s艂odki. - Brett podnios艂a wzrok i utkwi艂a go w jego niebieskozielonych oczach. Poczu艂a dziwne sensacje w 偶o艂膮dku. To pewnie przez Jungle Juice. Unios艂a plastikowy kubek do ust. Nie przestawa艂a u艣miecha膰 si臋 do Jeremiaha. Czu艂a si臋 taka... wyzwolona. Ten nastr贸j ca艂kowitego lekcewa偶enia problemu - fakt. 偶e wszyscy robili ubaw z po偶aru i z tego ca艂ego szale艅stwa, jakie ogarn臋艂o szko艂臋 - by艂 o wiele lepszy ni偶 szeptanie za plecami i rzucanie na siebie oskar偶e艅. Nie w艂o偶y艂a jeszcze pomara艅czowego T - shirtu. Mia艂a na sobie najzwyklejsz膮 prost膮 czarn膮 koszul臋, kt贸r膮 po偶yczy艂a od Jenny, i nie chcia艂a jej chowa膰 pod T - shirtem. Nagle zauwa偶y艂a Alison Quentin w za du偶ej o par臋 rozmiar贸w koszulce OP i stwierdzi艂a, 偶e wygl膮da to ca艂kiem 艂adnie. Wi臋c dlaczego nie mia艂aby wczu膰 si臋 w nastr贸j imprezy? Poda艂a kubek Jermiahowi.

- Potrzymasz?

- Dla ciebie wszystko, B. - U艣miechn膮艂 si臋 szeroko, pokazuj膮c rz膮d uroczo wykrzywionych dolnych z臋b贸w.

Wzi膮艂 od niej czerwony plastikowy kubek, kt贸ry niemal zgin膮艂 w jego wielkich, silnych d艂oniach. Brett wci膮gn臋艂a koszulk臋 przez g艂ow臋, chwiej膮c si臋 troch臋 na nogach. W贸dka w drinku zrobi艂a ju偶 swoje.

Jeremiah poci膮gn膮艂 艂yk z kubka Brett, wykrzywi艂 twarz z niesmakiem i wyplu艂 wszystko na ziemi臋.

- Hej! - Brett zgani艂a go i klepn臋艂a w rami臋. - Zamierza艂am to wypi膰!

- Chcia艂em tylko spr贸bowa膰. - Roze艣mia艂 si臋 i wytar艂 usta w r臋kaw. - Nie rozumiem, jak mo偶na pi膰 takie 艣wi艅stwo.

Jeremiah uwielbia艂 piwo i zawsze dokucza艂 Brett z powodu jej mi艂o艣ci do mieszanych drink贸w. Nagle przypomnia艂a sobie, jak tydzie艅 po powrocie do szko艂y z letnich wakacji zaprosi艂 j膮 na objazd winnic, na kt贸ry wybiera艂 si臋 ze swoj膮 rodzin膮 - ojciec Jeremiaha otwiera艂 now膮 restauracj臋 i udawa艂 si臋 do Sonomy na degustacj臋 po 艢wi臋cie Dzi臋kczynienia. Nie zachwyci艂 jej ten pomys艂. By艂a w tym czasie zauroczona Erikiem Daltonem i wyobra偶a艂a sobie, 偶e w winnicach Jeremiah b臋dzie 藕艂opa艂 wino litrami, zamiast s膮czy膰 je z wyczuciem. Bo偶e, ale go niesprawiedliwie ocenia艂a. Mia艂a nadziej臋, 偶e jej wybaczy艂, a je艣li nie - 偶e wkr贸tce to zrobi.

- Chod藕, p贸jdziemy po piwo. - Pod wp艂ywem impulsu z艂apa艂a go za r臋k臋 i poci膮gn臋艂a do lasu, tam, gdzie zwykle sta艂y beczu艂ki z piwem na imprezach w kraterze. Jego palce by艂y jak starzy przyjaciele niewidziani od lat.

- Denerwujesz si臋? - zapyta艂 Jeremiah. Ga艂臋zie trzaska艂y pod ich stopami, a las wydziela艂 sosnowy, romantyczny zapach. Ha艂as stopniowo cich艂, gdy oddalali si臋 od t艂umu. - To znaczy jutrzejszym dniem. Ca艂a ta sprawa to jaka艣 paranoja.

Brett cieszy艂a si臋, 偶e jest ciemno i 偶e Jeremiah nie mo偶e dostrzec, 偶e si臋 zarumieni艂a. Kiedy zapyta艂, czy si臋 denerwuje, od razu przyszed艂 jej na my艣l poprzedni raz, gdy zada艂 to samo pytanie. Przypomnia艂a sobie noc, kiedy planowali razem utraci膰 dziewictwo.

Zanim zd膮偶y艂a odpowiedzie膰, oboje stan臋li jak wryci, s艂ysz膮c nagle szelest trawy. Brett pisn臋艂a i czeka艂a, a偶 w powietrze wzbije si臋 jaka艣 sowa, ale nic takiego si臋 nie sta艂o. Zauwa偶y艂a natomiast dwie postacie, siedz膮ce tu偶 przed ni膮 w wysokiej trawie. Przy艂o偶y艂a palec do ust, a Jeremiah skin膮艂 g艂ow膮 z zak艂opotanym u艣miechem.

- Rety - wymamrota艂.

Oczy Brett przyzwyczai艂y si臋 do ciemno艣ci. Mog艂a rozpozna膰 twarze dw贸ch postaci siedz膮cych po turecku w trawie, g艂owa przy g艂owie, i szepcz膮cych jakie艣 czu艂e s艂贸wka. Zmrozi艂o j膮 i gapi艂a si臋 jak sroka w gnat. Co Heath robi w lesie sam z dziewczyn膮, rozmawia? Jego mniejsze ja, Sam, by艂oby rozczarowane. Ju偶 mia艂a si臋 odwr贸ci膰, kiedy 艣wiat艂o ksi臋偶yca pad艂o na twarz dziewczyny. To by艂a Kara.

Brett nie mog艂a oderwa膰 wzroku. Heath uni贸s艂 d艂oni膮 brod臋 Kary i przybli偶y艂 jej twarz do swojej. A potem poca艂owa艂 Kar臋, ich usta porusza艂y si臋 mi臋kkimi ruchami. Brett zamar艂a ze zdumienia.

- Hej, gdzie ta beczka?

Obr贸ci艂a g艂ow臋 i zobaczy艂a, ze stoi za ni膮 Lon Baruzza i chichocze. Benny potrz膮sn臋艂a pustym kubkiem, aby pokaza膰 Brett, o co im chodzi. Ale w tym momencie zobaczy艂a Heatha i Kar臋 i zrobi艂a oczy jak spodki.

- O, cholera - powiedzia艂a, patrz膮c z konsternacj膮 na Brett. Brett chcia艂a, 偶eby by艂a cicho, bo Heath i Kara jeszcze ich nie zauwa偶yli i lepiej, 偶eby tak zosta艂o. 鈥 Dlaczego twoja dziewczyna ca艂uje si臋 z Heathem? - wykrzykn臋艂a Benny na ca艂e gard艂o.

Jeremiah pu艣ci艂 r臋k臋 Brett. Odwr贸ci艂 si臋 do niej, a w jego niebieskozielonych oczach dostrzeg艂a zak艂opotanie i 偶al.

- Dziewczyna? Wi臋c to, co gadaj膮, to prawda?

Brett nie by艂a w stanie wykrztusi膰 z siebie s艂owa. Chcia艂a, 偶eby wybuch艂 po偶ar, kt贸ry zr贸wna艂by z ziemi膮 ca艂y las. Wo艂a艂aby ratowa膰 偶ycie z kolejnego kataklizmu, ni偶 broni膰 si臋 - przed czym? Co takiego zrobi艂a? Jak mo偶na twierdzi膰, 偶e ma dziewczyn臋, skoro jej domniemana dziewczyna ca艂uje si臋 nami臋tnie z Heathem Ferrem. 艢cisn臋艂a mocniej kubek i potykaj膮c si臋, ruszy艂a w stron臋 ogniska.

- Musz臋 si臋 napi膰.

21
Rozwa偶na Sowa ceni sobie kie艂kuj膮c膮 mi艂o艣膰

Byli lak blisko siebie, 偶e Brandon czu艂 oddech Sage na swojej twarzy. Trzyma艂 z臋bami brzeg plastikowego kubka, r臋ce mia艂 rozrzucone na boki i przechyla艂 kubek, 偶eby wypi膰 艂yk Jungle Juice. Sage si臋 roze艣mia艂a, kiedy struga alkoholu sp艂yn臋艂a po jego policzku, a Brandon u艣miechn膮艂 si臋 na tyle, na ile m贸g艂, 偶eby nie wypu艣ci膰 kubka.

- Okej - wymamrota艂 przez z臋by. - Twoja kolej.

Pochyli艂a si臋 do przodu i chwyci艂a z臋bami plastikowy kubek. Brandon nie zauwa偶y艂 wcze艣niej, 偶e jej oczy s膮 takie niebieskie. Jak niebo nad zatok膮 w d艂ugie lipcowe popo艂udnia. Sk贸r臋 mia艂a idealnie g艂adk膮.

- Gotowa? - spyta艂 przez zaci艣ni臋te z臋by.

- Gotowa - odpar艂a, szeroko otwieraj膮c oczy obwiedzione ciemnoniebiesk膮 kontur贸wk膮. Mo偶e dlatego wydawa艂y si臋 takie b艂yszcz膮ce.

Brandon si臋 odchyli艂. - Tylko nie oszukuj.

U艣miechn膮艂 si臋 艂obuzersko, kiedy przechyla艂a kubek. Patrzy艂 na jej szyj臋, gdy po艂yka艂a wielkie 艂yki pomara艅czowej mikstury. Wyda艂a z siebie piskliwy okrzyk i przechyli艂a si臋 do przodu. Troch臋 Jungle Juice wyciek艂o jej z buzi z powrotem do kubka.

- Och, co za ohyda - dokucza艂 jej. Czu艂 przyjemne buzowanie alkoholu i nie m贸g艂 si臋 powstrzyma膰 od zerkania na piersi Sage opi臋te pomara艅czowym T - shirtem OP.

- Mog臋 spr贸bowa膰? - Sam pojawi艂 si臋 przed nimi zupe艂nie nagle.

- A dow贸d masz? - Brandon skrzy偶owa艂 r臋ce na piersi. Bawi艂o go odgrywanie twardziela przed kandydatami. M贸g艂by to robi膰 cz臋艣ciej.

- No co ty? Daj spok贸j. - Sam si臋gn膮艂 po kubek, ale Sage odsun臋艂a r臋k臋, tak 偶e znalaz艂 si臋 poza jego zasi臋giem. Trzyma艂a go nad g艂ow膮, tak 偶e mi臋dzy d偶insami a T - shirtem pojawi艂 si臋 pasek nagiego cia艂a. Sam wskaza艂 na litery ZM na swojej koszulce.

- Ta koszulka mnie gryzie - powiedzia艂 nie wiadomo do kogo.

- To j膮 zdejmij - zaproponowa艂 Brandon.

- Nie mog臋. Jeszcze nie - odpar艂 powa偶nie Sam.

- Dlaczego? - zapyla艂a Sage z ciekawo艣ci膮. Potrz膮sn臋艂a g艂ow膮, a d艂ugie, jedwabiste Jasne w艂osy omiot艂y plecy.

- Bo to si臋 jeszcze nie sta艂o - odpowiedzia艂 szczerze Sam, jakby to by艂o oczywiste. Omi贸t艂 wzrokiem t艂um i przejecha艂 r臋k膮 po w艂osach ustawionych artystycznie na 偶el. Gest do z艂udzenia przypomina艂 Heatha. - Widzieli艣cie Heatha? Mia艂 mi dzisiaj pom贸c kogo艣 wyhaczy膰. Obieca艂.

Brandon rozejrza艂 si臋 dooko艂a, jakby zapomnia艂, gdzie jest. Siedzia艂 z Sage przy ognisku, rozmawiali o filmach. Mia艂a okropny gust, ale przynajmniej o tym wiedzia艂a, i nie gniewa艂a si臋, kiedy dokucza艂 jej z powodu mi艂o艣ci do takich film贸w jak Wygrane marzenia czy Legalna blondynka.

- Dziewczyny uwielbiaj膮 takie filmy - wyja艣ni艂a.

Sage zadziwia艂a go tym. 偶e o nic si臋 nie droczy艂a i 艂atwo si臋 z ni膮 rozmawia艂o. Jej przednie dolne z臋by by艂y troch臋 krzywe, ale przez to reszta twarzy wydawa艂a si臋 jeszcze bardziej idealna.

- Nie widzia艂em go. - Brandon wzruszy艂 ramionami, wbijaj膮c wzrok z powrotem w Sama. - Pewnie film mu si臋 urwa艂 i le偶y w krzakach.

Sam wydawa艂 si臋 przera偶ony, jak gdyby Brandon powiedzia艂 mu, 偶e jego rodzice w艂a艣nie zgin臋li w wypadku samochodowym.

- Nie ma mowy, facet. - Spojrza艂 na Sage po偶膮dliwym wzrokiem, odwr贸ci艂 si臋 do Brandona i powiedzia艂 nieco ni偶szym g艂osem. - A mo偶e ty mi pomo偶esz kogo艣 wyhaczy膰?

- Pochyli艂 g艂ow臋 w stron臋 Sage, kt贸ra przycisn臋艂a d艂o艅 do jasnor贸藕owych ust, by st艂umi膰 艣miech.

- Sorki, ch艂opie. - Brandon mia艂 nadziej臋, 偶e na tym si臋 sko艅czy. Sam przyczepia艂 si臋 do niego, tylko gdy Heatha nie by艂o w pobli偶u, ale i tak Brandon mia艂 tego do艣膰. Wiedzia艂, 偶e musi poszuka膰 Heatha, je艣li chce, 偶eby Sam zostawi艂 ich w spokoju. - Zosta艅 tutaj - poleci艂 Samowi. - Przy艣lemy go do ciebie. Nie odchod藕.

- Okej, ale pospieszcie si臋. - Sam pad艂 na siedzisko z k艂ody. Zerkn膮艂 na sw贸j przesadnie du偶y plastikowy zegarek.

- Postaramy si臋 - obieca艂 uroczy艣cie Brandon.

Wzi膮艂 Sage za r臋k臋 - by艂a ciep艂a - i poci膮gn膮艂 dziewczyn臋, przepychaj膮c si臋 przez t艂um pijanych imprezowicz贸w. Nie obchodzi艂o go, czy znajdzie Heatha. Chcia艂 zosta膰 sam na sam z Sage.

- Biedny dzieciak - zauwa偶y艂a Sage.

Trzymanie jej ciep艂ej d艂oni burzy艂o mu krew, ale zastanawia艂 si臋, czy nie powinien jej pu艣ci膰.

- Lepiej, 偶eby sobie radzi艂 sam - przekonywa艂 j膮 Brandon.

- Heath nabi艂 mu g艂ow臋 bzdetami, opowiedzia艂, jak zaliczy艂 numerek, kiedy by艂 kandydatem. - Na trze藕wo nigdy nie u偶y艂by przy dziewczynie wyra偶enia 鈥瀦aliczy膰 numerek", zw艂aszcza przy takiej, kt贸r膮 chcia艂 oczarowa膰, ale s艂owa wysz艂y z jego ust same, zanim zd膮偶y艂 pomy艣le膰.

- Ohyda - odpar艂a Sage.

Brandon nie wiedzia艂, czy zniesmaczy艂 j膮 Heath, czy jego j臋zyk. Ale nie pu艣ci艂a jego r臋ki, co wzi膮艂 za dobry znak.

- I musz臋 z nim dzieli膰 pok贸j - za偶artowa艂 Brandon.

- Nie ma znaczenia, je艣li tylko nie przejmujesz jego z艂ych nawyk贸w. - Sage rzuci艂a mu spojrzenie z ukosa.

Zanurkowali do jednego z namiot贸w. Brandon rozgl膮da艂 si臋 za znajom膮 g艂ow膮 Heatha z brudnoblond w艂osami. Ale w 艣rodku zauwa偶y艂 tylko Erika Olsena i Trici臋 Rieken, ch艂opaka ze Szwecji i dziewczyn臋, kt贸ra powi臋kszy艂a sobie chirurgicznie piersi. Ca艂owali si臋 nami臋tnie, a ich ubrania by艂y w nie艂adzie. Obr贸cili si臋 i przeszyli wzrokiem Brandona i Sage.

- Sorki. - Brandon chwyci艂 Sage za r臋k臋 i wyprowadzi艂 na zewn膮trz, oboje z trudem t艂umili 艣miech. Ale jeszcze bardziej roz艣mieszy艂o ich to, co zobaczyli jakie艣 trzy metry dalej.

Najwyra藕niej Sam nie czeka艂 tam, gdzie go zostawili. Kl臋cza艂 przed Chloe. Wpatrywa艂 si臋 w ni膮 z zadart膮 g艂ow膮 i trzyma艂 w wyci膮gni臋tych r臋kach wieche膰 polnych kwiat贸w i traw, kt贸re musia艂 przed chwil膮 gdzie艣 zerwa膰.

- Ale jeste艣 taka pi臋kna! - be艂kota艂 Sam. - Chc臋 si臋 tylko przytuli膰.

- O raju, to robota Heatha. - Sage zachichota艂a. - Ale nawet do艣膰 urocze, na sw贸j pokr臋cony spos贸b.

- Chod藕 - szepn膮艂 Brandon, zakr臋cony tym, 偶e drobne palce Sage tak doskonale pasuj膮 do jego d艂oni.

Odwr贸cili si臋 w stron臋 hucz膮cego przyj臋cia. Sage 艣cisn臋艂a jego r臋k臋 i poczu艂, 偶e ogarnia go ogromne podniecenie, rozmigotane jak dogasaj膮ce ognisko, podniecenie, jakiego nie czu艂 ju偶 od dawna.

22
Sowa Waverly wie, 偶e prawda bywa bolesna

Jenny przeszukiwa艂a wzrokiem g臋stniej膮cy t艂um, a Jungle Juice coraz bardziej buzowa艂 jej w g艂owie. Scena przed jej oczyma zaczyna艂a przypomina膰 szalej膮cy po偶ar - masa ubranych na czerwono i 偶贸艂to cia艂 dziewczyn i ch艂opak贸w, od czasu do czasu pomara艅czowa plama koszulki OP, a wszystko to o艣wietlone dr偶膮cymi p艂omieniami z ogniska. Nie mog艂a si臋 doczeka膰 Juliana i czu艂a si臋 o wiele lepiej ni偶 przez ca艂y tydzie艅. Easy j膮 przeprosi艂. Poca艂unek Juliana by艂by w艂a艣ciwym dope艂nieniem tej nocy.

Nagle go spostrzeg艂a. Szed艂 w stron臋 ch艂opak贸w z dru偶yny squasha. Do艣膰 d艂ugie w艂osy mia艂 艣wie偶o umyte i zgarni臋te za uszy. Na koszulk臋 OP narzuci艂 jasnoniebiesk膮 kurtk臋 Adidasa w 偶贸艂te paski, co na pewno nie spodoba艂oby si臋 Heathowi. Ale Heath gdzie艣 znikn膮艂.

Pomacha艂a do niego, na co si臋 u艣miechn膮艂 i ruszy艂 w jej stron臋. Nadepn膮艂 na w臋gielek, kt贸ry wyskoczy艂 z ogniska. Wdepta艂 go w traw臋, a偶 pozosta艂a tylko smu偶ka dymu.

- To wszystko, czego nam trzeba, prawda?

- Prawda. - Jenny u艣miechn臋艂a si臋, a Julian poszed艂 nala膰 sobie Jungle Juice, po czym wr贸ci艂 do niej na skraj krateru.

- Mo偶e powinni艣my sprawdzi膰, co si臋 dzieje w lesie?

- zapyta艂 Julian.

P艂omienie ogniska roz艣wietla艂y jego twarz, wysuwaj膮c na pierwszy plan uroczy nos ze 艣ladem po dawnym z艂amaniu. Jenny mia艂a ochot臋 pochyli膰 si臋 i poca艂owa膰 to miejsce. W lesie? Chcia艂 tak od razu przej艣膰 do sedna?

- Czy mo偶emy zosta膰 tu jeszcze chwil臋? - Jego pomys艂 nawet j膮 kr臋ci艂, ale czeka艂a niecierpliwie na chwil臋, kiedy tu razem usi膮d膮 i poka偶膮 si臋 wszystkim jako para. Usiad艂a na najbli偶szej k艂odzie. Trudno si臋 rozmawia艂o z Julianem na stoj膮co, bo by艂 tak wysoki, 偶e od zadzierania g艂owy bola艂a j膮 szyja.

- Tak, jasne. - Julian usiad艂 obok niej na k艂odzie, ale obejrza艂 si臋 za siebie przez prawe i lewe rami臋, jakby chcia艂 si臋 upewni膰, 偶e nikt ich nie obserwuje. - W艂a艣ciwie nie mam ochoty na Jungle Juice. S艂ysza艂em, 偶e w kt贸rym艣 namiocie jest piwo. Pomo偶esz mi poszuka膰? - Zerwa艂 si臋 na r贸wne nogi, a Jenny zdziwi艂a si臋. dlaczego nagle zrobi艂 si臋 taki nerwowy.

- Jasne, nie ma problemu. - Jenny r贸wnie偶 wsta艂a i poszli do namiotu. - Chloe jest w tobie totalnie zakochana. - Nie mog艂a si臋 powstrzyma膰 od tej uwagi. Odk膮d zostawi艂y Juliana na stopniach jego internatu, Chloe nie by艂a w stanie rozmawia膰 o niczym innym, jak tylko o nim.

- Naprawd臋? - Julian wydawa艂 si臋 szczerze zdziwiony, a Jenny bardzo si臋 spodoba艂o, 偶e nie ma poj臋cia, jaki jest czaruj膮cy. - Niestety lubi臋, jak moje dziewczyny s膮 troch臋 starsze.

- Uni贸s艂 znacz膮co brwi, chocia偶 Jenny wyczu艂a ton niepokoju w jego g艂osie.

Benny min臋艂a ich na pe艂nym gazie, krzycz膮c z zachwytu, 艣cigana przez Lona Baruzz臋. Wywr贸cili zamek, kt贸ry dwaj ch艂opcy z dziewi膮tej klasy zbudowali z pustych plastikowych kubeczk贸w, niebezpiecznie blisko ognia. Jeden z kubk贸w wpad艂 do ogniska i zacz膮艂 si臋 topi膰, zatruwaj膮c okolic臋 zje艂cza艂ym smrodem pal膮cego si臋 plastiku.

Julian torowa艂 drog臋. Przeszukali kilka namiot贸w, przeszkadzaj膮c parom na r贸偶nych etapach rozbierania, zanim w ko艅cu trafili na ostatni czteropak budweisera w pustym namiocie, w kt贸rym wisia艂y lava lampy o rozmaitych rozmiarach.

- Musz膮 gdzie艣 by膰 beczu艂ki - zauwa偶y艂 Julian, 艣ci膮gaj膮c r臋kawy kurtki na d艂onie, 偶eby wyj膮膰 lodowate puszki piwa, kt贸re ch艂odzi艂y si臋 w specjalnym naczyniu.

Jenny skin臋艂a. Wiadomo, 偶e ca艂a m臋ska populacja Waverly nie b臋dzie pi膰 Jungle Juice. Podejrzewa艂a, 偶e Heath przygotowa艂 mieszany drink nie dlatego, 偶e tak bardzo kocha supers艂odkie alkoholowe mieszanki, ale po to, by szybko zaszumia艂o w g艂owie dziewczynom.

- Niestety, jestem tu nowa, a ty w dziewi膮tej klasie. Nie znamy jeszcze tajemnic beczu艂ek z piwem - powiedzia艂a z u艣miechem.

Fakt, 偶e oboje s膮 nowicjuszami w Waverly, nawet jej si臋 do艣膰 podoba艂. Odnosi艂a wra偶enie, 偶e za wszystkimi innymi wlok艂a si臋 pogmatwana przesz艂o艣膰 i ciemne historie. Towarzystwo Juliana by艂o jak nowy pocz膮tek.

- 艢wi臋ta prawda. Co tam, to wystarczy. - Julian u艣miechn膮艂 si臋, a w lewym k膮ciku ust pojawi艂 si臋 na moment do艂eczek. Wy艂uska艂 puszk臋 z plastikowej obr臋czy i poda艂 Jenny, ale pokr臋ci艂a przecz膮co g艂ow膮. Usiedli na go艂ej ziemi. Nagle da艂 si臋 s艂ysze膰 jaki艣 ha艂as na zewn膮trz i Julian prawie podskoczy艂. Obejrza艂 si臋 przez rami臋.

- Denerwujesz si臋 jutrzejszym dniem, prawda? - zapyta艂a Jenny. Zmarszczy艂a czo艂o. Cieszy艂a si臋, 偶e znalaz艂a przyczyn臋 jego niepokoju. Chocia偶 tyle gada艂 o tym, 偶e urocza dziewczyna pos艂u偶y mu za alibi, to i tak wariowa艂 przed jutrzejszym spotkaniem u dziekana. Nie m贸g艂 przecie偶 w 偶aden spos贸b udowodni膰, 偶e zgubi艂 zapalniczk臋.

- Tak - przytakn膮艂 Julian. Jego oczy wydawa艂y si臋 zamy艣lone, a 艣wiat艂o z lava lamp rzuca艂o z艂owieszcze cienie na ich twarze.

Jenny podnios艂a plastikow膮 obr臋cz, kt贸ra przytrzymywa艂a puszki z piwem, i przecisn臋艂a szczup艂y nadgarstek przez jeden z kr膮偶k贸w, udaj膮c, 偶e ma bransoletk臋.

- Co masz zamiar powiedzie膰, kiedy spytaj膮 ci臋 o zapalniczk臋?

Poci膮gn膮艂 spory haust piwa, po czym postawi艂 puszk臋 przed sob膮 na ziemi. Wzruszy艂 ramionami.

- Mam zamiar powiedzie膰 prawd臋.

- To znaczy? - Jenny poczu艂a nieprzyjemny ucisk w 偶o艂膮dku.

- A dlaczego jej nie powiesz prawdy? O wszystkim? - Nagle wyros艂a za nimi Tinsley ubrana w obcis艂e czarne spodnie L. A. M. B. i superdopasowany czarny golf Ogle. G贸rowa艂a nad Jenny, a doskona艂y zarys jej szczup艂ej figury odbija艂 si臋 na bia艂ym tle namiotu. Jenny zacz臋艂o brakowa膰 powietrza. Czerwone 艣wiat艂o lava lamp igra艂o na twarzy Tinsley, nadaj膮c jej i艣cie diabelski wygl膮d.

Jenny poczu艂a, 偶e w艂osy je偶膮 jej si臋 na karku.

- O czym ona gada? - zapyta艂a stanowczo.

Julian gapi艂 si臋 na Tinsley z w艣ciek艂ym wyrazem twarzy. Co si臋 dzieje?

Tinsley obserwowa艂a, jak na irytuj膮co anielskiej twarzy Jenny pojawia si臋 wyraz zatroskania. Wiedzia艂a, 偶e by艂oby rozs膮dniej, gdyby Jenny nie wiedzia艂a o niej i Julianie. Ale kiedy zobaczy艂a, jak wymykaj膮 si臋 z imprezy i nurkuj膮 w namiocie, tacy 艣liczni i dobrani, w艣ciek艂a si臋 i przypomnia艂o jej si臋 od razu, 偶e zosta艂a bezceremonialnie odrzucona przez dziewi臋cioklasist臋. I to dla takiej cycatej karlicy, ni mniej, ni wi臋cej. Dobrze, 偶e ten terror przero艣ni臋tych cyck贸w dobiega ju偶 ko艅ca, i to raz na zawsze.

- Julian? - Jenny ponownie zada艂a pytanie, patrz膮c na niego ze strachem.

- Powiedz jej - rozkaza艂a znowu Tinsley, k艂ad膮c prowokacyjnie d艂onie na biodrach.

Poirytowany Julian zmarszczy艂 brwi. Przez chwil臋 poczu艂a uk艂ucie 偶alu - a mo偶e to by艂a tylko lito艣膰. Ale czy naprawd臋 s膮dzi艂, 偶e mo偶na rzuci膰 Tinsley Carmichael bez 偶adnych konsekwencji?

Upi艂 pot臋偶ny haust piwa, jak gdyby chcia艂 si臋 os艂oni膰, po czym zwr贸ci艂 si臋 do Jenny.

- Ja... ja... Tinsley i ja...

Nie musia艂 m贸wi膰 nic wi臋cej. Te dwa s艂owa - Tinsley i ja - w zupe艂no艣ci jej wystarczy艂y. Przeci臋艂y Jenny na p贸艂, wyry艂y si臋 w jej sercu. Powstrzyma艂a si臋, 偶eby go nie uderzy膰, cho膰 mia艂a na to ogromn膮 ochot臋. Nie mog艂a spoliczkowa膰 go z odraz膮, jak to robi膮 dziewczyny i 偶ony w telewizji. Tak naprawd臋 nie jest jego dziewczyn膮 i nigdy nie by艂a.

- To dlatego kr臋ci艂e艣 si臋 ko艂o Dumbarton... - Zacz臋艂a sk艂ada膰 razem kawa艂ki uk艂adanki. Nie przychodzi艂 tam, 偶eby j膮 zobaczy膰. Przychodzi艂 tam, bo zadawa艂 si臋 z Tinsley. To dlatego chcia艂 wyj艣膰 z kampusu i dlatego by艂 dzi艣 taki nerwowy. Ba艂 si臋, 偶e Tinsley mo偶e ich zobaczy膰. Nie by艂a pewna, co sprawia jej wi臋ksz膮 przykro艣膰: czy to, 偶e zadawa艂 si臋 z najwredniejsz膮 j臋dz膮, jak膮 zna艂a, czy to, 偶e j膮 ok艂ama艂.

- Ale to wszystko by艂o przed tob膮 - m贸wi艂 z naciskiem Julian. - Zanim ci臋 tak naprawd臋 pozna艂em.

Wpatrywa艂 si臋 w ni膮 z przej臋ciem, b艂agalnie. Ale mia艂a wra偶enie, 偶e ju偶 go nie poznaje. By艂 po prostu wysokim cz艂owiekiem z nieporz膮dn膮 czupryn膮, ch艂opakiem bez twarzy, kt贸rego nigdy naprawd臋 nie zna艂a.

Wsta艂a, odrzuci艂a r臋k臋 Juliana i posz艂a przed siebie, jak najdalej od niego, od Tinsley, od imprezy i od wszystkich, kt贸rzy tu byli. Jak mog艂a by膰 taka bezmy艣lna - i to po raz drugi. I co robi艂a w tym miejscu, pe艂nym k艂amc贸w i palant贸w?


S贸wNet

Twoja Poczta

Od:

Do:

Data:

Temat:

HeathFerro@waverly.edu

anonimowych odbiorc贸w

15 pa藕dziernika, wtorek, 23. 52

Dalej OP, dalej, dalej, dalej OP


Moi drodzy OP oraz inni, kt贸rzy mieli mniej szcz臋艣cia

Dzi臋kuj臋 Wam, panie i panowie, za fantastyczn膮, zajefajn膮, bajeczn膮 imprez臋 na po偶egnanie OP.

Mam nadziej臋, 偶e Jeste艣cie jeszcze tacy pijani jak ja.

Dzi臋ki, 偶e nie pu艣cili艣cie z dymem krateru. To wszystko, co mamy.

Heath

23
Sowa Waverly przychodzi punktualnie na zebrania dyscyplinarne

Powa偶ne spojrzenie pana Tomkinsa powiedzia艂o Brett, 偶e si臋 sp贸藕ni艂a. Rety. Przy 艣niadaniu by艂a roztrz臋siona i wyla艂a ca艂膮 fili偶ank臋 kawy na kremow膮 we艂nian膮 sp贸dnic臋 Diane von Furstenberg, odziedziczon膮 po starszej siostrze, Bree. Musia艂a p臋dzi膰 z powrotem do Dumbarton, wcisn膮膰 si臋 w d偶insy, wisz膮ce na krze艣le, i pomkn膮膰 do Stansfield Hall, gdzie dotar艂a bez tchu i prawdopodobnie z poczuciem winy wypisanym na twarzy. Drzwi do gabinetu dziekana Marymounta by艂y otwarte i Brett dostrzeg艂a ty艂 g艂owy Callie, jej rudoblond w艂osy zwi膮zane w schludn膮 kitk臋. Grobowa cisza panuj膮ca w gabinecie przyprawi艂a j膮 o dreszcz.

- No id藕. - Pan Tomkins skin膮艂 g艂ow膮, by wesz艂a do 艣rodka, wi臋c w艣lizgn臋艂a si臋 do gabinetu i zauwa偶y艂a, 偶e przysz艂a jako ostatnia z Osobnik贸w Podejrzanych.

Heath podni贸s艂 wzrok. Siedzia艂 na krze艣le na ko艅cu ogromnego sto艂u konferencyjnego, przy oknie. Skin膮艂 Brett g艂ow膮, po czym opar艂 j膮 z powrotem na r臋kach. Szybkie spojrzenie na pok贸j pozwoli艂o jej dostrzec podobne reakcje. Tinsley opada艂y powieki, Callie wygl膮da艂a, jakby nie spa艂a ca艂膮 noc. Jenny, ubrana w r贸偶ow膮 koszul臋 oraz blezer Waverly, tak mocno 艣ciska艂a w d艂oni kubek kawy Maxwella, 偶e zbiela艂y jej kostki. Easy ziewn膮艂 bezg艂o艣nie trzy razy pod rz膮d, a偶 Callie da艂a mu kuksa艅cu, 偶eby przesta艂. Alison Quentin, ubrana w b艂臋kitny golf Polo, energicznie rozciera艂a lew膮 skro艅, jak gdyby chcia艂a przep臋dzi膰 jaki艣 b贸l. Nawet Brandon, kt贸ry wychodzi艂 z pokoju w internacie dopiero wtedy, kiedy wygl膮da艂 nienagannie, teraz sprawia艂 wra偶enie, jakby spa艂 na siedz膮co. Obok niego siedzia艂a Sage. Szepta艂a co艣 do Benny, a przed nimi sta艂y napoje energetyzuj膮ce. Tylko Julian zdawa艂 si臋 nie mie膰 kaca. Z niewzruszonym spokojem patrzy艂 za okno na czerwone i z艂ote li艣cie b艂yszcz膮ce w porannym 艣wietle.

Sama Brett nie mog艂a si臋 pozbiera膰. W og贸le nie spa艂a tej nocy. Przewraca艂a si臋 i wierci艂a. Nie wiedzia艂a, co j膮 bardziej m臋czy, widok Kary ca艂uj膮cej si臋 z Heathem czy wyraz twarzy Jeremiaha, kiedy si臋 dowiedzia艂, 偶e ma dziewczyn臋. Czy to znaczy, 偶e jest hetero? Czy nadal co艣 czuje do Jeremiaha? W jej umy艣le kot艂owa艂o si臋 tyle sprzecznych my艣li, 偶e zastanawia艂a si臋, czy kiedykolwiek uda jej si臋 to wszystko rozwik艂a膰.

Jenny unios艂a brwi, spogl膮daj膮c na Brett. Wygl膮da艂a tak, jakby chcia艂a co艣 powiedzie膰, ale zamiast tego wypi艂a ma艂y 艂yk kawy. Tinsley przygl膮da艂a jej si臋 uwa偶nie. Wzrok dziewczyny kr膮偶y艂 od Jenny do Callie i Juliana, po czym zatrzyma艂 si臋 na chwil臋 na Brett.

- Czy to moje d偶insy, wsp贸艂lokatorko? - zapyta艂a dziwnie serdecznie, przerywaj膮c niezr臋czn膮 cisz臋, zalegaj膮c膮 w pokoju. Wszyscy podnie艣li wzrok. Brett rzuci艂a okiem na spodnie, kt贸re rano zwin臋艂a z krzes艂a - swojego krzes艂a. My艣la艂a, 偶e to jej pofarbowane na czarno d偶insy Paige, a poniewa偶 gna艂a przez kampus, nie zauwa偶y艂a nawet, 偶e le偶膮 jako艣 inaczej ni偶 zwykle. Cholera.

- My艣la艂am, 偶e nie b臋dziesz mia艂a nic przeciwko - odparowa艂a Brett g艂osem rozp艂ywaj膮cym si臋 ze s艂odyczy. - Tym bardziej 偶e zostawi艂a艣 je na moim krze艣le.

Tinsley wyszczerzy艂a do niej z臋by.

- Od czego s膮 wsp贸艂lokatorki?

Mia艂a na sobie szmaragdow膮 sukienk臋 Rebecki Benson z okr膮g艂ym dekoltem. Czarne w艂osy rozdzieli艂a r贸wnym przedzia艂kiem i zgarn臋艂a za uszy - opada艂y jak jedwabna kurtyna. W艂osy Tinsley wygl膮da艂y idealnie, ale jej podkr膮偶one oczy 艣wiadczy艂y o kacu, co sprawi艂o Brett dziwn膮 przyjemno艣膰.

Zreszt膮 sama te偶 nie zakosztowa艂a wiele snu. Nie chcia艂o jej si臋 wierzy膰, 偶e jutro o tej porze jedno z nich wyjedzie, jakby nigdy nie by艂o go w Waverly.

Przypomnia艂a sobie dziewczyn臋, kt贸ra chodzi艂a z ni膮 do dziewi膮tej klasy. Mia艂a na imi臋 Sylvia, czy jako艣 tak. Pewnego dnia rano Sylvia po prostu znikn臋艂a, zosta艂a wyrzucona za odpisanie pracy z angielskiego. Kiedy Brett us艂ysza艂a o wydaleniu Sylvii ze szko艂y, nasz艂a j膮 zupe艂nie samolubna my艣l kole偶anka po偶yczy艂a od niej kiedy艣 p艂yt臋 Wilco. Przez dobry tydzie艅 Brett chodzi艂a z艂a jak osa z powodu tej p艂yty, a偶 kupi艂a sobie w mie艣cie p艂yt臋 Trax - n - Wax. Przebieg艂a w my艣lach list臋 Osobnik贸w Podejrzanych, usi艂uj膮c sobie przypomnie膰, czy jest komu艣 co艣 winna - pieni膮dze na lunch, niezwr贸cone ciuchy, cokolwiek, co mog艂oby rzuci膰 cie艅 na jej pami臋膰, gdyby dziekan Marymount odprowadzi艂 j膮 do wysokiej 偶elaznej bramy i da艂 kopniaka na drog臋. Je艣li si臋 nie myli, wszystkie rachunki ma uregulowane. Ale mo偶e mog艂aby nie odda膰 Tinsley tych jej cholernych d偶ins贸w.

Do gabinetu wkroczy艂 dziekan Marymount, pogwizduj膮c melodi臋, kt贸rej Brett nie mog艂a rozpozna膰. Wygl膮da艂 na wypocz臋tego, a g艂adko ogolona twarz by艂a rumiana w 艣wietle poranka. Je艣li dotar艂y do niego wie艣ci o po偶egnalnym przyj臋ciu, to nie da艂 tego po sobie pozna膰. Jak m贸g艂 nie czu膰 zapachu dymu z ogniska? Czy dym wisz膮cy w powietrzu od czasu po偶aru stodo艂y tak dobrze go maskowa艂, jak twierdzi艂 Heath?

- Witajcie, Sowy - pozdrowi艂 ich.

Wszyscy zgromadzeni skin臋li w milczeniu g艂owami, opr贸cz Tinsley, kt贸ra wbi艂a fio艂kowe oczy w Marymounta bez strachu, 偶e napotka jego spojrzenie.

- Podj膮艂em decyzj臋, kt贸ra z pewno艣ci膮 bardzo zainteresuje wszystkich w tym pokoju - oznajmi艂 Marymount uroczy艣cie, jakby mia艂 zamiar obwie艣ci膰, 偶e jedno z nich wygra艂o samoch贸d albo wycieczk臋 dla dw贸ch os贸b na Hawaje. Serce Brett podskoczy艂o. Czy zamierza wyrzuci膰 wszystkich? Poprawi艂 kalendarz na biurku, tak 偶e sta艂 idealnie pod k膮tem prostym do kwadratowego pojemnika na o艂贸wki. Wszyscy zamarli w oczekiwaniu. - Nie b臋d臋 pr贸bowa艂 wy艂uska膰 winnego czy winnych po偶aru na farmie pani Miller. Mam zamiar prosi膰 was, by艣cie sami rozwi膮zali t臋 spraw臋.

Co? Po pokoju przeszed艂 pomruk. Brett spojrza艂a na koleg贸w i kole偶anki. Wszyscy szykowali si臋 do obrony swojej wersji wydarze艅 przed Marymontem. A tu nagle okazuje si臋, 偶e maj膮 si臋 broni膰 przed sob膮 nawzajem?

- Cisza. - Serdeczny wyraz twarzy Marymounta znikn膮艂. - Powiem wam, jak ma si臋 to odby膰. Id臋 na 艣niadanie z kandydatami, kt贸rych, mam nadziej臋, traktowali艣cie z du偶膮 wra偶liwo艣ci膮 i szacunkiem. Kiedy wr贸c臋, chc臋 us艂ysze膰 wyznanie winnego. Ten, kto wstanie i powie: 鈥濲a to zrobi艂em", zostanie oczywi艣cie wyrzucony ze szko艂y, ale reszta b臋dzie mog艂a odej艣膰 i zaj膮膰 si臋 swoimi codziennymi sprawami. Jak wam si臋 to podoba? - Nie czeka艂 na odpowied藕. - Pan Tomkins b臋dzie siedzia艂 w sekretariacie. W razie potrzeby zwracajcie si臋 do niego. Ale prosz臋, nie marnujcie jego i swojego czasu, nie grajcie na zw艂ok臋. To ma si臋 zako艅czy膰 tu i teraz. Jakie艣 pytania? - Obrzuci艂 pok贸j szybkim spojrzeniem i odwr贸ci艂 si臋 do drzwi, nie oczekuj膮c najwyra藕niej 偶adnych protest贸w.

Brett odchrz膮kn臋艂a. Je艣li przewodnicz膮ca klasy nie mo偶e zabra膰 g艂osu, to po co do licha ni膮 jest?

- Ale, prosz臋 pana... - Wydoby艂a z siebie jaki艣 pisk, wi臋c znowu odchrz膮kn臋艂a. - A je艣li nie ma w艣r贸d nas prawdziwych podpalaczy?

Marymount spojrza艂 na ni膮 ze spokojem zza okular贸w w okr膮g艂ych z艂otych oprawkach. By艂 ubrany w sw贸j ulubiony niebieski sweter z okr膮g艂ym wyci臋ciem i w blezer Waverly i wygl膮da艂 tak, jakby mia艂 zaraz wyg艂osi膰 wyk艂ad na temat Burzy, a nie zrujnowa膰 偶ycie jakiemu艣 biednemu uczniowi.

- S膮 - odpowiedzia艂 tylko, nie pozostawiaj膮c miejsca na dyskusj臋. - Jeszcze jakie艣 pytania? - Uni贸s艂 piaskowoszare krzaczaste brwi.

Nie by艂o pyta艅.

- Doskonale. Marymount zgarn膮艂 z biurka jakie艣 papiery. Nast臋pnie odsun膮艂 sw贸j fotel i poprosi艂, aby Brett usiad艂a. - Nie ma sensu sta膰, panno Messerschmidt. To troch臋 potrwa.

Brett nie wiedzia艂a, czy on j膮. posadzi艂, czy sama usiad艂a, w ka偶dym razie zm臋czone nogi niemal odm贸wi艂y jej pos艂usze艅stwa, gdy opad艂a na jego sk贸rzany fotel z wysokim oparciem i znalaz艂a si臋 frontem do wszystkich os贸b przy owalnym wielkim stole.

- Ach, by艂bym zapomnia艂. - Marymount nagle przystan膮艂 W drzwiach, na 艢cianie za jego plecami wisia艂o zdj臋cie z zako艅czenia szko艂y przez jak膮艣 klas臋 z Waverly. Absolwenci o zar贸偶owionych policzkach u艣miechali si臋 i z radosnymi minami trzymali wysoko w g贸rze dyplomy Waverly, jakby nabijaj膮c si臋 z uczni贸w siedz膮cych w pokoju. - Je艣li do mojego powrotu nie ustalicie, kto z was jest winny, wszyscy zostaniecie wyrzuceni.

Brett jeszcze nigdy nie widzia艂a, aby tylu osobom naraz opad艂y szcz臋ki.

Dziekan m贸wi艂 dalej:

- Zatem przemy艣lcie to dog艂臋bnie. Nalegam, aby potraktowa膰 rzecz z powag膮. Dotyczy to tak偶e pana, panie Ferro. - I z tym s艂owami wyszed艂.

Heath pstrykn膮艂 palcami na Marymounta, kiedy zamkn臋艂y si臋 drzwi. Nikt si臋 nie roze艣mia艂. Tinsley jako pierwsza przerwa艂a ponur膮 cisz臋.

- Duszno tu jak cholera. - Podesz艂a do okna i otworzy艂a je, wpuszczaj膮c ch艂odne poranne powietrze do zat臋ch艂ego gabinetu. Wszyscy 艂apali g艂臋bokie hausty powietrza, jakby wstrzymywali oddech, odk膮d us艂yszeli nowiny dziekana Marymounta.

- Czy on sobie 偶artuje? - spyta艂a Callie, nie patrz膮c na nikogo konkretnego. Mia艂a na sobie bia艂y kaszmirowy sweterek, kt贸ry wygl膮da艂 jak zabytek ze szko艂y podstawowej, i d偶ersejow膮 sukienk臋 w bia艂o - niebieskie paski - najwyra藕niej stara艂a si臋 sprawia膰 wra偶enie osoby odpowiedzialnej i niewinnej.

- Gdzie jest Kara? - spyta艂 nagle Heath, wprawiaj膮c wszystkich w zdumienie. Przejecha艂 r臋k膮 po ciemnoblond czuprynie i wygl膮da艂 tak, jakby chcia艂 wr贸ci膰 do 艂贸偶ka.

Brett rozejrza艂a si臋 po pokoju i u艣wiadomi艂a sobie, tak jak wszyscy inni, 偶e Kara zrobi艂a unik. Jej zielone oczy si臋 rozszerzy艂y.

- Zabawne, Marymount nic nie powiedzia艂 - stwierdzi艂a Jenny, a jej cichy g艂os wydawa艂 si臋 zupe艂nie nie na miejscu w surowej scenerii gabinetu. Wydawa艂a si臋 drobna na tle sk贸rzanego fotela z wysokim oparciem, w kt贸rym siedzia艂a.

- To znaczy, 偶e ona to zrobi艂a. - Benny wyprostowa艂a si臋 i klasn臋艂a w r臋ce. Br膮zowe w艂osy mia艂a zaplecione w warkocz na karku, a w uszach po艂yskiwa艂y brylantowe sztyfty od Tiffany'ego. - Sprawa zamkni臋ta. Niech kto艣 z艂apie dziekana.

Brett poczu艂a napi臋cie w ca艂ym ciele, jakby wszyscy patrzyli na ni膮, czekaj膮c na jej reakcj臋. Ale w obronie Kary pierwszy zabra艂 g艂os Heath.

- Dajcie spok贸j. - Heath stara艂 si臋 zamaskowa膰 u艣miechem swoje wzburzenie, ale Brett zauwa偶y艂a, 偶e inni spojrzeli na niego z zaciekawieniem. - Pewnie walczy z okropnym kacem.

Mia艂 jeszcze na sobie pomara艅czow膮 koszulk臋 OP, kt贸ra by艂a mocno pognieciona, jakby w niej spa艂 - albo w og贸le nie k艂ad艂 si臋 spa膰. Czy przez ca艂膮 noc by艂 z Kar膮? Brett potrz膮sn臋艂a g艂ow膮 i odrzuci艂a z twarzy czerwone w艂osy, staraj膮c si臋 przegoni膰 t臋 my艣l. Ca艂e szcz臋艣cie, 偶e Heath siedzia艂 plecami do 艣ciany, bo w przeciwnym razie dziekan zobaczy艂by napis 鈥濷sobnik Podejrzany" na jego koszulce. Lepiej, 偶eby Marymount nie wiedzia艂, 偶e urz膮dzili ogromn膮 imprez臋 i nabijali si臋 z niego i z jego listy. I bez tego mieli do艣膰 k艂opot贸w.

- A gdyby艣my wszyscy urz膮dzili protest? - rzuci艂a Sage, stukaj膮c paznokciami w kolorze brzoskwini o d臋bowy st贸艂. - Jestem pewna, 偶e gdyby艣my powiedzieli Marymontowi, 偶e opu艣cimy kampus i nie wr贸cimy, a偶... nie zaprzestanie 艣ledztwa, to musia艂by si臋 wycofa膰, prawda? - Rozejrza艂a si臋 po pokoju, a jej wzrok spocz膮艂 w ko艅cu na Brandonie, kt贸ry siedzia艂 obok.

- To nie wypali - powiedzia艂 Brandon beznami臋tnie. By艂 tak blisko Sage, 偶e Brett zastanawia艂a si臋, czy rozmowa, kt贸r膮 prowadzili wczoraj wieczorem, doprowadzi艂a do czego艣 wi臋cej. 艢wiat艂o rozb艂ys艂o w z艂ocistych w艂osach Brandona. Brett mia艂a wielk膮 nadziej臋, 偶e co艣 mi臋dzy nimi zasz艂o. Brandon by艂 taki uroczy, zas艂ugiwa艂 na dziewczyn臋, kt贸ra nie wystawi go do wiatru, tak jak Callie czy ta puszczalska ze 艢wi臋tego Lucjusza, Elizabeth. Nagle przyszed艂 jej na my艣l Jeremiah. Ci膮gle nie mog艂a uwierzy膰, 偶e przespa艂 si臋 z t膮 ca艂膮 Elizabeth, 偶eby si臋 na niej odegra膰, bo go rzuci艂a. Teraz, kiedy prze偶y艂a po偶ar i siedzia艂a w jednym pokoju z osobami, kt贸rym grozi艂o wyrzucenie ze szko艂y, wybryk Jeremiaha ju偶 nie wydawa艂 jej si臋 tak膮 wielk膮 spraw膮.

Brandon wzruszy艂 ramionami.

- Marymount chce, 偶eby kto艣 wzi膮艂 na siebie win臋, i ma gdzie艣, kto to b臋dzie.

- S艂uchajcie, kto艣 przecie偶 wywo艂a艂 ten po偶ar, albo przypadkowo, albo... - Brett urwa艂a. - Hej, kimkolwiek jeste艣, czy naprawd臋 chcesz, 偶eby kto艣 inny wzi膮艂 na siebie win臋?

- Tak, to nie jest fair. - Heath opar艂 czarne sk贸rzane adidasy o brzeg d臋bowego sto艂u. Nikt wi臋cej si臋 nie odezwa艂.

Gdzie艣 z do艂u, z dziedzi艅ca, dobieg艂 wybuch 艣miechu i wszyscy spojrzeli t臋sknym wzrokiem na okno. Easy po艂o偶y艂 g艂ow臋 na stole i kilkoro innych uczyni艂o to samo. W pokoju znowu zapad艂a cisza. Wszyscy podejrzani siedzieli w martwym milczeniu. Zdawa艂o si臋, 偶e up艂yn臋艂y wieki.

- Och m贸j Bo偶e. - Te s艂owa wyp艂yn臋艂y bezwiednie z ust Brett, jakby jej m贸zg i usta zadzia艂a艂y r贸wnocze艣nie. Utkwi艂a wzrok w biurku Marymounta, pr贸buj膮c si臋 skupi膰, i spojrza艂a na rodzinne zdj臋cie wci艣ni臋te mi臋dzy pojemnik wype艂niony o艂贸wkami numer 2 a gigantyczny zszywacz do papieru, na kt贸rym przyczepiono z艂owieszczy napis: 鈥濶ie rusza膰". Si臋gn臋艂a po zdj臋cie w srebrnej ramce, przysuwaj膮c je pod same oczy, aby dok艂adniej si臋 przyjrze膰. Nie mog艂a w to uwierzy膰. 呕ona Marymounta, druga osoba na zdj臋ciu, kt贸r膮 Brett rozpozna艂a, u艣miecha艂a si臋 do niego, jakby w艂a艣nie powiedzia艂 co艣 zabawnego. To by艂o zwyk艂e rodzinne zdj臋cie, na kt贸rym wszyscy szczerz膮 z臋by, podobne do tych, jakich pewnie wiele stoi na biurkach nauczycieli z Waverly. Ale Brett rozpozna艂a na tym zdj臋ciu kogo艣 jeszcze. Wsta艂a, podesz艂a do najbli偶szej osoby, kt贸r膮 by艂a Sage, i poda艂a jej fotografi臋 w ramce, aby si臋 upewni膰.

- O, cholera, to chyba jakie艣 偶arty. - Sage otworzy艂a l艣ni膮ce usta. Podnios艂a rodzinn膮 fotografi臋, tak aby wszyscy j膮 zobaczyli, a偶 zjecha艂 lu藕ny r臋kaw jej r贸偶owej bluzki Splendid.

- Co jest? - zapyta艂a Alison, podnosz膮c g艂ow臋 ze sto艂u i patrz膮c na Brett. Jedna z r贸偶owych plastikowych spinek w kszta艂cie motyla obluzowa艂a si臋 na jej g艂adkich czarnych w艂osach.

- To Chloe - odpar艂a Brett g艂osem wyzutym z emocji. - Ta ma艂a 偶mija.

- Co za Chloe? - zapyta艂a Alison w panice.

- Jest jego krewn膮? - Benny podnios艂a g艂os, pe艂na niedowierzania. Wsia艂a.

- O kim m贸wicie? spyta艂 Brandon, przecieraj膮c oczy pi臋艣ciami. - Co si臋 dzieje?

- Pyta艂am j膮, czy kto艣 z jej rodziny ucz臋szcza艂 do Waverly i wspomnia艂a co艣 o stryju. Mog艂a nam, cholera, powiedzie膰, 偶e chodzi o dziekana. - Benny potrz膮sa艂a g艂ow膮 przygn臋biona. Jej d艂ugi i b艂yszcz膮cy br膮zowy warkocz skaka艂 z jednej strony na drug膮. W ko艅cu odetchn臋艂a g艂o艣no, przykrywaj膮c usta r臋k膮 o zadbanych paznokciach. - Powiedzia艂am jej o kryj贸wce na w贸dk臋 w naszym pokoju.

Sage spojrza艂a na swoj膮 wsp贸艂lokatork臋.

- Ci膮gle mnie wypytywa艂a, co Easy i Callie robili w stajni w sobot臋.

Callie si臋 zarumieni艂a, a Easy u艣cisn膮艂 jej d艂o艅 pod sto艂em.

- Ale to znaczy - zacz臋艂a Alison, po czym przerwa艂a i zagapi艂a si臋 na sufit, jakby pr贸bowa艂a rozwi膮za膰 trudne zadanie z algebry. - Powiedzia艂a mi co艣 dziwnego o tym, 偶e Alan pomaga mi si臋 uczy膰 - oznajmi艂a. - Wtedy jako艣 mi to umkn臋艂o, ale... - 艢cisn臋艂a twarz d艂o艅mi. - Ma艂a suka.

Na usta Tinsley wyp艂yn膮艂 z艂o艣liwy u艣mieszek. Tak mocno rozpar艂a si臋 w fotelu, 偶e Brett mia艂a nadziej臋, 偶e zaraz runie razem z meblem na pod艂og臋. Opar艂a na stole czarne sk贸rzane buty na obcasach Sigerson Morrison.

- A to podst臋pna bestia. Chyba j膮 troch臋 podziwiacie.

Na twarzy Heatha pojawi艂o si臋 zrozumienie.

- Przecie偶 ja tylko 偶artowa艂em o tej zasadzie nago艣ci... - Brandon spojrza艂 na wsp贸艂lokatora oczami jak szparki, a Heath podni贸s艂 obie r臋ce, jakby chcia艂 si臋 podda膰. Wi臋c jeste艣my tu przez to, 偶e powiedzieli艣my lub zrobili艣my co艣 kompromituj膮cego przy tej kandydatce? - wykrzykn膮艂, obrzucaj膮c spojrzeniem pozosta艂ych. Wydawa艂 si臋 zar贸wno oburzony, jak i poruszony.

- Tak, albo dlatego, 偶e si臋 藕le do niej odnosili艣my. Pobieg艂a do stryjka i naskar偶y艂a. Co za krzycz膮ca niesprawiedliwo艣膰. - Alison zacz臋艂a ze z艂o艣ci膮 okr臋ca膰 ko艅c贸wki w艂os贸w.

- Powiem wam, co jest niesprawiedliwe - powiedzia艂a nagle Benny, uciszaj膮c pozosta艂ych. Stuka艂a d艂ugimi paznokciami w blat sto艂u. - Kara prawdopodobnie odsypia kaca, a my mamy zadecydowa膰, kogo wykopa膰 ze szko艂y.

Brett zmarszczy艂a si臋 na d藕wi臋k imienia Kary. Nie wiedzia艂a, czy by艂oby lepiej, czy gorzej, gdyby Kara tu by艂a. Dlaczego nie przysz艂a na zebranie? Pewnie na znak protestu. Kara mia艂a do艣膰 odwagi, aby zrobi膰 co艣 takiego.

Znowu odezwa艂 si臋 Heath, tym razem bardziej stanowczo.

- Ju偶 m贸wi艂em, 偶eby艣cie z niej zeszli. P贸藕no posz艂a spa膰, i tyle.

Benny wzruszy艂a ramionami.

- Heath, wiem, 偶e czujesz si臋 winny, bo j膮 upi艂e艣 i mog艂e艣 robi膰 z ni膮, co ci si臋 podoba艂o, ale szczerze m贸wi膮c, to poszli艣my spa膰 tak samo p贸藕no jak wy, a jednak tu siedzimy. - Benny pokaza艂a mu j臋zyk, a po chwili u艣wiadomi艂a sobie, co wypapla艂a, i rzuci艂a Brett przepraszaj膮ce spojrzenie.

Brett czu艂a, 偶e wszyscy si臋 na ni膮 gapi膮. Mia艂a ju偶 do艣膰 unikania spojrze艅 kole偶anek i koleg贸w, wi臋c si臋 wyprostowa艂a w wysokim fotelu dziekana.

- Widzieli艣my was w lesie - powiedzia艂a ze spokojem, obracaj膮c troch臋 fotel, aby patrze膰 Heathowi prosto w oczy. Mia艂a nadziej臋, 偶e nikt nie spyta, co oznacza 鈥瀖y". Nie by艂o potrzeby wci膮ga膰 w to Jeremiaha.

Na przystojn膮 twarz Heatha wyp艂yn膮艂 delikatny rumieniec.

- Brett... ja... mo偶emy gdzie艣 p贸j艣膰 i porozmawia膰? Brett pokr臋ci艂a g艂ow膮, nie odrywaj膮c wzroku od Heatha.

- Powiedz tutaj to, co chcesz powiedzie膰. W Waverly nie ma sekret贸w, no nie? - Skrzy偶owa艂a r臋ce na piersi i spojrza艂a na pozosta艂ych, zw臋偶aj膮c zielone oczy. Odwracali wzrok albo k艂adli g艂ow臋 na stole, pr贸buj膮c wtopi膰 si臋 w t艂o. No dobra. Skoro chc膮 us艂ysze膰 pikantne szczeg贸艂y. Tylko Jenny spojrza艂a na ni膮 z wyrazem wsp贸艂czucia w ciep艂ych br膮zowych oczach.

Heath bezradnie rozgl膮da艂 si臋 dooko艂a, niepewny, czy Brett m贸wi serio. Obci膮gn膮艂 pomara艅czowy T - shirt, wyg艂adzaj膮c niekt贸re zagniecenia. W ko艅cu spojrza艂 jej w oczy.

- Przepraszam, wiem, 偶e to by艂o z艂e. ale... - Heath nerwowo przejecha艂 r臋k膮 po poczochranych w艂osach. Zdaje si臋, 偶e niecz臋sto przeprasza艂. - Chodzi o to, 偶e wydawa艂o mi si臋, 偶e mi臋dzy wami dwiema niezbyt dobrze si臋 uk艂ada. Wiem, 偶e to nie jest wyt艂umaczenie, ale szczerze m贸wi膮c... - Na twarzy Heatha pojawi艂 si臋 wyraz rozmarzenia, a w pokoju panowa艂a cisza. - Od czasu Juliet van Pelt 偶adna dziewczyna tak mi nie zawr贸ci艂a w g艂owie. - Brandon, siedz膮cy po drugiej stronie sto艂u, pokr臋ci艂 g艂ow膮, a Brett zastanawia艂a si臋, o kim m贸wi Heath. - To znaczy - zacz膮艂 jeszcze raz. Spojrza艂 b艂agalnie na Brett, a ten wyraz twarzy przypomnia艂 jej Bree, kt贸ra w taki sam spos贸b patrzy艂a na rodzic贸w, kiedy by艂a w liceum i chcia艂a dosta膰 wi臋ksze kieszonkowe. - Nie wiesz, jak to jest, kiedy lubi si臋 kogo艣 tak bardzo, 偶e nic innego nie ma znaczenia?

Osobnicy Podejrzani siedzieli w milczeniu zupe艂nie zaszokowani. Heath Ferro m贸wi jak bohater 艂zawego romansu? Ale najbardziej zaszokowana by艂a Brett. Dobrze wiedzia艂a, jak to jest, kiedy cz艂owiekowi tak bardzo na kim艣 zale偶y. Ale nie czu艂a tego do Kary. Takie uczucia budzi艂 w niej Jeremiah. Nadal by艂a w nim zakochana, bez wzgl臋du na to, jak bardzo pr贸bowa艂a wyrzuci膰 to z my艣li czy przekonywa膰 sam膮 siebie, 偶e jest inaczej.

Tylko 偶e to ju偶 nie mia艂o znaczenia, bo Jeremiah na pewno jej nie wys艂ucha. Po pierwsze, by艂a k艂amczucha, oszustk膮, puszczalsk膮, kt贸r膮 podejrzewano o to, 偶e spa艂a z nauczycielem.

Po drugie, da艂a si臋 pozna膰 jako zazdrosna dziewczyna, kt贸ra rzuci艂a go tylko dlatego, 偶e chcia艂 czego艣 wi臋cej. A teraz mia艂a twarz lesbijki i podpalaczki. Nie ma si臋 co 艂udzi膰, 偶e Jeremiah j膮 kiedykolwiek pokocha albo 偶e w og贸le b臋dzie jeszcze chcia艂 z ni膮 rozmawia膰.

24
Sowa Waverly wie, 偶e nie ma dymu bez ognia

Motyw odezwa艂a si臋 Tinsley, przykuwaj膮c uwag臋 pozosta艂ych. - Przecie偶 tego w艂a艣nie szukamy. Motywu i okazji.

Callie ul偶y艂o, 偶e Tinsley przerwa艂a grobow膮 cisz臋. Brett zatopi艂a si臋 z powrotem w fotelu Marymounta. a Callie pr贸bowa艂a si臋 u艣miechn膮膰 do niej ze wsp贸艂czuciem. Jej wzrok ze艣lizgn膮艂 si臋 na wielki, oprawiony w sk贸r臋 kalendarz na biurku dziekana.

- Uwa偶am, 偶e ka偶dy z nas mia艂 okazj臋. - Roze艣mia艂 si臋 Heath, kt贸remu ul偶y艂o, 偶e sko艅czyli temat jego i Kary. - Przecie偶 dlatego tu wszyscy jeste艣my, no nie?

Tinsley przeszy艂a Heatha takim spojrzeniem fio艂kowych oczu, jakby chcia艂a go ukatrupi膰.

- No dobra, wi臋c motyw. Musimy si臋 skupi膰 na motywie.

Callie wiedzia艂a, do czego zmierza Tinsley. Zerkn臋艂a na Easy'ego, kt贸ry bawi艂 si臋 czyst膮 kartk膮 papieru. Wczoraj wieczorem pokr臋ci艂a si臋 troch臋 z Tinsley i Chloe, a potem uciek艂a do Easy'ego, maj膮c nadziej臋, 偶e wymkn膮 si臋 do lasu, 偶eby poby膰 troch臋 sam na sam. Ale Easy mrukn膮艂 na odczepnego, 偶e jest zm臋czony, i wcze艣nie poszed艂 do domu. Dzisiaj rzeczywi艣cie wydawa艂 si臋 wyczerpany, wi臋c mo偶e powiedzia艂 prawd臋. Ale w 偶o艂膮dku kot艂owa艂o jej si臋 ze zdenerwowania, bo obawia艂a si臋. 偶e mo偶e nadal j膮 podejrzewa. Musi by膰 dzisiaj bardzo ostro偶na.

- Kurde, nic z tego nie rozumiem. - Benny skrzy偶owa艂a r臋ce na piersi, sp艂aszczaj膮c ju偶 i tak do艣膰 p艂aski biust. - Czy ten po偶ar to nie m贸g艂 by膰 wypadek? - Wszyscy zacz臋li zgodnie przytakiwa膰.

- Niewa偶ne. Marymount chce naszej krwi - o艣wiadczy艂a Tinsley. Odrzuci艂a z ramienia pasmo l艣ni膮cych w艂os贸w. - Po tym wszystkim, co us艂ysza艂 od swojej bratanicy - wskaza艂a g艂ow膮 na rodzinne zdj臋cie w srebrnej ramce, kt贸re sta艂o teraz na 艣rodku sto艂u konferencyjnego na pewno wierzy, 偶e kto艣 z nas celowo spowodowa艂 po偶ar. Nie potrafi tylko wymy艣li膰, kto mia艂 najlepszy motyw, i dlatego zamkn膮艂 nas tu wszystkich.

S艂owa Tinsley obieg艂y pok贸j, a Callie patrzy艂a na jej zadowolon膮 twarz, czekaj膮c jednocze艣nie, 偶eby kto艣 jej przerwa艂.

- Ale jaki motyw? - zapyta艂a ostro偶nie Callie, bawi膮c si臋 kosmykiem jasnych w艂os贸w. Podnios艂a oczy na Easy'ego, kt贸ry zmarszczy艂 gwa艂townie czo艂o, jakby chcia艂 zapyta膰: 鈥濩o ty do diab艂a wyprawiasz?"

- Przekonajmy si臋. - Tinsley utkwi艂a wzrok w suficie i udawa艂a, 偶e g艂臋boko my艣li. - Co jest dobrym motywem? Mo偶e zazdro艣膰?

Callie stara艂a si臋 nie patrze膰 na Jenny, kt贸ra siedzia艂a po drugiej stronie sto艂u. Zacz臋艂a skuba膰 nier贸wn膮 sk贸rk臋 przy paznokciu. Ostatnio znowu obgryza艂a paznokcie - z艂y nawyk, kt贸ry zwalczy艂a wiele lat temu. My艣la艂a, 偶e raz na zawsze. Mo偶e w ten weekend wsi膮dzie w poci膮g i pojedzie na Manhattan zrobi膰 przyzwoity manikiur. Mog艂aby zafundowa膰 sobie SPA po tych wszystkich stresach.

- Ale zazdro艣膰 o co? - zapyta艂 Brandon. Upi艂 ma艂y 艂yk wody Evian.

Callie zazdro艣nie 艂ypn臋艂a na butelk臋.

- To w艂a艣nie jest pytanie - powiedzia艂a Tinsley. Callie zerkn臋艂a ukradkiem na Jenny, kt贸ra poruszy艂a si臋 w krze艣le. Wodzi艂a palcami po brzegu plastikowego kubka do kawy, teraz ju偶 pustego. - Kto艣 by艂 o co艣 zazdrosny.

- Albo o kogo艣 - doda艂a Callie. Wzruszy艂a oboj臋tnie ramionami, jakby ta my艣l dopiero teraz przysz艂a jej do g艂owy. Obci膮gn臋艂a bia艂y kardigan na piersiach.

- Zaraz, zaraz. Rozmawiamy o tym, 偶e kto艣 pr贸bowa艂 kogo艣 zamordowa膰? - zapyta艂a Sage Francis, unosz膮c sceptycznie w膮skie jasne brwi. - Przecie偶 to paranoja.

Zamknij si臋, Sage, chcia艂a krzykn膮膰 Callie. Tinsley roze艣mia艂a si臋 prawie naturalnie i tylko Callie pozna艂a, 偶e udaje.

- Nie rozmawiamy o morderstwie. - Pokr臋ci艂a g艂ow膮, jakby j膮 rozbawi艂 dziwaczny pomys艂 Sage. - Ale mo偶e kto艣 by艂 na tyle z艂y i zazdrosny, 偶eby zrobi膰 co艣 g艂upiego i bezmy艣lnego.

- Na przyk艂ad kto? - zapyta艂 wyzywaj膮co Easy, a jego niebieskie oczy rzuca艂y gro藕ne b艂yski, jakby chcia艂 ostrzec Tinsley, by nie wymienia艂a imienia Jenny.

Callie zsun臋艂a si臋 w krze艣le.

- Tak, na przyk艂ad kto? - Julian powt贸rzy艂 jak echo pytanie Easy'ego. Do tej pory by艂 taki cichy, 偶e Callie prawie zapomnia艂a o jego obecno艣ci.

Callie spojrza艂a na Tinsley. Jej najlepsza przyjaci贸艂ka rozsiewa艂a w pokoju podejrzliwo艣膰, zbieraj膮c si艂y i szykuj膮c si臋 do ostatecznego natarcia. Tinsley wbi艂a wzrok w Jenny, kt贸ra przez chwil臋 udawa艂a, 偶e tego nie widzi, ale musia艂a porzuci膰 t臋 taktyk臋, gdy pozostali r贸wnie偶 utkwili w niej spojrzenia.

- O co chodzi? - spyta艂a w ko艅cu Jenny, wysuwaj膮c przekornie podbr贸dek. Patrzy艂a Tinsley prosto w oczy. wprawiaj膮c wszystkich w zdumienie. - Je艣li chcesz co艣 powiedzie膰, to powiedz.

Na usta Tinsley wyp艂yn膮艂 z艂o艣liwy u艣mieszek i Callie wiedzia艂a, 偶e zabawa sko艅czona. Kiedy Tinsley namierzy艂a cel, nie mo偶na jej by艂o powstrzyma膰, trawi艂a wszystko jak ogie艅 w suchych zaro艣lach. Odk膮d wr贸ci艂a do szko艂y i zasta艂a Jenny w swoim dawnym 艂贸偶ku, uwzi臋艂a si臋 na ni膮. Tinsley przywyk艂a do tego, 偶e to o niej najwi臋cej si臋 plotkuje w kampusie. A tymczasem Jenny z t膮 swoj膮 s艂odk膮 buzi膮 i gigantycznym biustem odebra艂a jej palm臋 pierwsze艅stwa. Callie rozumia艂a, dlaczego Tinsley ma 偶al do Jenny, ale nie do ko艅ca pojmowa艂a, czemu jej nienawidzi. Przecie偶 Jenny nie odbi艂a jej ch艂opaka.

- No dobrze, Jenny, skoro pytasz... - Tinsley zacz臋艂a s膮czy膰 sw贸j jad.

- A dlaczego uwa偶asz, 偶e sama jeste艣 bez winy, Tinsley? - Julian przerwa艂 jej wyw贸d.

Callie spojrza艂a na niego. Nie mie艣ci艂o jej si臋 w g艂owie, 偶e dziewi臋cioklasista, cho膰by nawet tak przystojny i wysoki jak Julian, odwa偶y艂 si臋 sprowokowa膰 Tinsley Carmichael. 呕贸艂te li艣cie na brzozach za oknem za艂opota艂y gniewnie na wietrze, ale Julian wydawa艂 si臋 ca艂kowicie opanowany, jakby mia艂 asa w r臋kawie i tylko czeka艂 na odpowiedni moment, aby go rzuci膰 na st贸艂. Podejrzani Osobnicy patrzyli to na Juliana, to na Tinsley, jakby ogl膮dali mecz tenisowy.

Tinsley odwr贸ci艂a si臋 twarz膮 do Juliana. 呕o艂膮dek podjecha艂 jej do gard艂a, kiedy napotka艂a jego spojrzenie. Br膮zowe oczy Juliana, zwykle ciep艂e i 艂agodne, by艂y w膮skie jak szparki. Wbi艂a paznokcie w d艂onie, ukryte pod sto艂em. Czy Julian naprawd臋 jej nienawidzi? Fakt, nie rozpieszcza艂a go ostatnio. Ale musia艂a uczciwie przyzna膰 przed sob膮, 偶e mia艂a cie艅 nadziei, 偶e gdy Jenny zniknie z widoku, Julian b臋dzie j膮 na kl臋czkach b艂aga膰 o wybaczenie. Je艣li jednak Julian z ni膮 sko艅czy艂, to niewykluczone, 偶e przypadnie mu w udziale taki sam nieszcz臋sny los jak Jenny.

- Oczywi艣cie zak艂adasz, 偶e to ja jestem tutaj t膮 z艂膮. Tak szybko jeste艣 got贸w broni膰 niewinno艣ci Jenny - powiedzia艂a spokojnie. Obr贸ci艂a si臋 i ponad sto艂em spojrza艂a Jenny w twarz. Jenny odpowiedzia艂a zbuntowanym spojrzeniem i nie mia艂a zamiaru odwraca膰 wzroku. - Jenny, mo偶e powiesz wszystkim, co narysowa艂a艣 we wtorek na lekcji pani Silver?

Callie przygryz艂a wargi i wstrzyma艂a oddech. Ba艂a si臋 spojrze膰 na Easy'ego, cho膰 czu艂a, 偶e ch艂opak wbija w ni膮 wzrok. Z twarzy Jenny odp艂yn臋艂a ca艂a krew. Rozchyli艂a, a nast臋pnie zamkn臋艂a usta, jak ryba bez wody. Wida膰 by艂o, 偶e rozpaczliwie stara si臋 dociec, sk膮d Tinsley wie o rysunku przedstawiaj膮cym po偶ar. Naprawd臋 sprzyja艂o im szcz臋艣cie. Wed艂ug planu Chloe mia艂a przekona膰 dziekana o winie Jenny. Ale poniewa偶 Marymount postanowi艂, 偶e uczniowie sami zadecyduj膮, kto jest winny, dobrze si臋 sta艂o, 偶e Jenny by艂a na tyle g艂upia, aby narysowa膰 co艣 tak obci膮偶aj膮cego. I 偶e Chloe by艂a na lekcji i to widzia艂a. Powiedzia艂a im o tym rysunku wczoraj wieczorem na imprezie. Chocia偶 Callie czu艂a, 偶e nie jest w porz膮dku wobec Jenny, to jednak uwa偶a艂a, 偶e nie narysowa艂aby czego艣 takiego, gdyby nie chcia艂a pod艣wiadomie przyzna膰 si臋 do wywo艂ania po偶aru.

Twarz Jenny przybra艂a odcie艅 niezdrowej szaro艣ci. Callie przypomnia艂a si臋 lekcja biologii w dziesi膮tej klasie, kiedy musieli zrobi膰 sekcj臋 偶aby. Twarz Brett przybra艂a wtedy identyczny kolor, po czym Brett pu艣ci艂a pot臋偶nego pawia na st贸艂 laboratoryjny.

- Jezu, przecie偶 to by艂 tylko rysunek - odezwa艂a si臋 nagle Alison, kt贸ra siedzia艂a napr臋偶ona jak struna. Wida膰 by艂o, 偶e boi si臋 prowokowa膰 Tinsley, ale ta zerkn臋艂a znowu na Jenny. Na twarz dziewczyny wraca艂y powoli normalne kolory.

- Co przedstawia艂 ten rysunek? - Benny Cunningham spogl膮da艂a to na Tinsley, to na Jenny, nie wiedz膮c, po kt贸rej stronie si臋 opowiedzie膰. W ko艅cu jej br膮zowe oczy spocz臋艂y na Tinsley.

Tinsley za艂o偶y艂a r臋ce i wygl膮da艂a tak, jakby tylko czeka艂a, a偶 kto艣 zada jej w艂a艣nie takie pytanie.

- Och, to by艂 tylko szkic p艂on膮cej stodo艂y. A w 艣rodku dwoje ludzi, kt贸rzy si臋 ca艂uj膮 - dorzuci艂a od niechcenia, pozwalaj膮c, aby te s艂owa zawis艂y w powietrzu.

Callie ze 艣wistem wci膮gn臋艂a powietrze. Stara艂a si臋 zachowywa膰 jak osoba do g艂臋bi zaszokowana. Nie mia艂a zdolno艣ci aktorskich, ale niewykluczone, 偶e by艂o to najwa偶niejsze przedstawienie w jej 偶yciu.

- Kim byli ci dwoje? - zapyta艂 Easy, wyra藕nie zaniepokojony.

Callie gapi艂a si臋 w milczeniu na d艂ug膮 rys臋 na stole konferencyjnym. Pomy艣la艂a, 偶e tak rozpaczliwie chcia艂 si臋 wydosta膰 z pokoju, 偶e walczy艂 o to pazurami.

- Ty zada艂e艣 pytanie - ci膮gn臋艂a Tinsley z po艂udniowym akcentem, k艂ad膮c zaci艣ni臋te d艂onie na stole i podnosz膮c si臋 z fotela. Szmaragdowa suknia spowija艂a w i艣cie kr贸lewski spos贸b jej szczup艂膮, doskona艂膮 figur臋. Pochyli艂a si臋 gro藕nie do przodu i wygl膮da艂a jak m艂oda prawniczka, kt贸ra nawet na ojcu Easy'ego zrobi艂aby silne wra偶enie. - A Jenny udzieli na nie odpowiedzi.

Callie czu艂a, jak gniew Easy'ego pali j膮 do 偶ywej sk贸ry. J臋zyk mia艂a tak ci臋偶ki, jakby kto艣 jej wsadzi艂 do buzi zimn膮, mokr膮 g膮bk臋. Poczu艂a, 偶e tym razem to ona mo偶e zwymiotowa膰 na st贸艂. Wiedzia艂a, 偶e Easy jest z艂y, i zacz臋艂a si臋 zastanawia膰, czy ca艂a ta sprawa jest tego warta. Jednak za daleko zabrn臋艂a, aby teraz zawr贸ci膰.

- A sk膮d wiesz o rysunku? - zapyta艂a stanowczo Jenny, odzyskuj膮c w ko艅cu mow臋. - Szpiegowa艂a艣 mnie? - W艂o偶y艂a w te s艂owa taki 艂adunek gniewu, na jaki by艂a w stanie si臋 zdoby膰, ale wci膮偶 czu艂a l臋k przed Tinsley. Czy wszyscy my艣l膮, 偶e skoro narysowa艂a p艂on膮c膮 stodo艂臋, to musia艂a j膮 pu艣ci膰 z dymem w rzeczywisto艣ci? To jaki艣 totalny absurd. Ale absurdem by艂a te偶 ca艂a ta sytuacja.

- Zaprzeczasz temu? - Tinsley chodzi艂a wzd艂u偶 okna jak prokurator w telewizji.

Jenny mia艂a wra偶enie, 偶e Tinsley czeka艂a na ten moment. Mo偶e wypatrywa艂a go od chwili, gdy postawi艂a swoje doskona艂e buty Fendi z powrotem w kampusie i odkry艂a, 偶e Jenny zaj臋艂a jej pok贸j. Tinsley znienawidzi艂a Jenny na d艂ugo przedtem, nim cokolwiek zasz艂o mi臋dzy ni膮 a Julianem, chocia偶 te wydarzenia musia艂y przechyli膰 czar臋 goryczy.

- Ale sk膮d... - Jenny wola艂a zamilkn膮膰, ni偶 powtarza膰 pytanie. Czu艂a, 偶e pok贸j zaczyna wirowa膰, jak w filmie Charlie i fabryka czekolady. Tylko 偶e to nie Johnny Depp poci膮ga艂 za sznurki, lecz Tinsley Carmichael. Nie potrafi艂a znale藕膰 s艂贸w, kt贸re by jej jeszcze bardziej nie pogr膮偶y艂y. Nawet Alison, Brett, Brandon i Julian - ludzie, o kt贸rych my艣la艂a, 偶e s膮 po jej stronie - czekali niecierpliwie, a偶 przem贸wi w swojej obronie.

- Niewa偶ne, sk膮d wiem - sykn臋艂a Tinsley. - Odpowiedz na pytanie.

Jenny czu艂a ich nerwowe wyczekiwanie. Nawet Julian patrzy艂a na ni膮 z nieukrywan膮 ciekawo艣ci膮 w du偶ych br膮zowych oczach.

To nic takiego - pr贸bowa艂a wyt艂umaczy膰, skupiaj膮c wzrok na Brett, kt贸ra musia艂a wiedzie膰, 偶e jest niewinna.

- Pani Silver to wymy艣li艂a, wiecie, jakie ona ma pomys艂y.

- Jenny odgarn臋艂a w艂osy z twarzy, czuj膮c, 偶e w pokoju zrobi艂o si臋 gor膮co. Marzy艂a o szklance wody. Rzuci艂a t臋skne spojrzenie na butelk臋 wody Evian, kt贸r膮 trzyma艂 Brandon. Straci艂a w膮tek. - Kaza艂a nam narysowa膰 co艣, no wiecie, z zamkni臋tymi oczami. - Jenny z trudem dobiera艂a s艂owa, a jej oddech stawa艂 si臋 coraz ci臋偶szy. - Nie mog艂am sobie z tym poradzi膰. By艂am chyba zestresowana... no przecie偶 wszyscy byli艣my zestresowani, no nie?

Jenny rozejrza艂a si臋 po pokoju, szukaj膮c potwierdzenia, ale Osobnicy Podejrzani - kt贸rych mia艂a za przyjaci贸艂 - odwracali oczy.

- No i... - naciska艂a Tinsley, opieraj膮c si臋 o parapet okna z r臋koma za艂o偶onymi na piersi. - Co z tym rysunkiem? - zapyta艂a lodowatym tonem.

- Przedstawia艂 po偶ar - odpar艂a Jenny. Czu艂a si臋 nieszcz臋艣liwa i przeklina艂a w duchu pani膮 Silver, 偶e tak bardzo naciska艂a, by dotar艂a do swojej pod艣wiadomo艣ci. Dlaczego nie narysowa艂a jakich艣 g艂upich przypadkowych prostok膮t贸w, tak jak Alison?

- Wielkie rzeczy - odezwa艂 si臋 Heath. Rzuci艂 okiem na Jenny, a jej przysz艂a na my艣l pierwsza noc w Waverly, kiedy ca艂owali si臋 do utraty tchu. - Bez obrazy. Jestem pewien, 偶e to jaki艣 Picasso albo Rembrandt, albo kto tam jeszcze.

Tak bardzo pragn臋艂a si臋 dopasowa膰 do innych, by艂a tak podekscytowana, 偶e zaczyna zupe艂nie nowe 偶ycie w szkole z internatem. A sko艅czy艂o si臋 na tym, 偶e dwaj ch艂opcy j膮 ok艂amali i z艂amali jej serce, a popularne dziewczyny 偶yczy艂y jej 艣mierci. Czy jej 偶ycie by艂o teraz cho膰 troch臋 lepsze ni偶 przedtem? Nie, by艂o tysi膮c razy gorsze.

Tinsley obrzuci艂a Heatha takim spojrzeniem, 偶e od razu zamilk艂. Jasne, nad nim te偶 mia艂a w艂adz臋.

- Co jeszcze by艂o na rysunku? - zapyta艂a.

- Co masz na my艣li? - spyta艂a niewinnie Jenny. Mia艂a nadziej臋, 偶e Julian albo Heath co艣 powiedz膮, 偶e wtr膮ci si臋 Brett i przerwie krzy偶owy ogie艅 pyta艅 Tinsley. Ale nikt si臋 nie odezwa艂. Spojrza艂a na g艂upawy czerwony zegarek, kt贸ry mia艂a na r臋ce. Chcia艂aby teraz znajdowa膰 si臋 w jakimkolwiek miejscu, byle nie tutaj. Nawet w zat艂oczonym, 艣mierdz膮cym potem metrze w Bronksie po kl臋sce dru偶yny Yankees. Gdziekolwiek.

- Czy narysowa艂a艣 dwoje p艂on膮cych ludzi? - zapyta艂a Tinsley bez ogr贸dek. Jenny nie zdo艂a艂a otworzy膰 ust. Nie by艂a pewna, co odpowiedzie膰. Och, gdyby偶 tylko potrafi艂a k艂ama膰 jak z nut, tak jak niekt贸rzy w Waverly. Naraz Tinsley doda艂a: - Czy narysowa艂a艣 Callie i Easy'ego w p艂on膮cej stodole?

Kto艣 z g艂o艣nym 艣wistem wci膮gn膮艂 powietrze. Jenny mia艂a nadziej臋, 偶e to nie by艂 Julian.

- Czy to prawda? - Benny po艂o偶y艂a delikatn膮 d艂o艅 na ustach. - To takie... - Nie by艂a w stanie doko艅czy膰.

- Czy nie by艂o lak, 偶e zazdro艣ci艂a艣 Callie i Easy'emu i postanowi艂a艣 podpali膰 stodo艂臋, kiedy zobaczy艂a艣, 偶e weszli razem do 艣rodka? - Tinsley opar艂a r臋ce na biodrach i przebiera艂a palcami po szczup艂ej talii.

- Do艣膰 tego. Przesta艅 ju偶. - Easy wyprostowa艂 si臋 w krze艣le, wyra藕nie rozgoryczony. - To by艂 tylko rysunek. Nie zachowuj si臋 jak wredna suka.

Jenny poczu艂a przyp艂yw wdzi臋czno艣ci, ale zanim zd膮偶y艂a si臋 odezwa膰, drzwi si臋 otworzy艂y i dziekan Marymount jednym p艂ynnym ruchem w艣lizgn膮艂 si臋 do pokoju i stan膮艂 na 艣rodku.

- I co? - zapyta艂 z r臋koma W kieszeniach blezera. Jenny czu艂a, 偶e zaraz zemdleje. Co z niego za cz艂owiek? Zamiast przepyta膰 uczni贸w, zebra膰 dowody i porozmawia膰 z policj膮, pozwala, 偶eby takie despotki jak Tinsley stawia艂y na swoim. - Podj臋li艣cie decyzj臋?

Jenny obrzuci艂a spojrzeniem sal臋. Wszyscy si臋 w ni膮 wpatrywali. Nawet Julian patrzy艂 na ni膮 tak, jakby jej nie poznawa艂. Chwyci艂a brzeg sto艂u, maj膮c w g艂owie tylko jedn膮 my艣l - nigdy tak naprawd臋 nie nale偶a艂a do Waverly. Skoro wszyscy tak szybko zwr贸cili si臋 przeciw niej, to znaczy, 偶e tak naprawd臋 nikt jej nie lubi. Na pocz膮tku semestru pragn臋艂a znale藕膰 przyjaci贸艂 i poczu膰, 偶e nale偶y do tego miejsca. Ale czy ktokolwiek z obecnych w tym pokoju by艂 jej przyjacielem? Przez kr贸tki czas uwa偶a艂a Callie za przyjaci贸艂k臋, ale si臋 pomyli艂a. Brett na pewno j膮 lubi, ale ostatnio tak by艂a poch艂oni臋ta swoimi problemami z Kar膮, 偶e nie mia艂a nawet czasu spyta膰, jak si臋 miewa Jenny. Ca艂y jej zwi膮zek z Easym wydawa艂 si臋 teraz u艂ud膮. A poca艂unki Juliana nie mia艂y 偶adnego znaczenia wobec faktu, 偶e on te偶 j膮 ok艂ama艂.

- I co? - naciska艂 Marymount z lekkim zniecierpliwieniem. Nikt si臋 nie odezwa艂.

Jenny si臋 rozejrza艂a. Jedno z nich by艂o winowajc膮, ale nagle nie mia艂o ju偶 znaczenia kto. Wiedzia艂a, 偶e musi natychmiast wyj艣膰 z tego pokoju, bo inaczej si臋 udusi.

- Ja to zrobi艂am. Pasuje? - Odsun臋艂a ci臋偶ki fotel, czuj膮c 偶ar w czubkach palc贸w. Policzki jej p艂on臋艂y. Nim ktokolwiek zdo艂a艂 j膮 powstrzyma膰, wymaszerowa艂a z gabinetu.

Gor膮ce 艂zy o艣lepia艂y Jenny, kiedy zbiega艂a po schodach i p臋dzi艂a przez trawnik do Dumbarton. Wszystko sko艅czone - szko艂a z internatem, ch艂opcy, wsp贸lne sp臋dzanie wolnego czasu. Bieg艂a do pokoju, aby spakowa膰 walizki i odej艣膰 st膮d na zawsze.


S贸wNet

Twoja Poczta

Od:

Do:

Data:

Temat:

DeanMarymount@waverty. edu

uczniowie Waverly

16 pa藕dziernika, 艣roda, 12. 34

Sprawiedliwo艣膰


Moje Drogie Sowy

Sprawa po偶aru na farmie Miller贸w zosta艂a rozwi膮zana. Jedna ze studentek przyzna艂a si臋 do pope艂nienia przest臋pstwa. Zostanie wydalona z kampusu w trybie natychmiastowym.

Licz臋 na to, 偶e potraktujecie powa偶nie to ostrze偶enie. I w przysz艂o艣ci b臋dziecie si臋 zachowywa膰 tak, jak przysta艂o na Sowy Waverly.

Z wyrazami wdzi臋czno艣ci

Dziekan Marymount


S贸wNet

Komunikator

KaraWhalen:

W艂a艣nie si臋 obudzi艂am. Co si臋 sta艂o?

HeathFerro:

Brudy wyprane. Kr贸tka odpowied藕 - lenny si臋 przyzna艂a.

KaraWhalen:

Co??? Niemo偶liwe!

HeathFerro:

Jakbym nie wiedzia艂. Lepiej porozmawiaj z Brett.

KaraWhalen:

Dlaczego?

Heath Ferro:

Porozmawiaj.

KaraWhalen:

OK..

Heath Ferro:

A w艂a艣ciwie jak do mnie przyjdziesz, to ci wszystko opowiem. ;)


25
Sowa Waverly wie, jaka jest r贸偶nica mi臋dzy 鈥瀌o widzenia" a 鈥炁糴gnaj"

Jenny z艂o偶y艂a ostatni膮 par臋 d偶ins贸w Banana Republic i upchn臋艂a do starej br膮zowej walizki taty Samsonite. Wpad艂a jej w oko wyp艂owia艂a naklejka 鈥濽艣ciski, zamiast bomb" przyczepiona przy r膮czce i pomy艣la艂a, 偶e nie wie do diab艂a, jak ma to wszystko wyja艣ni膰 tacie. Wczoraj nawet nie odpowiedzia艂a na jego mejl napisany w imieniu kota. Co艣 wymy艣li. Mo偶e si臋 nad tym zastanawia膰 w poci膮gu przez ca艂膮 drog臋 do miasta. Z szybko艣ci膮 艣wiat艂a zapakowa艂a ogromn膮 czerwon膮 torb臋 LeSportsac w bia艂e groszki, 艂aduj膮c ksi膮偶ki, ciuchy i kosmetyki na chybi艂 trafi艂. Nie przejmowa艂a si臋 tym, czy czego艣 nie zostawi艂a. Wydawa艂o jej si臋, 偶e dopiero co wysiad艂a z taks贸wki i wlok艂a si臋 g艂贸wn膮 alej膮 Waverly, ci膮gn膮c za sob膮 ca艂y dobytek.

Teraz patrzy艂a na tamt膮 Jenny - dawn膮 Jenny, kt贸ra chcia艂a sta膰 si臋 now膮 osob膮 - z pogard膮. Nie mog艂a uwierzy膰, 偶e by艂a tak naiwna, by my艣le膰, 偶e jej ca艂e 偶ycie zmieni si臋 na lepsze, gdy p贸jdzie do szko艂y z internatem. Gdy by艂a w mie艣cie, zawsze wpada艂a w jakie艣 tarapaty. Kiedy艣 napisali o niej nawet w 鈥濸age Six". Tutaj mia艂a by膰 doskona艂膮.

bardziej opanowan膮 wersj膮 samej siebie. Nie wytrwa艂a nawet dw贸ch miesi臋cy. To by艂 tylko ma艂y przerywnik w jej 偶yciu. Pewnego dnia, kiedy stanie si臋 zgrzybia艂膮 staruszk膮 i b臋dzie siedzia艂a w bujanym fotelu, z cyckami zwisaj膮cymi do kolan, to by膰 mo偶e nawet nie zdo艂a sobie przypomnie膰, ze w og贸le chodzi艂a do szko艂y z internatem.

Jenny czu艂a, 偶e 艂zy nap艂ywaj膮 jej do oczu i 偶e 艣ciska j膮 w gardle. Jak mog艂aby zapomnie膰 te chwile, kiedy Easy rysowa艂 jej portret, kiedy Julian j膮 poca艂owa艂 na farmie, kiedy po nocach robi艂y z Brett manikiur? Jednak teraz wszystkie te dobre rzeczy ca艂kowicie przys艂ania艂a ciemna chmura w postaci Tinsley Carmichael. Jenny wci膮偶 nie mog艂a uwierzy膰, 偶e Tinsley posun臋艂a si臋 tak daleko, ale jeszcze bardziej nieprawdopodobna wydawa艂a jej si臋 my艣l, 偶e nienawidzi艂a jej a偶 tak, by to zrobi膰. Czu艂a si臋 strasznie, wiedz膮c, 偶e kto艣 jej tak nienawidzi.

Jenny usiad艂a na prze艂adowanej walizce Samsonite, usi艂uj膮c zapi膮膰 zatrzaski. Nie wiedzia艂a, dlaczego si臋 przyzna艂a, ale gdy wybiega艂a z gabinetu dziekana Marymounta, poczu艂a ulg臋. By艂a wolna. Nie musia艂a si臋 ju偶 martwi膰, co o niej gadaj膮 ani jakie ciemne si艂y knuj膮 spisek przeciwko niej.

Obr贸ci艂a si臋, s艂ysz膮c pukanie do drzwi. Mo偶e to Tinsley i Callie przysz艂y popatrze膰, jak pakuje swoje rzeczy i troch臋 si臋 z niej po艣mia膰. Ale nie, w drzwiach sta艂 Easy, z r臋koma w kieszeniach zielonych roboczych spodni. Ciemne w艂osy opada艂y mu na czo艂o.

- Naprawd臋 odje偶d偶asz? - zapyta艂 mi臋kko. Jego oczy omiata艂y pok贸j, a偶 zatrzyma艂y si臋 na pustym 艂贸偶ku, z kt贸rego zdj臋艂a ju偶 po艣ciel oraz jasnoniebieski koc, kt贸ry tata da艂 jej na drog臋.

- Przecie偶 mnie wylali - powiedzia艂a beznami臋tnie Jenny. - I tyle.

Easy podrapa艂 si臋 po karku. Czu艂a, 偶e patrzy jej w twarz, ale odwr贸ci艂a si臋, 偶eby zaj膮膰 si臋 zatrzaskami walizki, kt贸re nie chcia艂y si臋 zapi膮膰.

- No lak, ale... - Nie sko艅czy艂 zdania, wi臋c Jenny zamar艂a w oczekiwaniu. - Ale przecie偶 nie mia艂a艣 nic wsp贸lnego z tym po偶arem, prawda?

Jenny nie odpowiedzia艂a. Ba艂a si臋, 偶e g艂os jej si臋 za艂amie. Odwr贸ci艂a si臋 do walizki, aby wyraz twarzy nie zdradzi艂 jej uczu膰. To mi艂o ze strony Easy'ego, 偶e pr贸bowa艂 j膮 broni膰 przed Tinsley. Naprawd臋 to docenia艂a. Ale to by艂o za ma艂o i za p贸藕no.

- Hej - powiedzia艂 Easy.

My艣la艂a, 偶e chce, 偶eby si臋 odwr贸ci艂a i ju偶 mia艂a to zrobi膰, gdy us艂ysza艂a g艂os Brett odpowiadaj膮cy na pozdrowienie. Zatrzaski walizki wreszcie trafi艂y na miejsce. Chwyci艂a torb臋 na rami臋, kt贸r膮 przys艂a艂 jej tata. Kaza艂 umie艣ci膰 na niej monogram JAH, chocia偶 na drugie imi臋 mia艂a Tallulah. Powiedzia艂 jej, 偶e fani reggae za艂api膮 ten dowcip, ale Jenny go nie zrozumia艂a. Upcha艂a do 艣rodka kolorowe skarpetki zwini臋te w kulki. Cieszy艂a si臋 w duchu, 偶e zd膮偶y艂a spakowa膰 majtki i ogromniaste babcine staniki, zanim przyszli go艣cie.

- Marymount cieszy si臋 jak cholera. - Wyrzuci艂a z siebie Brett. Jej g艂os brzmia艂 do艣膰 weso艂o, cho膰 twarz wyra偶a艂a smutek. - Jakby rozwi膮za艂 spraw臋 zab贸jstwa Kennedy'ego czy co艣.

Jenny zacisn臋艂a usta.

- Dobrze. - Tylko tyle zdo艂a艂a powiedzie膰. Nagle za Brett pojawi艂a si臋 Alison.

- Rany - wykrzykn臋艂a, kiedy zobaczy艂a, 偶e Jenny upycha rzeczy do torby. - Naprawd臋 si臋 pakujesz? - zapyta艂a, wpychaj膮c si臋 do pokoju. - To nie mo偶e by膰 prawda.

Jenny wzruszy艂a ramionami i spojrza艂a bezradnie w zmartwione oczy Alison w kszta艂cie migda艂贸w. Tylko na tyle mog艂a si臋 zdoby膰, bo w przeciwnym razie rozbecza艂aby si臋 na dobre. Prawd臋 m贸wi膮c, kocha艂a tych ludzi i kocha艂a szkol臋 z internatem, chocia偶 ze wszystkich si艂 stara艂a si臋 przekona膰 sam膮 siebie, 偶e jest inaczej.

W pokoju zrobi艂o si臋 jeszcze t艂oczniej, kiedy Brandon wcisn膮艂 si臋 do 艣rodka, roz艂膮czaj膮c wok贸艂 siebie delikatny, lekki zapach wody kolo艅skiej Acqua di Gio.

- Nie wyje偶d偶aj - powiedzia艂 do Jenny tak mi臋kkim i s艂odkim g艂osem, 偶e prawie po偶a艂owa艂a, 偶e nigdy si臋 z nim nie ca艂owa艂a, ot, tylko po to, 偶eby przekona膰 si臋. jak to jest. Ale co tam. Na zebraniu on te偶 nie stan膮艂 po jej stronie. - Przecie偶 wszyscy wiemy, 偶e tego nie zrobi艂a艣.

- A ktokolwiek to zrobi艂, nie ma jaj - oznajmi艂a Brett, po czym podesz艂a i obj臋艂a Jenny. By艂a dobre dziesi臋膰 centymetr贸w wy偶sza od niej, wi臋c g艂owa przyjaci贸艂ki trafi艂a akurat w zag艂臋bienie jej ramienia. - Nie do wiary, 偶e komu艣 ujdzie na sucho podpalenie, a ty wyje偶d偶asz. To nie fair.

- Mo偶emy i艣膰 do Marymounta i powiedzie膰, 偶e nie mia艂a艣 z tym nic wsp贸lnego - powiedzia艂a Alison dr偶膮cym g艂osem.

Pewnie czu艂a si臋 winna z powodu tej sprawy z rysunkiem, cho膰 to wcale nie by艂a jej wina. Jenny mia艂a wra偶enie, 偶e sprawy przybra艂yby taki sam obr贸t, nawet gdyby nie narysowa艂a Easy'ego i Callie w p艂omieniach.

- Tak! - zgodzi艂a si臋 Brett, puszczaj膮c Jenny. Podesz艂a do Alison. - Id臋 z tob膮.

- Nigdzie nie p贸jdziecie. - Jenny sama si臋 zdumia艂a swoim stanowczym tonem. Zdj臋艂a z 艂贸偶ka walizk臋, kt贸ra uderzy艂a z g艂o艣nym, z艂owieszczym hukiem o pod艂og臋, - To nie ma znaczenia. I tak by wam nie uwierzy艂. - Prze艂kn臋艂a, bo 艣ciska艂o j膮 w gardle. - Mo偶e tak b臋dzie lepiej.

- Ale to tak, jakby mi臋dzy nami chodzi艂 wolno morderca. - Brett potrz膮sn臋艂a ognistoczerwon膮 czupryn膮.

Jenny spojrza艂a na przyjaci贸艂k臋 i pomy艣la艂a, 偶e b臋dzie za ni膮 bardzo t臋skni膰. Ale od czego s膮 mejle, no nie?

Nikt si臋 nie odezwa艂 i w powietrzu zawis艂o ci臋偶kie milczenie.

- Przepraszam - powiedzia艂 kto艣. Jenny rozpozna艂a g艂os Juliana i jej serce fikn臋艂o kozio艂ka. Wszyscy spojrzeli na niego wyczekuj膮co, jakby by艂 gubernatorem, kt贸ry pojawi艂 si臋 w ostatniej chwili, aby odwo艂a膰 egzekucj臋. - Czy m贸g艂bym... hm... porozmawia膰 z Jenny? W cztery oczy?

Jenny wepchn臋艂a do torby dwa swetry J. Crew z ostatniej szuflady, staraj膮c si臋 nie my艣le膰, jak mi艂o us艂ysze膰 swoje imi臋 z ust Juliana. Easy wycofa艂 si臋 do drzwi, skin膮艂 Jenny i znikn膮艂 na korytarzu. Brett, Brandon i Alison te偶 si臋 wymkn臋li. Julian zamkn膮艂 drzwi. Si臋ga艂 g艂ow膮 prawie do futryny.

- Jak si臋 czujesz? - zapyta艂.

Jenny wzruszy艂a ramionami. Nie zna艂a odpowiedzi na to pytanie, wi臋c chwyci艂a ostatni sweter - gruby, be偶owy, z kapturem, kt贸ry tata przys艂a艂 jej razem z torb膮 z monogramem - i wepchn臋艂a go byle jak do torby.

- To, co si臋 tam dzia艂o, by艂o okropne - powiedzia艂 Julian, a Jenny od razu stan膮艂 przed oczami widok gapi膮cej si臋 na ni膮 z g贸ry Tinsley. - Ale dlaczego... dlaczego wzi臋艂a艣 na siebie win臋? Nie zrobi艂a艣 tego. By艂a艣 ze mn膮.

- Nie chc臋 o tym rozmawia膰 - odpar艂a Jenny, cho膰 wcale tak nie my艣la艂a. Wiedzia艂a jednak, 偶e wa艂kowanie tematu nic nie zmieni. Przyzna艂a si臋, a Marymount j膮 wyrzuci艂. Koniec sprawy. Jedzie do domu. Zaci膮gn臋艂a suwak torby.

- Po prostu nie mog臋, no wiesz... - G艂os Juliana, zwykle spokojny, teraz dr偶a艂, a jego br膮zowe oczy wygl膮da艂y jak oczy zasmuconego szczeniaka. - Nie odchod藕 w taki spos贸b. To nie w porz膮dku.

- W 偶yciu dzieje si臋 du偶o rzeczy, kt贸re nie s膮 w porz膮dku - powiedzia艂a Jenny, zdziwiona swoim rzeczowym tonem.

- Znam ci臋. - Julian zdo艂a艂 wzi膮膰 si臋 w gar艣膰. Opar艂 艂okie膰 na pustej ju偶 komodzie Jenny. I tak jest dla mnie za wysoki, u艣wiadomi艂a sobie Jenny ze smutkiem. - Dlaczego udajesz, 偶e wcale si臋 nie przejmujesz?

- To nie ja udaj臋. - Jenny odbi艂a pi艂eczk臋. Podnios艂a baga偶 z pod艂ogi i postawi艂a go ko艂o walizki. Przera偶a艂 j膮 troch臋 ten ogrom jadu, kt贸ry si臋 w niej przelewa艂.

- Nigdy niczego nie udawa艂em, - Julian wpatrywa艂 si臋 w czubki swoich szarych p艂贸ciennych but贸w Vansa. - No dobra, mo偶e udawa艂em, 偶e nic mnie nigdy nie 艂膮czy艂o z Tinsley. - Przerwa艂. - Ale tylko dlatego, 偶e bardzo 偶a艂owa艂em, 偶e w og贸le si臋 z ni膮 zadawa艂em.

Jenny usiad艂a na tym, co pozosta艂o z jej 艂贸偶ka. Czu艂a si臋 tak smutna i opuszczona jak ten go艂y materac.

- To tak nie dzia艂a.

Julian zacisn膮艂 usta. W bladoniebieskiej koszulce polo i spodniach khaki wygl膮da艂 jak jeden z tych ch艂opc贸w ze szko艂y 艢wi臋tego Judy, kt贸rych widywa艂a graj膮cych frisbee w Central Parku. Jenny zastanawia艂a si臋, co by by艂o, gdyby spotka艂a go w innych okoliczno艣ciach - z dala od Waverly i od Tinsley Carmichael. Czy mieliby szans臋?

- Tamtego ranka po po偶arze, kiedy poszli艣my do lasu, chcia艂em ci powiedzie膰 o Tinsley. - Zamyka艂 i otwiera艂 pust膮 szuflad臋.

- Dlaczego tego nie zrobi艂e艣? - naciska艂a, podci膮gaj膮c kolana pod brod臋 i obejmuj膮c je r臋koma. - Dlaczego mi o tym nie powiedzia艂e艣, zanim si臋 poca艂owali艣my?

Julian nie by艂 w stanie na ni膮 spojrze膰. Zwiesi艂 g艂ow臋, wyj膮! z szuflady zab艂膮kan膮 spink臋 do w艂os贸w i obraca艂 j膮 w palcach.

- Bo wszystko z tob膮... by艂o takie mi艂e. Nie chcia艂em tego zepsu膰.

Jenny czu艂a, 偶e mi臋knie. Julian. Nawet gdyby mu wybaczy艂a, to co z tego? I tak wyje偶d偶a z Rhinecliff, najbli偶szym poci膮giem.

- Nie powiedzia艂em ci te偶 dlatego... dlatego, 偶e chcia艂em ci臋 chroni膰 przed Tinsley. - Jego br膮zowe oczy by艂y przekrwione i smutne. Czu艂a, 偶e dreszcz przebieg艂 jej po plecach. Zaci膮gn臋艂a suwak od zielonej wojskowej bluzy Stelli McCartney z H&M. - Jestem pewien, 偶e to ona wywo艂a艂a po偶ar, ale ba艂em si臋, 偶e je艣li dowie si臋 o nas, to b臋dzie chcia艂a zwali膰 to na ciebie.

- Dlaczego mia艂aby to robi膰? - Jenny stara艂a si臋 m贸wi膰 spokojnym g艂osem. To pytanie nie mia艂o znaczenia dla Juliana. Ale ona chcia艂a pozna膰 odpowied藕. Kopn臋艂a walizk臋, nie przejmuj膮c si臋, 偶e zarysuje drewnian膮 pod艂og臋.

- Bo lubi臋 ci臋 bardziej, ni偶 lubi艂em j膮. Lubi臋 ci臋 du偶o bardziej.

Jenny mia艂o nadziej臋, 偶e te s艂owa na zawsze pozostan膮 w jej wspomnieniach, kiedy ju偶 opu艣ci j膮 to ca艂e rozgoryczenie. 鈥濴ubi臋 ci臋 du偶o bardziej". To by艂 mi艂y prezent na po偶egnanie. Wyczuwa艂a pragnienie Juliana, by zamkn膮膰 w mi艂y spos贸b znajomo艣膰 - mo偶e przebaczeniem - ale nie mog艂a mu tego ofiarowa膰. W艂a艣ciwie nie gniewa艂a si臋 na niego, ale by艂a w艣ciek艂a na siebie za niewiarygodn膮 wprost g艂upot臋. Ci膮gle i ci膮gle od nowa.

- Nie martw si臋 tym. - Przewiesi艂a przez rami臋 torb臋 LeSportsac i podnios艂a fioletow膮 zamszow膮 szkoln膮 torb臋 wypchan膮 ksi膮偶kami, kt贸re chcia艂a zabra膰. Reszt臋 zostawi艂a na p贸艂kach dla Callie czy innej osoby, kt贸ra wprowadzi si臋 na jej miejsce. - Dobrze chocia偶, 偶e si臋 nie藕le bawili艣my, prawda? - Jej g艂os brzmia艂 energicznie, ale fa艂szywie, nawet dla niej. Nie mog艂a na niego spojrze膰, wi臋c skoncentrowa艂a si臋 na podnoszeniu prze艂adowanej walizki. Kasztanowy blezer Waverly wydawa艂 si臋 male艅ki i osamotniony w pustej szafie.

- Mog臋... ci pom贸c? - zapyta艂 Julian nieporadnie, prostuj膮c swoj膮 wysok膮 sylwetk臋.

- Nie. - Jenny wzi臋艂a torb臋 L. L. Bean i chwyci艂a r膮czk臋 walizki Samsonite. Popchn臋艂a drzwi i niemal utkn臋艂a w nich z ca艂ym baga偶em. W ko艅cu zdo艂a艂a si臋 przecisn膮膰 na korytarz. Julian sta艂 na 艣rodku pokoju i wydawa艂 si臋 zagubiony. Ka偶da cz膮steczka jej cia艂a pragn臋艂a rzuci膰 baga偶e, otoczy膰 go ramionami i poca艂owa膰. Ale nie mog艂a.

Odesz艂a, ciesz膮c si臋 ze swej stanowczo艣ci. Mo偶e to si臋 na co艣 przyda. Mo偶e ka偶da fa艂szywa przyja藕艅 i ka偶dy nieudany zwi膮zek z ch艂opakiem b臋dzie dla niej nauczk膮. Mo偶e w nast臋pnej szkole b臋dzie t膮 doskona艂膮 i opanowan膮 osob膮, kt贸r膮 zawsze chcia艂a by膰. Mo偶e.


S贸wNet

Twoja Poczta

Od:

Do:

Data:

Temat:

TinsleyCarmichael@waverly.edu

chloe.marymount@gmail.com

16 pa藕dziernika, 艢roda, 12. 41

RE: RE: Jak leci?


Hej, dzieciaku

Mam nadziel臋, 偶e podoba艂o ci si臋 w Waverly. Dzi臋ki za pomoc.

Zrobi艂a艣 to, co nale偶a艂o.

Tinsley


S贸wNet

Twoja Poczta

Od:

Do:

Data:

Temat:

chloe.marymount@gmail.com

TinsleyCarmichael@waverly.edu

16 pa藕dziernika, 艣roda, 12. 50

RE: RE: RE: Jak leci?


Cze艣膰, Tinsley!

Dzi臋ki za wspania艂膮 zabaw臋 na wczorajszej imprezie... ale poranna jazda poci膮giem do domu nie by艂a ju偶 taka zabawna.; ) Ciesz臋 si臋, 偶e co艣 zacz臋艂o si臋 dzia膰 mi臋dzy Samem a mn膮. My艣l臋, 偶e naprawd臋 mnie lubi!

Nie mog臋 si臋 doczeka膰 naszego spotkania w Waverly w przysz艂ym roku.

Chloe


S贸wNet

Komunikator

TinsleyCarmichael:

Hej, Julian. Szkoda, 偶e b臋dziesz musia艂 powiedzie膰 do widzenia swojej dziewczynie o artystycznej duszy. Mia艂a prawdziwy... talent.

TlnsleyCarmichael:

Je艣li masz z艂amane serce i dlatego nie odpowiadasz, rozumiem.


S贸wNet

Komunikator

KaraWhalen:

S艂ysza艂am, co si臋 sta艂o. To straszne.

BrettMesserschmidt:

Biedna Jenny. A ty gdzie by艂a艣?

KaraWhalen:

Odlecia艂am. Nie do wiary, 偶e przespa艂am zebranie.

BrettMesserschmidt:

Lepiej, 偶e ci臋 nie by艂o. Domy艣lam si臋, 偶e dobrze si臋 bawi艂a艣 wczorajszej nocy?

KaraWhalen:

Przepraszam... za tamto. Mo偶emy o tym pogada膰?

BrettMesserschmidt:

O czym tu gada膰?

KaraWhalen:

Och.

BrettMesserschmidt:

Nic takiego si臋 nie sta艂o.

KaraWhalen:

Och!

BrettMesserschmidt:

Jeste艣my przyjaci贸艂kami?

KaraWhalen:

Zdecydowanie.

BrettMesserschmidt:

To znaczy, 偶e b臋d臋 musia艂a sp臋dza膰 du偶o czasu z Heathem?; )

KaraWhalen:

Zobaczymy...


26
Sowa Waverly wie, 偶e nie czyta si臋 cudzych SMS - 贸w

Easy sta艂 przed Dumbarton i kopal czubkiem buta kamienny stopie艅. Podni贸s艂 g艂ow臋 i zobaczy艂, 偶e Callie idzie w jego stron臋 w bia艂o - niebieskiej sukience. Falbaniasta sp贸dnica 艂opota艂a na wietrze wok贸艂 jej n贸g. Callie u艣miecha艂a si臋, jakby nie zasz艂o nic nadzwyczajnego.

- O co chodzi? - zapyta艂a Callie, chwiej膮c si臋 nieco na szpilkach. Przechyli艂a g艂ow臋 z zainteresowaniem, jakby nie mia艂a poj臋cia, co takiego si臋 sta艂o.

Easy wpatrywa艂 si臋 w ni膮 bez s艂owa. Zawsze wiedzia艂, 偶e z Callie by艂aby 艣wietna aktorka. Wspaniale potrafi艂a tworzy膰 w艂asn膮 wersj臋 prawdy i trzyma膰 si臋 jej ze wszystkich si艂.

- By艂em przed chwil膮 u Jenny.

Callie znieruchomia艂a, 艣ciskaj膮c mocno pasek czarnej torby z przesadnie du偶ymi srebrnymi sprz膮czkami. - Po co?

- Jak to 鈥瀙o co"? Chcia艂em si臋 z ni膮 po偶egna膰.

- Och. - Na jej bladej twarzy odmalowa艂a si臋 ulga.

- Nie masz zamiaru si臋 z ni膮 zobaczy膰, zanim wyjedzie? - zapyta艂.

Powiedzia艂 to 艂onem nieznosz膮cym sprzeciwu, jak ojciec. I co z tego? By艂 z艂y, wi臋c po co mia艂 udawa膰, 偶e jest inaczej?

Callie wzruszy艂a ramionami i wpatrywa艂a si臋 w swoje d艂onie, jakby sprawdza艂a, czy musi zrobi膰 manikiur.

- Czy nie by艂a twoj膮 przyjaci贸艂k膮? - Easy kopn膮艂 ze z艂o艣ci膮 stopie艅. Wysz艂o s艂o艅ce i musia艂 przymru偶y膰 oczy, 偶eby j膮 widzie膰.

- O tak, by艂a - odparowa艂a Callie z nag艂ym o偶ywieniem. Z jej orzechowych oczu strzela艂y iskry gniewu, kt贸ry musia艂 czai膰 si臋 tu偶 pod powierzchni膮. - Zanim zacz臋艂a rozpuszcza膰 ploty o nas.

- Za to ty nie roznosi艂a艣 plotek na jej temat, prawda? - Easy przejecha艂 d艂oni膮 po zmierzwionej czuprynie. Chcia艂, 偶eby zabrzmia艂o to troch臋 艂agodniej, ale sta艂o si臋.

- O czym ty m贸wisz? - Callie teatralnie skrzy偶owa艂a r臋ce na p艂askiej piersi.

- Sk膮d Tinsley wiedzia艂a o rysunku Jenny? - Easy ba艂 si臋 us艂ysze膰 odpowied藕 na to pytanie. Je艣li Tinsley i Callie nak艂oni艂y kogo艣, by szpiegowa艂 Jenny, to by艂by ju偶 szczyt wszystkiego. Zw艂aszcza 偶e chodzi艂o o zaj臋cia plastyczne, kt贸re Easy uwa偶a艂 zawsze za rodzaj sanktuarium, za miejsce wolne od plotek i fa艂szywych oskar偶e艅, kt贸rych nie brakowa艂o w Waverly.

- Dlaczego pytasz? - G艂os Callie dr偶a艂. Przygryz艂a r贸偶owe b艂yszcz膮ce usta, jakby z trudem powstrzymywa艂a 艂zy. Wszystko na pokaz, pomy艣la艂 Easy z gorycz膮. - Nadal si臋 w niej kochasz?

- Co takiego? - Easy wpakowa艂 r臋ce do kieszeni spodni, aby ukry膰 fakt, 偶e z gniewu mimowolnie zacisn膮艂 je w pi臋艣ci. Nie mia艂 najmniejszego zamiaru odpowiada膰 na to pytanie. Przecie偶 przez ostatnich pi臋膰 dni sp臋dza艂 z Callie niemal ka偶d膮 woln膮 chwil臋. Nie mia艂a powodu do zazdro艣ci.

- Odpowiedz mi. Czy nak艂oni艂y艣cie kogo艣, 偶eby szpiegowa艂 Jenny?

Callie mia艂a nieodpart膮 ochot臋 wyj膮膰 z torby okulary przeciws艂oneczne Olivera Peoplesa i za艂o偶y膰 je, aby odgrodzi膰 si臋 od stanowczego spojrzenia Easy'ego. Ale nie chcia艂a wygl膮da膰 tak, jakby czu艂a si臋 winna. Zw艂aszcza 偶e i tak obarcza艂 j膮 win膮.

- Dlaczego na mnie krzyczysz? - zapyta艂a 艂agodnie, staraj膮c si臋. by w jej g艂osie nie zabrzmia艂 gniew. Gniew o to, 偶e znowu broni艂 Jenny. - Jenny si臋 przyzna艂a, 偶e podpali艂a stodo艂臋. Co si臋 sta艂o, to si臋 nie odstanie.

- Naprawd臋 my艣lisz, 偶e to zrobi艂a? - zapyla艂 beznami臋tnie Easy.

Callie wpatrywa艂a si臋 z wahaniem w swoje niebieskie cz贸艂enka Isabelli Fiore.

- Sama powiedzia艂a, 偶e tak.

- Sk膮d wiesz? Mo偶e po偶ar wybuch艂 przez to, 偶e palili艣my papierosy w stodole? - Easy podni贸s艂 g艂os. Nie brzmia艂 ju偶 w nim s艂odki po艂udniowy ton. - To, 偶e Jenny wylecia艂a, wcale nie jest zabawne. Zdajesz sobie spraw臋 z powagi sytuacji? - Mru偶y艂 oczy przed s艂o艅cem, przez co wydawa艂o si臋, 偶e przeszywa j膮 wzrokiem.

Callie doskonale zdawa艂a sobie spraw臋 z powagi sytuacji. Ale jaki mia艂a wyb贸r? Nie chcia艂a, aby kt贸re艣 z nich wr贸ci艂o do domu. Jenny by艂a po prostu 艂atw膮 ofiar膮. A poza tym to by艂 plan Tinsley, a nie jej. Nawet gdyby odm贸wi艂a jakiejkolwiek pomocy, to Tinsley i tak zrealizowa艂aby go sama i wszystko sko艅czy艂oby si臋 w taki sam spos贸b.

- To wszystko przez Tinsley - wyrzuci艂a z siebie Callie, nim pomy艣la艂a, co m贸wi.

Easy usiad艂 na schodach i opar艂 si臋 o kamienn膮 kolumn臋. Wyj膮艂 r臋ce z kieszeni. Callie ul偶y艂o. Widzia艂a jego zaci艣ni臋te pi臋艣ci i troch臋 si臋 go ba艂a. Na pewno by jej nie uderzy艂, nic z tych rzeczy, ale jeszcze nigdy nie by艂 tak rozw艣cieczony.

- Nie mia艂a艣 z tym nic wsp贸lnego? - zapyta艂 z nut膮 niedowierzania, podnosz膮c ciemn膮 brew.

- To by艂 plan Tinsley - sk艂ama艂a Callie, bawi膮c si臋 per艂owym guzikiem od kardigana. - Nie cierpia艂a Jenny od pierwszej chwili, odk膮d zobaczy艂a j膮 w swoim 艂贸偶ku. Nak艂oni艂a Chloe, t臋 kandydatk臋, 偶eby j膮 szpiegowa艂a. Naprawd臋. - Callie spojrza艂a w jego ciemnoniebieskie oczy i skrzy偶owa艂a d艂onie na piersi, tak jak robi艂a w szkole podstawowej, gdy k艂ama艂a jak z nut. - Kiedy si臋 o tym dowiedzia艂am, by艂o ju偶 za p贸藕no.

Easy odpr臋偶y艂 si臋 nieco, a Callie wykorzysta艂a t臋 sposobno艣膰, aby usi膮艣膰 ko艂o niego na schodach. Chwyci艂a jego szorstkie d艂onie. U艣cisn膮艂 w odpowiedzi jej r臋ce i poczu艂a, 偶e z jego cia艂a uchodzi napi臋cie. Przygarbi艂 si臋.

- Czy mi臋dzy nami wszystko w porz膮dku? - spyta艂a mi臋kko i przytuli艂a si臋 do niego.

- Tak - szepn膮艂 Easy, delikatnie ko艂ysz膮c j膮 na swoim szerokim ramieniu.

Callie przytula艂a si臋 do jego ciep艂ej, delikatnej szyi i czu艂a, 偶e znowu znajduje si臋 na swoim miejscu. Poca艂owa艂 j膮 w g艂ow臋, a Callie odpr臋偶y艂a si臋 i z ulg膮 zaton臋艂a w jego ramionach.

Kiedy Callie siada艂a na kamiennych schodach, z torby Fendi wylecia艂a jej srebrna kom贸rka Razr i wyl膮dowa艂a z trzaskiem na pierwszym stopniu, poza jej zasi臋giem. Nagle zacz臋艂a popiskiwa膰, poruszaj膮c wibracjami traw臋. Nim Callie zd膮偶y艂a cokolwiek zrobi膰, Easy wsta艂 i podni贸s艂 telefon, po czym wyci膮gn膮艂 r臋k臋, aby jej go poda膰. W tym momencie zobaczy艂, od kogo przysz艂a wiadomo艣膰.

- O wilku mowa - powiedzia艂.

Nacisn膮艂 przycisk i w jednej chwili jego przystojna twarz zrobi艂a si臋 艣miertelnie blada.

- Oddaj mi to! - Callie wyci膮gn臋艂a r臋k臋 po telefon, czuj膮c, 偶e robi jej si臋 niedobrze.

Easy odczytywa艂 SMS - a i coraz bardziej marszczy艂 brwi.

- 鈥濼o by艂a dobra robota, gratulacje dla nas obu. - Easy bezlito艣nie przedrze藕nia艂 Tinsley. - Uda艂o si臋. Wylali suk臋. Wypijmy za to" - czyta艂 z ma艂ego wy艣wietlacza.

- To nie lak, jak my艣lisz. - Callie wsia艂a i podesz艂a do niego, chwiej膮c si臋 na szpilkach. - Wiesz, jaka jest Tinsley, robi wielkie halo.

Easy zdawa艂 si臋 nie s艂ysze膰 ani s艂owa.

- To mi艂o. - Odda艂 jej kom贸rk臋, potrz膮saj膮c g艂ow膮, jakby nie m贸g艂 uwierzy膰 w te wszystkie k艂amstwa.

- Easy! - Gor膮ce 艂zy szczypa艂y j膮 w oczy. - Nie mo偶esz mnie tak zostawi膰.

Widocznie jednak m贸g艂.


S贸wNet

Twoja Poczta

Od:

Do:

Data:

Temat:

lenniferHumphrey@waverly.edu

RufusHumphrey@poetsonline.com

16 pa藕dziernika, 艣roda, 14. 49

RE: Miau!


Drogi kocie Marksie

Wygl膮da na to, 偶e twoje 偶yczenie si臋 spe艂ni艂o. Wieczorem b臋d臋 w domu. Wyja艣ni臋 ci wszystko na miejscu. Powiedz Vanessie, 偶e mo偶e zosta膰 w moim pokoju, na razie b臋d臋 spa膰 na sofie.

Kocham was, do zobaczenia wkr贸tce

Jenny

27
Sowa Waverly trzyma g艂ow臋 wysoko nawet wtedy gdy ju偶 nie jest Sow膮

Jenny zarzuci艂a torb臋 na rami臋 i ruszy艂a w stron臋 偶贸艂tej taks贸wki. Tylko kr贸tka jazda taks贸wk膮 i kilka godzin podr贸偶y poci膮giem oddziela艂o j膮 od domu, od zaniedbanego, ale mi艂ego sercu mieszkania na Upper West Side; od jej dawnego pokoju; jej zwariowanego, cudownego ojca o zdolno艣ciach kulinarnych; i od ukochanego kota. Us艂ysza艂a za sob膮 czyje艣 kroki i serce jej mocniej zabi艂o. Mia艂a nadziej臋, 偶e to Julian albo mo偶e Easy... ale kiedy si臋 odwr贸ci艂a, zobaczy艂a dziekana Marymounta, kt贸ry tak do niej p臋dzi艂, 偶e krawat Waverly odfrun膮艂 mu za rami臋. Zimny dreszcz przeszed艂 Jenny po plecach. Jak膮 jeszcze kar臋 chce jej wymierzy膰 Marymount, zanim wsi膮dzie do taks贸wki i zniknie na zawsze? Chce j膮 zaku膰 w kajdanki czy co艣 w tym rodzaju?

Jenny spojrza艂a po raz ostatni na kampus. Naprawd臋 pokocha艂a Waverly, z jego dostojnymi budynkami z czerwonej ceg艂y, z pe艂nymi energii uczniami, z jego tradycj膮. Lubi艂a mieszka膰 w internacie, gra膰 w hokeja na trawie, chodzi膰 na imprezy do lasu. Ca艂owa膰 si臋 z ch艂opcami i sp臋dza膰 wolny czas z nowymi przyjaci贸艂mi. B臋dzie jej tego brakowa艂o.

- Poczekaj! - zawo艂a艂 Marymount. By艂 wyra藕nie zaniepokojony. Zwolni艂, po czym si臋 zatrzyma艂 i opar艂 r臋ce na kolanach. Siwiej膮ce piaskowe w艂osy by艂y przylepione pasmami do coraz wi臋kszej 艂ysiny.

Mo偶e powinna mu powiedzie膰, 偶eby kupi艂 sobie tupecik i da艂 spok贸j z tym kamufla偶em?

- Przed chwil膮 dzwoni艂a pani Miller. - Z trudem 艂apa艂 oddech. Wyprostowa艂 si臋 i poprawi艂 krawat.

Jenny zmarszczy艂a twarz, zastanawiaj膮c si臋, o co chodzi. Czy starsza kobieta chcia艂a osobi艣cie zgani膰 podpalaczk臋? Czy b臋dzie zmuszona posprz膮ta膰 pogorzelisko, zbieraj膮c po jednym zw臋glonym kawa艂ku drewna? Czy p贸jdzie do wi臋zienia? Nie pomy艣la艂a o tym. Chyba jest za m艂oda?

- Twierdzi stanowczo, 偶e ten po偶ar... to by艂 wypadek - m贸wi艂 dalej Marymount. Zd膮偶y艂 si臋 ju偶 pozbiera膰 i wyg艂adza艂 sweter. - Utrzymuje, 偶e po偶ar wybuch艂 przez jedn膮 z jej kr贸w. - Uwa偶nie mierzy艂 Jenny zimnym spojrzeniem niebieskich oczu, jakby chcia艂 upewni膰 si臋, czy nie zdradz膮 jej emocje. Ale by艂a tak oszo艂omiona, 偶e sta艂a jak skamienia艂a. - Nie rozumiem, jak krowa mo偶e spowodowa膰 po偶ar, ale - zmru偶y艂 oczy, chroni膮c je przed s艂o艅cem - pani Miller twierdzi, 偶e jest pewna, 偶e to jedna z jej kr贸w. Co o tym my艣lisz? - Po艂o偶y艂 r臋ce na biodrach i czeka艂 na odpowied藕.

Dopiero po d艂ugiej chwili do Jenny dotar艂o to, co powiedzia艂 Marymount. Postawi艂a torb臋 na 偶wirowym podje藕dzie i rozciera艂a obola艂e rami臋. Czy naprawd臋 chcia艂, 偶eby odpowiedzia艂a na to pytanie? Krowy wywo艂a艂y po偶ar? Do diab艂a, nie mia艂a poj臋cia, o czym on gada. Zaraz, czy chodzi艂o mu o to, 偶e mo偶e wr贸ci膰 do szko艂y?

- Powiedzia艂a, 偶e nie chce, aby jakikolwiek ucze艅 Waverly ucierpia艂 z tego powodu - m贸wi艂 dalej Marymount podejrzliwym tonem. - Osobi艣cie uwa偶am, 偶e to stara wariatka, kt贸ra za d艂ugo mieszka sama, ale... - Podrapa艂 si臋 po g艂owie, unosz膮c niekt贸re ze starannie przyklepanych pasemek w艂os贸w, pod kt贸rymi l艣ni艂a 艂ysa czaszka.

Taks贸wkarz niecierpliwie zatr膮bi艂. Marymount zerkn膮艂 na czekaj膮cy samoch贸d.

- Gdyby ucze艅 Waverly spowodowa艂 po偶ar, musia艂by zosta膰 wyrzucony - powiedzia艂 Marymount, zatrzymuj膮c spojrzenie na okr膮g艂ej twarzy Jenny. - Nie ma innego wyj艣cia. Zgadzasz si臋?

- Ale to by艂y krowy - odpowiedzia艂a bez po艣piechu Jenny, do kt贸rej z wolna dociera艂o, 偶e chocia偶 Marymount nie wierzy艂 w historyjk臋 pani Miller, to nie by艂 te偶 przekonany o winie uczennicy. - Prawda?

Marymount skin膮艂 powoli g艂ow膮, przecieraj膮c spocone czo艂o lew膮 r臋k膮. na kt贸rej zab艂ys艂a obr膮czka.

- Zgadza si臋. - Przewr贸ci艂 oczami. - A wi臋c... wygl膮da na to, 偶e musz臋 uniewa偶ni膰 twoje... hm... wyznanie.

Jenny spojrza艂a na kampus, na idealnie zielone trawniki i dorodne drzewa, na schludne sterty li艣ci. Taks贸wkarz zapali艂 silnik. Dopiero po chwili dotar艂o do niej, 偶e Marymount jej nie nabiera, 偶e to nie jest jaki艣 okrutny 偶art. Serce zacz臋艂o jej wali膰 jak szalone.

- Prosz臋 i艣膰 do klasy, panno Humphrey. - Marymount 艣ci膮gn膮艂 j膮 na ziemi臋, stukaj膮c palcem w srebrny zegarek.

Jenny spojrza艂a na niego bez s艂owa, zaciskaj膮c usta. Nie mog艂a si臋 doczeka膰, a偶 zobaczy ich miny. kiedy pojawi si臋 z powrotem w Dumbarton, w swoim dawnym pokoju. Z powrotem w klasie. I w sto艂贸wce na obiedzie. Dzi艣 by艂o jej ulubione danie - pizza z dodatkami na 偶yczenie. A jutro, kiedy Jenny b臋dzie kroczy艂a po zielonym kampusie, sto S贸w b臋dzie szepta膰 jej imi臋.

Wr贸ci艂a.


S贸wNet

Komunikator

HeathFerro:

Stara pani Miller ratuje sytuacj臋! Niech kto艣 postawi tej wied藕mie piwo!

Julian McCafferty;

O czym ty gadasz, Ferro?

HeathFerro:

Nie s艂ysza艂e艣? Powiedzia艂a Marymountowi, 偶e jej krowy wywo艂a艂y po偶ar. Nie trzeba nikogo wyrzuca膰.

Julian McCafferty:

Zaraz, to Jenny zostaje?

HeathFerro:

A co? Chcia艂e艣 si臋 zej艣膰 z Tinsley?


S贸wNet

Komunikator

SageFrancis:

O rety, Celine by艂a przed chwil膮 w banku i widzia艂a, jak stara pani Miller realizowa艂a gruby czek. Powiedzia艂a kasjerowi, 偶e zamierza wybudowa膰 pensjonat na miejscu stodo艂y.

BrandonBuchanan:

Ha! Wpad艂o jej ubezpieczenie

SageFrancis:

? Ubezpieczenia tak szybko nie wyp艂acaj膮.

BrandonBuchanan:

My艣lisz, 偶e kto艣 j膮 przekupi艂, 偶eby uratowa膰 Jenny?

SageFrancis:

W艂a艣nie, Sherlocku. Kto to m贸g艂 by膰? Wed艂ug mnie osoba rodzaju m臋skiego, i to bogata...

BrandonBuchanan:

Chcia艂bym mu podzi臋kowa膰, lenny jest taka mi艂a, 偶e by艂o mi jej szkoda.

SageFrancis:

Uwa偶aj, bo b臋d臋 zazdrosna.

BrandonBuchanan:

O to chodzi艂o.


S贸wNet

Komunikator

TinsleyCarmichael:

Cholerne krowy?

CallieVernon:

Podobno. To m贸j najmniejszy problem.

TinsleyCarmichael:

Co?

CallieVernon:

Easy odkry艂, co zrobi艂y艣my. To koniec.

TinsleyCarmichael:

Cholera. Przykro mi.

CallieVernon:

I dobrze.

TinsleyCarmichael:

A to co znaczy?

CallieVernon:

To znaczy, 偶e jestem zrozpaczona i nie chce mi si臋 z tob膮 gada膰.


S贸wNet

Komunikator

BrettMesserschmidt:

Czy to prawda? Wr贸ci艂a艣?

JennyHumphrey:

Chyba tak! To takie dziwne. Godzin臋 temu by艂am wyrzucona. A teraz wr贸ci艂am.

BrettMesserschmidt:

Skacz臋 z rado艣ci... tak samo jak gromada innych.

JennyHumphrey:

Znam takich, kt贸rzy nie skacz膮.

BrettMesserschmidt:

Ola膰 ich. S艂ysza艂a艣 o pani Miller? Podobno kto艣 da艂 jej w 艂ap臋, 偶eby powiedzia艂a, 偶e to wina kr贸w.

JennyHumphrey:

Co ty gadasz? 艁ap贸wka?

BrettMesserschmidt:

Komu艣 naprawd臋 bardzo zale偶a艂o na tym, 偶eby艣 nie odesz艂a. Tak bardzo, 偶e zap艂aci艂, 偶eby艣 mog艂a zosta膰.

JennyHumphrey:

To czyste szale艅stwo...

BrettMesserschmidt:

Witaj na pok艂adzie, ma艂a. Teraz musimy si臋 dowiedzie膰, kto jest twoim cichym wielbicielem!

Nie martw si臋, inspektor M. na tropie.

JennyHumphrey:

Ojejku, zawsze marzy艂am o cichym wielbicielu...



Wyszukiwarka