Coś do pisania (HPxSS)

"Coś do pisania"


Harry odłożył pióro i rzucił ostatnie, szybkie spojrzenie na swoje OWTM-y z eliksirów.


Skończone. Po siedmiu latach ciągłego strachu, jaki towarzyszył zajęciom, wreszcie mógł się od nich uwolnić. Choć, z technicznego punktu widzenia, to jeszcze nie. Nadal pozostały dwa tygodnie do końca semestru. I, jeśliby go przycisnąć, Harry przyznałby pewnie, że nie obawiał się tych zajęć przez ostatnie dwa lata. Gdyby go namówić, może zgodziłby się, że nie miał nic przeciwko chodzeniu na zajęcia przez cały ostatni rok. Torturowany, prawdopodobnie wyznałby, że te zajęcia mu się podobały i może nawet na nie wyczekiwał. Ale potrzeba by veritaserum, żeby zmusić go do przyznania się, że będzie mu tych zajęć brakowało . Będzie mu brakowało Snape'a.


Harry rzucił zaklęcie zamykające na swój arkusz, usuwając w ten sposób zaciemniające i wyciszające zasłony, jakie profesor umieścił wokół każdego ucznia, by uniemożliwić im ściąganie. Poza Milicentą Bulstrode i Lavender Brown był jedynym uczniem, jaki pozostał jeszcze w klasie. Podejrzewał, że poświęcił trochę za dużo czasu na ostatnie otwarte pytanie, dotyczące etycznych aspektów wykorzystywania magicznych stworzeń jako składników eliksirów.


Podniósł swoją torbę, wziął do ręki egzamin i ruszył w stronę Snape'a, który siedział, z uwagą przeglądając stos zwojów i bezwiednie muskając swoją brodę chorągiewką orlego pióra. Harry przełknął głośno i odwrócił wzrok, rzucając jednocześnie egzamin na biurko nauczyciela. Był już gotowy do wyjścia, gdy...


- Potter - szorstki, przepełniony goryczą sposób, w jaki zostało wypowiedziane jego nazwisko, spowodował że Harry'ego przeszył dreszcz. Westchnął, próbując się pozbierać, po czym odwrócił się w stronę Mistrza Eliksirów.


- Tak, proszę pana?


- Twój dziennik.


Harry poczuł, że jego żołądek opada w dół.


- Przepraszam? - spytał, zaszokowany.


Snape rzucił mu zniecierpliwione spojrzenie, ściągając swoje usta w wyrazie irytacji.


- Twój dziennik z eliksirów, Potter. Masz mi go oddać. Tylko nie mów, że zapomniałeś.


Zapomniał? Nie. Harry nie miał pojęcia, że trzeba będzie oddać dziennik. Co więcej, dokładnie pamiętał, jak mówiono mu, że notatki nie będą oceniane. Liczył na to.


- Ja-ja myślałem, że powiedział pan, że dziennik nie będzie oceniany.


Coś na kształt satysfakcji odmalowało się na twarzy Snape'a. Jego oczy błysnęły złośliwością. Gdyby Harry'ego nie uderzyła nagła fala przerażenia spowodowana przez myślą, że profesor przeczyta jego dziennik, roztopiłby się na miejscu. Coś kryło się pod tym morderczym spojrzeniem.


- Gdybyś przeczytał informator, który otrzymałeś ode mnie na początku roku, wiedziałbyś, że chociaż notatki nie będą oceniane, to wymagam dziennika do wystawienia zaliczającej oceny. Czy mam przez to rozumieć, że nie pisałeś w dzienniku? - Harry już mógł zauważyć złowrogi uśmieszek, czający się w kącikach warg Snape'a.


Och, pisał w nim.


- Tak! To znaczy nie. Ja... chodzi o to... czy mogę go panu oddać za godzinę? - Harry zaczął się modlić. Gdyby miał choć tyle czasu, zdążyłby pozbyć się wszystkich obciążających go części. Wszystkich upokarzających fragmentów. Niech to szlag. Dlaczego Hermiona oddała ten cholerny zmieniacz czasu?


- Mógłbyś, jeśli chcesz spędzić ósmy rok w mojej klasie - Harry szybko rozważył tę możliwość. Czy rzeczywiście byłoby to takie okropne? Potem jednak zdał sobie sprawę, że Creevey byłby wtedy w tej samej klasie co on, i, znając szczęcie Harry'ego, ten byłby zmuszony mu partnerować.


O kurczę. W najgorszym wypadku Snape odczyta jego dziennik przed całą klasą w poniedziałek. Ślizgoni będą mieli niezły ubaw. Ron się go wyrzeknie. Reszta Gryfonów przestanie się do niego odzywać. Ale to tylko dwa tygodnie, nieprawdaż?


Harry wsunął rękę do swojej torby z książkami i szybko wyciągnął z niej dziennik. Utkwił swój wzrok w zielonej książeczce, zdając sobie sprawę, że rumieni się wściekle, i nic nie mogąc na to poradzić. Snape złapał za drugi koniec okładki i szarpnął. Po chwili Harry przypomniał sobie, że ma puścić.


Obrócił się na pięcie i spróbował uciec.


- Potter, uprzejmie usuń zaklęcie zamykające.


Harry stanął jak wryty, lub raczej zapragnął zapaść się po ziemię. Przełknął bolesny jęk, wskazał swoją różdżką na książeczkę i ostatnim tchem wymamrotał hasło.


Jeszcze raz spojrzał z większą desperacją w oczach, niż zamierzał i wybiegł z pomieszczenia.


***


Intrygujące.


Patrzę, jak chłopak czmycha z mojej klasy z takim pośpiechem, jak niegdyś robił to Neville Longbottom. Oczywiście, strach Longbottoma przestał zadowalać mnie już lata temu. Stał się nieznośnie nudny. Kicham, a on dostaje zawału.


Teraz Potter... Od lat nie udawało mi się sprowokować w nim niczego poza lekkim oburzeniem. Przyjmuje moje kary, jakbym tylko korygował jego gramatykę.


Niechęć... nie, przerażenie, które odkryłem w jego wyrazie twarzy, kiedy oddawał swój dziennik, niesie za sobą obietnicę nocy wypełnionej czytaniem, co tak naprawdę Potter o mnie myśli.


To się zdarza co roku. Przynajmniej jeden głupi siódmoklasista odpuszcza sobie przeczytanie tego cholernego informatora i wypełnia swój dziennik komentarzami dotyczącymi wszystkiego, od moich włosów po moje metody nauczania. Mam szeroką kolekcję barwnych zniewag, rozwlekłych tyrad i wspaniale okrutnych karykatur mojego profilu. Bardzo mnie to zadowala. Jako, że nie oceniam tego cholerstwa, obrażający mnie uczniowie otrzymują swoją karę w postaci własnego poczucia winy i okazjonalnego wściekłego spojrzenia z mojej strony, razem z komentarzami, jakie dodaję do ich dzienników. To wystarcza, by byli mokrzy ze strachu.


Następne dwa tygodnie zapowiadają się dość zabawnie.


Po tym, jak wszystkie dzienniki i egzaminy zostają dostarczone, zbieram je w stos i zanoszę do moich komnat. Siadam przy moim biurku z piersiówką pełną brandy, piórem i dużą ilością czerwonego atramentu. Mam cały tydzień na sprawdzenie egzaminów. Dziś wieczorem mogę pozwolić sobie na tę wielką przyjemność przeczytania kilku słów prawdy od chłopaka.


Otwieram więc dziennik na ostatnim wpisie. Zniewagi są zwykle bardziej twórcze pod koniec roku. Biorę łyk brandy i koncentruję się.


30 Maja

Eliksir anty-brodawkowy:

Mętny. Myślę, że dodałem za dużo sproszkowanych kłów żmii. Konsystencja jest trochę nietaka. Dodałem więcej dżinu... Wydaje się, że podziałało.

Kurczę!!! Czego bym nie dał, by być jego piórem. Kurwa.

Zastanawiam się, czy zauważyłby, gdybym wypił trochę dżinu.


Marszczę brwi, zastanawiając się nad zdaniem o piórze. Wyjawienie sekretnego zauroczenia Pottera sprawiłoby mi wielką rozkosz. "Jego" wybija się z tekstu. Nie zdawałem sobie sprawy, że chłopak jest homo. Wszystkim czarownicom wokoło popękają serca. Potwierdza to też, że nie zawsze przykładamy swoją miarkę sądząc innych. Kontynuuję czytanie.


25 Maja. Notatki z wykładu.

1903 - ustawa o ochronie smoków

- zabronione zabijanie smoków dla ich właściwości magicznych;

- minimalna kara za kłusownictwo - 10 lat. Jestem tak cholernie twardy.


Z zaskoczenia zaczynam się śmiać. Cholera. Próbuję nie myśleć o podnieconym Potterze w mojej klasie. Ten pomysł mnie rozprasza. Prostuję się na siedzeniu i zastanawiam, czy powinienem czytać dalej. Pragnienie poznania tożsamości obiektu westchnień Chłopca, Który Przeżył Znowu i Znowu popycha mnie na przód.


- 15 lat za zabicie samicy.

Zastanawiam się, jaki jest duży. Czy robi to sam? Boże! Tak bym chciał to zobaczyć. Zastanawiam się, o kim myśli. Jeśli w ogóle myśli o kimś.

Potrzebuję zimnego prysznica.


23 Maja

Eliksir kolor-oczu

Czarny. Jak jego. Ciemne, głębokie i zimne. Piorunuje mnie wzrokiem. Kiedy to spojrzenie zaczęło wędrować bezpośrednio do moich spodni? Obiad bożonarodzeniowy. Upuścił widelec, a ja go podniosłem. Spojrzał na mnie z żądzą mordu w oczach. Natychmiastowa erekcja. Chyba mi odbija.


Odczytuję notatkę cztery razy, nim ostrożnie odkładam dziennik na biurko. Pociągam mocno z piersiówki, pozwalając płynowi uspokoić moje kołaczące serce. W pierwszej chwili jestem skłonny uwierzyć, że to wszystko jest tylko żartem. I byłoby, gdyby nie fakt, że musiałem niemalże wyrywać dziennik z jego trzęsących się dłoni. Wolałbym wierzyć, że to tylko kolejny psikus.


Mój umysł przeskakuje do wspomnianej nocy. Szkoła, jak sobie przypominam, była wtedy całkiem pusta. Wszyscy uczniowie poza Potterem i dwoma Ślizgonami zdążyli już opuścić zamek. Zostali wezwani do swoich domów, by wspólnie z rodzicami świętować upadek Czarnego Pana. Dumbledore nalegał na zebranie się przy małym, okrągłym stole, by zwiększyć "poczucie przynależności". Przypominam sobie, patrząc wilkiem. Chciał się upewnić, że uroczystość nabierze rodzinnego charakteru, jako że ten bezwartościowy ojciec chrzestny chłopaka dał się zabić w finalnej bitwie. Z powodu spóźnienia się na ten spajający więzy posiłek, Potter był zmuszony by usiąść naprzeciw mnie.


Upuściłem widelec, a on schylił się, by go podnieść. Spojrzałem z pogardą na jego gryfoński upór w okazywaniu uprzejmości tym, których nienawidzi. Albo przynajmniej myślałem, że mnie nienawidzi. Odkrywam, że wolałbym zatrzymać moje złudzenia. Jak ja teraz, do cholery, będę mógł spojrzeć mu w twarz?


Wbrew zdrowemu rozsądkowi, znowu zabieram się za dziennik. Wmawiam sobie, że już nie może być gorzej. Już straciłem możliwość spojrzenia chłopcu w oczy, mogę więc chociaż zaspokoić swoją ciekawość. Pomijam kilka stron i skanuję wzrokiem starannie nakreślone notatki, w poszukiwaniu pospiesznie nabazgranych osobistych myśli.


Drwi. Zastanawiam się, jak smakuje. Pragnę przejechać językiem po jego podwiniętej górnej wardze. Jak by zareagował? Umarłby z szoku? Z obrzydzenia? Możliwe. Jego warga podwinęłaby się jeszcze bardziej, gdyby był zdegustowany. Dobry Boże. Ten wyraz twarzy powinien być zakazany. O nie. Pióro. Kurwa. Czy on wie, że głaszcze nim swoją twarz? Wątpię. Wydaje się bardzo mało prawdopodobne, aby robił coś takiego świadomie. Tak lekko. Zastanawiam się, czy podobałoby mu się, gdyby to pióro musnęło go wzdłuż klatki piersiowej, wokół sutków, aż do pępka. Mój język podążyłby za nim. Czy by jęczał?


Dobry Boże. Mógłbym dojść, jedynie o tym myśląc.


Biorę głęboki wdech i staram się przezwyciężyć problem narastający w moich spodniach. Próbuję w tym celu przypomnieć sobie, że to są myśli Harry'ego cholernego Pottera, drugiego pokolenia osobistej wendetty losu przeciwko mnie. Jakoś nie pomaga. Faktem jest, że rozważania na temat tego, czyja głowa wyprodukowała te myśli, tylko wzmagają moje zainteresowanie. Harry Potter, odpowiedź czarodziejskiego świata na mugolskich męczenników, nie jest tak śnieżnobiały, jak jego gładka, giętka młoda skóra sugeruje. Wiedza, że pod tym niewinnym wyrazem twarzy kryje się ciemna strona, sprawia mi dziką rozkosz. W jakiś sposób rehabilituje go to w moich oczach.


Poza tym, jestem przerażony, że jego nieczyste myśli są skierowane ku mnie. Ja jestem przerażony. Zmuszam moją twarz do przyjęcia pełnego pogardy wyrazu i czytam dalej. Bo, jako że jestem jego profesorem, moim zadaniem jest przeczytanie jego... notatek z eliksirów.


Przerzucam kartki, aż znajduję dłuższy wpis, datowany na marzec.


Wygląda na zmęczonego. Czy wędrował po korytarzach zeszłej nocy? Nie widziałem go. Może ma kogoś? Zastanawiam się, kiedy ostatni raz uprawiał seks. Och, proszę, bądź gejem. Mogę sobie poradzić z myślą o tobie pieprzącym innego faceta. Ale kobietę? Fe! Może posuwa Fleur. Głupia Francuska Dziwka. Jakby Flitwick potrzebował tej cholernej asystentki.


Parskam, rozbawiony. I przeklinam siebie za zapominanie, ze mam być przerażony tymi refleksjami nad moim życiem prywatnym. Jak on śmiał pomyśleć, że mógłbym być zauroczony tą bezmyślną idiotką? Że, z braku laku, przeleciałbym tę krowę. Wzdragam się na tę myśl i wracam do fragmentu.


Głaszcze swoje usta czubkiem pióra. Czy zdołałbym się w nie przemienić?

Chcę poczuć, jak to pióro ześlizguje się wzdłuż mojego kręgosłupa, aż do rowka. Prawdopodobnie doprowadziłoby mnie do szaleństwa łaskotkami. Nie. Chcę, żeby był ostry. Drugi koniec pióra. Mógłby zamoczyć go w czerwonym atramencie, który tak lubi, i pisać kąśliwe komentarze po całym moim ciele. Ostry koniec drapiący i bazgrzący zniewagi na gołej skórze. "Bezczelny drań" - wyryte na mojej klatce piersiowej. "Głupi chłopak" - wytatuowane na moim pośladku. I wtedy, gdy całe moje ciało byłoby pokryte zjadliwymi uwagami, zmusiłby mnie do uklęknięcia. Jego szaty zostałyby usunięte przy pomocy zaklęcia, byłby nagi. Twardy. Ogromny.

"Potter" - powiedziałby to w ten sposób, w jaki zwykle wymawia moje nazwisko. Jakby chciał mnie nim uderzyć. Skórzany bicz. - "Wielokrotnie łamałeś szkolny regulamin. Byłeś niesubordynowanym, nieumiejącym się zachować smarkaczem. Podczas gdy dyrektor może należeć do twojego małego fanklubu, twoja sława nie robi na mnie wrażenia. Twoja pogarda dla zasad nie ujdzie ci na sucho. Dopilnuję, byś został odpowiednio zdyscyplinowany". Powinienem przestać się uśmiechać, zanim on tu podejdzie. Albo zanim Ron zacznie zastanawiać się, co kombinuję. Gdyby tylko Snape nalegał na nadzorowanie szlabanów, które tak hojnie rozdaje. Racja, Harry. Jakbyś kiedykolwiek odważył się do niego podejść. Może będę mieć szczęście i on to przeczyta.

Nie. Lepiej nie.

Myślę, że jestem jedyną osobą w historii Hogwartu, która kiedykolwiek była podniecona na eliksirach. Jakim to słowem Hermiona nazwała Rona? Ach, tak, zdeprawowany.

Tak, taki właśnie jestem.


Odkładam książkę, kiedy zdaję sobie sprawę, że się dotykam. Cholera. Jedną rzeczą jest czytanie tego dziennika, chociaż nie zajrzę do pozostałych a inną to, że dobrze się przy nim bawię. Zaś niewybaczalnym jest używanie go jako podniety. Jest wulgarny. Jest... zdeprawowany.


Myślę, że chłopak poczuł zew, by zostać zawodowym autorem opowiadań do świerszczyków. Z całą pewnością jest wystarczająco inspirujący. Ale lepiej nie. Byłoby wstyd zmarnować jego silne ciało szukającego.


Nie pomyślałem tego. Nie zauważyłem jego ciała. Idę teraz do łóżka. I nie będę rozmyślał o piórach... albo skórzanych batach. Albo o dyscyplinowaniu krnąbrnych Gryfonów.


***


Snape nie odczytał klasie dziennika Harry'ego w poniedziałek. Ani w środę. Ani w ciągu każdego innego dnia pomiędzy OWTM-ami a ostatnimi eliksirami. Faktem było, że Harry stracił nadzieję, że Snape przeczytał go w ogóle. Nie, żeby tego chciał. Nie chciał.


W porządku. Może miał jedną, czy dwie przelotne myśli, że przeczytanie przez Snape'a dziennika nie byłoby takie złe. Wpadło mu do głowy, że może Mistrz Eliksirów uznałby pewne jego treści za intrygujące, co dałoby chłopcu bardziej prywatną okazję do świętowania, niż tę w Trzech Miotłach.


Ale teraz, w ostatni piątek swojej szkolnej kariery, na ostatniej w swoim życiu lekcji eliksirów, czuł się beznadziejnie. Przygotował już eliksir antykoncepcyjny, który wyznaczył im Snape, "ponieważ bez wątpienia upijecie się i zaczniecie robić głupie rzeczy. Wzdragam się na myśl o którymkolwiek z was rozmnażającym się". Harry'emu zdawało się, że zobaczył cień rzuconego w jego kierunku uśmieszku, po tym, jak Snape wypowiedział ostatnie zdanie, ale był pewien, że tylko to sobie wyobraził. Jego członek także sobie to wyobraził.


Kiedy zadzwonił dzwonek, Snape znowu zabrał głos: "Zabierzcie swoje dzienniki nim opuścicie klasę. Większość z nich jest wypełniona bezużytecznymi śmieciami. Weźcie to pod uwagę i pozbądźcie się ich w odpowiedni sposób. Ci z was, którzy wykazali się zdolnością formułowania krytycznych wniosków, mogą zechcieć zachować swoje notatki na pamiątkę tego, jacy byli, zanim stali się bezmyślnymi trutniami w naszym społeczeństwie. Gratuluję wam zakończenia najlepszego okesu w waszym życiu. Spróbujcie nie zniszczyć świata, póki nadal jestem jego częścią. Klasa zwolniona".


Zabrzmiało kilka okrzyków radości i większość uczniów zebrała swoje rzeczy i przedefilowała do przodu sali, by otrzymać swoje dzienniki. Harry jednakże, poruszał się bardzo powoli, próbując pozbyć się raczej niewygodnego obrzmienia w swoich spodniach. Snape zawsze potrafił go sprowokować, chociaż w późniejszych latach to co prowokował zmieniło się diametralnie.


Czekał na końcu ogonka uczniów, który przestał skracać się z powodu Hermiony, która nalegała na osobiste okazanie swojej wdzięczności czemuś, co wyglądało na bardzo przerażonego profesora Snape'a. Harry zadrżał, oczekując na odpowiedź, jaką wiedział, że jego przyjaciółka otrzyma. Próbował wywołać w sobie poczucie winy, za to, że chciał, aby Hermiona została upokorzona, ale nie mógł powstrzymać się od stwierdzenia, że sama się o to prosiła.


- Panno Granger. Myślę, że wystarczy. Wydajesz się robić to z powodu złudzenia, że obchodzi mnie, co myślisz. Jeśli kiedykolwiek zrobiłem cokolwiek, by zachęcić cię do takiego toku rozumowania, pozwól mi naprawić ten błąd. Ty i twoi poplecznicy byliście możliwie najgorszą rzeczą, jak przytrafiła mi się podczas całej mojej kariery zawodowej. W ciągu ostatnich siedmiu lat oskarżyliście mnie, zaatakowaliście i podejrzewam, że okradliście, poza tym, nieustannie mnie irytowaliście. Tylko dzięki łasce Merlina nie przekląłem jeszcze żadnego z was. Jako że, na szczęście, jesteś już moją byłą uczennicą, pozwolę sobie powiedzieć ci, że jesteś wścibską, denerwującą, małą idiotką, która bez wątpienia zajdzie daleko w życiu, torując sobie drogę poprzez kolejne szczeble kariery. Błagam cię, jeśli naprawdę jesteś wdzięczna za nauczanie cię - co, nie mogę przyznać, że wykonywałem z chęcią - trzymaj się z dala od edukacji. Miłego dnia.


Harry zmusił swoją twarz by przyjęła współczujący wyraz, kiedy Hermiona zalała się łzami, wypłakując się w opiekuńcze ramię Rona, który wyszeptał bezgłośnie "Do zobaczenia później". Harry podejrzewał, że Ron bezwstydnie skorzysta z kruchego stanu swojej dziewczyny i zacznie świętować, zanim jeszcze dotrą do Hogsmeade.


Jak tylko jego przyjaciele opuścili klasę, Harry pozwolił sobie na lekki uśmieszek i podjął ciężką walkę ze swoim ciałem, by powstrzymać serię dreszczy, którą wywołała przemowa Snape'a. Jego reakcja była nawet silniejsza, niż można by przypuszczać, jako że inwektywy były pośrednio skierowane także do niego. Przeszedł wzdłuż szeregu, teraz poskromionych i zachowujących wzmożoną ostrożność, uczniów i, trochę za szybko, został sam. Przygryzł dolną wargę w oczekiwaniu na... cóż, sam nie wiedział, czego oczekiwał.


Snape w ciszy przesunął znajomy, przeklęty, oprawiony w zieloną skórę dziennik w poprzek swojego biurka, w kierunku Harry'ego. Nie zadrwił. Nie rzucił pogardliwego spojrzenia. Nie zaatakował. Harry poczuł w swoim sercu ukłucie zawodu. Z pewnością siedem lat animozji nie mogło skończyć się tak rozczarowująco.


Harry wziął do ręki dziennik, ale nie mógł zmusić swoich nóg do tego by się poruszyły. Był w szoku. Czy tak mało znaczył dla tego człowieka? To był ostatni dzień. Zupełnie ostatnia chwila, w której Snape posiadał dla Harry'ego jakiś autorytet. Czy zamierzał go użyć?


- Proszę pana.


Brew uniesiona do góry ponad zwykłe spojrzenie. Harry prawie mógł usłyszeć, jak jego serce rozpada się na kawałki.


- Czy pan... to przeczytał?


Chrząknięcie.


- Nie zamierza pan nic powiedzieć?


Snape spojrzał, zastanawiając się przez chwilę, zanim odpowiedział.


- Z takim sposobem notowania, to cud, że nie oblałeś.


Cóż, to już było coś, prawda? Harry wyczuł lekkie ugryzienie w tej wypowiedzi. Ale nie była ona nawet bliska tyradzie, jaką Snape właśnie obdarzył Hermionę. Profesor nienawidził go dużo bardziej niż tej dziewczyny. Zielone oczy Harry'ego błysnęły z zazdrości. Chwilę później te same oczy zalśniły z wyczekiwaniem, kiedy tylko zauważył, że Snape sięga po swoje pióro. Żałosny skowyt uciekł przez jego gardło.


- Potter - Harry z trudem złapał powietrze, kiedy jego nazwisko zaatakowało go, żądląc. Skóra. Czarna skóra. - Dlaczego wciąż tu jesteś? - Snape spojrzał na niego oczami, w których odbijało się światło pochodni, rozświetlających klasę. Nadal trzymał w dłoni pióro i zaczął bezmyślnie przesuwać jego miękką chorągiewkę wzdłuż swojej długiej szczęki. Harry poczuł, jak miękną mu kolana. Oparł rękę na biurku Snape'a, by móc się utrzymać. Chciał odpowiedzieć, ale słowa, razem z jego krwią, pospieszyły gdzie indziej, powodując bolesną erekcję.


- Czy okazuje pan brak szacunku, panie Potter? - Harry nigdy wcześniej nie słyszał tego głosu. Gruby i niski, grożący. Nawet nie próbował powstrzymać drżenia, które ten głos wywołał. Wiedział, że i tak by mu się nie udało.


- Tak, proszę pana - wyszeptał.


Snape podniósł się ze swojego krzesła, które zatrzeszczało.


- Wielka szkoda, naprawdę. Filch nie będzie dziś nadzorował szlabanów, jako że mamy już koniec semestru. Sądzę, że pomimo tego, będę mógł cię jednak wykorzystać - uśmieszek, który towarzyszył wypowiedzeniu przez Snape'a ostatniego zdania, roztopił to, co jeszcze zostało Harry'emu ze zdolności spójnego myślenia. Mistrz Eliksirów bezlitośnie kontynuował. - Wydaje mi się, że właśnie kończy mi się pergamin, panie Potter.


- P-p-pergamin? - serce Harry'ego podskoczyło w oczekiwaniu. Inne części jego ciała także podskakiwały.


- Tak. Mam do napisania szczegółową rozprawę na temat rażąco niedopracowanych metod dyscyplinarnych w naszym systemie edukacyjnym.


Harry jęknął, kiedy Mistrz Eliksirów zbliżył się do niego i zawisł nad nim z przerażającym drwiącym uśmieszkiem i groźbą w oczach. Chłopak nie mógł nie poczuć gorąca promieniującego od mężczyzny, łączącego się z żarem jego własnego ciała, powodującego napinanie się jego szat. Snape przejechał chorągiewką pióra w dół policzka Harry'ego, lekko gładząc płatek uszny i ześlizgując ją wzdłuż jego szyi. Harry oparł się o nauczycielskie biurko, starając się przypomnieć sobie, jak się poprawnie oddycha. Kiedy Snape zaśmiał się gardłowo, chłopak poddał się, decydując, że dyszenie jest doskonałą metodą oddychania.


- Oczekuję, Potter, że podczas odbywania swojej kary okażesz więcej entuzjazmu, niż zwykle widać w twojej pracy. Nie będę łaskawy. To będzie bolało - jakby na dowód tego, co powiedział, Snape przytknął drugi, ostry koniec pióra do szyi Harry'ego i poprowadził go w dół.


Chłopak czuł wlokące się po jego skórze ostrze i drżał z oczekiwania.


- Boże, tak. - wydyszał. -Tak, proszę pana.


***


Obserwuję go, jego nieregularny oddech. Kropelka potu spada z łuku jego zmarszczonej brwi. Jego twarz wykrzywia się w grymasie, jęczy. Mięśnie pulsują bezsilnie pod jasną skórą jego pleców, kiedy uwalnia się od ciężaru. Wzdycha, wyczerpany.


- Skończyłem, to już wszystkie.


Spoglądam na stertę ponad trzydziestu pudeł z pergaminem, które kazałem mu znieść z magazynu na trzecim piętrze.


- Bardzo dobrze, Potter. Odbyłeś swoją karę. Możesz teraz dołączyć do swoich głupich przyjaciół w wiosce. Chociaż, ośmielam się stwierdzić, że będziesz musiał trochę nadgonić. Podejrzewam, że do tego momentu są już tylko półprzytomni.


Zaciska wargi i patrzy z wściekłością. Posyłam mu uśmieszek. Uśmiecha się.


- Jesteś zły.


- Tak. Jestem.


Atrament i pióro


- Hedwigo! - wymamrotał zirytowany Harry, wymachując ramionami w celu odgonienia dziobiącej go w głowę sowy. Albo przynajmniej próbując wymachiwać, ponieważ nie był w stanie unieść rąk wystarczająco wysoko, nie odczuwając przy tym bolesnych protestów mięśni. Czuł się, jakby przejechała go ciężarówka.


Z trudem otworzył oczy i spróbował sięgnąć po okulary, ale nie był w stanie zmusić swojego ramienia do opuszczenia materaca. Poddał się, znów opuszczając powieki. Spodziewał się, że po szlabanie ze Snape'em nie będzie mógł poruszać się bez trudu, ale miał nadzieję, że ból będzie pozostałością po długiej nocy, wypełnionej słodką torturą, podczas której spełnią się jego marzenia i obudzi się zesztywniały, ale usatysfakcjonowany.


Teraz był po prostu zesztywniały.


Jęki dobiegające z otaczających go łóżek sugerowały, że jego przyjaciele nie mieli się wcale lepiej. Harry nie słyszał żadnego z nich, gdy wracali ostatniej nocy. Po szlabanie udał się od razu do łóżka. Zasnął po kilku chwilach spędzonych sam na sam ze swoją ręką, wyczerpany wnoszeniem niezliczonych paczek ciężkiego pergaminu jako kary za bycie... no, cóż, za bycie.


- No dalej, wstawajcie! Tylko się pospieszcie, bo przegapicie pociąg! - zapiszczał wysoki, żeński głos.


Bardzo cichy, słaby szept doleciał w odpowiedzi z łóżka Seamusa.


- Hermiono, czy słowa "Avada Kedavra" nic dla ciebie nie znaczą?


Hermiona prychnęła i zatrzasnęła z powrotem drzwi. Dormitorium wypełniło się natychmiast narzekaniem. Nawet Neville'owi wymknęło się przekleństwo, choć był jednym z niewielu Gryfonów, którzy mogli znieść (teraz byłą) prefekcicę, jako pierwszą rzecz po obudzeniu.


- Ron, twoja dziewczyna jest jędzą- wymamrotał Seamus.


Harry spróbował się uśmiechnąć, gdy Ron mruknął z aprobatą, ale nawet to bolało. Słyszał, jak jego przyjaciele stopniowo i ostrożnie wstają z łóżek i zaczynają przygotowywać się do podróży do domu. Jak tylko powziął zamiar by zamieszkać w Hogsmeade, zdecydował się odłożyć przeprowadzkę do czasu, gdy jego koledzy będą gotowi do wyjścia. Leżał więc spokojnie w łóżku, a jego myśli wędrowały w stronę snu, z którego został przed chwilą brutalnie wyrwany... Pamiętał rozwijający się na kamiennej podłodze pergamin... Był rozciągany na nim... Coś z piórem... i groźne spojrzenie.


Do licha z Hedwigą, że go obudziła.


Ale chwileczkę. Dlaczego Hedwiga była poza sowiarnią? Harry ponownie otworzył oczy i rozejrzał się. W nogach jego łóżka nadal siedział sowa, tylko że szkolna, brunatna. Wcale nie Hedwiga. Ptak, trochę rozdrażniony sposobem, w jaki przed chwilą został potraktowany, zaczął teraz podskakiwać w jego kierunku, wlokąc za sobą owiniętą w brązowy papier paczuszkę. Harry zebrał wszystkie swoje siły, by podciągnąć się i oprzeć na łokciach.


- Przepraszam za wcześniej - wymamrotał, odwiązując przesyłkę od sowiej łapki. Ptak, gdy tylko został uwolniony, odleciał, nie zaszczycając chłopaka nawet huknięciem. Szkolne sowy zawsze były takie powściągliwe.


Harry rozerwał brązowy papier, by odkryć znajomy zielony dziennik. Zmarszczył nos z zawstydzenia. Nagle spostrzegł, że do książki była przywiązana mniejsza paczuszka i liścik. Trzęsącymi się dłońmi, Harry wyciągnął arkusik papieru z niepodpisanej koperty.



Rozważałem sprzedanie tego "Czarownicy". Podejrzewam, że sekretne pragnienia Chłopca, Który Przeżył osiągnęłyby niezłą cenę. Chłopak z Twoją popularnością nie powinien tak nieostrożnie obchodzić się ze swoim dziennikiem eliksirów.


Harry opadł z powrotem na poduszkę, rozdarty między upokorzeniem a podnieceniem. Zapomniał zabrać dziennika z klasy Snape'a, wracając w pośpiechu do dormitorium i rozmyślając o szlabanie, na jaki chciałby zasłużyć. Ponownie przeczytał liścik. Mógł zobaczyć złośliwy uśmieszek ukryty w tym ostrym, kanciastym piśmie mężczyzny. Groźne spojrzenie w interpunkcji. Westchnął i przyłożył pergamin do swojej klatki piersiowej. Nienawidził tego człowieka... każdym calem swojego ciała.


Przypominając sobie o, nierozpakowanej jeszcze, mniejszej paczuszce, Harry zaczął znowu podnosić się, żałując zbyt pośpiesznej decyzji o zatopieniu się w poduszce. Nieważne. Każde ukłucie bólu, każdy protest ze strony nadwerężonych mięśni, przypominał mu o mściwości Snape'a i podniecał go z tego powodu bezlitośnie. Harry poprawił twarde wybrzuszenie w spodniach od pidżamy, zanim zabrał się za rozpakowywanie pakunku.


O. Mój. Boże!


Harry pospiesznie nabrał powietrza, upuszczając w tym samym momencie paczuszkę. W środku, w długim, cienkim, pokrytym plastikiem opakowaniu był pióro. To pióro. To samo pióro, które obserwował przez cały rok, jak pieści szczękę profesora, muska jego usta, brodę. To samo pióro, które zostawiało krwawe ślady kąśliwych uwag na wypracowaniach Harry'ego. To pióro, które znało miękki dotyk tych długich, zwinnych palców, chłodną gładkość kciuka u dłoni Snape'a. Harry wpatrywał się z upojeniem w przedmiot, nie ważąc się nawet go dotknąć. Jeszcze nie teraz.


Och, Snape był okrutnym człowiekiem. Harry przełknął jęk i zamknął oczy, by przywołać wspomnienie profesora, przesuwającego miękką chorągiewkę wzdłuż jego policzka, łaskoczącego ucho, drażniącego szyję. A potem ostra końcówka, wlokąca się z niezbyt mocnym naciskiem po jego skórze. Harry przygryzł wargi, żeby nie zakwilić. Dlaczego Snape wtedy nie kontynuował? Dlaczego ten mężczyzna musiał być taki zły?


Ale właśnie to nakręcało Harry'ego. Podłość Snape'a. Mężczyzna bawił się nim. Podarunek - pióro z słodko-gorzkich snów chłopaka - tak na prawdę nie był podarunkiem. Był torturą. Harry uśmiechnął się z aprobatą.


- Hej, Harry! Schodzisz na dół, by nas pożegnać, czy nie?


Wzdychając, Harry wyślizgnął się z łóżka i zamknął w kufrze zarówno pióro jak i swój dziennik, zanim zaczął się ubierać. Nigdy nie był tak wdzięczny za bycie czarodziejem. Różdżka umożliwiała ograniczenie ruchów do minimum. Smaganie i podrywanie było wystarczająco bolesne.


***


Po łzawych pożegnaniach, obietnicach, że będą w kontakcie, że będą się spotykać, że nigdy się nie zmienią i innych nonsensach, które towarzyszą końcu ery, Harry spakował swój kufer, zmniejszył go do rozmiaru kieszonkowego i wyruszył do Hogsmeade. Musiał przyznać, że czuł się lekko rozczarowany tym, że nie zobaczył rano Snape'a. Chciał mu osobiście podziękować za podarunek, ale Mistrz Eliksirów okazał się nieuchwytny. Poddając się, Harry napisał krótki liścik i dał go Hedwidze, by go doręczyła. Pomyślał, że może warto by wspomnieć, że będzie w pobliżu Hogsmeade, gdyby Snape był zainteresowany, ale nie mógł znaleźć sposobu, by poszerzyć zaproszenie, bez robienia z siebie głupca. Poprzestał więc na: "Szanowny Profesorze Snape, dziękuję, uszanowania, Harry". Kiedy Hedwiga odleciała, zdał sobie sprawę, że i to było kiepskie.


Wydawało mu się odpowiednim, że te ostatnie słowa skierowane do Snape'a mogły po prostu posłużyć do dalszego upokorzenia Harry'ego.


Dotarł do Trzech Mioteł, gdzie już wcześniej zdecydował się podjąć letnią pracę. Nie, żeby jej potrzebował. Nadal miał kupę pieniędzy po rodzicach, które w połączeniu z fortuną odziedziczoną po Syriuszu wystarczyłyby, by zapewnić mu dostatnie życie przez przynajmniej następną dekadę. Potrzebował po prostu jakiegoś zajęcia, którym mógłby wypełnić czas między końcem roku szkolnego a zaczynającym się na jesieni treningiem aurorskim. Kiedy zdecydował się na mieszkanie nad Trzema Miotłami, pomyślał, że praca barmana mogłaby być dobrym wprowadzeniem w dorosły świat (jak to nazywał pan Weasley).


Harry wziął głęboki oddech, zanim wsunął klucz do otworu w drzwiach do swojego nowego mieszkania. Serce waliło mu z podekscytowania. Koniec z Dursleyami. Koniec ze współlokatorami budzącymi go swoim chrapaniem. Koniec z Filchem wpakowującym go w tarapaty, kiedy tylko opuści łóżko. Koniec ze skrzatami domowymi przestawiającymi jego rzeczy. Poczuł się wolny. Przekręcił klucz i usłyszał kliknięcie zamka. Otworzył drzwi i wkroczył do środka.


Mieszkanko składało się z jednego pokoju, wyposażonego w aneks kuchenny i kominek. Wystarczająco miejsca na łóżko i, być może, kanapę. Podsumowując: było zbyt ciemne, zbyt małe i zbyt zakurzone. Innymi słowy: doskonałe. Przynajmniej zdaniem Harry'ego. Uśmiechając się zaczął przemierzać pokój, by otworzyć jedyne, małe okienko, kiedy nagle zderzył się z czymś. Sądząc po odgłosie, było zrobione ze szkła. Zaczęło się toczyć. Harry kucnął, by bliżej się temu przyjrzeć.


- Lumos - wymamrotał wyciągając różdżkę. Podniósł małą buteleczkę czegoś, co zdawało się być atramentem. Czerwonym atramentem. Harry poczuł szarpnięcie w okolicach żołądka, jak tylko przypomniał sobie swoją fantazję ze Snape'em, piszącym po jego ciele atramentem, którego profesor używał do obrażania jego inteligencji podczas sprawdzania prac domowych. Wziął uspakajający oddech. To niemożliwe, żeby... Snape nie wiedział, gdzie Harry zamieszkał. Chłopak pomyślał, że to musi być zbieg okoliczności. Bardzo interesujący zbieg okoliczności, jeśli wziąć pod uwagę, że tego samego ranka otrzymał pióro.


Po zdecydowanie zbyt długiej chwili, spędzonej na wpatrywaniu się rozmarzonym wzrokiem w etykietkę, Harry postawił buteleczkę na półce nad kominkiem. Musiał się pospieszyć, jeśli zamierzał zdążyć z niezbędnymi zakupami przed rozpoczęciem pracy o piątej. Rzucając ostatnie zdziwione spojrzenie na atrament, Harry opuścił mieszkanie.


***


- Cześć, madame Rosmerto! - chłopak powitał właścicielkę gospody nieśmiałym uśmiechem.


- Madame? - łuki brwiowe Rosmerty uniosły się w górę. Zaśmiała się głośno i potrząsnęła głową. - Harry, naprawdę. Rosmerta wystarczy. Ale jeśli nazwiesz mnie Rosy, rzucę na ciebie urok - dodała z udawaną powagą. - No, więc zaczynamy?


Harry skinął głową, a potem podążał za Rosmertą przez najbliższą godzinę, próbując nadążać z przyswajaniem informacji, które mu podawała. Zanim skończyła go oprowadzać, Harry wiedział, że piwo kremowe podaje się w butelkach, nazwa "Chwyt Czarownicy" nie powinna wywoływać na jego twarzy rumieńców i że lód był przechowywany gdzieś tam. Ilość klientów wzrastała stopniowo i - według Rosmerty - miała zwielokrotnić się przed dziesiątą. Widząc przerażenie na twarzy chłopaka, zaśmiała się serdecznie i nalała mu kolejkę Ognistej Whisky.


- Nie martw się. Większość z nich pije Ognistą, albo ciemne piwo. Jeśli ktoś będzie chciał coś specjalnego, niech ci powie, z czego to się składa, a ty zmniejsz procenty o połowę.


Noc nadeszła szybko - zbyt szybko i Harry dawał z siebie wszystko, by sprostać swoim obowiązkom. Nigdy nie zgadłby, że podawanie drinków może być takie ciężkie. Klienci byli jednakże bardzo cierpliwi i przyjaźnie nastawieni, na co wpływ miał fakt, że byli obsługiwani przez sławnego Harry'ego Pottera. Chłopak był niemalże wdzięczny za to, że pub został wypełniony po brzegi, bo dało mu to dobrą wymówkę od słuchania długich historii na ulubiony temat wielu gości: "co ja robiłem w noc, kiedy Czarny Pan upadł". Jako, że Czarny Pan upadał dwukrotnie, opowiadania miały zwykle swoje kontynuacje.


Zanim pub został zamknięty, Harry wielokrotnie myślał, że padnie z wyczerpania. Jego mięśnie, chociaż rozgrzane od ciągłego ruchu, nadal bolały z nadwerężenia. Chłopak pomyślał z utęsknieniem o łazience prefektów w Hogwarcie. Kąpiel. Oddałby za nią wszystko, co posiadał. Teraz pozostało mu tylko pluć sobie w brodę za wynajęcie mieszkania, które nie posiadało wanny.


Uprzątnąwszy pub, Harry zamierzał udać się na górę i wyciągnąć się na swoim nowym materacu, kiedy został zatrzymany przez Rosmertę.


- Harry. Znalazłam to na jednym ze stolików.


Chłopak spojrzał na kopertę, a potem na swoją szefową.


- Dla mnie?


Wzruszyła ramionami.


- No cóż, jesteś jedynym H. Potterem, jakiego znam.


Harry wziął kopertę. Jego oczy powędrowały po kanciastym piśmie jego byłego profesora. Harry nie zauważył go w pubie, ale przecież był zajęty. Czy Snape pojawił się tu przypadkiem, czy przyszedł specjalnie, by zobaczyć się z Harrym? Przez łomot w swoich uszach słyszał, jak Rosmerta życzy mu dobrej nocy. Wydukał swoje pożegnanie i pobiegł w górę schodów do swojego mieszkania. Otworzył drzwi i wpadł do kawalerki. Jak tylko zapalił lampy, usiadł i rozerwał kopertę.


W środku znalazł dwa kawałki pergaminu. Mniejszy poinstruował Harry'ego, że ma być odczytany jako pierwszy, czemu chłopak się podporządkował.


Co się dzieje, Potter? Wersje wydarzeń przeciętnych ludzi Cię nie interesują? Jak długo będziesz się upokarzał, zanim Twoja arogancja przekona Cię, że ta posada jest poniżej godności Chłopca, Który Ocalił Świat? Piedestał, na którym siedzisz, został zbudowany przez tych, których ignorujesz.


Harry pozwolił liścikowi wyślizgnąć się z jego dłoni i opaść na podłogę. Wewnątrz gotował się z wściekłości i gniewu. Nigdy nie prosił, by go stawiać na piedestale. Nie miał czasu, by wysłuchać opowiadania każdej czarownicy i każdego czarodzieja. Pracował! I nie był arogancki. Nie wybrał swojego losu! Jak Snape śmiał go osądzać?


Im więcej myślał o oskarżeniach Snape'a, tym bardziej był rozgniewany. A im bardziej był rozgniewany - tym twardszy stawał się jego członek - co irytowało go jeszcze mocniej. Do czasu, gdy przypomniał sobie, że ma jeszcze do przeczytania drugi, dłuższy liścik, był już gotowy zabić i zerżnąć Snape'a. Niekoniecznie w tej kolejności.


Zaciskając szczęki, spojrzał ze wściekłością na, wyrażającą złośliwy uśmieszek, kursywę pisma mężczyzny.


Do jakiego stopnia potrafisz być posłuszny? Weź pióro i atrament i rozbierz się. Nie czytaj dalej, zanim nie wykonasz polecenia.


Harry oparł się pokusie złamania zakazu. Na swój dziwny sposób Snape zdawał się wiedzieć pewne rzeczy. Chłopak nie chciał zaprzepaścić tego, co miało się stać, czymkolwiek miało to być. Nadal był zły, ale w stosunku do Snape'a to było normalne. Nie było czasu na dumę. Wyciągnął pióro, spoczywające nadal w swojej plastikowej okrywie na dnie kufra. Podnosząc atrament z półeczki nad kominkiem, zastanawiał się, jak Mistrz Eliksirów dowiedział się, gdzie Harry teraz mieszkał i jakim sposobem dostał się do jego apartamentu. Zdecydował, że pewne sprawy, takie jak jego duma, przestały być w tej chwili ważne. Był zbyt ciekawy. I bardzo podniecony.


Ściągnął szaty, zastanawiając się, czy aby nie powinien wziąć prysznica przed kontynuowaniem gry. Miał nadzieję, że się ubrudzi. W tym szczęśliwym przypadku, prysznic mógłby równie dobrze wziąć na końcu. Jak już był całkiem nagi, usiadł z powrotem na materacu i wziął do ręki list.


Jestem pod wrażeniem, Potter. Nie myślałem, że jesteś zdolny do posłuszeństwa.


Harry zastanawiał się, skąd profesor wiedział, że on posłucha. Słowa Snape'a brzmiałyby raczej śmiesznie, gdyby chłopak kontynuował czytanie wbrew instrukcji. Pozwolił sobie na złośliwy uśmieszek, zanim powrócił do pergaminu.


Weź pióro. Teraz.


Harry spojrzał na wspomniany przedmiot. Był nim zafascynowany przez tak długi czas, że dotykanie go zdawało mu się teraz świętokradztwem. Przygryzł dolną wargę, zanim odważył się zdjąć plastik. Przejechał wskazującym palcem wzdłuż stosiny. Zadrżał.


Biorąc uspakajający wdech, Harry podniósł pióro, trzymając je pomiędzy palcem wskazującym a kciukiem. Mógłby przysiąc, że poczuł, jak elektryczne ciepło penetruje jego skórę, rozchodzi się wewnątrz dłoni, wędruje wzdłuż przedramienia, aż całe ciało zdawało się buzować gorącą energią. Oddech chłopaka uciekł w cichy jęk. Nie mogąc się oprzeć, Harry przeciągnął czubkiem chorągiewki wzdłuż swoich ust, dokładnie tak, jak to robił Snape podczas tych kilku zapierających dech w piersiach momentów. Dotyk cudownie lekki, niczym szept, zostawił uczucie mrowienia na ustach Harry'ego. Chłopak zlizał je z warg i wrócił do listu. Jego oczy poszerzyły się, a szczęka opadła, gdy przeczytał:


Zrobisz to, co Ci każę. Ni mniej, ni więcej. Jeśli będziesz nalegał na bycie nieustępliwym, Potter, ta mała gra się skończy. Jasne?


- Tak, sir -odpowiedział Harry, niemal natychmiast czując się śmiesznym z tego powodu.


Jak Snape to robił? Po prostu zgadł, jak Harry się zachowa? Czy może pergamin był w jakiś sposób zaczarowany? Chłopak chciał przeczytać całość, by dowiedzieć się, co jeszcze zostało napisane, ale bał się, że Snape rzeczywiście przestanie. Nie mógł ryzykować. Po rozejrzeniu się wokoło, by jeszcze raz upewnić się, że jest naprawdę sam, Harry wrócił do pergaminu. Głos w jego głowie, jednakże przypominał mu coś, co kiedyś pan Weasley powiedział Ginny: "nigdy nie ufaj niczemu, co potrafi myśleć samodzielnie, jeśli nie wiesz, gdzie jest jego mózg". Harry nigdy nie należał do przestrzegających ostrzeżenia. Nie zamierzał teraz zaczynać.


Dobrze. Może nie jesteś w końcu aż tak beznadziejny. Połóż się i chorągiewką pióra pokonaj drogę od szczytu swojego czoła aż do pępka - powoli i lekko, z zamkniętymi oczami. Zrób to teraz.


Harry nie mógł powstrzymać myśli, że wolałby, żeby Snape wykonywał swoje polecenia własnoręcznie, odepchnął ją jednak szybko, z niemal paranoidalnym strachem, że profesor mógłby dowiedzieć się o niej. Kładąc się na materacu, Harry dotknął czubkiem pióra swojego czoła.


Nie był pewny, co się działo. Z miejsca, w którym chorągiewka zetknęła się ze skórą, ciepła fala zdawała się rozlewać i rozchodzić po całym jego czole. Harry wstrzymał oddech i ześlizgnął pióro wzdłuż grzbietu swojego nosa, przez górną, potem dolną wargę, brodę. Doznanie zakręciło mu w głowie. Wyraźnie czuł linię, którą narysował i od której śpieszyło przyjemne, mrowiące ciepło, które pokrywało całą jego twarz, podczas, gdy chorągiewka kontynuowała swój spacer wzdłuż podbródka Harry'ego. Wypuścił wstrzymywane powietrze i zatrzymał się na moment.


Czy powinien się bać? Po okrucieństwie, jakiego doświadczył ze strony Snape'a poprzedniego wieczora, czy powinien ślepo pozwalać prowadzić się przez coś, co mogło okazać się kolejną sztuczką, mającą na celu upokorzenie go? Pióro było bez wątpienia zaczarowane, a list zdecydowanie dziwny. Co Snape planował? - Harry zastanawiał się z, pełnym obaw, ale i podniecenia drżeniem.


Jedynym sposobem, by się przekonać, było kontynuowanie gry. Mimo że z obiektywnego punktu widzenia było to głupie, chłopak zdecydował się porzucić ostrożność. W końcu, co mogło zdarzyć się w najgorszym wypadku?


Harry napiął mięśnie, by powstrzymać drżenie, kiedy wrócił do przesuwania pióra wzdłuż przepisanej ścieżki. Jego zakończenia nerwowe mrowiły ze szczęścia, jak doznanie, rozpływające się z jej środka wzmocniły się. Sutki Harry'ego stwardniały i chłopak mógłby przysiąc, że tysiące niewidzialnych piór łaskotało płaty jego skóry po obu stronach linii, którą tworzył. Zanim dotarł do pępka, cała górna połowa jego ciała była pobudzona i jakby naelektryzowana. Jęczał nieprzerwanie, ciężko walcząc, by oprzeć się pragnieniu, by kontynuować w dół, do tych części, które tak tęskniły za dotykiem.


Trzęsący się i zadyszany, Harry jeszcze raz wziął do ręki list.


Podobało Ci się? Chcesz więcej?


Harry tylko jęknął w odpowiedzi.


Zanurz pióro w atramencie. Zaczynając od góry Twojej prawej kości biodrowej, narysuj prostą linię wzdłuż podbrzusza, zaraz pod pępkiem. Teraz.


Harry usiadł i chwycił buteleczkę. Otwierając ją, zanurzył koniec pióra w gęstym, krwistoczerwonym atramencie. W pośpiechu splamił kroplą swoją nową pościel, ale nie martwił się tym za bardzo. W przebłysku zdrowego rozsądku przypomniał sobie, że powinien zdjąć przykrycie, zanim położył się na łokciach.


Koniuszek pióra wbił się w niego, jak przeciągał do wzdłuż przepisanej ścieżki, plamiąc jasne ciało. Harry pomyślał, że stalówka jest dziwnie ostra, nieważne, jak starał się regulować siłę nacisku, nie mógł zelżyć bolesnego drapania. Był pewny, że część tej lśniącej, czerwonej substancji musiała należeć do niego.


Kiedy wreszcie przemierzył niewielką odległość między swoimi kośćmi biodrowymi, pozwolił sobie na chwilkę odpoczynku, by złapać oddech. Widok jego członka, zbliżającego się do krwistego nacięcia, zwiększył jego podniecenie jeszcze bardziej. Linia lekko szczypała, podczas gdy atrament wsiąkał w płytkie zadrapanie. Harry znowu zaczął zastanawiać się nad motywacjami Snape'a. Ale mimo że wiedział, że mężczyzna jest złośliwym draniem, był pewny, że nie zrobiłby nic, by go naprawdę skrzywdzić. Mógł mu zaufać. Snape ryzykował życie, próbując chronić Harry'ego. Chłopak wrócił do listu.


Dobra robota, Potter. Piecze, czyż nie? Oczywiście chcesz, żeby bolało, nieprawdaż? Narysuj drugą linię, zaczynając od początku pierwszej i prowadząc skośnie w kierunku tego apetycznego paseczka ciemnych włosów na środku Twojego podbrzusza. Kreska powinna się skończyć u podstawy Twojego członka. Jeśli zrobisz to poprawnie, otrzymasz niekompletny, odwrócony trójkąt. Zrób to teraz.


Przeczytanie słowa "członek", napisanego ręką Snape'a i wyobrażenie sobie, jak brzmiałoby w jego ustach, wysłało nową serię dreszczy wzdłuż ciała Harry'ego. Zastosował się do polecenia z ochotą. Ostatkiem sił powstrzymywał się przed pogłaskaniem swojego ciągle zaniedbywanego penisa czubkiem chorągiewki pióra. Jednakże, by wypełnić instrukcje Snape'a, musiał się dotknąć. Z wymuszoną, medyczną obojętnością, Harry podniósł swoją erekcję, z miejsca, gdzie leżała w oczekiwaniu na jego brzuchu. Prawą ręką poprowadził pióro w wyznaczonym kierunku. Przygryzł wargi, gdy wrażliwe ciało zostało otwarte, a atrament zaczął powoli wsiąkać w świeże nacięcie. Ukłucia bólu, pochodzące z dwóch krwawych linii, były równoważone przez niemal ekstatyczne fale doznań nadal rozchodzące się po jego torsie. Ten kontrast doprowadzał go do szału.


Kiedy skończył kreślić linię, które była, niestety, bardziej nierówna, niżby tego chciał, Harry opadł na plecy, próbując jednocześnie odzyskać kontrolę nad swoim ciałem - na próżno. Błogie skurcze przebiegły przez mięśnie jego brzucha. Jego twarz wykrzywiła się w niekontrolowanym grymasie pod atakiem niewidzialnych pocałunków.


Z każdą mijającą sekundą, mrowienie w górnych częściach jego ciała stawało się bardziej intensywne, aż Harry pomyślał, że jego ciało musi wyglądać jak zaśnieżony ekran telewizora. Elektryczność i chaos. Nie mógł oddychać. Nie mógł przestać oddychać.


Podnosząc list jeszcze raz miał nadzieję, że to wszystko zaraz się skończy. Nie był pewny, czy w przeciwnym przypadku miałby siłę kontynuować.


Co z Tobą, Potter? Czy to dla Ciebie zbyt wiele? Chcesz ulgi? Mam przestać?


Harry jęknął. Był rozdarty pomiędzy impulsem by roześmiać się i krzyczeć. Zbliżał się do szaleństwa. Jeśli to się nie skończy, to rzeczywiście postrada zmysły.


Chorągiewką pióra dokończ trójkąt od podstawy do wierzchołka. Teraz.


Ręka Harry'ego tylko z lekkim oporem poddała się jego woli. Zmuszając swoje oczy do pozostania otwartymi, dysząc, Harry dotknął lewego końca pierwszej linii. Zacisnął zęby i napiął mięśnie ramienia, by móc je kontrolować. Pióro łaskotało go bezlitośnie, a ciepło, które zebrało się w górnych częściach jego ciała, teraz rozprzestrzeniło się w jego podbrzuszu.


- Och... Boże... pieprzyć... - Harry przeklinał, gdy powoli, celowo dochodził do momentu spotkania się linii. Gorąco, którym emanowało pióro, gromadziło się na granicach ścieżki, którą prowadziło. Trójkąt, będąc już prawie ukończonym, wypełnił się niewidocznymi, ekstatycznymi płomieniami, liżącymi skórę wewnątrz jego boków. Harry ledwie mógł kontynuować. Biorąc głęboki wdech, chłopak zebrał ostatnie resztki woli i zamknął figurę jednym szybkim pociągnięciem pióra.


Natychmiast, gdy tylko trójkąt został ukończony, wszystkie doznania, cała elektryczność, która torturowała górne części jego ciała, spłynęła w dół, do jego wnętrza, mieszając się z gorącem, znajdującym się w nim i przelała się do jąder chłopaka, zanim wytrysnęła z jego członka z taką szybkością i natężeniem, że aż krzyknął. Doszedł gwałtownie i nagle. Nigdy nie doświadczył czegoś tak boleśnie cudownego w całym swoim życiu. Siła odrzuciła go z powrotem na plecy i wgniotła w materac. Nie był zdolny do wykonania jakiegokolwiek ruchu przez kilka następnych minut. Leżał, dysząc, a jego ciało próbowało przystosować się do bycia spłukanym z uczuć. Umysł chłopaka próbował ustalić, co się właściwie, do cholery, stało. Powoli powracając do rzeczywistości, Harry zdołał jeszcze raz spojrzeć na list Snape'a.


Dobranoc, głuptasie.


Harry uśmiechnął się szyderczo i pozwolił listowi wyślizgnąć się z jego dłoni i opaść, zanim stracił przytomność.


***


- Harry?


Harry podniósł głowę znad poduszki i otworzył jedno zaspane oko, by zobaczyć swojego najlepszego, aktualnie wgapiającego się w niego, przyjaciela. Powoli zdał sobie sprawę, że obiecał Ronowi, że wybiorą się razem na Pokątną tego popołudnia. Zaraz po tym, zauważył, że leżał na brzuchu z twarzą zatopioną w poduszce, nagi, jak go Pan Bóg stworzył, ciągle trzymając w prawej ręce gęsie pióro. To mogło wyjaśnić zdezorientowany wyraz twarzy Rona.


- Ee... - zaczął Harry.


- Myślę, że raczej wolę nie wiedzieć - Ron potrząsnął głową. Harry poczuł dla niego wdzięczność, jako, że był pewny, iż przy obecnym stanie swojego umysłu nie potrafiłby wymyślić jakiegoś dobrego kłamstwa. - Może powinieneś po prostu się ubrać? - Ron podniósł z podłogi bokserki Harry'ego i rzucił je na łóżko, po czym odwrócił się, by chłopak mógł się w spokoju ubrać. Harry wciągnął je na siebie i wstał.


- Idę pod prysznic. - powiedział, ziewając i rozciągając swoje zmęczone mięśnie. Ron odwrócił się w jego stronę, a jego szczęka opadła w szoku.


- Co? - Harry spojrzał w dół, by dowiedzieć się, co tak zaskoczyło jego przyjaciela. Jego żołądek opadł. Cały tors Harry'ego pokryty był czerwonym pismem. Pomimo zamazanego obrazu widział, że charakter bez wątpienia należał do Snape'a.


- Harry? Czy to. to nie jest... O, Bogowie... - oczy Rona zwróciły się w kierunku leżącego na łóżku pióra Harry'ego. Spojrzał na przyjaciela z przerażeniem. - To pióro Snape'a. I jego pismo... co?


Harry usiadł z powrotem na łóżku i zaczął robić, co tylko mógł, by zakryć napisy. Po kilku chwilach intensywnego myślenia nad wyjaśnieniem sytuacji, poddał się. Jego mózg był zbyt zaspany i zszokowany, by być odkrywczym. Poprzestał, więc na pełnym irytacji jęku.


- Co tu jest napisane? - spytał, pokonany. Cholera, Snape był zły. Gorszy niż zły. Harry chwycił poduszkę, by ukryć upokorzenie, które narastało w jego bokserkach. Pomyślał, że później rzeczywiście powinien rozważyć poszukanie profesjonalnej pomocy. Teraz był zbyt ciekawy, co jego quasi-kochanek napisał na jego torsie.


Ron oczyścił gardło, a Harry rozłożył ramiona, by ułatwić mu odcyfrowanie pisma.


- Harry, czy ty zamierzasz mi to wyjaśnić?


- Później, po prostu powiedz mi, co tu jest napisane.


- Dobra... "Ostatnia noc posłużyła, by udowodnić raz na zawsze, że nie poznałbyś mrocznego uroku, nawet, gdyby był wymalowany wzdłuż Twojej klatki piersiowej czerwonym atramentem" - Ron parsknął. - " Jak podejrzewałem, tylko dzięki głupiemu szczęściu zdołałeś utrzymać się przy życiu przez ostatnie lata. Powinieneś być mi wdzięczny, że nie pragnę Cię zniszczyć, jako, że jestem pewny, że mógłbym doprowadzić do Twojej śmierci. Chwila przyjemności nie jest warta, by za nią umierać. Ty bezmyślny, mały zboczeńcu".


Po pierwszym zdaniu Harry ukrył twarz w dłoniach, zachowując wszystkie jęki upokorzenia na koniec. Teraz pozwolił im uciec, odwracając się na brzuch i zakopując swoją zarumienioną twarz w pościeli. Napięta cisza, które zapadła po słowach Rona, pozwoliła Harry'emu skutecznie pozbyć się zawstydzającej erekcji. Co, do cholery, było z nim nie tak? Dlaczego nie mógł sobie znaleźć normalnego fetysza - jak choćby stopy czy mundury?


- Dobra. Schodzę na dół, by zacząć się upijać, a ty w tym czasie weź prysznic. Kiedy skończysz, dołącz do mnie. Może do tego czasu zdecyduję, czy chcę wiedzieć, dlaczego masz pismo Snape'a na całym swoim ciele.


Harry nie musiał spoglądać znad swojej poduszki, by wiedzieć, jak wygląda twarz Rona. Mógł to sobie wyobrazić. Jego zdaniem musiała wyglądać całkiem podobnie, jak wtedy, na szóstym roku, kiedy natknął się na Harry'ego, dogadzającego Draconowi w męskiej toalecie na trzecim piętrze. Zielonooki był zaskoczony, jak dobrze Ron zniósł tamto odkrycie. Chociaż, jeśli spojrzeć na jego burzliwy związek z Hermioną, łatwiej mu było zrozumieć. Ostatnie spojrzenie na ciemną stronę Harry'ego mogło być jednakże trochę za ciężkie do przełknięcia.


Jak tylko drzwi zatrzasnęły się za Ronem, Harry przewrócił się z powrotem na plecy, i zaczął intensywnie wpatrywać się w sufit, jednocześnie rozważając przesłanie Snape'a. Mężczyzna miał rację. Harry był głupi. Choć prawdą było, że nie musiał się już obawiać Czarnego Pana, nadal posiadał licznych wrogów, których największym pragnieniem było zabić chłopca, który sprzątnął ich mistrza. Harry nie miał żadnego dowodu na to, że list pochodził od Snape'a. Charakter pisma można było podrobić.


Kiedy myśli Harry'ego powróciły do listu, ogarnęła go nagła potrzeba, by przeczytać go ponownie. Siadając na łóżku i rozglądając się po pomiętej pościeli, znalazł swoje okulary, trochę pogięte, jako, że pewnie się na nich położył i butelkę czerwonego atramentu, ale żadnego listu. Przepadł.


Pokonany, Harry poszedł pod prysznic. Słowa wypisane na jego klatce piersiowej nie dały się zmyć, nieważne, jak mocno je szorował. Nie rozczarowało go to jednak tak bardzo, jak myślał, że powinno. Po wysuszeniu się, ubraniu i jeszcze jednych, daremnych poszukiwaniach listu, Harry zszedł po schodach do pubu, przygotowując się na przesłuchanie.


- Wyjaśnij - powiedział Ron po przełknięciu czegoś, co wyglądało na jego czwartą Ognistą. Harry usiadł naprzeciwko przyjaciela, biorąc łyk piwa kremowego.


Wziął głęboki wdech i zaczął opowiadać o dzienniku, piórze i w końcu o liście. Starał się zawierać tylko niezbędne szczegóły, ale Ron i tak musiał go szturchnąć, kiedy utknął w swojej opowieści na kwestii pióra. Twarz rudzielca wyrażała jedynie lekkie zdegustowanie.


- No cóż, resztę już znasz - Harry skończył z westchnieniem. - Przepraszam, że musiałeś to zobaczyć - czarnowłosy przypomniał sobie, że już kiedyś mówił te słowa. Prawie współczuł Ronowi, który miał dużo większy wgląd w jego życie seksualne, niż najlepszy przyjaciel powinien mieć.


Ron potrząsnął głową.


- Dobra. Mogę zrozumieć Malfoy'a. To dupek, ale przynajmniej jest atrakcyjny, oczywiście jak na faceta. Ale Snape? Harry... potrzebujesz pomocy. Poważnie. On jest taki tłusty. I wredny... i jego nos... jak możesz chcieć... - Ron skrzywił się i wyraźnie wzdrygnął.


Harry wzruszył ramionami. Z całą pewnością nie potrafił tego wyjaśnić. Był przerażony, kiedy po raz pierwszy umieścił pojęcia "Snape" i "seksowny" w tym samym pociągu myśli. Ale im częściej wracał do tego pociągu, tym bliżej te słowa koło siebie stały, aż Snape - wredny, tłusty drań stał się seksownym Snape'em - wrednym, tłustym draniem z piórem i złowrogim spojrzeniem. Nie wspominając jego cudownych drwin i...


- Może powinniśmy pogadać z Hermioną o tym zaklęciu - powiedział słabo Ron. - Mam na myśli, że nie wiesz, co ono powoduje, prawda? Może być niebezpieczne.


- Nie. Snape nie skrzywdziłby mnie, tylko mnie upokarza. Wolałbym, żeby nikt inny się nie dowiedział... Sam wiesz.


- O czym? Że jesteś rąbnięty? - Ron zaoferował mu uśmiech.


- Właśnie - wymamrotał Harry.


***


Szanowny Profesorze Snape,

Miał Pan rację w tym, co Pan powiedział. Byłem głupi. Ale jeśli nikt nie wiedział, że Pana lubię, nie pomyślałem, że ktokolwiek inny mógłby napisać ten list. Myślę, że Panu ufam. Swoją drogą, zwracam pióro.

Dziękuję za ostatnią noc,

Harry.

P.S. Czy mógłby mi Pan powiedzieć, jak pozbyć się atramentu? Proszę.


Harry jeszcze raz przeczytał list, zanim przymocował go do paczuszki, którą umieścił na łapce Hedwigi. Jeśli się nie pospieszy, może stracić swoją silną wolę. Po rozmowie z Ronem tego popołudnia, Harry zdecydował, że potrzebował jeszcze raz ocenić swój gust, co do kochanków. Może spróbować umówić się z kimś, kto go lubił? Miał tylko nadzieję, że zdoła odwzajemnić sympatię.


Nieprawdą było, że Harry'ego pociągali tylko jego wrogowie. Zdarzyło mu się kilkakrotnie zakochać w kimś, kto nim nie pogardzał. Kiedy nad tym się zastanawiał, zdał sobie sprawę, że to energia animozji była dla niego tak nieodparta. Z Draconem odkrył, że gorąca nienawiść nie różniła się zbytnio od ognistego pożądania. Jego pociąg do Snape'a był nawet silniejszy, ponieważ w rzeczywistości lubił profesora jako osobę. Ten mężczyzna był zabójczo zabawny. I, chociaż z pozoru zachowywał się jak zimny drań, ryzykował życie, walcząc przeciwko Voldemortowi. Był... intrygujący.


Harry zmusił się, by porzucić tę myśl. Ron miał rację. Ta obsesja była niezdrowa. Snape bawił się nim. Nie było w porządku, że chłopakowi się to podobało. Że tego chciał.


Wzdychając, Harry otworzył okno, by wypuścić Hedwigę. Pozwolił sobie na chwilę pożegnania z piórem, zanim zaczął przygotowywać się do pracy. Starał się nie zastanawiać, jaka będzie reakcja Snape'a. Starał się nie żywić nadziei, że mężczyzna będzie rozczarowany i będzie nalegał, by Harry zatrzymał pióro jako prezent pożegnalny. Starał się nie pamiętać o tym, jak bardzo podobało mu się bycie osobistą zabawką Snape'a.


Cholera. Ostatni raz posłuchał Rona.


Zwalczając falę żalu, Harry poszedł do pracy.


***


- Dobry wieczór, panie Potter - Harry podskoczył, kiedy usłyszał rozchodzący się w ciemnościach jego mieszkania głos. Wyciągnął różdżkę i zapalił lampę.


- Profesor? Co?. Jak?.


- Twoje fiuu jest otwarte. Każdy może się tu dostać. Rzeczywiście powinieneś je zamknąć.


Och. Harry nigdy wcześniej nie był podłączony do sieci fiuu. Nie zdawał sobie sprawy, że trzeba je zamykać i otwierać. Skinął głową. Wracając myślami do aktualnej sytuacji zadał wreszcie właściwe pytanie.


- Co pan tu robi?


Harry próbował ostudzić wrzącą się w nim niecierpliwość. Oczekiwania prowadzą do rozczarowań - przypominał sobie w kółko. I właśnie spędził cały wieczór na przekonywaniu siebie, że nie jest zainteresowany tym mężczyzną, który właśnie. dobry Boże. uśmiechał się do niego z wyższością. Harry szybko odwrócił wzrok i spróbował przywołać z pamięci słowa Rona o okazywaniu odrobiny szacunku dla siebie samego.


- Prosiłeś o usunięcie atramentu, tak czy nie?


Żołądek Harry'ego opadł z rozczarowania. Niech cholera weźmie jego nadzieje.


- Ach, rzeczywiście - Harry wkroczył przez próg do swojego mieszkania i zamknął za sobą drzwi. Pospiesznie zaczął zdejmować szaty, by umożliwić Snape'owi usunięcie napisów, kiedy ten go powstrzymał.


- Chwileczkę, panie Potter - Harry zatrzymał się przy trzecim zapięciu i podniósł wzrok na Mistrza Eliksirów. - Czy mógłbym zapytać, dlaczego zwróciłeś pióro?


Harry parsknął ponuro. Sam przez cały ten wieczór w kółko zadawał sobie to pytanie.


- Myślę, że to dlatego. no cóż, udowodnił pan swoją rację ostatniej nocy, prawda?


- Doprawdy? A jaka była moja racja? - Snape rzucił wyzwanie. Harry z łatwością mógł usłyszeć czającą się w jego głosie drwinę. Zadrżał, poczym przeklął się za swoją słabość.


- No cóż. to, co pan napisał. Byłem głupi, żeby. nie myślałem. J-ja teraz rozumiem - Harry utkwił wzrok w podłodze. Jego serce uderzało z taką siłą, że szum w uszach prawie zagłuszył wypowiedź Snape'a.


- Głupi chłopak.


Harry zacisnął wargi w wyrazie gniewu i spojrzał przed siebie. Jego próba rzucenia wściekłego spojrzenia została szybko przerwana, a jego szczęka opadła w dół, kiedy Snape zaczął iść w jego kierunku. Wstrzymał oddech. Znowu robił z siebie głupca. Oczekiwał, a mężczyzna bawił się nim, patrząc na niego w ten sposób. Uwodzicielski i zarazem groźny. Harry zamknął usta i przełknął skowyt, kiedy Mistrz Eliksirów się zbliżył. Zacisnął szczęki i spróbował wyglądać godnie.


Palce Snape'a podjęły przerwane przez Harry'ego rozpinanie szat. Mężczyzna przyciągnął go do siebie za materiał. Jak tylko ubranie było rozpięte wystarczająco daleko, ręce Snape'a zsunęły szatę z ramion chłopaka, opuszczając ją w dół, aż zatrzymała się u jego stóp.


Harry przestał próbować pokonać drżenie całego ciała. Snape dotykał go, podwijając jego T-shirt. Chłodne palce muskały skórę chłopaka, kiedy ściągały jego koszulę. Jęki, które Harry przełykał, uwolniły się i wyszły przez rozchylone usta. Podniósł wzrok, by spotkać mroczne spojrzenie.


- Twoja niemożność wykrycia subtelności jest zdumiewająca, mały, niewdzięczny głupcze. Otrzymałeś to, o co prosiłeś - zostałeś popisany, znieważony - Snape przeciągnął dłonią po słowach, wypisanych na klatce piersiowej Harry'ego. - Czy to była pomyłka, czy rzeczywiście chciałeś tego, co opisałeś w swoim dzienniku?


Głos Snape'a był niczym niski pomruk, wibrujący w ciele Harry'ego. Chłopak poczuł, jak jego głowa robi się lekka, czuł się, jakby miał zaraz upaść. Położył ręce na ramionach mężczyzny, by się oprzeć i, łapiąc oddech, wykrztusił:


- Nie. Chciałem tego. Tylko, że. Miałem na myśli, że nie.


Snape przerwał jąkającemu się chłopakowi i reszta zadania wydostała się z ust zielonookiego jako jęk, który utonął w ustach Snape'a. Harry kurczowo trzymał się barków mężczyzny, pewny, że, jeśli ten go odepchnie, to chłopak z pewnością nie utrzyma się na nogach. Chciał być na to przygotowany. Ale Snape go nie odepchnął. Ten niesamowity język, który wyprodukował niezliczone zniewagi i kąśliwe uwagi, penetrował usta Harry'ego i pieścił jego język. Dłonie Snape'a spoczęły na biodrach chłopaka, a ich kciuki zaczęły gładzić skórę tuż nad linią dżinsów.


Do czasu, kiedy Snape oderwał się od niego, by zaczerpnąć powietrza, Harry był już tylko nadzieją. Jego ciało było napięte i wyczekujące. Cicho modlił się, żeby tym razem Mistrz Eliksirów nie zamierzał być okrutny. Przynajmniej nie w taki sposób, jak wtedy, gdy dał mu szlaban. Zbadał oczy Snape'a. Płonąca dzikość, którą w nich znalazł, dała mu iskierkę nadziei.


- Wziąłeś je ze sobą? - spytał bez tchu. Zobaczył podstępny błysk w oczach mężczyzny. Twarz Snape'a wykrzywiła się w złowrogim uśmieszku. Harry przygryzł dolną wargę, po raz pierwszy w pełni rozumiejąc, co to znaczy roztopić się.


Dłonie Snape'a przesunęły się wzdłuż napiętego brzucha chłopaka i zaczęły rozpinać jego dżinsy. Harry kopniakami pozbył się butów. Ściągnął skarpetki, pracując nad tym jedynie stopami, i zaczął rozpinać szaty Snape'a. Profesor natychmiast unieruchomił jego ręce.


- Czy mówiłem, że możesz to robić? - warknął.


Harry spróbował pozbyć się nieśmiałego uśmiechu, który wykwitł na jego twarzy. Opuścił ręce i pozwolił mężczyźnie ściągnąć jego dżinsy i bokserki. Snape zmierzył spojrzeniem nagiego chłopaka. Harry wydał nieartykułowany okrzyk, kiedy mężczyzna odsunął jego nabrzmiały członek, by zbadać linie, które Harry narysował poprzedniej nocy.


- Bardzo niechlujna robota, Potter.


- Zrobiłem, co mogłem - Harry zripostował drżącym głosem. Snape spojrzał na niego z wściekłością.


- Czy ty mi pyskujesz?


Oddech Harry'ego przyspieszył się.


- Tak, sir - odpowiedział miękko. Snape uśmiechnął się znacząco, po czym przycisnął swój palec wskazujący do klatki piersiowej chłopaka, popychając go do tyłu, aż ten zatrzymał się na drzwiach.


- Zetrzyj ten uśmiech ze swojej twarzy, Potter - powiedział, sięgając do okularów chłopaka i zdejmując mu je z nosa. - Odwróć się.


Harry usłuchał drugiego z rozkazów, jako, że wydawał mu się łatwiejszy do wypełnienia. Jednakże uśmiech zniknął z jego twarzy, kiedy ręka Snape'a przycisnęła niemal boleśnie jego głowę do drzwi. Czuł, jak ciało mężczyzny zbliża się do jego ciała. Snape pochylił się nad nim i wyszeptał mu do ucha:


- Wyobrażałem sobie tą sytuację od dwóch tygodni, Potter. Jakby znoszenie ciebie na moich zajęciach nie było wystarczająco irytujące, musiałeś jeszcze zadręczać moją prywatność wizjami ze swojego nadmiernie aktywnego świata fantazji. Czy słyszał pan kiedyś powiedzenie: "Uważaj, o co prosisz", panie Potter? Nie ruszaj się.


Snape oddalił się na niewielką odległość, nadal przyszpilając czoło Harry'ego do drzwi. Opuszki palców drugiej dłoni szybkim ruchem ześlizgnęły się wzdłuż kręgosłupa chłopaka. O mało nie zamruczał z rozkoszy, ale zamiast tego zadrżał, kiedy jeden z palców zatrzymał się na jego kości ogonowej. Harry jęknął, by go ponaglić, po czym zacisnął szczęki, gdy palec nagle zniknął. Snape zachichotał niskim głosem.


Mięśnie Harry'ego napięły się niespodziewanie, gdy poczuł, jak chorągiewka pióra łaskocze tył jego szyi. Zaczerpnął pospieszny wdech, by uspokoić kolejną falę dreszczy, którą zainicjował ten dotyk. Harry zdał sobie sprawę, że przedmiot nie był już zaczarowany, ale z pewnością nie uczyniło go to mniej ekscytującym. Kiedy pióro rozpoczęło podróż w dół jego pleców, chłopak walczył ciężko, by pozostać nieruchomym. Jego skóra była w tym miejscu niezwykle wrażliwa i cokolwiek lżejszego niż mocny uchwyt wywoływało łaskotki. Przygryzł dolną wargę aż do krwi. Nie zamierzał tego zrujnować. Będzie stał sztywno. Ale kiedy pióro przesunęło się między jego łopatkami, ciało Harry'ego skurczyło się mimowolnie. Zaczął chichotać i wiercić się, by uwolnić się od tych tortur.


- Nie! Proszę. Nie mogę. Ach!


Snape uciął protesty Harry'ego mocnym ugryzieniem w szyję. Było dziwnie orzeźwiające. Rozdarty pomiędzy bólem, jaki wywoływały, zatapiające się w jego skórze, zęby i potwornie lekkimi pieszczotami pióra, chłopak nie mógł zrobić nic poza skomleniem do twardych drzwi.


Mężczyzna kontynuował muskanie ścieżki wzdłuż kręgosłupa Harry'ego. Jak tylko pióro dotarło do połowy jego pleców, zielonooki mógł się trochę zrelaksować. Snape musiał to wyczuć, bo rozluźnił uchwyt na szyi Harry'ego, po czym przejechał językiem po czerwonym śladzie. Chłopak jednakże był teraz skoncentrowany na piórze, które właśnie sięgnęło jego rowka. Czy Snape da mu to, czego pragnie?


Znając w pełni niebezpieczeństwa, jakie niosły za sobą oczekiwania, Harry próbował nie chcieć, by pióro kontynuowało swoją podróż. Starał się zachować ambiwalentną postawę wobec tego, co miało nadejść. Jednakże, gdy chorągiewka zawahała się na jego kości ogonowej, Harry wstrzymała oddech, a jego tyłek, opętany swoim własnym pragnieniem, wypiął się w niewypowiedzianym błaganiu.


Snape wsunął stopę pomiędzy stopy Harry'ego i nakłonił je tym samym do rozsunięcia się. Młodszy mężczyzna poczuł, jak pióro balansuje na skraju jego rozkoszy, poczym znika. Wydał jęk niezadowolenia, który szybko przemienił się w nieartykułowany krzyk aprobaty, gdy chorągiewka zaczęła łaskotać tył jego jąder, a potem przesunęła się wzdłuż wrażliwej skóry za nimi, zmierzając z powrotem do jego wejścia. Harry zaskamlał żałośnie. Nie zdawał sobie sprawy, że Snape przestał przyciskać jego głowę do drzwi, aż do momentu, gdy odrzucił ją instynktownie w tył. Korzystając z tej odrobiny wolności, spojrzał za siebie, by zobaczyć, jak Mistrz Eliksirów uśmiecha się do niego szelmowsko. Harry właśnie miał go poinformować, że tortury są nielegalne, ale w tym samym momencie pióro jeszcze raz musnęło jego wejście i cała potrzeba, jaka się tam zebrała, zaskowytała radośnie. Harry stracił ciągłość myśli.


- Połóż się.


Był w połowie drogi na podłogę, zanim Snape go zatrzymał.


- Na łóżku - wyjaśnił z lekko rozbawionym uśmiechem.


- Och - odpowiedział Harry, spoglądając w kierunku rzeczonego mebla, który nagle wydał mu się odległy o mile. Wzdychając, powrócił do pozycji stojącej i spojrzał z żalem na podłogę, poczym pośpiesznie wykonał rozkaz. Przez siedem lat życia w Hogwarcie, zważywszy na brak prywatności w dormitoriach, Harry nigdy nie uprawiał seksu w łóżku. Nigdy nie wydawał mu się to dziwnym, że raczej lubił podłogę. Coś było w upadaniu na nią w chwili namiętności i czuciu twardego kamienia pod kolanami, co sprawiało, ze doświadczenia stawały się jeszcze bardziej ekscytujące. Ale jeśli Snape chciał go na łóżku, Harry zastosował się do tego z radością. Ważne było to, że Snape chciał jego.


Zatrzymując się na skraju materaca, chłopak obrócił się, by zobaczyć, jak mężczyzna podąża w jego stronę, rozpina swoje szaty z piórem, zatkniętym między zręcznymi palcami. Harry przez chwilę napawał się realizmem sytuacji. Miał uprawiać seks ze Snape'em! Ile razy o tym fantazjował? Ile nocy spędził z twarzą zatopioną w poduszce, by stłumić swój przyspieszony oddech, kiedy głaskał się, wyobrażając sobie, że to ręka Snape'a przesuwa się po gładkiej powierzchni jego członka, palce Snape'a szarpią bezlitośnie jego sutki, ciągną za włosy, pieprzą go.


- Jakiego mnie chcesz? - spytał Harry, używając do tego ostatniego tchu.


- Krzyczącego - odpowiedział Snape, podchodząc do chłopaka. - Błagającego o litość - dodał, ześlizgując szaty ze swoich ramion i pozwalając im opaść na podłogę. - Rozbitego - dokończył, stając przed Harrym w białej koszuli z wysokim kołnierzykiem i czarnych, luźnych spodniach. Po czym pochylił się, by polizać szyję chłopaka, który w odpowiedzi zamknął oczy i westchnął "o Boże!".


Zanim Harry zdołał zauważyć, jak to się stało, już leżał w poprzek łóżka z twarzą przyklejoną do materaca, co było dla niego całkiem w porządku. Usłyszał dudnienie butów, uderzających o posadzkę i poczuł, jak materac ugina się obok niego. Odwrócił głowę, by zobaczyć, jak Snape odkręca zakrętkę buteleczki, która, jak Harry sobie to wyobrażał, zawierała czerwony atrament. Zastanawiał się, czy nie zapytać, skąd on pochodził i czy nie był to ten sam, którego użył poprzedniej nocy, ale szybko zdecydował, że nie miało to znaczenia. To, co się liczyło, to to, że właśnie miała zrealizować się jedna z jego fantazji.


Chłodna dłoń spoczęła między łopatkami Harry'ego i chłopak spiął się, gdy poczuł szklane dno butelki na swojej skórze. Usłyszał dźwięk stalówki, uderzającej o szkło. Wziął głęboki oddech, by się przygotować, jednocześnie modląc się, aby cokolwiek, co się stanie, nie łaskotało. Poduszeczka prawej dłoni Snape'a przycisnęła się do łopatki Harry'ego i chwilę później ostry czubek pióra dotknął jego skóry po prawej stronie kręgosłupa. Stalówka zawahała się przez moment i Harry usłyszał, jak mężczyzna szepce coś, zanim z powrotem dotknął jego łopatki.


Chłopak zamknął oczy i spróbował skoncentrować się na literach rytych w jego skórze. Za każdym razem mógł wyróżnić kropkę nad "i" i daszek nad "t", ale reszta znaków pojawiała się zbyt szybko, by mógł nadążyć. Każde pociągnięcie pióra przechodziło przez jego kręgosłup, wysyłając strumienie elektrycznej energii do całego układu nerwowego. Ręka, trzymająca atrament, stała się centrum samokontroli Harry'ego, punktem odniesienia. Bez niej całe jego ciało rozerwałoby się wzdłuż linii pisma, schodzącego cal po calu w dół. Słowa na jego kręgosłupie zdawały się być żywe i buzować z podekscytowania w oczekiwaniu. Na co, Harry nie wiedział. Nie mógł się doczekać, by się dowiedzieć.


Kiedy Snape wreszcie dotarł do końca pleców Harry'ego, chłopak był pewien, że jego były profesor podpisał się pod tekstem. Uśmiechnął się na myśl o posiadaniu autografu Mistrza Eliksirów na swoim ciele. Nagle ręka spoczywająca pomiędzy jego łopatkami przesunęła się z całym swoim ciężarem w dół i Harry poczuł, jak chorągiewka pióra wodzi szybko po słowach, które właśnie zostały wyryte na jego skórze. Nie miał nawet czasu, by się wiercić, ale fala dreszczy podążyła za chorągiewką. Ręka i pióro zniknęły z jego pleców i Harry przewrócił się na bok.


- Czy pozwoliłem ci się ruszyć? - Snape uniósł brew. Harry zobaczył, jak mężczyzna rozpina swoją koszulę i przygryzł wargę przed odwróceniem się z powrotem na brzuch.


- Przepraszam - wymamrotał. - Co pan napisał? - ciekawość i ostrożność wirowały w równych ilościach w jego żołądku. W przeciwieństwie do tego, co sądził o nim Snape, Harry rozpoznawał zaklęcia. Ale zupełnie inaczej, niż poprzedniej nocy, kiedy to czuł magię, przepływającą przez jego ciało przed wytryśnięciem z jego członka, teraz nie doświadczał niczego poza lekkim pieczeniem w płytkich zadrapaniach.


- Później - lakonicznie odparł Snape przed podniesieniem się z łóżka.


Tylko dzięki cudowi Harry znalazł wystarczająco samokontroli, by nie odwrócić się, gdy usłyszał szelest zdejmowanych ubrań. Chciał patrzeć, jak każdy cal ciała Snape'a jest powoli odkrywany, niczym wskazówka, prowadząca do tajemnicy. Ale nie dostał na to pozwolenia. Harry prawie roześmiał się na ta myśl - on, czekający na przyzwolenie Snape'a. To było raczej absurdalne. Czy nie sprzeciwiał się mu od momentu, kiedy go po raz pierwszy spotkał? Czy nie było to jego rolą, jako Harry'ego Pottera?


Harry przestał myśleć o tym wszystkim, kiedy poczuł, że jego nogi są rozchylane. Rozłożył je chętnie i jęknął, kiedy ciało Snape'a przykryło jego własne, a biodra mężczyzny przycisnęły się, drażniąc, do jego. Harry czuł, jak naprężony członek ociera się o jego pośladki. Oddech mężczyzny przyspieszył się. Koncepcja podniecania Snape'a, słyszenia jego przyjemności wywołała nagły wzrost poziomu ambitnego oczekiwania w chłopaku. Bardziej niż chciał być doprowadzonym do szaleńczej rozkoszy, pragnął zobaczyć tam Snape'a. Słyszeć jego zachęcających jęków, nierównego oddechu, krzyków spełnienia.


Może, jakby ładnie poprosił.


- Proszę, chcę cię w moich ustach - wypowiedzenie tych słów prawie doprowadziło go do orgazmu. Obraz, który podążył za tą prośbą, też nie pomógł mu w zachowaniu samokontroli. Kiedy poczuł, jak członek mężczyzny drga, wiedział, że Snape rozważa ofertę.


Wargi Snape'a przejechały po łopatce Harry'ego, w górę szyi i w końcu przycisnęły się do jego ucha. Prawie zapomniał o tym, że o coś prosił, ogarnięty przez tę słodką torturę wywołaną przez te niesamowicie utalentowane usta. Wygiął się w kierunku członka Snape'a. Potrzebował tego mężczyzny w sobie, nie ważne gdzie. Nie obchodziło to go już. Ręka Snape'a przeniosła się w dół, by unieruchomić biodra Harry'ego, na co chłopak zareagował skowyczącym "Proszę?".


- Twój brak cierpliwości, Potter, - Snape szepnął mu do ucha, pieszcząc je swoim oddechem. Ręka, trzymająca jego biodro, zaczęła przesuwać się wzdłuż jego boku - fakt, który uczynił z ciebie miernego ucznia na moich lekcjach i który, jeśli nie przyłożysz się, by go poprawić, uczyni z ciebie także miernego kochanka - Snape przesunął się wzdłuż ciała Harry'ego, naznaczając ustami ścieżkę wzdłuż jego kręgosłupa. - Seks, w przeciwieństwie do wierzeń wielu młodych, głupich czarodziejów, nie jest meczem quiddicha. Jeśli spędzisz cały czas, czekając na znicza, zapomnisz cieszyć się grą.


Interesująca lekcja, pomyślał Harry. Na pewno rozważy ją później, jak tylko ten mecz się skończy. Teraz zdecydował, że skoncentruje się na ustach, zębach i języku, poruszających się po jego skórze. Jęknął, próbując nie ocierać się o łóżko.


Kiedy ten przebiegły język przesunął się koło jego wejścia, Harry stracił ostatnie resztki samokontroli. Jego ciało szarpnęło się w górę w tym samym czasie, co wyrwało się w tył, a umysł chłopaka pozostał rozdarty gdzieś pośrodku. Nikt wcześniej tego nie robił i Harry właśnie zastanawiał się, dlaczego, do cholery, nie. Język Snape'a atakował go wygłodniale i po zaledwie kilku minutach chłopak omalże nie krzyknął "znicz!", ale w końcu poprzestał na bezsensownym mamrotaniu: "Ja. nie. pieprzyć. tak.".


Snape zdawał się rozumieć i zaprzestał torturowania wejścia Harry'ego na rzecz lizania wewnętrznej strony jego uda. Palce mężczyzny rysowały wzory na dolnej części pleców chłopaka. Gdy tylko Harry złapał wystarczająco oddechu, zdał sobie sprawę, że były to słowa. W momencie, kiedy ta myśl do niego przyszła, palce zatrzymały się, a dłonie przewędrowały na jego biodra i Harry został odwrócony na plecy. Jak tylko chłopak zdołał wyprostować nogi, Snape przykrył jego usta swoimi, karmiąc go swoim językiem. Harry zaakceptował go ochoczo i wykorzystał zmianę pozycji, by dłońmi pieścić każdą część ciała mężczyzny, jaką mógł dosięgnąć.


Skóra Snape'a była dokładnie taka, jak ją sobie wyobrażał. Gładka i miękka. Czuł pod palcami żebra mężczyzny, kiedy jego dłonie przesuwały się wzdłuż jego pleców. Był zadowolony, że Snape nie przerwał kontaktu, przeciwnie, wydawało się, że sprawia mu to przyjemność. Pocałunek stał się bardziej intensywny i zęby Mistrza Eliksirów chwyciły wargę Harry'ego. W odwecie chłopak wbił paznokcie w jego plecy. Harry poczuł, jak niski jęk wibruje naprzeciwko jego wargi i zdecydował się zinterpretować go jako zaletę. Powoli przeciągnął paznokciami po skórze mężczyzny i poczuł, jak ten drży. Widoczna przyjemność Snape'a zwielokrotniła podniecenie Harry'ego i sprawiła, że zaczął się zastanawiać, czy jego były profesor także nie mógł obyć się bez małej kary.


Odrywając się od ust Snape'a, Harry wczepił palce jednej ręki w jego włosy i przesunął głowę mężczyzny na bok, zanim złapał zębami za bladą skórę na jego szyi. Pospieszny wdech popchnął go naprzód. Poczuł, jak mięśnie jego kochanka napinają się, by go odepchnąć, ale postanowił na to nie pozwolić. Używając siły, której nabył przez lata utrzymywania się na miotle, otoczył swoimi nogami jego biodra, by go unieruchomić. Harry czuł, jak twardy członek Snape'a ociera się o gładką skórę za jego jądrami. Jęknął w szyję mężczyzny i przesunął swoje biodra w kierunku nabrzmiałej męskości.


- Potter - warknął Snape. Harry uciszył mężczyznę kolejnym mocnym ugryzieniem, po czym przeprosił miękkim językiem. Smakował jego skórę szyi liżąc i okresowo znęcając się nad ciałem przy pomocy zębów. Przyspieszony oddech Snape'a był muzyką dla uszu Harry'ego.


Przysuwając się do ucha mężczyzny, wyszeptał:


- Myślę, że już czas zakończyć tę grę, profesorze.


Harry ześlizgnął swoje dłonie wzdłuż pleców mężczyzny, chwycił jego pośladki i przyciągnął go do siebie. Jeśli znicz nie przyjdzie do Harry'ego, to Harry ruszy za nim w pościg. A to robił najlepiej.


Jakakolwiek odpowiedź, jaką Harry mógł otrzymać, została nagle odcięta, kiedy w jednej szybkiej, ale pełnej wdzięku chwili chłopak przetoczył mężczyznę na plecy. Snape wyglądał na zaskoczonego tą nagłą zmianą pozycji. Zaskoczenie przemieniło się w spojrzenie pełne grozy, kiedy tak leżał, wpatrując się w Harry'ego. Zielonooki uśmiechnął się szeroko i przejechał językiem wzdłuż podwiniętej górnej wargi jego byłego profesora, zanim rozpoczął gruntowne zgłębianie jego szyi i klatki piersiowej.


Jeśli bycie dotykanym przez Snape'a było ekscytujące, to dotykanie go zdawało się czystą radością. Harry powoli przesuwał się wzdłuż skóry mężczyzny, zważając na każdą najmniejszą zmianę w tempie jego oddechu, delektując się niemal niewyczuwalnymi dreszczami, które wstrząsały jego ciałem, podczas, gdy je eksplorował. Doceniał je tym bardziej, ponieważ oczywistym było, że Snape zaciekle walczył, by utrzymać swój dystans. Kiedy Harry chwycił zębami jego sutek, niski jęk, który uciekł przez gardło starszego mężczyzny, trafił prosto do członka Harry'ego, i chłopak także zajęczał.


Powoli, celowo, Harry przesunął się w dół, aż do miejsca, w którym chciał być. Zatrzymując się na chwileczkę, by upewnić się, że Snape patrzy, chłopak przejechał językiem wzdłuż całej długości jego penisa. Wargi mężczyzny rozwarły się i Harry uśmiechnął się dziko, zanim pochylił się, by wziąć do ust jego jądra, jednocześnie muskając delikatnie jego członek palcami.


- Pieprzyć - wyszeptał Snape, wciągając pospiesznie powietrze. Jego długie palce zatopiły się we włosach Harry'ego. Chłopak spojrzał w górę i zauważył, że czarne, płonące oczy mężczyzny skupione są na nim. Żadnego śladu drwiny na tych rozdzielonych wargach. Harry uśmiechnąłby się, gdyby nie miał pełnych ust.


Czując, jak członek Snape'a drga pod dotykiem jego palców, Harry zaciekawił się, do czego mógłby go doprowadzić, używając swoich warg. Podnosząc się jeszcze raz do góry, Harry uśmiechnął się przebiegle, zanim pochylił głowę i okrążył językiem nabrzmiałą główkę. Snape ssał swoją dolną wargę, patrząc, jak chłopak bierze go głęboko do ust, po czym unosi głowę do góry, by niewielkimi ruchami języka pieścić główkę. Mężczyzna jęknął i zacisnął szczęki. Harry powtórzył akcję, dodając palec przyciskający się do wrażliwego miejsca za jądrami Snape'a. Całe ciało mężczyzny zareagowało na to i chłopak został podciągnięty za włosy do góry.


- Nie - zaprotestował Snape, siadając i przygarniając Harry'ego do siebie, by pocałować go tak długo i namiętnie, że gdy się rozdzielili, Harry skomlał i próbował opanować zawroty głowy. Zielonooki prawie zapomniał być rozczarowanym tym, że mu przerwano.


- Chcę sprawić, byś doszedł - Harry wydyszał w usta mężczyzny, po czym otworzył oczy, by ocenić reakcję mężczyzny. Czegokolwiek się spodziewał, nie był to uśmieszek. Chłopak wstrzymał oddech.


- Dojdę, Potter - Snape odpowiedział swoim skórzanym głosem, uderzając Harry'ego jego własnym nazwiskiem. - Ale nie wcześniej niż zrobię to, po co tu przyszedłem.


Zanim Harry zdążył zapytać, co to dokładnie było, został jeszcze raz położony twarzą do materaca. Kiedy poczuł, że mężczyzna upuszcza łóżko, odwrócił głowę, by zobaczyć, jak Snape wydobywa małą fiolkę ze swoich szat, zanim wrócił, by uklęknąć między nogami Harry'ego. Chłopak krzyknął, kiedy pokryty śliską substancją palec musnął jego wejście. Szybko podkulił kolana pod siebie, ochoczo wypinając tyłek. Został nagrodzony palcem penetrującym go powolnymi ruchami. Z rozkoszy jęknął w poduszkę. Drugi palec został dodany i oba wsunęły się głębiej, celowo muskając jego prostatę.


Harry dziękował każdemu Bogu, który mu tylko przyszedł na myśl, za to, że urodził się chłopcem.


Do czasu, gdy trzeci palec został dodany, Harry oddychał pospiesznie, napierając na nie, chcąc, by weszły dalej, głębiej, by się powiększyły. Ale Snape był nieustępliwy w swoim uporze na przygotowanie. Po krótkim czasie chłopak zaczął błagać.


- Proszę. profe-pieprzyć. Boże, nie przestawaj. proszę, ja. teraz.


No cóż, nie było to może spójne błaganie, ale przynajmniej został zrozumiany. Palce wycofały się i Harry krzyknąłby, gdyby nie zostały niemal natychmiast zastąpione znacznie większym suplementem, przyciskającym się do jego śliskiej dziurki. Spróbował się na niego nabić, ale mocny uchwyt Snape'a na jego biodrach skutecznie mu to uniemożliwił. Członek drażnił jego wejście, naciskając nie dość mocno, by dać Harry'emu to, czego potrzebował.


- Tego chcesz, Potter? - Snape zadrwił, lekko poruszając biodrami.


- Tak, sir. Proszę - zaskamlał Harry.


Snape wszedł w niego powoli i chłopak słyszał, jak mężczyzna wstrzymuje oddech. Natomiast oddech Harry'ego gdzieś uciekł i chłopak za żadne skarby nie mógł sobie przypomnieć, jak go odzyskać, zanim jego kochanek nie zaczął poruszać się powolnymi, kołyszącymi ruchami. Jak ten mężczyzna mógł być tak spokojny?


Harry przygryzł brzeg poduszki, jednocześnie zmuszając się do rozluźnienia się i zaakceptowania tego cudownego wtargnięcia. Jedna z rąk opuściła jego biodro, by ześlizgnąć się wzdłuż jego kręgosłupa i chwycić ramię Harry'ego. W jednej chwili Snape przyciągnął chłopaka do siebie i zanurzył się w nim do końca. Krzyk Harry'ego został stłumiony przez poduszkę, którą przygryzał.


Dysząc, Harry spróbował raz jeszcze ruszyć biodrami, chcąc tylko jednego: aby mężczyzna zaczął się poruszać. Tak, jak poprzednio, Snape unieruchomił go i zachichotał swoim głębokim głosem, widząc desperację chłopaka. Harry zacisnął mocno swoje mięśnie wokół członka starszego mężczyzny. Chwyt na biodrach chłopaka wzmocnił się, gdy Snape walczył o kontrolę. Musiał jednak się poddać, bo po chwili wycofał się i znowu pchnął mocno. Ku rozkoszy Harry'ego, mężczyzna nie przestał się po tym poruszać. Penis, wślizgujący się w tą i z powrotem zmienił kąt i lekko musnął prostatę chłopaka, wysyłając fale elektrycznej przyjemności po całym ciele. Zwinna ręka owinęła się wokół członka Harry'ego i zaczęła go rytmicznie głaskać.


Harry zatracił się w odbieraniu doznań. Przed tą nocą mógł twierdzić, że wcześniej uprawiał seks. Ale teraz zdecydował, że był w błędzie. Cokolwiek robił w przeszłości, nie dało się tego porównać do jego obecnego stanu. Nieudolne wiercenie się w nastoletnich aktach żądzy nigdy nie obudziło w nim tej ekstatycznej przyjemności, która teraz pulsowała w jego ciele, pędząc przez jego kręgosłup i zbierając się w podbrzuszu. Wiedział, że zaraz eksploduje, jednakże nie wydawało mu się możliwym, by wszystkie te doznania zdołałyby wydostać się przez jego członek.


Kiedy usłyszał, jak Snape mruczy: "Cholera. Szczytuj. Teraz", nie mógł się powstrzymać od wypełnienia tego "rozkazu". Doszedł krzycząc, kiedy gwałtowne skurcze wstrząsały jego ciałem, a członek jego kochanka nieprzerwanie ocierał się o jego prostatę. Jak tylko został pozbawiony ostatniej uncji płynu, Snape wszedł w niego głęboko. Harry czuł, jak jego penis nabrzmiewa w nim, ciepła sperma rozlewa się w jego wnętrzu, po czym mężczyzna wysunął się z niego i wystrzelił jeszcze raz na jego plecy.


Ręka ześlizgnęła się z członka chłopaka, zbierając ostatnie ślady nasienia z główki. Gdyby Harry był wystarczająco przytomny, zastanowiłby się nad osobliwością tego gestu, szczególnie, gdy ta sama dłoń zmieszała ich spermę. Jednakże dopiero, gdy poczuł lekkie ukłucia spowodowane kontaktem płynu z płytkimi zadrapaniami na jego kręgosłupie, chłopak uświadomił sobie, że Snape znów coś knuł.


- Co robisz? - wyszeptał.


- Szz.


Harry tylko zmarszczył brwi z frustracji, ale nie przerywał więcej mężczyźnie. Zamiast tego skoncentrował się na wzorach, które mężczyzna rysował na jego wilgotnych plecach. Snape znów po nim pisał, ale Harry nie był w stanie rozpoznać wszystkich słów. Poczuł "ephemeris", wygładzone na górnej części jego pleców. "Corpus", rozsmarowane na lędźwiach. Stracił trop, kiedy wolna ręka Snape'a zaczęła pieścić te części jego ciała, które nie były pokryte napisami. Harry zrelaksował się i czekał. Wreszcie mężczyzna przesunął się w górę łóżka, wystarczająco wysoko, by obdarzyć pocałunkiem tył jego szyi, a potem przetoczył się na bok.


Harry wyciągnął się na brzuchu, pozwalając krwi dopłynąć do nóg. Spojrzał na mężczyznę, leżącego koło niego na plecach z zamkniętymi oczami.


- Czy zamierzasz powiedzieć, co mi właśnie zrobiłeś? - zapytał ostrożnie.


- Wierzę, że właśnie cię zerżnąłem - odpowiedział Snape. Harry zauważył uśmiech, czający się w kącikach ust mężczyzny, jednakże ten szybko zacisnął wargi, by go stłumić. Harry chrząknął.


- Prawda. A potem?


- Upewniłem się, że zapamiętasz to doświadczenie - Snape otworzył oczy i uśmiech wygrał bitwę z jego ustami. Harry westchnął na ten widok. Prawdziwy uśmiech. Chłopak nie był pewny, który lubił bardziej: ten złowieszczy uśmieszek, do którego przywykł i który nauczył się doceniać po latach, czy uśmiech, który był tu i teraz - miękki i szczery. Zniknął tak szybko, jak się pojawił.


- Czy powinienem się martwic?


- Wydaje mi się, że powiedziałeś, że mi ufasz - odpowiedział niskim głosem.


- Ufam - Harry przyznał szybko, a potem dodał - W pewnym sensie - Snape zachichotał, a Harry westchnął. Mężczyzna podniósł się z łóżka i poszedł do łazienki. Chłopak usłyszał szmer wody i zdecydował się dołączyć do niego. Kiedy Harry wkroczył do łazienki, Snape spojrzał na niego, posyłając mu znaczący uśmieszek. Chłopak zauważył kątem oka swoje odbicie w lustrze, a potem, będąc w stanie szoku, spojrzał w dół na swoją klatkę piersiową. Każdy cal jego toru został pokryty ostrym pismem Snape'a. Poprzednie zdania zostały zastąpione czymś, co wyglądało jak wypracowanie. Pragnął je przeczytać, ale nie mógł sobie przypomnieć, co zrobił z okularami.


- Jak pan to zrobił? - Harry spytał z niedowierzaniem, zezując, by móc odczytać pismo, co i tak nic nie dało, bo litery były zbyt małe.


- Wierzę, że byłeś tu przez większość czasu.


- Co tu jest napisane? - chłopak zastanawiał się na głos.


- Z pewnością nie przebrnąłeś przez całą swoją szkolną karierę jako analfabeta - Snape przeszedł koło Harry'ego, opuszczając łazienkę. Po jeszcze jednej chwili wpatrywania się w swoją klatkę piersiową, Harry szybko oczyścił się i podążył za nim, by go dalej przesłuchiwać, podczas, gdy ten ułożył się na materacu. Chłopak rozpromienił się, wdzięczny, że mężczyzna nie wyszedł i wczołgał się na łóżko obok niego.


- Zostaje pan? - zapytał Harry, starając się brzmieć zwyczajnie. W odpowiedzi uzyskał tylko wymijające pomruknięcie. - Profesorze.


- Myślę, że już najwyższy czas przestać mnie tak nazywać, Potter.


Harry zaśmiał się.


- Powinienem ci mówić Snape?


Snape spojrzał na niego groźnie i może zadrwiłby, gdyby Harry go nie pocałował. Kiedy chłopak z powrotem podniósł wzrok, oczy mężczyzny były zamknięte.


- Severus? - żołądek Harry'ego podskoczył z podekscytowania, kiedy to imię przeszło przez jego usta.


Snape otworzył oko.


- Co napisałeś?


Oko zamknęło się.


- Nic, czego nie będziesz mógł przeczytać rano.


- Gdzie są moje okulary?


\

- Potter.


- Harry - poprawił.


Snape nie odpowiedział, a chłopak wślizgnął się pod jego ramię, by położyć głowę na jego klatce piersiowej.


- Severusie?


Pełen irytacji pomruk.


- Dlaczego nie zrobiliśmy tego w piątek?


"Dlaczego byłeś taki złośliwy i zły?" - Harry chciał zapytać.


- Nadal byłeś moim uczniem. Nadal byliśmy w Hogwarcie. I już miałem względem ciebie plany.


- Och - Harry uśmiechnął się promieniście i powoli pogładził dłonią klatkę piersiową Snape'a. Musiał przyznać, że plany mężczyzny były dużo bardziej złożone, niż jego własne. Jeśli nie bardziej dziwne. Harry znów zaczął zastanawiać się nad pismem na swojej klatce. Odrzucił myśl. Zawsze może przeczytać to jutro. Ale czy Snape jeszcze tu będzie wtedy? Obawa zaczęła rosnąć w żołądku chłopaka.


- Severusie?


- Czy ty kiedykolwiek się zamykasz? - Snape wypluł niemalże to pytanie. Harry zacisnął usta. Snape westchnął. - Co?


- Czy my jesteśmy - to znaczy, czy możemy. e, zrobić to jeszcze raz?


"I jeszcze raz. I jeszcze raz. Na zawsze". Harry zamknął oczy, mocno zaciskając powieki w oczekiwaniu na odpowiedź.


- Teraz?


- Albo jutro.


"I następnego dnia. I jeszcze następnego.".


- Po prostu jeszcze raz. Kiedyś - Harry wziął głęboki wdech. Nie mógł sobie wyobrazić, jak to by było już nigdy nie zobaczyć tego mężczyzny. Po siedmiu latach bardzo przyzwyczaił się do obecności Snape'a. Budzącej niepokój, czającej się do ataku. Życie Harry'ego byłoby w jakiś sposób niekompletne bez groźnych spojrzeń Mistrza Eliksirów. Nie wspominając nawet faktu, że mężczyzna był świetny w łóżku i Harry dopiero zaczynał poznawać tę stronę Snape'a. Wstyd byłoby zostawiać to wszystko niezbadane. Kontynuował: - Chciałbym cię poznać. Lepiej - to brzmiało niewiarygodnie głupio. Harry mentalnie dał sobie klapsa za wygadywanie takich rzeczy. Na swoją obronę miał tylko to, że nigdy jeszcze z nikim nie chodził i tak naprawdę to nie wiedział, jak rozpocząć związek. Draco było dla niego niczym więcej, jak sporadycznym partnerem do łóżka - mieli do wyboru albo uprawiać seks, albo się pozabijać nawzajem. To drugie miałoby raczej ciężkie nieodwracalne skutki.


Ale czy Harry chciał Snape'a jako swojego chłopaka? Odepchnął tą myśl, kiedy szaleńczy chichot mało nie wybuchł z jego ust. Jakoś nie mógł sobie wyobrazić Snape'a, będącego chłopakiem kogokolwiek. Więc czego chciał?


- Dlaczego? Masz jeszcze jakieś fantazje, które chciałbyś wypełnić? - Snape zapytał drwiąco.


Harry pomyślał przez moment.


- No cóż. chyba nie masz kociołka o rozmiarach człowieka, nie?


Snape prychnął.


- Idź spać, Potter. Harry - imię chłopaka przeniknęło go i popędziło przez całe jego ciało jak tysiąc różnych porywów. Jeśli "Potter" było skórzanym biczem, "Harry" było jak gładka jedwabna lina, przesuwająca się po jego nagiej skórze, przed związaniem go mocno.


Harry zbliżył się do mężczyzny, decydując się nie myśleć, co przyniesie jutro. Ostatnia jego myśl przed snem była skupiona na zachwycaniu się nowością, jaką było dla niego leżenie przytulonym do kochanka po seksie. Pomyślał, że może się do tego przyzwyczaić.


***


- Harry?


Harry otworzył jedno oko, by zobaczyć Rona, wpatrującego się w niego z osobliwym wyrazem twarzy. Za nim chłopak dostrzegł włochatą sylwetkę Hermiony. Był wdzięczny za to, że nie mógł rozszyfrować jej miny. Nieobecność ciepłego ciała, przyciśniętego do jego boku, była następnym faktem, który zarejestrował. Snape musiał w końcu wyjść ostatniej nocy. Prawdopodobnie tak było najlepiej. Harry mógłby już nie mieć najlepszego przyjaciela, gdyby Ron, wszedłszy, zastał ich dwoje razem w łóżku.


Podniósł się do siadu. Usłyszał, jak Hermiona pospiesznie nabiera powietrza.


- Och - powiedział na głos, ponownie spoglądając na swój tors. Skrzyżował ramiona w obronnym geście, jak nigdy pragnąc wiedzieć, gdzie były jego okulary. Cholera. Westchnął. - Co tu jest napisane? - zadając pytanie opadł na plecy i ukrył swoją twarz pod obydwoma ramionami, by już na wstępie oszczędzić trochę czasu.


- Harry. Nie myślę, że. - Ron zamarł.


- Po prostu przeczytaj to. Nie widzę.


Harry poczuł, jak materac ugina się po obydwu jego stronach, gdy dwoje jego najlepszych przyjaciół usadowiło się nad nim, by odczytać to, co Snape napisał. No cóż. w pewnym sensie napisał - Harry nadal nie miał bladego pojęcia jak. Usłyszał, jak Hermiona znów szybko nabiera powietrza.


Ron wziął orzeźwiający oddech.


- Dobra. "Harry Potter, sztandarowy chłopiec sił dobra.". Harry. Nie mogę tego zrobić.


- Ron. Już jestem upokorzony. Jak daleko może to zajść? - Harry powiedział do swojego przedramienia.


Hermiona kontynuowała:


- ".sztandarowy chłopiec sił dobra oferuje swój nagi tyłek wielokrotnie, błagając, by go dotykać, lizać, zepsuć, skomląc przy tym jak suka w rui" - Harry jęczał głośno i śmiał się w tej samej chwili. To nie był szczęśliwy śmiech. Raczej jeden z tych, które słyszy się, gdy płacz nie jest już stosowną reakcją. - Mam kontynuować? - spytała cicho.


- Też możesz - westchnął Harry.


- "Smakuję pot na twojej skórze, czując zapach dymu z pubu. Brud kontrastujący z czystą słodyczą twoich ust i twojego języka". Och, to miłe.


Ron prychnął i podjął tam, gdzie dziewczyna przerwała.


- "Twój członek płacze o uwagę.". Ee. "Nie dostaniesz tego, póki nie zaczniesz się bronić. Jak długo będziesz znosił tortury, zanim twój instynkt do dominacji weźmie górę nad wrażliwością? Niedługo, idę o zakład. Mam rację. Przejmujesz kontrolę. Pozwalam ci. Twoje usta, różowe i czyste, biorą mnie fachowo. Okrywa mnie wilgotne ciepło. Chcę pieprzyć te usta, splamić ten niewinny język. Ilu innym robiłeś to wcześniej, Potter?" - Ron zakaszlał, by ukryć chichot.


Hermiona znów podjęła czytanie.


- "Nadal pozostajesz nieskazitelny. Twoje wyuzdanie pogrzebane daleko od wścibskich oczu twojej publiki. Albo może są oni zbyt zaślepieni twoją nieskazitelną reputacją, by je zobaczyć? Odkryję twoje zdeprawowanie. Błagasz mnie, bym cię zepsuł". Uau. Ee - Hermiona oczyściła gardło przed kontynuowaniem w bezdechu. - "Wchodzę w ciebie, gorącego i ciasnego. Czy wydawałeś z siebie te hałasy za pierwszym razem? Czy są one tylko moim udziałem? Wiercisz się jak rozwiązła ździra.". - dziewczyna wybuchła, chichocząc wściekle, a Ron przyłączył się do niej.


- Dobra. Więc, kiedy wy dwoje skończycie naśmiewać się z mojego całkowitego upokorzenia, czy możecie, proszę, skończyć?


- Przepraszam - odpowiedziała Hermiona, biorąc serię głębokich, uspakajających oddechów. Ron zakopał swoją twarz w dłoniach. Dziewczyna zaczęła ponownie czytać. - "Co by powiedziały twoje fanki? Wbijam się w ciebie i twój stłumiony krzyk wystarcza, by doprowadzić mnie na szczyt. Ale opieram się, a ty zaciskasz się naokoło mnie, by mnie zachęcić. Tracę moją determinację. Pieprzę cię, desakralizując idola czarodziejskiego świata. I wtedy moja cześć dla ciebie rośnie wielokrotnie, im głębiej w ciebie wchodzę. Każdy jęk, każde przekleństwo, które wylewa się z twoich ust, jest ewangelią. Nowym testamentem dla chłopca - zbawiciela. Teraz już w pełni dorosłego. Jesteś czystszy przez swoją nieczystość. W tej chwili będę cię wielbił. Dochodzisz na mój rozkaz. Ja dochodzę dla celu. Mój dar dla ciebie, panie Potter. Mój własny dziennik. Ephemeris corpus. Mogę teraz powiedzieć, bez wahania, że przyjemnością było cię poznać".


Po ostatnich słowach zapadła cisza. Harry poddał się upokorzeniom, by wysłuchać słów swojego kochanka. Zapominając o dziwnych pochwałach, które Snape szczodrze wypisał na jego klatce piersiowej, chłopak nie mógł powstrzymać uczucia rozczarowania, jako, że widomość brzmiała jak pożegnanie. Westchnął ciężko i nagle zdał sobie sprawę ze swojego wzwodu, który był teraz całkiem widoczny pod cienkim materiałem jego bokserek. Szybko przewrócił się na brzuch, pamiętając, że Snape pisał też po jego kręgosłupie.


- Co jest napisane na moich plecach? - zapytał poduszkę.


- Nic - odpowiedziała Hermiona. - Masz zadrapania wzdłuż całego kręgosłupa, ale nie ma żadnego atramentu. Ee. Harry?


- Pragnąłem Snape'a przez cały rok. Ostatniej nocy mnie przeleciał. Przepraszam, że musieliście to zobaczyć - wtrącił. Nie miał wystarczająco siły na dłuższe wyjaśnienia. Poza tym to już się nie liczyło, skoro dotarł do końca.


- No cóż. Wiedziałam, że lubiłeś Snape'a. To znaczy, wpatrywałeś się w niego z głupawym uśmieszkiem przez cały ostatni rok. I ja. e. załapałam, że cię przeleciał. Właśnie miałam ci powiedzieć, że twoje okulary leżą tu, zaraz obok ciebie. Z notką, na to wygląda.


Harry podniósł głowę. Rzeczywiście, jego okulary były tam, gdzie powinien leżeć Snape. Przeklął.


- Ktoś mógł wspomnieć o tym wcześniej - narzekał.


- No cóż, zauważyłam je dopiero, jak byłam w połowie - przyznała Hermiona. - I nie chciałam przerywać. Co jest w notce?


Harry odwrócił głowę, by poczęstować ją groźnym spojrzeniem przed wsunięciem okularów na nos i rozwinięciem pergaminu. Mógł go w zasadzie im przeczytać. Już byli raczej osobiście zaangażowani. Biorąc głęboki wdech odczytał na głos:


- "Niechętnie opuszczając wygodę tego narzędzia tortur, które ty raczysz nazywać łóżkiem, muszę spotkać się z pewnym człowiekiem w sprawie kociołka. Będę cię oczekiwał w Snape Manor o północy. - S."


Harry wpatrywał się w słowa, przechodzą powoli od stanu całkowitego pozbawienia iluzji do ekstatycznego szczęścia. Snape będzie go oczekiwał. O północy. Zastanowił się nad tym, co mężczyzna miał na myśli, wspominając o spotkaniu z kimś od kociołka. W końcu Snape był Mistrzem Eliksirów. Ale.


Harry próbował przypomnieć sobie, czego nauczył się o oczekiwaniach. Ale wiedząc, jak jego zostały przewyższone, nie był pewny, czy warto pamiętać tę lekcję. I nawet jeśli jego kociołkowa fantazja nie miałaby zostać odegrana, Harry miał jeszcze wiele innych.


Z zamyślenia wyrwał go odgłos wzmożonego chichotania. Spojrzał na Rona, czerwonego na twarzy i bliskiego wybuchu od próbowania stłumienia śmiechu. Hermiona wcale nie radziła sobie lepiej.


- Co?


Ron wybuchł, pokładając się w przypływie wesołości.


- Jesteś rozwiązłą zdzirą.


Tak, pomyślał Harry z szerokim uśmiechem. Jestem.



Wyszukiwarka