Rok jak żaden innyd ie

ROZDZIAŁ 64. KŁÓTNIE I UGODY

- Tak, zajmijmy się wreszcie panną Wiem-To-Wszystko Granger – poparł Draco. - Czyż złożenie skargi na nauczyciela nie było paskudne z jej strony? Pewnie nie zgodziłbyś się na usunięcie jej ze szkoły, Severusie, ale gdyby tak odjąć tysiąc punktów od Gryffindoru?
Harry posłał bratu miażdżące spojrzenie.
Draco zamrugał, jakby nagle zdał sobie z czegoś sprawę, i westchnął cierpiętniczo.
- Jakie to cholernie kłopotliwe, mieć Gryfona za brata.
- Trzymaj się z daleka od punktów Gryffindoru.
- Dobra, już dobra. Zatem nie będę ci gratulował doskonałej roboty i nie poproszę Severusa, żeby dodał punkty za ten bardzo ślizgoński stek kłamstw, który wcisnąłeś magourzędniczce – wycedził Malfoy, posyłając Harry'emu spojrzenie typu: „Ha, mam cię!”
Harry oczywiście nie dał się nabrać i odparł sucho:
- Och, jaka szkoda. Połowę tych punktów dostałby Slytherin. - Draco otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale Harry był szybszy. - Poza tym moja nowa szata jest wystarczającą nagrodą.
- Gryfon – prychnął Draco. - Nasz bohater. Dokonuje jednego wspaniałego czynu za drugim, zmienia przyszłość, a w nagrodę prosi tylko o zwykłą uczniowską szatę.
- O co ci chodzi z tym zmienianiem przyszłości?
- Twój proroczy sen – odparł Malfoy szyderczo. - Ten o rozwiązaniu adopcji.
Harry przygryzł wargę, zastanawiając się nad słowami brata.
- Hmm... No cóż, dyrektor powiedział, że przyszłości widzianej we wróżebnych snach nie da się zmienić. Poza tym to, co się wydarzyło, nie miało zbyt wiele wspólnego z moim snem. Po pierwsze, magourzędniczka nie przyszła sama...
- Przecież to jasne – przerwał Draco, siadając na sofie i krzyżując nogi. - Prawdopodobnie zmieniłeś wszystko tak, że ten sen nigdy się nie spełni. Thistlethorne się o ciebie martwiła, tak? Mogłaby nawet zażądać rozwiązania adopcji czy coś w tym stylu, ale teraz już tego nie zrobi. Nigdy.
Gryfon też miał taką nadzieję, ale całkowitej pewności nie było. Czy naprawdę byłby w stanie wziąć sprawy we własne ręce i zmienić bieg wypadków tak, aby sen nie miał szansy się ziścić? Właśnie o coś takiego zapytał Dumbledore'a... Co by było, gdyby przyśniło mi się, że zginę, spadając z miotły, i gdybym przestał wtedy w ogóle latać? Dyrektor nie odpowiedział na to pytanie, ale Harry i tak uważał to za sensowne. Można było zaaranżować sprawy tak, że to, o czym się śniło, nie miało szansy pojawić się w rzeczywistości.
Nie to, żeby nadal tak strasznie przejmował się kwestią adopcji. Wiedział już, że między nim a Severusem nic się nie zmieni, bez względu na to, czy adopcja zostanie rozwiązana, czy nie. Nie mógł jednak nic poradzić na to, że częściowo nadal martwił się o Draco.
- Nie dojdzie do rozwiązania adopcji – oświadczył Snape stanowczo, posyłając synowi znaczące spojrzenie. - Twoje ostatnie prorocze sny są zwykłymi snami, co, jak sądzę, już przedyskutowaliśmy.
Cały Snape. Od razu odgadł, że Harry myśli o sowiarni.
- Dość tych bzdur – dorzucił Mistrz Eliksirów ostro. - Teraz, jak już mówiłem, zajmiemy się panną Granger.
Harry zmarszczył brwi.
- Ekhm, wiecie co, nie to żeby mi się podobało to wtrącanie się w nie swoje sprawy, ale nie bądźmy dla niej zbyt surowi. Chodzi mi o to, że w przeciwieństwie do Rona faktycznie miała jakiś powód sądzić, że dzieje mi się tu krzywda. Właściwie to w pewnym sensie moja wina. Hermiona jest na tyle sprytna, że od razu rozpoznaje kłamstwa... - Chłopak przełknął i poczuł, jak zabolało go w gardle. - Zastanawiam się tylko, kiedy zdążyła napisać tę skargę. Jakoś nie chce mi się wierzyć, by zrobiła to przed rozmową z tobą, ale czemu miałaby to zrobić potem?
Harry miał wciąż w pamięci słowa Snape'a o rezygnacji z posady w dniu, w którym nie uda mu się oszukać szesnastoletniej Gryfonki, orzekł jednak, że lepiej nie będzie przypominał ojcu tych słów.
- Najwidoczniej moje kłamstwo nie wystarczyło, by ją ułagodzić – przyznał Mistrz Eliksirów ponuro. - Powiedziałbym, że posiada ona odrażająco wysoki poziom intelektu jak na kogoś w jej wieku.
- Chyba musiała napisać skargę jeszcze przed spotkaniem z tobą, choć brak w tym logiki – stwierdził Gryfon. - Inaczej magourzędniczka nie miałaby wystarczająco dużo czasu, żeby pojawić się u nas tak szybko. Ostatnim razem przyjechała tu pociągiem, pamiętacie?
Nauczyciel pokręcił głową.
- Zasady Służby Rodzinie stanowią, że w wypadku, gdy dziecko znajduje się w potencjalnym niebezpieczeństwie, pracownicy mogę się teleportować, by przeprowadzić dochodzenie. Nie wątpię, że znaleźli się w Hogsmeade kilka minut po tym, jak skończyli czytać tę idiotyczną skargę.
- Czyli uważasz, że wypełniła dokumenty zaraz po tym, jak z tobą rozmawiała? To możliwe, jeśli kazała sowie się pośpieszyć.
Ojciec obrzucił Harry'ego gniewnym spojrzeniem.
- Chyba nie zamierzasz kazać jej przepisywać zdań, co? - zapytał Gryfon. - Ja... bez obrazy, ale czym byś to usprawiedliwił? Znaczy, nie próbowała przecież być okrutna czy coś. Technicznie patrząc, miała pełne prawo, by złożyć tę skargę.
- Od tej całej troski o Granger chce mi się już rzygać – oznajmił Malfoy grobowym głosem, przewracając stronicę.
- Choć wolałbym tego nie przyznawać, to Harry ma tutaj rację – odparł Snape, opadając na krzesło. Po chwili zabębnił opuszkami palców o stół.
- Mówisz, że Granger miała prawo złożyć skargę na temat swoich głupich podejrzeń? - wybuchnął Draco, odrzucając książkę na bok.
- Mówię, że dyrektor mógłby unieważnić każdą karę, jaką bym jej wymierzył – odrzekł Snape z irytacją. - Dlatego sądzę, iż w zaistniałych okolicznościach najlepsze, co możemy uczynić, to zaprosić pannę Granger na obiad.
- Chcesz, żeby Hermiona przyszła do nas na obiad... - powtórzył Harry, osłupiały.
- Chyba że masz jakiś inny pomysł.
Gryfon zauważył, jak ojciec zaczyna już pisać „Panno Granger” na przygotowanym arkuszu pergaminu.
- Więc jaki jest plan?
Mistrz Eliksirów zacisnął wargi.
- Niezależnie od tego, jak wielce byłbym usatysfakcjonowany, mogąc zakomunikować pannie Granger moją prawdziwą opinię na temat wywołanego przez nią zamieszania, uważam, że nie byłoby to najlepszą strategią. Co należy zrobić, to pokazać jej inną stronę naszej relacji, tę samą, która ostatecznie przekonała pana Weasleya, że jesteś bezpieczny pod moją opieką.
Harry wiedział, że lepiej nie pytać Severusa, czy tym razem też planuje śpiewać.
- Ale Ron był przekonany tylko dlatego, że zachowywaliśmy się autentycznie. Nie robiliśmy tego na pokaz. Dlatego może lepiej, i w dodatku prościej, byłoby powiedzieć Hermionie...
- Nie – warknął Snape, posyłając synowi piorunujące spojrzenie.
- Przecież ona nikomu nic nie wygada, tak samo jak Ron! Posłuchaj, przecież sam fakt, że ona dotąd nie wie nic o mojej magii udowadnia, jak bardzo godni zaufania są moi przyjaciele. Czemu tego nie rozumiesz? Traktujesz ich tak dlatego, że są Gryfonami?
- Dlatego, że są nastolatkami – wypluł nauczyciel. - Podobnie jak ty. Gdyby leżało to w mojej mocy, nigdy bym nie pozwolił Weasleyowi dowiedzieć się, że możesz topić ściany zwykłym Lumosem. Zaś co do panny Granger i reszty twoich przyjaciół, trzymaj się wersji o rugby. Koniec, kropka. Teraz zaś zdecyduj, czy chcesz asystować mi przy pisaniu tego listu, czy też nie.
Harry westchnął głęboko.
- Co masz przeciwko nastolatkom?
- Widziałem, jak się łamią podczas tortur – odrzekł Snape brutalnie.
- Ja się nie złamałem! Pamiętasz Samhain?
- Mało prawdopodobne, że kiedykolwiek zapomnę!
- I Cruciatus w czwartej klasie...
- Zgadza się, tyle że ty nie jesteś typowym nastolatkiem – warknął Snape. - Twoi przyjaciele, nieważne jak lojalni, łatwo mogą stać się celem Voldemorta. A ponieważ nie umieją się oklumować, szybko się dowie, jakie męczarnie będą w ich przypadku najskuteczniejsze. Czy wreszcie zaczynasz pojmować? Na szali leży coś więcej niż twoje naiwne pragnienie, by zdradzić przyjaciołom twój sekret!
- Dorośli też się łamią na torturach – powiedział Harry cicho.
- Owszem, i w razie gdybyś nie zauważył to przypominam, że nie chciałem żadnego z nich informować! Jedynie Albus zna całą prawdę o twojej magii, a i to wyłącznie ze względu na Zakon! Muszą oni mieć pewne poczucie na temat naszych możliwości walki z siłami zła! - Oddychając ciężko, Snape zamilkł na chwilę, pozwalając, by Harry przyswoił zasłyszane słowa. Po chwili zapytał zmęczonym głosem. - W takim razie zapraszamy pannę Granger na obiad czy nie?
- Dobrze, już dobrze – łagodził Harry i przyciągnął sobie krzesło, żeby usiąść koło ojca. Zerknął na zapisany arkusz pergaminu i zmarszczył brwi. - Po pierwsze, jeśli faktycznie mamy jej nagadać o tym rugby, musi to brzmieć trochę bardziej... hmm...
- Tak? - spytał Mistrz Eliksirów gniewnie.
- No, wiesz... Jak na razie to brzmi, jakbyś chciał ją otruć podczas tego obiadu – powiedział Harry. - Znaczy, jesteś zły i to od razu widać. A przecież chcemy, żeby się czuła swobodnie, a nie bała się zjeść cokolwiek. Mam taki pomysł – zaprośmy też Rona, żeby to wyglądało normalnie.
- Rona – powtórzył Snape, wpatrując się w syna badawczo.
- Dokładnie. Hermiona pomyśli sobie, że nie ochrzanisz jej za złożenie skargi, jeśli miałoby to oznaczać, że Ron się dowie.
- Chyba że już mu dokładnie objaśniła, jaką przemoc cierpisz jej zdaniem z naszych obrzydliwych ślizgońskich rąk – dorzucił Malfoy.
- I o to chodzi – kłócił się Harry – że Hermiona na pewno nie zdradziła nic Ronowi, bo wtedy przyszedłby tu, żeby mnie ostrzec.
- Chyba że on również uważa, że przyczyną twoich siniaków jest przemoc.
- Po tym, jak widział, że Severus mi śpiewa? - spytał Gryfon kpiąco, po czym zerknął na ojca i dodał szybko: - Miałem na myśli "nuci".
- Otóż to – skomentował Mistrz Eliksirów, zakładając ręce na piersi.
- Poza tym Ron widział przecież na własne oczy, jak się dla mnie skończyło rzucenie Lumosa – kontynuował Harry. - Jeśli nawet Hermiona by mu powiedziała, że jej zdaniem mnie bijecie, to wiedziałby, że to nie wasza wina. Zrobiłby, co w jego mocy, żeby przekonać ją, że nic złego się nie dzieje. A jeśli by mu się nie udało, od razu by mi powiedział, że będą problemy.
- Dlaczego mam nieprzeparte wrażenie, że jestem manipulowany? - spytał Mistrz Eliksirów, unosząc brew.
Harry wzruszył ramionami.
- Bo dopiero co widziałeś, jak przekonująco potrafię łgać?
- Nie byłbym zbytnio zadowolony, gdybym się dowiedział, że mój syn traktuje mnie identycznie jak jakąś głupawą magourzędniczkę z Hufflepuffu – wycedził Snape groźnie.
Harry uważał, że jego ojciec wciąż ma podły nastrój po odstawieniu krwawnicy, ale nie uważał, by było mądre powiedzieć to głośno.
- No dobrze, w takim razie nie zapraszaj Rona. Tak sobie tylko pomyślałem, że jeśli Hermiona przyjdzie tu sama, to będzie strasznie spięta.
Snape popatrywał na niego podejrzliwie, ale wyglądało na to, że ustąpi. Machnął ręką, jakby wskazując synowi, żeby ten ciągnął dalej.
- Chcesz, żeby zaproszenie wyszło ode mnie? - zapytał Harry.
- Raczej nie zamierzam sprawiać, by panna Granger czuła się aż tak swobodnie – wycedził Snape. - Szanowna panno Granger, dowiedziałem się, iż odniosła pani na pewien temat tak dalece mylne wrażenie, że czuję się zmuszony sprostować to za wszelką cenę. Zapraszam panią jutro wieczorem na obiad, abyśmy wraz z Harrym i Draco mogli przedyskutować kwestię pani ostatniej krucjaty, przeprowadzonej w celu obrony tych, którzy jej absolutnie nie potrzebują, a opartej na całkowicie błędnych przesłankach.
Harry pochylił się w przód, oparł łokcie na stole i podparł brodę splecionymi dłońmi.
- Może raczej coś w rodzaju: Szanowna panno Granger, choć jestem pewien, że bardzo się pani troszczy o Harry'ego, to są sprawy, o których nie ma pani zielonego pojęcia. Nadszedł czas, by to zmienić. Zapraszam panią na obiad, abyśmy mogli o tym porozmawiać.
Draco, siedzący na sofie po drugiej stronie pokoju, poprawił:
- Severus nigdy by nie napisał „nie ma pani zielonego pojęcia”.
- No dobra... To może „nie ma pani dokładnych informacji”.
- Jak mniemam, to wystarczy – potwierdził Snape, kiwając nieznacznie głową.
- Coś krótki ten elaborat – zażartował Harry, ale Mistrz Eliksirów się nie uśmiechnął, skrobiąc piórem po pergaminie. - Dla Rona napiszemy osobne zaproszenie?
Snape westchnął i dopisał pod spodem: Jeżeli ma pani takie życzenie, może pani przyprowadzić ze sobą Ronalda Weasleya.
- Jeśli spytalibyście mnie o zdanie, to Granger zasłużyła na coś o wiele bardziej przykrego niż obiad – warknął Draco.
- Może, ale nikt ciebie nie pyta – odpalił Gryfon, mierząc przyjaciela gniewnym spojrzeniem. - I bez obrazy, ale to wielkie szczęście, że nie zawsze dostajemy dokładnie to, na co sobie zasłużyliśmy. Nie uważasz?
Malfoy się nie odezwał, choć oczywiście zrozumiał podtekst. Przestał marudzić, ale jego ostentacyjne skupienie na czytanej właśnie książce było dowodem, że wcale nie był zachwycony perspektywą wspólnego obiadu z Hermioną Granger.


***


Następnego ranka, kiedy jedli śniadanie, sieć Fiuu uaktywniła się z szumem. Wszyscy trzej chwycili za różdżki, ale kominek wypluł tylko ciasno zwinięty rulonik pergaminu, który powoli opadł na dno paleniska. Snape rzucił na niego wszystkie zaklęcia weryfikujące, jakie Harry znał, i kilka innych, z którymi chłopak się dotąd nie spotkał. Po dłuższym czasie Mistrz Eliksirów oznajmił:
- Wygląda na nieszkodliwy.
- Może to list od Granger z odmową – zaszydził Draco.
- Może najwyższy czas, żebyś pogodził się z tym, że mogę mieć i będę miał innych przyjaciół! - odparował Gryfon.
- Jakich tam przyjaciół – mruknął Draco i, kiedy zerknął na list, który czytał Snape, wykrzyknął: - Steyne!
- W rzeczy samej – potaknął Snape i wrócił do czytania, kręcąc głową.
- Czego chce? - naciskał Malfoy.
Nauczyciel posłał mu znaczące spojrzenie i przeczytał na głos:

Szanowny profesorze Snape,
Niezwykle się cieszę, że mogłem znów pana spotkać i poznać pana syna, słynnego Harry'ego Pottera. Muszę wyznać, że byłem niezmiernie zaskoczony, gdy dowiedziałem się, iż opiekun Slytherinu go adoptował. Ponieważ pana znam, wiem, że musiał pan mieć swoje powody.
Mniemam, iż zakończenie naszej wizytacji było dla pana satysfakcjonujące? Chciałbym podkreślić, że odegrałem w tym niewielką, ale znaczącą rolę, ponieważ uświadomiłem mojej przełożonej, iż rugby jest w istocie dość niebezpiecznym sportem. Sądzę, że to właśnie moje zdanie utwierdziło ją w przekonaniu, iż cała historia jest prawdziwa.
Chciałbym wyznać, że zawsze podziwiałem pana kunszt w warzeniu eliksirów. Cieszę się, że mogłem panu pomóc w kłopocie. Ufam, że nie zapomni pan o tym w przyszłości, gdybym potrzebował kiedyś zwrócić się do pana.
Pozdrawiam,

Richard Steyne


- Jak na list, to chyba jest okej – skomentował Harry.
Draco prychnął pod nosem.
- Święta naiwności – zakpił. - Ty naprawdę nie łapiesz? To jest transakcja! Facet pomógł Severusowi i teraz jasno go ostrzega, że jeśli będzie chciał od niego w przyszłości jakiejś przysługi, to lepiej dla Severusa, żeby nie odmawiał.
- Gdzie to jest napisane?
- Wszędzie – odparł Malfoy i wyciągnął rękę po list. Kiedy Snape mu go przekazał, Draco powiedział: - Poczytajmy między słowami, dobra? Zatem jak to będzie... Zauważyłem, że chcesz nadal mieć Pottera za syna. Nie to, żebyś adoptował go, by móc bawić się w tatusia. Jesteś przecież Ślizgonem na wskroś, a to oznacza, że trzymasz przy sobie Pottera, bo jest ci do czegoś potrzebny. Pozwolę ci go mieć, ale nie z dobroci serca. Każdy głupek by odgadł, że rugby nie ma nic wspólnego z jego obrażeniami. Robisz mu krzywdę, ale nie chcesz, żeby ktoś się o tym dowiedział. Dlatego okłamałem szefową i podtrzymałem twoją wersję. Nie jestem na tyle głupi, by cię otwarcie szantażować. W końcu masz najlepszą reputację, jeśli chodzi o warzenie trucizn. W przyszłości jednak cię o coś poproszę, i wtedy pamiętaj, że jesteś mi coś winien.
Harry stwierdził, że opadła mu szczęka.
- Nie no, chyba nie jest aż tak źle, co?
Snape spojrzał na niego ponuro.
- Draco doskonale to zinterpretował. Zresztą Steyne zawsze miał osobliwą skłonność do szantażowania swoich współdomowników, kiedy jeszcze mieszkał w Slytherinie. Wygląda na to, że przeniósł ją na życie zawodowe.
- Rozumiem. - Draco kiwnął głową. - Teraz wszystko pasuje. Ślizgoni powinni być ambitni, tak? Właśnie się zastanawiałem, jakim cudem któryś z nich zgodził się wykonywać nisko płatną pracę bez możliwości awansu jako urzędnik w CSR.
- Owszem – zgodził się Snape. - Wszystko się zgadza.
- Jakbyście nie wiedzieli, to cały czas mam wrażenie, że rozmawiacie w obcym języku – wtrącił Harry. - Ślizgomowa, czy coś w tym rodzaju.
- Harry, chodzi o archiwum akt – zaśmiał się Draco. - Steyne wypracował sobie różne techniki szantażu wśród Ślizgonów w szkole, co więc dziwnego, że pierwsze co zrobił po jej ukończeniu, to znalazł sobie wygodną posadkę, gdzie przez cały dzień siedzi w biurze, w towarzystwie setek akt zawierających najbardziej osobiste informacje, jakie tylko można sobie wyobrazić.
Gryfon przypomniał sobie długi kwestionariusz, jaki Snape musiał wypełnić jako część dokumentacji adopcyjnej, i skrzywił się. Tak, to było bardzo osobiste. Pytali tam nawet o dochód i zgromadzony majątek. Nieocenione informacje dla potencjalnego szantażysty.
- Teraz już wiemy, dlaczego robił specjalizację z mugoloznawstwa. - Draco zadrżał. - Czy przypadkiem Służba Rodzinie nie zajmuje się też charłakami? Dzięki tej specjalizacji było większe prawdopodobieństwo, że Steyne dostanie tę pracę. Pewnie twierdził, że będzie mógł im lepiej doradzać.
- „Twierdzić” to słowo kluczowe w tym wypadku – skomentował Snape, rozsmarowując dżem na kromce. - Domyślam się, że skończył tę specjalizację szantażując profesorów. To by tłumaczyło, dlaczego nie miał zbyt dużo wiedzy o mugolskim świecie.
- Dzięki Merlinowi wiedział lepiej niż szantażować ciebie – odezwał się Draco.
- Och, sądzę, że jeszcze niejedno usłyszmy o Richardzie Steyne.
Harry zagryzł wargę, zaniepokojony.
- Jak myślicie, ile galeonów trzeba by mu zapłacić, żeby siedział cicho?
Ojciec spojrzał na niego z ukosa.
- Jak sądzę, Harry, to nie chce on niczego, co znajduje się w twojej skrytce. Albo w mojej, jeśli o tym mowa. Chodzi o eliksir. Jakąś truciznę. Jeszcze jej nie potrzebuje, ale czeka na swoją chwilę.
- Czy uwarzyłbyś dla niego truciznę, gdybyś mógł mnie dzięki temu zatrzymać? - wyrzucił Harry, zastanawiając się, która odpowiedź byłaby bardziej przerażająca w tym wypadku - „tak” czy „nie”.
- Nie, ale mógłbym mu jakąś podać – odrzekł Mistrz Eliksirów opanowanym tonem.
Draco roześmiał się w głos, po czym, kiedy zobaczył, jak Harry blednie, wytłumaczył szybko:
- On żartuje! Nie widzisz, że on żartuje?
- Wcale nie żartuję – powiedział Snape. - Nie traktuję łagodnie ludzi, który grożą, że rozdzielą mnie z synem, i Steyne szybko się o tym dowie, jeśli będzie na tyle głupi, by czegokolwiek ode mnie żądać.
W tym momencie list, jak gdyby usłyszał ostatnią pogróżkę, zaczął się palić i w mgnieniu oka została po nim jedynie kupka popiołu.
- Evanesco – powiedział Snape i zwrócił się do Harry'ego. - Nie zastanawiaj się nad tym. Zapamiętaj tylko tyle, że Steyne może mnie o coś prosić, i to niezbyt grzecznie, ale nie posunie się do szantażu. Nie, kiedy chodzi o mnie.
Gryfon kiwnął lekko głową. Sama myśl o tym, że jego ojciec mógłby kogoś śmiertelnie otruć, powodowała u niego mdłości. Jednak podczas współpracy z Voldemortem Snape robił przecież najróżniejsze rodzaje trucizn, czyż nie?
- Chyba twoja... reputacja czasami się przydaje – skomentował chłopak w końcu.
- Wyglądasz, jakby cię to wzburzyło.
- Eee, nie, zastanawiam się tylko, co powie Hermiona – odparł Harry, choć nie była to prawda. Chłopak wlepił wzrok w talerz i skupił się na jedzeniu, ignorując natarczywe spojrzenie Snape'a.


***


Wieczorem tego samego dnia magiczny dzwonek oznajmił przybycie gości.
- Panno Granger, panie Weasley, zapraszam do środka – rzekł Snape.
Drzwi do lochów były otwarte na oścież. Ron bez wahania przekroczył próg, ale Hermiona wciąż stała jak wryta z miną, jakby miała właśnie przejść bardzo ruchliwą i niebezpieczną ulicę. Rozejrzała się najpierw w jedną, a potem w drugą stronę. Mistrz Eliksirów, najwidoczniej zadowolony z jej wyraźnego przestrachu, wycedził ironicznie:
- Jeszcze dzisiaj, jeśli mógłbym prosić.
Dziewczyna zarumieniła się lekko i wreszcie weszła do środka.
- Czy mógłbym zaproponować jakiś aperitif przed obiadem? - zapytał Snape beztroskim tonem, wskazując gościom krzesła, na których mogliby się usadowić.
- Ognistą whisky – odparł Ron błyskawicznie.
Nauczyciel uniósł brew i spojrzał na niego z ledwo wyczuwalną kpiną.
- Jak mniemam miał to być aperitif, a nie pijaństwo na całego.
Harry stwierdził, że nie należało oczekiwać od Rona, by wiedział, co to jest aperitif – sam zresztą nie był do końca pewien – i kiedy Draco ruszył w stronę kominka, Harry był pewien, że zaraz polecą pogardliwe komentarze na temat biednej rodziny Weasleyów, której pewnie nie stać na nic więcej jak tylko zwykłą wodę.
Malfoy jednak bez słowa zmierzył gości długim spojrzeniem, po czym zwrócił się do Snape'a.
- W takim razie może zamówię coś odpowiedniego? - zapytał.
Mistrz Eliksirów przytaknął ruchem głowy.
Harry usiadł na sofie i odezwał się pogodnym tonem:
- Otóż pomyśleliśmy sobie z Severusem, że dobrze by było, żebyście zeszli tu do nas na małą pogawędkę.
- Czy był ku temu jakiś konkretny powód, Harry? - wtrąciła Hermiona ostro. Najwyraźniej nie miała zamiaru udawać, że to zwykła towarzyska wizyta.
- Tak, owszem – odparł Harry, czując, jak zaczyna w nim wrzeć złość. Próbował ją stłumić, zachowywać się dojrzale, tłumaczył sobie, że Hermiona próbowała mu tylko pomóc, kiedy posłała tę cholerną skargę... ale kiedy tylko spojrzał jej w oczy, wszystko to runęło. Widać było z daleka, że Hermiona wciąż uważała, że Snape albo Draco go krzywdzą. Harry był wściekły. - Mieliśmy wczoraj wizytę, Hermiono, z Czarodziejskiej Służby Rodzinie!
- To dobrze – miała czelność odpowiedzieć.
- Jak śmiałaś posłać skargę na Severusa!
- Hermiono? - zapytał Ron, marszcząc brwi. - O czym Harry mówi?
- O tym, że twoja wścibska dziewczyna wymyśliła sobie, że ktoś mnie tutaj bije!
- Doprawdy, Potter – skomentował Draco jedwabistym głosem, podchodząc do nich z powrotem – nie masz najmniejszego pojęcia o dobrych manierach. Zostawiam cię na dziesięć sekund, żeby zamówić napoje, a ty już skaczesz gościom do gardeł. - Zerknął na stolik, na którym po chwili pojawiła się taca. Lewitował ją w górę niedbałym ruchem różdżki i zwrócił się do Hermiony uprzejmym głosem: - Życzysz sobie Mimozę?*
- Mimozę! - powtórzyła.
- Mmm, szampan i sok jabłkowy...
- Do Mimozy używa się soku z pomarańczy, Malfoy – wtrąciła Hermiona pogardliwie.
- Doprawdy, muszę kiedyś tego spróbować – odparł Draco, kiwając nieznacznie głową. - Choć oczywiście sok pomarańczowy jest bardzo mało znany wśród czarodziejów. Muszę jednak powiedzieć, że zacząłem się do niego przyzwyczajać, od kiedy Harry ciągle go zamawia.
Harry miał nieodparte wrażenie, że Malfoy mógłby ciągnąć tę konwencjonalną rozmowę ze swoimi najgorszymi wrogami nawet przez całą noc, gdyby miał takie życzenie. Z pewnością wyćwiczył tę umiejętność podczas obiadów w ministerstwie, na które zabierał go ojciec. Tym razem jednak na nic mu się ona nie przydała. Ron i Hermiona nawet na chwilę nie odwrócili uwagi od poprzedniego tematu.
- Nie nazywaj Hermiony wścibską – zagroził Ron, posyłając Harry'emu mordercze spojrzenie, zanim zwrócił się do swojej dziewczyny: - A teraz o co chodzi z tymi bzdurami, że niby Harry'ego tu biją?
- Bywają dni, kiedy jest cały w siniakach, od stóp do głów – powiedziała Hermiona, co oczywiście było przesadą. - Przecież często tu przychodzisz. Nie mów, że nie zauważyłeś.
- Bo niektórzy – odparł głośno Harry, odpychając Draco, który podstawiał mu szklankę z Mimozą pod nos – są na tyle mądrzy, że zdają sobie sprawę, że mogą nie wiedzieć wszystkiego!
- Panno Granger - odezwał się Snape – gdy rozmawialiśmy w moim gabinecie, wyjaśniłem pani, że chcąc pomóc mojemu synowi, uczę go walki wręcz.
- Pamiętam, co mi pan powiedział – odrzekła Hermiona, patrząc nauczycielowi w oczy.
- To zrozumiałe, że była pani wzburzona, kiedy Harry nie wyjaśnił od razu skąd się wzięły jego obrażenia, ale sądziłem, że nasza rozmowa panią usatysfakcjonowała...
- Proszę pana – przerwała Hermiona z zaszklonymi oczami – nie mogę zaprzeczyć, że zaniepokoiły mnie kłamstwa Harry'ego, ale to nie dlatego posłałam skargę do Czarodziejskiej Służby Rodzinie. - Spojrzała na rozzłoszczoną minę Harry'ego. - Profesor Snape powiedział, że byłbyś zażenowany, gdyby ludzie zaczęli myśleć, że nauka mugolskich technik walki równa się utracie twojej magii na zawsze. Powiedział, że właśnie dlatego nie prosisz pani Pomfrey o pomoc, aby nikt, absolutnie nikt nie dowiedział się o waszych treningach. Miało to sens, na tyle, że chciałam wrócić i porozmawiać o tym z tobą. Naprawdę. Ale wtedy zdałam sobie sprawę, że to się nie liczy.
- No? - ponaglił ją Harry, zastanawiając się, o co jej chodzi.
- Harry... Przykro mi, że mój postępek tak cię zdenerwował. Nie miałam innego wyjścia, rozumiesz? Jeśli cała ta historia z nauką walki wręcz byłaby oszustwem, to by znaczyło, że dzieje się coś okropnego. A jeśli nawet była prawdziwa... - Dziewczyna urwała i wzięła głęboki oddech. - ...to profesor Snape powinien usłyszeć od jakiejś wyższej instancji, że posuwa się za daleko. On nie ma prawa bić cię do nieprzytomności, nawet jeśli robił to w jak najlepszej intencji.
Pojedyncza łza spłynęła po policzku Hermiony. Dziewczyna otarła ją i wpatrywała się w Harry'ego smutnym wzrokiem.
- Do nieprzytomności? - Harry zmarszczył brwi i pokręcił głową. - No co ty gadasz. Bolały mnie przez jakiś czas plecy, owszem, i upadłem całym ciężarem na ramię, miałem też kilka siniaków na szyi...
- Harry, ktoś cię przyprawił o wstrząs mózgu! - wykrzyknęła Hermiona, zaciskając pięści. - O poważny wstrząs, tak że Ron musiał zostać tu na całą noc, żeby się upewnić, czy wszystko będzie z tobą w porządku!
O nie – pomyślał Harry. - Przecież ona nic nie wie o Lumosie. Ron miał utrzymać powrót mojej magii w tajemnicy, więc powiedział jej... co to on napisał w liście? A, powiedział jej, że to się stało, zanim przyszedł do lochów, i nie wiedział, jaka była przyczyna. Hermiona wtedy się tym aż tak nie przejęła, ale w miarę upływu czasu, kiedy widziała coraz to nowe obrażenia... Dodała sobie dwa do dwóch i wyszło jej sześćdziesiąt cztery.
- Snape nie pobił Harry'ego do nieprzytomności! - wtrącił Ron z irytacją, i po chwili dodał szybko: - Znaczy, profesor Snape. On by tego nigdy nie zrobił!
Mistrz Eliksirów kiwnął lekko głową. Harry nie wiedział, czy ojciec potwierdza w ten sposób ostatnie słowa Rona, czy wyraża swoją aprobatę określenia go właściwym tytułem.
- Ron, jeszcze dwa miesiące temu ty sam myślałeś, że on... eee...
- Nigdy tak nie myślałem! - krzyknął Ron, kręcąc głową. - Byłem wtedy wściekły na Harry'ego, bo przecież nie lubiliśmy Sn... To znaczy, bo Snape nienawidził Gryfonów... Eee, to znaczy...
- Panie Weasley, to wystarczy – przerwał mu nauczyciel.
Hermiona westchnęła.
- Faktem pozostaje, że nie możesz wiedzieć, jak doszło do tego, że Harry miał wstrząs mózgu. Nie było cię wtedy tutaj.
- Ale ja byłem – odezwał się Draco i odstawił swój koktajl na stół.
- Jasne, na pewno zaufamy tobie w tej kwestii – odpaliła Hermiona. - Z tego, co wiem, to pewnie ty byłeś osobą, która pobiła go do nieprzytomności!
- Racja, to byłem ja – przyznał Malfoy, wzruszając ramionami. - Podstawiłem mu nogę i uderzył w mur. Oczywiście nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. Walczyłem za ostro. Trochę się uspokoiliśmy po tym rugby, ale chyba niewystarczająco.
- Rugby! - Potrząsnęła głową Hermiona, patrząc na Harry'ego. - Przecież to mugolski sport! Mam niby uwierzyć, że grałeś w rugby z Draco Malfoyem, który wolałby umrzeć, niż oddychać tym samym powietrzem, co mugole?
Draco zaśmiał się krótko.
- Czy mam się napić dietetycznej coli, żebyś zrozumiała, że trochę przesadzasz?
- Właśnie dlatego nic ci nie mówiliśmy! - kłócił się Harry. - Wiedzieliśmy, że nam nie uwierzysz, i mieliśmy rację. Dlatego Draco zmyślał jakieś bajki o łóżkach, miotłach i czymś tam jeszcze, dlatego profesor Snape wziął na siebie całą winę, a ty nadal nam nie wierzysz! Nawet po tym, jak Czarodziejska Służba Rodzinie zaczęła prowadzić śledztwo po twoich wymysłach! Nawet po tym, jak oczyścili nas z zarzutów!
Chłopak nagle zdał sobie sprawę, że gestykuluje bardzo gwałtownie, więc opuścił ręce i złożył je na kolanach.
- W takim razie czemu profesor Snape nie powiedział mi od razu o tym rugby? - prychnęła Hermiona.
Harry zamierzał jej powiedzieć, że Severus nie miał pojęcia nic o rugby, ale to by nie podziałało. W końcu Severus wiedział o tym, że Harry miał wstrząs mózgu. A każdy normalny rodzic w takim wypadku zadałby aż nazbyt wiele pytań.
- Bo wiedzieliśmy, że w to nie uwierzysz – upierał się Harry, rozglądając się dookoła. Potrzebował pomocy, bo nie był w stanie wymyślić nic innego. Jego umysł był jak czysta biała kartka. Do cholery – pomyślał. - Przecież bez problemu zmyśliłem historyjkę, którą łyknęła ta głupia magourzędniczka! Czemu teraz nie przychodzi mi nic do głowy?
- Poważnie, Hermiono, szkoda, że mi nie powiedziałaś o swoich wymysłach – wtrącił się Ron, zerkając na Harry'ego przelotnie. - Powiedziałbym ci, że to absolutnie niemożliwe, by profesor Snape zrobił krzywdę Harry'emu albo pozwolił na to komuś innemu. Nie jestem ślepy, też widziałem te siniaki, ale to nie powód, by się tak wściekać! Pomyślałem sobie po prostu, że trochę za mocno rozrabiali.
- Trochę za mocno?
- Przynajmniej są tego samego wzrostu – ciągnął Ron, wciąż unikając spojrzenia Harry'ego, jakby bał się, że w każdej chwili może się głupio wyszczerzyć z radości, że udało im się przechytrzyć Hermionę. - Słuchaj, może ty nie wiesz, co wyprawiają chłopcy mieszkający pod jednym dachem, ale ja wiem doskonale. Nie zrozum mnie źle. Nie podoba mi się myśl, że Harry wdaje się w małą przyjacielską rywalizację z pieprzonym Malfoyem, ale prędzej uwierzę, że o to chodziło, niż że dzieje się tutaj coś złego.
- Jak sądzę, ty sam miałeś pewnie takie siniaki, kiedy rozrabiałeś z braćmi?
- Nie, miałem gorsze – odrzekł Ron. - O wiele gorsze. Przecież mówiłem, że byli dużo więksi ode mnie. Ale Harry'emu nie dzieje się krzywda. Doprawdy, Hermiono, Czarodziejska Służba Rodzinie? To był naprawdę cios poniżej pasa. Co ty sobie u licha myślałaś?
- Może o tym – odparowała Hermiona gniewnie – że Malfoy nigdy nie miał nawet jednego zadrapania!
- W końcu Harry ma swoją dumę – warknął Draco z kpiną, podnosząc swój koktajl ze stołu. - A może raczej miał, zanim postanowiłaś ją podeptać i wgnieść w błoto. Po prostu nie chciał, żebym wciąż rzucał na niego zaklęcia lecznicze, i nie chciał też biegać do Severusa z każdym małym problemem.
- Harry, coś strasznie przycichłeś – powiedziała Hermiona, dotykając przyjaciela w ramię.
Pewnie, że przycichł. Jego myśli goniły jedna za drugą, kręciły się w kółko jak pies za własnym ogonem, tak że nie mógł ich opanować. „Pieprzony Malfoy”, powiedział przed chwilą Ron i słowa te przypomniały Harry'emu o proroczym śnie. „Przynajmniej nie będziemy się musieli przejmować tym, że ciągle przebywa w towarzystwie pieprzonego Malfoya”, powiedział Ron... a raczej powie w przyszłości. Ta część snu wciąż się jeszcze nie ziściła.
„Przynajmniej nie będziemy się musieli przejmować tym, że ciągle przebywa w towarzystwie pieprzonego Malfoya”, powie Ron, i Hermiona odrzeknie mu, że Harry będzie się winił, bo nie powstrzymał Malfoya przed opuszczeniem lochów, nawet jeśli bez magii nie miał na to żadnej szansy.
To jest to! - myślał Harry gorączkowo, czując, jak ogarnia go podniecenie. - To jest coś, co mogę zmienić! w moim śnie Hermiona wciąż nie wiedziała, że odzyskam magię. Co, jeśli jej to powiem? Będę mógł zmienić przyszłość, tak jak to mówił Draco! Sprawię, że mój proroczy sen – o ile to w ogóle był proroczy sen – nigdy nie stanie się rzeczywistością!
- Nic mi nie jest – upewnił Hermionę. Oczywiście wiedział, że Severus go za to zabije, ale nie miał innego wyjścia. Musiał to powiedzieć, i to teraz. Gdyby zaczekał z tym do wieczora i spróbował przekonać ojca, zostałby wymanewrowany tak samo jak wtedy, kiedy martwił się o Draco po tym, jak wyśnił jego śmierć.
Snape jednak nie zawsze miał rację. Wystarczy sobie przypomnieć szlaban Rona, i dziesięć tysięcy zdań. Nie wspominając już o tym, że nie udało mu się przekonać Hermiony, by przestała się przejmować obrażeniami Harry'ego.
Chopak zaczął się martwić w dwójnasób. Jeśli mógł być czegokolwiek pewien, to tego, że ostatnia seria proroczych snów coś w sobie miała. Może tego do końca nie rozumiał, ale coś musiało tam być. Przecież to nie przypadek, że śnił o rozwiązaniu adopcji, a potem Hermiona złożyła skargę do CSR. Może Draco miał rację i kłamstwa Harry'ego zmieniły ten fragment przyszłości!
Co, jeśli sen o sowiarni miałby się spełnić, i Harry byłby w stanie to powstrzymać, ale by tego nie zrobił? To by było jak powtórka ze śmierci Syriusza, tylko dziesięć razy gorsza, ponieważ wtedy zdał sobie sprawę ze swojej horrendalnej głupoty już po czasie.
To rozwiązywało cały problem. Harry nie zamierzał pozwolić Draco umrzeć. Po prostu nie.
- Posłuchaj, tak naprawdę chodzi o to, że moja magia wróciła – wypalił i z nerwów aż się zerwał na nogi. - Ale jest bardzo niestabilna i słaba. Wręcz żałosna. Jednak za jakiś czas muszę wrócić na zajęcia i Severus próbuje się tylko upewnić, że nie zostanę rozdarty na strzępy przez... eee, Ślizgonów, dlatego pojedynkujemy się, i tyle!
Boże, wściekłość Snape'a była niemal namacalna. Dałoby się ją pokroić.
Był wściekły. Bardzo, bardzo wściekły.
Hermiona posłała mu współczujące spojrzenie.
- Harry, bardzo cię proszę. Najpierw przydarzają ci się jakieś dziwne wypadki, w które nikt by nie uwierzył, potem uczysz się mugolskich sztuk walki, wtedy nagle się okazuje, że to wszystko nieprawda, bo tak naprawdę grałeś w rugby, o czym przez pięć lat nie zdążyłeś mi wspomnieć, a teraz wydało się, że tak naprawdę ćwiczysz zaklęcia, mimo iż nie masz magii? Obrażasz moją inteligencję.
Harry stwierdził, że musi poprzeć swoje słowa czynem, i wyciągnął różdżkę. Hermiona wydawała się być zaskoczona i zaciekawiona faktem, że miał ją przy sobie.
- Potter – ostrzegł go Snape groźnym tonem.
- Kazał mi nic nie mówić – oznajmił Harry. - Stąd te wszystkie historyjki, aczkolwiek prawdą było, że uczy mnie walki wręcz. Nie ma innego wyjścia ze względu na to, że moja magia jest wciąż beznadziejna. Znaczy, trudno nawet powiedzieć, że jestem czarodziejem – bełkotał. - Snape się naprawdę martwi...
- Potter, jestem w stanie mówić sam za siebie – wtrącił Mistrz Eliksirów tonem typu „nawet nie wiesz, w co się wpakowałeś”. - Natychmiast odłóż tę różdżkę!
- Przecież za parę tygodni i tak wszyscy się dowiedzą – sprzeczał się Harry, odsuwając się od ojca. - Kiedy będę już chodził na lekcje.
Zanim Snape zdążyłby podbiec do niego i powstrzymać go, Harry wskazał różdżką na pustą szklankę Rona, tak by wyglądało, że to za jej pomocą rzuca zaklęcie.
Zerknął na Sals, zwiniętą w swojej szklanej kryjówce, i odezwał się w wężomowie:
- Rozłóż ssskrzydła...
- Accio różdżka Harry'ego! - wykrzyknął Snape, wymachując swoją własną różdżką.
Jednak zanim skończył, Harry już inkantował przeciwzaklęcie. Po tych wszystkich treningach miał doskonały refleks.
- Zossstań tu, gdzie jesssteś! - rozkazał w wężomowie, zadowolony, że opracował też formuły zaklęć anty-przyzywających.
Różdżka nawet nie drgnęła w jego dłoni, jak gdyby Snape nigdy nie rzucił Accio.
Hermiona wstała chwiejnie, z dłonią przyciśniętą do ust.
- Twoje... twoje zaklęcie...
- Och, na Merlina! - zdenerwował się Draco. - Tak, jest wężomówcą. Przecież wiesz o tym już od dawna!
Wybuch wyrwał Hermionę ze stanu osłupienia.
- Harry... twoje zaklęcie było silniejsze niż jego – wykrztusiła, udowadniając tym samym, że to nie syczące dźwięki wężomowy wprawiły ją w zdumienie. Zerknęła na Snape'a po czym szybko odwróciła wzrok, jakby bała się, że jej komentarz go zirytuje.
- Eee, to wcale nie było zaklęcie – łgał Harry, zorientowawszy się ze zgrozą, że właśnie otworzył puszkę Pandory. Gorączkowo próbował coś wymyślić, cokolwiek, żeby wytłumaczyć fakt, że Accio Snape'a przegrało w starciu z jego własnym zaklęciem. Nic jednak nie przychodziło mu do głowy, więc wyjąkał tylko: - Wiesz, chodzi o to, że... yyy... Snape też ma, tak jakby, kłopoty ze swoją magią, rozumiesz? To przeze mnie, bo okazuje się, że to zaraźliwe...
- Harry, czy ja naprawdę wyglądam na idiotkę? Bo zachowujesz się tak, jakbym wyglądała, i niedobrze mi się już robi od tego!
- O Boże – jęknął Gryfon. Wszystko było nie tak. Hermiona miała się tylko dowiedzieć, że jego magia powróciła. Nie planował demonstrować, jaka była silna!
- Chcę wreszcie usłyszeć prawdę – powiedziała Hermiona z naciskiem. Kiedy Harry się nie odezwał, dodała: - Zresztą nieważne, sama mogę zgadnąć. Twoje zaklęcie było silniejsze niż jego... - powtórzyła powoli. - Zatem twoja magia powróciła, ale wcale nie jest słaba tak?
- Yyy...
Hermiona tymczasem dopiero nabierała rozpędu.
- No pewnie, że nie! - wykrzyknęła. - Twoja moc jest potężna, przypuszczam że niesamowicie potężna! Wydaje się to logiczne, biorąc pod uwagę, że musisz rzucać zaklęcia w wężomowie, która tak rzadko występuje wśród czarodziejów, bo trudno uzyskać do niej dostęp. Harry, najwyraźniej jesteś w stanie kontrolować swoją dziką magię! Czemu więc profesor próbował przyzwać twoją różdżkę? Zdajesz sobie sprawę, że pewnie wcale jej nie potrzebujesz? Jednak kiedy jej używasz, twoje zaklęcia są pewnie tak silne, że wręcz nieprawdopodobne...
- Panno Granger, dość tego! - ryknął Snape.
- Mogę się założyć, że sam wywołałeś u siebie ten wstrząs mózgu, co? - trajkotała Hermiona, nie zwracając żadnej uwagi na nauczyciela. - Pewnie nie kontrolowałeś wystarczająco jakiegoś zaklęcia? A profesor pomagał ci nauczyć się panować nad tą magią, nic więc dziwnego, że byłeś taki poobijany... Och, Harry! Tak bardzo cię przepraszam, że napisałam do Czarodziejskiej Służby Rodzinie! Nigdy bym tego nie zrobiła, gdybyś mi powiedział... - Urwała i odsunęła się o krok od Snape'a. - Ojej. To miała być tajemnica. I teraz jesteś w tarapatach...
- W tarapatach, ale nie w niebezpieczeństwie – warknął Mistrz Eliksirów. - Chyba że postanowisz wysłać kolejną skargę traktującą o tym, jak ogromnie się martwisz faktem, że ojciec Harry'ego nie jest w stanie zażegnać niewinnej rodzinnej sprzeczki bez uciekania się do pomocy różdżki, a może i pięści?
- Nie, proszę pana – odetchnęła Hermiona, wzdrygając się z lękiem. - Nigdy tak o panu nie myślałam! Uważałam, że... prawdę mówiąc, uważałam, że to Malfoy bije Harry'ego. Właśnie tego można by się po nim spodziewać. Nigdy wcześniej nie widziałam, żeby Harry był tak zastraszony. Malfoy kazał mu się zamknąć i Harry posłuchał go bez słowa! To było alarmujące!
Harry westchnął i zerknął na ojca, który wciąż miał tak posępną minę, że chłopak zadrżał.
- Draco wiedział po prostu, że lepiej dla mnie, bym był posłuszny ojcu. Za każdym razem, kiedy kazał mi się zamknąć, chciał mi tylko pomóc.
Ron tego nie skomentował, choć po jego minie był widać, że ciężko było mu przełknąć myśl o Malfoyu, który próbował być pomocny.
Harry zmarszczył brwi. Wciąż pamiętał o uwagach przyjaciela na temat „pieprzonego Malfoya”, a teraz jeszcze doszło wyznanie Hermiony o tym, jak szybko posądziła Ślizgona o stosowanie przemocy, dlatego musiał coś wyjaśnić.
- Słuchajcie, kiedy mówiłem, że niebawem wracam na zajęcia, to była prawda. Będziemy więc widywać się częściej, dlatego musimy coś ustalić. Nie możecie wciąż obgadywać Draco, jasne? Wiem, że go nie znosicie, ale czy wam się to podoba czy nie, on też jest moim przyjacielem.
Ron prychnął z odrazą, ale nie kontynuował tematu.
- Hermiono - odezwał się zamiast tego – Harry sam spowodował ten wstrząs mózgu. Wiem o tym, bo byłem tu wtedy i widziałem, jak to się stało. Miałem nie zdradzać, że jego magia wróciła, dlatego powiedziałem ci, że nie wiem, jak do tego doszło.
Hermiona odwróciła się do Snape'a, marszcząc w zamyśleniu brwi. Harry widział, że poważnie się zastanawia nad zadaniem nauczycielowi jakiegoś pytania, lecz w końcu jej ciekawość zwyciężyła.
- Panie profesorze, ja nie bardzo rozumiem. Czemu żądał pan, by trzymać informację o stanie Harry'ego w tajemnicy? Jeśli niedługo wraca na lekcje, to i tak się dowiemy, że odzyskał moc.
Snape wyprostował się i zadrwił:
- Nie przejmowałem się tak bardzo tym, iż moglibyście się dowiedzieć o fakcie, że jego magia powróciła. Co natomiast zamierzałem utrzymać w jak najgłębszym sekrecie to to, jak bardzo jest potężna.
- Aha... - Dziewczyna kiwnęła głową. - No tak, strategia. Nie chcemy, by śmierciożercy dowiedzieli się zawczasu, jakimi zaklęciami Harry dysponuje. Dlatego planował pan, żeby Harry ukrywał to w możliwie najwyższym stopniu. Wężomowy raczej nie ukryje, ale prawdziwa siła jego zaklęć... no, i bezróżdżkowa magia. Lepiej tego wszystkim nie demonstrować...
- Jeśli skończyła już pani popisywać się swoją inteligencją – warknął Snape ostro – to proponuję wrócić do zasadniczego problemu, jaki Harry stworzył przez wyjawienie wam tajemnicy!
- Jakbyśmy mieli komukolwiek to wygadać! - wykrzyknęła Hermiona, a Ron dorzucił szybko:
- No właśnie! Nie powiedziałem nawet jej! To chyba wyjaśnia, że jestem godzien zaufania!
- Kiedy będą was torturować, możecie nie okazać się już tacy pewni siebie – wypluł Snape. – Chyba że zastosujemy Obliviate...
- O Boże! Błagam cię, nie znowu – stęknął Harry. - Po prostu nie będziesz usatysfakcjonowany, dopóki nie zobliviatujesz przynajmniej jednego ucznia, co?
- Nigdy tego nie sugerowałem! - zbeształ go Snape. - A ty masz szczęście, że nie chciałem rzucić Obliviate na ciebie! Sądziłem, że ze wszystkich ludzi właśnie ty powinieneś wiedzieć najlepiej, jak bardzo Voldemort i jego służalcy rozkoszują się zadawaniem... jak to nazwałeś? Tortur z piekła rodem? Nie wspominając o tym, że dysponują tuzinem innych środków zdobywania informacji!
Ron zerknął na Snape'a, potem na Harry'ego i znowu na Snape'a.
- Eee, panie profesorze... Co pan zrobi Harry'emu po tym, jak wygadał się Hermionie?
- To moja sprawa, jak mniemam – warknął Mistrz Eliksirów groźnie.
- Tak tylko pytałem – pisnął Ron.
Draco odchrząknął ostentacyjnie, a kiedy Snape spojrzał na niego, chłopak oświadczył cicho:
- Nie jestem pewien, czy to dobry moment, ale pomyślałem sobie, że tylko was poinformuję... Podano obiad. - Chłopak wskazał ręką w kierunku stołu, na którym czekały na nich serowe suflety.
Harry kiwnął głową, rozpaczliwie próbując rozluźnić atmosferę.
- Pewnie, zjedzmy coś – zgodził się, starając się wyglądać na rozentuzjazmowanego, choć tak naprawdę wiedział doskonale, że dręczące ssanie, jakie czuł w żołądku, nie jest spowodowane głodem. Właściwie to czuł, jakby najadł się pyłu – gardło miał wysuszone na wiór. Snape tymczasem nie ruszył się z miejsca. Nie zerknął nawet na stół, wciąż sztyletując syna wzrokiem.
- To może najpierw napijemy się wina – zaproponował Draco aksamitnym tonem. Nalał alkohol do kieliszka i wręczył go Snape'owi. Ten zignorował chłopaka, więc Malfoy zapytał tylko: - Galliano?
- Nie bądź idiotą – wycedził nauczyciel. - Sądzisz, że jestem jakimś mugolem, którego możesz otumanić alkoholem, żeby się zrelaksował?
Draco wzruszył ramionami i nalał wina Hermionie, potem Ronowi i Harry'emu, a na końcu sobie.
- Usiądziemy do stołu?
Harry niepewnie postąpił w tamtym kierunku, z trudem powstrzymując się, by nie wybuchnąć histerycznym śmiechem, gdy Draco postanowił zademonstrować swoje nieskazitelne maniery, odsuwając dla Hermiony krzesło. Ron rzucił mu mordercze spojrzenie, lecz dziewczyna zdawała się być zbyt zaszokowana niedawnymi rewelacjami, żeby zwrócić na to uwagę.
Snape wciąż piorunował ich wzrokiem, więc nikt nie odważył się dotknąć obiadu, dopóki gospodarz do nich nie dołączy. Ten jednak nie miał takiego zamiaru. Z pogardliwym prychnięciem obrócił się na pięcie i ruszył do swojego gabinetu.
Harry przełknął ślinę.
- Chyba powinienem pójść go przeprosić.
- Pozwól że zacytuję pewnego mądrego człowieka – powiedział Draco, podnosząc kieliszek do góry, jakby wznosił toast. – Nie bądź idiotą. Daj mu przynajmniej trochę czasu, żeby się uspokoił. A tak w ogóle to jest ci naprawdę przykro?
- No... nie – przyznał Harry.
- Tym bardziej nie wywołuj wilka z lasu – doradził Ślizgon i powiódł spojrzeniem po gościach. - Cóż tam? Nie róbcie z tego ceremonii. Jedzcie. Dostaniemy jeszcze o wiele więcej. Krewetki w sosie winegret, odświeżające mango, kurczak w maśle z kumkwatów...
- Nie mogę jeść – przerwał Harry żałosnym tonem, odkładając widelec i opierając zwieszoną głowę na rękach.
- Harry, już to ustaliliśmy – zganił go Malfoy niecierpliwie. - Nie będziesz się głodził za karę. Severus się na ciebie wściekł, ale bywał wściekły już dawniej i załatwiliście to między sobą. Spróbuj się rozluźnić i zjedz coś.
Hermiona spróbowała sufletu.
- To naprawdę bardzo dobre – oznajmiła, jakby próbując go zachęcić.
- No – przytaknął Ron. - Dalej, Harry, jedz.
Chłopak przełknął odrobinę dania.
- Napij się też wina – naciskał Draco.
- Malfoy, nie jesteś jego piastunką – burknął Ron.
Hermiona przekrzywiła lekko głowę.
- Ron, on chyba znów próbuje pomagać.
- Dokładnie – odrzekł Draco.
- Ja też próbowałam pomóc – rzekła Hermiona cicho. - Harry, co ja mam zrobić? Naprawdę myślałam, że robią ci krzywdę i potrzeba tu czyjejś interwencji.
Harry tylko westchnął.
- Nie sądzisz, że mógłbym samemu wysłać sowę do CSR, gdyby było mi tu źle?
Hermiona zagryzła wargę.
- No, wiem, że mógłbyś, ale nie uważałam, byś to zrobił. Myślałam, że skoro tak bardzo chciałeś mieć rodzinę, że zgodziłeś się, by profesor Snape cię adoptował... no to zrobisz wszystko, żeby mieć go przy sobie. Wydaje mi się, że jesteś trochę... hm... zdesperowany.
- A ty jesteś trochę natrętna, trochę wścibska, trochę... - Harry urwał i potrząsnął głową. - Nie chcę się kłócić.
Ron zgarnął do ust ostatni kawałek sufletu, zanim się odezwał.
- Hermiono, Harry nie pozwolił na adopcję, bo był zdesperowany. Nie widziałaś ich w takiej sytuacji, jak ja. Kiedy Harry zranił się podczas wybuchu magii, Snape był... no, zachowywał się jak każdy tata. Martwił się. I opiekował Harrym.
- Snape – powtórzyła Hermiona tonem pełnym zwątpienia. - Opiekował się Harrym. Harrym Potterem.
Draco posłał Ronowi surowe spojrzenie, jakby przestrzegając go, by nie ważył się wspomnieć o śpiewaniu.
- Dokładnie tak – odparł rudzielec. - Jak myślisz, czemu zmieniłem zdanie na ten temat? Harry ma się tutaj bardzo dobrze, naprawdę, i nie potrzeba sprowadzać tu Czarodziejskiej Służby Rodzinie, aby się o tym przekonać! On dostaje to, czego mu potrzeba, i nie możemy mówić mu, że to źle, tylko dlatego, że jest w to wmieszany Snape.
Malfoy był zbyt dumny, by skomentować wypowiedź Rona na głos, ale stuknął swoim kieliszkiem o jego, jakby wznosił toast.
- Dlaczego akurat Snape? - drążyła Hermiona. - Każdy by cię adoptował, Harry, kogokolwiek byś zechciał!
Harry spojrzał przyjaciółce w oczy.
- Hermiono, ja kocham Severusa. Bardzo go kocham. On mnie rozumie, dobrze mnie traktuje i nie chcę żadnego innego ojca.
- Ty go nie kochasz! Jesteś tylko chorobliwie przywiązany, bo zajmował się tobą po Samhain, kiedy byłeś w tak okropnym stanie!
- A ty czemu kochasz swoich rodziców? - odezwał się Ron, gestem nakazując Harry'emu, by ten nie przerywał. - Bo zajmowali się tobą, kiedy byłaś mała! Bo zawsze mogłaś na nich liczyć! Z Harrym jest tak samo, tylko że on zaczął później. A poza tym czemu Harry ma się przed tobą usprawiedliwiać? Powinnaś się cieszyć, że na szczęście wreszcie dostał to, co my mieliśmy od początku! Ale ty chcesz zamiast tego zmienić jego uczucia i przekonać go, że są złe. Moim zdaniem masz niezły tupet!
- Ronaldzie Weasley, jak śmiesz...
- To tak, jak ze skrzatami! - przerwał Ron. - One są szczęśliwe! Kochają swoje życie! Nie mogłyby być szczęśliwsze, a ty próbujesz zmusić je do wolnego życia, którego nie chcą i nie będą potrafiły się w nim odnaleźć! A teraz starasz się, żeby Harry znów został sierotą! Na jaja Merlina, Czarodziejska Służba Rodzinie? Ja przynajmniej, nawet kiedy byłem tak samo nieprzejednany jak ty, nie próbowałem spieprzyć życia Harry'ego aż do tego stopnia!
Hermiona siedziała w milczeniu, zamyślona.
- No dobrze – oznajmiła lekko niezadowolonym tonem. - Rozumiem. Harry jest szczęśliwy.
- Byłem – zaznaczył Harry – dopóki nie zaczęłaś wtykać nosa w nasze sprawy, co się skończyło moim nieposłuszeństwem. A teraz tkwię w niezłym szambie. Cóż, Hermiono, wielkie dzięki.
Dziewczyna wyglądała na bardzo przybitą, i Harry orzekł, że dobrze jej tak, choć wiedział, że to co powiedział nie było całkiem sprawiedliwe. W końcu miał przecież swoje powody, dla których zdradził jej prawdę o swojej magii.
- Powiedziałam, że cię przepraszam...
- No tak, ale przepraszasz za to, że napisałaś do CSR, czy za to, że traktowałaś mnie jak przygłupa, który sam nie wie, co robi?
Hermiona przełknęła z wysiłkiem.
- Chyba za to i za to – odparła ledwo słyszalnym szeptem.
- To dobrze – rzekł Harry. - Chcę, żeby tak zostało. Ma ci być przykro, bo kiedy wrócę do wieży, nie chcę słyszeć, jak źle mówisz o moim ojcu. Znaczy, możesz narzekać na punkty, które zabiera Gryffindorowi albo poziom trudności sprawdzianów z eliksirów. Wiem, że nie jest doskonały, ale to wciąż mój ojciec.
Dokładnie w tym momencie resztki sufletów zniknęły ze stołu, a w zamian pojawiły się małe naczynia w kształcie muszli, wypełnione zapowiedzianymi wcześniej krewetkami w sosie winegret. Harry jęknął pod nosem.
- Proponuję, żebyśmy skrócili obiad – powiedział Malfoy.
- Zgadzam się – potaknęła Hermiona i odsunęła krzesło od stołu. Ron też wstał, ale wciąż zerkał na swoją porcję z utęsknieniem.
- To kiedy wracasz na lekcje? - zapytał Ron.
- Jak tylko będę w stanie lepiej kontrolować zaklęcia.
- Dobry pomysł po tym Lumosie.
- Więc to Lumos wywołał u ciebie wstrząs mózgu? - Hermiona pokiwała głową. - Czyli to on zniszczył książki profesora, racja?
Draco podszedł do drzwi i otworzył je przed gośćmi. Kiedy Hermiona zbliżyła się do niego, wyciągnął ramię, jakby chciał ją zatrzymać, choć jej nie dotknął.
- Jesteś doprawdy inteligentna. Harry mówił, że nazwano cię najmądrzejszą czarownicą w twoim wieku. Posłuchaj, uważam że nie miałaś prawa się wtrącać i nienawidzę sposobu, w jaki wciągnęłaś w to wszystko Czarodziejską Służbę Rodzinie, ale mimo to... przepraszam, że nazwałem cię beczącą krową.
Hermiona cofnęła się odruchowo z wyrazem szoku na twarzy. Po dłuższej chwili doszła do siebie na tyle, że odrzekła:
- Malfoy, to owce beczą. Ale... przyjmuję twoje przeprosiny.
- Przykro ci też, że nazwałeś ją szlamą? - wtrącił Ron gniewnie, niezbyt uszczęśliwiony tą wymianą zdań.
- Przykro mi, że nią jest – odparł Draco spokojnie, a Ron rozsierdził się jeszcze bardziej.
- Draco – fuknął Harry, wstając od stołu. - Znowu to samo. Mówiłeś, że nie skupiasz się już tak bardzo na...
- Miałem na myśli jedynie to, że wiele drzwi pozostaje przed nią zamkniętych, czy się to komuś podoba, czy nie – wycedził Ślizgon wyniośle.
- Jasne – warknął Ron, zaciskając pięści, i szybko zagarnął Hermionę ramieniem, wypychając ją na korytarz.
Gdy tylko zamknęły się za nimi drzwi, Ślizgon chwycił Harry'ego za łokieć i poprowadził go z powrotem do stołu.
- Wiem, że chcesz iść do Severusa, ale najpierw powinieneś coś zjeść. Nie będzie zadowolony jak mu powiem, że znowu się głodzisz.
No – pomyślał Harry – lepiej go więcej nie wkurzać. Chłopak wsunął do ust kawałek krewetki i próbował się nią delektować. Czuł się, jakby gardło miał wypełnione trocinami, ale po chwili kwaskowy smak dotarł do jego kubków smakowych.
- Czemu przeprosiłeś Hermionę? - zapytał.
Draco uniósł brew.
- Czyżbyś zapomniał o naszej umowie? Powiedziałem, że ją przeproszę, kiedy tylko przyzna, że myliła się co do ciebie i Severusa.
Harry nabrał na widelec kolejny kawałek.
- Nie powiedziała wprost, że się myliła.
- Wprost może nie – wzruszył ramionami Draco. - Nie chciała znów wywoływać wilka z lasu. A ja nie chciałem, byś myślał, że nie dotrzymuję danego słowa.
- Jesteś Ślizgonem. Dotrzymujesz słowa tylko wtedy, gdy leży to w twoim interesie.
- Cóż, rozumiesz chyba, że doskonale zdaję sobie sprawę, co ostatnio leży w moim interesie. Ale wiesz, nawet gdybyś nie był zapowiedzianym zbawcą świata, i tak bym stanął za tobą. Bo wiesz... A, niech to szlag. To takie puchońskie, ale i tak to powiem. Teraz, jak już cię poznałem, okazało się, że jesteś całkiem fajny. No, przeważnie. Z pewnością nie pragnąłbym twojej śmierci.
- O jak wspaniale – wycedził Harry, w zdecydowanie lepszym nastroju. - Przeważnie mnie lubisz i nie pragniesz mojej śmierci. Doceniam twoje zaangażowanie. Rozważałeś może, żeby zarabiać na życie wypisując teksty na kartkach okolicznościowych?
- Chciałem, żebyś wiedział, że nie jestem po twojej stronie tylko dlatego, że jesteś tak szkaradnie oszpecony – zażartował Draco, wpatrując się w bliznę Harry'ego widoczną spod grzywki.
- Wiem o tym – przyznał Gryfon. - Jesteśmy braćmi.
Odłożył widelec i zdał sobie sprawę, że zjadł ponad połowę swojej porcji. Czuł się po tym zdecydowanie lepiej, choć wiedział też, że niebawem uczucie to szybko przeminie.
Nadszedł czas, by zmierzyć się z ojcem.


***


- Wejść – polecił Snape krótko na dźwięk nieśmiałego pukania do drzwi gabinetu. Już to jedno słowo brzmiało odstraszająco, a zrobiło się jeszcze gorzej, gdy Harry wszedł do pomieszczenia, zamknął za sobą drzwi i przycupnął na skraju krzesła. Mistrza Eliksirów siedział za biurkiem, nachmurzony i najwyraźniej wściekły, i Gryfon miał nieprzyjemne uczucie, że przeniósł się w czasie kilka miesięcy wstecz. Zapowiadało się, jakby zaraz miał dostać burę, a potem szlaban.
Oczywiście było to głupie. Nauczyciel nigdy by go nie sprowadził do swojego prywatnego mieszkania, żeby dać mu szlaban.
- Pomyślałem sobie, że przyjdę i pana przeproszę - odezwał się Harry.
- Nie, jeśli nie jest ci naprawdę przykro – warknął Snape i, widząc spojrzenie syna, dodał jadowicie: - Co ci po całej tej mocy, skoro nie starcza ci umiejętności logicznego myślenia na tyle, by zorientować się, że zaklęcia wyciszające na drzwiach mojego gabinetu działają tylko w jedną stronę? Tak, słyszałem was!
Harry poczuł się zażenowany tym, co nagadał Hermionie o tym, jak bardzo kocha ojca. Snape nie sprawiał wrażenia, jakby to usłyszał, ale jednak...
- Naprawdę jest mi przykro, że nie jestem lepszym synem – wypalił Gryfon. - Nie chciałem być nieposłuszny. Nawet nie próbowałem. Trzymałem się tej wersji z rugby...
- Dopóki nie postanowiłeś, że masz już dość okłamywania swoich najdroższych przyjaciół – wypluł Mistrz Eliksirów wściekle. - Nic dziwnego, że nalegałeś, by Weasley też przyszedł! Wiedziałem, że coś knujesz! Na Merlina, powinienem był posłuchać mojego instynktu!
- Nic nie knułem, kiedy zaproponowałem, by zaprosić też Rona! - bronił się Harry. - Naprawdę sądziłem, że on mi pomoże...
- Powiedziałbym, że okazał się bardziej pomocny niż się spodziewałeś, popierając historię z rugby. - Ależ zimny był ten głos. Mroził do szpiku kości. - Czyżbyś miał nadzieję, że wspomni o Lumosie, gdy dojdziemy do tematu twoich obrażeń? Jednak tego nie zrobił, pozostało ci więc tylko wyznać prawdę wprost, wbrew moim rozkazom!
- Musiałem jej powie...
- Czyżbyś sobie nie przypominał, jak mówiłem, iż nie zamierzam godzić się na kłamliwe traktowanie za strony mojego syna?
- No to mnie ukarz! - krzyknął Harry.
- Z pewnością to zrobię – obiecał Snape z ponurą miną.
- Ale cię nie okłamałem – upierał się Gryfon. - Nie posłuchałem cię, ale nie kłamałem! I muszę ci powiedzieć, czemu cię nie posłuchałem. Boże, te drzwi są na pewno chronione?
- Oczywiście, że tak, ty głuptasie. Przecież są zamknięte! Jeszcze tego nie pojąłeś? Mogłem was słyszeć, ale wy nie usłyszelibyście ani jednego dźwięku.
- Rozumiem, ale możesz sprawdzić?
Nauczyciel posłał mu gniewne spojrzenie, ale wziął różdżkę i machnął nią w powietrzu, po czym skinął głową.
- Dobrze. - Chłopak wziął głęboki oddech. - Chciałem uratować Draco przed upadkiem z sowiarni.
- Ty naprawdę odczuwasz przymus ratowania ludzi – zaszydził Snape. Jego głos przybierał na sile z każdą chwilą, podczas gdy Mistrz Eliksirów pochylał się w stronę chłopaka, jak smok mogący w każdej chwili zionąć ogniem. - Co do cholery mają wspólnego twoje słowa z zamkową sowiarnią?
Chłopak nie mógł nic poradzić na to, że odchylił się gwałtownie do tyłu, uciekając przed atakiem tej przerażającej furii. Jego plecy zabolały, protestując przeciw nadmiernemu wychyleniu. Nawet przez gruby sweter czuł ozdobne guziki na tapicerce krzesła, wpijające mu się w ciało.
Ten odruch wywołał coś w jego ojcu.
- Och, na Merlina! Skoro nigdy cię nie uderzyłem, nawet gdy jeszcze nie byłeś moim synem i panna Granger nas nie szpiegowała, to z pewnością nie zrobię tego teraz!
- Nie myślałem, że to zrobisz – odparł Gryfon, czując, że robi mu się niedobrze. - Po prostu przestań krzyczeć, dobra? Chociaż na pięć sekund. Naprawdę zamierzałem cię posłuchać i uważałem, że Ron pomoże mi wykiwać Hermionę. No i to właśnie zrobił. Dlatego chciałem, żeby tu przyszedł. Ale kiedy powiedział to o „pieprzonym Malfoyu”, zdałem sobie sprawę, że w moim ostatnim proroczym śnie...
- Ten sen nie był proroczy!
- Posłuchaj – powiedział chłopak z naciskiem i przysunął krzesło do biurka, zdeterminowany by się więcej nie cofać, nawet jak Snape znowu wrzaśnie. - Już od dawna chciałem móc coś zrobić, żeby zmienić to, co widziałem w moich snach. Tak, żeby się nigdy nie spełniły. Dumbledore mówi, że to niemożliwe, a w każdym bądź razie to zasugerował...
- Twoje pięć sekund już dawno minęło.
Słowa były dość spokojne, choć głos Snape'a nadal był zirytowany.
- Będziesz mnie słuchał czy nie? - zapytał Harry, przyglądając się ojcu. - Bo jak nie, to po prostu wyznacz mi karę i miejmy to już za sobą.
- Chciałeś zmienić przyszłość – westchnął Snape, odchylając się do tyłu i stukając palcami w blat. - Cóż dalej?
Harry odetchnął z ulgą.
- Po prostu nagle w środku rozmowy przypomniałem sobie, jak w moim śnie, proroczym czy nie, Hermiona powiedziała, że nie mam magii! I wtedy sobie pomyślałem, że jak jej powiem prawdę, to Draco nigdy do tej sowiarni nie pójdzie. Skoro będzie wiedziała o mojej magii, nie będzie mogła powiedzieć, że jej nie mam. Sen się nie spełni, i Draco nigdy nie umrze! - Harry umilkł i zarumienił się. - No, kiedyś tak. Ale jeszcze nie teraz.
- A zatem życia Draco ma dla ciebie większą wartość niż życie panny Granger? - zakpił Snape. - Wielce interesujące. Rzecz jasna widziałem obu moich synów przysięgających sobie braterską lojalność, ale nigdy bym nie podejrzewał, że wziąłeś to sobie tak bardzo do serca. I dlatego, jedynie z powodu tej teorii, postanowiłeś zdać pannę Granger na łaskę oprawców Voldemorta, jednym z których jest nie kto inny, jak Lucjusz Malfoy! Czy wspominałem już, że jej mugolskie pochodzenie nie będzie działało na jej korzyść?
Harry zdenerwował się, że ojciec ma czelność wytoczyć ów argument przeciw niemu.
- To nie moja wina, że Hermiona dowiedziała się wystarczająco dużo, by zaczęli ją przesłuchiwać po tym, co legilimenci wyczytają z jej umysłu! - odpalił. - Może nie zauważyłeś, ale próbowałem jej tylko powiedzieć, że moja magia, choć powróciła, to jest wciąż ekstremalnie słaba! Dokładnie to samo miałem mówić innym uczniom po powrocie na zajęcia, tak? Kazałeś, żebym wyglądał na słabeusza, żebym rozsiewał plotki, że ledwo jestem w stanie się obronić! Co to by była za różnica, gdyby Hermiona usłyszała to odrobinę wcześniej, co? Ale ty postanowiłeś przyzwać moją różdżkę i cały plan spalił na panewce! Niby co to miało znaczyć? Chyba nie chciałeś, żeby się dowiedziała, że rzucam zaklęcia bez różdżki!
- Moje Accio miało na celu zaradzić twojej głupocie! Harry, nie zamierzam się godzić na łamanie moich rozkazów!
- Ale to by niczemu nie zaszkodziło, gdybym pokazał jej jakieś beznadziejne zaklęcie lewitujące! Wszystko by było w porządku!
- Harry – odezwał się Snape grobowym głosem. - Masz silną tendencję, by wierzyć, iż jesteś niepokonany. Ogółem nie jest to zła cecha. Pewność siebie podczas walki jest często kluczem do zwycięstwa. Jednak masz tylko szesnaście lat i twój osąd często bywa mylny. Tak też jest w tym wypadku. Błędnie zinterpretowałeś swój sen. Pamiętaj, że ja go również widziałem.
Coś w przyciszonym tonie głosu Snape'a sprawiło, że Harry wstrzymał oddech.
- Błędnie zinterpretowałem?
Snape skinął głową.
- Kiedy panna Granger powiedziała: „Będzie sobie wmawiał, że powinien powstrzymać Malfoya przed opuszczeniem mieszkania Snape'a! Co z tego, że bez magii i tak nie byłby w stanie tego zrobić”, minęła się z prawdą.
- Co takiego?
- Skłamała, ty głupi dzieciaku. Naprawdę powinieneś zwracać większą uwagę na subtelności w mowie i wyrazie twarzy. Kłamała, by inni Gryfoni wciąż sądzili, że twoja magia nie wróciła, choć wiedziała doskonale, że tak nie jest!
- Nie, to przecież śmieszne. To jest...
- Doprawdy? Uważasz, że nie jestem w stanie rozpoznać kłamstwa? Większość mojego życia spędziłem w towarzystwie ludzi, którzy mówią jedno, mając na myśli drugie. Każdy Ślizgon ma to we krwi, podobnie jak Draco potrafił od razu wyczytać prawdę z kwiecistych słów Steyne'a. Harry, przypomnij sobie, ile lat grałem przed Voldemortem zaangażowanego zwolennika, choć w rzeczywistości byłem szpiegiem. Żyję do dzisiaj, bo potrafię przejrzeć każdą manipulację!
Gryfon przygryzł wargę.
- Wiedziałeś, że Ron nie myślał tak naprawdę że... coś mi robisz, zanim on sam zdał sobie sprawę, że to złość podsunęła mu te słowa... - Podpierając się na łokciu, Harry zapytał: - Czyli odgadujesz, że Hermiona we śnie kłamała mówiąc, że nie mam magii? Tylko na podstawie tonu jej głosu?
- Tonu, gestów, mimiki, spojrzenia – wyjaśnił Snape. - Nie wspominając o wiele mówiącej reakcji pana Weasleya. Od razu zaczął cię bronić mówiąc, że to nie była twoja wina, iż Draco poszedł do sowiarni. Zupełnie jakby wiedział, co panna Granger musiała sobie myśleć – że to mogła być twoja wina. Że powinieneś móc go powstrzymać, mając do dyspozycji twoją potężną magię, której istnienia oboje byli doskonale świadomi!
Harry poczuł, że wnętrzności podchodzą mu do gardła. W jednej chwili zdał sobie sprawę z tego, co zrobił. Gwałtownie wciągnął powietrze i przycisnął dłonie do brzucha.
- O Boże – jęknął. - To nieprawda, chyba nie masz na myśli, że... Nie, to niemożliwe.
- Wręcz przeciwnie – oznajmił Mistrz Eliksirów bezlitosnym tonem. - Próbując powstrzymać twój sen przed spełnieniem się, dokonałeś czegoś odwrotnego! Sprawiłeś, że twój sen może się bez przeszkód ziścić! I być może nawet tak się stanie!
- Ja... przepraszam! - wykrzyknął Harry, i tym razem naprawdę odczuwał skruchę.
- Co twojemu bratu po przeprosinach, kiedy zostanie z niego mokra plama po upadku z wysokości trzystu stóp!
Chłopak poczuł coś kwaśnego w gardle. Niemal zwymiotował, zanim udało mu się przełknąć to z powrotem. Bleee. Przyrzekł sobie, że już nigdy więcej nie weźmie krewetek do ust.
- Porozmawiajmy zatem o tym, czemuż to postanowiłeś skazać Draco na okropną śmierć – zagaił Snape konwersacyjnym tonem, choć spojrzenie jego czarnych oczu było lodowate. - Dlatego, iż zdecydowałeś o wyższości twojego olśniewającego pomysłu, który, muszę dodać, był w mojej ocenie mniej niż mądry? Czyż dyrektor z tobą o tym nie dyskutował? Czyż nie powiedział ci, że prorocze sny zawsze się sprawdzają i nie można temu zapobiec? Ale on ma przecież sto czterdzieści lat więcej doświadczenia niż ty. Co on może wiedzieć?
- On nie wyjaśnił tego zbyt dokładnie... - bronił się Harry, choć powinien wiedzieć lepiej i wcale się nie odzywać.
- Nie wyjaśnił, czyż tak? Czy to twoja dyżurna wymówka, którą podajesz za każdym razem, gdy nie zamierzasz słuchać starszych? Z tego co pamiętam, użyłeś podobnych słów na usprawiedliwienie swojej żałosnej porażki w opanowaniu oklumencji, gdy po raz pierwszy zacząłem cię jej uczyć! Ty jednak wtedy również wiedziałeś lepiej niż dorośli, zgadza się?
- Ale on nie wyjaśnił – upierał się Harry, zdeterminowany nie dać się wciągnąć w dywagacje na temat błędnych metod nauczania Snape'a podczas pierwszych lekcji oklumencji i tego, do czego jego porażka doprowadziła w przypadku Syriusza. - Panie profesorze, ja go zapytałem wprost, co się stanie, jeśli zrobię coś, wskutek czego sen się nie spełni, i nie odpowiedział mi na to pytanie!
Snape patrzył na niego dłuższą chwilę i wreszcie poprawił:
- Severusie. Albo ojcze. Albo tato. Nawet jeśli jestem rozgniewany, nadal jestem twoim ojcem.
Harry wiedział o tym, ale doceniał, że Snape powiedział to głośno i to w środku kłótni. Chłopak skinął głową.
- Co do Albusa, przypuszczalnie wolał nie kusić losu – ciągnął Mistrz Eliksirów grobowym tonem. - Albo też sądził, że jesteś zbyt młody, by dogłębnie pojąć koncepcję paradoksu. Odważę się stwierdzić, że teraz już pojąłeś. Próby odwrócenia losu tylko go przypieczętowują. Jednak to nie tylko Albusa zlekceważyłeś w tej kwestii, Harry. Poleciłem ci w sposób jasny i klarowny, że masz nie poruszać tematu twojej nowo odzyskanej magii z panną Granger. I czemuż to? Czyżby to było możliwe, że ja również mam więcej doświadczenia niż ty? Choćby w rozpoznawaniu, kiedy ktoś kłamie?
Gryfon przełknął ślinę.
- To dlatego kazałeś mi nic nie mówić? Bo wiedziałeś, że ona w moim śnie zdawała sobie sprawę z powrotu mojej magii, a ty chciałeś się upewnić, że niczego się nie dowie? Próbowałeś odwrócić los, choć uważasz to za niewykonalne?
- Nie powiedziałem, że tak uważam. To słowa Albusa.
- Wcale nie! - wypalił Harry. - Gdyby tak było, nie wysłałby nas wtedy w przeszłość żebyśmy mogli uratować Hardodzioba od ścięcia, a Syriusza od pocałunku dementora... - Chłopak zamilkł, kiedy zdał sobie sprawę, czego nagadał. O kurczę...
- Ja go zabiję, zanim to wszystko się skończy! – zagrzmiał Snape, wstając i przemierzając gabinet długimi, niecierpliwymi krokami. Przez okropną chwilę Harry sądził, że nauczyciel ponownie przeżywa wściekłość z powodu ucieczki Syriusza, ale Snape kontynuował: - Dał ci zmieniacz czasu? Dał zmieniacz czasu trzynastolatkowi i wysłał go do lasu, gdzie hulał wilkołak? Po prostu znakomicie!
- No i zmieniliśmy przyszłość – podsumował Harry, wstając i podchodząc do ojca, który zatrzymał się przy kominku.
- Zmieniliście teraźniejszość – poprawił Snape. - Poza tym nie mówimy w tej chwili o zmieniaczach czasu, lecz o proroczych snach. Jeśli istotnie przepowiadają one raz na zawsze przypieczętowaną przyszłość, wykorzystanie zmieniacza czasu nic by tu nie dało. Po prostu napotkałbyś jakiś inny paradoks.
- Ty jednak myślisz, że bieg przyszłości można zmienić, i nawet próbowałeś tego dokonać – podsumował Gryfon ponuro. - I ja wszystko schrzaniłem.
- Rozumiesz teraz, czemu byłoby nieraz korzystne, byś rozważył postępowanie zgodnie z radami starszych od ciebie? - spytał Mistrz Eliksirów ironicznie.
- I co, Draco teraz zginie? - rozpłakał się Harry. - Z mojej winy! Skończy tak, jak Syriusz! To będzie tak, jak wtedy z oklumencją, ty mi mówiłeś, ale ja nie słuchałem! Spieprzyłem wszystko i Draco umrze przeze mnie, prawda?
Mężczyzna wpatrywał się w niego przez długą chwilę.
- Powinienem powiedzieć „tak” - powiedział opryskliwym tonem. - Taki zresztą był początkowo mój zamiar. To miała być twoja kara. Po twoim otwartym nieposłuszeństwie w zupełności zasłużyłeś na to, by święcie wierzyć, że będziesz winny śmierci Draco. Tylko że... - Snape odwrócił wzrok. - Okazuje się, że nie jestem w stanie zrobić czegoś takiego mojemu synowi.
Harry spojrzał na niego zapuchniętymi oczami i przetarł mokre policzki.
- Że co? - zapytał, widząc wyraźnie jak zmienia się wyraz twarzy Snape'a.
- Już i tak winisz się za wiele rzeczy, które tak naprawdę nie są twoją winą. Nie mogę dokładać ci więcej ciężarów, zwłaszcza nie tego rodzaju.
- Ja nie... Co masz na myśli?
- Draco nie umrze, ty głupi dzieciaku. Zupełnie zapomniałeś o pewnej kluczowej sprawie: absolutnie nie wierzę, by twoje ostatnie sny były prorocze.
Gryfon poczuł, że kręci mu się w głowie. Zbyt wiele możliwych kierunków, w jakich mogła potoczyć się przyszłość, zbyt wiele absurdów i paradoksów, a na dodatek wszystkie z nich tak sprytnie zafałszowane i ubrane w mylące słowa, że sam nie wiedział już, gdzie prawda się kończy ani gdzie się zaczyna. Pojął z tego tylko tyle, że zdołał wydukać:
- Ale... powiedziałeś, że miałem nie mówić Hermionie o mojej magii, bo nie chciałeś dopuścić, by ten sen się spełnił. Skoro kłamałeś, żeby mnie ukarać, to czemu nie pozwalałeś mi powiedzieć jej choć tyle, że moja moc wróciła, ale jest bardzo słaba? Przecież i tak by się o tym dowiedziała, kiedy wróciłbym na lekcje.
- Nie kłamałem, żeby cię ukarać – zaprzeczył Snape i wziął dłonie syna w swoje. Harry stwierdził z zaskoczeniem, że ręce ojca są bardzo ciepłe, i dopiero wtedy poczuł, że jego własne są niemal zlodowaciałe. - Nieco... przesadziłem, jak sądzę. Prawdą jest, iż chciałem, byś przestał tak kurczowo trzymać się własnych przekonań i jasno zobaczył, co może wyniknąć z bezmyślnego szarżowania. Prawdą jest również, iż po tym, kiedy ujrzałem w myślodsiewni scenę, w której panna Granger wydawała się wiedzieć doskonale o kondycji twojej magii i starała się ukryć ten fakt przed swoimi współdomownikami, zrozumiałem, że mógłbym spróbować pokierować biegiem spraw w taki sposób, by sen nigdy nie miał szansy się ziścić.
- W takim razie wierzy pan, że mój sen był proroczy? Znaczy, wierzysz, ojcze?
- Nie. - Mistrz Eliksirów pokręcił głową, tak że zakołysały się zwisające wokół jego twarzy kosmyki. - Nie wierzę i nie wierzyłem nawet przez jedną chwilę. Jednak poszedłem do sowiarni i rzuciłem tam dodatkowe zaklęcia zabezpieczające; uznałem również, że nie zaszkodzi spróbować ochronić Draco także w ten sposób. Nie wierzę, by twój sen przepowiadał przyszłość. Biorę jednak pod uwagę, że mogę być w błędzie. - Nauczyciel westchnął. - Sądziłem, że dotrzymanie tajemnicy przed panną Granger kilkanaście dni dłużej będzie dość proste. Potrzeba nam było tylko tyle. Twój sen wskazywał jasno, że wypadki w nim przedstawione powinny zajść zanim wrócisz do wieży Gryffindoru.
- To pozwól mi przeprowadzić się tam już dzisiaj – błagał Harry. - Nawet, jeśli nie wierzysz w ten sen. Ja chyba też nie wierzę, ale... tak na wszelki wypadek.
- Nie jesteś gotów, by tam wracać – oznajmił Mistrz Eliksirów, ściskając dłonie syna. - Kocham was obu, jak doskonale wiecie. Nie mogę zaryzykować, że spróbujesz ocalić Draco, ani że on spróbuje ocalić ciebie. Poza tym, jeśli twój sen jest w istocie wróżebny, to dzisiejsze wypadki udowodniły aż nazbyt wyraźnie, że próby zmiany losu są bezowocne. Twoja przeprowadzka do wieży stworzyłaby kolejny paradoks i zaistniałaby jakaś inna możliwość, żeby sen się spełnił w każdym szczególe.
Harry nie mógł powstrzymać drżenia.
- Tato, dlaczego nie wyjaśniłeś mi tego zawczasu, nawet jeśli musiałbyś mi tłumaczyć to wszystko o paradoksach? Znaczy, przecież sam powiedziałeś, że lepiej sobie radzę, kiedy mam więcej informacji.
- Nie miałem sformułowanego żadnego planu, jak to nazwałeś, zanim nasza rozmowa nie dobiegła końca – warknął Snape.
- Ale i tak mogłeś mi powiedzieć...
- Nie, Harry, nie mogłem. Już i tak byłeś zafiksowany na tym śnie i niewiele brakowało, byś opowiedział o nim Draco. Nie chciałem tego i sam wiesz, czemu. Zaś co do mojego planu w związku z panną Granger, w ogóle nie uważam, by twój sen przepowiadał śmierć Draco. Mój mały spisek powstał, tak jak sam powiedziałeś, na wszelki wypadek.
Harry zadrżał, dreszcze wstrząsały całym jego ciałem. Snape podszedł do jednej z szafek i odsunął coś na bok, po czym wyjął małą fiolkę.
- Eliksir rozgrzewający – wyjaśnił. - Wygląda na to, że go potrzebujesz.
Kiedy Harry wypił eliksir, zakręciło mu się w głowie i poczuł gwałtowny przypływ gorąca w całym ciele. Ledwo był w stanie podejść do fotela i bezwładnie osunąć się na niego.
- Mocny – przyznał, dysząc lekko.
- Być może wystarczyłby teraz eliksir oparty na standardowej formule – skomentował Snape, przyglądając się synowi badawczo.
- Chyba tak – potwierdził Harry. - A przynajmniej jeśli chodzi o ten eliksir, bo eliksiry uzdrawiające, które zażywam, są w porządku.
- A to ciekawe.
Harry nie był tym faktem specjalnie zainteresowany, a jeszcze mniej miał ochotę zajmować się kolejnym tematem, który poruszył Snape.
- Co do twojej kary, zlekceważyłeś moje polecenie, okazałeś nieposłuszeństwo, a nawet posunąłeś się tak daleko, że wystąpiłeś przeciw mnie, kiedy próbowałem cię powstrzymać – oznajmił Mistrz Eliksirów ponurym tonem. Harry zerknął na niego lękliwie.
- Myślałem, że chciałeś mnie ukarać, dając mi do zrozumienia, że Draco zginie przeze mnie.
Snape spojrzał na niego pogardliwie.
- Tak miało być, ale nie byłem w stanie podtrzymać tego kłamstwa dłużej niż dwadzieścia sekund, czyż nie? Mam nadzieję, że nie staję się zbyt spolegliwy po adopcji ucznia z Gryffindoru. Tak czy inaczej nie ma to obecnie nic wspólnego z twoją karą. A zatem...
Dziesięć tysięcy zdań – pomyślał Harry. - Nie, sto tysięcy...
- Ćwiczenia z warzenia eliksirów, jak mniemam – oświadczył nauczyciel. - Wiem, że ta perspektywa nie ucieszy cię w najmniejszym stopniu. Ponadto już za długo nie bierzesz udziału w zajęciach praktycznych.
- Ale w szóstej klasie jest dużo eliksirów z zaklęciami – marudził Harry. - Przecież wiesz, jak długo nie mogłem rzucać żadnych zaklęć. Nawet zwykłe eliksiry nigdy nie lubiły, żebym je warzył, kiedy nie miałem dostępu do mojej magii.
- Te trudności mamy już szczęśliwie za sobą – odparł Mistrz Eliksirów chłodno. - A zatem w każdą sobotę do... powiedzmy do końca semestru. Dzięki temu zastanowisz się dwa razy zanim mnie nie posłuchasz po raz drugi.
- A co z wyjściami do Hogsmeade?
- Konieczność pozostania w zamku tylko wzmocni lekcję, której najwyraźniej musisz się nauczyć.
- Wcale nie – zaprzeczył Harry. - Słuchaj, a może będziemy negocjować? W te weekendy, w które wypadnie Hogsmeade, będę warzył w niedzielę. Co ty na to?
Snape zmierzył go długim spojrzeniem.
- Jeśli już mamy negocjować – rzekł w końcu – musimy uściślić pewną kwestię. Za moim pozwoleniem będziesz mógł zamienić soboty na niedziele, lecz najpierw muszę być zadowolony z twojego zachowania w ogólności i z twoich postępów w warzeniu w szczególności.
- A co wspólnego mają moje postępy z tym, czy będę warzył w soboty czy w niedziele?
- Motywacja jest bardzo ważna, zwłaszcza w przypadku Gryfonów bardziej zainteresowanych życiem towarzyskim niż zrobieniem użytku z możliwości, jakie daje kosztowna edukacja w Hogwarcie.
- Czekaj, ja tu płacę sam za siebie! - zdenerwował się Harry, po czym nagle opadł jak przekłuty balon. - A, no tak...
- Owszem, opłata czesnego należy teraz do moich obowiązków – kiwnął głową Snape. - I tak powinno być, nie zamierzam jednak pozwolić na marnowanie moich pieniędzy, czy to jasne? W każdą sobotę będziesz tu przychodził warzyć, dopóki nie pozwolę ci na zmianę tego planu.
- Po prostu chcesz się upewnić, że będę się jak najczęściej widywał z Draco – rzucił Harry, wciąż podirytowany tym, że negocjacje nie poszły po jego myśli. - Pewnie nie wierzysz w to, co powiedziałem, że będę was odwiedzał!
- Skoro tak sądzisz, możemy warzyć w szkolnej pracowni...
- Nie, po co – fuknął Harry. - Będę przychodził tutaj. Będziesz miał za swoje, jak coś mi nie wyjdzie i spowoduję tutaj jakąś eksplozję.
Snape miał czelność zarechotać na te słowa.
- Jeśli dojdzie do czegoś takiego, sobotnie wyjścia do Hogsmeade będą dla ciebie tylko wspomnieniem. Mógłbym nawet stwierdzić, że potrzebujesz ćwiczyć przez całe lato, trzy dni w tygodniu. Nie pozwolę, by któryś z moich synów był niekompetentny w tej dziedzinie.
- Na sumach dostałem z eliksirów powyżej oczekiwań, o czym doskonale wiesz, tato!
- Standardowe Umiejętności Magiczne – zaznaczył Snape szorstko. - Z naciskiem na "Standardowe". Ja natomiast mówiłem o prawdziwym warzeniu, co najmniej na poziomie owutemów. I jeszcze jedno. Musisz mi coś obiecać, i masz tej obietnicy dotrzymać, rozumiemy się? Przyrzeknij, że jeżeli przyjdą ci do głowy jakiekolwiek wspaniałe pomysły dotyczące twoich snów, najpierw zgłosisz się z nimi do mnie, nie podejmując żadnych działań na własną rękę. Czy to jasne?
- Eee, no, dobra, ale co jeśli nie będzie na to czasu? Znaczy, jeśli to będzie nagła sytuacja i ktoś zginie w mojej obecności, bo nie zrobię tego, co podpowie mi intuicja?
- Ach tak, negocjacje – fuknął Mistrz Eliksirów. - Postawmy zatem pewien warunek. Przyrzekniesz mi, że przyjdziesz do mnie natychmiast, o ile nie zajdzie nagła i wyjątkowa sytuacja mogąca decydować o życiu i śmierci. Masz jednak przyjść do mnie natychmiast, a nie przemyśliwać w samotności, czekając aż okoliczności nie zmuszą cię do działania!
- Jasne – odparł Harry i stwierdził, że obietnica powinna brzmieć bardziej uroczyście. - Miałem na myśli, Severusie, że tak zrobię. Możesz być pewny.
Ojciec zmierzył go spojrzeniem od góry do dołu.
- Przyrzeknij. Przyrzeknij na honor Gryffindoru.
- Przecież uważasz honorowość Gryfonów za bzdurę! - wykrzyknął Harry. - Peter Pettgirew, i tak dalej.
- Twój honor to nie bzdura. Można by rzec, że jednym z twoich największych potknięć jest nadmierna honorowość. W tym wypadku jednak nie będę się tym przejmował i zrobię z tego odpowiedni użytek. A teraz, Harry, przyrzeknij.
- No dobra – warknął Harry, zirytowany. - Przyrzekam na mój honor jako Gryfona, na wszystko co sam Godryk uważał za cenne, że przyjdę do ciebie jak tylko zaczną mi chodzić po głowie jakieś pomysły odnośnie moich snów.
- Adekwatnie, nawet jeśli nieco sarkastycznie – skomentował Snape.
Przed koniecznością odpowiedzi ocaliło Harry’ego pukanie do drzwi. Mistrz Eliksirów machnął różdżką i kiedy się otworzyły, Draco niepewnie wsunął głowę do środka.
- Wszystko w porządku?
- A czego się spodziewałeś? Kompletnego chaosu? - zadrwił Snape. - Harry’emu nic nie jest, aczkolwiek zadziwia mnie fakt, iż poczułeś się zmuszony to sprawdzić wiedząc, że jest ze mną. - Nauczyciel ostentacyjnie zerknął na jednego syna, a potem na drugiego. - Nie mogę się jednak sprzeciwiać temu, że chcesz ochronić brata. W końcu uciekłeś się do raczej puchońskich sposobów, by upewnić go, że ostatnio nawet nieźle znosisz jego obecność.
Draco zaróżowił się na twarzy, mrucząc pod nosem:
- A tak, bariera jednostronna. Powinienem pamiętać. - Chłopak szybko zmienił temat. - Nie bałem się o niego, Severusie, jeśli o to ci chodzi, aczkolwiek po tamtej akcji z różdżkami przeszło mi przez myśl, że możecie się znowu pojedynkować.
Harry kiwnął głową, myśląc o dyskusji, jaką odbyli ze Snape’em.
- No, w pewnym sensie tak było. Zanim zapytasz, kto zwyciężył, powiem ci, że był remis.
- Czyli wszystko gra – podsumował Draco. - Ale tak naprawdę zapukałem do was, bo pomyślałem sobie, iż pewnie chcielibyście wiedzieć o liście, który właśnie przesłano do nas przez Fiuu.
Snape zmarszczył brwi.
- Znowu Steyne?
- Nie, to do Harry’ego. Wygląda na pismo Granger.
Draco wyciągnął dłoń z listem przed siebie. Widząc jednak, że Harry nie miał zbytniej ochoty wstać i go wziąć, Ślizgon wszedł do środka i usiadł na krześle naprzeciw brata, po czym wcisnął mu list do ręki.
Harry obrócił kopertę w palcach, niemal bojąc się zajrzeć do środka. Snape podszedł do kominka, oparł się o niego i przypatrywał się obu chłopcom uważnie.
- Bardzo dobrze, Draco, że udało ci się poprawić twoją relację z panną Granger – oznajmił.
- No tak, to też słyszałeś – wymamrotał Ślizgon, zawstydzony. - Nie to, żebym bardzo tego chciał, pojmujesz. Tak naprawdę nie chciałem. Nie mam usprawiedliwienia dla tej skargi, którą złożyła w CSR. Pragnąłbym przede wszystkim wygarnąć jej, co myślę, a nie oferować kolejny rozejm. Zwłaszcza po tym, jak niegrzecznie odrzuciła moją ostatnią propozycję.
Harry przypomniał sobie tamten wieczór i nagle zdał sobie z czegoś sprawę. Tak był zajęty konfrontacją z ojcem, że wcześniej tego nie zauważył, teraz jednak...
- Hej, przecież ty przez cały wieczór w ogóle się jej nie czepiałeś, a mógłbyś. Znaczy, ja na nią wrzeszczałem i Ron też... - Chłopak zamilkł na chwilę. - A, no tak. Pan Idealne Maniery. Zacząłeś od samego początku, nawet zwróciłeś mi uwagę, że nie jestem uprzejmy dla gości.
- Nie o to chodziło. - Draco odchrząknął, najwyraźniej zakłopotany. - Ja... ja chciałem wam coś powiedzieć. To znaczy... Severus pewnie mi za to nagada, ale naprawdę muszę...
- Draco, o co chodzi? - wtrącił Snape.
Malfoy zamknął oczy.
- Ta dziewczyna jest niesamowita – oznajmił. - Zobaczyła, jak Harry rzucił zaklęcie w wężomowie, które przezwyciężyło twoje i tylko na tej podstawie domyśliła się wszystkiego. Że jego magia jest potężna a nie słaba, że to pojedynki musiały spowodować skaleczenia i siniaki, że potrafi czarować bez różdżki... Na Merlina, odgadła nawet, że to Lumos zniszczył książki Severusa!
- Przyszedłeś tu, aby poinformować nas, że panna Granger jest niesamowita – powtórzył Snape. - Cóż, jesteśmy wdzięczni za podzielenie się tym błyskotliwym spostrzeżeniem. Nie to, żebym wcześniej zauważył ten fakt, ucząc ją od sześciu lat, ale mniejsza o to.
- Błagam, Severusie, zamknij się – jęknął Malfoy. - Myślisz, że to dla mnie łatwe? Bo wcale tak nie jest. To dziewczyna. Gryfonka. I... a, nieważne. Tak czy inaczej powiedziałem jej, że jest inteligentna, i naprawdę tak myślałem. A teraz mówię o tym wam obu, ponieważ... Harry jest całkiem niezłym kłamcą, ale tylko wtedy, gdy mu nie zależy na osobie, którą oszukuje. Wierz mi, Severusie, przy tych Gryfonach nie stać go nawet na najmniejsze kłamstewko. Widać to na sto kroków.
- Owszem, zauważyłem to dzisiaj – odparł Snape. - No i? Czekam na konkluzję.
- Harry będzie potrzebował pomocy, i kto do cholery lepiej pomoże mu trzymać informacje o jego ciemnej magii w tajemnicy niż ona? Jest piekielnie bystra, czego dała dzisiaj dowód. Przyszedłem tutaj, bo chciałem ci powiedzieć, że Harry miał rację, że wszystko jej wydał. Co więcej, sądzę że powinniśmy zabrać ją do Devon, żeby zobaczyła, co Harry potrafi, a czego nie. Tak samo Weasleya, skoro on już i tak wszystko wie.
- Ty na poważnie proponujesz, by uczynić gryfońskich przyjaciół Harry’ego członkami naszego wewnętrznego kręgu – podsumował Snape, krzywiąc się lekko. Harry nie był pewien, czy to sam pomysł był nauczycielowi niemiły, czy chodziło o sformułowanie "wewnętrzny krąg".
- Owszem - przytaknął Draco. - Ja go nie ochronię, kiedy się stąd wyprowadzi, racja? Nie będę w stanie, skoro mnie nie chcesz wypuścić! A powinieneś. Mógłbym wrócić do Slytherinu i pilnować, czy nie knują czegoś przeciwko Harry’emu...
- Nie zamierzam angażować się po raz kolejny w tę dyskusję – odrzekł Mistrz Eliksirów, spoglądając na Malfoya twardym wzrokiem.
- Co mam zrobić? Przysiąc że nikogo nie zabiję, chyba że w razie najwyższej konieczności?
- Przysięgałeś to już ze dwadzieścia razy! - huknął nauczyciel. - Nie jestem w nastroju przechodzić przez to po raz kolejny. Znasz moje zdanie!
- W porządku – odparł Draco, naburmuszony. Trzeba jednak przyznać, że kiedy odezwał się ponownie, przybrał już normalny ton. - O czym to ja mówiłem? Aha, otóż ja mu nie pomogę, skoro mam tutaj siedzieć, i ty również nie, bo musisz prowadzić zajęcia i tak dalej. Jednak jego gryfońscy kumple będą trzymać się blisko niego, przynajmniej przez większość czasu, a kiedy Ślizgoni... cóż, kiedy Ślizgoni będą choć odrobinę bardziej ślizgońscy, Harry będzie potrzebował pomocy. Zaatakują go w najmniej spodziewanym momencie. Gdy to się stanie, kto wolisz żeby był przy Harrym? Grupka Gryfonów nie mających bladego pojęcia, czego się po nim spodziewać, czy dobrze poinformowani, wytrenowani sojusznicy, którzy będą od razu wiedzieć, że na przykład w ciemnościach Harry potrzebuje pomocy, bo nie będzie w stanie zobaczyć węża na swojej odznace?
- Aha, to dlatego powiedziałeś, że Hermiona jest inteligentna - zorientował się Harry. Wcześniej nie rozumiał wprawdzie dziwnego zachowania Draco, ale teraz wszystko było jasne. - Po prostu stwierdziłeś, że możesz wykorzystać jej inteligencję.
- Stwierdziłem, że ty możesz wykorzystać jej inteligencję - poprawił Malfoy. - Poza tym mówiłem ci już dawno temu, że staram się puścić naszą wrogość w niepamięć.
- Racja, jeśli będziemy ze sobą walczyć nic dobrego z tego nikomu nie przyjdzie... - mruknął Harry.
Draco kiwnął stanowczo głową, nawet jeśli w jego oczach widać było dyskomfort spowodowany myślą, że znalazł się po tej samej stronie co mugolaczka.
- Severusie - odezwał się Draco, odwracając krzesło w stronę Snape'a. - Co sądzisz o mojej propozycji?
Snape wyglądał na rozdrażnionego i zadowolonego zarazem.
- Cóż, skoro ta dwójka już i tak wszystko wie, równie dobrze możemy obrócić ten fakt na naszą korzyść. - Po chwili dorzucił znaczącym tonem: - Harry, powiedziałeś mi kiedyś, że twoi przyjaciele są twoją siłą. Wygląda na to, że jest w tym więcej prawdy niż sądziłeś. Uwagi Draco są ze wszech miar słuszne. Jeśli twój nowy dom zwróci się przeciwko tobie, lepiej będzie, jeśli w twoim poprzednim domu znajdą się osoby, które będą w stanie cię wesprzeć.
Harry odchrząknął, niespecjalnie zachwycony ciągłymi napomknieniami o nieuniknionym ataku.
- Wiem, że nie jestem niepokonany - przyznał.
- Owszem, nie jesteś - zgodził się Snape. - Tym bardziej musimy się upewnić, że twoi najbliżsi przyjaciele zostaną wyczerpująco poinformowani o twoich ograniczeniach.
- Jestem zdziwiony, że nie pomyślałeś o tym wcześniej - wtrącił Draco, marszcząc brwi.
- Miałem wiele innych powodów, by zachować tajemnicę przed panną Granger. Teraz to już nie ma znaczenia, więc o nie nie pytaj.
- Plany w planach. - Malfoy pokiwał głową. - No, w takim razie chyba dobrze, że nasz Harry należy do tych, którzy posiadają tak lojalnych przyjaciół.
- Ty jesteś lojalnym przyjacielem - odparł Harry, odwracając się do brata. - Nie powinienem mówić, że nie potrafisz być przyjacielem. Ciągle myślisz tylko o tym, czego ja potrzebuję, i robisz to, co trzeba, nawet jeśli zacieśnia to więzy między mną a moimi pozostałymi przyjaciółmi...
- Och, tylko bez melodramatyzmu - przerwał Draco beztroskim tonem. - Po prostu chcę stać po stronie zwycięzców.
- Jasne, kumam - odparł Harry z uśmiechem.
- No to przeczytaj wreszcie list, dobra?
Harry przełamał woskową pieczęć, przyłożoną przez Hermionę. Pewnie użyła jej, by zabezpieczyć list przed Draco, ale dziwne było, że nie wzięła pod uwagę, że Malfoy z łatwością pokona mugolskie zabezpieczenia.
- Czytałeś to?
- No proszę cię.
- Czytałeś! - upierał się Harry, chociaż nie mógł powstrzymać śmiechu.
- Jakby mnie obchodziło, co Gryfoni mają sobie do powiedzenia! - odpalił Malfoy, wzdrygając się ostentacyjnie.
- Zaraz, ja jestem w połowie Ślizgonem! - oburzył się Harry.
- Nie przeczytałem twojego listu!
Z jakiegoś powodu Harry poczuł, że to prawda. Po chwili okazało się, że miał rację. Gdyby Draco przeczytał ten list, po prostu nie byłby w stanie powstrzymać się od komentarzy.

Kochany Harry,
Ron nie chce ze mną rozmawiać. Jest na mnie wściekły za tę całą aferę z Czarodziejską Służbą Rodzinie. Chyba nie mogę go winić. Kiedy patrzę wstecz, widzę wiele rzeczy, które powinnam zrobić, a nie zrobiłam. Powinnam z tobą porozmawiać i ostrzec Cię, że zaczynam się martwić tak bardzo, że myślę o złożeniu skargi. Może wtedy powiedziałbyś mi prawdę. A jeśli nie, powinnam pójść najpierw do Dumbledore'a albo McGonagall jako opiekunki naszego domu. Szybko by sprawdzili, czy jesteś odpowiednio traktowany. Kiedy teraz o tym myślę, angażowanie CSR było najgorszym z możliwych wyjść.
Chcę powiedzieć, że od początku miałeś rację co do tego, co mnie gnębiło. Nie uważałam profesora Snape'a za osobę nadającą się na Twojego tatę i chyba byłam zdeterminowana, żeby wyciągnąć cię stamtąd, używając wszelkich możliwych sposobów. Oczywiście wtedy tak nie myślałam. Sądziłam, że robię Ci przysługę. Teraz wiem, że to było aroganckie z mojej strony, decydować samej o tym, że Snape nie jest odpowiednim ojcem dla Ciebie. Jeśli ktokolwiek powinien o tym decydować, to Ty sam. A skoro jesteś przy nim szczęśliwy, jak się zdaje, no to... chyba temat zamknięty.
Muszę przyznać, że Malfoy zaskoczył mnie tym tekstem przy wyjściu. Ron nie był z tego zadowolony. Tak naprawdę głównie z tego powodu się kłócimy. Chce, bym potwierdziła, że Malfoy coś knuje, przyznając w mojej obecności, że jestem inteligentna. Powiedziałam, że uważam to za... no, nie za słodkie. Nigdy bym nie powiedziała, że Malfoy jest słodki. Ale nie był taki wredny jak zwykle, prawda? Jak sądzisz, może to dlatego, że już od dawna nie styka się ze Ślizgonami? A może dlatego, że został oddzielony od wpływu swoich rodziców?
Harry, muszę być z Tobą szczera. Sześć lat moich doświadczeń z Malfoyem podpowiada mi, by mu nie ufać. I ja mu nie ufam. Nie potrafię, choćbyś Ty uważał, że go dobrze znasz i że jest odmienioną osobą. Nie chcę jednak popełnić tego samego błędu, jak ze Snape'em. Dlatego jeśli Malfoy nadal będzie traktował mnie normalnie, ja będę postępować tak samo, dopóki będziesz tego chciał. Jednak jeśli cię zdradzi, nie będę się hamować.

Hermiona


PS. Czy on naprawdę powiedział, że jestem ładna?



*Koktajl Mimoza – drink z szampana i soku pomarańczowego







Ostrzeżenie: przemoc fizyczna, bluzgi.
Rozdział nie był betowany. Dzięki wykrzyknikowi i Nadii vel Arianie za wytknięcie błędów. Już poprawione.

ROZDZIAŁ 65. LIST Z WILTSHIRE

- No, to ci dopiero Lumos - skomentowała Hermiona, w widoczny sposób starając się zachować pewność siebie. Harry szybko rzucił Nox i jaskrawe światło promieniujące z jego różdżki zgasło.
- Lepiej wygląda w pomieszczeniu - wtrącił Ron. - Znaczy, niby jest dokładnie taki sam, ale dopiero kiedy widzisz, jak roztapia ściany, w pełni rozumiesz jego moc.
- Albo kiedy rzuca tobą o ścianę - dodał Harry, wskazując na rozciągającą się wokół łąkę, poznaczoną śladami po zaklęciach. - Teraz widzisz, dlaczego Severus chciał odbywać ćwiczenia tutaj, a nie w domu.
Hermiona pominęła milczeniem to, że Harry określił mieszkanie Snape'a „domem”. Na widok nauczyciela, który wcześniej rozmawiał nieco dalej z Draco, a teraz zbliżał się ku nim, dziewczyna zesztywniała. Harry z przykrością pomyślał, że była nadal uprzedzona do jego ojca. Po chwili jednak zorientował się, że Hermiona po prostu żałowała swoich postępków.
- Panie profesorze? Dziękuję za zorganizowanie dla nas świstoklika, żebyśmy mogli zobaczyć na własne oczy, do czego Harry jest zdolny – powiedziała Gryfonka. - Ogromnie mi przykro, że nie zdawałam sobie wcześniej sprawy, że wszystko da się wyjaśnić.
Snape milczał, a jego długa szata łopotała na wietrze. Zmierzył Hermionę długim spojrzeniem, nadal się nie odzywając. Harry nie był zbytnio uszczęśliwiony tym demonstracyjnym zlekceważeniem przyjaciółki, ale musiał przyznać, że jego ojciec nigdy nie traktował jego kolegów przyjaźnie. Snape zorganizował świstoklik, gdyż nie chciał aportować się razem z Hermioną do Devon. Jak to ujął, „musiałby wtedy zbliżyć się do panny Granger bardziej niż miał na to ochotę”. Harry martwił się, że użycie świstoklika umożliwi wytropienie chaty, ale Mistrz Eliksirów wyjaśnił mu, że świstokliki przenoszące czarodziejów do miejsca chronionego Zaklęciem Fideliusa działają tylko wtedy, gdy użytkownik został wtajemniczony.
Przed przybyciem do Devon Mistrz Eliksirów zaprowadził Rona i Hermionę do gabinetu dyrektora, by ten, jako Strażnik Tajemnicy, zdradził im położenie chaty. Teraz byli tutaj wszyscy, teoretycznie jako sojusznicy, ale faktycznie Snape był nadal wściekły na Hermionę. Harry to wyczuwał, i Hermiona również. Widział, jak dziewczyna stłumiła westchnienie, kiedy Snape obojętnie przyjął jej przeprosiny i gładko wszedł w tryb nauczania.
- Jak sami widzieliście - perorował - zaklęcia rzucane przez Harry'ego za pomocą różdżki są obecnie spotęgowane po wielekroć, do tego stopnia, że niezależnie od jego zamiarów mogą mieć katastrofalne rezultaty. Harry jest świadom, że nie może używać różdżki, chyba że zostanie zaatakowany.
- Nie używa różdżki! - zachłysnął się Ron, patrząc na Hermionę. - Miałaś rację!
Gryfonka zadarła tylko nos, demonstracyjnie dając mu do zrozumienia, że nadal z nim nie rozmawia.
- Harry - polecił Snape - rzuć jakieś inne zaklęcie, żeby twoi współdomownicy mogli się w pełni zapoznać ze znaczeniem słowa „katastrofalne”.
- Jasne - odparł Gryfon, zastanawiając się przez chwilę. - Może lepiej się wszyscy cofnijcie - poprosił, machając ręką do tyłu. - Wiedział doskonale, że jego Incendio zamiast iskry wywołuje eksplozję, więc wycelował różdżkę z dala od chaty Snape'a, między skały, gdzie po jego poprzednich ćwiczeniach nie zostało ani jedno źdźbło trawy.
Ron zadygotał na widok efektów zaklęcia, ale Hermiona tylko pokiwała głową, jakby tego się spodziewała.
Harry zachwiał się na nogach. Przypominając sobie, że ojciec kazał mu mówić szczerze o swoich słabościach, wyjaśnił:
- Szybko się męczę, gdy rzucam zaklęcia za pomocą różdżki. Pewnie dlatego zemdlałem przy tym pierwszym Lumosie. Nie umiałem go zakończyć, i zaklęcie wyssało ze mnie prawie całą moc.
- No, powinniście go zobaczyć po tym, jak przywołał bazyliszka - dorzucił Malfoy swobodnym tonem. - Nie tylko wydłużony czas trwania zaklęcia go wyczerpuje. Bardziej skomplikowane zaklęcia też, nawet jeśli trwają krótko.
Beztroska w głosie Draco mogła zwieść tych, którzy w przeciwieństwie do Harry'ego nie widzieli na własne oczy, jak Ślizgon wrzasnął na widok bazyliszka i w mgnieniu oka dopadł miotły, unosząc się hen, pod niebo. Draco nie napomknął też o tym, jak wylądował na ziemi po zniknięciu bazyliszka, i roztrzęsionym głosem jęknął do Harry'ego, że kiedy przeszedł na jego stronę, nie spodziewał się również tutaj zastać „wielkiego paskudnego węża”.
- Harry... przywołał... bazyliszka... - powtórzyła Hermiona słabym głosem, przełykając ślinę.
Harry rzucił Draco zirytowane spojrzenie, gdyż uważał za niepotrzebne wspominanie tego faktu, zwłaszcza w obecności osoby, która została kiedyś przez bazyliszka spetryfikowana.
- Tak działa moja Serpensortia - potwierdził. - Oczywiście kiedy używam różdżki. Bez różdżki przywołuję normalną żmiję. - Kiedy Hermiona nadal wyglądała na przerażoną, Harry dodał: - Więcej tego nie zrobię. Rzuciłem to zaklęcie raz, bo chciałem zobaczyć, co się stanie. Całe szczęście zostało mi jeszcze trochę mocy, żeby rzucić kilka zaklęć więcej.
- Gryfońska bezmyślność - wycedził Snape.
- I ty się skarżysz? - mruknął Harry, tłumiąc chichot. - Severus kazał mi rzucić na niego Drętwotę, żeby mógł zebrać jad i łuski potrzebne do warzenia - wyjaśnił przyjaciołom.
- Raczej nie ma możliwości, by pozyskać je z żywego osobnika - odparł Snape nonszalancko, chociaż tamtej nocy dosłownie zacierał ręce z uciechy, taki był podekscytowany.
- Przy tym się okazało, że moja Drętwota powoduje tak głęboką śpiączkę, że nie różni się zbyt wiele od śmierci - dodał Harry.
- Dokładnie - potwierdził Mistrz Eliksirów. - Ja jednak nie prosiłem cię, byś rzucał głupie zaklęcia typu Serpensortia. To było skrajnie bezmyślne. - Nauczyciel zwrócił się do Rona i Hermiony. - Mam nadzieję, iż teraz pojmujecie, dlaczego uważam obecność zaznajomionych z możliwościami Harry'ego sojuszników za niezbędną podczas zajęć, na które zacznie niebawem uczęszczać. Chociaż... biorąc pod uwagę, że wy też jesteście Gryfonami... - urwał, nie dopowiadając reszty.
- Ochronimy go, panie profesorze - oznajmiła Hermiona, obrzucając Harry'ego surowym spojrzeniem.
- Pewnie - potwierdził Ron. - Nawet gdybyśmy musieli zabrać mu różdżkę.
- Tego nie możemy zrobić - zaoponowała Gryfonka. - Jego bezróżdżkowa magia ma pozostać tajemnicą, prawda? Dlatego profesor próbował wtedy przyzwać jego różdżkę. Myślał, że to powstrzyma Harry'ego. - Kiwnęła energicznie głową, po czym zwróciła się do przyjaciela. - Czyli musisz trzymać różdżkę w ręku, ale nie wolno ci skierować w nią mocy, tak? Czy to bardzo trudne?
Harry skinął głową na potwierdzenie.
- Nie wyobrażasz sobie, jak bardzo - stęknął. - Przez to czasami zaklęcia wychodzą mi dużo silniejsze niż zamierzałem. Zdarza się, że kieruję energię na dłoń, ale jakaś mała iskierka wymyka mi się spod kontroli i zaklęcie odpala przez różdżkę, choć nie w stu procentach, o ile wiesz, co mam na myśli.
- Ostatnio Harry popełnia już niewiele błędów - wtrącił Snape. - Zdarza się to głównie wtedy. gdy się niedostatecznie koncentruje. Dlatego jednym z waszych zadań będzie upewnianie się, że jest absolutnie skupiony na swoim celu, czy to będzie na lekcji, czy na korytarzu, gdy przyjdzie mu walczyć w swojej obronie.
- Rozumiem, proszę pana - odparła Hermiona z powagą. - Czy mogłabym poobserwować was obu pojedynkujących się? Chcę się zorientować, jak Harry sobie radzi.
- Nas trzech - poprawił Harry. - Bo Draco też. Zresztą trudno to nazwać pojedynkowaniem się. Po prostu bronię się przed zaklęciami, które lecą na mnie ze wszystkich stron, podczas gdy oni próbują mnie trafić.
- To chyba nie wystarczy - orzekła dziewczyna. - Musisz też ćwiczyć zaklęcia ofensywne.
- Czyżbyś zgłaszała się na ochotnika jako cel? - spytał Harry kwaśno.
- Oboje z Ronem się zgłaszamy - odparła, chociaż Ron gwałtownie kręcił głową. - Musimy symulować prawdziwą walkę. Zaatakujemy cię we czwórkę, a ty będziesz się koncentrował na odpieraniu naszych ataków i jednocześnie próbował nas trafić. Harry, sama obrona nie wystarczy w prawdziwej walce.
- Jeszcze rozwalę kogoś z was, jak nie zapanuję nad zaklęciem!
- Na pewno się skupisz. Nie pozwolisz, żeby zaklęcie przypadkiem odpaliło przez różdżkę. - Po tych słowach Hermiona wyglądała, jakby jednak przemyślała swoją propozycję. - Może zacznijmy bez twojej różdżki, tak na wszelki wypadek.
Harry zrobił powątpiewającą minę.
- Nie, ojciec chce, żebym...
- Sugestia panny Granger jest uzasadniona - wszedł mu w słowo Snape. - Chcemy, byś praktykował nie tylko obronę, ale też nie mogę dopuścić do żadnego wypadku.
Wszyscy czworo otoczyli Harry'ego, choć Ron zrobił to raczej niechętnie. Harry schował różdżkę do kieszeni i wyciągnął ręce na boki, gotów odeprzeć ataki z kilku stron naraz. Całe szczęście opanował już sztukę ciągłego zerkania na swoją odznakę, żeby podtrzymać wężomowę. Podczas walki z czwórką przeciwników nie miałby za wiele czasu, by przypatrywać się dokładnie wężowi.
Zablokował wszystkie zaklęcia co do jednego, dopóki Draco nie wślizgnął się do szopy i nie wystartował cichaczem na miotle, ciskając zaklęcia z góry. Harry nie obronił się przed Rictusemprą i padł na ziemię, chichocząc jak zwariowany, kiedy wszystkie miejsca, gdzie miał łaskotki, wydawały się być atakowane przez setki niewidocznych palców.
- Finite Incantatem! - wykrzyknął Snape i zanim Harry zdążył się podnieść na nogi, ojciec już rzucał na niego Diffindo.
Gryfon odparował je byle jak wyczarowaną tarczą. Brak koncentracji zemścił się na nim, kiedy czar Snape'a pokonał tarczę i rozciął rękę Harry'ego.
- Kurde! - wrzasnął chłopak, spodziewając się, że Mistrz Eliksirów zrobi przerwę. Zawsze tak było, kiedy Harry odnosił obrażenia. Tym razem jednak to nie były ćwiczenia, to była pozorowana walka i sposób, w jaki Snape wzniósł różdżkę do kolejnego ataku przypomniał Harry'emu, że podczas prawdziwej bitwy wrogów nie powstrzyma żadna jego rana; co więcej, będą wtedy nacierać jeszcze gwałtowniej.
Powstrzymanie kolejnego Diffindo poszło mu znacznie lepiej i zdołał nawet rzucić Furnunculusa na Snape'a i Expelliarmus na Hermionę, która zachodziła go od tyłu.
- Kończymy - oświadczył Mistrz Eliksirów i zbliżył się do syna.
Harry skrzywił się na widok pęcherzy, które pokryły twarz i ręce Snape'a. Zerknął na odznakę i mruknął: „Gińcie, bąble”, wskazując ręką na ojca. Potem dodał nieszczęśliwym tonem: - Bardzo pana przepraszam...
- Nie ma za co - przerwał Snape, marszcząc brwi. - W tej chwili martwi mnie coś zupełnie innego. Harry, dlaczego przeszedłeś do ofensywy dopiero wtedy, gdy zostałeś ranny?
- Nie chciałem wyrządzić wam krzywdy! - wykrzyknął chłopak. - Poza tym mam taki jakby nawyk, że tylko blokuję. Wiesz, co co mi chodzi. - Zacisnął zęby, kiedy Snape rzucił na jego przedramię czar uzdrawiający. Widząc minę Hermiony, wyjaśnił szybko: - Ja w tym nie jestem najlepszy.
- Chyba nikt nie jest dobry w samouzdrawianiu - skomentowała Hermiona pod nosem, podchodząc bliżej, by przyjrzeć się efektom zaklęcia, które rzucił Snape. - I teraz będziesz miał kolejnego wielkiego siniaka - dodała, rzucając na jego rękaw Reparo.
- Severus ma eliksir, po którym to zniknie - bronił się Harry.
- Ale przyjmowanie go za często nie jest dobrym pomysłem. Tak, Harry, teraz już wszystko rozumiem, jasne?
- Jasne.
Hermiona schowała różdżkę.
- Ulżyło mi, że twoje zaklęcia obronne nie trwają tak długo jak czar antyprzyzywający, który rzuciłeś na profesora. Trochę się tym martwiłam.
- A, tamto - mruknął Harry. - Hmm. To jest tak: mam kilka wersji każdego zaklęcia. Mogłem po prostu powiedzieć „Zostań”, ale obawiałem się, że to nie zadziała przeciw Severusowi, zwłaszcza że nie inkantowałem zaklęcia przez różdżkę. Postanowiłem więc użyć najsilniejszej wersji: „Zostań dokładnie tam, gdzie jesteś”.
Ron gwizdnął przez zęby i Harry zastanawiał się, dlaczego. Czyżby uradowała go myśl, że jego przyjaciel jest w stanie przewyższyć Snape'a?
Mistrz Eliksirów musiał sobie pomyśleć to samo, gdyż zmierzył Rona wściekłym spojrzeniem.
- Zważywszy na to, jaka przyszłość czeka mojego syna - wypluł - mam wielką nadzieję, że jest w stanie mnie pokonać. Voldemort, jak z pewnością pojmujesz, jest o wiele potężniejszy niż ja.
Ron kiwnął głową, speszony, Hermiona zaś spojrzała na nauczyciela z zainteresowaniem, kiedy usłyszała, że ten nazwał Voldemorta po imieniu. Nie skomentowała jednak, tylko odezwała się do Harry'ego:
- To może jeszcze raz. Jesteś gotowy?
Gryfon zerknął na ojca i westchnął, widząc jego minę.
- Nawet nie pytaj. Moi wrogowie z pewnością nie będą tego robić.
Po tych słowach walka zaczęła się na nowo.


***


Przestali walczyć dopiero o zmierzchu, żeby Ron z Hermioną mogli się przekonać, jak dalece możliwości Harry'ego były ograniczone, gdy ten nie dostrzegał już węża na odznace.
- Dlatego musicie rzucać dla niego Lumos - wyjaśnił Draco, kiedy już siedzieli wygodnie w chacie. - Sam go nie rzuci, jeśli będzie za ciemno, by mógł zerknąć na odznakę lub na Sals. Wprawdzie kiedy trzyma Sals w rękach, to mu odrobinę pomaga, ale jest dużo lepiej, kiedy ją widzi.
- Mógłbym wprawdzie podtrzymywać Lumos w jednej ręce - odezwał się Harry. - Chociaż nie... tak by nie mogło być.
- Otóż to. Tak się nieszczęśliwie składa, że palce promieniujące własnym światłem bardzo rzucają się w oczy, zwłaszcza w ciemnościach - powiedziała Hermiona kwaśno. Snape, który właśnie wyjmował jedzenie z zaczarowanych pojemników, wyglądał, jakby z trudem hamował śmiech.
- Bezróżdżkowy Lumos odpada, nie mówiąc już o tym, gdybym miał użyć różdżki - powiedział Harry.
- Chyba że chcesz komuś zmasakrować twarz - uzupełnił Ron. - Nigdy nie wiadomo, kiedy napotkasz za rogiem jakiegoś Ślizgona...
- Harry jest Ślizgonem - odparł Malfoy twardo. - I nie będzie tego ukrywał. Wprawdzie będzie mieszkał w Gryffindorze, ale czasami będzie siadał do naszego stołu i przebywał w naszym pokoju wspólnym, i nie po to, żeby masakrować im twarze - dorzucił kpiąco. - No, chyba że nie będzie miał innego wyjścia.
- Przecież to jasne - zaśmiał się Ron. - Malfoy, wyluzuj trochę.
- Ale chyba nie zamierzasz ot tak sobie wchodzić do ich pokoju wspólnego, prawda? - zapytała Hermiona.
- Yyy... - Harry przełknął ślinę, nie mając w ogóle ochoty na dyskutowanie tego tematu ze swoimi przyjaciółmi. - Ta odznaka nie jest tylko po to, żeby mi pomóc rzucać zaklęcia - wyjaśnił. - Powiedziałem wam już: ja jestem Gryfonem i Ślizgonem. Jestem jednym i drugim. Poza tym mój ojciec jest opiekunem Slytherinu. Nie będę się tego wypierał w żaden sposób.
W międzyczasie Snape zajmował się wyczarowywaniem dodatkowych krzeseł, ale Harry wiedział, że ojciec uważnie go słucha. Jak zawsze zresztą.
- Stary, w ich pokoju wspólnym chyba nie będziesz zbyt bezpieczny - odezwał się Ron. - Nie zrozum mnie źle. Ja już do tego przywykłem, że jesteś też Ślizgonem, i tak dalej. Przecież nie powiedziałem ani słowa o twojej odznace, no nie? Jest jednak różnica między deklaracją, że jesteś dumny z tego, że jesteś w Slytherinie, a zachowywaniem się, jakby życie było ci niemiłe. Przecież oni cię zabiją. No, na pewno będą próbować. Wiem, że całkiem dobrze ci dzisiaj szło odpieranie naszych ataków, ale my nie jesteśmy Ślizgonami... - Draco prychnął na te słowa i Ron dokończył szybko: - Miałem na myśli, że nikt tutaj tak naprawdę nie chciał cię zabić.
- Wreszcie to zakumałeś, co? - zadrwił Malfoy.
Ron poróżowiał na twarzy.
- Nie będziesz bezpieczny w ich pokoju wspólnym - upierał się. - Nawet z tą twoją super-magią. Znajdą jakiś sposób, żeby to ominąć.
- Planuję towarzyszyć synowi podczas kilku pierwszych wizyt - wtrącił Mistrz Eliksirów, wskazując przy tym na stół, gdzie czekał już na nich posiłek. Harry zauważył, że Draco tym razem nie odsunął Hermionie krzesła, ale stał, dopóki ona nie usiadła.
- Jak ja wytłumaczę moją nieobecność na kolacji? - zapytała Hermiona. - Ron może powiedzieć, że znowu jadł z wami, bo ludzie są do tego przyzwyczajeni po tamtych jego szlabanach. Jednak jeśli ja powiem, że dwa wieczory pod rząd byłam zaproszona na kolację...
Mistrz Eliksirów nonszalancko uniósł brwi na te słowa, obficie doprawiając pieprzem swoją porcję sałatki z endywii.
- Obawiam się, że przewidziałem wcześniej te trudności, w związku z czym wyznaczyłem pani szlaban za... zaraz, jak to ująłem? - Rzucił Hermionie srogie spojrzenie. - „Karygodny błąd w ocenie sytuacji, który mógł doprowadzić do katastrofalnego pogorszenia relacji na linii uczeń-nauczyciel”. Rzecz jasna musiałem również odjąć punkty, by uwiarygodnić całą sprawę. Jestem pewien, iż pani to rozumie.
Hermiona zgrzytnęła zębami.
- Ile punktów, proszę pana?
- Ach, tylko pięćset - odparł Snape, wzruszając ramionami. - Proszę nie robić takiej wściekłej miny. Harry'emu też już kiedyś tyle odjąłem.
- Pięćset? - zachłysnęła się Hermiona, odkładając widelec tak ostrożnie, że Harry był pewien, że miała ochotę nim rzucić. - Chciałam tylko zrobić to, co moim zdaniem zrobiłby każdy przyjaciel!
- Owszem. I właśnie w tym miejscu ów „błąd” stał się „karygodny”. Niech się pani nad tym zastanowi, panno Granger. Gdybyśmy nie zdołali przekonać magourzędniczki, iż Harry znajduje się tutaj pod dobrą opieką, stanęlibyśmy w obliczu konieczności opuszczenia przez niego domu albo ujawnienia prawdy o jego magii. W każdym wypadku zostałoby narażone jego życie, gdyż wiemy doskonale, że nie wszyscy pracownicy Czarodziejskiej Służby Rodzinie zatrzymują poufne informacje dla siebie!
Hermiona westchnęła.
- To mogło się źle skończyć - przyznała.
- Owszem, mogło - potwierdził Mistrz Eliksirów posępnym tonem.
- Ale pięćset punktów? - odezwał się Ron. - Harry, kurde, powiedz coś!
Harry przełknął jedzenie, które akurat miał w ustach.
- Wiecie o tym, że Gryffindor jest dla mnie bardzo ważny, ale Severus też. Nie mogę się wtrącać za każdym razem, kiedy odbiera punkty. Nawet kiedy robi to niesprawiedliwie - dodał, zerkając na ojca znacząco.
Snape nadział ziemniaka na widelec.
- Cóż za brak subtelności - skomentował. - Choć oczywiście doceniam całą resztę. Dobrze w takim razie, że odjąłem tylko dziesięć punktów. Tak, panie Weasley, dobrze mnie pan słyszał. Dziesięć.
Hermionie widocznie ulżyło, gdyż zareagowała nerwowym śmiechem. Draco tymczasem wywrócił oczami i wymamrotał:
- A to wymyślił.
- Dzięki - odezwał się Harry, chichocząc.
- No, no, to ci dopiero wydarzenie - wycedził Malfoy, najwyraźniej doszedłszy do siebie. - Sławetny Harry Potter dziękuje Mistrzowi Eliksirów za punkty odjęte Gryffindorowi!
- To tylko Harry dziękuje swojemu tacie - poprawił Gryfon. - Chociaż to było podłe, kazać nam myśleć, że to pięćset punktów, żebyśmy nie protestowali, kiedy się okazało, że tylko dziesięć.
- I tak nie protestowaliście - zauważył Snape. Chociaż użył dość chłodnego tonu, Harry stwierdził, że jego ojciec jest z niego zadowolony. Chłopak poczuł się odrobinę nieswojo, bo pomyślał sobie wcześniej, że dyrektor mógł przecież zrobić coś w sprawie tylu niesprawiedliwie odjętych punktów. Możliwe było również, że Snape odegrał całą tę scenę, by Harry miał okazję udowodnić swoją lojalność. To byłoby całkiem w jego ślizgońskim stylu. Tak czy inaczej, Harry był zadowolony, że zdał ten test, czy co to tam było.
- Chciałam zapytać o pewną rzecz - rzekła Hermiona, zmieniając temat. - Profesorze, skąd pan wiedział, jak blokować zaklęcia Harry'ego? Żadne pana nie trafiło, poza jednym. Harry inkantuje w wężomowie, więc skąd pan wie, jakie czary właśnie rzuca?
Snape posłał jej sarkastyczne spojrzenie.
- Istnieje coś takiego jak zaklęcia blokujące, które są w stanie odeprzeć więcej niż jeden czar, panno Granger. Nie ma ich w programie nauczania, gdyż ich opanowanie wymaga odpowiedniego poziomu dojrzałości.
- Mogę się założyć, że Harry je zna - powiedział Ron, wymachując widelcem. Malfoy skrzywił się na ten widok.
- Nie chodzi o dojrzałość magiczną - objaśnił Snape. - Harry z pewnością ją ma, ale nadal jest tylko nastolatkiem.
Hermiona kiwnęła głową z taką miną, jakby gdzieś już o tym czytała.
- Jeśli już o tym mówimy, to czy tutaj nie działa Namiar? - zapytała.
- Przyznaję, że wiele nam to ułatwi, gdy Harry i Draco skończą siedemnaście lat. Ta posiadłość jednak jest otoczona odpowiednimi zaklęciami ochronnymi, tak więc raczej nie musimy się martwić - wytłumaczył Snape, wzruszając ramionami. - To rzecz prawie normalna w rodzinach czystej krwi. Który rodzic czekałby do jedenastych urodzin dziecka, by zacząć go uczyć?
- Harry nie jest czystej krwi - sprzeciwiła się Hermiona.
- Ale dzięki adopcji przynależy do takiej rodziny - odparował Snape, podnosząc do ust kęs grilowanej piersi kurczaka w sosie musztardowym.
- Ćwiczyłem zaklęcia na kilka lat przedtem, zanim przyszedł do mnie list z Hogwartu - oznajmił Draco z lekkim odcieniem zarozumiałości w głosie.
- Ja też, Malfoy! - przerwał mu Ron, jednak na widok wyzywające miny Harry'ego dodał szybko: - No, przynajmniej niektóre.
Hermiona spojrzała na niego z ukosa.
- O ile sobie przypominam, Zmieńcie szczura tego, głupiego, tłustego, w szczura mądrego i całkiem żółtego jakoś nie zadziałało.
- Przecież Parszywek nie był tak naprawdę szczurem, no nie? - fuknął Ron.
- No właśnie, jakie to uczucie, kiedy się okazuje, że twój ulubiony zwierzak jest tak naprawdę prawą ręką Czarnego Pana? - wtrącił Draco, patrząc na Rona z góry.
- Skąd wiesz...
- Śmiałbym twierdzić, iż wie on o bardzo wielu rzeczach - przerwał Snape. - Jeśli się pan nad tym zastanowi, to będzie pan wiedział, dlaczego. A teraz przejdźmy do dyskusji nad treningiem Harry'ego, gdyż nie po to zorganizowałem to spotkanie, by wysłuchiwać sprzeczek nastolatków.
- Ależ oczywiście - zgodziła się Hermiona uprzejmym tonem, zanim wystrzeliła z kolejnym pytaniem. - Proszę pana, wydaje się pan mieć niezwykłe umiejętności w nauczaniu obrony. Czy może... czy może myślał pan kiedyś o ubieganiu się o tę posadę?
Mistrz Eliksirów spojrzał na nią spod przymrużonych powiek.
- Czyżby przypadkiem miała pani na myśli tę dawną plotkę, jakobym bardzo tego chciał?
- Plotkę? - zapytał Harry, zaciekawiony. Nawet Ron i Draco zamilkli, przysłuchując się odpowiedzi nauczyciela.
- Zmylenie przeciwnika - odparł Snape, wzruszając ramionami. - Voldemort rozkazał mi postarać się o to stanowisko, abym mógł nauczać początkujących śmierciożerców czarnej magii pod pozorem udzielania korepetycji z obrony. Nie miałem ochoty brać w tym udziału, choć oczywiście musiałem sprawiać wrażenie, że bardzo mi na tym zależy. Za każdym razem, gdy dyrektor odmawiał zaangażowania mnie w charakterze nauczyciela obrony przed czarną magią, musiałem demonstracyjnie wyrażać swoje niezadowolenie.
- Teraz jednak, kiedy już nie musisz grać na dwie strony, mógłbyś przyjąć tę pracę i upewnić się, że Hogwart ma najlepszy program zajęć z opcm - kusił Harry. - Uważam, że byłbyś świetny jako nauczyciel obrony.
- Ale nie jako nauczyciel eliksirów? - warknął Snape.
- Yyy, no wiesz...
- Jestem Mistrzem Eliksirów - oznajmił Snape dobitnym tonem. - Reszta to tylko dodatki. Obawiam się, że musicie się pogodzić z obecnym stanem rzeczy.
- Jasne, tato - odrzekł Harry, wciąż trzymając oczy spuszczone.
Snape miał minę, jakby podejrzewał tu jakąś manipulację, skoro jednak Harry nie powiedział nic więcej, nauczyciel powrócił do swojego posiłku, ignorując czwórkę podopiecznych.


***


Jeszcze tydzień, powiedział Snape. Jeszcze tydzień i wrócisz do wieży.
Perspektywa ta napełniała Harry'ego zarazem podekscytowaniem i lękiem. Byłoby wspaniale przebywać znów z Gryfonami, ale powrót na zajęcia oznaczał między innymi powrót na eliksiry, i Harry nie był w stanie się uspokoić, gdy zaczynał o tym myśleć. Cóż, trzeba przyznać, że w tym roku naprawdę się opuścił z tego przedmiotu i jego ojciec miał niestety rację mówiąc, że potrzeba mu więcej zajęć praktycznych w pracowni.
Harry miał wprawdzie wyglądać na lekcjach na niezdarnego, ale nie na kompletnego idiotę. Ponieważ pozostał mu już tylko jeden tydzień, postanowił zmienić nieco rozkład dnia i mniej czasu poświęcać innym lekcjom na rzecz warzenia eliksirów w pracowni Snape'a, tych, których powinien się nauczyć w ciągu ostatnich dwóch semestrów. Było widać, że Draco uważał tę nagłą zmianę za zabawną, ale Ślizgon nie komentował, tylko przynosił do pracowni swoje podręczniki i siedział tam kamieniem, aby Harry nie warzył eliksirów „bez nadzoru”.
Obaj oczywiście wiedzieli, że Snape nie byłby tym zachwycony.
Harry przygotowywał właśnie wywar usuwający kurzajki, który powinien umieć robić już od miesięcy, gdy nagle usłyszał w głowie dźwięk magicznego dzwonka.
Malfoy niemal odruchowo rzucił zaklęcie Tempus i uniósł brew ze zdziwieniem. Jak się okazało, godzina była na tyle wczesna, że dopiero zaczynały się popołudniowe zajęcia.
- Chyba się nikogo nie spodziewasz, co? W takim razie pójdę zobaczyć.
Harry oczywiście nie zaprotestował. Gdyby zostawił eliksir w połowie warzenia, musiałby przygotowywać go potem od nowa. Po chwili jednak usłyszał stłumiony głos Draco, wzywający go do salonu.
- Harry? Chyba będziesz musiał mi pomóc.
Gryfon nie mógł zignorować takiej prośby, gdyż Draco bardzo rzadko zwracał się do kogokolwiek o pomoc. Zerknął na płyn w kociołku i z wahaniem rzucił na niego Evanesco. Było to lepsze wyjście niż po prostu go zostawić w chwili, gdy osiągał stan krytyczny. Wychodząc, Harry wziął ze sobą kawałek materiału i podążył w kierunku przyjaciela, wycierając ręce. Tymczasem Malfoy wpatrywał się w pergamin przy drzwiach z dziwnym wyrazem twarzy.
Partacz, głosił napis na pergaminie.
- Co to za Partacz? Znasz go? - zapytał Harry.
- Yhm. Tak. - Draco odchrząknął, a jego dłonie kurczyły się i rozluźniały nerwowo w sposób całkiem do niego niepodobny. - To skrzat.
Harry zamrugał, zaskoczony. Skrzaty domowe nie zwykły pukać do drzwi. Po prostu teleportowały się tam, gdzie potrzebowały, choć kiedy Harry się nad tym dłużej zastanowił, stwierdził, że nigdy nie widział żadnego skrzata w mieszkaniu swojego ojca. Chłopak był pewien, że przyszły tutaj naprawić szkody wyrządzone przez jego Lumos, ale równie dobrze mogły zrobić to z zewnątrz. Może ze względu na bariery ochronne trzeba je było zapraszać do środka, tak jak innych gości?
Nadal jednak nie było wiadomo, dlaczego jeden z nich pukał do drzwi.
- To skrzat Malfoyów - syknął Draco, i Harry pojął wiele rzeczy naraz. Wiedział już, dlaczego ten konkretny skrzat musiał pukać do ich drzwi, i dlaczego Draco wyglądał, jakby dostał pięścią prosto w żołądek. - Harry, słuchaj... Pewnie zabrzmi to dziwnie, ale znasz może jakiś sposób, żeby widzieć przez ściany?
- Widzieć przez ściany? - powtórzył Gryfon.
Malfoy zgrzytnął zębami.
- Tak, owszem. Ten pergamin działa w przypadku czarodziejów, ale Severus nigdy nic nie mówił o jakichkolwiek czarodziejskich stworzeniach, nie będących ludźmi.
- Ja nie umiem widzieć przez ściany. Może spróbujemy z twoją zaczarowaną ramą?
- Nie pokazuje istot czujących - mruknął Draco. - Nie to, żeby Partacz był istotą czującą, rozumiesz...
Mimo to podjęli próbę, ale bez skutku.
- W takim razie zawiadomimy Severusa - oznajmił Harry, marszcząc brwi. Wiedział, jak Snape reaguje na przeszkadzanie mu w zajęciach, ale to zdarzenie z pewnością kwalifikowało się jako sytuacja nadzwyczajna. Posłaniec od Lucjusza Malfoya tuż pod ich domem? - Nie sądzę, żeby przedostał się przez bariery ochronne - wymamrotał Harry. - Co jednak możemy przypuszczać, to że przysłano go tu, by nas zabił...
Draco przyłożył otwarte dłonie do drzwi.
- Bardzo wątpię, by miał nas zamordować. No, może ciebie - oświadczył - Matka słyszała wystarczająco wiele moich skarg na ciebie.
Harry wpatrywał się w niego, nic nie rozumiejąc, dopóki Ślizgon nie wyjaśnił.
- Potter, Partacz to skrzat mojej matki. Mam na myśli, że jest związany z nią specjalną więzią. Było tak od lat. Prezent rocznicowy - sarknął jadowicie. - Przedtem należał do Lucjusza, ale teraz przyjmuje rozkazy tylko od Narcyzy Malfoy.
- A twoja matka... czy nie uważasz, że... - Harry nie bardzo wiedział, jak ma ubrać pytanie w słowa, choć Draco najwyraźniej nie miał z tym problemu.
- Nie, matka by go nie przysłała, by mnie zabił - powiedział gorzkim tonem. - Musiałbyś ją lepiej poznać, żebyś to zrozumiał. To jest typowa pani domu. Od kiedy pamiętam, nigdy nie sprzeciwiła się słowem woli ojca. Jestem pewien, że kiedy wyznaczył cenę za moją głowę, powiedziała tylko: „Oczywiście, kochanie”, z tym swoim słodkim uśmieszkiem, ale sama nigdy by nie podjęła takiej inicjatywy.
- Ale jeśli to twój ojciec jej nakazał, żeby go posłała?
- To zatrzepotałaby rzęsami i potwierdziła, że oczywiście to on jest głową rodziny, ale Partacz jest pochłonięty znalezieniem dla niej setki idealnych róż herbacianych, albo coś w tym stylu.
- Aha, no dobra - odrzekł Harry, nie mogąc powiedzieć, że pojmuje, o czym jest mowa. - No to zafiukajmy po Severusa...
Draco nagle walnął pięścią w drzwi, a jego twarz zmieniła się w ohydną maskę nienawiści.
- Partacz, czego kurwa ode mnie chcesz?
- Bariery chyba nie przepuszczają dźwięków...
Draco, wciąż stojąc przy samych drzwiach, posłał bratu zirytowane spojrzenie.
- Potter, proszę cię. Przecież to skrzat, a nie uczeń! Skrzat Malfoyów, a ja jestem Malfoyem i wydałem mu bezpośredni rozkaz! Teraz już rozumiesz, dlaczego w tej szkole potrzebny jest lepszy nauczyciela opieki? Przecież ty nic nie wiesz!
Jakby na potwierdzenie jego słów zza drzwi dał się słyszeć piskliwy głosik.
- Paniczu Draco? Partacz przyniósł dla ciebie list.
List? wymówił Draco bezgłośnie, patrząc na Harry'ego z konsternacją.
- Od kogo? - krzyknął Ślizgon, obnażając zęby. Wyglądało na to, że spodziewał się się listu od Lucjusza.
- Od matki panicza - padła odpowiedź. - Paniczu Draco, czy Partacz może wejść?
- Nie, Sracz nie może wejść - wypluł Draco. - Panicz Draco cię dobrze pamięta, ty wstrętna mała żmijo!
- Partaczowi nie wolno wrócić do Wiltshire bez doręczenia listu...
- W takim razie wyślij go sową i spierdalaj stąd! - wrzasnął Malfoy.
- Pani rozkazała doręczyć list do rąk własnych panicza...
- No to masz pecha - odparł Draco nienawistnym tonem.
Po drugiej stronie drzwi usłyszeli rytmiczne walenie. Bum, bum, bum, z idealnie równymi przerwami.
Ślizgon parsknął pod nosem i wydął pogardliwie usta.
- Myślisz, że mnie to cokolwiek obchodzi, że rozwalisz sobie czaszkę o te drzwi? No dalej! Dalej!
Bum, bum, bum.
- Draco, nie możemy pozwolić, żeby tak stał i uderzał głową w drzwi...
- Kto mówi, że nie możemy? - Draco odstąpił od drzwi i wytarł ręce w spodnie, jakby sama rozmowa ze skrzatem go w jakiś sposób skaziła. - Żałuję tylko, że nie mam pod ręką przyrządu do łamania kciuków. Chętnie bym je wypróbował na tym cholernym małym draniu!
Bum, bum, bum.
BUM, BUM, BUM.
- Fiukam po Severusa - oznajmił Harry, potrząsając głową.
Malfoy usadowił się wygodnie na wyściełanym krześle i przekrzywił głowę.
- Ależ oczywiście - odparł. - Jednak zakonotuj sobie, że nie musisz się spieszyć. Ja tu sobie posiedzę i z rozkoszą posłucham.
- Draco, to okrutne!
- Harry, do diabła, zamknij się wreszcie! - wybuchnął Ślizgon. - Nie masz pojęcia, o czym mówisz! Dorastałem pod bokiem tego zasranego skrzata i dobrze wiem, jaki on jest. Mam szczerą nadzieję, że padnie martwy z pękniętą czaszką!
Nagle Harry'ego olśniło.
- O Boże. Czy to nie on był jednym ze skrzatów, które... eee...
Draco zignorował pytanie i rzucił tylko:
- To jak, idziesz wezwać Severusa? Pamiętaj, nie ma pośpiechu.
Gryfon, zbity z tropu przez tę nagłą demonstrację sadyzmu, nie spuszczał przyjaciela z oka, kiedy wrzucał proszek Fiuu w płomienie, słuchając nieprzerwanego bum, bum, bum, które zdawało się wypełniać cały salon.


***


Okazało się, że Snape przygotowywał się do zajęć, ale jeszcze nie był w klasie. Na wieść o niespodziewanym gościu zafiukał do domu od razu i zmarszczył brwi na widok Draco, który przysłuchiwał się odgłosom zza drzwi, jakby był to najpiękniejszy koncert.
- Każ mu przestać, żebym mógł z nim porozmawiać - rozkazał Mistrz Eliksirów szorstko, zerknąwszy na pergamin.
- Obawiam się, że on nie przyjmuje rozkazów ode mnie - odparł Draco znudzonym tonem, udając, że ziewa.
- Spróbuj, a przekonasz się, że Malfoyowie są dość wpływowi - odrzekł Snape sarkastycznie.
Draco machnął leniwie ręką, jak zblazowany władca oddalający sługę.
- Ależ on się uspokoi, kiedy zemdleje. Ciekawe, jak długo to potrwa?
- Draco, w tej chwili.
- No, dobra. - Ślizgon podniósł się z krzesła i podszedł z powrotem do drzwi. - Hej, Opierdalacz, podobno masz dla mnie jakiś list?
Łomotanie w drzwi ustało.
- Czy Partacz może wejść i go paniczowi wręczyć, paniczu Draco? - zapytał skrzat bełkotliwie.
Snape machnął kilka razy różdżką, mrucząc pod nosem jakieś zaklęcia. Kiedy skończył, przyzwał ze swojego gabinetu fiolkę i spryskał eliksirem podłogę przy drzwiach, rzucając znaczące spojrzenie w kierunku Draco.
- Partacz, wsuń list w szczelinę pod drzwiami! - rozkazał Malfoy jadowitym tonem.
- Partacz nie może - zapiszczał skrzat przerażonym głosem. - Pani zabroniła! Pani kazała oddać list do rąk własnych panicza!
Snape zaklął cicho i odnowił bariery ochronne, które wcześniej osłabił zaklęciami i eliksirem.
Harry zagryzł wargę.
- Nie sądzicie, że to może być pułapka?
Miarowy stukot rozległ się na nowo, ale Draco nie był już w nastroju, by się nim rozkoszować.
- Opierdalacz, wynoś się stąd! - wykrzyknął. - Powiedz mojej milutkiej mamusi, żeby się mną nie przejmowała! Najwidoczniej Lucjusza kocha bardziej, więc niech razem zgniją w Azkabanie!
- Partacz nie może... - bum - wrócić do dworu – bum - bez doręczenia – bum - listu pani...
Snape wymamrotał coś o zdolności „poradzenia sobie z każdym skrzatem, skoro poradził sobie ze Stworkiem”. Wymierzył różdżkę w drzwi i zwrócił się do Draco:
- Otwórz drzwi.
Bum.
- Oszalałeś? - oburzył się Malfoy. - Po moim trupie! A co, jeśli zaatakuje Harry'ego?
Bum.
Snape wyciągnął dłoń.
- Po pierwsze - oznajmił, zaginając kciuk - skrzaty domowe nie dysponują zaawansowaną magią ofensywną. Po drugie - zagiął również palec wskazujący - Harry z pewnością potrafiłby się sam obronić, a jeśli nie, to ja znam czarną magię na tyle, że jestem w stanie unicestwić skrzata. Po trzecie, nie podoba mi się perspektywa wypaczenia zaklęć ochronnych i maskujących, które rzuciłem na drzwi! I wreszcie po czwarte, co powinien wydedukować każdy Ślizgon wart przynależenia do mojego domu, chciałbym zobaczyć ten list na własne oczy, by odgadnąć, czy Lucjusz znowu czegoś nie knuje! A teraz, wpuść go!
Bum!
- No dobra - wymamrotał Draco, wyciągając swoją własną różdżkę. Rzucił Abrire i szarpnął za klamkę tak gwałtownie, że skrzat, najwyraźniej szykujący się do kolejnego uderzenia głową w drzwi, stracił równowagę i rozpłaszczył się na podłodze u jego stóp. Draco zatrzasnął drzwi, po czym uniósł nogę, przygotowując się do kopnięcia skrzata w głowę.
- Draco, nie! - wrzasnął Harry, przerażony, ale było już za późno. Partacz przeleciał przez salon i walnął w ścianę. Peleryny wiszące na hakach spadły na niego, tworząc nieforemną stertę, lecz skrzat wyczołgał się spod nich i niepewnie podniósł się na nogi. Rękami pomacał posiniaczone i poobcierane czoło, podczas gdy cienka strużka zielonkawej krwi popłynęła z miejsca, gdzie otrzymał cios. Draco patrzył na niego z sadystyczną satysfakcją w oczach... a nawet czymś jeszcze gorszym.
- Dość tego! - ryknął Snape.
- To on mnie chłostał...
- Powiedziałem, dość - przerwał nauczyciel nieco cichszym tonem.
Draco rzucił mu wściekłe spojrzenie, zaciskając pięści. Uniósł ręce zgięte w łokciach i rozstawił nogi, jakby szykował się do walki.
Harry odchrząknął i niepewnie położył przyjacielowi dłoń na ramieniu. Pod cienką, jedwabną koszulą wyczuwał mięśnie napięte jak postronki.
- To nie w porządku go kopać - powiedział cicho. Draco tylko parsknął pogardliwie.
- W razie, gdyby ci to umknęło, to jestem Malfoyem! My nie jesteśmy z tych, co nadstawiają drugi policzek! Oddaję dokładnie to, co dostałem, a temu skrzatowi jestem dłużny całkiem niezłe lanie!
- Możesz nienawidzić tego skrzata, ale dopóki mieszkasz pod moim dachem, nie wolno ci go atakować! - zganił go Snape, posyłając chłopakowi lodowate spojrzenie.
- Masz na myśli, że jeśli go kopnę, to będę mógł mieszkać w Slytherinie? - zadrwił Draco.
- Nie sądzisz chyba, że cię wynagrodzę za otwarte nieposłuszeństwo. A teraz, czy możemy wrócić do listu? Czy może wolisz nadal folgować swojej dość gryfońskiej brawurze, zamiast skoncentrować się na strategii?
Draco od razu się uspokoił, przynajmniej częściowo.
- Nie jestem Gryfonem - warknął do Snape'a, po czym zwrócił się w kierunku skrzata, kulącego się pod ścianą i osłaniającego głowę rękami. - No i co? Chyba miałeś dla mnie jakiś list?
- Opanuj się - sarknął Snape. - I nie bierz listu do ręki, dopóki ci nie pozwolę. Skrzacie, podejdź tu.
Partacz potarł dłońmi przedramiona, jakby było mu zimno.
- Partacz słucha tylko pani - zaprotestował, kręcąc głową.
- Rób, co mówi, ty mała pierdoło - wypluł Draco - bo inaczej nigdy nie wezmę tego listu i będziesz musiał prasować sobie uszy przez całą wieczność, kapujesz? Rób dokładnie to, co mówi! To nie powinno być trudne, przecież masz w tym wprawę, ty nędzna mała wszo...
- Draco, opanuj się - powtórzył Mistrz Eliksirów głosem bardziej zrezygnowanym niż rozwścieczonym.
Malfoy wziął głęboki oddech, próbując powstrzymać cisnące mu się najpewniej na usta wyzwiska i groźby.
Skrzat zawahał się przez chwilę, po czym niechętnie podszedł do Snape'a. Mistrz Eliksirów przyniósł kawałek węgla i rzucił go na podłogę, rozgniatając go obcasem buta na proszek.
- Nakreśl dookoła siebie krąg, używając tego pyłu - poinstruował skrzata. - Nie używaj magii i bacz, by nie pozostawić żadnej luki.
Partacz spełnił polecenie, mamrocząc coś pod nosem, a wtedy Snape zaczął zataczać różdżką kręgi dookoła niego. Jej czubek rozjarzył się dziwnym, ciemnoniebieskim blaskiem, tworząc w powietrzu przejrzystą sieć zaklęć w tym samym kolorze. Nauczyciel przypatrywał się jej przez chwilę, po czym, najwyraźniej usatysfakcjonowany, pozwolił im zaniknąć. Harry zauważył, że zaklęcie sprawiło, że węgiel na podłodze zniknął. Partacz tymczasem otrząsnął się jak mokry pies i szybko odsunął się od trzech czarodziejów.
- Nadal jest przyporządkowany tylko Narcyzie - potwierdził Snape.
- Ja też mogłem ci to powiedzieć - parsknął Draco. - Harry'emu powiedziałem to już wcześniej.
- Jeśli już raz zmieniono jego przynależność, można to było zrobić ponownie! - fuknął Snape niecierpliwie. - A ja muszę dołożyć wszelkich możliwych starań, by nie dopuścić, żeby stworzenie powiązane z Lucjuszem Malfoyem przekroczyło progi mego domu!
- Tak, proszę pana - mruknął Draco pod nosem.
Nauczyciel zignorował to i wydał polecenie skrzatowi.
- Podejdź tutaj i wyciągnij rękę z listem.
Partacz zbliżył się powoli, kuląc się, jakby spodziewał się ataku ze strony Draco. Kiedy wyciągnął chudą rękę, w której trzymał zrolowany pergamin, Mistrz Eliksirów zerknął na Malfoya.
- Sądzę, że wystarczająco wiele razy widziałeś, jak sprawdzałem naszą pocztę. Zobaczmy, czego się nauczyłeś.
Marszcząc czoło, Draco rzucił na list kilkanaście zaklęć, których zazwyczaj używał Snape do weryfikacji tożsamości nadawcy i jego intencji.
- To na pewno od matki - oświadczył wreszcie. - Nie wygląda na to, że może podsłuchiwać, przynieść pecha albo... no, w każdym razie nie zawiera jakiejkolwiek ukrytej formy magii.
Mistrz Eliksirów sam zajął się listem, po czym kiwnął głową.
- Trucizny - podsunął Harry.
- Skoro skrzat może dotykać pergaminu, to znacząco zmniejsza prawdopodobieństwo ich użycia - wytłumaczył Snape. - Nie mówiąc o tym, że Narcyza go dotykała.
- A nawet pocałowała - dodał Draco z dziwnie bezbronną miną.
- Doskonale to wykryłeś - pochwalił nauczyciel, po czym zwrócił się do Harry'ego. - Poza tym zmarli nie zdradzają tajemnic.
Gryfon szybko pojął, że była to aluzja do chęci Voldemorta, by pochwycić Draco żywcem. Chodziło również o to, że mieli przed sobą wyposażonego w całkiem niezłe uszy słuchacza.
- Mogę? - spytał Malfoy. - Nie zamierzam go dotykać.
Snape zastanawiał się przez chwilę, po czym krótko kiwnął głową.
Draco westchnął i rzucił Wingardium Leviosa. List wysunął się z rąk Partacza i poszybował na stół. Kolejne zaklęcie sprawiło, że się rozwinął.
- To pismo mojej matki - oznajmił Ślizgon i zaczął czytać. - Hmmm.
- Draco? - odezwał się Snape.
Blondyn podniósł na niego oczy, w których odbijało się jakieś niezidentyfikowane uczucie, po czym rzekł szorstko:
- Pozbądźmy się tego małego śmiecia, żebyśmy mogli o tym porozmawiać.
- Partacz musi poczekać! - zaprotestował skrzat piskliwie. - Pani nie pozwoliła mu odchodzić, dopóki nie dostanie odpowiedzi!
Malfoy wydął pogardliwie usta.
- No cóż, nie dostaniesz żadnej odpowiedzi, jeśli nie będziesz tańczył, jak zagramy - wycedził. - Tak, Sracz, ja wiem, że jesteś skrzatem Narcyzy, a nie moim, ale przecież chcesz dostać tę odpowiedź, racja? Dlaczego więc nie pobiegasz trochę po zamku i nie znajdziesz swojego dawno nie widzianego kuzyna, co? Zobaczysz, jak sobie radzi!
Harry nigdy nie sądził, że skrzaty mogą blednąć, jednak skóra Partacza zrobiła się bladozielonkawa.
- On... jest tutaj?
Mina Draco wyrażała czystą złośliwość.
- A i owszem. A żebyś wiedział, jak nisko upadł. Z tego, co słyszałem, dostaje pieniądze za swoją pracę.
Partacz szybko zakrył dłońmi uszy i wrzasnął:
- Nieprawda, nieprawda, nieprawda!
Harry spojrzał na brata, zaskoczony.
- Chyba nie masz na myśli...
- Ależ tak - odrzekł Malfoy z mściwym uśmieszkiem. - Aczkolwiek nie sądzę, by słowo „praca” szczególnie tu pasowało. Zgredek głównie pałęta się po kuchni, obżera i przymierza coraz to nowe ubrania.
- Hańba, hańba, hańba! - wrzeszczał Partacz, podskakując w miejscu.
- Podobno ma całą szafę pełną ubrań - kontynuował Draco. - Głównie szat czarodziejów. Kradnie je z pokojów, które powinien sprzątać...
Skrzat wydał z siebie wysoki, wściekły wrzask i machnął ręką. Ciężki, srebrny świecznik pofrunął w jego kierunku i Partacz zaczął się nim walić po goleniach. Każde uderzenie wyglądało, jakby miało połamać jego chude, patykowate nogi.
- Draco, przestań go drażnić! - strofował syna Snape.
W tym momencie Harry stwierdził, że nie ma sensu próbować powstrzymywać Draco. Postanowił więc pomóc skrzatowi bezpośrednio. Klęknął przed Partaczem, wyrwał mu świecznik i odrzucił go do tyłu, po czym złapał skrzata za nadgarstki i przytrzymał je w stalowym uścisku.
- To nieprawda! - krzyknął, podczas gdy Partacz ciągle się miotał i Harry nie był pewien, czy w ogóle go usłyszał. - Zgredek pracuje bardzo ciężko i wcale nie kradnie ubrań! Sam prawie ich nie nosi, chodzi ubrany tylko w starą poszewkę od poduszki!
Partacz zastygł w miejscu.
- I tak hańba - mruknął, po czym przyjrzał się Draco uważnie.
- Panicz Draco okłamał Partacza?
- Draco - odezwał się Snape groźnym tonem. - Masz natychmiast opanować sytuację.
Malfoy, najwyraźniej zirytowany koniecznością przerwania swojego przedstawienia, zaszydził:
- Pewnie, że łgałem. Wątpisz w to? Przecież on ci to wyjaśnił. Doprawdy, czy Harry Potter mógłby skłamać?
Gryfon pomyślał, że Draco robił po prostu to, co Snape mu kazał, choć w gniewie nie docenił znaczenia swoich słów.
- Harry Potter! - wrzasnął skrzat i błyskawicznie pochwycił świecznik, waląc nim Harry'ego w głowę. Okropny trzask poniósł się echem po lochach.
- Już nie żyjesz! - warknął Malfoy i skoczył w kierunku Partacza.
- Czy mam rzucić na ciebie Petrificus, żebyś się zachowywał? - zapytał Snape, nie podnosząc głosu. Malfoy najwyraźniej wziął jego słowa na poważnie, gdyż zatrzymał się i gorączkowo pokręcił głową. Tymczasem Harry niezgrabnie odczołgał się do tyłu. Partacz nie ścigał go. Wielkie, okrągłe oczy skrzata wypełniły się łzami, kiedy magicznie podpalił jedną ze świec w lichtarzu i zaczął oblewać sobie stopy gorącym woskiem, wrzeszcząc przy każdej kropli spadającej na jego skórę. - Partacz zaatakował czarodzieja! - jęczał do siebie. - Niedobry, niedobry Partacz! To zły czarodziej, ale Partacz i tak musi się ukarać...
Snape westchnął ciężko z obrzydzeniem i litością zarazem, po czym podszedł do skrzata i jednym dmuchnięciem zgasił świecę.
- Wezwij tego Zgredka - polecił i odwrócił się z powrotem do Partacza. - Jeśli chcesz dostać pisemną odpowiedź od Draco, musisz robić to, co ci powiem - oznajmił. Skrzat zerknął na niego z ukosa, a jego uszy zadrżały. - Udasz się do kuchni razem ze swoim kuzynem i zostaniesz tam, dopóki nie wezwiemy cię z powrotem. Nie próbuj żadnych sztuczek, gdyż Zgredek jest lojalny wobec czarodzieja, którego przed chwilą zaatakowałeś i słucha tylko jego poleceń.
Twarz Partacza przybrała ciemnozielony odcień.
- Zły czarodziej zmarnował takiego dobrego skrzata - mruknął. - Oszukał pana, żeby dał Zgredkowi skarpetkę... - Urwał, po czym stęknął pod nosem: - Zdrajca... - Zaraz po tym ugryzł się w rękę, najwyraźniej karząc się za to, że obraził czarodzieja.
W tym momencie Zgredek wskoczył z kominka do pokoju. Miał na sobie tyle ubrań, że wydawał się stosunkowo gruby. Na głowę miał nasadzone osiem robionych na drutach czapek, które zachybotały, gdy skrzat popędził w kierunku Harry'ego.
- Harry Potter wezwał Zgredka! Co Zgredek może dla pana zrobić?
W następnej chwili Zgredek stanął przed Harrym i rozpostarł ręce, najwyraźniej zauważywszy Partacza.
- Harry'emu Potterowi nie stanie się żadna krzywda - powiedział cicho.
- Spokojnie, twój wstrętny mały kuzynek przybył tu sam - wycedził Draco.
Skrzat rozglądał się dookoła, najwidoczniej spodziewając się zobaczyć Lucjusza lub Narcyzę.
- Paniczu Draco, jak się panicz miewa? - zapytał z rezerwą.
- Doskonale, podobnie jak Harry - odrzekł Ślizgon. Harry nie był pewien, czy Draco chciał w ten sposób złagodzić obawy Zgredka (którego nadopiekuńcza postawa była ostatnią rzeczą, jakiej w tej chwili potrzebował), czy też wypowiedział te słowa wiedząc, że zostaną one przekazane Lucjuszowi i Narcyzie.
Zgredek wciąż stał w tej samej pozycji, osłaniając Harry'ego swoim ciałem, dopóki Gryfon nie pochylił się nad nim i nie poklepał go po ramieniu.
- On jest w porządku, wiesz? Jest po mojej stronie.
Skrzat posłał mu niedowierzające spojrzenie (prawdę mówiąc to miał minę, jakby uważał Harry'ego za skończonego idiotę), ale opuścił ręce i zwrócił się do kuzyna.
- Dzień dobry, Partacz.
Partacz zmierzył go spojrzeniem od góry do dołu, wydymając pogardliwie cienkie wargi, kiedy jego wzrok zatrzymał się na czapkach spiętrzonych na głowie kuzyna. Nie odpowiedział na pozdrowienie, tylko zadarł nos i zaczął recytować gdzieś w przestrzeń:
- Okropny, okropny, niedobry skrzat nosi ubrania! A Harry Potter to kłamca! - Zniżył głos i wymamrotał: - Zły, zły czarodziej! Oszukuje lepszych od siebie, żeby dawali skrzatom skarpetki...
Harry uklęknął, nie zapominając, że przed chwilą, kiedy był w tej pozycji, solidnie oberwał lichtarzem.
- Zgredku - odezwał się nagląco - proszę cię o przysługę. Chcę, byś zabrał swojego kuzyna do kuchni i zajął się nim.
- Co oznacza - dorzucił Snape - że nie wolno ci go tracić z oczu. Ani na chwilę.
- Tak, przyklej się do niego i nie pozwól mu opuścić kuchni - potwierdził Harry.
- Oczywiście! Skoro Harry Potter sobie tego życzy! Tak, Zgredek zaraz wszystko zrobi, dokładnie wszystko!
Nie tracąc ani chwili, skrzat złapał Partacza za ramię i powlókł go w kierunku kominka.
- Nic ci nie jest? - zapytał nauczyciel, widząc jak jego syn obmacuje sobie głowę.
- Nie - odparł Harry lekceważąco. - Chyba nie użył całej swojej siły, ale i tak mam niezłego guza.
Malfoy podszedł bliżej i obejrzał uderzone miejsce.
- Severus powinien mi pozwolić skopać to małe gówno - skomentował.
- Draco, twój ojciec nie może cię już więcej skrzywdzić - rzekł Mistrz Eliksirów cichym głosem. - Poza tym, tamto zdarzenie miało miejsce wiele lat temu. Musisz przestać o tym myśleć. Nie możesz sobie pozwolić na to, by tracić wewnętrzną równowagę z powodu dawnych uraz, nawet słusznych.
Draco opadł na sofę i ścisnął skronie rękami. W jednej z nich wciąż trzymał list, który teraz niemal dotykał jego włosów.
- Wiem, wiem. Kontrola impulsów i tak dalej. - Podniósł na chwilę wzrok. - I nie nazywaj tego drania moim ojcem. To ty nim jesteś, jedynie za wyjątkiem nazwiska, pamiętasz?
- Pamiętam.
Draco kiwnął głową, ale wciąż zwlekał z odczytaniem listu.
- Eee, może mamy cię zostawić samego, żebyś mógł to przeczytać? - zasugerował Harry. W odpowiedzi Ślizgon tylko pokręcił głową, rozwinął pergamin, pochylił się nad nim lekko i przeczytał na głos:

Dragon, mój skarbie,
Wciąż za Tobą tęsknię. Synku, wiem, że w to nie uwierzysz, ale to prawda. Naturalnie uważam Twoje zachowanie za szokujące - zabrałeś różdżkę tego okropnego chłopaka swojemu własnemu ojcu i udałeś się z nią do Hogwartu, by przekazać ją największym wrogom naszego pana. W ciągu pierwszych kilku dni miałam nadzieję, że odzyskasz zdrowy rozsądek i powrócisz na łono rodziny. Rozumiem też, dlaczego tego nie zrobiłeś. Twój ojciec pokazał Ci zbyt wiele razy, że powinieneś bać się jego gniewu.
Stanęłam po jego stronie, deklarując to publicznie, gdyż prawdę mówiąc nie miałam innego wyboru. Zdradziłeś ideały obu naszych rodów, co wprawiło mnie w niemałe zdumienie. Rozgniewałeś mnie, choć nie do takiego stopnia, bym życzyła Ci śmierci. Mimo to muszę się zachowywać tak, jakby było mi obojętne, czy Twój ojciec będzie Cię torturował i czy Cię zabije. Mam nadzieję, iż rozumiesz, że żaden Severus Snape nie stanie w mojej obronie, gdybym zdecydowała się sprzeciwić Twojemu ojcu. Sama również się nie obronię, gdyż moja moc jest niczym przy jego. Stwierdziłam więc, że najlepiej będzie, bym żyła, gdyż może nadejść dzień, kiedy będę Ci się mogła na coś przydać.
Skarbie, ten dzień właśnie nadszedł. Rozpaczałam nad tym, że nie pozostał Ci nikt, kogo mógłbyś nazwać rodziną, ale ostatnio zdałam sobie sprawę, że byłam w błędzie. Bez wątpienia wierzysz, że wszyscy członkowie naszych rodów stanęli po stronie Twojego ojca, ale to nieprawda. Stwierdziłam, że mój stryjeczny dziadek Walpurgis nie osądziłby zbyt surowo wyborów, których dokonałeś w przeciągu ostatnich kilku miesięcy. Być może nawet byłby dumny.
Dragon, kochanie, wiem, że jesteś bardzo dumny, ale zniżę się do tego, by Cię błagać, byś do niego napisał. Wystarczy zaledwie kilka przyjaznych słów, aby wiedział, że uważasz go za członka rodziny, mimo że nigdy się nie poznaliście. Nie pisz o rozłamie między tobą a ojcem. Walpurgis z pewnością o tym doskonale wie. Napisz o zajęciach, o czymś lekkim i przyjemnym, tak żeby nawiązać między wami nić przyjaźni, która może Ci się kiedyś przydać.
Jak już pisałam, ogromnie za Tobą tęsknię, lecz wolę byś był daleko, ale bezpieczny. Przekaż Severusowi, że dziękuję mu za opiekę nad Tobą z całego serca.


- Bez podpisu - dodał Draco, kiedy skończył czytać.
- Masz pewność? - dopytywał Snape.
Chłopak westchnął ciężko i lewitował list za pomocą różdżki, po czym wyszeptał do niego jakieś zaklęcie. Nic się nie stało. Draco westchnął ponownie i opuścił list na stolik, po czym spojrzał na Snape'a.
- Mam pewność. To nie tylko jej pismo. Całe list brzmi jak napisany przez nią, zdanie po zdaniu. Poza tym... Lucjusz nie wie, że ona mówiła do mnie „Dragon, mój skarbie”. - Ślizgon przełknął ślinę. - Właściwie to zwracała się tak do mnie zawsze po tym, jak Lucjusz mnie karał. On też mówił do mnie „Dragon”, ale przestawał, kiedy był wściekły. - Draco odwrócił wzrok. - Chyba chciała mi w ten sposób powiedzieć, że on nadal chce mojej głowy. Jakbym mógł kiedykolwiek o tym zapomnieć.
- A zatem pozostaje pytanie, co też Narcyza knuje - zastanawiał się Snape.
- Wydawało mi się, że ten list jest dość słodki...
- Nie no, Potter, doprawdy! - zirytował się Malfoy. - List Steyne'a też uważałeś za słodki, czyż nie? Nie chce mi się wierzyć, by moja matka tak się martwiła, że nie mam rodziny, by zasugerować nawiązanie kontaktu z Walpurgisem Blackiem!
Blackiem... Harry, rzecz jasna, wiedział, że Narcyza Malfoy pochodziła z domu Black, ale starał się nie myśleć o tym za często.
- Czyli ten Walpurgis to krewny Syriusza Blacka?
- Daleki krewny - mruknął Draco, marszcząc brwi. - Słuchaj, nie mam pojęcia, o co jej może chodzić. Nazwała go dziadkiem stryjecznym, ale tak naprawdę jest on jakoś powiązany z bratem ciotecznym jej dziadka. Mniejsza o to. Najważniejsza sprawa to odpowiedź na pytanie, niby czemu miałbym do niego pisać. Mam przeczucie, że matka coś planuje. Jestem pewien jak tego, że tu siedzę.
Snape usiadł na krześle, założył nogę na nogę i postukał palcem w policzek.
- Co ty wiesz o owym Walpurgisie? Gdyż, muszę ci wyznać, mimo iż spędziłem we dworze Malfoyów wiele czasu, ani razu nie słyszałem tego imienia.
- Nic dziwnego. - Draco lewitował list w kierunku Snape'a. - Nigdy się o nim nie rozmawiało. Przyniósł rodzinie zbyt wiele wstydu. To czarna owca. A może powinienem raczej powiedzieć „biała owca”, biorąc pod uwagę, jacy ludzie należą do mojej rodziny. Chociaż to też nie pasuje, bo Walpurgis był przestępcą.
Harry czuł się coraz bardziej jak intruz, więc postanowił odejść.
- To ja chyba pójdę do pracowni i zacznę na nowo warzyć eliksir... - oznajmił, ale Draco złapał go za nadgarstek, siłą sadzając go obok siebie na sofie. - No dobra, to zostanę - dokończył.
Mistrz Eliksirów zarechotał pod nosem, lecz szybko przestał.
- Wróćmy do Walpurgisa - rzekł. - Draco, więcej szczegółów, jeśli można prosić.
Malfoy kiwnął głową i milczał przez chwilę.
- Matka napisała prawdę. Nigdy go nie widziałem . Wiem tylko tyle, że jest jej dalekim krewnym i odwiedzała go czasem jako dziecko. Rodzina odcięła się od niego, gdy wyszły na jaw jego pewne, hm, ciemne interesy. No, może nie wyszły na jaw tak dosłownie, ale rodzina się o nich dowiedziała.
- Ciemne interesy?
Draco posłał Snape'owi kwaśne spojrzenie.
- Naprawdę muszę kontynuować? To było takie prymitywne, a ponadto nie ma nic wspólnego z listem.
- Pozwolę sobie stwierdzić, że wszystko, co pokazuje podział istniejący między Walpurgisem Blackiem i twoim... przepraszam, i Lucjuszem Malfoyem, jest bardzo ważne. Próbuję zebrać jak najwięcej informacji, by ustalić, czy rzeczywiście powinieneś kontaktować się z tym człowiekiem, jak o to prosi twoja matka.
- No wiesz, podział to mało powiedziane. To raczej otchłań. Jeśli to cię martwi, Severusie, to ci powiem, że Lucjusz nie pozwala w swojej obecności wymawiać nawet jego imienia. Ponieważ... mówiąc krótko, jest tym, kogo nazywamy zdrajcą krwi...
- Poślubił mugolkę? - wtrącił Harry.
Draco roześmiał się.
- Gorzej. Znacznie gorzej. Dawno temu obmyślił, jak podmieniać dzieci czarodziejów i mugoli zaraz po narodzinach...
- Co? - wykrzyknął Gryfon, zszokowany.
- Bądź cicho i posłuchaj. Walpurgis opracował bardzo skomplikowane i jeszcze bardziej nielegalne zaklęcie, które czasem pozwalało rozpoznać już kilka godzin po narodzinach, czy dziecko jest charłakiem. Rozpoznawało też mugolaków. Oczywiście nie zawsze działało tak jak trzeba, ale Walpurgis wykorzystywał je przez bardzo długi czas. Dyskretnie oferował swoje usługi rodzinom czarodziejów, za wysoką opłatą podmieniając charłaków na noworodki mugoli, które urodziły się z czarodziejskimi zdolnościami. Kiedy moja rodzina dowiedziała się, że Walpurgis wprowadzał do rodów czystej krwi mugolskie podrzutki, kompletnie się od niego odcięli. Z tego, co słyszałem, to niewielka strata. W wojnie też nie brał udziału, przez co jego nazwisko zostało ogólnie napiętnowane.
- Ilu dzieciom zrujnował w ten sposób życie? - dopytywał Harry.
- A skąd ja mam wiedzieć? Poza tym, czy ty sam nie byłbyś szczęśliwszy, dorastając w rodzinie czarodziejów?
- Może i tak - przyznał Harry z grymasem. - Ale czemu czystokrwiści mieliby się na to godzić? Znaczy, oni przecież wiedzieli, co robią, tak?
- Och, jestem pewien, że stary Walpurgis nie miał wśród swoich klientów zbyt wielu przedstawicieli najbardziej konserwatywnych rodów - wycedził Malfoy. - Zrozum, Harry, że w takich rodzinach charłaków się od razu zabija. - Gryfon aż się zachłysnął z szoku, ale Draco zignorował to i kontynuował. - Tym niemniej wśród wielu czarodziejów o bardziej umiarkowanych poglądach panowało przekonanie, że ich dzieciom, które urodziły się charłakami, lepiej będzie w świecie mugoli. Czemu miałyby przez całe życie cierpieć z powodu niespełnienia? W zamian mogliby zaopiekować się dzieckiem z magicznymi uzdolnieniami, które inaczej mogłoby być szykanowane i dręczone przez mugoli. Matka wyjaśniła mi, że właśnie tak musiał widzieć tę kwestię Walpurgis. Oczywiście zaraz potem nakładła mi do głowy, jak wielkim błędem było zachęcanie ludzi do opiekowania się mugolakami, którzy oczywiście nie znali swojego prawdziwego pochodzenia i mogliby wżenić się w jakiś stary ród czarodziejów czystej krwi.
- Ty naprawdę uważałeś... szczerze wierzyłeś w tę... eee, filozofię, racja?
Draco posłał bratu spojrzenie pełne wyższości.
- Czemu nie powiesz wprost, co myślisz, i nie nazwiesz tego bzdurą? Jeśli syn mugolaczki potrafi przeciwstawić się Czarnemu Panu tam, gdzie czarodzieje czystej krwi nie dają rady... Zresztą powiedziałem ci już wcześniej, że czysta krew to nie wszystko.
- Owszem - odparł Harry i zerknął na Snape'a, który wyglądał na zadowolonego. - Czyli ten Walpurgis... Twoja rodzina dowiedziała się, co on robi. Czemu nie spowodowali, żeby zamknięto go w Azkabanie? Mówiłeś, że to, co wyprawiał, było niezgodne z prawem.
- Podmienianie dzieci zazwyczaj jest niezgodne z prawem - wycedził Draco. - Zwłaszcza że ci mugole nie mieli pojęcia, że podmieniają im dziecko. Walpurgis musiał używać zaawansowanych czarów czyszczących pamięć, żeby to się nie wydało. Poza tym zaklęcie rozpoznające charłaków też jest niezgodne z prawem. Głównie dlatego, że puryści byliby zachwyceni takim wynalazkiem. To takie niedogodne, że muszą czekać aż kilka lat, by się przekonać, czy u dziecka wystąpią przejawy przypadkowej magii. Gdyby wiedzieli od początku, że to charłak, mogliby się go szybciej pozbyć.
- Twoja rodzina jest nienormalna - skomentował Harry ze wstrętem.
Malfoy pokręcił głową.
- Moja rodzina jest tutaj - poprawił. - A zatem, o czym to ja mówiłem? A tak, Azkaban. Cóż, Lucjusz naprawdę wolał nie ujawniać, że krewny jego żony kalał w ten sposób czystą czarodziejską krew. Czarny Pan nie byłby z tego powodu najszczęśliwszy, a poza tym nazwisko Malfoyów okryłoby się skandalem. Dlatego rodzina to wyciszyła. Próbowali przekonać Walpurgisa, żeby zamknął ten interes, ale on się nigdy nimi nie przejmował. Nie wiem, czy kiedykolwiek przestał podmieniać dzieci. Oczywiście to było wiele lat temu. Pewnie teraz ma już tego dosyć.
- Draco, kto ci opowiedział tę historię? - wtrącił Snape.
Ślizgon wzruszył ramionami.
- Lucjusz i Narcyza, oboje po trochu. Dziadkowie, ciotki, wujowie... wszyscy ględzili w kółko o tym wielkim wstydzie. Każdy o tym gadał, taka sprawa raczej by mi nie umknęła. Pamiętam, że były święta, i Lucjusz wyprawiał we dworze coroczną ucztę. Ja siedziałem na poddaszu i przeglądałem stare szkolne książki mojej matki. Jedna z nich miała dedykację podpisaną: „Od Twojego kochającego wujka Walpurgisa”. Poszedłem do matki i zapytałem, kto to był ten Walpurgis. - Draco zadrżał. - Lucjusz kompletnie oszalał. Zaczął na mnie wrzeszczeć: „Jak śmiesz wymawiać to imię, Draco!” A potem zwrócił się do matki: „Jak mogłaś zachować cokolwiek, czego dotykały jego plugawe ręce?” Potem było jeszcze gorzej, bo wszyscy zaczęli dorzucać swoje teksty o zdrajcach krwi i tak dalej, i wszyscy darli się na mnie, dopóki nie zwiałem z powrotem na poddasze. - Chłopak wzruszył ramionami. - Miałem jakieś sześć lat, czy coś koło tego. Matka przyszła do mnie niedługo później i wyjaśniła mi wszystko od nowa. Chyba zobaczyła, że byłem skołowany po tym, co usłyszałem w salonie. - Uśmiechnął się na wspomnienie. - Dała mi ponczu z mnóstwem gałki muszkatołowej. - Draco spojrzał na ojca i brata. - Nie mam pojęcia, czemu miałaby chcieć, żebym napisał do Walpurgisa akurat teraz. Nie rozumiem, jakie są jej ku temu powody, ale i tak jestem podejrzliwy.
- Sądzę, że powinieneś spełnić jej prośbę - orzekł Mistrz Eliksirów. - Z pewnością Narcyza nie wyjawiła w liście swoich motywów, ale podejrzewam, że planuje ci jakoś pomóc. Walpurgis Black z pewnością nie należy do osób, które Lucjusz zaangażowałby w spisek przeciwko tobie. Być może sugestia Narcyzy nie ma nic wspólnego z Lucjuszem. Tak czy inaczej, prawdą jest, że w przyszłości może się okazać przydatne, gdy będziesz mógł się do niego zwrócić.
- Poza tym - wtrącił Harry - kazała ci napisać coś o zajęciach. Napisz, że podręczniki są nudne, a poza tym uczysz się transmutacji łącznej. Cokolwiek knuje twoja matka, ani ona ani Walpurgis w żaden sposób nie skorzystają z tych informacji.
- Raczej nie - mruknął Draco.
- W takim razie napisz list i daj mi go do przeczytanie, zanim oddasz go skrzatowi - polecił Snape, po czym wstał i zdjął wierzchnie szaty. - I nie będziesz go więcej atakował, fizycznie ani werbalnie, rozumiemy się?
- Dobra, dobra - wymamrotał Malfoy nieobecnie, lewitując w swoim kierunku czysty pergamin. Harry orzekł, że jego brat nie potrzebuje żadnej pomocy, więc poszedł do ojca z prośbą, by ten nadzorował jego ćwiczenia w warzeniu eliksirów. Snape jednak odrzekł, że poczekają z tym do pierwszego szlabanu, aby mógł poświęcić synowi swoją niepodzielną uwagę.
Harry był z tego nawet zadowolony, mimo że ojciec przypomniał mu o szlabanie.


***


Tej nocy Harry znowu śnił o Draco.
Ślizgon siedział na sofie w salonie i przygryzał końcówkę pióra, wpatrując się w leżący przed nim pergamin.

Wujku Walpurgisie, mamy też zajęcia z opieki nad magicznymi zwierzętami, ale ich nie lubię. Przygłup, które je prowadzi, jest półolbrzymem, nie przejmującym się zbytnio bezpieczeństwem uczniów.

Draco wyprostował się i przebiegł wzrokiem po pergaminie. Potrząsnął głową i zaklęciem wymazał z tekstu odniesienie do rasy Hagrida. Po chwili dopisał:

Chociaż jednemu z moich przyjaciół udało się przelecieć na hipogryfie podczas tych zajęć. Właściwie to nie był wtedy moim przyjacielem. Uważałem go za nadętego dupka. Wydaje się, że to było tak dawno temu. Teraz jesteśmy w doskonałych stosunkach.
Mój ulubiony przedmiot to zdecydowanie eliksiry. Ostatnio czytałem trochę o eliksirach pokrewieństwa i dowiedziałem się, że nie działają one tak, jak to sobie wyobrażałem.


Obraz zamglił się i zaczął wirować, aż Harry'ego zemdliło. Po jakimś czasie z chaosu kolorów i kształtów wyłoniła się kolejna scena. Harry znajdował się teraz w swojej sypialni.
Draco leżał na łóżku, owinięty kołdrą aż po sam czubek głowy. Mówił przez sen, i choć przykrycie tłumiło dźwięki, Harry był jednak w stanie je rozróżnić.
- Nie Puccini! To Verdi, ty puchoński debilu! - tłumaczył tonem potępienia. - Doprawdy, czy tam, gdzie dorastałeś, w ogóle wiedzieli, co to jest muzyka?
Ślizgon zamilkł i zaczął się wiercić. Kołdra zsunęła się, odsłaniając jego twarz. Z zamkniętymi oczami, Draco wymamrotał:
- Pansy, chcesz cytrynowe, limonkowe czy cytrynowo-limonkowe? Jestem zachwycony, że Bertie Bott zaczął produkować lody we wszystkich smakach. Fasolki są nieco dziecinne, nie uważasz?
Harry ocknął się ze snu i usiadł na łóżku. Zamrugał, otrząsając się z resztek zamroczenia. Co to niby miało być, do licha? Sen przebiegał według wzoru typowego dla jego jasnowidzących snów, ale nie zawierał w sobie nic istotnego. Same błahe, wręcz głupie szczegóły. Wyglądało na to, że Draco zdecydował się jednak pominąć milczeniem informację o rasie Hagrida, kiedy pisał list. Harry uznał to za sensowne, zważywszy, że cały ten Walpurgis Black, niezależnie od swoich postępków, nie był wcale zwolennikiem teorii o wyższości czystej krwi. Być może nawet nie był wcale uprzedzony do półludzi tak, jak Draco. Jednak co do tej części snu, która miała niby mówić o przyszłości... Ot, Draco miał jakieś zwykłe sny. Popisywał się przed Puchonami i jadł lody ze swoją byłą dziewczyną, i tyle!
Harry był skonfundowany. Czy prorocze sny nie miały zawsze odnosić się do rzeczy naprawdę ważnych? Bo ten zawierał jedynie same głupoty, przez co chłopak zaczął się zastanawiać, czy jego ojciec nie miał czasem racji. Być może wszystkie prorocze sny, które miał ostatnio, były jedynie wytworem jego wyobraźni?
Nieświadomie pocierając skroń, Harry skrzywił się, gdy jego dłoń natrafiła na guza, którego Partacz nabił mu świecznikiem. Nagle jakiś dźwięk dobiegający od łóżka Draco sprawił, że chłopak podniósł głowę i popatrzył w tamtą stronę.
- Nie Puccini! To Verdi, ty puchoński debilu! - sarknął Malfoy pogardliwie, głosem przytłumionym przez otulającą go kołdrę. - Doprawdy, czy tam, gdzie dorastałeś, w ogóle wiedzieli, co to jest muzyka?
Draco poruszył się niespokojnie, aż kołdra zaczęła się zsuwać, odsłaniając jego twarz. O nie - pomyślał Harry.
- Pansy, chcesz cytrynowe, limonkowe czy cytrynowo-limonkowe? - zapytał Draco swobodnym tonem, nawet jeśli nieco zarozumiałym. - Jestem zachwycony, że Bertie Bott zaczął produkować lody we wszystkich smakach. Fasolki są nieco dziecinne, nie uważasz?
Harry poczuł, jak opada mu szczęka. Tymczasem Ślizgon mamrotał coś o lodach o smaku crème brûlée , które z wyglądu przypominały pudding chlebowy. Harry wcale nie miał ochoty tego słuchać. Już i tak usłyszał za dużo. Draco mówił takim tonem, jakby opinia Pansy Parkinson była dla niego najważniejsza na świecie. Wyglądało na to, że Ślizgon wciąż coś do niej czuje!
Niezależnie od tego, Harry musiał go o coś zapytać, i to nie o jego życie miłosne. Gryfon przeszedł przez pokój i potrząsnął przyjacielem.
- Draco! - syknął. - Draco, obudź się! No, dalej!
Wyrwany z głębokiego snu, Draco musiał odczekać chwilę, zanim doszedł do siebie.
- Harry? - zapytał, podnosząc się na łokciu.
- Słuchaj, czy ty napisałeś temu Walpurgisowi, że Hagrid jest półolbrzymem?
Malfoy przeczesał ręką włosy.
- Pewnie, że tak. Na Merlina, przecież sam czytałeś ten list! Obaj z Severusem go czytaliście, na wypadek, gdyby wymsknęło mi się coś, co ktoś mógłby wykorzystać... - Nagle blondyn urwał, jakby zdał sobie z czegoś sprawę. - O. To dziwne. Napisałem to, ale potem zmieniłem zdanie. Stwierdziłem, że lepiej pominę ten fragment... - Chłopak wyprostował się i usiadł na łóżku. - Znowu miałeś proroczy sen, zgadza się? - zapytał kwaśno. - Czy ja ci nie wspominałem, że mam już dosyć mieszkania pod jednym dachem z jasnowidzem? A zatem, co tam nas czeka w przyszłości? No dalej, Harry, nie krępuj się!
Gryfon wzruszył ramionami i przysiadł na łóżku brata.
- Tak, śniłem o przyszłości, i ten sen się zaraz spełnił. Widziałem, jak gadasz przez sen coś o muzyce i lodach, a zaraz potem to ci się przyśniło.
Draco zmarszczył brwi.
- Czekaj, to ty teraz widzisz, o czym śnią inni ludzie? To ci dopiero dziwne...
- Nie, ja widziałem tylko, że to ty o tym śnisz - tłumaczył Harry. - Nieważne. Idź spać. Spróbuj puddingu chlebowego.
- Słucham?
- Już nic - odparł Harry i podszedł do swojego łóżka. Nałożył parę skarpet i skierował się ku drzwiom.
- No nie mów, że z każdym dziwnym snem będziesz leciał do Severusa - zakpił Draco. - Zwłaszcza że ten już się spełnił, więc o czym tu gadać?
- Po prostu chcę z nim porozmawiać - odrzekł Gryfon, zatrzymując się na chwilę przy drzwiach. - Dobranoc.
Draco patrzył na niego dłuższą chwilę, po czym mruknął:
- Jasne. Dobranoc.


***


- Harry? - zdziwił się Snape, otwierając synowi drzwi. Gryfon przełknął ślinę.
- Eee, przepraszam, że cię budzę. To nie jest nagła sprawa, ale obiecałem, że przyjdę do ciebie, jak tylko wpadną mi do głowy jakieś... eee, wspaniałe pomysły na temat moich snów.
Mistrz Eliksirów wysłuchał opowieści o ostatnim śnie syna, powoli kiwając głową.
- A zatem? - spytał w końcu.
- No, to chyba oczywiste - odparł Harry, pocierając ramiona dłońmi, aby się rozgrzać. Z wdzięcznością pozwolił, aby ojciec otulił mu plecy kocem.
- Tym razem przynajmniej nie zapomniałeś, do czego służą skarpetki - zakpił Snape. - Tak, Harry, dostrzegam w twoich snach pewien wzorzec, ale najpierw chciałbym usłyszeć, do jakich doszedłeś konkluzji.
- A więc tak. Myślę, że moje prorocze sny się zakończyły. Od początku śniły mi się w prawidłowej kolejności. Każdy sen niedługo potem się sprawdzał. Potem obudziłeś mnie, kiedy śniłem jeden z nich, i to jakoś zakłóciło porządek. Te ostatnie, znaczy rozwiązanie adopcji, sowiarnia, dzisiejszy sen... Wydaje mi się, że zaczęły mi się śnić jakby od tyłu.
- I?
Harry przygryzł wargę i owinął się ciaśniej kocem.
- Po pierwsze, chyba nie będę już miał wróżebnych snów. Po drugie, to właśnie dlatego przyszedłem do ciebie... - Chłopak wciągnął powietrze. - Tato, mój ostatni sen spełnił się zaraz po tym, jak go wyśniłem. To znaczy, że sowiarnia będzie następna.
Snape oparł łokcie na kolanach i spojrzał na syna spod oka.
- Bariery ochronne, które ustawiłem w oknach sowiarni, nie pozwolą wypaść na zewnątrz niczemu wielkości ciała ludzkiego. Poza tym Draco nie ma powodu, by wyjść z mojego mieszkania. Przecież miałeś okazję go obserwować przez ostatnie kilka miesięcy. Nigdy nie przepuści okazji, by narzekać na to, że jest tutaj uwięziony, ale czy chociaż raz próbował złamać ustanowione przeze mnie zasady?
Harry widział wprawdzie, jak Ślizgon wychodzi na zewnątrz, by udowodnić, że bariery go wpuszczą, ale postanowił o tym nie wspominać i kiwnął głową.
- Harry, wszystko będzie w porządku - pocieszał go Snape. - Dzisiejszy sen był faktycznie proroczy. Czy to samo możemy powiedzieć o śnie, w którym Lucjusz Malfoy wędruje po Francji, mówiąc przy tym po angielsku i ostrzegając mugolaków przed atakiem Voldemorta?
- No... nie - powiedział Harry.
- Być może sekwencja proroczych snów dobiegła końca, gdyż twoja magia zdała sobie sprawę, że kilka z nich było... zdecydowanie zbyt chaotycznych.
- Uhm - mruknął Harry, pocierając czoło. - Chyba tak. Znaczy, może wtedy, jak mnie obudziłeś, coś się w nich zagmatwało. Bo wiesz, żaden z nich nie miał sensu, poza tym dzisiejszym. - Chłopak rzucił ojcu wymuszony uśmiech. - Wiem, że nie rozwiążesz adopcji, ale trochę to trwało, zanim w to uwierzyłem. - Westchnął. - Możesz mi dać eliksir na ból głowy?
Nauczyciel zmierzył go wzrokiem.
- Naturalnie. Idź do łazienki. Pierwsza półka na lewo. Po tym, co zrobił ci ten skrzat, najlepiej będzie, jeśli użyjesz ten w wąskiej niebieskiej fiolce.
Harry przystanął.
- Czemu po prostu nie przykleisz etykiet?
- Nie mogę pozwolić, by któryś z was, łobuzy, dowiedział się, w której butelce jest mój szampon, czyż nie?
Gryfon roześmiał się, czując nagły przypływ optymizmu. Był pewien, że wszystko będzie dobrze.
Niestety, nie miał racji.


NASTĘPNY ROZDZIAŁ: CZARODZIEJSKI CZWARTY WYMIAR

Od tłumacza:
Czy są wśród czytelników tego opowiadania jacyś fani yaoi? Potrzebna mi pomoc :)




Wyszukiwarka