Fiodor Tiutczew
Wybór poezji
Przełożyli: Mieczysława Buczkówna, Tadeusz Chróścielewski, Wanda Grodzieńska, Mieczysław Jastrun, Kazimierz Andrzej Jaworski, Anna Kamieńska, Gabriel Karski, Miriam (Zenon Przesmycki), Leonard Podhorski–Okołów, Seweryn Pollak, Artur Sandauer, Włodzimierz Słobodnik, Tadeusz Stępniewski, Julian Tuwim, Józef Waczków, Bogdan Żyranik, Eugeniusz Żytomirski
Chociaż Ossolińska Biblioteka Narodowa wprowadza nazwisko Tiutczewa w ramach swej Serii II po raz pierwszy, nie jest to bynajmniej dla czytelnika polskiego ani postać, ani tym bardziej poezja mało znana czy obca. Polacy, nawet nie znający języka rosyjskiego, mogli czytać jego przyswajane polszczyźnie utwory już przez całe ostatnie półwiecze, a nasi historycy literatury i krytycy wypowiadali się w tym czasie o poecie i często, i w sposób oryginalny, poważny. Można więc już dziś mówić o wcale bogatej i różnorodnej, chociaż trochę spóźnionej wobec dziewiętnastowiecznego autora, polskiej recepcji Tiutczewa, i to zarówno czytelniczej, jak i krytycznoliterackiej. Złożyły się zaś na nią i liczne stosunkowo a dobre przekłady poetyckie ogłaszane w prasie literackiej, i oddzielne wybory wierszy w należytej oprawie edytorskiej, i wreszcie poważniejsze ujęcia interpretacyjne*.
Publikacja obecna, będąc kolejnym ogniwem w całym łańcuchu polskich przedsięwzięć „tiutczewoznawczych”, ma jakby podsumować ów dotychczasowy dorobek, dając najpełniejszy przegląd naszych dokonań translatorskich w tym zakresie i uogólniając, syntetyzując wyniki polskich interpretacji twórczości tego wybitnego poety. Pomyślana jest także jako próba dzisiejszego, a więc odwołującego się do współczesnej świadomości historycznej i teoretycznoliterackiej, ujęcia — zarysowego wprawdzie z konieczności i skrótowego, ale przecież całościowego — życia, działalności, osobowości, a szczególnie dzieła poetyckiego Fiodorą Tiutczewa.
Życie i działalność Fiodora Tiutczewa, obejmując chronologicznie siedem pierwszych dziesięcioleci wieku XIX, współbieżne są z kilkoma kolejnymi epokami w dziejach nowożytnej literatury rosyjskiej, towarzyszą w sensie czasowym ważnym etapom jej ewolucyjnego rozwoju w dobie największego rozkwitu tej literatury, w jej prawdziwie złotym okresie.
Urodził się pisarz, podobnie jak nieco odeń starszy współczesny mu wielki poeta, Aleksander Puszkin, na przełomie epok, a więc w końcowej fazie Oświecenia europejskiego i rosyjskiego, w okresie, kiedy oba literackie prądy osiemnastowieczne, klasycyzm i sentymentalizm, wchodziły już w schyłkowe, epigońskie stadia swego rozwoju, aby rychło ustąpić miejsca przedromantycznej uwerturze poprzedzającej zwycięskie wejście epoki Romantyzmu w latach dwudziestych i trzydziestych XIX w.
Rzemiosło pisarskie zdobywał właśnie w owych latach przejścia i przełomu, w drugim dziesięcioleciu, debiutując pod koniec lat dziesiątych jako pojętny uczeń swych klasycystycznych i sentymentalno–przedromantycznych mistrzów. Pełny rozkwit jego talentu poetyckiego przypada na lata 1825–1840, a więc chronologicznie zbiega się z okresem największego rozwoju rosyjskiej literatury romantycznej, z epoką Puszkina, Lermontowa oraz całej plejady nieprzeciętnych a tak odmiennych talentów poetyckich.
Po etapie spadku aktywności twórczej i zupełnej nieobecności w życiu literackim w latach czterdziestych, w okresie tak zresztą niesprzyjającym poezji i poetom w ogóle, począwszy od roku 1848/49 nastąpił nowy okres rozwoju talentu, obejmujący kolejnych 15 czy nawet 20 lat życia poety. Jest to okres dwóch następnych etapów rozwojowych dziewiętnastowiecznej literatury rosyjskiej, które przynoszą pierwsze, decydujące osiągnięcia wielkiej rosyjskiej literatury klasycznej we wszystkich dziedzinach i gatunkach: poezji (Niekrasow, Fet), krytyki (Czernyszewski i Dobrolubow), dramatu (Ostrowski), prozy powieściowej (Turgieniew, Gonczarow, wczesny Tołstoj i Dostojewski).
Fakt jednak „współistnienia” w sensie genetycznym i ewolucyjnym twórczości Tiutczewa oraz zasadniczych etapów rozwojowych literatury rosyjskiej kolejnych epok wieku XIX nie oznacza automatycznie, że był on tego rozwoju bezpośrednim i czynnym uczestnikiem, że jego udział był i dla współczesnych, i dla generacji późniejszych, zarówno twórców jak i badaczy literatury, zauważalny i oczywisty.
Złożyło się na to kilka przyczyn. Odegrały więc tu rolę pewne momenty biografii oraz osobowości pisarza, m. in. fakt długoletniego przebywania za granicą w okresie największego rozkwitu talentu oraz aktywności twórczej, nieprzywiązywanie do własnej spuścizny należytej, a właściwie żadnej wagi, a także postawa ideowa pisarza. Tiutczew uprawiał, niejako wbrew prawidłowości, której byli posłuszni dwaj współcześni mu wielcy rosyjscy poeci romantyczni, Puszkin i Lermontow — wypowiadający się z równą swobodą także jako twórcy poetyckich utworów epickich, nie mówiąc już o dramacie i prozie artystycznej — tylko i wyłącznie lirykę. W przeciwieństwie do tamtych dwóch, którzy zeszli ze sceny literackiej stosunkowo wcześnie, wypowiedziawszy się artystycznie w sposób niejako erupcyjny, nagły, nie wychodząc w sensie i biografii, i twórczości poza ramy współtworzonej przez siebie epoki, Tiutczew żył i pisał w stosunkowo długim, bo pięćdziesięcioletnim okresie czasu, a jego dorobek, niezależnie od samej doniosłości problemowej i mistrzostwa artystycznego, był nie tylko w sensie ilościowym niewielki, skąpy, ale także w dużej części nieznany współczesnym pisarza, bądź poznawany ze znacznym opóźnieniem. I wreszcie szczególnie istotne znaczenie miało to, że pisarstwo Tiutczewa, ukształtowane w zasadzie w latach dwudziestych–trzydziestych XIX wieku, nie ulegało już później ‘ żadnym właściwie zmianom, że i w latach pięćdziesiątych—sześćdziesiątych, niezależnie od wszelkich, jakże doniosłych i daleko idących przeobrażeń ideowych i artystycznych, od nowych wymagań stawianych literaturze i zmiany gustów czytelniczych, był to ten sama typ głęboko osobistej, zorientowanej na wieczną, egzystencjalną problematykę, romantycznej ze swej natury liryki w odmianie filozoficznej i miłosnej, rzadziej — politycznej. Owa nietypowość drogi twórczej poety, oryginalny, „samo—swój” charakter jego liryki, zaznaczający się nawet na tle tak przecież bogatego i różnorodnego w talenty i dokonania poetyckie „okresu puszkinowskiego”, ale też wówczas przyjmowany jeszcze jako zjawisko normalne i na czasie, ujawnił już silniej swoją „nieprzystawalność” do epoki literackiej w latach pięćdziesiątych, by stać się czymś jeszcze bardziej w swej niezmienności, konsekwencji twórczej i tożsamości estetycznej archaicznym i niekomunikatywnym dla przeciętnego obserwatora czy uczestnika życia literackiego czasów hegemonii ideologicznej rewolucyjnej demokracji i monopolu estetycznego realizmu krytycznego w latach sześćdziesiątych.
Jakżeż błędne i niesprawiedliwe, niepełne i krótkowzroczne okazały się analizy i oceny Tiutczewowskich utworów dokonane przez współczesnych mu, którzy w najlepszym razie uznawali go najpierw za pisarza „drugorzędnego”, należącego do „pomniejszych” poetów doby romantycznej, a potem skłonni byli wielkodusznie zaliczać go do sytuowanego na dalszym marginesu: głównego strumienia rosyjskiego życia literackiego nurtu tzw. „czystej sztuki”. Owa błędność i niesłuszność ujawnia się szczególnie dzisiaj, kiedy się patrzy na fenomen Tiutczewa z uwzględnieniem perspektywy historycznej, z punktu widzenia dwudziestowiecznej świadomości estetycznej i naukowej, już po nowych, kolejnych odkryciach — badawczych i artystycznych —jego pisarstwa. I ta lepsza perspektywa, i nowość punktów widzenia pozwalają nam dziś ujmować Tiutczewa jako wielkiego poetę rosyjskiego nie ustępującego Puszkinowi i Lermontowowi, twórcę, który odegrał przełomową rolę w kształtowaniu się takich odmian gatunkowo–tematycznych poezji romantycznej, jak liryka filozoficzna i miłosna, pisarza, który podtrzymał ciągłość wielkiej romantycznej tradycji poetyckiej i kontynuując ją twórczo w okresach dla poezji niesprzyjających, przekazał ją — nie tylko nienaruszoną, ale i wzbogaconą — czasom nowszym, epoce kolejnego odrodzenia poezji rosyjskiej w dobie neoromantycznego symbolizmu.
Dzieciństwo i młodość. Fiodor Tiutczew urodził się 23 listopada 1803 r. we wsi Owstug w powiecie briańskim guberni orłowskiej. Pochodził z zasłużonego w dziejach Rusi i Rosji rodu szlacheckiego, wywodzącego się od Zachariasza Tiutczewa–Tutczewa, wojownika–dyplomaty z czasów wielkiego księcia moskiewskiego Dymitra Dońskiego. Poeta był trzecim dzieckiem Iwana, byłego oficera i nadwornego radcy oraz Katarzyny z domu Tołstoj. Wieś Owstug stanowiła centrum majątku rodowego Tiutczewów. Wyrósł więc w typowej dla tego środowiska atmosferze prowincjonalnej siedziby ziemiańskiej początku XIX stulecia, którą współtworzyła zarówno mocno zakorzeniona rodzima — patriarchalno–ludowa tradycja obyczajowa, jak i wpływy cywilizacyjne rosyjskiej odmiany europejskiego Oświecenia.
Na osobowość przyszłego poety w tym okresie w dużym stopniu oddziałała matka, natura subtelna, bogatsza intelektualnie i artystycznie niż ojciec, co łączyło się także z wczesnym, tak charakterystycznym zresztą dla ludzi pokolenia Tiutczewa, dojrzewaniem umysłowym i moralnym właśnie w atmosferze najpierw dworu ziemiańskiego organicznie wtopionego w kontekst obyczajowy i pejzaż wsi rosyjskiej, a następnie miejskiego domu w Moskwie, dokąd rodzina poety zjeżdżała w miesiącach zimowych.
Po 1812 r., kiedy rodzina Tiutczewów musiała uciekać z zajętej przez Francuzów stolicy, rozpoczęto poważniejszą edukację domową dziesięcioletniego chłopca. Powierzono ją absolwentowi seminarium duchownego, przyszłemu słuchaczowi, następnie kandydatowi i magistrowi Uniwersytetu Moskiewskiego, poecie Siemionowi Amfiteatrowowi, występującemu później pod pseudonimem literackim Raicz. Nauczyciel domowy i zarazem wychowawca w ciągu kilku łat nie tylko przygotował do dalszych studiów zdolnego i utalentowanego ucznia, ale przyswoił mu i rozwinął — sam wielbiciel i świetny znawca klasycystów rosyjskich oraz poezji klasycznej i włoskiej i ich tłumacz — zainteresowania i zamiłowania literackie, a równocześnie stał się powiernikiem i przyjacielem początkującego poety.
Ten zaś robił tak szybkie postępy, że w 13 roku życia rozpoczął własną twórczość od przekładów Horacego i pierwszych uczniowskich wierszy, a kiedy w roku 1817 zaczął uczęszczać jako wolny słuchacz na wykłady uniwersyteckie z teorii literatury Aleksego Mierzlakowa, poety i krytyka, profesor wyróżnił go spośród próbujących sił poetyckich uczniów, przedstawiając dwukrotnie (w roku 1818 i 1819) jego przeróbki i naśladownictwa Horacego na posiedzeniu Towarzystwa Miłośników Literatury Rosyjskiej, które zresztą wkrótce jedno z nich w swoich „Pracach” zamieściło. W tym samym 1819 roku Tiutczew zdał egzamin i został formalnie studentem Uniwersytetu, co dało mu możność, obok dalszego uczestniczenia w wykładach Mierzlakowa z teorii i historii literatury oraz słuchania obowiązkowych lub wybranych przedmiotów historycznych, filologicznych czy prawnych, doskonalenia znajomości języków obcych i rozwijania własnych możliwości pisarskich.
Lata 1819–1821, okres pobytu poety na wydziale filologicznym Uniwersytetu Moskiewskiego (egzaminy końcowe zdał na własną prośbę już po dwóch, nie zaś po trzech latach nauki), stanowiły — co naturalne — dalszy etap formowania się jego osobowości pod względem intelektualno—moralnym, światopoglądowym i estetycznym. Zajęcia uniwersyteckie i zróżnicowany, nierzadko krytyczny stosunek do profesorów, samodzielna lektura, kontakty i przyjaźnie środowiskowe (Tiutczew zawarł i podtrzymywał bliższą znajomość jedynie z bardziej zaawansowanym wówczas pod względem wieku i studiów Michałem Pogodinem, przyszłym wybitnym historykiem i działaczem), wreszcie udział w życiu literackim i własna twórczość — oto zakresy i stopnie tej życiowej edukacji. Jej kierunki i granice wyznaczają aktualności życia społecznego (reakcyjne działania władz w zakresie oświaty uniwersyteckiej, nastroje opozycyjno–wolnościowe wśród inteligencji szlacheckiej) i umysłowego (ukazanie się kolejnego, X tomu słynnej Historii Państwa Rosyjskiego Mikołaja Karamzina, popularność wolnościowych liryków Puszkina) Rosji tego czasu.
Młody poeta wypowiada, chociaż w sposób bardzo umiarkowany i stonowany, pewne nastroje opozycyjne i wolnomyślne, w duchu zresztą typowego dla jego kręgu powierzchownego osiemnastowiecznego „oświecicielstwa”, co znajduje swój wyraz w lekturze z jednej strony Henriady Woltera, z drugiej — ody Wolność Puszkina. Wobec obu utworów i autorów zajmuje wówczas Tiutczew określone, umiarkowanie tylko aprobujące stanowisko, poświadczone także odpowiednimi wypowiedziami poetyckimi. W tym samym czasie będzie się rozczytywał w Myślach Pascala, w Wyznaniach Rousseau’a, w pracy Chateaubrianda Memoires sur la vie et la mort du duc de Berry (Wspomnienia o życiu i śmierci księcia de Berry), wreszcie w dziełach pisarzy niemieckich — Lessinga, a zwłaszcza Goethego i Schillera, którzy wywarli największy wpływ na Tiutczewa jako na poetę. O jego ówczesnych horyzontach myślowych i gustach estetycznych świadczą najlepiej powstałe wówczas, w większości równocześnie deklamowane publicznie 1 ogłaszane drukiem utwory poetyckie. Wśród nich był na wpół tylko oryginalny, programowy wiersz Urania, utrzymany w tonacji preromantycznej, przekład elegii Lamartine’a Uisolement (Osamotnienie) oraz tłumaczenie Schillerowskiego Hektors Abschied (Pożegnanie Hektora).
Po zdaniu egzaminów i uzyskaniu stopnia kandydata jesienią 1821 r. Tiutczew rozpoczął (w lutym roku następnego) służbę urzędniczą w Petersburgu, w Kolegium Spraw Zagranicznych. Wkrótce, dzięki protekcji krewnego ze strony matki, hrabiego Aleksandra Ostermana—Tołstoja, poeta objął stanowisko urzędnika rosyjskiej misji dyplomatycznej w Bawarii i przez Moskwę, wraz z udającym się również za granicę opiekunem i protektorem, wyjechał w czerwcu 1822 r. do Monachium. Do kraju wrócił po dwudziestu dwu latach.
Pobyt za granicą: lata 1822–1844. Lata pobytu za granicą to dla Tiutczewa prawdziwy „wiek męski — wiek klęski”. Jest to wprawdzie okres uzyskania pełnej dojrzałości duchowej, względnej przynajmniej życiowej stabilizacji, rozkwitu twórczości, ale także lata pełne napięć w życiu osobistym oraz niepowodzeń służbowych.
Etapy kariery dyplomatycznej poety — chociaż w istocie o karierze trudno tu właściwie mówić, bo i serca do tego typu działalności nie miał, i „zasługiwać się” nie potrafił — to praca w misji w stolicy Bawarii, Monachium, w latach 1822–1837, służba w charakterze pierwszego sekretarza misji rosyjskiej w stolicy Królestwa Sardynii, Turynie, do połowy roku 1839 (przez pewien czas pełnił tam, w związku z wyjazdem posła rosyjskiego, funkcję charge d’affaires), wreszcie okres korzystania z urlopu, a następnie zwolnienia ze służby w resorcie spraw zagranicznych, w wyniku lekceważącego niepodjęcia pracy. Kilka następnych lat, aż do września 1844, spędził Tiutczew w Monachium.
W okresie tym, podobnie zresztą jak i w latach późniejszych, burzliwe życie uczuciowe Tiutczewa ogromnie komplikowało jego sytuację osobistą i rodzinną, już i tak ze względów materialnych trudną. Najpierw żywił gorące, długo jeszcze żywotne uczucie do młodziutkiej hrabianki Amalii von Lerchenfeld, która w roku 1825 poślubiła monachijskiego kolegę poety, barona Aleksandra Siergiejewicza Krüdenera. W roku 1826 Tiutczew ożenił się z Eleonorą Peterson, z domu hrabianką Botmer, wdową po rosyjskim dyplomacie w Weimarze, z którą miał trzy córki (Anna, Daria i Katarzyna). Jeszcze za życia żony (Eleonora przeżyła, jadąc w maju roku 1838 wraz z dziećmi z Rosji przez Niemcy do Turynu, pożar statku rosyjskiego „Mikołaj I” pod Lubeką, w wyniku czego w kilka miesięcy później zmarła wskutek wstrząsu nerwowego, przeziębienia i wycieńczenia) Tiutczew związał się uczuciowo z Ernestyną Dornberg, z domu PfefFel, żoną barona Fritza Dornberga, którą poznał na początku 1833 r. i która wkrótce potem owdowiała. Po kilkuletnim, powodującym liczne komplikacje w życiu osobistym i rodzinnym poety (m. in. usiłowania samobójcze żony Eleonory), chociaż ukrywanym romansie, przerwanym przeniesieniem się z Monachium do Turynu, owdowiały poeta wziął ślub z Ernestyną w lipcu 1839 r. Z nowego małżeństwa urodziło .się troje dzieci: córka Maria oraz synowie Dymitr i Iwan.
Nie mniej istotne niż dla życia osobistego i działalności zawodowej znaczenie miały te lata dla życia duchowego pisarza, formowania się jego postawy ideowej i rozwoju twórczego. Służba dyplomatyczna w Niemczech i we Włoszech, kontakty z reprezentantami kół dworskich i rządowych kilku krajów zachodnich, podróże po Europie pozwoliły Tiutczewowi dobrze wejść w problematykę polityczną epoki, którą charakteryzowały z jednej strony ustalenia Kongresu Wiedeńskiego i zasady Świętego Przymierza, z drugiej — europejskie ruchy narodowe i wolnościowe. Zarówno wtedy, jak i przez wszystkie dalsze lata swego życia żywo reagował na sprawy polityczne i zabierał głos jako publicysta i poeta.
W pierwszych latach pobytu za granicą pozostaje Tiutczew na tych samych co w Rosji pozycjach, wyznaczanych przez ideologię wczesnego dekabryzmu z kręgu Związku Pomyślności: jest przeciwnikiem despotyzmu i prawa pańszczyźnianego, przeciwstawiając im zasadę konstytucjonalizmu, równości, swobód obywatelskich i tolerancji, ale nie wychodzi przy tym poza ramy postawy legitymistycznej, arewolucyjnej*. Zarówno system poglądów ówczesnych, jak i kierunki ich dalszego rozwoju pod koniec lat czterdziestych, kiedy to wobec wydarzeń Wiosny Ludów poeta zajmie i w wierszach, i w pracach publicystycznych stanowisko wyraźnie zachowawcze, wyznaczone przez przyjęcie założeń słowianofilskich, a nawet panslawistycznych, dobrze ilustrują trzy powstałe w ciągu lat 1826–1831 utwory poetyckie o tematyce politycznej: 14 grudnia 1825, Ma wzięcie Warszawy (Jak Agamemnon na ołtarze) oraz Tarcza Olega. W pierwszym całkowite potępienie „zbrodni” rewolucjonistów z 14 grudnia i pełna aprobata dla sprawiedliwej kary łączy się z wyraźnym oskarżeniem samowładztwa jako źródła i przyczyny samej „zbrodni” oraz przedstawieniem w przejrzyście deprecjonującym sensie istniejącego, nienaruszonego porządku jako „wiecznego bieguna”, „góry lodowej” i „żelaznej zimy”. Wiersz drugi „rodzoną córą” Słowiańszczyzny czyni Polskę właśnie w 1831 roku złożoną w ofierze. Poeta stawia historiozoficzną tezę, że „fatalny cios”, jaki musiała Rosja zadać, był równie niezbędny, jak tragedia ofiary, dla osiągnięcia przyszłych losów zjednoczonych — oczywiście wokół Rosji — narodów słowiańskich, że ofiara ta, nie będąc daremną, posłuży także dobru i wolności samej Rosji. Wreszcie o dalszym rozwoju Tiutczewowskiej koncepcji politycznej w stronę wielkomocarstwowej, panslawistycznej ideologii mówi utwór trzeci, przypominający i aktualizujący, w związku z udziałem Rosji w konflikcie z Turcją na Bałkanach i Bliskim Wschodzie, zanotowaną w latopisach legendę o zawieszeniu przez księcia kijowskiego Olega tarczy z herbem Rusi na wrotach Konstantynopola, co ma być symboliczną zapowiedzią przyszłych, ważnych dla całego świata słowiańskiego wydarzeń na tym terenie.
Decydujące dla poety znaczenie miało jego wejście w środowisko intelektualne Niemiec, co sprzyjało jego mocniejszym niż dotychczas powiązaniom z kulturą tego kraju. Stosunki służbowe, względy rodzinne (obie żony Niemki), więzi przyjacielskie, wreszcie własne zainteresowania naukowe i literackie — wszystko to uczyniło z Tiutczewa chyba najbardziej „germanofilskiego” przedstawiciela dziewiętnastowiecznej kultury rosyjskiej. Sprzyjały temu i liczne, żywe kontakty osobiste z monachijskim środowiskiem uniwersyteckim, zwłaszcza z Fryderykiem Schellingiem, i zażyła znajomość z Henrykiem Heinem, przygotowana wcześniejszymi i umacniana podejmowanymi nadal lekturami i tłumaczeniami jego utworów, i oczywiście stałe obcowanie z niemiecką myślą filozoficzną i życiem literackim — poprzez ludzi i książki. Okoliczność ta zaważy w sensie istotnym na światopoglądzie poetyckim Tiutczewa, wpłynie w sposób oczywisty na charakter jego twórczości lirycznej.
W ciągu tych ponad dwudziestu lat Tiutczew nie przestaje nadal być pisarzem, chociaż jego udział w życiu literackim kraju, rozpoczęty jeszcze w okresie studiów uniwersyteckich w latach 1819–1821, jest właściwie minimalny, a twórczość pozostaje najpierw przez długi czas zupełnie szerzej nieznana, a potem niedoceniona. A tymczasem lata 1820–1830 są okresem wielkiej aktywności twórczej pisarza i prawdziwego rozkwitu jego talentu, dzięki czemu rosyjska poezja romantyczna zostaje wzbogacona o wartości szczególnie cenne, zdobycze prawdziwie przełomowe, chociaż w związku z nieobecnością Tiutczewa w Rosji i jego programowym lekceważeniem własnej poezji oraz niechęcią do jej ujawniania nieprędko jeszcze sobie to w Rosji uświadomiono. Dlatego też tak ważne znaczenie miała akcja kilku przyjaciół poety i pisarzy, która doprowadziła do tego, że w latach 1836–1840 ogłoszono w czasopiśmie «Sowriemiennik» pewną ilość jego wierszy, co przywróciło go niejako poezji rosyjskiej i przygotowało powrót do kraju i jego życia literackiego w roku 1844.
Ostatni okres życia i działalności: lata 1844–1873. Przyjazd z rodziną do Rosji nie od razu przyniósł jakąś ostateczną stabilizację życiową naszego pisarza. Po karnym zwolnieniu ze służby w resorcie spraw zagranicznych i pozbawieniu go w roku 1841 rangi szambelana znajdował się długo w niewyjaśnionej sytuacji służbowej i trudnych warunkach materialnych, i dopiero w roku 1845 został ponownie zaangażowany w swoim ministerstwie uzyskując także przywrócenie godności. Od roku 1848 przez lat dziesięć pełnił tam funkcje starszego cenzora, przejawiając przy tym dużą tolerancję i umiarkowanie. Swe doświadczenia cenzorskie uogólnił w śmiałym w swych praktycznych wnioskach memoriale o stanie cenzury w Rosji, przedstawionym ministrowi w roku 1858; w związku z tym chyba został powołany na przewodniczącego Komitetu Cenzury Zagranicznej. To stanowisko zachował aż do końca życia, a więc przez lat piętnaście, mimo przeniesienia w roku 1863 Komitetu do resortu spraw wewnętrznych i licznych konfliktów z kierownictwem tego ministerstwa oraz urzędu cenzury, będących wynikiem sprzeczności pomiędzy trzeźwymi, często śmiałymi i wielce pożytecznymi dla normalnego rozwoju ruchu wydawniczego decyzjami kierowanego przez Tiutczewa Komitetu a organami władzy politycznej*.
Obowiązki zawodowe, niezbyt absorbujące, chociaż niekiedy dla poety z wymienionych już powodów uciążliwe, pozostawiały mu wiele czasu i stwarzały szereg sposobności intensywnego uczestniczenia w petersburskim życiu towarzyskim, w którym wkrótce Tiutczew zdobył i przez długie lata utrzymywał miano „ulubieńca salonów”, cenionego powszechnie za dar prowadzenia interesującej konwersacji, ożywiania towarzystwa humorem czy złośliwością, tworzenia na poczekaniu celnych dowcipnych sformułowań. Tej wziętości nie zaszkodziły bynajmniej nowe komplikacje w jego życiu osobisto–rodzinnym, których i w tych latach los mu nie poskąpił.
Jeszcze przed rokiem 1850 poeta poznał koleżankę swych starszych, uczących się w Instytucie Smolnym córek, Helenę Dienisjewą; od połowy roku 1850 datuje się związek poety z Heleną będący wynikiem bardzo silnego, obustronnego namiętnego uczucia. W ciągu czternastu lat, aż do śmierci Dienisjewej w sierpniu 1864 r., Tiutczew miał faktycznie dwie rodziny, z nowego związku bowiem zrodziło się kolejno troje dzieci — Helena, Fiodor i Mikołaj. Układ ten, stawiając Dienisjewą w niezwykle trudnej sytuacji i będąc źródłem jej ciężkich przeżyć (zmarła zresztą na gruźlicę, podobnie jak dwoje jej dzieci w rok po matce), był przyczyną zrozumiałego rozdarcia wewnętrznego poety, wywołanego dramatycznym zawęźleniem się przyziemnych spraw życiowych, komplikacji uczuciowych oraz kwestii etycznych. Śmierć Heleny, którą poeta przeżył bardzo ciężko, oraz normalizacja stosunków z własną rodziną nie zmniejszyły jego poczucia winy i rozdarcia psychicznego.
Ostatnie lata życia przynoszą mu dalsze tragedie osobiste; od roku 1866 umierają kolejno: matka poety, jego starszy syn, Dymitr, brat Mikołaj oraz młodsza córka, Maria. Wreszcie od końca roku 1872 sam poeta zaczyna wchodzić w ostatnią fazę swej własnej „smugi cienia”. Najpierw traci władzę w lewej ręce, odczuwając równocześnie silne bóle głowy i kłopoty ze wzrokiem; wkrótce potem ulega wylewowi i paraliżowi połowy ciała; po drugim ataku żyje jeszcze ponad miesiąc. Zmarł 15 lipca 1873 r. w czasie pobytu na letnisku w podpetersburskim Carskim Siole. Okres petersburski, tak dramatyczny w życiu osobistym, obfitował również w wydarzenia nie mniej istotne dla Tiutczewa jako ideologa i poety. Właśnie w tych latach ważnych wydarzeń i procesów zachodzących w życiu politycznym i społecznym Rosji 1 Europy, pisarz, nie porzucając stosowanych już dawniej poetyckich sposobów wypowiedzi, podejmuje się wprost działalności polityczno–publicystycznej i reaguje bezpośrednio i jako poeta, i jako publicysta — za pośrednictwem artykułów, memoriałów, korespondencji — na takie sprawy, jak polityka Zachodu wobec Rosji, Wiosna Ludów, wojna krymska, zagadnienia cenzury, powstanie styczniowe, sprawy bałkańskie czy Komuna Paryska. Właśnie w nawiązaniu do takich konkretnych wydarzeń powstają, obok niezwykle charakterystycznych wystąpień poetyckich na aktualne tematy polityczne lat 1848, 1854/55, 1863, jego podstawowe prace publicystyczne.
Nie były to pierwsze wypowiedzi Tiutczewa o takiej problematyce; w ostatnim roku pobytu w Niemczech (1844), zabrał głos dwukrotnie, co prawda anonimowo: w korespondencji do gazety «Allgemeine Zeitung» i we francuskiej broszurze będącej polemiką z głośną wówczas i powszechnie dyskutowaną książką markiza Adolphe’a de Gustine’a La Russie en 1839 (Rosja w r. 1839). W tej drugiej, przeciwstawiając się bardzo krytycznym opiniom autora o Rosji, Tiutczew daje swoją interpretację stosunków politycznych w Europie, ze szczególnym uwzględnieniem spraw niemiecko–rosyjskich, kreśląc tu po raz pierwszy własną wizję przyszłych dziejów i przeznaczenia Rosji jako spadkobierczyni tradycji całego bizantyjsko–prawosławno–słowiańskiego Wschodu, przy czym opowiada się zdecydowanie jako sojusznik i rzecznik filozoficznej i politycznej doktryny rosyjskiego słowianofilstwa.
Pisma powstające po roku 1844 świadczyły nie tylko o dalszym pogłębianiu się tych pozycji ideowych, ale o ogólnym, stale postępującym uwstecznianiu się Tiutczewa jako polityka i myśliciela. Rok 1848 przynosi artykuł w języku francuskim, szeroko na Zachodzie w kręgach oficjalnych rozpropagowany, pt. Rosja i rewolucja, gdzie analiza aktualnych wydarzeń, świadczących według pisarza o całkowitym podważeniu przez siły rewolucyjne ustalonego porządku w Europie Zachodniej, prowadzi do wniosku o wyjątkowej roli Rosji, która ze względu na przyrodzone właściwości swego narodu i prawdziwie chrześcijański charakter jako jedyny kraj w Europie może się przeciwstawić rewolucji, a reprezentując cały słowiański i prawosławny Wschód, uratować stary porządek i znajdujący się u progu ostatecznego kryzysu Zachód. Te same idee w postaci uogólnionej poetyckiej alegorii wyraził pisarz w powstałym w tym czasie i ogromnie popularnym wierszu pt. Morze i granit.
W roku następnym Tiutczew pracuje nad — również po francusku pisanym — traktatem Rosja i Zachód, w którym ma zamiar rozwinąć idee zawarte w artykule poprzednim, który zresztą miał wejść w skład traktatu jako jego rozdział. Poprzestawszy ostatecznie na planach i szkicach, zdołał ukończyć jedynie jeden rozdział pt. Kwestia rzymska, w którym dał własną, pesymistyczną ocenę Zachodu. Mimo chwilowego zwycięstwa nad ruchami rewolucyjnymi musi on ulec — twierdzi pisarz — katastrofie, gdyż cały rozwój społeczny i duchowy Europy począwszy od Reformacji, poprzez rewolucję francuską i porządek burżuazyjny prowadzi nieuchronnie — przez zakwestionowanie autorytetu Kościoła i religii — do odrzucenia wszelkich autorytetów, a więc do zagłady. Katastrofa Europy wiąże się przede wszystkim z kryzysem zachodniego chrześcijaństwa, które w postaci papiestwa czyli katolicyzmu rzymskiego sprzeniewierzyło się swemu powołaniu, a tym samym przestało być spoiwem porządku i ładu społecznego, fundującego się na etyce i religii. Ocalenie przyjść więc może tylko — dopowiada Tiutczew swą myśl do końca już gdzie indziej, w wierszu Geografia rosyjska i w osobnej zapisce — ze Wschodu, a stanie się możliwe, kiedy Europa ujrzy „prawosławnego papieża w Rzymie, uzależnionego od świeckiej władzy prawosławnego imperatora w Konstantynopolu”*.
Ogłoszony w roku 1850 w formie samodzielnego artykułu w czasopiśmie «Revue des Deux Mondes», rozdział nie ukończonej pracy wywołał duży oddźwięk zarówno na Zachodzie, jak i w Rosji. W ożywionej dyskusji wypowiadali się krytycznie publicyści katoliccy oraz aprobatywnie — przywódca duchowy słowianofilów, Aleksy Chomiakow. Od razu także dostrzeżono w koncepcjach Tiutczewa zbieżności z francuskimi pisarzami politycznymi i moralistami początku XIX wieku, z myślą naukową epoki Restauracji, przypisując mu miano rosyjskiego Josepha de Maistre’a bądź prawosławnego Bonalda, stawiającego na nowo — oczywiście a rebours — zagadnienie papiestwa i religii w życiu politycznym Europy. Tylko nieliczni ludzie z najbliższego kręgu poety, jak np. Iwan Gagarin, potrafili dostrzec i zrozumieć charakterystyczną sprzeczność światopoglądu pisarza, w którym musiały koegzystować — nie zawsze przecież zgodnie — tak wzajemnie się wykluczające postawy, jak mający swoje źródło jeszcze w czasach młodości wolterianizm, wyrażający się w sceptycyzmie i rezerwie wobec obrzędowej, kultowej strony religii, w tym także prawosławia, oraz pozycja programowego obrońcy tegoż prawosławia i proroka jego dalszych zwycięskich losów. Już najbliższe lata przyniosły Tiutczewowi–ideologowi gorzkie rozczarowania. Rozpoczęta w uznanym przez niego za datę symboliczną (ze względu na 400–lecie zdobycia Konstantynopola) roku 1853 wojna wschodnia, zwana krymską, przyniosła w rezultacie nie restaurację wschodniego imperium prawosławnego z rosyjskim imperatorem w Garogrodzie, lecz sromotną klęskę Rosji i unicestwienie jej zamierzeń na Bliskim Wschodzie, co z kolei pociągnęło za sobą wstrząsy wewnętrzne w państwie. Nie spełniają się jego przewidywania o destrukcyjnej dla koalicyjnych działań państw zachodnich roli ruchów rewolucyjnych; burzą jego iluzje co do mocarstwowego charakteru Rosji nieudolność władz i klęski militarne, niepokoją obserwowane w społeczeństwie nastroje, głęboko rozczarowuje się do osoby Mikołaja I. W listach prywatnych, a także w wierszu — ironicznym pamflecie–epitafium — daje druzgocącą w swym krytycyzmie charakterystykę cesarza i jego rządów, w których widzi główną przyczynę klęski militarnej Rosji. Dzieląc z ogółem swych współczesnych światłych Rosjan, także z kręgów zachowawczych, przeświadczenie o rychłej konieczności istotnych przemian wewnętrznych, zwłaszcza społecznych (jeszcze niedawno nie chciał, broniąc prestiżu Rosji w oczach Zachodu, dostrzegać tych konieczności), żywi co do perspektyw ich realizacji w warunkach rosyjskich głęboki sceptycyzm. Wreszcie wyniki wojny i ustalenia pokoju paryskiego uznać musi za fiasko swych politycznych koncepcji, w których realność — nawet w dalszej przyszłości — trudno mu było obecnie wierzyć.
Po roku 1856 nieraz jeszcze przychodziło mu chwytać za pióro publicysty i wypowiadać się na tematy publiczne. Czynił to w roku 1857 pisząc memoriał o cenzurze, w okolicznościowej liryce politycznej lat sześćdziesiątych, w listach — jak zwykle pisanych po francusku — w okresie wojny austriacko–pruskiej i francusko–pruskiej oraz Komuny Paryskiej, demonstrując w nich wielkie jak zawsze zainteresowanie dla spraw polityki, dużą kompetencję i przenikliwość, niekiedy śmiałość i celność przewidywań, niezależnie nawet od swych zawsze po staremu legitymistycznych postaw. Takim zainteresowaniom pozostanie też wierny do końca, natarczywie domagając się informacji z życia publicznego nawet w okresie przedśmiertnych niedomagań.
Na opisywane tu lata przypada także okres nowej aktywności twórczej poety. Po dawnemu wprawdzie nie uczestniczy bezpośrednio w życiu literackim, nie dba o własną pisarską reputację. Przeżywa zresztą przypływy i odpływy weny poetyckiej, a są całe okresy (1841–1849), kiedy nie ukazuje się ani jeden jego wiersz. Jest więc praktycznie nieznany, mimo pierwszego „odkrycia” z roku 1836, i dopiero potrzeba nowej inicjatywy, znów z kręgu «Sowriemiennika», aby wprowadzić go na rynek literacki. Kolejno więc po sobie następują: poważny artykuł o wierszach Tiutczewa pióra Mikołaja Niekrasowa (1850), pierwszy wybór jego utworów zredagowany przez Iwana Turgieniewa (1854) poprzedzony kilkoma publikacjami czasopiśmienniczymi, wreszcie dalsze wypowiedzi krytyczne o nim i kolejne, chociaż rzadkie wypadki ogłaszania poszczególnych nowych utworów. W roku 1868 zięć poety, Iwan Aksakow wraz z jego młodszym synem, Iwanem Tiutczewem, przygotowują i ogłaszają drugie wydanie liryków — ostatnie za życia pisarza. Ale i te przedsięwzięcia nie stanowiły jeszcze o właściwym, prawdziwym odkryciu wartości dzieła poetyckiego Tiutczewa dla ojczystej literatury; nastąpiło ono dopiero w wiele lat po śmierci pisarza.
Tiutczew a życie literackie jego czasów. Z przytoczonych już wcześniej danych biograficznych wynika, że mamy tu do czynienia z niezmiernie rzadkim wypadkiem całkowitego désintéressement twórcy wobec własnego dzieła poetyckiego, jego recepcji czytelniczej, losów własnej reputacji pisarskiej u współczesnych i potomnych. I nie była to bynajmniej jakaś poza czy przejaw minoderii, lecz programowe niejako, zupełnie świadome nieuznawanie tego typu działalności za dziedzinę równie godną uwagi, zabiegów i głębszego zaangażowania, jak np. służba, publicystyka polityczna, życie towarzyskie itp. Znane są zresztą liczne wypowiedzi czy postępki naszego autora, świadczące dobitnie o tym, że nie doceniał poezji w ogóle, a swojej w szczególności, a może raczej nie uważał za stosowne nigdy na ten temat mówić, że nie znosił żadnych sądów i uwag o własnym dorobku.
Nie zostawił zresztą zupełnie teoretycznych wypowiedzi na ten temat, nie brał udziału w polemikach literackich, nie pisał artykułów i recenzji. Jest natomiast autorem programowego „antypoetyckiego” w swej wymowie wiersza Silentium!, w którym wprost odradza twórcy–poecie ujawniania jego wnętrza duchowego, zaleca za to chronienie bogatych treści psychicznych przed profanami, przed uszczuplaniem z własną szkodą tego wewnętrznego, tajemniczego świata na rzecz innych, którzy i tak nigdy nie potrafią go należycie zrozumieć. Na szczęście tu Tiutczew okazał się niekonsekwentny i nie poszedł za własnymi radami: ujawnił, a robił to właściwie przez całe swoje długie życie, owe treści wewnętrzne i dzięki temu mamy dziś to, co jest właśnie liryką Tiutczewa.
I przecież o nim, w o wiele większym stopniu niż o jakimkolwiek innym twórcy rosyjskim można powiedzieć, że był poetą–lirykiem prawdziwie „z Bożej łaski”, że jego konstytucja duchowa domagała się wprost uzewnętrznienia w tej właśnie formie (nigdy przecież nawet nie próbował wypowiedzi o charakterze epickim, nie pisał prozy artystycznej czy dramatu). A był to u niego proces jak gdyby całkowicie organiczny, żywiołowy; nie był nigdy pisarzem–profesjonalistą, nie rozumiał twórczości jako rzemiosła, trudu, wysiłku; pisał z czysto wewnętrznych, jakby idealnych pobudek, rzucając na papier — często w najbardziej nieoczekiwanych momentach (np. w podróży, w czasie oficjalnego posiedzenia) i na zupełnie przypadkowych kartkach — od razu dojrzałe, gotowe czystopisowe redakcje, których z zasady nie poprawiał i do których tylko w wyjątkowych wypadkach wracał, dając ich nowe, odmienne i doskonalsze wersje.
Nie troszczył się też wcale o ich zachowanie (uległy np. zniszczeniu — spalone przez nieuwagę — wiersze wczesne), nie kwapił się do ich ogłaszania, i to wcale nie z myślą o Horacjańskiej maksymie, by nonum prematur in annum, nie po to przecież, aby do nich wracać, cyzelować, doskonalić. Dopiero w latach późniejszych kilkakrotnie dał wyraz swej irytacji z powodu ewidentnych już pomyłek i przykładów niedbalstwa przy wydawaniu jego wierszy w czasopismach i wyborach, i skorygował je — zresztą wcale nie w druku, oficjalnie, lecz w prywatnej korespondencji, czy przy przesyłaniu przyjacielskiej dedykacji. Stąd w jego spuściźnie czymś niezmiernie rzadkim są wypadki występowania wariantów tego samego wiersza, przykłady tekstów poddawanych późniejszym przeróbkom i ulepszeniom.
A przecież, niejako wbrew sobie, niekiedy nawet bez własnego bezpośredniego udziału czy inicjatywy, uczestniczył w życiu literackim swoich czasów, chociaż i nie systematycznie, bo z wielkimi przerwami, i jakby bez serca, niechętnie, z łaski. I to wyłącznie dzięki zabiegom innych — najpierw swych literackich nauczycieli, potem współpracowników wiedzących o istnieniu jego wierszy, kolegów po piórze — poetów, krytyków i wydawców, wreszcie ludzi z najbliższego otoczenia rodzinnego. Na samym początku był to więc profesor–poeta Aleksy Mierzlakow, który wprowadził młodziutkiego debiutanta w krąg moskiewskiego Towarzystwa Miłośników Literatury; juwenilia Tiutczewowskie deklamowano publicznie i ogłaszano drukiem w latach 1818–22 w organie Towarzystwa bądź w wydawnictwie uniwersytetu moskiewskiego. Potem — były wychowawca i nauczyciel, Siemion Amfiteatrow–Raicz, wydawca czasopisma «Galatea», a także redaktorzy almanachów literackich drukujący w latach 1823 oraz 1827–1831 przekłady z poetów niemieckich i wiersze oryginalne przebywającego w dalekim Monachium i przyjeżdżającego tylko rzadko w odwiedziny do kraju poety. W tych latach pojawiają się nawet pierwsze, i to liczne stosunkowo, recenzje i pochlebne wzmianki o ich mało jeszcze znanym autorze, m. in. pióra takich wpływowych krytyków, jak Mikołaj Polewoj, Piotr Wiaziemski oraz Iwan Kiriejewski.
Bez takiej interwencji z zewnątrz nie doczekałaby się pewno nigdy publikacji najcenniejsza część poetyckiego dorobku Tiutczewa: wiersze powstałe w Monachium na przełomie lat dwudziestych i trzydziestych. Stało się to tylko dzięki inicjatywie i staraniom przyjaciela i kolegi z misji monachijskiej, Iwana Gagarina (notabene w przyszłości głośnego w Europie kaznodziei katolickiego, jezuity ojca Józefa Ksawerego), który w czasie pobytu w Petersburgu w roku 1835 wymógł wprost na Tiutczewie, by ten przesłał rękopisy swych wierszy, znanych dotąd tylko w kręgu najbliższych monachijskich znajomych. Po zaznajomieniu się z nimi przez takie autorytety literackie, jak Wiaziemski, Żukowski i Puszkin, podjęto inicjatywę Gagarina, aby ogłosić część wierszy w jednym z pierwszych tomów założonego wówczas Puszkinowskiego czasopisma «Sowriemiennik», a następnie wydać osobno ich wybór.
Z planów tych zrealizowano wprawdzie część tylko, ogłoszono mianowicie w dwóch kolejnych tomach kwartalnika, trzecim i czwartym z roku 1836, łącznie 24 utwory, i do tego — widocznie z woli autora — sygnowane nic nie mówiącymi inicjałami „F.T.”, ale za to na naczelnym miejscu i niejako z poręki samego redaktora. Puszkin wyraził już wcześniej, prywatnie, swe uznanie dla Tiutczewa, teraz zaś nawiązując do tytułu, jakim redakcja zaopatrzyła swą publikację: Wiersze nadesłane z Niemiec, w osobnym, pisanym zresztą na inny temat, ale w tym samym trzecim numerze zamieszczonym artykule podkreślił ważną rolę, jaką we współczesnej poezji rosyjskiej odgrywają związki z poezją niemiecką oraz jej wpływy. Także zresztą po śmierci poety–redaktora «Sowriemiennik», czerpiąc z niewykorzystanych w 1836 r. zapasów oraz otrzymując od autora utwory później już powstałe, ogłosił do roku 1840 jeszcze pewną ilość wierszy, przyczyniając się tym samym do dalszego ugruntowania w świadomości współczesnych faktu istnienia i aktywności ukrywającego się pod inicjałami „F.T.” oraz „F.T–w”, przebywającego za granicą pisarza.
Jest rzeczą niezmiernie charakterystyczną, że krąg pisarzy zgrupowanych wokół tego czołowego w połowie XIX stulecia rosyjskiego czasopisma literackiego patronował nadal Tiutczewowi i pełnił wobec niego rolę obrońcy i propagatora. A dalsze mecenasowanie było tym bardziej potrzebne, że ten po roku 1840 przez czas dłuższy niczego w ogóle nie ogłosił, że po tej przerwie dopiero w roku 1850 ukazała się pewna ilość jego nowych wierszy w kilku czasopismach, głównie w «Moskwitianinic», oficjalnym organie słowianofilstwa. Nieliczne zaś krytyczne wzmianki z lat czterdziestych świadczą albo o tym, że ich autorzy (Bielinski i Gogol) mają na uwadze jedynie Tiutczewa jako poetę i tłumacza przełomu lat 1820–1830, współpracownika «Galatei» Raicza, albo wcale nie identyfikują tego nazwiska z twórcą „odkrytym” przez «Sowriemiennika» w roku 1836, ukrywającym się pod inicjałami „F.T.” (Walerian Majkow).
Zresztą sytuacja z twórczością Tiutczewa miała w tym okresie charakter zjawiska typowego, lata bowiem czterdzieste, a raczej piętnastolecie przed rokiem 1855 to epoka upadku poezji i niemal całkowitego jej braku, co wiązało się i z tendencjami ogólnymi rozwoju literackiego (epigoński etap romantyzmu, hegemonia prozy), i z brakiem talentów, pokolenie bowiem romantyków zeszło ze sceny literackiej (jedni zmarli, inni zamilkli), a generacja następna, mająca wkrótce odrodzić poezję rosyjską w trzeciej ćwierci XIX stulecia, jeszcze nie dała znać o sobie.
Pierwszą zapowiedzią zmiany na lepsze w tym względzie był artykuł «Sowriemiennika» z roku 1850 pióra Mikołaja Niekrasowa, skądinąd jednego z głównych promotorów „szkoły naturalnej” lat czterdziestych i współtwórcy majoryzującej ówczesną literaturę prozy „fizjologicznej”.
Wychodząc od ogólnych konstatacji kryzysu poezji, braku nie tylko dobrych, ale w ogóle wszelkich wierszy oraz istnienia niewłaściwego, niesprzyjającego rozwojowi sztuki poetyckiej klimatu, Niekrasow stawia równocześnie tezę, że wiersze powinny wrócić do życia literackiego i zająć należne im miejsce, co nie jest niemożliwe, bo w istocie odpowiednie teksty można znaleźć. Oto przed rokiem 1840, a więc przed ponad 10 laty, «Sowriemiennik» ogłaszał utwory niejakiego „F. T.”, które ze względu na swą oryginalność, głębię i piękno zdawały się należeć do dzieł samego Puszkina. Nie wiadomo wprawdzie — kontynuuje Niekrasow — czy poeta ten pisze nadal, czy coś jeszcze później ogłaszał poza tą niewielką ilością utworów (krytyk zupełnie nie identyfikuje „F. T.” z Tiutczewem); niemniej jednak, nie bacząc na pełne milczenie krytyki wokół tej poezji, zasługuje ona, jako zjawisko wyjątkowe, na szczególną uwagę. I zasadniczą część swego wystąpienia poświęca szczegółowemu omówieniu owych „przysłanych z Niemiec wierszy”, ale przecież prawdziwie „rosyjskich z ducha i z języka”, przytaczając równocześnie in extenso aż 24, a więc 3/4 z ogłoszonej w latach 1836–1840 przez czasopismo liczby 32 Tiutczewowskich utworów. Zarówno analizy, jak i klasyfikacja wierszy oraz ich systematyka, chociaż nie zawsze obiektywnie najsłuszniejsze, pozwoliły krytykowi zakończyć rzecz stwierdzeniem, że ich autor (niejako wbrew tytułowi artykułu: Drugorzędni poeci rosyjscy) to twórca oryginalny, wyjątkowy, który może być zaliczony — nie ze względu na popularność i uznanie, ale talent — do nie ustępujących Lermontowowi i Puszkinowi.
Dzięki temu artykułowi i poezja, i osoba jej twórcy znów pojawiły się w literaturze. Rozszyfrowano i ujawniono jego nazwisko, skłoniono go do przekazania do druku nowych utworów; publikacje w roku 1850 i 1851 zawdzięczał głównie swemu byłemu koledze uniwersyteckiemu, Michałowi Pogodinowi, ówczesnemu wydawcy «Moskwitianina», który ogłosił wówczas łącznie aż 19 wierszy, w tym tylko jeden jako wznowienie. Po kilka wierszy ukazało się w czasopiśmie Michała Maksymowicza «Kijewlanin» oraz zbiorze literackim Raut Mikołaja Suszkowa, szwagra poety, z roku 1851 i 1852, sygnowanych jeszcze inicjałami czy gwiazdkami, bądź też podpisywanych już pełnym nazwiskiem. Pojawiły się nowe opinie i recenzje w prasie literackiej, powrócono wreszcie do pomysłu wydania osobnego zbioru wierszy, nie zrealizowanego w roku 1836.
Starania takie podjął sam Suszkow, sfinalizował je jednak dopiero w roku 1854 Iwan Turgieniew. Przedsięwzięcie doszło do skutku dzięki temu, że dwaj pisarze, wiedząc już o sobie wcześniej, zaznajomili się osobiście w końcu roku 1853 i stykali często w Petersburgu. Wiersze ukazywały się w roku 1854 w «Sowriemienniku» trzykrotnie: w osobno paginowanym i mającym własny tytuł (Wiersze F. Tiutczewa) dodatku do numeru 3 miesięcznika (92 wiersze), w numerze 5 (19 tytułów) oraz — te same utwory łącznie — w osobnym, samodzielnym woluminie. Czasopiśmiennicze publikacje przegradzał specjalny artykuł krytyczny Turgieniewa, przynoszący rozwinięcie sądów Niekrasowa sprzed kilku lat oraz nową, trafną, bardzo pochlebną ocenę Tiutczewowskiej poezji. Dało to powód do znacznego ożywienia krytyki literackiej. Pojawiło się wówczas szereg recenzji tego zbiorowego wydania, i to zarówno pozytywnych, jak i zawierających uwagi krytyczne pod adresem poety. W ciekawej polemice zabiera głos sam Turgieniew, nieco później Afanasij Fet, który wystąpił przy sposobności z programowym artykułem w obronie poezji przed jej krytykami ze strony obozu rewolucyjnej demokracji. Wypowiadali się także Czernyszcwski i Dobrolubow, a wszystko to dawało okazję do poruszenia wielu zasadniczych zagadnień rozwoju współczesnej literatury i niewątpliwie animowało wyraźnie sam proces literacki u początków epoki lat sześćdziesiątych.
To drugie „odkrycie Tiulczewa” pozwoliło wprowadzić w obieg literacko—czytelniczy nie tylko — na nowo — wiersze już dawniej ogłoszone, ale także zupełnie nieznane (było ich łącznie 25, prawie wszystkie z lat pięćdziesiątych), powstałe już w nowym okresie rozkwitu talentu poety. Były wśród nich także piękne i głębokie erotyki wiążące się z osobą Heleny Dienisjewej.
Nowy kilkunastoletni okres aktywności twórczej i rozkwitu talentu pozwolił Tiutczewowi w większym stopniu niż dotychczas uczestniczyć aktywniej w życiu literackim: poszczególne utwory od czasu do czasu pojawiają się na łamach czasopism (m. in. «Russkoje Bogatstwo» z roku 1857 i 1858). W r. 1868, bez jego zresztą udziału, zięć i syn poety, Iwan Aksakow i Iwan Tiutczew ogłosili nowe, drugie wydanie jego Poezji. Wcześniej, w 1864 roku — chyba jedyny raz w swym życiu — Tiutczew sam skierowuje do redakcji czasopisma «Russkij Wiestnik» rękopisy czterech swych utworów, wiążących się ze śmiercią Dienisjewej i wspomnieniami o niej, domagając się równocześnie, aby ogłoszono je z pełnym podpisem, jako utwory właśnie jego i z tą postacią związane. Większość jednak powstałych wówczas wierszy nie ukazała się drukiem, nie weszła także do drugiego wydania z roku 1868, tak że dopiero z czasem zaczęto je wydobywać z rozproszonych rękopisów już po śmierci poety i ogłaszać stopniowo, wraz z niektórymi wcześniejszymi, w latach 1874, 1879, 1885, w kolejnym zbiorowym wydaniu z roku 1886, w latach 1900–1903, a nawet dopiero po pierwszej wojnie światowej. Pełne zaś zebranie dorobku i jego gruntowne zbadanie stało się dopiero dziełem lat późniejszych i wiąże się już bezpośrednio z naszą powojenną epoką. Teraz wyszło krytyczne wydanie jego poezji, ukazało się też wiele prac analitycznych o twórczości poety i fundamentalna monografia jego życia i prac. Proces ten, rozpoczęty w okresie symbolizmu, przyniósł w efekcie pełne i chyba ostateczne rewindykowanie dla literatury rosyjskiej i nauki o literaturze postaci i dzieła Tiutczewa.
Pod urokiem romantyzmu europejskiego: przekłady. Nie uważając się za literata–profesjonalistę, również pracę tłumacza traktował Tiutczew w charakterystyczny dla siebie sposób. Nie podejmował więc przekładów na tzw. zamówienie, w wyborze obiektów zainteresowania kierował się wyłącznie indywidualnymi gustami, daleki był od wszelkiego w tym zakresie planowania czy systematyczności. A przecież przekłady z autorów obcych zajmują w jego dorobku znaczne miejsce; czterdzieści jeden utworów lub fragmentów większych całości stanowi na tle całej jego twórczości poetyckiej zespół wypowiedzi poetyckich znaczący nie tylko w sensie ilościowym. Jest rzeczą naturalną, że interesowali go przede wszystkim autorzy niemieccy, zresztą znaczna większość tłumaczeń powstała w okresie pobytu za granicą. Najczęściej i najchętniej sięgał do Goethego (10 wierszy i 5 fragmentów pierwszej części Fausta; tłumaczenie całego I aktu drugiej części dramatu poeta niechcący zniszczył) oraz Heinego (7 wierszy i parafraza poetycka urywka z pisanych prozą Obrazów z podróży) i Schillera (5 utworów poetyckich); z języka niemieckiego przetłumaczył jeszcze po jednym utworze z Herdera, Uhlanda i Zedlitza. Do rzadkości natomiast należą tłumaczenia z poetów angielskich (dwa fragmenty Snu nocy letniej Szekspira, wiersz Byrona), francuskich, włoskich i antycznych (po jednym wierszu lub fragmencie z Racine’a, Lamartine’a, Hugo, Berangera, a także Michała Anioła i Manzoniego, wreszcie Horacego).
Zarówno te ostatnie — wydawałoby się przypadkowo z bardzo przecież różnych autorów i dzieł dobierane — tłumaczenia i parafrazy, jak i przekłady utworów trzech wielkich poetów niemieckich, jak wreszcie kilka zupełnie swobodnych wariacji poetyckich, do których impulsów dostarczyły poszczególne fragmenty prozaicznych czy poetyckich dzieł pani de Stael, Heinego, Schillera (np. wiersze Mal’aria, Napoleon, Kolumb, [Od miast do miast przez wszystkie dnie]), wiążą się wyraźnie z oryginalną twórczością poety, powstały bowiem w wyniku określonych wewnętrznych potrzeb twórczych. Stąd znajdujemy w nich najczęściej podobne bądź zgoła te same co w jego wierszach własnych wątki myślowe, obrazy czy nastroje, zwłaszcza takie, które nawiązywały do przeświadczenia o grożącej współczesnemu światu katastrofie, zawierały ulubione motywy filozofii natury czy kosmosu, głosiły idee romantycznej samotności i „niewyrażalności” duchowej człowieka oraz jego ustawicznej, nienasyconej potrzeby wyjścia poza przyziemne ograniczenia. Dlatego więc Tiutczewowskie tłumaczenia i przeróbki, wśród których do rzadkości należą przekłady ściśle wierne oryginałowi czy z nim w sensie treściowym i rytmicznym tożsame, stanowią organiczną część całego dorobku twórczego poety i jako takie winny być traktowane także przez czytelnika oraz interpretatora jego wierszy.
Polityka i historia. Jest rzeczą zrozumiałą, że człowiek pokroju Tiutczewa, a równocześnie poeta reprezentujący taki właśnie jak on typ działalności literackiej, uczynił problematykę polityczną jednym z ważnych, niekiedy wręcz dominujących motywów swej twórczości. Wiersze o tej tematyce stanowią aż jedną czwartą całego dorobku poetyckiego, są więc jego nieodłączną częścią i przedstawiają — podobnie jak pozostałe cykle tematyczne, takie jak liryka filozoficzna czy miłosna — dużą wartość dla zrozumienia osobowości poety. Są one prawdziwym świadectwem jego poglądów ideowych, autentycznym wyrazem dokonującej się w ciągu półwiecza ewolucji postaw wobec współczesności, uderzającym szczerością zapisem przeświadczeń i wahań, przenikliwości i pomyłek, przewidywań i rozczarowań poety–polityka bacznie śledzącego współczesną rzeczywistość Rosji i Europy szeregu dziesięcioleci ubiegłego burzliwego wieku.
Uderza zarówno duża rozpiętość tematyczna tej swoistej poetyckiej publicystyki, jak i znaczne jej zróżnicowanie pod względem sposobów wypowiedzi oraz skali walorów artystycznych. Tiutczew z zasady omijał tzw. problematykę społeczną; albo jej w ogóle wokół siebie nie dostrzegał, albo też świadomie, idąc tu całkowicie przeciwko głównym tendencjom współczesnej literatury rosyjskiej, unikał jej. Do zupełnej więc rzadkości należą u niego wiersze typu [Te chałupy pochylone], [Czy dla tej ciemnej ludzkiej masy], [Oto biegnie nić ze stali], w których spotykamy wyraźne przejawy obywatelskiej troski o lud wiejski, zainteresowanie jego losem i przyszłością, umiejętność dostrzegania i odtwarzania „niskich” stron życia społecznego. Nawet jednak w tych, nielicznych przecież wierszach poeta nie umiał wyjść poza ujęcia deklaratywne oraz ogólnikowe, dalekie od „przyziemnej” konkretności i przedmiotowej szczegółowości obrazy, od których przechodził najchętniej na płaszczyznę problemów ogólnoludzkich, uwzględniał raczej ich aspekt etyczny i religijny, zmierzał ku wnioskom natury egzystencjalnej. Oprócz wymienionych, taką samą wymowę — może w jeszcze większym nawet stopniu — mają wiersze [Ześlij, o Panie, łaskę swoją[, [Łez ludzkich zdroje, łez ludzkich strugi], Do Rosjanki.
Jako natomiast rasowy homo politicus występuje poeta w swych licznych wierszach powstałych jako reakcja na określone przejawy tak zawsze interesującej go współczesnej rzeczywistości oraz niedawnej przeszłości. Nie omieszkał więc skwitować poetycką deklaracją, zawierającą surowy osąd i potępienie, działań „ofiar szaleńczej myśli”, uczestników wypadków grudniowych (14 grudnia 1825), a jeszcze wcześniej zajął krytyczne stanowisko wobec tyranoburczych i wolnościowych wystąpień poetyckich Puszkina (Na odę Puszkina „Wolność”). W wierszu Niemen z roku 1853 wracał wspomnieniem do momentu przejścia przez tę graniczną rzekę idących na Moskwę wojsk Napoleona. Do tej samej postaci oraz jej dramatycznych losów i odegranej w dziejach Europy roli nawiązywał w tryptyku pt. Napoleon (1832–1850), zawierającym próbę poetyckiej charakterystyki osoby cesarza i jego pośmiertnej sławy. Przekładając na język poetyckich sytuacji i obrazów oraz idei i nastrojów swoje zainteresowanie wielowiekową rywalizacją Rosji i Turcji, którą traktował głównie w kategoriach historiozoficznych, na płaszczyźnie konfliktu islam — chrześcijaństwo, poruszał ten temat w niejednym swoim wierszu. Dał więc aktualizującą interpretację słowiańskiej legendy o tarczy księcia Olega zawieszonej na bramie Carogrodu (Tarcza Olega, 1829), co miało zapowiadać przyszłe zajęcie przez Rosję stolicy imperatorów bizantyjskich. W latach 1848–1850 głosił, że spełnienie tej zapowiedzi staje się już czymś konkretnym i bliskim (Proroctwo, Świt, [Nie, mój karzełku, tchórzu bezprzykładny]), a car rosyjski, wieńcząc swą głowę koroną cesarzy w grodzie Konstantyna, stanie się władcą całego prawosławnego Wschodu oraz wszechsłowiańskim, jego zaś imperium, realizujące odwieczną, powierzoną mu przez Boga misję, obejmie olbrzymie terytoria „od Nilu do Newy, od Łaby do Chin, od Wołgi do Eufratu, od Gangesu do Dunaju”, z trzema przyszłymi stolicami Rosji: „Moskwą, grodem Piotra oraz grodem Konstantyna”*. Problem Konstantynopola oraz historycznej misji Rosji znów się w twórczości poety zaktualizował w związku z wojną krymską 1853–1856 r. W kilku wierszach dał wyraz najpierw swym nadziejom na rychłe zrealizowanie owej dziejowej misji (Seans spirytystyczny), potem świadomości, że wojna niesie ze sobą zagrożenie i nieszczęścia (Oto biegnie nić ze stali) oraz że Rosja musi w rozgorzałym konflikcie zbrojnym obronić siebie oraz zakwestionowane wartości moralne ([O, nie do wierszy ci obecnie]), wreszcie nastrojom upadku ducha i zawodu wywołanego klęską Rosji [Zamilknij, błagam, nie waż się mnie budzić], a równocześnie przeświadczeniu, że winowajcą niepowodzeń Rosji oraz krachu jej dążeń jest pełen próżności i pozy „car komediant”, właśnie wówczas zmarły Mikołaj I ([Nie Bogu i nie Rosji niosłeś służby swe]), że najbliższa przyszłość przyniesie nowe doświadczenia i klęski, będące „przejawem Bożej sprawiedliwości i spełnieniem się zasłużonej kary” (1856).
W Tiutczewowskich deklaracjach poetyckich oraz prognostykach na temat współczesnego życia politycznego znalazły też wyraz jego myśli i nastroje wiążące się z konfliktem Rosji i Europy Zachodniej, starego porządku i rewolucji, ze sprawami świata słowiańskiego i Polski. To, co w tych kwestiach wypowiadał jako autor prac publicystycznych oraz w prywatnej korespondencji, znalazło swój wyraz w najcelniejszym poetycko jego wierszu politycznym z roku 1848 pt. Morze i granit, ujmującym w alegorycznym, pełnym ekspresji obrazie zasadniczy konflikt epoki oraz własną wobec niego postawę i ocenę. Swym zainteresowaniom sprawami Słowian i przewidywaniom na temat ich historii oraz przyszłych losów, uzależnionych od pełnej jedności i ścisłego sojuszu z Rosją i prawosławiem, dał wyraz w takich wierszach, jak Hance do sztambucha (wiersz napisany w roku 1841, uzupełniony o nowe myśli uwzględniające sytuację z lat sześćdziesiątych w postaci odrębnego „dopisku”), dwa utwory z roku 1867 pod identycznym tytułem Do Słowian, powstałe z okazji Wystawy Etnograficznej w Moskwie oraz towarzyszącego jej Zjazdu Słowiańskiego, wiersze Czechom od Słowian moskiewskich oraz Hus na stosie, w których uczucia sympatii i życzliwości dla gnębionych pod obcym panowaniem Słowian bałkańskich i Czechów przeplatają się z ostro wyrażoną niechęcią do Rzymu i katolicyzmu, a równocześnie z gloryfikacją Rosji i jej roli w życiu Europy. W tej grupie utworów naszą uwagę przyciągają szczególnie wiersze poruszające tematykę polską, traktowaną zresztą najczęściej razem z całym kompleksem Tiutczewowskich politycznych zapatrywań oraz nastrojów. Ze względu na doniosłość tych spraw dla czytelnika polskiego warto im poświęcić nieco więcej miejsca przy omawianiu całości tzw. problematyki polskiej w życiu i twórczości poety*.
Wiersze o tematyce politycznej, tak liczne w dorobku poety, reprezentują nie tylko szeroką skalę tematyczną i bogactwo problemowe. Są także bardzo zróżnicowane w swojej tonacji uczuciowej, zabarwieniu emocjonalnym, różnią się znacznie sposobami artystycznej konkretyzacji swych treści ideowych oraz twórczymi celami. Większość może być rzeczywiście uznana za rymowaną, dla doraźnych skutków uprawianą publicystykę. Są to zwłaszcza te wiersze, które powstawały pod bezpośrednim impulsem czy jako reakcja poety na wydarzenia bieżące. W nich też najczęściej ucieka się on do ironii czy inwektywy, do sformułowań ostrych i stwierdzeń przesadnych, zmierzających do osiągnięcia doraźnych celów. Zestarzały się też one bardzo szybko, straciły bowiem swoją aktualność, podobnie jak wszystkie poetyckie deklaracje i prognozy Tiutczewa, które nie sprawdziły się zupełnie już za życia poety. Ale jest też pewna grupa utworów, w których zamiast deklaratywnych wypowiedzi, gotowych wniosków, tanich publicystycznych efektów i żenujących swą naiwnością i krótkowzrocznością przepowiedni mamy wiersze uderzające prawdą przeżycia, temperaturą emocjonalną, autentyzmem i szczerością, znamionującą rzeczywistą troskę obywatelską o sprawy otaczającego poetę świata, o podstawowe imponderabilia ludzkiej egzystencji, będące wynikiem dojrzałej, mądrej refleksji lub przejawem prawdziwej sztuki słowa operującej obrazami o dużej nośności treściowej. Obok wymienionego wyżej utworu Morze i granit czy wierszy, jakie uznać trzeba za przejawy liryki „społecznej”, obywatelskiej ([Te chałupy pochylone], [Czy dla tej ciemnej ludzkiej masy]), można tu jako przykłady jeszcze wymienić takie, jak: Współczesność, (Wschód jeszcze milczy zagadkowo), wreszcie epigramat z roku 1866:
Rosję nie rozum pojąć zdoła,
Na nic ją zwykłą skalą mierzyć;
Istota jej odmienna zgolą —
Tak, w Rosję można tylko wierzyć!
(przekład R. Ł.)
Utwory tego typu mają dla nas podwójne znaczenie: jako autentyczne świadectwa głębokiej refleksji poety–myśliciela nad toczącym się obok niego nurtem życia społecznego i jako ujawniające się w jednostkowym odczuciu ogólniejsze nastroje, obawy, rozterki, dążenia oraz idee współczesnych Tiutczewowi ludzi.
Liryka miłosna: między biografią a wymiarem uniwersalnym. W świecie, jaki wyłania się z całości liryki Tiutczewa, ogromnie ważne miejsce zajmuje sfera uczuć, ta zaś sprowadza się głównie do tego, co rodzi się, rozwija i dopełnia między mężczyzną a kobietą, między dwojgiem zainteresowanych sobą i skazanych na siebie łudzi. Poezja rosyjska ma niewielu takich twórców — należą tu przede wszystkim Puszkin, Lermontow i Błok — którzy by, jak Tiutczew, poświęcili aż tyle uwagi tej dziedzinie życia człowieka i z takim mistrzostwem umieli ją językiem sztuki poetyckiej wypowiedzieć. Oczywiście decydującą rolę odegrało to, że, jak wyżej przypomniano, ta sfera była ważnym czynnikiem w biografii samego poety, że nurt życia uczuciowego toczył się w niej wartko, a przy tym w sposób kręty i burzliwy, że był długo żywotny i zasilał się coraz to nowymi dopływami. Ale nie bez znaczenia było i to, że Tiutczew tworzył w czasie dojrzałego romantyzmu, że miał już za sobą doświadczenia twórcze swych poprzedników, zwłaszcza Żakowskiego, Puszkina i Lermontowa, że w Rosji istniała już w pierwszej połowie XIX wieku wysoka kultura literacka i bogata tradycja artystycznej eksploracji tych właśnie pokładów psychiki człowieka oraz sposobów ich poetyckiej konkretyzacji. Ale nie umniejsza to równocześnie znaczenia i zasług naszego poety, który w tej dziedzinie twórczości dokonał bardzo istotnego kroku naprzód i okazał się w niej nowatorem, wyznaczającym nie znane jego poprzednikom perspektywy artystyczne.
Jedno z takich oryginalnych Tiutczewowskich osiągnięć w tym zakresie to umiejętność odtworzenia w cyklu erotyków wszystkich możliwych stadiów miłości, przedstawienia najrozmaitszych jej faz i odcieni: od najbardziej nieśmiałych, nieuświadamianych jeszcze czasami stanów gotowości wewnętrznej do przyszłego uczucia, dorastania do niego, oczekiwania nań, przez wszystkie pośrednie stany zauroczenia drugą osobą, złączenia się z nią w pełni, aż do sytuacji, kiedy uczucie miłości przeradza się w swą antytezę — niechęć, wrogość, a nawet nienawiść, staje się źródłem cierpienia i życiowej klęski, siłą destrukcyjną, fatalną w swych skutkach dla życia obojga partnerów.
W twórczości wcześniejszej, z okresu pobytu za granicą, miłość ukazywana jest głównie jako uczucie przynoszące radość i szczęście, z towarzyszeniem takich np. akcesoriów poetyckich, jak krajobraz Południa [Ten kraj pamięta serce moje], czy świat przedmiotów i kwiatów prześwietlonych pełnym dziennym światłem słonecznym (Cache–cache). Równocześnie już tutaj zaznaczyła się charakterystyczna dominanta Tiutczewowskich erotyków: decydująca rola, jaką spełnia przedstawienie wizerunku partnerki „ja lirycznego” oraz jej świata wewnętrznego. Raz będzie to idealne ucieleśnienie piękna i odblask niebiańskiej szlachetności ([Ten kraj pamięta serce moje]), kiedy indziej — uosobienie zalotności i umiejętności maskowania tego, czym żyje naprawdę serce (Do N.), uległości wobec przemożnego uczucia i gotowości pójścia za nim ([Ów dzień, pamiętam, dla mnie był]),
pełnego miłosnego zapamiętania i oddania się ([Lubię oczęta twe, kochanie]), lub fizycznego kobiecego piękna ([Wczoraj wśród marzeń czarodziejskich]). Z czasem „ona” zajmie w wierszach Tiutczewa, zwłaszcza tych, które powstały jako uogólniony wyraz faktycznych perypetii miłosnych poety z czasów związku najpierw z Ernestyną Dornberg, a potem Heleną Dienisjewą, miejsce dominujące, usuwając w cień osobowość „męskiego” podmiotu lirycznego, czemu towarzyszyć będą równocześnie istotne zmiany w samym traktowaniu tematu miłości; nastąpi tu przesunięcie akcentów w stronę większej dramatyzacji, skomplikowania, ujawni się cała złożona dialektyka tego uczucia.
I na tym polega drugie wielkie osiągnięcie Tiutczewa: uczynił kobietę i jej świat wewnętrzny momentem centralnym swej liryki, ją właśnie kreując na główną bohaterkę miłosnego dialogu, w którym zresztą staje się ona stroną słabszą, przegrywającą, bardziej tragiczną, odczuwającą mocniej zgubne skutki i niszczycielską siłę tego uczucia. Ten nowy, odkryty przez „ja liryczne” świat wchodzi teraz na trwałe do wierszy poety, przeobrażając ogólną tonację, atmosferę, akcesoria tła utworów. Występne, „złe” uczucie wprowadza dysharmonię w świat południowej, przyjaznej człowiekowi przyrody (Willa włoska, 1 grudnia 1837), niszczy życie osobiste, „spopiela” miłość, rzuca cień na całą dalszą egzystencję kobiety ([Z jaką tkliwością, z jakim smutkiem]), kładzie kres jej fizycznemu pięknu, gasi uśmiech i blask oczu ([O, jak morderczo my kochamy), [Ja oczy znałem — o, te oczy]), poniża ją w oczach tłumu i odbiera wszelką radość, zostawiając jedynie gorycz i cierpienie ([To, co modlitwą twoją było]). „On”, świadom tego wszystkiego, uznający swą winę, a równocześnie bezsilność ([Nie wiem, czy dusza łaski dozna]), może jedynie wyrażać swą małość, wyrzucać sobie egoizm, kajać się i składać hołd swej „ofierze” ([Nie raz słyszałaś me wyznanie]). Związek dwóch dusz, ich maksymalne zjednoczenie, staje się nierówną walką dwóch serc, fatalnym pojedynkiem, niosącym zatratę tej stronie, która jest w tej walce słabsza, bardziej krucha, bezbronna (Predestynacja, [Nie mów: on kocha mnie jak dawniej, wciąż tak samo!], [O, tylko, nie zatrważaj mnie słusznym wyrzutem/[).
Bohaterowi lirycznemu Tiutczewa dane było przeżyć inne jeszcze doświadczenia w tej sferze: miłość późną, w jesieni życia, która w jeszcze większym stopniu niż wszystkie wcześniejsze stany uzmysławia mu dialektyczną sprzeczność tego uczucia (Ostatnia miłość), sytuację całkowitego przeżycia się miłości, jej pełnego wygaśnięcia ([Ona siedziała na posadzce]), wreszcie tragiczną komplikację — śmierć ukochanej osoby. Poeta przeżył bardzo silnie chorobę i śmierć Heleny Dienisjewej, co znalazło swój wyraz artystyczny w kilku wierszach z lat 1864–1865, opartych wprawdzie na realnych okolicznościach tej tragedii, ale wychodzących swym uogólniającym charakterem daleko poza jej realia. Przekazują one sytuację oraz stany psychiczne człowieka będącego świadkiem ostatnich chwil umierającej ([Przez cały dzień leżała w zapomnieniu]), szukającego ukojenia i pociechy w trudnym do zniesienia osamotnieniu w modlitewnej prośbie o „cierpienie, które mogłoby wstrząsnąć martwiejącą duszę” ([Bywają w mym męczeńskim odrętwieniu]), dojrzewającego powoli do rezygnacji, przyzwyczajającego się już za życia do tej pełnej i ostatecznej samotności, jaka czeka nas w mogile ([Piętnaście dzisiaj właśnie łat minęło]). Wreszcie, podobnie jak bohater Piekła Dantego, który wyznaje, że „Nessun maggior dolore che ricordarsi del tempo felice nella miseria”*, przeżywającego na nowo ból rozstania w miejscu dawnego wspólnego życia (W wigilię rocznicy 4 sierpnia 1864 r.).
Rację mają monografiści Tiutczewa*, że cykl erotyków poety, tak bogaty treściowo i tak nastrojowo zróżnicowany, odtwarzający jak gdyby pełne dzieje miłości człowieka, przypomina współczesne mu romanse Turgieniewa czy Dostojewskiego, największych rosyjskich mistrzów w przedstawianiu życia uczuciowego człowieka, zwłaszcza zaś miłości skomplikowanej, tragicznej, psychologii serca kobiety.
Poeta — myśliciel. Chociaż w ciągu całego długiego życia pasjonowały Tiutczewa zjawiska i problemy współczesnej rzeczywistości politycznej, chociaż tak wiele twórczej energii poświęcił odtworzeniu świata uczuć, przecież nie te części jego spuścizny poetyckiej decydują o miejscu oraz roli, jaką odegrał on w dziejach literatury rosyjskiej. Tym, co stanowi zasadniczą i najważniejszą część owego dorobku, co jest w poezji rosyjskiej najbardziej Tiutczewowskie, jest jego liryka „światopoglądowa” — wynik artystycznej konkretyzacji jego wysiłku intelektualnego, poetycki raptularz perypetii duchowych, literacki zapis bogatego i mocno pulsującego życia wewnętrznego. Znajdowało ono swoje ujście we wszystkich sferach jego działalności oraz pracy umysłowej, w słynnych Tiutczewowskich rozmowach i bons mots, artykułach publicystycznych i korespondencji, w przekładach poetyckich oraz zwłaszcza w twórczości oryginalnej, w wierszach o tematyce politycznej i miłosnej, ale wyraz najpełniejszy otrzymało w tych utworach, które zapewniły mu — jak najbardziej słusznie — miano pierwszego i najwybitniejszego rosyjskiego poety–filozofa.
Oczywiście sfera intelektualna życia człowieka zwracała niejednokrotnie uwagę poetów i przed Tiutczewem, a problematyka światopoglądowa pojawiała się już w twórczości pisarzy Oświecenia oraz wczesnych romantyków. „Ody filozoficzne” oraz parafrazy tekstów starotestamentowych (Psalmy i Księga Joba) pisał Michał Łomonosow, tematyka filozoficzno—religijna występuje w poezji Gabriela Dierżawina (oda Bóg, Do władców i sędziów, Na śmierć księcia Mieszczerskiego, Wodospad, Ostatni wiersz [Tocząc niezmienny nurt strumienia]), w niektórych wierszach Konstantego Batiuszkowa ([Żukowski, czas pożera wszystko), [Czy wiesz, co wyrzekł Melchizedek?]) oraz Wasyla Żukowskiego (Cnota, Człowiek, Hymn, Biblia, Niewyrażalne), w poszczególnych utworach poetów kręgu dekabrystowskiego (zwłaszcza liczne wiersze o tematyce religijnej i parafrazy tekstów biblijnych Fiodora Glinki, a także utwory Wilhelma Kiłchelbeckera) oraz przedstawicieli tzw. plejady puszkinowskiej. Motywy tego typu pojawiają się sporadycznie także u obu największych poetów–romantyków, Puszkina (Prorok, Ojcowie pustelnicy i dziewice czyste) oraz Lermontowa (Ziemia i niebo, Modlitwa). Bezpośrednich jednak poprzedników w tym względzie miał Tiutczew w Eugeniuszu Boratyńskim oraz poetach lat dwudziestych, związanych z kołem literacko–filozoficznym tzw. lubomudrów. Przedstawiciele tego ugrupowania — Dymitr Wieniewitinow, Włodzimierz Odojewski, Iwan Kiriejewski, a także poeci z nim luźniej związani — Stefan Szewyriow, Michał Pogodin, Aleksy Chomiakow — wysuwali hasła jedności filozofii i sztuki, poezji intelektualnej, żywiącej się zasadami idealizmu filozoficznego, sformułowanymi zwłaszcza przez Fryderyka Schellinga, które jednak udało się im zrealizować tylko w stopniu minimalnym z powodu braku właściwych sposobów poetyckiej konkretyzacji tych nowych treści**. Boratyński, którego twórczość przeszła znaczną ewolucję, w swych utworach dojrzałych, najpóźniejszych, nie tylko szerzej wprowadził problematykę filozoficzną (konflikt twórca a społeczeństwo, twórczość i natchnienie, świadomość tragizmu jednostki, człowiek w obliczu samotności i śmierci, człowiek a przyroda), ale potrafił już w znacznym stopniu wyzwolić się od nacisku tradycji poetyckiej, inercji form gatunkowych i stylowych, stworzyć nowe, oryginalne sposoby wyrazu (Jesień, [Na cóż wy, dni! Masz ziemski padół), Na siew lasu, [Wciąż myśli, myśli! O artysto biedny), Do mędrca). Było kilka czynników, które zadecydowały o tym, że rzeczywistym twórcą tego typu liryki stał się właśnie Tiutczew. Rówieśnik wszystkich wymienionych tu poetów romantycznych, a równocześnie człowiek, który w odróżnieniu od nich żył długo, stając się świadkiem wielu późniejszych wydarzeń oraz procesów łat czterdziestych i sześćdziesiątych, jak żaden z nich tkwił — z racji swej pozycji społecznej i zawodowej — w samym gąszczu spraw współczesnych, które go też szczególnie pasjonowały z racji osobistych zainteresowań i skłonności. Lata spędzone za granicą, osobiste i pośrednie kontakty z przedstawicielami literatury, filozofii i nauki europejskiej uczyniły go szczególnie podatnym na to, co się w życiu intelektualnym Europy działo, otwartym na wszystkie najważniejsze przejawy współczesnej myśli i sztuki. Wychowany na tradycjach intelektualnych oraz artystycznych wiążących się genetycznie z Oświeceniem i jego literackimi odpowiednikami — klasycyzmem i sentymentalizmem, umiał w dojrzałej twórczości powiązać ich najistotniejsze wątki ze zdobyczami ideowymi oraz estetycznymi romantyzmu, co tak zdecydowanie wpłynęło na kształt artystyczny jego wierszy, zaważyło na ich właściwościach rodzajowo–gatunkowych i stylowych, na typie wyobraźni twórczej, sposobach obrazowania, topice i słownictwie poetyckim. No i powód tu najistotniejszy — wśród tych wszystkich pisarzy Tiutczew był tym jedynym twórcą, który po pierwsze sprawy te tak mocno przeżywał, tak na nie żywo reagował, a po wtóre — tylko jemu dany został ów tajemniczy dar takiego właśnie talentu, owa genialna umiejętność ich poetyckiego widzenia i komunikowania czytelnikowi.
Umiejętność ta, będąca właśnie darem, wyrażała się w tym, że w jednym akcie twórczym powstawała synteza pracy intelektu i uczucia, refleksji i nastroju, myśli i wyobraźni. To ona właśnie sprawiała, że jeśli nawet impulsem do powstania wiersza był akt umysłu — refleksja ogólniejsza, wynik obserwacji poszczególnych faktów życiowych, doświadczeń lub rozważań — przechodził on niejako przez stadium uczucia, nastroju czy wrażenia i dopiero w tej postaci był ujmowany w kształt obrazowy. Że z drugiej strony wszystkie przejawy życia emocjonalnego, uczuciowego, nie tracąc bynajmniej swego spontanicznego, żywiołowego charakteru, prześwietlone były jak gdyby myślą, mobilizowały ją do działania, wyzwalały.
Poeta nie tyle głosi, wykłada — jak w np. klasycystycznej poezji dydaktycznej — pewne prawdy, co przekazuje własne, indywidualne myśli i uczucia przez nie wywołane, nastroje czy impresje będące jakby wynikiem ich kontemplacji, niekiedy zaś daje im niesłychanie trafną w swej dociekliwości oraz będącą przejawem głębokiej intuicji poetycką formułę w postaci sądów czy aforyzmów*. Podobne zresztą cele osiąga w wierszach z ograniczoną funkcją „gotowych” ujęć refleksyjnych bądź zgoła bez nich; stworzone wtedy obrazy, sytuacje, sceny obok swego pierwotnego, zasadniczego znaczenia uzyskują walor sensów wtórych, przenośnych, a nawet na tyle uogólnionych, że symbolicznych, a te w sposób pośredni, ale tym bardziej skuteczny i trwały, wywołują u odbiorcy refleksję, uprzytomniają mu sprawy ogólniejsze, budzą w nim ferment intelektualny czy twórczy w swych światopoglądowych skutkach niepokój moralny. Stąd wiersze Tiutczewa, nie powstając jako ilustracje określonych tez światopoglądowych czy forma popularyzacji pewnych doktryn filozoficznych, są równocześnie, jak u żadnego z jego rosyjskich poprzedników i następców, najdoskonalszymi przejawami prawdziwie filozoficznej, „intelektualnej” liryki, najdoskonalszym wykwitem dziewiętnastowiecznej „poezji myśli”.
Wiersze tej grupy pozwalają przede wszystkim odtworzyć charakterystyczny poetycki światopogląd pisarza, jego filozoficzne i życiowe credo. Wbrew niejako swej programowej wypowiedzi z wczesnego wiersza Silentium!, prawdziwego manifestu romantycznego indywidualizmu i egotyzmu, wyrażającego całkowitą dezaprobatę dla ujawnienia tego, co stanowi wewnętrzną treść duszy człowieka, jego bogactwo intelektualne i uczuciowe (formułuje on tu równocześnie sąd o całkowitej nieadekwatności myśli i języka, niemożności oddania przez słowo zasadniczej treści przeżycia, uczucia czy przejawów pracy intelektu), poeta przecież–na szczęście — nie poskąpił nam dosyć szczegółowych informacji na ten temat.
Z licznych wypowiedzi poetyckich widać, że postawa życiowa bohatera lirycznego oscylowała pomiędzy dwiema skrajnościami: całkowitą akceptacją życia w jego doczesnym, realnym kształcie, jego umiłowaniem, pochwałą jego urody, bogactwa i siły, oraz stałym lękiem, poczuciem zagrożenia, przeświadczeniem o kruchości otaczającego nas świata, znikomości i nicości człowieka wobec silniejszej odeń, mądrzejszej i wiecznej przyrody. Ta antytetyczność założeń filozoficznych rzutuje oczywiście na wszystkie pozostałe elementy wierszy, odbija się na ich zróżnicowanej tonacji, odmiennych sposobach obrazowania, właściwościach stylistycznych. Obok więc tak charakterystycznych hymnów na cześć natury, jak [Nie, skryć przed tobą mej miłości), [Nie tym, co myślisz, jest przyroda], Wiosna [Ziemi wybranka, roku krasa], Wiosna [Chce fałsz człowieczy nas przygniata], a także licznych wierszy, które ujmują temat przyrody, najczęściej budzącej się do życia wiosny, walczącej z ustępującą zimą czy dynamizowanej przez burze, poprzez charakterystyczne animizacje i personifikacje (np. Burza wiosenna, Letni wieczór, Poranek w górach), są także utwory o odmiennym, więcej, przeciwstawnym całkowicie tamtym sensie. Przyroda w nich to już nie azyl dla szukającego pełni i harmonii człowieka, jego „Wielka Macierz”, lecz groźna, przerażająca swą obojętnością i brakiem współczucia siła, która „topi w swej nienasyconej otchłani wszystkie swoje dzieci” [I z tego życia, które tu szumiało). W jednym z ostatnich wierszy poeta stawia pod znakiem zapytania jej głębię, tajemniczość, zdaje się wątpić w jej sens jak i celowość dociekania jej istoty:
Przyroda–sfinks. Dlatego dla człowieka
Tym większa groźba kryje się w jej słowie:
Bo któż to wie i któż mu kiedy powie,
Czy go w ogóle w niej zagadka jaka czeka?
(Przekład R. Ł.)
To poczucie zagrożenia, niepewności, braku oparcia nawet w przyrodzie, a więc w tym, co zdawało się być ostoją ładu, sensu, sprawiedliwości staje się jednym z głównych motywów liryki Tiutczewa, podstawą myślową wiciu jego wierszy. Współgra ono zresztą z tymi nastrojami i przeświadczeniami poety, jakim dawał wyraz w swych wypowiedziach na tematy polityczne, z wyrażanymi niejednokrotnie obawami co do dalszych losów Rosji i Europy, z przewidywaniem ogólnego krachu i załamania się dotychczasowego porządku społecznego i cywilizacyjnego. Owa kruchość ludzkiej egzystencji zarówno w wymiarze społecznym, jak i indywidualnym występuje — w różnorakim zresztą ujęciu — w takich utworach, jak Bezsenność, [Jak ptaszę, w blasku zorzy nowej), [Idziemy w ślad za naszym wiekiem], by ostateczną poetycką formułę otrzymać w takim oto obrazie:
Jak biały dymu słup jaśnieje na błękicie!
Jak dołem nieuchwytny ślizga się cień–dym!
Ty rzekłaś do mnie — „Oto nasze życie.
I nawet nie ten dym błyszczący przy księżycu,
A tylko cień ów, który biegnie z nim”.
(Przekład R. Ł.)
Życie — „odblask dymu”, życie — mara, życie — igraszka losu ([Od miast do miast przez wszystkie dnie), [O, popatrz, jak na fal przestworzu]), życie jako przejście do śmierci, stan stałego przez nią zagrożenia, paraliżujący siły i czyniący bezcelowymi i śmiesznymi wszelkie dążenia — oto ten drugi biegun Tiutczewowskiego optymizmu i afirmacji otaczającego go świata, jego antyteza, ale przecież i konieczne dla całości obrazu ludzkiej egzystencji, jedyne sensowne i mądre uzupełnienie.
Nie poprzestał oczywiście poeta na tych — dosyć przecież oczywistych i ostatecznie mało odkrywczych — konstatacjach. Jak przystało na prawdziwego myśliciela, szukał i dla siebie, i dla swych czytelników rozwiązań. Jedne z nich podsuwał teologiczny punkt widzenia na gnębiące go sprawy. Nie pominął chociaż, jak wiemy z życiorysu, nie wykazywał żywszych i głębszych związków z religią. Próbował więc spojrzeć na nie z metafizycznego punktu widzenia i ująć je w perspektywie transcendencji, chociaż i tu widać niezdecydowanie, charakterystyczne rozdarcie między dwiema możliwościami. Odzwierciedlają je dobrze takie utwory, jak Przebłysk, [Choć moje gniazdo jest w dolinie], [Natchniona, wieszcza duszo ma]. Charakterystyczny obraz z tego ostatniego: dusza znajdująca się w stałej rozterce, „jakby na progu podwójnego bytowania”, wciąż niezdecydowany mieszkaniec „dwóch różnych światów”, najtrafniej oddaje procesy myślowe oraz towarzyszącą im atmosferę uczuciową podmiotu lirycznego obracającego się w kręgu tych właśnie spraw.
Raz zdobywa się on na heroiczny wysiłek pełnej i ostatecznej negacji pierwiastka duchowego w świecie przyrody i stwierdza bezsens modlitwy ([I czucia nie ma pod powieką]), kiedy indziej — parafrazując wyznanie św. Pawła o nierozdzielności wiary i niewiary — kończy zawarte w wierszu (Nasz wiek) oskarżenie ludzi swego pokolenia o sceptycyzm, niedowiarstwo, brak pokory znamiennymi słowami człowieka stojącego przed zamkniętymi drzwiami innego, lepszego świata:
Wpuść mnie! Ja wierzę, Boże mój
Przyjdź więc na pomoc memu niedowiarstwu.
(Przekład R. Ł.)
W jego wizji przyrody, pełnej życia, potężnej i mądrej, samowystarczalnej i rządzącej się własnymi prawami nie ma miejsca na Stwórcę, widzi ją poeta w kategoriach zupełnie laickich, niekiedy jak antyczny poganin. Ale równocześnie, zwłaszcza w utworach z ostatniego okresu życia, i do tego będących wynikiem głębszej refleksji nad człowiekiem i społeczeństwem, pierwiastki religijne — zarówno teologiczne, jak i w postaci elementów obyczajowych i obrzędowych — pojawiają się stosunkowo często, pełniąc w nich ważną ideową funkcję (Pamięci Wasyla A. Żukowskiego, Pamięci M. Politkowskiej, [Dniu święty dla całego Wschodu], [Doniosły dzień Konstantynowej śmierci], [Wszystko odebrał karzący mnie Pan]). o wiele częściej niż w metafizyce szukał Tiutczew odpowiedzi na dręczące go egzystencjalne pytania w charakterystycznej poetyckiej filozofii przyrody. A szukał jej tam długo, w ciągu całej swej drogi twórczej, mimo iż niejednokrotnie, zwłaszcza u kresu tej drogi, dochodzi do rozwiązań negatywnych. I właśnie jako twórca owej charakterystycznej filozofii natury oraz odkrywca najbardziej właściwych poezji sposobów jej konkretyzacji artystycznej wszedł na trwałe do dziejów literatury rosyjskiej i światowej. Dotrzeć do niej możemy poprzez wszystkie jego wiersze tematycznie związane z przyrodą, ale są wśród nich takie, które formułują jej zasadnicze wątki myślowo—obrazowe w sposób szczególnie dobitny. i znów, jak poprzednio, trzeba podkreślić, że nie było w Rosji przed Tiutczewem poety, który by uczynił przyrodę, pozaludzki świat ożywiony, pejzaż tworzywem artystycznym o tak doniosłym znaczeniu. Właściwie do wyjątków w jego spuściźnie należą utwory, które by nie wprowadzały takiego właśnie materiału treściowego, chociażby jako dodatkowego motywu czy elementu, które nie wykorzystałyby go do najrozmaitszych artystycznych funkcji. Charakterystyczne, że jest to jedyne w ogóle, poza sferą życia psychicznego człowieka, tworzywo, z którego buduje poeta swój liryczny „świat przedstawiony”, że, jak się wydaje, zupełnie nie dostrzega on i nie docenia innych eksplorowanych przez poezję stron rzeczywistości, takich np. jak świat rzeczy, przedmiotów materialnych, wnętrz mieszkalnych, pejzażu miejskiego.
Na ukształtowanie się Tiutczewowskiego rozumienia zarówno samej przyrody, jak i jej roli w poezji, wpłynęły różne czynniki. I poglądy teoretyczne oraz twórczość jego uniwersyteckiego nauczyciela Siemiona Raicza (por. wiersz Do A [ndrzeja] M[urawiowa]), i lektura wierszy tłumaczonego równocześnie przezeń Schillera i Goethego (Wędrowiec, [Byłeś na drzewie ludzkości wysokiem]), i wiodące swój rodowód z antyku mitologiczne, czy raczej mitologizujące widzenie świata (por. charakterystyczne personifikujące przyrodę ujęcia w takich wczesnych wierszach, jak Burza wiosenna, Letni wieczór, Widzenie, Południe, Alpy, Wiosenne wody, [Gniewa się zima smutna]). Ale najistotniejsze chyba znaczenie miało oddziaływanie osobowości i nauki Fryderyka Schellinga, wybitnego myśliciela niemieckiego i twórcy nowej filozoficznej koncepcji przyrody jako siły twórczej i żywej, uduchowionej, chociaż nieświadomej, opartej na biegunowości zjawisk, jako drugiej obok jaźni pochodnej absolutnego bytu. Tiutczew poznał Schellinga w Monachium, podobnie zresztą jak wielu innych Rosjan pielgrzymujących tu i pozostających pod wpływem jego idealistycznych koncepcji; utrzymywał z nim długoletnie stosunki, zasłużył w oczach filozofa na duże uznanie, stąd tradycyjnie już uważa się poetę za jednego z najbardziej znaczących spośród rosyjskich „schellingianistów”. Nie znaczy to oczywiście, że pisarz był po prostu uczniem i propagatorem niemieckiego myśliciela, że jego liryka przyrody to literacki przekaz poszczególnych założeń jego doktryny, że jedynym czy najważniejszym źródłem myślowym jego wierszy są rozprawy Schellinga. Ale równocześnie da się stwierdzić zastanawiające podobieństwo pomiędzy zasadniczymi ideami tego filozofa a zawartością myślową wierszy poety, wydobyć liczne i wyraźne paralele pomiędzy doktryną i poezją. Wyjaśnia sieje dwojako: bezpośrednim wpływem na poetę doktryny, w której przecież tak istotną rolę odgrywały zagadnienia estetyki, i która uznając sztukę za najważniejszy twór ludzki niemal utożsamiała filozofa z artystą, lub też oddziaływaniem pośrednim*, wyrażającym się w tym, iż poezja Tiutczewa, podatna w ogóle na impulsy myślowe, kształtowała się w atmosferze ścisłej symbiozy idealizmu filozoficznego oraz literatury romantycznej. Pod ciśnieniem tej właśnie atmosfery rozwijała się twórczość poetów niemieckich nie wyłączając Goethego, który specjalnie wysoko cenił Schellinga. Ona także pozwoliła Tiutczewowi uświadomić sobie do końca i sformułować w sensie poetyckim zasadnicze idee jego poglądu na świat.
Przyroda i człowiek. Jedna z takich głównych, „schellingiańskich” właśnie idei, decydujących o charakterystycznym widzeniu przez poetę przyrody oraz sposobach jej przedstawiania, to przeświadczenie o żywym, uduchowionym charakterze natury. To w niej tkwi źródło wszystkich owych Tiutczewowskich słynnych „uosobień” przejawów świata ożywionego, występujących zwłaszcza w utworach z lat trzydziestych (por. wymienione już tu wcześniej wiersze: [Gniewa się zima smutna], Burza wiosenna, Letni wieczór), licznych „obrazków” czy „opisów” pejzażu utrzymanych w charakterystycznej animizującej i upsychiczniającej manierze (Ranek w górach, Śnieżne góry, Południe, [Tu, gdzie tak smętnie okrąg nieba], Jesienny wieczór, Alpy, Wiosenne wody, [Jak słodko drzemie sad ciemnozielony], [Bojaźliwie i niemrawo]), personifikujących „portretów” zwierząt, roślin i zjawisk atmosferycznych (Łabędź, Liście, Koń morski, [O czym ty, wietrze nocny, łkasz], [Cóż ty, wierzbo, nad falami]), rozwiniętych paralelizmów tematycznych i obrazowych zbliżających maksymalnie obie sfery — ludzką i przyrody ([Potok poszarzał, zmętniał, stężał], [Z polany sęp wzbił się w górę.], [Jeszcze zasmuca widok ziemi], Fala i myśl, [Nieostygła z dziennej spieki]), wreszcie obrazów całych miniaturowych akcji dziejących się w pełnej napięć, konfliktów i dramatów przyrodzie (Uspokojenie [Burza minęła. Lecz gromem zwalony], [Jak dzikie jaru uroczysko!], [Bojaźliwie i niemrawo], [Pod oddechem niepogody]).
Przyroda jest nie tylko żywa, pełna ruchu i rozwoju, jest także samodzielna, potężna, niezależna od nikogo, a więc i wieczna; jako źródło pełni życia, siła samowystarczalna, obchodzi się bez ingerencji z zewnątrz, bez energii pozamaterialnych, bez Stwórcy (wiemy oczywiście z innych wierszy wcześniej tu wskazywanych, że poeta, chociaż przeżywał rozterki i wahania, przecież nie był zwolennikiem konsekwentnego materializmu i ateizmu). Charakterystyczna więc postawa panteistyczna łączy się tu z żywiołowym materializmem, jakby pogańskim kultem natury, no i ze swoistym jej dialektycznym rozumieniem jako siły wiecznie zmiennej, odnawiającej się stale, pełnej przeciwieństw. Przeświadczenia takie głoszą w pośredniej, poetyckiej formie owe liczne, zawarte w wymienionych tu przykładowo wierszach obrazy, sceny, sytuacje i poszczególne motywy, wprost zaś, w gotowych jakby, dyskursywnych konstatacjach mówi o nich poeta—myśliciel w takich programowych wypowiedziach, jak [Nie tym, co myślisz, jest przyroda), Wiosna [Choć fałsz człowieczy nas przygniata], [Nie, skryć przed tobą mej miłości). Przyroda otrzymuje tu takie atrybuty, jak „swoboda”, „dusza”, „miłość”, „język”, ziemia jest „wielką Matką” człowieka, do której może się on uciec i którego może uratować tylko życie w łączności z nią, w komunii, ta bowiem potrafi go „oczyścić”, „pocieszyć”, „wyleczyć”, wreszcie złączyć z „życiem boskim i kosmicznym” przynajmniej na chwilę. Największym szczęściem może być życie jednym rytmem z naturą, „picie ciepłego wiosennego powietrza”, uwolnienie się — na jej wzór — od pamięci o przeszłości, od strachu przed śmiercią, całkowite „zanurzenie się w tym życiodajnym oceanie”.
Oczywiście również w traktowaniu tego tematu znalazły wyraz Tiutczewowskie rozterki światopoglądowe, poczucie lęku i zagrożenia, przeświadczenie o niestałości świata doczesnego i śmierci. W jednym z ostatnich swoich wierszy ([I z tego żyda, które tu szumiało]) pisał o przyrodzie jako o sile obojętnej wobec człowieka i jego losu, a nawet okrutnej i groźnej, a wcześniej niejednokrotnie wyrażał podobne nastroje i myśli ([Poprzez liwońskie przejeżdżałem pola]), zwłaszcza w wierszach o tematyce „kosmicznej”. Są to niewątpliwie najgłębsze i najpiękniejsze utwory poety, bo bogate treści myślowe znalazły w nich doskonałe obrazowe odpowiedniki. Los człowieka miotanego życiem symbolizuje czarodziejska łódź unoszona po przepastnym oceanie bezkresnych obszarów nocnych marzeń sennych, pod pełnym tajemnic, ugwieżdżonym nieboskłonem ([Jak oceanu toń otacza ziemski ląd), Sen na morzu). Noc, nocne wycie wichru uprzytamnia człowiekowi istnienie otaczającej go kosmicznej pustki, żywiołu chaosu, który go mami swą groźną siłą ([O czym ty, wietrze nocny, łkasz]) Mrok wieczoru i nocy obiecuje znękanemu człowiekowi uspokojenie i lekarstwo w postaci zapomnienia, zmieszania się z „drzemiącym światem”, „unicestwienia” (Zmrok). Wiersz Dzień i noc przeciwstawia w ostro zarysowanym kontraście dwie zupełnie różne sfery życia człowieka: radość, spokój, równowagę, poczucie bezpieczeństwa — i zetknięcie się z „bezdnią pełną strachów i mgieł” (por. także wiersz [Koc święta w dłonie świat ujęła]).
Noc, pora ujawniania się ciemnych, groźnych sił świata, przyrody i ludzkiej egzystencji, stanie się, podobnie jak temat wiosny, burzy czy jesieni, jednym z głównych motywów liryki Tiutczewa*, przewijać się będzie w różnych kontekstach i ujęciach przez takie wiersze, jak Widzenie, [Piach gęsty, sypki, po kolana), [Jak słodko drzemie sad ciemnozielony), [Nieostygła z dziennej spieki), [Jakie ponure niebo nocne), wniesie do niej specjalny, przejmujący swym katastrofizmem ton.
Tiutczewowskie widzenie przyrody — tak w jego wierszach wszechobecnej i wszechwładnej (charakterystyczne, że nie ma ona przeważnie wcale cech konkretnych, nie jest nacechowana w sensie geograficznym, bez znamienia kolorytu lokalnego, terytorialnego*), przedstawianej tak chętnie w momentach przełomowych, a więc wiosną, w okresie budzenia się do nowego życia, z akcesoriami jesieni, w porze więdnięcia i spadku sił witalnych, kojarzącej się ze snem i umieraniem, w czas burzy, w kontekście nocy ujawniającej kosmiczny wymiar ziemskiego bytowania człowieka — ma doniosłe konsekwencje w sferze kształtu artystycznego jego liryki, zwłaszcza jeśli idzie o kompozycję oraz właściwości stylu. Łączne widzenie obu porządków — natury i człowieka, dążność do ich utożsamienia czy przynajmniej maksymalnego zbliżenia, znajduje swój wyraz w licznych tematycznych i kompozycyjnych paralelizmach, powtórzeniach, układach „lustrzanych”, w ścisłej niekiedy odpowiedniości poszczególnych cząstek wiersza (por. np. takie utwory, jak Fala i myśl, [W powietrzu duszne trwa milczenie], [Potok poszarzał, zmętniał, stężał], [Jeszcze zasmuca widok ziemi], Fontanna). Taka postawa znajduje swój wyraz również w warstwie językowych środków obrazowych, zwłaszcza w topice i składni, niekiedy w stronie dźwiękowej wiersza. Z takiego właśnie semantycznego tworzywa budowane są liczne tu porównania, niekiedy amplifikacyjnie rozbudowane, metafory, nawet nie specjalnie wyszukane, raczej tradycyjne, w postaci wyrażeń animizujących, ale w kontekście całej stylistyki narzuconej przez poetycki światopogląd otrzymujących nowy, odświeżony sens, oraz paralelizmy. Oprócz wierszy tu wymienionych można spośród bardzo licznych przykładowo wybrać takie, w których spotykamy szczególne nagromadzenie owych środków ([Gniewa się zima smutna], Wiosenne wody, Alpy, [O czym ty, wietrze nocny, łkasz]) lub te, w których następuje całkowite nałożenie się na siebie obu płaszczyzn znaczeniowo—obrazowych, tak że utwór o „przyrodzie” nabiera w całości sensu wtórnego, wymaga interpretacji alegorycznej, staje się symbolem o głębokiej psychicznej i moralnej treści (Liście, [Byłeś na drzewie ludzkości Wysokiem], [Na śmierć Goethego), [Cóż ty, wierzbo, nad falami]).
Przyrodę „żywą” przedstawia poeta z wszystkimi jej cechami zewnętrznymi, wizualnymi i brzmieniowymi. Przekłady nie zawsze pozwalają je zachować w innej szacie językowej, pozostają one jednak w polskich przekładach, pozwalając poznać mistrzostwo tego twórcy zarówno w operowaniu walorami dźwiękowymi języka (np. Morze i granit), jak i w oddawaniu kolorystyki środkami słownymi. Szczególnie bogate w barwy, a nawet ich odcienie i półtony są te utwory, które przedstawiają motywy pejzażowe z udziałem wody, słońca, księżyca, zieleni listowia i traw, ale równie umiejętnie oddawane są obrazy i sytuacje kreślone barwami mniej intensywnymi, stonowanymi (np. zamglone, szare pejzaże wierszy o jesieni i niepogodzie). I ta „malarskość” Tiutczewowskich wierszy o przyrodzie, wyrażająca się w kolorystyce słownej, c umiejętności kreślenia pejzażów o dużej rozpiętości tematycznej i nastrojotwórczej (od obrazków rodzajowych aż do głębokich ujęć symbolicznych), w mistrzostwie tworzenia pełnych ruchu, dynamizmu, życia obrazów i scen — zapewnia jego liryce tak wielką popularność wśród czytelników, czyni go jednym z najulubieńszych, najchętniej wciąż czytanych rosyjskich poetów, i to we wszystkich kręgach czytelniczych, niezależnie od stopnia literackiego wyrobienia czy myślowego wyrafinowania.
Poetyka. W toku dotychczasowych wywodów o zawartości treściowej Tiutczewowskich wierszy niejednokrotnie już mówiło się o ich osobliwościach artystycznych; wskazywano więc ogólnie na niektóre ich właściwości stylowe, zwracano uwagę na charakterystyczne cechy budowy, podkreślano właściwe temu poecie predylekcje ku pewnym formom gatunkowym. Obecnie wypada dokonać próby całościowego opisu poetyki Tiutczewa, pokusić się o możliwie pełną, uwzględniającą całość specyfiki artystycznej jego liryki, odpowiedź na pytanie o charakter jego twórczości jako przejawu sztuki słowa, ojej miejsce w dziejach poezji rosyjskiej XIX stulecia. Typologia form kompozycyjno–gatunkowych. Ponieważ spuścizna literacka Tiutczewa ma charakter wyraźnie jednolity, tworzy jakby pewien zamknięty układ całościowy nie tylko w sensie rodzajowym, jako typ wypowiedzi wyłącznie lirycznej, ale także jeśli idzie o zawartość treściowo—problemową, ograniczoną wyraźnie do pewnego tylko zespołu zjawisk i określonego kręgu idei, poddaje się ona stosunkowo łatwo całościowemu opisowi zmierzającemu do wydobycia i zestawienia pewnych jej zasadniczych właściwości i przeprowadzenia porządkującej systematyzacji. Taka schematyzacja jest tu możliwa jeszcze i dlatego, że w sensie ilościowym, objętościowym, jest to dorobek niewielki, bo mieszczący się w niedużym, średniej wielkości woluminie, stąd wszelkie obserwacje, wyliczenia, zabiegi systematyzacyjne nie są specjalnie trudne, a ich rezultaty można łatwo stosunkowo zweryfikować.
Na lirykę tę w jej zasadniczym, oryginalnym zrębie (poza którym pozostają jedynie tłumaczenia poetyckie sensu strieło, nie zaś oryginalne twórcze parafrazy, a także wiersze o wyraźnie okolicznościowym charakterze, rymowane wypowiedzi publicystyczne czy deklaracje polityczne, wreszcie juwenilia, utwory satyryczne i obcojęzyczne) składają się 192 utwory*, które równocześnie układają się jak gdyby w kilka tematyczno–problemowych ciągów, a niezależnie od tego wykazują wyraźną tendencję do skupiania się wokół kilku zasadniczych typów wypowiedzi słownej, ciążą jakby ku pewnym określonym modelowym strukturom. Wiersze te, jednolite w swym kształcie stylistycznym i konstrukcyjnym, jednorodne w sensie problemowym, niejako monotematyczne, stanowią jakby poszczególne człony jednego wielkiego monologu podmiotu literackiego, jego obszernej wypowiedzi w kilku podstawowych kwestiach, rozczłonkowanej na całkowicie samodzielnie ukształtowane, ale równocześnie wiążące się w pewne większe całości i tylko na ich tle do końca zrozumiale, poszczególne monologi cząstkowe.
Na taki właśnie „fragmentaryczny” charakter wierszy Tiutczewa wskazują szczególnie następujące czynniki: ich lakoniczność, obchodzenie się najczęściej bez tak ważnego wyróżnika kompozycyjnego, jak wyraźnie sprecyzowany tytuł (prawie 2/3, bo 122 wobec 70 tych utworów tytułu w ogóle nie posiada), wreszcie takie ukształtowanie słowne, które sugeruje rozmowę z partnerem, sytuację głośnego myślenia czy myślowego dialogu, stwarza iluzję realnej wymiany myśli, przybiera postać apostrofy, adresowanego apelu czy wyznania — a wszystko to jako części większej całości, fragmenty wciąż przerywanej i na nowo wznawianej wymiany myśli (np., obok wprost sformułowanych jako apostrofy, wykrzyknienia czy pytania retoryczne wobec odbiorcy lub współrozmówcy, takie wielokrotnie się powtarzające, szczególnie w incipitach wierszy, wyrażenia i formy, jak „patrz”, „spójrz”, „rzekłbyś” itp.).
Znamienną cechą tych liryków jest ich objętość, a więc myślowo—obrazowa pojemność każdorazowego poetyckiego komunikatu. Jak pokazują przeprowadzone przez piszącego te słowa szczegółowe wyliczenia, rozpiętość owych wielkości jest wprawdzie znaczna: wiersz najdłuższy liczy 40 wersów, najkrótszy jest mniejszy dziesięciokrotnie, bo ma postać czterowiersza, ale frekwencja w tym przedziale wielkości jest niezwykle wymowna. Występują tu wyraźnie trzy typy kwantytatywne: 1) duży (utwory liczące od 40 do 37 wersów); 2) średni (od 32 do 22); oraz 3) mały (od 20 do 4), ale pierwszy reprezentują jedynie 4 utwory, drugi — 32, trzeci natomiast — aż 156. Olbrzymia więc większość, bo aż 3/4 wierszy to utwory objętościowo drobne, nie przekraczające 20 wersów, przy czym i tu zaznacza się charakterystyczna tendencja: w obrębie tej najliczniejszej, trzeciej grupy największą częstotliwość wykazują formy najmniejsze. Oto cyfrowe zestawienie tych wierszy „najmniejszych”: 20–18–wersowych — 17; 16–10–wersowych — 90; 8–4–wersowych — 49, a więc i tu w obrębie grupy najliczniejszej, zdecydowanie przeważa typ najmniejszy — wiersze 16–, 12– i 8–wersowe, których jest łącznie 108 na 156.
Wyprowadzenie wniosków z tych „pomiarów” i wyliczeń jest proste. Poeta wyraźnie preferuje jeden określony model wypowiedzi poetyckiej; jest to utwór liryczny niewielki objętościowo, posiadający minimalną ilość wersów (od 8 do 16, czyli w wypadku układu niestychicznego od 2 do 4 zwrotek czterowierszowych), komunikat słowny niezwykle lakoniczny, o bardzo ograniczonej w sensie ilościowym sumie informacji, co z kolei musi pociągać za sobą maksymalną kondensację treści, zagęszczenie na niewielkiej przestrzeni rozlicznych operacji językowych, a więc stawia przed twórcą (przede wszystkim, a potem także przed jogo czytelnikiem i tłumaczem) specjalne trudności, wymaga wyjątkowej dyscypliny, oszczędności środków, umiejętności selekcji i doboru.
Przy tego typu formalizujących obserwacjach i wyliczeniach może się nasunąć przeświadczenie, iż w wypadku Tiutczewa mamy do czynienia z liryką jakoś specjalnie zminiaturyzowaną, jak gdyby trochę nie na serio, o lżejszym ciężarze gatunkowym, z poezją „motylkowatą”, może nawet impresyjną, operującą pół– i ćwierćtonami, przyjmującą postać tworów niezbyt określonych kompozycyjnie, amorficznych, fragmentarycznych, w rodzaju impromptu czy moment musical. Byłby to wniosek z gruntu niesłuszny, całkowicie fałszywy. Właśnie te same uschematyczniające opisy i typologie prowadzą nas do zgoła odmiennych konstatacji i pozwalają dojrzeć rzeczywistą specyfikę tej liryki, jej prawdziwy charakter, jak najdalszy od tych wstępnych przypuszczeń czy powierzchownych wyobrażeń. Otóż szczegółowy opis każdego z owych 192 wierszy z punktu widzenia jego właściwości gatunkowych i osobliwości budowy wewnętrznej, wierszy właśnie zamkniętych w tak miniaturowych, fragmentarycznych i zdawałoby się nieokreślonych ramach kompozycyjnych, daje nam możność wglądnięcia w istotę Tiutczewowskiego mistrzostwa poetyckiego.
Poeta — jak przystało na twórcę, który kształtował swe rzemiosło pisarskie przed rokiem 1820, w czasach wciąż jeszcze obowiązującej normatywnej poetyki klasycystycznej, chociaż już coraz powszechniej kwestionowanej przez rzeczników nowej estetyki sentymentalno–preromantycznej, a osiągnął pełną dojrzałość i samodzielność twórczą w okresie największego rozkwitu europejskiej i rosyjskiej poezji romantycznej — w swej twórczości praktycznie przekreślił reglamentacyjny system dotychczasowych form gatunkowych, przeszedł nad nim jakby do porządku dziennego. Stworzył system własny, zgodny oczywiście z zasadniczymi tendencjami ówczesnej nowej, romantycznej poezji, ale przede wszystkim odpowiadający wewnętrznym potrzebom jego własnej twórczości, umożliwiający artystyczną konkretyzację jej treściowego bogactwa. Zauważamy tu oczywiście jeszcze relikty, zwłaszcza w utworach wcześniejszych, cech gatunkowych tradycyjnego systemu (elementy ody, listu poetyckiego czy epigramatu, liryki medytatywnej i dydaktycznej, poezji elegijnej i satyry czy pamfletu), ale nigdzie już nie spotykamy formalnych określeń gatunku w tytułach czy podtytułach, a niektóre trwałe układy gatunkowo–kompozycyjne, np. sonet, w ogóle w tej poezji nie są reprezentowane. Tiutczew uprawia jakby lirykę programowo pozagatunkową, nietradycyjną, rządzącą się własnymi prawami, a zasadniczy kształt rodzajowo–gatunkowy, jaki nadaje swoim utworom, ich podstawowa forma to zautonomizowany, o dużej samodzielności tematycznej i wyraźnej odrębności strukturalnej fragment liryczny.
Forma ta, tak chętnie stosowana przez romantyków niemieckich — zwłaszcza Heinego — nie jest jednak u poety rosyjskiego czymś bezkształtnym, luźnie skomponowanym, niespójnym wewnętrznie. Charakterystycznym znamieniem Tiutczewowskich utworów jest właśnie ogromnie mocno się manifestująca wyrazistość kompozycyjna, którą ich twórca osiąga poprzez takie sposoby, jak szczególnie trafny dobór tytułów lub w ich zastępstwie specjalnie troskliwie w sensie semantycznym i składniowym sformułowany incipit, przemyślane, logiczne skomponowanie treści, często oparte na paralelizmie, układzie symetrycznym, zasadzie pierścieniowej lub puencie, wreszcie przywiązywanie dużej wagi do takiego istotnego czynnika delimitacji tekstu, jakim jest — obok tytułu czy incipitu — zakończenie utworu, jego kompozycyjno—tematyczny „wygłoś”. I te właśnie cechy sprawiają, że wiersze poety, przy powierzchownym oglądzie zdające się istnieć poza jakimś określonym i stałym systemem gatunkowym, w istocie tworzą taką systemową całość, a jako jej części składowe, autonomiczne, odznaczają się na tle tego systemu dużym stopniem swego „osobniczego” zróżnicowania.
W całości tej poezji, rozpatrywanej pod kątem widzenia sposobów konstruowania lirycznego świata przedstawionego, wyodrębnić można kilka zasadniczych typów—modeli. Układają się one w pewien system typowych form, którego dwa przeciwstawne bieguny tworzą z jednej strony model liryki tzw. czystej, z drugiej zaś — typ wypowiedzi podmiotu maksymalnie „odlirycz—nionej”, zobiektywizowanej. Między tymi dwiema skrajnościami rozkładają się formy pośrednie, ciążące w mniejszej lub większej mierze ku którejś z nich. Tę rozmaitość struktur krańcowych i pośrednich ująć można w następujący schemat: 1) liryka czysta, bezpośrednia: wyrażenie treści lirycznych wprost, w formie wyznania, skargi, apelu, prośby, modlitwy, medytacji, spowiedzi, albo pozbawione zupełnie pośrednich sposobów przekazu tych treści, albo z ich minimalnym wykorzystaniem (wśród licznych przykładów wymienić warto Silentium!, [Jak nad gorącym popieliskiem], Nizza [Ach, ten nicejski brzeg, to morze]); 2) liryka bezpośrednia, ale w przeciwieństwie do poprzedniej, z zasady zawsze naznaczonej osobowym, indywidualnym piętnem podmiotowego „ja” — odkonkretniona, w postaci czystej refleksji, zawierającej uogólnione prawdy czy przeświadczenia o dużym stopniu abstrakcyjności ([Nie szukaj sensu w każdej rzeczy.]), Predestynacja, [Rosję nie rozum pojąć zdoła]); 3) liryka pośrednia, ale w stadium przejściowym, bo łącząca w sobie w równych mniej więcej proporcjach wyraźną osobistą lub uogólnioną refleksję z obrazowo–sytuacyjnym ujęciem (Bezsenność, Cycero, [Poprzez liwońskie przejeżdżałem poła]); 4) liryka operująca pośrednimi formami wyrazu, bezrefleksyjna, ale pozbawiona piętna osobowego i konkretności, o dużym stopniu uogólnienia obrazu czy sytuacji (Ostatni kataklizm, [Gwiazdą by chciała być dusza człowieka]); 5) liryka pośrednia operująca formą tzw. „maski” lub „roli”: treści liryczne konkretyzują się w inne, samodzielne i nie mogące być identyfikowanymi z podmiotem postacie lub sytuacje (Liście, [Nie mów: on kocha mnie jak dawniej, wciąż tak samo]); 6) liryka „drugiej osoby”: utwory o dużym stopniu zobiektywizowania, „pośredniości”: podmiot liryczny mówi przede wszystkim o konkretnym, istniejącym poza nim „ty”, widzianym w bezpośredniej relacji do siebie, kreśląc własną jego wizję (Koń morski, [Wczoraj wśród marzeń czarodziejskich), Napoleon, Niemen); 7) liryka pośrednia w czystej postaci, o najdalej posuniętym zobiektywizowaniu wypowiedzi „ja lirycznego” za pośrednictwem konkretnego obrazu czy realnej sytuacji, z użyciem elementów opisu i opowiadania, w zasadzie zupełnie bezrefleksyjna i bezosobowa (z bardzo licznych przykładów wymienić warto: Letni wieczór, Śnieżne góry, [Gniewa się zima smutna], Wenecja, [Jest chwila krótka w dniach jesiennej pory]).
Istota rzeczy nie leży tu bynajmniej w tym, iż właśnie Tiutczew korzysta z tych wszystkich sposobów wypowiedzi; nie on jest ich twórcą i nie tylko on się nimi posługiwał, chociaż czynił to z tak wielkim mistrzostwem i tak skutecznie dla wyrażenia bogactwa myślowego i uczuciowego swej poezji. Ważne są proporcje wzajemne tych grup modelowych, ich ilościowa reprezentatywność, a więc to, czy któraś z nich występuje częściej niż inne, czy da się tu dostrzec jakąś wyraźniejszą tendencję, skłonność ku temu czy innemu modelowemu rozwiązaniu. A te proporcje są — jak wynika ze szczegółowych wyliczeń — bardzo wymowne. Bo oto przechodząc po kolei wszystkie grupy stwierdzamy zjawisko następujące. Do grupy 1 i 2, czyli inaczej mówiąc do obu postaci liryki czystej odnosi się 33 i 11 utworów, łącznie — 44; grupy od 3 do 7 (utwory realizujące wszystkie przejściowe i czyste formy liryki pośredniej, kolejno utworów: 5, 25, 2, 38 oraz 78), zawierają łącznie 148 tytułów. Okazuje się, że w spuściźnie Tiutczewa dominuje zdecydowanie typ pośredniej wypowiedzi lirycznej, we wszystkich swoich odmianach, ze szczególnym jednak nasileniem postaci liryki „drugiej osoby” (38) oraz liryki maksymalnie zobiektywizowanej, uprzedmiotowionej (78), co łącznie stanowi trzy czwarte (bo 148 na 192) całej tej twórczości.
Jest to wniosek bardzo istotny, a dosyć nieoczekiwany. Bo oto okazuje się, że pisarz, który świadomie i konsekwentnie przez Całe swe życie ograniczał się do jednego typu wypowiedzi literackiej, uznawał tylko i wyłącznie jeden sposób ujawniania wewnętrznej sfery życia człowieka, „zapisu” jego rzeczywistości duchowej — intelektualnej i emocjonalnej, był równocześnie twórcą tak mało „egocentrycznym”, introspektywnym, tak bardzo zaś skierowanym na ekstrawersję, na świat zewnętrzny. Nie ma tu postawy indywidualisty, egotysty czy Narcyza. Tiutczewowski liryczny świat przedstawiony ma charakter zewnętrzny, konkretny, jest bowiem budowany przede wszystkim z tworzywa realnego, pozapsycbicznego, pozaosobowościowego. Jego zasadniczym budulcem jest realny otaczający świat w całym bogactwie, różnorodności przejawów i wizualnej krasie. A więc przede wszystkim przyroda ożywiona, pejzaż, „biologia”, kosmos, w mniejszej mierze — świat rzeczy, przedmiotów, w stopniu natomiast bardzo znacznym — świat innych ludzi (wierszy realizujących zasadę du–Lyrik jest przecież aż 38, czyli 1/5 całości!), ich sfera duchowa i uczuciowa, osobowość czy działalność.
Tiutczewowska rzeczywistość przedstawiona jest przy tym bardzo ziemska, zmysłowo wymierna, rzadko tylko pokazywana w związkach ze światem pozamaterialnym, idealnym (nieliczne wiersze o treści religijnej). Nie ulega też ona, co dla tego twórcy charakterystyczne, ani wyraźnemu ulirycznieniu, upoetyzowaniu, ani też nie jest deformowana, odrealniana, na nowo poetycko przetwarzana. Zupełnie np. brak tu elementu niezwykłości, fantastyki, cudowności, a zasada kreacyjności, estetyzmu, symboliczności stosowana jest bardzo rzadko i z wielkim umiarem, oszczędnie (por. wiersze: Szaleństwo, Sen na morzu, [Od miast do miast przez wszystkie dnie), Bliźnięta, 1856, [Są siły dwie, decydujące siły]). Ma to oczywiście decydujące znaczenie w sferze języka poetyckiego; Tiutczewowski styl jest upoetyczniony w stopniu minimalnym, przetworzenia semantyczne stosowane są oszczędnie i z umiarem, kształtowany jest on raczej w sensie retorycznym, komunikatywnym, nic: metaforycznym i emocjonalnym.
W wierszach tych nieczęsto spotykamy refleksję w czystej postaci, nie wspartą o jakieś konkrety obrazowe czy sytuacyjne, a już do zupełnej rzadkości należą wypadki (jedynie 11 utworów) posługiwania się formą refleksji uogólnionej, deklaratywnej. Nawet liryka w swej czystej postaci jest albo ściśle osobista, operuje bowiem realiami autobiograficznymi, albo skierowana jest na „ty”, a tylko wyjątkowo ma charakter wypowiedzi ogólniejszej, a więc zbiorowego apelu, deklaracji programowej, głębszej refleksji filozoficznej.
Co ciekawsze, taka zasadnicza proporcja, wzajemny układ typów gatunkowo–kompozycyjnych stanowi w liryce Tiutczewa pewną wartość stałą, jest określoną prawidłowością. Relacje te są w zasadzie zachowane, jeśli się spojrzy na całość wierszy nie tylko synchronicznie, jako na system, ale także jako na proces dokonujący się w czasie. Dostrzeżona tu prawidłowość występuje prawie regularnie we wszystkich trzech grupach utworów powstałych w trzech kolejnych fazach twórczości. W okresie pierwszym, obejmującym twórczość piętnastu lat, do roku 1839, na 79 utworów jedynie 7 wierszy to czysta liryka bezpośrednia, reszta to różne realizacje form pośrednich, liryki „drugiej osoby” oraz wypowiedzi zobiektywizowanych. Okres drugi, równy tamtemu pod względem długości (1844–1859), przynosi nieznaczną tylko zmianę: na 72 utwory 18 reprezentuje grupę 1 i 2 (liryka czysta), wszystkie pozostałe zaś lokują się w poszczególnych kategoriach realizacji odmiennych. Dopiero etap trzeci, dwunastolecie między rokiem 1861 a 1873, przynosi charakterystyczne wyrównanie dysproporcji: na 39 wierszy już aż 20 to czysta liryka bezpośrednia, co przy równoczesnym spadku aktywności twórczej świadczy o istotnych przemianach w charakterze poetyckiej twórczości Tiutczewa.
Wyniki genologicznego opisu liryki Tiutczewa, dzięki któremu jawi się ona jako typ wypowiedzi poetyckiej wyjątkowo „uprzedmiotowiony”, a w małym stopniu „podmiotowy”, jej zaś autor jako twórca wyraźnie nastawiony na odtwarzanie urody świata zewnętrznego, pozaosobistego — mogą stanowić ważki materiał dowodowy przy próbie całościowej oceny roli i znaczenia dzieła poety w rozwoju rosyjskiej liryki romantycznej, a zwłaszcza w jej procesie ewolucyjnym od klasycyzmu i preromantyzmu aż do dojrzałego symbolizmu przełomu XIX i XX wieku. Zestawienie charakterystycznych osobliwości tej liryki może się okazać przydatne również przy próbach rozwiązania takich wciąż jeszcze spornych zagadnień w historii literatury rosyjskiej, jak sprawa granic chronologicznych romantyzmu i kwestia jego długowieczności, jak problem trwałości i wpływu twórczego poetyki romantycznej w dalszych, nieromantycznych już etapach rozwoju tej literatury, jak wreszcie zagadnienie „realizmu” czy „nierealizmu” (arealizmu) w poezji lirycznej. Kto wie, czy gdyby zbadać pod takim właśnie kątem widzenia twórczość innych rosyjskich poetów–liryków tego stulecia i porównać uzyskane wyniki z tymi, jakie wypływają z opisu liryki Tiutczewa, nie uzyskałoby się dostatecznej ilości danych, by jeśli nie definitywnie, to przynajmniej w sposób prowadzący do właściwego celu rozwiązać te i inne kwestie dotychczas niejasne i zadowalająco nie objaśnione.
Szata językowa: styl i wiersz. Twórczość Fiodora Tiutczewa, uczestniczącego — choć tak niesystematycznie i niejako wbrew swej woli — w życiu literackim w ciągu około półwiecza, rozwijała się równolegle z kilkoma kolejnymi epokami i kierunkami artystycznymi — od późnego klasycyzmu i sentymentalizmu początku XIX wieku aż do dojrzałego realizmu krytycznego czasów Turgieniewa, Dostojewskiego i Niekrasowa. Ale fakt ten nie wpłynął w sposób istotny na poetę, nie spowodował jakichś wyraźnych przemian w jego pisarstwie. Jego wiersze, jeśli nie brać pod uwagę utworów najwcześniejszych, z okresu młodzieńczego, odznaczają się dużą jednolitością, tworzą jakby zamknięty, skończony system. Ujawnia się to zarówno w stałości problematyki, w ciągłości tematycznej, wierności tym samym formom gatunkowym, ale jeszcze wyraźniej widoczne jest w warstwie językowej, w stylu i wersyfikacji.
Będąc spadkobiercą całej dotychczasowej kultury literackiej swego kraju, twórcą, który umiał w sposób organiczny wykorzystać najcenniejsze osiągnięcia najwybitniejszych literackich poprzedników, był Tiutczew w dziedzinie języka poetyckiego kontynuatorem dwóch głównie odrębnych tradycji: stylu patetycznego, oratorskiego zapoczątkowanego przez klasycystów osiemnastowiecznycli z Gabrielem Dierżawincm na czele, i stylu melodyjnego, opartego na harmonii rytmicznej i dźwiękowej oraz słowno–zdaniowej, wiodącego swój rodowód z poezji sentymentalno–preromantycznej, a doprowadzonego do perfekcji w wierszach Wasyla Żuławskiego*. Nic doprowadzając ich bynajmniej do jakiejś syntezy, poeta zachowuje ich odrębność, rozwija i doskonali, stosując rozłącznie do odmiennych celów artystycznych*.
Pierwszy, z całym sztafażem takich środków i cech, jak archaizmy leksykalne, gramatyczne i składniowe, patetyczność i podniosłość, figury retoryczne, reminiscencje mitologiczne i w ogóle antyczne w obrazowaniu, postawa dydaktyczna i profetyzm, służy do kształtowania słownego owych licznych Tiutczewowskich „dyskursów” — apeli, przemówień, rozważań, pouczeń, dialogów, dysput, skierowanych do konkretnych czy zbiorowych adresatów wypowiedzi, kształtowanych i słownie, i kompozycyjnie jako konstrukcje retoryczne, wypowiadane; taki właśnie charakter stylistyczny mają przeważnie utwory o tematyce politycznej oraz filozoficznej, tak kształtowane są słownie liczne Tiutczewowskie wiersze–epigramaty i aforyzmy poetyckie.
Drugi, wywodzący się z twórczości poetów szkoły Karamzina, a zadomowiony w poezji rosyjskiej dzięki Żukowskiemu, wykorzystuje poeta głównie w swych lirykach przyrody, a także wszędzie tam, gdzie konieczne jest ujawnienie emocjonalnego zaangażowania podmiotu wypowiadającego się, oddanie wrażeń, odczuć, nastroju. Składają się na ten nurt stylowy liczne przekształcenia semantyczne, przemieszczenia sensów i funkcji znaczeniowych, bogata kolorystyka i akustyka, tak charakterystyczne dla liryki przyrody i jej zanimizowanego oraz upsychicznionego sposobu widzenia, a przede wszystkim olbrzymia emocjonalność tonu, wyrażająca się w melodyjności, efektach rytmicznych, specjalnym ukształtowaniu retoryczno–składniowym (nasycenie figurami typu wykrzyknienia i pytania), w wykorzystaniu walorów dźwięko–naśladowczych języka. Nadaje to tej liryce specyficzny impresjonistyczny charakter, a jej twórcę czyni bezpośrednim poprzednikiem symbolistów, wyznacza mu miejsce ważnego ogniwa rozwojowego, łączącego dwie wielkie epoki w dziejach poezji rosyjskiej: romantyczny „wiek złoty” czasów Żukowskiego, Batiuszkowa, Puszkina i Lermontowa i „wiek srebrny” z przełomu XIX i XX oraz dwóch pierwszych dziesięcioleci stulecia obecnego.
Podobnie jak w dziedzinie stylu, również i jako wersyfikator Tiutczew nie był pisarzem nowatorem, twórcą jakichś istotnych, decydujących dla dalszego rozwoju sztuki poetyckiej przeobrażeń wiersza. I w tej dziedzinie szedł po linii wytyczonej już przez poprzedników, syntetyzował różne nurty i tradycje w dotychczasowym dorobku, doskonalił je i rozwijał, wykorzystując maksymalnie wszelkie możliwości, jakie dawał arsenał zastanych już środków, dla własnych celów twórczych.
Pozostawał więc w głównym nurcie rozwojowym rosyjskiego wiersza dziewiętnastowiecznego, przy klasycznym już modelu sylabotonika, a więc wariancie udoskonalonego i doprowadzonego do perfekcji przez Puszkina i poetów jego pokolenia systemu wersyfikacyjnego zapoczątkowanego w Rosji jeszcze w połowie wieku XVIII. Zresztą nie korzystał nawet ze wszystkich ogromnych możliwości, jakie dawała metryka sylabotoniczna, ograniczając się do pewnych tylko, wybranych typów siatki rytmicznej; nie były mu one po prostu potrzebne, jako że pozostał wierny jednemu tylko rodzajowi literackiemu, stąd jego poezja, ograniczając się do pewnych tylko kręgów tematycznych i określonego typu wypowiedzi, także pod tym względem sprawia wrażenie i jednolitej, i niezróżnicowanej, a nawet oszczędnej, ascetycznej*.
Ulubione metrum Tiutczewa to jamb, najczęściej czterostopowy, a także, chociaż już rzadziej, pięcio–, sześcio– i trzystopowy. Obok niego używa także chętnie poeta stopy trocheicznej, również w cztero—, ale także w pięciostopowym układzie, zwłaszcza po sprawdzeniu jej przydatności w przekładach z romantyków niemieckich, Ogromnie za to rzadko posługuje się stopą trzysylabową, czteromiarowym daktylem (w trzech wierszach) i dwustopowym oraz czterostopowym amfibrachem (sześć utworów). Ciekawą natomiast innowacją, świadczącą o pewnym nowatorstwie, więcej, prekursorstwie artystycznym poety, jest stosowanie w jednym utworze różnych metrów, i to zarówno w przekładach, a więc dla zachowania rytmu wzorca obcego, jak i w wierszach oryginalnych (np. wiersz Urania). Różnorakie połączenia stóp o podobnej (jamb i amfibrach, daktyl i trochej) czy przeciwstawnej strukturze rytmicznej (jamb i trochej), zwłaszcza w utworach o nieregularnej ilości sylab i stóp, śmiałe metryczne przesunięcia w obrębie wierszy budowanych w zasadzie z metrów jednolitych, np. przeplatanie wersów o toku amfibrachicznym układami daktylicznymi i anapestycznymi (Sen na morzu), urozmaicenia regularnych układów dwusylabowych stopami o osłabionych czy dodatkowych przyciskach głosowych (Ostatnia miłość), szerokie korzystanie z możliwości różnicowania i wzbogacania rytmu, jakie daje stosowanie stopy pirycheicznej, zwłaszcza w sposób regularny ([Noc święta w dłonie świat ujęła], [Przez cały dzień leżała w zapomnieniu], [Gniewa się zima smutna]) — wszystko to ogromnie urozmaicało tak zdawałoby się tradycyjne w sensie metrycznym wiersze poety i wspomagając środki dźwiękowe, leksykalne i składniowe nadawało im ów niepowtarzalny klimat stylu Tiutczewa, chociaż równocześnie nie zyskiwało zrozumienia u współczesnych, nawet wśród samych twórców czy znawców poezji. Właściwy tym utworom w ich brzmieniu oryginalnym, z trudem tylko i w pewnej części może on być przetransponowany na wersje obcojęzyczne. Stąd polskie odpowiedniki tych liryków, nawet w najlepszych przekładach, są tylko przybliżoną wersją oryginałów.
Podobnie rzecz ma się z możliwością zachowania w przekładzie pozostałych elementów struktury rytmicznej tej liryki, a więc zjawiska wykorzystywania dla celów ekspresji warstwy dźwiękowej, eufonicznych walorów poszczególnych wierszy, bogactwa i zróżnicowania leksykalnego oraz dźwiękowego i rytmicznego klauzul wersowych w postaci rymów, wreszcie — tu wierność wobec oryginału może jeszcze pójść stosunkowo najdalej — typów zwrotek i ich wewnętrznego ukształtowania. A w tych zakresach Tiutczew, pozostając w zasadzie w zgodzie z utrwaloną już poetycką tradycją oraz stopniem rozwoju współczesnej mu poezji, potrafił osiągnąć niekiedy ogromnie interesujące i ważne dla dalszego rozwoju liryki rosyjskiej wyniki. Tak jest w dziedzinie eufonii*, podobnie rzecz się ma z rymami, które choć nie odznaczają się specjalną odkrywczością czy wyszukaniem, nierzadko „pociągają” za sobą dodatkowo zgodności dźwiękowe również innych słów na obszarze całego wersu w postaci aliteracji, rymów wewnętrznych, paralelizmów dźwiękowych, łańcuchowych sprzężeń wersów, co ma tak istotne znaczenie dla tworzenia się ogólnej atmosfery tej poezji, jej oddziałującej tak mocno na czytelnika melodyjności.
Duża różnorodność — w polskich przekładach w znacznym stopniu zachowana — cechuje budowę stroficzną Tiutczewowskich wierszy. Tu również ujawniła się oryginalność poety, bo pozostając np. przy tradycyjnym katrenie jako formie samodzielnej, rozszerzył niepomiernie jego dotychczasowe zastosowanie (poezja albumowa, epigramat, madrygał); użył go jako podstawowej formy swej liryki filozoficznej, ogromnie wzbogacając pod względem rytmiki — ilości i rodzaju stóp, typów i sposobów układu rymów, budowy składniowej i kompozycyjnej*. Swobodnie też posługiwał się innymi typami strof, także rzadziej używanymi, a więc zwrotką pięciowierszową, sześciowierszem, ośmiowierszem (bardzo często), używanymi zarówno jako układy samodzielne, stanowiące ramę kompozycyjną całego wiersza, jak i części składowe utworów obszerniejszych. Rzadko natomiast obywa się bez takiego wyraźnego członowania utworu na mniejsze całostki i stosuje formę wiersza stychicznego. Oczywiście w obrębie tych typów stroficznych używa wszelkich możliwych sposobów łączenia rymów, i to zarówno jeśli idzie o ich postać rytmiczną, jak i zasadę wiązania w większe układy, różnicując nawet niekiedy wewnętrznie te układy w poszczególnych regularnych zwrotkach tego samego utworu. Potrafi wreszcie tworzyć warianty rymowo–rytmiczne nie tylko struktur typowych, częstych, a więc cztero—wiersza, sześciowiersza czy ośmiowiersza, ale także układów rzadszych, jak pięciowiersz, czy zupełnie nietypowych, jak zwrotki liczące po 7, 9 czy 10 wersów. Podobnie także, jak to miało miejsce przy śmiałym kontaminowaniu różnych miar wierszowych w jednym utworze, i tu poeta łączy niekiedy ze sobą zwrotki o różnej budowie kompozycyjnej, nadając niektórym utworom wyjątkowo duże zróżnicowanie rytmiczne.
Wiersz o takich właśnie rytmicznych i eufonicznych właściwościach, o takich sposobach wiązania wersów w większe całości–strofy za pomocą doboru i układu współbrzmień rymowych, aczkolwiek nie wyróżniający się na tle kultury poetyckiej tego czasu żadnymi specjalnie oryginalnymi rozwiązaniami, stawał się przecież elementem o doniosłym znaczeniu, łącznie bowiem z osobliwościami jego języka oraz cechami systemu kompozycyjno–gatunkowego składał się na to oryginalne, niepowtarzalne zjawisko, jakim był styl poetycki rosyjskiego pisarza, całość jego niezwykłej, niepowtarzalnej poetyki.
Dziedzictwo Tiutczewa w literaturze i nauce rosyjskiej. Jak świadczą przypomniane tu fakty biograficzne i historyczno–literackie, poezja Tiutczewa pozostawała za jego życia szerszemu ogółowi niemal zupełnie nieznana. Znali ją tylko nieliczni, i to ludzie z kręgu profesji literackiej, i ci tylko, jak Iwan Turgieniew, Mikołaj Niekrasow, Iwan Aksakow, potrafili dostrzec jej prawdziwe znaczenie, czemu dali wyraz także w swych wypowiedziach krytycznych, stanowiących pierwsze próby interpretacji tej poezji. Sytuacja ta nie zmieniła się także jeszcze przez dłuższy czas po śmierci poety, chociaż nadal, wbrew niejako niechętnemu stosunkowi wpływowej krytyki literackiej oraz obojętności czytelników (np. wydanie książkowe wierszy z roku 1868 rozeszło się w stopniu minimalnym), prozaicy i poeci, i to tej miary co Afanasij Fet, Fiodor Dostojewski oraz Lew Tołstoj, cenili jego lirykę bardzo wysoko, przedkładając go nawet nad Puszkina. Była to nie tylko fascynacja czytelnicza, pozostawanie pod urokiem jej wartości myślowych i artystycznych. Istnieją zastanawiające analogie i typologiczne zbieżności pomiędzy Tiutczewowskim widzeniem przyrody a pejzażami w prozie Turgieniewa i Tołstoja, pomiędzy jego erotykami a sposobami przedstawiania kobiety i miłości w utworach Niekrasowa, Dostojewskiego, tegoż Turgieniewa oraz autora Anny Kareniny.
Proces prawdziwego odkrywania rzeczywistej wartości tej poezji rozpoczął się dopiero od czasu przełomu modernistycznego. To właśnie rosyjscy symboliści uznali Tiutczewa za swego dziewiętnastowiecznego poprzednika i spopularyzowali szerzej jego poezję. Wybitny myśliciel, a równocześnie poeta Włodzimierz Sołowjow w artykule z roku 1895 ukazał doniosłość jego liryki Wozoficznej, następnie pisali o nim inni poeci i krytycy symbolistyczni: Wiaczesław Iwanow, Jerzy Czułkow, Andrzej Bieły, Walery Briusow, który także wydał na nowo jego wiersze. Ustalili oni, chociaż dosyć jednostronnie, sławę Tiutczewa jako myśliciela oraz poety–wizjonera i mistyka, odkrywcy tajemniczych, ciemnych ludzkiej egzystencji i piewcy tragicznej miłości.
Po roku 1917 rozpoczął się okres poważnych naukowych zainteresowań osobą i dziełem poetyckim Tiutczewa, czemu towarzyszy niezmienna czytelnicza popularność. Gromadzono i ogłaszano jego spuściznę epistolarną i poetycką, badano materiały biograficzne, poddano wnikliwej analizie jego twórczość artystyczną. Szczególnie ważne dla poznania jego sztuki pisarskiej były prace badaczy z kręgu szkoły formalnej: Jurija Tynianowa, który wydobył związki poety z tradycją literatury osiemnastowiecznej oraz Puszkinem i Heinem, i Borysa Eichenbauma, zajmującego się zagadnieniami stylu poetyckiego. Gruntowne studia, rozprawy, a także prace materiałowe i przyczynki pisali tacy wybitni radzieccy historycy literatury i znani krytycy, jak Mikołaj Gudzij, Grzegorz Gukowski, Dymitr Blagoj, Lew Pumpianski, Abram Leżniew, Lidia Ginzburg, Kirył Pigariow, Wasyl Gippius, Borys Buchsztab.
W wyniku tych zbiorowych wysiłków, świadczących o stałym: i żywym zainteresowaniu poetą radzieckiego literaturoznawstwa (liczne poważne prace o nim powstawały równocześnie i nadal powstają także w innych krajach, gdzie również ukazują się często przekłady wierszy, w tym nierzadko w postaci obszernych wyborów książkowych), ukształtowała się już dziś jakby cała odrębna dziedzina badań — rosyjskie „tiutczewoznawstwo”. Sprawdzianem jej prężności i wysokiego poziomu są dziś stosunkowo liczne naukowe i popularnonaukowe edycje wierszy’ Poza kilkoma wydaniami kompletnymi i w wyborze w znanej serii Biblioteka Poety, gdzie utworom towarzyszyła zawsze cenna oprawa krytyczna, ukazała się w roku 1965 pełna, „akademicka” edycja liryki przygotowana i opracowana przez Pigariowa. Nieco wcześniej tenże autor ogłosił pierwszą rosyjską monografię (1962), podsumowującą wyniki jego własnych szczegółowych prac o życiu i twórczości poety, która stanowi równocześnie syntezę całej dotychczasowej wiedzy na ten temat. Dzięki temu można już dziś stwierdzić, że Tiutczew jest nie tylko jednym z najbardziej popularnych w sensie czytelniczym rosyjskich poetów dziewiętnastowiecznych, prawdziwym klasykiem literatury rosyjskiej, ale także, że jego osoba i dzieło poetyckie należy do zjawisk stosunkowo dobrze i gruntownie zbadanych i — jakby wbrew wszelkim obiektywnym, zawartym w samym tym dziele przesłankom — prawdziwie zasymilowanych przez współczesną kulturę tego kraju. Tak więc i w tym konkretnym wypadku spełniły się w jakiejś mierze — oczywiście w odmiennej całkowicie sytuacji kulturowej oraz innej skali porównawczej — nadzieje wypowiedziane przez dwóch innych poetów i myślicieli tej samej, romantycznej epoki — że „przyszłość moja! I moje będzie za grobem zwycięstwo”, i że „Syn — minie pismo, lecz ty spomnisz, wnuku”*
Poeta w kręgu spraw polskich. Jest rzeczą zastanawiającą, że wśród znaczniejszych rosyjskich pisarzy XIX wieku nie ma praktycznie ani jednego, który by nie zajmował jakiegoś określonego stanowiska wobec najszerzej pojmowanych tzw. spraw polskich, pozostawał całkowicie poza kręgiem zainteresowań naszą kulturą, nie miał jakichś powiązań z Polską i Polakami. Miały one oczywiście bardzo różny charakter i występowały w poszczególnych przypadkach w różnej postaci i intensywności, ale stanowią przecież realny fakt kulturowy o dużym znaczeniu dla obu krajów. Zainteresowania te wynikają z przynależności narodowej do polskości, zerwanej później i zastąpionej całkowitym zasymilowaniem się kulturowym w nowym środowisku narodowym (Tadeusz Bułharyn, Józef Sękowski, Bolesław Markiewicz); ze zróżnicowania narodowego i wyznaniowego rodzin, z których wyszli późniejsi pisarze (Mikołaj Niekrasow, Włodzimierz Koro—lenko, oraz przykład procesu odwrotnego — Włodzimierz Spasowicz). Poważne i trwałe zainteresowanie naszym krajem, jego współczesnością i historią było inspirowane pobytem w Polsce i osobistymi kontaktami z Polakami, a także okolicznościami zewnętrznymi, pożaliterackimi, zwłaszcza wspólną działalnością polityczną (poeci–dekabryści, Aleksander Puszkin, Aleksander Hercen, Mikołaj Gzernyszewski, Michał Michajłow). Niektórzy twórcy podejmowali szeroko pojętą tematykę polską w wyniku życzliwości i sympatii dla naszej kultury (Lew Tołstoj, Aleksy Konstantynowicz Tołstoj, częściowo Mikołaj Leskow) lub też charakterystycznej polonofobii, niechęci, antypatii czy wręcz wrogości wypływającej z postaw patriotycznych, religijnych, nastawień nacjonalistycznych, a nawet szowinizmu narodowego, panslawizmu czy z oficjalnego kursu polityki państwowej (np. stanowisko Mikołaja Karamzina czy Mikołaja Orłowa, pogłosy powstania listopadowego w wierszach Żukowskiego i Puszkina z roku 1831, twórczość Fiodora Dostojewskiego, wypowiedzi publicystyczne i poetyckie słowianofilów, tzw. powieści antynihilistyczne lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych, działalność Mikołaja Katkowa). Inni pozostawali pod urokiem polskiej literatury, zwłaszcza poezji i filozofii romantycznej, co przyjmowało postać oddziaływania myślowego, wpływu ideowego (Hercen, myśliciele słowianofilscy) i wyrażało się w przekładach i adaptacjach (spomiędzy licznych przykładów warto wymienić wczesnych i późniejszych tłumaczy Mickiewicza, wśród których znajduje się i Puszkin, i Lermontow, a także Piotr Dubrowski, Mikołaj Berg, Michał Michajłow, oraz entuzjastów i propagatorów powieści realistycznej, zwłaszcza Orzeszkowej i Sienkiewicza).
Na tej ogólnej mapie rosyjsko–polskich stosunków kulturowych XIX stulecia ma swoje określone miejsce i Fiodor Tiutczew z dosyć pokaźną ilością „poloników” (niezwykle charakterystycznych w wymowie ideowej i wyrazie artystycznym). Wchodzą one jako część organiczna w cały kompleks wypowiedzi publicystycznych, epistolarnych oraz artystycznych z zakresu problemów polityki i historii, filozofii i historiozofii, na temat Rosji i Europy, prawosławia i katolicyzmu, wypowiedzi powstających w związku z takimi wydarzeniami, jak powstanie dekabrystów (1825), wojna Rosji z Turcją (1829), oba nasze powstania narodowe (1830–1831 i 1863–1864), Wiosna Ludów (1848), wojna krymska (1855), Zjazd Słowiański w Moskwie (1867), i charakteryzują dobrze Tiutczewowskie koncepcje światopoglądowe oraz ideologiczne. Na tle pozostałych wypowiedzi poety te deklaracje rysują się jako specjalnie ważne i programowe dla niego, chociaż nie miały nawet wtedy szans na ogłoszenie drukiem, a więc także na szersze rozpowszechnienie i oddziaływanie. Uszeregowane zaś w porządku chronologicznym, ilustrują one dobrze ten proces przemian, jaki dokonywał się w świadomości i postawie Tiutczewa–ideologa w ciągu czterdziestolecia między rokiem 1830 a 1870.
Utwór pierwszy (incipit: [Jak Agamemnon na ołtarze]) powstał w tym samym czasie i w analogicznych okolicznościach, co Puszkinowskie tzw. antypolskie wiersze, a zwłaszcza dwa ostatnie z nich, pamflet Oszczercom Rosji i oda Rocznica Borodina*, i zawierał, podobnie jak tamte, wykładnię rosyjskiego oficjalnego, a więc społeczno–narodowego i państwowego stanowiska wobec tragedii Polaków i kończącego wojnę polsko–rosyjską zdobycia Warszawy. W odróżnieniu jednak od tamtych wyrażał on nie uczucia radości z pokonania wroga, tryumfu wobec nowych przewag militarnych i politycznych Rosji, nie postawę ironii i sarkazmu pod adresem cieszącej się z kłopotów Rosjan Europy, lecz tezę historiozoficzną głoszącą, iż Rosjanie, zmuszeni „zadać fatalny cios nieszczęsnej Warszawie”, nie kierowali się „niewolniczą uległością wobec tyranii czy żądzą walki dla niej samej”. Ich myślą przewodnią było ocalenie własnego kraju i zebranie w przyszłości pod jednym sztandarem wszystkich Słowian, co zresztą jest ich misją i „celem wyznaczonym z wyroków nieba”. W obrazowym ujęciu wiersza ów tytułowy Agamemnon, ofiarujący zagniewanej Artemidzie rodzoną córkę Ifigenię, stanowi paralelę do Rosji, poświęcającej bliską sobie Polskę. Poświęcenie — dla celów wyższych — Polski, złożenie na oczyszczającym stosie ofiarnym „należącego do tego samego plemienia, a przeszytego braterską strzałą orła” przyniesie— zapewnia Tiutczew — przyszłe „nasze wspólne wyzwolenie”, które zrodzi się „jak Feniks z popiołów przez nasz naród święcie przechowany”. Jeśli więc pamięta się ogólną tonację analogicznych wierszy Żukowskiego i Puszkina oraz zasadniczy tok ich historycznej i politycznej argumentacji, przywołana tu poetycka deklaracja autorska korzystnie wyróżnia się na tle pozostałych rosyjskich wypowiedzi o naszym Listopadzie swym znamiennym romantycznym idealizmem typu dekabrystowskiego oraz myślowymi perspektywami, zapowiadającymi przyszłe słowianofilskie i panslawistyczne utopie.
Kolejny poetycki dokument to dotychczas nie znany wiersz Tiutczewa, odkryty niedawno w zbiorach Muzeum Mickiewicza w Paryżu przez polską badaczkę i jeszcze nie wydany drukiem. W autografie nosi on tytuł Od Rosjanina po przeczytaniu urywków Z prelekcji p. Mickiewicza*. Podpisany, podobnie jak wszystko, co poeta ogłaszał w tych latach, tylko kryptonimem: F. Tczew, został wysłany z datą 16 (28) września 1842 r. na adres: „A Monsieur de Mickiewicz Professeur a la Sorbone, Paris” (sic!). Autora zidentyfikował Władysław Mickiewicz wpisując własnoręcznie na obwolucie rękopisu listu informację, że jest on posłem (!) rosyjskim przy dworze bawarskim. Oto część tego tekstu w tłumaczeniu prozą, tak jak przekazuje treść pierwszy badacz utworu i szczęśliwy jego znalazca, Ksenia Kostenicz:
Przeczuwamy zbliżanie się Światła — i Twoje natchnione słowo obiegło cały świat słowiański jako zwiastun Nowego Testamentu. Przeczuwamy Światło — czas już jest bliski — ostatnie szańce są zburzone. Powstań, poróżnione plemię, złącz się w jeden lud. Powstań — nie Polsko, nie Rosjo, powstań Rodzino Słowiańska, i otrząsnąwszy się ze snu rzeknij: oto jestem*.
Jak z tych sformułowań widać, myśli i uczucia wypowiedziane z paryskiej katedry przez poetę–profesora, który w powszechnym odczuciu słuchaczy, a potem czytelników uznany został za orędownika jedności Słowian oraz zwolennika porozumienia i przebaczenia w stosunkach polsko—rosyjskich, przypadły w sposób szczególny do serca autorowi wiersza o niedawnym powstaniu i ofierze krwi złożonej na ołtarzu wspólnej słowiańskiej sprawy. Tak zresztą odebrało je wielu innych współczesnych poecie Rosjan, dla których autor prelekcji o literaturze słowiańskiej stawał się wyrazicielem słowianofilskich ideałów i zamierzeń. Charakterystyczne, że jak stwierdza K. Kostenicz, niektóre myśli oraz sformułowania tego wiersza wykorzystał Tiutczew w 25 lat później w innym programowym słowianofilskim wystąpieniu, w utworze Do Słowian (o nim s. LXXII) zmieniając jednak zasadniczo zarówno tonację uczuciową, jak i argumentację w stosunku do miejsca i roli Polski w świecie słowiańskim.
Ale nawet tak umiarkowany poetycki program łącznego rozwiązania sprawy Polski, Rosji i Słowiańszczyzny nie wytrzymał dłuższej próby czasu oraz konfrontacji z realiami życia politycznego polowy XIX stulecia. Na przykładzie kolejnych publicystycznych wystąpień (La Russie et l’Allemagne — Rosja i Niemcy, 1844; La Russie et la Revolution — Rosja i rewolucja, 1848; La Question romaine — Kwestia rzymska, 1849) oraz poetyckich wypowiedzi, takich jak Hance do sztambucha (1841 i 1867), Morze i granit (1848), Geografia rosyjska (1848 lub 1849), Świt (1849), Proroctwo (1850), [Narody oto trzeci rok się burzą] (1850), [Nie, mój karzełku, tchórzu bezprzykładny] (1850) można prześledzić postępujące uwstecznianie się Tiutczewa — ideologa i polityka, co doprowadzi go już konsekwentnie do pozycji zdecydowanie reakcyjnych, mocarstwowych i szowinistycznych. Nieograniczony rozrost terytorialny carskiej Rosji obejmującej już nie tylko jeden, wschodni, ale także „zachodni Rzym”, utożsamienie losów całego słowiańskiego i chrześcijańskiego Wschodu, przypisywanie Rusi–Rosji mesjanistycznych przeznaczeń — oto zasadnicze tezy Tiutczewowskiej ideologii politycznej propagowanej w liryce lat czterdziestych i pięćdziesiątych. Stąd już był tylko krok do tej postawy, jaką zajął poeta wobec wydarzeń z okresu powstania styczniowego, której artystycznym wyrazem są powstałe wówczas wiersze*, Zawierają one nie tylko całkowite potępienie walki zbrojnej Polaków ze stanowiska etycznego i religijnego ([Okropny sen jak brzemię nas przygniatał], ale także demonstracyjną, dyskredytującą najsłabsze nawet przejawy rezerwy wobec euforii kół szowinistycznych i reakcyjnych pochwałę i gloryfikację słynnego gubernatora „kraju północno–zachodniego”, znanego pod przydomkiem Wieszatiel, Michała Murawjowa (Do Jego Wysokości księcia A. Suworowa). Już też tylko konsekwentnym dopowiedzeniem tych myśli stały się wiersze z roku 1867, napisane z okazji tzw. Zjazdu Słowiańskiego jako imprezy towarzyszącej otwarciu w Moskwie Wystawy Etnograficznej, a mającej wyraźnie charakter demonstracji antypolskiej. Według Tiutczewa w rodzinnej wspólnocie narodów słowiańskich ostro przeciwstawiającej się wrogiemu im zawsze Zachodowi, a mogącej liczyć tylko i wyłącznie na „cara–oswobodziciela”, jeden tylko — nie wymieniony z nazwy — naród cieszył się względami Europy i uchował się przed groźbą zagłady: ten, „który będąc zawsze i wszędzie dla swych braci najcięższym wrogiem”, zasługuje „jako Judasz Słowiańszczyzny, na wyróżniający go pocałunek” (Do Słowian [Pozdrawiam was serdecznie, bracia]).
Te znamienne Tiutczewowskie deklaracje poetyckie wcale nie wyczerpują całości jego poloników, zarówno wyrażonych wprost, expressis verbis, jak i domyślnych, zawartych w aluzjach czy podtekstach myślowych wypowiedzi pisarza. Te drugie np. wyczytać można w jego traktatach historyczno–politycznych pisanych w latach 1848–49 po francusku: Rosja i rewolucja i Kwestia rzymska, a także w wierszach typu Geografia rosyjska czy Hance do sztambucha, gdzie poruszone są kwestie przyszłych losów zagrożonej rewolucyjnymi wstrząsami katolickiej Europy oraz zbawczej misji, jaką powinna odegrać w jej ocaleniu przed zagładą Rosja reprezentująca prawdziwie chrześcijańskie wartości, która jako państwo obejmie nie tylko całą Słowiańszczyznę, ale i Europę Środkową. Przykłady zaś pierwszego typu to wzmianki z listów poety do żony Ernestyny z roku 1843. W jednym z nich (z 23–24 czerwca) Tiutczew relacjonuje wrażenia z pobytu w Krakowie i Warszawie oraz z przejazdu przez nasze ziemie*, w drugim, pisanym jak większość Tiutczewowskiej korespondencji również po francusku i noszącym datę 26 lipca, czytamy na marginesie uwag poety o wrażeniach z czteromiesięcznego pobytu w niewidzianej przez 18 lat Moskwie, że nieoczekiwanie dla siebie znalazł w Teatrze Małym zespół aktorski tak dobry, iż
lepszego nie można by spotkać nigdzie w Europie z wyjątkiem Paryża. Jest to widocznie cecha plemienna, bo taką samą mistrzowską grę oglądałem w polskim teatrze w Warszawie*.
Warto wreszcie w tym kontekście wspomnieć także dwa jeszcze wiersze: jeden o incipicie [Chociaż nie jesteś pan Polakiem) (1869), oraz drugi, z roku 1850, a więc dużo wcześniejszy i odzwierciedlający pierwszą fazę Tiutczewowskich słowianofilskich i panslawistycznych ideałów (nie posiada on również samodzielnego tytułu):
Dopiero wtedy żyć nam zacznie
Świat Słowian wielki w pełnej zgodzie,
Gdy Rusi Polska rękę poda —
Pogodzą się zaś one obie
Nie w Petersburgu, i nie w Moskwie,
Ale w Kijowie i w Cargrodzie.
(przekład R. Ł.)
Przytoczone tu wypowiedzi poety, obrazujące całość jego poglądów, zresztą wyraźnie ewoluujących w kierunku coraz większego uwsteczniania się politycznej postawy ich autora, stanowiąc ważne źródło poznania rosyjskiej myśli politycznej ubiegłego stulecia, przynoszą równocześnie ciekawy materiał, który w sposób istotny dopełnia ten ogólny obraz literackich stosunków rosyjsko–polskich, jaki się rysuje z dotychczasowych badań w tym zakresie.
Polscy interpretatorzy i tłumacze Tiutczewa. Poeta jest w Polsce jednym z najbardziej znanych i docenianych powszechnie rosyjskich pisarzy dziewiętnastowiecznych, a recepcja jego twórczości u nas ma dosyć zróżnicowany charakter. Wyraża się ona bowiem w pokaźnej ilości przekładów, jakie wyszły spod pióra niekiedy wybitnych i zasłużonych tłumaczy, w zainteresowaniu Tiutczewowską liryką ze strony krytyków i historyków literatury, w ukazywaniu się licznych stosunkowo publikacji czasopiśmienniczych i książkowych jego wierszy, wreszcie — co za tym idzie — w szerokiej czytelniczej popularności.
Fakt, że osoba Tiutczewa oraz jego poezja zwróciły na siebie baczniejszą uwagę Polaków, tłumaczy się kilkoma, różnymi zresztą w swej genezie przyczynami. Recepcji tego pisarza na naszym gruncie — intensywnej i wielostronnej — nie uzasadniają w jakimś stopniu, jak w wypadku innych jego dziewiętnastowiecznych kolegów po piórze, względy natury raczej pozaliterackiej. Nie przygotowały więc pod nią gruntu, jak w sytuacji Aleksandra Puszkina, międzypisarskie stosunki osobiste, czyli zespół kontaktów prywatnych oraz relacji twórczych z Mickiewiczem, nie były dla niej najistotniejszym impulsem względy ogólniejsze, polityczne, jakie odegrały niewątpliwie główną rolę w naszym reagowaniu na losy i działalność pisarską ludzi związanych z ruchem oraz ideologią dekabrystowską, nie ułatwiało jej poczucie solidarności oraz sympatii dla tego, co w sensie ideowym reprezentował i co dla „sprawy polskiej” czynił „przyjaciel Moskal” Aleksander Hercen. Nie zaważyły tu także takie dodatkowe względy, jak atrakcyjność głoszonej przez pisarza doktryny filozoficznej i społecznej (casus Lwa Tołstoja) czy wyraźna zbieżność uprawianego przez rosyjskiego autora typu twórczości — przypadek Michała Lermontowa oraz przykład zjawiska odmiennego, Mikołaja Niekrasowa — z analogicznymi przejawami czy nurtami współczesnej poezji polskiej. Nawet nie mogła tu spełnić jakiejś pomocniczej roli ta okoliczność, że pisarz, jak to ma miejsce w sytuacji Lwa Tołstoja lub jego dziewiętnastowiecznego imiennika, Aleksego Konstantynowicza, żywił jakiś określony emocjonalny stosunek do spraw polskich, poruszał w swej twórczości tzw. polskie tematy w duchu dla nas przyjaznym.
A już na pewno nie znamienne Tiutczewowskie „polonika” decydowały o jego czytelniczej recepcji u nas i zainteresowaniu naszej krytyki literackiej. Nie pomogły tu także i mocno skomplikowane losy jego sławy we własnym kraju, będące wynikiem zarówno czynników czysto osobistych (wieloletni pobyt poety za granicą, całkowity brak zainteresowania życiem literackim oraz niedocenianie własnej twórczości), jak i okoliczności zewnętrznych, ogólnoliterackich („długowieczność” Tiutczewa i charakterystyczna nieodpowiedniość jego nie podlegającej jakiejś istotnej ewolucji liryki, ukształtowanej w duchu późnego klasycyzmu i rozwijającej się w latach rozkwitu poezji romantycznej, do sytuacji w literaturze rosyjskiej lat czterdziestych—sześćdziesiątych XIX w.). Decydujące musiały się więc tu okazać tylko wysokie walory tej liryki, kunszt poetycki, wreszcie — moment ostatni, ale równie istotny — późne, ale za to już całościowe i trwałe, nobilitowanie Tiutczewa na jednego z najwybitniejszych poetów w dziejach całej rosyjskiej literatury. Uznanie to przyszło dopiero w naszym stuleciu, jego zaś początki, jak wiadomo, wiążą się z modernistycznym przełomem w literaturze ojczystej pisarza. Odkryty na nowo najpierw przez poetów i krytyków symbolistycznych, potem przez czytelników, wreszcie — już w ostatnich dziesięcioleciach — przez rosyjską naukę o literaturze, stał się obecnie powszechnie uznaną i docenioną wielkością, klasykiem, akceptowanym ogólnie w sensie i czytelniczym, i krytyczno— oraz historycznoliterackim — nie tylko przecież w granicach własnego kraju. A losy jego „polskiej sławy” są tego jednym z najciekawszych objawów.
Dla nas odkrył go dopiero również wiek XX*. Nastąpiło to jeszcze później niż w Rosji, bo aż w dobie Młodej Polski i w okresie międzywojennym, a zasługę tę dzieli — chociaż w nierównym stopniu — między siebie kilku ludzi pióra. Ciekawe przy tym, że proces ten dokonywał się i równocześnie, i równomiernie w dwóch zakresach poczynań: drogą tłumaczeń wierszy oraz formułowania sądów krytycznoliterackich. Poczet polskich przekładowców otwiera Leo Belmont*, a następnie, co jest w przypadku właśnie poezji Tiutczewa wymowne — Zenon Przesmycki–Miriam, który ogłosił tłumaczenia trzech wierszy w «Zdroju» w roku 1917*. Równie naturalne, że nazwisko poety trafia, w parę lat później, do najobszerniejszego naszego syntetycznego opracowania piśmiennictwa rosyjskiego, Historii literatury rosyjskiej Aleksandra Brücknera*, który w rozdziale omawiającym zjawiska poetyckie epoki popuszkinowskiej (Lermontow i poezja współczesna) dał garść szczegółów biograficznych oraz wcale trafną i dosyć wyczerpującą charakterystykę liryki Tiutczewa, przy czym omówił zarówno wiersze polityczne, uwzględniając zwłaszcza ich polską tematykę, jak i filozoficzne.
Już w rok po Brücknerze miało miejsce wydarzenie w przyszłości brzemienne następstwami: Tiutczewem zainteresował się nasz najlepszy wśród krytyków dwudziestolecia międzywojennego znawca nowoczesnej poezji rosyjskiej, Karol Wiktor Zawodziński. Swoje liczne później, fundamentalne i decydujące dla polskiej sławy tego poety prace rozpoczął od okolicznościowego odczytu w pięćdziesięciolecie śmierci Tiutczewa*, który, ogłoszony następnie drukiem, zwrócił uwagę na rosyjskiego poetę—myśliciela bliskich krytykowi poetów z kręgu Skamandra, z późniejszym czołowym polskim adaptatorem Tiutczewowskich wierszy, Julianem Tuwimem na czele. Odczyt Zawodzińskiego, wydrukowany w roku 1926 w tak poważnym organie polskiej humanistyki międzywojennej jak krakowski «Przegląd Współczesny»* i wydany jako samodzielna broszura (Kraków 1926), stał się w istocie najpełniejszą i najbardziej aż do dziś wnikliwą polską pracą krytyczną poświęconą temu autorowi, która też właściwie ukształtowała na długie lata nasze widzenie Tiutczewa i rozumienie jego poezji. Jest to równocześnie jedna z najważniejszych prac rusycystycznych i wypowiedzi krytycznych Zawodzińskiego o poezji w ogóle, zwłaszcza że w dwa dziesięciolecia później, już w czasach powojennych, krytyk da jej nowy, dużo obszerniejszy wariant, uwzględniający znaczny postęp rosyjskich badań tiutczewoznawczych oraz sumujący jego własne doświadczenia literackie i naukowe.
Szkic zatytułowany Teodor Tiutczew na pewno można uznać za wypowiedź krytyczną reprezentatywną dla Zawodzińskiego. Osobisty stosunek do twórcy i jego dzieła splata się tu organicznie z kompetencją historyka literatury, eksponowanie zagadnień szeroko rozumianej poetyki oraz walorów estetycznych — z gruntowną znajomością realiów życia ideowego i literackiego Rosji, zainteresowanie dla biografii oraz ideologii — z zadziwiającą wrażliwością czytelniczą i krytyczną. Wartość tej pracy podnosi jeszcze dodatkowo wyjątkowo trafna, a przy tym obiektywna, przedmiotowa charakterystyka i ocena „polskich wierszy” Tiutczewa na tle głównych nurtów rosyjskiego życia ideowego; ten moment rozprawy miał przecież dla polskiego czytelnika szczególnie istotne znaczenie.
Poza Brücknerem i Zawodzińskim zainteresowali się Tiutczewem także dwaj inni wybitni przedstawiciele rusycystyki międzywojennej, a mianowicie Rafał Marceli Bliith oraz Wacław Lednicki. Bliith ogłosił w roku 1928 artykuł* nawiązujący do wcześniejszej rozprawy Mickiewicz i Rylejew pod pomnikiem Piotra Wielkiego. Przedstawił w nim i starał się uzasadnić ciekawą tezę, że Mickiewicz mógł poznać osobiście Tiutczewa w przejeździe przez Niemcy, a przynajmniej zaznajomić się z jego wcześniejszymi wierszami politycznymi, bo zarówno list poetycki Do przyjaciół Moskali jak i zakończenie Pomnika Piotra Wielkiego zdają się zawierać i aluzję do osoby autora wiersza 14 grudnia 1825, i reminiscencję tego utworu, a zwłaszcza jego drugiej zwrotki, przedstawiającej metaforycznie Rosję jako „wieczny lodowy biegun”.
Podobnie porównawczy charakter noszą Tiutczewowskie studia Lednickiego, które weszły do swoistej „sylwy” historyczno–literackiej tego badacza pod tytułem Mój Puszkinowoski „Table Talk”* ogłoszonej już w ostatnim roku międzywojnia. W trzech podobnie zatytułowanych artykułach, zbliżonych także tak znamiennym dla tego komparatysty sposobem ujmowania tematu, porównuje Lednicki wypowiedzi poetyckie Puszkina, Tiutczewa, Lermontowa, Mickiewicza, Byrona, a także Feta, Błoka i Chodasiewicza na tematy polityczno—historyczne. Następnie próbuje z tych wypowiedzi wydobyć wzajemne relacje — od zależności aż do typologicznych podobieństw, rozpatrywanych wyłącznie w sferze poglądów ideowych oraz wątków myślowo–obrazowych. Zarówno więc osoba poety jak i jego wiersze stanowią tu tylko jeden z pobocznych motywów w rozważaniach naszego najwybitniejszego puszkinologa, stąd prace te nie posiadały ani dla samej wiedzy o Tiutczewie, ani tym bardziej dla dzieła zbliżenia jego poezji polskiemu czytelnikowi takiego znaczenia, jak wymienione tu wcześniej prace krytycznoliterackie.
Nierównie skromniejszy charakter niż te informacyjne i naukowe przedsięwzięcia ma w dwudziestoleciu akcja przyswajania poezji Tiutczewa polszczyźnie poprzez tłumaczenia. Po pierwszym kroku uczynionym przez Belmonta, a potem przez Miriama upłynęło jeszcze sporo lat, zanim tłumacze polscy nie tylko dostrzegli poezję Tiutczewa, ale i dojrzeli do tego, aby się z nią zmierzyć. Toteż tłumaczenia jego liryków podejmowano niezmiernie rzadko. Przez pierwszych piętnaście lat, a więc aż do 1932 roku włącznie, nie ukazał się ani jeden wiersz poety, jeśli nie będziemy liczyć ciekawego skądinąd wydarzenia, jakim było ogłoszenie w czasopiśmie pomorskim «Gryf» wspomnianego już tłumaczenia na kaszubski wiersza Hance do sztambucha* (tytuł właściwy oryginału: Do Wacława Hanki, 1841).
Dopiero rok 1933 zmienił sytuację zasadniczo. W ogłoszonej wówczas części Wielkiej literatury powszechnej* w opracowanej przez Sergiusza Kułakowskiego Literaturze rosyjskiej znalazło się miejsce na sporą ilość, w porównaniu z innymi autorami, wierszy Tiutczewa. Wydawca zamieścił siedem jego charakterystycznych liryków w tłumaczeniu trzech różnych tłumaczy, wśród których znalazł się, nikomu jeszcze jako pisarz nie znany, przyszły wybitny tłumacz poezji rosyjskiej, lekarz z zawodu, Tadeusz Stępniewski. W tym samym roku po raz pierwszy wystąpił jako tłumacz Tiutczewa inny jego późniejszy admirator, wówczas już przecież głośny popularyzator poezji rosyjskiej, Julian Tuwim, który w trzech różnych czasopismach ogłosił łącznie dziesięć przekładów*. W roku następnym doszło jeszcze jedno Tuwimowskie tłumaczenie*, a w latach 1935–1936 wystąpili dwaj nowi przekładowcy, Grzegorz Timofiejew* oraz J. Waliszewski*, dając po jednym tłumaczeniu.
Pięciolecie wojenne, będące tak dramatyczną cezurą w całym naszym życiu literackim, nie oddziela jakoś specjalnie drastycznie dwudziestolecia od naszej współczesności. Owszem, zaszły istotne zmiany ilościowe, ale da się zauważyć bardzo wyraźnie ciągłość poczynań. Jest to widoczne zarówno w dalszej działalności krytycznoliterackiej największego u nas autorytetu w dziedzinie tiutczewoznawstwa, Karola Wiktora Zawodzińskiego, po wojnie profesora literatur słowiańskich w Toruniu, jak i w intensywnej twórczości translatorskiej Juliana Tuwima oraz Tadeusza Stępniewskiego, którzy do swego dawniejszego dorobku dorzucają teraz szereg nowych tłumaczeń. W ślad za nimi idą inni: Włodzimierz Słobodnik, Józef Waczków, Anna Kamieńska, Tadeusz Chróścielewski, Seweryn Pollak i spora, licząca aż 18 osób grupa*, ale prym tu dzierży bezapelacyjnie Kazimierz Andrzej Jaworski ze swymi 103 ogłoszonymi drukiem przekładami.
Duża ilość, przy tym coraz innych tłumaczy, to jedna cecha znamienna dla okresu powojennego. Właściwością kolejną jest stała nieomal obecność liryki Tiutczewowskiej na łamach prasy literackiej. Jedynie w roku 1952, 1955, 1960, 1962–63, 1966–67, 1969–70 nie pojawiło się u nas żadne tiutczewianum. Za to w latach 1945–46 oraz 1948–49 liczne czasopisma literackie, a nawet gazety zamieszczały bądź tłumaczenia pojedynczych wierszy, bądź wprost całe ich kolumny, niekiedy wraz z towarzyszącymi im komentarzami, notami, artykułami. Przekłady wierszy trafiają do antologii poetyckich*, pojawiają się w autorskich wyborach poezji poszczególnych twórców*, tworzą całe zespoły w zbiorowych wydaniach dorobku translatorskiego naszych czołowych poetów tłumaczy. Do trzytomowego wydania Z rosyjskiego (1954), sumującego pod koniec życia Tuwima wieloletni jego dorobek tłumacza, włączył poeta 16 swych przekładów z Tiutczewa. Kazimierz Andrzej Jaworski, redagując w swych Pismach tom tłumaczeń z poetów rosyjskich pt. Od Łomonosowa do Jewtuszenki (1972) wybrał z licznych swoich tłumaczeń, ogłoszonych w okresie powojennym, aż 78 wierszy autora Burzy letniej, wysuwając się w ten sposób zdecydowanie na pierwsze miejsce wśród polskich propagatorów jego liryki. Seweryn Pollak nadał swemu autorskiemu Wyborowi przekładów z poezji rosyjskiej (1973), obejmującemu wyłącznie literaturę współczesną, podtytuł: Od Tiutczewa do współczesności (tytuł główny: Przybliżenia), ilustrując swoje rozumienie owej współczesności oraz prekursorstwo Tiutczewa wobec niej wyborem sześciu ze swych tłumaczeń jego wierszy z ostatniego okresu twórczości. I wreszcie cecha ostatnia tej literackiej recepcji, zjawisko przy tym całkowicie nowe w dotychczasowym procesie: pojawienie się pierwszych polskich wyborów wierszy Tiutczewa. Za swego długiego życia poeta doczekał się, poza publikacjami czasopiśmienniczymi poszczególnych utworów lub ich zestawów, dwóch jedynie «dycji książkowych, obu stanowiących tylko dalekie od kompletności zbiorki jego liryków. Pierwsze rosyjskie wydania kompletniejsze pojawiać się zaczęły dopiero w naszym stuleciu, a pełna krytyczna edycja wierszy — w roku 1965, chociaż w ciągu ostatnich dziesięcioleci rozeszła się pokaźna ilość i dzieł zebranych, i wyborów. U nas od roku 1945 mieliśmy trzy większe publikacje wierszy Tiutczewa — wszystkie będące wynikiem określonych zamiarów i świadomego wyboru wydawcy, opatrzone stosownymi wstępami, utrzymane na należytym, niekiedy wysokim poziomie edytorsko—typograficznym. Dwa pierwsze (z lat 1947 oraz 1948) zawdzięczamy firmie wydawniczej Władysława Bąka oraz niestrudzonemu propagatorowi poety na naszym gruncie — K. W. Zawodzińskiemu*. Trzecia ukazała się w PlW–owskiej Bibliotece Poetów w opracowaniu Anny Kamieńskiej*. Wszystkie trzy, przynosząc różne ilości wierszy (kolejno: 20, 129 oraz 152), zrodziły się dla różnych celów i posiadają odmienną, pełniącą różne funkcje oprawę krytycznoliteracką. Były one równocześnie nie tylko przejawami recepcji literackiej, a więc faktami artystycznymi, obliczonymi na potrzeby czytelnicze (dziś zresztą nie są one dostępne nawet w antykwariatach!), ale także rezultatem interpretacji — wynikiem określonych decyzji, świadomego wyboru, kompetentnej oceny, nie mówiąc już o samym trudzie translatorów.
Z tymi trzema książkami wiąże się także większość najistotniejszych przejawów krytycznej recepcji Tiutczewowskiej poezji w okresie powojennym. Nie była ona czymś jednolitym ani ciągłym, przeszła pewne etapy. Przeżyła znamienny okres „burzy i naporu” w ciągu pierwszych lat powojennych (1947–1949), fazę charakterystycznego zastoju w pierwszej połowie lat pięćdziesiątych, stadium nowego ożywienia około roku 1957, by wreszcie osiągnąć stan pewnej stabilizacji od lat sześćdziesiątych.
Pozycja pierwsza to książka o specjalnym autorskim charakterze: prezentuje nie tyle i nie tylko obu tytułowych poetów, co osobę samego tłumacza. Tomik obejmuje wyłącznie tłumaczenia jednego autora z Puszkina i Tiutczewa (zgromadzone tu wiersze oraz fragmenty poematów pierwszego nie mają żadnego związku z liryką Tiutczewa) i ma za zadanie pokazać możliwości translatorskie debiutującego jako poeta Tadeusza Stępniewskiego. Stąd też krótka przedmowa K. W. Zawodzińskiego dotyczy wyłącznie osoby tłumacza–debiutanta oraz jego pracy, a swoimi autorytatywnymi ocenami oraz kompetentnymi rekomendacjami krytyk wprowadza po prostu do literatury nowego adepta sztuki tłumaczeniowej, umożliwiając mu dalszą działalność na tym polu.
Już w rok później (1948) T. Stępniewski łącznie z J. Tuwimem oraz K. A. Jaworskim wystąpili jako autorzy–tłumacze pierwszego polskiego wyboru wierszy Tiutczewa, a redaktor tomu (właściwie współredaktor obok K. A. Jaworskiego), K. W. Zawodziński potraktował tę edycję jako okazję do ogłoszenia — formalnie jako wstępu — swego zarysu twórczości rosyjskiego poety. Wykraczając w sensie funkcjonalnym daleko poza ramy takiego informacyjnego wprowadzenia (autor słusznie nadaje mu autonomiczny tytuł: Tiutczew. Próba ujęcia), wstęp ten jest po prostu solidnym zarysem monograficznym, sumującym wieloletnie rozważania krytyka nad osobowością i dziełem Tiutczewa. A nie jest to bynajmniej, jak już zaznaczono (i jak sam autor w nocie wstępnej przypomina), tylko przedruk szkicu z r. 1926, lecz jego nowa, dużo obszerniejsza redakcja. K. W. Zawodziński mógł wprawdzie bez zmian zostawić całe partie w ich wersji poprzedniej, równie jak dawniej aktualnej w sensie naukowym, dopełnił jednak poszczególne fragmenty istotnymi wstawkami w postaci uwag marginesowych i przypisów, a także obszerniejszymi glosami o charakterze historycznoliterackim, nadając w ten sposób całości charakter gruntownego, poważnego studium krytycznego. „Próba ujęcia” stała się naszą najpoważniejszą — aż do dziś — wypowiedzią naukową na temat Tiutczewa, a jej autor postacią w tym zakresie najbardziej zasłużoną, zwłaszcza że w tym samym 1948 roku badacz ogłosił jeszcze jedną, zupełnie odrębną, a przy tym równie gruntowną pracę* — porównawcze zestawienie dwóch poetów–myślicieli: Tiutczewa i Boratynskiego. Potraktował w nim twórczość poetycką obu na szerszym tle analogicznych zjawisk w literaturze powszechnej, przeprowadzając m. in. ciekawe paralele z poezją polską, spróbował dać szczegółowszą definicję odmiany „poezji myśli” czy poezji filozoficznej, przeprowadził wnikliwe porównanie liryki obu twórców, a wreszcie dał niezwykle interesującą własną interpretację wierszy Tiutczewa o tematyce religijnej i światopoglądowej, dopatrując się w niej wyraźnie postawy antyhumanistycznej, bo usuwającej człowieka z centrum zainteresowania twórcy*.
Książka trzecia, stanowiąca ostatnią publikację wierszy poety aż do dnia dzisiejszego, a przy tym będąca ich edycją najpełniejszą, posiada również swą oprawę krytycznoliteracką w postaci wstępu pióra redaktora–wydawcy Anny Kamieńskiej oraz Jana Śpiewaka. Po ogłoszonych przed dziesięciu laty gruntownych pracach Zawodzińskiego wystarczyło już wydawcom — zgodnie zresztą z charakterem publikacji — dać jedynie zwięzłą informację biograficzną oraz komentarz historycznoliteracki i ograniczyć charakterystykę liryki do wydobycia jej najważniejszych wątków myślowych i uczuciowych. Niemniej jednak, opierając się na własnych twórczych doświadczeniach poetów i tłumaczy mogli oni we wstępie wskazać na kilka momentów w dotychczasowych pracach polskich należycie nie dostrzeganych (np. fatalistyczna koncepcja losu ludzkiego, stopień zagęszczenia metaforyki, trudności przekładu).
Wszystkie trzy edycje Tiutczewowskie spotkały się ze znacznym odzewem w naszej prasie literackiej. W ukazujących się w latach 1948–1953 recenzjach omawiano zarówno trud tłumaczy, jak i wypowiedzi krytycznoliterackie towarzyszące wierszom, a przy sposobności poruszano także kwestie szersze, wiążące się z samą osobą Tiutczewa, jego poglądami, zwłaszcza na sprawy polskie, oraz sztukę poetycką. Najwięcej wystąpień wywołał tom tłumaczeń T. Stępniewskiego z roku 1947*, z dużo mniejszym rezonansem spotkały się dwa pozostałe wybory wierszy, chociaż i tu nie brakło interesujących i ważkich wypowiedzi krytycznych ogólniejszej natury*. Podobnie, obok doraźnych funkcji informacyjnych, wszystkie noty i komentarze towarzyszące publikacjom oddzielnych wierszy na łamach czasopism lub w antologiach i wyborach tłumaczeń spełniały jeszcze dodatkową rolę poznawczą i popularyzatorską »*.
Ciekawym przejawem polskich zainteresowań autorem Silentium! była dyskusja pomiędzy Pawłem Hertzem a K. W. Zawodzińskim* na temat liryki politycznej Tiutczewa i jej polskich tematów, bo przy sposobności poruszono tu także parę istotnych kwestii ogólniejszych. Problematyką polityczną w poezji i publicystyce Tiutczewa zajmowała się również praca Wacława Lednickiego włączona do wydanej w Londynie w r. 1959 księgi zbiorowej Krasiński żywy*. Studium, zatytułowane Dialog imaginacyjny Krasiński–Tiutczew, rozpatruje kwestię ewentualnego związku pism politycznych Krasińskiego z lat 1847–53 oraz jego poglądów na Rosję, rewolucję i Europę traktowanych jako odpowiedź czy też polemika ze stanowiskiem Tiutczewa. Zbliżenie dwóch myślicieli–poetów, nawet jeśli teza o owym związku się nie utrzyma, zwłaszcza traktowane w tak charakterystyczny dla tego badacza sposób w szerszym kontekście spraw historii oraz współczesności, ma samo w sobie niemałą wartość naukową.
Przypomniane tu i usystematyzowane fakty, wydarzenia i szczegóły naszego życia literackiego i naukowego z ostatniego mniej więcej półwiecza nie wyczerpują wszystkich elementów składowych tego, co określiliśmy jako polską interpretację czy raczej recepcję rosyjskiego poety. Dla pełni obrazu dodać by tu należało i wzmianki o publikowanych w polskiej wersji językowej pracach tłumaczonych z rosyjskiego* i przypomnieć polskie recenzje publikacji radzieckich*, i nie pominąć ukazujących się w naszych czasopismach informacji czy not* mówiących o tych wydarzeniach z życia naukowego naszego wschodniego sąsiada, które wiążą się z osobą poety. No i wreszcie pamiętać o tym, że w dwóch już naszych najnowszych syntezach podręcznikowych historii literatury rosyjskiej* poeta doczekał się właściwej oceny, zgodnej z pełnioną rzeczywiście w dziejach poezji XIX i XX wieku rolą. Ale nawet i bez owych szczegółów wniosek końcowy z dokonanego tu przeglądu będzie chyba dostatecznie uzasadniony i materiałowo podbudowany: jeden z najwybitniejszych poetów Rosji, niezależnie od pokrętnych dróg swej biografii literackiej oraz sławy we własnym kraju, spotkał się u nas z nieprzeciętnie dużym zainteresowaniem i zrozumieniem, a zakres i charakter tego zainteresowania nie ustępuje bynajmniej wiele temu, co już dziś wiemy o tzw. polskiej recepcji dwóch innych wielkich romantyków rosyjskich — Puszkina i Lermontowa.
Niniejszy Wybór poezji jest najobszerniejszym, w porównaniu z dotychczasowymi publikacjami książkowymi wierszy Tiutczewa, zbiorem utworów tego poety w języku polskim. Obejmuje 166 wierszy, czyli całość tego, co z wierszy poety u nas przełożono i ogłoszono drukiem. Za podstawę przedruku przyjęto: wydanie najobszerniejsze, a równocześnie ostatnie z dotychczasowych, tom Poezje (1957) pod redakcją Anny Kamieńskiej, który zawiera 145 tytułów (w tym 7 wierszy w dwóch równoległych tłumaczeniach różnych autorów); Wiersze wybrane (Łódź–Wrocław 1948) oraz tomik: A. S. Puszkin, T. J. Tiutczew, Wybór liryk (Łódź–Wrocław 1947). Podstawę przedruku pozostałych utworów podano w przypisach.
Włączone do wyboru wiersze ułożono w porządku chronologicznym, opatrując każdy dwiema datami. Pierwsza oznacza rok powstania utworu; towarzyszący jej pytajnik sygnalizuje, że datacja jest orientacyjna. Druga, w nawiasie — rok ogłoszenia wiersza drukiem. Wszystkie te dane zaczerpnięto z najpoważniejszego z dotychczasowych, uwzględniającego wyniki najnowszych ustaleń, krytycznego wydania liryków Tiutczewa pod redakcją Kiryła Pigariowa z roku 1965. Pod każdym wierszem podano nazwisko tłumacza.
Niektóre utwory Tiutczewa przekładane były przez dwóch czy więcej tłumaczy. Do Wyboru włączono te, które można było uznać za translacje najwierniejsze i artystycznie dojrzałe. Pozostałe tłumaczenia odnotowano w przypisach do odnośnych wierszy.
История русской литературы XIX века. Библиографический указитель. Под ред. К. Д. Муратовой, Москва–Ленинград 1962, с. 736–743.
Библиография иностранних переводов стихотворений Тютчева, сост. Н. Н. Грамодана и И. А. Королева: Ф. И. Тютчев, Лцрика, том II. Издание подготовил К. В. Пигарев, Москва 1965, с. 454–475.
Ф.И. Тютчев, Сочинешя. Стихотворения и политические статьи. Под ред. А. Н. Майнова, Петербург 1886.
Ф. И. Тютчев, Полное собрание сочинений. С критико—биографическим очерком В. Я. Брюсова. Издание VI, ред. и дредисловие П. В. Бьїкова, Петербург 1911.
Ф. И. Тютчев, Стихотворения. Общая редакция и вступитедьная статья В. Гипциуса, редакция текста и цримечания к. Пигарева, Ленинград 1936 (Виблиотека позта. Малая серия).
Ф. И. Тютчев, Полное собрание стихотворений. Встудительная статья и общая редакция В. Гипциуса, редакция текстов и примечания К. Пигарева, Ленинград 1939 (Библиотека позта. Больщая серия); издание II. Вступительная статья Б. Я. Бухштаба, цодготовка текста ипримечания К. В. Пигарева, Ленинград 1957.
Ф. И. Тютчев, Стихотворения. Писма. Встуїштельная статья, подготовка текста и цримечания К. В. Пигарева, Москва 1957.
Ф. И. Тютчев, Лирика, том І—ІІ. Издание поцготовил К.В. Пигарев, Издательство „Наука”, Москва 1965.
MATERIAŁY BIBLIOGRAFICZNE
И. С. Аксаков. Ф. И. Тютчев, «Русский Архив» 1874, № 10, с. 1–406; wydane oddzielпіе рt;. Бшграфия Ф. И. Тютчева, Москва 1886.
Ф. Ф. Тютчев, Ф. И. Тютчев (Матершли к его биографии), «Историческнй Вестник» 1903, № 7, с. 189–203.
Тютчевский сборник (1873–1928), Петроград 1923.
Урания. Тютчевский альманах. 1803–1928. Под ред. Е. П. Казанович, вступительная статья Л. В. Пумцянского, Ленинград 1928.
Литературное наследство, том 19–21, Москва 1935.
Д. Благой, Творчество Тютчева: Д. Б лаг ой, Три века. Из исторіш русской поззии XVIII, XIX и XX веков, Москва 1933, с 180–235.
Б. Я. Бухштаб, Тютчев: История русской литературьі, том VII: Литература 1840–х годов, Издательство Академіга Наук СССР, Москва–Ленинград 1955, с 695–719.
Д. Благой, Геншльньїй русский лирик (Ф. И. Тютчев) : Д. Благой, Литература и действительность. Вопроси теории и истории литератури, Москва 1959, с. 423–456.
К. Пигарев, Жизнь и творчество Тютчева, Издательство Академии Наук СССР, Москва 1962.
Н. В. Королева, Ф. И. Тютчев: История русской поззии в двух томах, том II, Ленинград 1969, с. 191–223.
Б. Бухштаб, Тютчев: Б. Бухщтаб, Русские позти. Тютчев, Фет, Козьма Прутков, Добролюбов, Ленинград 1970, с. 9–75.
Ponadto ogólne opracowania życia i twórczości poety włączone są w formie wstępu lub posłowia do wymienionych wyżej wydań jego utworów ukazujących się w XX wieku.
В. Соловьев, Поззия Ф. И. Тютчева, «Вeстник Европьі» 1895, № 4, с. 735–752; г6\¥піег В. Соловьев, Собрате сочинегшй, тоді VII, Петербург, с. 463–480.
Д. С. Мeрежковский, Две тайни русской поззии. Некрасов и Тютчев, Петроград 1915.
Ю. Тьінянов, Вспрос о Тютчеве; Пушкин и Тютчев; Тютчев и Гепне: Ю. Тьінянов, Архаистьі и новатори, Ленинград 929, с. 330–398.
Н. К. Гудзий, Тютчев в позтической культуре русского символизма, Извсстия по русскому язьїку и словескссти АН СССР, 1930, том III, № 2, с. 465–549.
А. Лежнев, „На пороге как би двойного бьгтия”. О Тютчеве: А. Лежнев, Два позта. Гепне. Тютчев, Москва 1934, с. 5–56.
Л. Гинзбург, О лирике, Москва–Ленинград 1964 (гогсігіаі II, рt. Поззия мисли, с. 44–127); издание II, Ленинград 1974.
A. S. Puszkin, T. J. Tiutczew, Wybór liryk, przekł. T. Stępniewski, przedmowa K. W. Zawodziński, Łódź–Wrocław 1947. T. Tiutczew, Wiersze wybrane, przekł. K. A. Jaworski, T. Stępniewski, J. Tuwim, pod red. K. A. Jaworskiego i K. W. Zawodzińskiego, Łódź–Wrocław 1948. F. Tiutczew, Poezje, opracowała A. Kamieńska, Warszawa 1957 (Biblioteka Poetów).
K. W. Zawodziński, Teodor Tiutczew, «Przegląd WspóJczesny», R. V: 1926, t. 19, nr 55, s. 272–279; nr 56, s. 368–379; toż jako oddzielna odbitka, Kraków 1926 (w wersji znacznie rozszerzonej zamieszczone jako wstęp do: T. Tiutczew, Wiersze wybrane, Łódź–Wrocław 1943, s. VII–XXXIX, pod tytułem Tiutczew. Próba ujęcia).
K. W. Zawodziński, Dwaj poeci–filozofoww, «Arkona» 1948, nr 10–12 (36–33), s. 3–7, oraz odbitka, Toruń 1949.
W. Lednicki, Dialog imaginacyjny Krasiński–Tiutczew [w:) Krasiński żywy. Książka zbiorowa wydana staraniem Związku Pisarzy Polskich na Obczyźnie, red. W. Gunther, Londyn (Świderski) 1959, s. 285–305.
F. Nieuważny, Fiodor Tiutczew [w:] Literatura rosyjska. Podręcznik. Układ i redakcja ogólna M. Jakóbca, Warszawa 1971, tom II, s. 86–106.
D. Cyżeyskyj, Tjutćen und die deutsche Romantik, Zeitschrift für Slavische Philologie, Bd. IV, Doppelheft 3/4, 1927, s. 299–323.
D. Stre’mooukhoff, La poesie et 1’idiologie de Tioutteheo, Paris 1937.
W. Setschkareff, Schellings Einfluss in der russischen Literatur der 20–er und 30–er Jahre des XIX Jahrhunderts, Berlin 1939.
R. Kempf, F. I. Tjutćeu. Personlichkeit und Dichtung, Gottingen 1956.
G. Dudek, Der philosophische und kunstlerische Gehalt der Gleichnisformen in F. I. Tjutćevs Poesie, Zeitschrift fur Slavistik, Bd. III, Heft 2–4, 1958.
R. Lane, Russia and the Revolution in Tyutchev’s Poetry: Some Poems of 1828–1830, London 1973 (nadbitka z «The Slavonic and East European Review», s. 215–230).
WYBÓR POEZJI
Gdy wolność grała w nich ognista,
Struny zgrzyt oków zagłuszyły,
W lirze Alceja duch zmartwychwstał
I zdmuchnął z niej niewoli pyły.
Z liry wybiegły groźne iskry,
Jak wszechmiażdżące wód kaskady,
I jak gniew boży płomienisty
Na blade czoła carów padły.
Szczęśliwy ten, co głosem śmiałym,
Niepomny na ich moc i trony,
Wieścić tyranom zatwardziałym
Najświętszą prawdę przeznaczony!
Tyś, wychowanku muz, wspaniałym,
Wielkim tym losem obdarzony!
Śpiewaj, słodyczą słów ugłaskaj,
Roztkliwiaj, wzruszaj i przeobraź
Zimnych przyjaciół samowładztwa
W przyjaciół ludzi, piękna, dobra!
Lecz nie podżegaj nas pieśniami,
Blasku korony nie zachmurzaj.
Piewco! Pod carów brokatami
Czarodziejskimi strun dźwiękami
Zmiękczaj ich serca — a nie wzburzaj!
1820
Przeł. Włodzimierz Słobodnik
Jeżeli nie podano inaczej, podstawą przedruku utworów w tej antologii jest: F. Tiutczew, Poezje, opracowała A. Kamieńska, Warszawa 1957.
Tytuł: Tyranoburcza oda Aleksandra Puszkina, napisana w końcu 1817 r., rozchodziła się za życia tego poety w rękopiśmiennych odpisach.
w. 3 Alcej (właśc. Alkajos z Mitylene na Lesbos, VII–VI w.p.n.e.) — poeta grecki, autor pieśni miłosnych i biesiadnych, hymnów i utworów przeciwko tyranom.
Lubię oczami, przyjaciele,
Pieścić perlistych win szkarłaty
Albo owoców, strojnych w zieleń,
Rubin siejący aromaty.
Miło spoglądać mi na ziemię,
Jak gdyby zatopioną w wiośnie,
Gdy świat wśród błogich woni drzemie
I śpiąc uśmiecha się radośnie!…
Lubię, gdy pięknej twarz powabnie
Płomieniem wiosny wiew rozjarzy,
Rozwieje loków kuszące jedwabie
Lub wpije się w dołeczki na jej twarzy!
Lecz czymże Afrodyty wdzięki,
Sok winnych gron, woń róż płomiennych
Przy tobie, święte źródło łez bezcennych,
Roso jutrzenki bosko pięknej!…
Promień niebiański w nich ujrzycie,
Co się w ognistych kroplach przełamuje
I szereg żywych tęcz maluje
Na piorunowych chmurach życia.
Gdy śmiertelnika tkniesz źrenicy,
Aniele czystych łez — skrzydłami,
Mgła lekka się rozsieje łzami
I niebo twarzy serafickich
Wtem się rozwinie przed oczami.
Lipiec 1823
Przeł. Włodzimierz Słobodnik
Te oczy, z których żar niewinny płynie,
Złocisty świt niebiańskich uczuć twych —
Nie potrafiły serc przychylić ich,
Bo wszak wyrzutem dla nich są jedynie.
Bo serca, w których starł się prawdy ślad,
Uciekać muszą, jak przed złym wyrokiem,
Przed twym wiośnianym i otwartym wzrokiem,
Co straszy ich wspomnieniem młodych lat.
Lecz w duszy mej blask ócz tych się nie zetrze,
Zostanie w głębi jak ożywczy zdrój
I zawsze we mnie wzrok żyć będzie twój,
Niezbędny mi jak niebo i powietrze.
Tak i tam w górze — dusz zbawionych czar,
W niebiosach tylko lśni niebiańską chwałą,
Lecz gdy noc grzechu w otchłań strąca ciało,
Ten czysty ogień to piekielny żar.
1824 (1827)
Przeł Kazimierz Andrzej Jaworski
Tekst wg: T. Tiutczew, Wiersze wybrane, pod red. K. A. Jaworskiego i K. W. Zawodzińskiego, Łódź–Wrocław 1948.
Czyś słyszał kiedy w noc milczącą
Eolskiej harfy lekki dźwięk,
Kiedy w ciemności wiatr niechcący
Z drzemiących strun jej zerwie jęk?
To przejmujące głośne dźwięki,
To ścichające znów na czas…
Jakby ostatni okrzyk męki
Ozwał się w nich i nagle zgasł.
Starczy najlżejszy dech zefiru,
By wyrwać z czułych strun jej ból…
Rzekłbyś — anielska oto lira
Tęskni za niebem z ziemskich pól!
Jak wtedy dusza z ziemi niskiej
W nieśmiertelności kręgi mknie!
Przeszłość jak widmo sercu bliskie
Do piersi naszych wówczas lgnie.
Jak sercu wszystko zda się czyste
I ileż w wierze naszej sił!
Jakby nam niebo eteryczną
Strugą przelało się do żył!
Lecz, ach, nie nam mknąć ku tym światom.,
W niebiosach się nużymy wnet —
Nie może nigdy nędzny atom
Do boskich ognia dotrzeć met.
Zaledwie, siląc się, przerwiemy
Na kilka chwil czarowny sen
I wzrokiem drżącym i niepewnym
Obrzucim niebios obszar ten —
Jak już, ich blaskiem oślepieni,
Spuszczając wzrok ku ziemi znów,
Spadamy, lecz nie w ciszę cieni,
Ale w udrękę ciężkich snów.
1825[?] (1826)
Przeł. Kazimierz Andrzej Jaworski
Przekład ten drukowany był także w Wierszach wybranyck (1948) Tiutczewa oraz w tomie K. A. Jaworskiego Od Łomonosowa do Jewtuszenki (1972).
Lenistwem tchnie południe mgliste,
Leniwie rzeka toczy fale.
I w niebie rozpalonym, czystem
Obłok roztapia się ospale.
Skwarna, bez ruchu i bez zmian
Drzemota otuliła ziemię.
I nawet sam wszechwładny Pan
W pieczarze nimf spokojnie drzemie.
1827[?] (1836)
Przeł. Julian Tuwim
Wiersz tłumaczyli także K. A. Jaworski i T. Stępniewski. Ten ostatni przekład ogłoszony był trzykrotnie, między innymi w Wierszach wybranych (1948).
w. 7 Pan — greckie bóstwo opiekuńcze lasów, trzód i pasterzy; nimfy — greckie boginie zamieszkujące lasy, góry, wody.
Lubię w początku maja burzę,
Kiedy wiosenny pierwszy grom,
Jakby swawoląc po lazurze,
Grzechoce w niebie huczną grą.
Odgromy młode grzmią rozgłośnie.
Już deszczyk prysnął, kurz się wzbił,
Zawisły perły dżdżu radośnie
I słońce złoci rośny pył.
Z pagórka potok wartki bieży,
Ptaszęcy zgiełk w dąbrowie wre,
I leśny zgiełk, i poszum świeży
Wesoło wtórzą gromów grze.
I rzekłbyś, że to płocha Heba,
Dzeusowe orlę karmiąc, w ślad
Piorunopienną czarę z nieba
Wylała, śmiejąc się, na świat!
1828 (1829)
Przeł. Julian Tuwim
Jeden z najbardziej u nas popularnych wierszy Tiutczewa. Przekład Tuwima ukazywał się ośmiokrotnie, tłumaczyli go także T. Stępniewski, Artur Chojecki, G. Biernacka.
w. 13 Heba (właśc. Hebe) — w mitologii greckiej córka Zeusa (Dzeusa) i Hery, po śmierci Heraklesa oddana mu za małżonkę; wśród mieszkańców Olimpu pełniła funkcję szafarki, stąd poeta przedstawia ją jako karmicielkę Zeusowego orla, który był jednym z atrybutów władzy ojca bogów. Na całość akcesoriów mitologicznego obrazu składają się tu jeszcze także czara (w oryg. kubek, puchar) oraz gromy (w oryg. громокипящий).
Przyroda duszą wiosny zmartwychwstała,
Wszystko spokojem uroczystym błyszczy:
I lazur morza, i nieba przejrzysty,
Dziwny grobowiec, i skala!
Na drzewach nowe kwiaty rosną w górze
I pośród ciszy dokolnej ich cienie
Ledwo kołysze lekkiej fali tchnienie
Na ogrzewanym przez wiosnę marmurze…
Dawnoż ucichły gromy jego zwycięstw?
Echo ich dotąd panuje na świecie…
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
Wielkiego cienia pełen ludzi umysł,
Samotny jego cień na brzegu dzikim
Obcy wszystkiemu, wsłuchany w fal szumy,
Morskiego ptactwa raduje się krzykiem.
1828[?] (1829)
Przeł. Włodzimierz Slobodnik
Zanim prochy Napoleona sprowadzone zostały w roku 1840 do Paryża, miejscem spoczynku cesarza była wyspa Świętej Heleny, gdzie spędził ostatnie lata życia i gdzie został po śmierci pogrzebany.
Już słońca kulę rozpaloną
Stoczyła ziemia ze swej głowy
I cichy pożar wieczorowy
Połknęła morska fala słona.
Już świecąc blado, wzeszły gwiazdy
I ten ciążący nam i ziemi
Uniosły nieba ogrom jasny
Głowami swymi wilgotnemi.
Płynniej się nurt powietrzny toczy
Pomiędzy ziemią i sklepieniem.
Pierś, której dzienny żar nie tłoczy,
Z ulgą oddycha świeżym tchnieniem.
I dreszczyk słodki, przejmujący
Przebiegł, jak prąd, śród żył przyrody,
Jak gdyby stóp jej pałających
Tknął zimny prąd źródlanej wody.
1828[?] (1829)
Przeł. Julian Tuwim
Wiersz tłumaczył również K. A. Jaworski; przekład Tuwima ogłoszony był wcześniej trzykrotnie, po raz pierwszy już w r. 1933.
Jest jakaś noc milczenia kosmicznego
I w oną noc objawień i zachwytu
Żywy, olbrzymi wóz wszechbytu
Widome toczy się przez niebo.
Wtedy gęstnieje mrok jak chaos nad wodami…
Niepamięć niby Atlas ziemię tłoczy;
Tylko dziewiczą duszę Muzy — widzeniami
Bogowie trwożą w snach proroczych.
1829[?] (1829)
Przeł. Julian Tuwim
Jeden z wczesnych wierszy, w których poeta używa akcesoriów mitologicznych jako tworzywa obrazowania; tu występuje Atlas — jeden z Tytanów skazany za walkę z Zeusem na karę wiecznego dźwigania na swych barkach niebieskiego sklepienia ponad ziemią, oraz Muza, przedstawicielka grona opiekunek sztuk pięknych i nauk, uosobienie talentu, natchnienia twórczego. Utwór w tym przekładzie zamieszczony był wcześniej czterokrotnie, m. in. w antologiach Dwa wieki poezji rosyjskiej (1947, 1954) oraz Z rosyjskiego (1954).
Zegara monotonne bicie —
Marudna powieść nocy mglistej!
Język nam obcy całkowicie,
A jednak jak sumienie bliski!
Któż kiedykolwiek bez rozpaczy
Mógł skroś milczenie wszechświatowe
Słuchać, jak czas zawodzi, płacze
Proroczo — pożegnalnym słowem?
Zda się nam: los nieubłagany
Osierocony świat pogrzebał,
A nam na siebie samych zdanym
Z przyrodą całą walczyć trzeba.
I nasze życie jak dalekie
Widmo na skraju ziemi staje —
I z przyjaciółmi, z naszym wiekiem
W pochmurnej dali blednie, taje.
Tymczasem młode pokolenie
W słońcu rozkwitło i dojrzało,
A nas i czas nasz zapomnienie,
O bracia, dawno pogrzebało.
I tylko czasem o północy,
Pełniąc obrządek swój surowy,
Nad nami pośród ciszy nocnej
Płacze głos spiżu pogrzebowy.
1829[?] (1830)
Przeł. Włodzimierz Słobodnik
Utwór znany jest także w tłumaczeniu K. A. Jaworskiego (Wiersze wybrane, 1948).
Zmyte nocnymi ulewami
Po burzy śmieją się niebiosy,
Dolina między gór skłonami
Wije się wstęgą lśniąc od rosy.
Stoki najwyższych gór jedynie
Mgieł pasmo do połowy skryło
Niby powietrzny dwór w ruinie
Stworzony czarodziejską siłą.
1829[?] (1830)
Przeł. Józef Waczków
W przekładzie T. Stępniewskiego wiersz ogłaszany był, pod nieco zmienionymi tytułami, trzykrotnie, w tym w Wierszach wybranych (1948).
Już południowa pora pali
Świat spadzistymi promieniami
I zadymiły góry w dali
Z czerniejącymi gęstwinami;
Poniżej sino odbłyskają
Na kształt stalowych luster stawy
I z rozpalonych skał ruczaje
W ojczysta głąb mknę pełne wrzawy.
I w chwili, kiedy półprzytomna
Dolina ziemska ledwie żywa,
W błogiej rozkoszy pogrążona,
We mgłach południa wypoczywa —
W górze nad snem rozgrzanej ziemi,
Jak bóstw rodzimych korowody,
Z horyzontami płonącymi
Droczą się, świecąc, wieczne lody.
1829[?] (1830)
Przeł. Tadeusz Chróścielewski
Przekład tego utworu K. A. Jaworski drukował trzykrotnie, m. in. w tomie Od Łomonosowa do Jewtuszenki (1972).
Kiedy wybije godzina przyrody,
Ziemskich cząsteczek układ się rozburzy,
Wszystko widzialne znów okryją wody,
A z nich oblicze Boga się wynurzy.
1829[?] (1831)
Przeł. Anna Kamieńska
Bardzo dla Tiutczewa charakterystyczny w swej wymowie ideowej oraz kształcie artystycznym utwór (zastosowanie czterowiersza, klasycznej formy epigramatu lub wiersza albumowego dla wyrażenia głębokich treści filozoficznych, skrótowość obrazu) znany jest również w przekładzie T. Stępniewskiego (zob. zbiorek tłumaczeń tego poety: A. S. Puszkin, T. J. Tiutczew, Wybór liryk, Łódź–Wrocław 1947).
Jeszcze wesoły dzień wrzał wokół,
Tłumem ulica lśniła żywa
I wieczorowych cień obłoków
Po jasnych dachach przelatywał.
Niekiedy z dala dobiegały
Błogiego życia mnogie tony —
I w jeden zestrój się zlewały,
Studźwięczny, szumny i skłócony.
Znużony upojeniem wiosny,
Niechcącym popadł w zapomnienie:
Nie wiem, jak długo sen trwał mocny,
Lecz dziwne było obudzenie…
Zapanowało wtem milczenie,
Ucichły szumy, gwary dzienne,
Po ścianach się błąkały cienie
I migotanie na wpół senne…
Światło księżyca zaglądało
Ukradkiem w okno me otwarte
I jakoś mi się wydawało,
Że nad mą drzemką pełni wartę.
I zdało mi się, że po cichu
Porwał mnie geniusz ukojenia
I, niewidzialny, z dnia przepychu
Złotego przeniósł w państwo cienia.
1829 (1851)
Przeł. Włodzimierz Słobodnik
Nad wierszem pracował poeta z przerwami, stąd znane są jego trzy odmienne redakcje; ostatnia powstała gdzieś przed połową roku 1851. Znany jest także w ogłoszonym dwukrotnie tłumaczeniu K. A. Jaworskiego.
Znasz go z salonów: raz od ludzi stroni,
To dziwnie wesół, to z chmurnym obliczem
Lekkoduch, bądź w zadumie tajemniczej —
Jak to poeta. — I źle sądzisz o nim.
Popatrz na księżyc: w dzień jak obłok mglisty,
Wyzbyty siły, omdlewać się zdaje,
Lecz noc nadchodzi i bóg promienisty
Świeci wysoko nad uśpionym gajem.
1829–1830[?] (1879)
Przeł. Tadeusz Chróścielewski
Wiersz tłumaczył również K. A. Jaworski; swój przekład, ogłoszony trzykrotnie, zamieścił w tomie Od Łomonosowa do Jewtuszenki (1972).
Śród ludzkich rzesz, w nieskromnym zgiełku dnia,
Czasami nie śmiem wzrokiem, słowem, gestem
Radować się, że znowu z tobą jestem.
Lecz nie wiń mnie, najmilsza ma!
Spójrz, jaka w dzień białawomętna mgła…
Ledwo prześwieca blady blask i mdleje.
Nadejdzie noc — i do czystego szkła
Olejek wonno–bursztynowy wleje.
1829–1830[?] (1879)
Przeł. Julian Tuwim
W tym tłumaczeniu wiersz drukowany był uprzednio już trzykrotnie, w tym w antologii Dwa wieki poezji rosyjskiej.
Niech orzeł, w górę mknąc wysoko,
Śród chmur się mija z błyskawicą,
I, patrząc słońcu oko w oko,
Niezlękłą pije blask źrenicą.
Stokrotnie wyższą zesłał dolę,
Łabędziu, tobie — bogów chór,
I w czystym, jak ty sam, żywiole
Wykąpał jasność twoich piór…
Śród dwóch otchłani sen twój święty
Kołysze śpiewny fali szmer:
I płyniesz, zewsząd ogarnięty
Monarszą chwałą gwiezdnych sfer…
1829[?] (1839)
Przeł. Tadeusz Stepniewski
Wiersz figuruje w każdym z trzech dotychczasowych zbiorów poezji Tiutczewa w polskich przekładach. Tiutczew, wbrew ustalonej w poezji europejskiej tradycji, swoje symboliczne przedstawienie dwóch sił i postaw: walki i buntowniczości oraz kontemplacji i stałości kończy aprobatą dla tego, co uosabia łabędź.
Jak oceanu toń otacza ziemski ląd,
Tak żywot nasz dziedzina snów okala;
Nadchodzi noc i jak spieniona fala,
O brzeg żywiołu bije prąd.
I woła nas, i kusi nas, i prosi,
Zaklęta łódź ma wieźć nas w ciemną dal,
Przypływu rośnie moc i szybko nas unosi
Przez nieskończoność mrocznych fal.
Migotem gwiazd, monarszą świecąc chwałą,
Tajemnie tu spoziera niebios skłon,
I płyniem w dal, płomiennych fal nawalą
Opierścienieni ze wszech stron.
1830[?] (1830)
Przeł. Tadeusz Stepniewski
Tekst wg.: T.Tiutczew Wiersze wybrane. Wiersz ten, znany również w tłumaczeniu Jaworskiego, ukazał się u nas już wcześniej sześć razy, zarówno w czasopismach, jak i w wyborach wierszy,
O koniu morski, koniu bystry,
Z bladozieloną, gęstą grzywą,
To miotający wściekłe iskry,
To znów łagodnie—pieszczotliwy.
Wykarmił ciebie wicher huczny
W nieogarnionym bożym polu,
On cwałowania cię nauczył —
I żwawych skoków, i swawoli.
Ach, lubię ciebie, gdy zuchwale,
W potędze dumy swej wspaniały,
Rozwiawszy gęstej grzywy fale,
Dymiący parą, w pianie cały,
Ku brzegom bieg kierując hardy,
Z wesołym rżeniem wodę miecisz,
Kopytem ciśniesz o brzeg twardy
I nagle — w bryzgach się rozlecisz.
1830 (1879)
Przeł. Kazimierz Andrzej Jaworski
Burza minęła. Lecz gromem zwalony
Ogromny dąb płonął, dym smugą siną
Pełzał po ziemi z gałęzi zwęglonych —
Lśniącą po deszczu, zieloną gęstwiną.
A już od pól — melodie, i zadźwięczał
Ptaszęcy zgiełk, biegł po zroszonych łąkach,
I końcami swego łuku tęcza
Na zielonych wsparła się wierzchołkach.
1830 (1831)
Przeł. Mieczysława Buczhówna
Tam gdzie się z ziemią osmaloną
Stapia jak dym niebios sklepienie,
Z beztroską żyjąc niezmąconą,
Nędzne szaleństwo ma schronienie.
Pod ognistymi promieniami,
W piasku zarywszy się potokach,
Ono szklanymi źrenicami
Czegoś tam szuka na obłokach.
To skoczy i uważnym uchem,
Przypadłszy do spękanej ziemi,
Coś z dala chwyta chciwym słuchem
Z oczami rozradowanemi.
Mniema, że słyszy wód kipienie,
Słyszy tok źródła podziemnego
I kołyszący szum strumieni,
I huk wybuchu tryumfalnego.
1830 (1834)
Przeł. Anna Kamieńska
Jeden z nielicznych Tiutczewowskich wierszy operujących fantastyką, kreujących rzeczywistość autonomiczną, poetycką.
w. 9–16 Tu, podobnie jak w wierszu [Do Atanazego Feta], aluzja poety do ludzi posiadających tajemniczą zdolność wyczuwania obecności wody w ziemi, obdarzonych właściwościami różdżkarskimi, a więc szczególnie mocno związanych z naturą.
Rzekł mówca rzymski: „W one dnie
Walk bratobójczych, burz i trwogi
Spóźniony wstałem — i śród drogi
Noc Rzymu zaskoczyła mnie.”
Tak! Lecz żegnając rzymską sławę
Z kapitolijskiej wysokości,
Tyś w całej chwale i świetności
Zachód jej gwiazdy widział krwawej.
Szczęśliwy, kto oglądał świat
W chwilach przemiany i przełomu:
Bogowie go do swego domu
Wezwali, by do uczty siadł;
W ich radzie uczestniczy! świętej,
Ich wzniosłych igrzysk widzem był
I żywcem, jako wniebowzięty,
Z ich czary nieśmiertelność pił.
1830 (1831)
Przeł. Julian Tuwim
Jest to jeden z bardziej u nas znanych wierszy Tiutczewa, tłumaczony także przez T. Stępniewskiego i W. Słobodnika; ukazał się po raz pierwszy po polsku w 1933 r., następnie był w różnych przekładach drukowany siedmiokrotnie.
Tytuł: Marcus Tullius Cicero (106–43 p.n.e.) — filozof, mówca i stylista rzymski, aktywny uczestnik życia politycznego swego czasu, zwolennik republiki.
w. 1–4 — parafraza słów Cycerona, wypowiedzianych przezeń w dialogu Brutus, traktacie z teorii wymowy.
w. 6–7 Kapitolu, jednego z siedmiu wzniesień, na których leżał Rzym, miejsca warownego, gdzie znajdowała się świątynia Jowisza.
Poprzez liwońskie przejeżdżałem pola.
Dokoła wszystko było tak posępne…
Bezbarwne niebo, piasek szary w dole —
Wszystko w zadumę mnie wprawiało smętną.
Wspomniałem smutną ziemi tej opowieść,
Ponurą dobę łez i krwawej stali,
Gdy rozpostarci w kurzu jej synowie
Ostrogi wroga całowali.
I patrząc się na ciebie, pusta rzeko,
Na ciebie, smugo tych przybrzeżnych lasów,
Myślałem — oto przyszłyście z daleka
Wy, rówiennice owych czasów.
Tak, wam jedynie się udało
Z innego świata do nas tu zawitać.
O, gdyby wam się odpowiedzieć chciało
Na jedno chociaż z moich pytań!…
Lecz ty, naturo, o tym rzec nie raczysz słowa,
Z uśmiechem milczysz tylko dwuznacznym [i bladym,
Tak chłopiec, nocnych czarów mimowolny świadek,
I w dzień milczenie o nich uporczywe chowa.
1830 (1837)
Przeł. Kazimierz Andrzej Jaworski
Tytuł: liwońskie — historyczna nazwa terenów zamieszkałych przez Liwów (z niem. Livland), czyli Inflant, terytorium niegdyś spornego między Polską, Szwecją i Rosją. Przez tereny dzisiejszej Estonii i Łotwy wiodła marszruta poety z Petersburga do Monachium w październiku 1830 r.
w. 5–8 Aluzja do niezwykle dramatycznych dziejów tej ziemi w czasach średniowiecza, w okresie istnienia tu od początku XIII stulecia państwa zakonu Kawalerów Mieczowych.
Piach gęsty, sypki po kolana…
Jedziemy… Późno… Gaśnie dzień..
I cienie sosen razem zlane
Już tylko jeden tworzą cień.
Ach, jakiż smutek tu głęboki!
Coraz to gęstszy wkoło las…
Pochmurna noc, jak zwierz stuoki,
Z każdego krzaku śledzi nas.
1830 (1837)
Przeł. Tadeusz Stepniewski
Przeł. Kazimierz Andrzej Jaworski
Przekładali ten liryk, obok T. Stępniewskiego (ten po raz pierwszy już przed 1939 r.), także K. A. Jaworski, Mieczysław Giergielewicz, Artur Chojecki, Grzegorz Timofiejew. Łącznie wersja polska ogłoszona była osiem razy.
Jest w świetlistości przedjesiennych zmierzchów
Tkliwy, tajemny czar zadumy,
Złowieszczy blask i barwność drzew w rozpierzchu,
Czerwiennych liści lekkie, czule szumy.
I cichy błękit, co się mgliście chmurzy,
Że ziemia wokół smutnie sierocieje,
I jak przeczucie nadchodzącej burzy
Czasem porywczy, chłodny wiatr zawieje.
Znużeniem wszystko, wyczerpaniem tchnie,
Uśmiechem cichym schyłku i więdnienia,
Co u rozumnej się istoty zwie
Podniosłą wstydliwością jej cierpienia.
1830 (1840)
Przeł. Julian Tuwim
Jeden z częściej drukowanych u nas wierszy Tiutczewa, tłumaczony, prócz Tuwima (przekład wydawany czterokrotnie), również przez K. A. Jaworskiego.
Niech jodły i sosny
Śpią w śnieg otulone,
Na mrozie do wiosny
Niech sterczą zielone.
Uboga ich zieleń
Jak igły u jeża,
Choć nigdy nie żółknie,
Czyż jest kiedy świeża?
A my — plemię kruche —
Kwitniemy, błyszczymy
I wkrótce z podmuchem
Z drzew spadać musimy.
Wabiłyśmy krasą
Przez lato gorące,
Pluskając się w rosie,
Igrając ze słońcem!…
Lecz kwiaty opadły,
Ptaszęta zmilknęły,
Promienie pobladły,
Zefiry umknęły.
Więc po co nam wisieć
I żółknąć na próżno?
Nie lepiej ulecieć
Z wichurą podróżną?
O wichry gwałtowne,
Pośpieszniej przybądźcie!
Swym tchem z uprzykrzonych
Gałęzi nas strąćcie!
Zdmuchnijcie, strząśnijcie,
My czekać nie chcemy…
Pomknijcie, pomknijcie!
My z wami pomkniemy!…
1830 (1879)
Przeł. Józef Waczków
Oprócz J. Waczkowa ten jedyny w twórczości Tiutczewa utwór o tak charakterystycznym metrum, utrzymany w konwencji liryki „maski” tłumaczyli także M. Giergielewicz i K. A. Jaworski.
W mroku nocy lazurowym
Alpy śnieżne dumnie marzą —
Pomartwiałe szczytów głowy
Przeraźliwym chłodem rażą.
Jakby władzą snu ujęte,
Zanim zorza się rozżarzy,
Drzemią mgliste, nieugięte,
Jak upadłych rząd mocarzy!
Lecz gdy wschód się krwią rozleje,
Zgubne czary już nie dręczą —
Pierwszy w niebie zajaśnieje
Brat najstarszy głowę wieńcząc.
Potem z głowy najstarszego
Złoto mknie na młodszych braci,
Już korony głów ich strzegą,
Już królują w majestacie!…
1830 (1879)
Przeł. Kazimierz Andrzej Jaworski
Lubię ten Boży gniew! Pociąga mnie do siebie
To wszędzie tu rozlane tajemnicze Zło —
Jest ono w kwiatach, w źródle przeźroczym jak szkło,
W promieniach tęczy jest i w samym rzymskim niebie.
Ta sama wciąż wysokość bezobłocznych sfer,
Tak samo lekko, słodko pierś twa się kołysze,
Tak samo ciepły wiatr się wkrada w drzewną ciszę,
Ten sam wciąż zapach róż, i wszystko to jest śmierć!
Kto wie — w naturze są, być może, tajne dźwięki
I delikatna woń, kolory, czuły głos —
Heroldzi, których tu przed końcem zsyła los,
By osłodzili nam ostatniej chwili męki.
I oni właśnie to — Zagłady przednia straż,
Gdy już synowie Ziemi żegnać macierz mają,
Welonem lekkim tym swą Panią zasłaniają,
By skryć przed nami jej przerażającą twarz.
1830 (1879)
Przeł. Kazimierz Andrzej Jaworski
Tytuł: włoska forma terminu malaria — zimnica, choroba zakaźna przenoszona przez komary; tu w ogóle choroba, zaraza, „złe powietrze”.
Tiutczew sparafrazował tu poetycko opis okolic Rzymu zawarty w powieści pani de Stael Korynna, czyli Włochy. Ze względu na charakterystyczną atmosferę utworu oraz jego wydźwięk ideowy (fascynacja złem, przeczucie śmierci i zagłady) zwrócili nań uwagę szczególną poeci symbolistyczni i cenili go za „dekadencki” charakter. Jest to jeden z lepszych przekładów K. A. Jaworskiego z tego poety i w ogóle z rosyjskiego — ogłaszany był aż pięciokrotnie.
Jeszcze wśród pól bieleją śniegi,
A wody huczą już wiosennie
I mkną, i lśnią, i budzą brzegi
W niemocie pogrążone sennej.
Mkną i wołają szumne wody:
Już idzie wiosna, idzie wiosna!
Jesteśmy gońcy wiosny młodej,
Przybycie jej zwiastuje glos nasz.
Już idzie wiosna, wiosna blisko!
I ciepłe dni majowe rzeszą
Tłumną, wesołą i świetlistą
W ślad za nią w korowodzie śpieszą.
1830(?) (1932)
Przeł. Józef Waczków
Wiersz tłumaczył także T. Stępniewski i w tej wersji został on u nas spopularyzowany przez trzy różne publikacje.
Milcz i zazdrośnie wśród milczenia
Zataj i czucia, i marzenia.
Niech w głębi ducha zatajone
Rodzą się i zachodzą one
Cicho jak gwiazdy w nocnym cieniu:
Wpatruj się w nie — i trwaj w milczeniu.
Jak sercu wypowiedzieć siebie?
Innemu jakże pojąć ciebie?
Będzież twa dusza zrozumiana?
Kłamstwem jest myśl wypowiedziana;
Ryjąc zamącisz nurt w strumieniu:
Ze źródła pij — i trwaj w milczeniu.
Umiej żyć tylko w sobie samym.
W twej duszy cały świat schowany
Dum czarodziejsko tajemniczych;
Hałas zewnętrzny je przekrzyczy,
Zbledną w gwarnego dnia promieniu:
Uchwyć ich pieśń i — trwaj w milczeniu!
1830 (1833)
Przeł. Włodzimierz Słobodnik
Tytuł: silentium (łac.) — cisza, spokój, milczenie; tu w formie optatywnej, jako wyrażenie woli czy życzenia, polecenia, a więc „nie mów”, „milcz”, „bądź niemy”.
Ten manifest poetycki przekładany był na język polski trzykrotnie; obok tu przytoczonego mamy jeszcze przekłady pióra T. Stępniewskiego oraz K. A. Jaworskiego (zob. Wiersze wybrane, 1948).
Jak nad gorącym popieliskiem
Spala się zwitek w dymu mgle,
A ogień słowa, wiersze żre —
Skrytym objąwszy je uściskiem:
Tak smętnie żywot mój się tli,
Dymem odchodzą wszystkie doby,
Tak gasnę zwolna wśród żałoby
Tych jednostajnych moich dni.
O nieba! gdybyż się choć raz
Ten promień rozrósł wedle woli
I bez mąk dalszych i niedoli
Gdybym rozbłysnął w krąg i zgasł!
1830[?] (1836)
Przeł. Gabriel Karski
Głębia stworzonego obrazu, lapidarność użytych środków poetyckich, typowość i znamienność dla swej epoki wyrażonej tu idei — to właściwości wiersza, które pozwalają go postawić obok najpiękniejszych przejawów rosyjskiej liryki romantycznej; przypomina on szczególnie Lermontowowski Żagiel.
Jak Agamemnon na ołtarze,
By bóstw przebłagać groźny gniew,
Rodzoną córę złożył w darze —
I spłynął z niebios zbawczy wiew:
Tak miecz nasz w serce twe, Warszawo,
Wyroczny dziś wymierzył cios…
,,Bóg daj, by za tę cenę krwawą
Pokoju dar nam zesłał los!
Lecz — z dala od nas czcze junactwa,
Precz wieńce rabów, precz ich śpiew!
Nie dla koranu samowładztwa
Płynęła rzeką nasza krew…
Do boju hufce nasze wiodła
Nie przemoc, której celem mord,
I nie pokora katów podła
Lub wściekła chuć janczarskich hord,
Cel inny, innej nakaz wiary
Rozświetlał duszy naszej głąb:
Zachować zbawczej ciosem kary
Nietkniętym twardy państwa zrąb —
Słowiańskie ludy w spółce bratniej
Pod jeden znak zjednoczyć znów —
I w bój o światło, bój ostatni,
Zwycięsko wieść braterski huf!
Li tylko taki cel wysoki
Do walki hufce nasze wiódł;
Tajemne możnych sił wyroki
Na barki śmiało wziął nasz lud.
Na wysokościach, w mgieł omroczy,
On widzi gwiazdę poprzez mgły,
I za tą gwiazdą śmiało kroczy
Do tajnych met — przez krew i łzy.
Lecz ty, przeszyty bratnią strzałą,
Gdy taki z góry padł ci los,
Jednoplemienny orle biały
Na odkupieńczy padłeś stos —
Wierz słowu Rosji: proch twój ona
Przechowa wiernie aż po dzień,
Gdy razem z tobą wyzwolona,
Jak feniks zmartwychwstanie zeń!…
1831 (1879)
Przeł. Tadeusz Stepniewski
Tekst wg: A. S. Puszkin, T. J. Tiutczew, Wybór liryk, Łódź–Wrocław 1947. Jest to jedyny polski przekład.
Tytuł: utwór powstał (por. Wstęp, s. XII, LXVIII–LXXIX) w roku 1831 jako wyraz myśli i nastrojów poety wywołanych przez powstanie listopadowe, przebieg wojny polsko–rosyjskiej oraz jej końcowy akord w postaci zajęcia Warszawy. Jest to jeden z ciekawszych i bardziej charakterystycznych literackich odgłosów tych wydarzeń, jakie się tak licznie pojawiły w ówczesnej poezji, publicystyce, literaturze pamiętnikarskiej oraz epistolografii.
w. 1 Agamemnon — Tiutczew posłużył się dla zobrazowania relacji pomiędzy zwyciężoną Polską a zaborczą, zwycięską Rosją motywem Homerowego eposu, historią syna Atreusza, króla Myken i Argos, brata Menelaosa, który przed wyruszeniem na wyprawę trojańską złożył Artemidzie w ofierze na ołtarzu w Aulidzie własną córkę, Ifigenię. Mszcząc się za ten postępek, żona Agamemnona Klitajmestra, matka Ifigenii, Elektry i Orestesa, zamordowała później męża po jego powrocie spod Troi.
W ten sposób poeta włącza swój utwór do długiej listy dzieł literackich — dawnych i nowych — opartych tematycznie na wątkach trojańskich. Interesującą polemikę na temat właściwego ideowego sensu wiersza przeprowadzili na łamach tygodnika «Dziś i Jutro» (1949, nr 14, s. 10) K. W. Zawodziński oraz Paweł Hertz
O, nie chowajcie mnie
W ziemi głębokiej,
Złóżcie, zanurzcie mnie
W trawie wysokiej.
Niech lekki oddech wietrzyka
Kłoni trawę senną,
Nuta fujarki przenika,
Obłok przechodzi i znika,
Cicho płynie nade mną…
1832[?] (1832)
Przeł. Anna Kamieńska
Jak świadczy autograf wiersza, jest to przekład utworu Ludwika Uhlanda (1787–1862) pt. Friihlingswhe. Wiersz, drukowany dawniej bez tytułu, obecnie figuruje w wydaniach poezji Tiutczewa właśnie jako Wiosenne uspokojenie. Poeta doskonale wyczuł ducha oryginału (twórczość Uhlanda wykazuje mocne związki z poezją ludową) i nadał swemu przekładowi charakterystyczny kształt lekkiej stylizacji pod poetykę lirycznej pieśni ludu rosyjskiego (nieregularność budowy zwrotkowej, zróżnicowane klauzule, w tym część nierymowanych i posiadających postać spadków daktyłicznych, epitety stałe, paralelizmy). Polscy tłumacze kilkakrotnie próbowali przełożyć tę jedyną w twórczości Tiutczewa stylizację folklorystyczną: obok A. Kamieńskiej robili to także Jan Longin Okoń (przekład drukowany dwukrotnie), K. A. Jaworski (trzykrotnie) oraz L. J. Olizarowski. Oto wariant pióra J. N. Okonia («Nowy Nurt» 1958, nr 1):
Nie kładźcie, proszę, mnie
W wilgotną ziemię;
Niech wonna trawa w krąg
Okryta ciszą łąk
Nade mną drzemie.
Niech wiatru słodki wiew
Cichutko ją potrąca,
Niech słyszę cudny śpiew,
Gdy chmura niby krzew
Zakryje blask miesiąca.
Anna Kamieńska, świetny znawca słowiańskiej poezji ludowej, tłumaczka bułgarskich, serbsko–chorwackich i rosyjskich pieśni ludowych (por. Piołunowe ziele. Wybór rosyjskiej liryki ludowej, Warszawa 1961), najlepiej odczula i przekazała specyficzny styl oryginału rosyjskiego.
Byłeś na drzewie ludzkości wysokiem
Liściem najlepszym i najwyższym,
Najczystszym, drzewnym przepojony sokiem,
Żywiony słońca promieniem najczystszym!
Jak nikt współdygotałeś na nim
I z wielką jego duszą współdźwięczałeś,
Nieraz proroczo gadałeś z burzami
Lub z zefirami wesoło igrałeś.
Z ojczystej cię gałęzi nie zerwał deszcz letni
Ni późny wiatr, co się nad liśćmi znęca:
Bardziej od innych piękny, wieloletni,
Sam przez się padłeś, jakbyś wypadł z wieńca!
1832[?] (1879)
Przeł. Włodzimierz Słobodnik
Twórczość Goethego, jego osobowość, przedstawiona tu w tak charakterystyczny dla postawy naszego poety sposób: poprzez alegorycznie traktowany obraz przyrody — wywoływała jego duże zainteresowanie. Tiutczew (co nie jest jednak dokumentalnie potwierdzone) miał nawet osobiście zetknąć się z twórcą Fausta. W każdym razie należał on do jego ulubionych autorów, o czym świadczy duża ilość przekładów i parafraz z Goethego.
Demony dwa jego słuchały,
Dwie moce zrosły się potężne:
Gdy w głowie orły się wzbijały,
Wiły się w piersi jego węże…
Szerokoskrzydły wzlot natchnienia,
Orłów wysokie szybowanie,
Lecz i w zuchwałych zamierzeniach
Wężowe miał wyrachowanie.
1833[?] (1850)
Przeł. Włodzimierz Słobodnik
Przytoczony tu wiersz stanowi drugą część tryptyku, który powstawał w dłuższym okresie czasu. Część zaczynająca się od słów [Demony dwa jego słuchały] napisał Tiutczew najwcześniej, prawdopodobnie w r. 1832, pod wpływem lektury cyklu artykułów publicystycznych H. Heinego pt. Sprawy francuskie (1832), gdzie poeta niemiecki określa cesarza Francuzów jako istotę genialną, w której Umyśle gnieździły się „orły natchnienia”, lecz serce było siedliskiem „wężów wyrachowania” i przebiegłości. Fragmenty dalsze powstawały w latach późniejszych, między rokiem 1840 a 1850. W pierwszej części tryptyku poeta parafrazuje opinię Chateaubrianda, według którego Napoleon był nieodrodnym dziecięciem rewolucji, zadziwiająco do swej matki podobnym. Część zaś ostatnia poetyckiej trylogii przypomina konflikt zbrojny z Rosją oraz jego tragiczne następstwa dla cesarza, który nawet budząc się niekiedy ze swego mogilnego snu i kierując wzrok ku wschodowi z uczuciem trwogi i zmieszania powraca na miejsce swego ostatecznego już bytowania. Utwór ten, podobnie jak Tiutczewowski wiersz Mogiła Napoleona (zob. s. 9) stanowi jeden z ciekawszych epizodów w bogatej rosyjskiej literaturze o tematyce napoleońskiej. Wiersz jest tylko jednym z wielu poetyckich świadectw zainteresowania — zrozumiałego przecież u Rosjan — osobą cesarza oraz jego losami. Zwłaszcza temat jego upadku, zesłania, śmierci i dwukrotnego pogrzebu intrygował i pociągał poetów, m. in. W. Żukowskiego (Nocny przegląd wojsk), A. Puszkina (Napoleon; Napoleon na Elbie), szczególnie jednak M. Lermontowa, który napisał aż osiem wierszy tego typu, a wśród nich takie, jak Epitafium Napoleonowi, Do ***, Święta Helena Okret–widmo, Dwa wielkoludy, Ostatnia droga.
W dolinę głaz się stoczył z góry stromej —
Dlaczego spadł — nikomu niewiadome.
Czy z własnej woli runął, czy był strącon
Z dzikiego szczytu prawicą myślącą?
Stulecie za stuleciem wolno mija,
Pytania nie rozstrzygnie myśl niczyja.
Przeł. Józef Waczków
O harfo skalda! Długoś tutaj spala,
Długoś tu w kurzu, w zapomnieniu stała;
Ale gdy tylko w mgle czarownej księżyc
Błękitne światło w tym kącie rozwstężył,
Nagle zadrżały w strunie cudne dźwięki,
Jak gdy majaczy ktoś przez snu udręki.
Jakież to w ciebie tchnął on wtedy życie,
Czyś w nim znalazła dawnych lat odbicie —
Kiedy namiętne po nocach dziewczęta
Wtórzyły tobie, gdy je śpiew opętał?
Czy też przez wonne i po dziś ogrody
Ślizgał się krok ich polotny i młody?
1834 (1838)
Przeł. Kazimierz Andrzej Jaworski
Tytuł: skald (niem. i skand.) — poeta–śpiewak opiewający życie osobiste i czyny wojenne Wikingów, pieśniarz staroskandynawski i staroislandzki.
Ja Luteranów lubię nabożeństwo.
Obrządek prosty, poważny, surowy,
Tych nagich ścian i pustej izby owej
Rozumiem wzniosłe dla dusz podobieństwo.
Lecz czy widzicie? Gotowa do drogi,
Ostatni raz przed wami wiara stoi.
Jeszcze jej stopa nie przeszła przez progi,
Ale jej dom już nagi, pusty stoi… —
Jeszcze jej stopa nie przeszła przez progi,
Jeszcze się za nią nie zamknęły wrota,
Lecz już godzina bije… Mówcie z Bogiem,
Ostatnia to modlitwa za żywota.
1834 (1879)
Przeł. Anna Kamieńska
Charakterystyczny stosunek Tiutczewa do protestantyzmu, pewien dystans wobec tej formy chrześcijaństwa, jego teologii, liturgii, obrzędowości i mentalności, znalazł również wyraz w innym wierszu, [Trumna spuszczona do mogiły] (zob. s. 43), zwłaszcza jednak w napisanym w okresie Wiosny Ludów artykule Papiestwo i kwestia rzymska, gdzie autor mówi wprost, że protestantyzm z jego niezliczonymi odgałęzieniami z trudem utrzymał się przez trzy stulecia, by w czasach obecnych wegetować i chylić się do upadku wszędzie tam, gdzie był dotychczas religią panującą. Oba te wiersze zresztą można także odczytywać jako poetycką konstatację nie tylko rozpadu religii reformowanej, ale także wiążącego się z tym i z innymi czynnikami (postępująca laicyzacja, rewolucjonizowanie się społeczeństw Europy, kapitalizacja ekonomiki) wzrostu indyferentyzmu światopoglądowego czy zgoła areligijności i ateizmu.
Od miast do miast przez wszystkie dnie
Jak wicher miota ludźmi los,
Nie pyta, w smak ci to czy nie,
Wciąż „Naprzód, naprzód!”—słyszysz głos.
Znajomy szept na wietrze sczezł:
Miłości pożegnalne — ach…
Za nami wiele, wiele łez,
Przed nami niewiadome w mgłach!
Powstrzymaj niecierpliwy lot,
Obejrzyj się, dlaczego gnasz?
Za tobą rąk miłosnych splot —
A cóż lepszego w świecie masz?
W miłości zew się wsłuchać chciej,
Za tobą jęk, zdławiona krtań…
Nad własnym smutkiem litość miej
I własną rozkosz oszczędź — stań!
Niebiańską rozkosz tylu dni
Przypomnij sobie, powróć w próg…
Co w duszy twej najjaśniej lśni,
Porzucasz, żądny nowych dróg…
Nie trzeba wywoływać widm:
I tak już dość jest mroczny czas!
Wszak tym straszniejszy śmierci zwid,
Im więcej życie miało kras.
Od miast do miast przez wszystkie dnie
Jak wicher miota ludźmi los,
Nie pyta, w smak ci to czy nie,
I tylko „Naprzód!” — słyszysz głos.
1834–1835[?] (1879)
Przeł. Kazimierz Andrzej Jaworski
Tekst wg: T. Tiutczew, Wiersze wybrane.
Jest to poetycka parafraza wiersza H. Heinego [Es treibt dichfort von Ort zu Ort] z ogłoszonego w r. 1834 zbiorku Salon (cykl In der Fremde — Na obczyźnie).
I morze, i burza nam łódź kołysały,
I fali igraszkom oddałem się cały.
Uczułem bezmiary dwa w sobie zawarte
I te swawoliły wciąż ze mną, uparte —
Cymbały żywiołów, dźwięczały skał ściany,
Zrywały się wiatry, huczały bałwany,
Leżałem ogłuchły w tym dźwięków chaosie,
Nad dźwiękiem chaosu mój sen się unosił.
Czerwony i niemy, i tak chorobliwy
Leciutko się wzbijał nad grzmiące wód grzywy,
W promieniach ognistych swe blaski rozniecił —
Zieleniał glob ziemski i eter się świecił —
Labirynt ogrodów, pałace, kolumny
I ludzi wrzał orszak milczący i tłumny.
I twarze nieznane dawały mi znaki,
Widziałem zaklęte zwierzęta i ptaki…
Po szczytach istnienia kroczyłem jak bóstwo
I świat nieruchomy się w świateł zlał mnóstwo…
Lecz wciąż przez sny moje jak śpiew czarownika
W mych uszach szumiała kipieli muzyka,
I w cichą krainę mych snów niepojętych
Wdzierały się hucząc spienione odmęty.
1836[?] (1836)
Przeł. Kazimierz Andrzej Jaworski
Ten kraj pamięta serce moje,
Ten złoty dzień trwa we wspomnieniu:
Ciemniało, byliśmy we dwoje,
Pod nami Dunaj szumiał w cieniu.
Z wzgórza bielejąc w dal patrzały
Ruiny zamku, a opodal
Wspierając się o głaz omszały
Ty stałaś, czarodziejka młoda.
Twa lekka stopa dotykała
Muru, co wieków był ozdobą;
Słońce powoli się żegnało
Ze wzgórzem, z ruinami, z tobą.
Wiatr cichy trącał zwiewną szatę,
Swawolnie igrał z nią i pląsał,
Z dzikich jabłoni kwiat za kwiatem
Na młode twe ramiona strząsał.
Patrzysz beztrosko, jak daleka
Krawędź niebiosów w Ogniu dymi…
Dzień gasł, śpiewała dźwięczniej rzeka
Między brzegami ściemniałymi.
Dzień, co radości nam użyczał
Odprowadzałaś w dal — szczęśliwa —
A cień bystrolotnego życia
Cicho nad nami przelatywał.
1836[?] (1836)
Przeł. Józef Waczków
Wiersz jest poetycką relacją wydarzeń z życia poety, a mianowicie znajomości oraz uczuciowego związku z baronową Amalią Krüdener, z domu von Lerchenfeld (1808–1888), od roku 1825 żoną współpracownika Tiutczewa w bawarskiej misji dyplomatycznej, Aleksandra Siergiejewicza Krüdenera. Znajomość tę poeta zawarł w pierwszych latach pobytu w Monachium, następnie podtrzymywał ją przez długie lata; w roku 1836 właśnie Krüdenerowie przywieźli do Petersburga i przekazali Iwanowi Gagarinowi dla ogłoszenia drukiem w Puszkinowskim «Sowriemienniku» rękopisy wierszy poety. Tej samej osobie poświęcony jest utwór z r. 1870 [Do] K. B.
O czym ty, wietrze nocny, łkasz,
O czym zawodzisz, zrozpaczony?
Co znaczy dziwny jęk twój, płacz
I pełen skargi, i szalony?
Tą mową, którą serce zna,
O niepojętej prawisz męce,
Wyjąc wyrywasz mu ze dna
Dźwięki czasami aż zwierzęce!
O, strasznych pieśni z mroku lat
Nie śpiewaj, o chaosie onym,
O tym prastarym, o rodzonym!
Jak chciwie nocnej duszy świat
Słucha powieści ulubionej!
Z śmiertelnej piersi rwie się już,
Z bezkresem chce się stopić dusza..
O, nie budź uciszonych burz:
Pod nimi chaos się porusza!…
1836[?] (1836)
Przeł. Julian Tuwim
Ten tak ważny dla zrozumienia Tiutczewowskiej filozofii, „kosmiczny” w sensie tematycznym utwór poety, tak wyśmienicie przetransponowany na język polski przez Tuwima (przekład drukowany był aż czterokrotnie), znalazł tłumacza także w K. A. Jaworskim, który drukował swoją wersję pięć razy.
Potok poszarzał, zmętniał, stężał
I już się lody nad nim zwarły,
I w bezlitosnej zimy więzach
Oniemiał dźwięk i zgasły barwy.
A jednak nigdy nie jest w stanie
Uśmiercić źródła lodów przemoc —
Ono wciąż pluszcze, bezustannie
Martwotę niepokojąc niemą…
Tak i w sierocym sercu, mrącym,
Kiedy je zwarzy chłód istnienia,
Nie szumi potok uczuć rączy,
Nie wrą młodości uniesienia.
A przecie pod skorupą lodu
Nie cichnie szmer, nie cichnie życie..,
I bywa, słyszysz, jak spod spodu
Pulsuje źródło tajemnicze.
1836[?] (1836)
Przeł. Tadeusz Chróścielewski
Wiersz, niezwykle dla poetyki Tiutczewa charakterystyczny (ścisły paralelizm tematyczny i kompozycyjny, animizujące widzenie przyrody), ukazał się po polsku czterokrotnie, w tym również w przekładzie K. A. Jaworskiego.
W powietrzu duszne trwa milczenie,
Jak gdyby przeczuwając burzę,
Głośniej brzmi świerszczy zawodzenie,
Coraz goręcej pachną róże.
Cyt, tam za chmurą dymną, białą
Toczą się głucho pierwsze grzmoty
I niebo w krąg się przepasało
Płomieniem błyskawicy lotnej.
W powietrzu przesyconym znojem
Nadmierna i żywotna siła
Boskim przelewa się napojem,
Omdlewająco płonąc w żyłach!
O dziewczę, dziewczę, co wzburzyło
Mgiełkę twych szat na młodym łonie?
Co zasmuciło i zamgliło
Wilgotny blask, co w oczach płonie?
I czemu blednie i zamiera
Płomień dziewiczej twojej twarzy?
Co oddech tak gwałtownie spiera
I co twe usta żarem parzy?…
Skroś twoje rzęsy jedwabiste
Dwie łzy wyjrzały, łzy najszczersze…
A może to kropelki dżdżyste
Nadciągającej burzy pierwszej?…
1836[?] (1836)
Przeł. Włodzimierz Słobodnik
Drukowany tu w tłumaczeniu W. Słobodnika utwór, dzięki czterokrotnej publikacji jest bardziej znany w wersji K. A. Jaworskiego.
Cóż ty, wierzbo, nad falami
Schylasz swoją skroń
I drżącymi Usteczkami
Jak chciwymi ust wargami
Łowisz mknącą toń?
Choć się męczy, choć trzepoce
Nad strugą twój liść,
Struga biegnie i chlupoce,
Słońcu wdzięcząc się, migoce,
Tylko z ciebie drwi.
1836[?] 1836
Przeł. Anna Kamieńska
Zarówno przytoczona tu wersja A. Kamieńskiej, jak i spopularyzowany przez trzykrotne publikacje przekład T. Stępniewskiego dobrze wprowadzają do naszej literatury ten należący do najpiękniejszych liryk, tak bardzo przypominający wiersze M. Lermontowa: [Wśród dzikiej północy, na nagiej wyżynie] (jest on zresztą przeróbką z Heinego), Głaz \_Nocowala ongi chmurka złota]. A oto próbka przekładu T. Stępniewskiego (T. Tiutczew, Wiersze wybrane)
Wieczór słotny i burzliwy…
Cyt! skowrończe trele brzmią?
Tyżeś to, śpiewaku tkliwy,
Gościu zorzy sponad niwy,
W tę godzinę martwą, złą?
Giętki, dźwięczny, jasny, żywy,
W tę godzinę późną, złą,
Jak obłędu śmiech straszliwy
Wstrząsnął całą duszą mą!
1836[?] (1836)
Przeł. Julian Tuwim
Jak zawsze u Tuwima, i ten przekład w sposób maksymalnie adekwatny oddaje stronę rytmiczno–językową oryginału Tiutczewowskiego. Spopularyzowały utwór u nas cztery dotychczasowe publikacje tej właśnie wersji poetyckiej.
Trumna spuszczona do mogiły
I wszyscy się skupili z bliska,
Tłoczą się, płucom braknie siły
I woń zniszczenia piersi ściska.
I nad mogiłą tą otwartą,
Gdzie stoi trumna, u wezgłowia,
Dostojny i uczony pastor
Wygłasza mowę pogrzebową.
Prawi o ludzkiej znikomości,
O grzechu, o zbawieniu ducha,
I mowy pełnej uczoności
Każdy inaczej w tłumie słucha.
A niebo tak bezmiernie czyste,
Tak bezgraniczne do zenitu,
I ptaki wznoszą się świetliste
W otchłań powietrza i błękitu.
1836[?] (1836)
Przeł. Anna Kamieńska
Wiersz ten, być może ze względu na lekki nalot ironii w odtwarzaniu sceny z życia obyczajowo—religijnego, przypadł szczególnie do gustu Lwu Tołstojowi, który w ogóle był wielkim admiratorem, mimo całej swej rezerwy do poezji i poetów w ogóle, liryki Tiutczewa i stale wracał do jej lektury, zaopatrując poszczególne tytuły w czytywanym przez siebie zbiorku w takie określenia, jak „piękno”, „filozofia”, „głębia”. Jak świadczą wspomnienia współczesnych, pisarz chętnie także czytywał te wiersze na głos, ceniąc zwłaszcza wysoko Silentium! (s. 26), a także utwory Wiosna (s. 64) i Zmrok (s. 52), które włączył do swej antologii tekstów zalecanych jako „budująca literatura”, pt. Krąg lektur.
Wschód bielał… Łódź się w dal toczyła,
Wesoło płótno żagla grało —
Niby niebiosa odwrócone
Pod nami morze dygotało…
Wschód krwawił… Ona się modliła
Zrzuciwszy z włosów chustę białą —
Na ustach jej modlitwa drżała,
W oczach się niebo radowało…
Wschód płonął… Ona skroń schyliła,
Wygięła szyję jaśniejącą —
A po dziecięcych jej policzkach
Ogniste krople ciekły w słońcu.
1836[?] (1836)
Przeł. Józef Waczków
Jak ptaszę w blasku zorzy nowej
Świat zbudził się i zatrzepotał…
Ach, o mą jedną tylko głowę
Sen dobroczynny się nie otarł!…
Chociaż we włosach rozwichrzonych
Płynie poranna rzeźwość zórz,
Na moich barkach pochylonych
Ciąży wczorajszy skwar i kurz.
Jak przenikliwy i jak dziki,
Jak obcy jest dla serca mego
Ten hałas, gwar ten, ruch i krzyki
Młodego świtu płomiennego.
O, jakże blask jego czerwony,
Jakże on pali, rani wzrok.
O nocy, gdzież są twe zasłony,
Gdzie rosa twa, twój cichy mrok!…
Wy, którzy iść nie chcecie dalej,
Ostatnie szczątki pokolenia,
Jak błędne wasze święte żale
Lamentów, skarg i zawodzenia!
Jak smutno w to półsenne rano,
Gdy kości odmawiają biec
Naprzeciw słońcu i przemianom,
Za nową się ludzkością wlec!…
1836[?] (1836)
Przeł. Anna Kamieńska
Głąb duszy mej to jak Elizjum mar,
Świetlistych, pięknych i milczących cieni.
Obcy jej cały ten życiowy gwar,
Ni ból, ni radość ich nie zdoła zmienić!
Głąb duszy mej to jak Elizjum mar,
Cóż między nią a życiem jest wspólnego —
Co łączy dni najlepszych spopielały żar
Z ludźmi, co spraw li własnych strzegą.
1836[?] (1836)
Przeł. Kazimierz Andrzej Jaworski
w. 1 Elizjum — to samo co Pola Elizejskie, według wyobrażeń starożytnych Greków i Rzymian mityczna kraina pełnego szczęścia, radości i wiecznej wiosny, miejsce przebywania dusz ludzi sprawiedliwych; miało się znajdować w państwie podziemnym Hadesa, stanowiąc jego część przeznaczoną dla ludzi cnotliwych, inną niż część środkowa, zwana Hadesem, przeznaczona dla ludzi za życia „letnich”, oraz Tartar, najniższa, miejsce, do którego strącano największych przestępców.
Nad wzgórz winogradowych zbocza
Obłoki szczerozłote płyną,
A w dole szumi rzeka mroczna
Zieleniejących fal głębiną.
Z doliny dążąc ku wyżynie
Wzrok, który zwolna w górę wzlata,
Widzi na skraju wzgórz świątynię
Okrągłokształtną, pełną światła.
W nieziemskich, górnych tam siedliskach,
Od śmiertelnego życia z dala
I lżejsza, i pustynnie — czystsza
Strumieni się powietrzna fala.
Tam, dolatując, dźwięk niemieje,
Życie przyrody tylko słyszysz
I czymś odświętnym stamtąd wieje,
Jak od niedzielnych ranków ciszy.
1836[?] (1836)
Przeł. Włodzimierz Słobodnik
Tam, gdzie góry uciekając
W rozświetlone ciągną dale,
Najsłynniejszej z rzek — Dunaju
Bystro płyną wieczne fale.
Tam, jak głosi baśń ludowa,
Wirowały w korowodach
Nimfy w noce lazurowe
Pod wodami i na wodach.
Śpiewał nurt i słuchał księżyc.
Patrzał na nie z skały litej
Zamek wojów i rycerzy
Z słodkim lękiem i zachwytem.
I nieziemską światła smugą
Zamknięty, osamotniony
Przyjacielsko do nich mrugał
Z starej wieży blady płomyk.
Gwiazdy z nieba spoglądały
Ku tańczącym zwiewnie pannom
I cichaczem przeciągały
Pogawędkę nieustanną.
W pradziadowskiej zbroi starej
Wojak, pełniąc straż na murach,
Ogarnięty tajnym czarem,
Słyszał zgiełk w dalekich górach.
Ledwo popadł w lekką drzemkę,
Zgiełk się wzmagał spotężniały…
On pacierze szepcąc z lękiem
Znów okrążał czujnie wały.
Wszystko mija. Tyś się poddał,
O Dunaju, też swym losom,
Parostatki na twych wodach
Dziś odwieczne baśnie płoszą.
1836[?] (1836)
Przeł. Wanda Grodzieńska
Siedzę, samotny, zamyślony,
Przez łzy w kominek przygaszony
Patrzę w zadumie
I o minionym myślę z żalem,
W mojej tęsknocie gorzkiej znaleźć
Słów już nie umiem.
Przeszłość — czy niegdyś jakąś miałem?
Czy to, co teraz — będzie trwałe?
O nie! Przeminie!
Przeminie, jak minęło wszystko,
I rok po roku w popielisko
Krateru spłynie.
I rok po roku, wiek po wieku…
Cóż, że buntujesz się, człowieku,
Badylu ziemi?
Badyl uwiędnie. Nie ma rady…
Lecz z nową wiosną nowy badyl
Znów się rozpleni.
I wszystko zacznie żyć na nowo,
Róże rozkwitną kolorowo
I ciernie liche…
Lecz ty, mój blady, biedny kwiecie,
Już nie odrodzisz się na świecie
Kwietnym kielichem.
Zerwałem dębie własną dłonią,
Bóg jeden wie, jak wytęsknioną
Mym uwielbieniem!
Zostań na piersi mojej teraz,
Póki w niej miłość nie zamiera
Ostatnim tchnieniem.
1836[?] (1879)
Przeł. Wanda Grodzieńska
Gniewa się zima smutna.
Przeminęła jej pora —
Wiosna już w okno stuka
Pędząc ją precz ze dwora.
Wszystko ożyło zimę
Zmuszając do ucieczki,
I już skowronków w niebie
Ozwały się dzwoneczki.
Zima jeszcze się droczy,
Wymyśla jeszcze wiośnie.
Ta śmieje się jej w oczy
I hałasuje głośniej.
Wiedźma się rozpiekliła
I garście śniegu, wściekła,
W piękne dziecię rzuciła,
A potem precz uciekła…
Lecz wiośnie obca troska:
Umyła się w śnieżycy
I jest rumieńsza wiosna
Na przekór napastnicy.
1836[?] (1879)
Przeł. Wanda Grodzieńska
Jeden z nielicznych jeśli chodzi o elementy humoru, a jedyny w konwencji poezji dla dzieci, wiersz poety. Niezależnie od tego swego „niepoważnego” charakteru to jeden z najciekawszych przykładów charakterystycznej dla tego poety maniery, sposobu widzenia i przedstawiania przyrody w kategoriach totalnej animizacji i całkowitego upersonifikowania.
Nie, skryć przed tobą mej miłości,
O Ziemio matko, nie mam siły.
Dusz bezcielesnych szczęśliwości
Nie żądam, syn twój do mogiły.
Czym jest przy tobie rozkosz raju,
Poro miłości, poro wiosny,
Błogości wszechkwitnienia, maju,
Blasku różany, śnie miłosny!…
W bezruchu cały dzień głębokim
Cieple, wiosenne pić powietrze,
Na niebie czystym i wysokim
Śledzić, jak wiatr obłoki zetrze,
Błądzić bez celu, bez powodu,
I natknąć się niepostrzeżenie
Na bzu woń świeżą od ogrodu
Lub na świetliste przywidzenie.
1836[?] (1879)
Przeł. Anna Kamieńska
Jak słodko drzemie sad ciemnozielony,
Wtulony w senność modrych nocy łąk;
Skróś gąszcz jabłoni, kwieciem ubielonej,
Jak słodko złoty lśni miesiąca krąg!
Tajemnie, jako w pierwszy dzień stworzenia,
W bezdennym niebie gwiezdny płonie rój;
Muzyk balowych potok się rozpienia
I dosłyszalniej mówi bliski zdrój.
Nad światłem dziennym spadł zasłony ołów;
Omdlał ruch wszelki i trosk usnął tłum;
Nad śpiącym miastem, jak z boru wierzchołów,
Zbudził się dziwny, a conocny szum…
Skąd on, skąd szum ten niewyobrażalny?
Śmiertelnych dum–ż to, wyzwolonych w śnie,
Świat bezcielesny, słyszny, niewidzialny,
W chaosie nocnym roi się i prze?…
1836[?] (1879)
Przeł. Miriam
Jest to jeden z trzech wierszy przełożonych i ogłoszonych w roku 1917 przez Zenona Przesmyckiego–Miriama, a więc utwór, dzięki któremu czytelnik polski, nie znający języka i nie czytający po rosyjsku, wchodził w świat Tiutczewowskiej liryki. Miriam nadał mu wówczas nie istniejący w oryginale tytuł Głosy nocne, który jednak występował we wcześniejszych publikacjach rosyjskich, figurował bowiem na jednym z autografów wiersza. Musimy dziś przyznać, że poeta polski dokonał wówczas trafnego wyboru dla prezentacji czytelnikowi nieznanego mu zupełnie autora (oprócz Głosów nocnych znalazły się wówczas w «Zdroju» także wiersze [O Panie, ześlij zdrój ochłody] oraz Droga z Królewca do Petersburga, czyli W drodze powrotnej) i znalazł dla oryginału odpowiedni kształt słowny w polszczyźnie.
Cienie siwe się rozpierzchły,
Barwy, dźwięki wieczór starł,
Ruch i życie płynnie przeszły
W chwiejny zmrok, w daleki gwar.
Niewidzialny lot motyla
pośród nocy słychać blisko.
Niewysłownych tęsknot chwila!
Ja we wszystkim. We mnie wszystko.
Zmroku cichy, zmroku senny,
Lej się w duszy mojej głąb.
Wonny, ciemny i niezmienny —
W cieniach, w ciszy wszystko skąp.
Czucia — mgłami zapomnienia
Ponapełniaj aż do wierzchu!
Daj mi zaznać zatracenia,
Zmieszaj z sennym światem zmierzchu!
1836[?] (1879)
Przeł. Julian Tuwim
Wiersz, ogłaszany u nas już kilkakrotnie (łącznie osiem razy) znalazł aż trzech tłumaczy; obok J. Tuwima również W. Słobodnika i T. Stępniewskiego. Każdy z tych przekładów ma swoje walory, nieco inaczej niż pozostałe oddaje poetycką aurę oryginału. Oto fragment pióra W. Słobodnika (T. Tiutczew, Poezje):
Zmierzchu cichy, zmierzchu senny,
W mego ducha lej swe fale,
Cichy, wonny i tajemny,
Wszystko ucisz, wszystko zalej.
Zasnuj mgłami zapomnienia
Aż po brzegi czucia moje!…
W polskich edycjach utwór występuje pod tytułem Zmierzch lub Zmrok.
Jak dzikie jaru uroczysko!
Z szumem naprzeciw biegnie strumień,
W dolinę śpieszy na siedlisko,
Ja w górę — tam gdzie jodła szumi.
I wspiąłem się na szczyt wyżyny,
Wesół i cichy odpoczywam,
A ty, strumieniu, ty w doliny,
Popróbuj, jak wśród ludzi bywa.
1836[?] (1879)
Przeł. Mieczysława Buczkówna
Z polany sęp wzbił się w górę,
Wysoko wzleciał lazurem.
Wciąż wyższym, dalszym mknął lotem,
Aż zniknął za horyzontem.
Przyroda—matka mu dała
Dwa mocne skrzydła u ciała.
A ja stopami z kamieni,
Król ziemi, przyrosłem do ziemi!
1836[?] (1879)
Przeł. Anna Kamieńska
Spójrz, jak obłokiem żywym tryska
Fontanna lśniąca, jak się kłębi,
Jak łamie się i w nieba głębi
Wilgotnym dymem w słońcu błyska.
Promieniem swym dotknęła nieba,
Promieniem szybkim, lotnym, zmiennym
I oto pyłem drogocennym
Na ziemię znów jej upaść trzeba.
O ludzkiej myśli wodomiocie,
O wodomiocie grzmiący żwawo,
Jakież okrutne twarde prawo
Pogrąża cię w cuchnącym błocie!
Rwiesz się ku niebu, ku jasności,
Lecz niewidzialna dłoń fatalnie
Łamie twój blask i tryumfalnie
Strąca go z nieba wysokości.
1836[?] (1836)
Przeł. Włodzimierz Słobodnik
Gwiazdą by chciała być dusza człowieka,
Nie wtedy jednak, gdy w nocnej omroczy
Światła te, niczem pałające oczy,
Na śpiącą ziemię patrzą, hen! z daleka…
Lecz dniem, gdy blaskiem słońca osłonione,
Jak bóstwa skryte w empirejskiej sferze,
Jaśniej, świetliściej w górze płoną one,
Choć niewidzialne, w przeczystym eterze…
1836[?] (1836)
Przeł. Tadeusz Stepniewski
w. 6 w empirejskiej sferze — w niebiosach; Empireum (łac.) — zgodnie z wyobrażeniami mistyków najwyższa, składająca się już z samego czystego światła, wypełniona ogniem część nieba, miejsce przebywania bóstwa. Tłumacz tak właśnie oddaje oryginał, w którym mowa w ogóle o bóstwach, do których przyrównane zostały ciała niebieskie niewidzialne przy dziennym świetle.
Lśnił jaskrawy śnieg w dolinie —
Śnieg roztopił się i znikł;
Blask wiosennych traw w dolinie —
Zwiędną i nie będzie traw;
Ale któryż to bieleje
Tam na szczytach śnieżnych wiek?
Tam i dziś jutrzenka sieje
Świeże róże w żywy śnieg!
1836[?] (1836)
Przeł. Józef Waczków
Nie tym, co myślisz, jest przyroda:
Nie zlepek to, nie martwy twór —
W niej dusza jest, w niej jest swoboda
W niej miłość jest i własny chór…
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
Ujrzycie kwiat i liść na drzewach:
Czy tu ogrodnik z klejeni był?
W matczynym łonie płód dojrzewa.
Czy to igraszka obcych sił?
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
Nie widzą nic, nie słyszą zgoła,
Na świecie żyją jak we mgle,
I morze do nich nic nie woła,
I martwe słońce blask im śle.
Promienie w duszy im nie lśniły,
W ich piersi nie kwitł wiosny kwiat,
Nic lasy przy nich nie mówiły
I w nocy milczał gwiezdny świat!
Gdy w burzę wiatr las zrywa z leży
Nieziemskim głosem znacząc lot,
Sekretów żadnych im nie zwierzy
W pogwarce przyjacielskiej grzmot!
Czy winić ich? Jak głuchy może
Organów pojąć żywy dźwięk?
Ach, duszy jego nie zatrwoży
Rodzonej nawet matki jęk!
1836[?] (1836)
Przeł. Kazimierz Andrzej Jaworski
Tekst wg: T. Tiutczew, Wiersze wybrane.
Utwór zachowany tylko fragmentarycznie, brakuje drugiej i czwartej strofy. W pierwodruku zostały one z nakazu cenzury usunięte ze względu na nieortodoksyjność wyrażonych w nich w otwartej formie poglądów panteistycznych. Na życzenie Aleksandra Puszkina, który zamieścił w swoim «Sowriemienniku» ten wiersz wraz z dużą ilością innych przekazanych mu przez poetę za pośrednictwem Iwana Gagarina, w pierwodruku usunięte strofy zastąpiono kropkami. Charakterystyczne, że po zaginięciu autografu poeta nie chciał czy też nie mógł już zrekonstruować brakujących fragmentów.
Jeszcze zasmuca widok ziemi,
A już w powietrzu powiew inny
Źdźbłami kołysze uschniętemi,
Wiosennie szumi wśród jedliny.
Jeszcze natura drzemie w ciszy,
Ale już przez sen rozproszony
Ciche stąpania wiosny słyszy,
Bezwiednie się uśmiecha do niej.
Duszo moja, spałaś i ty…
Cóż to cię teraz niepokoi,
Całuje, pieści twoje sny,
Wyzłaca kształty marzeń twoich?
Tających w grudach śniegów lśnienie,
Blask nieba, serce uderzyło…
Czy to wiosenne odurzenie?
A może to kobiety miłość?
1836[?] (1879)
Przeł. Mieczysława Buczkówna
I czucia nie ma pod powieką,
I słowa twe bez prawdy cieką,
I nie ma w tobie ducha.
Bądź mężne, serce, w utrapieniu,
Bo nie ma Stwórcy i w stworzeniu,
I modłów nikt nie słucha!
1836[?] (1879)
Przeł. Anna Kamieńska
Lubię oczęta twe, kochanie,
Ich blasków zmienność tajemniczą,
Gdy je podnosisz niespodzianie
I niby modrą błyskawicą
Ogarniasz ziemię aż po kraniec.
Lecz i silniejsze są doznania:
Wdzięk oczu skromnie opuszczonych
W szalonej porze całowania
I spod cienistych rzęs osłony
Posępny płomień pożądania.
1836[?] (1879)
Przeł. Tadeusz Chróścielewski
Wczoraj wśród marzeń czarodziejskich,
Kiedy ostatnim swym promieniem
Księżyc rozjarzył twoje rzęsy,
Grążąc w spóźnione cię uśpienie,
Milczenie w krąg się uciszyło
I ciemniej się schmurzyły cienie,
I głośniej się zastrumieniło
W powietrzu piersi twojej tchnienie.
Krótko skroś zwiewne story okien
Lał się mrok nocy aksamitny
I z twym rozwianym, sennym lokiem
Igrał rój marzeń nieuchwytny.
I cicho, zwiewnie, strumieniście,
Jakby wietrzykiem je przywiało,
Lekko jak dym, liliowomgliście
Coś nagle oknem przyleciało.
Oto niewidką przesmyrgnęło,
Mknąc po kobiercach ciemno mżących,
Oto się czepiać kołdry jęło
I wspina się po fałdach drżących.
Oto jak żmijka podpełzając
Ono na łoże twe się wspięło,
Oto, jak wstęga powiewając,
Wśród kotar już się rozwinęło.
Wtem światłem żywotrzepotliwym
Dziewczęcych piersi twych dotyka
I krzykiem swym rumianym, żywym,
Jedwabne rzęsy twe odmyka.
1836[?] (1879)
Przeł. Włodzimierz Słobodnik
Jak słusznie podkreśla rosyjski wydawca poezji Tiutczewa, Kirył Pigariow Ф. И. Тютчев, Лирика, Москва 1965, том I, c. 371–372), wiersz powstał pod wpływem lektury zbiorku poezji popularnego niegdyś, a dziś całkowicie zapomnianego i przez czytelników, i przez badaczy poety romantycznego, Włodzimierza Bieniediktowa. Jest to na pewno parafraza jednego z trzech zawartych w tym zbiorze wierszy pt. Trzy widoki, odznaczająca się jednak wyższymi niż oryginał walorami poetyckimi.
W serce poety cios śmiertelny
Z czyjej padł ręki? Z czyjej winy?
Kto strzaskał jak naczynie z gliny
Ten boski puchar strzałem celnym?
Choćby przed ziemskim naszym prawem
Niewinien był swojego dzieła,
Wyższa mu Ręka wycisnęła
Znak królobójcy piętnem krwawem.
A ty, porwany nagle w przystań
Bezczasów mrocznych, prochu w grobie,
Cieniu poety! pokój tobie!
Pokój i światłość wiekuista!
Cokolwiek plotła czerń złośliwa,
Los twój najwyższej godzien chwały:
Przez ciebie — bogi przemawiały,
Lecz w żyłach — krew kipiała żywa.
I ugasiłeś krwią ofiarną
Pragnienie czci. I nad twym grobem
Naród twój w smutku i żałobie
Pochylił dziś chorągiew czarną.
I czy rozsądzą spór potomni,
Czy ten, co wieczne sądy dzierży,
Już ciebie — jak miłości pierwszej —
Twej Rosji serce nie zapomni.
1837[?] (1875)
Przeł. Julian Tuwim
Tytuł: dokładna data śmierci Puszkina w dwa dni po tragicznym pojedynku z Georgem d’Anthesem. Wiersz prawdopodobnie powstał w Petersburgu na przełomie wiosny i lata tego roku, kiedy Tiutczew po przyjeździe do Rosji zapoznał się bliżej z okolicznościami niedawnej tragedii.
Więc tutaj nam sądzone było
Nasze rozstanie niecofnione —
Rozstanie z tym, czym serce żyło,
Co życie twe zniszczywszy do cna spopieliło
W twej piersi bólem udręczonej.
Żegnaj… Po wielu, wielu latach
Ty będziesz wspominała z drżeniem
Ten kraj, ten brzeg i jego południowe lśnienie,
Gdzie wieczny blask i ziemia długo w kwiatach,
Gdzie bladych róż spóźnione tchnienie
Grudnie rozgrzewa i ulata.
1837[?] (1838)
Utwór posiada realne tło: wiąże się z przeżyciami poety wywołanymi spotkaniem w Genui z Ernestyną Dörnberg (w przyszłości jego drugą żoną), które miało zakończyć ich kilkuletni związek uczuciowy.
Cyprysów smętnych cieniem osłoniona,
Na zawsze z gwarnym się rozstawszy dniem,
Jak elizejski cień zasnęła ona
Błogosławionym, nieprzespanym snem.
I ot, dwa wieki już lub więcej może,
W zaczarowanym kręgu swoich snów
Spoczywa, ufna w moc opieki Bożej,
Na łożu kwiatów przędąc pieśń bez słów.
Lecz niebo włoskie świeci w wiecznej wiośnie —
I wiele lat, i ciepłych, jasnych zim
Przemknęło nad nią, pieszcząc ją miłośnie,
Nie tknąwszy śpiącej błogoskrzydłem swym…
Fontanna w kącie szemrze wciąż — komnaty
Przewiewa wietrzyk wonny świeżym tchem;
Jaskółka z pieśnią wpada, gość skrzydlaty,
A willa śpi — głębokim, mocnym snem…
Wchodzimy… Cóż?… w krąg spokój tak ukojny,
W półmroku tchnie wieczności senny wiew;
Spogląda w okno cichy i dostojny
Żałobny cyprys… brzmi fontanny śpiew…
Wtem jakiś powiew nagły, gorączkowy,
Zamącił ciszę, zmilkł fontanny tren,
Zatrząsł się cyprys… niejasny, echowy,
Szmer wionął, jakby ktoś szepnął przez sen…
O luba, mów! czy życie, co, jak czarem,
Prowadzi nas wśród błędnych świata dróg,
To życie złe wraz z grzesznym swoim żarem
Zaklęty willi przekroczyło próg?…
1837 (1838)
Przeł. Tadeusz Stepniewski
Jak i poprzedni, wiersz ten wiąże się również z tą samą włoską podróżą poety oraz osobą Ernestyny.
Dawnoś, Południa błogi kraju,
Urzekał oczy moje ciche
I jak otwarta brama raju
Przybyszaś wabił swym przepychem?
Dawnoż to — chociaż bez zachwytu —
Z uczuciem nowym i zadumą
Przysłuchiwałem się od świtu
Śródziemnomorskiej fali szumom?
I pieśń ta brzmiała bez ustanku,
I takąż wciąż harmonią tchnęła,
Jak wtedy, kiedy o poranku
Cypryda z piany wypłynęła…
I dziś śpiewają tymiż słowy,
Tak samo błyszcząc, twoje wody —
Po ich powierzchni lazurowej
Widm świętych chodzą korowody.
A ja… Cóż ja? Na Północ ciemną
Znowu mnie rzucił los ponury,
Znowu rozpostarł się nade mną
Ołów posępnej jego chmury.
Tu wicher kłuje. Śnieg otyka
Równiny wszystkie i wzniesienia —
I chłodu, złego czarownika,
Mroźne się państwo rozprzestrzenia
Lecz tam, za krajem tych zamieci,
Daleko tam, na krańcu ziemi,
Gdzie południowe słońce świeci,
Widzę was wciąż oczyma swemi:
Tam blask wasz jeszcze jest piękniejszy,
Głęboki błękit nie ma końca
I głos wasz czystszy i zgodniejszy
O smutną duszę mą potrąca.
1837 (1838)
Przeł. Kazimierz Andrzej Jaworski
Pojawia się tu po raz pierwszy u poety motyw kontrastowego zestawienia Południa i Północy, rozwijany potem w takich utworach, jak [Stałem nad Mewą zapatrzony], [Znowu widzą twoje oczy], W drodze powrotnej.
w. 12 Cypryda — przydomek bogini Afrodyty, zrodzonej z piany morskiej’ u wybrzeży Cypru (z gr. Kypris, Kyprogeneja); w mitologii rzymskiej odpowiada jej Wenus.
Choć fałsz człowieczy nas przygniata,
Choć cięży duszy losu dłoń,
Choć serce trawi nicość świata
I zmarszczki ryją naszą skroń;
Choć próbę nieraz bezlitosną
Na ziemię zsyła wyrok zły —
Lecz cóż się tchnieniom twoim, wiosno,
Ostoi, gdy nam błyśniesz ty?!
Tak, wiosna nie zna, znać nie może
Ni nas, ni naszej doli złej:
Nieśmiertelnością wzrok jej górze,
Nie kazi zmarszczka czoła jej.
Na dawne wiosny niepamiętna,
W wyrocznej chwili spływa tu,
Tak jasna, bosko–obojętna,
Jak nadziemskiego zjawa snu.
Jak pierwsza — świeża i niewinna
Wciąż nowe kwiaty ziemi śle,
Czy była przed nią kiedyś inna,
Nie myśli o tym ani wie.
Po niebie wiele chmurek chodzi,
Lecz wszystkie—jej to tylko świat;
Ni śladu nigdzie nie znachodzi
Przekwitłych wiosen z dawnych lat.
Nie o minionym marzą róże,
Słowiki dzwonią, pachną bzy,
Nie o minionym śniąc — w lazurze
Jutrzenka wonna leje łzy,
I ni Usteczka zwiać nie może,
Z drzew nieuchronnej śmierci strach:
Ich życie, jak bezbrzeżne morze,
Całe w dzisiejszych płynie dniach.
Od jednostkowych trosk zależny,
Co złud igraszkom płacisz dań,
Rzuć się w ten ocean bezbrzeżny
I samowładny śmiało wstań!
Skąp się w tym nurcie eterycznym,
Swe cierpiętnicze piersi zmyj,
I życiem boskim i kosmicznym
Przez jedną choćby chwilkę żyj!
1838[?] (1839)
Przeł. Tadeusz Stepniewski i Kazimierz Andrzej Jaworski
Tekst wg: T. Tiutczew, Wiersze wybrane.
Na światy duchów niezgłębione,
Nad tą otchłanią nienazwaną,
Narzucił pozłociście tkaną
Wysoki wyrok bóstw zasłonę.
Dzień — jasne lśnienie tej kotary,
Dzień — ziemskich tworów ożywienie,
Duszy cierpiącej uzdrowienie,
Ludzi i bóstw przyjaciel stary!
Lecz zmierzcha dzień, noc niezmierzona
Przyszła — i z wyrocznego świata
Błogosławiona blasku szata
Zerwana jest — i odrzucona…
I teraz otchłań się obnaża
Z grozami swymi, z mgławicami,
Bez granic między nią i nami:
Oto dlaczego noc przeraża!
1839[?] (1839)
Przeł. Mieczysław Jastrun
Jest to chyba najbardziej ze względu na sens filozoficzny i poetykę charakterystyczny, najbardziej „Tiutczewowski” wiersz poety. Tłumaczono go też i wydawano często: obok M. Jastruna przekładali go T. Stępniewski, K. A. Jaworski oraz, jeszcze przed drugą wojną światową, Alfred Tom (1936). Oto próbka pióra tego ostatniego (Wielka literatura powszechna, t. VI: Antologia, Warszawa 1933, s. 639–640):
Na tajemniczy duchów świat,
Nad bezdnią głuchą i bez miana
Zasłona zwisa złotem tkana:
Ten wola bóstw nadała ład.
Zasłoną tą jest jaśń i ruch.
Nie wierz poecie, nie wierz, dziewo,
Poety swoim nie nazywaj —
Bardziej od gniewu płomiennego
Bój się miłości jego tkliwej!
Ty jego serca nie oswoisz
Duszą niewinną i dziecięcą
Ani płomienia nie przesłonisz
Pod lekką chustą swą dziewczęcą.
On jako żywioł jest wszechmocny,
Nad sobą tylko nie jest panem:
I spali wieńcem swym niechcący
Twe loki młode i rozwiane.
Tłuszcza chwaląca lub ganiąca
Poety nie obchodzi zgoła:
On nie jak żmija serce kąsa,
Lecz z niego słodycz ssie jak pszczoła.
Na świętość twoją się nie skusi
Szlachetna, czysta ręka jego,
Lecz albo życie twe udusi,
Lub pod obłoki wzniesie w niebo.
1839[?] (1839)
Przeł. Włodzimierz Słobodnik
Żywym wzruszeniem powitania
Z nieosiągalnej wysokości
Do próżnych marzeń nie nakłaniaj,
Błagam, poety spokój oszczędź.
Zawsze wśród ludzi zagubiony,
Czasem się porwać da ich żądzom,
Poeta, wiem, jest zabobonny,
Lecz rzadko służy tym, co rządzą.
Przed bożyszczami on ziemskimi
Przechodzi pochyliwszy głowę
Lub zatrzymuje się przed nimi
W bojaźni dumnej i surowej.
Lecz jeśli z warg ich żywe słowo
Padnie zwrócone do poety,
Przez wielkość przedrze się światową
Nieporównany wdzięk kobiety,
I jeśli prostą ludzką wiedzą
O wielkiej mocy swej piękności
Naraz jak zorze się rozświecą
Rysy przedziwnej szlachetności —
O, jakże serce w nim się burzy!
Plonie z zachwytu i wzruszenia!
Choć nigdy nie potrafi służyć,
Umie być pełen uwielbienia.
1840 (1858)
Przeł. Seweryn Pollak
Jeden z nielicznych Tiutczewowskich utworów okolicznościowych, mający nawet charakter panegiryku, komplementu poetyckiego; poeta zwraca się w nim do Wielkiej Księżny Marii Nikołajewny (1819–1876), córki cara Mikołaja I, którą poznał w Tegernsee koło Monachium jesienią roku 1840.
Wiecznież żyć nam w rozłączeniu,
Czy nie pora nam się ocknąć
I uścisnąć w okamgnieniu
Ręce braci naszych mocno?
Setki lat jak ślepcy nędzni —
Bośmy byli zaślepieni,
Błąkaliśmy się — włóczędzy,
Ciągnąc w różne strony ziemi.
A gdy przyszło nam się zetknąć,
Tośmy wojowali wiecznie —
Lala się krew nasza rzeką,
Bratnie piersi cięły miecze.
I wrogości błędnej siemię
Plon stokrotny przynosiło —
Niejedno ginęło plemię
Albo na obczyźnie gniło.
Obcy rodem, cudzoziemiec
Nas rozdzielił, złamał, zdławił —
Jednych z nas oniemił Niemiec,
Innych Turczyn zaś zniesławił.
Oto wśród tej nocy czarnej
Dzielny mąż pełen odwagi
Skromną ręką swą latarnię
Zapalił na wzgórzach Pragi.
O jakimiż wnet światłami
Każdy kraj się opromienił
I odkryła się przed nami
Cała dal słowiańskiej ziemi.
Światłem piękny dzień rozchmurza
Stepy, morza, drogi w górach
Od Newy do Czarnogórza,
Od karpackich skał po Ural.
Oto nad Warszawą świta,
Kijów rozwarł oczy modre
I Wyszogród Moskwę wita
Złotogłową słowem dobrem.
I ojczystej mowy naszej
Pojęliśmy dźwięczność miłą.
Wnuk na jawie to zobaczy,
Co się ojcu ongi śniło!
1841 (1858)
Przeł. Włodzimierz Słobodnik
Tytuł: Wacław Hanka (1791–1861) — uczony i poeta czeski, zwolennik zbliżenia Czech i Rosji. Tiutczew, poznawszy go w roku 1841, podczas swego pobytu w Pradze, bliżej zainteresował się problematyką słowiańską, czemu z kolei dał wyraz w kilku wierszach o tematyce politycznej (por. Wstęp, s. XXXI). W roku 1867 poeta dołączył do wiersza jeszcze jeden fragment, tzw. Dopisek, w którym w nawiązaniu do Zjazdu Słowiańskiego w Moskwie oraz nowych realiów politycznych aktualizował swe wypowiedziane przed z górą trzydziestu laty idee.
Stałem nad Newą, zapatrzony
W Isaaka — wielkoluda, który
Jarzył się skroś mgieł mroźnych chmury
Szczytem kopuły wyzłoconej.
Obłoki snuły się lękliwe
W zimowym nocnym niebie, wokół
Panował biały, martwy spokój
Zlodowaciałej rzeki siwej.
Smutno milczący pośród ciszy,
Wspomniałem kraj, gdzie słońce grzeje,
Gdzie teraz w słońcu płomienieje
Zatoka Genui przepysznej…
Północy, czarodziejko zimy,
Czy tyżeś mnie zaczarowała?
Czy tyżeś mnie przykuła, biała,
Do granitowej swej dziedziny?
O gdybyż duch przelotny, złudnie
Wiejąc wśród mgły wieczornej cichej,
Przeniósł mnie dzisiaj rychlej, rychlej
Tam, tam, ku ciepłu, na południe…
1844 (1854)
Przeł. Włodzimierz Słobodnik
w. 1–2 zapatrzony W Isaaka — wielkoluda — chodzi o okazałą, wznoszącą się ponad otaczającymi budynkami klasycystyczną świątynię petersburską, sobór pod wezwaniem Izaaka (Isaakijewskij sobór), zamykający od strony południowej znany z wydarzeń grudniowych 1825 roku Plac Senacki (obecnie Dekabrystów), budowany w latach 1819–1858 według projektu A. Monferrano.
Ryczy, burzy się i kłębi,
Świszcze, bryzga, ciska fale,
Aż do gwiazd z przepastnej głębi
Z wyciem skoczyć chce zuchwale.
Piekło czy diabelska siła
W bulgocącym kotle wraca
Żar piekielny roznieciła
I do góry dnem rzuciła
Odmęt pienny od gorąca?
Wali tłuszcza fal zajadła
Chlustająca z dna otchłani,
Z gwizdem, świstem skał dopadła,
Wspina się na twardy granit.
Lecz u brzegu niezmieniony,
Szalem wód nie ogarnięty,
Nasz olbrzymie, w chwili onej
Hardy i nieporuszony,
Wznosisz się ponad odmęty!
Bojem rozwścieczone dzikim
Fale na twój głaz olbrzymi
Rwą, jak w szturm wyroczny, z rykiem,
Z łoskotami gromowymi.
Lecz ty piersią niezachwianą
Wstrzymasz napór ich burzliwy
I roztrzaskasz łeb bałwanom,
Aż się stoczą mętną pianą
Osłabione wód porywy.
Wznoś się, stój, olbrzymie skalny,
Trwaj niezłomnie wśród przestworzy!
Do twej stopy tryumfalnej
Jeszcze odmęt się ukorzy.
Sprzykrzy sobie wrzawę boju,
Kiedy klęski nań się zwalą,
Jeszcze ugnie głowę swoją
I ułoży się w spokoju
U twych nóg pokorną falą.
1848 (1851)
Przeł. Józef Waczków
Wiersz ten, mający wyraźnie alegoryczny sens — obrazowe przedstawienie wstrząsających porządkiem społecznym Europy wydarzeń 1848 roku — stanowi równocześnie jeden z piękniejszych wierszy Tiutczewa o przyrodzie, odznaczający się mistrzowską instrumentacją dźwiękowo–rytmiczną oraz wyjątkowym dramatyzmem „akcji”, wspartej efektami akustycznymi i plastycznymi.
Jeszcze cię pragnę nieprzytomnie
I jeszcze rwie się duch ku tobie,
I jeszcze w mroku moich wspomnień
Nieraz twą całą postać łowię…
Twą postać, tak upamiętnioną,
Że wszędzie zawsze widzę ciebie,
Nieosiągalną, niezmienioną,
Jak gwiazda lśniąca w nocnym niebie.
1849 (1850)
Przeł. Włodzimierz Słobodnik
Znany w trzech różnych przekładach polskich: W. Slobodnika, K. A. Jaworskiego i T. Stępniewskiego, wiersz ten stanowi bardzo osobiste poetyckie wyznanie Tiutczewa, skierowany jest bowiem do nie żyjącej już od 10 lat pierwszej żony, Eleonory z domu Botmer, primo voto Peterson, zmarłej w wieku 38 lat
Bojaźliwie i niemrawo
Rzuca słońce z góry wzrok —
Cyt, zagrzmiało za chmur ławą,
Obejmuje ziemię mrok.
Ciepłe wiatru dmą porywy,
Grom daleki, drobny deszcz,
Poprzez świeżą zieleń niwy
Przebiegł nagle trwożny dreszcz.
Oto przebił się zza chmury
Błyskawicy siny ścieg,
Płomień blady i ponury
Obramował na niej brzeg.
Z pól wichurą pyl tnie w oczy,
Coraz gęstszy kropel siew,
Wciąż się głośniej w niebie toczy
Nadchodzącej burzy gniew
Słońce jeszcze raz wyjrzało
Na obszary polnych smug
I spłoszoną ziemię całą
Ogarnęły blask i huk.
1849 [1850]
Przeł. Włodzimierz Słobodnik
I oto znów się przywitałem z wami,
Miejsca ojczyste, lecz jakże niemile,
Gdzie pierwszą myślą i uczuciem żyłem,
Gdzie dzisiaj patrzą mglistymi oczami
Na mnie w promieniach wieczornego światła
Moje dziecinne, przeminione lata.
O biedne widmo, próżne sił, zwodnicze,
Zagadkowego szczęścia, błędna maro!
Z obojętnością zimną i niewiarą,
Chwilowy gościu, patrzę w twe oblicze.
Jakżeś dziś obcy dla mojego ducha,
Jak brat mój młodszy, który zmarł w pieluchach…
Ach nie, nie tutaj, nie ten kraj odludny
Dla mojej duszy był dziedziną miłą —
Nie tu rozkwitło i nie tu się czciło
Największe święto mej młodości cudnej.
Ach, również nie w tej ziemi pochowałem
Wszystko, czym żyłem i co ukochałem.
1849 (1850)
Przeł. Włodzimierz Słobodnik
w. 1—2 W tym wierszu, podobnie jak w poprzednim ([Bojaźliwie i niemrawo]) oraz następnym ([IV cichą noc późnego lata]) odbiły się uczucia i nastroje wywołane powrotem w strony rodzinne: najpierw drogą, a potem pobytem w niewidzianym długo Owstugu, rodzinnej wsi Tiutczewa. Po przyjeździe do Rosji już na stałe w r. 1844 majątek ten odwiedził on dopiero w 1846 i 1849 r.
w. 17–18 Wzmianka o pierwszej żonie, Eleonorze, która zmarła i została pochowana w Turynie.
W cichą noc późnego lata
Jak z gwiazd bije jasność żywa!
Tonąc w mrocznych ich poświatach,
Jak dojrzewa senna niwa…
Jak się świeci, w nocną ciszę
Zasłuchana, wpółdrzemiąca,
Złote fale zbóż kołysze
Ubielone od miesiąca!
1849 [1850]
Przeł. Józef Waczków
Przez błękitnych wód równinę
Sunęliśmy coraz dalej;
Buchający ogniem, dymem,
Niósł nas morski smok po fali.
Z nieba gwiazdy nam świeciły,
Z dołu fala roziskrzona,
Burzą kroplistego pyłu
Ochładzała nam ramiona.
Obsiedliśmy pokład cały…
Wielu zmorzył sen poczciwy…
Coraz dźwięczniej nam śpiewały
Koła, porząc morskie grzywy.
Zmilkła nasza rzesza gwarna,
Ścichł niewieści zgiełk, szeptanie
I niejedna dłoń podparła
Czyjeś senne zadumanie.
Sny igrają po przestworzach
Pod magiczną, srebrną luną
I kołysze je dal morza
Lekką falą cichostrunną.
1849 (1850)
Przeł. Tadeusz Chróścielewski
Łez ludzkich zdroje, łez ludzkich strugi!
Rankiem płyniecie i w wieczór długi…
Łzy niewidzialne, łzy niesłyszalne,
Niewyczerpalne, nieprzeliczalne,
Ni to posępne deszcze nawalne,
Czasu jesiennej, nocnej szarugi…
1849 (1886)
Przeł. Tadeusz Stepniewski
Jeden z popularniejszych u nas wierszy, znany w trzech różnych przekładach: T. Stępniewskiego, K. A. Jaworskiego oraz Zygmunta Falkowskiego (Jana Górskiego), ośmiokrotnie ogłoszony drukiem.
Jak on ojczyste kochał jodły
W ogrodach swej Savoi miłej,
Jak się lubował w ich melodii.
Gdy mu nad głową szeleściły…
Ich mrok posępny i podniosły,
Ich dziko zawodzące szumy
Jakież mu słodkie dumy niosły,
Jak zachwycały jego umysł…
1849 (1886)
Przeł. Józef Waczków
Tytuł: Alphonse de Lamartine (1790–1869) — francuski poeta romantyczny i polityk, którym Tiutczew specjalnie się interesował; w młodości przełożył jeden z jego wierszy, poświęcił mu niewielki utwór w języku francuskim, tu zaś dał miniaturowy portret francuskiego poety pod wpływem lektury właśnie wówczas wydanych jego Wyznań (Les Confidences, 1849), gdzie znajduje się passus mówiący o umiłowaniu przez twórcę Wyznań ogrodu przy rodzinnym domu, w którym rosną jeszcze jodły posadzone przez jego matkę.
Bywa, gdy zmoże nas życiowy błąd
I zmierznie świat, a życie głazem tłoczy,
Duszę owionie jakiś wiew uroczy
Przynosząc ulgę nie wiadomo skąd —
W minionych chwil się nagle skąpiem fali
I ciężki głaz się z piersi nam odwali.
Podobnie w czas, gdy lecą liście z drzew,
A pola puste są i gaj jest goły,
Gdy niebo bledsze, rozdeszczone doły —
Nagle powieje ciepły, mokry wiew,
Opadłe liście przed sobą pogoni
I jakby wiosną duszę nam owionie.
1849 (1850)
Przeł. Kazimierz Andrzej Jaworski
Tekst wg: T. Tiutczew, Wiersze wybrane.
Znowu widzę twoje oczy —
I twój południowy wzrok
Cymmeryjskiej smutnej nocy
Już rozpędził chłodny mrok…
Kraj przed okiem staje inny,
Kraj ojczysty, słodki kraj,
Jak dla synów z dziadów winy
Utracony niegdyś raj.
Smukłych laurów rozkołysy,
Turkusowa nieba dal,
Rześkie tchnienie morskiej ciszy,
W letnim skwarze świeżość fal —
W znojnym słońcu w krąg dojrzewa
Ciężkie złoto winnych gron,
I legendy dawne śpiewa
Marmurowych arkad skłon.
Północ pierzchła snem okropnym
Z wyrokami swoich dni,
Przezroczystym, lekkim stropem
Niebo znów nade mną lśni.
Znów chciwymi źrenicami
Blask ożywczy chłonę rad
I pod słońca promieniami
Znów poznaję czarów świat.
1850[?] (1850)
Przeł. Kazimierz Andrzej Jaworski
w. 3 Cymmeryjskiej smutnej nocy — wyrażenie mające swe źródło w nazwie Kimmeryjczycy; byli to, jak czytamy u Homera, mieszkańcy najdalej na zachód położonego kraju, skąd prowadziła droga Odyseusza do Hadesu.
W Odysei (pieśń XI, w. 13–19) czytamy:
Tak dotarłszy do samych oceanu krańcy,
Widzim kraj. Kimmerejscy siedzą w nim mieszkańcy.
Którzy w mgle i ciemnicy brodzą ustawicznej:
Nigdy bowiem nie spojrzy na nich Helios śliczny,
Ani kiedy na niebo ugwieżdżone wkracza,
Ani kiedy ku ziemi ze szczytów się stacza;
Zawsze też lud ten nędzny w grubej nocy brodzi.
(Przeł. Lucjan Siemieński)
Użyty przez poetę epitet oznacza więc cechę ciemności w stopniu najwyższym, ostatecznym.
Noc święta w dłonie świat ujęła
I dzień kojący, uśmiechnięty
Jak złoty dywan już zwinęła,
Dywan nad bezdnią rozciągnięty.
I świat zewnętrzny — zasnuł mrok daleki,
I jak sierota wypędzona — człowiek
Twarzą w twarz staje nagi i kaleki
Przed tą otchłanią, nie spuszczając powiek.
Sam teraz musi uważać, by nie paść,
Myśl jałowieje, rozum nie wystarcza,
W duszę się własną pogrąża jak w przepaść
I z zewnątrz nie ma żadnego oparcia.
I teraz sennym zda mu się widziadłem
Wszystko, co jasne, żywe, namacalne,
I w tajemniczem, nocnem, nieodgadłem
Nagle dziedzictwo widzi swe fatalne.
1850[?] (1850)
Przeł. Kazimierz Andrzej Jaworski
Jest to jedyny przekład tego liryku Tiutczewa.
W błękitnej nocy odpoczywa Rzym —
Luna wschodząca zawładnęła nim,
I w gród w bezludnym majestacie śpiący
Wpłynęła jasność jej chwały milczącej…
Jak błogo wieczne prochy Rzymu śnią
W jej blasku, jak złączone z luną lśnią!…
Zda się, że miasto, co w ciszy spoczywa,
To druga luna — piękna — lecz nieżywa…
1850[?] (1850)
Przeł. Józef Waczków
Patrz, jak ten dym w miesięcznej świeci mgle,
Jak chyżo wstecz niknie dołem cień od niego:
„Tak — rzekłaś — biegną nasze smętne dnie:
Nie jak ten dym, co tam w zaświaty mknie,
Lecz jak te cienie, co po ziemi biega!”
1850[?] (1854)
Przeł. Tadeusz Stepniewski
Wiersz, jeden z klasycznych przykładów Tiutczewowskiej liryki filozoficznej (zwartość, oszczędność środków artystycznych, aforystyczna forma; obraz jest właściwie miniaturową sytuacją–akcją), w jedynym przytoczonym tu tłumaczeniu ogłoszony był u nas trzykrotnie, w każdym z wydanych dotychczas zbiorów wierszy poety.
Raz do roku możny doża,
Republiki dumnej pan,
Wobec ludu, co się korzył,
Z modrą Adrią, panią morza,
W blaskach się zaręczał zorzy
Wśród rozkołysanych pian.
I nie próżno w owej wody
Wpadał pierścień samą głąb —
Wieki całe trwały gody,
(Podziwiały je narody…)
Cudny pierścień wojewody,
Jego czar — to państwa zrąb.
Para w ciszy i miłości
Żyła pośród sławy lśnień,
Przez trzy wieki krzepła w wzroście,
Rozszerzała swoje włości,
W całym świecie się rozgościł
Lwich jej skrzydeł dumny cień.
Teraz? W fali zapomnienia
Legł pierścieni cały stos!
I mijały pokolenia,
I dziś ślubne te pierścienie
W ciężki łańcuch czas przemienił,
W ucisk kajdan przekuł los!…
1850[?] 1854
Przeł. Kazimierz Andrzej Jaworski
Tekst wg: T. Tiutczew, Wiersze wybrane.
w. 1–6 Autor przypomina obrzęd zaręczyn każdorazowego doży weneckiego z Morzem Adriatyckim, odprawiany corocznie aż do końca XVIII wieku.
w. 17–18 Aluzja do skrzydlatego lwa, symbolu św. Marka Ewangelisty, patrona i opiekuna Wenecji.
w. 19–24 W wieku XIX Wenecja znalazła się, w składzie Królestwa Lombardii, pod władzą Austrii.
W rozgwarze gromów i w łyskaniach,
Pośród wód morskich kołysania,
Pośród żywiołów wrzących waśni
Ona zlatuje z nieb na ziemię —
Niebianka — ziemian cieszyć plemię,
Lazurem nieba w oczach zalśni
I zbuntowane morze gasi
Lejąc balsamy pojednania.
1850[?] (1850)
Przeł. Mieczysława Buczkówna
Przytoczony tu w tłumaczeniu M. Buczkówny, wiersz ten był przekładany również przez T. Stępniewskiego oraz K. A. Jaworskiego i wydany pięciokrotnie.
Koniec uczty, zmilkły chóry,
Czary leżą dnem do góry,
Koszów owoc nie umila,
Kubków nikt już nie wychyla,
Skronie wieńczą zmięte kwiaty;
Tylko dymią aromaty
W opróżnionej jasnej sali.
Późnośmy od stołu wstali:
Niebo lśni wśród gwiazd opali,
Północ dawno się przesila…
Jak nad miasta niepokojem,
Nad domami, pałacami,
Nad ulicy nocnym wrzeniem
Z mętno krwawym oświetleniem,
Z snującymi się tłumami,
Jak nad światem, co się toczył —
W czarnym, górnym nieb obszarze
Gwiazd przeczystych rój się żarzył,
Przeszywając ludzkie oczy
Bezgrzesznymi promieniami!
1850[?] (1850)
Przeł. Kazimierz Andrzej Jaworski
Z dala od słońca i od świata,
Z dala od sztuki i przyrody,
Od życia i miłosnych drgnień,
Młodzieńcze, twoje przemkną lata,
Zmartwieje żar twych uczuć młody,
Marzenia się rozpłyną w cień…
I życie przejdzie twe bez śladu
W kraju bezludnym, bezimiennym,
Na ziemi niewidzialnej tle —
Jak dymu niknie obłok blady
Na niebie mglistym, szarym, sennym
W jesiennej, bezgranicznej mgle.
1850[?] (1850)
Przeł. Kazimierz Andrzej Jaworski
Znów się gwiazda zanurzyła
W newskiej toni lekkie zdroje,
Znów jej miłość powierzyła
Tajemnicę łódki swojej.
Między gwiazdą a głębiną
Ona ślizga się jak we śnie
I dwie zjawy razem płyną,
W dal je wartka fala niesie…
Czy to dzieci próżnowania
Nocną porę tu spędzają
Lub świat ziemski bez wahania
Szczęsne cienie porzucają?
Ty, rozlana jako morze
Strumieniste i ogromne,
Falo, schroń na swym przestworze
Tajemnicę łódki skromnej.
1850 (1854)
Przeł. Włodzimierz Słobodnik
Nie szukaj sensu w każdej rzeczy!…
Szaleniec szuka, głupiec–sędzia;
Twe rany dzienne sen niech leczy,
Co ma być jutro, i tak będzie.
Żyj tak, byś przeżyć mógł jednako
Niepokój, smutek, chwilę błogą.
I czegóż chcieć? I po czym płakać?
Przeżyłeś dzień — i chwała Bogu.
1850 (1851)
Przeł. Leonard Podhorski–Okolów
Z trzech różnych tłumaczeń wiersza: Leonarda Podhorskiego–Okołowa, K. A. Jaworskiego i Jerzego Wiszniewskiego (przekład pozostał w pośmiertnej tece zmarłego w roku 1940 poety związanego z ugrupowaniem Żagarystów) warto przytoczyć, obok tekstu pierwszego, jeszcze wersję J. Wiszniewskiego (przedruk z «Kameny» 1971, nr 2, s. 8):
Zwątpienia, troski odrzuć precz!
Szalony szuka, głupi ględzi.
Udręki dzienne snami lecz,
A jutro ma być to, co będzie.
Gdy żyjesz — przeżyć umiej też
Smutek i radość, ból i trwogę.
Czego żałujesz? Czego chcesz?
Przeżyłeś dzień — i chwała Bogu.
Ześlij, o Panie, łaskę swoją
Temu, kto w mieście w upał srogi
Koło ogrodu, w skwarnym znoju,
Jak żebrak, wlecze się ubogi.
Kto przez sztachety patrzy tylko
Na niedostępny chłód łaskawy,
Na cień gałęzi, zieleń wilgną
I łąk skoszonych jasne trawy.
Nie jego w namiot swój gościnny
Prosi gęstwina drzew rozrosła,
Nie jemu, jako obłok dymny,
Fontanna się w powietrze wzniosła.
Daremnie, jak zza mgły porannej,
Kusi go grota lazurowa.
Rośnego pyłu tej fontanny
Nie zazna rozpalona głowa.
Ześlij, o Panie, łaskę swoją
Temu, co śród życiowej drogi,
Kolo ogrodu, w skwarnym znoju,
Jak żebrak, wlecze się ubogi.
1850 (1850)
Przeł. Julian Tuwim
Ten jedyny utwór Tiutczewa w formie modlitwy poetyckiej tłumaczyło trzech naszych poetów: Miriam, J. Tuwim oraz K. A. jaworski, łącznie zaś ogłoszony był po polsku sześć razy.
Pod oddechem niepogody
Wzdęły się, ściemniały wody,
Powlekły ołowiem,
A przez połysk ich surowy
Wieczór chmurno–purpurowy
Śle tęczowy promień.
Sypie iskry swe złociste,
Sieje róże swe ogniste,
Potok je porywa.
Nad lazuru nurtem ciemnym
Wieczór wietrzny i płomienny
Wieniec swój obrywa.
1850 (1854)
Przeł. Anna Kamieńska
Drzemaniem ogarnięty wieszczem,
Dręczy się nagi las tęsknotą.
Co setny z letnich liści jeszcze
Pośród gałęzi drzew szeleszcze
Jesienną mieniąc się pozłotą.
Patrzę, współczuciem rozrzewniony,
Jak promień, rozerwawszy chmury,
Nagle po drzewach rozświetlonych,
Skroś liści nędznych, umęczonych,
Błyskawicowo bryźnie z góry.
Jak mila jest więdnienia żałość!
Jakim powabem nas urzeka,
Gdy to, co żyło, rozkwitało,
Teraz, choć słabe, choć zwątlało,
Ostatni uśmiech śle z daleka!…
1850 (1854)
Przeł. Seweryn Pollak
O, jak morderczo my kochamy,
Jak, namiętnością zaślepieni,
Niszczymy to, co dla nas samych
Najmilsze sercu jest na ziemi.
Czy dawno, pyszniąc się podbojem,
Mówiłeś: moją zawsze będzie…
Rok minął — gdzie zwycięstwo twoje?
Zapytaj, co z niej czas oszczędził?
Gdzie się ulotnił uśmiech miły,
Różane lica, oczu lśnienie?
Wszystko wyżarły, wypaliły
Swoją goryczą łez strumienie.
Pamiętasz dzień, gdy z woli losu
Spotkaliście się po raz pierwszy —
Wzrok czarodziejski, dźwięk jej głosu
I jej młodości śmiech najszczerszy?
Cóż? Gdzie to wszystko dziś uciekło?
Czy długo trwał ów sen miłości?
Jak północnego lata ciepło
Był tylko mimolotnym gościem!
Dla niej okrutna twoja miłość
Wyrokiem stała się przeklętym.
Na całe życie ją okryło
Niezawinione hańby piętno.
Gorycz wyrzeczeń i cierpienia
W głębi jej duszy zagościły…
Zostały tylko jej wspomnienia,
Ale i one ją zdradziły.
Ziemia się wroga dla niej stała,
Dawne oczarowania uszły…
Gawiedź, rzuciwszy się, zdeptała
Wszystko, co kiedyś kwitło w duszy.
I cóż z tej męki długotrwałej
Zdołała niby proch uchować?
Ból twardy, ból zapamiętały,
Ból bez łzy jednej i bez słowa!
O, jak morderczo my kochamy,
Jak, namiętnością zaślepieni,
Niszczymy to, co dla nas samych
Najmilsze sercu jest na ziemi.
1851 [?] (1854)
Przeł. Seweryn Pollak
Wiersz ten rozpoczyna cykl liryków zwany „dienisjewowskim”, wiążą się one bowiem tematycznie z historią miłości poety do Heleny Dienisjewej;
w. 7 Rok minął — szczegół ściśle autobiograficzny, wskazujący na konkretny moment zawarcia znajomości i wzajemnego zbliżenia.
Liść młody zazielenia drzewo.
Spojrzyj, jak dzięki młodym listkom
Stoją owiane brzozy siwe
Zielenią na wskroś widną, zwiewną
I jako dym na wpół przejrzystą.
Od dawna wiosnę już wyśniły,
Wiosnę i lata jasne złoto
I nagle te marzenia żywe
Pod pierwszym modrym niebem oto
Na światło dzienne się wybiły.
Urodo pierwszych liści czysta,
Liści omytych światłem słońca
Z ich nowonarodzonym cieniem!
Wsłuchany w kołys ich i drżenie,
Nie znajdziesz spośród ich tysiąca
Martwego, uwiędłego listka.
1851 (1852)
Przeł. Włodzimierz Słobodnik
O, popatrz, jak po fal przestworze,
Po zmartwychwstałych wód głębinie,
Na wszeobejmujące morze
Za bryłą lodu druga płynie.
Czy w słońcu barwą tęczy grają,
Czy w noc w pomroce lśnią spóźnionej
Nieodwołalnie wszystkie tają
Płynąc do mety wyznaczonej.
I wszystkie razem — wielkie, małe,
Straciwszy postać swą minioną,
Jak żywioł sam zobojętniałe,
W otchłani przeraźliwej toną…
O naszej myśli pokuszenie,
Przemijające „ja” człowiecze,
Nie takież twoje przeznaczenie,
Nie takież losy twe odwieczne?
1851 (1851)
Przeł. Włodzimierz Słobodnik
Fala za falą, myśl za myślą goni —
To żywioł jeden, choć przejawy dwa!
Czy w sercu ciasnym, czy w bezbrzeżnym morzu,
Tutaj w zamknięciu, a tam zaś w przestworzu:
Ten sam w przyplusku i odplusku trud,
Ten sam niepokój i igraszka złud!
1851 (1852)
Przeł. Kazimierz Andrzej Jaworski
Jest to pierwszy wiersz Tiutczewa tłumaczony na język polski przez Leo Belmonta (1900), potem przekładał go Alfred Tom (1933), wreszcie K. A. Jaworski (1946).
Nieostygła z dziennej spieki
Noc lipcowa lśniła biało
I nad ciszą ziemi sennej
Niebo, ogniem burz brzemienne,
Cale od błyskawic drżało.
Ni to ciężkie snem powieki
Rozwierały się czasami,
I skroś ciche błyskawice
Czyjeś groźne tam źrenice
Zapalały się nad nami.
1851 (1852)
Przeł. Tadeusz Stepniewski
Pierwszy polski przekład wiersza — pióra T. Stępniewskiego — ogłoszony był jeszcze w r. 1933, później tłumaczyli go jeszcze K. A. Jaworski Z. Falkowski (J. Górski), tak że łącznie ukazał się on dziewięć razy.
Rozłąka wielkie ma w sobie znaczenie,
Czy na wiek kochasz, czy na drgnienie powiek,
Miłość jest snem, a sen to tylko mgnienie,
Więc wcześniej, później przyjdzie przebudzenie,
I musi wreszcie z snu się ocknąć człowiek.
1851 (1914)
Przeł. Anna Kamieńska
Jak wesół pogrzmot letniej burzy,
Gdy miecąc lotny pyl, ulewa
Urwaną chmurą lunie z nieba
I zmąci je i odlazurzy.
A gdy porywczo—nierozumnie
Naskoczy na dąbrowę potem,
Dąbrowa ozwie się dygotem
Szerokolistnie, szmernie, szumnie!…
O, jak pod niewidzialną nogą
Gną się olbrzymy dąbrowiane;
Ich szczyty trwożnie rozszeptane
Jak gdyby radzą się ze sobą —
I skroś powstałą nagle trwogę
Słyszysz świst ptaków nie milknący,
Gdzieniegdzie pierwszy liść żółknący
Wirując spada już na drogę.
1851 (1854)
Przeł. Włodzimierz Słobodnik
Przytoczony tu w przekładzie W. Słobodnika, wiersz ten spopularyzowany został u nas dzięki wersji K. A. Jaworskiego, ogłaszanej przez poetę czterokrotnie.
Już dzień odchodzi, noc zapada,
Płomień obłoków zgasł nade mną,
Z góry się długi cień przekrada…
Już późny czas. Zapada ciemność.
Lecz mnie nie straszne nocne cienie
I nie żal dnia, co znowu minie,
Tylko ty, cudne przywidzenie,
Tylko ty, proszę, zostań przy mnie.
Połóż mi skrzydła na ramiona,
Uspokój serca niepokoje
I będzie noc błogosławiona
Dla zachwyconej duszy mojej.
Ktoś ty? Skąd przyszłaś o tej porze?
Z niebios czy z ziemi jesteś rodem?
Nieziemska zjawa — cóż, być może…
Lecz o kobiecej duszy młodej.
1851[?] 1854
Przeł. Tadeusz Chróścielewski
Miłość, o miłość — to w podaniu —
Przymierze dwojga dusz jedyne
Ich zespolenie, powiązanie,
To ich wyroczne przetapianie,
To ich wyroczny pojedynek.
Im jedno z nich jest bardziej tkliwe
W nierównych dwojga serc zapasach,
Tym pewniej i tym niewątpliwiej,
Kochając, cierpiąc rozpaczliwie,
Martwieje wreszcie i dogasa.
1851[?] (1854)
Przeł. Seweryn Pollak
Podobnie jak utwór [O, jak morderczo my kochamy], ten wiersz również odnosi się do cyklu „dienisjewowskiego”: uogólnia on doświadczenia życiowe będące wynikiem tej trudnej miłości.
Nie mów: on kocha mnie jak dawniej, wciąż tak samo,
Jak dawniej ceni mnie najwięcej…
O nie! On tak nieludzko życie moje łamie,
Choć widzę — nóż dygoce w jego ręce.
To w gniewie, to we łzach, to w smutku, rozżaleniu,
Oczarowana, z duszą urażoną,
Cierpię, nie żyję… żyję tylko w jego cieniu,
Ale to życie… o, jak gorzkie ono!
On mi powietrze skąpo odmierza, ostrożnie.
Tak nikt nie czyni z najstraszniejszym wrogiem…
Och, dyszę jeszcze z trudem, boleśnie i trwożnie,
Mogę oddychać, lecz już żyć nie mogę.
1852[?] (1854)
Przeł. Wanda Grodzieńska
Wiersz, należący do tego samego cyklu erotyków, stanowi w nim jakby punkt kulminacyjny: skomplikowanie i dramatyczność stosunków między „ja” i „ona” dochodzi tu do zenitu. Tę sytuację dobrze oddaje zastosowany tu niezwykle trafnie sposób obrazowego przedstawienia: podmiot, liryczne „ja” ustępuje miejsca „ty”, oddaje mu głos; dzięki temu „bohaterką” staje się kobieta (por. wiersz 1, 4, 6, 7 i 9). Mamy tu rzadki u Tiutczewa wypadek tzw. liryki roli.
O, tylko nie zatrważaj mnie słusznym wyrzutem!
Wierz mi, z nas dwojga bardziej tyś godna zazdrości:
Ty szczera i płomienna jesteś w swej miłości,
A ja, widząc cię, czuję i zazdrość, i smutek.
I, żałosny czarodziej, co stwarzając dziwy,
Przed światem wymyślonym sam bez wiary staję,
I płoniąc się, samego siebie rozpoznaję:
Jam dla twej duszy żywej — bożyszczem nieżywym.
1852[?] (1854)
Przeł. Wanda Grodzieńska
Ja oczy znałem — o, te oczy,
Ilem miłował je, wie Bóg.
Od tajemnicy ich uroczej
Anim oderwać serca mógł.
W niedoścignionym ich wejrzeniu,
Odsłaniającym świat do cna,
Takie się kryło utęsknienie,
Takiego bólu toń bez dna —
Wionęło smutkiem, niezgłębione
W ocieniu gęstym ciemnych rzęs,
Jak namiętności szał znużone,
A nieodparte tak jak śmierć.
O, w owych dni czarowne mgnienia
Nie dało mi się aż po kres
Choć raz z nim spotkać — bez wzburzenia,
I nim napawać się — bez łez.
1852[?] (1854)
Przeł. Bogdan Zyrmik
Są dwa bożyszcza synów ziemi,
To Śmierć i Sen, przy sobie zawsze.
Jak siostra z bratem połączeni,
Ona — surowsza, on — łaskawszy.
Lecz jest i innych bliźniąt dwoje,
I nie ma pary cudowniejszej
Ani pokusy okropniejszej,
Niźli im serce oddać swoje…
Więź krwi złączyła je najwyższa,
I gdy nam losy tak wypadną,
Czarują nas te dwa bożyszcza
Swą tajemnicą nieodgadłą.
I któż w nadmiarze uczuć, doznań,
Gdy stygnie krew lub wre w skrytości,
Z kuszących szeptów was nie poznał,
O samobójstwo! O miłości!
1852[?] (1886)
Przeł. Julian Tuwim
Widziałem zmierzch twój. Jakże był wspaniały!
Trwałem w zachwycie, kiedyś dłoń mi podał.
Ostatni raz żegnając mnie: był cały
Cichy i jasny, biła zeń pogoda.
O, jakim ciepłem tchnęły i jak lśniły
Promienie twe, poeto, pożegnalne…
A jednocześnie widomie wieściły
Noc jego pierwsze światła gwiazd fatalne.
Nie było w nim ni fałszu, ni rozdwojeń,
On wszystko w sobie odmierzał i mieścił.
Jaki serdeczny był, gdy ze spokojem
Czytał mi Omirowe opowieści.
Snuł opowieści kwitnące, tęczowe,
Pisane w pierwsze, młodociane lata…
A jednocześnie srebrzyła mu głowę
Posępnych, tajemniczych gwiazd poświata.
Jak gołąb czysty, duchem był prawdziwie —
Choć chytrość żmiją pojmował do głębi,
Choć w sercu do niej pogardy nie żywił —
Skroś go przenikał czysty duch gołębi.
I tą czystością ducha prześwietlony
Zmężniał i okrzepł, jej blaskiem olśniewał.
Uleciał duszą w harmonii regiony:
Żył harmonijnie, harmonijnie śpiewał.
I tę wysoką harmonię duchową,
Co jego życiu dała kształt i lutni,
Jak swój najlepszy czyn, najlepszy owoc
Przekazał światu żyjącemu w kłótni…
Świętego daru czy jesteśmy godni?
Czy myśl poety świat pojmie, czy ziści?
Nie do nas trzeba słowa bóstwa odnieść:
„Zobaczą Boga tylko sercem czyści”?
1852 (1854)
Przeł. Józef Waczków
Tytuł: Wasyl Żukowski (1783–1852) — wybitny poeta rosyjski. Tiutczew znał go jeszcze od czasów młodości, później korespondował i spotykał się z nim za granicą.
w. 12 Omirowe opowieści — właściwie powinno być Homerowe. Żukowski zasłynął jako tłumacz, a wśród jego przekładów znaczny rozgłos zdobyła mu Odyseja; to właśnie dzieło czytał Żukowski Tiutczewowi w r. 1847 w czasie ich spotkania w Ems.
w. 32 Parafraza jednego z ośmiu błogosławieństw z Kazania na Górze, szóstego: „Błogosławieni czystego serca; albowiem oni Boga oglądać będą” (.Ewangelia według św. Mateusza, V 8).
Błyszczą się wody, świeci słońce,
Dokoła uśmiech, wszędzie życie,
Drzewa, radośnie trzepocące,
W niebios nurzają się błękicie.
Śpiewają drzewa, błyszczą wody,
Powietrze całe tchnie miłością
I świat, kwitnący świat przyrody,
Poi się życia obfitością.
Lecz silniejszego upojenia
Nie ma wśród wszystkich tych upojeń
Niż jeden uśmiech rozrzewnienia
Znużonej męką duszy twojej…
1852 (1854)
Przeł. Eugeniusz Żytomirski
O, jak u schyłku naszych lat
Kochamy czulej i przesądniej!
Niech płonie pożegnalny kwiat
Ostatnich uczuć, zorzy zachodniej!
Pół nieba już w ramionach snu,
Tylko u skłonu blask prześwieca w mroku —
Poczekaj, nie śpiesz się, wieczorny dniu,
O, trwaj! O, przedłuż się, uroku!
I choć ubywa w żyłach krwi,
Czułości w sercu nie ubywa…
Ostatnia już miłości — ty
I beznadziejna jesteś, i szczęśliwa!
1853[?] (1854)
Przeł. Julian Tuwim
Jeden z bardziej znanych u nas wierszy z cyklu „dienisjewowskiego” dzięki sześciokrotnej publikacji przekładu J. Tuwima, a także tłumaczeniom Bogdana Żyranika (1945) oraz Stanisława Ryszarda Dobrowolskiego (1958).
O, jakież lato, co za lato!
To jakby dni zaczarowanie;
Zabłysło nam, całemu światu,
Tak dziwnie i niespodziewanie!…
Patrzę trwożnymi źrenicami
Na owo światło, owo lśnienie;
Czy się nie znęca kto nad nami?
Kto śle nam takie pozdrowienie?
Niestety, czyż nie tak na starość
Uśmiech dziewczęcych ust i wzroku —
Choć przedtem nie zachwycał — naraz
Budzi nam w sennej krwi niepokój!…
1854 (1868)
Przeł. Józef Waczków
Oprócz J. Waczkowa wiersz ten tłumaczyli jeszcze K. A. Jaworski oraz Mieczysław Giergielewicz.
Cóż od niewiedzy zrozumienia
Żałośniej i bezradnie brzmi?
Kto wyrzec śmie: Do zobaczenia —
Przez otchłań dwu albo trzech dni?
1854 (1868)
Przeł. Bogdan Zyrmik
Płomień strzela, płomień bucha,
Iskry rwą się znad płomienia,
Ku nim chłodem tchnie w podmuchach
Ciemny ogród zza strumienia.
Tutaj mrok, tam żar i krzyki,
Jak w śnie błądzę nocą ciemną,
Jedno tylko ostro czuję:
We mnie jesteś, jesteś ze mną.
Trzask raz po raz, dym kłębami,
Obnażony sterczy komin,
A w spokoju niezachwianym
Liście się z szelestem kłonią.
Ja, owiany ich oddechem,
Słowa twe namiętne łowię…
Dzięki Bogu, jestem z tobą,
A mym szczęściem — być przy tobie.
1855 (1885)
Przeł. Seweryn Pollak
Te chałupy pochylone,
Niepokaźne w polu brzózki.
Kraju ty mój udręczony,
Cierpiętniczy kraju ruski!
Nie zrozumie, nie uchwyci
Dumny wzrok obcoplemienny,
Co przeziera tak i świeci
Spoza krasy twej przyziemnej.
Dźwigający krzyża brzemię,
Stopą bosą głazy krwawiąc,
W chłopskiej szacie — wzdłuż tę ziemię
Chrystus przeszedł błogosławiąc.
1855 (1868)
Przeł. Artur Sandauer
Jeden z nielicznych w twórczości poety wierszy o tematyce społeczno–obyczajowej, kończący się znamiennym akcentem religijnym, a nawet mesjanistycznym (w. 9–12). Nic też dziwnego, że zwrócono nań baczniejszą uwagę w Rosji; cytuje go w jednej ze swych prac wybitny krytyk i działacz Mikołaj Czernyszewski, czerpią z niego cytaty dla swych dzieł Turgieniew i Dostojewski (ten ostatni wprowadza m. in. taki cytat w rozdziale Wielki Inkwizytor, jednym z najważniejszych fragmentów powieści Bracia Karatnazow).
Oto biegnie nić ze stali
W dal, od morza i do morza.
O nieszczęściu i o chwale
Lecą wieści przez bezdroża.
Obejmując wzrokiem przestrzeń,
Widzi człowiek wędrujący,
Jak przysiadły ptaki wieszcze
Wzdłuż tej nici wszechwiedzącej.
Właśnie czarny kruk z polany
Nadlatuje, siada na niej —
Siada, kracze i skrzydłami
Tłucze, rad dziś niesłychanie.
Krzyczy, głośno się raduje
I zatacza wciąż półkola…
Czy nie krew on świeżą czuje,
Wieści spod Sewastopola?
1855 (1857)
Przeł. Tadeusz Chróścielewski
I ten wiersz, jak i poprzedni, zaliczyć można do liryki „społecznej”, zawiera bowiem elementy realistycznie potraktowanego pejzażu oraz sceny rodzajowej.
w. 16 Wieści spod Sewastopola — wiersz powstawał w czasie, kiedy oczekiwano na rezultat bohaterskiej obrony przez wojska rosyjskie twierdzy sewastopolskiej w czasie wojny krymskiej (sierpień 1855); wkrótce obawy się sprawdziły — Sewastopol został przez aliantów zdobyty.
Natchniona, wieszcza duszo ma,
O serce, przepełnione trwogą!
O jak ty miotasz się na progu,
Rozdzielającym byty dwa…
Dwa różne światy wmieszczasz ty:
Twój dzień — bolesny i namiętny,
Noc — pełna mar proroczo—mętnych
Jak apokaliptyczne sny…
O, niech w życiowej tej kalwarii
Pierś pęka śród wyrocznych prób,
Dusza gotowa śladem Marii
To Twoich, Chryste, przypaść stóp.
1855 (1857)
Przeł. Tadeusz Stepniewski
Tekst wg: T. Tiutczew, Wiersze wybrane.
w. 11 Dusza gotowa śladem Marii — na wzór Marii Magdaleny, grzesznicy pokutującej i naprawiającej czynione dawniej zło; postać grzesznicy skraplającej łzami i wycierającej włosami stopy Jezusa (por. Ewangelia św. Łukasza, VII 37–38) utożsamiana jest zazwyczaj z Marią z Magdali, chociaż były to prawdopodobnie dwie różne osoby.
Nie Bogu i nie Rosji niosłeś służby swe:
Pycha cię krzywym wiodła torem…
I wszystkie czyny twoje, i dobre, i złe,
To były tylko kłamstwa, tylko mary czcze:
Nie carem byłeś, lecz aktorem…
1855 (1922)
Przeł. Tadeusz Stepniewski
Musimy ślepo stać przed Losem.
Nikt zasłon zeń nie zerwał jeszcze…
Nie swoje słowa tobie niosę,
Lecz majaczenie duchów wieszcze…
O, nikt z nas celu nie jest bliski,
Rwie, potężnieje nawałnica —
Oto z żelaznej się kołyski
Rok Nowy podniósł w błyskawicach.
Rysy ma przeraźliwie srogie,
Z rąk i ze skroni krew mu ścieka,
Lecz on nie tylko wojny trwogę
Przyniósł na ziemię dla człowieka.
Nie zwykły z niego walk nosiciel,
Ni wykonawca kar niebiosów —
On rzuci, jako późny mściciel,
Grom z dawna zamyślanych ciosów.
Posłany w bój i dla rozprawy,
Dwa miecze niesie synom świata —
Jeden — to miecz od bitew krwawy,
Drugi — oprawczy topór kata.
Ale dla kogo? Jedna głowa
Czy naród cały jest skazany?
Niejasne są wyroczne słowa,
Skryły mogilny sen tumany.
1855 (1867)
Przeł. Józef Waczków
w. 3–4 Aluzja, iż zawarte tu prognozy na nowy rok 1856 zostały podmiotowi wypowiadającemu się przekazane ze świata duchów. Z korespondencji poety oraz relacji córki Anny wiadomo, że w tym czasie Tiutczew pasjonował się spirytyzmem, uczestniczył w spirytystycznych seansach. Charakterystyczne jednak, że wypowiedziane tu przewidywania i zapowiedzi są identyczne z późniejszymi myślami i nastrojami poety, wywołanymi tokiem wojny krymskiej i katastrofalną sytuacją wewnętrzną przegrywającej tę wojnę Rosji; zob. wiersz poprzedni, epigramat—epitafium poświęcony carowi Mikołajowi I.
[W odpowiedzi na list]
W te dni, w te dni przez los zesłane,
Płynące w bólu i zgryzocie,
Radosny dla niej bądź, powrocie,
W miejsca jej sercem ukochane!
Oby życzliwy, dobry geniusz
Naprzeciw niej pośpieszniej przywiódł
Garstkę przyjaciół jeszcze żywych
I tyle miłych, miłych cieniów!
1855 (1868)
Przeł. Józef Waczków
Tytuł: hrabina Jewdokia Pietrowna Rostopczyna (1811–1858) — znana w swoim czasie poetka rosyjska, która za napisanie i wydrukowanie w r. 1846 satyrycznej ballady Małżeństwo z musu, przedstawiającej w alegorycznej formie narzucony Polsce związek z Rosją, została ukarana przez Mikołaja I odebraniem jej prawa powrotu do kraju. Wróciła do Petersburga dopiero po śmierci cara. Wiersz stanowi formę powitania powracającej w imieniu „garstki przyjaciół jeszcze żywych”.
Wszystko, co z życia ocalało,
Com kochał, czemu ufał, wierzył,
W jedną modlitwę mi się zlało:
Przeżyć do końca, przeżyć, przeżyć!
1856 (1900)
Przeł. Anna Kamieńska
Wiersz okolicznościowy, napisany z okazji urodzin żony Ernestyny.
Czy dla tej ciemnej ludzkiej masy,
Nie rozbudzonej z swej drętwoty,
Zabłyśnie kiedyś promień złoty
I przyjdą już wolności czasy?
Zabłyśnie promień twój, wolności,
I sen rozpędzi, i tumany,
Lecz zaropiałe stare rany,
Te blizny gwałtów, nieprawości
I pustkę, co dni nasze chłonie,
Co dręczy umysł, serce nęka,
Kto je uleczy, czyja ręka? —
Ty, Chrystusowa czysta dłoni…
1857 (1858)
Przeł. Kazimierz Andrzej Jaworski
Tekst wg: K. A. Jaworski, Od Łomonosowa do Jewtuszenki, Warszawa 1972
Znam chorobliwe twe tęsknoty,
Rozumiem dobrze ich znaczenie,
Twą walkę, twe wysokie wzloty
I przed ołtarzem Piękna złotym
Żarliwe twoje uniesienie.
Podobnie Grek w niewoli Scytów
Gdy we śnie rozprostuje kości,
A w stepie zamieć trwa do świtu,
Wyrywa się do swych błękitów,
Do słońca Grecji i wolności.
1857 (1857)
Przeł. Kazimierz Andrzej Jaworski
Tekst wg: T. Tiutczew, Wiersze wybrane.
Tytuł: Mikołaj Fiodorowicz Szczerbina (1821–1869) — poeta rosyjski znany ze swych zainteresowań klasycznych, zafascynowany antykiem, wprowadzający do swych wierszy te tematy i motywy. To tłumaczy obecność aluzji (por. w. 6, 10) i szczegółów hellenistycznych w niniejszym utworze.
Jest chwila krótka w dniach jesiennej pory,
Przedziwnych chwila mgnień:
Powietrze czyste, kryształowy dzień,
Świetliste jeszcze wciąż wieczory…
Gdzie rześki błyskał sierp i padał kłos,
Dziś głucho wszędzie, opuszczona niwa;
I tylko cienki pajęczyny włos
Na śpiącej bruździe odpoczywa.
Wichrowe jeszcze śpią poświsty,
W powietrzu pustka, zmilkły ptaków spory,
I spływa lazur jasny, ciepły, czysty
Na pogrążone w sen ugory.
1857 (1858)
Przeł. Tadeusz Stepniewski
Jest to jeden z najbardziej charakterystycznych przykładów „pejzażowej” liryki Tiutczewa, co tłumaczy też jego dużą u nas popularność; tłumaczyli go kolejno: Grzegorz Timofiejew (1935), Jerzy Waliszewski (1936), Paweł Hertz (1946), T. Stepniewski (1947), L. Jorun (1958), stąd wiersz mógł się ukazać aż dziewięć razy.
Spójrz, jak zagajnik się zieleni
W ulewie palącego słońca,
Jaką rozkoszą skroś promieni
Tchnie każdy liść i gałąź drżąca.
Wejdź, nad potokiem usiądziemy,
W którym korzenie drzew się poją,
Gdzie pośród mgły w pomroce niemej
Słychać jedynie szepty zdroju.
Majaczą czuby drzew wysoko,
Tonąc w upale dnia jasnego,
I tylko czasem spod obłoku
Dziki krzyk orła nas dobiega.
1837 (1858)
Przeł. Józef Waczków
Ona siedziała na posadzce
I stosy listów przeglądała,
I jak popiołu zimne garście
Brała je do rąk i rzucała.
Brała po jednym z listów stosu
I dziwnie na nie tak patrzyła,
Jak dusza patrzy tam z niebiosów
Na dało, które porzuciła.
O, ileż życia, kto policzy —
Niepowracalnie przeżytego,
O, ileż było tu goryczy,
Miłości, szczęścia straconego!
A ja milcząco z boku stałem,
I strach i smutek mnie ogarnął,
I na kolana upaść chciałem,
Jakbym zobaczył drogą zmarłą.
1858 (1858)
Przeł. Anna Kamieńska
Wiersz wiąże się prawdopodobnie z osobą żony poety, Ernestyną. Tłumaczyli go: K. A. Jaworski i Jerzy Kamil Weintraub.
Kiedy odejdzie bezpowrotnie
Wszystko, coś swoim nazwał
I ciężko będzie ci samotnie,
Jak pod mogilnym głazem.
Idź i zatrzymaj się nad tonią,
I popatrz bystrym okiem,
Jak na złamanie karku gonią
Wody rwącym potokiem.
Biegnie, gna fala obok fali,
Mkną na wyścigi strugą —
Na czyjś wyroczny zew z oddali
Pędzi jedna za drugą.
I łzy wytrysną ci ze źrenic
I przez łzy ujrzą oczy,
Jak wszystko, kłębiąc się i pieniąc,
Coraz się szybciej toczy…
I dusza traci dech, półżywa,
I nagle czuje ona,
Że oto w dal i ją porywa
Fala niezwyciężona.
1858 (1858)
Przeł. Józef Waczków
Wiersz jest parafrazą poetycką utworu austriackiego romantyka Nikolausa Lenaua (1802–1850) pt. Spojrzenie na potok (Blick in den Stront).
Lubię w jesiennym, późnym czasie
Carskiego Sioła ogród złoty,
Gdy zmierzch w półmgle go lekkiej gasi
I kłoni do snu i tęsknoty —
I zjawy biało uskrzydlone
Na tafli jezior zmatowiałej,
Milczeniem, ciszą otoczone,
W półmgle przeźroczej stoją białe…
I gdy na stopnie się szerokie
Dumnych pałaców Katarzyny
Kładą wieczorów wczesnych mroki
W październikowe te godziny,
A w tajemnicy mrocznych cieni
Majaczy się przy gwiazd migocie
Jak gdyby sławnych przypomnienie
Minionych dni — kopuła w złocie.
1858 (1859)
Przeł. Kazimierz Andrzej Jaworski
w. 2 Carskiego Sioła ogród zloty — poeta, podobnie jak wielu jego współziomków, mieszkańców nadnewskiej stolicy, przyjeżdżał w celach rekreacyjnych do podpetersburskiej miejscowości Carskie Sioło (obecnie miasto Puszkin), gdzie znajdowała się jedna z licznych rezydencji carów, okazały pałac w otoczeniu wspaniałego parku, zbudowany w czasach Katarzyny II (por. w. 10).
w. 16 kopuła w złocie — wznosząca się wyżej, ponad dach pałacu, złocona kopuła cerkwi pałacowej, do dziś zresztą zachowana i stanowiąca mocny akcent w krajobrazie.
Smutny widok, smutny czas!
Droga w dal przynagla nas…
Miesiąc jak lunatyk w śnie
Stoi martwo i z tumanu
Na kraj nagi światło śle…
— Droga nagli — nie martw się!
Ach, pomyśleć! W ten sam czas
Tam, gdzie teraz nie ma nas,
Tenże miesiąc życiem tchnie,
Nad zwierciadłem lśni Lemanu!
Kraj cudowny sieje czar…
— Droga nagli — nie budź mar!
Ojczysty pejzaż… Pod olbrzymią chmurą,
Co śniegiem sunie się brzemienna,
Sinieje dal, czernieje bór ponury
Spowity w koło mgłą jesienną.
Wszystko tak nagie — pustka nieobjęta
I monotonia w tej martwocie,
Gdzieniegdzie tylko pierwszym lodem ścięta
Prześwieca wód stojących plama w błocie.
Ni barw, ni dźwięków, kresu nic nie kładzie
Martwocie życia; losem pokonany,
W zdrętwieniu myśli, w wiecznym czuć bezwładzie
Człowiek tu tylko śni o sobie samym.
Jak światło dzienne mąci się spojrzenie,
Wierzyć się nie chce, choć widziane wczoraj,
Że są gdzieś kraje, gdzie tęczowe cienie
Rzuca świat górski w błękit wód jeziora.
1859 (1860)
Przeł. Kazimierz Andrzej Jaworski
Tekst wg: T. Tiutczew, Wiersze wybrane.
Wiersz relacjonuje wrażenia z realnie odbytej drogi: w październiku roku 1859 poeta wracał z Berlina przez Królewiec do Petersburga. W części II wiersza spotykamy takie obrazy i wyznania, które przypominają bardzo wyraźnie słynne Mickiewiczowskie opisy z wiersza Droga do Rosji, włączonego do Ustępu III części Dziadów.
Na niebie miesiąc w lśnieniu złotym
I nie drgnął jeszcze nocy cień,
Panuje i nic nie wie o tym,
Że oto już się ocknął dzień.
Że choć leniwie i nieśmiało,
Wciąż promień za promieniem tka,
A niebo jeszcze nocy chwałą
Lśni uroczyście i mrok trwa…
Lecz nie upłyną dwie — trzy chwile
I wyparuje nocy czad,
I w blasków swoich pełnej sile
Ogarnie nas już dzienny świat.
1859[?] (1872)
Przeł. Kazimierz Andrzej Jaworski
Tekst wg: T. Tiutczew, Wiersze wybrane.
Choć moje gniazdo jest w dolinie,
Czasami jednak nawet stąd
Odczuwam, jak mknie na wyżynie
Powietrza życiodajny prąd,
Jak z gęstych warstw się pnie do góry,
Jak piersi tnie wichury miecz,
Jak wszystko stęchłe i ponure
Odepchnąć chciałby człowiek precz!
Na niedostępne gór wierzchoły
Spoglądam nieraz długi czas,
Jak stamtąd pędzi zdrój wesoły,
Jaką świeżością darzy nas!
A wtem rozpala się ognisty
Niepokalany śniegu kwiat:
To anioł przeszedł tam świetlisty
Pozostawiając stopy ślad…
1860[?] (1861)
Przeł. Kazimierz Andrzej Jaworski
Tekst wg: T. Tiutczew, Wiersze wybrane.
Igraj, dopóki na błękicie
Chmur nadchodzących nic nie wróży,
Z ludźmi i z losem igraj skrycie,
Ty, walkom przeznaczone życie,
Ty, serce, co pożąda burzy!
Często, znużony marzeniami,
Za tobą smutnym wzrokiem wodzę
I oko się powleka łzami…
Cóż jest wspólnego między nami?
Ty żyć zaczynasz — ja odchodzę.
Dnia budzącego się w radości
Dobrze rojenia znam poranne,
Lecz późnej nawałnicy pościg,
Lecz wybuch żądz, łzy namiętności,
Nie, to już wszystko jest nie dla mnie.
Może, gdy lata skwar nastanie,
Ty wspomnisz i o wiośnie swojej…
Wróć do dni tamtych, wspomnij na nie,
Jak na rozwiany przed świtaniem
Sen, który nam się mgliście roił.
1861 (1874)
Przeł. Seweryn Pollak
Serdeczny pokłon ci, poeto,
I licha moja podobizna.
Choć milcząc z tego niech portretu
Tobie, współczującemu, wyzna,
Jak drogi był dla mojej duszy
Znak twych pozdrowień, jak mnie wzruszył.
1862 (1868)
Przeł. Józef Waczków
Inni dostali od przyrody
Instynktu ślepy dar proroczy,
Czują nim, słyszą łoskot wody,
Nawet gdy się pod ziemią toczy…
Przez wielką matkę ulubiony,
O, dola twa jest zazdrości godna
Jest stokroć bardziej — zza osłony
Ją samą tyś nie raz oglądał.
1862[?] (1868)
Przeł. Józef Waczków
Tytuł: Afanasij Fet (1820–1892) — wybitny poeta–liryk. Fet widział w Tiutczewie jednego z największych w literaturze światowej liryków, przyjaźnił się z nim, pisał o nim, dedykował mu własne wiersze. Właśnie utwór niniejszy, podobnie jak i następny, pod identycznym tytułem, pochodzący z tego samego czasu, jest odpowiedzią na prośbę Feta o przysłanie mu fotografii Tiutczewa. Przez dłuższy czas oba te wiersze drukowano jako jeden utwór, dopiero niedawno Borys Buchsztab ustalił na podstawie autografów, że są to dwa różne utwory połączone mechanicznie.
Ukraina śpi spokojna,
Miękka, cicha i upojna
Noc lipcowa blaski śle;
Niebo w górze tak głęboko,
Gwiazdy świecą tak wysoko,
Doniec błyszczy w nocnej mgle.
Słodka chwila ukojenia!
Zmilkły już nabożne pienia,
Świętogórski dzwon też ścichł —
Pod klasztorem śpią pątnicy,
Śnią o cudów tajemnicy,
Księżyc z góry patrzy w nich.
I nad Dońcem ścianą stromą
Lśniąc białością swego złomu
Naga skała sterczy wzwyż;
I na skale tej olbrzymiej,
Ochraniając sen pielgrzymi,
Dźwiga się ku niebu krzyż.
Kiedyś wewnątrz, prawią starzy,
Jakby w trumnie, w jej pieczarze
Znalazł mnich cudowny schron,
Ileż lat tu żył surowo,
Bogu zwierzał swoje słowo,
Ileż łez tu wylał on!
I dlatego właśnie nocą
Zawsze żywą jego mocą,
Tkwi nad Dońcem skalny spad —
I żar modłów jego wieczny,
Po dziś dzień jest wciąż skuteczny,
Karmi nim się śpiący świat.
1862 (1862)
Przeł. Kazimierz Andrzej Jaworski
Tekst wg: T. Tiutczew, Wiersze wybrane.
Tytuł: nazwa klasztoru leżącego nad północnym Dońcem w guberni charkowskiej. Wiersz ten, mający charakter balladowej opowieści, jest przeróbką utworu, jaki na ten sam temat napisała córka poety, Anna. Tiutczew opracował na nowo tekst córki i w ten sposób powstał wspólny utwór.
Miotał się wrzesień oszalały,
Z drzew wiatr listowie rdzawe strącał,
Dymił się dzień dogasający,
Noc nadchodziła, mgły wstawały.
Wszystko dla serca i dla oka
Tak było zimne, obojętne,
Pełne milczenia i tak smętne —
Wtem się rozległa pieśń z wysoka…
Nagle przez jakieś urzeczenie
Mgły się skłębiły, uleciały,
Niebiosów stropy zbłękitniały
I znowu je przebiegło lśnienie.
Zazieleniały wkoło drzewa,
Wszystko ku wiośnie się zwróciło…
To wszystko mi się zamarzyło,
Dopóki mi twój ptaszek śpiewał.
1863[?] (1868)
Przeł. Seweryn Pollak
Tytuł: Mikołaj Kroi (1823–1871) — poeta i dramaturg rosyjski, znajomy Tiutczewa.
Minęła burza! lekko dysze
Błękitna toń Lemanu fal,
I łódka po niej płynie w dal,
I lekko łabędź ją kołysze…
Jak w lipcu grzeje słońce — drzewa
W promieniach jego świecą pstro;
Musnąwszy lekko stawu szkło,
Łagodnie wietrzyk je owiewa.
A tam, w swej glorii uroczystej,
W promieniach słońca lśni i pała
Ślepiącym blaskiem Góra Biała,
Jak snów nieziemskich zwid przeczysty.
Tak by tu lekko biło w łonie,
Stwardniałe śród bolesnych prób,
Me serce — gdyby nie ten grób,
Co tam w ojczystej został stronie!…
1864 (1865)
Przeł. Tadeusz Stepniewski
w. 1 W oryginale występuje słowo биза, a więc chodzi nie o burzę, lecz o określany po francusku terminem bise wiatr północny wiejący nad Jeziorem Genewskim (Lemanem).
w. 11 Góra Biała — dosłowny przekład nazwy najwyższego szczytu alpejskiego, Mont Blanc.
Ach, ten nicejski brzeg, to morze,
Ślepiące oczy słońca złotem!
Jak ptak rażony strzelca grotem,
Duch pragnie wzlecieć i — nie może…
Skrzydłami bijąc strzaskanemi,
Skrwawione pióra wlecze w pyle,
I pierś nurzając w prochu ziemi,
W rozpacznej jakiejś drży bezsile…
1864 (1865)
Przeł. Tadeusz Stepniewski
Wiersz otwiera szereg utworów wiążących się tematycznie ze śmiercią Heleny Dienisjewej, która zmarła 4 sierpnia 1864 r. Pierwsza aluzja pojawia się już w wierszu [Minęła burza! lekko dysze], stopniowo temat ten będzie się rozrastać i pogłębiać w wierszach powstających w czasie podróży do Genewy i Nicei w okresie od jesieni 1864 do początku roku następnego. Motywy te zagęszczają się w utworze następnym: [Przez cały dzień leżała w zapomnieniu], a następnie ulegną dalszym przekształceniom w wierszach: [Bywają w mym męczeńskim odrętwieniu], [Piętnaście dzisiaj właśnie lat minęło].
Przez cały dzień leżała w zapomnieniu,
Całą jej postać cienie okrywały;
Lał ciepły letni deszcz, jego strumienie
Z wesołym szumem na liście spadały.
I zwolna budząc się przypominała,
Zaczęła się wsłuchiwać w jego szumy
I długo, oczarowana, słuchała,
Coraz pełniejsza świadomej zadumy.
I oto jakby ze sobą w rozmowie,
Świadomie słowa te wypowiedziała:
(Byłem złamany, lecz żywy przy tobie)
„O, jakżem wszystko to kochała!”
Kochałaś, i z miłością twą się zmierzyć
Miłością swoją nikt nie był tak śmiały!
O Panie! wszystko to musiałem przeżyć!
Serce nie rozerwało się w kawały!
1864 (1865}
Przeł. Mieczysław Jastrun
Był dzień, gdy Pańskiej prawdy młot
Burzył i kruszył kościół mojżeszowy,
I, własnym mieczem ugodzony w bok,
Sam w nim umierał arcykapłan nowy.
Lecz w wieku bożych sądów, w wieku tym
Nieubłagany bardziej i straszliwy
Poniesie koniec odszczepieńczy Rzym
I w nim Chrystusa namiestnik fałszywy.
Stulecia szły, wybaczał mu, kto mógł,
Pokrętne, ciemne sprawy zza ołtarzy,
Lecz nie przebaczy jemu prawdy Bóg
Tej, którą wyrzekł ostatnio potwarzy.
I nie powali tego ziemski miecz,
Kto mieczem wieki całe władał ziemią,
Lecz słowo zgubi go, fatalna rzecz:
„Wolność sumienia jest brednią!”
1864 (1865)
Przeł. Anna Kamieńska
Napisanie utworu — antypapieskiego i antykatolickiego pamfletu — wywołane zostało faktem ogłoszenia przez papieża Piusa IX w dniu 8 grudnia 1864 roku encykliki Quanta cura uzupełnionej wykazem (zw. Syllabusem) błędów czasów współczesnych. Wywołała ona olbrzymi rozgłos, ponieważ zawierała surowe potępienie współczesnych kierunków myślowych, religijnych i społecznych. Poeta szczególnie odczuł na pewno zawarte w jednym z dziesięciu rozdziałów Syllabusa potępienie panteizmu i racjonalizmu, zwłaszcza zaś swobody sumienia, i ta ostatnia kwestia stanowi zasadniczą puentę i konkluzję wiersza (por. w. 16).
w. 1–4 Historyczną analogią oraz „zapowiedzią” ostatecznej klęski Kościoła katolickiego wraz z papiestwem jest dla Tiutczewa zdobycie przez Rzymian Jerozolimy w r, 70, zburzenie świątyni i śmierć arcykapłana.
Jakiż czar, morze, obszary twe mota!
Tutaj rozlśnione, tam skryte we mgle…
W świetle księżyca jak żywa istota
Chodzi, oddycha i błyski w krąg śle…
Na nieskończonym, na wolnym przestworze
Blaski i chwiejba, i poszum, i huk —
Bladą poświatą błyszczące się morze,
Jakżeś ty piękne w bezludziu swych dróg!
Przewalający się wód rozkołysie,
Jakież to święto obchodzi twa dal?
Wełna za wełną wciąż huczy i lśni się,
Oczy gwiazd bystrych w głąb patrzą się fal —
W tym rozświetleniu i w owym zamęcie
Gubię się, stoję bezradny jak w śnie —
Z jakąż ochotą bym w fal twych ponęcie
Duszę swą całą utopił na dnie…
1865 (1805)
Przeł. Kazimierz Andrzej Jaworski
Tekst wg: T. Tiutczew, Wiersze wybrane.
Jest to jeden z ostatnich Tiutczewowskich liryków przyrody przedstawiających obraz morza: wody, efektów ruchowych i świetlnych tego żywiołu.
Znalazł u nas dwóch tłumaczy: K. A. Jaworskiego oraz Stanisława Szydłowskiego.
Kiedy nad tobą Bóg zaciśnie pięści
I gdy cierpienie miłość twą pogrzebie —
Duszo, niestety, nie wycierpisz szczęścia,
Ale wycierpieć możesz samą siebie…
Duszo, ach, duszo, którą wszystką, całą
Miłości jednej tylko płomień trawi
I któraś nią jedynie oddychała, —
Niech ciebie Pan Bóg błogosławi —
On miłosierny, wszechmogący,
On, od którego promień padnie
I na kwiat bujnie w ziemi tu kwitnący
I na łzę perły w morzu na dnie.
1865 (1868)
Przeł. Kazimierz Andrzej Jaworski
Tekst wg: T. Tiutczew, Wiersze wybrane.
Wiersz ten (tłumacz bardzo niefortunnie przełożył wyrażenie: „когда на то нет божъего согласия”) napisany został z myślą o konieczności podtrzymania moralnego i pocieszenia córki poety Darii Fiodorowny (1834–1903), przeżywającej konflikty w osobistym życiu uczuciowym.
Jak wynika z listu poety do córki, Tiutczew widział źródło tych trudności w podobnych właściwościach charakteru i temperamentu, jakie i jemu tak bardzo skomplikowały życie.
Bywają w mym męczeńskim odrętwieniu
Godziny, dni od innych potworniejsze,
Ich fatalnemu, ciężkiemu brzemieniu,
Ich uciskowi nie sprostają wiersze.
Nagle zamiera wszystko. Łzy, wzruszenie
Nie mają już dostępu; pusto, ciemno,
Minione nie powiewa lekkim cieniem,
Lecz niby trup ukrywa się pod ziemią.
Ach, nad nim w powszedniości dni natrętnych,
Lecz bez miłości, bez promienia słońca
Świat taki sam — bezduszny, beznamiętny,
Niepomny jej, nic o niej nie wiedzący.
I ja, samotny, z moim smutkiem tępym
Na próżno pragnę siebie znów odnaleźć —
Na bezimienny, dziki brzeg z odmętów
Strzaskana barka, rzucona przez fale.
O Boże, daj palącą mi udrękę,
Martwotę duszy mojej, błagam, rozprosz —
Zabrałeś ją, ale wspomnienia mękę
Zostaw mi po niej, mękę wiecznie ostrą —
Po niej, tak bohaterskiej w ciągłej walce,
W zmaganiach rozpaczliwych przeciw ciosom,
Tak kochającej płomiennie, uparcie,
Ludziom na przekór i na przekór losom.
Po niej, która pokonać się nie dala,
Lecz doli swej uległa wciąż walcząca,
Po niej, która tak modlić się umiała,
Cierpieć i wierzyć, i kochać do końca.
1865 (1874)
tłum. Wanda Grodzieńska
Zob. przypis do wiersza Nizza. Coraz częściej w późnej liryce pojawiają się motywy religijne, zwroty i formy modlitewne, kwestie dawniej nie stawiane, nic uświadamiane.
Est in arundineis modulatio muska ripis
Jest w morskich falach śpiewność zgodna,
Harmonia w walce żywiołowej,
I w muzycyjski rytm miarowy
Chwieje się szeptem trzcina wodna.
Ład niewzruszony wszystko skuwa,
Przyroda dźwięczy jednolicie,
Tylko widome nasze życie
Myśl o rozdźwięku nam nasuwa.
Skąd rozdźwięk ten? I gdzie przyczyna,
Że w chórze brzmiącym doskonale
Dusza nie śpiewa tak jak fale
I skarży się myśląca trzcina?
1865 (1865)
Przeł. Julian Tuwim
Motto: (łac.) — Jest harmonijność muzyczna w przybrzeżnych trzcinach. Cytat zaczerpnięty z Auzoniusza (Decimus Ausonius Magnus, ok. 310–395), poety, retora i gramatyka rzymskiego.
w. 3 muzycyjski — kalka użytego w oryginale rosyjskim archaicznego wyrażenia мусикийский: muzyczny, do muzyki się odnoszący.
Już nie ma żywych skier na głos twój powitalny —
Już dla mnie tylko noc bez słońca w świecie tym…
I wnet odleci już — przez mrok niedostrzegalny —
Z ogniska zgasłych drew ostatni w górę dym.
1865 (1869)
Przeł. Kazimierz Andrzej Jaworski
Tytuł: Jakub Pietrowicz Polonski (1819–1898) — znany poeta rosyjski, przyjaciel i współpracownik Tiutczewa w Komitecie Cenzury Zagranicznej. Wiersz jest poetycką odpowiedzią na poświęcony Tiutczewowi wiersz Połonskiego pt. Do Fiodora Tiutczewa.
Piętnaście dzisiaj właśnie lat minęło,
Jak się zaczęła owa smutna baśń,
Gdy ona duszę całą swoją tchnęła,
Gdy całą siebie w moją wlała jaźń.
I oto rok bez skargi już nijakiej,
Straciwszy wszystko w najstraszniejszej z zgub,
Do końca będę w samotności takiej,
Jak ta samotność, którą mi gotuje grób.
1865 (1903)
Przeł. Kazimierz Andrzej Jaworski
Tekst wg: T. Tiutczew, Wiersze wybrane.
Wiersz–wspomnienie o dwóch rocznicach: dacie poznania Heleny Dienisjewej (1850) i roku jej śmierci (1864).
Wschód jeszcze milczy zagadkowo,
Dokoła ciszy panowanie.
Cóż to? Czy sen? Oczekiwanie?
Noc czy też pierwsze dnia już słowo?
Bieleje coś wśród górskich zboczy,
Lecz mgła nad lasem, ponad ziemią,
Śpią jeszcze miasta, wioski drzemią…
Ale do góry wznieście oczy.
Popatrzcie: smuga tam z opali
Jakby namiętność w sobie tając,
Wciąż się czerwieńsza, żywsza stając
Płomieniem zaraz się rozpali!
Jeszcze chwil kilka — i w przestrzeni
Nieskończoności eterycznej
Uderzy nagle dzwon kosmiczny
Niecąc zwycięski snop promieni…
1865 (1865)
Przeł. Kazimierz Andrzej Jaworski
Tekst wg: T. Tiutczew, Wiersze wybrane.
Utwór, w którym ciekawie równoważy się dosłowna warstwa znaczeniowa (liryka przyrody, pejzaż w chwili poranku, wschodu słońca) oraz przenośna, alegoryczna (postawa oczekiwania na jakieś decydujące a rychłe już zmiany na wschodzie Europy, w świecie słowiańskim).
Idę, oto wzdłuż szerokiej drogi
W gasnącego dnia świetlistej mgle.
Jak mi ciężko, omdlewają nogi,
Mila moja, czy ty widzisz mnie?
Coraz niżej, niżej ciemność wisi,
Już ostatni poblask zginął w mgle.
Oto świat ten, którym razem szliśmy,
Mój aniele, czy ty widzisz mnie?
Jutro modlitw dzień i wspominania,
Ten fatalny dzień w pamięci mgle…
Mój aniele, stąd gdzie dusz mieszkania,
Mój aniele, czy ty widzisz mnie?
1865 (1903)
Przeł. Anna Kamieńska
Tytuł: 4 sierpnia 1864 r. zmarła Helena Dienisjewa.
Jak barwnie wzniosła się, oparta
Na niebie modrym i wilgotnym,
Powietrzna, niespodziana arka,
Triumfem ciesząc się przelotnymi!
Jeden swój koniec w, bór wetknęła,
Drugi, w obłoków kłębach ginie —
Połowę nieba ogarnęła
I oto mdleje na wyżynie.
O, w zjawie tej tęczowej ile
Dla oczu twych rozkoszy cichej,
Ofiarowanej nam na chwilę —
Uchwyć ją, uchwyć jak najrychlej!
Spójrz, nagle zbladło to zjawisko.
Jeszcze sekunda i minuta,
A zniknie tak, jak minie wszystko,
Czym żyjesz i oddychasz tutaj.
1865 (1865)
Przeł. Włodzimierz Słobodnik
Wiersz znany w Polsce już w roku 1933, pojawił się bowiem wówczas, wraz z kilku innymi, w Wielkiej literaturze powszechnej, właśnie w tłumaczeniu W. Słobodnika. Swój przekład ogłosił, i to czterokrotnie, K. A. Jaworski.
Jakie ponure niebo nocne…
Nieprzeniknione mgły zgęstniały.
Nie groźba to, nie dumy mroczne —
To sen posępny i ospały.
Ognie jarzących się błyskawic
Raz po raz oślepiając ziemię
Toczą rozmowę w mroku mgławic
Niby demony głuchonieme.
Wtem jak na umówione hasło
Krawędź niebiosów się zapali.
Szybko wychyną z czarnych zasłon
I pola, i dąbrowy w dali.
I znowu ścichła ziemia cała,
W czujnej ukryła się ciemności,
Jakby się właśnie rozstrzygała
Rzecz tajna tam — na wysokości.
1865 (1865)
Przeł. Józef Waczków
Jak ciężka jest śmiertelna chwila —
Na próżno rozum się wysila
Pojąć ból ostatniego tchnienia —
Ale straszniejsze jest dla serca
Stwierdzać, jak szybko czas uśmierca
Wszystkie najlepsze w nim wspomnienia.
1867 (1901)
Przeł. Józef Waczków
W tym miejscu kiedyś wielki i wspaniały
Zielenił się i szumiał gęsty las,
Nie las, lecz świat tajemnic pełen cały,
Urocznych zjaw i czarodziejskich kras.
Promienie tkały go i drżały cienie,
Na chwilę nie milkł w drzewach ptaków gwar,
Przez gaj migały polotne jelenie
I czasem zmącił strzelca róg ten czar.
A na spotkanie z powitalnym słowem
W oddali leśnej budząc sprzeciw ech,
Owiane jakimś światłem witrażowym
Znajome twarze nam ciskały śmiech.
Ach, co za życie, co za rozkosz dzika
I jaka uczta dla młodzieńczych lat!
Nam śniła się nieziemska tam muzyka
I bliski sercu był ten cudny świat.
I oto znów nas kroki przyśpieszone
Z miłością dawną wiodą w lasu próg.
Lecz gdzież się podział? Kto spuścił zasłonę?
Zasłonę z nieba aż do naszych nóg —
A cóż to? Czary tego miejsca strzegą?
Bo gdzież? Czyż można wierzyć oczom swym?
Jak piąty żywioł wszystko dym zalega,
Leniwy, gnuśny, nieskończony dym.
Gdzieniegdzie tkwią wśród zgliszczy obnażonych
Kikuty nagie spotworniałych pni
I z trzaskiem mknąc po sękach opalonych
Złowieszczy płomień bladym światłem lśni.
Nie, to sen chyba — zaraz wiatr powieje
I wnet rozpędzi dymnych mar ten tłum —
I oto stoi znów i zielenieje
Czarowny las — powiernik naszych dum.
1867 (1867)
Przeł. Kazimierz Andrzej Jaworski
Tekst wg: T. Tiutczew, Wiersze wybrane.
Wiersz został napisany jako reakcja poety na pojawienie się powieści Iwana Turgieniewa pod tym samym tytułem; w publikacji z r. 1868 wiersz nawet miał podtytuł Powieść I. Turgieniewa. Sens wiersza — krytyczny wobec powieści i zgodny z ogólnie negatywnym przyjęciem tego utworu przez krytykę rosyjską — ukryty jest pod alegorycznie traktowanym obrazem lasu w dwóch rożnych fazach: pełnego rozwoju i krasy oraz zniszczenia wywołanego pożarem. Temu samemu dziełu poświęcił poeta również epigramat pt. [I dym ojczysty dla nas słodki i przyjemny).
Znowu jak w latach przeminionych
Stoję nad Newą po zachodzie
I błądzę wzrokiem, rozmarzony,
Po jej drzemiącej, cichej wodzie.
W górze nie iskrzy się firmament,
Zmierzch siny niebo oczarował,
Tylko po Newie zadumanej
Rozbłyska struga księżycowa…
Czy to jest jawa, czy złudzenie,
Czy taki dziwny sen wyśniłem,
Żem ujrzał znowu w jego lśnieniu,
Co z tobą — żywą — zobaczyłem.
1868 (1903)
Przeł. Tadeusz Chróścielewski
Jeszcze jeden wiersz wiążący się z osobą Heleny Dienisjewej (por. w. 12).
Gdzie wzrok sięgnie, nad równiną
Groźną chmurą napęczniałą —
Otchłań dymów, dymy płyną,
Przywaliły ziemię całą.
Martwe ścielą się chruśniaki,
Trawy tlą się i nie płoną,
Tylko świerki osmalone
Skraj przecięły nieboskłonu.
Na tej smutnej pogorzeli
Tylko dymy, iskry żadnej —
Gdzież jest ogień, zły niszczyciel,
Tych obszarów pan wszechwładny?
Tylko cichcem i uboczem,
Jak czerwone zwierzę dzikie,
Żywy ogień zamigocze
Pomykając zagajnikiem.
Ale kiedy zmrok nastanie,
Gdy się dym zespoli z cieniem,
On wesołym fajerwerkiem
Swoje leże rozpłomieni.
Przed żywiołem oszalałym,
Co rozpętał się zdradziecko,
Człowiek smutny, oniemiały —
Stoi jak bezradne dziecko.
1868[?] (1868)
Przeł. Seweryn Pollak
Tytuł: utwór powstał z inspiracji realnych faktów: trawiących w lecie roku podpetersburskie lasy pożarów.
Chmurki topi letnia spieka,
Lawą iskier połyskliwą
Toczy się błękitna rzeka
Jak zwierciadła ciemne szkliwo…
Dzień zanurza się w gorąco,
Cień się ukrył w głusz dąbrowy,
A nad niwą bielejącą
Zapach niesie się miodowy.
Cudny dzień! — Przeminą wieki,
Ale wiecznie będą fale
W iskrach płynąć z nurtem rzeki,
Pola dyszeć w dnia upale.
1868 (1886)
Przeł. Józef Waczków
Nikt nie odgadnie, nikt nie zbada,
Z jakim się echem słowo spotka —
I nagle tak, jak łaska słodka,
Oddźwięk na duszę naszą spada…
1869 (1903)
Przeł. Kazimierz Andrzej Jaworski
Tekst wg: T. Tiutczew, Wiersze wybrane.
Są siły dwie, decydujące siły,
Które nad nami wciąż sprawują rządy
Od niemowlęcych dni aż do mogiły:
Jedna — to śmierć, a druga — ludzkie sądy.
I ta, i tamte, równie nieodparte,
Nie znają łaski, nie słuchają skargi,
Próżne protesty! Ich wyroki gwałtem
Wszystkim na wieki zamykają wargi.
Lecz śmierć uczciwiej, nie wzruszona niczem,
Nieustraszona i obca obłudzie,
Zrówna ich kosą przed swoim obliczem,
I tych najcichszych, i szemrzących ludzi.
A świat inaczej: to władca zazdrosny,
Walk i sprzeciwów on nie ścierpi za nic,
Nie kosi wszystkich — najpiękniejsze kłosy
Rwie i odrzuca często z korzeniami.
I biada jej, o biada nieskończenie
Tej młodej dumie, co w moc swoją wierzy,
I w bój nierówny z stanowczym wejrzeniem
Idzie pogodnie, i z losem się mierzy.
Kiedy praw swoich fatalnie świadoma,
Z odwagą piękna, z uśmiechem na twarzy,
Bez lęku, jakby czarem odurzona,
Samotnie idzie naprzeciw potwarzy.
I maską czoła nie przykrywa dumnie,
Nie da poniżyć się, by ujść niesławy.
Obelgi, groźby, straszliwe kalumnie,
Jak pyl otrząsa z włosów kędzierzawych.
Tak, biada jej! Im szczersza, naiwniejsza,
Tym ją bezwzględniej pospólstwo osądzi.
Taki już świat! Nieludzki i bez serca,
Tam gdzie najszczerzej ludzko człowiek błądzi.
Marzec 1869
Przeł. Wanda Grodzieńska
Chociaż nie jesteś pan Polakiem,
Szlachcica grasz ty doskonale.
Żeś Rosjaninem — tego znaki —
Przyznaj się, w Trzecim tkwią Wydziale.
Przed wpływowymi chyląc głowę,
Odważnie teraz gromisz wszędy
Swoim szlachetnym wolnym słowem
Tych, którym wprzód zatkałeś gęby.
Nie nadaremnie giętkim piórem
Arystokracji służysz, panie,
Gdzież są te przedpokoje, które
Uczą rycerskich owych manier?
1869 (1884)
Przeł. Anna Kamieńska
Wiersz satyryczny, pamflet skierowany przeciwko Włodzimierzowi Skariatinowi, wydawcy—redaktorowi gazety «Nowina» («Вести»), zajmującemu pozycje reakcyjne i zwalczającemu zwłaszcza słowianofilów, którzy właśnie niedawno, bo w r. 1868, utracili prawo wydawania własnego organu «Moskwa». Wskazują na to wiersze 5–8.
w. 4 Aluzja do ewentualnych powiązań Skariatina z tajną policją polityczną, zwaną oficjalnie Trzecim Wydziałem Kancelarii Jego Cesarskiej Mości.
Spotkałem cię i przeszłość całą
W tej chwili serce me wskrzesiło,
Dawne dni złote przypomniałem
I serce żywiej mi zabiło.
Późną jesienią tak się dzieje —
Czas taki przyjdzie, dzień nastanie,
Iż, zda się, wiosną znów powieje
I drgnie coś w duszy niespodzianie.
Tak właśnie ja, owiany tchnieniem
Lat, co mi dały pełnię życia,
Z dawno nieznanym rozmarzeniem
Patrzę, o pani, w twoje lica.
Jak po rozstaniu wiecznotrwałym,
Patrzę jak gdyby w złudzie sennej,
I żywiej echa rozebrzmiały,
Co nigdy nie umilkły we mnie.
I to nie tylko sprawa wspomnień,
To znowu życie przemówiło:
I twe wzruszenie tak wymowne,
I w sercu mym ta sama miłość.
1870 [1870]
Tadeusz Chróścielewski
Tytuł: inicjały rozszyfrowuje się jako skrót określenia: Krüdener baronowa. Spotkał się z nią poeta w roku 1870 w Karlsbadzie.
w. 3 Parafraza początkowych wersów wiersza [Ten kraj pamięta serce moje] (1836), również poświeconego tej samej osobie.
Tak, swego słowa pan dotrzymał —
Nie tknąwszy rubla ani działa,
Znów oto prawa swe rodzima,
Rosyjska ziemia odzyskała —
I morze, dane nam na zawsze,
Na nowo swobodnymi piany,
O krótkiej hańbie zapomniawszy,
Całuje brzeg swój ojczyźniany.
Szczęsny, kto doszedł w naszej dobie
Nie krwią — rozumem do zwycięstwa,
Szczęsny, kto umiał w samym sobie
Odnaleźć punkt Archimedesa.
Lecz czy skończona walka kontry?
I jaka waga twojej szali? —
Czyli przemoże upór mądrych
I czy głupotę kpów obali?
1870 (1870)
Przeł. Józef Waczków
Tytuł: te. A. Gorczakow — kanclerz państwa, drogą posunięć dyplomatycznych doprowadził do anulowania jednego z punktów traktatu paryskiego z roku 1856, ograniczającego prawa Rosji w rejonie Morza Czarnego.
Jakkolwiek życie by uczyło,
Wciąż serce wierzy mimo złud:
Jest gdzieś niewyczerpana siła,
Jest niezniszczalny piękna cud.
Chociaż na ziemi więdnąć trzeba,
Nieziemskich kwiatów nie tknie los
I żar południowego nieba
Nie spije z ich kielichów ros.
I wiara owa nie przeminie
W tych tylko, którzy żyją nią,
Nie wszystko, co tu było, zginie,
Nie wszystkie kwiaty tutaj schną.
Lecz wiary owej dla wybranych
Ten tylko tu dostąpi łask,
Kto w życiu mimo klęsk spotkanych
W cierpieniu siał miłości blask —
Kto umiał leczyć chorych braci
Krynicą własnych gorzkich łez,
Kto duszę oddał za współbraci
I wytrwał cierpiąc aż po kres.
1870 (1871)
Przeł. Kazimierz Andrzej Jaworski
Wiersz poświęcony Aleksandrze Pletttiowej (1826–1901), z domu Szczetininej, żonie Piotra Pletniowa, najpierw poety i krytyka, potem profesora literatury w Uniwersytecie Petersburskim, zmarłego w r. 1866.
I z tego życia, które tu szumiało,
I z tej krwi całej, co tu ciekła rzeką,
Co do nas doszło i co ocalało?
Dwa, trzy kurhany widoczne daleko…
I dwa, trzy dęby, które na nich siedzą
I, rozpostarłszy wysoko swe cienie,
Błyszczą urodą, szumią i nie wiedzą,
Czyj proch, czyj żywot ryją ich korzenie.
Przyroda nie chce wiedzieć o przeszłości,
Obce jej nasze urojone wieki,
I wobec niej świta nam w świadomości,
Że snem przyrody, co zwiemy człowiekiem.
Tak po kolei wszystkie swoje dzieci,
Co pełnią próżno swoje dzieło jedno,
Ona zarówno garnie niby w sieci
W swe wszystkochłonne, wszechkojące bezdno.
1871 (1886)
Anna Kamieńska
Jeden z ostatnich wierszy poety, będący jakby podsumowaniem, końcową refleksją nad całym jego życiem, a także ostateczną formułą jego filozofii życiowej i twórczości. Otrzymał on też należytą polską oprawę w postaci pięknego przekładu Anny Kamieńskiej.
* Zob. s. LXXIII: Polscy interpretatorzy i tłumacze Tiutczewa.
* Zob. K. Пигарев, Җизнъ u творчествоТютчева, Москва 1962, c. 42–44.
* Por. K. Pigariow, op. cit., s. 161–168. Publikacja ta jest najnowszą i najobszerniejszą dziś pracą monograficzną poświęconą Tiutczewowi, szczególnie cenną ze względu na bogactwo faktograficzne i wykorzystanie źródeł wiążących się z życiem oraz ewolucją ideową poety. Na niej też opierano się tutaj przy rekonstruowaniu wizerunku ideowego pisarza oraz odtwarzaniu jego drogi życiowej.
* Przytoczono za: K. Pigariow, op. dt., s. 130.
* Interpretatorzy wierszy Tiutczewa, opierając się na powstałych w tym samym czasie jego wypowiedziach publicystycznych, widzą w tym peryfrastycznym określeniu „gród Piotra” nazwę miasta Rzym, stolicę świętego Piotra, w której w przyszłości miałby się pojawić „prawosławny papież poddany świeckiej władzy prawosławnego cesarza w Konstantynopolu” (zob. K. Pigariow, op. cit., s. 130). W rzeczywistości w tym konkretnym wypadku chodzi z pewnością o miasto również „świętego Piotra”, ale Sankt–Petersburg, wymienia go bowiem autor jako drugą chronologicznie stolicę po Moskwie, poprzedzającą rosyjską trzecią, przyszłą stolicę, czyli pozyskany w wojnie z Turcją Konstantynopol. Tu i passim we Wstępie tłumaczenia przytoczeń z różnych utworów Tiutczewa — R. Ł.
* Por. w niniejszej publikacji Wstęp, rozdział V: Tiutczew a Polska.
* Dante Alighieri, Boska Komedia, I: Piekło, pieśń II, w. 121–123: „O, nie masz boleści || większej, niżeli w godzinach niedoli || wspominać chwilę szczęścia”; przekład Aliny Świderskiej, Kraków 1947, s. 41.
* Zob. K. Pigariow, op. cit., s. 240.
* Л. Гинзберг, О лирике, Москва-Ленинград 1964, c. 44.
* Por. K. W. Zawodziński, Dwaj poeci–flozofowie, Toruń 1949, s. 37 i n.
* K. W. Zawodziński, op. cit., s. 6 i n.
* Por. K. Pigariow, op. cit., s. 209–210.
* Zob. K. W. Zawodziński, Teodor Tiutczew, Kraków 1926, s. 11.
* Poeta nie darzył sympatią rosyjskiego krajobrazu i widoku okolic swych ojczystych stron ([Oto biegnie nić ze stali], [Te chałupy pochylone], Do Rosjanki), przedkłada! za to nad nie przyrodę Południa, a więc Włochy, Dunaj (Willa wioska, [Ten kraj pamięta serce moje], [Stałem nad Newą, zapatrzony]), chętnie przeciwstawiał region śródziemnomorski chłodnej Północy [Dawnoś, Południa błogi kraju), a najczęściej i najchętniej przedstawiał obrazy morza (Sen na morzu, Morze i granit, [Jest w morskich falach śpiewność zgodna], [Jakiż czar, morze, obszary twe mota]) i gór (Poranek w górach, Śnieżne góry, Alpy, [Nad wzgórz winogradowych zbocza]).
* W analizie oparto się na wydaniu:. Ф. И. Тютчев. Лирика. Издание подготовил К. В. Пигарев, Москва 1965, , tom I–II.
* Б. Эйзенбаум, Мелодика русского лирического стиха. III — Пушкин, Тютчев, Лермонтов: [rozdz.] Б. Эйзенбаум, О поезии, Ленинград , c. 391–408, zwłaszcza s. 395–396.
* Б. Бухштаб, Тютчев: Б. Бухштаб, Русские поемы. Тютчев, Фем. Козьма Прутков, Добролюбов, Ленинград 1970, c. 9–75, zwłaszcza s. 65.
* Szczegółowa analiza właściwości wersyfikacyjnych poezji Tiutczewa stanowi część pracy: K. Pigariow, op. cit., s. 276–320.
* Por. tamże pokazowy rozbiór wiersza Morze i granit, podobnie jak innych o tej samej tematyce, jako przykładu mistrzostwa instrumentacji dźwiękowej.
* Zob. K.Pigariow, op. cit., s. 300.
* J. Słowacki, Beniowski, pieśń V, w. 559–560; C. K. Norwid, Vade–mecum. [Klaskaniem mając obrzękłe prawice…], w. 49.
* Por. W. Lednicki, Dookoła przeciwpolskiej trylogii lirycznej Puszkina [w:] W. Lednicki, Alexander Puszkin. Studia, Kraków 1926, s. 36–161, zwłaszcza s. 136–137.
* K. Kostenicz, Nieznany odzew na „Prelekcje paryskie” Mickiewicza. Wiersz Teodora Tiutczewa z 1842 r., Rocznik Towarzystwa Literackiego im. A. Mickiewicza, R. VIII, Warszawa 1973.
* Tamże, s. 87–88.
* Z. Barański, Powstanie styczniowe w literaturze rosyjskiej [w:] Dziedzictwo literackie powstania styczniowego. Praca zbiorowa pod redakcją J. Z. Jakubowskiego, J. Kulczyckiej–Saloni i S. Frybesa, Warszawa 1964, s. 515–548, zwłaszcza s. 520 i passim; B. Białokozowicz, Polski nich niepodległościowy w świetle poezji rosyjskiej XIX w. [w:] B. Białokozowicz, Z dziejów wzajemnych polsko–rosyjskich związków literackich w XIX wieku, Warszawa 1971, s. 61–137, zwłaszcza s. 129–130.
* List Tiutczewa do żony Ernestyny; polski przekład listu w: «Twórczość» 1948, z.9 s.78
* «Старина и Новизна» кн. ХУIII, С.Петербург 1914, c. 8, Piganow, op. cit., s. 110, (przekład R. Ł.).
* Nasza podstawowa bibliografia slawistyczna, E. Kołodziejczyka Bibliografia słowianoznawstwa polskiego (Kraków 1911), nazwiska i tytułów Tiutczewa w ogóle nie notuje, chociaż przed rokiem jej wydania mieliśmy już pierwsze ślady polskich zainteresowań tym poetą.
* L. Belmont [Leopold Blumental], Rymy i rytmy. Wybór poezji, t. III: Przekłady, Warszawa 1900. Poeta przetłumaczył, zresztą niezbyt udatnie w porównaniu z innymi zamieszczonymi tu równocześnie przekładami z licznych rosyjskich autorów, wiersz pt. Fala i myśl ([Za myślą myśl — i za falą, fala]). Tylko pośrednio do faktów recepcji literackiej zaliczyć można ciekawy skądinąd wypadek jeszcze wcześniejszego, bo pochodzącego z XIX w., polskiego zainteresowania rosyjskim poetą. Oto wśród spuścizny pisarskiej znanego kaszubskiego działacza politycznego i kulturalnego, społecznika i lekarza, Floriana Ceynowy (1817–1881), obok tłumaczenia Puszkinowskiej bajki O rybaku i rybce, znajduje się przekład wiersza Tiutczewa Hance do sztambucha, zaczynający się tu od słów [Wiecznież żyć nam w rozłączeniu). Utwór ten, przełożony gwarą kaszubską, śpiewany miał być na spotkaniach młodzieży pomorskiej jako hymn o wydźwięku antygermańskim (zob. W. B., Dr Florian Ceynowa (W stulecie urodzin), «Gryf» 1922, nr 1, s. 12–14).
* «Zdrój» 1917, nr 3, s. 78 (Upoetów. Teodor Tiutckzew). Znalazły się tu wiersze: [O Panie, ześlij zdrój ochłody], W drodze powrotnej (Droga z Królewca do Petersburga), Glosy nocne [Jak słodko drzemie sad ciemnozielony).
* A. Brückner, Historia literatury rosyjskiej, t. II: 1825–1914, Lwów–Warszawa–Kraków 1922, s. 75–77.
* Zob. Nowa lekcja sztuki poetyckiej, «Wiadomości Literackie» 1937, nr 42; przedruk w: K. W. Zawodziński, Wśród poetów. Opracowała W. Achremowiczowa, wstęp J. Kwiatkowskiego, Biblioteka Studiów Literackich pod red. H. Markiewicza, Kraków 1964, s. 294.
* «Przegląd Współczesny» R. V: 1926, t. 19, nr 55, s. 272–279; nr 56, s. 368–379.
* R. M. Bliith, Adam Mickiewicz a Teodor Tiutczew, «Ruch Literacki» 1928, nr 6, s. 163–166.
* W. Lednicki, Mój Puszkinowski „Table Talk” [w:] Puszkin 1837–1937, I, s. 227–455 (Prace Polskiego Towarzystwa dla Badań Europy Wschodniej i Bliskiego Wschodu pod red. W. Lednickiego, nr XVI, Kraków 1939); znajdują się tu następujące studia W. Lednickiego: Puszkin, Tiutczew a Napoleon, s. 273–285; Puszkin, Tiutczew, Mickiewicz a dekabryści, s. 286–313; Chodasieuńcz, Puszkin, Byron, Tiutczew, Fet, Blok, Lermontow, s. 336–349 (o Tiutczewie zwłaszcza s. 310 i n., 341–346).
* «Gryf» 1922, nr 1, s. 12–14: W. B., Dr Florian Ceynowa (W stulecie urodzin); zwrotka dziewiąta, przedostatnia, brzmi tak:
Rozwidnia się we Warszawie,
Kijów wocze wotworzeł,
A do Moskwę złotogłowe
Wiszehrad zos przemowieł.
* Wielka literatura powszechna, t. VI: Antologia, cz. 2, Warszawa 1933, s. 639–640. Włączono tu przekłady, obok T. Stępniewskiego, również Alfreda Toma i Włodzimierza Słobodnika.
* «Czas» 1933, nr 88, s. 9; «Gazeta Polska» 1933, nr 208, s. 7; «Pion» 1933, nr 7.
* «Tygodnik Ilustrowany* 1934, nr 45, s. 894 (J. Tuwim, Przekłady z antologii poezji rosyjskiej XIX w.).
* «Tygodnik Ilustrowany» 1935, nr 24.
* «Zet» 1936, nr 6, s. 2.
* Wśród nich są takie znane nazwiska, jak M. Jastrun, M. Buczkówna, W. Grodzieńska, G. Karski, A. Sandauer, L. Podhorski–Okołów, J. K. Weintraub, E. Żytomirski, B. Żyranik, P. Hertz, S. R. Dobrowolski, Z. Falkowski (J. Górski), M. Giergielewicz.
* Album poezji miłosnej. Wiersze stu i jednego poety do albumu przepisał oraz wiadomości o nich pewne i niepewne prozą załączył W. Woroszylski, Warszawa 1965, s. 246–247.
* J. K. Weintraub, Wiersze wybrane, wybór i wstęp J. Śpiewak, Warszawa 1953, s. 210; T. Chróścielewski, Puste krzesło, Łódź 1966, s. 82; K. A. Jaworski, Stopy czasu, Lublin 1961. Wśród tłumaczeń z poetów rosyjskich znalazło się tu aż 18 tytułów Tiutczewa.
* A. S. Puszkin, T. J. Tiutczew, Wybór liryk, przekł. T. Stępniewski, przedmowa K. W. Zawodziński, Łódź–Wrocław 1947; T. Tiutczew, Wiersze wybrane, przekł. K. A. Jaworski, T. Stępniewski, J. Tuwim, pod red. K. A. Jaworskiego i K. W. Zawodzińskiego, Łódź–Wrocław
* T. Tiutczew, Poezje, opracowała A. Kamieńska, Warszawa 1957 (Biblioteka Poetów).
* K. W. Zawodziński. Dwaj poeci–filozofowie, «Arkona» 1948, nr 10–12 ( 3–38), s. 3–7, oraz odbitka, Toruń 1949.
* K. W. Zawodziński, op. cit., Toruń 1949, s. 36.
* Por. F. Małecki, «Odrodzenie» 1948, nr 12, s. 5; P. Grzegorczyk, Wśród książek: Nowe przekłady wierszy, «Tygodnik Powszechny* 1948, nr 33, s. 9; A. Madej, Z wydawnictw poetyckich, «Tygodnik Warszawski* 1948, nr 11, s. 5; S. Pollak, Nowe przekłady poezji rosyjskiej, «Kuźnica» 1948, nr 23, s. 10; M. Piechal, Nowe przekłady z Puszkina i Tiutczewa, «Nowiny Literackie» 1948, nr 17, s. 6; G. Timofiejew, Literatura i sztuka: Nowe przekłady Puszkina i Tiutczewa, «Robotnik» 1948, nr 52, s. III; Z. Lichniak, Tiutczew po polsku, «Dziś i Jutro* 1949, nr 13, s. 4.
* a. k., Liryka Tiutczewa, «Słowo Powszechne» 1949, nr 294, s. 8; P. G., Fiodor Tiutczew — poeta prawdziwy, «Tygodnik Powszechny» 1949, nr 3, s. 4–5; Cz. Zgorzelski, Tiutczew po polsku, «Kamena» 1953, nr 1–2, s. 76–80. O tomie Poezje pisali: S. Po11ak, Poezje Tiutczewa, «Nowa Kultura» 1958, nr 25, s. 2; L. Stróżecka, Poezja Tiutczewa, «Nowe Książki» 1958, nr 2, s. 81–82; K. Pomorska, Tiutczew, «Twórczość» 1958, nr 1, s. 153–157.
* Por. zwłaszcza K. W., Poezja ludzka i wspaniała, artykuł towarzyszący publikacji wierszy pt. W 75 rocznice śmierci Teodora Tiutczewa, «Twórczośc» 1948, z. 9, s. 83–89; Z. Falkowski [Jan Górski], Jedne z najpiękniejszych wierszy rosyjskich, «Wrocławski Tygodnik Katolików» 1956, nr 38, s. 12, a także nota o poecie pióra W. Woroszylskiego w: Album poezji miłosnej, s. 246–247, oraz Wstęp S. Pollaka do tomu Przybliżenia. Od Tiutczewa do współczesności, Kraków 1973, zwłaszcza s. 6–9.
* Zob. P. Hertz, Rozważania o stosunku do literatury niemieckiej, «Kuźnica» 1949, nr 5, s. 4; K. W. Zawodziński, Tiutczewa oda „Na wzięcie Warszawy”, «Dziś i Jutro» 1949, nr 14, s. 10; P. Hertz, Historiozofia pana K. W. Zawodzińskiego, «Kuźnica» 1949, nr 15, s. 11.
* W. Lednicki, Dialog imaginacyjny Krasiński–Tiutczew [w:] Krasiński żywy. Książka zbiorowa wydana staraniem Związku Pisarzy Polskich na Obczyźnie, red. W. Gunther, Londyn (Świderski) 1959, s. 285–305. Badacz ten zwraca uwagę na Tiutczewa także w innej jeszcze powojennej pracy. W studium „Nieboska komedia” (W poszukiwaniu syntezy), wymienia to nazwisko kilkakrotnie próbując ująć ideologię dramatu Krasińskiego na szerszym tle poglądów dziewiętnastowiecznych myślicieli i pisarzy na rewolucję oraz proces przeobrażeń społeczno—ustrojowych w ich wzajemnym dialektycznym powiązaniu i dramatycznym spięciu ze światem chrześcijaństwa i w ogóle z myślą religijną, uosobioną w poetyckim motywie ingerującego w procesy ziemskie i sprawy ludzkie, doczesne, Chrystusa. Obok Krasińskiego i Mickiewicza, w rozważaniach swych powołuje się Lednicki jeszcze spośród twórców rosyjskich — prócz Tiutczewa — na Dostojewskiego, Lwa Tołstoja i Aleksandra Błoka.
* Por. B. Buchsztab, «Literatura Radziecka» 1963, nr 12, s. 149–156; B. Jegorow, Kategoria czasu w poezji rosyjskiej polowy XIX w., «Slavia Orientalis» R. XVII: 1968, nr 1, s. 13–20; W. Griechniow, O liryzmie filozoficznym F. Tiutczewa, przekł. W. Skrunda, «Przegląd Humanistyczny» 1971, nr 4, s. 99–110.
* Por. F. Nieuważnego recenzja książki K. Pigariowa (op. cit.).
* Por. A. Drawicz, Winokurow o Tiutczewie, «Poezja» 1970, nr 7, s. 105; A. Słucki, Casus Tiutczew, «Argumenty» 1964, nr 5, s. 5.
* F. Nieuważny, Fiodor Tiutczew [w:] Literatura rosyjska. Podręcznik. Układ i redakcja ogólna M. Jakóbca, Warszawa 1971, t. II, s. 86–103; A. Semczuk, Fiodor Tiutczew [w:] Literatura rosyjska w zarysie. Pod redakcją Z. Barańskiego i A. Semczuka, Warszawa 1975, s. 393–400