Der Spiegel Pakt miedzy niebem Nieznany

Pakt między niebem a piekłem

Czy Kościół katolicki ponosi współodpowiedzialność za Holocaust? Watykan po raz

pierwszy otworzył swoje tajne archiwa dla niezależnych badaczy. Pilnie dotąd

strzeżone dokumenty pokazują, że ówcześni papieże zbyt często brali pod uwagę

tylko dobro wiernych.

Byli namiestnikami Boga na ziemi, następcami świętego Piotra apostoła, ojcami wierzących,

wybranymi zgodnie z boskim prawem po to, żeby przygotowywać ludzi do królestwa niebieskiego.

Pius XI i Pius XII byli między 1922 a 1958 rokiem duchowymi zwierzchnikami ponad 400 milionów

katolików na wszystkich kontynentach.

Führer Niemców panował natomiast nad ziemskim "królestwem", które w pewnym momencie

rozciągało się od Atlantyku po Wołgę. Zdobycie tych terenów kosztowało życie ponad 50 milionów

ludzi. Adolf Hitler, odpowiedzialny za zamordowanie prawie 6 milionów Żydów, był, jak to ujął jego

biograf Joachim Fest, "wcielonym złem".

Trudno o większe przeciwieństwa między aktorami sceny międzynarodowej, a jednak stawia się

państwu kościelnemu poważny zarzut, że jego stosunki z reżimem Hitlera były skandalicznie

zażyłe. Żaden z rozdziałów liczącej sobie 2000 lat historii Kościoła nie jest tak kontrowersyjny jak

czasy pontyfikatu tych dwóch papieży. Odkąd w 1963 roku Rolf Hochhuth w swoim debiutanckim

dramacie "Namiestnik" zarzucił Piusowi XII (jego świeckie imię i nazwisko to Eugenio Pacelli)

obojętny stosunek do Holocaustu, nie ustają zaciekłe ataki i nie milkną dociekliwe pytania na ten

temat.

To, co przed 40 laty było tylko pojedynczym zarzutem pod adresem Pacelliego, że nie sprzeciwił się

publicznie mordowaniu Żydów - wkrótce zamieniało się w całościowe oskarżanie Watykanu.

Zafascynowana narodowym socjalizmem i zarażona antysemityzmem Stolica Apostolska od

początku współdziałała z Hitlerem. Niemal każdego roku ukazują się na ten temat opasłe

publikacje. W najnowszej - pióra amerykańskiego politologa Daniela J. Goldhagena (patrz FORUM

nr 8/2003) - autor stawia przesadną tezę, że Kościół katolicki "z premedytacją, aktywnie i

konsekwentnie działał na szkodę Żydów".

Watykan starał się te zarzuty odpierać. W końcu przecież Pius XII ma zostać ogłoszony

błogosławionym - zaszczyt, którego dostąpiło tylko dwóch spośród dziewięciu papieży XX wieku. Od

1967 roku trwają przygotowania procesu beatyfikacyjnego, ale czy człowiek, który moralnie

zawiódł, może być duchowym wzorem do naśladowania?

Co kryją archiwa Watykanu?

W latach 1965-1981 Państwo Kościelne opublikowało około 500 dokumentów z czasów wojennych i

nieraz pozwalało wybranym historykom na wgląd w stare akta. Mimo ujawniania wielu

odciążających i wyjaśniających ówczesną sytuację materiałów, wątpliwości się mnożyły, bowiem

Watykan, od zawsze otoczony aurą tajemniczości, jako jedyne państwo w Europie odmawia

swobodnego dostępu do archiwów i utrzymuje 80-letni okres utajnienia dokumentów.

Aktualnie jednak papież Jan Paweł II osobiście nakazał szerzej uchylić wrota archiwów. Pojednanie

z judaizmem obecny Ojciec Święty uważa za część swojej misji. To on poprosił o przebaczenie za

historyczną współwinę swojego Kościoła za los Żydów, to on pielgrzymował do Jerozolimy do

Ściany Płaczu.

Papież-Polak dąży do stworzenia konserwatywnej wspólnoty wartości rozmaitych wyznań,

wspólnoty, która przeciwstawiłaby się barbarzyństwu bezbożnej nowoczesności. Czy w tym dialogu

Kościół byłby partnerem wiarygodnym, gdyby na powszechne zarzuty powiązań katolików z

nazistami odpowiadał milczeniem lub tuszowaniem sprawy? "Kościół musi z własnej inicjatywy

badać ciemne strony swojej historii i oceniać je w świetle ewangelii" - tak brzmi kredo papieża.

Dlatego niezależni badacze po raz pierwszy mają dostęp do papierów, które papiescy archiwariusze

przechowują w pudłach w nuncjaturach w Monachium i Berlinie albo w zielonych teczkach z

napisem "Sacra Congregazione degli Affari Ecclesiastici Straordinari" (AES) należących do małego

ministerstwa spraw zagranicznych Watykanu, prowadzonego przez kolegium niespełna 20

kardynałów i małą grupkę współpracowników.

Ujawnione dokumenty liczą ponad 100 tysięcy stron i prawie wszystkie pochodzą z czasów Piusa XI

(świeckie imię i nazwisko - Achille Ratti). Dokumenty jego następcy - Pacellego, który przyjął imię

Piusa XII i urzędował do roku 1958 - też mają zostać udostępnione, zaraz po uporządkowaniu.

Kim był Pacelli - przyszły Pius XII?

W ujawnionych już pismach Pacelli pełni bardzo poważną funkcję. Ten wysoki, ascetyczny

duchowny, wywodzący się ze skromnej rzymskiej rodziny urzędniczej, za czasów swojego

poprzednika zawsze uczestniczył w sprawach dotyczących Niemiec. Przez 12 lat, do roku 1929,

specjalista od prawa kościelnego urzędował jako ambasador Watykanu w Monachium i w Berlinie.

Następnie Pius XI mianował go papieskim sekretarzem stanu - czyli szefem dyplomacji - w Rzymie.

Dokładne zbadanie dokumentów potrwa lata, ale już teraz można ocenić, że uwalniają one

Watykan od najcięższych podejrzeń. Ani papieże nie sympatyzowali z nazistami, ani Państwo

Kościelne nie było siedliskiem morderczego antysemityzmu.

Wśród dokumentów znalazł się na przykład raport z 1933 roku. Ówczesny nuncjusz w Berlinie,

arcybiskup Cesare Orsenigo, opisuje w nim - wkrótce po wprowadzeniu tzw. bojkotu Żydów -

panującą u nowych rządzących manię czystości rasy, jako "znamię hańby na pierwszych stronach

historii pisanej przez narodowy socjalizm". Pius XI jednoznacznie nakazuje swojemu dyplomacie

wypowiadać się przeciwko bojkotowi.

Parę lat później papież z brudnopisu przemówienia, które nuncjusz (jako dziekan korpusu

dyplomatycznego) miał wygłosić na przełomie roku 1936 i 1937, kazał wykreślić wszystkie ustępy

chwalące Hitlera. Kiedy w 1937 r. Orsenigo chciał wziąć udział w przyjęciu z okazji 48 urodzin

dyktatora, zwierzchnik Kościoła mu tego zabronił.

Co planował Ratti - Pius XI?

Debata nad błędami Watykanu nie będzie się mogła zakończyć wyrokiem uniewinniającym.

Dokumenty dowodzą bowiem istnienia fatalnego paktu o nieagresji pomiędzy niebem a piekłem.

Znalazła się wśród nich notatka Pietro Gasparriego, poplecznika Pacellego i jego poprzednika na

stanowisku sekretarza stanu, sporządzona 30 czerwca 1933 roku w sprawie strategii postępowania

względem brunatnego dyktatora:

"Dopóki Hitler nie wypowie wojny Stolicy Apostolskiej i dostojnikom Kościoła w Niemczech... Stolica

Apostolska i dostojnicy Kościoła w Niemczech powinni powstrzymać się od potępiania partii

hitlerowskiej".

I tak się stało. Przepojeni świadomością, że stoją na czele instytucji, która - jak to podkreślał Pius

XI - "przetrwała wszystkie burze, jakie przez wieki szalały nad światem", obaj Piusowie swoje

główne zadanie widzieli w obronie interesów Kościoła rzymskiego, obronie za niemal każdą cenę.

Ratti jeszcze na rok przed dojściem Hitlera do władzy szczerze wyznał: "Gdyby chodziło o

uratowanie choć jednej duszy, o uchronienie innych dusz od większej szkody, mielibyśmy odwagę

paktować z samym diabłem". To, że wspomniane dusze musiały być po katolicku ochrzczone,

rozumiało się samo przez się.

Zgodnie z tą dewizą Watykan w latach 20. paktował z rządzącym na Kremlu Józefem Stalinem, a

później z Hitlerem, wspierał lewicowo-liberalnego prezydenta USA Franklina D. Roosevelta i układał

się z radykalnie prawicowym hiszpańskim dyktatorem Francisco Franco - decydujące znaczenie

miały interesy papieża i jego wiernych. Czy należało paktować z diabłem?

Tych, którzy taką Realpolitik tworzyli, niezbyt interesowało, co z niej wynikało dla niekatolików.

Liberałowie czy socjaldemokraci, Żydzi czy protestanci - ich los może nie był dyplomatom

Watykanu całkowicie obojętny, miał dla nich jednak drugorzędne znaczenie.

Fakt, że dzisiaj papież ujmuje się za prawami człowieka wyznawców innych religii, jest wynikiem

nauki płynącej z doświadczeń tamtych czasów. Dwanaście lat Trzeciej Rzeszy pokazało, że po wielu

wiekach panowania chrześcijaństwa - człowiek zajmujący tron świętego Piotra - musi teraz na

nowo określić rolę światowego Kościoła, stawiającego najwyższe wymogi moralne. Nie może już

występować jako chłodno kalkulujący ziemski władca, który troszczy się właściwie tylko o los

swoich współwyznawców.

Wtedy jednak decydowały interesy Rzymu. Pius XI już w marcu 1933 roku uznał za wskazane

układanie się z Hitlerem. Decyzja ta zaliczać się będzie do ciemnych plam na historii Kościoła

katolickiego.

Watykan bardzo uważnie obserwował jak naziści rośli w siłę. W Monachium, gdzie Hitler rozpoczął

karierę, papież miał swoje przedstawicielstwo od 1784 roku; w 1917 roku Eugenio Pacelli

zamieszkał w tamtejszej wspaniale wyposażonej rezydencji na Brienner Straße.

Dlaczego Pius XI zmienił front?

Ujawnione akta pokazują, że późniejszy Pius XII od początku widział w Hitlerze i jego mentorze

Ludendorffie (popularnym szefie sztabu generalnego z czasów I wojny światowej) przeciwników.

Ludendorff obwiniał Państwo Kościelne o faworyzowanie kosztem Niemiec ich zaciekłego wroga -

Francji. Papieski dyplomata zarzuty te uważał za absurdalne. W swoich raportach dla Rzymu

dalekowzrocznie oceniał narodowy socjalizm "jako być może najgroźniejszą herezję naszych

czasów".

Naziści w swoim programie partyjnym zapisali "pozytywne chrześcijaństwo". Hitler utrzymywał, że

już Jezus Chrystus walczył "z żydowską trucizną"; niestety Paweł apostoł zafałszował później ideę

chrześcijańską. Austriak, któremu na chrzcie w Kościele katolickim parafialnym w Braunau nadano

22 kwietnia 1889 roku imię Adolf, domagał się w związku z tym "oczyszczenia" Pisma Świętego -

pogląd taki dla katolika był grzechem śmiertelnym.

W 1923 roku, parę dni po próbie puczu Hitlera, Pacelli pisał, że narodowy socjalizm "jest ruchem

antykatolickim", którego zwolennicy "są systematycznie podżegani przeciwko klerowi

katolickiemu".

Dokumenty z papieskiego tajnego archiwum zawierają mnóstwo informacji na temat postawy

Kościoła wobec rosnącego w siłę Hitlera. Dla większości niemieckich biskupów liberalna republika

weimarska pozostała tworem obcym. Jednak Rzym i niemiecki episkopat sprzeciwiali się - niekiedy

całkiem otwarcie - triumfalnemu pochodowi nazistów. W 1930 roku ordynariat moguncki zabronił

katolikom członkostwa w NSDAP i ogłosił, że narodowym socjalistom nie wolno przyjmować

sakramentów świętych. Inne ordynariaty przyłączyły się do tego.

W 1931 roku kancelaria biskupia w Berlinie niechętną postawę wobec gauleitera NSDAP Josepha

Goebbelsa tłumaczyła w liście, którego odpis zachował się w watykańskim archiwum: "Niemiecki

episkopat stwierdził, że czołowi przedstawiciele narodowego socjalizmu wyżej stawiają rasę niż

religię, że odrzucają objawienia Starego Testamentu, że nie uznają prymatu papieża".

Fatalny zwrot w polityce Państwa Kościelnego nastąpił wkrótce po dojściu Hitlera do władzy w

styczniu 1933 roku. Zamiast opowiedzieć się po stronie demokracji i praw człowieka, papież

wielkimi krokami dążył do zbliżenia ze zdecydowanie dotąd odrzucanym przywódcą nazistów.

Jako kanclerz Rzeszy Hitler natychmiast zniósł państwo prawa i nakazał aresztowania i tortury

tysięcy komunistów. Najwyraźniej to właśnie ostre potraktowanie Komunistycznej Partii Niemiec

przyniosło nowemu kanclerzowi sympatię antykomunistów w Stolicy Piotrowej. Papież zmienił

swoją opinię, jak to oświadczył w pewnej rozmowie z początku marca 1933: "Hitler to pierwszy i

jedyny mąż stanu, który otwarcie wypowiada się przeciwko bolszewikom". Kazał też wyrazić

kanclerzowi swoje uznanie dla jego "zdecydowanego postępowania". 28 marca 1933 konferencja

biskupów w Fuldzie odwołała "wszystkie zakazy i ostrzeżenia" w kwestii NSDAP i napomniała

katolików do posłuszeństwa wobec "prawowitej zwierzchności". Na początku kwietnia między

Hitlerem a papieżem zaczęły się rokowania w sprawie konkordatu.

Niedługo później niemieccy biskupi zaczęli wysławiać Führera w żenujących, wiernopoddańczych

listach. Tylko późniejszy arcybiskup Berlina Konrad von Preysing i paru innych dalekowzrocznie

dostrzegło, że działalność Hitlera nie prowadzi do autorytarnego państwa chrześcijańskiego, ale do

wojny i ludobójstwa.

O czym wiedział Pius XII?

Jaką rolę odgrywał w tych decydujących dniach Pacelli, człowiek, który mieszkał wiele lat w

Niemczech, a teraz piastował w Rzymie jedno z kluczowych stanowisk? Jego obrońcy do dziś

twierdzą, że późniejszy papież z nagłym zwrotem w postawie episkopatu Niemiec nie miał nic

wspólnego. Ujawnione akta mówią coś innego. Pierwszą wiadomość o zaznaczającej się zmianie

kursu biskupów nuncjusz Orsenigo przesłał Pacellemu 26 marca z uwagą, że ma nadzieję, że tą

wieścią "sprawi przyjemność" sekretarzowi stanu; najwyraźniej watykański dyplomata życzył sobie

takiego obrotu spraw.

W tym samych aktach znajduje się też własnoręczny brudnopis pisma Pacellego (sporządzony

jeszcze przed informacją od Orsenigo o zmianie postawy episkopatu). Pacelli zaleca w tym piśmie

nuncjuszowi, aby "poufnie i ustnie przypomniał biskupom, że rozsądnie byłoby wydać nowe

dyrektywy". Pacelli musiał więc już wcześniej sygnalizować książętom Kościoła po północnej stronie

Alp, że opowiada się za nowym kursem.

Nie mógł oddać Hitlerowi większej przysługi. Dyktator chyba żadnemu traktatowi nie poświęcił tyle

czasu, co układowi ze Stolicą Apostolską. Konkordat miał "małego kaprala" z czasów I wojny

wprowadzić na europejskie salony. I rzeczywiście wprowadził.

Konkordat "stworzył sferę zaufania, która wobec naglącej walki z międzynarodowym żydostwem

ma szczególne znaczenie", cieszył się Hitler podczas posiedzenia gabinetu 14 lipca 1933 roku, sześć

dni po parafowaniu traktatu.

Fakt, że pertraktowano z brunatnym Führerm, a jednocześnie odrzucano jego nagonkę na Żydów,

świadczy o niezwykłej ambiwalencji watykańskiej dyplomacji. Ten chwiejny kurs nieuchronnie

prowadził do tego, że Watykan stał się współodpowiedzialny za trwałe umocnienie się dyktatury

Hitlera. Były też jednak próby jasnego sprzeciwienia się praktykom nazistów. Pius XI już w roku

1928 publicznie "szczególnie potępił nienawiść wobec narodu przed wiekami wybranego przez

Boga, zwaną antysemityzmem". W sierpniu 1933 roku nazwał prześladowania Żydów przez

nazistów "obrazą nie tylko moralności, ale i kultury".

Co by było, gdyby Pius XI rządził dłużej?

Kiedy w 1935 roku naziści wprowadzając norymberskie ustawy rasowe zamienili Niemców

pochodzenia żydowskiego w obywateli drugiej kategorii, nuncjusz Orsenigo prorokował: "Jeżeli rząd

narodowych socjalistów jeszcze długo zostanie u władzy (a na to wygląda), Żydom przeznaczone

jest zniknąć z tego narodu". Jednak Pius XII wtedy publicznie głosu nie zabrał.

Co symptomatyczne, Watykan głośno zaprotestował dopiero wtedy, kiedy ostatecznie stało się

jasne, że Hitler nie zamierza respektować praw Kościoła katolickiego. W 1936 roku Pius XI zalecił

biskupom niemieckim, by publicznie wyrazili sprzeciw wobec dyktatora.

W styczniu 1937 roku chory na serce Achille Ratti, blady, wychudzony, z na pół przymkniętymi

oczami, przyjął delegację biskupów z brunatnej Rzeszy. Na pożegnanie oświadczył im: Narodowy

socjalizm pod względem swojego celu i metody niczym się nie różni od bolszewizmu. To bym

powiedział panu Hitlerowi.

W jednej z encyklik - publicznych, obowiązujących wszystkich katolików listów pasterskich - Ratti

"z palącą troską" piętnował teraz narodowy socjalizm. Przesłanie to zostało odczytane w niedzielę

palmową 1937 roku w prawie wszystkich z 11500 parafii w Rzeszy. Krytyka rasizmu nazistów

zajmowała tam jednak miejsce drugorzędne.

W kwietniu 1938 r. papież zalecił katolickim uniwersytetom i wydziałom zająć się rasizmem jako

"błędem". "Jakie te klechy bezczelne", odnotował z oburzeniem w swoim dzienniku minister

propagandy Goebbels.

Kiedy 10 lutego 1939 roku Achille Ratti umierał, na jego biurku leżał projekt nowej encykliki

przeciwko rasizmowi i antysemityzmowi. Dokument nie był wprawdzie wolny od

rozpowszechnionych w katolicyzmie uprzedzeń wobec judaizmu ("nieszczęsny naród, któremu

zatwardziali przywódcy ściągnęli na głowy przekleństwo od Boga"), jednak z nieznaną dotąd

jasnością piętnował dyskryminację Żydów.

Dlaczego następca Rattiego Eugenio Pacelli, który przecież jako długoletni nuncjusz w Niemczech i

szef dyplomacji watykańskiej dobrze poznał nazistów, nie opublikował tej encykliki, pozostaje

tajemnicą watykańskiej dyplomacji.

O zbrodniach nazistów Pacelli był dobrze poinformowany. W pewnym wewnętrznym dokumencie z

maja 1943 roku wspomniane są "specjalne obozy śmierci w pobliżu Lublina (Treblinka) i koło

Brześcia Litewskiego; mowa też była o wymordowaniu ponad czterech milionów Żydów Polsce.

Jednak Pius XII milczał.

Z punktu widzenia papieża Hitler miał w swoim ręku miliony zakładników: kler katolicki, wiernych,

setki tysięcy katolików pochodzenia żydowskiego. "Ad maiora mala vitanda", unikać większego zła -

tak zwierzchnik Kościoła uzasadniał swoją bierność.

Dlaczego Pius XII milczał?

Na początku listopada 1943 roku nuncjusz Orsenigo na polecenie papieża rozmawiał z dyktatorem

o prześladowaniach Żydów. Papieski wysłannik tak potem opowiadał dziennikarzom o tym

spotkaniu:

- Führer i kanclerz Hitler przyjął mnie, ale kiedy tylko poruszyłem temat Żydów i judaizmu, ich

łagodnego i ludzkiego traktowania, Hitler odwrócił się, podszedł do okna i zaczął bębnić palcami w

szybę. Możecie sobie wyobrazić, jak niezręcznie jest rozmawiać z kimś, kto jest odwrócony

plecami. Jednak to zrobiłem. Potem Hitler nagle się odwrócił, podszedł do stołu, na którym stała

szklanka wody, złapał ją i z wściekłością rzucił nią o ziemię.

Obrońcy Piusa XII widzą w tej rozmowie dowód na zaangażowanie papieża. Tylko czy już wtedy

(jeżeli nie wcześniej) nie powinien sobie zdać sprawy, że zważanie na potencjalne ofiary może

najwyżej pozwolić trochę zyskać na czasie, bo nic i nikt nie powstrzyma hitlerowskiej machiny

zagłady - z wyjątkiem zwycięstwa aliantów lub zamachu? Niemieccy katolicy żydowskiego

pochodzenia i tak w końcu zostali deportowani, mimo tej rzekomo mądrej wstrzemięźliwości

Watykanu. Motywy kierujące zwierzchnikiem katolików były Hitlerowi dobrze znane: papież boi się,

że "Führer mógłby przejść do frontalnego ataku na Kościół rzymski", stwierdzał w 1943 roku

niemiecki ambasador przy Stolicy Apostolskiej Diego von Bergen. Otwarte wezwanie do oporu -

najgroźniejsza broń papieża - zapewne rzeczywiście kosztowałoby życie wielu katolików.

Papież nie był więc "przestępcą", za jakiego uznał go moralista i dramaturg Hochhuth. Ale w poczet

błogosławionych też nie powinien zostać zaliczony. Według prawa kanonicznego Kościoła, którego

głową był przez 19 lat, żeby być beatyfikowanym musiałby przelać swą krew "lub poprzez

heroiczne praktykowanie cnót dawać doskonałe świadectwo o królestwie niebieskim".

A to się Eugenio Pacellemu nie udało.



Wyszukiwarka