Magia Krwit

Tłumacz: majim

Beta: Serena_



74. Nieostrożność



- Za co dostaliście szlaban? - zapytała Hermiona nie dowierzając w to, co właśnie powiedzieli jej koledzy.

- Ron chciał spróbować Ognistej Whisky w Gospodzie pod Świńskim Łbem kiedy tylko nas opuściłaś - odpowiedział Harry układając swoje karty.

- I ty się na to zgodziłeś?

- Tak, ale nic nie piłem. Dlatego on ma aż pięć wieczornych szlabanów, a ja tylko dwa. Sądzę, że McGonagall jest zadowolona z mojej postawy tylko, oczywiście, nie może tego pokazać.

- Jeśli teraz jest zadowolona to nie chcę jej zobaczyć wściekłej – jęknął Ron.

- Jeśli zwracałbyś uwagę, zauważyłbyś, że była wściekła w sobotni wieczór. Dziś była spokojna, przynajmniej kiedy patrzyła na mnie. Nadal robi się poirytowana, gdy tylko na ciebie spojrzy.

- Czuję, że dostanę wyjca od mamy. - Ron zapadł się głębiej w fotel. - Wiem, że przyjdzie za niedługo.

- I należy ci się. - Dodała Hermiona zgryźliwie.

Harry rzucił kartę na spory już stosik.

- Ryzykując, że zabrzmię jak dziewczyna: ona ma racje.

- Och, przestań wreszcie!

- Dobrze. Więcej o tym nie wspomnę. - Harry umilkł na chwilę zapatrzywszy się w swoje karty. - Chcecie jutro spotkać się i porozmawiać na osobności? Tam gdzie zwykle?

Ron rozejrzał się ostrożnie dookoła, sprawdzając czy ktoś nie podsłuchuje.

- Tak. Zaraz po śniadaniu?

- Mnie pasuje. Hermiona?

- Raczej też, chociaż muszę wziąć ze sobą kilka książek.

Spojrzenia Harry'ego i Rona spotkały się w zrozumieniu.

- Nie szkodzi. To część twojego wyjątkowego uroku.

- Co?

- Nie byłabyś sobą gdybyś się nałogowo nie uczyła. Zabierz tyle podręczników ile tylko chcesz.


- Żałuję, że nie przekonałem go do kupna porządnej szaty.

Będąc przed Pokojem Życzeń Harry skoncentrował się na miejscu do swobodnych rozmów więc teraz siedzieli w ciepłym pomieszczeniu z kominkiem na jednej ścianie i wysokimi oknami na przeciwległej. Potter leżał na kawałku owczej skóry rozciągniętym w słonecznej plamie, patrząc w górę jak Hermiona pisze zawzięcie siedząc na fotelu. Ron rozciągnął się na podłodze koło ognia.

- Pamiętasz jak Remus porównał go do jastrzębia? Może taki kostium? Mógłbyś przyczepić pióra do peleryny i...

- Bo oczywiście masz tysiące jastrzębich piórek leżących na błoniach.

Hermiona spojrzała na niego potępiającym wzrokiem.

- Owszem. Pióra sowie. Możemy je transmutować tak jak w czasie zajęć...

- Ale – przerwał jej Harry – to nie byłby typowy Ron. A nasze przebranie powinno odzwierciedlać to jacy jesteśmy na co dzień.

- Och. - Hermiona nie miała już więcej pomysłów.

- Jeśli ujmujesz to w ten sposób – zachichotał Ron – wszyscy będą się na ciebie gapić, ich miny będą przezabawne.

- Na to musisz poczekać trochę dłużej.

- Tak?

- Pomyśl. Pierwszego listopada wieczorem wszyscy się dowiedzą, a nawet jeśli nie to kolejnego ranka przeczytają w gazecie.

Oczy Rona rozszerzyły się w zrozumieniu.

- Będziesz miał ciężko.

- W zasadzie nie mogę się doczekać. Nie momentu kiedy się dowiedzą, ale tego czasu kiedy pył opadnie i będzie to już przyjęta przez nich informacja. Wolę żeby wszyscy znali prawdę, niż jak chodzą i węszą coś wyczuwając. - Harry uśmiechnął się szeroko. – I jeśli odpowiednio się na to nastawię ich miny będą prześmieszne. Myślę, że nie ma sensu czekać na to ze zdenerwowaniem.

Hermiona popatrzyła z obawą na stojący w pomieszczeniu ogromny zegar, który właśnie wybił pełną godzinę.

- Powinnam sprawdzić jak się ma Cień. Czy możecie być przez moment cicho, muszę się skoncentrować aby wejść w jego położenie. Kiedy już to zrobię możecie dalej rozmawiać.

- Oczywiście. - Przytaknął Harry.

Dziewczyna odłożyła na bok pergaminy, znalazła wygodniejszą pozycje na fotelu i wypuściła powietrze z płuc. Każdy jej oddech był teraz dłuższy i powolniejszy. Harry uznał, że patrzenie jak odpowiednio powinno się łączyć swe myśli z myślami zwierzęcia jest bardzo pouczające, ponieważ nadal pamiętał co stało się podczas jej pierwszej próby. Odczekał kilka chwil aby upewnić się, że minęła już etap przejściowy zanim odwrócił się w stronę Rona.

- Myślisz, że już go znalazła? - wyszeptał jego przyjaciel.

- Tak sądzę. Nie udało jej się to w dwóch poprzednich próbach gdyż nie może tego zrobić gdy Cień śpi. A to zwierzę to straszny śpioch.

- Czy można teraz sprawdzić jego stan zaklęciem i dowiedzieć się o obecności Hermiony?

- Nawet jeśli rzucisz odpowiednie zaklęcie to Cień jest tylko swego rodzaju nadajnikiem informacji, czego nie można wykryć. W tym momencie jest zupełnie normalną fretką, Hermiona tylko odbiera to co on widzi i słyszy.

- Nadal sądzę, ze posiadanie fretki jest dziwnym pomysłem. - Ron wyjął z torby czekoladową żabę i obracał w dłoni pudełko oglądając je uważnie z każdej strony. - A gdy już o tym mowa. Jak się ma Fretka?

- Przypuszczam, że dobrze. - Wzruszył ramionami Harry. - Widziałeś jak współpracował z Hermioną na obronie przed czarna magią w piątek.

- Taaa... - Ron delikatnie się uśmiechnął. - Gdybym to zobaczył w kryształowej kuli próbując przewidzieć przyszłość, nie uwierzyłbym. Tak samo jak w to, że najmilszy nauczyciel w tej szkole będzie zachowywał się dokładnie tak, jak mama gdy Charlie spadł z miotły próbując latać z zamkniętymi oczami.

- Co masz na myśli?

- Sposób w jaki on na ciebie krzyczał – gdy wyciągnąłeś ten eliksir, czy cokolwiek to jest.

- Ron...To jest Snape. On wrzeszczy na każdego.

- Tak, ale nie nigdy dlatego, że na kimś mu zależy. - Ron przesunął się szukając lepszej pozycji na twardej podłodze i odchrząknął – Więc... Fred i George napisali ci już gdzie zaczyna się ten tunel, którego nie umiemy odnaleźć?

- Tak. Twierdzą, że nigdy nie byli w środku, ale początek jest gdzieś w szklarniach.

- Och... - Mina Rona nie odzwierciedlała czystą niechęć. - Przypuszczam, że nie możemy tam iść z Nevillem?

- Ron, jesteśmy już dużymi szesnastoletnimi chłopcami. Myślę, że możemy wejść do szklarni i nie zostać zjedzonymi przez orchidee.

- Możemy wejść, ale ja chciałbym także z nich wyjść.

- Damy radę. Poradziliśmy sobie z wielkimi pająkami i Śmieriożercami, więc sądzę, że przeżyjemy także spotkanie z kilkoma roślinkami.

Hermiona zaskomlała. Chłopcy natychmiast odwrócili się w jej stronę i zauważyli, że jej oczy poruszają się bardzo szybko pod powiekami.

- Znowu gubi się w zwierzęciu.

Ron zmartwiał.

- Nie powinna tego robić prawda?

- To jedna z rzeczy nad którymi pracuje. Cicho. - Upomniał Rona i skupił całą swoją uwagę na Hermionie. Powtarzał szeptem jej imię przez kilka minut, zanim w końcu się rozluźniła.

- Gdzie jesteś?

- Kanapy. Bawię się z dziewczynką. Lubi biegać. Do przodu, do tyłu, wspiąć się znowu na oparcie. On zaczyna się gniewać. A potem... - Hermiona zaczęła chichotać.

- Cień się gniewa?

- Uwielbiamy to. Twój chłopiec jest zły... - Dziewczyna zgięła się w pół od śmiechu i otworzyła oczy.

- O nie! - Hermiona starała się złapać oddech i uspokoić. - Nie powinnam gubić go w takim momencie i w ten sposób. No trudno. To było prześmieszne!

- Może powinnaś być skupiona i poważna cały czas gdy jesteś z nim połączona.

Udało jej się kiwnąć głową zgadzając się z teorią Harry'ego pomiędzy salwami śmiechu.

- Co cię tak rozśmieszyło? - zapytał Ron.

- Draco! Była z nim Pansy i Cień. Wyglądało to jak pokój wspólny Ślizgonów. Pansy bawiła się z Cieniem, który biegał szaleńczo dookoła. A Malfoy był wściekły. Nie wiem co ona mu powiedziała, ale najwyraźniej bardzo się tym przejął.

- Myślisz, że Cień jest tam bezpieczny?

- Hmn... - Hermiona zamknęła oczy i przywdziała skoncentrowany wyraz twarzy – Sądzę, że nic mu nie zrobią. Draco wyglądał tak jakby miał uderzyć Pansy, nie zwracał już uwagi na fretkę. - Granger przeciągnęła się starając się rozruszać obolałe mięśnie. - Nie powinniśmy już iść na lunch? Umieram z głodu.

- Możemy pójść coś zjeść, a potem odszukamy ostatniego tunel.


Szklarnia numer cztery była bardzo duszna, dostosowana do roślin z różnych stref klimatycznych. Dzięki zaklęciu Hermiony znaleźli wgłębienie ledwie trzy kroki od wejścia, poza zasięgiem wszelkich agresywnych roślin. Tunel okazał się być bardzo wąski, ale na tyle wysoki by nawet Ron mógł w nim iść wyprostowany. Przeplatające się korzenie tworzyły solidny sufit. Przejście kończyło się pod sporym nawisem skalnym, wyglądającym prawie jak jaskinia na zielonych wzgórzach zaraz przy Hogsmeade. Wrócili do zamku o takiej porze, że Harry i Ron mieli tylko czas aby zjeść szybką kolację przed szlabanem z Filchem.

Harry pomyślał, że stwierdzenie, iż zadania wykonywane pod okiem woźnego są okropne to tak jak powiedzenie, że woda jest mokra. Gdy skończyli już czyścić składzik z baryłkami o niewiadomej zawartości i próbowali domyć swoje dłonie z brudu, przyszła profesor McGonagall.

- Panie Filch, czy chłopcy już skończyli?

- Na dzisiaj tak. - odpowiedział woźny z uśmiechem zapowiadającym więcej obrzydliwych miejsc do posprzątania.

- Jutro szlaban ma już tylko pan Wesley. Teraz dyrektor chce z wami porozmawiać, więc proszę mi wybaczyć, ale muszę ich zabrać.

Harry i Ron szli obok siebie podążając za opiekunką swojego domu.

- Profesor McGonagall?

- Tak, Harry?

- Czy Dyrektor zawsze rozmawia z uczniami o tego typu przewinieniach?

- Czasami. - Posłała mu krzywy uśmiech – Prawdę mówiąc panie Potter, kłopoty jakie pan przyciąga są zazwyczaj o wiele większe. To ulga, że tym razem to tylko tyle.

- Przypuszczam, że gdyby był to Draco Malfoy profesor Dumbledore nie potrzebowałby przeprowadzać z nim rozmowy.

Nauczycielka zawahała się, a potem szybko pokiwała głową.

- Przepraszam za moją niedojrzałą reakcje na to stwierdzenie. - Odetchnęła głęboko. - Nie zauważyłam początków waszej przyjaźni, więc jest ona dla mnie sporą niespodzianką. Delikatnie mówiąc.

- Musimy nauczyć się jak współpracować. Tiara przydziału powtarza to na rozpoczęciach od dwóch lat i sądzę, że to właśnie miała na myśli.

- Właśnie dlatego, gdy dyrektor umieścił cię pod opieką profesora Snape'a zgodziłam się z jego decyzją.

Harry przytaknął.

- Czy to... pomogło?

Potter chciał odpowiedzieć, że trochę pomogło, ale pomyślał, że to mogłoby narazić jego ojca.

- W zasadzie nie. Myślę, że będąc już starszym człowiekiem trudno nauczyć się współpracować z innymi.

Brwi McGonagall powędrowały w górę, i w tym momencie Harry zorientował się, iż była ona o wiele starsza od Snape'a.

- Cóż. - Była wyraźnie rozbawiona. - Jeśli on jest już na to za stary to ja nie mam szans.

- Przepraszam. Proszę mi wybaczyć. Profesor Snape przez większość czasu wydaje się być bardzo stary jak na swoje lata. Poza momentami kiedy tak nie jest...

Nauczycielka parsknęła śmiechem.

- Elokwencja to jednak nie jest twoja mocna strona, Potter.



Dumbledore czekał na nich w swoim gabinecie. Grzecznie wyprosił McGonagal zanim zwrócił się do nich.

- Więc, plan wykonany panie Weasley. Przez ostatnie sześć lat miałem rozmowę na temat picia z każdym z twojej rodziny oprócz Percivala. Doradzałbym założyć zatyczki do uszów przy odbiorze jutrzejszej porannej poczty. Harry, twój ojciec chce z tobą porozmawiać. Idź proszę do dormitorium, powiedz wszystkim, że idziesz już spać i użyj świstoklika aby dostać się do jego kwater.

- Natychmiast?

- Jeśli mógłbyś. Ja muszę jeszcze rozmówić się z pana przyjacielem.

- Dobrze. Dobranoc.


Harry denerwował się przed rozmową z ojcem, ale nie aż tak jak poprzednio. Przeniósł się do swojego pokoju i znalazł Severusa w kuchni, jedzącego coś co wyglądało jak śniadanie.

- Tak?

- Witaj. Jak twój szlaban?

- Masz coś na usunięcie ślimaczego śluzu z rąk?

Severus machnął dłonią w stronę składziku z eliksirami.

- Błękitna trójkątna butelka. Nie pomyl z zieloną, bo skończysz z bardzo czystymi i błyszczącymi łuskami.

Harry chwycił coś, co wydało mu się wyć właściwym pojemnikiem.

- To ta?

- Umiesz odróżniać kolory. Świetnie.

Snape jadł pośpiesznie, podczas gdy Harry zmywał resztki brudu ze swoich dłoni. Gdy skończył, profesor eliksirów rozsmarowywał właśnie dżem na ostatnim ze swoich tostów.

- Masz ochotę na herbatę? Zjadłem już wszystko, ale możemy zamówić więcej jeśli chcesz.

- Nie trzeba. Nie jestem głodny. Zjadłem dość sporo na kolację.

- Racja. Jest już wieczór. - Severus rozmasował nasadę nosa zmęczonym gestem. - Mój rozkład pracy jest szalony. Czarny Pan chciał mieć mnie w swoim laboratorium cały tydzień i pewnie spędzę tam kolejne dwa dni.

- Mogę jakoś pomóc?

Severus pokręcił głową.

- Nie warto ryzykować. Nie kiedy jesteśmy tak blisko. - Skupił wzrok na swojej herbacie. - Słyszałem, że byłeś w gospodzie Pod Świńskim Łbem napić się Ognistej Whisky.

- Nawet jej nie spróbowałem. Kupiłem trochę dla Rona. Strasznie narzekał, że nie chcę się z nim napić.

- Hagrid powiedział, że wymachiwałeś różdżką w panice gdy wszedł.

- Wnioskując z przerażonej miny Rona uznałem, że mogą to być Śmierciożercy, albo coś jeszcze gorszego.

- Którzy mieliby dostatecznie dużo czasu żeby was zabić.

Harry niechętnie się zgodził.

- Czego cię to nauczyło?

- Że powinienem siedzieć tak, by widzieć drzwi?

Harry zdziwił się, gdy jego ojciec w odpowiedzi uśmiechnął się i pokiwał głowa.

- Dokładnie. - Profesor zmarszczył brwi z naganą. - Zapomniałeś o jednej z podstawowych rzeczy.

- Nie jesteś mną bardzo zawiedziony, prawda?

Severus pochylił się nad stołem tak by być bliżej Harry'ego.

- Czy twój przyjaciel naprawdę był kłopotliwy, gdy wpadł na ten pomysł?

- Wyzywał mnie od tchórzliwych panienek.

- Nie ma większej obelgi dla Gryfona jak powiedzenie mu, że jest tchórzem. - Snape przybrał swój zwyczajowy sarkastyczny wyraz twarzy. - Mogłem przekonać każdego z Griffindoru do zrobienie czegoś głupiego używając tylko tej jednej waszej słabości.

- Taa... - Harry posmutniał. Wspomnie o Syriuszu zabolało go gdzieś w środku. - Z drugiej strony zachowywał się jak idiota dając się na to złapać.

- Przepraszam. - Powiedział Severus po kilku minutach ciszy.

- Za co?

- Za wywlekanie go jako przykładu. - Nawet bez imienia oboje wiedzieli o kim mowa.

- Nie za podjudzanie go do robienia głupich rzeczy?

Severus momentalnie się spiął.

- On zawsze... Ja nigdy nie... Nie potrafiłem po prostu zostawić tego w spokoju. Wkręcić go w coś kłopotliwego... - westchnął jakby znużony. - Potem robiłem co mogłem by to opanować.

- Wiem. Był nieostrożny nawet gdy nie było cię w pobliżu, ale... - Harry przerwał zdanie zdając sobie sprawę, że ta cecha jego ojca chrzestnego nie zmieniła by się, niezależnie od zachowań innych ludzi.

- Kochałeś go. - Stwierdził Severus z nutą goryczy w głosie.

Harry był w stanie tylko pokiwać głową.

- On próbował mnie zabić.

- No i? Ty też zabijałeś ludzi, z tego co wiem całkiem wielu. - Chłopiec zignorował ciężki oddech ojca. - Wybaczyłem to tobie, dlaczego nie miałbym wybaczyć jemu? Był zabawny, odważny i bardzo emocjonalny. Był gorszy niż beznadziejny w zajmowaniu się mną, ale próbował.

- Gorszy niż beznadziejny?

- Zdarzało mu się wyzywać mnie od tchórzy, gdy nie chciałem żeby kontaktował się ze mną przez kominek w naszym pokoju wspólnym. I gdy nie podobał mi się pomysł spotkania w Hogsmeade powiedział, że James czerpał by przyjemność z odrobiny ryzyka. Zasugerował także, żebym przekradł się do Wrzeszczącej Chaty.

- Co za idiota!

- Najśmieszniejsze jest to, że spotkałbym się z nim gdyby nie było to niebezpieczne dla niego. Więc wychodzi na to, że bardziej martwiłem się o niego, niż o siebie. - Harry zastanowił się chwilę. Wiedział, że Syriuszowi na nim zależało i że nie ignorował niebezpieczeństw dlatego, że nie obchodziło go co się stanie. - Czasem wydawało mi się, że był dużo młodszy ode mnie.

Severus wziął głęboki oddech przybierając spokojny wyraz twarzy.

- Myślę, że był trochę szalony. Zawsze miałem go za niespełna umysłu, ale nawet jego przyjaciele zauważyli, że dwanaście lat w obecności dementorów nie wpłynęło korzystnie na jego... postrzeganie rzeczywistości.

- Albo te dwanaście lat z nimi wokoło albo unikanie dementorów. Przecież większość tego czasu spędził jako Łapa. Jeśli dobrze pamiętam, forma zwierzęca animaga jest w pewnym stopniu odniesieniem do jego charakteru, ale przebywając w niej za długo przejmuje się cechy zwierzęcia. Więc... miał bardzo podstawowe, nieskomplikowane zdanie o wszystkim co go otaczało, stracił kontrolę nad rzeczywistością i zdrowy rozsądek bardziej niż mogło by się to stać gdyby miał pracę, krewnych i miejsce zamieszkania, na którym zależało by mu na tyle by o nie dbać.

- Możliwe. - Severus skinął głową. - Gdy już rozmawiamy o tym na czym nam zależy... - Severus poruszył się na swoim krześle niepewnie. - Jak rozwiązaliście z Hermioną zagadnienie balu?

- Znalazła kogoś innego. Myślę, że zaakceptowała pierwsze zaproszenie jakie dostała. Ja pójdę z Olivią Wilkenson, to jedna z twoich podopiecznych.

- Wilkenson! Jak, na bramy piekieł, udało ci się... -Severus uśmiechnął się nieprzyjemnie. - Malfoy.

- Jak udało mi się skończyć z partnerką ze Slytetherinu? Draco zaaranżował spotkanie. Wydał mi się miła więc uznałem, że powinniśmy się dobrze bawić razem.

- Zauważyłeś oczywiście, że jest bardzo ambitna?

- Tak. Poza tym widziałem małego węża wplecionego we wzór na jej sukience.

- Nawet jak na Slytherin jej cele są bardzo wysokie i czysto polityczne. - Snape w ogóle się nie uśmiechał.

- Rozmawialiśmy trochę także na ten temat.

- Rozważyłeś fakt, że możesz pomóc jej w osiągnięciu tych celów?

- Teoretycznie tak. Ale mogę także jej zaszkodzić.

- Nie, chyba, że Voldemort wygra, a ona już obstawiła, iż mu się nie uda. - Severus lekko się skrzywił. - Słyszałem, że jest ździebko... rozwiązła.

- Tak? - Harry się uśmiechnął. - Będę musiał mieć na to oko.

- Doradziłbym nie. W końcu cię wykorzysta. W ten lub inny sposób.

- Nie bardziej niż na to pozwolę.

Severus zmarszczył brwi.

- Znasz zaklęcie sterylizacji?

- Czego?

- Zaklęcie sterylizacji. Żeby się to nie skończyło tak, że ty ją... no… dzieckiem. Myślałby kto, ze powinieneś coś już o tym wiedzieć.

- Nie, ja... - Harry czuł, że zaczyna się czerwienić. - Czy ona nie może się tym zająć?

Grymas czegoś pomiędzy wściekłością a niedowierzaniem przemknął przez twarz Severusa.

- Dziewczyna nie musi się tym przejmować. Dlaczego miałaby?

- No... to koniec końców ona zachodzi w ciąże, prawda?

- Ale to ty płaciłbyś jej za jej poślubienie, a nawet jeśli nie i pozostanie to poczęciem bez ślubnym... Cóż. Przypuszczam, że nawet ty, jako słynny Harry Potter miałbyś problem z tą hańbą i okazało by się to dużo bardziej kosztownym wyborem.

- Dziękuję za tę informację. Skąd niby miałem wiedzieć? - Harry poczuł, że podnosi głos w przypływie niczym nie uzasadnionej paniki i starał się uspokoić. - Wydaje mi się, że w świecie mugoli to właśnie głównie kobiety zajmują się tym problemem.

-Kobiety?! - Severus wyglądał jakby było to dla niego straszną informacją. - Jeśli wysterylizujesz kobietę to raz na zawsze.

- A dla mężczyzn nie?

- Nie. Twoje ciało cały czas produkuje nowe nasienie.

- Och... nie sądzę, żeby działało to tak samo dla mugoli.

- To wyjaśnia dlaczego niemagiczni mężczyźni są tak nierozsądni.

Harry przypomniał sobie suknię Oliwi. Chłopiec wychowany w niemagicznym świecie i śliczna debiutantka. Pomyślał, że może wybrała taką suknie ponieważ chce go wystawić. Albo tylko dlatego, iż uznała, że dobrze w niej wygląda,

- Wiesz, naprawdę chciałbym, żeby nas więcej uczono. Żadni uczniowie z niemagicznych rodzin nie zostali uświadomieni jak działa to tutaj.

Severus wzruszył ramionami.

- Nie rozumiem czego nie wiecie. Kto w ogóle rozważałby pomysł, żeby to dziewczyna była odpowiedzialna za to, żeby nie zajść w ciążę. Przecież kobiety są stworzone po to żeby mieć dzieci, taka jest ich biologiczna natura. To przecież oczywiste!

- Dla ciebie.

- Może powinieneś stworzyć broszurkę dla innych. Na razie nauczę cię tego zaklęcia. - Snape wyjął swoją różdżkę. - Formuła to Sterilis, a różdżką powinieneś wykonać szybko spiralę, a następnie wskazać nią w odpowiednie miejsce. - Nauczyciel eliksirów zaprezentował opisany ruch.

Harry przećwiczył machnięcie kilka razu czując, że jego policzki nabrały już kolor purpury. Severus natomiast przechodził z lekkiego poirytowania w stan niemal radości wyraźnie czerpiąc przyjemność z zażenowania chłopca. Harry uznał, że torturowanie go już zawsze będzie bawiło jego ojca w pewien sposób.

- Wygląda na to, że wykonujesz to poprawnie. Wypróbuj całe zaklęcie.

Harry zesztywniał. Wolałby nigdy nie zdejmować spodni przed jakimkolwiek nauczycielem, niezależnie czy to jego ojciec czy nie.

- Załóż pelerynę niewidkę na chwilę, proszę. Muszę otworzyć drzwi.

Harry bez słowa wykonał polecenie czując ulgę.

W między czasie Severus przeszedł przez pokój i otworzył drzwi. Wziął eliksir z jednej z półek i rozbił go na podłodze pokoju. Gdy wskazał na niego różdżką i wymruczał jakieś zaklęcie ciecz zaczęła dymić i kwaśno śmierdzieć.

Harry usłyszał narastający szelest. Pierwszy szczur, przebiegający koło niego, bardzo go zaskoczył, kolejny zrobił na nim wrażenie. Z czasem przybiegało coraz więcej gryzoni do eliksiru, chłopiec zaczął rozumieć ludzi, którzy bali się tych stworzeń.

Severus zamknął drzwi i zaklęciem uciszył szczury. Profesor wybrał jednego ze szczurów i sprawdził coś pod jego ogonem po czym odstawił go z powrotem i wybrał innego. Tym razem pokiwał głową i przeniósł go w okolice gdzie ostatnio widział Harry'go.

- Masz. Możesz spróbować na tym. I zdejmij już tę pelerynę, chciałbym cię widzieć. I usiądź tutaj. - Snape wskazał miejsce na podłodze nieopodal kałuży ze szczurami. Potter usiadł i przyjrzał się szczurowi w swojej dłoni. Miał on zdecydowanie za duże jądra jak na swoje rozmiary. Chłopak przypomniał sobie, że Parszywek wyglądał zupełnie tak samo i uznał, ze to po prostu cecha budowy gryzoni.

- Mogę dotknąć eliksiru?

- Nie, chyba że chcesz, żeby cię pogryzły. - Severus uśmiechnął się smutno. - Widziałem mężczyznę pokrytego tym na egzekucji... Koszmarny rodzaj śmierci.

- Chciałem wziąć trochę, żeby zająć tego. Nie chcę żeby uciekł.

- Śmiało. Masz przecież różdżkę.

Harry zganił siebie i uderzył się w czoło dłonią. Cały czas zdarzało mu się zapominać o magii. Przelewitował trochę eliksiru na podłogę tuż przed sobą. Następnie starając się nie wyglądać na zażenowanego podniósł ogon i rzucił zaklęcie na to... na niego.


Dziesięć minut później wypuścili wolno siedem tymczasowo niepłodnych szczurów, piętnaście szczurzyc oraz grupę spokojnych myszy z powrotem na korytarz. Harry czuł się bardziej niż zawstydzony i czuł nadchodzący ból głowy. Rozłożył się na kanapie chichocząc.

- Jakiś problem?

- Ależ ja mam tu dziwne wieczory! - Potter śmiał się na cały głos. - A ty możesz zgromadzić wszystkie szczury z lochów na zawołanie! Chciałbym mieć takie zdjęcie – Mistrz Eliksirów Severus Snape i jego podwładni. To właściwie nie zdziwiło by Gryfonów. Wręcz się tego po tobie spodziewają.

- Czego? Tego, że odpowiednio wypróbowuję wszystko zanim spróbuję zaklęcia na sobie? Myślałem, że ostrożności i konieczności weryfikacji nauczyłem was na pierwszym roku.

Harry spoważniał.

- Używasz szczurów testując eliksiry?

- Często. Głównie dlatego pozwalam im zamieszkiwać lochy. Oczywiście moje pokoje oraz Slytherinu są zabezpieczone przed nimi odpowiednimi zaklęciami.

- Mój także?

- To jeden z moich pokoi, więc tak.

- Dobrze. Nie żebym miał coś przeciwko szczurom... - Harry przerwał i zmienił zdanie. - W zasadzie nie przepadam za nimi od czasu gdy dowiedziałem się o Peterze. To było dziwne. - Przetarł czy dłońmi. - Dziwnie się czuję.

Severus przyjrzał mu się z namysłem.

- Wino czy gorąca czekolada?

Harry wyprostował się na kanapie. Z jakiegoś powodu to pytanie sprawiło, że poczuł się doroślej.

- Gorąca czekolada, proszę.

- Dam znać skrzatom, a potem powinieneś pójść spać.


Gdy Harry przekradł się z powrotem do dormitorium panowała tam absolutna cisza. Jego łóżko nie było jednak puste. Ron, w swojej piżamie i narzuconej na nią szacie spał rozciągnięty na jego kołdrze.

- Obudź się... - Harry starał się mówić jak najciszej. - Wróciłem. Możesz iść spać do siebie.

Ron spojrzał na niego spod zaspanych powiek.

- Opowiedz mi co się działo.

- Jest późno.

- Wiem. Chcę wiedzieć.

Harry westchnął z rezygnacją. Zaciągnął zasłony wokół łóżka i rzucił zaklęcie Secretus.

- Byłem zobaczyć się z ojcem. To była bardzo dziwna noc, ale nie było źle.

- Dziwna?

Harry przewrócił oczami.

- Przejął się tym, że moja partnerka na bal jest ambitna.

- Naprawdę.

- Tak. Więc uznał, że naprawdę nie byłoby dobrze gdyby zaszła ze mną w ciążę.

- Co?

- Cóż. Małżeństwo za mną mogło by jej bardziej pomóc w realizacji jej planów. Więc nauczył mnie zaklęcia, które pomaga temu zapobiec.

- Ja potrzebowałem do tego Billa.

- Cóż... On nie tylko wytłumaczył mi jak rzucić zaklęcie. Kazał mi je także przećwiczyć.

Ron wytrzeszczył oczy.

- On chyba nie... Fuj!

- Nie! Otworzył drzwi i wezwał szczury.

- Szczury?

- Okazuje się, że pozwala im mieszkać w korytarzach, ale nie w kwaterach, po to żeby testować na nich nowe eliksiry. Wzywa je gdy są potrzebne.

- To jest takie... Snape'owskie.

- Prawda. Wiec wszystkie te piskliwe gryzonie wpełzły do pokoju, wybrał mi jednego i ćwiczyłem zaklęcie.

- To więcej niż chciałem wiedzieć.

- Potem wypiłem gorącą czekoladę i przyszedłem tu. Najchętniej poszedł bym już spać. Ty też powinieneś.

Ron znów położył się na jego poduszce.

- Śniłeś mi się znowu. Czasem miewam takie sny, które później się spełniają. Myślę, że to całkiem normalne ponieważ od czasu do czasu zdarza się każdemu. Ten jednak przyśnił mi się już piąty raz. Było w nim mnóstwo wilkołaków otaczających jakiegoś ucznia. Na początku to byłeś ty. Teraz jest to ktoś inny ale wiem, że też tam jesteś mimo że nie mogę cię dostrzec.

- Może jestem jednym z wilkołaków.

- Nie żartuj sobie!

- Mówię poważnie.

Ron zbladł i zaczął podejrzliwie mu się przyglądać.

- Czy jest coś, o czym powinienem wiedzieć?

Pytanie zabrzmiało dokładnie tak jak to zadane przez dyrektora wcześniej. Jednak gdy Potter się zastanowił zdał sobie sprawę o co tak naprawdę przyjaciel go pyta.

- Nie. Nie to mam na myśli. Ale możliwe, że mnie zaatakują, prawda? Chociaż przypuszczam, że najpierw skupią się na łatwiejszych ofiarach. Ale gdyby im się udało... mogę stać się wilkołakiem. W tedy pierwsze sny odnosiły by się do wcześniejszej pełni księżyca niż dzisiejsza wizja.

Ron potrząsnął głową. Był moment gdy sądził, że wróżbiarstwo nauczyło go ujmować w słowa to co odczuwa i co widzi. Potem zdał sobie sprawę, że brzmi to jeszcze mniej przekonująco.

- To ta sama pełnia. To tak jakby... Jakby zmieniło się to co może się stać. - Prychnął pod nosem. - Tylko mnie posłuchaj. Brzmię jak wariat. Po prostu miałem koszmar bo czasem gdy budzę się w nocy ciebie tu nie ma i się martwię.

- Możliwe.

Ron zsunął się z łóżka i zastygł w pół kroku.

- Ale ta kobieta wilkołak próbowała cię otruć. Bądź bardzo ostrożny w przyszłym tygodniu, dobrze?

- Będę. Teraz chodźmy już spać. Daj mi znać jakbyś potrzebował eliksiru, żeby pozbyć się tych koszmarów. Myślę, że dałbym radę zdobyć go trochę dla ciebie.



Wyszukiwarka