Pedersen緉te Raija ze 艣nie偶nej krainy Niszcz膮cy p艂omie艅

Bente Pedersen

NISZCZ膭CY P艁OMIE艃

1

Siedemna艣cie lat. Kiedy ma si臋 siedemna艣cie lat i po­godne usposobienie, s艂oneczne miesi膮ce otwieraj膮 nie­sko艅czenie wiele mo偶liwo艣ci. Ten, komu wyobra藕nia z 艂atwo艣ci膮 wskazuje drogi do krainy marze艅, na ca艂e 偶ycie zachowa w pami臋ci m艂odzie艅cze czerwcowe i lipcowe uniesienia.

Ida mia艂a siedemna艣cie lat. Krucha, 偶ywa jak srebro, z wiecznym wyrazem zadumy na twarzy, kt贸ry jed­nych przyci膮ga艂, innych odpycha艂.

Rude w艂osy zazwyczaj splata艂a w warkocze. Czyni­艂a tak dlatego, 偶e grube i si臋gaj膮ce pasa sploty 艂atwiej by艂o w ten spos贸b utrzyma膰 w 艂adzie.

Poza tym warkocze ujmowa艂y jej lat. Niewiele dziewcz膮t w jej wieku chcia艂o wygl膮da膰 m艂odziej i mniej kobieco.

Ida chcia艂a.

Zielonobr膮zowymi oczyma spogl膮da艂a na 艣wiat i ludzi i w ch艂onnej pami臋ci zapisywa艂a wszystko, co ujrza艂a.

Niewiele czasu up艂yn臋艂o od chwil, kiedy wydepta­no 艣cie偶ki na cypel. Potem zaros艂y na par臋 lat.

I zn贸w pojawi艂y si臋 na nich 艣lady ch艂opi臋cych st贸p. T艂umnie wyruszali z wioski do domu Kwena Reijo, by puka膰 w okiennice izby jego pi臋knej c贸rki. Ida by艂a im zreszt膮 ca艂kiem rada. Przynajmniej odrobin臋.

Nie lubi艂a tylko, kiedy bili si臋 o ni膮. Kiedy z jej po­wodu k艂贸cili si臋 mi臋dzy sob膮.

Ida darzy艂a wszystkich jednakow膮 sympati膮. Przy 偶adnym z zalotnik贸w nie zabi艂o jej 偶ywiej serce. Za ka偶dym razem, splataj膮c palce z palcami kolejnego ch艂opaka, czeka艂a na znak. Flirtowanie sprawia艂o jej przyjemno艣膰, w艂adza, kt贸r膮 mia艂a nad nimi, sprawia艂a jej zadowolenie. Pope艂niali dla niej rozmaite g艂upstwa, a ona zawsze ich 偶a艂owa艂a.

I za ka偶dym razem doznawa艂a r贸wnie silnego roz­czarowania.

Elise napomkn臋艂a kiedy艣 o wielkim uczuciu. Ilekro膰 spogl膮da艂a na wujka Mattiego, czerwieni艂a si臋 po same uszy. Wystarcza艂o, by zasiedli oboje po dw贸ch stro­nach sto艂u, a powietrze w izbie przenika艂a przedziw­na atmosfera.

Ida nie prze偶y艂a nic podobnego podczas nocnych wizyt ch艂opc贸w z osady.

B艂agali, by wpu艣ci艂a ich do 艣rodka. Obrzucali j膮 wy­zwiskami tylko dlatego, 偶e 偶adnemu nie otworzy艂a drzwi.

Ale nie przestawali przychodzi膰, wierz膮c nieza­chwianie, 偶e w ko艅cu ulegnie. Podda si臋 czarowi jed­nego z nich. A Reijo o przenikliwych zielonych oczach niczego si臋 nie dowie.

Ida zamyka艂a okiennice. Raz nawet przytrzasn臋艂a palce rozochoconemu m艂odzie艅cowi, kt贸ry wspi膮艂 si臋 a偶 na parapet.

Zapami臋tali to zdarzenie i stali si臋 ostro偶niejsi.

Ale wci膮偶 kr膮偶yli wok贸艂 niej. Rozmawiali o niej, czasami a偶 nadto rubasznie, u偶ywaj膮c j臋zyka 艣mielsze­go ni偶 w marzeniach. Podrzucali sobie nawzajem s艂owa, ubodzy we w艂asne do艣wiadczenia na tym polu. Lecz nie przestawali darzy膰 jej szacunkiem.

Wszystkich traktowa艂a jednako. Je艣li kogo艣 wyr贸偶­ni艂a wi臋kszym zainteresowaniem, to i tak nie pozwala­艂a mu na wi臋cej ni偶 pozosta艂ym. Ukradkowy poca艂u­nek, to wszystko. Nikomu nie pozwoli艂a si臋 dotkn膮膰.

Pozostawa艂a tajemnicza. Poci膮gaj膮ca, ba艣niowa nie­omal posta膰, do kt贸rej bieg艂y ich marzenia.

Zdawali sobie spraw臋, 偶e ten, kto j膮 zdob臋dzie, ten, kt贸remu uchyli okiennicy, musi mie膰 w sobie co艣 szczeg贸lnego.

Zwykli ch艂opcy nie mieli przyst臋pu do takich ksi臋偶­niczek jak Ida.

Ale ka偶dy z nich wierzy艂 艣wi臋cie, 偶e zostanie wybrankiem. 呕e w ko艅cu dziewczyna dostrze偶e ukryt膮 w nim wyj膮tkowo艣膰.

Ida nie czyni艂a nic, by si臋 wyr贸偶ni膰, ale przejrzeli j膮 na wylot. Dobrze wiedzieli, co ukrywa. To, 偶e nie pod­kre艣la艂a swej niezwyk艂ej urody, zwi臋ksza艂o ich szacunek.

Nie wynosi艂a si臋 nad innych. By艂a sob膮.

Reijo widzia艂, jak jego c贸rka rozkwita, a 艣wiat staje przed ni膮 otworem. Pami臋ta艂 w艂asn膮 m艂odo艣膰, mia艂 wtedy mniej lat ni偶 Ida i got贸w by艂 zrobi膰 wszystko dla dziewczyny tak do niej podobnej.

Wewn臋trzny g艂os domaga艂 si臋, by chroni艂 c贸rk臋, za­mkn膮艂 j膮 przed lud藕mi, trzyma艂 z dala od tych rozpa­lonych ch艂opc贸w, kt贸rzy pragn臋li pozbawi膰 j膮 niewin­no艣ci. Czu艂 to samo, co czu艂o tysi膮ce ojc贸w przed nim. I tylko wspomnienie tamtych letnich dni, kiedy ma­rzy艂 o Raiji, kaza艂o mu poskromi膰 zbytni膮 surowo艣膰.

Nie pom贸g艂by Idzie, odmawiaj膮c jej zabaw, ekscy­tacji, zalot贸w, ukradkowych pieszczot, b贸lu i rado艣ci...

To by艂o jej 偶ycie i sama musia艂a dokonywa膰 wybo­r贸w. Nie powinien wtr膮ca膰 si臋 w nie zbyt natarczywie i w ten spos贸b odpycha膰 jej od siebie. Jedynego dziec­ka, kt贸re mu pozosta艂o.

Tego kruchego, cho膰 pe艂nego 偶ycia kwiatu o twarzy Raiji, takim samym u艣miechu i sposobie bycia, z iden­tyczn膮 zmarszczk膮 zdziwienia mi臋dzy wygi臋tymi w 艂uk brwiami i r贸wnie silnym zami艂owaniem do fan­tazjowania - i z jego nosem, zamy艣lonym spojrzeniem i spokojem ducha...

Tej niezwyk艂ej mieszanki siebie samego i Raiji. Nie m贸g艂 nacieszy膰 ni膮 oczu.

Dziecko, o kt贸rym nawet nie 艣ni艂. Los obdarzy艂 go nim wtedy, gdy najmniej na to zas艂ugiwa艂.

Dziecko dziewcz臋cia, kt贸re kocha艂 letni膮 por膮, r贸w­nie gor膮c膮 i czarown膮 jak ta teraz.

Ida roztacza艂a wok贸艂 siebie ten sam urok co jej mat­ka. T臋 sam膮 radosn膮 magi臋.

I przerasta艂a Raij臋 na wiele sposob贸w. Mia艂a co艣, czego tamtej brakowa艂o.

Korzenie.

Zaufanie do 艣wiata.

Poczucie przynale偶no艣ci i w艂asnej warto艣ci.

Przyjaci贸艂.

Umiej臋tno艣ci膮 nawi膮zywania kontakt贸w bila matk臋 na g艂ow臋.

Mia艂a to, czego Raija szuka艂a ca艂e 偶ycie. Przyjaci贸艂ki.

Dziewcz臋ta nie sp臋dza艂y wiele czasu na beztroskich pogaw臋dkach.

Praca wype艂nia艂a nieomal ca艂e ich 偶ycie. Ci, kt贸rym bieda zagl膮da艂a w oczy, nie narzekali na brak zaj臋cia.

A w Roku Pa艅skim tysi膮c siedemset czterdziestym si贸dmym ma艂o kto cieszy艂 si臋 dostatkiem.

Zim膮 i wiosn膮 osad臋 zamieszkiwa艂y g艂贸wnie kobie­ty. Wi臋kszo艣膰 zdolnych do pracy m臋偶czyzn rusza艂a na Lofoty lub do Finnmarku. Po艂owy w fiordzie nie star­cza艂y na chleb codzienny, sp艂at臋 d艂ug贸w i dziesi臋ciny.

Musieli rusza膰 w 艣wiat.

Tylko w ten spos贸b mogli zatrzyma膰 bied臋 na pro­gach domostw, rzadko jednak zasiadali do suto zastawio­nego sto艂u. Gospodarzyli oszcz臋dnie i ostro偶nie. Nigdy nie mo偶na by艂o przewidzie膰, czy morze nie posk膮pi swych skarb贸w, a do kaprys贸w p贸艂nocnej ziemi ka偶dy ju偶 zd膮偶y艂 si臋 przyzwyczai膰. I nikt nie mia艂 pewno艣ci, 偶e odp艂aci cho膰 w cz臋艣ci za trud w艂o偶ony w upraw臋.

Lud by艂 pracowity.

Niedziele jednak dziewcz臋ta mia艂y tylko dla siebie.

Zbiera艂y si臋, by si臋 nacieszy膰 m艂odo艣ci膮.

Siada艂y pod 艣cian膮 domku na cyplu, wystawiaj膮c twarze do popo艂udniowego s艂o艅ca.

Reijo usuwa艂 si臋 na bok, kiedy nadci膮ga艂a szczebio­cz膮ca gromadka panien w od艣wi臋tnych d艂ugich, czar­nych sukniach. Spuszcza艂 艂贸d藕 i wyp艂ywa艂 na fiord. Te偶 mia艂 na sobie niedzielny str贸j. Nie zabiera艂 rybac­kiego ekwipunku, wios艂owa艂 tylko po to, by nape艂ni膰 si臋 spokojem, znale藕膰 si臋 w miejscu, gdzie nic nie mo­g艂o zak艂贸ci膰 toku jego my艣li. Gdzie by艂 sam na sam Z niebem i s艂on膮 wod膮, z dala od l膮du.

Gdzie znajdowa艂 ukojenie.

Dziewcz臋ta nie mia艂y nic przeciw temu. Nigdzie in­dziej nie dawano im tyle swobody.

Wsz臋dzie byli rodzice, nastawiaj膮cy uszu, zaniepo­kojeni, cz臋sto niepotrzebnie wtr膮caj膮cy si臋 w sprawy, kt贸re dziewcz臋ta uznawa艂y za wa偶ne. Rodzice, kt贸rzy wci膮偶 uwa偶ali je za ma艂e dzieci.

Zazdro艣ci艂y Idzie ojca. R贸偶ni艂 si臋 wszystkim od ich w艂asnych, nawet wygl膮dem.

- Jest przystojny - zachichota艂a Henriett臋, przygry­zaj膮c warkocz ciemnych w艂os贸w.

Ida spojrza艂a zdumiona na przyjaci贸艂k臋, zupe艂nie jakby ta twierdzi艂a, 偶e na ksi臋偶ycu 偶yj膮 ludzie.

Reszta dziewcz膮t wybuchn臋艂a 艣miechem, w kt贸rym pobrzmiewa艂a jednak nutka akceptacji dla s艂贸w Hen­riett臋. Henriett臋 m贸wi艂a zwykle, co jej 艣lina na j臋zyk przyniesie, ale tym razem trafi艂a w samo sedno.

- Tata? - zdziwi艂a si臋 Ida. - Tata przystojny? Skierowa艂a wzrok na fiord. 艁贸dka odcina艂a si臋 ma­le艅kim br膮zowym p贸艂ksi臋偶ycem na lazurowej toni.

Mo偶e i by艂 przystojny, Ida nie potrafi艂a si臋 zdecy­dowa膰. C贸rki nie my艣l膮 w ten spos贸b o w艂asnych ro­dzicach.

- Nie wygl膮da jak inni ojcowie - doda艂a zamy艣lona So­fia. Mia艂a niebieskie oczy, w kt贸rych nieomal 艂atwiej by­艂o uton膮膰 ni偶 w oczach Idy. - Ale tw贸j brat jest 艂adniej­szy - doda艂a rozmarzona. - Macie jakie艣 wie艣ci od niego?

Ida pokr臋ci艂a g艂ow膮. Knut nie odzywa艂 si臋 od daw­na. Siostra my艣la艂a o nim codziennie, nieustannie mo­dli艂a si臋 o jego powr贸t.

To nic, 偶e straci艂 ukochan膮, nie musia艂 te偶 przywo­zi膰 z艂ota. Niech tylko wr贸ci!

Ida nie podzieli艂a si臋 tymi my艣lami z przyjaci贸艂kami. Nie wiedzia艂y ani o z艂ocie, ani o ukochanej Knuta. Ida lubi艂a si臋 zwierza膰, ale nigdy nie m贸wi艂a wszystkiego.

Tak膮 mia艂a natur臋.

Indianne milcza艂a. Kiedy艣 by艂a dziewczyn膮 Knuta.

Wtedy nie widzia艂a w tym nic szczeg贸lnego, ale d艂uga nieobecno艣膰 ch艂opaka dodawa艂a dawnemu zwi膮zkowi nimbu tajemniczo艣ci. Teraz Knut sta艂 si臋 ukochanym z marze艅, a przez to innym i niezwyk艂ym.

Indianne zapomnia艂a niezdarne poca艂unki, kt贸re napawa艂y j膮 wstr臋tem, dotyk niecierpliwych d艂oni, kt贸rego nie znosi艂a. Marzy艂a o Knucie Elvejord, o nim my艣la艂a, zasypiaj膮c, jego obraz przywo艂ywa艂a najcz臋­艣ciej po przebudzeniu. W marzeniach wszystko jest mo偶liwe.

Indianne wcale nie mia艂a pewno艣ci, 偶e kocha Knu­ta, ale niecierpliwie wyczekiwa艂a jego powrotu. Wte­dy b臋dzie jeszcze lepiej ni偶 w snach.

Z 偶adn膮 z kole偶anek nie podzieli艂a si臋 tymi my艣la­mi. Nale偶a艂y wy艂膮cznie do niej. Z pewno艣ci膮 nie zwie­rzy艂aby si臋 Idzie. Ida by艂a bardzo zwi膮zana z bratem.

Nie r贸偶ni艂y si臋 zbytnio wiekiem. Indianne by艂a rok starsza od pozosta艂ej tr贸jki. Jej gderliwa matka uwa­偶a艂a, 偶e c贸rka doros艂a ju偶 do ma艂偶e艅stwa, ale Indianne wola艂a czeka膰.

Henriett臋 i Sofia spotyka艂y si臋 z podobnymi napo­mknieniami. Skrzynie stoj膮ce u wezg艂owia ich 艂贸偶ek wype艂nia艂y si臋 z wolna wianem.

Hafty na najcie艅szym p艂贸tnie, na jakie sta膰 by艂o ro­dzin臋. Poszwy na poduszki. R臋czniki. Rzeczy niezb臋d­ne w przysz艂ym domu.

Ida nie mia艂a skrzyni.

Reijo nie pop臋dza艂 c贸rki. Pragn膮艂 utrzyma膰 j膮 przy sobie jak najd艂u偶ej.

Bez c贸rki jego dalsze 偶ycie stawa艂o si臋 wielk膮 nie­wiadom膮, dobrze o tym wiedzia艂. Ida nie po艣wi臋ca艂a przysz艂o艣ci wiele uwagi.

- Emil pyta艂 o ciebie wczoraj. - Oczy Sofii zamigo­ta艂y szelmowsko.

Ida wzruszy艂a ramionami.

- Niech sobie pyta! M艂odzie偶 sp臋dzi艂a poprzedni wiecz贸r na ta艅cach, ale Ida si臋 nie pojawi艂a.

- Nie mia艂am ochoty - uci臋艂a kr贸tko i podwin臋艂a sp贸dnic臋, ods艂aniaj膮c kostki. W towarzystwie samych dziewcz膮t mog艂a sobie na to pozwoli膰.

- Przyszed艂 Sedolf - oznajmi艂a Sofia z pozorn膮 oboj臋t­no艣ci膮, cho膰 w jej wzroku pojawi艂 si臋 wyraz rozmarzenia.

- Sedolf jest 艂adny.

- Ale nie mo偶na mu ufa膰 - rzuci艂a oschle Indianne.

- Tak jak Simonowi - doda艂a Ida z r贸wn膮 ozi臋b艂o­艣ci膮. - W ko艅cu s膮 kuzynami. Sedolf to flirciarz.

Marzenia Sofii kr膮偶y艂y nieustannie wok贸艂 cudownej mi艂o艣ci i nieprzerwanego szcz臋艣cia. Wprawdzie nie zna艂a nikogo, kto doznawa艂 takich uczu膰, ale wierzy艂a niezachwianie, 偶e w艂a艣nie jej si臋 przydarz膮.

- Maja jest pewnie za艂amana, 偶e Simon nie wraca do domu - stwierdzi艂a. - Dziwi臋 si臋 m臋偶czyznom. Po co ruszy艂 na p贸艂noc? Pomiesza艂o si臋 mu w g艂owie po tym wi臋zieniu! B贸g jeden wie, co mu si臋 tam przytrafi艂o!

Ida zna艂a prawd臋. A Maja wcale nie by艂a za艂amana. Przynajmniej nie z tego powodu.

Ludziom w wiosce wystarcza艂y domys艂y, by fero­wa膰 wyroki.

- Emil ujdzie - powiedzia艂a Henriett臋. - Maj膮 zie­mi臋 na w艂asno艣膰. Emil j膮 odziedziczy po starsze艅stwie. A jest wcale 艂adny.

Pozosta艂e trzy dziewcz臋ta spojrza艂y na ni膮 jak na komend臋.

- Nie tak jak Sedolf - przyzna艂a napr臋dce Henriet­t臋. - Ale 偶aden z niego brzydal. I kocha si臋 w tobie na zab贸j, Ido. Powinna艣 okaza膰 mu wi臋cej sympatii.

Ida roze艣mia艂a si臋 perli艣cie.

- Nie mog臋, Henriett臋. Nie lubi臋 go, przynajmniej nie w ten spos贸b.

- A w艂a艣nie, 偶e lubisz - droczy艂a si臋 z ni膮 Indianne, ale Ida pos艂a艂a jej gniewne spojrzenie. Indianne niebez­piecznie zbli偶y艂a si臋 do prawdy. Nad fiordem miesz­ka艂o niewielu ch艂opc贸w w odpowiednim wieku i tyl­ko cz臋艣膰 z nich dziewcz臋ta uznawa艂y za godn膮 siebie parti臋. Trzeba by艂o dzia艂a膰 szybko, 偶eby nie sko艅czy膰 u boku jakiego艣 parobka.

- Emil nie jest wcale przystojny - uci臋艂a dyskusj臋 Ida. - Ca艂kiem mi艂y, nie powiem, ale nie przystojny!

Roze艣mia艂y si臋 wszystkie poza Henriett臋.

- Nie warto by膰 zbyt wybredn膮 - powiedzia艂a kwa­艣no. - A ludzie tak o tobie gadaj膮, Ido!

Sofia i Indianne pos艂a艂y sobie znacz膮ce spojrzenia i Ida zrozumia艂a, 偶e w sformu艂owaniu Henriett臋 tkwi ziarenko prawdy.

- Nie dbam o to, co ludzie gadaj膮 - odrzek艂a bez przekonania. S艂owa potrafi膮 rani膰. Wcale nie chcia艂a trafi膰 na j臋zyki, przez wzgl膮d na ojca i na sam膮 siebie.

Henriett臋 po偶a艂owa艂a z艂o艣liwo艣ci. Opu艣ci艂a wzrok na swoje r臋ce, zaczerwienione od ci臋偶kiej pracy. Zdar­艂a kolana i kostki d艂oni, szoruj膮c pod艂ogi i pior膮c bie­lizn臋 w domu bogatego ch艂opa.

Nawet latem woda w drewnianych wiadrach styg艂a szybko.

- Plot膮, co im 艣lina na j臋zyk przyniesie - mrukn臋艂a.

- 呕e jestem wybredna? - zdziwi艂a si臋 Ida. - Sk膮d to im, na Boga, przysz艂o do g艂owy? Nie mam powod贸w, by si臋 uwa偶a膰 za lepsz膮 od innych.

Przyjaci贸艂ki pokiwa艂y zgodnie g艂owami i wzi臋艂y Id臋 w obron臋. Dobrze wiedzia艂y, 偶e Ida nie lubi si臋 wy­wy偶sza膰. Nie le偶a艂o to w charakterze dziewczyny, lu­dzie po prostu mylnie t艂umaczyli sobie jej pozorn膮 nieprzyst臋pno艣膰.

- Tak m贸wi膮 ci, kt贸rzy uwa偶aj膮 Emila za dobr膮 parti臋 - doda艂a ostro偶nie Indianne. Nie chcia艂a zadziera膰 z Id膮. Pragn臋艂a zapewni膰 sobie jej przychylno艣膰 na wy­padek powrotu Knuta.

- Za dobr膮 parti臋 dla mnie? - domy艣li艂a si臋 Ida. Henriett臋 skin臋艂a g艂ow膮.

- Co ich to obchodzi? - zdumia艂a si臋 Ida i z wes­tchnieniem wspar艂a policzek na kolanie. - Nie chc臋 Emila. Po co utrudniaj膮 mu spraw臋 takim gadaniem? Nie b臋dzie m贸g艂 si臋 wycofa膰, cho膰by chcia艂. B臋dzie jeszcze gorzej, a na koniec zwal膮 ca艂膮 win臋 na mnie...

- Tak to ju偶 jest, kiedy ma si臋 tyle lat co my - filo­zofowa艂a Sofia, marz膮c, by mie膰 podobny dylemat. Najlepiej z Sedolfem.

- Nie spieszy mi si臋 do zam膮偶p贸j艣cia - ci膮gn臋艂a Ida. - Sam wiek nie wystarczy, musi by膰 co艣... wi臋cej.

Przyjaci贸艂ki zgodzi艂y si臋 z ni膮. Wiedzia艂y doskona­le, 偶e najwi臋ksz膮 szans臋 na to, by prze偶y膰 鈥瀋o艣 wi臋cej鈥, ma Ida. Bo jej ojcem jest Reijo.

Ich rodzice uznawali napomknienia o uczuciach za zwyk艂e brednie.

- Chcesz kogo艣 zdoby膰, to postaraj si臋, by zrobi艂 ci dziecko - stwierdzi艂a z wyrachowaniem Henriett臋. - Twojej siostrze si臋 uda艂o. Pomy艣lcie tylko, ma Simo­na za m臋偶a!

- Zdoby艂aby go i w inny spos贸b - odrzek艂a sucho Ida, nie wdaj膮c si臋 w szczeg贸艂y. I tak do艣膰 gadano o Mai i Simonie. Ludzie widzieli, 偶e 藕le si臋 uk艂ada mi臋­dzy nimi. - G艂adka twarz nie wystarczy - doda艂a.

Wszystkie to wiedzia艂y. Cho膰 z drugiej strony, bez g艂adkiego lica by艂o r贸wnie trudno...

Z miejsca, w kt贸rym siedzia艂y dziewcz臋ta, rozci膮­ga艂 si臋 widok na plac targowy, wyludniony o tej po­rze. Minie sporo czasu, zanim zn贸w wype艂ni si臋 gwa­rem ludzkich g艂os贸w i obfito艣ci膮 towar贸w. Jarmarki stanowi艂y najwa偶niejsze wydarzenia w roku. Widok nowych twarzy przyprawia艂 dziewcz臋ta o szybsze bi­cie serca, ale nie na d艂ugo. Przybysze, wolne ptaki, nie nadawali si臋 na towarzyszy 偶ycia dla porz膮dnych panien.

Dziewcz臋ta widzia艂y r贸wnie偶 w膮sk膮 drog臋, wij膮c膮 si臋 po艣r贸d sosen. Wiod艂a wzd艂u偶 rzeki, przekracza艂a j膮 w g贸rnym biegu i wcina艂a si臋 w w膮sk膮, dzik膮 dolin臋. Dolina bieg艂a mi臋dzy stromymi zboczami i raptownie przechodzi艂a w ogromny p艂askowy偶 przykryty nie­zmierzonym niebosk艂onem.

Pogranicze. Kraina niczyja.

W膮ska droga mog艂a zaprowadzi膰 daleko na po艂u­dnie, tam gdzie m贸wiono innym j臋zykiem, gdzie mieszkano w soczy艣cie zielonych 艣wierkowych lasach. W piaszczystych glebach p贸艂nocy ros艂y jedynie sosny.

Na drodze pojawili si臋 jacy艣 ludzie.

Dziewcz臋ta zerwa艂y si臋 na r贸wne nogi, pospiesznie strzepuj膮c kurz ze sp贸dnic. Ciekawie zerka艂y ku zbli­偶aj膮cej si臋 gromadce.

Mo偶e przechodzili jedynie w pobli偶u, r贸wnie do­brze mogli jednak zd膮偶a膰 do domu Reijo na cyplu. Reijo cz臋sto miewa艂 go艣ci, jeszcze jeden pow贸d, by za­zdro艣ci膰 Idzie. To by艂o takie ekscytuj膮ce, Reijo zna艂 rozmaitych ludzi, nawet takich, przed kt贸rymi inni za­warliby drzwi i okiennice.

- Tatko spodziewa si臋 jakich艣 Fin贸w do pomocy przy pra偶eniu smo艂y - wyja艣ni艂a spokojnie Ida. Ledwie rzuci艂a okiem na zbli偶aj膮ce si臋 postacie, z g贸ry zak艂a­daj膮c, 偶e to smolarze. Od dawna si臋 ich spodziewali. Reijo trudni艂 si臋 wyrobem smo艂y co roku i zawsze ko­rzysta艂 z pomocy rodak贸w.

Nikt lepiej nie zna艂 si臋 na tej robocie, twierdzi艂 oj­ciec. Norwegowie nie maj膮 poj臋cia o smolarstwie, do­dawa艂 jednym tchem.

I nie myli艂 si臋. Z mielerzy, kt贸re stawia艂, uzyskiwa艂 znacznie wi臋cej czarnego z艂ota ni偶 ludzie w osadzie. A smo艂a by艂a dla Reijo konieczna do przetrwania. Nie trudni艂 si臋 ju偶 rybo艂贸wstwem.

Gdyby straci艂 kt贸ry艣 ze stos贸w, w wyniku desz­cz贸w, nieumiej臋tnego u艂o偶enia drewna czy niew艂a艣ci­wego dogl膮dania, pozbawi艂by si臋 艣rodk贸w do 偶ycia.

Z艂oto Knuta ukry艂 i nie korzysta艂 z niego. Trakto­wa艂 je jako rodzaj zabezpieczenia. Ostatni膮 desk臋 ra­tunku, gdyby sprawy potoczy艂y si臋 niepomy艣lnie.

- Nie potrzebujemy zbytk贸w - wyja艣ni艂 Idzie. - Do­brze si臋 nam 偶yje.

Przyjaci贸艂ki przyj臋艂y westchnieniem wiadomo艣膰 o Finach.

- Ty to masz szcz臋艣cie - powiedzia艂a Sofia, zapomi­naj膮c na chwil臋 o Sedolfie. - Ci, co przybyli w zesz艂ym roku, byli... niesamowici. Prawdziwi m臋偶czy藕ni!

Sapn臋艂a zachwycona przez nos. Najch臋tniej by zo­sta艂a, ale tak jak reszta dziewcz膮t odebra艂a stosowne wychowanie i wiedzia艂a, 偶e takie zachowanie nie przy­stoi. Zebra艂aby bur臋 w domu, gdyby dowiedziano si臋, 偶e wita艂a u Reijo obcych m臋偶czyzn. M艂oda i niezam臋偶­na panna musi dba膰 o reputacj臋.

- Jeszcze ich zobaczycie - pociesza艂a Ida. - Budowa stosu zajmie im wiele czasu. B臋dzie zabawa, jak go za­czn膮 rozpala膰.

Wiedzia艂y o tym. I o tym, 偶e Reijo Kesaniemi ma kilka mielerzy.

2

To byli smolarze. Ida rozpozna艂a ich z daleka. Trzech m臋偶czyzn na ko藕le wozu, kt贸ry najlepsze dni mia艂 ju偶 za sob膮. Ci膮gn臋艂y go dwa niewielkie cisawe ko­niki, takie jakich powszechnie u偶ywano w Finlandii.

M臋偶czyzn臋 o jasnych, rudawych w艂osach rozpozna­艂aby o ka偶dej porze dnia i nocy.

Ida zakl臋艂a pod nosem. Ze te偶 ojciec musia艂 wyp艂y­n膮膰 akurat dzisiaj! Wyp艂oszy艂a go wizyta przyjaci贸艂ek, tego stadka mew, jak je nazywa艂, bo przekrzykiwa艂y si臋 r贸wnie g艂o艣no jak piskl臋ta, kiedy latem wykluj膮 si臋 z jaj.

Nie rozumia艂a si臋 na tych m臋偶czyznach. Spogl膮dali 艣mia艂o, dowcipkowali rubasznie. Ubierali si臋 prosto, a ich d艂onie mia艂y szarawy odcie艅, jakby smo艂a, przy kt贸­rej pracowali, dosta艂a si臋 pod sk贸r臋 i nie dawa艂a zmy膰.

Przyjaci贸艂ki nie myli艂y si臋, by艂o w nich co艣 fascynu­j膮cego. Ida nie w膮tpi艂a, 偶e Henriett臋, Sofia i Indianne ukry艂y si臋 w zaro艣lach porastaj膮cych zbocze i stamt膮d obserwuj膮 przybycie Smolarzy.

Konie wdrapywa艂y si臋 mozolnie na pochy艂o艣膰 prowa­dz膮c膮 do drewnianego domku na cyplu. Te niewielkie zwierz臋ta odznacza艂y si臋 wyj膮tkow膮 si艂膮 i wytrzyma艂o­艣ci膮, by艂y stworzone do surowych warunk贸w klima­tycznych p贸艂nocy. Zwykle te偶 do偶ywa艂y s臋dziwego wie­ku i potrafi艂y s艂u偶y膰 w艂a艣cicielowi przez ca艂e jego 偶ycie.

M臋偶czy藕ni zeskoczyli z wozu, by ul偶y膰 konikom. Popychaj膮c w贸z, zbli偶ali si臋 do domu.

Ida wysz艂a im na spotkanie. Jak do艣wiadczona gospodyni zatrzyma艂a si臋 u szczytu schod贸w i z艂o偶y艂a r臋­ce na piersiach.

Santeri nie straci艂 lekko艣ci ruch贸w. Pu艣ci艂 to, co trzyma艂 w d艂oniach, i podbieg艂 do dziewczyny w podskokach. Z艂apa艂 j膮 w p贸艂 i zakr臋ci艂, a偶 zanios艂a si臋 艣miechem jak za dawnych lat, kiedy by艂a ma艂ym dzieckiem Poca艂owa艂 j膮 siarczy艣cie w policzek.

- Ida, do diaska, ale z ciebie dorodna panna! - wy­krzykn膮艂 z min膮 znawcy i postawi艂 j膮 na ziemi. - I taka艣 podobna do matki.

Ida u艣miechn臋艂a si臋.

- Witamy w Ruiji, wujku Santeri! Dobieg艂 ich 艣miech pozosta艂ych m臋偶czyzn.

- Wujku Santeri - powt贸rzyli i zn贸w zanie艣li si臋 艣miechem.

Santeri wzruszy艂 ramionami.

- Nie przejmuj si臋 nimi, Ido. Nikt ich nie nauczy艂 dobrych manier. To Pekka i Tuomas.

Przybysze uchylili szerokoskrzyd艂ych kapeluszy, spogl膮daj膮c na Id臋 z podziwem. Dziewczyna zaczer­wieni艂a si臋.

- Nie niszcz mojej reputacji, kochanie. - Aleksanteri nachyli艂 si臋 ku niej, zni偶aj膮c g艂os do, szeptu. - Opo­wiada艂em im, 偶e wszystkie dziewcz臋ta w Ruiji le偶膮 u mych st贸p, a ty nazywasz mnie wujkiem!

Ida roze艣mia艂a si臋 i szybkim ruchem pog艂adzi艂a go po policzku.

- Wszystkie dziewcz臋ta w Ruiji? Nie przesadzasz, wujku Santeri?

Wyprz臋gli zwierz臋ta. Ida poklepa艂a cisawego konika po grzbiecie, zajrza艂a w jego m膮dre oczy. Lubi艂a zwierz臋ta.

- Rusko? - spyta艂a m臋偶czyzn臋, kt贸ry nosi艂 imi臋 Tuomas. Ten nie odpowiedzia艂, tylko skin膮艂 g艂ow膮. Lu­dzie przemierzaj膮cy p贸艂nocne p艂askowy偶e rzadko by­wali rozmowni.

- I Liinikko - doda艂a, g艂adz膮c drugiego konia po 偶贸艂­tawej grzywie. Ma艣ci膮 si臋 nie r贸偶ni艂y, oba by艂y czerwonobrunatne.

- Nietrudno zgadn膮膰 - mrukn膮艂 Tuomas.

I mia艂 racj臋. Finowie po obu stronach granicy u偶y­wali tych samych imion dla tych niewielkich zwierz膮t, potomk贸w stepowych koni z dalekiego wschodu.

Konie, sprowadzane do Norwegii przez Fin贸w i przez nich u偶ywane, by艂y zazwyczaj podobnie umaszczone, a kombinacje kolor贸w powtarza艂y si臋. Sta艂o si臋 zwyczajem, by obdarza膰 je mianami pod艂ug wygl膮du.

Je艣li kto艣 zna艂 imi臋 konia, m贸g艂 domy艣li膰 si臋, jak wy­gl膮da. R贸wnie 艂atwo mo偶na by艂o odgadn膮膰 imi臋 zwie­rz臋cia, patrz膮c na nie.

Reijo wraca艂 na l膮d. Z 艂odzi dostrzeg艂 przybysz贸w.

Santeri powita艂 go na brzegu. Ci dwaj m臋偶czy藕ni nie zawsze pa艂ali do siebie sympati膮, ale czas ka偶e zapo­mnie膰 o urazach.

Reijo wys艂a艂 wie艣ci do Mattiego. Ida domy艣la艂a si臋, 偶e ojciec liczy艂 na to, i偶 Matti pomo偶e mu przy smole.

Tymczasem przyby艂 Santeri.

- Wi臋c jako艣 偶yjesz - powita艂 go Reijo, pozwalaj膮c go艣ciowi wci膮gn膮膰 艂贸d藕 na brzeg.

- Z艂ego diabli nie bior膮 - odrzek艂 Fin. Byli r贸wnolatkami, lecz r贸偶nili si臋 jak woda i ogie艅. Jeden twar­dy jak ska艂a, drugi p艂ochy jak p贸艂nocny wiatr.

U艣cisn臋li sobie d艂onie.

- Przyprowadzi艂em dw贸ch ludzi - ci膮gn膮艂 Santeri, a Re­ijo przywita艂 si臋 z jego towarzyszami. - Obaj pochodz膮 z moich stron, stawiali艣my razem wiele mielerzy. Nikt dot膮d nie narzeka艂 na nasze us艂ugi, a i za robot臋 niewie­le 偶膮damy. Dla dawnego kompana ust膮pi臋 z ceny. Zresz­t膮 u nas trudno o zarobek. W ka偶dej zagrodzie siedzi kil­ku syn贸w, a tylko jeden mo偶e liczy膰 na ojcowizn臋...

Reijo zna艂 t臋 histori臋, s艂ysza艂 j膮 niejeden raz.

- A Matti? - zagadn膮艂, kiedy przysiedli na schodach. Popo艂udniowe s艂o艅ce wci膮偶 grza艂o mocno. Ida trzy­ma艂a si臋 blisko ojca, staraj膮c si臋 nie zwraca膰 na siebie uwagi, lecz dziewcz臋tom takim jak ona przychodzi艂o to z trudem by艂o schowa膰 si臋 w cieniu.

- Matti nie mia艂 ochoty rusza膰 na p贸艂noc. - Santeri kiwn膮艂 ponuro g艂ow膮 i zacz膮艂 d艂uba膰 藕d藕b艂em trawy w z臋bach. - Sprawy si臋 skomplikowa艂y. - Potoczy艂 wzrokiem po fiordzie Lyngen, omiataj膮c spojrzeniem pot臋偶ne wierzcho艂ki pokryte wiecznym 艣niegiem.

- Z Elise? - Ida nie ukrywa艂a zaniepokojenia. Nigdy nie nauczy艂a si臋 milcze膰 w towarzystwie doros艂ych. Reijo wcale tego od niej nie wymaga艂.

- Nie, z m臋偶em Marji. Akiemu w jaki艣 spos贸b uda­艂o si臋 zdoby膰 ten skrawek ziemi. Wymy艣li艂 sobie, 偶e Erkki nie sp艂aci艂 d艂ugu przed 艣mierci膮. 呕e ma jakie艣 papiery, kt贸re daj膮 mu prawo do ziemi. Je艣li Matti jej nie wykupi, rzecz jasna, a Matti nie mia艂 pieni臋dzy, Aki wiedzia艂 o tym doskonale. Nie mog臋 poj膮膰, 偶e Mar ja pozwoli艂a mu na tak膮 niesprawiedliwo艣膰 wobec w艂asnego syna. No, ale nie ma pewnie wiele do powie­dzenia, poza tym zaczyna si臋 ju偶 starze膰. I jest zale偶­na od m臋偶a. Troszczy si臋 tylko o Kariego, to w ko艅cu te偶 jej syn. Raij臋 i Mattiego wyrzuci艂a z serca, tak przynajmniej twierdzi Matti. M贸wi, 偶e umarli dla mat­ki. 呕e Aki opanowa艂 nawet jej my艣li.

Reijo rozumia艂, 偶e co艣 takiego mo偶e nast膮pi膰, cho膰 przychodzi艂o mu to z trudem. Raija w niczym nie przypomina艂a matki, odziedziczy艂a charakter po ojcu. Matti zreszt膮 te偶.

- Co z Mattim i Elise? - zapyta艂.

- Nie chcieli do Norwegii. Matti twierdzi艂, 偶e do艣膰 si臋 tu napatrzy艂 na bied臋 i niedostatek i przesta艂 wie­rzy膰 w sny o Ruiji. A Elise p贸jdzie tam, gdzie Matti chce. Cho膰 pewnie wr贸ci艂aby tutaj, gdyby mog艂a sama wybiera膰. - Santeri wbi艂 wzrok w Reijo. - Pojechali na po艂udnie do Finlandii. Wie艣ci od ciebie go ju偶 nie za­sta艂y. Przekazano je mnie, bo pos艂aniec wiedzia艂, 偶e si臋 znamy. I 偶e bywa艂em wcze艣niej w Ruiji.

Reijo milcza艂.

Na po艂udnie do Finlandii.

R贸wnie dobrze mogliby wybra膰 si臋 na ksi臋偶yc. Wia­domo艣ci nie dociera艂y na tak膮 odleg艂o艣膰. Prawdopodo­bie艅stwo, 偶e si臋 ju偶 nigdy nie spotkaj膮, by艂o ogromne.

- Elise spodziewa si臋 dziecka - doda艂 Santeri. - Zi­m膮, dlatego tak im by艂o spieszno. Chcieli znale藕膰 jaki艣 dach nad g艂ow膮, zanim przyjdzie rozwi膮zanie.

Reijo ogarn膮艂 smutek. Elise by艂a w jaki艣 spos贸b i je­go dzieckiem. Mia艂by wnuka. A w艂a艣ciwie zosta艂by wujkiem. Dla Mattiego by艂 szwagrem.

- Wszyscy odchodz膮 - wyszepta艂a 偶a艂o艣nie Ida i ob­j臋艂a ojca za szyj臋.

Nie odezwali si臋. Ida m贸wi艂a prawd臋. Aleksanteri i jego towarzysze znale藕li sobie miejsce w szopie. Pomieszczenie nie by艂o zbyt szczelne, w szczelinach mi臋dzy deskami hula艂 wiatr, ale na dworze pano­wa艂a letnia pogoda, a ci m臋偶czy藕ni przywykli do niewy­g贸d. Ida mia艂a wyrzuty sumienia wobec Santeriego. Traktowa艂a go jak cz艂onka rodziny. Santeri uspokoi艂 jej obawy.

- Tak b臋dzie najlepiej, moja ma艂a - stwierdzi艂. Tym razem nie widzia艂 w niej kobiety, tylko c贸rk臋 Reijo. Zreszt膮 nie by艂 ju偶 m艂ody. - Tak wygl膮da moje 偶ycie. 呕adnych zwi膮zk贸w, 偶adnych korzeni.

- Nie masz ochoty osi膮艣膰 gdzie艣 na sta艂e? - spyta艂a, wpatruj膮c si臋 badawczo w weso艂e oblicze Santeriego, na kt贸rym zna膰 ju偶 by艂o z膮b czasu.

- O偶eni艂em si臋 - odrzek艂.

Ida rozwar艂a szeroko oczy ze zdumienia. Wi臋c swa­wolny Aleksanteri z Tornedalen nie by艂 ju偶 wolnym ptakiem?

- I co, umar艂a? - zdziwi艂a si臋. Santeri potrz膮sn膮艂 g艂ow膮.

- Niet臋gi ze mnie ma艂偶onek - przyzna艂 z nutk膮 偶a­lu w g艂osie. - Ona to pewnie teraz rozumie. Nie potra­fi臋 grzeba膰 w ziemi, zw艂aszcza je艣li ziemia nie nale偶y do mnie. Nie mog艂em te偶 znie艣膰, 偶e haruje jako pos艂ugaczka. Mam swoj膮 dum臋. - Po艂o偶y艂 d艂o艅 na sercu. Ida nigdy nie widzia艂a go takim powa偶nym. - Znam tylko jeden spos贸b zarabiania pieni臋dzy. Takie jest moje 偶y­cie, gna膰 przed siebie, spotyka膰 nowych ludzi. Praco­wa膰 uczciwie i odbiera膰 godziw膮 zap艂at臋. Obie偶y艣wiat, by膰 mo偶e, ale pan samego siebie.

Spojrza艂 z ukosa na Id臋, widzia艂 jej zar贸偶owione po­liczki, wyraz zdumienia w oczach.

- Za m艂oda jeste艣, by to poj膮膰 - doda艂. Skin臋艂a lekko g艂ow膮, cho膰 rozumia艂a jego t臋sknot臋.

Te偶 t臋skni艂a. Chcia艂a ch艂on膮膰 艣wiat, przekracza膰 granice.

- Wr贸c臋 - doko艅czy艂. - Zostan臋 tu jaki艣 czas i wr贸­c臋. To tak jakbym ruszy艂 na po艂贸w. W naszych stro­nach kobiety s膮 przyzwyczajone do samotno艣ci. Moja Marjo te偶 do niej przywyknie.

- Jest m艂oda? Zaprzeczy艂. Ogarniaj膮c smutnym wspomnieniem swoje 偶ycie, wyrzek艂 z rezygnacj膮:

- Jak偶e m贸g艂bym o偶eni膰 si臋 z m艂贸dk膮? Marjo wie­dzia艂a, na co si臋 decyduje, ale nie mia艂a wielkiego wy­boru. Osta艂 si臋 jej Aleksanteri Kilpi.

Ida skrzywi艂a twarz w grymasie. Czy nikt ju偶 nie wst臋powa艂 w zwi膮zek ma艂偶e艅ski z mi艂o艣ci?

- Kiedy艣 chcia艂em si臋 ustatkowa膰 - doda艂 nagle Santeri. Unika艂 wzroku Idy. - Chcia艂em tego mocniej ni偶 cze­gokolwiek na 艣wiecie. Znale藕膰 dom. Da膰 jej wszystko...

Ida domy艣li艂a si臋.

- M贸wisz o mamie? Santeri skin膮艂 g艂ow膮.

- Tak, o Raiji.

Ida przesun臋艂a d艂oni膮 po ch艂odnej powierzchni ka­mienia, kt贸ry s艂u偶y艂 jako stopie艅 do szopy.

- Co takiego w sobie mia艂a? - spyta艂a z dziewcz臋­cym zaciekawieniem. - Co takiego mia艂a, 偶e wszyscy j膮 kochali? Chyba wi臋cej ni偶 tylko urod臋?

Santeri z艂o偶y艂 d艂onie na kolanach. 呕u艂 藕d藕b艂o trawy zamy艣lony, zapatrzony w g艂膮b siebie.

- Co mia艂a... - zacz膮艂 z wahaniem. - Wielkie serce. Morze mi艂o艣ci i zaufania. To, 偶e zawsze dawa艂a ca艂膮 siebie, nie uznawa艂a p贸艂艣rodk贸w. O, nie, po艂owiczne rozwi膮zania jej nie zadowala艂y, a tacy ludzie rzadko osi膮gaj膮 pe艂ni臋 szcz臋艣cia. Trzeba i艣膰 na ust臋pstwa, a ona nie potrafi艂a, cho膰 stara艂a si臋 z ca艂ych si艂. I wci膮偶 t臋skni艂a. By艂a wspania艂膮 przyjaci贸艂k膮, gotow膮 po艣wi臋­ci膰 偶ycie za tego, kogo kocha艂a. I potrafi艂a r贸wnie sil­nie nienawidzi膰. To jedna z jej wad, Ido, wtedy ich nie dostrzega艂em. Nie umia艂a wybacza膰, a ta przywara jej samej przynosi艂a cierpienia. No i by艂a pi臋kna, rzecz ja­sna. Najpi臋kniejsza ze wszystkich kobiet, jakie znam. Ciebie nie wy艂膮czaj膮c, Ido...

Santeri u艣miechn膮艂 si臋 s艂abo. Jego twarz wci膮偶 ja­艣nia艂a nieodpartym urokiem, kt贸rego wiek nie os艂abi艂.

- Bardzo j膮 przypominasz i te偶 jeste艣 艣liczna. Na sw贸j spos贸b, cho膰 trudno nie pomy艣le膰 o Raiji, patrz膮c na ciebie. 呕adna jednak nie mo偶e si臋 z ni膮 r贸wna膰, nie dla mnie. 呕adna nie ma takich oczu i takiego u艣mie­chu. 艁agodno艣ci i 偶elaznego uporu jednocze艣nie. Jej wzrok usidla), Ido, tw贸j tylko kusi. Nie jeste艣 niebez­pieczn膮 kobiet膮, mo偶e los pozwoli ci dozna膰 szcz臋艣cia...

Podni贸s艂 si臋 i wszed艂 do 艣rodka, zamykaj膮c za sob膮 drzwi, zostawiaj膮c Id臋 sam膮 z niepokoj膮cymi my艣la­mi. Z obrazem kobiety, kt贸ra mia艂a wszystko, a nicze­go nie posiad艂a.

Kobiety, kt贸ra by艂a bardziej Raij膮 ni偶 matk膮.

Spo偶yli razem posi艂ek wok贸艂 du偶ego sto艂u. M臋偶­czy藕ni rozmawiali o 艣cince, budowie mielerza i pogo­dzie. Inaczej odczytywali znaki, kt贸re dawa艂a im przy­roda, ale doszli do zgodnego wniosku, 偶e sprzyjaj膮ca aura utrzyma si臋 co najmniej przez tydzie艅. W drodze na cypel widzieli wielu ludzi zaj臋tych uk艂adaniem sto­s贸w, w najbli偶szych dniach uniesie si臋 z nich dym. Wszyscy b臋d膮 walczy膰 o ka偶d膮 kropl臋 tej drogocennej substancji, jak膮 by艂a smo艂a.

Ida odesz艂a od sto艂u, kiedy tylko nadarzy艂a si臋 okazja. Nie lubi艂a tej ekscytacji towarzysz膮cej przygoto­waniom do budowy mielerzy, zwykle bowiem ko艅czy­艂a si臋 wielkim pija艅stwem. M臋偶czy藕ni zmieniali si臋 nie do poznania po gorza艂ce, tracili rozum.

Przysiad艂a na trawiastym zboczu za domem i dlate­go w艂a艣nie ona pierwsza zauwa偶y艂a kolejn膮 grup臋 przybysz贸w.

I ta wy艂oni艂a si臋 z sosnowego lasu i zd膮偶a艂a przez otwart膮, smagan膮 wiatrem r贸wnin臋 u skraju fiordu.

Renifery ci膮gn臋艂y mocno wy艂adowane sanie. To g艂u­pie, pomy艣la艂a. Przecie偶 jest lato.

I wtedy rozpozna艂a jedn膮 z postaci ubranych w sk贸­ry. Pozna艂aby go i z dalszej odleg艂o艣ci.

Zapomnia艂a, 偶e ma osiemna艣cie lat i nie jest ju偶 pod­lotkiem.

Nie zd膮偶yli nawet dotrze膰 do podn贸偶a zbocza, kiedy znalaz艂a si臋 przy nich. Pofrun臋艂a jak wiatr, furkocz膮c wy­blak艂膮 niebiesk膮 koszul膮 i czarn膮 sukni膮, za ciep艂膮 jak na t臋 por臋 roku, powiewaj膮c grubymi, rudymi warkoczami, z rumie艅cami na policzkach. A kiedy ju偶 mia艂a wpa艣膰 w ramiona Ailo, dostrzeg艂a inne oblicze ukryte pod szerokoskrzyd艂ym kapeluszem. Ogorza艂e, brudne i wymizerowane, pokryte wielodniowym zarostem. Jasne, d艂ugie kosmyki w艂os贸w i br膮zowe oczy, kt贸rym intensywno艣ci膮 barwy dor贸wnywa艂y jedynie oczy wujka Mattiego.

Cofn臋艂a si臋. Zrobi艂a dwa drobne kroczki i wstrzyma­艂a oddech, wpatruj膮c si臋 w roze艣mian膮 twarz przybysza.

Zsun膮艂 kapelusz na kark i wspar艂 silne d艂onie na bio­drach. To by艂 Knut. W milczeniu przytulili si臋 do sie­bie, potem oboje wybuchn臋li 艣miechem i zn贸w zwarli si臋 w u艣cisku. I raz jeszcze ich 艣miech uderzy艂 w niebo.

- Wi臋c wr贸ci艂e艣, Knut - szepn臋艂a Ida z ulg膮. Wype艂nia艂y j膮 uczucia, kt贸rych nikt nie potrafi nazwa膰. Pu­艣ci艂a go i zn贸w dotkn臋艂a, upewniaj膮c si臋, 偶e to prawda.

Jej brat sta艂 przed ni膮. To nie by艂 sen.

Silniejszy, ro艣lejszy, dojrzalszy ni偶 przed wyjazdem. Chudszy na twarzy. Brudniejszy.

Wygl膮da艂 na szcz臋艣liwego.

- My艣la艂am, 偶e ty te偶 nie wr贸cisz - powiedzia艂a 艂a­mi膮cym si臋 g艂osem. Nie mog艂a oderwa膰 oczu od brata, kt贸ry zjawi艂 si臋, kiedy najbardziej go potrzebowa艂a. - Wszyscy gdzie艣 znikaj膮 - doda艂a, potrz膮saj膮c g艂ow膮.

Kto艣 dotkn膮艂 jej ramienia. Ida zarumieni艂a si臋.

- Nie t臋skni艂a艣 za mn膮 tak jak za Knutem - u艣miech­n膮艂 si臋 Ailo - ale chyba te偶 zas艂uguj臋 na powitanie, ma­艂a Ido.

Uda艂a, 偶e nie s艂yszy, jak j膮 nazwa艂. Zawsze tak 偶arto­wali. Z Ailo mog艂a pozwoli膰 sobie na 偶arty. Obj臋艂a go za szyj臋, czuj膮c zapach sk贸r, dymu, powietrza i potu.

- Witaj, bracie - powiedzia艂a, przyk艂adaj膮c policzek do jego policzka. Z tylu dobieg艂 j膮 przyt艂umiony 艣miech Knuta.

Ailo szepn膮艂 Idzie na ucho, 偶e nie jest jej bratem. Kiedy j膮 pu艣ci艂, w jego oczach zapali艂a si臋 iskierka przekory. Zacisn膮艂 d艂onie na nadgarstkach dziewczy­ny, mocno, ale nie tak, by sprawi膰 jej b贸l.

Potem u艣miechn膮艂 si臋, mrugn膮艂 do Knuta i siarczy­艣cie poca艂owa艂 Id臋 w policzek.

Ida poczu艂a, jak sk贸ra pali j膮 w miejscu, kt贸rego do­tkn臋艂y wargi Ailo. Ch艂opak przeci膮gn膮艂 palcami po g臋­stej, czarnej czuprynie.

- Braterski poca艂unek, Ido, moja siostro - rzuci艂 bez­trosko.

Zagotowa艂o si臋 w niej ze z艂o艣ci, ale si臋 opanowa艂a. Kiedy znajdzie si臋 z nim sam na sam, poka偶e mu, 偶e nie jest w ciemi臋 bita!

Ailo zwr贸ci艂 uwag臋 dziewczyny na trzeci膮 osob臋. Serce Idy zabi艂o gwa艂townie.

Powinny go zobaczy膰 Sofia, Henriett臋 i Indianne. Z miejsca zapomnia艂yby o Sedolfie i Emilu.

Drobna d艂o艅 Idy zaton臋艂a w pot臋偶nej pi臋艣ci m艂o­dzie艅ca. By艂 taki wysoki, 偶e musia艂a zadrze膰 g艂ow臋, by zobaczy膰 jego twarz. Mia艂 mocn膮 budow臋, wygl膮da艂 na silniejszego ni偶 Knut, ni偶 Simon nawet. Ciemnooki brunet w wieku dwudziestu paru lat. M臋偶czyzna jak si臋 patrzy, uzna艂a, zadziornie oznajmiaj膮c mu, 偶e jest t膮 niezno艣n膮 m艂odsz膮 siostr膮 Knuta.

- Heino Aalto - odezwa艂 si臋 g艂osem g艂臋bokim i chra­pliwym. Jakby mia艂 chore gard艂o, pomy艣la艂a Ida. - Przekonali mnie, bym ruszy艂 z nimi w drog臋 - doda艂, przetykaj膮c norweskie wyrazy szwedzkimi i zachowu­j膮c fi艅ski rytm g艂osek. - Knut opowiada艂 mi, 偶e ma ty­le pi臋knych si贸str gotowych do zam膮偶p贸j艣cia, 偶e nie b臋d臋 偶a艂owa膰. Teraz ju偶 wiem, 偶e nie przesadza艂.

Jeszcze raz u艣cisn膮艂 d艂o艅 dziewczyny. Ida by艂a oszo­艂omiona. Natura nie powinna obdarza膰 jednego cz艂o­wieka takim nadmiarem urody. I tak膮 dawk膮 si艂y.

Ida zwr贸ci艂a si臋 do Knuta i dostrzeg艂a kobiet臋.

Nieznajoma mocno uj臋艂a jej d艂onie. Emanowa艂a ta­kim ciep艂em, 偶e Ida czu艂a je przez sk贸r臋. To ciep艂o p艂y­n臋艂o wprost z duszy kobiety.

- A wi臋c ty jeste艣 Ida! Knut wiele mi o tobie opo­wiada艂. Tak si臋 cieszy艂am na to spotkanie...

Ida spojrza艂a na Knuta pytaj膮co, po czym przenio­s艂a wzrok na twarz nieznajomej.

Knut obj膮艂 kobiet臋 ramieniem i przytuli艂. W jego oczach pojawi艂y si臋 weso艂e iskierki.

- To Anjo - powiedzia艂 z dum膮 i pog艂aska艂 j膮 po g艂o­wie. - Moja 偶ona!

- Dobry Bo偶e! - mrukn臋艂a Ida. Przyjrza艂a si臋 Anjo. Dostrzeg艂a, 偶e kobieta bli偶sza by艂a wiekiem Reijo ni偶 Knutowi.

- My艣la艂am, 偶e ona jest moj膮 r贸wie艣nic膮 - wypali艂a, za­nim rozs膮dek zd膮偶y艂 j膮 powstrzyma膰. Zaczerwieni艂a si臋 i zajrza艂a prosto w przyjazne oczy 偶ony Knuta. - Ta pierw­sza - doda艂a szybko, ale zaraz zdoby艂a si臋 na szczero艣膰: - S膮dzi艂am, 偶e znajdziesz sobie now膮. W moim wieku...

Anjo pu艣ci艂a jej d艂onie. W oczach kobiety Ida ujrza­艂a wszystkie l臋ki, kt贸re tamta gromadzi艂a w sobie przed tym spotkaniem. Podj臋艂a trudn膮 decyzj臋, zapew­ne z mi艂o艣ci do Knuta. A Knut odwzajemnia艂 jej uczu­cia, inaczej nie poj膮艂by jej za 偶on臋. Inaczej jego oczy nie b艂yszcza艂yby tak, kiedy j膮 tuli艂. T臋 kobiet臋, kt贸ra mog艂aby by膰 matk膮 obojga.

Ida obj臋艂a Anjo.

- Rada jestem, 偶e si臋 myli艂am - powiedzia艂a mi臋kko. - Rada jestem, 偶e zosta艂a艣 偶on膮 Knuta. Witaj, Anjo!

Knut wypu艣ci艂 Anjo z obj臋膰 i potarga艂 Id臋 po w艂o­sach. W jego spojrzeniu dostrzeg艂a wdzi臋czno艣膰. I du­m臋 z siostry. Mi艂o艣膰 do niej i do Anjo.

- I ciesz臋 si臋, 偶e kto艣 wreszcie wraca - doda艂a Ida. Uczepi艂a si臋 ramienia Ailo i ruszyli ku domowi. Ku Reijo, kt贸ry sta艂 w progu i zd膮偶y艂 ju偶 rozpozna膰 nie­kt贸rych z przybysz贸w.

- Cieszysz si臋, 偶e ja wr贸ci艂em? - spyta艂 syn Mikka­la oboj臋tnie, nie patrz膮c na Id臋.

- Oczywi艣cie - odrzek艂a r贸wnie oboj臋tnym tonem.

3

Reijo przyj膮艂 wie艣ci ze spokojem. Ucieszy艂 si臋, widz膮c Knuta w dobrym zdrowiu, i got贸w by艂 zaakceptowa膰 ka偶dy jego wyb贸r. Zreszt膮 Anjo zyskiwa艂a przy bli偶szym poznaniu i cz艂owiek 艂atwiej zapomina艂 o r贸偶nicy wieku.

Ciep艂e powitanie stopi艂o rezerw臋 Anjo i pozwoli艂o jej si臋 pokaza膰 z najlepszej strony.

- Znalaz艂e艣 to, czego szuka艂e艣? - spyta艂 Reijo. - To znaczy wi臋cej, ni偶 nam wys艂a艂e艣 - doda艂.

Knut skin膮艂 g艂ow膮. Jego oczy nabra艂y niebezpiecz­nego blasku, takiego samego jaki kiedy艣 l艣ni艂 we wzro­ku Kallego.

- Nie chc臋 rozmawia膰 o tym g艂o艣no. - Reijo wska­za艂 na szop臋. - Mamy u siebie smolarzy z Finlandii. Jest z nim Santeri. Przybyli z Tornedalen. Matti i Eli­se ruszyli na po艂udnie...

Imiona wyda艂y si臋 Heino znajome.

- Santeri Kilpi? - spyta艂 z nag艂ym o偶ywieniem.

- On sam. Znasz go?

- Czy znam Santeriego? Ten cz艂owiek przesiadywa艂 u nas nieustannie, uwodzi艂 moj膮 siostr臋 i doprowadza艂 do szale艅stwa matk臋, zreszt膮 przy wydatnej pomocy ojca... Jasne, 偶e znam Santeriego. Gdzie on jest?

Heino z miejsca ruszy艂 na poszukiwania. Nie ukry­wa艂 rado艣ci z ponownego spotkania.

- To ty, diabelski pomiocie? S膮dzi艂em, 偶e masz zamiar zosta膰 ksi臋dzem? A jednak wr贸ci艂e艣? Odnalaz艂e艣 ojca?

Heino skin膮艂 g艂ow膮.

Aleksanteri poci膮gn膮艂 go za sob膮, cho膰 Heino prze­wy偶sza艂 go wzrostem i si艂膮, i postawi艂 przed obliczem Reijo.

- Wiesz, kim jest ten m艂ody 偶bik, Reijo? Co za zbieg okoliczno艣ci, 偶e wszyscy spotkali艣my si臋 w jednym miejscu! A jej nie ma. To syn Petriego. Gdzie znalaz艂e艣 ojca, ch艂opcze? Co z nim? - I zwracaj膮c si臋 do Reijo, wyja艣ni艂: - Nasz przyjaciel Petri opu艣ci艂 偶on臋 i dziecia­ki i ruszy艂 do Ruiji jej szuka膰. Mo偶esz to poj膮膰?

Reijo m贸g艂, ale rozumia艂 rozmiary rodzinnej trage­dii. Wniesiono rzeczy przybysz贸w i rozmieszczono w wolnych izbach.

- Mog臋 dzieli膰 pok贸j z Id膮 - zaproponowa艂 偶arto­bliwie Ailo. - Przywyk艂em do w膮skich pos艂a艅...

Nawet Reijo si臋 roze艣mia艂. Tylko Idzie nie spodo­ba艂a si臋 frywolno艣膰 Ailo.

Na ogniu pojawi艂 si臋 kocio艂ek, dorzucono do艅 ry­biego mi臋sa. Do posi艂ku gospodarze podali cienkie, chrupkie pieczywo i owalne p艂askie bochenki z 偶ytniej m膮ki, typowy fi艅ski chleb z charakterystycznym otworem w 艣rodku.

Zaciekawieni smolarze podeszli bli偶ej. Ludzie ich pokroju zawsze byli g艂odni wie艣ci ze 艣wiata.

Czw贸rka nowo przyby艂ych wiedzia艂a, 偶e to nie naj­lepszy moment, by wspomina膰 o z艂ocie, nawet wobec Santeriego wykazywali si臋 daleko id膮c膮 wstrzemi臋藕li­wo艣ci膮. Na opowie艣膰 o losie Petriego Aalto te偶 przyj­dzie lepszy czas. I o dw贸ch Kwenach z Alty, dw贸ch braciach Kemijarvi. O losie Simona Bakkena.

- Chcia艂em najpierw porozmawia膰 z Maj膮 - rzuci艂 Knut, usuwaj膮c pospiesznie o艣ci z kawa艂ka mi臋sa. Od dawna nie mia艂 w ustach 艣wie偶ej morskiej ryby. - Nie zastali艣my jej w domu. Drzwi by艂y zawarte...

- Maja chodzi w艂asnymi 艣cie偶kami - odrzek艂 cicho Reijo. - Nie odwiedza nas zbyt cz臋sto.

Nic wi臋cej nie doda艂.

Knut opowiedzia艂 im o Simonie.

- Zabili艣my go, tego Feldta - zako艅czy艂, spogl膮da­j膮c na Ailo i Heino.

呕aden z nich nie cofn膮艂 wzroku.

- By艂 z艂ym cz艂owiekiem, zas艂u偶y艂 na taki los.

- Simon nie zamierza艂 wraca膰 - doda艂 Reijo, blady na twarzy. - Nie s膮dz臋 jednak, by zaplanowa艂 taki ko­niec...

Knut spojrza艂 na艅 z niemym pytaniem we wzroku.

- 殴le si臋 uk艂ada艂o mi臋dzy nim a Maj膮. Bardzo si臋 zmieni艂 po powrocie do domu. A ona straci艂a jeszcze jedno dziecko...

Heino pozna艂 cz臋艣膰 tej historii z ust Simona.

- Nikt nie zas艂uguje na tak膮 艣mier膰 - rzek艂 twardo Heino. - Z pewno艣ci膮 nie Simon.

Ida przys艂uchiwa艂a si臋 tym s艂owom i nie mog艂a po­j膮膰, 偶e rozmowa toczy si臋 tak naturalnie, jakby doty­czy艂a spraw zwyk艂ych i banalnych. Mia艂a niemal ocho­t臋 si臋 roze艣mia膰.

Knut wypowiada艂 takie s艂owa. Jej przemi艂y brat, Knut. Ten sam, kt贸ry uczy艂 j膮 ple艣膰 wianki z kwiat贸w, gro偶膮c, 偶e st艂ucze j膮 na kwa艣ne jab艂ko, je艣li komu艣 o tym pi艣nie. Knut, kt贸ry zadr臋cza艂 si臋, 偶e wszyscy ch艂opcy mieli ju偶 zarost, a on jeszcze nie...

I wspomnia艂 o Ailo i tym drugim, przystojnym Finie. Co do niego mog艂a mie膰 w膮tpliwo艣ci. Wygl膮da艂 na kogo艣, z kim nie warto zadziera膰. Ale Ailo odznacza艂 si臋 jeszcze wi臋ksz膮 艂agodno艣ci膮 ni偶 Knut. A to on pierwszy wbi艂 n贸偶!

W z艂ego cz艂owieka, co prawda, to prawda. Tego, kt贸ry ponosi艂 win臋 za 艣mier膰 Mikkala i znikni臋cie Ra­iji, tego, kt贸ry zabi艂 Simona... A jednak... Splamili si臋 morderstwem.

Ich r臋ce by艂y zbrukane krwi膮.

Ida poczu艂a md艂o艣ci.

Wpatrywa艂a si臋 w Knuta. Nie zmieni艂 si臋 mimo up艂ywu czasu i b贸lu, kt贸rego dozna艂. A jednak by艂 kim艣 innym. Tym, kt贸ry zatopi艂 ostrze no偶a w ciele innego m臋偶czyzny. Po to, by zabi膰.

I wpatrywa艂a si臋 w Ailo, w t臋 twarz, kt贸r膮 zna艂a r贸wnie dobrze jak twarz brata, twarz cz艂owieka, kt贸­rego darzy艂a r贸wnie silnym uczuciem. A jednak nie wiedzia艂a o nim wszystkiego. Nie s膮dzi艂a, 偶e jest zdol­ny do takiego czynu.

呕e posunie si臋 do morderstwa.

Nie wytrzyma艂a. Nie mog艂a patrze膰 na ich bezna­mi臋tne miny, na d艂onie, na usta, kt贸re uformowa艂y s艂o­wa o tym haniebnym wyst臋pku. S艂owa, w kt贸rych nie by艂o skruchy.

呕ycie jest 偶yciem, niewa偶ne, jak pod艂ym.

Przy艂o偶y艂a d艂o艅 do ust i wypad艂a z izby.

Pozostali spogl膮dali po sobie bezradnie. Knut za­czerwieni艂 si臋 lekko.

- Nie powinienem si臋 tym chwali膰 - powiedzia艂 za­k艂opotany i podni贸s艂 si臋.

Anjo go powstrzyma艂a. Odgarn臋艂a w艂osy z czo艂a i wysun臋艂a si臋 zza sto艂u.

- To sprawa dla kobiety - rzek艂a zdecydowanie. - Lepiej si臋 na tym rozumiemy.

Znalaz艂a. Id臋 na nabrze偶nych kamieniach. Dziew­czyna wspi臋艂a si臋 na ogromny blok skalny i wpatrzo­na si臋 w horyzont, rzuca艂a do wody drobne kamyczki. P艂aka艂a.

Anjo do艂膮czy艂a do niej z niema艂ym wysi艂kiem. Od chwili, kiedy Knut pojawi艂 si臋 w jej 偶yciu, wyszczupla­艂a i nabra艂a si艂, ale Ida by艂a znacznie m艂odsza.

Anjo nie dotkn臋艂a jej. Usiad艂a cicho obok dziewczy­ny i przygl膮da艂a si臋, jak tamta z pasj膮 ciska kamyczki przed siebie. Wargi Idy dr偶a艂y, 艂zy ciek艂y strugami po policzkach.

- Pope艂nili straszny czyn - rzek艂a w ko艅cu Anjo. - Ale nie chcieli, 偶aden z nich tego nie chcia艂. Byli 艣mier­telnie bladzi, kiedy przyszli do mnie po wszystkim... Nie s膮d藕, 偶e uczynili to z zimn膮 krwi膮, Ido. Tym si臋 r贸偶ni膮 od ofiary.

S艂owa Anjo pomog艂y niewiele. Obraz Knuta i Ailo z no偶ami w r臋ku uparcie powraca艂. I Heino. My艣l o tym ostatnim nie bola艂a jej tak bardzo. Rozczarowa­艂a si臋 jedynie do cz艂owieka, kt贸ry wzbudzi艂 w niej za­interesowanie. Tamtych dw贸ch kocha艂a.

- Te偶 chcia艂am go zabi膰 - powiedzia艂a Anjo. Ida spojrza艂a na ni膮.

- Chcia艂am. - Anjo u艣miechn臋艂a si臋 ze znu偶eniem. - Nienawidzi艂am go bardziej, ni偶 mo偶esz sobie wyobra­zi膰. Tyle marze艅 leg艂o w gruzach przez niego. Gdyby nie tw贸j szalony brat, kto wie, mo偶e odebra艂abym so­bie 偶ycie. Przesta艂am uwa偶a膰 si臋 za kobiet臋.

Opowiedzia艂a jej o pobycie w twierdzy. Nie oszcz臋­dzi艂a Idzie szczeg贸艂贸w, kt贸rych nie zdradzi艂a Knutowi, Ailo i Heino. Tylko inna kobieta mog艂a poj膮膰 bez­miar upodlenia, kt贸rego zna艂a.

Ida przesta艂a p艂aka膰. Wysoko nad nimi ni贸s艂 si臋 krzyk mew, fale uderza艂y o brzeg, coraz g艂臋biej i g艂臋biej. Zbli偶a艂 si臋 przyp艂yw. Powietrze przesi膮kni臋te by艂o za­pachem soli. Ta malownicza sceneria stanowi艂a jedynie ram臋 dla opowie艣ci o 偶yciu Anjo. O cierpieniu, kt贸re kiedy艣 sta艂o si臋 r贸wnie偶 udzia艂em Raiji. O nienawi艣ci. Przede wszystkim o nienawi艣ci.

- To ona utrzymywa艂a mnie przy 偶yciu - m贸wi艂a ci­cho Anjo. - Mog艂am zada膰 sobie 艣mier膰. Gdyby nie nie­nawi艣膰, pragnienie, by spotka膰 kata i ujrze膰, jak umie­ra w m臋czarniach, nie siedzia艂abym tu teraz z tob膮.

Ida wiedzia艂a, 偶e Feldt by艂 z艂y. Nie potrafi艂a nawet wyobrazi膰 sobie g艂臋bi tego z艂a, nie zna艂a jeszcze naj­ciemniejszych zakamark贸w ludzkiej duszy. I czu艂a wo­bec tamtego cz艂owieka bezgraniczn膮 odraz臋.

- Zabijanie te偶 upadla. - Ida us艂ysza艂a w艂asny g艂os. - To takie pod艂e, Anjo. To w pewien spos贸b upodab­nia ich do tego nikczemnika. Nie chc臋, by byli do nie­go podobni. Chc臋, by pozostali tacy jak dawniej. Knut. I Ailo. 艢mier膰 niczego nie rozwi膮zuje.

- 艢mier膰 by艂a jedynym sposobem, by powstrzyma膰 Hansa Fredrika Feldta. - G艂os Anjo nie uni贸s艂 si臋 ani odrobin臋. - Zna艂am go dobrze, moja ma艂a. 艢mier膰 nicze­go nie rozwi膮zuje, zgadzam si臋. Tym razem jednak nie istnia艂o inne rozwi膮zanie. Nigdy wi臋cej ju偶 z niego nie skorzystaj膮. My艣l臋, 偶e mog臋 to ci obieca膰 w ich imieniu.

Ida poci膮gn臋艂a nosem.

- Nigdy si臋 z tym nie pogodz臋 - odrzek艂a po chwi­li - ale wszak nie przesta艂am ich kocha膰... Tylko prze­偶y艂am b贸l rozczarowania.

Anjo skin臋艂a g艂ow膮. Polubi艂a Id臋. Dziewczyna jasno formu艂owa艂a my艣li i nie ba艂a si臋 broni膰 w艂asnego zda­nia. Anjo ceni艂a te cechy, cho膰 rzadko znajdowa艂a je u kobiet, zw艂aszcza u tak m艂odych jak Ida. Zazwyczaj powtarza艂y to, co m贸wi艂 brat lub m膮偶. Wygodne, lecz jak偶e bezmy艣lne post臋powanie. Ka偶dy cz艂owiek powi­nien wierzy膰 w co艣 i walczy膰 o w艂asne przekonania, zamiast ulega膰, napotykaj膮c najdrobniejszy sprzeciw.

Przekonanie, 偶e kobiety nie powinny zabiera膰 g艂o­su przy innych, Ailo uznawa艂a za wierutn膮 bzdur臋. Wi臋kszo艣膰 niewiast, kt贸re zna艂a, mia艂a tyle samo do powiedzenia co m臋偶czy藕ni. Brakowa艂o im jedynie wia­ry w siebie.

Anjo zdawa艂a sobie spraw臋, 偶e za jej 偶ycia nie doj­dzie do tak gwa艂townej przemiany 艣wiadomo艣ci. I za­pewne Ida tego te偶 nie doczeka. Nikt nie przylepi jej etykietki czarownicy, ale spotka j膮 wiele bolesnych rozczarowa艅. M臋偶czy藕ni bali si臋 takich kobiet jak ona.

- Wr贸cisz do izby?

Anjo dr偶a艂a z ch艂odu w cieniutkiej bluzce. Dzie艅 chy­li艂 si臋 ju偶 ku wieczorowi, powia艂 nieprzyjemny wiatr.

Ida potrz膮sn臋艂a g艂ow膮.

- Jeszcze posiedz臋. Musz臋 przemy艣le膰 par臋 spraw, a o tej porze my艣li mi si臋 najlepiej.

Anjo zostawi艂a j膮 sam膮.

Ailo siedzia艂 na schodach. Rozwi膮za艂 chust臋, kt贸r膮 nosi艂 pod szyj膮, i bawi艂 si臋 ni膮, pogwizduj膮c z pozor­n膮 beztrosk膮. Anjo przejrza艂a go w u艂amku sekundy.

- Czy m艂oda dama gniewa si臋 na bezwzgl臋dnych morderc贸w? - spyta艂.

- Nie, jest rozczarowana - odrzek艂a Anjo. - To na­turalne. Powiniene艣 z ni膮 porozmawia膰.

Ailo zmru偶y艂 oczy.

- Lepiej, 偶eby Knut przem贸wi艂 jej do rozs膮dku. Bra­ta nie uderzy. Ani go nie pogryzie.

- Boisz si臋? - Anjo u艣miechn臋艂a si臋 blado. - Tego si臋 po tobie nie spodziewa艂am.

Ailo nie odpowiedzia艂. Skierowa艂 wzrok na skulon膮 dziewczyn臋 siedz膮c膮 na kamieniu. Jej w艂osy wygl膮da­艂y z daleka jak stos ga艂膮zek na tle coraz bardziej zielo­nego morza.

- Nie ma znaczenia, czy z ni膮 porozmawiam. Cho­dzi o Knuta. Niewa偶ne, co sobie o mnie pomy艣li...

- Doprawdy? - Anjo podnios艂a brwi. - Za stara je­stem, by uwierzy膰 w tw膮 oboj臋tno艣膰 - powiedzia艂a zdecydowanie. - Liczysz si臋 z jej zdaniem. Ona bardzo ci臋 lubi, Ailo. Mo偶esz tyle co Knut, a nawet wi臋cej. Knut jest tylko bratem Idy.

- Tylko? Oczy Anjo zamigota艂y.

- Je艣li tego nie rozumiesz, to znaczy, 偶e nigdy nie pojmiesz kobiecej duszy. W takim wypadku nie ruszaj si臋 z miejsca.

Ailo da艂 si臋 przekona膰. Da艂 si臋 przekona膰, bo chcia艂 porozmawia膰 z Id膮, tylko przed samym sob膮 nie po­trafi艂 uzasadni膰 tej potrzeby. S艂owa Anjo zabrzmia艂y nadzwyczaj rozs膮dnie.

- Zatrzymam Knuta przez jaki艣 czas - obieca艂a. - Wykorzystaj t臋 chwil臋. Przekonaj j膮, 偶e wci膮偶 zale偶y wam na niej. I 偶e wam potrzeba jej troski.

- Jeste艣 m膮dra - oznajmi艂 Ailo. Podni贸s艂 si臋, poci膮­gaj膮c mocno za ko艅ce chusty. Musia艂 zaj膮膰 czym艣 r臋­ce. - Wszystko rozumiesz, Anjo.

Ida us艂ysza艂a chrz臋st piasku i rozpozna艂a kroki.

Mocniej obj臋艂a ramionami kolana, zesztywnia艂a, ucisk w 偶o艂膮dku nie ust臋powa艂.

Ailo zwinnie wdrapa艂 si臋 na kamie艅.

- P艂aka艂a艣 - stwierdzi艂.

Ida przytakn臋艂a. 艢lepy by zauwa偶y艂, pomy艣la艂a gorz­ko.

- Nie op艂akujesz mordercy - ci膮gn膮艂. - S艂ysza艂a艣 opo­wie艣膰 Knuta. Wiesz, jak umar艂 Simon, jak tamci dwaj cierpieli. Rozmawia艂a艣 d艂ugo z Anjo, wi臋c wiesz tak偶e, co ona prze偶y艂a. A przedtem Raija. Nie op艂akujesz mordercy, ma艂a Ido. Wi臋c pewnie przez nas p艂aczesz.

Zn贸w s艂abo skin臋艂a g艂ow膮.

- My艣lisz, 偶e b臋dziemy zabija膰 wszystkich, kt贸rzy wejd膮 nam w drog臋?

- Nie zadawaj takich pyta艅! - sykn臋艂a. - Nie jestem g艂upia.

- Musieli艣my. Ja musia艂em - przyzna艂, nerwowo przek艂adaj膮c chust臋 w palcach. - Niech Knut m贸wi za siebie. Wiem, co czuje, bo zwierzy艂 mi si臋 ze wszyst­kiego, ale potrafi臋 dochowa膰 tajemnicy. - Nabra艂 po­wietrza. Ws艂uchiwa艂 si臋 w oddech dziewczyny, zasta­nawia艂 si臋, o czym my艣li. Nie mia艂 odwagi spojrze膰 na ni膮, bo widok jej zasmuconej twarzy zada艂by mu b贸l. - Zabi艂 mojego ojca. To jego wina, 偶e ciebie, Knuta, Maj臋, Reijo, mnie... i Raij臋 spotka艂 los, na kt贸ry nie za­s艂u偶yli艣my. Zabi艂 te偶 ojca Heino i mia艂 wiele innych istnie艅 ludzkich na sumieniu. By艂 nienasycony... Mu­sia艂 umrze膰, bo sia艂 wok贸艂 艣mier膰 i przera偶enie.

- 呕yczy艂abym sobie, by kto inny to uczyni艂 - odrze­k艂a sztywno.

- Do diab艂a, nie s膮dzisz, 偶e i ja bym sobie tego 偶y­czy艂? - Ailo z艂apa艂 Id臋 za ramiona. Jego twarz wykrzywi艂 grymas b贸lu. - My艣lisz, 偶e odczuwa艂em przyjem­no艣膰, wbijaj膮c w niego n贸偶?

Ida pochyli艂a g艂ow臋. Nie mog艂a patrze膰 na Ailo w takim stanie.

Ailo zawsze si臋 u艣miecha艂...

- By艂 jak dzika bestia - doda艂 ostro i pu艣ci艂 j膮. Sta­ra艂 si臋 zapanowa膰 nad rozdra偶nieniem. - Wiesz, 偶e szu­ka艂 Raiji?

Ida zadr偶a艂a.

Ailo pokiwa艂 g艂ow膮, policzki mu pa艂a艂y.

- Szuka艂 jej. Wbi艂 sobie do g艂owy, 偶e musi j膮 zabi膰. Z偶era艂a go nienawi艣膰, by艂 szalony.

- Nie znalaz艂by jej - szepn臋艂a Ida. - Nie ma jej tutaj, ale nie przesta艂a wp艂ywa膰 na nasze 偶ycie. Nie zapomni­my jej, wci膮偶 jest w艣r贸d nas, cho膰 s膮dzimy, 偶e umar艂a.

- Ja tak nie uwa偶am.

- A ja musz臋 - broni艂a si臋. - Inaczej zacz臋艂abym nie­nawidzi膰 matki z moich sn贸w i marze艅. Taka matka jest lepsza ni偶 偶adna.

- Wierzysz mi?

- Wierz臋, 偶e nigdy by艣 mnie nie ok艂ama艂 - odrzek艂a prostolinijnie.

- Nienawidzisz mnie? Nienawidzi膰 Ailo?

Jakie by艂oby jej 偶ycie, gdyby znienawidzi艂a Ailo? Beznadziejnie puste. - Nie. Odetchn膮艂 z ulg膮.

- Ale rozczarowa艂e艣 mnie - doda艂a. - My艣la艂am, 偶e jeste艣 inny.

Skin膮艂 sztywno g艂ow膮. Chcia艂 obr贸ci膰 wszystko w 偶art, powiedzie膰, 偶e w og贸le nie przypuszcza艂, i偶 my艣li o nim, ale zrezygnowa艂. To by艂oby niem膮dre. Niedojrza艂e.

- Ja te偶 nie s膮dzi艂em, 偶e jestem zdolny do takiego czy­nu - powiedzia艂. - Po prostu musia艂em. Nie potrafi臋 wy­ja艣ni膰 dlaczego, nie mam twego daru przekonywania. Wiem tylko, 偶e po艂o偶y艂em d艂o艅 na r臋koje艣ci no偶a. Po­tem wbi艂em go w tego nikczemnika. Teraz musz臋 偶y膰 z t膮 艣wiadomo艣ci膮. Nie chc臋, by艣 z tego powodu trak­towa艂a mnie inaczej, Ido.

- Ale jednak ten czyn ci臋 odmieni艂? - ci膮gn臋艂a bez­lito艣nie, 艣widruj膮c go zielonobr膮zowymi oczyma. Te­raz bardziej zielonymi, jakby upodobni艂y si臋 do kolo­ru wody o przyp艂ywie.

- Tak.

Sk膮d bra艂a si臋 u siedemnastoletniej dziewczyny ta­ka przenikliwo艣膰?

- Zostaniesz na d艂u偶ej? Ailo nabra艂 powietrza. To by艂 drugi problem. Nie chcia艂 z ni膮 o tym rozmawia膰. Jeszcze nie teraz. - Tak.

- Mo偶esz? Nie potrzebuj膮 ci臋 w obozowisku?

- Wyrzucili mnie - odrzek艂 kr贸tko. - Mnie i Knuta. Musz臋 zn贸w okaza膰 si臋 m臋偶czyzn膮, by odzyska膰 ich zaufanie. By uznali, 偶e jestem doros艂y.

- Rodzina ci臋 odtr膮ci艂a? - spyta艂a naiwnie Ida. - Jak­偶e to mo偶liwe? Anders opowiada艂, 偶e potrafili艣cie do­kazywa膰, ale...

- Jedna dziewczyna pope艂ni艂a samob贸jstwo - prze­rwa艂 jej. - Spodziewa艂a si臋 dziecka.

- Twojego?

- Wzi膮艂em win臋 na siebie. Mog艂o by膰 moje. Oni uwa偶aj膮, 偶e by艂o. Co to ma za znaczenie?

- Dla mnie ma. - Ida zadr偶a艂a. - By艂o twoje, Ailo? Przygl膮da艂a si臋 mu badawczo. Za ka偶dym razem od­krywa艂a w jego twarzy co艣 nowego.

- Nie - odrzek艂 po d艂u偶szej chwili, uginaj膮c si臋 pod si艂膮 wzroku dziewczyny.

Bo偶e wielki, b臋dzie z niej niezwyk艂a kobieta!

- Knuta? Skin膮艂 g艂ow膮.

- Ba艂 si臋 wzi膮膰 odpowiedzialno艣膰 na siebie?

- Nie pozwoli艂em mu na to. Mnie mogli wybaczy膰.

- Zachowa艂e艣 si臋 wspania艂omy艣lnie - stwierdzi艂a po na­my艣le. - Jeste艣 bardziej dojrza艂y, ni偶 s膮dzi twoja rodzina.

Ailo zdoby艂 si臋 na u艣miech.

- I kto to m贸wi. A ty ju偶 doros艂a艣?

- Wyros艂am - odci臋艂a si臋.

- A wok贸艂 wci膮偶 pe艂no zalotnik贸w? Starli parapet za twoim oknem?

Mog艂a si臋 roz艂o艣ci膰 i go uderzy膰. 艢wietnie zdawa艂 sobie z tego spraw臋.

- Sam sprawd藕 - sykn臋艂a ostro. - Jest taki g艂adki, 偶e nie ustoisz. O艣mielasz si臋 m贸wi膰 o przyzwoito艣ci. Od dawna zachowujecie si臋 z Knutem jak marcowe koty. Knut mia艂 do艣膰 rozs膮dku, by o偶eni膰 si臋 z Anjo. Oka偶 si臋 r贸wnie m膮dry jak on.

- Nie mogli艣my o偶eni膰 si臋 z Anjo we dw贸ch - od­par艂 偶artobliwie. - W膮tpi臋, czy zdo艂aliby艣my przeko­na膰 pastora. Zreszt膮 Anjo by mnie nie zechcia艂a. Tw贸j brat wystarcza jej w zupe艂no艣ci.

- Masz dzieci?

- Bo偶e uchowaj! - wykrzykn膮艂. - Za kogo ty mnie masz, moja ma艂a?

- Na pewno?

- Mog臋 przysi膮c! Ailo poblad艂.

- A ja nie mam ch艂opaka - przyzna艂a. - Mog艂abym mie膰, ale nic z tego nie wychodzi.

- Wi臋c zamyka艂a艣 okno? W ciszy, kt贸ra zapad艂a, s艂ycha膰 by艂o jedynie szum fal.

Wody przyp艂ywu otoczy艂y kamie艅, na kt贸rym siedzieli.

- Zawsze trzyma艂am je zamkni臋te.

- I nic si臋 nie zdarzy艂o?

Ich spojrzenia skrzy偶owa艂y si臋. Ida przybra艂a gniew­n膮 poz臋.

- Nie pojmuj臋, dlaczego o to pytasz. To nie twoja rzecz. I nie wiem, dlaczego odpowiadam na twoje py­tanie. Nie, nikogo nie wpu艣ci艂am pod sp贸dnic臋.

Ailo zamkn膮艂 oczy. Nie chcia艂, by zobaczy艂a, co czuje.

- Poszukamy Mai? - zmieni艂 temat, lecz g艂os zadr偶a艂 mu lekko.

Skin臋艂a g艂ow膮 i zsun臋艂a si臋 z kamienia, zanim zd膮­偶y艂 jej pom贸c. Ida nie przejmowa艂a si臋, 偶e zamoczy so­bie stopy.

By艂o lato, a jej serce bi艂o szybciej ni偶 kiedykolwiek przedtem.

4

Maja dostrzeg艂a ruch na cyplu. W艣r贸d przyby艂ych pozna艂a braci.

Nie zesz艂a jednak z g贸r. Tam czu艂a si臋 najlepiej. Ci­sza by艂a koj膮ca, cho膰 w艂a艣ciwie nie by艂a cisz膮. Letni dzie艅 rozbrzmiewa艂 mi艂ymi d藕wi臋kami.

Ludzkich g艂os贸w nie potrzebowa艂a.

Wiedzia艂a dobrze, co o niej gadaj膮. Ze zdziwacza艂a ostatnimi czasy. Cho膰 w艂a艣ciwie od dawna nie mieli o niej dobrego zdania, nie pasowa艂a do ich wyobra偶e艅 o kobietach.

Domek nad rzek膮 by艂 jej schronieniem. Cztery 艣cia­ny chroni艂y j膮, a jednocze艣nie odgradza艂y od 艣wiata.

Na cypel zachodzi艂a rzadko.

Reijo zapewnia艂 j膮, 偶e wszystko ju偶 zapomniane, 偶e przyjmie j膮 pod sw贸j dach. Wyrzucali jej, 偶e tyle cza­su sp臋dza w samotno艣ci. Reijo mo偶e zapomnia艂, ona nie. To by艂a jej tajemnica, nie nale偶a艂o wywleka膰 jej na 艣wiat艂o dzienne.

Si臋ga艂a po ni膮, kiedy pragn臋艂a skoncentrowa膰 my艣li na czym艣 pi臋knym. By艂a nadziej膮, dodawa艂a otuchy, zakazana, s艂odka i gorzka zarazem.

Teraz ju偶 nic nie zosta艂o.

Wiedzia艂a lepiej ni偶 ktokolwiek, 偶e Reijo nie zapo­mnia艂. Czu艂a na sobie jego badawczy wzrok.

Sprawdza艂, czy zrzuci艂a z siebie brzemi臋 cierpienia.

Strawi艂a sporo czasu, zanim nauczy艂a si臋 chowa膰 uczucia za mask膮. Przebywaj膮c z lud藕mi, nigdy jej nie zdejmowa艂a.

Nigdy wi臋cej nie obna偶y duszy. Nigdy wi臋cej.

Dlatego tak lubi艂a przebywa膰 w g贸rach, w艂贸czy膰 si臋 po lesie. Le偶e膰 na wrzosowisku i obserwowa膰 k艂臋bi膮ce si臋 chmury, przygl膮da膰 si臋 jastrz臋biom, kt贸re unosi艂y si臋 wysoko, i dziwi膰 si臋, 偶e nie przypal膮 sobie skrzy­de艂 o s艂o艅ce. S艂ucha膰 nawo艂ywa艅 sikorek, drozd贸w, szpak贸w.

Nawet krzyki srok i jednostajne zachrypni臋te g艂osy wron nie stanowi艂y dysonansu w tym ptasim ch贸rze. Mai by艂oby ich brak, gdyby nagle zamilk艂y.

Wci膮ga艂a w p艂uca zapach lasu, wrzosu i mchu, sta­wia艂a bose stopy na torfowiskach i kamieniach. W tym 艣wiecie nikt jej nie pot臋pia艂. Tu nie musia艂a skrywa膰 uczu膰.

Czasami znajdowa艂a lisi膮 nor臋. Obchodzi艂a j膮 ostro偶nie, by nie p艂oszy膰 m艂odych. Darzy艂a zwierz臋ta szacunkiem, uznawa艂a ich prawo do spokoju.

Siadywa艂a nieruchomo na kamieniu, a zaj膮ce zatrzy­mywa艂y si臋 tu偶 ko艂o jej st贸p. Obserwowa艂y j膮 z zadzi­wieniem, a przekonuj膮c si臋, 偶e jest cz艂owiekiem, kt贸­rego nale偶y si臋 obawia膰, ucieka艂y w pop艂ochu.

Raz natkn臋艂a si臋 na rysia. Dumny, czarno c臋tkowany kot wygrzewa艂 si臋 na skale, nie zwracaj膮c uwagi na oto­czenie. Przygl膮da艂a si臋 mu z nabo偶nym podziwem. Wie­dzia艂a, 偶e ry艣 potrafi zabija膰, lecz nie jest wrogiem ludzi. Zwierz臋ta te偶 mog膮 broni膰 swego prawa do 偶ycia.

Maja widywa艂a te偶 艂osie. Nie mog艂a poj膮膰, w jaki spos贸b d艂ugie i chude nogi 艂osia potrafi膮 utrzyma膰 ci臋偶ar tak ogromnego cia艂a. Przesta艂a si臋 nawet stara膰 to zrozumie膰, kiedy zwierz臋 przemkn臋艂o ko艂o niej majestatycznie i z tak膮 lekko艣ci膮, jakby unosi艂o si臋 nad ziemi膮.

Nie wszystkie rzeczy trzeba rozumie膰. Czasami wy­starczy ch艂on膮膰 ich pi臋kno.

W 艣wiecie Mai, oddalonym od ludzkich siedzib, ma­ski by艂y zb臋dne.

W tym 艣wiecie nikt niczego nie udawa艂. Wszystkie istoty cieszy艂y si臋 swobod膮, kt贸r膮 por贸wna膰 mo偶na je­dynie do swobody wiatru.

I by艂o w nim tyle pi臋kna, tyle niezwyk艂o艣ci.

Maja oddali艂a si臋 od ludzi, wybieraj膮c 偶ycie proste i prawdziwe w 艣wiecie, w kt贸rym nie ma miejsca na zdrad臋.

Knut zauwa偶y艂 j膮, kiedy wolnym krokiem zesz艂a z g贸r i skierowa艂a si臋 w stron臋 domu na cyplu.

Czeka艂 na ni膮 na podw贸rzu i opowiedzia艂 ca艂膮 praw­d臋. Przemilcza艂 najstraszniejsze szczeg贸艂y, ale ona do­maga艂a si臋 prawdy.

Da艂 jej ca艂膮 prawd臋.

Maja nie roni艂a ju偶 艂ez przy ludziach. Tym razem te偶 tego nie uczyni艂a, ale nie protestowa艂a, kiedy brat j膮 przytuli艂. Nie broni艂a si臋, kiedy otoczy艂 j膮 ramiona­mi i podzieli艂 si臋 z ni膮 sw膮 si艂膮.

- Simon nie zamierza艂 wraca膰 - powiedzia艂a tylko g艂osem wypranym z uczu膰. - Nic ju偶 mi臋dzy nami nie by艂o. Nie mieli艣my na czym budowa膰.

Knut prze艂kn膮艂 艣lin臋.

- Nie powinien jednak sko艅czy膰 w taki spos贸b... Maja nie okaza艂a wzburzenia na wie艣膰 o tym, 偶e zabili Hansa Fredrika Feldta. R贸偶ni艂a si臋 od Idy, nie by­艂a ani 艂agodna, ani wyrozumia艂a.

- Musia艂e艣 to zrobi膰, ty albo Ailo - uzna艂a. Pa­trzy艂a na Knuta spokojnie tymi niezwyk艂ymi br膮zo­wymi oczyma, kt贸rych 藕renice okala艂a z艂otawa ob­w贸dka. - Ten trzeci te偶 mia艂 pow贸d. Sama bym to zrobi艂a.

Knut nie w膮tpi艂, 偶e m贸wi powa偶nie.

Kobiety nie powinny mie膰 takich uczu膰, ale Maja nie by艂a taka jak inne.

Nie wiedzia艂 dot膮d, jak powiedzie膰 siostrze o Anjo, ale przysz艂o mu to bez trudu. Wymieni艂 jej imi臋, ale nie wspomnia艂 o tym, co ich 艂膮czy.

- Pozwoli ci zapomnie膰 o tej, kt贸r膮 utraci艂e艣 - orze­k艂a proroczo Maja. - Nie marnuj 偶ycia, braciszku. My­艣l臋, 偶e j膮 kochasz.

- Jest moj膮 偶on膮.

Maja zaakceptowa艂a Anjo, zanim j膮 ujrza艂a. Bezwa­runkowo. Tylko dlatego, 偶e Anjo uczyni艂a Knuta szcz臋艣liwym.

- Przywioz艂em reszt臋 z艂ota. Maja skrzywi艂a si臋.

- Nie przynios艂o nam szcz臋艣cia, nieprawda偶? Przez nie Simon straci艂 偶ycie...

- Podzielimy si臋. Wszyscy - oznajmi艂 Knut. - Ailo i Heino dostali swoj膮 cz臋艣膰. Moj膮 podzielimy - ja, ty, Ida, Reijo...

- Mnie nie trzeba z艂ota - przerwa艂a mu. - Tego, cze­go pragn臋, nie da si臋 kupi膰 za ca艂e z艂oto i srebro tego 艣wiata.

Nie powiedzia艂a nic wi臋cej, ale Knutowi za komen­tarz wystarczy艂 smutek tchn膮cy z jej s艂贸w. Zale偶a艂o mu na bliskiej za偶y艂o艣ci z siostr膮, ale Maja odgrodzi艂a si臋 nieprzebytym murem od ludzi.

Zbyt d艂ugo si臋 nie widzieli, teraz Knut potrzebowa艂 czasu, by si臋 przeze艅 przebi膰.

Maja u艣cisn臋艂a Anjo, witaj膮c si臋 z ni膮 serdecznie. Za­chowa艂a si臋 inaczej, ni偶 si臋 spodziewali, nie okaza艂a 偶o­nie Knuta lekcewa偶enia.

Nie mia艂a otwarto艣ci i uroku Idy, nie zdj臋艂a maski. To jednak, 偶e wzi臋艂a Anjo w ramiona, oznacza艂o bar­dzo wiele. Maja trzyma艂a si臋 zwyk艂e na dystans.

Ailo nie by艂 obcy, p艂yn臋艂a w nim ta sama krew. Rozu­mieli si臋, cho膰 nigdy nie zbli偶yli zanadto do siebie. Widy­wali si臋 zreszt膮 tak rzadko, i偶 mogli pozwoli膰 sobie na odrobin臋 ciep艂a i uczucia. Nie mieli okazji si臋 rani膰. Dw贸ch nieznanych jej Smolarzy Maja potraktowa艂a wynio艣le.

Poda艂a r臋k臋 Santeriemu. Tych dwoje nie darzy艂o si臋 specjaln膮 sympati膮. Mai nigdy nie imponowa艂a ugrzeczniona natura Santeriego, a on przed laty in­stynktownie odkry艂 niech臋膰 dziewczynki do siebie. Nic si臋 nie zmieni艂o z up艂ywem czasu.

Heino trzyma艂 si臋 na uboczu. K膮tem oka obserwo­wa艂 starsz膮 siostr臋 Knuta. Wdow臋 po Simonie.

Od razu zauwa偶y艂 blizny, ale po chwili przesta艂 zwraca膰 na nie uwag臋.

Mia艂 such膮, ciep艂膮 d艂o艅, silny u艣cisk. G贸rowa艂 po­t臋偶n膮 sylwetk膮 nad drobn膮 Maj膮. Ciemniejszej karna­cji, wci膮偶 jeszcze nie doprowadzi艂 si臋 do 艂adu po tru­dach podr贸偶y. Lecz jego u艣miech potrafi艂 budzi膰 ufno艣膰. Je艣li Heino tylko tego chcia艂.

Teraz chcia艂.

- A wi臋c - odezwa艂 si臋 - to ty? Zaprzyja藕ni艂em si臋 z Simonem, wiele mi o tobie opowiada艂.

- Domy艣lam si臋, co m贸wi艂 - odrzek艂a gorzko, ale nie cofn臋艂a d艂oni. - Nie 艂膮czy艂o nas wiele.

Heino wsp贸艂czu艂 jej, ale instynkt podszepn膮艂 mu, 偶e nie powinien tego okazywa膰. Tak jak Maja skrywa艂 si臋 za mask膮.

- Wiem, ale Simon nie wyrzek艂 o tobie z艂ego s艂owa. Kocha艂 ci臋.

- Tak, tyle 偶e ja nie darzy艂am go uczuciem. Heino skin膮艂 g艂ow膮 i dopiero teraz pu艣ci艂 d艂o艅 dziewczyny. Uczyni艂 to niech臋tnie i usun膮艂 si臋 w cie艅, 偶a艂uj膮c nieomal, 偶e nie zosta艂 w Finnmarku lub nie ru­szy艂 do domu. Ida wstrzyma艂a oddech. Nigdy dot膮d Maja nie rozmawia艂a tak d艂ugo z nieznajomym, niko­mu nie powiedzia艂a tak wiele o sobie i Simonie...

Dobry Bo偶e, pozw贸l Heino zosta膰 tu przez jaki艣 czas, wyszepta艂a, kieruj膮c wzrok w g贸r臋.

Niczego bardziej nie pragn臋艂a, ni偶 wyrwa膰 Maj臋 z niewoli samotno艣ci.

Cho膰... nie nale偶y przecenia膰 jednego u艣cisku d艂oni.

Heino by艂 zbyt przystojny, by traktowa膰 go powa偶­nie. Nale偶a艂 do m臋偶czyzn, kt贸rzy u艣miechali si臋 do dziewcz膮t z przyzwyczajenia.

Maja nie powinna drugi raz prze偶y膰 rozczarowania z powodu m臋偶czyzny, kt贸ry zbyt mocno przypomina艂 Simona.

A jednak Ida nie by艂a do ko艅ca przekonana, 偶e Heino i Simon nale偶eli do tego samego gatunku. Charak­ter Heino opiera艂 si臋 na solidnym fundamencie, kt贸re­go pr贸偶no by艂o szuka膰 u Simona.

Reijo rozpali艂 piec w saunie. Nape艂ni艂 balie wod膮.

Ida, Maja i Anjo wzi臋艂y si臋 za pranie. Pogr膮偶y艂y si臋 w rozmowie, tworz膮c rodzaj wsp贸lnoty, do kt贸rej m臋偶czy藕ni nie mieli przyst臋pu. Dzieli艂y si臋 my艣lami, wspomnieniami, 艣miechem.

Zmierzcha艂o ju偶, kiedy dym przerodzi艂 si臋 w siw膮 wst臋g臋 i znikn膮艂. Na rejach mi臋dzy zabudowaniami su­szy艂o si臋 mn贸stwo bielizny.

Maja szykowa艂a si臋 do powrotu.

- Znajdzie si臋 dla ciebie pos艂anie - odezwa艂 si臋 Reijo. Spojrzenie, kt贸re wymienili, by艂o tylko dla nich.

Nikt postronny nie poj膮艂by, co wyra偶a艂o. Nikt by nie zrozumia艂.

- Piskl臋 wyfrun臋艂o z gniazda - odrzek艂a Maja, nie odwracaj膮c wzroku. - Taki los piskl膮t. P贸ki mam sw贸j dom, w nim stoi moje 艂贸偶ko.

- Odprowadz臋 ci臋 - zaproponowa艂a Ida. Maja odm贸wi艂a. Ailo czu艂, 偶e co艣 wisi w powietrzu. Co艣, czego nie dostrzeg艂 podczas ostatniego pobytu, mo偶e dlatego, 偶e wtedy bardziej by艂o ukryte.

- P贸jd臋 z tob膮, siostro - postanowi艂. - Tutaj zrobi­艂o si臋 t艂oczno. Znajdzie si臋 dla mnie skrawek 艂awy?

- Po co ci 艂awa, Ailo, bracie? - u艣miechn臋艂a si臋 Ma­ja. - Chwalisz si臋, 偶e okr膮g艂y rok 艣pisz gdzie popadnie...

艢miech ich zjednoczy艂.

- To mo偶e i mnie przygarniesz? - spyta艂 chrapliwie Heino. - Jeden m臋偶czyzna w domu, brat czy nie brat, psuje kobiecie reputacj臋...

- Dw贸ch jeszcze bardziej - odci臋艂a si臋 Maja, ale w jej stosunku do Heino pojawi艂o si臋 co艣 kobiecego, nie­omal kokieteryjnego. Nawet Reijo to dostrzeg艂 i jego serce nape艂ni艂o si臋 nadziej膮. Maj臋 ju偶 straci艂. 呕aden m臋偶czyzna nie m贸g艂 mu ju偶 jej odebra膰.

Mia艂a racj臋, piskl臋 wyfrun臋艂o z gniazda.

- Wi臋c zgadzasz si臋? Skin臋艂a g艂ow膮. Heino te偶 zaakceptowa艂a.

Maja opowiedzia艂a bratu o Simonie, o tym wszyst­kim, co ich dzieli艂o i 艂膮czy艂o. O b贸lu. O pieni膮dzach, kt贸re przyni贸s艂 po powrocie z wi臋zienia. O dw贸ch krzy偶ach jedynie napomkn臋艂a. B贸l by艂 zbyt silny. Ailo i Heino rozumieli to.

Cho膰 nie potrafili poj膮膰 g艂臋bi tego b贸lu. Nie mieli dzieci, byli m臋偶czyznami. Nie mo偶na zrozumie膰 takie­go cierpienia, nie do艣wiadczywszy go.

Heino nie odzywa艂 si臋 wiele. S艂ucha艂, od czasu do czasu spogl膮da艂 przeci膮gle na Maj臋. Jak i ona posiad艂 umiej臋tno艣膰 skrywania uczu膰, jego oczy nie zdradza艂y niczego, je艣li tego nie chcia艂.

Zdawa艂 sobie spraw臋, 偶e pozna艂 j膮 szybciej dzi臋ki Ailo. Gdyby nie on, nie pozwoli艂aby mu zajrze膰 w g艂膮b swej duszy.

Umo艣cili sobie obaj pos艂anie w kuchni. 艁awa oka­za艂 si臋 za kr贸tka dla Heino, ale Fin nie przej膮艂 si臋 tym zbytnio. Zd膮偶y艂 si臋 przyzwyczai膰 do spania z podkur­czonymi nogami.

- Simon nie zdawa艂 sobie sprawy, jaki skarb posiad艂 - powiedzia艂 po d艂u偶szym milczeniu. Mia艂 potrzeb臋 podzielenia si臋 z Ailo my艣lami, kt贸re t艂oczy艂y mu si臋 w g艂owie. Zni偶y艂 g艂os, by nie dos艂ysza艂a go Maja, 艣pi膮­ca w s膮siedniej izbie. W drewnianych domach w Fin­landii nie艂atwo by艂o utrzyma膰 tajemnic臋. Domy艣la艂 si臋, 偶e 艣ciany norweskich domostw nie s膮 ani odrobin臋 grubsze.

- Maja ma i wady - odrzek艂 Ailo. - Simon dobrze je zna艂 i zapewne j膮 kocha艂. Tylko 偶e Maja przypomina Raij臋. Wszystko albo nic, nie idzie na 偶adne ust臋pstwa. Przekle艅stwo wisi nad kobietami z tego rodu, Matti zwie je krwi膮 Alatalo. Maja i Simon musieli si臋 pobra膰. Gdyby nie dziecko, nie da艂aby si臋 zaci膮gn膮膰 przed ob­licze pastora. Jest taka dumna...

- Jest te偶 niezwyk艂a - przerwa艂 mu Heino, mocno akcentuj膮c ka偶d膮 sylab臋.

- A co powiesz o Idzie? - zaciekawi艂 si臋 Ailo. Pod­艂o偶y艂 rami臋 pod g艂ow臋 i wpatrywa艂 si臋 w powa艂臋. W kuchni panowa艂a p贸艂mrok, cho膰 zawarli okiennice.

- Pi臋kna - stwierdzi艂 Heino. - Tyle 偶e wok贸艂 roi si臋 od pi臋knych dziewcz膮t. Sama uroda staje si臋 szybko nu偶膮ca... - Heino roze艣mia艂 si臋. Wiedzia艂, dlaczego Ailo zada艂 to pytanie. - Nie uwa偶am wcale, 偶e Ida nie ma nic wi臋cej do zaoferowania poza g艂adk膮 buzi膮. Jest w niej co艣, zapewne krew Alatalo. Dla mnie jednak za m艂oda, ch艂opie. Odczu艂e艣 ulg臋?

- Tak, jako jej starszy brat - odrzek艂 Ailo. - Musz臋 dba膰 o siostrzan膮 cnot臋.

- Jako brat? Ailo zamilk艂.

- Porywczo艣膰 wobec Mai nie pop艂aca - odezwa艂 si臋 ponownie po d艂u偶szej chwili, tak d艂ugiej, i偶 Heino s膮­dzi艂, 偶e towarzysz zasn膮艂. - Cho膰 by艂a zam臋偶na i dwu­krotnie ci臋偶arna, to wci膮偶 pozosta艂a dzieckiem. Przez te blizny nie mia艂a wielu wielbicieli.

- Jak si臋 ich nabawi艂a? Ailo opowiedzia艂 mu ca艂膮 histori臋. Heino bezwiednie zacisn膮艂 pi臋艣ci. Zaczyna艂 rozu­mie膰, dlaczego by艂a tak szorstka w obej艣ciu.

Wyobrazi艂 sobie ma艂e dziecko, samotn膮 dziewczyn­k臋 poznaczon膮 no偶em na policzkach.

Ujrza艂 dorastaj膮c膮 panienk臋, kt贸ra zaciska艂a z臋by, by nie p艂aka膰, i wci膮偶 pozostawa艂a samotna. Wtedy, gdy uroda ma najwi臋ksze znaczenie, Maja, w mniema­niu w艂asnym i otoczenia, nie by艂a pi臋kna.

I z tego te偶 wzgl臋du ma艂偶e艅stwo z przystojnym Si­monem nie przynios艂o dziewczynie szcz臋艣cia.

Maja nie stanowi艂a obiektu marze艅 i westchnie艅. Nie w taki spos贸b oddzia艂ywa艂a na m臋偶czyzn. Tych, kt贸rzy szukali niezwyk艂o艣ci.

Heino dostrzeg艂 w niej niezwyk艂o艣膰.

- Co za kobieta - powt贸rzy艂.

Ailo nie mia艂 w膮tpliwo艣ci, o kim Heino my艣li. Za­cz膮艂 rozumie膰, ku czemu tamten zmierza.

- 呕ycz臋 szcz臋艣cia - powiedzia艂. - Mo偶esz go potrze­bowa膰. Potrafi gry藕膰 i drapa膰.

- 呕adna kobieta nie rzuca si臋 na Heino Aalto z pa­zurami - o艣wiadczy艂 Heino. - Chyba 偶e w 艂贸偶ku - do­da艂 z krzywym u艣miechem.

Ailo westchn膮艂.

- Kiepski by艂by z ciebie duchowny - uzna艂, te偶 si臋 u艣miechaj膮c.

- Przynajmniej wiedzia艂bym, co to grzech - ci膮gn膮艂 Heino. - Nie s膮dzisz, 偶e duchowni powinni zna膰 si臋 na tym?

- Maja jest dobra - powiedzia艂 Ailo, jakby pragn膮艂 podkre艣li膰, 偶e nie wolno okazywa膰 dziewczynie lekce­wa偶enia. Nie dlatego, 偶e 艂膮czy艂y go z ni膮 wi臋zy krwi, tylko ze wzgl臋du na jej wyj膮tkowo艣膰. - Maja zas艂ugu­je na lepszy los, Heino. Cho膰 jeste艣 mi przyjacielem i towarzyszem, nie pozwol臋, by艣 j膮 skrzywdzi艂. S膮dz臋, 偶e Knut my艣li tak samo.

- A Reijo?

Ailo pokiwa艂 g艂ow膮 w ciemno艣ci.

- Reijo nie jest jej prawdziwym ojcem, ale znaczy dla niej wi臋cej. Powiedzia艂bym nawet, 偶e z Maj膮 艂膮czy go silniejsza wi臋藕 ni偶 z Id膮. Maja to jego oczko w g艂o­wie. Nie chcia艂 si臋 zgodzi膰 na jej zwi膮zek z Simonem. Nigdy mu nie wybaczy艂, 偶e uwi贸d艂 dziewczyn臋...

- Ma艂e piskl臋? - spyta艂 Heino. By艂 tutaj obcy, mo偶e dlatego dostrzega艂 wi臋cej ni偶 inni.

- Tak j膮 traktuje - zgodzi艂 si臋 Ailo.

- Nie potrafi艂bym jej skrzywdzi膰 - zapewni艂 go Heino. Jego s艂owa zabrzmia艂y jak przysi臋ga. - Nie wycofuj臋 si臋 jednak z tego, co powiedzia艂em. To wspania艂a kobieta. Mam jednak do艣膰 rozs膮dku, by dla kobiety nie nara偶a膰 na szwank naszej przyja藕ni. Mo­偶e jednak powinienem zainteresowa膰 si臋 Id膮? - prze­komarza艂 si臋.

Ailo chrz膮kn膮艂 i nie odpowiedzia艂. Zna艂 si臋 na 偶ar­tach.

- Trzeba spa膰. Je艣li pogoda si臋 utrzyma, jutro za­czniemy uk艂ada膰 stos.

Heino poczu艂 zapach smo艂y. Zapach z Tornedalen.

Zasypia艂 z t臋sknot膮 w sercu. We 艣nie zobaczy艂 ojca, kt贸ry prosi艂 go o przebaczenie. Ojciec pyta艂, czy syn mo偶e go teraz zrozumie膰, skoro spotka艂 kobiet臋 po­dobn膮 do Raiji. Kobiet臋, w kt贸rej 偶y艂ach p艂ynie ta sa­ma krew.

Ale Heino odwr贸ci艂 si臋 do niego plecami. Potrafi艂 panowa膰 nad uczuciami. Kobieta nie jest wszystkim w 偶yciu m臋偶czyzny. Tak odrzek艂 we 艣nie i odsun膮艂 Petriego Aalto w mrok. Nie ma przebaczenia dla kogo艣, kto porzuci艂 wszystko dla kobiety, kt贸ra nawet go nie kocha艂a.

呕aden m臋偶czyzna nie powinien pozwala膰 sobie na tak膮 s艂abo艣膰. Tak uwa偶a艂 syn.

Odpr臋偶y艂 si臋 we 艣nie. Jeszcze czas jaki艣 zachowa t臋 bezkompromisowo艣膰 i dum臋, jeszcze nie zosta艂 odrzu­cony przez kogo艣, komu odda艂 serce.

Heino wci膮偶 wierzy艂, 偶e jego serce nale偶y do niego.

Jeszcze nie najlepiej pozna艂 kobiety, w kt贸rych 偶y­艂ach p艂ynie gor膮ca krew.

Krew Alatalo.

5

Wsta艂 pi臋kny, s艂oneczny dzie艅.

Nawet ci, kt贸rzy t臋sknili za otwartym krajobrazem, musieli przyzna膰, 偶e ten zak膮tek nad fiordem ma sw贸j urok. Zw艂aszcza przy sprzyjaj膮cej pogodzie.

Ludzie na cyplu zerwali si臋 o 艣wicie. Smolarze spo­gl膮dali w niebo z satysfakcj膮. O, tak, m贸wili, aura jest odpowiednia, by mogli wykaza膰 si臋 swym kunsztem.

Ida zabra艂a si臋 za przygotowanie jedzenia. Uczyni­艂a to z ogromn膮 niech臋ci膮, nie dlatego 偶e unika艂a za­j臋膰 domowych, raczej ze wzgl臋du na przybysz贸w. Lu­dzie, kt贸rych przyprowadzi艂 Santeri, nie wzbudzali jej zaufania. A przeczucia rzadko j膮 myli艂y.

Jedzenia trzeba by艂o sporo. M臋偶czy藕ni mieli sp臋dzi膰 ca艂y dzie艅 na ci臋偶kiej pracy pod go艂ym niebem.

Niekt贸rzy z nich b臋d膮 nawet musieli po艣wi臋ci膰 noc i przesiedzie膰 przy stosie do nast臋pnego wieczora. Pil­nowanie mielerzy by艂o zaj臋ciem 偶mudnym. Cenne krople smo艂y zbierano do beczek, ca艂y czas zwa偶aj膮c, by p艂omienie nie przedar艂y si臋 przez wierzchni膮 war­stw臋 darni. Wtedy ca艂y wysi艂ek poszed艂by na marne, i to nie wysi艂ek jednego dnia, lecz d艂ugich zimowych tygodni. Do uk艂adania stosu nie u偶ywano 艣wie偶ego drewna, tylko polan sosnowych, z drzew 艣cinanych zi­m膮, wiosn膮 rozszczepianych i suszonych.

Nic dziwnego, 偶e Smolarze traktowali swe zaj臋cie z nabo偶e艅stwem.

Reijo pozwala艂 zwykle Idzie uczestniczy膰 w uk艂ada­niu mielerza. Tym razem smolarze stan臋li okoniem.

- Kobieta? - krzykn膮艂 Tuomas. - To dziecko? Niech mnie diabli wezm膮, je艣li si臋 na to zgodz臋! P贸jd臋 praco­wa膰 dla kogo艣 innego. Nie b臋d臋 harowa膰 na pr贸偶no. Kobiety przy tej robocie to same k艂opoty.

Reijo nie sprzeciwi艂 si臋. Trudno by艂o o dobrych fa­chowc贸w.

- Innym razem - powiedzia艂 uspokajaj膮co do Idy. - Zreszt膮 jeste艣 ju偶 na to za stara. Pomo偶esz Anjo przy­nosi膰 posi艂ki. My艣l臋, 偶e nasi przyjaciele nie b臋d臋 mie­li nic przeciw temu.

Ida prychn臋艂a z w艣ciek艂o艣ci膮, ale nie o艣mieli艂a si臋 k艂贸ci膰 z ojcem przy obcych. Kiedy jednak Santeri wy­szczerzy艂 z臋by w u艣miechu, warkn臋艂a na niego:

- Twoi towarzysze gorsi s膮 ni偶 baby!

I cho膰 sprawi艂oby to przykro艣膰 Reijo, to w tej chwi­li z艂o艣ci Ida 偶yczy艂a smolarzom, by cho膰 jeden stos im si臋 nie uda艂.

Mieliby za swoje, pyskacze. Niech si臋 wi臋c sami po­c膮, skor膮 gardz膮 pomoc膮 kobiecych r膮k.

Jak co艣 p贸jdzie 藕le, nie b臋d膮 mogli zwali膰 winy na ni膮.

Wcale jednak nie chcia艂a, by co艣 posz艂o 藕le...

Reijo sk艂adowa艂 drewno na polanie w pewnym odda­leniu od cypla. W贸z z niezb臋dnym sprz臋tem ci膮gn臋艂y ko­nie, ale i tak droga do lasu mia艂a zaj膮膰 im sporo czasu.

Ida umia艂a szybko biega膰. Pop臋dzi艂a przodem i do­tar艂a do domu Mai przed innymi.

Maja zd膮偶y艂a si臋 ju偶 przygotowa膰, spi臋艂a w艂osy na karku i przys艂oni艂a je chust膮. Mia艂a na sobie bawe艂nian膮 robocz膮 sukni臋, tak spran膮, 偶e mo偶na jedynie by艂o si臋 domy艣la膰 jej pierwotnego niebieskiego koloru. Przepasa艂a si臋 barwnym pasem, kt贸ry 艣wiadczy艂 o jej lapo艅skim pochodzeniu. Wci膮偶 by艂a w膮ska w talii.

- Mo偶esz zosta膰 w domu - powiedzia艂a z przek膮sem Ida. - Nasi dzielni fi艅scy smolarze nie 偶ycz膮 sobie po­mocy kobiet.

- Bzdura! - prychn臋艂a Maja.

- Tata kaza艂 mi trzyma膰 si臋 z daleka od mielerzy - doda艂a Ida, siadaj膮c ko艂o Ailo.

- Niech tylko spr贸buje ze mn膮 - o艣wiadczy艂a Maja. - Ci g艂upcy mog膮 wraca膰, sk膮d przyszli. Potrzebuj膮 nas bardziej ni偶 my ich!

- Powinna艣 mie膰 du偶e gospodarstwo, Maju - zauwa­偶y艂 Ailo. - Jeste艣 taka energiczna.

Heino nie odezwa艂 si臋, s艂aby u艣miech b艂膮ka艂 si臋 po jego wargach. Zna艂 dobrze fi艅skich Smolarzy i po cz臋­艣ci ich rozumia艂. Kobiety nie nadaj膮 si臋 do pracy przy mielerzach. Jednak kobiety s膮 tak r贸偶ne...

Co艣 mu m贸wi艂o, 偶e smolarze nie spotkali wcze艣niej kogo艣 takiego jak Maja.

Fi艅scy smolarze czekali na nich przy 艣cie偶ce. Kobie­ty sz艂y z ty艂u, a Ida nawet celowo zwolni艂a, by okaza膰 pogard臋 tym, kt贸rzy j膮 zlekcewa偶yli. Maja natomiast gotowa艂a si臋 do walki.

Przechodzili ko艂o rzeki, mijaj膮c dziewcz臋ta zaj臋te praniem. Jedna z nich zastyg艂a, ujrzawszy jasnow艂ose­go m艂odzie艅ca. Potem bezwiednie wyda艂a krzyk rado­艣ci. Knut zatrzyma艂 si臋, a ona do niego podbieg艂a.

Indianne wytar艂a zimne, czerwone d艂onie w fartuch. Nie mia艂a nawet czasu, by odgarn膮膰 kosmyk w艂os贸w, kt贸ry wysun膮艂 si臋 spod chusty.

Nie by艂o jej w chu艣cie do twarzy, nie tak wyobra­偶a艂a sobie pierwsze spotkanie z Knutem Elvejord. Wyprzystojnia艂, wygl膮da艂 znacznie dojrzalej ni偶 Sedolf.

Ida dostrzeg艂a to, co przyjaci贸艂ka stara艂a si臋 ukry膰, i westchn臋艂a ci臋偶ko.

Indianne zagi臋艂a parol na Knuta. Plot艂a, co jej 艣lina na j臋zyk przyniesie, nie odrywaj膮c wzroku od ch艂opaka.

M贸wi艂a, 偶e przyjdzie przygl膮da膰 si臋 ich zaj臋ciu. Po­zosta艂e dziewcz臋ta te偶. A wieczorem do艂膮cz膮 do nich ch艂opcy z osady. I wspomnia艂a co艣 o uchylonym oknie.

Heino u艣miecha艂 si臋 szeroko, Ailo te偶 nie m贸g艂 opa­nowa膰 rozbawienia. Knut natomiast wymrucza艂 jak膮艣 wymijaj膮c膮 odpowied藕 i cofn膮艂 si臋. Uciek艂 od Indianne, jakby ta chuda jak szczapa istota by艂a gro藕n膮 be­sti膮, zamierzaj膮c膮 go po偶re膰.

Do艂膮czy艂 do reszty i poszuka艂 wzrokiem Anjo. Ko­biety, kt贸ra stanowi艂a punkt oparcia w jego 偶yciu. Ra­mi臋 Knuta stworzone by艂o do tego, by spoczywa膰 na ramieniu Anjo, a jej po to, by obejmowa膰 jego w膮skie biodra. Czu艂o艣膰 i za偶y艂o艣膰 tych dwojga dostrzec by艂o mo偶na go艂ym okiem.

Indianne z pocz膮tku nie zwr贸ci艂a uwagi na t臋 nie­znajom膮 kobiet臋, zbyt star膮, by uzna膰 j膮 za rywalk臋. A kiedy oddalali si臋, id膮c tak blisko siebie, 偶e nie mo偶­na by艂o mie膰 w膮tpliwo艣ci co do natury ich zwi膮zku, Indianne nie mia艂a ju偶 szansy przyjrze膰 si臋 jej bli偶ej.

- Kto to? - sykn臋艂a do Idy. Ida nie zamierza艂a oszukiwa膰 przyjaci贸艂ki.

- Wiele si臋 zmieni艂o - szepn臋艂a, sprawdzaj膮c, czy Knut i Anjo jej nie us艂ysz膮. - Knut si臋 o偶eni艂.

- Z ni膮? Ida skin臋艂a g艂ow膮.

- Z tak膮 staruch膮? - spyta艂a, a potem zanios艂a si臋 艣miechem. Dziewcz臋ta nad rzek膮 przerwa艂y zaj臋cie. Wszystkie domy艣la艂y si臋, o co chodzi. Pami臋ta艂y, 偶e swego czasu Indianne lata艂a za Knutem.

- Knut o偶eni艂 si臋 z t膮 koby艂膮? - powt贸rzy艂a z niedo­wierzaniem.

- 呕ona Knuta nie jest staruch膮 - stwierdzi艂a sucho Ida, odci膮gaj膮c Indianne na bok. - Ani koby艂膮. Licz si臋 ze s艂owami, Indianne, bo sama sko艅czysz jako stara kobyla.

Indianne zaniem贸wi艂a z zaskoczenia.

Heino roze艣mia艂 si臋.

Nie usz艂o to uwagi Indianne. Przystojny m臋偶czyzna nigdy nie uchodzi艂 jej uwagi. Tylko 偶e ten wyra藕nie adorowa艂 t臋 brzydk膮, poznaczon膮 bliznami siostr臋 Knuta. Przekl臋ty Knut, tak j膮 wystawi膰 do wiatru! Dla starszej kobiety!

Musia艂o mu si臋 pomiesza膰 w g艂owie. Wypowiedzia­艂a g艂o艣no t臋 my艣l, kt贸r膮 kto艣 skwitowa艂 przychylnym 艣miechem.

- Dawna mi艂o艣膰 Knuta? - dopytywa艂 si臋 Heino.

- Niezupe艂nie - odrzek艂a sucho Maja - cho膰 tak to mog艂o wygl膮da膰. Ta dziewczyna nigdy nie by艂a zbyt rozgarni臋ta.

- Przesadzasz - sprzeciwi艂a si臋 Ida, staj膮c w obronie przyjaci贸艂ki.

- A z ciebie to chodz膮ca 艂agodno艣膰 - doda艂a Maja. Sama stanowi艂a kra艅cowe przeciwie艅stwo Idy.

- Dziewcz臋ta bywaj膮 ci臋偶arem - westchn膮艂 Heino.

- Doprawdy? - zaciekawi艂a si臋 Ida. - A sk膮d o tym wiesz?

Heino nie da艂 si臋 wyci膮gn膮膰 na zwierzenia.

- Jestem spostrzegawczy - wymiga艂 si臋 od bezpo­艣redniej odpowiedzi. - Poza tym moja uwaga nie do­tyczy wszystkich panien. S膮 wyj膮tki.

Spojrzenie, jakie pos艂a艂 Mai, nie usz艂o uwagi - Idy. Maja natomiast pu艣ci艂a jego s艂owa mimo uszu.

O beczki nie musieli si臋 k艂opota膰. Reijo zwi贸z艂 je sam, przetransportowa艂 艂odzi膮 pi臋膰dziesi膮t sztuk, jed­na po drugiej. Zaj臋艂o mu to wiele dni i kosztowa艂o spo­ro wysi艂ku, ale Reijo nie uwa偶a艂 tego za wyczyn. Czym艣 si臋 trzeba zaj膮膰, 偶artowa艂. Nie wybieram si臋 jeszcze na tamten 艣wiat, dodawa艂 z u艣miechem, kt贸ry przywraca艂 mu ch艂opi臋cy urok.

M臋偶czy藕ni znosili glin臋 znad brzegu rzeki. Glin臋 k艂adziono u podstawy stosu.

- Niech si臋 utyt艂aj膮 - powiedzia艂a z satysfakcj膮 Ida. Smolarze wyk艂adali glin膮 ca艂y okr膮g z pomini臋ciem w膮­skiego odp艂ywu prowadz膮cego od 艣rodka do obwodu.

Ida czy艣ci艂a paznokcie z臋bami. Siedzia艂a na nasypie nad mielerzem, ko艂ysz膮c bosymi stopami. Starannie ukrywa艂a niezadowolenie, nie chcia艂a, by ktokolwiek wzi膮艂 j膮 za k艂贸tnic臋.

Anjo znalaz艂a sobie miejsce obok dziewczyny. Cie­kawa by艂a, co si臋 zdarzy, bo wcze艣niej nie widzia艂a Smolarzy przy robocie, cho膰 w Alcie te偶 parano si臋 tym zaj臋ciem.

Maja, miotaj膮c przekle艅stwa jak m臋偶czyzna, zaj臋艂a si臋 zdzieraniem kory z drewnianych szczap. Kor膮 po­krywano warstw臋 gliny.

- To nie jest praca dla ciebie - powiedzia艂 dobro­dusznie Pekka i usi艂owa艂 odebra膰 jej drewno. Jego twarz pokrywa艂y zaschni臋te grudki gliny.

- Zabierz 艂apy - warkn臋艂a Maja, nie przerywaj膮c zaj臋cia. Fin wyba艂uszy艂 oczy ze zdumienia. - Smo艂a, kt贸r膮 wypalamy, i mnie pomaga przetrwa膰 - doda艂a ostro. - Nie b臋d臋 siedzie膰 na ty艂ku i patrze膰, jak inni si臋 poc膮.

- Kobiece ty艂ki po to s膮 tak du偶e, 偶eby baby mia艂y na czym siedzie膰. - Tuomas przyszed艂 z odsiecz膮 kom­panowi.

Maja roze艣mia艂a si臋.

- Wszyscy wiedz膮, 偶e smo艂y nie b臋dzie, je艣li kobie­ty mieszaj膮 si臋 do roboty - upiera艂 si臋 Tuomas.

Maja nie przestawa艂a zdziera膰 kory.

- Smo艂y nie b臋dzie, je艣li nie ruszycie si臋 z miejsca - sykn臋艂a. - A mo偶e wasze stopy po to s膮 tak du偶e, by­艣cie mieli na czym sta膰? - spyta艂a z艂o艣liwie.

- Wystarczy - wtr膮ci艂 si臋 Reijo. Po艂o偶y艂 d艂onie na ramionach Mai i zajrza艂 jej w oczy. Jasna czupryna do­tyka艂a nieomal czo艂a dziewczyny. - Potrzebujemy ich pomocy, Maju. Oni dobrze pracuj膮, a ja mam du偶o drewna. Je艣li pogoda si臋 utrzyma, postawimy wiele mielerzy i wiele beczek nape艂nimy smo艂膮. Nie 偶ycz膮 sobie kobiet przy tej robocie. Szanuj臋 ich zdanie.

- Nie potrzebujesz smo艂y - rzuci艂a Maja. - Masz z艂oto... Ugryz艂a si臋 w j臋zyk. Nie powinna by艂a wspomina膰 o tym, nie przy obcych. B贸g jeden wie, co z nich za ludzie.

- Sko艅czy艂o si臋 - odrzek艂 pospiesznie Reijo w naiw­nej pr贸bie naprawienia szkody. Zdradza艂o go jednak napi臋cie w g艂osie.

Ida westchn臋艂a. Jej niech臋膰 do smolarzy jeszcze wzros艂a.

- Wy艣wiadcz mi t臋 przys艂ug臋 i trzymaj si臋 z daleka od mielerzy - doda艂 Reijo, nie patrz膮c Mai w oczy. Rzadko j膮 o co艣 prosi艂.

Maja zmi臋k艂a, zez艂oszczona w艂asn膮 nieostro偶no艣ci膮.

- W przysz艂ym roku sama podpalisz stos - u艣miech­n膮艂 si臋.

Stch贸rzy艂, taka my艣l przemkn臋艂a Mai przez g艂ow臋.

Pu艣ci艂a polano. Nie ogl膮daj膮c si臋 na nikogo, ruszy­艂a w kierunku Idy i Anjo. Zacisn臋艂a powieki, s艂ysz膮c z艂o艣liwy 艣miech dw贸ch najemnych smolarzy.

Zignorowa艂a ich. Po艂o偶y艂a si臋 na nasypie i wbi艂a wzrok w niebo.

M臋偶czy藕ni wymo艣cili d贸艂 kor膮, potem przysz艂a ko­lej na d艂ugie szczapy. Uk艂adali je promieni艣cie w kszta艂t ogromnego s艂o艅ca. Ta czynno艣膰 by艂a bardzo pracoch艂onna, wymaga艂a bowiem precyzji i staranno­艣ci. Honor smolarzy nie pozwala艂, by ktokolwiek wy­r臋cza艂 ich przy tym zaj臋ciu i nieostro偶nym post臋powa­niem niszczy艂 warstw臋 kory.

Teraz dopiero przyda艂y si臋 silne d艂onie pomocnik贸w.

Wysuszone k艂ody drewna uk艂adano w stos wok贸艂 m艂odego drzewka, kt贸re umieszczano po艣rodku. Od pnia drzewka na zewn膮trz prowadzi艂a rynna. M臋偶­czy藕ni znosili ci臋偶kie bale. Stos r贸s艂 z wolna.

Wia艂 lekki wiaterek. Nie tak silny, by zak艂贸ci膰 pro­ces rozpalania, ch艂odzi艂 tylko spocone czo艂a i plecy.

Jeden po drugim zrzucali z siebie kurtki i koszule.

Ida obserwowa艂a ich nagie torsy z dziewcz臋cym zacie­kawieniem. Nie dziwi艂a si臋, 偶e przyjaci贸艂ki jej zazdro艣ci­艂y. Wiele by da艂y, by m贸c uczestniczy膰 w tym spektaklu.

Knut zm臋偶nia艂, dostrzeg艂a to od razu, by艂 silny i 偶yla­sty. Jak Heino. Za ka偶dym razem gdy podnosi艂 k艂ody, pod jego g艂adk膮 sk贸r膮 napina艂y si臋 mi臋艣nie jak Z 偶elaza. Stos drewna mala艂 w oczach, mielerz wznosi艂 si臋 coraz wy偶ej.

Santeri by艂 szczup艂y, ale dobrze zbudowany. Niewielkiego wzrostu, gdyby si臋 zaokr膮gli艂 w biodrach, wygl膮da艂by jak beczka.

Wtedy mogliby si臋 pomyli膰 i zala膰 go smo艂膮.

Ida mia艂a do艣膰 niezwykle poczucie humoru.

Widok obu obcych smolarzy te偶 nie by艂 niemi艂y jej oczom. Ich los zale偶a艂 w du偶ej mierze od t臋偶yzny fi­zycznej, wi臋c prezentowali si臋 niezgorzej. Nawet oj­ciec wygl膮dem przypomina艂 znacznie m艂odszych od siebie, uzna艂a Ida. Nasz艂a j膮 nag艂a my艣l, 偶e prowadz膮c samotne 偶ycie marnotrawi艂 sw膮 m臋sko艣膰. Niejedna pragn臋艂aby mie膰 go u swego boku.

Ida wzdrygn臋艂a si臋. Nie godzi si臋 my艣le膰 tak o w艂a­snym ojcu. Przenios艂a wzrok na Ailo. Jego opalony tors przybra艂 barw臋 sk贸rzanych spodni, gdyby nie pasek, trudno by艂oby stwierdzi膰, gdzie zaczyna si臋 odzienie.

Wzrostem dor贸wnywa艂 Santeriemu, a przewy偶sza艂 go si艂膮. I wcale nie wygl膮da艂 jak beczka.

Ida zerka艂a na Ailo spod przymkni臋tych powiek, tak by nikt tego nie zauwa偶y艂, nikt nie dostrzeg艂, gdzie b艂膮dzi jej wzrok...

Zerwa艂a si臋 na r贸wne nogi, zaniepokojona w艂asnym zachowaniem. Zaproponowa艂a Anjo spacer, ale ta od­m贸wi艂a. Mia艂a prawo przygl膮da膰 si臋 m臋偶czy藕nie, kt贸­rego kocha艂a. Wodzi膰 oczyma po ciele, kt贸re pie艣ci艂a.

Ida zastanawia艂a si臋, jak to jest...

Marudzi艂a tak d艂ugo, a偶 Maja zgodzi艂a si臋 do艂膮czy膰 do niej. Pracuj膮cych przy mielerzu m臋偶czyzn nie za­szczyci艂a ani jednym spojrzeniem.

Ale jedna para oczu 艣ledzi艂a sylwetk臋 Mai, p贸ki obie dziewczyny nie znik艂y w lesie.

M臋偶czy藕ni nie przerywali pracy. S艂o艅ce coraz cz臋­艣ciej chowa艂o si臋 za k艂臋biaste chmury.

Karki sztywnia艂y, pot la艂 si臋 strumieniem, zmierz­wione czupryny lepi艂y si臋 do czo艂a.

Reijo zarz膮dzi艂 kr贸tk膮 przerw臋 na posi艂ek.

Zm臋czenie i g艂贸d nie sprzyja艂y wydajnej pracy.

Anjo rozpakowa艂a jedzenie przygotowane przez Id臋.

Ailo i Heino jedli pospiesznie, po艂ykaj膮c wielkie k臋sy i popijaj膮c ch艂odnym mlekiem, kt贸re trzymano w nur­cie rzeki.

Wiedzieli, w kt贸rym kierunku ruszy艂y dziewcz臋ta, i spodziewali si臋, 偶e nie odesz艂y daleko.

艢cie偶ka wi艂a si臋 mi臋dzy m艂odymi brzozami. Bli­sko艣膰 rzeki sprzyja艂a wegetacji, wi臋c opr贸cz sosen ro­s艂o tam sporo innych gatunk贸w drzew.

Zobaczyli dziewcz臋ta za nast臋pnym zakr臋tem rzeki. Natura, szczodra matka, utworzy艂a tam spokojne za­kole, idealne wr臋cz do po艂ow贸w i k膮pieli.

- Powinni艣my byli je艣膰 szybciej - mrukn膮艂 Ailo i uni贸s艂 k膮ciki ust w u艣miechu.

Heino przytakn膮艂 bez s艂owa.

Rzeka skusi艂a dziewcz臋ta. Nie mia艂y zreszt膮 nic in­nego do roboty, a w to odludne miejsce rzadko kto za­gl膮da艂. S艂o艅ce spali艂o obna偶one ramiona, a woda cu­downie ch艂odzi艂a cia艂o i dusz臋.

Na widok m艂odzie艅c贸w wy艂aniaj膮cych si臋 Z lasu Ida pospiesznie naci膮gn臋艂a na siebie sp贸dnic臋. Zanim si臋 zbli偶yli, zd膮偶y艂a jeszcze przerzuci膰 koszul臋 przez g艂o­w臋. Maja nawet si臋 nie poruszy艂a. Siedzia艂a spokojnie w samej bieli藕nie, a jej kszta艂tne ramiona odbija艂y si臋 z艂ocist膮 opalenizn膮 od bieli tkaniny. Wilgotne w艂osy sp艂ywa艂y mi臋kkimi lokami. Wystawi艂a ods艂oni臋te kost­ki do s艂o艅ca.

- Jeste艣 p艂ochliwa - powiedzia艂a do Idy.

- Mo偶e dlatego, 偶e nigdy nie by艂am zam臋偶na - od­rzek艂a Ida, gor膮czkowo i bezskutecznie zaczesuj膮c w艂o­sy palcami. Nie zdoby艂a si臋 na to, by spojrze膰 na Ailo.

- Ju偶 obiad? - zdziwi艂a si臋 Maja. Heino przysiad艂 na pniaku w pewnej odleg艂o艣ci, by si臋 nie narzuca膰.

Ailo usadowi艂 si臋 mi臋dzy Maj膮 a Id膮.

- Obiad? - roze艣mia艂 si臋, jakby nie zauwa偶aj膮c z艂o­艣liwo艣ci w tonie siostry. - Wyruszyli艣my, 偶eby was po­szuka膰. Mog艂y艣cie si臋 zgubi膰, a poza tym na samotne dziewcz臋ta czyha w lesie sporo niebezpiecze艅stw.

Ida zachichota艂a. Nawet Maja nie ukrywa艂a rozba­wienia. Pieszczotliwie potarga艂a czupryn臋 Ailo, brata niemal r贸wnego jej wiekiem, lecz na wiele sposob贸w od niej m艂odszego.

- Ka偶demu przyda si臋 och艂oda - stwierdzi艂 Ailo i spojrza艂 z nadziej膮 na Id臋. - Kto si臋 ze mn膮 wyk膮pie?

- Ja ju偶 prawie wysch艂am - oznajmi艂a Ida. Maja da艂a si臋 nam贸wi膰.

Ailo podci膮gn膮艂 nogawki spodni, Maja niebezpiecz­nie wysoko podkasa艂a koszul臋.

Ida spojrza艂a przez rami臋 wprost w oblicze Heino. Mog艂a przygl膮da膰 mu si臋 bez skr臋powania, Heino bo­wiem nie odrywa艂 wzroku od Ailo i Mai.

Siedzia艂 okrakiem na pie艅ku. Pod cienk膮 tkanin膮 spodni rysowa艂 si臋 zarys silnych ud m艂odzie艅ca.

Podoba艂 si臋 jej syn Petriego. Zastanawia艂a si臋, czy i Maja zauwa偶y艂a, jaki jest m臋ski.

Pr贸bowa艂a wypyta膰 j膮 o Heino, ale siostra powie­dzia艂a jedynie, 偶e dla Idy jest za stary. Tak jakby Ida sama tego nie wiedzia艂a.

Maja i Ailo opryskiwali si臋 wod膮. Brodzili na wy艣cigi pod pr膮d jak dwoje rozbrykanych dzieci. Ich 艣miech zlewa艂 si臋 z szumem rzeki.

Ida wykr臋ca艂a koniuszki w艂os贸w. 呕a艂owa艂a teraz, 偶e nie da艂a si臋 nam贸wi膰 na ponown膮 k膮piel.

No tak, ale propozycja pad艂a ze strony Ailo. A co艣 nie pozwala艂o Idzie by膰 mu powoln膮.

艢miech Mai sprawia艂 jej rado艣膰, tak dawno go nie s艂ysza艂a, jednak odczuwa艂a zazdro艣膰.

To j膮 Ailo powinien goni膰 i opryskiwa膰 wod膮.

Podnios艂a si臋 bezwiednie, wzi臋艂a buty i przepask臋 do w艂os贸w i oznajmi艂a Heino, 偶e wraca do ojca.

Heino skin膮艂 g艂ow膮 ze zrozumieniem.

Ailo w lot poj膮艂 intencje dziewczyny i nie mia艂 za­miaru pozwoli膰 jej odej艣膰.

- Ida! - krzykn膮艂 za ni膮 i rzuci艂 si臋 susami przez rze­k臋 ku miejscu, w kt贸rym znikn臋艂a w lesie.

Ida us艂ysza艂a go. U艣miechn臋艂a si臋 nawet, widz膮c, jak brodzi w fontannach wody, ale nie przystan臋艂a. Wol­no sz艂a 艣cie偶k膮.

Maja porusza艂a si臋 leniwie. Od chwili zjawienia si臋 Heino czu艂a na sobie jego wzrok. 呕aden m臋偶czyzna ni­gdy nie patrzy艂 na ni膮 w ten spos贸b. Nawet Simon.

Zrobi艂o jej si臋 ch艂odno, ruszy艂a wi臋c do brzegu. Opu艣ci艂a skraj koszuli; zanurzy艂 si臋 w rzece, ale nie przej臋艂a si臋 tym zbytnio.

By艂a zupe艂nie przemoczona, Ailo nie 偶a艂owa艂 wody.

To nic. S艂o艅ce zrobi swoje. A nie przeszkadza艂o jej, 偶e mokra bielizna a偶 nadto uwydatnia艂a jej wdzi臋ki.

Nie wstydzi艂a si臋 swego cia艂a. Tylko twarz ludzie omijali spojrzeniami.

Zreszt膮 te ciemne, p艂on膮ce oczy dobrze wiedzia艂y, co skrywa pod odzieniem. Heino nale偶a艂 do tego gatunku m臋偶czyzn, kt贸rzy potrafi膮 dojrze膰 rzeczy do­brze ukryte. Chyba z tego wzgl臋du Maja czu艂a wobec niego pewne onie艣mielenie.

Nie opu艣ci艂y jej zakazane i niebezpieczne marzenia, cho膰 nie przynosi艂y ju偶 rado艣ci. Ani ciep艂a. Nocami jej r臋ce zabawia艂y si臋 grzesznie z w艂asnym cia艂em, lecz cho膰 dawa艂y zaspokojenie, to nie t艂umi艂y t臋sknoty. Nie mo偶na spe艂ni膰 marze艅 o mi艂o艣ci. Nie takiej, jak膮 nosi艂a w sobie.

Piskl臋 wylecia艂o z gniazda, by ju偶 nie powr贸ci膰.

Maja mia艂a te偶 inne marzenia.

Na przyk艂ad, by wyjecha膰 z osady nad fiordem.

Kobiety jednak nie wyprawia艂y si臋 w drog臋 samot­nie. Raija Alatalo mog艂a sobie na to pozwoli膰, jej naj­starsza c贸rka ju偶 nie.

Po艣r贸d tych my艣li Maja ujrza艂a Heino.

Wsta艂 i szed艂 ku niej krokiem pewnym i zdecydo­wanym, jakby tylko na ni膮 czeka艂. Od dawna. Spotka­li si臋 tu偶 nad brzegiem, m艂odzieniec wszed艂 w wod臋 po kostki. W ich spojrzeniach p艂on膮艂 ten sam ogie艅.

Heino obj膮艂 dziewczyn臋 ramieniem, drug膮 r臋k膮 uj膮艂 j膮 pod kolana i bez s艂owa wyni贸s艂 na brzeg. Na pochy­艂o艣膰 nad rzek膮, w zielony cie艅 pomi臋dzy brzozami, po­ro艣ni臋ty mchem i wrzosem. Tam gdzie smuk艂e witki brzozowe tworzy艂y zas艂on臋 przed ca艂ym 艣wiatem. Ostro偶nie po艂o偶y艂 j膮 na ziemi i usiad艂 obok. Blisko, lecz jej nie dotykaj膮c.

Heino wiedzia艂, 偶e Maja by艂a 偶on膮 Simona, ale nie mia艂o to dla niego 偶adnego znaczenia. Zna艂 jej imi臋 i to mu wystarcza艂o. Pragn膮艂 powiedzie膰 co艣, co zrobi艂oby na niej wra偶enie.

Nigdy dot膮d nie prze偶ywa艂 nic podobnego. Wyci膮gn膮艂 d艂o艅, pod艂o偶y艂 j膮 pod policzek Mai i obr贸ci艂 do siebie. Krople wody sp艂ywa艂y z jej w艂os贸w, sk贸ra by­艂a ch艂odna. Pog艂adzi艂 j膮 pieszczotliwie.

Maja nie odsun臋艂a si臋. Heino czubkami palc贸w przesun膮艂 po bliznach. Usta Mai zadr偶a艂y, ale w ge艣cie ch艂opaka nie by艂o wzgardy, tylko bezmierna czu艂o艣膰.

Potem cofn膮艂 d艂o艅 i przysun膮艂 twarz do jej twarzy. Zawis艂 oczyma na jej wargach.

Poca艂unek by艂 jak dotyk, jak pieszczota. Tak samo ciep艂y i czu艂y.

I kr贸tki.

- Post臋puj臋 wbrew twojej woli? - spyta艂 cicho.

Maja potrz膮sn臋艂a g艂ow膮. Wbrew woli? Nie zna艂a ni­kogo, kto by o to zapyta艂. Heino by艂 inny. Inny ni偶 m臋偶­czy藕ni, kt贸rych zna艂a. Inny ni偶 ci, o kt贸rych marzy艂a.

Obj膮艂 j膮, mia艂 rozgrzane cia艂o. Maja dr偶a艂a z zimna. Jej ubranie le偶a艂o nad rzek膮, a promienie s艂o艅ca nie przedziera艂y si臋 przez g臋stw臋 drzew.

- Tak dawno nie tuli艂em kobiety - powiedzia艂. To by­艂o tamtej nocy, sze艣膰 miesi臋cy wcze艣niej, w trakcie zaba­wy z rybakami w Finnmarku. Ca艂膮 wieczno艣膰 temu. Heino nie k艂ama艂, ju偶 sam ten fakt nape艂nia艂 go zdumieniem.

- Dawno nikt mnie nie tuli艂...

Heino us艂ysza艂 g艂os dziewczyny. Ukaza艂 mu si臋 ob­raz Simona i zaraz znikn膮艂. Simon nie 偶yje. Do zmar­艂ych nic nie nale偶y.

Niebawem sko艅czy si臋 przerwa na posi艂ek. Mo偶e ju偶 si臋 sko艅czy艂a. To szale艅stwo, wszyscy dostrzeg膮 ich nieobecno艣膰, a Heino nie chcia艂 nara偶a膰 Mai.

Tyle 偶e chwila by艂a jak stworzona, by przedrze膰 si臋 przez mur, kt贸ry zbudowa艂a wok贸艂 siebie. Niczego bardziej nie pragn膮艂.

Heino Aalto nigdy nie si臋 nie cofa艂. Nawet je艣li gro­zi艂o mu niebezpiecze艅stwo.

Tym razem nie czyni艂 nic z艂ego. To, czego pragn膮艂, by艂o dobre.

Usta i oczy dziewczyny przyci膮ga艂y go z magiczn膮 si­艂膮. Nigdy nie spotka艂 takich oczu, takich mi臋kkich warg.

Bez namys艂u uca艂owa艂 je ponownie, a dziewczyna nie stawi艂a mu oporu. Jej d艂onie pie艣ci艂y plecy Heino, nape艂nia艂y go rozkosz膮.

Podci膮gn膮艂 j膮 w g贸r臋, wsun膮艂 d艂onie pod wilgotn膮 koszul臋. Pomog艂a mu pozby膰 si臋 paska, a on gor膮cz­kowymi ruchami uwolni艂 j膮 od resztek mokrej bieli­zny, kt贸ra oblepia艂a jej uda. By艂 jak nieprzytomny, 艣le­py z po偶膮dania.

Heino opar艂 dziewczyn臋 o pie艅 brzozy, przycisn膮艂 do bia艂ej kory i wszed艂 w ni膮. R臋ce Mai zamkn臋艂y si臋 na szyi m艂odzie艅ca, nogi na jego biodrach. Stali si臋 jednym cia艂em, jedn膮 nami臋tno艣ci膮, poruszali w tym samym rytmie. Wargi ca艂owa艂y w bezgranicznym za­pami臋taniu.

Nie spieszyli si臋, cho膰 z偶era艂 ich ogie艅 nami臋tno艣ci. Nie musieli rozmawia膰. Ich cia艂a porozumiewa艂y si臋 bez zb臋dnych s艂贸w, szukaj膮c spe艂nienia...

Ailo dogoni艂 Id臋 bez trudu. Przekomarzaj膮c si臋, ze­szli zn贸w nad rzek臋 i usiedli na kamieniach. Dowcip­kowali i 艣miali si臋 nieustannie.

- Robota czeka - powiedzia艂 niech臋tnie Ailo po d艂u偶szej chwili.

Ida wiedzia艂a o tym od dawna. Zastanawia艂a si臋, czy Maja i Heino znale藕li wsp贸lny temat do rozmowy.

A mo偶e wr贸cili do tamtych? Wtedy wszyscy pomy艣l膮, 偶e ona ugania si臋 za Ailo. To by艂aby krzycz膮ca nie­sprawiedliwo艣膰.

- Zapomnia艂em but贸w - rzuci艂 ze z艂o艣ci膮 Ailo. - Wr贸cisz ze mn膮?

Ida skin臋艂a g艂ow膮. Chocia偶 chcia艂a ni膮 potrz膮sn膮膰.

Ailo ruszy艂 przodem. 艢cie偶ka by艂a w膮ska, poro艣ni臋­ta g臋stwin膮 zaro艣li po obu stronach, tak 偶e nie mogli i艣膰 obok siebie. To dobrze, pomy艣la艂a Ida. Wola艂a po­suwa膰 si臋 za nim, patrze膰 na niego bez skr臋powania...

Cho膰 spacer u boku Ailo by艂by r贸wnie przyjemny, po艂膮czy艂by ich w innej wsp贸lnocie. Tylko mi臋dzy ni膮 a Ailo mog艂a istnie膰 taka wi臋藕. Gdyby mieszka艂 z ni­mi, zosta艂by jej najlepszym przyjacielem.

Kiedy zbli偶yli si臋 do zakola rzeki, Ailo zatrzyma艂 si臋 raptownie. Te d藕wi臋ki dociera艂y do niego od jakiego艣 czasu, ale dopiero teraz u艣wiadomi艂 sobie, jakie jest ich 藕r贸d艂o.

Cofn膮艂 si臋 i wpad艂 na Id臋. Wepchn膮艂 j膮 do lasu, chcia艂 uchroni膰 od tego widoku.

By艂a jeszcze taka niewinna.

Za p贸藕no.

Ida zobaczy艂a Maj臋, jej okryte biel膮 cia艂o owija艂o si臋 wok贸艂 cia艂a Heino. Brunatne d艂onie Heino pod jej ko­szul膮. Poruszali si臋 w ob艂膮kanym rytmie, razem, ku so­bie, po艂膮czeni poca艂unkiem, kt贸ry nie mia艂 pocz膮tku ani ko艅ca.

Ida blad艂a i rumieni艂a si臋 na przemian. Obr贸ci艂a si臋 ty艂em, cho膰 jaka艣 cz膮stka w niej wci膮偶 chcia艂a patrze膰. Uczy膰 si臋. Ailo obj膮艂 j膮 艂agodnie, spl贸t艂 palce w talii dziewczyny, wspar艂 policzek na jej rudych w艂osach. Teraz spogl膮dali w tym samym kierunku. Ku rzece.

- Nie mo偶emy wr贸ci膰 przed nimi - szepn膮艂 Ailo. - Wtedy domy艣la si臋 wszystkiego. Powiemy, 偶e k膮pali­艣my si臋 i zapomnieli艣my o bo偶ym 艣wiecie...

- Ca艂y czas zastanawia艂am si臋, czy potrafi膮 rozma­wia膰 ze sob膮. - Ida dr偶a艂a. Nie potrafi艂a wyrzuci膰 z pa­mi臋ci obrazu spleconych ze sob膮 kochank贸w.

- Takie rzeczy si臋 zdarzaj膮 - t艂umaczy艂 Ailo. - To nie musi by膰 z艂e i grzeszne, cho膰 znaj膮 si臋 tak kr贸tko...

Ida nie wiedzia艂a, co s膮dzi膰 na ten temat. Siostra wy­dawa艂a si臋 jej dot膮d osob膮 pozbawion膮 uczu膰. Dostrze­g艂a jednak od samego pocz膮tku, 偶e Maj臋 i Heino po­艂膮czy艂a jaka艣 niezwyk艂a wi臋藕.

- Nie wiedzia艂a艣, jak to jest?

- Sk膮d mia艂am wiedzie膰? - odrzek艂a bezradnie. - Dziewcz臋ta nie rozmawiaj膮 o takich sprawach.

Ailo przytuli艂 j膮 przyja藕nie i rzuci艂 wzrokiem za sie­bie. Zobaczy艂, 偶e Heino opuszcza Maj臋 na ziemi臋, obejmuje j膮 z bezgraniczn膮 czu艂o艣ci膮. Ujrza艂 ramiona Mai spoczywaj膮ce ufnie na szyi m艂odzie艅ca.

Wymienili jakie艣 s艂owa, nie wiedzia艂 jakie, nie chcia艂 wiedzie膰. 呕yczy艂 siostrze szcz臋艣cia bardziej ni偶 komu­kolwiek.

Ostro偶nie odsun膮艂 Id臋 od siebie.

- Poczekamy na nich w innym miejscu. Nie musz膮 wiedzie膰, 偶e poznali艣my ich tajemnic臋.

Ida przysta艂a na t臋 propozycj臋 bez wahania. Nie mia艂a pewno艣ci, jak si臋 zachowa, czy nie zdradzi si臋 spojrzeniem.

I zastanawia艂a si臋, jak to jest.

Co innego widzie膰, co innego czu膰.

6

Wr贸cili razem. Praca trwa艂a w najlepsze. Wok贸艂 drzewka, zwieszaj膮cego si臋 zielon膮 koron膮 nad mielerzem, wyr贸s艂 ogromny stos drewna.

Ida ponownie zmoczy艂a w艂osy, by uwiarygodni膰 hi­storyjk臋 o k膮pieli, ale jej policzki pa艂a艂y, kiedy Ailo opowiada艂 o o偶ywczo ch艂odnej wodzie.

- Zapewne - stwierdzi艂 Santeri z b艂yskiem w oku. Ida zrozumia艂a natychmiast, 偶e Santeri wie swoje, mo­偶e i co do niej snuje pewne domys艂y. Zaczerwieni艂a si臋 jeszcze bardziej i mia艂a ochot臋 wykrzykn膮膰, 偶e to nie­prawda, ale nikt ju偶 nie zwraca艂 na ni膮 uwagi.

To Maja powinna obla膰 si臋 rumie艅cem, ale wyda­wa艂a si臋 zupe艂nie nieporuszona. Wysz艂a z lasu niewin­na jak anio艂ek, nios膮c buty Ailo. We w艂osach mia艂a li艣膰, ale przecie偶 m贸g艂 si臋 tam zapl膮ta膰 przypadkiem.

Trzyma艂a si臋 z daleka od Heino. Jej policzki nie pa­艂a艂y, oczy nie p艂on臋艂y. Nie by艂o w niej nic, co przypo­mina艂oby zachowanie Elise i Mattiego. Nic, co 艣wiad­czy艂oby o mi艂o艣ci.

Wi臋c jak mog艂a...? Je艣li nic nie czu艂a? Wi臋c sk膮d bra­艂a si臋 nieziemsko艣膰 tego aktu, skoro nie by艂o w nim cienia uczucia? Czy mo偶na pokocha膰 kogo艣, kogo po­zna艂o si臋 poprzedniego wieczora?

Ida nie znajdowa艂a odpowiedzi na 偶adne z dr臋cz膮­cych j膮 pyta艅.

Nawet Heino wygl膮da艂 zwyczajnie, ale Ida wymy­艣li艂a sobie, 偶e m臋偶czyznom 艂atwiej zachowywa膰 pozo­ry. Mieli wpraw臋. Wi臋kszo艣膰 m艂odzie艅c贸w gotowych do 偶eniaczki chwali艂a si臋 wcze艣niejszymi podbojami. Akceptowano to. Je艣li, rzecz jasna, w ich opowie艣ciach tkwi艂o cho膰 ziarno prawdy.

Ida popad艂a w zadum臋. Usiad艂a, unikaj膮c towarzy­stwa Anjo i Mai. One by艂y doros艂e, wiedzia艂y. Ida po­czu艂a si臋 nagle jak ma艂e, nierozgarni臋te dziecko.

Stos r贸s艂, wygl膮daj jak zamek, nad kt贸rym niby sztandar powiewa艂a zielona korona sosny.

Czarno - zielona by艂a flaga prostych ludzi. Czarna jak krople smo艂y, zielona jak ig艂y sosny. Czer艅 i zie­le艅 to kolory ludu. Reijo kr膮偶y艂y po g艂owie wznios艂e my艣li, gdy k艂ad艂 na mielerz kolejne k艂ody drewna. Nie pami臋ta艂 o grudkach drogocennego kruszcu, kt贸re ukry艂 w skrzyni ko艂o 艂贸偶ka. Dzi臋ki nim m贸g艂by 偶y膰 dostatnio, ale nie chcia艂. Zna艂 swoje miejsce i jedyne, czego pragn膮艂, to umrze膰 takim, jakim si臋 urodzi艂. I niech m艂ode sosny rzucaj膮 cie艅 na jego gr贸b.

W odleg艂ej, mia艂 nadziej臋, przysz艂o艣ci.

Reijo poci艂 si臋, czu艂 si臋 jak ro艣lina, kt贸ra puszcza so­ki. Dziwne por贸wnanie, ale ostatnio Reijo przychodzi­艂y do g艂owy dziwne my艣li. Mo偶e zbyt ma艂o przebywa艂 z lud藕mi? Samotno艣膰 藕le wp艂ywa na stan duszy.

Ch艂opak, kt贸rego przyprowadzi艂 Knut, to t臋gi ro­botnik. Silny, uparty, przypomina艂 ojca. Gdyby Petri nie spotka艂 Raiji, to Heino nie pojawi艂by si臋 tutaj...

I zn贸w te dziwaczne my艣li.

Reijo odepchn膮艂 je od siebie. Rzuci艂 okiem na po­chy艂o艣膰, na kt贸rej siedzia艂a Ida. Sama, to nie by艂o do niej podobne, zapewne pok艂贸ci艂a si臋 z Ailo. Jeszcze nie doros艂a, pomy艣la艂 z trosk膮. Mia艂 nadziej臋, 偶e Ailo wy­ka偶e si臋 rozs膮dkiem i powstrzyma swoje 偶膮dze. Je艣li by艂o tak, jak my艣la艂. A by艂o.

Reijo dobrze pami臋ta艂 w艂asn膮 m艂odo艣膰. Krew wrza­艂a w 偶y艂ach. Zawsze jest tak samo.

Lubi艂 Ailo. Nie mia艂 nic przeciwko jego zwi膮zkowi z Id膮.

Maja rozmawia艂a z Anjo.

Lekko zar贸偶owiona na policzkach, o wargach czer­wonych i b艂yszcz膮cych.

Syn Petriego mia艂 艣lady na plecach. Odciski drob­nych palc贸w...

Reijo spostrzeg艂 to od razu.

Nie by艂 pewien, czy wnioski, kt贸re wysnu艂, przypa­d艂y mu do gustu, ale to nic nie oznacza艂o.

Piskl臋 wyfrun臋艂o z gniazda.

Zbli偶a艂a si臋 pora obiadu.

Smolarze z Tornedalen dost膮pili zaszczytu po艂o偶e­nia ostatniego kr臋gu, starannego wyko艅czenia mielerza. Po艣piech nie by艂 wskazany.

Pozostali m臋偶czy藕ni ruszyli na wzg贸rza po dar艅. Trzeba jej by艂o sporo do przykrycia stosu i uszczelnie­nia bok贸w. I ta czynno艣膰 wymaga艂a niezwyk艂ej staran­no艣ci. Stos musia艂 p艂on膮膰 r贸wnomiernie i utrzymywa膰 sta艂膮 temperatur臋.

Znosili p艂aty darni i uk艂adali je wok贸艂 mielerza. Nadszed艂 czas na porz膮dny posi艂ek.

- Nie wszystko trzeba traktowa膰 ze 艣mierteln膮 po­wag膮 - zauwa偶y艂 Santeri, ocieraj膮c brudn膮 d艂oni膮 pot z czo艂a. Jego twarz by艂a czarna od ziemi. - Niekt贸rzy zreszt膮 dobrze si臋 bawili. Tylko si臋 k膮pali艣cie?

Roze艣mia艂 si臋 szczerze, a Ailo i Heino do艂膮czyli do niego. Ida nie by艂a w stanie. Nigdy nie pojmie m臋skich reakcji.

Podczas przedpo艂udniowej przerwy Reijo i Santeri rozci膮gn臋li sie膰 w poprzek rzeki. Teraz brodzili w wo­dzie i wprawnymi ruchami wy艂uskiwali z oczek t艂uste 艂ososie. Podnosili je w g贸r臋 triumfalnym gestem, by pokaza膰, 偶e obiad jest gwarantowany.

Heino przytkn膮艂 d艂onie do ust i krzykn膮艂:

- Dobra robota, ch艂opcy! Jest ich wi臋cej?

艁ososi by艂o osiem.

Usma偶yli je nad ogniskiem. Jedli palcami z blaszanych i drewnianych talerzy, z odrobin膮 mas艂a i ogromnymi ka­wa艂kami ciemnego chleba. Zagotowali kaw臋, zas艂u偶yli so­bie ci臋偶k膮 prac膮 na taki zbytek. Ida doprawi艂a kaw臋 odro­bin膮 mleka, a m臋偶czy藕ni czym艣 mocniejszym z flaszek, kt贸re powyci膮gali z wewn臋trznych kieszeni. Heino nie pi艂, zauwa偶y艂a Ida. Mo偶e przez wzgl膮d na Maj臋?

A przecie偶 wcale na ni膮 nie patrzy艂. Po tym, co prze­偶yli razem?

Po obiedzie przyszed艂 czas na wypoczynek. M臋偶­czy藕ni wyci膮gn臋li si臋 leniwie na mchu. Dwaj Smolarze z Tornedalen oddalili si臋 od reszty. Prowadzili cich膮 rozmow臋 po fi艅sku. Ida wy艂apywa艂a poszczeg贸lne sy­laby, ale nie potrafi艂a z艂o偶y膰 z nich rozs膮dnej ca艂o艣ci. Niepokoi艂o j膮 zachowanie tej dw贸jki. Dziwne, 偶e trzy­mali si臋 na uboczu...

Mo偶e czuli si臋 obco?

Ida unika艂a Mai. Omija艂a j膮 szerokim 艂ukiem, nie za­uwa偶aj膮c, 偶e sama stroni od towarzystwa.

Santeri opowiada艂 anegdoty przy dogasaj膮cych resztkach ogniska. Knut opar艂 g艂ow臋 o kolana Anjo. Maja siedzia艂a obok, Reijo te偶. Ida nie poszuka艂a wzrokiem Ailo. Santeri by艂 艣wietnym gaw臋dziarzem, ale dziewczyna zna艂a wszystkie jego historie w niezliczo­nych wariantach. Z pewno艣ci膮 wybaczy jej, je艣li tym razem nie usi膮dzie u jego st贸p.

Samotno艣膰 zak艂贸ci艂 jej Heino. Przycupn膮艂 na pniu drzewa zwalonego podczas wiosennych burz. Ida mia­艂a ochot臋 wsta膰 i odej艣膰, ale nie zrobi艂a tego.

- Uciekasz od nas - zauwa偶y艂. Na brzmienie jego g艂osu Idzie przebieg艂y po plecach rozkoszne ciarki. Nie Heino to sprawia艂, tylko sam g艂os...

- Znam opowie艣ci Santeriego.

Roze艣mia艂 si臋, 艣miech Heino te偶 brzmia艂 sympa­tycznie. Idzie jednak nie spodoba艂o si臋 to, 偶e do艂膮czy艂 do niej. Powinien by膰 przy Mai...

- A ty umiesz opowiada膰? - zaciekawi艂 si臋. Ida gapi艂a si臋 na niego. Mia艂 zamiar wypyta膰 j膮 o Maj臋? I co tu odpowiedzie膰? Mo偶e milcze膰?

- Interesuje mnie tw贸j ojciec - ci膮gn膮艂 Heino. - Opo­wiedz mi o Reijo!

- O tatku? - zdziwi艂a si臋. - A co tu jest do opowia­dania?

Heino wzruszy艂 ramionami.

- To niezwyk艂y cz艂owiek, nieprawda偶? I mia艂 za 偶o­n臋 niezwyk艂膮 kobiet臋, tak przynajmniej m贸wi膮. Wy­chowa艂 stadko dzieci bez niczyjej pomocy. Nie s膮­dzisz, 偶e wiele da艂 z siebie?

Ida nigdy nie patrzy艂a na to od tej strony. I ani sie­bie, ani swojego rodze艅stwa nie uznawa艂a za stadko.

- Tatko jest po prostu... dobry - wyszepta艂a onie­艣mielona. Odszuka艂a Reijo wzrokiem i utwierdzi艂a si臋 w mi艂o艣ci do ojca.

- Dziwne, 偶e si臋 powt贸rnie nie o偶eni艂...

O tym te偶 nigdy dot膮d nie my艣la艂a. Nie chcia艂a jed­nak rozmawia膰 na ten temat z nieznajomym.

- Zapewne uwa偶a, 偶e jest m臋偶em... mojej mamy. Ma­ma znikn臋艂a, ale tato powtarza, 偶e by艂a jego najlep­szym przyjacielem.

- To 艂adne s艂owa - stwierdzi艂 uroczy艣cie Heino.

Ida nie mog艂a odgadn膮膰 jego intencji. Czy偶by Heino, w przeciwie艅stwie do innych m臋偶czyzn, nie gar­dzi艂 kobietami?

- Jest m艂ody, przynajmniej jak na ojca - ci膮gn膮艂. Ida skin臋艂a g艂ow膮. Opowiedzia艂a o zazdro艣ci przyja­ci贸艂ek. Niekt贸re nawet otwarcie zaleca艂y si臋 do Reijo.

Heino skwitowa艂 t臋 uwag臋 u艣miechem.

- Mo偶e dlatego tak dobrze nas rozumie. Jest w r贸w­nym stopniu ojcem jak kompanem.

- Nie doskwiera ci samotno艣膰?

- Pragn臋艂abym, by Maja wr贸ci艂a do nas - odrzek艂a szczerze, zadowolona 偶e Heino zmieni艂 temat. Prze­czucie m贸wi艂o jej, 偶e chcia艂 zapyta膰 j膮 o co艣 znacznie istotniejszego. I przeczucie podpowiada艂o jej, 偶e Heino zna ju偶 odpowied藕. - Tylko 偶e Maja jest uparta i zostanie w domku nad rzek膮. Wiesz, 偶e nale偶a艂 do mamy? Do mamy i ojca Knuta. Tato i ojciec Knuta zbudowali go dla niej. My艣l臋, 偶e ju偶 wtedy j膮 kocha艂, ale uzna艂, 偶e Kalle stanowi lepsz膮 parti臋. Ju偶 taki jest, my艣li o innych. Pewnie dlatego Maja nie chce si臋 prze­prowadzi膰. Tamten dom nale偶y do niej, ten nasz na cyplu do Reijo.

Heino rozumia艂 wi臋cej, ni偶 Ida mog艂a przypuszcza膰. Wi臋cej, ni偶 ona sama pojmowa艂a.

- Simon powinien by艂 zosta膰 - stwierdzi艂. - Nie zda­wa艂 sobie sprawy, co traci.

- S艂ysza艂e艣 jej s艂owa - przypomnia艂a. - Nie 艂膮czy艂o ich wielkie uczucie.

- Simon by艂 dobrym cz艂owiekiem. Ida wzruszy艂a ramionami.

- Wiem, 偶e o zmar艂ych nie m贸wi si臋 藕le, ale nie prze­sadzajmy. By艂 kobieciarzem, korzysta艂 z ka偶dej okazji.

- Na ciebie te偶 nastawa艂? - spyta艂. Ida wzdrygn臋艂a si臋.

- Nie otwarcie. W ko艅cu pokocha艂 Maj臋. Gdyby jed­nak dba艂 o ni膮 od samego pocz膮tku, nigdy nie okaza­艂aby mu lekcewa偶enia...

Ida zamilk艂a i zajrza艂a w ciemnobr膮zowe, niemal czarne oczy Heino.

- Dlaczego m贸wi臋 ci to wszystko? - zdziwi艂a si臋. Heino roz艂o偶y艂 ramiona.

- Bo nie jestem kobieciarzem - powiedzia艂.

- Unikasz jej od chwili, kiedy wr贸cili艣my. Heino milcza艂. Ida zaczerwieni艂a si臋 po koniuszki w艂os贸w.

- Widzia艂a艣 nas, prawda? Pokiwa艂a g艂ow膮, unikaj膮c jego wzroku.

- I co o mnie my艣lisz? - spyta艂. - Mnie nie unikasz. Jeste艣 z艂a na Maj臋? W takim razie powinna艣 by膰 z艂a i na mnie...

- Nie jestem z艂a... W ge艣cie za偶y艂o艣ci Heino po艂o偶y艂 d艂o艅 na kolanie dziewczyny. Ida sp艂oszy艂a si臋, spojrza艂a ku ognisku. Nikt nie patrzy艂 w tym kierunku.

- Boisz si臋 mnie? - Nie.

- Wi臋c nie wiesz, co masz s膮dzi膰 o tym, co ujrza艂a艣? Ida gwa艂townie zaprzeczy艂a, ale zaraz potem pokiwa艂a g艂ow膮. Nie odwa偶y艂a si臋 zajrze膰 w twarz temu dojrza艂emu m臋偶czy藕nie, kt贸ry tak wiele rozumia艂. I o wszystkim potrafi艂 rozmawia膰.

- Co my艣lisz o Mai?

Wym贸wi艂 jej imi臋 tak jak nale偶y. Z fi艅skim akcentem. Ida nie znalaz艂a w艂a艣ciwych s艂贸w, wi臋c milcza艂a.

- To 藕le o niej nie 艣wiadczy. Uwierzysz mi, je艣li po­wiem, 偶e to si臋 po prostu sta艂o? Bo by艂o nam pisane?

- Nie wiem...

- Wierzysz w wielk膮 mi艂o艣膰? Nic nie odrzek艂a, zreszt膮 Heino nie da艂 jej doj艣膰 do s艂owa.

- Ona istnieje. Wielka, wszechogarniaj膮ca mi艂o艣膰. Ty­le 偶e jej oblicze jest za ka偶dym razem inne. Rozumiesz?

Ida przytakn臋艂a. My艣la艂a podobnie, wmawia艂a sobie tylko, 偶e nigdy si臋 nie zadowoli namiastk膮 uczucia.

- Czasami trafiasz wprost do raju - t艂umaczy艂. - Je­艣li spotkasz w艂a艣ciw膮 osob臋 we w艂a艣ciwym miejscu o w艂a艣ciwym czasie. To, co zdarzy艂o si臋 mi臋dzy mn膮 a Maj膮, by艂o pi臋kne. Nie wolno ci my艣le膰 inaczej. Prze­razi艂a ci臋 ta scena, bo nie dostrzeg艂a艣 w niej uczu膰. Ale s膮, uwierz mi na s艂owo.

- Co teraz b臋dzie? - spyta艂a cicho i niepewnie. - Z to­b膮 i z Maj膮?

- Nie wiem - odrzek艂 szczerze. - Nie musz臋 wie­dzie膰, co si臋 zdarzy jutro.

- Maja z nikim nie rozmawia艂a tak jak z tob膮. Na chwil臋 twarz Heino rozja艣ni艂a si臋 w u艣miechu.

Nie wygl膮da艂 tak surowo, kiedy si臋 u艣miecha艂. Ida nie mia艂a odwagi poprosi膰, by czyni艂 to cz臋艣ciej.

- Twoja siostra jest dobra, Ido - powiedzia艂. - Nie zna­艂em dot膮d nikogo takiego jak ona. Nie my艣l o mnie 藕le!

S膮 chwile w 偶yciu, kiedy trzeba zawierzy膰 instynktowi.

Wsta艂, u艣miechn膮艂 si臋 do niej i spokojnie wr贸ci艂 do ogniska.

R贸偶ni艂 si臋 od Simona, bardzo si臋 r贸偶ni艂. Ida nie mo­g艂a si臋 teraz sobie nadziwi膰, 偶e por贸wnywa艂a tych dw贸ch m臋偶czyzn.

Mia艂o si臋 ju偶 ku wieczorowi, kiedy zacz臋li zakrywa膰 stos. Nale偶a艂o to uczyni膰 w taki spos贸b, by zielona ko­rona sosny nie dozna艂a uszczerbku. Mia艂a dumnie wznosi膰 si臋 do nieba, p贸ki ostatnia kropla smo艂y nie sp艂ynie do beczki.

Mielerz ze wszystkich stron uszczelniono darni膮. Bia­da temu, kto by to uczyni艂 ma艂o starannie! Powietrze nie mog艂o mie膰 dost臋pu do drewna, tylko u samego do­艂u zostawiano szpar臋, w miejscu gdzie podpalano stos. Potem i ten fragment zakrywano darni膮, pozostawiaj膮c jedynie kilka otwor贸w zapewniaj膮cych przewiew.

Smolarze nie podpalili stosu. Zrobi艂o si臋 p贸藕no i po­wia艂 lekki wiatr.

Poza tym Tuomas i Pekka dali wyra藕nie do zrozu­mienia, 偶e nie 偶ycz膮 sobie obecno艣ci kobiet przy tej najwa偶niejszej czynno艣ci.

- Ju偶 i tak 藕le si臋 sta艂o, 偶e kr臋c膮 si臋 tu baby - powie­dzia艂 zjadliwie Tuomas i splun膮艂 w kierunku Mai.

Maja nie da艂a si臋 sprowokowa膰.

- Ciekawa jestem, co za baba wyrz膮dzi艂a ci krzyw­d臋 - odrzek艂a jedynie.

- Duchom si臋 to nie podoba. - Tuomas pociemnia艂 na twarzy, udaj膮c, 偶e nie dos艂ysza艂 jej uwagi. - Du­chom nale偶y si臋 szacunek. Nie lubi膮, kiedy kobiety kr臋c膮 si臋 przy m臋skiej robocie.

- Duchy maj膮 wi臋c 藕le w g艂owie jak co poniekt贸rzy - odrzek艂a kwa艣no Maja, daj膮c wyra藕nie do zrozumie­nia, 偶e nie darzy smolarzy szacunkiem.

Ale nie zaprotestowa艂a i razem z Anjo i Id膮 ruszy艂a w powrotn膮 drog臋. Na odchodnym zapyta艂a jedynie, czy m臋偶czy藕ni sami przyjd膮 po jedzenie, czy te偶 kt贸­ra艣 ze znienawidzonych bab ma przebra膰 si臋 w spodnie na t臋 okoliczno艣膰.

- Bez nas zag艂odzicie si臋 na 艣mier膰. Chyba 偶e duchy zatroszcz膮 si臋 o posi艂ek.

- Przyjdziemy - zapewni艂 j膮 Reijo, szcz臋艣liwy, 偶e pozb臋dzie si臋 Mai i jej k膮艣liwych uwag. I 偶e na jaki艣 czas utrzyma j膮 z dala od syna Petriego.

M臋偶czy藕ni zostali przy mielerzu po to, by go chroni膰 na wypadek, gdyby jaki艣 konkurent do czarnego z艂ota zechcia艂 pomiesza膰 im szyki. Mo偶e nawet podpali膰 stos, je艣li wiatr by ucich艂, a pogoda si臋 ustabilizowa艂a.

Ida wiedzia艂a, 偶e powyci膮gaj膮 flaszki ukryte w we­wn臋trznych kieszeniach kurtek i b臋d膮 opowiada膰 so­bie historie. I b臋d膮 艣mia膰 si臋 i radowa膰 tak jak w po­przednich latach...

Troch臋 im zazdro艣ci艂a.

Rozpalaniu mielerzy towarzyszy艂y 艣piewy, zabawa i weso艂o艣膰... Tak bywa艂o do tej pory. Schodzi艂o si臋 p贸艂 wioski, mn贸stwo m艂odzie偶y.

W tym roku smolarze nie 偶yczyli sobie obecno艣ci kobiet. Ca艂膮 rado艣膰 zachowywali dla siebie.

Wkr贸tce kobiety natkn臋艂y si臋 na Sedolfa i Emila. Wypuk艂e kieszenie m艂odzie艅c贸w 艣wiadczy艂y o tym, 偶e ca艂y prowiant mieli w p艂ynnej postaci.

Emil spogl膮da艂 na Id臋 t臋sknym wzrokiem.

- Wracacie do domu? - zdziwi艂 si臋.

- Duchy nie lubi膮 sp贸dniczek - wyja艣ni艂a Ida. Dziwaczne zachowanie smolarzy nagle wyda艂o si臋 jej za­bawne.

Emil nie wiedzia艂, na co si臋 zdecydowa膰. Do艂膮czy膰 do m臋偶czyzn, czy p贸j艣膰 za Id膮.

- Nie powinien was kto odprowadzi膰 do wioski? Maja prychn臋艂a pogardliwie.

- Te偶 mi si臋 znalaz艂 obro艅ca! Damy sobie rad臋 bez twojej pomocy.

Dylemat Emila zosta艂 rozwi膮zany. Ida by艂a wdzi臋cz­na Mai, ale nie powiedzia艂a tego g艂o艣no.

Sofia i Henriett臋 r贸wnie偶 pi臋艂y si臋 pod g贸r臋, wystrojo­ne z umiarem, tak by nie wzbudza膰 podejrze艅 rodzic贸w.

- Zawracajcie - poleci艂a im Ida. - W tym roku przed­stawienie wy艂膮cznie dla m臋偶czyzn.

- Co ty m贸wisz? - zdziwi艂a si臋 Sofia.

- Przegonili nas - wyja艣ni艂a Maja. - Chc膮 by膰 sami, trudno. Nie b臋d臋 b艂aga膰 ich o pozwolenie.

Dziewcz臋ta spu艣ci艂y nosy na kwint臋 i zawr贸ci艂y. Co rusz rzuca艂y ukradkowe spojrzenia na Anjo, ale nie mia艂y 艣mia艂o艣ci si臋 odezwa膰.

- Knut to m贸j m膮偶 - powiedzia艂a Anjo, kiedy ju偶 zbli偶a艂y si臋 do domu Mai.

Dziewcz臋ta roze艣mia艂y si臋 nerwowo.

- Jestem znacznie starsza od niego. Sama si臋 dziwi臋, 偶e mnie zechcia艂!

Szczero艣膰 Anjo stopi艂a lody. Ta kobieta mia艂a nie­zwyk艂y dar zjednywania sobie ludzi.

Plotki ju偶 zacz臋艂y kr膮偶y膰, cho膰 nikt jeszcze nie wi­dzia艂 Anjo z bliska. Poza Indianne, ale jej trudno wie­rzy膰. Opisa艂a 偶on臋 Knuta w spos贸b groteskowy, jak­by mia艂a na my艣li kogo艣 innego, a nie t臋 roze艣mian膮, sympatyczn膮 osob臋.

Ida zaprosi艂a wszystkie na cypel. Sofia i Henriett臋 da艂y si臋 przekona膰, ale Maja odm贸wi艂a.

- Musz臋 si臋 przespa膰 - uci臋艂a dyskusj臋. Ida uwa偶a艂a, 偶e Maja nie powinna zosta膰 sama. Tylko 偶e starsza siostra rzadko zmienia艂a raz po­wzi臋t膮 decyzj臋.

Po偶egna艂y si臋 przy domu Mai.

Zapada艂a noc. Niebo zachmurzy艂o si臋, tylko na za­chodzie by艂o ciemnob艂臋kitne, reszt臋 spowija艂y szare k艂臋by chmur. Na szcz臋艣cie chmury trzyma艂y si臋 wyso­ko nad wierzcho艂kami g贸r, co dawa艂o nadziej臋 na ry­ch艂e wypogodzenie.

- 呕eby tylko nie spad艂 deszcz. I 偶eby nie wia艂o. - Ida by艂a zaniepokojona, a dziewcz臋ta z wioski podziela艂y jej trosk臋. Zna艂y si臋 troch臋 na smolarstwie, tylko Anjo za ka偶dym razem dowiadywa艂a si臋 czego艣 nowego.

- Ci膮gn臋艂oby przez dar艅 - wyja艣ni艂a Henriett臋, a Anjo poj臋艂a jej tok my艣lenia. Trzeba wielu sprzyjaj膮cych okoliczno艣ci, zanim powstanie smo艂a do smarowania 艣cian, uszczelniania burt 艂odzi i leczenia chor贸b.

Do domu na cyplu dotar艂y rozszczebiotane. Anjo czu艂a si臋 starsza od nich, ale nie jak matka, nie jak kto艣 z innego pokolenia. Dziewcz臋ta traktowa艂y j膮 przyja藕­nie i nie wy艂膮czy艂y ze swego grona.

Anjo schowa艂a rado艣膰 w sercu. Opowie o niej m臋偶o­wi. Knut obieca艂, 偶e przyjdzie po jedzenie i sp臋dzi z ni膮 noc. Anjo potrzebowa艂a poczucia bezpiecze艅stwa, co­dziennie musia艂a si臋 upewnia膰, 偶e nale偶膮 do siebie.

Dot膮d Knut jej nie zawi贸d艂. Cho膰 ta szczup艂a dziewczyna nad rzek膮 nap臋dzi艂a Anjo stracha. Zabola­艂y j膮 wyzwiska, ale tkwi艂o w nich ziarenko prawdy.

By艂y takie m艂ode. Jak jej Knut.

Pranie powiewa艂o weso艂o na rejach, ko艂ysa艂 nim rze艣ki wiatr znad morza. Dopiero stan膮wszy na progu domu, zorientowa艂y si臋, 偶e taniec wisz膮cej bielizny zbyt jest o偶ywiony.

Kto艣 poci膮艂 j膮 na w膮skie pasemka, sztuka po sztuce.

Anjo rozp艂aka艂a si臋, kiedy obesz艂a podw贸rze, robi膮c rachunek strat.

- To przeze mnie.

Wszystkie jednocze艣nie pomy艣la艂y o Indianne.

Ubranie nie znaczy艂o wiele dla m臋偶czyzn. M臋偶czy­zna na co innego skierowa艂by zemst臋. Na co艣, co mia­艂o warto艣膰 w jego oczach.

Kobieta zna艂a cen臋 odzienia.

- Id臋 po Knuta. - Ida dysza艂a w艣ciek艂o艣ci膮. - Nie ob­chodzi mnie, jak zareaguj膮 na m贸j widok.

Nie zaprotestowa艂y.

- Najszybciej biegam - doda艂a na wszelki wypadek. - Zostaniecie z Anjo?

Sofia i Henriett臋 pokiwa艂y g艂owami. Wiedzia艂y, 偶e ich zachowanie nie zyska aprobaty rodzic贸w. W takie rzeczy nie wolno si臋 miesza膰, zw艂aszcza je艣li zdarzy艂y si臋 w domu na cyplu.

Ale by艂y lojalne. I zaciekawione. Dalszym ci膮giem, widokiem Knuta u boku Anjo.

Zaryglowa艂y drzwi.

Ida pop臋dzi艂a do mielerza najkr贸tsz膮 drog膮. Nie dba艂a o to, co duchy sobie pomy艣l膮. Powinny mie膰 do艣膰 rozs膮dku, by zrozumie膰 powag臋 chwili.

7

Ida zabra艂a z sob膮 Knuta, Ailo i Heino. Reijo tak偶e chcia艂 ruszy膰 do domu, ale trzej m艂odzie艅cy przeko­nali go, 偶e sprawa nie jest a偶 tak powa偶na.

Mielerz nale偶a艂 do Reijo, obyczaj nakazywa艂 mu by膰 przy nim.

- Indianne nie pope艂ni艂aby takiego g艂upstwa - my­艣la艂 g艂o艣no Knut. - Po co mia艂aby to robi膰?

- Zraniona mi艂o艣膰 - powiedzia艂 Heino.

- Nie by艂a moj膮 dziewczyn膮...

- Ale wpu艣ci艂a ci臋 do alkowy - wycedzi艂 Ailo. - Mo­偶e liczy艂a na wi臋cej.

- Taka mi艂a dziewczyna! - Knut nie dawa艂 za wy­gran膮. - To sprawka jakiego艣 szale艅ca.

- Tylko kobieta mog艂a zrobi膰 co艣 takiego - stwier­dzi艂a Ida. - Do twojego powrotu nasze pranie by艂o bezpieczne. Do twojego powrotu z Anjo - doda艂a.

- Czy Anjo bardzo jest roztrz臋siona? - spyta艂 Knut po raz tysi臋czny.

Ida cierpliwie odpowiada艂a, 偶e Anjo jest, rzecz ja­sna, podenerwowana, ale nie zosta艂a sama. Heino nie poszed艂 na cypel.

- Nasza k艂贸tnica te偶 potrzebuje opieki - t艂umaczy艂 si臋. Knut nie mia艂 czasu, by zastanawia膰 si臋 nad nag艂ym zainteresowaniem, jakie Heino okazywa艂 Mai. Do艣膰 si臋 nas艂ucha艂 dowcip贸w o r贸偶nicy wieku.

Ch艂opaki z wioski, dawni towarzysze zabaw, nie przebierali w s艂owach po wypiciu paru g艂臋bszych. Sedolf i Emil widzieli Anjo i z prostack膮 bezpo艣rednio­艣ci膮 wyja艣nili Knutowi, 偶e, owszem, Anjo nadaje si臋 na materac, ale po co od razu si臋 z tak膮 偶eni膰?

Anjo zd膮偶y艂a ju偶 osuszy膰 艂zy i zdj膮膰 偶a艂osne szcz膮tki prania. Kto艣 starannie wykona艂 sw膮 niecn膮 robot臋, nie ocala艂a ani jedna sztuka garderoby. Przy pomocy Sofii i Henriett臋 u艂o偶y艂a bielizn臋 w stos i spali艂a. Kiedy zjawi­li si臋 Ida, Knut i Ailo, spopielale resztki wci膮偶 si臋 tli艂y.

Je艣li kt贸ra艣 z dziewcz膮t w膮tpi艂a do tej pory w szcze­ro艣膰 uczu膰 Knuta, to musia艂a zmieni膰 zdanie. Knut przytuli艂 Anjo mocno, pociesza艂, g艂adzi艂 po w艂osach i ca艂owa艂 w czo艂o. Nie by艂y przyzwyczajone do takie­go widoku. Ludzie z wioski nie wystawiali emocji na widok publiczny.

- Udusz臋 j膮 w艂asnymi r臋koma, je艣li oka偶e si臋, 偶e to ona! - Knut nie znal lito艣ci.

- Daj spok贸j, przebolejemy t臋 strat臋 - Anjo studzi­艂a gniew m臋偶a. - Nie b膮d藕 ma艂ostkowy.

- Indianne wspomina艂a o tobie - powiedzia艂a cicho i niepewnie Henriett臋. By艂a w tym samym wieku co Knut, zna艂a go dobrze, zanim wyjecha艂. Teraz si臋 zmie­ni艂 w m臋偶czyzn臋, w kt贸rym mog艂aby si臋 zakocha膰. Gdyby nie Anjo.

- Ledwie j膮 pami臋tam - westchn膮艂 Knut. - Po co mia­艂aby si臋 m艣ci膰?

Dziewcz臋ta nie zna艂y odpowiedzi, ale wszystkie trzy zdawa艂y sobie spraw臋, 偶e Indianne jest zdolna do takiej pod艂o艣ci. Dla niej ten czyn m贸g艂 mie膰 jaki艣 prze­wrotny sens.

Knut opad艂 z si艂, nie chcia艂 wraca膰 do m臋偶czyzn.

Wiatr zreszt膮 nie ucich艂 i nic nie wskazywa艂o na to, 偶e niebo rozchmurzy si臋 w ci膮gu nocy. Nie rozpal膮 mielerza przed rankiem, a Knut nie mia艂 ochoty wysta­wia膰 si臋 na drwiny dawnych kompan贸w.

Sofia i Henriett臋 zbiera艂y si臋 w drog臋 powrotn膮. Po­rz膮dne dziewcz臋ta nie powinny w艂贸czy膰 si臋 samopas w poniedzia艂kowy wiecz贸r.

- Przeka偶cie Indianne, 偶e chc臋 z ni膮 pom贸wi膰 - oznaj­mi艂 im Knut, a w jego g艂osie pobrzmiewa艂a gro藕ba.

Skin臋艂y potulnie g艂owami. W g艂臋bi duszy marzy艂y jednak, by to nie Indianne dopu艣ci艂a si臋 niecnego czy­nu. Z tym nowym Knutem nie by艂o 偶art贸w.

Ida nie mog艂a znale藕膰 sobie miejsca. Wydarzenia te­go kr贸tkiego dnia odebra艂y jej spok贸j. Sen nie przyj­dzie tak 艂atwo.

Usiad艂a na kamiennym stopniu prowadz膮cym do sauny.

Knut i Anjo nie szukali towarzystwa. A Ailo nie mia艂 nic przeciw temu, by porozmawia膰 tylko z Id膮.

- Postarza艂am si臋 dzi艣 co najmniej o dwa lata - st臋kn臋艂a Ida. - Nic ju偶 nie b臋dzie takie jak dawniej.

Ailo wykrzywi艂 twarz. Nie usiad艂, czu艂 si臋 troch臋 niepewnie. Opar艂 si臋 o 艣cian臋 obok Idy. Nie powinien by艂 tyle pi膰, teraz ju偶 wiedzia艂, ale ostatnie zdarzenia przywr贸ci艂y mu trze藕wo艣膰.

- Mia艂a艣 d艂ug膮 rozmow臋 z Heino? Ida zdumia艂a si臋. Wi臋c jednak ich zauwa偶y艂.

- Lubi臋 go - powiedzia艂a.

- Pomimo wszystko? - W oczach Ailo zamigota艂 u艣miech.

Ida skin臋艂a g艂ow膮. Nie mia艂a ochoty si臋 z nim sprze­cza膰.

- Nasza siostra zrobi艂a na nim ogromne wra偶enie - ci膮­gn膮艂 Ailo. - Opowiada艂 o niej ca艂y wiecz贸r. Nie s膮dzi艂em, 偶e jest taki szybki. Musz臋 si臋 jeszcze sporo nauczy膰...

Ida zignorowa艂a t臋 uwag臋.

- Musimy schowa膰 to przekl臋te z艂oto. - My艣li dziewczyny przeskakiwa艂y z tematu na temat.

- Przez Maj臋?

Ida zn贸w przytakn臋艂a. Nie mog艂a pozby膰 si臋 niepo­koju.

- Nie podobaj膮 mi si臋 ci dwaj, kt贸rych przyprowa­dzi艂 Santeri. Nie chodzi wy艂膮cznie o ich stosunek do kobiet. Mam dziwne przeczucia.

- Musimy powiedzie膰 o tym Knutowi. Zadbam o to, by przenie艣膰 gdzie艣 t臋 cz臋艣膰 kruszcu, kt贸r膮 ukryli艣my w domku Mai. Ci dwaj nie znaj膮 tych stron, wi臋c nic nie znajd膮.

- Co zrobisz ze z艂otem? - spyta艂a Ida. Przekrzywi艂a g艂ow臋, patrz膮c w g贸r臋. Ailo wci膮偶 mia艂 brudn膮 od zie­mi twarz i rozwichrzone w艂osy. Sta艂, z艂o偶ywszy ramio­na na piersiach.

- Pomog臋 swoim - odrzek艂 bez zastanowienia, jak­by to by艂o oczywiste. - Umiemy 偶y膰 w harmonii z g贸­rami, ziemi膮 i rzekami, ale i na nas mog膮 przyj艣膰 ci臋偶­kie czasy... Z艂oto to ratunek na czarn膮 godzin臋.

- Przecie偶 ci臋 wyrzucili. A ty chcesz wr贸ci膰? I jesz­cze podarowa膰 im skarb?

Ailo przytakn膮艂.

- To moja rodzina. M贸j lud.

- I nikt inny tam na ciebie nie czeka? - spyta艂a po­spiesznie, cho膰 pytanie wyda艂o si臋 jej ca艂kiem natu­ralne.

- Nie.

I nie doda艂 nic wi臋cej. Jego spos贸b widzenia 艣wiata m贸g艂 j膮 zrani膰.

Mi艂o艣膰 do jednego cz艂owieka mu nie wystarcza艂a. Przynale偶no艣膰 rodowa, zobowi膮zania wobec swego lu­du i dziedzictwa - wychowano go w takim duchu, by wszystko to szanowa艂 i kocha艂. Ida mia艂a korzenie. Wzros艂a pomi臋dzy czterema 艣cianami solidnego do­mu. Nie m贸g艂 oczekiwa膰, 偶e zrozumie t臋sknoty wiecz­nego w艂贸cz臋gi.

- Mo偶esz usi膮艣膰.

- Nie wiem, czy powinienem... Ich spojrzenia spotka艂y si臋. Oboje wstrzymali od­dech na chwil臋.

- Jestem taka gro藕na? - zapyta艂a.

- Mo偶e nie dla wszystkich. Niedopowiedzenie poruszy艂o w Idzie jak膮艣 t臋skn膮 strun臋. U艣miechn臋艂a si臋.

Ailo usiad艂. Ca艂kiem blisko.

- Przyszed艂 tam do nas ch艂opak o imieniu Emil - powiedzia艂 lekko. - Dobrze si臋 o tobie wyra偶a艂...

Ida wykrzywi艂a twarz.

- Nic na to nie poradz臋. Nie prosi艂am go o to. No i nie przegoni臋 do piek艂a.

Ailo roze艣mia艂 si臋.

- A mnie przegonisz?

- Ciebie? Nie - odrzek艂a szybko. Zbyt szybko. Za­cz臋艂a ogl膮da膰 paznokcie, zerkaj膮c k膮tem oka na Ailo. Siedzia艂 z szeroko rozstawionymi nogami, wspar艂szy d艂onie na udach. - Czemu mia艂abym ci臋 przegania膰? - doda艂a niepewnie.

- Ja te偶 czasami dobrze o tobie m贸wi臋. Chocia偶 mnie o to nie prosi艂a艣...

- To co innego.

- Co innego? Dlaczego zmusza艂 j膮 do takich wyzna艅? Dlaczego kaza艂 st膮pa膰 po 艣liskim gruncie? Nie rozumia艂, 偶e si臋 jeszcze boi?

- Ty, to ty. - Idiotyczne wyt艂umaczenie, ale nie m贸g艂 spodziewa膰 si臋 innego, skoro stawia j膮 pod 艣cian膮.

- To znaczy Ailo, przybrany brat? Siedzieli zbyt blisko siebie, ale Ida nie zdoby艂a si臋 na to, by si臋 przesun膮膰. Jej cia艂o by艂o ci臋偶kie jak z 偶e­laza. I gor膮ce jak stos smolny.

- To znaczy ty, Ailo. Nie przybrany brat. 呕aden brat. A wi臋c wyrzek艂a te s艂owa. Niech sobie my艣li teraz, 偶e jest g艂upia. Zmusi艂 j膮 do wyznania. Jego wina, bo siedzi zbyt blisko i jest taki inny ni偶 zazwyczaj. Jego wina, bo spowa偶nia艂 i wcale nie ma ochoty si臋 przekomarza膰...

Wina Ailo...

Ailo odetchn膮艂 z dr偶eniem. Dr臋czy艂o go troch臋 sumie­nie, 偶e wystawia Id臋 na tak膮 pr贸b臋, ale i by艂 uradowany.

Wiedzia艂, na czym stoi.

Mia艂 dwadzie艣cia jeden lat i nie powinien si臋 tak de­nerwowa膰. Nie po raz pierwszy siedzia艂 blisko dziew­czyny, a jednak nigdy dot膮d tak silnie nie prze偶ywa艂 czyjej艣 blisko艣ci.

Po艂o偶y艂 d艂o艅 na jej d艂oni.

Ida wiedzia艂a, 偶e ten gest oznacza co艣 szczeg贸lnego. Ich palce si臋 spl膮ta艂y, ale oboje milczeli przez d艂u偶sz膮 chwil臋.

- Czy to dlatego, 偶e pi艂e艣? - spyta艂a. Tych s艂贸w najmniej si臋 spodziewa艂. Cho膰 mo偶e to i lepiej, 偶e je wypowiedzia艂a, zamiast dusi膰 w sobie. Nie zna艂 rozmiar贸w jej niepewno艣ci.

Ailo 艣cisn膮艂 mocniej d艂o艅 dziewczyny i zajrza艂 jej w twarz.

- Nie, Ido. Nie dlatego, 偶e pi艂em. Dawno ju偶 nie czu艂em si臋 tak trze藕wy.

Ida znalaz艂a wyraz powagi w jego b艂yszcz膮cych oczach. Oczach matki, ale tego nie mog艂a wszak wie­dzie膰. Mo偶e Mikkal wygl膮da艂 podobnie. Dawno temu, kiedy ich obojga jeszcze nie by艂o na 艣wiecie.

Mo偶e Raija dostrzeg艂a to samo w twarzy Mikkala?

Mo偶e wszystkim kieruje jaka艣 tajemnicza moc, mo­偶e w ka偶dym ge艣cie, ka偶dym czynie tkwi ukryty sens...

- Historia si臋 powtarza - wyrwa艂o si臋 jej.

- Jak to? - spyta艂, z g贸ry znaj膮c odpowied藕.

- Tw贸j ojciec. Moja matka. Ty. Ja. Teraz powinien j膮 ostrzec. 呕eby nie rzuca艂a si臋 od razu na g艂臋bok膮 wod臋. A zw艂aszcza w jego ramiona. Ze nie jest lepszy od miejscowych zalotnik贸w, kt贸rzy usi艂owali wej艣膰 przez okno do jej sypialni.

Nie powiedzia艂 nic.

Mo偶e niepotrzebnie pi艂, w贸dka m膮ci jasno艣膰 s膮d贸w.

Ale Ida by艂a bogini膮, istot膮 nie z tego 艣wiata. Jak偶e wi臋c m贸g艂 nie obj膮膰 jej ramieniem?

I by艂o tak, jakby zawsze j膮 obejmowa艂. I jakby ni­gdy nikogo innego nie trzyma艂 w obj臋ciach. O niej za­wsze snu艂 marzenia, j膮 uwa偶a艂 za swoj膮 wybrank臋.

- Mia艂am racj臋 - szepn臋艂a Ida. - Mia艂am racj臋! - W jej s艂owach rozbrzmiewa艂a rado艣膰. Ailo spojrza艂 w roze艣miane oczy dziewczyny. Nie mo偶na si臋 znu­dzi膰 patrzeniem w takie oczy. - Wiedzia艂am, 偶e b臋dzie inaczej. To nie to samo, co ich natr臋tne r臋ce, kt贸rych dotyk ledwie znosi艂am.

Czy mo偶na odczuwa膰 wi臋ksz膮 dum臋?

- A teraz ju偶 wiesz? - spyta艂 Ailo. - Jest inaczej, bo to ja ci臋 obejmuj臋?

Pokiwa艂a ochoczo g艂ow膮. Zbyt dobrze go zna艂a, by udawa膰. Zreszt膮 nie potrafi艂a udawa膰.

- Poca艂uj臋 ci臋 - powiedzia艂. Przytrzyma艂 j膮 mocniej, za­mkn膮艂 w u艣cisku, z kt贸rego nie by艂o ucieczki, nawet gdy­by chcia艂a. Podnios艂a twarz ku niemu i rozchyli艂a wargi.

- Wi臋c zr贸b to! Ailo u艣miechn膮艂 si臋. Poca艂owa艂 j膮 otwartymi ustami, smakuj膮c wargi dziewczyny j臋zykiem, potem wsun膮艂 go g艂臋biej i napotka艂 koniuszek jej j臋zyka, skory do zabawy... Jej r臋ce splecione na szyi Ailo, gorliwo艣膰, z jak膮 od­da艂a si臋 poca艂unkom - wszystko to przyprawi艂o m艂o­dzie艅ca o dreszcze rozkoszy. Podnios艂a si臋 na kolana, by znale藕膰 si臋 bli偶ej niego. Mia艂a w sobie wi臋cej ognia ni偶 w rudych w艂osach.

- Wci膮偶 jest inaczej? - spyta艂. Czo艂o Idy spoczywa­艂o na jego policzku. Dziewczyna w艣lizgn臋艂a si臋 na je­go kolana. Tak by艂o dobrze - i bardzo niebezpiecznie.

- Tak.

Odetchn膮艂. Ba艂 si臋, 偶e j膮 rozczaruje. Dotyk jego r膮k nie powinien napawa膰 jej wstr臋tem. Jak trudno zapanowa膰 nad d艂o艅mi.

- Wiedzia艂em, 偶e do tego dojdzie - rzek艂 cicho i po­ca艂owa艂 j膮 w skro艅. - By艂a艣 ma艂ym dzieckiem, a ja ju偶 zdawa艂em sobie spraw臋, 偶e staniesz si臋 inna... - U偶y艂 jej s艂owa, bo mie艣ci艂o w sobie wiele tre艣ci.

- Tylko mi nie m贸w, 偶e od tamtej pory na to cze­ka艂e艣 - parskn臋艂a. Nie by艂a a偶 tak romantyczna.

Ailo roze艣mia艂 si臋.

- Nie. Ale wierzy艂em, 偶e wszystkie przewy偶szysz urod膮. Poza tym masz wiele innych zalet...

Idzie starczy艂o rozs膮dku, by nie domaga膰 si臋 szcze­g贸艂贸w.

- My艣la艂em o tobie nieustannie - wyzna艂. J臋zyk mu si臋 rozwi膮za艂, s艂owa same cisn臋艂y si臋 na usta. Mo偶e to przez nadmiar trunku?

Musz臋 uwa偶a膰, pomy艣la艂. Ca艂y czas si臋 pilnowa艂, ale wargi przesta艂y go s艂ucha膰.

- Anders mi opowiada艂 - odrzek艂a sucho, ale nie po­ruszy艂a si臋. - Nie wmawiaj mi rzeczy, kt贸rych nie by­艂o, Ailo. Wystarczy mi to, co dzieje si臋 teraz.

- Przecie偶 nie k艂ami臋! - By艂 nieomal zrozpaczony. W膮tpi艂a w jego szczero艣膰?

- Opowiada艂 mi o hordach innych dziewcz膮t - u艣miechn臋艂a si臋. W tonie g艂osu kry艂 si臋 艣lad zazdro艣ci, ale przecie偶 nie mia艂a 偶adnych praw do jego przesz艂o艣ci.

- One nigdy nie posiad艂y moich my艣li - zapewni艂 j膮. - Kto艣 inny zawsze by艂 w nich obecny. Kto艣 o rudych w艂o­sach i niezwyk艂ych oczach o barwie zielonobr膮zowej. Kto艣, kto st膮pa lekko i potrafi droczy膰 si臋 ze mn膮. Dum­na istota, kt贸ra nie waha si臋 sprzeciwi膰 memu zdaniu...

Ida 艣mia艂a si臋.

- Wi臋c taka jestem? Ailo skin膮艂 g艂ow膮.

- I masz jeszcze tyle innych przymiot贸w, kt贸rych nie zd膮偶y艂em pozna膰. Z pewno艣ci膮 nie jeste艣 nudna.

Teraz wybuchn臋艂a 艣miechem.

- Powinienem ju偶 i艣膰 - powiedzia艂. Wiecz贸r prze­szed艂 w noc. Niepostrze偶enie, jak to bywa letni膮 por膮 na dalekiej p贸艂nocy.

Zacisn臋艂a d艂onie na jego szyi.

- Zatrzymam ci臋 - stwierdzi艂a z satysfakcj膮. - Nie puszcz臋.

- Musz臋 si臋 przespa膰. Ida potrz膮sn臋艂a g艂ow膮.

- Nie jeste艣 starcem.

- M贸g艂bym nabra膰 ochoty na co艣, czego ty by艣 nie chcia艂a.

Zesztywnia艂a na chwil臋. Ailo wiedzia艂, jaki obraz stan膮艂 przed jej oczyma, ale nie po偶a艂owa艂 swego od­ruchu szczero艣ci.

- Czy to nie jest dobre, 艂agodne i ciep艂e doznanie? - spyta艂a cichutko. Pami臋ta艂a s艂owa Heino. Rozumia艂a je wtedy, nie przypuszcza艂a jednak, 偶e tak szybko jej samej b臋d膮 dotyczy膰.

- Nie tylko, Ido. Ale nie wolno tego przyspiesza膰, je艣li nie jeste艣 gotowa. Pi艂em. Mog臋 straci膰 g艂ow臋...

- Nie ty. Wierzy艂a mu bezgranicznie. Ale Ailo nie bardzo ufa艂 samemu sobie.

- Co innego by艣 powiedzia艂a, gdybym zaci膮gn膮艂 ci臋 do sauny i zacz膮艂 majstrowa膰 przy sp贸dnicy - rzuci艂 z u艣mie­chem. Od samej my艣li zakr臋ci艂o si臋 mu w g艂owie.

Ida wypr臋偶y艂a si臋. Wargami po艂askota艂a szyj臋 Ailo, budzi艂a w nim uczucia mniej szlachetne ni偶 czu艂o艣膰.

- Co jeszcze by艣 mi zrobi艂? - spyta艂a z napi臋ciem i powag膮.

Ailo potrz膮sn膮艂 g艂ow膮.

- Nie pozw贸l mi fantazjowa膰 - zaprotestowa艂. - Nie zmuszaj mnie, b臋dziemy oboje 偶a艂owa膰!

Ida czu艂a, jak ciep艂o rozlewa si臋 falami po ca艂ym ciele. Dudni艂o jej w skroniach, dr偶a艂y wargi, nie mog艂a usie­dzie膰 w bezruchu. I wiedzia艂a, 偶e to samo dzieje si臋 z Ailo.

- Nie wiesz, co robisz - szepn膮艂 chrapliwie, patrz膮c na ni膮 nieprzytomnie. Zn贸w zach艂annie poszuka艂 ust Idy. Jego poca艂unki doprowadza艂y dziewczyn臋 do sza­le艅stwa, kaza艂y zapomnie膰 o rozs膮dku.

Ida wsun臋艂a r臋ce pod kurtk臋 Ailo, dotyka艂a tych sa­mych silnych ramion, kt贸re podziwia艂a ca艂e przedpo­艂udnie.

Mia艂 g艂adk膮, rozgrzan膮 sk贸r臋.

D艂o艅 Ailo w艣lizgn臋艂a si臋 pod sp贸dnic臋 dziewczyny, szuka艂a miejsc, kt贸rych ona sama rzadko dotyka艂a.

Pozwala艂a mu odkry膰 rzeczy, o kt贸rych nawet nie wa偶y艂a si臋 marzy膰.

Obrazek znad rzeki pojawi艂 si臋 na moment przed jej oczyma i zaraz rozp艂yn膮艂. To by艂o co innego. Ka偶­da taka chwila by艂a inna. Tyle zd膮偶y艂a ju偶 zrozumie膰.

Ailo cofn膮艂 r臋k臋 i zepchn膮艂 Id臋 z kolan. Obr贸ci艂 si臋 do niej plecami i stan膮艂 z trudem na nogi, oddychaj膮c ci臋偶ko.

Ida nie poruszy艂a si臋. Zaskoczona, gor膮ca, spragnio­na tego, co nie nast膮pi艂o.

Ailo opar艂 si臋 o 艣cian臋 i wcisn膮艂 d艂onie g艂臋boko do kieszeni.

Dziewczyna spojrza艂a na niego k膮tem oka i dostrze­g艂a, 偶e ledwie panowa艂 nad sob膮.

艢wiat wirowa艂. Pozwoli艂aby mu na wszystko...

Wiedzia艂a.

On te偶.

I nagle ogarn臋艂a j膮 czu艂o艣膰 dla Ailo. Za to, 偶e nie po­prosi艂. 呕e cofn膮艂 si臋, cho膰 oboje pragn臋li posun膮膰 si臋 dalej.

- To nie jest tylko dobre i 艂agodne - powiedzia艂 mi臋kko, uk艂adaj膮c wargi do u艣miechu.

Rozumia艂a.

- P贸jd臋, tak b臋dzie najlepiej.

Skin臋艂a g艂ow膮. Sk膮d mia艂a zna膰 si艂臋 tych uczu膰? Do tej pory nic o nich nie wiedzia艂a.

- Przed tob膮 te偶 zamkn臋 okno do sypialni - oznaj­mi艂a, dr偶膮c.

- Tak b臋dzie najlepiej, Ido. Nie dotkn膮艂 jej, omin膮艂 i ruszy艂 w stron臋 drzwi. Ida pierwsza dopad艂a klamki.

Z u艣miechem unios艂a g艂ow臋, zasypa艂a twarz ch艂opa­ka poca艂unkami, na koniec odnalaz艂a jego usta. Ailo si臋 cofn膮艂.

- Dobranoc, aniele - powiedzia艂. - Lepiej b臋dzie, jak znikn臋. Twarda 艂awa w kuchni Mai wybije mi z g艂owy niebezpieczne marzenia...

W jej promiennej twarzy nie by艂o drwiny, kiedy m贸­wi艂a:

- Nie pozbawiaj si臋 marze艅. Czy偶 nie mi艂o bawi膰 si臋 w艂asnymi my艣lami, nawet je艣li s膮 niebezpieczne?

- Ty to uczynisz? Znowu si臋 u艣miechn臋艂a i skin臋艂a g艂ow膮. Jej wargi wypowiedzia艂y tylko jedno s艂owo:

- Mo偶e. I pozwoli艂a mu odej艣膰.

- Wi臋c nie rozpalacie mielerza? - Maja powita艂a Heino pytaniem jak nieproszonego go艣cia.

- Wiatr - wyja艣ni艂 zwi臋藕le. - Poza tym kto艣 poci膮艂 pranie w domku na cyplu.

Twarz Mai pociemnia艂a. Zamkn臋艂a drzwi na zasu­w臋. Pami臋ta艂a takie samo zdarzenie z przesz艂o艣ci, nie­widzialne r臋ce pope艂ni艂y wtedy identyczn膮 pod艂o艣膰. Odezwa艂 si臋 stary b贸l.

- Gdzie Ailo?

- Zosta艂 z nimi. Ma swoje powody. Maja wiedzia艂a, o czym m贸wi Heino. Zamiary Ailo troch臋 j膮 niepokoi艂y.

- Ba艂e艣 si臋 o z艂oto? - dopytywa艂a si臋.

- O ciebie te偶. Niepotrzebnie si臋 wygada艂a艣.

- Masz racj臋. Schowa艂am z艂oto.

- Gdzie? Lubi艂a si臋 droczy膰 z Heino. Przekrzywi艂a g艂ow臋 i bez strachu zajrza艂a w jego ciemne oczy.

- Wystarczy, 偶e ja wiem. Nie ufasz mi? Wielkie d艂onie zamkn臋艂y si臋 na nadgarstkach dziew­czyny i unieruchomi艂y je w 偶elaznym u艣cisku.

Przyci膮gn膮艂 j膮 do siebie, po艂o偶y艂 d艂onie na piersi. I poca艂owa艂.

- Nikomu nie ufam. Gdzie je schowa艂a艣?

Maja roze艣mia艂a si臋. Wci膮偶 trzyma艂 j膮 mocno, kie­dy nadepn臋艂a lekko na desk臋 w pod艂odze. Deska skrzypn臋艂a.

- Pod pod艂og膮?

Skin臋艂a g艂ow膮.

Pu艣ciwszy Maj臋, badawczo przyjrza艂 si臋 desce. Po­tem nadepn膮艂 na ni膮, nie trzeszcza艂a mocniej ni偶 po­zosta艂e.

- Poka偶!

- Musisz przesun膮膰 艂aw臋.

Uczyni艂, jak kaza艂a. Maja pchn臋艂a st贸艂 na bok. De­sk臋, kt贸r膮 wskaza艂a, obluzowano pod sam膮 艣cian膮. Trzeba by艂o ukl臋kn膮膰 i dotkn膮膰 jej, by znale藕膰 skrytk臋.

Heino pokiwa艂 g艂ow膮 z aprobat膮. Odchyli艂 desk臋 i zajrza艂 pod sp贸d. Nic nie dostrzeg艂. Kpi艂a sobie z niego? Maja przytrzyma艂a desk臋 i kaza艂a mu wsun膮膰 r臋k臋 do 艣rodka. Z ledwo艣ci膮 si臋gn膮艂 czubkami palc贸w do torby z kory brzozowej.

- Ukry艂am j膮 g艂臋biej - rzuci艂a lekko. Pu艣ci艂a desk臋 gwa艂townie, omal nie przycinaj膮c mu palc贸w.

- Sprytnie - pochwali艂. Otrzepa艂 si臋 z kurzu i po­m贸g艂 jej przesun膮膰 艂aw臋 i st贸艂 na miejsce. Pod艂oga by­艂a starta, wi臋c nikt nie domy艣li艂by si臋, 偶e przestawiali meble. Doceni艂 spryt Mai, przepakowa艂a z艂oto z wor­k贸w, w kt贸rym je przywie藕li.

- Zadowolony? - spyta艂a. Skin膮艂 g艂ow膮.

- Tak, p贸ki co. Zdj膮艂 kurtk臋 i powiesi艂 j膮 na haczyku przy drzwiach.

Odnalaz艂 Maj臋 wzrokiem.

- Mia艂a艣 niebezpieczne dni? Maja odrzuci艂a g艂ow臋 i roze艣mia艂a si臋 gorzko.

- Nie miewam niebezpiecznych dni. Trac臋 dzieci. - Twarz dziewczyny st臋偶a艂a. - Nie, nie musisz si臋 nicze­go obawia膰. Cho膰 sama nie wiem. Przesta艂am liczy膰, bo po co?

- Nie mia艂bym nic przeciw potomkowi - wyrzek艂 z powag膮, nie odrywaj膮c od niej oczu. - W moim wie­ku uzna艂bym go za dar, a nie za kar臋. By艂aby艣 wspa­nia艂膮 matk膮. Dla moich dzieci.

Maja gwa艂townie zamruga艂a powiekami. Nienawi­dzi艂a samej siebie za to, 偶e p艂acze w czyjej艣 obecno艣ci.

- Nie wiesz, co m贸wisz.

- Wiem. - Heino urwa艂, a potem wyst膮pi艂 z propo­zycj膮, jakiej nie zrobi艂by 偶adnej innej kobiecie. - Mo­g艂oby si臋 nam u艂o偶y膰. Lubi臋 ci臋, a i ty chyba darzysz mnie sympati膮. Potrafimy rozmawia膰 ze sob膮. Nigdy bym si臋 tob膮 nie znudzi艂.

- Czy to o艣wiadczyny? Heino wykrzywi艂 si臋.

- Powiedzmy. Zbli偶y艂 si臋 do Mai i po艂o偶y艂 d艂onie na jej ramionach.

Nie przytuli艂, tylko trzyma艂 tak, by mog艂a patrze膰 mu w oczy. Wyczu艂, 偶e tego w艂a艣nie pragnie.

- Jestem jedyn膮 osob膮, kt贸ra mo偶e zachowa膰 ci膮­g艂o艣膰 rodu Aalto. Spotka艂em w 偶yciu jedn膮 kobiet臋, z kt贸r膮 pragn膮艂bym sp艂odzi膰 potomka. Ciebie.

Maja potrz膮sn臋艂a g艂ow膮.

- Jeste艣 szalony, Heino Aalto. Znamy si臋 zaledwie dwa dni!

- Nie kocham si臋 z ka偶d膮 kobiet膮, kt贸ra stanie mi na drodze - odrzek艂 - zw艂aszcza po tak kr贸tkiej zna­jomo艣ci. Moja propozycja to nie 偶art. Jeste艣 mi po­trzebna. Chc臋 偶y膰 z tob膮. Je艣li oka偶esz si臋 brzemien­na, o偶eni臋 si臋 z tob膮.

- Pi艂e艣? - Maja poci膮gn臋艂a nosem, ale to nie alkohol sk艂oni艂 go do z艂o偶enia tak szalonej oferty.

- Mam swoje z艂oto, tobie przypadnie cz臋艣膰 od Knu­ta. Nie musimy obawia膰 si臋 n臋dzy. Nie chcia艂bym tu zo­stawa膰, ale i tobie zmiana miejsca dobrze by pos艂u偶y艂a...

Wzrok Heino zaniepokoi艂 Maj臋. Zdawa艂 si臋 odzie­ra膰 j膮 ze wszystkich tajemnic.

Nie zapyta艂a o mi艂o艣膰, on nie wypowiedzia艂 tego s艂owa. Pertraktowali na temat dziecka, bezpiecznego zwi膮zku, wyjazdu.

- Jak d艂ugo ma to trwa膰? - spyta艂a przez zaschni臋te wargi.

- Tak d艂ugo, jak potrzeba. Westchn臋艂a. Mia艂a zam臋t w g艂owie.

- I dobrze wszystko przemy艣la艂e艣?

- Tak.

- B臋dziesz 偶a艂owa膰.

- Mo偶e. Nie s膮dz臋. My艣l臋, 偶e mog臋 ci wiele ofiarowa膰. Czy to jedyna szansa na normalne 偶ycie? Czas ucieka艂, Maja zdawa艂a sobie z tego spraw臋.

W wiosce nie by艂o dla niej przysz艂o艣ci. A piskl臋 wy­frun臋艂o ju偶 z gniazda.

- Dlaczego si臋 boisz? - spyta艂 chrapliwym g艂osem. - Wiesz, Maju, tylko ptaki w klatce t臋skni膮. Dzikie pta­ki lataj膮.

- A ty jeste艣 dzikim ptakiem? Przytakn膮艂.

- Ty te偶, w g艂臋bi duszy. Tylko jeszcze o tym nie wiesz. Ona - dzikim ptakiem? Potrafi艂 znajdywa膰 艂adne s艂owa.

Maja przygl膮da艂a si臋 Heino. Wiedzia艂a ju偶, 偶e jest przystojny, nosi艂 si臋 prosto i dumnie. I tyle wiedzia艂, powinien chodzi膰 do szk贸艂... Mia艂 w sobie jak膮艣 si艂臋, kt贸rej nie spotyka si臋 u wielu ludzi.

Jak Reijo dawnymi laty.

M贸g艂 zaj艣膰 daleko, dalej ni偶 Maja mog艂a marzy膰, ale si臋 nie wywy偶sza艂. Ca艂y czas stawia艂 jej wyzwania.

Niekt贸rzy m臋偶czy藕ni tacy w艂a艣nie s膮.

A mi艂o艣膰...?

Zosta艂a pocz臋ta z mi艂o艣ci. Gor膮cej, wszechogarnia­j膮cej mi艂o艣ci, kt贸ra musia艂a sko艅czy膰 si臋 cierpieniem. Kt贸ra, by膰 mo偶e, j膮 pozbawi艂a prawa do wielkiego uczucia.

By艂 dobrym kochankiem, m贸g艂 da膰 jej wiele upoj­nych nocy.

Domy艣la艂 si臋, 偶e wa偶y jego wady i zalety? Mo偶e sam przeprowadzi艂 podobn膮 rachub臋?

I tak dobrze wysz艂aby na tej transakcji. Wymaga艂 je­dynie dziecka.

Zna艂 jej przesz艂o艣膰, a mimo to z艂o偶y艂 t臋 propozycj臋.

- Zgadzam si臋 - powiedzia艂a. Heino nie spodziewa艂 si臋 innej decyzji. Przytuli艂 Maj臋 czule, a ona pomy艣la艂a z nadziej膮, 偶e nie kieruje nim jedynie marzenie o potomku.

- Przenosz臋 si臋 do twojego 艂贸偶ka - oznajmi艂. - Zdej­m臋 skobel. Ailo wr贸ci noc膮.

Ailo nie zdziwi艂 si臋, nie ujrzawszy kompana w kuch­ni. Z pokoju Mai dobiega艂 odg艂os 艣ciszonej rozmowy. Nie wiedzia艂, w jaki spos贸b Heino zdo艂a艂 prze艂ama膰 mur oboj臋tno艣ci, kt贸rym otoczy艂a si臋 siostra. Z ca艂e­go serca pragn膮艂 jednak, by da艂 Mai szcz臋艣cie.

8

Ailo nie zada艂 偶adnych pyta艅, kiedy Heino i Maja pojawili si臋 w kuchni. U艣cisn膮艂 tylko siostr臋. Nie mia艂 w zwyczaju rozmawia膰 o sprawach uczu膰. Pragn膮艂 tyl­ko pokaza膰 Mai, 偶e cieszy si臋 jej szcz臋艣ciem.

Rozumieli si臋 bez s艂贸w.

Heino otworzy艂 okiennice, w naturalny spos贸b przyjmuj膮c rol臋 gospodarza.

Nie obdarzali si臋 przypadkowymi pieszczotami, nie zasypywali spojrzeniami pe艂nymi mi艂o艣ci.

To, co 艂膮czy艂o tych dwoje, nie karmi艂o si臋 takimi ge­stami.

Ailo nie wiedzia艂, czy czu膰 rozczarowanie ze wzgl臋­du na Maj臋. Siostra zas艂ugiwa艂a na to, by m臋偶czyzna j膮 ho艂ubi艂.

Maja pakowa艂a jedzenie, szybko i sprawnie.

Heino chcia艂 zabra膰 j膮 ze sob膮. Niepokoi艂 si臋 o ni膮. Ailo poczu艂 si臋 wzruszony zachowaniem przyjaciela.

- Nie chc臋, by mnie obarczono win膮, je艣li nie b臋dzie smo艂y. - Maja odrzuci艂a g艂ow臋, zaplataj膮c gruby war­kocz. - Dacie sobie rad臋. P贸jd臋 na cypel, Heino. Nie obawiam si臋 samotno艣ci.

Chcia艂 co艣 powiedzie膰, ale si臋 powstrzyma艂.

Ailo 偶a艂owa艂, 偶e te s艂owa nie pad艂y.

Ruszyli wzd艂u偶 rzeki. Obaj czuli, 偶e 艂膮czy ich jaka艣 nowa wi臋藕, ale nie mieli sobie wiele do powiedzenia. M臋偶czy藕ni budzili si臋 po ci臋偶kiej nocy na 艣wie偶ym powietrzu. Deszcz wprawdzie nie spad艂, ale od ziemi ci膮gn臋艂o wilgoci膮.

- W domu wszystko w porz膮dku? - dopytywa艂 si臋 zaniepokojony Reijo.

Zapewnili go, 偶e noc min臋艂a bez zak艂贸ce艅.

- Maja zosta艂a sama? Heino napotka艂 intensywne spojrzenie zielonych oczu.

- Maja da sobie rad臋 - stwierdzi艂. - Jest jak dziki ptak.

Reijo d艂ugo i uporczywie patrzy艂 na tego czarnow艂o­sego m艂odego m臋偶czyzn臋 z okolic, kt贸rych sam nie pa­mi臋ta艂.

- Dziki ptak? - Smakowa艂 te s艂owa. Znajdowa艂 w nich ziarno prawdy, zastanawia艂 si臋, jak ten cz艂o­wiek zdo艂a艂 przejrze膰 Maj臋 w tak kr贸tkim czasie. Ma­ja przecie偶 trzyma艂a ludzi na dystans. W ko艅cu si臋 ro­ze艣mia艂.

- Dziki ptak jest r贸wnie dobry jak ma艂y kruk... Heino mia艂 zrozumie膰 sens tego zdania znacznie p贸藕niej. Poj膮艂 jednak, 偶e to rodzaj b艂ogos艂awie艅stwa. Reijo go zaakceptowa艂.

Nie by艂by zbyt zachwycony, gdyby wiedzia艂, jak da­leko Heino i Maja si臋 posun臋li, ale Heino nie rzek艂 ani s艂owa na ten temat. Ailo te偶 milcza艂.

Wstawa艂 dzie艅 wr臋cz wymarzony dla czekaj膮cego ich zadania. Jasne niebo, s艂o艅ce, brak wiatru. Wszyst­ko wskazywa艂o na to, 偶e taka pogoda utrzyma si臋 przez d艂u偶szy czas.

Tuomas rozpocz膮艂 przygotowania. Obszed艂 pokry­ty darni膮 stos zgodnie z ruchem s艂o艅ca, mrucz膮c cicho prastare zakl臋cia, kt贸re mia艂y ich chroni膰, wynagro­dzi膰 ci臋偶k膮 prac臋, odsun膮膰 wiatr i deszcz...

Okr膮偶y艂 stos kilkakrotnie, polewaj膮c go w贸dk膮 i nie czuj膮c 偶alu z tego powodu. Tak kaza艂 obyczaj.

Tak czynili przodkowie, a lekcewa偶enie tradycji nie przynosi艂o nic dobrego. Niejeden si臋 sparzy艂, i to do­s艂ownie, straci艂 stos i 艣rodki na utrzymanie rodziny.

Tuomas z nabo偶e艅stwem podpali艂 zwitek kory brzo­zowej i dr偶膮c膮 d艂oni膮 przytkn膮艂 go do podstawy mielerza.

Potem obszed艂 stos, wielokrotnie powtarzaj膮c t臋 czynno艣膰.

Pozostali 艣ledzili ka偶dy ruch m臋偶czyzny. Widzieli, 偶e zna si臋 na swoim fachu, wi臋c to, jakim jest cz艂owie­kiem, przesta艂o mie膰 jakiekolwiek znaczenie. Mo偶na kogo艣 nie lubi膰 i wci膮偶 podziwia膰 za kunszt.

Ogie艅 zap艂on膮艂 na ca艂ym obwodzie stosu.

Wszyscy rzucili si臋 do zamkni臋cia mielerza. Podsta­w臋 stosu uszczelniono przygotowan膮 wcze艣niej dar­ni膮, pozostawiaj膮c jedynie kilka otwor贸w wentylacyj­nych, by nie zd艂awi膰 p艂omieni.

Pozostawa艂o czeka膰 i dogl膮da膰 stosu.

- Kobieta te偶 potrafi艂aby to zrobi膰 - uzna艂 Santeri. Wci膮偶 uwa偶a艂, 偶e dzie艅 sp臋dzony bez niewiast, cho膰­by po to, by nacieszy膰 oko ich widokiem, jest dniem straconym. - Kobiety s膮 dok艂adne.

Tuomas pos艂a艂 mu ostre spojrzenie.

- Przy moim stosie nie ma miejsca dla bab. Reijo musia艂 przyzna膰, 偶e Tuomas poczyna sobie zbyt w艂adczo. W ko艅cu mielerz nie nale偶a艂 do niego. Reijo poczu艂 si臋 jak zwyk艂y parobek.

Heino i Ailo uwa偶ali na dym pod 艣cis艂ym nadzorem Tuomasa. Wyra藕nie w膮tpi艂 w staranno艣膰 ich poczyna艅.

Miejsca, przez kt贸re dym zdo艂a艂 si臋 przebi膰, nale偶a艂o natychmiast zagrabi膰 i zalepi膰 ziemi膮. M臋偶czyznom s艂u­偶y艂o do tego celu specjalne narz臋dzie w kszta艂cie litery T.

Je艣liby ogie艅 sforsowa艂 wierzchni膮 warstw臋 mielerza, stos zamieni艂by si臋 w ogromne ognisko.

Napi臋cie zel偶a艂o, kiedy pierwsze krople smo艂y sp艂y­n臋艂y wy偶艂obieniem i wpad艂y do blaszanego koryta. Na dnie koryta by艂a woda, kt贸ra zasycza艂a w zetkni臋ciu Z gor膮c膮 mas膮. Na twarzach m臋偶czyzn pojawi艂y si臋 u艣miechy ulgi.

Zacz臋艂o si臋.

Tuomas nie pozwoli艂 podstawi膰 pierwszej beczki, p贸ki koryto nie wype艂ni艂o si臋 smo艂膮 po brzegi. Dla opieku艅czych duch贸w.

Reijo mia艂 go do艣膰. Zdecydowa艂 si臋 ju偶 nie najmo­wa膰 Tuomasa do pracy przy kolejnym mielerzu. Gdy­by wiedzia艂, 偶e Knut wr贸ci do domu i przyprowadzi ze sob膮 Heino i Ailo, nie posy艂a艂by po smolarzy.

Z drugiej za艣 strony lubi艂 go艣ci膰 u siebie przyby­sz贸w z po艂udnia.

Wnosili do jego izby skrawek Finlandii.

Na zmian臋 dogl膮dali stosu drewna 偶arz膮cego si臋 pod pokryw膮 darni. Nagrabiali ziemi臋 na dymi膮ce miejsca, zalepiali dziury. Pilnowali stosu tak, jak mat­ka pilnuje chorego dziecka.

Tuomas przygl膮da艂 si臋 z dum膮 swojemu dzie艂u.

Pierwsz膮 beczk臋 podstawiano zazwyczaj z niezwy­k艂ym ceremonia艂em.

Czarna, g臋sta masa pocz臋艂a sp艂ywa膰 do otworu. M臋偶czy藕ni roz艂o偶yli si臋 wok贸艂 ogniska, rozbrzmiewa艂 艣miech. Kawa smakowa艂a lepiej.

Pi臋膰dziesi膮t beczek...

Reijo przesun膮艂 po nich rozmarzonym wzrokiem jak genera艂 lustruj膮cy szeregi swych 偶o艂nierzy.

Mo偶e wyzywa艂 szcz臋艣cie? Zdo艂a nape艂ni膰 wszystkie bary艂ki?

Wypalanie smo艂y nie by艂o zwyk艂ym zaj臋ciem, lecz 艣wi臋t膮 nieomal czynno艣ci膮, bardziej ekscytuj膮c膮 ni偶 polowanie. Czasami wszystko zale偶a艂o od wysi艂ku lu­dzi, czasami los le偶a艂 wy艂膮cznie w boskim r臋ku.

Nikt nie potrafi艂 przewidzie膰 ostatecznego rezultatu.

Knut do艂膮czy艂 do nich p贸藕nym przedpo艂udniem. Wy­gl膮da艂 niet臋go.

- Ma艂偶e艅stwo ci臋 z偶era, m贸j ch艂opcze - roze艣mia艂 si臋 Santeri. Nie straci艂 dawnej spostrzegawczo艣ci.

Knut westchn膮艂.

- 呕eby tylko. Mia艂em przepraw臋 z ojcem Indianne. Reijo spojrza艂 na艅 z ukosa.

- Dziewcz臋ta domy艣la艂y si臋, 偶e to Indianne w z艂o艣ci u偶y艂a no偶a. Te dwie przysz艂y na cypel, Sofia i ta dru­ga dzierlatka o ciemnych w艂osach... Henriett臋. Co艣 mnie podkusi艂o i kaza艂em im przekaza膰 Indianne, 偶e mam z ni膮 do pom贸wienia...

Knut przyj膮艂 kubek, kt贸ry podsun膮艂 mu jeden z m臋偶czyzn.

- Jej ojciec pojawi艂 si臋 przy drzwiach wczesnym ran­kiem i urz膮dzi艂 nam piek艂o. Nie wiedzia艂em, 偶e mam opini臋 flirciarza, a to by艂o naj艂agodniejsze z okre艣le艅, jakimi mnie obdarzy艂...

- Dziewczyna b臋dzie si臋 po tym trzyma膰 z daleka od naszego domu - odrzek艂 spokojnie Reijo. - Stary musi od czasu do czasu da膰 upust swojej z艂o艣ci, bo je­go kobieta na wiele mu nie pozwala.

Knut wykrzywi艂 si臋.

- Maja przysz艂a na cypel - ci膮gn膮艂. - Spotka艂a go po drodze i musia艂a wys艂ucha膰 litanii na temat brata. Rzecz jasna, nie pozosta艂a mu d艂u偶na i przejecha艂a si臋 po ca艂ej jego rodzinie, Indianne nie wy艂膮czaj膮c.

Nawet Reijo nie powstrzyma艂 si臋 od u艣miechu.

- Doprawdy, Maja ma niezwyk艂y dar zjednywania sobie ludzi - wycedzi艂 Ailo.

- Wi臋c ta ma艂a si臋 w tobie durzy艂a... - Reijo spojrza艂 na Knuta w zamy艣leniu. - Nie wiedzia艂em, 偶e z ciebie taki kobieciarz, Knucie Elvejord. Co jeszcze ukrywasz przed przybranym ojcem?

Knut roze艣mia艂 si臋.

- Gromadk臋 dzieci tu i tam. Jak my艣lisz, dlaczego wynios艂em si臋 st膮d w takim po艣piechu?

艢miech p艂yn膮艂 jak smo艂a z mielerza.

S艂o艅ce zatoczy艂o kr膮g nad g贸rami, zanurzy艂o si臋 w sosnowym lesie, prze艣wituj膮c czerwon膮 tarcz膮 przez korony drzew.

Zmieniali beczk臋 za beczk膮.

Zatykali dziury darni膮, parz膮c koniuszki palc贸w. Kl臋li siarczy艣cie.

Grabili ziemi臋.

Oblewali si臋 potem w rozdygotanym powietrzu. Ocie­rali twarze, czarne od ziemi i sadzy, wygl膮dali jak diab艂y z ludowych przypowie艣ci, a nie jak normalni ludzie.

Knut zamierza艂 wr贸ci膰 wieczorem do domu.

Nikt nie zaprotestowa艂. 艢wie偶o upieczony ma艂偶o­nek ma swoje obowi膮zki. Aleksanteri droczy艂 si臋 z nim 艂agodnie, dawa艂 dobre rady, do kt贸rych sam zreszt膮 rzadko si臋 stosowa艂. Jakby zapomnia艂 o tym, 偶e w Tor­nedalen zostawi艂 zgorzknia艂膮 kobiet臋, kt贸ra przeklina jego imi臋.

Wi臋ksze zdziwienie wywo艂a艂a decyzja Heino i Ailo. Oni te偶 zamierzali zej艣膰 na noc do osady. Reijo prze­nosi艂 wzrok z jednego na drugiego. Zdawa艂 sobie spra­w臋, 偶e Maja sama decyduje o swoim 偶yciu, ale niepo­koi艂 si臋 o Id臋.

Jako w艂a艣ciciel mielerza nie m贸g艂 odej艣膰 od stosu ani na chwil臋.

A Ida by艂a jego c贸rk膮.

- Maja nie zostanie na cyplu, wiesz o tym r贸wnie dobrze jak ja - powiedzia艂 Knut.

Reijo mia艂 dziwne przeczucie, 偶e os艂aniaj膮 si臋 na­wzajem.

- Przypilnuj臋 domu - doda艂 Knut. - Heino i Ailo 艣pi膮 u Mai.

- Niech tak b臋dzie - zgodzi艂 si臋 Reijo. Spojrza艂 na Ailo. M艂odzieniec nie cofn膮艂 wzroku, by艂 w ko艅cu nie­odrodnym synem Mikkala.

Lepszego zi臋cia nie m贸g艂 sobie wymarzy膰, ale Ida wyjdzie za m膮偶 w cnocie. Do艣膰 mia艂 innych k艂opot贸w.

- Potrafisz chyba przegoni膰 natr臋t贸w? - spyta艂, lu­struj膮c Knuta wzrokiem.

- Ida chwali si臋, 偶e potrafi tym najodwa偶niejszym przyci膮膰 palce okiennic膮 - powiedzia艂 Ailo. Niewinnie, lecz z u艣miechem w k膮ciku ust.

Reijo nie wierzy艂 mu ani odrobin臋. Ailo przypomi­na艂 mu kogo艣. Kogo艣 z takim samym b艂yskiem w oku, t膮 sam膮 bezczeln膮 pewno艣ci膮 siebie, kogo艣, kto noca­mi potrafi艂 forsowa膰 okna do sypialni wielu dziewcz膮t ku utrapieniu ich rodzic贸w.

Trzej m艂odzie艅cy odeszli. Dopiero wtedy Reijo zro­zumia艂, 偶e Ailo przypomina mu jego samego.

Zapomnia艂 w贸艂, jak ciel臋ciem by艂.

Ailo zaszed艂 najpierw do domu Mai. Dziewczyny nie by艂o, ale bez trudu znale藕li klucz do drzwi.

- Kochasz j膮? - spyta艂 bez ogr贸dek, kiedy zmyli z siebie pierwszy brud.

- Kto wie, co to s艂owo oznacza - odrzek艂.

- Ona jest c贸rk膮 Raiji. Heino wiedzia艂.

- Nie wybieramy sobie rodzic贸w. To samo powie­dzia艂em Knutowi. 呕e mo偶emy zosta膰 przyjaci贸艂mi, a jego matka nie ma tu nic do rzeczy. Mai te偶 to do­tyczy.

- Przyjaci贸艂mi? - Ailo przeci膮gn膮艂 to s艂owo, zasta­nawiaj膮c si臋, ile w nim jest prawdy.

- Rozumiemy si臋, Maja i ja - wyja艣ni艂 Heino. - Wy­starczy za wielkie uczucie.

- By艂by艣 bezdusznym pastorem - uzna艂 Ailo. - Po co艣 w og贸le usi艂owa艂 nim zosta膰?

- Syn zagrodnika nie ma wielu mo偶liwo艣ci. Idzie tam, gdzie mu ka偶膮 jego dobrodzieje.

Ailo rozumia艂. I pomy艣la艂 sobie, 偶e Heino m贸g艂by si臋gn膮膰 wy偶ej.

Nie by艂o jeszcze za p贸藕no. Z艂oto otwiera wiele drzwi.

- O偶enisz si臋 z ni膮?

- Kto wie. - Heino usiad艂. Szybko si臋 zadomowi艂. Ailo dostrzega艂 jednak, 偶e ten dom jest dla towarzy­sza za ma艂y, 偶e trzeba mu wi臋kszych, przestronniejszych pomieszcze艅, pe艂nych 艣wiat艂a sal. - To zale偶y od Mai - ci膮gn膮艂. - Nie nale偶y do kobiet, kt贸rym si臋 ko­menderuje. A ja nie potrafi臋 b艂aga膰 na kolanach...

- Wiesz, 偶e nadano jej imi臋 Maria? Heino nie wiedzia艂. Domy艣li艂by si臋 zapewne, gdyby mia艂 czas si臋 nad tym zastanowi膰.

Ailo potrafi艂 wyobrazi膰 sobie tych dwoje jako par臋. Przed domem z ogromn膮 liczb膮 okien, w kt贸rych wisz膮 delikatne firanki. Tam Maja mog艂aby zacz膮膰 nowe 偶ycie.

T膮 fantazj膮 nie m贸g艂 podzieli膰 si臋 z Heino. Nie wie­dzia艂, czy towarzysz ma podobne marzenia.

Maja wr贸ci艂a do domu pod wiecz贸r, kiedy w powie­trzu rozlega艂o si臋 ju偶 bzykanie komar贸w.

Policzki zar贸偶owi艂y jej si臋 od marszu.

Ucieszy艂a si臋 na widok Heino. Heino nie okazywa艂 jej wielkiej mi艂o艣ci, ale z pewno艣ci膮 uczyni艂 j膮 szcz臋­艣liwsz膮.

- Jest smo艂a - powiedzia艂a. Nie musia艂a pyta膰, Knut wr贸ci艂 do domu. - Wi臋c 偶adna m艂贸dka nie wypad艂a nagle z krzak贸w, by zniszczy膰 robot臋 tym dw贸m pomyle艅com?

- Zdaje si臋, 偶e sama ch臋tnie by艣 to uczyni艂a? Z czy­stej z艂o艣liwo艣ci? - spyta艂 ciep艂o Heino.

U艣miechn臋艂a si臋 tajemniczo.

- Kto艣 siedzi na schodach do sauny i wpatruje si臋 t臋­sknie w drog臋 - oznajmi艂a, wbijaj膮c wzrok w Ailo. - Czy偶by nasze wi臋zi rodzinne mia艂y si臋 zacie艣ni膰?

Ailo wzruszy艂 ramionami.

- Kto wie?

- Z pewno艣ci膮 nie czeka na Emila, cho膰 ten kr臋ci si臋 po okolicy.

Ailo nagle zacz膮艂 si臋 spieszy膰. Ta zmiana zachowa­nia zdradza艂a jego zamiary, ale Ailo pewien by艂 dys­krecji Mai i Heino.

Reijo odgad艂 trafnie, m艂odzi kryli si臋 nawzajem.

- Zamkn膮膰 drzwi na zasuw臋? - spyta艂 Heino, u艣mie­chaj膮c si臋 szeroko, kiedy Ailo ruszy艂 do wyj艣cia.

Ailo pu艣ci艂 do niego oko.

- Spr贸buj臋 sforsowa膰 najbardziej niedost臋pne okno w tych okolicach. Ca艂kiem mo偶liwe, 偶e zanim nadej­dzie p贸艂noc, po艂ami臋 sobie na nim wszystkie pa艂ce.

- Mo偶esz si臋 przespa膰 w saunie - uzna艂a Maja. - Za­mykamy!

Ale wysz艂a za nim i spojrza艂a na niego powa偶nie oczami, kt贸re tak bardzo przypomina艂y mu o ojcu. Ich wsp贸lnym ojcu.

- Nie traktujesz Idy jak zabawki? - zapyta艂a. Ailo potrz膮sn膮艂 energicznie g艂ow膮. Tym razem by艂 bezgranicznie szczery.

- Pami臋taj tylko, by艣 jej nie skrzywdzi艂! - zagrozi艂a. Maja, jego siostra, starsza ledwie o kilka miesi臋cy, znacznie drobniejsza od niego. I Maja - siostra Idy.

- Nie potrafi艂bym, Maju. Nigdy nie czu艂em si臋 jej bratem...

- A dlaczego mia艂by艣 si臋 tak czu膰? - prychn臋艂a. By­艂a nadzwyczaj przyziemna. - Nikt jej jeszcze nie tkn膮艂.

Ailo u艣miechn膮艂 si臋 szeroko i obj膮艂 Maj臋.

- Wiem, siostro. Ida powiedzia艂a mi o wszystkim. Nie uczyni臋 tego, p贸ki nie nadejdzie w艂a艣ciwy czas. Uspokoi艂em ci臋?

Maja skin臋艂a g艂ow膮, lecz w jej wzroku nie by艂o pew­no艣ci.

Ailo nie s膮dzi艂, by Ida zdawa艂a sobie spraw臋, jak bar­dzo Maja troszczy si臋 o ni膮. Maja nie okazywa艂a ta­kich uczu膰 na co dzie艅.

- Nie jestem g艂odnym wilkiem. My艣l臋, 偶e Idzie za­le偶y na mnie. I wiem, 偶e wci膮偶 jest bardzo m艂oda.

Maja westchn臋艂a i z艂o偶y艂a r臋ce na piersiach.

- To g艂upie, co powiem, ale Ida zas艂uguje na szcz臋­艣cie. S艂yszysz, Ailo, Ida ma by膰 szcz臋艣liwa!

Ailo wierzy艂 艣wi臋cie, 偶e zakl臋cie Mai si臋 spe艂ni.

Ruszy艂 w drog臋 tak, jak sta艂. W wygodnym sk贸rza­nym odzieniu, kt贸rego u偶ywa艂 na co dzie艅. Z pasem na biodrach, wyplatanym z nici o jaskrawych barwach. Na rami臋 zarzuci艂 kurtk臋. By艂 wyk膮pany, w艂osy nie zd膮偶y艂y jeszcze wyschn膮膰.

Reijo s膮dzi艂 zapewne, 偶e Ailo skorzysta艂 z okazji po­przedniego wieczora.

Niech my艣li, co chce. Z opowie艣ci, kt贸re Ailo s艂y­sza艂 nie raz, wynika艂o, 偶e sami byli nie lepsi.

Wiele dziewcz膮t w wieku Idy zostawa艂o matkami. Teraz i w czasach m艂odo艣ci Reijo.

Emilem si臋 nie przejmowa艂. Ch艂opak kr臋ci艂 si臋 po prostu nad fiordem z r贸wie艣nikami. Ailo nie widzia艂 w nim rywala. Wiedzia艂, na czym stoi.

Zastanawia艂 si臋, czy ojciec kiedy艣 czu艂 to samo. Nie potrafi艂 sobie tego wyobrazi膰, cho膰 jednocze艣nie mia艂 wtedy do艣膰 lat, by pami臋ta膰 nami臋tno艣膰, jaka 艂膮czy艂a Mikkala i Raij臋.

Nie mniejsz膮 zapewne od tej, kt贸ra rozsadza艂a mu pier艣.

Ida siedzia艂a na stopniu do sauny, lecz na widok Ailo znikn臋艂a za w臋g艂em. Ailo pod膮偶y艂 za ni膮 i zrozu­mia艂, dlaczego to uczyni艂a. By艂o to jedyne miejsce na 艣wie偶ym powietrzu, w kt贸rym mogli przebywa膰 skry­ci przed wzrokiem ciekawskich.

- Ba艂em si臋 przyj艣膰 - zacz膮艂 Ailo, opieraj膮c si臋 ra­mieniem o 艣cian臋. - Maja powiedzia艂a, 偶e masz go艣ci.

- Emil! - prychn臋艂a pogardliwie, daj膮c mu pow贸d do rado艣ci.

Rozpu艣ci艂a w艂osy, starannie je uczesa艂a i za艂o偶y艂a przepask臋. Dla niego.

- Wzrok Reijo rzuca艂 dzisiaj gromy - ci膮gn膮艂 Ailo. - Obawia si臋 o cnot臋 swej c贸rki. Musia艂em wyt臋偶y膰 wszystkie si艂y, by wytrzyma膰 jego spojrzenie. Ida u艣miechn臋艂a si臋.

- Zdaje mi si臋, 偶e nie chce, bym doros艂a.

- Ojcowie tacy s膮. A Maja paln臋艂a mi przemow臋. - Ailo usiad艂 na trawie. - Musia艂em obieca膰, 偶e b臋d臋 grzeczny. I 偶e nie skrzywdz臋 jej m艂odszej siostry.

Ida poczu艂a za偶enowanie. Czy偶by ca艂y 艣wiat ju偶 wiedzia艂, co ich 艂膮czy? Wyobra偶a艂a sobie, 偶e to s艂odka tajemnica.

- 艢ni艂a艣 o mnie? - spyta艂. Znalaz艂 d艂o艅 dziewczyny i ogrzewa艂 j膮 w swoich d艂oniach.

- Nie, ale my艣la艂am o tobie przed za艣ni臋ciem - od­rzek艂a z nie艣mia艂ym, skromnym u艣miechem.

- I co robi艂em? Potrz膮sn臋艂a g艂ow膮.

- To m贸j sekret - stwierdzi艂a zdecydowanie.

- To niesprawiedliwe - uzna艂 Ailo i przysun膮艂 si臋 do Idy. Nie zaprotestowa艂a, kiedy obj膮艂 j膮 ramieniem. - Jestem obecny w twoich marzeniach, ale nie chcesz mi o nich opowiedzie膰.

Ida nie ugi臋艂a si臋.

- Nie wiem, czy moje nie s膮 艣mielsze - szepn膮艂. - My艣l臋 o tobie nieustannie. Nie opuszczasz mnie we 艣nie i na jawie.

- Opowiesz mi? - spyta艂a r贸wnie bezg艂o艣nie.

- Chyba nie powinienem...

- Robimy to... co Maja i Heino?

- Tak... Sk膮d wiedzia艂a? Mo偶e dlatego, 偶e fantazjowa艂a o tym samym?

- I jeszcze inaczej - przyzna艂. By艂o mu gor膮co, cho膰 nie mia艂 na sobie kurtki.

Dostrzeg艂, 偶e Ida nie zapi臋艂a dw贸ch guzik贸w przy bluzce, i od tej chwili nie m贸g艂 oderwa膰 wzroku od te­go miejsca. Zwykle tego nie robi艂a...

Poca艂owa艂 j膮, pachnia艂a s艂odko, pachnia艂a Id膮. M贸g艂­by zamkn膮膰 oczy i rozpozna膰 j膮 po zapachu.

R臋ka bezwiednie zd膮偶a艂a ku miejscu, gdzie bluzka dziewczyny rozchyla艂a si臋 obiecuj膮co. Ida przechyli艂a si臋 w ty艂, kiedy po艂askota艂 j膮 w szyj臋.

Wsun膮艂 d艂o艅 w rozpi臋cie bluzki i zamruga艂 zdumio­ny, kiedy nie natrafi艂 na koszulk臋.

Ida u艣miechn臋艂a si臋 zalotnie. Brakowa艂o jej do艣wiad­czenia, ale przecie偶 uczyni艂a to z rozmys艂em. 呕eby nie pomy艣la艂, 偶e to on j膮 uwodzi.

Sama potrafi艂a uwodzi膰. Poci膮ga膰, dra偶ni膰 zmys艂y bez zb臋dnego wyrachowania.

Poca艂owa艂 lekko jej usta, potem szyj臋, p艂atki uszu. I rozpi膮艂 jeszcze jeden guzik, by dosta膰 si臋 do 艣rodka. Cho膰 szczup艂a i wiotka, Ida mia艂a pe艂ne, kusz膮co za­okr膮glone piersi.

Palce nie mog艂y nasyci膰 si臋 mi臋kko艣ci膮 sk贸ry. Pie­艣ci艂 j膮, rozdziela艂 poca艂unki, coraz ni偶ej i ni偶ej.

Zbyt szybko...

Ailo wyprostowa艂 si臋 raptownie. Nie pu艣ci艂 Idy Z obj臋膰, ale 艂apczywie wci膮gn膮艂 powietrze w p艂uca. Wiecz贸r by艂 ciep艂y, nie studzi艂 rozgrzanych zmy­s艂贸w.

Na policzki Idy wyst膮pi艂y 偶ywe rumie艅ce, oczy l艣ni­艂y. Ailo mia艂 nadziej臋, 偶e tylko on budzi to 艣wiat艂o i 偶e ja艣nie膰 b臋dzie dla niego przez ca艂e 偶ycie.

- Nie chc臋 ci臋 skrzywdzi膰 - szepn膮艂.

Potrz膮sn臋艂a g艂ow膮, rude w艂osy rozsypa艂y si臋 wok贸艂 twarzy.

- Nie chc臋 zrobi膰 czego艣, czego ty nie chcesz - po­prawi艂 si臋. Przecie偶 nie czyni艂 jej krzywdy.

- My艣lisz, 偶e nie chc臋? Ailo spojrza艂 na Id臋. Widzia艂, jak le偶y odchylona, domagaj膮c si臋 pieszczot i czu艂o艣ci...

- Czasami nie powinno si臋 robi膰 tego, na co ma si臋 ochot臋...

Zaci臋艂a z臋by i rozpi臋艂a bluzk臋 do ko艅ca.

- Chc臋, 偶eby艣 mnie dotyka艂, Ailo. 呕eby艣 m贸wi艂, i偶 ci si臋 podobam. I patrzy艂 na mnie. Ja te偶 pragn臋 ci臋 do­tyka膰. I widzie膰 ci臋. Ca艂ego...

Opu艣ci艂a wzrok, czerwieni膮c si臋, ale w jej g艂osie kry­艂a si臋 powaga.

Wi臋c patrzy艂, tak jak chcia艂a. Pragn膮艂 po艂o偶y膰 twarz na piersiach dziewczyny i ca艂owa膰 je, ale nie uczyni艂 tego. Os艂oni艂 jej nago艣膰 po艂ami bluzki. Poca艂owa艂 dr偶膮­ce wargi. I oczy, kt贸re zasnu艂y si臋 zw膮tpieniem i roz­czarowaniem.

- Nie w ten spos贸b - szepn膮艂, bo nie panowa艂 nad g艂osem. I z ledwo艣ci膮 panowa艂 nad swoim cia艂em. - Je­ste艣 mi droga, ma艂a Ido, i nie - wstydz臋 si臋 moich uczu膰. Nie wstydz臋 si臋 Knuta i Anjo. - Przerwa艂 na chwil臋. - Chc臋 ci臋 mie膰, Ido, ale nie skrycie. Mog臋 wej艣膰 przez drzwi i zosta膰 z tob膮 w twojej sypialni. Uczciwie i otwarcie. Za bardzo ci臋 ceni臋, by posi膮艣膰 ci臋 chy艂kiem za 艣cian膮 sauny.

Ukry艂a twarz w zag艂臋bieniu jego szyi. P艂aka艂a i 艣mia­艂a si臋 na przemian.

- My艣l臋, 偶e Knut zrozumie. Jeste艣 ju偶 doros艂a - doda艂.

- Za艂o偶臋 si臋, 偶e sami spiesz膮 si臋 do 艂o偶a... - zachicho­ta艂a.

- Wi臋c mo偶e jednak spr贸buj臋 wej艣膰 przez okno zaproponowa艂. - W jurtach nie ma okien, wi臋c jeszcze tego nie pr贸bowa艂em...

Zapi膮艂 guziki jej bluzki. Pog艂adzi艂 przez cienk膮 tka­nin臋. Poca艂owa艂 mocno, bo nie ukrywa艂a, 偶e lubi piesz­czoty.

- Zobaczymy, kto szybszy - powiedzia艂a i pobieg艂a do domu.

Knut wcale nie zamierza艂 k艂a艣膰 si臋 wcze艣niej.

- Sk膮d ten po艣piech? - spyta艂.

Ida odwr贸ci艂a si臋 do niego i do Anjo, wyci膮gaj膮c r臋­k臋 ku klamce w drzwiach do swojej sypialni.

- Ailo zamierza wej艣膰 oknem - oznajmi艂a. - Jeszcze nigdy nie wchodzi艂 do dziewczyny t膮 drog膮.

- Zatarasuj drzwi skrzyni膮 - odrzek艂 z powag膮 Knut. - Na wypadek gdybym zasn膮艂.

Anjo roze艣mia艂a si臋 cicho.

- Te偶 si臋 zastanawia艂a艣, ile czasu mu to zajmie, by si臋 zdecydowa膰?

Skin臋艂a g艂ow膮.

Spletli d艂onie nad sto艂em. Us艂yszeli, jak Ailo klnie po lapo艅sku. T臋py odg艂os powiedzia艂 im, 偶e dosta艂 si臋 do 艣rodka.

- Pop艂yniemy na ryby? - zaproponowa艂 Knut. Anjo wyrazi艂a zgod臋. S膮 chwile, kiedy ludzi nale偶y zostawi膰 samym sobie.

9

Mielerz p艂on膮艂 do pi膮tkowego popo艂udnia. Wtedy Reijo musia艂 zej艣膰 do osady po dodatkowe beczki. Wr贸­ci艂 z pi臋cioma, trzy nape艂ni艂 po brzegi, czwart膮 do po­艂owy. Zdecydowa艂, 偶e t臋 u偶yje do posmo艂owania 艂odzi.

Tylko ten jeden raz by艂 na cyplu w trakcie wypala­nia stosu i znalaz艂 dom w nale偶ytym porz膮dku.

Ida i Anjo go艣ci艂y w艂a艣nie Maj臋. Wszystkie izby l艣ni­艂y czysto艣ci膮, a dziewcz臋ta siedzia艂y poch艂oni臋te ro­b贸tkami.

Do niczego nie m贸g艂 si臋 przyczepi膰, ale nie potrafi艂 pozby膰 si臋 dziwnych przeczu膰.

M艂odzie艅cy co wiecz贸r schodzili do osady i Reijo nie by艂 na tyle g艂upi, by nie wiedzie膰, co ich tak poci膮­ga. A raczej kto. Obie pochodzi艂y z jego gniazda.

- Myszy harcuj膮, czy偶 nie? - spyta艂, na co odpowie­dzieli, 偶e je艣li to prawda, to kot i tak nie dowie si臋 ni­czego. Nie owijali w bawe艂n臋. Reijo zastanawia艂 si臋, czy to nie pierwsza oznaka, i偶 zaczyna si臋 starze膰.

Mielerz uda艂 si臋 nadzwyczajnie. Tuomas przypisa艂 to, rzecz jasna, nieobecno艣ci kobiet.

Knut przyni贸s艂 wie艣ci. Innym mieszka艅com wioski, kt贸rzy parali si臋 smolarstwem, te偶 si臋 powiod艂o. I to przy wydatnej pomocy kobiet.

Tuomas uda艂, 偶e nie s艂yszy.

R贸wnie niespodziewana okaza艂a si臋 dla niego inna wie艣膰. Reijo oznajmi艂, 偶e rezygnuje z ich pomocy.

- Zamierza艂e艣 wszak zbudowa膰 drugi mielerz?

- Tak - powiedzia艂 Reijo do Pekki. Taki w艂a艣nie mia艂 zamiar.

- Jeste艣 niezadowolony z naszych umiej臋tno艣ci? - Tuomas natar艂 ostrzej.

- Nie, wykonali艣cie dobr膮 robot臋. Teraz jednak wy­starczy mi pomocnik贸w. Drugi mielerz b臋dzie znacz­nie mniejszy. Sam mam do艣膰 do艣wiadczenia.

Zacz臋li sarka膰.

- A co z Santerim?

- Santeri mo偶e zosta膰, je艣li chce - odrzek艂 twardo Reijo, nie pozostawiaj膮c cienia w膮tpliwo艣ci, kto tu rz膮­dzi. - Santeri jest przyjacielem, nieomal cz艂onkiem ro­dziny. Drzwi mojego domu stoj膮 przed nim otworem.

Tuomas i Pekka stracili wi臋c robot臋, ale w 偶ycie w臋­drownego smolarza wpisane jest ryzyko. Zreszt膮 za­zwyczaj to oni rzucali prac臋, t艂umacz膮c to zbyt nisk膮 zap艂at膮 lub niedobr膮 opiek膮.

- Zap艂acisz nam, zanim wyjedziemy.

- Oczywi艣cie! - odpowiedzia艂 bez wahania Reijo. - Zawsze wywi膮zuj臋 si臋 Z zobowi膮za艅.

Uregulowali rachunki. Finowie zabrali konie i w贸z i skierowali si臋 na po艂udniowy wsch贸d.

- Dzi臋ki Bogu, 偶e si臋 ich pozbyli艣my! 鈥 wyrwa艂o si臋 Idzie. - Ju偶 dawno nie spotka艂am tak niesympatycz­nych ludzi. B臋d臋 mog艂a uk艂ada膰 kolejny stos!

- Doprawdy? - Reijo uni贸s艂 brwi i spojrza艂 na c贸r­k臋 przeci膮gle. Ida zaczerwieni艂a si臋. Nie potrafi艂a oszu­kiwa膰. Zw艂aszcza w艂asnego ojca.

- S膮dzi艂em, 偶e dla was, m艂odych, to by艂y beztroskie dni. 呕e musz臋 wypali膰 mn贸stwo drewna i zdoby膰 pie­ni膮dze na wiano dla moich c贸rek...

Twarz Heino pozosta艂a niewzruszona. Mai i Anjo nie by艂o. Zreszt膮 Maja i tak nie zdradzi艂aby tajemni­cy, a po jej dawnej za偶y艂o艣ci z Reijo nie pozosta艂 偶a­den 艣lad.

Za to Ailo nigdy nie potrafi艂 skrywa膰 uczu膰.

Przynajmniej nie pod badawczym spojrzeniem Reijo.

- No wi臋c - zacz膮艂 - wszed艂em najpierw przez okno. Za drugim razem przez drzwi. Po co by膰 nadgorliwym...

Ida zachichota艂a.

- I bardzo ch臋tnie si臋 z ni膮 o偶eni臋. Je艣li si臋 zgodzisz. Je艣li ona mnie zechce...

Reijo musia艂 si臋 u艣miechn膮膰. Nie m贸g艂 wymarzy膰 sobie lepszego zi臋cia. By艂 w tym zreszt膮 jaki艣 g艂臋bszy sens. C贸rka Raiji i syn Mikkala. Los nie pozwoli艂 Ra­iji i Mikkalowi prze偶y膰 razem ca艂ego 偶ycia. Tych dwo­je czeka艂a mo偶e lepsza przysz艂o艣膰.

- Wi臋c niech tak b臋dzie - powiedzia艂, nie wiedz膮c, sk膮d ten b贸l w piersi. B贸l i rado艣膰 jednocze艣nie. - I od­t膮d korzystaj z drzwi. Okno wychodzi na drog臋. Jesz­cze kto艣 ci臋 dojrzy i ludzie wezm膮 nas na j臋zyki.

Ida rzuci艂a si臋 Reijo na szyj臋. W艂a艣nie przesta艂a by膰 jego ma艂膮 dziewczynk膮. Kolejna rzecz, z kt贸r膮 trudno mu przyjdzie si臋 pogodzi膰.

- Jeste艣 najlepszym ojcem pod s艂o艅cem! - oznajmi­艂a, zasypuj膮c go poca艂unkami. - Nic dziwnego, 偶e przyjaci贸艂ki tak mi zazdroszcz膮. Rozumiem nawet, dlaczego kochaj膮 si臋 w tobie - doda艂a cicho, wzbudza­j膮c niepok贸j Reijo. Nie zdawa艂 sobie sprawy, 偶e tak dzia艂a na m艂贸dki. Nie ukrywa艂 za偶enowania.

I nie spyta艂, gdzie Heino sp臋dza艂 noce.

Maja by艂a doros艂a, mieszka艂a we w艂asnym domu. Zd膮偶y艂a ju偶 zosta膰 wdow膮 i kierowa艂a si臋 w 偶yciu w艂a­snymi zasadami, na kt贸re nie mia艂 wielkiego wp艂ywu.

Heino nie nocowa艂 na cyplu. I z pewno艣ci膮 nie zaj­mowa艂 艂awy w kuchni.

Reijo 偶ywi艂 jedynie nadziej臋, 偶e Heino potraktuje Maj臋 z szacunkiem. U艣miechn膮艂 si臋, rozbawiony w艂a­snymi my艣lami. Przecie偶 on sam kiedy艣 zachowywa艂 si臋 podobnie. Czas zmieni艂 lekkoducha w przyzwoite­go cz艂owieka.

Heino pali艂 si臋 do wyj艣cia. Reijo dostrzeg艂 po艣piech m艂odzie艅ca, a Heino wyczu艂 na sobie badawczy wzrok. Zastanawia艂 si臋, co Reijo my艣li.

Got贸w by艂 w ka偶dej chwili zapewni膰 go, 偶e o偶eni si臋 z Maj膮, nie zwa偶aj膮c na okres 偶a艂oby i na to, co po­wiedz膮 ludzie.

Maja powa偶nie potraktowa艂a ich umow臋. Heino nie zd膮偶y艂 nawet powiedzie膰 dziewczynie, 偶e chce z ni膮 by膰, nawet gdyby nie narodzi艂o si臋 dziecko.

Droga do domu nie zabra艂a mu wiele czasu. Heino w my艣lach zacz膮艂 nazywa艂 go swoim, cho膰 wcale nie zamierza艂 tu osi膮艣膰.

Jego miejsce by艂o tam, gdzie ludzie m贸wi膮 ojczyst膮 mow膮. Tam zamierza艂 wr贸ci膰. Ale nie do kamieniste­go sp艂achetka ziemi, zagrody najmity.

Zbuduje dom, z艂ota wystarczy. Maja b臋dzie w nim idealn膮 gospodyni膮. Dzi臋ki swemu pochodzeniu zna艂a j臋zyk Heino tak dobrze, jakby by艂a rodowit膮 Fink膮.

Jakie to szcz臋艣cie, 偶e spotka艂 Knuta.

Drzwi sta艂y otworem. Dziwne, dzie艅 chyli艂 si臋 ku za­chodowi, a Maja, pomna z艂ych do艣wiadcze艅, zawsze pami臋ta艂a o zamkni臋ciu zasuwy. Heino nie straci艂 zimnej krwi. Nigdy nie wpada艂 w panik臋, kiedy odczuwa艂 strach. A zna艂 to uczucie, tylko g艂upcy nie znaj膮 strachu.

Anjo le偶a艂a na 艣rodku izby, ubranie mia艂a rozche艂­stane, sukni臋 zadart膮 do g贸ry.

Heino ju偶 wiedzia艂, 偶e Maja znikn臋艂a. Drzwi do al­kowy by艂y otwarte, pok贸j pusty, 艂贸偶ko w nie艂adzie. Dostrzeg艂 jej p臋ki w艂os贸w...

Przykry艂 Anjo, skropi艂 jej twarz zimn膮 wod膮, by od­zyska艂a przytomno艣膰. Zacisn臋艂a oczy z j臋kiem i kur­czowo obj臋艂a Heino za nog臋. Wargi wypowiedzia艂y przeci膮gle tylko jedno s艂owo:

- Nie...

M贸wi艂 do niej spokojnie o rzeczach, o kt贸rych tyl­ko oni dwoje mogli wiedzie膰. Powoli przywraca艂 j膮 do rzeczywisto艣ci.

Czas up艂ywa艂. Za d艂ugo zabawi艂 w domku na cyplu. Nie powinien by艂 opuszcza膰 Mai...

Nie powinien by艂...

Za p贸藕no.

W ko艅cu Anjo otworzy艂a oczy, by si臋 przekona膰, 偶e to rzeczywi艣cie Heino obejmuje j膮 opieku艅czo.

Pom贸g艂 jej wsta膰, w艂a艣ciwie zani贸s艂 j膮 na 艂aw臋 przy stole, nie wypuszczaj膮c z obj臋膰.

Ukry艂a twarz na jego piersi i zap艂aka艂a bezg艂o艣nie. Heino poczu艂 dojmuj膮cy 偶al. Nigdy nie widzia艂 艂ez Anjo, cho膰 przecie偶 ta kobieta dozna艂a w 偶yciu wie­le z艂a.

Wreszcie nabra艂a powietrza i zwil偶y艂a usta.

- To byli Smolarze - powiedzia艂a 艂ami膮cym si臋 g艂o­sem. Jej wargi krwawi艂y.

A wi臋c Ida wykaza艂a si臋 najlepszym instynktem!

- Moje blizny ich odstraszy艂y - szepn臋艂a. - Nawet mnie nie tkn臋li.

Wykrzywi艂a twarz. Naj偶a艂o艣niejszy u艣miech, jaki Heino widzia艂 w 偶yciu.

- Co z Maj膮? - spyta艂, potrz膮saj膮c Anjo 艂agodnie za ramiona.

Spojrza艂a ku alkowie i zamkn臋艂a oczy.

- Walczy艂a jak ry艣. My艣l臋, 偶e pobili j膮 do nieprzy­tomno艣ci, zanim... j膮 zniewolili. Zreszt膮 nie jestem pewna. Mnie te偶 bili. Skopali przed odej艣ciem.

- Dawno temu? Anjo wzruszy艂a ramionami.

- Maj膮 w贸z - powiedzia艂a. - 艁atwo b臋dzie odnale藕膰 艣lady. Zabrali j膮 ze sob膮, prawda?

Heino skin膮艂 g艂ow膮. Przepe艂nia艂a go zimna nienawi艣膰.

- Pytali j膮 o z艂oto - szepn臋艂a Anjo. - Niepotrzebnie si臋 wygada艂a...

Heino wiedzia艂, 偶e Maja nie zdradzi艂a kryj贸wki. Me­ble sta艂y na swoich miejscach.

- Dasz sobie rad臋? - zapyta艂. Anjo pokiwa艂a g艂ow膮. Heino przykry艂 偶on臋 Knuta pledem i postawi艂 obok niej dzban z wod膮.

- Knut si臋 tu wybiera艂 - powiedzia艂 chrapliwie. - Nie chcia艂, 偶eby艣 wraca艂a sama.

Anjo unios艂a k膮ciki ust w s艂abym u艣miechu.

- Musz臋 ci臋 zostawi膰. Zrozumia艂a. I nie zdziwi艂a si臋, kiedy przytroczy艂 n贸偶 do pasa.

Nie nosi艂 no偶a od chwili, kiedy opu艣cili Alt臋.

- Kochasz j膮? - Tak.

Wiedzia艂a, 偶e Heino przekazuje najwi臋cej tre艣ci, kiedy u偶ywa niewielu s艂贸w. I zna艂a jego porywczo艣膰.

Tak cz臋sto prosi艂a, by j膮 pohamowa艂. Teraz nie po­wiedzia艂a ani s艂owa.

- Dogoni膮 mnie - doda艂, gotowy do drogi. - To obo­wi膮zek Reijo i jego odpowiedzialno艣膰. Niech Knut po­wt贸rzy mu moje s艂owa.

Anjo przytakn臋艂a. Nie rozumia艂a, co Heino ma na my艣li, ale twarz m艂odzie艅ca tchn臋艂a powag膮.

- Nie czekam - zako艅czy艂. - Chodzi o 偶ycie Mai.

Knut po偶yczy艂 konia od s膮siada i na grzbiecie zwie­rz臋cia zawi贸z艂 Anjo do domku na cyplu. Nie spodzie­wa艂 si臋, 偶e zn贸w b臋dzie nienawidzi膰 z tak膮 moc膮, ale nie znajdowa艂 innych s艂贸w, by okre艣li膰 swoje uczucia.

Nikogo na 艣wiecie nie darzy艂 wi臋ksz膮 mi艂o艣ci膮 ni偶 Anjo i Maj臋.

- Tylko nie Maja! - Reijo zszarza艂 na twarzy, kiedy Knut zda艂 mu kr贸tk膮 relacj臋 z wydarze艅.

Nawet Ida nie zaprotestowa艂a, kiedy Ailo wydoby艂 n贸偶 i bezwiednie przesun膮艂 palcem po klindze, spraw­dzaj膮c, czy jest do艣膰 ostra.

Reijo przej膮艂 konia.

- Heino ma racj臋. Na mnie spoczywa odpowiedzial­no艣膰. Santeri i Ailo mog膮 ruszy膰 za mn膮.

- A ja?

- Zostaniesz z Anjo - poleci艂 Knutowi Reijo. - Ty jeste艣 za ni膮 odpowiedzialny. Mog膮 si臋 tu zjawi膰, wszak chodzi o to przekl臋te z艂oto. Nigdy nie przynio­s艂o nic dobrego.

Spi膮艂 konia i pop臋dzi艂 przed siebie.

- Musimy po偶yczy膰 wierzchowce albo je ukra艣膰 - zwr贸ci艂 si臋 Santeri do Ailo. - Na piechot臋 ich nie do­gonimy.

Ida posz艂a z nimi. Zna艂a ludzi z osady, wymy艣li艂a jak膮艣 wiarygodn膮 historyjk臋 i zdo艂a艂a po偶yczy膰 dwie szkapy.

Ailo u艣cisn膮艂 mocno dziewczyn臋, zanim ruszyli w drogi. - Zabij ich - szepn臋艂a, zaskoczona w艂asnymi s艂owami. Ailo poca艂owa艂 j膮.

- Wracaj do domu, Ido! Nie wiesz, co m贸wisz. Cho膰 mo偶na a偶 tak nienawidzi膰...

Maja s艂ysza艂a wodospad. Ten szum towarzyszy艂 im od dawna.

Mimo dr臋cz膮cego b贸lu nie straci艂a jasno艣ci my艣li.

Teraz nie mog艂a si臋 podda膰. Nie kiedy 偶ycie zn贸w nabra艂o warto艣ci.

Teraz musia艂a walczy膰.

Zwi膮zali jej r臋ce na plecach i stopy. Wi臋c stawi艂a im op贸r, skoro zdecydowali si臋 j膮 sp臋ta膰. Dw贸ch m臋偶­czyzn ba艂o si臋 takiej drobnej istoty.

Z艂oto...

Chodzi o to przekl臋te z艂oto.

Ze te偶 nie potrafi艂a utrzyma膰 j臋zyka za z臋bami!

Sprawiedliwo艣ci sta艂o si臋 zado艣膰, przysz艂o jej p艂aci膰 za w艂asn膮 nieostro偶no艣膰.

Anjo...

Co si臋 sta艂o z Anjo?

Kt贸偶 m贸g艂 wiedzie膰, 偶e Anjo ma takie potworne bli­zny.

Maja by艂a dumna z Knuta, dumna ze swego brata, kt贸ry kocha艂 Anjo. Jak prawdziwy m臋偶czyzna.

Blizny...

Czy mama mia艂a takie blizny?

Nie my艣le膰 o b贸lu!

Mogli zabi膰 Anjo.

S艂ysza艂a ich 艣ciszone g艂osy. O czym szeptali? Co planowali, my艣l膮c, 偶e wci膮偶 jest nieprzytomna?

Przypomnia艂a sobie cios. Ciemno艣膰, kt贸ra zamkn臋­艂a si臋 wok贸艂 niej. Jak 艣mier膰.

Krwawi艂a mi臋dzy nogami. Czu艂a lepk膮, ciep艂膮 ciecz i wiedzia艂a, 偶e to nie ich nasienie. Zbyt du偶o czasu up艂yn臋艂o. Krew. Nie my艣le膰 o krwi!

Wodospad.

Wiedzia艂a kt贸ry. Rozpoznawa艂a szum wodospad贸w jak g艂osy ludzi.

Chyba nie zamierzali zrzuci膰 jej ze zbocza?

Jeszcze nie wyjawi艂a, gdzie le偶y z艂oto.

Wci膮偶 stanowi艂a klucz do zagadki. Nie wyrzuca si臋 klucza.

Zmusz膮 j膮 do m贸wienia.

B臋dzie m贸wi膰.

Jak偶e Anjo zdo艂a艂a utrzyma膰 milczenie, kiedy wi臋­ziono j膮 w twierdzy?

Jak znios艂a tortury, po kt贸rych wci膮偶 nosi 艣lady na ciele?

Jak to wytrzyma艂a艣, mamo?

Nie wiedzieli, ile jest z艂ota.

Tylko tyle, 偶e Reijo je ma.

Zmusz膮 j膮, by zdradzi艂a, gdzie Reijo skrywa cenny kruszec. Powie im, 偶e wcale nie trzyma go w skrzyni przy 艂贸偶ku. Wyjawi prawd臋 o schowku w 艣cianie nad p贸艂eczk膮 w saunie.

I nie dowiedz膮 si臋, 偶e jest go znacznie wi臋cej.

Od dawna krwawi?

Nie my艣le膰 o tym!

Nie dadz膮 jej umrze膰 z up艂ywu krwi. Musi milcze膰 tak d艂ugo, jak zdo艂a wytrzyma膰.

Nie mdle膰. I udawa膰 nieprzytomn膮.

Zachowa膰 jasno艣膰 my艣li...

Heino wr贸ci艂 do domu.

Heino ich znajdzie.

Zrobi to dla niej.

Heino...

Szum wodospadu.

Maja zmusi艂a si臋, by otworzy膰 oczy. Zobaczy膰 po obu stronach ciemne zbocza, przez stulecia przepo艂awiane ogromnymi masami wody. Rzeka przebi艂a si臋 przez ska艂y. G贸ra stanowi艂a z艂owrog膮 opraw臋 opada­j膮cej stromo kaskady.

Nic nie ros艂o na spadzistych kamiennych 艣cianach wok贸艂 wodospadu. 呕adna ro艣lina nie zdo艂a艂aby zna­le藕膰 w g艂adzi skalnej szczeliny dostatecznie g艂臋bokiej, by zapu艣ci膰 korzenie.

Wodospad przynosi艂 g贸rze o偶ywcz膮 wilgo膰. Tam wysoko strumie艅 p艂yn膮艂 w膮skim korytem, by nagle rzuci膰 si臋 w d贸艂 bia艂ymi, spiralnie skr臋conymi fontan­nami wody.

Rzuci膰 si臋 w d贸艂 w pogardzie dla 艣mierci. U do艂u niesione rzek膮 kamyki utworzy艂y piar偶yst膮 pochy艂o艣膰, kt贸ra os艂ania艂a niewielkie jeziorko. Ciche i spokojne stanowi艂o niezwyk艂y kontrast dla zmagaj膮cych si臋 nad nim si艂 przyrody.

Chcia艂a zachowa膰 ten obraz pod powiekami.

Zapami臋ta膰 ziele艅 brz贸z porastaj膮cych skraj urwiska.

Wodospad...

Heino.

Reijo.

Maja nie s艂ysza艂a g艂os贸w m臋偶czyzn, odg艂os kopyt ko艅skich gdzie艣 si臋 zagubi艂.

Czu艂a jedynie ko艂ysanie wozu.

Podobne do ko艂ysania 艂odzi.

Nigdy nie le偶a艂a na wozie.

Nie wiedzia艂a, 偶e w贸z ko艂ysze jak 艂贸d藕.

P臋ta rani艂y nadgarstki.

Nie my艣le膰 o tym!

Znale藕li si臋 pod wodospadem.

Kroplisty py艂 na twarzy. Wodny potw贸r dodawa艂 Mai otuchy, zraszaj膮c j膮 艂agodnie jak letni deszcz.

Nie u艣miecha膰 si臋.

Nie pokaza膰 im, 偶e wraca do 艣wiadomo艣ci.

Zwleka膰, przeci膮ga膰, wygra膰 na czasie.

Nie da im rady pi臋艣ciami.

Mo偶e wygra膰 g艂ow膮.

My艣lenie sprawia艂o jej niemal fizyczny b贸l, ale si臋 nie poddawa艂a.

Heino czeka na dziecko!

Krwawi艂a...

Nie z tego powodu, znali si臋 zbyt kr贸tko.

呕ycie tak szybko w niej nie kie艂kuje.

Heino.

Nie, to nie do wytrzymania!

Mo偶e lepiej by艂o umrze膰.

Heino musi j膮 odnale藕膰...

10

Reijo szybko dogoni艂 Heino. W chwil臋 potem Heino ukrad艂 konia, kt贸ry pas艂 si臋 na 艂膮ce. 艁agodne zwie­rz臋 pozwoli艂o mu si臋 dosi膮艣膰.

- Nie maj膮 wielu dr贸g ucieczki. - G艂os Heino by艂 twardy jak ska艂a.

- Czy powa偶yliby si臋 na podobny czyn, gdybym ich nie odes艂a艂?

- Za p贸藕no o tym my艣le膰.

- Diabelskie z艂oto! - Reijo rzadko przeklina艂. Heino uwa偶a艂, 偶e winni s膮 ludzie, nie z艂oto. To nie rzeczy, tylko ludzie stwarzaj膮 problemy.

- Boj臋 si臋 my艣le膰, jak bardzo skrzywdzili to dziew­cz臋...

Reijo zacisn膮艂 usta. Rozmawiali, jad膮c obok siebie. Nie dbali o to, 偶e glos niesie daleko.

Uciekinierzy z pewno艣ci膮 znacznie ich wyprzedzali.

- Maja nie jest dziewczynk膮, tylko kobiet膮. Musisz wreszcie zaakceptowa膰 ten fakt, cho膰 wiem, 偶e to trudne.

Reijo nie odpowiedzia艂. Pogoni艂 konia. Chyba jed­nak lubi艂 bardziej Petriego Aalto ni偶 jego syna.

O艣miela艂 si臋 odzywa膰 do niego w taki spos贸b? Mia艂 czelno艣膰 u偶ywa膰 takich s艂贸w?

Obcy cz艂owiek m贸wi艂 mu, jaka jest Maja! Ta sama, kt贸r膮 tuli艂 w ramionach, kiedy by艂a kwil膮cym niemow­l臋ciem.

Dobrze wiedzia艂, 偶e wyros艂a.

Zna艂 j膮 od pocz臋cia, kiedy by艂a jedynie zaokr膮gle­niem na brzuchu Raiji.

Maja jest kobiet膮, to jasne! W tym w艂a艣nie tkwi艂o 藕r贸d艂o jego b贸lu.

- Odpowiadam za ni膮 - powiedzia艂. - Wiem o tym i 偶ywi臋 nadziej臋, 偶e kiedy艣 zdejm臋 ten ci臋偶ar z bark贸w.

W ten zawoalowany spos贸b usi艂owa艂 wyrazi膰, i偶 偶y­czy dziewczynie szcz臋艣cia.

- Zajm臋 si臋 Maj膮 - obieca艂 Heino. Takich obietnic nie rzuca si臋 na wiatr.

Nie przyjmowa艂 do wiadomo艣ci, 偶e sta艂o si臋 co艣 z艂e­go. Mia艂 niezachwian膮 pewno艣膰, i偶 j膮 ocali.

Reijo nie m贸g艂 tak powiedzie膰 o sobie. Jecha艂 u bo­ku tego silnego m臋偶czyzny, tak odmiennego od niego jak woda od ognia, i wyrzuca艂 sobie, 偶e nie potrakto­wa艂 powa偶nie z艂ych przeczu膰 Idy.

Jak zwykle skwitowa艂 je 艣miechem.

A Ida mia艂a ten niezwyk艂y dar przewidywania zda­rze艅.

Reijo do偶y艂 wieku, w kt贸rym inaczej traktuje si臋 nadprzyrodzone umiej臋tno艣ci.

Za m艂odu 艣mia艂 si臋 z nich z lekcewa偶eniem. Zabobo­ny, tak je nazywa艂. Nawet Raija nie umia艂a go przekona膰.

Teraz czyni艂y to c贸rki, lecz Reijo zbyt by艂 dumny, by przyzna膰 si臋 do b艂臋du.

O, tak, odpowiedzialno艣膰 le偶a艂a w jego r臋kach.

Czy Maja opowiedzia艂a Heino o swych zakazanych t臋sknotach? Czy okaza艂a a偶 tyle zaufania m臋偶czy藕nie, kt贸rego ledwo pozna艂a?

W Reijo budzi艂a si臋 zawi艣膰 w stosunku do tego cz艂o­wieka, kt贸ry sta艂 si臋 Mai bli偶szy ni偶 on sam.

Droga wznosi艂a si臋 stromo ciasn膮 dolin膮, wi艂a si臋 za­kosami wzd艂u偶 rzeki. Niebo zmieni艂o si臋 w w膮ski nie­bieski pasek mi臋dzy grzbietami strzelistych g贸r.

艢lady wozu by艂y bardzo wyra藕ne. Dlaczego nie za­dali sobie trudu, by je zatrze膰?

W贸z porusza艂 si臋 znacznie wolniej ni偶 je藕d藕cy. Wy­ra藕nie si臋 im nie spieszy艂o...

- S膮dz膮 zapewne, 偶e Anjo nie 偶yje - powiedzia艂 Heino. Szli teraz, by ul偶y膰 wierzchowcom.

- A Maj臋 ma spotka膰 ten sam los. - Reijo czyta艂 w je­go my艣lach.

Daleko przed nimi po lewej stronie ukaza艂a si臋 nie­bieska zas艂ona wodospadu.

- Dlaczego nie ruszyli w kierunku osady? Spodzie­wali si臋 chyba, 偶e ja mam z艂oto. Maja do mnie skiero­wa艂a te s艂owa.

- Mo偶e si臋 po prostu mszcz膮. S膮dz膮, 偶e jest twoj膮 c贸rk膮.

Heino usi艂owa艂 przewidzie膰 poczynania m臋偶czyzn, 偶y艂 w艣r贸d im podobnych na tyle d艂ugo, by pozna膰 ich spos贸b my艣lenia.

Nie potrafi艂 jednak.

Wiedzia艂 jedynie, 偶e porwali Maj臋.

Jego Maj臋.

Czy ten b贸l to mi艂o艣膰?

Jakie艣 przeczucie kaza艂o im zej艣膰 z drogi. A mo偶e to jaki艣 opieku艅czy anio艂 skierowa艂 ich kroki ku zboczu?

Otworzy艂 si臋 przed nimi w膮ski przesmyk, stromy, lecz pomimo to dost臋pny dla koni. Zwierz臋ta dzielnie sobie poczyna艂y w g贸rskim terenie, stawia艂y kopyta ostro偶nie i dopiero znalaz艂szy dobre podparcie, prze­nosi艂y ci臋偶ar cia艂a do przodu.

Gdyby Reijo i Heino post臋powali go艣ci艅cem, wpa­dliby prosto na w贸z z porywaczami. Instynkt nakaza艂 im unikn膮膰 bezpo艣redniego spotkania, zej艣膰 z drogi, wykorzysta膰 element zaskoczenia.

Jaki艣 czas posuwali si臋 艣cie偶k膮. Wzmagaj膮cy si臋 szum wodospadu nie pozwala艂 na rozmow臋. Zag艂usza艂 wszystko.

Zima by艂a 艣nie偶na, wiosna si臋 sp贸藕ni艂a. Topniej膮ce 艣niegi i obfite deszcze na przedn贸wku wype艂ni艂y ko­ryto rzeki.

Kaskada wodospadu by艂a pot臋偶niejsza ni偶 w po­przednich latach.

Konie trwo偶y艂y si臋, niech臋tnie zbli偶a艂y si臋 ku wodzie.

Heino szed艂 przodem. Nagle zatrzyma艂 si臋 i ostrze­gawczo uni贸s艂 d艂o艅, nakazuj膮c Reijo milczenie.

Tak jakby cokolwiek mog艂o przeszkodzi膰 Tuomasowi i Pekce...

W pierwszym odruchu Heino chcia艂 rzuci膰 si臋 do przodu.

Widzia艂 wszystko przez czerwon膮 mg艂臋. By艂 zimny i twardy jak ska艂a.

Rzecz jasna, nie ruszy艂 si臋 z miejsca. 呕ycie nauczy­艂o go wiele. Wszystkie z艂e i dobre post臋pki sk艂ada艂y si臋 na t臋 sum臋 do艣wiadcze艅, kt贸ra kaza艂a mu dzia艂a膰 roz­wa偶nie.

Reijo sp臋ta艂 konie. I on nie straci艂 panowania nad sob膮, kontrolowa艂 uczucia, nie pozwala艂, by w艣cie­k艂o艣膰 przes艂oni艂a trze藕wo艣膰 dzia艂ania. Zbyt mocno obaj kochali Maj臋, by nieostro偶no艣ci膮 doprowadzi膰 do jej 艣mierci.

Heino wyci膮gn膮艂 n贸偶 i ruszy艂 w d贸艂 po ska艂ach. Cho膰 mocno zbudowany i ci臋偶ki, porusza艂 si臋 zadzi­wiaj膮co zwinnie. Zupe艂nie jakby nie by艂 synem najmi­ty i rybaka, tylko urodzonym g贸ralem.

Reijo nie patrzy艂, gdzie stawia stopy. Zna艂 tu ka偶dy kamie艅. Nawet nie musia艂 przemyka膰 si臋 chy艂kiem, tamci byli zbyt zaj臋ci, by podnosi膰 g艂owy.

Woda opada艂a tu偶 obok, z og艂uszaj膮cym rykiem p臋­dzi艂a ku jeziorku, odbijaj膮c si臋 od kamiennej p贸艂ki.

Heino spojrza艂 ku owej p贸艂ce przez szparki oczu. Zlustrowa艂 j膮 wzrokiem, spojrza艂 w g贸r臋 i wykrzy­wi艂 si臋.

Reijo zacisn膮艂 pi臋艣ci, staraj膮c si臋 nie patrze膰 w d贸艂. Do diab艂a, schodzenie by艂oby zbyt mozolne! Nie ma co zwleka膰. Nie mieli czasu do stracenia.

Maja nie mia艂a czasu.

Poczu艂, jak narasta w nim uczucie paniki, i zagryz艂 z臋by, by si臋 opanowa膰.

Ju偶 raz prze偶y艂 co艣 podobnego. Raija. Twierdza.

Zamierzali j膮 uwolni膰. Na oczach oficer贸w i 偶o艂da­k贸w dokona膰 rzeczy niemo偶liwej.

By艂o ich czterech, przeciwnik贸w co najmniej dwu­krotnie wi臋cej.

Wtedy dzia艂a艂 spokojnie i pewnie.

Reijo si臋gn膮艂 do no偶a, upewni艂 si臋, 偶e jest na swoim miejscu.

Dotkn膮wszy ch艂odnej r臋koje艣ci, uspokoi艂 si臋.

Heino zmarszczy艂 czo艂o. Pozostawa艂o tylko jedno wyj艣cie.

Szkoda, 偶e nie ma Ailo...

Nachyli艂 si臋 nad towarzyszem i krzykn膮艂 mu do wprost do ucha:

- Potrafisz rzuca膰 arkanem?

Zaskoczony Reijo skin膮艂 g艂ow膮. Kiedy艣 umia艂, daw­no temu.

Wtedy dopiero przypomnia艂 sobie, 偶e ma przy ar­kan Ailo.

- Przynios臋 go - powiedzia艂 i jak kozica ruszy艂 w g贸­r臋. Dopad艂 koni i b艂yskawicznie wr贸ci艂 do Heino, nie obluzowawszy po drodze ani jednego kamienia.

Heino wskaza艂 mu punkt poni偶ej.

Reijo zrozumia艂.

W milczeniu ruszyli w tym kierunku.

Znale藕li si臋 na otwartej przestrzeni, gdzie jedyn膮 os艂on臋 stanowi艂y pot臋偶ne bloki skalne. Na szcz臋艣cie ogromne masy wody pozwala艂y im przemyka膰 si臋 nie­postrze偶enie.

Reijo dzi臋kowa艂 Bogu za p贸藕ne topnienie 艣nieg贸w. Kto wie, mo偶e jest w tym wszystkim r臋ka opatrzno­艣ci? Chocia偶 nie, przecie偶 nie pozwoli艂aby na to, by Mai dzia艂a si臋 krzywda.

Biedne dziecko, znowu do艣wiadczane przez los.

Heino nazwa艂 j膮 dzikim ptakiem... Dziki ptak, kt贸­remu zn贸w podci臋to skrzyd艂a.

Reijo przycupn膮艂 za blokiem skalnym, opar艂 si臋 o niego plecami. S艂ysza艂 szum wodospadu i chrapliwy oddech Heino, oddech dzikiego zwierz臋cia, kt贸re led­wie panuje nad sob膮.

Czujnym wzrokiem i spr臋偶ystymi ruchami m艂o­dzieniec przypomina艂 rysia, wielkiego le艣nego kota. Tak偶e cierpliwo艣ci膮 i opanowaniem. Reijo widywa艂 ry­sie, kt贸re potrafi艂y godzinami obserwowa膰 ofiar臋, za­nim uderza艂y. Zawsze z t膮 sam膮 przera偶aj膮c膮 perfek­cj膮. Pod ch艂odnym spokojem Heino czai艂 si臋 ogie艅.

Jak w mielerzu.

Reijo sprawdzi艂 i zwin膮艂 arkan. W my艣lach przygo­towa艂 si臋 do rzutu.

Zdawa艂 sobie spraw臋, 偶e ma tylko jedn膮 pr贸b臋.

Je艣li nie trafi, sprowadzi 艣mier膰 na Maj臋.

Wystarczaj膮cy pow贸d, by nie opanowa膰 dr偶enia r膮k.

Blok skalny tkwi艂 w tym miejscu od tysi臋cy lat. Re­ijo czu艂 ch艂贸d kamienia na plecach. Musia艂 by膰 jak on, zimny i twardy. Czy kamie艅 udzieli mu swej mocy?

Wci膮gn膮艂 powietrze w p艂uca i skin膮艂 g艂ow膮 w kie­runku Heino, kt贸ry obserwowa艂 go w milczeniu. Czy Heino potrafi艂 pos艂ugiwa膰 si臋 arkanem? Zapewne nie, skoro jemu powierzy艂 to zadanie.

Reijo pami臋ta艂 reny, kt贸re 艂apa艂. Pami臋ta艂 trud zna­kowania i kastrowania tych zwierz膮t.

Czasami pud艂owa艂, ale rzuca艂 arkanem niemal tak zr臋cznie jak Mikkal.

Teraz chodzi o c贸rk臋 Mikkala.

Czy jeszcze 偶yje?

Heino wpatrywa艂 si臋 w scen臋, rozgrywaj膮c膮 si臋 przed ich oczyma. Sta艂 bez ruchu, cho膰 zaciska艂 z臋by, a nozdrza mu dr偶a艂y.

Jak m贸g艂 to wytrzyma膰?

Reijo zmusi艂 si臋, by uczyni膰 to samo.

Odwr贸ci艂 si臋 wolno.

Tylko konie przedstawia艂y sielski widok. Cho膰 nie wyprz臋gni臋te od wozu, pas艂y si臋 spokojnie, korzysta­j膮c z obfito艣ci trawy i dost臋pu do wody.

Cia艂o Mai...

Czy w tak nieruchomym ciele mo偶e jeszcze tli膰 si臋 偶ycie?

Maja, przegi臋ta w biodrach, na wp贸艂 le偶a艂a na wo­zie, nogami oparta o ziemi臋.

Czarne w艂osy na tle burych work贸w, g艂owa przy­kryta. Zadusili j膮?

M臋偶czyzna za ni膮, oparty o biodra dziewczyny, podtrzymywa艂 suknie. Spodnie opu艣ci艂 do kostek. Na g艂owie nie mia艂 kapelusza.

Ten drugi, leniwie oparty o kamie艅, pali艂 fajk臋.

Czeka艂 na swoj膮 kolej.

Polu藕ni艂 pasek. A mo偶e ju偶 zd膮偶y艂 si臋 zaspokoi膰.

Reijo chcia艂 zap艂aka膰, ale nie potrafi艂.

By艂 zimny jak g艂az.

Mo偶e kamie艅 podzieli艂 si臋 z nim sw膮 si艂膮?

Wiedzia艂, co powie Heino. Zmierzy艂 odleg艂o艣膰 wzro­kiem, uzna艂, 偶e ma szans臋.

- Ten przy wozie... Heino m贸wi艂 z trudno艣ci膮.

Tuomas. Ten, kt贸ry nie 偶yczy艂 sobie obecno艣ci ko­biet przy pozyskiwaniu smo艂y.

Ten sam, kt贸rego Maja zarzuci艂a z艂o艣liwo艣ciami. Heino od艂o偶y艂 kapelusz i przeci膮gn膮艂 palcami po ostrzu no偶a.

- Zaci艣nij mu p臋tl臋 na ramionach. Reijo wiedzia艂, 偶e nie wystarczy trafi膰. P臋tla musi unieszkodliwi膰 Tuomasa, nie pozwoli膰 mu na u偶ycie no偶a.

Heino wy艣lizgn膮艂 si臋 zza kamienia, zla艂 si臋 w jedno z nabrze偶nymi zaro艣lami. Zbli偶a艂 si臋 do Pekki, kt贸ry nie spodziewa艂 si臋 niebezpiecze艅stwa.

Reijo nie zapyta艂, czy Heino potrafi膰 pos艂ugiwa膰 si臋 no偶em.

Nie by艂o potrzeby.

Spos贸b, w jaki uj膮艂 r臋koje艣膰, stan ostrza, starannie do­pasowana pochwa - wszystko to 艣wiadczy艂o o tym, 偶e ten cz艂owiek zna si臋 na broni. I nie musi si臋 tym chwali膰.

By艂 urodzonym przyw贸dc膮.

Reijo wstrzyma艂 oddech. Z lekkim zdziwieniem za­uwa偶y艂, 偶e ma suche d艂onie.

Ryk wodospadu.

Mo偶e krzycza艂a?

Mo偶e woda zag艂uszy艂a jej j臋ki?

Heino znalaz艂 si臋 tu偶 za Pekk膮. Jeszcze kilka kro­k贸w i go dopadnie.

Reijo wola艂 nie nazywa膰 rzeczy po imieniu. Wola艂 nie my艣le膰, 偶e Heino zatopi w tamtym n贸偶.

Heino skin膮艂 lekko g艂ow膮 i znikn膮艂 w zaro艣lach.

Przysz艂a kolej na Reijo.

Heino by艂 got贸w.

Uderzy, kiedy arkan 艣wi艣nie w powietrzu.

Jeden rzut.

Jeden pewny rzut.

Reijo podni贸s艂 si臋 wolno. Wiedzia艂, 偶e wystawia si臋 na widok, ale zar贸wno Tuomas, jak i Pekka byli obr贸­ceni do niego plecami.

Nie m贸g艂 poj膮膰, sk膮d bra艂a si臋 ich nieostro偶no艣膰.

Mo偶e wypili co艣 na odwag臋.

Arkan le偶a艂 w d艂oniach tak jak trzeba. Trafi, nie m贸g艂 poddawa膰 si臋 zw膮tpieniu.

Na pewno trafi.

Wbi艂 wzrok w plecy Tuomasa i post膮pi艂 par臋 krok贸w do przodu, by 偶adna ga艂膮藕 nie przeci臋艂a linii lotu linki.

Dzia艂a艂 jak maszyna. Raz przyswojona umiej臋tno艣膰 zostaje w cz艂owieku na ca艂e 偶ycie.

Chcia艂 w to wierzy膰.

Uszy wy艂apa艂y jaki艣 d藕wi臋k, kt贸ry przedar艂 si臋 przez nieustaj膮cy szum wody.

Odg艂os kopyt?

Nie m贸g艂 d艂u偶ej zwleka膰.

Uni贸s艂 rami臋.

Wielki Bo偶e, 偶eby tylko linka nie okaza艂a si臋 zbyt kr贸tka! Tylko tego nie wzi膮艂 pod uwag臋.

Czas si臋 zatrzyma艂, kiedy arkan przeci膮艂 powietrze. Cz艂owiek, kt贸ry od d艂u偶szego czasu przebywa艂 w og艂uszaj膮cym huku wody, nie m贸g艂 us艂ysze膰 ciche­go 艣wistu.

Reijo dostrzeg艂 z przera偶eniem, 偶e p臋tla maleje w oczach.

Nie zdo艂a opasa膰 Tuomasa w ramionach.

W tej samej chwili Pekka dostrzeg艂 link臋.

Nie zd膮偶y艂 krzykn膮膰. Heino wychyn膮艂 z krzak贸w i znalaz艂 si臋 przy nim w u艂amku sekundy. Chwyci艂 go za gard艂o, b艂ysn膮艂 mu no偶em przed twarz膮.

Reijo wyra藕niej us艂ysza艂 odg艂os kopyt.

Min臋艂o zaledwie kilka sekund.

P臋tla opad艂a na czo艂o Tuomasa. M臋偶czyzna obr贸ci艂 si臋 gwa艂townie, nie puszczaj膮c bioder Mai.

Reijo zajrza艂 w jego rozszerzone oczy, zobaczy艂 usta otwarte w niemym krzyku i, zaciskaj膮c z臋by, po­ci膮gn膮艂 z ca艂ych si艂 za arkan.

Tuomas run膮艂 w ty艂, gwa艂townym szarpni臋ciem oderwany od zbrukanego cia艂a Mai.

Podni贸s艂 d艂onie do twarzy, ale nie zd膮偶y艂 nawet do­tkn膮膰 linki. Wygi膮艂 si臋 w konwulsjach.

Reijo przez d艂u偶sz膮 chwil臋 nie zwalnia艂 uchwytu.

Heino uderzeniem pi臋艣ci pozbawi艂 Pekk臋 przytom­no艣ci.

T臋tent sta艂 si臋 wyra藕niejszy. Zza zakr臋tu drogi wy­padli Ailo i Santeri.

Heino znalaz艂 si臋 przy Mai przed innymi. Jego ogromne d艂onie nagle sta艂y si臋 艂agodne i delikatne. Od­wr贸ci艂 cia艂o dziewczyny ostro偶nie, jakby zdj臋ty oba­w膮, 偶e pod dotykiem rozsypie si臋 na drobne kawa艂ki.

Twarz Mai przedstawia艂a straszny widok.

G艂adzi艂 j膮 palcami, delikatnie odsun膮艂 powieki, mu­sn膮艂 usta, upewniaj膮c si臋, 偶e oddycha. Przeci膮艂 wi臋zy, krepuj膮ce jej nadgarstki.

Cia艂o dziewczyny by艂o lodowato zimne.

Stan臋li wszyscy u jego boku, r贸wnie bladzi, nape艂­nieni t膮 sam膮 w艣ciek艂o艣ci膮.

Heino podni贸s艂 Maj臋. Jego cia艂o by艂o ciep艂e i 偶ywe. Tak bardzo pragn膮艂 odda膰 jej to ciep艂o i 偶ycie, wszyst­ko co mia艂 w sobie.

Aleksanteri zachowa艂 trze藕wo艣膰 my艣lenia. Od ra­zu zorientowa艂 si臋, 偶e rzeczy nie doprowadzono do ko艅ca.

- Nie u偶yli艣cie no偶y? - spyta艂.

Reijo potrz膮sn膮艂 g艂ow膮. Dr偶a艂 z zimna, cho膰 powie­trze nie zd膮偶y艂o si臋 jeszcze och艂odzi膰.

Arkan sparzy艂 mu d艂onie. Kiedy go pu艣ci艂, l贸d 艣ci膮艂 mu serce.

- Nie wiem, czy Pekka jest martwy - wyrzek艂 Heino g艂osem nie z tego 艣wiata.

- Zaraz b臋dzie - wycedzi艂 Santeri. Poci膮gn膮艂 Ailo w kierunku Tuomasa.

- Musimy poprawi膰 mu spodnie. Ailo usun膮艂 p臋tl臋, staraj膮c si臋 nie patrze膰 na twarz, kt贸ra st臋偶a艂a w nieludzkim grymasie. Wzrokiem omi­ja艂 oczy zmar艂ego, rozwarte z przera偶enia, j臋zyk...

- Damy rad臋 zanie艣膰 ich na g贸r臋? Aleksanteri spojrza艂 na niego przeci膮gle.

- Musimy, nieprawda偶? Oni odwalili za nas najgor­sz膮 robot臋. Nasze zadanie jest znacznie prostsze, ch艂opcze.

Ailo odwr贸ci艂 twarz ku stromemu zboczu.

Zaj臋艂o im to znacznie wi臋cej czasu, ni偶 s膮dzili. Co chwila zerkali ze strachem na drog臋. Latem pojawiali si臋 na niej podr贸偶ni, zw艂aszcza pod koniec tygodnia.

Tuomas by艂 ci臋偶ki, w po艂owie drogi omal nie wy­pad艂 im go z r膮k. Wyg艂adzone wod膮, 艣liskie ska艂y nie dawa艂y pewnego oparcia.

Santeri straci艂 r贸wnowag臋 i pu艣ci艂 cia艂o, kt贸re run臋­艂o z 艂omotem na ziemi臋.

- I tak by艂 ju偶 martwy - stwierdzi艂 beznami臋tnie. Mia艂 racj臋.

Ukryli zw艂oki za lichym krzaczkiem i wr贸cili po Pekk臋.

Ailo nie by艂 pewien, czy Pekka przesta艂 dycha膰. Santeri orzek艂, 偶e nie ma to najmniejszego znaczenia.

Dobrze ich znal...

Ailo nie potrafi艂 przyzwyczai膰 si臋 do widoku 艣mierci.

Nienawidzi艂 si臋 za to, 偶e w tym uczestniczy, lecz jeszcze bardziej nienawidzi艂 tych m臋偶czyzn.

Przypomnia艂 sobie Anjo, rozdygotan膮 jak li艣膰 w ra­mionach Knuta. Przypomnia艂 sobie jej niesk艂adn膮 re­lacj臋.

Wystarczy艂o spojrze膰 w d贸艂, by zobaczy膰 Maj臋. Nie poruszy艂a si臋 od chwili, kiedy Heino wzi膮艂 j膮 na r臋ce.

Zha艅biona, zbita, z艂amana...

Jego siostra.

Jedyna zosta艂a z tego samego rodu. Z tej samej krwi.

Spoceni i podrapani dotarli na szczyt, targaj膮c cia艂o Tuomasa.

- To niezbyt szlachetny post臋pek, ch艂opcze, ale nie mo偶emy wr贸ci膰 do osady, przywo偶膮c dwa trupy ze so­b膮. Twoja siostra do艣膰 si臋 wycierpia艂a - rzek艂 Santeri wprost.

Podci膮gn臋li oba cia艂a nad wysoki w tym miejscu brzeg. Kilkana艣cie metr贸w dalej rzeka opada艂a rycz膮­c膮 kaskad膮 w przepa艣膰. Zepchn臋li cia艂a i odsun臋li si臋 na bezpieczn膮 odleg艂o艣膰. Dysz膮c ci臋偶ko, obserwowali, jak zw艂oki gin膮 w kipieli, wyp艂ywaj膮 zn贸w na po­wierzchni臋 i nikn膮 za skrajem urwiska. Wr贸cili t膮 sa­m膮 drog膮, nie patrz膮c na siebie.

Reijo wrzuci艂 do rzeki plecaki Smolarzy. Uzna艂, 偶e w ten spos贸b uwiarygodnia ich przypadkow膮 艣mier膰 w odm臋tach.

Heino i Ailo nie pomy艣leli o tym.

- Konie i w贸z zabieramy - rzek艂 Reijo, my艣l膮c o Mai.

- Wszyscy s膮dz膮, 偶e w贸z nale偶y do mnie - oznajmi艂 Santeri. - A tym dw贸m bardzo spieszy艂o si臋 do domu. Za bardzo, jak si臋 okazuje.

- Co z ni膮? - spyta艂 Ailo. Reijo przy艂o偶y艂 d艂o艅 do czo艂a.

- Musimy jak najszybciej zawie藕膰 j膮 do domu. Heino ogrzewa j膮 w艂asnym cia艂em. Znasz si臋 na zio艂ach, Ailo? Ravna si臋 zna艂a, u nas leczeniem zajmowa艂a si臋 Maja. Teraz nie mo偶e nam pom贸c.

- Wiem co nieco - odrzek艂 Ailo.

- Ten sam przekl臋ty ch艂贸d - wyrzek艂 ci臋偶ko Reijo. - Mia艂a go Raija, raz przydarzy艂o si臋 to Mai, ale s膮dzi­艂em, 偶e pozby艂a si臋 go na zawsze. Wygl膮da, jakby by­艂a pogr膮偶ona w letargu, Ailo.

Ailo zrozumia艂, o czym m贸wi przybrany ojciec Mai.

Reijo zapatrzy艂 si臋 przed siebie.

- To w艂a艣nie, bardziej ni偶 cokolwiek innego, m贸wi mi, 偶e Raija nie 偶yje. Ten ch艂贸d nale偶a艂 do niej, nikt go nie dziedziczy艂. Teraz chroni Maj臋. Wi臋c mo偶e Ra­ija nie potrzebuje ju偶 ochrony?

Ailo nic nie odpowiedzia艂.

Santeri powozi艂, Ailo i Reijo dosiedli koni. Pozosta­艂e wierzchowce przywi膮zali do wozu, by zwr贸ci膰 je prawowitym w艂a艣cicielom.

Heino siedzia艂 na wozie. Otuli艂 Maj臋 kurtk膮. Obj膮艂 j膮 ramionami z tak膮 moc膮, jakby ju偶 nigdy nie zamie­rza艂 pu艣ci膰.

11

Rozpalone przez Id臋 ognisko dogasa艂o ju偶, kiedy dotarli do domu.

Dziewczyna momentalnie znalaz艂a si臋 przy wozie. Spojrza艂a na Maj臋, le偶膮c膮 w ramionach Heino, i spy­ta艂a, przeczuwaj膮c najgorsze:

- Nie 偶yje? Ailo zeskoczy艂 na ziemi臋. Po drodze zd膮偶y艂 zwr贸ci膰 konie 'w艂a艣cicielom.

Po艂o偶y艂 d艂onie na ramionach Idy. Oboje potrzebo­wali wzajemnej blisko艣ci.

- 呕yje, Ido. Ale niewiele brakowa艂o.

Wzrokiem prosi艂 j膮, by nie zadawa艂a 偶adnych pyta艅.

Heino zsun膮艂 si臋 z wozu. Trzyma艂 Maj臋 z tak膮 ostro偶­no艣ci膮, jakby by艂a zrobiona z porcelany. Postarza艂 si臋 na twarzy o dziesi臋膰 lat.

Wszyscy wygl膮dali tak samo, poszarzali, spi臋ci, skrywaj膮cy tajemnic臋 tak straszn膮, 偶e nie o艣mielali si臋 o niej m贸wi膰.

Nawet Ailo.

Reijo przystan膮艂 ko艂o Idy i pog艂aska艂 j膮 po policzku.

- Wiesz, gdzie Maja trzyma lekarstwa? - spyta艂. - Swoje zio艂a?

- Na p贸艂ce nad drzwiami - odpowiedzia艂a bez na­mys艂u. Nie zna艂a si臋 na zio艂ach, nigdy jej to nie inte­resowa艂o.

- Pomo偶esz Ailo - poleci艂.

Ailo 艣cisn膮艂 r臋k臋 dziewczyny, jakby dodaj膮c jej otu­chy. Ida mia艂a jednak wra偶enie, 偶e i on szuka wsparcia.

- Co spali艂a艣? - zdziwi艂 si臋.

- 艁贸偶ko - odrzek艂a z zawstydzeniem. - Anjo powie­dzia艂a mi o wszystkim. Nie mog艂am znie艣膰 my艣li, 偶e Ma­ja wr贸ci na to 艂贸偶ko. Tyle... z艂ego jej na nim wyrz膮dzili.

Reijo poczu艂 wzruszenie. Ida rozumowa艂a inaczej ni偶 wi臋kszo艣膰 ludzi, ale w swoich post臋pkach zawsze kierowa艂a si臋 dobrem bli藕nich.

Nie zapyta艂a, jaki los spotka艂 tamtych dw贸ch Fi­n贸w, stara艂a si臋 o tym nie my艣le膰. Zaci臋te twarze m臋偶­czyzn m贸wi艂y jej, 偶e smolarze ju偶 nie wr贸c膮. Wi臋cej nie chcia艂a wiedzie膰.

Heino po艂o偶y艂 Maj臋 na 艂awie kuchennej. Nie musia艂 zagl膮da膰 do alkowy, by wiedzie膰, co sp艂on臋艂o nad rzek膮.

Zrobi艂by to samo. Musia艂a si臋 nam臋czy膰, 偶eby w po­jedynk臋 wyci膮gn膮膰 ci臋偶ki mebel - ma艂a Ida o wielkim sercu! K膮tem oka dostrzeg艂, 偶e do kuchni wszed艂 Reijo. Zatrzyma艂 si臋, patrz膮c na Maj臋, potem do艂o偶y艂 drew do pieca i rozpali艂 ogie艅. Heino rozebra艂 dziewczyn臋, deli­katnie i ostro偶nie 艣ci膮gn膮艂 z niej ca艂e ubranie.

Reijo nie wytrzyma艂 i odwr贸ci艂 si臋. Ale i tak nie m贸g艂 nie zauwa偶y膰 plam zaschni臋tej krwi na brzuchu, mi臋dzy udami.

- S膮dzisz, 偶e by艂a przy nadziei? - wyszepta艂 chrapli­wie.

- Nie - odrzek艂 Heino. - Potrzeba mi ciep艂ej wody i czystego p艂贸tna. Ubranie spalcie.

Reijo poczu艂 ulg臋, 偶e mo偶e wyj艣膰 z izby. Kiedy wr贸ci艂, zd膮偶yli ju偶 obmy膰 Maj臋 letni膮 wod膮, kt贸r膮 znale藕li w kuchni. St贸艂 zawalony by艂 drewnianymi pude艂kami i dzbankami. Ailo studiowa艂 ich za­warto艣膰 z bezradno艣ci膮 w oczach.

Heino otuli艂 Maj臋 we艂nianymi pledami i przykry艂 sk贸rami. Siedzia艂 przy niej, nie odst臋powa艂 ani na chwi­l臋. G艂adzi艂 po twarzy, po spl膮tanych w艂osach. Nie roz­czesali ich, nie chc膮c sprawi膰 jej niepotrzebnego b贸lu.

- To krwotok - wyja艣ni艂a Ida. - Ailo nie zna zi贸艂, kt贸­re mog艂yby jej pom贸c. Na szcz臋艣cie nie traci wiele krwi...

Reijo zamkn膮艂 oczy. Nie potrafi艂 si臋 modli膰.

- Wci膮偶 jest zimna? - spyta艂. Heino skin膮艂 g艂ow膮.

- Tak, ale oddycha r贸wnomierniej. Reijo od d艂u偶szej chwili mia艂 takie wra偶enie, ale ba艂 si臋, 偶e to z艂udzenie. Jednak si臋 nie myli艂.

- Wydobrzeje - rzek艂 z niezachwian膮 pewno艣ci膮. Nie potrafi艂 jednak znale藕膰 w sobie r贸wnie silnego przekonania, 偶e Maja nie dozna uszczerbku na duszy. Tego nie m贸g艂 obieca膰.

- Jak d艂ugo pastwili si臋 nad ni膮, zanim... odp艂yn臋艂a? - Zastanawia艂 si臋 Heino. - Ile b臋dzie z tego pami臋ta膰?

Nikt nie zna艂 odpowiedzi. Odr臋twienie Mai by艂o stanem dla nich niepoj臋tym, lecz przynajmniej je za­akceptowali. Reijo zastanawia艂 si臋, czy t臋 przedziwn膮 umiej臋tno艣膰 dziewczyna posiad艂a ju偶 na zawsze. A mo­偶e zn贸w zosta艂a jej udzielona przez inn膮 istot臋? Tylko dlatego, 偶eby mog艂a prze偶y膰?

Santeri ruszy艂 na cypel. Wyczu艂, 偶e jego obecno艣膰 sta­nowi pewien zgrzyt. Tych pi臋cioro stanowi艂o rodzin臋.

Poza tym Knut i Anjo niecierpliwie wyczekiwali wiadomo艣ci. Santeri uwa偶a艂 te偶, 偶e Knut winien mu jest wyja艣nienie. Na temat z艂ota.

Poczu艂 si臋 g艂臋boko dotkni臋ty tym, 偶e o niczym nie wiedzia艂. Czy偶by przestali uznawa膰 go za osob臋 god­n膮 zaufania?

Pozostali czuwali przy Mai.

Heino nie tkn膮艂 jedzenia, wypi艂 odrobin臋 wody, kt贸r膮 mu podali. Nie odchodzi艂 od Mai na krok, wi­sia艂 wzrokiem na jej twarzy, g艂adzi艂 po policzku, do­tyka艂 przymkni臋tych powiek, ust.

Ca艂owa艂 posiniaczon膮 sk贸r臋.

Nikt nie m贸g艂 ju偶 mie膰 w膮tpliwo艣ci, 偶e mi臋dzy dwojgiem tych ludzi rodzi si臋 ogromne, bezgraniczne uczucie.

Reijo siedzia艂 za sto艂em. Nie porusza艂 si臋, z艂o偶y艂 d艂onie na blacie, jego oczy zmatowia艂y. B贸l i cierpie­nie Mai odczuwa艂 nieomal fizycznie.

Ailo i Ida znale藕li sobie miejsce na pokrywie skrzy­ni na drewno. Siedzieli ciasno spleceni. W izbie by艂o bardzo ciep艂o, rozpalili du偶y ogie艅 w nadziei, 偶e sto­pi on l贸d, kt贸ry ow艂adn膮艂 cia艂em Mai.

Ida pomy艣la艂a, 偶e Maja wygl膮da jak larwa spowita w ko­kon, czekaj膮ca na chwil臋, gdy przemieni si臋 w motyla.

Ta my艣l sprawi艂a dziewczynie przykro艣膰. Nie wie­dzie膰 dlaczego przemiana wi膮za艂a si臋 jej ze 艣mierci膮. W g艂owie mia艂a zam臋t. Przyzwyczajona do tego, by przemy艣lenia natychmiast zamienia膰 w s艂owa, teraz wszystko dusi艂a w sobie.

Nad ranem Maja poruszy艂a si臋. Ju偶 d艂ugie godziny siedzieli w milczeniu, zapomniawszy o bo偶ym 艣wiecie, jakby czas przesta艂 istnie膰, a wszystko sta艂o niesko艅­czono艣ci膮. S艂o艅ce jednak toczy艂o sw膮 tarcz臋 nad grze­bieniem g贸r.

Poderwali si臋 z miejsc. Heino 艣cisn膮艂 mocniej d艂o­nie dziewczyny.

I nic.

Tylko si臋 poruszy艂a.

Wszystkim jednak wyda艂o si臋, 偶e policzki Mai na­bra艂y 偶ywszych kolor贸w. Nikt mimo to si臋 nie ode­zwa艂, nikt nie odwa偶y艂 si臋 rozbudzi膰 nadziei, kt贸re wszak mog艂y okaza膰 si臋 p艂onne.

Mo偶e wstaj膮cy 艣wit zabarwi艂 sk贸r臋 dziewczyny? Mo偶e poranek, zdj臋ty lito艣ci膮, zabawi艂 si臋 w malarza?

S艂once oznajmia艂o po艂udnie, kiedy drgn臋艂y jej war­gi. Heino nachyli艂 si臋 nad Maj膮, zakrywaj膮c j膮 niemal swoim cia艂em. Przy艂o偶y艂 ucho do ust dziewczyny.

Potem wyprostowa艂 si臋 i pozbawion膮 wyrazu twarz obr贸ci艂 ku Reijo.

- Wo艂a twoje imi臋.

I wtedy us艂yszeli to wszyscy. Wargi Mai uk艂ada艂y s艂o­wa.

- Reijo - szepn臋艂y. - Reijo, wybacz mi! Stan膮艂 u boku Heino, chwyci艂 d艂o艅 dziewczyny. By­艂a ch艂odna, Maja wci膮偶 tkwi艂a w sennym odr臋twieniu.

- Nie wiedzia艂am o tobie - m贸wi艂a. - By艂oby ina­czej, gdybym wiedzia艂a o tobie. Wybacz mi. Tylko cie­bie mog臋 o to prosi膰. B艂aga膰 o przyja藕艅. Pozw贸l mi spoczywa膰 w wodzie.

G艂os zamar艂.

Reijo sta艂 d艂ugo, 艣ciskaj膮c jej d艂o艅. I patrzy艂. Wpa­trywa艂 si臋 w twarz Mai.

Potem otrz膮sn膮艂 si臋 raptownie, jakby zrzuca艂 z sie­bie jaki艣 czar. Wsun膮艂 d艂o艅 dziewczyny pod futrzan膮 narzut臋 i wyszed艂 bez s艂owa.

Pozostali spojrzeli po sobie.

Powietrze w izbie zrobi艂o si臋 ci臋偶kie.

Ailo zamkn膮艂 oczy i opar艂 g艂ow臋 o 艣cian臋. Na jego twarzy pojawi艂 si臋 wyraz cierpienia. 艢cisn膮艂 Id臋 za rami臋.

- Co to by艂o? - spyta艂a dziewczyna. - Co mia艂a na my艣li? Dlaczego prosi艂a tat臋 o wybaczenie? I czemu chce spoczywa膰 w wodzie...?

Ida zadr偶a艂a, zdj臋ta nag艂ym l臋kiem.

Twarz Heino te偶 wyra偶a艂a zdziwienie. Zdziwienie i zak艂opotanie.

Ailo oddycha艂 ci臋偶ko przez nos. Przenosi艂 wzrok z Idy na Heino.

- To nie by艂a Maja - wyj膮ka艂. - Nie s艂yszeli艣cie? To nie by艂 jej g艂os!

Ida zmarszczy艂a czo艂o.

- Brzmia艂 dziwnie - przyzna艂a, a Heino skin膮艂 g艂ow膮.

- Raija - wyszepta艂 Ailo. Imi臋 jak wiatr przemkn臋­艂o przez jego wargi. Przez ma艂y lufcik s艂o艅ce rzuca艂o do 艣rodka czerwone promienie, o艣wietla艂o twarz Mai. - To by艂 g艂os Raiji - powt贸rzy艂 Ailo.

- Nie wierz臋. - Ida stara艂a si臋 zachowa膰 rozs膮dek. - Nie spa艂e艣 ca艂膮 noc. Przes艂ysza艂e艣 si臋, Ailo.

Tak, by艂 zm臋czony. Mia艂 przekrwione oczy. Zn贸w skala艂 swoje r臋ce przemoc膮 i sam siebie nie potrafi艂 rozgrzeszy膰 z w艂asnych uczynk贸w. Jego serce p艂aka艂o, roni艂o 艂zy. Za Maj臋. I za Anjo. Marzy艂 o tym, by po­艂o偶y膰 si臋 i zasn膮膰, spa膰 wiele dni. I nie m贸g艂 tego uczy­ni膰, musia艂 czuwa膰 u boku siostry.

Nie straci艂 jednak kontroli nad zmys艂ami.

S艂uch go nie myli艂.

- Zapytaj swego ojca - powiedzia艂 niech臋tnie. Na­wet nie pr贸bowa艂 jej przekonywa膰. - Spytaj Reijo, do kogo nale偶a艂 g艂os! Zapytaj, dlaczego wypad艂 z izby w takim po艣piechu!

Ailo mia艂 pewno艣膰. Tego g艂osu nie m贸g艂 pomyli膰 z 偶adnym innym. Osobliwa mieszanina trzech j臋zy­k贸w, akcentu i intonacji. Niski, przejmuj膮cy tembr, brzmienie aksamitne i twarde zarazem. Ida i Heino go nie znali. Dla Ailo Raija by艂a jak matka, pami臋ta艂 j膮.

Raija m贸wi艂a przez c贸rk臋.

Ailo upewni艂 si臋, 偶e Raija 偶yje. Dusze zmar艂ych nie przekazuj膮 takich wiadomo艣ci.

Reijo wyszed艂, bo te偶 to poj膮艂.

- My艣lisz, Heino, 偶e moja matka, kt贸r膮 wszyscy uwa偶aj膮 za zmar艂膮, przemawia przez usta Mai? - spy­ta艂a Ida z niedowierzaniem.

Chochliki, trolle i skrzaty to jedno...

Postaci z wierze艅 ludowych. Mo偶na si臋 ich ba膰, uda­wa膰, 偶e istniej膮. Ida akceptowa艂a je jak element pradaw­nych zabaw i rytua艂贸w. Uwa偶a艂a, 偶e nikomu nie przy­nosz膮 krzywdy, ale i nie maj膮 wielkiego znaczenia. Nie zaprz膮ta艂a sobie g艂owy w臋dr贸wk膮 dusz, czy to ludzi 偶y­wych, czy umar艂ych. Ida st膮pa艂a mocno po ziemi.

Wierzy艂a w to, co mo偶na zobaczy膰, i w to, czego mo偶na dotkn膮膰. Ailo natrz膮sa艂 si臋 z dziewczyny, m贸­wi膮c, 偶e w ten spos贸b zaprzecza istnieniu wiatru.

- Mama nie 偶yje - orzek艂a zdecydowanie. - Martwi s膮 martwymi. Po co by mieli sobie zadawa膰 trud i szu­ka膰 kontaktu z 偶ywymi? Dlaczego mama prosi艂aby Re­ijo o wybaczenie teraz, je艣li nie uczyni艂a tego za 偶ycia? A je艣li wci膮偶 pozostaje w艣r贸d 偶ywych, to, Ailo, na nie­biosa, 艂atwiej by艂oby napisa膰 list! Reijo potrafi czyta膰.

- Nie wszystko jest takie, jakie si臋 nam zdaje. - Ailo wie­dzia艂 swoje. W przeciwie艅stwie do Idy nie wyznacza艂 ostrej granicy mi臋dzy jaw膮 a snem. W wierzeniach jego lu­du by艂o miejsce na zjawiska, kt贸rych rozum nie potrafi wyt艂umaczy膰. Nawet Heino dopuszcza艂 tak膮 mo偶liwo艣膰.

Wci膮偶 trzyma艂 d艂o艅 Mai.

Ida wybieg艂a z izby. Ju偶 mia艂a trzasn膮膰 drzwiami, ale wzgl膮d na chor膮 siostr臋 kaza艂 jej powstrzyma膰 wzburzenie.

Reijo siedzia艂 na trawiastej pochy艂o艣ci nad rzek膮. Trzyma艂 w gar艣ci drobne kamyki i po kolei rzuca艂 je do wody.

Ida zatrzyma艂a si臋 i ogarn臋艂a wzrokiem jego posta膰.

Ojciec.

Serce dziewczyny wype艂ni艂o si臋 nagle ogromn膮 mi­艂o艣ci膮 do tego cz艂owieka.

I by艂o w jej sercu co艣 nowego, co pojawi艂o si臋 do­piero wtedy, gdy Ailo sta艂 si臋 cz膮stk膮 jej 偶ycia.

Narastaj膮ce zdziwienie. Potrzeba stawiania pyta艅. Przyjaci贸艂ki bowiem si臋 nie myli艂y: Reijo to dopraw­dy niezwyczajny tata.

By艂 m臋偶czyzn膮.

Nawet oczy c贸rki dostrzega艂y zmys艂ow膮 urod臋 je­go rys贸w.

Ida mog艂a przysi膮c, 偶e od znikni臋cia Raiji w 偶yciu ojca nie zjawi艂a si臋 偶adna kobieta. Nie wiedzia艂a nic o latach, kt贸re Raija i Mikkal sp臋dzili na wygnaniu w Finlandii. By艂a wtedy ma艂膮 dziewczynk膮, a z Maj膮 i Knutem nie potrafi艂a rozmawia膰 na ten temat. O w艂a­snych rodzicach zreszt膮 nie my艣li si臋 jak o istotach z krwi i ko艣ci.

Nie odczuwa艂 braku towarzyszki 偶ycia?

A mo偶e wsz臋dzie widzia艂 Raij臋?

Reijo us艂ysza艂 kroki i podni贸s艂 wzrok. Ida usiad艂a, owijaj膮c suknie wok贸艂 kolan i przyciskaj膮c je ramio­nami. Reijo si臋gn膮艂 po nowe kamyki i zn贸w wrzuca艂 je do wody.

Siedzieli d艂ugo w milczeniu. Ojciec z c贸rk膮. Ona nie odrywa艂a od niego wzroku. On rzuca艂 kamienie.

I to on zda艂 jej relacj臋 z wydarze艅 pod wodospadem. Ojciec, nie Ailo.

- Czekam, czy ich cia艂a nie sp艂yn膮 rzek膮 - powie­dzia艂. - Cho膰 mo偶e na zawsze pozostan膮 na dnie je­ziorka. Trudno przewidzie膰.

Nie dobiera艂 s艂贸w, nie pomin膮艂 偶adnego szczeg贸艂u.

Dzieli艂 z Id膮 gorycz, b贸l i wzgard臋.

Ida przypomnia艂a sobie s艂owa, kt贸re szepn臋艂a do Ailo, zanim ch艂opak ruszy艂 w pogo艅. Wtedy wym贸wi­艂a je szczerze.

Wi臋c ka偶dy zdolny jest do nienawi艣ci.

Opami臋tanie przychodzi p贸藕niej.

Nie mog艂a jednak ich pot臋pia膰. Reijo dobrze wie­dzia艂, co zrobili, i potrafi艂 wzi膮膰 odpowiedzialno艣膰 za w艂asne czyny.

- Maja 艣pi? Ida skin臋艂a g艂owa. W ko艅cu to by艂 rodzaj snu. Dziewczyna ba艂a si臋 nadawa膰 mu inne nazwy.

Reijo rzuci艂 ostatni kamyk, ale nie si臋gn膮艂 po nowe.

- Ailo wyt艂umaczy艂 ci wszystko? - spyta艂. Ida wolno poruszy艂a g艂ow膮 w g贸r臋 i w d贸艂.

- Trudno uwierzy膰, prawda? - Tak. Oczy Reijo by艂y zaczerwienione. Ida domy艣li艂a si臋, 偶e sprawi艂o to nie tylko zm臋czenie nocnym czuwa­niem. Ojciec p艂aka艂.

- Odziedziczy艂a艣 po mnie zdrowy rozs膮dek, Ido, cho膰 przemieszany z niezwyk艂膮 wyobra藕ni膮 Raiji. Walczy艂em z tym d艂ugo, wci膮偶 walcz臋, ale moje serce gotowe jest teraz wiele przyj膮膰 na wiar臋. Znacznie wi臋­cej, ni偶 mam odwag臋 ci wyzna膰. Mo偶e dzi臋ki temu wci膮偶 trzymam si臋 przy 偶yciu.

- S艂ysza艂am s艂owa Mai - odrzek艂a Ida. Odwr贸ci艂a si臋 od rzeki w obawie, i偶 ujrzy p艂yn膮ce cia艂o. - Widzia­艂am, jak porusza艂a wargami. G艂os brzmia艂 jako艣 ina­czej, ale to by艂a moja siostra. Przez sen wszyscy m贸­wi膮 niewyra藕nie.

- Czy Maja dobra艂aby takie s艂owa? - spyta艂 艂agod­nie. - Czy sta膰 j膮 na pokor臋 i 偶al? Czy twoja siostra prosi艂aby o tak niewiele?

Ida nie da艂a si臋 przekona膰.

Reijo nie nalega艂, oszcz臋dzi艂 c贸rk臋. Nie powiedzia艂 wprost, 偶e przemawia艂 do艅 g艂os Raiji.

Zjedli co艣 z obowi膮zku. Poza Id膮 nikt nie wiedzia艂, co k艂adzie do ust. To ona przygotowa艂a posi艂ek.

Pod koniec dnia wr贸ci艂 Santeri z wiadomo艣ci膮, 偶e Anjo jest obola艂a i 藕le wygl膮da.

Rozmowa z Knutem pozwoli艂a jej jednak wr贸ci膰 do r贸wnowagi. Knut wyci膮gn膮艂 z niej wszystkie szczeg贸艂y.

Nawet Santeri, kt贸ry niejedno w 偶yciu widzia艂 i s艂y­sza艂, nie doczeka艂 do ko艅ca opowie艣ci.

- Gdybym wiedzia艂, co to za typy, to rozszarpa艂bym ich przed wyjazdem z Finlandii - sykn膮艂 z艂owrogo. Nikt nie wiedzia艂, czy m贸wi serio.

呕art miesza艂 si臋 z powag膮 we wszystkim, co robi艂 Santeri.

Kto艣 znalaz艂 cia艂a.

- By艂em je obejrze膰 - ci膮gn膮艂 bez zaj膮kni臋cia, ca艂y czas solidnie podjadaj膮c. - Ludzie w osadzie wiedzieli, 偶e mia­艂e艣 u siebie smolarzy, Reijo. Powiedzieli艣my, 偶e nie ma ci臋 w domu, bo Maja zachorowa艂a. Co艣 przecie偶 musie­li艣my powiedzie膰;. Pojecha艂em z nimi, 偶eby rozpozna膰 cia艂a. Wszyscy doszli艣my do wniosku, 偶e szale艅stwem by艂o przeprawia膰 si臋 nad wodospadem. Znale藕li pieni膮­dze w workach. Sznur nie zostawi艂 偶adnych 艣lad贸w. C贸偶, tragiczny wypadek. Ul偶y艂o im, kiedy stwierdzili, 偶e to nikt z miejscowych. Ja uda艂em 偶al, dodaj膮c, 偶e pozna­艂em ich na kr贸tko przed wyjazdem z Finlandii.

- Masz pojemny 偶o艂膮dek - zirytowa艂 si臋 Reijo. - I diabelnie g艂adki j臋zyk.

Aleksanteri u艣miechn膮艂 si臋 ponuro.

- Czasami jedno i drugie si臋 przydaje.

O p贸艂nocy Ida zasn臋艂a z g艂ow膮 opart膮 o rami臋 Ailo. Ailo zamyka艂 oczy na chwil臋 i zn贸w si臋 budzi艂.

Heino i Reijo czuwali nieugi臋cie.

I w ko艅cu Maja otworzy艂a oczy. Ziewn臋艂a i przeci膮­gn臋艂a si臋, ale natychmiast poczu艂a dojmuj膮cy b贸l.

- Do diabla - zdziwi艂a si臋 - co si臋 sta艂o? W贸z po mnie przejecha艂?

- Nic nie pami臋tasz? - spyta艂 chrapliwie Heino. Maja potrz膮sn臋艂a g艂owa.

- Dzi臋ki Bogu! - krzykn膮艂. - Kocham ci臋, Maju!

12

Maja domaga艂a si臋 prawdy. Ca艂ej prawdy.

- W tym, 偶e nic nie pami臋tasz, jest jaki艣 sens - opie­ra艂 si臋 Reijo.

- Chc臋 wiedzie膰 - nalega艂a Maja. - Dlaczego mam utraci膰 jaka艣 cz膮stk臋 mojego 偶ycia?

- Bo by艂a zbyt ohydna - odrzek艂 Heino. Maja nie podda艂a si臋. W ko艅cu opowiedzieli jej wszystko. Reijo i Heino usiedli po obu stronach 艂awy i na przemian dzielili si臋 z ni膮 strasznymi wspomnieniami.

Kiedy sko艅czyli, Maja za偶膮da艂a rozmowy z Knu­tem.

Brat musia艂 powt贸rzy膰 jej ka偶de s艂owo Anjo.

Kiedy nie by艂o ju偶 nic do opowiedzenia, Maja spy­ta艂a:

- By艂am ca艂a zimna? Reijo potwierdzi艂.

- Czy jeszcze co艣 si臋 zdarzy艂o?

M臋偶czy藕ni wymienili spojrzenia i zaprzeczyli. Ma­ja spojrza艂a na nich przenikliwie. Milcza艂a, cho膰 tli艂a si臋 w niej pewna w膮tpliwo艣膰. O cierpieniach zadanych cia艂u musia艂a wiedzie膰. To drugie... Kto wie, czy to dru­gie nie by艂o gorsze.

Zjad艂a. Niewiele, do艣膰 jednak, by nabra膰 troch臋 si艂.

Sama wybra艂a zio艂a, po czym wypi艂a przygotowany napr臋dce wywar i zn贸w zapad艂a w sen.

Zwyk艂y sen. Nic w nim nie by艂o niepokoj膮cego, cho膰 trwa艂 dwa dni.

Zostali z ni膮 Ida i Heino. Reijo da艂 si臋 przekona膰 i zacz膮艂 stawia膰 drugi mielerz.

Ludzie zacz臋li gada膰 o domniemanej chorobie Mai. Nale偶a艂o zdusi膰 plotki w zarodku.

Reijo rozpowiedzia艂, 偶e Maja le偶y w gor膮czce. Mieszka艅cy osady wiedzieli ju偶, jaki los spotka艂 Si­mona.

- Nie wszyscy jednako reaguj膮 na nieszcz臋艣cie - oznajmi艂 Reijo, a ludzie musieli przyzna膰 mu racj臋.

Nie kwapili si臋 z odwiedzinami. Nie da si臋 uleczy膰 kogo艣 ze smutku gadaniem o w艂asnych dolegliwo­艣ciach. A poza tym chyba sz艂o ku lepszemu, skoro Re­ijo zn贸w wozi艂 beczki w g贸r臋 rzeki.

Tylko krewni Simona zastanawiali si臋, co w domu Mai robi ten postawny obcy m臋偶czyzna. Nie pytali jednak, Maja nie by艂a ju偶 jedn膮 z nich.

Inni uznali, 偶e to kto艣 z rodu. Ma艂o kto potrafi艂 zg艂臋­bi膰 tajemnic臋 zawik艂anych powi膮za艅 rodzinnych 艂udzi na cyplu.

Dziedzictwo Raiji.

Santeri i Ailo nie odchodzili od stosu. Ida t臋skni艂a. Raz dziennie nosi艂a im posi艂ek i zapewnia艂a ojca, 偶e w domu wszystko dobrze si臋 uk艂ada.

- To wzruszaj膮ce - orzek艂a. - Taki du偶y, silny m臋偶­czyzna, a potrafi by膰 niezwykle opieku艅czy!

- A ma艂y m臋偶czyzna to niby nie potrafi? - wyszcze­rzy艂 z臋by Ailo. Zaczynali si臋 u艣miecha膰. Anjo wraca艂a do si艂. Maja przetrwa艂a najgorsze.

Zn贸w oparli si臋 przeciwno艣ciom, wzmocnili wi臋zy mi臋dzy sob膮. I mieli jeszcze wi臋cej do ukrycia.

- Czy mogliby艣my pobra膰 si臋 jednocze艣nie? - Ida 偶u艂a 藕d藕b艂o trawy, przypatruj膮c si臋 Santeriemu, kt贸ry krz膮ta艂 si臋 przy stosie.

- Nie beze mnie - stwierdzi艂 Ailo, kt贸ry wszystko teraz obraca艂 w 偶art.

- Porozmawiam z Heino - ci膮gn臋艂a dziewczyna. - To by艂oby pi臋kne. A tatko nie musia艂by wyprawia膰 dw贸ch wesel.

Reijo podni贸s艂 si臋, rozczulony naiwno艣ci膮 c贸rki, i u艣miechn膮艂 si臋 niepewnie.

- Czy kto艣 zapyta艂 Maj臋 o zdanie? Znamy uczucia Heino, ale czy ona je odwzajemnia?

- Co si臋 sta艂o tacie? - zdziwi艂a si臋 Ida. Ailo chwyci艂 dziewczyn臋 za r臋k臋.

- Wyrazi艂 co艣, o czym 偶adne z nas nie pomy艣la艂o. Rzeczywi艣cie, nie wiemy, co czuje Maja.

To mia艂o si臋 zdarzy膰 tego dnia, kiedy rozkwit艂a na­dzieja. Przynajmniej wypu艣ci艂a p膮ki.

Tego dnia, kiedy Maja podnios艂a si臋 z 艂贸偶ka i pomi­mo b贸lu postawi艂a kilka krok贸w. Przesta艂a krwawi膰, a siniaki na jej ciele przybra艂y ja艣niejszy odcie艅.

Wszyscy si臋 radowali.

Heino wzi膮艂 j膮 w ramiona i okr臋ci艂 w tanecznym pl膮sie, nuc膮c melodi臋 z rodzinnych stron.

Jak na sw贸j wzrost porusza艂 si臋 zadziwiaj膮co lekko.

Ida specjalnie wybra艂a si臋 do m臋偶czyzn, by ich po­wiadomi膰 o tym radosnym zdarzeniu.

Mog艂a im nawet powiedzie膰, 偶e Maja obj臋艂a Heino za szyj臋 i da艂a mu ca艂usa. Z w艂asnej nieprzymuszonej woli.

By艂o troch臋 inaczej. Maja przy艂o偶y艂a d艂onie do po­liczk贸w Heino, popatrzy艂a na niego przeci膮gle i rze­k艂a: 鈥瀂e te偶 chce ci si臋 by膰 przy mnie, Heino!鈥 I war­gami musn臋艂a jego usta.

Ida odrobin臋 podmalowa艂a rzeczywisto艣膰.

Nie sk艂ama艂a z premedytacj膮. Chcia艂a jedynie prze­kona膰 Ailo i ojca, 偶e tych dwoje 艂膮czy co艣 dobrego.

Sprawi艂a rado艣膰 Reijo, Ailo i Santeriemu. A w艂a艣ci­wie umocni艂a w rado艣ci. Od d艂u偶szego czasu z mielerza wyp艂ywa艂a obfito艣膰 smo艂y. Zd膮偶yli ju偶 nape艂ni膰 dwana艣cie beczek.

Reijo chodzi艂 od beczki do beczki i poklepywa艂 je czule.

- Chyba b臋dziesz mia艂a huczne weselisko, Ido! - 艣mia艂 si臋.

Stos tej wielko艣ci dawa艂 zwykle trzydzie艣ci be­czek, trzydzie艣ci pi臋膰 w najlepszym razie. Dla tej liczby nie op艂aca艂o si臋 w艂a艣ciwie ustawia膰 mielerza, ale Reijo znajdywa艂 niezwyk艂膮 przyjemno艣膰 w tym zaj臋ciu. Poza tym nie musia艂 si臋 k艂opota膰 o przy­sz艂o艣膰, nawet gdyby ich trud nie przyni贸s艂 spodzie­wanych rezultat贸w.

Tym razem smo艂膮 z mniejszego mielerza nape艂ni trzydzie艣ci pi臋膰 beczek. Tego by艂 pewien.

Tego w艂a艣nie dnia mia艂a rozkwitn膮膰 nadzieja.

W domu na cyplu gospodarzy艂a Anjo. Knut wy­biera艂 si臋 na drug膮 stron臋 fiordu, by kupi膰 konie. Ma­ja podnios艂a si臋 z 艂贸偶ka, a Reijo coraz bardziej ak­ceptowa艂 jej zwi膮zek z Heino. Ida i Ailo trzymali si臋 za r臋ce przy najmniejszej sposobno艣ci. Santeri pro­mienia艂 zadowoleniem i zachowywa艂 si臋 jak prawdzi­wy przyjaciel.

A mielerz da艂 ju偶 dwana艣cie beczek wspania艂ej, pachn膮cej smo艂y. Strumie艅 g臋stej cieczy wp艂ywa艂 r贸w­nomiernie do trzynastej bary艂ki.

Smo艂a by艂a przedniej jako艣ci, Reijo m贸g艂 oczekiwa膰 wysokiej ceny.

P贸藕niej potrafi艂 dok艂adnie okre艣li膰 moment, kiedy sprawy przybra艂y z艂y obr贸t. Pami臋ta艂, nad kt贸rym drzewem sta艂o s艂o艅ce, umia艂 opisa膰 kszta艂t chmur, okre艣li膰, sk膮d je przygna艂 wiatr, i odmalowa膰 wszyst­kie odcienie szaro艣ci. Potrafi艂 przywo艂a膰 w pami臋ci krzykliwe nawo艂ywania srok w wierzbinowym zagaj­niku po drugiej stronie rzeki i kukanie kuku艂ki.

Wtedy zacz膮艂 pada膰 deszcz.

Z pocz膮tku s艂aby, potem coraz intensywniejszy. Utkn膮艂 pomi臋dzy g贸rskimi zboczami, poniewa偶 ci臋偶kie chmury nie zdo艂a艂y wzbi膰 si臋 nad wierz­cho艂ki.

Ida nie zd膮偶y艂a jeszcze wr贸ci膰 do domu. Rozpi臋li prowizoryczny daszek z pled贸w mi臋dzy drzewami, 偶e­by znale藕膰 pod nim schronienie, kiedy s艂o艅ce za moc­no przypieka艂o.

P贸藕niej, kiedy ju偶 by艂o po wszystkim, 艣miali si臋 hi­sterycznie na to wspomnienie.

Ida zaniepokoi艂a si臋 na widok pierwszych kropel.

- Letni deszczyk - prychn膮艂 Santeri, nie wytr膮cony z r贸wnowagi. Nie dziwota, mielerz nie nale偶a艂 do nie­go. - Troch臋 deszczu nie zaszkodzi - doda艂. - Staran­nie ob艂o偶yli艣my drewno darni膮. Masz w膮tpliwo艣ci, czy znamy si臋 na tej robocie, dziewczyno?

Ailo przej膮艂 kontrol臋 nad stosem. Zapami臋tale gra­bi艂 ziemi臋, zapychaj膮c otwory.

Ida nie mog艂a poj膮膰, sk膮d bior膮 si臋 nieszczelno艣ci w darniowej pokrywie, kt贸r膮 otulili stos. Ailo zapew­ne wzi膮艂 si臋 za t臋 czynno艣膰 z nadgorliwo艣ci, po to by upewni膰 si臋, 偶e letni deszczyk nie dotrze tam, sk膮d p艂y­n臋艂a smo艂a. Przez chwil臋 wydawa艂o si臋, 偶e niebo si臋 wypogodzi. Zerwa艂 si臋 wiatr.

- Zbyt s艂aby, by nam zagrozi膰 - bagatelizowa艂 sytu­acj臋 Santeri. - Odegna dym, kt贸ry nas gryzie w oczy.

Reijo milcza艂.

Milczenie ojca zrobi艂o na Idzie wi臋ksze wra偶enie ni偶 zapewnienia Santeriego.

Santeri nie myli艂 si臋 w jednym: wiatr istotnie by艂 zbyt s艂aby, by przenie艣膰 chmury nad wierzcho艂kami g贸r do s膮siedniej doliny. Zawis艂y ci臋偶ko nad osad膮 i zboczami. Strugi wody p艂yn臋艂y Z nich r贸wnie obficie jak smo艂a z mielerza.

Mi臋dzy brwiami Reijo pojawi艂a si臋 zmarszczka, kt贸­r膮 Ida zna艂a tak dobrze. By艂a jak barometr troski ojca, im g艂臋bsza, tym wi臋kszy oznacza艂a niepok贸j.

Na razie ledwie si臋 odznacza艂a.

- Powinna艣 鈥瀢r贸ci膰 do Mai, zanim si臋 rozpada na do­bre - orzek艂 Reijo. - Jeste艣 cienko ubrana.

- Santeri twierdzi, 偶e to letni deszczyk - odrzek艂a lekko. Za nic w 艣wiecie nie odesz艂aby teraz od stosu. Natura wstrzymywa艂a oddech, a smolarze wraz z ni膮.

Nawet ptaki umilk艂y.

Dym s膮cz膮cy si臋 ze stosu mia艂 w艂a艣ciw膮 barw臋.

Reijo wychyn膮艂 spod prowizorycznego daszku, kt贸­ry stanowi艂 coraz s艂absz膮 ochron臋 przed deszczem. Pled nasi膮kn膮艂 wod膮 i zacz膮艂 przemaka膰.

Podbieg艂 do otworu spustowego i upewni艂 si臋, 偶e smo艂a nieprzerwanie wyp艂ywa wydr膮偶on膮 rynn膮. Ob­szed艂 mielerz, przyklepuj膮c darniow膮 pokryw臋. Czyni艂 to bardziej po to, by znale藕膰 zaj臋cie dla r膮k, bo Ailo solidnie wywi膮za艂 si臋 Z zadania.

- B臋dzie dobrze - orzek艂, wr贸ciwszy pod daszek. - Dar艅 przetrzyma t臋 si膮panin臋.

Ida odetchn臋艂a z ulg膮. Tylko jak ta zwyk艂a si膮pani­na zd膮偶y艂a zmieni膰 grzyw臋 w艂os贸w na g艂owie Ailo w pozlepiane kosmyki?

Deszcz pada艂 nieprzerwanie, b臋bni艂 rytmicznie w daszek. Ida przemok艂a do suchej nitki, ale nikt z m臋偶czyzn nie zwr贸ci艂 na to uwagi. W臋drowali w t臋 i z powrotem, rzucali zaniepokojone spojrzenia na wy­lot, z kt贸rego wci膮偶 wycieka艂a smolna ma藕, na rz膮dek pustych bary艂ek. Na niebo.

- Mo偶e to kara za to, 偶e spu艣cili艣my smolarzy z bie­giem rzeki. - Santeri kolejny raz zademonstrowa艂 swo­je specyficzne poczucie humoru.

Reijo nic nie odpowiedzia艂. Sta艂 blisko stosu, w miejscu gdzie powietrze wci膮偶 dr偶a艂o od gor膮ca. Deszcz trafia艂 w os艂on臋 z darni i natychmiast zamie­nia艂 si臋 w par臋. Bia艂e ob艂oki spowi艂y mielerz.

Aleksanteri wyci膮gn膮艂 flaszk臋 z kieszeni, a Reijo nie odm贸wi艂 pocz臋stunku.

- Siano zmoknie - oceni艂. Przej膮艂 grabie od Ailo i rozprowadza艂 ziemi臋. Wielu gospodarzy suszy艂o sia­no na powietrzu. 艁膮ki ju偶 skoszono i zbli偶a艂 si臋 czas zw贸zki.

Ulewa pozbawi艂aby zwierz臋ta paszy na zim臋. A B贸g jeden wie, co by si臋 sta艂o z polami lichego zbo偶a, kt贸­re zapewnia艂y ludziom chleb do Bo偶ego Narodzenia.

Wiedzieli dobrze, 偶e ta p贸艂nocna kraina nie zosta艂a stworzona do uprawy zb贸偶, ale na przek贸r naturze sia­li ziarno i co roku czekali na 偶niwa.

Zbiory rzadko by艂y obfite, ale te偶 mieszka艅cy p贸艂­nocy z wdzi臋czno艣ci膮 przyjmowali najmniejszy plon.

Ailo zdj膮艂 kurtk臋 i owin膮艂 j膮 wok贸艂 ramion Idy. Dziewczyna zd膮偶y艂a przemokn膮膰, bo nie potrafi艂a usiedzie膰 spokojnie pod daszkiem. Musia艂a by膰 w sa­mym 艣rodku wydarze艅.

Z艂udzenie to, czy te偶 niebo poja艣nia艂o? Jakby pro­mienie s艂o艅ca pr贸bowa艂y przerwa膰 zas艂on臋 mg艂y.

Cztery pary oczu wpatrywa艂y si臋 w rynn臋. Wci膮偶 sp艂ywa艂a ni膮 czarna masa.

Sp艂ywa艂a...

Pe艂z艂a w艂a艣ciwie.

Prawd臋 m贸wi膮c, skrzep艂a na dobre.

Santeri i Reijo przytkn臋li nosy do beczki, wci膮ga­j膮c zapach smo艂y z min膮 znawc贸w, po czym wymie­nili znacz膮ce spojrzenia. Obywali si臋 bez s艂贸w, nato­miast Ida i Ailo niewiele zrozumieli z tej niemej kon­wersacji.

Ida znacznie wi臋cej wyczyta艂a z twarzy ojca. K膮ciki ust drga艂y mu nerwowo.

Spojrza艂a na smutne szare niebo, jakby chcia艂a wzrokiem przegna膰 chmury. Ailo obejmowa艂 dziew­czyn臋 ramieniem, grzej膮c si臋 blisko艣ci膮 jej cia艂a.

Powietrze si臋 och艂odzi艂o, deszcz nie przestawa艂 si膮­pi膰.

- W Finlandii to mamy porz膮dne ulewy - wyja艣ni艂 Aleksanteri, na sw贸j przekorny spos贸b dodaj膮c im otuchy. - Z nieba lec膮 strumienie wody, nie to co tu­taj. I tak ca艂ymi dniami, bez przerwy.

Czasami my艣l, 偶e komu艣 bywa gorzej, staje si臋 po­ciech膮.

Tym razem na niewiele si臋 zda艂a.

- Musia艂oby przyj艣膰 prawdziwe oberwanie chmu­ry, 偶eby zgasi膰 m贸j stos. - Reijo nie traci艂 pewno艣ci siebie.

Idzie zdawa艂o si臋 jednak, 偶e w g艂osie ojca pobrzmie­wa nutka zw膮tpienia.

- Inni te偶 pra偶膮 - wyrwa艂o si臋 jej.

Reijo spojrza艂 na c贸rk臋 i wtedy rzeczywi艣cie do­strzeg艂a niepok贸j w jego wzroku. Nie o w艂asny los, bo da sobie rad臋, nawet je艣li mielerz zga艣nie.

Wiele rodzin straci艂oby jednak wszystkie 艣rodki do 偶ycia, gdyby deszcz utrzyma艂 si臋 d艂u偶ej.

- Poradzimy sobie sami - o艣wiadczy艂 Reijo. - Nie ma czego pilnowa膰. Wy, m艂odzi, mo偶ecie wr贸ci膰 pod dach.

Ida odm贸wi艂a.

- Zanim si臋 obejrzysz, b臋dzie ci potrzebna nasza po­moc - odrzek艂a tak powa偶nie, jakby nagle przyby艂o jej lat. Nie dba艂a nawet o to, co powie Ailo. W mokrym ubraniu, z pozlepianymi w艂osami i policzkami pa艂aj膮­cymi od wody, ognia i dymu nie wygl膮da艂a ju偶 jak s艂odki kwiatuszek.

- Wi臋c nie wi艅 nas, je艣li przyjdzie ci le偶e膰 w 艂贸偶ku - mrukn膮艂 ojciec. - Tu nie ma czego dogl膮da膰. Mielerz Reijo Kesaniemi wytrzyma!

Trzynasta beczka wype艂ni艂a si臋 w trzech czwartych, kiedy deszcz nagle usta艂.

Pod sam koniec spad艂y ogromne krople.

- Pami臋tam kiedy艣 gradobicie w 艣rodku czerwca - powiedzia艂 Santeri. Mog艂oby si臋 zdawa膰, 偶e w 偶yciu do艣wiadczy艂 wszelkich nieszcz臋艣膰. - Kule jak kurze ja­ja. Nie by艂o cz艂owieka, kt贸ry by nie jad艂 kory tamtej zimy. Grad wyt艂uk艂 wszystkie pola.

- Teraz spad艂o jedynie troch臋 wody - podsumowa艂 Reijo. U艣miech rozja艣ni艂 jego twarz.

Obeszli mielerz, zatykaj膮c szpary i grabi膮c ziemi臋.

Ida wiedzia艂a, 偶e ojciec w 偶yciu by si臋 nie przyzna艂, 偶e nag艂a zmiana pogody go zaniepokoi艂a. Zapewne zawsze b臋dzie twierdzi膰, 偶e to przelotny letni desz­czyk, niestraszny takim do艣wiadczonym smolarzom jak on.

Smo艂a p艂yn臋艂a nieprzerwanie. Wolno 艣cieka艂a ryn­n膮, jakby zastanawiaj膮c si臋, czy spa艣膰 w ciemn膮 ot­ch艂a艅 beczki. Najd艂u偶ej czepia艂a si臋 brzegu, by oci臋偶a­le, lepk膮 strug膮 znikn膮膰 w otworze.

Reijo poklepa艂 Id臋 po ramieniu.

- A nie m贸wi艂em, 偶e mielerz wytrzyma? Nie wie­rzy艂a艣 staremu cz艂owiekowi? Jeszcze nie czas, by spi­sa膰 go na straty.

Ida 艣mia艂a si臋 wraz z ojcem i poca艂owa艂a go w poli­czek.

- Dasz si臋 teraz wygoni膰 do domu? O tym nie mog艂o by膰 mowy.

- Nikt tam za mn膮 nie t臋skni - wyja艣ni艂a. - Anjo i Knut maj膮 siebie. A Maja i Heino musz膮 rozmawia膰 ze sob膮, kiedy zostaj膮 sami.

Reijo u艣miechn膮艂 si臋 pod nosem. Ida nigdy nie m贸­wi艂a o zwi膮zku mi臋dzy Maj膮 a Heino inaczej jak o idylli.

Czasami jednak zdarza艂o si臋 jej chlapn膮膰 co艣 nie­opatrznie.

- A tutaj kto艣 za tob膮 t臋skni?

Ida mrugn臋艂a znacz膮co do ojca. Tak dobrze j膮 rozu­mia艂. Chcia艂a mu powiedzie膰, jak bardzo jest mu wdzi臋czna, 偶e zaakceptowa艂 Ailo.

- Kto艣 - odrzek艂a. - I nikt mnie tutaj nie pogania. Emocje opad艂y. Reijo wspi膮艂 si臋 na szczyt wzg贸rza, sk膮d m贸g艂 obj膮膰 wzrokiem d艂ugi odcinek rzeki. Zamie­rza艂 sprawdzi膰, czy deszcz nie wyrz膮dzi艂 wi臋kszych szk贸d. Wr贸ci艂 uspokojony.

- Wygl膮da na to, 偶e nic wielkiego si臋 nie sta艂o - oznajmi艂. - Stosy dymi膮 r贸wnomiernie.

Na powr贸t rozniecili ognisko, dolali wody do ko­cio艂ka.

Kawa mia艂a posmak popio艂u, trocin i ziemi.

Ida skrzywi艂a si臋 na widok muchy, kt贸ra dokona艂a 偶ywota w kubku Ailo.

- Je艣li w kubku panuje zbyt wielkie o偶ywienie, do­lejemy w贸dki - powiedzia艂 Santeri ze 艣mierteln膮 po­wag膮. - Wtedy robaczki nic nie poczuj膮, kiedy b臋dzie­my je prze偶uwa膰. My te偶.

Ida wzdrygn臋艂a si臋.

- S膮dzi艂em, 偶e tak do艣wiadczony smolarz jak ty nie przejmuje si臋 drobnymi niedogodno艣ciami naszego fachu.

W 艣miechu m臋偶czyzn nie by艂o z艂o艣liwo艣ci. Przyj臋li j膮 do swego grona. Nie jako pe艂nowarto艣ciowego po­mocnika, bo nim nie by艂a. Przyj臋li Id臋, bo ka偶dy z nich mia艂 dla niej wy艂膮cznie ciep艂e uczucia.

Sytuacja wr贸ci艂a do normy. To wci膮偶 by艂 dzie艅, kie­dy nadzieja zacz臋艂a rozkwita膰.

Odpoczywali. Ailo siedzia艂 obok Idy, obejmuj膮c j膮 ramieniem. Co rusz ci膮gn膮艂 j膮 偶artobliwie za kosmyki w艂os贸w. Dziewczyna 艣mia艂a si臋, promieniowa艂a szcz臋­艣ciem. Santeri pyka艂 z fajeczki. Reijo popija艂 kaw臋 z kubka. Ogie艅 trzaska艂 weso艂o.

A smo艂a p艂yn臋艂a.

Rozmowa toczy艂a si臋 leniwie wok贸艂 wspomnie艅 z daw­nych lat.

Drzewa szepta艂y cicho. Potem zacz臋艂y 艣piewa膰.

Reijo zerwa艂 si臋 na r贸wne nogi i zakl膮艂. Mia艂 ocho­t臋 pogrozi膰 niebu pi臋艣ci膮, ale nie uczyni艂 tego.

- Nic nie wskazywa艂o na to, 偶e zerwie si臋 wiatr - krzykn膮艂. - Sk膮d, do diaska, si臋 wzi膮艂?

Nikt nie zna艂 odpowiedzi.

Nawet Ida zdawa艂a sobie spraw臋, 偶e wiatr nie jest sprzymierze艅cem smolarzy. Mo偶e nawet okaza膰 si臋 gorszy od deszczu.

Stara艂a si臋 nie patrze膰 na wierzcho艂ki drzew, kt贸re zacz臋艂y falowa膰 jak morze. Pr贸bowa艂a nie my艣le膰, co to oznacza. Chcia艂aby m贸c to zmieni膰. Wiatr jednak jest kapry艣ny. Nikt nie ma nad nim w艂adzy, nikt nie potrafi go uciszy膰.

W te wieczorne godziny wiele r膮k sk艂ada艂o si臋 do modlitwy. R膮k brudnych od smo艂y i utrudzonych. Wiele kark贸w i kolan zgina艂o si臋 b艂agalnie.

Tam gdzie do艣膰 by艂o pomocnik贸w, zacz臋to prze­wozi膰 beczki 艂odziami do osady. To zaj臋cie wcale nie nale偶a艂o do naj艂atwiejszych, bo rzeka wci膮偶 nios艂a du­偶o wody.

Niekt贸rzy wykorzystywali wozy i konie. Ta meto­da wymaga艂a czasu, wozy bowiem mie艣ci艂y skromny 艂adunek.

Utrzymywali ciep艂o wewn膮trz stosu pod kontrol膮. Otwierali i zamykali otwory wentylacyjne, kiedy wiatr zmienia艂 kierunek. Jak kowale baczyli na to, by nie otwar艂a si臋 najmniejsza szczelina w darniowej otulinie. Je艣li wicher wtargn膮艂by do 艣rodka, drewno zmieni艂o­by si臋 w w臋giel.

Pot la艂 si臋 z ludzi strumieniami. Zapomniano o desz­czu, kt贸ry przyni贸s艂 chwile niepokoju. Zapomniano te偶 o niedawnych chwilach beztroski.

Toczono walk臋 z nieobliczalnymi bogami pogody. Cz艂owiek przeciwko naturze.

Wynik nigdy nie by艂 znany z g贸ry, cho膰 si艂y wyda­wa艂y si臋 nier贸wne. Ju偶 raz jednak tego dnia Reijo wy­gra艂 z 偶ywio艂em. Zmienili beczk臋.

Poklepa艂 pieszczotliwie nape艂nion膮 bary艂k臋. W tej chwili ta jedna wyda艂a si臋 mu cenniejsza ni偶 pozosta­艂e. Jak towarzysz, kt贸ry przetrwa艂 mimo przeciwno­艣ci. Walczyli razem i odnie艣li zwyci臋stwo.

Szum wiatru zag艂usza艂 rzek臋.

Ida pierwsza obr贸ci艂a si臋 na wsch贸d i zdr臋twia艂a z przera偶enia. Zamruga艂a oczami, nie wierz膮c w to, co widzi. Usta odm贸wi艂y jej pos艂usze艅stwa. Poci膮gn臋艂a ojca za r臋kaw, wskazuj膮c na wzg贸rza.

Na wschodzie w g贸rze rzeki niebo sta艂o w ogniu.

Jakie to pi臋kne, pomy艣la艂a Ida, nie mog膮c si臋 po­ruszy膰. Reijo zareagowa艂 b艂yskawicznie. Wbieg艂 na szczyt, sk膮d widok by艂 znacznie rozleglejszy. Stam­t膮d m贸g艂 oceni膰 rozmiary zagro偶enia, zgadn膮膰, sk膮d nadchodzi.

Nad lasem pojawi艂a si臋 faluj膮ca linia, gruba, bez­kszta艂tna, wymalowana niewidzialn膮 r臋k膮, kt贸ra za­miast pi贸ra u偶ywa ognia.

Ponad ni膮 wszystkie odcienie 偶贸艂ci i czerwieni, od krwawych poprzez pomara艅czowe do 偶贸艂tych jak ja­skry na 艂膮kach.

Z ty艂u szare t艂o nieba.

Ta kompozycja kolor贸w mog艂a odebra膰 dech w piersiach komu艣, kto nie jest pozbawiony wra偶liwo艣ci na pi臋kno. Ida wiedzia艂a jednak, co j膮 stworzy艂o, wi臋c zdr臋twia艂a z przera偶enia.

Santeri i Ailo w szalonym po艣piechu 艂adowali becz­ki na w贸z, wprz臋gali konie.

- Mielerz Aksela - oznajmi艂 Reijo, wr贸ciwszy z punktu obserwacyjnego.

Ida przypomnia艂a sobie Aksela. Jedena艣cioro dzieci, 偶adne z nich nie mia艂o wi臋cej ni偶 czterna艣cie lat. 呕o­na, kt贸rej r臋ce by艂y nieustannie zaj臋te prac膮. Czeka ich ci臋偶ka zima.

Aksel stawia艂 stos w pojedynk臋, maj膮c tylko najstar­szego syna za niedo艣wiadczonego pomocnika. We dw贸jk臋 walczyli z ogniem i wiatrem, kt贸ry d膮艂 teraz ku osadzie.

Reijo posadzi艂 Id臋 na ko藕le, nie daj膮c jej czasu na protesty.

- Musisz zawie藕膰 beczki na d贸艂. Dasz rad臋?

Skin臋艂a g艂ow膮, cho膰 wcale nie by艂a pewna, czy po­trafi. Powozi艂a ju偶 raz, ale tylko z jednym koniem. Te­raz mia艂a dwa i ci臋偶ki w贸z.

- Wy艂adujcie u Mai. Przy艣lij Heino na g贸r臋, potrze­bujemy jego pomocy.

Ponownie pokiwa艂a g艂ow膮.

- Ruszajcie z Maj膮 nad fiord. Do domu. Przy艣lij te偶 Knuta. I wszystkich m臋偶czyzn, kt贸rych napotkasz. Niech przyprowadz膮 konie. Musimy zwie藕膰 ostatnie beczki.

A co z wami? chcia艂a zapyta膰, ale pytanie pozbawio­ne by艂o sensu. Musieli zosta膰, ratowa膰 mielerz, zatrzy­ma膰 ogie艅.

- Niech Heino zabierze wiadra i 艂opat臋. I motyk臋... Las by艂 wprawdzie wilgotny, ale tak nasi膮kni臋ty 偶y­wic膮, 偶e sp艂on膮艂by jak zapa艂ka.

Pi臋kny czerwony dywan podpe艂za艂 coraz bli偶ej. Je­艣li powieje silniejszy wiatr, ogie艅 dotrze do nich w okamgnieniu.

Ida smagn臋艂a konie, prosz膮c je szeptem, by bez­piecznie sprowadzi艂y w贸z w d贸艂. Nie ogl膮da艂a si臋 za siebie. Serce dziewczyny dudni艂o ze strachu, 偶e nie sprosta zadaniu. Nigdy si臋 jednak nie poddawa艂a, zw艂aszcza wtedy gdy chodzi艂o o los innych.

Nie mia艂a nawet czasu pomacha膰 do Ailo. Wci膮偶 owini臋ta jego kurtk膮, czu艂a wyrzuty sumienia.

- Miej go w swej opiece, miej go w swej opiece... - powtarza艂a. Ju偶 ko艂o domu Mai zda艂a sobie spraw臋, 偶e nie uwzgl臋dni艂a ojca w tej swojej modlitwie czy za­kl臋ciu.

W g艂臋bi duszy wiedzia艂a, 偶e nie ma to najmniejsze­go znaczenia, ale pospiesznie doda艂a:

- I tatk臋 te偶!

Heino dostrzeg艂 ju偶 ogie艅. Kiedy Ida wpad艂a na po­dw贸rze, sta艂 got贸w, by przytrzyma膰 konie. Dziewczy­na nie mia艂a w膮tpliwo艣ci, 偶e przeby艂a drog臋 szcz臋艣liwie dzi臋ki zwierz臋tom, a nie w艂asnym umiej臋tno艣ciom.

- Mielerz Reijo? - spyta艂 Heino.

Zaprzeczy艂a.

Wskoczy艂a na w贸z. Pcha艂a, turla艂a beczki, u艂atwia­j膮c Heino roz艂adunek. Rani艂a sobie opuszki palc贸w, ale wcale tego nie czu艂a.

Maja zjawi艂a si臋 na progu. S艂ania艂a si臋 na nogach, ale instynkt podpowiada艂 jej, 偶e dzieje si臋 co艣 z艂ego.

- P艂onie stos Aksela. Tata twierdzi, 偶e naszego ogie艅 nie dosi臋gnie. Mo偶na wykopa膰 r贸w i zatrzyma膰 p艂o­mienie.

Ida z艂apa艂a oddech i zeskoczy艂a z wozu. Zahaczy艂a o jaki艣 zadzior i rozdar艂a sobie sukni臋. Nie przej臋艂a si臋 tym zbytnio, tylko 艂adowa艂a cebry i narz臋dzia, kt贸re znosi艂 Heino.

- Tata m贸wi, 偶e mamy z Maj膮 i艣膰 na cypel. Na wszelki wypadek. Ty jed藕 na g贸r臋. Trzeba zwie藕膰 beczki.

Ida wiedzia艂a r贸wnie dobrze jak Heino, 偶e Maja nie dotrze na cypel o w艂asnych si艂ach.

- Trzeba powiadomi膰 Knuta - doda艂a. Glos Mai zabrzmia艂 zdecydowanie, gdy oznajmi艂a:

- Jad臋 z Heino.

- Nie ma mowy!

- Jestem tam potrzebna - powiedzia艂a powoli. Jaka艣 przedziwna zas艂ona w oczach odgradza艂a j膮 od 艣wiata. By艂a teraz kim艣 wi臋cej ni偶 zwyk艂膮 dziewczyn膮. Posta­ci膮 z klechd, lecz nie tak zwiewn膮 jak elf ani tak s艂od­k膮 jak ksi臋偶niczka. Kim艣 znacznie pot臋偶niejszym, kim艣 kto kieruje biegiem rzeczy.

Ten jej stan wi膮za艂 si臋 z niedawnym odr臋twieniem. To on nie pozwala艂 Reijo wierzy膰, 偶e Raija wci膮偶 po­zostaje przy 偶yciu. Reijo nie m贸g艂 teraz widzie膰 Mai, a tylko on rozpozna艂by t臋 aur臋, kt贸ra j膮 otacza艂a. Ida i Heino nie potrafili, ale oboje zdawali sobie spraw臋 z niezwyk艂o艣ci jej zachowania, kt贸re nape艂nia艂o ich strachem i czci膮 jednocze艣nie.

To by艂a Maja i kto艣 zupe艂nie obcy w jednej osobie.

- Pali si臋, Maju - powiedzia艂 Heino tak 艂agodnie, jak tylko potrafi艂. Siedzia艂 ju偶 na ko藕le i trzyma艂 wodze w d艂oniach. - Co poradzisz na po偶ar?

- Na ogie艅 nie poradz臋 - odrzek艂a - ale na to, co sta­nie si臋 p贸藕niej.

Wr贸ci艂a do domu chwiejnym krokiem.

Heino czeka艂 wbrew w艂asnej woli. Ida te偶 si臋 nie po­ruszy艂a, obejmowa艂a za szyj臋 jedno ze zwierz膮t.

By膰 mo偶e Maja znajdowa艂a si臋 na granicy szale艅­stwa.

Wr贸ci艂a w chu艣cie zarzuconej na ramiona i z jakim艣 zawini膮tkiem w d艂oni, wci膮偶 st膮pa艂a niepewnie. Za­trzyma艂a si臋 ko艂o Idy, ale nie odrywa艂a wzroku od m艂odzie艅ca na ko藕le. Po raz pierwszy wykorzysta艂a mi艂o艣膰 Heino przeciw niemu.

- Je艣li mnie kochasz, Heino, zabierzesz mnie ze sob膮! Zeskoczy艂 bez s艂owa i podni贸s艂 j膮 na w贸z, po czym zaj膮艂 miejsce u jej boku.

Zanim zd膮偶yli ruszy膰, Ida zerwa艂a kurtk臋 z ramion.

- Zawie藕cie j膮 Ailo. Powiedzcie mu, 偶e my艣l臋 o nim. I pobieg艂a nad fiord.

13

- Do diabla, dziewczyno! - krzykn膮艂 Reijo na widok Mai. - Mia艂a艣 zosta膰 na dole. Nie masz za grosz roz­s膮dku? Dlaczego jej nie powstrzyma艂e艣, Heino?

- Sam spr贸buj - odrzek艂 beznami臋tnie Heino i zsadzi艂 dziewczyn臋 z koz艂a.

Wiatr si臋 wzm贸g艂. Dawno ju偶 zrezygnowali z rato­wania smolnego stosu.

Zamiast walczy膰 z wichrem, zlewali mielerz wod膮. Teraz, z pomoc膮 Heino i maj膮c wi臋cej wiader, wynaj­dywali szczeliny w darni i wlewali wod臋 wprost do roz偶arzonego wn臋trza.

Ailo ustawia艂 mur z kamieni od wschodniej strony. Sz艂o mu niesporo, bo pracowa艂 go艂ymi r臋kami i nie mia艂 do艣膰 materia艂u.

Heino i Reijo zaj臋li si臋 kopaniem p艂ytkiego rowu. Przebijali jedynie warstw臋 darni, torfu i wyschni臋tej trawy, by ods艂oni膰 go艂膮 ziemi臋 i 偶wir. R贸w by艂 szero­ki na metr, na wi臋cej nie starcza艂o czasu.

M臋偶czy藕ni my艣leli o tym, co spotka艂o Aksela i jego syna, ale nie mogli ruszy膰 im na ratunek.

Nikt dobrowolnie nie skacze w ogie艅. Zreszt膮 przede wszystkim musieli pami臋ta膰 o sobie, tak jak inni ludzie nad rzek膮 i ci znajduj膮cy si臋 powy偶ej linii ognia.

Los jednego mielerza przesta艂 mie膰 jakiekolwiek znaczenie. Je艣li po偶ar si臋 rozprzestrzeni, ogarnie do­my i pola, zagrozi egzystencji ca艂ej osady.

Konie stawa艂y si臋 niespokojne. Maja trzyma艂a si臋 w pobli偶u zwierz膮t, klepa艂a je po szyjach, przemawia­艂a do nich 艂agodnie. W ostateczno艣ci to one b臋d膮 mu­sia艂y wynie艣膰 ludzi z morza ognia.

- Nie wyprz臋gaj ich - krzykn膮艂 ostro Reijo. Wci膮偶 by艂 na ni膮 z艂y, 偶e nie pos艂ucha艂a polecenia.

Maja uwa偶a艂a, 偶e to okrucie艅stwo. Konie zwietrzy艂y zagro偶enie i chcia艂y ucieka膰, podpowiada艂 im to in­stynkt.

Ale Rusko i Liinikko by艂y udomowionymi zwierz臋­tami. Dzikie konie, od kt贸rych si臋 wywodzi艂y, galopo­wa艂y przez tajg臋 na dalekim wschodzie, przemierza艂y rozleg艂e stepy. Te szkapy ju偶 niewiele mia艂y w sobie z dawnych przodk贸w. S艂ucha艂y polece艅 ludzi. A ludzie kazali im czeka膰, cho膰 wok贸艂 zamyka艂a si臋 艣ciana ognia.

Prycha艂y, pr臋偶y艂y karki, stuka艂y podkowami, jakby daj膮c do zrozumienia, 偶e ich natura sprzeciwia si臋 przymusowej niewoli w obliczu zagro偶enia.

Ludzie nie pozwolili im jednak uciec.

Trzask p艂omieni zbli偶a艂 si臋. Maja dot膮d nie wiedzia­艂a, 偶e ten odg艂os mo偶e by膰 tak og艂uszaj膮cy.

S艂up ognia wznosi艂 si臋 a偶 do nieba, zdawa艂 si臋 wy­pala膰 dziury w podstawie chmur.

Mierzy艂a wzrokiem odleg艂o艣膰 p艂omieni od m臋偶­czyzn, kt贸rzy w pocie czo艂a wykopywali ochronny r贸w. Koszule lepi艂y si臋 im do plec贸w. Rzucali go­r膮czkowe spojrzenia za siebie, nie przerywaj膮c pra­cy, sprawdzaj膮c, czy 偶ywio艂 ich nie zaskoczy. Huk nadci膮gaj膮cego ognia uniemo偶liwia艂 rozmowy. Zreszt膮 i tak nie starczy艂oby im tchu. Kurtka Ailo zosta艂a na wozie, nie by艂a jeszcze potrzebna w艂a艣ci­cielowi.

Maja nie rozstawa艂a si臋 z zawini膮tkiem. Nape艂ni艂a wod膮 cebry i ustawi艂a je rz臋dem. Kosztowa艂o j膮 to jed­nak sporo wysi艂ku i musia艂a po艂o偶y膰 si臋 na wozie, by odpocz膮膰. B贸l nie odst臋powa艂, pali艂 jej brzuch i 艂ono 偶ywym ogniem.

Skuli艂a si臋, przywar艂a do suchej 艣ciany wozu. Nikt jej nie widzia艂. Oddycha艂a z trudem, mruga艂a gwa艂tow­nie, by powstrzyma膰 krople s艂onego potu, 艣ciekaj膮ce jej do oczu. Nie mog艂a sobie teraz pozwoli膰 na s艂abo艣膰, musia艂a podnie艣膰 si臋 na nogi!

Nie zdawa艂a sobie sprawy, ile czasu up艂yn臋艂o, zanim zebra艂a si艂y, zapanowa艂a nad 艣wiszcz膮cym oddechem. Zbyt wiele, stwierdzi艂a, ujrzawszy ogie艅 o krok od wozu.

Po偶ar by艂 jak potw贸r, kt贸ry zamierza wci膮gn膮膰 wszyst­ko w ognist膮 paszcz臋...

Maja wyla艂a na w贸z zawarto艣膰 wszystkich wiader. Nape艂ni艂a je ponownie i zmoczy艂a konie. Zwierz臋ta sp艂oszy艂y si臋, ale zdo艂a艂a je uspokoi膰. Jeszcze raz na­bra艂a wody.

Nie mog艂a uczyni膰 kroku, nie zataczaj膮c si臋, na wp贸艂 o艣lepiona potem. Nie wiedzia艂a, czemu to przy­pisa膰, nieopisanemu gor膮cu czy falom b贸lu, raz za ra­zem przeszywaj膮cym jej cia艂o.

M臋偶czy藕ni nie zdo艂ali doprowadzi膰 wykopu do ska艂. Na ostatnich metrach r贸w by艂 znacznie p艂ytszy i w臋偶­szy ni偶 na pocz膮tku.

Blisko艣膰 ognia sta艂a si臋 nie do zniesienia. Rozgrzane powietrze zapiera艂o dech w piersiach, cia艂o pokrywa艂o si臋 p臋cherzami. R臋koje艣ci 艂opat i motyk parzy艂y d艂onie.

Nie poddawali si臋, walczyli do ostatka. Maja wiele razy otwiera艂a usta do ostrzegawczego krzyku, ale t艂u­mi艂a w sobie s艂owa.

Nie trzeba im teraz by艂o histerycznej kobiety. Przy­sporzy艂aby im tylko dodatkowych zmartwie艅, trac膮c panowanie nad sob膮.

Paszcza ognia si臋ga艂a ich czupryn, 艂apa艂a za r臋kawy. Wok贸艂 sta艂 czarny, g臋sty dym.

Z lasu ucieka艂y zwierz臋ta. Wiewi贸rki, zaj膮ce i lisy. W obliczu zagro偶enia wrogowie stawali si臋 przyjaci贸艂­mi. Nikt nie przedk艂ada jedzenia nad 偶ycie.

Maja mia艂a na zawsze zapami臋ta膰 ich przera偶one 艣lepia.

Wdrapa艂a si臋 ponownie na w贸z, przywar艂a do be­czek, przymuszaj膮c siebie i konie do spokoju.

Zwierz臋ta wci膮偶 jeszcze tkwi艂y w miejscu, ale przyj­dzie taki moment, gdy przestan膮 ufa膰 cz艂owiekowi. Te kilka kropel dzikiej krwi przewa偶y szal臋 i wtedy rzu­c膮 si臋 do ucieczki.

Dym przy zboczu zg臋stnia艂, by艂 jak zbita, rozgrza­na mg艂a.

Reijo odrzuci艂 motyk臋 i chlusn膮艂 wod膮 przed siebie.

Kropla w morzu ognia.

To ju偶 nie by艂 s艂up p艂omieni, tylko 艣ciana, ocean. G贸rowa艂 nad wierzcho艂kami drzew, liza艂 korzenie, po­艂yka艂 stuletnie pnie, pozostawiaj膮c po sobie popi贸艂, czarne, zw臋glone kolumny. Szkielet lasu.

Reijo pop臋dzi艂 do rzeki, nape艂ni艂 dwa cebry i zn贸w podj膮艂 walk臋 z 偶ywio艂em. Nie mia艂 za grosz respektu dla tego potwora, kt贸ry chcia艂 go po偶re膰.

Maja patrzy艂a na niego z dum膮, a serce ros艂o jej w piersiach. Konie post膮pi艂y o par臋 krok贸w, zbli偶aj膮c si臋 do wody, i Maja pozwoli艂a zwierz臋tom na t臋 odrobin臋 swobody. Uspokoi艂y si臋 nieco, gdy us艂ysza艂y szum rzeki i oddali艂y si臋 od przera偶aj膮cego syku p艂omieni.

Poprzez dym widzia艂a postaci, kt贸re wybiega艂y z morza ognia i zn贸w zag艂臋bia艂y si臋 w nim. S艂ysza艂a kr贸tkie polecenia, kt贸re wykrzykiwali po fi艅sku, ale nie rozr贸偶nia艂a s艂贸w. Pot zalewa艂 jej oczy, sp艂ywa艂 po ca艂ym ciele. Roze艣mia艂a si臋 gorzko. Niepotrzebnie po­la艂a si臋 wod膮.

Po偶ar ogarn膮艂 zaro艣la, kt贸rych nie zd膮偶yli odci膮膰 przekopem, dopad艂 do 偶ywej ska艂y.

Maja straci艂a m臋偶czyzn z oczu. S艂ysza艂a wci膮偶 g艂o­sy, ale nie widzia艂a postaci. Nic ju偶 nie widzia艂a, mi­mo 偶e raz za razem przeciera艂a oczy.

Mog艂a teraz zda膰 si臋 wy艂膮cznie na s艂uch. Ogarn膮艂 j膮 g臋sty dym.

Konie strzyg艂y uszami, zacz臋艂y wierzga膰, ogarni臋te panicznym strachem. Maja wyt臋偶a艂a wszystkie si艂y, ale nie potrafi艂a ich powstrzyma膰. Zwierz臋ta pogna艂y ku rzece, do wody.

Pow艣ci膮gn臋艂a je na brzegu, w miejscu gdzie ska艂y tworzy艂y ochronny wal. Spi臋trzona rzeka ogo艂oci艂a je z resztek ro艣linno艣ci, pozostawiaj膮c piasek i 偶wir, wi臋c ogie艅 nie m贸g艂 znale藕膰 tam 偶adnej po偶ywki. Wody rozlewa艂y si臋 szeroko i tworzy艂y p艂ycizn臋, ale przeby­cie rzeki w br贸d nie by艂o mo偶liwe, drugi brzeg bowiem wypi臋trza艂 si臋 strom膮 pochy艂o艣ci膮.

Jedyna droga ku ocaleniu wydawa艂a si臋 prowadzi膰 pod pr膮d rzeki ku ods艂oni臋tym miejscom po przeciw­nej stronie. Maja mdla艂a z wycie艅czenia, ale jaka艣 si艂a kaza艂a jej zosta膰. Tej niezwyk艂ej hardo艣ci swego cha­rakteru nie by艂a dot膮d 艣wiadoma, ujawnia艂a si臋 bo­wiem w chwilach prawdziwej pr贸by.

Wiedzia艂a od samego pocz膮tku, 偶e przyjdzie jej czas. Nie posz艂a w ogie艅 po to, by zajmowa膰 si臋 ko艅mi.

Zacisn臋艂a z臋by, st艂umi艂a w sobie b贸l. To jeszcze nie koniec.

Jeszcze wszystko przed ni膮.

Kto艣 wypad艂 z dymu, jaki艣 m臋偶czyzna jakby spowi­ty p艂omieniami. Przewr贸ci艂 si臋 na ziemi臋. To nie by艂o przywidzenie, ten cz艂owiek rzeczywi艣cie p艂on膮艂.

Ogie艅 dogoni艂 go, m臋偶czyzna podni贸s艂 si臋 na kola­na i pobieg艂 ku wodzie, potykaj膮c si臋 co krok. Maja us艂ysza艂a plusk. Serce omal nie wyskoczy艂o jej z pier­si, 艂omota艂o w oszala艂ym rytmie, od kt贸rego dr偶a艂y czubki palc贸w, d艂onie, ca艂e cia艂o.

To m贸g艂 by膰 ka偶dy z nich, Aleksanteri, Ailo lub Re­ijo. Tylko nie Heino. Heino by艂 pot臋偶niejszej postury.

Nie ruszy艂a si臋 od wozu. Gdyby to uczyni艂a, konie poci膮gn臋艂yby w贸z wprost przed siebie ku niechybnej 艣mierci w rw膮cym pr膮dzie rzeki.

Nie mog艂a po艣wi臋ci膰 koni, by sprawdzi膰, kto to by艂.

Powinien da膰 sobie rad臋, utrzyma膰 g艂ow臋 nad po­wierzchni膮 wody. Je艣li nie uderzy艂 w kamie艅 podczas skoku.

W tej chwili prawdy ka偶dy musia艂 zadba膰 o siebie.

Maja nie odrywa艂a oczu od miejsca, w kt贸rym znik­n膮艂 m臋偶czyzna. Nie by艂o to proste, rzeka nieustannie zmienia艂a oblicze, fale przelewa艂y si臋 migotliwie, ma­mi膮c wzrok.

Wynurzy艂 si臋 tu偶 przed ni膮. Kolor w艂os贸w powie­dzia艂 jej, 偶e to Ailo.

Chcia艂a krzykn膮膰 g艂o艣no jego imi臋, ale wydoby艂a z gard艂a jedynie chrapliwy d藕wi臋k. A jednak j膮 us艂ysza艂 i zdo艂a艂 chwyci膰 si臋 kamienia. Pe艂zn膮c, wydosta艂 si臋 na p艂ycizn臋.

Le偶a艂 d艂ugo, nabieraj膮c powietrza w p艂uca, potem uczyni艂 kolejn膮 pr贸b臋, by wsta膰. Najpierw opar艂 si臋 na kolanach, potem wyprostowa艂 plecy i z艂apa艂 si臋 ko艅­skiej uzdy. Z ogromnym wysi艂kiem dowl贸k艂 si臋 do wo­zu i przerzuci艂 cia艂o przez boczn膮 艣ciank臋. Maja pod­par艂a go jedn膮 r臋k膮.

Konie strwo偶y艂y si臋.

Nie mia艂 si艂, by wydusi膰 z siebie cho膰 s艂owo. Plu艂 wod膮, charcza艂, trz膮s艂 si臋 na ca艂ym ciele.

- Mocno si臋 poparzy艂e艣? - spyta艂a. Nie mog艂a mu pom贸c, musia艂a zapanowa膰 nad zwierz臋tami.

Wok贸艂 nich lata艂 r贸j iskier. Maja b艂ogos艂awi艂a w du­chu w艂asn膮 roztropno艣膰, kt贸ra kaza艂a jej zmoczy膰 w贸z. Iskry gas艂y z sykiem, nie czyni膮c im 偶adnej krzywdy.

Ailo j臋cza艂.

Dziewczyna obrzuci艂a go zaniepokojonym spojrze­niem. By艂 blady, straci艂 cz臋艣膰 w艂os贸w i mocno popa­rzy艂 sobie g艂ow臋 z prawej strony.

Ubranie przedstawia艂o 偶a艂osny widok. Na szcz臋艣cie sk贸ra, z kt贸rej je uszyto, lepiej chroni艂a przed p艂omie­niami ni偶 zwyk艂a tkanina.

Nie panowa艂a ju偶 nad ko艅mi, kt贸re par艂y w g艂膮b nurtu. Rzeka nie by艂a g艂臋boka, woda nie si臋ga艂a nawet desek stanowi膮cych pod艂og臋 wozu.

Maja rozumia艂a przera偶enie zwierz膮t, sama odczu­wa艂a je r贸wnie mocno. Strach dusi艂 jej piersi, zapiera艂 dech. Otwiera艂a usta jak ryba wyrzucona na brzeg, roz­grzane powietrze rozsadza艂o jej p艂uca. R贸w, kt贸ry wy­kopali m臋偶czy藕ni, nie zatrzyma艂 ognia. P艂omienie przeskakiwa艂y mi臋dzy wierzcho艂kami drzew.

Smo艂a gotowa艂a si臋 w beczkach. J臋zyki ognia zacz臋­艂y liza膰 obr臋cze.

Maja p艂aka艂a z bezsilno艣ci. Ognista paszcza nie po­偶ar艂a brata. Wyplu艂a go. Ailo by艂 zbyt m艂ody, 偶eby umiera膰. Ale po艣r贸d rozszala艂ego 偶ywio艂u zostali Re­ijo, Heino, Aleksanteri...

艢ciana ognia zamkn臋艂a si臋, nie przedostawa艂y si臋 przez ni膮 偶adne odg艂osy. Mo偶e huk po偶aru zag艂usza艂 krzyki ludzi...

- Wyno艣my si臋 st膮d - szepn膮艂 chrapliwie Ailo. Ma­ja zrozumia艂a go tylko dlatego, 偶e g艂o艣no wypowie­dzia艂 jej w艂asne my艣li.

Gor膮co sta艂o si臋 nie do zniesienia. Konie w ka偶dej chwili mog艂y rzuci膰 si臋 do panicznej ucieczki, poci膮­gaj膮c Maj臋 i Ailo na pewn膮 艣mier膰. Gdyby nurt rzeki porwa艂 w贸z, 偶adne z nich nie by艂oby w stanie oprze膰 si臋 偶ywio艂owi.

- Wyno艣my si臋 st膮d, Maju! - powt贸rzy艂 b艂agalnie. Maja pos艂ucha艂a go. Pokrzykuj膮c, szarpi膮c lejcami, zmusi艂a konie, by raz jeszcze post膮pi艂y wbrew swemu instynktowi. Skierowa艂a je pod pr膮d.

Pr贸bowa艂y si臋 przeciwstawi膰, ale Maja nie popu艣ci­艂a wodzy. La艂a 艂zy i krzycza艂a na zwierz臋ta, mieszaj膮c 艂agodne pro艣by z najgorszymi wyzwiskami. Wzywa艂a na pomoc ziemskie i diabelskie moce, grozi艂a biednym szkapom gniewem bo偶ym, je艣liby o艣mieli艂y si臋 nie po­s艂ucha膰 polecenia.

Rzeka sta艂a si臋 g艂臋bsza. Miejscami niewysokie konie traci艂y grunt pod nogami. Ko艂a wozu nie odrywa艂y si臋 od dna, czasami zaczepia艂y si臋 o podwodne g艂azy.

Przera偶enie dodawa艂o zwierz臋tom si艂, z uporem par艂y naprz贸d, by ratowa膰 siebie i ludzi, m臋偶czyzn臋 wij膮cego si臋 w cierpieniu i kobiet臋 o szalonym j臋zyku.

Ailo nie by艂 w stanie wy艂apa膰 po艂owy ze s艂贸w, kt贸­re wykrzykiwa艂a siostra, ale podczas tej dramatycznej przeprawy na drugi brzeg pod pr膮d wzburzonej rzeki pozna艂 Maj臋 lepiej ni偶 w ci膮gu ca艂ego 偶ycia.

Wejrza艂 w jej tajemnice. Tak偶e t臋 najwi臋ksz膮, kt贸­rej Heino jedynie m贸g艂 si臋 domy艣la膰. T臋, o kt贸rej Re­ijo chcia艂 zapomnie膰.

Dotarli do brzegu. Konie otrz膮sa艂y si臋 z wody, r偶膮c i prychaj膮c. Maja przez d艂u偶sz膮 chwil臋 nie rusza艂a si臋 z koz艂a.

艁zy sp艂ywa艂y strumieniami po policzkach dziewczy­ny. 艁zy szcz臋艣cia i rozpaczy.

Pod drugiej stronie rzeki szala艂 ogie艅. Zst臋powa艂 do wody krwistoczerwonymi j臋zykami, zostawiaj膮c za so­b膮 czarn膮, wypalon膮 ziemi臋.

Maja nie odwa偶y艂a si臋 odwr贸ci膰. Pu艣ci艂a wodze i ze zdumieniem zobaczy艂a, 偶e jej d艂onie s膮 mokre od krwi.

Dot膮d nie czu艂a, 偶e rani sobie r臋ce. Nie zdawa艂a so­bie sprawy, jak ci臋偶k膮 walk臋 stoczy艂a z opieraj膮cymi si臋 zwierz臋tami.

Zeskoczy艂a z koz艂a i zgi臋艂a si臋 w b贸lu, dotkn膮wszy stopami ziemi. Zdo艂a艂a si臋 jednak opanowa膰. Wypro­stowa艂a si臋 i z trudem podesz艂a do koni.

Zgrabia艂ymi, zesztywnia艂ymi palcami wyprz臋g艂a je od wozu. Potem zaj臋艂a si臋 uprz臋偶膮.

- Nie chcia艂am wyrz膮dzi膰 wam krzywdy - szepta艂a. Klepa艂a 艂agodnie zwierz臋ta, k艂ad艂a uspokajaj膮co d艂onie na ich karkach. Chcia艂a da膰 im do zrozumienia, 偶e ten nadzwyczajny trud nie okaza艂 si臋 daremny. Wynios艂y z po偶aru w艂asne 偶ycie i 偶ycie dwojga ludzi.

One jednak pop臋dzi艂y przed siebie, gdy tylko poczu艂y si臋 wolne. Jak najdalej od tej kobiety, kt贸ra sprawi艂a im b贸l. Jak najdalej od ognia, kt贸ry pozbawia艂 je zmys艂贸w.

Ailo nie rusza艂 si臋. W贸z przechyli艂 si臋 na kamieni­stym pod艂o偶u i ch艂opak le偶a艂 w nienaturalnej pozycji z nogami uniesionymi w g贸r臋.

Maja w艣lizgn臋艂a si臋 na w贸z i uj臋艂a Ailo pod pachami.

Jego krzyk obudzi艂by umar艂ego.

Maja zacisn臋艂a powieki, by powstrzyma膰 艂zy, i po­ci膮gn臋艂a bezw艂adne cia艂o brata. Ailo stara艂 si臋 zapano­wa膰 nad sob膮, ale nie zdo艂a艂 st艂umi膰 j臋ku.

- Tylko nie zemdlej! - krzykn臋艂a b艂agalnie. Fizycz­nie odczuwa艂a jego cierpienia. Nieomal mocniej ni偶 w艂asny b贸l.

Ailo nie by艂 wysokiego wzrostu, ale i tak dla drob­nej dziewczyny stanowi艂 nie lada ci臋偶ar. Stara艂 si臋 u艂a­twi膰 jej zadanie, ale najmniejszy nawet wysi艂ek przy­prawia艂 go o katusze.

- Wiem, 偶e boli - m贸wi艂a przez 艂zy. - Krzycz, Ailo, krzycz! Tylko nie zemdlej! Musisz mi troch臋 pom贸c, bo sama nie dam rady. Krzycz z ca艂ych si艂, tylko nie mdlej!

Zawlok艂a go po kamieniach do rzeki i po艂o偶y艂a w miej­scu, gdzie wsteczny pr膮d utworzy艂 zaciszn膮 zatoczk臋. Woda by艂a tam nieco cieplejsza, ale i tak koj膮co ch艂odzi­艂a oparzenia. Maja wci膮偶 nie wiedzia艂a, jak rozleg艂e s膮 ra­ny ch艂opaka. Ailo szcz臋ka艂 z臋bami.

- Le偶! - poprosi艂a. - Za chwil臋 ci ul偶y. Zosta艂a przy nim. Zawini膮tko zostawi艂a na wozie, mia艂a w nim zio艂a, kt贸rymi zamierza艂a ob艂o偶y膰 p臋che­rze. Najpierw trzeba jednak och艂odzi膰 ca艂e cia艂o, znie­czuli膰 piek膮ce rany.

Ogie艅 zostawi艂 sw贸j znak g艂owie Ailo, na prawym ramieniu, zaznaczy艂 si臋 d艂ug膮 pr臋g膮 na plecach.

I na d艂oniach.

Najmocniej poparzy艂 sobie d艂onie.

Maja przyciska艂a r臋ce brata do piersi, trzyma艂a je pod wod膮, otacza艂a je w艂asnymi r臋koma.

Zr臋czne d艂onie, kt贸re potrafi艂y wyczarowywa膰 cu­downe przedmioty z drewna. Musia艂a je ratowa膰!

Ailo nie otwiera艂 oczu. Marzy艂, by odp艂yn膮膰 w odr臋twie­nie podobne do tego, w kt贸rym Maja chroni艂a si臋 przed b贸lem. Zap艂aci艂by ka偶d膮 cen臋, by posi膮艣膰 t臋 umiej臋tno艣膰.

I cieszy艂 si臋, 偶e Ida schroni艂a si臋 w bezpiecznym miejscu. Ogie艅 nie dotrze do cypla, a gdyby nawet, to nie wyrz膮dzi jej krzywdy. Mog艂a wyp艂yn膮膰 艂odzi膮 na fiord, morze zatrzyma rycz膮cego, ognistego trolla.

Rad by艂 tak偶e, i偶 Ida nie widzi go w takim stanie.

- Gdzie jest Reijo? - spyta艂a Maja. W jej g艂osie zna膰 by艂o napi臋cie. - Pami臋tasz, gdzie ich widzia艂e艣 po raz ostatni?

Ailo zebra艂 my艣li, usi艂uj膮c przebi膰 si臋 przez mg艂臋 b贸­lu i cierpienia.

Rzuci艂 si臋 w p艂omienie. Ogie艅 przeskoczy艂 przez r贸w, kt贸ry kopali w pocie czo艂a, i otoczy艂 go ze wszyst­kich stron. Reijo chlusta艂 wod膮 z wiader, Ailo uzna艂 to za bezcelowe. Nie mo偶na powstrzyma膰 偶ywio艂u za­warto艣ci膮 paru cebrzyk贸w.

Pami臋ta艂 g艂osy, nie pami臋ta艂 s艂贸w. Nie wiedzia艂, sk膮d dochodzi艂y.

Cienie w jego 艣wiadomo艣ci pozosta艂y cieniami.

- Jeden z nich znikn膮艂 - powiedzia艂 w ko艅cu. Wi臋­cej nie potrafi艂 sobie przypomnie膰.

Wy艣cig z ogniem przyt艂oczy艂 pozosta艂e wspomnie­nia. Jego ubranie zaj臋艂o si臋, pad艂 na rozgrzan膮 ziemi臋. 艁oskot po偶aru tu偶 za nim. Dojmuj膮cy 偶ar.

Ch艂贸d wody.

- Kto?

Maja zblad艂a, Ailo dostrzeg艂 to spod przymkni臋tych powiek. Nie by艂 w stanie ich otworzy膰, nawet tak nie­wielki wysi艂ek przerasta艂 jego si艂y.

Ale m贸g艂 j膮 pocieszy膰, cho膰 odrobin臋.

- To krzycza艂 Reijo. - Tego jednego by艂 pewien. Zna艂 g艂os Reijo od lat, nie pomyli艂by go z innym, na­wet je艣li brzmienie zniekszta艂ca艂 strach i trzask ognia.

- Krzycza艂, 偶e kto艣 znikn膮艂. W ha艂asie nie dos艂ysza­艂em imienia. Zreszt膮 bardziej by艂em zaj臋ty ratowaniem w艂asnej sk贸ry.

Maja zamkn臋艂a oczy. Reijo nale偶a艂 do tych nielicz­nych, kt贸rzy gotowi s膮 po艣wi臋ci膰 偶ycie dla ratowania innych.

Wiedzia艂a o tym, ale co艣 w niej umar艂o. Nie odwa­偶y艂a si臋 spojrze膰 na spustoszenia, jakie ogie艅 poczyni艂 na drugim brzegu. Sw膮d spalonych drzew, smo艂y i po­pio艂u by艂 dostatecznie przera偶aj膮cy.

- Wiesz, 偶e twoje d艂onie grzej膮? - W g艂osie Ailo po­brzmiewa艂o zdumienie.

Maja zamruga艂a powiekami. Podnios艂a r臋ce i przyj­rza艂a si臋 im uwa偶nie. Wygl膮da艂y zupe艂nie zwyczajnie...

Cho膰 dr偶a艂y w niezwyk艂y spos贸b.

Szybko schowa艂a je p o d wod臋. Po艂o偶y艂a na d艂oniach Ailo.

Westchn膮艂.

- One grzej膮, Maju - powt贸rzy艂 szeptem i z niejak膮 ulg膮. - Nie odsuwaj ich!

Nie zdo艂a艂aby. Jaka艣 si艂a emanowa艂a z jej cia艂a ku d艂oniom, jej w艂asnym a jakby obcym. Ailo m贸wi艂, 偶e daj膮 ciep艂o.

Poczu艂a to.

Pr膮d, kt贸ry wychodzi czubkami palc贸w, przenika po­wierzchni臋 sk贸ry, s膮czy si臋 z niej. Jak smo艂a z mielerza...

Dzia艂a艂 na Ailo, wyg艂adzi艂 rysy jego twarzy, dot膮d zniekszta艂cone b贸lem.

- Zabior臋 jedn膮 r臋k臋, dobrze? - poprosi艂a. - Masz pa­skudn膮 ran臋 na g艂owie.

Tylko mrugn膮艂 w odpowiedzi.

Maja przy艂o偶y艂a d艂o艅 do poparzonej sk贸ry na g艂o­wie Ailo. Ch艂opak skuli艂 si臋 pod wp艂ywem b贸lu, wi臋c zmniejszy艂a nacisk. Uczyni艂a to machinalnie, ale bez najmniejszego trudu odnalaz艂a w艂a艣ciw膮 pozycj臋. Jak­by co艣 kierowa艂o jej ruchami.

- Wielkie nieba, Maju - szepn膮艂 Ailo i spojrza艂 na ni膮 zdumiony. - Jak ty to robisz? B贸l os艂ab艂. Twoje r臋­ce grzej膮.

Maja nie zna艂a odpowiedzi. Po prostu siedzia艂a obok brata i piel臋gnowa艂a go.

I czu艂a, 偶e posiad艂a jak膮艣 cudown膮 moc. Chcia艂a, by Ailo wyzdrowia艂, by straszne oparzenia nie pozostawi­艂y blizn.

I zapragn臋艂a, by Reijo wr贸ci艂 偶ywy. Reijo, Heino i Aleksanteri. Zapragn臋艂a tak mocno, 偶e przesta艂a pa­nowa膰 nad sw膮 now膮, tajemnicz膮 umiej臋tno艣ci膮.

- Co si臋 sta艂o? - szepn膮艂.

Maja wzi臋艂a si臋 w gar艣膰. Nie wszystko na raz.

Ailo potrzebowa艂 jej pomocy. Potrafi艂a przynie艣膰 ulg臋 jego cierpieniom. Byli tej samej krwi.

Nie zdawa艂a sobie sprawy, jak d艂ugo to trwa艂o. Nie rozmawiali, nie patrzyli na siebie. Trzyma艂a d艂onie na okaleczonym ciele brata i ca艂膮 艣wiadomo艣膰 skierowa艂a na jeden cel. Ukoi膰 jego b贸l.

W ko艅cu us艂ysza艂a g艂osy. Knuta, Idy, Emila, Sedolfa...

Wielu mieszka艅c贸w wioski przedosta艂o si臋 na dru­gi brzeg i zd膮偶a艂o w g贸r臋 rzeki, by oceni膰 szkody.

Ida nie posiada艂a si臋 ze szcz臋艣cia na widok Ailo. Ma­ja pu艣ci艂a brata, przekaza艂a jego bezw艂adne cia艂o opie­ce dziewczyny. Poblad艂ymi wargami poinstruowa艂a j膮, jakich zi贸艂 u偶y膰 na opatrunek. Ida da sobie rad臋. Ma­ja opad艂a z si艂.

- Gdzie reszta? - spyta艂 Knut. Musia艂 j膮 podtrzyma膰, bo si臋 zatoczy艂a.

Maja potrz膮sn臋艂a g艂ow膮.

- Nie widzia艂am ich.

- Opanowali艣my po偶ar - m贸wi艂 Knut. - Poni偶ej twego domu. Nie zdo艂ali艣my go uratowa膰.

Nie za艂ama艂a si臋, nie mia艂a nic wi臋cej do stracenia.

- Do diab艂a! - wykrzykn膮艂 Sedolf. Nie m贸g艂 lepiej dobra膰 s艂贸w. Wszyscy pod膮偶yli za jego wzrokiem.

Spo艣r贸d popio艂贸w, dymi膮cych zw臋glonych pni drzew pojawi艂y si臋 postaci pokryte sadz膮. Maja zachwia艂a si臋 i zemdla艂a.

14

Wolno wraca艂a do przytomno艣ci. S艂ysza艂a d藕wi臋ki, z pocz膮tku jednostajny szum, potem zacz臋艂a odr贸偶­nia膰 je od siebie.

S艂ysza艂a g艂osy, wiedzia艂a, do kogo nale偶膮.

Knut wci膮偶 obejmowa艂 j膮 ramieniem.

Maja nie poruszy艂a si臋. Ws艂uchiwa艂a si臋 w te g艂osy, napawa艂a nimi. Nawet je艣li by艂y jedynie u艂ud膮 senn膮.

- Otrze藕wiej, Maju. - Knut dotkn膮艂 ostro偶nie jej po­liczka.

Zorientowa艂a si臋, 偶e nie 艣ni.

Otworzy艂a oczy, ale nie odwa偶y艂a si臋 przekr臋ci膰 g艂o­wy. Wpatrywa艂a si臋 w 艂agodn膮 twarz brata. B艂aga艂a go wzrokiem, by nie trzyma艂 jej w niepewno艣ci.

Odgarn膮艂 jej w艂osy z czo艂a gestem tak czu艂ym, 偶e a偶 si臋 zdziwi艂a. A wi臋c ma艂偶e艅stwo go odmieni艂o.

- Wzrok ci臋 nie zwi贸d艂 - powiedzia艂 cicho. Zna膰 by­艂o po nim zm臋czenie, ale i rado艣膰. - To oni, Maju. Re­ijo i Heino. Wr贸cili cali i zdrowi.

Zamkn臋艂a oczy, by nie dostrzeg艂 w nich szcz臋艣cia. Nale偶a艂o wy艂膮cznie do niej.

Knut podni贸s艂 siostr臋, pom贸g艂 jej stan膮膰 na nogi. Obr贸ci艂 j膮 we w艂a艣ciwym kierunku.

Siedzieli nad brzegiem rzeki. Dwie nieziemsko umo­rusane istoty. Knut m贸wi艂 prawd臋. Cali i zdrowi.

I patrzyli na ni膮. Jedna para zielonych oczu, druga brunatnych. Maja uwolni艂a si臋 z r膮k Knuta. Post膮pi艂a par臋 krok贸w do przodu i pad艂a w ramiona Reijo. Przy­cisn臋艂a go mocno do siebie, a on obj膮艂 j膮 czule.

Rozp艂aka艂a si臋. P艂aka艂a cicho, wiedz膮c ju偶, 偶e go nie straci艂a. 呕yje, ognisty potw贸r go nie poch艂on膮艂. Pra­gnienia sta艂y si臋 rzeczywisto艣ci膮.

Nie mog艂a wydoby膰 g艂osu z gard艂a, j臋zyk przesta艂 j膮 s艂ucha膰.

Przywar艂a policzkiem do policzka Reijo i poprzez sw膮d spalenizny czu艂a zapach jego cia艂a.

Uwolni艂 si臋 z uchwytu. Uczyni艂 to nadzwyczaj de­likatnie, by nie pomy艣la艂a, 偶e j膮 odtr膮ca.

Maja by艂a w szoku, wszyscy to 鈥瀢idzieli.

Przekaza艂 j膮 komu艣 innemu, opar艂 o pier艣 innego m臋偶czyzny. Tak jakby na zawsze oddawa艂 dziewczy­n臋 w jego opiek臋.

Heino spojrza艂 na niego z wdzi臋czno艣ci膮 ponad g艂o­w膮 Mai. Wsp贸lna ucieczka z morza p艂omieni po艂膮czy­艂a ich nierozerwaln膮 wi臋zi膮.

Stali si臋 przyjaci贸艂mi.

Heino obj膮艂 drobn膮 posta膰 i podtrzyma艂.

Gwa艂towno艣膰 prze偶y膰 zn贸w odebra艂a jej wszystkie si艂y. Upad艂aby, ale silne ramiona Heino obj臋艂y j膮 wp贸艂. Schowa艂a twarz na szerokiej piersi m艂odzie艅ca, nie pragn膮c niczego innego, tylko blisko艣ci jego cia艂a, cie­p艂a, kt贸re nape艂nia艂o j膮 poczuciem bezpiecze艅stwa.

- Wi臋c 偶yjesz - szepn臋艂a. Przytuli艂 j膮 mocniej.

- Dzi臋ki Bogu! - doda艂a.

- Stracili艣my Aleksanteriego - rzek艂 Heino. - Po prostu znikn膮艂 nam z oczu w p艂omieniach i dymie.

- Ale ty 偶yjesz! 呕yjesz!

- Tak bardzo ci na mnie zale偶)'? - zapyta艂. Pasja, z ja­k膮 wypowiada艂a te s艂owa, zdumia艂a go. S膮dzi艂, 偶e przej­rza艂 j膮 na wylot. Ze zna jej uczucia, potrafi przewidzie膰 reakcje.

Doszukiwa艂 si臋 czego艣 wi臋cej poza zwyczajn膮 ulg膮 w g艂osie Mai. Spos贸b, w jaki tuli艂a si臋 do niego, ods艂a­nia艂 now膮, nieznan膮 stron臋 jej natury tej dziewczyny.

Heino zd膮偶y艂 si臋 ju偶 przyzwyczai膰 do my艣li, 偶e ni­gdy nie odkryje prawdziwej natury.

- Naturalnie, 偶e mi na tobie zale偶y - odrzek艂a, jak­by to by艂a rzecz najoczywistsza pod s艂o艅cem. Jakby 艂膮­czy艂y ich zrozumienie i wzajemna szczero艣膰.

A przecie偶 wiedzia艂a, 偶e wi膮偶e ich jedynie gar艣膰 de­klaracji. Na dodatek z艂o偶onych przez Heino.

Heino nie potrafi艂 oprze膰 si臋 pokusie. Wraca艂 z pie­k艂a. Sta艂 w艣r贸d p艂omieni, sk膮d nie m贸g艂 dostrzec skraw­ka nieba.

I gotowa艂 si臋 na 艣mier膰. Ju偶 wkr贸tce mia艂 si臋 zamie­ni膰 w zw臋glony strz臋p nie przypominaj膮cy cz艂owieka.

Ujrza艂 sw贸j koniec z krystaliczn膮 jasno艣ci膮.

I w tej ostatecznej chwili, kiedy 偶egna艂 si臋 z 偶yciem, wszystkie jego my艣li pobieg艂y do niej.

I wtedy te偶 wybaczy艂 w艂asnemu ojcu, zrozumia艂 bo­wiem, i偶 mo偶na zatraci膰 si臋 w mi艂o艣ci do kobiety.

Tylko ona stan臋艂a mu przed oczami.

Maja.

Gdyby zgin膮艂, m贸g艂by kto艣 powiedzie膰, 偶e to jej wi­na. 呕e w mi艂osnym zatraceniu zapomnia艂 ratowa膰 w艂a­sn膮 sk贸r臋.

I w tej samej sekundzie wybaczy艂 Raiji.

Kobieta nie jest winna temu, 偶e kto艣 darzy j膮 uczuciem, nawet je艣li mi艂o艣膰 prost膮 drog膮 wiedzie do sza­le艅stwa i samounicestwienia. Zrozumia艂, 偶e kocha Ma­j臋 tak, jak Petri kocha艂 jej matk臋.

Musia艂 j膮 poca艂owa膰.

Przywar艂 wargami do jej warg, 艂apczywie spijaj膮c ich smak. Odwzajemni艂a mu si臋 tym samym. Odda艂a poca艂unek r贸wnie 偶arliwie, przytuli艂a tak nami臋tnie, 偶e zakr臋ci艂o mu si臋 w g艂owie. Mia艂 ochot臋 zerwa膰 z niej ubranie i po艣r贸d wszystkich tych ludzi szuka膰 zapomnienia w jej obj臋ciach, lecz ograniczy艂 si臋 do znak贸w mi艂o艣ci, kt贸re ustami sk艂ada艂 na jej ustach, policzkach, szyi...

Zm臋czeni, rozgrzani pieszczot膮 trwali przytuleni do siebie. W ko艅cu Heino poci膮gn膮艂 dziewczyn臋 w d贸艂 na traw臋. Po艂o偶y艂a twarz na jego piersi.

Po raz pierwszy w 偶yciu mog艂a zamkn膮膰 oczy i czu膰 si臋 bezpiecznie.

By艂 bowiem kto艣, kto czuwa nad ni膮. Kto p贸jdzie za ni膮 w ogie艅 lub b臋dzie nosi膰 j膮 na r臋kach, je艣li te­go za偶膮da. Kto ukradnie ksi臋偶yc, je艣li przyjdzie jej na to ochota. To uczucie by艂o nowe i niezwyk艂e i ko艅czy­艂o okres nieustannej walki w jej 偶yciu. Walki, kt贸rej nie mog艂a wygra膰.

Ramiona Heino ofiarowywa艂y si艂臋 i bezpiecze艅­stwo. Ten cz艂owiek, kt贸ry m贸g艂 si臋gn膮膰 wysoko, wy­bra艂 j膮.

Bunt Mai dobieg艂 kresu.

Teraz chcia艂a jedynie nieustannie do艣wiadcza膰 tego bezpiecze艅stwa. Powtarza艂a sobie, 偶e tego w艂a艣nie jej trzeba. 呕e musi mie膰 u swego boku silnego m臋偶czy­zn臋, bo s艂aby budzi艂 w niej wzgard臋. Nikt nie o艣mie­li艂by si臋 wzgardzi膰 Heino.

Ona, dziki ptak o przetr膮conym skrzydle, by艂a dla艅 istot膮 zbyt prost膮, a jednak j膮 wybra艂.

Jej pragn膮艂 i od niej oczekiwa艂 wzajemno艣ci.

- Jak wydostali艣cie si臋 z p艂omieni? - spyta艂a. Przy­pomnia艂a sobie 艣cian臋 ognia, kt贸ra odci臋艂a wszystkie drogi ucieczki.

Kierowali si臋 ku rzece.

- Da艂em ju偶 za wygran膮 - opowiada艂 Heino. - By­艂em sam, wok贸艂 mnie ogie艅. Nie mog艂em zrobi膰 kro­ku, nie wiedzia艂em, gdzie jestem. I nagle z p艂omieni wyskoczy艂 Reijo. Mia艂 ze sob膮 ceber wody, obla艂 mnie od st贸p do g艂贸w i poci膮gn膮艂 za sob膮. Nie wiem, jak tego dokona艂. - Heino ze zdumieniem pokr臋ci艂 g艂o­w膮. - Reijo nie straci艂 orientacji, kroczy艂 jak po sznur­ku, jakby kto艣 prowadzi艂 go za r臋k臋. Nagle znale藕li­艣my si臋 poza zasi臋giem p艂omieni, na rozpalonej zie­mi, kt贸r膮 ogie艅 zd膮偶y艂 ju偶 strawi膰. 呕ar parzy艂 nas w stopy, my艣l臋, 偶e wypali艂 dziury w kumagach. Jakie szcz臋艣cie, 偶e wcze艣niej wy艂o偶y艂em j膮 turzyc膮. Reijo prowadzi艂 w g贸r臋.

Maja zrozumia艂a.

Dopiero teraz odwa偶y艂a si臋 spojrze膰 na drugi brzeg i ogarn膮膰 wzrokiem martwy, spalony las.

Czarne kikuty drzew wznosi艂y si臋 oskar偶ycielsko ku niebu. Ziemia wci膮偶 dymi艂a.

Po偶ar oszcz臋dzi艂 skaliste wierzcho艂ki wzg贸rz. Ocie­nione, solidnie zmoczone deszczem opar艂y si臋 sile 偶y­wio艂u, kt贸ry znalaz艂 sobie do艣膰 po偶ywki w dolnych partiach lasu.

- Wdrapali艣my si臋 na ska艂y. Z g贸ry widzieli艣my wszystko i nic nie mogli艣my zrobi膰.

Nikt si臋 nie odezwa艂, ale wszyscy pomy艣leli to samo. Mogli wyobrazi膰 sobie, jakie uczucia targa艂y ser­cami tych dw贸ch m臋偶czyzn.

Bezradno艣膰. Rezygnacja. B贸l, pomieszany z rado­艣ci膮, 偶e zdo艂ali prze偶y膰.

- Widzieli艣my ciebie. - Heino pog艂aska艂 Maj臋 po w艂o­sach. - Prze偶ywali艣my katusze, nie mog膮c ci pom贸c.

Maja spojrza艂a na Reijo. Wygl膮da艂 na wycie艅czone­go, sadza uwydatni艂a zmarszczki na jego twarzy. U艣mie­cha艂 si臋 s艂abo.

Maja chcia艂a mu podzi臋kowa膰. Wiedzia艂a, 偶e zn贸w uratuje czyje艣 偶ycie.

Taki w艂a艣nie by艂.

O czym rozmawiali Reijo i Heino, spogl膮daj膮c z g贸­ry na brzeg rzeki spowity w ogniu? Nie mia艂a zamia­ru pyta膰.

I mia艂a wra偶enie, 偶e nigdy si臋 nie dowie. Nie nale偶y wiedzie膰 wszystkiego o cz艂owieku, kt贸rego darzy si臋 mi艂o艣ci膮. Nie mo偶na 偶膮da膰, by obna偶y艂 dusz臋.

Ka偶dy ma swoje tajemnice.

Maja mia艂a sekrety, kt贸rych Heino nigdy nie pozna. Skrywa艂a je przed Reijo.

Przed ca艂ym 艣wiatem.

Wi臋c innym przys艂uguje to samo prawo.

Mi艂o艣膰 to jedno. Szacunek i respekt dla czyjej艣 od­r臋bno艣ci to drugie.

Reijo uratowa艂 Heino.

Uratowa艂 go dla niej.

Tak to czu艂a, tak chcia艂a to widzie膰. I taka pewnie by艂a prawda. Cho膰 Reijo uratowa艂by ka偶dego, kto znalaz艂by si臋 na miejscu Heino.

Reijo nie potrafi艂 wyt艂umaczy膰 sobie znikni臋cia Aleksanteriego.

- Nie rozumiem, co si臋 z nim sta艂o - powtarza艂 raz po raz. - Znikn膮艂 jak pod dotkni臋ciem czarodziejskiej r贸偶d偶ki. Jakby si臋 pod ziemi臋 zapad艂. Nawet nie us艂y­szeli艣my jego krzyku, cho膰, po prawdzie, ha艂as by艂 przeogromny.

- Zrobi艂e艣, co w twojej mocy - orzek艂a Maja. - Wszy­scy zrobili艣my, co trzeba.

Reijo jednak zawsze mia艂 sobie wyrzuca膰 艣mier膰 Aleksanteriego. Nigdy nie dowiedzieli si臋, jak zgin膮艂, nie odnale藕li jego cia艂a.

Mo偶e zosta艂 przy beczkach ze smol膮? W takim ra­zie znalaz艂 si臋 w samym 艣rodku piek艂a.

Ca艂a osada mia艂a powody do 偶a艂oby. Wszyscy stra­cili co艣 w po偶arze.

P艂omienie strawi艂y trzy zagrody, w tym dom Mai.

Aksel i jego syn zgin臋li, znaleziono ich zw臋glone szcz膮tki. Cia艂o ojca przykrywa艂o zw艂oki ch艂opca. Aksel do ko艅ca ratowa艂 swoje dziecko, ale p艂omienie oto­czy艂y ich ze wszystkich stron.

W jednym z gospodarstw mieszka艂o stare ma艂偶e艅­stwo, kt贸re zwyk艂o wcze艣nie k艂a艣膰 si臋 spa膰.

Zapewne staruszkowie nie dowiedzieli si臋 nawet, co zasz艂o. Ogie艅 zaskoczy艂 ich we 艣nie.

Trzech m艂odych ch艂opc贸w samodzielnie podj臋艂o walk臋 z 偶ywio艂em. Tylko jeden prze偶y艂, by da膰 艣wia­dectwo w艂asnej i cudzej lekkomy艣lno艣ci.

Dwie ostatnie ofiary po偶ogi postrada艂y 偶ycie, ratu­j膮c beczki wype艂nione smo艂膮. M臋偶czy藕ni 艂adowali ba­ry艂ki na tratw臋 zbit膮 z bali.

Gdyby nie przesadzili z 艂adunkiem, ocaliliby siebie i tratw臋.

Ogie艅 obj膮艂 beczk臋, kt贸r膮 nie艣li, potem r臋kawy koszul. Beczka stoczy艂a si臋 na prze艂adowan膮 tratw臋 i w okamgnieniu zamieni艂a j膮 w piek艂o.

Dziewi臋膰 istnie艅 ludzkich.

Dzieci zosta艂y bez ojc贸w, wdowy bez 艣rodk贸w do 偶ycia.

Wiele rodzin czeka艂a ci臋偶ka zima.

- Mimo wszystko mieli艣my szcz臋艣cie - orzek艂 Knut.

Na cyplu zrobi艂o si臋 ciasno, ale wszyscy godzili si臋 na niewygody.

Do pokoju Idy wstawiono dodatkowe 艂贸偶ko. Jedno dziewczyna dzieli艂a ch臋tnie z Ailo, drugie przypad艂o Mai i Heino.

Reijo zaoferowa艂 im w艂asne 艂o偶e. Zrobione dla dwojga, oznajmi艂.

Maja odm贸wi艂a.

Anjo wydoby艂a si臋 z odr臋twienia, w kt贸rym pozo­stawa艂a mimo troskliwo艣ci i czu艂o艣ci Knuta.

Wprawdzie od pewnego ju偶 czasu wr贸ci艂a do swych zaj臋膰, ale by艂a cieniem tej energicznej, promieniuj膮cej ciep艂em kobiety, kt贸r膮 wszyscy znali.

Teraz potrzebowali jej pomocy, wi臋c przesta艂a u偶a­la膰 si臋 nad sob膮. W d艂ugich rozmowach z Knutem wy­rzuci艂a z siebie ca艂y sw贸j b贸l. I zaakceptowa艂a jego m膮­dro艣膰 偶yciow膮, 偶e cierpienie dzielone z blisk膮 osob膮 to p贸艂 cierpienia.

Nigdy nie pozb臋dzie si臋 wspomnie艅, zw艂aszcza tych z艂ych. Mo偶e jednak ich nie piel臋gnowa膰 i zaj膮膰 si臋 lud藕mi.

Maja r贸wnie偶 wraca艂a do r贸wnowagi. Z dnia na dzie艅 nabiera艂a si艂 fizycznych. Napa艣ci nie pami臋ta艂a. Zna艂a tylko obrazy, kt贸re przedstawili jej Reijo i Heino.

Nie odnosi艂a ich do siebie. Tam, gdzie m臋偶czy藕ni widzieli Maj臋, ona sama dostrzega艂a jak膮艣 obc膮 osob臋.

Potrafi艂a poradzi膰 sobie z tym b贸lem.

Ailo ucierpia艂 najbardziej. Musia艂 przyzwyczai膰 si臋 do my艣li, 偶e na r臋ce, ramieniu i szyi pozostan膮 blizny, ale rany goi艂y si臋 szybko. Zio艂a czyni艂y cuda. Najcierpliwsza i najczulsza opiekunka na 艣wiecie regularnie zmienia艂a mu opatrunki.

Ida zjawia艂a si臋 przy nim, kiedy tylko si臋 poruszy艂.

Oparzenia na d艂oniach i g艂owie, cho膰 najstraszniej­sze, nik艂y w oczach, nie zostawiaj膮c po sobie wyra藕­niejszych 艣lad贸w. Sk贸ra na g艂owie porasta艂a w艂osami, bo ogie艅 nawet nie uszkodzi艂 cebulek.

Nikt tego nie m贸g艂 poj膮膰, nikt nie potrafi艂 znale藕膰 rozs膮dnego wyt艂umaczenia.

Ailo wkr贸tce odzyska艂 w艂adz臋 w palcach, zacz膮艂 je zgi­na膰 i porusza膰 nimi. M贸g艂 g艂adzi膰 Id臋 po policzku r贸w­nie pieszczotliwie jak przedtem. Cieszy艂 si臋, 偶e we藕mie n贸偶 do r臋ki i wyrze藕bi co艣 艂adnego z kawa艂ka drewna.

Dla niej.

Lecz przede wszystkim dla Mai.

To jej winien by艂 podzi臋kowanie za to, czego nikt nie rozumia艂. Ocalenie zawdzi臋cza艂 r臋kom Mai. To ich ta­jemna moc i promieniowanie cudownie go uzdrowi艂y.

Nie poruszali tego tematu. Maja nie dopuszcza艂a do siebie my艣li, 偶e posiad艂a umiej臋tno艣ci, kt贸rych pocho­dzenia nie potrafi艂a wyt艂umaczy膰.

Ba艂a si臋 ich, 艣miertelnie si臋 ba艂a.

W艂adza nad ludzkim 偶yciem i 艣mierci膮 wydawa艂a si臋 jej ci臋偶arem ponad si艂y.

Tylko raz Ailo wr贸ci艂 do tamtych chwil. Byli we dw贸j­k臋 w izbie, przez otwarte okno wpada艂 o偶ywczy powiew letniego powietrza. Maj臋 dopad艂 kolejny atak b贸lu. Brat obserwowa艂 j膮 ze zdziwieniem.

- Dlaczego sama si臋 nie wyleczysz? - spyta艂, kiedy z艂apa艂a oddech. - Pr贸bowa艂a艣 zrobi膰 to samo, co ze mn膮 uczyni艂a艣? Nigdy ci tego nie zapomn臋, Maju, to­bie zawdzi臋czam ocalenie.

Zak艂opota艂a si臋. Mrukn臋艂a w odpowiedzi, 偶e to nic takiego.

Nie pomy艣la艂a nigdy, 偶e mog艂aby wypr贸bowa膰 te umiej臋tno艣ci na w艂asnym ciele.

Kiedy zasn膮艂, przy艂o偶y艂a d艂onie do brzucha, ale nic nie poczu艂a. 呕adnego ciep艂a, 偶adnych pr膮d贸w.

Przyj臋艂a to z lekkim rozczarowaniem, ale bardziej z ulg膮. A wi臋c moc nie tkwi艂a w jej ciele. Zosta艂a jej u偶yczona.

Wola艂a nie my艣le膰 przez kogo.

Z czasem b贸le brzucha ust膮pi艂y. Mog艂a wr贸ci膰 do dawnych zaj臋膰, mog艂a chodzi膰, biega膰, 艣mia膰 si臋.

- Dasz rad臋 p贸j艣膰 do swego domu? - spyta艂 Heino. Nie mia艂 na my艣li si艂 fizycznych. Zastanawia艂 si臋, czy zniesie psychicznie t臋 chwil臋, gdy b臋dzie musia艂a sta­n膮膰 w艣r贸d popio艂贸w i resztek tego, co kiedy艣 stanowi­艂o jej miejsce na ziemi.

Skin臋艂a g艂ow膮. Przyszed艂 odpowiedni czas.

Odk艂ada艂a to wielokrotnie.

Knut i Heino ju偶 raz tam byli. Wyj臋li z艂oto, kt贸re Maja ukry艂a pod pod艂og膮.

Ogie艅 strawi艂 deski, ale nie naruszy艂 torby z kory brzozowej, kt贸r膮 dziewczyna wcisn臋艂a pod kamienny fundament.

Wolno ruszyli 艣cie偶k膮. Heino, postawny m臋偶czy­zna, i Maja, drobna kobieta.

Po raz pierwszy od chwili po偶aru zostali sami, w do­mu na cyplu nie mogli liczy膰 na chwile intymno艣ci. Nie rozmawiali wiele ze sob膮, ponownie wpadli w pu艂apk臋 milczenia, kt贸ry zwi膮zek dwojga ludzi mo偶e zamieni膰 w koszmar. Czuli, byli 艣wiadomi tego, co mo偶na prze­kaza膰 za pomoc膮 czyn贸w, gest贸w i mowy cia艂a. S艂owa s膮 jednak najwa偶niejsze. Trzeba u偶ywa膰 s艂贸w, by zbli­偶y膰 si臋 do drugiego cz艂owieka. S艂owa to najwa偶niejszy klucz. Le偶eli obok siebie przez wiele nocy po tych dra­matycznych wydarzeniach, 艣wiadomi swej blisko艣ci, ale Maja nie by艂a jeszcze gotowa, by ofiarowa膰 mu cia­艂o zbrukane przez gwa艂cicieli. Dzielili pok贸j z Ailo i Id膮 i nie znale藕li w sobie do艣膰 odwagi, by rozmawia膰 ze so­b膮 w ich obecno艣ci.

Mieli wi臋c dla siebie poca艂unki, pieszczotliwe do­tkni臋cia d艂oni膮. Spojrzenia.

Maja znowu zacz臋艂a w膮tpi膰, zn贸w dr臋czy艂a si臋 nie­pewno艣ci膮.

Czu艂a si臋 samotna, bardziej ni偶 kiedykolwiek w 偶y­ciu. Nawet w towarzystwie Heino.

Szed艂 obok niej na wyci膮gni臋cie ramienia. Nie wie­dzia艂a, czy boi si臋 jej dotkn膮膰.

Ona ba艂a si臋 dotkn膮膰 jego.

I ba艂a si臋 mu o tym powiedzie膰, ba艂a zapyta膰.

Na powr贸t stawa艂a si臋 wi臋藕niem we w艂asnym powi­k艂anym 艣wiecie uczu膰.

Nieustannie rzuca艂a na Heino ukradkowe spojrzenia. Znowu u艣wiadamia艂a sobie, jak silnym jest m臋偶czyzn膮. Nie tylko fizycznie. Spos贸b, w jaki unosi艂 g艂ow臋, dum­ny podbr贸dek, pewny wzrok 艣wiadczy艂y o wewn臋trz­nej mocy przynale偶nej tylko nielicznym.

Ch艂贸d, kt贸rym si臋 otacza艂, pozorna hardo艣膰 spojrzenia stanowi艂y jedynie skorup臋. Silni ludzie te偶 odczu­waj膮 potrzeb臋 skrywania swych najg艂臋bszych prze偶y膰.

To j膮 wzruszy艂o.

Heino by艂 natur膮 nieomal doskona艂膮, a ta jedyna je­go s艂abo艣膰 dodawa艂a mu cz艂owiecze艅stwa. A tego w艂a­艣nie Maja w nim szuka艂a.

Szuka艂a cz艂owieka za parawanem doskona艂o艣ci.

Sama mia艂a tyle wad...

Nie by艂a stworzona dla kogo艣, kto by艂 ich pozba­wiony.

Nie dostrzega艂a, 偶e Heino ma jeszcze jedn膮 s艂abo艣膰.

J膮. Nie wiedzia艂a, 偶e tylko z tego powodu posiad艂a w艂adz臋 nad cz艂owiekiem, kt贸ry stanowi艂 uciele艣nienie wszystkich zalet.

Na pogorzelisku zosta艂y jedynie pozosta艂o艣ci ka­miennych fundament贸w.

Maja wiedzia艂a z relacji m臋偶czyzn, 偶e dom spali艂 si臋 doszcz臋tnie.

Co innego wiedzie膰, co innego widzie膰 na w艂asne oczy.

Ujrza艂a dom w 偶ywej pami臋ci. Reijo i Kalle zbudo­wali go dla Raiji, a Maja zdo艂a艂a przekszta艂ci膰 w sw贸j w艂asny k膮t na ziemi.

Wymiot艂a cienie Raiji ze wszystkich zakamark贸w.

Nic nie zosta艂o.

Zupe艂nie nic.

Maja nie mia艂a zwyczaju zbierania pami膮tek. I nie kolekcjonowa艂a wspomnie艅.

Prowadzi艂a gospodarstwo, wype艂ni艂a dom niezb臋d­nymi sprz臋tami.

Ogie艅 strawi艂 wszystko.

Na kamieniach znale藕li odpryski szk艂a z okien.

Maja podnios艂a od艂amek i obraca艂a go w palcach.

Wi臋c tyle zaledwie zostaje. Wi臋c dobytek ca艂ego 偶y­cia znikn膮膰 mo偶e w mgnieniu oka. C贸偶 za bezsens.

Heino st膮pa艂 ostro偶nie po popio艂ach. 艢ledzi艂 ka偶dy ruch dziewczyny.

Gdyby tylko okaza艂a s艂abo艣膰, zabra艂by j膮 natych­miast z tego miejsca.

Pola te偶 sp艂on臋艂y.

Maja zebra艂a wszystkie si艂y, zanim spojrza艂a w tam­tym kierunku.

Czarna, pokryta sadz膮 ziemia.

Nigdy wi臋cej nie wyro艣nie na niej zbo偶e, zdecydo­wa艂a impulsywnie Maja.

I wiedzia艂a te偶, 偶e nie wzniesie nowego domu na po­gorzelisku.

- Wracamy?

Potrz膮sn臋艂a g艂ow膮. Zosta艂a jeszcze jedna nie za艂a­twiona sprawa.

艁udzi艂a si臋 s艂ab膮 nadziej膮, cho膰 przecie偶 wszystko poch艂on膮艂 ogie艅. Dom wyda艂 si臋 nagle znacznie rozleglejszy, kiedy pozosta艂 po nim jedynie zarys funda­ment贸w.

Tam by艂a kuchnia, w tym miejscu skrytka pod desk膮.

Heino zdziwi艂 si臋, kiedy pad艂a na kolana i zacz臋艂a rozgrzebywa膰 popi贸艂.

- Znale藕li艣my z艂oto, Maju, wszystko dok艂adnie przejrzeli艣my. Nie mieli艣my poj臋cia, w ilu workach je ukry艂a艣.

- W czterech - odrzek艂a bez namys艂u. Pokiwa艂 g艂ow膮.

- Nic nie wypad艂o. Przykucn膮艂 ko艂o dziewczyny.

- Nie szukam z艂ota - wyja艣ni艂a, odgarniaj膮c kosmyk w艂os贸w za ucho. - Szukam prawdziwego skarbu. Tu go schowa艂am, ale mogli艣cie go przeoczy膰.

- Powiedz mi, co to jest - poprosi艂. - Pomog臋 ci.

- Brosza - odpowiedzia艂a. - Srebrna brosza. To Heino j膮 znalaz艂. Le偶a艂a tu偶 przy fundamencie. Maja uroni艂a 艂z臋, kiedy ostro偶nie czy艣ci艂a j膮 z brudu.

- Ta ozdoba wiele dla ciebie znaczy - stwierdzi艂. Przytakn臋艂a.

- Nale偶a艂a do mojej matki. Ma specjalne znaczenie. Daje si臋 j膮 dziewczynie, kt贸r膮 pragnie si臋 po艣lubi膰. Je­艣li j膮 przyjmie, to znak, 偶e zgadza si臋 na ma艂偶e艅stwo.

Heino u艣miechn膮艂 si臋 i wzi膮艂 w d艂o艅 b艂yszcz膮c膮 brosz臋.

- Przyjmiesz j膮? - zapyta艂.

Skin臋艂a g艂ow膮.

Przypi膮艂 brosz臋 do jej bluzki. Krzywo, ale z wiel­kim nabo偶e艅stwem. Potem po艂o偶y艂 d艂onie na ramio­nach dziewczyny.

- Wi臋c we藕miesz mnie za m臋偶a? Jeszcze raz skin臋艂a g艂ow膮 Teraz nie mia艂a ju偶 偶adnych w膮tpliwo艣ci.

15

Wracali okr臋偶n膮 drog膮. Trzymali si臋 za r臋ce.

Teraz nale偶eli do siebie w zupe艂nie inny, nowy spo­s贸b.

Dopiero kiedy znale藕li si臋 na ustronnej polanie, gdzie rzadko kto poza Maj膮 zagl膮da艂, zrozumieli, co ich tam zawiod艂o.

Heino odezwa艂 si臋 do niej w znajome s艂owa:

- Nie chc臋 ci臋 skrzywdzi膰, Maju, ale tak t臋skni臋 za tob膮!

By艂 delikatny i ostro偶ny. Maja zacz臋艂a dostrzega膰 tak偶e i te cechy jego charakteru.

Jak to mo偶liwe, by jeden cz艂owiek mia艂 tyle zalet?

- Starasz si臋 dotrzyma膰 swoich warunk贸w umowy? - u艣miechn臋艂a si臋, kiedy zdj膮艂 jej bluzk臋.

- Umowy? - Rozmarzony Heino w pierwszej chwi­li nie zrozumia艂.

- Dziecko przed weselem - wyja艣ni艂a, ale i ona za­cz臋艂a pl膮ta膰 si臋 w s艂owach. Jak prowadzi膰 rozmow臋, skoro jego r臋ce nape艂nia艂y j膮 ciep艂em i przyprawia艂y o dreszcze bez ingerencji si艂 ponadnaturalnych?

- Ach, tak - mrukn膮艂 i nachylaj膮c si臋, poca艂owa艂 j膮 w usta. Maja widzia艂a go na tle dywanu z li艣ci, zielo­nego, niebieskawego, na obrze偶ach 偶贸艂tego.

Zapragn臋艂a mie膰 taki kobierzec. Prostych ludzi nie sta膰 by艂o na nic innego poza zwyk艂ym p艂贸tnem bar­wionym na niebiesko. Przyroda jednak oferowa艂a moc barwnik贸w temu, kto si臋 na tym zna艂...

- Tak tylko powiedzia艂em, 偶eby sk艂oni膰 ci臋 do my艣le­nia o tym. 呕eby si臋 zbli偶y膰 do ciebie, 偶eby艣 ty pozna艂a mnie lepiej. Zapragn膮艂em ci臋 od chwili, gdy pojawi艂a艣 si臋 w progu. A ty nawet nie zwr贸ci艂a艣 na mnie uwagi.

- S膮dzi艂am, 偶e wszyscy zakochuj膮 si臋 w Idzie - szep­n臋艂a.

Pie艣ci艂 j膮 tak, jak nigdy Simon, a wszak jemu nie brakowa艂o inwencji.

- Szuka艂em prawdziwego klejnotu - odrzek艂, chwy­taj膮c jej sutek mi臋dzy wargi. Nadzwyczaj delikatnie, a tak podniecaj膮co.

Maja wyci膮gn臋艂a r臋ce do kochanka i przyci膮gn臋艂a go do siebie. Chcia艂a poczu膰 blisko艣膰 tego silnego cia艂a, napr臋偶onych mi臋艣ni, gor膮ce tchnienie oddechu.

Rozpi膮艂 spodnie. Dziewczyna wi艂a si臋 pod nim, a suknie podci膮ga艂y si臋 w g贸r臋 same, jakby natura po­maga艂a im w mi艂osnym akcie.

Heino w mig poradzi艂 sobie z wst膮偶kami. By艂 pod­niecony, czego nie mog艂a nie zauwa偶y膰, ale okazywa艂 nadzwyczajn膮 troskliwo艣膰.

- Dasz rad臋? - szepn膮艂 jej wprost do ucha. Nie m贸g艂 zapomnie膰, 偶e ca艂kiem niedawno brutal­nie zbrukano jej cia艂o.

Maja pokiwa艂a energicznie g艂ow膮.

- Chc臋, Heino! Pragn臋 ci臋! Zobacz! I poprowadzi艂a d艂o艅 kochanka, by mu pokaza膰, jak bardzo t臋skni.

Heino j臋kn膮艂 z rozkoszy. Nie musia艂 jej rozbudza膰 pieszczotami, by艂a gotowa, by go przyj膮膰.

- Raczej czeka膰 nie dam rady - szepn膮艂 z za偶enowa­niem. Czu艂 si臋 niezdarnie jak m艂okos, kt贸ry pierwszy raz zaznaje mi艂o艣ci. Mia艂 wtedy czterna艣cie lat i nie wiedzia艂, co si臋 z nim dzieje.

Teraz wiedzia艂 wszystko. Zna艂 j膮, potrafi艂 j膮 zado­woli膰. I po raz pierwszy kocha艂 si臋 z ni膮, nie w膮tpi膮c, 偶e nale偶y do niego.

Nic nie powiedzia艂a, ale Heino wyczuwa艂 t臋 wza­jemno艣膰 uczu膰, kt贸rej dot膮d brakowa艂o.

Wtedy traktowa艂 j膮 jak bogini臋, a ona nie odkrywa­艂a swego serca. Teraz by艂o w niej co艣 wi臋cej ni偶 po偶膮­danie.

Maja wyczu艂a, 偶e Heino zmierza prosto do celu, i rozchyli艂a kolana. Otworzy艂a si臋, a on wszed艂 w ni膮 艂agodnie.

Delikatnie.

Panicznie si臋 ba艂, 偶e wyrz膮dzi dziewczynie krzywd臋.

W jasnym, rozpromienionym obliczu okolonym bu­rz膮 w艂os贸w rozrzuconych na mchu nie by艂o 艣ladu b贸lu.

Dot膮d kochali si臋 z zamkni臋tymi oczyma. Nie zna­li si臋 na tyle, by bez wstydu i za偶enowania przygl膮da膰 si臋, jak ka偶de z nich prze偶ywa rozkosz.

Tym razem Heino nie zamkn膮艂 powiek. Widok szcz臋艣liwej twarzy dziewczyny zwielokrotnia艂 jego ra­do艣膰.

Nie panowa艂 nad sob膮. Nie potrafi艂 zaczeka膰, a偶 Maja znajdzie w艂a艣ciwy rytm. Dotar艂 na szczyt, kiedy ona wci膮偶 by艂a w drodze.

Na kilka chwil opad艂 bezsilnie na cia艂o kochanki, spocony, ci臋偶ki, ukojony. Cudownie zm臋czony le偶a艂 wtulony w kobiet臋, kt贸r膮 kocha艂, lubi艂, podziwia艂 i kt贸rej po偶膮da艂.

Nie ka偶dy znajduje to wszystko u jednej osoby.

Uwa偶a艂 si臋 za szcz臋艣liwca.

Ostro偶nie wysun膮艂 si臋 z niej, przesun膮艂 d艂oni膮 w d贸艂 po ciep艂ej i delikatnej sk贸rze dziewczyny.

Pie艣ci艂 j膮 powoli, Maja wygi臋艂a si臋 w 艂uk, unios艂a biodra.

Heino poczu艂, 偶e podniecenie powraca, ale nie mia艂 si艂, by zaczyna膰 wszystko od nowa.

Pod膮偶y艂 wargami w d贸艂, mi臋dzy uda dziewczyny, do 藕r贸d艂a rozkoszy. Ca艂owa艂 i pie艣ci艂. Maja j臋kn臋艂a i wie­dzia艂 ju偶, 偶e prowadzi j膮 we w艂a艣ciwym kierunku.

Kiedy spr臋偶y艂a si臋 i krzykn臋艂a w niebo, ku niemu, zrozumia艂, 偶e znalaz艂a si臋 u celu.

Powoli podni贸s艂 si臋, otoczy艂 ramieniem szyj臋 Mai i pozwoli艂 jej zasn膮膰.

Spogl膮da艂 na ni膮 przez ca艂y czas, p贸ki si臋 nie obu­dzi艂a. I nie m贸g艂 si臋 napatrzy膰.

Nigdy nie b臋dzie mia艂 do艣膰.

Zawsze b臋dzie pragn膮膰 wi臋cej.

To wspania艂y pocz膮tek udanego zwi膮zku. Maja by­艂a najbardziej ekscytuj膮c膮 osob膮, jak膮 zna艂.

I m贸g艂 偶ywi膰 jedynie nadziej臋, 偶e ona kiedy艣 ujrzy w nim to samo.

Obudzi艂a si臋 zmarzni臋ta, zapada艂 wiecz贸r. Heino przykry艂 j膮 cz臋艣ciami garderoby, ale ch艂贸d ci膮gn膮艂 od ziemi.

Jesie艅 zbli偶a艂a si臋 nieub艂aganie.

Ubrali si臋 po艣r贸d 艣miech贸w. Dotykali si臋, ponow­nie rozbudzali w sobie po偶膮danie. Dla 偶art贸w.

Dla zabawy. Teraz ju偶 dozwolonej.

Maja poprawi艂a broszk臋. Nosi艂a j膮 tak dostojnie, 偶e Heino zacz膮艂 dopytywa膰 si臋 o szczeg贸艂y.

Usiedli na mi臋kkim mchu, by jeszcze troch臋 porozkoszowa膰 si臋 samotno艣ci膮.

- Mama dosta艂a j膮 od taty - zacz臋艂a. - To by艂a cz臋艣膰 srebra, kt贸r膮 zamierza艂 ofiarowa膰 przysz艂ej 偶onie. Wr臋czy艂 broszk臋 ma艂ej dziewczynce, kt贸r膮 kocha艂 nad 偶ycie. Matka Ailo dosta艂a reszt臋. Mikkal zdoby艂 dla niej p贸藕niej inn膮 brosz臋, ale nie tak 艂adn膮 i nie pasuj膮­c膮 do pozosta艂ych ozd贸b.

To by艂 dar serca, dany w tajemnicy. Ludzie 藕le na to patrzyli.

I taka by艂a zawsze mi艂o艣膰 Raiji i Mikkala. Niezgodna z obyczajami. Niemo偶liwa do spe艂nienia.

- Musia艂a by膰 niezwyk艂膮 kobiet膮 - wyrzek艂 Heino powoli. Szuka艂 w sobie nienawi艣ci do Raiji, ale ju偶 jej nie znajdowa艂. Wbi艂 wzrok w jaki艣 punkt przed sob膮 i wreszcie wyrzuci艂 to z siebie: - M贸j ojciec kocha艂 two­j膮 matk臋.

- On te偶? - odrzek艂a bez namys艂u. Z pewn膮 doz膮 go­ryczy.

- Zgin膮艂, szukaj膮c jej. Chcia艂 j膮 zobaczy膰. Wiedzia艂, 偶e Raija kocha Mikkala, a mimo wszystko wyruszy艂, by j膮 odnale藕膰. Zostawi艂 dom i rodzin臋. Pogna艂 do Ru­iji, by ujrze膰 j膮 raz jeszcze. Porozmawia膰 z ni膮, do­tkn膮膰, a mo偶e tylko zobaczy膰. Mo偶esz wyobrazi膰 so­bie mi艂o艣膰, kt贸ra prowadzi do samounicestwienia?

Maja obrzuci艂a go przeci膮g艂ym spojrzeniem. Wydo­bywa艂a z pami臋ci zdarzenia, o kt贸rych dot膮d stara艂a si臋 nie my艣le膰.

- Pami臋tam go - powiedzia艂a. - Towarzysz wujka Santeriego. To musia艂o by膰 gdzie艣 w okolicach Vardo. Jeste艣 podobny do ojca, prawda?

Heino skin膮艂 g艂ow膮.

- Nienawidzi艂e艣 jej? Maja pierwsza zada艂a to pytanie, nie wys艂uchawszy ca艂ej historii. Pierwsza, kt贸ra zrozumia艂a.

- Tak. - Westchn膮艂 ci臋偶ko. - Te偶 jej szuka艂em. Chcia­艂em j膮 zabi膰. Uwa偶a艂em, 偶e nasze szcz臋艣cie rodzinne rozpad艂o si臋 z jej winy. I przez ni膮 przerwa艂em nauki... a ojciec postrada艂 偶ycie. Przez t臋 obc膮 kobiet臋 o imie­niu Raija. Chcia艂em j膮 odnale藕膰 i poci膮gn膮膰 do odpo­wiedzialno艣ci za wszystkie niecne czyny.

- Wiedzia艂e艣, 偶e Knut jest jej synem? Heino potwierdzi艂.

- Wtedy przysz艂o na mnie opami臋tanie, ale nie prze­sta艂em jej nienawidzi膰 a偶 do tej chwili, kiedy znala­z艂em si臋 w morzu p艂omieni. Wtedy zda艂em sobie spra­w臋, 偶e kocham ci臋 r贸wnie mocno, jak ojciec kocha艂 Raij臋. I 偶e nie jeste艣 temu winna. Wi臋c i jej nie mo偶­na wini膰 za mi艂o艣膰 Petriego.

Maja u艣miechn臋艂a si臋.

- To dobrze, 偶e jej wybaczy艂e艣 - stwierdzi艂a i na­tychmiast spowa偶nia艂a. - Czasami mam do niej 偶al. Nie potrafi臋 jej kocha膰, Heino, tak jak nie potrafi臋 jej nienawidzi膰. Taka jestem do niej podobna. I jeszcze te dziwne zdarzenia ostatnich dni. Reijo twierdzi, 偶e to ona u偶ycza mi swych mocy. O szale艅stwo przyprawia mnie my艣l, 偶eby mog艂a u偶ywa膰 mego cia艂a w taki spo­s贸b, jak drzwi, przez kt贸re wchodzi si臋 i wychodzi. A mo偶e wcale tak nie jest? Powiadaj膮, 偶e Raija nie 偶y­je, co nape艂nia mnie jeszcze wi臋kszym przera偶eniem. Pojmujesz?

Heino pokiwa艂 g艂ow膮.

- S膮dz臋, 偶e mnie kocha艂a. Kiedy艣, dawno temu. By艂am owocem zwi膮zku z m臋偶czyzn膮, kt贸rego kocha艂a nad 偶ycie. Liczy艂 si臋 tylko Mikkal, nikt nie m贸g艂 wej艣膰 po­mi臋dzy nich, nawet c贸rka. 呕yli w 艣wiecie, w kt贸rym nie by艂o miejsca dla innych ludzi. Nigdy nie post膮pi臋 tak wobec w艂asnych dzieci. Nie wolno kocha膰 tak mocno... Zamilk艂a i spojrza艂a na Heino.

- S膮dz臋, 偶e mnie kocha艂a - powt贸rzy艂a 偶a艂o艣nie.

Heino nie znajdowa艂 s艂贸w. Wychowa艂 si臋 w zwy­czajnej rodzinie. Prowadzili normalne 偶ycie, p贸ki oj­ciec ich nie opu艣ci艂. Wtedy dopiero dowiedzia艂 si臋 o ist­nieniu tej kobiety o niezwyk艂ym imieniu.

Wiedzia艂, 偶e jest got贸w ofiarowa膰 Mai morze mi艂o艣ci. Nie mia艂 jednak pewno艣ci, czy potrafi zr贸wnowa­偶y膰 uczucie bolesnej straty, kt贸re nosi艂a w sercu.

- Chc臋 st膮d wyjecha膰, Heino. Przytuli艂 j膮. Razem spogl膮dali na fiord.

- Przecie偶 wiesz, 偶e nie zamierzam tu zosta膰 - odrzek艂. - To nie jest m贸j dom. Pragn臋 wr贸ci膰 do Finlandii.

- Czy tam jest pi臋knie?

- Tak - powiedzia艂 g艂osem 艂ami膮cym si臋 ze wzrusze­nia. Maja obudzi艂a w nim wspomnienia. To dzieci zwy­kle t臋skni膮 za domem. Nie wiedzia艂, 偶e potrafi odczuwa膰 to samo. - Zabior臋 ci臋 st膮d, Maju. Gdzie艣 na po艂udniu znajdziemy nasze miejsce. Nie wiem, jak wygl膮da. Roz­poznamy je jednak, jak tylko je ujrzymy. I b臋dziemy tam szcz臋艣liwi.

To brzmia艂o jak bajka.

- Nie b臋dziesz t臋skni膰? - doda艂 ostro偶nie.

- Za czym?

- Za domem.

- Nie mo偶na t臋skni膰 za czym艣, czego nie ma.

- Za rodze艅stwem...

- Spotkamy si臋 kiedy艣. Nigdy zreszt膮 nie 偶yli艣my blisko ze sob膮.

- Za domem na cyplu... Maja potrz膮sn臋艂a g艂ow膮.

- Za Reijo - pr贸bowa艂. Nie zaprzeczy艂a.

- Jak odgad艂e艣? - spyta艂a i doda艂a gorzko: - To mo­ja najwi臋ksza tajemnica.

- Umiem patrze膰 - odrzek艂. - Mo偶esz 偶y膰 bez niego?

- A po co pragn臋艂abym wyjecha膰?

- Kochasz go?

- Mi艂o艣膰 nie odwzajemniona nie jest mi艂o艣ci膮.

- Kochasz mnie? Zamilk艂a.

- Ucz臋 si臋 - przyzna艂a po d艂u偶szej chwili. - Da艂e艣 mi wi臋cej ni偶 jakikolwiek inny m臋偶czyzna. Obudzi艂e艣 mnie do 偶ycia. Lubi臋 ci臋, Heino, bardzo ci臋 lubi臋. I bo­j臋 si臋 tamtego s艂owa, kt贸re niesie ze sob膮 zobowi膮za­nia. Chc臋 mie膰 pewno艣膰.

Heino ceni艂 sobie szczero艣膰 dziewczyny. Kto艣 inny na jego miejscu ba艂by si臋 jej 艣miertelnie.

Jednak偶e Heino wola艂 szczero艣膰 od g艂adkich k艂amstw.

Nieszczery zwi膮zek jest jak wiadro bez dna. Woda zawsze wycieknie.

- Niczego ci nie zabraknie - o艣wiadczy艂. - I nigdy nie przestan臋 ci臋 kocha膰. Tyle mog臋 obieca膰.

U艣miechn臋艂a si臋.

- Wystarczy. A jak膮 ja mam z艂o偶y膰 obietnic臋?

- Tak膮, jak膮 ci rozum podpowiada. Maja nabra艂a powietrza.

- Nigdy ci臋 nie ok艂ami臋. Uczyni臋 wszystko, by艣 by艂 szcz臋艣liwy. I nigdy nie zamkn臋 przed tob膮 serca.

Heino poca艂owa艂 j膮.

- Nie prosz臋 o wi臋cej - oznajmi艂. - Poza przyrzecze­niem, kt贸re z艂o偶ysz wobec pastora.

Wszyscy my艣leli, 偶e Ida pierwsza stanie na 艣lubnym kobiercu.

A sta艂o si臋 odwrotnie.

Nadszed艂 czas jesiennego jarmarku. Mr贸z zd膮偶y艂 ju偶 艣ci膮膰 ziemi臋, 艣nieg pokry艂 j膮 cienk膮 warstw膮.

T膮 w艂a艣nie por膮 Maja przep艂yn臋艂a na drug膮 stron臋 fiordu, by zawrze膰 sakramentalny zwi膮zek.

Wszystko przebieg艂o zgodnie z u艣wi臋conym oby­czajem. Dano na zapowiedzi.

Pastor pami臋ta艂 j膮. Wiedzia艂, co przytrafi艂o si臋 pierwszemu m臋偶owi, ale powstrzyma艂 si臋 od wyci膮ga­nia pochopnych wniosk贸w.

Maja sko艅czy艂a dwadzie艣cia jeden lat. Jej twarz zdradza艂a wi臋ksz膮 dojrza艂o艣膰, dziewczyna wygl膮da艂a na szcz臋艣liw膮.

Po prostu by艂a m艂od膮, zadowolon膮 z 偶ycia kobiet膮.

Splecione w warkocze w艂osy upi臋艂a wok贸艂 g艂owy. W takiej fryzurze nie wszystkim by艂o do twarzy, ale Mai uczesanie dodawa艂o kobiecego uroku.

A od jej oczu i ca艂ej sylwetki bi艂 taki blask, 偶e nikt nie zwraca艂 uwagi na blizny, kt贸rych, prawd臋 m贸wi膮c, pastor za pierwszym razem te偶 nie zauwa偶y艂.

Jakby zupe艂nie znikn臋艂y.

Mia艂a na sobie inn膮 sukni臋, z nowej, drogiej tkani­ny. Pastor wprawdzie nie zaprz膮ta艂 sobie g艂owy docze­snymi sprawami, ale potrafi艂 to doceni膰.

Dziewczyna zmieni艂a si臋 nie do poznania przez te lata.

Do sukni przypi臋艂a srebrn膮 lapo艅sk膮 brosz臋.

Pastor pami臋ta艂 i brosz臋.

Obok niej sta艂 postawny m臋偶czyzna. W pozie dum­nej jak sam diabe艂.

Jego oczy by艂y czarne jak noc, a wzrok pewny i ja­sny.

Szlachetne rysy, wysokie czo艂o. Przyzna艂 si臋, 偶e swe­go czasu pragn膮艂 zosta膰 duchownym.

Powiedzia艂 nawet, 偶e rozpocz膮艂 nauki, ale nie wyja­wi艂, jak d艂ugo wytrwa艂 w tym postanowieniu.

Wygl膮da艂 na cz艂owieka, kt贸ry nie wyzna wi臋cej ni偶 konieczne.

Pastor zastanawia艂 si臋, co ci dwoje mieli ze sob膮 wsp贸lnego.

I w jaki spos贸b zesz艂y si臋 ich drogi.

Taki ju偶 by艂, lubi艂 zastanawia膰 si臋 nad ludzkimi dro­gami.

艢cie偶ki Pana s膮, jak wiadomo, niezbadane.

Nie w膮tpi艂 jednak, 偶e pa艅stwo m艂odzi stanowi膮 udan膮 par臋. W powietrzu unosi艂 si臋 zapach mi艂o艣ci.

Takie zdarzenia nape艂nia艂y pastora b艂ogim zadowo­leniem. U progu mrocznej pory roku dobrze jest wie­dzie膰, 偶e po艣r贸d wszechobecnej n臋dzy i niedostatku ja­艣niej膮 wyspy ludzkiej szcz臋艣liwo艣ci.

呕e ludzie schodz膮 si臋 ze sob膮 z czystej mi艂o艣ci.

Z pocz膮tku nazywa艂a si臋 Maria Elvejord, c贸rka Kar­la. Przest膮pi艂a pr贸g ko艣cio艂a jako Maria Bakken.

Pastor pob艂ogos艂awi艂 j膮, kiedy opuszcza艂a 艣wi膮tyni臋.

Jako Maria Aalto.

Wiedzia艂, 偶e zapami臋ta j膮 na ca艂e 偶ycie.

Zdawali sobie spraw臋, 偶e Maja i Heino ich opusz­cz膮. Dni jednak mija艂y szybko i nikt nie gotowa艂 si臋 na po偶egnanie. A偶 wreszcie nadesz艂a ta chwila.

Jarmark si臋 sko艅czy艂.

Kupcy z po艂udnia zaoferowali im miejsce na wozach.

Wracali nad Zatok臋 Botnick膮.

- Je艣li si臋 nam tam nie spodoba, wyruszymy dalej - stwierdzi艂 Heino.

Serce Reijo krwawi艂o.

A wi臋c dziki ptak odfrunie. Po raz pierwszy rozpo­strze skrzyd艂a po to tylko, by odlecie膰. Tak daleko, 偶e Reijo nigdy ju偶 nie odnajdzie jego gniazda.

Kto wie, mo偶e to i najlepiej.

Roznieci艂a niszcz膮cy p艂omie艅, kt贸ry m贸g艂 rozla膰 si臋 ogniem szerszym ni偶 ten, co strawi艂 las i przyda艂 lu­dziom cierpie艅.

Reijo nie w膮tpi艂, 偶e Heino jest dla niej odpowied­nim m臋偶czyzn膮. Zrobi wszystko, by da膰 Mai szcz臋艣cie.

Heino mia艂 m膮dro艣膰 i si艂臋. Sam wybra艂by dla niej podobnego oblubie艅ca, gdyby nie zjawi艂 si臋 Simon.

Po偶egnania s膮 trudne. Maja wiele razy 偶egna艂a si臋 w my艣lach.

A jednak pola艂y si臋 艂zy. U艣ciskom nie by艂o ko艅ca.

- Gospodarz dobrze na maminej ziemi - upomnia­艂a Maja Knuta.

Knut postanowi艂 zbudowa膰 nowy dom dla siebie i Anjo. Tu nad rzek膮 by艂y jego korzenie, tu mieszkali jego rodzice. Kalle dosta艂 ten skrawek w darze 艣lub­nym, wi臋c Knut mia艂 w艂a艣ciwie wi臋ksze prawa do nie­go ni偶 Maja.

Maja radowa艂a si臋 my艣l膮, 偶e ziemia nie przypadnie obcym.

Przytuli艂a Anjo, a ta szepn臋艂a jej, 偶e spodziewa si臋 dziecka. Tym wi臋ksza rado艣膰, pod male艅kimi stopami rozkwita ziemia.

Mocno obj臋艂a Ailo. Z ca艂ego rodze艅stwa on by艂 jej najbli偶szy.

D艂onie ch艂opaka zd膮偶y艂y si臋 zagoi膰, w艂osy nabra艂y d艂ugo艣ci. 呕artowa艂 nieustannie, 偶e si臋 nie o偶eni, p贸ki nie b臋dzie wygl膮da膰 przyzwoicie. Reijo nie mia艂 nic przeciwko temu, by zaczeka膰, a偶 Ida sko艅czy osiem­na艣cie lat.

- Nie mog臋 przywykn膮膰 do my艣li, 偶e mo偶e ju偶 ni­gdy si臋 nie spotkamy - powiedzia艂.

Maja pokiwa艂a g艂ow膮.

- Zawsze jednak b臋dziemy sobie bliscy. Wyrzek艂a te s艂owa z tak膮 moc膮, 偶e Ailo zadr偶a艂. Jej oczy promienia艂y jasno艣ci膮, kt贸rej dot膮d nie spo­strzeg艂.

- Zawsze b臋d臋 blisko ciebie, Ailo - powt贸rzy艂a. Ailo nie w膮tpi艂, 偶e m贸wi prawd臋.

Dzieci Mikkala. C贸rka Raiji. Nieustannie 艂膮czy膰 ich b臋dzie 艂uk zorzy polarnej. Co艣 wi臋cej ni偶 zwyk艂e wi臋­zy krwi.

Maja po艂o偶y艂a brosz臋 na d艂oni Idy.

- Teraz nale偶y do ciebie - powiedzia艂a cicho.

- Przecie偶 jest twoja! Maja potrz膮sn臋艂a g艂ow膮.

- Ju偶 nie - oznajmi艂a, jakby zyska艂a co艣 znacznie cenniejszego. - Mikkal jest tak偶e ojcem Ailo, ty za艣 jej c贸rk膮. Czas, by po艂膮czy膰 wiano. Mo偶e przyniesie ci szcz臋艣cie.

Ida przytuli艂a si臋 do Mai i wybuchn臋艂a p艂aczem.

- Nie chc臋, by艣 wyje偶d偶a艂a - chlipn臋艂a.

- Ale ja chc臋 - odrzek艂a spokojnie Maja. R贸wnie spokojnie po偶egna艂a si臋 z Reijo, ale go nie obj臋艂a.

Idzie wyda艂o si臋 to nadzwyczaj dziwne. Ailo od­wraca艂 si臋 za ka偶dym razem, gdy wspomina艂a to zda­rzenie.

- B臋d臋 szcz臋艣liwa - powiedzia艂a, wytrzymuj膮c spoj­rzenie Reijo. - Niszcz膮cy p艂omie艅 zgas艂. Teraz jest tak, jak by膰 powinno.

Pokiwa艂 g艂ow膮.

Ujrza艂 w niej Raij臋.

Maja wyjecha艂a wyposa偶ona w niezwyk艂膮 moc, kt贸­ra teraz nale偶a艂a wy艂膮cznie do niej. Jecha艂a w niezna­ne i moc bardzo by艂a jej potrzebna.

Raiji ju偶 nie.


Wyszukiwarka