http://znakiczasu.pl/inne/132-rok-frankensteina
Rok Frankensteina
Celebra, jaka towarzyszy obchodom Roku Darwina może wywołać zdziwienie. Przecież niedawno obchodziliśmy stulecie odkrycia fizyki kwantowej i teorii względności. Nikt jednak nie celebrował Roku Plancka, czy Roku Einsteina.
Nie zamartwiano się, że w sondażach „poparcie dla teorii Plancka wciąż jest za niskie”. W ogóle nie przeprowadzono żadnych sondaży. Po prostu fizycy kwantowi kontynuowali swoją pracę. W przeciwieństwie do fizyków kwantowych ewolucjoniści jak powietrza potrzebują okrzyków zachwyconego tłumu. Zlecają sondaże i pilnie śledzą ich wyniki, podnosząc larum, kiedy tylko słupek opada. Dlaczego? Otóż w teorii ewolucji spekulacje filozoficzne zajmują dużo więcej miejsca niż rzetelna praca naukowa. Żeby przyjmować dywagacje jako fakty, społeczeństwo musi akceptować wiele mitów. Spróbuję poniżej zdemaskować kilka z nich.
Teoria Darwina jest obiektywną teorią naukową. Nieprawda.
Karol Darwin od początku głosił poglądy silnie zabarwione emocjonalnie i miał skłonność do prezentowania dywagacji filozoficznych jako faktów udowodnionych naukowo. Oto kilka przykładów.
Darwin uważał ludzi nazywanych w XIX wieku „dzikimi” (czyli znacznie odbiegających kulturowo od tego, co w XIX wieku umiał zrozumieć biały Anglosas) za odrębny gatunek. Był skłonny w owych „dzikich” widzieć słynne brakujące ogniwo między małpą a człowiekiem. Na tym gruncie spierał się z Alfredem Wallacem, który uważał, że owi „dzicy” są ludźmi. Przy okazji warto wspomnieć, że Wallace już rok wcześniej opublikował podobne spostrzeżenia jak te, które legły u podstaw dzieła Darwina O powstawaniu gatunków drogą doboru naturalnego, czyli o utrzymywaniu się silniejszych ras w walce o byt. Wallace formułował jednak umiarkowane wnioski. Wierzył, że Bóg stworzył świat, ludzi uważał za ludzi. Całość skłonny był postrzegać w sposób zbliżony do dzisiejszej koncepcji Inteligentnego Projektu.
Darwin negował istnienie ludzkiej moralności. Uważał, że uczucia takie jak przywiązanie dzielimy ze zwierzętami, zaś naczelna zasada „moralna”, jaką jest eliminowanie słabszych przez silniejszych, dotyczy jednakowo wszystkich gatunków, w tym człowieka. Na tym gruncie starł się z innym ewolucjonistą — Thomasem Huxleyem. Huxley widział, że ewolucja promuje samolubność i agresję, zaś ludzka moralność jest tym skłonnościom przeciwna.
Darwin początkowo przedstawiał się jako agnostyk, jednak w ogniu sporów wokół swojej teorii przyjął radykalnie ateistyczną postawę, co nie pozostało bez wpływu na jego wypowiedzi.
Hitler źle zrozumiał Darwina. Nieprawda.
Konsekwencje moralne, jakie płynęły z dyskusji, w której Darwin pokonał Huxleya, były jednoznaczne. Nie obowiązują żadne zasady, które mogłyby powstrzymać silniejszych przed urządzeniem sobie życia kosztem słabych. Co więcej, silniejsi mają obowiązek eliminowania słabszych, gdyż to przyspiesza ewolucję, a ewolucja to postęp, postęp zaś jest dobrem najwyższym. Pokonanie kogoś jest dobre, bycie pokonanym — złe.
Można by się uśmiechnąć na myśl, że wrażliwość moralna Darwina była na poziomie Kalego, który uważał, że dobrze jest ukraść komuś krowę, a źle, gdy ktoś ją ukradnie Kalemu. Jednak kiedy dopalały się zgliszcza Warszawy, Stalingradu, Berlina i tysięcy innych miast, nikomu nie było do śmiechu.
Pierwsza połowa XX wieku upłynęła na powszechnej fascynacji teorią Darwina. Ludzie uwierzyli w ewolucję i zapragnęli sami nią pokierować. Ewentualne ofiary traktowano jako niezbędne koszty. Tam gdzie śmierć słabszego uchodzi za rzecz dobrą, nikogo nie interesują ofiary.
Komuniści, rozgrzeszeni przez Darwina, zabili dziesiątki milionów ludzi w imię stworzenia nowego, lepszego świata — bez Boga.
Adolf Hitler pragnął całą ziemię rzucić do stóp wyhodowanemu w laboratoriach SS „germańskiemu nadczłowiekowi” — współczesnej wersji potwora Frankensteina. Propagowanie teorii Darwina miało zarówno wpływ na poglądy Hitlera, jak i sprawiło, że dysponował on tysiącami gorliwych morderców: biologów badających „rasy” oraz lekarzy mierzących czaszki i dokonujących eutanazji.
Ewolucjoniści twierdzą, że Hitler uległ tzw. darwinizmowi społecznemu, wulgarnej wersji teorii, która w swej istocie jest szlachetna. Nieprawda. Dopiero po wojnie przyznali, że istnieje coś takiego jak obiektywna moralność i zaczęli ją badać. O sto lat za późno.
Skutki hitleryzmu zniechęciły darwinistów do pracy nad stworzeniem potwora Frankensteina. Nieprawda.
Papież ateizmu Richard Dawkins nawołuje, żebyśmy „wyzwolili się spod tyranii genów i wzięli ewolucję we własne ręce”. Inny ewolucjonista, Christian de Duve, wygłosił — i to w Papieskiej Akademii Nauk — pogląd, że lekarstwem na problemy współczesnego świata jest redukcja liczby ludzi. Amerykański uczony i przedsiębiorca, Ray Kurzweil, wzywa do stworzenia „na bazie człowieka” nowego gatunku drogą manipulacji genetycznych. Ponieważ nazwa „nadczłowiek” została skompromitowana przez Hitlera, twór ten otrzymałby miano „postczłowieka”.
Kurzweil nie jest osamotniony. Wielu naukowców twierdzi, że stworzenie nowego „nieludzkiego” człowieka jest już technicznie możliwe. Stwór ten miałby być pozbawiony emocji, uczyć się szybciej i dużo szybciej myśleć. Jego zmysły planuje się znacznie wyostrzyć, a także wyposażyć go w nowe sposoby postrzegania. Ciało „postczłowieka” ma być wytrzymalsze, sprawniejsze oraz posiadać zdolności zapożyczone od innych gatunków, a także z gier komputerowych. Ten potwór Frankensteina ma być w pierwszej kolejności do dyspozycji armii amerykańskiej, a w drugiej — multimilionerów, którzy zapragną mieć „nieludzkie” dzieci.
Darwiniści-entuzjaści prognozują, że „postczłowiek” zaopiekuje się zwykłymi ludźmi. Można mieć obawy, czy nie będzie dla nas równie czuły jak jego germański poprzednik.
Darwinizm jest kompletną, sprawdzoną teorią naukową. Nieprawda.
Darwiniści nie potrafią wytłumaczyć, skąd się wzięła ludzka świadomość. Teoria ewolucji programowo zaprzecza istnieniu zarówno Boga, jak i wszelkiej duchowości. Podmiotem ewolucji są geny, które łączą się w grupy, tworząc gatunki, oraz memy (jednostki informacji powielające się przez naśladownictwo), które łączą się w grupy, tworząc ludzkie kultury. W wizji tej człowiek nie jest podmiotem ewolucji, lecz jej ślepym narzędziem. Jego ciało to wehikuł, którym geny podróżują przez czas, a mózg to środowisko, które służy powielaniu memów.
Osoba, która ma poczucie własnego „ja”, zaburza tę wizję, będąc czymś w rodzaju „trzeciego podmiotu” — obok genów i memów. W świetle teorii ewolucji ludzka świadomość jest tajemnicza i zbędna. Nie ewoluuje przecież, nie przenosi się do innych organizmów, a wraz ze śmiercią pojedynczego „wehikułu przetrwania” bezpowrotnie znika. Aktualne stanowisko darwinistów wobec problemu, jaki stwarza istnienie ludzkiej świadomości, brzmi: Świadomość jest złudzeniem. Nie istnieje żadne, wyposażone w wolną wolę, ludzkie „ja”. Istnieje tylko pacynka poruszana przez geny i memy.
Wniosek ten sprzeczny jest z najbardziej osobistym, najbardziej codziennym doświadczeniem każdego z nas. Przepaść między tym doświadczeniem a własnymi wnioskami darwinizm próbuje wypełnić quasi-buddyjską ideologią1. Świadczy to o głębokim kryzysie, w jakim znalazł się ewolucjonizm.
Darwinizm to nauka, a nie propaganda. Nieprawda.
Darwiniści twierdzą, że ich stanowisko jest naukowe, zaś oponenci opierają się na wierze, która z zasady jest gorsza od nauki. Władze Stanów Zjednoczonych i Unii Europejskiej wydają się ten pogląd podzielać, wyraźnie faworyzując ewolucjonistów i ograniczając ich oponentom możliwość wypowiadania się. Jednak gołym okiem widać, że darwiniści są ateistycznymi dewotami z dużo silniejszą skłonnością do nawracania na swoją wiarę niż wyznawcy jakiejkolwiek religii. Najbardziej znany współczesny darwinista Richard Dawkins w książce Bóg urojony chełpi się swoim ateizmem, wzywa do ogólnoświatowej ateistycznej krucjaty, lży Boga i Jego wyznawców. Kierowane przez niego stowarzyszenie oplakatowało w tym roku autobusy w Londynie i Montrealu tekstem: „Boga prawdopodobnie nie ma. Możesz być szczęśliwy”. Reklamując w ten sposób swoją radość z możliwości istnienia pustego, pozbawionego sensu świata, darwiniści zgłosili roszczenia do sfery duchowej człowieka na równi z innymi religiami.
Od momentu wyjazdu na ulice pierwszego autobusu z „reklamą Darwina” żaden kraj nie ma prawa w jakikolwiek sposób faworyzować darwinizmu wobec innych wyznań. Powinien być on traktowany tak samo jak na przykład scjentologia, której doktryn maturzyści wkuwać nie muszą. Uczy się, kto chce.
Darwinizm jest poddawany swobodnej, naukowej weryfikacji. Nieprawda.
Darwinizm prezentuje się jako nauka i mogłoby się wydawać, że funkcjonuje w podobny sposób jak na przykład fizyka, w której aż gotuje się od przeróżnych, nieraz pozornie szalonych koncepcji. Tak jednak nie jest. W zakresie darwinizmu panuje w zachodnim świecie taka sama „swoboda” myśli i wypowiedzi, jak niegdyś w zakresie marksizmu na stalinowskich uczelniach. Nie tylko ten, kto zaprzeczy darwinizmowi, ale każdy, kto zwątpi w którykolwiek z jego świętych dogmatów, jest usuwany z katedry, otrzymuje zakaz publikowania, zostaje objęty bojkotem towarzyskim.
Takie reakcje dowodzą, że darwinizm stał się własnością ateistycznej sekty, która nie zamierza dopuścić do żadnej rzeczowej dyskusji na jego temat. Bóg urojony, plakaty na autobusach, Rok Darwina — to wszystko jest jej działalnością propagandową. Można mieć nadzieję, że im nachalniej ateiści będą się reklamowali, tym szybciej zmęczą sobą ludzi, którzy się spod ich wpływu otrząsną, i tam, gdzie dziś włada ciemność, powróci prawdziwa nauka.