Przedstawienie Zeslaniu Ducha S Nieznany

ZSTĄP DUCHU ŚWIĘTY"




ZSTĄP, DUCHU ŚWIĘTY"

Osoby:

T – Tomasz

F - Filip

P - Piotr

J - Jan

A - Andrzej

M - Maryja

MT – Mateusz

JK - Jakub

Ba – Bartłomiej

ŁK - Łukasz przybysz

MA – Maria Magdalena

JO – Joanna

SZ - Szymon

Dzieci:

K- Kasia

R – Rafał


I scena

Wystraszeni Apostołowie w Wieczerniku

T: A mówiłem, że tak będzie. Jezusa zamordowali, a my trwamy w tym obskurnym wieczerniku dzień po dniu, dzień po dniu...

F: Straciłem już rachubę. Tomaszu masz coś do picia?

P: Mario, Jan chyba ma gorączkę, wciąż pije i pije.

J: Nic mi nie jest. Bracia, dlaczego w nas tyle goryczy, nie możemy tracić nadziei. Jezus powiedział, że wkrótce da nam znak. Wielki znak, to będzie znak dla całego świata.

A: Powtarzamy Jego słowa codziennie, dodajemy sobie otuchy , a Bóg jakby zapomniał o nas.

P: Nie bluźnij Andrzeju. Jezus nie zostawi nas samymi, pośle nam Swego Ducha. Ducha Prawdy, Ducha Miłości, Ducha Odwagi...

F: Ducha Niezłomnej wiary,

MT: I Ducha Mądrości

J: A jednak nie zapominamy o obietnicy, którą powierzył nam Jezus. Pamiętam, jak mówił, że będzie zawsze z nami. Joanno, Maryjo, chodźcie do nas. Wybacz, Maryjo, zadaliśmy Ci ból, ale jesteśmy tylko słabymi ludźmi .

F: Boimy się. Bądź teraz blisko nas i daj nam Jezusa. Jego Duch jest wśród nas

T: Maryjo, opowiedz nam o Jezusie. Któż, jak nie Ty..., najlepiej Go znałaś...

MT: Ty Go najlepiej rozumiałaś

P: Prosimy, podejdź bliżej ognia, ogrzej się . Będziemy Cię lepiej słyszeli.

JK: Jaki był Jezus? Ilekroć wymawiam Jego imię to..

J: Maryjo, Ty płaczesz?

M: Tęsknię tak bardzo za Nim... Kocham Go. Myślę tylko o Nim. On jest moim sercem, które bije coraz mocniej, bo zbliża się dzień spotkania z Jezusem

MT: Jezus - spotkałem Go po raz pierwszy na placu targowym. Szarpałem się , jak zwykle z biednym człowiekiem, który zaklinał się, że nie może mi zapłacić podatku, bo nie ma pieniędzy. W swej złości chwyciłem za kij i zacząłem go okładać , raz i drugi i jeszcze raz. Mężczyzna zaczął żebrać o litość: „Panie, zapłacę za kilka dni, teraz nie mam pieniędzy, moja żona jest chora, leży od kilku dni nieprzytomna. Panie, weź mój płaszcz, weź i sandały..” Krzyczał coraz głośniej, a mnie ogarniała furia, zacząłem przeklinać, zacząłem go kopać. Biedak przewrócił się, uderzył głową o leżący obok straganu potężny kamień. Nagle zamilkł. Było dużo krwi. Słyszałem szloch jakiejś kobiety. I nic...

JO: Mateuszu, co z tym człowiekiem?

MT: Pytacie mnie, a przecież to prawie oczywiste – Jezus pochylił sie nad nim, swą ręką czule, niezwykle delikatnie, nie wiem, jak wam to opisać . Widziałem , jak Jezus przyłożył rękę i krew zniknęła. Jego twarz, tego leżącego człowieka, straciła przerażającą bladość, pojawiły się rumieńce i błysk w oczach człowieka, który przed chwilą umierał ze strachu przede mną .

A: Wyobrażam sobie tego małego mężczyznę, a raczej to, co przeżywał , kiedy Jezus obudził w nim życie. To tylko Jezus potrafił.

M: Kochani moi. Cieszy mnie ogromnie to, co sami mówicie o moim Synu. Wystarczy, że ktoś raz, ale tak naprawdę , aż do bólu i ponad lęk, stanął przed Nim, albo raczej, że to sam Jezus stanął przed nim, a nikt i nic nie jest w stanie odebrać mu obrazu Jezusa.

J: Moje serce Maryjo tak bardzo tęskni za Jezusem. Tak chciałbym mocno, Boże, jak ja pragnę, jak wtedy w Wieczerniku, jeszcze raz, nawet na sekundę, jak w ten niezapomniany wieczór tuż przed Jego pojmaniem, złożyć swą głowę na Jego piersi.

P: Janie, wiemy, że jesteś najmłodszy z nas.

JK: Wiemy, że jako jedyny z nas nie uciekłeś, jak my wszyscy spod krzyża, stąd nie dziwi nas to, że nie ma dnia, kiedy byś nie wspominał tej chwili.

J: Piotrze, ja kocham Jezusa.

F: I ja kocham Jezusa.

T: I ja, choć bardzo słaba ma wiara.

A: Boże, kocham Cię.

JK: Życie codzienne, nasze oczekiwanie i nasze lęki to najlepszy sprawdzian naszej miłości. A słowa, to tylko słowa...


II SCENA

Bliżej ognia

M: Był taki dzień, bardzo słoneczny, pamiętam dzień przed szabatem . Obok naszego małego domku w Nazarecie zawsze było pełno kwiatów. Na ławeczce, tuż pod oknem siadywały różne osoby, aby naprać otuchy na jutro, pożalić sie na trudny los, bądź dostać kawałek chleba. Jezus bawił się ze swoimi kolegami, śmiechu była co niemiara. Byłam taka szczęśliwa widząc, jak mój Syn jest szczęśliwy. Grupa maluchów zniknęła gdzieś . Nie martwiłam się, bo przecież to normalne, że dzieci biegają to tu, to tam. Po może dwóch, trzech godzinach zaczęłam sie denerwować. Pora obiadowa, a Jezusa nie ma. Poradziłam się Józefa i poszłam. Szukałam Go od domu do domu. Wołałam. Pytałam małego Szymona, Filipa... Byłam też u rodziców Jana. Nikt nie chciał mi powiedzieć, gdzie jest Jezus. Wyczułam coś nieprawdziwego w ich wymijającej odpowiedzi.

A: I co Maryjo, w końcu gdzie Go znalazłaś?

M: Znalazłam Jezusa w grocie trędowatych. Miał wtedy zaledwie 8 lat. Zaczęłam płakać, moje wzruszenie nie miało końca. Widziałam małego chłopca pochylającego się nad kobietą, staruszką, o twarzy... Boże jej twarz - to była jedna wielka, otwarta rana. Jedno spojrzenie, a oczy same buntowały się przed takim widokiem. Była sama, porzucili ją nawet trędowaci. Była taka mizerniutka. Leżała na ziemi. Na gołej ziemi. To, co miała na sobie, to znaczy jej ubranie, same śmierdzące łachmany, krew, pot i ropa. Płakałam ze wstydu, bo przez moment obudził się we mnie lęk przed tą kobietą. Wszystkie moje zmysły, wzroku, zapachu, dotyku, zostały sparaliżowane. Wpierw kilka zdecydowanych kroków: Jezu, nareszcie jesteś! Krzyknęłam. On na pewno mnie usłyszał. Krzyknęłam jeszcze raz, ale Jezus nawet się nie odwrócił w moją stronę. Zobaczyłam Jezusa , zobaczyłam staruszkę, której głowa bezpiecznie opadała na kolana mojego Syna. Jego małe dłonie głaskały jej twarz. Ona płakała. Dzisiaj wiem, że były to łzy szczęścia . I Jezus płakał, ale nie jak dziecko. Jak Bóg, raczej jak sama Żywa Miłość, która jest nieszczęśliwa z powodu nieszczęścia swoich wybranych. Im Jezus dłużej ją tulił, im więcej przekazał słonecznych , niebiańskich uśmiechów, tym twarz kobiety piękniała i piękniała ... Coraz mniej grymasu bólu, coraz mniej beznadziei w oczach. I zobaczyłam prawdziwy uśmiech na jej twarzy. I zobaczyłam jeszcze bardziej przenikliwy, prawdziwy uśmiech na Jezusa twarzy. Pokochałam w jednej sekundzie tę kobietę. Kiedy moje serce powiedziało: kocham tę kobietę, Jezus odwrócił sie do mnie i powiedział: „Mamo, ona jest szczęśliwa”. Jeszcze jeden głębszy oddech , mocniej rozwarte powieki , oczy , w których odbijał się cały Bóg. Uścisk dłoni, ale nie na pożegnanie, na chwilę, na jedną chwilkę rozstania...

J: Umarła?

M: Tak. Podeszłam wtedy do Jezusa, chcąc Go pocieszyć, albo raczej sama szukałam pociechy, ale nic nie potrafiłam powiedzieć. Dwie duże łzy , jak grochy spływały po twarzy Jezusa. Uśmiechnęłam się, a w tym uśmiechu zawarłam całą miłość do mojego Syna. Wtedy On powiedział, patrząc na martwa kobietę: „Już jest w Domu”.


III SCENA

Modlitwa Apostołów

F: Jezu, przyjdź do nas. Potrzebujemy Cię. Nie opuszczaj nas.

T: Obiecywałeś, że będziesz z nami zawsze, aż do skończenia świata. Bez Ciebie nie trafimy do Domu.

MT: Ześlij nam swego Ducha. Przyzywamy Cię.

P: Bracia, stańmy wszyscy w jednym kręgu, podajmy sobie ręce i tak, jak jeden Kościół, trwajmy na modlitwie. Przecież Jezus nam mówił, że jest wśród nas, kiedy gromadzimy się w Jego Imię.

JK: Maryjo, chodź tutaj , stań przy mnie. Twoje dłonie zawsze są takie ciepłe, nawet kiedy na dworze mróz.

F: Piotrze, tobie Jezus powierzył pieczę nad nami , prosimy poprowadź modlitwę

P: Wzywam Cię, przyjdź, umocnij nas Duchu Święty, rozpal mroku cień, jasny rozpal dzień. Twój jest świat i my. Tyś pełnią Boskich prawd, Tyś natchnieniem naszym. Tyś przebudzeniem naszym. Wzywamy Cię, przyjdź Duchu Święty (śpiew).


IV SCENA

Spotkanie z nowo przybyłym człowiekiem o imieniu Łukasz

(przedstawiciel współczesnej młodzieży)

JK: Piotrze, Janie, słyszycie, ktoś puka do drzwi?

A: Boże, to pewnie żołnierze. Doczekaliśmy się. Teraz to już koniec.

P: Uspokój się, Andrzeju. Nawet gdyby to byli żołnierze, uczeń Jezusa z miłości do swego Mistrza, powinien dobrowolnie oddać życie za Prawdę.

F: Coraz głośniej ktoś dobija się do drzwi.

MT: Cicho, otworzę. Może to Zuzanna, miała przynieść nam trochę chleba.

ŁK: Wpuśćcie mnie. Szybko. Zamknijcie drzwi, gonią mnie. Biegłem co tchu. Boże, co się dzieje?

P: Młodzieńcze, co się stało?

A: Jest zakrwawiony, Mateuszu przynieś trochę wody.

ŁK: Wybaczcie mi. Gdzie ja jestem?

P: W wieczerniku. Ja jestem Piotr, a to Andrzej, Jan...

MT: Mateusz.

ŁK: Jesteście Apostołami tego człowieka, który uważał sie za Mesjasza. O..(Maryja i Joanna opatrują mu rany)

M: Boli? Pokaż, obmyję twoją ranę. Co ci się stało, synu?

ŁK: Nie chcę was narażać na kłopoty, zaraz sobie pójdę. Poczekajcie, ciszej, posłucham, czy już przeszli. Nie obawiajcie się, chyba za drzwiami nikogo nie ma

F: Jak się nazywasz i co ci się stało?

BA: Pewnie to znowu jakiś żebrak albo bezdomny. Błagam, przygarnijmy go.

ŁK: Nazywam się Łukasz, uciekam przed bardzo złymi ludźmi, oni chcą mnie zabić. Nie wierzycie mi. (płacze z przerażenia)

T: Uspokój się. Podejdź bliżej,ogrzej się przy ognisku.

ŁK: To handlarze narkotyków, a ja, Boże, ja chcę z tym w końcu zerwać. Nie ma już sił. Szantażują mnie. Zastraszają moją rodzinę. Nie wytrzymam, popełnię samobójstwo.

J: Tutaj Łukaszu jest Jezus, a raczej tutaj, a najbardziej w sercu Maryi. Jezus nie pozwol , abyś się poddał.

ŁK: A wy? Co jesteście tacy wystraszeni? Mnie się nie bójcie. Ja nie będę nikomu o was mówił. Już sobie idę...

JO: Zostań, tutaj twoje miejsce.

ŁK: Ja nigdzie nie mam swojego miejsca. Rodzice się mnie wyrzekli. Przyjaciele zapomnieli. Śmieszne nie znam was, nie znam cię kobieto, a ty mi mówisz, że tutaj moje miejsce. Może jestem łachudrą, ale mimo to nie pozwolę, aby ktokolwiek kpił sobie ze mnie.

MT: Jesteś bardzo zmęczony. Przygotujemy ci posłanie. U nas bardzo skromnie. Noce zimne, dlatego, abyś nie zmarzł, prosimy, zajmij miejsce najbliższe ognia.

M: Łukaszu, to chleb, posil się. Niech ci będzie na zdrowie, synu.


V SCENA

Przybycie Marii Magdaleny

T: Bracia, słychać jakieś kroki, to chyba Maria Magdalena.

MA: Jestem, witajcie. Oj, jak zimno na dworze.

JK: Mamy nowego brata, ma na imię Łukasz.

MA: Jestem Maria Magdalena, oby ci było dobrze u nas. Nie ma tu wielu luksusów, ale damy Ci wiele serca. Piotrze, wybacz, nic ci nie mówiąc. Bez waszej zgody bracia zaprosiłam do nas kilkoro dzieci. Wracałam ze świątyni, zauważyłam przy domu starej Anny, znacie ją, jest krewną Andrzeja...Nagle zauważyłam troje rodzeństwa. Dzieci były brudne i bardzo głodne. Pytałam Anny, powiedziała mi, że ich ojciec nie żyje , a matka , ach lepiej nie mówić. Piotrze, czy ja mogę te dzieci tutaj przyprowadzić? Wiem, że u nas bieda. Wiem, że męczy nas przyszłość, ale Jezus mówił, że właśnie dzieci są prawdziwym skarbem. Zawsze brał je na kolana, nawet, gdy wyście im zabraniali. On je tulił i sadzał obok siebie...Piotrze, nic nie mówisz?

P: Mario Magdaleno, zawsze miałaś wielkie serce. Mario, niech nie czekają tak długo za drzwiami, biegnij szybko, czekamy na nie.

T: A jeśli, ktoś się zorientuje, gdzie mieszka Maria Magdalena? A może ktoś ją śledził?

A: Myślisz, że Kajfasz już wie, gdzie mieszkamy?

F: Czyżbyście zapomnieli o paraliżującym uczuciu i kołataniu, o potężnym waleniu serca, ze strachu . I ta prześladująca myśl, że to po nas, że już Piłat wydaje wyrok. Musimy być ostrożni. I jeszcze wciąż nowe osoby.

P: Filipie, opamiętaj się, Jezus jest tu.

F: Wciąż to powtarzamy, i jedno i to samo, Jezu przyjdź i Jezu poślij nam Swego Ducha. Ja mam tego dość!!! Nie wytrzymuję. Kiedy wreszcie będę mógł najnormalniej w świecie otworzyć te piekielne drzwi i wyjść na zewnątrz?

J: Filipie, uspokój się, już nie długo skończy się nasze czekanie.

BA: Gdyby Jezus teraz stanął pośród nas, chyba nie potrafiłbym spojrzeć Mu prosto w twarz. Wstydzę się swego lęku. Taki mały człowieczek ze mnie.

A: Wszyscy się boimy, ale od lęku większa jest miłość .

JK: Masz napij się. (zwraca się do przerażonego Filipa)

P: Strach, nie mi on obcy. Być z Jezusem, słuchać Jego słów, być świadkiem Jego niesamowitej mocy słowa, widzieć tysiące cudów na własne oczy. Jakie to było szczęście. Cóż, ale słyszałem również rozmów, pełnych nienawiści, faryzeuszów, na czele z samym Kajfaszem. Nie jeden raz chcieli mnie zastraszyć, albo nawet przekupić. Mówili mi obrzydliwe kłamstwa na temat Jezusa. Mącili mi w głowie. Jezus o wszystkim wiedział, przecież jest Bogiem. On tylko patrzył tym swoim przenikliwym, spokojnym wzrokiem. Nic nie potrzebowałem, tylko Jego miłości i zrozumienia. Aż wreszcie przyszedł dzień, którego nie potrafię zapomnieć i nie chcę zapomnieć, dzień zdrady. Wielkie obietnice w czasie ostatniej wieczerzy: „ Z Tobą Panie gotów jestem iść nawet do więzienia i na śmierć”. On wiedział, żem tylko mocny w mowie, strach i ciemność mną zawładnęły. O świcie, nim kogut zapiał, ja się Go zaparłem aż trzy razy. Dlatego ja wiem, co to paraliżujący strach, ale wiem jeszcze mocniej, co to Boża MIŁOŚĆ. Powtarzam sobie słowa Jezusa skierowane do nas, zalęknionych i zatrwożonych: „Pokój wam, to Ja jestem”.


VI SCENA

Przywitanie dzieci

MA: Jesteśmy. To moim mali przyjaciele – (imiona dzieci). Kochani, nie bójcie się, to wasz dom, tutaj będzie wam dobrze.

JO: Witajcie, jestem Joanna. Chodźcie, umyjemy ręce, a potem zrobimy coś pysznego do jedzenia.

J: (na boku – modlitwa)

Jest tyle pragnień, Ciebie, Jezu, we mnie. Co się jutro wydarzy, nawet mnie strach opuścił . Ja Ci wierzę! Wierzę, że przyjdzie ten dzień, kiedy Duch Pański wypełni całą ziemię. Że to Twój Duch, Jezu, ogarnie wszystko i serca wszystkich przemieni. I wtedy, gdy przyjdzie ten dzień, dasz nam Panie serce nowe i ducha nowego tchniesz do naszego wnętrza. I wtedy będziemy prawdziwie wolni, bo gdzie Duch Pański, tam wolność. I nie będzie już strachu, ponieważ Duch Święty rozleje w naszych sercach nadzieję, która zawieść nie może. Bóg nadziei udzieli nam pełni radości i pokoju w wierze i przez moc Ducha Świętego będziemy bogaci w nadzieję. Kiedy przyjdzie ten dzień? I dość już z zamkniętymi sercami przed biednym z ulicy, smutnymi, głodnymi, chorymi, samotnymi. Twój Duch pouczy nas, jak być zawsze dobrym. Nadejdzie wreszcie ten dzień, dzień Zesłania Twego Ducha. Panie, nie będziemy się już bać - co i komu powiedzieć, nie będziemy lękać, kiedy nas ciągać będą do synagog, urzędów i władz...Nie będziemy się martwić, w jaki sposób, albo czym się bronić, bo Duch Święty nauczy nas w tej godzinie, co mówić należy. Więc, kiedy Jezu przyjdzie ten dzień?


SCENA VII

Noc. Maria Magdalena i Joanna rozmawiają z dziećmi.

K: Ja się boję sama spać. Chodź, przytul się do mnie, tak jak moja mama.

R: Opowiedz nam coś na dobranoc. Na przykład o ...spełnianiu marzeń

JO: Nie jest wam wstyd, przecież nie jesteście już takimi maleńkimi bobaskami (dzieci wybuchają śmiechem) I co się tak śmiejesz?

MA: Kto tu jeszcze rozmawia? Maluchy, wy jeszcze nie spicie? Już północ za pasem.

K: Joanna obiecywała, że opowie nam bajkę na dobranoc.

JO: Dobrze, ale wpierw proszę pokazać ręce. Oj, ktoś się bardzo boi wody. A uszy czyste?

K: Magdalena myła nas, gdy przyszliśmy do Wieczernika.

MA: A pamiętasz, kiedy to było? I co? A gdyby tak Pan Jezus przyszedł w tej chwili, a gdyby tak stanął przed wami teraz i zobaczył wasze brudne ręce, policzki, a o uszach nawet nie wspomnę?

R: To nie prawda, bo kiedy przyjdzie Jezus, podsłuchałem, jak Piotr mówił do Bartłomieja, to będzie patrzył nasze serce, na miłość, a nie na brudne ręce.

K: Co to znaczy, że będzie patrzył na serce? Przecież serce jest tu, w środku. Ja twojego serca nie widzę, ani ty mojego.

MA: Kasiu, Rafale, czy pamiętacie taką piosenkę „Jezus kocha ciebie dziś”. Posłuchajcie, tak to brzmi. Joanno, śpiewaj ze mną. (piosenka – ilustrują słowa gestami)

Pokochać kogoś, dać mu serce, to znaczy być dla niego takim dobrym, że aż słońce na niebie rozświetli cały świat i ptaki zaczną piękniej śpiewać, i uśmiech nie zniknie z twej twarzy, a niebie będzie takie niebieskie, że aż o jej...(dzieci powtarzają po cichu i gestykulują)

JO: Jeśli ktoś da ci swoje serce, to będziesz już zawsze tęsknić za tą osobą, bo przy niej będzie ci dobrze.

R: Ale, jak możesz dać komuś serce, przecież ty masz jedno, i ja mam jedno serce.

K: Rafał, ja już to rozumiem. To nie chodzi o to serce w środku, tu, o tu, to chodzi o inne serce. To serce, które kocha starczy dla wszystkich i nigdy go nie braknie.

MA: Ten, kto kocha tak naprawdę, może cały świat obdarować, a jego serce zamiast maleć wciąż będzie rosło i rosło (dzieci podskakują i pokazują rosnące serce).

K: I będzie takie duże i jeszcze większe, coraz większe...

R: Ja chcę mieć takie serce. Ciebie już kocham. Ciebie też kocham, moja mamę, chociaż jest dla mnie czasami niedobra, Kasię i Piotra i Maryję...

K: A ja kocham wszystkich ludzi tutaj w Wieczerniku. Oni są dla nas tacy dobrzy, wzięli nas z ulicy i dali miejsce w tym domu. Tak sobie myślę, kto ma największe serce na świecie?

JO: Nikt nie potrafi, tak kochać, jak Jezus. Jego serce było tak ogromne, że zmieścił się w nim cały świat, wszyscy ludzie, i nawet ci, którzy już nie odeszli od nas.

R: To mój tata i moja mała siostrzyczka, którzy umarli w czasie ostatniej Paschy.

MA: Ukochane dzieci, wyobraźcie sobie, że Jezus chociaż był Bogiem, z miłości do człowieka, i do ciebie, i do ciebie, pozwolił, aby ludzie Go ukrzyżowali, przebili Jego dobre ręce ostrymi gwoździami, na głowę włożyli Mu koronę z cierni, otworzyli Mu bok włócznią. Na końcu nawet Jego przyjaciele zostawili Go samego... Wyrzekli się Go.

K: (dzieci płaczą) To takie smutne, jak mogli. Ja byłaby zawsze z Jezusem.

R: Kiedy przyjdzie Jezus? Chciałbym Go poznać. Jak On jest taki dobry. Skoro On ma mnie w Swoim sercu , to i ja przygotuje dla Niego moje serce.

K: A ja jutro od samego rana, będę dobra dla wszystkich, zrobię dla Jezusa laurkę i będę czekać na Niego (dzieci składają przysięgę – symboliczny gest)


SCENA VIII

Drzwi Wieczernika otwierają się przed kolejnymi przybyszami

Przez otwarte drzwi wchodzą do środka nowe osoby

A: Boże, gdzie my się wszyscy pomieścimy?

P: Andrzeju, czy starczy nam chleba?

MT: Maryjo, przyprowadziłem jeszcze dwóch starców, trzęśli się z zimna tuż obok naszego domu, zaprosiłem ich do środka. Chodźcie. Spocznijcie. Joanno, gdzie mój stary koc, chciałem nim okryć naszych nowych braci, Martę i Tymoteusza.

JO: Poczekaj, zaraz przyniosę.

MA: Dzieci są głodne, czy mamy coś oprócz chleba?

F: Ktoś puka, to pewnie Szymon, ciekawe, jakie przynosi wieści?

SZ: Już jestem, czy znajdzie się tu jeszcze jedno miejsce, spotkałem na ulicy Prostej niewidomego. Pomyślałem, że może się u nas na jakiś czas zatrzymać. Piotrze, dobrze zrobiłem?

P: Świetnie, wchodźcie. Bracie, podaj mi rękę, uważaj, ostrożnie, jesteś w domu uczniów...

A: Piotrze, oszalałeś, mieliśmy nikomu nie zdradzać kim jesteśmy. Zapomniałeś , co nam grozi?

P: Czyżbyś znowu zapomniał, że wkrótce wszyscy w jednym Duchu zostaniemy ochrzczeni, aby stanowić jedno? Jezus mówił, że wszystko ma się dziać w miłości, a miłość rozleje w naszych sercach oczekiwany Duch Święty.

SZ: Jezu, ilu tu ludzi, drzwi sie nie zamykają. I chorzy i zdrowi, i starcy i dzieci. Jezu, jak to możliwe, że ten mały Wieczernik pomieścił aż tyle ludzi?

M: Witajcie bracia, wchodźcie do środka, jesteście z pewnością głodni? U nas nie ma najlepszych warunków. My czekamy na Znak Jezusa. On pośle nam Ducha z Nieba. Dobrze, że z nami jesteście.

JK: (na osobności)

Wiem, że ten dzień przyjdzie lada chwila. Dziś to miejsce jest prawdziwie Wieczernikiem. Tęsknota moja i tych wszystkich maluczkich świata niech Cię wzruszy Jezu i poślij nam Twego Ducha. Nie pozwól, aby obudziło się w naszych słabych sercach zwątpienie. Boże, jest ich aż tylu. Alkoholicy, narkomani, porzucone dzieci, bankruci, żebracy, samobójcy, bezdomni, niewierzący... i wielu wielu innych, których nawet nie znam. Źle mówię, znam , to nieszczęśliwi i samotni żebrzący o miłość.

(podchodzi do Jakuba Joanna)

JO: I ja, trochę zniecierpliwiona Twoja uczennica, na przemian miotana przez szaloną wiarę i szatańskie zniechęcenie. Przyjdź w lekkim powiewie, w szumie drzew. Przyjdź we wschodzie słońca, w strumyku górskim. Przyjdź w zapachu skoszonej trawy, w uśmiechu dziecka, w szczerym uścisku dłoni, w tęsknocie za ukochanym , w siedmiobarwnej tęczy. I przyjdź głośno, aby cały świat Cię usłyszał, poznał i otworzył się na Twoją moc i pokochał i z Tobą zaczął żyć. Jak wiatr, jak ogień, jak woda, jak grzmot i błyskawica. Przyjdź!!!


IX SCENA

Modlitwa wszystkich zgromadzonych w Wieczerniku

SZ: Wokół Jezusa było zawsze wiele osób, tak wiele, że musiał oddalać się potajemnie na modlitwę, gdyż ani na chwilę nie był sam. Jak On kochał ludzi... Nikt nie potrafił tak słuchać, jak On . Patrzeć głęboko, aż do samego dna serca.

P: To niesamowite, że Jezus nawet w ogromnym, rozkrzyczanym tłumie ludzi potrafił usłyszeć cichutki głosik wołający o pomoc. „Jezusie, ulituj się nade mną”, jak Bartymeusz. To dziwne, że przechodząc przez miasto, zawsze zatrzymywał się przy człowieku, który najbardziej potrzebował pomocy, jak wdowa z Nain. I powtarzał bardzo często słowa, które mi brzmią wciąż w uszach: „Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążenie jesteście, a ja was pocieszę”. Tylko przyjdźcie. Więc nie ma wspanialszego miejsca, niż to w Wieczerniku, w którym aż kipi od tęsknoty za Duchem Jezusa. Tutaj jest miejsce dla każdego, nawet jeśli twój grzech wydaje ci się nie do pokonania. Bracie, uwierz, przychodząc tutaj, dokonałeś najlepszego wyboru.

Wszyscy stają w jednym kręgu

P: Bracia, powstańmy, chwyćmy się wszyscy za ręce. Zawołajmy głośno, aby Jezus nas usłyszał. Przyzywajmy Jego mocy, Mocy Ducha Świętego. Poczujmy jedność. Chociaż jesteśmy i słabi i wystraszeni i pogubieni i niecierpliwi i niewierni i grzeszni i samotni , wszyscy jesteśmy równi. Jedno pragnienie nas ogarnia. Duchu Święty, przyjdź. Bracia módlmy się razem. I ty bracie i ty siostro. czekamy na ciebie . Tutaj twoje miejsce. Powtarzajcie za mną. (powtarzany refren modlitewny – np.: Duchu Święty przyjdź!)


Wszystko dla Twojej chwały Panie. Daj mi tę łaskę, abym znał tylko jedno cierpienie – to które sprawiam innym. I tylko te jedną radość, kiedy pomagam moim braciom, aby byli mniej nieszczęśliwi na tym trudnym świecie. Aby moi bracia byli mniej nieszczęśliwi, obdarz mnie , Panie, duchem łagodnej dobroci. Spraw, niech się zgodzę być raczej słabym i bez obrony, niż dręczycielem, który ludzi łamie. Daj mi ducha prawego, abym nie uskarżał się na cierpienia, które mi inni sprawiają. Boże, daj mi taką prostotę ducha, abym nie był ciężarem dla mego otoczenia. Duchu Święty zstąp i daj mi serce gorące dla mego otoczenia. Daj mi serce gorące, prawdziwie kochające, abym był otwarty także dla tych, którzy mogliby mnie znienawidzić, czuć do mnie urazę lub zawiść. Duchu Święty daj mi serce pokorne, ażeby krytyki, brak lojalności i sądy surowe, a bezpodstawne nie czyniły mnie twardym i rozgoryczonym. Daj mi Boże serce wielkie, ażebym umiał znosić ciasnotę i samolubstwo innych, sam broniąc się przed tymi wadami. Daj mi wolę mocną, ażebym wytrwał w dobrym, pomimo zniechęcenia i niewdzięczności. Duchu Święty zstąp i daj mi wolę cierpliwą i wytrwałą, ażebym pomagał moim braciom w drodze do Ciebie, do szczęścia pomimo ich i moich braków i słabości. Przyjdź Duchu Święty i daj mi serce odważne, abym gdziekolwiek pójdę, z kimkolwiek się spotkam, cokolwiek będę robił zawsze z odwagą przyznawał się do Ciebie, mój Boże. Zstąp Duchu Święty!”

9




Wyszukiwarka