Korekta: Rebellisch :)
Przerażenie ściskało mu gardło. Bał się, o tak. Przeraźliwie się bał o jej
życie. Poczucie winy spłynęło na niego nową falą- wiedział, że cała ta sytuacja miała miejsce przez niego. Chryste, a tak chciał ją chronić.
-Spokojnie, wszystko będzie dobrze. – To Carlisle. Edward spojrzał na niego umęczonym wzrokiem- jedyny znak, że usłyszał.
Siedzieli w trójkę w samolocie, od odlotu minął dopiero kwadrans. Emmett zaciskał zęby tamując gniew i przypływ adrenaliny. Nie podzielał niechęci Rosalie do Belli -polubił tą małą,
dzięki niej Edward zdawał się odżywać. Nie był też przerażony perspektywą walki. W końcu to jakaś rozrywka.
Edward syknął. Myśli Emmetta przebijały się przez jego ból, słyszał je doskonale. I bał się ich. Co jeśli w trakcie walki Belli stanie się krzywda? Jeśli cokolwiek pójdzie nie tak? Jeśli...
Ukrył twarz w dłoniach. Miał ochotę krzyczeć, całe jego opanowanie prysło niczym bańka mydlana. Nie miał już siły myśleć racjonalnie. Pozostało mu tylko czekać.
***
-Nie! – krzyknęła Alice w tej samej sekundzie, w której Bella rzuciła się do biegu. Tak szybko jak tylko mogła pobiegła do windy doskonale zdając sobie sprawę, że będzie za późno.
Jasper drgnął na dźwięk zamykanych drzwiczek i pociągnął pewnie nosem. Jego oczy rozszerzyły się i zaklął, wchodząc do środka. Nie było jej tam. Omiótł spojrzeniem korytarz,
niepewny w którą stronę ma się udać. Ponownie zdał się na instynkt, ale wiedział, że musi uważać. Tu jest za dużo ludzi.
Na parkingu pojawił się kilka sekund przed Alice, wyczuł jej panikę jeszcze za nim zobaczył jej twarz. Dziewczyna chwyciła kurczowo jego ramię.
-Ona już odjechała, Jasper. Nie zdążymy za nią, musimy czekać na Edwarda. Za 10 minut… Boże. Co ona narobiła? Co ona narobiła!?
-Cii- Jasper przytulił jej drżące ciało do siebie. – Mogę zacząć ją gonić, a ty poinformujesz resztę.
Alice pokręciła głową. – Nie jesteś tak wyczulony na jej zapach, jak Edward. Zgubisz drogę, to daleko.
Jasper skinął głową- nie było sensu kłócić się z Alice. Obejmując ją w pasie, zawrócił do terminalu. A więc jednak walka- pomyślał, i jego twarz wykrzywił grymas. Tyle lat przed tym uciekał, a teraz nadeszła chwila, w której nie było już odwrotu. Westchnął niezauważalnie- znów pokaże swoją prawdziwą twarz.
Alice łkała na jego ramieniu, gdy stanęli w terminalu. Wiedziała, że musi się opanować. Zrobi to, oczywiście. Za chwilę.
Wzięła głęboki wdech -samolot był już blisko, Edward powinien usłyszeć jej myśli.
***
Kilkanaście tysięcy metrów wyżej, w samolocie, Edward jęknął przeciągle. Carlisle i Emmett jednocześnie odwrócili ku niemu wzrok, zastygając w nerwowym oczekiwaniu.
-Ma ją- szepnął głucho. – Studio taneczne. Ona… poszła do niego.
Jego twarz zaczęła powoli się zmieniać. Ból przeradzał się w zimną wściekłość. Strach zamienił się w motywację. Zabije tego wampira. Zabije go, choćby to miała być ostatnia rzecz jaką zrobi w swojej egzystencji.
Nie pozwoli Belli umrzeć.