ROZDZIAŁ 64. KŁÓTNIE I UGODY
-
Tak, zajmijmy się wreszcie panną Wiem-To-Wszystko Granger –
poparł Draco. - Czyż złożenie skargi na nauczyciela nie było
paskudne z jej strony? Pewnie nie zgodziłbyś się na usunięcie jej
ze szkoły, Severusie, ale gdyby tak odjąć tysiąc punktów od
Gryffindoru?
Harry
posłał bratu miażdżące spojrzenie.
Draco
zamrugał, jakby nagle zdał sobie z czegoś sprawę, i westchnął
cierpiętniczo.
-
Jakie to cholernie kłopotliwe, mieć Gryfona za brata.
-
Trzymaj się z daleka od punktów Gryffindoru.
-
Dobra, już dobra. Zatem nie
będę
ci gratulował doskonałej roboty i nie
poproszę
Severusa, żeby dodał punkty za ten bardzo ślizgoński stek
kłamstw, który wcisnąłeś magourzędniczce – wycedził Malfoy,
posyłając Harry'emu spojrzenie typu: „Ha, mam cię!”
Harry
oczywiście nie dał się nabrać i odparł sucho:
-
Och, jaka szkoda. Połowę tych punktów dostałby Slytherin. - Draco
otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale Harry był szybszy. -
Poza tym moja nowa szata jest wystarczającą nagrodą.
-
Gryfon – prychnął Draco. - Nasz bohater. Dokonuje jednego
wspaniałego czynu za drugim, zmienia przyszłość, a w nagrodę
prosi tylko o zwykłą uczniowską szatę.
-
O co ci chodzi z tym zmienianiem przyszłości?
-
Twój proroczy sen – odparł Malfoy szyderczo. - Ten o rozwiązaniu
adopcji.
Harry
przygryzł wargę, zastanawiając się nad słowami brata.
-
Hmm... No cóż, dyrektor powiedział, że przyszłości widzianej we
wróżebnych snach nie da się zmienić. Poza tym to, co się
wydarzyło, nie miało zbyt wiele wspólnego z moim snem. Po
pierwsze, magourzędniczka nie przyszła sama...
-
Przecież to jasne – przerwał Draco, siadając na sofie i
krzyżując nogi. - Prawdopodobnie zmieniłeś wszystko tak, że ten
sen nigdy się nie spełni. Thistlethorne się o ciebie martwiła,
tak? Mogłaby nawet zażądać rozwiązania adopcji czy coś w tym
stylu, ale teraz już tego nie zrobi. Nigdy.
Gryfon
też miał taką nadzieję, ale całkowitej pewności nie było. Czy
naprawdę byłby w stanie wziąć sprawy we własne ręce i zmienić
bieg wypadków tak, aby sen nie miał szansy się ziścić? Właśnie
o coś takiego zapytał Dumbledore'a... Co
by było, gdyby przyśniło mi się, że zginę, spadając z miotły,
i gdybym przestał wtedy w ogóle latać?
Dyrektor nie odpowiedział na to pytanie, ale Harry i tak uważał to
za sensowne. Można było zaaranżować sprawy tak, że to, o czym
się śniło, nie miało szansy pojawić się w rzeczywistości.
Nie
to, żeby nadal tak strasznie przejmował się kwestią adopcji.
Wiedział już, że między nim a Severusem nic się nie zmieni, bez
względu na to, czy adopcja zostanie rozwiązana, czy nie. Nie mógł
jednak nic poradzić na to, że częściowo nadal martwił się o
Draco.
-
Nie dojdzie do rozwiązania adopcji – oświadczył Snape stanowczo,
posyłając synowi znaczące spojrzenie. - Twoje ostatnie prorocze
sny są zwykłymi snami, co, jak sądzę, już
przedyskutowaliśmy.
Cały
Snape. Od razu odgadł, że Harry myśli o sowiarni.
-
Dość tych bzdur – dorzucił Mistrz Eliksirów ostro. - Teraz, jak
już mówiłem, zajmiemy się panną Granger.
Harry
zmarszczył brwi.
-
Ekhm, wiecie co, nie to żeby mi się podobało to wtrącanie się w
nie swoje sprawy, ale nie bądźmy dla niej zbyt surowi. Chodzi mi o
to, że w przeciwieństwie do Rona faktycznie miała jakiś powód
sądzić, że dzieje mi się tu krzywda. Właściwie to w pewnym
sensie moja wina. Hermiona jest na tyle sprytna, że od razu
rozpoznaje kłamstwa... - Chłopak przełknął i poczuł, jak
zabolało go w gardle. - Zastanawiam się tylko, kiedy zdążyła
napisać tę skargę. Jakoś nie chce mi się wierzyć, by zrobiła
to przed rozmową z tobą, ale czemu miałaby to zrobić potem?
Harry
miał wciąż w pamięci słowa Snape'a o rezygnacji z posady w dniu,
w którym nie uda mu się oszukać szesnastoletniej Gryfonki, orzekł
jednak, że lepiej nie będzie przypominał ojcu tych słów.
-
Najwidoczniej moje kłamstwo nie wystarczyło, by ją ułagodzić –
przyznał Mistrz Eliksirów ponuro. - Powiedziałbym, że posiada ona
odrażająco wysoki poziom intelektu jak na kogoś w jej wieku.
-
Chyba musiała napisać skargę jeszcze przed spotkaniem z tobą,
choć brak w tym logiki – stwierdził Gryfon. - Inaczej
magourzędniczka nie miałaby wystarczająco dużo czasu, żeby
pojawić się u nas tak szybko. Ostatnim razem przyjechała tu
pociągiem, pamiętacie?
Nauczyciel
pokręcił głową.
-
Zasady Służby Rodzinie stanowią, że w wypadku, gdy dziecko
znajduje się w potencjalnym niebezpieczeństwie, pracownicy mogę
się teleportować, by przeprowadzić dochodzenie. Nie wątpię, że
znaleźli się w Hogsmeade kilka minut po tym, jak skończyli czytać
tę idiotyczną skargę.
-
Czyli uważasz, że wypełniła dokumenty zaraz po tym, jak z tobą
rozmawiała? To możliwe, jeśli kazała sowie się
pośpieszyć.
Ojciec
obrzucił Harry'ego gniewnym spojrzeniem.
-
Chyba nie zamierzasz kazać jej przepisywać zdań, co? - zapytał
Gryfon. - Ja... bez obrazy, ale czym byś to usprawiedliwił? Znaczy,
nie próbowała przecież być okrutna czy coś. Technicznie patrząc,
miała pełne prawo, by złożyć tę skargę.
-
Od tej całej troski o Granger chce mi się już rzygać – oznajmił
Malfoy grobowym głosem, przewracając stronicę.
-
Choć wolałbym tego nie przyznawać, to Harry ma tutaj rację –
odparł Snape, opadając na krzesło. Po chwili zabębnił opuszkami
palców o stół.
-
Mówisz, że Granger miała prawo złożyć skargę na temat swoich
głupich podejrzeń? - wybuchnął Draco, odrzucając książkę na
bok.
-
Mówię, że dyrektor mógłby unieważnić każdą karę, jaką bym
jej wymierzył – odrzekł Snape z irytacją. - Dlatego sądzę, iż
w zaistniałych okolicznościach najlepsze, co możemy uczynić, to
zaprosić pannę Granger na obiad.
-
Chcesz, żeby Hermiona przyszła do nas na obiad... - powtórzył
Harry, osłupiały.
-
Chyba że masz jakiś inny pomysł.
Gryfon
zauważył, jak ojciec zaczyna już pisać „Panno Granger” na
przygotowanym arkuszu pergaminu.
-
Więc jaki jest plan?
Mistrz
Eliksirów zacisnął wargi.
-
Niezależnie od tego, jak wielce byłbym usatysfakcjonowany, mogąc
zakomunikować pannie Granger moją prawdziwą opinię na temat
wywołanego przez nią zamieszania, uważam, że nie byłoby to
najlepszą strategią. Co należy zrobić, to pokazać jej inną
stronę naszej relacji, tę samą, która ostatecznie przekonała
pana Weasleya, że jesteś bezpieczny pod moją opieką.
Harry
wiedział, że lepiej nie pytać Severusa, czy tym razem też planuje
śpiewać.
-
Ale Ron był przekonany tylko dlatego, że zachowywaliśmy się
autentycznie. Nie robiliśmy tego na pokaz. Dlatego może lepiej, i w
dodatku prościej, byłoby powiedzieć Hermionie...
-
Nie – warknął Snape, posyłając synowi piorunujące
spojrzenie.
-
Przecież ona nikomu nic nie wygada, tak samo jak Ron! Posłuchaj,
przecież sam fakt, że ona dotąd nie wie nic o mojej magii
udowadnia, jak bardzo godni zaufania są moi przyjaciele. Czemu tego
nie rozumiesz? Traktujesz ich tak dlatego, że są Gryfonami?
-
Dlatego, że są nastolatkami
– wypluł nauczyciel. - Podobnie jak ty. Gdyby leżało to w mojej
mocy, nigdy bym nie pozwolił Weasleyowi dowiedzieć się, że możesz
topić ściany zwykłym Lumosem.
Zaś co do panny Granger i reszty twoich przyjaciół, trzymaj się
wersji o rugby. Koniec, kropka. Teraz zaś zdecyduj, czy chcesz
asystować mi przy pisaniu tego listu, czy też nie.
Harry
westchnął głęboko.
-
Co masz przeciwko nastolatkom?
-
Widziałem, jak się łamią podczas tortur – odrzekł Snape
brutalnie.
-
Ja się nie złamałem! Pamiętasz Samhain?
-
Mało prawdopodobne, że kiedykolwiek zapomnę!
-
I Cruciatus
w czwartej klasie...
-
Zgadza się, tyle że ty nie jesteś typowym nastolatkiem – warknął
Snape. - Twoi przyjaciele, nieważne jak lojalni, łatwo mogą stać
się celem Voldemorta. A ponieważ nie umieją się oklumować,
szybko się dowie, jakie męczarnie będą w ich przypadku
najskuteczniejsze. Czy wreszcie zaczynasz pojmować? Na szali leży
coś więcej niż twoje naiwne pragnienie, by zdradzić przyjaciołom
twój sekret!
-
Dorośli też się łamią na torturach – powiedział Harry
cicho.
-
Owszem, i w razie gdybyś nie zauważył to przypominam, że nie
chciałem żadnego z nich informować! Jedynie Albus zna całą
prawdę o twojej magii, a i to wyłącznie ze względu na Zakon!
Muszą oni mieć pewne poczucie na temat naszych możliwości walki z
siłami zła! - Oddychając ciężko, Snape zamilkł na chwilę,
pozwalając, by Harry przyswoił zasłyszane słowa. Po chwili
zapytał zmęczonym głosem. - W takim razie zapraszamy pannę
Granger na obiad czy nie?
-
Dobrze, już dobrze – łagodził Harry i przyciągnął sobie
krzesło, żeby usiąść koło ojca. Zerknął na zapisany arkusz
pergaminu i zmarszczył brwi. - Po pierwsze, jeśli faktycznie mamy
jej nagadać o tym rugby, musi to brzmieć trochę bardziej...
hmm...
-
Tak? - spytał Mistrz Eliksirów gniewnie.
-
No, wiesz... Jak na razie to brzmi, jakbyś chciał ją otruć
podczas tego obiadu – powiedział Harry. - Znaczy, jesteś zły i
to od razu widać. A przecież chcemy, żeby się czuła swobodnie, a
nie bała się zjeść cokolwiek. Mam taki pomysł – zaprośmy też
Rona, żeby to wyglądało normalnie.
-
Rona – powtórzył Snape, wpatrując się w syna badawczo.
-
Dokładnie. Hermiona pomyśli sobie, że nie ochrzanisz jej za
złożenie skargi, jeśli miałoby to oznaczać, że Ron się
dowie.
-
Chyba że już mu dokładnie objaśniła, jaką przemoc cierpisz jej
zdaniem z naszych obrzydliwych ślizgońskich rąk – dorzucił
Malfoy.
-
I o to chodzi – kłócił się Harry – że Hermiona na pewno nie
zdradziła nic Ronowi, bo wtedy przyszedłby tu, żeby mnie
ostrzec.
-
Chyba że on również uważa, że przyczyną twoich siniaków jest
przemoc.
-
Po tym, jak widział, że Severus mi śpiewa? - spytał Gryfon
kpiąco, po czym zerknął na ojca i dodał szybko: - Miałem na
myśli "nuci".
-
Otóż to – skomentował Mistrz Eliksirów, zakładając ręce na
piersi.
-
Poza tym Ron widział przecież na własne oczy, jak się dla mnie
skończyło rzucenie Lumosa
– kontynuował Harry. - Jeśli nawet Hermiona by mu powiedziała,
że jej zdaniem mnie bijecie, to wiedziałby, że to nie wasza wina.
Zrobiłby, co w jego mocy, żeby przekonać ją, że nic złego się
nie dzieje. A jeśli by mu się nie udało, od razu by mi powiedział,
że będą problemy.
-
Dlaczego mam nieprzeparte wrażenie, że jestem manipulowany? -
spytał Mistrz Eliksirów, unosząc brew.
Harry
wzruszył ramionami.
-
Bo dopiero co widziałeś, jak przekonująco potrafię łgać?
-
Nie byłbym zbytnio zadowolony, gdybym się dowiedział, że mój syn
traktuje mnie identycznie jak jakąś głupawą magourzędniczkę z
Hufflepuffu – wycedził Snape groźnie.
Harry
uważał, że jego ojciec wciąż ma podły nastrój po odstawieniu
krwawnicy, ale nie uważał, by było mądre powiedzieć to głośno.
-
No dobrze, w takim razie nie zapraszaj Rona. Tak sobie tylko
pomyślałem, że jeśli Hermiona przyjdzie tu sama, to będzie
strasznie spięta.
Snape
popatrywał na niego podejrzliwie, ale wyglądało na to, że ustąpi.
Machnął ręką, jakby wskazując synowi, żeby ten ciągnął
dalej.
-
Chcesz, żeby zaproszenie wyszło ode mnie? - zapytał Harry.
-
Raczej nie zamierzam sprawiać, by panna Granger czuła się aż
tak
swobodnie – wycedził Snape. - Szanowna
panno Granger, dowiedziałem się, iż odniosła pani na pewien temat
tak dalece mylne wrażenie, że czuję się zmuszony sprostować to
za wszelką cenę. Zapraszam panią jutro wieczorem na obiad, abyśmy
wraz z Harrym i Draco mogli przedyskutować kwestię pani ostatniej
krucjaty, przeprowadzonej w celu obrony tych, którzy jej absolutnie
nie potrzebują, a opartej na całkowicie błędnych
przesłankach.
Harry
pochylił się w przód, oparł łokcie na stole i podparł brodę
splecionymi dłońmi.
-
Może raczej coś w rodzaju: Szanowna
panno Granger, choć jestem pewien, że bardzo się pani troszczy o
Harry'ego, to są sprawy, o których nie ma pani zielonego pojęcia.
Nadszedł czas, by to zmienić. Zapraszam panią na obiad, abyśmy
mogli o tym porozmawiać.
Draco,
siedzący na sofie po drugiej stronie pokoju, poprawił:
-
Severus nigdy by nie napisał „nie ma pani zielonego pojęcia”.
-
No dobra... To może „nie ma pani dokładnych informacji”.
-
Jak mniemam, to wystarczy – potwierdził Snape, kiwając
nieznacznie głową.
-
Coś krótki ten elaborat – zażartował Harry, ale Mistrz
Eliksirów się nie uśmiechnął, skrobiąc piórem po pergaminie. -
Dla Rona napiszemy osobne zaproszenie?
Snape
westchnął i dopisał pod spodem: Jeżeli
ma pani takie życzenie, może pani przyprowadzić ze sobą Ronalda
Weasleya.
-
Jeśli spytalibyście mnie o zdanie, to Granger zasłużyła na coś
o wiele bardziej przykrego niż obiad
– warknął Draco.
-
Może, ale nikt ciebie nie pyta – odpalił Gryfon, mierząc
przyjaciela gniewnym spojrzeniem. - I bez obrazy, ale to wielkie
szczęście, że nie zawsze dostajemy dokładnie to, na co sobie
zasłużyliśmy. Nie uważasz?
Malfoy
się nie odezwał, choć oczywiście zrozumiał podtekst. Przestał
marudzić, ale jego ostentacyjne skupienie na czytanej właśnie
książce było dowodem, że wcale nie był zachwycony perspektywą
wspólnego obiadu z Hermioną Granger.
***
Następnego
ranka, kiedy jedli śniadanie, sieć Fiuu uaktywniła się z szumem.
Wszyscy trzej chwycili za różdżki, ale kominek wypluł tylko
ciasno zwinięty rulonik pergaminu, który powoli opadł na dno
paleniska. Snape rzucił na niego wszystkie zaklęcia weryfikujące,
jakie Harry znał, i kilka innych, z którymi chłopak się dotąd
nie spotkał. Po dłuższym czasie Mistrz Eliksirów oznajmił:
-
Wygląda na nieszkodliwy.
-
Może to list od Granger z odmową – zaszydził Draco.
-
Może najwyższy czas, żebyś pogodził się z tym, że mogę mieć
i będę miał innych przyjaciół! - odparował Gryfon.
-
Jakich tam przyjaciół – mruknął Draco i, kiedy zerknął na
list, który czytał Snape, wykrzyknął: - Steyne!
-
W rzeczy samej – potaknął Snape i wrócił do czytania, kręcąc
głową.
-
Czego chce? - naciskał Malfoy.
Nauczyciel
posłał mu znaczące spojrzenie i przeczytał na głos:
Szanowny
profesorze Snape,
Niezwykle
się cieszę, że mogłem znów pana spotkać i poznać pana syna,
słynnego Harry'ego Pottera. Muszę wyznać, że byłem niezmiernie
zaskoczony, gdy dowiedziałem się, iż opiekun Slytherinu go
adoptował. Ponieważ pana znam, wiem, że musiał pan mieć swoje
powody.
Mniemam,
iż zakończenie naszej wizytacji było dla pana satysfakcjonujące?
Chciałbym podkreślić, że odegrałem w tym niewielką, ale
znaczącą rolę, ponieważ uświadomiłem mojej przełożonej, iż
rugby jest w istocie dość niebezpiecznym sportem. Sądzę, że to
właśnie moje zdanie utwierdziło ją w przekonaniu, iż cała
historia jest prawdziwa.
Chciałbym
wyznać, że zawsze podziwiałem pana kunszt w warzeniu eliksirów.
Cieszę się, że mogłem panu pomóc w kłopocie. Ufam, że nie
zapomni pan o tym w przyszłości, gdybym potrzebował kiedyś
zwrócić się do pana.
Pozdrawiam,
Richard Steyne
-
Jak na list, to chyba jest okej – skomentował Harry.
Draco
prychnął pod nosem.
-
Święta naiwności – zakpił. - Ty naprawdę nie łapiesz? To jest
transakcja! Facet pomógł Severusowi i teraz jasno go ostrzega, że
jeśli będzie chciał od niego w przyszłości jakiejś przysługi,
to lepiej dla Severusa, żeby nie odmawiał.
-
Gdzie to jest napisane?
-
Wszędzie – odparł Malfoy i wyciągnął rękę po list. Kiedy
Snape mu go przekazał, Draco powiedział: - Poczytajmy między
słowami, dobra? Zatem jak to będzie... Zauważyłem,
że chcesz nadal mieć Pottera za syna. Nie to, żebyś adoptował
go, by móc bawić się w tatusia. Jesteś przecież Ślizgonem na
wskroś, a to oznacza, że trzymasz przy sobie Pottera, bo jest ci do
czegoś potrzebny. Pozwolę ci go mieć, ale nie z dobroci serca.
Każdy głupek by odgadł, że rugby nie ma nic wspólnego z jego
obrażeniami. Robisz mu krzywdę, ale nie chcesz, żeby ktoś się o
tym dowiedział. Dlatego okłamałem szefową i podtrzymałem twoją
wersję. Nie jestem na tyle głupi, by cię otwarcie szantażować. W
końcu masz najlepszą reputację, jeśli chodzi o warzenie trucizn.
W przyszłości jednak cię o coś poproszę, i wtedy pamiętaj, że
jesteś mi coś winien.
Harry
stwierdził, że opadła mu szczęka.
-
Nie no, chyba nie jest aż tak źle, co?
Snape
spojrzał na niego ponuro.
-
Draco doskonale to zinterpretował. Zresztą Steyne zawsze miał
osobliwą skłonność do szantażowania swoich współdomowników,
kiedy jeszcze mieszkał w Slytherinie. Wygląda na to, że przeniósł
ją na życie zawodowe.
-
Rozumiem. - Draco kiwnął głową. - Teraz wszystko pasuje. Ślizgoni
powinni być ambitni, tak? Właśnie się zastanawiałem, jakim cudem
któryś z nich zgodził się wykonywać nisko płatną pracę bez
możliwości awansu jako urzędnik w CSR.
-
Owszem – zgodził się Snape. - Wszystko się zgadza.
-
Jakbyście nie wiedzieli, to cały czas mam wrażenie, że
rozmawiacie w obcym języku – wtrącił Harry. - Ślizgomowa, czy
coś w tym rodzaju.
-
Harry, chodzi o archiwum akt – zaśmiał się Draco. - Steyne
wypracował sobie różne techniki szantażu wśród Ślizgonów w
szkole, co więc dziwnego, że pierwsze co zrobił po jej ukończeniu,
to znalazł sobie wygodną posadkę, gdzie przez cały dzień siedzi
w biurze, w towarzystwie setek akt zawierających najbardziej
osobiste informacje, jakie tylko można sobie wyobrazić.
Gryfon
przypomniał sobie długi kwestionariusz, jaki Snape musiał wypełnić
jako część dokumentacji adopcyjnej, i skrzywił się. Tak, to było
bardzo osobiste. Pytali tam nawet o dochód i zgromadzony majątek.
Nieocenione informacje dla potencjalnego szantażysty.
-
Teraz już wiemy, dlaczego robił specjalizację z mugoloznawstwa. -
Draco zadrżał. - Czy przypadkiem Służba Rodzinie nie zajmuje się
też charłakami? Dzięki tej specjalizacji było większe
prawdopodobieństwo, że Steyne dostanie tę pracę. Pewnie
twierdził, że będzie mógł im lepiej doradzać.
-
„Twierdzić” to słowo kluczowe w tym wypadku – skomentował
Snape, rozsmarowując dżem na kromce. - Domyślam się, że skończył
tę specjalizację szantażując profesorów. To by tłumaczyło,
dlaczego nie miał zbyt dużo wiedzy o mugolskim świecie.
-
Dzięki Merlinowi wiedział lepiej niż szantażować ciebie
– odezwał się Draco.
-
Och, sądzę, że jeszcze niejedno usłyszmy o Richardzie
Steyne.
Harry
zagryzł wargę, zaniepokojony.
-
Jak myślicie, ile galeonów trzeba by mu zapłacić, żeby siedział
cicho?
Ojciec
spojrzał na niego z ukosa.
-
Jak sądzę, Harry, to nie chce on niczego, co znajduje się w twojej
skrytce. Albo w mojej, jeśli o tym mowa. Chodzi o eliksir. Jakąś
truciznę. Jeszcze jej nie potrzebuje, ale czeka na swoją chwilę.
-
Czy uwarzyłbyś dla niego truciznę, gdybyś mógł mnie dzięki
temu zatrzymać? - wyrzucił Harry, zastanawiając się, która
odpowiedź byłaby bardziej przerażająca w tym wypadku - „tak”
czy „nie”.
-
Nie, ale mógłbym mu jakąś podać – odrzekł Mistrz Eliksirów
opanowanym tonem.
Draco
roześmiał się w głos, po czym, kiedy zobaczył, jak Harry
blednie, wytłumaczył szybko:
-
On żartuje! Nie widzisz, że on żartuje?
-
Wcale nie żartuję – powiedział Snape. - Nie traktuję łagodnie
ludzi, który grożą, że rozdzielą mnie z synem, i Steyne szybko
się o tym dowie, jeśli będzie na tyle głupi, by czegokolwiek ode
mnie żądać.
W
tym momencie list, jak gdyby usłyszał ostatnią pogróżkę, zaczął
się palić i w mgnieniu oka została po nim jedynie kupka popiołu.
-
Evanesco
– powiedział Snape i zwrócił się do Harry'ego. - Nie
zastanawiaj się nad tym. Zapamiętaj tylko tyle, że Steyne może
mnie o coś prosić, i to niezbyt grzecznie, ale nie posunie się do
szantażu. Nie, kiedy chodzi o mnie.
Gryfon
kiwnął lekko głową. Sama myśl o tym, że jego ojciec mógłby
kogoś śmiertelnie otruć, powodowała u niego mdłości. Jednak
podczas współpracy z Voldemortem Snape robił przecież
najróżniejsze rodzaje trucizn, czyż nie?
-
Chyba twoja... reputacja czasami się przydaje – skomentował
chłopak w końcu.
-
Wyglądasz, jakby cię to wzburzyło.
-
Eee, nie, zastanawiam się tylko, co powie Hermiona – odparł
Harry, choć nie była to prawda. Chłopak wlepił wzrok w talerz i
skupił się na jedzeniu, ignorując natarczywe spojrzenie Snape'a.
***
Wieczorem
tego samego dnia magiczny dzwonek oznajmił przybycie gości.
-
Panno Granger, panie Weasley, zapraszam do środka – rzekł
Snape.
Drzwi
do lochów były otwarte na oścież. Ron bez wahania przekroczył
próg, ale Hermiona wciąż stała jak wryta z miną, jakby miała
właśnie przejść bardzo ruchliwą i niebezpieczną ulicę.
Rozejrzała się najpierw w jedną, a potem w drugą stronę. Mistrz
Eliksirów, najwidoczniej zadowolony z jej wyraźnego przestrachu,
wycedził ironicznie:
-
Jeszcze dzisiaj, jeśli mógłbym prosić.
Dziewczyna
zarumieniła się lekko i wreszcie weszła do środka.
-
Czy mógłbym zaproponować jakiś aperitif przed obiadem? - zapytał
Snape beztroskim tonem, wskazując gościom krzesła, na których
mogliby się usadowić.
-
Ognistą whisky – odparł Ron błyskawicznie.
Nauczyciel
uniósł brew i spojrzał na niego z ledwo wyczuwalną kpiną.
-
Jak mniemam miał to być aperitif, a nie pijaństwo na całego.
Harry
stwierdził, że nie należało oczekiwać od Rona, by wiedział, co
to jest aperitif – sam zresztą nie był do końca pewien – i
kiedy Draco ruszył w stronę kominka, Harry był pewien, że zaraz
polecą pogardliwe komentarze na temat biednej rodziny Weasleyów,
której pewnie nie stać na nic więcej jak tylko zwykłą
wodę.
Malfoy
jednak bez słowa zmierzył gości długim spojrzeniem, po czym
zwrócił się do Snape'a.
-
W takim razie może zamówię coś odpowiedniego? - zapytał.
Mistrz
Eliksirów przytaknął ruchem głowy.
Harry
usiadł na sofie i odezwał się pogodnym tonem:
-
Otóż pomyśleliśmy sobie z Severusem, że dobrze by było,
żebyście zeszli tu do nas na małą pogawędkę.
-
Czy był ku temu jakiś konkretny powód, Harry? - wtrąciła
Hermiona ostro. Najwyraźniej nie miała zamiaru udawać, że to
zwykła towarzyska wizyta.
-
Tak, owszem – odparł Harry, czując, jak zaczyna w nim wrzeć
złość. Próbował ją stłumić, zachowywać się dojrzale,
tłumaczył sobie, że Hermiona próbowała mu tylko pomóc, kiedy
posłała tę cholerną skargę... ale kiedy tylko spojrzał jej w
oczy, wszystko to runęło. Widać było z daleka, że Hermiona wciąż
uważała, że Snape albo Draco go krzywdzą. Harry był wściekły.
- Mieliśmy wczoraj wizytę, Hermiono, z Czarodziejskiej Służby
Rodzinie!
-
To dobrze – miała czelność odpowiedzieć.
-
Jak śmiałaś posłać skargę na Severusa!
-
Hermiono? - zapytał Ron, marszcząc brwi. - O czym Harry mówi?
-
O tym, że twoja wścibska dziewczyna wymyśliła sobie, że ktoś
mnie tutaj bije!
-
Doprawdy, Potter – skomentował Draco jedwabistym głosem,
podchodząc do nich z powrotem – nie masz najmniejszego pojęcia o
dobrych manierach. Zostawiam cię na dziesięć sekund, żeby zamówić
napoje, a ty już skaczesz gościom do gardeł. - Zerknął na
stolik, na którym po chwili pojawiła się taca. Lewitował ją w
górę niedbałym ruchem różdżki i zwrócił się do Hermiony
uprzejmym głosem: - Życzysz sobie Mimozę?*
-
Mimozę! - powtórzyła.
-
Mmm, szampan i sok jabłkowy...
-
Do Mimozy używa się soku z pomarańczy, Malfoy – wtrąciła
Hermiona pogardliwie.
-
Doprawdy, muszę kiedyś tego spróbować – odparł Draco, kiwając
nieznacznie głową. - Choć oczywiście sok pomarańczowy jest
bardzo mało znany wśród czarodziejów. Muszę jednak powiedzieć,
że zacząłem się do niego przyzwyczajać, od kiedy Harry ciągle
go zamawia.
Harry
miał nieodparte wrażenie, że Malfoy mógłby ciągnąć tę
konwencjonalną rozmowę ze swoimi najgorszymi wrogami nawet przez
całą noc, gdyby miał takie życzenie. Z pewnością wyćwiczył tę
umiejętność podczas obiadów w ministerstwie, na które zabierał
go ojciec. Tym razem jednak na nic mu się ona nie przydała. Ron i
Hermiona nawet na chwilę nie odwrócili uwagi od poprzedniego
tematu.
-
Nie nazywaj Hermiony wścibską – zagroził Ron, posyłając
Harry'emu mordercze spojrzenie, zanim zwrócił się do swojej
dziewczyny: - A teraz o co chodzi z tymi bzdurami, że niby Harry'ego
tu biją?
-
Bywają dni, kiedy jest cały w siniakach, od stóp do głów –
powiedziała Hermiona, co oczywiście było przesadą. - Przecież
często tu przychodzisz. Nie mów, że nie zauważyłeś.
-
Bo niektórzy – odparł głośno Harry, odpychając Draco, który
podstawiał mu szklankę z Mimozą pod nos – są na tyle mądrzy,
że zdają sobie sprawę, że mogą nie wiedzieć wszystkiego!
-
Panno Granger - odezwał się Snape – gdy rozmawialiśmy w moim
gabinecie, wyjaśniłem pani, że chcąc pomóc mojemu synowi, uczę
go walki wręcz.
-
Pamiętam, co mi pan powiedział – odrzekła Hermiona, patrząc
nauczycielowi w oczy.
-
To zrozumiałe, że była pani wzburzona, kiedy Harry nie wyjaśnił
od razu skąd się wzięły jego obrażenia, ale sądziłem, że
nasza rozmowa panią usatysfakcjonowała...
-
Proszę pana – przerwała Hermiona z zaszklonymi oczami – nie
mogę zaprzeczyć, że zaniepokoiły mnie kłamstwa Harry'ego, ale to
nie dlatego posłałam skargę do Czarodziejskiej Służby Rodzinie.
- Spojrzała na rozzłoszczoną minę Harry'ego. - Profesor Snape
powiedział, że byłbyś zażenowany, gdyby ludzie zaczęli myśleć,
że nauka mugolskich technik walki równa się utracie twojej magii
na zawsze. Powiedział, że właśnie dlatego nie prosisz pani
Pomfrey o pomoc, aby nikt, absolutnie nikt nie dowiedział się o
waszych treningach. Miało to sens, na tyle, że chciałam wrócić i
porozmawiać o tym z tobą. Naprawdę. Ale wtedy zdałam sobie
sprawę, że to się nie liczy.
-
No? - ponaglił ją Harry, zastanawiając się, o co jej chodzi.
-
Harry... Przykro mi, że mój postępek tak cię zdenerwował. Nie
miałam innego wyjścia, rozumiesz? Jeśli cała ta historia z nauką
walki wręcz byłaby oszustwem, to by znaczyło, że dzieje się coś
okropnego. A jeśli nawet była prawdziwa... - Dziewczyna urwała i
wzięła głęboki oddech. - ...to profesor Snape powinien usłyszeć
od jakiejś wyższej instancji, że posuwa się za daleko. On nie ma
prawa bić cię do nieprzytomności, nawet jeśli robił to w jak
najlepszej intencji.
Pojedyncza
łza spłynęła po policzku Hermiony. Dziewczyna otarła ją i
wpatrywała się w Harry'ego smutnym wzrokiem.
-
Do nieprzytomności? - Harry zmarszczył brwi i pokręcił głową. -
No co ty gadasz. Bolały mnie przez jakiś czas plecy, owszem, i
upadłem całym ciężarem na ramię, miałem też kilka siniaków na
szyi...
-
Harry, ktoś cię przyprawił o wstrząs mózgu! - wykrzyknęła
Hermiona, zaciskając pięści. - O poważny wstrząs, tak że Ron
musiał zostać tu na całą noc, żeby się upewnić, czy wszystko
będzie z tobą w porządku!
O
nie
– pomyślał Harry. - Przecież
ona nic nie wie o
Lumosie. Ron
miał utrzymać powrót mojej magii w tajemnicy, więc powiedział
jej... co to on napisał w liście? A, powiedział jej, że to się
stało, zanim przyszedł do lochów, i nie wiedział, jaka była
przyczyna. Hermiona wtedy się tym aż tak nie przejęła, ale w
miarę upływu czasu, kiedy widziała coraz to nowe obrażenia...
Dodała sobie dwa do dwóch i wyszło jej sześćdziesiąt cztery.
-
Snape nie pobił Harry'ego do nieprzytomności! - wtrącił Ron z
irytacją, i po chwili dodał szybko: - Znaczy, profesor Snape. On by
tego nigdy nie zrobił!
Mistrz
Eliksirów kiwnął lekko głową. Harry nie wiedział, czy ojciec
potwierdza w ten sposób ostatnie słowa Rona, czy wyraża swoją
aprobatę określenia go właściwym tytułem.
-
Ron, jeszcze dwa miesiące temu ty sam myślałeś, że on...
eee...
-
Nigdy tak nie myślałem! - krzyknął Ron, kręcąc głową. - Byłem
wtedy wściekły na Harry'ego, bo przecież nie lubiliśmy Sn... To
znaczy, bo Snape nienawidził Gryfonów... Eee, to znaczy...
-
Panie Weasley, to wystarczy – przerwał mu nauczyciel.
Hermiona
westchnęła.
-
Faktem pozostaje, że nie możesz wiedzieć, jak doszło do tego, że
Harry miał wstrząs mózgu. Nie było cię wtedy tutaj.
-
Ale ja byłem – odezwał się Draco i odstawił swój koktajl na
stół.
-
Jasne, na pewno zaufamy tobie
w tej kwestii – odpaliła Hermiona. - Z tego, co wiem, to pewnie ty
byłeś osobą, która pobiła go do nieprzytomności!
-
Racja, to byłem ja – przyznał Malfoy, wzruszając ramionami. -
Podstawiłem mu nogę i uderzył w mur. Oczywiście nie mam nic na
swoje usprawiedliwienie. Walczyłem za ostro. Trochę się
uspokoiliśmy po tym rugby, ale chyba niewystarczająco.
-
Rugby! - Potrząsnęła głową Hermiona, patrząc na Harry'ego. -
Przecież to mugolski sport! Mam niby uwierzyć, że grałeś w rugby
z Draco Malfoyem, który wolałby umrzeć, niż oddychać tym samym
powietrzem, co mugole?
Draco
zaśmiał się krótko.
-
Czy mam się napić dietetycznej coli, żebyś zrozumiała, że
trochę przesadzasz?
-
Właśnie dlatego nic ci nie mówiliśmy! - kłócił się Harry. -
Wiedzieliśmy, że nam nie uwierzysz, i mieliśmy rację. Dlatego
Draco zmyślał jakieś bajki o łóżkach, miotłach i czymś tam
jeszcze, dlatego profesor Snape wziął na siebie całą winę, a ty
nadal nam nie wierzysz! Nawet po tym, jak Czarodziejska Służba
Rodzinie zaczęła prowadzić śledztwo po twoich wymysłach! Nawet
po tym, jak oczyścili nas z zarzutów!
Chłopak
nagle zdał sobie sprawę, że gestykuluje bardzo gwałtownie, więc
opuścił ręce i złożył je na kolanach.
-
W takim razie czemu profesor Snape nie powiedział mi od razu o tym
rugby? - prychnęła Hermiona.
Harry
zamierzał jej powiedzieć, że Severus nie miał pojęcia nic o
rugby, ale to by nie podziałało. W końcu Severus wiedział o tym,
że Harry miał wstrząs mózgu. A każdy normalny rodzic w takim
wypadku zadałby aż nazbyt wiele pytań.
-
Bo wiedzieliśmy, że w to nie uwierzysz – upierał się Harry,
rozglądając się dookoła. Potrzebował pomocy, bo nie był w
stanie wymyślić nic innego. Jego umysł był jak czysta biała
kartka. Do
cholery
– pomyślał. - Przecież
bez problemu zmyśliłem historyjkę, którą łyknęła ta głupia
magourzędniczka! Czemu teraz nie przychodzi mi nic do głowy?
-
Poważnie, Hermiono, szkoda, że mi nie powiedziałaś o swoich
wymysłach – wtrącił się Ron, zerkając na Harry'ego przelotnie.
- Powiedziałbym ci, że to absolutnie niemożliwe, by profesor Snape
zrobił krzywdę Harry'emu albo pozwolił na to komuś innemu. Nie
jestem ślepy, też widziałem te siniaki, ale to nie powód, by się
tak wściekać! Pomyślałem sobie po prostu, że trochę za mocno
rozrabiali.
-
Trochę za mocno?
-
Przynajmniej są tego samego wzrostu – ciągnął Ron, wciąż
unikając spojrzenia Harry'ego, jakby bał się, że w każdej chwili
może się głupio wyszczerzyć z radości, że udało im się
przechytrzyć Hermionę. - Słuchaj, może ty nie wiesz, co
wyprawiają chłopcy mieszkający pod jednym dachem, ale ja wiem
doskonale. Nie zrozum mnie źle. Nie podoba mi się myśl, że Harry
wdaje się w małą przyjacielską rywalizację z pieprzonym
Malfoyem, ale prędzej uwierzę, że o to chodziło, niż że dzieje
się tutaj coś złego.
-
Jak sądzę, ty sam miałeś pewnie takie siniaki, kiedy rozrabiałeś
z braćmi?
-
Nie, miałem gorsze – odrzekł Ron. - O wiele gorsze. Przecież
mówiłem, że byli dużo więksi ode mnie. Ale Harry'emu nie dzieje
się krzywda. Doprawdy, Hermiono, Czarodziejska Służba Rodzinie? To
był naprawdę cios poniżej pasa. Co ty sobie u licha myślałaś?
-
Może o tym – odparowała Hermiona gniewnie – że Malfoy nigdy
nie miał nawet jednego zadrapania!
-
W końcu Harry ma swoją dumę – warknął Draco z kpiną,
podnosząc swój koktajl ze stołu. - A może raczej miał, zanim
postanowiłaś ją podeptać i wgnieść w błoto. Po prostu nie
chciał, żebym wciąż rzucał na niego zaklęcia lecznicze, i nie
chciał też biegać do Severusa z każdym małym problemem.
-
Harry, coś strasznie przycichłeś – powiedziała Hermiona,
dotykając przyjaciela w ramię.
Pewnie,
że przycichł. Jego myśli goniły jedna za drugą, kręciły się w
kółko jak pies za własnym ogonem, tak że nie mógł ich opanować.
„Pieprzony Malfoy”, powiedział przed chwilą Ron i słowa te
przypomniały Harry'emu o proroczym śnie. „Przynajmniej nie
będziemy się musieli przejmować tym, że ciągle przebywa w
towarzystwie pieprzonego Malfoya”, powiedział Ron... a raczej
powie w przyszłości. Ta część snu wciąż się jeszcze nie
ziściła.
„Przynajmniej
nie będziemy się musieli przejmować tym, że ciągle przebywa w
towarzystwie pieprzonego Malfoya”, powie Ron, i Hermiona odrzeknie
mu, że Harry będzie się winił, bo nie powstrzymał Malfoya przed
opuszczeniem lochów, nawet jeśli bez magii nie miał na to żadnej
szansy.
To
jest to!
- myślał Harry gorączkowo, czując, jak ogarnia go podniecenie. -
To
jest coś, co mogę zmienić! w moim śnie Hermiona wciąż nie
wiedziała, że odzyskam magię. Co, jeśli jej to powiem? Będę
mógł zmienić przyszłość, tak jak to mówił Draco! Sprawię, że
mój proroczy sen – o ile to w ogóle był proroczy sen – nigdy
nie stanie się rzeczywistością!
-
Nic mi nie jest – upewnił Hermionę. Oczywiście wiedział, że
Severus go za to zabije, ale nie miał innego wyjścia. Musiał to
powiedzieć, i to teraz. Gdyby zaczekał z tym do wieczora i
spróbował przekonać ojca, zostałby wymanewrowany tak samo jak
wtedy, kiedy martwił się o Draco po tym, jak wyśnił jego
śmierć.
Snape
jednak nie zawsze miał rację. Wystarczy sobie przypomnieć szlaban
Rona, i dziesięć tysięcy zdań. Nie wspominając już o tym, że
nie udało mu się przekonać Hermiony, by przestała się przejmować
obrażeniami Harry'ego.
Chopak
zaczął się martwić w dwójnasób. Jeśli mógł być czegokolwiek
pewien, to tego, że ostatnia seria proroczych snów coś w sobie
miała. Może tego do końca nie rozumiał, ale coś
musiało tam być. Przecież to nie przypadek, że śnił o
rozwiązaniu adopcji, a potem Hermiona złożyła skargę do CSR.
Może Draco miał rację i kłamstwa Harry'ego zmieniły ten fragment
przyszłości!
Co,
jeśli sen o sowiarni miałby się spełnić, i Harry byłby w stanie
to powstrzymać, ale by tego nie zrobił? To by było jak powtórka
ze śmierci Syriusza, tylko dziesięć razy gorsza, ponieważ wtedy
zdał sobie sprawę ze swojej horrendalnej głupoty już po
czasie.
To
rozwiązywało cały problem. Harry nie zamierzał pozwolić Draco
umrzeć. Po prostu nie.
-
Posłuchaj, tak naprawdę chodzi o to, że moja magia wróciła –
wypalił i z nerwów aż się zerwał na nogi. - Ale jest bardzo
niestabilna i słaba. Wręcz żałosna. Jednak za jakiś czas muszę
wrócić na zajęcia i Severus próbuje się tylko upewnić, że nie
zostanę rozdarty na strzępy przez... eee, Ślizgonów, dlatego
pojedynkujemy się, i tyle!
Boże,
wściekłość Snape'a była niemal namacalna. Dałoby się ją
pokroić.
Był
wściekły. Bardzo, bardzo wściekły.
Hermiona
posłała mu współczujące spojrzenie.
-
Harry, bardzo cię proszę. Najpierw przydarzają ci się jakieś
dziwne wypadki, w które nikt by nie uwierzył, potem uczysz się
mugolskich sztuk walki, wtedy nagle się okazuje, że to wszystko
nieprawda, bo tak naprawdę grałeś w rugby, o czym przez pięć lat
nie zdążyłeś mi wspomnieć, a teraz wydało się, że tak
naprawdę ćwiczysz zaklęcia, mimo iż nie masz magii? Obrażasz
moją inteligencję.
Harry
stwierdził, że musi poprzeć swoje słowa czynem, i wyciągnął
różdżkę. Hermiona wydawała się być zaskoczona i zaciekawiona
faktem, że miał ją przy sobie.
-
Potter – ostrzegł go Snape groźnym tonem.
-
Kazał mi nic nie mówić – oznajmił Harry. - Stąd te wszystkie
historyjki, aczkolwiek prawdą było, że uczy mnie walki wręcz. Nie
ma innego wyjścia ze względu na to, że moja magia jest wciąż
beznadziejna. Znaczy, trudno nawet powiedzieć, że jestem
czarodziejem – bełkotał. - Snape się naprawdę martwi...
-
Potter, jestem w stanie mówić sam za siebie – wtrącił Mistrz
Eliksirów tonem typu „nawet nie wiesz, w co się wpakowałeś”.
- Natychmiast odłóż tę różdżkę!
-
Przecież za parę tygodni i tak wszyscy się dowiedzą – sprzeczał
się Harry, odsuwając się od ojca. - Kiedy będę już chodził na
lekcje.
Zanim
Snape zdążyłby podbiec do niego i powstrzymać go, Harry wskazał
różdżką na pustą szklankę Rona, tak by wyglądało, że to za
jej pomocą rzuca zaklęcie.
Zerknął
na Sals, zwiniętą w swojej szklanej kryjówce, i odezwał się w
wężomowie:
-
Rozłóż ssskrzydła...
-
Accio
różdżka Harry'ego! - wykrzyknął Snape, wymachując swoją własną
różdżką.
Jednak
zanim skończył, Harry już inkantował przeciwzaklęcie. Po tych
wszystkich treningach miał doskonały refleks.
-
Zossstań tu, gdzie jesssteś! - rozkazał w wężomowie, zadowolony,
że opracował też formuły zaklęć anty-przyzywających.
Różdżka
nawet nie drgnęła w jego dłoni, jak gdyby Snape nigdy nie rzucił
Accio.
Hermiona
wstała chwiejnie, z dłonią przyciśniętą do ust.
-
Twoje... twoje zaklęcie...
-
Och, na Merlina! - zdenerwował się Draco. - Tak, jest wężomówcą.
Przecież wiesz o tym już od dawna!
Wybuch
wyrwał Hermionę ze stanu osłupienia.
-
Harry... twoje zaklęcie było silniejsze niż jego – wykrztusiła,
udowadniając tym samym, że to nie syczące dźwięki wężomowy
wprawiły ją w zdumienie. Zerknęła na Snape'a po czym szybko
odwróciła wzrok, jakby bała się, że jej komentarz go zirytuje.
-
Eee, to wcale nie było zaklęcie – łgał Harry, zorientowawszy
się ze zgrozą, że właśnie otworzył puszkę Pandory. Gorączkowo
próbował coś wymyślić, cokolwiek, żeby wytłumaczyć fakt, że
Accio
Snape'a przegrało w starciu z jego własnym zaklęciem. Nic jednak
nie przychodziło mu do głowy, więc wyjąkał tylko: - Wiesz,
chodzi o to, że... yyy... Snape też ma, tak jakby, kłopoty ze
swoją magią, rozumiesz? To przeze mnie, bo okazuje się, że to
zaraźliwe...
-
Harry, czy ja naprawdę wyglądam na idiotkę? Bo zachowujesz się
tak, jakbym wyglądała, i niedobrze mi się już robi od tego!
-
O Boże – jęknął Gryfon. Wszystko było nie tak. Hermiona miała
się tylko dowiedzieć, że jego magia powróciła. Nie planował
demonstrować, jaka była silna!
-
Chcę wreszcie usłyszeć prawdę – powiedziała Hermiona z
naciskiem. Kiedy Harry się nie odezwał, dodała: - Zresztą
nieważne, sama mogę zgadnąć. Twoje zaklęcie było silniejsze niż
jego... - powtórzyła powoli. - Zatem twoja magia powróciła, ale
wcale nie jest słaba tak?
-
Yyy...
Hermiona
tymczasem dopiero nabierała rozpędu.
-
No pewnie, że nie! - wykrzyknęła. - Twoja moc jest potężna,
przypuszczam że niesamowicie potężna! Wydaje się to logiczne,
biorąc pod uwagę, że musisz rzucać zaklęcia w wężomowie, która
tak rzadko występuje wśród czarodziejów, bo trudno uzyskać do
niej dostęp. Harry, najwyraźniej jesteś w stanie kontrolować
swoją dziką magię! Czemu więc profesor próbował przyzwać twoją
różdżkę? Zdajesz sobie sprawę, że pewnie wcale jej nie
potrzebujesz? Jednak kiedy jej używasz, twoje zaklęcia są pewnie
tak silne, że wręcz nieprawdopodobne...
-
Panno Granger, dość tego! - ryknął Snape.
-
Mogę się założyć, że sam wywołałeś u siebie ten wstrząs
mózgu, co? - trajkotała Hermiona, nie zwracając żadnej uwagi na
nauczyciela. - Pewnie nie kontrolowałeś wystarczająco jakiegoś
zaklęcia? A profesor pomagał ci nauczyć się panować nad tą
magią, nic więc dziwnego, że byłeś taki poobijany... Och, Harry!
Tak bardzo cię przepraszam, że napisałam do Czarodziejskiej Służby
Rodzinie! Nigdy bym tego nie zrobiła, gdybyś mi powiedział... -
Urwała i odsunęła się o krok od Snape'a. - Ojej. To miała być
tajemnica. I teraz jesteś w tarapatach...
-
W tarapatach, ale nie w niebezpieczeństwie – warknął Mistrz
Eliksirów. - Chyba że postanowisz wysłać kolejną skargę
traktującą o tym, jak ogromnie się martwisz faktem, że ojciec
Harry'ego nie jest w stanie zażegnać niewinnej rodzinnej sprzeczki
bez uciekania się do pomocy różdżki, a może i pięści?
-
Nie, proszę pana – odetchnęła Hermiona, wzdrygając się z
lękiem. - Nigdy tak o panu nie myślałam! Uważałam, że... prawdę
mówiąc, uważałam, że to Malfoy bije Harry'ego. Właśnie tego
można by się po nim spodziewać. Nigdy wcześniej nie widziałam,
żeby Harry był tak zastraszony. Malfoy kazał mu się zamknąć i
Harry posłuchał go bez słowa! To było alarmujące!
Harry
westchnął i zerknął na ojca, który wciąż miał tak posępną
minę, że chłopak zadrżał.
-
Draco wiedział po prostu, że lepiej dla mnie, bym był posłuszny
ojcu. Za każdym razem, kiedy kazał mi się zamknąć, chciał mi
tylko pomóc.
Ron
tego nie skomentował, choć po jego minie był widać, że ciężko
było mu przełknąć myśl o Malfoyu, który próbował być
pomocny.
Harry
zmarszczył brwi. Wciąż pamiętał o uwagach przyjaciela na temat
„pieprzonego Malfoya”, a teraz jeszcze doszło wyznanie Hermiony
o tym, jak szybko posądziła Ślizgona o stosowanie przemocy,
dlatego musiał coś wyjaśnić.
-
Słuchajcie, kiedy mówiłem, że niebawem wracam na zajęcia, to
była prawda. Będziemy więc widywać się częściej, dlatego
musimy coś ustalić. Nie możecie wciąż obgadywać Draco, jasne?
Wiem, że go nie znosicie, ale czy wam się to podoba czy nie, on też
jest moim przyjacielem.
Ron
prychnął z odrazą, ale nie kontynuował tematu.
-
Hermiono - odezwał się zamiast tego – Harry sam spowodował ten
wstrząs mózgu. Wiem o tym, bo byłem tu wtedy i widziałem, jak to
się stało. Miałem nie zdradzać, że jego magia wróciła, dlatego
powiedziałem ci, że nie wiem, jak do tego doszło.
Hermiona
odwróciła się do Snape'a, marszcząc w zamyśleniu brwi. Harry
widział, że poważnie się zastanawia nad zadaniem nauczycielowi
jakiegoś pytania, lecz w końcu jej ciekawość zwyciężyła.
-
Panie profesorze, ja nie bardzo rozumiem. Czemu żądał pan, by
trzymać informację o stanie Harry'ego w tajemnicy? Jeśli niedługo
wraca na lekcje, to i tak się dowiemy, że odzyskał moc.
Snape
wyprostował się i zadrwił:
-
Nie przejmowałem się tak bardzo tym, iż moglibyście się
dowiedzieć o fakcie, że jego magia powróciła. Co natomiast
zamierzałem utrzymać w jak najgłębszym sekrecie to to, jak bardzo
jest potężna.
-
Aha... - Dziewczyna kiwnęła głową. - No tak, strategia. Nie
chcemy, by śmierciożercy dowiedzieli się zawczasu, jakimi
zaklęciami Harry dysponuje. Dlatego planował pan, żeby Harry
ukrywał to w możliwie najwyższym stopniu. Wężomowy raczej nie
ukryje, ale prawdziwa siła jego zaklęć... no, i bezróżdżkowa
magia. Lepiej tego wszystkim nie demonstrować...
-
Jeśli skończyła już pani popisywać się swoją inteligencją –
warknął Snape ostro – to proponuję wrócić do zasadniczego
problemu, jaki Harry stworzył przez wyjawienie wam tajemnicy!
-
Jakbyśmy mieli komukolwiek to wygadać! - wykrzyknęła Hermiona, a
Ron dorzucił szybko:
-
No właśnie! Nie powiedziałem nawet jej!
To chyba wyjaśnia, że jestem godzien zaufania!
-
Kiedy będą was torturować, możecie nie okazać się już tacy
pewni siebie – wypluł Snape. – Chyba że zastosujemy
Obliviate...
-
O Boże! Błagam cię, nie znowu – stęknął Harry. - Po prostu
nie będziesz usatysfakcjonowany, dopóki nie zobliviatujesz
przynajmniej jednego ucznia, co?
-
Nigdy tego nie sugerowałem! - zbeształ go Snape. - A ty masz
szczęście, że nie chciałem rzucić Obliviate
na ciebie! Sądziłem, że ze wszystkich ludzi właśnie ty
powinieneś wiedzieć najlepiej, jak bardzo Voldemort i jego służalcy
rozkoszują się zadawaniem... jak to nazwałeś? Tortur z piekła
rodem? Nie wspominając o tym, że dysponują tuzinem innych środków
zdobywania informacji!
Ron
zerknął na Snape'a, potem na Harry'ego i znowu na Snape'a.
-
Eee, panie profesorze... Co pan zrobi Harry'emu po tym, jak wygadał
się Hermionie?
-
To moja sprawa, jak mniemam – warknął Mistrz Eliksirów
groźnie.
-
Tak tylko pytałem – pisnął Ron.
Draco
odchrząknął ostentacyjnie, a kiedy Snape spojrzał na niego,
chłopak oświadczył cicho:
-
Nie jestem pewien, czy to dobry moment, ale pomyślałem sobie, że
tylko was poinformuję... Podano obiad. - Chłopak wskazał ręką w
kierunku stołu, na którym czekały na nich serowe suflety.
Harry
kiwnął głową, rozpaczliwie próbując rozluźnić atmosferę.
-
Pewnie, zjedzmy coś – zgodził się, starając się wyglądać na
rozentuzjazmowanego, choć tak naprawdę wiedział doskonale, że
dręczące ssanie, jakie czuł w żołądku, nie jest spowodowane
głodem. Właściwie to czuł, jakby najadł się pyłu – gardło
miał wysuszone na wiór. Snape tymczasem nie ruszył się z miejsca.
Nie zerknął nawet na stół, wciąż sztyletując syna wzrokiem.
-
To może najpierw napijemy się wina – zaproponował Draco
aksamitnym tonem. Nalał alkohol do kieliszka i wręczył go
Snape'owi. Ten zignorował chłopaka, więc Malfoy zapytał tylko: -
Galliano?
-
Nie bądź idiotą – wycedził nauczyciel. - Sądzisz, że jestem
jakimś mugolem, którego możesz otumanić alkoholem, żeby się
zrelaksował?
Draco
wzruszył ramionami i nalał wina Hermionie, potem Ronowi i
Harry'emu, a na końcu sobie.
-
Usiądziemy do stołu?
Harry
niepewnie postąpił w tamtym kierunku, z trudem powstrzymując się,
by nie wybuchnąć histerycznym śmiechem, gdy Draco postanowił
zademonstrować swoje nieskazitelne maniery, odsuwając dla Hermiony
krzesło. Ron rzucił mu mordercze spojrzenie, lecz dziewczyna
zdawała się być zbyt zaszokowana niedawnymi rewelacjami, żeby
zwrócić na to uwagę.
Snape
wciąż piorunował ich wzrokiem, więc nikt nie odważył się
dotknąć obiadu, dopóki gospodarz do nich nie dołączy. Ten jednak
nie miał takiego zamiaru. Z pogardliwym prychnięciem obrócił się
na pięcie i ruszył do swojego gabinetu.
Harry
przełknął ślinę.
-
Chyba powinienem pójść go przeprosić.
-
Pozwól że zacytuję pewnego mądrego człowieka – powiedział
Draco, podnosząc kieliszek do góry, jakby wznosił toast. – Nie
bądź idiotą.
Daj mu przynajmniej trochę czasu, żeby się uspokoił. A tak w
ogóle to jest ci naprawdę przykro?
-
No... nie – przyznał Harry.
-
Tym bardziej nie wywołuj wilka z lasu – doradził Ślizgon i
powiódł spojrzeniem po gościach. - Cóż tam? Nie róbcie z tego
ceremonii. Jedzcie. Dostaniemy jeszcze o wiele więcej. Krewetki w
sosie winegret, odświeżające mango, kurczak w maśle z
kumkwatów...
-
Nie mogę jeść – przerwał Harry żałosnym tonem, odkładając
widelec i opierając zwieszoną głowę na rękach.
-
Harry, już to ustaliliśmy – zganił go Malfoy niecierpliwie. -
Nie będziesz się głodził za karę. Severus się na ciebie
wściekł, ale bywał wściekły już dawniej i załatwiliście to
między sobą. Spróbuj się rozluźnić i zjedz coś.
Hermiona
spróbowała sufletu.
-
To naprawdę bardzo dobre – oznajmiła, jakby próbując go
zachęcić.
-
No – przytaknął Ron. - Dalej, Harry, jedz.
Chłopak
przełknął odrobinę dania.
-
Napij się też wina – naciskał Draco.
-
Malfoy, nie jesteś jego piastunką – burknął Ron.
Hermiona
przekrzywiła lekko głowę.
-
Ron, on chyba znów próbuje pomagać.
-
Dokładnie – odrzekł Draco.
-
Ja też próbowałam pomóc – rzekła Hermiona cicho. - Harry, co
ja mam zrobić? Naprawdę myślałam, że robią ci krzywdę i
potrzeba tu czyjejś interwencji.
Harry
tylko westchnął.
-
Nie sądzisz, że mógłbym samemu wysłać sowę do CSR, gdyby było
mi tu źle?
Hermiona
zagryzła wargę.
-
No, wiem, że mógłbyś, ale nie uważałam, byś to zrobił.
Myślałam, że skoro tak bardzo chciałeś mieć rodzinę, że
zgodziłeś się, by profesor Snape cię adoptował... no to zrobisz
wszystko, żeby mieć go przy sobie. Wydaje mi się, że jesteś
trochę... hm... zdesperowany.
-
A ty jesteś trochę natrętna, trochę wścibska, trochę... - Harry
urwał i potrząsnął głową. - Nie chcę się kłócić.
Ron
zgarnął do ust ostatni kawałek sufletu, zanim się odezwał.
-
Hermiono, Harry nie pozwolił na adopcję, bo był zdesperowany. Nie
widziałaś ich w takiej sytuacji, jak ja. Kiedy Harry zranił się
podczas wybuchu magii, Snape był... no, zachowywał się jak każdy
tata. Martwił się. I opiekował Harrym.
-
Snape – powtórzyła Hermiona tonem pełnym zwątpienia. -
Opiekował się Harrym. Harrym
Potterem.
Draco
posłał Ronowi surowe spojrzenie, jakby przestrzegając go, by nie
ważył się wspomnieć o śpiewaniu.
-
Dokładnie tak – odparł rudzielec. - Jak myślisz, czemu zmieniłem
zdanie na ten temat? Harry ma się tutaj bardzo dobrze, naprawdę, i
nie potrzeba sprowadzać tu Czarodziejskiej Służby Rodzinie, aby
się o tym przekonać! On dostaje to, czego mu potrzeba, i nie możemy
mówić mu, że to źle, tylko dlatego, że jest w to wmieszany
Snape.
Malfoy
był zbyt dumny, by skomentować wypowiedź Rona na głos, ale
stuknął swoim kieliszkiem o jego, jakby wznosił toast.
-
Dlaczego akurat Snape? - drążyła Hermiona. - Każdy by cię
adoptował, Harry, kogokolwiek byś zechciał!
Harry
spojrzał przyjaciółce w oczy.
-
Hermiono, ja kocham Severusa. Bardzo go kocham. On mnie rozumie,
dobrze mnie traktuje i nie chcę żadnego innego ojca.
-
Ty go nie kochasz! Jesteś tylko chorobliwie przywiązany, bo
zajmował się tobą po Samhain, kiedy byłeś w tak okropnym
stanie!
-
A ty czemu kochasz swoich rodziców? - odezwał się Ron, gestem
nakazując Harry'emu, by ten nie przerywał. - Bo zajmowali się
tobą, kiedy byłaś mała! Bo zawsze mogłaś na nich liczyć! Z
Harrym jest tak samo, tylko że on zaczął później. A poza tym
czemu Harry ma się przed tobą usprawiedliwiać? Powinnaś się
cieszyć, że na szczęście wreszcie dostał to, co my mieliśmy od
początku! Ale ty chcesz zamiast tego zmienić jego uczucia i
przekonać go, że są złe. Moim zdaniem masz niezły tupet!
-
Ronaldzie Weasley, jak śmiesz...
-
To tak, jak ze skrzatami! - przerwał Ron. - One są szczęśliwe!
Kochają swoje życie! Nie mogłyby być szczęśliwsze, a ty
próbujesz zmusić je do wolnego życia, którego nie chcą i nie
będą potrafiły się w nim odnaleźć! A teraz starasz się, żeby
Harry znów został sierotą! Na jaja Merlina, Czarodziejska Służba
Rodzinie? Ja przynajmniej, nawet kiedy byłem tak samo nieprzejednany
jak ty, nie próbowałem spieprzyć życia Harry'ego aż do tego
stopnia!
Hermiona
siedziała w milczeniu, zamyślona.
-
No dobrze – oznajmiła lekko niezadowolonym tonem. - Rozumiem.
Harry jest szczęśliwy.
-
Byłem – zaznaczył Harry – dopóki nie zaczęłaś wtykać nosa
w nasze sprawy, co się skończyło moim nieposłuszeństwem. A teraz
tkwię w niezłym szambie. Cóż, Hermiono, wielkie
dzięki.
Dziewczyna
wyglądała na bardzo przybitą, i Harry orzekł, że dobrze jej tak,
choć wiedział, że to co powiedział nie było całkiem
sprawiedliwe. W końcu miał przecież swoje powody, dla których
zdradził jej prawdę o swojej magii.
-
Powiedziałam, że cię przepraszam...
-
No tak, ale przepraszasz za to, że napisałaś do CSR, czy za to, że
traktowałaś mnie jak przygłupa, który sam nie wie, co
robi?
Hermiona
przełknęła z wysiłkiem.
-
Chyba za to i za to – odparła ledwo słyszalnym szeptem.
-
To dobrze – rzekł Harry. - Chcę, żeby tak zostało. Ma ci być
przykro, bo kiedy wrócę do wieży, nie chcę słyszeć, jak źle
mówisz o moim ojcu. Znaczy, możesz narzekać na punkty, które
zabiera Gryffindorowi albo poziom trudności sprawdzianów z
eliksirów. Wiem, że nie jest doskonały, ale to wciąż mój
ojciec.
Dokładnie
w tym momencie resztki sufletów zniknęły ze stołu, a w zamian
pojawiły się małe naczynia w kształcie muszli, wypełnione
zapowiedzianymi wcześniej krewetkami w sosie winegret. Harry jęknął
pod nosem.
-
Proponuję, żebyśmy skrócili obiad – powiedział Malfoy.
-
Zgadzam się – potaknęła Hermiona i odsunęła krzesło od stołu.
Ron też wstał, ale wciąż zerkał na swoją porcję z
utęsknieniem.
-
To kiedy wracasz na lekcje? - zapytał Ron.
-
Jak tylko będę w stanie lepiej kontrolować zaklęcia.
-
Dobry pomysł po tym Lumosie.
-
Więc to Lumos
wywołał u ciebie wstrząs mózgu? - Hermiona pokiwała głową. -
Czyli to on zniszczył książki profesora, racja?
Draco
podszedł do drzwi i otworzył je przed gośćmi. Kiedy Hermiona
zbliżyła się do niego, wyciągnął ramię, jakby chciał ją
zatrzymać, choć jej nie dotknął.
-
Jesteś doprawdy inteligentna. Harry mówił, że nazwano cię
najmądrzejszą czarownicą w twoim wieku. Posłuchaj, uważam że
nie miałaś prawa się wtrącać i nienawidzę sposobu, w jaki
wciągnęłaś w to wszystko Czarodziejską Służbę Rodzinie, ale
mimo to... przepraszam, że nazwałem cię beczącą krową.
Hermiona
cofnęła się odruchowo z wyrazem szoku na twarzy. Po dłuższej
chwili doszła do siebie na tyle, że odrzekła:
-
Malfoy, to owce beczą. Ale... przyjmuję twoje przeprosiny.
-
Przykro ci też, że nazwałeś ją szlamą? - wtrącił Ron
gniewnie, niezbyt uszczęśliwiony tą wymianą zdań.
-
Przykro mi, że nią jest – odparł Draco spokojnie, a Ron
rozsierdził się jeszcze bardziej.
-
Draco – fuknął Harry, wstając od stołu. - Znowu to samo.
Mówiłeś, że nie skupiasz się już tak bardzo na...
-
Miałem na myśli jedynie to, że wiele drzwi pozostaje przed nią
zamkniętych, czy się to komuś podoba, czy nie – wycedził
Ślizgon wyniośle.
-
Jasne – warknął Ron, zaciskając pięści, i szybko zagarnął
Hermionę ramieniem, wypychając ją na korytarz.
Gdy
tylko zamknęły się za nimi drzwi, Ślizgon chwycił Harry'ego za
łokieć i poprowadził go z powrotem do stołu.
-
Wiem, że chcesz iść do Severusa, ale najpierw powinieneś coś
zjeść. Nie będzie zadowolony jak mu powiem, że znowu się
głodzisz.
No
– pomyślał Harry – lepiej
go więcej nie wkurzać.
Chłopak wsunął do ust kawałek krewetki i próbował się nią
delektować. Czuł się, jakby gardło miał wypełnione trocinami,
ale po chwili kwaskowy smak dotarł do jego kubków smakowych.
-
Czemu przeprosiłeś Hermionę? - zapytał.
Draco
uniósł brew.
-
Czyżbyś zapomniał o naszej umowie? Powiedziałem, że ją
przeproszę, kiedy tylko przyzna, że myliła się co do ciebie i
Severusa.
Harry
nabrał na widelec kolejny kawałek.
-
Nie powiedziała wprost, że się myliła.
-
Wprost może nie – wzruszył ramionami Draco. - Nie chciała znów
wywoływać wilka z lasu. A ja nie chciałem, byś myślał, że nie
dotrzymuję danego słowa.
-
Jesteś Ślizgonem. Dotrzymujesz słowa tylko wtedy, gdy leży to w
twoim interesie.
-
Cóż, rozumiesz chyba, że doskonale zdaję sobie sprawę, co
ostatnio leży w moim interesie. Ale wiesz, nawet gdybyś nie był
zapowiedzianym zbawcą świata, i tak bym stanął za tobą. Bo
wiesz... A, niech to szlag. To takie puchońskie, ale i tak to
powiem. Teraz, jak już cię poznałem, okazało się, że jesteś
całkiem fajny. No, przeważnie. Z pewnością nie pragnąłbym
twojej śmierci.
-
O jak wspaniale – wycedził Harry, w zdecydowanie lepszym nastroju.
- Przeważnie
mnie lubisz i nie pragniesz mojej śmierci. Doceniam twoje
zaangażowanie. Rozważałeś może, żeby zarabiać na życie
wypisując teksty na kartkach okolicznościowych?
-
Chciałem, żebyś wiedział, że nie jestem po twojej stronie tylko
dlatego, że jesteś tak szkaradnie oszpecony – zażartował Draco,
wpatrując się w bliznę Harry'ego widoczną spod grzywki.
-
Wiem o tym – przyznał Gryfon. - Jesteśmy braćmi.
Odłożył
widelec i zdał sobie sprawę, że zjadł ponad połowę swojej
porcji. Czuł się po tym zdecydowanie lepiej, choć wiedział też,
że niebawem uczucie to szybko przeminie.
Nadszedł
czas, by zmierzyć się z ojcem.
***
-
Wejść – polecił Snape krótko na dźwięk nieśmiałego pukania
do drzwi gabinetu. Już to jedno słowo brzmiało odstraszająco, a
zrobiło się jeszcze gorzej, gdy Harry wszedł do pomieszczenia,
zamknął za sobą drzwi i przycupnął na skraju krzesła. Mistrza
Eliksirów siedział za biurkiem, nachmurzony i najwyraźniej
wściekły, i Gryfon miał nieprzyjemne uczucie, że przeniósł się
w czasie kilka miesięcy wstecz. Zapowiadało się, jakby zaraz miał
dostać burę, a potem szlaban.
Oczywiście
było to głupie. Nauczyciel nigdy by go nie sprowadził do swojego
prywatnego mieszkania, żeby dać mu szlaban.
-
Pomyślałem sobie, że przyjdę i pana przeproszę - odezwał się
Harry.
-
Nie, jeśli nie jest ci naprawdę przykro – warknął Snape i,
widząc spojrzenie syna, dodał jadowicie: - Co ci po całej tej
mocy, skoro nie starcza ci umiejętności logicznego myślenia na
tyle, by zorientować się, że zaklęcia wyciszające na drzwiach
mojego gabinetu działają tylko w jedną stronę? Tak, słyszałem
was!
Harry
poczuł się zażenowany tym, co nagadał Hermionie o tym, jak bardzo
kocha ojca. Snape nie sprawiał wrażenia, jakby to usłyszał, ale
jednak...
-
Naprawdę jest mi przykro, że nie jestem lepszym synem – wypalił
Gryfon. - Nie chciałem być nieposłuszny. Nawet nie próbowałem.
Trzymałem się tej wersji z rugby...
-
Dopóki nie postanowiłeś, że masz już dość okłamywania swoich
najdroższych przyjaciół – wypluł Mistrz Eliksirów wściekle. -
Nic dziwnego, że nalegałeś, by Weasley też przyszedł!
Wiedziałem, że coś knujesz! Na Merlina, powinienem był posłuchać
mojego instynktu!
-
Nic nie knułem, kiedy zaproponowałem, by zaprosić też Rona! -
bronił się Harry. - Naprawdę sądziłem, że on mi pomoże...
-
Powiedziałbym, że okazał się bardziej pomocny niż się
spodziewałeś, popierając historię z rugby. - Ależ zimny był ten
głos. Mroził do szpiku kości. - Czyżbyś miał nadzieję, że
wspomni o Lumosie,
gdy dojdziemy do tematu twoich obrażeń? Jednak tego nie zrobił,
pozostało ci więc tylko wyznać prawdę wprost, wbrew moim
rozkazom!
-
Musiałem jej powie...
-
Czyżbyś sobie nie przypominał, jak mówiłem, iż nie zamierzam
godzić się na kłamliwe traktowanie za strony mojego syna?
-
No to mnie ukarz! - krzyknął Harry.
-
Z pewnością to zrobię – obiecał Snape z ponurą miną.
-
Ale cię nie okłamałem – upierał się Gryfon. - Nie posłuchałem
cię, ale nie kłamałem! I muszę ci powiedzieć, czemu cię nie
posłuchałem. Boże, te drzwi są na pewno chronione?
-
Oczywiście, że tak, ty głuptasie. Przecież są zamknięte!
Jeszcze tego nie pojąłeś? Mogłem was słyszeć, ale wy nie
usłyszelibyście ani jednego dźwięku.
-
Rozumiem, ale możesz sprawdzić?
Nauczyciel
posłał mu gniewne spojrzenie, ale wziął różdżkę i machnął
nią w powietrzu, po czym skinął głową.
-
Dobrze. - Chłopak wziął głęboki oddech. - Chciałem uratować
Draco przed upadkiem z sowiarni.
-
Ty naprawdę odczuwasz przymus ratowania ludzi – zaszydził Snape.
Jego głos przybierał na sile z każdą chwilą, podczas gdy Mistrz
Eliksirów pochylał się w stronę chłopaka, jak smok mogący w
każdej chwili zionąć ogniem. - Co do cholery mają wspólnego
twoje słowa z zamkową sowiarnią?
Chłopak
nie mógł nic poradzić na to, że odchylił się gwałtownie do
tyłu, uciekając przed atakiem tej przerażającej furii. Jego plecy
zabolały, protestując przeciw nadmiernemu wychyleniu. Nawet przez
gruby sweter czuł ozdobne guziki na tapicerce krzesła, wpijające
mu się w ciało.
Ten
odruch wywołał coś w jego ojcu.
-
Och, na Merlina! Skoro nigdy cię nie uderzyłem, nawet gdy jeszcze
nie byłeś moim synem i panna Granger nas nie szpiegowała, to z
pewnością nie zrobię tego teraz!
-
Nie myślałem, że to zrobisz – odparł Gryfon, czując, że robi
mu się niedobrze. - Po prostu przestań krzyczeć, dobra? Chociaż
na pięć sekund. Naprawdę zamierzałem cię posłuchać i uważałem,
że Ron pomoże mi wykiwać Hermionę. No i to właśnie zrobił.
Dlatego chciałem, żeby tu przyszedł. Ale kiedy powiedział to o
„pieprzonym Malfoyu”, zdałem sobie sprawę, że w moim ostatnim
proroczym śnie...
-
Ten sen nie był proroczy!
-
Posłuchaj – powiedział chłopak z naciskiem i przysunął krzesło
do biurka, zdeterminowany by się więcej nie cofać, nawet jak Snape
znowu wrzaśnie. - Już od dawna chciałem móc coś zrobić, żeby
zmienić to, co widziałem w moich snach. Tak, żeby się nigdy nie
spełniły. Dumbledore mówi, że to niemożliwe, a w każdym bądź
razie to zasugerował...
-
Twoje pięć sekund już dawno minęło.
Słowa
były dość spokojne, choć głos Snape'a nadal był zirytowany.
-
Będziesz mnie słuchał czy nie? - zapytał Harry, przyglądając
się ojcu. - Bo jak nie, to po prostu wyznacz mi karę i miejmy to
już za sobą.
-
Chciałeś zmienić przyszłość – westchnął Snape, odchylając
się do tyłu i stukając palcami w blat. - Cóż dalej?
Harry
odetchnął z ulgą.
-
Po prostu nagle w środku rozmowy przypomniałem sobie, jak w moim
śnie, proroczym czy nie, Hermiona powiedziała, że nie mam magii! I
wtedy sobie pomyślałem, że jak jej powiem prawdę, to Draco nigdy
do tej sowiarni nie pójdzie. Skoro będzie wiedziała o mojej magii,
nie będzie mogła powiedzieć, że jej nie mam. Sen się nie spełni,
i Draco nigdy nie umrze! - Harry umilkł i zarumienił się. - No,
kiedyś tak. Ale jeszcze nie teraz.
-
A zatem życia Draco ma dla ciebie większą wartość niż życie
panny Granger? - zakpił Snape. - Wielce interesujące. Rzecz jasna
widziałem obu moich synów przysięgających sobie braterską
lojalność, ale nigdy bym nie podejrzewał, że wziąłeś to sobie
tak bardzo do serca. I dlatego, jedynie z powodu tej teorii,
postanowiłeś zdać pannę Granger na łaskę oprawców Voldemorta,
jednym z których jest nie kto inny, jak Lucjusz
Malfoy!
Czy wspominałem już, że jej mugolskie pochodzenie nie będzie
działało na jej korzyść?
Harry
zdenerwował się, że ojciec ma czelność wytoczyć ów argument
przeciw niemu.
-
To nie moja
wina, że Hermiona dowiedziała się wystarczająco dużo, by zaczęli
ją przesłuchiwać po tym, co legilimenci wyczytają z jej umysłu!
- odpalił. - Może nie zauważyłeś, ale próbowałem jej tylko
powiedzieć, że moja magia, choć powróciła, to jest wciąż
ekstremalnie słaba! Dokładnie to samo miałem mówić innym uczniom
po powrocie na zajęcia, tak? Kazałeś, żebym wyglądał na
słabeusza, żebym rozsiewał plotki, że ledwo jestem w stanie się
obronić! Co to by była za różnica, gdyby Hermiona usłyszała to
odrobinę wcześniej, co? Ale ty postanowiłeś przyzwać moją
różdżkę i cały plan spalił na panewce! Niby co to miało
znaczyć? Chyba nie chciałeś, żeby się dowiedziała, że rzucam
zaklęcia bez różdżki!
-
Moje Accio
miało na celu zaradzić twojej głupocie! Harry, nie zamierzam się
godzić na łamanie moich rozkazów!
-
Ale to by niczemu nie zaszkodziło, gdybym pokazał jej jakieś
beznadziejne zaklęcie lewitujące! Wszystko by było w porządku!
-
Harry – odezwał się Snape grobowym głosem. - Masz silną
tendencję, by wierzyć, iż jesteś niepokonany. Ogółem nie jest
to zła cecha. Pewność siebie podczas walki jest często kluczem do
zwycięstwa. Jednak masz tylko szesnaście lat i twój osąd często
bywa mylny. Tak też jest w tym wypadku. Błędnie zinterpretowałeś
swój sen. Pamiętaj, że ja go również widziałem.
Coś
w przyciszonym tonie głosu Snape'a sprawiło, że Harry wstrzymał
oddech.
-
Błędnie zinterpretowałem?
Snape
skinął głową.
-
Kiedy panna Granger powiedziała: „Będzie sobie wmawiał, że
powinien powstrzymać Malfoya przed opuszczeniem mieszkania Snape'a!
Co z tego, że bez magii i tak nie byłby w stanie tego zrobić”,
minęła się z prawdą.
-
Co takiego?
-
Skłamała, ty głupi dzieciaku. Naprawdę powinieneś zwracać
większą uwagę na subtelności w mowie i wyrazie twarzy. Kłamała,
by inni Gryfoni wciąż sądzili, że twoja magia nie wróciła, choć
wiedziała doskonale, że tak nie jest!
-
Nie, to przecież śmieszne. To jest...
-
Doprawdy? Uważasz, że nie jestem w stanie rozpoznać kłamstwa?
Większość mojego życia spędziłem w towarzystwie ludzi, którzy
mówią jedno, mając na myśli drugie. Każdy Ślizgon ma to we
krwi, podobnie jak Draco potrafił od razu wyczytać prawdę z
kwiecistych słów Steyne'a. Harry, przypomnij sobie, ile lat grałem
przed Voldemortem zaangażowanego zwolennika, choć w rzeczywistości
byłem szpiegiem. Żyję do dzisiaj, bo potrafię przejrzeć każdą
manipulację!
Gryfon
przygryzł wargę.
-
Wiedziałeś, że Ron nie myślał tak naprawdę że... coś mi
robisz, zanim on sam zdał sobie sprawę, że to złość podsunęła
mu te słowa... - Podpierając się na łokciu, Harry zapytał: -
Czyli odgadujesz, że Hermiona we śnie kłamała mówiąc, że nie
mam magii? Tylko na podstawie tonu jej głosu?
-
Tonu, gestów, mimiki, spojrzenia – wyjaśnił Snape. - Nie
wspominając o wiele mówiącej reakcji pana Weasleya. Od razu zaczął
cię bronić mówiąc, że to nie była twoja wina, iż Draco poszedł
do sowiarni. Zupełnie jakby wiedział, co panna Granger musiała
sobie myśleć – że to mogła
być twoja wina. Że powinieneś móc go powstrzymać, mając do
dyspozycji twoją potężną magię, której istnienia oboje byli
doskonale świadomi!
Harry
poczuł, że wnętrzności podchodzą mu do gardła. W jednej chwili
zdał sobie sprawę z tego, co zrobił. Gwałtownie wciągnął
powietrze i przycisnął dłonie do brzucha.
-
O Boże – jęknął. - To nieprawda, chyba nie masz na myśli,
że... Nie, to niemożliwe.
-
Wręcz przeciwnie – oznajmił Mistrz Eliksirów bezlitosnym tonem.
- Próbując powstrzymać twój sen przed spełnieniem się,
dokonałeś czegoś odwrotnego! Sprawiłeś, że twój sen może się
bez przeszkód ziścić! I być może nawet tak się stanie!
-
Ja... przepraszam! - wykrzyknął Harry, i tym razem naprawdę
odczuwał skruchę.
-
Co twojemu bratu po przeprosinach, kiedy zostanie z niego mokra plama
po upadku z wysokości trzystu stóp!
Chłopak
poczuł coś kwaśnego w gardle. Niemal zwymiotował, zanim udało mu
się przełknąć to z powrotem. Bleee. Przyrzekł sobie, że już
nigdy więcej nie weźmie krewetek do ust.
-
Porozmawiajmy zatem o tym, czemuż to postanowiłeś skazać Draco na
okropną śmierć – zagaił Snape konwersacyjnym tonem, choć
spojrzenie jego czarnych oczu było lodowate. - Dlatego, iż
zdecydowałeś o wyższości twojego olśniewającego pomysłu,
który, muszę dodać, był w mojej ocenie mniej niż mądry? Czyż
dyrektor z tobą o tym nie dyskutował? Czyż nie powiedział ci, że
prorocze sny zawsze się sprawdzają i nie można temu zapobiec? Ale
on ma przecież sto czterdzieści lat więcej doświadczenia niż ty.
Co on może wiedzieć?
-
On nie wyjaśnił tego zbyt dokładnie... - bronił się Harry, choć
powinien wiedzieć lepiej i wcale się nie odzywać.
-
Nie wyjaśnił, czyż tak? Czy to twoja dyżurna wymówka, którą
podajesz za każdym razem, gdy nie zamierzasz słuchać starszych? Z
tego co pamiętam, użyłeś podobnych słów na usprawiedliwienie
swojej żałosnej porażki w opanowaniu oklumencji, gdy po raz
pierwszy zacząłem cię jej uczyć! Ty jednak wtedy również
wiedziałeś lepiej niż dorośli, zgadza się?
-
Ale on nie wyjaśnił – upierał się Harry, zdeterminowany nie dać
się wciągnąć w dywagacje na temat błędnych metod nauczania
Snape'a podczas pierwszych lekcji oklumencji i tego, do czego jego
porażka doprowadziła w przypadku Syriusza. - Panie profesorze, ja
go zapytałem wprost, co się stanie, jeśli zrobię coś, wskutek
czego sen się nie spełni, i nie odpowiedział mi na to
pytanie!
Snape
patrzył na niego dłuższą chwilę i wreszcie poprawił:
-
Severusie. Albo ojcze. Albo tato.
Nawet jeśli jestem rozgniewany, nadal jestem twoim ojcem.
Harry
wiedział o tym, ale doceniał, że Snape powiedział to głośno i
to w środku kłótni. Chłopak skinął głową.
-
Co do Albusa, przypuszczalnie wolał nie kusić losu – ciągnął
Mistrz Eliksirów grobowym tonem. - Albo też sądził, że jesteś
zbyt młody, by dogłębnie pojąć koncepcję paradoksu. Odważę
się stwierdzić, że teraz już pojąłeś. Próby odwrócenia losu
tylko go przypieczętowują. Jednak to nie tylko Albusa zlekceważyłeś
w tej kwestii, Harry. Poleciłem ci w sposób jasny i klarowny, że
masz nie poruszać tematu twojej nowo odzyskanej magii z panną
Granger. I czemuż to? Czyżby to było możliwe, że ja również
mam więcej doświadczenia niż ty? Choćby w rozpoznawaniu, kiedy
ktoś kłamie?
Gryfon
przełknął ślinę.
-
To dlatego kazałeś mi nic nie mówić? Bo wiedziałeś, że ona w
moim śnie zdawała sobie sprawę z powrotu mojej magii, a ty
chciałeś się upewnić, że niczego się nie dowie? Próbowałeś
odwrócić los, choć uważasz to za niewykonalne?
-
Nie powiedziałem, że tak uważam. To słowa Albusa.
-
Wcale nie! - wypalił Harry. - Gdyby tak było, nie wysłałby nas
wtedy w przeszłość żebyśmy mogli uratować Hardodzioba od
ścięcia, a Syriusza od pocałunku dementora... - Chłopak zamilkł,
kiedy zdał sobie sprawę, czego nagadał. O
kurczę...
-
Ja go zabiję, zanim to wszystko się skończy! – zagrzmiał Snape,
wstając i przemierzając gabinet długimi, niecierpliwymi krokami.
Przez okropną chwilę Harry sądził, że nauczyciel ponownie
przeżywa wściekłość z powodu ucieczki Syriusza, ale Snape
kontynuował: - Dał ci zmieniacz czasu? Dał zmieniacz czasu
trzynastolatkowi i wysłał go do lasu, gdzie hulał wilkołak? Po
prostu znakomicie!
-
No i zmieniliśmy przyszłość – podsumował Harry, wstając i
podchodząc do ojca, który zatrzymał się przy kominku.
-
Zmieniliście teraźniejszość
– poprawił Snape. - Poza tym nie mówimy w tej chwili o
zmieniaczach czasu, lecz o proroczych snach. Jeśli istotnie
przepowiadają one raz na zawsze przypieczętowaną przyszłość,
wykorzystanie zmieniacza czasu nic by tu nie dało. Po prostu
napotkałbyś jakiś inny paradoks.
-
Ty jednak myślisz, że bieg przyszłości można zmienić, i nawet
próbowałeś tego dokonać – podsumował Gryfon ponuro. - I ja
wszystko schrzaniłem.
-
Rozumiesz teraz, czemu byłoby nieraz korzystne, byś rozważył
postępowanie zgodnie z radami starszych od ciebie? - spytał Mistrz
Eliksirów ironicznie.
-
I co, Draco teraz zginie? - rozpłakał się Harry. - Z mojej winy!
Skończy tak, jak Syriusz! To będzie tak, jak wtedy z oklumencją,
ty mi mówiłeś, ale ja nie słuchałem! Spieprzyłem wszystko i
Draco umrze przeze mnie, prawda?
Mężczyzna
wpatrywał się w niego przez długą chwilę.
-
Powinienem powiedzieć „tak” - powiedział opryskliwym tonem. -
Taki zresztą był początkowo mój zamiar. To miała być twoja
kara. Po twoim otwartym nieposłuszeństwie w zupełności zasłużyłeś
na to, by święcie wierzyć, że będziesz winny śmierci Draco.
Tylko że... - Snape odwrócił wzrok. - Okazuje się, że nie jestem
w stanie zrobić czegoś takiego mojemu synowi.
Harry
spojrzał na niego zapuchniętymi oczami i przetarł mokre
policzki.
-
Że co? - zapytał, widząc wyraźnie jak zmienia się wyraz twarzy
Snape'a.
-
Już i tak winisz się za wiele rzeczy, które tak naprawdę nie są
twoją winą. Nie mogę dokładać ci więcej ciężarów, zwłaszcza
nie tego rodzaju.
-
Ja nie... Co masz na myśli?
-
Draco nie
umrze,
ty głupi dzieciaku. Zupełnie zapomniałeś o pewnej kluczowej
sprawie: absolutnie nie wierzę, by twoje ostatnie sny były
prorocze.
Gryfon
poczuł, że kręci mu się w głowie. Zbyt wiele możliwych
kierunków, w jakich mogła potoczyć się przyszłość, zbyt wiele
absurdów i paradoksów, a na dodatek wszystkie z nich tak sprytnie
zafałszowane i ubrane w mylące słowa, że sam nie wiedział już,
gdzie prawda się kończy ani gdzie się zaczyna. Pojął z tego
tylko tyle, że zdołał wydukać:
-
Ale... powiedziałeś, że miałem nie mówić Hermionie o mojej
magii, bo nie chciałeś dopuścić, by ten sen się spełnił. Skoro
kłamałeś, żeby mnie ukarać, to czemu nie pozwalałeś mi
powiedzieć jej choć tyle, że moja moc wróciła, ale jest bardzo
słaba? Przecież i tak by się o tym dowiedziała, kiedy wróciłbym
na lekcje.
-
Nie kłamałem, żeby cię ukarać – zaprzeczył Snape i wziął
dłonie syna w swoje. Harry stwierdził z zaskoczeniem, że ręce
ojca są bardzo ciepłe, i dopiero wtedy poczuł, że jego własne są
niemal zlodowaciałe. - Nieco... przesadziłem, jak sądzę. Prawdą
jest, iż chciałem, byś przestał tak kurczowo trzymać się
własnych przekonań i jasno zobaczył, co może wyniknąć z
bezmyślnego szarżowania. Prawdą jest również, iż po tym, kiedy
ujrzałem w myślodsiewni scenę, w której panna Granger wydawała
się wiedzieć doskonale o kondycji twojej magii i starała się
ukryć ten fakt przed swoimi współdomownikami, zrozumiałem, że
mógłbym spróbować pokierować biegiem spraw w taki sposób, by
sen nigdy nie miał szansy się ziścić.
-
W takim razie wierzy pan, że mój sen był proroczy? Znaczy,
wierzysz, ojcze?
-
Nie. - Mistrz Eliksirów pokręcił głową, tak że zakołysały się
zwisające wokół jego twarzy kosmyki. - Nie wierzę i nie wierzyłem
nawet przez jedną chwilę. Jednak poszedłem do sowiarni i rzuciłem
tam dodatkowe zaklęcia zabezpieczające; uznałem również, że nie
zaszkodzi spróbować ochronić Draco także w ten sposób. Nie
wierzę, by twój sen przepowiadał przyszłość. Biorę jednak pod
uwagę, że mogę być w błędzie. - Nauczyciel westchnął. -
Sądziłem, że dotrzymanie tajemnicy przed panną Granger
kilkanaście dni dłużej będzie dość proste. Potrzeba nam było
tylko tyle. Twój sen wskazywał jasno, że wypadki w nim
przedstawione powinny zajść zanim wrócisz do wieży Gryffindoru.
-
To pozwól mi przeprowadzić się tam już dzisiaj – błagał
Harry. - Nawet, jeśli nie wierzysz w ten sen. Ja chyba też nie
wierzę, ale... tak na wszelki wypadek.
-
Nie jesteś gotów, by tam wracać – oznajmił Mistrz Eliksirów,
ściskając dłonie syna. - Kocham was obu, jak doskonale wiecie. Nie
mogę zaryzykować, że spróbujesz ocalić Draco, ani że on
spróbuje ocalić ciebie. Poza tym, jeśli twój sen jest w istocie
wróżebny, to dzisiejsze wypadki udowodniły aż nazbyt wyraźnie,
że próby zmiany losu są bezowocne. Twoja przeprowadzka do wieży
stworzyłaby kolejny paradoks i zaistniałaby jakaś inna możliwość,
żeby sen się spełnił w każdym szczególe.
Harry
nie mógł powstrzymać drżenia.
-
Tato, dlaczego nie wyjaśniłeś mi tego zawczasu, nawet jeśli
musiałbyś mi tłumaczyć to wszystko o paradoksach? Znaczy,
przecież sam powiedziałeś, że lepiej sobie radzę, kiedy mam
więcej informacji.
-
Nie miałem sformułowanego żadnego planu,
jak to nazwałeś, zanim nasza rozmowa nie dobiegła końca –
warknął Snape.
-
Ale i tak mogłeś mi powiedzieć...
-
Nie, Harry, nie mogłem. Już i tak byłeś zafiksowany na tym śnie
i niewiele brakowało, byś opowiedział o nim Draco. Nie chciałem
tego i sam wiesz, czemu. Zaś co do mojego planu
w związku z panną Granger, w ogóle nie uważam, by twój sen
przepowiadał śmierć Draco. Mój mały spisek powstał, tak jak sam
powiedziałeś, na wszelki wypadek.
Harry
zadrżał, dreszcze wstrząsały całym jego ciałem. Snape podszedł
do jednej z szafek i odsunął coś na bok, po czym wyjął małą
fiolkę.
-
Eliksir rozgrzewający – wyjaśnił. - Wygląda na to, że go
potrzebujesz.
Kiedy
Harry wypił eliksir, zakręciło mu się w głowie i poczuł
gwałtowny przypływ gorąca w całym ciele. Ledwo był w stanie
podejść do fotela i bezwładnie osunąć się na niego.
-
Mocny – przyznał, dysząc lekko.
-
Być może wystarczyłby teraz eliksir oparty na standardowej formule
– skomentował Snape, przyglądając się synowi badawczo.
-
Chyba tak – potwierdził Harry. - A przynajmniej jeśli chodzi o
ten eliksir, bo eliksiry uzdrawiające, które zażywam, są w
porządku.
-
A to ciekawe.
Harry
nie był tym faktem specjalnie zainteresowany, a jeszcze mniej miał
ochotę zajmować się kolejnym tematem, który poruszył Snape.
-
Co do twojej kary, zlekceważyłeś moje polecenie, okazałeś
nieposłuszeństwo, a nawet posunąłeś się tak daleko, że
wystąpiłeś przeciw mnie, kiedy próbowałem cię powstrzymać –
oznajmił Mistrz Eliksirów ponurym tonem. Harry zerknął na niego
lękliwie.
-
Myślałem, że chciałeś mnie ukarać, dając mi do zrozumienia, że
Draco zginie przeze mnie.
Snape
spojrzał na niego pogardliwie.
-
Tak miało być, ale nie byłem w stanie podtrzymać tego kłamstwa
dłużej niż dwadzieścia sekund, czyż nie? Mam nadzieję, że nie
staję się zbyt spolegliwy po adopcji ucznia z Gryffindoru. Tak czy
inaczej nie ma to obecnie nic wspólnego z twoją karą. A
zatem...
Dziesięć
tysięcy zdań
– pomyślał Harry. - Nie,
sto tysięcy...
-
Ćwiczenia z warzenia eliksirów, jak mniemam – oświadczył
nauczyciel. - Wiem, że ta perspektywa nie ucieszy cię w
najmniejszym stopniu. Ponadto już za długo nie bierzesz udziału w
zajęciach praktycznych.
-
Ale w szóstej klasie jest dużo eliksirów z zaklęciami –
marudził Harry. - Przecież wiesz, jak długo nie mogłem rzucać
żadnych zaklęć. Nawet zwykłe eliksiry nigdy nie lubiły, żebym
je warzył, kiedy nie miałem dostępu do mojej magii.
-
Te trudności mamy już szczęśliwie za sobą – odparł Mistrz
Eliksirów chłodno. - A zatem w każdą sobotę do... powiedzmy do
końca semestru. Dzięki temu zastanowisz się dwa razy zanim mnie
nie posłuchasz po raz drugi.
-
A co z wyjściami do Hogsmeade?
-
Konieczność pozostania w zamku tylko wzmocni lekcję, której
najwyraźniej musisz się nauczyć.
-
Wcale nie – zaprzeczył Harry. - Słuchaj, a może będziemy
negocjować? W te weekendy, w które wypadnie Hogsmeade, będę
warzył w niedzielę. Co ty na to?
Snape
zmierzył go długim spojrzeniem.
-
Jeśli już mamy negocjować – rzekł w końcu – musimy uściślić
pewną kwestię. Za moim pozwoleniem będziesz mógł zamienić
soboty na niedziele, lecz najpierw muszę być zadowolony z twojego
zachowania w ogólności i z twoich postępów w warzeniu w
szczególności.
-
A co wspólnego mają moje postępy z tym, czy będę warzył w
soboty czy w niedziele?
-
Motywacja jest bardzo ważna, zwłaszcza w przypadku Gryfonów
bardziej zainteresowanych życiem towarzyskim niż zrobieniem użytku
z możliwości, jakie daje kosztowna edukacja w Hogwarcie.
-
Czekaj, ja tu płacę sam za siebie! - zdenerwował się Harry, po
czym nagle opadł jak przekłuty balon. - A, no tak...
-
Owszem, opłata czesnego należy teraz do moich obowiązków –
kiwnął głową Snape. - I tak powinno być, nie zamierzam jednak
pozwolić na marnowanie moich pieniędzy, czy to jasne? W każdą
sobotę będziesz tu przychodził warzyć, dopóki nie pozwolę ci na
zmianę tego planu.
-
Po prostu chcesz się upewnić, że będę się jak najczęściej
widywał z Draco – rzucił Harry, wciąż podirytowany tym, że
negocjacje nie poszły po jego myśli. - Pewnie nie wierzysz w to, co
powiedziałem, że będę was odwiedzał!
-
Skoro tak sądzisz, możemy warzyć w szkolnej pracowni...
-
Nie, po co – fuknął Harry. - Będę przychodził tutaj. Będziesz
miał za swoje, jak coś mi nie wyjdzie i spowoduję tutaj jakąś
eksplozję.
Snape
miał czelność zarechotać na te słowa.
-
Jeśli dojdzie do czegoś takiego, sobotnie wyjścia do Hogsmeade
będą dla ciebie tylko wspomnieniem. Mógłbym nawet stwierdzić, że
potrzebujesz ćwiczyć przez całe lato, trzy dni w tygodniu. Nie
pozwolę, by któryś z moich synów był niekompetentny w tej
dziedzinie.
-
Na sumach dostałem z eliksirów powyżej oczekiwań, o czym
doskonale wiesz, tato!
-
Standardowe Umiejętności Magiczne – zaznaczył Snape szorstko. -
Z naciskiem na "Standardowe". Ja natomiast mówiłem o
prawdziwym warzeniu, co najmniej na poziomie owutemów. I jeszcze
jedno. Musisz mi coś obiecać, i masz tej obietnicy dotrzymać,
rozumiemy się? Przyrzeknij, że jeżeli przyjdą ci do głowy
jakiekolwiek wspaniałe pomysły dotyczące twoich snów, najpierw
zgłosisz się z nimi do mnie, nie podejmując żadnych działań na
własną rękę. Czy to jasne?
-
Eee, no, dobra, ale co jeśli nie będzie na to czasu? Znaczy, jeśli
to będzie nagła sytuacja i ktoś zginie w mojej obecności, bo nie
zrobię tego, co podpowie mi intuicja?
-
Ach tak, negocjacje – fuknął Mistrz Eliksirów. - Postawmy zatem
pewien warunek. Przyrzekniesz mi, że przyjdziesz do mnie
natychmiast, o ile nie zajdzie nagła i wyjątkowa sytuacja mogąca
decydować o życiu i śmierci. Masz jednak przyjść do mnie
natychmiast, a nie przemyśliwać w samotności, czekając aż
okoliczności nie zmuszą cię do działania!
-
Jasne – odparł Harry i stwierdził, że obietnica powinna brzmieć
bardziej uroczyście. - Miałem na myśli, Severusie, że tak zrobię.
Możesz być pewny.
Ojciec
zmierzył go spojrzeniem od góry do dołu.
-
Przyrzeknij. Przyrzeknij na honor Gryffindoru.
-
Przecież uważasz honorowość Gryfonów za bzdurę! - wykrzyknął
Harry. - Peter Pettgirew, i tak dalej.
-
Twój
honor to nie bzdura. Można by rzec, że jednym z twoich największych
potknięć jest nadmierna honorowość. W tym wypadku jednak nie będę
się tym przejmował i zrobię z tego odpowiedni użytek. A teraz,
Harry, przyrzeknij.
-
No dobra – warknął Harry, zirytowany. - Przyrzekam na mój honor
jako Gryfona, na wszystko co sam Godryk uważał za cenne, że
przyjdę do ciebie jak tylko zaczną mi chodzić po głowie jakieś
pomysły odnośnie moich snów.
-
Adekwatnie, nawet jeśli nieco sarkastycznie – skomentował
Snape.
Przed
koniecznością odpowiedzi ocaliło Harry’ego pukanie do drzwi.
Mistrz Eliksirów machnął różdżką i kiedy się otworzyły,
Draco niepewnie wsunął głowę do środka.
-
Wszystko w porządku?
-
A czego się spodziewałeś? Kompletnego chaosu? - zadrwił Snape. -
Harry’emu nic nie jest, aczkolwiek zadziwia mnie fakt, iż poczułeś
się zmuszony to sprawdzić wiedząc, że jest ze mną. - Nauczyciel
ostentacyjnie zerknął na jednego syna, a potem na drugiego. - Nie
mogę się jednak sprzeciwiać temu, że chcesz ochronić brata. W
końcu uciekłeś się do raczej puchońskich sposobów, by upewnić
go, że ostatnio nawet nieźle znosisz jego obecność.
Draco
zaróżowił się na twarzy, mrucząc pod nosem:
-
A tak, bariera jednostronna. Powinienem pamiętać. - Chłopak szybko
zmienił temat. - Nie bałem się o niego, Severusie, jeśli o to ci
chodzi, aczkolwiek po tamtej akcji z różdżkami przeszło mi przez
myśl, że możecie się znowu pojedynkować.
Harry
kiwnął głową, myśląc o dyskusji, jaką odbyli ze Snape’em.
-
No, w pewnym sensie tak było. Zanim zapytasz, kto zwyciężył,
powiem ci, że był remis.
-
Czyli wszystko gra – podsumował Draco. - Ale tak naprawdę
zapukałem do was, bo pomyślałem sobie, iż pewnie chcielibyście
wiedzieć o liście, który właśnie przesłano do nas przez
Fiuu.
Snape
zmarszczył brwi.
-
Znowu Steyne?
-
Nie, to do Harry’ego. Wygląda na pismo Granger.
Draco
wyciągnął dłoń z listem przed siebie. Widząc jednak, że Harry
nie miał zbytniej ochoty wstać i go wziąć, Ślizgon wszedł do
środka i usiadł na krześle naprzeciw brata, po czym wcisnął mu
list do ręki.
Harry
obrócił kopertę w palcach, niemal bojąc się zajrzeć do środka.
Snape podszedł do kominka, oparł się o niego i przypatrywał się
obu chłopcom uważnie.
-
Bardzo dobrze, Draco, że udało ci się poprawić twoją relację z
panną Granger – oznajmił.
-
No tak, to też słyszałeś – wymamrotał Ślizgon, zawstydzony. -
Nie to, żebym bardzo tego chciał, pojmujesz. Tak naprawdę nie
chciałem. Nie mam usprawiedliwienia dla tej skargi, którą złożyła
w CSR. Pragnąłbym przede wszystkim wygarnąć jej, co myślę, a
nie oferować kolejny rozejm. Zwłaszcza po tym, jak niegrzecznie
odrzuciła moją ostatnią propozycję.
Harry
przypomniał sobie tamten wieczór i nagle zdał sobie z czegoś
sprawę. Tak był zajęty konfrontacją z ojcem, że wcześniej tego
nie zauważył, teraz jednak...
-
Hej, przecież ty przez cały wieczór w ogóle się jej nie
czepiałeś, a mógłbyś. Znaczy, ja na nią wrzeszczałem i Ron
też... - Chłopak zamilkł na chwilę. - A, no tak. Pan Idealne
Maniery. Zacząłeś od samego początku, nawet zwróciłeś mi
uwagę, że nie jestem uprzejmy dla gości.
-
Nie o to chodziło. - Draco odchrząknął, najwyraźniej
zakłopotany. - Ja... ja chciałem wam coś powiedzieć. To znaczy...
Severus pewnie mi za to nagada, ale naprawdę muszę...
-
Draco, o co chodzi? - wtrącił Snape.
Malfoy
zamknął oczy.
-
Ta dziewczyna jest niesamowita
– oznajmił. - Zobaczyła, jak Harry rzucił zaklęcie w wężomowie,
które przezwyciężyło twoje i tylko na tej podstawie domyśliła
się wszystkiego. Że jego magia jest potężna a nie słaba, że to
pojedynki musiały spowodować skaleczenia i siniaki, że potrafi
czarować bez różdżki... Na Merlina, odgadła nawet, że to Lumos
zniszczył książki Severusa!
-
Przyszedłeś tu, aby poinformować nas, że panna Granger jest
niesamowita – powtórzył Snape. - Cóż, jesteśmy wdzięczni za
podzielenie się tym błyskotliwym spostrzeżeniem. Nie to, żebym
wcześniej zauważył ten fakt, ucząc ją od sześciu lat, ale
mniejsza o to.
-
Błagam, Severusie, zamknij się – jęknął Malfoy. - Myślisz, że
to dla mnie łatwe? Bo wcale tak nie jest. To dziewczyna. Gryfonka.
I... a, nieważne. Tak czy inaczej powiedziałem jej, że jest
inteligentna, i naprawdę tak myślałem. A teraz mówię o tym wam
obu, ponieważ... Harry jest całkiem niezłym kłamcą, ale tylko
wtedy, gdy mu nie zależy na osobie, którą oszukuje. Wierz mi,
Severusie, przy tych Gryfonach nie stać go nawet na najmniejsze
kłamstewko. Widać to na sto kroków.
-
Owszem, zauważyłem to dzisiaj – odparł Snape. - No i? Czekam na
konkluzję.
-
Harry będzie potrzebował pomocy, i kto do cholery lepiej pomoże mu
trzymać informacje o jego ciemnej magii w tajemnicy niż ona? Jest
piekielnie bystra, czego dała dzisiaj dowód. Przyszedłem tutaj, bo
chciałem ci powiedzieć, że Harry miał rację, że wszystko jej
wydał. Co więcej, sądzę że powinniśmy zabrać ją do Devon,
żeby zobaczyła, co Harry potrafi, a czego nie. Tak samo Weasleya,
skoro on już i tak wszystko wie.
-
Ty na poważnie proponujesz, by uczynić gryfońskich przyjaciół
Harry’ego członkami naszego wewnętrznego kręgu – podsumował
Snape, krzywiąc się lekko. Harry nie był pewien, czy to sam pomysł
był nauczycielowi niemiły, czy chodziło o sformułowanie
"wewnętrzny krąg".
-
Owszem - przytaknął Draco. - Ja go nie ochronię, kiedy się stąd
wyprowadzi, racja? Nie będę w stanie, skoro mnie nie chcesz
wypuścić! A powinieneś. Mógłbym wrócić do Slytherinu i
pilnować, czy nie knują czegoś przeciwko Harry’emu...
-
Nie zamierzam angażować się po raz kolejny w tę dyskusję –
odrzekł Mistrz Eliksirów, spoglądając na Malfoya twardym
wzrokiem.
-
Co mam zrobić? Przysiąc że nikogo nie zabiję, chyba że w razie
najwyższej konieczności?
-
Przysięgałeś to już ze dwadzieścia razy! - huknął nauczyciel.
- Nie jestem w nastroju przechodzić przez to po raz kolejny. Znasz
moje zdanie!
-
W porządku – odparł Draco, naburmuszony. Trzeba jednak przyznać,
że kiedy odezwał się ponownie, przybrał już normalny ton. - O
czym to ja mówiłem? Aha, otóż ja mu nie pomogę, skoro mam tutaj
siedzieć, i ty również nie, bo musisz prowadzić zajęcia i tak
dalej. Jednak jego gryfońscy kumple będą trzymać się blisko
niego, przynajmniej przez większość czasu, a kiedy Ślizgoni...
cóż, kiedy Ślizgoni będą choć odrobinę bardziej ślizgońscy,
Harry będzie potrzebował pomocy. Zaatakują go w najmniej
spodziewanym momencie. Gdy to się stanie, kto wolisz żeby był przy
Harrym? Grupka Gryfonów nie mających bladego pojęcia, czego się
po nim spodziewać, czy dobrze poinformowani, wytrenowani sojusznicy,
którzy będą od razu wiedzieć, że na przykład w ciemnościach
Harry potrzebuje pomocy, bo nie będzie w stanie zobaczyć węża na
swojej odznace?
-
Aha, to dlatego powiedziałeś, że Hermiona jest inteligentna -
zorientował się Harry. Wcześniej nie rozumiał wprawdzie dziwnego
zachowania Draco, ale teraz wszystko było jasne. - Po prostu
stwierdziłeś, że możesz wykorzystać jej inteligencję.
-
Stwierdziłem, że ty
możesz wykorzystać jej inteligencję - poprawił Malfoy. - Poza tym
mówiłem ci już dawno temu, że staram się puścić naszą wrogość
w niepamięć.
-
Racja, jeśli będziemy ze sobą walczyć nic dobrego z tego nikomu
nie przyjdzie... - mruknął Harry.
Draco
kiwnął stanowczo głową, nawet jeśli w jego oczach widać było
dyskomfort spowodowany myślą, że znalazł się po tej samej
stronie co mugolaczka.
-
Severusie - odezwał się Draco, odwracając krzesło w stronę
Snape'a. - Co sądzisz o mojej propozycji?
Snape
wyglądał na rozdrażnionego i zadowolonego zarazem.
-
Cóż, skoro ta dwójka już i tak wszystko wie, równie dobrze
możemy obrócić ten fakt na naszą korzyść. - Po chwili dorzucił
znaczącym tonem: - Harry, powiedziałeś mi kiedyś, że twoi
przyjaciele są twoją siłą. Wygląda na to, że jest w tym więcej
prawdy niż sądziłeś. Uwagi Draco są ze wszech miar słuszne.
Jeśli twój nowy dom zwróci się przeciwko tobie, lepiej będzie,
jeśli w twoim poprzednim domu znajdą się osoby, które będą w
stanie cię wesprzeć.
Harry
odchrząknął, niespecjalnie zachwycony ciągłymi napomknieniami o
nieuniknionym ataku.
-
Wiem, że nie jestem niepokonany - przyznał.
-
Owszem, nie jesteś - zgodził się Snape. - Tym bardziej musimy się
upewnić, że twoi najbliżsi przyjaciele zostaną wyczerpująco
poinformowani o twoich ograniczeniach.
-
Jestem zdziwiony, że nie pomyślałeś o tym wcześniej - wtrącił
Draco, marszcząc brwi.
-
Miałem wiele innych powodów, by zachować tajemnicę przed panną
Granger. Teraz to już nie ma znaczenia, więc o nie nie pytaj.
-
Plany w planach. - Malfoy pokiwał głową. - No, w takim razie chyba
dobrze, że nasz Harry należy do tych, którzy posiadają tak
lojalnych przyjaciół.
-
Ty
jesteś lojalnym przyjacielem - odparł Harry, odwracając się do
brata. - Nie powinienem mówić, że nie potrafisz być przyjacielem.
Ciągle myślisz tylko o tym, czego ja potrzebuję, i robisz to, co
trzeba, nawet jeśli zacieśnia to więzy między mną a moimi
pozostałymi przyjaciółmi...
-
Och, tylko bez melodramatyzmu - przerwał Draco beztroskim tonem. -
Po prostu chcę stać po stronie zwycięzców.
-
Jasne, kumam - odparł Harry z uśmiechem.
-
No to przeczytaj wreszcie list, dobra?
Harry
przełamał woskową pieczęć, przyłożoną przez Hermionę. Pewnie
użyła jej, by zabezpieczyć list przed Draco, ale dziwne było, że
nie wzięła pod uwagę, że Malfoy z łatwością pokona mugolskie
zabezpieczenia.
-
Czytałeś to?
-
No proszę cię.
-
Czytałeś! - upierał się Harry, chociaż nie mógł powstrzymać
śmiechu.
-
Jakby mnie obchodziło, co Gryfoni mają sobie do powiedzenia! -
odpalił Malfoy, wzdrygając się ostentacyjnie.
-
Zaraz, ja jestem w połowie Ślizgonem! - oburzył się Harry.
-
Nie przeczytałem twojego listu!
Z
jakiegoś powodu Harry poczuł, że to prawda. Po chwili okazało
się, że miał rację. Gdyby Draco przeczytał ten list, po prostu
nie byłby w stanie powstrzymać się od komentarzy.
Kochany
Harry,
Ron
nie chce ze mną rozmawiać. Jest na mnie wściekły za tę całą
aferę z Czarodziejską Służbą Rodzinie. Chyba nie mogę go winić.
Kiedy patrzę wstecz, widzę wiele rzeczy, które powinnam zrobić, a
nie zrobiłam. Powinnam z tobą porozmawiać i ostrzec Cię, że
zaczynam się martwić tak bardzo, że myślę o złożeniu skargi.
Może wtedy powiedziałbyś mi prawdę. A jeśli nie, powinnam pójść
najpierw do Dumbledore'a albo McGonagall jako opiekunki naszego domu.
Szybko by sprawdzili, czy jesteś odpowiednio traktowany. Kiedy teraz
o tym myślę, angażowanie CSR było najgorszym z możliwych
wyjść.
Chcę
powiedzieć, że od początku miałeś rację co do tego, co mnie
gnębiło. Nie uważałam profesora Snape'a za osobę nadającą się
na Twojego tatę i chyba byłam zdeterminowana, żeby wyciągnąć
cię stamtąd, używając wszelkich możliwych sposobów. Oczywiście
wtedy tak nie myślałam. Sądziłam, że robię Ci przysługę.
Teraz wiem, że to było aroganckie z mojej strony, decydować samej
o tym, że Snape nie jest odpowiednim ojcem dla Ciebie. Jeśli
ktokolwiek powinien o tym decydować, to Ty sam. A skoro jesteś przy
nim szczęśliwy, jak się zdaje, no to... chyba temat
zamknięty.
Muszę
przyznać, że Malfoy zaskoczył mnie tym tekstem przy wyjściu. Ron
nie był z tego zadowolony. Tak naprawdę głównie z tego powodu się
kłócimy. Chce, bym potwierdziła, że Malfoy coś knuje, przyznając
w mojej obecności, że jestem inteligentna. Powiedziałam, że
uważam to za... no, nie za słodkie. Nigdy bym nie powiedziała, że
Malfoy jest słodki. Ale nie był taki wredny jak zwykle, prawda? Jak
sądzisz, może to dlatego, że już od dawna nie styka się ze
Ślizgonami? A może dlatego, że został oddzielony od wpływu
swoich rodziców?
Harry,
muszę być z Tobą szczera. Sześć lat moich doświadczeń z
Malfoyem podpowiada mi, by mu nie ufać. I ja mu nie ufam. Nie
potrafię, choćbyś Ty uważał, że go dobrze znasz i że jest
odmienioną osobą. Nie chcę jednak popełnić tego samego błędu,
jak ze Snape'em. Dlatego jeśli Malfoy nadal będzie traktował mnie
normalnie, ja będę postępować tak samo, dopóki będziesz tego
chciał. Jednak jeśli cię zdradzi, nie będę się hamować.
Hermiona
PS.
Czy on naprawdę powiedział, że jestem ładna?
*Koktajl
Mimoza – drink z szampana i soku pomarańczowego
Ostrzeżenie:
przemoc fizyczna, bluzgi.
Rozdział
nie był betowany. Dzięki wykrzyknikowi
i Nadii
vel Arianie
za wytknięcie błędów. Już poprawione.
ROZDZIAŁ
65. LIST Z WILTSHIRE
-
No, to ci dopiero Lumos
- skomentowała Hermiona, w widoczny sposób starając się zachować
pewność siebie. Harry szybko rzucił Nox
i jaskrawe światło promieniujące z jego różdżki zgasło.
-
Lepiej wygląda w pomieszczeniu - wtrącił Ron. - Znaczy, niby jest
dokładnie taki sam, ale dopiero kiedy widzisz, jak roztapia ściany,
w pełni rozumiesz jego moc.
-
Albo kiedy rzuca tobą o ścianę - dodał Harry, wskazując na
rozciągającą się wokół łąkę, poznaczoną śladami po
zaklęciach. - Teraz widzisz, dlaczego Severus chciał odbywać
ćwiczenia tutaj, a nie w domu.
Hermiona
pominęła milczeniem to, że Harry określił mieszkanie Snape'a
„domem”. Na widok nauczyciela, który wcześniej rozmawiał nieco
dalej z Draco, a teraz zbliżał się ku nim, dziewczyna
zesztywniała. Harry z przykrością pomyślał, że była nadal
uprzedzona do jego ojca. Po chwili jednak zorientował się, że
Hermiona po prostu żałowała swoich postępków.
-
Panie profesorze? Dziękuję za zorganizowanie dla nas świstoklika,
żebyśmy mogli zobaczyć na własne oczy, do czego Harry jest zdolny
– powiedziała Gryfonka. - Ogromnie mi przykro, że nie zdawałam
sobie wcześniej sprawy, że wszystko da się wyjaśnić.
Snape
milczał, a jego długa szata łopotała na wietrze. Zmierzył
Hermionę długim spojrzeniem, nadal się nie odzywając. Harry nie
był zbytnio uszczęśliwiony tym demonstracyjnym zlekceważeniem
przyjaciółki, ale musiał przyznać, że jego ojciec nigdy nie
traktował jego kolegów przyjaźnie. Snape zorganizował świstoklik,
gdyż nie chciał aportować się razem z Hermioną do Devon. Jak to
ujął, „musiałby wtedy zbliżyć się do panny Granger bardziej
niż miał na to ochotę”. Harry martwił się, że użycie
świstoklika umożliwi wytropienie chaty, ale Mistrz Eliksirów
wyjaśnił mu, że świstokliki przenoszące czarodziejów do miejsca
chronionego Zaklęciem Fideliusa działają tylko wtedy, gdy
użytkownik został wtajemniczony.
Przed
przybyciem do Devon Mistrz Eliksirów zaprowadził Rona i Hermionę
do gabinetu dyrektora, by ten, jako Strażnik Tajemnicy, zdradził im
położenie chaty. Teraz byli tutaj wszyscy, teoretycznie jako
sojusznicy, ale faktycznie Snape był nadal wściekły na Hermionę.
Harry to wyczuwał, i Hermiona również. Widział, jak dziewczyna
stłumiła westchnienie, kiedy Snape obojętnie przyjął jej
przeprosiny i gładko wszedł w tryb nauczania.
-
Jak sami widzieliście - perorował - zaklęcia rzucane przez
Harry'ego za pomocą różdżki są obecnie spotęgowane po
wielekroć, do tego stopnia, że niezależnie od jego zamiarów mogą
mieć katastrofalne rezultaty. Harry jest świadom, że nie może
używać różdżki, chyba że zostanie zaatakowany.
-
Nie używa różdżki! - zachłysnął się Ron, patrząc na
Hermionę. - Miałaś rację!
Gryfonka
zadarła tylko nos, demonstracyjnie dając mu do zrozumienia, że
nadal z nim nie rozmawia.
-
Harry - polecił Snape - rzuć jakieś inne zaklęcie, żeby twoi
współdomownicy mogli się w pełni zapoznać ze znaczeniem słowa
„katastrofalne”.
-
Jasne - odparł Gryfon, zastanawiając się przez chwilę. - Może
lepiej się wszyscy cofnijcie - poprosił, machając ręką do tyłu.
- Wiedział doskonale, że jego Incendio
zamiast iskry wywołuje eksplozję, więc wycelował różdżkę z
dala od chaty Snape'a, między skały, gdzie po jego poprzednich
ćwiczeniach nie zostało ani jedno źdźbło trawy.
Ron
zadygotał na widok efektów zaklęcia, ale Hermiona tylko pokiwała
głową, jakby tego się spodziewała.
Harry
zachwiał się na nogach. Przypominając sobie, że ojciec kazał mu
mówić szczerze o swoich słabościach, wyjaśnił:
-
Szybko się męczę, gdy rzucam zaklęcia za pomocą różdżki.
Pewnie dlatego zemdlałem przy tym pierwszym Lumosie.
Nie umiałem go zakończyć, i zaklęcie wyssało ze mnie prawie całą
moc.
-
No, powinniście go zobaczyć po tym, jak przywołał bazyliszka -
dorzucił Malfoy swobodnym tonem. - Nie tylko wydłużony czas
trwania zaklęcia go wyczerpuje. Bardziej skomplikowane zaklęcia
też, nawet jeśli trwają krótko.
Beztroska
w głosie Draco mogła zwieść tych, którzy w przeciwieństwie do
Harry'ego nie widzieli na własne oczy, jak Ślizgon wrzasnął na
widok bazyliszka i w mgnieniu oka dopadł miotły, unosząc się hen,
pod niebo. Draco nie napomknął też o tym, jak wylądował na ziemi
po zniknięciu bazyliszka, i roztrzęsionym głosem jęknął do
Harry'ego, że kiedy przeszedł na jego stronę, nie spodziewał się
również tutaj zastać „wielkiego paskudnego węża”.
-
Harry... przywołał... bazyliszka... - powtórzyła Hermiona słabym
głosem, przełykając ślinę.
Harry
rzucił Draco zirytowane spojrzenie, gdyż uważał za niepotrzebne
wspominanie tego faktu, zwłaszcza w obecności osoby, która została
kiedyś przez bazyliszka spetryfikowana.
-
Tak działa moja Serpensortia
- potwierdził. - Oczywiście kiedy używam różdżki. Bez różdżki
przywołuję normalną żmiję. - Kiedy Hermiona nadal wyglądała na
przerażoną, Harry dodał: - Więcej tego nie zrobię. Rzuciłem to
zaklęcie raz, bo chciałem zobaczyć, co się stanie. Całe
szczęście zostało mi jeszcze trochę mocy, żeby rzucić kilka
zaklęć więcej.
-
Gryfońska bezmyślność - wycedził Snape.
-
I ty się skarżysz? - mruknął Harry, tłumiąc chichot. - Severus
kazał mi rzucić na niego Drętwotę,
żeby mógł zebrać jad i łuski potrzebne do warzenia - wyjaśnił
przyjaciołom.
-
Raczej nie ma możliwości, by pozyskać je z żywego osobnika -
odparł Snape nonszalancko, chociaż tamtej nocy dosłownie zacierał
ręce z uciechy, taki był podekscytowany.
-
Przy tym się okazało, że moja Drętwota
powoduje tak głęboką śpiączkę, że nie różni się zbyt wiele
od śmierci - dodał Harry.
-
Dokładnie - potwierdził Mistrz Eliksirów. - Ja jednak nie prosiłem
cię, byś rzucał głupie zaklęcia typu Serpensortia.
To było skrajnie bezmyślne. - Nauczyciel zwrócił się do Rona i
Hermiony. - Mam nadzieję, iż teraz pojmujecie, dlaczego uważam
obecność zaznajomionych z możliwościami Harry'ego sojuszników za
niezbędną podczas zajęć, na które zacznie niebawem uczęszczać.
Chociaż... biorąc pod uwagę, że wy też jesteście Gryfonami... -
urwał, nie dopowiadając reszty.
-
Ochronimy go, panie profesorze - oznajmiła Hermiona, obrzucając
Harry'ego surowym spojrzeniem.
-
Pewnie - potwierdził Ron. - Nawet gdybyśmy musieli zabrać mu
różdżkę.
-
Tego nie możemy zrobić - zaoponowała Gryfonka. - Jego bezróżdżkowa
magia ma pozostać tajemnicą, prawda? Dlatego profesor próbował
wtedy przyzwać jego różdżkę. Myślał, że to powstrzyma
Harry'ego. - Kiwnęła energicznie głową, po czym zwróciła się
do przyjaciela. - Czyli musisz trzymać różdżkę w ręku, ale nie
wolno ci skierować w nią mocy, tak? Czy to bardzo trudne?
Harry
skinął głową na potwierdzenie.
-
Nie wyobrażasz sobie, jak bardzo - stęknął. - Przez to czasami
zaklęcia wychodzą mi dużo silniejsze niż zamierzałem. Zdarza
się, że kieruję energię na dłoń, ale jakaś mała iskierka
wymyka mi się spod kontroli i zaklęcie odpala przez różdżkę,
choć nie w stu procentach, o ile wiesz, co mam na myśli.
-
Ostatnio Harry popełnia już niewiele błędów - wtrącił Snape. -
Zdarza się to głównie wtedy. gdy się niedostatecznie koncentruje.
Dlatego jednym z waszych zadań będzie upewnianie się, że jest
absolutnie skupiony na swoim celu, czy to będzie na lekcji, czy na
korytarzu, gdy przyjdzie mu walczyć w swojej obronie.
-
Rozumiem, proszę pana - odparła Hermiona z powagą. - Czy mogłabym
poobserwować was obu pojedynkujących się? Chcę się zorientować,
jak Harry sobie radzi.
-
Nas trzech - poprawił Harry. - Bo Draco też. Zresztą trudno to
nazwać pojedynkowaniem się. Po prostu bronię się przed
zaklęciami, które lecą na mnie ze wszystkich stron, podczas gdy
oni próbują mnie trafić.
-
To chyba nie wystarczy - orzekła dziewczyna. - Musisz też ćwiczyć
zaklęcia ofensywne.
-
Czyżbyś zgłaszała się na ochotnika jako cel? - spytał Harry
kwaśno.
-
Oboje z Ronem się zgłaszamy - odparła, chociaż Ron gwałtownie
kręcił głową. - Musimy symulować prawdziwą walkę. Zaatakujemy
cię we czwórkę, a ty będziesz się koncentrował na odpieraniu
naszych ataków i jednocześnie próbował nas trafić. Harry, sama
obrona nie wystarczy w prawdziwej walce.
-
Jeszcze rozwalę kogoś z was, jak nie zapanuję nad zaklęciem!
-
Na pewno się skupisz. Nie pozwolisz, żeby zaklęcie przypadkiem
odpaliło przez różdżkę. - Po tych słowach Hermiona wyglądała,
jakby jednak przemyślała swoją propozycję. - Może zacznijmy bez
twojej różdżki, tak na wszelki wypadek.
Harry
zrobił powątpiewającą minę.
-
Nie, ojciec chce, żebym...
-
Sugestia panny Granger jest uzasadniona - wszedł mu w słowo Snape.
- Chcemy, byś praktykował nie tylko obronę, ale też nie mogę
dopuścić do żadnego wypadku.
Wszyscy
czworo otoczyli Harry'ego, choć Ron zrobił to raczej niechętnie.
Harry schował różdżkę do kieszeni i wyciągnął ręce na boki,
gotów odeprzeć ataki z kilku stron naraz. Całe szczęście
opanował już sztukę ciągłego zerkania na swoją odznakę, żeby
podtrzymać wężomowę. Podczas walki z czwórką przeciwników nie
miałby za wiele czasu, by przypatrywać się dokładnie
wężowi.
Zablokował
wszystkie zaklęcia co do jednego, dopóki Draco nie wślizgnął się
do szopy i nie wystartował cichaczem na miotle, ciskając zaklęcia
z góry. Harry nie obronił się przed Rictusemprą
i padł na ziemię, chichocząc jak zwariowany, kiedy wszystkie
miejsca, gdzie miał łaskotki, wydawały się być atakowane przez
setki niewidocznych palców.
-
Finite
Incantatem!
- wykrzyknął Snape i zanim Harry zdążył się podnieść na nogi,
ojciec już rzucał na niego Diffindo.
Gryfon
odparował je byle jak wyczarowaną tarczą. Brak koncentracji
zemścił się na nim, kiedy czar Snape'a pokonał tarczę i rozciął
rękę Harry'ego.
-
Kurde! - wrzasnął chłopak, spodziewając się, że Mistrz
Eliksirów zrobi przerwę. Zawsze tak było, kiedy Harry odnosił
obrażenia. Tym razem jednak to nie były ćwiczenia, to była
pozorowana walka i sposób, w jaki Snape wzniósł różdżkę do
kolejnego ataku przypomniał Harry'emu, że podczas prawdziwej bitwy
wrogów nie powstrzyma żadna jego rana; co więcej, będą wtedy
nacierać jeszcze gwałtowniej.
Powstrzymanie
kolejnego Diffindo
poszło mu znacznie lepiej i zdołał nawet rzucić Furnunculusa
na Snape'a i Expelliarmus
na Hermionę, która zachodziła go od tyłu.
-
Kończymy - oświadczył Mistrz Eliksirów i zbliżył się do
syna.
Harry
skrzywił się na widok pęcherzy, które pokryły twarz i ręce
Snape'a. Zerknął na odznakę i mruknął: „Gińcie, bąble”,
wskazując ręką na ojca. Potem dodał nieszczęśliwym tonem: -
Bardzo pana przepraszam...
-
Nie ma za co - przerwał Snape, marszcząc brwi. - W tej chwili
martwi mnie coś zupełnie innego. Harry, dlaczego przeszedłeś do
ofensywy dopiero wtedy, gdy zostałeś ranny?
-
Nie chciałem wyrządzić wam krzywdy! - wykrzyknął chłopak. -
Poza tym mam taki jakby nawyk, że tylko blokuję. Wiesz, co co mi
chodzi. - Zacisnął zęby, kiedy Snape rzucił na jego przedramię
czar uzdrawiający. Widząc minę Hermiony, wyjaśnił szybko: - Ja w
tym nie jestem najlepszy.
-
Chyba nikt nie jest dobry w samouzdrawianiu - skomentowała Hermiona
pod nosem, podchodząc bliżej, by przyjrzeć się efektom zaklęcia,
które rzucił Snape. - I teraz będziesz miał kolejnego wielkiego
siniaka - dodała, rzucając na jego rękaw Reparo.
-
Severus ma eliksir, po którym to zniknie - bronił się Harry.
-
Ale przyjmowanie go za często nie jest dobrym pomysłem. Tak, Harry,
teraz już wszystko rozumiem, jasne?
-
Jasne.
Hermiona
schowała różdżkę.
-
Ulżyło mi, że twoje zaklęcia obronne nie trwają tak długo jak
czar antyprzyzywający, który rzuciłeś na profesora. Trochę się
tym martwiłam.
-
A, tamto - mruknął Harry. - Hmm. To jest tak: mam kilka wersji
każdego zaklęcia. Mogłem po prostu powiedzieć „Zostań”, ale
obawiałem się, że to nie zadziała przeciw Severusowi, zwłaszcza
że nie inkantowałem zaklęcia przez różdżkę. Postanowiłem więc
użyć najsilniejszej wersji: „Zostań dokładnie tam, gdzie
jesteś”.
Ron
gwizdnął przez zęby i Harry zastanawiał się, dlaczego. Czyżby
uradowała go myśl, że jego przyjaciel jest w stanie przewyższyć
Snape'a?
Mistrz
Eliksirów musiał sobie pomyśleć to samo, gdyż zmierzył Rona
wściekłym spojrzeniem.
-
Zważywszy na to, jaka przyszłość czeka mojego syna - wypluł -
mam wielką nadzieję, że jest w stanie mnie pokonać. Voldemort,
jak z pewnością pojmujesz, jest o wiele potężniejszy niż ja.
Ron
kiwnął głową, speszony, Hermiona zaś spojrzała na nauczyciela z
zainteresowaniem, kiedy usłyszała, że ten nazwał Voldemorta po
imieniu. Nie skomentowała jednak, tylko odezwała się do
Harry'ego:
-
To może jeszcze raz. Jesteś gotowy?
Gryfon
zerknął na ojca i westchnął, widząc jego minę.
-
Nawet nie pytaj. Moi wrogowie z pewnością nie będą tego robić.
Po
tych słowach walka zaczęła się na nowo.
***
Przestali
walczyć dopiero o zmierzchu, żeby Ron z Hermioną mogli się
przekonać, jak dalece możliwości Harry'ego były ograniczone, gdy
ten nie dostrzegał już węża na odznace.
-
Dlatego musicie rzucać dla niego Lumos
- wyjaśnił Draco, kiedy już siedzieli wygodnie w chacie. - Sam go
nie rzuci, jeśli będzie za ciemno, by mógł zerknąć na odznakę
lub na Sals. Wprawdzie kiedy trzyma Sals w rękach, to mu odrobinę
pomaga, ale jest dużo lepiej, kiedy ją widzi.
-
Mógłbym wprawdzie podtrzymywać Lumos
w jednej ręce - odezwał się Harry. - Chociaż nie... tak by nie
mogło być.
-
Otóż to. Tak się nieszczęśliwie składa, że palce promieniujące
własnym światłem bardzo rzucają się w oczy, zwłaszcza w
ciemnościach - powiedziała Hermiona kwaśno. Snape, który właśnie
wyjmował jedzenie z zaczarowanych pojemników, wyglądał, jakby z
trudem hamował śmiech.
-
Bezróżdżkowy Lumos
odpada, nie mówiąc już o tym, gdybym miał użyć różdżki -
powiedział Harry.
-
Chyba że chcesz komuś zmasakrować twarz - uzupełnił Ron. - Nigdy
nie wiadomo, kiedy napotkasz za rogiem jakiegoś Ślizgona...
-
Harry jest Ślizgonem - odparł Malfoy twardo. - I nie będzie tego
ukrywał. Wprawdzie będzie mieszkał w Gryffindorze, ale czasami
będzie siadał do naszego stołu i przebywał w naszym pokoju
wspólnym, i nie po to, żeby masakrować
im twarze
- dorzucił kpiąco. - No, chyba że nie będzie miał innego
wyjścia.
-
Przecież to jasne - zaśmiał się Ron. - Malfoy, wyluzuj trochę.
-
Ale chyba nie zamierzasz ot tak sobie wchodzić do ich pokoju
wspólnego, prawda? - zapytała Hermiona.
-
Yyy... - Harry przełknął ślinę, nie mając w ogóle ochoty na
dyskutowanie tego tematu ze swoimi przyjaciółmi. - Ta odznaka nie
jest tylko po to, żeby mi pomóc rzucać zaklęcia - wyjaśnił. -
Powiedziałem wam już: ja jestem Gryfonem i
Ślizgonem. Jestem jednym i drugim. Poza tym mój ojciec jest
opiekunem Slytherinu. Nie będę się tego wypierał w żaden
sposób.
W
międzyczasie Snape zajmował się wyczarowywaniem dodatkowych
krzeseł, ale Harry wiedział, że ojciec uważnie go słucha. Jak
zawsze zresztą.
-
Stary, w ich pokoju wspólnym chyba nie będziesz zbyt bezpieczny -
odezwał się Ron. - Nie zrozum mnie źle. Ja już do tego
przywykłem, że jesteś też Ślizgonem, i tak dalej. Przecież nie
powiedziałem ani słowa o twojej odznace, no nie? Jest jednak
różnica między deklaracją, że jesteś dumny z tego, że jesteś
w Slytherinie, a zachowywaniem się, jakby życie było ci niemiłe.
Przecież oni cię zabiją. No, na pewno będą próbować. Wiem, że
całkiem dobrze ci dzisiaj szło odpieranie naszych ataków, ale my
nie jesteśmy Ślizgonami... - Draco prychnął na te słowa i Ron
dokończył szybko: - Miałem na myśli, że nikt tutaj tak naprawdę
nie chciał cię zabić.
-
Wreszcie to zakumałeś, co? - zadrwił Malfoy.
Ron
poróżowiał na twarzy.
-
Nie będziesz bezpieczny w ich pokoju wspólnym - upierał się. -
Nawet z tą twoją super-magią. Znajdą jakiś sposób, żeby to
ominąć.
-
Planuję towarzyszyć synowi podczas kilku pierwszych wizyt - wtrącił
Mistrz Eliksirów, wskazując przy tym na stół, gdzie czekał już
na nich posiłek. Harry zauważył, że Draco tym razem nie odsunął
Hermionie krzesła, ale stał, dopóki ona nie usiadła.
-
Jak ja wytłumaczę moją nieobecność na kolacji? - zapytała
Hermiona. - Ron może powiedzieć, że znowu jadł z wami, bo ludzie
są do tego przyzwyczajeni po tamtych jego szlabanach. Jednak jeśli
ja powiem, że dwa wieczory pod rząd byłam zaproszona na
kolację...
Mistrz
Eliksirów nonszalancko uniósł brwi na te słowa, obficie
doprawiając pieprzem swoją porcję sałatki z endywii.
-
Obawiam się, że przewidziałem wcześniej te trudności, w związku
z czym wyznaczyłem pani szlaban za... zaraz, jak to ująłem? -
Rzucił Hermionie srogie spojrzenie. - „Karygodny błąd w ocenie
sytuacji, który mógł doprowadzić do katastrofalnego pogorszenia
relacji na linii uczeń-nauczyciel”. Rzecz jasna musiałem również
odjąć punkty, by uwiarygodnić całą sprawę. Jestem pewien, iż
pani to rozumie.
Hermiona
zgrzytnęła zębami.
-
Ile punktów, proszę
pana?
-
Ach, tylko pięćset - odparł Snape, wzruszając ramionami. - Proszę
nie robić takiej wściekłej miny. Harry'emu też już kiedyś tyle
odjąłem.
-
Pięćset? - zachłysnęła się Hermiona, odkładając widelec tak
ostrożnie, że Harry był pewien, że miała ochotę nim rzucić. -
Chciałam tylko zrobić to, co moim zdaniem zrobiłby każdy
przyjaciel!
-
Owszem. I właśnie w tym miejscu ów „błąd” stał się
„karygodny”. Niech się pani nad tym zastanowi, panno Granger.
Gdybyśmy nie zdołali przekonać magourzędniczki, iż Harry
znajduje się tutaj pod dobrą opieką, stanęlibyśmy w obliczu
konieczności opuszczenia przez niego domu albo ujawnienia prawdy o
jego magii. W każdym wypadku zostałoby narażone jego życie, gdyż
wiemy doskonale, że nie wszyscy pracownicy Czarodziejskiej Służby
Rodzinie zatrzymują poufne informacje dla siebie!
Hermiona
westchnęła.
-
To mogło się źle skończyć - przyznała.
-
Owszem, mogło - potwierdził Mistrz Eliksirów posępnym tonem.
-
Ale pięćset punktów? - odezwał się Ron. - Harry, kurde, powiedz
coś!
Harry
przełknął jedzenie, które akurat miał w ustach.
-
Wiecie o tym, że Gryffindor jest dla mnie bardzo ważny, ale Severus
też. Nie mogę się wtrącać za każdym razem, kiedy odbiera
punkty. Nawet kiedy robi to niesprawiedliwie - dodał, zerkając na
ojca znacząco.
Snape
nadział ziemniaka na widelec.
-
Cóż za brak subtelności - skomentował. - Choć oczywiście
doceniam całą resztę. Dobrze w takim razie, że odjąłem tylko
dziesięć punktów. Tak, panie Weasley, dobrze mnie pan słyszał.
Dziesięć.
Hermionie
widocznie ulżyło, gdyż zareagowała nerwowym śmiechem. Draco
tymczasem wywrócił oczami i wymamrotał:
-
A to wymyślił.
-
Dzięki - odezwał się Harry, chichocząc.
-
No, no, to ci dopiero wydarzenie - wycedził Malfoy, najwyraźniej
doszedłszy do siebie. - Sławetny Harry Potter dziękuje Mistrzowi
Eliksirów za punkty odjęte Gryffindorowi!
-
To tylko Harry dziękuje swojemu tacie - poprawił Gryfon. - Chociaż
to było podłe, kazać nam myśleć, że to pięćset punktów,
żebyśmy nie protestowali, kiedy się okazało, że tylko
dziesięć.
-
I tak nie protestowaliście - zauważył Snape. Chociaż użył dość
chłodnego tonu, Harry stwierdził, że jego ojciec jest z niego
zadowolony. Chłopak poczuł się odrobinę nieswojo, bo pomyślał
sobie wcześniej, że dyrektor mógł przecież zrobić coś w
sprawie tylu niesprawiedliwie odjętych punktów. Możliwe było
również, że Snape odegrał całą tę scenę, by Harry miał
okazję udowodnić swoją lojalność. To byłoby całkiem w jego
ślizgońskim stylu. Tak czy inaczej, Harry był zadowolony, że zdał
ten test, czy co to tam było.
-
Chciałam zapytać o pewną rzecz - rzekła Hermiona, zmieniając
temat. - Profesorze, skąd pan wiedział, jak blokować zaklęcia
Harry'ego? Żadne pana nie trafiło, poza jednym. Harry inkantuje w
wężomowie, więc skąd pan wie, jakie czary właśnie rzuca?
Snape
posłał jej sarkastyczne spojrzenie.
-
Istnieje coś takiego jak zaklęcia blokujące, które są w stanie
odeprzeć więcej niż jeden czar, panno Granger. Nie ma ich w
programie nauczania, gdyż ich opanowanie wymaga odpowiedniego
poziomu dojrzałości.
-
Mogę się założyć, że Harry je zna - powiedział Ron, wymachując
widelcem. Malfoy skrzywił się na ten widok.
-
Nie chodzi o dojrzałość magiczną - objaśnił Snape. - Harry z
pewnością ją ma, ale nadal jest tylko nastolatkiem.
Hermiona
kiwnęła głową z taką miną, jakby gdzieś już o tym czytała.
-
Jeśli już o tym mówimy, to czy tutaj nie działa Namiar? -
zapytała.
-
Przyznaję, że wiele nam to ułatwi, gdy Harry i Draco skończą
siedemnaście lat. Ta posiadłość jednak jest otoczona odpowiednimi
zaklęciami ochronnymi, tak więc raczej nie musimy się martwić -
wytłumaczył Snape, wzruszając ramionami. - To rzecz prawie
normalna w rodzinach czystej krwi. Który rodzic czekałby do
jedenastych urodzin dziecka, by zacząć go uczyć?
-
Harry nie jest czystej krwi - sprzeciwiła się Hermiona.
-
Ale dzięki adopcji przynależy do takiej rodziny - odparował Snape,
podnosząc do ust kęs grilowanej piersi kurczaka w sosie
musztardowym.
-
Ćwiczyłem zaklęcia na kilka lat przedtem, zanim przyszedł do mnie
list z Hogwartu - oznajmił Draco z lekkim odcieniem zarozumiałości
w głosie.
-
Ja też, Malfoy! - przerwał mu Ron, jednak na widok wyzywające miny
Harry'ego dodał szybko: - No, przynajmniej niektóre.
Hermiona
spojrzała na niego z ukosa.
-
O ile sobie przypominam, Zmieńcie
szczura tego, głupiego, tłustego, w szczura mądrego i całkiem
żółtego
jakoś nie zadziałało.
-
Przecież Parszywek nie był tak naprawdę szczurem, no nie? - fuknął
Ron.
-
No właśnie, jakie to uczucie, kiedy się okazuje, że twój
ulubiony zwierzak jest tak naprawdę prawą ręką Czarnego Pana? -
wtrącił Draco, patrząc na Rona z góry.
-
Skąd wiesz...
-
Śmiałbym twierdzić, iż wie on o bardzo wielu rzeczach - przerwał
Snape. - Jeśli się pan nad tym zastanowi, to będzie pan wiedział,
dlaczego. A teraz przejdźmy do dyskusji nad treningiem Harry'ego,
gdyż nie po to zorganizowałem to spotkanie, by wysłuchiwać
sprzeczek nastolatków.
-
Ależ oczywiście - zgodziła się Hermiona uprzejmym tonem, zanim
wystrzeliła z kolejnym pytaniem. - Proszę pana, wydaje się pan
mieć niezwykłe umiejętności w nauczaniu obrony. Czy może... czy
może myślał pan kiedyś o ubieganiu się o tę posadę?
Mistrz
Eliksirów spojrzał na nią spod przymrużonych powiek.
-
Czyżby przypadkiem miała pani na myśli tę dawną plotkę, jakobym
bardzo tego chciał?
-
Plotkę? - zapytał Harry, zaciekawiony. Nawet Ron i Draco zamilkli,
przysłuchując się odpowiedzi nauczyciela.
-
Zmylenie przeciwnika - odparł Snape, wzruszając ramionami. -
Voldemort rozkazał mi postarać się o to stanowisko, abym mógł
nauczać początkujących śmierciożerców czarnej magii pod pozorem
udzielania korepetycji z obrony. Nie miałem ochoty brać w tym
udziału, choć oczywiście musiałem sprawiać wrażenie, że bardzo
mi na tym zależy. Za każdym razem, gdy dyrektor odmawiał
zaangażowania mnie w charakterze nauczyciela obrony przed czarną
magią, musiałem demonstracyjnie wyrażać swoje niezadowolenie.
-
Teraz jednak, kiedy już nie musisz grać na dwie strony, mógłbyś
przyjąć tę pracę i upewnić się, że Hogwart ma najlepszy
program zajęć z opcm - kusił Harry. - Uważam, że byłbyś
świetny jako nauczyciel obrony.
-
Ale nie jako nauczyciel eliksirów? - warknął Snape.
-
Yyy, no wiesz...
-
Jestem Mistrzem Eliksirów - oznajmił Snape dobitnym tonem. - Reszta
to tylko dodatki. Obawiam się, że musicie się pogodzić z obecnym
stanem rzeczy.
-
Jasne, tato - odrzekł Harry, wciąż trzymając oczy
spuszczone.
Snape
miał minę, jakby podejrzewał tu jakąś manipulację, skoro jednak
Harry nie powiedział nic więcej, nauczyciel powrócił do swojego
posiłku, ignorując czwórkę podopiecznych.
***
Jeszcze
tydzień,
powiedział Snape. Jeszcze
tydzień i wrócisz do wieży.
Perspektywa
ta napełniała Harry'ego zarazem podekscytowaniem i lękiem. Byłoby
wspaniale przebywać znów z Gryfonami, ale powrót na zajęcia
oznaczał między innymi powrót na eliksiry, i Harry nie był w
stanie się uspokoić, gdy zaczynał o tym myśleć. Cóż, trzeba
przyznać, że w tym roku naprawdę się opuścił z tego przedmiotu
i jego ojciec miał niestety rację mówiąc, że potrzeba mu więcej
zajęć praktycznych w pracowni.
Harry
miał wprawdzie wyglądać na lekcjach na niezdarnego, ale nie na
kompletnego idiotę. Ponieważ pozostał mu już tylko jeden tydzień,
postanowił zmienić nieco rozkład dnia i mniej czasu poświęcać
innym lekcjom na rzecz warzenia eliksirów w pracowni Snape'a, tych,
których powinien się nauczyć w ciągu ostatnich dwóch semestrów.
Było widać, że Draco uważał tę nagłą zmianę za zabawną, ale
Ślizgon nie komentował, tylko przynosił do pracowni swoje
podręczniki i siedział tam kamieniem, aby Harry nie warzył
eliksirów „bez nadzoru”.
Obaj
oczywiście wiedzieli, że Snape nie byłby tym zachwycony.
Harry
przygotowywał właśnie wywar usuwający kurzajki, który powinien
umieć robić już od miesięcy, gdy nagle usłyszał w głowie
dźwięk magicznego dzwonka.
Malfoy
niemal odruchowo rzucił zaklęcie Tempus
i uniósł brew ze zdziwieniem. Jak się okazało, godzina była na
tyle wczesna, że dopiero zaczynały się popołudniowe zajęcia.
-
Chyba się nikogo nie spodziewasz, co? W takim razie pójdę
zobaczyć.
Harry
oczywiście nie zaprotestował. Gdyby zostawił eliksir w połowie
warzenia, musiałby przygotowywać go potem od nowa. Po chwili jednak
usłyszał stłumiony głos Draco, wzywający go do salonu.
-
Harry? Chyba będziesz musiał mi pomóc.
Gryfon
nie mógł zignorować takiej prośby, gdyż Draco bardzo rzadko
zwracał się do kogokolwiek o pomoc. Zerknął na płyn w kociołku
i z wahaniem rzucił na niego Evanesco.
Było to lepsze wyjście niż po prostu go zostawić w chwili, gdy
osiągał stan krytyczny. Wychodząc, Harry wziął ze sobą kawałek
materiału i podążył w kierunku przyjaciela, wycierając ręce.
Tymczasem Malfoy wpatrywał się w pergamin przy drzwiach z dziwnym
wyrazem twarzy.
Partacz,
głosił napis na pergaminie.
-
Co to za Partacz? Znasz go? - zapytał Harry.
-
Yhm. Tak. - Draco odchrząknął, a jego dłonie kurczyły się i
rozluźniały nerwowo w sposób całkiem do niego niepodobny. - To
skrzat.
Harry
zamrugał, zaskoczony. Skrzaty domowe nie zwykły pukać do drzwi. Po
prostu teleportowały się tam, gdzie potrzebowały, choć kiedy
Harry się nad tym dłużej zastanowił, stwierdził, że nigdy nie
widział żadnego skrzata w mieszkaniu swojego ojca. Chłopak był
pewien, że przyszły tutaj naprawić szkody wyrządzone przez jego
Lumos,
ale równie dobrze mogły zrobić to z zewnątrz. Może ze względu
na bariery ochronne trzeba je było zapraszać do środka, tak jak
innych gości?
Nadal
jednak nie było wiadomo, dlaczego jeden z nich pukał do drzwi.
-
To skrzat Malfoyów - syknął Draco, i Harry pojął wiele rzeczy
naraz. Wiedział już, dlaczego ten konkretny skrzat musiał pukać
do ich drzwi, i dlaczego Draco wyglądał, jakby dostał pięścią
prosto w żołądek. - Harry, słuchaj... Pewnie zabrzmi to dziwnie,
ale znasz może jakiś sposób, żeby widzieć przez ściany?
-
Widzieć przez ściany? - powtórzył Gryfon.
Malfoy
zgrzytnął zębami.
-
Tak, owszem. Ten pergamin działa w przypadku czarodziejów, ale
Severus nigdy nic nie mówił o jakichkolwiek czarodziejskich
stworzeniach, nie będących ludźmi.
-
Ja nie umiem widzieć przez ściany. Może spróbujemy z twoją
zaczarowaną ramą?
-
Nie pokazuje istot czujących - mruknął Draco. - Nie to, żeby
Partacz był istotą czującą, rozumiesz...
Mimo
to podjęli próbę, ale bez skutku.
-
W takim razie zawiadomimy Severusa - oznajmił Harry, marszcząc
brwi. Wiedział, jak Snape reaguje na przeszkadzanie mu w zajęciach,
ale to zdarzenie z pewnością kwalifikowało się jako sytuacja
nadzwyczajna. Posłaniec od Lucjusza Malfoya tuż pod ich domem? -
Nie sądzę, żeby przedostał się przez bariery ochronne -
wymamrotał Harry. - Co jednak możemy przypuszczać, to że
przysłano go tu, by nas zabił...
Draco
przyłożył otwarte dłonie do drzwi.
-
Bardzo wątpię, by miał nas zamordować. No, może ciebie -
oświadczył - Matka słyszała wystarczająco wiele moich skarg na
ciebie.
Harry
wpatrywał się w niego, nic nie rozumiejąc, dopóki Ślizgon nie
wyjaśnił.
-
Potter, Partacz to skrzat mojej matki. Mam na myśli, że jest
związany z nią specjalną więzią. Było tak od lat. Prezent
rocznicowy - sarknął jadowicie. - Przedtem należał do Lucjusza,
ale teraz przyjmuje rozkazy tylko od Narcyzy Malfoy.
-
A twoja matka... czy nie uważasz, że... - Harry nie bardzo
wiedział, jak ma ubrać pytanie w słowa, choć Draco najwyraźniej
nie miał z tym problemu.
-
Nie, matka by go nie przysłała, by mnie zabił - powiedział
gorzkim tonem. - Musiałbyś ją lepiej poznać, żebyś to
zrozumiał. To jest typowa pani domu. Od kiedy pamiętam, nigdy nie
sprzeciwiła się słowem woli ojca. Jestem pewien, że kiedy
wyznaczył cenę za moją głowę, powiedziała tylko: „Oczywiście,
kochanie”, z tym swoim słodkim uśmieszkiem, ale sama nigdy by nie
podjęła takiej inicjatywy.
-
Ale jeśli to twój ojciec jej nakazał, żeby go posłała?
-
To zatrzepotałaby rzęsami i potwierdziła, że oczywiście to on
jest głową rodziny, ale Partacz jest pochłonięty znalezieniem dla
niej setki idealnych róż herbacianych, albo coś w tym stylu.
-
Aha, no dobra - odrzekł Harry, nie mogąc powiedzieć, że pojmuje,
o czym jest mowa. - No to zafiukajmy po Severusa...
Draco
nagle walnął pięścią w drzwi, a jego twarz zmieniła się w
ohydną maskę nienawiści.
-
Partacz, czego kurwa ode mnie chcesz?
-
Bariery chyba nie przepuszczają dźwięków...
Draco,
wciąż stojąc przy samych drzwiach, posłał bratu zirytowane
spojrzenie.
-
Potter, proszę cię. Przecież to skrzat, a nie uczeń! Skrzat
Malfoyów, a ja jestem Malfoyem i wydałem mu bezpośredni rozkaz!
Teraz już rozumiesz, dlaczego w tej szkole potrzebny jest lepszy
nauczyciela opieki? Przecież ty nic nie wiesz!
Jakby
na potwierdzenie jego słów zza drzwi dał się słyszeć piskliwy
głosik.
-
Paniczu Draco? Partacz przyniósł dla ciebie list.
List?
wymówił Draco bezgłośnie, patrząc na Harry'ego z konsternacją.
-
Od kogo? - krzyknął Ślizgon, obnażając zęby. Wyglądało na to,
że spodziewał się się listu od Lucjusza.
-
Od matki panicza - padła odpowiedź. - Paniczu Draco, czy Partacz
może wejść?
-
Nie, Sracz nie może wejść - wypluł Draco. - Panicz Draco cię
dobrze pamięta, ty wstrętna mała żmijo!
-
Partaczowi nie wolno wrócić do Wiltshire bez doręczenia listu...
-
W takim razie wyślij go sową i spierdalaj stąd! - wrzasnął
Malfoy.
-
Pani rozkazała doręczyć list do rąk własnych panicza...
-
No to masz pecha - odparł Draco nienawistnym tonem.
Po
drugiej stronie drzwi usłyszeli rytmiczne walenie. Bum, bum, bum, z
idealnie równymi przerwami.
Ślizgon
parsknął pod nosem i wydął pogardliwie usta.
-
Myślisz, że mnie to cokolwiek obchodzi, że rozwalisz sobie czaszkę
o te drzwi? No dalej! Dalej!
Bum,
bum, bum.
-
Draco, nie możemy pozwolić, żeby tak stał i uderzał głową w
drzwi...
-
Kto mówi, że nie możemy? - Draco odstąpił od drzwi i wytarł
ręce w spodnie, jakby sama rozmowa ze skrzatem go w jakiś sposób
skaziła. - Żałuję tylko, że nie mam pod ręką przyrządu do
łamania kciuków. Chętnie bym je wypróbował na tym cholernym
małym draniu!
Bum,
bum, bum.
BUM,
BUM, BUM.
-
Fiukam po Severusa - oznajmił Harry, potrząsając głową.
Malfoy
usadowił się wygodnie na wyściełanym krześle i przekrzywił
głowę.
-
Ależ oczywiście - odparł. - Jednak zakonotuj sobie, że nie musisz
się spieszyć. Ja tu sobie posiedzę i z rozkoszą posłucham.
-
Draco, to okrutne!
-
Harry, do diabła, zamknij się wreszcie! - wybuchnął Ślizgon. -
Nie masz pojęcia, o czym mówisz! Dorastałem pod bokiem tego
zasranego skrzata i dobrze wiem, jaki on jest. Mam szczerą nadzieję,
że padnie martwy z pękniętą czaszką!
Nagle
Harry'ego olśniło.
-
O Boże. Czy to nie on był jednym ze skrzatów, które...
eee...
Draco
zignorował pytanie i rzucił tylko:
-
To jak, idziesz wezwać Severusa? Pamiętaj, nie ma
pośpiechu.
Gryfon,
zbity z tropu przez tę nagłą demonstrację sadyzmu, nie spuszczał
przyjaciela z oka, kiedy wrzucał proszek Fiuu w płomienie,
słuchając nieprzerwanego bum, bum, bum, które zdawało się
wypełniać cały salon.
***
Okazało
się, że Snape przygotowywał się do zajęć, ale jeszcze nie był
w klasie. Na wieść o niespodziewanym gościu zafiukał do domu od
razu i zmarszczył brwi na widok Draco, który przysłuchiwał się
odgłosom zza drzwi, jakby był to najpiękniejszy koncert.
-
Każ mu przestać, żebym mógł z nim porozmawiać - rozkazał
Mistrz Eliksirów szorstko, zerknąwszy na pergamin.
-
Obawiam się, że on nie przyjmuje rozkazów ode mnie - odparł Draco
znudzonym tonem, udając, że ziewa.
-
Spróbuj, a przekonasz się, że Malfoyowie są dość wpływowi -
odrzekł Snape sarkastycznie.
Draco
machnął leniwie ręką, jak zblazowany władca oddalający sługę.
-
Ależ on się uspokoi, kiedy zemdleje. Ciekawe, jak długo to
potrwa?
-
Draco, w
tej chwili.
-
No, dobra. - Ślizgon podniósł się z krzesła i podszedł z
powrotem do drzwi. - Hej, Opierdalacz, podobno masz dla mnie jakiś
list?
Łomotanie
w drzwi ustało.
-
Czy Partacz może wejść i go paniczowi wręczyć, paniczu Draco? -
zapytał skrzat bełkotliwie.
Snape
machnął kilka razy różdżką, mrucząc pod nosem jakieś
zaklęcia. Kiedy skończył, przyzwał ze swojego gabinetu fiolkę i
spryskał eliksirem podłogę przy drzwiach, rzucając znaczące
spojrzenie w kierunku Draco.
-
Partacz, wsuń list w szczelinę pod drzwiami! - rozkazał Malfoy
jadowitym tonem.
-
Partacz nie może - zapiszczał skrzat przerażonym głosem. - Pani
zabroniła! Pani kazała oddać list do rąk własnych panicza!
Snape
zaklął cicho i odnowił bariery ochronne, które wcześniej osłabił
zaklęciami i eliksirem.
Harry
zagryzł wargę.
-
Nie sądzicie, że to może być pułapka?
Miarowy
stukot rozległ się na nowo, ale Draco nie był już w nastroju, by
się nim rozkoszować.
-
Opierdalacz, wynoś się stąd! - wykrzyknął. - Powiedz mojej
milutkiej mamusi, żeby się mną nie przejmowała! Najwidoczniej
Lucjusza kocha bardziej, więc niech razem zgniją w Azkabanie!
-
Partacz nie może... - bum
- wrócić do dworu – bum
- bez doręczenia – bum
- listu pani...
Snape
wymamrotał coś o zdolności „poradzenia sobie z każdym skrzatem,
skoro poradził sobie ze Stworkiem”. Wymierzył różdżkę w drzwi
i zwrócił się do Draco:
-
Otwórz drzwi.
Bum.
-
Oszalałeś? - oburzył się Malfoy. - Po moim trupie! A co, jeśli
zaatakuje Harry'ego?
Bum.
Snape
wyciągnął dłoń.
-
Po pierwsze - oznajmił, zaginając kciuk - skrzaty domowe nie
dysponują zaawansowaną magią ofensywną. Po drugie - zagiął
również palec wskazujący - Harry z pewnością potrafiłby się
sam obronić, a jeśli nie, to ja znam czarną magię na tyle, że
jestem w stanie unicestwić skrzata. Po trzecie, nie podoba mi się
perspektywa wypaczenia zaklęć ochronnych i maskujących, które
rzuciłem na drzwi! I wreszcie po czwarte, co powinien wydedukować
każdy Ślizgon wart przynależenia do mojego domu, chciałbym
zobaczyć ten list na własne oczy, by odgadnąć, czy Lucjusz znowu
czegoś nie knuje! A teraz, wpuść go!
Bum!
-
No dobra - wymamrotał Draco, wyciągając swoją własną różdżkę.
Rzucił Abrire
i szarpnął za klamkę tak gwałtownie, że skrzat, najwyraźniej
szykujący się do kolejnego uderzenia głową w drzwi, stracił
równowagę i rozpłaszczył się na podłodze u jego stóp. Draco
zatrzasnął drzwi, po czym uniósł nogę, przygotowując się do
kopnięcia skrzata w głowę.
-
Draco, nie! - wrzasnął Harry, przerażony, ale było już za późno.
Partacz przeleciał przez salon i walnął w ścianę. Peleryny
wiszące na hakach spadły na niego, tworząc nieforemną stertę,
lecz skrzat wyczołgał się spod nich i niepewnie podniósł się na
nogi. Rękami pomacał posiniaczone i poobcierane czoło, podczas gdy
cienka strużka zielonkawej krwi popłynęła z miejsca, gdzie
otrzymał cios. Draco patrzył na niego z sadystyczną satysfakcją w
oczach... a nawet czymś jeszcze gorszym.
-
Dość tego! - ryknął Snape.
-
To on
mnie chłostał...
-
Powiedziałem, dość - przerwał nauczyciel nieco cichszym
tonem.
Draco
rzucił mu wściekłe spojrzenie, zaciskając pięści. Uniósł ręce
zgięte w łokciach i rozstawił nogi, jakby szykował się do
walki.
Harry
odchrząknął i niepewnie położył przyjacielowi dłoń na
ramieniu. Pod cienką, jedwabną koszulą wyczuwał mięśnie napięte
jak postronki.
-
To nie w porządku go kopać - powiedział cicho. Draco tylko
parsknął pogardliwie.
-
W razie, gdyby ci to umknęło, to jestem Malfoyem! My nie jesteśmy
z tych, co nadstawiają drugi policzek! Oddaję dokładnie to, co
dostałem, a temu skrzatowi jestem dłużny całkiem niezłe lanie!
-
Możesz nienawidzić tego skrzata, ale dopóki mieszkasz pod moim
dachem, nie wolno ci go atakować! - zganił go Snape, posyłając
chłopakowi lodowate spojrzenie.
-
Masz na myśli, że jeśli go kopnę, to będę mógł mieszkać w
Slytherinie? - zadrwił Draco.
-
Nie sądzisz chyba, że cię wynagrodzę za otwarte nieposłuszeństwo.
A teraz, czy możemy wrócić do listu? Czy może wolisz nadal
folgować swojej dość gryfońskiej brawurze, zamiast skoncentrować
się na strategii?
Draco
od razu się uspokoił, przynajmniej częściowo.
-
Nie jestem Gryfonem - warknął do Snape'a, po czym zwrócił się w
kierunku skrzata, kulącego się pod ścianą i osłaniającego głowę
rękami. - No i co? Chyba miałeś dla mnie jakiś list?
-
Opanuj się - sarknął Snape. - I nie bierz listu do ręki, dopóki
ci nie pozwolę. Skrzacie, podejdź tu.
Partacz
potarł dłońmi przedramiona, jakby było mu zimno.
-
Partacz słucha tylko pani - zaprotestował, kręcąc głową.
-
Rób, co mówi, ty mała pierdoło - wypluł Draco - bo inaczej nigdy
nie wezmę tego listu i będziesz musiał prasować sobie uszy przez
całą wieczność, kapujesz? Rób dokładnie to, co mówi! To nie
powinno być trudne, przecież masz w tym wprawę, ty nędzna mała
wszo...
-
Draco, opanuj się - powtórzył Mistrz Eliksirów głosem bardziej
zrezygnowanym niż rozwścieczonym.
Malfoy
wziął głęboki oddech, próbując powstrzymać cisnące mu się
najpewniej na usta wyzwiska i groźby.
Skrzat
zawahał się przez chwilę, po czym niechętnie podszedł do
Snape'a. Mistrz Eliksirów przyniósł kawałek węgla i rzucił go
na podłogę, rozgniatając go obcasem buta na proszek.
-
Nakreśl dookoła siebie krąg, używając tego pyłu - poinstruował
skrzata. - Nie używaj magii i bacz, by nie pozostawić żadnej
luki.
Partacz
spełnił polecenie, mamrocząc coś pod nosem, a wtedy Snape zaczął
zataczać różdżką kręgi dookoła niego. Jej czubek rozjarzył
się dziwnym, ciemnoniebieskim blaskiem, tworząc w powietrzu
przejrzystą sieć zaklęć w tym samym kolorze. Nauczyciel
przypatrywał się jej przez chwilę, po czym, najwyraźniej
usatysfakcjonowany, pozwolił im zaniknąć. Harry zauważył, że
zaklęcie sprawiło, że węgiel na podłodze zniknął. Partacz
tymczasem otrząsnął się jak mokry pies i szybko odsunął się od
trzech czarodziejów.
-
Nadal jest przyporządkowany tylko Narcyzie - potwierdził Snape.
-
Ja też mogłem ci to powiedzieć - parsknął Draco. - Harry'emu
powiedziałem to już wcześniej.
-
Jeśli już raz zmieniono jego przynależność, można to było
zrobić ponownie! - fuknął Snape niecierpliwie. - A ja muszę
dołożyć wszelkich możliwych starań, by nie dopuścić, żeby
stworzenie powiązane z Lucjuszem Malfoyem przekroczyło progi mego
domu!
-
Tak, proszę
pana
- mruknął Draco pod nosem.
Nauczyciel
zignorował to i wydał polecenie skrzatowi.
-
Podejdź tutaj i wyciągnij rękę z listem.
Partacz
zbliżył się powoli, kuląc się, jakby spodziewał się ataku ze
strony Draco. Kiedy wyciągnął chudą rękę, w której trzymał
zrolowany pergamin, Mistrz Eliksirów zerknął na Malfoya.
-
Sądzę, że wystarczająco wiele razy widziałeś, jak sprawdzałem
naszą pocztę. Zobaczmy, czego się nauczyłeś.
Marszcząc
czoło, Draco rzucił na list kilkanaście zaklęć, których
zazwyczaj używał Snape do weryfikacji tożsamości nadawcy i jego
intencji.
-
To na pewno od matki - oświadczył wreszcie. - Nie wygląda na to,
że może podsłuchiwać, przynieść pecha albo... no, w każdym
razie nie zawiera jakiejkolwiek ukrytej formy magii.
Mistrz
Eliksirów sam zajął się listem, po czym kiwnął głową.
-
Trucizny - podsunął Harry.
-
Skoro skrzat może dotykać pergaminu, to znacząco zmniejsza
prawdopodobieństwo ich użycia - wytłumaczył Snape. - Nie mówiąc
o tym, że Narcyza go dotykała.
-
A nawet pocałowała - dodał Draco z dziwnie bezbronną miną.
-
Doskonale to wykryłeś - pochwalił nauczyciel, po czym zwrócił
się do Harry'ego. - Poza tym zmarli nie zdradzają tajemnic.
Gryfon
szybko pojął, że była to aluzja do chęci Voldemorta, by
pochwycić Draco żywcem. Chodziło również o to, że mieli przed
sobą wyposażonego w całkiem niezłe uszy słuchacza.
-
Mogę? - spytał Malfoy. - Nie zamierzam go dotykać.
Snape
zastanawiał się przez chwilę, po czym krótko kiwnął
głową.
Draco
westchnął i rzucił Wingardium
Leviosa.
List wysunął się z rąk Partacza i poszybował na stół. Kolejne
zaklęcie sprawiło, że się rozwinął.
-
To pismo mojej matki - oznajmił Ślizgon i zaczął czytać. -
Hmmm.
-
Draco? - odezwał się Snape.
Blondyn
podniósł na niego oczy, w których odbijało się jakieś
niezidentyfikowane uczucie, po czym rzekł szorstko:
-
Pozbądźmy się tego małego śmiecia, żebyśmy mogli o tym
porozmawiać.
-
Partacz musi poczekać! - zaprotestował skrzat piskliwie. - Pani nie
pozwoliła mu odchodzić, dopóki nie dostanie odpowiedzi!
Malfoy
wydął pogardliwie usta.
-
No cóż, nie dostaniesz żadnej odpowiedzi, jeśli nie będziesz
tańczył, jak zagramy - wycedził. - Tak, Sracz, ja wiem, że jesteś
skrzatem Narcyzy, a nie moim, ale przecież chcesz dostać tę
odpowiedź, racja? Dlaczego więc nie pobiegasz trochę po zamku i
nie znajdziesz swojego dawno nie widzianego kuzyna, co? Zobaczysz,
jak sobie radzi!
Harry
nigdy nie sądził, że skrzaty mogą blednąć, jednak skóra
Partacza zrobiła się bladozielonkawa.
-
On... jest tutaj?
Mina
Draco wyrażała czystą złośliwość.
-
A i owszem. A żebyś wiedział, jak nisko upadł. Z tego, co
słyszałem, dostaje pieniądze za swoją pracę.
Partacz
szybko zakrył dłońmi uszy i wrzasnął:
-
Nieprawda, nieprawda, nieprawda!
Harry
spojrzał na brata, zaskoczony.
-
Chyba nie masz na myśli...
-
Ależ tak - odrzekł Malfoy z mściwym uśmieszkiem. - Aczkolwiek nie
sądzę, by słowo „praca” szczególnie tu pasowało. Zgredek
głównie pałęta się po kuchni, obżera i przymierza coraz to nowe
ubrania.
-
Hańba, hańba, hańba!
- wrzeszczał Partacz, podskakując w miejscu.
-
Podobno ma całą szafę pełną ubrań - kontynuował Draco. -
Głównie szat czarodziejów. Kradnie je z pokojów, które powinien
sprzątać...
Skrzat
wydał z siebie wysoki, wściekły wrzask i machnął ręką. Ciężki,
srebrny świecznik pofrunął w jego kierunku i Partacz zaczął się
nim walić po goleniach. Każde uderzenie wyglądało, jakby miało
połamać jego chude, patykowate nogi.
-
Draco, przestań go drażnić! - strofował syna Snape.
W
tym momencie Harry stwierdził, że nie ma sensu próbować
powstrzymywać Draco. Postanowił więc pomóc skrzatowi
bezpośrednio. Klęknął przed Partaczem, wyrwał mu świecznik i
odrzucił go do tyłu, po czym złapał skrzata za nadgarstki i
przytrzymał je w stalowym uścisku.
-
To nieprawda! - krzyknął, podczas gdy Partacz ciągle się miotał
i Harry nie był pewien, czy w ogóle go usłyszał. - Zgredek
pracuje bardzo ciężko i wcale nie kradnie ubrań! Sam prawie ich
nie nosi, chodzi ubrany tylko w starą poszewkę od poduszki!
Partacz
zastygł w miejscu.
-
I tak hańba - mruknął, po czym przyjrzał się Draco uważnie.
-
Panicz Draco okłamał Partacza?
-
Draco - odezwał się Snape groźnym tonem. - Masz natychmiast
opanować sytuację.
Malfoy,
najwyraźniej zirytowany koniecznością przerwania swojego
przedstawienia, zaszydził:
-
Pewnie, że łgałem. Wątpisz w to? Przecież on
ci to wyjaśnił. Doprawdy, czy Harry Potter mógłby skłamać?
Gryfon
pomyślał, że Draco robił po prostu to, co Snape mu kazał, choć
w gniewie nie docenił znaczenia swoich słów.
-
Harry Potter! - wrzasnął skrzat i błyskawicznie pochwycił
świecznik, waląc nim Harry'ego w głowę. Okropny trzask poniósł
się echem po lochach.
-
Już nie żyjesz! - warknął Malfoy i skoczył w kierunku
Partacza.
-
Czy mam rzucić na ciebie Petrificus,
żebyś się zachowywał? - zapytał Snape, nie podnosząc głosu.
Malfoy najwyraźniej wziął jego słowa na poważnie, gdyż
zatrzymał się i gorączkowo pokręcił głową. Tymczasem Harry
niezgrabnie odczołgał się do tyłu. Partacz nie ścigał go.
Wielkie, okrągłe oczy skrzata wypełniły się łzami, kiedy
magicznie podpalił jedną ze świec w lichtarzu i zaczął oblewać
sobie stopy gorącym woskiem, wrzeszcząc przy każdej kropli
spadającej na jego skórę. - Partacz zaatakował czarodzieja! -
jęczał do siebie. - Niedobry, niedobry Partacz! To zły czarodziej,
ale Partacz i tak musi się ukarać...
Snape
westchnął ciężko z obrzydzeniem i litością zarazem, po czym
podszedł do skrzata i jednym dmuchnięciem zgasił świecę.
-
Wezwij tego Zgredka - polecił i odwrócił się z powrotem do
Partacza. - Jeśli chcesz dostać pisemną odpowiedź od Draco,
musisz robić to, co ci powiem - oznajmił. Skrzat zerknął na niego
z ukosa, a jego uszy zadrżały. - Udasz się do kuchni razem ze
swoim kuzynem i zostaniesz tam, dopóki nie wezwiemy cię z powrotem.
Nie próbuj żadnych sztuczek, gdyż Zgredek jest lojalny wobec
czarodzieja, którego przed chwilą zaatakowałeś i słucha tylko
jego poleceń.
Twarz
Partacza przybrała ciemnozielony odcień.
-
Zły czarodziej zmarnował takiego dobrego skrzata - mruknął. -
Oszukał pana, żeby dał Zgredkowi skarpetkę... - Urwał, po czym
stęknął pod nosem: - Zdrajca... - Zaraz po tym ugryzł się w
rękę, najwyraźniej karząc się za to, że obraził czarodzieja.
W
tym momencie Zgredek wskoczył z kominka do pokoju. Miał na sobie
tyle ubrań, że wydawał się stosunkowo gruby. Na głowę miał
nasadzone osiem robionych na drutach czapek, które zachybotały, gdy
skrzat popędził w kierunku Harry'ego.
-
Harry Potter wezwał Zgredka! Co Zgredek może dla pana zrobić?
W
następnej chwili Zgredek stanął przed Harrym i rozpostarł ręce,
najwyraźniej zauważywszy Partacza.
-
Harry'emu Potterowi nie stanie się żadna krzywda - powiedział
cicho.
-
Spokojnie, twój wstrętny mały kuzynek przybył tu sam - wycedził
Draco.
Skrzat
rozglądał się dookoła, najwidoczniej spodziewając się zobaczyć
Lucjusza lub Narcyzę.
-
Paniczu Draco, jak się panicz miewa? - zapytał z rezerwą.
-
Doskonale, podobnie jak Harry - odrzekł Ślizgon. Harry nie był
pewien, czy Draco chciał w ten sposób złagodzić obawy Zgredka
(którego nadopiekuńcza postawa była ostatnią rzeczą, jakiej w
tej chwili potrzebował), czy też wypowiedział te słowa wiedząc,
że zostaną one przekazane Lucjuszowi i Narcyzie.
Zgredek
wciąż stał w tej samej pozycji, osłaniając Harry'ego swoim
ciałem, dopóki Gryfon nie pochylił się nad nim i nie poklepał go
po ramieniu.
-
On jest w porządku, wiesz? Jest po mojej stronie.
Skrzat
posłał mu niedowierzające spojrzenie (prawdę mówiąc to miał
minę, jakby uważał Harry'ego za skończonego idiotę), ale opuścił
ręce i zwrócił się do kuzyna.
-
Dzień dobry, Partacz.
Partacz
zmierzył go spojrzeniem od góry do dołu, wydymając pogardliwie
cienkie wargi, kiedy jego wzrok zatrzymał się na czapkach
spiętrzonych na głowie kuzyna. Nie odpowiedział na pozdrowienie,
tylko zadarł nos i zaczął recytować gdzieś w przestrzeń:
-
Okropny, okropny, niedobry skrzat nosi ubrania!
A Harry Potter to kłamca! - Zniżył głos i wymamrotał: - Zły,
zły czarodziej! Oszukuje lepszych od siebie, żeby dawali skrzatom
skarpetki...
Harry
uklęknął, nie zapominając, że przed chwilą, kiedy był w tej
pozycji, solidnie oberwał lichtarzem.
-
Zgredku - odezwał się nagląco - proszę cię o przysługę. Chcę,
byś zabrał swojego kuzyna do kuchni i zajął się nim.
-
Co oznacza - dorzucił Snape - że nie wolno ci go tracić z oczu.
Ani na chwilę.
-
Tak, przyklej się do niego i nie pozwól mu opuścić kuchni -
potwierdził Harry.
-
Oczywiście! Skoro Harry Potter sobie tego życzy! Tak, Zgredek zaraz
wszystko zrobi, dokładnie wszystko!
Nie
tracąc ani chwili, skrzat złapał Partacza za ramię i powlókł go
w kierunku kominka.
-
Nic ci nie jest? - zapytał nauczyciel, widząc jak jego syn obmacuje
sobie głowę.
-
Nie - odparł Harry lekceważąco. - Chyba nie użył całej swojej
siły, ale i tak mam niezłego guza.
Malfoy
podszedł bliżej i obejrzał uderzone miejsce.
-
Severus powinien mi pozwolić skopać to małe gówno -
skomentował.
-
Draco, twój ojciec nie może cię już więcej skrzywdzić - rzekł
Mistrz Eliksirów cichym głosem. - Poza tym, tamto zdarzenie miało
miejsce wiele lat temu. Musisz przestać o tym myśleć. Nie możesz
sobie pozwolić na to, by tracić wewnętrzną równowagę z powodu
dawnych uraz, nawet słusznych.
Draco
opadł na sofę i ścisnął skronie rękami. W jednej z nich wciąż
trzymał list, który teraz niemal dotykał jego włosów.
-
Wiem, wiem. Kontrola impulsów i tak dalej. - Podniósł na chwilę
wzrok. - I nie nazywaj tego drania moim ojcem. To ty nim jesteś,
jedynie za wyjątkiem nazwiska, pamiętasz?
-
Pamiętam.
Draco
kiwnął głową, ale wciąż zwlekał z odczytaniem listu.
-
Eee, może mamy cię zostawić samego, żebyś mógł to przeczytać?
- zasugerował Harry. W odpowiedzi Ślizgon tylko pokręcił głową,
rozwinął pergamin, pochylił się nad nim lekko i przeczytał na
głos:
Dragon,
mój skarbie,
Wciąż
za Tobą tęsknię. Synku, wiem, że w to nie uwierzysz, ale to
prawda. Naturalnie uważam Twoje zachowanie za szokujące - zabrałeś
różdżkę tego okropnego chłopaka swojemu własnemu ojcu i udałeś
się z nią do Hogwartu, by przekazać ją największym wrogom
naszego pana. W ciągu pierwszych kilku dni miałam nadzieję, że
odzyskasz zdrowy rozsądek i powrócisz na łono rodziny. Rozumiem
też, dlaczego tego nie zrobiłeś. Twój ojciec pokazał Ci zbyt
wiele razy, że powinieneś bać się jego gniewu.
Stanęłam
po jego stronie, deklarując to publicznie, gdyż prawdę mówiąc
nie miałam innego wyboru. Zdradziłeś ideały obu naszych rodów,
co wprawiło mnie w niemałe zdumienie. Rozgniewałeś mnie, choć
nie do takiego stopnia, bym życzyła Ci śmierci. Mimo to muszę się
zachowywać tak, jakby było mi obojętne, czy Twój ojciec będzie
Cię torturował i czy Cię zabije. Mam nadzieję, iż rozumiesz, że
żaden Severus Snape nie stanie w mojej obronie, gdybym zdecydowała
się sprzeciwić Twojemu ojcu. Sama również się nie obronię, gdyż
moja moc jest niczym przy jego. Stwierdziłam więc, że najlepiej
będzie, bym żyła, gdyż może nadejść dzień, kiedy będę Ci
się mogła na coś przydać.
Skarbie,
ten dzień właśnie nadszedł. Rozpaczałam nad tym, że nie
pozostał Ci nikt, kogo mógłbyś nazwać rodziną, ale ostatnio
zdałam sobie sprawę, że byłam w błędzie. Bez wątpienia
wierzysz, że wszyscy członkowie naszych rodów stanęli po stronie
Twojego ojca, ale to nieprawda. Stwierdziłam, że mój stryjeczny
dziadek Walpurgis nie osądziłby zbyt surowo wyborów, których
dokonałeś w przeciągu ostatnich kilku miesięcy. Być może nawet
byłby dumny.
Dragon,
kochanie, wiem, że jesteś bardzo dumny, ale zniżę się do tego,
by Cię błagać, byś do niego napisał. Wystarczy zaledwie kilka
przyjaznych słów, aby wiedział, że uważasz go za członka
rodziny, mimo że nigdy się nie poznaliście. Nie pisz o rozłamie
między tobą a ojcem. Walpurgis z pewnością o tym doskonale wie.
Napisz o zajęciach, o czymś lekkim i przyjemnym, tak żeby nawiązać
między wami nić przyjaźni, która może Ci się kiedyś
przydać.
Jak
już pisałam, ogromnie za Tobą tęsknię, lecz wolę byś był
daleko, ale bezpieczny. Przekaż Severusowi, że dziękuję mu za
opiekę nad Tobą z całego serca.
-
Bez podpisu - dodał Draco, kiedy skończył czytać.
-
Masz pewność? - dopytywał Snape.
Chłopak
westchnął ciężko i lewitował list za pomocą różdżki, po czym
wyszeptał do niego jakieś zaklęcie. Nic się nie stało. Draco
westchnął ponownie i opuścił list na stolik, po czym spojrzał na
Snape'a.
-
Mam pewność. To nie tylko jej pismo. Całe list brzmi jak napisany
przez nią, zdanie po zdaniu. Poza tym... Lucjusz nie wie, że ona
mówiła do mnie „Dragon, mój skarbie”. - Ślizgon przełknął
ślinę. - Właściwie to zwracała się tak do mnie zawsze po tym,
jak Lucjusz mnie karał. On też mówił do mnie „Dragon”, ale
przestawał, kiedy był wściekły. - Draco odwrócił wzrok. - Chyba
chciała mi w ten sposób powiedzieć, że on nadal chce mojej głowy.
Jakbym mógł kiedykolwiek o tym zapomnieć.
-
A zatem pozostaje pytanie, co też Narcyza knuje - zastanawiał się
Snape.
-
Wydawało mi się, że ten list jest dość słodki...
-
Nie no, Potter, doprawdy! - zirytował się Malfoy. - List Steyne'a
też uważałeś za słodki,
czyż nie? Nie chce mi się wierzyć, by moja matka tak się
martwiła, że nie mam rodziny, by zasugerować nawiązanie kontaktu
z Walpurgisem Blackiem!
Blackiem...
Harry, rzecz jasna, wiedział, że Narcyza Malfoy pochodziła z domu
Black, ale starał się nie myśleć o tym za często.
-
Czyli ten Walpurgis to krewny Syriusza Blacka?
-
Daleki krewny - mruknął Draco, marszcząc brwi. - Słuchaj, nie mam
pojęcia, o co jej może chodzić. Nazwała go dziadkiem stryjecznym,
ale tak naprawdę jest on jakoś powiązany z bratem ciotecznym jej
dziadka. Mniejsza o to. Najważniejsza sprawa to odpowiedź na
pytanie, niby czemu miałbym do niego pisać. Mam przeczucie, że
matka coś planuje. Jestem pewien jak tego, że tu siedzę.
Snape
usiadł na krześle, założył nogę na nogę i postukał palcem w
policzek.
-
Co ty wiesz o owym Walpurgisie? Gdyż, muszę ci wyznać, mimo iż
spędziłem we dworze Malfoyów wiele czasu, ani razu nie słyszałem
tego imienia.
-
Nic dziwnego. - Draco lewitował list w kierunku Snape'a. - Nigdy się
o nim nie rozmawiało. Przyniósł rodzinie zbyt wiele wstydu. To
czarna owca. A może powinienem raczej powiedzieć „biała owca”,
biorąc pod uwagę, jacy ludzie należą do mojej rodziny. Chociaż
to też nie pasuje, bo Walpurgis był przestępcą.
Harry
czuł się coraz bardziej jak intruz, więc postanowił odejść.
-
To ja chyba pójdę do pracowni i zacznę na nowo warzyć eliksir...
- oznajmił, ale Draco złapał go za nadgarstek, siłą sadzając go
obok siebie na sofie. - No dobra, to zostanę - dokończył.
Mistrz
Eliksirów zarechotał pod nosem, lecz szybko przestał.
-
Wróćmy do Walpurgisa - rzekł. - Draco, więcej szczegółów,
jeśli można prosić.
Malfoy
kiwnął głową i milczał przez chwilę.
-
Matka napisała prawdę. Nigdy go nie widziałem . Wiem tylko tyle,
że jest jej dalekim krewnym i odwiedzała go czasem jako dziecko.
Rodzina odcięła się od niego, gdy wyszły na jaw jego pewne, hm,
ciemne interesy. No, może nie wyszły na jaw tak dosłownie, ale
rodzina się o nich dowiedziała.
-
Ciemne interesy?
Draco
posłał Snape'owi kwaśne spojrzenie.
-
Naprawdę muszę kontynuować? To było takie prymitywne, a ponadto
nie ma nic wspólnego z listem.
-
Pozwolę sobie stwierdzić, że wszystko, co pokazuje podział
istniejący między Walpurgisem Blackiem i twoim... przepraszam, i
Lucjuszem Malfoyem, jest bardzo ważne. Próbuję zebrać jak
najwięcej informacji, by ustalić, czy rzeczywiście powinieneś
kontaktować się z tym człowiekiem, jak o to prosi twoja matka.
-
No wiesz, podział
to mało powiedziane. To raczej otchłań. Jeśli to cię martwi,
Severusie, to ci powiem, że Lucjusz nie pozwala w swojej obecności
wymawiać nawet jego imienia. Ponieważ... mówiąc krótko, jest
tym, kogo nazywamy zdrajcą krwi...
-
Poślubił mugolkę? - wtrącił Harry.
Draco
roześmiał się.
-
Gorzej. Znacznie gorzej. Dawno temu obmyślił, jak podmieniać
dzieci czarodziejów i mugoli zaraz po narodzinach...
-
Co?
- wykrzyknął Gryfon, zszokowany.
-
Bądź cicho i posłuchaj. Walpurgis opracował bardzo skomplikowane
i jeszcze bardziej nielegalne zaklęcie, które czasem pozwalało
rozpoznać już kilka godzin po narodzinach, czy dziecko jest
charłakiem. Rozpoznawało też mugolaków. Oczywiście nie zawsze
działało tak jak trzeba, ale Walpurgis wykorzystywał je przez
bardzo długi czas. Dyskretnie oferował swoje usługi rodzinom
czarodziejów, za wysoką opłatą podmieniając charłaków na
noworodki mugoli, które urodziły się z czarodziejskimi
zdolnościami. Kiedy moja rodzina dowiedziała się, że Walpurgis
wprowadzał do rodów czystej krwi mugolskie podrzutki, kompletnie
się od niego odcięli. Z tego, co słyszałem, to niewielka strata.
W wojnie też nie brał udziału, przez co jego nazwisko zostało
ogólnie napiętnowane.
-
Ilu dzieciom zrujnował w ten sposób życie? - dopytywał Harry.
-
A skąd ja mam wiedzieć? Poza tym, czy ty sam nie byłbyś
szczęśliwszy, dorastając w rodzinie czarodziejów?
-
Może i tak - przyznał Harry z grymasem. - Ale czemu czystokrwiści
mieliby się na to godzić? Znaczy, oni przecież wiedzieli, co
robią, tak?
-
Och, jestem pewien, że stary Walpurgis nie miał wśród swoich
klientów zbyt wielu przedstawicieli najbardziej konserwatywnych
rodów - wycedził Malfoy. - Zrozum, Harry, że w takich rodzinach
charłaków się od razu zabija. - Gryfon aż się zachłysnął z
szoku, ale Draco zignorował to i kontynuował. - Tym niemniej wśród
wielu czarodziejów o bardziej umiarkowanych poglądach panowało
przekonanie, że ich dzieciom, które urodziły się charłakami,
lepiej będzie w świecie mugoli. Czemu miałyby przez całe życie
cierpieć z powodu niespełnienia? W zamian mogliby zaopiekować się
dzieckiem z magicznymi uzdolnieniami, które inaczej mogłoby być
szykanowane i dręczone przez mugoli. Matka wyjaśniła mi, że
właśnie tak musiał widzieć tę kwestię Walpurgis. Oczywiście
zaraz potem nakładła mi do głowy, jak wielkim błędem było
zachęcanie ludzi do opiekowania się mugolakami, którzy oczywiście
nie znali swojego prawdziwego pochodzenia i mogliby wżenić się w
jakiś stary ród czarodziejów czystej krwi.
-
Ty naprawdę uważałeś... szczerze wierzyłeś w tę... eee,
filozofię, racja?
Draco
posłał bratu spojrzenie pełne wyższości.
-
Czemu nie powiesz wprost, co myślisz, i nie nazwiesz tego bzdurą?
Jeśli syn mugolaczki potrafi przeciwstawić się Czarnemu Panu tam,
gdzie czarodzieje czystej krwi nie dają rady... Zresztą
powiedziałem ci już wcześniej, że czysta krew to nie wszystko.
-
Owszem - odparł Harry i zerknął na Snape'a, który wyglądał na
zadowolonego. - Czyli ten Walpurgis... Twoja rodzina dowiedziała
się, co on robi. Czemu nie spowodowali, żeby zamknięto go w
Azkabanie? Mówiłeś, że to, co wyprawiał, było niezgodne z
prawem.
-
Podmienianie dzieci zazwyczaj jest niezgodne z prawem - wycedził
Draco. - Zwłaszcza że ci mugole nie mieli pojęcia, że podmieniają
im dziecko. Walpurgis musiał używać zaawansowanych czarów
czyszczących pamięć, żeby to się nie wydało. Poza tym zaklęcie
rozpoznające charłaków też jest niezgodne z prawem. Głównie
dlatego, że puryści byliby zachwyceni takim wynalazkiem. To takie
niedogodne, że muszą czekać aż kilka lat, by się przekonać, czy
u dziecka wystąpią przejawy przypadkowej magii. Gdyby wiedzieli od
początku, że to charłak, mogliby się go szybciej pozbyć.
-
Twoja rodzina jest nienormalna - skomentował Harry ze
wstrętem.
Malfoy
pokręcił głową.
-
Moja rodzina jest tutaj - poprawił. - A zatem, o czym to ja mówiłem?
A tak, Azkaban. Cóż, Lucjusz naprawdę wolał nie ujawniać, że
krewny jego żony kalał w ten sposób czystą czarodziejską krew.
Czarny Pan nie byłby z tego powodu najszczęśliwszy, a poza tym
nazwisko Malfoyów okryłoby się skandalem. Dlatego rodzina to
wyciszyła. Próbowali przekonać Walpurgisa, żeby zamknął ten
interes, ale on się nigdy nimi nie przejmował. Nie wiem, czy
kiedykolwiek przestał podmieniać dzieci. Oczywiście to było wiele
lat temu. Pewnie teraz ma już tego dosyć.
-
Draco, kto ci opowiedział tę historię? - wtrącił Snape.
Ślizgon
wzruszył ramionami.
-
Lucjusz i Narcyza, oboje po trochu. Dziadkowie, ciotki, wujowie...
wszyscy ględzili w kółko o tym wielkim wstydzie. Każdy o tym
gadał, taka sprawa raczej by mi nie umknęła. Pamiętam, że były
święta, i Lucjusz wyprawiał we dworze coroczną ucztę. Ja
siedziałem na poddaszu i przeglądałem stare szkolne książki
mojej matki. Jedna z nich miała dedykację podpisaną: „Od Twojego
kochającego wujka Walpurgisa”. Poszedłem do matki i zapytałem,
kto to był ten Walpurgis. - Draco zadrżał. - Lucjusz kompletnie
oszalał. Zaczął na mnie wrzeszczeć: „Jak śmiesz wymawiać to
imię, Draco!” A potem zwrócił się do matki: „Jak mogłaś
zachować cokolwiek, czego dotykały jego plugawe ręce?” Potem
było jeszcze gorzej, bo wszyscy zaczęli dorzucać swoje teksty o
zdrajcach krwi i tak dalej, i wszyscy darli się na mnie, dopóki nie
zwiałem z powrotem na poddasze. - Chłopak wzruszył ramionami. -
Miałem jakieś sześć lat, czy coś koło tego. Matka przyszła do
mnie niedługo później i wyjaśniła mi wszystko od nowa. Chyba
zobaczyła, że byłem skołowany po tym, co usłyszałem w salonie.
- Uśmiechnął się na wspomnienie. - Dała mi ponczu z mnóstwem
gałki muszkatołowej. - Draco spojrzał na ojca i brata. - Nie mam
pojęcia, czemu miałaby chcieć, żebym napisał do Walpurgisa
akurat teraz. Nie rozumiem, jakie są jej ku temu powody, ale i tak
jestem podejrzliwy.
-
Sądzę, że powinieneś spełnić jej prośbę - orzekł Mistrz
Eliksirów. - Z pewnością Narcyza nie wyjawiła w liście swoich
motywów, ale podejrzewam, że planuje ci jakoś pomóc. Walpurgis
Black z pewnością nie należy do osób, które Lucjusz
zaangażowałby w spisek przeciwko tobie. Być może sugestia Narcyzy
nie ma nic wspólnego z Lucjuszem. Tak czy inaczej, prawdą jest, że
w przyszłości może się okazać przydatne, gdy będziesz mógł
się do niego zwrócić.
-
Poza tym - wtrącił Harry - kazała ci napisać coś o zajęciach.
Napisz, że podręczniki są nudne, a poza tym uczysz się
transmutacji łącznej. Cokolwiek knuje twoja matka, ani ona ani
Walpurgis w żaden sposób nie skorzystają z tych informacji.
-
Raczej nie - mruknął Draco.
-
W takim razie napisz list i daj mi go do przeczytanie, zanim oddasz
go skrzatowi - polecił Snape, po czym wstał i zdjął wierzchnie
szaty. - I nie będziesz go więcej atakował, fizycznie ani
werbalnie, rozumiemy się?
-
Dobra, dobra - wymamrotał Malfoy nieobecnie, lewitując w swoim
kierunku czysty pergamin. Harry orzekł, że jego brat nie potrzebuje
żadnej pomocy, więc poszedł do ojca z prośbą, by ten nadzorował
jego ćwiczenia w warzeniu eliksirów. Snape jednak odrzekł, że
poczekają z tym do pierwszego szlabanu, aby mógł poświęcić
synowi swoją niepodzielną uwagę.
Harry
był z tego nawet zadowolony, mimo że ojciec przypomniał mu o
szlabanie.
***
Tej
nocy Harry znowu śnił o Draco.
Ślizgon
siedział na sofie w salonie i przygryzał końcówkę pióra,
wpatrując się w leżący przed nim pergamin.
Wujku Walpurgisie, mamy też zajęcia z opieki nad magicznymi zwierzętami, ale ich nie lubię. Przygłup, które je prowadzi, jest półolbrzymem, nie przejmującym się zbytnio bezpieczeństwem uczniów.
Draco wyprostował się i przebiegł wzrokiem po pergaminie. Potrząsnął głową i zaklęciem wymazał z tekstu odniesienie do rasy Hagrida. Po chwili dopisał:
Chociaż
jednemu z moich przyjaciół udało się przelecieć na hipogryfie
podczas tych zajęć. Właściwie to nie był wtedy moim
przyjacielem. Uważałem go za nadętego dupka. Wydaje się, że to
było tak dawno temu. Teraz jesteśmy w doskonałych stosunkach.
Mój
ulubiony przedmiot to zdecydowanie eliksiry. Ostatnio czytałem
trochę o eliksirach pokrewieństwa i dowiedziałem się, że nie
działają one tak, jak to sobie wyobrażałem.
Obraz
zamglił się i zaczął wirować, aż Harry'ego zemdliło. Po jakimś
czasie z chaosu kolorów i kształtów wyłoniła się kolejna scena.
Harry znajdował się teraz w swojej sypialni.
Draco
leżał na łóżku, owinięty kołdrą aż po sam czubek głowy.
Mówił przez sen, i choć przykrycie tłumiło dźwięki, Harry był
jednak w stanie je rozróżnić.
-
Nie Puccini! To Verdi, ty puchoński debilu! - tłumaczył tonem
potępienia. - Doprawdy, czy tam, gdzie dorastałeś, w ogóle
wiedzieli, co to jest muzyka?
Ślizgon
zamilkł i zaczął się wiercić. Kołdra zsunęła się,
odsłaniając jego twarz. Z zamkniętymi oczami, Draco wymamrotał:
-
Pansy, chcesz cytrynowe, limonkowe czy cytrynowo-limonkowe? Jestem
zachwycony, że Bertie Bott zaczął produkować lody we wszystkich
smakach. Fasolki są nieco dziecinne, nie uważasz?
Harry
ocknął się ze snu i usiadł na łóżku. Zamrugał, otrząsając
się z resztek zamroczenia. Co to niby miało być, do licha? Sen
przebiegał według wzoru typowego dla jego jasnowidzących snów,
ale nie zawierał w sobie nic istotnego. Same błahe, wręcz głupie
szczegóły. Wyglądało na to, że Draco zdecydował się jednak
pominąć milczeniem informację o rasie Hagrida, kiedy pisał list.
Harry uznał to za sensowne, zważywszy, że cały ten Walpurgis
Black, niezależnie od swoich postępków, nie był wcale
zwolennikiem teorii o wyższości czystej krwi. Być może nawet nie
był wcale uprzedzony do półludzi tak, jak Draco. Jednak co do tej
części snu, która miała niby mówić o przyszłości... Ot, Draco
miał jakieś zwykłe sny. Popisywał się przed Puchonami i jadł
lody ze swoją byłą dziewczyną, i tyle!
Harry
był skonfundowany. Czy prorocze sny nie miały zawsze odnosić się
do rzeczy naprawdę ważnych? Bo ten zawierał jedynie same głupoty,
przez co chłopak zaczął się zastanawiać, czy jego ojciec nie
miał czasem racji. Być może wszystkie prorocze sny, które miał
ostatnio, były jedynie wytworem jego wyobraźni?
Nieświadomie
pocierając skroń, Harry skrzywił się, gdy jego dłoń natrafiła
na guza, którego Partacz nabił mu świecznikiem. Nagle jakiś
dźwięk dobiegający od łóżka Draco sprawił, że chłopak
podniósł głowę i popatrzył w tamtą stronę.
-
Nie Puccini! To Verdi, ty puchoński debilu! - sarknął Malfoy
pogardliwie, głosem przytłumionym przez otulającą go kołdrę. -
Doprawdy, czy tam, gdzie dorastałeś, w ogóle wiedzieli, co to jest
muzyka?
Draco
poruszył się niespokojnie, aż kołdra zaczęła się zsuwać,
odsłaniając jego twarz. O
nie
- pomyślał Harry.
-
Pansy, chcesz cytrynowe, limonkowe czy cytrynowo-limonkowe? - zapytał
Draco swobodnym tonem, nawet jeśli nieco zarozumiałym. - Jestem
zachwycony, że Bertie Bott zaczął produkować lody we wszystkich
smakach. Fasolki są nieco dziecinne, nie uważasz?
Harry
poczuł, jak opada mu szczęka. Tymczasem Ślizgon mamrotał coś o
lodach o smaku crème brûlée , które z wyglądu przypominały
pudding chlebowy. Harry wcale nie miał ochoty tego słuchać. Już i
tak usłyszał za dużo. Draco mówił takim tonem, jakby opinia
Pansy Parkinson była dla niego najważniejsza na świecie. Wyglądało
na to, że Ślizgon wciąż coś do niej czuje!
Niezależnie
od tego, Harry musiał go o coś zapytać, i to nie o jego życie
miłosne. Gryfon przeszedł przez pokój i potrząsnął
przyjacielem.
-
Draco! - syknął. - Draco, obudź się! No, dalej!
Wyrwany
z głębokiego snu, Draco musiał odczekać chwilę, zanim doszedł
do siebie.
-
Harry? - zapytał, podnosząc się na łokciu.
-
Słuchaj, czy ty napisałeś temu Walpurgisowi, że Hagrid jest
półolbrzymem?
Malfoy
przeczesał ręką włosy.
-
Pewnie, że tak. Na Merlina, przecież sam czytałeś ten list! Obaj
z Severusem go czytaliście, na wypadek, gdyby wymsknęło mi się
coś, co ktoś mógłby wykorzystać... - Nagle blondyn urwał, jakby
zdał sobie z czegoś sprawę. - O. To dziwne. Napisałem to, ale
potem zmieniłem zdanie. Stwierdziłem, że lepiej pominę ten
fragment... - Chłopak wyprostował się i usiadł na łóżku. -
Znowu miałeś proroczy sen, zgadza się? - zapytał kwaśno. - Czy
ja ci nie wspominałem, że mam już dosyć mieszkania pod jednym
dachem z jasnowidzem? A zatem, co tam nas czeka w przyszłości? No
dalej, Harry, nie krępuj się!
Gryfon
wzruszył ramionami i przysiadł na łóżku brata.
-
Tak, śniłem o przyszłości, i ten sen się zaraz spełnił.
Widziałem, jak gadasz przez sen coś o muzyce i lodach, a zaraz
potem to ci się przyśniło.
Draco
zmarszczył brwi.
-
Czekaj, to ty teraz widzisz, o czym śnią inni ludzie? To ci dopiero
dziwne...
-
Nie, ja widziałem tylko, że to ty o tym śnisz - tłumaczył Harry.
- Nieważne. Idź spać. Spróbuj puddingu chlebowego.
-
Słucham?
-
Już nic - odparł Harry i podszedł do swojego łóżka. Nałożył
parę skarpet i skierował się ku drzwiom.
-
No nie mów, że z każdym dziwnym snem będziesz leciał do Severusa
- zakpił Draco. - Zwłaszcza że ten już się spełnił, więc o
czym tu gadać?
-
Po prostu chcę z nim porozmawiać - odrzekł Gryfon, zatrzymując
się na chwilę przy drzwiach. - Dobranoc.
Draco
patrzył na niego dłuższą chwilę, po czym mruknął:
-
Jasne. Dobranoc.
***
-
Harry? - zdziwił się Snape, otwierając synowi drzwi. Gryfon
przełknął ślinę.
-
Eee, przepraszam, że cię budzę. To nie jest nagła sprawa, ale
obiecałem, że przyjdę do ciebie, jak tylko wpadną mi do głowy
jakieś... eee, wspaniałe pomysły na temat moich snów.
Mistrz
Eliksirów wysłuchał opowieści o ostatnim śnie syna, powoli
kiwając głową.
-
A zatem? - spytał w końcu.
-
No, to chyba oczywiste - odparł Harry, pocierając ramiona dłońmi,
aby się rozgrzać. Z wdzięcznością pozwolił, aby ojciec otulił
mu plecy kocem.
-
Tym razem przynajmniej nie zapomniałeś, do czego służą skarpetki
- zakpił Snape. - Tak, Harry, dostrzegam w twoich snach pewien
wzorzec, ale najpierw chciałbym usłyszeć, do jakich doszedłeś
konkluzji.
-
A więc tak. Myślę, że moje prorocze sny się zakończyły. Od
początku śniły mi się w prawidłowej kolejności. Każdy sen
niedługo potem się sprawdzał. Potem obudziłeś mnie, kiedy śniłem
jeden z nich, i to jakoś zakłóciło porządek. Te ostatnie, znaczy
rozwiązanie adopcji, sowiarnia, dzisiejszy sen... Wydaje mi się, że
zaczęły mi się śnić jakby od tyłu.
-
I?
Harry
przygryzł wargę i owinął się ciaśniej kocem.
-
Po pierwsze, chyba nie będę już miał wróżebnych snów. Po
drugie, to właśnie dlatego przyszedłem do ciebie... - Chłopak
wciągnął powietrze. - Tato, mój ostatni sen spełnił się zaraz
po tym, jak go wyśniłem. To znaczy, że sowiarnia będzie
następna.
Snape
oparł łokcie na kolanach i spojrzał na syna spod oka.
-
Bariery ochronne, które ustawiłem w oknach sowiarni, nie pozwolą
wypaść na zewnątrz niczemu wielkości ciała ludzkiego. Poza tym
Draco nie ma powodu, by wyjść z mojego mieszkania. Przecież miałeś
okazję go obserwować przez ostatnie kilka miesięcy. Nigdy nie
przepuści okazji, by narzekać na to, że jest tutaj uwięziony, ale
czy chociaż raz próbował złamać ustanowione przeze mnie
zasady?
Harry
widział wprawdzie, jak Ślizgon wychodzi na zewnątrz, by udowodnić,
że bariery go wpuszczą, ale postanowił o tym nie wspominać i
kiwnął głową.
-
Harry, wszystko będzie w porządku - pocieszał go Snape. -
Dzisiejszy sen był faktycznie proroczy. Czy to samo możemy
powiedzieć o śnie, w którym Lucjusz Malfoy wędruje po Francji,
mówiąc przy tym po angielsku i ostrzegając mugolaków przed
atakiem Voldemorta?
-
No... nie - powiedział Harry.
-
Być może sekwencja proroczych snów dobiegła końca, gdyż twoja
magia zdała sobie sprawę, że kilka z nich było... zdecydowanie
zbyt chaotycznych.
-
Uhm - mruknął Harry, pocierając czoło. - Chyba tak. Znaczy, może
wtedy, jak mnie obudziłeś, coś się w nich zagmatwało. Bo wiesz,
żaden z nich nie miał sensu, poza tym dzisiejszym. - Chłopak
rzucił ojcu wymuszony uśmiech. - Wiem, że nie rozwiążesz
adopcji, ale trochę to trwało, zanim w to uwierzyłem. - Westchnął.
- Możesz mi dać eliksir na ból głowy?
Nauczyciel
zmierzył go wzrokiem.
-
Naturalnie. Idź do łazienki. Pierwsza półka na lewo. Po tym, co
zrobił ci ten skrzat, najlepiej będzie, jeśli użyjesz ten w
wąskiej niebieskiej fiolce.
Harry
przystanął.
-
Czemu po prostu nie przykleisz etykiet?
-
Nie mogę pozwolić, by któryś z was, łobuzy, dowiedział się, w
której butelce jest mój szampon, czyż nie?
Gryfon
roześmiał się, czując nagły przypływ optymizmu. Był pewien, że
wszystko będzie dobrze.
Niestety,
nie miał racji.
NASTĘPNY
ROZDZIAŁ: CZARODZIEJSKI CZWARTY WYMIAR
Od
tłumacza:
Czy
są wśród czytelników tego opowiadania jacyś fani yaoi? Potrzebna
mi pomoc :)