lange

WYWIAD IDI Diagnoza

Kategoria 7: rodziny, w których jest osoba bezrobotna


P: Pierwsze pytanie na rozgrzewkę: co by Pani powiedziała tak ogólnie o miejscowości, o Niepołomicach?

O: No Niepołomice są bardzo miłe, sympatyczne, czyściutkie i zadbane.

P: A jak się żyje ludziom, mieszkańcom tej miejscowości?

O: No wydaje mi się, że dobrze. Że pan burmistrz się troszczy o swoich mieszkańców. No, wiadomo, że tam są jakieś niedociągnięcia, ale ogólnie jest miło.

P: A czy mieszkańcy maja jakieś szczególne sukcesy czy porażki?

O: No niektórzy są dość sławni, no akurat nie wymienię teraz nazwisk, bo to …uciekły gdzieś, ale jest paru znajomych np. mamy znajomego rzeźbiarza, pana Maślance, który właśnie wyrzeźbił tę piękną rzeźbę na rynku, króla Kazimierza.

P: A jak Pani myśli jakie są największe problemy mieszkańców tutaj?

O: No wydaje mi się, że też, no w pewnym sensie może też bezrobocie, bo o pracę jako o prace nie jest tak ciężko, ale jak kobieta ma dzieci, jak nie chce pracować na zmiany albo po godzinach to już jest problem, no jeśli chce mieć jeszcze życie rodzinne. No i może ruch na drogach naszych, dużych samochodów, brak poboczy, niebezpieczne to jest dla dzieci.

P: A czy Pani sama jest zadowolona z tego, że tu mieszka?

O: Ogólnie lubię tutaj mieszkać. Tu się wychowałam, jest bardzo miło, no. Jeszcze mamy dostać mieszkanie – to już będzie pełny sukces. Ale lubię tutaj…ludzie są mili.

P: A myśli Pani, że członkowie rodziny – w tym przypadku Pani dzieci – tez są zadowolone z tego, że mieszkają tutaj?

O: Tak, bo jak się dowiedziały, że możemy mieszkać trochę dalej to były bardzo niezadowolone. Może tyle, że nie ma dużo takich atrakcji dla dzieciaków jak w dużym mieście. Nie maja gdzie iść na wakacje, czy gdzieś, to jest może taki duży problem.

P: A jak Pani mysli czy ta miejscowość to takie dobre miejsce do zakładania rodziny?

O: Myślę, że tak.

P: Do wychowywania dzieci?

O: tak. Blisko puszcza, tak można jeździć z dzieckiem jak się chce. Jest milo i w miarę bezpiecznie – wydaje mi się, że miasteczko jest bezpieczne.

P: czyli jeśli chodzi o taką lokalizację…

O: Ludzie się raczej znają. Nie ma jakichś tak jak w dużych miastach gangów, wymuszeń. Trudno żeby syn sąsiada od mojego wymuszał, skoro ja go znam. To mu głowę urwę (z uśmiechem)

P: A Pani rodzina jakie jeszcze ma powody do zadowolenia?

O: Przede wszystkim to, że jesteśmy zdrowi, że nikt nie jest jakoś przewlekle chory, że nie jest kaleką – to jest najważniejsze.

P: A co Pani by uważała za taki sukces rodziny, waszej rodziny?

O: Ja chcę wychować dzieci po prostu na dobrych ludzi i żeby były szczęśliwe. I gdy będę widziała, że są szczęśliwe wtedy będę, uznam, że osiągnęłam sukces, jak się im ułoży życie, jak sobie znajdą pracę, założą rodzinę. Wtedy uznam, że mimo tam kłopotów, że odniosłam sukces.

P: A czy Pani rodzina ma jakieś powody do niezadowolenia?

O: No może, z problemów finansowych raczej, ale tak, to nie.

P: A co uważałaby Pani za porażkę rodziny? Czy co uważa Pani?

O: Ja nie mam nic takiego żeby było to aż tak straszne, może to, że nie utrzymuję kontaktów z tam teściami, bliskich, mają tam do mnie żal o niektóre rzeczy, ale dzieci do nich jeżdżą, więc

wszystko może się dotrzeć z czasem.

P: Ominie nas taka część o Pani pracy…

O: No…(z uśmiechem)

P: Ale chciałam tak ogólnie spytać o pracę partnera, jak wygląda, co robi?

O: No to on jako blacharz, dekarz albo pomocnik budowlany no to generalnie skupia się to na budowach – dla mnie to jest koszmar, bo ja mam lęk wysokości i jak widzę tych ludzi na dachu to…ciarki mi po krzyżu chodzą. Dlatego wolę, jak on gdzieś jest na wysokościach to wolę nie patrzeć. Straciłam męża w wypadku i po prostu…taki jakiś uraz.

P: A czy jest Pani zadowolona z zarobków? Czy pieniądze starczają wam na przykład na cały miesiąc?

O: Raczej nie ale się staramy, jakoś sobie radzić. Np. obydwoje nie palimy papierosów, mało co pijemy kawy, bo ja nie lubię a on też nie przepada. No i staramy się oszczędzać jak gdyby, no i dzieci też.

P: A czy macie Państwo jeszcze jakieś inne źródła utrzymania?

O: No to czasami z takich prac w rolnictwie, sezonowych. Dzieciaki moje sobie też dorabiają – te starsze. Żeby mieć na swoje potrzeby.

P: czyli radzi sobie Pani…

O: radzimy sobie jakoś.

P: A czy często zdarza się sytuacja, że niestety często ma Pani do spłacenia jakieś długi?

O: No mam długi bo wzieliśmy sobie kredyt na, no na takie różne sprawy domowe, na zakup linoleum, pralka nam się popsuła, no to jest tego trochę. I nieraz jak już nie ma na tę ratę, jak już na to nie wystarcza, to już jest naprawdę najgorzej. Ale trzeba jakoś…

P: sobie radzić.

O: Radzić. Ja do tego staram się podchodzić optymistycznie. Bo ja miałam 22 lata jak zostałam wdową, i musiałam się nauczyć patrzeć jakoś tak optymistycznie. No i jakoś teraz, w najgorszej sytuacji staram się szukać czegoś dobrego. Tak, że mówię cieszyć się z tego, że dzieci są zdrowe, no i …idziemy dalej.

P: No właśnie musimy porozmawiać o takich problemach, ale też sposobach radzenia sobie z nimi. Jak na co dzień radzi sobie Pani w swojej rodzinie z różnymi ważnymi sprawami życiowymi?
O: Znaczy staram się z dziećmi rozmawiać i dużo im tłumaczyć. Że jak są jakies kłótnie, to…rozmawiać z nimi, tłumaczyć. Bo są różne punkty widzenia, mam jednak innego partnera no i nieraz między dziećmi i nim są spięcia. Staram się z nim rozmawiać, i z dziećmi, a nie narzucać ani jednemu ani drugiemu punktu widzenia. Np. dzieciom jego punktu widzenia, tylko starać się jakoś wypośrodkować, nieraz jest bardzo trudno ale jakoś się docieramy.

P: A co jest największym problemem w Pani życiu rodzinnym?

O: Brak pieniędzy (ze śmiechem). Brak pieniędzy no i to, że nie stać na niektóre rzeczy, które mają inne np. dzieci, a moi się muszą zadowolić albo czymś tańszym, albo w ogóle tego nie mieć. A chciałabym żeby mieli wszystko. Ale to, bez tego można żyć.

P: Oczywiście. A często są Państwo zmuszani, że muszą Państwo zrezygnować z czegoś?

O: Tak, no, nawet takie głupie wyjście na basen, dla 5 osób odliczając z budżetu to już jest, jest wydatek. Albo nie daj boże choroby, jak się ma już rozplanowane wszyściutko, tak, że dzień po dniu i dopiero cos nagle trzeba, to później już robi się dziura i trudno tę dziurę załatać. Bo jak się załata z innego źródła no i tak dalej. Najgorzej jest wyjść na prostą.

P: To z czego wówczas państwo rezygnują w pierwszej kolejności jak są takie nieprzewidywalne, cos się stanie?

O: No to zazwyczaj wtedy się no na jedzeniu oszczędza najczęściej. Bo u nas, mówię nie da się zrezygnować ani z kawy, ani z papierosów, bo jakieś tam tańsze jedzenie, coś co można zrobić w domu. Mamy ogródek, robimy dużo przetworów, chodzimy do lasu na grzyby, na jagódki no i to idzie wszystko w słoiki. To może tak śmiesznie brzmi, ale to jest bardzo dużo w zimie.

P: Teraz musze wymienić takie różne kwestie i zapytać jak Pani sobie radzi z takimi różnymi problemami.

O: Dobrze.

P: mam tu takie jakby podpowiedzi, będę Pani dawać.

O: A to mniej więcej widzę.

P: Jeśli chodzi o warunki mieszkaniowe właśnie, jak ocenia Pani swoje warunki mieszkaniowe?
O: A to to jest koszmar. Bo mieszkamy w takim dość starym domu – nie ma gazu, nie ma bieżącej wody, piec opalany drewnem, tak, że najgorzej jest w zimie pranie i mycie. Ale to można też przywyknąć, to jest kwestia przyzwyczajenia, nastawienia się.

P: A jeżeli chodzi o takie wyposażenie domu?

O: No to raczej kupujemy w takich sklepach z używanymi, komisach. Czy nieraz cos się dostanie od znajomych, ale nowych rzeczy nie kupujemy. Nieraz można z kimś się zgadać, pan sobie wymienia meble – odkupić. Czy nawet są takie różne komisy nie komisy. To można coś kupić tańszego.

P: A czy czegoś Pani tak najbardziej brakuje, z wyposażenia tak? Czy cos by Pani chciała mieć?

O: tak, zepsuł mi się melakser, bo tam telewizor to wiadomo mamy, lodówka, pralka no i może taki odkurzacz, który pierze dywany. No mówię nie jakas mikrofalówka, nie coś, tylko coś takiego żeby mi naprawdę ułatwił pracę, bo ten melakser bo do krojenia różnych rzeczy, mieszania, no i odkurzacz taki co pierze, to to by już było chyba…

P: Teraz jeśli chodzi właśnie o wyżywienie i ubranie. Czy pieniędzy wystarcza Wam na niezbędne jedzenie, czy też musicie z niektórych produktów.

O: Wie Pani co, było dużo rzeczy, korzystamy z tej pomocy unijnej, i tam jest mleko, makaron, mąka, to już jest duża pomoc. I raz na jakis czas też korzystam z takiej pomocy, takie bony żywnościowe daje takie stowarzyszenie w Krakowie, może nie będę robić reklamy, ale oni tak raz na kwartał daja taki bon na 150 złotych, to można kupić jakies konserwy, czy coś. A tak na bieżąco to kupujemy sobie w sklepiku, jak nam cos brakuje no to pan nam daje na tzw. krechę, później się mu równa. Tak, że nikt głodny raczej nie chodzi i dzieciom nie brakuje takich podstawowych rzeczy.

P: A czy dzieci mają możliwość jedzenia obiadów szkolnych?

O: tak, tak, to jest finansowane przez opiekę. To korzystały też właśnie z tego.

P: Chciałam się spytać o takie Pani marzenie kulinarne. Co chciałaby Pani zjeść, na co do tej pory nie mogła sobie Pani pozwolić , gdyby nie musiała się Pani kompletnie liczyć z wydatkami?

O: nie wiem, bo raz na jakiś czas to wiadomo zawsze sobie człowiek cos takiego fajnego wymyśli czy kupi, i to nie codziennie ale raz na jakiś czas. No, nie wiem, chciałabym zabrać moją całą rodzinkę gdzieś tak, aby każdy mógł sobie coś zamówić takiego swojego wymarzonego, i tyle ile by chciał. Ale jak jest cos takiego, ja nie mam jakichś takich gustów, po prostu, może luksusowych jakichś potraw nie kosztowałam, takie proste, lubię kurczaka, lubię schabowego, takie proste rzeczy. Kraba pewnie też bym zjadła ale nie wiem czy by mi smakował. ( ze śmiechem)

P: Chciałam się teraz spytać czy planuje sobie Pani z wyprzedzeniem jakie zakupy ubraniowe trzeba będzie robić np. w ciągu kwartału, pół roku…

O: Tak, tak. Muszę właśnie przy najmłodszej córce, bo ona teraz właśnie dużo rośnie i musimy pilnować żeby miała spodenki, wszystko nie za krótkie, nie ten. No przede wszystkim najgorzej jest z obuwiem, bo obuwie się niszczy niesamowicie jednak, a obuwia używane jednak raczej nie da się kupić, bo nieraz za parę złotych można coś kupić z ładnej odzieży, a butów nie. No i najgorzej z butami.

P: A czy często zdarza się Pani coś kupić tak spontanicznie, bez planowania jeśli chodzi o ubrania?

O: Jeśli jest tanie i ładne, to tak. Jeśli jest tanie i ładne.

P: Jak Pani mysli można się ograniczyć i czy to jest konieczne jeśli chodzi o kupowanie ubrań?

O: Znaczy wie pani co ja trochę umiem szyć i przerabiam, ale można jeszcze tak między znajomymi – koleżanki jak mają dzieci w różnym wieku, można się zamieniać, no i mówię sa różnego rodzaju second handy, ale one są drogie, trzeba szukać tanich. No i tak są, jest takie stowarzyszenie i tam też ludzie oddają odzież, którą biedniejsi mogą sobie przyjść, bez tego kontaktu wziąć, jeden przynosi – nie wie dla kogo, drugi bierze – nie wie od kogo. Jeśli ktoś nie jest wybredny no to, to bez niczego bardzo ładne rzeczy można mieć.

P: Jeszcze jedno pytanie w ramach tej odzieży, jak ocenia Pani pomysł wprowadzenia mundurków szkolnych?

O: Wydaje mi się, że może dla zamożnych są ładne te mundurki, bo to pokazują w telewizji. A dla takiej mamy, która ma 6, 7 dzieci, poszła na plac, kupiła podkoszulków po złotówce, po 2 złote, dziesięć za 20 złotych, a za te – u nas to nawet niedrogie te mundurki bo pani dyrektor takie fajne kamizeleczki, wiązane z tyłu wprowadziła, po 35 złotych, czyli jest to praktyczne i na wszystko da się założyć. Nie wiem jakie są tu w Niepołomicach, ale mówię jak ktoś ma nawet z tym dofinansowaniem, to będzie kłopot, bo jeden mundurek jeśli on będzie się składał ze spodni i z czegoś tam, jak dziecko się wybrudzi, a mama nie ma gdzie wysuszyć, to w czym to dziecko pójdzie na następny dzień? Bo taka kamizelkę to ja mówię, ja powieszę nad piecem i mi wyschnie, a jak to będzie jakieś spodnie czy spódniczka, z elegancką bluzeczka to gdzie to wysuszyć? Nie jest to mądry pomysł, może ja byłam za tym, że dzieci powinny mieć takie duże T- shirty z takim nadrukiem szkoły, i wrzucać to na siebie wchodząc do szkoły, i takie 2 T-shirty w granicach 10 złotych każde dziecko by miało. Podejrzewam, że każda mamusia by kupiła. A w miarę tego by dokupiła następny bo w szkole byłoby kilka kompletów i żeby można było dokupić.

P: A jeśli chodzi o ochronę zdrowia i dbanie o siebie, czy wszyscy w rodzinie mogą korzystać z bezpłatnej opieki zdrowotnej?

O: No, z ta bezpłatną opieką to jest różnie, ale ogólnie no to możemy.

P: A czy jest ktoś w Pani rodzinie przewlekle chory?

O: Tak, moja mama ma astmę.

P: I musi przyjmować pewnie stale jakies leki?

O: Tak, tak.

P: Czy zdarza się Pani, chodzi Pani do fryzjera, czy kosmetyczki?

O: Nie, sama sobie włosy farbuję, a córcia mi robi pasemka (demonstrując z zadowoleniem)

P: czy jest Pani zadowolona ze swojego wykształcenia? Bo teraz przechodzimy do…

O: Znaczy wie Pani, jak ja chodziłam do szkoły to raczej się myślało o tym żeby zdobyć zawód. Znaczy nie wiem, bo mam koleżanki po studiach i nie maja dużo lepiej niż ja. Bo teraz w moim wieku, kobiety na stanowisko sekretarki czy na asystentki już nikt nie przyjmie. A jeśli znalazła pracę dawno to ją ma, a jak wychowywała dzieci to niestety – nie zna się już na komputerze, na tym i ma problemy żeby nawet w swoim zawodzie znaleźć pracę. Mam bliską sąsiadkę, przez wiele lat była właśnie sekretarką w szkole, ale jak weszły komputery nie dawała sobie rady i teraz właśnie sekretarką jest ktoś inny, a ona został woźną. Choć też ma średnie wykształcenie. Tak, że wykształcenie nie jest wszystkim, to wszystko zależy od tego jak człowiek jest obyty itd. u nas dziewczyny bez wykształcenia, a tam, jakoś później się dokształcają . Mówię to wszystko zależy gdzie się trafi i od chęci. Ja już chyba swoją szansę miałam, może teraz jak dzieci dorosną.

P: A czy myślała Pani żeby się jeszcze jakoś dokształcać, przekwalifikować ?

O: Wszelakie takie sposoby dokształcanie to są związane z jakimiś kosztami, nawet kosztami dojazdu. I to się już nie mieści…

P: Tak, bo nawet jak jest jakie refundowane…

O: Tak, to mi refundują za 3 miesiące, a przez 3 miesiące ja zabiorę po 100 złotych z budżetu, który jest napięty, na bilety miesięczne. A wiadomo, że cos by człowiek wypił, czy coś zjadł, bo jak jest gorąco, czy …To się tylko tak fajnie mówi, ze jest bezpłatne.

P: Czyli jednak te warunki finansowe byłyby jakąś największą barierą?

O: Tak. Tak. Bo ja mówię, jak ja mam coś wydać na siebie to ja ciągle myślę o dzieciach. Żeby coś było dla nich.

P: A czy spotkała się Pani przynajmniej z propozycja podnoszenia tych kwalifikacji?

O: Tak.

P: Chciałabym spytać, teraz jest taka…o dzieciach żeby Pani coś opowiedziała. Bo dzieci sa w wieku…

O: 16,15,10

P: To jest taki wiek szkolny – chodzą do szkoły w Niepołomicach?

O: To znaczy Joasia I Mariusz idą teraz do I klasy szkoły zawodowej w Niepołomicach, a Ewelinka do IV klasy szkoły podstawowej w Woli Batorskiej.

P: A jak Pani sobie radzi z tymi wydatkami na dzieci ciągłymi?

O: No, jakoś trzeba, najgorzej jest właśnie jak trzeba zapłacić za badania, teraz za podręczniki – będą bardzo drogie, a nie wiem jeszcze jakie będą koszty jak się pójdzie do szkoły typu właśnie ubezpieczenie, komitet, wydatki klasowe itd. Co to wiemy to staramy się kupować, zeszyty praktycznie przez cały rok po parę, podręczników się nie da. Tenisówki tez można kupić tam wcześniej, czy jakieś tam ciuszki, czy coś. A najgorsze właśnie te książki, mówię, że jakby mi ktoś kupił te 3 komplety to bym go chyba ozłociła. Ale myślę, że też sobie jakoś poradzimy. Joasia i Mariusz mają tez podobne niektóre podręczniki więc myślę, będą korzystali wspólnie.

P: To starsze dzieci będą dojeżdżać, tak? To też…

O: Tak, będą dojeżdżać.

P: To też będzie się wiązało z jakimiś dodatkowymi kosztami?

O: Też, też, bo nawet nie będziemy mieć tego dofinansowania. Bo zameldowani jesteśmy w Niepołomicach, a mieszkamy w Woli Batorskiej. Czyli zwrotu nie będzie za bilety, ale to …na pewno im nie każę chodzić na piechotę.

P: A ile jest to kilometrów?

O: No około siedmiu.

P: A czy korzystają Państwo właśnie z jakiegoś dofinansowania jeśli chodzi o dzieci i szkołę? Czy są takie możliwości?

O: Znaczy, wcześniej korzystaliśmy, ale odkąd mam partnera to po prostu panie są bardzo takie…zamiast się cieszyć, że mam kogoś kto może mi pomóc to najchętniej by go …nie wiem, zabrały wszystkie pieniądze, dały mnie, a przecież wiadomo, ze on to robi z własnej woli, to nie są jego dzieci, dobrze, że je lubi, że mają dobry kontakt. Przecież to powinien jakoś docenić, a najgorsze jest to, że nawet jeślibyśmy chcieli wziąć ślub, bo to nie ma przeszkód żadnych, tak jak weźmiemy ślub to ja stracę te pieniądze, które mam na dzieci. Jakąkolwiek taką swoją niezależność i ich, taki komfort, że coś jest nasze, że nie zawdzięczamy tego komuś, no nie wiem czy to Pani zrozumie, ale to, to jest takie trochę skomplikowane, ale, no ale zawsze.

P: Coś Pani wspominała o kontaktach z rodziną. Jak często się Pani spotyka z rodziną?

O: Znaczy, z moja mamą to tak raz, dwa razy w tygodniu i z ojczymem, a z teściami to od dwóch lat w ogóle. Odkąd się od nich wyprowadziłam.

P: A to jest rodzina poza miejscem zamieszkania?

O: To jest na Woli …To jest kawałek, niedaleko, dzieci jeżdżą, bo ja im nie bronię tych kontaktów, to są ich dziadki, rodzice ich ojca więc…ja nie zabraniam, a co jest między mną a nimi to nie powinny być dzieci w to zamieszane. Właśnie to trzeba wytłumaczyć moim teściom (z uśmiechem)

P: A czy w jakichś sytuacjach rodzina okazuje się właśnie wsparciem, czy…

O: (przeczące kiwanie głową)

P: Nie…

O: Nie, jeszcze gorzej.

P: Nie pomagają jakoś finansowo, albo w opiece nad dziećmi?

O: Nie. nie . Znaczy nieraz jak tam dzieciaki pojadą to dostaną po 10, po 5 złotych, ale to są ich pieniążki.

P: A jeśli chodzi o jakieś przyjemniejsze rzeczy, o Pani wypoczynek, czy czas wolny.

O: Znaczy lubię bardzo z dziećmi jeździć na, zabieramy często dzieci na, u nas jest takie kąpielisko na Żwirowni w Zabierzowie Bocheńskim – to są takie ich wakacje.

P: A czy wyjeżdżają Państwo gdzieś poza miasto w czasie wolnym?

O: No do lasu, na wycieczki, na tą Żwirownię, to i tak lepiej niż w mieście mają niektóre dzieci.

P: A czy starsze dzieci w czasie wakacji dorabiają jakoś sobie, jakoś próbują…

O: Tak, tak. Mariusz pomaga u sąsiada, a , nie chciałaby Pani wiedzieć co robi, bo wyrzuca gnój od krów i bardzo go to cieszy – nie można wytłumaczyć mu żeby sobie znalazł inną pracę. A córka jak potrzebuje to chodzi, u nas się to tak nazywa, potocznie mówiąc „za Wisłę” – do plewienia i wycinania kalafiorów. Tam ma 50 złotych za 12 godzin pracy. Na słońcu…

P: Ma czapkę na głowie? (z uśmiechem)

O: Ma. Po prostu są jakieś gdzieś w Krakowie, roznoszenie ulotek itd. Ale ja się trochę ja boję – ona ma dopiero 16 lat. Boję się, że ktoś ja może skrzywdzić. No a w Niepołomicach to jest za małe miasteczko, żeby czymś takim mogła się trudnić.

P: A jak spędzacie Państwo jeszcze jakiś wspólny czas wolny?

O: Bardzo często mamy taka altankę, tam sobie siedzimy, rozmawiamy, rozpalimy grilla, oglądamy filmy na DVD, jeździmy gdzieś na rowerach, czy pakujemy się do samochodu, tam mój przyjaciel ma samochód – no i gdzieś sobie jedziemy tak na chwilkę, niedaleko, ale tak się przejechać. Mamy psa owczarka niemieckiego, którego też się na spacery ciąga.

P: Albo on Państwa… (z uśmiechem)

O: Nie, my jego (ze śmiechem). On nie chce.

P: A czy ma Pani jakieś swoje zainteresowania?

O: Bardzo lubię czytać.

P: Poświęca Pani temu dużo czasu?

O: No, wolny czas, np. wolę czytać niż oglądać jakiś głupi program w telewizji.

P: A inni członkowie rodziny?

O: Joasia jest wolontariuszką – pomaga tutaj przy dzieciach niepełnosprawnych, przy hipoterapii. Mariusz też jest wolontariuszem, ale on to raczej się udziela ganiając z puszka na datki, bo jest wygadany, no i Ewelinka idzie w ślady Joasi bo tez idzie w stronę tej hipoterapii. No i chodzą na komputery, na Internet do biblioteki bo w domu nie mamy, niestety. Ani komputera, ani Internetu. No i tak Ida sobie nieraz na parę godzin to jest jednak dla nich ciekawe. No i właśnie to co Pani mówiła o tych sprzętach to też bym bardzo chciała mieć komputer dla tych dzieciaków. Ale to, to sobie można pomarzyć.

P: A czy uprawiacie państwo, mówiła Pani o rowerze, jakiś sport?

O: Rowerek, rowerek. Oni nieraz grają w piłkę, ja nie bo miałam parę operacji, trochę się boję. Ale na rowerku to wszyscy u nas jeżdżą, każdy ma swój, i tak do Niepołomic, czy gdzieś tam na naszym terenie, to rowerem to jest fajnie, lepiej niż samochodem. Od nas z domu do Niepołomic się jedzie 25 minut, przez puszczę 40.

P: A jeżeli chodzi o taki dostęp do kultury. Czy bierze pani udział, może cała rodzina, w jakichś takich imprezach organizowanych w mieście, mają Państwo Dni…

O: No są Dni Niepołomic, czy ten, to zawsze przyjeżdżamy. Ostatnio były dni Zabierzowa Bocheńskiego to tez dzieciaki były, były różne konkursy, teraz planujemy właśnie na Dni Nowego Brzeska. Ewelina już szykuje Jamba, bo tam jest konkurs na najładniejszego zwierzaka, musi błyszczeć, bo to jest atrakcja dla dzieci. No jedyna, jaką tu mają to są właśnie takie wiejskie imprezy. No ale tez za długo nie można być, bo później to się zamienia w …nieciekawe miejsce.

P: A może jeżdżą Państwo , ale to by się pewnie wiązało z wyjazdem do Krakowa, do kina?

O: Nie, nie, właśnie to raz że bilety jakbyśmy chcieli jechać, nawet autobusem, albo nawet samochodem, no to już jest koszt np. tam 40 złotych za benzynę. Plus bilety no to wychodzi w granicach jakieś 150 złotych by gdzieś wyszło na 5 osób.

P: A czytają Państwo jakieś gazety?

O: Tak, no to te codzienne – Dziennik, Fakt, no i tam dzieciaki jakies też sobie swoje kupują.

P: A skąd pani się dowiaduje o tym co się tu dzieje w gminie?

O: A to różnie, różnie – od ludzi, z telewizji, między sobą, czytając różne ogłoszenia, afisze, no bo raczej więcej no to skąd?

P: A czy może należy pani do jakiejś organizacji, która bierze udział…

O: Nie, nie, nie, nie. Jeszcze nie.

P: Czy bierze Pani udział w wyborach, zarówno lokalnych, jak i …

O: Tak. Tak, tak.

P: jak Pani uważa, czy ma Pani wpływ na to co się dzieje tu w społeczności lokalnej.

O: No myślę, ze jeden glos to dużego wpływu nie ma. Ale jakby każdy tak myślał i nikt nie poszedł no to by było może inaczej.

P: Podsumowując jakby te wszystkie sfery, które wymieniałyśmy właśnie jak wypoczynek, kontakty z rodziną, zdrowie, wykształcenie, no trochę już opowiedziała mi Pani, jakby która z tych sfer stwarza Pani największe problemy czy trudności?

O: Może ten, bo teraz mówię mam dwoje nastolatków, partnera, i nieraz dzieci – te hormony buzują, oni mają swój punkt widzenia, ja, my dorośli swój, a nie chcę doprowadzić da jakichś bardzo dużych zaognień. No i też te względy finansowe – bardzo dużo rzeczy bym im chciała kupić, oni tego nie wymagają – broń boże, ale nieraz tak idzie, serce boli i tak myślę, jakby w tym Asi było ładnie, albo Mariuszowi. I to też tak człowieka boli.

P: A które z tych problemów są takie mniej dotkliwe, które w zasadzie…

O: Myślę, że z jedzeniem, z rachunkami zawsze musimy sobie jakoś radzić, bo to jest pierwsze, bo to nam daje – zapłacone rachunki jakies takie poczucie bezpieczeństwa i …I np. to że coś jest tam w domu, na zapas, to też jest takie, gorsze sytuacje, to mówię lubię mieć zawsze zapas oleju, cukru, mąki. Wiem, że – może już kiełbasy nie być – ale jak już to mam zawsze cos można przygotować, to wiem, że wtedy się nic nie będzie, nikt nie będzie głodny. Nie wszystko na ostatnia chwilę po kilogramie ze sklepu bo różnie bywa – mogą mi zginąć pieniądze, może być różnie. Nie mówię, ze mi ktoś ukradnie, tylko że po prostu zgubię. A mając taki zapas to człowiek jest pewniejszy w domu czegoś tam. Spokojniejszy. Czy nawet wpadnę do domu, wiem, że jest mleko, jest mąką, o to można zrobić naleśniki – i już. I to jest tez jakies takie poczucie bezpieczeństwa. Jeżeli ktoś przyjdzie i zajrzy – tu nie ma nic, tu nie ma nic, no i do widzenia.

P: A na czyją pomoc może Pani w takim razie liczyć, i Pani rodzina?

O: Wydaje mi się, że …sami na siebie. Mogę liczyć np. na to, że syn mając te zarobione pieniądze, i bym mu powiedziała, że ich potrzebuje to mi je da. Nie będzie burczał, że on Se zbiera na MP trójkę czy na coś…O właśnie (telefon od dziecka)

P: A czy zwracała się Pani o pomoc do np. jakiejś instytucji czy organizacji?

O: No to mówię, tutaj dostajemy te talony czy tam…No ale mówię, nieraz więcej jest tych papierów, chodzenia i tez mi to da nieraz 4 bułki czy dwie konserwy. To więcej takiego wyproszenia się niż ten…Tutaj właśnie tak jest dobrze z tą odzieżą i z ta pomocą unijną.

P: A czy jakoś od władz lokalnych, czy można uzyskać tę pomoc?

O: No można (…) (niezrozumiale) ,ale to też dużo papierów, dużo chodzenia. Takiego dociekania bardzo i o intymne takie różne sprawy – dlaczego, co, jak, że nam nie wystarcza.

P: A od parafii?

O: No ja dziękuję.

P: A pomoc sąsiedzka jakaś?

O: To też dziękują bardzo.

P: A przyjaciele jacyś, znajomi?

O: Przyjaciół i znajomych to raczej mamy w podobnej sytuacji materialnej, no to wspieramy się tak nawzajem.

P: A jak Pani myśli na czym taka pomoc powinna polegać, co by Pani chciała uzyskać – czy to od chociażby sąsiadów, czy to od organizacji do której zwraca się Pani z prośba o pomoc?

O: Nieraz po prostu nam dadzą rzeczy, które są niezbyt przydatne, a żeby ktoś np. spytał „co potrzebujesz tak naprawdę”. Ja bym np. powiedziała, że to, to i to – to mi jest potrzebne. Nie potrzebuje np. kolejnej paczki makaronu, czy czes. Takiego, tylko coś co by mi było naprawdę potrzebne. Np. buty dla Aśki czy dla Mariusza, bo na przykład teraz nie mają. Mówię – coś takiego naprawdę potrzebnego. Albo mówię np. słuchaj, w tym miesiącu mi brakuje – pomóżcie mi zapłacić rachunek za prąd. Cos takiego…

P: Czyli takie konkretne…

O: Tak, na konkretne rzeczy.

P: A jak Pani sądzi czy w życiu jest zazwyczaj tak, że człowiek może pomóc tylko sam sobie, czy tez powinien oczekiwać, że właśnie przyjdą mu z pomocą inni ludzie?

O: można oczekiwać, ale raczej trzeba liczyć samemu…człowiek jest pewien sam siebie, ale sam sobie też powinien pomagać w jakiś sposób. Jeśli ma dobrych sąsiadów to powinien korzystać z pomocy a nie odmawiać. Jeśli chcą mu pomóc. Bo to żaden wstyd.

P: A jak się Pani wydaje, czy państwo czy władze lokalne lub inne organizacje by życie np. pani rodziny stało się lepsze?

O: Znaczy mamy obiecane mieszkanie od pana burmistrza. Takie już z wygodami.

P: Tu w Niepołomicach?

O: Znaczy w Zabierzowie, w gminie Niepołomice. Ale nie wiemy kiedy ono będzie. Czy w tym roku, czy za rok, czy za dwa lata. Bo to jest mało tych lokali, a …no ale już mamy obiecane…

P: Długo już państwo czekają?

O: No ja bardzo długo, teraz dopiero cos realnego się pokazało.

P: czy zdarza się Pani, i w rodzinie, że zostają jakieś dodatkowe pieniądze po zaspokojeniu wszystkich potrzeb?

O: Jeśli tak, to bardzo malutko i bardzo rzadko.

P: A co Państwo wtedy z nimi robią?

O: To wtedy takim luksusem jest właśnie wyjście na basen, czy zaproszenie dzieciaków na kebab, czy zapiekankę, bo na więcej to nie zostanie (ze śmiechem). Takie wyjście gdzieś razem na lody, no takie cos co po prostu nie jest na co dzień. Co jest atrakcją.

P: A proszę sobie wyobrazić, ze wygrała Pani 10 tysięcy złotych w totolotka i na co by Pani przeznaczyła taka kwotę?

O: Pierwsze, to pospłacałabym wszystkie długi, później kupiłabym każdemu cos fajnego, no i podejrzewam, że dużo by nie zostało. Każdemu bym spełniła jego marzenie takie ukryte.

P: czyli takim głównym celem byłoby…

O: Wyrównanie wszystkich długów, wyście na prostą.

P: A jak Pani myśli co z taka kwota zrobiłyby dzieci, zrobiliby inni członkowie rodziny?

O: Myślę, że chyba tak samo.

P: czyli myślicie Państwo raczej podobnie…

O: Raczej tak, nie ma problemów jakichś tam. Wiadomo, że może dzieci to by sobie komputer kupiły jeszcze, czy tam jakąś mówię, no jakbym chciała spełnić każdemu po jednym marzeniu to oni pewnie tez tam mają swoje – pewnie oni by cos tam kupili dla mnie, ja bym myślała o nich, nie? No bo ja nie wiem, ale myślę, że nie są takie żeby wydały na jakieś rzeczy niepotrzebne, zbędne tak jak 50 par spodni albo butów. Mam rozsądne dzieci. I też myślą najpierw o tym, co jest potrzebne a potem co jest przyjemnością.

P: To już odejdę od Pani problemów. Ale chciałabym aby Pani tak zobrazowała troszkę, opowiedziała jak sobie radzą inni, czy inne rodziny w gminie maja takie same problemy?

O: To znaczy ja mam różnych znajomych, bo i takich rozsądnych i takich nie za bardzo. Np. mam koleżankę, która ma 6 dzieci, w tym troje niepełnosprawnych, jeszcze jest alkoholiczką, i ona ma sporo pieniążków na te dzieci, ale one nie są spożytkowane np. tak jak ja bym je wydała na potrzeby dzieci i domu i ten, tylko gdzieś się tam rozchodzą a resztki idą dopiero na ten…To wszystko zależy jak człowiek to traktuje. Wszystko.

P: Czyli te problemy jakby w Pani otoczeniu, w regionie są bardzo różne?

O: tak, różne są, bo to mówię, każdy ma inny ten swój problem. Jak ktoś ma chore dziecko to myśli o chorym dziecku. Ja mówię, odpukać u nas wszyscy są zdrowi – niech tak będzie dalej. Ja mówię, trudno mówić o kimś bo każdy ma inne podejście do życia, jak ktoś pali papierosy no to tez musi ileś tam wydać na ten tytoń bo to dla niego jest priorytet.

P: A czy Pani tak obserwuje jak inne rodziny sobie radzą z takimi różnymi problemami?

O: No, to z moich tak znajomych, to też wiele osób korzysta z tej pomocy unijnej, z tej odzieży – z koleżanek. Też sobie dziewczyny starają radzić jak mogą.

P: Niektórzy ludzie będąc też w takiej trudnej sytuacji decydują się na różne działania, które nie są zgodne z prawem, czy Pani słyszała o jakichś takich działaniach tutaj w regionie?

O: Znaczy słyszeć to różne rzeczy się słyszy, ale czy to jest prawdą? To tez do tego trzeba podchodzić sceptycznie.

P: A czy spotkała się pani z taką sytuacją żeby ktoś sobie tak niezgodnie z prawem …

O: Znaczy no mamy takiego co chodzi i wszystko co gdzieś tam leży, nieprzypięte to sobie pożycza, ale ja mówię, że przecież lepiej iść i poprosić o pomoc czy tam, niż od razu iść i kraść. Ale to trzeba umieć i mieć odwagę jeszcze.

P: A jak Pani myśli tak ogólnie jacy ludzie radzą sobie lepiej z tymi problemami, a jacy gorzej?

O: Wydaje mi się, że lepiej radzą sobie ludzie, którzy się wychowali w takich właśnie gorszych warunkach, niż ten. Bo mam np. koleżankę, która ma męża, był jedynakiem, no i zakochali się w sobie, przyszło jedno dziecko, on była zagranicą no to ona liczyła, że on przywiezie jakieś pieniądze czy coś, ale on tam chciał żyć tak jak w Polsce, czyli iść do pubu, zjeść dobry obiad w restauracji – czyli zamiast przywieźć pieniądze to ona jeszcze zaciągła kredyt żeby go przywieźć do Polski. Teraz drugie dziecko, jest w ciąży, a on się tak obija, między jej domem – tam gdzie mieszkał u swoich rodziców, a swoją matka, która go hołubi jak małego dzidziusia. I wydaje mi się, że jakby Łukasz był wychowany w innych warunkach to większą miałby odpowiedzialność, bo Lucynka myśli o dzieciach, o sobie, ciężko pracuje mimo tego, że jest w ciąży żeby dzieci miały wszystko. A Łukasz nie myśli o tym, nie ma jakiegoś takiego w sobie zarzewia, żeby myśleć o tym. No niby, że przywiózł z Anglii takiego miśka dla dziecka. No a mówię, żeby tego miśka ściągnąć, jego to Lucyna musiała zaciągnąć kredyt, który teraz będzie musiała spłacać.

P: Czyli myśli Pani, że to zależy od człowieka, takiego jego podejścia?

O: Tak, bo, nie wiem czy Pani zwróciła uwagę, dzieci, ale takie dzieci wychowane w normalnych biednych rodzinach, nie jakiś margines, picie itd. To one są takie dobre, czułe, patrzą na biedę innego, a taki jedynak jak ma dużo pieniędzy to jemu się wydaje, że on może mieć wszystko. Bo jak on cos zrobi to tatuś zapłaci, i będzie ok. I Nie daj boże, że jak tatuś straci te pieniądze to jemu później będzie bardzo źle. On nie będzie, on się będzie wstydził iść pracować na budowie, czy zamiatać ulice, czy cokolwiek. A ja wiem jedno, że moje dzieci, nie będą nigdy głodne, bo umieją ciężko pracować, umieją o siebie zadbać. Czyli zawsze sobie jakoś poradzą, choćby zamiatając te ulice. Czy idąc za tą tzw. Wisłę.

P: A czy w tych zamożnych rodzinach, czy są jakieś problemy, które jednak i takie rodziny by przerosły? Z którymi by sobie nie dali rady?

O: Wydaje mi się, ze w takich zamożniejszych rodzinach, w których rodzice dużo pracują to największym problemem jest to, że oni mają mało kontaktu z dziećmi. Bo jak mama i tata pracują po 16 godzin to oni tego dzieciaka nie widzą nigdy. Tylko się pytają „dobrze w szkole?” – „ dobrze”, a później przychodzi np. nie wiem list od dyrektora, albo policja bo oni gdzieś coś tam zrobili. „I państwo nie wiedzieli, państwo są rodzicami”, no a ten tłumaczy, że on cały czas w pracy, żona też, no i skąd . Ale syn miał wszystko – laptopa, samochód, i nie musiał pracować w wakacje.

P: No, o problemach i sytuacjach, z którymi biedniejsze rodziny nie potrafią sobie poradzić to w zasadzie rozmawiałyśmy.

O: No to jest najgorzej właśnie tak na przełomie wakacji, początek roku szkolnego, a później jakoś tak wszystko powoli się prostuje. Ale jak ktoś ma kilkoro dzieci i ma mało pieniążków to jest mu naprawdę bardzo ciężko. A najgorzej jest jeszcze we wrześniu jak jest ten przełom zasiłkowy – bo we wrześniu nie ma tych pieniędzy wypłacanych w ogóle, są dopiero wypłacane na początku, albo w połowie października, czyli wrzesień, kiedy potrzeba najwięcej pieniędzy – nie ma ich wcale. Ani na jedzenie, ani na podręczniki, ani na składki. Co z tego, że ja je dostanę za miesiąc, jak tu trzeba już. Ani nikt nie pożyczy, bo mówię, my mamy znajomych w podobnej sytuacji, którzy korzystają z tego samego. Czyli jak zostaną o jednej pensji, a druga gdzieś tam buja się po Polsce to też im jest ciężko. Choćby chcieli pomóc to nie mają jak.

P: Większość Pani znajomych też ma dzieci właśnie?

O: Tak, większość ma dzieci.

P: Myśli Pani, że rodzinom bez dzieci jest np. łatwiej?

O: No przynajmniej nie muszą się martwic o te podręczniki, o ubranka, o te wydatki szkolne. Prawda maja dwie pensje no to jedna mogą sobie, jedna na opłaty a druga im zostaje na życie. Nie tracą już na nic takiego. Mówię, no jedna mają na opłaty, na rachunki, a za drugą mogą mieć tam na życie, na ubrania i cos im jeszcze zostaje na przyjemności. Ale jak się ma dzieci to dzieci są przyjemnością.

P: Jeszcze chciałam zapytać o różne, właśnie wsparcie z zewnątrz, kogoś kto pomaga Państwu, czy to instytucje, czy organizacje. Jakby Pani wymieniła te instytucje teraz.

O: Nie będzie reklama?

P: Nie, nie, nie, nie. Może być tak ogólnie, że to np. są, czy to są np. lokalne czy…

O: Nie, tutaj nie ma. To są z Krakowa, tutaj tylko to co właśnie odzież wydają i unijną. No to jest Caritas w Krakowie…

P: Czy to są konkretne osoby, czy to raczej działa jak instytucja?

O: Jak instytucja. To nie są jakieś tam znajomości czy cos tylko instytucja, która pomaga wielu ludziom. No i takie typu właśnie Caritasu i temu podobne.

P: A skąd takie instytucje dowiadują się o takich rodzinach, które potrzebują pomocy?

O: Te rodziny muszą się tam same pozgłaszać, a nieraz człowiek coś tak w telewizji usłyszy czy coś, i człowiek tak jedzie sprawdzić. Nieraz się natnie, a nieraz…Mam takie dwie sprawdzone, z których korzystam, a inne to – szkoda po prostu nerwów bo to człowieka nieraz poniżają.

P: Czyli to raczej rodziny się zgłaszają do tych instytucji?

O: Tak, tak.

P: Myśli Pani, że taka pomoc jest skuteczna?

O: Znaczy, no, ja wiem, znam takie przypadki, że ktoś to wziął, a 20 metrów za bramą musiał to sprzedać. To tez zależy od człowieka, pomoc jest na pewno potrzebna. Tylko może jakas większa weryfikacja tych ludzi, bo jak przyjeżdżają panie zachodnimi samochodami, upierścienione, w firmowych ciuchach, po to samo po co ja idę, albo tramwajem, albo starym gratem, no to jest też trochę…

P: Czyli powinni się jakoś bardziej „przypatrywać” jednak tym osobom?

O: Może tak, wydaje mi się, że tak.

P: A czy pomoc takich organizacji jest wystarczająca dla takich rodzin?

O: na pewno nie jest wystarczająca, ale jest dużą pomocą.

P: To Pani zdaniem, jacy ludzie powinni dostawać taką pomoc?

O: Wydaje mi się, że to powinno być nie tylko jakieś tam zaświadczenie od księdza, bo wiadomo, jak ja mogę być z księdzem na dobrej stopie, wystawi mi zaświadczenia choćbym ja miała 5 tysięcy dochodów. A jak ja nie jestem z księdzem na dobrej stopie to on mi nie wystawi zaświadczenia choćbym ja miała 600 złotych dochodu. I powinny być też jakieś kryteria obiektywne bo zauważyłam , że dużą pomoc tez otrzymują rodziny z problemem alkoholowym albo jakaś patologia. Np. moje dzieci nigdy nie były na kolonii tutaj z opieki, a wiem, że jeżdżą dzieci z takich rodzin typowo patologicznych. Ja, broń boże – niech te dzieci jeżdżą, ale ja bym chciała żeby moi też pojechali. Nie, tak wracam do tego tematu, tak że mówię, ja bym też chciała żeby moi gdzieś pojechali. Nie stać mnie na to. A nie mam zamiaru (…) niezrozumiale żeby spać pijana po kanałach i robić awantury w domu. Bo my się naprawdę staramy – mamy ładnie na podwórku, dużo kwiatów, taką altankę domowym sposobem zrobioną, tak, że to wygląda bardzo ładnie, schludnie, tak jak gdyby tam były pieniądze. Ale to jest wszystko zrobione swoimi rękami, z tego, z jakichś materiałów takich, ciężką pracą.

P: Dużo Państwo rzeczy robią w domu czy koło domu tak sami?

O: Sami wszystko. Bo to cieszy. Mówię, mam ogródek, mamy przetwory, mówię, a u osób, które ma pole odłogiem, a jej się nie chce nawet zryć kawałka, bo my tez nie zamawiamy traktora, ani tego, to drogo wychodzi, tyle ile się da zryć łopatą. Tam są i pomidorki, i ogóreczki, czy marchewka jakaś, cos takiego. To jest tylko trochę pracy, trochę wysiłku. Dla samego siebie. A niektórym się nie chce. A ja mówię, a ja lubię.

P: A o tych koloniach, a dzieci były kiedyś na kolonii?

O: Nie. Joasia raz była jako wolontariuszka z Martynką – z niepełnosprawną dziewczynką. No dlatego tylko, że się nią opiekowała.

P: Wtedy nie płaciła nic?

O: Nie płaciła nic, ale musiałam jej dac kieszonkowe, jakies tam rzeczy kupić, no to też …

P: A czy to jest zupełnie woluntarystycznie i się nic nie dostaje?

O: Woluntarystycznie. To tez wiadomo, że to się wiązało z jakimś tam ciuszkiem, jakimiś rzeczami, no z takimi na wyjazd. No i z jakims kieszonkowym ,bo nie chciałam, no jakby gdzies wyszli żeby nawet na napój nie miała. No ale nawet jak jej dałam na 2 tygodnie 50 złotych to nie wykorzystała. No powiedziała, że ma tyle i tyle.

P: A daleko wtedy była?

O: Nad morzem (z uśmiechem i rozmarzeniem) bardzo się jej udało – miała wakacje.

P: Oczywiście. Teraz porozmawiajmy o czymś milszym jeszcze na koniec. Każdy człowiek ma jakieś marzenia czy oczekiwania i plany, i chciałam właśnie o nich porozmawiać. Czy chciałaby się Pani podzielić jakimiś swoimi marzeniami?

O: Ja nie mam jakichs tam wygórowanych marzeń. Tak jak mówię, chciałabym żeby było nas stać na jakieś podstawowe rzeczy, dostać to mieszkanie, urządzić sobie jakos fajnie. Po prostu żeby nas było stac na takie życie bez myślenia, że za dwa dni nam zabraknie pieniędzy, a do następnych jest dwa tygodnie. Ja mówię, marzyć można, wiadomo, że ja mogę marzyc o willi z basenem i luksusowym samochodzie, ale to jest nierealne, a marzenia tez muszą być na jakąś swoja miarę. Czyli naszym marzeniem jest teraz to swoje mieszkanie…

P: A to będzie duże mieszkanie?

O: Malutkie podejrzewam. Największe, tez by było duże marzenie żeby tak każde z dzieci miało swój pokój, albo nawet nie tak, żeby było na tyle pokoi żeby Mariusz nie musiał być z dziewczynami. Żeby chociaż były 3 pokoje, i jakaś kuchenka. Czyli my w jednym, dziewczynki w drugim, Mariusz w trzecim. Bo to jednak on ma te 15 lat, Joasia 16, Ewelineczka tez za chwilę zacznie dorastać. Teraz ma taką klitkę wygospodarowaną z przedsionka, ale jest jego, nie jest z dziewczynami w jednym pokoju. I urządzić się i spokojnie móc żyć.

P: To zależy Państwu żeby już z tego domu się…

O: Tak bo to jest dom bardzo stary, znaczy nie tyle stary co bardzo zaniszczony, no jak się tam wprowadziliśmy to nawet było światło odcięte, bo lokatorzy zadłużyli na prawie 5 tysięcy. I żeby nam założyć światło, to ja teraz równocześnie wykupując prąd muszę wpłacać na zadłużenie. Wpłaciłam prawie 2 tysiące i tak sobie gdzieś poszło. Mamy ten licznik tzw. przedpłatowy i poszliśmy na taki układ, że kupuję światła np. za 100 złotych a drugie 100 złotych muszę dać na ten dług. Czy 50 na 50. Czy jak tam mamy.

P: A to jest teraz duży dom?

O: To jest dość duży dom, i tam byli lokatorzy. Nawet popalili środkowe okna, tak jak dawniej były dwa te, to spalili środkowe okna. Jest zimny, i mówię nie ma wody, nie ma ten , najgorzej jak przyjdzie zima, mówię, wyprać, umyć pięcioro osób, a nawet teraz latem przy stodole jest taka kuchenka. Właśnie syn mówił, że wody nagrzał no bo jak 5 osób się ma z takiego upału umyć to potrzeba ok. 30 litrów wody. Niestety.

P: No to jak Państwo sobie w zimie radzą?

O: No to w zimie się cały czas pali w piecu i ta woda tam stoi w takich dwóch garnkach, na okrągło dolewana, uzupełniana i no… Np. tak dziewczyny się myją, kąpią się tak bardzo szczegółowo z włosami włącznie np.w piątek. Ja też mam dość, to np. w sobotę rano. Chłopaki ten. A takie normalne mycie to każdy sobie zabierze po te 5 litrów wody i gdzies tam, no…Kuchnie jest taka, jakby łazienką, to wtedy ktoś tam wrzeszczy „uwaga bo ja się myję, nie wchodzić”. Np. my siedzimy u siebie w pokoju, dziewczyny, Mariusz się np. myje, myje się Asia no to tak samo i taka mijanka musi być, rotacja. To tak samo jak w łazience – też nie wejdzie 6 osób hurtem. (Z uśmiechem)

P: No nie ma szans. Jak Pani myśli czy te marzenia, przede wszystkim o tym mieszkaniu, że będzie Pani starczać już na wszystko, czy się spełnią?

O: Znaczy mam nadzieję, że tak, bo tutaj właśnie co byliśmy u pani Marysi (pani z Urzędu Pracy), mój ten przyjaciel chce wyjechać za granicę. Mówię jest dość oszczędny, nie pali, nie nadużywa alkoholu więc myślę, chce przywieźć tak około 10, 15 tysięcy, wtedy iść do pana burmistrza, powiedzieć, że mamy pieniądze, i że chcielibyśmy je włożyć w to mieszkanie. Żeby się jakoś urządzić, bo my nie wiemy czy tam będzie wanna itd. No może będzie bo to tak raczej jest standardowo, ale wiadomo że do takiego nowego mieszkania człowiek by chciał tez jakieś meble, dywan, takie gadżeciki, nie takie stare, od kogoś dostane, choć też zadbane, ale no wiadomo, no sama Pani jak miała mieszkanie, no to wiadomo. Nie chce człowiek do nowego mieszkania starych gratów, tylko coś nowego, ładnego.

P: Będzie Pani urządzać też tak sama?

O: Tak. Sama. Ja lubię, ja mam tyle kwiatów, jej, gorzej niż w kwiaciarni.

P: Gdzie je Pani zmieści ? (z uśmiechem)

O: Zmieszczę, zmieszczę. Też już oglądałam, mnie kwiaty nie przeszkadzają, kiedyś tez tak oglądaliśmy takie kwietniczki czy coś, to mówię, jak już będziesz miała kwiatki, to już na takich ładnych. To jest takie miłe, że on nawet myśli żeby moje kwiatki gdzieś postawić. Nie że mu będą przeszkadzać czy coś, ja bym ani jednego nie zostawiła.

P: A czy będzie szukał przyjaciel pracy w swoim zawodzie?

O: Wszystko jedno, żeby mieć jakąś pracę. No najlepiej jest z pracą jak się jeszcze ma mieszkanie, i na przykład jeszcze….

P: A myśli już o jakimś kraju konkretnie?

O: Anglia…jakikolwiek żeby tylko dobrze płacili. Mówi, że wszystko będzie robił, że jemu nie zależy.

P: To już są jakieś konkretne plany?

O: Znaczy tu Pani Marysia nam mówiła, że może będzie jakaś oferta, no właśnie dzisiaj żeśmy przyszli, ale coś jej wypadło, bo tak to co tu jestem, co po mnie przyjeżdża do pracy, jak ma np. dzień wolny to przychodzimy. No tylko ja jednak, jak to się mówi, ja się nadaja na kurę domową, ja się cieszę jak jestem w domu, z dziećmi, jak mam uprane, ugotowane, wysprzątane, zadbane, dom, no.

P: A jak Pani myśli od czego to zależy czy te pani marzenia się spełnią?
O: Od nas, od tego co będziemy robić.

P: Co jeszcze chciałaby Pani osiągnąć w przyszłości?

O: No to tak jak mówiłam, chce wychować dzieci i chcę spokojnie dożyć.

P: A czego by Pani chciała dla rodziny, dla dzieci?

O: No żeby szczęśliwie skończyły zawód, np. Joasia jest bardzo zdolna, ale idzie do szkoły zawodowej, bo nie chce iść do szkoły do Krakowa do technikum bo wie, że tam jest bardzo drogie podręczniki, poszła tutaj do sprzedawcy, mówi „Mamuś, zrobię sobie zawód, a jak będę pracować, to Tobie będzie łatwiej”. Bo teraz nawet się boimy, że mają zmieniać ustawę o tym funduszu dla samotnych matek, ma być od nowa zasiłek alimentacyjny i wtedy ja nie będę miała nic. Bo ja nie mam alimentów zasądzonych. I wtedy nie będę miała tez nic. I Mariusz to samo – on chce mieć zawód, idzie na piekarza, on mówi „co się martwisz, chociaż chleb będzie”. No i mówię, bo Joasia to ma na 100 punktów w tych testach gimnazjalnych, ona miała ponad 90 (z dumą w głosie).

P: No to mnóstwo.

O: Tak i dziewczyna jest bardzo zdolna. Ale mówię tu jest tylko technikum ekonomiczne, no to nie za bardzo jakiś taki zawód. Mówi, że idzie na sprzedawcę, dziewczyna jako sprzedawca zawsze sobie poradzi. Bo będzie miła, uczynna, uśmiechnięta. Może w jakimś małym sklepiku na wsi, będzie sobie sama panią, sama sobie towar będzie zamawiać, będzie się rozliczac z szefem, a w takich sklepikach mało co kradna bo przychodzą sami ci, tutaj u nas jest właśnie taki sklepik, jest taka Agnieszka co skończyła tę szkołę w zeszłym roku. Szef ja przyjął, dostała umowę bezterminową – gdzie w tych czasach umowa bezterminowa. No i ja mówię, jakby się Asi tak trafiło, no niech sobie robi zaocznie w soboty i w niedziele np. liceum, czy technikum w tym kierunku, i kiedys mówię, tez może kiedyś siedzieć na komputerze w biurze. Ale powoli.

P: Chciałaby Pani żeby dzieci były gdzieś blisko kiedyś w przyszłości?

O: Znaczy ja im broń boże niczego nie narzucam. Przede wszystkim im mówię że jakby miały kiedyś mieszkać, i były nawet biedne, tam ze swoimi przyszłymi partnerami, to niech sobie cokolwiek wynajmą, nawet jeden pokój, ale żeby byli sami. Żeby im się nikt nie wtrącał – czy to będę ja, czy to będzie ta ich druga teściowa, to nie ma siły żebym ja ci się nie wtrącała, choćbym nawet nie chciała. No. To nie ma siły, bo to jest mocniejsze od człowieka.

P: jak Pani życie będzie wyglądało za 5 lat?

O: No za 5 lat to ja myślę, będę od nowa mężatka (śmiech). Nie, bo jak dzieci dorosną i nie będę miała już na nich dodatku no to my planujemy się związać na stałe. No a ja mówię, to jest niby głupie, że przez pieniądze, przez ten, ale ja mu się będę z trójką dzieci na głowę zwalać? No i weźmiemy np. ten, i wtedy cos się zacznie psuć, bo wie Pani jak to jest może nam się cos tam popsuć, będzie dzieciom coś wypominał, a po co. Ja miałam ojczyma, to wiem, dziękuję bardzo. Choć mieliśmy rentę, mieliśmy wszystko, wiecznie żeśmy słyszeli że jesteśmy na jego utrzymaniu. A ja nie chce tego. Ja mogę powiedzieć „słuchaj, tyle co na dzieci, to jest, a mnie masz, to mnie utrzymuj” (uśmiech). Jak chcesz mnie mieć, dzieci nie musisz.

P: Mówiła Pani o planach Asi, czy takich marzeniach, co by Pani chciała żeby robiła, a jak Pani sobie wyobraża…

O: Mariusza? Też właśnie, tylko, że on jest więcej taki dziecinny, jak chłopak piętnastoletni. Też, niech ma zawód, niech idzie do wojska, niech odrobi wojsko, a później się zacznie rozglądać za dziewczynami, coś tam użyje. I też niech ma pracę, i daj mu panie boże, niech mu się też poukłada. To samo malutkiej Ewelince. A ona to jest jeszcze dzieciaczek, jeszcze niedawno..

P: Jeszcze Pani nic nie planuje (uśmiech)?

O: No nie no trudno. Ona jeszcze nie wie co by chciała. Podejrzewam, że tak jak Asia, tez pewnie jakiś zawód, czy ten.

P: A za 10 lat, jakby to życie wyglądało?

O: No to za 10 lat to ja już będę babcią. No też, chcę się od czasu do czasu zobaczyć z dziećmi, pobawić wnuki, ale nie będę babcią, która non stop bawi dzieci, tak, że już powiedziałam Aśce – ja ci dzieci bawić nie będę – mogę je od czasu do czasu. Ja mówię, ja miałam 22 lata jak zostałam z dziećmi i nikt mi ich nie bawił, jedno w nosidełku, drugie w koszyczku i można było iść. Też gdzieś wyjść.

P: Jak Pani sądzi czy zwykle jest tak, że człowiek sam kieruje swoim życiem, czy wszystko zależy od niego samego, czy też życiem człowieka rządzi przypadek?

O: Życiem człowieka rządzi przypadek, bo np. jakbysmy dzisiaj przyszli i pani Marysia daje mu ofertę, to on może za dwa dni być za granicą, i co my zaplanujemy? A ja wiem czy jak ja stąd wyjdę to się nie zagapię i nie wejdę pod tira przykładowo? Nie no, jak się o tym mówi to raczej się nie spełnia ale no…

P: A czy wiąże Pani swoją przyszłość z pobytem tu w regionie?

O: Tak, raczej tak. Bo nie sądzę, żeby mi tam ktos gdzieś zaproponował jakąś pracę, przy której ja dostane mieszkanie, dom i taka pensję żeby mnie było stać. A tutaj między swoimi to zawsze inaczej.

P: A przyszłość dzieci? Jeszcze spytam.

O: Znaczy wydaje mi się, że też tu. Jednak rozwijają się te firmy, jednak Niepołomice sa malutkie ale jest tych firm dużo, tylko żeby z tym Manem nie było tak jak z innymi firmami, z Juką…

P: Ten Man, to teraz się rozbudowuje?

O: Tak, czy cos tam, to tak samo jak Juka powstawała czy ten Whitecup – na początku było bardzo dużo ludzi, bardzo dobre zarobki, a później to tak jakoś zaczęło umierać śmiercią naturalną. Przestali ludziom wypłacać pensje, zaczęli ich zwalniać. Bo to wiem, że jest jakis taki okres, że firma jest zwolniona z podatku, jak powstaje. A później już po prostu brakuje firmie na swoje opłaty, i odbija się to na ludziach. Może tu tak nie będzie.

P: A pani pracowała wcześniej w jakiejś takiej…

O: Pracowałam w Donneleyu w drukarni, tylko, że tam był system trzyzmianowy i dopóki to było po 4 dni – 4 dni, 4 popołudniówki, 4 noce – jeszcze dało się wytrzymać. A potem przeszli na system 6 dniowy – 6 dniówek, 6 popołudniówek i 6 nocek – i wtedy już podziękowałam bo po prostu ja chodziłam jak zombie. Przemęczona, niewyspana, bo to się tak komuś wydaje, że przyjdzie się do domu i przy trójce dzieci się człowiek wyśpi. Choćby oni chodzili na palcach, to przecież jedno drugiego trąci, a przecież to w dzień to co to za spanie – tak człowiek spi jak mysz pod miotłą. Wszystko słyszy, wszystko ten. Ja mówię dwie zapałki i tak. A przecież wiadomo i uprać trzeba, i ugotować, choćby się starali i pomagali.

P: pomagają właśnie dzieci w takich domowych pracach?

O: Pomagają, tak, tak. No pytali się właśnie co mają na obiad ugotować. Mówię, że nic bo z wczoraj zostało.

P: Jaką przyszłość jeszcze widzi Pani dla Niepołomic, czy tu dla Pani miejscowości i dla jej mieszkańców?

O: No ta turystyka się rozwija – może akurat? Żeby tak jeszcze np. bo tutaj tez jest gmina Niepołomice, żeby tam może na tej naszej Żwirowni zrobić jakiś kompleks wypoczynkowy. Taki z prawdziwego zdarzenia. I byłyby miejsca pracy na lato i podejrzewam – tutaj ludzie przyjeżdżają z daleka, z Krakowa czy tam gdzieś zza Proszowic, czy gdzieś bo tu nie ma takiego akwenu. Tylko zrobić go z takiego prawdziwego zdarzenia. I żeby tego ktoś pilnował, a nie tak jak zrobili w pierwszym roku i wszystko rozkradli. A mówię to tak na 3,4 miesiące byłby…praca dla ludzi.

P: Czyli widzę, widzi pani taka dobrą przyszłość?

O: Tak, myślę ,że tak . Rozwija się, wszędzie się rozwijają. Może u nas tak trochę lepiej bo pan burmistrz się gdzieś tam zakręcił, uśmiechnie i tak jest wszędzie z tych Niepołomic bo blisko do Krakowa, dobra lokalizacja. No np. jak do Krakowa to stąd się jedzie szybciej niż z jakichś tam peryferyjnych osiedli. Niestety. Bo ja stąd do centrum Krakowa, jadąc Trans busem do Ronda Mogilskiego – to już centrum, to jedzie 50 minut. A z jakichś tam Bielan, czy skądś to pani pojedzie półtorej godziny z czego z trzema przesiadkami.

P: A jak Pani myśli od kogo jeszcze ta przyszłość tutaj regionu zależy?

O: No od mojego pokolenia to już chyba nie bardzo. Od młodzieży.

P: A czy to głównie od ludzi, czy również od władz, czy może już wyżej – od rządu polskiego?

O: Od rządu polskiego też, nie wszystkie ich tam decyzje, wiadomo że nie ma, żeby się wszystkim podobało. Ale to co teraz się dzieje, mnie się wydaje jakoś nie ma żadnego poszanowania dla władzy. To co teraz człowiek widzi to dla mnie to jest śmieszne. Jak np. ksiądz ma ubliżać głowie państwa, i jeszcze głowa państwa ma go za to przepraszać? Taki mi się wydaje szacunek dla władzy był, bo skoro myśmy wybrali tych ludzi, ale skoro już są wybrani i stoją na czele państwa – należy się im jakiś szacunek. A jak jest dyrektor? Tez pani do niego nie idzie i mówi „cześć Franek”, tylko mówię to jest osoba mająca władzę, która trzeba szanować bo od niej coś jest zależne. A po prostu teraz źle się dzieje, tego nie ma, nie ma tego szacunku – dla władzy, dla tego i młodzież po prostu robi to samo. Bo skoro ktoś ta po prostu nie szanuje prezydenta, to po co ja mam szanować dyrektora szkoły? No ja to tak rozumiem przynajmniej. Nie ma , mówię, takiego szacunku jak przedtem był, że przedtem gdzie tam ktoś do starszej osoby powiedział na „ty”, albo coś takiego, było, był taki dystans – teraz tego nie ma. A mówię, nasze władze to są tez dobre, są ludzie, są to ludzie, z którymi można się spotkać na ulicy.

P: Przez to myślę, że jest to małe…

O: Tak jest mała miejscowość, i jest tak łatwiej.

P: Czyli zależałoby to i od mieszkańców, i od…

O: Tak, no bo wiadomo, że my jesteśmy zależni od tych dotacji tam od góry, ale tez dużo jest naszych tutaj podatków, tego wszystkiego. Rzeczy wypracowanych przez pana burmistrza, bo np. znajduje jakichś sponsorów, czy tak jak, te firmy, które powstają to one tez dają miejsca pracy, znaczy no, jak będą jakieś imprezy to będą sponsorować to to będzie korzystne dla mieszkańców wszystkich. Np. ktoś tam zasponsoruje nowe ławki do parku, czy jakieś ogrodzenie i to będzie wpływać na obraz miasteczka.

P: Teraz już naprawdę koniec, tylko przeczytam taka instrukcję… (piramida)






15




Wyszukiwarka