ZBIGNIEW
CHĄDZYNSKI
(LUDWIK
BIAŁY)
WSPOMNIENIA
POWSTAŃCA
z
lat
1861,
1862 i 1863
EDYCJA KOMPUTEROWA:
WWW.ZRODLA.HISTORYCZNE.PRV.PL
MAIŁ: HISTORIAN@Z.PL
MMII
Klęski
i nieszczęścia jednego pokolenia
są
dla następnych przestrogą i nauką.
M.
WISZN1EWSKI
„Kto pobłaża zdrajcom Ojczyzny, ten albo
jużją
zdradził,
albo zdradzić ją gotów."
Nasz naród jak lawa:
Z
wierzchu zimna i sucha, szorstka i plugawa.
Lecz
wewnętrznego
ognia sto lat nie wyziębi;
Plwajmy
na tę skorupę, i zstąpmy do głębi,
ADAM MICKIEWICZ
„A kto katów a morderców matki swojej
wytyka,
ten
nie odsłania
szat,
pośmiech
ciała matki zabitej jedno jej
zabójców
pod
pręgierzem sprawiedliwości stawi",
„ODPRAWA POSŁA"
„Na złodziejów a rozbójników surowe prawo
być
winne,
ale
na zdrajców Ojczyzny bez litości
i
miłosierdzia."
BENIAMIN
CONSTANT
I
Piotrków
1eść
o manifestacji gorętszej i więcej myślącej mło-
dzieży
warszawskiej, przy pogrzebie jenerałowej Sowiń-
skiej*1,
tego samego dnia pod wieczór dostała się do Piotr-
kowa,
młodzież przejezdna udzieliła ją w szeptanej prawic
na
ucho pogadance miejscowej młodzieży, w parę godzin
całe
miasto już o tym wiedziało i półgłosem, lecz z zapa-
łem
rozmawiało o różnych najdrobniejszych szczegółach
tego
najpierwszego prawie objawu ducha narodowego, po
tak
długim cierpieniu. Krew polska silniej zawrzała, jakaś
nadzieja
nieokreślona nie dająca się wypowiedzieć, ,jakoś
to
będzie", wstąpiła do serc wszystkich w tę chwilę. Ogól-
nie
i jednozgodnie objawiło się w rozmowach poufnych
przeczucie,
że coś będzie jutro, pojutrze, coś być musi, coś
nam
Pan Bóg zdarzy, bo już dłużej tak jak jest, być nie
może
i niepodobna.
Przeczucie
to później,
po wiadomym wykadzeniu teatra
na
przyjęcie cara , a głównie po 25 i 27 lutego3
w Warsza-
* Dnia 23 czerwca 1860 r. (oczywista pomyłka— E. H.).
Pogrzeb
Katarzyny Sowińskief,
wdowy po obrońcy Woli,
odbył
się 1 LVII860 r. M. Bergpodaje datą 13.VI, W. Przybo-
rowski
zaś 9. VI.
W
październiku
1860 r. car Aleksander II
spotkał
się
w
Warszawie z Franciszkiem Józefem cesarzem austriackim
i
Wilhelmem księciem regentem pruskim. W czasie odwie-
dzania
Opery ktoś oblał salę cuchnącym płynem.
Mowa
o manifestacjach patriotycznych i tragicznych wy-
darzeniach
w Warszawie w dniach 25 i 27 lutego 1861 r.
wie
zamieniło
się w stałe i niezachwiane niczem przekona-
nie,
dające się wyrazić temi słowami: będzie, bo być musi.
Już
lego samego wieczora w wielu kółkach domowych
nie
wiadomo skąd, z jakiego natchnienia rodziły się rozmo-
wy
o możliwości i konieczności powstania jako jedynego
lekarstwa
na nędzę niewoli, o naczelnikach przypuszczal-
nych
onego (Mierosławskim4
i Wysockim5),
o przyszłym
urządzeniu
kraju itd., itd.
Wiadomość
o wypadkach warszawskich i morderstwach
Moskali
w pamiętnych dniach 25 i 27 lutego porównać mo-
gę
do podmuchu wiatru, który iskrę zamienia w płomień.
Ponieważ
głównym celem moim jest: opowiedzenie
szczere
i sumienne wrażeń z wypadków moich, których
bądź
świadkiem, bądź uczestnikiem pośrednim lub bezpo-
średnim
byłem, zwracam się więc do owych wypadków,
innym
lepszym ode mnie zostawiając wydanie sądu i zda-
nia
o nich; zresztą co do mnie i co do moich przekonań
tych
powiedzieć mogę, że „głos ludu dla mnie jest głosem
Boga".
W
dniu 3 marca, nazajutrz po sławnym
pogrzebie pięeiu
ofiar
w Warszawie6,
przypadła galówka, czyli carskie
święto.
W ten dzień, jak wiadomo, urzędnicy i służbiści
rządowi
powinni pod odpowiedzialnością osobistą być obec-
ni
na nabożeństwie za zdrowie cara, na które także pędzą
młodzież
szkolną z obowiązkiem śpiewania „Boże, Caria
chrani!".
W czasie nabożeństwa wszedł do kościoła w Piotr-
4 Ludwik
Mierosławski
(1814—1878),
wybitny działacz ruchu
narodowowyzwoleńczego,
znany zwłaszcza z procesu berłiń-
skiego
1847 r., uczestnik rewolucji 1848—1849
r. w Wielko-
polsce,
na Sycylii i w Badenii, pierwszy dyktator
powstania
styczniowego.
5 Józef
Wysocki (1809—1873),
emigrant z 1831 r., członek
TDP,
dowódca legionu polskiego na Węgrzech 1848—1849
r.,
kierownik
wojskowej szkoły polskiej w Genui i Cuneo, aktyw-
ny
działacz powstania styczniowego na terenie Galicji.
Polegli:
Adamkiewicz —
wyrobnik,
Arcichiewicz Michał —
student,
Brendel Karol —
rzemieślnik,
właściciele dóbr Kar-
czewski
Marceli i Rutkowski Zdzisław.
kowie
młody
człowiek, nazwiskiem Władysław Listopad7,
wracający
z Warszawy, i na głos cały do zgromadzonych
odezwał
się w te słowa: „Zbrodnia w Warszawie spełniona
nie
dozwala nam modlić się za tyrana, młodzieży, wy-
chodź
natychmiast".
Młodzież
szkolna natychmiast tłumnie runęła precz
z
kościoła, a wypadłszy na ulicę, wyrzucając w górę
czapki,
zaczęła
wołać „Niech żyje Polska". W zapale, w nadgrodę
za
dowód obywatelskiej odwagi, bezprzykładnego rodzaju
zaszczyt
spotkał owego młodzieńca. Czamarkę i czapeczkę
jego
podarto w kawałki... na pamiątkę! Podobny zaszczyt
wart
czegoś przecie.
Naczelnik
żandarmerii
Konradi stracił głowę najzupeł-
niej,
jak każdy carski stupajka, przywykły do biernego
posłuszeństwa,
w podobnym położeniu, o jakim mu się
nawet
nigdy po pijanemu nie śniło. Wypadało mu z urzę-
du
i do czego miał niezmyśloną chrapkę, natychmiast
aresztować
owego młodzieńca. Musiał się jednak ugiąć
mimo
woli, mimo wiedzy przed moralną przewagą. Oba-
wiał
się drażliwego zajścia z młodzieżą rozgorączkowaną,
gotową
na wszystko, przy tym uważał, że siła moskiewska
w
Piotrkowie jak i w całym Królestwie choć zbrojna za słaba
jest
jeszcze przeciw bezbronnym, uciekł się do dyploma-
cji
za pośrednictwem aludzi
wpływua
(podkreślam te dwa
wyrazy)
[i] skłonił Listopada do udania pomieszania
zmysłów.
Na
wzór
straży obywatelskiej warszawskiej8
młodzież
piotrkowska
urządziła również u siebie straż podobną, na
podobnych
zasadach. Straż owa dała sobie bratnie słowo
strzec
osoby Listopada jako brata, który pierwszy publicz-
nie
ze śmiałym słowem się odezwał, by go Moskale nie
porwali
do więzienia. Moralna przewaga tej straży bez-
bronnej
zapewniła na okres pewien bezpieczeństwo i wol-
ność
Listopadowi.
7
Władysław
Listopad, ur. w 1838 r., nauczyciel, uczestnik
powstania,
dosłużył się Stępnia majora i stanowiska dowódcy
saperów;
walczył pod Smiechówskim, Jeziorańskim, Langie-
wiczem,
Miniewskim i Komorowskim.
Straż
obywatelską zorganizowano po wypadkach 27.11.
1861
r. Do 2 z marca rządziła ona Warszawą.
a"a Wyrazy podkreślone w tekście.
Jednym
z obowiązków
tej straży obywatelskiej dobro-
wolnie21
na siebie nałożonych było pilne czuwanie nad tym,
by
ajenci moskiewscy, korzystając z chwili rozgorączkowa-
nia
narodu, szczególniej w miastach, intrygami wywołuj ą-
cymi
niepotrzebne wyskoki nie kompromitowali tak pięk-
nego
i wzniosłego ruchu narodowego.
b_b
Był
wtedy w Piotrkowie niejaki Cywiński b. oficer mo-
skiewski.
Ubrany w czamarkę i konfederatkę, głośno
i
śmiało, nawet za głośno i za śmiało, niżby względy zdro-
wego
rozsądku nakazywały, odzywał się z tym: iż lepiej
od
razu rozpocząć z Moskalami walkę na dobre niż się
modlić
po kościołach i dawać im czas do nagromadzenia
wojska.
Straż obywatelska w Piotrkowie aresztowała go
i
oddała w ręce władzom moskiewskim9.
Nie wiem praw-
dziwie,
jak o tym zdarzeniu myśleć. Czy Cywiński był win-
nym
prawdziwie, czy też zgrzeszył brakiem rozumu; mimo-
wolnie
mi jednak na myśl przychodzi bajka znajoma
o
owym sądzie, skutkiem którego szczupaka skazano... na
rzucenie
do wody. Jeżeli Cywiński był winnym, to można
było
w inny sposób z nim się ułatwić, choćby uspokoić
nawet
według wyrażenia Kilińskiego10,
zamiast oddaniem
go
pod sąd Moskali dawać im w ręce broń duchową prze-
ciw
sobie. Zresztą Cywiński później został na dobre szpie-
giem
moskiewskim, i to jednym z zajadlej szych.
W
tychże
czasach (to jest między 25 lutego i 8 kwietnia)
przybył
do Piotrkowa jeden z członków Towarzystwa
Rolniczego11
w celu zbierania podpisów na adresie do cara
podanym,
zredagowanym głównie przez tych, którzy
9 Józef
Cywiński w dniu 5.III. 1861 r. osadzony został w Cy-
tadeli
warszawskiej.
10 Jan
Kiliński
(1760—1819)
przywódca ludu w insurekcji
kościuszkowskiej.
Towarzystwo
Rolnicze założone
w Królestwie Polskim
w
1858 r., rekrutujące się z ziemian, miało negatywny stosu-
nek
do walki niepodległościowej.
a Następuje kilka wyrazów skreślonych, nieczytelnych.
Dalej
jest zdanie przekreślone
i nieczytelne.
0
Skreślono:
a
27.
w
swej amądrej
głowiea
w kraju mogącym mieć jeden cel
tylko,
mianowicie zrzucenie jarzma najeźdźców, wynaleźli
dwa
stronnictwa: „białych" i „czerwonych".
O
adresie owymb,
w imię
beztronności, jaką chcę za-
chować,
zdania swego nie śmiem wydawać0.
a —a Wyrazy podkreślone w tekście.
b Skreślono: który w całości przytaczam, również.
0
Skreślono:
niech słowa owego adresu same mówią za
siebie.
Adres ów brzmi:
„Wypadki
zaszłe w Warszawie, stan wzburzenia umysłów,
jaki
je wywołał i jaki po nich nastawił, głębokie uczucie bole-
ści
przejmujące wszystkich powoduje nas w imieniu kraju
zanieść
go do tronu W.C.M. niniejszą prośbę w nadziei, że
szlachetne
serce jego wysłucha głosu nieszczęśliwego narodu.
Wypadki,
od których
opisu wstrzymujemy się, nie są wybu-
chem
społecznej namiętności jakiejś pojedynczej warstwy na-
rodu,
są one jednomyślnym gorącym objawem tłumionych
uczuć
i niezaspokojonych potrzeb, długoletnie cierpienia naro-
du,
od wieków własnymi instytucjami rządzącego się, pozba-
wienie
go nawet wszelkiego organu legalnego, za pomocą
którego
by mógł bezpośrednio przemawiać do tronu i objawiać
swoje
życzenia i potrzeby, postawiły kraj w tym położeniu,
że
ofiarami tylko może głos podnieść, dlatego też poświęca
ofiary!
W
duszy każdego
mieszkańca tego kraju tleje silne poczucie
odrębnej
wśród rodziny ludów europejskich narodowości. Po-
czucia
tego ani czas, ani wpływ rozlicznych wypadków znisz-
czyć
ani osłabić nie zdoła. Wszystko, co je osłabia i nadweręża,
do
głębi wstrząsa i niepokoi umysły.
Widzi
kraj z boleścią,
że gdy potrzeba ta nie została zaspo-
kojona,
powstał stąd brak zaufania nieodzownego w stosun-
kach
między rządzonymi a rządzącymi.
Zaufanie
to nie wróci,
dopóki użycie gwałtownych, a bez-
skutecznych
środków represyjnych nie ustanie. Kraj ten rów-
nający
się niegdyś stopniem cywilizacji z innymi krajami
europejskimi
nie przyjdzie do rozwinięcia swych moralnych
i
materialnych zasobów tak długo, dopóki zasady płynące
z
ducha narodu, jego tradycji i historii nie będą przeprowa-
dzone
w kościele, prawodawstwie, wychowaniu publicznym,
zgoła
w całym społecznym organizmie.
Życzenia
tego kraju są tym gorętsze, że w rodzime ludów
europejskich
on tylko już jeden pozbawiony jest tych ko-
niecznych
warunków bytu, bez których żadna społeczność
dojść
nie może do przeznaczeń, dla których ją opatrzność do
życia
powołała.
Składając
ten wyraz cierpień i gorących życzeń naszych
u
stóp tronu, ufni w wspaniałomyślność monarszą odwołujemy
się
z pełną wiarą do głębokiego uczucia sprawiedliwości
W.C.K.
Mości. W.C.K.M.
Warszawa, dnia 27 lutego 1861 r. wierni poddani"
aPowiem
tylko, że
zbytkiem jakiejś nie zrozumianej
skromności
czy też może przesileniem rozumu dyploma-
tycznego,
chcącego okpić szczwanych wrogów, zgrzeszyli
redaktorowie
owego adresu czy petycji, obawiającej się
nawet
wymienienia „Polska". Dziwno, że niewielu znalazło
się
takich, którzy odmówili położenia swego podpisu na
owym
adresie, czując całą jego jałowość, ubliżającą czci
narodu,
ogłaszającego jako zasadę swej społecznej wiary
wolność,
braterstwo, równouprawnienie stanów i wyznań.
Miano
za złe
tym ludziom, gniewano się nawet na nich,
choć
przebaczyć musiano w imię znanej ich poczciwości
i
miłości sprawy ojczystej. Niedaleka przyszłość
gorzkim
doświadczeniem
pokazała, że owa mniejszość grzesząca
zbytkiem
sumienności w sprawie, gdzie chodziło o całość,
dobro
i krew narodu, miała słuszność i wielką!
Podczas
gdyśmy
się stroili w czamarki, żupaniki, cza-
peczki
z pawiemi piórkami, gdyśmy się cieszyli bezbronną
wygraną,
Moskwa tymczasem do Warszawy ściągnęła
przeszło
20 000 wojska12
i w milczeniu groźnym czekała
tylko
sposobnej chwili, by się wyzwierzyć na naród bez-
bronny.
Odpowiedź
cara na adres pogardliwa, dozwalająca Pola-
kom
mówić po polsku i nazywać się Polakami poddanymi
cara,
adres ów nazwała dziełem niespokojnej mniejszości!
Na
parę
dni przed pamiętnym ósmym kwietnia przyby-
łem
do Warszawy. Trafiłem na największą gorączkę mani-
festacji.
W dniu 6 kwietnia Rada Administracyjna urzę-
downie
ogłosiła rozwiązanie Towarzystwa Rolniczego,
wskutek
przemożnych przewagą i nahajką carską popar-
12
5.111.1861
r. Aleksander II
podjął
decyzją o zwiększeniu
wojsk
w Królestwie Polskim. Już 4I16.IV
jeden
z pułków
przybył
z Kowna do Warszawy. Siła garnizonu warszawskie-
go
wynosząca z początkiem marca 1861 r. około 10,5 tysiąca,
wzrosła
w połowie marca do 15 tysięcy, a 5 kwietnia do
19304
żołnierzy.
a Skreślono: Zaprawdę.
tych
wpływów
margrabiego21
Wielopolskiego13.
Było to
jedyne
nie rządowe Towarzystwo w Kraju Nadwiślańskim,
mające
prawo zbierać się publicznie na czysto agronomicz-
ne
rozprawy. Wpływ narodu wywołał, iż na stole obrad
owego
Towarzystwa złożonego przeważnie ze szlachty
i
ludzi dobrego bytu znalazła się, choć jej na porządku
dziennym
nie było, sprawa ludowa, sprawa uwłaszczenia
włościan14.
Lud warszawski ideą równouprawnienia i bra-
terstwa
uniesiony w braku czego lepszego uważał owe
Towarzystwo
za rodzaj niby Zgromadzenia Narodowego.
Głos
ludu postanowił uczcić ten smutny akt rozwiązania
Towarzystwa
Rolniczego osobną manifestacją. Na rzecz
tego
jeszcze 6 kwietnia lud warszawski odśpiewał pod sta-
tuą
Matki Boskiej na Krakowskim Przedmieściu w kościele
księży
Reformatów „Boże coś Polskę" i „Z dymem po-
żarów".
Nazajutrz,
7 kwietnia, w przewodnią
niedzielę z rana
liczne
tłumy zebrały się na cmentarzu Powązkowskim,
koło
mogiły pięciu poległych. Jeden zakonnik, natchniony
ogólnym
zapałem narodowym, miał gorące kazanie. Po
kazaniu
pewna Polka pod wpływem zapału rzuciła myśl,
by
na pamiątkę dnia tego przypiąć zielone gałązki na znak
nadziei.
Myśl tę w tejże chwili pochwycono i wykonano.
Lud
przypiąwszy
zielone gałązki do odzienia się rozszedł,
dając
sobie nawzajem hasło widzenia się i zebrania na
„Placu
Zielonym". Około godziny 2 po południu tłumy
ludzi
zaległy plac przed gmachem Towarzystwa Kredyto-
wego,
jako też ulice przyległe. Niespodzianie nad głównem.
wejściem
gmachu zabłysnął w miejsce orła carskiego znak
narodowy
Orła i Pogoni. Lud zebrany powitał ten znak
radosnym
okrzykiem, łatwym do zrozumienia każdemu co
żył
i czuł w podobnych chwilach, zarzucił wieńcami i uczcił
pieśnią
„Boże coś Polskę".
Następnie
za kupką dość liczną [s] młodzieży niosącej
laury
i wieńce tłum cały ludu śpiewając narodowe pieśni
13 Aleksander
Wielopolshi (1803—1877) 27.111.1861
r. z datą
nominacji
25.111 został powołany na stanowisko
Dyrektora
Komisji
Rządowej Wyznań Religijnych i
Oświecenia Pu-
blicznego.
14 Pod
naciskiem
opinii publicznej Towarzystwo Rolnicze
w
lutym 1861 r. zająło
się. sprawą chłopską, a na wniosek
Tomasza
Potockiego podjęło, uchwalą o wykupie czynszowym.
a W tekście: Hrabiego.
udał
się sprzed Towarzystwa Kredytowego15
na Nowy
Świat
do pałacu Andrzeja Zamoyskiegoa,
w którego osobie
lud
chciał cześć bratnią oddać rozwiązanemu Towarzystwu
Rolniczemu
jako prezesowi tegoż Towarzystwa. Andrzej
Zamoyski16
(powiem wprost bez ogródki) bał się pokazać
ludowi,
który go żądał widzieć, biorąc może zanadto do
siebie,
zanadto osobiście ów zaszczyt ludowy mu serdecz-
nie
zrobiony... owszem przez jednego ze swych domowni-
ków
na podziękowanie przesłał ludowi radę rozejścia się
do
domów16".
Lud
zmęczony
długim a jałowym oczekiwaniem rozszedł
się
sprzed pałacu Zamoyskiego w różne strony swoje.
Tymczasem
kniaź
Gorczakow17
już pewniejszy siebie pod
zasłoną
dwudziestu kilku tysięcy bagnetów i szabel żoł-
dackich,
ściągniętych forsownymi marszami do Warszawy,
wysadził
z Zamku na plac przed posągiem Zygmunta dwie
kompanie
piechoty i wysłał w jedną stronę kozaków,
a
w drugą żandarmów kijowskich. Część ludu wracająca
tłumnie
z Nowego Światu ku Zamkowi i Staremu Miastu
spotkała
się naprzód z żandarmami, a na placu Zygmunta
z
piechotą rozstawioną w szyku bojowym przed Zamkiem.
Lud,
który by może spokojnie rozszedł się do domu, zaczął
się
zatrzymywać i gapić, co z tego dalej będzie... ni stąd,
ni
z owad nie tłum już, ale całe gęste tłumy skupiły się
na
placu Zygmunta, na Krakowskim Przedmieściu, Szero-
kiem,
na Podwalu, Senatorskiej i na innych ulicach.
Przed
statuą
Matki Boskiej na Krakowskim Przedmie-
ściu
kilka osób uklękło i zaśpiewało pieśń „Boże coś
Polskę",
co
się jeszcze przyczyniło bardziej do zwiększenia
tłumu.
Przechodziłem
bardzo blisko, bo środkiem ulicy, o parę
kroków od żandarmów, zbrojnych na ostro, przejeżdżaj ą-
15
W
gmachu Towarzystwa Kredytowego mieściło
się. To-
warzystwo
Rolnicze.
Andrzej
Zamoyski (1800—1874)
hr., prezes Towarzystwa
Rolniczego.
a
Relacja
niedokładna.
Zamoyski wpierw wysiał sekretarza
Towarzystwa
Rolniczego Władysława Garbinskiego, potem
sam
wyszedł na balkon nawołując tłum do spokoju i ro-
zejścia
się.
Gorczakow
Michał
(1793—1861),
ks., od 1856 x. namiestnik
w
Królestwie Polskim i dowódca 1 Armii.
a
W
tekście używa siępisowni: Zamojski,
cych
od placu Zygmunta ku Nowemu Światu.
Cały oddział
(jak
mi się zdaje pół szwadronu) był pijany do stopnia
zbydlęcenia,
podoficer czy wachmistrz jadący z brzegu,
ze
strony mojej, widocznie chwiał się na koniu na cztery
strony
świata, mrucząc pod nosem żołdackie jakieś błogo-
sławieństwa.
Wprawdzie
było
mi bardzo pilno wracać do mieszkania,
tym
bardziej że tegoż dnia miałem odjechać, zostałem
jednak
powodowany głównie tą myślą, że w chwilach nie-
bezpieczeństwa
ogólnego nie godzi się choćby tylko w imię
co
powszechnej poczciwości szukać sobie bezpiecznego
schronienia,
z którego by się można było jak widz bez-
stronny,
bezbarwny i spokojny przypatrywać wypadkom,
owszem,
że każdemu prawo i dobrze myślącemu obywate-
lowi
wypada zostać tam, gdzie jest niebezpieczeństwo
spotka
[s] i dostać do końca.
Gdym
się
z trudem wielkim docisnął na plac przed
Zygmuntem,
na chodnikach otaczających tenże plac i na
ulicach
wpadających w niego lud, tłumnie ściśniony, spo-
kojny,
wesoły, przedrwiwający, z właściwym Warszawie
dowcipem,
jakby przyszedł na jakie bezpłatne widowisko
w
cyrku, a przy tym wszystkim znajduje się z prawdziwą
godnością.
Przedrzeć się przez tłumy ludu na boczne ulice,
choćby
kto najszczerzej chciał, niepodobna było. We środku
zaś
przed Zamkiem i koło posągu Zygmunta III żołdactwo
moskiewskie
w szarych płaszczach, zbrojne i uszeregowane
jak
do boju, strzelając dzikim zbydlęconym, pełnym trwogi,
pijanego
obłędu i żądzy krwi wzrokiem, z dala cuchnące
wódką,
którą od dni kilku za pieniądze zrabowane w Polsce
pojone
było.
Gorczakowa
z Chrulowem18
i ze sztabem wyjechał
konno
z
Zamku i defilując przed ściśnionymi szeregami ludu, coś
tam
prawił po swojemu, czego ani z treści, ani z języka
lud
warszawski nie mógł i nie chciał zrozumieć. „Czego
chcecie!
Czego chcecie?" pytał kilkakrotnie zwracając się
do
ludu. Chłopiec, terminator rzemieślniczy, dwunastolet-
nie
prawdziwe dziecko warszawskie, wrzasnął mu „Polski
chcemy",
co lud przywitał okrzykami i oklaskami hucz-
18
Chrulow
Stefan (1807—1870),
carski
generał, dowodził
drugim
armiejskim korpusem,
a
W
tekście;
Gorczakow.
nymi.
Gorczakow gniewnie trzepnął
się dłonią po kolanach,
zaklął
po moskiewski! i odjechał napowrót do Zamku.
Tymczasem
kilkunastu oficerów
moskiewskich łaziło jak
mary
przed ludem i między ludem, radząc, jak który umiał,
po
polsku i po moskiewsku, a zawsze niby jako najlepiej
życzący
przyjaciele, żeby się rozejść i nie wywoływać nie-
szczęścia.
Na
słowa
zbyt często powtarzane przez tych dziwnego
rodzaju
pośredników „do domu, do domu, panowie!", lud
warszawski
dopowiedział po kilkakroć jakby jednym gło-
sem:
„my w domach, my u siebie! wy wracajcie do siebie".
Ci
zaś, co stojąc w pierwszych szeregach mieli sposobność
bliżej
się rozmówić z oficerami moskiewskimi (niespodzia-
nymi
opowiadaczami spokoju przed ludem uciemiężonym),
na
ich rady i przedstawienia, że gdy lud się nie rozejdzie,
wojsko
ma rozkaz strzelania, częstując ich poufnie papie-
rosem
lub cygarem odpowiadali z uśmiechem: „niech
wojsko
ustąpi, to i my ustąpimy".
Jak
się
to stało, nie wiem, dość, że się stało, i żołdactwo
moskiewskie
po dwóch godzinach mniej więcej cofnęło się
do
Zamku. Pod wieczór tłumy ludzi dobrowolnie, częścią
za
wpływem i za namową ludzi wpływu i szacunku, naj-
główniej
zaś ks. kanonika Józefa Wyszyńskiego19,
powoli
opuściły
plac Zamkowy.
Dla
pamięci
zapisuję, że w tymże dniu, nie wiem czy na
rozkaz
tak zwanej Delegacji Obywatelskiej, czy też z włas-
nego
domysłu straży obywatelskiej, zaaresztowano Włady-
sława
Krzyżanowskiego19a.
Ze
strony polskiej Krzyżanowski
obwiniony był jako
ajent
rządu moskiewskiego i przez straż obywatelską pol-
ską
oddany był policji pod zarzutem, że namawiał do
zbrojnego
powstania.
Główną
rolę w tej sprawie odegrali studenci Akademii
Medycznej
całym składem swoim należący do straży oby-
watelskiej.
O tej sprawie nic przesądzać nie śmiem, wiem
tylko,
że Krzyżanowski, po dwóch latach więzienia w pod-
19
Wyszyński
Józef (1811—?), ks., w 1861 r. członek Dele-
gacji
Miejskiej Warszawy, jesienią 1861 r. zesłany, po powro-
cie
z zsyłki powtórnie zesłany w 1863 r.
19a
Był
to przywódca tajnej organizacji opierającej się o ele-
ment
rzemieślniczy zwanej „Czarne Bractwo". Organizacja ta
miała
wystąpić przeciwko caratowi w Wielkim Tygodniu.
ziemiach
Cytadeli, wywieziony został
do Syberii, jako ska-
zany
do kopalni na całe życie!
Nazajutrz
po tej manifestacji podwójnej
zabłysnął nad
Warszawą
pamiętny krwawy dzień 8 kwietnia20.
Nie byłem
obecny
w Warszawie, więc nie mogę opisywać owego krwa-
wego
dramatu. W nocy z 8 na 9 dobiegła wieść o krwa-
wych
wypadkach warszawskich do Piotrkowa, a do rana
jeszcze
po całym mieście się rozeszła, z dodatkiem wieści
0 bombardowaniu
Warszawy. Łatwo
zrozumieć, jakie wra-
żenie
musiała wywrzeć ta wiadomość nagła i niespodzie-
wana.
A choć fakta już same przez się są natury takiej,
że
zdolne by były krew w żyłach zamrozić, w opowiadaniu
wzrosły
jeszcze do potęgi drugiej, przecie we
wrażeniu
niespodzianym
jak piorun nie było wcale ni trwogi, ni
przerażenia,
jak zwykle bywa, a tylko zgroza i oburzenie
nie
do opisania, z poczuciem gotowości na wszystko, do
naj
ostatniej szych i najszaleńszych ofiar. Chciała
Moskwa
przerazić,
a sprawiła wprost przeciwny skutek. Ustały
wszystkie
zajęcia i prace domowe i publiczne, uderzono
w
dzwony, gromadzono się tłumnie po kościołach na krót-
ką
modlitwę, a głównie na naradzenie się cichym szeptem
jedni
drugich, co dalej robić wypada?
Na
wiadomość,
że przez Piotrków przejeżdżać mają
konsulowie
francuski i angielski, jako opuszczający w imię
zgwałconych
praw ludzkich i boskich swe stanowiska21,
cała
prawie ludność udała się na dworzec kolei żelaznej
z
zamiarem, by uczynić ich powiernikami swego oburzenia
1 zgrozy,
a zarazem prosić,
by jako pośrednicy międzynaro-
dowi
i naoczni świadkowie opowiedzieli swym rządom
i
narodom, co widzieli i słyszeli i na jakie męki skazana
jest
Polska za to, że choć w kajdanach wroga, chce służyć
sprawie
postępu i wolności. Młodzież zaś w liczbie kilku-
W
wypadkach
8 kwietnia zginęło
z górą 100 osób, a około
200
było rannych; w wiąkszosci byli to ludzie pochodzenia
jsko-rzemieślniczego.
Była
to tylko pogłoska. Konsul francuski Segur-Dupeyron
Pierre
został odwołany dopiero w sierpniu 1862 r. i na skutek
innych
okoliczności, konsul zaś angielski Stanton pełnił tą
funkcję
w latach powstania.
dziesięciu,
uniesiona szlachetnym zapałem, zajęła pociąg
udający
się do Warszawy w celu niesienia bratniej pomocy
braciom
warszawianom.
Nie
mam wcale czasu i miejsca się
rozczulać, lecz mogę
rzec
śmiało, kto był w chwili odjazdu tej zacnej i dziar-
skiej
młodzieży, ten z pewnością do końca życia owej chwili
nie
zapomni. Na dowód zaś, jaka to była młodzież, powie-
dzieć
mogę, że prawie wszystka wyginęła w powstaniu lub
przepada
na wygnaniu we wszystkich częściach świata.
Niewiasty,
starcy, dzieci, wszystkich stanów i wyznań,
w
chwili ruszenia pociągu padłszy na kolana z mimowol-
nymi
łzami słali jej błogosławieństwa. Na każdej stacji
pośredniej
na drodze do Warszawy toż samo się powtarzało.
Mówię
tylko o Piotrkowie, lecz przecież nie jeden Piotr-
ków
koło Warszawy, i jakiem się bardzo prędko dowie-
dział
i przekonał, toż samo co w Piotrkowie powtarzało
się
w szerokim i długim promieniu Warszawy, w większej
części
miast i wsi, to jest tam, gdziekolwiek owa wieść
krwawa
z ósmego kwietnia doszła, a powtórzyło się wszę-
dzie,
jednako pod względem treści myśli i ducha. A prze-
cież
o organizacji ogólnej narodowej, ogarniającej swymi
wpływami
wszystko i wszystkich, nie było jeszcze żadnej
mowy.
Wszystko to świadczy o żywotności idei wolności,
braterstwa
i równouprawnienia bez różnicy, poczętej
w
młodych piersiach, młodzi polskiej, ochrzczonej krwią
pięciu
ofiar, a bierzmowanej uroczystym, obywatelskim
prawdziwie,
pogrzebem tychże.
Służba
carska moskiewska powziąwszy słuchy, że naród
cały
bieży na pomoc Warszawie, kazała obsadzić żołdac-
twem
i kozactwem rogatki warszawskie i bliższe stacje,
z
nakazem aresztować każdego, kto paszportu urzędowego
nie
pokaże. Ponieważ rzadko chyba komu chciało się w po-
dobnym
czasie pomyśleć o paszporcie, a nie chcąc się narażać
na
daremne zajścia z policją i żołdactwem, opłacone w naj-
lepszym
razie złotówkami polskimi, młodzież i starsi za
nimi
wyskakiwali z wagonów będących w biegu i ubocz-
nymi
przesmykami dostawali się do Warszawy. Młódź war-
szawska
przybyszów ze łzą gorzką w oku i z niemym wy-
mownym
uściskiem, gdzie słów nie potrzeba, przyjęła.
Warszawa,
kochana Warszawka, jak ją
zwą nadwiślanie,
zwykle
gwarna, wesoła, ożywiona, dla tych szczególniej, co
zaczerpnęli
oddechem jej życia w dniach przed ósmym
kwietnia,
przedstawiała
widok nie do opisania. Zwykle
najładniejsze
ulice teraz puste, jakby wymiótł, jakby za-
raza
przeszła. Bardzo nieliczni przechodnie przemykali się
chyłkiem
ze spuszczonymi oczami, nie oglądając się ni za
siebie,
ni w bok, widocznie gwałtowną potrzebą wygnani
z
domu i gwałtowną potrzebą gnani nazad do domu, do
rodzin;
żołdactwo biwakujące na główniejszych placach
jako
to przed Zygmuntem, na Saskim, przed ogrodem Kra-
sińskich,
wyjące po pijanemu sprośne pieśni, a między
nimi
armaty z zapalonymi lontami wymierzone w główniej -
sze
ulice; oto zewnętrzny widok Warszawy! Dodajmy jesz-
cze
do tego krwawe plamy na chodnikach i murach ulic
przyległych
placowi Zygmunta, których zmyć i zatrzeć nie
było
jeszcze czasu we zwykłym każdej zbrodni popłochu,
i
liczne ślady kul, nie już w oknach pierwszego lub dru-
giego
piętra, lecz na wysokość piersi lub głowy człowieka,
a
będziemy mieli obraz prawdziwie godny jakiegoś piekła
dantejskiego.
W
nocy z dnia 9 na 10 zaaresztowano w domach mnó-
stwo
osób i wywieziono natychmiast do Modlina*, nie
mówiąc
już o tych, których żołdactwo, kozactwo i żan-
darmi
nałapali wieczorem dnia 8 kwietnia i nazajutrz
przez
cały dzień na ulicach.
Godnym
uwagi, że
Dziennik Warszawski, ów Monitor
pana
Wielopolskiego, w opisie wypadków 8 kwietnia,
zresztą
bardzo krótkim i nieśmiałym, opowiada o nich
jakby
o prawdziwej walce ulicznej, w której biorące udział
wojsko
jedynie cudem waleczności winno swe ocalenie
z
grożącego niebezpieczeństwa.
*
Między
innymi Karola Nowakowskiego, ucznia Szkoły
Sztuk
Pięknych, Mikołaja Epsteina, syna bankiera, i Jana
Chądzyńsłaego,
"właściciela domu w Warszawiea.
Nowakowski
i
Chądzyńsła, pomimo uwalniających ich wyroków Sądu
Kry-
minalnego
i Apelacyjnego, na skutek apelacji prokuratorów
przez
rok czasu w kazamatach Modlina byli trzymani — do-
piero
z wyroku Rządzącego Senatu Chądzyńskiego na wol-
ność
wypuszczono. Nowakowskiego zaś, pomimo że Senat
działający
w imieniu cara uwolnił go także, Namiestnik Kró-
lewstwa
w drodze administracyjnej do guberni Jenisejskiej
w
Syberii0
zesłać go polecił .
a"a
Tekst
pierwotny: obywatela
miasta Warszawy.
Tekst
pierwotny:
wskutek.
0 Skreślono: do kopalni.
ASkreślono: Oto jest sprawiedliwość moskiewska!!
Jakkolwiek
nie byłem
osobiście obecny wypadkom
w
dniu 8 kwietnia zaszłym, niech mi jednak wolno będzie
się
wynurzyć z myślą moją, że rząd najazdowy już od
dawna
knuł zamiar, by jednym krwawym zamachem, ma-
nifestacją
dobrych chęci carskich odpowiedzieć na wszyst-
kie
manifestacje narodowe, zemścić się za wszystkie upo-
korzenia
doznane po 25 i 27 lutego, w tej nowej dla nich
walce
z siłami ducha niedostępnymi kuli i bagnetowi i raz
już
skończyć z tą szczególniej mu nienawistną żałobą,
kolącą
im bezustannie w oczy jak wyrzut sumienia.
W
miarę przybywania sił zbrojnych do Warszawy Moska-
lom
przybywało serca i bardziej podnosili głowę, wreszcie
czując
,się bezpiecznymi i pewnymi siebie pod zasłoną
dwudziestukilku
tysięcy żołdaotwa postanowili doprowadzić
do
skutku swój więcej niż nikczemny zamysł. Chodziło
tylko
o to, aby czymkolwiek upozorować zaczepkę ze stro-
ny
Polaków, bo już tak ni stąd, ni z owad napadać na
bezbronnego
za to, że śpiewa i stroi się po swojemu, tego
to
nawet i Moskwa się powstydzi. Cofnięcie wojska z placu
w
dniu poprzednim jeszcze bardziej rozpaliło chęć zemsty
w
Moskalach. Kilka dni z rzędu poddawano obficie żoł-
dactwu
wódkia,
by je godnie usposobić do godnych czynów
bohaterskich.
Tymczasem kochana Warszawka ucieszona
wczoraj
szym triumfem bezbronnym nad Moskwą bawiła
się
zapamiętale. Był to prawdziwie świąteczny dzień na
manifestacje;
z kilkanaście ich przynajmniej w dniu tym
odbywało
się w Warszawie.
Najgłówniejsza
i najliczniejsza odbywała się na Powąz-
kach
z powodu pogrzebu ks. Stobnickiego22,
sybiraka. Za
trumną
postępowało więcej niż ze 30 tysięcy ludu. Właśnie
gdy
naród z Powązek wracał do Warszawy, Moskale
z
nikczemną chytrością wystawili z Zamku na plac przed
Zygmuntem
dwie kompanie piechoty kozaków i żandarmów.
W
parę minut chodniki naokoło placu Zamkowego pełne
były
ludu zwabionego ciekawością. Moskale zaczęli
odegrywać
wczorajszą scenę, a tymczasem tłum się zwięk-
szał
widocznie co chwila, wreszcie po dwóch godzinach
wzajemnego
drażnienia się między wojskiem a ludem
Moskale
poszczuli lud żandarmami i kozakami. Na tę wia-
Stobnicki
Ksawery.
a
Wyraz
podkreślony
w tekście.
domość,
która piorunem gruchnęła poa
mieście, cała War-
szawa,
i starzy, i młodzi, kobiety i dzieci, wyległa całymi
tłumami
na ulice pchając się ku Zamkowi, w tej chwili
Moskale
zaczęli dawać ognia do gęsto skupionego ludu.
Reszta
wiadoma wszystkim. Zbyt widocznym jestb,
że
Moskale
umyślnie z szatańską chytrością urządzili tę całą
zasadzkę.
Rzecz
dziwna, cały
ten krwawy dramat zamiast zabić
i
przygnębić ducha, zamiast nakazać tchórzliwe milczenie
słowom
i czynom, podniósł owszem i uzacnił ducha ogól-
nego.
W
kilka dni Warszawa otarła
łzy z oczu, spojrzała dum-
nie
i odważnie, a oporem biernym lub czynnym w każdym
czasie,
miejscu i w każdej okoliczności przeciw wszystkie-
mu,
co od wrogów pochodzi, starała się okazać głęboką
wzgardę
i zarazem nie tłumioną niczym nadzieję i wiarę
w
przyszłość lepszą i w niepodległość Ojczyzny silniejszą
niż
kiedy. Gorączka manifestacji, która w Warszawie mu-
siała
ochłonąć z powodu miejscowych okoliczności, byc
sił
ducha
nie rozpraszać i nie narażać nadaremnie młodzieży,
przeniosła
się na prowincję.
Przed
12 sierpnia doszła
do Piotrkowa drukowana
odezwa
wzywająca do uświęcenia uroczystym obchodem
pamiątki
Unii Korony i Litwy, przypadającej w dniu 12
t.md2
. Celem przygotowania, urządzenia i przyprowa-
dzenia
do skutku owego obchodu pięciu nas młodych
ludzi,
mianowicie: Józef Grzybiński, Zbigniew Chądzyński,
Franciszek
Golcz, Władysław Turchetty i Wroński, zawią-
zało
się w bratnie koło, z celem i postanowieniem, by nie
Odezwa
ta wzywająca
do uroczystego świętowania rocz-
nicy
Unii Lubelskiej 1569 r. głosiła: „ Wyznajmy publicznie
wszyscy
wespół z kapłanami w dniu 12 sierpnia 1861 r.,
żeśmy
bracia jednej rodziny! Orła Białego i Pogoni! Obchód
tej
jedności dwu narodów winien byc uroczysty, spokojny,
ogarniający
sobą całą przestrzeń starożytnej Polski. Żałoba
na
ten jeden dzień, tak wielkiej wagi w dziejach, zdejmu-
je
się".
& Skreślono: całem.
Skreślono: jak się widzi.
0
Skreślono:
nadaremnie.
Tekst
pierwotny: sierpnia.
przestając
wyłącznie na tym, jeżeli można będzie pójść
dalej
i naprzód.
Wiadomość
o zamierzonej manifestacji na dzień 12
sierpnia,
z czym się zresztą nie bardzo ukrywano, doszła
do
uszu jenerała Wagnera, naczelnika wojennego
powiatu
piotrkowskiego24,
przedsięwziął on natychmiast właściwe
ludziom
podobnym środki, by nie dopuścić owej manife-
stacji.
Z rana 12 sierpnia wydał od siebie odezwę, którą
kazał
poprzyklejać na rogach ulic i ogłosić przez policję,
przy
bębnie, grożącą surową odpowiedzialnością i sądem
wojennym
wszystkim, którzy by się poważyli brać udział
w
zamierzonej manifestacji, a prócz tego osobne ogłosze-
nie,
że każdy znajdujący się po godzinie 8 wieczorem bez
latarki
zaaresztowanym będzie.
Środki
te przyczyniły się tylko do nadania większego
uroku
całej uroczystości, mianowicie uroku niebezpieczeń-
stwa.
W dniu 12 od rana prawie wszędzie w biurach, szko-
łach,
rzemiosłach praca ustała, jako przy dniu świątecznym
sklepy
pozamykano. Kobiety na ten jeden dzień zrzuciły
żałobę
i ustroiły się w suknie, wstążki jasnych kolorów,
owym
doborem i układem, gdzie tym razem mniej chodziło
o
gust, kokieterię lub modę, jak raczej o myśl, z daleka
już
bijącą w oczy. Z rana, przed południem, odbyło się
uroczyste
nabożeństwo, w czasie którego odśpiewano „Boże
coś
Polskę" i „Z dymem pożarów". Po południu zebrano
sięa
w kościele ks. Dominikanów, powtórnie odśpiewano
narodowe
hymny i stamtąd głównymi ulicami przechodząc
umyślnie
mimo mieszkania jenerała Wagnera, z przygo-
towanymi
zawczasu latarkami, udaliśmy się do ogrodu
publicznego
blisko dworca kolei żelaznej będącego, dość
licznym
choć nie skupionym tłumem, gdzie więcej osób
z
miasta miało przybyć.
Zabawiliśmy
się w ogrodzie przechadzką i rozmową do
godziny
ósmej, z uderzeniem której, zapaliwszy latarki
papierowe,
tłum cały różnobarwny, gwarny, ze światłami
w
ręku, co rzeczywiście sprawiało niezwykły urok, z ogro-
du
tymiż samymi ulicami ruszył do domu. Jenerał Wagner
obsadził
już wojskiem przyległe ulice rynkowi, przez które
koniecznie
przechodzić nam wypadało, mając zamiar za
24
Wagner,
gen. lejtnant, naczelnik wojenny powiatów:
ra-
wskiego,
łowickiego, piotrkowskiego i Częstochowy.
a
Skreślono:
powtórnie.
nadejściem
tłumu ludu otoczyć go zewsząd, zamknąć
wszystkie
wyjścia i po wyaresztowaniu pewnej liczby
ludzi
z większą inteligencją, energią lub wpływami, resztę
przez
noc całą zatrzymać pod gołym niebem. Gdyśmy
wchodzili
na rynek, Wagner z balkonu swego mieszkania
wrzeszczał
do oficerów rozkazy jakieś... zapewne, by woj-
skiem
zamknąć wyjścia z rynku.
Nie
zważając
na to wcale, nie zwracając niby uwagi,
tłum
cały postępował naprzód, na czele prawie szły trzy
siostrya,
panny xxx, ubrane jedna w białą, druga w błę-
kitną,
trzecia w amarantową suknię; oficerowie, którzy
prawie
wszyscy mieli znajomości w mieście i gościnnie
byli
przyjmowani, nie uznali za stosowne okazywać się
bohaterami
i zuchami względem płci słabej i pozornie wy-
konując
rozkazy jenerała, komendę zmienili w taki sposób,
że
została się wolna luka, którą przeszły wyżej wspomnia-
ne
trzy siostry, a za nimi i tłum cały, którego przejściu
stawiać
opór już by za późno wówczas było.
Po
rozejściu
się do domów każdy starał się oświecić jak
można
okna swoich mieszkań wychodzące na ulice i tak
się
zrobiła niechcący zaimprowizowana manifestacja.
Wagner
natychmiast kilku oficerów
posadził na odwach,
w
nocy zaś kazał z mieszkań aresztować kilku urzędników,
których
zresztą w dni kilka musiał wypuścić nie mogąc
im
nic dowieść. Jeszcze z rana tego samego dnia kazał
uwięzić
Kurnatowskiego, kupca, za zamknięcie sklepu
i
kilku obywateli przybyłych z powiatu. Jest to zwykły
wszystkim
służkom carskim właściwy sposób okazania
swej
gorliwości i działalności czynownej, szczególniej gdy
stracą
głowę i nie wiedzą co robić.
Ta
z pomyślnym
skutkiem i powodzeniem przedsięwzięta
i
wykonana manifestacja była dla naszego tylko co uradzo-
nego
kółka niby pewnego rodzaju zwycięstwem, wprawdzie
bardzo
słabej i drobnej względem całego ogromu sprawy
narodowej
doniosłości, zawsze jednak zachęcającym do
Pójścia
śmiałą i dobrą nadzieją naprzód.
a Skreślono: rodzone.
a a
Ułożyliśmy
naprędce ogólny program naszych działań
w
sposób następujący:
Porozumieć
się z ludźmi działającymi w Warszawie
w
celu jednomyślności i jednozgodności w postępowaniu,
jako
też wzajemnej pomocy w razie potrzeby, zawiązać
stosunki
z sąsiednimi miastami i powiatami i tamże starać
się
ustanowićb
odpowiednie kółka organizacyjne, roz-
powszechniać
wszelkie odezwy, druki i pisma patriotyczne,
w
ogóle słowem i czynem prowadzić w swoim zakresie
propagandę
w duchu narodowym i rewolucyjnym, wreszcie
starać
się o zgromadzenie funduszów, które by można
wc
danym razie użyć na potrzeby narodowej sprawy.
Zachęceni
pierwszym powodzeniem, pełni zapału i do-
brej
nadziei przysięgliśmy sobie iść naprzód nie zrażając
się
niczym.
W
celu powiększenia
kółka liczebnie i moralnie przyję-
liśmy
dwóch ludzi jeszcze, nieposzlakowanej zacności i pa-
triotyzmu,
a swym stanowiskiem społecznym, stosunkami
i
wpływami mogącymi oddać wielkie usługi dobrej spra-
wie,
ob. Zagórskiego, zawiadowcę stacji, i Nowickiego,
naczelnika
biura telegrafów. Co się tyczye
wydobycia
i
zgromadzenia funduszów, to kółko nasze radziło sobie za
pomocą
nabożeństw narodowych, któreśmy urządzać się
starali
przy każdej okoliczności, przy każdej mniej lub
więcej
ważnej rocznicy narodowej. Nabożeństwa te, choć
dość
liczne i często po sobie następujące, zawsze jednak
również
tłumnie i z równym zapałem uczęszczane były,
każde
takie nabożeństwo pod pozorem jakiej kwesty do-
broczynnej,
składki na kościół lub coś innego przynosiło
nam
do kilkudziesięciu rubli, abonowaliśmy zagraniczne
dzienniki
zakazane w kraju i te za opłatą pewnej kwoty
wypożyczaliśmy
do czytania, sprowadzaliśmy wreszcie hur-
townie
różne pisemka, broszurki, pieśni w duchu i treści
a-a
Skreślono:
Jak
wyżej wspomniałem, było nas 5 po-
czątkowo:
Józef Grzybiński, urzędnik z poczty. Władysław
Turchetty,
Franciszek Golcz, Zbigniew ChądzyńsKi, urzędnicy
z
sadu, Wroński z Kolei.
Tekst pierwotny: zawiązać.
0
Tekst pierwotny: w
jakim.
Skreślono:
nagłym.
e W tekście: tyczę.
narodowej
lub sprawy polskiej się
tyczące, te po znacznie
wyższej
zbywaliśmy cenie, a nabywców chętnych nigdy
nam
nie brakło. Tym sposobem dało się nam zebrać do po-
lowy
listopada około 5000 złp., co na Piotrków zważywszy
na
krótki przeciąg czasu coś przecie znaczy, nie było tu
z
pewnością ani jednego grosza niechętnie danego.
Mimowolnie
na myśl
mi przychodzi, jakież to ogromne
sumy
przy porządnie, rozumnie, ale z zapałem i sumiennie
prowadzonej
organizacji wydobyć by się dało, już z sa-
mych
tylko miast i miasteczek polskich, które przecie
wcale
bogatymi nie są, w razie jakiej nagłej narodowej
potrzeby!
Prawdziwy patriota polski nie rozumie, co to
jest
nie dać, nie rozumie nawet, co to jest czekać na
wezwanie
innych, gdy widzi potrzeby Ojczyzny. A cóż
dopiero
mówić o wsiach i dworach.
Zachęceni
pierwszym powodzeniem zaczęliśmy działać
śmielej.
Wkrótce po zawiązaniu się naszego kółka zaczęły
się
pojawiać różne odezwy, pisemka ulotne, stosowne do
chwili
obecnej, różnej formy i układu, drukowane lub pi-
sane,
które się rozszerzało bądź to rozlepiając na rogach
ulic,
na domach rządowych, na drzwiach kościelnych, cza-
sem
i wewnątrz kościoła, bądź rozrzucając w miejscach
publicznych
licznie uczęszczanych, bądź za pośrednictwem
młodzieży.
Treści tych odezw i piosenek niepodobna bliżej
i
ściślej określić, zawsze była w nich mowa o miłości
Ojczyzny,
o narodowości, o przeszłości naszej, o zbrodni
dokonanej
na naszym narodzie przez trzech wrogów,
o
liczeniu na własne siły itd., itd., wreszcie o konieczności
pracy
szczerej, o braterstwie, równości. Tajemniczość,
z
jaką pojawiały się owe odezwy niby z nieba spadłe, do-
dawały
[s] im uroku.
Jedną
z odezw w języku rosyjskim wyłącznie dla Mo-
skali,
dla żołdactwa poświęconej znaleziono przylepioną
na
armacie, żołnierze zaś moskiewscy przechodzący przez
miasto
niejednokrotnie wracali do koszar z przylepioną
a-a
1
Skreślono:
Nabożeństwa
owe, na których ma się ro-
zumieć
zawsze śpiewano narodowe hymny, służące same przez
się
jako środek i narzędzie manifestacji, budzących i
pod-
trzymujących
ducha, prócz tego dostarczały nam środków do
działań
na przyszłość.
im
na plecach drukowana lub pisaną
kartką, winę czego
składano
najczęściej na złego ducha. Listy do jednostek
różnych
pisane stanowiły także niemały wydział naszej
pracy.
Osobistości
podejrzane otrzymywały listy z szubienicą
na
czele, krótko i zwięźle wyrażające, co ich czeka, jeżeli
w
danym czasie nie zmienią postępowania. Osobom obo-
jętnym
dla sprawy przesyłano listy z wyrysowanym kotem
miauczącym
lub batem, stosownie do tego, czego kto był
wart.
Mając
liczne stosunki i stosownie postępując mogliśmy
wiedzieć
z łatwością o najmniejszym nawet głupim lub
dwuznacznym
słówku, o każdym niestosownym postąpie-
niu,
niezgodnym z uczuciem godności i czci narodowej,
0 każdym wykroczeniu przeciw moralności, uczciwości
1 czystości
obyczajów. Nie zaniedbaliśmy takich okolicz-
ności,
by tajemniczą drogą przesłać liścik z
serdecznymi,
a
czasami gorzkimi słowami prawdy.
Nasz
Trybunalski gród
Piotrków ujemnej, ale zasłużonej
używa
sławy pod względem ochoczego wychylania kieli-
chów...
kilkakroć uderzyliśmy w tę drażliwą strunę,
w
imię miłości własnej i godności narodowej i nie było
bez
skutku widocznego nasze odezwanie się. Mimowolnie
wyrobiło
się przekonanie o istnieniu jakiejś tajemniczej
władzy
wiedzącej o wszystkim i widzącej wszystko... którą
zaczęto
szanować i obawiać się zarazem, i z powodu tej
obawy
nie starano się jej bliżej śledzić, choć była ochota
po
temu.
Stopniowo
zawiązało
kółko nasze bliższe stosunki z Wie-
luniem,
Radomskiem, Częstochową, Opocznem, Łęczycą,
Zgierzem
i w innych miastach, ma się rozumieć stosunki
nam
tylko wiadome.
W
każdym
z tych miast powstało miejscowe narodowe
kółko
w odpowiedni miejscowym potrzebom sposób zorga-
nizowane,
które to kółko później Komitet Centralny25
pod
swoją
władzę zagarnął.
Bez
instrukcji pisanych, posiekanych na paragrafy
i
uwagi, kółka
owe z dziwną jednozgodnością trzymały się
tego
samego sposobu postępowania jak nasze.
Wyłoniony
wiosną 1862 r. z Komitetu Miejskiego. Komi-
tet
Miejski stanowiący pierwsze kierownictwo „czerwonych"
zawiązany
został 17.X.
1861
r.
We
władzę
żadną nie zabawialiśmy się, całą władzą
naszą
była czystość i świętość dobrej sprawy, której służbie
z
całym zapałem i oddaniem poświęcaliśmy się; szczerość
owej
służby naszej, w której nie szukaliśmy czczej chwały
i
rozgłosu, woląc bezpieczną tajemniczość, wreszcie uznanie
ogółu,
śród którego pracowaliśmy, a który sercem nasze
dobre
chęci zrozumiał i swoim uznaniem uświęcił.
W
początkach
października powstała nowa organizacja
złożona
z obywateli i urzędników już z pewnymi preten-
sjami
do rządzenia i kierowania ruchem przez innych roz-
budzonym
i przygotowanym.
Ogłoszono
wkrótce stan wojenny26
i owa organizacja
przycichła
zupełnie, nie chcąc swych drogich osobistości
na
marne, bezużyteczne dla kraju skompromitowanie na-
rażać.
Najgłówniejszą
jej czynnością było zabranie pod swą
opiekę
parusef rubli zebranych na nabożeństwie narodo-
wym
na cześć Kościuszki2
, przez nas przygotowanym
i
kierowanym, i obstalowanie za te pieniądze ram bogatych
dla
jakiegoś tam obrazu Matki Boskiej, której już nie
wiem,
bo ich tyle w ostatnich czasach namnożyła schoro-
wana
wyobraźnia naszych bigotów, dewotów, nabożnisiów,
świętoszków,
arcykatolików i innych błaznujących z Bo-
giem
i krzyżujących prawdy chrześcijańskie na pręgierzu
głupoty.
Czy
rzeczywiście
na tych parusetb
rublach zarobiła co
jaka
fabryka ram złoconych i obraz Matki Boskiej, czy też
zachowane
zostały na czas przyszły, niedokonany, na przy-
jęcie
jakiego pułku żuawów [s] niebieskich z korpusu
Archanioła
Michała, którzy bronią duchową bez trudu
i
krwi ni z naszej, ni z wrogów strony mają nam odbić
Ojczyznę
ziemską, nie wiem! nie wiem również, jakby
nazwać
podobne postąpienie... przez grzeczność nazwę to
dowodem,
w braku odpowiednich słów czysto polskich,
arcysubtelnego
sprytu dyplomatycznego — jak zaś nazwać
dyplomację,
dzięki której dla dobra ludzkości i spokoju
świata
jesteśmy nac
rozdarci, wyzuci i wydziedziczeni ze
26 Tj. 14JC1861 r.
21 Tj.l5.X.1861r.
a Tekst pierwotny: kilkuset.
Tekst pierwotny: kilkuset.
0 Skreślono: troje.
wszystkich
praw narodowych i narodowej własności,
zo-
stawiam
spokojnemu sumieniowi [s] tych panów sprawia-
jących,
gdy naród z płaczem prawie woła o stal i ołów,
złote
ramy do obrazów!
Przy
tej sposobności
choć z bólem serca muszę namienić,
że
i zakonnice dominikanki najpobożniej przywłaszczyły
sobie
pewną kwotę do nas mającą należeć, zapewne z bo-
jaźni,
abyśmy jako niedoświadczeni nie użyli tej sumy na
jakie
niebezpieczne, niechrześcijańskie cele. Rzecz tak się
miała.
Nie mogąc z ich kościoła (z powodu pewnych miej-
scowych
okoliczności) zabierać od razu z miejsca pieniędzy
zebranych
w czasie nabożeństw i śpiewów napisaliśmy do
przełożonej
list: że pod tym warunkiem uczęszczać będzie-
my
do ich kościoła, jeżeli pieniądze w dniach takich a ta-
kich,
w takim a takim celu w czasie nabożeństwa zebrać
się
mające odda nam sumiennie. Przełożona listownie przy-
rzekła...
przecież gdy stan wojenny już ogłoszono, gdyśmy
się
zgłosili do niej w tym celu, najpobożniej odpowiedzieć
raczyła,
że nie może i nie wolno jej tego zrobić.
Przy
tej jako też
i przy wyżej wymienionej okoliczności
z
goryczą w sercu przekonaliśmy się po raz pierwszy, cze-
mu
dotąd wierzyć ni przypuszczać nie chcieliśmy, pod
wpływem
młodej myśli ochrzczonej krwią Warszawy i na-
miętnej
wiary w świętość naszej sprawy, jaki smutny roz-
dział
panuje jeszcze w narodzie w pojmowaniu jednej
i
tej samej sprawy, jednych i tych samych obowiązków.
W
końcu
miesiąca sierpnia przejeżdżał przez Piotrków
szukając
schronienia za granicą po swym niefortunnym
namiestnikostwie
jenerał Suchozanet23.
Miejscowe władze
moskiewskie
domyślając się słusznie, że szanownego satra-
pę
spotkać może to, na co zasłużył, w chwili jego prze-
jazdu
otoczyły dworzec kolei wojskiem, żandarmami i po-
licją.
Nic to nie pomogło przecie. Kupka młodych ludzi
pod
przewodnictwem członka kółka ob. Wrońskiego poczę-
stowała
go za miastem tym, co go w mieście ominęło. Po-
wybijano
szyby w wagonach kamieniami i sam Suchozanet
Po
śmierci
Gorczakowa gen. Suchozanet Mikołaj (1794—
1871)
pełnił funkcją namiestnika od 30. V.
do
23. VIII. 1861 do
nominacji
Lamberta, a potem od 23.X
do
5.XI.
1861
r.
pomimo
całego
swego jeneralstwa w głowę dotkniętym
został.
Jenerał
Wagner, jako miejscowy naczelnik wojenny,
chcąc
się pochwalić gorliwością, działalnością i pomysłem
w
służbie i zasłużyć sobie na order, postanowił sprawcę
bądź
co bądź wykryć i ukarać. Lecz się przekonał wprędce,
że
to również niełatwo, jak wynaleźć kamień, który trafił
w
czoło Suchozaneta. Wagner przecie umiał poradzić sobie,
prawdziwym
przemysłem moskiewskim. Rozkazał więc
niejakiemu
Klimowiczowi, podrewizorowi tabacznemu,
a
obecnie swemu tajnemu ajentowi, aby pod zagrożeniem
niełaski
winnego mu dostarczył. Klimowicz niedługo się
namyślając
urzędownie zadenuncjował Wagnerowi jako
głównego
winowajcęa
Feliksa Wolgemuthab,
syna profe-
sora
gimnazjum, młodego chłopca, zupełnie niepodobnego
do
takichc
sprawek. Wagner protokół w swoim biurze
spisany,
stosując się do nowych przepisów wydanych przez
Wielopolskiego2
a,
odesłał sądowi (poprawczemu w celu wy-
prowadzenia
śledztwa i wydania stosownego wyroku.
Pan
Aleksander Chmieleński,
który za denuncjacje
w
r. 1846 jeszcze, swych kolegów zesłanych na Sybir do
kopalni
dostał order i urząd sędziego prezydującego, wziął
się
obcesem do tej sprawy i sam śledztwo prowadzić po-
stanowił,
w nadziei otrzymania jakiego wyższego urzędu.
Na
wstępie zaraz przyjął od Klimowicza przysięgę na
rzetelność
jego zeznań, tym sposobem Wolgemuth już
przed
śledztwem, przed wyrokiem został na pół potępiony.
Opinia
publiczna oburzona tym nikczemnym postępkiem
Chmieleńskiegod
czynnie i jawnie prześladować go zaczęła
i
okazywać mu zbyt pewne oznaki pogardy. Podwładni
urzędnicy
zaprzestali względem niego najzwyklejszych
form
grzeczności, jak ukłon na przykład, znajomi omijali
go
z daleka, chłopaki uliczni kilkakrotnie przywitali go
błotem
i kamieniami.
Chmieleński
się przeraził i przyjął urzędownie nową
przysięgę
od dwóch świadków, to jest Józefa Grzybiń-
skiego
i Michelisa, prawosławnego, nadzorcę magazynów
wojskowych,
zeznających, że podczas przejazdu Suchoza-
28a Okólnik z 9. VII. 1861 r.
a Tekst pierwotny: sprawcę.
b
W tekście
spotyka siępisownią: Wolgemuth
i Wolgemut.
c
Tekst pierwotny:
podobnego
rodzaju.
Skreślono;
za
podszeptem kółka piotrkowskiego.
neta
widzieli Wolgemutha pracującego
w biurze poczto-
wym.
Wypadał stąd konieczny wniosek, że jedna ze stron
zeznających
dopuściła się krzywoprzysięstwa.
Antoni
Jasiński
podprokurator, wychodząc z zasady, że
świadkowie
Wolgemutha byli w większej liczbie, że zaj-
mowali
posady rządowe, uczynił do sądu wniosek o przy-
aresztowanie
Klimowicza jako podejrzanego o krzywo-
przysięstwo.
Sąd do wniosku tego przychylił się i Klimo-
wicza
do odpowiadania z więzienia w czasie śledztwa za-
kwalifikował.
Chmieleński. opóźniając z umysłu redakcję
tego
postanowienia, pozostawił Klimowiczowi czas do szu-
kania
opieki władz wojskowych, to jest Moskali, jako też
rzeczywiście
pociągiem drogi żelaznej wraz z familią
ujechał
do Częstochowy, gdzie Wagner za interesami urzę-
dowymi
wtedy przebywał.
Jasiński,
jako stróż prawa, wezwał telegrafem władze
kolei
żelaznej o przytrzymanie Klimowicza i dostawienie
go
pod strażą sądowi, co w mieście Radomsku uskutecznił
zawiadowca
stacji przy pomocy burmistrza.
Jenerał
Wagner zawiadomiony o niebezpieczeństwie gro-
żącym
jego ajentowi również drogą telegraficzną zalecił
ze
swej strony naczelnikowi żandarmów w Piotrkowie, by
za
pomocą siły wojskowej ochronił Klimowicza od posta-
nowienia
sądu.
Młodzież
dowiedziawszy się o owej depeszy Wagnera,
w
języku francuskim pisanej, w liczbie dwustu blisko
z
podprokuratorem Jasińskim udała się na dworzec kolei,
gdzie
już znaleźli pluton piechoty i pana Konradi, oficera
żandarmskiego,
z dwoma żandarmami. Po przyjeździe Kli-
mowicza
piechota otoczywszy go wyszła na ulicę mając go
tak
przeprowadzić ku odwachowi, gdzie dla bezpieczeń-
stwa
miał pozostawać.
Tłum
młodzieży ze swej strony otoczył jakby żywym
łańcuchem
pluton piechoty i najmniejszej przykrości nie
czyniąc
sołdatom przypchał goa,
iż tak się wyrażę, aż do
bramy
więzienia kryminalnego, będącego po drodze ku
odwachowi,
w bok nieco przed samymi bramami którego
Klimowicz
znalazł
się
otoczony nie przez sołdatów mo-
skiewskich,
a przez młodzież, która też długo nie bawiąc,
Klimowicza
wepchnęła za bramę więzienną wraz z ekspe-
a Tekst pierwotny: ich.
dycją
z podpisem sędziego na przyjęcie Klimowicza do
więzienia
przygotowaną już wcześnie, a wręczoną jedno-
cześnie
Sobolewskiemu dozorcy więzienia21.
Klimowicz więc
został
formalnie aresztowany, bo nie brakło nawet asy-
stencji
siły zbrojnej, która zresztą bardzo go nie broniła.
W
kilka tygodni namiestnik29
akta całej tej sprawy wraz
z
delikwentem ściągnął do Warszawy. Klimowicza zaraz
po
przywiezieniu
go do Warszawy kazał puścić wolno, Jasiń-
skiemu
zaś za gorliwe pełnienie swych obowiązków dymi-
sją
udzielił.
Jasińskiego
od zesłania na Sybir na osiedlenie, co by go
niechybnie
spotkało, uwolnił swymi wpływami Wielo-
polski,
pod którego opiekę dowiedziawszy się o grożącym
mu
aresztowaniu, przyjechawszy do Warszawy, udał się.
W
pierwszych dniach października
zmarł arcybiskup
Fijałkowiski30.
Mąż ten umiał zarazem zyskać prawdziwą
miłość
swych rodaków i szacunek u wrogów.
Naród
postanowił pogrzeb jego uczcić manifestacją na-
rodową.
Wezwano włościan z Księstwa Łowickiego, ze
Skierniewic,
z Wilanowa do uczestniczenia w obchodzie
żałobnym.
Wezwaniu temu pospieszyli oni z największą
serdecznością
zadosyćuczynić.
Przybywających
koleją całym licznym tłumem włościan
przyjęła
na dworcu warszawskim garstka młodzieży, po
większej
części akademików, mająca służyć im za prze-
wodników.
Uszykowano
się
szeregami, przypięto kokardy żałobne
i
śpiewając „Boże coś Polskę" Nowym Światem, Krakow-
skim
Przedmieściem, Senatorską udano się do pałacu
arcybiskupa
przy ulicy Miodowej położonego, gdzie po
obejrzeniu
ciała rozdano obecnym medaliki na pamiątkę
dnia
tego wybite. bWarszawianie
ofiarowali przybyłym
29 Suchozanet.
30 Arcybiskup
Fijałkowski
Antoni zmarł 3.X.1861 r., pogrzeb
odbył
się
1O.X.
&
Skreślono:
który wyszedł na spotkanie.
Skreślono:
Gościnni.
włościanom
bratnią gościnę w swych domach i porozbie-
rali
między siebie wszystkich po jednemu, po kilku.
Nazajutrz
10 października
nastąpił pogrzeb arcybiskupa,
niezapomniany
aż do zgonu przez każdego, kto w nim
wziął
udział, a wyglądający więcej na triumf pośmiertny
niż
na obchód żałobny. Trumnę wspaniałą choć skromną
na
pozór na umyślnie urządzonych noszach dźwigało
do
kilkudziesięciu
osób, a o ten zaszczyt dobijano się z zapa-
łem,
żeby choć ręką dotknąć przynajmniej. Przed trumną
postępowały
wszystkie zakłady naukowe męskie, żeńskie
i
dobroczynne, dalej szły cechy rzemieślnicze ze swymi
godłami
i sztandarami, przyozdobionymi w herby i kolory
narodowe,
potema
weterani b. Wojska Polskiego — jeden
z
nich niósł herb Polski i Litwy, inny koronę w
kształcie
królewskiej,
na wielkiej czerwonej aksamitnej poduszce,
wstęgi
od której trzymane były przez kilka dziewic ubra-
nych
w bieli. Przed samą trumną postępowali włościanie
przybyli
na pogrzeb, w swych sukmanach z żałobnymi
kokardami,
i jeden odznaczający się wzrostem i ubraniem
góral,
a w końcu dygnitarze, urzędnicy, literaci.
Ze
strony moskiewskiej na pogrzebie dwóch
tylko znaj-
dowało
się ludzi, to jest jenerał Bebutow31
i markiz
Pauluccib
3
, naczelnik szpiegów, b. prezydujący w Delega-
cji
Miejskiej po 27 lutego, obadwaj udający przyjaciół
Polaków!
Następnego
dnia w Hotelu Europejskim i Warszawsko-
Wiedeńskim
podejmowano i częstowano przybyłych na
pogrzeb
włościan. Uścisków, uniesień, różnych mów nie
brakło
w podobnej chwili, nastrajającej ducha na serdecz-
niej
szą nutę. Kilku włościan wystąpiło z mówkami, miano-
wicie
głośny z odbytej do Rzymu podróży Feliks Boruń
i
Kutasik gospodarz z Łowickiego.
Ten
ostatni, odznaczający
się swym zdrowym i dosad-
nym
sądem, zwykle zakańczał swą przemowę mniej więcej
31 Bebutow
Dawid (1793—1867),
generał, komendant War-
szawy.
32 Paułucci
Amiłkar (ok. 1810—1874),
pochodzenia włoskie-
go,
carski generał, dyrektor tajnej policji w
Warszawie
w
okresie Paskiewiczowskimf oberpolicmajster Warszawy
od
lutego
1861 do lipca 1862 r.
£
Skreślono:
postępowali.
W
tekście: Pauluczy.
Od
pogrzebu arcybiskupa Fijałkowskiego,
a prawdziwie]
od
żałobnego nabożeństwa za Tadeusza Kościuszkę i słyn-
nego
oblężenia modlących się u Fary, u Bernardynów
i
Sw. Krzyża, to jest od ogłoszenia stanu wojennego, koń-
czy
się, iż tak się wyrażę, manifestacyjna epoka ruchu
narodowego,
a następuje epoka organizacyjna.
II
Warszawa
Warszawie
przy końcu
1861 r. nie było jeszcze takiej
organizacji,
jaka się później dopiero rozwinęła, siecią
swych
związków sięgającej po całym kraju, do wszystkich
warstw
społeczeństwa, a wpływami ogarniającej wszystko
i
wszystkich.
Istniały3
wprawdzie liczne koła, kółka, związki ludzi
jednej
myśli, towarzystwa bliższych znajomych, stowarzy-
szenia
w jakim specjalnym celu związane, niezależne i nie
wiedzące
często jedne o drugich, lecz spójni żadnej próczc
przypadkowej
między nimi nie było. Każde z nich działało
na
własną rękę, stosownie do swego sposobu widzenia
rzeczy;
wychodzące tajemnie pisemka i broszurki nieraz
w
rażącej były sprzeczności, a nieraz ustępy jednego i te-
goż
samego pisemka kłóciły się z sobą.
Do
jednego z takich kółek
należał Tomasz Winnicki33,
urzędnik
Pocztamta Warszawskiego, człowiekd
czynny,
energiczny,
a także działający na własną rękę. Za pośred-
nictwem
Zbigniewa Chądzyńskiego zawiązał on stosunki
z
Janem Skowrońskim urzędnikiem sądowym do prowa-
33
Winnicki
Tomasz (1828—1883),
później naczelnik policji
narodowej
miasta Warszawy, w powstaniu pelnil funkcją
szefa
sztabu u Jeziorańskiego.
a Skreślono: tylko.
Tekst
pierwotny:
bez.
c
Tekst pierwotny: chyba,
Skreślono:
dosyć.
dzenia
śledztw
politycznych w Cytadeli przeznaczonym.
Zacnie
i z prawdziwie obywatelskim poświęceniem, czło-
wiek
ten młody, mimo wiszącego nad głową jak miecz
Damoklesa
niebezpieczeństwa nieuniknionego prawie,
w
razie zdradzenia się przed Moskwą i narażenia się na
najsroższą
zemstę, codziennie składał Winnickiemu bratnie
raporta
ze swych czynności śledczo-sądowych z dodatkiem
trafnej
i rozsądnej rady. W ten sposób temu zacnemu mło-
dzieńcowi
jako też Winnickiemu wiele osób wdzięczność
swą
uczuwać [s] winna.
W
liczbie znajomych Winnickiego znajdował
się niejaki
Ziemięcki,
niegdyś emigrant, ostatnio urzędnik bankowy,
jak
to mówią niepewna figura, już samą liczbą swoich
znajomości
i ich rozmaitości dająca do myślenia o sobie,
umiejąca
się wszędzie wkręcić. Człowiek ten udający sam
przed
sobą pewnego rodzaju Wallenroda szpiegowskiego
od
czasu do czasu stosownie do okoliczności po kilku z za-
możniejszej
młodzieży oddawał na pastwę komisjom śled-
czym,
które pastwy podobnej potrzebowały, w interesie
swego
istnienia dla pokazania, że coś robią i nie darmo
biorą
ruble, a ze swej strony tajemnie wyłudzał od rodzin
uwięzionych
znaczne sumy pod pozorem grubo kosztują-
cych
starań się o uwolnienie ich z więzienia za pośred-
nictwem
swych rozległych stosunków i wpływów.
I
tak to w Święto
Bożego Narodzenia zadenuncjował
Winnickiego
z kilku innymi o należenie do spisku i wy-
dawnictwo
pisma tajnego „Strażnica"34.
Przeczuwając
jednak, że się na tej sprawie grubo zała-
pać
może i sprawki jego jeżeli nie obu stronom, to przy-
najmniej
polskiej się wydadzą, postanowił usunąć się
sprzed
oczu i w tym celu wyrobił sobie paszport i dele-
gację
od władz moskiewskich na pełnienie tego samego co
w
kraju rzemiosła za granicą!
W dniu wyjazdu przy pożegnalnych toastach z młodzieżą
34Pierwszy
numer „Strażnicy"
ukazał się 6.VIII.1861. r.,
ostatni
23. VI863
r.
Redagował
ją Joachim Szyć.
znajomą
podchmieliwszy nad miarę wygadał się przed nie-
jakim
Strumfeldem, iż wskutek żądania Piłsudskiegoa35,
oberpolicmajstra,
był zniewolony zadenuncjować kilku
znajomych
mniej winnych, ażeby tym sposobem podejrze-
nie
od prawdziwie działających oddalić, że wydanym przez
niego
nic złego się nie stanie, jeżeli tylko zapłacą Piłsud-
skiemu.
Wskutek tego wyznania Strumfeld natychmiast
udał
się do oberpolicmajstra i bez ogródek powtórzywszy
rozmowę
swą z Ziemięckim, domagał się stanowczego
uwolnienia
świeżo zaaresztowanych.
Moskal
od rozumu prawie odchodził
zmieniony i roz-
wścieklony
nieostrożnością Ziemięckiego, natychmiast
aresztować
go polecił i jako bezpożytecznego pod sąd ko-
misji
oddał. W zapomnieniu złości dla usprawiedliwienia
swego
niby okazał Strumfeldowi rachunki z pobranych za
szpiegostwo
przez Ziemięckiego pieniędzy.
Ziemięcki,
pomimo największych wysileń sprytu nik-
czemnego,
oskarżeń swych niczym udowodnić nie potrafił*,
bna
Syberię więc wraz z oskarżonymi przez siebie był
zesłany.
Projektów
do zarządzenia ogólnej, obejmującej wszystko
i
wszystkich organizacji niemało się w tym czasie rodziło;
każdy
bowiem z prawdziwych patriotów sam czuł konieczna
na
razie potrzebę takową, lecz po większej części projekta
owe
nie przeszły za granicę kółek lub towarzystw, w któ-
rych
się rodziły.
Z
jednym z podobnych projektów
w niedługim jakoś
czasie
po uwięzieniu Winnickiego wystąpił Ignacy Radzie-
*
Przyjaciele Winnickiego wiedząc
dokładnie o zarzutach
mu
czynionych wszystkie pozory przeciw mówiące zawczasu
zobojętnić
potrafili i takowe na niekorzyść Ziemiąckiego
obrócić,
choć zupełnie ich uwolnić i wyrwać0
z paszczy mo-
skiewskiej
było niepodobna.
Piłsudski
Zygmunt, gen. major, oberpolicmajster Warsza-
wy,
funkcją tą pełnił do 9.VII.1862 r.
&
W tekście:
Piłsudzki.
Skreślono;
Ziemięcki.
0 Skreślono: ich.
jowski36
urzędnik
z biura Kronenberga*37
na zebraniu
młodzieży,
jakie umyślnie w swoim mieszkaniu zwołał.
Wspominano
o nim jako o wydatniejszym, jako mającym
już
pewną barwę właściwą. Oświadczywszy, że przemawia
z
upoważnienia ludzi poważnych i znanych ze swego sta-
nowiska
towarzyskiego, wpływów, rozumu (między który-
mi
wymienił Edwarda Jurgensa38,
urzędnika Komisji
Spraw
Wewnętrznych, o którym niżej jeszcze nieco
wspomnę),
przedstawiał wymownie potrzebę przeprowa-
dzenia
organizacji dziesiątkowej, szczególniej między
ludem
rzemieślniczym w Warszawie, dla zapobieżenia
nadal
bezcelowym manifestacjom, wyzyskującym bez ko-
rzyści
dla sprawy i siły ducha narodu, a mogącym w swym
rozkiełznaniu
kraj na nieobliczalne straty narazić, i opo-
wiedział
następny program swej organizacji, do której,
jak
oznajmił, prawie wszyscy obywatele ziemscy należą,
między
innymi:
„Przyjmowanie
bierne, jako rzeczy należnej wszelkich
ustępstw
przez cara robionych i coraz większe zarazem
stawianie
żądań — za pośrednictwem rad powiatowych
i
miejskich zbieranie funduszów mających się użyć na rze-
czy
pożytku ogólnego narodowego jako to: zakładanie
szkółek
dla ludu wiejskiego, usuwanie urzędników Mo-
skali,
a obsadzanie ich posad Polakami, budowanie domów
dla
rzemieślników z niską ceną lokalu itp. itp., także
na
podtrzymanie
stosunków z Europą, przez zyskiwanie sobie
ministrów,
urzędników wyższych, członków parlamentów,
redaktorów
pism, by podnosili i wznawiali przy każdej
*
Rozstrzelany (poprzednio
w tekście:
powieszony,
przekre-
ślono)
w
mieście Łodzi d. 6 lutego 1864 r.
Radziejowski
Ignacy, ur. 1835 lub 1836 r. w Warszawie,
kontroler
tabaczny w Łodzi
i pierwszy naczelnik miasta Ło-
dzi,
po wybuchu powstania zajmował się organizacją wojsko-
wą
oddziału Łęczyckiego. W sierpniu 1863 r. zdradzony przez
swego
przyjaciela został uwięziony i wyrokiem sądu skazany
na
śmierć. Rozstrzelany 6.II.1864 r. w Łodzi.
Chodzi
o Leopolda Kronenberga (1812—1878),
znanego
bankiera
warszawskiego.
Jurgens
Edward (1832—1863),
organizator młodzieży i bur-
żuazji
warszawskiej, przeciwny ugodzie z caratem, ale wystę-
pował
przeciw natychmiastowemu powstaniu. „Millener",
aktywny
działacz Dyrekcji „białych", aresztowany w lutym
1863
r., zmarł w lipcu w Cytadeli.
okoliczności
sprawę polską przed sądem Europy, wreszcie
jako
cel ostateczny i główny wywołania powstania po
usposobieniu
poprzednim całej ludności i przygotowaniu
środków
materialnych".
Plan
ten jako na liczne lata rozkładający
dzieło oswo-
bodzenia,
a tym samym niepodobny do ukrycia go przed
podejrzliwą
czujnością Moskwy, nie trafił do przekonania
zebranych.
Szczególniej nie do smaku przypadło młodzieży
gorąco
przejętej ideą ludową na ludzie wiejskim głównie
opierającej
swe nadzieje, owa wspólność działania z oby-
watelstwem
ziemskim, będącym względem ludu na stano-
wisku
kasty uprzywilejowanej i protegowanej przez rząd,
kasty
żywiącej przestarzałe pretensje do przewodniczenia
w
narodzie, a stąd łatwo podejrzanej o zachcianki prze-
wodzenia
w organizacji i wyzyskania jej działań na rzecz
swoją.
W ogóle tak zwana organizacja „biała"39,
nie zna-
lazła
odpowiedniego do przyjęcia się gruntu na świeżo
krwią
oblanym bruku warszawskim.
Jednocześnie
prawie Stanisław Frankowski40,
urzędnik
rządu
gubernialnego, nie wiem czy z własnego natchnienia,
na
urządzonym przez siebie zebraniu młodzieży przedsta-
wiwszy
plan organizacji przedpowstańczej, dążącej bezpo-
średnio
do zbrojnego ruchu, znalazł uznanie i przyjęcie
prawie
jednozgodne. I od tego czasu datować można orga-
nizację
tak zwaną „Czerwonych". Dla ułatwienia organi-
zacyjnej
pracy Warszawę podzielono na cztery wydziały
i
dwanaście okręgów, w każdym z tych mianowano naczel-
ników
przeprowadzających w swym wydziale organizację
dziesiątek
i setek.
Rzemieślnicy
z fabryk Ewansa, Gerlacha, Zakrzewskie-
go
i innych z zapałem przystępowali do niej. Pani K...
żona
stolarza, śmiała, energiczna, miłością Ojczyzny jedy-
nie
kierowana, wielkie przynosiła usługi.
39
Dyrekcja
„białych"
powstała w grudniu 1861 r. i miała
stanowić
przeciwwagą Komitetowi Miejskiemu utworzonemu
Przez
„ czerwonych ",
Frankowski
Stanisław
(1840—1899)
wraz z braćmi Leonem
i
Janem brał czynny udział w przygotowaniu powstania
w
Warszawie. Należał do „czerwonych", w powstaniu począt-
kowo
pełnił funkcję komisarza województwa mazowieckiego,
członek
rządu „wrześniowego". Po upadku powstania emigro-
wał
do Francji, a na starość osiadł w Galicji.
Wskutek
porozumienia się
Stanisława Frankowskiego
z
Witoldem Marczewskim41,
inżynierem drogi żelaznej
Warszawsko-Wiedeńskiej,
zamianowano naczelnikiem Wy-
działu
1, czyli cyrkułów 2, 4 i 12, Konstantego Szaniaw-
skiego42,
b. więźnia Syberii, znanego pod nazwiskiem „Śle-
py",
okręgowymi mianowano Alfonsa Wierzbiętego w cyr-
kule
2, Zbigniewa Chądzyńskiego w cyrkule 4 i Antoniego
Giętkie
w cyrkule 12. Adama Wolmana, młodego chłopca
z
nadzwyczajną energią i miłością Ojczyzny, przeznaczono
do
załatwiania rozmaitych interesów organizacyjnych mię-
dzy
wydziałowymi a okręgowymi — znany był on pod
przydomkiem
„Galopen" z powodu ciągłego biegania po
najodleglejszych
częściach miasta*.
Wzrost
organizacji, codzienne z nieznajomymi ludźmi
styczności
słuszną wzbudzały w naczelnikach obawę
o
skompromitowanie się przed czasem, a tym samym na-
rażenie
związku na odkrycie. Zaproponowaliśmy więc
Frankowskiemu,
by od nowo wstępujących do związku
żądać
przysięgi. Frankowski, znając, jaki wpływ wywiera
u
nas religia szczególniej na klasy mniej oświecone, pro-
jekt
tenb
przyjął najchętniej, zaraz rotę przysięgi sam
ułożył
i takową od stowarzyszonych odebrał.
Krok
tenc
sprawił,
iż Komitet Centralnyd
był zmuszony
do
zarządzenia w całym kraju przysiąg6.
*
Szaniawski i Wolman polegli pod Siemiatyczami
[6.III.1863
r.]; pierwszy od kuli swych własnych
rodaków,
wskutek
nieostrożnego obchodzenia się z bronią, a jak nie-
którzy
obecni śmierci jego utrzymują, z zawiści jednego z
jego
podwładnych,
że mianowano go dowódcą oddziału, Wolman
zaś,
z kosą w ręku idąc na armaty moskiewskie, obie nogi
od4kuli
miał urwane, jest pochowany w Ostrołęckiem.
Marczewski
Witold (1832—1908),
główny inżynier Dyrekcji
Warszawsko-Wiedeńskich
Kolei Żelaznych, działacz „czerwo-
nych"
i członek Komitetu Miejskiego, potem CKN. W lutym
1863
r. aresztowany i zesłany do ciężkich robot.
Szaniawski
Konstanty, urzędnik
kolei żelaznej, za udział
w
rewolucji węgierskiej zesłany został na Sybir, od 1862
r.
współpracownik
CKN, zginął z początkiem powstania pod
Czyżewem
w Płockiem 27.1.1863 r.
Skreślono:
Chądzyński
więc zaproponował, poprawiono
na-
zaproponowaliśmy.
Tekst
pierwotny: Chądzyńskiego.
c
Skreślono: Frankowskiego.
Skreślono:
istniejący
od pogrzebu arcybiskupa.
e
Skreślono:
od
którego organizacja Frankowskiego jeszcze
dotąd
zależną nie była.
przyjmowanie
przysięgi
jako obrządek religijny wywie-
rało
znaczny wpływ na wyobraźnię ludu, tak często lubią-
cego
powtarzać: „Kto z Bogiem, Bóg z tym", i prócz tego
było
gwarancją wierności i poszanowania tajemnicy związ-
ku.
W końcu miesiąca maja 1862 r. w dwóch cyrkułach,
to
jest 2 i 4, liczono do 800 sprzysiężonych.
W
maju aresztowano Jana Frankowskiego43,
na brata
więc
jego Stanisława policja nadzwyczaj baczną zwróciła
uwagę,
wskutek czego tenże był zmuszony opuścić War-
szawę.
Po wyjeździe jego cały ciężar pracy spadł na
Alfonsa
Wierzbiętę i Chądzyńskiego. Szaniawski będąc
sterany
więzieniami21
prócz dobrych chęci żadnej więcej
pomocy
przynosić nie mógł.
W
dniu 8 czerwca 1862 r. z mieszkania przy ulicy Krzy-
we
Koło,
wynajętego przez okręgowych 2 i 4 cyrkułów do
odbierania
przysiąg, aresztowano Ksawerego Oborskiego44,
b.
syberyjczyka, który tamże dla zachowania pozorów od
czasu
do czasu przychodził i nocował.
W
mieszkaniu Oborskiego ukryto i policję,
która także
i
koło domu w zasadzce się rozstawiła z rozkazem areszto-
wania
każdego, kto by tam wchodził. Ponieważ dzień ten
był
przeznaczony do odbierania przysiąg, schwytano więc
kilku
nowo do związku przystępujących. Stąd początek
wzięła
głośna „sprawa 66" obwinionych w gmachu rządu
gubemialnego,
niegdyś pałacu Paca, jakoby publicznie
w
dniu 10 grudnia 1862 r. sądzonych. Nie był to sąd, lecz
rodzaj
parodii sądu. Po przewiezieniu obwinionych do Cy-
tadeli
w długich nakiytych wozach zielonych z małymi
43
Frankowski
Jan, członek
Organizacji Miejskiej i komi-
tetu
akademickiego. Należał do „czerwonych . Aresztowany
19/20
maja 1862 r. i skazany na ciężkie roboty.
Oborski
Ksawery, ur. w 1831 r., sybirak, działał
w prze-
dedniu
powstania wśród robotników Warszawy.
45
Oskarżonych
było 65, w tej liczbie 13 robotników od
Ewansa,
9 robotników z innych fabryk w Warszawie, 28 cze-
ladników
i terminatorów, 6 majstrów oraz 9 z innych zawo-
dów.
Proces ten omawia Eugeniusz Przybyszewski w pracy
"Proletariat
przemysłowy w polskim ruchu rewolucyjnym lat
sześćdziesiątych",
Pisma, Warszawa 1961, s. 336in.
a Skreślono: itp.
okienkami,
pod eskortą
żandarmów, kozaków i piechoty,
Krasucki
prokurator odczytaniem aktu oskarżenia „o na-
leżenie
do stowarzyszenia tajnego formującego wojsko
powstańcze
w całym kraju" rozpoczął posiedzenie sądu.
Badano
obwinionych, czytano ich tłumaczenia sięa,
zezna-
nia
świadków, słuchano obron wnoszonych przez adwoka-
tów
Radgowskiego, Podowskiego, Muszyńskiego, Chru-
ścickiego,
Helcela i Skibińskiego, z urzędu dodanych. Wy-
roków
jednak nie ogłoszono. Przy badaniu awokat Rad-
gowski
zauważył, że Afanasiew audytor przekręca zeznania
obwinionych
i fałszywie zapisuje je do protokołu; powstała
więc
pomiędzy nimi pewna polemika zakończona zapisa-
niem
uwag obrońcy do protokołu.
Aresztowani
z małym
wyjątkiem zachowali się z godno-
ścią.
Oborski i Wojtkiewicz Władysław, b20-letni
czeladnik
stolarskib,
prawosławny, największe zyskali pomiędzy
publicznością
współczucie; ten ostatni po skończonym ba-
daniu
postąpił na środek sali, ukląkł i do prezydującego
jenerała
Korniłowicza wyrzekł te słowa: „Panie jenerale!
Rodzinę
moją siłą zmusiliście przejść na prawosławie, ojca
mego
jeden z waszych urzędników zamordował w Kamie-
niu
Koszyrskim*, siłą i podstępem pozbawiliście nas
bytu
politycznego,
wysyłacie tysiące w katorżnie Sybiru, może-
cież
się dziwić, że jestem wam nieprzychylny?0
Dowie-
działem
się w Cytadeli z oskarżenia, że jestem żołnierzem
polskim.
Jeżeli jest winą być żołnierzem polskim, niechaj
ginę
jak żołnierz i rozstrzelajcie mnie! Jeżeli nie jest wi-
ną
— uwolnijcie. Proszę cię, panie jenerale, niechaj ginę
jak
żołnierz polski i rozstrzelajcie mnie!! !"d.
Głównymi
obwinionymi byli Głowacki i Skrzynecki46
z
fabryki Ewansa, Alfons Wierzbięta, Chądzyńskie.
Dwaj
*
Na Wołyniu.
Głowacki
Jan i Skrzynecki Kazimierz.
a Skreślono: obwinionych.
b"b Tekst pierwotny: rzemieślnik z fabryki Ewansa.
0
Skreślono:
i
szukam sposobów do odzyskania praw swej
ojczyzny?
Tekst
pierwotny: O
jedną
was łaskę upraszam, aby-
ście
mnie jak najprędzej zamordowali, jeżeli widzicie we
mnie
zbrodniarza, lub też na wolność wypuścili, bo dosyć
zaprawdę
tego pastwienia się więżąc nas od tak dawna
w
wilgotnych i ciemnych lochach.
e Skreślono: od włosów odtąd Ludwikiem Białym zwany.
pierwsi
ucieczką
ratować się musieli od grożącego im nie-
bezpieczeństwa,
dwóch drugich głównie ocaliło to, że
o
prawdziwych ich nazwiskach Moskale dowiedzieć się nie
mogli,
a nawet nie wiedzieli i sami związkowi z małym
wyjątkiem21.
Cała
ta sprawa wynikła z denuncjacji niejakiego Wła-
dysława
Piwońskiego, kowala od Ewansa, następnie pod
opieką
moskiewską w Cytadeli zamieszkującego.
Komitet
Centralny w tym czasie, jakkolwiek już
był
wtedy
bardzo głośno znany w kraju, tak był ubogim
w
kraju wówczas, iż nie był w stanie udzielić skompromi-
towanym
dostatecznej zapomogi na wyjazd. Dał tylko
niektórym
po 100 złp.
Gorętsza
młodzież należąca do związku uprzedzając wy-
padki
spodziewała się jeszcze w lipcu wywołać powstanie.
Pomiędzy
wojskami w Cytadeli konsystującymi za po-
średnictwem
Jarosława Dąbrowskiego4
oficera sztabu,
Łokietkiem
przezywanego, przeprowadzona była podobno
dość
silna organizacja, brak tylko pieniędzy na zakupno
broni
koniecznej był na przeszkodzie; liczono na to, że
szlachta
przybywająca do Warszawy na Jarmark Święto-
jański
takowych udzieli, mylono się grubo, a raczej liczono
zanadto
naiwnie!
Szlachta
słuchałab
propozycji z widocznym zakłopota-
niem,
oglądając się tchórzliwie na wszystkie cztery strony
i
łapiąc za kieszeń odmówiła wszelkiego poparcia ze swej
strony
i w alteracji rozgadała wszędzie o zamierzonym
wybuchu.
47
Dąbrowski
Jarosław (1836—1871),
jeden z członków Re-
wolucyjnego
Komitetu w Petersburgu i wybitny działacz
lewicy
„czerwonych". Od wiosny 1862 r. członek Komitetu
Miejskiego
i CKN. 14.VIII.1862
r.
aresztowany i skazany na
piętnaście
lat ciężkich robót na Syberii. 2LXI. 1864 r. uciekł
z
więzienia etapowego. Zginął 29.V.1871
r. jako generał Ko-
muny
Paryskiej.
a
Skreślono:
Alfons Wierzbięta znany był tylko pod imie-
niem
Alfonso, a Chądzyński pod nazwiskiem jak wyżej Lud-
wik
Biały.
Słowo skreślone, nieczytelne.
Wskutek
owego plotkarstwa szlachty aresztowano wielu
oficerów
moskiewskich48,
wielu poszlakowanych także do
różnych
pułków w Rosji przeniesiono i tym sposobem
przerwano
nici mogące związać organizację warszawską
z
organizacją wojskową.
W
odpowiedzi na rozstrzelanie zamieszanych w tej spra-
wie
oficerów
Arnholda3,
Gliwickiego, Rostkowskiego49,
przepędzenie
przez pałki żołnierza Szczura, nastąpił za-
mach
na jenerała Ludersa, zastępcy namiestnika, w ogród-
ku
wód mineralnych (dnia 2 czerwca o 8 rano). Zemsta
bratnia
za pomordowanych i zemsta polityczna kierowały
ręką
śmiałego sprawcy50.
Wypadek
ten sprawił
niezmienny popłoch i zamieszanie
w
sferach moskiewsfco-rządowych. Wielopolski korzystając
z
tego, w celu przeprowadzenia swych planów, skłonił cara
do
przysłania swego brata Konstantego51
do Warszawy
jako
namiestnika Królestwa.
W
początkach
października 1862 [r.] Komitet Centralny
wydał
krótką kilkuwierszową odezwę wyłącznie do człon-
Jak
podaje J. Kowalski w pracy „Rewolucyjna
demokra-
cja
rosyjska a powstanie styczniowe (Warszawa 1954, s. 213
i
214), grupa Arnholda i Sliwickiego została wykryta przypad-
kowo
przez feldfebla —
donosiciela,
który podsłuchał rozmo-
wyjyrowadzone
między żołnierzami.
Oficerowie
armii rosyjskiej Arnhold Jan (1831—1862),
Sliwicki
Piotr (1841—1862),
Rostkowski Franciszek —
pod-
oficer,
Szczur Leon —
szeregowiec
—
członkowie
rosyjskiej
organizacji
rewolucyjnej w Królestwie Polskim; pierwsi trzej
zostali
rozstrzelani 28.VI.1862
r.
w Modlinie, Szczur został
skazany
na 600 kijów i 12 lat katorgi.
Zamachu
dokonał
członek rewolucyjnej organizacji rosyj-
skiej
por. Andrzej Potiebnia (1833—186Ś),
członek „Ziemli
i
Woli", jeden z przywódców komitetu rosyjskich oficerów
w
Polsce, związany z grupą Kołokoła w Londynie. Potiebnia
brał
udział w powstaniu styczniowym i zginął 5.III. 1863 r.
pod
Simłąprowadząc
do boju polskich powstańców.
Konstanty
Mikołajewicz
(1827—1892),
Wielki Książa, od
1862
do 1863 r. Namiestnik w Królestwie Polskim przybył do
Warszawy
2.VII.1862 r. Wielopolski wprawdzie w czasie po-
bytu
w Petersburgu wywarł wielkie wrażenie w sferach ofi-
cjalnych,
niemniej jednak nie mógł zaważyć na tak ważnej
decyzji.
Prawdą jednak jest, że projekt ten mieścił się. w pla-
nach
Wielopolskiego.
a
W
tekście: Arngolda.
ków
organizacji52,
zapowiadającą powstanie na dzień
branki
do wojska, o której już wtedy zaczęły chodzić
głuche
wieści, niepokojące lud warszawski, który znowu
z
tej swojej niespokojności i niepewności bardzo słusznej
zwierzał
się członkom organizacji, pytając bardzo często,
co
będzie i co robić w takim razie.
Odezwę
tę po odczytaniu wycofano z obawy, ażeby się
w
ręce moskiewskie nie dostała. Odezwa ta była również
jedną
z przyczyn nieuniknionego powstania 1863 roku.
W
tymże
miesiącu wyszedł dekret zarządzający płacenie
podatków53;
niewielkie z niego odniesiono korzyści, osoby
tylko
przychylne lub bojaźnią powodowane bardzo dowol-
nie,
prawie co łaska dawały. Przecie do końca miesiąca
grudnia
z cyrkułu 2 i 4 zebrano około 40 000 złotych pol-
skich.
Dnia
26 października
1862 r. o godzinie 4 po południu
wykonano
wyrok śmierci na Felknerze54,
naczelniku szpie-
gów
miasta Warszawy, zarazem inspektorze szkoły powia-
towej
5-klasowej. Wyrok ten wydany przez Komitet Cen-
tralny
i wykonany w mieszkaniu własnym skazanego przy
ulicy
Twardej 109555
azatrwożył
wszystkich moskiewskich
służalców.
Rząd
moskiewski, widząc podwojoną w tych czasach
czynność
Komitetu, odkryć go bądź co bądź postanowił.
Podjął
się tego b. komisarz do wizowania paszportów na
dworcu
drogi żelaznej Drozdowicz56.
Za
pośrednictwem
Podczaszkiewicza pracującego przy
pułkowniku
Hacfeld, referencie do śledztw politycznych
mniejszej
wagi przy oberpolicmajstrze, zaofiarował swe
usługi
organizacji, obiecując bardzo wiele stąd korzyści.
52 Mowa
o
tzw.
kartce o poborze, autorem jej był
naczelnik
Miasta
Edward Kolski.
53 Zarządzenie
o płaceniu podatków; wyszło już w sierpniu
1862
r.,
podatek
narodowy uchwalony na cele powstania ogło-
szony
został 16.Xz terminem do 10.XI.1862
r.
5'i
Felkner Paweł
zasztyletowany został 20.XI.
1862
r.
Nr
hipoteczny.
Drozdowicz
Franciszek, komisarz I wydziału
(cyrkułu)
warszawskiej
policji.
a
Następuje
kilka słów skreślonych i nieczytelnych.
Oświadczył
on, że po zabitym Felknerzea
zamianowanym
został
naczelnikiem szpiegów; o wszystkich więc czynno-
ściach
chce powiadamiać bodaj [?] Komitet Centralny, jak
niemniej,
że okaże listę swych ajentów, pod warunkiem,
że
życie jego szanowanym zostanieb
i że artykuł przez
niego
napisany w jednym z najpierwszych numerów „Ru-
chu"57
Dziennika Urzędowego [?] wydrukowanym0
zosta-
nie,
nadto że nie osobiście, lecz za pośrednictwem Pod-
czaszkiewicza,
którego zrobi swym sekretarzem, z organi-
zacją
znosić się będzie, a to dla uniknięcia podejrzeń.
Większość
Komitetu widząc w tym źle zamaskowaną
zasadzkę
odrzuciła propozycję stanowczo, jednakże jak
wieść
chodzi, Kowalski58,
naczelnik policji organizacji,
i
Bronisław Śzwarced59,
członek Komitetu Centralnego, na
swoją
odpowiedzialność weszli w tajemne z Drozdowi-
czem
stosunki.
Najprawdopodobniej,
że
wskutek tego później areszto-
wano
Kowalskiego (przy końcu listopada) i odkryto dru-
karnię
„Ruchu", przy której schwytano Szwarcego (w koń-
cu
grudnia).
Na
kilka dni przed aresztowaniem Kowalskiego Drozdo-
wicz
objawił
przez Podczaszkiewicza, że przez rząd był
oszukany,
gdyż Tuchołko60,
pułkownik żandarmów, zamia-
nowany
został naczelnikiem szpiegów, jemu zaś dla za-
krycia
osobistości Tuchołki pozorowo godność tę ofiaro-
wano.
W
październiku
nieporozumienia wynikły w łonie same-
go
Komitetu organizacji; braciom Edwardowi i Józefowi
51 „Ruch"— organ CKN.
Kowalski Feliks zesłany na katorgą.
59
Szwarce Bronisław
(1834—1904),
inżynier, działacz lewicy
„czerwonych",
od lipca 1862 r.
członek
CKN, redaktor gazety
„Ruch",
aresztowany 23.XH.1862
r.
w Warszawie.
Tuchołka
Teodor, płk, prezes Tymczasowej
Komisji
Śledczej.
&
Skreślono: (26
października).
Tekst
pierwotny: będzie.
c
Dwa słowa skreślone, nieczytelne.
W
tekście występuje stale; Szwarc.
Kolskim61
zarzucano zamiar zabrania zebranych z podatku
pieniędzy
i wyniesienia się za granicę kraju. Nieporozu-
mienia
te oddziaływały na całą organizację, w kilku okrę-
gach
napisano odezwę do Komitetu, iż w razie dłuższych
nieporozumień
organizacja wymówić wszelkie posłuszeń-
stwo
będzie zmuszona, a zarazem przystąpić do wyborów
z
łona swego innych członków do centralnej władzy. Przy-
jazd
z Paryża Zygmunta Padlewskiego62
położył tamę
niezgodom,
Rolscy i Szyć64,
redaktor „Strażnicy", usunię-
ci
z grona Komitetu zostali.
Sprężyste
i energiczne wystąpienie Padlewskiego poczuć
się
dało zaraz w organizacji. Składano mu tygodniowe
raporta
z postępu czynności, stosownie do takowych spraw-
dzano
listę osób i 1 p. [?] Ob.: Dygat65
i Tytus Zienko-
wicz66
do tej czynności zwykle delegowanymi bywali, ten
ostatni
miał nieszczęśliwą manię prawienia mówek przy
każdej
sposobności, nieszczęściem przez nikogo nie zro-
zumianych21.
b_b
61 Edward
i Józef
Kolscy —
wybitni
działacze „czerwonych".
Pierwszy
z nich był pomocnikiem członka CKN, a w powsta-
niu
komisarzem województwa płockiego, zginął 12.11.1863
r.
pod
Drążdzewem; drugi był naczelnikiem Miasta.
Aresztowa-
ny
10 1862 r. zmarł w szpitalu więziennym.
62 Padlewski
Zygmunt (1835—1863),
znany działacz lewicy
„czerwonych",
członek CKN od września 1862 r. i naczelnik
miasta
Warszawy. Do Warszawy przybył w listopadzie 1862 r.
po
podpisaniu w imieniu CKN umowy z grupą Kołokoła
w
Londynie.
63 Józef Rolski.
64 Szyć
Joachim (1824—1896),
dwukrotnie zesłany na Sybir
PO
r. 1848 i w 1863 r., redaktor „Strażnicy", w 1862 r.
przej-
ściowo
był zastępca, członka KC.
65 Dygut Ludwik.
66
Zienkowicz
Tytus (?—1890),
naczelnik miasta Warszawy
w
kwietniu i maju 1863 r., potem działał we Lwowie.
Na
marginesie kilka słów nieczytelnych pisanych innym
charakterem.
b"b Skreślono:
Około
tego czasu powierzono znaczną sumę Teodorowi Jac-
kowskiemu
dzierżawcy wioski Łapinóżek celem zakupienia
i
sprowadzenia broni.
Jackowskiemu,
jak źli
ludzie mówią, podobały się pieniądze
i
o ile wierzyć można wieściom potwierdzanym przez sąsia-
dów,
to także za pieniądze te zakupywał w Prusach dla
W
miesiącach
październiku, listopadzie i grudniu Andrzej
Potiebniaa6?,
b. oficer moskiewski, ostatnio ajent Hercena
i
Bakunina, nadzwyczajną w propagandzie pomiędzy woj-
skowymi
rozwijał czynność.
Liczne
odezwy w języku
moskiewskim jego staraniem
rozrzucane
były pomiędzy oficerami, na odezwach tych
Potiebnia
przykładał pieczęć wyobrażającą dwie ręce ra-
zem
złączone z napisem wokoło „Prawitelstwienyj War-
szawskoj
Ruskij Komitet", u dołu zaś „Ziemia i Wola.
Odezwy
te wielkie robiły
wrażenie, większe może od
samej
rzeczy, znakomitej pod względem efektu, istniał
wprawdzie
związek między oficerami, lecz był za słaby
materialnie
i moralnie!
W
nocy z dnia 22 na 23 grudnia odkryto i zabrano dru-
karnię
„Ruchu", w dzień zaś schwytano Bronisława
Szwarcego,
członka Komitetu.
Szwarce
wchodząc
około godziny 11 rano do domu,
gdzie
się znajdowała drukarnia, dostrzegł ukrytą policję
w
sieni, cofnął się więc spiesznie, zaczęto go ścigać.
Za-
słaniając
się sztyletem i rewolwerem przebiegł kilka ulic,
wpadł
na puste zaułki i byłby zmylił pogoń, gdyby nie
fatalny
przypadek. Pewien student ze Szkoły Głównej69,
pod
względem wieku i doświadczenia zaledwie wyszły z lat
dziecińskich,
przejeżdżał właśnie konno na spacer, podczas
h
andlarzy
w Polsce mieszkających
towary i te jakoby brali
nocną
porą, za pomocą członków organizacji pełnych dobrej
wiary
defraudował, czyli grzeczniej mówiąc przenosił przez
pas
graniczny między Kongresówką a Prusami.
Teodor
Jackowski rzeczywiście
był charakteru dość lekko-
myślnego,
lubiący dobrze żyć i nie odmawiać sobie niczego.
Jedna
tu przecież nastręcza się uwaga, jakim sposobem tak
się
spodliwszy, nie stracił zaufania Komitetu, który go w cza-
sie
powstania w miesiącu czerwcu zamianował pomocnikiem
komisarza
rządowego w województwie płockim, a następnie
konsulem
w Dreźnie?
Por.
przypis 50.
68 Tajna
rosyjska rewolucyjna organizacja lat sześćdziesią-
tych
założona przez M. Czernyszewskiego, jej oddziały
znaj-
dowały
się w Petersburgu, w Moskwie i innych
miastach.
„Ziemia
i Wola" miała swe organizacje w wojsku
rosyjskim,
miedzy
innymi i w Królestwie Polskim.
69 Szkoła
Główna powstała w Warszawie w 1862 r.
a
W tekście
występuje pisownia; Potebnia.
ugonów
Szwarcego z policją. Powodowany jakąś głupią
ciekawością
skierował konia w tę stronę, chcąc się przy-
patrzyć,
na czym się to skończy, myśląc (jak się później
tłumaczył),
że to złodzieja ścigają i mimo woli wskazał
policji
trop Szwarcego, któremu policjanci odwrót przecięli.
Uczniowie
Szkoły Głównej złożyli sąd na niego, wskutek
którego
kazano mu opuścić Szkołę Główną.
Szwarcego
zastąpił
Oskar Awejde3
70,
bczłowiek
młody,
zdolny,
wielkiej nauki, ze zdrowym sądem o rzeczach, lecz
zanadto
miękki, zanadto starający się wszystkim i wszyst-
kiemu
dogodzić.
Wielu
ze szlachty w tym czasie przybywało
do Warsza-
wy,
celem porozumienia się z Komitetem Centralnym co
do
przewidywanej branki do wojska i co do wydanej przez
tenże
Komitet odezwy zabraniającej wójtom gmin poboru
spisowych71.
Awejde jako zastępca Szwarcego w imieniu
Komitetu
robił honory domu przed szlachtą. Bądź że
brakło
stanowczości w tych rokowaniach ze strony Awej-
dy,
bądź inny jaki powód może błahy, dość że szlachta
nasza,
jak wiadomo, bardzo dająca się łapać na pozory,
Awejde
poczytała za ajenta, nie członka Komitetu, i dobre
chęci
porozumienia się rozchwiały.
70 Awejde
Oskar (1837—1890),
z wykształcenia prawnik,
w
październiku 1862 r. wszedł do CKN jako zastępca
członka
i
działał tam w interesie „białych". W grudniu 1862 r.
powo-
łał
nowy Komitet Centralny i był członkiem wszystkich
rzą-
dów
narodowych aż do sierpnia 1863 r. 3 września
został
aresztowany
w Wilnie. Zeznania złożone przez niego w śledz-
twie
były aktem zdrady narodowej.
71 Rozkaz
ten wydany przez CKN brzmiał:
„Do naczelników
powiatów,
burmistrzów i wójtów gmin! W imię dobra
kraju
najsurowiej
zabraniamy Panom dawać Jakąkolwiek, pośrednią
lub
bezpośrednią, pomoc przy odbywać się mającej
brance.
Przestąpienie
powyższego rozkazu karane będzie
natychmiast
najsurowiej
jako zbrodnia i zdrada stanu, jak znowu z dru-
giej
strony wypełniających niniejszy rozkaz Naród
weźmie
w
opiekę".
a
W
tekście:
Awejda,
pisownia ta powtarza się.
b
Skreślono;
aplikant
sądowy.
Wieczorem
dnia 13 stycznia 1863 r. okręgowy
cyrkułu
4
przechodząc wraz z Potiebnią przez miasto zauważył nie-
zwykły
ruch wojska, wnioskując z tego o poborze do
wojska,
o którym od dni kilkunastu krążyły pogłoski,
pospieszył
zawiadomić o tym niektórych członków Wy-
działu
Miejskiego, mianowicie Konstantego Szaniawskiego;
odebrał
jednakże odpowiedź: iż to jest urojeniem, gdyż
Komitet
dobrze o dniu branki jest powiadomiony, i że ta
dopiero
za dwa tygodnie abędzie
miała miejscea.
Urojenie
to
stało się niestety rzeczywistością, w nocy nastąpił pobór.
Dzień
14 stycznia 1863 r. Warszawa wiecznie pamiętać
będzie
— rozpoczęła go ona łzami krwawymi, zakończyła
krwawą
nadzieją, krwawej walki o świętości narodowe,
jako
jedynego wyjścia z prawdziwego czyśca niepewności
i
tymczasowości. Lecz niestety już nadzieja zatruta
była
powątpiewaniem,
a tam gdzie jest choć najmniejsze po-
wątpiewanie,
trudno o zwycięstwo.
Z
początkiem
dnia hordy żołdactwa na wpół pijane
z
właściwym sobie wyciem i piskiem, cechującym ich mon-
golskie
pochodzenie, a oznaczać mającym zwycięstwo
i
triumf, przeprowadzało [s] gromadki porwanych z łona
wielu
rodzin ojców, braci i synów.
Cała
ludność, cała organizacja zadawały sobie wzajem-
nie
pytanie: „Cóż na to Komitet?"
Członkowie
Komitetu, z przerażenia złączonego z obawą
o
swe bezpieczeństwo, skryli się w najgłębszych kryjów-
kach
!
Żony,
matki porwanych z słusznym wyrzutem mówią:
„Zdradziliście
nas nikczemnie! od dawna łudząc nadzieją
powstania
i niedopuszczenia branki, a oto dzisiaj łatwo-
wiernych
oddaliście Moskwie! Dosyć tego panowie, nad-
szedł
czas, ażebyśmy my zagrali Warn nożami na gardłach,
a
przez to sprawiedliwość sobie wymierzyli!"
Co
za okropna chwila! cała
praca z takim narażeniem,
z
takim wysiłkiem wśród ciągłego niebezpieczeństwa pro-
wadzona,
tyle ofiar od kul i stryczków moskiewskich po-
niesionych,
tyle więzień najgorliwszymi patriotami zapcha-
nych,
wszystko to próżnym i daremnym być miało! Jedna
a
a
-a
Tekst
pierwotny: ma
nastąpić.
chwila
niszczyła
wszystko, chwile zachwiania się brater-
skiej
wiary i zaufania ludu warszawskiego w Komitet jako
przedstawiciela
i orędownika ukochanej mu sprawy.
W
dniu tym jeden tylko Padlewski znalazł
tyle odwagi,
iż
uniesiony, blady i drżący liczone zebranej organizacji
wydziału,
w mieszkaniu Konstantego Szaniawskiego, uka-
zał
się.
Za
przybyciem jego wszyscy zatrzymali oddech w swych
piersiach
czekając
jak wyroczni, co powie. Głosem drżą-
cym
wyrzekł on: „obawiający się poboru dziś przed wie-
czorem
opuszczą Warszawę"*. Słowa te nieopisaną wszyst-
kich
przejęły radością, każdy spodziewał się wkrótce walki
z
Moskwą, do której oddawna podług zapewnień przygo-
towania
poczyniono.
Wieść
ta lotem błyskawicy obiegła całe miasto — bo-
leść
zmieniła się w radość i nadzieję...
W
ogóle
branka w nocy z 13 na 14 zarządzona przez
Moskwę
niewiele stosunkowo szarpnęła pod względem
liczebnym
organizację.
Wydziałowy
wręczając Aleksandrowi Rogalińskiemu72,
b.
oficerowi austriackiemu, Robertowi Skowrońskiemu73,
b.
oficerowi garybaldowskiemu, i Zbigniewowi Chądzyń-
skiemu,
okręgowemu organizacji, każdemu z osobna po
złp.
500 na pierwsze zajść mogące potrzeby w obecności
Padlewskiego
wydał rozkaz mniej więcej następującej
treści:
„Związkowym Okręgów 2 i 4, którzy tylko dobro-
wolnie
zechcą, polecicie nad wieczorem przejść za miasto
rogatkami
wolskimi i udacie się z nimi do wsi Smoły, tam
za
wymówieniem wyrazów «prawa i Smoły» od posiada-
cza
tejże wsi odbierzecie dalsze rozkazy". Na zapytanie
się
Rogalińskiego,
w której miejscowości kraju znajdują się
Smoły,
Padlewski odpowiedział: „Cóż to, nie znasz Pan
jeografii?"
*
Skreślono:
Bardzo
wielu, blisko połowa spiskowych, nie
była
jeszcze piśmienną [?].
72
Rogaliński
Aleksander (1833—1896),
major kawalerii, był
wykładowcą
w polskiej wojskowej szkole we Włoszech w fa-
tach
1861-1862.
7
Skowroński
Robert dowodził w powstaniu w wojewódz-
twie
płockim i mazowieckim.
Odpowiedź
ta zbyt była niewłaściwa, nie ma bowiem
człowieka
na kuli ziemskiej, który by znał położenie wio-
sek
i osad.
Na
powtórne
pytanie przez Chądzyńskiego uczynione
Szaniawski
objaśnił: że Smoły o pół mili drogi są od mia-
sta
Błonia położone.
Tegoż
samego dnia wszystkie wydziały, okręgi związko-
we
warszawskie podobne otrzymały rozkazy z przezna-
czeniem
różnych miejsc zboru.
Rozkaz
ów
dowolny spełniony został z prawdziwie żoł-
nierską
ścisłością, prawie wszyscy związkowi opuścili
Warszawę
tejże nocy, pozostali się tylko ci, których jakie
ważne
powody, okoliczności lub niemożność zatrzymały,
nad
ranem dnia 15 przeszło 800 ludzi z tych dwóch okrę-
gów
znajdowało się w Błoniu.
Wszelkie
usiłowania
dla dowiedzenia się o położeniu
Smół
były bez skutku. Położenie związkowych na tym
stanowisku
niebezpiecznym było prawdziwie okropne; co
chwila
przez pogoń moskiewską mogli być doścignięci,
a
będąc z gołymi rękami, bez obrony, bez zaszczytu wy-
mordowani;
zewsząd zabrzmiał wyraz straszny, okropny
„zdrada!"
Każdemu zdawało się, iż panowie komitetowi
obawiając
się pogróżek przez ludność im czynionych, wy-
prawili
na to związkowych z Warszawy, ażeby samym
skorzystać
na czasie i wynieść się za granicę. Niektórzy
też
ze sprzysiężonych słabszego ducha w uniesieniu rozpa-
czy
powrócili do Warszawy i tam władzy policyjnej za-
meldowali
się. To posłużyło Wielopolskiemu do napisania
w
„Dzienniku Powszechnym"74
szumnego i powszechnie
znanego
artykułu.
Z
Błonia
wysłano do Warszawy gońców celem powzięcia
wiadomości
tak o położeniu Smół, jako też o członkach
74
W
„Dzienniku
Powszechnym" z 19.1.1863 r. nr 415 Wielo-
polski
w specjalnie napisanym przez siebie artykule chwalił
się,
że pobór w Warszawie odbywał się w „zupełnym porząd-
ku
i z zachowaniem spokojności" i że „od lat trzydziestu
nie
było
przykładu, aby popisowi okazywali tyle ochoty i dobrej
woli",
i że „dają oni widzieć najlepsze, a nawet wesołe
uspo-
sobienie".
Było to oczywiście jawne fałszerstwo. Jak wiemy,
na
2 tysiące proskrybowanych w czasie branki zdołano ująć
559
osób.
Komitetu,
a następnie
za nadejściem dnia skierowano się
w
najbliższe lasy Puszczą Kampinoską zwane, gdzie się
bezpieczniej
być zdawało.
Ludzie
ci przez cały
dzień i noc głodni, zziębnięci błąkali
się
bezwiednie po lasach; całe pożywienie, jakiego można
było
dostać od jednego z gajowych, składało się z półtora
korca
kartofli; wielu też ze znużenia padało po drodze lub
pozostawało
się w osadach leśnych. Do Smół, do których
drogę
pokazał nam pewien uczciwy gajowy, z 800 ludzi
ledwo
100 doprowadzono, drugiego dnia do 100 innych
nadciągnęło.
Reszta zebrana i zgromadzona w lasach przez
Artura
Laskowskiego, pomocnika okręgowego Okr. 4, dla
słabości
lodów na Wiśle przeprawić się już nie mogła*.
Laskowski
wiele, bardzo wiele niewinnie ucierpiał,
zewsząd
rozlegały się krzyki: „Laskowski wspólnik zbrod-
niarzy
Komitetu, powiesić go należy", postronek zakłada-
no
mu już na szyję, gdy wtem na skutek poselstwa wypra-
wionego
do Warszawy przybyli Padlewski, Szaniawski
i
Potiebnia i ocalili go.
Wkrótce
wyprawiona z Warszawy pogoń spowodowała,
że
Padlewski i Szaniawski, pozostawiwszy ludzi w Kam-
pinosach,
ujechali z powrotem do Warszawy — ludzie ci
różnymi
drogami i gromadkami skierowali się w Krakow-
skie
i tam stali się głównym zawiązkiem armii dykta-
torskiej743.
Za
niedoprowadzenie sprzysiężonych
do Smół wina ciąży
na
Padlewskim. Winien on był udzielić dokładną marszru-
tę,
wskazać punkta przejścia, spoczynku, oznaczyć niemal
godzinę
przybycia do Smół. Nic go w tym razie tłuma-
czyć
nie zdoła.
Skowroński
również wiele zawinił. Długi czas przedtem
znajdując
się w Płockiem wiedział o położeniu Smół,
z
ludźmi powierzonymi mu nie udał się, lecz dnia następ-
nego
wieczorem z adiutantem swym Wedemanem75
inną
zupełnie
drogą przybył.
*
Wieś
Smoły jest położona w województwie płockim —
Okr.
Wyszogrodzkiego, Błonie w warszawskim. Z Warszawy
do
Smół ponad Wisłą nie ma więcej jak mil 5. Na
Błonie
i
przez puszczę zrobiono do 12.
a
Tj,
Mariana Langiewicza.
Wedeman
zginął
w potyczce pod Starą Wsią w
Lubelskiem
18.1.1864
r.
III
Województwo płockie
^M^espodziane
zjawienie się
w Wyszogrodzkiem związko-
wych
warszawskich zaniepokoiło całą okoliczną lud-
ność.
Szlachta chciała widzieć w nich ludzi chroniących się
przed
poborem wojskowym, włościanie z kolonistami
Niemcami
dawali wiaręa
przez ajentów Moskwy puszczo-
nej
pogłosce, jakoby szlachta sprowadziła warszawiaków
celem
ich wyrżnięcia i wymordowania.
W
wielu wioskach, przez które
przyszli powstańcy prze-
chodzili,
włościanie nie wiedząc jeszcze, co to jest wszyst-
ko,
przyjmowali ich z widoczną obawą i podejrzliwością —
noc
przepędzali oni w lesie, dzienną tylko porą wracając
na
robotę do domów. Niemcy uzbroili się w cepy, widły,
siekiery,
gromadząc się w celu obrony w razie ich atako-
wania,
o czym nikomu ani się śniło, sami widać poczuwali
się
do winy. Do wszystkich władz moskiewskich wysłali
oni
deputacje z prośbą o udzielenie im pomocy.
Naczelnicy
i przywódcy
związkowych i organizacji miej-
scowej
pomiędzy sobą byli w nieporozumieniu. Edward
Kolski
komisarz Komitetu76
zalecał obozowanie w lesie
i
przysposabianie broni.
Grotus77,
właściciel
wsi Janowo, p.o. naczelnika powiatu,
porozsyłał
po kilku ludzi do właścicieli ziemskich z pole-
76 Centralnego Komitetu Narodowego.
77 Grotus
(Grothus) wprowadzony do organizacji narodowej
przez
Oskara Awejde.
a Skreślono: przez ludzi złej woli i.
cenieni
żywienia
ich i kwaterowania, niekiedy szlachcice,
sprzeciwiając
się temu rozporządzeniu, o niczym ani wi-
dzieć,
ani słyszeć nie chcieli; stąd swary, kłótnie, nieporo-
zumienia
coraz większe wzrastały.
Dowódca
twierdzy Modlina, na rozkaz odebrany z War-
szawy,
wyprawił silny oddział na rekonesanse, kilkunastu
związkowych
zostających na kwaterach przez Grotusa wy-
znaczonych
było schwytanych; stąd narzekania i skargi
powiększały
nieład.
Nareszcie
w nocy z dnia 20 na 21 stycznia doręczono
Grotusowi
rozkaz zapowiadający powstanie na noc, z dnia
22
na 23 tegoż miesiąca; Rogalińskiemu zaś polecono
bezzwłoczne
z warszawiakami zbliżenie się pod Płock.
Grotus,
na domaganie się
szlachty, wyprawił do naczel-
nika
wojennego województwa78
deputację z prośbą odło-
żenia
powstania do wiosny; Rogaliński zaś ściągnąwszy
rozkwaterowanych
ludzi w liczbie 98 uzbroił ich w co
mógł
na prędce, i to nie wszystkich, i udał się z nimi we
wskazanym
mu kierunku.
W
Płocku
w dniu 21 uczniowie gimnazjum w liczbie
około
trzydziestu lub więcej idąc za pierwszym popędem
(na
nieszczęście nikt się taki nie znalazł, co by ich
wstrzymał),
naśladując Warszawę wyszli z miasta
i
uzbroiwszy się w kilka strzelb, włóczyli się w
odległości
półtorej
mili. Moskale wszystkich prawie wychwytali
i
jednych do wojska zesłali, innych długi czas w więzieniu
trzymali.
Tegoż
dnia, to jest 21 stycznia, przewożono z powiatu
lipnowskiego
kilka osób, tamże przez Drozdowa, naczelni-
ka
żandarmerii, schwytanych21.
Organizacja miejscowa
płocka
bpostanowiłab
więźniów tych odbić. Wyznaczeni
do
tego związkowi dali kilka strzałów przy rogatce, więź-
78
Prawdopodobnie
do Bończy
(Tomaszewskiego).
a
Skreślono:
między
innymi księdza Drewnowskiego, wiel-
kiej
popularności używającego, Grąbczewskiego, właściciela
wsi
Rudniki, Wielobyckiego, ucznia szkoły Ciszew, chłopca
młodego,
niedoświadczonego, którego własna
zarozumiałość
i nieroztropność dodały wszem zmartwień.
- Tekst pierwotny: otrzymała polecenie.
niom
nie pomogli, a napadowi na drugą
noc nastąpić ma-
jącemu
odjęli całą siłę: to jest nieprzygctowanie się wroga.
Korzystając
z tej przestrogi jenerał Semeka , naczelnik
wojenny
płocki, rozesłał liczne i gęste patrole po mieście
i
za miastem, mieszkańcom zaś zabronił wychodzenia
z
domów po godzinie 9 wieczorem*.
W
dniu 22 stycznia wyprawiono z Płocka
silne oddziały
w
różne okolice tego miasta, jak za Wisłę, ku Górze itp.
Dowódcą
tego ostatniego był pułkownik Kozlaninowa.
On
to wychwytał studentów płockich włóczących się koło
miasta;
przy wsi Dąbruska spotkał się z Rogalińskim, któ-
ry
właśnie z warszawiakami pod Płock zdążał.
Byli
to
bracia
i synowie pomordowanych w dniu 27 lutego
i
8 kwietnia, odwrotu dla nich żadnego nie było, z takimi
więc
trzeba było albo zwyciężyć, albo zginąć!
Rogaliński
widząc się w niedogodnej pozycji w porządku
największym
się cofał, nie dalej jak na odległość strzału
karabinowego
przed idącymi za nim i wciąż strzelającymi
Moskalami,
aż do wsi Ciołkowa, pod którą się zatrzymał
i
oddział uszykował, gdy podług jego wyrachowania Mo-
skalom
już brakło nabojów. Moskale, sądząc, że się pod-
daje,
otoczyli go i najpewniejsi siebie ruszyli na zabranie
w
„plen"b.
Wtem Rogaliński wystrzałem z dubeltówki, któ-
rym
ranił Kozlaninowa, dał hasło... Oddział rzucił się jak
wściekły
na Moskwę, która zmieszana tą niespodzianką,
tył
podała i rozproszyła się w ucieczce rąbana przez na-
szych
kosami. Dowódca Kozlaninow zginął wraz z 18 swy-
mi
żołdakami, nie licząc rannych, 40 karabinów mieliśmy
w
zdobyczy, z naszej strony było 3 rannych, między któ-
rymi
dzielny Aleksander Rogaliński.
Podobnych
bitew mogło
być więcej, ba, każda taka być
by
powinna, bo później w lepszych warunkach pod wzglę-
dem
broni i liczby znajdowali się powstańcy... gdyby...
lecz
zamilczeć wolę.
*
Skreślono:
Polecenie
to ściśle wykonanym nie było. Ofi-
cerowie
moskiewscy, należący do organizacji, o ile możności
przeszkadzali
mu.
79
Dokonał
tego gen. Mengden zastępca naczelnika wojsko-
wego
okręgu w Płocku. Gen. Semeka przejściowo przebywał
na
urlopie.
a
W
tekście
występuje: Kozlainów.
b
W
tekście: plon.
Padlewski,
wyprawiając
sprzysiężonych z Warszawy pod
Serock
do Smół w Wyszogrodzkie, miał na myśli wykona-
nie
zbyt śmiałego projektu, mianowicie: ubiec twierdzę
Modlin
. Sądził, iż za pośrednictwem znajomych mu ofi-
cerów
załogi i szkoły junkrów do sprzysiężenia należącej
łatwo
mu to da się uskutecznić. Po czym oddziały nieprzy-
jacielskie
w innych punktach województwa znajdujące się
albo
same broń złożą, lub też wskutek rozkazów swych
jenerałów,
przestraszonych tym śmiałym krokiem, poma-
szerują
na miejsca zboru, by skupić rozproszone siłya.
Do
wykonania tych planów
użył Konrada Błaszczyńskie-
go
(Bończy)82,
b. porucznika artylerii moskiewskiej, naczel-
nikiem
wojskowym województwa płockiego zamianowa-
nego.
Bończa,
z bliska, naocznie przekonawszy się o niepodo-
bieństwie
wykonania tych zuchwałych planów, a mianowi-
cie
z powodu usunięcia na rozkaz Konstantego szkoły
junkierskiej
z Modlina i translokowania wielu podejrza-
nych
o należenie do organizacji oficerów, zaproponował
Padlewskiemu,
by zaniechał daremnego kuszenia się
0 Modlin
i ograniczył
się po prostu na opanowaniu miast:
Płocka,
Pułtuska i Przasnysza.
Padlewski, lubo niechętnie, plan Bończy zatwierdził
1 wykonanie go zalecił.
Bończa
więc siłom z powiatów płockiego, lipnowskiego,
mławskiego,
warszawiakom z Wyszogrodzkiego pod Płock
przybyć
rozkazał, by nad połączonymi siłami objąć do-
wództwo
i by kierować napadem.
Plan
ten
opracował
przebywający w Cytadeli Jarosław
Dąbrowski
tuż przed wybuchem powstania.
Rząd
Tymczasowy Narodowy ofiarował w dniu 25.1.1863 r.
dyktaturą
gen. Mierosławskiemu. CKN podjął decyzją w tej
sprawie
19.1.1863 r.
82
Bończa-Błaszczyński
Kazimierz (Tomaszewski, Konrad),
kapitan
rosyjskiej artylerii, początkowo był naczelnikiem
wojskowym
województwa płockiego, później dowodził oddzia-
łem
powstańczym w Sandomierskiem.
a
Skreślono:
ów
zaś Padlewski po odniesieniu tych zwy-
cięstw,
okryty sławą, wbrew ofiarowanej dyktaturze generała
Mierosławskiego
, ustanowi i ogłosi Rząd Narodowy, którego
będzie
prezesem.
Na
Pułtusk
przeznaczył warszawiaków spod Serocka
oraz
siły z powiatu pułtuskiego, pod dowództwem Roberta
Skowrońskiego
i Władysława Michniewicza, naczelnika
powiatu.
Na
Przasnysz przysięgłych
tegoż powiatu pod dowódz-
twem
Tomasza Kolbego83.
Rozmaite
okoliczności,
bądź miejscowe, bądź przypad-
kowe,
niezależne od woli ludzkiej, do których niestety
zaliczyć
należy nieświadomość, brak instrukcji ścisłej lub
przynajmniej
jakiejkolwiek, niedołężne wzięcie się do
rzeczy,
a także tchórzostwo, niechęć lub złą wolę, stanęły
na
przeszkodzie do wykonania tych planów, zresztą na
pamięć
zrobionych.
Pod
Płock
stawił się jeden li tylko oddziałek z Płockie-
go,
liczący do 80 ludzi; warszawiacy z powodu bitwy na
kilka
godzin przed wybuchem mianej, a nade wszystko
z
powodu rany swego dowódcy Rogalińskiego nie przy-
byli;
oddziały z Lipnowskiego, Mławskiego i innych okrę-
gów
Płockiego z przyczyny dotąd mi niewiadomej nie
nadciągnęły.
Bończa,
nie przekonawszy się, czy polecenie jego wyko-
nano,
a nawet jak się zdaje nie wiedząc o bitwie Rogaliń-
skiego,
w naznaczonej do napadu chwili z oddziałkiem 80
ludzi
wszedł do miasta i szturm do koszar kozackich przy-
puszczał.
Równocześnie związkowi płoccy uderzywszy
w
dzwony do odwachu będącego w drugim końcu miasta
strzelać
poczęli.
W
pół
niespełna godziny cichość grobowa zaległa mia-
sto;
powstańcy odparci, w rozsypce, szukali schronieniaa.
A
przecież Płock mógł być zdobyty, bo okoliczności sprzy-
jające
były po temu, gdyby choć w części zachowano
przepisy
jenerała Mierosławskiego, instrukcją powstańczą
83
Kolbe
Tomasz (1828—1863),
syn majora Wojsk Polskich,
właściciel
ziemski, aktywny uczestnik „Ruchu", pierwszy na-
czelnik
powstańczy powiatu przasnyskiego, zginął 5. V.
1863
r.
pod
Rydzewem. Nie chcąc oddać się w ręce wroga ostatnim
nabojem
życie sobie odebrał.
a
Skreślono:
straty
nasze wynosiły 5 zabitych, między któ-
rymi
Gadawcewicz [?] właściciel ziemski.
w
Paryżu
w r. 1862 drukowaną ogłoszone, a przez szla-
chetczyznę
więcej prześladowanej niż przez Moskwę;
0 wiele
mniej krwi byłoby
wylanej, a może i Polska wolna.
Noc
napadu była tak ciemna, iż przedmiotów o kilka
kroków
odległych rozpoznać było niepodobna. Jenerał
dowodzący
Semeka oraz wyżsi oficerowie w mieszkaniach
swych
prywatnych bez nadzwyczajnych ostrożności pozo-
stawali.
Siła
moskiewska w Płocku nie wynosiła więcej jak 500
ludzi,
różne bowiem oddziały w przeddzień wyprawiono
na
rekonesanse. Dlaczego więc za pośrednictwem miejsco-
wej
płockiej siły związkowej, w chwili naznaczonej do
wybuchu,
nie usiłowano pojmać jenerałów i czynowni-
ków?
Dlaczego jakimkolwiek bądź sposobem, np. za pomo-
cą
pożaru, nie zmuszono mieszkańców do wyjścia na ulicę,
ażeby
pozorną siłą przestraszyć wroga? Dlaczego nie
wzniesiono
barykad celem odcięcia komunikacji oddziałom
moskiewskim,
rozłożonym w kilku stronach miasta? Co
więcej!
dlaczego nie przygotowano się w siekiery, słomę
1 zapałki
itp. rzeczy na pozór mniejszej wagi, podrzędne,
a
przecież w podobnym nocnym napadzie niezbędne; przy
atakowaniu
koszar nie było czym wyrąbać drzwi i okien,
posłano
więc na miasto po siekiery; następnie okazała się
potrzeba
użycia ognia, lecz nie było słomy ani też żadnych
materiałów
palnych; wystarano się o słomę i drzewo, nie
było
zapałki i młodzież zmuszona była wdrapywać się na
latarnie
po ogień. Tymczasem zagrożonym koszarom nad-
ciągnęło
wojsko na pomoc i naszych rozproszyło.
Z
tego widzimy, że
do kierowania powstaniem potrzeba
innego
jeszcze prócz militarnego wykształcenia, prócz
wprawnego
kierowania na prawo lub na lewo, naprzód lub
w
tył, żywą machinę złożoną z ludzi, a zwaną batalionami
lub
pułkamia.
W
dniu 23 stycznia rano około
godziny 9 w Płocku
odbył
się jeszcze nowy krwawy dramat. Na wiadomość
przez
szpiegów odebraną, że do kościoła ks. Reformatów
a
Z
boku dopisano innym charakterem pisma: Napadu
na
miasto
Pułtusk
dla nieporozumienia i choroby jednego z na-
czelników
organizacji zaniechano, a postanowiono jedynie
uderzyć
na miasteczko Maków, lecz i tego nie atakowano
pomimo
zebrania związkowych. Raport naczelnikowi powiatu
złożony
dosłownie w dopisku przytaczam.
schroniło
się kilku powstańców. Moskale wpadli zbrojno
do
świątyni rąbiąc pałaszami winnych i niewinnych,
kilka
zamordowali
osób.
Tegoż
dnia Zegrzda Wojciech84,
patron trybunału,
zrozpaczony
niepowodzeniem, wystrzeliwszy wprzód do
szyldwacha,
życie sobie następnie wystrzałem drugim
odebrał.
Wiele osób zostało porwanych i do więzień wtrą-
conych.
Wkrótce rozstrzelano Ćwierkę, syna urzędnika
tabacznego,
i kilku innych.
Co
do zamierzonego napadu na Pułtusk
przytaczam
dosłownie
raport ówczesnego naczelnika powiatu organi-
zacji,
ob. Władysława Michniewicza, naczelnikowi wojen-
nemu
województwa ob. Zygmuntowi Padlewskiemu, na
ręce
ob. Zbigniewa Chądzyńskiego złożony.
„Szelków, dnia 28 stycznia 1863 r.
Napada
na Pułtusk
nie mógł nastąpić z przyczyn niesta-
wienia
się na czas właściwy Skowrońskiego z warszawia-
kami
i niepołączenia się z powstaniem miejscowym, rów-
nież
nieprzygotowania zupełnego związkowych z okręgu
wyszkowskiego,
z powodu śmiertelnej choroby naczelnika
tegoż
okręgu.
Skowroński,
mając pod swoim dowództwem do 400 war-
szawiaków,
ogromadził takowych w lasach zegrzyńskich
na
dni sześć przed naznaczonym terminem powstania. Na-
czelnik
powiatu pułtuskiego mając sobie udzieloną wiado-
mość
o ściąganiu się w tym punkcie ludzi, stosownie do
rozporządzenia
ostatnio udzielonego przez naczelnika
wojennego
województwa, Bończę, natychmiast przez goń-
ców
posłał powstańcom wyszłym z Warszawy, bez uzbro-
jenia,
chleba i odzieży ciepłej, bilety na rozkwaterowanie
się
w pobliskich wioskach.
Na
drugi dzień,
to jest 17, Skowroński przybył tam* do
kwatery
naczelnika powiatu z dwoma swymi adiutantami,
*
do kwatery naczelnika powiatu we wsi Bylicach zajmo-
wanej.
84 Naczelnik miasta Płocka.
a
Na
boku dopisano: Zamieścić
na końcu dzieła w przy-
pisach.
Czy
też
że poznani będąc przez wroga, czyli też że Skow-
roński
zapomniał o skierowaniu się i połączeniu w By-
licach*,
zamiast ku Bylicom szli linią prostą ku Pułtusko-
wi,
lecz na wysokości miasteczka Nasielsk, niedaleko wsi
Gołębie,
w dniu 22 stycznia, przed wieczorem doścignięci
przez
Moskwę, musieli zamienić kilkadziesiąt strzałów,
które
noc zbliżająca się nie uczyniła szkodliwymi ani dla
jednej,
ani też dla drugiej strony.
Nazajutrz
Skowroński,
party oddziałami kawalerii
wyszłej
z Nasielska, rozproszony w zupełności, a rozbitki
pędzone
w różnych kierunkach, ocalenie swoje winny
jedynie
mieszkańcom, którzy pojedynczo biedaków poukry-
wali
w zabudowaniach swoich.
Naczelnik
powiatu, widząc
ten stan rzeczy i przewidu-
jąc,
że oddział Skowrońskiego rozproszony nie będzie się
mógł
w czas naznaczony połączyć z innymi, dnia 22 z rana
wysłał
gońca do sztabu naczelnika województwa z rapor-
tem
przedstawiaj ącym, że Pułtusk nie może być atakowa-
nym
z wyłuszczonych wyżej powodówa,
z przyczyny obu-
dzonej
czujności i zasilenia miejscowej załogi kawalerią
wroga,
a który uganiał się przez dni trzy za warszawia-
kami
i był zupełnie przygotowanym, lecz miasteczko Ma-
ków,
gdzie załoga licząca dwie roty piechoty niczym nie
została
zaalarmowana, pozostawiało wszelką pewność zdo-
bycia,
a przynajmniej możność rozpoczęcia walki, sto-
sownie
do danych poleceń Komitetu Centralnego: ażeby
z
dnia 22 na 23 stycznia powstanie wszędzie wybuchło
i
wszędzie napad był uczyniony .
W
nocy z dnia 21 na 22 stycznia sprowadzonymi zostały
na
punkt zborny do Bylic broń, amunicja i rozpoczęło się
z
rana 22 przekuwywanie i osadzanie na drążki kos oraz
zbieranie
się związkowych. Czatami osadzone zostały drogi
prowadzące
do wsi z rozkazem wpuszczania, lecz niewy-
puszczania
nikogo z przechodzących i przejeżdżających,
ażeby
udająca się na targi do miasteczek ludność przez
gawędki
nie dała wiedzieć Moskwie o czynionych przygo-
towaniach.
* Z powstaniem miejscowym tamże koncentruj ącym się,
stosownie do ułożonego poprzednio planu.
a Skreślono: miasta Nasielsk i Nowe Miasto również.
b-b przy akapicie tym postawiono ?
Wiadomości
krzyżujące się z różnych stron o ruchach
Moskwy
nie dodawały wcale odwagi zbierającym się
powstańcom.
Pomocnik
komisarza Edward Kokosiński85
i naczelnik
powiatu,
wraz z dodanym sobie do pomocy Maksymilia-
nem
Broniewskim* przykładali wszelkich starań, iżby
wpłynąć
na utrzymanie ducha zgromadzonej szlachty**,
mieszczan
i włościan, który słabnął niezmiernie skutkiem
fałszywego
obrotu z warszawiakami. Demoralizacja wszczę-
ła
się najokropniejsza, gdy dano znać, że Moskwa prze-
chodzi
przez wieś Brulina,
i strzały słyszeć się dały, część,
wyznać
ze smutkiem należy, drapnęła; wystrzał dany przez
placówkę
z nieostrożności popłoch wniósł jeszcze większy.
A
gdy na skutek tego wystrzału naczelnik powiatu pisząc
ostateczny
raport do naczelnika wojskowego województwa
0 okolicznościach,
w jakich się znajduje, będąc już gotowy
do
wymarszu z resztą znajdujących się ludzi, na krzyk, że
Moskwa
idzie, porwał za broń będącą przy biurku i przez
prędkość
zaczepiwszy półkurczem broni o biurko, wystrzał
nastąpił
w pokoju, część ludzi znajdująca się przed domem
z
okrzykiem, że „naczelnik powiatu z desperacji w łeb
sobie
wypalił",
pociągnęła znowu znaczniejszą część do ucieczki.
Spostrzegłszy
to naczelnik powiatu i widząc, że dalsze
oczekiwanie
oddziałów mających ściągnąć na punkt zbor-
ny
nie tak prędko nastąpi i że przez ten czas reszta się
rozbiegnie
zgromadzonych, zagrzawszy upadającą odwagę
sprzysiężonych
kilkoma słowami, w których wyraził, że:
wstydem
i hańbą okryją się, jeżeli uciekać będą przed
nie-
przyjacielem
i jeżeli, gdy na całej Polsce w dniu 22 stycz-
nia
wszędzie powstanie, jeden powiat pułtuski okaże się
tak
nikczemnym, że nawet najmniejszego usiłowania ku
walce
nie okaże; rozkazawszy naładować na wozy skrzynie
z
bronią i amunicją wyruszył wieczorem samym z restką
ludzi
ciągnąc ku miasteczku [s] Maków, gdzie stosownie
do
wydanych rozkazów związkowi z okręgów makowskiego
1 różańskiego mieli się zebrać dla wykonania napadu. Po
*B. uczniem szkoły genueńskiej.
** Zagonowej.
Kokosiński
Edward, student Akademii Medyczno-Chi-
Turgicznej
w Warszawie, działacz Komitetu Miejskiego, pozo-
stawał
w opozycji lewicowej przeciwko Rządowi Narodo-
wemu.
a W tekście: Bruliny.
Czy
też
że poznani będąc przez wroga, czyli też że Skow-
roński
zapomniał o skierowaniu się i połączeniu w By-
licach*,
zamiast ku Bylicom szli linią prostą ku Pułtusko-
wi,
lecz na wysokości miasteczka Nasielsk, niedaleko wsi
Gołębie,
w dniu 22 stycznia, przed wieczorem doścignięci
przez
Moskwę, musieli zamienić kilkadziesiąt strzałów,
które
noc zbliżająca się nie uczyniła szkodliwymi ani dla
jednej,
ani też dla drugiej strony.
Nazajutrz
Skowroński,
party oddziałami kawalerii
wyszłej
z Nasielska, rozproszony w zupełności, a rozbitki
pędzone
w różnych kierunkach, ocalenie swoje winny
jedynie
mieszkańcom, którzy pojedynczo biedaków poukry-
wali
w zabudowaniach swoich.
Naczelnik
powiatu, widząc
ten stan rzeczy i przewidu-
jąc,
że oddział Skowrońskiego rozproszony nie będzie się
mógł
w czas naznaczony połączyć z innymi, dnia 22 z rana
wysłał
gońca do sztabu naczelnika województwa z rapor-
tem
przedstawiaj ącym, że Pułtusk nie może być atakowa-
nym
z wyłuszczonych wyżej powodówa,
z przyczyny obu-
dzonej
czujności i zasilenia miejscowej załogi kawalerią
wroga,
a który uganiał się przez dni trzy za warszawia-
kami
i był zupełnie przygotowanym, lecz miasteczko Ma-
ków,
gdzie załoga licząca dwie roty piechoty niczym nie
została
zaalarmowana, pozostawiało wszelką pewność zdo-
bycia,
a przynajmniej możność rozpoczęcia walki, sto-
sownie
do danych poleceń Komitetu Centralnego: ażeby
z
dnia 22 na 23 stycznia powstanie wszędzie wybuchło
i
wszędzie napad był uczyniony .
W
nocy z dnia 21 na 22 stycznia sprowadzonymi zostały
na
punkt zborny do Bylic broń, amunicja i rozpoczęło się
z
rana 22 przekuwywanie i osadzanie na drążki kos oraz
zbieranie
się związkowych. Czatami osadzone zostały drogi
prowadzące
do wsi z rozkazem wpuszczania, lecz niewy-
puszczania
nikogo z przechodzących i przejeżdżających,
ażeby
udająca się na targi do miasteczek ludność przez
gawędki
nie dała wiedzieć Moskwie o czynionych przygo-
towaniach.
*
Z powstaniem miejscowym tamże
koncentruj ącym się,
stosownie
do ułożonego poprzednio planu.
a
Skreślono;
miasta
Nasielsk i Nowe Miasto również,
-
przy
akapicie tym postawiono ?
Wiadomości
krzyżujące się z różnych stron o ruchach
Moskwy
nie dodawały wcale odwagi zbierającym się
powstańcom.
pomocnik
komisarza Edward Kokosiński85
i naczelnik
powiatu,
wraz z dodanym sobie do pomocy Maksymilia-
nem
Broniewskim* przykładali wszelkich starań, iżby
wpłynąć
na utrzymanie ducha zgromadzonej szlachty**,
mieszczan
i włościan, który słabnął niezmiernie skutkiem
fałszywego
obrotu z warszawiakami. Demoralizacja wszczę-
ła
się najokropniejsza, gdy dano znać, że Moskwa prze-
chodzi
przez wieś Brulina,
i strzały słyszeć się dały, część,
wyznać
ze smutkiem należy, drapnęła; wystrzał dany przez
placówkę
z nieostrożności popłoch wniósł jeszcze większy.
A
gdy na skutek tego wystrzału naczelnik powiatu pisząc
ostateczny
raport do naczelnika wojskowego województwa
0 okolicznościach,
w jakich się znajduje, będąc już gotowy
do
wymarszu z resztą znajdujących się ludzi, na krzyk, że
Moskwa
idzie, porwał za broń będącą przy biurku i przez
prędkość
zaczepiwszy półkurczem broni o biurko, wystrzał
nastąpił
w pokoju, część ludzi znajdująca się przed domem
z
okrzykiem, że „naczelnik powiatu z desperacji w łeb
sobie
wypalił",
pociągnęła znowu znaczniejszą część do ucieczki.
Spostrzegłszy
to naczelnik powiatu i widząc, że dalsze
oczekiwanie
oddziałów mających ściągnąć na punkt zbor-
ny
nie tak prędko nastąpi i że przez ten czas reszta się
rozbiegnie
zgromadzonych, zagrzawszy upadającą odwagę
sprzysiężonych
kilkoma słowami, w których wyraził, że:
wstydem
i hańbą okryją się, jeżeli uciekać będą przed
nie-
przyjacielem
i jeżeli, gdy na całej Polsce w dniu 22 stycz-
nia
wszędzie powstanie, jeden powiat pułtuski okaże się
tak
nikczemnym, że nawet najmniejszego usiłowania ku
walce
nie okaże; rozkazawszy naładować na wozy skrzynie
z
bronią i amunicją wyruszył wieczorem samym z restką
ludzi
ciągnąc ku miasteczku [s] Maków, gdzie stosownie
do
wydanych rozkazów związkowi z okręgów makowskiego
1 różańskiego mieli się zebrać dla wykonania napadu. Po
*B.
uczniem szkoły
genueńskiej.
**
Zagonowej.
Kokosiński
Edward, student Akademii Medyczno-Chi-
rurgicznei
w Warszawie, działacz Komitetu Miejskiego, pozo-
stawał
w opozycji lewicowej przeciwko Rządowi
Narodo-
wemu.
a W tekście: Bruliny.
stacjach
pośrednich
zebrawszy21
jeszcze kilku ludzi, na
innych
punktach nie znalazłszy nikogo, nie mając czasu do
stracenia,
gdyż gadzina ataku się zbliżała, a parę mil nale-
żało
jeszcze przebyć, ściągnął wreszcie między 11 a 12
w
nocy na punkt zborny do wsi... skąd udać się mieli
związkowi
na wyznaczone zawczasu stanowiska ataku.
Przygotowania
do takowego były porobione przez ob. Sztein-
kellera86,
okręgowego Makowskiego. W czterech punktach
powstańcy
mieli jednocześnie wkroczyć do miasteczka, na
znak
dany zapalonych pochodni smolnych u skrzydeł wia-
traka,
znajdującego się na dość znacznej wyniosłości blisko
Makowa;
mieszkańcy miasteczka uorganizowani jak naj-
kompletniej,
przygotowani tak w broń, jak i materiały
palne,
mieli równocześnie na rozlokowanych żołnierzy
moskiewskich
napaść, odwachy i cetehauzy [s] pozdobywać
otoczywszy
słomą i pozapalawszy takowe, a to dla roz-
niecenia
większego popłochu.
Na
ten atak, który
obiecywał najpomyślniej szy rezultat,
było
ludzi około 400, chociaż przez brak warszawiaków
Skowrońskiego
osłabieni, a szczególniej nie podbudzeni
tą
emulacją szlachetną, która wynika zawsze ze zetknięcia
się
nowo przybyłych z miejscowymi, pełni przecie byli za-
pału
i wszystko obiecywało najpomyślniej szy rezultat;
tymczasem
zdrada najnikczemniejsza i niewytłumaczona
i
temu przedsięwzięciu tak niemal pewnemu nie dozwo-
liły
się spełnić!
We
wsi, zamiast żeby
zastać sprzysiężonych uporządko-
wanych
i gotowych do wymarszu, nikogo, szlachta jednak
zamieszkująca
takową wioskę na zapytanie czynione im
oświadczyła,
iż zgromadzać się zaczęli na punkta zborne
i
szykowani byli przez dowódców, gdy wieczorem około
godziny
9 pocztylion wiozący depesze z Przasnysza do Puł-
tuska,
powitawszy związkowych, oddaliwszy się kilkadzie-
siąt
kroków wystrzelił z pistoletu, a na te wystrzały pikie-
ty
moskiewskie zaalarmowały wojsko w miasteczku
i
w przeciągu pół godziny skoncentrowane zostały roty
około
odwachów, po zajęciu i zabarykadowaniu domów
piętrowych,
gdzie kwatery były kapitana i kasa, w oknach
na
piętrze ulokowali się, czekając z bronią w ręku
napadu
spodziewanego.
6
0
Szteinkeller
Tytus.
a
Skreślono:
jednych.
Naczelnik
miasta Makowa, nie czekając
wyższych rozka-
zów,
rozesłał natychmiast na punkta zborne zawiadomienie
o
tym, z rozporządzeniem, iżby wszyscy się rozeszli. Sprzy-
siężeni,
którzy przybyli z naczelnikiem powiatu, usłyszaw-
szy
o tym mimo rozkazu naczelnika powiatu, iżby za nim
ciągnęli,
do ostatniego punktu zbornego, wszyscy się roz-
biegli
każdy w swoją stronę, pozostawiwszy broń, amuni-
cję,
wozy z kosami itp.
Nie
zrażony
tym niepowodzeniem naczelnik powiatu,
chcąc
koniecznie atak dopełnić, wydał rozkaz do podwład-
nego
mu naczelnika miasta Makowa pozostawania w po-
gotowiu
z ludźmi do miejscowej organizacji należącymi,
celem
rozpoczęcia walki między godziną 2 a 3; schwytanie
przez
Moskwę wysłańca z tym rozkazem stawiły nową
przeszkodę
zamiarowi.
Odłożono
więc z konieczności chęć ataku na dzień na-
stępny".
Niekorzystne
wieści
co do usiłowań w Płocku i Przasny-
szu
nadeszłe sprawiły zaniechanie i tej myśli zaczepienia
wroga,
którą dopiero podjął nowo mianowany przez Pad-
lewskiego
komisarzem powiatu Zbigniew Chądzyński87.
Napad
na miasto Przasnysz uskuteczniony nie był
z tych
powodów:
W
dniu 21 stycznia przybył
z Warszawy ob. Siciński,
posiadacz
wsi Kobylina, wielce w swej okolicy szanowany.
W
Warszawie widział się on z niektórymi byłymi członka-
mi
Komitetu Centralnego, którzy świeżo ze swych stano-
wisk
zeszli ustępując miejsca innym: mówili mu oni, że
powstanie
obecnie miejsca mieć nie będzie88.
Zdziwiony
przygotowaniami
nakazanymi przez Kolbego, powtórzył
sprzysiężonym
swą rozmowę miana w Warszawie; to było
dostatecznym
do podejrzeń przeciwko Kolbemu, iż działa
na
swoją rękę. Pomimo tego w punktach zbiorowych zgro-
87
Por.
Instrukcja Padłewskiego
dla naczelników wojewódz-
kich
i powiatowych z 31.1.1863 r., „Przegląd Historyczny"
1954,
t.4
s.
751—752.
8
Nie
jest wykluczone, że
z Gillerem, który przeciwny był
wybuchowi
powstania i z początkiem stycznia 1863 r.
wystą-
pił
z CKN.
madziło
się do 800 ludzi, z którymi śmiało można było
uderzyć
na Przasnysz.
Kolbe,
człowiek
wielce egzaltowany, w postępowaniu
swym
często nietrafny, inną myślą zawsze zajęty, we
wszystkich
punktach zebrań jedną i tę samą chwilę swego
przybycia
i wydania dalszych rozporządzeń naznaczył;
a
tym samym nigdzie w oznaczonym terminie nie był obec-
ny;
twierdzenie przeto Sicińskiego znalazło zupełną wiarę.
Kolbego nazwano zdrajcą i do domów porozbiegano się.
W
nocy z 23 na 24 stycznia Grotus, reperując
błąd swój
niewzięcia
udziału w napadzie na Płock, samowolnie ze-
brawszy
związkowych z okręgów zakroczymskiego i płoc-
kiego,
na ich czele napadł na wojsko moskiewskie stojące
w
Płońsku, korzyści żadnych nie odniósł ai
tylko ducha
w
związkowych zabił i całą okolicę zdemoralizował21.
W
dniu 24 i 25 stycznia prawie cała
starszyzna organiza-
cji
miejscowej z Bończą na czele opuściła swe stanowiska,
ujeżdżając
za granicę kraju lub do innych przenosząc się
powiatów.
Pozostali się tylko Padlewski, Edward Rolski,
Edward
Kokosiński z kilkunastu młodymi ludźmi, po więk-
szej
części uczniami Szkoły Głównej lub gimnazjum, mając
do
swego rozporządzenia trzy oddziałki warszawiaków pod
dowództwem:
Wolskiego89,
b. oficera garybaldowskiego,
Edwarda
Chądzyńskiego, 18-letniego chłopca w Płockiem,
i
Roberta Skowrońskiego w Pułtuskiem.
Padlewski,
w celu ponowienia napadów,
przede wszyst-
kim
zajął się zaprowadzeniem nowej organizacji; z powo-
du
nieświadomości stosunków, zdemoralizowania ludności,
jak
zwykle bywa po nieudanych przedsięwzięciach, w któ-
rych
się wszystko na grę stawia, a szczególniej intryg
szlachty
do organizacji „białych" należącej, była to spra-
wa
dość trudna do wykonania; posługiwać się on musiał
otaczającą
go młodzieżą przeznaczając ją na naczelników
powiatów
lub komisarzyb.
Wolski Kazimierz.
a-a
Tekst
pierwotny: a
to dla wszczętego
popłochu przez
pana
Sławutę [?] posiadacza dóbr Smoły.
Skreślono:
Komitetu.
Następujący
fakt posłuży, z jakimi trudnościami walczyć
musiano.
W
dniu 25 stycznia Karol Sonnenberg właściciel
wsi
Radzimowiee,
przywódca całej reakcji płockiej, zwołał wie-
lu
sobie podobnych patriotów do wsi Rumoka, własność
ob.
Rudowskiego, celem walnej narady nad obecnym
położeniem.
Po
krótkich
debatach postanowiono tam: powstanie
wszelkimi
środkami uspokoić, adres do cara o przebaczenie
podać,
Padlewskiego, Rolskiego, Kokosińskiego władzom
moskiewskim
wydać, rzemieślników zaś warszawskich do
Prus
wyprawić i tam do czasu wydania spodziewanego
ułaskawienia
przez cara przechować.
Z
postanowieniem tym po dwie osób
[s] w Augustow-
skie,
Kujawy i do Warszawy celem zakomunikowania go
i
stosownego postąpienia wyprawiono.
W
Warszawie istniejąca
jeszcze Dyrekcja „białych", za
wpływem
delegatów płockich, wydała powszechnie znaną,
potępiającą
tak powstanie, jak i powstańców odezwę.
Padlewski,
choć
uwiadomiony o owej brudnej naradzie
„białych"
wsteczników w Rumoce, przecie środków odpo-
wiednich
przeciw tym panom nędznie parodiuj ącym Targo-
wicę90
nie przedsięwziął i zamiast raz na zawsze zaradzić,
aby
tacy i im podobnia
psocić nie mogli, odjąć środki szko-
dzenia,
ograniczył się półśrodkami; brakowało mub
rzeczywiście
stanowczości w razach ważniejszych i nagiej-
szych;
przymiotów niezbędnych u przywódcy powstania.
Ogłosił
on pod dniem 27 stycznia, rozrzuconą w licznych
egzemplarzach,
odezwę91,
w której imiona niektórych tylko
90
Konfederacja
targowicka 1792 r, —
symbol
zdrady naro-
dowej
i sojuszu polskiej magnaterii z caratem.
Odezwa
z 27.1.1863 r., którą
przytacza M. Berg, defety-
styczna
w swej treści, pochodziła prawdopodobnie z
polskich
kół
obszarniczych wrogo nastawionych do powstania i nic
nie
wskazuje
na to, aby autorem jej był Padlewski, jak to usiło-
wał
dowieść M. Berg.
&-&
Wyrazy podkreślone w tekście.
Skreślono:
energii.
jako:
Karola Sonnenberga z Radzimowic*, Karola Ujazdow-
skiego
z Nagórk,
Chełmickiego92
z Kossemina, Jackowskich
Aleksandra
i Józefa, z Glinojecka, Zygmunta Kiełczew-
skiego
z Szapska na wieczną wzgardę i przekleństwo naro-
dowi
przekazał, grożąc zarazem, w razie dalszej obojętno-
ści,
środkami w rewolucji francuskiej z r. 179393
używa-
nymi.
Niestety, groźba po spełnieniu czynu jest bardzo
niedołężną
i szkodliwą nawet dla grożącego bronią!
W
dniu 27 stycznia Padlewski wysyłając
Zbigniewa Chą-
dzyńskiego
w Pułtuskie udzielił mu następującej treści
polecenie:
„Polecam
ob. Zbigniewowi Chądzyńskiemu po zebraniu
i
uzbrojeniu wszystkich ludzi zdolnych do broni w powiecie
pułtuskim,
najdalej w ciągu 48 godzin od daty niniejszego,
uderzyć
i zdobyć miasto Maków, następnie ogłosić Rząd
*
Sonnenberg, człowiek
przebiegły i zręczny, osobiście
w
Rumoce na zebraniu nie znajdował się znając gadatliwość
i
odzwyczajenie się od odwagi szlachty, obawiał się
jawnego
skompromitowania
w oczach powstańców, pozostawał on pod-
czas
obrad w Rumoce, u brata swego Stanisława we wsi Bo-
guszyn
o kilka staj od Rumoki odległej i stamtąd przez swych
ajentów
obradami kierowała.
Juliusza
Chełmickiego,
na którego Padlewski wydal wy-
rok
śmierci, ale do wykonania tego wyroku nie doszło. W ze-
znaniu
złożonym przed sądem carskim Padlewski zeznał, że
wyrok
wydany w Warszawie na Chełmickiego osobiście
zmienił.
93 Tj. po dojściu do władzy jakobinów.
a Skreślono:
Godnym
uwagi dla badaczy natury ludzkiej jest, jak cha-
raktera
najzacniejsze w młodości
nieraz z latami nikczem-
nieją.
Sonnenberg
w roku 1846 uchodził
za zagorzałego demagoga
polskiego,
pył więziony w Cytadeli Warszawskiej, za danie
koni
emisariuszowi, w lat 10 potem, bo w r. 1857, napisał
wprost
do Namiestnika Królestwa denuncjację przeciw księ-
żom
z województwa płockiego, zapowiadającym wstrzemięźli-
wość,
jakoby działali z podszeptów rewolucyjnych.
Gdy
namiestnik denuncjację
tę odstąpił do załatwienia Ko-
misji
Spraw Wewnętrznych i Duchownych, Sonnenberg, wi-
dząc
się ujawnionym, dla zmniejszenia swej winy w oczach
swych
współobywateli, skłonił Stanisława Turowskiego z Ko-
ziebrod,
Chełmickiego z Kossemina i Chodeckiego z Łaszewa
do
podpisania podobnej denuncjacji przez niego zredagowanej.
Narodowy
za prawą
władzę, odczytać uwłaszczenie wło-
ścianom,
pomianować i ustanowić stosowne władze; utworzyć
z
1/3 części sił swych ogólnych Gwardię Narodową i tej
obronę
miasta powierzyć, następnie z resztą sił uderzyć na
miasto
Ciechanów i tam podobnie jak i w Mąko wie postą-
pić;
a w końcu z resztą sił przybyć do lasów pod miasto
Raciąż
i tam oczekiwać dalszych rozkazów".94
Misja
ta, wyrażona
stylem Napoleona I, dla człowieka
młodego,
niedoświadczonego i pojęcia o wojskowości mają-
cego
tylko powstańskiea,
była niełatwa do spełnienia, tym
bardziej
że ludność pierwszymi niepowodzeniami zrażona
i
zniechęcona była zupełnie obojętna, a organizacja się
cała
prawie
rozpierzchła. Naczelnik powiatu, wyrzutami ze
strony
szlachty za zamiarb
obalenia cprawego
rząduc,
jak
się
niektórzy w szale wstecznictwa i zapomnienia na god-
ność
własną i narodową śmieli wyrazić, oraz osobistymi
kłopotami
zgnębiony i chory, w niczym najmniejszego
udziału
wziąć nie mógł.
Chądzyński
objechał wszystkie wskazane mu osoby wpły-
wowe,
okazując im dane mu i wzywające do działania
polecenie,
prócz obietnic nic więcej nie otrzymał.
Za
nadejściem
chwili naznaczonej do napadu na Maków
znalazł
staraniem Tytusa Szteinkellerad
we wsi Bolki zgro-
madzonych
ludzi dwudziestu!
Nie
było
z tym co robić, przyzwyczajony jednakże będąc
do
szanowania rozkazów w organizacji warszawskiej, pójść
do
Makowa postanowił.
Na
kilka godzin przed zamierzonym atakiem Moskale czy
też
wskutek rozkazów swej władzy, czyli też z przesadzo-
nych
wieści o przygotowaniach czynionych Maków opuścili
pozostawiwszy
w nim 40 weteranów nędznie uzbrojonych,
z
10 kozakami.
94Por.
Instrukcja Padłewskiego
do naczelnika powiatu
worzelskiego
Z. Chądzyńskiego, początek lutego 1863 r.,
w
pracy „Demokracja polska a powstanie styczniowe",
pod
red.
E. Halicza, Wrocław 1962, s. 71—72.
&
Skreślono: wyobrażenie.
Skreślono:
jak
się wyrażano.
c-c
wyrazy
podkreślone w tekście.
d
W
tekście
naszym występuje pisownia Szteinkeller.
W
lite-
raturze
historycznej Steinkeller (Grabieć), Szteinkeller (Zieliński)
Za
wejściem
naszych do miasta kozacy uciekli, weterani
zaś
pod łóżka w mieszkaniach żydowskich pokryli się, spod
których
potem z niemałym trudem za łby ich wyciągać
trzeba
było.
Po
zabraniu im broni, zrzuceniu orłów
moskiewskich,
zabraniu
kasy, zniszczeniu archiwów władz miejscowych,
rozlepieniu
plakat [s] o uwłaszczeniu włościan itp. nie
mając
odpowiedniej siły do utworzenia gwardii powstańcy
jeszcze
tegoż samego dnia opuścili miasto udając się
w
pobliskie lasy.
Awantura
ta, odbywająca
się w dniu 2 lutego w czasie
święta,
a stąd licznie gromadzącego się do miasta ludu,
dobrze
oddziałała na podniesienie ducha i zapału w całej
okolicy.
Od
r. 1831 po raz pierwszy zobaczono służalców
okrutne-
go
cara, żebrzących o życie na kolanach przed garstką
powstańców.
Licznie się też do oddziału garnięto, w ciągu
dni
3 liczono do 150 ludzi. aNa
wiadomość o tyma
Padlew-
ski
zamianował dowódcą oddziału Wacława Szteinkellera,
dzierżawcę
wsi Bolki, jako rzeczywiście pierwszego z oby-
wateli
pułtuskich w powstaniu udział biorącego, Chądzyń-
skiego
zaś pozostawił w obowiązkach naczelnika powiatu
i
komisarza Rządu; zaś co do dalszego działania najmniej-
szego
nie udzielił rozporządzenia.
Chądzyński
przewidując, że Moskwa wkrótce nadciągnąć
ze
znaczną siłą może, wydał Szteinkellerowi piśmienną
instrukcję
w następnej treści: „Pozostaniesz obywatelu
w
okolicach Makowa najwyżej godzin 48, po czym z ludźmi
w
przeciągu tym czasu zebranymi, przechodząc przez lud-
niej
sze wioski, ogłaszając manifest z dnia 22 stycznia,
udasz
się pod Raciąż, a to w myśl pierwotnego rozkazu
naczelnika
wojskowego województwa". Szteinkeller za-
miast
pozostawania 48 godzin w okolicy Makowa, zabawił
dni
4, na 5 dopiero wyruszył do wsi Karniewa, na trakcie
z
Pułtuska do Przasnysza leżącym, i tam zaniechawszy
rozstawienia
pikiet, pozostawiwszy broń na dziedzińcu,
a -a Tekst pierwotny: Wskutek raportu Chądzyńskiego.
wraz
ze wszystkimi powstańcami
wszedł do kościoła para-
fialnego
dla odprawienia jakichś modłów.
W
czasie tym Wałuj
ew, pułkownik kozacki, wysłany na
odbicie
Makowa powstańcom, wszedł do wsi. Szteinkeller
na
odebraną o tym wiadomość w największym nieładzie
do
pobliskiego cofnął się lasu; zamieniono kilkanaście
strzałów,
noc zapadła położyła koniec dalszym krokom.
Siedemdziesięciu
ludzi przybyło ze Szteinkellerem na daw-
ną
za Maków pozycję, reszta 80 rozbiegła się do domów95.
Z
tej małej
utarczki Szteinkeller, wnioskując o niebez-
pieczeństwie
od kul moskiewskich mu grożącym, pod po-
zorem
słabości zdrowia uwolnił się.
Na
jego zaś
miejsce podjął się dowództwa Józef Mali-
nowski,
wuj Szteinkellera, używający sławy odważnego
z
powodu uczestniczenia w napadzie na Płock przez Boń-
czę
dokonywanym, a raczej niedokonanym.
Dnia
następnego
Wałuj ew ściągnął do Makowa nakazu-
jąc
furmanki na dzień następujący, celem dalszego ścigania
powstańców.
Przez
cały
ten czas Malinowski odbierając najszczegó-
łowsze
wiadomości o rozporządzeniach Wałuj ewa nie przy
oddziale,
lecz u brata swego Henrykaa
w granicach Mako-
wa
położonym, bezczynnie pozostawał. Dopiero wtedy, gdy
już
wsiadało na furmanki wojsko moskiewskie, znanymi
sobie
dobrze manowcami udał się do swoich powstańców
pod
wsią Podosie obozujących, obrachował ich, a nie
udzieliwszy
im żadnej wiadomości o zbliżaniu się Moskwy,
pozostawił
dowództwo Tytusowi Szteinkeller, bratu Wa-
cława,
i sam do wsi Płoniawy pospieszył. W trakcie śnia-
dania
z najzimniejszą krwią o swym postępku Młodzia-
nowskiemu,
właścicielowi tejże wsi, opowiadał.
Młodzianowski,
jakkolwiek do organizacji białych nale-
żący,
a tym samym nie sympatyzujący z powstaniem,
z
samego tylko uczucia ludzkości, oburzony
lekceważeniem
Malinowskiego,
pośpieszył do lasu celem ostrzeżenia na-
szych.
Na nieszczęście już było za późno! W miejsce ży-
95
Bitwa
pod Karniewem miała
miejsce 6.IL1863 r.
a
Skreślono:
w
folwarku Bazar.
wych
znalazł
on
23 trupów [s], między którymi Tytusa
Szteinkelleraa,
reszta zaś powstańców, wszyscy bez wyjąt-
ku
ranni, niektórzy po kilkanaście razy, zabrani byli przez
Wałujewa
na furmanki i do Makowa zawiezieni6.
Jeden
tylko
szczęśliwym jakimś wypadkiem uszedł cało. Z pozo-
stawionych
w Makowie z wyjątkiem około dziesięciu, któ-
rzy
się z ran wygoili, wszyscy wymarli.
Czując
swą winę J. Malinowski spiesznie udał się do swej
ciotki
pani Radzickiej w Czarnocinku zamieszkałej, u któ-
rej
Padlewski na kwaterze przebywał, a przy jej poparciu
całą
winę na Tytusa Szteinkellera złożył, i w nagrodę swe-
go
poświęcenia nominację dla siebie na komisarza powia-
tów
zachodnich, a dla swego zaś brata Henryka na takiż
urząd
w powiatach wschodnich, otrzymał.
bPani
Radzicka była
samowładną; ona to pod imieniem
Padlewskiego
kierowała powstaniem*.
Podobnie
pojmujących
swe obowiązki jak J. Malinowski
mieliśmy
bardzo wielu w czasie ostatniego powstania, śmia-
ło
powiedzieć można, iż to było głównym powodem wszyst-
kich
niepowodzeń. Sprawie dobra publicznego tyle tylko
ci
panowie poświęcali czasu, ile go zbywało od osobistych
zajęć,
bacząc przede wszystkim, iżby się w oczach wroga
nie
skompromitowali; przybierali oni najdziwaczniejsze
pseudonima
jak: Kotów, Pałacyków, Zameczków itp.97
Czyż
ludzie ci mogli wzbudzić zaufanie, iż wiernie służą
krajowi,
że działają z przekonania. Czyż mogli żądać po-
święcania
się innych, jeżeli się sami maskując, chronili
przed
prześladowaniem mogącym ich spotkać!?
*
Po ujęciu
Padlewskiego, Radzicka wraz z synem do Rosji
wywieziona
została.
Bitwa pod Podosiem miała miejsce 8.11.1863 r.
Pseudonimy
ministra wojny Dębińskiego-Kaczkowskiego
Eugeniusza
oraz dowódców oddziałów Mayera Romualda i Ci-
chorskiego
Władysława.
a
Skreślono:
i
Lempickiego, b. oficera moskiewskiego, na
parę
godzin przed bitwą do oddziału z Warszawy przybyłego.
Skreślono:
Raport
Chądzyńskiego, przedstawiający praw-
dziwy
opis wypadków, żadnego skutku nie odniósł.
a a
W
ostatnich dniach stycznia Moskwa napadłszy
przy wsi
Słominb98,
własności wdowy Pomianowskiej, na mały od-
działek
z warszawiaków złożony, a dowodzony przez
Edwarda
Chądzyńskiego, częścią go rozproszyła, częścią do
niewoli
zabrała. Chądzyński po otrzymaniu pięciu ran zna-
lazł
się w liczbie tych ostatnich. Obchodzenie się, jakiego
w
Modlinie doznawał, było prawdziwie moskiewskie.
Przez
pięć
miesięcy więzienia ani razu jednego nie mógł
zmienić
bielizny, w tym samym ubraniu, w jakim na polu
bitwy
był wzięty, to jest zbroczonym krwią i błotem zawa-
lanym,
ciągle pozostawał. Pożywienie jego składało się
z
grochu, kapusty i jakiegoś rodzaju zupy, nieznośnego
odoru,
podawanych w drewnianych szaflikach, nigdy nie
mytych;
za posłanie służył worek wypchany stęchłą
słomą".
Lecz
nieludzkie obchodzenie się
wroga mniej jeszcze
sprawia
oburzenia, boleści, aniżeli podobne postępowanie
własnych
rodaków, i to względem tych, którzy za kraj,
naród,
krew przelewają.
Faktu
jednego, zdolnego obudzić
wstręt moralny nawet
we
wrogach, pominąć w żaden sposób nie mogę, zwłaszcza
że
był on spełniony przez kobietę, Polkę...
Po
bitwie pod Słominem
trzech rannych powstańców
przywieziono
przez włościan do Pomianowskiej celem opa-
trzenia
ran i udzielenia im pomocy i opieki. Pomianowska
ludzi
tych nieszczęśliwych złożyć kazała w kurniku0,
na
mierzwie,
bez udzielenia im nawet słomy na posłanie —
jeden
z nich tejże nocy życie zakończył, dwóch innych
98 28.1.1863 r.
Chądzyński
Edward wydostał się z więzienia i walczył
w
Augustowskiem. Zginął 7. VII. 1863 r. pod Brzeżnicami.
a-a Skreślono:
Jednakże
nie wszystkim osobom pod pseudonimami wystę-
pującymi
złą wiarę lub brak patriotyzmu przypisywać nale-
ży.
Złe leżało w górze w Narodowym Rządzie, z ludzi za
Pieniądze,
obietnice, próżność kupionych złożonym. Rząd taki
nie
mógłby istnieć, jeżeliby administracja jego była jawnie
przez
osoby pod rzeczywistymi nazwiskami prowadzona.
W
tekście:
Słonim,
pisownia
ta często się powtarza.
0 Wyraz podkreślony w tekście.
dnia
następnego
Pomianowska odesłać naczelnikowi mo-
skiewskiemu
do Płocka poleciła.
Zbrodnia
ta uszła
jej bezkarnie... dlaczego? Czy w imię
jakich
socjalnych względów, że obywatelka, z tak zwanej
wyższej
klasy, że pani i bogata... przecie za daleko niniej-
sze
przewinienia, które by ukarawszy postrachem, przeba-
czyć
można było, skazano i powieszono tylu nie wielmoż-
nych,
nie mających protekcji? Gdyby wszystkie kobiety
były
podobne Pomianowskiej, cóż za okropna przyszłość
dla
ludzkości. Na szczęście Pomianowska jedyny stanowi
pod
tym względem wyjątek.
W
miesiącu
lipcu Zbigniew Chądzyński jako komisarz
Rządu
Narodowego zarządził co do Pomianowskiej śledz-
two.
Tłumaczenie jej, od dawna przygotowane, ani jednego
słowa
prawdy nie zawierające, co kilka wyrazów mieściło
w
sobie tytuł: Jaśnie Wielmożnego, Chądzyńskiemu na-
dawany.
Pomianowska,
szlachcianka, zapomniała,
że dla dzieci
Starego
Miasta Warszawy jeden jest tylko tytuł miły
„Obywatela",
lecz nadawany nie przez szpiegów, zdrajców
lub
wyrodków, ale przez prawych Polaków, prawych oby-
wateli
Polski.
Jako
dowód
swej niewinności Pomianowska złożyła list,
jakoby
pisany przez owych Moskwie wydanych powstań-
ców,
w którym dziękując za jej stosowne postępowanie
z
nimi, jako jedynie dające możność wyleczenia się z
ran,
upraszali
jej o wyświadczenie im nowej łaski, to jest na-
desłania
pieniędzy, celem powrotu na łono swych rodzin.
Naczelnik
miasta Płocka
ob. Głowacki, po sprawdzeniu
danych
zawartych w tym liście, zawiadomił komisarza, że
jeden
z podpisanych na liście, przed datą na nim położoną,
był
zesłany do wojska w Orenburgu, drugi zaś skazany
na
lat ośm do kopalni w Syberii; że korespondencja z wię-
zienia,
dla zachowywanych ostrożności, była niepodobna,
że
styl listu przedstawia osobę z wyższym wykształceniem,
że
wreszcie biegli uznali charakter pisma podobny do
pisma
Pomianowskiej.
Akta
tej sprawy w przesyłce
ich Trybunałowi Rewolu-
cyjnemu
zaginęłya,
równocześnie z Rządu Narodowego
komisarz
otrzymał rozkaz zaniechania tej sprawy i niewa-
a Wyraz podkreślony w tekście.
żenię
się ukarania śmiercią Pomianowskiej, ażeby przez
to
postępowanie nie zmniejszyć uroku mordów Murawie-
wa
, jakie one na zagranicę wywierają!
W
dniu 27 stycznia101
na wsi Uniecku oddział
powstań-
ców
pod dowództwem Wolskiego102,
b. oficera Garibaldiego,
napadnięty
przez Moskwę pod dowództwem pułkownika
Sierzputowskiego,
częścią wymordowany, częścią w niewo-
lę
zabrany została.
Wskutek
polecenia Padlewskiego, w myśl
planu przez
tegoż
powziętego ponowienia napadów, Walery Jan Ostrow-
ski,
b. oficer moskiewski, zebrawszy do 800 ludzi w okolicy
Rypina,
zaatakował załogę moskiewską w tymże mieście
konsystującą103,
korzyści nie odniósł i sam dostawszy się
do
niewoli, w Płocku był rozstrzelany.
Człowiek
to był odważny, zdolny i dobry patriota, po-
wszechnie
żałowany tak od włościan, jak i szlachty.
W
dniu 2 lutego Skowroński
z warszawiakami, których
po
pierwszym rozproszeniu pod Nasielskiem na nowo zebrał
i
zorganizował, uderzył na straż graniczną w Dąbrowie,
którą
po ubiciu kilkunastu żołnierzy do Prus wpędził,
schwytanych
5 obieszczykówb104
powiesił, przy tej rozpra-
wie
zdobył kilkanaście karabinów i koni.
Po
tym zwycięstwie
z adiutantem swym Wedemanem
odjechał
do obywateli na spoczynek; pozostawszy dowódz-
two
niejakiemu Gintoftowi, który odebrawszy psim figlem
swym
podkomendnym ich własne pieniądze, uciekł z tako-
wymi
do Warszawy. Oddział bez dowódców, bez żywności,
100
Murawiew
Michał
„Wieszatel" (1796—1866),
wileński ge-
nerał,
gubernator w latach 1863—1865.
l0]_
Powinno być: 28 stycznia.
Wolski
Kazimierz na wieść
o powstaniu wrócił z Włoch
do
Polski i stanął na czele oddziału. 28.1.1863 r. został
wzięty
do
niewoli, a 10 lutego rozstrzelany w Modlinie.
||*4.II.l
863 r.
Tak
nazywano rosyjskich żołnierzy
pełniących pogranicz-
nasłużbę.
Skreślono:
Między ostatnimi znajdowali sią Wolski, póź-
niej
rozstrzelany w Modlinie, i synowiec tegoż
Sierzputo-
wskiego.
b
W
tekście: obwieszczyków
tysięcy
złotych z kasy narodowej, przez Padlewskiego na
rozstrzelanie
skazany, ucieczką tylko ocalił się.
W
tymże czasie Tomasz Kolbea
z 70 ludźmi uderzył na straż
graniczną
w Chorzelach i Janowie105,
po zabiciu kilku żołdaków
resztę
wpędził do Prus. Małe te zwycięstwa podniosły wysoko
imię
Kolbego, robiąc go popularnym.
Pomimo
tych drobnych korzyści
śmiało powiedzieć można, że w
miesiącu
lutym powstanie w województwie płockim prawie nie
istniało106.
Oddziały powstańcze porozbijane, ludność wiejska
zdemoralizowana,
właściciele ziemscy niechętni, knowania
podziemne
bwstecznictwab
zagrażały nam; że obrady poprzednie0
w
Rumoce mogą być w czyn wprowadzone, potrzeba było
koniecznie
jakiegoś kroku śmiałego, zuchwałego, który by
charaktery
słabe lub podłe przestraszył, a tym samym zmusił do
posłuszeństwa
przywódców ruchu, a w ludność wiejską
bezinteresownym
postępowaniem wlał zaufanie w powstańców.
Okoliczność
wkrótce nastręczyła się.
W
powiaty pułtuski
i ostrołęcki przybyły dwa oddziałki
dowodzone
przez Władysława Cichorskiego107
(Zameczka) i
Władysława
Wilkoszewskiego , wynoszące około 250 lu-
105 4.II. 1863 r.
106 Jest
w tym pewna przesada, ponieważ
w lutym stoczono jeszcze w
Płockiem
15 potyczek, a dopiero w marcu nasilenie walki zmniejszyło
się.
Od marca do maja w sumie stoczono 22 potyczki.
107 Władysław
Cichorski, ps. Zameczek (1822—1876), bliski
„czerwonym",
walczył w powstaniu w Grodzieńskiem, Płockiem,
Augustów'skiem.
Z końcem 1863 r. został organizatorem w Prusach
Zachodnich,
po powstaniu emigrował, uczestnik Komuny Paryskiej.
108 Wilkoszewski
Władysław,
oficer armii Garibaldiego, w 1861 r.
wrócił
do kraju, członek Organizacji Miejskiej w Warszawie, a
następnie
organizator województwa grodzieńskiego i pomocnik
organizatora
Litwy. Zginął pod Myszyńcem.
a Skreślono: dzierżawca wsi Dąbrówka.
b-b Tekst pierwotny: Sonnenbergów, Ujazdowskich, Jac-kowskich, et
consortes.
0 Tekst pierwotny: wsteczników.
dzi.
Chądzyński,
komisarz powiatu pułtuskiego, pod zasłoną
tej
siły postanowił korzystając z czasu zająć się utworze-
niem
oddziału dla Padlewskiego. Wezwania jego do mło-
dzieży
w Pułtusku, Ostrołęce, do oficjalistów prywatnych,
szlachty
drobnej itp. przy pomocy kilku zacnych obywateli
pomyślny
wydały skutek, w kilkanaście dni oddział pod-
niósł
się do cyfry przeszło 600 ludzi; zawiadomiony o tym
Padlewski
wezwał Chądzyńskiego do swej kwatery po dal-
sze
instrukcje.
Chądzyński
z powrotem od Padlewskiego, mając konie
zmęczone,
zatrzymał się we wsi Pawłowie, własności Dzie-
dzickiego09,
b. senatora moskiewskiego, a odprawiwszy
furmankę
udał się do dworu z prośbą odesłania go dalej.
Prośba
ta nie tylko że wysłuchaną nie była, ale nawet
pomimo
zimna i deszczu pozostawiono go na dworze, z tym
prostym
gburowskiem wyrażeniem, ażeby oddalił się bez-
zwłocznie
ze wsi.
Położenie
Chądzyńskiego było niezbyt miłe, w miejsco-
wości
mu nie znanej, podczas ciemnej i dżdżystej nocy;
gdy
mu na czasie wiele zależało, chwycił się ostatniego
środka,
jaki mu pozostał, to jest posłał Dziedzickiemu przez
stróża
nocnego rozkaz ręką Padlewskiego pisany, podpi-
sem
i pieczęcią Komitetu Centralnego i organizacji płockiej
opatrzony,
iżby za okazaniem takowego dostawiano mu
podwód,
a to pod skutkami z wyroku sądu polowo-wojen-
nego
wynikającymi. Dziedzicki, odczytawszy polecenie to
zwrócił21
go b
bez odpowiedzi.
Chądzyński
przygodę powyższą listownie opisał Kolbe-
mu0,
jako naczelnikowi wojennemu powiatu przasnyskiegod.
Równocześnie
podkomendni Kolbego schwytali jednego
z
wysłańców Dziedzickiego do naczelnika żandarmów
w
Przasnyszu, zawiadamiającego go pisemnie o znajdowa-
niu
się w okolicy powstańców.
Krok
taki Dziedzickiego był
jawną zdradą; złożony
przez
Kolbego sąd wojenny skazał Dziedzickiego na roz-
strzelanie,
co też w 24 godzin [s] przez szwagra Siemień-
1 no
Dziedzicki
Telesfor.
a
Tekst
pierwotny: odesłał.
Skreślono:
Chądzyńskiemu.
0
Skreślono:
wzywając
go.
Skreślono:
do
ukarania Dziedzickiego, jako nie szanujące-
go
rozkazów naczelnika województwa.
skiego110,
syna poety, komisarza powiatu przasnyskiego
wykonanym
zostało.
a a
Również
w tymże czasie ukarano śmiercią niejakiego
Piotrowskiego,
szynkarza w Pułtuskiem, przekonanego
o
szpiegostwo i naprowadzenie Moskwy na oddział Sztein-
kellera.
Te
trzy wyroki jak najlepiej na ludność
województwa
oddziałały,
małego serca i odwagi mieli tłumaczenie na
przypadek
kwestionowania ich przez Moskwę (co do nie-
sienia
pomocy powstańcom), iż do takowej siłą byli zmu-
szeni
nie mając stosownej osłony; zdrajcy, nikczemnicy
obawiali
się sprawiedliwości przez powstańców wymierza-
nej,
prawdziwi Polacy, ludzie rewolucyjni widzieli w tym
chęć
przywódców do wzniesienia całej masy ludu na wyso-
kość
rewolucyjną, a tym samym możność wybicia się spod
jarzma.
Najwięksi
przed powstaniem przyjaciele Moskwy oświad-
czali
się z sympatią dla powstania, była to maska, czasowo
z
potrzeby przywdziana, w głębi serca pozostawała grzesz-
na
chęć zepchnięcia ruchu na błędne manowce. Ludzie po-
dobnego
rodzaju, udający nawróconych, są najniebezpiecz-
niejsi,
przed chwilą wybuchu mieć ich pilnie na oku nale-
ży,
ażeby odjąć im środki szkodzenia.
110
Siemieński
Zygmunt Seweryn, syn Lucjana, pisarza i po-
ety.
Uczeń szkoły polskiej w Genui. W powstaniu walczył
w
randze kapitana. Zginął 18.IV.1863
r.
a-a Skreślono:
Na
co później
Biedrzycki, właściciel wsi Zamościa w Puł-
tuskiem,
nąjniegodziwięj obchodzący się z ludem wiejskim,
zadenuncjował
jednego ze swych służących o udział w powsta-
niu;
za czyn ten przed sąd wojenny, z uwagi jedynie że de-
nuncjacja
nie odniosła skutku, na karę chłosty w ilości razów
120,
w przerwach dwutygodniowych, był skazany. Pierwszą
z
tych rat w obecności mieszkańców gminy wykonał na
osobie
Biedrzyckiego
nowo mianowany naczelnik żandarmerii naro-
dowej,
Florian Milewski.
Dopisek
z boku: W przepisaniu przesłanym
do Polski przez
panią
Kisielewską, ustęp ten opuszczam.
T-B
Skreślono:
W
rewolucji wszelką
władzę sądowniczą najlepiej pozosta-
wić
samemu ludowi, Rząd Narodowy urzędników osobnych
w
rym względzie stanowić nie powinien: „lud zawiera sam
w
sobie rodzime poczucie porządku i sprawiedliwość; zresztą
Dnia
26 lutego Zameczek zaatakował
Moskwę we wsi
Przetyczy
i zmusił ją do ucieczki: napad ten podniósł ducha
w
okolicy, wlał wiarę we własne siły i dowódcę
uczynił
popularnym.
W dniu 28 lutego podjazd z kilku kawalerzy-
stów
przez Zameczka wyprawiony podchwycony został
w
osadzie leśnej Wiśniawek; Seewald , podleśny, w swym
mieszkaniu
zamordowany przez Moskali został, głowę mu
urżnięto
i na pice noszono, żonie jego połamano żebra,
a
siostrze pani Seewald błagającej o litość przetrącono
obie
dłonie,
następnie po zrabowaniu domu takowy wraz z tru-
pami
i rannymi spalono.
W początkach marca oddział ten liczył do 1000 ludzi.
Po
odebraniu o tym wiadomości
Komitet Centralny prze-
znaczył
na naczelnika wojskowego niejakiego Ramotow-
skiegoa113,
emigranta, w powstaniu znanego pod nazwiskiem
„Wawer",
poddając Zameczka pod jego rozporządzenie.
Padlewski,
wychodząc
z zasady, że oddział ten zorgani-
zowany
w województwie płockim, a tym samym w obrębie
jego
władzy i działalności, wyrobił od Komitetu rozporzą-
dzenie,
by tak Wawer, jak i Zameczek przeszlib
pod jego
dowództwo
naczelne. Wskutek tego powstały niezgody
i
intrygi. Wawer niechętnym był Padlewskiemu, Zameczek
obydwóm.
Przybycie
Padlewskiego, jako naczelnika wojskowego
województwa,
do oddziału pozorowo złagodziło umysły.
Moskwa, zaniepokojona pojawieniem się Padlewskiego
pamiętać
winniśmy, że srogość systematyczna despotyzmu
robi
więcej
ofiar w dniu jednym jak oburzenie ludu w ciągu
lat
całych",
słowa te wyrażone przez wielkiego mówcę,
Mira-
beau
, dotąd nie mają w historii zaprzeczenia. Dopisano
z
boku wyraz: ditto (por. dopisek przypis a—a
s. 94).
Mirabeau
Honore-Gabriel (1749—1791),
znany działacz
pierwszego
okresu rewolucji francuskiej.
Seewald
(Zewald) Edward, syn urzędnika
Komisji Rzą-
dowej
Przychodów i Skarbów. Po ukończeniu szkoły w Ma-
rymoncie
objął pracą w leśnictwie Udrzyn w Płockiem. Współ-
pracował
z oddziałem Zameczka.
3
Ramotowski
Konstanty „Wawer"
(1812—1888), uczestnik
powstania
listopadowego, w powstaniu styczniowym dowodził
w
Płockiem, Augustowskiem i Grodzieńskiem. Po powstaniu
emigrował.
a W tekście: Romatowski, pisownia ta powtarza się.
b Tekst pierwotny: oddani byli.
na
czele dość
znacznej siły, ściągnęła liczne roty z Warsza-
wy,
Pułtuska, Ostrołęki, Czyżewa, razem około 5000 żoł-
nierza
wynoszące, i te wraz z odpowiednią artylerią oddała
pod
dowództwo jenerała Tolla celem stanowczego rozpro-
szenia
naszych i pojmania Padlewskiego.
Jenerał
Toll 4,
pomiędzy Gaworowem, Szczawinem,
Długosiodłem
i Przetyczą, otoczył ze wszech stron naszych,
zamierzając
dnia następnego stoczyć stanowczą bitwę,
w
której pojmawszy przywódców otrzymałby podziękowa-
nie
cara i order. Noc ta stanowiła miłe i słodkie dla
Tolla
marzenie.
Kiedyż
to ludzie przyjdą do poznania, że ordery udziela-
ne
przez tyranów nie przynoszą zaszczytu, lecz przeciwnie,
hańbę
i przekleństwo, jako świadczące wymownie o usłu-
gach
tyranowi, w ciemiężeniu narodu czynionych. Car jako
samowładny,
nie mający nad sobą prawa, nie ma też inte-
resu
wspólnego z narodem — on sam jest przeciwko
wszystkim,
nadgradza więc tych tylko, którzy stają mu się
miłymi
w wyrządzaniu zła drugim.
Padlewski,
jakkolwiek miał
dość liczny oddział, lecz
mając
zaledwie jedną strzelbę na siedem kos, powiadomio-
ny
nadto przez Aleksandra Zabielskiego, w pierwszych
chwilach
powstania za kupnem broni za granicę wyprawio-
nego,
o nadejściu i zachowaniu tejże broni, około Dąbrowy,
bitwy
uniknąć, a tym samym imienia swego na nieko-
rzystne
o zdolnościach jego mniemanie nie narażać
posta-
nowił.
Manewrami różnymi wydobył się on z matni Tolla
i
przez Narew pod samą Ostrołęką się przeprawił.
W
dniu 7 marca115
straż
graniczną w Dąbrowie rozpędził,
broni
jednakże ani jednej nawet sztuki, pomimo najuro-
czystszego
zaklinania się Zabielskiego, nie znalazł21.
Padlewski
nie mając
broni na Puszczę Myszyniecką dla
dogodniejszej
pozycji leśnej cofnął się.
Toll
Mikołaj,
generał, naczelnik wojenny okręgu Kolei
Petersburskiej
na odcinku między Warszawą a Białymstokiem.
115 W rzeczywistości 8 marca.
a
Skreślono:
Dla
jakich powodów Zabielski kłamał, a przez
to
samo narażał Padlewskiego na wpędzenie go na terytorium
pruskie?
nie wiadomo!
Toll
zdziwiony wydobyciem się
Padlewskiego po paru
dniach
najściślejszego tropienia śladów jego zdążył
pod
Myszyniec
i tam naszych zaatakował. Bitwa rozpoczęła się
w
dniu 8 marca116
z zażartością z obydwu stron prowadzo-
na;
nareszcie kosynierzy z batalionu Wilkoszewskiego, po-
prowadzeni
osobiście przez Padlewskiego ze sztandarami
na
przedzie idącego, zmusili Moskwę, pomimo jej artylerii,
do
cofnięcia się.
Padlewski
w bitwie tej okazał
wielką osobistą odwagę,
ubranie
jego było od kul moskiewskich podziurawione.
Toll
chwaląc
rozporządzenia i odwagę Padlewskiego
oświadczył,
że on jeden z powstańców jest godny zwać się
generałem21.
Po
bitwie tej Komitet Centralny odważył
się nadać
Padlewskiemu
stopień pułkownika; mówię, odważył się
dlatego,
że wówczas jeszcze pojmowano ogólnie niewła-
ściwość
nadawania stopni wojskowych przez władzę tajem-
ną,
a tym samym nieodpowiedzialną. Późniejszy dopiero
tak
zwany Rząd Narodowy118,
sądząc, że za pomocą błaz-
nowania,
udawania ministrów, konsulów, generałów, puł-
kowników
wreszcie armii i rządu potrafi zbawić Polskę,
licznie
i bez braku niemi szafował.
Po
bitwie myszynieckiej Padlewski stanął
z oddziałem
we
wsi Drążdzewo119
(powiat przasnyski); wieś ta prawie
do
samych zabudowań lasem otoczona dała Moskwie moż-
ność
przy pomocy Niemców obejść nasze pikiety i na nie
przygotowanych
uderzyć. W największym nieładzie się
116 Pomyłka, 9 marca.
117 Dutwald
do powstania był
urzędnikiem Kolei Warszaw-
sko-Wiedeńskiej.
118 Rząd
ten powstał 15. V.1863 r.
12
marca.
a
Skreślono:
Pomiędzy zabitymi liczyliśmy Władysława Wil-
koszewskiego,
wytrwałego, śmiałego powstańca, przez ogół
wielce
żałowanego; Dutwalda dowódcę plutonu; Nowakow-
skiego,
syna mecenasa z Warszawy, Matusiewicza, właściciela
ziemskiego,
Piotra Szylinga z Ostrołęki, dzierżawcy folwarku
D[nieczyt]
i Ludwika Staniszewskiego, b. nauczyciela, także
z
Ostrołęki. Dopisek
na boku ręką Chądzyńskiego: Nazwiska
Wykreślone
pomieścić w spisie na końcu książki.
cofnięto.
Pomiędzy zabitymi mieliśmy Edwarda Rolskiego,
b.
członka Komitetu, ostatnio komisarza województwa*1.
Jakkolwiek
przegrana usprawiedliwia się
zdradzieckim
naprowadzeniem
Moskali przez kolonistów Niemców, nie-
mniej
przeto pod względem niezachowania należytych
ostrożności
wina ciąży na dowódcyb.
W
nocy dały
się słyszeć wystrzały naszych pikiet; nie
sprawdzono
jednak powodów tego, przez grzeszne lekce-
ważenie.
CZ
powodu imienin jednej z córek posiadacza
dóbr
Drążdzewo całą noc oddawanod
się zabawie; rano
Moskale
w pośrodku obozu naszego się znaleźli, strzałami
i
mordem budząc sztab i żołnierzy!!
Odtąd
rozpoczyna się dezercja z oddziału, przykład jej
dali
panowie Ramotowski (Wawer)e;
pomimo to Ramo-
towskiemu
wkrótce Komitet obowiązki naczelnika wojen-
nego
powiatu łomżyńskiego powierzył.
Zabielski
powtórnie
zawiadomił Padlewskiego o nadej-
ściu
broni i zachowaniu jej pod Chorzelami; Padlewski
podążył
do Chorzel, straż graniczną rozpędził120,
lecz i tym
razem
broni nie znalazł!!
Spod
Chorzel Padlewski ruszył
w powiaty zachodnie
województwa
w celu podniesienia tamże powstania. Postę-
pując
w tym kierunku, przez oddział moskiewski we wsi
Żeńboku
został zaatakowany121;
straty poniósł nieznaczne,
zbiegostwo
jednak wzrastało. Oficerowie najzdolniejsi,
130 W dniu 14 marca.
111
W dniu 15 marca.
a
Skreślono:
Adama
Motylowskiego, ucznia Szkoły Głównej,
b.
zastępcę naczelnika okr. 2 miasta Warszawy, wielce czynne-
go
i energicznego młodzieńca. Matusiewicza, syna
właściciela
ziemskiego.
Dopisano na
boku ręką Chądzyńskiego: zamieścić
w
spisie na końcu.
b Tekst pierwotny: Padlewskim.
c
Skreślono:
Padlewskł
z oficerami.
Tekst
pierwotny: oddawał.
e
Skreślono:
z
niejakim Burkiem (pseudonim). Obadwaj
przez
sąd wojskowy przez Padlewskiego złożony na rozstrze-
lanie
byli skazani.
zaufanie
żołnierzy
mający, jak Mystkowski , Frycze ,
pobrawszy
urlopy udali się do Warszawy starać [siej
o
osobne dowództwa. Oddział wprawdzie co do liczby się
nie
zmniejsza, ob. Tomasz Kolbe, Eustachy Grabowski124,
Ignacy
Bojanowski nowymi ochotnikami go zasilają, lecz
miejsca
oficerów zastępują obywatele ziemscy lub studenci,
nie
mający wojskowego wyobrażenia. Trzech tylko było
prawdziwych
z rzemiosła żołnierzy, Konstanty Siciński,
Kowalkowski125
i Zdziarski, lecz ten ostami często się za-
pominał
szukając pociechy na dnie szklankia.
Położenie
coraz stawało się trudniejsze: szlachta obała-
mucona
przez białe wstecznictwo widząc w swej wyobraźni
wystraszonej
w Padlewskim Robespierre'ab126,
przysięgłego
na
zagładę krwi szlacheckiej opuszczała swe domy ujeżdża-
jąc
do Prus lub innych powiatów.
Herszty
zaś
Jackowscy itp. do Krakowa, Paryża celem
ukucia
dyktatury Langiewicza127,
a tym samym za pomocą
owego
narzędzia spieszniej szego rozwiązania powstania.
Nigdzie
po dworach najmniejszego poparcia, żywności na-
wet
nie znajdowano.
W
dniu 20 marca zawiadomiono Padlewskiego, że
dwie
roty
piechoty z sotnią kozaków przyszły do wsi Poniato-
wa,
o małe dwie mile od miejsca jego stanowisk; postano-
122
Mystkowski
Ignacy (1823—1863),
inżynier, uczestnik re-
wolucji
węgierskiej, w 1863 r. dowodził w Płockiem i był
naczelnikiem
powiatów pułtuskiego, ostrołęckiego i przasny-
skięgo.
Zginął pod Kietlanką 13.V.1863 r.
Frycze Karol (1830—1863), inżynier, szef sztabu u Cichorskiego i
Padlewskiego. Zmarł od ran 24. Y.1863 r.
124
Grabowski Eustachy, właściciel
ziemski
związany z „bia-
łymi".
Od lutego do lipca 1863 r. był naczelnikiem wojewódz-
twa
płockiego. Zesłany do ciężkich prac.
12
Kowalkowski
Franciszek, dymisjonowany kapitan wojsk
rosyiskich.
Robespierre
Maksymilian (1758—1794),
przywódca jako-
binów
francuskich.
Langiewicz
Marian (1827—1887),
dzięki intrygom „bia-
łych"
ogłosił
się 10.111.1863 r. w
obozie Goszczy dyktatorem.
a
Dopisek z
boku ręką
Chądzyńskiego: Ażeby
Moskale nie
prześladowali
tych ludzi, nazwiska ich oznaczam przeważnie
literami.
W tekście: Robespiera.
wił
więc nocą na nie uderzyć, marsz naznaczony był
o
północy.
Lecz
skutkiem różnych
nieprzewidzianych choć często
drobnych
okoliczności, o które nietrudno nawet w regular-
nym
wojsku, a cóż dopiero przy powstańskiem gospodar-
stwie
wojskowym, kilka godzin czasu daremnie zmarno-
wano,
dopiero pomiędzy godziną 4 a 5 rano wymarsz ku
Poniatowu
nastąpił.
Moskale
równocześnie
przeciwko naszym ruch rozpo-
częli,
wskutek otrzymanych o tym wiadomości zakomen-
derowano
odwrót.
W
godzinę
później rozpoczęła się bitwa trwająca do
godziny
4 z południa w odwrocie z największym porząd-
kiem
podtrzymywana.
Pod
Radzanowem dłuższy
stawiono opór128;
kosynierzy
na
hurra po dwakroć ruszyli przeciwko kozakom, a to
zastępując
strzelców, którym ładunków zabrakło, pomimo
że
sześć pudów prochu i znaczna ilość ołowiu znajdowała
się
w furgonach.
Oficerowie
Kowalkowski i Zdziarski podczas bitwy
opuścili
oddział; ucieczka ta haniebna spowodowała po-
płoch
w szeregach, a tym samym i ucieczkę w nieładzie,
która
w lesie już się rozpoczęła. Wszelkie usiłowania
ado
przywrócenia porządku i obsadzenia wybrzeży lasu
były
daremne, około 400 ludzi się rozpierzchło, z resztą do
600
wynoszącą wraz z cała kawalerią w lesie noc prze-
pędzono.
Dnia
następnego,
to jest 21 marca, Padlewski skierował
się
ku lasom skąpskim w powiecie lipnowskim położonym.
Intryganci,
na czele których stał Pluciński129
z Zamecz-
kiem,
chcąc korzystać ze zniechęconego usposobienia żoł-
nierzy
wskutek znużenia, zimna, głodu i niewywczasu,
postanowili
odebrać Padlewskiemu dowództwo. W tym
celu
Pluciński w imieniu kawalerii objawiając brak zaufa-
nia
i wiary w zdolności Padlewskiego jako wodza zażądał
od
niego opuszczenia oddziału i oddania dowództwa Za-
meczkowi.
Na oświadczenie to Padlewski zbladł i zmieszał się, po
Bitwa ta miała miejsce 21 marca (Zieliński, op. cit.,
125
Pluciński
Leopold, emigrant, zginął w powstaniu.
a
Skreślono:
Sicińskiego,
Chądzyńskiego i innych.
chwili
podał
projekt przejścia za Wisłę i tam połączenia
się
z Mielęckima
13°,
gdy jednakże obstawano, ażeby przede
wszystkim
złożył swe dowództwo, odezwał się: „Niezado-
woleni
opuścić mogą moje szeregi". Wielu też złożyło broń
i
rozeszło się. Następnie po odprawieniu licznych furgonów
zbliżył
się do Zameczka, a oddając mu pałasz rzekł: „Odda-
lam
się i od tej chwili dowódcą być przestaję". Za
jego
przykładem
wszystka młodzież warszawska, obywatele
ziemscy,
cała inteligencja przed Zameczkiem i Plucińskim
broń
złożyła gotując się do odjazdu. Widząc, co się
dzieje,
kosynierzy
zawołali: „Nie chcemy Zameczka, kawalerią
jako
intrygantów kosami rozrąbiemy, niech żyje Padlew-
ski!"
Skończyło się wreszcie na tym, że Zameczek z Plu-
cińskim
prosili Padlewskiego o pozostanie nadal przy obo-
wiązkach
dowódcy. Padlewski przystał, powstało więc
ogólne
zadowolenie.
Wychodząc
z lasu na wypoczynek w jednej z najbliż-
szych
wiosek spostrzeżono już Moskwę szykującą się do
bitwy.
Padlewski obsadził kawalerią wybrzeża lasu, pole-
cając
Zameczkowi zatrzymanie się w lesie z piechotą
i
furgonami.
b b
W
czasie tych zajść
pozostała piechota0
rozbiegła się
w
całości.
Padlewski
przybywszy do pewnej niemieckiej kolonii
wziął
przewodnika w celu dalszego przeprowadzenia przez
lasy
oddziału. Niemiec niechętny powstańcom wprowadził
oddział
na błota, w których furgony zagrzęzły i zatopiły
się,
a sam korzystając z ogólnego zamieszania umknął.
130
Mielęcki
Kazimierz
(?—1863),
obszarnik poznański, zor-
ganizował
oddział w okolicach Żychlina i dowodził na Kuja-
wach,
w Kaliskiem i Mazowieckiem. Zmarł od ran 9.VII.
1863
r.
a W tekście występuje pisownia: Milęcki.
b-b
Skreślono:
Zameczek
jednakże, mając na celu inne
widoki,
polecenia tego nie wykonał, lecz przebrawszy się po
cywilnemu
wraz z adiutantami swymi na jednej z furmanek
ujechał.
Powiadomiony o tym Padlewski kawalerię ze stano-
wiska
ściągnął i otoczywszy brykę jego, razem ze sobą udać
się
zniewolił.
0
Skreślono:
zdemoralizowana
gorszącym przykładem Za-
meczka.
aKilku
z oficerówa
usilnie na Padlewskiego o rozpusz-
czenie
oddziału nalegało. Padlewski wahał się. Nareszcie na
prośby
ze strony swych ulubieńców15
rozpuszczenie oddzia-
łu
postanowił. Każdemu z żołnierzy obecnych dano po
rs.
10 z pieniędzy zabranych z kasy miasta Sreńska i wraz
z
uzbrojeniem, z końmi rozejść się zalecono.
Tu
nastąpiła
chwila bolesna, niczym opisać się nie dają-
ca.
Żołnierze wszyscy bez wyjątku jak małe dzieci naj-
okropniej
płakać zaczęli: boleść głęboka na wszystkich
malowała
się twarzach, nadzieja zobaczenia Polski wolnej
znikła,
powstanie uważano za skończone. Działo się to
dnia
22 marca, w dwa miesiące od chwili wybuchu.
Wypadek
ten fatalnie oddziałał
na całe województwo
i
nie ulega wątpliwości, że przyczynił się głównie do
za-
kończenia
w sposób smutny kariery Padlewskiego.
Ludzie
z Pułtuskiego0
wiedząc o formowaniu się Wawra
dza
Narwiąd
udali tam się epod
przewodnictwem6
Roszkow-
skiegof.
Do
chwili rozpuszczenia oddziału
Padlewski w Płockiem
prawie
dyktatorską sprawował władzę; mianował lub
zwalniał,
kogo mu się spodobało, z nim tylko wszyscy
znosili
się, jego wyłącznie wypełniali rozkazy — rozpu-
ściwszy
oddział bez wydania żadnych rozporządzeń, uznał
tym
samym powstanie za skończone, siebie zaś za nie
pełniącego
żadnych obowiązków.
8Chądzyński8 celem powzięcia wiadomości o położeniu,
a-a
Tekst
pierwotny: Stronnictwo
Zameczka z powodu
zamierzonej
ucieczki tegoż,
przewidując niekorzystne nastę-
pstwa.
Skreślono:
jak
Siemieńskiego, młodego chłopca, wielki
wpływ
na niego wywierającego, pomimo opozycji Chądzyń-
słaego
i innych.
0
Tekst
pierwotny: których
Chądzyński przyprowadził do
oddziału,
mający doń zaufanie, nadbiegłszy do niego zawołali
jednogłośnie,
iż nie wyszli z domów na to, ażeby się rozcho-
dzić,
lecz na to, ażeby zwyciężyć lub zginąć, prosząc go więc
o
radę dalszego postąpienia.
— Tekst pierwotny: w Pułtuskiem radził mi, aby.
e
—e
Tekst
pierwotny: co
też rzeczywiście wybrawszy sobie
za
dowódcę.
Skreślono: uczynili.
8—8
Poprawione
ręką Chądzyńskiego: Komisarz
powiatu
pułtuskiego.
w
jakim powstanie znajduje się,
oraz dla otrzymania
instrukcji
co do dalszego postępowania i dalszych działań
udał
się do Warszawy.
W
Warszawie zastał
on okropne przerażenie. Pan Dykta-
tor
Langiewicz złamał przysięgę, sprawę, wojsko i kraj
zdradził21
szukając w Austrii schronienia131.
Padlewski
powstanie
płockie rozpuścił. Mielecki nie wypełniwszy ge-
nerała
Mierosławskiego poleceń spowodował nieszczęśliwą
rozprawę
pod Krzywosądzem132.
Zlecieli
się
do Warszawy różnej barwy, gatunku (i ro-
dzaju)
wstecznicy siejąc przewrotne i fałszywe wieści ku
powiększeniu
trwogi i niepokoju, wszelkimi możliwymi
sposobami
starając się schwytać w swe ręce węzły organi-
zacyjne,
aby te nie dostały się Mierosławskiemu, mającemu
prawie
ogólne uznanie warszawian, a dla szlachty, obywa-
teli
ziemskich będącemu pewnego rodzaju czerwoną zmorą,
nie
dającą im spokojnie trawić.
Oskar
Awejde, jeden z członków
przedpowstaniowego
Komitetu,
znajdując się w Warszawie był otoczony tłumem
patriotów,
którzy sami sobie patent na takowych wydali,
z
przyłożeniem własnej herbowej pieczęci, lecz nie podpi-
sany
niestety przez naród; wielkich mężów wojujących
półśrodkami,
pełnych dobrych chęci, którymi, jak mawia
przysłowie,
piekło jest wybrukowane.
Wiedział
on o tym dobrze i znał ich na wylot, był jednak
dość
naiwny, by roić sobie złote nadzieje, że stronnictwo
„białych",
wszedłszy do organizacji, skompromituje się
w
oczach moskiewskich, a tym samym rewolucyjnie działać
zacznie!
Zaprawdę słodka, ale bardzo naiwna i z gorzkim
rozczarowaniem
była to nadzieja.
Już
rok 1830 wyraźnie kłam temu zadawał, jak wówczas,
tak
i obecnie przede wszystkim starano się zawładnąć ru-
chem,
iżby z prostej choć ostrej drogi czynu sprowadzić
go
na dyplomatyczne manowce.
1T1
Langiewicz
w dniu 18 marca opuścił
oddział udając się
do
Galicji, a dnia następnego został aresztowany przez
Austriaków.
f32 19.11.1863 r.
a Tekst pierwotny: opuścił.
Arystokracja
i szlachta polska dawniej odznaczała
się
szczerością
i męstwem — po utracie wolności, Ojczyzny
znajduje
szczególniejsze upodobanie w dyplomacji, wy-
krętarstwie,
blagowaniu i kłamstwie.
Najwięcej
uniżonym i ugrzecznionym, na paluszkach
przed
Awejdą stąpającym był pan Karol Ujazdowski jako
delegat
od obywateli płockich do Warszawy z oświadcze-
niem
Komitetowi uczuć patriotycznych i dobrych chęci dla
powstania
przybyły.
Ujazdowski
przede wszystkim starał
się o usunięcie
z
Płockiego Padlewskiego; na niego bowiem tak on, jako
też
i wszyscy nowo zrodzeni przyjaciele powstania z po-
wodu
zjazdu w Rumoce żadnego wpływu wywierać nie
mogli,
a nadto odezwa Padlewskiego z dnia 27 stycznia
mianująca
ich zdrajcami, jako też i śmierć Dziedzickiego,
przejmująca
ich niemiłym dreszczem, swobodnie nad
uszczęśliwieniem
Polski myśleć im nie dozwalały.
W
miejsce Padlewskiego przedstawiał
Ujazdowski pana
Jana
Turowskiego133,
b. proporszczyka wojsk moskiew-
skich21,
posłusznego, grzecznego i dobrego chłopca, „Jasiem"
powszechnie
zwanego, który jakkolwiek dotąd pomimo
wezwań
Padlewskiego udziału w powstaniu nie przyjął,
to
dlatego jedynie, że liczni bracia, ciocie i krewniacy
przewidywali
dla niego w następstwie daleko świetniej szą,
a
nie dowódcy plutonu lub kompanii, karierę.
Życzenie
Ujazdowskiego nie mogło odnieść skutku.
Obawiano
się, ażeby Padlewski usunięty z Płockiego nie
przybył
do Warszawy, a jako dawny członek Komitetu nie
zechciał
wejść w skład nowego rządu.
Uwagę
tę Ujazdowski za słuszną uznał i ze swym kandy-
datem
na nastręczenie się innej sposobności czekać posta-
nowił.
133
Turowski
Jan „Sokolnichi",
ur. w 1832 r., ukończył
szkołą
kadecką w Brześciu i akademią wojskową w Peters-
burgu,
uczestnik wojny krymskiej, w 1862 r. podał sią do
dymisji
i powrócił do kraju. Po powstaniu emigrował, a od
1869
r. pracował jako urządnik Magistratu w Krakowie.
a
Skreślono:
bez
najmniejszych zdolności i wykształcenia,
zresztą.
Ażeby
jednakże skrępować władzę działalności Padlew-
skiego
prawie samowładną, przedstawił nową listę człon-
ków
organizacji*1,
którym Awejde natychmiast, to jest
w
dniu 27 marca 1863 r., podpisał nominacjeb.
Ujazdowski,
jak sam się
wówczas wyrażał, z powodu
istniejących
przeciw niemu uprzedzeń, niektórych współ-
obywateli
urzędu dla siebie nie przyjął, radą tylko wspie-
rać
nowo mianowanych przyrzekł i w tym celu u siebie
na
wsi Nagórki centralną stację komunikacji województwa
z
Rządem Narodowym ustanowił.
Wszystkie
te nominacje w największej
przed Padlewskim
dopełnione
były skrytości.
Zawiadomiony
Padlewskic
o przeprowadzeniu nowej
organizacji,
po raz pierwszy spostrzegł
i zrozumiał różne
sztuki
łamane i magiczne, od początku powstania przez
białych
wsteczników, w ogóle przeciw powstaniu
a
w szczególe przeciw Komitetowi pierwszemud
płatne;
zrozumiał,
dlaczego Langiewicz6
dyktatorem był ogło-
134 Aluzje do pobytu Langiewicza we Włoszech.
a Skreślono: szlachtę po batogu, herbach i próżności.
Skreślono:
mianowicie:
na
naczelnika cywilnego województwa ob. Eustachego Gra-
bowskiego,
na
naczelnika powiatu płockiego
ob. Pepłowskiego,
naczelnika
powiatu lit
na naczelnika powiatu lipnowskiego ob. Kani£
na naczelnika powiatu mławskiego ob. Józefa Kosińsłaego,
na naczelnika powiatu przasnyskiego ob. Romana Kleczyń-
skiego,
na
naczelnika powiatu pułtuskiego
ob. Franciszka Mło-
dzianowskiego,
na
naczelnika powiatu ostrołęckiego
ob. Józefa Małowiej-
skiego,
na
komisarza województwa
ob. Stanisława Grzywińskiego,
na
pomocnika komisarza (powiat pułtuski, ostroł. i przasny-
ski)
ob. Zbigniewa Chądzyńslciego,
na
naczelnika wojskowego powiatu ostrołęckiego ob. Igna-
cego
Mystkowskiego,
na
naczelnika wojskowego powiatu pułtuskiego ob. Karola
Frycze*.
*
Czterej ostatni niezależnie
od woli Ujazdowskiego byli mianowani.
0
Skreślono: przez Chądzyńslciego.
Skreślono:
i jemu.
e
Skreślono: ów kamery sta włoski .
szony,
dlaczego polecono mu oddać
się do kozy austriac-
kiej,
dlaczego pan hr. Grabowski ''wyzwał na pojedynek21
Bobrowskiego
; dlaczego z taką szybkością i tajemnicą
przeprowadzono
nową organizację, poczuł wyrwanie mu
z
rąk dotychczasowej władzy i strącenie go na jedno
z
podrzędnych stanowisk — pośpieszył więc w dniu
1
kwietnia do Warszawy, w nadziei zreperowania złego —
lecz
już było za późno.
W
Warszawie nie znalazł
on
najmniejszego poparcia.
Rozpuszczenie
oddziału fatalnie na nim ciążyło i posłużyło
tak
wstecznikom, jak osobistym nieprzyjaciołom do róż-
nych
zarzutów i obelg.
Redaktor
„Strażnicy"
Joachim Szyć namiętny przeciwko
niemu
wydrukował w swym piśmie artykuł136;
kobiety
i
dzieci, „czerwoni" i „biali" zwali go niedołęgą
lub
zdrajcąb.
Prośbie
Padlewskiego przeniesienia go w Lubelskie lub
Sandomierskie
odmówiono, polecając bezzwłoczny powrót
w
Płockie.
Przyjęciem
w Warszawie doznanym, do żywego, głęboko
dotknięty,
za powrotem w Płockie Padlewski rozwinął
ogromną
czynność. Przecie kierowały już nim więcej za-
draśnięta
duma i miłość własna, jak patriotyzm.
Planem
jego było
utworzenie, o ile być można naj-
śpieszniejsze,
jak najwięcej oddziałów; opanowanie drogi
żelaznej
łączącej Petersburg z Warszawą, a tym samym
135
Grabowski
Adam (1827—1899),
hrabia, jeden z autorów
dyktatury
Langiewicza i zabójca w pojedynku Stefana Bo-
browskiego,
czołowego działacza lewicy „czerwonych". Poje-
dynek
ten miał miejsce 12.IV.1863
r.
pod Rawiczem.
36
W
„Strażnicy",
nr 3 z dn. 13.IV.1863
r.,
oskarżono Pa-
dlewskiego
o to, że „zdemoralizowawszy nieumiejętnym pro-
wadzeniem
oddział, sam go rozpuścił bezpotrzebnie siejąc po-
płoch.
Niepłonną mając nadzieją, że władza naczelna to zło
usunie,
na tej tylko ograniczamy się uwadze".
a—a Tekst pierwotny: zamordował.
Skreślono:
Narodowy
Rząd od czci i wiary publicznie
odsądzić
go zamierzał i w tym celu Chądzyńskiemu, jako
obecnemu
przy rozpuszczeniu oddziału, raport napisać zalecił,
przecięcie
komunikacji armii moskiewskiej w Kongresów-
ce,
z głównym jej sztabem i spichrzem, następnie przez
wywołanie
ogólnego ruchu wpędzenie załóg moskiewskich
do
Modlina.
Po
uskutecznieniu tego był
pewnym na nowo swej prze-
wagi
w Rządzie. Dyktatura nowa myśli jego nie była obcą.
Plan
ten, w części
zakomunikowany Mystkowskiemu,
Kolbemu,
Grabowskiemu, Sicińskiemu i innym, jako jedy-
ny
środek wyrwania sternictwa sprawy ojczystej z rąk
reakcji,
a tym samym kraju od oczywistej zguby, przez
wtajemniczonych
z zapałem przyjęty i energicznie był po-
pierany
i dopełniany. Toteż wkrótce w Lipnowskiem,
Ostrołęckiem,
Przasnyskiem, Mławskiem powstały nowe
oddziały.
Eustachy
Grabowski, naczelnik cywilny województwa,
na
którym wstecznictwo się pomyliło, swymi wpływami
i
staraniami wyrobił w organizacji Prus Zachodnich utwo-
rzenie
i uzbrojenie oddziału z samej landwery złożonego,
który
pod dowództwem Szermentowskiego137,
b. kapitana,
miał
wejść w Płockie. Padlewski przy tym oddziale miał
pozostawać.
Wstecznicy,
odgadłszy
z tego zamiary (więcej nawet niż
zamiary)
Padlewskiego, zadrżeli, Moskwa, mając nie wię-
cej
jak 5000 wojska na całej przestrzeni województwa
rozrzuconego,
była za słaba do stawienia oporu i zniszcze-
nia
zamiarów Padlewskiego.
I
cóż
to będzie (tak rozmyślali sobie wstecznicy w chwi-
lach
niestrawności), gdy w wirze rewolucyjnym wywoła-
nym
po szalonemu, chamy i mieszczuchy staną w pierw-
szych
rzędach narodu, na pierwszych zaszczytnych miej-
scach,
a szlachcie, obywatelom ziemskim miejsca na
szarym
końcu się zostaną, i to jeśli zaprosić ich raczą?
A
nuż jeszcze jaki szaleniec przypomniawszy Rumokę
krwi
ich szlacheckiej zapragnie. Wszelkimi więc sposoba-
mi
zaradzić temu należało dla utrzymania honoru szla-
checkiego.
Przyj ąwszy sławną dewizę Czartoryskich „bądź
co
bądź" za hasło, Padlewskiego co rychlej pozbyć
się
postanowiono.
Zbytnia
gadatliwość
Grabowskiego i zdrada osób ota-
czających
Padlewskiego do dopięcia tego celu posłużyły.
137
Szermentowski-Łowiński Henryk.
Padlewski
w dniu 16 kwietnia , we wsi Podlesie w po-
wiecie
lipnowskim położonej,
własnością Strzegockiego
znanego
mu jeszcze z Petersburga, a ostatnio swego
adiutanta
będącej, wyjechał powozem w celu spotkania się
z
owym oddziałem z Prus w liczbie 400 ludzi wchodzącym.
W
drodze niedaleko Podlesia przez oczekującego już na
zasadzce
naczelnika żandarmerii Drozdowa pojmany, do
Płocka
zaprowadzony i tam w dniu 15 majaa
rozstrzelany.
Ogólne
panuje w Płockiem przekonanie, że Padlewski
przez
wsteczników był denuncjonowany139.
Wspólnictwo
w tej zbrodni zarzucano Strzegockiemu,
którego
Moskale jakkolwiek w pierwszej chwili areszto-
wali,
to jednakże po upływie kilku dni na wolność wy-
puścili.
Razem
z Padlewskim schwytano Konstantego Sicińskie-
go,
b. kapitana wojsk moskiewskich, Jana Sokołowskiego,
właściciela
dóbr w Lipnowskiem, Kuczborskiego, syna
rejenta
z Warszawy, i Jana Jodłowskiego byłego ucznia
Uniwersytetu.
Wszyscy ci ostatnib
w pewnej odległości
przed
Padlewskim jechali, obowiązując się w razie spo-
strzeżenia
Moskwy wystrzałem z rewolweru ostrzec go; nie
wiadomo
jednak dlaczego tego nie uczynili. Wszyscy
czterej0
zesłani zostali na Syberię do robót ciężkich
w
kopalniach.
Chądzyńskid
pozostawszy komisarzem wojewódzkim
w
miesiącu lipcu robił kroki celem wyśledzenia prawdy
w
tej ciemnej sprawie, lecz ślady były już zatarte.
Strzegocki
w owym czasie (tj. lipcu) żądał
od Gustawa
Duckerta,
pomocnika komisarza, by mu napisał wyrok
śmierci
na niego, jakoby za wydanie Padlewskiego, a to
1 ^s
Omyłka, powinno być 21 kwietnia.
por
„Ephemerides
des Polonaises", Paris 1863, s. 68. Por.
W.
Przyborowski, „Dzieje 1863 r.", t. 2, Kraków 1897,
s.
231—232,
na podstawie „Pamiętników" Gąseckiego,
5.37.
a Skreślono: o godzinie 5 rano.
Skreślono:
na
jednej bryce.
0
Tekst
pierwotny: trzej.
Dwa
słowa dopisane, nieczytelne, skreślono.
dla
zasłonięcia
się przed Moskalami i wykręcenia się od
odpowiedzialności
za przetrzymywanie go u siebie.
Zdaje
się,
że Strzegocki tym środkiem chciał tylko od-
dalić
od siebie podejrzenie władz narodowych, dość sprę-
żyście
wówczas działających, nie zaś zasłaniać się przed
sądami
Moskwy, która by temu najmniejszej wiary dać nie
mogła,
wiedząc, że władze powstańcze miały dostateczną
siłę
w żandarmerii do wykonania swych postanowień,
choćby
nawet pod okiem samej Moskwya.
Nie
jest moim zamiarem rzucanie podejrzenia na Strze-
gockiego,
a przez to może
wystawienie go na prześladowa-
nia
i niesławę dozgonną, przedstawiam tylko sam fakt,
jak
był rzeczywiście, i wypowiadam osobiste przekonanie
w
nadziei, że kiedyś historia, porównując opis niniejszy
z
innymi opisami ostatnich naszych wypadków, rzeczywi-
stą
prawdę wykryć potrafi.
Zygmunt
Padlewski, wieku około
lat 27, był wzrostu
więcej
jak średniego, włosów ciemnych, czoła wysokiego
i
myślącego, w ogóle nadzwyczaj miłej i ujmującej
po-
wierzchowności.
Zdolności
przypisywano mu wiele, Moskale uważali go
za
najzdolniejszego z powstańców. W boju był odważny
i
śmiały, pod Radzanowem139a
widziałem go w najwięk-
szym
ogniu, który Moskale przeciw niemu skierowali, gdy
konno
przed czoło oddziału ze swymi adiutantami wyjechał
na
rekognoskowanie pozycji moskiewskiej, ubranie kilka-
kroć
od kuł miał przedziurawione.
W
Petersburgu, obcieraiac się
bardzo często o dwór
carski
jako oficer gwardii 4
, był przyzwyczajony do prze-
pychu
i ostentacji; lubił się otaczać licznym sztabem
i
adiutantami; tytuł jenerała wielce mub
pochlebiał,
w
czynnościach urzędowych nie używał go jednakże, wy-
jąwszy
przez dzień jeden, gdy nominacja na jenerała od
Langiewicza
jako dyktatora za pośrednictwem ob. Grotusa
139a 2LIII. 1863 r.
140
W Petersburgu
Padlewski należał
do kółka Zygmunta
Sierakowskiego.
*
Skreślono:
jak
to bywało w Warszawie.
Tekst
pierwotny: go.
doręczoną
mu była. Ubierał się on ze starannością i
ele-
gancją.
Energii,
mocy charakteru, przymiotów
tak koniecznych
w
przywódcy powstania nie miał, wahanie się i niepew-
ność
nieraz wyraźnie widzieć się dawały.
a a
bPo
Padlewskim protegowany przez wsteczników
płoc-
kich
na godność naczelnika wojskowego województwa ze
stopniem
pułkownika wyniesiony został Jan Turowski
znany
pod pseudonimem Sokolnickiegob.
a-a
Skreślono:
Przekonań
politycznych trudno w nim było
odgadnąć,
demokracji nie rozumiał lub nie chciał rozumieć;
ambicja
osobista do najwyższego była w nim posunięta stop-
nia;
słowem był to człowiek, jakich bardzo wielu ostatnio
wydało
powstanie, nic nie stawiający, żadnej idei nie repre-
zentujący
, ale zarozumiały, próżny, chciwy zaszczytów
i
sławy.
— Zdanie
dopisane prawdopodobnie ołówkiem tą samą
ręka
co tekst.
Opinia
ta jest krzywdząca
dla Padlewskiego, który ode-
grał
poważną rolą w procesie przygotowania i w czasie same-
go
powstania.
IV
13o aresztowaniu Padlewskiego Wydział Wojny Rządu
Narodowego
wskutek usilnych starań
się wsteczników
płockich
o zamianowanie naczelnikiem wojewódzkim woj-
skowym
Jana Turowskiego wezwał tegoż do Warszawy,
w
celu wyegzaminowania go pod względem sztuki wojsko-
wej.
Widać, że Turowski zupełnie odpowiadał życzeniom
pana
dyktatora Wydziału Wojny Kaczkowskiego v. Kota
v.
Dębińskiegoa
142,
skoro uzyskał nominację i do godności
pułkownika
wyniesiony pozostał.
W
czasie tych egzaminów,
podróży do Warszawy i z po-
wrotem,
odwiedzania naczelników moskiewskich, dla
zażegnania
podejrzenia, redagowania raportów, reskryp-
tów,
zbierania wiadomości, co trwało około półtora mie-
siąca,
oddziały powstańcze w województwie same sobie bez
żadnej
pomiędzy sobą spójni i łączności pozostawione,
tułając
się bez celu po lasach, pojedynczo wytrapiane,
napadane
i rozpędzane były...
Naprzód
losowi temu uległ oddział landwery pruskiej
(nad
którym Padlewski dążył objąć dowództwo); naciśnię-
ty
przez przeważne siły był wpędzony do Prus.
Dnia 7 maja143 pod wsią Rydzewem Kolbe przez Wału-
142 Babiński
Eugeniusz, ps. Kaczkowski, Kot (1820—1877),
po-
chodził
z
Krakowa. W 1850 r. emigrował i służył w
wojsku
francuskim.
Po powrocie do kraju pracował jako urządnik
Kolei
Wiedeńskiej.
W końcu 1863 r. wyjechał z kraju.
143 r
Według
Ziełińskiego bitwa ta miała miejsce 5
maja
(Ziełiński,
op. cit, s. 232).
a W tekście wystąpuje pisownia: Dembiński.
jewa
pułkownika
kozaków napadnięty i zupełnie rozpro-
szony
został. W liczbie zabitych byli: Kolbe, Grotusa.
Wałuj
ew trupa Kolbego na furmance przywiózłszy do
pobliskiej
wioski rozkazał przyzwoicie pochować, pogro-
ziwszy
mieszkańcom, iż jeżeliby tego nie zrobili, on, Wa-
łujew,
po sto nahajek im wyliczy. Kolbe i u wrogów nawet
na
szacunek swym męstwem sobie zasłużył. Dnia 27 maja
pod
Starem Lipnem pozostawieni przez Jurkowskiego1
4,
który
chwilowo odjechał za osobistymi interesami!... Sza-
jewski145
i Dzwonkowski przy dowództwie oddziału na-
padnięci
i rozproszeni. Szajewski, b. oficer wojska mo-
skiewskiego,
upiwszy się, pierwszy zbiegł z placu boju.
We
wsi Kosseminie równocześnie
prawie ze śmiercią
Kolbego
poległ Siemieński wraz z Witkowskim146,
staro-
zakonnym,
po bardzo mężnej obronie.
Wszystko
to było
na rękę panu Turowskiemu, a jeszcze
więcej
jego motoromb,
w mianowaniu i dobieraniu nowych
ludzi
na działaczy powstania; jacy to byli późniejsi do-
wódcy,
zobaczymy dalej.
Wskutek
uwięzienia
Padlewskiego przez Moskwę orga-
nizacja
cywilna, stanowiąca niejako intendenturę wojsko-
wą,
a stąd za podstawę powstania uważana, zupełnie się
roztroiła.
Naczelnicy
powiatów
płockiego i lipnowskiego po cza-
sowym
zatrzymaniu ich w więzieniu miasto Płock na stałe
mieszkanie
przez Moskwę wyznaczone sobie mieli: na-
czelnik
pułtuski ob. Franciszek Młodzianowski wyjechał
do
Paryża*; naczelnicy ostrołęcki i przasnyski bezczynnie
po
różnych włóczyli się powiatach; natomiast naczelnik
mławski
Józef Kosiński, b. emigrant z r. 1848, główne
narzędzie
wsteczników, po wygodnym odbyciu krótkiej
*
Dla powzięcia
wiadomości od niepamiętnego mi dzisiaj
nazwiska,
co Napoleon myśli o Polsce?!!!
Jurkowski
Teofil, uczeń szkoły w Cuneo.
Szajewski
Adam.
146
Witkowski
Jakub, syn kupca z Włocławka,
uczeń szkoły
w
Genui, zginął 18.IV.1863
r.
a
Skreślono:
(Rzępołuski,
Kuczborski, drugi syn rejenta
z
Warszawy). Dopisek
z boku: Zamieścić
w spisie na końcu.
Skreślono:
(po
francusku: menteurs).
kwarantanny
na odwachu z gotowym patentem na patriotę
powrócił
do domu, by dalej snuć intrygi.
Z
pozostałych
jeszcze przy pełnieniu niby swych obo-
wiązków
narodowych (de nomine tylko, ale nie facto)
naczelnika
cywilnego województwa Eustachego Grabow-
skiego
i komisarza województwa Stanisława Grzywińskie-
go,
pierwszy przez Moskwę na każdym kroku tropiony
i
prześladowany jak i przeza
współkę wsteczników płockich,
wkrótce
zmuszony był uwolnić się od obowiązków, do
pełnienia
których nie był odpowiedni; drugi zaś zakochany
w
pewnej dziewicy polskiej z Płockiego, a przez to zupeł-
nie
zniedołężniony i bezczynny, przybrawszy pseudonim
od
imienia swej oblubienicy „Lima" przez skrócenie zwa-
nej,
Limowskiego, był powodem aresztowania przez
Moskwę
kilku spokojnych, nie wdających się w nie swoje
rzeczy,
szlachciców podobnie się zowiących. Potrzeba było
wytężyć
nadzwyczajną czynność i energię, by nie dać zu-
pełnie
upaść powstaniu.
Toteż
najpierwszą czynnością Chądzyńskiego jako po-
mocnika
komisarza było urządzenie na nowo organizacji
w
powierzonych jego zarządowi wschodnich powiatach.
W
powiecie pułtuskim
na naczelnika mianował on Wła-
dysława
Michniewicza, z całym oddaniem się sprawie
pracującego,
bez przesady trudno słów dobrać dla oddania
należnej
słuszności jego obywatelskiemu poświęceniu się.
W
ostrołęckim Zdzisława Marchwickiego147,
człowieka
młodego,
energicznego i bardzo zdolnego. W przasnyskim
obowiązki
naczelnika pełnił pomocnik dawniejszego na-
czelnika
Maciej Smoleński*, również zacny i godny oby-
watel.
Ażeby
ludności województwa, szczególnie ludowi wiej-
skiemu
okazać jakąś władzę widomą niewiadomego Rządu,
ażeby
rozporządzenia władz miejscowych wykonywane
były
skutecznie, ażeby obojętną szlachtę zmusić do udziału
nie
obłudnego, nie dwuznacznego w powstaniu, Chądzyński
* Umarł w kopalniach w Syberii.
Marchwicki
Zdzisław,
ur. w 1840 r., mierosławczyk, po
powstaniu
mieszkał we Lwowie.
Skreślono:
Sonnenbergów,
Ujazdowskich i całą.
powziął
myśl urządzenia Straży Narodowej Bezpieczeństwa
Ogólnego,
czyli tak zwanej pospolicie żandarmerii, która
by
bacząc nad wykonaniem poleceń władz narodowych,
jednocześnie
śledziła ruchy wojsk nieprzyjacielskich, słu-
żyła
oddziałom powstańczym w razie potrzeby za prze-
wodnika;
po poprzednim przekonaniu się o bezpieczeń-
stwie
drogi przeprowadzała broń, znosiła patrole i poczty
kozackie,
nużyła ciągłym alarmowaniem załogi nieprzyja-
cielskie
po miastach, chwytała osoby podejrzane i te naro-
dowym
władzom do właściwego z nimi postąpienia odsta-
wiała.
Ta
straż
narodowa, czyli żandarmeria, urządzoną była
w
następny sposób: w każdej gminie, z ludzi prawie
wyłącznie
miejscowych, odznaczających się dobrym prowa-
dzeniem,
charakterem i przytomnością umysłu, ustanowio-
nych
było jeden lub kilku żandarmów, których obowiąz-
kiem
było zdawać co dzień raporta o wszystkim, co się
stało
i co zaszło, wachmistrzowi, czyli naczelnikowi okręgu,
ten
po zebraniu raportów szczegółowych składał ogólny
raport
naczelnikowi żandarmerii powiatu, ogólny zarząd
nad
żandarmerią w powiecie mający. Powiatowy naczelnik
żandarmerii
zawiadamiał ze swej strony o wszystkim
naczelnika
cywilnego powiatu i dowódcę oddziału odbie-
rając
od nich stosowne rozporządzenia, we właściwym
zakresie
władzy każdemu z nich służącej. Naczelnik żan-
darmerii
i wachmistrze mieli swoje konie, dane im od
Rządu,
w razie potrzeby mieli prawo od wszystkich oby-
wateli
żądać dostarczenia im koni dla swych podko-
mendnych,
na przykład w razie zamierzonej na podjazdy,
patrole
moskiewskie lub w innej potrzebie, wyprawy, pod-
wody
i konie wierzchowe odprowadzano właścicielom,
sami
zaś rozchodzili się do domów i kwater.
Każdy
z członków żandarmerii opatrzony był w mandat
wymieniający
jego nazwisko oraz stopień, jaki zajmował,
ażeby
w razie nadużycia można było pociągnąć go do
odpowiedzialności.
Naczelnik
powiatu żandarmerii
pobierał złp. 100,
wachmistrz
złp. 60, żandarm 40; prócz tego mieli prawo
żądać
w każdej wsi dostarczenia żywności dla siebie i koni.
Niskość
płacy w stosunku do trudnych, ciężkich i niebez-
piecznych
obowiązków niech służy za dowód, że ludzie
będący
w tak zwanej żandarmerii nie wstępowali tam
w
celu poratowania smutnego stanu interesów
finansowych
(a
gdyby nawet tak było, to by zabrakło okoliczności po
temu),
szczupła płaca zaledwie starczyła na to, by rodziny
wielu
z nich w tych ciężkich czasach nie umarły z głodu;
przecie
te rodziny przestawały chętnie na suchym kawałku
chleba,
byle Ojczyzna tylko wolną być mogła.
Organizacja
ta w województwie
płockim dopokąd była
ściśle
kontrolowana i w karności należytej utrzymywana,
wielkie
oddawała sprawie usługi, a nieraz więcej jak całe
oddziały
robiła Moskwie złego. Załogi moskiewskie nie
mogły
się z sobą bezkarnie porozumiewać, tak że z Pułtu-
ska
do Ostrołęki depesze nieprzyjacielskie przesyłane były
na
Warszawę, następnie koleją żelazną do Kowna, stamtąd
przez
Prusy do Ostrołęki.
Za
pośrednictwem
żandarmerii, z wyjątkiem miast, by-
liśmy
panami całego kraju. Na ludność miejscową działal-
ność
i czynność żandarmerii dobre i korzystne dla sprawy
i
Rządu Narodowego wrażenie wywarła; widziała bowiem
dotykalnie
siłę wykonawczą narodową, która to siła okazu-
jąca
się w sposób sprawiedliwy włościanina nieufnego, bo
nieraz
zawiedzionego, do czynu pobudzić może.
Prawo
sądzenia
i wydawania wyroków w sprawach
związek
z powstaniem mających nadanym było sądom
powiatowym
ustanowionym jednocześnie3.
Z braku jednak
stosownego
kodeksu rewolucyjnego, jak niemniej z braku
ludzi
energiczniejszych odpowiednich temu, sądy powyżej
wymienione
jeszcze zupełnie nie działały. Po największej
części
zastępowały je sądy polowo-wojenne, w oddziałach
przez
naczelników i dowódców składane, a to z powodu,
że
zatrzymanie obwinionego w pododdziale było łatwiejsze,
jak
również i sprawdzenie dokładniejsze zarzutów i dowo-
dów
za i przeciw czynionych.
Z
tego więc
jeszcze widzimy, że żandarmi nazwani wie-
szającymi
przez Moskali, co przez wsteczników z zadowo-
leniem
było powtarzane, nigdy i w żadnym razie nie mieli
żadnej
władzy co do życia i mienia mieszkańców — wyko-
a
Skreślono:
wskutek projektu Chądzyńskiego Rządowi Na-
rodowemu
podanego*, w razach zaś nadzwyczajnych i na-
głych
naczelnicy cywilni powiatów łącznie ze swymi pomoc-
nikami
sprawę rozpoznać, przekonać się o słuszności dowodów
i
wydać wyrok obowiązani byu.
*
Rząd
Narodowy pod clatą 25 kwie.taia 1863 r. nr 480 i 6 maja
swe
zadowolenie
za tę organizacją objawić raczył.
nywanie
wyroków
przez władze wyższe uprzednio na pew-
nych
zasadach wskutek sądu wydanych było tylko jednym
z
wielu różnych i ważnych obowiązków; obowiązkiem nie-
stety
smutnym, ale koniecznym jeżeli weźmiemy na uwagę
ówczesne
okoliczności miejsca i czasu.
Są
przecie ludzie, którzy w swej pobożnej zgroziea
żandarmów
za zbrodniarzy, wyuzdanych na wszystko wy-
głaszają.
Lecz jakże ci ludzie, którzy na żandarmów za
wykonywanie
prawa odwetu w imię słusznej a zbaw-
czej
zasady „kto nie z nami, ten przeciw nam" w ślad
za
oszczerstwami
Dziennika Warszawskiego148
i Moskali rzu-
cają
całą encyklikę klątwy i oburzenia, jakże,
powtarzam,
usprawiedliwią
morderstwa bezbronnych i dobijanie ran-
nych,
dokonywane przez pijane żołdactwo cara!
W
tymże
czasie Chądzyński domagał się od Rządu Na-
rodowego
usunięcia wójtów gmin od obowiązków, a tym
samym
rozerwania najbliższych z ludem styczności, jako
bezpośrednio
mających ogniwo zarządu carsko-rządowego
w
Kongresówce, lecz Rząd Narodowy w odpowiedzi owej
pod
dniem 25 kwietnia 1863 r. nr 480 uznał to „za nie-
odpowiednie
potrzebom chwili obecnej" — zalecił mu
czuwanie,
„aby woj ci nie składali raportów kompromitu-
jących
zadanie narodowe, a owszem, fałszywymi donie-
sieniami
starali się wprowadzić w błąd nieprzyjaciela".
Zapatrywanie
się
Rządu Narodowego było w tym razie
nietrafne
i półśrodkowe. Woj ci obawiali się więcej Moskwy
jak
powstańców, z którymi łatwiej do ładu dojść mogli,
składali
więc raporta jeżeli nie jawnie, to tajemnie,
a
przez to zdradzali nieraz wrogom ślady powstańcze;
kontrolowanie
zaś ich było trudne i prawie niepodobne,
tłumaczenie
wójta, że raport zdał, ale spóźniony, fałszywy,
więc
nieużyteczny nikomu, dla zasłoniema siebie od
zemsty,
prawie zawsze zamykało usta czyniącym zarzuty
w
tym względzie.
148 To jest „Dziennnika Powszechnego" oficjalnego organu
rządowego.
a Tekst pierwotny: zgodzie.
Zabiegi
te pomocnika komisarza i energiczne poparcie
go
ze strony ob. Brońcaa,
Michniewicza, Marchwickiego
i
wielu innych dobry na ożywienie powstania w powiatach
wschodnich
wpływ wywarły.
Ignacy
Mystkowski przez swą
prawdziwie ojcowską łagod-
ność,
trafne postępowanie pozyskał miłość ogólną, szybko
też
i z pomyślnym skutkiem pod jego zarządem postępo-
wało
tworzenie się oddziału.
Od
kwietnia do połowy
maja już do 1200 ludzi pod
bronią
liczył pod swymi rozkazami. Siłę tę rozdzielił
Mystkowski
na 4 mniejsze oddziały, których dowództwo
powierzył:
Karolowi Frycze, zdolnemu i odważnemu do-
wódcy
powstańców, Ostaszewskiemu149,
b. emigrantowi,
ostatnio
urzędnikowi drogi żelaznej Warszawsko-Wiedeń-
skiej,
Janowi Podbielskiemu150,
b. kapitanowi jeneralnego
sztabu,
młodemu człowiekowi, znakomitych zdolności, całe
życie
swe z myślą o Polsce pracującego i kształcącego się,
będącego
w stanie pełnić nie tylko obowiązki naczelnika
wojskowego
województwa, lecz i ministra lub dyrektora
Wydziału
Wojny, pewno z nierównie większą korzyścią
niż
owe Kozły, Koty itp.
Zawiść,
zła wola, intrygi zarozumiałych miernostek
były
powodem, że w czasie prawie całego powstania ludzi
zdolnych
wysyłano do lasu celem szybkiego pozbycia się
ich,
żeby nie stali na zawadzie tymże; nieuków, zarozu-
mialców,
pijaków, wsteczników, umiej ącym blagowaćb,
zachowywano
na ministrów, dyrektorów. Mystkowski, jako
naczelnik
tego oddziału, miał główne dowództwo nad
wszystkimi
czterema oddziałami.
Ulubionym
wówczas
Mystkowskiego jak i organizacji
wschodnich
powiatów marzeniem było plany Padlewskiego,
przerwania
mianowicie komunikacji kolejowej na drodze
149
Ostaszewski
Władysław,
urzędnik kolei żelaznej. Zginął
w
powstaniu 13.K1863 r.
Podbielski
Jan (1837?—1863),
ukończył
akademią woj-
skową
w Petersburgu. W powstaniu dowodził w
Ostrołęckiem,
poległ
w bitwie pod Jeleńcem 4. K1863 r.
a
W
tekście pisownia: Bronica.
Skreślono:
lub
kamerystów.
żelaznej
petersburskiej, wywołanie ogólnego ruchu, przy-
wieść
do skutku.
Aby
to wykonać,
przede wszystkim potrzeba było mło-
dego
żołnierza chociażby najmniejszym zwycięstwem ośmie-
lić
i wlać w niego zaufanie we własne siły. Okoliczność
do
tego nastręczyła się wkrótce. W nocy z dnia 4 na
5
maja oddział moskiewski był wyprawiony z Ostrołęki
do
wsi Gostkowo w celu aresztowania ob. Józefa Mało-
wiejskiego,
naczelnika powiatu ostrołęckiego.
Zawiadomiony
o tym Mystkowski pomiędzy
wsiami
Stok
i Jelenie z zasadzki urządzonej na ów oddział ude-
rzył,
15 Moskali zabił, 28 ranił, 6 wziął w niewolę, resztę
rozpędził,
zdobył nadto różne rekwizyta wojskowe, jak
furgony,
kotły, powóz itp. nie licząc broni i ładunków.
Pomiędzy
wziętymi do niewoli znajdowali się Denisze-
wicz
naczelnik żandarmerii* i Cywiński oficer liniowy,
obydwaj
apo
aresztowaniu już ich zdradziecko zabić
Mystkowskiego
usiłowalia;
za doraźnym przeto wyrokiem
sądu
wojennego powieszeni zostali. Z naszej strony straty
były
znaczne, mieliśmy 13 w zabitych i 15 w rannychb.
Po
tym zwycięstwie
Mystkowski przygotował wyprawę
przeciwko
jenerałowi Toll, obserwującemu drogę
żelazną
warszawsko-petersburską.
Siły
moskiewskie o wiele przewyższały nasze. W mia-
steczku
Czyżewo znajdowało się około 1200 piechoty z od-
powiednią
liczbą artylerii i kozaków; we wsi Małkinia
stały
dwie sotnie kozaków. Otwartym bojem z naszą ru-
chawką,
nędznie uzbrojoną, było niepodobna wyprzeć
Tollac,
wypadało więc szukać sposobu, który by przez
*
Syn tegoż
Deniszewicza był dowódcą jednego z naszych
oddziałów
w Krakowskiem, schwytany w lesie Radkowickim
przez
Moskali 9 kwietnia (Opatowskie) był powieszony w dniu
18
kwietnia 1864 r. w Wierzbniłoi.
a —a Tekst pierwotny: jako Polacy w służbie moskiewskiej
Skreślono:
w
liczbie pierwszych był Pisarzewski, syn wła-
ściciela
dóbr Karwicewo [?].
Dopisek
nieczytelny na boku, prawdopodobnie chodzi o za-
mieszczenie
w wykazie na końcu
pracy.
0 W tekście: Tola.
przepędzenie
Moskwy zapewnił powstańcom przewagę sta-
nowczą
w tej stronie.
W
dniu więc
13 maja przy wsi Kietlanka pomiędzy
Czyżewem
a Małkinią Mystkowski przez powyjmowanie
podkładów
w drodze żelaznej urządził zasadzkę, będąc
pewny,
że wskutek zaatakowania Małkini Toll na wiado-
mość
telegrafem o tym mu udzieloną, spiesząc zagrożonym
z
pomocą, wpadnie w zastawione nań sidła, ukryty zaś
w
gęstwinie lasu oddział nasz znienacka weń uderzy
i
rozgromi.
Gdyby
nie zdrada niejakiego Suchodolskiego, b. emi-
granta,
ostatnio konduktora technicznego drogi żelaznej,
wtajemniczonego
do naszych planów, skutek byłby po-
myślny
nastąpił i powstanie w tych stronach bez zaprze-
czenia
przybrałoby większe rozmiary i inny kierunek.
Rzeczywiście
po zaatakowaniu Małkini przez Karola
Frycze,
jenerał Toll z 800 przeszło piechoty, drogą żelazną
dążąc
swoim na pomoc, przez pomienionego wyżej Sucho-
dolskiego
o zasadzce powiadomiony, zachował stosowne
ostrożności.
Po
przybliżeniu
się do punktu wzmiankowanego, pociąg
zatrzymał,
żołnierzy na stronę przeciwną tej, gdzie byli
ukryci
powstańcy, wysadził i spoza wagonów ogniem roto-
wym
nacierających już kosynierów przywitał. Kosynierzy
odparci
w nieładzie cofając się, w gęstwinie lasu znaleźli
schronienie.
Mieliśmy 28 zabitych, 17 rannych, między
zabitymi:
Mystkowskiego, Podbielskiego, Ostaszewskiego,
Plucińskiego,
straty niczym nie powetowane, wszyscy ci
ludzie
największą miłość ludu wieśniaczego posiadali, wło-
ścianie
swych synów sami przyprowadzali do oddziału pod
ich
dowództwo, znosili żywność, przyodziewek, czynili na-
wet
składki pieniężne.
Po
śmierci
Mystkowskiego tłumy kobiet, dzieci, starców
codziennie
przybywały do oddziału w największym płaczu
pytając,
„gdzie jest nasz ojciec". Przez dni kilka tajono
śmierć
Mystkowskiego, gdy dłużej czynić tego nie było
można,
wyznano prawdę, też same tłumy wieśniacze po-
biegły
na gróba
jego i tam kwiatami i wieńcami zasypali
cichą
i skromną mogiłę bohaterab.
&
Tekst pierwotny: mogiłę.
Tekst
pierwotny: jego.
Długo,
długo zaprawdę imię Ignacego Mystkowskiego
nad
Narwią i Bugiem we wszystkich lepiankach słomą
krytych
z prawdziwą czcią bratnią, na jaką tylko lud dla
swych
ulubieńców zdobyć się umie, wspominanym będzie.
Był
to człowiek prawdziwie ludowy, jakich daj Boże naj-
więcej,
by ziemia nasza wydała.
Suchodolski,
obawiając
się za czyn swój niemiłych dla
siebie
następstw, pojechał do Petersburga i tam do mie-
siąca
września pozostawał. W październiku, sądząc, że
wszelkie
ślady zbrodni jego już zatarte zostały, wniósł do
Rządu
Narodowego podanie o dozwolenie mu jako nie-
winnemu
powrotu do kraju. Rząd Narodowy podanie to
przesłał
komisarzowi wojewódzkiemu do objaśnienia; jaka
została
wydana w tym przedmiocie decyzja, nie wiadomo.
Karol
Frycze, po śmierci
Mystkowskiego, objął tymcza-
sowo
główne dowództwo nad osieroconymi po swych
dowódcach
oddziałami, które połączył w jeden, celem
doprowadzenia
do skutku myśli swego dzielnego poprzed-
nika
i osobistego przyjaciela, a którą śmierć przerwała.
Niekorzystne
wrażenie,
spowodowane przedstawieniem
się
na drugi dzień po bitwie Jana Turowskiego, naczelnika
wojskowego
województwa, zniechęciło do najwyższego
stopnia
Fryczego i skłoniło do zaniechania przedsięwzięcia.
Turowski
za przybyciem swym polecił
całemu oddziało-
wi
wystąpienie pod broń, do strzelców na pół przeplataną
polskimi
i moskiewskimi wyrazami z dobitnym oficerskim
akcentem
powiedział mowę, w której między innymi z na-
poleońska
pozwolił sobie wyrazić się: „bądźcie gorliwi,
a
będę z was kontent", po czym na wieść przywiezioną
przez
żandarmerię o pojawieniu się Moskwy w pobliżu,
wskoczył
na bryczkę i w przeciwną ujechał stronę.
Pan
Turowski, zamiast przemawiać
w imię Ojczyzny,
wolności,
równości i braterstwa, zamiast przedstawić
okrucieństwa
wroga, hańbę niewoli, swoje zadowolenie
obiecywać
raczył!! Parodiując słowa Napoleona W[ielkiego]:
„żołnierze,
kontent z was jestem", czyż mógł przez to wlać
ducha
i męstwo w powstańca?
Umyślnie
tutaj dłuższy niż warto wstęp poświęcam
wspomnieniu
pana Turowskiego, dlatego że podobnych
„Jasiów"
za wielu, na nieszczęście powstania, mieliśmy
w
ostatniej walce.
Frycze,
tym przedstawieniem się
naczelnika wojewódz-
kiego
zniechęcony, po odjeździe jego odezwał się do
aotaczających
go kolegówa:
„widzę, że nikczemność i pod-
łość
schwytały w swe niedołężne ręce losy sprawy naro-
dowej!
Mianując takich Turowskich wojewódzkimi, po-
wiodą
oni nas do zguby! Gdyby mi nie żal było tych
ludzi,
z takim zapałem garnących się do szeregów, zaraz
bym
odjechał!" Po chwili dodał: „tylu dzielnych poległo,
trzeba
i mnie zginąć".
Wkrótce
też, bo w dniu 23b
maja, we wsi Łączka (powiat
pułtuski)
lekceważąc sobie doniesienia o zbliżaniu się
Moskwy,
nie zachowawszy należnych ostrożności, był na-
padnięty
i zabity. Straciliśmy wtedy w zabitych 23, w ran-
nych
11. Między innymi polegli: Lasocki, inżynier, emi-
grant,
w przeddzień bitwy przez Rząd Narodowy na do-
wódcę
nadesłany, Walewski, b. oficer Wojsk Polskich
z
r. 1830, Sokołowski151,
student prawa z Warszawy, Anto-
ni
Ostrowski152,
syn właściciela dóbr z Radomskiego,
Dzierżanowski
z Tykocińskiego. W liczbie rannych byli:
Karol
Frycze, w dni kilka zmarły, i Drozdowski1
, b. ofi-
cer
moskiewski, wzięty do niewoli, a po wyleczeniu z ran
rozstrzelany
w Pułtusku.
Po
śmierci
Fryczego objął jako zastępca dowództwo
Polikarp
Dąbkowski, b. emigrant z r. 1848, ostatnio dzier-
żawca
w Pułtuskiem, człowiek ambitny, zarozumiały,
uparty,
bez żadnego wykształcenia wojskowego i taktu
w
postępowaniu. Włościanina nieraz pozwolił sobie krzyw-
dzić
słowem i czynem, wyraz „cham" był mu zbyt ulubio-
nym,
strzelców za uchybienia przenosił do kosynierów;
151
Sokołowski
Witold, syn naczelnika poczty w Łomży,
uczeń
Szkoły Głównej w Warszawie, służył u Zameczka.
Ostrowski
Antoni, geometra.
Drozdowski
HUary, przed powstaniem był
sztabskapita-
nem
w armii rosyjskiej, ranny w bitwie pod Porębą dostał
się
do niewoli i został rozstrzelany 6. VII. 1863 r.
a
—a
Tekst
pierwotny: do
Chądzyńskiego wówczas obecnego
w
oddziale.
W tekście omyłkowo; 28.
tym
sposobem wlewając
pogardy do ludu wiejskiego, któ-
rego
najwięcej w tej broni służyło, i brak zaufania w ten
rodzaj
broni dla nas prawdziwie narodowej, najłatwiejszej
do
wzięcia w rękę w pierwszej chwili, a dla niego groź-
neja.
Pewien czas włóczył się on z oddziałem bez celu
i
planu, od dworu do dworu, chlubiąc się swym naczelni-
kostwem
przed pannami, w krenolinach, a zostawszy
naciśnięty
przez przeważające siły moskiewskie z Pułtu-
ska,
Ostrołęki i Czyżewa, pod wodzą Tolla wyszłe, oddział
pod
pozorem słabości zdrowia opuścił, oddając dowództwo
b.
uczniowi szkoły w Cuneo Maksymilianowi Broniew-
skiemu
niedawno z więzienia moskiewskiego zbiegłemu.
Broniewski
w dniu 7 czerwca zajął
pozycję w lesie przy
wsi
Nagoszewob154.
Nie mogąc się, jak miał początkowy
zamiar
(i dobry), doczekać zaatakowania go przez Tolla,
postąpił
dalej w las i tam obóz, nie rozstawiwszy należycie
pikiet,
założył. Wkrótce przez kozactwo wytropiony i za-
atakowany
został. Mając li tylko jedną drożynę prowadzącą
do
Nagoszewa wolną, toż w ściśnionej kolumnie wymasze-
rował.
Moskwa właśnie li tego oczekiwała i licząc na to
urządziła
w zbożach i zaroślach silną zasadzkę. Za ukaza-
niem
się na wysokości tejże zasadzki oddziału, za danym
sygnałem
Moskwa sypnęła niespodzianie ogniem krzyżo-
wo-rotowym.
Broniewski poddawszy tył z kawalerią
uciekł
do lasu, pozostawiwszy strzelców i kosynierów bez
żadnej
komendy ich własnemu losowi i męstwu.
Kosynierzy
i strzelcy0
prosto na strzały
rzucili się
w
zboża, by poszukać wroga. Wyższa od taktyki i strategii
śmiałość
i przytomność umysłu jednego z powstańców
nazwiskiem
Szymańskiego, b. podoficera od huzarów, od-
niosła
triumf.
W
czasie bitwy Szymański
mając z sobą trąbkę wojsko-
wą
zatrąbił odwrót. Kapitan dowodzący rotą moskiewską
omylony
tegoż sygnałem poddał tył; wówczas Masłowski
154
Według
Zielińskiego bitwą tą stoczono 3 czerwca
(Zie-
liński,
op. cit., s. 236).
a
Skreślono:
słowem
będąc sam kawalerem szlachcica, po-
stępował
i działał ze szlachecka.
W
tekście: Nagószewo.
0 Skreślono: pozostawieni sami sobie.
i
Zduńczyk155
ze swymi kompaniami kosynierów uderzyli
na
hurra i wielu Moskali zasiekali. Ksiądz Rostkowski,
benedyktyn
z Pułtuska, ze znaczną częścią kosynierów
wpadł
do wsi Nagoszewa, do której się byli zrejterowali
Moskale,
i przy udziale miejscowych mieszkańców stodoły
i
chałupy z znajdującymi się w nich Moskalami zapalił.
Prawdziwą
rzeź przerwał jenerał Toll z nowym oddziałem
przybywszy
i zniewoliwszy naszych do cofnięcia się.
Jest
pewnikiem prawie, że
ile razy kosynierzy dobrze
i
na razie wprowadzeni byli do bitwy, nieprzyjaciel
pierzchnął.
Kosa,
broń
wolności pogrzebowej, straszna jest na nie-
wolników
caryzmu, zmienionych w bierne machiny.
Gospodarze
wsi Nagoszewa, Maciej Kozieł,
Łukasz i Jan
Stelmachczyk,
Sobieski, podpalając własne chałupy i sto-
doły
z zabarykadowanymi w nich Moskalami, chwalebną
śmierć
ponieśli. W bitwie trwającej kilka godzin stracili-
śmy
w zabitych 110, w rannych 20. Między zabitymi Raw-
skiego,
b. emigranta, Krasnodębskiego, wójta gminy, Ko-
żuchowskiego,
b. oficera moskiewskiego, księdza Rostkow-
skiego,
Wincentego Zygasa, b. podoficera artylerii
moskiewskiej,
Berendsa b. junkra huzarów. Wzięto do
niewoli
Szumskiego, b. podoficera artylerii mosk[ewskiej],
którego
później rozstrzelano w Łomży. Straty moskiewskie
były
znaczne, lecz nieznane z powodu, że nasi cofnąć się
byli
zmuszeni przed nowymi nieprzyjacielskimi siłami.
Pod
datą
25 maja 1863 r. nr 1013 Rząd Narodowy mię-
dzy
innymi rozporządzeniami polecił Chądzyńskiemu
przygotowanie
się do mającego rychło nastąpić ruchu
ogólnego.
a„W
końcu zaleca Rząd Narodowy najusilniej
(jak
się wyraża reskrypt, z którego wyjątek następujący
dosłownie
przytaczam), by w każdej miejscowości przy-
sposobiona
została ilość kos, jako też drążków do nich,
155
Zduńczyk
Józef, ur. w 1831 r., wstąpił jako ochotnik do
wojska
rosyjskiego i uczestniczył w wojnie z Węgrami
w
1849 r. i w wojnie krymskiej. Był naczelnikiem płockim
w
randze pułkownika. Po powstaniu wyemigrował.
odpowiednia
ludności
mogącej w danej chwili wystąpić
w
pole. Kładzie się na rozporządzenie niniejsze najmoc-
niejszy
nacisk, od jego bowiem skrupulatnego wykonania
zależy
ruch powszechny, do którego od początku powsta-
nia
idziemy, a który w niedalekiej przyszłości stanie się
możebnym"a.
Wskutek
rozporządzenia
tego podejrzenia i niechęci,
dotąd
przeciwko Rządowi Narodowemu istniejące, ustały,
natomiast
wiara i zaufanie wzrosły.
Wybuchłe
na Litwie powstanie dawało dobrą nadzieję
możności
odcięcia armii nieprzyjacielskiej w Kongresówce
od
jej głównego sztabu w Petersburgu, a tym samym przy
ogólnym
ruchu wytępienia jej lub co najmniej zapędzenia
do
fortec. Mogliśmy więc przez to zyskać znaczny przeciąg
czasu
do swobodnego organizowania się, a nawet być pewni
interwencji
zagranicznej, bo obcy widząc nas dość silnymi
nie
zaniechaliby nam dopomagać, aby i sami coś zyskać
mogli.
Z
zapałem
też spieszono do jak najszybszego i jak naj-
dokładniejszego
wykonania potrzebnych uzbrojeń. Po
wsiach
zaprzestano zwykłych codziennych zatrudnień, pa-
robcy,
fornale porzucili swe pługi i brony, zabierając swym
panom
żelastwo i przerabiając je na kosy, piki itp. Widok
to
był przejmujący i unoszący serca mimowolnie zapałem
wojennym,
widać było wszędzie naród sposobiący się do
walki
na śmierć lub życie. Cała ta praca, cały ten zapał
złoty
wniwecz miały być obrócone, a lud na nowo oszuka-
ny,
zdradzony!
Obywatele
Władysław
Michniewicz, Bronisław Bronie,
Maciej
Smoleński, Zdzisław Marchwicki i wielu innych,
których
wymienić mi tu nie wolno, w przygotowaniach tych
nadzwykłą
rozwinęli energię i czynność. Tłumy wieśniac-
twa,
mieszczan, urzędników, powstańców dzień i noc oble-
gały
ich mieszkania odbierając rozporządzenia i rozkazy.
Ob.
Bronie, objąwszy
główny nadzór i kierunek nad
żandarmerią,
za jej pośrednictwem przerwał wszelką ko-
munikację
pomiędzy załogami moskiewskimi, żadna prze-
156
Jak
wiadomo, powstanie na Litwie rozpoczęło
się
póź-
niej
niż w Królestwie. Wydział Zarządzający Litwy
ogłosił
wybuch
powstania na dzień 31 marca. Do tego czasu oddzia-
ły
partyzanckie na Litwie były nieliczne.
—
Zdanie
podkreślone w tekście.
syłka,
żadna prawie korespondencja nie przeszła, ażeby
poprzednio
w ręku naszym nie była; często po pięć ekspe-
dycji
jednej i tejże samej treści do tego samego dowódcy
różnymi
drogami wysyłanych przejmowaliśmy. Moskale
obawiając
się wydania swych planów użyli w miejsce pis-
ma
zwykłego cyfer i znaków. Lecz ob. Bronie swą pracą
i
usilnością odczytać je potrafił, tak więc naprzód
wiedzie-
liśmy
o każdym zamiarze, o każdym rozporządzeniu
wrogów.
Co
za ogromna korzyść
odniesiona być mogła, gdyby
Rząd
Narodowy był prawdziwie rewolucyjnym, narodowym,
a
dowodzący odznaczali się przedsiębiorczością, odwagą
i
miłością sprawy i czystej sławy bratniej, a nie
próżnymi
zachciankami
do pułkowinikowstw, generalstw i nie zasłu-
żonych
zaszczytów.
Moskwa,
na wiadomość
o tych przygotowaniach, wydała
rozporządzenie
do wszystkich dowódców, iżby za spostrze-
żeniem
ogólnego ruchu natychmiast cofali się do Warszawy
i
twierdzy Modlina. Rozporządzenie to cyframi pisane,
z
kluczem do odczytania i różnymi prywatnymi korespon-
dencjami
rozpaczliwe położenie Moskali malującymi, Chą-
dzyński
Rządowi Narodowemu zakomunikował.
Rząd
Narodowy na wiadomość o tak energicznych przy-
gotowaniach,
co widocznie nie zgadzało się z jego zamiara-
mi,
widokami i polityką, dla zobojętnienia ich wysłał na
dowódcę
sił między Narwią a Bugiem niejakiego geometrę
Jasińskiego,
niegdyś podporucznika z r. 1830, człowieka
w
gruncie uczciwego, lecz już w podeszłym wieku, bez naj-
mniejszej
energii i zdania, słowem, wielkiego niedołęgę,
z
tajemnie udzielonym mu poleceniem nienarażania się na
starcia
z Moskwą.
Równocześnie
pan naczelnik wojskowy wojewódzki prze-
znaczył
na toż samo stanowisko Kowalkowskiego, b. ofice-
ra
moskiewskiego i zbiega z szeregów narodowych w czasie
bitwy
pod Radzanowem. Powstały więc kłótnie i intrygi
o
dowództwo, powiększane jeszcze przez Dąbkowskiego,
z
pretensją także do tegoż dowództwa będącego.
Wzajemne
szkalowania
wobec szeregów i ludności wiejskiej częste
miewały
miejsca.
Jasiński
jako z nominacją od Rządu Narodowego utrzy-
mał
się na stanowisku, mianując Dąbkowskiego szefem
sztabu.
Ludzie
ci dwaj największe
klęski zadali powstaniu płoc-
kiemu,
setki oddali w Sybir, wyczerpali i zniszczyli zasoby
pół
województwa, zapał i ducha ludności zdemoralizowali,
oddział
do 2000 wynoszący w xl^
części
sztućcami uzbro-
jony
w dni kilka bez bitwy prawie zmarnowalia.
W
czerwcu, z przejętych
znakami pisanych depesz,
ob.
Bronie wyczytał, iż z miasta Ostrołęki broń zapasowa,
kasa,
żony i dzieci moskiewskie, by nie narażać ich na nie-
pewne
losy wojny i dostania się w ręce powstańców, pod
eskortą
roty piechoty (więcej siły ich ogólne nie dozwalały
użyć)
do miasta Pułtuska przeprowadzane będą.
Jasiński,
choć zawiadomiony o tym najdokładniej, nie
chciał
korzystać przecież z tak przyjaznej sposobności za-
opatrzenia
się w broń i pieniądze, i żadnych wcale kroków
nie
przedsięwziął.
Na
liczne dopiero domagania się,
głównie z powodu zgro-
madzenia
się umyślnie na tę wyprawę kilkudziesięciu
ochotników
ofiarujących dobrowolnie pomoc, po kilku
dniach
narad wysłał Dąbkowskiego z częścią sił swoich,
jedynie
by zadowolnić żądanie ogólne. Dąbkowski stanął
w
lesie opodal od miasta Różana; po dwugodzinnym ocze-
kiwaniu
z powodu niewiadomego15
cofnął się za Narew
do
głównego oddziału; w pół niespełna godziny po tym
Moskale
na furmankach, spokojnie, bez najmniejszych
ostrożności
przeszli.
Oburzenie
do wysokiego doszło
stopnia przeciwko Jasiń-
skiemu
i Dąbkowskiemu; z goryczą powtarzano, iż dlatego
widać
sami podjęli się tej wyprawy, aby nie dopuścić do
niej
żandarmerii i ochotników i przeszkodzić
odniesienia
najoczywistszych
korzyści z łatwego zwycięstwa nad kilku-
dziesięcioma
sołdatami.
a
Skreślono:
nic
dziwnego więc, że zarobili na niezaszczytny,
lecz
właściwy prawdziwie tytuł zdrajców u tamtejszej ludno-
ści
wiejskiej, który to tytuł jak dziś zapewne, tak zapewne
i
nadal ożeniony z ich nazwiskiem zostanie.
Tekst
pierwotny: nadejścia
pory obiadowej (jak sam póź-
niej
oświadczał).
Ludzie
z podobnym usposobieniem winni raczej gdzieś
w
zakonie Bernardynów szeptać pacierze, jak do wojny się
mieszać
i psuć szyki innym lepszym od siebie, na widoczną
korzyść
wroga.
Inną
znów rażą rota piechoty wyszła z Pułtuska w oko-
lice
Wyszkowa na rekonesans; Jasiński znajdujący się
o
wiorstę drogi nie tylko że Moskali nie zaatakował, lecz
z
oddziałem 2000-m w największej skrył się gęstwinie.
Widząc
takie niedołęstwo Jasińskiego, i to w porze bar-
dzo
dogodnej do ogólnego powstania, Chądzyński łącznie
z
ob. Bronie w połowie miesiąca czerwca pospieszyli do
Warszawy
celem przedstawienia istniejącego stanu rzeczy
i
zasięgnięcia wiadomości i rozkazów stanowczych do wpro-
wadzenia
w ostateczne wykonanie reskryptu Rządu Naro-
dowego
z dnia 25 maja nr 1013.
Po
naj skrupulatniej szym poszukiwaniu i śledzeniu
Rządu
Narodowego,
który w owym czasie, jak mówiono, miał ulec
pewnej
zmianie, wynaleźli oni schronienie pana Kota
y.
Dębińskiego, a prawdziwie Kaczkowskiego (ulica Nowy
Świat
27), ministra wojny.
Na
zapytanie przez nich mu uczynione w różny
sposób
od
odpowiedzi stanowczej wywijał się, lecz nareszcie przy-
ciśnięty
stanowczo oświadczył: a„po
żniwach, gdy chleb
będzie
w stodole, najwłaściwsza pora będzie do ogólnego
powstania"21157.
Przedstawienia
pomocnika komisarza i ob. Bronie, że
najprawdziwszy
zapał bezcelowymi i bezskutecznymi krwa-
wymi
manifestacjami nuży się, że po żniwach ludność
wiejska
zająwszy się siewami niechętnie od pracy odrywać
się
zechce, że Moskale stłumiwszy powstanie na Litwie
157
Z. Chądzyński
w liście do J. K. Janowskiego 16.V.1863 r.
pisał,
że Rząd Narodowy przerażony sytuacją w terenie,
a
mianowicie
parciem mas do walki, zahamował proces uzbra-
jania
ludu pod pretekstem, iż trzeba przedtem zebrać plony,
„aby
chleb był w stodole". Por. Biblioteka Jagiellońska,
rkps
3659. Wszystkie zarządzenia zmierzające do realizacji
pospolitego
ruszenia były przez Rząd Narodowy torpedowane,
terminy
zaś ogłoszenia pospolitego ruszenia odraczane pod
pretekstem,
że należy czekać na interwencją mocarstw.
a—a Zdanie podkreślone w tekście.
cale
swe siły
obrócą przeciwko Kongresówce, a tym samym
nie
dopuszczą wywołania ogólnego ruchu itp., itp., nie
odniosły
żadnego skutku. Kot kłamał i mistyfikował
w
najrozmaitszy sposób, klnąc się na wszystko w świecie,
że
Rząd Narodowy ma nadzwyczaj rozległe stosunki z dwo-
rami
zagranicznymi, że wie co robi, że to. oo działa, jest
dobrem
Polski, która wkrótce ma swą niepodległość od-
zyskać.
Nareszcie
zrobił
uroczystą obietnicę zmiany władzy woj-
skowej
w województwie, to jest Turowskiego i Jasińskiego,
na
innych odpowiedniejszych, i przy tym wręczył delego-
wanemu21
asygnację na parę tysięcy sztuk bronib.
Ob.
Bronie z asyginacją
mu wręczoną przez dni kilka
chodził
do różnych komendantów, naczelników, dyrekto-
rów,
ekspedytorów, wreszcie nic nie zyskawszy, straciwszy
tylko
zupełnie prawie zaufanie i wiarę w Rząd Narodowy
i
w jego sumienie narodowe, a przynajmniej w przedsta-
wiających
go, z niczym wrócił do domu.
Wkrótce
po tymc
kilka rot moskiewskich obiegło Trąb-
czyńskiego1
, b. oficera moskiewskiego, na jednej z wyse-
pek
przy wsi Drążdzewie159
położonych organizującego
oddział.
Niebezpieczeństwo grożące mu było wielkim, aż
nadto
widocznym. Moskwa, nie przestając na bombardowa-
niu,
spuściła wodę i zaczęła stawiać mosty. Oddział znajdu-
jący
się w niekorzystnej pozycji, bez osłony, bez odwrotu,
lada
chwila przez przeważną siłę Moskwy mógł być napad-
nięty
i pomimo najdzielniejszej obrony wymordowany lub
w
niewolę wzięty. Przerażenie i niespokojność
wszystkich
okolicznych
mieszkańców na huk trzydniowy armat były
okropne.
Całą nadzieję i możność oswobodzenia pokładano
w
Jasińskim o parę mil odległe [s] z oddziałem obozu-
jącym.
158 Trąbczyński (Trąmbczyński, Trąmpczyński) Józef.
159 Bitwa
ta trwała
od 27 do 29 czerwca.
a
Skreślono:
ob.
Bronie.
Skreślono:
Chądzyńskiemu
zaś zalecił jak najspieszniejsze
wracanie
w Pułtusłae.
c
Skreślono: powrocie
z Warszawy Brońca i Chądzyńskiego.
Posłano
więc Jasińskiemu stosowne wezwania, przygo-
towano
600 przeszło furmanek pod żołnierzy, zebrano nad-
to
do 500 ochotnika, zdjęto najdokładniejszy plan całej
okolicy,
w myśli, że tenże otoczy z dwóch stron Moskwę
przypartą
do bagien, przepędzi i pobije ją łatwo, a tym
samym
powetuje błędy poprzednio przez siebie spełnione.
Jasiński
na wszystkie te przygotowania i przedstawienia
był
jakby głuchy, niemy i ślepy. Wezwania pomocnika ko-
misarza
rządowego i Trąbczyńskiego oprócz zwoływania
narad
wojennych innego nie odnosiły skutku, dopiero gdy
zawiadomiono
go o wyprawieniu do Rządu Narodowego
nadzwyczajnego
kuriera z raportem o jego nieczynności,
a
tym samym i zdradziea,
po licznych naradach i namy-
słach
na trzeci dzień, to jest 30 czerwca160,
zdecydował się
wreszcie
na oczekujących furmankach udać się z pomocą
Trąbczyńskiemu.
Przybywszy
na miejsce wyprawy, li tylko z jednego
punktu
zaalarmował
Moskwę, pozostawiając jej w razie
potrzeby
swobodny odwrót. Po zamienieniu strzałów przez
parę
godzin — cofnął się. Moskale, wypatrując w tym jakiś
manewr,
obawiając się odcięcia im odwrotu, pozostawioną
luką
spiesznie cofnęli się. Oddział kosynierów w tyle pozo-
stawiony,
widząc nieład pomiędzy Moskwą w czasie cofa-
nia
się jej, rzucił się celem zabrania jej armat, jednak
pomimo
małego dystansu cofnął się. Z naszej strony mie-
liśmy
4 w zabitych i 3 w rannych.
W
parę
godzin po bitwie tej Jasiński nie umiał odpowie-
dziećb
na zapytanie, co się dzieje z Trąbczyńskim; ten do-
piero
po nadejściu nocy, nie słysząc strzałów, wydobył się
ze
swego stanowiska.
Lud
wiejski, widząc
niedołężne działania Jasińskiego,
będąc
nadto przez przechodzące moskiewskie kolumny za
przygotowania
czynione do [o]gólnego ruchu prześladowa-
ny,
jawnie szemrać i narzekać począł, a nawet panu na-
czelnikowi
wojskowemu województwa Turowskiemu jawnie
160
Zieliński
twierdzi, że miało to miejsce 29 czerwca (por. Zieliński,
op.
cit, s. 238).
a
Skreślono:
oraz list ob. Brońca traktujący go jako zdrajcę,
niemniej
zamiar jednego z podkomendnych mu oficerów za-
strzelenia
go, o czym mu doniesiono, sprawiło, że.
Skreślono:
pomocnikowi
komisarza,
niezadowolenie
swe i urazę
objawił mówiąc: a„Zdradzacie
nas
i oszukujecie nikczemnie, boście zapłatę od Moskala za
gnębienie
nas wzięli"a.
Pomocnik
komisarza, nie chcąc
brać udziału w nie-
szczęściach
i daremnych ofiarach z rozporządzeń Rządu
Narodowego
wyniknąć mogących, zażądał zwolnienia go od
obowiązków.
Wskutek tego przywołano go do Warszawy,
w
imię Ojczyzny, poświęcenia, braterstwa itp. okłamując
go
najfałszywiej, a wręczając nominację na komisarza wo-
jewódzkiego
wyprawiono go do zachodnich powiatów
w
Płockiem w celu naprawienia złego, jakie tam narobiła
bezczynność
jego poprzednika; nade wszystko by szybko
usposobić
ludność wiejską do ogólnego ruchu, zaraz po
żniwach
stanowczo nastąpić mającego.
a—a Zdanie podkreślone w tekście.
V
IDierwszym
krokiem Chądzyńskiego
po przybyciu w Płoc-
kie
jako nowo mianowanego komisarza wojewódzkiego
(w
pierwszych dniach lipca) było: wydanie odezwy do
mieszkańców
województwa, w której wskazując każdemu
obowiązki
względem narodu i sprawy ojczystej, sposób
działania
i postępowania; gorycz, jaką serce jego było
wskutek
poprzednich zawodów i rozczarowań przepełnione,
wylał
w tych słowach: „proszę Boga, ażebyście mnie nie
nazwali
Robespierre'em, a ja was potomkami Chłopickich,
Giełgudówetc."a161.
Ze
słów
tych w trzy miesiące później Rząd Narodowy
przed
nadzwyczajnym komisarzem (nawróconym, jak sam
utrzymywał,
z Wielopolczyka162
na rewolucjonistę) tłuma-
czyć
mu się nakazał, jako będący pod zarzutem, że podob-
nie
się wyrażając dawał znać światu o obojętności szlachty
dla
sprawy powstania. Zarazem kazano mu się usprawie-
dliwiać
z zarzutu, jakoby podburzania włościan do wystą-
pienia
przeciwko panom do rzezi nawet, a to z powodu
innej
odezwy do włościan wydanej, której myśl najfałszy-
wiej
przekręcono; wzywający ich do wzięcia udziału czyn-
nego
w wojnie narodowej, a raczej z powodu pewnego
161
Chłopicki
Józef (1771—1854),
dyktator w powstaniu listo-
padowym.
Giełgud Antoni (1792—1831),
dowódca nieudanej
wyprawy
na Litwę, latem 1831 r., przy przejściu przez granicą
pruską
zastrzelony przez polskiego oficera; Krukowiecki Jan
(1772—1850),
generał, gubernator Warszawy, znany z prawico-
wych
poglądów. Wszyscy trzej zaważyli ujemnie na
powstaniu
listopadowym.
16 Tj. zwolennik Wielopolskiego.
2 Skreślono: Krukowieckich.
ustępu
tej odezwy, w której przemawia mniej więcej w ten
sposób:
że panowie chcąc wynadgrodzić włościanom krzyw-
dy
przez ich poprzedników i przodków od wieków czynio-
ne,
zwracają im ziemię uprawianą ich znojem, a niesłusz-
nie
im wydartą niegdyś, wzywają ich do podania bratniej
ręki;
używania wolnego praw wolności w mającej się
oswobodzić
od wrogów Ojczyźnie polskiej.
Przez
kilka dni daremnie on poszukiwał
w Płockiem
śladów
jakiejkolwiek organizacji, wreszcie udało mu się
wynaleźć
pana Karola Ujazdowskiego we wsi Lutomie-
rzyn,
siedzącego w ciemnym pokoiku, drzwi i okna szczel-
nie
pozamykane mającym, w towarzystwie dwóch panien
K sprawy
powstania załatwiającego.
Po
drobiazgowym sprawdzeniu tożsamości
osoby Chą-
dzyńskiego
Ujazdowski na wstępie przyjął go wiadomością
o
nędznym stanie organizacji w zachodnich powiatach i do-
ręczył
zarazem ekspedycję na ręce jego z Rządu Narodo-
wego
nadesłaną.
W
depeszy tej zawiadamiano nowo mianowanego komi-
sarza,
iż
dotychczasowy naczelnik cywilny wojewódzki
ob.
Eustachy Grabowski, od obowiązków zwolniony,
w
miejsce zaś jego do pełnienia tychże obowiązków we-
zwany
został ob. Karol Sonnenberg, że tenże nominację
z
rąk nadzwyczajnego komisarza Kazimierza Walickiego
(pseudonim)
przyjął, że po nim, to jest po Sonnenbergu,
bardzo
wielkich korzyści dla sprawy narodowej, jako po
mężu
mającym ogólne zaufanie i niezmiernie wielkie sto-
sunki,
spodziewać się należy, i że rzeczą komisarza być
powinno
tylko dawać baczenie, ażeby rewolucyjnie działał.
Dalej
Ujazdowski oświadczył,
że Sonnenberg papiery,
rachunki,
pieczęć od Grabowskiego odebrał, lecz że po za-
stanowieniu
się gruntownym, choć z żalem, postanowił
zrzec
się obowiązków wojewódzkiego z obawy, iżby przez
uprzedzenia
niesłuszne od działań nie odsunęli się wszyscy
ci,
którzy nie należeli poprzednio do organizacji „białych",
w
której on bardzo znaczny przyjmował udział, nie chcąc
więc
być swoją osobą powodem do zniechęcenia, usuwa się
dobrowolnie.
W
końcu
Ujazdowski zapewniając Chądzyńskiego, że
Sonnenberg
silnie, choć tajemnie popierać będzie wszelkie
działania
rewolucyjne, oświadczył, że pieczęć od tegoż
Sonnenberga
przyjął, że nawet już z Warszawy nominację
na
pełniącego
obowiązki wojewódzkiego (w miejsce Son-
nenberga)
uzyskał; jakoż rzeczywiście takową ukazał, lecz
bez
numeru i daty, na blankiecie Rządu Narodowego
napisaną.
W
pierwszej chwili Chądzyński
nie mogąc sobie wytłu-
maczyć
tak nagłego pokochania sprawy powstania przez
panów
Karolów (Sonnenberga i Ujazdowskiego), chociaż
w
szczerość ich twierdzeń nie mógł szczerze wierzyć,
przypuszczał
jednakże, że oni z chęci zrzucenia z siebie
miana
nadanego im przez Padlewskiego, za ów zjazd
w
Rumoce, zdrajców, rzeczywiście coś dla powstania robić
zechcą.
Lecz po paru tygodniach rozglądnąwszy się bliżej
i
głębiej po województwie miał sposobność przekonać się,
że
to są farbowane lisy, którymi chciano zamaskować
tylko
siedzenie na dwóch stołkach.
Lecz
niech rzecz przedstawiona taką,
jaką jest sama,
mówi
za siebie. Sonnenbergowi i acałej
lidzea
wsteczników
„białych"
w Płockiem zależało wiele na tym, żeby pozbyć
się
co rychlej Grabowskiego, jako do tak zwanych „czer-
wonych"
należącego; dopiąć tego innym sposobem nie było
można,
jak tylko oświadczeniem się za powstaniem wszyst-
kich
przeciwników ruchu, w Płockiem niestety w przewa-
żnej
będących liczbie. Herszt ich Sonnenberg, przyj ąw-
szy
z rąk Rządu Narodowego nominację na naczelnika
województwa,
nie zaniedbałby jako niebezpiecznych szaleń-
ców
wszystkich gorętszych prawdziwych patriotów usu-
nąć,b
a to dla ocalenia kraju i społeczności od ostatecznej
klęski
i zguby, gdyby nie następujące okoliczności.
Dziewanowski,
gubernator cywilny płocki163,
w tym
czasie
z pewnych drobnych powodów na własne żądanie
od
obowiązków się uwolnił; przyjęcie tego urzędu
Wielo-
polszczyzna
zaproponowała Sonnenbergowi, jak twierdzili
ludzie
godni wiary i znający bliżej te stosunki i jak sam
Ujazdowski
o tym później w Dreźnie się odzywał.
183
Dziewanowski
Dominik, mianowany 4. VII. 1862 r. guber-
natorem
cywilnym płockim.
a—a
Tekst
pierwotny: całemu
Sonnenbergowi.
Skreślono:
lub
Moskwie na szubienicę wydać.
Położenie
więc nie bardzo miłe z powodu swej dwu-
znaczności
temuż przedstawiło się, maska prędzej czy póź-
niej
zdartą by być musiała, groziło oczywiste skompromi-
towanie
się i narażenie tej lub owej stronie, a może razem
jednej
i drugiej, jak to często w takich razach bywa,
Rząd
Narodowy uważając go za patriotę mianował naczel-
nikiem
województwa; Moskale na podobny urząd w swej
służbie
powoływali. Trzeba było wybrać między jedną
a
drugą stroną. Propozycja moskiewska kompromitowała
go
wobec powstania... lecz powstanie mogło wziąć nieprze-
widziany
obrót... Czartoryski164
trzymający zwykle szal
swej
żony, infantki hiszpańskiej165,
w przedpokojach cesa-
rzowej
Eugenii166,
gdy ta przyjąć ją do siebie z wizytą
raczyła,
chlubił się ogromnymi stosunkami i wkrótce
z
Francuzami przybyć przyobiecywał. Jedyna więc tylko
zostawała
rada jednym i drugim, to jest Polakom i Mo-
skwie,
wywinąć się zręcznie i zrejterować się z chwałą!
Tak
więc
zapaliwszy jedną świeczkę Bogu, a drugą
diabłu,
swego przyjaciela Ujazdowskiego, zapewniwszy mu
zupełne
bezpieczeństwo i bezkarność ze strony moskiew-
skiej,
Rządowi Narodowemu jako kandydata na naczelni-
kostwo
wojewódzkie przedstawił*.
Ujazdowski
po zrzeczeniu się
przez Sonnenberga naczel-
nikostwa
województwa do Warszawy pośpieszył. W czasie
jego
tam pobytu wysłany umyślnie z Płocka oddział mo-
*
Ujazdowski, który
przy schyłku powstania wyjechał za
granicę,
po zabawieniu kilku miesięcy w Dreźnie jeden z nąj-
pierwszycn
do kraju swobodnie powrócił odsiedziawszy
w
Płocku dla pozoru parę tygodni rekolekcji w wygodnym
pokoju,
pod strażą za drzwiami stojącą, nagrawszy się do woli
w
preferansa, na odpoczynek i wytchnienie po trudach pod-
jętych,
dla wybielenia zbyt czerwonej sprawy narodowej, udał
się
do swych Nagórk, słynnej w dziejach stacji centralnej
stosunków
województwa płockiego z Rządem Narodowym.
6
Czartoryski
Władysław
(1828—1894), przywódca Hotelu
Lambert,
od maja 1863 r. główny agent dyplomatyczny Rzą-
du
Narodowego.
Królowa
hiszpańska Maria Krystyna była matką Marii
Amparo
hr. de Vista Aliegre, pierwszej żony księcia Włady-
sława
Czartoryskiego.
166 Cesarzowa Eugenia, żona Ludwika Napoleona III.
skiewski
przybył
do dóbr jego Nagórki i przy rewizji zna-
lazł
kilka sztuk broni i prospekt urządzić się mianych
w
Płockiem poczt przez Rząd Narodowy nadesłany*. Nie
zastawszy
ojca, to jest Karola Ujazdowskiego, aresztowano
syna
jego i trzymano go przez cały czas powstania w aresz-
cie
płockim, jakoby zakładnika.
Zaraz
po tym wypadku obiegały
pogłoski, że Ujazdowski
umyślnie
sam się denuncjował lub kazał denuncjować,
ażeby
pozorowanym prześladowaniem go przez Moskali
zyskać
przywilej na patriotę i również syna swego sam
oddał
do aresztu, by uwolnić od służby powstańczej, a tym
samym
nie narażać na niebezpieczeństwa bitew.
Mniemania
tego byli i są
wszyscy prawie bliżej znający
Ujazdowskiego;
w słuszność mniemania wierzy autor tych
„Wspomnień",
który doświadczył dotykalnie hipokryzji
i
faryzeuszostwa ze strony pewnych koterii szlachty naszej
i
przekonał się, że wypadki dobrowolnych aresztowań
i
rewizji nie były rzadkimi podczas powstania, uważane
one
były zwykle jako kwintesencje sprytu dyploma-
tycznego.
W
ten sposób
człowiek przed powstaniem i w począt-
kach
onego najwięcej duchem i postępowaniem wstecznem
się
odznaczający, na liście zdrajców przez Padlewskiego
zamieszczony
i ogłoszony, jednym z kierowników powstania
pozostał!!!
I
jakiegoż
stąd skutku dla powstania spodziewać się na-
leżało?!
Do
naczelników
powiatu zamianowanych przez siebie
(bo
do innych nie miał zaufania i rzadko się odzywał)
Ujazdowski
zwykł pisywać energiczne i rewolucyjne
odezwy
i polecenia zwykle w kopii komisarzowi komuni-
kowane,
lecz nigdy należycie nie wykonane, robił to, jak
się
zdaje, celem uśpienia czujności Chądzyńskiego i zyska-
nia
zupełnego jego zaufania.
*
Po upadku powstania wsie w płoc.
[?], jak mi wymie-
niano,
kontrybucjami przez Moskali obłożone zostały.
a-a Skreślono:
Jedną
z pierwszych czynności Ujazdowskiego było morder-
stwo
na osobie zapomnianego z nazwiska żebraka, w gminie
Pan
Jan Turowski, naczelnik wojskowy województwa,
zaraz
od samego początku swego urzędowania otoczywszy
się
licznym sztabem z młodych synów szlachty złożonyma
bezczynnie
włóczył się po województwie15;
oddawanie wi-
zyt,
zabawa, gra w preferansa, wzdychanie do pięknych
oczu
były na porządku dziennym.
Co
dni dziesięć
regularnie0,
przyznać trzeba słusznie
w
tym razie, zjeżdżał się on z Ujazdowskim dla
odebrania
przygotowanych
przez niego różnych odezw do wojska
(zalecających
po większej części modły rano i w wieczór),
raportów
do Rządu Narodowego o świetnym stanie oddzia-
łów,
zresztą zasięgnięcia rad sprytnych względem
dalszego
postępowania.
j
ego
zamieszkałego
spełnione . Człowiek ten prosty i nędzny
podobno
kiedyś Ujazdowskiemu ubliżył, za tę obrazę życiem
przypłacił,
obwinił go Ujazdowski o denuncjację do Moskali
zaniesioną,
o miejscu zachowania broni znalezionej przy re-
wizji,
jaka zaszła w czasie jego pobytu w Warszawie.
Również
o mało co nie padł takąż ofiarą lokaj Ujazdowskie-
go
przezeń o toż samo oskarżony i na śmierć skazany. Posia-
dał
on dokładne wiadomości o różnych sztukach pana swego;
znajdując
się w oddziale Witko wsKiego mógł o wszystkim
rozpowiedzieć;
za samo więc przypuszczenie, że mógł wykryć
niecne
postępki i różne plany na zjazdach wsteczników prze-
ciwko
powstańcom układane, wypadało pozbyć się niemiłego
i
kompromitującego świadka.
Bednarski,
naczelnik wojskowy powiatu płockiego,
otrzymał
polecenie
wykonania wyroku. Obwinionego pod słup już wy-
prowadzono,
śmiałe tylko odezwanie się jego w tych słowach:
Jestem
niewinny, złość i intryga przeciwko mnie wymierzona
uwalnia
Was panowie od odpowiedzialności przed Bogiem
i
ludźmi za odebranie mi życia, służąc w oddziale dałem do-
wód,
że życiem pogardziłem i pogardzam, teraz strzelajcie!",
wstrzymało
Bednarskiego od spełnienia zbrodni, za narzędzie
której
miał być użyty.
I cóż pan na to, panie Ujazdowski?
a
Skreślono:
jako
to Władka, Dębego, Kleniewskiego, Jur-
kiewicza
[?], Cnądzyńskiego, b. ucznia Uniwersytetu Moskiew-
skiego
do pełnienia konspiracji używanego.
Skreślono:
odwiedzając
swych licznych krewnych.
c
Wyraz podkreślony w tekście.
Na
boku dopisek: Fakt
ten jest tak podły
i nikczemny,
iż
go zataić należy.
Dla
zakrycia swej nieudolności
przy pomocy Ujazdow-
skiego
za radą swych krewnych płci obój ej zwykł dobie-
rać
na działaczy ludzi małej energii, nie wierzących
w
własne siły, lecz na pomoc dworów zagranicznych wy-
czekujących,
ludzi biernego usposobienia lub też takich,
którzy
będąc sami uczciwymi i dobrymi Polakami, nie
przypuszczali,
iżby między służącymi świętej dla nich
sprawie
mogli znajdować się ludzie przewrotni i dlatego
ze
ślepą ufnością dlań zostających.
W
powiecie lipnowskim naczelnikiem powiatu był
ob.
Teofil
Jurkowski, b. uczeń szkoły w Cuneo, człowiek młody
z
poświęceniem, osobiście zacny, lecz we wszystkich
swych
działaniach
i spotkaniach z Moskalami najnieszczęśliwszy.
Stanowisko
mu powierzone było bez zaprzeczenia nad jego
siły;
mógł on być dowódcą kompanii, batalionu, słowem
najlepszym
żołnierzem, lecza
pod kierownictwem kogoś
innego.
W
powiecie płockim
naczelnikował ob. Leopold Bednar-
ski,
lubiący wiele mówić, dobrze zjeść i wypić, o wojsko-
wości
najmniejszego wyobrażenia nie mającyb
jednakc
z
pretensją do tego jako człowiek, który w r. 1848 uciekłszy
z
kraju dzieckiem jeszcze, miał, jak sam powiedział, służyć
zbrojnie
podczas wojny węgierskiej 6?.
W
powiecie przasnyskim zajmował
to stanowisko ob.
Wiktor
Dobrosielski, b. emigrant, przyjaciel Ujazdowskie-
go,
takoż mało co więcej specjalniejszy od Bednarskiego,
lecz
również mający jako emigrant pretensje do wszech-
wiedzy.
W
części
powiatu pułtuskiego przed Narwią zrobiono
naczelnikiem
wojennym ob. Jaskołowskiego (Radwana),
który
chociaż służył dawniej wojskowo, wielkim był
przyjacielem
pokoju... ze czteroma spokojnymi ścianami
i
który w tymże pokoju z pewnością dotychczas pozostaje.
Jedynie
w powiecie mławskim
znajdowało się kilku
oficerów
z zagranicy przybyłych, dosyć energicznie dzia-
łających,
częste i dosyć pomyślne utarczki z Moskalami
staczających.
167
Tj.
10 latach 1848—1849.
a
Skreślono:
w
wojsku regularnym.
Skreślono:
lub
najwyżej z regulaminów drukowanych,
a
dość licznie w czasie tym sprowadzonych; mający.
0
Skreślono:
do
tego.
aWojskowi
powiatowi z małym
wyjątkiem poszli za
przykładem
swego wodza Turowskiego. Posprawiali sobie
tak
zwane sztaby i o nic się nie troszcząc wyprawiali
młodzież
i ochotników na wojnę do lasu; sami zaś włóczyli
się
od wsi do wsi, wymyślając na obojętność właścicieli
ziemskich,
prawiąc kazania wymowne o miłości i poświę-
ceniu
się, grożąc wieszaniem, gdzie się sposobność po temu
zdarzyła,
przechwalali się, pawiąc się swą władzą i na-
czelnikostwem,
a przede wszystkim objadali poczciwych
szlachciców.
W
niektórych
dworach gościnniej szych zastać było można
po
20 powstańców od pierwszych dni powstania snem
i
jadłem krzepiących swe siły do przyszłych trudów obozo-
wych.
Moskwa przez szpary na to patrzyła, oczywiście nie
widziała
nic w tym złego dla siebie, pewnie z lekceważe-
niem
lub z innego jakiego powodu (może zostawiając ich
na
później, na wety), żadnych przeciwko nim wypraw nie
czyniła.
Wyjątkiem był tylko Drozdów naczelnik żandar-
mów
moskiewskich w Lipnowskiem, który dla zarobienia
na
order i wyższy stopień powstańców i niepowstańców
licznie
do Płocka dostawiał.
W
powiecie lipnowskim kolonie niemieckie do 22 000
ludności
w sobie zawierające, uzbroiwszy się w widły,
kosy
i broń palną przez Moskwę im dostarczoną, chwytały
lub
zabijały śmielszych i odważniej szych, a sprzyjaniem
sprawie
narodowej odznaczających się mieszkańców.
Kasy
powiatowe prawie zupełnie
były puste, podatku
jakkolwiek
małego nikt nie uważał za obowiązek święty
składać,
zależało to od dobrej woli i łaski podatkującego.
W
mieście
Płocku organizacji prawie nie było, całą
jedyną
władzą był naczelnik miasta ob. Janczewski, który
tak
dobrze ukryć się umiał, że nie tylkob
Moskale, lecz
i
mieszkańcy o istnieniu jego nic wiedzieć, a nawet bardzo
rzadko
kto z członków organizacji mógł go odszukać,
zresztą
dla wieku podeszłego pomimo dobrych chęci nie-
wiele
zdziałać mogący.
a Skreślono: Naczelnicy.
b Jedno słowo skreślone, nieczytelne.
Tak
smutny obraz stanu, w jakim znalazł
sprawę naro-
dową
i powstanie, komisarz rządowy wojewódzki21
w swym
raporcie
opisał Rządowi Narodowemu z żądaniem przede
wszystkim
zmiany dla dobra sprawy naczelników wojsko-
wego
i cywilnego województwa.
Po
upływie
dopiero dwóch miesięcy przeszło od czasu
przesłania
raportu wskutek ciągłych jego skarg i zażaleń
Rząd
Narodowy zalecił mu przedstawienie odpowiedniej-
szych
na te stanowiska osobistości.
Chcąc
zaradzić złemu, które górę wzięło, o ile mu moż-
ność
i okoliczności czasu i miejsca dozwalały, komisarz
rządowyb
zaraz po przybyciu swym w Płockie wysłał
z
ramienia swego do powiatu lipnowskiego ob. Gustawa
Duckerta
jako swego pomocnika z zupełnym upoważnie-
niem
działania w jego imieniu.
Duckert
swym poświęceniem
bez granic i bez wytchnie-
nia,
niewyczerpaną energią w krótkim bardzo czasie cały
powiat
lipnowski, martwy dotąd, dla sprawy narodowej
ożywił
i dobrze usposobił. Szpiegostwo ukrócił, niemieckich
kolonistów
w polskich patriotów zamienił, tak że nie tylko
że
zapomnieli dawniejszej najniesłuszniejszej nieprzyjaźni,
lecz
zaczęli opłacać podatki, dostarczać i przeprowadzać
broń.
Oddziały się tworzyć zaczęły, powstanie stało się
w
tych stronach widzialnym i dotykalnym.
W
powiecie mławskim
i przasnyskim pomocnikiem ko-
misarza
był Teodor Jackowski (o którym wyżej wspom-
niano)
przez Rząd Narodowy Chądzyńskiemu narzucony.
Człowiek
ten jakkolwiek miał chęci szczere swym poświę-
ceniem
zmazać ciążące na nim z czasów przedpowstań-
czych
różne zarzuty o lekkomyślność, dla licznych przecie
skarg
przez mieszkańców przeciwko niemu zanoszonych
o
dawne uczynki, wkrótce odwołany i do Drezna na kon-
sula
wysłany został. Działanie więc jego było prawie żadne.
W
powiecie pułtuskim
i ostrołęckim0
był pomocnikiem
komisarza
Edward Grabowski, syn mecenasa z Warszawy,
& Skreślono: z wielu szczegółami dziś niepamiętnymi.
Skreślono:
województwa płockiego.
0
Skreślono: takoż narzucony przez Rząd Narodowy.
zdolny,
energiczny, lecz dla swej młodości
i swego niedo-
świadczenia
nietrafny często w postępowaniu21.
Chądzyński
najprzód zajął się urządzeniem żandarmerii,
o
której w powiatach płockim, mławskim i lipnowskim
dotąd
nie miano wyobrażenia, by tym sposobem mając do
swego
rozporządzenia sprężystą siłę wykonawczą był
w
stanie przerwać tak jak w Pułtuskiem komunikację pomiędzy
Moskwą,
nużyć ich załogi ciągłym alarmowa-
niem,
partyzantów z kryjówek do oddziałów wystraszyć,
wymierzaniem
zaś ludowi wiejskiemu w zatargach z pana-
mi
sprawiedliwości przysposobić tenże lud do zaufania we
władzach
narodowych, a przez to i do czynnego wzięcia
udziału
w powstaniu.
Od
tej też
chwili więcej życia powstańczego w powiatach
zachodnich
objawiło się.
W
powiecie płockim
istniejące oddziałki Witkowskiego168
(Kolbem
dla popularności pierwszego, poległego pod Ry-
dzewem,
przezywającego się) i Antoniego Wolskiego (Du-
nina)
pod względem liczby przynajmniej wzrosły w siłę.
Z
braku ładu i porządku z przyczyny, że dowódcy byli
charakteru
zbyt łagodnego, bez energii, stanowczości i bez
daru
szybkiego zaradzenia przedstawiającym się trudno-
ściom
oraz bez elementarniej szych nawet zasad sztuki
wojskowej,
korzyści żadnych, owszem zawsze straty wy-
nikały.
W
Lipnowskiem Jurkowski przy współudziale
Diickerta
zebrawszy
oddział poniósł jak zwykle porażkę. Poznawszy
wreszcie
swą nieudolność i nieodpowiedniość stanowisku
dowódcy
oddziału zrzekł się swego naczelnikostwa na
rzecz
Piotra Czarlińskiego, b. oficera pruskiego.
W Mławskiem powstały oddziały Gasztofta169, Navonne-
ł\1 ^7rt fł1'71
go , Szmajsa , Romualda Mayera (Pałacyka) etc.
168 Witkowski Teofil „Kolbe II".
169 Gasztoft
Bronisław,
syn emigranta, służył jako podoficer
żuawów
francuskich, w powstaniu dowodził oddziałem. Zmarł
w
wyniku ran 11. IX.
1863
r. pod Lidzbarkiem.
Navonne
(Nawonne) Ludwik, Włoch
z pochodzenia.
Szmajs
Piotr (Szmeiss, Szmejs, Schmajs).
a
Skreślono:
Był on po prostu przez naczelników tamtej-
szych
powiatów używany jako wyręczy ciel do różnych ko-
misów.
W
tekście:
Nawonnego.
0
W
tekście występuje pisownia: Szmejs,
Szmajss.
W
pierwszej połowie
lipca liczyliśmy w całym woje-
wództwie
przeszło 5000 ludzi zbrojnych, nie rachując w to
żandarmerii
do 600 osób w sobie zawierającej.
Na
nieszczęście
cała praca ta, wszystkie te usiłowania
w
marne pójść miały bez wydania owocu.
Jenerał
Semeka, naczelny dowódca moskiewski, uważa-
jąc
oddział Jasińskiego za główne jądro powstania płockie-
go,
wszelkimi środkami zniszczyć go postanowił. Ułożyw-
szy
więc plan jak najszczegółowszy działania, wykonanie
onego
powierzył jenerałowi Toll.
Na
dwa przeszło
tygodnie przed naznaczonym dniem
wykonania
plan ten dostał się w ręce nasze. Ob. Bronie
odczytał
go (był bowiem pisany cyframi), w oryginale
Rządowi
Narodowemu zakomunikował, w kopiach zaś Ja-
sińskiemu
i Turowskiemu.
Świadomość
sił nieprzyjacielskich, miejsce ich noclegów,
spoczynków,
marszów, kierunku ruchów, jakie ów plan
przyjęty
dostarczał, cokolwiek energiczniejszemu dowódcy
niż
Jasińskiemu posłużyłby nie tylko do zniszczenia i wy-
tępienia
wroga, ale nawet opanowania wszystkich miast
opuszczonych
przez oddziały moskiewskie, wyszłe na wy-
prawę,
dla pozoru tylko słabe bardzo załogi w sobie
mieszczących,
które by za zbliżeniem się powstańców bez
boju
stanowisko opuściły, a w najgorszym zaś razie
choćby
dla ocalenia siebie i wydostania się z matni.
Jasiński,
jak zwykle chwiejny, wzdychał, szeptał pacie-
rze
do Wszystkich Świętych polecając się im w opiekę,
a
żadnych ziemskich przygotowań ze swej strony nie czy-
nił
i środków żadnych nie przedsiębrał. Chwila konieczne-
go
rozpoczęcia walki zbliżała się, trzeba było coś
przed-
sięwziąć,
a więc ku stronom łomżyńskim, by zmylić drogę
Moskwie,
wyruszył i spotkawszy się w drodze z oddziałami
Grzymały,
Tyszki, Skarzyńskiego172,
cofającymi się również
w
strony płockie, jak Jasiński w łomżyńskie, połączył się
z
nimi
i objął naczelne dowództwo.
1 T7
Oddziały
Grzymały, Tyszki Adolfa i Skarzyńskiego dzia-
łały
w Augustowskiem.
Wałuj
ew w dalszym ciągu bitwy w spotkaniu z oddzia-
łami
Witkowskiego kosą w głowę ranny został. Wskutek
tego
Moskale cofnęli się. Straty nasze wynoszą 100 w za-
bitych,
między innymi Klat176
wezwanya
z zagranicy dla
objęcia
obowiązków naczelnika wojskowego po Turow-
skim
zwolnić się mającym, Czaplicki syn właściciela dóbr.
Jasiński
z Wawrem słysząc strzały w czasie bitwy
z
Trąbczyńskim zamiast pospieszyć na pomoc temuż zajęli
się
rozpuszczaniem do domów piechoty, następnie Wawer
ze
swą kawalerią kilkaset koni liczącą udał się nazad
w
Łomżyńskie, co widząc Jasiński kawalerii swej, do 200
liczącej
koni, rozejść się nakazał.
Równocześnie
prawie z rozbiciem Jasińskiego boddziałek
nasz
w Lipnowskiemb
pod wsią Szczutowem-Blizno177
w
dniu 9 lipca napadnięty znienacka rozproszony przez
Moskali
został.
W
dniu 12 w powiecie mławskim
zastępując chwilowo
Zambrzyckiegoc178
(b. oficera wojsk moskiewskich, który
dla
załatwienia jakichś osobistych interesów... od oddziału
odjechał)
niejaki Zgliczyński uniesiony wojennym zapa-
łem
przedsięwziął zdobyć mieścinę Kuczborkd,
w której
Moskale
w liczbie kilku rot dla odpoczynku się zatrzymali,
odparty
i przepędzony został; zuchwałą tę wyprawę nasi
opłacili
stratą 30 zabitych i 30 rannych.
Po
tych klęskach
powstania podnieść w województwie
było
prawie niepodobna, tworzyły się, występowały
wprawdzie
pojedyncze oddziały, lecz te jakoby na pastwę
przeważnym
siłom wroga rzucane, długo utrzymać się nie
mogły
i marniały. Demoralizacja ogólna nastąpiła. Narze-
176
Klat
Józef,
mając krótki wzrok, wziął jazdą Jasińskiego
za
kozaków, a obawiając się
aresztowania
odebrał sobie życie
(Zieliński,
op. cit, s. 242).
Jak
podaje Zieliński
(op. cit, s. 239) powstańcy stracili
w
tej bitwie 34 zabitych i 8 rannych.
178 r7„,J.Jm L„_.„7 ' Ox„y*„,«
179
a
Zambrzycki
Stefan.
Zgliczyński
„Kusza", Kuszaba.
Skreślono:
yrzoz komisarza
rządowego woj. płockiego.
— Tekst
pierwotny: Jurkowski.
W
tekście: Zebrzyckiego,
W
tekście: Kuczborg.
b b
kania
przeciwko Rządowi
Narodowemu i panom za nie-
wezwanie
wszystkich ogółem w porze właściwej, to jest
w
końcu czerwca lub pierwszych dni [s] lipca, do ogólnego
ruchu,
a przez to zaprzedania ostatecznie Polski ze wszyst-
kich
ust wieśniaczych słyszeć się dały. Wielu prawdziwych
ludzi
czynu co lepszych poginęło lub dostało się w
paszczę
moskiewską21.
Cofam
się
w tył nieco: Trąbczyński po wydobyciu się
z
matni pod Drążdzewem powtórnie przez Moskali był
otoczony,
nie mając innego przed siłami nieprzyjacielskimi
ratunku,
słał do Bronica z prośbą o pomoc.
Bronie
znając
Jasińskiego nierajctwo uznał za bezsku-
teczne
wszelkie do niego w tym razie odnoszenie. Wziąw-
szy
więc kosę w rękę i zabrawszy z sobąb
Jackowskiego
(pomocnika
komisarza) oraz swego furmana dzielnego
Antka*
przez wsie przez Niemców zamieszkałe przejeżdża-
jąc
wołał, iż idzie z pospolitym ruszeniem na pomoc
Trąbczyńskiemu.
Niemcy nie zaniedbali natychmiast o tym
donieść
dowódcy moskiewskiemu Goriełowowic,
który
z
największym pośpiechem wydając okrzyki „obszczeje
dwiżenie",
pozostawił spokojnie Trąbczyńskiego, a sam
zemknął
do Przasnysza.
Fakt
ten niech posłuży
za dowód, jak bardzo Moskwa
obawiała
się pospolitego ruszenia.
Niezmordowane
usiłowania
ob. ob. Michniewicza, Smo-
leńskiego,
Duckertad,
Rynarzewskiego180,
Cetkowskiego181
i
innych pozostawiały nadzieję wznowienia jeszcze na no-
wo
powstania i wywołania po żniwach ogólnego ruchu.
*
Człowiek
prosty, obdarzony ogromną przenikliwością
i
bystrością umysłu — na wszelkie trudne przedsięwzięcia
był
używany,
zawsze się dobrze sprawił — stąd wielkiej między
lucern
używał popularności.
Rynarzewski
Konstanty (1823—1863),
sformował oddział
z
Kurpiów, zginął 6.XIpod Żelazną.
Cetkowski
Dionizy (Centkowski), zginął
w powstaniu
22.
VIII. 1863 r.
a
Skreślono:
między ostatnimi ob. Bronisław Bronie, który
gdyby
nie był aresztowany przed rozproszeniem Jasińskiego,
swym
dowcipem, zabiegłością pewno by ów oddział z takim
trudem
zorganizowany od zmarnowania ocalić potrafił,
Skreślono:
kulawego.
0
W
tekście: Goryłowowi.
Skreślono:
Marchwickiego.
W
miesiącu
sierpniu jeden z księży dostarczył Chądzyń-
skiemu
wyjątek z jakiejś dawnej ustawy duchowieństwa,
w
której powiedziano, że w przypadku aresztowania przez
władzę
świecką biskupa w całej jego diecezji kościoły
winny
być zamknięte, pogrzeby, nabożeństwa i obrządki
kościelne
wstrzymane, proboszcze zaś zgromadzając lud po
cmentarzach
winni przedstawić niesprawiedliwość na oso-
bie
Bożego pomazańca spełnioną i zachęcać do przedsię-
brania
wszelkich środków prowadzących do uzyskania jego
wolności.
Jeżeliby aresztowanym był arcybiskup, w takim
razie
w całej prowincji podobne postępowanie ma być
zastosowane.
Odpis
tego postanowienia w języku
łacińskim z tłuma-
czeniem
na polski komisarza
Rządowi Narodowemu prze-
słał,
nalegając w swym raporcie, by korzystając z wysła-
nia
Felińskiego182
arcybiskupa do Rosji, zarządzić zamknię-
cie
kościołów i polecić proboszczom wezwać lud do walki
w
obronie wolności i religii. Wykonanie tego przy środkach
wówczas
rozporządzalnych nie przedstawiało żadnych waż-
nych
trudności.
Rząd
Narodowy przez pośrednictwo sekretarza swego
pod
dniem 13 sierpnia odpowiedział komisarzowi, że pa-
piery
przezeń nadesłane utworzonej specjalnej komisji
duchownej
do rozpoznania odstąpił; obecnie zaś zaleca Mu
(nic
nie wzmiankując o ogólnym ruchu), ażeby skłonił
księdza
Popielą183,
nowo na biskupstwo płockie zamiano-
wanego,
do zarządzenia ogólnej w diecezji swej żałoby.
Ksiądz
Popiel na czynione mu przedstawienia i nalegania
na
niego o dopełnienie życzeń Rządu Narodowego zbywał
milczeniem.
Dopiero gdy komisarz rządowy wystosował
doń
odezwę witającą go w imieniu władz narodowych jako
pasterza
do diecezji nowo przybyłego, zarazem przedsta-
182 Feliński
Zygmunt Szczęsny (1822—1895). W styczniu
1862
r. został arcybiskupem warszawskim. Popadł w
konflikt
z
władzami carskimi i w czerwcu 1863 r. został zesłany,
183 Popiel
Teofil Wincenty Chościak
(1825—1912). W 1862 r.
był
rektorem duchownej Akademii w Warszawie,
następnie
zesłany
powrócił do Królestwa Polskiego jako biskup
płocki,
lojalistycznie
nastawiony wobec caratu.
6 Skreślono: wojewó<
wiającą
potrzebę ogłoszenia żałoby dla ulgi ciężkiemu
smutkowi
wiernych po utracie arcypasterza z uwagą, że
wskutek
zaniedbania tej sprawy przez duchowieństwo
łatwo
wyrodzić się może zobojętnienie dla religii i duchow-
nych.
Ksiądz Popiel zrozumiawszy słuszność uwag i przed-
stawień
w tej odezwie czynionych żałobę w diecezji płoc-
kiej
ogłosił.
Żałoba
ta we wrześniu ogłoszona trwała do listopada,
nim
ze zmianą sposobu postępowania władz narodowych
zaniedbaną
została18
.
W
miesiącu
sierpniu Rząd Narodowy ustanowił nowy
urząd
organizatorów wojskowych, wybór i mianowanie
osób
poruczając naczelnikom wojskowym wojewódzkim.
Stosownie
do życzeń
Ujazdowskiego i Sonnenberga pan
Turowski
powołał na organizatora wojewódzkiego pana
Lasockiego
ze wsi Cieszyna*. Lasocki przez sześć tygodni
przeszło
nic nie zrobił, pomocników powiatowych nawet
sobie
nie dobrał i wreszcie od obowiązków się uwolnił.
Organizatorowie
w sierpniu i początkach
września
w
Płockiem mogli działalnością i czynnością swą oddać
184
Z uwagi
na masowe represje stosowane przez carat,
zwłaszcza
wobec kobiet za noszenie żałoby, Traugutt nie
chcąc
narażać
ludności na szykany i kary wezwał do wyrze-'
czenia
się
„zewnętrznych
oznak w czarnym kolorze".
*
Zamianowanie
Lasockiego organizatorem, człowieka
ma-
łych
pojęć, o wojskowości nie mającego wyrobienia, lecz za
to
najwierniejszego sługę i przyjaciela Ujazdowskiego, miało
na
celu zatajenie skradzionych 69 000 złp. przez Ujazdowskie-
go.
Rzecz tak się miała.
W
początkach
sierpnia Rząd Narodowy zalecił komisarzowi
sprawdzenie
kas i pociągnięcie kogo się okaże potrzeba do
szczegółowych
obrachunków. W kasie powiatu płockiego, któ-
rej
kasjerem był najserdeczniejszy przyjaciel Sonnenberga,
Jackowskich
i Ujazdowskiego niejaki pan Kleniewski, założy-
ciel
domu handlowego „Rolników Płockich", znaleziono różne
kwity
bez daty i podpisu ręką Ujazdowskiego na sumę złp.
89
000 wystawione.
Wezwany
Ujazdowski o złożenie
szczegółowych rachunków
sumy
tej nie zapierał — twierdził tylko, iż ją weekspensował
na
uzbrojenie i umundurowanie oddziału kawalerii ułanów
płockich,
wkrótce w pole wyjść mających pod dowództwem
Dionizego
Cętkowskiego.
dla
powstania wielkie przysługi,
zmarnowanie więc przez
Lasockiego
najdroższej dla powstania chwili uważać nale-
ży
za przeniewierzenie się sprawie narodowej.
C
etkowski
prawie równocześnie
z powyżej przytoczonym
oświadczeniem
Ujazdowskiego nie chcąc i nie mogąc dłużej
pozostawać
bezczynnie dla obudzonej uwagi wroga wyruszył
w
pole. Obecny tam komisarz rządowy miał dobrą sposobność
zauważyć
owe umundurowanie i uzbrojenie oddziału przez
Ujazdowskiego.
Składało się ono ze 100 siodeł z frenzlami
(przez
2 tygodnie w użyciu będącymi) wartości i
ń
złp.
100 sztuka,
czyli
suma złp. 10 000
100
kurtek i spodni z najpodlejszego
sukna po złp. 40 para „ „ złp.
4000
100
par ostróg
po złp. 3 para „
„ złp. 300
Razem złp.
14300
Broni
staraniem Ujazdowskiego sprowadzonej nie było.
Całe
uzbrojenie
składało się ze 100 lanc, 10 strzelb i kilkunastu
pałaszy,
przez Cetkowskiego po różnych miejscowościach
zebranych.
Na
usilne nalegania przez komisarza o rachunki Ujazdowski
okazał
mu kwit przez jednego z członków Organizacji War-
szawskiej
na sumę złp. 20 000 wystawiony na zakupno owych
siodeł,
frenzli itp.
W
kilka zaś
dni później zakomunikował mu rozporządzenie
Rządu
Narodowego polecające mu jako naczelnikowi woje-
wódzkiemu
zniszczyć wszystkie dotychczasowe rachunki,
kwity
itp. i na nowo zaprowadzić porządek w kasach.
Jakkolwiek,
przyznać
należy, Ujazdowski z niezwykłą
energią
do wykonania tego rozkazu zabrał się, komisarz
rządowy
stawił jednakże opór i zatarciu śladów kradzieży
zapobiegł.
Raport jego w tym względzie do Warszawy wysła-
ny
do końca samego urzędowania odpowiedzi nie otrzymał.
Mimowolnie
więc pogłoskom krążącym, a to za granicą na
emigracji
potwierdzanym wiarę dawać należy, że pan Józef
[Kajetan]a
Janowski, ówczesny Sekretarz Rządu Narodowego,
uniżony
sługa i podnóżek herbowych panów, raporta urzędni-
ków
nie odpowiadające jego widokom nie przedstawiwszy ich
Rządowi
Narodowemu zniszczył.
Ponieważ
Ujazdowski li tylko sumę złp. 20 000 kwitem oka-
zanym
usprawiedliwił, a pobrał z kasy Rządu złp. 89 000, na
czysto
więc 69 000 złp. pozostało się w jego szkatule.
Ujazdowski
nalegany o rachunki długi
czas zwlekał z odpo-
wiedzią,
pod rozmaitymi pozorami unikał spotkania się
z
komisarzem, wyraźnie czekał na reskrypt Rządu Narodowe-
go
zniszczenie wszelkich rachunków zalecający.
a Skreślono: Jan Kanty.
1 QQ
swym
do Generała
Kruka wyraził się*), bezczynnie na
laurach
w Chromakowie spoczął.
Przez
ten czas oddziały
Szmajsa i inne nie mogąc się
doczekać
nadciągnięcia Witkowskiego bitwy zaprzestały.
Moskwa,
cofając
się ku Chromakowu do swych, spo-
strzega
wychodzącego ze wsia
Witkowskiego. Kozacy na
nowo
rozpoczynają bój, naszych rozpraszają, kładąc około
80
trupab.
Jakby
dla dopełnienia
zupełnej klęski Szmajs zostawszy
ranny
poleca się odwieźć do Brus. Znajdujący się najbliżej
niego
Romuald Mayer (Pałacyk), b. uczeń Szkoły Głównej,
któremu
Szmajs odjeżdżając oddał swój pałasz, z tego
powodu
uroił sobie prawo do naczelnego dowództwa. Po-
między
nim, Orlikiem i Gasztoftem wskutek tego powsta-
ją
spory i kłótnie, które się zakończyły rozpuszczeniem
oddziałów
przeszło 1000 ludzi wynoszących, w same belgij-
skie
sztucery uzbrojonych.
W
powiecie pułtuskim
Jasiński, którego ni liczne klęski
i
niepowodzenia na polu sławy, ni rady jego przyjaciół
z
prawdziwej manii naczelnikowania na biedę powstania
i
powstańców z jego oddziału wywieść nie mogły, przy
pomocy
niejakiego Stanisława Sołowieja, człowieka rzeczy-
wiście
z energią, poświęceniem i prostym rozsądkiem, lecz
bez
najmniejszego wykształcenia, a stąd mimowolnie dla
nietrafnego0
zapatrywania się błędy popełniającego,
w
lesie do wsi Magnuszewa należącym oddział na nowo
zbierać
i urządzać zaczął.
Moskwa
powziąwszy
o tym wiadomość w dniu 12 sierp-
nia
kilka rot piechoty z sotnią kozaków i szwadronem
huzarów
pod wodzą generała Bagobuta dla przeszkodzenia
tworzeniu
się oddziału wyprawiła.
* Krysiński [Karol].
188 Heidenreich
Kruk Michał
(1831—1866). Przed powsta-
niem
był oficerem armii rosyjskiej, związany z grupą
Siera-
kowskiego,
w powstaniu jako generał był naczelnikiem
woje-
wództwa
podlaskiego i lubelskiego.
189 Brochocki Lucjan.
* Skreślono: na czyste pole.
Skreślono:
(W
liczbie zabitych znajdowali się Brochocki
uczeń
szkoły Cuneo i Lasocki syn właściciela dóbr Cieszyna).
0
Tekst
pierwotny: błędnego.
Bagobut
z oddziałem
swym stanął we wsi Gostkowie
naprzeciwko
formującego się po drugiej strome Narwi
Jasińskiego,
który choć zawczasu zawiadomiony o tym,
jak
zwykle żadnych ostrożności nie przedsięwziął, nie roz-
stawił
nawet zwyczajnych pikiet, wyjąwszy jednej z pięt-
nastoletniego
dziecka złożonej.
Chłopczyna
ów spostrzegłszy kozaków przybiegł do od-
działu
z wiadomością o tym, Jasiński zamiast sprawdzić
twierdzenie
chłopca, przeciwnie, zgromił go i powtórnie
na
pikietę wyprawił — sam zaś najspokojniej zasiadł do
kończenia
herbaty w towarzystwie kilku kobiet do oddzia-
łu
przybyłych.
Na
powtórny
alarm przez owego pikietnika zrobiony,
iż
Moskale coraz w większej liczbie pokazują się, Adolf
Zduńczyk
z plutonem swym, bez rozkazu Jasińskiego, udał
się
ku rzece dla obserwacjT, napadnięty przez przema-
gającą
siłę wroga, który tymczasem przez Narew w bród
się
przeprawiał (śladem pozostawionym przez wóz wiozący
żywność
dla Jasińskiego), po męskiej obronie wraz ze
wszystkimi
swymi towarzyszami śmierć chwalebną poniósł.
Moskale
po zniesieniu tej słabej
zapory w sam środek
naszego
obozu bez oporu weszli. Jasiński od śniadania pro-
sto
dosiadłszy konia z kawalerią 40 koni wynoszącą uciekł,
nie
zatrzymawszy się aż o 4 mile od placu boju, to jest we
wsi
Zimna Woda na Puszczy Kurpiowskiej położonej. Od-
dział
bez dowódców zupełnie rozbiegł się w cztery strony
świata
rzucając po drodze ostatnią broń, jaką jeszcze mie-
liśmy15.
Jenerał
Bagobut pożogą i mordem niewinnych miesz-
kańców
dowiódł0.
We
wsi Magnuszewie leśnika
i pisarza prowentowego,
po
spaleniu poprzednim w ich obecności całego ich mienia,
sołdatom
przywiązać do słupa i zamordować polecił. Przed
190 Karloyi czy Karolyi (?)
a Skreślono: wroga.
Skreślono:
Straty
nasze wynoszą 18 zabitych, a między
nimi
Adolf Zduńczyk, urzędnik drogi żelaznej i węgierski
dowódca
batalionu piechoty .
0
Dopisano
na górze
trzy słowa, nieczytelne; skreślono: naj-
lepiej
swego mongolskiego pochodzenia.
bitwą
jeszcze kazał zamordować dwóch księży we wsi
Gostkowie,
tamże do chorego z Pułtuska przybyłych;
dzierżawcę
wsi Magnuszewa pana Szalę i jego syna sam
swoją
ręką pałaszem pokaleczył, następnie zabudowania
dworskie
z całym sprzętem z pola i inwentarzem spalił.
Jednocześnie
prawie we wsi Przesadowie (o półtorej
wiorsty
drogi od Magnuszewa) Polikarpa Dąbkowskiego,
tamże
się znajdującego, nie wiedząc o jego udziale
w
powstaniu jedynie dla niemiłej mu powierzchowności
kazał
zamordować. Noc i znużenie żołnierzy położyły tamę
dalszym
mordom.
Jasiński
po kilku dniach pobytu we wsi Zimna Woda,
niepoprawiony
i nieposkromniony w swym obłędzie na-
czelnikowania
i gubienia oddziałów, w dniu 20 sierpnia
wyruszywszy
z kawalerią swą, stanął w lesie do wsi Mło-
dzianowa
należącym. Nie rozstawiwszy zwykłych nawet
pikiet,
choć wiedział doskonale, że Moskwa naokoło się
wszędzie
kręci, krok w krok za nim tropi, dozwoliwszy
konie
rozkulbaczyć, całemu oddziałowi składającemu się
z
66 koni i to z samych prawie oficerów, znowu w czasie
śniadania
i zapijania herbaty, których mu Moskale nawet
dokończyć
nie dozwolili, przez kilkunastu kozaków na-
padnięty
i ostatecznie rozproszony pozostał. Wyjąwszy
jednego
Szymańskiego, b. trębacza z wojska moskiewskie-
go,
wszyscy kawalerzyści piechotą pouciekali. Moskale
przeszło
40 koni zabrali oraz wzięli do niewoli Kontrymo-
wicza,
b. weterynarza w stopniu majora z pułku huzarów
Pawłogrodzkich*a,
Kozłowskiego i Albańskiego.
Po
tej rozsypce Jasiński
nie znalazłszy w żadnym dwor-
ku
ani w żadnej chacie gościnności wyjechał do Prus, gdzie
objadając
szlachtę, pułkownikiem się zamianował.
*
Kontrymowicz przez żandarmerię
naszą schwytany jako
niewolnik
długo w oddziale pozostawał bez zdecydowania się
do
przyjęcia służby powstańczej, po kilku potyczkach widząc
zapał
nieustający zdecydował się zrzucić swe szlify
i
od tego czasu wiernie służył powstaniu. Pisał nawet jakieś
listy
do swych naczelników i kolegów zachęcając ich do
Przejścia
na stronę naszą. Moskale po ujęciu go, wskutek
usilnych
starań całego pułku huzarów, skazali na lat ośm do
kopalni,
a nie na rozstrzelanie jak innych.
W
tekście: Pawłogradzkich.
W
dniu 22 sierpnia pod wsią
Osiek w spotkaniu z kawa-
lerią
moskiewską zginął Dyonizy Cetkowski, dowódca
oddziału
kawalerii płockiej, z nim razem zginęli Filiborn
i
Zegrzda, jego adiutanci. Można śmiało powiedzieć,
szkoda
dzielnego
człowieka.
Cetkowski
był
dobryma
oficerem, gorliwie swe obowiąz-
ki
pojmującym, kilkakrotnie spotykał się z Moskalami,
którzy
widząc niezwykły porządek, sprawność i zwrotność
ruchów
w jego oddziale nie śmieli go zaczepić w otwartym
polu.
Umyślnie, na jego pochwałę niech będzie, przeciwko
niemu
sprowadzono z Warszawy kilka szwadronów ułanów
i
kozaków czarnomorskich, a przecie uzbrojenie oddziału
składało
się prawie tylko z lanc, 10 strzelb i kilku pałaszy.
Przy
pierwszym wyjściu
w pole Cetkowskiego komisarz
rządowy
widząc skromne uzbrojenie, by w broń zaopa-
trzyć
udał się umyślnie do powiatu lipnowskiego i znajdu-
jącą
się tamże broń w ilości 50 pałaszy i 50 par
pistoletów
bezużytecznie
w ziemi leżącą za pośrednictwem żandar-
merii
dostawić Cetkowskiemu polecił. Ob. Gustaw Diickert
po
zrobieniu wszelkich potrzebnych przygotowań od pana
Turowskiego
otrzymał zawiadomienie, iżby broni ruszyć się
nie
ważył, gdyż Cetkowski po kilku tygodniach spędzo-
nych
w innych powiatach na musztrze i zaprawieniu od-
działu
do służby sam po nią w Lipnowskie ma ściągnąć.
W
ciągu
tych kilku tygodni Cetkowski już nie żył, a od-
dział
pozbawiony dowódcy nie istniał.
b_b
Przy
Cetkowskim zabrali Moskale 10 000 złp.
na kupno
nowych
siodeł mu wypłaconych.
Śmierć
Cetkowskiego wywołała liczne skargi przeciwko
Turowskiemu,
wskutek których Rząd Narodowy uwolnić
go
od obowiązków widział się być przecie zmuszonym.
a Tekst pierwotny: bardzo zdolnym.
—
Skreślono:
Na
kilka godzin przed bitwą w gronie
licznych
przyjaciół przybył do oddziału Cetkowskiego pan
naczelnik
Turowski, po
odbyciu
różnych defilad i musztr na
wiadomość
o zbliżającej się Moskwie wskoczył do powozu
i
umknął swoim zwyczajem, pozostawiając oddział znużony
i
prawie do bitwy niezdolny.
W
niedługim
czasie po tej bitwie oddział Witkowskiego
w
lesie do wsi Rybitwy191
należącym przez sotnię koza-
ków,
za kupnem siana przybyłych, ostatecznie już był roz-
proszony.
Straty wynosiły 19 zabitych. Witkowski przed
bitwą
gdzieś znikł z oddziału. Po tych niepowodzeniach
wstecznictwo
białe jawniej i śmielej występować i bruź-
dzić
zaczęłoa.
Pan
Aleksander Jackowski, prezes Dyrekcji Szczegółowej
Towarzystwa
Kredytowego, przybywszy z Paryża przywiózł
z
sobą zasób nowin, niekorzystny wpływ na całą szlachtę
wywieraj
ących.
Odbywano
więc
w największej tajemnicy, nocami zjazdy
i
narady. Jackowscy, Sonnenberg, Ujazdowski i inni tym
podobni
głównie zjazdom tym przewodniczyli.
Komisarz
będąc
powiadomiony, iż celem tych tajem-
niczych
narad jest zaprojektowane przez Semekę podanie
do
cara wiernopoddańczego adresu i uspokojenie ruchu
powstańczego,
pospieszył ze stosownym przedstawieniem
do
Rządu Narodowego, jednak Rząd Narodowy żadnej od-
powiedzi
na to udzielić nie raczył, nadsyłał tylko jakby
na
kpiny co tydzień przez umyślnego kuriera (którym była
zacna
pani Klementyna Kisielewska, długi przeciąg czasu
na
Syberii później trzymana) liczne egzemplarze nut na
piszczałki
i rysunków przedstawiających wzory mundurów,
tak
jakby mundur, a nie odwaga i chęć zwycięstwa stano-
wił
żołnierza.
Dlatego
Komisarz ostatecznie za nr. 430 ostrzegł
Rząd
Narodowy
o koniecznym upadku sprawy, jeżeli środki
prawdziwie
energiczne przedsięwzięte nie będą. W raporcie
tym
przytoczył słowa często powtarzane przez jednego
z
braci Jackowskich: „Trzeba nam było 12 000 łotrów od-
dać
do wojska, a kraj rozwijałby się na drodze przemysłu,
handlu
i prawdziwego postępu", raport ten przy osobie
Stanisława
Celińskiego i z nim udającego się do Warszawy
191 16.IX.1863 r.
a
Na
73 karcie oryginału
innym charakterem pisma dopi-
sano
na górze: Gasztort
rozformowany i sam zabity w Mła-
wskiem.
Józefa
Pilitowskiego schwytanych w drodze przez Moskwę
znaleziony
został i we wszystkich dziennikach tak krajo-
wych,
jak i zagranicznych był ogłoszonya.
b b
a
Na
marginesie podano wyciąg
z tego raportu z dnia
26.IX.1863
r.
podpisanego przez Chądzyńskiego, w brzmieniu
francuskim:
Situation
de la Pologne au 1CT
janyier 1865, par Alexan-
der
de Moller, Paris E. Dentu, Librairie Editeur, Palais
Royal
17 et 19, Galerie D'Orleans 1865, s. 318—319.
II
est
facile de s'assurer de ces faits par document suivant
trouve
sur un insurge aux environs de la ville de Płock.
C'est
un rapport adresse par Biały (alias Chonzinski),
chef
insurrectionnel
de 1'arrondissement de Płock, au gouverne-
ment
occulte, en datę du 16—26 septembre 1863, sub n° 430.
„Je
prends la liberte de faire remarąuer au gouvernement
national
que ce n'est que par une grandę energie et par
le
terrorisme que Von pourra faire encore ąueląue chose.
La
noblesse riche consent pour le moment a faire partie
de
1'organisation, mais elle est resolue ensuite a rester
completement
passive Le
but principal qu'elle poursuit,
c'est
de se aebarrasser de Velement
revotutionaire. Voici
comme
preuve ce qui m'a ete rapporte par un de mes agents.
Le
citoyen Jackowski s'est expnme ainsi: II
faut
livrer aux
Russes
douze mille coauins pour qu'ils s'en fassent des
soldats;
nous serons tranquilles, et le pays progressera".
Signe:
Biały
commissaire
du
palatinat de Płock.
~~ Skreślono:
Komisarz
widząc
zupełną bezczynność Rządu Narodowego,
nie
będąc prawie pewny, czy istnieje, zebrawszy dowody
przeciwko
Jackowskiemu, Ujazdowskiemu i Sonnenbergowi
swiaclczące
o ich odstępstwie widocznym od sprawy naro-
dowej,
zwołał sąd wojenny?
na którym wszystkich tych
panów
śmiercią ukarać postanowiono.
Wykonania
wyroku podjął
się Leopold Bednarski. Wskutek
nieostrożnego
tegoż wzięcia się do rzeczy wszyscy osądzeni
powziąwszy
o grożącym im niebezpieczeństwie wiadomość wy-
jechali
do Płocka lub Warszawy pod skrzydła opiekuńcze
Moskwy,
Ujazdowski tylko z tytułu swego urzędowania pozo-
stał
się w powiecie płockim, uzbroił się w rewolwer, otoczył
gronem
nieodstępnych przyjaciół i tylko po gruntownym prze-
konaniu
się o bezpieczeństwie niektórym członkom organizacji
widywać
się pozwolił.
Panowie
ci postanowili przede wszystkim pozbyć
się Chą-
dzyńskiego,
zawiadomili jenerała Semekę o miejscu zwykłym
jego
pobytu, w schwytaniu tylko zachodziła trudność, ponie-
waż
o najmniejszym prawie ruchu Moskwy był przez swoich
powiadamiany.
Naznaczono więc znaczną nadgrodę za wydanie
aPo
ogłoszeniu
tego raportu wstecznictwaa
oskarżyć
Chądzyńskiego
przed Rządem Narodowym o:
„Kompromitowanie
sprawy narodowej przez wydanie
instalacyjnej
odezwy, w której czyni silny nacisk na obo-
jętność
szlachty".
„Podburzanie
ludności wiejskiej do rzezi obywateli
szlachty
przez wydaną umyślnie w tym celu odezwę,
gwałtowne
postępowanie z obywatelami dla sprawy
przychylnymi,
a mianowicie z ob. Mieczkowskim emigran-
tem*
etc."
Pepłowekib
wysłany przez Rząd Narodowy z Warszawy
na
śledztwo jakoby przeciwko Turowskiemu i Ujazdow-
skiemu
(przyznał później niby wskutek raportów komisa-
rza),
który przejechał się po domach najwięcej powstaniu
niechętnych,
zbierając różne plotki i potwarze przeciwko
komisarzowi
rzucane, wreszcie od samego komisarza żądał
objaśnienia
i tłumaczenia się co do powyżej przytoczonych
go,
obiecywano dożywotnią
pensję, ordery itp., obietnice
te
oficerowie Wasilewski i Wasilew objeżdżając z wojskiem
okoliczne
wioski zwykli ogłaszać.
Gdy
to wszystko nie odnosiło
skutku, umyślnie w celu zgła-
dzenia
Chądzyńskiego wyprawiono z Płocka dwóch żołnierzy,
jakoby
zbiegów z wojska moskiewskiego udających się do
powstańców,
uzbrojonych tajemnie w sztylety i stosowne
rozporządzenia
do wójtów gmin z rozkazem udzielania wszel-
kiej
pomocy wspomnianym żołnierzom. Chądzyński winien
swe
ocalenie li tylko naczelnikowi miasta Płocka, który przez
swe
stosunki dowiedział się o grożącym temuż niebezpieczeń-
stwie
i bezzwłocznie zawiadomić go o tym nie omieszkał.
Żandarmeria
schwytała blisko wsi Swierczyńska owych
żołnierzy
i wydany wyrok śmierci na tychże na podstawie
wynalezionych
papierów, sztyletów i dobrowolnego przyznania
się
do zamiaru zbrodni w oddziale Witkowskiego wykonała.
*
Mieczkowski w czasie przybycia na terytorium dóbr
jego
oddziału
Witkowskiego, po bitwie rożańskiej, nie tylko że od-
mówił
mu pożywienia, lecz chcąc się go pozbyć ciągle straszył
wieścią
jakoby pewną o zbliżaniu się Moskwy, pochodziło
to
z tchórzostwa i skąpstwa. Wskutek urzędowego zaskarże-
nia
przez ob. Teofila Lemana intendenta oddziału komisarz
rządowy
posłał mu napomnienie w dość ostrych wyrazach,
stąd
krzyk na gwałtowne postępowanie.
a
—a
Tekst
pierwotny: Gdy
i ten krok nie powiódł się
wstecznikom.
W
tym
zdaniu niektóre
słowa jak: Pepłowski
wysłany
jakoby
przeciwko Ujazdowskiemu, skreślono,
ale zachowaliśmy
je
w tekście, gdyż zdanie byłoby niezrozumiałe.
zarzutów
poczynionych przeciw niemu przed Rządem Na-
rodowym.
Komisarz
rozśmiawszy
się na to przedstawił mu rzeczy-
wisty
stan powstania, ze swej strony robiąc zarzuty Rzą-
dowi
Narodowemu przeniewierzenia się sprawie lub niedo-
łęstwa
w prowadzeniu tejże, a tym samym odpowiedzial-
ności
przed historią i potomnością.
Pepłowski
zmieszał się, kłamał na razie jak umiał,
przedstawiał
świetne położenie sprawy, rozwodził się sze-
roko
nad korzyściami wynikającymi z nawrócenia się
partii
Wielopolskiego na drogę rewolucyjną, która swą
inteligencją
Ojczyznę z kajdan uwolni, wreszcie po dosyć
długiej
rozprawie uznał przecie za stosowne pana Ujazdow-
skiego
od obowiązków uwolnić, a na jego miejscea
ob. Wła-
dysława
Michniewicza powołać. Co zaś do Chądzyńskiego
rzeczy
pozostały się tak jak dotąd.
Michniewicz
objąwszy
obowiązki naczelnika wojewódz-
twa
usiłował wszelkimi środkami podnieść nie istniejące
już
prawie powstanie, zamiarem jego było wytworzenie
jak
najwięcej dobrze urządzonych i uzbrojonych oddziałów
i
wystąpienie jednoczesne tychże, na całej powierzchni
województwa.
Na
Puszczy Myszynieckiej przygotowywali się
do wystą-
pienia
b. kapitan wojsk moskiewskich Rynarzewski i No-
wicki.
W powiecie pułtuskim Walenty Lasocki b. marynarz
i
Radwan. W mławskim Gasztoft i Cielecki. W przasny-
skim
Wiśniewski b. oficer kawalerii moskiewskiej, w lip-
nowskim
Piotr Czarliński.
Usiłowania
te jednak jakkolwiek z zapałem, gorliwością
prowadzone
nie przyniosły spodziewanego skutku; wstecz-
nictwo
coraz bezczelniej podnosząc głowę biernością i in-
trygami
paraliżowało działalność ludzi czynu.
Niemało
przyczynił się do tego brak środka ciężkości
w
działaniach w kilku punktach rozpoczętych, a przez to
brak
jedności. Nie było bowiem, po uwolnieniu od obo-
wiązków
Turowskiego, naczelnika wojennego wojewódz-
twa,
który by kierował robotami, zamianowano w jego
a Skreślono: przedstawionego przez komisarza.
miejsce
pułkownika
Raczkowskiego192;
ten z nieznanych
przyczyn
długi czas z przybyciem swym zwlekał, nareszcie
stanowczo
zrzekł się ofiarowanego mu naczelnikostwa.
Wezwano
więc na zastępcę ob. Radwana193.
Radwan
nie wierzył
już w pomyślny skutek powstania,
by
uniknąć zaszczytów, których się obawiał, zniknął sprzed
oczu
wszelkich władz narodowych, z kryjówki swej pisał
prośby
o zwolnienie go od obowiązku z powodu swej nie-
udolności.
Poruczono przeto te obowiązki b. kapitanowi
moskiewskiemu
Romanowi (Sawa)194,
który je objął przy
końcu
października.
Sawa,
człowiek
nadzwyczaj uczciwy i prawy, robił co
mógł,
co się dało zrobić. Z powodu pociągnięcia do odpo-
wiedzialności
narodowej kilku zbyt skrzętnie radzących
o
jutrze i z tego powodu bawiących się w „ogromadzanie
fundusików"
na drogę, na spodziewaną emigrantkę, wzbu-
dził
mnóstwo nieprzyjaciół, którzy tajemnie mu szkodzić
się
starali.
W
czasie tych przejść
różnych Radwan od dawna już
zajmujący
się organizowaniem oddziału kawalerii, chcąc
się
pozbyć i tego za ciężkiego kłopotu, wyszukał sobie
niejakiego
Ziembińskiego, b. oficera moskiewskiego, i temu
w
sposobie zastępcy zlecił dowództwo oddziału sformowa-
nego
przez siebie i przyznać trzeba urządzonego wybornie,
a
uzbrojonego aż do zbytku nawet, każdy bowiem żołnierz,
ubrany
w ładny z cienkiego sukna mundur, zbrojny był
prócz
szabli i lancy w parę pistoletów i karabinek. Od-
dział
ów Moskale zwali w swych biuletynach „złotymi uła-
nami".
Wystawienie go kosztowało 250000 złp.
Ziembiński
na trzeci dzień po swoim wystąpieniu w pole
przez
kilkudziesięciu kozaków pod wsią Czarnostów roz-
proszony
został195.
Po
zebraniu rozbitków
Ziembiński w celu, jak mówił,
wymusztrowania
żołnierzy udał się do powiatu przas-
nyskiego.
192
Raczkowski
Wincenty, mierosławczyk,
dowodził na Ku-
jawach,
a potem organizował oddziały powstańcze w zaborze
pruskim.
194
Radwan
(Jaskołowski).
Roman
Apolinary (Sawa).
195 3.IX.1863 r.
W
dniu 8 września
pod wsią Rydzewem w czasie musztry
przez
kozaków za furażowaniem siana z Płońska wyszłych
zaatakowany
wskutek ucieczki, jakiej dał przykład ze
swym
plutonem, bez komendy Wacław Szteinkeller i po-
płochu
stąd wszczętego, oddział cały tył poddał w bez-
ładnej
rozsypce.
Uciekający
oddział Ziembińskiego na szykujący się do
bitwy
oddział Wiśniewskiego stojący o dwie wiorsty we
wsi
takowy zmieszał i tym sposobem do ucieczki z sobą
w
nieładzie pociągnął.
Gdyby
nie przytomność
Mościckiego, dowódcy oddziałku
strzelców
konnych, a raczej konnej żandarmerii, na czele
którycha
potrafił zasłonić odwrót uciekających i tym ich
ocalić,
straty byłyby daleko większe, choć i tak powstańcy
stracili
13 w zabitych i 2 w rannych. W liczbie zabitych był
Mościcki
Jan, Ludwik Frycze, brat Karolab.
Po
tej bitwie kawalerię
na odpoczynek rozmieszczono
po
kwaterach, Ziembiński zaś z wielu podkomendnymi
pojechał
sobie do Prus.
a
Skreślono:
z
przytomnością umysłu.
Skreślono:
i
Klimkiewicz, Lewinowski [?] rządca z Gąb-
kowa.
VI
następującym
okresie czasu, mianowicie od końca wrze-
śnią,
gdy wstecznictwo wzięło górę i zawładnęło ca-
łym
ruchem, sprawę powstania za upadłą, bez nadziei
i
chęci podniesienia ze strony kierowników tejże i straconą
uważać
należy. Byli wprawdzie ludzie nazywający się
powstańcami,
rozbitki rozproszonych lub rozpuszczonych
(w
podwójnym znaczeniu tego słowa) oddziałów, lecz wła-
ściwie
powstania już nie było. A choć zdarzyło się później
kilka
bitew, to te raczej uważać należy za spóźnione
strzały
po przegranej bitwie, a nie za oznaki walki
o
śmierć i życie narodu dobijającego się wolności.
Zamiast
orężnej
walki, zamiast ostrych czynów główną rolę3
odgry-
wają
czyny podziemne, knowania i podstępne intrygi
wstecznictwa,
dążące do ostatniego zatopienia sprawy
powstania
i przez to według ich dyplomatycznego wyraże-
nia
uspokojenia kraju, zepchniętego przez garstkę szaleń-
ców
z drogi rozwoju i postępu. Głównie zaś tym panom
chodziło
o zabezpieczenie i ocalenie siebie i mienia swego
w
chwili ogólnego rozbicia i straszliwych klęsk narodu.
Chcąc
mówić szczerze i bezstronnie o owym okresie
powstania,
tak jak rzecz była w istocie, mimo woli mówić
wypada
o owych robotach i obrotności wstecznictwa, co
wszystko
w ręce wziąwszy o swej tylko sprawie nie
o
sprawie narodu myślało. Mówiąc o wstecznictwie ko-
a Skreślono: w życiu.
niecznie
mówić
wypada o dogodnym i dobrowolnym na-
rzędziu,
o widzialnym przedstawicielu niewidzialnych
(a
raczej niewidomych od urodzenia pod względem czci
prawdy)
wpływów i celów owego wstecznictwa, jako ów
szary
ptak znanego przysłowia, gospodarzącego i rządzą-
cego
się w imię swego sobkowskiego widzimisię i zapleś-
niałych
jak stare akta procesowe przesądów. Chcę tu mó-
wić
o panu Zdzisławie Marchwickim.
Pana
Marchwickiego zrodziło,
wygrzebało i namaściło
na
swego kapłana z misją odprawienia mszy żałobnej
wstecznictwo,
w imię następujących względów i okolicz-
ności.
Komisarz
Rządu
Narodowego w województwie Chądzyń-
ski
już po kilkakroć razy żądał uwolnienia go od obowiąz-
ków.
Na rękę by to było wsteczniotwu, któremu Chądzyń-
ski
uważany za krwawego czerwonego, jako działający
niepodległe
i niedostępnym wpływom koteryjnym, był
prawdziwą
solą w oku.
Rząd
Narodowy przecie mimo tajnych i jawnych pod-
bechtywań
wstecznictwa uchylał się od stanowczej odpo-
wiedzi
Chądzyńskiemu, wymawiając się brakiem odpo-
wiedniej
osobistości na ważne stanowisko, jakie zajmował;
choć
może nie tak o osobistość Chądzyńskiego, jak raczej
o
zachowanie decorum i o pewne względy chodziło.
Chądzyński
w ciągu dziesięciomiesięcznego sprawowania
różnych
obowiązków narodowych w wojewódzwie natural-
nym
biegiem rzsczy
zyskał
zaufanie ogółu mieszkańców,
szczególniej
prawdziwych patriotów, czuł więc Rząd Naro-
dowy,
że usuwając Chądzyńskiego znanego wszystkim,
a
zamieniając go nową, nieznaną i nie znającą
miejscowych
stosunków
jednostką, swym krokiem wzbudzi niechęć,
brak
ufności, a przez to nieład i rozstrój.
Rząd
Narodowy, jakkolwiek zahukany przez różne nie-
raz
wpływy i będący nieraz w sprzeczności sam z sobą,
czuł
przecie, że odrywając od działań tak zwanych skraj-
nych,
usunie zarazem najgłówniejsze podpory powstania,
najżwawsze
i najgorętsze onego czynniki i takowe na upa-
dek
narazi, co znowu nie zgadzało się z niewyleczoną
nadzieją
na pomoc i interwencję zagraniczną? którą się
dobrowolnie
sam siebie i innych łudził,
Chodziło
wstecznym bardzo o to i usilnie się starano
wynaleźć
osobistość taką, która by mając dobrą opinię
w
tak zwanym stronnictwie „czerwonym", jednocześnie
mogła
służyć za naczynie ich tajnych natchnień i narzędzie
bierne
wpływów ku przywróceniu tak zwanego prawnego
porządku
rzeczy.
Światłem
przewodnim w tym razie dla nie lubiącego
się
kompromitować w imię honoru herbowego wstecz-
nictwa
była opinia, jaką Edward Grabowski, pomocnik
komisarza,
wydał na żądanie Ujazdowskiego o swym kole-
dze
uniwersyteckim Zdzisławie Marchwickim mniej więcej
w
następujący sposób:
„Marchwicki,
człowiek młody, zdolny, energiczny, oso-
biste
widoki na pierwszym stawia planie. Moskale czy
Polacy
wszystko mu jedno, byle wysokie zajmując stano-
wisko
miał wstęp do arystokratycznych salonów i mógł
zrobić
karierę bogatym ożenieniem się. W Heidelbergu żył
tylko
z baronami i hrabiami, nas Polaków nie znał, obec-
nie
jeżeli wziął czynny udział w powstaniu, to nim inne
względy,
a nie miłość sprawy powodowały, mianowicie
jako
syn skromnego profesora kaligrafii, rodzinya
szla-
checkie
niechętnie go lub z przymusem do swych domów
przyjmują,
zaś z nominacją urzędnika narodowego zna-
lazłby
wszędzie do najarystokratyczniej szych domów wstęp
otwarty,
o co mu też głównie chodzi, jako też o osobisty
rozgłos".
Określenie
to Marchwickiego bardzo trafne było dosta-
teczną
dlań rekomendacją.
Nie
mogąc
się pozbyć komisarza Chądzyńskiego, posta-
nowiono
w osobie Marchwickiego postawić ze swej strony
swego
przeciwnika Chądzyńskiego.
Za
pośrednictwem
pana Mikołaja Glinki*, właściciela
dóbr
Szczawina, przedstawiono Marchwickiemu korzyści
z
przyjęcia komisarstwa wynikające, już to dla
spodziewanej
interwencji,
już to z wyrobienia sobie stosunków, w obu
razach
przyszłość zapewnić mu mogących.
*
Glinka największy
i najgorliwszy zwolennik Czartory-
skich,
którzy zawdzięczając mu tę przyjaźń, ofiarowali medal
złoty
z popiersiem Adama I jako króla polskiego, ten jako
relikwia
z ojca na syna najstarszego przechodzi.
a Tekst pierwotny: domy.
Pospieszono
ze wszech stron do Warszawy z protekcja-
mi
za Marchwickim, wystawiając
go jako jedyną jeszcze
nadzieję
upadającej Polski. Rząd Narodowy wygotował
mu
nominację na „pełnomocnika Rządu", co do Chądzyń-
skiego
nic nie postanowiwszy. Tak więc przez pewien
przeciąg
czasu dwóch było w Płockiem komisarzy: Mar-
chwicki
pełnomocny i Chądzyński zwyczajny.
Marchwicki
w domach Sonnenberga, Kleniewskiego, Ko-
sińskiego,
Walewskiego, Jackowskiego stale przebywając
przez
żony tych panów powozami dla bezpieczeństwa był
przewożony.
Pierwszą
czynnością jego było wszystkich z dawniejszej
organizacji
usunąć, a w ich miejsce powołać swych zwo-
lenników.
Słuszne,
aby o osobach i działaniach tych panów jako pod-
Marchwickich
nieco wspomnieć.
Walewski
w swych dobrach Małej
Wsi miał polecenie
urządzić
szpital dla rannych powstańców, jakkolwiek nie-
chętnie,
uskutecznić to był zniewolony, rannych jednakże
przyjmować
nie chciał odsyłając ich swym sąsiadom.
Dwóch
wskutek tego postąpienia zmarło; Chądzyński sto-
sownie
do instrukcji Rządu Narodowego przesłał mu ostre
upomnienie;
był więc wobec powstania skompromitowany;
Marchwicki
jednakże mianował go kasjerem powiatu.
Henryk
Malinowski ze wsi Bazar (o którym
powyżej
była
już wzmianka), mając sobie powierzoną sumę
złp.
33 333 gr 20 (rs. 5000) przez Padlewskiego, w czasie
przejazdu
tegoż do oddziałów zanarwiańskich po schwyta-
niu
onego zaparł się z powyższej sumy złp. 20 000, a nadto
pozwalał
sobie rozgłaszać najfałszywsze wieści na nieko-
rzyść
powstania. Marchwicki mianował go organizatorem
powiatu
pułtuskiego*.
*
Malinowski do dnia dzisiejszego z zapieranych owych
20
000 złp.
(z których do 8000 z obawy postąpienia z nim jako
ze
złodziejem grosza publicznego przed Rządem Narodowym
przyznał
się, a które pod dniem 25 maja nr 1013 odebrać Cną-
dzynskiemu
polecono) rachunków nie złożył. Na wszelkie we-
zwania
komisarza, jako też ob. Władysława Michniewicza
i
Bronisława Nizińskiego pod pozorem jakoby ścigania przez
Moskwę
nigdy czasu odpowiedzieć nie miał.
Karol
Sonnenberg był
zamianowany kasjerem woje-
wództwa.
Wyjeżdżający
jako ostatni z organizacji za granicę Mich-
niewicz
i Gustaw Duckert zostawili w ręku jego sumę
40
000 złp., z której dotąd pomimo wezwań obrachunków
także
nie złożył*.
Józef
Kosiński z Kienczewa, o którym wzmiankowano
poprzednio,
zamianowany był organizatorem województwa.
Pani
Pomianowska (ta sama co wydała
rannych po-
wstańców
Moskwie), mianowana główną opiekunką nad
szpitalami
w powiecie płockim w miejsce uwolnionej pani
Szczypiórskiej;
nadto powierzone sobie miała archiwum
narodowe
i przewożenie ważniejszych depesz.
*
Pod dniem 11 lutego 1866 r. emigracja z Płockiego
ce-
lem
pociągnięcia depozytu grosza publicznego do
obrachunku,
następującej
treści Chądzyńskiemu i Michniewiczowi dała
upoważnienie:
„Ponieważ
wiadomym jest członkom organizacji płockiej
będącym
na wychodźstwie, że znaczna część funduszów na-
rodowych
pozostała częściowo u różnych osób w płockim
województwie
z powodu dezorganizacji nagłej władz narodo-
wych
przy końcu powstania, a że wszyscy czynni reprezen-
tanci
powstania znajdują się za granicą, a użycie funduszów
narodowych
w kraju, będąc na dzisiaj niepodobnem, może
być
tylko za granicą czynnikiem materialnym i moralnym.
Wreszcie
w kraju pozostawione chociażby u poczciwych Pola-
ków
w depozycie mogą się dostać w szpony moskiewskie
i
narazić samych przechowujących na prześladowania, naresz-
cie
przez sam czas i śmierć osób fundusze te mogą się za-
błąkać
i zaginąć, przeto:
Upoważniamy
Zbigniewa Chądzyńskiego (Ludwika Białe-
go)
komisarza wojewódzkiego i Władysława Michniewicza
(Sęka)
naczelnika cywilnego województwa, ażeby się zajęli
ściągnięciem
tych funduszów, zatrzymujących przy sobie
fundusze
mimo wezwań do oddania postawili pod pręgierz
opinii
publicznej, fundusze ściągnięte zachowali w depozycie
do
czasu, aż zebrani w większej liczbie o sposobie ich użycia
lub
przechowania zadecydujemy".
Stosownie
do tego upoważnienia
Chądzyński napisał listy
do
panów Sonnenberga, Kosińskiego, Malinowskiego i Wa-
lewskiego
tej osnowy:
„Racz
Pan albo odesłać pod moim adresem weksel na sumę
należną,
albo przysłać kogoś do obrachunku, w razie prze-
ciwnym
ja i moja familia? będziemy musieli udać się do
drogi
prawnej?!, którą przedwcześnie nie chcemy pana
że-
nować".
Odpowiedź
od pomienionych wyżej osób nie doszła, wymie-
nić
więc je w myśl powyższego upoważnienia w zupełnym
W
miejsce Romana (Sawy) pan Marchwicki zamianował
naczelnikiem
wojskowych 3 zachodnich powiatów nieja-
kiego
Navonne, Włocha, nie znającego ani zwyczajów, ani
języka
krajowego, lecz znającego się na polskich pie-
niądzach.
Navonne
założył
swoją główną kwaterę w Prusach
w
miasteczku Lidzbarka,
w spółce z Przemysławem Kosiń-
skim,
bratem Józefa, i Czasnowskim z Zegnowa jako
adiutantami;
pobierając znaczne sumy na mające istnieć
w
wyobraźni pułki, trwonił je najbezkamiej na rozmaite
niewinne
zabawki i przyjemnostki, jak na przykład ...
j
est
się
prawie, tym więcej, że Józef Malinowski, brat Hen-
ryka,
mieszkający w Prusach na samej prawie granicy Kon-
gresówki,
mający ciągłe styczności ze wszystkimi tymi oso-
bami,
powziąwszy wiadomość o zamierzonym wydawnictwie
niniejszych
„Wspomnień" poufnie listami pisanymi w dniu
10
maja 1867 r. do ob. Jana Radkowskiego i 23 maja t.r. do
ob.
Bronisława Brońca prosił o powstrzymanie publikacji,
między
innymi wyraża się: „broszura wymienia urzęda, jakie
który
z nich zajmował (mówi o 4 powyżej wymienionych),
ich
zjazdy i zmowy, co wystarcza na prześladowanie ich
przez
Moskwę, pomijając, że sumy przez nich jakoby skra-
dzione
Moskwa zabierze, ale przede wszystkim zbrudzi nas,
nasze
koterie, partie i kłótnie uwydatni", dalej przytacza:
„wnoszę
do Pana tę prośbę na mocy ustnych upoważnień
tych
osób, a mianowicie od znanego Panu Dobrodziejowi
Henryka
Malinowskiego, a mego brata"b.
Grosz
niejednej wdowy lub sieroty, których
mąż, ojciec
brat
lub syn skonał na wierzchołku szubienicy, nieraz od
nąjpierwszych
potrzeb odjęty, a na cel publicznego dobra
ofiarowany,
panowie ci przywłaszczyli sobie, żeby za niego
być
może, wypiwszy z kilkadziesiąt butelek szampana wraz
z
Moskalami, wykupić się tym sposobem od odpowiedzialno-
ści
osobistej przed tymiż za swoje nieszczere i obłudne
w
czasie powstania postępowanie, za resztę zaś postawiwszy
młyn
parowy lub gorzelnię interesa swe osobiste poprawić.
Zdaje
się,
że przypuszczenie to jest zupełnie słuszne, że tak
a
nie inaczej sobie postąpili, gdyż korespondencji swej tak
z
Bronicem jak i Radkowskim zaprzestali. Byli więc pewni
Moskwy!,
iż im nic złego nie zrobi.
a
W tekście:
Lidzbarg.
Do
tego miejsca skreślono.
W
drugiej połowie
województwa, to jest powiatach
wschodnich,
na takiż urząd zamianował Olszańskiego,
b.
oficera moskiewskiego, w czasie wyprawy Moskali prze-
ciwko
Rynarzewskiemu przez dowódcę żandarmerii wraz
z
kilku kolegami z bronią w ręku schwytanego.
Tak
więc
Olszański, chociażby był dobrym i zdolnym
oficerem,
nie mógł mieć ani w powstańcach, ani też
w
mieszkańcach zaufania ani też koniecznego poparcia.
Obydwa
z Navonnem nic dla powstania nie zdziałali,
a
wspólnie
się nienawidząc byli powodem wielu zgorszeń.
Sawa
z przyczyny niesprawiedliwości
mu przez Mar-
chwickiego
wyrządzonej dostał pomieszania zmysłów
i
dotąd zapewne w domu obłąkanych w Charenton pod
Paryżem,
gdzie był umieszczony, pozostaje.
Po
dopełnieniu
tych przemian organizacyjnych Mar-
chwicki
wydał kilka odezw, nadzwyczaj ostrych, śmiesz-
nością
nawet nacechowanych. I tak w jednej z nich swego
sąsiada
Milewskiego za niedostarczenie żywności we wska-
zane
mu miejsce na karę na zapłacenie złp. 50 000 skazał,
zabraniając
w razie niewniesienia tej sumy do kasy, Try-
bunałem
Cywilnym sądzenia jego spraw, komornikom
egzekwowania
wyroków, regentom przyjmowania aktów
hipotecznych
itp.
Rząd
Narodowy podobne nieco wydał rozporządzenie co
do
pożyczki przymusowej195a.
Widząc
takie postępowanie Marchwickiego pełnomocni-
ka
Rządu komisarz zwyczajny nie miał nic więcej do zro-
bienia,
bo bezpotrzebnie i bez korzyści narażałby się tylko
na
schwytanie go, a może i odstawienie Moskwie, jak
stanowczo
zażądać
[s]
uwolnienia się od obowiązków, któ-
re
w ostatnich dniach października przez nadzwyczajnego
kuriera
doręczone mu było.
Po
uwolnieniu się
z Płockiego pospieszył on do Warsza-
wy,
gdzie zupełną zastał dezorganizację; kłócono się i spie-
rano
o pieczątkę (R[ząd] N[arodowy]). Moskale ze swej
strony
winnych i niewinnych chwytali i w środku miasta
gromadne
egzekucje popełniali; bezład zupełny, z nikim
l95aZdnia5.VIL1863r.
ani
się
dogadać nie było sposobu; krzyki na Ignacego
Chmieleńskiegoa196,
jego znów przyjaciół na Karola Ma-
jewskiego197
i Gillerab
.
Wszystkie
te objawy były
oznakami obłąkania jednych
i
złej woli drugich. Ciężko się robiło na sercu tym wszyst-
kim,
co rzecz zdrowo pojmowali, nie było jednakże sposo-
bu
na tę zaraźliwą epidemię, w czasie której można było
pozostać
(wariatem lub złodziejem, należało li tylko wyje-
chać
za granicę i tam czekać chwili rozsądniejszej, dającej
nową
sposobność poświęcenia i użycia swych zdolności
i
sił ducha. W pierwszej też połowie listopada Chądzyński
przejechał
granicę udając się zac
innymi do Drezna.
W
dni dwa po wyjeździe
Chądzyńskiego Marchwicki
w
Szajpsku wraz z synem Kleniewskiego aresztowany
i
w płockim więzieniu osadzony został.
Staraniem
Jackowskich, Sonnenbergad,
Kleniewskiego
słowem
całej współki domów rolniczych płockich, pomimo
że
Moskale dokładnie o jego wysokim urzędzie byli za-
wiadomieni
(w Dreźnie publicznie po wszystkich knajpach
o
tym mówiono) w ostatnich dniach grudnia był uwolnio-
ny.
Natychmiast po uwolnieniu dostawszy na drogę z ka-
sy
wojewódzkiej złp. 6000, a dla Kleniewskiego złp. 3000
do
Drezna przybył.
Kleniewski,
po zabawieniu kilku tygodni, bez amnestii
nawet
do kraju powrócił;
ową więc sumę pobraną nie wia-
domo
w imię jakiego prawa, bo do żadnych prac narodo-
wych
(wyjąwszy zabawy z Turowskim) nie należał, naj-
słuszniej
Narodowi zwrócić powinien, tym więcej, że ojciec
jego
do majętniejszej szlachty w województwie należy.
196 Chmieleński
Ignacy (1837—?),
bliski lewicy „czerwonych",
członek
Komitetu Miejskiego od czerwca 1862 r., wchodził
w
skład rządu „wrześniowego", cieszył się, opinią
terrorysty.
197 Majewski
Karol (1833—1897),
członek Dyrekcji „białych",
od
czerwca do września 1863 r. kierował Rządem
Narodowym.
Umiarkowanych
poglądów politycznych.
198 Giller
Agaton (1831—1887),
sybirak, w 1860 r.
powrócił
do
Warszawy. Członek CKN i Rządu Narodowego,
reprezen-
tował
interesy „białych", chociaż sam należał
do prawicy
„
czerwonych ".
a W tekście: Chmielińskiego.
Skreślono:
wzajemne
się denuncjowania, różne morder-
stwa
i zbrodnie były na porządku dziennym.
'
Słowo
skreślone, nieczytelne.
W
tekście: Sonenberga.
Za
komisarskiego panowania Marchwickiego zbrojne
powstanie
w płockim
województwie ostatecznie dotlało do
ostatniego
człowieka, do ostatniej broni, iż tak rzekę, jak
lampa,
w której zabrakło oleju.
Dowódcy
Rynarzewski, Nowicki i inni przebywając na
Puszczy
Myszynieckiej umieli zjednać dla siebie miłość
tamtejszych
mieszkańców; na ogólne domaganie się ludno-
ści
wnieśli żądanie do Marchwickiego wywołania ogólne-
go
ruchu.
Marchwicki
na ogólne
poruszenie się nie zgadzał, chciał
dozwolić
częściowego, z którego by później ogólne się roz-
płomieniło;
w końcu obiecał dać stanowczą odpowiedź za
bytnością
swoją w Ostrołęckiem, co wkrótce nastąpić
miało.
Mając
jednakże do załatwienia jakieś pilniejsze sprawy,
za
długo w powiecie mławskim i płockim zabawił; po uda-
niu
się w Ostrołęckie było już za późno. W przeciągu tych
kilku
dni zwłoki Rynarzewski zginął i oddziały rozproszo-
ne
zostały.
W
dniu 29 października
pod wsią Czarna Rynarzewski,
w
oddziale prawie li tylko wieśniaków mający, Moskali
pobił
i do ucieczki zniewolił. Lecz w dniu 6 listopada pod
wsią
Żelazna powtórnie przez przeważające siły zaatako-
wany
po mężnej obronie poległ. Powstańcy zaś częścią na
kwatery
się rozeszli, częścią w mały oddziałek się sfor-
mowali.
Ponieśliśmy straty 15 w zabitych i 17 w ran-
nych3.
Bitwa
ta z największą
z obu stron zaciętością prowadzo-
na
była, powstańcy lubo cofali się, to jednakże co kilka
kroków,
korzystając z najmniejszej zasłony, podzieliwszy
się
na liczne kupki od 20 do 30 ludzi zawierające, silnie
nieprzyjaciela
razili.
Moskale
nierównie
większe od naszych ponieśli straty —
sam
Józef Szymański, b. trębacz z huzarów moskiewskich,
a
w oddziale naszym podporucznik, wyjechawszy na pod-
jazd,
18 kozaków wprowadził za sobą w sam środek obozu,
z
których jeden tylko ujść zdołał.
a
Skreślono:
w liczbie pierwszych był Antoni Łazowski,
student
Szkoły Głównej, i Oskar Wolski.
Gdyby
nie śmierć
Rynarzewskiego walka na Kurpiach
długi
czas byłaby jeszcze prowadzona.
W
dniu 12 listopada pod wsią
Poręba, Walenty Lasocki,
b.
marynarz moskiewski, dowódca oddziału w Pułtuskiem
sformowanego,
będąc zaatakowany przez Moskwę, nie wy-
dawszy
żadnych rozporządzeń swym podwładnym, z pla-
cu
bitwy niegodnie uciekł, z ludźmi tym sposobem zde-
moralizowanymi
Józef Zduńczyk, b. oficer moskiewski,
przeprawił
się za Bug, a nie mając żadnego poparcia,
widział
się być zmuszonym oddział rozkwaterować. Przed-
tem
jeszcze podobny los spotkał oddziałek Nowickiego
liczący
20 ludzi, z którym wszedł z Prus do Kongresówki,
pod
Chorzelami, gdzie ów dzielny dowódca padł ofiarą
swej
waleczności, czy rozpaczy, dnia 15 listopada.
W
dniu 16 listopada pod wsią
Niedźwiedź i nieco póź-
niej
pod wsiami Cyk i Suchorza resztki oddziałów Ryna-
rzewskiego
przez przeważne siły moskiewskie rozproszone
zostały.
a a
Pozostały
się tylko oddziałki drobne strzelców konnych
przetworzone
z dawnej żandarmerii, jako ostatnie słabe
szczątki
powstania zbrojnego w Płockiem, los ich łatwo
było
przewidzieć.
W
dniu 28 grudnia pod Trojanką
oddziałek konny pod
dowództwem
Sołowieja przez Moskwę napadnięty roz-
proszony
został.
Tak
więc
na bitwie pod Żelazną w spotkaniach, których
utarczką
nawet nazwać nie można, pod Chorzelami i Tro-
janką
dogorzało ostatnie zbrojne powstanie w wojewódz-
twie
płockim.
Przecie
po pochowaniu i zagrzebaniu zupełnym
powsta-
nia
już w r. 1864 wielcy ludzieb
za pieniądze narodowe
włóczący
się po całej Europie dla pokrycia swych finanso-
199 Sołowiej Józef (Słowik).
a-a
Skreślono:
W
tych ostatnich utarczkach polegli Cie-
sielski,
b. junkier wojsk moskiewskich, Żarski, urzędnik
pocztamtu
warszawskiego, i Marcinkowski, strzelec lasów rzą-
dowych,
największy ulubieniec Kurpi.
Skreślono:
w
rodzaju Wacławom Przybylskim , Janów-
skmA
Koziełłom202.
J *
*
Przybylski
Wacław
(1828—1872),
nauczyciel i dziennikarz,
pełnił
odpowiedzialne funkcje w powstaniu: jako sekretarz
Rządu
Narodowego do spraw Litwy, Naczelnik miasta Warsza-
wych
błędów
i zamydlenia oczu opinii publicznej wypra-
wili
z Poznańskiego do Polski Callieira203
i Kossakowskie-
go
dla wznowienia i prowadzenia walkia.
Callier
przed wkroczeniem jeszcze do Kongresówki przez
Prusaków
schwytany długim więzieniem w kazamatach
odpokutował
za swój gotowy na wszystko patriotyzm.
Kossakowski
na czele szwadronu, ledwo co przekro-
czywszy
pas graniczny pod wsią
Łapinóżek (w pow. lip-
nowskim)
przez Moskali już czatujących na niego na-
padnięty,
po stracie kilkunastu ludzi na powrót do Prus
wpędzonym
został.
To
było
ostatnie z ostatnich w całym Kraju Nadwiślań-
skim
spotkanie się zbrojne z Moskalami204;
godne uwagi, że
również
najpierwsze w początkach powstania spotkanie się
z
wrogiem pod Ciołkowem (dnia 22 stycznia 1863 r.) miało
miejsce
jak i ostatnie na ziemi województwa płockiego.
w
y,
Dyrektor Wydziału
Prasy, a potem jako Komisarz Rządu
Narodowego
poza granicami Królestwa Polskiego; zbliżony do
"białych".
201 Janowski
Józef
Kajetan (1832—1914). Od lipca 1862 r.
związany
był z organizacją powstańczą, członek CKN i
se-
kretarz
kilku kolejnych Rządów Narodowych w 1863
r.
W
kwietniu 1864 r. emigrował. Związany był z
prawicą
„
czerwonych ".
202 Koziełł-Poklewski
Jan (Jakub, Skała), (1838—1896),
przed
powstaniem był oficerem armii rosyjskiej. W
powstaniu
zajmował
szereg poważnych funkcji, był członkiem
litewskiego
Komitetu
prowincjonalnego, później zaś referentem
Wydziału
Wojny
Rządu Narodowego i Komendantem miasta Warsza-
wy.
Jesienią 1863 r. został naczelnikiem wojskowym
woje-
wództwa
augustowskiego i grodzieńskiego. Poglądów
był
umiarkowanych.
Po powstaniu emigrował i w 1863 r. powró-
cił
dobrowolnie do kraju. Za udział w powstaniu został
ze-
V, na zsyłce przebywał do 1883 r.
2(b
Callier
Edmund (1833—1883).
Latem 1863 r. został naczel-
nikiem
województwa mazowieckiego, jako bliski
lewicy
„czerwonych"
wszedł w konflikt z Rządem Narodowym,
w
sierpniu 1863 r. zmuszony był opuścić województwo, na-
stępnie
organizował oddziały w zaborze pruskim, które
29.HI.1864
r. miały wkroczyć do województwa płockiego. Akcja
ta
jednak zakończyła się pełnym niepowodzeniem.
04
Wiadomość
niedokładna, ponieważ po bitwie pod Łapi-
nóżkiem
miały miejsce jeszcze cztery potyczki, a ostatnia
9.
V.1864 r. pod Szarłatem.
a Skreślono: Skutek był łatwy do przewidzenia!
Zakończenie
'"Tak
więc...
stało się! tyle tylko każdy z nas rozbitków,
tułaczy,
z głębokim westchnieniem powiedzieć może...
i
tyle tylko powiedzieć ma prawo, bo ani opowiadania
o
bohaterskich czynach, ani wzajemne zarzuty i skargi,
tego
co się stało, zawrócić nam nie mogą.
Stało
się... a ze wszystkich klęsk strasznych, jakie
Ojczyznę
naszą dotknęły, najgorsza ta, żeśmy swym upad-
kiem
wzmocnili wroga i stali się prawdziwą a niedołężną,
niezdolną
się oprzeć igraszką, wszystkich wymysłów jego
ciemiezkiej
rozpusty. Sąd o tym, co się stało, byłby za-
wczesny,
bo jeszcze krew nie oschła, i nie mamy doń pra-
wa,
bo sami siebie bezstronnie osądzić nie zdołamy...
niech
nas osądzi sąd dziejowy, następującego po nas, a daj
Boże
lepszego i szczęśliwszego pokolenia i cokolwiek ono
powie
o nas, powinniśmy przyjąć w milczeniu i z pokorą.
Zaprawdę
ciężkiej, krwawej i długiej pracy potrzeba,
pracy
pełnej nadludzkich wysileń, szalonego wytrwania
i
poświęcenia bez granic, by odrobić to, co się stało lub
może
na marne (puściło, tak w skarbach i siłach duszy, jak
ciała.
Więc cóż nam robić wypada? Oto naprzód: zamiast
w
rozpaczy opuścić głowę i załamać bezczynnie ręce na
piersi,
zamiast grzesznie i śmiesznie w swych kłótniach
zwalać
winy jeden na drugiego, przypominając podług
owej
przypowiastki warszawskiej, Czerkiesów księcia Gor-
czakowa,
nawzajem sobie wyrzucających: „ty porąbałeś
krzyż!
nie, to ty porąbałeś obrazy!"; zamiast rozpadać się
w
płaczu i narzekaniu; policzmy się z przeszłością i obec-
nością,
z czynami i siłami naszymi, i nauczmy się mówić
prawdę
szczerą i wyższą nad wszelkie poziome względy,
w
oczy, nie zaocznie, a bez żółci, a naprzód asamym
sobiea
wyzuwszy
się z wszelkiego widzimisię; a wtedy weźmy
się
na nowo, a z sercem kochającym, do pracy, do jakiej
obowiązuje
i powołuje nas tak przyszłość nasza, jak i obec-
ne
stanowisko nasze! Najlepszym warunkiem do poprawy
na
lepsze jest przyznanie się dobrowolne i sumienne do
błędów.
Uderzywszy się w piersi powiedzmy więc sobie:
co
się stało... źle się stało i inaczej być nie mogło, co
winą
jest
naszą... lecz że inaczej stać się mogło; niestety, na to
dowodem
piętnaście miesięcy nierównej, bez broni rozpo-
czętej,
ciągle odnawianej, rozpaczliwej walki! walki w wa-
runkach
najniekorzystniejszych, w położeniu najmniej
dogodnym.
I
tym to właśnie
zyskaliśmy podziw i oklask bratni lu-
dów
całego świata, lecz cześć za to winna należyć wyłącz-
nie
tym, co z bronią w ręku padli na polu bitwy, walcząc
bez
nadziei, ginąc bez wsparcia i pomocy; i to właśnie, co
nam
cześć zjednało, staje się krwawym wyrzutem prze-
ciw...
nie chcę tu wypowiadać, co mi ciąży na sercu...
niech
będzie przeciw anam
samym !a
Powstanie
kościuszkowskie
zakończyło się Macie jowica-
mi,
niewolą Naczelnika i wyrżnięciem Pragi205,
(powstanie
1830—31
r. po świetnych bitwach wzięciem Warszawy
i
wyjściem za granicę na tułactwo206
wojska co w dwa
razy
większej liczbie niż w chwili wybuchu, co zaś nasze
powstanie
ostatnie różni od poprzednich, to mianowicie,
że
w ruchach i działaniach przedpowstańczych jest coś
chorobliwie
gorączkowego, że tak powiem zaziajanego,
coś
jakby poronionego, w samym wybuchu powstania
i
w dalszym prowadzeniu; kiedy się zaś walka ostatecznie
kończy,
określić niepodobna.
Kląska
pod Maciejowicami 10.X.1794 r., Praga została
zdobyta
w dniu 4 listopada tegoż roku.
Upadek
Warszawy
nastąpił
38.IX.1831
r.,
a
wyjście
pod-
stawowej
masy wojska na tułaczką 5.X.183i
r.
a-a
Podkreślono
w tekście.
Powtarzam,
że
ostatnie powstanie nasze śmiało nazwać
można
poronionym, bo ani czas, ani okoliczności nie były
po
temu, przygotowań i środków prawie żadnych, choć
pod
tym względem łudziliśmy się wzajem, trąbiąc o mnó-
stwie
sprowadzonej broni, o całej armii sprzysięgłych
już
zorganizowanej,
o gotowości ludu itp., zresztą któż do-
wiedzie,
czy rząd carski nie chciał przyspieszyć wybuchu,
by
raz skończyć i runąwszy przeważną siłą, krwią zalać
pierwsze
iskierki i nie dać im zabłysnąć płomieniem?
W
chwili wybuchu nie znalazło się broni dla garstki bez-
bronnych,
lud nie zrozumiał, o co rzecz idzie... szczęściem
tylko,
że blagując siebie, oblagowaliśmy i Moskwę, która
nabywszy
przesadnego o siłach powstańczych wyobrażenia,
zamknąwszy
się w miastach pozostawiła nam wolne wsie
i
lasy. Lecz żart długo trwać nie może... wreszcie Moskwa,
widząc,
że powstańcy nie napadają, lecz owszem, cofają
się
i wszędzie prawiea
tylko bierny dają opór (stosownie
do
poleceń tajnych Rządu bezimiennego), odważyła się
ich
ścigać i wreszcie robić prawdziwe obławy na tułające
się
bez celu, planu i związku z sobą drobne oddziałki
powstańcze.
Ze strony Moskwy była zawsze przewaga bro-
ni,
licziby i pierwszeństwa w napadzie (której to korzyści,
w
imię nie wiem czego, pozbawił Rząd tak zwany Narodo-
wy
powstanie), nic więc dziwnego, że oddziałki po dłuż-
szej
lub krótszej przechadzce z bronią, po dłuższym lub
krótszym
istnieniu, lub rozpuszczały się wskutek bitwy
często
niespodzianej, lub topniały same przez się. Na
miejsce
ich Rząd Narodowy kazał tworzyć nowe oddziały,
polecał
nie narażać sił narodowych na niepewne i nie-
równe
spotkania i czekał, czekał, aż wreszcie się docze-
kał:
iż nie było z czego, za co i komu organizować
oddziałów.
Nie
w myśli
mojej rzucania w Rząd Narodowy kamie-
niem,
powtarzam to zdanie, które zresztą nie jest moje
osobiste,
a wielu i bardzo wielu, i w tej liczbie samych
nawet
członków Rządu zdanie; nie moje również jest zda-
nie,
lecz znacznej większości, tej właśnie, co owej sprawie
a Skreślono: lub prawie.
krew
swoją
poświęcała, że w pierwszych dniach ruchu
daleko
sposobniejsza była chwila do powstania i samo
powstanie
podobniejsze do udania się, choć broni nie by-
ło,
niż w styczniu roku 1863, kiedy już niepodobna prawie
było
rządzić okolicznościami i kierować wypadkami.
Rzeczywiście,
ów zapał prawdziwy, pełen gotowości
i
poświęcenia, a bez którego broń choćby najdoskonalsza,
choćby
w największej liczbie, jest rzeczą podrzędną, ów
zapał
był wielki, przejmował wszystko, wszystkich, od
najstarszego
do najmłodszego, od nędzarza do bogacza,
wszystkie
stany jakby jedno ciało, ożywione jedną myślą,
rozgrzewał
najzimniejszych, zyskał nawet pewną cześć
u
wrogów, nad którymi bez broni odnosił duchowe zwy-
cięstwo.
Moskwy
ledwo parę
tysięcy było w Warszawie,
a
w Kraju Nadwiślańskim kilkadziesiąt tysięcy, ale na
papierze
tylko, rozproszonych na przestrzeni półtrzecia
tysiąca
mil kwadratowych, śród pół pięta miliona narodu.
Nawet
w razie przegranej klęska byłaby stokrotnie mniej
się
dała we znaki i łatwiej by ją było powetować. Co zaś
do
środków, te w dniu 22 stycznia wcale nie były
obfitsze
i znakomitsze niż w dniach po 25 i 27 lutego.
Lecz
zapał
ten, zamiast zostać zużytkowany na razie,
rozproszył
się na drobne czyny i na marne poszedł.
Przywódcy
i członkowie różnych, a dość licznych kółek,
dotąd
pracujący w ciszy, lecz czynnie i energicznie, za-
miast
dalej prowadzić pracę, do której się wszystko uśmie-
chało,
założyli ręce myśląc, że już wszystko zrobione, lub
nie
mieli odwagi pójść dalej, lub porwani wirem ogólnego
zapału
pozostali w cieniu, a tymczasem na jaw na wierzch
wystąpili
ludzie nowi, po większej części bohaterowie jed-
nodniowej
sławy, nie umiejący się nacieszyć swą wiel-
kością.
Delegacja
tak zwana pod prezydencją
Paulucciego, na-
czelnika
policji tajnej (to coś potwornego) zasiadając z po-
czątku
w Resursie Kupieckiej, potem w Ratuszu, z tak
zwanej
Straży Obywatelskiej, co by mogła być zawiązkiem
Gwardii
Narodowej, zrobiła po prostu policjantów i żan-
darmów
narodowych; co się wyłącznie trudzili zamyka-
niem
szynków
po
10, zapraszaniem tłumów do rozejścia
się
i niestety... denuncjowaniem w imię lojalnego patrio-
tyzmu,
często Bogu ducha winnych rodaków, o szpiego-
stwo,
o podrzucanie broni, o namawianie do zbrojnego
powstania
(O nieubłagana łasko czynów!) i aresztowaniem
podejrzanych
ludzi, których zwykle, po odstawieniu pod
strażą
do komitetu, odsyłano do Ratusza, skąd drugimi
drzwiami
wypuszczano.
Podobno
to figiel Paulucciego (sprytny bowiem był
chło-
piec)
ni stąd, ni zowąd, na bruku wyrosła pogłoska, że
Moskwa
podrzuca broń, by ruch zbrojny wywołać i mieć
prawo
do represji...
W
naiwności
Delegacja i my wraz z nią wzięliśmy zbyt
do
serca ów żarcik i uwierzyliśmy święcie. Rozlepiano pla-
katy
drukowane, za pozwoleniem cenzury rządowej, że
każdy
schwytany z bronią w ręku uważany będzie za
zdrajcę
kraju. Trzeba było dodać i „karany", lecz gdzież
w
Delegacji była siła karania... Zresztą... kto wtedy z bro-
nią
chodził, jeśli nie Moskale.
Przeciwko
osobistemu składowi
Delegacji nic powie-
dzieć
nie można... członkowie (tejże jeden w drugiego byli
ludzie
zacni i czystego imienia... lecz biorąc ogółem Dele-
gację
jako ciało niby przedstawicielskie, tak jak o Trepo-
wie
8
wyrażano się przed Gorczakowem, że jest „niemo-
żebnym",
tak o niej powiedzieć można, że była „nie
w
miejscu".
W
stanowisku swym bardzo dwuznacznym i śliskim,
bę-
dąc
ofiarnym, bezwiednym narzędziem intryg moskiew-
skich
stała się rodzajem bawełny w uchu względem na-
rodu.
Nie była ona w stanie ani uniknąć narażenia się
caryzmowi,
ani zadowolnić narodu, któremu prawie narzu-
coną
była.
™ Por. s. 194.
Trepów
Teodor (1803—1899),
pułkownik, a potem generał,
od
listopada 1860 r. do lutego 1861 r. warszawski oberpolic-
majster,
a od grudnia 1863 r. oberpolicmajster Królestwa
Polskiego.
Resursa
Kupiecka, rająca
się Strażą Obywatelską (mię-
dzy
którą obywatele ziemscy różnili się nieco wielkością
i
kolorem kartki) niby pretoriańską gwardią Delegacji,
stała
się polem patriotycznych przepisów i zarazem miej-
scem
miłego przepędzenia czasu, na próżniactwie pełnym
miłości
Ojczyzny.
Wtedy
ktoś
tam puścił pamflet, niby prośbę od twardego
rzemiosła
do Delegacji, skarżącą się, że do Resursy rze-
mieślników
nie puszczają, chyba w świątecznym ubraniu!
Jest
to gorzka bardzo satyra na patriotów resursowych.
Tak
zwani ludzie rozsądni
(czytaj szlachta obywatelska
z
Towarzystwa Rolniczego) dla sprowadzenia na drogę
rozsądku
ruchu całego, przedstawiając w pięknym tęczo-
wym
świetle carskie koncesje ze wzgardą rzucane, niby
zdobycz
wojenną, z moralnej bezbronnej wygranej wy-
mownie
jęli dowodzić, do jakich to nieprzewidzianych re-
zultatów
dojść możemy, skoro trzymać się będziemy lojal-
nie
i legalnie zasady, by brać, co się daje i stawiać coraz
nowe
żądania, tak że tym sposobem, po latach tam tylu,
a
tylu, całą Polskę od cara na drodze prawnej wydrzemy,
nie
przelawszy kropli krwi.
Dobre
to były
chęci, lecz lud nie zrozumiał ich mądrych
wywodów,
on chciał wolności i Ojczyzny polskiej; słowa:
„legalność",
nie pojmował, lecz czuł, że Moskal to nieprzy-
jaciel,
więc w proces lojalny patriotyczny uwierzyć nie
mógł.
Już
odtąd właściwie datować należy powstanie, choć
w
zarodku, tak zwanego stronnictwa „białego", co w dal-
szym
rozwoju zamieniło się na wsteczne.
Bawiliśmy
się pięknie i rozkosznie jak dzieci, nie myśląc
o
jutrze, w czamarki, żuipaniki, piórka, żałobę,
śpiewy,
manifestacje
codzienne jedne po drugich (nawiasem mó-
wiać
chłopcy niedorośli, ze szkół, na swoją rękę
robili
manifestacje),
wybijanie szyb, kocie muzyki, w patriotycz-
ne
przyrządy, jak krzyże złamane, orzełki, pierścionki
pa-
miątkowe,
i tak sobie przeczamarkowaliśmy, prześpiewa-
liśmy,
przegwizdaliśmy i przegraliśmy owe czterdzieści dni
wolności
od 27 lutego do 8 kwietnia. Zdawało się nam, że
już
wszystko zrobione i zawsze tak będzie; głos, który by
wołał,
żeby zamiast zabawy wziąć się do pracy czynnej,
do
dzieła... byłby głosem wołającego na puszczy, niknącym
wśród
tłumnych śpiewów, lub zagadany patriotycznymi
dowodami
ludzi rozsądnych; ludzie dalej widzący ostrze-
gali,
że tym sposobem postępując możemy zapłacić krwa-
wo,
a bez korzyści za naszą zabawę bez celu; ostrzegała
i
Moskwa niby prosząc, grożąc nawet, lecz komu się chcia-
ło
myśleć o jutrze, kiedy dzisiaj tak miło i słodko było
pawić
się w czamarce, z tak tanim kosztem udawać bo-
hatera.
Moskwa
tymczasem ściągnęła
dwadzieścia kilka tysięcy
żołdaków
do Warszawy i pewna już siebie, bo silniejsza
dziesięć
razy, urządziwszy pułapkę sprawiła nam krwawą
niespodziankę
ósmego kwietnia i nahajką starała się prze-
konać,
że car Aleksander nie lubi „marzeń" .
Gorzkie
są
moje słowa, jak każde słowa prawdy, lecz
z
serca pochodzą, i jestem pewny, że wielu i bardzo wielu
podobnież
myśli.
Zaprawdę
nie myślcie, żebym szydził, powinniśmy wziąć
do
serca Aleksandra „precz z marzeniami", bo zaprawdę
nie
marzeniami, czy „białymi" tam, czy „czerwonymi",
a
tylko czynem stalowym, pracą i poświęceniem dojść mo-
żemy
do Ojczyzny ziemskiej, dotykalnej i wolności, dla
której
od lat stu tyle krwi przeleliśmy.
Od
czasu wypowiedzenia tych słów
przez Aleksandra
powinniśmy
byli wziąć zupełny rozbrat z wszelkimi ma-
rzeniami
i złudzeniami, a wziąć się do rzeczy
czynnie
a
mądrze i śmiało. Myśmy przecie tak w ruchach przed-
powstańczych,
jak i podczas samego powstania dopuścili
209
Aluzja do słów
Aleksandra II
wypowiedzianych
do
szlachty
i duchowieństwa w Warszawie w maju 1856 r.
się
z powodu marzeń wielu grzechów i błędów, a podług
Talleyranda210
w polityce błąd jesta
występkiem.
Właśnie
na zakończenie mej spowiedzi przed papierami
z
mych wrażeń i uczuć doznanych przed i podczas powsta-
nia
chcę pokrótce pomówić o owych grzechach popełnia-
nych
w imię marzeń i swego widzimisię, że coś z niczego
samo
przez się stać się może bez przyłożenia ręki i nało-
żenia
zdrowiem i głową, że pozory barwione za rzecz sa-
mą
ujść mogą, że dobre chęci (którymi przecie i piekło
według
cudzoziemskiego przysłowia jest wybrukowane) do-
stateczne
są w służbie dobrej narodowej sprawy itd., itd.
A
naprzód
powiem, że najwięcej w imię marzeń, mrzo-
nek
i widzimisię winnym jest grzechu Rząd Narodowy, że
prawiąc
tyle przed powstaniem o liczeniu na własne tylko
siły,
podczas powstania najwidoczniej zdawał się nie wie-
rzyć
we własne siły, polecając dowódcom nienarażanie
słabych
sił narodowych na niebezpieczeństwo15,
wbrew
wygłoszonej
zasadzie licząc w jakąś pomoc zagraniczną
w
czerwonych spodniach lub ze skrzydłami anielskimi,
o
czym po parafiach od początku samego powstania mó-
wiono
jakby o przyjściu Mesjasza. Winnym jest grzechu,
ciągłej
chwiejności, wahania się, braku zasady stałej (po-
dobno
żadnej nie miał i mieć nie mógł z powodu niezależ-
nych
od siebie okoliczności, którymi rządzić nie umiał)
zmieniania
się z jednej barwy w drugą, z białej w czer-
woną,
na koniec długiego a jałowego rozmyślania, czy wy-
wołać,
czy nie ruch ogólny narodowy?
I
dla tej przyczyny grzechem jest sama nazwa „Rząd
Narodowy",
bo jako grono bezimienne, tajemnicze, okryte
maską,
płaszczem i parawanem, nie z wyboru narodu pow-
stałe,
narodowym nie był i być nie umiałc.
11 n
Talleyrand-Perigord
Charles Maurice (1754—1838),
wy-
bitny
polityk francuski i długoletni minister spraw
zagranicz-
nych
Francji.
*
Skreślono:
grzechem.
Dwa
słowa skreślone, nieczytelne.
0
Na
boku dopisane zdanie mało
czytelne, ale jak zrozu-
miałem,
mowa w nim o patriotycznej postawie duchowień-
stwa
wobec powstania, za co wielu duchownych zostało po
tym
zesłanych na Sybir, a klasztory zamknięto.
Grzesznym
jest poprzednik Rządu
Narodowego, Komitet
Centralny
(także nie narodowy, bo nie umiejący stanąć na
wysokości
narodowej sprawy), za oblagowanie siebie sa-
mego
i wierzących weń jak w wodza synów Polski, przy-
szłych
powstańców; wieściami przesadzanymi o środkach,
o
broni, o pieniądzach, o liczbie związkowych, o stosun-
kach
itd. za rozgorączkowanie do stopnia chorobliwości
zapału
czystego, za niedopuszczalną w ludziach biorących
się
samowolnie bez wezwania, namaszczenia do narodo-
wego
czynu, nieświadomość swej sprawy, narodu, okolicz-
ności
miejsca i czasu, skutkiem czego o włos tylko nie
został
mimowolnym zdrajcą narodowym.
Grzechem
wspólnym
jest rozdarcie sztandaru narodowe-
go
na dwie barwy, białą i czerwoną, na dwa stronnictwa,
które
z jednego punktu wyjścia się zrodziwszy w biegu
wypadków,
jedno stało się w imieniu rozsądku i samo-
lubstwa
wstecznym do obrzydliwości i zdrady, drugie
w
imię niby serca i zapału dostało prawdziwego delirium*.
*
Na dowód
owego delirium, przypominając tu słowa poety
„O
jak wszystko wielkie święte człowiek dziwnie spodlić
umie",
przytoczę tu następne fakta niestety prawdziwe, lecz
szczęściem
rzadkie w naszym powstaniu.
W
okręgu
wyszogrodzkim ksiądz Józef Wojciechowski za-
mordować
polecił dwóch podróżnych kupców wieprzy, bez
żadnych
nawet pozorów winy — przyczyną tego morderstwa
były
fundusze przez nich posiadane.
Zbrodnia
ta księdzu
nie byłaby uszła bezkarnie, gdyby
ucieczką
za granicę nie uratował się. Ob. Gustaw Duckert
wydał
polecenie schwytania go i postąpienia z nim stosow-
nie
do wielkości zbrodni jego. Tenże ksiądz był później
ajentem
tajnym Kurzynjr a
i sekretarzem ks. Mikoszew-
skiego
w Paryżu dla piemędzya.
W
Ostrołęckiem
z insynuacji Henryka Boguckiego dowódca
strzelców
konnych, Benek Milewski, b. student medycyny,
starozakonnego
Totta pełniącego obowiązki żandarma, wielkie
usługi
sprawie powstania oddającego, powiesić rozkazał, a to
jedynie
z przypuszczenia, że człowiek ten będąc od pierwszej
Grzechem
tak zwanej organizacji „czerwonej"
jest zbyt-
nie
a niedojrzałe zapatrywanie się na politykę włoską
względem
Austriaków, grzechem organizacji „białej" jest
chęć
naśladowania, wygodnie, bezpiecznie w swoim zakre-
sie
polityki Węgrów2
. Myśmy ani Węgrzy przecie, ani
Włosi
i we wcale innym położeniu jesteśmy. Polacy po
polsku,
polskim rozumem, polskim sercem powinni się
rządzić.
Grzechem
jest także,
nie dowodzącym wcale polityczne-
go
zmysłu, pobratanie się na drodze robót narodowych
i
przyjęcie do swego składu, przez tak zwaną organizację
„czerwoną",
członków tak zwanej organizacji „białej",
której
wcale się co innego śniło, a która odegrawszy rolę
kukułki,
dziś sobie spokojnie odpoczywa po trudach naro-
dowych
pod skrzydłami opiekuńczego rządu i ustalonego
przezeń
porządku rzeczy.
chwili
powstania czynnym znał
wszystkich działających
i
mógłby po upadku powstania denuncjować ich .
Jan
Gustaw Serwiński,
człowiek młody, w dobrej wierze
działający,
z insynuacji białych wsteczników, dotąd w kraju
pozostających,
popełnił kilka morderstw. Przytaczam słowa
jego
wyjęte z listu pisanego do komisji wydawania świa-
dectw
celem pozyskania żołdu od rządu francuskiego. List
ten
był mi komunikowany do potwierdzenia przytaczanych
w
nim faktów i tożsamości osoby Serwińskiego. Tak się on
wyraża:
„Ostatecznie po rozbiciu oddziałów mianowany zo-
stałem
przez Pana Puchacza (pseudonim) naczelnikiem żan-
darmerii
obwodów wyszogrodzkiego, czerwińskiego i zakro-
czymskiego,
w czasie swej służby rozstrzelałem w Czerwiń-
sku
dnia 8 grudnia dwóch braci Gąjewskich; w dniu 11 t.m.
niejakiego
Warszawiaka rodem z Wyszogrodu za zbiegostwo
z
oddziału Kolbego (Witkowskiego) i bytność u Moskali
w
Płocku; dnia niepamiętnego rozstrzelałem Mackiewicza
żebraka
z Wyszogrodu. W miesiącu styczniu z powodu nie-
sposobności
utrzymania się wszedłem do Prus".
Odbierać
ludziom życie, w czasie gdy nie ma najmniejszej
nadziei
dopięcia zamierzonego celu, jest zbrodnią, tyranią.
Serwiński
jedynie swą młodością, niedoświadczeniem, zbyt-
pokładaniem
ufności w ludzi polecających mu spełnienie
Grzechem
wielkim było
brak środka ciężkości podczas
powstania;
mieliśmy wprawdzie Rząd Narodowy, bez-
imienny,
tajemniczy, wydający bezimiennie, tajemniczo
swe
polecenia, przez osobistości również bezimienne (co
wszystko
nie mogło wzbudzić koniecznej ufności), lecz ów
Rząd
Narodowy sam dla siebie środka ciężkości odszukać
nie
umiał. Natomiast mieliśmy z kilkuset może dyktato-
rów,
w osobach dowódców oddziałów i urzędników naro-
dowych,
każdy w swoim czasie i w swoim szczupłym za-
kresie,
kryjących się pod przybrane nazwiska, więc już
tym
samym dających do myślenia, że więcej myślą o za-
pewnieniu
sobie odwrotu niż o sprawie; lecz prócz dobrych
chęci
innych zalet koniecznych dowódcom powstania nie
mających.
usprawiedliwionym
być
może — znany on jest osobiście
piszącemu
ze swego patriotyzmu i wielolicznego narażania
się
w czasie ostatniej walki. Dla badaczy natury ludzkiej
przytaczam
fakt zaszłej w czasie wykonywania wyroku
tych
morderstw, mniemaniem dobrego służenia sprawie,
śmierci
na jednym z Gajewskich. Serwiński w obecności
żony
i dzieci tegoż sztyletem zamordował go, następnie od
tejże
żony i dzieci odebrał przysięgi, iż nazwiska jego przed
Moskwą
nie wydadzą. Co za okropna walka dziać się musia-
ła
w sumieniu tych ludzi, tając mordercę ich ojca! !c
210a
Kurzyna
Jan (1835—1865),
mierosławczyk, od połowy
1864
r. Komisarz Rządu Narodowego na zagranicą, zginął
w
pojedynku z A. Guttrym.
1
Mikoszewski
Karol (?—1886),
proboszcz w Żelaznej,
związany
z „czerwonymi", redaktor „Głosu kapłana" i
członek
Tymczasowego
Rządu Narodowego.
a
Dopisane
z boku ręką
Chądzyńskiego: Właśnie
słyszałem
na
samym mojem wyjeździe z Kraju na emigrację od wielu
osób
o czynie Wojciechowskiego. Duckert już w Dreźnie
potwierdził
tenże czyn księdza.
Dopisane
z boku: Fakt
ogromnie podły
i nikczemny, może
go
lepiej zataić.
0
Dopisano
z boku: Fakt
ten opowiedział
mi Duckert, do
domu
którego Serwiński z nie otartym ze krwi sztyletem
zaraz
po morderstwie przybył.
Autor
ma na myśli
walką Włochów o niepodległość
z
Austrią, jak również ugodowe rozwiązanie sporu
austriacko-
węgierskiego
w 1867 r.
W
ogóle
grzechem wspólnym narodowym jest, żeśmy
się
nie umieli czy nie chcieli zdobyć, tak jak Włochy, na
Garibaldiego,
człowieka prawdziwie ludowego, znanego ze
swych
zdolności wojskowych lub politycznych, pod jednym
z
tych dwóch względów przynajmniej mającego miłość
ludu
za sobą przede wszystkim, a głównie odznaczającego
się
poświęceniem i miłością gorącą swej sprawy, który by
ujął
silną dłonią ster nawy narodowej.
Wstecznictwo
narzuciło
nam Langiewicza, o którym
wprzódy
nikt prawie nie słyszał, lecz ten poczuwszy, że
stanowisko
mu narzucone jest nieskończenie wyższe od
jego
możności, choć za późno dał za wygraną nie tylko
dyktaturze,
lecz i sprawie narodowej, i spoczął na jeneral-
skich
laurach w wygodnym austriackim więzieniu.
Grzechem
także
a bardzo niepraktycznym u nas, cośmy
podczas
ruchów przedpowstańczych i podczas powstań-
czych
chcieli się rządzić
rozumem
włoskim, węgierskim,
niemieckim,
francuskim (a najmniej polskim, ludowym,
chłopskim
rozumem), żeśmy zapomnieli na przysłowie na-
rodu,
którego język i zwyczaje tak lubimy, „chacun son
metier",
i w naiwności swej na przykład poruczaliśmy
kierownictwo
wojny narodowej ludziom z powołania i za-
wodu
swego właściwym na spokojnych pracowników po-
stępu,
jak księża, profesorowie, artyści
Innego
rodzaju grzechem jest rozporządzanie
się samo-
wolne
a bardzo niepraktyczne pieniędzmi narodowymi, jak
na
przykład na sprawianie mundurów, czapeczek, piszcza-
łek
sygnałowych, gdy broni i prochu zabrakło... lecz cokol-
wiek
inaczej nazwać należy owo postąpienie ze składkami,
jakie
się sypały, deszczem złotym podczas owych dni
czterdziestu,
gdzie są one? jak one użyte? złośliwi ludzie
mówią,
że się dostały papieżowi na wojsko papieskie...212,
212
W tym
czasie papież
Pius IX
przeprowadzał
werbunek
do
wojsk
papieskich, m.in. i w Polsce.
a
przecie jeden z papieży
powiedział, że nam nie potrzeba
relikwii,
bo każda garść ziemi naszej jest świętością213.
Grzechem
także
dowodzącym nieświadomości sprawy
i
ludu jest owa obiecanka w manifeście Rządu Narodowe-
go
3 morgów gruntu włościanom, dla każdego, co pójdzie
do
powstania21
, jakby to polska sprawa czysta sama
z
siebie potrzebowała najemników i kondotierów. Tadeusz
Kościuszko
powiedział tylko do włościan krakowskich:
„Chodźmy
bronić Ojczyzny naszej, Polski, od wroga",
a
poszli z nim, z kosami tylko, i zdobyli armaty, bo czuli,
że
Ojczyzna ta, po wygnaniu wroga, do nich należeć bę-
dzie,
że się w niej urządzą jak się zdawać będzie, a nie
tak,
jakby chcieli wrogowie, w których widzą nie tylko
Moskali,
ale i panów swoich, większych nierównie cie-
mięzców.
Co zaś do kosy, u nas niestety pod tym wzglę-
dem
wszyscy nasi naczelnicy, dowódcy, jenerałowie, puł-
kownicy,
razem wzięcia
(z małym może wyjątkiem) spo-
niewierali
tę broń narodową, odsyłaniem kawalerzystów,
pieczeniarzy
do kosynierów, za karę, za jakieś przeskroba-
nie,
w dowolnej karności powstańczej215.
Grzech to był
nasz
i wielki!
A
kiedy się
o tym już wspomniało, jakże nie wspomnieć
o
sztabach i sztabowcach, o bryczkach sztabowych z wi-
nem
i przysmaczkami, o darmozjadach, o ordynansach,
o
oficerach nie umiejących zakomenderować nawet na
prawo
lub na lewo, do nieposkromionego nałogu kawalerii
do
manewrów, na lewo, w tył zwrot, marsz, marsz! o zbyt-
nim
pociągu panów dowódców do dworów, gdzie piękne
Autorem tego powiedzenia był papież Pius IX.
Mowa
o dekrecie wydanym przez CKN jako Tymczaso-
wy
Rząd
Narodowy w dniu 22/23.1.1863 r.
Rząd
Narodowy w specjalnej instrukcji dla oficerów
z
22. V.1863
r. usiłował przynajmniej w słowach przeciwstawić
się
niezdrowej
praktyce polegającej na dyskryminacji oddzia-
łów
kosynierskich rekrutujących się głównie z elementu
chłopskiego.
a Trzy słowa skreślone, nieczytelne.
oczy
i dobre jadło,
a zapominanie o losach naszych, forte-
cach
— wreszcie o małpowaniu po dziecinnym urządzeń
wojska
regularnego w powstańskich oddziałach.
Jak
nie wspomnieć
o bawieniu się w wielkich ludzi,
o
organizatorach i urzędnikach narodowych, ledwo pisać
umiejących,
o kurierkach itp., itp.
Och!
któregoż
z prawych Polaków nie zaboli serce
wspomniawszy
na to wszystko.
Lecz
dość
już tego... więcej niż chciałem, w bólu ser-
decznym
pozwoliłem powiedzieć sobie, lecz lepiej mówmy
prawdę
choć gorzką sami sobie, niż żeby nam ją miały
mówić
obelgi Dziennika Warszawskiego, któremu mate-
riałów
więcej lekkomyślnością niż złą wolą dostarczyliśmy.
Jestem
tego przekonania, że każdy prawdziwie kochający
swą
sprawę rodak daruje mi te słowa zbyt gorzkie może,
lecz
z serca płynące!
Na
tym kończę...
aby następcy nasi szczęśliwsi od nas
byli
i uniknęli błędów naszych.
Niech
żyje Polska!
Pisałem w Paryżu w r. 1867.
Zbigniew Chądzyński
(Ludwik Biały)