Rozdział czternasty (A)
Draco i Harry nie uchodzili raczej za odludków, ale odkąd związali się ze sobą na poważnie, obaj jednakowo zaniedbali obowiązki towarzyskie. Należało to nadrobić. Dlatego też sylwestrowy wieczór zastał ich wślizgujących się przez dyskretnie zamaskowane drzwi do Bordello, najpopularniejszego gejowskiego klubu w okolicy. Jego wnętrze było utrzymane w stylu dziewiętnastowiecznego, bogato ozdobionego domu publicznego — tonęło w odcieniach czerwieni i fioletu, pełne udrapowanych wszędzie ciężkich adamaszkowych kotar i rozjaśnione tkwiącymi w wielkich kandelabrach świecami, których blask odbijał się w żelaznych okuciach mebli. Z całą pewnością jednak ani muzyka, ani klientela w niczym nie przypominały tamtej epoki.
Dostanie się do klubu zawsze sprawiało trudności. Oczywiście tylko w przypadku, gdy nie było się Harrym lub Draconem. Ci mogli pojawić się ni stąd, ni zowąd w salonie każdego domu, a gospodarze, zamiast się oburzyć, zapytaliby tylko, z jaką ilością mleka pijają poranną herbatę i czy życzą sobie do niej gazety. Ich obecność w jakimkolwiek pubie, klubie bądź restauracji gwarantowała tłumy ludzi, a właściciele lokali wiedzieli, kiedy powinni zaoferować im coś szczególnie dobrego.
Zabawny w tym wszystkim był fakt, że tego wieczoru żaden z nich nie miał szczególnej ochoty na wyjście, ale obawiał się przyznać do tego na wypadek, gdyby drugiemu naprawdę zależało na spędzeniu sylwestra poza domem. Draconowi marzyło się leniuchowanie w czterech ścianach, długa kąpiel (naturalnie w towarzystwie Harry’ego), a potem wylegiwanie się na kanapie z oddechem Pottera muskającym mu kark i nieuchronne zaśnięcie przy próbie obejrzenia do końca któregoś z klasyków. Choćby „Przekleństwa Frankensteina”, a może nawet „Planu dziewięć z kosmosu”. Harry jednak bez przekonania rozpoczął dyskusję o konieczności pokazania się wśród ludzi, przy czym Draco widział jak na dłoni, że również najchętniej zostałby w domu, ale nie potrafił wyrwać się ze schematu myślenia, iż należy wyjść, ponieważ jest noworoczna noc.
I tak oto znaleźli się w głównej sali klubu, przytłoczeni gorącą, wilgotną wonią podnieconych ciał, co było raczej skutkiem ubocznym tańca niż aktywności seksualnej. Podobnie jak w innych klubach w sylwestrowy wieczór, i tutaj muzyka niemal rozsadzała uszy. Draco skrzywił się i kątem oka dostrzegł, że Potter robi to samo.
Nie uszli nawet pięciu kroków, kiedy skąpo odziany kelner wcisnął im w dłonie po Avadzie Kedavrze i gestem zachęcił do wypicia. Drink ten odstraszał złą sławą, a swoją nazwę zawdzięczał temu, co potrafił uczynić z kondycją nawet najodporniejszych na alkohol głów. Trzy lub cztery kolejki tego specjału wystarczały, by wprowadzić pijącego w stan tak głębokiej nieprzytomności, że sprawiał wrażenie martwego i gotowego do odebrania przez Magiczny Oddział Usuwania Zwłok. Draco zwykł myśleć, że jaskrawozielony kolor drinka nie był przypuszczalnie niczym więcej niż chwytem marketingowym.
Unieśli szklanki w szybkim toaście, zanim pociągnęli z nich ostrożne łyki. W smaku dominowała pieprzowa wódka i tylko dzięki niej całość mogła uchodzić za strawną. Draco miał do tej wódki słabość, która wywodziła się jeszcze z szóstego roku w Hogwarcie i mocno łączyła się z pewną bardzo przyjemną, ale ostro zamazaną w pamięci nocą w pokoju wspólnym Ślizgonów. Uśmiechnął się do wspomnienia starych czasów. Harry zrobił pytającą minę, ale Draco wolał zachować milczenie. Są sprawy, których twoja lepsza połowa poznać nie powinna.
Znalezienie wolnego stolika wydawało się być rzeczą niemożliwą — Harry absolutnie odmówił przejścia do strefy dla VIP-ów — ale kiedy mozolnie okrążali parkiet, z tłumu wystrzeliła nagle czyjaś ręka, która złapała Pottera za nadgarstek i zmusiła go, by się zatrzymał. W pierwszej chwili Draco się przestraszył. Już sięgał po dłoń intruza, pełen żądzy oderwania mu jej od ramienia, kiedy zauważył, że należała do Charliego Weasleya. Na widok Harry’ego, który z szerokim uśmiechem zadowolenia pochylił się nad rudzielcem i powitał go krótkim uściskiem, Draco poczuł ukłucie zazdrości, które udało mu się zamaskować obojętną miną. Charliemu towarzyszyła większa grupa, złożona z dobrego tuzina osób. Przeważali w niej mężczyźni, ale Draco dostrzegł również kilka kobiet. Jedna z nich siedziała zaraz obok Weasleya.
Harry i Charlie nachylili się do siebie, konwersując mocno podniesionymi głosami. Wreszcie Potter na oślep wyciągnął rękę w tył, złapał Dracona za biodro i przyciągnął bliżej. Z pytającą miną wskazał ruchem głowy stolik Weasleya. Draco przytaknął i przymierzyli się do zajęcia miejsc. Dokładnie rzecz biorąc, usiadł tylko Harry, ponieważ Charlie natychmiast zsunął się ze swojego krzesła i zablokował drogę Draconowi. Był kilka centymetrów wyższy, więc Draco uniósł wzrok, żeby na niego spojrzeć. Szerokość uśmiechu na ustach Weasleya roztopiła jego chwilową irytację. Wyciągnął rękę, chcąc potrząsnąć dłonią Charliego, ale w zamian znalazł się w jego ramionach, choć na bardzo krótko. Kiedy w końcu udało mu się wcisnąć na krzesło, zauważył na twarzy Harry’ego znaczący uśmieszek, potem zaś jego ostentacyjne spojrzenie rzucone Charliemu, a następnie jemu samemu. Draco poczuł się kompletnie zbity z tropu. Możliwe, że kolejne drinki wyjaśnią problem.
Udało mu się rozprawić z zaledwie jednym, zanim namówiono go do przerzucenia się na szprycer z białego wina. Jego żołądek zaczął już zgłaszać sprzeciw co do zawartości alkoholu w Avadzie Kedavrze, poza tym zawarli z Harrym coś w rodzaju umowy, żeby się zbytnio nie upić. Mieli pewne plany na następny dzień, a żaden z nich nie palił się do tego, by brać się za ich realizację z mózgiem tylko połowicznie zdolnym do pracy. Gdyby istniał eliksir leczący skutki kaca, pomyślał Draco. Do diabła, być może Snape dałby się przekonać do stworzenia czegoś takiego? Mogłoby mu to przynieść fortunę, a wtedy choć raz miałby powód do jawnego zadowolenia!
Minęła zaledwie godzina, odkąd zjawili się w klubie, a Harry dopił już trzeciego drinka i sprawiał wrażenie, jakby się właśnie rozkręcał. Draco spróbował przyhamować go dobrodusznym kuksańcem, ale w zamian otrzymał spojrzenie wyraźnie mówiące „Co, jesteś moją matką?”, wzruszył więc tylko ramionami i dał spokój. Niech sam sobie radzi ze swoim kacem w zimnym świetle poranka, pomyślał Draco bezlitośnie. Jeśli tylko on nie będzie musiał zmagać się później z miłosnymi atakami rozochoconego, ale całkowicie niezdolnego do akcji Pottera…
W klubie było zdecydowanie za głośno na dłuższe pogawędki. Draco wykrzyczał parę powitalnych zdań do przyjaciół Charliego, ale wszystko, co wykraczało poza nie, okazało się zbyt męczącym zadaniem. Usiadł więc wygodnie i skupił się na jednym ze swoich ulubionych zajęć. Obserwowaniu ludzi. Na Merlina, iluż rzeczy można się nauczyć dzięki dyskretnym badaniom tego rodzaju! Przykładowo: Draco odkrył, że dwaj właściciele lokalu, posługując się przeważnie gestami rąk, prowadzą sekretną rozmowę, efektem której było wyłączenie klimatyzacji. A dlaczego stanowiło to coś godnego uwagi? Ponieważ w przeciągu dziesięciu minut zaczęły znikać ubrania, a przed upływem czterdziestu każdy przystojniak odsłonił swoją wyrzeźbioną na siłowni, lśniącą od cienkiej warstewki potu klatkę piersiową. Draco zaśmiał się w duchu. Co za imponująca manipulacja! Nic dziwnego, że klub cieszył się taką reputacją, skoro jego właściciele, niewątpliwie amatorzy piękna ludzkiej anatomii, czynili go miejscem, w którym pragnął znaleźć się każdy gej. Tyle świeżej, apetycznie odsłoniętej skóry naraz. Draco dobrze wiedział, ile to warte.
Gdyby mu się chciało, mógłby policzyć na palcach obu rąk — choć powinno mu ich na to zabraknąć — swoje dawne zdobycze, które świętowały tu dziś Sylwestra we własnym gronie. Kiedyś, jeszcze przed erą Harry’ego, często przychodził w to miejsce na podryw. Trudno o coś prostszego. Bordello nie było lokalem dla monogamicznych par. Ludzie szukali tutaj niezobowiązującego zaspokojenia swojego libido i wrażeń mocniejszych niż te, które mogli dostać w domu. A czasami pary chciały znaleźć tu coś urozmaicającego ich łóżkowe zabawy. Jeśli ktoś patrzył uważnie, potrafił dostrzec odpowiednie sygnały: sekretne skinienia głów i mrugnięcia, drgnięcia mięśni, wzrok mówiący „zerżnij mnie”, wędrujący po całej zatłoczonej sali.
Draco nie spotkał tu nigdy Harry’ego i bardzo się z tego cieszył. Nie podobała mu się myśl, że Potter mógł być kiedyś tym typem mężczyzny, którym był wcześniej on sam. Jego zazdrosna natura nie poradziłaby sobie z czymś takim. A skoro już mowa o zazdrości, próby zignorowania nieprzerwanego dialogu między Potterem a Charliem wymagały od Dracona niemałego wysiłku. Nawet dłoń Harry’ego, zaciśnięta przyjemnie na jego udzie, okazała się niezbyt pomocna. Znaczenie miało tylko to, że Harry siedział odwrócony do niego plecami, pełną uwagą kierując na rudzielca.
Zaprzyjaźnienie się z rodziną Weasleyów było dla Dracona trudne z wielu względów. Ale jeden z nich, do którego nigdy nie przyznałby się głośno, to potworny strach, że Harry mógłby opuścić go dla któregoś z nich. Przecież bez chwili wahania powiedział, że lubi rude włosy, a ciężko było o większą kondensację tego koloru niż w klanie Łasic. Poza tym był jeszcze dawny związek z Ginny i fascynacja Billem. O tak, Draco miał się o co martwić, a Charlie tylko pogarszał sytuację. Draco, który doświadczał właśnie, jak głębokie były jego własne emocje wobec Pottera, poczuł się zagrożony — choć nigdy wcześniej nie miał powodów, by się czegokolwiek obawiać.
Draco dotąd nie podejrzewał, że Charlie może mieć skłonności homoseksualne. Jego zachowanie nie zdradzało niczego, a Harry nie pisnął ani słówka na ten temat. W pierwszym momencie Draco uznał młodą kobietę, która za wszelką cenę usiłowała usiąść Weasleyowi na kolanach, za jego dziewczynę. Było jasne, że zdecydowanie dążyła do ogrzania mu łóżka, jednak Charlie nie poświęcał jej więcej uwagi niż pozostałym osobom przy stoliku. Nie była z tego szczególnie zadowolona, ale zamiast obrócić swoją irytację przeciwko rudemu, zdawała się skupiać ją na Draconie. Może dlatego, że tak samo jak Harry nie zwracał na nią uwagi?
Znudzony zabawianiem samego siebie, Draco celowo zmienił pozycję na krześle i otoczył Harry’ego ramieniem w pasie z nadzieją, że uda mu się wziąć go w objęcia, ale na pewno nie z myślą o przyciągnięciu czyjejś uwagi. Ucieszył się, kiedy Potter odwrócił się i uśmiechnął, a ostatnie resztki zazdrości i niepewności rozpłynęły się w powietrzu na widok intensywności jego spojrzenia. Było to głupią reakcją po wszystkim, co ze sobą przeżyli, ale Draco poczuł, że oddech więźnie mu w krtani. Wiedział, że Harry zauważył, jak na niego działa: uśmiech na jego ustach zamienił się w znaczący grymas, a spomiędzy rozchylonych lekko warg wysunął się wilgotny czubek języka. Draco patrzył jak skamieniały. Ogarnęło go nieznośne gorąco, które spotęgowało się jeszcze, gdy Potter pochylił się, by go pocałować. Nie zrobił tego na pokaz. Musnął go tylko bez pośpiechu wargami, ale ten powolny ruch, leniwy obrót głowy i opadające na oczy powieki dokonały w ciele Dracona straszliwego spustoszenia. I Harry doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Potrafił być tak cholernie bezczelny, kiedy się napił!
Gdy Potter się wycofał, Draco nie był w stanie przegapić intensywnego spojrzenia Charliego. Nie zdołał też powstrzymać przelotnej, zachmurzonej miny na myśl o tym, ile Weasley dałby za to, by zdobyć Harry’ego.
— Zatańczymy? — krzyknął Potter, szukając odpowiedzi w oczach Dracona. Draco nie miał na to zbytniej ochoty. Poza sypialnią brakowało mu naturalnej płynności ruchów, a jedyne tańce, które mu odpowiadały, nadawały się raczej do sali balowej. Niektóre lekcje z dzieciństwa były trudniejsze do zapomnienia niż inne i niewątpliwie należało do nich robienie z siebie publicznego przedstawienia. Wiedział, że Harry natychmiast rozpoznał jego niechęć, ponieważ przybrał błagalną minę i poruszył ustami w niemym „proszę”. Wyglądał tak żałośnie, że Draco nie był w stanie mu odmówić. W rękach Pottera przypominał plastelinę — co odpowiadało zresztą im obu. Zmarszczył czoło, jednocześnie się uśmiechając, a twarz Harry’ego rozjaśniła się triumfem. Pochwycił dłoń Dracona i porwał go ze sobą, przeciskając się obok Charliego w takim tempie, że Draco omal się z nim nie zderzył. Weasley podtrzymał go w wyciągniętych ramionach. Przez ułamek sekundy patrzyli sobie w oczy, zanim Harry szarpnięciem skierował Dracona na parkiet. Mina Charliego wyrażała coś, czego Draco nie umiał odczytać. Ale na pewno zawierała jakiś przekaz. Draco zastanawiał się z niepokojem, czy mogło to być ostrzeżenie. Przez krótki moment wydawało mu się, że Weasley zmierza do tego, by stać się nadzieniem w ich przekładańcu, ale odrzucił tę myśl z pogardliwym drgnieniem ust.
Przestał zaprzątać sobie tym głowę, gdy Potter zatrzymał się w samym środku skaczącej w rytm muzyki masy. Czuł się sztywny i niezgrabny i nie miał pojęcia, w jaki sposób ma zachowywać się z takim luzem jak Harry. On potrafił to robić. Tańczył tak, jakby nikt na niego nie patrzył i choć jego stylowi daleko było do jakiejkolwiek perfekcji, wychodziło mu to z godną podziwu swobodą. Teraz jednak Harry zaskoczył go zupełnie, zamykając go ciasno w objęciach i kładąc mu głowę na ramieniu. Dosłownie emanował miłością. Cholera. Potter obrócił się lekko i musnął wargami szyję Dracona, który zewnętrznie nie poruszał się prawie wcale, ale w całym jego wnętrzu aż kłębiło się od szalejącego testosteronu i wygłodniałej żądzy, a wszystkie jego nerwy iskrzyły erotycznym napięciem. Draco wiedział, że jeszcze trochę i stwardnieje.
Ręce Harry’ego wędrowały po jego ciele, podczas gdy kołysali się powoli, zupełnie na przekór dziko dudniącej muzyce. Palce Pottera przesuwały się w górę i w dół po plecach Dracona, głaskały wgłębienia nad jego pośladkami i ruszały w drogę powrotną, po chwili powtarzając nieskończoną pieszczotę od nowa. Draco oparł policzek o jego czoło i zamknął oczy. Prawie zapomniał, gdzie się znajdują. Jedyna rzecz, o której było warto myśleć, to przytulone do niego ciało Harry’ego, zapach jego włosów, jego skóry. W tym intensywnym kontakcie tkwiło coś, co przypominało Draconowi pierwsze półprzytomne chwile po przebudzeniu, kiedy wracał do świadomości otoczony ciepłem i wonią Pottera.
Wiedząc, że jego ciało zaczyna reagować, Draco odsunął się odrobinę, żeby zachować choć minimum dystansu. Inaczej groziło mu stawienie czoła nieuchronnej i żenująco publicznej erekcji. Harry, zgodnie z oczekiwaniem, sprzeciwił się temu manewrowi. Draco znieruchomiał w oczekiwaniu, kiedy Potter uniósł głowę i spojrzał na niego rozpalonym wzrokiem, z dobrze znanym Draconowi drapieżnym wyrazem twarzy. Powoli i z premedytacją zwiększył nacisk rąk na jego plecach, przesuwając je w dół i nie kończąc tym razem podróży w okolicy nerek. Draco wstrzymał oddech, kiedy dłonie Harry’ego otoczyły sprężystą wypukłość pośladków i zbadały jej opór. A kiedy rozcapierzone palce przylgnęły mocno do tyłka Dracona, usłyszał własny jęk nawet przez łomot muzyki. Harry wbił ręce w jego ciało i przyciągnął go bliżej, tak że w pełni zetknęli się podbrzuszami. Zachichotał cicho, ocierając się o Dracona i wyraźnie radując z wrażenia, jakie na nim zrobił.
A kiedy uniósł podbródek i zaoferował mu swoje usta, Draco nie potrafił odmówić.
Dla takich pocałunków warto było żyć. Dotyk języka Harry’ego na jego własnym, bawiący się z nim tak czule i dający jednocześnie tak wiele — wszystko to nie pozwalało wątpić w niepodzielną miłość Pottera. Obawy, że mógłby wybrać Charliego, wydały się nagle absurdem. Draco po raz setny przeklął swoją niepewność, przekonując samego siebie, że tylko zakochani są w stanie stworzyć intymność o podobnej głębi. Harry delikatnie wodził czubkiem nosa po policzku Dracona, a jego pełna dolna warga o skórze tak miękkiej, że wręcz zapraszającej do ugryzienia, idealnie wpasowała się w jego usta. Muzyka zagłuszała wszystko, ale Draco wyczuł jęk Pottera — jego usta zadrżały w krótkiej wibracji, a język powrócił do przerwanej na chwilę eksploracji.
Kiedy Harry przerwał pocałunek i odsunął się, by na niego spojrzeć, Draco ujrzał dowód jego namiętności w rumieńcu, lekko rozchylonych wargach i płytkim oddechu. Wyciągnął rękę i dotknął jego twarzy, pieszczotliwie głaszcząc opuszką kciuka kość policzkową. Patrzył, jak Potter wymawia bezgłośnie „kocham cię”, a choć odpowiedział zaledwie małym uśmiechem, wiedział, że wystarczyło to do wyrażenia przepełniającej go radości.
Jeden z wirujących dziko tancerzy potrącił ich nagle i tkliwy moment stracił czar. Nie przeszkodziło im to jednak. Przecież mieli przed sobą całe życie na znajdowanie chwil takich jak ta. Harry odszukał rękę Dracona i stali tak, dwie nieruchome postacie pośród podrygującego, spoconego tłumu. Po jakimś czasie, który mógł trwać kilka minut, Harry uniósł głowę i poruszył brwiami. Draco potwierdził gestem i razem opuścili parkiet.
Harry wyprowadził go z zatłoczonej sali na tylny korytarz, którego ściany wprawdzie wciąż wibrowały dudniącą muzyką, ale gdzie można było odpocząć od jej hałasu. Draco zauważył, że kilka osób, obok których przeszli, patrzyło na nich z uśmieszkiem mówiącym dobrze wiemy, co zamierzacie zrobić. Zastanowił się, czy mogli mieć rację. Przyjrzał się dokładniej Harry’emu, obserwując sposób, w jaki poruszały się mięśnie jego barków i pleców, oraz lśniące, drobne kropelki potu na karku, tuż pod przystrzyżoną krótko czupryną.
Po prawej pojawiły się schody prowadzące do damskiej toalety i Potter uśmiechnął się przez ramię do Dracona, po czym pociągnął go w tamtą stronę. Przez sekundę Draco zamierzał zaprotestować, zaraz jednak dotarło do niego, że korzystający z tej właśnie toalety w klubie dla gejów to w większości inne pary, tak samo jak oni spragnione prywatności. Poczuwszy się pewniej, ścisnął dłoń Harry’ego i ruszył za nim w górę, ze wzrokiem wlepionym w jego pośladki, równomiernie pracujące pod materiałem grzesznie drogich dżinsów od znanego projektanta. Ślina zaczęła napływać mu do ust i ogarnęła go gwałtowna chęć wtulenia twarzy w nagi tyłek Pottera, całowania i lizania go we wrażliwe miejsce, dopóki nie zacznie się skręcać, błagać i tracić wszelki wstyd.
Prywatność w przestrzeni publicznej była dla nich rzadkością. Wszędzie mogli czaić się fotografowie, którzy tylko czekali na okazję zrobienia cennego zdjęcia w kompromitującej sytuacji. Draco już wyobrażał sobie rozmazaną odbitkę na jednej ze stron „Alohomory!”, przedstawiającą ich obu, rozochoconych od alkoholu, w trakcie gry wstępnej, z ręką Harry’ego przesuwającą się w górę i w dół wewnątrz jego rozpiętych spodni. Draco zatrząsł się na tę myśl. Niech inni „celebryci” dają się przyłapywać na takich czynnościach — ale nie oni dwaj, na brodę Merlina! Tłumaczenie się z podobnej niedyskrecji przed matką lub prezesem banku nie było tym rodzajem rozmowy, do której Draco palił się najbardziej.
Okazało się, że w toalecie panował spokój. Zaledwie jedna dziewczyna poprawiała sobie makijaż i tylko jedne drzwi były zamknięte przed oczami ciekawskich, choć nie zdołały wytłumić dobiegających ze środka odgłosów beztroskiej zabawy. Dziewczyna uśmiechnęła się do nich w lustrze, roztarła palcem błyszczyk na wargach, a potem odwróciła się i wyszła, z cichym stuknięciem zamykając za sobą drzwi.
Wybrali kabinę położoną najdalej od wejścia i zamknęli się od środka. Draco zaczerpnął głęboko tchu i spojrzał na Harry’ego, badając wzrokiem jego minę. Przez długą chwilę tylko stali, przyglądając się sobie nawzajem, ale to wystarczyło, żeby Draconowi zmiękły kolana, a kiedy Potter położył mu rękę na biodrze, miał wrażenie, że bez jej podparcia nie ustałby dłużej.
— Pocałuj mnie.
Jedno proste zdanie. Prośba.
Draco miał otwarte usta, jeszcze zanim przylgnął nimi do warg Harry’ego i wsunął mu język między zęby. Smak alkoholu był ledwo wyczuwalny, dużo słabiej niż jego zapach, zmieszany z wonią samego Pottera. Doznanie wzmocnił dotyk rąk, błądzących po plecach Dracona, przeczesujących mu bezładnie włosy, przyciągających jego głowę niżej, kiedy pocałunek stał się głębszy, bardziej namiętny, podkreślony naporem erekcji Harry’ego na jego udo.
Harry jęknął. A raczej zaskomlał jak bezbronne, zagubione stworzenie, jakim, o ironio, czuł się właśnie Draco, tak bardzo potrzebujący pomocy i opieki Pottera.
Pocałunek wciąż przybierał na sile. Harry przygryzł jego wargę na tyle mocno, by obaj wzdrygnęli się lekko z przestrachu. Skłoniło to Dracona do odpowiedzenia tym samym. Przywarł do szyi Pottera i nawet nie skosztował słonawego smaku skóry, tylko od razu wbił w nią zęby. Harry krzyknął łamiącym się z podniecenia, cudownie uległym głosem.
Draco poczuł dłoń zakradającą się między ich ciała, zmierzającą w dół, do jego podbrzusza i wtłaczającą się między jego nogi, bez możliwości jakiegokolwiek manewru między ich ciasno zwartymi ciałami. Ugiął lekko kolana i zaczął pocierać stwardniałym członkiem o drażniący go grzbiet ręki Harry’ego. Jęknął, gdy przesunął się po kościstej powierzchni knykci i napierał coraz mocniej i mocniej, dopóki nie zmusił Pottera do rozpłaszczenia dłoni na własnym nabrzmiałym rozporku.
Połaskotał go nosem w ucho, a potem znów zaczął znaczyć zębami wrażliwą skórę szyi, nie na tyle, żeby ją zranić, ale wystarczająco mocno, by pozostawić ślady ugryzień. Nie dbał o ostrożność. Harry smakował zbyt dobrze, zbyt intensywnie wił się pod jego dotykiem i Draco nagle zrozumiał, że znaczy właśnie swoje terytorium — po to, by przekazać Charliemu wyraźny sygnał, iż Potter należy do niego.
Harry tracił panowanie nad sobą. Promieniował uległością, a pragnienie Dracona sięgnęło szczytu. W oddaniu Pottera było coś nieskończenie pociągającego. W tych rzadkich chwilach, kiedy zachowywał się w rękach Dracona pasywnie, robił to z absolutnym zapamiętaniem. Niczego nie powstrzymywał, oddawał całą siłę, którą mógłby wykorzystać do odwrócenia ról, a Draco kochał go jeszcze bardziej za zdolność okazywania w prosty sposób tego, czego potrzebowało w danej chwili jego ciało. Czasami miał wrażenie, że Harry lubił zachowywać się jak suka z cieczką. Czuł nieskończoną wdzięczność za to, że udało im się odnaleźć, że Potter dostrzegł, czego Draco pragnął — nawet jeszcze zanim on sam zdał sobie z tego sprawę — że podjął decyzję o byciu razem za niego i uszczęśliwił go bardziej niż to w ogóle możliwe. Talent Pottera do seksualnej dominacji był niezaprzeczalny, ale łączące ich zaufanie pozwalało na bardziej zróżnicowane i satysfakcjonujące doświadczenia.
Nieustanne jęki Harry’ego doprowadziły Dracona na skraj podniecenia. Poddał się wreszcie własnym impulsom i odsunął na tyle, żeby poradzić sobie z rozpięciem spodni Pottera. Zapuścił rękę do środka i pod gumkę spodenek. Sztywny penis był lepki od potu. Draco bez chwili wahania otoczył go palcami. Harry wyjęczał jego imię, a Draco zaczął dawać mu to, na co sobie zasłużył.
Obrabiał go w zaciśniętej ręce, tysięczny już chyba raz próbując objąć tak, by palec wskazujący i kciuk zetknęły się czubkami. Zalała go gorąca, niepowstrzymana fala przyjemności, gdy i ta próba zakończyła się niepowodzeniem. Wyczuł ruch Pottera i przeniósł wzrok w dół. Harry opuścił spodnie wraz z bokserkami do połowy ud i odsłonił krocze w całej okazałości, a potem wygiął się w stronę Dracona tak mocno, że tylko jego barki pozostały w kontakcie ze ścianką kabiny. Bezwstydnie uderzał biodrami w rytmie gorączkowej masturbacji i — słodki, pieprzony Jezu — był tak obscenicznie seksowny.
Draco obserwował ciemną skórę członka Harry’ego, przesuwającą się w jego pięści, szybciej i szybciej, coraz wilgotniejszą wraz z każdym ruchem. Zaczerpnął ostro powietrza i wciągnął głęboko do płuc bijący od nich obu zapach seksu. Ślina napłynęła mu do ust, gdy ogarnęła go gwałtowna potrzeba wylizania Harry’ego od stóp aż po czubek głowy. Widział, jak Potter łapie się za jądra, a jego palce znikają w lśniącym gąszczu czarnych loków, ściskając i obracając delikatny woreczek z alarmującą brutalnością. Sam ten widok sprawił, że dłoń Dracona zaczęła pracować szybciej, zmuszając mięśnie ramienia do większego wysiłku.
Jęki Harry’ego działały jak narkotyk. Draco zmiażdżył mu wargi w pocałunku. Zamknął oczy, ale na wewnętrznej stronie powiek wciąż migotał mu obraz Pottera, pieszczącego samego siebie. Harry oddychał z trudem. W jego ruchach pojawiło się naraz coś panicznego i bardzo podniecającego, i Draco nękał go jeszcze intensywniej, pochłaniając jego wargi żarłocznymi ustami i nie pozostawiając mu ani miejsca, ani czasu na zaczerpnięcie tchu.
Harry dygotał pod jego dotykiem. Opadł bezsilnie na ścianę, szukając choć odrobiny oparcia. Draco wiedział, że za chwilę dojdzie. Nadszedł decydujący czas finału. Wepchnął nogę w ciasną przestrzeń między udami Pottera, przygniatając przy tym jego dłoń wraz z jej cenną zawartością, wbił złożony na kształt obręczy kciuk i palec wskazujący w śliski brzeg potężnej żołędzi i zaczął pocierać. Nie przejmował się resztą powierzchni członka, skoncentrowany na pieszczocie samego czubka. Przesuwał napletek energicznie tam i z powrotem między palcami, czuł pod nimi ekscytujące drgania i tętnienie grubej żyły pompującej krew prosto do wierzchołka. Sprawił, że Harry zaczął dla niego krzyczeć. Draco miał wrażenie wszechmocy. Trzymał orgazm Pottera w swojej ręce — wciąż nieosiągalny, wciąż poza zasięgiem, choć pozostało mu już teraz zaledwie parę sekund.
Kiedy twarz Harry’ego do końca pokrył rumieniec, a jego wargi drżały od nieskładnych jęków, zupełnie, ale to zupełnie niezdolne do artykułowanej mowy, Draco pozwolił mu dojść. Krzyk Pottera przedarł się przez dzwoniącą w uszach wszechobecną muzykę. Jego rysy wykrzywił wyraz udręczonego zaspokojenia, który wystarczyłby Draconowi na całe lata onanistycznych fantazji. Harrym targały konwulsje — nie sposób było nazwać tego inaczej. Draco niemal przeraził się siłą jego orgazmu i choć rejestrował wzrokiem stopniowe odprężenie na twarzy Pottera, nie przestawał masować wciąż tryskającego rytmicznie penisa. Lepka od nasienia skóra ślizgała się po skórze, coraz wolniej i wolniej, aż wreszcie obaj ustali: Harry nasycony, Draco współodczuwający jego stan.
Harry sprawiał wrażenie sparaliżowanego swoją ulgą. Jego mięśnie odmawiały posłuszeństwa. Draco rozpoznał zmęczenie w układzie jego ust i poczuł gorącą falę zadowolenia wzbierającą mu w piersi, podążającą w stronę podbrzusza i przyprawiającą go o skurcz jąder. Wydawało mu się, że patrzy z góry na siebie samego, na własną uniesioną do ust rękę i wysunięty język, próbujący nasienia i słonego potu, dwóch idealnie uzupełniających się smaków. Było tak, jakby widział swoje zamknięte powieki, kiedy kolejno wsuwał do ust każdy palec z osobna, oblizywał go pieczołowicie, wysysał ostatnią resztkę spermy i połykał ją niczym lukier lub ulubione słodycze. Z tą różnicą, że Harry smakował o niebo lepiej niż jakikolwiek wyrób cukierniczy.
Kiedy wreszcie otworzył oczy, napotkał wzrok Harry’ego, który przyglądał mu się w milczeniu.
— Smakuję ci? — wyszeptał. W jego łagodnym głosie nie było cienia kokieterii ani niepokoju. Draco nie odpowiedział, nie potrafił znaleźć słów. Zamiast tego pocałował go, tłumiąc wysoki jęk wstrzymywanego pożądania, który mógł pochodzić od któregokolwiek z nich.
Harry skosztował go, skosztował siebie samego na jego wargach i języku. Draco usłyszał cichy szelest materiału naciąganych na powrót spodni i poczuł rodzącą się na nowo energię Pottera, a chwilę później dotyk jego palców na swoim ciele. Przesuwały się lekko jak piórko po całej długości sztywnego członka, w górę i w dół, zapuszczały się w gorącą szczelinę między jego udami, tam, gdzie szew spodni wbijał się bezlitośnie w mosznę. Draco westchnął leciutko, wydychając ledwo słyszalnie powietrze w usta Harry’ego, ale ten słaby dźwięk opisywał jego stan trafniej niż zapełniona słowami księga.
Harry odepchnął go delikatnie od siebie. Nie spuszczał oczu z jego twarzy ani na chwilę, rozpinając mu sprzączkę u paska. Ostrożnie zajął się rozporkiem, by moment później zsunąć spodnie aż po kostki. Ciepłe, suche opuszki palców powędrowały wzdłuż gumki od bielizny i powolutku wśliznęły się pod nią, przemknęły przez przeszkodę w postaci erekcji i cierpliwie podążyły aż do ud.
W kabinie było gorąco, ale Draco zdążył wyprodukować tyle wilgoci, że poczuł chłód na penisie, gdy łagodnie owiało go powietrze. Spojrzał Harry’emu w oczy i wiedział, co się stanie. Wiedział, że Harry zamierza wziąć go w usta i wyssać aż do ostatniej kropli, tak samo spragniony jego smaku jak przedtem on sam spragniony był smaku Harry’ego. Obserwował, jak Potter osuwa się na kolana i unosi wzrok, patrząc na niego wielkimi, niewinnymi, zdziwionymi oczami, tak pełen radosnej nadziei na czekający na niego smakołyk, podczas gdy w istocie to Draco powinien cieszyć się bardziej.
Pragnął widzieć wszystko, co będzie się działo, ale gdy tylko język Harry’ego prześliznął się po nim pierwszy raz, oczy Dracona zamknęły się same, a biodra nagle ożyły, jakby kierowane własną wolą. Chciał znaleźć się w ustach Pottera, ale on badał go z wierzchu, sunął czubkiem języka w dół trzonu, aż dotarł go prężących się pod skórą jąder i oblizał kolejno każde z nich, przyprawiając je o jeszcze silniejszy skurcz. Draco nie zdołał powstrzymać ręki, która sama powędrowała do głowy Harry’ego, zaczęła głaskać go po włosach, przeczesywać je palcami, błądzić wśród wilgotnego ciepła bijącego od skóry.
Gdy Potter wessał go wreszcie do wnętrza ust, Draco kompletnie stracił poczucie czasu, poczucie samego siebie. Wargi Harry’ego, mokre od śliny i ledwo zaciśnięte na członku, muskały go jedynie, a ich łagodne jak jedwab tarcie było niewyobrażalnie delikatną stymulacją. Jak Potter mógł być aż tak dobry? Jak ktokolwiek mógł być tak dobry? Gdyby Draco był mugolem, niewątpliwie podejrzewałby w tym coś magicznego.
Prawie zaszlochał, gdy Harry postanowił włączyć do zabawy zęby. Czuł, jak testują jego twardość, lekko napierając na penisa, ale to jedno dodatkowe doznanie wystarczyło, by podbrzusze zapłonęło mu od natłoku fizycznych wrażeń: dotyku warg, języka, zębów. I na koniec dłoni, bo Potter uniósł ją wreszcie i zaczął zataczać kręgi u nasady erekcji, napinając skórę tak mocno, że lśniąca czerwienią główka, niczym werbel, odpowiadała wibracją na każde tchnienie tego subtelnego ataku.
Doszedł w kilka chwil, nie będąc nawet w stanie zapanować nad sobą, gdy Harry ścisnął go wreszcie wargami i zaczął ssać. Orgazm targnął jego ciałem w kilku falach, ale zdawały się one zlewać w jedną wielką powódź. Wytrysnął na podniebienie Pottera, a jego nasienie natychmiast wypełniło zbyt skąpą przestrzeń i opłukało go z powrotem tak intensywnie, że mógł niemal wyczuć różnicę między swoją spermą a śliną Harry’ego. Cieszył się z podpory rąk, które wciąż trzymały go za biodra i przyciskały do ściany, gdy powoli odzyskiwał władzę nad ciałem i pławił się w leniwej, nieważkiej rozkoszy spełnienia.
— Jezusie — wydyszał Harry. — Jezu…
Draco zgodził się absolutnie z tą wypowiedzią. Jezu w rzeczy samej.
Zajął się niezdarnym naciąganiem bokserek, podczas gdy Harry wstał, nasuwając mu jednocześnie na nogi spodnie, tak że Draco uporał się z ubraniem nawet roztrzęsionymi palcami. Przez moment trzymali się w objęciach, nie mówiąc ani słowa, co zresztą wcale nie było potrzebne. To dzięki Harry’emu dla Dracona codziennie wschodziło i zachodziło słońce — co do tego miał absolutną pewność.
Pocałunek, który wymienili, otwierając drzwi kabiny, był czuły i słodki. Ich usta, miękkie i pełne chęci ofiarowania, znaczył niepowtarzalny smak spermy. Spłukanie go alkoholem zakrawało na zbrodnię, niemniej wiedzieli, że to nieuniknione. Kiedy zbliżyli się do umywalki, by odświeżyć ręce i twarze, Draco pocieszył się myślą o nasieniu Harry’ego w swoim żołądku, choć sam wolałby wybrać inną część ciała, w której mogłoby się znaleźć.
— Charlie to niezły drań, prawda? — dobiegł go rozbawiony głos Pottera.
Draco odwrócił się i patrzył, jak Harry wyciera sobie ręce. Na widok jego podstępnie zmrużonych oczu uniósł brew.
— Nie mogę uwierzyć, że miał czelność flirtować z tobą tuż pod moim nosem! — odparł tonem wyraźnie zdradzającym dezaprobatę dla zachowania Weasleya.
— Chyba żartujesz, prawda? — upewnił się Harry i zmarszczył czoło, jakby chciał powiedzieć „czy ty naprawdę jesteś aż tak tępy?” — On się napalił na ciebie! — wyjaśnił, a Draco przez moment nie miał bladego pojęcia, skąd Potter wysnuł podobny wniosek. Zaraz jednak coś zaczęło mu świtać i układać się w sensowną całość: rycerskie zachowanie podczas tamtego pierwszego wieczoru w pubie, wygłodniały wyraz twarzy, kiedy Draco całował Harry’ego przy stole. Aż do tej pory nie dotarło do niego, że Charlie zawsze wpatrywał się w niego, a nie w jego ukochanego. Musiał przybrać zasępioną minę, ponieważ Potter dodał beztrosko: — Nie wiem, czym akurat ty miałbyś się przejmować. To ja mam chłopaka, za którym wszyscy się oglądają.
Draco prychnął ironicznie.
— Naprawdę myślałem, że ty i Charlie… — Teraz, gdy przyszło mu wypowiedzieć to na głos, poczuł się odrobinę głupio. Przecież to było kompletnie nieprawdopodobne, czyż nie?
— O cholera — zaśmiał się Harry. — To tak, jakbym poszedł do łóżka z Ronem lub coś w tym stylu.
Draco mógł tylko zachichotać. Potter miał dość przerażoną minę, choć dominowało w niej rozbawienie.
— Nawet nie zauważyłem, że Charlie jest gejem — odezwał się Draco wreszcie, poważniejąc nieco.
Harry podciągnął się do góry i usiadł na gładkiej płycie obok umywalki, machając nogami i obserwując, jak Draco doprowadza do porządku włosy, przywracając im sztuczny nieład.
— Nie wydaje mi się, żeby był do końca homo, jeśli wiesz, co mam na myśli — powiedział, na co Draco potrząsnął głową i przestał rozumieć cokolwiek. Harry przez chwilę bezwiednie pocierał bliznę, być może zastanawiając się, jak najprościej ująć to, co chciał wyrazić. — Po tym całym zamieszaniu z Ginny i Billem na weselu Charlie wziął mnie… tak jakby… pod swoje skrzydła. Był dla mnie jak prawdziwy starszy brat, wiesz? — Draco przytaknął, choć nie mógł wiedzieć, jako że nigdy nie miał nikogo, kto pasowałby do podobnej roli. Jeśli już, to najbliżej tego porównania wypadał Blaise. — Zabrał mnie ze sobą kilka razy na wyjście, żeby po prostu porozmawiać i pomóc mi poukładać sobie wszystko w głowie — ciągnął Harry, wzruszając ramionami, a Draco zastanowił się, do czego właściwie odniósł ten gest. — Charlie wiedział, że sypiałem z Ginny, ale sprawa z Billem postawiła nagle wszystko w innym świetle. Zwierzył mi się, że przeżył coś zbliżonego do mojej sytuacji. — Draco przysunął się i stanął między nogami Pottera, a potem obaj otoczyli się luźno ramionami. — Charlie upił się pewnego wieczoru, a kiedy obudził się rano, odkrył, że leży w łóżku w objęciach kumpla, z którym wtedy pracował. W pierwszej chwili nie mógł się pozbierać i zwiał stamtąd, aż się kurzyło. Pomęczył się z tym przez jakiś czas, ale gdy już sobie wszystko jakoś ułożył, zrozumiał, że wcale nie odrzuca go to, co zrobił. — Harry przerwał na chwilę, by cmoknąć Dracona w policzek. — W przypadku Charliego różnica jest taka, że przeważnie woli kobiety, a dla mnie bywało zwykle na odwrót.
— Aha — skomentował Draco, tylko po to, żeby się w ogóle odezwać.
Ramiona Pottera zacisnęły się mocniej, a na jego twarz zaczął wypływać uśmiech, który rósł i rósł, dopóki jego oczy nie zmrużyły się wesoło.
— Aż do dziś nie widziałem go takim. Kiedy zaczął wiercić mi dziurę w brzuchu pytaniami na twój temat, stało się jasne, że próbuje zapanować nad dosyć nieodpowiednim pociągiem do ciebie.
— Jak gdybym ja kiedykolwiek bzyknął się z którymś z Weasleyów — mruknął Draco.
— Tak, wiem — powiedział Harry szelmowsko. — Ale jeśli miałbyś się z którymś bzyknąć, to wydaje mi się, że Charlie byłby najlepszym wyborem.
— Boże — przeraził się Draco. — Błagam, ty chyba nie sugerujesz, żebym… się z nim zabawił? Mowy nie ma, Harry. Nawet dla zaspokojenia twojej przyjemności jako obserwatora!
Potter przygarnął go do siebie i wcisnął twarz w ciepłe zagłębienie szyi.
— Niniejszym otrzymujesz wielką złotą gwiazdkę za wybór idealnych słów — wymruczał między jednym pocałunkiem a drugim. — Mówiłem ci już, że nie zamierzam się tobą dzielić, i mówiłem to zupełnie serio.
— Hmm — nadąsał się Draco. — W takim razie spodziewam się, że szanse na moje fantazje o podwójnej randce są bliskie zera.
— Podwójna randka? — zapytał Harry, wyraźnie zbity z tropu.
Draco parsknął i skubnął wargami ucho Pottera.
— No wiesz, po jednym delikwencie na każdym końcu — zamruczał uwodzicielsko i przesunął dłońmi po jego barkach, a następnie w dół ramion. Poczuł, jak Potter nieruchomieje i zrozumiał, że nie powinien był tego mówić. Kiedy Harry się w końcu odezwał, w jego tonie pobrzmiewała niepewność.
— Naprawdę masz takie fantazje?
Draco odetchnął głęboko.
— Kiedyś je miewałem — odparł szczerze. — Ale obecnie ty wystarczasz mi za dwóch. — W jego słowach nie było ani cienia kłamstwa.
— To dobrze — powiedział Harry ze słyszalną ulgą. — To znaczy, gdybyś rzeczywiście chciał… — zająknął się. — Ja byłbym… może niezbyt by mi się to podobało, ale…
Draco uciszył go delikatnym pocałunkiem w głowę.
— Nie chcę, Harry. Już nie. — Potter podniósł na niego rozjaśniony wzrok. Na boga, ależ z nich żałosna para! — Chodźmy — uśmiechnął się Draco. — Zejdźmy wreszcie na dół, żebym mógł wiercić moim zgrabnym tyłkiem Charliemu przed nosem.
— Bądź grzeczny, Draco — ostrzegł go Harry, ale z uśmiechem na ustach. Obaj dobrze wiedzieli, że to tylko żarty.
Wzdychając głośno, Draco pomógł Potterowi zeskoczyć na ziemię.
— Niech ci będzie. W takim razie nie wsadzę mu języka do gardła przy noworocznym pocałunku.
Harry trzepnął go po pośladkach tak ostro, że odbiło się to echem od ścian toalety.
— O nie, nie wsadzisz. Chyba że chcesz więcej takich klapsów, i to w goły tyłek.
Draco uśmiechnął się i dworskim gestem otworzył przed Harrym drzwi na korytarz. Kiedy ten przechodził obok niego, pochylił się i szepnął:
— A co każe ci myśleć, że nie zachęci mnie to do działania?
Bezsilny śmiech Harry’ego był ostatnią rzeczą, która dobiegła jego uszu, zanim wdarł się w nie zagłuszający wszystko ryk muzyki.
Koniec rozdziału czternastego (A)