Anirvan Szri 呕y膰 w sobie Nauki簎la


Sri Anirwan - "Zyc w sobie nauki baula"
Wydawnictwo Pusty Oblok
Warszawa 1994


_____________________________________


BIOGRAFIA

Sri Anirwan urodzil sie w malym, niczym nie wyr贸zniajacym sie miasteczku we wschodnim Bengalu: domy pokryte strzechami sterczacymi nad okraglymi werandami, schody z ubitej ziemi oraz mosiezne naczynia suszace sie na sloncu; za miastem rosna palmy, drzewa bananowe oraz zywoploty z kwitnacych pnaczy, kt贸re oddzielaja jeden ogr贸d od drugiego.
Owa bujnosc opada na liczne, pokryte lotosami i trzcina stawy. Za nimi, az po horyzont ciagna sie pola ryzowe i pastwiska. Mieszkaja tam przer贸zne ptaki - miedzy innymi zimorodki i biale zurawie. A nad tym wszystkim badz to unosi sie palace slonce, badz deszcz, kt贸ry zamienia ziemie w bloto. Wszystko jest przesadne, gwaltowne, choc jednoczesnie, gdy promienie slonca igraja z kurzem i wieczorna mgla, przepelnione czuloscia.

Byl synem lekarza. Kiedy mial jedenascie lat, tak jak wszyscy mali chlopcy z jego kasty wypowiadal rano rytualne modlitwy. Codziennie recytowal rozdzial z Bhagawadgity, a w niekt贸re dni traktat Paniniego, skandujac rytm i zaznaczajac dlugie sylaby. W szkole byl dobrym uczniem palacym sie do nauki, bo po to wlasnie chodzi sie do szkoly, a poza tym jest to przywilej. Kt贸regos dnia prowadzacy lekcje nauczyciel komentujac wiersz powiedzial: - Wszystko co widzimy jest nierzeczywiste. Oto podstawa Wedanty.
Dziecko wraz z reszta klasy powtarzalo lekcje slowo po slowie: ale kiedy przyszlo do wypowiedzenia: "Wszystko, co widzimy, jest nierzeczywiste", popatrzylo na rozwijajacy sie pak r贸zy na krzewie niedaleko miejsca, w kt贸rym siedzieli uczniowie. Ujrzalo wtedy narodziny swojej wlasnej, niezaleznej mysli. "Jesli widze przed soba zakwitajaca r贸ze, to jak moge m贸wic, ze ona nie istnieje? Czy ja widze owa r贸ze? Czy ja istnieje? Czy to ja widze te r贸ze?" Nastepnego dnia w czasie recytacji nie byl w stanie powt贸rzyc motta. Slyszac, jak skanduje je ch贸r uczni贸w, m贸wil do siebie: "Ja, ja jestem sam... Nie mysle tak jak inni. Co ze mna bedzie? To boli..."
"Kiedy patrze na cos, to czy to cos istnieje?" - tak brzmialo palace pytanie. Czul, ze to pytanie pozostanie bez odpowiedzi. Nie mozna spierac sie z wychowawca, tak jak nie mozna spierac sie z ojcem. Odczuwal zuchwalosc swoich mysli i serca, ale pytanie pozostawalo zywe. Kto m贸glby mu odpowiedziec? Zastanawial sie: "A wiec wszystko, co widze wkolo siebie, nie istnieje? Nie, to nieprawda!" Poczawszy od tego momentu zapuscilo w nim korzenie tajemne zycie, zycie oparte na dokuczliwych watpliwosciach. Wszystko wok贸l wydawalo sie mechaniczne, nie majace nic wsp贸lnego z jego zywym pytaniem. Obrzadki i zwyczaje metodycznie okreslajace, co nalezy robic o kazdej porze dnia, utracily swoja tresc. A jednak wszyscy czlonkowie rodziny - brat, siostra, matka, babka, nawet ojciec - stosowali sie do nich. Dlaczego? On sam, z posluszenstwa, nadal podporzadkowywal sie tym wymaganiom, ale jednoczesnie zastanawial sie, jakie znaczenie maja te wszystkie reguly zycia, "skoro nic nie istnieje"? Jakby po raz pierwszy rozgladal sie dookola obserwujac, co sie dzieje, zauwazajac, co robia poszczeg贸lne osoby. Dwadziescia lat p贸zniej nadal pamietal slowa wypowiedziane przez kazdego czlonka rodziny. Wszystko wydawalo mu sie nierzeczywistym przedstawieniem, bez poczatku i konca.

Wsr贸d przyjaci贸l ojca bylo kilku muzulman贸w. Szukal u nich oparcia, poniewaz m贸wili innym jezykiem. Jeden z nich, glowa duzej rodziny, byt sufim. Okoliczni hindusi lubili go odwiedzac, uwazali go bowiem za czysty diament wypelniony jadowita madroscia, kt贸ra byla zr贸dlem serdecznego smiechu. Czasami slychac bylo jego rozpaczliwe zawodzenie: "Ach, boska wolnosci, prawdziwy darze Boga, gdzie jestes? Co ze mna wyprawiasz? Sp贸jrz tylko na mnie, tutaj posr贸d moich bliskich - wskazywal wtedy na swoja zone, dzieci, wnuki - dreczy mnie tyle malych zmartwien. Gdybym ich nie doznal, to nie wiedzialbym, ze istniejesz. A wiec gdzie sie chowasz? Dlaczego nie przyjdziesz do mnie?" I zaczynal spiewac gestykulujac zamaszyscie dlonmi wyciagnietymi ku niebu; czasami plakal, a ci, kt贸rzy go sluchali, wybijali takt w rytmie jego spiewu. Maly uczen zachlannie sie przysluchiwal. Gdzie znajdowala sie owa boska wolnosc, kt贸ra znal sufi? Czy byla rzeczywista, czy nierzeczywista? Ale dziecko, obawiajac sie odprawy, nie stawialo pytan. Pomyslalo: "Sam ja odnajde; wyrusze i bede jej szukal".
Zaczal chodzic nad brzeg Brahmaputry, gdzie wczesnym rankiem kapali sie hindusi i muzulmanie. Przemykal wsr贸d nich nie zauwazony - jeszcze jeden halasliwy, bawiacy sie dzieciak. Czesto podchodzil ostroznie do pandita, bardzo szanowanego przez otaczajacych go ludzi za jego swiatobliwe zycie i wolnosc mysli. Pandit spotykal sie nad rzeka z sufim z pobliskiej wioski. Po przywitaniu obaj mezczyzni - kazdy po swojemu - zaczynali wyspiewywac sto osiem albo dziewiecdziesiat dziewiec Imion Boga. Potem, kiedy sufi niestrudzenie powtarzal "Za illaha ilattah", bramin, zanurzony do pasa w wodzie, odprawial obrzadki oczyszczenia, przywolujac na glos mistyczny ogien niebios贸w: "Marudbhir agna a gahi". Gdy tylko bramin wyszedl z wody, sufi przestawal sie modlic. Przed rozstaniem dlugo serdecznie obejmowali sie, nie zwazajac na tabu, kt贸re powinny ich dzielic. Czasami siadali na kamieniach i otoczeni przez innych kapiacych sie opowiadali na zmiane historie. Czy prawomyslni z Szarijat i braminscy kaplani ze swiatyni mogli zabronic tym dw贸m mezczyznom owych akolad i takiej wolnosci slowa?

Pewnego dnia po wyjsciu ze szkoly hinduski chlopiec poszedl razem z muzulmanskim kolega nad brzeg rzeki. Wysmienicie bawili sie wskakujac w kaluze i puszczajac kaczki starannie wybranymi kamieniami! Slonce swiecilo wysoko i po pewnym czasie obaj chlopcy zmeczeni padli na ziemie w cieniu krzewu. Byli glodni. Mlody muzulmanin powiedzial: - Przynioslem ze soba cos do jedzenia; chodz, podzielimy sie! - Wyjal z torby maty pakunek owiniety w lisc bananowy, rozwinal go i dal polowe swojemu koledze. Dzieci zaczely jesc, drazniac jednoczesnie kijanki palcami u n贸g.
Niespodziewanie muzulmanski chlopiec chytrze powiedzial: - Czy wiesz, ze przez to, ze jadles ze mna zakazane rzeczy, utraciles kaste? Rozgadam to i wszyscy beda o tobie m贸wili! - Nie, mylisz sie - odpowiedzial zaskoczony jego hinduski kolega. - Jestem wolny jak Kikirczand. Moge jesc wszystko, co mi sie tylko podoba, poniewaz jestem baulem i jestem ponad wszystkimi kastami. - M贸wiac to wstal, bo kiedy m贸wi sie cos takiego, wzywa sie slonce na swiadka. Wolnosc, kt贸ra w nim dojrzewala, wybuchla. - Jestem baulem szukajacym boskiej wolnosci i nic mnie nie powstrzyma. - Ale jednoczesnie wiedzial, ze jesli pragnie dazyc do ekspansji siebie i wolnosci, za kt贸ra tesknil, bedzie musial podporzadkowac sie - obojetnie jakim - klasycznym i tradycyjnym dyscyplinom. Zrozumial juz, ze mozna zaczac rosnac tylko od ziarna, kt贸rym sie jest samemu i ze do tego konieczna jest niezawodna droga. W tym wlasnie momencie pojal, ze rozpoczeto sie jego poszukiwanie.
________________

Ogarniety pragnieniem stania sie sadhu, kt贸ry szuka najwyzszej wolnosci, odkryl, ze juz nic innego sie nie liczy. Pokornie stosowal sie do wszelkich regul i post贸w, m贸wiac sobie, ze sa kamieniami milowymi na tej drodze. Zaczal czytac wszystko, co tylko wpadlo mu w rece na temat zywot贸w swietych i mistrz贸w. Dokladnie w tym samym czasie jego ojciec, czlowiek bardzo pobozny, natrafil przypadkowo na ksiazke z kursem jogi, zawierajaca podobizne autora. Zafascynowany wyrazem jego twarzy, postanowil odnalezc tego czlowieka i zaprosic go do swojego domu. Napisal o swoim zamiarze do syna, kt贸ry spedzal wtedy kilkudniowe wakacje u wujka na p贸lnocy.
脫w list byl dla chlopca prawdziwym wstrzasem. Natychmiast wyruszyl w droge. Aby jak najszybciej dotrzec do domu, szedl nawet podczas najgoretszych godzin dnia, powtarzajac w k贸lko jak modlitwe: "Ide na spotkanie mojego Thakura, czlowieka, kt贸ry dotarl do celu! On jest moim Thakurem!"
Kiedy mnich sie pojawil, chlopiec od razu wiedzial, ze sie nie pomylil - to byl czlowiek, kt贸ry mial nim pokierowac i doprowadzic go do osiagniecia trzech etap贸w swiadomosci, o kt贸rych m贸wia Pisma - sad - czit - ananda. Swami mial w sobie cos majestatycznego, cos tak rozleglego jak niebo. Jednoczesnie w momencie poddania sie mistrzowi chlopiec mial glebokie przekonanie, ze posiadl juz wolnosc, kt贸ra chcial odnalezc. Zostala mu objawiona pewnej nocy, gdy mial zaledwie dziewiec lat. Tej nocy wstapilo w niego niebo ze wszystkimi gwiazdami, rzucajac go omdlalego na ziemie. Nigdy o tym nie m贸wil, poniewaz zadne slowa nie sa w stanie tego oddac; ale kiedy uslyszal spiew Kikirczanda, ta tajemnica rozkwitla w nim jak lotos; wypelnila jego serce, a po policzkach splynely mu lzy. Z cala pasja poddal sie guru, kt贸ry byl mu absolutnie niezbedny.
Przez trzy lata Swami przyjezdzal w regularnych odstepach czasu. Pomiedzy jego wizytami ojciec udawal sie do niego; za kazdym razem wracal odmieniony, pelen historii o duchowych dyscyplinach i ekstatycznych stanach, kt贸re nastepnie opowiadal zonie. Jego mlody syn przysluchiwal sie tym opowiesciom, czujac coraz wiekszy gl贸d takiego samego zycia.

Swami zamierzal osiedlic sie w Asamie, gdzie rzad dawal ziemie kazdemu, kto zdecydowal sie ja odwodnic. Byt to obszar dziewiczy, bagienny i malaryczny. Pierwsza grupa uczni贸w gotowa byla wyruszyc ze Swamim i poswiecic sie sluzeniu bliznim, zyjac jednoczesnie zgodnie z prawem siastr (sdstrd). Zmaganie sie z nieokielzana przyroda, z dziewiczymi lasami i dzikimi drapieznikami zdawalo sie isc w parze z podbojem wewnetrznej natury.
Nadszedl decydujacy moment. Pewnej nocy ojciec zbudzil syna, zeby z nim porozmawiac. - Sluchaj. Za rok ukonczysz szesnascie lat; bedziesz mezczyzna. Staniesz sie glowa rodziny, poniewaz ja i twoja matka postanowilismy wyjechac i zyc u boku guru w Asamie. Twoja babka zajmie sie mlodszymi dziecmi. Odlozylismy r贸wniez pieniadze na twoje studia. Tak jak ja, zostaniesz lekarzem. Chlopiec, kt贸ry nigdy otwarcie z ojcem nie rozmawial, poczul, jak ziemia zapada mu sie pod stopami. Przez szacunek dla ojca musial byc posluszny i nie wypowiedzial slowa. Przeciez nie m贸gl wykrzyknac: "Ja tez chce do niego pojechac - on jest moim Thakurem! Nie pragne niczego opr贸cz zycia opisanego w Upaniszadach; chce jedynie sluzyc guru i osiagnac cel!"

Zachowal milczenie i przez siedem miesiecy zmagal sie ze soba. W koncu pewnej nocy zerwal rygiel, wyszedl zamykajac za soba drzwi na kl贸dke i odszedl z nikim sie nie pozegnawszy. Wyobrazal sobie swojego Thakura w aureoli wolnosci; ale dotarl na miejsce, nie znalazl tam zadnej z tych rzeczy, kt贸rych oczekiwal - ani nauczania, ani dyscypliny. Zycie w przyszlym asramie stanowilo mieszanine dzwiek贸w mlotk贸w, pil i kilof贸w, i w istocie polegalo na bezwarunkowej milosci do guru oraz usunieciu sie w cien. Jedyne zawolanie wzywajace do dzialania brzmialo: "Pracuj dla guru!", to zas oznaczalo kopanie studni i row贸w, scinanie drzew, budowanie dom贸w. W swoim oddaniu mlodzieniec zaakceptowal wszystkie istniejace tam warunki. Nie zastanawiajac sie nad tym, pracowal az do granic wytrzymalosci. Po jego twarzy splywaly jednoczesnie pot i lzy. On ich nie zauwazal.
Po kilku miesiacach przyszla wiadomosc, ze na podstawie wynik贸w egzaminu na uniwersytet, kt贸ry zdawal jeszcze przed wyjazdem, przyznano mu stypendium rzadowe. Guru podjal decyzje: "Dobrze! Skoro tak sie stalo, to idz na studia! W przyszlosci bede potrzebowal takiego wlasnie wyksztalconego czlowieka".
I tak mlodzieniec wyjechal na cale szesc lat; najpierw do Dakki, a potem na Uniwersytet w Kalkucie. Ciezko pracowal marzac o swoim guru. Kiedy na wakacje wracal do asramu, mistrz sam wychodzil mu na spotkanie; potem zatrzymywal go przy sobie i szczeg贸lowo opowiadal o wszystkim, co sie wydarzylo. Byl wielkim ulubiencom uczni贸w - poeta, kt贸ry wyspiewywal swoje oddanie i potrafil otworzyc kazde serce. Lubiano go, poniewaz to, co m贸wil, odganialo zmeczenie i przenosilo umysl ponad kraine zmysl贸w. Sluzyl guru we wszystkim; wachlowal go podczas dusznych nocy i uslugiwal mu w najdrobniejszych sprawach. Milosc do guru wypelniala jego zycie.

Po wzorowym zdaniu wszystkich egzamin贸w, student szykowal sie do powrotu do asramu - tym razem juz na dobre. Ostatniego dnia pobytu w Kalkucie zdarzylo sie cos, co zmienilo bieg jego zycia i zostawilo na nim trwaly slad. W drodze na dworzec, z kt贸rego mial pojechac pociagiem do Asamu, jakby po raz pierwszy rozejrzal sie wok贸l siebie; rozluzniony usmiechal sie do ludzi i rozbawiony wszystkim, co widzial, wchlanial otaczajace go zycie.
Opadla mgla. Wzdrygnal sie, jakby budzac sie z dlugiego snu; konczyny mial dretwe. Gdzie sie znajdowal? Zamknal oczy. W widzeniu ujrzal lagodne brzegi Brahmaputry, rozlegle niebo i siebie stojacego w obliczu wlasnej wolnosci pomiedzy ziemia i niebem. Uslyszal pomruk wody splywajacej po kamykach. Kim byl? Wedrujacym baulem? Zawladnal nim nieodparty impuls, zeby pojechac na poludnie, az do samego Przyladka Kumari w jej nie konczacym sie wyczekiwaniu; chcial zobaczyc nieskonczonosc m贸rz, nieskonczonosc wolnosci.
Natychmiast postanowil, ze wykupi bilet do Kanja Kumari i nie wr贸ci juz do asramu. Przyszedl na dworzec i ustawil sie w kolejce do kasy. Tam, w tlumie, przez pewien czas doznawal radosci bycia w harmonii z samym soba. Ale doszedl do okienka, nie byl w stanie wypowiedziec jednego slowa. Czul, jak z tylu go popychano, szturchano. I wtedy wyraznie uslyszal glos m贸wiacy: -Jeden bilet trzeciej klasy do Dzorhat w Asamie. - zamknal oczy i wiedzial, ze w tym momencie jego guru polknal go.


Po powrocie do asramu oczekiwala go calkowita zmiana trybu zycia. Ksiazki zostaly odlozone na bok. Jako nowicjusz zajal miejsce obok innych mnich贸w: kopaczy, oraczy i drwali. Zycie bylo ciezkie. Guru narzucil milczenie w czasie pracy. Karczowanie podszycia bylo niebezpieczne, brakowalo wody pitnej. Po oczyszczeniu ziemi od razu sadzono nasiona. Nie wolno bylo utrzymywac zadnego kontaktu ze swiatem zewnetrznym ani zadnej korespondencji. Guru, dzieki machinalnie przyjmowanemu poslu-szenstwu, coraz mocniej trzymal ich zycie w swoich rekach. Wielogodzin-ne nocne medytacje lamaly op贸r. Upal byt ciezki i wilgotny, powietrze wypelnialo szczekanie szakali.
W owym wysilku nowicjusz zyt rozdarty miedzy swoim marzeniem o wolnosci a cialem, kt贸re zostalo przywiedzione tam, gdzie on sam nie chcial juz byc. Jego oddanie zaczeto wiednac. Byl nieobecny, zagubiony. Bardzo przygnebila go tez rozmowa z mieszkajaca w asramie mniszka.
Po raz pierwszy rozmawial z kobieta, i to dostatecznie stara, by mogla byc jego matka. Pewnego dnia pokazujac mu pokryty kwiatami wize-runek Isztadewaty, kt贸ry czcila, rzekla: "Postawilam przed soba ten umilowany wizerunek, aby sie skupic, ale r贸wnie dobrze moge rozbic go na kawalki. W takiej chwili B贸g, jesli Mu sie tak podoba, moze postanowic, ze wstapi w serce i zamieszka tam. Powinienes to wiedziec i nigdy o tym nie zapomniec".

Guru niepokoil sie stanem umyslu swojego ulubionego nowicjusza, kt贸ry od niego uciekal. Poradzil sie w tej sprawie kilku starszych. W jaki spos贸b m贸gl z powrotem pozyskac tego buntownika potrzebnego mu do pracy i na dobre go do siebie przywiazac? Jak m贸glby powstrzymac go od myslenia? Postanowil zmusic go do przyjecia slub贸w wstrzemiezliwosci na wszystkich poziomach (brahmacarya). Milczenie miedzy guru i nowicju-szem zostalo przerwane; ale mlodzieniec, kt贸ry wr贸cil do guru wbrew wlasnej woli, opieral sie; kokon paralizujacej uprzejmosci pekl. Zapytal: "Czego ode mnie chcesz? Dokad mnie prowadzisz?"
W trakcie tej konfrontacji obaj m贸wili otwarcie; guru o przywiazaniu, uczen o wolnosci. Ostatecznie nowicjusz ulegl wladzy mistrza. Wymagane sluby zostaly wypowiedziane, ale zawieraly jeden warunek: "Zgadzam sie pracowac dla ciebie w calkowitym posluszenstwie, ale postaraj sie, bym p贸zniej tego nie zalowal. Moja sciezka to ta, kt贸ra prowadzi do ostatecznej wolnosci".
____________

Uplynelo kilka lat.

Garstka uczni贸w, kt贸rzy podazyli za guru do Asamu, rozrosla sie teraz do prawie piecdziesieciu os贸b, przez co konieczne stalo sie utworzenie autonomicznej instytucji. Posiadlosc skladala sie z budynk贸w, w kt贸rych mieszkali mnisi i nowicjusze, a takze kilka starszych wiekiem malzenstw oraz wychowywane w asramie dzieci swieckich uczni贸w. Asram mial wlasna szkole, apteke, drukarnie, tkalnie, spichlerze, ogrody, sady i pola ryzowe. Z czasem Swami, kt贸ry byt jego zalozycielem, musial stac sie administratorem pracujacym dzien i noc dla dobra wsp贸lnoty. Jego pilna troska - zwiazana z powstaniem innych grup w okolicznych prowincjach - bylo wyznaczenie nastepcy, kt贸ry zyskalby powszechna akceptacje. Jedynym odpowiednim czlowiekiem do pelnienia tej roli byt jego ulubiony nowicjusz; ale czy 贸w, ze swoim niezaleznym charakterem i celem, do kt贸rego dazyl, zgodzi sie przyjac sannjase (samnyasa). Bez tego bowiem nie m贸glby zostac przyw贸dca instytucji klasztornej. Nowicjusz, pochloniety obowiazkami i zlakniony nieskonczonego, pracowal dwadziescia godzin na dobe. Od czasu do czasu w przyplywie czulosci przelamywal milczenie i prosil Mistrza: "Przestan, blagam cie! Nie dokladaj sobie pracy. Dajesz sie zlapac w siec. Porzuc to wszystko. Twoje zobowiazania cie niszcza. Powr贸c do zycia wewnatrz siebie. Zostaw to wszystko i nie ogladaj sie wstecz! Idz, usiadz pod drzewem w lesie i zacznij medytowac. Ja sie toba zaopiekuje. P贸jde zebrac dla ciebie..."

Jednakze guru, calkowicie utozsamiajacy sie ze swoja praca i jej problemami, juz nie m贸gl sie z tego wyrwac. Uczen strapil sie wtedy jeszcze bardziej: "Blagam cie, przestan! Duch asramu zamiera. Kazdy wysilek jest pozyteczny, ale tylko do pewnego punktu. Jesli wysilek opiera sie jedynie na woli, to przestaje on harmonizowac z naturalnym rytmem stworzenia i nastepuje rozpad".
Mistrz doskonale zdawal sobie z tego sprawe, ale walka z ustanowionym juz pradem stala sie niemozliwa. Poczatkowy zapal uczni贸w, kt贸rzy przybyli tu, by zyc wyrzekajac sie wszystkiego, stopniowo zamienil sie w niedorzeczne wymagania. Z biegiem lat namnozono dorocznych swiat. Przybiegali wtedy do asramu po pokarm i ubranie wszyscy biedacy. I choc obecnosc tlumu schlebiala guru, to on sam nie ludzil sie juz nawet co do dzieci syn贸w swoich najblizszych uczni贸w kt贸re mu powierzono, by dorastaly w atmosferze asramu. Powiedzial: "Mozliwe, ze niekt贸re z tych dzieci otworza sie na swiatlo, choc r贸wnie dobrze czesc z nich moze stac sie zlodziejami. W takim wypadku beda doskonalymi zlodziejami, poniewaz sa karmione energia i sila guru, i dorastaja na jego oczach".
Kiedy zapytano nowicjusza o to, czy przyjmie sannjase, poprosil o trzy dni do namyslu. Dla niego sannjasa byla nie tylko formalnoscia potrzebna do tego, by m贸gl dla uratowania samej instytucji uroczyscie stanac na czele asramu; oznaczala przyjecie zobowiazania na cale zycie. W trakcie minionych lat slepo przestrzegal regul ustanowionych przez guru: posluszenstwa, zerwania z rodzina, ub贸stwa, wstrzemiezliwosci, ciaglej dyscypliny umyslu; robil to, aby osiagnac stan bezosobowy cos w rodzaju "malej smierci", w trakcie kt贸rej, jesli zablakane impulsy umyslu nie nadaly wysilkowi blednego kierunku, moglo narodzic sie prawdziwe bycie. Ale przez caly czas jego celem pozostawala ostateczna wolnosc.
Pod koniec pierwszego dnia rozmyslan, z sercem rozdartym miedzy lojalnoscia w stosunku do guru, kt贸ry okazal mu takie przywiazanie, a jego wlasnym intensywnym pragnieniem wolnosci, nowicjusz postawil sobie pytanie: "Czy wymagana sannjasa wewnetrznie mnie wiaze?" Drugiego dnia powiedzial do siebie: "Jesli ja przyjme, to bede pracowal w calkowitym posluszenstwie, ale kto bedzie w贸wczas odpowiedzialny?" Trzeciego dnia, kiedy sie obudzil, znal juz odpowiedz: "Nikt i nic nie moze mnie zwiazac. Jestem baulem. Jestem wolny". Powiedzial wiec do guru:
"Zr贸b tak, jak ci wygodniej. Wewnetrznie nic mnie nie zwiaze".

Ceremonia jego sannjasy byla bardzo prosta. Zgodnie z pradawna wedyjska tradycja, nowicjusz, przywolujac slonce na swiadka, trzykrotnie wypowiada: "Wyrzekam sie, wyrzekam sie, wyrzekam sie". Guru polecil mu odprawic obrzadek wlasnego pogrzebu, aby zerwal ze swoja przeszloscia. Potem mistrz wreczyl mu godlo mnicha z grubsza ociosany kij i polozyl sie przed nim twarza do ziemi. Teraz, zgodnie z prawem siastr, byli sobie r贸wni. Nowy mnich, Swami Nirwanananda, symbolicznie nie posiadal niczego pr贸cz kamandalu (kamandolu) zrobionego z wyschnietego owocu tykwy i swojego kijka. Ale guru zabral mu kijek, m贸wiac: "Jesli ci go nie zabiore, to sobie p贸jdziesz i nie bedziesz wykonywal mojej pracy!" Nowy mnich nawet nie drgnal. I chociaz dobrowolnie zobowiazal sie do wykonywania pracy dla swojego guru, to jego umysl pozostal wolny. Rozmyslnie zlozyl w tym momencie przysiege, majaca odgrodzic go od zautomatyzowanego zycia, kt贸re go oczekiwalo: "W dniu, w kt贸rym zniknie wielkie drzewo stojace przy drzwiach asramu, tego samego wieczoru, tak czy inaczej, odejde..."


Uplynely kolejne bardzo ciezkie lata.

Guru przeni贸sl sie do Puri i stamtad podr贸zowal do r贸znych miast, wszedzie opowiadajac o asramie i zachecajac ludzi, by tam pojechali i zamieszkali. Pod tym wzgledem asram okazal sie sukcesem: pieniadze naplywaly, starsi uczniowie pomagali urzadzic sie nowym przybyszom.
Swami Nirwanananda zyl pod coraz wieksza presja, z calym ciezarem obowiazk贸w spadajacych na jego barki; i podobnie jak Sinbad Zeglarz, kt贸ry dzwigal Starego Czlowieka Morza, tak samo on musial dzwigac swojego guru. Kt贸regos dnia policzyl lata, kt贸re przepracowal dla guru zaspakajajac jego ludzka ambicje i poczul, ze moze odejsc. Asram rozwijal sie pomyslnie w nowym kierunku. On sam nie byl juz potrzebny. Wzial ze soba kamandalu i odszedl. Tego samego wieczoru gwaltowna burza powalila drzewo stojace u drzwi asramu. Odchodzac byl mimo wszystko przygnebiony, albowiem nie odczuwal juz zadnego sprzeciwu wobec guru. Teraz z taka sama czuloscia jak niegdys potrafil go jedynie kochac ze wszystkimi jego slabosciami. Czul sie zagubiony, przepelniony smutkiem, co zgodnie z precyzyjnym prawem, mialo trwac przez pewien czas.

Zniknal. Zrezygnowal ze swojego imienia.
Nie odstepowalo go doswiadczenie smierci w sobie, kt贸rego doznawal na przestrzeni lat. Przedostal sie w Himalaje. U kresu sil dowl贸kl sie do asramu, gdzie przyjeli go wedrowni mnisi.
Pozostal tam na plecionym l贸zku w goraczce, nie majac nikogo, kto by sie nim zaopiekowal. Wsr贸d sannjasin贸w nie ma mowy o wzajemnej pomocy. Jesli kt贸rys z nich umrze, to jego cialo pali sie albo wrzuca do Gangesu. Bo gdziez jest miejsce na litosc, kiedy sklada sie sluby wyrzeczenia, skoro i tak, wczesniej czy p贸zniej, wszyscy ludzie musza zrzucic to znoszone ubranie, kt贸rym jest cialo? To cud, gdy mozna swietliscie zstepowac do ostatniej wibracji swiadomego zycia. Oto chwila, w kt贸rej moga nastapic nowe narodziny. Kt贸regos dnia ten oslabiony i pozbawiony tozsamosci czlowiek zobaczyl przed soba jaskrawe swiatlo i wiedzial juz, ze nie umrze. Pomyslnie przeszedl przez ciezka pr贸be.
Doszedl do siebie, ale nie byl juz tym samym czlowiekiem. Rozpoczal sie dla niego dlugi okres wl贸czegi. Sam nigdy nie wspomina o tych latach. Jesli ktos go o to pyta, to po jego twarzy przemyka wtedy usmiech, a on odpowiada poetyckim zdaniem, pozostawiajacym aure tajemnicy. Przyjaciele m贸wili mi, ze choc spotykali go w r贸znych miejscach, to nigdy nie udalo sie im ustalic chronologii jego podr贸zy ani zdarzen z jego zycia. Zachowal dawna czulosc dla Swami Nigamanandy. Mimo ze sie zbuntowal, dalej sluzyl swojemu guru respektujac klasztorne sluby i oddajac sie studiom nad Wedami, kt贸re mialy wypelnic cale jego zycie. Spotkali sie jeszcze tylko jeden raz, wAsamie, i otwarcie m贸wili o rozbieznych drogach poszukiwania siebie, kt贸re spowodowaly ich rozstanie. Uczen zdobyl sie na taka szczerosc, ze guru blogoslawiac go przyznal mu calkowita swobode podazania wlasna samotna droga. W ten spos贸b stal sie atjasraminem (atyasramin), czyli jednym z tych, kt贸rych nie obowiazuja zadne reguly ani dyscypliny ustanowionego porzadku, a mimo to sa oni uznawani przez tradycje.
W bialej szacie, z dluga broda okalajaca chuda twarz, brano go czasami za muzulmanskiego pira lub hinduskiego sadhu. On sam pokpiwal ze swojej wolnosci w tym spoleczenstwie pelnym r贸znych tabu. Pozwalal sobie na bezposredni kontakt z ludzmi, ale jednoczesnie byt niczym pusta muszla wypelniona szumem oceanu. Slyszalam, jak m贸wil: "Co za przedziwne doswiadczenie. Z nikim nie moge sie zwiazac. Oni sa we mnie, ale ja nie jestem w nich". Owa obiektywnosc, pozornie czyniaca wielkie spustoszenie poprzez swa bezlitosna oczywistosc wspomagana jedynie jego rozbawionym i pelnym ufnosci spojrzeniem, umozliwiala rozw贸j naszej pracy nad samymi soba.
Jego przyjaciel z dziecinstwa spotkal go kiedys w miescie na p贸lnocy. Z trudem zarabiajac na zycie, przygotowywal student贸w do r贸znych egzamin贸w uniwersyteckich. Przybral imie Anirwan. Zaw贸d nauczyciela byl dla niego jeszcze jedna rola, kt贸ra przyjal dobrowolnie. Wiec tak jak robotnik w fabryce, codziennie na dlugie godziny zasiadal do pracy nad tlumaczeniem tekst贸w, kt贸re w jego przekonaniu byty potrzebne ludziom zbierajacym sie wok贸l niego raz albo dwa razy na tydzien. Wkr贸tce takze inni przyjaciele z okolicznych miast zaczeli sie spotykac; kazda grupa organizowala sie tak, by wsp贸lnie oplacic jego przejazd i w ten spos贸b zapewnic sobie jego wizyte.

Caloksztalt zycia stal sie jego guru i polem jego dzialania. Kiedys napisal do mnie:
To, czego ludzie ode mnie oczekuja, wcale nie musi sie spelnic. Moge jedynie byc wierny sobie i szczery wobec innych. Staram sie nade wszystko nie ranic ludzi, ale jednoczesnie kazdy z naszych ruch贸w wywoluje reakcje, chocby nawet niewielka. Nie da sie tego uniknac. Mozemy jedynie przyjac to z pokora, nie komplikujac rzeczy. Wedlug niego kazde miejsce sprzyjalo ksztaltowaniu zycia wewnetrznego i wypelnianiu wlasnego zadania; nawet pok贸j na halasliwej ulicy w duzym miescie, ze sztucznym oswietleniem palacym sie dzien i noc, z odglosami targowiska i krzykami dzieci. Warunki, w jakich zyl, byty niezwykle skromne, trudne i skomplikowane; jednakze on na to nie zwazal. Powiedzial:
Jesli przez dlugi czas idziesz niosac na plecach ciezar, to stajesz sie coraz bardziej zmeczony; ale ten sam ciezar nie bedzie wazyl nic, jesli puscisz go z pradem rzeki. Czyz zycie nie jest wlasnie rzeka? Moja praca takze plynie w d贸l rzeki. Przez cale zycie staralem sie nie obarczac uciazliwymi rzeczami. Ale jakze trudno jest prosto zyc, nie gromadzac rzeczy i mysli. One same zbieraja sie wok贸l ciebie i w koncu staja sie ciezarem. A wtedy trzeba umiec przeslizgnac sie przez nie jak wegorz i uciec. Nigdy nie wolno dac sie zlapac.

Od lat przebywa i mieszka tylko w takich miejscach, gdzie jego wolnosc jest w pelni respektowana. Nigdy nie wiadomo, kiedy odejdzie, poniewaz kieruje sie wlasnym prawem, stanowiacym jego tajemnice.





Sri Anirwan - "Zyc w sobie nauki baula"
Wydawnictwo Pusty Oblok
Warszawa 1994


STAN SAHADZY


KATHA-UPANISZADA m贸wi: "Celem jest osiagniecie czystego Istnienia (sat)". Ten, kto sobie to uprzytomnil, jasno pojmuje, czym jest rzeczywistosc. Czyste Istnienie jest Prawda, kt贸ra wykracza poza zycie i smierc. To jest faktem, ze istniejesz! A twoje istnienie nie jest niczym innym, tylko przejawem tego, co uniwersalne i transcendentalne. Tak wiec twoje istnienie staje sie jedynoscia (kawalya), w kt贸rej istnieja dwie zasady Sankhji:
Purusza (purusa), kt贸ry jest duchem, i Prakryti, bedaca "tym, co sie przejawia"/1. Duchowosci nie mozna nabyc; mozna ja tylko wyprowadzic z tych dw贸ch zasad.
Otw贸rz sie ku sloncu czystego Istnienia (sat), jak pak kwiatu otwiera sie do swiatla. Wtedy Prawda zacznie w ciebie wplywac. Niecierpliwosc psuje wszystko! Jest taka piesn baul贸w, kt贸ra m贸wi:


Gwiazdy, slonca i ksiezyce nigdy nie sa niecierpliwe. Po cichu, jak prawdziwy guru, podazaja strumieniem czystego Istnienia.

Ot贸z to czyste Istnienie, przezywane z szeroko otwartym sercem w obliczu wszystkich okolicznosci zycia, samo w sobie jest stanem sahadzy (sahaja) - stanem, w kt贸rym umysl jest wolny od wszelkiej dwoistosci. Nieporuszony umysl zna "To", co nie ma poczatku ani konca, co jest wolne w swojej esencji.
Sahadza jest joga z tego samego powodu co i wszystkie inne jogi. Jest to sciezka prowadzaca do odkrycia "Tego, z czym sie rodzimy", czystego bycia zyjacego w swiatyni serca.
Sahadze mozna zdefiniowac w nastepujacy spos贸b: "To, co sie rodzi w tobie; to, co sie rodzi wraz z toba"; stan czystej esencji. Obejmuje ona zar贸wno cialo, ducha, impuls zycia, jak i rozum. Niczego nie wolno odrzucic ani wypaczyc; dzieki temu bedzie mozna swiadomie ustanowic "jedna i te sama rzecz".
To dlatego Sankhja, kt贸ra jest sciezka prowadzaca do osiagniecia stanu sahadzy, czesto wspomina o stanie jawy bedacym normalnym poziomem wszystkich dzialan. M贸wi ona takze o uwewnetrznionym w snach stanie swiadomosci, kt贸ry staje sie p贸zniej stanem glebokiego snu. Czwarty stan, wewnetrznego przebudzenia, jest oznaka glebokiego snu. W filozofii Siankary (Samkaracarya)/2 znalezc mozemy instrukcje dotyczace tych czterech stan贸w.
W sahadzy istnieje piaty stan, stan calkowicie przebudzonej swiadomosci, kt贸ry zawiera w sobie cztery stany: jawe, snienie, gleboki sen oraz stan, w kt贸rym gleboki sen wsp贸listnieje z pozostalymi stanami. Nie ma juz w贸wczas zadnego rozr贸znienia miedzy rozmaitymi stanami, poniewaz wszystkie one lacza sie w jednym punkcie.
Poczawszy od tej chwili wszystko staje sie twoim pokarmem. Wszystko w tobie jest jedna i ta sama rzecza. Masz wtedy przed soba nowe zadanie w dziedzinie doznawania i rozluznienia. Pojawia sie problem zapomnienia siebie, dobrowolnego zmazania siebie, kt贸re oznacza odprezenie w bardzo subtelnej i zarazem trudnej do odkrycia sferze/3. Dobrowolne zapomnienie to zadanie r贸wnie trudne, jak przyzwyczajenie swoich wladz umyslowych do zapamietania szczeg贸l贸w dotyczacych obserwacji siebie. Mozna sie do niego zblizyc o wiele p贸zniej, dopiero w贸wczas, gdy pamiec robi sie ulegla i pelni swoja prawdziwa role.
Juz samo to oznacza powolna prace i prawdziwa dyscypline. Wysilek wlozony w zapominanie ustaje wtedy, gdy zanika skurczenie wyznaczajace pole pracy. Bez tego skurczenia nie moze istniec zaden nakierowany wysilek. Po rozpoznaniu owego wysilku, skurczenie zanika i natychmiast zastepuje je szczeg贸lny rodzaj uwagi pochodzacej z bardzo daleka. Ta uwaga jest obojetna na to, co sie dzieje, a jednoczesnie przyglada sie temu z bliska. Nie wydaje zadnych polecen i nie wie, co to niecierpliwosc. Po prostu przyglada sie dzialaniu Wielkiej Przyrody (prakryti), bo nawet w subtelnej sferze dobrowolnego zapominania nadal trzeba sie z nia liczyc.
W rzeczywistosci pragnienie zapomnienia okazuje sie niemozliwe do spelnienia. Zapominanie wywodzi sie z zasady pozbawionej formy. Kiedy ruch pochodzacy z serca i umyslu wtargnie do twojego bycia, stajesz sie podobny do pustego, wibrujacego dzwonu wypelnionego echem dzwieku, kt贸ry pochodzi skadinad.
Pog贸dz sie w sobie z mysla, ze masz przed soba tylko dwadziescia cztery godziny zycia. Niechaj te godziny wypelni jasnosc, kt贸ra pomoze ci w wykonaniu twojego zadania. Nie pozw贸l, by utracily one blask. Powierzono ci je. Owe dwadziescia cztery godziny to twoja wiecznosc. W obliczu tego tr贸jwymiarowego dnia nie spos贸b wyobrazic sobie przyszlosci. Nie pr贸buj rozciagac czasu; nie dziel go, nie wydluzaj ani nie skracaj. Wszystko jest takie pelne i jednoczesnie tak puste!

Dyscyplina sahadzy rozpoczyna sie z chwila zaakceptowania zycia w calosci, takim jakim ono jest. Serce otwiera sie, by je przyjac i przezyc. Natomiast rozum i logika szukaja w Sankhji sily potrzebnej do odnalezienia klucza do zagadki istnienia. Sahadza jawi sie wtedy jako sciezka oswietlona doswiadczeniem wewnetrznego bycia.
W praktyce Sankhja jest technika majaca na celu urzeczywistnienie ekspansji sahadzy. W trakcie podejmowania wewnetrznego wysilku ani jedna, ani druga nie bierze pod uwage istnienia b贸stw, demon贸w, raj贸w, piekiel czy jakiegokolwiek formalizmu. Punkt, w kt贸rym Sankhja i sahadza sie schodza, przynalezy do calosci zycia, kt贸re samo staje sie przed-miotem medytacji. Tak wiec sposobem bycia jest wtedy wewnetrzne uspokojenie oraz wlasciwy stosunek do zycia i bratnich istot.
Ten, kto praktykuje duchowa dyscypline (sadhana), korzysta z Sankhji, by nauczyc sie obserwowac ruchy Wielkiej Przyrody we wszystkich jej przejawach, nie ingerujac w te ruchy; nauczyc sie rozpoznawac we wszystkim jej slad i obserwowac, jak prakryti niepostrzegalnie przechodzi z jednej plaszczyzny swiadomosci na druga. Niereagowanie na zaden z jej ruch贸w faktycznie oznaczaloby, ze czlowiek zyje w samym sercu zycia, bez podlegania jego wplywom. Ale na poczatku nie mozna przyjac takiego stanu za rzecz naturalna, poniewaz sama obserwacja ruch贸w prakryti nie wystarczy, by czlowiek stal sie jej mistrzem.
Gdy uczen skieruje wzrok na siebie, to - mimo ze nigdy ich do tej pory nie widzial - odkryje nieskonczenie wiele wewnetrznych zakl贸cen stworzonych w nim przez wszystko, co m贸wi: "Lubie i nie lubie; chce i nie chce; to jest sluszne, a to niesluszne" itd., a co uniemozliwia mu spostrzezenie, ze w nim samym znajduje sie dokladnie taka sama burzliwa prakryti, jak ta, kt贸ra istnieje wkolo niego.
W jaki spos贸b moze oddzielic sie od tej prakryti, kt贸ra az do dnia jego smierci zawsze bedzie stanowila jego zycie, jego umysl i cialo wraz ze wszystkimi ich funkcjami? Tu przychodzi z pomoca tradycyjna Radzajoga. Jest to joga, kt贸ra dzieki stopniowaniu dyscyplin, doprowadza cialo do stanu swiadomej radosci, umysl do ekstazy (samadhi) i sprawia, ze zycie czlowieka osiaga stan uspokojenia por贸wnywalny z calkowitym spoczynkiem. W owym stanie uspokojenia mozna postrzegac nieswiadoma gre prakryti oraz wszystkie jej automatyczne ruchy. Przy praktykowaniu tej wewnetrznej dyscypliny idealem Sankhji jest zawsze umiejetnosc wycofania sie, a idealem jogi - wajragja (vairagya), to znaczy nauka obserwowania siebie w spos贸b beznamietny i pozbawiony osadu.
Aby odkryc, ze kazda emocja wywoluje zywiolowy ruch, kt贸ry wyprowadza czlowieka poza niego, niezbedna jest dluga i zmudna praca. W tym wypadku joga uczy, jak poprzez opr贸znienie umyslu ze wszystkich obraz贸w mozna poskromic wszelki gwaltowny ruch. W ten spos贸b 贸w nadmiar energii zostaje sprowadzony z powrotem do siebie /4. Natomiast celem Sankhji jest to, by te energie, kt贸ra powr贸ci do siebie, swiadomie skierowac ku zyciu zewnetrznemu; to znaczy, ze powinna ona stac sie otwarcie czynna, nie zakl贸cajac ani wewnetrznej, ani zewnetrznej prakryti. Dzieki temu oczyszcza sie energie zyciowa, kt贸ra zamienia sie w energie tw贸rcza. Oczywiscie ten stan nie moze trwac dluzej niz kilka minut, po uplywie kt贸rych znowu pojawia sie zwyczajny czlowiek, z jego ciagiem nawykowych reakcji nalezacych do gry przejawiania.
Ta chwila oswiecenia (sattva) - i jest to wlasciwe slowo, nawet jesli owa chwila trwa bardzo kr贸tko - jest zar贸wno spojrzeniem w glab siebie, jak i na zewnatrz siebie (swadrsti). Symbolicznie mozna by ja por贸wnac do przeszywajacego spojrzenia Puruszy skierowanego w glab siebie, jak r贸wniez na otaczajaca go czynna Prakryti. Zaakceptowanie Prakryti w jej calosciowosci oznacza czysta sahadze. Wykraczanie poza "lubie i nie lubie" w spos贸b lagodny umozliwia modyfikacje gestosci poszczeg贸lnych wewnetrznych jakosci (guna) nizszej prakryti i wskazuje sciezke, kt贸ra mozna dotrzec do wyzszej Prakryti.

Naucz sie z wlasnej woli powracac do tego, co jest w tobie zasadniczo prymitywne, dokladnie zamaskowane i ukryte w sferze instynktu, intuicji i seksu. Ten swiadomy powr贸t wywola nieoczekiwane reakcje i spowoduje wybuchy calej niecierpliwosci, jaka w tobie drzemie. Gdybys byt drzewem, one bylyby galeziami wychodzacymi z tego samego pnia. Nie mozna obciac jednej galezi, nie uszkadzajac przy tym calosci; obciecie kilku galezi spowodowaloby smierc calego drzewa. Wszystkie galezie tworza razem sklepienie listowia.
Na wietrze listowie jest w harmonii z calym lasem. To w listowiu ptaki wija gniazda i spiewaja. Niechaj ten obraz pomoze wam w praktykowaniu duchowej dyscypliny, nawet jesli okaze sie ona bardzo ciezka. Jezeli ciagle tkwi w was cos ciemnego, znaczy to, ze gdzies w srodku nadal jestescie
czyms zwiazani, tak samo jak w drzewie znajduja sie seki, kt贸re utrudniaja przeplyw sok贸w.
Mozecie przyswoic sobie idee i uczynic, ze stana sie waszymi wlasnymi. Mozecie swobodnie wyrazac je na r贸zne sposoby. Oto czego moze dokonac tkwiaca w was sila. Jesli moge wam pom贸c w odnalezieniu waszej
mocy, to jedynie droga sugestii. Jesli otworzycie sie i odkryjecie, kim jestescie, to sprawicie mi radosc.
Oczekuje was wielka tapasja (tapasya). To slowo oznacza czyjas asceze i dobrowolna dyscypline.
Wyrazenie "dobrowolna dyscyplina" laczy w sobie dwie idee: ciepla i swiatla. Niewatpliwie oznaczaja one energie tw贸rcza i madrosc, tak czesto opisywane wsp贸lnie w Upaniszadach jako pierwszy przejaw potrzeby tw贸rczej. Jedna z Upaniszad m贸wi nawet o promieniowaniu pozbawionym jakichkolwiek specyficznych cech, to znaczy pozbawionym formy (aliriga).
Prawdziwa tapasja oznacza zjednanie sie z moca tw贸rcza Prakryti. To przybliza nas do Wielkiej Przyrody, takiej jaka ona naprawde jest. Dobrowolnie porzuca sie wszystko to, co sie nagromadzilo, co zostalo nabyte, i powraca do tego, co jest proste i wrodzone. Zar贸wno umyslowa, jak i fizyczna asceza, kt贸rej poddaje sie wielu poszukujacych, to tylko niezreczny srodek stosowany przez nieswiadome dusze pragnace osiagnac 贸w calkowicie naturalny cel.
Pozw贸l promieniowac swojej mocy i niech to promieniowanie stanie sie twoja dyscyplina. Uslysz w sobie oddzwiek tego przywolania i bez jakiegokolwiek napiecia miej odwage zanurzyc sie w glebi wlasnej duszy. Nie sluchaj wyszukanych stwierdzen r贸znych madrali, kt贸rzy ucza z pompa i ostentacja.
Rozumiana w ten spos贸b tapasja oznacza ciagly rozw贸j nieograniczonej intuicji. Istnieja dwa rodzaje tapasji. Pierwszy, gdzie zawsze m贸wie "tak", czyli Tantry, i drugi, gdzie zawsze m贸wie "nie", czyli Wedanta. Czlowiek prawdziwie poszukujacy, kt贸ry m贸wi "tak", to urodzony poeta; on czuje obowiazek przelozenia wszystkiego na podniosle mysli i jezyk. Jego poezja odgrywa role nauki przemienienia.
W sahadzy istnieje bliski zwiazek miedzy baulem i sufim, przy zalozeniu, ze "podziemny strumien" zycia duchowego pozwala kazdemu z nich uchwycic umyslem tajemnice i przezyc ja we wlasnym swietle.
Kiedy czlowiek usiluje opisac hinduizm za pomoca kreg贸w i cykli, a sufizm za pomoca czterech stopniowan, to od razu zaczyna sie gubic. Natychmiast wkracza w swiat podzialu i kl贸tni.
Jak to mozliwe, ze sufi odkryli tresc Upaniszad - te opiewana przez nie wolnosc - mimo ze wiekszosc z nich wcale ich nie zna? Aby przeniknac w glab poznania, kazdy powinien w wyznaczonym mu czasie rozbic skorupe, w kt贸rej sie znajduje; tak jak w pelni uksztaltowane piskle, kt贸re pragnie przezyc swoje wlasne zycie, musi wydostac sie ze skorupy jaja.
Na koncowym etapie nie istnieje juz zadna dyscyplina, lecz jedynie nieprzerwana swiadomosc bycia. Jesli cale bycie zanurzy sie w sahadzy (sufi uzylby tu slowa fana), to ja "wiem", jak bez zadnego wysilku ustanowiony zostaje we mnie prad wlasciwej relacji, kt贸ry rozpuszcza wszystko to, co falszywe lub co stanowi przeszkode w mojej relacji z samym soba i z innymi ludzmi.
Baulowie i sufi krocza w zyciu ta sama sciezka i pija z tego samego wieczystego zr贸dla; sa ponad wszelkiego rodzaju sekciarstwem. Nie praktykuja zadnego formalnego wtajemniczenia, jednakze m贸wia o dw贸ch jego rodzajach.
Jedno por贸wnuje sie do slonca, kt贸re dotyka paka kwiatu i zaprasza go do otwarcia sie. Moc przeplywa z mistrza na ucznia bez rytualu, bez sl贸w; po prostu przez promieniowanie. I to wszystko. Pak kwiatu zachowuje cala swoja indywidualnosc.
Drugie, na jeszcze wyzszym poziomie, przyr贸wnywane jest do slonca pochlaniajacego rose. Mistrzowi wystarcza jedno spojrzenie, by rozpoznac prawdziwego ucznia, niezaleznie czy jest baulem, czy sufim. Jego wzrok chwyta w lustrze odbicie bycia ucznia; wtedy oczy Mistrza i ucznia zamyka-ja sie. Mimo to istniejacy miedzy nimi prad bedzie nadal wieczyscie plynal. To wlasnie nazywa sie procesem nasycenia.
Jednakze nadchodzi czas, gdy Mistrz staje sie przeszkoda w rozkwitaniu ucznia. Znika zar贸wno kult osoby, jak i kult oddania dla idei. Pojawia sie pytanie: "Dlaczego jestem posluszny?" Odpowiedz brzmi:
"Guru guru mojego guru podaza przede mna ta sama sciezka. Czy moge dotrzec do zr贸dla sam, nie korzystajac z zadnych posrednik贸w?"
Oto poczatek dlugiej, nie wypowiedzianej i skladajacej sie z wielu bolesnych etap贸w wojny przeciwko guru. Prawdziwy guru jest swiadom tej walki. Uwaznie przyglada sie bezladnym ruchom ucznia. Jego dobroc jest tak wielka, ze rozmawia on ze swoim uczniem o tym, kt贸ry podaza na przedzie i o Prawach pracy nad soba; jednoczesnie nie robi nic, co mogloby oslabic rozpoczeta walke.
Na koncu tego etapu, w momencie gdy uczen wreszcie otwiera oczy swojego serca i rozumie, ze zbladzil, pojawia sie sahadza. Nawiazujac do tego, Keszab Das powiedzial: "Odkrywam, ze jestem tym, kim bylem; ale miedzy nami dwoma istnieja wylacznie komplikacje. Teraz, widze..."
Celem jest Prawda, dzieki kt贸rej mozna postrzegac jednosc wszystkich rzeczy. Ta prawda jest sahadza.
Mistrz baula lub sufiego niczego nie naucza wprost; jedynie droga sugestii inspiruje swojego ucznia. Po przejsciu przez wtajemniczenie uczen czuje, ze jakas sila ciagnie go do przodu; jednakze posr贸d wszystkich zyciowych komplikacji zawsze sam bedzie musial sie zmagac z otaczajacym go swiatem.
Moja jedyna ambicja bylo to, by nauczyc sie m贸wic bez sl贸w, stac sie dymem unoszacym sie z ognia, kt贸rego inni nie widza, albo dzwiekiem muzyki, kt贸rej inni nie slysza. Zajeto mi to piecdziesiat lat. M贸j umysl zawsze wypelnialy dwie idee. Pierwsza z nich, to stac sie podr贸znikiem, kt贸ry podaza szlakiem majac jasno okreslony cel: dotknac Boga i sluzyc mu. Druga to idea ekspansji: umiec ulatniac sie jak gaz, bez zadnego przeznaczenia, albowiem ryszi powiedzieli: "Ci, kt贸rzy osiagneli czyste Istnienie (sat), staja sie Jednym".
Przychodzi do mnie tylu ludzi, kt贸rzy pragna jedynie st贸w! Jesli nic nie m贸wie, to czuja sie zawiedzeni. A wiec m贸wie do nich w spos贸b poetycki; to na jakis czas daje im zajecie.
Ale gdzie sa ci, kt贸rym m贸glbym powierzyc w zyciu zadanie, jedno jedyne zadanie, kt贸re wyrazaloby ich duchowy zapal? Jesli nie jestes oraczem, to co wiesz o oraniu? Jesli nie jestes czlowiekiem czynu, to co wiesz o zadaniu, kt贸re nalezy wypelnic? W rozsadniku mysli dzialanie, modlitwa i medytacja wsp贸listnieja w doznaniu bycia; dzialanie zas nie jest tym, co uczynili z niego ludzie - czyms subiektywnym, zaklamanym i bardzo oddalonym od centrum bycia.
Czyz nie wiesz, ze cale stworzenie rodzi sie z dzialania? Zycie jest takze dzialaniem. Zycie moze stac sie uznaniem "Czlowieka w swiatyni serca" i sluzeniem mu w spos贸b doskonaly.






________________________________________
___________________________




SANKHJA

SANKHJA jest przede wszystkim praktyczna filozofia przekazana przez Kapile, kt贸ry zyt w odleglej przeszlosci.
Sankhja wyjasnia pojecia "Purusza-duch" i "Prakryti-przejaw" reprezentowana przez "Wielka Przyrode". Ta ostatnia przejawia sie w spos贸b mechaniczny tak jak wszystkie rzadzace nami Prawa kosmiczne.
Wiem, jak trudno jest ukazac glebokie wartosci duchowe. Dlatego mysle, ze najlepszym ogniwem laczacym to, co istnieje poza, z rzeczami tego swiata, jest psychologia praktyczna. Psychologia uzywa powszechnie znanego jezyka.
Sankhja jest jedyna filozofia religijna, kt贸ra posluguje sie jezykiem psychologicznym, a wiec jezykiem naukowym. Wszystko mozna wytlumaczyc z punktu widzenia Sankhji, kt贸ra stanowi podstawe buddyjskich pitak/5, jak r贸wniez przykazan sufich. Sankhja w nie wiekszym stopniu niz Upaniszady zajmuje sie obrzedami i dogmatami.
W zadnej sferze nie istnieje nic, co na drodze dedukcji nie daloby sie wyprowadzic od wyzszego Prawa. Nadchodzi czas, kiedy nalezy podporzadkowac sie temu procesowi dedukcji. 脫w proces to czysta Sankhja; to nieuchronne zstapienie w Prakryti zachodzace pod wplywem wywieranego z g贸ry nacisku wielkiej Woli. Poczawszy od tego momentu wszystko zaczyna dzialac w spos贸b mechaniczny i wyzsza inteligencja (buddhi), dusza, ego, wszystkie centra istoty ludzkiej - kazde obdarzone wrodzona inteligencja. Mechanicznosc pojawia sie w chwili, w kt贸rej ustalaja sie polaczenia miedzy r贸znymi poziomami bycia, to znaczy wewnetrznymi narzadami postrzegania (indryja) lub zmyslami, ich elementami skladowymi (bhuttta) oraz gestosciami.
Kiedy "ten, kt贸ry wie", dobrowolnie zstepuje, docierajac do najnizszego punktu, czyli nadiru, jego bycie staje sie promieniste. W tym momencie swiadomie wkracza on w dyscypline calkowicie swiadomego ruchu, kt贸ry prowadzi do g贸ry.
Mezczyzna jest z natury indukcyjny; po omacku znajduje droge i slepo podaza naprz贸d. Z kolei kobieta jest z natury bierna w spos贸b czynny, poniewaz jej zadanie polega na stworzeniu dziecka. Z niej rodzi sie maz i ojciec. Od niej pochodza wszystkie przejawy, umysl, dusza, zycie, materia. Pod tym wzgledem jest ona "Boska Matka", podstawa, z kt贸rej rozpoczyna sie powolna wspinaczka do zr贸dla.
W Bhagawatapuranie/6 powiedziano, ze w czasie, kiedy Sankhja dotarta na ziemie, pierwsza skorzystala z niej kobieta. Ta kobieta, kt贸ra nazywala sie Dewahuti reprezentuje wyzsza Prakryti. Dewahuti urzeczywistnila owo poznanie az do samych jego granic. Podobno, odrzuciwszy wszystko, co nie bylo czystym i swietlistym ,Ja", wedrowala zupelnie naga na lonie natury, promieniujac swiatlem. W chwili smierci z wlasnej woli przeksztalcila sie w niewyczerpana rzeke, aby w ten spos贸b nawodnic cala ziemie i setkom tysiecy istnien pozwolic na zaspokojenie ich pragnienia poznania.
Duchowa nauka Sankhji moze uczynic swietym czlowieka, kt贸ry nie ma juz zadnej wiary w Boga ani w siebie.
Z poczatku Sankhja wydaje sie przerazajaco oschla i pozbawiona milosci, poniewaz odsuwa calkowicie na bok zar贸wno wyobraznie, jak i wszelkiego rodzaju emocje. Ale kiedy wewnetrzne bycie odzyska utracona r贸wnowage odkrywajac zarazem r贸wnowage, kt贸rej nigdy do tej pory nie czulo, to czerpie wtedy pokarm z czystej milosci; kt贸ra nie ma juz swego zr贸dla w ludzkiej milosci.
Adept Sankhji odnajduje punkt oparcia we wlasnej postawie wewnetrznej, w swiadomym wysilku wlozonym w zrozumienie "tego, co jest". Aby dojsc do tej postawy, korzysta ze wszystkiego, co odkryl, ze wszystkiego, czego doswiadczyl do chwili rozpoczecia wlasnego poszukiwania. Materialu dostarczaja mu wydarzenia z jego zycia; one poszerzaja plaszczyzne jego swiadomosci, wprowadzaja harmonie w reprezentowanym przez niego mikrokosmosie i ukazuja relacje miedzy znanym mu a nie znanym wszechswiatem, kt贸ry go otacza. Nawet jesli nie moze odwolac sie do modlitwy czy prosby, to dysponuje postawa pelna otwartosci. Zadaje pytania i obserwuje. Szuka wewnatrz siebie znajomego doznania, aby m贸c stanac w obliczu doskonalego i absolutnego Prawa kosmicznego, kt贸re mu sie objawia. Wie, ze to dzieki pokonywaniu przeszk贸d wewnetrzne bycie podejmie nowy wysilek majacy na celu uzyskanie szerszego poziomu swiadomosci. Zachowanie otwartosci wymaga czujnej uwagi i ogromnej pracy polegajacej na gromadzeniu wszystkich szczeg贸l贸w do czasu, az zacznie sie jasno postrzegac pierwsze z nich. Takie zycie jest przezywaniem modlitwy.
Ponizszy przyklad, pochodzacy z tekstu tantrycznego, tak to formuluje:

Pozw贸l, by twoje cialo stalo sie twarde jak suche drzewo. Wtedy twoja wewnetrzna szczesliwosc (rasa) bedzie przypominac slodki syrop. Niechaj ogien twojej duchowej dyscypliny (sadhana) oczysci ten syrop, az stanie sie zgeszczonym cukrem; poczatkowo ten zgeszczony cukier bedzie brazowy, ale w koncu zrobi sie przezroczysty jak skalny krysztal. Niechaj twoja wewnetrzna szczesliwosc przypomina skalny krysztal; w贸wczas twoja milosc bedzie czysta jak milosc Kryszny.

Na to, by m贸c zaznac tego doswiadczenia, istnieja dwa sposoby odpowiadajace przeciwstawnym poziomom. W pierwszym wypadku, cialo fizyczne uzywa srodk贸w pobudzajacych i narkotyk贸w. W drugim, cialo duchowe w spos贸b swiadomy coraz bardziej sie oczyszcza i w pelni swiadomosci osiaga scisle okreslone etapy uwewnetrznienia. Ta swiadoma jasnosc bedzie w贸wczas nieprzerwana jak biegnace po ziemi slady gasienicy.
Nastepnie osiaga sie etap poznania; takiego poznania, kt贸re samo siebie szuka i stopniowo siebie odkrywa. W najwyzszym punkcie, po bardzo delikatnym dostrojeniu, to poznanie staje sie prawdziwym wsp贸l-czuciem lub czysta, obiektywna miloscia.
W Wedancie i dla wedantysty, jesli szczesliwosci nie osiaga sie wtedy, gdy wszystkie centra bycia znajduja sie w stanie zupelnej biernosci, to prowadzaca w g贸re sciezka oznacza jedynie wyrzeczenie i frustracje. Wedanta zaprzecza istnieniu wszelkiej rzeczywistosci, natomiast dyscyplina Sankhji uznaje, ze wszystko jest rzeczywistoscia (sat). W prakryti, kt贸ra z natury jest mechaniczna, nalezy rozpoznac trzy gestosci - materie, energie i ducha - i wykroczyc poza nie, aby w koncu osiagnac kosmiczna sile, w kt贸rej sa one zawarte. Wyzsza rzeczywistosc albo czyste Istnienie (sat), wykraczajace poza przejawianie sie, wyraza sie w jednosci tych trzech gestosci. Za nia znajduje sie Purusza.
Istotnym warunkiem zachowania tej dyscypliny jest moznosc wchlaniania, kt贸re nieustannie rosnie az do momentu, gdy stanie sie ono calkowite. Na poczatku wszystko wydaje sie ciezkie i nieprzezroczyste, tak jak bryla ziemi, a nastepnie, w miare jak poszerza sie rozumienie, powoli zaczyna jawic sie jako czysty skalny krysztal.
Szczesliwosc duszy (vilffsa-vivarta) jest stanem, w kt贸rym to, co nie-rzeczywiste staje sie rzeczywiste i na odwr贸t.
Chrzescijanin naraza sie na tej drodze na trudnosci, poniewaz musi brac pod uwage "grzeszne cialo", kt贸re bardzo duzo wazy. Dlatego wyznacza sobie punkt oparcia przed soba, w Bogu, kt贸ry daje mu sile i pocieszenie. Chrzescijanin modli sie, wznosi blagania i sklada dziekczynienie. Jest czcicielem (bhakta) przed obliczem swojego Pana (Isztadewaty). Hindusi w ogromnej wiekszosci to takze czciciele.
W Sankhji naucza sie kilku temat贸w do medytacji, kt贸re pochodza z czas贸w Wed.
Jednym z nich jest, na przyklad, idea przeciwstawnych par: zenit-nadir (to, co w g贸rze i to, co na dole) czy tez Purusza-Prakryti, para, kt贸ra obrazuja graficznie dwa punkty polaczone linia prosta biegnaca pionowo od zenitu do nadiru. Natomiast w trakcie zywego doswiadczenia, podczas medytacji, czlowiek postrzega, ze jest calkiem inaczej. W rzeczywistosci dwa bieguny zenitu i nadiru nie sa przeciwstawne, lecz polaczone w ciaglym ruchu, kt贸ry rozpoczyna sie od zenitu, potem zatacza ogromne p贸lkole po prawej i dociera do nadiru znajdujacego sie na dole krzywej. Po przeniknieciu przez nadir, ten sam ruch ponownie kieruje sie w strone zenitu w g贸re po lewej, tworzac identyczne p贸lkole jak to po prawej stronie. W ten spos贸b powstaje obraz duzego, okraglego naczynia, na kt贸rego dnie znajduje sie nadir.
Energia, kt贸ra opada z zenitu, jest w pelni swiadoma swojego ruchu. Ona z cala moca sie koncentruje i lamiac wszelki napotkany na drodze op贸r, przenika do wewnetrznego bycia, kt贸re widzac jej nadejscie, ukrylo sie, a nastepnie trzy i p贸l raza zwinelo w nadirze. Ten zw贸j reprezentuje to, co ta energia musi rozerwac.
Guru Sankhji objasnia ten stan nastepujaco: energia przebija sie przez ciemna noc dop贸ty, dop贸ki owa energia nie stanie sie bezwladna i pozbawiona reakcji. W tym wlasnie momencie energia w pelni jednoczy sie z ciezka materia.
Potr贸jny zw贸j znajdujacy sie w nadirze prakryti wyobraza trzy r贸zne, dopelniajace sie jakosci (guny) samej prakryti. W ruchu opadajacym biel (duch), czerwien (energia) i czern (materia) podazaja za soba w takim porzadku jak kolory podczas zachodu slonca. W ruchu ponownie wznoszacym sie do g贸ry w kierunku zenitu kolory podazaja za soba w takiej samej kolejnosci jak podczas switania: czern (materia), czerwien (energia) i biel (duch).
Znajdujace sie na koncu trzech zwoj贸w gun ostatnie p贸l zwoju w trakcie calego procesu opadania bylo miejscem, w kt贸rym ukrywala sie czyn-na swiadomosc Puruszy. Reprezentuje ono ostatnia redute indywidualnosci-ducha, dzieki kt贸remu mozliwe jest ponowne wznoszenie sie.
Jest to obraz zdobywcy, kt贸ry swiadomy czekajacej go drogi, smialo przenika przez ciemnosc ciezkiej materii i jej gestosci, aby dotrzec do samego serca prakryti. Zanim ukonczy sw贸j bieg, musi jeszcze przelamac ostatnie p贸l zwoju prakryti, kt贸re go powstrzymuje. Tylko w贸wczas wyjdzie z tej walki zwyciesko.
Przez caly czas swiadomego, dobrowolnego, prowadzacego az do nadiru opuszczania sie w ciezar ludzkiego ciala jasne widzenie pozwala nam dostrzec, jaka bedzie biegnaca od nadiru w g贸re sciezka - poniewaz kolejne stopnie i etapy zstepowania sa analogiczne do tych przy ponownym wstepowaniu.



Inny temat do glebokiej medytacji stanowia trzy guny, kt贸re widzi sie tak, jakby tworzyly ulozone warstwowo koncentryczne powierzchnie. Tak wiec otrzymujemy tutaj obraz czterech rozgraniczajacych je koncentrycznych przegr贸d; ta, kt贸ra wyznacza powierzchnie zajmowana przez materie, znajduje sie na zewnatrz, te, kt贸re wydzielaja powierzchnie dla energii oraz ta najblizej srodka, okreslajaca powierzchnie zajmowana przez ducha, polozone sa wewnatrz. Przestrzen w srodku reprezentuje strefe doskonalego spokoju, Pustke.
Kiedy postrzega sie doskonaly spok贸j przestrzeni wewnetrznej, zanika obraz koncentrycznych powierzchni i w tym momencie bardzo subtelnie doswiadcza sie faktu istnienia; to tak, jakby stan czynnej swiadomosci por贸wnac do cienkiej smugi swiatla, kt贸ra jednoczesnie wypelnia niebo. W efekcie doznajemy wszechobejmujacej plynnosci wzdluz kregoslupa. Jest to doznanie bardzo delikatnej, unoszacej sie z dolu, wibrujacej materii. Przypomina ono promienistosc swiatla wypelniajaca przestrzen.
Trzy guny stanowia o r贸wnowadze Puruszy. Bez wzgledu na to, co sie dzieje, zawsze zachowana jest r贸wnowaga miedzy jakosciami i substancjami, z kt贸rych skladaja sie guny. Guny zawsze poruszaja sie w tym samym porzadku, to znaczy od materii (tamasu) do energii (radzasu), a potem do ducha (sattwy); albo w odwrotnej kolejnosci: od ducha (sattwy) do energii (radzasu), a nastepnie w d贸l do materii (tamasu). Podczas wschodu i zachodu slonca mozna poczuc w sobie bardzo delikatna zmiane gestosci i przejscie od jednej do drugiej jakosci; mozna wtedy ujrzec, jak jeden kolor przechodzi w drugi. Dlatego tez, zgodnie z tradycja, sa to chwile, kiedy guny tworza tlo i poddaja temat do medytacji.
Istnieja dwie Sankhje: pierwsza jest filozoficzna, druga - mistyczna. Filozoficzna Sankhje, sformulowana przez Iswarakryszne (Isvarakrsna)/7, uznaje sie w Indiach za podstawe systemu myslenia, kt贸re wskazuje zar贸wno joginowi, jak i anachorecie prowadzaca w g贸re sciezke duchowego poszukiwania. Jest to filozofia gleboce negatywistyczna, kt贸ra wywarla wplyw na cale zycia w sredniowiecznych Indiach. I to wszystko, co na Zachodzie wiadomo na temat Sankhji.
Jednakze ta sama Sankhja jest r贸wniez mistyczna sciezka, kt贸ra niczym relikwie przechowywano w Wedach i Upaniszadach i kt贸ra po uplywie stuleci znalazla sw贸j pelny i przejrzysty wyraz w Puranach i Tantrach -zwlaszcza w swietych pismach z p贸zniejszego okresu. Mozna rzec, ze cala tantrycka droga zycia to Sankhja, kt贸rej zr贸dlo odnajdujemy w najstarszych wedyjskich strofach.
Na tej drodze nie zaprzecza sie istnieniu swiata. Uznaje sie zasade najwyzszej blogosci (ananda), nadajac jej inna nazwe, samprasada, co w Upaniszadach oznacza stan "snu bez snienia"; snu, w kt贸rym wewnatrz czlowieka budzi sie duch. Nie istnieje tam nic, co mogloby czegokolwiek doswiadczyc. Jest tylko spokojna radosc, kt贸ra moze sie przeniesc do stanu jawy. Zamiast uciekac od b贸lu, doswiadcza sie go jako uscisku Kali, kt贸ra obejmuje lezacego pod nia Siwe. Tantry okreslaja to technicznym terminem wpantarati (odwr贸cony coilus), w kt贸rym Purusza biernie przyjmuje od czynnej Prakryti nawet smierc i zniszczenie. Zlo i b贸l, od kt贸rych wytrwale odwraca sie negujaca swiat Wedanta, przemieniaja sie tutaj w blogosc.
Niemniej mistycy dodali jeszcze cos wiecej do swojego doswiadczenia. Poczuli, ze dla urzeczywistnionej duszy cierpienie jest jedynie drobna fala w strumieniu blogosci. Dlatego Sri Ramakriszna m贸gl powiedziec:


Wszystko jest sat-czit-ananda. Nawet moje cierpienie to zaledwie fragment doswiadczenia istnienia, stanowiacy znikoma czesc calosciowego doswiadczenia "bycia" w uswiadomionej sobie blogosci.

Odwolujac sie do tego glebokiego doswiadczenia, wlaczona do zycia Sankhja - tak jak to ma miejsce w Bhagawadgicie - postrzega troistosc Prakryti, a wiec: nizsza prakryti (apara), wyzsza prakryti (para) i najwyzsza Prakryti, czyli nasza wlasna (paroma lub swya).
Filozoficzna Sankhja zajmuje sie wylacznie nizsza prakryti, kt贸ra stanowi jedynie zbi贸r wymieszanych i tworzacych stale nowe polaczenia jakosci sattwy, radzasu i tamasu - przy czym jedna z nich musi bezwzglednie przewazac. Ale moze istniec takze czysta jakosc (suddha sattva), nie tknieta ani nie skalana przez radzas lub tamas. To wlasnie bylaby ta najwyzsza Prakryti, o kt贸rej wielokrotnie wspomina sie w literaturze tantrycznej i puranicznej. Owa idea czystej sattwy wiedzie prym wsr贸d wszystkich praktycznych filozofii hinduskich mistyk贸w.
Ta czysta jakosc to nic innego, jak wieczna blogosc (nieobecna w radzasie) i wieczne oswiecenie (nieobecne w tamasie), kt贸re wsp贸l-istnieja w duchowym byciu. Na tym polega cala idea sat-czit-anandy, wsp贸lna mistycznym filozofiom Sankhji i Wedanty.
Widznianabhikszu, wielki mistrz szkoly Sankhji z XV wieku, pozostawil nam nastepujaca metafore odnoszaca sie do Puruszy i Prakryti:


Prakryti to zona Puruszy; jest bystra i drazliwa. Dlugo nie daje Puruszy spokoju, az w koncu on znekany m贸wi: "Odchodze, r贸b, co d sie podoba!" A wtedy Prakryti cala we lzach biega za swoim mezem, pr贸buje go prze-blagac, nie odstepuje go na krok...

Oto dwa sposoby podejscia do Prakryti: zanim zdamy sobie sprawe, czym ona jest, i po tym. Najblizsze nam kosmiczne Prawo m贸wi: "Kiedy odsuniesz sie od prakryti, wszystko bedzie ci posluszne".
Swami Rama Tirtha/8 przekazal nam inny obraz:


Kiedy odwracasz sie plecami do slonca, tw贸j cien znajduje sie przed toba. Mozesz pr贸bowac go zlapac, ale to ci sie nigdy nie uda. Wystarczy jednak, ze obr贸cisz sie twarza do slonca, a tw贸j cien od razu znajdzie sie za toba. Jesli sie ruszysz, on za toba podazy. Mozesz sprawic, ze p贸jdzie tam, gdzie zapragniesz. Slonce jest prawda, a Prakryti cieniem.

Z latwoscia m贸wimy o zmianach zachodzacych w naszej swiadomosci i o poszerzeniu naszego rozumienia, ale poniewaz materia ciala jest ciezka, znacznie trudniej jest nam cos powiedziec o porzadkowaniu naszej relacji ze swiatem. Liczne powloki ciala (kosa) nie sa jedynie zludzeniem, jak to czesto bywa z powlokami umyslu.
Purusza w niczym nie moze nam pom贸c, poniewaz jestesmy niewolnikami prakryti. Purusza znajduje sie poza czasem i poza granica naszego rozumienia, natomiast prakryti istnieje w czasie. Jest to suma jakosci (gun), kt贸re mozemy zmierzyc, oraz suma ruch贸w i wrazen (samskara) wszystkich jakosci skladajacych sie na nasze zycie. Podczas gdy Purusza jest blyskiem postrzegania, prakryti dziala w mechanizmie stanowiacym calosc.
Pomiedzy nimi Purusza sklada ofiare i z czasem przybiera forme. Tak mozemy na przyklad postrzegac wysilki Buddy. Jesli stosujac nasza skale m贸wimy o jego wysilkach, to postrzegamy cos. Ale co?
Istnieje scisle okreslona relacja miedzy prakryti - kt贸ra porusza sie spontanicznie i mechanicznie, zawsze zataczajac kola - a znajdujacym sie poza czasem Purusza, kt贸ry jedynie przyglada sie temu, co sie dzieje. W zyciu duchowym ten stosunek pojawia sie w okreslonym momencie, w kt贸rym dobrowolne wylaczenie sie powoduje zerwanie wiez贸w ustanowionych przez prakryti. W zyciu Buddy okres wylaczenia sie przypada na poczatkowy okres jego praktyk ascetycznych. Potem, obserwujac z daleka, co sie dzieje, Budda nabiera coraz wiekszego zainteresowania gra, w kt贸rej sam juz nie bierze udzialu, jednakze dostrzega najdrobniejsze bledy kazdego z jej uczestnik贸w. Nastepnie, nie ingerujac bezposrednio w gre, a jedynie poslugujac sie wlasna sila duchowa, przynagla ich, zeby tak jak on staneli z boku i takze przyjrzeli sie grze. W ten spos贸b we wlasciwym czasie stwarza im szanse zobaczenia prakryti, od kt贸rej sie odsuwaja, tak jak on ja widzi. Opisana tu subtelna energia stala sie aura Buddy; jest nia po prostu przeksztalcona i oswiecona nizsza prakryti.

Prowadzac aktywne zycie duchowe czlowiek postepuje wylacznie na zasadzie negacji. U chrzescijan ta nieustanna negacja stala sie rezygnacja. Nie wolno nam zapominac, ze podczas gdy w hinduizmie nie ma poczatku ani konca, to w chrzescijanstwie takze nie ma konca, ale jest poczatek. Droga milosci (bhakti) wystepuje zar贸wno w postawie polegajacej na zaprzeczeniu, jak i w postawie pelnej rezygnacji.
Sciezka prowadzaca do osiagniecia "boskiej duszy" jest niezwykle dluga i wiedzie nad przepascia rozciagajaca sie po obu stronach. 脫w stan "boskiej duszy" dany jest tylko nielicznym, a mimo to zawsze podlega on Prawom wszechmocnej i dzialajacej w spos贸b mechaniczny prakryti. Nawet sam Jezus Chrystus zostal ukrzyzowany; nic nie bylo w stanie zapobiec dzialaniom uruchomionym przez prakryti, kt贸ra na naszym ludzkim poziomie dziala dokladnie tak samo i z r贸wnym nieprzejednaniem, jak kosmiczne Prawa.
Prakryti obejmuje wszystko, co istnieje. Jest boskim lonem wszelkich przejaw贸w. W prakryti obserwujemy trzy stopnie:


1. Wszystko, z czego jestesmy zbudowani: dusza, rozum, ego, zycie, umysl i zwierzeca materia naszego ciala.

2. Zasada mozliwej ewolucji na wszystkich plaszczyznach naszego psychicznego i fizycznego bycia.

3. Boska energia (siakti) przejawiajaca sie w swoich najbardziej subtelnych elementach.

W pewnym sensie wszystko jest materialnoscia. W Wedach slowo tanu oznacza cialo, a takze wszystko, co dotyczy wcielania; zas slowo atman oznacza ducha oraz wszystko, co ma zwiazek z jego energia lub zyciem. Tych sl贸w uzywa sie zamiennie; jedno nieustannie zastepuje drugie, poniewaz oba wyrazaja te sama materialnosc. Nie ma r贸znicy miedzy duchem a materia; to jedynie kwestia r贸znych gestosci.
O rozzarzonym do bialosci kawalku wegla nie da sie powiedziec, czy jest to plonaca materia, czy tez pek plomieni symbolizujacych ducha. Mamy tutaj do czynienia ze zjawiskiem przeistoczenia sie dostrzegalnym w samym sercu duchowego doswiadczenia.
Istotna cecha Indii jest to, ze tam nigdy niczego sie nie odrzuca. To, co kiedys bylo prosta wedyjska ofiara, w ciagu stuleci przeksztalcilo sie w niezwykle zlozony obrzadek przypominajacy indyjskie drzewo banjan, kt贸re jednoczesnie zapewnia oslone swiatyni, meczetowi, daje schronie-nie swietemu, bandycie, wiernym, zwierzetom; drzewo, pod kt贸rym gromadzi sie naw贸z. Jest to prawdziwa dzungla, w kt贸rej latwo jest sie zgubic. Mozna w niej odnalezc "i to, i tamto, a takze Owo".
Stad bierze sie nagromadzenie przedmiot贸w w swiatyniach hinduskich. Z chwila zaakceptowania idei formy (rupa) niczego juz nie mozna odrzucic. Kto potrafi zadecydowac, co jest prawdziwe, a co falszywe? Wszystko jest jednakowo wazne i na r贸wni godne uwagi. Kazda forma ma nazwe (naman) i znaczenie. Tak samo jest na kazdym innym poziomie.
W tym "zbyt duzo" tkwi pewna wewnetrzna logika, a logika bardzo daleko odbiega od tego, co Boskie. W obrzedach najwazniejsze staly sie formy, kt贸re wyparly ducha. Czlowiek bardzo zrecznie igra z materialnoscia, nie bedac swiadomy mechanicznosci prakryti i nie zdajac sobie sprawy, ze on sam jest jej niewolnikiem.
Nie mozna zmienic biegu prakryti, kt贸ra podaza swoja droga wedlug okreslonego planu istniejacego w porzadku rzeczy uniwersalnych i zgodnie z niezmiennymi Prawami, kt贸rych ona sama nie zna. Zna bowiem tylko wlasne prawo. Swoja prace wykonuje znakomicie i bezblednie. Energie ulegaja coraz to dalszym podzialom, az do momentu, w kt贸rym pokarm zostaje dostarczony kom贸rkom naszego ciala. Energie przenikaja do serca i do kazdej kropli krwi. Wtedy cialo staje sie wyrazem "Owego".
Ludzie sa ciskani i unoszeni przez fale, od kt贸rej nie potrafia sie uwolnic; moga jednak poplynac w kierunku pieczary serca. Tam znajduje sie siedziba nieporuszonej swiadomosci. Wtedy dla tych ludzi ruch fali zamiera, poniewaz zwr贸cili uwage na inny porzadek rzeczywistosci. W pieczarze serca dotykaja tego, co niezmienne. Ten proces nalezy sledzic kierujac spojrzenie do wewnatrz, czujac pulsacje zycia. Znany jest zwiazek miedzy pulsacja zycia a ruchem zewnetrznej fali; tak samo wiadomo, ze istnieje relacja miedzy pulsacja zycia i nieporuszona swiadomoscia. 脫w ruch
nigdy nie ustaje. Nagle zatrzymanie oznaczaloby smierc. Dop贸ki jestesmy zanurzeni w prakryti, w samych sobie i w zyciu, dop贸ty ona nami rzadzi;
rzadza nami jej ruchy, nagle skoki i kosmiczne rytmy. Bez wycofania sie w glab siebie nie mozemy sprawowac kontroli nad nasza prakryti.
Patrzac z zewnatrz nie da sie powiedziec, czy kierowca pojazdu ma nad soba kontrole. Jesli tak, to gdy postanowi sie zatrzymac moze to zrobic. Wie, ze to dzieki niemu poruszaja sie kola pojazdu. Sprawuje kontrole nad wlasna prakryti, kt贸ra z kolei odgrywa role w rozleglejszej Prakryti. Ta ostatnia jest polem dzialania wielkich kosmicznych Praw.
Nieustanne odreagowywanie Wielkiej Przyrody na Purusze odbywa sie na dwa sposoby: albo pozostaje ona w centrum ruchu, nie dajac sie przeciagnac na jedna lub na druga strone, albo podaza za ruchem do samego konca. W obu wypadkach nalezy zwr贸cic sie w kierunku Pustki, kt贸ra jest zar贸wno poczatkiem, jak i koncem wszystkich rzeczy.
Swiadoma energia (siaka) wymaga nieustannego wzrostu, kt贸ry jest rzeczywisty, nawet jesli wydaje sie pochodzic z ciemnosci (tamasu) i nie jest widoczny. Owa energia przechodzi przez rozpalony do czerwonosci zar czynnego impulsu (radzas), aby nastepnie dotrzec do bieli rozrzedzonego stanu (sattwy). W zyciu ta biel oznacza stan przebudzonej swiadomosci.
A zatem powinnismy krok po kroku przenosic sie z plaszczyzny gestej materii na plaszczyzne przebudzonej swiadomosci, a nastepnie powr贸cic do ciezkiej materii, zachowujac w sobie - mozliwie jak najdluzej - ciagle i wlasciwe doznanie. Nieustannie niepokoja nas z zewnatrz liczne wstrzasy, kt贸re wywoluja w nas albo pragnienie ujrzenia Boga i doswiadczenia chwili oswiecenia, albo udreke smierci panoszacej sie w ciemnosciach i powodujacej stan glebokiej depresji. Brzask symbolizuje przejsciowa moc siaka. Jest to swiatlo, kt贸re zaczyna promieniowac w sercu ciemnej nocy.
Woznica ciagnietego przez woly wozu siedzac na kozle widzi dwa duze drewniane kola, kt贸re obracaja sie jednoczesnie. Jedno z nich to zycie,
drugie - smierc. Oba sa jednakowo niezbedne dla zachowania r贸wno-wagi wozu1.

Odkryj w sobie wiare, kt贸ra wstrzasa swiatem. Nigdy nie m贸w "byc moze", lecz od razu powiedz "tak". To pomoze ci odkryc reakcje w swiadomosci, pomoze ci je obserwowac i dokonywac wyboru. Nie wolno ci dopuscic do tego, aby twoje reakcje znajdowaly sie w niewoli automatyzmu. Zerwij z nia. To jest mozliwe. Stanowczo nie zgadzaj sie na to, by stac sie niewolnikiem wlasnych reakcji. Gleboko pragnij je opanowac.
Zaakceptuj pierwotna Przyrode, kt贸ra istnieje w czasie, ale oddal sie od niej i obserwuj ja z plaszczyzny Puruszy. Plaszczyzna Puruszy to plaszczyzna ducha. Ten krok oznacza czysta Sankhje. Uwierz, ze twoja ewolucja jest mozliwa, nawet jesli tw贸j rozw贸j dokonuje sie bardzo powoli.
Niczego od nikogo nie oczekuj. Ludzie sa tylko slepymi narzedziami, instrumentami pozbawionymi wolnosci, napedzanymi niewidzialna moca, kt贸rej sami nie chca nawet poznac, poniewaz oczy maja zamkniete. Wazne jest, zeby wiedziec, czy nasza filozofia zycia sie sprawdza. Dopiero w贸wczas, gdy uginamy sie pod ciezarem okolicznosci, dostrzegamy otaczajace nas ruchy prakryti i zauwazamy, ze sami stanowimy jej integralna czesc.
A wtedy to, co zdolalismy postrzec z czystego Istnienia (sat) - niezaleznie, czy na zewnatrz przybralo to dla nas forme zwyciestwa, czy porazki - karmi nasze wewnetrzne bycie. Na nic sie nie zda zalowanie przeszlosci. W naszym doswiadczeniu zyciowym postepowalismy zgodnie z naszym rozumieniem i z naszymi mozliwosciami w danym momencie. Jest to nieuchronne Prawo, kt贸re dop贸ty trzyma nas w swojej orbicie, dop贸ki jestesmy niewolnikami prakryti.
Skoro tylko dochodzi do swiadomego oddalenia sie od prakryti, chocby nawet na kr贸tka chwile, jej ruch ustaje. Ten, kto stamtad sie wynurza, dotknal juz punktu stworzenia. 脫w punkt dostarcza niezwykle czystego doznania. Czesto mozna je osiagnac poprzez "duchowa smierc" wykraczajaca poza wszelka energie, poza rozwazania ego. Jednakze uczen nie powinien za wszelka cene pragnac wyrwac sie z uscisku prakryti, poniewaz jest ona polem, na kt贸rym mozna odkrywac, uwaznie badac, oceniac i wykorzystywac wlasne ruchy.
Za kazdym razem, kiedy czlowiek plynacy l贸dka porusza wioslami - kt贸re sa niezbedne tylko w贸wczas, gdy plynie pod prad - powoduje zakl贸cenia normalnego pradu rzeki. Tak samo dzieje sie w przypadku biegu zycia. Swiadome plyniecie pod prad wywoluje przeciwny ruch, kt贸ry p贸zniej przejawi sie w taki lub inny spos贸b.
Kazdy ruch, kt贸ry zaczyna sie nagle, okazuje sie niewlasciwy. Jego zr贸dlem jest nieswiadoma reakcja zachodzaca w naszym zyciu albo obawa przed nieznanym, czyli lek przed smiercia. Zawsze nalezy pozwolic, by "Zasada zycia" biegla wlasnym torem miedzy dzialaniem i poprzedzajaca je decyzja, co umozliwi utrzymanie normalnego rytmu ruch贸w prakryti. Prakryti bedzie domagala sie swoich praw i stworzy dostatecznie wiele przeszk贸d majacych na celu badz umocnienie, badz odwolanie decyzji, zanim jeszcze dojdzie do jakiegokolwiek dzialania.

Panuje poglad, ze mysli bedace czescia prakryti zbudowane sa z bardzo subtelnej materii. Dlatego mozna nauczyc sie je kontrolowac i nie utozsamiac sie z nimi. Jesli potrafisz bardziej obiektywnie kierowac swoimi myslami, dowodzi to, ze sie juz z nich wylaczyles.
Za kazdym razem, kiedy odkrywasz, ze wylaczyles sie z prakryti, nawet na kr贸tka chwile, oznacza to, ze uwolniles sie od niekt贸rych jej element贸w. Jednakze tajemnica pozostaje fakt, ze wynurzamy sie z nieczystej prakryti jedynie po to, by miec mozliwosc dazenia ku czystszej prakryti. Oto droga dyscypliny sahadzy przezywana w samym srodku zycia. Ten, kto poddaje sie tej dyscyplinie, pracuje nad koordynacja swoich wysilk贸w, aby osiagnac ten cel,

Skoro na kazdej plaszczyznie wszystko istnieje w taki spos贸b, ze do-swiadczenia bez konca sie powtarzaja, to mamy do dyspozycji dwie drogi umozliwiajace wyrwanie sie z okow贸w prakryti. Obie stawiaja przed nami duze wymagania.
Jedna z nich prowadzi w g贸re i polega badz na wtajemniczeniu w sannjase praktykowana przez mnich贸w, kt贸rzy ubrani w z贸ltobrunatne albo biale szaty wedruja po Indiach, badz na wtajemniczeniu wlasciwym dla czlowieka swieckiego, kt贸ry aby przezyc doswiadczenie duchowe, w szczeg贸lnym okresie swojego zycia rozmyslnie decyduje sie na "jaskiniowe zycie" pustelnika.
Druga droga biegnie w d贸l. Zar贸wno dla mezczyzny, jak i dla kobiety przypomina ona degradacje typowa dla prostytucji: porzucenie kast i spolecznych rygor贸w. Tym samym, ludzie ci z wlasnej woli przestaja podlegac prawdziwemu Prawu i podporzadkowuja sie nizszemu zbiorowi praw.
Dawanie nie ma znaczenia, poniewaz stanowi ono dow贸d, ze ma sie cos do dania. To, co sie liczy, to doswiadczenie mozliwie jak najpelniejszego niezadowolenia z siebie i przygladanie sie mu otwartymi oczyma do czasu, az dotrze sie do samego podloza skaly. 脫w ruch wywoluje reakcje obnazonej i zdemaskowanej prakryti.
W tym momencie moze zaczac torowac sobie droge cos, co do tej pory bylo niepostrzegalne. To energia (siakti), kt贸ra staje sie matryca lub Pustka. Tylko tam, i we wlasciwym czasie, cos moze przybrac ksztalt i sie narodzic. Podloze skalne reprezentuje wieczna Prakryti obojetna na wszystko, co dzieje sie wok贸l niej, zaje4 nieustannym stwarzaniem, poniewaz taka jest jej funkcja. To wlasnie jeden z jej ruch贸w. Ona dysponuje jeszcze innym ruchem, przeciwstawnym do pierwszego, kt贸ry r贸wniez nalezy odkryc. Wedlug jednego z jej Praw, Prakryti stopniowo wpycha swoje dzieci w pole widzenia Puruszy. Spotkanie z przeszywajacym spojrzeniem Puruszy, kt贸rego zadaniem jest "widziec", to chwila pelnego zrozumienia i wyrzeczenia sie siebie. Jak mozna opisac to spojrzenie? Tego, co wiadomo na jego temat, nie da sie przekazac. Zreszta i tak byloby to bezcelowe.
Jedyne, co mozna zrobic, to czekac z miloscia i byc gotowym na spotkanie ze spojrzeniem Puruszy. Czy mozna zgadnac, kiedy Prakryti zdobedzie sie na taki gest wobec ciebie? Czy mozna wiedziec, dlaczego to robi?
Istotne jest, by ksztaltowac swoje zycie wok贸l dw贸ch zasad: puszczenia i skurczenia. Chwila calkowitego, swiadomego "puszczenia" ma miejsce w贸wczas, gdy Purusza odlacza sie od Prakryti. Taka chwila trwa jedynie przez kilka bardzo spokojnych oddech贸w; stwarza to nagi wszech-swiat, pozbawiony "ja". M贸wiac dokladniej, nie jest to medytacja, lecz raczej postawa uwewnetrznionego zyda. Sri Aurobindo zyl tak w odosobnieniu w swoim asramie przez czterdziesci lat/9; Sri Ramana Mahariszi zyt w ten spos贸b, rzadko przerywajac milczenie, przez cale swoje zycie.
Ekspansja jest ruchem tw贸rczym, kt贸ry odpowiada introspekcji. Jedno nieuchronnie prowadzi do drugiego; oznacza to, ze kiedy odnajdzie sie wewnetrzny punkt r贸wnowagi, ekspansja sama doprowadza do "puszczenia".
Podstawowa idea jest idea swiadomego utozsamienia sie z silami Przyrody. Ma ona ogromne znaczenie. Oznacza pelna ekspansje przy calkowitym rozluznieniu. Ale niczego nie mozna urzeczywistnic, jesli wpierw wszystkiego sie nie "pusci"!
Co moge zrobic? Stawiajac sobie to pytanie, najlepiej jest nic nie robic z wlasnej inicjatywy. Idee ekspansji nalezy wlasciwie zrozumiec. Warunkiem koniecznym ekspansji jest milosc. Doswiadczajac milosci wynurzamy sie z naszego malego ego. Jednakze owa milosc musi byc bezosobowa. M贸wiac o niej posluze sie wedyjskim obrazem slonca, kt贸re promieniujac energia oswietla i stwarza. Na tym polega istota jego ekspansji. Nie jest z niczym zwiazane, a mimo to w swoim kr贸lestwie swiatla wszystko do siebie przyciaga. Ekspansja nie oznacza czynienia czegos, lecz bycie i stawanie sie. Zdolnosc czynienia wyplywa spontanicznie ze zdolnosci bycia.
Purusza "jest", natomiast Prakryti "jest" i "czyni", ale zawsze jest to kierunek od srodka na zewnatrz; dokladnie w ten sam spos贸b z nasiona kielkuja bardzo delikatne zielone pedy. To nasienie jest owinietym wok贸l siebie nieruchomym Purusza, bedacym zarazem stw贸rca ruchu zycia. Musisz o tym wiedziec, a nastepnie poczuc w sobie, ze jestes zar贸wno Purusza, jak i Prakryti. Na tym polega ekspansja wedlug Sankhji.
Czesto zastanawiam sie, kto, przydziela role w niebezpiecznych grach narod贸w, kto w danym roku wypija sok zycia, a kiedy indziej dodaje temu zyciu swiezego wigoru. Wszystko jest dzielem prakryti. Jakze jest pomyslowa tworzac g贸ry z ziarna piasku! Purusza z daleka obserwuje jej prace. Usmiecha sie! Prawde m贸wiac, prakryti takze sie smieje, udajac, ze jest pochlonieta praca, kt贸rej oddala swoje serce!
Wazne jest, by zachowac w tej sytuacji spok贸j, usmiechac sie i tak jak dziecko brac powaznie wszystko, co sie zdarza - a zaraz potem o tym zapomniec! Zawsze beda ciazyly na tobie jakies zobowiazania; ale idac naprz贸d droga zycia mozesz je kolejno odkladac na bok.
Te zobowiazania przypominaja czarne chmury, kt贸re gromadza sie na niebie. Kiedy staja sie wystarczajaco ciezkie, samorzutnie rozrywaja sie na kawalki i rozchodza. Z czasem zobowiazania same znikaja.
Caly sekret polega na tym, by wszystko akceptowac; ale bardzo uwazaj, by do niczego sie nie przywiazywac!



1/ Prakryti pisze sie przez duze "P", kiedy oznacza wyzsza Prakryti, a przez male "p", kiedy oznacza nizsza prakryti.

2/ Najwiekszy mistrz filozofii adwajty (adwita), 788 - 822 r.

3/ Oznacza to zapomnienie zwyczajnego "ja", czyli powierzchownej struktury jednostki.

4/ ang. back to the self. Angielskie slowo the wy przetlumaczono w calym tekscie jako siebie (rzecz, to siebie), a nie, jak sie przyjelo, jako jazn (przyp. tlum.).

/5 Nauczanie Buddy w jezyku pali, zebrane przez jego uczni贸w sto lat po jego smierci.

/6 Bhagawatapurane tradycyjnie przypisuje sie Wjasie, autorowi Mahabharaty.

/7 Autor traktatu zatytulowanego Sankhjakarika (Samkhyakarika) pochodzacego z III w. p.n.e.

/8 Rama Tirtha, kt贸ry zmarl w 1906 roku, przybyl do Stan贸w Zjednoczonych po smierci Swami Wiwekanandy. W trakcie swojego pobytu zaprezentowal wspaniale wyklady na temat Wedanty; sam nie zalozyl zadnej organizacji, poniewaz, jak m贸wil: "Cale Indie sa moim asramem".

/9 Sri Aurobindo pokazywal sie swoim uczniom tylko cztery razy do roku, w dni, kt贸re nazywano darszan.


Sri Anirwan - "Zyc w sobie nauki baula"
Wydawnictwo Pusty Oblok
Warszawa 1994



_____________________________________


Ludzie sa ciskani przez fale, od kt贸rej nie potrafia sie uwolnic; moga jednak poplynac w kierunku pieczary serca. Tam znajduje sie siedziba nieporuszonej swiadomosci. Wtedy dla tych ludzi ruch fali zamiera, poniewaz zwr贸cili uwage na inny porzadek rzeczywistosci. W pieczarze serca dotykaja tego, co niezmienne. Ten proces nalezy sledzic kierujac spojrzenie do wewnatrz, czujac pulsacje zycia. Znany jest zwiazek miedzy pulsacja zycia i nieporuszona swiadomoscia. 脫w ruch nigdy nie ustaje. Nagle zatrzymanie oznaczaloby smierc. Dop贸ki jestesmy zanurzeni w prakryti, w samym sobie i zyciu, dop贸ty ona nami rzadzi; rzadza nami jej ruchy, nagle skoki i kosmiczne rytmy. Bez wycofania sie w glab siebie nie mozemy sprawowac kontroli nad nasza prakryti.

(str. 93/94.)





_________________________________



Dlatego Sri Ramakryszna m贸gl powiedziec:
Wszystko jest sat-czit-ananda. Nawet moje cierpienie to zaledwie fragment doswiadczenia istnienia, stanowiacy znikoma czesc calosciowego doswiadczenia "bycia" w uswiadomionej sobie blogosci.
(Sri Ramakryszna zmarl na raka gardla w 1886 r. w Dakszineswarze kolo Kalkuty, w wieku 54 lat)

(str. 89)





___________________________________




Widznianabhikszu, wielki mistrz szkoly Sankhji z XV wieku, pozostawil nam nastepujaca metafore odnoszaca sie do Puruszy i Prakryti:
Prakryti to zona Puruszy; jest bystra i drazliwa. Dlugo nie daje Puruszy spokoju, az w koncu on znekany m贸wi: "Odchodze, r贸b, co ci sie podoba!" A wtedy Prakryti cala we lzach biega za swoim mezem, pr贸buje go przeblagac, nie odstepuje go na krok...
Oto dwa sposoby podejscia do Prakryti: zanim zdamy sobie sprawe, czym ona jest, i po tym. Najblizsze nam kosmiczne prawo m贸wi: "Kiedy odsuniesz sie od prakryti, wszystko bedzie ci posluszne".

Swami Rama Tirtha przekazal nam inny obraz:
Kiedy odwracasz sie plecami do slonca, tw贸j cien znajduje sie przed toba. Mozesz pr贸bowac go zlapac, ale to ci sie nigdy nie uda. Wystarczy jednak, ze obr贸cisz sie twarza do slonca, a tw贸j cien od razu znajdzie sie za toba. Jesli sie ruszysz, on za toba podazy. Mozesz sprawic, ze p贸jdzie tam, gdzie zapragniesz. Slonce jest prawda, a Prakryti cieniem.

(Rama Tirthu, kt贸ry zmarl w 1906 roku, przybyl do Stan贸w Zjednoczonych po smierci Swami Wiwekanandy. W trakcie swego pobytu zaprezentowal wspaniale wyklady na temat Wedanty; sam nie zalozyl zadnej organizacji, poniewaz, jak m贸wil: "Cale Indie sa moim asramem".)

(str. 89/90)




________________________________




Dlaczego w og贸le istnienie ma pulsowac? To pytanie mozna zignorowac tylko wtedy, gdy odnosi sie ono do materii, a nie do swiadomosci. Jesli istnienie jest swiadomoscia, to r贸wniez fale energii musza byc swiadome.
Jednakze nie mozna tego zaobserwowac w stanie jawy, kt贸ry obecnie na skutek niewiedzy uznaje sie za jedyna miare swiadomosci. Zadowalajaca odpowiedz moze pojawic sie dzieki intuicji, kt贸ra potrafi wniknac w glab siebie i urzeczywistnic jego (siebie) nature. Istnienie jest swiadomoscia i jego pulsacje sa r贸wniez swiadome - w glebi naszego bycia rozpoznajemy je jako pierwotna radosc. Dzieki calosciowemu spojrzeniu wszechswiat staje sie radoscia czystego Bycia, kt贸re wykrystalizowalo sie poprzez samoekspresje. Bycie to sat-czit-ananda, czyli czyste doznanie.
Taka jest w swej esencji natura czlowieka, nawet jesli wypaczona zostala na skutek poczucia ograniczen; dzieki temu nie czujemy sie bezgraniczni i otwarci, tylko scisnieci, zamknieci i niespokojni. Kieruja nami jedynie slepe impulsy przyjemnosci, b贸lu i zobojetnienia. Przez te faze mozna przejsc rozwijajac w sobie rozmyslna, godzaca sie na wszystko obojetnosc, az w koncu kazda z naszych reakcji rozswietli sie w swiadomosci i osiagniemy niezmierzony kosmiczny spok贸j.
[...] I rzeczywiscie, przecietny umysl patrzy i wydaje osad; w procesie, kt贸remu podlega swiat, dostrzega on jedynie bledy i przyzwala na nie, bo tak mu sie podoba. Caly ten proces jest wynikiem wt贸rnego pedu do tworzenia "wielosci", kt贸ra potem wydaje sie prawda, a niewiedza zdobywaniem poznania.
My jednak wiemy o istnieniu prawdziwie tw贸rczego wyzszego umyslu, kt贸rego zalazek znajduje sie w kazdym przecietnym umysle. Ten wyzszy umysl to zywa swiadomosc - czyste doznanie, w kt贸rym podmiot staje sie przedmiotem. W贸wczas wiedziec znaczy byc. Istnienie i swiadomosc stanowia Jedno - harmonijna calosc.

(str. 196)



___________________________



Popelnimy najwiekszy blad, jesli uwierzymy, ze mozemy panowac nad wlasnymi dzialaniami; w rzeczywistosci mozemy jedynie odczuwac nastepstwa i reakcje, kt贸re one wywoluja. Jedyna postawa, jaka wolno nam tutaj przyjac, jest postawa zapominania o dzialaniu juz w jego trakcie. W efekcie otrzymamy jakby czysta stronice, na kt贸rej wspomnienia nie pozostawia zadnego sladu.

(str. 154)




_____________________________________




...zaden wielki swiety nie dziala zgodnie z wlasna wola, lecz zgodnie z wola innych, kt贸rzy czasami okazuja sie glupcami. Takie dzialanie nie wywoluje wewnetrznej reakcji. W owym stanie wolnosci rodzi sie prawdziwy, tw贸rczy impuls. Bedziesz lepiej sluzyl, bedziesz uczestniczyl w zyciu innych i bedziesz m贸gl smiac sie serdecznie z siebie samego!

(str. 154)




_________________________________


Druga droga biegnie w d贸l. Zar贸wno dla mezczyzny, jak i dla kobiety przypomina ona degradacje typowa dla prostytucji: porzucenie kast i spolecznych rygor贸w. Tym samym, ludzie ci z wlasnej woli przestaja podlegac prawdziwemu Prawu i podporzadkowuja sie nizszemu zbiorowi praw.
Dawanie nie ma znaczenia, poniewaz stanowi ono dow贸d, ze ma sie cos do dania. To, co sie liczy, to doswiadczenie mozliwie jak najpelniejszego niezadowolenia z siebie i przygladanie sie mu otwartymi oczyma do czasu, az dotrze sie do samego podloza skaly. 脫w ruch wywoluje reakcje obnazonej i zdemaskowanej prakryti.
W tym momencie moze zaczac torowac sobie droge cos, co do tej pory bylo niepostrzegalne. To energia (siakti), kt贸ra staje sie matryca lub Pustka. Tylko tam, i we wlasciwym czasie, cos moze przybrac ksztalt i sie narodzic. Podloze skalne reprezentuje wieczna Prakryti obojetna na wszystko, co dzieje sie wok贸l niej, zajeta nieustannym stwarzaniem, poniewaz taka jest jej funkcja. To wlasnie jeden z jej ruch贸w. Ona dysponuje jeszcze innym ruchem, przeciwstawnym do pierwszego, kt贸ry r贸wniez nalezy odkryc. Wedlug jednego z jej Praw, Prakryti stopniowo wpycha swoje dzieci w pole widzenia Puruszy. Spotkanie z przeszywajacym spojrzeniem Puruszy, kt贸rego zadaniem jest "widziec", to chwila pelnego zrozumienia i wyrzeczenia sie siebie. Jak mozna opisac to spojrzenie? Tego co wiadomo na jego temat, nie da sie przekazac. Zreszta i tak byloby to bezcelowe.

(str. 95/96)




_____________________




Co moge zrobic? Stawiajac sobie to pytanie, najlepiej jest nic nie robic z wlasnej inicjatywy. Idee ekspansji nalezy wlasciwie zrozumiec. Warunkiem koniecznym ekspansji jest milosc. Doswiadczajac milosci wynurzamy sie z naszego malego ego. Jednakze owa milosc musi byc bezosobowa. M贸wiac o niej posluze sie wedyjskim obrazem slonca, kt贸re promieniujac energia oswietla i stwarza. Na tym polega istota jego ekspansji. Nie jest z niczym zwiazane, a mimo to w swoim kr贸lestwie swiatla wszystko do siebie przyciaga. Ekspansja nie oznacza czynienia czegos, lecz bycie i stawanie sie. Zdolnosc czynienia wyplywa spontanicznie ze zdolnosci bycia.

(str. 97)




________________________________



Widzimy psa przywiazanego do budy, kt贸ry szczeka; ale ten pies nie wie, ze szczeka. On tylko wypelnia zadanie, dla kt贸rego sie tam znajduje. Zwierzeta maja swiadomosc, ale nie swiadomosc siebie. Istote interesujacego nas zagadnienia mozna przedstawic nastepujaco: "Miej siebie na oku, obserwuj siebie!" Tak naprawde w swoim zyciu jestes podobny do szczekajacego psa, kt贸ry pilnuje domu; zawsze przygladasz sie innym, ale nigdy z ta sama przenikliwoscia nie patrzysz na siebie.
Te idee mozna tez sformulowac inaczej: jeden czlowiek pali opium i jest zaabsorbowany swoim doswiadczeniem; inny pali, lecz nie jest odurzony, poniewaz zna miare tego, co robi. jeszcze inny, chociaz pali, pozostaje obojetny. On nic nie czuje, poniewaz dziala jak automat. Jest obrazem snu na jawie, gdzie nie ma juz nawet miejsca na reakcje.

(str. 153)





Starajac sie obserwowac siebie, czesto sie zatrzymujesz, gdy nie potrafisz konkretnie sformulowac tego, co wydaje ci sie obiektywne. Gdybys wiedzial jak to zrobic, doswiadczylbys blogosci i czystej radosci (anandy). Tymczasem masz zaledwie kilka wspomnien, kt贸re chociaz zywe, szybko znikaja. Posmakowanie owej blogosci w esencji bycia uczyniloby cie niezaleznym. Wtedy jest sie autentycznie oddzielonym od prakryti. To dlatego odurzenie jest najstarsza forma oddawania czci, blogoscia nieograniczonego w czasie pamietania.

(str. 153)






________________________



Zanim czlowiek bedzie umial zredukowac emocje do minimum, rozpoznac ja, odizolowac i opanowac, tak by w koncu m贸c sie jej pozbyc, musi najpierw przejsc przez kilka poziom贸w. Na nizszym etapie musi raz na zawsze sobie uprzytomnic, ze emocja to odsetki od dlugu jaki ma do splacenia - juz samo to zapoczatkuje proces, kt贸ry ja wyeliminuje. Jest to proces wykorzenienia. Osiagajac drugi etap zobaczy, ze emocja jest albo czyms, co nalezy odrzucic, albo czyms co w spos贸b znany sie powtarza. Stanowi to czesc automatyzmu, kt贸ry choc staje sie widoczny, to realnie nie istnieje. Trzeci stan to ten, w kt贸rym ciezka forme przytlaczajacej emocji, dobrowolnie i systematycznie zastepuje sie lekka forma idealu.

(str. 173)






Jesli emocjom nie nada sie zadnej wartosci - ani dodatniej, ani ujemnej - to czlowiek bedzie mial do czynienia z motorem, kt贸ry korzysta z prakryti tylko na zwyklych obrotach. Woda w pr贸b贸wce jest forma ciezkiej materii. Ta sama woda zamieniona w pare zajmuje wieksza przestrzen i jest bardziej nasycona gazem. Podobnie czlowiek moze cierpiec w swoim sercu z powodu emocji ciezkich jak kamienie albo emocji, kt贸re staly sie bardziej subtelne i chociaz istnieja, pozwalaja, by przebilo sie przez nie swiatlo.

(str. 172)






____________________________



Musisz nauczyc sie swiadomie przyjmowac najbardziej nieoczekiwane wydarzenia w twoim zyciu, stawac sie wobec nich calkowicie przezroczystym, nie oceniajac ich jako dobre lub zle. W takiej chwili musisz unikac wszelkich osad贸w, poniewaz nie wiesz, jakie Prawo wtedy dziala.
Powstrzymuj swoja prakryti tlumiac wszystkie spontaniczne ruchy, kt贸re moga sie w tobie pojawic, tak by ona z ciebie nie wyplynela ani zeby nie skierowala swej uwagi na prakryti innych ludzi. Nie wymaga to od ciebie wycofania sie, lecz pozwala zapobiec polaczeniu ciezkich materii z innymi, pozostajacymi w nieladzie, ciezkimi materiami. W贸wczas bedziesz w stanie obserwowac ruchy oraz kaprysna nature innych ludzi, co pomoze ci dostrzegac wlasne ruchy. W tym momencie mozna wprowadzic pewna kontrole, ale tylko w odniesieniu do siebie. Dla czlowieka, kt贸ry rozumie, ze prakryti obejmuje calosc istnienia w jego rozlicznych swiadomych i nieswiadomych przejawach, 贸w stan "przezroczystosci" ma zwiazek z tym, co mozna nazwac "pamietaniem siebie".

(str. 148)






Z pojeciem Pustki mozemy zapoznawac sie stopniowo.
Najlepszym sposobem jest obserwowanie, w jaki spos贸b wszystko sie odbywa. To, co nazywamy nasza wola, nie jest naprawde nasze. Jest to jedynie automatyczny ruch - rozbudzenie w nas prakryti.

(str. 148)






__________________________



Odkryj w sobie wiare, kt贸ra wstrzasa swiatem. Nigdy nie m贸w "byc moze", lecz od razu powiedz "tak". To pomoze ci odkryc reakcje w swiadomosci, pomoze ci je obserwowac i dokonywac wyboru. Nie wolno ci dopuscic do tego, aby twoje reakcje znajdowaly sie w niewoli automatyzmu. Zerwij z nia. To jest mozliwe. Stanowczo nie zgadzaj sie na to, by stac sie niewolnikiem wlasnych reakcji. Gleboko pragnij je opanowac.
Zaakceptuj pierwotna Przyrode, kt贸ra istnieje w czasie, ale oddal sie od niej i obserwuj ja z plaszczyzny Puruszy. Plaszczyzna Puruszy to plaszczyzna ducha. Ten krok oznacza czysta Sankhje. Uwierz, ze twoja ewolucja jest mozliwa, nawet jesli tw贸j rozw贸j dokonuje sie bardzo powoli.
Niczego od nikogo nie oczekuj. Ludzie sa tylko slepymi narzedziami, instrumentami pozbawionymi wolnosci, napedzanymi niewidzialna moca, kt贸rej sami nie chca nawet poznac poniewaz oczy maja zamkniete. Wazne jest, zeby wiedziec, czy nasza filozofia zycia sie sprawdza. Dopiero w贸wczas, gdy uginamy sie pod ciezarem okolicznosci, dostrzegamy otaczajace nas ruchy prakryti i zauwazamy, ze sami stanowimy jej integralna czesc.
A wtedy to co zdolalismy spostrzec z czystego Istnienia (sat) - niezaleznie, czy na zewnatrz przybralo to dla nas forme zwyciestwa, czy porazki - karmi nasze wewnetrzne bycie. Na nic sie nie zda zalowanie przeszlosci. W naszym doswiadczeniu zyciowym postepowalismy zgodnie z naszym rozumieniem i z naszymi mozliwosciami w danym momencie. Jest to nieuchronne Prawo, kt贸re dop贸ty trzyma nas w swojej orbicie, dop贸ki jestesmy niewolnikami prakryti.
Skoro tylko dochodzi do swiadomego oddalenia sie od prakryti, chocby nawet na kr贸tka chwile, jej ruch ustaje. Ten, kto stamtad sie wynurza, dotknal juz punktu stworzenia. 脫w punkt dostarcza niezwykle czystego doznania. Czesto mozna je osiagnac poprzez "duchowa smierc" wykraczajaca poza wszelka energie, poza rozwazania ego. Jednakze uczen nie powinien za wszelka cene pragnac wyrwac sie z uscisku prakryti, poniewaz jest ona polem, na kt贸rym mozna odkrywac, uwaznie badac, oceniac i wykorzystywac wlasne ruchy.
_______________________________



Przeszlo dwadziescia lat temu, w willowej czesci miasta ludzie widywali bardzo mloda i piekna kobiete, kt贸ra zatrzymywala przechodni贸w przed swoim domem i pytala ich: - Gdzie jest Szem Babu? Czy widziales go? Jesli powiesz mi, gdzie on jest, to p贸jde do niego. - Jej ukochany zmarl, a ona wciaz na niego czekala, zyjac dzieki swojej milosci do niego. Ta milosc ja zdradzila. Przechodnie robili sobie z niej okrutne zarty.
Potem rozpoczela sie dla niej nastepna faza. Zaczepiala przechodzacych ulica mlodych mezczyzn i m贸wila do nich: - ty jestes m贸j Szem Babu, wr贸ciles... - Poniewaz nie byla prostytutka, mezczyzni odganiali ja brutalnie, rzucajac w nia nawet kamieniami.
Po kilku latach jeden z jej sasiad贸w, kt贸ry znal ja od dawna, zobaczyl ja siedzaca przez caly dzien pod swietym drzewem tej dzielnicy. Postarzala sie, ale z jej twarzy promieniowala radosc. Rozpoznala swojego sasiada. On zapytal: - Czy juz wiesz, gdzie jest tw贸j Szem? - Tak - odpowiedziala z czarujacym usmiechem. - Sp贸jrz, on jest tu... - i wskazala na swoje serce.

(str.174)






__________________________



W zadnej duchowej dyscyplinie nie bierze sie pod uwage emocji, poniewaz emocja z natury nie jest czyms trwalym. Jest jedynie ruchem Prakryti. Calkowicie spokojny umysl przypomina nieruchoma tafle g贸rskiego jeziora. Najmniejsza fala na jego powierzchni jest emocja.
Co sie z nia dzieje? Jesli Purusza pozwoli tej nawet najdrobniejszej fali powiekszyc sie i stac duza fala, on sam zostanie przez nia polkniety. Slepa emocja panuje nad sytuacja, chociaz w rzeczywistosci nie ma racji bytu. Jesli ta sama emocja, kiedy jest jeszcze tylko drobna fala, zostanie dobrowolnie uwewnetrzniona, to w贸wczas stopniowo, dzieki swojej niesp贸jnosci rozpadnie sie i powr贸ci tam, skad przyszla, stajac sie jedynie swiecacym promieniem blogosci (anandy).

(str. 175)






__________________________



Poznaj samego siebie. Nie obawiaj sie ciemnosci siebie, kt贸ra odkrywasz, choc moze sie ona wydawac czarna jak wegiel! Ludzie zaczynaja sie bac. Wielu rezygnuje i tylko nieliczni docieraja do konca. Istnieje problem nieskonczonego wewnatrz nieskonczonosci. Slowa: "tak duzo", "tak wiele" - nie istnieja. Bardzo delikatna kwestia jest to, ze kiedy m贸wimy "nieskonczonosc", myslimy, ze to musi byc gdzies tam, gdzie nie istnieje nic skonczonego; a nieskonczonosc wykracza nawet poza to! Kiedy sie boisz, to przestajesz umiec myslec. Blakasz sie wszedzie, m贸wiac: "Trace wszelka nadzieje!"

W Bryhadaranjaka-upaniszadzie powiedziano:

Tobie sie oddaje...
Ty otwierasz przede mna samego siebie...
Tyle slyszalem
Nie chce juz nic wiecej slyszec.
Tyle widzialem
Nie chce juz nic wiecej widziec.
Objawiam Ciebie, objawiam Ciebie!


To jest jak objawienie Chrystusa.
Lek i szorstkosc, kt贸re w nas tkwia, powinny sie rozpuscic, ale niestety osobowosc jest taka silna! Pokrywa sie skorupa zlozona z tylu rzeczy, ze wszystkich rzeczy istniejacych na zewnatrz. Wyobraz sobie, ze masz dw贸jke dzieci, syna i c贸rke, urodzonych w odstepie jednego roku. Widzialem wiele takich par. Tak sie kochaja. Kl贸ca sie i kochaja, kochaja sie i kl贸ca, ale nie potrafia bez siebie zyc. Taki jest prosty poczatek zycia, lecz ty wlasnie wtedy zaczynasz uczyc ich zaklamania - "wlasciwie sie zachowywac", robic to lub tamto - i to nie z powodu wplywu, jaki wywiera na nie twoja obecnosc, tylko przez slowa, martwe, wziete z ksiazek slowa; i w ten spos贸b traca one podstawowa rzecz: dotyk zycia w poznaniu!

Oto strofa z Isia-upaniszady:

Tam, poza, jest cala pelnia,
Tutaj jest cala pelnia,
A kiedy z tej pelni
Zabierzesz pelnie,
Pelnia nadal bulgocze
I rozlewa sie po ziemi.


Jak to wspaniale powiedziane i jaka w tym glebia!
Sri Ramakrysznie bardzo sie to podobalo. Powiedzial:

Idziesz oto nabrac wody do oceanu zycia. Dzban bedzie unosil sie na powierzchni. Nie chce nabrac wody. Musisz chwycic go za ucho i zanurzyc. Najpierw uslyszysz: "Bul, bul, bul..." - to dzban odpycha wode. "Nie, nie, nie, nie nabiore". Potem sie napelnia i przestaje stawiac op贸r. I wtedy wie: ocean wewnatrz, ocean na zewnatrz!


Tak samo jest z nami: wewnatrz mamy maly ocean, a na zewnatrz otacza nas ogromny ocean. Dlatego jestesmy w stanie pokonac smutek. Ale jak opieramy sie bogu! Jak dzban m贸wimy: "Nie, nie, nie".
Mistrz musi wiec sila zanurzyc dzban w wodzie. Nie pozwalamy, by wstapil w nas nieskonczony ocean.

Sri Ramakriszna powiedzial tez:

Dobry guru jest dobrym lekarzem; nie przychodzi i nie m贸wi: "Prosze, oto twoja recepta". Nie, on przynosi lekarstwo i wsadza ci je do gardla, tak ze zostajesz oczyszczony od srodka. Robi to z bezwzglednoscia, kt贸ra oznacza prawdziwa milosc.


(str. 226-228)






Wyszukiwarka