ęHuna
a Pieniądze cz III – pień problemów
Na
korzeniach nieszczęść niestety szybko wyrasta całe drzewko. Pod
naporem sytuacji i presją własnych oczekiwań część naszego
umysłu (i ciała najczęściej też) sztywnieje. Problemy stają się
realnością, za to nasze zdolności radzenia sobie z nimi gdzieś
się ulatniają. Nie dość, że wokół nas rozpostarła się
„bariera nieskuteczności” i szamoczemy się z czymś
niewidzialnym, to jeszcze za nami pojawił się pień „życia
w biedzie” „mentalności żebraczej” do którego coraz bardziej
się przywiązujemy z każdym ruchem, tworzący błędne koło wokół
którego krążymy nie dotykając nawet bariery naszych możliwości.
Najgorsze, że wyrasta to na naszych naturalnych reakcjach – stąd
potrzebny jest dodatkowy wysiłek by się temu przeciwstawić. Do
roboty:
Jako
pierwsza pojawia się strategia „łatania
dziur” budżetowych i emocjonalnych. Odruch myślenia „jak
związać koniec z końcem” i przetrwać do przysłowiowego
pierwszego jest naturalny i szeroko rozpowszechniony. Jego
podstępność polega na ograbianiu nas ze zdolności podejmowania
ryzyka w działaniach zmierzających do zmiany naszej sytuacji oraz
stopniowym ograbianiu z zasobów (czas, siły, zdolności). Im dłużej
coś pozwala nam przetrwać, tym mocniej się tego chwytamy.
Tymczasem nasza zdolność zarabiania zależy od gotowości do zmian
i podejmowania ryzyka w inwestowaniu zasobów . Różne „psychologie
sukcesu” i sztuczki z kursów prosperity działają na tyle na ile
uda się im pobudzić w nas tą zdolność. Wniosek z tego jest
prosty: a)sporządź listę swoich umiejętności, zasobów które
możesz zainwestować. I dbaj o nie np. dokształcaj się lub ćwicz,
pozostawaj w kontaktach z ludźmi posiadającymi te umiejętności.
b) sporządź listę zmian, których jesteś gotów się podjąć,
różnorodnych wizji KOMPLETNYCH rozwiązań i przygotowuj się do
nich najlepiej jak potrafisz (na przykład odgrywaniem ról,
zapisywaniem scenariuszy czy wizualizacją i wyobrażaniem sobie
swojego działania)
Strategia
„łatania
dziur” w sytuacjach problemowych tyczy się zresztą nie tylko
pieniędzy, pracy i zarabiania, ale ogarnia wszystkie dziedziny życia
związki z najbliższymi i znajomymi, stosunek do siebie,
zainteresowania, zdrowie. Zaczynasz się interesować – kiedy to
się rozpada. Tymczasem masz tu wystarczające pole do tego by „tą
resztę –mniej istotne sprawy” uczynić źródłem swojej siły –
one są takimi, ale kiedy jesteś zajęty „łataniem
dziur” stopniowo tracisz z oczu to, co masz, tracisz swoje BOGACTWO
i tym samym umiejętność korzystania z niego i wytwarzania
innego(np. w formie finansów).
Równolegle
z „łataniem
dziur” objawia się strategia „ciułania”. Ciągle starasz się
odłożyć na coś, zaoszczędzić etc. Czasami się udaje – ale
najczęściej nie! I tak wydajesz pieniądze na pojawiające się
coraz ważniejsze sprawy, które dziwnym trafem PRZYDARZAJĄ się tuż
przed momentem dotarcia do celu (zakupu, wydatku, na który
odkładałeś). Po czym ponieważ cel był ważny, to kupujesz to z
nowozarobionych pieniędzy powiększając dziurę (lub jeśli
jednorazowo cię na taki wydatek nie stać – trawisz porażkę).
Odkładanie na później i zbieranie na coś ważnego paradoksalnie
powiększa twój deficyt. Oczywiście – daje się to zrobić, sporo
ludzi tak robi i to się udaje..czasem nawet trzeba. Strategia ta
jednak powoli wytwarza w nas niezdolność do nagradzania się –
odmawianie sobie choćby drobnych nagród za wykonanie czegoś
stopniowo podcina motywację. Dodatkowo w sytuacjach problemowych i
kiedy nie udaje się odłożenie i spożytkowanie kwoty na oznaczony
cel – zazwyczaj fiksujemy uwagę na tym - rośnie frustracja,
poczucie bezsilności, niedostatku, a także często pojawia mniej
lub bardziej świadoma chęć ukarania siebie czy osób w
otoczeniu(do czego to może doprowadzić myślę, że jesteś w
stanie się domyśleć). By przebrnąć przez ciułanie (nawyki i
postawę wytwarzaną przez to podejścia) potrzebny jest nacisk na a)
myślenie zadaniowe. nagradzanie się za wykonane zadania (i
ignorowanie porażek – karanie siebie nie działa tj. działa na
krótką chwilę, po czym sprawy idą gorzej). Małymi kroczkami
wyznaczanie sobie drobnych zadań(ot nagroda za wstanie z łóżka
czy załatwienie spraw na poczcie) i dawanie sobie drobnych
przyjemności. B)okazyjne nagradzanie się bez żadnego powodu, za
sam fakt istnienia. Same zadania nie muszą być związane z
finansami – liczy się wzmacnianie poczucia zdolności osiągania
swoich celów. Tak samo nagrody mogą być drobne i niefinansowe
(chwila relaksu,telefon do znajomych), ba...wyobrażone (wakacje w
baśniowej krainie). Mnóstwo rzeczy robimy dobrze i sprawnie – ale
jakoś zapominamy o nagradzaniu siebie za to i budowaniu poczucia
szczęścia w życiu. Jedna z parafraz zasad huny: im bardziej
jesteśmy szczęśliwi z tym co jest – tym łatwiej zmienić to w
coś jeszcze lepszego. Przemyśl to.
Tymczasem
poczucie niezadowolenia powoli i systematycznie wytwarza w nas
postawę roszczeniową. Chcemy by coś się zmieniło, by ktoś
wpłynął na to co się dzieje, pomógł, by się zmieniło prawo,
gospodarka, ekonomia świat wokół nas, bóg los przeznaczenie etc.
CHCENIE w oderwaniu od tego co robimy i poczucie NALEŻNOŚCI (należy
się nam) wbrew temu co sami w stosunku do siebie czujemy. I choć
postawa roszczeniowa to nasz kokon ułatwiający przetrwanie, to
jednocześnie SPYCHA nas w kierunku autosabotażu i działań
zastępczych: Skoro należy mi się więcej za moją pracę – to
będę robił mniej. Skoro oni powinni mi pomóc – to ja pójdę
sobie na piwo. Skoro oni powinni mi dać – to ja sobie wezmę etc.
Często owocuje to innymi działaniami: altruistycznym angażowaniem
się, pracoholizmem w nadziei, że dostaniemy to co się nam należy,
jeśli tylko to ktoś zauważy. Bycie ofiarą, poświęcanie się dla
czegoś lub kogoś – to często ukryta postawa roszczeniowa. W
ogólności postawa roszczeniowa w połączeniu z mechanizmem(a może
potrzebą?) zachowywania równowagi w dawaniu i braniu w relacjach -
wpycha nas w konflikt z nami samymi(jednocześnie czujemy się
bezsilni i źle a uważamy, że nam coś się należy), ludźmi i
światem (domagamy się zmian zewnętrznych przegapiając to co
moglibyśmy sami zrobić). Powiało grozą? I słusznie, bo to
niewidzialny mur agresji, krytyki i złości, którym sami odgradzamy
się od zewnętrza. Dodatkowo część postulatów wydaje się być
słuszna (jak jest naprawdę – nie wiem) i nie ma jedynie słusznej
metody poradzenia sobie z tym: wąską granicę między roszczeniem a
uzasadnionym oczekiwaniem wyznacza nasza samoświadomość w
relacjach: z sobą z ludźmi i światem oraz zdolności komunikowania
się w tejże relacji .
Tu
pojawia się motyw psychologicznej pracy nad sobą oraz
„wdrukowywania” sobie pozytywnej wizji świata – świadomość
możemy zyskać wyłącznie poprzez taką wizję. Jeśli uważamy
coś, za złe, nieważne, etc – odruchowo będziemy unikać
kontaktu. Jednym z szybszych sposobów rozwoju i wdrukowywania takiej
wizji (oraz łagodzenia wewnętrznego napięcia związanego z
krytyką) jest BŁOGOSŁAWIENIE dobra w tym co jest, zdarzyło się
lub może zdarzyć (patrz: broszurka Duch Aloha" Serge’ Kahili
Kinga .) Oczywiście pod warunkiem, że robisz to stopniowo, z
wyczuciem i w zgodzie z sobą – inaczej to będzie gwóźdź do
trumny twojej zdolności bycia w łączności z tym światem, - tak
samo, jak i większość pozycji „pozytywnego myślenia” do
których podchodzi się jako do obiektywnej jedynej słusznej prawdy
z pozycji negatywnego odczuwania siebie i świata- to tylko(AŻ!)
narzędzie. Zajmijmy się tym skutkami „postawy roszczeniowej”:
utratą łączności z samym sobą, ludźmi i światem.
Skoro
konsekwentnie myśląc o zarabianiu przenosimy uwagę na zewnątrz,
to stopniowo tracimy poczucie dla czego to robimy (pracujemy), co
chcemy przez to osiągnąć, co nam to daje etc. Drogą powrotu jest
oczywiście samoobserwacja, odczuwanie siebie i analiza tego co
spostrzegamy. Droga konstruktywnego egoizmu – koncentrowania się
na sobie poto byśmy mogli coś wnieść do otoczenia i swojego
świata. To chyba oczywiste, a zatem zajmijmy się „poczuciem
łączności z ludźmi”.
To
znacznie ciekawsze ( więcej o tym w kolejnej części). Jesteśmy
zwierzętami stadnymi i mamy podobne uwarunkowania. Jeśli czujemy
się odłączeni od stada, co mieści się w subiektywnym przedziale
od głębokiego poczucia osamotnienia po lekką dezaprobatę dla
ludzi wokół nas i objawia częściowym(zawężonym do jakiejś
grupy) lub całkowitym brakiem kontaktów to a) siada nasz system
immunologiczny i psychologiczny (zwierzę chore odłącza się od
stada i wystawia się drapieżnikom, tudzież pada w samotności...)
b) zmienia się zakres komunikatów wysyłanych innym osobnikom
(feromony, mowa ciała), wręcz w skrajnych przypadkach jest to
smród(nie mówię o braku higieny, raczej „bieda śmierdzi”) i
mowa ciała typu „kopnij mnie i tak nic nie czuje”. Możesz nie
zdawać sobie z tego sprawy, ale jeśli dbasz o higienę(:)) a
czujesz się wyizolowany i zetknęłeś się z irracjonalnymi
reakcjami („nie wiem, dla czego ale Pan/Pani tu jakoś nie pasuje”)
lub w ramach jakiejś zmiany w kontaktach ze znajomymi czujesz ze coś
z tobą nie tak (osłabiony, częściej chorujesz) to spróbuj
skorzystać z dobrodziejstw komunikacji miejskiej: pozostając w
stanie czujności umysłowej, oddychaj głębiej(wdychaj zapachy),
przyjmij zrelaksowaną postawę(tak, żeby czuć się dobrze)
przyglądaj się twarzom ludzi – dłużej niż zwykle utrzymuj
kontakt wzrokowy (uwaga – to sygnał agresji, pamiętaj o tym). Tak
gdzieś przez pół – półtorej godziny dziennie. Już po jednym
razie zauważysz jak zmienia się twoje samopoczucie. Tylko ważne
jest połączenie tych czynników – to stymuluje wydzielanie
hormonów i reakcje twojego ciała (pewnie jedno z wielu czynników
pobudzających ludzi uważających się za „parapsychiczne wampiry”
czy energetyczne wampiry), zwykły „trans komunikacyjny”
wyłączenie się pod wpływem tłumu(bliskości ciał wielu osób)
stymuluje zupełnie inny zespół uwarunkowań. Jeśli czekają cię
WAŻNE spotkania o pracę//podwyżkę//rozmowy biznesowe etc spróbuj
dwa – trzy dni przed nimi poświęcić trochę czasu na tą
„aromatoterapie” feromonami (:)).
Weźmy
się za utratę łączności ze światem, dzieje się to zarówno
poprzez brak zainteresowania tym co się dzieje wokół na skalę
prywatną(odpływanie), wydarzeniami w kraju(media kłamią) czy na
świecie (skoro tak daleko to nas nie dotyczy). Tymczasem ciekawość
świata, życia to jeden z ważnych czynników naszej motywacji, a
patrząc z psychoenergetycznej perspektywy to poczucie łączności
ze światem, z otoczeniem jest kanałem naszej energii. Im mocniej to
odczuwamy tym częściej doświadczamy synchroniczności np.
pomyślnych zbiegów okoliczności kiedy dążymy do wybranego przez
siebie celu. Szybka metoda odtwarzania„połączenia” to: głębszy
wdech, odczucie całego swojego ciała w jego trakcie, zrelaksowany
powolny wydech z koncentracją na zmysłach w trakcie(odczuć
ubranie, rozejrzeć się wokół, posłuchać dźwięków etc). Druga
sprawa (znów naturalna) to znalezienie stałego dopływu
ciekawiących cię informacji z dziedzin powiązanych z tym na czym
zarabiasz(np. czasopisma).
Razem
z poczuciem oddzielenia „trafia nas” kolejna fala uczuć i
odczuć: poczucie winy i wstydu, utraty własnej godności. Znowu
stajemy się ofiarą dziwnych mechanizmów naszej psyche:
podstawowego błędu atrybucji (pojęcie z psychologii i socjologii)
– odruchu przypisywania wad innych cechom ich charakteru, a swoich
problemów niekorzystnej sytuacji. Ten błąd kiedy wszystko jest ok.
pozwala nam dobrze funkcjonować, natomiast kiedy padamy ofiarą
serii porażek – dodaje to oliwy do ognia generując kolejny zbędny
konflikt – w końcu sami też jesteśmy w pozycji tych innych.
Zaczynamy się wtedy zastanawiać „Dlaczego?” oraz „Co ze mną
nie tak?” – te z kolei pytania wycofują nas w przeszłość,
odwodząc od naszych celów, planów poprawy sytuacji i motywacji do
tego. Koło się zamyka – nasz mózg ma mechanizmy obronne -
wspomnienia swoje koloryzujemy dodając dodając do nich elementy
pozytywności (nie jest tak źle inni mają gorzej), racjonalności
(no co można zrobić w mojej sytuacji? nic) czy metafizyczne (Bóg
tak chciał, taka karma, przeznaczenie, los) co powoduje że swoje
postępowanie (przypominam: wynikłe z naturalnych, ale niekoniecznie
najskuteczniejszych reakcji obronnych) uznajemy za słuszne i
trzymamy się go „łatając
dziury” i wkładając wysiłek w dziwną ekwilibrystykę(żonglerkę)
z swoim życiem, przekonaniami i postępowaniem. W przebrnięciu tego
może pomóc ustalenie i trzymanie się swoich celów - oraz ciągłe
dostarczanie sobie idei jak to zrobić i że to jest możliwe.
Zobacz
ten pień (a może kolejne „błędne koło”) żywcem wyrasta na
korzeniach: -Poczucie bezsilności (przekonanie o nim) rozrasta się
poprzez uruchamianie zupełnie racjonalnych mechanizmów przetrwania.
Ale te same mechanizmy – to automatyzmy – tracimy świadomość i
przez to coraz częściej nieświadomie sabotujemy własne działania.
-napięcie
wewnętrzne odruchowo chcemy rozładować „wyładowując się” na
zewnętrznych obiektach – domagając się od świata zmian a
jednocześnie sprzeciwiając się zmianom wewnętrznym –
obstawiając na „złą kartę” – nasze odruchy obronne.
-konflikt
relacyjny i postać wroga zostaje Przeniesiony na postać i
wewnętrzną personifikację świata (czyli na świat) – zaczynamy
odbierać wydarzenia wokół nas jak tą osobę.
-„rozmyte
poczucie niezadowolenia” koncentruje się na jednej osobie – nas
samych.
Oczywiście
opis tego pnia jest trochę przerysowany, ale to po to by pokazać
lepiej – jak naturalne reakcje z „uzgodnionej”, społecznej
rzeczywistości pogłębiają nasze problemy kiedy w nie wpadniemy.
Stąd też często droga wyjścia leży w „irracjonalnych”
środkach – potraktowaniu kryzysu i błędnych kół reakcji w
jakich się zamknęliśmy jako procesu inicjacyjnego . I często
właśnie tak jest, że jeśli odważymy się pójść za tym, co
usiłuje się wydarzyć , wnikając do wnętrza, odnajdując swoją
wizję, swoją „ścieżkę
serca” , odnaleźć osobistą wizję i konstruktywnie ukierunkować
siłę z niej płynącą – to zewnętrzna sytuacja odpuszcza.
Mam
nadzieję, że w tym zamkniętym kręgu odkryłeś podobieństwo do
czegoś z zewnątrz – budżetu państwa i spraw socjalnych. I nie
bez przyczyny. Grupa, społeczeństwo i twoje relacje – to kolejny
wymiar w którym się tworzy taki zamknięty krąg w którym
grzęźniesz. Nieświadomie(a może i świadomie) cały czas wysyłasz
sygnały o tym jak chcesz być traktowany, gdzie jest twoje miejsce
etc i otoczenie reaguje na to. Ale tym jak to się dzieje i jak to
zmieniać zajmiemy się następnym razem...