Część II: Z Diamentu, Popiołu i Kruczego Pióra
17.
Severus sądził, że będzie miał więcej kłopotów ze zlokalizowaniem mitycznej biblioteki VanHelsingów. Ale nie. Wystarczyło jedynie rzucić pewne obślizgłe zaklęcie, po którym się człowiek czuł, jakby się w gnoju wytarzał. By zadziałało, po prostu trzeba było wzbudzić w sobie niezmierne pragnienie posiadania tej całej ekstra-super czarnoksięskiej wiedzy, dzięki której mógłby miotać przekleństwami na prawo i na lewo, unicestwiając wszystko dookoła.
Bułka z masłem, jeśli się było Severusem Snape'em.
Szybko odnalazł miejsce na jednej ze ścian, pozornie niczym nie różniące się od innych, z którego czarna magia aż wyciekała, takie jej było tam nagromadzenie. Po dokładnym obmacaniu okazało się tajemnym przejściem. Zaklajstrowanym na mur beton tajemnym przejściem. Bez przekonania spróbował je sforsować. Udało mu się ustalić jedynie, że zabezpieczenia sięgają kilka poziomów w głąb i aby dotrzeć do samej biblioteki, potrzebował ręki jakiegoś VanHelsinga. Niekoniecznie przymocowanej do reszty ciała.
Ach, i przy okazji odkrył chyba najsprytniejszy i najpaskudniejszy system obrony zamku, o jakim kiedykolwiek czytał. Setki delikatnych jak pajęczyny, iskrzących się nitek magii snuły się przez korytarze, wyraźnie dążąc w jakimś kierunku. Severus postanowił pójść za nimi, bardzo uważając, by na żadną nie nadepnąć.
Zaczęły się zagęszczać w okolicy schodków do piwnicy. Zszedł po nich z różdżką w pogotowiu.
I tak oto natknął się na scenę niczym z nędznego horroru. VanHelsing pastwił się psychicznie nad dwójką kretynów, którzy dali się związać jak parówki. Severus dał im jeszcze trochę pocierpieć, ale gdy czarnoksiężnik zaczął grozić im śmiercią, poczuł, że czas działać.
Nitki magii niknęły w ciele VanHelsinga, tak jakby był jakąś marionetką sterowaną przez wielką, niewidzialną istotę. Nie było to jednak do końca prawdą. Po prostu on i zamek stanowili jedność, co w praktyce oznaczało, że jeśli Severus trzaśnie go zaklęciem, zamek zareaguje czymś znacznie gorszym.
Czarna magia z samego dna kotła. Ohydna i niezawodna. Taką magię mogło przełamać tylko jedno jedyne przekleństwo. Avada Kedavra.
A Severus, cokolwiek by jego wrogowie podszeptywali po kątach, nikogo jeszcze nie zabił. Poczuł, że robi mu się na przemian zimno i gorąco. Czy naprawdę nie istniało inne wyjście?
Istniało. Jeśli tylko jego nerwy wytrzymają.
Jego głos prawie nie zadrżał, gdy wygłosił swoją kwestię, dotykając różdżką pleców VanHelsinga. Dwójka baranów, którzy dali się związać jak parówki, gapiła się na niego, wybawiciela.
— Jest i trzeci!
VanHelsing, o dziwo, zdawał się ucieszony z pojawienia się Snape'a. Severus skupiał się na tym, by różdżka nie wyśliznęła mu się z nagle spotniałej dłoni. Na jej końcu trzymał przecież jednego z największych czarnoksiężników. To co, że trochę niedorobionego.
— Jest. Rzuć różdżkę, VanHelsing.
— Że też cię od razu nie wykryłem — zastanawiał się na głos Alcar, wcale nie przestraszony. — Twoja aura musi być tak mroczna i zepsuta, że moi strażnicy uznali cię za swojego. Od jak dawna brodzisz w Mroku, młodszy braciszku? Fascynują cię zakazane sztuki? Pragniesz potęgi? A może tylko... i aż... nieśmiertelności? Ostatecznego zwycięstwa nad śmiercią?
Severus już z wielu ust słyszał, że zły z niego chłopiec. Ba, nawet jego patronus był iście diabelski! Dlaczego więc jego ciało zmroził chłód, sięgając samego serca? Dlaczego te słowa wsączyły mu w żyły strach? Dlaczego, na gatki Merlina, dygotał?
— Po tym, jak widział, jak cię zrobiła w bambuko, VanHelsing? — Potter niespodziewanie odzyskał głos. — Nie patyczkuj się z nim, Snape! Przywal zaklęciem!
— Powiedz, młodszy braciszku, zabijałeś już?
Severus milczał. VanHelsing zaśmiał się cicho.
— Ach, więc jeszcze nigdy...
Potter wybałuszał na niego oczy.
— Snape, załatw go, do kurwy nędzy!
— A ty byś potrafił, gryfoński sukinsynu? — wyrwało się nieopatrznie Severusowi. Potter spłonił się jak piwonia. VanHelsing znowu wydał z siebie ten irytujący chichot.
— Wahasz się? Boisz się głębiej zanurzyć w mrok? Nie ma innej metody, by poznać Czarną Magię dogłębnie... Daj susa, młodziku! Daj się porwać tej mrocznej toni! Pozwól, by zawładnęła tobą noc! Co? Czyżbyś tchórzył?
— Nie jestem tchórzem! AVADA KEDAVRA!
Niemal jednocześnie z wypowiedzeniem słów Severus zacisnął mocno powieki. Merlinie, zrobił to. Naprawdę to zrobił. Czuł, jak cały dygocze. Ale czemu nie słychać uderzenia ciała o ziemię? Otworzył oczy.
VanHelsing wciąż stał tam, gdzie stał. Wyglądał na nawet bardziej zdziwionego tym faktem niż sam Severus. Cieniutka strużka krwi sączyła mu się z nosa. Różdżka wypadła mu z dłoni. Po chwili jednak na jego blade wargi powoli wypłynął uśmiech.
— A jednak cię przeceniłem — oświadczył. — Nikt cię nie uczył, chłopcze, że aby Niewybaczalne zadziałało, trzeba sobie tego naprawdę życzyć?
Severus dyszał jak karp wyjęty z wody. Pot spływał z niego ciurkiem. Czuł się straszliwie zawstydzony... Ale równocześnie czuł nieziemską ulgę.
— Dajże mu pan spokój! — wykrzyknął Potter. Wściekłość wykrzywiała mu rysy, ale tym razem jego pełne nienawiści spojrzenie nie kierowało się na VanHelsinga. — Taki z niego czarnoksiężnik jak z koziej dupy trąba! Nikt tu pana nie chce, do cholery, zabijać!
O dziwo, VanHelsing ryknął śmiechem.
— Zabawni jesteście — oświadczył. — Mali poszukiwacze przygód. Chcecie więc zwiedzić moją bibliotekę? Zapraszam!
Niespodziewanie James i Ewa zostali uwolnieni z więzów. Panna Rookwood jęknęła cicho, zatoczyła się i upadłaby gdyby nie pomocne ramię Pottera. VanHelsing ruszył przodem, prowadzony na końcu różdżki przez Severusa.
— On jest bardziej humorzasty niż wila — mruknęła Ewa, rozcierając sobie bolące żebra.
— I wciąż bardzo groźny! — syknął Severus. — Zwracajcie pilną uwagę na elementy wystroju! Zamek słucha tylko jego!
— Wszystko w porządku, Snape? — zapytał niespodziewanie Potter. Ki diabeł?
Severus spojrzał na niego z całkowitym brakiem zrozumienia.
Niedługo potem VanHelsing doszedł do miejsca, gdzie Severus wykrył zakamuflowane przejście. Przyłożył dłoń do ściany, mamrocząc jakieś łacińskie sentencje. Nagle warstwa kamienia roztopiła się i wsiąkła w podłogę, a pod nią ukazały się pancerne metalowe drzwi, swym wyglądem sugerujące, że krył się za nimi nie byle jaki skarbiec. Zdobiło je wygrawerowane koło, na którym roiło się od opisanych po okręgach runicznych symboli.
— Portret, otwieraj bibliotekę! — ryknął Alcar. A gdy to nie wywarło żadnego efektu, dorzucił: — Portret, bo spalę na popiół!
Powoli, jakby niechętnie, znaki runiczne zaczęły zapalać się i gasnąć w pozornie przypadkowej kolejności. Ewa przyglądała się temu procesowi z niekłamaną fascynacją. Wreszcie coś zachrzęściło w mechanizmie drzwi i Alcar pchnął je do środka. Za nimi ziała atramentowo czarna ciemność.
— Ja tam nie wchodzę — oświadczył VanHelsing.
— Ależ wchodzisz — mruknął Potter i pchnął go bez litości.
Severus obserwował, jak Alcar wpada w ciemność i ciemność go pochłania. Przez chwilę słychać było jeszcze, jak obija się na jakichś schodach.
— Ach, ta twoja subtelność — zadrwił Severus. — I co teraz, geniuszu?
Potter wlazł pierwszy, przyświecając sobie różdżką. Kamienne stopnie stromo opadały, znikając za ostrym zakrętem. Były puste. Alcar musiał sfrunąć aż na dno.
— I jak go teraz odszukamy w tych egipskich ciemnościach?
Zeszli na sam dół, ale i tu nie znaleźli VanHelsinga. Wąski korytarz ponownie zakręcał. Severus sięgnął po wiszącą na ścianie oliwną lampę i w tym momencie poczuł, że coś koło niego przemyka.
— Uważaj!...
Ale było już za późno. Na schodach tylko mignęła ludzka sylwetka, a po chwili usłyszeli zgrzyt zatrzaskiwanych drzwi. Zdyszany Potter zatrzymał się wpół schodów. Zaklęcie, które wystrzelił, zrobiło tylko wgniecenie w ścianie.
— Schował się gdzieś z boku i przebiegł, jak nie patrzyliśmy!
— Czyli jesteśmy w potrzasku — zauważył spokojnie Severus, zapalając lampę. Jej żółtawe światło pełgało niemrawo po ścianach z surowego kamienia. Powietrze pachniało kurzem i lekką stęchlizną.
— I wcale się tym nie martwisz, tia? A gdzie Ewa?
— Myślę, że całkiem rozsądnie została na górze.
— Całkiem rozsądnie! Ten świr rozniesie ją na strzępy!
— Nie zapominaj, że ona jest z Rookwoodów.
Potter popatrzył na niego jak na idiotę. Wciąż uważał, że Severus się nie boi. Ale nie całkiem o to chodziło. Po prostu Severus nie uznawał za stosowne okazywać strachu. Wystarczyło, że pulsował mu w żyłach, przyspieszał tętno i rozjaśniał umysł. Strach nie był na pokaz.
— Rozejrzyjmy się lepiej.
Jak się okazało, już nie było daleko do biblioteki VanHelsingów. Ale gdy tam dotarli, widok sprawił, że stanęli jak wmurowani. I to wcale nie dlatego, że porażała swym majestatem czy rozległością zbiorów. Jeżeli czymkolwiek porażała, to nieładem. Książki leżały rzucone byle jak na połamanych regałach, wtłoczone na siłę do pudeł lub walały się w ogromnych stosach. Wszędzie fruwały luźne stronice.
Severusa aż coś ścisnęło w dołku. Przecież te książki wprost wyły z rozpaczy!
— Jak można je tak traktować! — wykrzyknął. Okładka przyciągnęła jego uwagę i porwał jedną z książek ze stosu. Pogłaskał ją pieszczotliwie po grzbiecie, dłonie drżały mu z emocji. — Przecież to pierwsze... No nie!... Pierwsze wydanie "Ars Magica", z czasów chyba samego Merlina! A to... Toż to calutka kolekcja...
Potter podszedł chyłkiem do kilku zabezpieczonych łańcuchami żelaznych kufrów i obmacywał je z ciekawością. Jeden z kufrów podskakiwał. Z drugiego dobywały się co jakiś czas mrożące krew w żyłach jęki.
— Jakaś straszliwa literatura tu się czai!
Severus powoli umierał z czystego zachwytu. Białe kruki! Dawno zagubione dzieła! Przetarł rękawem kurz z okładki, która okazała się "Bullą Czarnoksięską". Przez chwilę gapił się na nią, oniemiały, nie śmiejąc wziąć głębszego oddechu w obawie, że cudowne dzieło rozsypie się w pył w jego rękach. Z transu wyrwał go brutalnie Potter.
— Snape! Chodź no tu zamiast ślinić się nad czarną magią!
— Bo co? Bo żaden ze mnie czarnoksiężnik, tak?
— Gdybyś nie wiedział, to komplement ci prawiłem, Snape!
— Twoje komplementy pachną smoczym łajnem, Potter.
— Nie marudź, popatrz lepiej tutaj, w ten kąt. Tego są całe stosy! Musieli je ratować od spalenia!
Rzeczywiście, pod ścianą leżało prawdziwe zbiorowisko kronik VanHelsingów. Ród wcale nie potraktował ich lepiej niż reszty swych zbiorów. Walały się w nieładzie po podłodze, niektóre miały nadpalone brzegi, inne wyglądały na czymś zalane, jeszcze innym brakowało połowy stron. Razem z Potterem wybrali najlepsze egzemplarze każdego z ośmiu tomów. Severus pomniejszył je i schował do kieszeni.
— Merlinie, tyle dobra się marnuje...
— Przestań miałkolić, to ja udam, że nie zauważyłem, jak chowasz do kieszeni Bullę Czarnoksięską i to masywne na temat elikisrów.
Severus poczuł, że jego policzki robią się gorące.
— I tak by się zmarnowało — burknął, odwracając wzrok.
— A teraz musimy tylko znaleźć drogę wyjścia — oświadczył ironicznie Potter.
Ale nie musieli się kłopotać. Bo oto od strony schodów dobiegł ich donośny dziewczęcy głos.
— Chłoopcy! Gotowi?
**
— Ale jak ty to zrobiłaś?
Ewa uśmiechnęła się szeroko.
— Bułka z masłem. Wystarczyło zapamiętać kod runiczny i wystukać go w odpowiedniej kolejności — oświadczyła wesoło Ewa. — To tylko sześćdziesiąt cztery znaki, naprawdę.
— Aha — rzekł James i, z braku alternatywy, przeszedł nad tym do porządku dziennego.
Snape pochylił się nad kulącym się w kącie VanHelsingiem. Mężczyzna jęczał i szarpał sobie włosy na głowie.
— Cholera... Cholera... Cholera... — mamrotał.
— A jemu co zrobiłaś?
— Ja? Nic! Wydaje mi się, że po prostu odzyskał pamięć. Nie mam tylko pojęcia jak. Gdy wypadł z ciemności, przeraziłam się myśląc, że mnie zaatakuje. Ale on tylko upadł na ziemię, zaczął bić pięściami w podłogę i wyć jak opętaniec.
— Chyba go otrzeźwiło, jak go wytelepało na schodach — zauważył James. — A widzisz, Snape, miałem rację!
— To co, zmywamy się? — zasugerowała Ewa, przerywając niezręczną ciszę, pełną napięcia i dziwacznych uczuć, która nastąpiła w chwilę po wypowiedzi Jamesa.
— A jakże — podchwycił Gryfon. — Trzeba opić nasz sukces!
**
— Ta magmachina wcale nie nazywała się Jedyną — powiedział Severus, przerzucając notatki. — Tak właściwie, to wcale nie miała nazwy. VanHelsing określił ją tylko jako, cytuję, "najstraszliwszy wynalazek Noventusa, niech pamięć o nim zaginie na wieki". Buhaha.
— Buhaha — powiedział Potter, który był już dobrze po trzecim kielonku. Severus przystopował, dając Potterowi szansę na dorzucenie jeszcze czegoś odkrywczego. Ale czekał na próżno.
Przeczytanie dzieł wszystkich od deski do deski zajęło im niespełna dwa tygodnie. Swoją drogą było dosyć zabawne wymienianie się książkami z Potterem po kryjomu, tuż pod nosem Blacka, Lupina i Pettigriewa. Znaczy, było do czasu, gdy dwa dni temu Severus, szukając piekielnego Gryfona, natknął się na niego w czasie, gdy ten obściskiwał się w mrocznym zaułku z nie kim innym tylko z Lily Evans. Jasne, Severus słyszał już plotki, że dwójka Prefektów Naczelnych chodzi ze sobą. Ale chyba nie dopuszczał do siebie myśli, że mogło to być prawdą. Lecz czym innym było ujrzenie tego na własne oczy. Słowo "szok" nie opisywało w pełni doznań wewnętrznych, które w tamtej chwili miotnęły Severusem. Poczuł się, jakby ktoś ścisnął mu serce imadłem, nogi pod nim zmiękły, a chwilę później ogarnęła go wściekłość i nienawiść tak potężna, że musiał zwiewać stamtąd gdzie pieprz rośnie, bo w innym wypadku strzeliłby w Pottera Kedavrą. I był pewien, że tym razem skutecznie. Reszta popołudnia rozmywała się w jego pamięci. Gdzieś biegł na oślep... Gdzieś dobiegł, chyba na jakąś, szczęśliwie pustą, wieżę... Spędził tam dużą ilość czasu, gapiąc się bezmyślnie przed siebie, a potężne i nie całkiem nazwane uczucia przewalały się przez niego z siłą lawiny... Ostatkiem sił dowlekł się do dormitorium...
Na drugi dzień było już odrobinę lepiej. Miał trudności z ubraniem się i zejściem na śniadanie, ale przynajmniej był w stanie myśleć logicznie. Gdy nie patrzył na Pottera, był w stanie znieść jego obecność w tym samym pomieszczeniu. Chyba te ćwiczenia w Oklumencji naprawdę zaczynały dawać rezultaty, bo innego wytłumaczenia Severus nie miał.
— Z tego, co zrozumiałam, ta magmachina wkręcała się w psychikę — powiedziała Ewa, przełamując kolejną rundę milczenia. — Rodzaj zmechanizowanego Imperiusa, tylko działającego z większym rozrzutem... VanHelsing marzył o stworzeniu sobie armii wiernych sług.
— I prawie mu się to udało — zauważył Potter. — Szczęśliwie dla ludzkości, Noventus odzyskał zmysły i chyba trzasnął tego całego Birgena. I rozpirzył magmachinę. A jej elementy... No właśnie, jak się porozsiewały po całej Europie?
— Łowcy skarbów — odparła natychmiast Ewa. — Zbieracze osobliwości. Antykwariusze. Musieli rzucić się na to jak sępy na padlinę, jak tylko usłyszeli, że droga wolna, bo dziedzic VanHelsingów nie żyje. I porozkradali wszystko, łącznie z kryształem VanHelsingów, który potem jakimś cudem wszedł w posiadanie Artura Weasleya...
— Kryształ VanHelsingów, no właśnie! — wszedł jej w słowo Potter. — Nie myślicie, ludzie, że musi być więcej niż jeden? To był projekt autorski Noventusa, używał go do wszystkich magmachin, przecież nie mógł posługiwać się tym samym, prawda? Musimy...
— Nic już nie musimy, Potter — przerwał mu Severus. — Tej magmachiny nikt już nie skonstruuje ponownie.
Ewa zrobiła wielkie oczy, Potter pewnie też, ale Severus nie patrzył w jego kierunku.
— Jak to? — spytało chórkiem dwoje konspiratorów.
— VanHelsingowie nic nie piszą... — zaczął ze złością Gryfon.
— Ależ piszą, tylko ty nie doczytałeś do końca, Potter — odparł z wyższością Severus. — W siódmym tomie.
— Jakoś do niego nie dotarłem! Ciekawe dlaczego, Snape? Umówiliśmy się, że przekażesz mi go w czwartek po lekcjach...
— Ach, wtedy... No cóż, Potter, jako że byłeś wówczas bardzo... zajęty...
— Więc o to ci chodzi, tak? Wciąż ci się tłucze po tym głupim łbie, że Lily mogłaby wybrać ciebie? Nie ma mowy, Snape! Ona jest moja!
— Ona nie jest niczyja, palancie! Nie mogę zrozumieć, dlaczego zdecydowała się być z takim zadzierającym nos bałwanem jak ty, ale NIE WAŻ SIĘ TRAKTOWAĆ JEJ JAK SWOJĄ WŁASNOŚĆ, POTTER!
— NIE TRAKTUJĘ JEJ TAK, PO PROSTU NIEDOBRZE MI SIĘ ROBI, JAK WIDZĘ, JAK SIĘ DO NIEJ ŚLINISZ! ONA CIĘ NIE CHCE, NIE MOŻESZ TEGO ZROZUMIEĆ I WRESZCIE DAĆ SOBIE I NAM SPOKÓJ?!
— SILENCIO! ZAMKNIJCIE SIĘ WRESZCIE I SKUPCIE NA ZADANIU, DOBRA? — ryknęła Ewa Rookwood. — CZY WY MYŚLICIE, ŻE TYLKO WY W CAŁYM WSZECHŚWIECIE MACIE PROBLEMY UCZUCIOWE?
Odpowiedziała jej absolutna cisza. Potter chwycił się za gardło i ruszał ustami jak ryba wyjęta z wody, ale nie wydobywał się z nich żaden dźwięk.
— Ale niektórzy — kontynuowała zgryźliwie Ewa — nie obnoszą się z nimi przed całą resztą szkoły. Niektórzy są na tyle dobrze wychowani, by milczeć.
Jej dłoń powędrowała do piersi, gdzie pod bluzką odznaczał się kształt jakiegoś naszyjnika. Machnięciem różdżki odwróciła działanie zaklęcia uciszającego, lecz pozostała w złowrogim milczeniu, nie odpowiadając na pytające spojrzenie Severusa.
— Tak więc — Ślizgon odchrząknął i kontynuował, patrząc na swoje zaciśnięte w pięści dłonie, spoczywające na notatkach. — VanHelsingowie to przede wszystkim ród wynalazców, czarnoksięstwo doplątało im się po drodze. Dlatego bardzo dbali o to, by nikt im nie podkradł pomysłów. Ale gdzieś musieli opisywać swoje projekty. Kroniki kilka razy napomykają o pewnej tajemnej księdze, która jakoby miała być doskonale ukryta. A teraz zacytuję wam fragment "Legend z Ziemi Angielskiej". Znalazłem to już kiedyś, jak grzebałem w książkach, szukając wzmianek o Jedynej i zanotowałem to sobie pod hasłem: Legendarne artefakty. Sami powiedzcie, czy z czymś wam się to nie kojarzy...
"W niektórych magicznych kręgach szepce się też, jakoby Księga Panów, krwią ich własną spisana i od pokoleń skrywana przed resztą świata, zawierała moc przepisów niezwykłych, jak duszę ujarzmić lub ciało, jak ducha do ziemi rodzinnej przywiązać i jak demona z człeka wyczarować. Zła to wiedza i niebezpieczna i przez ród tak kapryśnie strzeżona, że nie byle jakiego fortelu by trzeba, by ją wykraść..."
— Ten antykwariusz... Javier Terrence... — zaczęła niepewnie Ewa.
— Doskonale schowana — oznajmił z jadowitym uśmiechem Severus. — VanHelsingowie bawili się w naprawdę zaawansowaną nekromancję.
— A teraz przepadła w cholerę — zauważył Potter, który zdążył już odzyskać swój animusz. Severus szczerze go za to nienawidził. — Ciekawe, czy wszyscy Czarni Lordowie tak dobrze chowają swoje skarby...
— Niech to — mruknęła Ewa — Wychodzi na to, że totalna klapa, tak? Tyle roboty na darmo...
— Nie wiem, co sugerujesz — wtrącił Potter. — Bo ja pozwoliłem sobie naszkicować jej plan na podstawie Kronik.
Po czym tryumfalnie rozwinął przed nimi wielki kawał pergaminu. Severus i Ewa wpatrywali się w niego z całkowitym brakiem zrozumienia.
— O tu. — Potter wskazał paluchem coś na szkicu. — Tu się wsadza kryształ VanHelsingów.
— Że co? Do Jedynej? — spytał ogłupiały Severus.
— Widzę, że miłość ci naprawdę zamąciła w głowie, Snape — zauważył złośliwie i całkowicie niepotrzebnie Potter. — To jest machina do unieszkodliwiania żywiołaków, geniuszu! Już zapomniałeś? Bo ja nie!
— Ojej, musiałam to przeoczyć! — wykrzyknęła z absolutną zgrozą Ewa.
— Sama powiedziałaś, że Noventus projektował w Hogwarcie, nie pamiętasz? No więc to jest właśnie jedna z tych rzeczy, które stworzył! To jest nasz sposób na żywiołaki!
— Aaa... Ale czy to nie Prawie Najwyższa Wieża Wschodnia, zwana Rupieciarnią? Tam się przecież nie da dojść!
— Ależ da. Przez okno. W środku jest rzeczywiście totalny śmietnik: góra gratów i tabuny kurzu. Można się zakichać na śmierć. Ale pod tym wszystkim tkwi jedno z dzieł Noventusa... Całkowicie zapomniane, jak setki miejsc w naszym kochanym zamczysku. Jest tylko jedna drobna przeszkoda... Potrzebujemy tego nieszczęsnego kryształu VanHelsingów. On jest kluczem do machiny, bez niego ani rusz.
— Już cię widzę, Potter, jak podprowadzasz kryształ Lucjuszowi — burknął Severus.
— A co? Myślisz, że bym tego nie zrobił? Tak się składa, że mam z nim pewne porachunki do wyrównania!
— Mówiłeś, że istnieją inne — zauważyła Ewa.
— To ja ich już pójdę poszukać — odparował Snape. Po czym wstał i wyszedł.
CDN