Nathan Rosenberg, L.E. Birdzell, Jr.
Historia Kapitalizmu
Fragmenty rozdziału 9
Zróżnicowanie przedsiębiorstw
Czy gałęzie przemysłu, w których istnieją wielkie korporacje, są monopolistyczne?
Marks przewidział, iż kapitalizm nabierze w końcu charakteru monopolistycznego, a panujące
wśród marksistów przekonanie, że przepowiednia ta została spełniona, wyraża się w użyciu
przez nich określenia "monopol kapitalistyczny" w odniesieniu do systemu panującego w
zachodniej gospodarce.
Ekonomiści na ogół zgadzają się ze stwierdzeniem, że gospodarka amerykańska (i zachodnia
w ogóle) jest w znacznym stopniu zmonopolizowana. Jest to po części wynik działań
prowadzonych przez rząd. Taki typ monopolizacji wydaje się nieunikniony i można go
uzasadnić przy pomocy argumentów pozaekonomicznych, dlatego użycie terminu
"monopolizacja" jest chyba w tym wypadku niestosowne.
W regulowanych gałęziach przemysłu wciąż jeszcze stosuje się powszechnie monopol
koncesyjny. Tak jest na przykład w dziedzinie lokalnej dystrybucji gazu i energii
elektrycznej, telefonii i w transporcie masowym. Gospodarcza i polityczna historia Ameryki
zawiera długi rozdział regulacji dotyczących kolei. Regulacje są przez niektórych uważane za
jeden ze sposobów zapewniających rządowi wymuszenie przestrzegania łamanych
powszechnie umów kartelowych. Istnieją również inne gałęzie przemysłu, w których
nieunikniona jest pewna monopolizacja, niemniej jednak regulacje często prowadzą do
rozszerzenia monopolu na ga1ęzie pokrewne. Na przykład, różnorodność systemów
dystrybucji energii elektrycznej w miastach jest wysoce niepożądana; jednak przyczyny
monopolizacji produkcji energii są bardziej prozaiczne. W podobny sposób nieuniknione jest
wprowadzenie monopolu na środki masowego przekazu, np. radio lub telewizję.
Oprócz dosłownego znaczenia słowo "monopolizacja" odnosi się również do działań rządu
zmierzających do podniesienia ceny określonych usług poprzez ograniczenie ich podaży - jest
to powszechny sposób prowadzenia działań monopolistycznych. To, co odziedziczyliśmy po
cechach, odzwierciedla fakt, że większość stanów posiada prawa licencyjne, administrowane
osobiście przez jednostki zajmujące się świadczeniem licencjonowanych usług, ograniczające
podaż usług prawniczych, medycznych, przewozów taksówkami, usług hydraulicznych,
napraw elektrycznych, usług pogrzebowych, fryzjerskich i wielu innych - na korzyść tych,
którzy posiadają licencje. Podobnie też związki zawodowe dążą do ograniczenia podaży rąk
do pracy, co ma na celu osiągnięcie wyższych płac. Najskuteczniejszym sposobem
przeciwstawienia się pracodawców monopolistycznym żądaniom płacowym jest ograniczenie
zatrudnienia członków związków zawodowych, jednakże uchwalona w roku 1935 ustawa o
stosunku pracy (National Labor Relations Act) uznała tę taktykę za bezprawną, a w
konsekwencji niektóre związki zawodowe zatrudnionych w przemyśle robotników odniosły
dość znaczne sukcesy.
Niektóre władze lokalne (na przykład władze miasta Nowy Jork) wprowadzają podatki od
usług użyteczności publicznej, wystarczające do ustalenia regulowanych stawek za
korzystanie z tych usług na poziomie monopolistycznym lub wyższym. Takie przypadki
skłaniają do zastanowienia, czy możliwość osiągania monopolistycznych korzyści bywa
kiedykolwiek nie wykorzystana. Bez względu na to, czy jednostka posiadająca polityczne lub
ekonomiczne możliwości wykorzystania monopolu jest kapitalistą, skutki są dla
konsumentów takie same.
Nie są to jednak te formy monopolu, na które wskazywał Marks. On miał na myśli monopol
kapitalistyczny wynikający z wewnętrznych mechanizmów kapitalizmu w niezależnym
sektorze prywatnym. W sensie dosłownym określenie "monopol" odnosiło się do znikomo
małej liczby nie regulowanych rynków w tym sektorze. Nabywcy prawie zawsze mogą
dotrzeć do więcej niż jednego sprzedawcy, pierwszym wrażeniem może być więc
przekonanie, że fakty nie potwierdzają przewidywań Marksa.
Istnieje jednak wiele rynków, na których działa raczej niewielu sprzedawców. Od czasów
wielkiego kryzysu w latach trzydziestych wielu ekonomistów nie będących zwolennikami
marksizmu, pracujących nad teorią oligopolu (czyli rynku, na którym działa niewielu
sprzedawców), analizowało hipotezę, zgodnie z którą na rynku, gdzie istnieje niewielu
sprzedawców, ceny i zyski osiągają wysokość pomiędzy wartościami, jakie przyjęłyby na
rynku, na którym działa wielu sprzedawców i na rynku z jednym sprzedawcą. Już od pół
wieku trwa dyskusja o tym, czy fakt, że liczba sprzedawców jest niewielka, prowadzi do
powstania niedoskonałego monopolu podobnego do tego, jaki posiadają korzystający z praw
licencyjnych, którzy mogą na różne sposoby ograniczać podaż, choć nie w takim stopniu, aby
osiągnąć zyski, jakie osiąga doskonały monopolista. Systemy gospodarcze wszystkich krajów
zachodnich zawierają w sobie rynki z niewielką liczbą sprzedawców, będące wynikiem ruchu
trustowego w latach 1880-1914 lub posiadające taką cechę dlatego, że stosunek wielkości
sprzedaży na tym rynku do minimalnej wielkości skutecznej firmy wyraża się niewielką
liczbą.
Szczegóły historii teorii oligopolu po roku 1933 wiążą się z zagadnieniami znacznie
szerszymi niż pojawienie się instytucji rynkowych i wkraczają w dziedziny dogłębnie
przeanalizowane przez innych badaczy. Dla naszych celów wystarczy zwrócić uwagę na kilka
spraw:
1. System, który doprowadził do bezprecedensowego wzrostu gospodarczego Zachodu, może
posiadać poważne zalety, chociaż materialnie odbiega on od heurystycznego modelu
doskonałej konkurencji. Nie wszystkie odchylenia od tego modelu są niepożądane: nie można
na przykład obyć się bez zastosowania w nowoczesnym przemyśle ekonomii skali, jeśli
chcemy, aby wzrosła liczba firm oferujących sprzedaż. Co więcej, stosowane w modelach
pojęcie konkurencji ma na ogół bardziej restrykcyjne znaczenie, niż miał to na myśli Adam
Smith i inni zwolennicy systemów rynkowych. Co najważniejsze, najprostsze modele nie
uwzględniają konkurencji wynikającej z wprowadzania nowych produktów, nowych metod
produkcji i nowych sposobów organizacji. Joseph Schumpeter był czołowym orędownikiem
poglądu, że takie formy konkurencji są dużo ważniejsze niż konkurencja występująca w
modelach statycznych.
2. Empiryczne potwierdzenie wpływu małej liczebności firm na zyski (a tym samym na ceny)
wskazuje na to, że średnie zyski w przypadku oligopoli są tak bliskie zyskom osiąganym w
branżach, w których istnieje wiele firm, że trudno jest nawet rozróżnić te dwa przypadki.
Interpretacja danych statystycznych została w ostatnich latach skomplikowana przez badania
nad związkami pomiędzy rentownością firmy a wielkością jej udziału w rynku. Badania te
wykazują, że zyski każdej firmy posiadającej określony udział w rynku nie zależą zbyt
znacząco od koncentracji w jej branży.
3. Zyski związane z udziałem w rynku muszą - jak widać z rachunków - wynikać albo z
korelacji pomiędzy wyższą ceną i większą sprzedażą (co wydaje się przeczyć
fundamentalnym przewidywaniom ekonomicznym, przynajmniej jeśli ceny są dobrane tak,
aby możliwe było zróżnicowanie produktów), albo z faktu, że niższym kosz- tom towarzyszy
większa sprzedaż. Wyniki badań dotyczących udziału w rynku wydają się sugerować, iż
większe korporacje nauczyły się, że aby osiągnąć rentowność wyższą od przeciętnej, należy
osiągnąć koszty niższe niż konkurencja, a tym samym niższe od cen, po jakich konkurenci
muszą sprzedawać, aby utrzymać się na rynku. Ponieważ modele konkurencji przewidują, że
ceny zrównają się z kosztami firmy, w której są one najwyższe i której funkcjonowanie jest
potrzebne dla zaopatrzenia rynku, można stąd wywnioskować, używając średnich
statystycznych, iż oligopole są w pełni konkurencyjne. Wniosek ten nie wyklucza jednak
możliwości, że gałęzie przemysłu, w których jest niewiele firm, mogą nie funkcjonować
konkurencyjnie; to samo zastrzeżenie dotyczy jednak gałęzi przemysłu, w których istnieje
wiele firm.
4. Hipotezy, że wielkie firmy wykorzystują swoją pozycję monopolisty do powstrzymania
energicznej konkurencji lub że marnują swoje możliwości ekonomiczne na niepotrzebne
koszty pośrednie, wyraźnie tracą swoją moc w konfrontacji z faktem, iż zyski wielkich firm
są większe niż zyski małych firm działających w tej samej branży. Istnienie wielkiej
hierarchii pociąga za sobą większe koszty pośrednie, jednakże wielka hierarchia osiąga
również większą ekonomię skali i niższe koszty ogólne, co z ekonomicznego punktu widzenia
jest bardziej skuteczne niż mała hierarchia.
Najszerzej akceptowanym argumentem przemawiającym za hipotezą, że oligopol ma duże
znaczenie, jest prawdopodobnie argument sformułowany przez George' a A.Stiglera. Stigler
twierdził, że monopolistyczne ceny gwarantują sprzedawcy maksymalne zyski, dlatego też
sprzedawcy odczuwają silne pobudki do zawierania zmowy, oraz że przeciwstawienie się
zmowie przyczynia się do zwiększenia sprzedaży po cenach nieco niższych od
monopolistycznych, lecz i tak bardzo korzystnych. Dlatego też niektórzy ze sprzedawców
mogliby łamać zawarte umowy i przeprowadzać takie transakcje, jeśli nie obawialiby się ich
wykrycia. Stigler dokonał również analizy problemu wykrywania niższych cen u konkurencji
na podstawie zauważalnej straty klientów na rzecz konkurenta, niepowodzeń w zdobywaniu
klientów od tego konkurenta i przyciągania przez niego nowych klientów. W rezultacie
doszedł do wniosku, że mała liczebność konkurentów zmniejsza możliwość dokonywania
przez firmę oszustw bez ryzyka wykrycia.
Teoria Stiglera miała za zadanie wyjaśnienie zauważonego już faktu, że stopa zysku firm
działających w branży, w której istnieje ich niewiele, przewyższa stopę zysku firm
działających w branżach liczniej obsadzonych. Nowsze badania prowadzone nad podziałem
rynku postawiły problem nieco inaczej, gdyż stopa zysku firm działających w
skoncentrowanych gałęziach przemysłu nie przewyższa stopy zysku firm działających w
gałęziach nie skoncentrowanych. Teoria Stiglera wyjaśnia jednak nowe wyniki równie dobrze
jak stare; firma posiadająca duży udział w rynku i niższe niż konkurencja koszty może dojść
do wniosku, że istnieje niemożliwe do zaakceptowania ryzyko zniszczenia jej rynku w
przypadku, gdy pojawi się możliwość popełniania jakichkolwiek niewykrywalnych oszustw.
Może ona więc zadecydować (tak jak zrobiła to firma Standard Oil), że rozsądniej jest
dokonać kalkulacji ceny na poziomie (lub, w przypadku zamiaru zwiększenia udziału w
rynku, poniżej) kosztów rywali. To, co rzeczywiście robią najważniejsze firmy, zależy od
branży, jednakże badania nad związkami zysku, udziału w rynku i koncentracji w różnych
przemysłu wykazują, że kalkulacja cen nie oparta na kosztach jakie ponosi konkurencja, jest
raczej zjawiskiem nietypowym.
Niektórzy uważają, że założenie Stiglera, dotyczące jawnej zmowy, stanowiące wyjaśnienie
wyższych zysków osiąganych w skoncentrowanych gałęziach przemysłu, było niepotrzebne.
Przedstawili oni nieco inną, "współzależną" teorię kalkulacji cen, twierdząc, że w branży, w
której firmy nie mają szans zwiększenia sprzedaży przez obniżkę cen (ponieważ inne firmy
natychmiast również obniżyłyby swoje ceny), będą one kształtowały się na poziomie nieco
wyższym od konkurencyjnego. Nadwyżka ta nie będzie być może duża, ale różnice, które
mamy wyjaśnić, są również niewielkie.
Jedną z konsekwencji współzależnej teorii kalkulacji cen jest fakt, że firmy działające na
skoncentrowanych rynkach reagują na spadek popytu raczej obniżką produkcji niż ceny,
przewidując, iż obniżka ceny może jedynie wywołać podobne posunięcie konkurencji, co na
pewno nie przyczyni się do wzrostu sprzedaży. Podobnie na wzrost popytu firmy będą
reagowały zwiększoną produkcją, a nie podnoszeniem cen, gdyż poniosłyby ogromne straty,
gdyby podwyżka cen nie została natychmiast wprowadzona również przez firmy
konkurencyjne. Problem ten został szczegółowo przebadany przez Phillipa Cagana w ramach
projektu sponsorowanego przez National Bureau of Economic Research w Stanach
Zjednoczonych. Cagan stwierdził, że nie ma żadnej różnicy pomiędzy skoncentrowanymi i
nie skoncentrowanymi gałęziami przemysłu, jeśli chodzi o ich reakcję na zmianę popytu,
ponieważ firmy należące do obu typów gałęzi przemysłu reagują na te zmiany najpierw
zmianą wielkości produkcji i zapasów, a dopiero później ceny. Innym wnioskiem ze
współzależnej teorii cen jest to, że zmiany cen powinny występować rzadziej w nie
skoncentrowanych gałęziach przemysłu. Jednak dane empiryczne nie wykazują żadnych
znaczących różnic pomiędzy skoncentrowanymi i nie skoncentrowanymi dziedzinami
gospodarki.
Z prac Cogana wynika, że jeśli przejdziemy od formalnych, zorganizowanych rynków do
rynków nieformalnych, które istnieją w większości gałęzi przemysłu, nastąpi wyraźna zmiana
w zasadach kalkulacji cen. Będzie to zmiana dużo istotniejsza niż przy przejściu od rynku, na
którym istnieje wiele firm, do rynku słabiej obsadzonego. Na rynkach zorganizowanych,
gdzie zmiany popytu odzwierciedlają się w ciągłych zmianach cen wskaźnikowych, i na
rynkach nieformalnych, na których sprzedają niemal wszystkie firmy (z wyjątkiem kopalń i
rolnictwa), istnieje dość podstawowa różnica w przepływie informacji. Na rynkach
nieformalnych pierwszą wskazówką zmiany popytu jest dla firmy zazwyczaj wzrost (lub
spadek) sprzedaży albo zamówień oraz spadek (lub wzrost) zapasów. Nie jest to oczywiście
sygnał jednoznaczny, gdyż może on być również spowodowany przez zmiany pozacenowych
czynników konkurencyjnych. Nawet wiadomości o zmianach cen firm konkurencyjnych
powinny być konfrontowane ze stanem popytu na rynku, zanim firma zdecyduje się na
podjęcie podobnych kroków. Wobec braku niedwuznacznych cenowych wskaźników popytu
firmy działające na rynkach nieformalnych reagują na zmiany w sprzedaży i zapasach w
pierwszej kolejności poprzez odpowiednie przystosowanie wielkości produkcji i zapasów.
Następnie przeprowadzają eksperyment ze zwiększeniem (lub zmniejszeniem) starań o
sprzedaż i ograniczeniem lub sezonową obniżką cen, z promocją i tym podobnymi ruchami
taktycznymi. Z generalną zmianą cen powstrzymują się aż do momentu, gdy zostanie
wyjaśniony stan popytu. Fakty doświadczalne, o których wspomnieliśmy w poprzednim
rozdziale, mogą sugerować, że sprzedawcy na rynkach nie skoncentrowanych zazwyczaj
radzą sobie z niejednoznacznościami rynków nieformalnych w taki sam sposób jak
sprzedawcy na rynkach skoncentrowanych - zmieniając najpierw wielkość produkcji,
zapasów, a następnie ceny.
Innym problemem ekonometrycznym związanym z monopolami jest problem rachunkowy
związany z innowacją. Istnieją tutaj dwie główne trudności. W teorii ekonomicznej wydatki
na innowacje są inwestycjami kapitałowymi. Przy obliczaniu zysków firma powinna odliczyć
od wpływów pewną kwotę na amortyzację zakumulowanych inwestycji przeznaczonych na
innowację, nie zaliczając jej do wydatków bieżących. W praktyce rachunkowej wydatki na
innowacje nie podlegają jednak kapitalizacji, lecz są odliczane na bieżąco i firmy nie
podejmują nawet prób oszacowania wysokości odpisów na amortyzację. Dlatego też
ekonomiści dysponują niemal wyłącznie danymi pochodzącymi z ksiąg rachunkowych.
Druga trudność polega na tym, że skuteczne wprowadzenie innowacji zapewnia czasowy
monopol, czy to ze względu na czas potrzebny do naśladowania, czy też ze względu na
posiadanie patentu. Nie ulega wątpliwości, że nagrodą za wprowadzenie innowacji są zyski,
jakie można osiągnąć dzięki takiemu tymczasowemu monopolowi. Jednak zarówno w
przypadku firmy, jak i w przypadku całej gałęzi przemysłu, trudno jest powiedzieć, jaka część
jej zysku jest następstwem wprowadzenia innowacji. Wiele przedsiębiorstw uzyskuje wpływy
częściowo ze sprzedaży znanych produktów, a częściowo z wprowadzania szeregu innowacji.
Wytwarzanie unowocześnianych i nie unowocześnianych produktów i usług przez jedno
przedsiębiorstwo prowadzi z reguły do tego, że nikt nie może stwierdzić, jaka część jego
zysków pochodzi z innowacji, a jaka z działań konwencjonalnych. Trudności wynikają
częściowo z niemożności rozdzielenia łącznych wpływów i łącznych kosztów, a częściowo z
przesunięcia w czasie: dzisiejsze zyski mogą być w pewnej mierze wynikiem wcześniej
wprowadzonych innowacji. Nie ma więc jasnego sposobu rozdzielenia zysków
przedsiębiorstwa na pochodzące ze sprzedaży znanych produktów - niewykluczone, że po
wygórowanych cenach - i pochodzące z innowacji. Nie ma też żadnego sposobu standaryzacji
danych przemysłowych, tak aby można było wyeliminować wpływy pochodzące z innowacji.
Dlatego też, aby wyciągnąć znaczące wnioski z porównań zysków osiąganych w
skoncentrowanych i nie skoncentrowanych gałęziach przemysłu lub zysków firm
posiadających duży i skromny udział w rynku, trzeba dokonać bardzo wątpliwego założenia,
że przeciętna firma posiada wysoki udział w rynku, nie będąc bardziej innowacyjną niż firmy
o mniejszym udziale.
Trzeba też pamiętać, że gałęzie przemysłu, w których istnieje niewiele firm, tworzą dość małe
segmenty większych systemów gospodarczych oraz że trendy omówione we wcześniejszych
rozdziałach są charakterystyczne dla coraz bardziej konkurencyjnego świata. Wśród tych
trendów należy wymienić urbanizację i udoskonalenia w dziedzinie transportu, które
wyeliminowały wiele lokalnych, regionalnych, a nawet ogólnokrajowych monopoli, oraz
wzrost dochodu netto podnoszącego znaczenie konkurencji pomiędzy poszczególnymi
gałęziami przemysłu. Urbanizacja, udoskonalenie transportu i wzrost dochodu narodowego
przyczyniły się do wzrostu rynków zarówno pod względem wielkości, jak i złożoności oraz
do tego, że pozycje rynkowe stały się trudniejsze do obronienia przed atakami ze strony
wyspecjalizowanych konkurentów. Zmiany organizacyjne, takie jak wprowadzenie
masowego obrotu towarami i zróżnicowanie produkcji, ułatwiły wejście na rynek nowym
firmom i ograniczyły możliwości wykorzystywania przez sprzedawców ich pozycji na rynku.
Wzrastające wykorzystanie produktów wytwarzanych za granicą przy radykalnie różnej
strukturze kosztów przyczyniło się również do wzrostu konkurencji. W wielu ga1ęziach
przemysłu najważniejszym trendem było systematyczne wykorzystanie innowacji jako
narzędzia konkurencji. Wydaje się zrozumiałe, że zdarzenia, jakie zaszły w latach 1880-1914,
nie przyczyniły się do restrukturyzacji amerykańskiego przemysłu w układ złożony z
monopoli. Jak wykazuje analiza porównawcza, średnio sytuacja jest dużo bardziej zbliżona do
konkurencyjnego niż monopolistycznego końca całego spektrum oligopoli, a nawet do
miejsca, w którym istnienie jakiegokolwiek średniego odstępstwa od bieguna
konkurencyjnego wydaje się wątpliwe. Nieprawdopodobne, aby wydarzenia lat 1880-1914,
pomimo iż przyczyniły się do zmniejszenia liczby firm w niektórych gałęziach przemysłu, w
jakimkolwiek stopniu zmniejszyły konkurencyjność zachodniego przemysłu jako całości, jeśli
będziemy pamiętać o innych trendach, które w tym samym czasie przyczyniły się do wzrostu
konkurencji.