Magdalena Ratajczyk
KZiEP rok 1 sem II
2009/2010
Maja
Daleko, daleko stąd leży małe miasteczko, które nazywa się Zwierzątkowo. W Zwierzątkowie mieszkają różne zwierzęta; te które można spotkać w lesie – lisy, sarenki, dziki; te które mamy w domku – pieski, kotki, świnki; a nawet te egzotyczne – żyrafy, słonie czy tygryski.
W miasteczku, mimo iż jest niewielkie, mieszkańcy mają wszystko czego potrzebują. Na środku miasta stoi piękny Ratusz, w którym urzęduje lew burmistrz Leon Pazur i czuwa nad bezpieczeństwem mieszkańców. Od rynki odchodzą liczne ulice i uliczki, na których mieszkają wesołe zwierzątka.
Na ulicy Tygryskowej mieści się basen, hala sportowa, wesołe miasteczko, lodowisko i ogromny plac zabaw. Za placem zabaw, jeśli skręci się w lewo, rozciąga się ulica Sowia, natomiast na prawo - Mrówkowa. Na ulicy Sowiej mieści się Przedszkole, Szkoła, Liceum i Uniwersytet imienia Pracowitych Pszczół. Natomiast na ulicy Mrówkowej jest wiele biur i fabryk, w których dorosłe zwierzęta pracują.
W jednym z takich biur pracuje Agata Plamka – duża żyrafa. Żyrafa Agata ma męża – Tymona Plamkę, który pracuje na placu zabaw – pilnuje bezpieczeństwa małych zwierzątek. Państwo Plamka mają trójkę dzieci; Dużego Kubę, - który już studiuje na Uniwersytecie na kierunku Bezpieczeństwo i Ochrona Małych Zwierzątek Podczas Zabawy i Nauki - średniego Adriana, który chodzi do szkoły i małą córeczkę Maję
Rodzina Plamek mieszka na ulicy Lamparciej w niedużym domku, za to z wielkim ogrodem. Kiedy jest ciepło, to właśnie w nim rodzina spędza najwięcej czasu, grając w siatkówkę i urządzając przyjęcia.
Kiedy rodzice idą do pracy a bracia do szkół, Żyrafka Maja spędza czas u cioci Klary, która ma cztery małe córeczki żyrafki – Jagódkę, Malinkę, Klementynkę i Kalinkę. W towarzystwie kuzynek, dzień upływa Mai na figlach i zabawie.
Tego lata cała rodzinka wybrała się na wakacje na Wielorybie Wyspy, jak to mawia tata „na zasłużony odpoczynek”. Wszystkim bardzo podobały się letnie harce, jednak trzeba było wracać do Zwierzątkowa – rodzice musieli iść do pracy, a Średni Adrian za trzy dni wracał do szkoły – szedł już do szóstej klasy.
Do swojego żółtego domku przy ulicy Lamparciej wrócili dokładnie w dniu szóstych urodzin Mai. Już w domku Maja dostała wiele prezentów i wielki tort z sześcioma plamkami do schrupania. Kiedy Żyrafka zjadła już plamki, mama zapytała:
– Maju, cieszysz się z tego, że już za trzy dni pójdziesz do szkoły?
Maja słyszała o tym pierwszy raz i nie bardzo się jej ten pomysł podobał. Zapytała:
– A czy nie mogę po prostu iść jak zawsze do cioci Klary?
Mama, tata i bracia Plamka głośno się roześmiali. Starszy Kuba odpowiedział:
– Musisz chodzić do szkoły. Każdy obywatel Zwierzątkowa chodził lub chodzi do szkoły.
– Będziesz tam spędzać dużo czasu, siedzieć w ławce i rozwiązywać skomplikowane zadania z matematyki. I będziesz musiała siedzieć cichutko, bez śpiewania pod nosem, jak Ty to zwykle robisz, Żyrafko – dodał Adrian.
– Jak tak to ja tam wcale nie chcę iść!! - zawołała wystraszona Maja – chcę zostać w domu - mówiąc to uderzyła tak mocno pięścią o stół, że kubek pełen soku malinowego przewrócił się, a sok zachlapał podłogę w pokoju.
– No moja droga, już Cię w szkole nauczą, że nie wolno się tak zachowywać – powiedział zezłoszczony tata. Bardzo nie podobało mu się to, że jego mała córeczka tak krzyczy.
– Nie możesz tak w w szkole rozlewać soków i uderzać rękami o stół. Mam nadzieję, że oduczą Cię tego w szkole – dodała mama, kiwając potwierdzająco głową.
„Wysyłają mnie tam za karę, bo pewnie byłam niegrzeczna w czasie naszych wakacji na Wielorybich Wyspach. Jeżeli teraz będę grzeczna, na pewno już nigdzie nie będę musiała iść” - pomyślała Maja.
Jak pomyślała, tak zrobiła. Wyniosła śmieci, starła kurze z biurka, podlała kwiatki w ogródku, zrobiła mamie herbatkę i zamiotła podłogę w kuchni. I tak przez kolejne trzy dni.
Jednak rodzice byli konsekwentni. W niedzielę popołudniu mama dała Mai piękny tornister z biedronkami i komplet flamastrów, tata dodał kredki, zeszyty z niedźwiadkami i worek na plamki na wf. Mimo, że wszystkie te rzeczy bardzo się Żyrafce podobały, wcale ich teraz nie chciała. Zapytała rodziców, czy jeśli odda je swoim kuzynkom, to czy wtedy one pójdą za nią do szkoły, a ona będzie mogła bawić się u cioci Klary. Tym razem rodzice rozzłościli się nie na żarty. Mama powiedziała:
– No moja droga panno. W szkole nauczą Cię, że nie wolno się wykręcać od obowiązków. A teraz pora zjeść kolację, umyć się i pójść spać.
Tata nic nie mówił, tylko kręcił głową. Maja spuściła szyję i poszła zjeść kolację. Było jej smutno, że jednak musiała iść do szkoły. Zrobiła wszystko co mamusia kazała jej zrobić i poszła spać.
Rankiem obudziła się kiedy tylko pierwsze promienie słońca zaczęły wpadać do pokoju i tańczyć po podłodze, suficie i ścianach, a ptaki wesoło ćwierkały śliczne melodie za oknem. Ale Mai wcale nie było wesoło. Nakryła się kołdrą w plamki, od kopytek aż po sam koniec szyi. Miała nadzieję, że mama nie będzie chciała jej budzić.
– Majka, Maaaajka! - do pokoju wbiegł Adrian – no wstawaj śpiochu, bo się spóźnisz do szkoły – i to mówiąc, zabrał Żyrafce kołdrę.
– W tym samym momencie do pokoju weszła mama:
– No mam nadzieję, że moja córeczka jest gotowa na swój pierwszy dzień w szkole. Zobaczysz, w szkole jest całkiem miło – powiedziała mama.
„Jak gdzieś może być miło, skoro muszę siedzieć i nie mogę sobie mruczeć ulubionych piosenek Misiów?” - pomyślała Maja.
Dziś nawet śniadanie było inne. Nie było jajecznicy, bo mama powiedziała, że nie ma czasu, trzeba zjeść płatki. Żyrafka ze smutną minką zabrała się za jedzenie. Zjadła, ubrała odświętne ubranko i zabrała plecak.
Razem z mamą i Adrianem poszły do szkoły. Jeszcze przed wejściem, średnia żyrafka pobiegła do kolegów by opowiedzieć im o swoich wakacjach i przygodach.
Po chwili znalazły się w budynku, rozglądając się dookoła. Popatrzyła na mamę. Ta uśmiechnęła się do niej i powiedziała:
– A teraz biegnij do swojej klasy, o tam na końcu korytarza po prawej stronie. Ja tymczasem pędzę do pracy, bo przecież nie mogę się spóźnić. Pamiętaj córeczko, bądź grzeczna i słuchaj się pani nauczycielki – to mówiąc, szybciutko poszła w kierunku wyjścia.
Maja powolnym krokiem szła w kierunku wskazanym przez mamę. Troszkę się bała wejść do klasy, ale wiedziała, że jeśli nie pójdzie, mama będzie na nią bardzo zła.
Podeszła, stanęła na palcach, żeby dosięgnąć do wysokiej klamki i otworzyła zielone drzwi. Weszła do klasy i nieśmiało powiedziała „Dzień dobry”.
– A dzień dobry! A Ty panno Spóźnialska, pewnie jesteś Maja Plamka, co? - zapytała wysoka Kangurzyca – nauczycielka.
– Tak, mam na imię Maja – odpowiedziała ze smutkiem w głosie. Było jej przykro, że się spóźniła, martwiła się, że tak od razu źle wypadła.
– Ale to nie szkodzi! - Powiedziała wesoło nauczycielka. - A teraz tak na początek, wszyscy się zmierzymy i usiądziemy w ławeczkach odpowiednich do naszego wzrostu, żeby każdy z nas mógł wygodnie uczyć się i bawić. Maju, chcesz być pierwsza?
– Ale to nie boli? - zapytała Maja ze strachem w głosie, bo nie wiedziała co to mierzenie znaczy.
– Nie, nic a nic. Staniesz przy naszym dinozaurze Titu do mierzenia wzrostu, a ja zapiszę to w dzienniku. Będziemy to jeszcze później powtarzać, bo w waszym wieku bardzo szybko się rośnie – oznajmiła Kangurzyca.
Maja pomyślała: „Ta szkoła wcale nie jest taka zła. I ta pani taka miła, całkiem jak ciocia Klara”. Stanęła przy dinozaurze i dowiedziała się że ma 116 centymetrów wzrostu.
– No moi kochani mali uczniowie! Proszę, ustawcie się w ciuchcię i każdy po kolei będzie podjeżdżał do Titu. A Ty Maju możesz już usiąść i poczekać na resztę kolegów i koleżanek.
Maja usiadła na jednym z krzesełek i bacznie obserwowała pozostałych uczniów – były tu myszki polne, krecik, trzy liski, jeden różowy słoń, dwa bliźniaki tygrysy, pingwin, miś koala, cztery żyrafki, jeden mały kotek, zajączek i trzy łaciate cielaczki. I nawet owieczka. Wszyscy byli bardzo weseli i z uśmiechem czekali na mierzenie. Na szczęście, nie trwało ono długo, więc po kilku minutach Kangurzyca podała dzieciom ich wzrost, razem ustawili ławeczki i krzesła w czterech rzędach i dzieci zajęły swoje miejsca. Mai przypadło miejsce koło Słonika.
– Hej Żyrafko, a Ty ile masz wzrostu? - zapytał wesoło łopocząc wielkimi uszami.
– Dokładnie 116 centymetrów – odpowiedziała Maja. Bardzo jej przypadł ten nowy kolega do gustu. Był taki miły i zabawny, a gdy stał w kolejce z innymi to rozśmieszał wszystkie dzieci, opowiadając śmieszne historie.
– Ojej, ja też! Tak się cieszę, że będę mógł z Tobą siedzieć! Zapomniałem powiedzieć, jak mam na imię. Jestem Karol i na nazwisko mam Uchaty. To dlatego, że mam takie wielkie uszy, wiesz? - mówił szybko. - Jak jest ciepło, to mogę się nimi wachlować. I Ciebie też mogę – powiedział – Ale miałaś przestraszoną minkę gdy tu weszłaś!
– Bo jeszcze nie wiem czy chcę chodzić do szkoły. Wiesz, nie można tu mruczeć Misiowych piosenek, rozmawiać i trzeba tylko siedzieć w ławce – powiedziała Żyrafka.
– Ojej! To nieprawda – zawołał oburzony Karolek – chodź, pokażę Ci jak dobrze można się bawić w szkole. Wiem, bo moja mama jest nauczycielką i czasem zabierała mnie ze sobą na lekcje. - Słonik wstał, podszedł do Kangurzycy i szepnął jej coś na ucho. Ta pokiwała głową i uśmiechnęła się. Słonik podbiegł do Mai i zawołał:
– Chodź, możemy iść zwiedzać – pobiegł szybko po krzesełko i po chwili już maszerowali razem szerokim szkolnym korytarzem.
– Zobacz, stań na tym krzesełku i wszystko zobaczysz! A jak przyłożysz ucho do drzwi to usłyszysz! - głośno wołał, instruując Żyrafkę.
– Żyrafka wdrapała się na krzesełko, wyciągnęła do góry długaśną szyję i... Bardzo się zdziwiła! Dzieci wcale nie siedziały w ławkach ze smutnymi buziami. Biegały po klasie i czegoś szukały, a piękna muzyka płynęła z magnetofonu.
– Ojej, to tutaj jest tak fajnie? -zapytała z niedowierzaniem.
– Przecież Ci mówiłem, że tak! - zawołał – ale chodź, pokażę Ci coś jeszcze – podstawił krzesełko pod kolejnymi drzwiami. Maja szybko wskoczyła na nie, zaglądnęła i przyłożyła ucho do drzwi. Wykrzyknęła:
– Karolku, oni śpiewają piosenki Misiaków!
– Nie oni jedni. My też je na pewno będziemy śpiewać. Mamy taki przedmiot, który nazywa się muzyka. Będziemy się uczyć śpiewania piosenek i grania na instrumentach – powiedział Słonik, kiwając przy tym potwierdzająco głową.
– Coraz bardziej mi się podoba w tej szkole! A powiedz... Mama mówiła, że już mnie tu nauczą nie rozlewać soku. Czy w tej szkole złoszczą się na dzieci za to, że rozlewają soki? - spytała zatroskana.
– Nie! W naszej szkole wszyscy kochają dzieci i chcą żeby czuły się tu dobrze i swobodnie. Wszystkie dzieci dużo się bawią i uczą. No powiedz sama, kim chcesz być w przyszłości? - zapytał.
– Chcę być lekarzem – odpowiedziała z dumą Maja. - Będę leczyć chore brzuszki małych zwierzaczków.
– No widzisz Żyrafko, żeby kiedyś być lekarzem, też trzeba chodzić do szkoły. To tu nauczysz się tego, jak pomagać zwierzaczkom i jak zostać lekarzem.
– Naprawdę? Nie wiedziałam. W takim razie... chcę tu przychodzić codziennie! - zawołała Maja.
– To dobrze – odpowiedział zadowolony Karolek – ale teraz już musimy wracać, bo pani Kangurzyca się zmartwi.
Gdy Słonik i Żyrafka weszli do klasy, okazało się że już przyszli rodzice odebrać małych uczniów. Maja szybko zauważyła mamę i tatę. Pobiegła do nich i zawołała:
– Mamo! Tato! Wiecie, że mogę tu śpiewać piosenki Misiaków? Chcę tu przychodzić codziennie, dzięki temu będę mądra i zostanę lekarzem! Będę mieć wielu przyjaciół.
– Bardzo się cieszymy Żyrafko – odpowiedzieli rodzice, dumni z córki – oczywiście, że będziesz tu przychodzić codziennie. A kiedy skończysz szkołę, zostaniesz wspaniałym lekarzem. Ale teraz już chodź, musimy iść do Sowiej Księgarni kupić Ci książeczki.
– Dobrze! - zawołała wesoło – Do widzenia Słoniku Karolku, do widzenia Zwierzaczki, do widzenia pani Kangurzyco! Do zobaczenia jutro!
----------------------------------------------------------------------------------------------------
Bajka została napisana z myślą o sześcioletniej dziewczynce, która we wrześniu ma pójść do szkoły i bardzo tego nie chce. Na co dzień dni spędza z opiekunką i synem sąsiadki. Bardzo chce zostać w domu. Jest wesołą dziewczynką i nie sprawia żadnych kłopotów wychowawczych.