Sri
Anirwan - "Zyc w sobie nauki baula"
Wydawnictwo
Pusty Oblok
Warszawa
1994
_____________________________________
BIOGRAFIA
Sri
Anirwan urodzil sie w malym, niczym nie wyr贸zniajacym sie miasteczku
we wschodnim Bengalu: domy pokryte strzechami sterczacymi nad
okraglymi werandami, schody z ubitej ziemi oraz mosiezne naczynia
suszace sie na sloncu; za miastem rosna palmy, drzewa bananowe oraz
zywoploty z kwitnacych pnaczy, kt贸re oddzielaja jeden ogr贸d od
drugiego.
Owa
bujnosc opada na liczne, pokryte lotosami i trzcina stawy. Za nimi,
az po horyzont ciagna sie pola ryzowe i pastwiska. Mieszkaja tam
przer贸zne ptaki - miedzy innymi zimorodki i biale zurawie. A nad tym
wszystkim badz to unosi sie palace slonce, badz deszcz, kt贸ry
zamienia ziemie w bloto. Wszystko jest przesadne, gwaltowne, choc
jednoczesnie, gdy promienie slonca igraja z kurzem i wieczorna mgla,
przepelnione czuloscia.
Byl
synem lekarza. Kiedy mial jedenascie lat, tak jak wszyscy mali
chlopcy z jego kasty wypowiadal rano rytualne modlitwy. Codziennie
recytowal rozdzial z Bhagawadgity, a w niekt贸re dni traktat
Paniniego, skandujac rytm i zaznaczajac dlugie sylaby. W szkole byl
dobrym uczniem palacym sie do nauki, bo po to wlasnie chodzi sie do
szkoly, a poza tym jest to przywilej. Kt贸regos dnia prowadzacy
lekcje nauczyciel komentujac wiersz powiedzial: - Wszystko co widzimy
jest nierzeczywiste. Oto podstawa Wedanty.
Dziecko
wraz z reszta klasy powtarzalo lekcje slowo po slowie: ale kiedy
przyszlo do wypowiedzenia: "Wszystko, co widzimy, jest
nierzeczywiste", popatrzylo na rozwijajacy sie pak r贸zy na
krzewie niedaleko miejsca, w kt贸rym siedzieli uczniowie. Ujrzalo
wtedy narodziny swojej wlasnej, niezaleznej mysli. "Jesli widze
przed soba zakwitajaca r贸ze, to jak moge m贸wic, ze ona nie
istnieje? Czy ja widze owa r贸ze? Czy ja istnieje? Czy to ja widze te
r贸ze?" Nastepnego dnia w czasie recytacji nie byl w stanie
powt贸rzyc motta. Slyszac, jak skanduje je ch贸r uczni贸w, m贸wil do
siebie: "Ja, ja jestem sam... Nie mysle tak jak inni. Co ze mna
bedzie? To boli..."
"Kiedy
patrze na cos, to czy to cos istnieje?" - tak brzmialo palace
pytanie. Czul, ze to pytanie pozostanie bez odpowiedzi. Nie mozna
spierac sie z wychowawca, tak jak nie mozna spierac sie z ojcem.
Odczuwal zuchwalosc swoich mysli i serca, ale pytanie pozostawalo
zywe. Kto m贸glby mu odpowiedziec? Zastanawial sie: "A wiec
wszystko, co widze wkolo siebie, nie istnieje? Nie, to nieprawda!"
Poczawszy od tego momentu zapuscilo w nim korzenie tajemne zycie,
zycie oparte na dokuczliwych watpliwosciach. Wszystko wok贸l wydawalo
sie mechaniczne, nie majace nic wsp贸lnego z jego zywym pytaniem.
Obrzadki i zwyczaje metodycznie okreslajace, co nalezy robic o kazdej
porze dnia, utracily swoja tresc. A jednak wszyscy czlonkowie rodziny
- brat, siostra, matka, babka, nawet ojciec - stosowali sie do nich.
Dlaczego? On sam, z posluszenstwa, nadal podporzadkowywal sie tym
wymaganiom, ale jednoczesnie zastanawial sie, jakie znaczenie maja te
wszystkie reguly zycia, "skoro nic nie istnieje"? Jakby po
raz pierwszy rozgladal sie dookola obserwujac, co sie dzieje,
zauwazajac, co robia poszczeg贸lne osoby. Dwadziescia lat p贸zniej
nadal pamietal slowa wypowiedziane przez kazdego czlonka rodziny.
Wszystko wydawalo mu sie nierzeczywistym przedstawieniem, bez
poczatku i konca.
Wsr贸d
przyjaci贸l ojca bylo kilku muzulman贸w. Szukal u nich oparcia,
poniewaz m贸wili innym jezykiem. Jeden z nich, glowa duzej rodziny,
byt sufim. Okoliczni hindusi lubili go odwiedzac, uwazali go bowiem
za czysty diament wypelniony jadowita madroscia, kt贸ra byla zr贸dlem
serdecznego smiechu. Czasami slychac bylo jego rozpaczliwe
zawodzenie: "Ach, boska wolnosci, prawdziwy darze Boga, gdzie
jestes? Co ze mna wyprawiasz? Sp贸jrz tylko na mnie, tutaj posr贸d
moich bliskich - wskazywal wtedy na swoja zone, dzieci, wnuki -
dreczy mnie tyle malych zmartwien. Gdybym ich nie doznal, to nie
wiedzialbym, ze istniejesz. A wiec gdzie sie chowasz? Dlaczego nie
przyjdziesz do mnie?" I zaczynal spiewac gestykulujac
zamaszyscie dlonmi wyciagnietymi ku niebu; czasami plakal, a ci,
kt贸rzy go sluchali, wybijali takt w rytmie jego spiewu. Maly uczen
zachlannie sie przysluchiwal. Gdzie znajdowala sie owa boska wolnosc,
kt贸ra znal sufi? Czy byla rzeczywista, czy nierzeczywista? Ale
dziecko, obawiajac sie odprawy, nie stawialo pytan. Pomyslalo: "Sam
ja odnajde; wyrusze i bede jej szukal".
Zaczal
chodzic nad brzeg Brahmaputry, gdzie wczesnym rankiem kapali sie
hindusi i muzulmanie. Przemykal wsr贸d nich nie zauwazony - jeszcze
jeden halasliwy, bawiacy sie dzieciak. Czesto podchodzil ostroznie do
pandita, bardzo szanowanego przez otaczajacych go ludzi za jego
swiatobliwe zycie i wolnosc mysli. Pandit spotykal sie nad rzeka z
sufim z pobliskiej wioski. Po przywitaniu obaj mezczyzni - kazdy po
swojemu - zaczynali wyspiewywac sto osiem albo dziewiecdziesiat
dziewiec Imion Boga. Potem, kiedy sufi niestrudzenie powtarzal "Za
illaha ilattah",
bramin, zanurzony do pasa w wodzie, odprawial obrzadki oczyszczenia,
przywolujac na glos mistyczny ogien niebios贸w: "Marudbhir
agna a gahi".
Gdy tylko bramin wyszedl z wody, sufi przestawal sie modlic. Przed
rozstaniem dlugo serdecznie obejmowali sie, nie zwazajac na tabu,
kt贸re powinny ich dzielic. Czasami siadali na kamieniach i otoczeni
przez innych kapiacych sie opowiadali na zmiane historie. Czy
prawomyslni z Szarijat i braminscy kaplani ze swiatyni mogli zabronic
tym dw贸m mezczyznom owych akolad i takiej wolnosci slowa?
Pewnego
dnia po wyjsciu ze szkoly hinduski chlopiec poszedl razem z
muzulmanskim kolega nad brzeg rzeki. Wysmienicie bawili sie wskakujac
w kaluze i puszczajac kaczki starannie wybranymi kamieniami! Slonce
swiecilo wysoko i po pewnym czasie obaj chlopcy zmeczeni padli na
ziemie w cieniu krzewu. Byli glodni. Mlody muzulmanin powiedzial: -
Przynioslem ze soba cos do jedzenia; chodz, podzielimy sie! - Wyjal z
torby maty pakunek owiniety w lisc bananowy, rozwinal go i dal polowe
swojemu koledze. Dzieci zaczely jesc, drazniac jednoczesnie kijanki
palcami u n贸g.
Niespodziewanie
muzulmanski chlopiec chytrze powiedzial: - Czy wiesz, ze przez to, ze
jadles ze mna zakazane rzeczy, utraciles kaste? Rozgadam to i wszyscy
beda o tobie m贸wili! - Nie, mylisz sie - odpowiedzial zaskoczony
jego hinduski kolega. - Jestem wolny jak Kikirczand. Moge jesc
wszystko, co mi sie tylko podoba, poniewaz jestem baulem i jestem
ponad wszystkimi kastami. - M贸wiac to wstal, bo kiedy m贸wi sie cos
takiego, wzywa sie slonce na swiadka. Wolnosc, kt贸ra w nim
dojrzewala, wybuchla. - Jestem baulem szukajacym boskiej wolnosci i
nic mnie nie powstrzyma. - Ale jednoczesnie wiedzial, ze jesli
pragnie dazyc do ekspansji siebie i wolnosci, za kt贸ra tesknil,
bedzie musial podporzadkowac sie - obojetnie jakim - klasycznym i
tradycyjnym dyscyplinom. Zrozumial juz, ze mozna zaczac rosnac tylko
od ziarna, kt贸rym sie jest samemu i ze do tego konieczna jest
niezawodna droga. W tym wlasnie momencie pojal, ze rozpoczeto sie
jego poszukiwanie.
________________
Ogarniety
pragnieniem stania sie sadhu, kt贸ry szuka najwyzszej wolnosci,
odkryl, ze juz nic innego sie nie liczy. Pokornie stosowal sie do
wszelkich regul i post贸w, m贸wiac sobie, ze sa kamieniami milowymi
na tej drodze. Zaczal czytac wszystko, co tylko wpadlo mu w rece na
temat zywot贸w swietych i mistrz贸w. Dokladnie w tym samym czasie
jego ojciec, czlowiek bardzo pobozny, natrafil przypadkowo na ksiazke
z kursem jogi, zawierajaca podobizne autora. Zafascynowany wyrazem
jego twarzy, postanowil odnalezc tego czlowieka i zaprosic go do
swojego domu. Napisal o swoim zamiarze do syna, kt贸ry spedzal wtedy
kilkudniowe wakacje u wujka na p贸lnocy.
脫w
list byl dla chlopca prawdziwym wstrzasem. Natychmiast wyruszyl w
droge. Aby jak najszybciej dotrzec do domu, szedl nawet podczas
najgoretszych godzin dnia, powtarzajac w k贸lko jak modlitwe: "Ide
na spotkanie mojego Thakura, czlowieka, kt贸ry dotarl do celu! On
jest moim Thakurem!"
Kiedy
mnich sie pojawil, chlopiec od razu wiedzial, ze sie nie pomylil - to
byl czlowiek, kt贸ry mial nim pokierowac i doprowadzic go do
osiagniecia trzech etap贸w swiadomosci, o kt贸rych m贸wia Pisma - sad
- czit - ananda. Swami mial w sobie cos majestatycznego, cos tak
rozleglego jak niebo. Jednoczesnie w momencie poddania sie mistrzowi
chlopiec mial glebokie przekonanie, ze posiadl juz wolnosc, kt贸ra
chcial odnalezc. Zostala mu objawiona pewnej nocy, gdy mial zaledwie
dziewiec lat. Tej nocy wstapilo w niego niebo ze wszystkimi
gwiazdami, rzucajac go omdlalego na ziemie. Nigdy o tym nie m贸wil,
poniewaz zadne slowa nie sa w stanie tego oddac; ale kiedy uslyszal
spiew Kikirczanda, ta tajemnica rozkwitla w nim jak lotos; wypelnila
jego serce, a po policzkach splynely mu lzy. Z cala pasja poddal sie
guru, kt贸ry byl mu absolutnie niezbedny.
Przez
trzy lata Swami przyjezdzal w regularnych odstepach czasu. Pomiedzy
jego wizytami ojciec udawal sie do niego; za kazdym razem wracal
odmieniony, pelen historii o duchowych dyscyplinach i ekstatycznych
stanach, kt贸re nastepnie opowiadal zonie. Jego mlody syn
przysluchiwal sie tym opowiesciom, czujac coraz wiekszy gl贸d takiego
samego zycia.
Swami
zamierzal osiedlic sie w Asamie, gdzie rzad dawal ziemie kazdemu, kto
zdecydowal sie ja odwodnic. Byt to obszar dziewiczy, bagienny i
malaryczny. Pierwsza grupa uczni贸w gotowa byla wyruszyc ze Swamim i
poswiecic sie sluzeniu bliznim, zyjac jednoczesnie zgodnie z prawem
siastr (sdstrd). Zmaganie sie z nieokielzana przyroda, z dziewiczymi
lasami i dzikimi drapieznikami zdawalo sie isc w parze z podbojem
wewnetrznej natury.
Nadszedl
decydujacy moment. Pewnej nocy ojciec zbudzil syna, zeby z nim
porozmawiac. - Sluchaj. Za rok ukonczysz szesnascie lat; bedziesz
mezczyzna. Staniesz sie glowa rodziny, poniewaz ja i twoja matka
postanowilismy wyjechac i zyc u boku guru w Asamie. Twoja babka
zajmie sie mlodszymi dziecmi. Odlozylismy r贸wniez pieniadze na twoje
studia. Tak jak ja, zostaniesz lekarzem. Chlopiec, kt贸ry nigdy
otwarcie z ojcem nie rozmawial, poczul, jak ziemia zapada mu sie pod
stopami. Przez szacunek dla ojca musial byc posluszny i nie
wypowiedzial slowa. Przeciez nie m贸gl wykrzyknac: "Ja tez chce
do niego pojechac - on jest moim Thakurem! Nie pragne niczego opr贸cz
zycia opisanego w Upaniszadach; chce jedynie sluzyc guru i osiagnac
cel!"
Zachowal
milczenie i przez siedem miesiecy zmagal sie ze soba. W koncu pewnej
nocy zerwal rygiel, wyszedl zamykajac za soba drzwi na kl贸dke i
odszedl z nikim sie nie pozegnawszy. Wyobrazal sobie swojego Thakura
w aureoli wolnosci; ale dotarl na miejsce, nie znalazl tam zadnej z
tych rzeczy, kt贸rych oczekiwal - ani nauczania, ani dyscypliny.
Zycie w przyszlym asramie stanowilo mieszanine dzwiek贸w mlotk贸w,
pil i kilof贸w, i w istocie polegalo na bezwarunkowej milosci do guru
oraz usunieciu sie w cien. Jedyne zawolanie wzywajace do dzialania
brzmialo: "Pracuj dla guru!", to zas oznaczalo kopanie
studni i row贸w, scinanie drzew, budowanie dom贸w. W swoim oddaniu
mlodzieniec zaakceptowal wszystkie istniejace tam warunki. Nie
zastanawiajac sie nad tym, pracowal az do granic wytrzymalosci. Po
jego twarzy splywaly jednoczesnie pot i lzy. On ich nie zauwazal.
Po
kilku miesiacach przyszla wiadomosc, ze na podstawie wynik贸w
egzaminu na uniwersytet, kt贸ry zdawal jeszcze przed wyjazdem,
przyznano mu stypendium rzadowe. Guru podjal decyzje: "Dobrze!
Skoro tak sie stalo, to idz na studia! W przyszlosci bede potrzebowal
takiego wlasnie wyksztalconego czlowieka".
I
tak mlodzieniec wyjechal na cale szesc lat; najpierw do Dakki, a
potem na Uniwersytet w Kalkucie. Ciezko pracowal marzac o swoim guru.
Kiedy na wakacje wracal do asramu, mistrz sam wychodzil mu na
spotkanie; potem zatrzymywal go przy sobie i szczeg贸lowo opowiadal o
wszystkim, co sie wydarzylo. Byl wielkim ulubiencom uczni贸w - poeta,
kt贸ry wyspiewywal swoje oddanie i potrafil otworzyc kazde serce.
Lubiano go, poniewaz to, co m贸wil, odganialo zmeczenie i przenosilo
umysl ponad kraine zmysl贸w. Sluzyl guru we wszystkim; wachlowal go
podczas dusznych nocy i uslugiwal mu w najdrobniejszych sprawach.
Milosc do guru wypelniala jego zycie.
Po
wzorowym zdaniu wszystkich egzamin贸w, student szykowal sie do
powrotu do asramu - tym razem juz na dobre. Ostatniego dnia pobytu w
Kalkucie zdarzylo sie cos, co zmienilo bieg jego zycia i zostawilo na
nim trwaly slad. W drodze na dworzec, z kt贸rego mial pojechac
pociagiem do Asamu, jakby po raz pierwszy rozejrzal sie wok贸l
siebie; rozluzniony usmiechal sie do ludzi i rozbawiony wszystkim, co
widzial, wchlanial otaczajace go zycie.
Opadla
mgla. Wzdrygnal sie, jakby budzac sie z dlugiego snu; konczyny mial
dretwe. Gdzie sie znajdowal? Zamknal oczy. W widzeniu ujrzal lagodne
brzegi Brahmaputry, rozlegle niebo i siebie stojacego w obliczu
wlasnej wolnosci pomiedzy ziemia i niebem. Uslyszal pomruk wody
splywajacej po kamykach. Kim byl? Wedrujacym baulem? Zawladnal nim
nieodparty impuls, zeby pojechac na poludnie, az do samego Przyladka
Kumari w jej nie konczacym sie wyczekiwaniu; chcial zobaczyc
nieskonczonosc m贸rz, nieskonczonosc wolnosci.
Natychmiast
postanowil, ze wykupi bilet do Kanja Kumari i nie wr贸ci juz do
asramu. Przyszedl na dworzec i ustawil sie w kolejce do kasy. Tam, w
tlumie, przez pewien czas doznawal radosci bycia w harmonii z samym
soba. Ale doszedl do okienka, nie byl w stanie wypowiedziec jednego
slowa. Czul, jak z tylu go popychano, szturchano. I wtedy wyraznie
uslyszal glos m贸wiacy: -Jeden bilet trzeciej klasy do Dzorhat w
Asamie. - zamknal oczy i wiedzial, ze w tym momencie jego guru
polknal go.
Po
powrocie do asramu oczekiwala go calkowita zmiana trybu zycia.
Ksiazki zostaly odlozone na bok. Jako nowicjusz zajal miejsce obok
innych mnich贸w: kopaczy, oraczy i drwali. Zycie bylo ciezkie. Guru
narzucil milczenie w czasie pracy. Karczowanie podszycia bylo
niebezpieczne, brakowalo wody pitnej. Po oczyszczeniu ziemi od razu
sadzono nasiona. Nie wolno bylo utrzymywac zadnego kontaktu ze
swiatem zewnetrznym ani zadnej korespondencji. Guru, dzieki
machinalnie przyjmowanemu poslu-szenstwu, coraz mocniej trzymal ich
zycie w swoich rekach. Wielogodzin-ne nocne medytacje lamaly op贸r.
Upal byt ciezki i wilgotny, powietrze wypelnialo szczekanie szakali.
W
owym wysilku nowicjusz zyt rozdarty miedzy swoim marzeniem o wolnosci
a cialem, kt贸re zostalo przywiedzione tam, gdzie on sam nie chcial
juz byc. Jego oddanie zaczeto wiednac. Byl nieobecny, zagubiony.
Bardzo przygnebila go tez rozmowa z mieszkajaca w asramie mniszka.
Po
raz pierwszy rozmawial z kobieta, i to dostatecznie stara, by mogla
byc jego matka. Pewnego dnia pokazujac mu pokryty kwiatami wize-runek
Isztadewaty, kt贸ry czcila, rzekla: "Postawilam przed soba ten
umilowany wizerunek, aby sie skupic, ale r贸wnie dobrze moge rozbic
go na kawalki. W takiej chwili B贸g, jesli Mu sie tak podoba, moze
postanowic, ze wstapi w serce i zamieszka tam. Powinienes to wiedziec
i nigdy o tym nie zapomniec".
Guru
niepokoil sie stanem umyslu swojego ulubionego nowicjusza, kt贸ry od
niego uciekal. Poradzil sie w tej sprawie kilku starszych. W jaki
spos贸b m贸gl z powrotem pozyskac tego buntownika potrzebnego mu do
pracy i na dobre go do siebie przywiazac? Jak m贸glby powstrzymac go
od myslenia? Postanowil zmusic go do przyjecia slub贸w
wstrzemiezliwosci na wszystkich poziomach (brahmacarya). Milczenie
miedzy guru i nowicju-szem zostalo przerwane; ale mlodzieniec, kt贸ry
wr贸cil do guru wbrew wlasnej woli, opieral sie; kokon paralizujacej
uprzejmosci pekl. Zapytal: "Czego ode mnie chcesz? Dokad mnie
prowadzisz?"
W
trakcie tej konfrontacji obaj m贸wili otwarcie; guru o przywiazaniu,
uczen o wolnosci. Ostatecznie nowicjusz ulegl wladzy mistrza.
Wymagane sluby zostaly wypowiedziane, ale zawieraly jeden warunek:
"Zgadzam sie pracowac dla ciebie w calkowitym posluszenstwie,
ale postaraj sie, bym p贸zniej tego nie zalowal. Moja sciezka to ta,
kt贸ra prowadzi do ostatecznej wolnosci".
____________
Uplynelo
kilka lat.
Garstka
uczni贸w, kt贸rzy podazyli za guru do Asamu, rozrosla sie teraz do
prawie piecdziesieciu os贸b, przez co konieczne stalo sie utworzenie
autonomicznej instytucji. Posiadlosc skladala sie z budynk贸w, w
kt贸rych mieszkali mnisi i nowicjusze, a takze kilka starszych
wiekiem malzenstw oraz wychowywane w asramie dzieci swieckich
uczni贸w. Asram mial wlasna szkole, apteke, drukarnie, tkalnie,
spichlerze, ogrody, sady i pola ryzowe. Z czasem Swami, kt贸ry byt
jego zalozycielem, musial stac sie administratorem pracujacym dzien i
noc dla dobra wsp贸lnoty. Jego pilna troska - zwiazana z powstaniem
innych grup w okolicznych prowincjach - bylo wyznaczenie nastepcy,
kt贸ry zyskalby powszechna akceptacje. Jedynym odpowiednim
czlowiekiem do pelnienia tej roli byt jego ulubiony nowicjusz; ale
czy 贸w, ze swoim niezaleznym charakterem i celem, do kt贸rego dazyl,
zgodzi sie przyjac sannjase (samnyasa). Bez tego bowiem nie m贸glby
zostac przyw贸dca instytucji klasztornej. Nowicjusz, pochloniety
obowiazkami i zlakniony nieskonczonego, pracowal dwadziescia godzin
na dobe. Od czasu do czasu w przyplywie czulosci przelamywal
milczenie i prosil Mistrza: "Przestan, blagam cie! Nie dokladaj
sobie pracy. Dajesz sie zlapac w siec. Porzuc to wszystko. Twoje
zobowiazania cie niszcza. Powr贸c do zycia wewnatrz siebie. Zostaw to
wszystko i nie ogladaj sie wstecz! Idz, usiadz pod drzewem w lesie i
zacznij medytowac. Ja sie toba zaopiekuje. P贸jde zebrac dla
ciebie..."
Jednakze
guru, calkowicie utozsamiajacy sie ze swoja praca i jej problemami,
juz nie m贸gl sie z tego wyrwac. Uczen strapil sie wtedy jeszcze
bardziej: "Blagam cie, przestan! Duch asramu zamiera. Kazdy
wysilek jest pozyteczny, ale tylko do pewnego punktu. Jesli wysilek
opiera sie jedynie na woli, to przestaje on harmonizowac z naturalnym
rytmem stworzenia i nastepuje rozpad".
Mistrz
doskonale zdawal sobie z tego sprawe, ale walka z ustanowionym juz
pradem stala sie niemozliwa. Poczatkowy zapal uczni贸w, kt贸rzy
przybyli tu, by zyc wyrzekajac sie wszystkiego, stopniowo zamienil
sie w niedorzeczne wymagania. Z biegiem lat namnozono dorocznych
swiat. Przybiegali wtedy do asramu po pokarm i ubranie wszyscy
biedacy. I choc obecnosc tlumu schlebiala guru, to on sam nie ludzil
sie juz nawet co do dzieci syn贸w swoich najblizszych uczni贸w kt贸re
mu powierzono, by dorastaly w atmosferze asramu. Powiedzial:
"Mozliwe, ze niekt贸re z tych dzieci otworza sie na swiatlo,
choc r贸wnie dobrze czesc z nich moze stac sie zlodziejami. W takim
wypadku beda doskonalymi zlodziejami, poniewaz sa karmione energia i
sila guru, i dorastaja na jego oczach".
Kiedy
zapytano nowicjusza o to, czy przyjmie sannjase, poprosil o trzy dni
do namyslu. Dla niego sannjasa byla nie tylko formalnoscia potrzebna
do tego, by m贸gl dla uratowania samej instytucji uroczyscie stanac
na czele asramu; oznaczala przyjecie zobowiazania na cale zycie. W
trakcie minionych lat slepo przestrzegal regul ustanowionych przez
guru: posluszenstwa, zerwania z rodzina, ub贸stwa, wstrzemiezliwosci,
ciaglej dyscypliny umyslu; robil to, aby osiagnac stan bezosobowy cos
w rodzaju "malej smierci", w trakcie kt贸rej, jesli
zablakane impulsy umyslu nie nadaly wysilkowi blednego kierunku,
moglo narodzic sie prawdziwe bycie. Ale przez caly czas jego celem
pozostawala ostateczna wolnosc.
Pod
koniec pierwszego dnia rozmyslan, z sercem rozdartym miedzy
lojalnoscia w stosunku do guru, kt贸ry okazal mu takie przywiazanie,
a jego wlasnym intensywnym pragnieniem wolnosci, nowicjusz postawil
sobie pytanie: "Czy wymagana sannjasa wewnetrznie mnie wiaze?"
Drugiego dnia powiedzial do siebie: "Jesli ja przyjme, to bede
pracowal w calkowitym posluszenstwie, ale kto bedzie w贸wczas
odpowiedzialny?" Trzeciego dnia, kiedy sie obudzil, znal juz
odpowiedz: "Nikt i nic nie moze mnie zwiazac. Jestem baulem.
Jestem wolny". Powiedzial wiec do guru:
"Zr贸b
tak, jak ci wygodniej. Wewnetrznie nic mnie nie zwiaze".
Ceremonia
jego sannjasy byla bardzo prosta. Zgodnie z pradawna wedyjska
tradycja, nowicjusz, przywolujac slonce na swiadka, trzykrotnie
wypowiada: "Wyrzekam sie, wyrzekam sie, wyrzekam sie". Guru
polecil mu odprawic obrzadek wlasnego pogrzebu, aby zerwal ze swoja
przeszloscia. Potem mistrz wreczyl mu godlo mnicha z grubsza ociosany
kij i polozyl sie przed nim twarza do ziemi. Teraz, zgodnie z prawem
siastr, byli sobie r贸wni. Nowy mnich, Swami Nirwanananda,
symbolicznie nie posiadal niczego pr贸cz kamandalu (kamandolu)
zrobionego z wyschnietego owocu tykwy i swojego kijka. Ale guru
zabral mu kijek, m贸wiac: "Jesli ci go nie zabiore, to sobie
p贸jdziesz i nie bedziesz wykonywal mojej pracy!" Nowy mnich
nawet nie drgnal. I chociaz dobrowolnie zobowiazal sie do wykonywania
pracy dla swojego guru, to jego umysl pozostal wolny. Rozmyslnie
zlozyl w tym momencie przysiege, majaca odgrodzic go od
zautomatyzowanego zycia, kt贸re go oczekiwalo: "W dniu, w kt贸rym
zniknie wielkie drzewo stojace przy drzwiach asramu, tego samego
wieczoru, tak czy inaczej, odejde..."
Uplynely
kolejne bardzo ciezkie lata.
Guru
przeni贸sl sie do Puri i stamtad podr贸zowal do r贸znych miast,
wszedzie opowiadajac o asramie i zachecajac ludzi, by tam pojechali i
zamieszkali. Pod tym wzgledem asram okazal sie sukcesem: pieniadze
naplywaly, starsi uczniowie pomagali urzadzic sie nowym
przybyszom.
Swami
Nirwanananda zyl pod coraz wieksza presja, z calym ciezarem
obowiazk贸w spadajacych na jego barki; i podobnie jak Sinbad Zeglarz,
kt贸ry dzwigal Starego Czlowieka Morza, tak samo on musial dzwigac
swojego guru. Kt贸regos dnia policzyl lata, kt贸re przepracowal dla
guru zaspakajajac jego ludzka ambicje i poczul, ze moze odejsc. Asram
rozwijal sie pomyslnie w nowym kierunku. On sam nie byl juz
potrzebny. Wzial ze soba kamandalu i odszedl. Tego samego wieczoru
gwaltowna burza powalila drzewo stojace u drzwi asramu. Odchodzac byl
mimo wszystko przygnebiony, albowiem nie odczuwal juz zadnego
sprzeciwu wobec guru. Teraz z taka sama czuloscia jak niegdys
potrafil go jedynie kochac ze wszystkimi jego slabosciami. Czul sie
zagubiony, przepelniony smutkiem, co zgodnie z precyzyjnym prawem,
mialo trwac przez pewien czas.
Zniknal.
Zrezygnowal ze swojego imienia.
Nie
odstepowalo go doswiadczenie smierci w sobie, kt贸rego doznawal na
przestrzeni lat. Przedostal sie w Himalaje. U kresu sil dowl贸kl sie
do asramu, gdzie przyjeli go wedrowni mnisi.
Pozostal
tam na plecionym l贸zku w goraczce, nie majac nikogo, kto by sie nim
zaopiekowal. Wsr贸d sannjasin贸w nie ma mowy o wzajemnej pomocy.
Jesli kt贸rys z nich umrze, to jego cialo pali sie albo wrzuca do
Gangesu. Bo gdziez jest miejsce na litosc, kiedy sklada sie sluby
wyrzeczenia, skoro i tak, wczesniej czy p贸zniej, wszyscy ludzie
musza zrzucic to znoszone ubranie, kt贸rym jest cialo? To cud, gdy
mozna swietliscie zstepowac do ostatniej wibracji swiadomego zycia.
Oto chwila, w kt贸rej moga nastapic nowe narodziny. Kt贸regos dnia
ten oslabiony i pozbawiony tozsamosci czlowiek zobaczyl przed soba
jaskrawe swiatlo i wiedzial juz, ze nie umrze. Pomyslnie przeszedl
przez ciezka pr贸be.
Doszedl
do siebie, ale nie byl juz tym samym czlowiekiem. Rozpoczal sie dla
niego dlugi okres wl贸czegi. Sam nigdy nie wspomina o tych latach.
Jesli ktos go o to pyta, to po jego twarzy przemyka wtedy usmiech, a
on odpowiada poetyckim zdaniem, pozostawiajacym aure tajemnicy.
Przyjaciele m贸wili mi, ze choc spotykali go w r贸znych miejscach, to
nigdy nie udalo sie im ustalic chronologii jego podr贸zy ani zdarzen
z jego zycia. Zachowal dawna czulosc dla Swami Nigamanandy. Mimo ze
sie zbuntowal, dalej sluzyl swojemu guru respektujac klasztorne sluby
i oddajac sie studiom nad Wedami, kt贸re mialy wypelnic cale jego
zycie. Spotkali sie jeszcze tylko jeden raz, wAsamie, i otwarcie
m贸wili o rozbieznych drogach poszukiwania siebie, kt贸re spowodowaly
ich rozstanie. Uczen zdobyl sie na taka szczerosc, ze guru
blogoslawiac go przyznal mu calkowita swobode podazania wlasna
samotna droga. W ten spos贸b stal sie atjasraminem (atyasramin),
czyli jednym z tych, kt贸rych nie obowiazuja zadne reguly ani
dyscypliny ustanowionego porzadku, a mimo to sa oni uznawani przez
tradycje.
W
bialej szacie, z dluga broda okalajaca chuda twarz, brano go czasami
za muzulmanskiego pira lub hinduskiego sadhu. On sam pokpiwal ze
swojej wolnosci w tym spoleczenstwie pelnym r贸znych tabu. Pozwalal
sobie na bezposredni kontakt z ludzmi, ale jednoczesnie byt niczym
pusta muszla wypelniona szumem oceanu. Slyszalam, jak m贸wil: "Co
za przedziwne doswiadczenie. Z nikim nie moge sie zwiazac. Oni sa we
mnie, ale ja nie jestem w nich". Owa obiektywnosc, pozornie
czyniaca wielkie spustoszenie poprzez swa bezlitosna oczywistosc
wspomagana jedynie jego rozbawionym i pelnym ufnosci spojrzeniem,
umozliwiala rozw贸j naszej pracy nad samymi soba.
Jego
przyjaciel z dziecinstwa spotkal go kiedys w miescie na p贸lnocy. Z
trudem zarabiajac na zycie, przygotowywal student贸w do r贸znych
egzamin贸w uniwersyteckich. Przybral imie Anirwan. Zaw贸d nauczyciela
byl dla niego jeszcze jedna rola, kt贸ra przyjal dobrowolnie. Wiec
tak jak robotnik w fabryce, codziennie na dlugie godziny zasiadal do
pracy nad tlumaczeniem tekst贸w, kt贸re w jego przekonaniu byty
potrzebne ludziom zbierajacym sie wok贸l niego raz albo dwa razy na
tydzien. Wkr贸tce takze inni przyjaciele z okolicznych miast zaczeli
sie spotykac; kazda grupa organizowala sie tak, by wsp贸lnie oplacic
jego przejazd i w ten spos贸b zapewnic sobie jego
wizyte.
Caloksztalt
zycia stal sie jego guru i polem jego dzialania. Kiedys napisal do
mnie:
To,
czego ludzie ode mnie oczekuja, wcale nie musi sie spelnic. Moge
jedynie byc wierny sobie i szczery wobec innych. Staram sie nade
wszystko nie ranic ludzi, ale jednoczesnie kazdy z naszych ruch贸w
wywoluje reakcje, chocby nawet niewielka. Nie da sie tego uniknac.
Mozemy jedynie przyjac to z pokora, nie komplikujac rzeczy. Wedlug
niego kazde miejsce sprzyjalo ksztaltowaniu zycia wewnetrznego i
wypelnianiu wlasnego zadania; nawet pok贸j na halasliwej ulicy w
duzym miescie, ze sztucznym oswietleniem palacym sie dzien i noc, z
odglosami targowiska i krzykami dzieci. Warunki, w jakich zyl, byty
niezwykle skromne, trudne i skomplikowane; jednakze on na to nie
zwazal. Powiedzial:
Jesli
przez dlugi czas idziesz niosac na plecach ciezar, to stajesz sie
coraz bardziej zmeczony; ale ten sam ciezar nie bedzie wazyl nic,
jesli puscisz go z pradem rzeki. Czyz zycie nie jest wlasnie rzeka?
Moja praca takze plynie w d贸l rzeki. Przez cale zycie staralem sie
nie obarczac uciazliwymi rzeczami. Ale jakze trudno jest prosto zyc,
nie gromadzac rzeczy i mysli. One same zbieraja sie wok贸l ciebie i w
koncu staja sie ciezarem. A wtedy trzeba umiec przeslizgnac sie przez
nie jak wegorz i uciec. Nigdy nie wolno dac sie zlapac.
Od
lat przebywa i mieszka tylko w takich miejscach, gdzie jego wolnosc
jest w pelni respektowana. Nigdy nie wiadomo, kiedy odejdzie,
poniewaz kieruje sie wlasnym prawem, stanowiacym jego tajemnice.
Sri
Anirwan - "Zyc w sobie nauki baula"
Wydawnictwo
Pusty Oblok
Warszawa
1994
STAN SAHADZY
KATHA-UPANISZADA
m贸wi: "Celem jest osiagniecie czystego Istnienia (sat)".
Ten, kto sobie to uprzytomnil, jasno pojmuje, czym jest
rzeczywistosc. Czyste Istnienie jest Prawda, kt贸ra wykracza poza
zycie i smierc. To jest faktem, ze istniejesz! A twoje istnienie nie
jest niczym innym, tylko przejawem tego, co uniwersalne i
transcendentalne. Tak wiec twoje istnienie staje sie jedynoscia
(kawalya),
w kt贸rej istnieja dwie zasady Sankhji:
Purusza
(purusa),
kt贸ry jest duchem, i Prakryti, bedaca "tym, co sie
przejawia"/1.
Duchowosci nie mozna nabyc; mozna ja tylko wyprowadzic z tych dw贸ch
zasad.
Otw贸rz
sie ku sloncu czystego Istnienia (sat),
jak pak kwiatu otwiera sie do swiatla. Wtedy Prawda zacznie w ciebie
wplywac. Niecierpliwosc psuje wszystko! Jest taka piesn baul贸w,
kt贸ra m贸wi:
Gwiazdy, slonca i ksiezyce nigdy nie sa niecierpliwe. Po cichu, jak prawdziwy guru, podazaja strumieniem czystego Istnienia.
Ot贸z
to czyste Istnienie, przezywane z szeroko otwartym sercem w obliczu
wszystkich okolicznosci zycia, samo w sobie jest stanem sahadzy
(sahaja)
- stanem, w kt贸rym umysl jest wolny od wszelkiej dwoistosci.
Nieporuszony umysl zna "To", co nie ma poczatku ani konca,
co jest wolne w swojej esencji.
Sahadza
jest joga z tego samego powodu co i wszystkie inne jogi. Jest to
sciezka prowadzaca do odkrycia "Tego, z czym sie rodzimy",
czystego bycia zyjacego w swiatyni serca.
Sahadze
mozna zdefiniowac w nastepujacy spos贸b: "To, co sie rodzi w
tobie; to, co sie rodzi wraz z toba"; stan czystej esencji.
Obejmuje ona zar贸wno cialo, ducha, impuls zycia, jak i rozum.
Niczego nie wolno odrzucic ani wypaczyc; dzieki temu bedzie mozna
swiadomie ustanowic "jedna i te sama rzecz".
To
dlatego Sankhja, kt贸ra jest sciezka prowadzaca do osiagniecia stanu
sahadzy, czesto wspomina o stanie jawy bedacym normalnym poziomem
wszystkich dzialan. M贸wi ona takze o uwewnetrznionym w snach stanie
swiadomosci, kt贸ry staje sie p贸zniej stanem glebokiego snu. Czwarty
stan, wewnetrznego przebudzenia, jest oznaka glebokiego snu. W
filozofii Siankary (Samkaracarya)/2
znalezc mozemy instrukcje dotyczace tych czterech stan贸w.
W
sahadzy istnieje piaty stan, stan calkowicie przebudzonej
swiadomosci, kt贸ry zawiera w sobie cztery stany: jawe, snienie,
gleboki sen oraz stan, w kt贸rym gleboki sen wsp贸listnieje z
pozostalymi stanami. Nie ma juz w贸wczas zadnego rozr贸znienia miedzy
rozmaitymi stanami, poniewaz wszystkie one lacza sie w jednym
punkcie.
Poczawszy
od tej chwili wszystko staje sie twoim pokarmem. Wszystko w tobie
jest jedna i ta sama rzecza. Masz wtedy przed soba nowe zadanie w
dziedzinie doznawania i rozluznienia. Pojawia sie problem zapomnienia
siebie, dobrowolnego zmazania siebie, kt贸re oznacza odprezenie w
bardzo subtelnej i zarazem trudnej do odkrycia sferze/3.
Dobrowolne zapomnienie to zadanie r贸wnie trudne, jak przyzwyczajenie
swoich wladz umyslowych do zapamietania szczeg贸l贸w dotyczacych
obserwacji siebie. Mozna sie do niego zblizyc o wiele p贸zniej,
dopiero w贸wczas, gdy pamiec robi sie ulegla i pelni swoja prawdziwa
role.
Juz
samo to oznacza powolna prace i prawdziwa dyscypline. Wysilek wlozony
w zapominanie ustaje wtedy, gdy zanika skurczenie wyznaczajace pole
pracy. Bez tego skurczenia nie moze istniec zaden nakierowany
wysilek. Po rozpoznaniu owego wysilku, skurczenie zanika i
natychmiast zastepuje je szczeg贸lny rodzaj uwagi pochodzacej z
bardzo daleka. Ta uwaga jest obojetna na to, co sie dzieje, a
jednoczesnie przyglada sie temu z bliska. Nie wydaje zadnych polecen
i nie wie, co to niecierpliwosc. Po prostu przyglada sie dzialaniu
Wielkiej Przyrody (prakryti),
bo nawet w subtelnej sferze dobrowolnego zapominania nadal trzeba sie
z nia liczyc.
W
rzeczywistosci pragnienie zapomnienia okazuje sie niemozliwe do
spelnienia. Zapominanie wywodzi sie z zasady pozbawionej formy. Kiedy
ruch pochodzacy z serca i umyslu wtargnie do twojego bycia, stajesz
sie podobny do pustego, wibrujacego dzwonu wypelnionego echem
dzwieku, kt贸ry pochodzi skadinad.
Pog贸dz
sie w sobie z mysla, ze masz przed soba tylko dwadziescia cztery
godziny zycia. Niechaj te godziny wypelni jasnosc, kt贸ra pomoze ci w
wykonaniu twojego zadania. Nie pozw贸l, by utracily one blask.
Powierzono ci je. Owe dwadziescia cztery godziny to twoja wiecznosc.
W obliczu tego tr贸jwymiarowego dnia nie spos贸b wyobrazic sobie
przyszlosci. Nie pr贸buj rozciagac czasu; nie dziel go, nie wydluzaj
ani nie skracaj. Wszystko jest takie pelne i jednoczesnie tak
puste!
Dyscyplina
sahadzy rozpoczyna sie z chwila zaakceptowania zycia w calosci, takim
jakim ono jest. Serce otwiera sie, by je przyjac i przezyc. Natomiast
rozum i logika szukaja w Sankhji sily potrzebnej do odnalezienia
klucza do zagadki istnienia. Sahadza jawi sie wtedy jako sciezka
oswietlona doswiadczeniem wewnetrznego bycia.
W
praktyce Sankhja jest technika majaca na celu urzeczywistnienie
ekspansji sahadzy. W trakcie podejmowania wewnetrznego wysilku ani
jedna, ani druga nie bierze pod uwage istnienia b贸stw, demon贸w,
raj贸w, piekiel czy jakiegokolwiek formalizmu. Punkt, w kt贸rym
Sankhja i sahadza sie schodza, przynalezy do calosci zycia, kt贸re
samo staje sie przed-miotem medytacji. Tak wiec sposobem bycia jest
wtedy wewnetrzne uspokojenie oraz wlasciwy stosunek do zycia i
bratnich istot.
Ten,
kto praktykuje duchowa dyscypline (sadhana),
korzysta z Sankhji, by nauczyc sie obserwowac ruchy Wielkiej Przyrody
we wszystkich jej przejawach, nie ingerujac w te ruchy; nauczyc sie
rozpoznawac we wszystkim jej slad i obserwowac, jak prakryti
niepostrzegalnie przechodzi z jednej plaszczyzny swiadomosci na
druga. Niereagowanie na zaden z jej ruch贸w faktycznie oznaczaloby,
ze czlowiek zyje w samym sercu zycia, bez podlegania jego wplywom.
Ale na poczatku nie mozna przyjac takiego stanu za rzecz naturalna,
poniewaz sama obserwacja ruch贸w prakryti nie wystarczy, by czlowiek
stal sie jej mistrzem.
Gdy
uczen skieruje wzrok na siebie, to - mimo ze nigdy ich do tej pory
nie widzial - odkryje nieskonczenie wiele wewnetrznych zakl贸cen
stworzonych w nim przez wszystko, co m贸wi: "Lubie i nie lubie;
chce i nie chce; to jest sluszne, a to niesluszne" itd., a co
uniemozliwia mu spostrzezenie, ze w nim samym znajduje sie dokladnie
taka sama burzliwa prakryti, jak ta, kt贸ra istnieje wkolo niego.
W
jaki spos贸b moze oddzielic sie od tej prakryti, kt贸ra az do dnia
jego smierci zawsze bedzie stanowila jego zycie, jego umysl i cialo
wraz ze wszystkimi ich funkcjami? Tu przychodzi z pomoca tradycyjna
Radzajoga. Jest to joga, kt贸ra dzieki stopniowaniu dyscyplin,
doprowadza cialo do stanu swiadomej radosci, umysl do ekstazy
(samadhi)
i sprawia, ze zycie czlowieka osiaga stan uspokojenia por贸wnywalny z
calkowitym spoczynkiem. W owym stanie uspokojenia mozna postrzegac
nieswiadoma gre prakryti oraz wszystkie jej automatyczne ruchy. Przy
praktykowaniu tej wewnetrznej dyscypliny idealem Sankhji jest zawsze
umiejetnosc wycofania sie, a idealem jogi - wajragja (vairagya),
to znaczy nauka obserwowania siebie w spos贸b beznamietny i
pozbawiony osadu.
Aby
odkryc, ze kazda emocja wywoluje zywiolowy ruch, kt贸ry wyprowadza
czlowieka poza niego, niezbedna jest dluga i zmudna praca. W tym
wypadku joga uczy, jak poprzez opr贸znienie umyslu ze wszystkich
obraz贸w mozna poskromic wszelki gwaltowny ruch. W ten spos贸b 贸w
nadmiar energii zostaje sprowadzony z powrotem do siebie
/4.
Natomiast celem Sankhji jest to, by te energie, kt贸ra powr贸ci do
siebie, swiadomie skierowac ku zyciu zewnetrznemu; to znaczy, ze
powinna ona stac sie otwarcie czynna, nie zakl贸cajac ani
wewnetrznej, ani zewnetrznej prakryti. Dzieki temu oczyszcza sie
energie zyciowa, kt贸ra zamienia sie w energie tw贸rcza. Oczywiscie
ten stan nie moze trwac dluzej niz kilka minut, po uplywie kt贸rych
znowu pojawia sie zwyczajny czlowiek, z jego ciagiem nawykowych
reakcji nalezacych do gry przejawiania.
Ta
chwila oswiecenia (sattva)
- i jest to wlasciwe slowo, nawet jesli owa chwila trwa bardzo kr贸tko
- jest zar贸wno spojrzeniem w glab siebie, jak i na zewnatrz siebie
(swadrsti).
Symbolicznie mozna by ja por贸wnac do przeszywajacego spojrzenia
Puruszy skierowanego w glab siebie, jak r贸wniez na otaczajaca go
czynna Prakryti. Zaakceptowanie Prakryti w jej calosciowosci oznacza
czysta sahadze. Wykraczanie poza "lubie i nie lubie" w
spos贸b lagodny umozliwia modyfikacje gestosci poszczeg贸lnych
wewnetrznych jakosci (guna) nizszej prakryti i wskazuje sciezke,
kt贸ra mozna dotrzec do wyzszej Prakryti.
Naucz
sie z wlasnej woli powracac do tego, co jest w tobie zasadniczo
prymitywne, dokladnie zamaskowane i ukryte w sferze instynktu,
intuicji i seksu. Ten swiadomy powr贸t wywola nieoczekiwane reakcje i
spowoduje wybuchy calej niecierpliwosci, jaka w tobie drzemie. Gdybys
byt drzewem, one bylyby galeziami wychodzacymi z tego samego pnia.
Nie mozna obciac jednej galezi, nie uszkadzajac przy tym calosci;
obciecie kilku galezi spowodowaloby smierc calego drzewa. Wszystkie
galezie tworza razem sklepienie listowia.
Na
wietrze listowie jest w harmonii z calym lasem. To w listowiu ptaki
wija gniazda i spiewaja. Niechaj ten obraz pomoze wam w praktykowaniu
duchowej dyscypliny, nawet jesli okaze sie ona bardzo ciezka. Jezeli
ciagle tkwi w was cos ciemnego, znaczy to, ze gdzies w srodku nadal
jestescie
czyms
zwiazani, tak samo jak w drzewie znajduja sie seki, kt贸re utrudniaja
przeplyw sok贸w.
Mozecie
przyswoic sobie idee i uczynic, ze stana sie waszymi wlasnymi.
Mozecie swobodnie wyrazac je na r贸zne sposoby. Oto czego moze
dokonac tkwiaca w was sila. Jesli moge wam pom贸c w odnalezieniu
waszej
mocy,
to jedynie droga sugestii. Jesli otworzycie sie i odkryjecie, kim
jestescie, to sprawicie mi radosc.
Oczekuje
was wielka tapasja (tapasya).
To slowo oznacza czyjas asceze i dobrowolna dyscypline.
Wyrazenie
"dobrowolna dyscyplina" laczy w sobie dwie idee: ciepla i
swiatla. Niewatpliwie oznaczaja one energie tw贸rcza i madrosc, tak
czesto opisywane wsp贸lnie w Upaniszadach jako pierwszy przejaw
potrzeby tw贸rczej. Jedna z Upaniszad m贸wi nawet o promieniowaniu
pozbawionym jakichkolwiek specyficznych cech, to znaczy pozbawionym
formy (aliriga).
Prawdziwa
tapasja oznacza zjednanie sie z moca tw贸rcza Prakryti. To przybliza
nas do Wielkiej Przyrody, takiej jaka ona naprawde jest. Dobrowolnie
porzuca sie wszystko to, co sie nagromadzilo, co zostalo nabyte, i
powraca do tego, co jest proste i wrodzone. Zar贸wno umyslowa, jak i
fizyczna asceza, kt贸rej poddaje sie wielu poszukujacych, to tylko
niezreczny srodek stosowany przez nieswiadome dusze pragnace osiagnac
贸w calkowicie naturalny cel.
Pozw贸l
promieniowac swojej mocy i niech to promieniowanie stanie sie twoja
dyscyplina. Uslysz w sobie oddzwiek tego przywolania i bez
jakiegokolwiek napiecia miej odwage zanurzyc sie w glebi wlasnej
duszy. Nie sluchaj wyszukanych stwierdzen r贸znych madrali, kt贸rzy
ucza z pompa i ostentacja.
Rozumiana
w ten spos贸b tapasja oznacza ciagly rozw贸j nieograniczonej
intuicji. Istnieja dwa rodzaje tapasji. Pierwszy, gdzie zawsze m贸wie
"tak", czyli Tantry, i drugi, gdzie zawsze m贸wie "nie",
czyli Wedanta. Czlowiek prawdziwie poszukujacy, kt贸ry m贸wi "tak",
to urodzony poeta; on czuje obowiazek przelozenia wszystkiego na
podniosle mysli i jezyk. Jego poezja odgrywa role nauki
przemienienia.
W
sahadzy istnieje bliski zwiazek miedzy baulem i sufim, przy
zalozeniu, ze "podziemny strumien" zycia duchowego pozwala
kazdemu z nich uchwycic umyslem tajemnice i przezyc ja we wlasnym
swietle.
Kiedy
czlowiek usiluje opisac hinduizm za pomoca kreg贸w i cykli, a sufizm
za pomoca czterech stopniowan, to od razu zaczyna sie gubic.
Natychmiast wkracza w swiat podzialu i kl贸tni.
Jak
to mozliwe, ze sufi odkryli tresc Upaniszad - te opiewana przez nie
wolnosc - mimo ze wiekszosc z nich wcale ich nie zna? Aby przeniknac
w glab poznania, kazdy powinien w wyznaczonym mu czasie rozbic
skorupe, w kt贸rej sie znajduje; tak jak w pelni uksztaltowane
piskle, kt贸re pragnie przezyc swoje wlasne zycie, musi wydostac sie
ze skorupy jaja.
Na
koncowym etapie nie istnieje juz zadna dyscyplina, lecz jedynie
nieprzerwana swiadomosc bycia. Jesli cale bycie zanurzy sie w sahadzy
(sufi uzylby tu slowa fana), to ja "wiem", jak bez zadnego
wysilku ustanowiony zostaje we mnie prad wlasciwej relacji, kt贸ry
rozpuszcza wszystko to, co falszywe lub co stanowi przeszkode w mojej
relacji z samym soba i z innymi ludzmi.
Baulowie
i sufi krocza w zyciu ta sama sciezka i pija z tego samego
wieczystego zr贸dla; sa ponad wszelkiego rodzaju sekciarstwem. Nie
praktykuja zadnego formalnego wtajemniczenia, jednakze m贸wia o dw贸ch
jego rodzajach.
Jedno
por贸wnuje sie do slonca, kt贸re dotyka paka kwiatu i zaprasza go do
otwarcia sie. Moc przeplywa z mistrza na ucznia bez rytualu, bez
sl贸w; po prostu przez promieniowanie. I to wszystko. Pak kwiatu
zachowuje cala swoja indywidualnosc.
Drugie,
na jeszcze wyzszym poziomie, przyr贸wnywane jest do slonca
pochlaniajacego rose. Mistrzowi wystarcza jedno spojrzenie, by
rozpoznac prawdziwego ucznia, niezaleznie czy jest baulem, czy sufim.
Jego wzrok chwyta w lustrze odbicie bycia ucznia; wtedy oczy Mistrza
i ucznia zamyka-ja sie. Mimo to istniejacy miedzy nimi prad bedzie
nadal wieczyscie plynal. To wlasnie nazywa sie procesem
nasycenia.
Jednakze
nadchodzi czas, gdy Mistrz staje sie przeszkoda w rozkwitaniu ucznia.
Znika zar贸wno kult osoby, jak i kult oddania dla idei. Pojawia sie
pytanie: "Dlaczego jestem posluszny?" Odpowiedz
brzmi:
"Guru
guru mojego guru podaza przede mna ta sama sciezka. Czy moge dotrzec
do zr贸dla sam, nie korzystajac z zadnych posrednik贸w?"
Oto
poczatek dlugiej, nie wypowiedzianej i skladajacej sie z wielu
bolesnych etap贸w wojny przeciwko guru. Prawdziwy guru jest swiadom
tej walki. Uwaznie przyglada sie bezladnym ruchom ucznia. Jego dobroc
jest tak wielka, ze rozmawia on ze swoim uczniem o tym, kt贸ry podaza
na przedzie i o Prawach pracy nad soba; jednoczesnie nie robi nic, co
mogloby oslabic rozpoczeta walke.
Na
koncu tego etapu, w momencie gdy uczen wreszcie otwiera oczy swojego
serca i rozumie, ze zbladzil, pojawia sie sahadza. Nawiazujac do
tego, Keszab Das powiedzial: "Odkrywam, ze jestem tym, kim
bylem; ale miedzy nami dwoma istnieja wylacznie komplikacje. Teraz,
widze..."
Celem
jest Prawda, dzieki kt贸rej mozna postrzegac jednosc wszystkich
rzeczy. Ta prawda jest sahadza.
Mistrz
baula lub sufiego niczego nie naucza wprost; jedynie droga sugestii
inspiruje swojego ucznia. Po przejsciu przez wtajemniczenie uczen
czuje, ze jakas sila ciagnie go do przodu; jednakze posr贸d
wszystkich zyciowych komplikacji zawsze sam bedzie musial sie zmagac
z otaczajacym go swiatem.
Moja
jedyna ambicja bylo to, by nauczyc sie m贸wic bez sl贸w, stac sie
dymem unoszacym sie z ognia, kt贸rego inni nie widza, albo dzwiekiem
muzyki, kt贸rej inni nie slysza. Zajeto mi to piecdziesiat lat. M贸j
umysl zawsze wypelnialy dwie idee. Pierwsza z nich, to stac sie
podr贸znikiem, kt贸ry podaza szlakiem majac jasno okreslony cel:
dotknac Boga i sluzyc mu. Druga to idea ekspansji: umiec ulatniac sie
jak gaz, bez zadnego przeznaczenia, albowiem ryszi powiedzieli: "Ci,
kt贸rzy osiagneli czyste Istnienie (sat),
staja sie Jednym".
Przychodzi
do mnie tylu ludzi, kt贸rzy pragna jedynie st贸w! Jesli nic nie
m贸wie, to czuja sie zawiedzeni. A wiec m贸wie do nich w spos贸b
poetycki; to na jakis czas daje im zajecie.
Ale
gdzie sa ci, kt贸rym m贸glbym powierzyc w zyciu zadanie, jedno jedyne
zadanie, kt贸re wyrazaloby ich duchowy zapal? Jesli nie jestes
oraczem, to co wiesz o oraniu? Jesli nie jestes czlowiekiem czynu, to
co wiesz o zadaniu, kt贸re nalezy wypelnic? W rozsadniku mysli
dzialanie, modlitwa i medytacja wsp贸listnieja w doznaniu bycia;
dzialanie zas nie jest tym, co uczynili z niego ludzie - czyms
subiektywnym, zaklamanym i bardzo oddalonym od centrum bycia.
Czyz
nie wiesz, ze cale stworzenie rodzi sie z dzialania? Zycie jest takze
dzialaniem. Zycie moze stac sie uznaniem "Czlowieka w swiatyni
serca" i sluzeniem mu w spos贸b doskonaly.
________________________________________
___________________________
SANKHJA
SANKHJA
jest przede wszystkim praktyczna filozofia przekazana przez Kapile,
kt贸ry zyt w odleglej przeszlosci.
Sankhja
wyjasnia pojecia "Purusza-duch" i "Prakryti-przejaw"
reprezentowana przez "Wielka Przyrode". Ta ostatnia
przejawia sie w spos贸b mechaniczny tak jak wszystkie rzadzace nami
Prawa kosmiczne.
Wiem,
jak trudno jest ukazac glebokie wartosci duchowe. Dlatego mysle, ze
najlepszym ogniwem laczacym to, co istnieje poza, z rzeczami tego
swiata, jest psychologia praktyczna. Psychologia uzywa powszechnie
znanego jezyka.
Sankhja
jest jedyna filozofia religijna, kt贸ra posluguje sie jezykiem
psychologicznym, a wiec jezykiem naukowym. Wszystko mozna wytlumaczyc
z punktu widzenia Sankhji, kt贸ra stanowi podstawe buddyjskich
pitak/5,
jak r贸wniez przykazan sufich. Sankhja w nie wiekszym stopniu niz
Upaniszady zajmuje sie obrzedami i dogmatami.
W
zadnej sferze nie istnieje nic, co na drodze dedukcji nie daloby sie
wyprowadzic od wyzszego Prawa. Nadchodzi czas, kiedy nalezy
podporzadkowac sie temu procesowi dedukcji. 脫w proces to czysta
Sankhja; to nieuchronne zstapienie w Prakryti zachodzace pod wplywem
wywieranego z g贸ry nacisku wielkiej Woli. Poczawszy od tego momentu
wszystko zaczyna dzialac w spos贸b mechaniczny i wyzsza inteligencja
(buddhi),
dusza, ego, wszystkie centra istoty ludzkiej - kazde obdarzone
wrodzona inteligencja. Mechanicznosc pojawia sie w chwili, w kt贸rej
ustalaja sie polaczenia miedzy r贸znymi poziomami bycia, to znaczy
wewnetrznymi narzadami postrzegania (indryja)
lub zmyslami, ich elementami skladowymi (bhuttta)
oraz gestosciami.
Kiedy
"ten, kt贸ry wie", dobrowolnie zstepuje, docierajac do
najnizszego punktu, czyli nadiru, jego bycie staje sie promieniste. W
tym momencie swiadomie wkracza on w dyscypline calkowicie swiadomego
ruchu, kt贸ry prowadzi do g贸ry.
Mezczyzna
jest z natury indukcyjny; po omacku znajduje droge i slepo podaza
naprz贸d. Z kolei kobieta jest z natury bierna w spos贸b czynny,
poniewaz jej zadanie polega na stworzeniu dziecka. Z niej rodzi sie
maz i ojciec. Od niej pochodza wszystkie przejawy, umysl, dusza,
zycie, materia. Pod tym wzgledem jest ona "Boska Matka",
podstawa, z kt贸rej rozpoczyna sie powolna wspinaczka do zr贸dla.
W
Bhagawatapuranie/6
powiedziano, ze w czasie, kiedy Sankhja dotarta na ziemie, pierwsza
skorzystala z niej kobieta. Ta kobieta, kt贸ra nazywala sie Dewahuti
reprezentuje wyzsza Prakryti. Dewahuti urzeczywistnila owo poznanie
az do samych jego granic. Podobno, odrzuciwszy wszystko, co nie bylo
czystym i swietlistym ,Ja", wedrowala zupelnie naga na lonie
natury, promieniujac swiatlem. W chwili smierci z wlasnej woli
przeksztalcila sie w niewyczerpana rzeke, aby w ten spos贸b nawodnic
cala ziemie i setkom tysiecy istnien pozwolic na zaspokojenie ich
pragnienia poznania.
Duchowa
nauka Sankhji moze uczynic swietym czlowieka, kt贸ry nie ma juz
zadnej wiary w Boga ani w siebie.
Z
poczatku Sankhja wydaje sie przerazajaco oschla i pozbawiona milosci,
poniewaz odsuwa calkowicie na bok zar贸wno wyobraznie, jak i
wszelkiego rodzaju emocje. Ale kiedy wewnetrzne bycie odzyska
utracona r贸wnowage odkrywajac zarazem r贸wnowage, kt贸rej nigdy do
tej pory nie czulo, to czerpie wtedy pokarm z czystej milosci; kt贸ra
nie ma juz swego zr贸dla w ludzkiej milosci.
Adept
Sankhji odnajduje punkt oparcia we wlasnej postawie wewnetrznej, w
swiadomym wysilku wlozonym w zrozumienie "tego, co jest".
Aby dojsc do tej postawy, korzysta ze wszystkiego, co odkryl, ze
wszystkiego, czego doswiadczyl do chwili rozpoczecia wlasnego
poszukiwania. Materialu dostarczaja mu wydarzenia z jego zycia; one
poszerzaja plaszczyzne jego swiadomosci, wprowadzaja harmonie w
reprezentowanym przez niego mikrokosmosie i ukazuja relacje miedzy
znanym mu a nie znanym wszechswiatem, kt贸ry go otacza. Nawet jesli
nie moze odwolac sie do modlitwy czy prosby, to dysponuje postawa
pelna otwartosci. Zadaje pytania i obserwuje. Szuka wewnatrz siebie
znajomego doznania, aby m贸c stanac w obliczu doskonalego i
absolutnego Prawa kosmicznego, kt贸re mu sie objawia. Wie, ze to
dzieki pokonywaniu przeszk贸d wewnetrzne bycie podejmie nowy wysilek
majacy na celu uzyskanie szerszego poziomu swiadomosci. Zachowanie
otwartosci wymaga czujnej uwagi i ogromnej pracy polegajacej na
gromadzeniu wszystkich szczeg贸l贸w do czasu, az zacznie sie jasno
postrzegac pierwsze z nich. Takie zycie jest przezywaniem
modlitwy.
Ponizszy
przyklad, pochodzacy z tekstu tantrycznego, tak to formuluje:
Pozw贸l, by twoje cialo stalo sie twarde jak suche drzewo. Wtedy twoja wewnetrzna szczesliwosc (rasa) bedzie przypominac slodki syrop. Niechaj ogien twojej duchowej dyscypliny (sadhana) oczysci ten syrop, az stanie sie zgeszczonym cukrem; poczatkowo ten zgeszczony cukier bedzie brazowy, ale w koncu zrobi sie przezroczysty jak skalny krysztal. Niechaj twoja wewnetrzna szczesliwosc przypomina skalny krysztal; w贸wczas twoja milosc bedzie czysta jak milosc Kryszny.
Na
to, by m贸c zaznac tego doswiadczenia, istnieja dwa sposoby
odpowiadajace przeciwstawnym poziomom. W pierwszym wypadku, cialo
fizyczne uzywa srodk贸w pobudzajacych i narkotyk贸w. W drugim, cialo
duchowe w spos贸b swiadomy coraz bardziej sie oczyszcza i w pelni
swiadomosci osiaga scisle okreslone etapy uwewnetrznienia. Ta
swiadoma jasnosc bedzie w贸wczas nieprzerwana jak biegnace po ziemi
slady gasienicy.
Nastepnie
osiaga sie etap poznania; takiego poznania, kt贸re samo siebie szuka
i stopniowo siebie odkrywa. W najwyzszym punkcie, po bardzo
delikatnym dostrojeniu, to poznanie staje sie prawdziwym
wsp贸l-czuciem lub czysta, obiektywna miloscia.
W
Wedancie i dla wedantysty, jesli szczesliwosci nie osiaga sie wtedy,
gdy wszystkie centra bycia znajduja sie w stanie zupelnej biernosci,
to prowadzaca w g贸re sciezka oznacza jedynie wyrzeczenie i
frustracje. Wedanta zaprzecza istnieniu wszelkiej rzeczywistosci,
natomiast dyscyplina Sankhji uznaje, ze wszystko jest rzeczywistoscia
(sat).
W prakryti, kt贸ra z natury jest mechaniczna, nalezy rozpoznac trzy
gestosci - materie, energie i ducha - i wykroczyc poza nie, aby w
koncu osiagnac kosmiczna sile, w kt贸rej sa one zawarte. Wyzsza
rzeczywistosc albo czyste Istnienie (sat),
wykraczajace poza przejawianie sie, wyraza sie w jednosci tych trzech
gestosci. Za nia znajduje sie Purusza.
Istotnym
warunkiem zachowania tej dyscypliny jest moznosc wchlaniania, kt贸re
nieustannie rosnie az do momentu, gdy stanie sie ono calkowite. Na
poczatku wszystko wydaje sie ciezkie i nieprzezroczyste, tak jak
bryla ziemi, a nastepnie, w miare jak poszerza sie rozumienie, powoli
zaczyna jawic sie jako czysty skalny krysztal.
Szczesliwosc
duszy (vilffsa-vivarta)
jest stanem, w kt贸rym to, co nie-rzeczywiste staje sie rzeczywiste i
na odwr贸t.
Chrzescijanin
naraza sie na tej drodze na trudnosci, poniewaz musi brac pod uwage
"grzeszne cialo", kt贸re bardzo duzo wazy. Dlatego wyznacza
sobie punkt oparcia przed soba, w Bogu, kt贸ry daje mu sile i
pocieszenie. Chrzescijanin modli sie, wznosi blagania i sklada
dziekczynienie. Jest czcicielem (bhakta)
przed obliczem swojego Pana (Isztadewaty).
Hindusi w ogromnej wiekszosci to takze czciciele.
W
Sankhji naucza sie kilku temat贸w do medytacji, kt贸re pochodza z
czas贸w Wed.
Jednym
z nich jest, na przyklad, idea przeciwstawnych par: zenit-nadir (to,
co w g贸rze i to, co na dole) czy tez Purusza-Prakryti, para, kt贸ra
obrazuja graficznie dwa punkty polaczone linia prosta biegnaca
pionowo od zenitu do nadiru. Natomiast w trakcie zywego
doswiadczenia, podczas medytacji, czlowiek postrzega, ze jest calkiem
inaczej. W rzeczywistosci dwa bieguny zenitu i nadiru nie sa
przeciwstawne, lecz polaczone w ciaglym ruchu, kt贸ry rozpoczyna sie
od zenitu, potem zatacza ogromne p贸lkole po prawej i dociera do
nadiru znajdujacego sie na dole krzywej. Po przeniknieciu przez
nadir, ten sam ruch ponownie kieruje sie w strone zenitu w g贸re po
lewej, tworzac identyczne p贸lkole jak to po prawej stronie. W ten
spos贸b powstaje obraz duzego, okraglego naczynia, na kt贸rego dnie
znajduje sie nadir.
Energia,
kt贸ra opada z zenitu, jest w pelni swiadoma swojego ruchu. Ona z
cala moca sie koncentruje i lamiac wszelki napotkany na drodze op贸r,
przenika do wewnetrznego bycia, kt贸re widzac jej nadejscie, ukrylo
sie, a nastepnie trzy i p贸l raza zwinelo w nadirze. Ten zw贸j
reprezentuje to, co ta energia musi rozerwac.
Guru
Sankhji objasnia ten stan nastepujaco: energia przebija sie przez
ciemna noc dop贸ty, dop贸ki owa energia nie stanie sie bezwladna i
pozbawiona reakcji. W tym wlasnie momencie energia w pelni jednoczy
sie z ciezka materia.
Potr贸jny
zw贸j znajdujacy sie w nadirze prakryti wyobraza trzy r贸zne,
dopelniajace sie jakosci (guny)
samej prakryti. W ruchu opadajacym biel (duch), czerwien (energia) i
czern (materia) podazaja za soba w takim porzadku jak kolory podczas
zachodu slonca. W ruchu ponownie wznoszacym sie do g贸ry w kierunku
zenitu kolory podazaja za soba w takiej samej kolejnosci jak podczas
switania: czern (materia), czerwien (energia) i biel
(duch).
Znajdujace
sie na koncu trzech zwoj贸w gun ostatnie p贸l zwoju w trakcie calego
procesu opadania bylo miejscem, w kt贸rym ukrywala sie czyn-na
swiadomosc Puruszy. Reprezentuje ono ostatnia redute
indywidualnosci-ducha, dzieki kt贸remu mozliwe jest ponowne
wznoszenie sie.
Jest
to obraz zdobywcy, kt贸ry swiadomy czekajacej go drogi, smialo
przenika przez ciemnosc ciezkiej materii i jej gestosci, aby dotrzec
do samego serca prakryti. Zanim ukonczy sw贸j bieg, musi jeszcze
przelamac ostatnie p贸l zwoju prakryti, kt贸re go powstrzymuje. Tylko
w贸wczas wyjdzie z tej walki zwyciesko.
Przez
caly czas swiadomego, dobrowolnego, prowadzacego az do nadiru
opuszczania sie w ciezar ludzkiego ciala jasne widzenie pozwala nam
dostrzec, jaka bedzie biegnaca od nadiru w g贸re sciezka - poniewaz
kolejne stopnie i etapy zstepowania sa analogiczne do tych przy
ponownym wstepowaniu.
Inny
temat do glebokiej medytacji stanowia trzy guny, kt贸re widzi sie
tak, jakby tworzyly ulozone warstwowo koncentryczne powierzchnie. Tak
wiec otrzymujemy tutaj obraz czterech rozgraniczajacych je
koncentrycznych przegr贸d; ta, kt贸ra wyznacza powierzchnie zajmowana
przez materie, znajduje sie na zewnatrz, te, kt贸re wydzielaja
powierzchnie dla energii oraz ta najblizej srodka, okreslajaca
powierzchnie zajmowana przez ducha, polozone sa wewnatrz. Przestrzen
w srodku reprezentuje strefe doskonalego spokoju, Pustke.
Kiedy
postrzega sie doskonaly spok贸j przestrzeni wewnetrznej, zanika obraz
koncentrycznych powierzchni i w tym momencie bardzo subtelnie
doswiadcza sie faktu istnienia; to tak, jakby stan czynnej
swiadomosci por贸wnac do cienkiej smugi swiatla, kt贸ra jednoczesnie
wypelnia niebo. W efekcie doznajemy wszechobejmujacej plynnosci
wzdluz kregoslupa. Jest to doznanie bardzo delikatnej, unoszacej sie
z dolu, wibrujacej materii. Przypomina ono promienistosc swiatla
wypelniajaca przestrzen.
Trzy
guny stanowia o r贸wnowadze Puruszy. Bez wzgledu na to, co sie
dzieje, zawsze zachowana jest r贸wnowaga miedzy jakosciami i
substancjami, z kt贸rych skladaja sie guny. Guny zawsze poruszaja sie
w tym samym porzadku, to znaczy od materii (tamasu)
do energii (radzasu),
a potem do ducha (sattwy);
albo w odwrotnej kolejnosci: od ducha (sattwy)
do energii (radzasu),
a nastepnie w d贸l do materii (tamasu).
Podczas wschodu i zachodu slonca mozna poczuc w sobie bardzo
delikatna zmiane gestosci i przejscie od jednej do drugiej jakosci;
mozna wtedy ujrzec, jak jeden kolor przechodzi w drugi. Dlatego tez,
zgodnie z tradycja, sa to chwile, kiedy guny tworza tlo i poddaja
temat do medytacji.
Istnieja
dwie Sankhje: pierwsza jest filozoficzna, druga - mistyczna.
Filozoficzna Sankhje, sformulowana przez Iswarakryszne
(Isvarakrsna)/7,
uznaje sie w Indiach za podstawe systemu myslenia, kt贸re wskazuje
zar贸wno joginowi, jak i anachorecie prowadzaca w g贸re sciezke
duchowego poszukiwania. Jest to filozofia gleboce negatywistyczna,
kt贸ra wywarla wplyw na cale zycia w sredniowiecznych Indiach. I to
wszystko, co na Zachodzie wiadomo na temat Sankhji.
Jednakze
ta sama Sankhja jest r贸wniez mistyczna sciezka, kt贸ra niczym
relikwie przechowywano w Wedach i Upaniszadach i kt贸ra po uplywie
stuleci znalazla sw贸j pelny i przejrzysty wyraz w Puranach i
Tantrach -zwlaszcza w swietych pismach z p贸zniejszego okresu. Mozna
rzec, ze cala tantrycka droga zycia to Sankhja, kt贸rej zr贸dlo
odnajdujemy w najstarszych wedyjskich strofach.
Na
tej drodze nie zaprzecza sie istnieniu swiata. Uznaje sie zasade
najwyzszej blogosci (ananda),
nadajac jej inna nazwe, samprasada, co w Upaniszadach oznacza stan
"snu bez snienia"; snu, w kt贸rym wewnatrz czlowieka budzi
sie duch. Nie istnieje tam nic, co mogloby czegokolwiek doswiadczyc.
Jest tylko spokojna radosc, kt贸ra moze sie przeniesc do stanu jawy.
Zamiast uciekac od b贸lu, doswiadcza sie go jako uscisku Kali, kt贸ra
obejmuje lezacego pod nia Siwe. Tantry okreslaja to technicznym
terminem wpantarati (odwr贸cony coilus), w kt贸rym Purusza biernie
przyjmuje od czynnej Prakryti nawet smierc i zniszczenie. Zlo i b贸l,
od kt贸rych wytrwale odwraca sie negujaca swiat Wedanta, przemieniaja
sie tutaj w blogosc.
Niemniej
mistycy dodali jeszcze cos wiecej do swojego doswiadczenia. Poczuli,
ze dla urzeczywistnionej duszy cierpienie jest jedynie drobna fala w
strumieniu blogosci. Dlatego Sri Ramakriszna m贸gl powiedziec:
Wszystko jest sat-czit-ananda. Nawet moje cierpienie to zaledwie fragment doswiadczenia istnienia, stanowiacy znikoma czesc calosciowego doswiadczenia "bycia" w uswiadomionej sobie blogosci.
Odwolujac
sie do tego glebokiego doswiadczenia, wlaczona do zycia Sankhja - tak
jak to ma miejsce w Bhagawadgicie - postrzega troistosc Prakryti, a
wiec: nizsza prakryti (apara),
wyzsza prakryti (para)
i najwyzsza Prakryti, czyli nasza wlasna (paroma
lub swya).
Filozoficzna
Sankhja zajmuje sie wylacznie nizsza prakryti, kt贸ra stanowi jedynie
zbi贸r wymieszanych i tworzacych stale nowe polaczenia jakosci
sattwy, radzasu i tamasu - przy czym jedna z nich musi bezwzglednie
przewazac. Ale moze istniec takze czysta jakosc (suddha
sattva),
nie tknieta ani nie skalana przez radzas lub tamas. To wlasnie bylaby
ta najwyzsza Prakryti, o kt贸rej wielokrotnie wspomina sie w
literaturze tantrycznej i puranicznej. Owa idea czystej sattwy
wiedzie prym wsr贸d wszystkich praktycznych filozofii hinduskich
mistyk贸w.
Ta
czysta jakosc to nic innego, jak wieczna blogosc (nieobecna w
radzasie) i wieczne oswiecenie (nieobecne w tamasie), kt贸re
wsp贸l-istnieja w duchowym byciu. Na tym polega cala idea
sat-czit-anandy, wsp贸lna mistycznym filozofiom Sankhji i
Wedanty.
Widznianabhikszu,
wielki mistrz szkoly Sankhji z XV wieku, pozostawil nam nastepujaca
metafore odnoszaca sie do Puruszy i Prakryti:
Prakryti to zona Puruszy; jest bystra i drazliwa. Dlugo nie daje Puruszy spokoju, az w koncu on znekany m贸wi: "Odchodze, r贸b, co d sie podoba!" A wtedy Prakryti cala we lzach biega za swoim mezem, pr贸buje go prze-blagac, nie odstepuje go na krok...
Oto
dwa sposoby podejscia do Prakryti: zanim zdamy sobie sprawe, czym ona
jest, i po tym. Najblizsze nam kosmiczne Prawo m贸wi: "Kiedy
odsuniesz sie od prakryti, wszystko bedzie ci posluszne".
Swami
Rama Tirtha/8
przekazal nam inny obraz:
Kiedy odwracasz sie plecami do slonca, tw贸j cien znajduje sie przed toba. Mozesz pr贸bowac go zlapac, ale to ci sie nigdy nie uda. Wystarczy jednak, ze obr贸cisz sie twarza do slonca, a tw贸j cien od razu znajdzie sie za toba. Jesli sie ruszysz, on za toba podazy. Mozesz sprawic, ze p贸jdzie tam, gdzie zapragniesz. Slonce jest prawda, a Prakryti cieniem.
Z
latwoscia m贸wimy o zmianach zachodzacych w naszej swiadomosci i o
poszerzeniu naszego rozumienia, ale poniewaz materia ciala jest
ciezka, znacznie trudniej jest nam cos powiedziec o porzadkowaniu
naszej relacji ze swiatem. Liczne powloki ciala (kosa)
nie sa jedynie zludzeniem, jak to czesto bywa z powlokami
umyslu.
Purusza
w niczym nie moze nam pom贸c, poniewaz jestesmy niewolnikami
prakryti. Purusza znajduje sie poza czasem i poza granica naszego
rozumienia, natomiast prakryti istnieje w czasie. Jest to suma
jakosci (gun),
kt贸re mozemy zmierzyc, oraz suma ruch贸w i wrazen (samskara)
wszystkich jakosci skladajacych sie na nasze zycie. Podczas gdy
Purusza jest blyskiem postrzegania, prakryti dziala w mechanizmie
stanowiacym calosc.
Pomiedzy
nimi Purusza sklada ofiare i z czasem przybiera forme. Tak mozemy na
przyklad postrzegac wysilki Buddy. Jesli stosujac nasza skale m贸wimy
o jego wysilkach, to postrzegamy cos. Ale co?
Istnieje
scisle okreslona relacja miedzy prakryti - kt贸ra porusza sie
spontanicznie i mechanicznie, zawsze zataczajac kola - a znajdujacym
sie poza czasem Purusza, kt贸ry jedynie przyglada sie temu, co sie
dzieje. W zyciu duchowym ten stosunek pojawia sie w okreslonym
momencie, w kt贸rym dobrowolne wylaczenie sie powoduje zerwanie
wiez贸w ustanowionych przez prakryti. W zyciu Buddy okres wylaczenia
sie przypada na poczatkowy okres jego praktyk ascetycznych. Potem,
obserwujac z daleka, co sie dzieje, Budda nabiera coraz wiekszego
zainteresowania gra, w kt贸rej sam juz nie bierze udzialu, jednakze
dostrzega najdrobniejsze bledy kazdego z jej uczestnik贸w. Nastepnie,
nie ingerujac bezposrednio w gre, a jedynie poslugujac sie wlasna
sila duchowa, przynagla ich, zeby tak jak on staneli z boku i takze
przyjrzeli sie grze. W ten spos贸b we wlasciwym czasie stwarza im
szanse zobaczenia prakryti, od kt贸rej sie odsuwaja, tak jak on ja
widzi. Opisana tu subtelna energia stala sie aura Buddy; jest nia po
prostu przeksztalcona i oswiecona nizsza prakryti.
Prowadzac
aktywne zycie duchowe czlowiek postepuje wylacznie na zasadzie
negacji. U chrzescijan ta nieustanna negacja stala sie rezygnacja.
Nie wolno nam zapominac, ze podczas gdy w hinduizmie nie ma poczatku
ani konca, to w chrzescijanstwie takze nie ma konca, ale jest
poczatek. Droga milosci (bhakti)
wystepuje zar贸wno w postawie polegajacej na zaprzeczeniu, jak i w
postawie pelnej rezygnacji.
Sciezka
prowadzaca do osiagniecia "boskiej duszy" jest niezwykle
dluga i wiedzie nad przepascia rozciagajaca sie po obu stronach. 脫w
stan "boskiej duszy" dany jest tylko nielicznym, a mimo to
zawsze podlega on Prawom wszechmocnej i dzialajacej w spos贸b
mechaniczny prakryti. Nawet sam Jezus Chrystus zostal ukrzyzowany;
nic nie bylo w stanie zapobiec dzialaniom uruchomionym przez
prakryti, kt贸ra na naszym ludzkim poziomie dziala dokladnie tak samo
i z r贸wnym nieprzejednaniem, jak kosmiczne Prawa.
Prakryti
obejmuje wszystko, co istnieje. Jest boskim lonem wszelkich
przejaw贸w. W prakryti obserwujemy trzy stopnie:
1.
Wszystko, z czego jestesmy zbudowani: dusza, rozum, ego, zycie, umysl
i zwierzeca materia naszego ciala.
2.
Zasada mozliwej ewolucji na wszystkich plaszczyznach naszego
psychicznego i fizycznego bycia.
3.
Boska energia (siakti)
przejawiajaca sie w swoich najbardziej subtelnych elementach.
W
pewnym sensie wszystko jest materialnoscia. W Wedach slowo tanu
oznacza cialo, a takze wszystko, co dotyczy wcielania; zas slowo
atman oznacza ducha oraz wszystko, co ma zwiazek z jego energia lub
zyciem. Tych sl贸w uzywa sie zamiennie; jedno nieustannie zastepuje
drugie, poniewaz oba wyrazaja te sama materialnosc. Nie ma r贸znicy
miedzy duchem a materia; to jedynie kwestia r贸znych gestosci.
O
rozzarzonym do bialosci kawalku wegla nie da sie powiedziec, czy jest
to plonaca materia, czy tez pek plomieni symbolizujacych ducha. Mamy
tutaj do czynienia ze zjawiskiem przeistoczenia sie dostrzegalnym w
samym sercu duchowego doswiadczenia.
Istotna
cecha Indii jest to, ze tam nigdy niczego sie nie odrzuca. To, co
kiedys bylo prosta wedyjska ofiara, w ciagu stuleci przeksztalcilo
sie w niezwykle zlozony obrzadek przypominajacy indyjskie drzewo
banjan, kt贸re jednoczesnie zapewnia oslone swiatyni, meczetowi, daje
schronie-nie swietemu, bandycie, wiernym, zwierzetom; drzewo, pod
kt贸rym gromadzi sie naw贸z. Jest to prawdziwa dzungla, w kt贸rej
latwo jest sie zgubic. Mozna w niej odnalezc "i to, i tamto, a
takze Owo".
Stad
bierze sie nagromadzenie przedmiot贸w w swiatyniach hinduskich. Z
chwila zaakceptowania idei formy (rupa)
niczego juz nie mozna odrzucic. Kto potrafi zadecydowac, co jest
prawdziwe, a co falszywe? Wszystko jest jednakowo wazne i na r贸wni
godne uwagi. Kazda forma ma nazwe (naman)
i znaczenie. Tak samo jest na kazdym innym poziomie.
W
tym "zbyt duzo" tkwi pewna wewnetrzna logika, a logika
bardzo daleko odbiega od tego, co Boskie. W obrzedach najwazniejsze
staly sie formy, kt贸re wyparly ducha. Czlowiek bardzo zrecznie igra
z materialnoscia, nie bedac swiadomy mechanicznosci prakryti i nie
zdajac sobie sprawy, ze on sam jest jej niewolnikiem.
Nie
mozna zmienic biegu prakryti, kt贸ra podaza swoja droga wedlug
okreslonego planu istniejacego w porzadku rzeczy uniwersalnych i
zgodnie z niezmiennymi Prawami, kt贸rych ona sama nie zna. Zna bowiem
tylko wlasne prawo. Swoja prace wykonuje znakomicie i bezblednie.
Energie ulegaja coraz to dalszym podzialom, az do momentu, w kt贸rym
pokarm zostaje dostarczony kom贸rkom naszego ciala. Energie
przenikaja do serca i do kazdej kropli krwi. Wtedy cialo staje sie
wyrazem "Owego".
Ludzie
sa ciskani i unoszeni przez fale, od kt贸rej nie potrafia sie
uwolnic; moga jednak poplynac w kierunku pieczary serca. Tam znajduje
sie siedziba nieporuszonej swiadomosci. Wtedy dla tych ludzi ruch
fali zamiera, poniewaz zwr贸cili uwage na inny porzadek
rzeczywistosci. W pieczarze serca dotykaja tego, co niezmienne. Ten
proces nalezy sledzic kierujac spojrzenie do wewnatrz, czujac
pulsacje zycia. Znany jest zwiazek miedzy pulsacja zycia a ruchem
zewnetrznej fali; tak samo wiadomo, ze istnieje relacja miedzy
pulsacja zycia i nieporuszona swiadomoscia. 脫w ruch
nigdy
nie ustaje. Nagle zatrzymanie oznaczaloby smierc. Dop贸ki jestesmy
zanurzeni w prakryti, w samych sobie i w zyciu, dop贸ty ona nami
rzadzi;
rzadza
nami jej ruchy, nagle skoki i kosmiczne rytmy. Bez wycofania sie w
glab siebie nie mozemy sprawowac kontroli nad nasza prakryti.
Patrzac
z zewnatrz nie da sie powiedziec, czy kierowca pojazdu ma nad soba
kontrole. Jesli tak, to gdy postanowi sie zatrzymac moze to zrobic.
Wie, ze to dzieki niemu poruszaja sie kola pojazdu. Sprawuje kontrole
nad wlasna prakryti, kt贸ra z kolei odgrywa role w rozleglejszej
Prakryti. Ta ostatnia jest polem dzialania wielkich kosmicznych
Praw.
Nieustanne
odreagowywanie Wielkiej Przyrody na Purusze odbywa sie na dwa
sposoby: albo pozostaje ona w centrum ruchu, nie dajac sie
przeciagnac na jedna lub na druga strone, albo podaza za ruchem do
samego konca. W obu wypadkach nalezy zwr贸cic sie w kierunku Pustki,
kt贸ra jest zar贸wno poczatkiem, jak i koncem wszystkich
rzeczy.
Swiadoma
energia (siaka)
wymaga nieustannego wzrostu, kt贸ry jest rzeczywisty, nawet jesli
wydaje sie pochodzic z ciemnosci (tamasu)
i nie jest widoczny. Owa energia przechodzi przez rozpalony do
czerwonosci zar czynnego impulsu (radzas),
aby nastepnie dotrzec do bieli rozrzedzonego stanu (sattwy).
W zyciu ta biel oznacza stan przebudzonej swiadomosci.
A
zatem powinnismy krok po kroku przenosic sie z plaszczyzny gestej
materii na plaszczyzne przebudzonej swiadomosci, a nastepnie powr贸cic
do ciezkiej materii, zachowujac w sobie - mozliwie jak najdluzej -
ciagle i wlasciwe doznanie. Nieustannie niepokoja nas z zewnatrz
liczne wstrzasy, kt贸re wywoluja w nas albo pragnienie ujrzenia Boga
i doswiadczenia chwili oswiecenia, albo udreke smierci panoszacej sie
w ciemnosciach i powodujacej stan glebokiej depresji. Brzask
symbolizuje przejsciowa moc siaka. Jest to swiatlo, kt贸re zaczyna
promieniowac w sercu ciemnej nocy.
Woznica
ciagnietego przez woly wozu siedzac na kozle widzi dwa duze drewniane
kola, kt贸re obracaja sie jednoczesnie. Jedno z nich to zycie,
drugie
- smierc. Oba sa jednakowo niezbedne dla zachowania r贸wno-wagi
wozu1.
Odkryj
w sobie wiare, kt贸ra wstrzasa swiatem. Nigdy nie m贸w "byc
moze", lecz od razu powiedz "tak". To pomoze ci odkryc
reakcje w swiadomosci, pomoze ci je obserwowac i dokonywac wyboru.
Nie wolno ci dopuscic do tego, aby twoje reakcje znajdowaly sie w
niewoli automatyzmu. Zerwij z nia. To jest mozliwe. Stanowczo nie
zgadzaj sie na to, by stac sie niewolnikiem wlasnych reakcji. Gleboko
pragnij je opanowac.
Zaakceptuj
pierwotna Przyrode, kt贸ra istnieje w czasie, ale oddal sie od niej i
obserwuj ja z plaszczyzny Puruszy. Plaszczyzna Puruszy to plaszczyzna
ducha. Ten krok oznacza czysta Sankhje. Uwierz, ze twoja ewolucja
jest mozliwa, nawet jesli tw贸j rozw贸j dokonuje sie bardzo
powoli.
Niczego
od nikogo nie oczekuj. Ludzie sa tylko slepymi narzedziami,
instrumentami pozbawionymi wolnosci, napedzanymi niewidzialna moca,
kt贸rej sami nie chca nawet poznac, poniewaz oczy maja zamkniete.
Wazne jest, zeby wiedziec, czy nasza filozofia zycia sie sprawdza.
Dopiero w贸wczas, gdy uginamy sie pod ciezarem okolicznosci,
dostrzegamy otaczajace nas ruchy prakryti i zauwazamy, ze sami
stanowimy jej integralna czesc.
A
wtedy to, co zdolalismy postrzec z czystego Istnienia (sat)
- niezaleznie, czy na zewnatrz przybralo to dla nas forme zwyciestwa,
czy porazki - karmi nasze wewnetrzne bycie. Na nic sie nie zda
zalowanie przeszlosci. W naszym doswiadczeniu zyciowym postepowalismy
zgodnie z naszym rozumieniem i z naszymi mozliwosciami w danym
momencie. Jest to nieuchronne Prawo, kt贸re dop贸ty trzyma nas w
swojej orbicie, dop贸ki jestesmy niewolnikami prakryti.
Skoro
tylko dochodzi do swiadomego oddalenia sie od prakryti, chocby nawet
na kr贸tka chwile, jej ruch ustaje. Ten, kto stamtad sie wynurza,
dotknal juz punktu stworzenia. 脫w punkt dostarcza niezwykle czystego
doznania. Czesto mozna je osiagnac poprzez "duchowa smierc"
wykraczajaca poza wszelka energie, poza rozwazania ego. Jednakze
uczen nie powinien za wszelka cene pragnac wyrwac sie z uscisku
prakryti, poniewaz jest ona polem, na kt贸rym mozna odkrywac, uwaznie
badac, oceniac i wykorzystywac wlasne ruchy.
Za
kazdym razem, kiedy czlowiek plynacy l贸dka porusza wioslami - kt贸re
sa niezbedne tylko w贸wczas, gdy plynie pod prad - powoduje
zakl贸cenia normalnego pradu rzeki. Tak samo dzieje sie w przypadku
biegu zycia. Swiadome plyniecie pod prad wywoluje przeciwny ruch,
kt贸ry p贸zniej przejawi sie w taki lub inny spos贸b.
Kazdy
ruch, kt贸ry zaczyna sie nagle, okazuje sie niewlasciwy. Jego zr贸dlem
jest nieswiadoma reakcja zachodzaca w naszym zyciu albo obawa przed
nieznanym, czyli lek przed smiercia. Zawsze nalezy pozwolic, by
"Zasada zycia" biegla wlasnym torem miedzy dzialaniem i
poprzedzajaca je decyzja, co umozliwi utrzymanie normalnego rytmu
ruch贸w prakryti. Prakryti bedzie domagala sie swoich praw i stworzy
dostatecznie wiele przeszk贸d majacych na celu badz umocnienie, badz
odwolanie decyzji, zanim jeszcze dojdzie do jakiegokolwiek
dzialania.
Panuje
poglad, ze mysli bedace czescia prakryti zbudowane sa z bardzo
subtelnej materii. Dlatego mozna nauczyc sie je kontrolowac i nie
utozsamiac sie z nimi. Jesli potrafisz bardziej obiektywnie kierowac
swoimi myslami, dowodzi to, ze sie juz z nich wylaczyles.
Za
kazdym razem, kiedy odkrywasz, ze wylaczyles sie z prakryti, nawet na
kr贸tka chwile, oznacza to, ze uwolniles sie od niekt贸rych jej
element贸w. Jednakze tajemnica pozostaje fakt, ze wynurzamy sie z
nieczystej prakryti jedynie po to, by miec mozliwosc dazenia ku
czystszej prakryti. Oto droga dyscypliny sahadzy przezywana w samym
srodku zycia. Ten, kto poddaje sie tej dyscyplinie, pracuje nad
koordynacja swoich wysilk贸w, aby osiagnac ten cel,
Skoro
na kazdej plaszczyznie wszystko istnieje w taki spos贸b, ze
do-swiadczenia bez konca sie powtarzaja, to mamy do dyspozycji dwie
drogi umozliwiajace wyrwanie sie z okow贸w prakryti. Obie stawiaja
przed nami duze wymagania.
Jedna
z nich prowadzi w g贸re i polega badz na wtajemniczeniu w sannjase
praktykowana przez mnich贸w, kt贸rzy ubrani w z贸ltobrunatne albo
biale szaty wedruja po Indiach, badz na wtajemniczeniu wlasciwym dla
czlowieka swieckiego, kt贸ry aby przezyc doswiadczenie duchowe, w
szczeg贸lnym okresie swojego zycia rozmyslnie decyduje sie na
"jaskiniowe zycie" pustelnika.
Druga
droga biegnie w d贸l. Zar贸wno dla mezczyzny, jak i dla kobiety
przypomina ona degradacje typowa dla prostytucji: porzucenie kast i
spolecznych rygor贸w. Tym samym, ludzie ci z wlasnej woli przestaja
podlegac prawdziwemu Prawu i podporzadkowuja sie nizszemu zbiorowi
praw.
Dawanie
nie ma znaczenia, poniewaz stanowi ono dow贸d, ze ma sie cos do
dania. To, co sie liczy, to doswiadczenie mozliwie jak
najpelniejszego niezadowolenia z siebie i przygladanie sie mu
otwartymi oczyma do czasu, az dotrze sie do samego podloza skaly. 脫w
ruch wywoluje reakcje obnazonej i zdemaskowanej prakryti.
W
tym momencie moze zaczac torowac sobie droge cos, co do tej pory bylo
niepostrzegalne. To energia (siakti),
kt贸ra staje sie matryca lub Pustka. Tylko tam, i we wlasciwym
czasie, cos moze przybrac ksztalt i sie narodzic. Podloze skalne
reprezentuje wieczna Prakryti obojetna na wszystko, co dzieje sie
wok贸l niej, zaje4 nieustannym stwarzaniem, poniewaz taka jest jej
funkcja. To wlasnie jeden z jej ruch贸w. Ona dysponuje jeszcze innym
ruchem, przeciwstawnym do pierwszego, kt贸ry r贸wniez nalezy odkryc.
Wedlug jednego z jej Praw, Prakryti stopniowo wpycha swoje dzieci w
pole widzenia Puruszy. Spotkanie z przeszywajacym spojrzeniem
Puruszy, kt贸rego zadaniem jest "widziec", to chwila
pelnego zrozumienia i wyrzeczenia sie siebie. Jak mozna opisac to
spojrzenie? Tego, co wiadomo na jego temat, nie da sie przekazac.
Zreszta i tak byloby to bezcelowe.
Jedyne,
co mozna zrobic, to czekac z miloscia i byc gotowym na spotkanie ze
spojrzeniem Puruszy. Czy mozna zgadnac, kiedy Prakryti zdobedzie sie
na taki gest wobec ciebie? Czy mozna wiedziec, dlaczego to
robi?
Istotne
jest, by ksztaltowac swoje zycie wok贸l dw贸ch zasad: puszczenia i
skurczenia. Chwila calkowitego, swiadomego "puszczenia" ma
miejsce w贸wczas, gdy Purusza odlacza sie od Prakryti. Taka chwila
trwa jedynie przez kilka bardzo spokojnych oddech贸w; stwarza to nagi
wszech-swiat, pozbawiony "ja". M贸wiac dokladniej, nie jest
to medytacja, lecz raczej postawa uwewnetrznionego zyda. Sri
Aurobindo zyl tak w odosobnieniu w swoim asramie przez czterdziesci
lat/9;
Sri Ramana Mahariszi zyt w ten spos贸b, rzadko przerywajac milczenie,
przez cale swoje zycie.
Ekspansja
jest ruchem tw贸rczym, kt贸ry odpowiada introspekcji. Jedno
nieuchronnie prowadzi do drugiego; oznacza to, ze kiedy odnajdzie sie
wewnetrzny punkt r贸wnowagi, ekspansja sama doprowadza do
"puszczenia".
Podstawowa
idea jest idea swiadomego utozsamienia sie z silami Przyrody. Ma ona
ogromne znaczenie. Oznacza pelna ekspansje przy calkowitym
rozluznieniu. Ale niczego nie mozna urzeczywistnic, jesli wpierw
wszystkiego sie nie "pusci"!
Co
moge zrobic? Stawiajac sobie to pytanie, najlepiej jest nic nie robic
z wlasnej inicjatywy. Idee ekspansji nalezy wlasciwie zrozumiec.
Warunkiem koniecznym ekspansji jest milosc. Doswiadczajac milosci
wynurzamy sie z naszego malego ego. Jednakze owa milosc musi byc
bezosobowa. M贸wiac o niej posluze sie wedyjskim obrazem slonca,
kt贸re promieniujac energia oswietla i stwarza. Na tym polega istota
jego ekspansji. Nie jest z niczym zwiazane, a mimo to w swoim
kr贸lestwie swiatla wszystko do siebie przyciaga. Ekspansja nie
oznacza czynienia czegos, lecz bycie i stawanie sie. Zdolnosc
czynienia wyplywa spontanicznie ze zdolnosci bycia.
Purusza
"jest", natomiast Prakryti "jest" i "czyni",
ale zawsze jest to kierunek od srodka na zewnatrz; dokladnie w ten
sam spos贸b z nasiona kielkuja bardzo delikatne zielone pedy. To
nasienie jest owinietym wok贸l siebie nieruchomym Purusza, bedacym
zarazem stw贸rca ruchu zycia. Musisz o tym wiedziec, a nastepnie
poczuc w sobie, ze jestes zar贸wno Purusza, jak i Prakryti. Na tym
polega ekspansja wedlug Sankhji.
Czesto
zastanawiam sie, kto, przydziela role w niebezpiecznych grach
narod贸w, kto w danym roku wypija sok zycia, a kiedy indziej dodaje
temu zyciu swiezego wigoru. Wszystko jest dzielem prakryti. Jakze
jest pomyslowa tworzac g贸ry z ziarna piasku! Purusza z daleka
obserwuje jej prace. Usmiecha sie! Prawde m贸wiac, prakryti takze sie
smieje, udajac, ze jest pochlonieta praca, kt贸rej oddala swoje
serce!
Wazne
jest, by zachowac w tej sytuacji spok贸j, usmiechac sie i tak jak
dziecko brac powaznie wszystko, co sie zdarza - a zaraz potem o tym
zapomniec! Zawsze beda ciazyly na tobie jakies zobowiazania; ale idac
naprz贸d droga zycia mozesz je kolejno odkladac na bok.
Te
zobowiazania przypominaja czarne chmury, kt贸re gromadza sie na
niebie. Kiedy staja sie wystarczajaco ciezkie, samorzutnie rozrywaja
sie na kawalki i rozchodza. Z czasem zobowiazania same znikaja.
Caly
sekret polega na tym, by wszystko akceptowac; ale bardzo uwazaj, by
do niczego sie nie przywiazywac!
1/
Prakryti pisze sie przez duze "P", kiedy oznacza wyzsza
Prakryti, a przez male "p", kiedy oznacza nizsza
prakryti.
2/
Najwiekszy mistrz filozofii adwajty (adwita),
788 - 822 r.
3/
Oznacza to zapomnienie zwyczajnego "ja", czyli
powierzchownej struktury jednostki.
4/
ang. back to the self. Angielskie slowo the wy przetlumaczono w calym
tekscie jako siebie (rzecz, to siebie), a nie, jak sie przyjelo, jako
jazn (przyp. tlum.).
/5
Nauczanie Buddy w jezyku pali, zebrane przez jego uczni贸w sto lat po
jego smierci.
/6
Bhagawatapurane tradycyjnie przypisuje sie Wjasie, autorowi
Mahabharaty.
/7
Autor traktatu zatytulowanego Sankhjakarika (Samkhyakarika)
pochodzacego z III w. p.n.e.
/8
Rama Tirtha, kt贸ry zmarl w 1906 roku, przybyl do Stan贸w
Zjednoczonych po smierci Swami Wiwekanandy. W trakcie swojego pobytu
zaprezentowal wspaniale wyklady na temat Wedanty; sam nie zalozyl
zadnej organizacji, poniewaz, jak m贸wil: "Cale Indie sa moim
asramem".
/9
Sri Aurobindo pokazywal sie swoim uczniom tylko cztery razy do roku,
w dni, kt贸re nazywano darszan.
Sri
Anirwan - "Zyc w sobie nauki baula"
Wydawnictwo
Pusty Oblok
Warszawa
1994
_____________________________________
Ludzie
sa ciskani przez fale, od kt贸rej nie potrafia sie uwolnic; moga
jednak poplynac w kierunku pieczary serca. Tam znajduje sie siedziba
nieporuszonej swiadomosci. Wtedy dla tych ludzi ruch fali zamiera,
poniewaz zwr贸cili uwage na inny porzadek rzeczywistosci. W pieczarze
serca dotykaja tego, co niezmienne. Ten proces nalezy sledzic
kierujac spojrzenie do wewnatrz, czujac pulsacje zycia. Znany jest
zwiazek miedzy pulsacja zycia i nieporuszona swiadomoscia. 脫w ruch
nigdy nie ustaje. Nagle zatrzymanie oznaczaloby smierc. Dop贸ki
jestesmy zanurzeni w prakryti, w samym sobie i zyciu, dop贸ty ona
nami rzadzi; rzadza nami jej ruchy, nagle skoki i kosmiczne rytmy.
Bez wycofania sie w glab siebie nie mozemy sprawowac kontroli nad
nasza prakryti.
(str. 93/94.)
_________________________________
Dlatego
Sri Ramakryszna m贸gl powiedziec:
Wszystko
jest sat-czit-ananda. Nawet moje cierpienie to zaledwie fragment
doswiadczenia istnienia, stanowiacy znikoma czesc calosciowego
doswiadczenia "bycia" w uswiadomionej sobie blogosci.
(Sri
Ramakryszna zmarl na raka gardla w 1886 r. w Dakszineswarze kolo
Kalkuty, w wieku 54 lat)
(str. 89)
___________________________________
Widznianabhikszu,
wielki mistrz szkoly Sankhji z XV wieku, pozostawil nam nastepujaca
metafore odnoszaca sie do Puruszy i Prakryti:
Prakryti
to zona Puruszy; jest bystra i drazliwa. Dlugo nie daje Puruszy
spokoju, az w koncu on znekany m贸wi: "Odchodze, r贸b, co ci sie
podoba!" A wtedy Prakryti cala we lzach biega za swoim mezem,
pr贸buje go przeblagac, nie odstepuje go na krok...
Oto
dwa sposoby podejscia do Prakryti: zanim zdamy sobie sprawe, czym ona
jest, i po tym. Najblizsze nam kosmiczne prawo m贸wi: "Kiedy
odsuniesz sie od prakryti, wszystko bedzie ci posluszne".
Swami
Rama Tirtha przekazal nam inny obraz:
Kiedy
odwracasz sie plecami do slonca, tw贸j cien znajduje sie przed toba.
Mozesz pr贸bowac go zlapac, ale to ci sie nigdy nie uda. Wystarczy
jednak, ze obr贸cisz sie twarza do slonca, a tw贸j cien od razu
znajdzie sie za toba. Jesli sie ruszysz, on za toba podazy. Mozesz
sprawic, ze p贸jdzie tam, gdzie zapragniesz. Slonce jest prawda, a
Prakryti cieniem.
(Rama
Tirthu, kt贸ry zmarl w 1906 roku, przybyl do Stan贸w Zjednoczonych po
smierci Swami Wiwekanandy. W trakcie swego pobytu zaprezentowal
wspaniale wyklady na temat Wedanty; sam nie zalozyl zadnej
organizacji, poniewaz, jak m贸wil: "Cale Indie sa moim
asramem".)
(str. 89/90)
________________________________
Dlaczego
w og贸le istnienie ma pulsowac? To pytanie mozna zignorowac tylko
wtedy, gdy odnosi sie ono do materii, a nie do swiadomosci. Jesli
istnienie jest swiadomoscia, to r贸wniez fale energii musza byc
swiadome.
Jednakze
nie mozna tego zaobserwowac w stanie jawy, kt贸ry obecnie na skutek
niewiedzy uznaje sie za jedyna miare swiadomosci. Zadowalajaca
odpowiedz moze pojawic sie dzieki intuicji, kt贸ra potrafi wniknac w
glab siebie i urzeczywistnic jego (siebie) nature. Istnienie jest
swiadomoscia i jego pulsacje sa r贸wniez swiadome - w glebi naszego
bycia rozpoznajemy je jako pierwotna radosc. Dzieki calosciowemu
spojrzeniu wszechswiat staje sie radoscia czystego Bycia, kt贸re
wykrystalizowalo sie poprzez samoekspresje. Bycie to sat-czit-ananda,
czyli czyste doznanie.
Taka
jest w swej esencji natura czlowieka, nawet jesli wypaczona zostala
na skutek poczucia ograniczen; dzieki temu nie czujemy sie
bezgraniczni i otwarci, tylko scisnieci, zamknieci i niespokojni.
Kieruja nami jedynie slepe impulsy przyjemnosci, b贸lu i
zobojetnienia. Przez te faze mozna przejsc rozwijajac w sobie
rozmyslna, godzaca sie na wszystko obojetnosc, az w koncu kazda z
naszych reakcji rozswietli sie w swiadomosci i osiagniemy
niezmierzony kosmiczny spok贸j.
[...]
I rzeczywiscie, przecietny umysl patrzy i wydaje osad; w procesie,
kt贸remu podlega swiat, dostrzega on jedynie bledy i przyzwala na
nie, bo tak mu sie podoba. Caly ten proces jest wynikiem wt贸rnego
pedu do tworzenia "wielosci", kt贸ra potem wydaje sie
prawda, a niewiedza zdobywaniem poznania.
My
jednak wiemy o istnieniu prawdziwie tw贸rczego wyzszego umyslu,
kt贸rego zalazek znajduje sie w kazdym przecietnym umysle. Ten wyzszy
umysl to zywa swiadomosc - czyste doznanie, w kt贸rym podmiot staje
sie przedmiotem. W贸wczas wiedziec znaczy byc. Istnienie i swiadomosc
stanowia Jedno - harmonijna calosc.
(str. 196)
___________________________
Popelnimy
najwiekszy blad, jesli uwierzymy, ze mozemy panowac nad wlasnymi
dzialaniami; w rzeczywistosci mozemy jedynie odczuwac nastepstwa i
reakcje, kt贸re one wywoluja. Jedyna postawa, jaka wolno nam tutaj
przyjac, jest postawa zapominania o dzialaniu juz w jego trakcie. W
efekcie otrzymamy jakby czysta stronice, na kt贸rej wspomnienia nie
pozostawia zadnego sladu.
(str. 154)
_____________________________________
...zaden
wielki swiety nie dziala zgodnie z wlasna wola, lecz zgodnie z wola
innych, kt贸rzy czasami okazuja sie glupcami. Takie dzialanie nie
wywoluje wewnetrznej reakcji. W owym stanie wolnosci rodzi sie
prawdziwy, tw贸rczy impuls. Bedziesz lepiej sluzyl, bedziesz
uczestniczyl w zyciu innych i bedziesz m贸gl smiac sie serdecznie z
siebie samego!
(str. 154)
_________________________________
Druga
droga biegnie w d贸l. Zar贸wno dla mezczyzny, jak i dla kobiety
przypomina ona degradacje typowa dla prostytucji: porzucenie kast i
spolecznych rygor贸w. Tym samym, ludzie ci z wlasnej woli przestaja
podlegac prawdziwemu Prawu i podporzadkowuja sie nizszemu zbiorowi
praw.
Dawanie
nie ma znaczenia, poniewaz stanowi ono dow贸d, ze ma sie cos do
dania. To, co sie liczy, to doswiadczenie mozliwie jak
najpelniejszego niezadowolenia z siebie i przygladanie sie mu
otwartymi oczyma do czasu, az dotrze sie do samego podloza skaly. 脫w
ruch wywoluje reakcje obnazonej i zdemaskowanej prakryti.
W
tym momencie moze zaczac torowac sobie droge cos, co do tej pory bylo
niepostrzegalne. To energia (siakti), kt贸ra staje sie matryca lub
Pustka. Tylko tam, i we wlasciwym czasie, cos moze przybrac ksztalt i
sie narodzic. Podloze skalne reprezentuje wieczna Prakryti obojetna
na wszystko, co dzieje sie wok贸l niej, zajeta nieustannym
stwarzaniem, poniewaz taka jest jej funkcja. To wlasnie jeden z jej
ruch贸w. Ona dysponuje jeszcze innym ruchem, przeciwstawnym do
pierwszego, kt贸ry r贸wniez nalezy odkryc. Wedlug jednego z jej Praw,
Prakryti stopniowo wpycha swoje dzieci w pole widzenia Puruszy.
Spotkanie z przeszywajacym spojrzeniem Puruszy, kt贸rego zadaniem
jest "widziec", to chwila pelnego zrozumienia i wyrzeczenia
sie siebie. Jak mozna opisac to spojrzenie? Tego co wiadomo na jego
temat, nie da sie przekazac. Zreszta i tak byloby to bezcelowe.
(str. 95/96)
_____________________
Co
moge zrobic? Stawiajac sobie to pytanie, najlepiej jest nic nie robic
z wlasnej inicjatywy. Idee ekspansji nalezy wlasciwie zrozumiec.
Warunkiem koniecznym ekspansji jest milosc. Doswiadczajac milosci
wynurzamy sie z naszego malego ego. Jednakze owa milosc musi byc
bezosobowa. M贸wiac o niej posluze sie wedyjskim obrazem slonca,
kt贸re promieniujac energia oswietla i stwarza. Na tym polega istota
jego ekspansji. Nie jest z niczym zwiazane, a mimo to w swoim
kr贸lestwie swiatla wszystko do siebie przyciaga. Ekspansja nie
oznacza czynienia czegos, lecz bycie i stawanie sie. Zdolnosc
czynienia wyplywa spontanicznie ze zdolnosci bycia.
(str. 97)
________________________________
Widzimy
psa przywiazanego do budy, kt贸ry szczeka; ale ten pies nie wie, ze
szczeka. On tylko wypelnia zadanie, dla kt贸rego sie tam znajduje.
Zwierzeta maja swiadomosc, ale nie swiadomosc siebie. Istote
interesujacego nas zagadnienia mozna przedstawic nastepujaco: "Miej
siebie na oku, obserwuj siebie!" Tak naprawde w swoim zyciu
jestes podobny do szczekajacego psa, kt贸ry pilnuje domu; zawsze
przygladasz sie innym, ale nigdy z ta sama przenikliwoscia nie
patrzysz na siebie.
Te
idee mozna tez sformulowac inaczej: jeden czlowiek pali opium i jest
zaabsorbowany swoim doswiadczeniem; inny pali, lecz nie jest
odurzony, poniewaz zna miare tego, co robi. jeszcze inny, chociaz
pali, pozostaje obojetny. On nic nie czuje, poniewaz dziala jak
automat. Jest obrazem snu na jawie, gdzie nie ma juz nawet miejsca na
reakcje.
(str. 153)
Starajac
sie obserwowac siebie, czesto sie zatrzymujesz, gdy nie potrafisz
konkretnie sformulowac tego, co wydaje ci sie obiektywne. Gdybys
wiedzial jak to zrobic, doswiadczylbys blogosci i czystej radosci
(anandy). Tymczasem masz zaledwie kilka wspomnien, kt贸re chociaz
zywe, szybko znikaja. Posmakowanie owej blogosci w esencji bycia
uczyniloby cie niezaleznym. Wtedy jest sie autentycznie oddzielonym
od prakryti. To dlatego odurzenie jest najstarsza forma oddawania
czci, blogoscia nieograniczonego w czasie pamietania.
(str. 153)
________________________
Zanim
czlowiek bedzie umial zredukowac emocje do minimum, rozpoznac ja,
odizolowac i opanowac, tak by w koncu m贸c sie jej pozbyc, musi
najpierw przejsc przez kilka poziom贸w. Na nizszym etapie musi raz na
zawsze sobie uprzytomnic, ze emocja to odsetki od dlugu jaki ma do
splacenia - juz samo to zapoczatkuje proces, kt贸ry ja wyeliminuje.
Jest to proces wykorzenienia. Osiagajac drugi etap zobaczy, ze emocja
jest albo czyms, co nalezy odrzucic, albo czyms co w spos贸b znany
sie powtarza. Stanowi to czesc automatyzmu, kt贸ry choc staje sie
widoczny, to realnie nie istnieje. Trzeci stan to ten, w kt贸rym
ciezka forme przytlaczajacej emocji, dobrowolnie i systematycznie
zastepuje sie lekka forma idealu.
(str. 173)
Jesli
emocjom nie nada sie zadnej wartosci - ani dodatniej, ani ujemnej -
to czlowiek bedzie mial do czynienia z motorem, kt贸ry korzysta z
prakryti tylko na zwyklych obrotach. Woda w pr贸b贸wce jest forma
ciezkiej materii. Ta sama woda zamieniona w pare zajmuje wieksza
przestrzen i jest bardziej nasycona gazem. Podobnie czlowiek moze
cierpiec w swoim sercu z powodu emocji ciezkich jak kamienie albo
emocji, kt贸re staly sie bardziej subtelne i chociaz istnieja,
pozwalaja, by przebilo sie przez nie swiatlo.
(str. 172)
____________________________
Musisz
nauczyc sie swiadomie przyjmowac najbardziej nieoczekiwane wydarzenia
w twoim zyciu, stawac sie wobec nich calkowicie przezroczystym, nie
oceniajac ich jako dobre lub zle. W takiej chwili musisz unikac
wszelkich osad贸w, poniewaz nie wiesz, jakie Prawo wtedy
dziala.
Powstrzymuj
swoja prakryti tlumiac wszystkie spontaniczne ruchy, kt贸re moga sie
w tobie pojawic, tak by ona z ciebie nie wyplynela ani zeby nie
skierowala swej uwagi na prakryti innych ludzi. Nie wymaga to od
ciebie wycofania sie, lecz pozwala zapobiec polaczeniu ciezkich
materii z innymi, pozostajacymi w nieladzie, ciezkimi materiami.
W贸wczas bedziesz w stanie obserwowac ruchy oraz kaprysna nature
innych ludzi, co pomoze ci dostrzegac wlasne ruchy. W tym momencie
mozna wprowadzic pewna kontrole, ale tylko w odniesieniu do siebie.
Dla czlowieka, kt贸ry rozumie, ze prakryti obejmuje calosc istnienia
w jego rozlicznych swiadomych i nieswiadomych przejawach, 贸w stan
"przezroczystosci" ma zwiazek z tym, co mozna nazwac
"pamietaniem siebie".
(str. 148)
Z
pojeciem Pustki mozemy zapoznawac sie stopniowo.
Najlepszym
sposobem jest obserwowanie, w jaki spos贸b wszystko sie odbywa. To,
co nazywamy nasza wola, nie jest naprawde nasze. Jest to jedynie
automatyczny ruch - rozbudzenie w nas prakryti.
(str. 148)
__________________________
Odkryj
w sobie wiare, kt贸ra wstrzasa swiatem. Nigdy nie m贸w "byc
moze", lecz od razu powiedz "tak". To pomoze ci odkryc
reakcje w swiadomosci, pomoze ci je obserwowac i dokonywac wyboru.
Nie wolno ci dopuscic do tego, aby twoje reakcje znajdowaly sie w
niewoli automatyzmu. Zerwij z nia. To jest mozliwe. Stanowczo nie
zgadzaj sie na to, by stac sie niewolnikiem wlasnych reakcji. Gleboko
pragnij je opanowac.
Zaakceptuj
pierwotna Przyrode, kt贸ra istnieje w czasie, ale oddal sie od niej i
obserwuj ja z plaszczyzny Puruszy. Plaszczyzna Puruszy to plaszczyzna
ducha. Ten krok oznacza czysta Sankhje. Uwierz, ze twoja ewolucja
jest mozliwa, nawet jesli tw贸j rozw贸j dokonuje sie bardzo
powoli.
Niczego
od nikogo nie oczekuj. Ludzie sa tylko slepymi narzedziami,
instrumentami pozbawionymi wolnosci, napedzanymi niewidzialna moca,
kt贸rej sami nie chca nawet poznac poniewaz oczy maja zamkniete.
Wazne jest, zeby wiedziec, czy nasza filozofia zycia sie sprawdza.
Dopiero w贸wczas, gdy uginamy sie pod ciezarem okolicznosci,
dostrzegamy otaczajace nas ruchy prakryti i zauwazamy, ze sami
stanowimy jej integralna czesc.
A
wtedy to co zdolalismy spostrzec z czystego Istnienia (sat) -
niezaleznie, czy na zewnatrz przybralo to dla nas forme zwyciestwa,
czy porazki - karmi nasze wewnetrzne bycie. Na nic sie nie zda
zalowanie przeszlosci. W naszym doswiadczeniu zyciowym postepowalismy
zgodnie z naszym rozumieniem i z naszymi mozliwosciami w danym
momencie. Jest to nieuchronne Prawo, kt贸re dop贸ty trzyma nas w
swojej orbicie, dop贸ki jestesmy niewolnikami prakryti.
Skoro
tylko dochodzi do swiadomego oddalenia sie od prakryti, chocby nawet
na kr贸tka chwile, jej ruch ustaje. Ten, kto stamtad sie wynurza,
dotknal juz punktu stworzenia. 脫w punkt dostarcza niezwykle czystego
doznania. Czesto mozna je osiagnac poprzez "duchowa smierc"
wykraczajaca poza wszelka energie, poza rozwazania ego. Jednakze
uczen nie powinien za wszelka cene pragnac wyrwac sie z uscisku
prakryti, poniewaz jest ona polem, na kt贸rym mozna odkrywac, uwaznie
badac, oceniac i wykorzystywac wlasne
ruchy.
_______________________________
Przeszlo
dwadziescia lat temu, w willowej czesci miasta ludzie widywali bardzo
mloda i piekna kobiete, kt贸ra zatrzymywala przechodni贸w przed swoim
domem i pytala ich: - Gdzie jest Szem Babu? Czy widziales go? Jesli
powiesz mi, gdzie on jest, to p贸jde do niego. - Jej ukochany zmarl,
a ona wciaz na niego czekala, zyjac dzieki swojej milosci do niego.
Ta milosc ja zdradzila. Przechodnie robili sobie z niej okrutne
zarty.
Potem
rozpoczela sie dla niej nastepna faza. Zaczepiala przechodzacych
ulica mlodych mezczyzn i m贸wila do nich: - ty jestes m贸j Szem Babu,
wr贸ciles... - Poniewaz nie byla prostytutka, mezczyzni odganiali ja
brutalnie, rzucajac w nia nawet kamieniami.
Po
kilku latach jeden z jej sasiad贸w, kt贸ry znal ja od dawna, zobaczyl
ja siedzaca przez caly dzien pod swietym drzewem tej dzielnicy.
Postarzala sie, ale z jej twarzy promieniowala radosc. Rozpoznala
swojego sasiada. On zapytal: - Czy juz wiesz, gdzie jest tw贸j Szem?
- Tak - odpowiedziala z czarujacym usmiechem. - Sp贸jrz, on jest
tu... - i wskazala na swoje serce.
(str.174)
__________________________
W
zadnej duchowej dyscyplinie nie bierze sie pod uwage emocji, poniewaz
emocja z natury nie jest czyms trwalym. Jest jedynie ruchem Prakryti.
Calkowicie spokojny umysl przypomina nieruchoma tafle g贸rskiego
jeziora. Najmniejsza fala na jego powierzchni jest emocja.
Co
sie z nia dzieje? Jesli Purusza pozwoli tej nawet najdrobniejszej
fali powiekszyc sie i stac duza fala, on sam zostanie przez nia
polkniety. Slepa emocja panuje nad sytuacja, chociaz w rzeczywistosci
nie ma racji bytu. Jesli ta sama emocja, kiedy jest jeszcze tylko
drobna fala, zostanie dobrowolnie uwewnetrzniona, to w贸wczas
stopniowo, dzieki swojej niesp贸jnosci rozpadnie sie i powr贸ci tam,
skad przyszla, stajac sie jedynie swiecacym promieniem blogosci
(anandy).
(str. 175)
__________________________
Poznaj
samego siebie. Nie obawiaj sie ciemnosci siebie, kt贸ra odkrywasz,
choc moze sie ona wydawac czarna jak wegiel! Ludzie zaczynaja sie
bac. Wielu rezygnuje i tylko nieliczni docieraja do konca. Istnieje
problem nieskonczonego wewnatrz nieskonczonosci. Slowa: "tak
duzo", "tak wiele" - nie istnieja. Bardzo delikatna
kwestia jest to, ze kiedy m贸wimy "nieskonczonosc",
myslimy, ze to musi byc gdzies tam, gdzie nie istnieje nic
skonczonego; a nieskonczonosc wykracza nawet poza to! Kiedy sie
boisz, to przestajesz umiec myslec. Blakasz sie wszedzie, m贸wiac:
"Trace wszelka nadzieje!"
W
Bryhadaranjaka-upaniszadzie powiedziano:
Tobie
sie oddaje...
Ty
otwierasz przede mna samego siebie...
Tyle
slyszalem
Nie
chce juz nic wiecej slyszec.
Tyle
widzialem
Nie
chce juz nic wiecej widziec.
Objawiam
Ciebie, objawiam Ciebie!
To
jest jak objawienie Chrystusa.
Lek
i szorstkosc, kt贸re w nas tkwia, powinny sie rozpuscic, ale niestety
osobowosc jest taka silna! Pokrywa sie skorupa zlozona z tylu rzeczy,
ze wszystkich rzeczy istniejacych na zewnatrz. Wyobraz sobie, ze masz
dw贸jke dzieci, syna i c贸rke, urodzonych w odstepie jednego roku.
Widzialem wiele takich par. Tak sie kochaja. Kl贸ca sie i kochaja,
kochaja sie i kl贸ca, ale nie potrafia bez siebie zyc. Taki jest
prosty poczatek zycia, lecz ty wlasnie wtedy zaczynasz uczyc ich
zaklamania - "wlasciwie sie zachowywac", robic to lub tamto
- i to nie z powodu wplywu, jaki wywiera na nie twoja obecnosc, tylko
przez slowa, martwe, wziete z ksiazek slowa; i w ten spos贸b traca
one podstawowa rzecz: dotyk zycia w poznaniu!
Oto
strofa z Isia-upaniszady:
Tam,
poza, jest cala pelnia,
Tutaj
jest cala pelnia,
A
kiedy z tej pelni
Zabierzesz
pelnie,
Pelnia
nadal bulgocze
I
rozlewa sie po ziemi.
Jak
to wspaniale powiedziane i jaka w tym glebia!
Sri
Ramakrysznie bardzo sie to podobalo. Powiedzial:
Idziesz
oto nabrac wody do oceanu zycia. Dzban bedzie unosil sie na
powierzchni. Nie chce nabrac wody. Musisz chwycic go za ucho i
zanurzyc. Najpierw uslyszysz: "Bul, bul, bul..." - to dzban
odpycha wode. "Nie, nie, nie, nie nabiore". Potem sie
napelnia i przestaje stawiac op贸r. I wtedy wie: ocean wewnatrz,
ocean na zewnatrz!
Tak
samo jest z nami: wewnatrz mamy maly ocean, a na zewnatrz otacza nas
ogromny ocean. Dlatego jestesmy w stanie pokonac smutek. Ale jak
opieramy sie bogu! Jak dzban m贸wimy: "Nie, nie, nie".
Mistrz
musi wiec sila zanurzyc dzban w wodzie. Nie pozwalamy, by wstapil w
nas nieskonczony ocean.
Sri
Ramakriszna powiedzial tez:
Dobry
guru jest dobrym lekarzem; nie przychodzi i nie m贸wi: "Prosze,
oto twoja recepta". Nie, on przynosi lekarstwo i wsadza ci je do
gardla, tak ze zostajesz oczyszczony od srodka. Robi to z
bezwzglednoscia, kt贸ra oznacza prawdziwa milosc.
(str. 226-228)