ROZDZIAŁ 51: DZIESIĘĆ TYSIĘCY RAZY
- To były bez wątpienia najwspanialsze święta, jakie kiedykolwiek przeżyłem – oświadczył Harry kilka dni później, kiedy przygotowywali się do deportacji.
- Ale najgorzej upieczona gęś – dodał Draco, chichocząc.
- Mówiłem ci, że Incendio nie zadziała! - obruszył się Harry. - Ona musi piec się powoli. Tego się nie da przyspieszyć!
Malfoy wzruszył ramionami.
- Stwierdziłem, że warto spróbować. Skąd mogłem wiedzieć, że Severus nie będzie mógł jednym ruchem różdżki przemienić ją na powrót w surową? Myślałem, że po prostu zaczniemy od początku!
- Zamiast tego jedliśmy na świąteczny obiad przypaloną gęś! - zaśmiewał się Harry. W sumie nie była to aż tak wielka strata, zważywszy na to, że skrzaty zapakowały im dużo więcej żywności, niż byli w stanie zjeść.
- Gotowi do powrotu? - zapytał Snape, przerywając tę żartobliwą sprzeczkę.
- Nie, jeszcze chwila – mruknął Draco. Otworzył wieko swojego kufra, który lewitował w powietrzu, i wyjął coś ze środka. - Proszę, Harry. Jakoś nie było okazji, żebym ci to wcześniej dał. Planowałem życzyć ci „szybkiego powrotu do zdrowia”... Hmm, chyba nadal mogę to powiedzieć, tylko zmienię to na: ”szybkiego powrotu twojej magii”, dobrze?
Prezent, opakowany w folię i obwiązany wstążką, był dosyć ciężki. Folia była złota, a wstążka czerwona. Harry postawił swoją torbe na podłodze i niepewnie obmacał pakunek.
- Mówiłeś... mówiłeś, że to jest zaklęte?
Malfoy uśmiechnął się krzywo.
- Tak, to prawda. Ale to nic groźnego.
Harry niewiele z tego pojął, ale nie sądził, by Draco zamierzał zrobić mu krzywdę. Rozplątał więc kokardkę i rozwinął prezent z folii.
Wewnątrz tkwiła maleńka figurka gryfa. Miała srebrny kolor i nie była wyższa niż trzy cale. Gryf przysiadł na tylnych łapach na dłoni Harry'ego. Oczy miał zamknięte, a skrzydła złożone. Kiedy chłopak odetchnął, gryf nagle ożył i rozpostarł skrzydła. Wydał z siebie cichy ryk i zaczął bacznie rozglądać się dookoła. Harry zerknął na niego z bliska i zobaczył, że oczy figurki są wykonane ze szmaragdów.
- A to ciekawe – skomentował, przypatrując się Malfoyowi, który wyglądał na nieco spiętego. - Gryf, ale w kolorach Slytherinu? Jesteś pewien, że kupiłeś go jeszcze przed moją adopcją?
- Tak. Pamiętaj, że widziałem cię na Samhain. Twoja przebiegłość zrobiła na mnie wrażenie. Uderzyłeś Severusa żeby podtrzymać grę pozorów, mimo że przez cały ten czas liczyłeś, że on cię uratuje. Oczywiście dowiedziałem się o tym później. Kiedy pozwolono mi odwiedzić cię w szpitalu, pomyślałem sobie: on jest odważny jak Gryfon, ale jednak tkwi w nim coś więcej... - Draco nagle wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu. - Poza tym byłeś ślepy. Skąd mógłbyś wiedzieć, że gryf jest zrobiony z platyny.
Harry uniósł brwi.
- To nie jest srebro?
- Och, proszę cię. Srebro? Czy ty chcesz mnie obrazić?
- Twój amulet jest na srebrnym łańcuszku – wytknął Gryfon.
- To jest różnica. Ciebie wychowano podług innych standardów – odrzekł Draco, wsuwając rękę pod kołnierzyk i wyciągając turkusowy dysk zza koszuli. Przez chwilę demonstrował go koledze, a potem schował na miejsce. - Podoba mi się ten amulet, Harry. Naprawdę.
Chłopak szybko zerknął na Snape'a.
- Mam nadzieję. Bo dopóki nie dostanę... no, od Severusa kieszonkowego, to na następną Gwiazdkę nie będę miał ci za co kupić prezentu.
- Gdzie się podziała twoja przebiegłość? - zapytał Mistrz Eliksirów jedwabistym głosem. - Trudno sobie wyobrazić mniej subtelny sposób poruszenia tego tematu.
- Nie, najmniej subtelne byłoby: „To ile dostanę kieszonkowego?” - zażartował Harry. Kiedy nauczyciel się więcej nie odezwał, chłopak poczuł się zbity z tropu. Zaczynał już zastanawiać się na poważnie, co ma zrobić, jak będzie potrzebował pieniędzy.
- A więc zaklęcie polega na tym, że gryf się porusza? - spytał Harry, obracając się w stronę kolegi.
- Częściowo. Głównie jednak na tym, że kiedy zbliży się do ciebie ktoś, kto ma względem ciebie złe zamiary, gryf będzie próbował go ugryźć.
- Trochę to paskudne.
- Powiedziałbym, że pożyteczne. Dobrze jest znać swoich wrogów.
Harry nie mógł się z tym nie zgodzić.
- I wtedy w szpitalu zamierzałeś mi udowodnić, że gryf cię nie ugryzie? - Chłopak potrząsnął głową. - To żaden dowód. Byłbym pewien, że go jakoś zaczarowałeś, by nic ci nie zrobił.
Malfoy wzruszył ramionami.
- Na nic lepszego nie wpadłem.
Wyciągnął rękę i pogłaskał palcem grzbiet gryfa pomiędzy skrzydłami, zupełnie jakby nadal chciał coś udowodnić. Figurka zamruczała cicho.
- Teraz to znaczy dla mnie dużo więcej. Widzę, że już wtedy starałeś się udowodnić mi, że chcesz się ze mną pogodzić – wymamrotał Harry. - Dzięki. Hmm, barwy Slytherinu... Zupełnie jakbyś miał dar jasnowidzenia.
- Chodzi ci o to, że zostałeś synem Severusa? - odparł Draco ironicznie. - Jak mógłbym w to wątpić po tych pięciu latach, kiedy obserwowałem was obu na eliksirach? Przecież od zawsze kochaliście się tak gorąco!
Harry i Snape spojrzeli na siebie znacząco, ale żaden z nich się nie odezwał. W końcu Mistrz Eliksirów oznajmił:
- Teraz przemienię Sals w bransoletę. - Dotknął węża różdżką. - Draco, czy teleportujesz się sam, czy mam po ciebie wrócić?
Harry zadrżał lekko, przypominając sobie opowiadanie kolegi o odszczepionym ramieniu. Ślizgon jednak odpowiedział beztrosko:
- Deportujcie się. Ja pójdę zaraz za wami. Nie mogę się wprost doczekać, kiedy wreszcie zafiukam do lochów, gdzie będę zamknięty pewnie do następnych wakacji.
- Mógłbyś spróbować mu podziękować za przyjemnie spędzony czas – wytknął Harry. - Przecież wcale nie musiał nas wypuszczać, ani zabierać nas do siebie...
- Harry, ty też jesteś tu u siebie – westchnął Snape.
- A, no tak...
- Dobra, mam chyba dosyć tych wszystkich synowsko-ojcowskich pogawędek – oznajmił Draco, nagle przygaszony. - Deportuję się pierwszy.
Nie mówiąc nic więcej, obrócił się w miejscu i zniknął.
- Muszę z nim pomówić o jego zachowaniu. Znowu – oświadczył Snape.
- Nie, proszę – odezwał się Harry. - Draco przeważnie jest w porządku, a czasami, tak jak teraz... może lepiej, żeby trochę... no, upuścił pary.
Mistrz Eliksirów zrobił powątpiewającą minę, ale machnął ręką, dając do zrozumienia, że na razie wstrzyma się z wszelkimi reprymendami. Objął syna i przycisnął go do piersi, żeby przejąć od niego szok aportacyjny, a potem teleportował się na Grimmauld Place 12.
***
Kiedy następnego ranka nauczyciel zafiukał do swojego gabinetu, Harry zauważył z zaskoczeniem, że Draco zaczął pisać listy.
- Inni uczniowie przyjadą dopiero za trzy dni – zagaił, siadając przy stole. - Czy te twoje listy do Ślizgonów nie mogą poczekać?
Malfoy zerknął na niego przelotnie.
- To są listy z podziękowaniami.
- A komu musisz podziękować?
Draco popatrzył na kolegę dziwnie.
- Dyrektorowi, Harry – oznajmił protekcjonalnie. Kiedy kolega nadal miał zbaraniałą minę, Ślizgon dokończył: - Za skarpetki?
Harry był zupełnie zaskoczony, ale skoro Draco miał idealne maniery – nie to, żeby zawsze ich używał – postanowił zapytać:
- Och... czy ja też powinienem napisać taki list?
Malfoy uniósł wysoko brwi.
- Chcesz powiedzieć że przy całej twojej obsesji na punkcie dziękowania ludziom za wszystko, nigdy nie napisałeś listu z podziękowaniami?
- Po prostu przyjmij za rzecz oczywistą, że wychowywały mnie osoby pozbawione kultury, i wyjaśnij, o co ci chodzi.
Na twarzy Ślizgona pojawił się znajomy uśmieszek wyższości.
- Cóż, Harry, to nader proste. Jeśli dostajesz od kogoś prezent, powinieneś podziękować temu komuś osobiście lub przy najbliższej okazji napisać list lub wysłać kartę z podziękowaniem.
Słowa te zabrzmiały, jakby Draco cytował kogoś innego – najpewniej swoją matkę, jak Harry przypuszczał. Chłopak kiwnął głową, bo Ślizgon zdawał się przywiązywać do tej sprawy dużą wagę.
- Już rozumiem. Mógłbyś mi pożyczyć kilka kart?
Malfoy popchnął w jego kierunku spory stosik.
- To jest właśnie zła strona popularności, Potter – zakpił. - Listy z podziękowaniami.
- No – skomentował Harry, bezwiednie licząc na palcach. - Jeden dla Dumbledore'a, dla Neville'a, Ginny... - Chłopak zadumał się. - O nie. Dla Hermiony...
- Oddałbym jeden palec, żeby móc przeczytać ten list – skomentował Draco z enigmatycznym uśmiechem.
Harry'emu jednak nie było do śmiechu.
- Zapomnij. To sprawa między Hermioną a mną.
- Jasne – odparł Ślizgon z udawanym westchnieniem. - Jeśli chodzi o moje listy, to już je napisałem. Wszystkie, czyli aż jeden. Mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę, ile prezentów zawsze dostawałem. Malfoyowie mają powiązania z większością czarodziejskich rodów, no i prawie każdy chciał wejść w łaski mojego ojca.
- Za to teraz zyskałeś szacunek profesora Snape'a – odrzekł Harry. - Nie mówiąc już o tym, że nie trafisz do Azkabanu - a tak by się stało, gdybyś nadal podążał tą drogą, co wcześniej...
- Harry, nie mówiłem, że nie było warto – przerwał Draco, wstając. - Ja tylko... muszę się przyzwyczaić do tak wielu rzeczy, że chyba nie do końca zdajesz sobie z tego sprawę.
Harry mógł oczywiście wytknąć, że on musiał się kiedyś pogodzić z faktem, że magia istnieje – po czym ją utracił. Jednak powiedział tylko:
- W takim razie zabieram się za pisanie.
Malfoy pozostawił go samego przy stole.
***
Niektóre listy praktycznie pisały się same.
Neville,
Dzięki za te maliny w czekoladzie. Fajnie, że pamiętałeś, że to moje ulubione. Za każdym razem, gdy się nimi częstuję, przypomina mi się, jak powiedziałeś, że nadal jestem Twoim przyjacielem i Gryfonem, i nawet szukającym, kiedy już wszystko wróci do normy. Nawet nie wiesz, ile to dla mnie znaczyło. Jesteś jednym z moich najlepszych przyjaciół i chciałbym widywać cię częściej. Nie pozwól, żeby Snape Cię odstraszył. On czerpie jakąś perwersyjną uciechę z tego, że Gryfoni tak się go boją, i to się chyba nigdy nie zmieni. Wiem, że chce dla mnie jak najlepiej, nawet jeśli to oznacza ciągłe odwiedziny tłumów Gryfonów...
Colin, Dennis,
Super, cały album z moimi zdjęciami. Postaram się poświęcić mu tyle uwagi, na ile zasługuje...
Dudley,
Byłem pod wrażeniem, kiedy na Gwiazdkę zobaczyłem pod choinką prezent od Ciebie. Nieźle się spisałeś z tym skomplikowanym przekazywaniem poczty. Mam nadzieję, że smakowała Ci czekolada, którą Ci posłałem. Naprawdę nie zawiera cukru ani tłuszczu, a w sklepie przysięgali, że mugolowi będzie smakować tak samo, jak czarodziejowi. Przede wszystkim chciałem się upewnić, że Cię to nie wystraszy. To nie ma nic wspólnego z tym cukierkiem, którego kiedyś zjadłeś. Nie zrobi Ci żadnej krzywdy, co najwyżej uśmiechniesz się od ucha do ucha. Zaś co do Twojego prezentu, to jest bardzo pomysłowy. Możesz wierzyć lub nie, ale nigdy wcześniej nie miałem pamiętnika. Mogę się założyć, że Marsha miała rację w tej kwestii, o której wspomniałeś w liściku – że prowadzenie pamiętnika bywa pomocne w dojściu do ładu z własnymi myślami i uczuciami. A ja mam z czym dochodzić do ładu. Pamiętasz, jak Ci mówiłem, że profesor Snape nie jest typem „taty”? Zaczynam myśleć, że chyba się myliłem i czuję, że właśnie tego bym najbardziej chciał. Oczywiście jeszcze daleka droga do tego. Pozdrów ode mnie Marshę i przekaż, że pamiętnik to był świetny pomysł...
Szanowny profesorze Dumbledore,
Bardzo dziękuję za te wspaniałe puszyste skarpety, które przesłał mi Pan w prezencie na święta. Również chciałbym podziękować za to, że przesłał Pan świstoklikiem prezenty dla mnie. To był bardzo radosna niespodzianka, kiedy obudziłem się rano i przekonałem się na własne oczy, ilu przyjaciół o mnie pamięta...
Parvati,
Zapomniałem już, jak to jest nosić okulary, dopóki nie założyłem tych, które mi przysłałaś. Cały świat wygląda w nich jak kalejdoskop. Szkoda, że ich nie miałem, kiedy chodziłem na historię magii do Binnsa. Przynajmniej mógłbym popatrzeć na coś ciekawego. Dzięki, że pomyślałaś o mnie w te święta...
Ginny,
Najlepszy prezent, jaki mogłaś mi zrobić, to było życzenie, które wręczyłaś mi kilka dni przed feriami. Wiem, że było ono od wszystkich Gryfonów, ale wiele dla mnie znaczyło, że to właśnie Ty mi je dałaś i życzyłaś też wszystkiego najlepszego profesorowi Snape'owi. Nie spodziewałem się niczego więcej, ale kiedy na Gwiazdkę przysłałaś mi książkę o życzeniach... to naprawdę było coś niezwykłego. Chciałbym móc Ci powiedzieć, że znam już znaczenie życzenia, które mi wtedy daliście, ale Severus upiera się, żebym sam odgadł, jakie rośliny wchodzą w jego skład. (To długa historia, ale w skrócie chodzi o to, że oszukiwałem przy pierwszym życzeniu, które dostałem od Draco). Jak już będę znał nazwy tych roślin, skorzystam z Twojej książki, żeby przekonać się, czego życzą mi Gryfoni...
Harry miał do napisania jeszcze więcej listów, i kiedy wreszcie skończył, przeszedł do tego, nad którym cały czas się zastanawiał. Ten list, niestety, nie napisał się sam i po trzech bezskutecznych próbach Harry musiał zrezygnować z postanowienia, że nie da Hermionie znać o swojej irytacji.
Droga Hermiono,
Dziękuję Ci za tę psychologiczną książkę. Wreszcie nie będę musiał pożyczać jej od profesora Snape'a, który kupił swój egzemplarz niebawem po Samhain. Chodzi dokładnie o tę samą książkę! Doprawdy, jeśli to właśnie ją wybrał Severus, kiedy zrozumiał, że potrzebuję pomocy, to możesz być pewna, że faktycznie jest to wartościowy tekst. W zasadzie to czytam ją od dłuższego czasu i mogę Ci powiedzieć, że jest naprawdę przydatna. Właśnie dzięki jej pomocy byłem w stanie zaakceptować Severusa w roli mojego ojca. Może Cię zaciekawi, że Draco też ją przeczytał. Stwierdził, że dzięki niej o wiele lepiej zrozumiem siebie samego. Sama widzisz, że nie myliłem się mówiąc, że wy dwoje macie ze sobą wiele wspólnego...
Harry powkładał wszystkie kartki do kopert. Pozaklejał je i zostawił na stole, żeby Snape ich nie przegapił. Poza tym dzięki temu miał je wciąż na oku i Draco nie mógł próbować jakichś sztuczek, jak magiczne otwarcie kopert czy coś w tym stylu. Harry wprawdzie rozumiał się z nim coraz lepiej – ale jednak Ślizgon to zawsze Ślizgon.
***
- Dziś wieczorem po kolacji przyjdzie tu pan Weasley – oznajmił Snape po południu tego samego dnia, kiedy wrócił do domu z zajęć.
Harry upuścił widelec na talerz, po czym podniósł go szybko i odezwał się tonem, który w zamierzeniu miał brzmieć nonszalancko:
- Można wiedzieć, po co?
Czarne oczy Mistrza Eliksirów były chłodne i bezlitosne, kiedy oświadczył:
- Musi ponieść konsekwencje swoich niekulturalnych komentarzy.
Harry'emu przyszedł do głowy tylko jeden powód, dla którego Ron miałby ponosić konsekwencje swoich czynów akurat w mieszkaniu Snape'a.
- Proszę pana – zaczął błagalnie – tylko niech go pan nie zmusza, żeby mnie przeprosił. To tylko pogorszy sprawę.
Nozdrza mężczyzny zadrgały groźnie.
- Nie wątpię, iż ten młody człowiek nie przeprosiłby cię, nawet jeśli wychłostałbym go do krwi. - Zauważywszy minę swojego syna, dodał: - Nie rób takiej przerażonej miny. Upewniam cię, iż wyznaczyłem twojemu byłemu przyjacielowi o wiele bardziej... cywilizowaną karę.
- Osobiście uważam, że chłosta to niezły pomysł – wtrącił Draco i odchylił głowę do tyłu, jednym łykiem pochłaniając pół kieliszka wina. Było to dziwne, ponieważ z reguły sączył je ze swego rodzaju namaszczeniem i, ku zaskoczeniu Harry'ego, nigdy nie bywał nawet lekko podpity. Teraz jednak wyglądał, jakby chciał się upić. Nalał sobie kolejny kieliszek i zmarszczył brwi, kiedy Snape rzucił w jego stronę Evanesco i opróżnił lampkę do połowy.
- Psujesz mi zabawę – mruknął blondyn.
- Nie dopuszczę do kłótni – odparł Mistrz Eliksirów surowo. - Nie nalegałem na przyjście pana Weasleya tylko po to, żebyś wszystko popsuł, Draco. Rozumiemy się?
- Tak, proszę pana.
Snape jednak nie był usatysfakcjonowany.
- Jeśli nie jesteś w stanie utrzymać języka za zębami, spodziewam się, że zajmiesz się swoimi sprawami w waszym pokoju lub w pracowni. Rozumiemy się?
W odpowiedzi Malfoy tylko wstał od stołu, poszedł do sypialni i zatrzasnął za sobą drzwi.
- Zaś co do ciebie – kontynuował niezrażony takim zachowaniem nauczyciel – to radzę pamiętać, że pan Weasley przychodzi tu po to, by ponieść karę, a nie odnawiać kontakty towarzyskie.
- Nie sądzę, by chciał odnawiać ze mną jakiekolwiek kontakty – odparł Harry.
- Ty również pozostaw go samemu sobie. Zachowuj się tak, jakby go tu w ogóle nie było.
- No dobra! - warknął Harry, kompletnie wytrącony z równowagi. - A jaka właściwie jest jego kara? Chodzi mi o to, że najwidoczniej zrujnowanie jego ferii świątecznych nie zaspokoiło pana pragnienia zemsty!
- Och, będzie tylko przepisywał zdania – oznajmił Snape i machnął różdżką, odsyłając naczynia z powrotem do kuchni.
Przepisywał zdania?
- Boże, tylko nie to – zakrztusił się Harry, mimowolnie podciągając rękaw i spoglądając na swoją dłoń, gdzie wciąż widniały stare, białawe blizny.
- Obraża mnie to, że stawiasz mnie w jednym rzędzie z Umbridge – warknął Snape i pociągnął rękaw chłopaka w dół. - W tej szkole, Potter, nie znęcam się nad uczniami fizycznie, nie eksperymentuję na nich ani nie transmutuję, kiedy mnie rozgniewają!
Harry był tak zaskoczony, że wyjąkał tylko:
- Ja... ja nie wiedziałem, że zna pan prawdę o Umbridge...
- Wyznałeś mi to, kiedy bredziłeś po operacji. Wprawdzie wtedy twierdziłeś, że to był Lockhart, ale domyśliłem się prawdy. Wielka szkoda, że Bliznoznik nie pomógł na te ślady, ale używanie tego rodzaju pióra jest formą klątwy i powstałych w ten sposób blizn nie da się magicznie usunąć.
- Nie chciałem sugerować, że użyje pan na Ronie takiego pióra! - zaprotestował Harry.
- Czy mógłbyś mi w takim razie powiedzieć, co miałeś na myśli? - zapytał Snape swoim najbardziej złośliwym tonem.
- Ja... W sumie to nie wiem! Po prostu kiedy wspomniał pan o przepisywaniu zdań, od razu przyszedł mi na myśl ostatni raz, kiedy ja musiałem to robić. A to było straszne, proszę pana, naprawdę straszne!
- Nie wątpię, że dla pana Weasleya jego kara będzie równie straszna, mimo że będzie się posługiwał zwykłym piórem – ironizował Snape. - Niestety większość nastolatków cechuje nadmierna skłonność do użalania się nad sobą. Dzięki Merlinowi, że w twoim przypadku nie jest to aż tak wyraźne. Biorąc pod uwagę twoje przejścia, gdybyś zaczął użalać się nad sobą, to wszyscy utonęlibyśmy we łzach.
Harry nie był pewien, czy miał to odebrać jako ukryty komplement, czy drwinę pod adresem Rona.
- Skoro Ron ma tylko przepisywać zdania – zapytał – dlaczego musi to robić tutaj?
Chłopak był ciekaw, czy Snape okaże się na tyle szczery, by przyznać, że będzie mógł w ten sposób dokuczać Ronowi godzinami.
- Żeby nie mógł oszukiwać – fuknął nauczyciel. - Chyba że uważasz, iż jest to domena Ślizgonów? A włączając ciebie, pół-Ślizgonów? Nie pozwolę, by magicznie kopiował zdania albo podmienił pióro na samonapełniające. Będzie przepisywał bez używania magii i miał przy okazji czas na przemyślenie swoich błędów.
Harry osobiście nie sądził, by przepisywanie zdań zmusiło Rona do jakichkolwiek refleksji. Stwierdził, że jego przyjaciel będzie uważał to za niesprawiedliwe i jeszcze bardziej się rozeźli. Harry pomyślał także, że nawet gdyby wytknął Snape'owi, że zachowanie Rona było bardziej ich sprawą rodzinną niż szkolną, to nauczyciel nie przyjąłby tego ze zrozumieniem; był zbyt rozwścieczony. Gdyby Harry przeciągnął strunę za mocno, Snape mógłby nawet odebrać Ronowi kilkaset punktów tylko po to, by postawić na swoim. Dziwne, że nie zrobił tego do tej pory.
A może zrobił, tylko Harry o tym nie wiedział. Chłopak był jednak pewien, że ojciec wspomniałby mu o tym.
- Tak, proszę pana – mruknął Harry. - Rozumiem.
Mistrz Eliksirów posłał mu spojrzenie, które mówiło: Nie rozumiesz nawet w przybliżeniu tyle, ile ci się wydaje. Harry zaczął zastanawiać się, co też jego ojciec knuje. Jednego był pewien: działo się coś bardzo ślizgońskiego.
Chłopak skrzywił się na myśl, że najprawdopodobniej prawdziwą karą dla Rona nie miało być przepisywanie zdań, tylko spędzanie całych wieczorów w miejscu, w którym za nic w świecie nie chciał przebywać.
***
Kiedy pergamin przy drzwiach obwieścił nadejście Rona, Draco nie wyszedł z pokoju. Harry stwierdził, że Ślizgon postanowił się stamtąd nie wychylać, zgodnie z sugestią Snape'a. Zdaniem Harry'ego, w tych okolicznościach było to wskazane.
Mistrz Eliksirów podszedł do drzwi. Harry podążył za nim, nieco podenerwowany. Wiedział, że Ron będzie w paskudnym nastroju. Szlabany u Snape'a zawsze były okropne, a gdyby Harry sam miał w zeszłym roku odrobić jakiś w prywatnym mieszkaniu nauczyciela... Mimo wszystko jednak od kłótni z Ronem minęły już trzy tygodnie. Czy nie był to najwyższy czas, żeby wreszcie się pogodzili?
Harry wolał nie przypominać sobie, że w czwartej klasie Ron przeprosił za swoje zachowanie dopiero po pierwszym zadaniu turnieju.
- Panie Weasley – powitał rudzielca Snape. Ton jego głosu był tak niski i ponury, jak Harry chyba jeszcze nigdy u niego nie słyszał. Wyczuwało się w nim gniew buzujący pod samą powierzchnią, przez co brzmiał niemal złowieszczo. A może nawet złowrogo. Zupełnie jakby Snape zamierzał czerpać szczególną uciechę z tego konkretnego szlabanu.
Zresztą z tego, co Harry wiedział, nauczyciel lubował się w wyznaczaniu uczniom szlabanów.
- Profesorze – odparł Ron obrażonym tonem.
- Proszę wejść.
Kiedy Gryfon wszedł do środka, okazało się, że niesie pod pachą pakunek owinięty papierem, na którym wyobrażono grupkę dzieci wystrzeliwujących świąteczne petardy. W Harrym obudziła się nagle nadzieja, że teraz wszystko już będzie dobrze...
Ron rozwiał ją w tym samym momencie, wysuwając prezent w kierunku Harry'ego, ale unikając jego wzroku, zupełnie jakby samo patrzenie na kolegę mogło go skazić.
- Od mojej mamy – oznajmił przez zaciśnięte zęby. - Gdyby to ode mnie zależało, wcale bym go nie przyniósł, ale nie chcę dostawać wyjców przez miesiąc.
Harry skrzywił się, wnioskując z tej wypowiedzi, że Ron faktycznie musiał mieć fatalne święta.
- Panie Weasley, nie przyszedł pan tu, by obrażać mojego syna – powiedział Snape, zatrzaskując z łoskotem drzwi.
Ron bynajmniej nie wyglądał na wystraszonego, kiedy wycedził:
- W takim razie powinienem może przepisywać zdania gdzie indziej, proszę pana.
- Jeśli będziesz odzywał się w ten sposób do Harry'ego, powinieneś może przepisać kolejne zdania, kiedy już skończysz z tymi – odparł Mistrz Eliksirów z rękami skrzyżowanymi na piersi, patrząc na ucznia niemal prowokująco. Ron jednak nic nie powiedział, więc nauczyciel skinął lekko głową. - Usiądź przy tamtym stole i bierz się do pracy. Znajdziesz tam pióro i kałamarz, ale możesz używać własnego pergaminu.
Harry zauważył, że kiedy Snape odwrócił się plecami, Ron bezgłośnie wypowiedział jakieś obraźliwe słowa. Brzmiało to jak: Wielkie dzięki, ty obślizgły dupku, jednak Harry nie był pewien na sto procent.
Ron przemaszerował przez salon, cisnął torbę na stół i opadł na twarde, drewniane krzesło, mnąc w zębach przekleństwa. Gwałtownymi ruchami wyciągnął pergamin z torby, całym swoim zachowaniem okazując, jaka wielka niesprawiedliwość go spotkała.
Wcześniej Harry trochę się nad nim litował. Teraz jednak, kiedy Ron ponad wszelką wątpliwość udowodnił, że w swoim mniemaniu nie zrobił nic, za co miałby ponieść konsekwencje, Harry był nawet zadowolony, że Snape kazał mu przepisywać zdania. Chłopak obserwował, jak Ron zanurzył pióro w kałamarzu, rozpryskując wokół atrament, i zaczął pisać. Ciekaw treści zdania, Harry podszedł do stołu. Zanim jednak stanął na tyle blisko, że mógł przeczytać słowa, Ron warknął:
- Potter, zamierzasz tak stać i gapić się na mnie przez całą noc?
Potter... Teraz Harry naprawdę się wkurzył.
- Nie. Zerknę tylko na prezent i napiszę list z podziękowaniem dla twojej mamy – zakpił. - Chcesz jej coś przekazać?
Ron spiorunował go spojrzeniem, choć nie patrzył dokładnie na kolegę, ale w jakiś punkt ponad jego lewym ramieniem.
- Owszem – wycedził. - Przekaż jej, że wyrzuciłem do śmieci paczkę cukrowych piór. Powiedz, że może je komuś dać, bo ja ich nie chcę.
Cóż, Harry wiedział już, jak Ron przyjął prezent od niego.
- Z pewnością o tym wspomnę – odparł ironicznie, mając nadzieję, że Ron za tak paskudne zachowanie faktycznie dostanie wyjca. Z tą myślą Harry pomaszerował ku sofie, tupiąc głośno. Opadł na siedzenie i otworzył paczkę.
Kolejny sweter... jak zwykle w barwach Gryffindoru. Na wierzchu, co ciekawe, leżał kawałek pergaminu. W poprzednich latach nie dostawał żadnych listów. Harry rozwinął go i z obawą zaczął czytać.
Harry kochanie,
Severus przesłał nam sową tę wspaniałą wiadomość. Wyjaśnił również, ze wszystkimi przykrymi szczegółami, reakcję Rona na tę sytuację. Bez względu na to chcę, żebyś wiedział, że Artur i ja bardzo się cieszymy. Oczywiście, że przez wiele lat nasłuchaliśmy się od dzieci skarg na Severusa, ale doprawdy, czego można by się spodziewać? Zwykle nauczyciele eliksirów nie są specjalnie lubiani i chociaż kocham Freda i George'a, aż boję się pomyśleć, co mogli wyprawiać na lekcjach. Nic dziwnego, że Severus traktuje uczniów dość surowo, włączając w to Rona. Nie przejmuj się żadnymi komentarzami na ten temat.
Artur i ja znamy Severusa dość dobrze z czasów starej ekipy i, prawdę mówiąc, nigdy nie mieliśmy powodów, by stracić do niego szacunek. Wiem, że macie między sobą sporo zaszłości, ale liczy się tylko to, że jesteś gotów podjąć to wyzwanie. Mam nadzieję, że Ron pójdzie niebawem po rozum do głowy. Pamiętaj, proszę, o jednym: Ron zawsze miał przy sobie całą naszą rodzinę. Jeśli wydaje się odrzucać twoje pragnienie, by zostać synem Severusa, to z pewnością dzieje się tak dlatego, że nie jest sobie w stanie wyobrazić, jak to jest pragnąć posiadania rodziny. Obawiam się, że uważa nas za coś, co mu się po prostu należy.
Zawsze będziesz mile widziany w Norze, z Ronem lub bez niego. Stałeś się dla nas kimś wyjątkowym, Harry, i gdyby sytuacja była inna, z radością przyjęlibyśmy Cię do swojej rodziny. Może jednak tak jest lepiej. Wydaje mi się, że pod pewnymi względami Severus może Cię wesprzeć tak, jak my nie bylibyśmy w stanie.
Pozdrawiam
Molly Weasley
Kiedy Harry doszedł do końca listu, uśmiechał się szeroko.
- Dobre nowiny? - zapytał Snape konwencjonalnie, wychodząc ze swojego gabinetu z naręczem pergaminów.
Harry wolał nie zaogniać sytuacji i wyjawiać zbyt wiele w obecności Rona.
- Tak... Niech pan przeczyta. To miłe.
Snape wziął list i przeczytał go w zamyśleniu, po czym skinął głową.
- Jako że skończyłeś już powtarzać lekcje, pomyślałem, że mógłbyś mi pomóc przy tych wypracowaniach.
- Jasne. - Harry ruszył w kierunku korytarza.
- Nie, będziemy to robić przy stole.
Czyli nauczyciel przeniósł się z pracą tylko po to, by pilnować Rona?
Harry wzruszył ramionami i zajął miejsce naprzeciw rudzielca – odsuwając się przy tym tak daleko, jak tylko mógł – i rozwinął pierwszy lepszy zwój.
- Znowu tylko ortografia? - zapytał, biorąc od Snape'a samonapełniające pióro z zielonym atramentem.
- Może również gramatyka – mruknął Mistrz Eliksirów, marszcząc lekko brwi i zatapiając wzrok w pierwszym wypracowaniu. - Masz o niej dość dobre pojęcie. Zaznaczaj wszelkie dziwne sformułowania, a w razie wątpliwości od razu pytaj.
Przez cały ten czas Ron z premedytacją ignorował to, co działo się wokół. Nawet nie podniósł wzroku, kiedy Snape zasiadł na krześle po jego lewej stronie. Chłopak tylko pisał, linijka za linijką, linijka za linijką. Jego twarz była wykrzywiona w wyrazie złości, a zarazem determinacji.
Harry zajął się wypracowaniem, ale ciągłe skrobanie pióra Rona przyciągało jego uwagę. Zastanawiał się, co Ron pisze. Było za daleko, żeby mógł przeczytać – zwłaszcza, że tekst był do góry nogami – ale zdania wyglądały na strasznie długie.
- Harry – zganił go Snape po cichu.
Chłopak potrząsnął głową i zabrał się za sprawdzanie błędów, podczas gdy Snape zajmował się treścią merytoryczną i wypisywał na marginesach zjadliwe komentarze o niekompetencji uczniów w zakresie przedmiotu. Minęła prawie godzina i Harry zaczął sprawdzać wypracowania poprawione przez nauczyciela. Próbował ignorować wypisane na czerwono uwagi, ale nie zawsze mu się to udawało. A kiedy już coś przeczytał, nie mógł nie wzdychać.
- Jakiś problem? - zapytał Snape z ożywieniem.
Harry zagryzł usta, żeby się nie odezwać, ale ojciec wpatrywał się w niego z wyczekiwaniem, więc chłopak wymamrotał:
- Ta uwaga tutaj... jest trochę za surowa... nie sądzi pan? Chodzi mi o to, że... ten chłopak przecież tak naprawdę nie ma sieczki zamiast mózgu...
Mistrz Eliksirów nie rozzłościł się na to spostrzeżenie, tylko oznajmił:
- Przeczytaj najpierw akapit, do którego odnosi się ten komentarz, a potem powiedz, co sądzisz o inteligencji pana Higgleslotha. Pod warunkiem, rzecz jasna, iż jesteś w pełni świadom wszystkich niebezpieczeństw, jakie niesie ze sobą nieodpowiednie przygotowanie ingrediencji do eliksirów.
Kiedy Snape skończył mówić, Harry zagłębił się we wskazany akapit.
- Och – westchnął, marszcząc brwi. - Wydaje mi się, że gdyby roztarł język żmii na miazgę tak, jak napisał, to eliksir by mu nie wyszedł...
Ironiczny uśmieszek zaigrał na wargach nauczyciela.
- Spowodowałoby to w istocie przemianę zwykłego eliksiru na porost włosów w eliksir, który powoduje wzrost włosów do wewnątrz. Skutkiem tego byłyby narastające dolegliwości i, w razie gdyby nie podano odpowiedniego antidotum, dość bolesna śmierć.
- Racja – wymamrotał Harry. - Ale czy, eee... - Chłopak zerknął w dół na pergamin. - Czy Henry rzeczywiście powinien to wiedzieć?
- Mówiłem o tym na wykładzie trzy dni temu, nie wspominając o tym, że ta informacja jest zawarta w podręczniku. Nie wątpię, że współczujesz panu Higgleslothowi, jako że twoje własne zdolności syntezy wykładu i przeczytanego tekstu były w drugiej klasie, delikatnie mówiąc, dość mierne.
Harry zmusił się, żeby mówić spokojnie.
- Nie. Chodzi mi o to, że współczuję mu, bo uwaga na temat jego mózgu raczej nie pomoże mu niczego się nauczyć. Wiem, jakie to uczucie czytać takie komentarze na moich własnych wypracowaniach...
Ron mruknął coś po nosem, co zabrzmiało jak:
- Mogę się założyć, że dłużej już ich nie dostajesz...
- Chwila, Snape ocenia mnie tak surowo jak zawsze, jeśli chcesz wiedzieć! - zaprotestował Harry. - Eee, to znaczy profesor Snape. Yyy, znaczy Severus...
Ron prychnął głośno, nie przerywając pisania.
- Harry, pokaż mi ten pergamin – poprosił Snape powściągliwie. Kiedy już miał kartkę w ręku, dopisał coś przy poprzedniej notatce i podał wypracowanie synowi.
Komentarz głosił teraz: „Prawdopodobnie masz sieczkę zamiast mózgu”.
- Troszkę lepiej – westchnął Harry – ale i tak zrani pan jego uczucia.
- Pan Higglesloth jakoś to przeżyje – odparł Snape sucho. - Czy ty nie rozumiesz, że w następnym tygodniu będziemy warzyć ten eliksir na zajęciach i chcę, żeby wziął moją uwagę do serca? Jeśli mowa o tak niebezpiecznej dyscyplinie naukowej, jaką są eliksiry, nie ma miejsca na cackanie się z nikim. Jeszcze nigdy na moich zajęciach nie zginął uczeń, i nie pozwolę, by spotkało to tego, który na swoje nieszczęście znajdzie się z panem Higgleslothem w parze.
Ron wymamrotał pod nosem kolejny komentarz. Harry nie zrozumiał go, ale Snape najwyraźniej tak.
- Nie, panie Weasley – wycedził – nie miałem na myśli, że nikt nie zginął na moich zajęciach, bo odsyłałem ich do skrzydła szpitalnego, żeby tam wyzionęli ducha.
Chłopak zaczerwienił się ze złości i przycisnął pióro do pergaminu tak, że złamał czubek.
- Może je pan zaostrzyć – poinformował go Snape wyniosłym tonem – lecz bez magii. Proszę używać noża.
Harry zdziwił się, że Ron nie rzucił w nauczyciela nożem, który wydobył z torby. Zaczął jednak ostrzyć pióro tak gwałtownymi ruchami, że jeszcze bardziej je uszkodził.
- Ja to zrobię – szepnął Harry do niego, kiedy Mistrz Eliksirów pozbierał pergaminy i zaniósł je do swojego gabinetu.
Rudzielec zignorował go i wreszcie naostrzył końcówkę pióra. Potem wrócił do przepisywania, ostentacyjnie demonstrując, że ma ważniejsze rzeczy do zrobienia, niż rozmowa z Harrym Potterem.
Tymczasem Harry miał już serdecznie dosyć jego dąsów. Złapał pergamin zapisany przez kolegę i zaczął czytać.
56. Z tej racji, że nauczycielskie grono Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie składa się z całkowicie oddanych swojej misji profesjonalistów, zasługujących na najwyrzszy szacunek, z całego serca postaram się nie szargać nigdy więcej dobrego imienia profesora Snape'a.
57. Z tej racji, że nauczycielskie grono Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie składa się z całkowicie oddanych swojej misji profesjonalistów, zasługujących na najwyrzszy szacunek, z całego serca postaram się nie szargać nigdy więcej dobrego imienia profesora Snape'a.
Harry zniżył głos do ledwie słyszalnego szeptu i powiedział:
- Chyba napisałeś „najwyższy” z błędem.
- A ty co, robisz mu ostatnio korekty? - zadrwił Ron, nie starając się nawet ściszyć głosu.
- Przecież zwariowałbym tu z nudów, gdybym nie miał nic do roboty.
- Och, przecież ty lubisz tu być i dobrze o tym wiem. Z jakiego innego powodu byłbyś tak kretyńsko dumny, że on został twoim ojcem?
Zanim Harry odpowiedział, usłyszeli głos dobiegający z korytarza:
- Panie Weasley, chcę słyszeć tylko skrobanie pióra.
Ron spojrzał gniewnie w tamtą stronę i wykrzywił twarz w okropnym grymasie.
Harry potrząsnął głową, stwierdzając, że zostawi kolegę w spokoju. Zabrał list od pani Weasley i skierował się w stronę sypialni... po czym orzekł nagle, że nie ma też ochoty borykać się z rozeźlonym Draco. Chłopak westchnął, usiadł na sofie i zaczął się zastanawiać, co napisać w liście z podziękowaniem do matki Rona.
***
Minęło sporo czasu, zanim Snape wychynął ze swojego gabinetu. Podszedł do Rona, zajrzał mu przez ramię i skomentował:
- Trzysta dwanaście. Niezbyt duży postęp, prawda? Zatem jutro widzimy się ponownie.
Ron nie pokazał po sobie, że cokolwiek usłyszał. Nie pożegnał się również z Harrym. Wepchnął pergaminy do torby, rzucił pióro Snape'a na stół i pomaszerował w kierunku drzwi, niemal wywrzaskując otwierający je czar.
- To było naprawdę niemiłe – skomentował Harry, kiedy drzwi zatrzasnęły się z hukiem. - A tak w ogóle to ile razy on musi to przepisać?
- Tylko dziesięć tysięcy – odparł Mistrz Eliksirów beztroskim tonem.
Chłopakowi opadła szczęka.
- Dziesięć tysięcy? - powtórzył. - Tysięcy? Przecież to mu zajmie tygodnie!
- Doprawdy?
- Wie pan cholernie dobrze, że tak!
- Co wiem na pewno – odrzekł Snape tym samym nonszalanckim tonem – to to, że pan Weasley zastanowi się dwa razy, nim obrazi mnie ponownie.
Harry, wciąż rozjuszony, zaoponował:
- Ale przecież sam pan powiedział, że on tak naprawdę nie wierzył w to, co mówił...
- I nie przyszło ci do głowy, że w takich okolicznościach jego zachowanie było tym bardziej karygodne? Gdyby rzeczywiście działa ci się tu krzywda, jego inwektywy mogłyby być zrozumiałe. Skoro jednak powodowała nim głównie zazdrość...
- Zazdrość?! - parsknął Harry. - Przecież on już ma rodzinę! O co miałby być zazdrosny?
Snape spojrzał synowi prosto w oczy.
- O to, że mógłbyś być lojalny wobec kogoś poza waszą kliką w Gryffindorze?
Harry splótł dłonie razem.
- Nie „mógłbym być”, profesorze. To znaczy... - Przełknął głośno ślinę. - Severusie. Nie, to brzmi fatalnie... Zupełnie bez szacunku. Przecież synowie nie mówią do ojców po imieniu! Tak, wiem, że „profesorze” brzmi tak samo głupio, ale nigdy nie mówiłem do nikogo „ojcze”, a kiedy nawet próbuję, to czuję się, jakbym występował w jakiejś staroświeckiej powieści dla mugoli, czy coś w tym stylu, to po prostu nie brzmi naturalnie...
- Harry, uspokój się – przerwał Snape oschle. - Chyba za bardzo się przejmujesz całą tą sprawą. Albo to Draco za bardzo naciska. Z mojego punktu widzenia nie ma większego znaczenia, jak mnie nazywasz. Są ważniejsze rzeczy.
- Ale powiedział pan, żebym mówił do pana „Severusie”... - przypomniał Harry słabym głosem.
- Powiedziałem, byś to rozważył – poprawił Snape. - Nie chodziło mi o to, byś się zadręczał tą sprawą. Sądzę, że jeśli tylko dasz sobie więcej czasu, zobaczysz, że samo się to rozwiąże. Jest takie mugolskie przysłowie... „Nie od razu Teby zbudowano.”
- Rzym. Tam jest mowa o Rzymie – mruknął Harry.
- Ach. Bardzo możliwe.
- No dobra – powiedział Harry, czując ulgę. Snape miał rację. Przecież adopcja nie trwała jeszcze nawet miesiąc, więc nic dziwnego, że nie wszystko się dotąd poukładało. - A co do tych dziesięciu tysięcy zdań, które zadał pan Ronowi...
- Harry – przerwał Mistrz Eliksirów – proponuję, byś przypomniał sobie święta. Wydaje mi się, że to jeden z tych momentów, gdy nie zgadzamy się co do tego, jakie postępowanie byłoby najlepsze. Masz na ten temat swoje zdanie, ale ja, z moim doświadczeniem, wiem doskonale, co najskuteczniej pouczy pana Weasleya. Dlatego nie zrezygnuję z obranego kursu.
- Zgadza się, ale dziesięć tysięcy razy? Proszę pana! Nie sądzi pan, że wystarczyłoby pięć tysięcy? Albo dwa? A na dodatek zadał mu pan takie długie, obrzydliwie wazeliniarskie zdanie!
- Nie będziemy o tym dyskutować – oznajmił Snape surowo. - Sugeruję, byś nie wracał do tego tematu. - Dalej kontynuował już łagodniejszym tonem. - Może raczej omówmy inną sprawę, którą kiedyś poruszyłeś, a konkretnie to, co nazwałeś „kieszonkowym”.
Harry spojrzał na ojca spod przymrużonych powiek.
- Bardzo to ślizgońskie. Specjalnie nie dotykał pan tej kwestii, czekając na taką chwilę jak teraz, kiedy będzie pan potrzebował zmienić temat!
- Czy to źle, że nie chcę kłócić się z synem?
Nie sposób było odmówić temu słuszności.
- Jaką kwotę uważałbyś za odpowiednią dla młodego człowieka w twoim wieku? - spytał Snape.
Tak... to bardzo ślizgońskie.
- W porządku – poddał się Harry. - Porozmawiajmy więc o kieszonkowym.
Chłopak stwierdził, że może wrócić do tematu Rona kiedy indziej. W końcu nie tylko jego ojciec mógł korzystać z takich ślizgońskich sztuczek.
NASTĘPNY ROZDZIAŁ: ROZMOWA PRZEZ FIUU