06.09.2008 http://bogowie.org.pl/baza.php3?ido=5&poz=15
Imperium Ramy kontra Atlantyda
W części drugiej cyklu opisywałem szeroko fragmenty Mahabharaty, w której pojawiają się opisy niszczycielskich broni, ogromnych zniszczeń, wielkich wojen. Opisy te zinterpretowałem jako pozostałe w ludzkiej pamięci [która nie umiała właściwie zinterpretować pradawnych przekazów] ślady konfliktów prowadzonych przez podległe bogom i ich potomkom wielkie imperia. W tym wspaniałym hinduskim eposie, tak jak i w Ramayanie mowa jest o państwie znanym jako Imperium Ramy, które to - zgodnie z tradycją ezoteryczną i teoriami niektórych badaczy - istniało równolegle wraz z innymi podobnymi boskimi dominiami. Była więc i Atlantyda w bliżej nie zidentyfikowanym miejscu pomiędzy Afryką a Ameryką. Była tzw. kultura Ozyrysów w rejonie Morza Śródziemnego. Możliwe też, że i inne państwa kontrolowane przez bogów istniały w tym czasie. Wymienić można choćby Kassakarę [która to nazwa odnosi się do zaginionego lądu na Pacyfiku], jak i tereny Międzyrzecza, gdzie w miastach-państwach panowali sumeryjscy bogowie - Annuanaki.
Imperia te istniały i zniknęły w odległej przeszłości, zanim jeszcze rozwinęły się czysto ludzkie cywilizacje, jakimi dziś zajmuje się archeologia. Nieodmiennie zagładę Atlantydy łączy się z wielkim kataklizmem, w wyniku którego cały obszar tego państwa został zatopiony. Katastrofa miała najpewniej wymiar globalny, gdyż w wyniku podobnego potopu zniszczona została Kassakara, a także kultura ozyrejska, gdy w wyniku nagłe podniesienia się poziomu wód w oceanach basen Morza Śródziemnego zaczął wypełniać się wodą. Badania geologiczne dają nam pewne pojęcie o dacie tego zdarzenia. Pojawiają się daty pomiędzy 9 a 12 tysięcy lat pne. Wśród wspomnianych cywilizacji jedynie Imperium Ramy oparło się zagładzie i, zgodnie z naukami tradycji ezoterycznej istniało jeszcze blisko tysiąc lat, bezpieczne na wyżynie Dekanu. Nie będziemy się jednak zajmować ową wielką katastrofą, nie ulega bowiem wątpliwości, iż czegoś takiego, jak zatopienie całych lądów, użycie broni jądrowej spowodować nie mogło. Interesować nas będzie natomiast to, o czym w przekazach medialnych i tradycji ezoterycznej odnajdziemy sporo: wielka wojna pomiędzy Atlantydą i Imperium Ramy, a także zadziwiająca [nawet patrząc ze współczesnego poziomu technicznego] technika wojenna, jaka została użyta.
Najsłynniejszym z zaginionych lądów jest niewątpliwie Atlantyda. Z opisów platońskich, zapisów wywodzących się z czasów przeddynastycznego Egiptu, jak i tekstów powstałych w trakcie dziesiątków hipnotycznych transów Edgara Cayce'go - 'śpiącego jasnowidza' wyłania nam się obraz patriarchalnej kultury o zdecydowanie technologicznym wymiarze. Jest to świat rządzony przez naukę i technikę, wyprany z wartości duchowych i mistycyzmu. To między innymi doprowadzić miało do upadku tej cywilizacji w wyniku 'boskiej interwencji'. Odpowiada temu tradycja hinduistyczna, wedle której oponentem Atlantydy było Imperium Ramy, będące zupełnym przeciwieństwem stechnicyzowanego świata Wielkiej Wyspy. I te właśnie różnice miały doprowadzić do konfliktu pomiędzy zaborczą Atlantydą, dążącą do dominacji na Ziemi, a pacyfistycznym indyjskim imperium. Jak bardzo te powody odpowiadają rzeczywistości - ciężko powiedzieć. Poruszamy się w końcu na bardzo niepewnym gruncie. Nie tyle ze względu na małą wiarygodność źródeł, ten zarzut nie może bowiem dotyczyć [według mnie] eposów hinduskich, ale z uwagi na fakt, iż eposy te, jako relacje jednej ze stron konfliktu z natury rzeczy muszą być tendencyjnym zapisem wydarzeń. Na pewnego nie można postawić Imperium Ramy w opozycji do techniki, w tym technologii militarnych, Atlantydy. W końcu i bogowie hinduistyczni użyli zaawansowanych broni, które zapewniły im zwycięstwo. Ostrożnie należy patrzeć też na owo 'pacyfistyczne' nastawienie kultury doliny Indusu, w końcu i ona nie cofała się przed bezwzględnym stosowaniem najbardziej niszczycielskich rodzajów broni.
Pomińmy jednak powody wojny, historia uczy nas bowiem, iż powód do wojny znajdzie się zawsze, jeśli tylko ktoś do niej dąży. Poprzestańmy na tym, iż doszło do konfliktu na skale globalną: Imperium Ramy starło się z Atlantydami. Bardzo prawdopodobnej jest, iż w konflikcie brały udział i inne siły. Pamiętajmy, iż wraz z Atlantydą zniszczona została kultura Ozyrysów, być może z tym właśnie konfliktem wiązać należy zagładę zagadkowej cywilizacji z rejonu pustyni Gobi. Pamiętajmy wreszcie o przekazach Indian amerykańskich, które wspominają o innym przeciwniku Atlantydy: Kassakarze, która również uległa zagładzie w wyniku Wielkiej Wojny.
Warto być może wrócić w tym momencie do mitologicznej części naszego cyklu, zgodnie bowiem z ezoteryczną nauką i koncepcją, przedstawiane przeze mnie fragmenty hinduskich eposów tyczą się właśnie wojny pomiędzy Indiami i Atlantydami, w której to wojnie bogowie sięgnęli po wszelkie dostępne im środki. Nie będę przypominał tu przedstawionych już opisów użycia broni atomowej i ich skutków, a wspomnę jedynie o kilku innych maszynach do zabijania, jakie opisuje Mahabharata i Drona Parva: wielkie ogniste kule, która zdolne były zniszczyć całe miasta. Być może również to należy łączyć z użyciem rakiet balistycznych? W końcu w fala uderzeniowa postała po wybuchu atomowym przypomina rozszerzającą się ognistą kulę. Same zaś rakiety określone zostały jako latające włócznie, a o użyciu w ich przypadku głowic z materiałem radioaktywnym nich świadczą zarówno skutki samego uderzenia [niszczył w całości 'umocnione fortami miasta'], jak i późniejszej choroby popromiennej, co opisywałem w artykule o Mahabharacie [druga część cyklu]. Wreszcie, użyto w czasie konfliktu broni noszącej miano 'Spojrzenia Kapilii', które w jednym momencie spaliło na popiół armię pięćdziesięciu tysięcy ludzi! Trudno sobie wyobrazić, by coś innego niż tylko energia atomu była wstanie dokonać podobnego spustoszenia.
By lepiej zrozumieć ten tekst, myślę że warto w skrócie powiedzieć czym było Imperium Ramy. Wszyscy bowiem mamy mniejsze lub większe pojęcie o Atlantydzie, ale nie każdy mógł się spotkać z informacjami dotyczącymi jej przeciwnika w Wielkiej Wojnie.
Imperium Ramy założone zostało przez lud Nagów, który przybył do Indii z terenów dzisiejszej Birmy, a który - wedle badacza Jamesa Churchuwarda - przybył na kontynent azjatycki z 'ziemi ojczystej na wschodzie', Lemurii. Podobnie, jak w przypadku Atlantydy kluczową rolę odgrywała stolica, którą w przypadku Nagów było miasto Dekkan [utożsamiane z obecnym Nagpur]. Państwo szybko poszerzyło sfery swych wpływów obejmując całe północne Indie, wraz dolinami Gangesu i Indusu.
Poszczególne rejony Imperium miały swoje własne stolice - miasta, w których rezydowali 'Mistrzowie' ['Wielce Nauczyciele'], których archeologia ochrzciła mianem królów-kapłanów, gdy znaleziono kilka posągów tych ludzi. Wszystko wskazuje bowiem na to, iż - podobnie, jak to miało miejsce w innych przypadkach cywilizacji założonych przez bogów - samych Przybyszów z gwiazd było niewielu, a kluczową rolę w administracji odkrywali ludzie. Byli oni albo specjalnie szkoleni we wszelkich dziedzinach wiedzy [tak legendy Indian Hopi dotyczące pierwotnego Imperium Majów], albo byli wręcz potomkami bogów i ludzi - półbogami [od których z kolei roi się w mitologiach Bliskiego Wschodu]. Przekazy indyjskie pozwalają wysnuć przypuszczenia, iż w przypadku królów-kapłanów mamy do czynienia z ludźmi charakteryzującymi się zdolnościami paranormalnymi, która wydawać się musiały niezwykłe dla zwykłych ludzi. Jednak na temat tego, czy ich pochodzenie było naturalne [dzieci bogów], czy też sztucznie rozbudzone, możemy jedynie snuć przypuszczenia.
W rezultacie, choć mamy do dyspozycji jedynie szczątki informacji, otrzymujemy obraz nie tak wcale odległy od wyglądu struktury społeczno-politycznej Atlantydów. Być może więc powodów Wielkiej Wojny szukać należy w materii, która w wielu mitologiach stała się zaczątkiem konfliktu między bogami. A chodzi mi o podejście do ludzi, czy ich rolą jest być sługami boskich władców, czy też należy poprzestać jedynie na przyspieszeniu ich rozwoju cywilizacyjnego, bez przejmowania władzy. Chyba najsłynniejszym mitologicznym odbiciem tego konfliktu jest historia Prometeusza. Są to jednak tylko moje wolne rozmyślania, stąd też, poprzestanę na koncepcji prezentowanej przez Towarzystwo Lemuryjskie [konflikt na linii technika - duchowość], przy czym z dużą ostrożnością podchodziłbym do wszelkich rozważań na temat doktrynalnych przyczyn konfliktu pomiędzy obiema cywilizacjami. Za pewne założenie uznajmy jedynie to, iż u szczytu rozkwitu obu kultur doszło między nimi do konfliktu, a agresorem była Atlantyda.
Według nauk Towarzystwa Lemuryjskiego społeczeństwo zamieszkujące Mu [Lemurię, która poprzedzała inne cywilizacje] podzielić się miało na dwie zwalczające się frakcje. Jedna grupa kłaść miała nacisk na rozwój techniki i sprawy materialne, druga dążyła do rozwoju zdolności mentalnych, parapsychicznych i zwracała uwagę przede wszystkim na kwestie ducha. Postępujący rozłam objąć miał w końcu same elity lemuryjskie, co doprowadziło w ostateczności do kresu wspólnej cywilizacji. Zwolennicy pierwszej koncepcji osiedlili się na Wyspie Posejdona [Atlantyda], ich oponenci, zgodnie z tym, co pisałem kilka akapitów wcześniej, dotarli ostatecznie do północnych Indii.
Separacja odmiennych społeczności nie przyniosła jednak zażegnania konfliktu. Materialiści atlantydzcy i cała ich zorientowana technologicznie cywilizacja parła do wojny. Uznając się za 'Panów Świata' dążyli do podporządkowania sobie całej Ziemi, a na ich drodze siłą rzeczy stanąć musiała inna wielka kultura - Indie. Atlantydzi wysłali armię.
Towarzystwo Lemuryskie przedstawia następnie opis pierwszego starcia pomiędzy wrogimi armiami. Zaznaczam, iż opis ten nie ma oparcia w eposach hinduskich. Dopiero późniejsze losy wojny według obu źródeł toczą się analogicznie. Zajmiemy się więc najpierw szczegółowym opisem pierwszej bitwy, a co do dalszych losów wojny przedstawię je jedynie skrótowo, po szczegółowe opisy odsyłając do wcześniejszych części cyklu.
Do pierwszego starcia doszło wkrótce po lądowaniu armii atlantydzkiej na ziemiach Imperium Ramy. Co ciekawe armia najeźdźców przybyć miała na pokładach powietrznych statków określanych jako vailixiamy, która zapewne są odpowiednikami szeroko opisywanych w eposach indyjskich viman - pojazdów latających hinduskich bogów. Po lądowaniu, czy raczej desancie, ustawiona w szyku armia stanęła u bram jednego z miast. Jej dowódca skierował żądanie natychmiastowej kapitulacji. Król-kapłan wystosował następującą odpowiedź:
My, mieszkańcy Indii, nie szukamy zwady z wami, Atlantami. Prosimy jedynie, aby wolno nam było żyć w sposób, jaki nam odpowiada.
Rzecz jasna dla wojowniczo nastawionych Atlantów taka odpowiedź oznaczać mogła tylko jedno - dowód słabości przeciwnika i obietnicę szybkiego zwycięstwa. Było to tym pewniejsze dla najeźdźców, że przeciwnicy znani byli z niechęci do techniki i pacyfistycznego usposobienia. Dowódca armii wystosował kolejne ultimatum:
Nie zniszczymy waszego kraju potężną bronią będącą w naszym posiadaniu, pod warunkiem że zapłacicie odpowiedni okup i podporządkujecie się władzom Atlantydy.
I odpowiedź:
My, mieszkańcy Indii, nie wierzymy w wojny i spory. Naszym ideałem jest pokój. Nie jest również naszym zamiarem zniszczenie ciebie, panie, lub twoich żołnierzy, którzy są jedynie wykonawcami rozkazów. Jeśli jednak będziesz trwał, panie, przy swoim zamiarze zaatakowania nas z chęci dokonania podboju, nie pozostawisz nam innej możliwości poza zniszczeniem ciebie, panie, i wszystkich twoich zastępów. Odejdźcie i zostawcie nas w spokoju.
Atlanci nie uwierzyli. O świcie arogancko nastawiona armia rozpoczęła marsz na mury miasta. Krół-kapłan udał się na najwyższy punkt umocnień, wzniósł ku niebu ramiona i sprawił, że wódz i jego zastępcy padli trupem. Armia, pozbawiona przywództwa poddała się panice, wróciła do swych vailixi i odleciała.
Zastanawiać się można ile w tym opisie prawdy, a ile pacyfistycznych marzeń ludzi zafascynowanych kulturą Wschodu. Zastanawiać się można, jakiej to techniki mentalnej użył król-kapłan. A może uciekł się do pomocy bogów? Faktem jest, iż gnani chęcią zemsty, Atlantydzi wrócili i zaatakowali Imperium Ramy najbardziej niszczycielską, bo atomową bronią. I tu tradycja ezoteryczna znajduje już potwierdzenie w mitologii, w tekstach Mahabharaty, Drona Parvy, Ramayany. Ponieważ teksty te były już szeroko omawiane pozwolę sobie tylko na jeden, szczególny cytat gwoli przypomnienia:
Wyrzucono pojedynczy pocisk załadowany całą energią wszechświata. Żarzący się słup dymu i płomienia, jasny jak dziesięć tysięcy słońc, wzniósł się w całej swej wspaniałości... Była to nieznana broń, żelazny grom, gigantyczny wysłannik śmierci, który w popiół obrócił wszelki lud Vrishni i Andhaka... Ciała były tak spalone, że nie dawały się rozpoznać, włosy i paznokcie odpadły, gliniane naczynia rozpadły się bez żadnej widocznej przyczyny, a pióra ptaków stały się białe. W ciągu jednej godziny wszystkie potrawy stały się niejadalne... w ucieczce od owego ognia żołnierze rzucili się do strumieni, aby obmyć swoje ciała i sprzęt...
Sceptycy stwierdzić mogą, że również eposy indyjskie nie są źródłem wiarygodnym. Tych odsyłam do piątej i szóstej części cyklu. Tam znajdą opisy zrównanych z ziemią miast: Parshapur i Mohendżo Daro, co do zniszczenia których ciężko znaleźć wytłumaczenie inne niż atak bronią jądrową. Lokalizacja tych ruin [Kaszmir i dolina Indusu] odpowiada zaś zachodnim obszarom Imperium Ramy. Czterysta kilometrów na północny-wschód od Bombaju mamy z kolei kolejny dowód - olbrzymi krater Lonar. Jest to okrągła niecka o wieku 50 tysięcy lat, średnicy 2154 metrów, ciśnienia w czasie wstrząsu osiągnęło 600 000 atmosfer, a olbrzymie temperatury topiły skały. Nie znaleziono przy tym niczego, co świadczyłoby, iż krater powstał w wyniku uderzenia meteorytu. Jest to przy tym jedyny istniejący krater w bazalcie. Pat Frank, amerykański ekspert w dziedzinie programów kosmicznych między innymi na tej podstawie sformułował teorię głoszącą, iż tego typu kratery mogą być [także braku jakiegokolwiek innego wyjaśnienia] śladami potężnych eksplozji nuklearnych. Niedawno, w rejonie pomiędzy Gangesem i górami Rajmahal odkryto kolejne tego typu 'poatomowe' miasto.
I tak dochodzimy do punktu, w którym przekazy ezoteryczne zgadzają się z istniejącymi tekstami źródłowymi, eposami i mitologiami. Zaś archeologia i geologia chcąc, czy nie chcąc przynoszą nam kolejne dowody niezwykłej hipotezy o wojnach atomowych toczonych w starożytnych czasach. Na koniec przedstawię jeszcze pokrótce, jak według nauki ezoterycznej zakończyła się Wielka Wojna.
Atlanci, nauczeni doświadczeniem nie próbowali więcej gróźb i targów, ale bezlitośnie zasypywali kolejne miasta i armie indyjskie bombami atomowymi zrzucanymi z ich statków powietrznych, a także rakietami balistycznymi. Olbrzymie połacie Kaszmiru, doliny Indusu i centralnych Indii zostały całkowicie spustoszone. Po każdym ataku znikało miasto, jego mieszkańcy, nawet jeśli przeżyli sam wybuch zapadali na chorobę popromienną, a okoliczne pola nie nadawały się do uprawy. Atlanci stosowali taktykę spalonej ziemi nie pozostawiając po sobie niczego. Nawet bogowie hinduscy byli bezradni wobec zmasowanego natarcia ich konkurentów. Jednak stało się coś, co odwróciło bieg wojny i najpewniej losy świata [bo kto wiem, jak potoczyłyby się dalsze dzieje Ziemi, gdyby Atlantydzi opanowali całą planetę?]. Atlantydzi, uznając wojnę z Indiami za wygraną, rozpoczęli kolejny konflikt! Używając broni emitującej poprzez środek Ziemi tzw. 'fale skalarne' zaatakowali cywilizację z pustyni Gobi. Jednak ta najbardziej niszczycielska ze wszystkim technologii stworzonych przez Atlantów okazał się być bronią obusieczną. W wyniku tego ataku nastąpił potężny kataklizm, który zmiótł z powierzchni ziemi nie tylko cel, ale i atakującego. A uratowane w ten sposób Imperium Ramy przetrwało, choć nigdy już się nie wróciło do dawnej świetności. Koniec.
Kilka słów podsumowania
Muszę przyznać, że wahałem się włączając powyższy tekst o cyklu o wojnach atomowych. Przygotowując bowiem to wyjątkowe opracowanie stałem na gruncie możliwie największej [co przy takiej skali czasowej jest niezwykle trudne] obiektywności i rzetelności, tymczasem teraz przytaczam historię rodem z filmów S-F. Ale doszedłem do wniosku, iż nawet najbardziej wątpliwa przesłanka, może nabrać w całokształcie istniejących śladów wagi dowodu.
PS - Edgar Cayce o technice Atlantydów
Dla uzupełnienia powyższego artykułu pozwolę sobie przedstawić dodatkowo kilka cytatów z zapisów sesji najsławniejszego jasnowidza świata - Edgara Cayce'go, który wiele miejsca poświęcił właśnie Atlantydzie. Więcej z zapisków Cayce'go znajdzie w Źródłach Czasu Bogów.
(...) w Atlantydzie w okresie wielkiego rozwoju komunikacji, dróg i sposobów poruszania się ludzi po kraju, środków transportu, jak to dziś nazywamy, samolotów, statków powietrznych, gdyż mogły one szybować nie tylko w powietrzu, ale także w innych ośrodkach (...)
Mamy więc statki powietrzne Atlantydów - vailixiamy.
(...) w Atlantydzie, kiedy ludzie byli w stanie zrozumieć prawa natury (...)
A jaka jest podstawa istnienia całej materii? Siły wewnątrzatomowe. Ich przezwyciężenie jest kluczem do wykorzystania energii jądrowej, czy to w celach pokojowych, czy militarnych.
(...) tajemnice związane z 'ciemną stroną życia', czyli, jak to wtedy określano, energią powszechną (...)
Mając na uwadze poprzedni akapit - cóż innego można określić mianem 'energii powszechnej', jeśli nie energię atomową, która jest zawarta w każdym atomie budującym świat?
(...) w Atlantydzie w czasie tych ludzi, którzy osiągnęli znajomość praw mechaniki i zastosowania 'ciemnej Strony życia' do zniszczeń (...)
Użycie energii atomu do niszczenia = broń jądrowa!