bente pedersen
Ida nie nale偶a艂a do ludzi, kt贸rzy za艂amuj膮 si臋 z byle powodu. O tym, 偶e 偶ycie nie jest us艂ane r贸偶ami, wiedzia艂a od dawna i nauczy艂a si臋 przyjmowa膰 z podniesionym czo艂em nawet najbardziej bolesne wyroki losu.
Dawno ju偶 nie p艂aka艂a, teraz jednak 艂zy same cisn臋艂y jej si臋 do oczu.
Przemarzni臋ta, targana bezsiln膮 z艂o艣ci膮, zawiedziona, czu艂a si臋 tak, jakby wyr贸s艂 przed ni膮 mur czarnej beznadziei.
Sedolf troskliwie otuli艂 rozespanego Mikkala dodatkowym przykryciem ze sk贸ry. Szloch Idy, cho膰 starannie t艂umiony, nie pozwala艂 mu zasn膮膰.
Ida nie chcia艂a si臋 przed nim zdradzi膰 swoim smutkiem.
Zaczyna艂a p艂aka膰, dopiero kiedy zdawa艂o jej si臋, 偶e m膮偶 ju偶 艣pi...
Jego Ida. Taka skomplikowana, nieugi臋ta i dumna. Nigdy o nic nie prosi艂a, nie szuka艂a pociechy. Piekielnie uparta jak wszystkie kobiety z jej rodu.
Sedolf wysun膮艂 si臋 ostro偶nie spod futrzanego przykrycia. Mia艂 nadziej臋, 偶e ch艂opiec, kt贸rego ogrzewa艂 w艂asnym ciep艂em, nie zmarznie. Szuraj膮c, Sedolf przemkn膮艂 po suchym sianie na pos艂anie Idy. Po艂o偶y艂 si臋 przy niej i wzi膮艂 w obj臋cia wstrz膮sane szlochem cia艂o. W odpowiedzi 偶ona wtuli艂a twarz w jego pier艣, ale nawet najl偶ejszy j臋k nie wydoby艂 si臋 z jej ust.
- Nie p艂acz, male艅ka - wyszepta艂 艂agodnie i pog艂aska艂 j膮 po g艂owie os艂oni臋tej przed ch艂odem chust膮. - Przecie偶 nie zostaniemy tu na zawsze.
- Zwariuj臋 - odpowiedzia艂a po chwili z gwa艂towno艣ci膮 szalej膮cego za 艣cian膮 obory wichru, kt贸rego mro藕ne podmuchy, przenikaj膮ce przez szerokie szpary mi臋dzy deskami, odczuwali a偶 nadto dotkliwie. - Zwariuj臋, Sedolfie. Jak d艂ugo jeszcze przyjdzie nam tutaj koczowa膰?
Prze艂kn膮艂 ci臋偶ko 艣lin臋. C贸偶 mia艂 jej odpowiedzie膰? Kto mo偶e przewidzie膰, ile jeszcze potrwa ten 偶ywio艂? Rozumia艂 rozpacz Idy. Jemu te偶 minione trzy dni a偶 nadto dokuczy艂y.
- Wcze艣niej czy p贸藕niej zawierucha musi ust膮pi膰 - pocieszy艂 Id臋, ca艂uj膮c j膮 w ch艂odne czo艂o.
Nie odpowiedzia艂a, a z oczu nieprzerwanie p艂yn臋艂y jej 艂zy.
- Czuj臋 si臋 taka zgn臋biona - odezwa艂a si臋 po chwili zm臋czonym, pe艂nym rezygnacji g艂osem. - Nie spodziewa艂am si臋, 偶e b臋dzie tak trudno...
Ida sp臋dzi艂a wi臋ksz膮 cz臋艣膰 偶ycia w chacie nad fiordem. Nie raz widzia艂a wzburzone sztormem morze: zielonoszar膮 kipiel i spienione grzywy fal o brudno偶贸艂tej barwie. Nie mia艂a jednak poj臋cia, co znaczy zawieja na rozleg艂ym, zasypanym 艣niegiem p艂askowy偶u, na kt贸rym cz艂owiek nie ma si臋 gdzie ukry膰. Nigdy tego nie do艣wiadczy艂a. Poza tym nad fiordem nigdy nie panowa艂 tak siarczysty mr贸z jak tu na p贸艂nocy Finlandii w lutym.
Ida t臋skni艂a za Maj膮 i Knutem. Chcia艂a pojecha膰 do Hailuoto i spotka膰 si臋 z nimi. Umy艣li艂a sobie, 偶e najlepiej ruszy膰, p贸ki jest 艣nieg, bo saniami zaprz臋偶onymi w konia szybko dotr膮 na miejsce. Sedolf usi艂owa艂 przygotowa膰 j膮 na to, co ich czeka, ale Ida, podekscytowana, nie chcia艂a go s艂ucha膰.
Dlatego te偶 Sedolf w ko艅cu przesta艂 si臋 sprzeciwia膰.
Ju偶 dwa razy wymieniali konia, za ka偶dym razem otrzymuj膮c gorszego. Ale przecie偶 musieli posuwa膰 si臋 naprz贸d. Przed nimi ci膮gn臋艂a si臋 daleka droga na po艂udnie, nie znany, cho膰 wyra藕nie wytyczony szlak.
Zamie膰 zatrzyma艂a ich na trzy dni. Schronienie znale藕li w jednej z cha艂up stoj膮cych nieopodal granicznej rzeki. Spodziewali si臋, 偶e zostan膮 przyj臋ci tak, jak zwykle go艣ci艂 w臋drowc贸w Reijo, zw艂aszcza 偶e by艂a to jego ojczyzna.
Tymczasem gospodarze wys艂ali ich na strych nad obor膮, gdzie zwykle sypiaj膮 parobcy. Sta艂 pusty. Sedolf i Ida zap艂acili za nocleg i kupili od gospodyni troch臋 偶ywno艣ci.
Musia艂a widzie膰, 偶e podr贸偶uj膮 z ma艂ym dzieckiem, ale mimo to nie zaproponowa艂a im noclegu w chacie. Przysz艂o im si臋 wi臋c zadowoli膰 strychem w oborze, po kt贸rym hula艂 wiatr. W obawie przed po偶arem przykazano im, by w piecu palili tylko rankiem i wczesnym wieczorem.
Ida bardzo si臋 zawiod艂a, natrafiaj膮c na bezduszno艣膰 tam, gdzie spodziewa艂a si臋 ciep艂a i serdeczno艣ci. To by艂o dla niej najgorsze. Sedolf, kt贸ry spotyka艂 w swoim 偶yciu r贸偶nych ludzi, nie oczekiwa艂 zbyt wiele. Pozby艂 si臋 z艂udze艅. Wiedzia艂, 偶e po niekt贸rych nie mo偶na spodziewa膰 si臋 niczego dobrego.
- Niebawem si臋 uspokoi - stara艂 si臋 pocieszy膰 Id臋. - Zdaje si臋, 偶e wiatr ju偶 troch臋 zel偶a艂. Nie s膮dzisz? Pos艂uchaj!
Ida nastawi艂a uszu, a potem, patrz膮c na m臋偶a z pow膮tpiewaniem, potrz膮sn臋艂a g艂ow膮 i d艂oni膮 otulon膮 w r臋kawic臋 pog艂adzi艂a go po policzku.
- Taki jeste艣 dobry, Sedolfie. Chwytasz si臋 ka偶dego sposobu, byleby mnie tylko pocieszy膰.
- Pami臋taj, nie wszyscy ludzie, kt贸rych spotkamy na swej drodze, b臋d膮 tacy jak ci tutaj - szepn膮艂 Sedolf, jakby podejrzewaj膮c, 偶e pomimo paskudnej pogody sk膮pi i nie偶yczliwi gospodarze pods艂uchuj膮. - Nie os膮dzaj wszystkich tak samo! Nie wszyscy Finowie s膮 wyrachowani. Na pewno trafi膮 si臋 w艣r贸d nich ludzie go艣cinni.
Ida otar艂a policzki i zaczerwienione oczy. Wargi mia艂a zupe艂nie bia艂e.
- My艣l臋, 偶e do ko艅ca podr贸偶y pozosta艂o nam niewiele. Za jaki艣 tydzie艅 b臋dziemy na miejscu, u Mai - doda艂. - I je艣li wierzy膰 w to, co opowiada艂 Reijo, niczego nam tam nie zabraknie. Na pewno przestaniesz marzn膮膰, najesz si臋 do syta i w艂o偶ysz czyste i suche ubrania. A spa膰 b臋dziemy pod puchow膮 pierzyn膮. Czy偶 nie brzmi to zach臋caj膮co?
- Niebia艅sko - rozmarzy艂a si臋 Ida. A po chwili doda艂a: - Pewnie wspominaj膮c w贸wczas tych sk膮pc贸w i krwiopijc贸w, b臋d臋 si臋 艣mia膰...
W jej g艂osie pobrzmiewa艂y m艣ciwe tony. Ida w obliczu jawnej nieprawo艣ci nie potrafi艂a zdoby膰 si臋 na wielkoduszno艣膰. By艂 to jedyny mroczny rys jej osobowo艣ci.
- Eee, gdyby tutejsi gospodarze wiedzieli, jaka z ciebie wielka pani, na pewno odst膮piliby swoje 艂贸偶ka - za偶artowa艂 Sedolf, rozcieraj膮c jej d艂onie.
- Ich 艂贸偶ka s膮 z pewno艣ci膮 zapchlone - prychn臋艂a Ida pogardliwie. - Brzydzi艂abym si臋 tam po艂o偶y膰, a co dopiero spa膰!
- Nareszcie - u艣miechn膮艂 si臋 i poca艂owa艂 j膮. - Zn贸w przypominasz moj膮 Id臋. Ju偶 ci lepiej?
Skin臋艂a g艂ow膮 i przytuli艂a policzek do jego policzka, a potem na chwil臋 przywar艂a ca艂ym cia艂em do m臋偶a, rozkoszuj膮c si臋 jego ciep艂em.
- Ty nigdy nie tracisz animuszu, Sedolfie. Nie pojmuj臋, jak to robisz.
Wzruszy艂 ramionami.
- Ja te偶 nie, ale jakie to ma znaczenie?
- Wracaj do Mikkala - szepn臋艂a po chwili. - On jest najwa偶niejszy, musimy pilnowa膰, 偶eby nie przemarz艂.
Sedolf u艣cisn膮艂 j膮 i przeni贸s艂 si臋 na drug膮 stron臋 pos艂ania, tak by dziecko znalaz艂o si臋 po艣rodku.
Le偶a艂 ws艂uchany w odg艂osy nocy. Ida niebawem zasn臋艂a, poznawa艂 to po jej r贸wnym oddechu. Wichura tymczasem naprawd臋 z wolna traci艂a na sile. Nim Sedolfa zmorzy艂 sen, nabra艂 przekonania, 偶e jednak si臋 nie myli艂.
Ida obudzi艂a si臋 nast臋pnego ranka w zupe艂nie innym nastroju. Gdzie艣 znikn臋艂o nocne przygn臋bienie. S艂ysz膮c dolatuj膮ce z do艂u prychanie inwentarza, pomy艣la艂a nie bez goryczy, 偶e w tej n臋dznej oborze ciep艂o utrzymuj膮 zwierz臋ta, a nie lichy piec.
Ale zaraz wyrzuci艂a z serca gniew. Mroczne uczucia niczemu nie s艂u偶膮, strofowa艂a si臋 w duchu. Nie rozgrzej膮 nikogo ani nie nakarmi膮.
A jednak nie potrafi艂a ukry膰 z艂o艣ci, chocia偶 zmusi艂a si臋 do u艣miechu, zajrzawszy do chaty, by kupi膰 od gospodarzy skopek mleka, czarny chleb i suszone mi臋so.
Mo偶e gospodarze dostrzegli, 偶e patrzy na nich z wy偶szo艣ci膮, a mo偶e wyczuli w niej ten gniew i dlatego sami odnie艣li si臋 do niej niech臋tnie?
By艂a inna ni偶 przechodz膮cy t臋dy w臋drowcy.
Co prawda wraz z Sedolfem ubrali si臋 na drog臋 skromnie, 偶eby nie rzuca膰 si臋 w oczy. Wzi臋li sanie podobne do tysi臋cy innych sa艅, a i ko艅 nie przyci膮ga艂 uwagi. Nic wi臋c nie zdradza艂o ich zamo偶no艣ci. Wzd艂u偶 szlak贸w prowadz膮cych od morza do krainy las贸w i jezior napotka膰 mo偶na by艂o wszak ludzi wszelakiego autoramentu.
Ale Ida mimo to nie wygl膮da艂a na w臋drowca.
Mia艂a w sobie co艣, co zapada艂o na d艂ugo w pami臋膰. Przypomina艂a posta膰 wyj臋t膮 wprost ze 艣wiata ba艣ni. Zdawa艂a si臋 r贸wnie nierzeczywista jak huldra, kt贸ra mo偶e zwiastowa膰 zar贸wno rado艣膰, jak g艂臋bokie nieszcz臋艣cie. Jak istota, kt贸ra pozostawia po sobie niezatarty 艣lad, cho膰by tylko lekk膮 stop膮 przemkn臋艂a drog膮.
Podczas d艂ugiej podr贸偶y Mikkal nie p艂aka艂 ani nie grymasi艂. Wpatrywa艂 si臋 jedynie w Id臋 i Sedolfa swymi du偶ymi oczami. Idzie wydawa艂o si臋 to gorsze, ni偶 gdyby si臋 dar艂 wniebog艂osy. Zabra膰 dziecko na tak膮 wypraw臋 by艂o wyst臋pkiem wobec niego. A wszystko przez jej up贸r i bezmy艣lno艣膰. Przestrzegano j膮, 偶e luty nie jest dobr膮 por膮 na w臋dr贸wk臋 tym szlakiem, ale ona nie chcia艂a nikomu wierzy膰.
Sedolf nazwa艂 j膮 upart膮 i przem膮drza艂膮.
Strasznie si臋 pok艂贸cili. Chyba dopiero wtedy Sedolf pozna艂 naprawd臋, co to znaczy p艂yn膮ca w 偶y艂ach 偶ony krew Alatalo.
- Pogoda si臋 poprawi艂a - rzuci艂 Sedolf, gdy Ida wr贸ci艂a z 偶ywno艣ci膮. W jego g艂osie zabrzmia艂a ulga. - Po艣wi臋cimy jeszcze par臋 miedziak贸w, najemy si臋 do syta i ruszamy w drog臋. Od po艂udnia wypogadza si臋. Sprawdzi艂em tak na wszelki wypadek - doda艂 z u艣miechem.
Spakowanie dobytku nie zabra艂o im wiele czasu.
Odjechali, nie ogl膮daj膮c si臋 za siebie, pragn膮c jak najszybciej zapomnie膰 o dniach i nocach sp臋dzonych w n臋dznej oborze.
Wpatrywali si臋 ponad ko艅skim grzbietem w stron臋 po艂udnia...
Zima zn贸w obsypa艂a ich bezlito艣nie lodowatymi poca艂unkami, cho膰 teraz jakby mimo wszystko bardziej im sprzyja艂a. Pod wp艂ywem wiatru i mrozu pod艂o偶e stwardnia艂o na kamie艅. Wypogodzi艂o si臋. Chmury odp艂yn臋艂y gdzie艣 za horyzont i znikn臋艂y im z oczu. Niebo przybra艂o barw臋 l艣ni膮cego b艂臋kitu, mieni膮c si臋 daleko na wschodzie z艂ocist膮 po艣wiat膮. Wok贸艂 podr贸偶uj膮cych rozci膮ga艂 si臋 monotonny krajobraz spowity w biel i r贸偶ne niuanse szaro艣ci, od popielatego woalu po grafitowe odcienie, nieco tylko ja艣niejsze od barwy ska艂 w rodzimych stronach nad fiordem.
Ida przymkn臋艂a powieki i przypomnia艂a sobie list napisany zamaszystym pismem Knuta. Zna艂a go na pami臋膰. Mog艂aby powt贸rzy膰 s艂owo w s艂owo jego tre艣膰.
Zauwa偶y艂a, 偶e umieszczona na ko艅cu pro艣ba, by przyjechali, zosta艂a dopisana p贸藕niej, gdy ju偶 wysech艂 atrament w poprzednich linijkach.
Ida poczu艂a zn贸w ch艂odny ucisk gdzie艣 w okolicy 偶o艂膮dka. Tam zawsze lokowa艂 si臋 strach, w par臋 chwil przemieniaj膮c j膮 w zagubione dziecko. Pozbawia艂 j膮 si艂y i zdolno艣ci logicznego rozumowania, utrudniaj膮c rozs膮dn膮 ocen臋 sytuacji.
Ida czu艂a, 偶e znalaz艂a si臋 na nieznanym i grz膮skim gruncie.
Co艣 si臋 nie zgadza艂o. Knut wyra藕nie co艣 przed ni膮 ukrywa艂, chocia偶 z pozoru pisa艂 obszernie o wszystkim.
Dlatego te偶 Ida pod艣wiadomie l臋ka艂a si臋 przybycia na miejsce.
Mieszka艅cy Hailuoto oczekiwali wizyty, cho膰 nie zmieni艂o to rytmu ich codzienno艣ci. Zar贸wno Maja, jak i Knut, Anjo i Ailo, kt贸rzy opu艣cili Ruij臋, wiedzieli, 偶e my艣li pod膮偶aj膮 tym szlakiem znacznie szybciej ni偶 cz艂owiek.
- Chyba nie rusz膮 przed wiosennym jarmarkiem - uzna艂 Knut. - Cho膰, znaj膮c Id臋, mog臋 przypuszcza膰, 偶e nie zechce czeka膰. Na szcz臋艣cie Sedolf jest na tyle rozs膮dny, by j膮 powstrzyma膰. Tylko jemu mo偶e si臋 to uda膰.
Ailo nie zabiera艂 g艂osu. Ida nie nale偶a艂a ju偶 do niego, dlatego nigdy nie pozwoli sobie my艣le膰 o niej inaczej ni偶 jak o 偶onie Sedolfa. Ma jeszcze przed sob膮 par臋 tygodni, by przygotowa膰 si臋 na to spotkanie i obmy艣li膰 spos贸b, jak j膮 zobaczy膰, samemu pozostaj膮c w ukryciu.
Ida nie mo偶e si臋 o nim dowiedzie膰. Ma teraz swoje 偶ycie. Bez niego. I tak musi pozosta膰.
On zreszt膮 te偶 zacz膮艂 nowe 偶ycie. Bez niej. 呕ycie u boku Anny Kajsy, kt贸rej za nic na 艣wiecie nie skrzywdzi. Nawet Ida nie mo偶e go do tego nak艂oni膰.
Przygotowali si臋 starannie na to, co mia艂o si臋 zdarzy膰. Pr贸bowali si臋 zabezpieczy膰 przed wszystkim, co mog艂o ich zdradzi膰. Wszystko om贸wili. Ustalili, co powiedz膮 Idzie, jak jej to powiedz膮 i kiedy...
Nauczyli dzieci wo艂a膰 do Ailo: 鈥瀢ujku鈥. Nic poza tym. Przypuszczali zreszt膮, 偶e dzieci nie pami臋taj膮 jego imienia. Sami mi臋dzy sob膮 nazywali go 鈥濧xel鈥. W ko艅cu jako艣 m膮偶 Anny Kajsy musi si臋 nazywa膰, chocia偶 podczas odwiedzin Idy i Sedolfa mia艂 si臋 nie pokazywa膰.
Kamienny dom powinien pozosta膰 terenem zamkni臋tym. Wyt艂umacz膮 go艣ciom, 偶e Axel jest kalek膮 i nie 偶yczy sobie spotyka膰 obcych. Ailo mia艂 pozosta膰 niewidzialny.
On sam my艣la艂 o tym niech臋tnie, cho膰 r贸wnocze艣nie wzruszenie 艣ciska艂o go w gardle. To by艂o silniejsze od niego. Chwilami gorzko 偶a艂owa艂, 偶e w li艣cie Knuta zosta艂o dopisane zaproszenie, kiedy indziej zn贸w a偶 umiera艂 z niecierpliwo艣ci.
Kt贸rego艣 wieczoru Knut, Ailo i William, jak to im si臋 cz臋sto zdarza艂o, spotkali si臋 w przytulnym pokoju, kt贸ry William zwyk艂 nazywa膰 swoim biurem. Siedzieli w p贸艂mroku roz艣wietlonym p艂omykiem lampki ustawionej na w膮skim stole pod 艣cian膮 za nimi. P艂omyk ja艣nia艂 podw贸jnie, odbijaj膮c si臋 w zawieszonym nad sto艂em lustrze.
Jeszcze kilka lat temu Knut i Ailo zmru偶yliby pewnie oczy, pora偶eni przepychem otoczenia, pi臋knem i niepoj臋t膮 urod膮 licznych ozdobnych przedmiot贸w.
Teraz nawet nie drgn臋艂a im brew, takie to sta艂o si臋 dla nich zwyczajne. Nawet nie pr贸bowali zastanawia膰 si臋 nad tym, jak szybko cz艂owiek przywyka do luksusu.
- S膮dzisz, 偶e podo艂asz temu? - zapyta艂 Knut, obrzucaj膮c Ailo badawczym spojrzeniem.
- Czy podo艂am? - powt贸rzy艂 Ailo i g艂os mu si臋 za艂ama艂. Chwila jak ta by艂a niczym ukojenie. Powrotem do czasu, kiedy wszystko by艂o prawdziwe, gdy nie by艂o miejsca na przemilczenia. - My艣l臋, 偶e mnie przyjdzie to 艂atwiej ni偶 wam. To wy staniecie z Id膮 twarz膮 w twarz. Wy b臋dziecie karmi膰 j膮 k艂amstwami i p贸艂prawdami z mojego powodu. Ja b臋d臋 kry艂 si臋 w cieniu, w mroku, za moj膮 mask膮... - rzuci艂 Ailo i pogr膮偶y艂 w zamy艣leniu tak cz臋stym dla niego po wypadku. Ha艂a艣liwy m艂odzieniec przemieni艂 si臋 w pos臋pnego m臋偶czyzn臋.
Nie pojmowali, co naprawd臋 czuje. Nie mogli tego wiedzie膰. Nawet Knut, kt贸ry straci艂 ukochan膮, nie m贸g艂 zrozumie膰 g艂臋bi jego niemego smutku.
A Ailo, mimo 偶e pragn膮艂 szczerze wyzna膰 wszystko Knutowi i Williamowi, nie by艂 w stanie wyrazi膰 tego, co prze偶ywa... A przecie偶 to jego najlepsi przyjaciele. B贸l 偶adnemu z nich nie by艂 obcy. Obaj wiedzieli, ile cierpienia mo偶e przysporzy膰 mi艂o艣膰. Tylko 偶e teraz, bezgranicznie szcz臋艣liwi, 偶yli w swoim zamkni臋tym 艣wiecie. Po prostu.
Ailo nie potrafi艂 do nich dotrze膰. By艂 rozdarty sprzecznymi uczuciami. Nawet Maja go nie rozumia艂a, chocia偶 zawsze tyle ich 艂膮czy艂o.
Mia艂 s艂owa na ko艅cu j臋zyka, ale za ka偶dym razem, gdy zamierza艂 je wym贸wi膰, odkrywa艂, 偶e nic nie wyra偶aj膮. By艂y takie u艂adzone, g艂adkie z wierzchu, bez ostrych kant贸w... P艂yn臋艂y z ust, nie pozostawiaj膮c najmniejszej zadry na j臋zyku. Wypowiadaj膮c je, nie cierpia艂. Nie zawiera艂y cho膰by okruch贸w prawdy. Bo prawda oznacza艂a b贸l. Prawda rozdar艂aby go na strz臋py, zrani艂aby te偶 bliskich, kt贸rym by ow膮 prawd臋 oznajmi艂. A Ailo nie potrafi艂, nie chcia艂 nara偶a膰 tych, kt贸rych darzy艂 mi艂o艣ci膮.
A przecie偶 kocha艂 Ann臋 Kajs臋.
Dopiero teraz zrozumia艂 s艂owa, kt贸re cz臋sto, u艣miechaj膮c si臋 lekko, powtarza艂 Reijo, a kt贸re w艂a艣ciwie wysz艂y z ust Raiji, w prosty spos贸b opisuj膮c jej 偶ycie. Prawda, kt贸r膮 poj膮艂 Reijo, teraz objawi艂a si臋 Ailo.
Istnieje wiele odmian mi艂o艣ci.
Raija z podniesionym czo艂em przyjmowa艂a kolejne wyzwania. Otwiera艂a ramiona na rado艣膰. Broni艂a si臋 przed cierpieniem. Ailo dobrze pami臋ta艂 jej pogodn膮 twarz, jej weso艂y 艣miech. Pami臋ta艂 ciep艂e d艂onie, delikatne i czu艂e. Pami臋ta艂 偶ar w jej oczach, kiedy spogl膮da艂a na Mikkala, harmoni臋, jaka ich 艂膮czy艂a. Mikkal i Raija - cho膰 przeznaczeni sobie, otrzymali od losu tylko kr贸tkie chwile szcz臋艣cia, b臋d膮ce wytchnieniem w nieustannej ucieczce.
Pami臋ta艂, jak si臋 u艣miecha艂a...
Pogodzi艂a si臋 ze swym losem. Zrozumia艂a, 偶e mi艂o艣膰 bywa r贸偶na. I dla wielu ludzi sta艂a si臋 kim艣 wa偶nym. Bo przecie偶 nie on jedyny pami臋ta jej u艣miech. Raija na pewno nie raz czu艂a gorycz, ale starannie j膮 skrywa艂a. Mo偶e nawet przed sam膮 sob膮.
Zapami臋ta艂 u艣miech...
- My艣la艂em o Raiji - odezwa艂 si臋 cicho Ailo, napotkawszy spojrzenie Knuta.
Twarz Knuta zastyg艂a, mi臋艣nie twarzy napr臋偶y艂y si臋 pod g艂adk膮 sk贸r膮:
- Usi艂owa艂em j膮 sobie przypomnie膰 - ci膮gn膮艂 Ailo. - I wydoby艂em z pami臋ci 艂agodno艣膰, ciep艂o, u艣miech...
- Ja pami臋tam tylko jej plecy - odrzek艂 Knut. William nie zabiera艂 g艂osu. Wszystko zacz臋艂o si臋 od tej kobiety i ka偶da rozmowa jej dzieci sprowadza艂a si臋 do niej. Mimo 偶e dawno temu znikn臋艂a, mo偶e ju偶 umar艂a, dla nich wszystkich nadal by艂a 偶ywa, najbli偶sza.
William zapragn膮艂 spotka膰 t臋 kobiet臋.
- Ona wierzy艂a w mi艂o艣膰 - ci膮gn膮艂 Ailo zachrypni臋tym g艂osem, pogr膮偶ony we wspomnieniach. - Wierzy艂a, 偶e istnieje wiele rodzaj贸w mi艂o艣ci. Mo偶e i my powinni艣my by膰 r贸wnie otwarci? Mo偶e ona w ten spos贸b koi艂a b贸l...
- By tym wi臋kszy zada膰 innym - zauwa偶y艂 Knut, kt贸ry nie potrafi艂 my艣le膰 o matce bez goryczy. Wiele lat musia艂o up艂yn膮膰, by j膮 na sw贸j spos贸b zrozumia艂, ale nie potrafi艂 wyzby膰 si臋 ca艂kiem owej niech臋ci. Matka zawodzi艂a go przez ca艂e 偶ycie. Celowo albo wbrew swej woli. Zawsze zostawa艂 na boku, zawsze odwraca艂a si臋 od niego. Nie kocha艂a go do艣膰 mocno...
- Czy wy nigdy nie dacie jej spokojnie odej艣膰? - zapyta艂 m膮偶 Mai, o kt贸rym Ailo i Knut, pogr膮偶eni w rozmy艣laniach i rozmowie o Raiji, ca艂kiem zapomnieli.
Spojrzeli na Williama. Zn贸w byli bra膰mi, jak w贸wczas gdy w mrocznej jurcie lapo艅skiej zawarli braterstwo krwi, nacinaj膮c ostrzem no偶a sk贸r臋, podkre艣laj膮c tym samym wi臋藕, kt贸ra zawi膮za艂a si臋 mi臋dzy nimi na d艂ugo przedtem.
- Czy nigdy nie pozwolicie jej umrze膰? - powt贸rzy艂 William. - Maja tak偶e przechowuje w sobie ogromne pok艂ady goryczy. Czasami mi m贸wi, 偶e ju偶 zapomnia艂a, 偶e wybaczy艂a matce. Nawet 偶e j膮 w pewnym sensie rozumie. A potem zn贸w to do niej powraca i zn贸w wszystko si臋 w niej burzy. Ta zgryzota z偶era j膮 od 艣rodka. A wszystko dlatego, 偶e nie pozwolicie Raiji umrze膰. Przesta艅cie tak piel臋gnowa膰 wspomnienia o niej i codziennie obwinia膰 j膮 o to wszystko, co zrobi艂a w m艂odo艣ci, zanim tak naprawd臋 doros艂a. Ile mia艂e艣 lat, Knut, kiedy twoja matka znikn臋艂a? Pi臋膰, sze艣膰? A ona? Ko艂o dwudziestu, prawda?
Knut przytakn膮艂.
- A wi臋c jeste艣 teraz starszy ni偶 ona w贸wczas - ci膮gn膮艂 William z w艂a艣ciwym sobie spokojem. Cho膰 mo偶e nie powinno go to obchodzi膰, chcia艂 w ko艅cu pogrzeba膰 kobiet臋, kt贸ra by艂aby jego te艣ciow膮. Wiedzia艂, 偶e dop贸ki wci膮偶 wkrada si臋 do ich 偶ycia, dop贸ty Maja nie poczuje si臋 prawdziwie wolna.
- Przecie偶 i ty nie zawsze post臋powa艂e艣 w艂a艣ciwie, Knut. Nie wszystkie twoje czyny zyska艂yby uznanie w oczach twoich dzieci - m贸wi艂 William, mru偶膮c oczy. - Ailo wspomina艂 mi to i owo. Na pewno s膮 sprawy, kt贸re najch臋tniej ukry艂by艣 przed Karlem i Ail膮, prawda?
Knut kiwn膮艂 g艂ow膮, przypominaj膮c sobie chwil臋, kiedy razem z Heino i Ailo zad藕gali cz艂owieka...
- Wyobra藕 sobie wi臋c, jak by to by艂o, gdyby twoje w艂asne dzieci pot臋pi艂y ci臋 za to...
- To nie to samo - odpowiedzia艂 Knut d藕wi臋cznym g艂osem, wstaj膮c z krzes艂a. Wszystko w nim protestowa艂o przeciwko takiemu por贸wnaniu. Odwr贸ci艂 si臋 plecami do swych towarzyszy. Ods艂oni艂 zas艂on臋 w oknie i zapatrzy艂 si臋 w mrok. Przed oczami przesun臋艂o si臋 mu cale 偶ycie. - Nigdy tego nie zrozumiesz, Williamie - rzek艂 cicho po chwili. - Cho膰by艣 nie wiem ile opowie艣ci o niej us艂ysza艂, nie zdo艂asz nigdy tego poj膮膰. Zreszt膮 my wszyscy jeste艣my bardzo rozdarci w swoich uczuciach. Nigdy nie prze偶y艂e艣 tego, 偶e kto艣, kto powinien by膰 ci najbli偶szy, zdradzi艂 ci臋 i porzuci艂. Najbli偶sz膮 rodzin膮 dla mnie jest Reijo, z kt贸rym nawet nie jestem spokrewniony. On jest ojcem Idy, nie moim. To znaczy nie jest moim rodzonym ojcem, a jednak gdy padaj膮 s艂owa: 鈥瀘jciec, rodzice, rodzina鈥, to on przychodzi mi na my艣l. Jej nigdy tak naprawd臋 przy mnie nie by艂o. Bo nawet gdy by艂a obecna fizycznie, inni wydawali si臋 dla niej wa偶niejsi. A mimo to jaka艣 cz臋艣膰 mnie j膮 kocha. I nie potrafi臋 si臋 z tym pogodzi膰...
- Trudno nam pozwoli膰 jej umrze膰 - doda艂 Ailo wyja艣niaj膮co. - W艂a艣ciwie to Raija nas wszystkich ze sob膮 wi膮偶e. Bez niej nie byliby艣my tacy, jacy jeste艣my. Mo偶e to i lepiej, 偶e takich jak ona nie spotyka si臋 cz臋sto?
William ich nie rozumia艂. Nigdy dot膮d nie my艣la艂 o tym, 偶e wywodz膮 si臋 zupe艂nie z innego 艣wiata. Teraz jednak u艣wiadomi艂 sobie z ca艂膮 ostro艣ci膮, 偶e dorastali w zupe艂nie innym kraju, w innych kulturach, 偶e przynale偶eli do r贸偶nych warstw spo艂ecznych.
Nie by艂 to w艂a艣ciwy moment, by opowiedzie膰, 偶e i on zosta艂 zdradzony w dzieci艅stwie, podobnie jak inni jego r贸wie艣nicy. Wprawdzie wszyscy mieli oboje rodzic贸w, ale wi臋kszo艣膰 z nich nigdy tak naprawd臋 nie zna艂a swoich ojc贸w, a dla wielu i matka nie by艂a kim艣 bliskim.
Ojciec Williama w艂a艣ciwie nie okazywa艂 偶adnego zainteresowania synowi. Dopiero gdy ch艂opiec uko艅czy艂 osiem czy dziewi臋膰 lat, uzna艂, 偶e nadesz艂a pora, by uczyni膰 z niego m臋偶czyzn臋, godnego spadkobierc臋. William nie pami臋ta艂, by ojciec kiedykolwiek wzi膮艂 go na kolana czy nosi艂 na r臋kach. Nie potrafi艂 nawet sobie wyobrazi膰, 偶e ojciec przytula go albo g艂aszcze po twarzy.
Ale tak zachowywali si臋 wszyscy m臋偶czy藕ni w kr臋gach, z kt贸rych si臋 wywodzi艂. Chyba nie on jeden pragn膮艂 zbli偶y膰 si臋 do w艂asnego ojca, pozna膰 go lepiej. Nie tylko on czul si臋 odrzucony.
Ale o tym si臋 nie rozmawia艂o. Nigdy nie wyrazi艂 tego na g艂os. Nawet w my艣lach z trudem przychodzi艂o mu to uj膮膰 w s艂owa. Dopiero gdy w jego 偶yciu pojawi艂a si臋 Maja, u艣wiadomi艂 sobie, 偶e gdyby potrafi艂 nazwa膰 t艂umione przez lata uczucia, pozwoli艂oby to jemu samemu wiele zrozumie膰. Tym bardziej 偶e jego problemy zdawa艂y si臋 niczym w por贸wnaniu z problemami Mai.
C贸rka Raiji wiele go nauczy艂a.
- Spo艣r贸d nas Ida jest najbardziej zr贸wnowa偶ona - powiedzia艂 Knut, u艣miechaj膮c si臋 p贸艂g臋bkiem. - Mo偶e dlatego, 偶e jest bardzo podobna do mamy, a r贸wnocze艣nie mia艂a to szcz臋艣cie, 偶e jej ojcem jest Reijo. Rodzonym ojcem, wi臋c chyba co艣 po nim odziedziczy艂a...
- I tak kr膮g si臋 zamyka - rzek艂 Ailo. - Zn贸w wr贸cili艣my do Idy.
Uda艂o mu si臋 wypowiedzie膰 jej imi臋 i nie 艣cisn臋艂o go w gardle. Unikn膮艂 te偶 tonu, w kt贸rym pobrzmiewa艂aby mi艂o艣膰.
- Kiedy Ida tu przyjedzie, poradz臋 sobie. Sprostam tej pr贸bie. Chc臋 zobaczy膰 mojego syna. O to tak naprawd臋 mi chodzi.
Uda艂o mu si臋 wytrzyma膰 wzrok przyjaci贸艂. Nie umkn膮艂 przed pe艂nym pow膮tpiewania spojrzeniem Knuta i badawczym wzrokiem Williama. By艂 taki wiarygodny, 偶e niemal ich przekona艂. Przez chwil臋 zawstydzili si臋 nawet w duchu, 偶e mu nie dowierzali.
- Mikkal to moje jedyne dziecko, wi臋cej ich mie膰 nie b臋d臋. Wy obaj jeste艣cie ojcami, wi臋c powinni艣cie mnie zrozumie膰. Nigdy nie pojad臋 do Ruiji, moja stopa wi臋cej nie postanie w Varanger ani w Lyngen. Ailo syn Mikkala umar艂 i pewnie ju偶 zosta艂 zapomniany w tamtych stronach. Ale trawi mnie pragnienie, 偶eby zobaczy膰 w艂asnego syna. Jeden jedyny raz w 偶yciu. Podo艂am tej pr贸bie. Ujawniaj膮c si臋, zniszczy艂bym 偶ycie Idy, Sedolfa, Anny Kajsy, swoje...
Zamilk艂 i wi臋cej si臋 nie odezwa艂.
Pokiwali g艂owami, cho膰 tak naprawd臋 nie czuli si臋 do ko艅ca przekonani. William przypomnia艂 sobie s艂owa Mai, gdy zosta艂 napisany list. Powiedzia艂a w贸wczas po cichu tak, 偶eby Ailo nie s艂ysza艂:
- To si臋 musi sko艅czy膰 katastrof膮!
P艂ozy sa艅 pozostawia艂y w 艣niegu g艂臋bokie 艣lady. Martwi艂o to zar贸wno Id臋, jak i Sedolfa,. ale na szcz臋艣cie jak dot膮d nikt nie zwr贸ci艂 na to uwagi.
Dotarli ju偶 daleko na po艂udnie, powoli zbli偶ali si臋 do celu. Zima nadal by艂a mro藕na i ma艂o 艂askawa.
Wie藕li ze sob膮 drewniane s艂upki i do艣膰 sk贸r, by postawi膰 prowizoryczny namiot. W ostatnim czasie bardzo im si臋 przyda艂y, bo Ida po przymusowym postoju u niego艣cinnych gospodarzy podczas zamieci nabra艂a zrozumia艂ej niech臋ci, by szuka膰 noclegu u obcych ludzi. Nie chcia艂a zn贸w prze偶ywa膰 takiego upokorzenia.
Co wiecz贸r wy艂adowywali wi臋c sanie. Zdejmowali ci臋偶k膮 skrzynk臋, kt贸rej zawarto艣膰 mog艂aby zaspokoi膰 marzenia niejednego biedaka w stronach, ku kt贸rym zmierzali.
Na szcz臋艣cie nikt nie wiedzia艂, co ze sob膮 wioz膮. Tak偶e z tego powodu woleli nocowa膰 w namiocie.
Ale mr贸z i przygodni w臋drowcy dokuczali im mniej ni偶 atakuj膮ce ich z coraz wi臋ksz膮 si艂膮 przygn臋bienie.
- Ci膮gle to samo i to samo - skar偶y艂a si臋 Ida, kt贸ra nie s膮dzi艂a, 偶e podr贸偶 zabierze im tyle czasu. Zawsze taka dzielna i wytrzyma艂a, teraz zupe艂nie opad艂a z si艂. - Chyba do 艣rodkowej Finlandii jest niewiele dalej ni偶 z Lyngen na p贸艂noc. Wydaje mi si臋 jednak, 偶e ta podr贸偶 trwa wieczno艣膰. Mam wra偶enie, 偶e nigdy nie dotrzemy do celu...
Sedolf napotka艂 jej spojrzenie i uspokoi艂 j膮: - Na p贸艂noc jechali艣my u pocz膮tku lata, pogoda nam sprzyja艂a, by艂o nas troje doros艂ych. Zrozumia艂e wi臋c, 偶e nie odczuwali艣my tak dotkliwie trud贸w wyprawy. Dobrze o tym wiesz, kochanie. Ale jeszcze troch臋 cierpliwo艣ci, z pewno艣ci膮 ju偶 nie jest daleko. Mo偶e tydzie艅, dwa...
Ida zapatrzy艂a si臋 w p艂omyki pal膮cego si臋 u jej st贸p ognia. Dla niej tydzie艅 lub dwa w tych okoliczno艣ciach oznacza艂y wieczno艣膰. Dzie艅 po dniu przemierzali bezkresny p艂askowy偶. Krajobraz by艂 taki monotonny, miejsca, kt贸re mijali, tak podobne do siebie, 偶e czasem zastanawia艂a si臋, czy nie kr膮偶膮 w k贸艂ko. Gdyby nie s艂o艅ce wskazuj膮ce im kierunek, ju偶 dawno straci艂aby pewno艣膰, czy rzeczywi艣cie pod膮偶aj膮 na po艂udnie, oddalaj膮c si臋 coraz bardziej od ojczystej Ruiji.
Przeje偶d偶ali przez sosnowe lasy porastaj膮ce powierzchnie odpowiadaj膮ce nieraz kilku osadom. Mi臋dzy strzelistymi pniami tworzy艂 si臋 a偶ur, pozwalaj膮cy patrze膰 na wylot. Skute lodem jeziora pokrywa艂a gruba warstwa 艣niegu. Mijali chaty z drewnianych bali, otoczone uprawn膮 ziemi膮. Gdzieniegdzie zagrody oddziela艂 jedynie sp艂achetek ziemi, w innym miejscu pola ci膮gn臋艂y si臋 po horyzont. Tak si臋 objawia艂a r贸偶nica pomi臋dzy biedot膮 a bogatymi.
Przypomnia艂 jej si臋 ojciec, kt贸ry opowiada艂 cz臋sto o swojej ojczy藕nie. Jego klarowne zielone oczy 艂agodnia艂y w贸wczas i przybiera艂y wyraz rozmarzenia. Teraz, przygl膮daj膮c si臋 z bliska Finlandii, Ida z sentymentem my艣la艂a o swojej rodzinnej ziemi, o kamienistym wybrze偶u i wyrastaj膮cych wprost z wody, pn膮cych si臋 ku niebu skalistych szczytach. Potrzebowa艂a czego艣, o co mog艂aby zahaczy膰 wzrok, nie przywyk艂a do bezkresu. T臋skni艂a za swoim rodzimym fiordem...
- Mikkal 艂atwiej si臋 przystosowa艂 do nowych warunk贸w ni偶 ty - powiedzia艂 Sedolf, zerkaj膮c po艣piesznie na 艣pi膮ce dziecko, a kiedy zn贸w spojrza艂 na Id臋, w jego oczach pojawi艂o si臋 jeszcze wi臋cej czu艂o艣ci.
W jurcie troch臋 wia艂o, ale nie marzli tak bardzo.
- Narzekam, poniewa偶 jestem przemoczona, brudna i ci膮gle mi zimno - odpar艂a Ida, podci膮gn膮wszy kolana pod brod臋. - A tych trzech rzeczy nie znosz臋. Gdyby mama by艂a podobna do mnie, pozosta艂aby w Tornedalen...
- To by艂y inne czasy... Sedolf, mimo 偶e nigdy nie spotka艂 matki Idy, zawsze got贸w by艂 jej broni膰, czego Ida nie mog艂a zrozumie膰.
Ogie艅 rozgrza艂 jej stopy i stopniowo ciep艂o rozesz艂o si臋 po ca艂ym ciele a偶 po koniuszki palc贸w u r膮k. Mimo to Ida przysun臋艂a si臋 do m臋偶a i wtuli艂a w jego ramiona, udaj膮c, 偶e nadal marznie. Tak jakby kiedykolwiek musia艂a ucieka膰 si臋 do wybieg贸w, by j膮 przygarn膮艂. Mi臋dzy nimi panowa艂o niezwyk艂e zrozumienie. Wystarczy艂o, 偶e jedno t臋skni艂o za blisko艣ci膮, by drugie ch臋tnie spe艂nia艂o to pragnienie. Bo za najwi臋ksz膮 rado艣膰 uwa偶ali uszcz臋艣liwianie ukochanej osoby.
W oczach Sedolfa zapali艂 si臋 osobliwy b艂ysk. Ida pod艣miewa艂a si臋 z niego, 偶e ma wyj膮tkowe mniemanie o sobie. Ale mawia艂a to 偶artobliwie, tak 偶e nie czul si臋 ura偶ony. Bo tak naprawd臋, kiedy j膮 obejmowa艂, w jego spojrzeniu dostrzega艂a przede wszystkim czu艂o艣膰. Wiedzia艂a, 偶e na nikogo innego tak nie patrzy, a je艣li si臋 mu zdarzy艂o, to w przesz艂o艣ci. Wybrali siebie na przek贸r zdrowemu rozs膮dkowi i przestrogom. Zawi膮za艂a si臋 pomi臋dzy nimi przyja藕艅, kt贸ra potem przerodzi艂a si臋 w p艂omienn膮 mi艂o艣膰. Gdyby Sedolf straci艂 Id臋 lub ona jego, straciliby oparcie w 偶yciu. Nie potrafili sobie tego wyobrazi膰.
Rozczesywa艂 palcami jej w艂osy, kt贸re rozpu艣ci艂a na noc, bo g艂owa bola艂a j膮, gdy przez ca艂y dzie艅 mia艂a je ciasno upi臋te w kok. Zwykle nosi艂a je przecie偶 rozpuszczone albo plot艂a w lu藕ny warkocz, ale takie uczesanie nie nadawa艂o si臋 na podr贸偶.
- Chcia艂abym mie膰 z tob膮 dziecko, Sedolfie - odezwa艂a si臋 Ida rozmarzona. - Syna podobnego do ciebie, kt贸ry mia艂by twoje oczy i by艂 obdarzony takim samym urokiem. Kt贸ry ju偶 od ko艂yski jednym u艣miechem podbija艂by wszystkie serca...
- Ca艂a ty - przerwa艂 jej Sedolf sucho. - My艣lisz o dziecku, kiedy jeszcze nie dotarli艣my do celu. Nie zapominaj, kochanie, 偶e przed nami potem jeszcze droga powrotna, kt贸ra nie b臋dzie ani odrobin臋 kr贸tsza! Nie chcia艂bym jej przemierza膰 z brzemienn膮 kobiet膮, nawet je艣li oczekiwa艂aby mojego dziecka. Chyba bym umar艂 ze strachu! Nie zamierzam ryzykowa膰.
Leciutko musn膮艂 wargami jej czo艂o i mocniej przygarn膮! do siebie.
Jego odmow臋 przyj臋艂a ze 艣miechem.
- S艂ysza艂am, 偶e kobiety uciekaj膮 si臋 do przer贸偶nych wym贸wek, 偶eby wy艂ga膰 si臋 od mi艂osnego aktu - 偶artowa艂a. - Ale 偶eby m臋偶czyzna odmawia艂, to dla mnie nowo艣膰. Najgorsze, 偶e nie mam o tym komu powiedzie膰. W naszych stronach nikt by mi nie uwierzy艂...
- Zapewniam ci臋, kochanie, 偶e to nie jest trwa艂e postanowienie - powiedzia艂 Sedolf, przyciskaj膮c gor膮ce wargi do jej policzka, a jego cichy 艣miech po艂膮czy艂 si臋 z jej 艣miechem.
Obejmowa艂 j膮 mocno, ale nie przesun膮艂 r臋ki, jakby w obawie, 偶e nie dotrzyma przyrzeczenia.
- Prze艣laduje mnie dziwne uczucie... - zacz臋艂a Ida, ale zaraz poprawi艂a si臋: - ...doznanie...
- W twoim rodzie ka偶dy poczytuje sobie za punkt honoru, by doznawa膰 dziwnych uczu膰 - u艣miechn膮艂 si臋 Sedolf dobrodusznie. - Uprzedzam ci臋 jednak, Ido, 偶e nie zawr贸c臋 z drogi z tego powodu. Nie teraz, kiedy dotarli艣my ju偶 tak blisko.
- 艢ni mi si臋 ptak, Sedolfie... Popatrzy艂 na ni膮 przenikliwie, uwa偶nie badaj膮c j膮 spojrzeniem. Pragn膮艂 ochroni膰 j膮 przed nieznanym niebezpiecze艅stwem, kt贸re czai艂o si臋 nie wiadomo gdzie.
- Nie m贸wi艂a艣 o tym wcze艣niej. Ida pokr臋ci艂a g艂ow膮.
- To tylko sen. To znaczy sen, kt贸ry 艣ni艂 mi si臋 ju偶 wielokrotnie.
- Sny odzwierciedlaj膮 my艣li, kt贸re nosisz w sobie - t艂umaczy艂 Sedolf. - S膮dz臋, 偶e to nic niepokoj膮cego. Przera偶a ci臋 to, bo we 艣nie tracisz nad nimi kontrol臋 i nie mo偶esz si臋 przed tym obroni膰.
Ida w艂a艣ciwie nie zamierza艂a opowiada膰 o swoim 艣nie. S艂owa wymkn臋艂y jej si臋 same, bo nigdy niczego z Sedolfem przed sob膮 nie ukrywali.
- Siedz臋 w domu ze szk艂a - zacz臋艂a - a ptak nadlatuje i siada na dachu. Jest ca艂y ze z艂ota, ale to 偶ywy ptak, du偶y, podobny do kruka. Ma takie m膮dre oczy. Czarne, b艂yszcz膮ce jak guziki. Patrzy na mnie i potrz膮sa g艂ow膮, i sprawia wra偶enie, 偶e rozumie moje my艣li. A ja siedz臋 przera偶ona. Za ka偶dym razem jest tak samo. Wok贸艂 mnie kwitn膮 kwiaty, ja jednak marzn臋, chocia偶 musi by膰 tam ciep艂o, skoro rosn膮 kwiaty. A kiedy ptak wzbija si臋 do lotu, czuj臋, 偶e musz臋 ruszy膰 za nim. Z艂oty ptak chce mi co艣 powiedzie膰, Sedolfie. Pod膮偶am za nim...
- W tym miejscu sen si臋 urywa?
- Nie zawsze. Ida zamilk艂a na moment. Byli z Sedolfem sobie tacy bliscy. Opowiedzie膰 mu o tym, to tak jakby wypowiedzie膰 na g艂os w艂asne my艣li.
- Ostatnio sen nie urwa艂 si臋 w tym miejscu. Spojrza艂am w g贸r臋, zobaczy艂am niebo i ptaka, kt贸ry bezszelestnie frun膮艂 w powietrzu tu偶 nad moj膮 g艂ow膮. Wtedy zorientowa艂am si臋, 偶e dom nie ma dachu. Ale przecie偶 to nie mo偶e by膰 prawdziwy dom, prawda? Ca艂y ze szk艂a...
Ida wykrzywi艂a twarz, prze艂kn臋艂a 艣lin臋 i powoli m贸wi艂a dalej:
- Id臋 za ptakiem. Nie widz臋 nic pr贸cz niego. Nie wiem, co znajduje si臋 wok贸艂 mnie. On leci nade mn膮. Jego skrzyd艂a i cia艂o l艣ni膮. O艣lepia mnie swym blaskiem, tak jakby specjalnie, 偶ebym nie wiedzia艂a, dok膮d mnie wiedzie. Wszystko jest takie nierzeczywiste, ale co艣 w 艣rodku mi m贸wi, 偶e nie 艣ni臋, 偶e to dzieje si臋 naprawd臋. 鈥濼o nie sen鈥, my艣l臋 w samym 艣rodku tego snu, Sedolfie. I wtedy ptak znika. Nie wiem gdzie, po prostu znika. A na mnie czeka Ailo...
- To okropne straci膰 kogo艣 w taki niewyja艣niony spos贸b, jak ty straci艂a艣 Ailo - powiedzia艂 Sedolf.
Nic nie odrzek艂a, ale poczu艂a wdzi臋czno艣膰 dla Sedolfa, 偶e nie zapyta艂, czy go naprawd臋 kocha. Sprawi艂by jej tym zaw贸d.
- Mam nadziej臋, 偶e zdo艂asz si臋 z tym upora膰 - westchn膮艂 przej臋ty, obdarzaj膮c j膮 swym ciep艂em. Pragn膮艂, by poczu艂a si臋 bezpiecznie. Musia艂 j膮 przekona膰, 偶e nie jest samotna, 偶e ta sprawa w r贸wnym stopniu dotyczy jego.
Tyle ju偶 w 偶yciu wycierpia艂a.
- Czy to przez ten dziwny sen nie k艂adziesz si臋 spa膰?
Potwierdzi艂a lekkim skinieniem g艂owy.
Rzeczywi艣cie odwleka艂a ten moment i k艂ad艂a si臋 dopiero, gdy by艂a ju偶 艣miertelnie zm臋czona. W贸wczas zasypia艂a jak kamie艅. Nie m臋czy艂y jej koszmary, nie budzi艂a si臋 zlana potem.
Sedolf uca艂owa艂 j膮 jeszcze czulej i potrz膮sn膮艂 g艂ow膮 zmartwiony, bo serdecznie jej wsp贸艂czu艂.
- Je艣li mnie potrzebujesz, jestem tu przecie偶 - powiedzia艂 cicho. - Nawet gdy chodzi tylko o sen. Wydawa艂o mi si臋, 偶e to oczywiste, Ido. Gdyby艣 si臋 obudzi艂a w nocy i r贸偶ne takie my艣li nie pozwala艂y ci zasn膮膰, potrz膮艣nij mn膮. Moje ramiona s膮 stworzone do tego, by ci臋 obejmowa膰, kochana.
Popatrzy艂 na ni膮, na zmarszczone brwi, uparte spojrzenie oczu o barwie br膮zowozielonej, na wysuni臋ty do przodu podbr贸dek, wyprostowany dumnie kark i pomy艣la艂, jak myl膮ce mo偶e si臋 okaza膰 pierwsze wra偶enie.
- Ale zdaje si臋, 偶e poradzisz sobie z tym sama, prawda?
Odpowiedzia艂a mu niewinnym u艣miechem. W jej oczach pojawi艂a si臋 wdzi臋czno艣膰 za to, 偶e zaakceptowa艂 tak偶e t臋 stron臋 jej osobowo艣ci i odnosi艂 si臋 do艅 z szacunkiem, nawet je艣li nie wszystko do ko艅ca pojmowa艂.
- Pami臋taj! Nawet najsilniejsi nie zawsze krocz膮 samotnie - powiedzia艂 艂agodnie, a po chwili doda艂 zrezygnowany: - Tylko 偶e ty pewnie si臋 nigdy tego nie nauczysz...
Tej nocy Idzie si臋 nic nie 艣ni艂o.
O brzasku pojawili si臋 w臋drowcy. Ida z Sedolfem zwykle nie zrywali si臋 tak wcze艣nie, g艂贸wnie z powodu Mikkala. 呕al im by艂o budzi膰 dziecko i wyjmowa膰 spod ciep艂ego futra wprost na trzaskaj膮cy mr贸z. Mikkal by艂 dla nich najwa偶niejszy.
Us艂yszawszy g艂osy ludzi, prychanie konia i ci臋偶ki odg艂os kopyt, Sedolf zerwa艂 si臋 na r贸wne nogi. Wychodz膮c z namiotu, za艂o偶y艂 czapk臋. Ida wystawi艂a przez otw贸r jurty go艂膮 g艂ow臋 wprost na wiatr. Na biodrze opar艂a dziecko, kt贸re po艣piesznie zawin臋艂a szalem.
Cz艂owiek, kt贸ry zbli偶y艂 si臋 do nich, mia艂 pooran膮 bruzdami twarz. Wygl膮da艂 na przewodnika grupy. Spod czapki wystawa艂y mu siwe w艂osy. Ubrany by艂 w lu藕ne okrycie z wilczych sk贸r si臋gaj膮ce po kolana. Pozdrowi艂 ich po fi艅sku.
Sedolf z czasem nauczy艂 si臋 troch臋 rozumie膰 t臋 mow臋, ale nie potrafi艂 m贸wi膰 p艂ynnie. Odpowiedzia艂a wi臋c Ida.
- Mo偶ecie przy艂膮czy膰 si臋 do nas - zagadn膮艂 m臋偶czyzna pogodnie. - Bezpieczniej w臋drowa膰 w gromadzie. Teraz, gdy zbli偶a si臋 pora jarmarku, pe艂no wsz臋dzie ho艂oty. Jedziemy do Jykea. Troch臋 jeste艣my sp贸藕nieni, ale powinni艣my dotrze膰 tam, zanim sko艅czy si臋 targ. Sprzedamy to i owo i zakupimy troch臋 ryb.
Ida u艣miechn臋艂a si臋, ale nie uczyni艂a zapraszaj膮cego gestu. Bez sensu by艂oby op贸藕nia膰 t臋 grup臋, poza tym nie mia艂a odwagi wpuszcza膰 do 艣rodka nieznajomych. Co prawda przykry艂a skrzyni臋 niedbale sk贸rami, nim wysz艂a z namiotu, ale ostro偶no艣ci nigdy nie za wiele.
- Podr贸偶ujemy z dzieckiem - wyja艣ni艂a. - Dlatego wolimy jecha膰 sami.
M臋偶czyzna zmru偶y艂 oczy. Pozna艂, 偶e dziewczyna dawno nie rozmawia艂a po fi艅sku. Niekt贸re s艂owa brzmia艂y troch臋 staro艣wiecko nawet w jego uszach, cho膰 nie by艂 przecie偶 m艂odzikiem. M贸wi艂a dialektem u偶ywanym w Tornedalen w dawnych czasach.
- No, a poza tym jedziemy w przeciwnym kierunku - doda艂a Ida, domy艣laj膮c si臋, co oznacza zmarszczone czo艂o i badawczy wzrok. Nie chcia艂a wzbudza膰 zbytniego zainteresowania.
Twarz m臋偶czyzny, w kt贸rej czai艂o si臋 pytanie, rozp艂yn臋艂a si臋 w u艣miechu. Za艣mia艂 si臋 tubalnie, przyt艂aczaj膮c, jak on sam, otwarty bia艂y pejza偶.
- W przeciwnym? - zapyta艂 w przerwach mi臋dzy wybuchami 艣miechu. - A po co, u diabla, jecha膰 w przeciwn膮 stron臋? Chyba nie jeste艣cie Finami?
Sedolf pokr臋ci艂 g艂ow膮.
- Pochodzimy z Jykea - odpar艂a Ida. - A w pobli偶u Oulu mamy rodzin臋. Czy to daleko st膮d?
- Wieczorem zobaczycie Zatok臋 Botnick膮 - zapewni! ich m臋偶czyzna. - Jeszcze dobry dzie艅 drogi. Przy odrobinie szcz臋艣cia, je艣li wyd艂u偶ycie dzienne odcinki, za trzy, cztery dni b臋dziecie na miejscu. - I nadal, kiwaj膮c g艂ow膮 z niedowierzaniem, powtarza艂: - Jecha膰 do Finlandii, mieszkaj膮c w Jykea, nad fiordem, w kt贸rym roi si臋 od ryb! Te偶 mi co艣! Zamierzacie si臋 osiedli膰 w Finlandii?
Ida zapewni艂a, 偶e nie maj膮 takich plan贸w.
- Mam siostr臋 i brata w tych stronach, a nie tak cz臋sto zdarza si臋 okazja, by si臋 spotka膰. Raz w 偶yciu powinno si臋 odby膰 t臋 podr贸偶.
M臋偶czyzna wpatrywa艂 si臋 w Id臋 zaintrygowany.
- Kogo艣 mi przypominasz - powiedzia艂 z oci膮ganiem. Ida spodziewa艂a si臋 us艂ysze膰, 偶e znal jej matk臋. 呕e i w tych stronach pami臋taj膮 Raij臋.
- Pochodzisz z Jykea, m贸wisz po fi艅sku... Czy tw贸j ojciec czasem nie nazywa si臋 Reijo Kesaniemi?
Ida pokiwa艂a g艂ow膮.
- Tak, powinienem od razu pozna膰. Po oczach! - za艣mia艂 si臋. I dopiero teraz zdj膮艂 r臋kawic臋 i poda艂 jej r臋k臋. - Paava Aapajoki. Tak... Reijo spotykam na ka偶dym jarmarku ju偶 od wielu lat. U偶ycza艂 mi te偶 noclegu. Ale ty pewnie nie pami臋tasz, musisz by膰 ta najm艂odsza... Ida przytakn臋艂a.
- Tak, jak mog艂em nie pami臋ta膰 tych rudych w艂os贸w - u艣miechn膮艂 si臋.
Kr臋cone w艂osy Idy szarpane podmuchami wiatru opada艂y jej na twarz, ale nie mog艂a ich odgarn膮膰, gdy偶 mia艂a zaj臋te obie r臋ce.
- A wi臋c twoja siostra i brat przenie艣li si臋 do Finlandii. Ale zdaje si臋, 偶e by艂o was czworo?
- Tak, wszyscy poza mn膮 wyjechali do Finlandii, ale tylko Maja i Knut osiedlili si臋 tu na p贸艂nocy.
- Maja? - zapyta艂 i zn贸w go ol艣ni艂o. - Pani na Hailuoto? - powt贸rzy艂 zdumiony. - Nie powiesz mi, 偶e twoja siostra wysz艂a za m膮偶 za syna starego Runefelta?
Ida przytakn臋艂a.
- A niech to, ten Reijo! - wyrwa艂o si臋 Finowi, jakby to by艂o zas艂ug膮 Reijo. - Ju偶 ja go wezm臋 na spytki, kiedy si臋 spotkamy - zako艅czy艂 stanowczo.
- O, to nie wszystko! - u艣miechn臋艂a si臋 Ida - Tata o偶eni艂 si臋 ponownie. Ja ju偶 nie jestem najm艂odszym jego dzieckiem. W porze 艣wi膮t urodzi艂 mu si臋 syn.
M臋偶czyzna a偶 otworzy艂 usta ze zdumienia.
- W jego wieku? - rzek艂 i za艣mia艂 si臋 zn贸w tubalnie, a potem zni偶y艂 g艂os i powiedzia艂: - Radzi艂bym wam nie rozpowiada膰 o krewnych, p贸ki nie dojedziecie do Oulu. Dopiero tam mo偶ecie wyjawi膰, 偶e udajecie si臋 na wysp臋. M膮偶 twojej siostry wpl膮tany by艂 w r贸偶ne sprawy. Musia艂 ucieka膰 za granic臋. D艂ugo go nie by艂o... Poza tym niebezpiecznie chwali膰 si臋 bogatymi krewnymi. S膮 tacy, kt贸rzy nie cofn膮 si臋 przed niczym, 偶eby zdoby膰 troch臋 grosza.
Popatrzy艂 znacz膮co na ch艂opca.
Ida i Sedolf zrozumieli, co mia艂 na my艣li.
- Jeste艣my prostymi lud藕mi, ale wiemy, 偶e nale偶y zachowa膰 ostro偶no艣膰 - odezwa艂a si臋 Ida, obrzucaj膮c Fina spojrzeniem stanowczym jak spojrzenie jej ojca. - Maja nas oczekuje. Chcemy jak najszybciej tam dotrze膰.
- Dobrze, 偶e macie si臋 na baczno艣ci. Wielka szkoda, 偶e nie jedziemy w tym samym kierunku, bo dla mnie, dziewcz臋, jeste艣 jak rodzina. Jak ci臋 zw膮?
Ida powt贸rzy艂a, przedstawi艂a te偶 Sedolfa. W膮tpi艂a, czy Fin zapami臋ta jego imi臋, bo z trudem je wym贸wi艂.
Po偶egnali si臋 i grupa w臋drowc贸w pod膮偶y艂a na p贸艂noc. Sedolf i Ida nie czekali, a偶 strac膮 ich z oczu, a偶 rozmyj膮 si臋 w bieli, tak jak znika艂y pozostawione przez nich 艣lady, i tak偶e przygotowali si臋 do drogi.
- A wi臋c jeste艣my ju偶 niedaleko - odezwa艂 si臋 Sedolf, napotykaj膮c spojrzenie Idy. Jego spok贸j udzieli艂 si臋 te偶 jej, cho膰 nie pozby艂a si臋 ca艂kiem napi臋cia, jakie odczuwa艂a. Ida ju偶 taka by艂a. Bardziej kierowa艂a si臋 emocjami ni偶 rozumem.
Tego dnia ujrzeli Zatok臋 Botnick膮. Ale chyba tylko dlatego, 偶e spotkany w drodze Fin uprzedzi艂 ich, 偶e s膮 ju偶 blisko. Gdyby nie wiedzieli, gdyby si臋 nie spodziewali, nie jechaliby tak d艂ugo. Pewnie rozbiliby namiot gdzie艣 po drodze. Ale w tej sytuacji zawzi臋li si臋, by dotrze膰 do zabudowa艅 majacz膮cych w mroku. Dopiero na miejscu zrozumieli, dlaczego ta zagroda z szarymi, ciasnymi budynkami nosz膮cymi 艣lady wiatru i niepogody zdawa艂a si臋 taka nierzeczywista, jakby zasnuta woalem.
- Chyba tylko my mo偶emy mie膰 takiego pecha - westchn臋艂a Ida, czuj膮c, jak dopada j膮 fala rezygnacji. - B贸g raczy wiedzie膰, co si臋 sta艂o z tutejszymi mieszka艅cami. Mo偶e i oni wyjechali do Ruiji?
Mru偶膮c oczy, spogl膮da艂a na cha艂up臋.
Sedolf bez s艂owa wysiad艂 z sa艅. By艂 z艂y, 偶e nie zauwa偶y艂 wcze艣niej, i偶 z komina nie unosi si臋 dym. Kiedy w zimowy wiecz贸r nie pali si臋 w piecu, znaczy, 偶e dom stoi pusty.
Sedolf szarpn膮艂 drzwi obory. Zazgrzyta艂y na zawiasach, ale ust膮pi艂y. Od lat nikt ich nie otwiera艂. W ciemnym pomieszczeniu, w kt贸rym ju偶 dawno nie trzymano inwentarza, unosi艂 si臋 jedynie lekki zapach konia. Ale mo偶e tylko mu si臋 zdawa艂o. Mo偶e po ca艂ym dniu siedzenia za ko艅skim zadem nadal czu艂 w nozdrzach zapach zwierz臋cia.
Wyszed艂 i zamkn膮艂 za sob膮 obor臋. Potem sprawdzi艂 drzwi do spi偶arni, te偶 by艂y otwarte.
- My艣l臋, 偶e byli mieszka艅cy nie mieliby nic przeciwko temu, 偶eby艣my tu przenocowali - zwr贸ci艂 si臋 Sedolf do Idy, kt贸ra otuli艂a Mikkala sk贸r膮.
Ch艂opiec, zm臋czony, pop艂akiwa艂 po d艂ugim dniu jazdy. Wystawili jego cierpliwo艣膰 na ci臋偶k膮 pr贸b臋, trudno wi臋c si臋 dziwi膰, 偶e marudzi艂.
Ida wysiad艂a z sa艅. Z dzieckiem na r臋ku by艂a ci臋偶sza, dlatego st膮pn膮wszy, zapad艂a si臋 w 艣niegu, na kt贸rego powierzchni utworzy艂a si臋 lodowata skorupa. Ostry kant lodu skaleczy艂 jej nog臋. Pod grub膮 we艂nian膮 po艅czoch膮 poczu艂a co艣 ciep艂ego. Rana krwawi艂a. Ida jednak, nie zwa偶aj膮c na to, dotar艂a do chaty.
- Skoro znale藕li艣my pust膮 zagrod臋 i jak okiem si臋gn膮膰, nie wida膰 ludzi, to, u licha, nie b臋dziemy nocowa膰 w oborze, Sedolfie. Tutejsi gospodarze opu艣cili to miejsce. Kt贸偶 wi臋c zabroni nam tu si臋 zatrzyma膰? A gdyby nawet, to ju偶 ja z nim sobie pogadam - zako艅czy艂a stanowczo.
Drzwi do chaty ust膮pi艂y bez trudu, cho膰 zawiasy, dawno nie ruszane, zapiszcza艂y 偶a艂o艣nie.
Ida wesz艂a pierwsza do 艣rodka. Sedolf musia艂 si臋 pochyli膰 i ugi膮膰 kolana, by zmie艣ci膰 si臋 w drzwiach. Powita艂 ich ch艂贸d. Izba by艂a nieprzyjemnie pusta. Zosta艂a tylko 艂awa i niezgrabne siedzisko, no i palenisko. Ma艂e 艣wietliki na jednej ze 艣cian zakryte by艂y od zewn膮trz. Tych, kt贸rzy tu mieszkali, nie sta膰 by艂o na szyby w oknach.
- Zaprowad藕 konia do stajni - powiedzia艂a Ida do Sedolfa, a us艂yszawszy, 偶e wychodzi, posadzi艂a Mikkala na 艂awie. Sama stan臋艂a po艣rodku izby i rozejrza艂a si臋 dooko艂a. U艣wiadomi艂a sobie, 偶e nigdy nie 偶y艂a w takiej n臋dzy. Chata ojca na cyplu sk艂ada艂a si臋 z kilku izb. Mieli te偶 szyby w oknie.
Ale to mimo wszystko dom.
Zastanowi艂a si臋, kim byli jego mieszka艅cy. Zapewne 偶y艂a pod tym dachem du偶a rodzina. Los zazwyczaj obdarza艂 biedak贸w licznym potomstwem. Mo偶e mieszka艂a z nimi te偶 stara babka albo dziadek, kt贸rzy pomimo har贸wki i znoju doczekali podesz艂ego wieku w艣r贸d swoich.
Ida stan臋艂a w drzwiach i wyjrza艂a na zewn膮trz. Sedolf kierowa艂 si臋 w艂a艣nie z baga偶ami do 艣rodka. Na kr贸tk膮 chwil臋 zatrzyma艂 si臋 obok niej, tak blisko, 偶e dotykali si臋 ramionami. Popatrzyli na bezkresn膮 bia艂膮 przestrze艅 ci膮gn膮c膮 si臋 daleko, daleko na po艂udnie.
Oboje wiedzieli, 偶e to skuta lodem i zasypana 艣niegiem Zatoka Botnicka.
Niedaleko celu.
Gdy rozpalili ogie艅 w palenisku, w izbie powoli nagrza艂o si臋. Musieli si臋 zadowoli膰 blaskiem ognia, bo w chacie nie znale藕li lampy. Zapewne mieszka艅cy, opuszczaj膮c to miejsce, zabrali ze sob膮 wszystko, co mog艂o im si臋 przyda膰. St贸艂 i 艂awa zosta艂y tylko dlatego, 偶e nie da艂o si臋 ich wynie艣膰 przez niewielki otw贸r drzwi. Na pewno meble zbito z desek wewn膮trz cha艂upy, kiedy jeszcze domownicy nie przypuszczali, 偶e przyjdzie im si臋 st膮d wyprowadzi膰.
Ida u艂o偶y艂a Mikkala na wymoszczonej we艂nian膮 derk膮 艂awie, wystarczaj膮co szerokiej dla jednej osoby, i otuli艂a go sk贸rami. Ch艂opczyk by艂 taki wyczerpany, 偶e, pochlipuj膮c, zasn膮艂. Nie uda艂o im si臋 wmusi膰 w niego jedzenia. Ida poczu艂a si臋 tak偶e zm臋czona.
Zat臋skni艂a za posi艂kami spo偶ywanymi w domu, gromadz膮cymi przy stole wszystkich domownik贸w. Zrozumia艂a, 偶e nie potrafi艂aby 偶y膰 jak nomada, mie膰 za dobytek to tylko, co zmie艣ci si臋 na saniach. Nie by艂aby dobr膮 偶on膮 dla Ailo.
Ailo.
Zn贸w do niego powr贸ci艂a my艣lami. Im bli偶ej Mai, rym cz臋艣ciej rozmy艣la艂a o nim. Nie by艂a ju偶 taka pewna, jak na pocz膮tku podr贸偶y, czy powinna, a je艣li tak, to w jaki spos贸b, porozmawia膰 z siostr膮 o Ailo. Czu艂a w sobie niepok贸j, jakiego jeszcze nigdy nie do艣wiadczy艂a.
Pomog艂a Sedolfowi roz艂o偶y膰 pos艂anie blisko paleniska, by nie musieli wychodzi膰 ca艂kiem spod ciep艂ego przykrycia, 偶eby pod艂o偶y膰 do ognia. A tak偶e, by nie zmarzli od ci膮gn膮cego od pod艂ogi ch艂odu.
Ida podkuli艂a kolana pod brod膮 i zapyta艂a:
- A gdzie skrzynia?
- Schowa艂em pod saniami. Nawet je艣li kto艣 j膮 zobaczy, do g艂owy mu nie przyjdzie, 偶e mo偶e by膰 w niej co艣 cennego.
Na pewno mia艂 racj臋.
- Potrafisz sobie wyobrazi膰, jak my zdo艂amy pokona膰 drog臋 powrotn膮? - zapyta艂a Ida, wyczerpana ci臋偶kim dniem. - Jak my, na Boga, wytrzymamy te ci膮gn膮ce si臋 w niesko艅czono艣膰 dni i noce?
- Nie chcesz wraca膰? - zapyta艂, otaczaj膮c j膮 ramieniem i wtulaj膮c policzek w jej w艂osy.
Idzie przesun臋艂y si臋 przed oczami zabudowania w rodzinnej osadzie. Ich zadbane chaty i pola. Poczu艂a niemal zapach obory. Zastanowi艂a si臋, jak Emil i Reijo sobie radz膮. Czy dopilnuj膮 im inwentarza? Czy to nie ponad ich si艂y?
- Chc臋 wr贸ci膰 - odpowiedzia艂a.
Tak, Sedolf ma racj臋, co innego im pozostaje...
Jednego byli pewni: razem podo艂aj膮 wszelkim przeciwno艣ciom. P贸ki 偶yj膮, wspiera膰 si臋 b臋d膮 we wszystkim. Czy wielu ludzi ma takie poczucie bezpiecze艅stwa?
Przytuleni, wsun臋li si臋 pod futrzane przykrycie, po czym zasn臋li ciasno obj臋ci.
Ale sny ka偶de z nich mia艂o osobne.
Idzie zn贸w przy艣ni艂 si臋 z艂oty ptak. Kracz膮c ochryple niczym kruk, rozpostar艂 l艣ni膮ce skrzyd艂a, kt贸re tym razem jej nie o艣lepi艂y. By艂o jako艣 inaczej ni偶 zwykle. To by艂 nie znany jej sen. Poczu艂a niepok贸j. Przewracaj膮c si臋 niespokojnie z boku na bok, uwolni艂a si臋 z ramion Sedolfa i zsun臋艂a si臋 na zimn膮 pod艂og臋. Siad艂a mokra od potu, nie wiedz膮c, co si臋 dzieje. By艂o jej zimno. S艂ysza艂a z艂otego ptaka, prze艣ladowc臋.
Ockn臋艂a si臋 gwa艂townie i u艣wiadomi艂a sobie, 偶e to nie kruk, ale odg艂osy skradaj膮cych si臋 po 艣niegu ludzi.
Po艣piesznie wsun臋艂a si臋 pod nakrycie i potrz膮sn臋艂a Sedolfa lekko za rami臋. Na szcz臋艣cie nie spa艂 twardym snem. Obudzi艂 si臋 natychmiast i spojrza艂 na ni膮. Ida zakry艂a mu usta palcem.
- Tam kto艣 jest - wyszepta艂a. Sedolf w jednej chwili by艂 na nogach, Ida za艣 niczym zaatakowana wilczyca stan臋艂a przy 艂awie, gotowa broni膰 za wszelk膮 cen臋 swojego dziecka.
Sedolf za艂o偶y艂 kurtk臋 i upewniwszy si臋, 偶e w pochwie za paskiem ma n贸偶, popchn膮艂 nie zamkni臋te na rygiel drzwi. Wyjrza艂 w mrok.
- Kto tu jest? - zapyta艂 g艂o艣no, jakby spodziewa艂 si臋, 偶e kto艣, kto przyby艂 w niecnych zamiarach, mu odpowie.
Ostro偶nie, nas艂uchuj膮c ka偶dym nerwem swego cia艂a, wyszed艂 na podw贸rze. Nie wygl膮da艂 na takiego, z kim warto zadziera膰, zw艂aszcza w pojedynk臋.
Ale intruzi nie przyszli z go艂ymi r臋kami. Ciemno艣ci im sprzyja艂y. Sedolf, kt贸ry nie zd膮偶y艂 oswoi膰 oczu z mrokiem, nie zauwa偶y艂 poruszaj膮cych si臋 cieni.
Nagle w powietrzu rozleg艂 si臋 艣wist. Co艣 twardego uderzy艂o Sedolfa w rami臋, a potem w ty艂 g艂owy.
Pad艂 na ziemi臋 jak nie偶ywy.
Ida nigdy by nie przypuszcza艂a, 偶e w takiej chwili zachowa zimn膮 krew. W艂a艣nie chcia艂a wyj艣膰 za pr贸g, gdy jaki艣 drewniany kloc przeci膮艂 ze 艣wistem powietrze i uderzy艂 wprost w Sedolfa. Us艂ysza艂a g艂uche pla艣ni臋cie i j臋k. Widz膮c, jak m膮偶 osuwa si臋 na ziemi臋, zamar艂a. By艂a pewna, 偶e opu艣ci艂 j膮 na zawsze, nie zd膮偶ywszy wyszepta膰 nawet s艂owa po偶egnania. Poczu艂a w 艣rodku lodowat膮 pustk臋. Nagle sta艂o si臋 dla niej jasne, 偶e na Hailuoto pojedzie sama. Nie wpad艂a jednak w panik臋.
W mroku rozleg艂y si臋 przekle艅stwa. G艂osy napastnik贸w brzmia艂y m艂odo, ale wyczuwa艂o si臋 w nich strach. Ida domy艣li艂a si臋, 偶e to jacy艣 biedacy, a nie bezwzgl臋dni z艂oczy艅cy. Zapewne nie przewidzieli takiego biegu zdarze艅. Ale jakie to mia艂o teraz znaczenie, skoro Sedolf le偶a艂 bez 偶ycia twarz膮 do ziemi. Z daleka nie by艂o wida膰, czy krwawi. Na tle 艣nie偶nej bieli odcina艂a si臋 ciemna sylwetka. Kunka, kt贸rej nie zd膮偶y艂 zapi膮膰, rozpostar艂a si臋 jak 偶agiel. Prawa r臋ka znajdowa艂a si臋 przy biodrze, tu偶 przy pochewce na n贸偶. Nie zd膮偶y艂 go doby膰.
Ida wysz艂a na schody, ca艂kowicie bezbronna, nie mia艂a przy sobie nawet kozika.
Z mroku wy艂oni艂y si臋 postacie czterech napastnik贸w. Czujnie, skradaj膮c si臋 jak koty, podeszli bli偶ej. Wygl膮dali gro藕nie.
Ida sta艂a przed nimi, ukrywaj膮c w fa艂dach sukni zaci艣ni臋te d艂onie.
- Czego chcecie? - zapyta艂a w艂adczym tonem, w 艣rodku a偶 kipi膮c ze z艂o艣ci. Ma艂o brakowa艂o, a rzuci艂aby si臋 na nich z pi臋艣ciami. - My艣licie, 偶e co my tu mamy? Jeste艣my ubodzy tak samo jak wy, co mo偶na nam zrabowa膰? Przeje偶d偶ali艣my t臋dy i zatrzymali艣my si臋 w tej chacie na noc. Chyba nie uczynili艣my nic z艂ego?
- Biedacy? - zapyta艂 szyderczo kt贸ry艣 z rabusi贸w, ale nie by艂a pewna, kt贸ry. - S艂ysza艂em, jak m贸wi艂a艣, 偶e jeste艣 siostr膮 pani na Hailuoto, a ona z pewno艣ci膮 nie nale偶y do biedoty. Przeciwnie!
- Siostra 偶ony Williama Runefelta na pewno nie przybywa z wizyt膮 z pustymi r臋kami - dorzuci艂 drugi. - Co艣 tu si臋 wi臋c pewnie dla nas znajdzie...
Napastnicy przysun臋li si臋 nieco bli偶ej, jeden przeszed艂 nad le偶膮cym nieruchomo Sedolfem, mimo to nadal pozostawali dla Idy mrocznymi cieniami.
- Przyszli艣cie nas okra艣膰 - przerwa艂a mu Ida, z trudem hamuj膮c wybuch gniewu. - Ale nie chce mi si臋 wierzy膰, 偶e chcieli艣cie zabi膰 cz艂owieka.
Odetchn臋艂a g艂臋boko, bo zauwa偶y艂a, 偶e jej s艂owa zrobi艂y na nich wra偶enie.
- Wnie艣cie go do 艣rodka! - zarz膮dzi艂a po chwili. Za艣miali si臋 niepewnie. Nie wiedzieli, czego si臋 spodziewa膰 po tej dumnie wyprostowanej kobiecie stoj膮cej w otwartych drzwiach chaty. D艂ugie, rozpuszczone w艂osy powiewaj膮ce na wietrze na tle czerwonawoz艂otej po艣wiaty nadawa艂y jej niesamowity wygl膮d. Poza tym ten w艂adczy g艂os!
I czterej uzbrojeni w no偶e m艂odzie艅cy pos艂uchali tej drobnej kobiety.
Dw贸ch z nich pochyli艂o si臋. Obr贸cili Sedolfa, po czym jeden chwyci艂 go pod pachy, a drugi za nogi.
Ida cofn臋艂a si臋 do izby i stan臋艂a przy 艂awie. Modli艂a si臋 w duchu, by Mikkal spokojnie spa艂. Ba艂a si臋, 偶e je艣li si臋 przebudzi, zachowa gdzie艣 w zakamarkach pami臋ci takie mroczne wspomnienia. Chcia艂a mu tego oszcz臋dzi膰.
Dwaj m艂odzie艅cy weszli do izby i przekonawszy si臋, 偶e Ida nie ma broni i jest w izbie sama, gwizdn臋li na kompan贸w, kt贸rzy wtaszczyli bezw艂adne cia艂o Sedolfa i po艂o偶yli na rozrzuconych sk贸rach przy palenisku. Jeden jakby odruchowo pod艂o偶y艂 do ognia.
A wi臋c kto艣 go wychowa艂 na dobrego syna, przemkn臋艂o Idzie przez my艣l. Kto艣 nauczy艂, 偶e trzeba pilnowa膰 ognia. Nie ka偶da matka ma w synu tak膮 wyr臋k臋.
Ida mierzy艂a ich wzrokiem, a oni nie pozostawali jej d艂u偶ni.
Tak, ich g艂osy nie k艂ama艂y. Byli m艂odzi, mieli nie wi臋cej ni偶 po dwadzie艣cia lat. Tacy zwyczajni... Jak kto艣 z s膮siedztwa. W ich oczach jednak Ida dostrzeg艂a co艣, co odr贸偶nia艂o ich od tych, kt贸rych zna艂a: g艂贸d, strach i marzenia. By艂a ju偶 na tyle doros艂a, by rozumie膰, i偶 to bardzo niebezpieczna mieszanka.
Na szcz臋艣cie po tylu dniach podr贸偶y, po nocach w jurcie, ona i Sedolf byli r贸wnie brudni i obdarci jak ci m艂odzie艅cy. Ida pilnowa艂a tylko, 偶eby Mikkal by艂 czysty. Nie wzi臋li ze sob膮 wielu ubra艅 na zmian臋, poniewa偶 Reijo radzi艂, by zapakowali wy艂膮cznie niezb臋dne rzeczy. U艣wiadomi艂 im, 偶e to, co si臋 nosi nad fiordem Lyngen, nie pasuje do salon贸w w Uleaborg, wi臋c b臋d膮 musieli i tak sprawi膰 sobie now膮 odzie偶 na miejscu. Ida poczu艂a w duchu g艂臋bok膮 wdzi臋czno艣膰 dla ojca za t臋 rad臋. Jedynie skrzynia ze z艂otem mog艂aby ich zdradzi膰, ale z jakich艣 powod贸w Sedolf wyj膮tkowo nie wni贸s艂 jej do izby.
- Czy wygl膮damy na ludzi, kt贸rym mo偶na co艣 ukra艣膰? - zapyta艂a i nagle przypomnia艂a sobie sk贸rzany mieszek z lapo艅skim srebrem, dziedzictwo Ailo. Zabra艂a srebro ze sob膮, 偶eby odda膰 Mai, gdy偶 czu艂a, 偶e nie ma do niego prawa. Woreczek schowa艂a wewn膮trz 艣piworka, w kt贸rym sypia艂 Mikkal.
Teraz ta kryj贸wka wyda艂a jej si臋 beznadziejna.
Napastnicy, wyra藕nie zbici z tropu, wymienili spojrzenia. Ida mog艂aby przysi膮c, 偶e nie s膮 to pospolite rzezimieszki, ale synowie biedak贸w. Zapewne po raz pierwszy w 偶yciu odwa偶yli si臋 na taki czyn.
- Sama m贸wi艂a艣, 偶e jeste艣 jej siostr膮 - odezwa艂 si臋 niepewnie jeden z nich, zerkaj膮c co chwila na le偶膮ce nieruchomo przy palenisku cia艂o. - A wszyscy wiedz膮, 偶e pani na Karlsoy jest bogata.
U偶y艂 szwedzkiej nazwy wyspy.
- A ty nigdy nie sk艂ama艂e艣? - zapyta艂a Ida, udaj膮c, 偶e jest zak艂opotana.
R贸wnocze艣nie umiera艂a ze strachu o Sedolfa, kt贸ry le偶a艂 ty艂em do niej. Nie widzia艂a jego twarzy ani rany na g艂owie. Nie widzia艂a, czy mocno krwawi. Kocha艂a go, wiedzia艂a, 偶e nigdy nikogo nie pokocha tak mocno. By艂 ca艂ym jej 偶yciem. Tylko u jego boku mog艂a sobie wyobrazi膰 偶ycie a偶 do p贸藕nej staro艣ci.
- Na tym starym zrobi艂o to wra偶enie - doda艂a. - Mieszkam w Jykea. Ta, kt贸r膮 nazywasz pani膮 na Karlsoy, pochodzi z moich stron. Zna艂am j膮. Czasem cz艂owiek lubi poudawa膰 kogo艣 lepszego, szczeg贸lnie gdy jest z dala od domu, prawda? Tym bardziej 偶e ona tak偶e wyrasta艂a w biedzie - doda艂a, wzruszaj膮c ramionami i wykrzywiaj膮c twarz w u艣miechu. W duchu przeprosi艂a Reijo za te s艂owa. Mia艂a nadziej臋, 偶e ojciec wybaczy jej, je艣li kiedy艣 dane jej b臋dzie opowiedzie膰 o tej chwili.
Reijo stworzy艂 przecie偶 rodze艅stwu i jej najlepszy dom. Ale wola艂a nie wyjawia膰 tego nerwowym m艂odzie艅com, bo sko艅czy艂oby si臋 tym, 偶e i j膮 zdzieliliby w g艂ow臋.
Mikkal spa艂 na szerokiej 艂awie.
- Ona nie wygl膮da na siostr臋 偶ony Williama Runefelta. Jest zbyt 艂adna. Poza tym te rude w艂osy... - stwierdzi艂 z nag艂膮 pewno艣ci膮 kt贸ry艣 z napastnik贸w i za艣mia艂 si臋 pogardliwie. - Wszyscy wiedz膮, 偶e m艂ody Runefelt o偶eni艂 si臋 z brzydk膮 jak noc Laponk膮 z g贸r. Niemo偶liwe, by ta by艂a z ni膮 spokrewniona.
Ida modli艂a si臋, 偶eby nie znale藕li srebra. Nie trac膮c jednak zimnej krwi, nakaza艂a dr偶膮cym z gniewu g艂osem:
- Szukajcie! Zdawali si臋 przera偶eni. Nerwowo rozejrzeli si臋 po izbie i natkn臋li na par臋 sk贸rzanych toreb i skrzynek z brzozowej kory, baga偶e, z jakimi bogaci ludzie raczej nie podr贸偶uj膮.
Ida patrz膮c, jak otwieraj膮 torby i grzebi膮 w ich rzeczach, poczu艂a przyp艂yw nienawi艣ci, kt贸r膮 jednak starannie ukry艂a pod mask膮 oboj臋tno艣ci. Wszystko w niej jednak protestowa艂o. 鈥濸recz z 艂apami!鈥, chcia艂a krzykn膮膰, szczeg贸lnie gdy przeszukiwali rzeczy Sedolfa i Mikkala. Nie usprawiedliwia艂o ich w jej oczach nawet to, 偶e dr偶a艂y im przy tym r臋ce.
Pochyli艂a si臋 nad synkiem. Uznawszy, 偶e nie mo偶e ryzykowa膰, i偶 napastnicy zainteresuj膮 si臋 nim, wola艂a go im sama pokaza膰. Wzi臋艂a na r臋ce dziecko i otuli艂a dok艂adnie kocem, tak by nie wida膰 by艂o sk贸rzanego 艣piworka. Koc zwisa艂 lu藕no u do艂u. Ida przygarn臋艂a ch艂opca i uciszy艂a 艂agodnie. Pomruga艂 powiekami, ale nie obudzi艂 si臋. Ida z dzieckiem przytulonym do piersi wygl膮da艂a ciep艂o i 艂agodnie, by艂a uosobieniem macierzy艅stwa. Kiedy ju偶 nabra艂a pewno艣ci, 偶e Mikkal 艣pi spokojnie, podnios艂a spojrzenie na m艂odzie艅c贸w, kt贸rzy ko艅czyli przeszukiwa膰 baga偶e, i odezwa艂a si臋 hardo:
- To moje dziecko! Mo偶e macie zamiar jeszcze je obszuka膰? Rozbierzcie i sprawd藕cie, czy nie ukrywa czego艣 cennego!
G艂os zadr偶a艂 jej z gniewu.
Wyci膮gn臋艂a przed siebie r臋ce, jakby naprawd臋 chcia艂a poda膰 im Mikkala.
Zobaczy艂a w ich twarzach przera偶enie.
Podzia艂a艂o, tak jak si臋 spodziewa艂a.
M艂odzie艅cy w tym wieku niczego bardziej si臋 nie boj膮, ni偶 wzi膮膰 na r臋ce dziecko.
Jeden napastnik podszed艂 niedbale do 艂awy, przerzuci艂 jakby od niechcenia le偶膮ce tam sk贸ry, a potem cofn膮艂 si臋 po cichu w obawie, 偶e mo偶e zbudzi膰 malucha.
Ida ufa艂a, 偶e nie pomyli艂a si臋 co do nich, 偶e w gruncie rzeczy s膮 to porz膮dni ch艂opcy, kt贸rzy na co dzie艅 nie napadaj膮 na ludzi...
- Nic tu nie ma - rzuci艂 jeden z nich na odchodnym. Zdawa艂 si臋 najbardziej przestraszony i co chwila Ida przy艂apywa艂a go na tym, 偶e zerka na Sedolfa. - Nic tu nie ma - powt贸rzy艂. - Udawa艂a przed starym. Wiejmy czym pr臋dzej jak najdalej st膮d. Mo偶e do Ruiji?
Cofn臋li si臋 ku drzwiom. Nie spuszczali z Idy wzroku, jakby si臋 obawiali, 偶e co艣 im mo偶e grozi膰 z jej strony. Bali si臋 bezbronnej kobiety z dzieckiem na r臋ku. Bali si臋 tak偶e konsekwencji swego czynu.
Nie mieli odwagi zbli偶y膰 si臋 do wci膮偶 nieruchomo le偶膮cego Sedolfa, by sprawdzi膰, co z nim. Ida natomiast, widz膮c, 偶e odchodz膮, spokojnie podesz艂a do m臋偶a. Nikt jej nie m贸g艂 w tym przeszkodzi膰.
Zatrzyma艂a si臋 na moment i popatrzy艂a na m艂odzie艅c贸w przeci膮gle. Wiedzia艂a, 偶e zapami臋ta ich twarze na ca艂e 偶ycie.
- Je艣li on 偶yje i wyjdzie z tego, zapomn臋 o tym, co zrobili艣cie - powiedzia艂a z ch艂odn膮 rozwag膮. - Bo wiem, 偶e nigdy wi臋cej nie uczynicie czego艣 r贸wnie pod艂ego. Je艣li jednak umrze... to nie uciekniecie przede mn膮. Odszukam was, a wtedy zap艂acicie mi za wszystko...
Rzucili si臋 do drzwi i znikn臋li w ciemno艣ciach, nawet nie zatrzasn膮wszy za sob膮 drzwi. 呕aden nie odwa偶y艂 si臋 pozosta膰, by sprawdzi膰, czy czeka go wyrok czy uniewinnienie.
Ida us艂ysza艂a ich g艂osy, a potem ko艅skie kopyta i skrzypienie 艣niegu pod p艂ozami sa艅. Po艂o偶y艂a Mikkala na wy艂o偶onej sk贸rami pod艂odze, otuliwszy go, by nie zmarz艂. Dziecko u艣miechn臋艂o si臋 przez sen.
Potem ukl臋kn臋艂a przy Sedolfie, odwr贸ci艂a na bok bezw艂adne cia艂o i opuszkami palc贸w sprawdzi艂a t臋tno na szyi.
Gdy wyczu艂a delikatny puls, jej samej serce przesta艂o na moment bi膰, a z oczu pop艂yn臋艂y 艂zy.
Obj臋艂a m臋偶a i szlochaj膮c, wtuli艂a si臋 w zag艂臋bienie na jego szyi. Ca艂owa艂a policzki i usta. Po tym wybuchu histerii zn贸w sp艂yn膮艂 na ni膮 ch艂odny spok贸j. Musia艂a dzia艂a膰 trze藕wo i rozwa偶nie.
G艂owa Sedolfa krwawi艂a, cho膰 nie tak mocno, jak Ida si臋 obawia艂a. By艂 nieprzytomny. Nie podoba艂o jej si臋 to. Wygl膮da艂, jakby spa艂, ale cia艂o mia艂 zimne. Przypomina艂 Maj臋, gdy zapada艂a w swoje dziwne sny. Nigdy nie potrafili nazwa膰 tego stanu, kiedy Maja jakby odp艂ywa艂a od nich i na nic nie reagowa艂a.
Za nic w 艣wiecie nie mo偶e straci膰 Sedolfa!
Ida opatrzy艂a mu ran臋, ale z braku wody nie przemy艂a jej. Nie mia艂a czasu topi膰 艣niegu. W tej chwili przeklina艂a w duchu, 偶e nie odziedziczy艂a zdolno艣ci, kt贸rymi tak hojnie los obdarowa艂 jej r贸d. Co znaczy艂a wra偶liwo艣膰 na ludzi i ich nastroje w chwili, gdy bardziej przyda艂aby si臋 umiej臋tno艣膰 uzdrawiania?
Nie by艂o czasu na zw艂ok臋. Nie namy艣laj膮c si臋 d艂ugo, ubra艂a si臋 ciep艂o i spakowa艂a rozgrzebane przez rabusi贸w rzeczy. A potem wysz艂a i wyprowadzi艂a konia z obory. Wsp贸艂czu艂a zwierz臋ciu i serce jej si臋 艣ciska艂o, bo przecie偶 ono najbardziej zas艂u偶y艂o na odpoczynek. Sama jednak nie mog艂a ci膮gn膮膰 sa艅.
Zaprz臋g艂a konia i rzuci艂a mu dwa worki z sianem, jakie im jeszcze zosta艂y, 偶eby si臋 posili艂. Sama w tym czasie przynios艂a z chaty sk贸ry i wymo艣ci艂a nimi wn臋trze sa艅. Potem zapakowa艂a baga偶e. Ze skrzyni膮 zwleka艂a.
Co prawda nie wierzy艂a w to, 偶e m艂odzi napastnicy zaczaili si臋 gdzie艣 w ciemno艣ciach, ale wola艂a zachowa膰 czujno艣膰.
Wr贸ci艂a do izby, 偶eby ubra膰 Sedolfa. Spoci艂a si臋 ca艂a, wk艂adaj膮c po kolei poszczeg贸lne cz臋艣ci garderoby na bezw艂adne cia艂o. Nie maj膮c czasu przejmowa膰 si臋 tym, 偶e pozapina艂a go krzywo, u艂o偶y艂a go na kocu i zapar艂szy si臋 o nier贸wn膮 pod艂og臋, poci膮gn臋艂a. 艢ciska艂a mocno brzeg koca, a偶 przebi艂a paznokciami tkanin臋, ale uda艂o jej si臋 kawa艂ek przesun膮膰 nieprzytomnego m臋偶a.
Pot zalewa艂 jej oczy, wargi pogryz艂a do krwi, ci膮gn膮c ci臋偶kie cia艂o ku drzwiom. Przenios艂a go z trudem przez pr贸g, a potem stoczy艂a ze schod贸w, ale cho膰 trz臋s艂o nim, a偶 futrzana czapka zsun臋艂a mu si臋 z g艂owy i wpad艂a pod p艂ozy, nie ockn膮艂 si臋. Ci膮gn臋艂a go dalej, p贸ki nie uda艂o jej si臋 u艂o偶y膰 go w saniach.
Us艂yszawszy j臋k, Ida omal nie rozp艂aka艂a si臋 z rado艣ci. Nie mog艂a jednak folgowa膰 emocjom. Musia艂a by膰 ch艂odna niczym polarna noc.
Pochyli艂a si臋 i zapar艂a nogami, by podnie艣膰 ci臋偶k膮 skrzynk臋. R贸wnocze艣nie si臋gn臋艂a spod sa艅 czapk臋, staraj膮c si臋, by wygl膮da艂o to na jeden ruch. Skrzynk臋 ukry艂a szybko pod sk贸rami, a czapk臋 za艂o偶y艂a Sedolfowi na g艂ow臋. Kropelki potu zamarz艂y jej na skroniach.
Na ko艅cu przynios艂a Mikkala, kt贸ry na szcz臋艣cie przespa艂 ca艂y ten koszmar. U艂o偶y艂a synka w saniach, uwa偶aj膮c, by Sedolf nie przydusi艂 ch艂opca ci臋偶arem w艂asnego cia艂a.
Ostatni膮 czynno艣ci膮 by艂o zgaszenie 艣niegiem ognia w palenisku. Nie chcia艂a, 偶eby ta chata, w kt贸rej nie dane im by艂o znale藕膰 schronienia, sp艂on臋艂a z ich winy. Wsiad艂a do sa艅 i chwyci艂a lejce. Szcz臋kaj膮c z臋bami z zimna, pop臋dzi艂a konia na po艂udnie, w stron臋 za艣nie偶onego bezkresu, ku kt贸remu spogl膮dali wsp贸lnie z Sedolfem, nim udali si臋 na spoczynek.
Tej nocy musia艂a obej艣膰 si臋 bez snu.
Sedolf i Mikkal byli najdro偶si jej sercu. Gdyby straci艂a kt贸rego艣, straci艂aby wszelki grunt pod nogami.
Przypomnia艂a sobie, co ojciec m贸wi艂 o swojej wyprawie do Mai. Dobrze pami臋ta艂a, jak opisywa艂 poszczeg贸lne miejsca. Wiedzia艂a, 偶e u samego uj艣cia rzeki Tornio do Zatoki Botnickiej stoi ogromny bia艂y budynek, kt贸rego ojciec nie zawaha艂 si臋 por贸wna膰 do pa艂acu.
Tam mieszka te艣膰 Mai.
Niech sobie b臋dzie niczym kr贸l w tych stronach, ch艂odny, w艂adczy, nieprzyst臋pny.
Ida nie mia艂a wyboru. Postanowi艂a jecha膰 prosto do Tornio i zapuka膰 do drzwi Marcusa Runefelta.
鈥Pewnie uzna, 偶e brak mi wychowania鈥. By艂a to jedna z nielicznych jasnych my艣li, ko艂acz膮cych jej w g艂owie. Normalnie pewnie nie przywi膮zywa艂aby do niej 偶adnej wagi, teraz jednak nie dawa艂a jej spokoju i wci膮偶 powraca艂a.
Dawno ju偶 nasta艂 poranek. Promienie s艂o艅ca odbija艂y si臋 od bieli 艣niegu i razi艂y j膮, niemal k艂u艂y w oczy z艂ocistym blaskiem. Czu艂a przera藕liwy b贸l w plecach, a d艂onie, w kt贸rych 艣ciska艂a lejce, skostnia艂y jej z zimna. Piek艂y j膮 uszy, bo chusta zsun臋艂a jej si臋 z g艂owy i nie mia艂a czasu jej poprawi膰. Na szcz臋艣cie Mikkal, kt贸ry przywyk艂 do w臋dr贸wki, przespa艂 ca艂膮 noc i ranek. Ida martwi艂a si臋 jednak o Sedolfa, kt贸ry w gor膮czce majaczy艂 co艣 niewyra藕nie i bez zwi膮zku. Par臋 razy otworzy艂 oczy, ale sprawia艂 wra偶enie, jakby nie widzia艂 Idy. Nie mia艂a czasu do niego przemawia膰. Pogania艂a konia, zmuszaj膮c go do wysi艂ku ponad miar臋. Ba艂a si臋, czy to wytrzyma, i serce bola艂o j膮 ze wsp贸艂czucia dla biednego zwierz臋cia. Sama te偶 by艂a na skraju wytrzyma艂o艣ci.
Musia艂a jednak za wszelk膮 cen臋 dosta膰 si臋 nad skut膮 lodem zatok臋, do Tornio i do Marcusa Runefelta.
Dobrze wiedzia艂a, 偶e nie pomo偶e Sedolfowi, pukaj膮c do pierwszych lepszych drzwi. Tylko jeden cz艂owiek w tych stronach mia艂 tak膮 w艂adz臋, by sprowadzi膰 lekarza i przewie藕膰 ich do Mai.
Ojciec opisa艂 posiad艂o艣膰 Runefelta tak dok艂adnie, 偶e kiedy wreszcie ujrza艂a j膮 w oddali, mia艂a wra偶enie, 偶e ju偶 wcze艣niej widzia艂a to miejsce.
Niestety, ko艅 okula艂 i ten ostatni odcinek drogi przysz艂o im jecha膰 znacznie wolniej. Idzie zdawa艂o si臋, jakby to trwa艂o wieczno艣膰. Kiedy wreszcie dotarli na miejsce, nie mog艂a rozprostowa膰 palc贸w, 偶eby wypu艣ci膰 lejce. Wysiadaj膮c z sa艅, upad艂a. Zobaczy艂a schody prowadz膮ce do budynku i zw膮tpi艂a, czy zdo艂a pokona膰 t臋 ostatni膮 przeszkod臋.
Ale zacisn臋艂a z臋by. Z wielkim trudem stan臋艂a na nogi i ostatkiem si艂 wzi臋艂a na r臋ce otulonego w sk贸ry Mikkala. Wydawa艂o jej si臋, 偶e d藕wiga o艂贸w. Krok po kroku wspi臋艂a si臋 po schodach do dwuskrzyd艂owych pi臋knie rze藕bionych drzwi. Przemkn臋艂o jej przez my艣l, 偶e takie drzwi to straszny zbytek. Za pieni膮dze, kt贸re na nie wydano, rodziny komornik贸w prze偶y艂yby wiele miesi臋cy.
Ida nie dostrzeg艂a ko艂atki, a nawet gdyby, nie wiedzia艂aby, do czego s艂u偶y. Kr臋ci艂o jej si臋 w g艂owie. By艂a zlana potem od wysi艂ku ponad miar臋. Na dodatek od d艂ugiego wpatrywania si臋 w bia艂y bezkres, odbijaj膮cy s艂oneczne promienie, bola艂y j膮 oczy i widzia艂a nieostro.
Opar艂a si臋 ca艂ym ci臋偶arem cia艂a o masywne drzwi i uchyli艂a je. Ale kiedy wsuwa艂a si臋 do 艣rodka, popchn臋艂y j膮. Potkn臋艂a si臋 i omal nie run臋艂a na progu. Mikkal, zaklinowany, obudzi艂 si臋 z krzykiem.
Ida jak przez mg艂臋 widzia艂a gromadz膮cych si臋 wok贸艂 niej ludzi.
- 呕ebracy niech ustawiaj膮 si臋 przy drzwiach kuchennych - rozleg艂 si臋 w艂adczy g艂os.
Ida zmru偶y艂a oczy. To nie by艂 Runefelt, jedynie kto艣 z op艂acanej przez niego s艂u偶by. Ida uczepi艂a si臋 klamki niczym ton膮cy brzytwy. Mikkal dar艂 si臋 wniebog艂osy.
- Przecie偶 ona jest zupe艂nie wycie艅czona, biedactwo! - powiedzia艂a pulchna kobieta. - I ma ma艂e dziecko. Nie mo偶emy jej wyrzuci膰 z powrotem na mr贸z...
- Te 偶ebraczki robi膮 si臋 coraz bardziej bezczelne - odezwa艂 si臋 zn贸w ten sam rozgniewany m臋ski g艂os.
Czu艂a, 偶e kto艣 bierze jej z r膮k Mikkala, i pr贸bowa艂a u艣miechn膮膰 si臋 z wdzi臋czno艣ci膮. To by艂a owa pulchna niewiasta, od kt贸rej pachnia艂o jedzeniem i ciep艂em.
Najwyra藕niej Ida trafi艂a do budynku, gdzie s艂u偶ba przygotowywa艂a posi艂ki.
Uchwyci艂a si臋 mocniej drzwi, czuj膮c, 偶e nie wolno jej teraz zemdle膰, chocia偶 w oczach wirowa艂y jej 艣wiec膮ce kr臋gi r贸偶nej wielko艣ci, a g艂osy ludzi to cich艂y, to si臋 wzmaga艂y.
- Co tu si臋 dzieje? - wdar艂 si臋 nagle obcy, stanowczy g艂os.
Ida podnios艂a wzrok i na schodach na pi臋trze ujrza艂a wysokiego, postawnego m臋偶czyzn臋 o siwych w艂osach.
- Marcus Runefelt - wyszepta艂a.
Nie by艂o w tym nic nadzwyczajnego, 偶e miejscowy magnat by艂 powszechnie znany, ale co艣 w g艂osie Idy sprawi艂o, 偶e wszyscy wok贸艂 zamilkli.
- Jestem siostr膮 Mai - wyja艣ni艂a ledwie s艂yszalnym g艂osem. Bliska omdlenia, z trudem trzyma艂a si臋 na nogach. - Przybywam z Jykea, z Ruiji. W nocy zostali艣my napadni臋ci. M贸j m膮偶...
Kiwn臋艂a ku saniom, kt贸re mign臋艂y w uchylonych drzwiach.
- Potrzebna nam pomoc - dorzuci艂a b艂agalnie. Nogi si臋 pod ni膮 ugi臋艂y i osun臋艂a si臋 na kolana.
- Wnie艣cie Sedolfa do 艣rodka... Sprowad藕cie doktora... i skrzynia... koniecznie przynie艣cie j膮 pod dach.
W szumie ludzkich g艂os贸w us艂ysza艂a, jak ten, kt贸ry nazwa艂 j膮 偶ebraczk膮, m贸wi pogardliwie:
- To oszustka! Udaje... ka偶dy g艂upiec by to zauwa偶y艂. Pr贸buje nas omota膰. Pan na pewno si臋 nie zgodzi...
- Popatrzcie na jej twarz - powiedzia艂 Marcus Runefelt, schodz膮c w d贸艂 dostojnym krokiem, jak to mia艂 w zwyczaju.
Ida pu艣ci艂a klamk臋 i osun臋艂a si臋 na pod艂og臋. Powieki opad艂y jej ci臋偶ko, przykrywaj膮c oczy.
Marcus Runefelt wzi膮艂 j膮 na r臋ce i zdziwi艂 si臋, 偶e jest taka filigranowa i lekka jak dziecko.
- Wnie艣cie do 艣rodka jej m臋偶a - nakaza艂 tonem nie znosz膮cym sprzeciwu.
Nikt nie zaprotestowa艂.
Marcus Runefelt nie musia艂 niczego powtarza膰 dwa razy.
- I sprawd藕cie, czy na saniach le偶y ta skrzynia, o kt贸rej wspomnia艂a. A stajenny niech zatroszczy si臋 o konia!
Wydawszy polecenia, Runefelt wni贸s艂 Id臋 do jednego z salon贸w i nie zwa偶aj膮c na to, 偶e dziewczyna ma przemoczone ubrania, po艂o偶y艂 j膮 na obitej pi臋kn膮 tkanin膮 sofie. Okry艂 pledem nieznajom膮 i przyjrza艂 si臋 jej uwa偶nie. Poblad艂a twarz zdradza艂a wyczerpanie, ale iskrz膮co rude w艂osy l艣ni艂y bardziej ni偶 艣wie偶o wyczyszczone miedziane naczynia.
Takich nigdy jeszcze nie widzia艂. 呕ona Williama mia艂a czarne w艂osy. Ogie艅 i smo艂a.
Nie, ta dziewczyna nie k艂ama艂a. Naprawd臋 jest siostr膮 jego synowej. Je艣li pomin膮膰 blizny na policzkach Marii, podobie艅stwo pomi臋dzy tymi dwiema kobietami zdawa艂o si臋 uderzaj膮ce.
Niezwyk艂a istota. Mia艂a w sobie co艣, czego nie spotka艂 dot膮d u 偶adnej kobiety, a przed czym nie potrafi艂 si臋 obroni膰.
- Sprowad藕cie tu Bergforsa! - zarz膮dzi艂, kiedy s艂u偶ba wnios艂a do salonu nieprzytomnego m臋偶czyzn臋. Nie wygl膮da艂 najlepiej, ale tli艂o si臋 w nim 偶ycie.
Marcus Runefelt przyjrza艂 mu si臋 uwa偶nie i uzna艂, 偶e pasuje do tej kobiety. By艂 stosunkowo m艂ody i cho膰 z pewno艣ci膮 nie wywodzi艂 si臋 z wy偶szych sfer, jego pi臋kne rysy pasowa艂y do oryginalnej urody ma艂偶onki. Usta zdradza艂y sil臋 i zdecydowanie.
Nie mog艂aby trafi膰 na nikogo bardziej odpowiedniego.
Marcus Runefelt wsta艂 poirytowany.
To chyba pierwsze objawy staro艣ci, pomy艣la艂. Nigdy nie by艂 s艂aby ani czu艂ostkowy, nie zamierza艂 wi臋c tym bardziej teraz si臋 roztkliwia膰.
Ale pom贸c cz艂owiekowi w potrzebie to co艣 zgo艂a innego. Jakkolwiek na to patrze膰, ci ludzie w pewnym sensie nale偶eli do rodziny.
- Przynie艣li艣my skrzyni臋...
Marcus Runefelt odwr贸ci艂 si臋 i chwyciwszy skrzynk臋, udawa艂, 偶e wcale go nie zdziwi艂 jej ci臋偶ar. Dopiero gdy zamkn膮艂 za sob膮 drzwi, ponownie chwyci艂 j膮 i zwa偶y艂 w r臋kach.
W 艣rodku co艣 zad藕wi臋cza艂o s艂abo, jakby metal obija艂 si臋 o metal.
W zamku nie by艂o klucza. Nie przysz艂oby mu do g艂owy, 偶eby pr贸bowa膰 go wy艂ama膰. Odstawi艂 skrzynk臋 na st贸艂, ale nie da si臋 ukry膰, 偶e serce zabi艂o mu nieco mocniej. Nie mia艂 bowiem w膮tpliwo艣ci, jaka jest jej zawarto艣膰.
Nie tak znowu wiele gatunk贸w metali w ma艂ej ilo艣ci tyle wa偶y. Zreszt膮 zapewne nie bez powodu ta kobieta tak martwi艂a si臋 o skrzyni臋.
Wygl膮da艂o na to, 偶e syn mi si臋 w偶eni艂 w rodzin臋 pe艂n膮 niespodzianek, pomy艣la艂 i usiad艂, postanawiaj膮c poczeka膰 na Bergforsa.
Ida ockn臋艂a si臋 przemoczona do suchej nitki. Zzi臋bni臋ta, szcz臋ka艂a z臋bami. Us艂yszawszy jakie艣 glosy, otworzy艂a oczy. Poczu艂a ostre pieczenie, widzia艂a niewyra藕nie, jak przez mg艂臋. Zacisn臋艂a powieki i dopiero po chwili odwa偶y艂a si臋 je zn贸w podnie艣膰.
Zobaczy艂a Sedolfa, a obok niego niewysokiego, t臋gawego m臋偶czyzn臋. Mign臋艂a jej te偶 siwa g艂owa Runefelta.
Bola艂y j膮 r臋ce. Od d艂oni a偶 po 艂okcie mia艂a rany, kt贸re piek艂y j膮 niemi艂osiernie, a nadal sztywne palce przypomina艂y szpony.
Usiad艂a. Pomruga艂a powiekami, ale oczy wci膮偶 strasznie j膮 szczypa艂y, a obraz si臋 zamazywa艂.
- A wi臋c obudzi艂a艣 si臋 - us艂ysza艂a g艂os Runefelta.
- Co z Sedolfem, 偶yje? - zapyta艂a Ida. - A moje dziecko? Gdzie moje dziecko? Gdzie Mikkal?
- Korzysta ze wszystkiego, co najlepsze ma do zaoferowania kuchnia.
Idzie zdawa艂o si臋, 偶e si臋 u艣miechn膮艂, m贸wi膮c te s艂owa, cho膰 tak naprawd臋 trudno sobie wyobrazi膰 u艣miech na ustach tego m臋偶czyzny.
- Kucharka w艂a艣nie go wyk膮pa艂a i zawin臋艂a w mi臋kkie r臋czniki. Zdaje si臋, 偶e dla pozosta艂ych domownik贸w nie b臋dzie dzi艣 obiadu.
- A Sedolf? Odpowiedzia艂 jej 贸w t臋gawy m臋偶czyzna, kt贸ry, jak si臋 jej zdawa艂o, by艂 lekarzem. W odr贸偶nieniu od w艂a艣ciciela posiad艂o艣ci mia艂 g艂os 艂agodny i przyjazny.
- Silny uraz g艂owy. Omal nie dozna艂 z艂amania czaszki. Niewiele brakowa艂o, a zosta艂aby艣 wdow膮. Czy uderzono go czym艣 ci臋偶kim?
Ida prze艂kn臋艂a 艣lin臋. Doskonale zdawa艂a sobie spraw臋 z powagi sytuacji.
- Ale wyjdzie z tego - orzek艂 doktor. - Ma mocny organizm. - A potem, spojrzawszy uwa偶nie na Id臋, zapyta艂: - Co si臋 w艂a艣ciwie zdarzy艂o?
Ida opowiedzia艂a po kolei o wszystkim, a kiedy zako艅czy艂a relacj臋, przez d艂ug膮 chwil臋 trwa艂o milczenie.
- Wierz臋 ci tylko z jednego powodu - odezwa艂 si臋 w ko艅cu doktor. - Z tego mianowicie, 偶e jeste艣 siostr膮 Marii.
Widz膮c, 偶e Runefelt przygl膮da si臋 skrzynce, Ida szczerze wyjawi艂a, jaka jest jej zawarto艣膰. Nie wspomnia艂a jednak, sk膮d maj膮 z艂oto.
- Post膮pi艂a艣 roztropnie - odpar艂 tylko arystokrata, bo rozumia艂, 偶e nie ma prawa pyta膰 o nic wi臋cej.
- No c贸偶, k艂opoty to nasza rodzinna specjalno艣膰 - stwierdzi艂a Ida d藕wi臋cznym g艂osem.
Bergfors u艣miechn膮艂 si臋 ukradkiem. Nawet gdyby nadal pow膮tpiewali w to偶samo艣膰 tej m艂odej kobiety, po tych s艂owach porzuciliby wszelkie w膮tpliwo艣ci. Rzeczywi艣cie, rodzina Marii by艂a wyj膮tkowo barwna.
Mimowolnie pomy艣la艂 o Ailo i poczu艂, 偶e serce 艣ciska mu b贸l.
Wprawdzie dziewczyna jeszcze nie zd膮偶y艂a si臋 przedstawi膰, ale on ju偶 zna艂 jej imi臋.
- Musz臋 dosta膰 si臋 do Mai - oznajmi艂a Ida. By艂a przemoczona do suchej nitki. Wygl膮da艂a jak kot, kt贸ry ledwie uszed艂 z 偶yciem z topieli. Mia艂a k艂opoty z widzeniem, nie spa艂a prawie dob臋... ale my艣la艂a tylko o tym jednym: dojecha膰 do Hailuoto.
- Nie radzi艂bym teraz przewozi膰 m臋偶a - ostrzeg艂 Bergfors. - Przy urazach g艂owy to bardzo ryzykowne. Nigdy nie wiadomo, co mo偶e si臋 zdarzy膰. Zreszt膮 ty te偶 musisz odpocz膮膰...
Popatrzy艂a na niego swymi br膮zowozielonymi oczami. Zauwa偶y艂, 偶e ma przekrwione bia艂ka. Cho膰 nic o tym nie wspomnia艂a, podejrzewa艂, 偶e 藕le widzi. Jad膮c noc膮, na pewno musia艂a mocno wyt臋偶a膰 wzrok, a w ci膮gu dnia o艣lepia艂y j膮 promienie s艂o艅ca odbijaj膮ce si臋 od bieli 艣niegu.
- Nie mo偶emy tutaj zosta膰 - orzek艂a Ida stanowczo. Bergfors bez trudu rozpoznawa艂 w niej teraz blisk膮 krewn膮 偶ony Williama.
- Po艣lemy do Marii pos艂a艅ca z wiadomo艣ci膮 - zaproponowa艂, w ostatniej chwili gryz膮c si臋 w j臋zyk Niewiele brakowa艂o, a wygada艂by si臋, 偶e trzeba ostrzec Ailo.
Wiedzia艂 jednak, 偶e musi uprzedzi膰 mieszka艅c贸w Hailuoto o przybyciu tej dziewczyny. To by艂a sprawa 偶ycia lub 艣mierci.
- Musisz wypocz膮膰 - perswadowa艂 Bergfors, kt贸ry potrafi艂 by膰 przekonuj膮cy. - Musisz si臋 porz膮dnie wyspa膰. Dziecko tak偶e potrzebuje troch臋 spokoju. Poczekajmy, a偶 tw贸j m膮偶 odzyska przytomno艣膰. Chc臋 us艂ysze膰 z jego ust, jak si臋 czuje. I wtedy dopiero b臋dziecie mogli jecha膰.
S艂owa doktora brzmia艂y rozs膮dnie. Ida nie mog艂a nara偶a膰 Sedolfa, ryzykowa膰, by przez ni膮 jego stan si臋 pogorszy艂.
- Mam kryte sanie - odezwa艂 si臋 Marcus Runefelt. - Wydam odpowiednie polecenia, 偶eby was jutro odwieziono na Hailuoto. Zatoka Botnicka pokryta jest grub膮 warstw膮 lodu. Bez obawy mo偶na przejecha膰 na drug膮 stron臋 nawet jej 艣rodkiem. W ten spos贸b pokonacie ten ostatni odcinek szybciej, ni偶 gdyby艣cie jechali wzd艂u偶 brzegu. Zreszt膮 podr贸偶 nie powinna by膰 dla was m臋cz膮ca. Sanie poci膮gn膮 dwa konie, a powozi膰 b臋dzie wo藕nica.
Ida mog艂a powiedzie膰 Runefeltowi, by nie robi艂 sobie k艂opotu z ich powodu, ale tego nie uczyni艂a. Nie by艂a ob艂udna i, jak wyczu艂a, te艣膰 Mai to rozumia艂. Zauwa偶y艂a w jego postawie niemy respekt. Zapewne nigdy nie zdoby艂by si臋, by wyrazi膰 to s艂owami, zreszt膮 Ida tego nie oczekiwa艂a.
- Rodzinna przys艂uga - dorzuci艂 nie tak oschle, jak by si臋 tego mo偶na po nim spodziewa膰.
Ida poj臋艂a, 偶e ten m臋偶czyzna i Maja zbytnio r贸偶nili si臋 charakterami, by mogli si臋 polubi膰.
- Zaraz zajmie si臋 tob膮 kucharka - zadecydowa艂 Bergfors. - Zas艂u偶y艂a艣 na k膮piel i wygodne 艂贸偶ko, m艂oda damo. Masz na imi臋 Ida?
- Tak, nazywam si臋 Ida Bakken, c贸rka Reijo - potwierdzi艂a.
- Przyja藕ni臋 si臋 z twoj膮 siostr膮 - powiedzia艂 doktor. - I chocia偶 nie spotka艂em osobi艣cie wszystkich cz艂onk贸w rodziny, mam wra偶enie, 偶e was znam. Maja wiele opowiada艂a o swoich najbli偶szych.
Id臋 korci艂o, by zapyta膰 go, czego dowiedzia艂 si臋 od Mai, ale ugryz艂a si臋 w j臋zyk. Nie mia艂a prawa docieka膰, z czego siostra zwierzy艂a si臋 przyjacielowi w chwili szczero艣ci. To nie jej sprawa. Zreszt膮 Bergfors m贸g艂by si臋 obrazi膰, gdyby go nak艂ania艂a do wyjawienia tego.
Ida przespa艂a ca艂膮 dob臋 twardym snem. Nic jej si臋 nie 艣ni艂o. A kiedy si臋 obudzi艂a, w pierwszej chwili nie wiedzia艂a, gdzie jest. S艂ysza艂a trzask pal膮cego si臋 drewna. By艂o ciep艂o. Czu艂a si臋 艣wie偶a i czysta.
Z trudem podnios艂a powieki. Nadal widzia艂a niewyra藕nie, ale cho膰 strasznie piek艂y j膮 oczy, rozejrza艂a si臋 wok贸艂 zaciekawiona. Usiad艂a na mi臋kkim jak ob艂ok 艂贸偶ku i nagle wr贸ci艂a jej pami臋膰.
Mro藕na noc, 艣ci艣ni臋te w d艂oniach lejce, strach, kt贸ry wype艂nia艂 ka偶dy skrawek jej cia艂a, przenikliwy zi膮b... i jedyne pragnienie: dotrze膰 do pa艂acu w Tornio.
Dojecha艂a.
Przypomnia艂a sobie gor膮c膮 k膮piel, zapach myd艂a, ale zupe艂nie nie pami臋ta艂a chwili, gdy wysz艂a z balii i ubra艂a si臋. A przecie偶 tak膮 pi臋kn膮 nocn膮 koszul臋 ozdobion膮 mere偶k膮 powinna zapami臋ta膰! Popatrzy艂a na siebie z zachwytem. Niepoj臋te, 偶e kto艣 sypia艂 w koszuli, kt贸rej uszycie zaj臋艂o z pewno艣ci膮 wiele dni.
Do pokoju wkrada艂o si臋 艣wiat艂o dnia. Ida nie mia艂a poj臋cia, czy to jeszcze ten sam dzie艅, w kt贸rym przyby艂a, czy mo偶e ju偶 nast臋pny.
W pomieszczeniu by艂a zupe艂nie sama.
Mikkal? Sedolf?
Wysz艂a na korytarz w samej nocnej koszuli. By艂a boso, ale nie marz艂a, bo w ca艂ym budynku panowa艂o przyjemne ciep艂o. Marcus Runefelt m贸g艂 sobie pozwoli膰 na opalanie wielkiego pa艂acu. Poza tym nie musia艂 si臋 sam pochyla膰, by pod艂o偶y膰 do ognia.
Ida us艂ysza艂a przyt艂umione g艂osy dobiegaj膮ce z ko艅ca d艂ugiego korytarza. Ruszy艂a w t臋 stron臋. Dosz艂a do schod贸w, zatrzyma艂a si臋 i nabra艂a pewno艣ci, 偶e g艂osy dochodz膮 z do艂u. Nagle... Zacisn臋艂a z ca艂ej si艂y d艂o艅 na por臋czy. W艣r贸d strz臋p贸w prowadzonej po szwedzku rozmowy us艂ysza艂a g艂os Sedolfa...
W jednej chwili zapomnia艂a, 偶e jest w obcym domu.
Zbieg艂a po schodach niczym podlotek i wtargn臋艂a przez uchylone drzwi, zza kt贸rych s艂ysza艂a rozmow臋.
Na krze艣le siedzia艂 Sedolf ubrany w bia艂膮, lu藕n膮 koszul臋 rozpi臋t膮 pod szyj膮 i dopasowane na biodrach spodnie.
Nie widzia艂a nikogo pr贸cz niego.
Upad艂a przed nim na kolana i obj膮wszy mocno, rozp艂aka艂a si臋, wtulona w jego udo. Pog艂aska艂 j膮 po w艂osach.
Ida poczu艂a si臋 tak, jakby zn贸w wszystko w jej 艣wiecie znalaz艂o si臋 na swoim miejscu. Speszona, podnios艂a wzrok i dopiero teraz dostrzeg艂a Marcusa Runefelta. Jego twarz pozosta艂a niewzruszona, ale zmarszczki w k膮cikach ust jakby z艂agodnia艂y. Po艣piesznie umkn膮艂 spojrzeniem, ale Idzie zdawa艂o si臋, 偶e dostrzeg艂a w jego oczach jaki艣 dziwny b艂ysk.
Zauwa偶y艂a te偶 doktora Bergforsa, kt贸ry przygl膮da艂 jej si臋, nie kryj膮c ciekawo艣ci. Patrzy艂 jako艣 dziwnie, nie tak, jak mo偶na by si臋 spodziewa膰 po kim艣 nieznajomym. Ale przecie偶 powiedzia艂 wcze艣niej, 偶e odnosi wra偶enie, jakby j膮 zna艂, poniewa偶 przyja藕ni si臋 z Maj膮.
Nagle u艣wiadomi艂a sobie, 偶e ubrana jest tylko w nocn膮 koszul臋, w kt贸rej wygl膮da niewinnie niczym panna m艂oda. Poczu艂a si臋 troch臋 jak w nie swojej sk贸rze, bo przecie偶 dawno ju偶 przesta艂a by膰 m艂odziutkim dziewcz臋ciem.
M臋偶czy藕ni siedzieli na krzes艂ach przy niewielkim stoliku. Ida pozosta艂a u st贸p Sedolf a, kt贸rego r臋ka tak przyjemnie spocz臋艂a na jej ramieniu. Ci膮gle nie mog艂a uwierzy膰, 偶e to naprawd臋 on, cho膰 czu艂a p艂yn膮ce od niego ciep艂o. Nie mog艂a oderwa膰 od m臋偶a wzroku. Kocha艂a go a偶 do b贸lu.
- Przespa艂a艣 ca艂y dzie艅 i ca艂膮 noc, male艅ka - u艣miechn膮艂 si臋 Sedolf.
G艂ow臋 mia艂 owini臋t膮 banda偶em, odcinaj膮cym si臋 biel膮 od jego ciemnych w艂os贸w, ale twarz by艂a taka jak zwykle, te same oczy i u艣miech.
- A ty? - zapyta艂a. - Wczoraj odzyska艂em przytomno艣膰 - wyja艣ni艂, rozchylaj膮c usta w charakterystycznym uwodzicielskim u艣miechu, kt贸ry, odk膮d si臋 poznali, na przemian irytowa艂 j膮 lub zachwyca艂. - G艂owa mi p臋ka艂a. Nie pami臋tam zupe艂nie, co si臋 sta艂o. Przypominam sobie tylko, 偶e u艂o偶yli艣my si臋 do snu w opuszczonej chacie, no a obudzi艂em si臋 w zupe艂nie innym miejscu...
- W takich przypadkach utrata pami臋ci nie jest czym艣 wyj膮tkowym - po艣pieszy艂 z fachowym wyja艣nieniem doktor. - Najcz臋艣ciej pami臋膰 stopniowo powraca. Tylko w skrajnych przypadkach nast臋puje ca艂kowita i bezpowrotna amnezja. Przynajmniej tyle mi wiadomo...
Otworzy艂 drzwi.
- Dokona艂a艣 nie lada wyczynu - powiedzia艂 Sedolf, g艂adz膮c Id臋 po karku i muskaj膮c palcami p艂atek jej ucha. Ich spojrzenia spotka艂y si臋. 艁atwo zatracali si臋 w sobie i zachowywali si臋 tak, jakby 艣wiat poza nimi nie istnia艂.
- Zrobi艂by艣 dla mnie to samo.
- Ale dla ciebie, male艅ka, by艂o to o wiele trudniejsze.
Ida nie odpowiedzia艂a. By艂a bezgranicznie wdzi臋czna losowi, 偶e Sedolf nie odni贸s艂 wi臋kszych obra偶e艅 i jest z nim na tyle dobrze, 偶e mo偶e siedzie膰.
- Troch臋 kr臋ci mi si臋 jeszcze w g艂owie - wyja艣ni艂 Sedolf. - I boli mnie, szczeg贸lnie gdy o czym艣 intensywnie my艣l臋. Nie mog臋 te偶 za du偶o chodzi膰. Ale siedz臋 tak jak dawniej...
Humor go jak zwykle nie opuszcza艂. Sedolf wyznawa艂 zasad臋, 偶e nie ma w 偶yciu wielu spraw tak powa偶nych, by nie da艂o si臋 z nich po偶artowa膰.
- Mikkal? Sedolf u艣miechn膮艂 si臋 ciep艂o.
- Ten ma艂y troll bez reszty oczarowa艂 kuchark臋, kt贸ra rozpieszcza go bardziej ni偶 ty w najwi臋kszych chwilach s艂abo艣ci. Wyobra藕 sobie, 偶e odwr贸ci艂 si臋 plecami do swojego starego ojca i wola艂 przytuli膰 si臋 do tej pulchnej kobiety...
Sedolf zwichrzy艂 Idzie w艂osy, a ona, mrugn膮wszy do niego porozumiewawczo, skwitowa艂a:
- C贸偶, gdyby艣 mia艂 wybiera膰, pewnie post膮pi艂by艣 tak samo...
Bergfors poczu艂, jak 艣ciska go w gardle.
Je艣li istnieje prawdziwa mi艂o艣膰, to teraz by艂 jej 艣wiadkiem. Tych dwoje dojrza艂o wsp贸lnie do tego uczucia, poznaj膮c si臋 dok艂adnie i osi膮gaj膮c pe艂n膮 harmoni臋.
Idy nie da艂o si臋 nie lubi膰, budzi艂a sympati臋 tak samo jak Sedolf. Byli nierozdzielni.
Nie chcia艂by za nic w 艣wiecie, by cokolwiek stan臋艂o mi臋dzy tymi dwojgiem, bo niecz臋sto spotyka si臋 tak膮 mi艂o艣膰.
Zreszt膮 Ailo pewnie te偶 by tego nie chcia艂.
Mimo wszystko to on dokona艂 wyboru i zadecydowa艂 za siebie i za Id臋.
Nigdy nie da艂 jej szansy wypowiedzenia w艂asnego s膮du. Musia艂by by膰 cz艂owiekiem pozbawionym serca, 偶eby j膮 pyta膰 teraz.
- Sanie s膮 gotowe do drogi, wo藕nica ju偶 czeka - oznajmi艂 Runefelt, patrz膮c gdzie艣 ponad g艂owami swoich go艣ci. Wydawa艂o si臋, 偶e widok Idy sprawia mu przykro艣膰. Ida, wra偶liwa na nastroje, natychmiast to wyczu艂a.
- Najlepiej wyruszy膰 przed po艂udniem. W贸wczas, je艣li nie wydarzy si臋 nic nieprzewidzianego, powinni艣cie dojecha膰 na miejsce przed noc膮. Po lodzie mknie si臋 naprawd臋 szybko. Pogoda sprzyja...
- Pojad臋 z wami - doda艂 Bergfors. - Nie zostawi臋 przecie偶 pacjenta bez opieki.
By艂 to oczywi艣cie tylko pretekst. Tak naprawd臋 doktora ciekawi艂o spotkanie rodzinne na Hailuoto i nie darowa艂by sobie, gdyby cokolwiek mu umkn臋艂o. Domy艣la艂 si臋, co si臋 teraz dzieje na wyspie. Jak wszyscy trwaj膮 w nerwowym oczekiwaniu, pr贸buj膮c zachowa膰 pozory spokoju.
Ida, zerkaj膮c na Marcusa Runefelta, z nabo偶e艅stwem dotkn臋艂a koronek przy szyi i jedwabnej tasiemki przewleczonej przez haftowane dziurki. Nigdy nie mia艂a na sobie r贸wnie delikatnego stroju. Zdawa艂o jej si臋, 偶e zosta艂 uszyty z motylich skrzyde艂.
- Koszula nocna... - powiedzia艂a znienacka, przyci膮gaj膮c tymi s艂owami uwag臋 Runefelta. - ... nale偶a艂a pewnie do pa艅skiej 偶ony?
Popatrzy艂 na ni膮 przeci膮gle, staraj膮c si臋 ukry膰 przed ni膮 swoje uczucia. Nie chcia艂, by uda艂o jej si臋 dostrzec blask gdzie艣 g艂臋boko w jego oczach. Teraz dopiero zacz膮艂 pojmowa膰, dlaczego od pierwszego wejrzenia nie polubili si臋 z Maj膮. Synowa by艂a pierwsz膮 niebezpieczn膮 kobiet膮, kt贸r膮 spotka艂 na swej drodze. Teraz do艂膮czy艂a ta druga.
- Tak - odpowiedzia艂 wreszcie cicho. - Moja 偶ona mia艂a j膮 na sobie w noc po艣lubn膮.
Wsta艂 z krzes艂a i wyszed艂 z pokoju.
Bergfors odprowadzi艂 go spojrzeniem, a gdy zamkn臋艂y si臋 drzwi, nas艂uchiwa艂 odg艂osu krok贸w pot臋偶nego arystokraty.
- Zrobi艂a艣 na nim wra偶enie, siostro Mai - rzuci艂 doktor po chwili i u艣miechn膮艂 si臋 do niej blado. - Nie znacie go i pewnie niewiele z tego rozumiecie, ale ja jeszcze nigdy nie widzia艂em go tak poruszonego. Przy Mai traci panowanie, ale rol臋 z艂o艣nika doskona艂e opanowa艂. Gorzej z t膮... - Bergfors potrz膮sn膮艂 g艂ow膮: - Jeste艣, Ido, jedyn膮 znan膮 mi osob膮, przy kt贸rej Marcus Runefelt straci艂 pewno艣膰 siebie. W obecno艣ci innych...
- Kobiety z rodu Idy tak dzia艂aj膮 na m臋偶czyzn - wtr膮ci艂 si臋 Sedolf, nawijaj膮c na palec rudy lok, a na jego ustach pojawi艂 si臋 dumny u艣miech. Niewielu m臋偶贸w skwitowa艂oby to z takim spokojem, ale Sedolf nie czu艂 si臋 zagro偶ony. Oboje z Id膮 ufali sobie bezgranicznie.
- S艂ysza艂em o tym - mrukn膮艂 doktor. - Zreszt膮 widzia艂em, co dzia艂o si臋 z Maj膮. Nie s膮dzi艂em jednak, 偶e kto艣 jeszcze z cz艂onk贸w rodziny posiada ten sam dar, cho膰 w nieco innej odmianie. Dar, a mo偶e przekle艅stwo... - doda艂. - Bo przecie偶 to r贸wnie偶 bardzo obci膮偶aj膮ce, prawda?
Ida przytakn臋艂a.
- Ci膮gle nie mog臋 uwierzy膰, 偶e jeste艣my tak blisko, Sedolfie. I tak si臋 boj臋...
Ida dotkn臋艂a m臋偶a, kt贸rego omal nie straci艂a. Niepoj臋te, 偶e nadal by艂 przy niej. Mimowolnie przez ca艂y czas upewnia艂a si臋, 偶e to on, ca艂y i zdrowy.
Bergfors wsta艂 i zacz膮艂 przechadza膰 si臋 wok贸艂 pokoju, nieco zak艂opotany, 偶e sta艂 si臋 艣wiadkiem bardzo intymnej rozmowy, cho膰 by艂 przekonany, 偶e Ida i Sedolf nie robili tego na pokaz.
W jego g艂owie k艂臋bi艂y si臋 my艣li, kt贸rych za nic w 艣wiecie nie chcia艂 zdradzi膰. Ba艂 si臋, czy nie dadz膮 si臋 one wyczyta膰 z jego twarzy.
Ta dziewczyna wyczuwa艂a wra偶enia, uczucia i nastroje. Mo偶e nie zauwa偶y艂by tego, gdyby nie zna艂 Mai i nie wiedzia艂, jakie drzemi膮 w niej talenty. Ale bogaty w t臋 wiedz臋, uzna艂 za naturalne, 偶e siostra Mai tak偶e odziedziczy艂a podobne zdolno艣ci po matce.
Mia艂 tylko nadziej臋, 偶e mieszka艅cy wyspy zdaj膮 sobie spraw臋 z mo偶liwo艣ci Idy i wiedz膮, co rozp臋tali, zapraszaj膮c j膮 wraz z m臋偶em. Sedolf wspomnia艂 bowiem, 偶e przybywaj膮 na zaproszenie.
- Nie mam powodu do l臋ku - ci膮gn臋艂a Ida zamy艣lona. - Ale im bli偶ej celu, tym wi臋ksz膮 czuj臋 niech臋膰. Mam wra偶enie, 偶e wyrasta przede mn膮 bardzo wysoka 艣ciana, cala z lodu. Mog臋 przez ni膮 patrze膰, ale nic wi臋cej... Uff, to brzmi idiotycznie - roze艣mia艂a si臋 lekcewa偶膮co. - Czeg贸偶 mia艂abym si臋 obawia膰? - zastanawia艂a si臋 g艂o艣no i tym razem pochwyci艂a wzrok doktora. Popatrzy艂a na niego badawczo, jakby podejrzewa艂a, 偶e ukrywa przed ni膮 co艣 wa偶nego.
- Jeste艣 zm臋czona d艂ug膮 podr贸偶膮, masz napi臋te nerwy - skwitowa艂 z niezbit膮 pewno艣ci膮 siebie. - Zreszt膮 o tej porze roku, moje dziecko, zdarzaj膮 si臋 takie stany przygn臋bienia. To, co prze偶y艂a艣 w ostatnich dniach, niejednego by z艂ama艂o... - Doktor roz艂o偶y艂 r臋ce i doda艂: - Powinna艣 si臋 wy艂膮cznie cieszy膰, bo na wyspie wszyscy ciebie oczekuj膮: twoja siostra, brat, ich rodziny...
Nie domy艣la艂a si臋, kto jeszcze.
U艣miechn膮艂 si臋 swym najserdeczniejszym z u艣miech贸w. Spoci艂 si臋 jednak jak szczur. W duchu radowa艂 si臋, 偶e ta dziewczyna nie jest jasnowidzem, cho膰 ch臋tnie pozna艂by kogo艣, kto potrafi艂by czyta膰 w my艣lach.
Ailo, ty draniu! kl膮艂 w duchu. Czy to ty rozp臋ta艂e艣 to wszystko?
Ale zaraz po偶a艂owa艂 swego gniewu. Nie zna艂 bowiem sympatyczniejszego cz艂owieka ni偶 Ailo. Czy mo偶na si臋 dziwi膰, 偶e pojmowa艂 sprawiedliwo艣膰 inaczej ni偶 inni, skoro w jednej chwili jego 偶ycie zmieni艂o sw贸j bieg? Czy on, Bergfors, mia艂 prawo go ocenia膰?
Ida u艣miechn臋艂a si臋, najwyra藕niej pocieszona jego zapewnieniami, 偶e nie ma powodu do obaw. Podnios艂a wzrok na Sedolfa i powiedzia艂a:
- W takim razie pod膮偶ajmy za z艂otym ptakiem.
Sedolf zgodnie skin膮艂 g艂ow膮.
Bergfors zamar艂. Pami臋ta艂 ozdoby Ailo, widzia艂 zreszt膮 wiele jego prac. Ulubionym motywem Lapo艅czyka by艂y ptaki. Doktor nigdy nie rozumia艂 dok艂adnie, co owe ptaki symbolizuj膮, cho膰 domy艣la艂 si臋, 偶e stanowi膮 swoisty amulet.
Ale za tym chyba kry艂o si臋 co艣 wi臋cej...
Przerazi艂 si臋.
W posiad艂o艣ci Marcusa Runefelta zaj臋to si臋 nimi bardzo troskliwie. Twierdzi膰 inaczej by艂oby k艂amstwem. Nawet uprano im ubrania i wysuszono na piecach, kt贸re grza艂y przez ca艂膮 noc.
Kryte sanie Runefelta dobitnie 艣wiadczy艂y o zajmowanej przez niego pozycji. Sam kr贸l by si臋 takich nie powstydzi艂. Obszerne, przestronne, ze sk贸rzanymi siedzeniami i oparciami, po obu stronach mia艂y oszklone okienka, przez kt贸re mo偶na by艂o obserwowa膰 drog臋.
Ida a偶 si臋 u艣miechn臋艂a, kiedy zobaczy艂a, jaka wygodna czeka ich podr贸偶. Na r臋ku trzyma艂a Mikkala otulonego sk贸rzanym 艣piworem, cho膰 w tych warunkach ciep艂e okrycie nie by艂o takie wa偶ne jak podczas wcze艣niejszej podr贸偶y. Ida mia艂a ochot臋 roze艣mia膰 si臋 z rado艣ci, powstrzyma艂a si臋 jednak z obawy, 偶e mog艂aby zosta膰 opacznie zrozumiana.
Na drog臋 otrzymali kosz z prowiantem, starannie zapakowany przez kuchark臋. Baga偶 zosta艂 umieszczony w kufrach na tyle sa艅.
Ida przepu艣ci艂a Sedolfa przodem. Poczeka艂a, a偶 ustawi w 艣rodku skrzynk臋 ze z艂otem, a potem wesz艂a z Mikkalem. Woreczek ze srebrem Ailo pozosta艂 ukryty w 艣piworku Mikkala, w bezpiecznej, jak si臋 okaza艂o, kryj贸wce.
Lekarz nie zabra艂 ze sob膮 du偶o rzeczy. Usiad艂 na siedzeniu naprzeciwko nich, odwrotnie do kierunku jazdy.
Podzi臋kowali gor膮co za wszystko. Sam Runefelt przyszed艂 si臋 po偶egna膰, ale nie prosi艂, by pozdrowili rodzin臋 syna. Idzie wyda艂o si臋 to co najmniej dziwne. Nie potrafi艂a poj膮膰 upartej niech臋ci tego cz艂owieka do swych najbli偶szych.
Podejrzewa艂a, 偶e nie mo偶e darowa膰 synowi pope艂nionego mezaliansu. Maja nie by艂a wymarzon膮 kandydatk膮 na 偶on臋 dla jedynego syna. Ida stara艂a si臋 go zrozumie膰, mimo to nie mie艣ci艂o jej si臋 w g艂owie, 偶e przerodzi艂o si臋 to w tak膮 d艂ugotrwa艂膮 wrogo艣膰.
- Chyba czuje si臋 samotny - odezwa艂a si臋 do Bergforsa, gdy ju偶 ruszyli.
Jej s艂owa ca艂kowicie zaskoczy艂y doktora, kt贸ry zrazu nawet nie zrozumia艂, kogo Ida ma na my艣li.
- Stary Runefelt? Samotny? - D艂ug膮 chwil臋 rozwa偶a艂 to w my艣lach. Potem, mru偶膮c oczy, spojrza艂 na ni膮. Pomimo m艂odego wieku by艂a 艣wietnym obserwatorem. - Ca艂e szcz臋艣cie, 偶e mu tego nie powiedzia艂a艣 - rzek艂 oschle. - Bo pewnie by艣cie musieli i艣膰 pieszo do Hailuoto. - U艣miechn膮艂 si臋 do Idy. - Runefelt jest szczeg贸lny, cho膰 takich samotnych m臋偶czyzn w wielkich domach spotyka si臋 wielu. Niekt贸rzy nawet maj膮 rodzin臋, kt贸ra zajmuje cz臋艣膰 pomieszcze艅, tylko 偶e oni zapomnieli, jak rozmawia膰 z najbli偶szymi. Runefelt ma s艂u偶b臋, paru znajomych podobnych do niego... i gar艣膰 wspomnie艅, coraz bardziej oddalaj膮cych go od rzeczywisto艣ci. Tak, to samotny cz艂owiek. Ale taka jest cena w艂adzy.
- Rozumiem, 偶e mo偶e nie lubi膰 Mai...
- 艁agodnie to uj臋艂a艣 - uzna艂 doktor, a w jego oczach pojawi艂 si臋 smutek. - Maja jest szczera do b贸lu i m贸wi prosto w oczy to, co my艣li. Marcus nie przywyk艂 do takich ludzi. A ju偶 w og贸le nie spotka艂 chyba nigdy takiej kobiety. Maja wtargn臋艂a do 艣wiata m臋偶czyzn. Nie rozumia艂 tego, nie podoba艂o mu si臋 to, ale niewiele m贸g艂 uczyni膰, by temu przeszkodzi膰. Potem z艂apa艂a w sieci jego syna, jedynego, drogiego mu syna, z kt贸rym wi膮za艂 tyle plan贸w. Tak on to widzi, chocia偶 prawda, kt贸rej Runefelt nie chce przyj膮膰 do wiadomo艣ci, jest ca艂kiem inna. William got贸w by艂 zabi膰, byleby tylko dosta膰 Maj臋. Pobrali si臋 bez zgody ojca. Maja otrzyma艂a Hailuoto, no i urodzi艂a Williamowi syna, przed艂u偶enie rodu. Dlatego te偶 stary nie mo偶e ich tak po prostu odtr膮ci膰. Syn Williama jest jego wnukiem. A wi臋zy krwi maj膮 dla ka偶dego Runefelta ogromne znaczenie. Maja jest tolerowana tylko ze wzgl臋du na syna - doda艂 Bergfors ze smutkiem. - Chcia艂 j膮 przekupi膰, zanim ma艂y przyszed艂 na 艣wiat. Potem by艂o ju偶 za p贸藕no. Runefelt nie ocenia ludzi na podstawie ich charakteru i zachowania, dla niego wa偶ne jest, jaka p艂ynie w nich krew.
Ida prze艂kn臋艂a 艣lin臋. Starszy pan wyda艂 si臋 jej do艣膰 mi艂y, chocia偶 robi艂 wra偶enie despoty i wzbudza艂 respekt, ale doktor odmalowa艂 jej ca艂kiem inny obraz tego cz艂owieka. Z kim艣 takim nie chcia艂aby zawrze膰 bli偶szej znajomo艣ci.
- Najgorsze jednak jest to, 偶e Marcus okazuje jawnie swoj膮 pogard臋. Maja ma to w nosie i udaje, 偶e nie obchodzi jej, co o niej s膮dzi. Williama to boli. Wie, 偶e Maja jest bardzo wra偶liwa. Ale Marcus nigdy si臋 o tym nie dowie.
- Tak, Maj臋 艂atwo zrani膰 - przyzna艂a Ida. - Bardzo 艂atwo. Ale ukrywa to starannie.
U艣wiadomi艂a sobie, 偶e 偶ycie siostry nie jest us艂ane r贸偶ami, mimo 偶e otacza j膮 przepych, o jakim Ida w og贸le nie 艣ni艂a. Co prawda Reijo stara艂 si臋 na to przygotowa膰 c贸rk臋, Ida jednak nie spodziewa艂a si臋, 偶e 艣wiat Runefelt贸w i ich 艣wiat dzieli tak g艂臋boka przepa艣膰, p贸ki nie stan臋艂a u dwuskrzyd艂owych rze藕bionych drzwi do pa艂acu w Tornio.
Przytuli艂a si臋 do Sedolfa, kt贸ry trzyma艂 na kolanach Mikkala. Ch艂opczyk mia艂 wielk膮 uciech臋, patrz膮c przez okienko. Rozp艂aszczy艂 nos i za艣miewa艂 si臋 rozbrajaj膮co, gdy na zimnej szybie tworzy艂a si臋 chmurka z pary. Fascynowa艂o go, 偶e jad膮 tak szybko. Daleko za nimi pozosta艂 l膮d. Od celu dzieli艂 ich raptem jeden dzie艅 drogi. Na razie Hailuoto pozostawa艂o niewidoczne dla oczu.
Ida przywo艂a艂a z pami臋ci obraz Mai, Knuta i Anjo. Tylko twarzy ma艂ego Karla nie potrafi艂a sobie wyobrazi膰. Malec na pewno si臋 zmieni艂. Dwojga pozosta艂ych brzd膮c贸w nigdy jeszcze nie widzia艂a.
Obcy, niepoj臋ty 艣wiat Mai.
Niebawem przest膮pi膮 wsp贸lnie z Sedolfem jego pr贸g. Ida l臋ka艂a si臋, ale czu艂a, 偶e post臋puje w艂a艣ciwie.
By艂a niemal pewna, 偶e gdyby mog艂a wyjrze膰, zobaczy艂aby nad g艂ow膮 z艂otego ptaka, wskazuj膮cego drog臋.
Tej nocy na Hailuoto tylko dzieci po艂o偶y艂y si臋 spa膰. Doro艣li czuwali w pe艂nym napi臋cia oczekiwaniu. Ailo, bezradny, zlany potem, t艂uk艂 si臋 po salonie; nie potrafi艂 usiedzie膰 d艂u偶ej na jednym miejscu.
Wiadomo艣膰 przekazana przez pos艂a艅ca z Tornio spad艂a na nich niczym grom z jasnego nieba. Nikt nie spodziewa艂 si臋 go艣ci z Lyngen tak wcze艣nie. Teraz zn贸w godziny do ich przyjazdu wlok艂y si臋 w niesko艅czono艣膰.
Siedzieli w milczeniu, niezdolni prze艂o偶y膰 my艣li na s艂owa. Razem, a mimo to ka偶dy pogr膮偶ony we w艂asnym 艣wiecie. Ailo chyba najbardziej samotny ze wszystkich. Nie przypuszcza艂, 偶e tak to b臋dzie prze偶ywa艂. Po偶a艂owa艂 swojej decyzji i gdyby m贸g艂, pewnie by j膮 cofn膮艂, ale na to by艂o ju偶 za p贸藕no.
On pierwszy us艂ysza艂 nadje偶d偶aj膮ce sanie. Zerwa艂 si臋, chwyci艂 kurtk臋 zawieszon膮 na oparciu krzes艂a i pog艂adzi艂 Ann臋 Kajs臋 po w艂osach. Maja obj臋艂a go mocno i uca艂owa艂a. W tym momencie znowu rozumia艂 si臋 z ni膮 bez s艂贸w. A potem po艣piesznie wybieg艂 kuchennym wyj艣ciem i schowa艂 si臋 na ty艂ach domu blisko pokoi dla s艂u偶by. Porusza艂 si臋 po wydeptanych w 艣niegu 艣cie偶kach, tak by jego 艣lady zgin臋艂y w艣r贸d innych.
Sta艂 i czeka艂.
Odg艂osy nadje偶d偶aj膮cego zaprz臋gu nasila艂y si臋 w ciemno艣ciach. Ailo, zamkni臋ty na inne wra偶enia, s艂ysza艂 parskanie koni tak wyra藕nie, 偶e spodziewa艂 si臋, i偶 lada chwila wy艂oni膮 si臋 z mroku.
- No, to jeste艣my na miejscu! - dolecia艂 go znajomy g艂os doktora.
U艣miechn膮艂 si臋 sam do siebie. Bergfors nie m贸g艂by z tego zrezygnowa膰...
Odg艂os krok贸w na zmarzni臋tym pod艂o偶u. Przy samym wej艣ciu by艂o tak 艣lisko, 偶e musieli posypa膰 艣cie偶k臋 piaskiem, by nikt nie upad艂 i nie pot艂uk艂 si臋.
- Nie s膮dzi艂am, 偶e dom jest taki du偶y! Ailo zamkn膮艂 oczy i opar艂 si臋 o 艣cian臋. Zapiek艂y go policzki. Gor膮ce 艂zy studzone przez mro藕n膮 noc pop艂yn臋艂y mu z oczu. Ci臋偶ko prze艂yka艂 艣lin臋. Rozpalony jak w gor膮czce, zacisn膮艂 pi臋艣ci. D艂onie nie marz艂y mu, cho膰 nie zabra艂 z domu r臋kawic.
Marudny dzieci臋cy g艂osik zawo艂a艂 z l臋kiem: 鈥瀖ama鈥.
Ailo osun膮艂 si臋 w kucki, nie b臋d膮c w stanie d艂u偶ej utrzyma膰 si臋 na nogach. Opar艂 czo艂o o kolana i obejmuj膮c je ramionami, ukry艂 twarz. Zap艂aka艂 cicho, by nikt go nie us艂ysza艂, a 艂zy wsi膮ka艂y w mi臋kk膮 sk贸r臋 spodni.
Zamkn膮艂 si臋 na odg艂osy powitania, z kt贸rego sam by艂 wy艂膮czony.
Dopiero teraz tak naprawd臋 dotar艂o do niego, z czego zrezygnowa艂, dobrowolnie skazuj膮c Ailo z Ruiji na 艣mier膰, i poczu艂 b贸l nie do zniesienia.
Kiedy dostrzegli majacz膮ce w ciemno艣ciach zarysy budynk贸w i Bergfors oznajmi艂 im, 偶e s膮 ju偶 prawie na miejscu, Id臋 jeszcze mocniej 艣cisn臋艂o w 偶o艂膮dku.
Jechali przez chwil臋 wzd艂u偶 brzeg贸w wyspy, a potem skr臋cili w g艂膮b l膮du i ujrzeli roz艣wietlony gmach.
Id臋 przyt艂oczy艂 贸w nowy 艣wiat Mai. Ze zdenerwowania z trudem 艂apa艂a oddech.
W og贸le nie czu艂a, 偶e ma zimne r臋ce. U艣wiadomi艂a to sobie dopiero, kiedy Sedolf, kt贸ry nie wypuszcza艂 jej d艂oni, zapyta艂, czy marznie.
Sanie zwolni艂y. Ida oniemia艂a z wra偶enia. Ojciec powinien j膮 uprzedzi膰, 偶e Maja mieszka teraz w pa艂acu! W pewnym sensie rozumia艂a, dlaczego Marcus Runefelt nie mo偶e wybaczy膰 synowi, 偶e wybra艂 sobie 偶on臋, kt贸ra nie nale偶a艂a do ich 艣wiata.
Doktor wysiad艂 pierwszy. Ida za nim, strasznie zdenerwowana. W otwartych na o艣cie偶 drzwiach na tle z艂ocistego snopu 艣wiat艂a zobaczy艂a ciemne sylwetki. Niemal fizycznie odczu艂a p艂yn膮ce stamt膮d ciep艂o. Rozpozna艂a wszystkich, mimo 偶e z miejsca, w kt贸rym sta艂a, nie byli dok艂adnie widoczni. Anjo pierwsza zbieg艂a po schodach...
- No to jeste艣my na miejscu - powiedzia艂 Bergfors nieco zmienionym, jakby odrobin臋 zal臋knionym g艂osem. Ale Ida nie zwr贸ci艂a na to uwagi, zafrapowana rz臋dem roz艣wietlonych okien.
- Nie przypuszcza艂am, 偶e to taki du偶y dom! Trzyma艂a na r臋kach Mikkala, zas艂aniaj膮c si臋 nim jak tarcz膮. Dziecko dopiero co si臋 obudzi艂o i by艂o troch臋 marudne. Najch臋tniej wr贸ci艂oby do Tornio do ciep艂ej kuchni, gdzie kucharka wi臋cej czasu po艣wi臋ca艂a na rozpieszczanie go ni偶 na przygotowywanie posi艂k贸w.
- Mama... - pop艂akiwa艂.
Ida post膮pi艂a krok naprz贸d. S艂ysza艂a, 偶e Sedolf pod膮偶a za ni膮. Przywr贸ci艂o jej to poczucie bezpiecze艅stwa. Wiedzia艂a, 偶e nie jest sama, bo ma go blisko siebie.
- Jeste艣my ju偶 na miejscu, kochanie - uspokaja艂a dziecko. - Ciocia Anjo jest tutaj i Karl...
Ale te imiona nie wywo艂ywa艂y w ma艂ym Mikkalu wspomnie艅. Wiele czasu up艂yn臋艂o od wyjazdu z Lyngen rodziny Knuta. Dla takiego ma艂ego dziecka to niemal wieczno艣膰. By艂 zm臋czony, zaspany, by艂o mu zimno. Nie rozumia艂, 偶e wreszcie dotarli na miejsce i sko艅czy艂a si臋 d艂uga, uci膮偶liwa podr贸偶...
Rozp艂aka艂 si臋 i uchwyci艂 kurczowo szyi Idy. Tylko u mamy czu艂 si臋 bezpiecznie.
Ale oto ju偶 oboje wpadli w obj臋cia Anjo, kt贸ra 艣mia艂a si臋 i p艂aka艂a na przemian, a z jej ust p艂yn臋艂y strumieniem fi艅skie i norweskie s艂owa, w艂a艣ciwie bez zwi膮zku, wyra偶aj膮ce jednak szczer膮 rado艣膰 ze spotkania.
Kolejna para r膮k. Knut wy艣ciska艂 mocno siostr臋 i zwichrzy艂 jej w艂osy. Przytuli艂 szorstki policzek do jej twarzy. W jego oczach wyczyta艂a, 偶e st臋skni艂 si臋 za ni膮.
Porwana przez fal臋 ciep艂a i czu艂o艣ci, przekazywana z jednych ramion do drugich, nie zorientowa艂a si臋 nawet, kiedy znalaz艂a si臋 na szczycie schod贸w.
Milo spotka膰 si臋 z takim przyj臋ciem!
Maja, jak przysta艂o na gospodyni臋, powita艂a ich w drzwiach wej艣ciowych. Najpierw 艣cisn臋艂a d艂o艅 siostry i dopiero potem chwyci艂a j膮 w obj臋cia i d艂ugo nie wypuszcza艂a z ramion. Walczy艂a ze 艂zami. Z trudem uda艂o jej si臋 nie rozp艂aka膰.
A potem Ida popatrzy艂a wprost w przyjazn膮 szczer膮 twarz. Dostrzeg艂a pot臋偶n膮 posta膰 r贸wnie dominuj膮c膮 jak Marcus Runefelt, ale nie wzbudzaj膮c膮 l臋ku. U艣miechaj膮c si臋 szeroko na powitanie, William rzuci艂 weso艂o:
- A wi臋c to jest najm艂odsza siostra Mai! D艂o艅 Idy uton臋艂a w jego pot臋偶nej d艂oni. Pochyli艂 si臋 i uca艂owa艂 j膮. Przy m臋偶u Mai nawet Sedolf wydawa艂 si臋 niepozorny.
- Najm艂odsza spo艣r贸d rodze艅stwa, pupilek wszystkich, co? - doda艂, jakby chcia艂 si臋 przekomarza膰.
- Ju偶 nie - odpar艂a ze 艣miechem Ida, kt贸ra od razu go polubi艂a.
Zm臋czona podr贸偶膮, obola艂a, marzy艂a, by wreszcie rozprostowa膰 ko艣ci. Ale czu艂a si臋 tak, jakby znalaz艂a si臋 w domu. Co z tego, 偶e budynek przypomina艂 pa艂ac, wa偶ne, 偶e atmosfera by艂a domowa.
- Dzie艅 przed moimi urodzinami Helena urodzi艂a synka. Przyby艂o wi臋c nas. Ma艂y ma na imi臋 Ivar Antti.
Musia艂a si臋 natychmiast podzieli膰 t膮 najwa偶niejsz膮 nowin膮.
Nie omieszka艂a przy tym zerkn膮膰 z trosk膮 na Maj臋.
Przez twarz siostry przemkn膮艂 lekki cie艅, ale nic nie zm膮ci艂o rado艣ci w jej oczach. Maja zawsze by艂a skryta i z trudem da艂o si臋 cokolwiek odgadn膮膰 z jej spojrzenia.
Ida zauwa偶y艂a tymczasem tali臋 Mai i ucieszy艂a si臋, domy艣laj膮c si臋 wszystkiego.
Przyjrza艂a si臋 Williamowi i stwierdzi艂a, 偶e nie przypomina on ani Simona, ani Heino. By艂 silny i zdecydowany, ale nie odst臋powa艂 Mai i wodzi艂 za ni膮 oczami z mi艂o艣ci膮.
Ida przebywa艂a na Hailuoto dopiero od kilku minut, ale ju偶 wiedzia艂a, 偶e Mai jeszcze nigdy nikt tak nie kocha艂, a i ona nigdy nie by艂a taka szcz臋艣liwa.
Zapragn臋艂a raz jeszcze wyca艂owa膰 siostr臋 i nie omieszka艂a tego uczyni膰.
Wywo艂a艂o to salw臋 艣miechu, roz艂adowuj膮c troch臋 podnios艂y nastr贸j chwili.
Mikkal mia艂 ju偶 dosy膰 u艣cisk贸w i ca艂us贸w. Wyci膮gn膮艂 r臋ce do Sedolfa, a ten z u艣miechem wzi膮艂 ch艂opca.
- My, m臋偶czy藕ni, musimy si臋 trzyma膰 razem - powiedzia艂 z powag膮 i poprawi艂 ciemn膮, niesforn膮 grzywk臋 Mikkala.
Maja poci膮gn臋艂a Id臋 w kierunku jasnow艂osej dziewczyny, kt贸ra sprawia艂a wra偶enie, jakby chcia艂a si臋 ukry膰 za zas艂on膮.
- To jest Anna Kajsa - przedstawi艂a j膮 Maja. - Przyrodnia siostra Williama. Mieszka z m臋偶em na wyspie, ale w osobnym domu.
Ida u艣cisn臋艂a d艂o艅 dziewczyny, kt贸ra wyda艂a jej si臋 zbyt m艂oda na m臋偶atk臋, i omal nie wyrazi艂a g艂o艣no swojej opinii, ale w ostatniej chwili ugryz艂a si臋 w j臋zyk.
Zastanowi艂o j膮 jednak, dlaczego dziewczyna tak badawczo j膮 lustruje. Dlaczego w jej spojrzeniu kryje si臋 co艣 wi臋cej ni偶 tylko zwyk艂a powaga.
- Mi艂o ci臋 pozna膰 - powiedzia艂a Ida. Anna Kajsa tylko skin臋艂a g艂ow膮, ale Ida wyt艂umaczy艂a sobie, 偶e dziewczyna pewnie jest nie艣mia艂a.
- Jej m膮偶 jest inwalid膮 - rzek艂a Maja z niech臋ci膮, co zwr贸ci艂o uwag臋 Idy. Maja bowiem zawsze by艂a najgorliwsz膮 obro艅czyni膮 s艂abych i pokrzywdzonych przez los i nigdy nie wyra偶a艂a si臋 o nich 藕le. Te s艂owa jednak wypowiedzia艂a z takim trudem, jakby kto艣 przywi膮za艂 jej o艂贸w do j臋zyka.
- Najch臋tniej trzyma si臋 na uboczu - wyja艣ni艂 William, obejmuj膮c jednym ramieniem Maj臋, a drugim siostr臋. Dwie kobiety wygl膮da艂y niepozornie przy tym silnym i opieku艅czym olbrzymie. - Chodzi w艂asnymi 艣cie偶kami i jest do艣膰 nieufny, szczeg贸lnie wobec nieznajomych...
Napotkawszy jego prostoduszne spojrzenie, Ida, domy艣li艂a si臋, 偶e to temat tabu. Co艣 jej m贸wi艂o, 偶e nie spotkaj膮 si臋 z m臋偶em Anny Kajsy. Pozostanie dla nich niewidzialny...
- Axel ma swoje powody - wtr膮ci艂 Knut. Ida nie zamierza艂a dr膮偶y膰 tego tematu. Chodzi艂o wszak o kogo艣 obcego. Wyspa nie jest jej domem, przyby艂a tu jedynie w go艣ci. Nie mia艂a zamiaru poznawa膰 wszystkich tutejszych tajemnic.
Przeszli wszyscy do jednego z salon贸w, w kt贸rym przy tak du偶ej gromadce os贸b zrobi艂o si臋 t艂oczno. Troch臋 to podbudowa艂o Id臋, bo mimowolnie por贸wna艂a wn臋trze salonu z izb膮 w chacie ojca na cyplu. Solidne 艣ciany z bali, wyg艂adzone, ozdabia艂y misternie z艂ocone tapety, kt贸re czyni艂y to przestronne wn臋trze przytulnym.
Czy tata czu艂 si臋 tu ma艂y i zagubiony?
Mo偶e dlatego tak niewiele opowiada艂 o wizycie w domu Mai?
Mikkal zasn膮艂 na r臋kach Sedolfa. Nie zauwa偶y艂 nawet, 偶e Sedolf ostro偶nie zdj膮艂 mu z g艂owy czapk臋, r臋kawice i grub膮 kurtk臋.
Ma艂y ch艂opczyk wkroczy艂 do nowego 艣wiata, ale nic go to nie obchodzi艂o.
- My艣la艂am, 偶e ju偶 nigdy nie dojedziemy - wyzna艂a Ida. - Co rusz wpada艂am w panik臋. By艂am niemal pewna, 偶e zamarzniemy na 艣mier膰, umrzemy z g艂odu, zab艂膮dzimy albo...
- Grozi艂o nam jeszcze par臋 innych niebezpiecze艅stw, kt贸re mog艂y si臋 narodzi膰 jedynie w bujnej wyobra藕ni Idy - uzupe艂ni艂 Sedolf 偶artobliwie.
- S艂yszeli艣my, 偶e zostali艣cie napadni臋ci - wtr膮ci艂a Maja.
Sedolf nadal mia艂 g艂ow臋 owini臋t膮 banda偶em. Wygl膮da艂o to gro藕nie, ale w rzeczywisto艣ci czu艂 si臋 nie najgorzej. Dobrze zni贸s艂 podr贸偶 wygodnymi saniami.
Ida skrzywi艂a si臋 na samo wspomnienie feralnej nocy, dopiero teraz w pe艂ni sobie u艣wiadamiaj膮c groz臋 sytuacji.
- W艂a艣ciwie wtedy nie tyle si臋 przestraszy艂am, co rozgniewa艂am. Ale jak teraz pomy艣l臋, co si臋 mog艂o sta膰, sk贸ra mi cierpnie...
Knut patrzy艂 na ni膮 rozbawiony. Przysiad艂 na oparciu krzes艂a, na kt贸rym siedzia艂a, 偶eby by膰 jak najbli偶ej swojej ukochanej siostry. Ida, zawsze taka pe艂na 偶ycia! Jak dobrze by艂o j膮 mie膰 przy sobie.
- Cala ty! Kto inny wyszed艂by z takiej sytuacji obronn膮 r臋k膮? Zawsze powtarza艂em, 偶e ci臋ty j臋zyk jest twoj膮 najmocniejsz膮 broni膮.
Spojrza艂a na niego, ciskaj膮c z oczu b艂yskawice. Ale Sedolf roze艣mia艂 si臋 偶artobliwie, najwyra藕niej przyznaj膮c Knutowi racj臋.
- Gdybym wiedzia艂a, 偶e oka偶esz si臋 tak niewdzi臋czny, odda艂abym rabusiom ten tw贸j skarb - odgryz艂a si臋 Ida z min膮 niewini膮tka. - Bo to wszystko przez ciebie!
- Przeze mnie?
- Tak, wzi臋li艣my ze sob膮 twoje z艂oto, kt贸rego tak uporczywie szukali ludzie naczelnika. Zapomnia艂e艣 ju偶?
Nie, Knut nie zapomnia艂. Nigdy by si臋 jednak nie spodziewa艂, 偶e z艂oto trafi do niego. W 偶artach nazywa艂 je swoim dziedzictwem, ale tak naprawd臋 uwa偶a艂, 偶e jest w艂asno艣ci膮 ca艂ej rodziny i wszystkie dzieci Raiji maj膮 do niego takie samo prawo.
- Chyba, u diab艂a, nie wzi臋li艣cie z sob膮 z艂ota? - zapyta艂. - Co wam, do cholery, przysz艂o do g艂owy? Tak si臋 nara偶a膰! Jeszcze si臋 dziwicie, 偶e zostali艣cie napadni臋ci i omal nie przyp艂acili艣cie tego 偶yciem. Do diab艂a, Sedolf, nie potrafisz tej mojej siostrze wbi膰 do g艂owy troch臋 rozs膮dku?
- W艂a艣ciwie nie - odpar艂.
- Co z niej za baba, je艣li si臋 nie s艂ucha swojego m臋偶a? - denerwowa艂 si臋 Knut.
- Wszystko si臋 na szcz臋艣cie dobrze sko艅czy艂o - uspokoi艂 go Sedolf.
Knut potrz膮sn膮艂 g艂ow膮.
- Przecie偶 my z Anjo nie cierpimy biedy.
- 呕ycie kosztuje - powiedzia艂a Ida 艂agodnie i poklepa艂a brata po d艂oni. - Podarowali艣cie nam swoje gospodarstwo, wi臋c my mogli艣my chyba te偶 odda膰 wam przys艂ug臋, prawda?
- Nawet nie chc臋 pyta膰, w jaki spos贸b odzyskali艣cie z艂oto.
Sedolf ostro偶nie u艂o偶y艂 Mikkala obok siebie. Ch艂opiec spa艂 g艂臋boko, w og贸le nie przeszkadza艂 mu szum rozmowy.
- Jeszcze nigdy nie s艂ysza艂em o naczelniku, kt贸ry by chcia艂 zwr贸ci膰 zagarni臋ty uczciwie b膮d藕 nieuczciwie maj膮tek. Ale mo偶e kiedy艣 musi by膰 ten pierwszy raz...
- Mamy nowego naczelnika - wyja艣ni艂a Ida 艂agodnie i pog艂adzi艂a Knuta po policzku. Zawsze spontanicznie okazywa艂a swoje uczucia. - Na pewno go pami臋tasz. To ten, kt贸ry podczas przeszukiwania domu powstrzyma艂 swojego prze艂o偶onego, kiedy tamten rzuci艂 si臋 na mnie z pi臋艣ciami.
- Wtedy kiedy mu powiedzia艂a艣 par臋 s艂贸w prawdy - przypomnia艂 sobie Knut, obejmuj膮c Id臋 ramieniem.
- Jednego tylko nie rozumiem. Dlaczego?
- No c贸偶, nie on pierwszy uleg艂 urokowi naszej Idy - wyja艣ni艂 Sedolf.
Mo偶e inni m臋偶owie nie potrafiliby m贸wi膰 o tym spokojnie, ale Sedolf nie pozwoli艂, 偶eby chwila zapomnienia mog艂a zniszczy膰 wielk膮 mi艂o艣膰. Tamto nale偶a艂o do przesz艂o艣ci. Mo偶e w贸wczas mia艂o jakie艣 znaczenie. Ale nie zamierza艂 tego wyolbrzymia膰. Po prostu, dwoje ludzi odnalaz艂o si臋 w mroku na wyspie ciep艂a pod p艂on膮cym niebem w mro藕n膮 noc.
Na kr贸tk膮 chwil臋.
Ida, podobnie jak jej matka, by艂a kobiet膮, z kt贸r膮 spotkanie zmienia艂o 偶ycie ka偶dego m臋偶czyzny.
Knut przyj膮艂 to wyt艂umaczenie bez zmru偶enia oka. A偶 nazbyt dobrze zna艂 swoj膮 siostr臋, a odk膮d po艣lubi艂 Anjo, nauczy艂 si臋 rozumie膰, co kryj膮 zakamarki kobiecej duszy. Z wolna poznawa艂 wszystkie tajemnice, kt贸re dot膮d by艂y dla niego niejasne.
Maja zaprosi艂a wszystkich do sto艂u. Ida nie czu艂a g艂odu, bardziej napi臋cie. Jad艂a jednak, poniewa偶 posi艂ek da艂 im troch臋 wytchnienia. Gaw臋dzili o tym i owym. By艂 to czas, 偶eby rozejrze膰 si臋 dooko艂a, przyjrze膰 si臋 nowym twarzom, a tak偶e popatrze膰 baczniej na tych, kt贸rych, zdawa艂o si臋, 偶e si臋 zna.
Przekona艂a si臋, 偶e otoczenie mo偶e zmieni膰 ludzi. Przerazi艂o j膮 to i zapragn臋艂a natychmiast wr贸ci膰 do domu.
A przecie偶 planowa艂a im wszystkim tyle opowiedzie膰: Mai, Anjo, Knutowi.
Tak bardzo pragn臋艂a podzieli膰 si臋 swoimi wspomnieniami. Wywo艂a艂a z pami臋ci znajome zapachy i d藕wi臋ki, 偶eby ubarwi膰 nimi opis zdarze艅. Chcia艂a umo偶liwi膰 rodze艅stwu przeniesienie si臋 wyobra藕ni膮 nad fiord, opowiedzie膰 o wszystkim tak, by im si臋 zdawa艂o, 偶e uczestniczyli w tych zdarzeniach.
Ale nagle nabra艂a w膮tpliwo艣ci, czy w og贸le chcieliby jej s艂ucha膰. Mo偶e tylko z uprzejmo艣ci udawaliby, 偶e ich to interesuje.
Poza tym nie spodziewa艂a si臋, 偶e zastanie tu jakich艣 obcych ludzi.
Co oni by poj臋li, s艂uchaj膮c jej opowie艣ci? Uznaliby zapewne ich 偶ycie nad fiordem za szare i nudne.
My艣li k艂臋bi艂y jej si臋 w g艂owie, nap艂ywa艂y i umyka艂y. S艂ysza艂a szum g艂os贸w, ale nie rozpoznawa艂a s艂贸w. Widzia艂a weso艂o艣膰 na twarzy Sedolfa. Jego 艣miech by艂 taki zara藕liwy. On si臋 tu czu艂 jak ryba w wodzie. Cieszy艂a si臋, chocia偶 jej to nie zaskoczy艂o. Sedolf ju偶 taki by艂 od zawsze, czu艂 si臋 swobodnie, gdziekolwiek si臋 znalaz艂.
To znalaz艂o si臋 przez moment w zasi臋gu jej wzroku. Le偶a艂o w cieniu, dla innych pozostaj膮c niewidoczne. Od d艂u偶szej chwili zerka艂a w tamt膮 stron臋, zrazu dlatego, 偶e poczu艂a lekk膮 satysfakcj臋, widz膮c, i偶 nawet w tym eleganckim 艣wiecie nie wszystko jest tak doskona艂e i nienaganne. 呕e i tu co艣 le偶y porzucone niedbale na pod艂odze. Ale potem zainteresowa艂o j膮, co to takiego. Nachyli艂a si臋 i podnios艂a spod krzes艂a Mai br膮zowy kawa艂ek sk贸ry. Nie przypuszcza艂a, 偶e jest tak bacznie obserwowana.
Nim zd膮偶y艂a si臋 wyprostowa膰, Maja wyrwa艂a jej 贸w kawa艂ek sk贸ry z r膮k. Jej spojrzenie zdradza艂o panik臋.
- Przepraszam - wyb膮ka艂a Ida. Maja schowa艂a nieszcz臋sny przedmiot za plecami.
U艣miechn臋艂a si臋, ale jej twarz zdawa艂a si臋 spi臋ta, na czole pojawi艂 si臋 pot, a policzki sp膮sowia艂y. Ida nie mog艂a nie zauwa偶y膰 spojrzenia, jakie wymieni艂a z Ann膮 Kajs膮, kt贸ra tak偶e by艂a 艣miertelnie przera偶ona.
- Dzieci strasznie ba艂agani膮 - odezwa艂a si臋 po艣piesznie Anjo, ale nawet jej s艂owa nie zabrzmia艂y szczerze.
Ida nabra艂a nagle niejasnego przekonania, 偶e co艣 si臋 tu przed ni膮 i Sedolfem ukrywa. 呕e wszyscy obecni w tym pomieszczeniu odgrywaj膮 spektakl, znany im samym tylko w og贸lnym zarysie.
Nieszczero艣膰 i ob艂uda.
Prysn膮艂 gdzie艣 dobry nastr贸j.
- Jestem zm臋czona - powiedzia艂a. - Musz臋 po艂o偶y膰 Mikkala. Zreszt膮 ja tak偶e ch臋tnie si臋 po艂o偶臋. O Sedolfie nie wspomn臋, on ju偶 dawno powinien spa膰, z jego g艂ow膮...
Wsta艂a, nie pozostawiaj膮c gospodarzom innej mo偶liwo艣ci, jak tylko wskaza膰 im ich pokoje.
Cho膰 zdawa艂a sobie spraw臋, 偶e to dziecinne, poczu艂a co艣 w rodzaju satysfakcji.
Niech sobie tu siedz膮 teraz i zachodz膮 w g艂ow臋, co jej si臋 sta艂o. Nie opowie im ju偶 nic wi臋cej o tym, co s艂ycha膰 w domu. Przynajmniej nie tej nocy.
- Dlaczego? - pyta艂 Sedolf, u艂o偶ywszy si臋 wygodnie w szerokim 艂贸偶ku. Drzwi do pokoju dziecinnego pozostawili otwarte na o艣cie偶, ale Mikkal spa艂 tak twardo, 偶e nie bali si臋, 偶e go zbudz膮. - Dlaczego nagle odezwa艂a艣 si臋 takim lodowatym g艂osem, kochanie? Nawet gdyby艣 im napyskowa艂a, nie wydawa艂aby艣 si臋 taka odpychaj膮ca. To zupe艂nie do ciebie niepodobne...
- Nic nie zauwa偶y艂e艣? - zdziwi艂a si臋 Ida, rozbieraj膮c si臋. Zsun臋艂a sukni臋, ale nie podnios艂a z pod艂ogi. - Naprawd臋 nie odkry艂e艣 ich k艂amstw?
Sedolf roz艂o偶y艂 r臋ce. Lubi艂 na ni膮 patrze膰.
- W ka偶dej rodzinie co艣 si臋 ukrywa - rzuci艂 lekko.
- Ale my nale偶ymy do rodziny!
- To niekoniecznie musi mie膰 zwi膮zek z nami. - Sedolf trwa艂 przy swoim. - W艂a艣ciwie co to by艂o, to, co podnios艂a艣 z pod艂ogi?
Ida usiad艂a przy nim i zamy艣lona pokr臋ci艂a g艂ow膮.
- Nie wiem. Ale chyba co艣 wa偶nego, skoro przez to powsta艂o wielkie zamieszanie. Gdy owo co艣 podnios艂am, wszyscy wpadli w pop艂och. Nigdy nie widzia艂am Mai takiej purpurowej. By艂a przera偶ona, czo艂o pokry艂o jej si臋 perlistym potem. Zamy艣lona nawin臋艂a lok na palec.
- To by艂o ze sk贸ry, tego jestem pewna. Tak, to by艂 kawa艂ek sk贸ry. Ale co mo偶e by膰 gro藕nego w kawa艂ku sk贸ry? Mo偶esz mi to wyja艣ni膰, Sedolfie?
Nie umia艂 jej na to odpowiedzie膰.
- B臋dzie czas, by zg艂臋bi膰 ich tajemnice - uzna艂. - A mo偶e sami nam je wyja艣ni膮. My艣l臋, 偶e nie powinna艣 si臋 gniewa膰, kochanie. Oni wszyscy tak si臋 ucieszyli z twojego przyjazdu. Nawet Maja, a przecie偶 ona, jak pami臋tam, nigdy nie by艂a nazbyt wylewna.
Ida wsta艂a bezradna. Skr臋ci艂a p艂omie艅 w lampie, tak 偶e wewn膮trz okr膮g艂ego klosza tli艂 si臋 jedynie male艅ki p艂omyk. Palce mimowolnie dotkn臋艂y podstawki lampy. Wyczu艂a kwiaty, kszta艂tem jakby znajome, ale w ciemno艣ciach nie widzia艂a dok艂adnie. A opuszki palc贸w mog膮 si臋 myli膰.
Rozpi臋te skrzyd艂o...
Dwa.
Serce na moment jej zamar艂o. Zn贸w dotkn臋艂a palcami ptaka i uspokoi艂a si臋 nieco.
Fruwaj膮ce ptaki nie s膮 przecie偶 jakim艣 wyj膮tkowym motywem, ale skrzyd艂a tego uk艂ada艂y si臋 jako艣 inaczej. To nie by艂 jej ptak, z艂oty ptak.
To nie by艂 ptak Ailo.
Ida podesz艂a do okna, kt贸re wychodzi艂o chyba na ogr贸d. Z boku wida膰 st膮d by艂o schody wej艣ciowe.
Dostrzeg艂a dwie kobiety odziane w peleryny, kt贸re po chwili znikn臋艂y w mroku.
Bez trudu rozpozna艂a Maj臋. Ka偶de spo艣r贸d swojego rodze艅stwa pozna艂aby w ka偶dej sytuacji. Druga kobieta by艂a drobniejsza i szczuplejsza. Na pewno nie Anjo. Zapewne siostra Williama.
Pewnie wraca do domu. Mieszka na wyspie, ale nie w tym budynku.
Ida pomy艣la艂a, 偶e ta jasnow艂osa dziewczyna o przera偶onym spojrzeniu boi si臋 ciemno艣ci. A Maja nigdy nie obawia艂a si臋 mroku.
Tak, Maja odprowadza艂a Ann臋 Kajs臋 do domu.
Ida sta艂a zapatrzona w mrok, tam gdzie znikn臋艂y kobiety. Co艣 jej w tym wszystkim nie pasowa艂o.
To nie by艂a kwestia rozs膮dku. Jakie艣 niejasne uczucie, dr偶膮ce, niewypowiedziane. Jaka艣 my艣l.
Opu艣ci艂a kotar臋.
Narodzi艂 si臋 w niej niepok贸j. Cokolwiek przed ni膮 ukrywaj膮, czu艂a, 偶e to dotyczy jej.
- Chod藕 ju偶, kochanie, po艂贸偶 si臋 - powiedzia艂 Sedolf.
Zgasi艂a lamp臋 i wsun臋艂a si臋 pod ko艂dr臋. Przytuli艂a si臋 do m臋偶a, ale niepok贸j jej nie opuszcza艂.
Ailo nie rozebra艂 si臋, kiedy wr贸ci艂 do siebie. Przysiad艂 przy palenisku, roznieci艂 ogie艅 i siedzia艂 nieruchomo, od czasu do czasu podk艂adaj膮c drewna.
Ledwie zauwa偶y艂 przybycie Anny Kajsy i Mai. Nie mia艂 poj臋cia, ile czasu up艂yn臋艂o. Nie wiedzia艂, czy m贸g艂 spodziewa膰 si臋 ich wcze艣niej, czy te偶 powinien by膰 zaskoczony, 偶e przysz艂y dopiero teraz.
Kobiety wymieni艂y po艣piesznie zatroskane spojrzenia. Obie bezgranicznie kocha艂y Ailo.
Maja rzuci艂a bratu na kolana sk贸rzan膮 mask臋. Popatrzy艂 na ni膮 zdumiony i dopiero po chwili u艣wiadomi艂 sobie, 偶e nie zakry艂 twarzy.
- Zapomnia艂e艣 - oznajmi艂a Maja g艂ucho. - A Ida j膮 znalaz艂a. Na szcz臋艣cie nie zd膮偶y艂a dok艂adnie obejrze膰.
Ledwie opanowa艂 pokus臋, by przy艂o偶y膰 do policzka 贸w kawa艂ek sk贸ry, kt贸rego dotyka艂a Ida. Ale zdawa艂o mu si臋, 偶e pali go w d艂onie.
- Ona jest pi臋kna - odezwa艂a si臋 Anna Kajsa martwym g艂osem.
- Ida zawsze by艂a pi臋kna - odpar艂, sil膮c si臋 na spok贸j, unikaj膮c spojrzenia zar贸wno Anny Kajsy, jak i Mai. Wiedzia艂, 偶e post臋puje s艂usznie, nie wyjawiaj膮c uczu膰, jakie zbudzi艂y si臋 w nim pod wp艂ywem g艂osu Idy. Us艂ysza艂 go.
Ale domy艣la艂 si臋, 偶e Maja przejrza艂a go na wylot.
Nie po raz pierwszy zreszt膮. Ale to, co skrywa艂, przecie偶 nie mog艂o zrani膰 Mai.
- Ida jest szcz臋艣liwa.
Ailo podni贸s艂 wzrok i odczyta艂 w oczach Mai wyra藕ne ostrze偶enie.
- To dobrze - odpowiedzia艂, ale teraz jego g艂os zabrzmia艂 r贸wnie s艂abo jak g艂os Anny Kajsy.
- A m贸j syn? Spojrzenie Mai z艂agodnia艂o.
- Jest podobny do Idy. Ale chyba najbardziej do mamy.
- Anjo te偶 tak uwa偶a.
Serce omal nie wyskoczy艂o mu z piersi. Najch臋tniej wybieg艂by od razu, 偶eby zobaczy膰 swojego syna, ale przecie偶 nie wolno mu zapomnie膰, 偶e dla nich umar艂. A umarli nie przychodz膮 z wizyt膮 bladym 艣witem. Umarli poruszaj膮 si臋 bezg艂o艣nie i przenikaj膮 przez zamkni臋te drzwi.
- S艂ysza艂em ich - przyzna艂 si臋 i g艂os uwi膮z艂 mu w gardle. Wyzna艂 tylko tyle, ile musia艂.
- Ida zauwa偶y艂a, 偶e co艣 jest nie tak - powiedzia艂a Maja, pochylaj膮c si臋 nad sto艂em i zaciskaj膮c d艂onie na jego kraw臋dzi. - Ida wyczuwa wiele rzeczy. Zawsze by艂a wra偶liwa, ale teraz chyba ta zdolno艣膰 wyostrzy艂a si臋 w niej. Wydaje mi si臋, 偶e jest bardziej 艣wiadoma tego, co si臋 wok贸艂 niej dzieje. Pewnie to jest jej dziedzictwo... - Maja przerwa艂a i po艣piesznie zmieni艂a temat: - Reijo ma syna, Ivara Anttiego.
Ailo u艣miechn膮艂 si臋 wbrew wszystkiemu. Trudno mu by艂o sobie wyobrazi膰 Reijo w roli ojca male艅kiego dziecka. Wyda艂o mu si臋 to jeszcze dziwniejsze ni偶 to, 偶e Reijo o偶eni艂 si臋 z kobiet膮 m艂odsz膮 od Idy.
- Reijo zas艂uguje na syna - odpar艂 z ca艂ym przekonaniem. - Reijo m贸g艂by mie膰 dziesi臋ciu syn贸w, by ca艂e dobro, jakie nosi w sobie, przesz艂o na kolejne pokolenie. Mo偶e 艣wiat by艂by w贸wczas lepszy?
- Ida nie wie, o co chodzi - Maja podj臋艂a na nowo przerwany w膮tek. - Nie mo偶emy pozwoli膰 jej na to, by zacz臋艂a za du偶o my艣le膰, doszukiwa膰 si臋 jakiego艣 zwi膮zku z tob膮, Ailo. Jutro opowiem jej 鈥瀙rawd臋鈥 o twojej 艣mierci.
Ailo zdawa艂 sobie spraw臋, 偶e Maja zamierza rozwia膰 wszelkie nadzieje, jakie w nim za艣wita艂y. Wypleni膰 jak chwasty rodz膮cy si臋 pomys艂, by zobaczy膰 Id臋, dotkn膮膰 jej, porozmawia膰 z ni膮...
Maja zamierza艂a zniszczy膰 to w zarodku. Zanim uczyni co艣, czego b臋dzie 偶a艂owa艂.
- Nie pozwol臋, by przez ciebie zgas艂 u艣miech na jej ustach - orzek艂a Maja wprost. - Mo偶e sprawiam ci tymi s艂owami przykro艣膰, Ailo, ale powiem ci szczerze, 偶e ona przy tobie nigdy nie by艂a taka pi臋kna. Nie u艣miecha艂a si臋 tak promiennie jak teraz do Sedolfa. Nigdy nie by艂a taka szcz臋艣liwa. Nie pozwol臋 nikomu tego zniszczy膰. Je艣li ktokolwiek w tej przekl臋tej rodzinie zas艂u偶y艂 na szcz臋艣cie, to w艂a艣nie Ida.
- Nie zgasz臋 u艣miechu na jej ustach - obieca艂 Ailo. - Id臋 spa膰.
D艂ugo nie m贸g艂 zasn膮膰. A kiedy wreszcie wyczerpany zapad艂 w sen, a rami臋, obejmuj膮ce Ann臋 Kajs臋 opad艂o bezw艂adnie, nie s艂ysza艂 ju偶 jej t艂umionego szlochu.
- Po co ja w og贸le napisa艂em ten list? Nie powinienem by艂 tego robi膰 - powiedzia艂 Knut do Mai, kt贸ra przemarzni臋ta wr贸ci艂a od Ailo. Otulona w czarn膮 peleryn臋 wydawa艂a si臋 bledsza ni偶 zwykle. Nie rozebrawszy si臋, opad艂a na krzes艂o.
Nikt z mieszka艅c贸w domu nie po艂o偶y艂 si臋 jeszcze, zbyt wielkie odczuwali poruszenie.
- Jest zupe艂nie rozbity - stwierdzi艂a Maja. - Nigdy go jeszcze takiego nie widzia艂am, mimo 偶e ze wzgl臋du na Ann臋 Kajs臋 stara艂 si臋 trzyma膰 w ryzach i zachowa膰 pozory.
- Ailo jest bardzo opanowany - odezwa艂 si臋 William. Maja pos艂a艂a mu w艣ciek艂e spojrzenie. Kiwn膮艂 jej na znak, 偶e wie, o co chodzi. Um贸wili si臋 wcze艣niej, 偶e dop贸ki Ida z Sedolfem pozostan膮 na wyspie, nie b臋d膮 wymienia膰 imienia Ailo nawet we w艂asnym gronie.
- Pewnie masz racj臋 - wtr膮ci艂 Knut. - Ale chyba sami przed sob膮 udawali艣my, 偶e to nie b臋dzie dla niego a偶 takie trudne. Ze wzgl臋du na Id臋 nie wolno mu si臋 jednak za艂ama膰. Cokolwiek si臋 zdarzy, Ida nie mo偶e si臋 o niczym dowiedzie膰.
Knut popatrzy艂 na Maj臋 przeci膮gle.
- To zupe艂nie niepodobne do Idy, 偶e o nic nie pyta艂a, gdy zauwa偶y艂a mask臋...
- Nie moja wina, 偶e j膮 znalaz艂a! Co ja mia艂am, u diab艂a, zrobi膰 w tym momencie? Pozwoli膰, by j膮 dok艂adnie obejrza艂a i zorientowa艂a si臋, co to jest? Pozwoli膰 jej docieka膰? Nie obchodzi mnie, co ona sobie my艣li, p贸ki nie stawia mnie pod 艣cian膮 i nie zadaje mi pyta艅, na kt贸re nie mog臋 odpowiedzie膰! Zreszt膮 od pocz膮tku uwa偶a艂am, 偶e z tym zaproszeniem to g艂upi pomys艂. Doskonale wiem, 偶e Ida nie jest tylko urodziw膮 lal膮, ale to bystra i m膮dra dziewczyna. Czasem my艣l臋 nawet, 偶e z nas wszystkich ona jest najm膮drzejsza. A je艣li kto艣 z was s膮dzi艂, 偶e Sedolf ma w sobie jedynie urok osobisty, niech czym pr臋dzej u艣wiadomi sobie, 偶e to nieprawda. St膮pamy po bardzo kruchym lodzie. I doskonale wiem, czyja to wina. O ile pami臋tam, tylko ja pr贸bowa艂am go od tego odwie艣膰.
Wsta艂a i wysz艂a gwa艂townie, a po艂y peleryny za艂opota艂y jak 偶agiel na wietrze, gdy wchodzi艂a po schodach.
- Maja ma racj臋 - orzek艂 William z lekk膮 rezygnacj膮. - Ona jako jedyna uzna艂a, 偶e to idiotyczny pomys艂 sprowadza膰 tu Id臋. Powinni艣my teraz si臋 dok艂adnie zastanowi膰, ile mo偶emy powiedzie膰 Idzie i w jaki spos贸b. Mo偶e to niedobrze, 偶e Anna Kajsa cz臋sto tu bywa. Trudno jej b臋dzie ukry膰 zazdro艣膰.
- Jemu tak偶e, kiedy zobaczy ich razem - orzek艂 Knut z min膮 proroka, patrz膮c to na Williama, to na Anjo. - Nigdy mu nie powiedzia艂em tak do ko艅ca, jak silny jest zwi膮zek Idy i Sedolfa. O pewnych sprawach nie m贸wi si臋 najlepszemu przyjacielowi.
- Ciekawe, czy w innych rodzinach panuje wi臋ksza szczero艣膰 - rzuci艂a z lekk膮 rezygnacj膮 Anjo. - Mo偶e niekt贸rzy nie musz膮 ucieka膰 si臋 do nieuczciwo艣ci?
William pozbawi艂 Anjo z艂udze艅.
- Nawet najlepsze rodziny nie s膮 wolne od k艂amstw. Wasz problem polega na tym, 偶e jeste艣cie nazbyt uczciwi, aby podtrzymywa膰 k艂amstwo przy 偶yciu. Ailo jest teraz w szoku, st膮d jego reakcja. Wcze艣niej nawet nie mrugn膮艂, wymawiaj膮c imi臋 Idy. Po prostu ten przyjazd nast膮pi艂 nieoczekiwanie i nie zd膮偶y艂 si臋 w艂a艣ciwie przygotowa膰. Ale na pewno wszystko p贸jdzie dobrze. On jest rozs膮dny. Zreszt膮, czy ma jakie艣 inne wyj艣cie? Do cholery, ja tak偶e prze偶y艂bym wstrz膮s, gdyby ojczym Mai przyby艂 tu razem z Helen膮, chocia偶 nigdy jej nie kocha艂em tak, jak Ailo kocha艂 Id臋. Zreszt膮 doskonale rozumiem, 偶e m臋偶czyzna traci dla niej g艂ow臋 i 艣wiata poza ni膮 nie widzi. Jest w niej co艣 takiego, co ma Maja. Gdybym straci艂 Maj臋, grunt usun膮艂by mi si臋 spod n贸g, nie mia艂bym po co 偶y膰. Rozumiem Ailo. Musimy mu da膰 troch臋 czasu, by to jako艣 przetrawi艂, prze艂kn膮艂. By zn贸w m贸g艂 normalnie funkcjonowa膰. Poradzi sobie z tym. Po wybuchu beczki z prochem on 艂atwiej pogodzi艂 si臋 ze swym losem ni偶 ja. Nie roztkliwia si臋 nad sob膮. Ma rzadk膮 umiej臋tno艣膰 cieszenia si臋 dniem dzisiejszym. Potrafi 偶y膰 chwil膮.
- Maja musi opowiedzie膰 Idzie o tym, jak on umar艂 - rzek艂 Knut bezradnie. - I to jak najszybciej.
- Tak, zanim Ida zacznie pyta膰 - doda艂a Anjo, kt贸ra czu艂a niemi艂y skurcz w 偶o艂膮dku. Zawsze bardzo kocha艂a Id臋 i sprawia艂o jej przykro艣膰, 偶e oszukuje j膮, nawet je艣li robi艂a to dla jej dobra.
Zn贸w przy艣ni艂 si臋 Idzie ten sen. Przestrze艅 wok贸艂 niej roz艣wietli艂y ptasie skrzyd艂a. Musia艂a na艅 spojrze膰. B艂yszcz膮ce oczy ptaka patrzy艂y na ni膮, nakazuj膮c, by pod膮偶y艂a za nim. Nie by艂a w stanie sprzeciwi膰 si臋 ich woli.
Pozbawiona g艂osu, nie mog艂a uprzedzi膰 nikogo, dok膮d idzie, a nikt nie widzia艂, jak si臋 oddala. Musia艂a to zrobi膰. Sama.
Ptak, rozpostar艂szy skrzyd艂a, unosi艂 si臋 na wietrze, kt贸rego s艂aby powiew pie艣ci艂 jej twarz. Ptasie pi贸ra l艣ni艂y w promieniach s艂o艅ca. Nagle bowiem mro藕na noc zamieni艂a si臋 w pogodny dzie艅. Ptak prowadzi艂 j膮 do lasu. S艂ysza艂a szum wiatru i szepty w koronach drzew. Konary niekiedy wyci膮ga艂y si臋 ku niej i drapa艂y jej nagie ramiona. Czu艂a lekkie uk艂ucia pod bosymi stopami, ale musia艂a i艣膰 tam, dok膮d prowadzi艂 j膮 ptak.
On wskazywa艂 jej drog臋 do prawdy.
Okr膮g艂ymi czarnymi oczami przejrza艂 na wylot wszelkie k艂amstwa. Patrzy艂 w samo j膮dro prawdy.
I tam j膮 zaprowadzi. Ptak stanowi艂 klucz.
Sedolf obudzi艂 si臋, kiedy poranne gaworzenie Mikkala przemieni艂o si臋 w niecierpliwy krzyk. Zerwa艂 si臋 chyba nazbyt gwa艂townie, bo zakr臋ci艂o mu si臋 w g艂owie i ogarn臋艂y go md艂o艣ci. Mia艂 wra偶enie, 偶e wszystko poluzowa艂o mu si臋 w czaszce. Musia艂 na chwil臋 z powrotem si臋 po艂o偶y膰. Zamkn膮艂 oczy i zebra艂 si臋 w sobie.
Wyci膮gn膮艂 r臋k臋 ku Idzie.
Czy ta jego 偶ona ca艂kiem og艂uch艂a? Nie s艂yszy dziecka? Chyba nie by艂a a偶 tak zm臋czona?
Ale jego r臋ka natrafi艂a na ko艂dr臋, odrzucon膮 na bok. W poduszce pozosta艂o tylko zag艂臋bienie. Zreszt膮 by艂a zimna, tak samo jak powietrze w sypialni.
Sedolf usiad艂. Przez chwil臋 dwoi艂o mu si臋 w oczach, dlatego puste miejsce w 艂o偶u zdawa艂o mu si臋 podw贸jnie du偶e.
Mikkal dar艂 si臋 wniebog艂osy.
Sedolf ubra艂 si臋 i wzi膮艂 ch艂opca, kt贸ry, gdy tylko wydosta艂 si臋 z 艂贸偶eczka, uspokoi艂 si臋 i rozejrza艂 wok贸艂. Wszystko by艂o nowe i bardzo ciekawe.
Gdzie, u licha, jest Ida?
Sedolf otworzy艂 drzwi.
Trzymaj膮c na r臋kach ma艂ego ch艂opca, kt贸ry wcale nie mia艂 ochoty opuszcza膰 pokoju, zszed艂 na d贸艂. Niepok贸j w nim narasta艂.
Dom trwa艂 pogr膮偶ony w ciszy.
Zajrza艂 do jednego z pomieszcze艅 na dole. W skromnej izbie, mniejszej ni偶 ta, w kt贸rej siedzieli poprzedniego wieczoru, znalaz艂 Maj臋.
- Nie widzia艂a艣 Idy?
Maja unios艂a brwi pytaj膮co.
- Kiedy si臋 obudzi艂em, nie by艂o jej przy mnie - wyja艣ni艂 Sedolf. - A nie za艂o偶y艂a ubrania...
Popatrzyli na siebie.
- Nie mog艂a wyj艣膰 na zewn膮trz, skoro si臋 nie ubra艂a - orzek艂a Maja, l臋kaj膮c si臋 czego艣 innego, ni偶 l臋ka艂 si臋 Sedolf. - Ale mo偶e lepiej rozejrzyj si臋. Ja wezm臋 tego kawalera do mojego synka i zajm臋 si臋 nimi obu. Zapytam przy okazji Knuta i Anjo, czy nie widzieli Idy.
Sedolf obrzuci艂 szwagierk臋 pow膮tpiewaj膮cym spojrzeniem. Ida przecie偶 nie wiedzia艂a, w jakich pokojach mieszka brat z bratow膮.
Oci膮ga艂 si臋 przez chwil臋, po czym wyszed艂 na dw贸r.
By艂 wczesny ranek, ale w powietrzu wyczuwa艂o si臋 艂agodny powiew wiatru. Jak okiem si臋gn膮膰 wszystko pokrywa艂a warstwa 艣niegu. Drzewa, ogo艂ocone z li艣ci, wyci膮ga艂y ku niebu nagie konary. Nad g艂ow膮 rozleg艂o si臋 skrzeczenie jakiego艣 ptaka.
Zastanawia艂 si臋, gdzie szuka膰 Idy, gdy nagle jego wzrok zatrzyma艂 si臋 na niewielkim budynku, od po艂owy oszklonym. Szyby pokryte by艂y przepi臋knymi malowid艂ami kwiat贸w, przez kt贸re przenika艂o 艣wiat艂o.
Sedolf a偶 si臋 wzdrygn膮艂. Przypomnia艂 sobie sen, opowiedziany mu przez Id臋. Sen o z艂otym ptaku, kt贸ry prowadzi艂 j膮 do domu ze szk艂a, domu, z kt贸rego mog艂a spogl膮da膰 w niebo. Domu, w kt贸rym ros艂y kwiaty, mimo 偶e panowa艂a zima.
Nie namy艣laj膮c si臋 d艂u偶ej, pobieg艂 wprost do altany. W uszach mu szumia艂o, ale nie zwa偶a艂 na to. Na oblodzonej 艣cie偶ce nie wida膰 by艂o 艣wie偶ych 艣lad贸w, z daleka trudno by艂o sprawdzi膰, czy kto艣 znajduje si臋 w oszklonym domku.
Uchylone drzwi.
Zobaczy艂 j膮 na 艂awie wy艂o偶onej mi臋kkimi poduszkami. W samej tylko koszuli spa艂a skulona na boku, opar艂szy policzek na z艂o偶onych d艂oniach. Twarz mia艂a bladosin膮, ale na jej ustach go艣ci艂 u艣miech.
Sedolf szarpn膮艂 ni膮 gwa艂townie, potrz膮sn膮艂, nie zwa偶aj膮c na to, 偶e na jej bia艂ych ramionach odznaczy艂y si臋 艣lady jego palc贸w.
Pomruga艂a powiekami, nie przestaj膮c si臋 u艣miecha膰.
Wygl膮da艂a na szcz臋艣liw膮.
Daremnie by艂oby pr贸bowa膰 j膮 tu budzi膰. B贸g raczy wiedzie膰, jak d艂ugo przebywa艂a w ch艂odnej altanie. Samemu zreszt膮 by艂o mu zimno, bo wyszed艂 tylko w koszuli.
Chwyci艂 j膮 w ramiona i kln膮c pod nosem, ruszy艂 biegiem do pa艂acu, po drodze staraj膮c si臋 rozgrza膰 jej przemarzni臋te cia艂o. Na szcz臋艣cie stopy owini臋te we艂nianymi onucami nie 艣lizga艂y mu si臋 na lodzie.
Sedolf doskonale wiedzia艂, co znowu si臋 艣ni艂o Idzie.
Przekl臋ty ptak!
W po艂owie drogi wybieg艂 Sedolfowi na spotkanie William i wyci膮gn膮艂 ku niemu r臋ce. Zapewne Maja zd膮偶y艂a mu ju偶 o wszystkim opowiedzie膰. Sedolf wiedzia艂, 偶e nie jest to moment, by udawa膰 bohatera, i poda艂 Williamowi Id臋. Niewa偶ne, kt贸ry z nich wniesie j膮 pod dach, byle to uczyni膰 szybko.
- Wysz艂a na dw贸r nie ubrana?
- Zapewne podczas snu - odpar艂 Sedolf z twarz膮 pe艂n膮 zgryzoty. Z jego oczu bi艂a jaka艣 ponura determinacja. - Znalaz艂em j膮 tam, w dole...
Kiwn膮艂 g艂ow膮 w stron臋 oszklonej altany.
- Co ona tam robi艂a? Sedolf otworzy艂 drzwi, a William wni贸s艂 Id臋 po schodach. Maja ledwie za nimi nad膮偶a艂a.
- Przynie艣 t臋 ma艣膰 do n贸g - zakomenderowa艂 William. Maja pos艂ucha艂a go bez najmniejszego sprzeciwu. Owin臋li Id臋 w ciep艂e derki, napalili w piecu i przysun臋li 艂贸偶ko jak si臋 da艂o najbli偶ej pieca.
- Cz臋sto jej si臋 zdarza lunatykowa膰? Sedolf pokr臋ci艂 g艂ow膮, zgaszony i zas臋piony. Usta zacisn膮艂 w w膮sk膮 kresk臋.
Do pokoju wpad艂 boso Bergfors, wyra藕nie poruszony, po艣piesznie wtykaj膮c w spodnie nocn膮 koszul臋. Zbada艂 Id臋 dok艂adnie i nakaza艂 ponownie zawin膮膰 w futrzane derki.
- Pilnujcie, 偶eby mia艂a ciep艂o - nakaza艂. - My艣l臋, 偶e wszystko b臋dzie dobrze, ale pozw贸lcie jej si臋 wyspa膰. Musi si臋 rozgrza膰, a kiedy si臋 obudzi, nale偶y jej poda膰 co艣 ciep艂ego do picia.
Wi臋cej nic nie powiedzia艂, o nic te偶 nie pyta艂, ale d艂ugo przygl膮da艂 si臋 Sedolfowi.
Maja nie wtr膮ca艂a si臋. Wsparta na ramieniu Knuta, zakl臋艂a pod nosem, chocia偶 nie robi艂a tego na co dzie艅. W nowym 艣wiecie nabra艂a og艂ady. Teraz jednak zapomnia艂a si臋.
- Co jest, u licha ci臋偶kiego? Idzie nigdy si臋 nie zdarza艂y podobne rzeczy. Zawsze spa艂a twardo jak kamie艅. Nie poznaj臋 jej. Co si臋 sta艂o?
Siedz膮cy na brzegu 艂贸偶ka Sedolf poczu艂 si臋 dotkni臋ty. Mia艂 wra偶enie, 偶e wszyscy obwiniaj膮 go, i a偶 zagotowa艂o si臋 w nim na te g艂臋boko niesprawiedliwe oskar偶enia.
- Gdyby nie ja, by艂oby z ni膮 o wiele gorzej - odci膮艂 si臋, ale zaraz wr贸ci艂o mu opanowanie. - Ida wiele przesz艂a - powiedzia艂 ju偶 spokojniej, wbijaj膮c w Maj臋 swe ciemne oczy. Zale偶a艂o mu, 偶eby to zrozumia艂a. - Strata Ailo by艂a dla niej ci臋偶kim ciosem. Ty powinna艣 to chyba najlepiej rozumie膰. Najgorsze w tym wszystkim by艂o to, 偶e niczego tak naprawd臋 nie wiedzia艂a. Kiedy wreszcie si臋 z tym upora艂a i nabra艂a dystansu, straci艂a ma艂膮 Raij臋. Gdyby艣 j膮 wtedy zobaczy艂a, w膮tpi臋, czy w og贸le by艣 j膮 rozpozna艂a. By艂a zupe艂nie za艂amana i straci艂a wol臋 偶ycia. - Nabrawszy g艂臋boko w p艂uca powietrza, rzuci艂 ku 偶onie spojrzenie pe艂ne mi艂o艣ci. Nie by艂o sensu wyja艣nia膰 Mai, jak wiele Ida dla niego znaczy. To nazbyt osobiste. Dotyczy艂o tylko ich dwojga i nie mia艂 ochoty o tym rozpowiada膰. - Ale to nie ma zwi膮zku z wcze艣niejszymi prze偶yciami - doda艂 po chwili. - Id臋 prze艣laduj膮 sny, a konkretnie jeden sen, kt贸ry ci膮gle powraca. Im bli偶ej celu naszej podr贸偶y, tym stawa艂 si臋 intensywniejszy. 艢ni jej si臋 ptak, kt贸ry prowadzi j膮 do prawdy.
Popatrzy艂 na Maj臋, kt贸ra mia艂a na szyi zloty wisiorek: ptaszka o rozpi臋tych skrzyd艂ach, niemal takiego samego, jakiego mia艂a Ida, a kt贸ry z艂o偶y艂a do grobu razem z cia艂em ma艂ej Raiji.
- Ptak to nasz amulet, przynosi nam szcz臋艣cie - odpar艂a Maja, ale w jej g艂osie zabrzmia艂 l臋k, co nie usz艂o uwagi Sedolfa.
- Ta niepewno艣膰 j膮 zadr臋cza - ci膮gn膮艂. - Dlatego chcia艂em, 偶eby艣my tutaj przyjechali, mimo 偶e mog艂em j膮 pr贸bowa膰 nak艂oni膰, by o wszystkim zapomnia艂a. Nie przypuszcza艂em jednak, 偶e wspomnienia wr贸c膮 do niej ze zdwojon膮 si艂膮. Jest tak, jakby Ailo o偶y艂 dla niej na nowo. A wed艂ug mnie jeden 偶ywy m膮偶 powinien jej wystarczy膰.
W pokoju zapad艂a cisza.
- Jak szybko to b臋dzie mo偶liwe, powinna艣, Maju, opowiedzie膰 Idzie, jak Ailo umar艂. Jakkolwiek by to by艂o bolesne dla ciebie, jakkolwiek drastyczne... Wiem, Ailo by艂 twoim bratem i 艂膮czy艂y was nierozerwalne wi臋zy. Ale by艂 on te偶 pierwsz膮 mi艂o艣ci膮 Idy. Moim zdaniem Ida ma wi臋ksze prawo ni偶 ty, 偶eby dowiedzie膰 si臋 wszystkiego.
Zasch艂o mu w ustach i w gardle. Mo偶e powiedzia艂 za du偶o, ale nie 偶a艂owa艂 ani jednego s艂owa. Gdyby by艂o trzeba, powt贸rzy艂by to wszystko jeszcze raz.
Maja nie uciek艂a spojrzeniem. Sedolf nie mia艂 najmniejszego poj臋cia, jak celne by艂y jego s艂owa. Jak niebezpiecznie bliskie prawdy. Sprawi艂, 偶e wszyscy wpadli w pop艂och, przeczuwaj膮c, i偶 ich przejrza艂.
- Masz racj臋 - odezwa艂a si臋 cicho. Wiele j膮 kosztowa艂o, by g艂os jej nie zadr偶a艂. Jak dobrze, 偶e Knut otacza艂 j膮 mocnym ramieniem. Nie by艂a sama, razem wszyscy to uknuli, niewa偶ne, 偶e czuli si臋 jak ostatni n臋dznicy. 呕adne jednak nie dzia艂a艂o samotnie. - Kiedy si臋 obudzi i rozgrzeje, opowiem jej o wszystkim.
Maja pierwsza opu艣ci艂a pok贸j. Kiedy pozostali zeszli po schodach, zd膮偶y艂a ju偶 za艂o偶y膰 buty i peleryn臋, owin臋艂a g艂ow臋 szalem. Z oczu wyziera艂a jej bezradno艣膰.
- Musz臋 z nim porozmawia膰 - odezwa艂a si臋 cicho, zwracaj膮c si臋 do Williama.
Pokiwa艂 g艂ow膮 ze zrozumieniem.
- Nikt nie zauwa偶y twojej nieobecno艣ci - doda艂 Knut. - Anjo przypilnuje dzieci.
W kamiennym domku unosi艂 si臋 dym z komina. Aby o tej porze roku utrzyma膰 w pomieszczeniach odpowiedni膮 temperatur臋, musieli pali膰 na okr膮g艂o przez ca艂膮 dob臋. Na materia艂 budowlany kamie艅 nadawa艂 si臋 bardziej w cieplejszych rejonach 艣wiata ani偶eli na zachodnim wybrze偶u Finlandii.
Domek, w kt贸rym panowa艂 mi艂y ch艂贸d latem, zim膮 zamienia艂 si臋 w lodowat膮 piwnic臋. Jednak ani Ailo, ani Anna Kajsa nie chcieli si臋 przenie艣膰 do pa艂acu.
Drzwi by艂y uchylone, jak zawsze. Teraz Maja uzna艂a to za przejaw beztroski. Oboje ju偶 wstali. Anna Kajsa zagniata艂a ciasto na chleb, a Ailo szkicowa艂 ptaki, r贸偶nej wielko艣ci i w r贸偶nych pozycjach.
Wi臋kszo艣膰 ptak贸w mia艂a rozpostarte skrzyd艂a, jakby w pop艂ochu zrywa艂y si臋 do lotu.
Maja siad艂a na 艂awie obok brata. Pozna艂a po jego oczach, 偶e 藕le spa艂 tej nocy, o ile w og贸le zmru偶y艂 oko.
- Czy mi臋dzy tob膮 a Id膮 istnieje wi臋藕 podobna do tej, jaka nas 艂膮czy ze sob膮? - zapyta艂a.
Podni贸s艂 na ni膮 nic nie rozumiej膮cy wzrok i pokr臋ci艂 g艂ow膮.
- Jeste艣 tego pewien? - naciska艂a Maja. Przytakn膮艂.
- Id臋 i mnie 艂膮czy艂y innego rodzaju wi臋zi - odrzek艂 g艂ucho. - Ale dlaczego pytasz?
Maja opowiedzia艂a.
Poblad艂 gwa艂townie. Pomarszczona sk贸ra przybra艂a wszelkie odcienie szaro艣ci i 偶贸艂ci, co czyni艂o jego zniszczon膮 twarz jeszcze bardziej przera偶aj膮c膮. Usta wygl膮da艂y jak przypadkowe wyci臋cie.
- 艢ni jej si臋 ptak?
- Tak powiedzia艂 Sedolf. Ptak ma jej wskaza膰 drog臋 do prawdy. I chyba nie musz臋 ci wyja艣nia膰, Ailo, o jak膮 prawd臋 tu chodzi.
Przez d艂ug膮 chwil臋 patrzyli na siebie.
- Ida nigdy nie posiada艂a nadprzyrodzonych zdolno艣ci - pr贸bowa艂 bagatelizowa膰 Ailo, ale nie zabrzmia艂o to zbyt przekonuj膮co.
- Nie, Ida nie mia艂a 偶adnych nadprzyrodzonych zdolno艣ci - ironizowa艂a Maja. - Opr贸cz tego, 偶e zawsze by艂a bardzo wra偶liwa i rozumia艂a, co inni czuj膮. W tym zawsze by艂a niebezpiecznie dobra. Nie pami臋tasz ju偶?
Pokiwa艂 g艂ow膮 zamy艣lony.
- Nie wiem, jak jest z ni膮 teraz - ci膮gn臋艂a Maja. - Dlatego przysz艂am ci臋 zapyta膰, czy masz z ni膮 kontakt. Czy potraficie si臋 porozumiewa膰 si艂膮 my艣li?
- Nie! Przecie偶 ju偶 powiedzia艂em. Ailo zerwa艂 si臋, w臋gle i arkusze kartonu spad艂y na pod艂og臋. Mia艂 gwa艂towne, niemal gniewne ruchy.
Anna Kajsa skurczy艂a si臋 w sobie. Najch臋tniej zapad艂aby si臋 pod ziemi臋. Skoro nie mo偶e us艂ysze膰 z ust Ailo czego艣, co przywr贸ci艂oby jej wiar臋 w siebie, wola艂aby nie istnie膰. Ailo nie dostrzega艂 jej rozpaczy, bo my艣li mia艂 zaprz膮tni臋te wy艂膮cznie Id膮.
- Opowiedz jej, jak by艂o naprawd臋 - zwr贸ci艂 si臋 do Mai. - Do tego momentu, kiedy odzyska艂em przytomno艣膰. Dalej nie wyja艣niaj, powiedz po prostu, 偶e umar艂em.
- Ida na pewno zapyta mnie o gr贸b - rzuci艂a Maja oschle.
- Pochowali艣cie mnie na p艂askowy偶u, w odludnym miejscu, gdzie hula wiatr. Powiedz jej, 偶e zgodnie z moj膮 wol膮 nie pozosta艂a 偶adna mogi艂a ani tablica. Tylko dar艅. Uwierzy.
Zamilk艂.
- Nic jej nie b臋dzie?
- Nie - odpar艂a Maja i wysz艂a r贸wnie gwa艂townie, jak si臋 zjawi艂a.
Wydawa艂o im si臋, 偶e wszystko p贸jdzie g艂adko i nikt nie b臋dzie cierpia艂. Ona jedna przeczuwa艂a k艂opoty i od samego pocz膮tku by艂a przeciwna, by sprowadza膰 tu Id臋. Ale jaka to teraz pociecha!
Otworzy艂y si臋 g艂臋bokie rany, kt贸re zn贸w d艂ugo b臋d膮 si臋 zabli藕nia膰.
- Nie wszystko mog艂am powiedzie膰 Reijo - wyja艣ni艂a Maja, usadowiwszy si臋 w nogach 艂o偶a.
Przez kr贸tk膮 chwil臋 obu siostrom wyda艂o si臋, 偶e przenios艂y si臋 w czasie i przestrzeni i zn贸w s膮 w chacie na cyplu, gdzie cz臋sto tak ze sob膮 rozmawia艂y.
Ale teraz mimo wszystko by艂o inaczej. Znajdowa艂y si臋 z dala od rodzinnej chaty, a to, co mia艂y sobie do powiedzenia, nie przypomina艂o niewinnych zwierze艅 podlotk贸w.
By艂y w pokoju same.
Ida wprawdzie zgodzi艂a si臋, 偶eby Sedolf zosta艂, a i Maja zdawa艂a si臋 nie mie膰 nic przeciwko temu, ale on zdecydowa艂 inaczej.
- Ida powt贸rzy mi p贸藕niej, co uzna za stosowne - rzuci艂. - To nie moja sprawa. Ailo by艂 jej m臋偶em, zanim nasta艂 m贸j czas.
Siedzia艂y wi臋c teraz naprzeciwko siebie. Siostry, dwie c贸rki Raiji. W ich 偶y艂ach p艂yn臋艂a ta sama krew, cho膰 ojcem jednej by艂 Mikkal, a drugiej Reijo.
Jedna z nich zna艂a prawd臋, druga za艣, pomimo l臋ku, 艂akn臋艂a jej.
- M贸w! - nakaza艂a Ida. - Nie odzyskam spokoju, dop贸ki si臋 nie dowiem.
- Ailo przyby艂 tu, poniewa偶 go potrzebowa艂am - zacz臋艂a Maja. - Wezwa艂am go, wykorzystuj膮c 艂膮cz膮ce nas wi臋zi. Ci膮gle to sobie wyrzucam. Mo偶esz mnie za to znienawidzi膰. Wiem, 偶e jestem winna temu, co si臋 p贸藕niej sta艂o, i trudno mi z tym 偶y膰. Ale przecie偶 jako艣 musz臋.
Zrzuci艂a buty i podci膮gn臋艂a kolana pod brod臋. Pod b艂臋kitn膮 sukni膮 mign臋艂y cienkie po艅czochy. W b艂臋kicie by艂o Mai do twarzy. Ten kolor pasowa艂 do jej ciemnych w艂os贸w. Czyni艂 j膮 pi臋kn膮 i niedost臋pn膮.
- Chyba moj膮 tak偶e jest win膮, 偶e zapl膮ta艂 si臋 w szeregi buntownik贸w pragn膮cych obali膰 szwedzkiego kr贸la - m贸wi艂a dalej. - Ale koniecznie chcia艂 si臋 przy艂膮czy膰. Nic nie zapowiada艂o tragedii, jaka si臋 potem zdarzy艂a.
Maja usi艂owa艂a pochwyci膰 spojrzenie siostry. Nie by艂o to trudne, gorzej by艂o opowiedzie膰 wymy艣lon膮 historyjk臋, tak by zabrzmia艂a wiarygodnie. Wple艣膰 starannie k艂amstwa do prawdziwych zdarze艅, by Ida w nie uwierzy艂a.
- Mieli ukra艣膰 proch ze statk贸w nale偶膮cych do kr贸lewskiej armii. Zadanie z pozoru 艂atwe. Ale co艣 nie posz艂o zgodnie z planem. Wiem tylko tyle, co opowiedzia艂 mi William i kilku jeszcze innych uczestnik贸w akcji. Ka偶dy nosi w sobie tylko strz臋py prawdy, ka偶dy zapami臋ta艂 to inaczej. Podobno nagle zapali艂a si臋 pochodnia, od kt贸rej b艂yskawicznie rozprzestrzeni艂 si臋 ogie艅, a potem nast膮pi艂 wybuch. Eksplodowa艂a beczka z prochem, przy kt贸rej znajdowa艂 si臋 Ailo.
Ida s艂ucha艂a z zamkni臋tymi oczami. Maja wiedzia艂a najlepiej, 偶e bujna wyobra藕nia potrafi by膰 tyle偶 przekle艅stwem, co b艂ogos艂awie艅stwem. A ich rodzina zosta艂a ni膮 a偶 nazbyt hojnie obdarzona.
Maja te偶 widzia艂a to wszystko oczami wyobra藕ni. Niewykluczone, 偶e fantazja podsuwa艂a jej obrazy znacznie okropniejsze od rzeczywistych. Teraz Ida
zachowywa艂a si臋 podobnie. Mo偶e ona wytworzy艂a sobie obraz jeszcze straszniejszy.
Sedolf mia艂 racj臋, m贸wi膮c, 偶e je艣li ktokolwiek ma prawo zna膰 prawd臋, to w艂a艣nie Ida. Bo to przecie偶 ona najbardziej kocha艂a Ailo.
- Uciekaj膮c, zabrali go ze sob膮 - podj臋艂a na nowo Maja. - A statek wylecia艂 w powietrze. Wybuch艂a panika, zrobi艂o si臋 straszne zamieszanie. Zanim uda艂o im si臋 dop艂yn膮膰 tu na wysp臋, min臋艂o sporo czasu. Musieli si臋 przekrada膰 mi臋dzy szkierami. Ailo odni贸s艂 ci臋偶kie obra偶enia. Strasznie krwawi艂. Po艂o偶yli艣my go w tym pokoju... Sprowadzili艣my Bergforsa.
Ida otworzy艂a oczy i popatrzy艂a na Maj臋 przera偶ona.
- To ja tak zadecydowa艂am - odpowiedzia艂a Maja, zanim siostra zd膮偶y艂a zada膰 jej pytanie. - Pa艂ac nie jest a偶 taki du偶y, wbrew pozorom nie ma tu tylu pokoi, z kt贸rych mo偶na korzysta膰. Nie mam serca z kamienia, nie jestem bezlitosna, przeciwnie, uzna艂am, 偶e je艣li ju偶 kto艣 ma prawo zamieszka膰 w tym pokoju, to w艂a艣nie ty.
- On umar艂 w tym 艂贸偶ku? Maja pokiwa艂a g艂ow膮, wytrzymuj膮c spojrzenie Idy.
- Jak mocno by艂 ranny?
- Gdyby prze偶y艂, czeka艂oby go straszne 偶ycie.
- Jak to?
- Straci艂 wzrok - odpowiedzia艂a Maja. Nie k艂ama艂a, nie dopowiedzia艂a jedynie, 偶e po pewnym czasie ta dolegliwo艣膰 ust膮pi艂a. - Mia艂 zmia偶d偶one rami臋 i nog臋, w艂a艣ciwie ca艂y bok. Strasznie krwawi艂.
Ida 艣cisn臋艂a kurczowo d艂onie na brzegu 艂贸偶ka, jakby walczy艂a o 偶ycie.
- Twarz mia艂 ca艂kowicie zmasakrowan膮: krew i 偶ywe mi臋so. Nigdy nie zapomn臋 tego smrodu.
Opowiedzia艂a wszystko tak plastycznie i przekonuj膮co, 偶e Ida omal nie zwymiotowa艂a. By艂a blada jak po艣ciel.
Mai zale偶a艂o na tym, 偶eby osi膮gn膮膰 taki efekt. Na koniec powt贸rzy艂a:
- Czeka艂oby go straszne 偶ycie.
- Czy to ty powstrzymywa艂a艣 szamana? Maja pokiwa艂a g艂ow膮 niech臋tnie.
- By艂 umieraj膮cy - wyja艣ni艂a. Nie m贸wi艂a ca艂ej prawdy, ale i nie k艂ama艂a. - Nie chcia艂am przydawa膰 mu cierpienia. A ty przecie偶 i tak by艣 nie uwierzy艂a w jego 艣mier膰, nawet gdyby艣 to us艂ysza艂a od szamana, czy偶 nie?
Ida powoli pokiwa艂a g艂ow膮. Rzeczywi艣cie, zaakceptowa艂aby jedynie odpowied藕, kt贸ra pozwoli艂aby jej zachowa膰 nadziej臋. Gdyby szaman przyni贸s艂 jej wiadomo艣膰 o 艣mierci, wy艣mia艂aby go i jego przes膮dne praktyki.
- Szaman m贸wi艂, 偶e Ailo zosta艂 naznaczony przez Roto.
Maja poczu艂a ciarki na plecach, us艂yszawszy s艂owa Idy. Przypomnia艂o jej si臋, 偶e w艂a艣nie takiego okre艣lenia u偶y艂 Ailo, gdy wr贸ci艂a mu 艣wiadomo艣膰. Nie mog艂a jednak tego powiedzie膰 siostrze, bo ustalili wcze艣niej, 偶e nie wyjawi膮 jej, i偶 Ailo w og贸le odzyska艂 przytomno艣膰. Mia艂a nadziej臋, 偶e Ida nie zauwa偶y艂a, jakie jej s艂owa zrobi艂y na niej wra偶enie.
- Szaman mia艂 racj臋 - rzek艂a tylko. - Bo Ailo umiera艂 przez dwa tygodnie, by艂 nieprzytomny. Nikt z nas nie wie, co czu艂. Wol臋 my艣le膰, 偶e nie cierpia艂, ale czasami nachodzi mnie zw膮tpienie. Czy rozumiesz teraz, dlaczego nie mog艂am opowiedzie膰 tego wszystkiego Reijo?
Ida w milczeniu skin臋艂a g艂ow膮, walcz膮c z nachodz膮cymi j膮 falami md艂o艣ci i fizycznego b贸lu.
To wszystko, przez co musia艂 przej艣膰 Ailo, wyda艂o jej si臋 takie nierzeczywiste. Jak to mo偶liwe, 偶e nic nie wyczu艂a, niczego si臋 nie domy艣li艂a, gdy on umiera艂 w takich cierpieniach?
Pocieszy艂o j膮 jedynie, 偶e kiedy pierwszy raz le偶a艂a w ramionach Sedolfa, Ailo ju偶 nie 偶y艂. Nie z艂ama艂a przysi臋gi ma艂偶e艅skiej. Mia艂a prawo by膰 ju偶 w贸wczas z innym m臋偶czyzn膮, cho膰 nie by艂a tego 艣wiadoma.
- Gdzie jest jego gr贸b?
Maja u艣miechn臋艂a si臋 ze smutkiem. Gor膮co wsp贸艂czu艂a zar贸wno Ailo, jak i Idzie. Naprawd臋 wszystko w niej 艂ka艂o, gdy musia艂a opowiada膰 siostrze te k艂amstwa.
- Zna艂a艣 Ailo lepiej ni偶 ja - odezwa艂a si臋, poci膮gaj膮c nosem. - Jak s膮dzisz, gdzie chcia艂by zosta膰 pochowany?
- Na p艂askowy偶u - odpar艂a Ida. Maja pokiwa艂a g艂ow膮 i wytar艂a 艂zy, kt贸re nie przestawa艂y jej p艂yn膮膰 z oczu.
- Prosi艂 o to jeszcze na wraku w ostatnich przeb艂yskach 艣wiadomo艣ci. Prosi艂, by go pochowa膰 na bezkresnym p艂askowy偶u. Nie chcia艂, by oznacza膰 jego gr贸b. Pragn膮艂 mie膰 nad sob膮 tylko mech, dar艅 i wrzosy, dzik膮 tundr臋 i szept wiatru.
Najgorsze, 偶e Ida jej wierzy艂a. Maja zap艂aka艂a jeszcze rozpaczliwiej, gdy to sobie u艣wiadomi艂a.
P艂aka艂y obie, cho膰 ka偶da z innego powodu. Upora艂y si臋 jednak z tym, czego ka偶da na sw贸j spos贸b tak si臋 obawia艂a.
Obie wiedzia艂y, 偶e tego nie da艂o si臋 unikn膮膰. Dzi臋ki tej rozmowie cz臋艣ci mozaiki u艂o偶y艂y si臋 w jedn膮 ca艂o艣膰.
- Chcesz zosta膰 sama? - zapyta艂a Maja, podnosz膮c si臋 z miejsca. Chcia艂a jak najszybciej umy膰 twarz, spojrze膰 w lustro i nazwa膰 siebie k艂amc膮.
Ale Ida pokr臋ci艂a g艂ow膮. Osuszy艂a 艂zy i poci膮gaj膮c nosem, poprosi艂a siostr臋, by zosta艂a.
- Mam co艣 - powiedzia艂a, wk艂adaj膮c r臋k臋 pod poduszk臋. Wyj臋艂a sk贸rzany woreczek. - To srebro rodowe Ailo. Da艂 mi je Anders. Uwa偶am, 偶e nies艂usznie by艂oby, gdybym zatrzyma艂a je dla siebie...
Ida rozwi膮za艂a rzemyk i wysypa艂a zawarto艣膰 na bia艂膮 po艣ciel.
Maja widzia艂a w 偶yciu wiele pi臋knych ozd贸b, ale a偶 westchn臋艂a na widok lapo艅skiego srebra rodowego po babce Mikkala. Srebra, kt贸re zosta艂o podzielone...
- Mo偶e brakuje tu paru drobiazg贸w - m贸wi艂a Ida. - I twojej broszki.
- Nie musia艂a艣 jej odsy艂a膰. Ida odgarn臋艂a lok z czo艂a.
- Nie, nie musia艂am, ale uwa偶a艂am, 偶e powinnam. To ty jeste艣 dzieckiem mamy i Mikkala. On jej podarowa艂 t臋 broszk臋 w dow贸d wielkiego uczucia. Pocz臋艂a艣 si臋 z ich wielkiej mi艂o艣ci.
- Tak, w grzechu... - doda艂a Maja z gorycz膮. - To tylko inne okre艣lenie.
Ida pokiwa艂a smutno g艂ow膮.
- Nie m贸w tak! Uwa偶am, 偶e to co艣 pi臋knego. Nie wszyscy mog膮 powiedzie膰, 偶e s膮 owocem gor膮cej mi艂o艣ci, a ty to wiesz na pewno. Tak wi臋c broszka powinna by膰 twoja.
- Ale pozosta艂e srebro nale偶y do ciebie... Ida pokiwa艂a g艂ow膮.
- Jestem teraz 偶on膮 Sedolfa, Maju. Mo偶e powinnam przechowa膰 to srebro dla Mikkala, ale gdzie艣 g艂臋boko w 艣rodku czuj臋, 偶e to nie by艂oby s艂uszne. Nie wiem, czy potrafi艂by doceni膰 jego prawdziw膮 warto艣膰. Dorastaj膮c nad fiordem, nauczy si臋 pogardza膰 Lapo艅czykami. To bardzo przykre i niesprawiedliwe wobec ludu, z kt贸rego wywodzi艂 si臋 Ailo. 呕yczliwego i do wszystkich nastawionego przyja藕nie. Pog艂adzi艂a palcami srebrne ozdoby.
- To prawdziwe dzie艂a sztuki - powiedzia艂a z rozmarzeniem. - Ty mog艂aby艣 wy艂o偶y膰 je w oszklonej serwantce, by twoi go艣cie zachwycali si臋 ich pi臋knem. Mo偶e w贸wczas zrozumieliby, 偶e ci, kt贸rzy je wytworzyli, nie mog膮 by膰 dzikusami. Ze te wszystkie formy i wzory mog艂a stworzy膰 tylko r臋ka artysty.
- To dlatego rezygnujesz z dziedzictwa Ailo? Naprawd臋?
Ida pokiwa艂a g艂ow膮.
- Wydaje mi si臋, 偶e jest w tym jaki艣 zamys艂, 偶eby srebro rodowe zn贸w zosta艂o skompletowane. Mikkal na pewno tego pragn膮艂. Nigdy nie zrezygnowa艂 z mamy. Nigdy nie porzuci艂 marze艅, 偶e kiedy艣 b臋d膮 razem. Gdyby nie zosta艂 zabity, na pewno nikt by ich nie rozdzieli艂. I w贸wczas srebro rodowe zn贸w stanowi艂oby ca艂o艣膰. Ty jeste艣 ich c贸rk膮. Dlatego u ciebie, nie u mnie, jest jego miejsce. Jestem wprawdzie c贸rk膮 Raiji, ale moim ojcem jest Reijo. Rozumiesz, co mam na my艣li?
- Pragniesz, 偶eby srebro zn贸w by艂o w komplecie. Dlatego, 偶e mam ju偶 broszk臋, mam teraz wzi膮膰 i reszt臋?
Ida przytakn臋艂a.
Maja wpatrywa艂a si臋 w srebro. Nie mia艂a do niego prawa, bo prawowity spadkobierca 偶y艂.
- Mog臋 je przechowa膰 dla ciebie - rzek艂a po chwili. - Gdyby艣 po偶a艂owa艂a, 偶e je odda艂a艣, b臋dziesz mog艂a je zabra膰 z powrotem.
Ida z wyra藕n膮 ulg膮 zebra艂a srebrne ozdoby do woreczka i po艂o偶y艂a na kolanach Mai.
- Teraz przynajmniej wiem, 偶e jest we w艂a艣ciwych r臋kach - rzek艂a.
Maja u艣miechn臋艂a si臋 ze smutkiem i za艂o偶y艂a na nogi bury.
- Polubi艂am twojego m臋偶a - doda艂a Ida, wywo艂uj膮c rumieniec na twarzy Mai. - Poza wszystkimi innymi walorami wydaje si臋 bardzo mi艂y - ci膮gn臋艂a niepoprawna Ida.
- Rzeczywi艣cie jest mi艂y - odpar艂a Maja. - William to najlepsze, co mi si臋 w 偶yciu mog艂o przytrafi膰.
- My艣lisz... - zacz臋艂a Ida, zmieniaj膮c nieoczekiwanie temat. - Czy s膮dzisz, 偶e on cierpia艂? Nie m贸w, 偶e nie wiesz. Nie pytam o to, co wiesz. Ale jak ci si臋 zdaje?
Ida popatrzy艂a na Maj臋 b艂agalnie tymi swoimi oczami tak bardzo przypominaj膮cymi oczy Reijo. Mai zdawa艂o si臋, 偶e przejrza艂y j膮 na wylot.
- Zrobi艂am dla niego wszystko, co by艂o w mojej mocy - odezwa艂a si臋 cicho, stoj膮c przy 艂贸偶ku dziwnie zak艂opotana. Przed oczami przemkn膮艂 jej obraz z tamtych dni, kiedy kl臋cza艂a przy Ailo pogr膮偶onym w nie艣wiadomo艣ci. Przypomnia艂a sobie targaj膮ce ni膮 uczucia. I odp艂ywaj膮c膮 z niej energi臋. - Bergfors te偶 zrobi艂 wszystko, co m贸g艂... Ale na pewno nie oby艂o si臋 bez b贸lu, Ido. Nie zamierzam ci臋 oszukiwa膰.
Maja nie by艂a z siebie zadowolona. Zachowa艂a si臋 lojalnie wobec Ailo, kt贸ry z ca艂ego rodze艅stwa by艂 jej najbli偶szy, ale nigdy wi臋cej nie zgodzi si臋 odegra膰 podobnej farsy. Nawet dla niego. Spoci艂y jej si臋 d艂onie, w kt贸rych trzyma艂a sk贸rzany woreczek.
- Czy... czy William mo偶e co艣 m贸wi艂, 偶e... 偶e Ailo wspomina艂 mnie, gdy wraca艂a mu 艣wiadomo艣膰?
Maja przypomnia艂a sobie, co czu艂a, kiedy umar艂 Heino. Rany po jego stracie d艂ugo nie chcia艂y si臋 zabli藕ni膰. Pami臋ta, 偶e te偶 chcia艂a wtedy wiedzie膰 to samo co teraz Ida...
- A jak s膮dzisz? Ku komu m贸g艂 kierowa膰 swe ostatnie my艣li? - zapyta艂a. - William, co prawda, nie opowiedzia艂 mi dok艂adnie o wszystkim. Jak si臋 mo偶esz domy艣li膰, prze偶y艂 wstrz膮s. Ale 偶e Ailo do ko艅ca my艣la艂 o tobie, powtarza艂 wiele razy - doda艂a Maja, pragn膮c jak najszybciej zako艅czy膰 rozmow臋 i wyj艣膰 z pokoju.
Ida spu艣ci艂a wzrok. Wiele znaczy艂y dla niej te s艂owa. Dla tej pewno艣ci warto by艂o znie艣膰 trudy d艂ugiej wyprawy.
Maja wysz艂a.
Sedolfa znalaz艂a u Anjo i Knuta razem z dzie膰mi.
Mikkal dobrze si臋 czu艂 w towarzystwie Karla i Henrika. Na pocz膮tku chowa艂 si臋 zawstydzony, ale zaraz po chwili trzej kuzyni bawili si臋 w najlepsze.
Maja obj臋艂a szwagra, przytuli艂a, ale odsun臋艂a si臋 i powiedzia艂a:
- Idzie nie m贸g艂 si臋 trafi膰 lepszy m膮偶.
Sedolf poczu艂 si臋 troch臋 zak艂opotany. Maja bowiem nigdy nie by艂a wylewna. Nale偶a艂a do takiego typu kobiet, kt贸rych Sedolf nie o艣mieli艂by si臋 dotkn膮膰. Co艣 w niej, bynajmniej nie blizny na policzkach, trzyma艂o takich jak on na dystans.
Kobiety pokroju Mai potrzebowa艂y m臋偶czyzn podobnych do Williama: silnych, pewnych siebie, kt贸rzy potrafili 偶y膰 u boku niezwyk艂ej partnerki. Takich, kt贸rzy nigdy nie chowaj膮 si臋 w cieniu, ale sami g贸ruj膮 nad wszystkimi.
Sedolf zdawa艂 sobie spraw臋 ze swej niedoskona艂o艣ci, dlatego tak go zaskoczy艂o zachowanie Mai.
- Bardzo ci臋偶ko to znios艂a? - zapyta艂, czuj膮c si臋 nagle jak m艂okos. Rodze艅stwo Idy 艂膮czy艂y tak silne wi臋zy, 偶e on sam czu艂 si臋 w艣r贸d nich obco i nic nie m贸g艂 na to poradzi膰.
W domu nad fiordem by艂 sw贸j. Reijo cz臋sto mu powtarza艂, 偶e straci艂 c贸rk臋, kiedy on, Sedolf, o偶eni艂 si臋 z Id膮, ale za to zyska艂 syna.
Tu odstawa艂 od nich. Mia艂 wra偶enie, 偶e mo偶e tylko popatrze膰 na obraz w z艂otych ramach, na kt贸rym oni wszyscy s膮 razem. Najgorsze, 偶e nie wiedzia艂, co z Id膮, gdzie jest jej miejsce.
Maja pokiwa艂a g艂ow膮. Na jej poblad艂ej twarzy wyra藕niej ni偶 zwykle odcina艂y si臋 blizny. Sedolf nigdy jej takiej nie widzia艂. Pozna艂, 偶e p艂aka艂a.
Zapyta艂:
- Jak s膮dzisz, potrzebuje mnie, czy jeszcze przez jaki艣 czas wystarcz膮 jej wspomnienia?
Mai przypomnia艂 si臋 Simon, kt贸ry tak偶e mia艂 takie chwile bezgranicznego zrozumienia. To ona nigdy nie zdo艂a艂a zg艂臋bi膰 pok艂ad贸w jego wra偶liwo艣ci. To ona nie by艂a w stanie go prawdziwie pokocha膰.
Ale Sedolf r贸偶ni艂 si臋 od Simona. Nie by艂 powierzchowny, a przy tym, na szcz臋艣cie, unikn膮艂 koszmarnych do艣wiadcze艅, jakich los nie posk膮pi艂 Simonowi.
- Przecie偶 umarli nie utul膮, prawda? - odpowiedzia艂a. Zrozumia艂. Maja patrzy艂a za nim, a kiedy zamkn臋艂y si臋 drzwi, westchn臋艂a.
- My艣la艂am, 偶e tego z siebie nie wydusz臋 - odezwa艂a si臋 po fi艅sku, cicho, by dzieci nie us艂ysza艂y. Nie by艂a pewna, ile Mikkal rozumie. Reijo na pewno m贸wi艂 do niego po fi艅sku. Zreszt膮 dzieci porozumiewa艂y si臋 te偶 w tym j臋zyku. - Chyba by艂oby mi 艂atwiej, gdyby on naprawd臋 nie 偶y艂.
- Upora艂am si臋 z tym - oznajmi艂a Ida Sedolfowi, patrz膮c mu prosto w oczy.
Usiad艂 oparty o wezg艂owie 艂贸偶ka i mocno przygarn膮艂 偶on臋, k艂ad膮c d艂onie na jej piersi.
Ca艂uj膮c 艣lady 艂ez na jej policzkach, poczu艂 w ustach s艂ony smak.
- To znaczy uporam si臋 - poprawi艂a si臋. - Poczu艂am go tak blisko, 偶e zdawa艂o mi si臋, 偶e mog臋 go dotkn膮膰. Wszystko mi si臋 przypomnia艂o, wszystko, co nas 艂膮czy艂o. To jaka艣 cz臋艣膰 mnie, Sedolfie. Ale to nie znaczy, 偶e ty jeste艣 przez to dla mnie mniej wa偶ny...
Poca艂owa艂 skro艅, przytulon膮 do jego policzka. U艣miechn膮艂 si臋 do niej, cho膰 nie mog艂a tego widzie膰.
- Lubi艂em Ailo - powiedzia艂. - Pami臋taj, 偶e traktowa艂em go jak przyjaciela. Doskonale wiem, 偶e gdyby 偶y艂, dla mnie nie by艂oby miejsca w twoim sercu. Pewnie bym ci臋 te偶 w og贸le nie pokocha艂. Na pewno nie byliby艣my razem. M贸wi膮c 鈥瀖y鈥, mia艂aby艣 na my艣li jego i siebie, nie nas oboje, prawda, kochanie?
- Gdzie ty si臋 nauczy艂e艣 tak 艂adnie przemawia膰? - za艣mia艂a si臋 przez 艂zy i przycisn臋艂a mocniej jego d艂o艅 do swej piersi. Wargami musn臋艂a jego podbr贸dek.
- Lata 膰wicze艅 - odrzek艂 z u艣miechem, kt贸ry dostrzeg艂a k膮cikiem oka. - Zapomnia艂a艣 ju偶, Ido c贸rko Reijo, 偶e zrobi艂a艣 najgorsz膮 z mo偶liwych partii nad fiordem? Wybra艂a艣 m臋偶czyzn臋, kt贸ry wypr贸bowa艂 wi臋kszo艣膰 siennik贸w, szepcz膮c k艂amstwa do ucha ka偶dej kobiecie powy偶ej pi臋tnastu lat...
- Przechwalasz si臋 i przechwalasz, a偶 w ko艅cu sam w to uwierzysz.
Poci膮gn臋艂a go za grzywk臋 i z艂apa艂a mocno, p贸ki nie poprosi艂, by pu艣ci艂a.
- Ciebie? Mam ciebie pu艣ci膰, Sedolfie? - zapyta艂a niewinnie. - Nigdy. P贸ki tli si臋 we mnie cho膰by iskierka 偶ycia, p贸ki w g艂owie mam cho膰 troch臋 rozumu, b臋d臋 si臋 trzyma膰 ciebie ze wszystkich si艂, najukocha艅szy, najmilszy...
Zamkn膮艂 jej usta poca艂unkiem, powstrzymuj膮c dalsze komplementy. Wsun膮艂 si臋 pod ko艂dr臋 i delikatnie przytuli艂 do niej ca艂ym cia艂em. Musn膮艂 wargami jej usta, oczy, policzki. Spija艂 艂zy, p贸ki nie przesta艂y p艂yn膮膰, a potem ca艂owa艂 ich 艣lady i tak d艂ugo okrywa艂 policzki poca艂unkami, a偶 przywr贸ci艂 im rumie艅ce. A偶 w oczach Idy zn贸w zap艂on膮艂 ogie艅.
Dawno ze sob膮 nie byli tak blisko. Dawno nie kochali si臋 tak swobodnie, nie zwa偶aj膮c na odg艂osy i gwa艂towne ruchy.
Niecierpliwie ods艂aniali skrywane d艂ugo cia艂a. Poch艂aniali je wzrokiem, sycili si臋 nimi, p贸ki nie sta艂y si臋 jedno艣ci膮. Wreszcie oderwali si臋 od siebie i rozkoszowali chwil膮, gdy za pieszczot臋 wystarczy spojrzenie.
Ida uwielbia艂a mu si臋 przygl膮da膰. Twarde musku艂y napina艂y si臋 i drga艂y pod sk贸r膮 nosz膮c膮 艣lady letniej opalenizny. Lubi艂a przekonywa膰 si臋, jakiego ma przystojnego m臋偶a.
By艂 krzepki, chocia偶 wydawa艂 si臋 taki w膮ski w biodrach. D艂ugie nogi 'dodatkowo czyni艂y jego sylwetk臋 szczup艂膮. Czu艂a jego si艂臋. Wiedzia艂a, jak mocno potrafi膮 trzyma膰 jego d艂onie, jakie potrafi膮 by膰 wymagaj膮ce.
U艣miechn臋艂a si臋 do niego. Obliza艂a wargi czubkiem j臋zyka, a spojrzenie skierowa艂a w d贸艂, na p艂aski brzuch i k臋pk臋 ciemnych w艂os贸w poni偶ej p臋pka.
Chuchn臋艂a i ruchem d艂oni przesy艂aj膮c mu poca艂unek, niespokojnie poruszy艂a si臋. Le偶a艂a jak on rozebrana, ale nie marz艂a, chocia偶 jej stopy nadal mia艂y bladosiny odcie艅.
Prowadzili tak膮 gr臋. Czasem w og贸le si臋 nie dotykali, tylko zanurzaj膮c w sobie bezwstydne spojrzenia, rozpalali zmys艂y.
Przez moment sk贸ra na udach i ramionach Idy pokry艂a si臋 g臋si膮 sk贸rk膮. Wiedzia艂a, 偶e on to zauwa偶y艂. Zaraz jednak zap艂on臋艂a, ogarn臋艂a j膮 fala gor膮ca, a cia艂o nabra艂o barwy. Dysza艂a, nie przestaj膮c zwil偶a膰 czubkiem j臋zyka spierzchni臋tych ust.
Jej d艂onie dr偶a艂y niecierpliwie z t臋sknoty, by dotkn膮膰 jego cia艂a, by poczu膰 twardo艣膰 jego m臋sko艣ci i otuli膰 j膮. Spragniona by艂a jego smaku, g艂odna...
R贸wnocze艣nie wyci膮gn臋li ku sobie ramiona.
I przytuleni ciasno, stali si臋 jedno.
Nigdy nie musia艂 sprawdza膰, czy jest ju偶 gotowa go przyj膮膰. Otwiera艂a si臋 przed nim, a on odnajdywa艂 j膮 st臋sknion膮 rozkoszy, gotow膮 dzieli膰 z nim po偶膮danie.
Baraszkowali na szerokim 艂o偶u mi臋dzy bia艂膮 ko艂dr膮 a czystym prze艣cierad艂em.
Ca艂owali si臋 nami臋tnie a偶 do spe艂nienia. A偶 osi膮gn臋li stan owego 鈥瀖y鈥, stan, kt贸ry nie by艂 ani niebem, ani ogniem, ani spienion膮 fal膮, kt贸rego nie spos贸b opisa膰 jakimikolwiek s艂owami.
- Nie zamienisz si臋 w lodow膮 ksi臋偶niczk臋, chocia偶 spacerujesz w samej nocnej koszuli po mrozie - u艣miechn膮艂 si臋 Sedolf, przeczesuj膮c do ty艂u mokre od potu w艂osy. Nie przejmowa艂 si臋 wcale, 偶e pomimo m艂odego wieku tworz膮 si臋 mu ju偶 zakola.
Usiad艂 na brzegu 艂贸偶ka obok Idy i d艂ugo si臋 jej przygl膮daj膮c, pokiwa艂 g艂ow膮.
- Nie pojmuj臋, jak to mo偶liwe, aby kocha膰 kogo艣 tak mocno jak ja ciebie. Rozumiesz co艣 z tego?
- Nie wiem, czy chc臋 tego docieka膰 - odpar艂a, podci膮gaj膮c ko艂dr臋 po sam膮 brod臋.
- Lekarz nakaza艂, 偶eby艣my ci臋 rozgrzali. - Sedolf mrugn膮艂 ubawiony. - Moim zdaniem dobrze si臋 sprawi艂em. Ale chyba nie podo艂am kolejnej rundzie, wi臋c mo偶e lepiej za艂贸偶 co艣 na siebie. Chyba 偶e czekasz na kogo艣 innego, kto po mnie przejmie kuracj臋?
Ida pokaza艂a mu j臋zyk.
- Rzeczywi艣cie, ptak doprowadzi艂 mnie do prawdy - powiedzia艂a.
Sedolf za艂o偶y艂 jej przez g艂ow臋 koszul臋 nocn膮 i otuli艂 j膮 ciep艂ym nakryciem.
- Odpocznij, kochanie. Za艣nij. A ja sprawdz臋 tymczasem, czy Maja nadal ma swojego ptaka na szyi, czy te偶 mo偶e ulecia艂 on na skrzyd艂ach dzisiejszej nocy.
Ida otworzy艂a usta, 偶eby mu co艣 odpowiedzie膰, ale zamkn膮艂 je poca艂unkiem. A kiedy ju偶 wypu艣ci艂 j膮, jej cia艂o sta艂o si臋 leniwie oci臋偶a艂e. Zapada艂a w sen. I nie pami臋ta艂a ju偶, co jest takie wa偶ne...
Maja spotka艂a si臋 z Ailo w altanie p贸藕n膮 noc膮. 呕adne z nich nie wzi臋艂o ze sob膮 lampy. Mrok by艂 im bardziej przyjacielem ni偶 wrogiem.
Ailo ju偶 czeka艂, gdy Maja nadesz艂a. Ida przespa艂a ca艂y dzie艅, wi臋c wieczorem by艂a rze艣ka i do p贸藕na siedzieli wszyscy razem, wys艂uchuj膮c nowin z domu. Ida opowiada艂a tak wyrazi艣cie, 偶e Maja mia艂a wra偶enie, jakby wszystko ogl膮da艂a sama. Wczu艂a si臋 we wspomnienia siostry i przyswoi艂a je sobie jak w艂asne. W ko艅cu zosta艂y tylko we dwie. Zwierzy艂y si臋 sobie z najskrytszych odczu膰 i my艣li. Maja nigdy nie s膮dzi艂a, 偶e mo偶e si臋 nimi z kim艣 podzieli膰. A ju偶 najmniej z m艂odsz膮 siostr膮, pi臋kn膮, ol艣niewaj膮c膮 Id膮, tryskaj膮c膮 humorem i 偶yciem...
Ida niech臋tnie uda艂a si臋 do snu. Maja zauwa偶y艂a, 偶e dla siostry te wsp贸lnie sp臋dzone godziny, kt贸re je do siebie bardzo zbli偶y艂y, mia艂y wielk膮 warto艣膰. Zdawa艂o jej si臋, 偶e sta艂y si臋 teraz bardziej r贸wnorz臋dnymi partnerkami.
Ale Maja widzia艂a ograniczenie, kt贸rego istnienia Ida si臋 nie domy艣la艂a.
K艂amstwo.
Ailo bawi艂 si臋 sznurkiem. Dotyka艂 go palcami, jakby by艂 najwi臋ksz膮 艣wi臋to艣ci膮. Maja odkry艂a, 偶e to ten sam, kt贸rym Ida mia艂a zwi膮zane w艂osy, gdy przyby艂a na wysp臋. Pewnie nie rozplot艂a warkocza przed snem...
- To jej - powiedzia艂a kr贸tko, rzucaj膮c po艣pieszne spojrzenie w stron臋 pa艂acu, kt贸ry trwa艂 pogr膮偶ony w ciszy i mroku jak przed chwil膮, gdy go opuszcza艂a. - Doprowadzi艂e艣 do tego, 偶e przez moment wola艂am, 偶eby艣 nie 偶y艂 - wyzna艂a Maja, siadaj膮c obok brata. Tak blisko, 偶e dotykali si臋 ramionami. Potrzebowa艂a jego blisko艣ci, chcia艂a czu膰 przy sobie 偶ywego cz艂owieka.
- Bywaj膮 takie chwile, 偶e i ja marz臋 o tym samym - odpar艂 Ailo spokojnie. - Nie dalej jak tej nocy. Ale ju偶 w dzie艅 jest inaczej. Chc臋 偶y膰, rozumiesz? 呕y膰 dla mojego syna, nawet je艣li b臋d臋 m贸g艂 popatrze膰 na niego przez moment. W艂a艣nie robi臋 dla niego klamr臋 do paska, oczywi艣cie w kszta艂cie ptaka. Kiedy艣, gdy doro艣nie, mo偶e b臋dzie m贸g艂 j膮 dosta膰...
- Opowiedzia艂am jej wszystko tak, jak uzgodnili艣my - odezwa艂a si臋 Maja zapatrzona w mrok. Wydawa艂o jej si臋, 偶e 艣ledzi j膮 tysi膮ce par oczu, a z ciszy dobywaj膮 si臋 oskar偶ycielskie szepty: 鈥濲este艣 n臋dzna, pod艂a鈥, s艂yszane wy艂膮cznie przez ni膮. - P艂aka艂a przez ciebie - wyrzuci艂a z siebie ostrzej ni偶 zamierza艂a. - Bola艂a nad swoim m臋偶em, kt贸ry odda艂 偶ycie za obcy kraj i obc膮 spraw臋. Zastanawia艂a si臋, czy my艣la艂e艣 o niej w swych ostatnich chwilach. Cierpia艂a, wyobraziwszy sobie m臋czarnie, jakie przeszed艂e艣. Pragn臋艂a wierzy膰, 偶e na 艂o偶u 艣mierci nie czu艂e艣 ju偶 b贸lu. P艂aka艂a nad twoim bezimiennym grobem, ale uzna艂a, 偶e tak nale偶a艂o zrobi膰. - Maja nabra艂a powietrza. - Powinni艣my by膰 dumni, ty, bracie, i ja. U艂o偶yli艣my wiarygodn膮 historyjk臋.
- Uwa偶a mnie ju偶 teraz za zmar艂ego?
- Tak, Ailo, dla niej ju偶 umar艂e艣. Czy nie tego w艂a艣nie chcia艂e艣?
- Tak.
Przysz艂o艣膰 le偶a艂a u jego st贸p, na dnie nie wiadomo jak wysokiego urwiska.
Maja opowiedzia艂a mu o srebrze.
- Jest twoje - zako艅czy艂a. - Dopatruj臋 si臋 g艂臋bszego sensu w tym, 偶e Ida przekaza艂a je mnie.
Nie odpowiedzia艂. Nie by艂 w stanie. Przesz艂o艣膰 zakrad艂a si臋 nazbyt blisko. Niemal fizycznie wyczuwa艂 w powietrzu d艂onie, pr贸buj膮ce pochwyci膰 go tam, sk膮d ju偶 znikn膮艂.
- A co z Ann膮 Kajs膮? - zapyta艂a Maja. - Nie tak dawno zapewnia艂e艣 mnie, 偶e nie chcesz jej skrzywdzi膰. Zapomnia艂e艣, braciszku?
- Staram si臋 nie zapomnie膰 - odpowiedzia艂 Ailo. - Ale Ann臋 Kajs臋 przyt艂oczy艂a uroda Idy. Chyba jej si臋 wydaje, 偶e zawsze b臋dzie sta膰 w jej cieniu. A ja nie potrafi臋 jej przekona膰, 偶e i ona jest pi臋kna. Pewnie jest zbyt m艂oda, 偶eby zrozumie膰 odkryt膮 przez Raij臋 prawd臋 o mi艂o艣ci...
- Zapad艂o ci to w pami臋膰? Pokiwa艂 g艂ow膮.
- Nie spodziewa艂em si臋, 偶e Raija ci膮gle jeszcze jest mi tak bliska. Przez ca艂y czas ko艂acze mi w g艂owie my艣l, kt贸ra stanowi艂a sens jej 偶ycia. Ale ojciec by艂 inny. Mia艂 obsesj臋 na jej punkcie i to zawa偶y艂o na jego ma艂偶e艅stwie. Nigdy nie chcia艂em sta膰 si臋 do niego podobny. Nie chcia艂em dopu艣ci膰 do tego, by moje serce pozosta艂o oboj臋tne wobec kogo艣, kto mnie kocha. Ale wida膰 jestem nieodrodnym synem Mikkala. I wygl膮da na to, 偶e Ida stanie si臋 dla mnie tym, kim Raija dla ojca.
- Nigdy nie pozwol臋 ci wyjawi膰 jej prawdy - odezwa艂a si臋 Maja twardo. - Nigdy! Rozumiesz, Ailo?
Kiwn膮艂 g艂ow膮 i wstaj膮c z miejsca, rzuci艂:
- Id臋 ju偶, Maju. Anna Kajsa mnie potrzebuje. Nadal mog臋 by膰 dla niej kim艣 wa偶nym, na sw贸j spos贸b.
Maja posiedzia艂a w altanie jeszcze przez chwil臋 po wyj艣ciu brata, a potem i ona opu艣ci艂a szklany pawilon.
Ida widzia艂a postaci okryte w peleryny. Mroczne cienie w ciemno艣ciach nocy. Wysz艂y z altany, z ukwieconego szklanego domku z jej sn贸w.
W jednej z postaci, kt贸ra wbieg艂a po schodach do pa艂acu, rozpozna艂a Maj臋. Druga gdzie艣 znikn臋艂a.
S艂u偶ba nie ubiera艂a si臋 w peleryny.
Czy Maja ma romans? Spotyka si臋 noc膮 potajemnie z kochankiem?
Ta my艣l wyda艂a jej si臋 niedorzeczna. Poza tym by艂o zbyt zimno na schadzki.
Ida odesz艂a od okna i popatrzy艂a na pogr膮偶onego w spokojnym 艣nie Sedolfa. Ogarn臋艂o j膮 poczucie bezradno艣ci.
Daremnie doszukiwa艂a si臋 szczeg贸艂贸w, kt贸re by膰 mo偶e wcze艣niej umkn臋艂y jej uwagi. Nie chcia艂a jednak budzi膰 Sedolfa, cho膰 czu艂a, 偶e on potrafi艂by udzieli膰 jej odpowiedzi.
Nie mia艂a serca zrywa膰 go w 艣rodku nocy.
To Anjo zaproponowa艂a spacer wzd艂u偶 zamarzni臋tej pla偶y, gdzie 艣niegu le偶a艂o niewiele i nie by艂o tak 艣lisko, a za dnia, przynajmniej przez kilka godzin ko艂o po艂udnia, 艣wieci艂o z艂ociste s艂o艅ce. Anjo pragn臋艂a pokaza膰 Idzie okolic臋 i udowodni膰, 偶e tutejszy krajobraz, cho膰 nie tak dziki jak nad fiordem, ma w sobie wiele uroku. Chcia艂a przekona膰 j膮, 偶e w otwartych przestrzeniach tak偶e kryje si臋 niezwyk艂a magia, a rozleg艂y widok potrafi przywr贸ci膰 spok贸j rozko艂atanym nerwom i pomaga cz艂owiekowi otworzy膰 si臋 na nowe my艣li.
Oczywi艣cie o d艂ugiej w臋dr贸wce nie by艂o mowy, bo przecie偶 wzi臋艂y ze sob膮 dzieci. Trzech tryskaj膮cych energi膮 malc贸w, rozbawionych i pe艂nych pomys艂贸w. 呕wawo biegli przodem przed swoimi mamami. Drobne stopki pozostawia艂y 艣lady na 艣niegu, zacierane potem przez brzegi d艂ugich sp贸dnic.
Ubrane w granatowe peleryny kobiety gaw臋dzi艂y weso艂o i raz po raz rozbrzmiewa艂 ich 艣miech.
Ida wystawi艂a twarz ku s艂o艅cu rozgrzewaj膮cemu nieco zimowy ch艂贸d i roze艣mia艂a si臋 d藕wi臋cznie, m贸wi膮c:
- Niebo tutaj przypomina ogromn膮 misk臋. Na p艂askowy偶u te偶 by艂o takie. Mo偶e polubi艂abym bardziej te rozleg艂e pustkowia, gdybym zobaczy艂a je w艂a艣nie zim膮? Ten bezkres jest osza艂amiaj膮cy. Chocia偶 mnie jednak bardzo brakuje g贸r.
Wesz艂a na l贸d, 偶eby dok艂adniej przyjrze膰 si臋 wyspie. Nad nagimi konarami drzew dostrzeg艂a cienk膮 smu偶k臋 dymu.
- Czy tam mieszka Anna Kajsa? Anjo potwierdzi艂a.
- Nie lubi mnie? - zapyta艂a Ida wprost, cho膰 taka bezpo艣rednio艣膰 nie le偶a艂a w jej naturze. - Kiedy przyjechali艣my, dziwnie mi si臋 przygl膮da艂a. Teraz prawie was nie odwiedza. Chyba mnie nie lubi...
- Musisz od razu wymy艣la膰 niestworzone historie, kiedy czego艣 nie rozumiesz? - skarci艂a j膮 z matczyn膮 艂agodno艣ci膮 Anjo.
Ida wzruszy艂a ramionami.
- Nie, ale jako艣 tak mnie to uderzy艂o... - Ida patrzy艂a to na Maj臋, to na Anjo. - Daj臋 g艂ow臋, 偶e 偶adna z was nie zaproponuje, by艣my j膮 odwiedzi艂y. Wiecie dobrze, 偶e nie by艂aby zadowolona ze spotkania ze mn膮.
- Nie chodzi o Ann臋 Kajs臋, ale o Axela - odpar艂a Maja. - Musimy uszanowa膰 jego uczucia.
Maja nienawidzi艂a w duchu tego imienia, jakie nadali Ailo. Brzydzi艂a si臋 tym, 偶e nadal musi k艂ama膰 i oszukiwa膰 Id臋, kt贸ra sta艂a si臋 dla niej kim艣 wi臋cej ni偶 m艂odsz膮 siostr膮, kt贸r膮 zawsze stara艂a si臋 trzyma膰 nieco na dystans.
Odwr贸ci艂a si臋 i dostrzeg艂a w lesie cie艅 postaci. Br膮zowy str贸j zlewa艂 si臋 z cieniami rzucanymi przez drzewa.
- Wracamy na brzeg - powiedzia艂a i poci膮gn臋艂a Id臋 za sob膮. Skierowa艂a dzieci bli偶ej pla偶y, ale ju偶 nie mia艂a odwagi odszuka膰 wzrokiem Ailo. Ba艂a si臋 zwr贸ci膰 uwag臋 na las, kt贸ry go ukrywa艂. Ale w my艣lach przywo艂a艂a brata: 鈥濼eraz wszystko zale偶y od ciebie! Przyprowadzi艂am ci syna!鈥
Dni up艂ywa艂y mu monotonnie, jeden podobny do drugiego. Ailo mia艂 jednak swoje nawyki, kt贸re nadawa艂y codzienno艣ci sens i zmusza艂y go do aktywno艣ci. Zawsze w po艂udnie w臋drowa艂 wzd艂u偶 pla偶y, odnajdywa艂 pi臋kno w odbijaj膮cych si臋 od lodowej tafli promieniach s艂o艅ca, szuka艂 kamieni o ciekawych kszta艂tach. W zamarzni臋tych ka艂u偶ach podgl膮da艂 kwiaty. Szuka艂 trop贸w pozostawionych przez ptaki ta艅cz膮ce na cienkiej warstwie 艣niegu pokrywaj膮cej l贸d.
Gromadzi艂 skrz臋tnie w pami臋ci ciekawe formy i wzory, by si臋ga膰 po nie w贸wczas, gdy opuszcza艂y go pomys艂y. Przyroda go inspirowa艂a. Natura by艂a odwa偶niejsza ni偶 niekt贸rzy arty艣ci, kt贸rych pracom uwa偶nie si臋 przyjrza艂. Przyroda nigdy si臋 nie myli艂a.
Rozbawione g艂osy zaskoczy艂y go i zbi艂y niemal z n贸g. Poczu艂 si臋 tak, jakby kopn膮艂 go w brzuch jednoroczny ren.
Ailo zdawa艂 sobie spraw臋, 偶e kobiety nie zjawi艂y si臋 tu przypadkowo. Nie by艂 to zbieg okoliczno艣ci. Maja i Anjo uczyni艂y to dla niego.
Schowa艂 si臋 za drzewami. Dobrze zna艂 ten las i t臋 pla偶臋. Wiedzia艂, w kt贸rym miejscu mo偶e sta膰, by pozosta膰 z do艂u niewidoczny, samemu maj膮c najlepszy widok.
Ida 艣mia艂a si臋 jak kiedy艣, zdawa艂o mu si臋, 偶e s艂yszy plusk i szemranie strumyka. Mia艂a w sobie tyle rado艣ci 偶ycia, tyle ch臋ci do zabawy.
Zakr臋ci艂a si臋 w k贸艂ko na lodzie, zawirowa艂a, a jej peleryna rozchyli艂a si臋 niczym 偶agiel. Ze 艣miechem zsun臋艂a z g艂owy kaptur. Promienie s艂o艅ca roz艣wietli艂y jej miedziane w艂osy.
Ailo zrobi艂o si臋 偶al Anny Kajsy.
W jaki spos贸b ma j膮 przekona膰 o swojej mi艂o艣ci? Bo przecie偶 j膮 kocha, cho膰 r贸wnocze艣nie kocha Id臋, tyle 偶e w zupe艂nie inny spos贸b. Anna Kajsa rozumie to, a mimo to por贸wnuje si臋 z Id膮, co jest wobec niej krzywdz膮co niesprawiedliwe.
Ida to Ida...
Kobiety rozmawia艂y ze sob膮, ale nie s艂ysza艂 ich g艂os贸w. D藕wi臋k nie ni贸s艂 tak daleko. Powinien si臋 cieszy膰, bo to oznacza艂o, 偶e i on pozostawa艂 dla nich niewidoczny.
Ale Maja spostrzeg艂a jego obecno艣膰.
Domy艣li艂 si臋 tego, kiedy zauwa偶y艂, jak zagania wszystkich bli偶ej l膮du.
Ailo dopiero teraz zorientowa艂 si臋, 偶e z艂ama艂 gruby niczym rami臋 pie艅 brzozy, o kt贸ry si臋 opar艂. Pu艣ci艂 go i odetchn膮艂 z dr偶eniem. Pod powiekami poczu艂 pieczenie. Ba艂 si臋 mrugn膮膰, 偶eby nie uroni膰 ani chwili.
Min臋艂y zaledwie trzy lata. Trzy lata. Szuka艂 wzrokiem twarzy okolonej rudymi w艂osami, kt贸re jak zwykle zim膮 nieco 艣ciemnia艂y i przypomina艂y barw膮 co艣 po艣redniego pomi臋dzy miedzi膮, ogniem a nagrzanym s艂o艅cem pniem sosny w porze czerwcowych bia艂ych nocy na wybrze偶u.
To by艂a Ida.
Jego Ida?
Trzy lata mog膮 zmieni膰 cz艂owieka. Maja wspomnia艂a co艣 o tym. On by艂 innym Ailo, innym ni偶 ten, kt贸ry w贸wczas wyjecha艂 z Skibom. Ida te偶 nie by艂a t膮 sam膮 m艂od膮 偶on膮, kt贸r膮 opuszcza艂.
O偶eni艂 si臋 z m艂od膮 dziewczyn膮. Teraz spod kaptura wychyli艂a si臋 twarz doros艂ej kobiety.
Rozpacz zamar艂a w nim, jakby ostudzona ch艂odnym powietrzem. Bo czy mo偶na rozpacza膰 nad kobiet膮, kt贸ra 偶yje pe艂ni膮 偶ycia?
Zdo艂a艂 si臋 opanowa膰 i wzrokiem odszuka艂 dzieci.
Henrik i Karl... Pozna艂 ich po ruchach. Ma艂e stopki stuka艂y o ziemi臋, jak uderzaj膮ce w szama艅ski b臋ben pa艂eczki z ko艣ci.
Zna艂 ich g艂osy.
Ale nagle inny radosny g艂osik dolecia艂 do jego uszu i zabrzmia艂 niczym muzyka. Pod jego wp艂ywem Ailo przeni贸s艂 si臋 my艣lami daleko nad bezkresny p艂askowy偶.
Ujrza艂 przed oczami rozleg艂e r贸wniny Finnmarku i poczu艂 wiatr na policzkach. Pier艣 rozsadza艂a mu dzieci臋ca rado艣膰.
Ch艂opi臋cy g艂os brzmia艂 zadziwiaj膮co znajomo. Przypomina艂 jego w艂asny 艣miech nad otwart膮 krain膮 na p贸艂nocy.
Mikkal...
Stercz膮ca czarna grzywka wystawa艂a mu spod czapki, na pewno r贸wnie sztywna i przekorna jak jego w艂asna.
Ailo uczepi艂 si臋 brzozowego pnia i prze艂ykaj膮c z trudem 艣lin臋, t艂umi艂 szloch.
Szybkie n贸偶ki, bystre ruchy dziecka, kt贸re nie mog艂o grzecznie usiedzie膰 w jednym miejscu, kt贸re biega艂o po wrzosowiskach, pokonywa艂o pag贸rki, skaka艂o z kamienia na kamie艅 nad brzegiem fiordu.
Rumiane policzki, czarne brwi przypominaj膮ce ptasie skrzyd艂a, 艂adne, czyste rysy. Podobny do Idy, do Raiji. Nie widzia艂 swojego odbicia w rysach tego ch艂opca, kt贸ry 艣mia艂 si臋 jak on, gdy by艂 dzieckiem, i m贸wi艂 jego ch艂opi臋cym g艂osem. Przynajmniej z daleka nie dopatrzy艂 si臋 podobie艅stwa. Mo偶e gdyby spojrze膰 z bliska?
To by艂 wnuk Raiji.
Syn Idy.
Mikkal.
Ojciec by艂by dumny i wzruszony. Cieszy艂by si臋, 偶e Ida nazwala swoje dziecko jego imieniem. Dzi臋ki temu odrodzi艂 si臋: Mikkal, ten, kt贸ry kocha艂 wiernie...
Oddycha艂 ci臋偶ko przez usta. Zapiek艂y go oczy, pociek艂y 艂zy. Po偶a艂owa艂, 偶e zn贸w zostawi艂 w domu mask臋, bo policzki pokryte cienk膮 sk贸r膮 marz艂y podw贸jnie.
Kobiety tymczasem zawr贸ci艂y. Anjo wzi臋艂a na r臋ce Karla, a Henrik i Mikkal zacz臋li si臋 艣ciga膰. Ailo poczu艂, jak serce mu ro艣nie, gdy jego synek wygra艂 na odleg艂o艣膰 艂okcia. Zapewne to uczucie nazywa si臋 ojcowsk膮 dum膮.
Tak, Mikkal jest jego synem...
Otulone w peleryny kobiety znikn臋艂y za cyplem. Ucich艂y ich g艂osy.
Ailo sta艂 nadal wtulony w pie艅 drzewa, dzi臋ki kt贸remu nie upad艂.
Czeka艂 d艂ugo, by wreszcie wymkn膮膰 si臋 z lasu niczym z艂odziej i zbiec na pla偶臋.
Osun膮艂 si臋 na kolana przy 艣ladach st贸p. Nie by艂 w stanie stwierdzi膰, kt贸re dok艂adnie nale偶膮 do Idy, a kt贸re do synka, wystarczy艂o mu jednak, 偶e wiedzia艂, i偶 t臋dy oboje przechodzili.
Nie przebywali gdzie艣 daleko od 艣wiata, w kt贸rym teraz 偶y艂. Kroczyli t臋dy, po o艣nie偶onej pla偶y, nad brzegiem zatoki, gdzie codziennie przychodzi艂. Pozostawili wyra藕ne 艣lady, kt贸rych m贸g艂 dotkn膮膰.
Go艂ymi r臋kami g艂adzi艂 odciski st贸p w ubitym 艣niegu i p艂aka艂 bezg艂o艣nie.
Anna Kajsa tak偶e p艂aka艂a, kiedy powr贸ci艂 wreszcie do domu. Siedzia艂a na lawie przy kuchennym stole zwini臋ta w k艂臋bek i nawet nie pr贸bowa艂a ukry膰 艂ez.
- Nie napali艂a艣?
W izbie panowa艂 ch艂贸d, ogie艅 zgas艂 na palenisku.
Milcza艂a, nie przestaj膮c szlocha膰. Ubrana cienko, zapewne zmarz艂a.
Ailo dr偶膮cymi r臋kami zdj膮艂 i powiesi艂 kurtk臋. Powinien przytuli膰 Ann臋 Kajs臋, ale nie potrafi艂 si臋 na to zdoby膰.
Zerkn膮艂 ukradkiem na dziewczyn臋, kt贸ra wpatrywa艂a si臋 nieruchomo ponad lasem w stron臋 pa艂acu. Teraz, poprzez ga艂臋zie drzew pozbawionych li艣ci, wida膰 by艂o l艣ni膮cy dach.
Zabra艂 si臋 do rozpalania ognia. Zabra艂o mu to wi臋cej czasu ni偶 zwykle, bo celowo przeci膮ga艂.
Kiedy tak kl臋cza艂 zamy艣lony przy palenisku, pojawi艂 mu si臋 przed oczami obraz z dzieci艅stwa: przy ogniu w ciasnej jurcie kl臋czy barczysty m臋偶czyzna, odwr贸cony plecami. Czarne sztywne w艂osy opadaj膮 mu na kark. Pod br膮zow膮 sk贸rzan膮 bluz膮, wytart膮 na 艂okciach, wida膰 napi臋te mi臋艣nie zdradzaj膮ce, 偶e m臋偶czyzna stara si臋 trzyma膰 w ryzach.
Bo偶e, jak dobrze pami臋ta te plecy!
I t艂umiony szloch matki, zgorzknia艂e rysy na pi臋knej twarzy. Pog艂臋biaj膮ce si臋 bruzdy w k膮cikach ust i mi臋dzy oczami. Nie wyrze藕bi艂 ich 艣miech, lecz cierpienie.
Tak w艂a艣nie Mikkal odrzuci艂 Sigg臋.
Milczeniem zabi艂 t臋 odrobin臋 czu艂o艣ci, jaka mi臋dzy nimi kiedy艣 istnia艂a.
Pozbawione mi艂o艣ci ma艂偶e艅stwo rodzic贸w...
Teraz on powtarza to samo, mimo 偶e Anna Kajsa budzi w nim g艂臋bok膮 czu艂o艣膰. Przecie偶 odczuwa wobec niej co艣 na kszta艂t mi艂o艣ci... A jednak tak ci膮偶膮 mu ramiona, nie mo偶e ich unie艣膰, by j膮 przytuli膰. B贸l, dr膮偶膮cy go od 艣rodka, pozbawi艂 go si艂.
- Zaraz zrobi si臋 tu ciep艂o - rzuci艂 pozornie lekko. Gaw臋dzi艂, nie maj膮c odwagi spojrze膰 jej prosto w twarz.
Dobry Bo偶e, co si臋 z nim sta艂o? Od kiedy zachowuje si臋 jak tch贸rz?
Ogarni臋ty pop艂ochem zostawi艂 Ann臋 Kajs臋 i poszed艂 do swojej pracowni, w kt贸rej zwykle tworzy艂. Dziewczyna dobrze wiedzia艂a, 偶e nie jest tam mile widziana. Ailo nie potrzebowa艂 wi臋c zamyka膰 drzwi na klucz, bo Anna Kajsa i tak nie przest臋powa艂a progu tej izby.
Nie m贸g艂 bardziej odizolowa膰 jej od siebie jak w艂a艣nie w ten spos贸b.
Chwyci艂 swoje kartony i wzi膮艂 do r臋ki w臋gle. Kilka z艂ama艂o mu si臋 w dr偶膮cych d艂oniach, kt贸re nazbyt gorliwie przyst膮pi艂y do pracy.
Ale nagle sp艂yn膮艂 na niego spok贸j. Skoncentrowa艂 si臋. Teraz wa偶ne by艂o tylko jedno, 偶eby narysowa膰 to, co widzia艂.
Przemykaj膮c si臋 noc膮 przez las, czu艂 si臋 jak z艂odziej. Anna Kajsa zasn臋艂a, nim zd膮偶y艂 z ni膮 pom贸wi膰. Zanim wys艂ucha艂, co j膮 gn臋bi. Ba艂 si臋 jej cierpienia, ba艂 si臋 pretensji, ba艂 si臋, bo wiedzia艂, 偶e racja jest po jej stronie.
W艂a艣ciwie dozna艂 ulgi, kiedy zobaczy艂 j膮 艣pi膮c膮, ale nie uspokoi艂 wyrzut贸w sumienia. Czu艂 si臋 jak ostatni n臋dznik.
Nic ju偶 nie by艂o proste.
W altanie nie zasta艂 nikogo, czego si臋 zreszt膮 spodziewa艂.
Celowo poczeka艂, a偶 wiecz贸r zamieni si臋 w noc. Odkry艂 w sobie mroczne strony, przekona艂 si臋, 偶e je艣li trzeba, potrafi by膰 wyrachowany.
Dla niego pa艂ac nie by艂 zamkni臋ty. Klucz wisia艂 na zewn膮trz przy kuchennym wej艣ciu. Maja nigdy nie zamkn臋艂aby przed nim drzwi do swojego domu.
Otworzy艂 je po cichu, nawet nie zachrobota艂o w zamku. Odwiesi艂 klucz na miejsce i w艣lizn膮艂 si臋 do 艣rodka.
Ju偶 od dawna pa艂ac trwa艂 pogr膮偶ony w ciemno艣ci. Obserwowa艂 z daleka, wi臋c dobrze o tym wiedzia艂. Upewni艂 si臋, 偶e wszyscy udali si臋 na spoczynek.
Porusza艂 si臋 bezszelestnie w uszytych z mi臋kkiej sk贸rki kumagach wy艣cie艂anych w 艣rodku such膮 turzyc膮, takich jakich u偶ywaj膮 na p艂askowy偶u Lapo艅czycy. By艂 siebie pewien.
Maja nie ukrywa艂a, kt贸re pokoje odda艂a do dyspozycji go艣ciom, wi臋c Ailo dobrze wiedzia艂, gdzie 艣pi Ida, a gdzie jego syn.
Schody nie zdradzi艂y go. Pami臋ta艂, jak stawia膰 stop臋 na ka偶dy stopie艅, 偶eby nie zatrzeszcza艂. Niegdy艣 nie mia艂 sobie r贸wnych w tej sztuce.
Odetchn膮艂 jednak, kiedy znalaz艂 si臋 na g贸rze.
Serce bi艂o mu m艂otem, d艂onie si臋 spoci艂y, ale prze艂ama艂 si臋 i uspokoi艂.
Nie by艂 ju偶 tym samym Ailo, kt贸ry wyjecha艂 z Skibom.
W domu panowa艂a niezm膮cona niczym cisza. R贸wnie cicho by艂o, kiedy przemierza艂 korytarz i kiedy po艂o偶y艂 d艂o艅 na klamce. Nacisn膮艂 j膮.
Drzwi ust膮pi艂y.
Wyobrazi艂 sobie, co by by艂o, gdyby otworzy艂 z艂e drzwi. Gdyby zobaczy艂 Id臋 w ramionach Sedolf a... Ale nie, na szcz臋艣cie nie. Zna艂 przecie偶 ten pa艂ac na wylot.
Drzwi do sypialni Idy i Sedolfa by艂y lekko uchylone, ale przez tak膮 szpar臋 nie mogli go zauwa偶y膰.
Zdawa艂o mu si臋, 偶e od 艂贸偶eczka dziecinnego dziel膮 go milowe kroki. Najtrudniejsze.
Ale musia艂 zobaczy膰 swojego syna z bliska. Po to tu przyszed艂. Dlatego zaczai艂 si臋 noc膮.
Ciemno艣ci nigdy nie s膮 zupe艂nie czarne. Mi臋dzy zas艂onami prze艣wieca艂o szare 艣wiat艂o, o艣wietlaj膮c, jakby specjalnie dla niego, twarz 艣pi膮cego dziecka.
Jego syn.
Spa艂 tak spokojnie. Ciemne rz臋sy spoczywa艂y na policzkach, nadal dziecinnie kr膮g艂ych, chocia偶 rysy twarzy powoli zaczyna艂y si臋 wyostrza膰. Ailo dostrzeg艂 lekko wystaj膮ce ko艣ci policzkowe, mocn膮 szcz臋k臋, zdecydowany podbr贸dek. Nos... I te brwi, kt贸re najbardziej wskazywa艂y na pokrewie艅stwo z rodzin膮 matki.
Tak smacznie 艣pi...
Ailo nie m贸g艂 si臋 oprze膰 pokusie i dotkn膮艂 grzywki. Musia艂 sam si臋 przekona膰, czy dziecko odziedziczy艂o sztywne w艂osy po nim i jego rodzinie.
Musia艂 te偶 pog艂aska膰 go delikatnie po g艂adkich policzkach.
Ch艂opiec poruszy艂 si臋 przez sen.
Ailo wycofa艂 si臋 z powrotem w mrok. Zd膮偶y艂 zamkn膮膰 drzwi, gdy nagle us艂ysza艂 z s膮siedniego pokoju g艂os Idy. Nie zrozumia艂, co m贸wi, ale nie nas艂uchiwa艂 d艂u偶ej. Na odg艂os krok贸w kieruj膮cych si臋 do pokoju dziecka, wycofa艂 si臋 po艣piesznie. Bezszelestnie zbieg艂 po schodach i przemkn膮艂 do kuchni. Tam czeka艂.
Jego serce wcale nie chcia艂o si臋 uspokoi膰. Odczuwa艂 szcz臋艣cie, a zarazem b贸l. Pali艂y go na nowo rozdarte rany. Mimo to czu艂 bezgraniczn膮 wdzi臋czno艣膰.
Dotkn膮艂 w艂asnego dziecka.
W kilka chwil dom o偶y艂. Dosz艂y go 艣ciszone g艂osy kobiet, pozna艂 tembr g艂osu Idy w艣r贸d pozosta艂ych. A potem zn贸w zapad艂a cisza. Maja odnalaz艂a go bez problemu.
- Co ty, u licha ci臋偶kiego, wyprawiasz? - wyszepta艂a, nie kryj膮c w艣ciek艂o艣ci.
Opar艂a si臋 plecami o drzwi, gotowa w艂asnym cia艂em broni膰 wst臋pu do kuchni ka偶demu, kto by si臋 tu pojawi艂.
- Przyrzek艂e艣 trzyma膰 si臋 z boku! Usiad艂 przy piecu, cz臋艣ciowo ukryty w cieniu. Tam zreszt膮 czu艂 si臋 zwykle najlepiej.
- Czy nigdy nie post膮pi艂a艣 nierozs膮dnie? Wiedzia艂a艣, 偶e nie powinna艣, a mimo to nie mog艂a艣 si臋 oprze膰?
- Ma艂o brakowa艂o, a zosta艂by艣 odkryty. Czy to dla ciebie bez znaczenia? Bo偶e, przecie偶 by艂e艣 przy samych drzwiach, za kt贸rymi ona spa艂a! Pomy艣la艂e艣 o tym?
- Musia艂em zobaczy膰 ma艂ego.
- Zdawa艂o mi si臋, 偶e go widzia艂e艣 w dzie艅 - odpar艂a Maja ogarni臋ta nag艂ym zm臋czeniem. Bola艂o j膮 ca艂e cia艂o. Bergfors uprzedza艂, 偶e napi臋cie i hu艣tawka nastroj贸w, nieustanna czujno艣膰 i wszystkie zmartwienia zwi膮zane z ca艂膮 t膮 sytuacj膮 mog膮 si臋 odbi膰 niekorzystnie na ci膮偶y. A przecie偶 wcze艣niej ju偶 straci艂a dziecko...
- Nie wystarczy艂o mi to - odpar艂 Ailo ze smutkiem. - Musia艂em zobaczy膰 go z bliska... Chcia艂em popatrze膰, czy jest cho膰 troch臋 do mnie podobny.
- I co, teraz jeste艣 zadowolony?
- A czy to mo偶liwe? - odpowiedzia艂 pytaniem na pytanie. G艂os mu zadr偶a艂. - Czy mo偶na si臋 nasyci膰 widokiem w艂asnego dziecka, Maju? Ty to potrafisz?
Milcza艂a. Bola艂a nad Ailo, cho膰 teraz j膮 rozz艂o艣ci艂. Gniew wzi膮艂 w niej g贸r臋 nad wsp贸艂czuciem.
- Ida powiedzia艂a, 偶e s艂ysza艂a kogo艣 w pokoiku, gdzie 艣pi Mikkal. S艂ysza艂a odg艂os otwieranych i zamykanych drzwi, a tak偶e ciche kroki. Zachowywa艂e艣 si臋 cicho, Ailo, ale, jak si臋 okazuje, nie do艣膰 cicho. Wsp贸lnie z Sedolfem przekonywali艣my j膮, 偶e pewnie jej si臋 co艣 艣ni艂o, ale nie da艂a sobie tego do ko艅ca wyperswadowa膰. Ida jest jedn膮 z nas, Ailo. I drzemie w niej moc by膰 mo偶e wi臋ksza, ni偶 si臋 spodziewali艣my. Nie zapominaj o tym!
- Nie przyjd臋 wi臋cej - obieca艂 zm臋czony i smutny, ale zarazem szcz臋艣liwy.
Nawet Maja nie mog艂a go tym razem zrozumie膰!
- To najpi臋kniejsze dziecko, jakie kiedykolwiek widzia艂em - doda艂 tylko. - Wybacz mi, Maju, ale pi臋kniejszego nie widzia艂em na oczy...
Westchn臋艂a i odesz艂a od drzwi. Przytuli艂a mocno swojego brata, kt贸remu przysz艂o d藕wiga膰 taki los. D艂ugo nie wypuszcza艂a go z obj臋膰.
A kiedy wyszed艂 r贸wnie cicho, jak wszed艂, zamkn臋艂a za nim drzwi.
Rozp艂yn膮艂 si臋 w mroku.
Tej nocy Ida wi臋cej nie zmru偶y艂a oka. Le偶a艂a w ciemno艣ci, ws艂uchuj膮c si臋 uwa偶nie w cisz臋, wyczulona na najl偶ejszy nawet szmer.
By艂o pusto i cicho, kiedy wysz艂a na pogr膮偶ony w mroku korytarz. Przekroczy艂a pr贸g pokoju dziecinnego, ale nie zasta艂a tam nikogo. Na poz贸r 'wszystko wygl膮da艂o zwyczajnie. Mikkal spa艂 spokojnie w 艂贸偶eczku. Tylko ona zauwa偶y艂a, 偶e dziecko le偶y na wznak, cho膰 zwykle zasypia艂o na boku i w takiej samej pozycji budzi艂o si臋 rano.
Nie powiedzia艂a o tym nikomu, bo przypuszcza艂a, 偶e jej nie uwierz膮, uznaj膮c to za niedorzeczne.
- Przes艂ysza艂a艣 si臋 - przekonywa艂a Id臋 Maja. - Nikt z zewn膮trz nie m贸g艂 si臋 dosta膰 do pa艂acu, a przecie偶 nikomu z domownik贸w nie przysz艂oby do g艂owy zakrada膰 si臋 do Mikkala w 艣rodku nocy. To zupe艂nie nierozs膮dne.
Maja zrobi艂a si臋 taka rozs膮dna. A jednak, kiedy jej si臋 zdawa艂o, 偶e Ida nie patrzy, nerwowo zerka艂a w stron臋 schod贸w.
- Co艣 ci si臋 przy艣ni艂o - wt贸rowa艂 Mai Sedolf i przytuli艂 偶on臋 mocniej, jakby uwa偶a艂, 偶e potrzebuje oparcia.
Ale Ida uwolni艂a si臋 z jego obj臋膰. Nie czu艂a si臋 dobrze w roli uwi臋zionego w klatce ptaka. Mia艂a w sobie silne poczucie wolno艣ci i niezale偶no艣ci.
- Trudno si臋 dziwi膰, 偶e po 艣mierci ma艂ej Raiji wci膮偶 l臋kasz si臋 o Mikkala. Dziwne raczej by by艂o, gdyby艣 zachowywa艂a si臋 inaczej. Ale teraz musia艂o ci si臋 po prostu co艣 przy艣ni膰, kochanie.
Wszyscy byli tacy pewni swego.
Mog艂aby jeszcze zrozumie膰, 偶e Sedolf uczepi艂 si臋 tego wyja艣nienia, ale Maja, jej zdaniem, zbyt 艂atwo zgodzi艂a si臋 z tak膮 wersj膮. Poza tym Maja nie uda艂a si臋 prosto do swojej sypialni, ale zesz艂a na d贸艂 i d艂ugo tam pozosta艂a. Wr贸ci艂a potem na pi臋tro sama. Co do tego Ida nie mia艂a w膮tpliwo艣ci. S艂ysza艂a jej kroki na schodach.
Nie rozumiej膮c nic z tego, poczu艂a jeszcze wi臋kszy niepok贸j.
O poranku dom o偶y艂. Z do艂u dolecia艂y przyt艂umione odg艂osy 艣wiadcz膮ce o tym, 偶e s艂u偶ba przyst膮pi艂a ju偶 do codziennych zaj臋膰. Ida wymkn臋艂a si臋 po cichu z 艂贸偶ka i za艂o偶y艂a ubranie. Sedolf nie obudzi艂 si臋. Pomy艣la艂a z trosk膮, 偶e po wypadku nie 艣pi tak czujnie jak kiedy艣.
Boso, z trzewikami w r臋kach ruszy艂a w stron臋 schod贸w. Nie chcia艂a, 偶eby j膮 kto艣 us艂ysza艂 ani zobaczy艂.
Schodz膮c, sprawdza艂a dok艂adnie ka偶dy stopie艅. Nadeptywa艂a, staraj膮c si臋 znale藕膰 miejsce, gdzie nie skrzypia艂o. Tym sposobem zesz艂a na sam d贸艂. Zabra艂o jej to troch臋 czasu.
W holu, nie zauwa偶ona przez nikogo, postawi艂a buty, po czym postanowi艂a spr贸bowa膰 wej艣膰 bezg艂o艣nie na g贸r臋.
Uda艂o jej si臋. Ani troch臋 nie zatrzeszcza艂o.
By艂a ju偶 prawie na najwy偶szym stopniu, gdy zobaczy艂a Williama. Sta艂 oparty o por臋cz i rozbawiony, przygl膮da艂 jej si臋 bacznie. Zn贸w uderzy艂o Id臋 jego niezwyk艂e podobie艅stwo do ojca, czego nie omieszka艂a od razu powiedzie膰.
- Po raz pierwszy zobaczy艂am twojego ojca w艂a艣nie na schodach - u艣miechn臋艂a si臋 promiennie, 艣wiadoma, jak to dzia艂a na m臋偶czyzn. - Dzie艅 dobry - doda艂a, po czym odwr贸ci艂a si臋 i jakby nigdy nic zesz艂a na d贸艂.
- Ranny ptaszek z ciebie, Ido - zauwa偶y艂 William, pod膮偶aj膮c za ni膮. - Odprawiasz jaki艣 specjalny rytua艂, chodz膮c w g贸r臋 i w d贸艂 na bosaka?
Ida demonstracyjnie zacz臋艂a zak艂ada膰 buty. Opar艂a si臋 na ramieniu szwagra, kt贸re jej szarmancko poda艂, by nie straci艂a r贸wnowagi, i wyzna艂a, udaj膮c zawstydzon膮:
- Gdyby艣 si臋 nie zjawi艂, to Ida c贸rka Reijo zjecha艂aby po por臋czy.
Mia艂a nadziej臋, 偶e da si臋 nabra膰.
Spogl膮daj膮c to na por臋cz, to na Id臋, roze艣mia艂 si臋 cicho, a potem obj膮艂 j膮 ramieniem i poprowadzi艂 do jednego z przytulnych salonik贸w, gdzie ju偶 napalono w piecu. Oczywi艣cie, wygodnie by艂o mie膰 s艂u偶b臋, ale Ida odczuwa艂a z tego powodu lekkie za偶enowanie. Nie uwa偶a艂a si臋 za kogo艣 lepszego.
- Powiem ci w tajemnicy, 偶e Maja robi to samo - zwierzy艂 si臋 William w zaufaniu. - Tylko, prosz臋, nie zdrad藕 si臋 przed ni膮, 偶e ci o tym powiedzia艂em, bo gotowa mnie ukara膰 i wyrzuci膰 z 艂贸偶ka przynajmniej na miesi膮c...
Ida odetchn臋艂a z ulg膮, 偶e uda艂o jej si臋 odwr贸ci膰 jego uwag臋. Ma艂o brakowa艂o, a przejrza艂by j膮 na wylot. Szybki refleks i bystro艣膰, a do tego troch臋 fantazji, pomagaj膮 jednak wybrn膮膰 z najwi臋kszych tarapat贸w. Mimo wszystko poczu艂a si臋 troch臋 nieswojo, 偶e potrafi k艂ama膰 na poczekaniu.
- Kiedy ci臋 zobaczy艂em po raz pierwszy, wyda艂a艣 mi si臋 bardzo podobna do Mai - wyzna艂 William, mru偶膮c oczy i u艣miechaj膮c si臋 ujmuj膮co. - Ale teraz nie pojmuj臋, jak mog艂em si臋 da膰 zwie艣膰 pozorom. Ty jeste艣 o wiele bardziej spontaniczna ni偶 Maja.
- Maja nie zawsze mia艂a powody, 偶eby u艣miecha膰 si臋 do napotkanych na swej drodze ludzi - skwitowa艂a Ida ch艂odno, jakby rozmawia艂a z kim艣 postronnym. Odezwa艂 si臋 w niej silny duch wsp贸lnoty. Rodze艅stwo solidarnie izolowa艂o wszystkich, kt贸rzy pr贸bowali skrzywdzi膰 kt贸re艣 z nich. Dzieci Raiji r贸偶ni艂y si臋 bardzo, ale gdy by艂o trzeba, gotowe by艂y p贸j艣膰 za sob膮 w ogie艅.
- W mojej rodzinie brakuje takiej solidarno艣ci - powiedzia艂 William, spogl膮daj膮c ciep艂o na Id臋. - Nie stajemy wzajemnie w swojej obronie. Nie przywyk艂em do tego.
Przypomnia艂a sobie, 偶e ten m臋偶czyzna szczerze kocha Maj臋.
- Naprawd臋 nie dostrzegasz jej blizn? William pokr臋ci艂 g艂ow膮.
- Tata zawsze przekonywa艂 Maj臋, 偶e kiedy艣 spotka takiego m臋偶czyzn臋, ale ona uwa偶a艂a, 偶e opowiada jej bajki. Nikt nigdy nie by艂 w niej zakochany, nie marzy艂 o niej, nikt nie poprosi艂 do ta艅ca. No, chyba 偶e jaki艣 pijak albo stary dziad. A Elise, nasza przybrana siostra, by艂a najpi臋kniejsz膮 dziewczyn膮 nad fiordem. Ci臋偶ko dorasta膰 w cieniu takiej siostry, w cieniu matki, o kt贸rej urodzie kr膮偶y艂y legendy. Maja nie mia艂a szcz臋艣liwej m艂odo艣ci. Trudno to w og贸le nazwa膰 m艂odo艣ci膮...
- Znam po cz臋艣ci t臋 histori臋 - odpowiedzia艂 William. - Ale ciesz臋 si臋, 偶e okaza艂a艣 mi zaufanie. Wiele to dla mnie znaczy, Ido. Poznaj膮c rodzin臋 Mai, dowiaduj臋 si臋 o mojej 偶onie czego艣 nowego. Zapewne nigdy nie odkryj臋 wszystkich niuans贸w jej osobowo艣ci, bo na to trzeba by niejednego 偶ycia. Wiem jednak, 偶e nie spotka艂em w swoim 偶yciu bardziej fascynuj膮cej kobiety. J膮 jedyn膮 mog艂em pokocha膰. Czy w twoich rozs膮dnych uszach nie brzmi to nazbyt sentymentalnie?
- Nie jestem zn贸w taka rozs膮dna - westchn臋艂a Ida. - Bardzo si臋 ciesz臋, 偶e Maja ciebie spotka艂a.
- Zna艂a艣 jej pierwszych dw贸ch m臋偶贸w? Ida u艣miechn臋艂a si臋.
- Nie wydajesz mi si臋 typem m臋偶czyzny, kt贸ry za wszelk膮 cen臋 chcia艂by pozna膰 przesz艂o艣膰 swojej 偶ony.
- Z偶era mnie ciekawo艣膰 - przyzna艂. - A Maja tak niewiele wspomina. Heino troch臋 zna艂em, wiem, jakim by艂 m臋偶czyzn膮, ale o tym pierwszym nic nie s艂ysza艂em.
- Pierwszym m臋偶em Mai by艂 kuzyn Sedolfa. Niemal r贸wnie przystojny. - Ida mrugn臋艂a porozumiewawczo i u艣miechaj膮c si臋, doda艂a: - M臋偶czy藕ni z tej rodziny obdarzeni s膮 wyj膮tkowym urokiem osobistym. Beztroski, lekkomy艣lny, w艂a艣ciwie nigdy za nim nie przepada艂am, chocia偶 pod koniec przekona艂am si臋, 偶e os膮dza艂am go nazbyt surowo. Jego mo偶na by艂o albo lubi膰, albo nie znosi膰. Albo si臋 ulega艂o jego urokowi, albo si臋 go nienawidzi艂o. Tak naprawd臋 Simon nie by艂 powierzchowny ani z gruntu z艂y. Udawa艂 tylko, bo tak by艂o mu wygodnie. O偶eni艂 si臋 z Maj膮, bo musia艂, wzbudzaj膮c og贸ln膮 weso艂o艣膰 w艣r贸d mieszka艅c贸w osady nad fiordem. Wszyscy na艣miewali si臋, 偶e los pokara艂 najwi臋kszego podrywacza tak膮 brzydk膮 偶on膮. Najsmutniejsze, 偶e Maja szybko straci艂a zainteresowanie Simonem, a on tymczasem szczerze si臋 w niej zakocha艂. Tak jak ty i Heino przesta艂 zauwa偶a膰 jej blizny. Szkoda, 偶e za p贸藕no. Z Maj膮 ju偶 tak jest: Daje wszystko albo nic.
William zrozumia艂, 偶e jego 偶ona nigdy nie zakocha艂a si臋 w m臋偶czy藕nie po uszy. Wszyscy jej m臋偶owie musieli szuka膰 i wydoby膰 z niej ciep艂o. Szuka膰 u niej wzajemno艣ci.
- Nie艂atwo kocha膰 Maj臋 - m贸wi艂a Ida z powag膮. - Nawet nam. Ale warta jest tego.
- Wiem - odpowiedzia艂. - Wiem, Ido. Szczero艣膰 mi臋dzy nimi nie by艂a wymuszona ani udawana. Pojawi艂a si臋 znienacka niczym p艂omienna r贸偶a, kt贸ra rozkwit艂a na 艣niegu.
- Nie chcia艂abym, by艣cie pomy艣leli, 偶e uczepi艂am si臋 przesz艂o艣ci... - zacz臋艂a nagle Ida i urwa艂a. Ale napotkawszy zach臋caj膮ce spojrzenie Williama, zdecydowa艂a si臋 wyzna膰, co jej le偶y na sercu. - Maja wprawdzie m贸wi艂a mi, co si臋 sta艂o na okr臋cie, ale jej przecie偶 przy tym nie by艂o. Wola艂abym, 偶eby艣 ty mi opowiedzia艂 wszystko, co zapami臋ta艂e艣. Ailo by艂 moim m臋偶em, wiele dla mnie znaczy艂. I chocia偶 nic ju偶 nie przywr贸ci mu 偶ycia, chcia艂abym dok艂adnie wiedzie膰, jak dosz艂o do tej tragedii. Mam do tego prawo.
William popatrzy艂 na Id臋. Kiedy tak siedzia艂a z dumnie wysuni臋tym podbr贸dkiem, wygl膮da艂a zupe艂nie jak Maja. Dwie siostry, takie podobne zewn臋trznie, a tak r贸偶ni膮ce si臋 charakterami.
Nie powinni byli pozwoli膰 Ailo, by tak d艂ugo pozostawia艂 j膮 w niepewno艣ci. Oczywi艣cie, mia艂 racj臋, twierdz膮c, 偶e Ida zas艂uguje na to, co najlepsze. Ale czy on by艂 dla niej kim艣 gorszym? Dla Idy nie uroda liczy艂a si臋 najbardziej. Ailo jednak, zgorzknia艂y, powtarza艂, 偶e przypominaliby razem Pi臋kn膮 i Besti臋. Ba艣艅 t臋 us艂ysza艂 podczas pobytu w Niemczech i zaraz doszuka艂 si臋 podobie艅stwa z w艂asnym 偶yciem.
Ida mia艂a prawo dowiedzie膰 si臋 prawdy. William rozumia艂 to i zgadza艂 si臋 z ni膮. Ale przecie偶 da艂 s艂owo przyjacielowi i przyrzek艂 Mai.
Nie mo偶e wi臋c opowiedzie膰 Idzie, co si臋 naprawd臋 wydarzy艂o.
Zacz膮艂 od tego, jak poznali si臋 z Ailo. Przypomnia艂 sobie ich wsp贸lne rozmowy, te b艂ahe i te powa偶ne, my艣li, jakie razem dzielili. Wspomnia艂 te偶, co Ailo m贸wi艂 o niej, o Idzie.
A potem o okr臋cie kr贸lewskim i o tajnej akcji. O straszliwej chwili, kiedy wybuch艂 po偶ar, i o beczkach z prochem, kt贸re wylecia艂y w powietrze.
Wydawa艂o mu si臋, 偶e zn贸w s艂yszy krzyki rannych, kt贸rych wybuch rzuci艂 w to艅, i tych, kt贸rzy p艂on臋li jak 偶ywe pochodnie, nie zd膮偶ywszy dotrze膰 do wody.
- Uciekali艣my, ratuj膮c w艂asn膮 sk贸r臋, gdy 偶o艂nierze z armii kr贸lewskiej ruszyli szturmem na okr臋t. Czuli艣my si臋 jak tch贸rze i zdrajcy - wyzna艂 William i opowiedzia艂 Idzie o Ailo. - Z ran wystawa艂o mu 偶ywe mi臋so, bi艂 od niego smr贸d spalonej sk贸ry. Zaciska艂 z臋by z b贸lu w kr贸tkich chwilach przeb艂ysku 艣wiadomo艣ci. Wszyscy odczuwali ulg臋, gdy zn贸w traci艂 przytomno艣膰. Bali艣my si臋, 偶e zostaniemy z艂apani...
William stara艂 si臋 wplata膰 w prawdziw膮 histori臋 jak najmniej k艂amstw. By艂 szczery na tyle, na ile pozwala艂y mu z艂o偶one przyrzeczenia.
Ida by艂a tak膮 osob膮, kt贸rej chcia艂o si臋 wyzna膰 prawd臋, wobec kt贸rej pragn臋艂o si臋 by膰 szczerym.
- A potem... - Wzruszy艂 ramionami. - Reszt臋 opowiedzia艂a ci ju偶 pewnie Maja. Nie uczyni臋 tego lepiej. Ona ca艂kowicie przej臋艂a opiek臋 nad nim. 艢miertelnie si臋 ba艂em tkwi膮cej w niej mocy. Nic nie pojmowa艂em. Ba艂em si臋 tylko, 偶e j膮 strac臋. Zreszt膮 nadal niewiele z tego rozumiem.
Popatrzy艂 przeci膮gle na kredowobia艂膮 dziewczyn臋.
- Przedstawi艂em ci to, co widzia艂em i co zapami臋ta艂em. To by艂o piek艂o. Nadal czuj臋 si臋 za wszystko odpowiedzialny. Gdybym wiedzia艂, czym si臋 to sko艅czy, nigdy bym si臋 nie zaanga偶owa艂 w ten spisek. Nie przypuszcza艂em, 偶e w takim stopniu odmieni los tylu ludzi. Bo przecie偶 nie tylko ciebie i Ailo dotkn臋艂o nieszcz臋艣cie... Bardzo mi zale偶y, 偶eby艣 wiedzia艂a, 偶e nie chcia艂em tego. Nie mog臋 ci臋 prosi膰 o to, by艣 mi wybaczy艂a. Bo tego nie da si臋 wybaczy膰, wiedz jednak, 偶e cierpi臋 okrutnie z powodu tej tragedii.
Ida otar艂a 艂zy z policzk贸w. Obj臋艂a Williama w pasie i przytuli艂a twarz do jego czystej koszuli.
- Dzi臋kuj臋 - powiedzia艂a. - Nie musisz mnie prosi膰 o wybaczenie. Ailo nigdy nie uczyni艂by niczego wbrew swojej woli. Zreszt膮 czy my sami ponosimy pe艂n膮 odpowiedzialno艣膰 za wszystko, co si臋 nam przydarza? Mo偶e kieruje tym jaka艣 wy偶sza si艂a?
Pu艣ci艂a Williama, ju偶 jej nie onie艣miela艂.
- Nie jestem 艂atwowierna - przyzna艂a. - Ale czasem my艣l臋 sobie, 偶e mo偶e nie nale偶y za wiele pyta膰, tylko po prostu pogodzi膰 si臋 z tym, co zsy艂a los. Uwierzy膰, a nie ci膮gle pow膮tpiewa膰 i zadr臋cza膰 si臋. Mo偶e tkwi w tym jaki艣 g艂臋bszy sens?
- Pojmuj臋, dlaczego Ailo tak ci臋 kocha艂 - rzek艂 William, g艂aszcz膮c j膮 leciutko po policzku.
- On kocha艂 inn膮 Id臋 - odpar艂a ze smutkiem. - Id臋, kt贸ra nie zna艂a cierpienia. Nie by艂am wtedy jeszcze w pe艂ni cz艂owiekiem. Nie wiem, czy by mnie w og贸le pozna艂, czy by艂by w stanie kocha膰 mnie tak膮, jaka teraz jestem. Nie jestem pewna, czy ta obecna Ida pokocha艂aby Ailo.
- Takie my艣li do ciebie nie pasuj膮 - skwitowa艂 kr贸tko William, a jego twarz zamkn臋艂a si臋.
- Nie pasuj膮, to prawda, ale cz臋sto mnie nachodz膮... Zamilk艂a i opar艂szy si臋 o parapet, wyjrza艂a przez okno. Podobnie jak poprzedniego dnia by艂 pi臋kny pogodny poranek. W domu nadal panowa艂a cisza.
- Podoba mi si臋 ta altana - powiedzia艂a, zmieniaj膮c temat. - Podoba mi si臋 pomys艂, by zatrzyma膰 na zim臋 kawa艂ek ukwieconej 艂膮ki.
- Moja mama w艂a艣nie dlatego kaza艂a j膮 postawi膰 - odpar艂 William wzruszony, 偶e Ida to dostrzeg艂a. Maja tak偶e od razu uchwyci艂a 贸w zamys艂 i zachwyci艂a si臋 nim. Przed Maj膮 nikt nie zwr贸ci艂 na to uwagi. Mo偶e dlatego, 偶e ludzie z wy偶szych sfer, z kt贸rymi w贸wczas obcowa艂, nazbyt cz臋sto stykali si臋 z przepychem i mieli przez to st臋pion膮 wra偶liwo艣膰.
- Mama po prostu chcia艂a mie膰 ogr贸d tak偶e zim膮 - wyja艣ni艂 William. - Im jestem starszy, tym bardziej j膮 rozumiem.
- P贸jd臋 sobie tam teraz na chwil臋 - oznajmi艂a Ida. - Ale tym razem ubior臋 si臋 ciep艂o. Chc臋 zobaczy膰 to miejsce, tak jak widzia艂am je w moich snach. Sedolf wspomina艂 co艣 o tym?
William pokiwa艂 g艂ow膮.
- Te sny s膮 cz臋艣ci膮 czego艣, co akceptuj臋, cho膰 nie w pe艂ni rozumiem. Przywykli艣my, 偶e w naszej rodzinie ka偶dy jest obdarzony jakimi艣 niezwyk艂ymi zdolno艣ciami. Takie dziedzictwo pozostawi艂a nam nasza matka, Raija.
Ida ubra艂a si臋 i wysz艂a po cichu, jakby potajemnie. By艂a czaruj膮ca, ale nawet w po艂owie nie tak intryguj膮ca jak jego Maja.
Ida zagl膮da艂a ju偶 do altany razem z Maj膮 i Anjo. Ujrza艂a w贸wczas pomieszczenie cz臋艣ciowo tylko przeszklone, zupe艂nie inne ni偶 to, kt贸re pojawia艂o si臋 w jej 艣nie. Teraz, kiedy przysz艂a tu sama, odnios艂a zupe艂nie inne wra偶enie. Na nowo o偶y艂 w niej 贸w tajemniczy nastr贸j ze snu. Magia, pi臋kno.
Usiad艂a na w膮skiej, wy艂o偶onej poduszkami drewnianej 艂awie umieszczonej we wn臋trzu altany dooko艂a pod 艣cian膮. Dotkn臋艂a palcami szyby i chuchn臋艂a. Szk艂o zaparowa艂o, os艂abiaj膮c barwy malowide艂.
Nachucha艂a ponownie na kwiaty i przygl膮da艂a im si臋 uwa偶nie, mimowolnie wyobra偶aj膮c sobie ukwiecon膮 艂膮k臋 ogl膮dan膮 przez 艂zy.
Z niezrozumia艂ych dla siebie powod贸w nie mog艂a oderwa膰 oczu od barwnych malowide艂 na szkle. Tak jakby nale偶a艂y do jej snu, kt贸rego nadal nie potrafi艂a w pe艂ni zrozumie膰.
Ptak mia艂 jej wskaza膰 drog臋 do prawdy.
Teraz ju偶 j膮 zna艂a.
Ale nadal czu艂a w sercu b贸l i jaki艣 niedosyt. Przepe艂niona wielkim niepokojem, cofa艂a si臋 do snu, 偶eby w nim szuka膰 wyja艣nienia.
W altanie panowa艂 ch艂贸d.
Dla ptaka jest tutaj za zimno, pomy艣la艂a, ale zaraz ofukn臋艂a si臋 w duchu. Rozs膮dek, jakim by艂a obdarzona, podpowiada艂 jej przecie偶 ju偶 dawno, 偶e nie ma 偶adnego prawdziwego ptaka.
Chodzi艂o o symbol.
Nie jest g艂upia. Ten ptak mia艂 w sobie tyle 偶ycia i tyle偶 si艂y, co figury namalowane przez szamana na b臋bnie czerwon膮 farb膮 z kory olszyny.
To by艂 ptak ze snu, ptak Mikkala, ptak Ailo i po cz臋艣ci jej.
Znak mi艂o艣ci silniejszej ni偶 艣mier膰. Symbol uczucia, kt贸re by膰 mo偶e zawiod艂a.
Ale przecie偶 Ailo nigdy by nie wymaga艂 od niej, 偶eby 偶y艂a samotnie. Ona zreszt膮 tak偶e nie wymaga艂aby tego od niego.
Tutaj na wyspie obudzi艂y si臋 w niej wyrzuty sumienia, 偶e tak bardzo kocha Sedolfa. Gwa艂townie o偶y艂y wspomnienia. Czu艂a si臋 nieswojo, 偶e nie pozosta艂a w 偶a艂obie, by nadal bole膰 po stracie m臋偶a.
Nie chcia艂a si臋 tak czu膰. Sedolf by艂 wart tego, by go kocha艂a. By艂 wart wi臋cej ni偶 to, co mu ofiarowa艂a. Sedolf by艂 dla niej wszystkim.
Ida siedzia艂a w艣r贸d zatopionych w szkle kwiat贸w, po艣r贸d szklanej 艂膮ki. W samym 艣rodku zimy kwit艂y kwiaty, zupe艂nie jak w lecie. Tu, w szklanym domku ze swojego snu, nabra艂a w pe艂ni przekonania, 偶e kocha tylko Sedolfa i on jest jej prawdziwym, w艂a艣ciwym m臋偶em.
Powoli zaczyna艂a by膰 gotowa, by ostatecznie pogrzeba膰 Ailo.
W ko艅cu.
Musia艂a przyby膰 tutaj, 偶eby si臋 z tym upora膰. Trzeba by艂o na nowo rozerwa膰 rany i pozwoli膰 im krwawi膰. Rzeczywi艣cie, konieczne by艂o poczu膰 b贸l.
Z zachodu wieje lekki wiatr, pomy艣la艂a. To b臋dzie cudowny, s艂oneczny dzie艅. Anjo ma racj臋, tutejszy krajobraz tak偶e jest pi臋kny. Przypomina rozleg艂e, wielkie pole. Daje uczucie przynale偶no艣ci, mimo 偶e cz艂owiek w艣r贸d owego bezkresu czuje si臋 ca艂kiem ma艂y. Ale czasami dobrze, by mu o tym przypomnie膰.
Ida troch臋 zmarz艂a. O tej porze roku altana nie nadawa艂a si臋 na miejsce zbyt d艂ugich rozmy艣la艅, pozwala艂a jednak popatrze膰 na odrobin臋 pi臋kna w samym 艣rodku zimy. Latem za艣 z pewno艣ci膮 stanowi艂a wspania艂膮 opraw臋 wzruszaj膮cych prze偶y膰.
Wsta艂a, ale otulaj膮c si臋 szczelniej peleryn膮, niechc膮cy str膮ci艂a z 艂awki kilka poduszek.
Nie mog艂a nie zauwa偶y膰 papierowych arkuszy, kt贸re wraz z poduszkami spad艂y na ziemi臋.
Ida zapomnia艂a o tym, 偶e przemarz艂a. Osun臋艂a si臋 z powrotem na 艂aw臋 i pochyli艂a si臋 nad arkuszami, nie mog膮c oderwa膰 od nich wzroku.
Nie znalaz艂y si臋 tu przypadkowo. Kto艣 je tu po艂o偶y艂 dla kogo艣, kto cz臋sto bywa艂 w pawilonie. Dla kogo艣, kto tak偶e ceni艂 sobie barwy lata podczas mro藕nej zimy.
Dla Mai.
Trzy rysunki...
Szkice w臋glem na kremowym kartonie. Gdzieniegdzie mocne, grube linie, ca艂e p艂aszczyzny pokryte czerni膮, gdzieniegdzie zn贸w jasne, delikatne kreski, 艂agodne i cienkie, ledwie widoczne mu艣ni臋cia.
Tr贸jka bawi膮cych si臋 na 艣niegu ch艂opc贸w. U艣miechni臋te buzie. Rozpozna艂a je a偶 nazbyt wyra藕nie.
Trzy kobiety na tle pla偶y, kt贸r膮 poprzedniego dnia zobaczy艂a po raz pierwszy. Trzy kobiety, kt贸re tak偶e bez trudu rozpozna艂a: Anjo pod r臋k臋 z Maj膮, kt贸rej zaokr膮glone kszta艂ty widoczne by艂y nawet pod peleryn膮. I ona, Ida, troch臋 dalej, z boku. Kaptur spad艂 jej z g艂owy. Artysta uchwyci艂 j膮 w momencie, gdy kr臋ci艂a si臋 w k贸艂ko. Niesforny lok opad艂 jej na oczy, a usta rozchyli艂y si臋 w u艣miechu.
Ida pami臋ta艂a t臋 chwil臋. Sw贸j 艣miech, Anjo i Maj臋. Dok艂adnie tak jak na rysunku.
Na ostatnim kartonie zobaczy艂a swoj膮 twarz wykrzywion膮 w b贸lu, zalan膮 艂zami. W艂osy ciasno uczesane, z grzywk膮 jak zwykle opadaj膮c膮 jej na czo艂o tu偶 nad brwiami.
Twarz wyra偶aj膮c膮 rozpacz.
Ida po艣piesznie z艂o偶y艂a szkice i zwin臋艂a je w ciasny rulon, ale nie sta艂y si臋 przez to ani troch臋 mniej gro藕ne.
Kto艣 ich obserwowa艂 poprzedniego dnia. Zreszt膮 przez ca艂y czas pobytu na wyspie mia艂a jakie艣 takie niejasne przeczucie. Nie chcia艂a o tym z nikim m贸wi膰. Poza tym p贸ki nie przebywa艂a sama, nie mia艂o to wi臋kszego znaczenia.
Ale okazuje si臋, 偶e niczego sobie nie wm贸wi艂a.
Nagle poczu艂a si臋 te偶 bardziej pewna siebie. Odwa偶y艂a si臋 zaufa膰 w艂asnym przeczuciom.
Jej portret przerazi艂 j膮. Nieznana d艂o艅 uwieczni艂a na papierze jej uczucia, nie widz膮c ich przecie偶. Przestraszy艂a si臋, 偶e kto艣 potrafi艂 dog艂臋bnie wyrazi膰 jej rozpacz. Ale nie chcia艂a o tym my艣le膰. Bardziej bowiem przestraszy艂a si臋 czego艣 innego. To nie z艂y sen obudzi艂 j膮 w nocy. Nie przes艂ysza艂a si臋, jak sugerowa艂 Sedolf i jak usi艂owa艂a jej wm贸wi膰 Maja.
Kto艣 wszed艂 noc膮 do pa艂acu i zajrza艂 do pokoju Mikkala.
Jak Maja mog艂a do tego dopu艣ci膰? Przecie偶 jest jej siostr膮. Pod wieloma wzgl臋dami sta艂y si臋 teraz sobie bli偶sze ni偶 kiedykolwiek.
Poczu艂a zam臋t w g艂owie.
Ida za nic w 艣wiecie nie dopuszcza艂a do siebie my艣li, 偶e Maja chcia艂aby j膮 skrzywdzi膰. Ale szkice by艂y niczym cios wymierzony prosto w serce. Sprawi艂y, 偶e zw膮tpi艂a tak偶e w Maj臋.
Mog艂a ufa膰 jedynie sobie i Sedolfowi.
Na tej wyspie co艣 si臋 dzia艂o, co艣 poza nimi. Dreszcz przeszed艂 jej po plecach, kiedy u艣wiadomi艂a sobie, 偶e nie mo偶e by膰 pewna nawet Knuta ani Anjo. Sprawi艂o jej to dotkliwy b贸l. Silniejszy ni偶 to, 偶e nie mo偶e ufa膰 Mai.
Co do Williama, zupe艂nie straci艂a orientacj臋. Zirytowa艂o j膮 to. Rankiem okaza艂 si臋 godnym zaufania m臋偶czyzn膮, bezgranicznie mu wierzy艂a.
Pewnie z powodu jego niekwestionowanego uroku, pomy艣la艂a z gorycz膮. Nadal 艂atwo mnie omami膰 u艣miechem i oryginaln膮 urod膮.
Zacisn臋艂a z臋by i powiedzia艂a do siebie, 偶e nie ma odwagi zaufa膰 nawet Williamowi.
W tej sytuacji z 艂atwo艣ci膮 podj臋艂a decyzj臋 o powrocie do domu, i to jak najszybciej. Trudno, 偶e zima. Zreszt膮 wielu ludzi teraz w臋druje. A po zamarzni臋tym 艣niegu szybciej dotr膮 do Skibom, ni偶 gdyby mieli ruszy膰 wraz z wiosennymi roztopami.
I niech si臋 Knut roztkliwia, powtarzaj膮c o rado艣ci ze spotkania i o mi艂o艣ci panuj膮cej w艣r贸d rodze艅stwa.
Pod peleryn膮 Ida przyciska艂a mocno do piersi rulon.
Nikomu nie poka偶e szkic贸w. Nawet Sedolfowi.
Ba艂a si臋.
Ale nie da tego po sobie pozna膰.
Anna Kajsa nie spa艂a tej nocy. S艂ysza艂a, 偶e Ailo kr膮偶y艂 po domu, nie mog膮c sobie znale藕膰 miejsca, a potem w og贸le gdzie艣 wyszed艂. Udawa艂a, 偶e 艣pi, 偶eby mu nie utrudnia膰. Unikn膮艂 w ten spos贸b t艂umaczenia si臋 przed ni膮.
Czuwa艂a, p贸ki nie wr贸ci艂. Ale on i wtedy si臋 nie po艂o偶y艂. Uda艂 si臋 wprost do swojej pracowni i nie zwa偶aj膮c, 偶e ha艂asuje, przyst膮pi艂 do pracy.
Anna Kajsa nie podejrzewa艂a, 偶e Ailo chce j膮 zrani膰. By艂 zbyt dobry, nie skrzywdzi艂by nikogo. Co艣 jednak go dr臋czy艂o, co艣, do czego ona nie mia艂a przyst臋pu.
Po odg艂osach dochodz膮cych z pracowni pozna艂a, 偶e przygotowuje form臋 na odlew. Ju偶 kiedy艣 zrobi艂 dla Mai wisiorek w kszta艂cie ptaszka, a dla niej bratka. Nie mia艂a w膮tpliwo艣ci, 偶e teraz powstaje ptak z rozpostartymi skrzyd艂ami.
Nigdy nie rozumia艂a, dlaczego w艂a艣nie ptak stal si臋 jego ulubionym motywem. Dopiero kiedy zobaczy艂a Id臋... Brwi wygi臋te jak ptasie skrzyd艂a wyja艣ni艂y jej wszystko.
Ida by艂a taka pi臋kna, 偶e Annie Kajsie a偶 zbiera艂o si臋 na p艂acz. Sama nie by艂a brzydka, ale w 偶aden spos贸b nie mog艂a konkurowa膰 z pora偶aj膮c膮 urod膮 Idy.
Wiedzia艂a, 偶e nie potrafi艂aby walczy膰 wszelkimi 艣rodkami o wzgl臋dy Ailo, a w tej sytuacji lepiej by艂o od razu si臋 wycofa膰.
Pragn臋艂a Ailo, mia艂 takie 艂agodne d艂onie. D艂onie, kt贸re niczego od niej nie 偶膮da艂y. Pociesza艂y jedynie, wspiera艂y i ogrzewa艂y. Ale nie by艂y zach艂anne.
Ailo wyzna艂 jej kiedy艣, 偶e chyba nie jest ju偶 zdolny kocha膰 si臋 z kobiet膮. Ostatnio, gdy trzyma艂 kobiet臋 w ramionach, czu艂 jedynie z艂o艣膰 i pogard臋.
鈥Ciebie nie chc臋 upokorzy膰鈥, powiedzia艂.
U偶y艂 s艂贸w, jakie chcia艂a us艂ysze膰. I wierzy艂a mu, p贸ki na w艂asne oczy nie zobaczy艂a Idy.
Zrozumia艂a w贸wczas t臋sknot臋, kt贸r膮 ukry艂 g艂臋boko, samemu nie zdaj膮c sobie sprawy, jak bardzo jest nadal silna. Serce krwawi艂o mu z rozdartych na nowo ran.
Anna Kajsa kocha艂a Ailo takiego, jakim by艂. Wiedzia艂a, czego si臋 po nim spodziewa膰. On zreszt膮 podobnie. Rozumia艂, 偶e Anna Kajsa pr臋dzej umrze, ani偶eli zechce pocz膮膰 nowe 偶ycie. Nie urodzi mu syna ani c贸rki. Zreszt膮 on tego od niej wcale nie 偶膮da艂, rozumiej膮c t臋 mroczn膮 stron臋 jej przesz艂o艣ci, do kt贸rej ona sama l臋ka艂a si臋 wraca膰.
Wsta艂a, ubra艂a si臋 i umy艂a. Ale nie mia艂a ochoty nic je艣膰. Dzi艣 znowu nie. Jej organizm przywyk艂 obywa膰 si臋 bez jedzenia. Kiedy艣 zdarza艂o jej si臋 g艂odowa膰 wiele dni pod rz膮d. Potrafi艂a zamkn膮膰 si臋 na w艂asne najbardziej elementarne potrzeby.
Przestraszona otworzy艂a drzwi do pracowni Ailo, do kt贸rej nie wolno jej by艂o zagl膮da膰.
Ailo rze藕bi艂 w drewnie. Oczy mia艂 podkr膮偶one, w艂osy stercza艂y mu na wszystkie strony.
Jak zawsze na jego widok poczu艂a zalewaj膮c膮 j膮 fal臋 ciep艂a. Przestraszy艂a si臋, 偶e mog艂aby go straci膰. Mia艂a ochot臋 go dotkn膮膰, pog艂aska膰 po pomarszczonej twarzy, 偶eby zrozumia艂, 偶e chce by膰 przy nim, ale zabrak艂o jej odwagi.
- Zaharujesz si臋 na 艣mier膰, Ailo! - odezwa艂a si臋 tylko, pozostaj膮c przy drzwiach.
Nie odpowiedzia艂.
Z daleka nie widzia艂a dok艂adnie, co rze藕bi, ale s膮dz膮c po wielko艣ci, nie by艂a to ozdoba. Poczu艂a ulg臋. Mo偶e to g艂upie z jej strony, ale ucieszy艂o j膮, 偶e Ailo nie robi ozd贸b dla Idy, mimo 偶e my艣li ma zaprz膮tni臋te jej osob膮.
- Zdaje si臋, 偶e i ty niewiele spa艂a艣, prawda? - odezwa艂 si臋, odk艂adaj膮c n贸偶 i drewno.
Odsun膮艂 si臋 troch臋, aby zrobi膰 jej miejsce obok siebie, i patrz膮c w jej du偶e pytaj膮ce oczy, pokiwa艂 lekko g艂ow膮.
Anna Kajsa, przestraszona, przysiad艂a na samym brze偶ku 艂awy. Ba艂a si臋 nawet g艂臋biej odetchn膮膰. Naciskaj膮c klamk臋, spodziewa艂a si臋, 偶e Ailo zerwie si臋 rozgniewany i wyp臋dzi j膮 z pracowni, a on tymczasem poprosi艂, by usiad艂a, i obj膮艂 ramieniem. Nie by艂 nachalny, raczej zm臋czony i zrezygnowany. Westchn膮艂 偶a艂o艣nie i tak smutno, 偶e Annie Kajsie ze wsp贸艂czucia nad nim zebra艂o si臋 na p艂acz.
- Co z nami b臋dzie, Anno Kajso? - odezwa艂 si臋. - Marny ze mnie m膮偶. Kiedy widz臋, jak ci臋 krzywdz臋, ogarnia mnie przera偶enie. Chyba nigdy nie opowiada艂em ci o moich rodzicach. Wspomina艂em tylko o tym, jak silne uczucie 艂膮czy艂o mojego ojca z Raij膮. Nie m贸wi艂em jednak, 偶e moja mama tak偶e go bardzo kocha艂a, a on nie potrafi艂 tego odwzajemni膰. Teraz, gdy obserwuj臋 siebie, zn贸w przypomina mi si臋 ojciec.
I tak w brzasku wschodz膮cego dnia Ailo opowiedzia艂 Annie Kajsie o swoich rodzicach, o tym, jak jako ma艂y ch艂opiec, rozdarty mi臋dzy dwojgiem doros艂ych, 偶adnego nie mia艂 odwagi obdarzy膰 w pe艂ni mi艂o艣ci膮.
- Dopiero Raij臋 pokocha艂em tak, jak powinienem by艂 kocha膰 Sigg臋. Raija troszczy艂a si臋 o mnie bezwarunkowo, nie musia艂em si臋 stara膰, by zas艂u偶y膰 na jej mi艂o艣膰. Po prostu akceptowa艂a mnie takim, jakim by艂em. J膮 pierwsz膮, poza moj膮 babk膮, odwa偶y艂em si臋 obdarzy膰 uczuciem. Tata te偶 mnie na sw贸j spos贸b kocha艂, ale zawsze mia艂em poczucie, 偶e nie do ko艅ca spe艂niam jego oczekiwania. Dlatego przyrzek艂em sobie, 偶e kiedy sam zostan臋 ojcem, obdarz臋 swoje dzieci bezgraniczn膮 mi艂o艣ci膮 i b臋d臋 z nimi rozmawia艂...
Ailo opar艂 si臋 g艂ow膮 o jej g艂ow臋. Anna Kajsa zal臋kniona zrazu, 偶e b臋dzie jej czyni艂 wyrzuty, uspokoi艂a si臋, gdy Ailo cofn膮艂 si臋 wspomnieniami do czas贸w, kiedy jeszcze nie byli razem.
- Pokocha艂em Id臋 r贸wnie silnym uczuciem. C贸偶 to by艂a za mi艂o艣膰! Zobaczy艂em w niej kobiet臋, zobaczy艂em matk臋 moich dzieci. I chyba tylko do tego momentu si臋ga艂a moja wyobra藕nia - doda艂 z gorycz膮. - Bo dzieci, kt贸re powinny m贸wi膰 do mnie: 鈥瀟ato鈥, nigdy mnie nawet nie zobacz膮.
- By艂e艣 w pa艂acu? Poszed艂e艣 tam noc膮, 偶eby popatrze膰 na swojego synka? - ol艣ni艂o Ann臋 Kajs臋.
Ailo pokiwa艂 g艂ow膮.
- Widzia艂em ich wczoraj na spacerze. Ale mi to nie wystarczy艂o. Nie wiem, jak w og贸le mog艂em sobie wyobra偶a膰, 偶e zadowoli mnie obserwowanie dziecka na odleg艂o艣膰. Zapragn膮艂em ze wszystkich si艂 zobaczy膰 jego twarz z bliska. Musia艂em go dotkn膮膰. On jest m贸j, to cia艂o z mojego cia艂a, Anno Kajso! Trudno w og贸le opisa膰, jak silne to uczucie.
- Przyrzek艂e艣... Ailo rozp艂aka艂 si臋 wtulony w jej w艂osy, uczepiony kurczowo jej ramion, ale Anna Kajsa nawet nie j臋kn臋艂a, by si臋 poskar偶y膰. Nagle ona sta艂a si臋 opok膮. Ailo jej potrzebowa艂, u niej szuka艂 wsparcia i pociechy. Jak dobrze by艂o co艣 dla niego znaczy膰. By膰 dla niego kim艣 wa偶nym! Anna Kajsa poczu艂a wdzi臋czno艣膰 do losu.
- Przyrzek艂em, wiem, co przyrzek艂em... - szlocha艂. - Mia艂em si臋 trzyma膰 si臋 z daleka. Ale to mnie zabija.
Jego p艂acz z wolna zmieni艂 si臋 w bezg艂o艣ny szloch, a w oczach zabrak艂o 艂ez. Tylko cia艂em wstrz膮sa艂y konwulsje. Nie przestaj膮c jej obejmowa膰, m贸wi艂, zni偶aj膮c g艂os do szeptu:
- Sta艂em w ciemnym pokoju przy jego 艂贸偶eczku, mimo 偶e nie mia艂em prawa tam by膰 i patrze膰 na niego. Nie mia艂em prawa dotkn膮膰 tego dziecka, kt贸re 艣mieje si臋 tak samo jak ja w dzieci艅stwie. Nie mia艂em prawa pog艂aska膰 go po w艂osach, cho膰 jego grzywka jest r贸wnie niesforna jak moja. Nigdy nie wezm臋 go za r臋k臋. Potrafisz poj膮膰 m贸j b贸l, Anno? Nie mia艂em poj臋cia, 偶e dotknie mnie tak g艂臋boko. Zdawa艂o mi si臋, 偶e jestem silny i potrafi臋 temu podo艂a膰, ale to mnie przeros艂o. Okazuje si臋, 偶e nie mia艂em poj臋cia, jakie uczucia wzbudza w cz艂owieku jego w艂asne dziecko, krew z jego krwi...
- A co z ni膮? - zapyta艂a ostro偶nie Anna Kajsa, czuj膮c si臋 nieco dziwnie, 偶e przypomina mu o Idzie. Niepoj臋te, 偶e do tej pory w og贸le jej nie wspomnia艂.
- Z Id膮? - zapyta艂 Ailo szczerze zdumiony. W jego spojrzeniu nie tkwi艂 nawet cie艅 fa艂szu. - Ida jest dla mnie nieosi膮galna - odpowiedzia艂 po chwili zamy艣lony, ale bez zniecierpliwienia w g艂osie. D艂ugo szuka艂 w艂a艣ciwego s艂owa, kt贸re oddawa艂oby to, co czu艂. - Kiedy zobaczy艂em j膮 wczoraj, prze偶y艂em wstrz膮s - przyzna艂. - Poczu艂em si臋 jak balon, z kt贸rego usz艂o ca艂e powietrze, jak ryba rzucona na l膮d. Ale jako艣 to prze艂kn膮艂em. Dla niej umar艂em. Przyby艂a tu, 偶eby upora膰 si臋 ze wspomnieniami i ostatecznie po偶egna膰 si臋 ze mn膮. I chyba tak si臋 sta艂o. Ja mam ciebie, Ida ma Sedolfa. Dla siebie jeste艣my nieosi膮galni.
W艂a艣nie to chcia艂a Anna Kajsa wiedzie膰.
- Omal nie zosta艂em przy艂apany na gor膮cym uczynku - m贸wi艂 dalej. - Ida s艂ysza艂a, 偶e kto艣 zagl膮da艂 do Mikkala, i narobi艂a rabanu. Maja strasznie mnie zruga艂a, gdy ju偶 j膮 uspokoi艂a.
Anna Kajsa przys艂uchiwa艂a si臋 opowie艣ci Ailo, zastanawiaj膮c si臋 w duchu, czy potrafi艂aby polubi膰 Id臋. W艂a艣ciwie l臋ka艂a si臋 kobiet takich jak ona: urodziwych, zmys艂owych, poci膮gaj膮cych. B臋d膮cych ca艂kowitym jej przeciwie艅stwem.
Postanowi艂a jednak, 偶e jeszcze tego dnia uda si臋 do pa艂acu.
Co prawda nadal troch臋 si臋 bala, uzna艂a jednak, 偶e musi bli偶ej pozna膰 pierwsz膮 偶on臋 Ailo, by si臋 przekona膰, jaka jest naprawd臋. Czu艂a, 偶e to jej obowi膮zek, skoro w艂a艣nie ona, Anna Kajsa, jest mu teraz najbli偶sza. A przez pryzmat wspomnie艅 Ailo nie mog艂a wyra藕nie dojrze膰 prawdziwej Idy.
Ailo nie przestawa艂 m贸wi膰. Wyrzuci艂 z siebie ca艂y b贸l, t臋sknoty i marzenia, kt贸re, jak s膮dzi艂, run臋艂y w gruzy, kiedy sta艂 si臋 m臋偶czyzn膮 w masce.
S艂ucha艂a go i gromadzi艂a chciwie jego s艂owa, tak jak dzieci gromadz膮 pi臋kne kamienie i rzadkie okazy muszelek.
Dopiero przed samym po艂udniem pozwoli艂 jej odej艣膰. Ale najpierw uj膮艂 w d艂onie jej twarz, a kiedy poca艂owa艂 j膮 leciutko w usta, Anna Kajsa a偶 si臋 zap艂oni艂a. Poca艂unek by艂 delikatny, niemal braterski, pe艂en szacunku. Tak nikt pr贸cz niego jej nie ca艂owa艂.
Tylko w jego oczach kry艂o si臋 takie oddanie. Tak jakby ona, nic nie warta Anna Kajsa, zrodzona w grzechu, b臋kart pozbawiony wszelkich praw, by艂a doskona艂ym dzie艂em Stw贸rcy.
- Jeste艣 anio艂em, brakuje ci tylko aureoli, Anno Kajso! Jak ty ze mn膮 wytrzymujesz?
- Kocham ciebie - odpar艂a po prostu. Ailo u艣cisn膮艂 j膮. Jego u艣ciski nie mog艂y jej skrzywdzi膰. Ailo by艂 nawet mniej gro藕ny ni偶 William, jej przyrodni brat, kt贸remu jako pierwszemu m臋偶czy藕nie zaufa艂a.
Zap臋dzi艂a go do 艂贸偶ka, widz膮c, 偶e g艂owa opada mu ze zm臋czenia. Zasn膮艂, nim zd膮偶y艂a rozwi膮za膰 mu tasiemki u kumag贸w. Przykry艂a go i rozczulona poca艂owa艂a pokryte bliznami policzki, przyrzekaj膮c sobie w duchu, 偶e nigdy go nie zrani.
Potem wysz艂a na dw贸r i pod膮偶y艂a wydeptanymi 艣cie偶kami do pa艂acu.
Ida schowa艂a rysunki na dnie szuflady w du偶ej komodzie, kt贸ra sta艂a w ich pokoju. Dok艂adnie przykry艂a je ubraniami, 偶eby nawet Sedolf ich nie zauwa偶y艂. Czu艂a si臋 tak, jakby zatrzasn臋艂y si臋 jakie艣 drzwi w jej sercu. Mo偶e Sedolf pom贸g艂by jej w tej ci臋偶kiej chwili, ale nie by艂a gotowa na razie dzieli膰 z nim b贸lu.
Bezmy艣lnie wpatrywa艂a si臋 w lamp臋, gdy nagle zaintrygowa艂a j膮 jej rze藕biona podstawa. Zdj臋艂a szklany klosz i pog艂adzi艂a zdobienia. D艂ugo si臋 przygl膮da艂a motywom kwiat贸w i ptak贸w. Potem za艂o偶y艂a z powrotem klosz i wytar艂a z palc贸w sadz臋. Upewniwszy si臋 raz jeszcze, czy nikt nie zauwa偶y rysunk贸w, siad艂a na brzegu 艂贸偶ka straszliwie zagubiona.
M臋偶czy藕ni udali si臋 na sta艂y l膮d i zabrali ze sob膮 ch艂opc贸w. Bergfors zdj膮艂 Sedolfowi opatrunek z g艂owy. Rana zagoi艂a si臋 ju偶 prawie, a gdy Sedolf zaczesa艂 w艂osy na prawo, w og贸le nie by艂o jej wida膰. Zreszt膮 sam powtarza艂, 偶e nic ju偶 go nie boli. Ale co do tego Ida nie by艂a do ko艅ca przekonana. Sedolf zawsze udawa艂 chojraka i nie lubi艂 przyznawa膰 si臋 do s艂abo艣ci. Teraz te偶 chyba zanadto si臋 forsowa艂.
Ida cieszy艂a si臋, 偶e Sedolf zabra艂 Mikkala, bo niepok贸j, jaki odczu艂a w nocy, nadal w niej tkwi艂, i to bardziej, ni偶 mia艂a odwag臋 okaza膰.
Zesz艂a po schodach, odruchowo stawiaj膮c stopy w miejscach, gdzie najmniej skrzypia艂o.
W odpowiednim obuwiu mog艂aby si臋 porusza膰 jeszcze ciszej.
Jedna my艣l nie dawa艂a jej spokoju. Ida odsuwa艂a j膮, ale ona natr臋tnie powraca艂a.
Z du偶ego salonu dolatywa艂y g艂osy. Ida stan臋艂a pod drzwiami i us艂ysza艂a, jak Anjo przemawia 艂agodnie do ma艂ej Aili. U艣miechn臋艂a si臋, gdy Anjo zanuci艂a ko艂ysank臋, jedn膮 z tych, kt贸re Reijo 艣piewa艂 im w dzieci艅stwie. Ida nadal j膮 pami臋ta艂a s艂owo w s艂owo.
Zreszt膮 t臋 sam膮 ko艂ysank臋 艣piewa艂a tak偶e Mikkalowi i ma艂ej Raiji....
Wzruszy艂o j膮, 偶e Anjo i Knut nazwali c贸reczk臋 imieniem upami臋tniaj膮cym Ailo. Ona sama nie przekaza艂a dalej jego imienia. Mia艂a z tego powodu wyrzuty sumienia, ale zdawa艂a sobie spraw臋, 偶e nie by艂aby w stanie mie膰 nowego Ailo. Aby m贸c 偶y膰, musia艂a odsun膮膰 go na dystans.
Nikt z tego powodu nie mia艂 prawa jej pot臋pia膰.
Nikt...
Ida nie zajrza艂a do Anjo. Uda艂a si臋 wprost do niewielkiego, skromniej urz膮dzonego pokoju, kt贸ry William ze 艣miechem nazwa艂 w艂asnym salonem. Idzie zale偶a艂o na tym, by dok艂adnie obejrze膰 dwa 艣wieczniki i pater臋, kt贸re widzia艂a ju偶 wcze艣niej.
Zamkn臋艂a za sob膮 drzwi, jakby zamierza艂a zrobi膰 co艣 nagannego. Zale偶a艂o jej jednak, 偶eby nie zauwa偶y艂 jej tu kt贸ry艣 z domownik贸w i nie zorientowa艂 si臋, jakimi 艣cie偶kami pod膮偶aj膮 jej my艣li. Chwilami nachodzi艂a j膮 obawa, 偶e pogr膮偶a si臋 w szale艅stwie. Przypomina艂o to pr贸b臋 przej艣cia such膮 stop膮 przez nieznane grz臋zawisko.
Poz艂acana patera sta艂a na stole przy du偶ym lustrze. Co wiecz贸r nape艂niano j膮 r贸偶nymi przysmakami: orzechami, kandyzowanymi owocami, s艂odyczami, jakich nad fiordem nikt nawet na oczy nie widzia艂.
Ida przez moment zapragn臋艂a, by wszyscy ci, kt贸rzy tak na艣miewali si臋 z Mai, wr贸偶膮c, 偶e zdziwaczeje samotna w chacie nad rzek膮, mogli j膮 teraz zobaczy膰. Mo偶e by艂aby to dla nich dobra nauczka, 偶e nie nale偶y t艂amsi膰 kogo艣 tylko dlatego, 偶e r贸偶ni si臋 od innych. 呕e czasem lepiej trzyma膰 j臋zyk za z臋bami.
Takie i inne my艣li k艂臋bi艂y si臋 jej w g艂owie, tak naprawd臋 usi艂uj膮c zag艂uszy膰 w niej to, co bola艂o najbardziej. 艢ciska艂o j膮 w 偶o艂膮dku, jakby tam mia艂a lodowaty i ci臋偶ki kamie艅.
Wzi臋艂a do r臋ki pater臋. Na b艂yszcz膮cej powierzchni pozosta艂y 艣lady palc贸w. Pomy艣la艂a, 偶e b臋dzie musia艂a j膮 wypolerowa膰, 偶eby czasami kto艣 ze s艂u偶by nie zosta艂 zganiony za to, 偶e nie dopilnowa艂 swoich obowi膮zk贸w.
Patera by艂a ci臋偶ka i zimna.
Ale oczywi艣cie nie dlatego my艣li Idy sta艂y si臋 ch艂odne i logiczne.
Chodzi艂o o zdobienia.
Widzia艂a je wcze艣niej, ale patrzy艂a na nie bezmy艣lnie. Dopiero teraz przyjrza艂a si臋 dok艂adniej kwiatkom moroszki splecionym z listkami d臋bika. Wystaj膮cym li艣ciom szczawiu i k艂uj膮cym li艣ciom ostro偶enia. Pulchnym ukwapom obok g贸rskich fio艂k贸w i t艂ustoszy na cienkich 艂ody偶kach, kt贸re u do艂u by艂y zako艅czone u艂o偶onymi gwia藕dzi艣cie listkami. Drobnym kwiatkom 艣wietlika i przetacznika kwitn膮cym skromnie w jej rodzimych g贸rach.
Ida odstawi艂a pater臋 i wzi臋艂a do r臋ki 艣wieczniki ozdobione tak偶e motywami ro艣linnymi: wrzo艣膰ce i m膮cznice, dere艅 i listki g贸rskiej brzozy, i znowu li艣cie d臋bika...
A na samej g贸rze, zar贸wno na paterze, jak i na 艣wiecznikach, jak na klarownym niebie unosi艂y si臋 ptaki na rozpostartych skrzyd艂ach.
Nie mia艂a poj臋cia, jak d艂ugo sta艂a ze 艣wiecznikiem przytulonym do piersi.
Znalaz艂a si臋 na 艣rodku grz臋zawiska i nie mia艂a poj臋cia, czy w og贸le chce si臋 stamt膮d wydosta膰. Akurat w tym momencie najlepiej by艂oby da膰 si臋 poch艂on膮膰 i unicestwi膰.
Znikn膮膰...
Ida napotka艂a swoje odbicie w lustrze. Staranne uczesanie zaj臋艂o jej sporo czasu. Ciasno zaplot艂a warkocze i upi臋艂a je wok贸艂 g艂owy niczym wianek. Fryzura by艂a pracoch艂onna, zw艂aszcza przy takich d艂ugich w艂osach. Ida wygl膮da艂a w niej pi臋knie, ale czesa艂a si臋 tak tylko w niedziel臋.
Dzi艣, cho膰 wypada艂 zwyk艂y, a nie 艣wi膮teczny dzie艅, chcia艂a wygl膮da膰 r贸wnie pi臋knie.
Musia艂a poza tym zaj膮膰 czym艣 r臋ce i uspokoi膰 my艣li.
Widzia艂a w lustrze swoj膮 blad膮 twarz. Kiedy by艂a m艂odsza, szczypa艂a si臋 w policzki, by nabra艂y kolor贸w. Doros艂a Ida tego nie robi艂a. Wargi jej zadr偶a艂y, ale z oczu nie pop艂yn臋艂y 艂zy. Tyle si臋 nap艂aka艂a, 偶e ju偶 ich zabrak艂o.
Ida uciek艂a spojrzeniem. Nie chcia艂a widzie膰 tego, co odbija艂o si臋 w jej oczach.
Co innego przelotna my艣l ukryta natychmiast g艂臋boko w 艣wiadomo艣ci, a co innego pewno艣膰 wyzieraj膮ca z oczu.
Lustro jest gro藕nym elementem wyposa偶enia domu.
Ida wypolerowa艂a 艣wieczniki r臋kawem sukni, a do patery u偶y艂a brzegu sp贸dnicy. Odstawi艂a je z powrotem na miejsce, by nikt si臋 nie domy艣li艂, 偶e by艂y ruszane, a sama osun臋艂a si臋 ci臋偶ko na krzes艂o. Podkurczy艂a nogi, zdj膮wszy z n贸g trzewiki, 偶eby ostrym obcasem nie poniszczy膰 halki i strojnej sukni.
Reijo rozpozna艂by w niej natychmiast m艂odziutk膮 dziewczyn臋, kt贸ra latem do p贸藕na przesiadywa艂a w kuchni na lawie i usadowiona w k膮cie, obejmowa艂a r臋koma podkurczone kolana...
Reijo na pewno siad艂by obok i pog艂aska艂 j膮 po g艂owie swoimi silnymi d艂o艅mi, daj膮cymi poczucie bezpiecze艅stwa.
Zatroskany ojciec, na kt贸rego w ka偶dej sytuacji mog艂a liczy膰, czeka艂by cierpliwie.
W ko艅cu przerwa艂aby milczenie i opowiedzia艂a mu, co j膮 gn臋bi.
Ida nie pami臋ta艂a, by ojciec kiedykolwiek zmusza艂 j膮, by m贸wi艂a wi臋cej ni偶 chcia艂a. Nigdy nie domaga艂 si臋, by odkry艂a przed nim co艣 poza tymi le偶膮cymi jej na sercu tajemnicami, kt贸re gotowa by艂a przed nim ods艂oni膰.
Ida zat臋skni艂a za ojcem, bo czu艂a si臋 teraz r贸wnie skrzywdzona i roz偶alona, jak kiedy艣 jako m艂oda dziewczyna. Rany na nowo si臋 otworzy艂y i krwawi艂y obficie.
Bo偶e, jak bardzo t臋skni艂a za ojcem!
Ale Reijo pozosta艂 nad fiordem w swojej Ruiji. Reijo by艂 w domu daleko st膮d.
Tym razem nie nak艂oni jej do zwierze艅. Tym razem Ida nie ods艂oni przed nim swojego serca. Tym razem mo偶e liczy膰 tylko na siebie.
Serce jej krwawi艂o, ale oczy pozosta艂y suche.
Ida nie mia艂a w膮tpliwo艣ci, 偶e z艂oty ptak jeszcze raz roz艂o偶y skrzyd艂a. Nieprawda, 偶e ju偶 odfrun膮艂. Przyb臋dzie i zn贸w popatrzy na ni膮 okr膮g艂ymi, czarnymi jak w臋giel oczami.
I tym razem Ida pod膮偶y za nim na jawie.
Wiedzia艂a.
Czeka艂a.
Anna Kajsa wesz艂a przez kuchni臋 t膮 sam膮 drog膮, kt贸r膮 Ailo dosta艂 si臋 noc膮 do pa艂acu. Wydawa艂o jej si臋, 偶e tak powinna uczyni膰.
W holu zatrzyma艂a si臋, jakby si臋 oci膮gaj膮c, ale zaraz popchn臋艂a drzwi do salonu. Anjo, kt贸ra w艂a艣nie usypia艂a ma艂膮 Ail臋, pokaza艂a na migi, 偶e Maja nie czu艂a si臋 najlepiej i po艂o偶y艂a si臋. Anna Kajsa skin臋艂a g艂ow膮 na znak, 偶e rozumie, i zamkn臋艂a salon.
Sprawdzi艂a pok贸j Williama.
Kiedy wesz艂a do 艣rodka, Ida spojrza艂a na ni膮, a w jej g艂owie pojawi艂a si臋 jedna jedyna my艣l. Wype艂ni艂a j膮 ca艂膮 i sprawi艂a, 偶e ogarn膮艂 j膮 lodowaty ch艂贸d. W 偶o艂膮dku nadal czu艂a kamie艅.
- Nie wiedzia艂am, 偶e to ty jeste艣 z艂otym ptakiem - wyszepta艂a do Anny Kajsy, kt贸ra opar艂a si臋 o framug臋, nie wchodz膮c g艂臋biej. Zauwa偶y艂a, 偶e ma podkr膮偶one oczy. Ida przypomnia艂a sobie dzie艅 przyjazdu i zrozumia艂a, dlaczego Anna Kajsa tak d艂ugo jej si臋 przygl膮da艂a przy powitaniu.
Tym razem jednak przyrodnia siostra Williama nie czu艂a si臋 gorsza.
Co prawda, uroda Idy nie podlega艂a dyskusji. Nawet teraz, kiedy z jej twarzy wyziera艂a przera藕liwa samotno艣膰, pierwsza 偶ona Ailo wygl膮da艂a pi臋knie. Anna Kajsa jednak nabra艂a pewno艣ci, 偶e Ailo pokocha艂 t臋 kobiet臋 nie dla jej urody, i przysz艂o jej na my艣l, 偶e w艂a艣ciwie powinno je bardzo wiele 艂膮czy膰. Co艣 wi臋cej ni偶 mi艂o艣膰 do Ailo.
- Niedobrze jest budowa膰 偶ycie na k艂amstwie - odezwa艂a si臋 cicho. - Nawet je艣li zrodzi艂o si臋 z ch臋ci oszcz臋dzenia komu艣 b贸lu.
Ida przytakn臋艂a.
- Przysz艂am, 偶eby ci臋 poprosi膰, aby艣 posz艂a ze mn膮. Nie chc臋 ci臋 zmusza膰. Po prostu prosz臋. Do ciebie nale偶y wyb贸r.
Zamilk艂a i bez l臋ku uchwyci艂a wzrok Idy.
- Wyb贸r nale偶y do ciebie. Wiesz, co odnajdziesz - doda艂a mocniejszym g艂osem.
Jej g艂os ni贸s艂 ku nadziei niczym rozpostarte ptasie skrzyd艂a.
Ida skin臋艂a g艂ow膮 i wsta艂a po艣piesznie.
- Musz臋 si臋 ubra膰 - rzuci艂a i doda艂a: - Nikt nas nie mo偶e zobaczy膰.
- B臋d臋 czeka艂a przy altanie - powiedzia艂a Anna Kajsa i znikn臋艂a r贸wnie cicho, jak si臋 pojawi艂a.
Nigdy nie robi艂a wok贸艂 siebie zamieszania.
Ida wysz艂a na dw贸r z go艂膮 g艂ow膮, nie zd膮偶y艂a zawi膮za膰 szala, zapomnia艂a r臋kawic.
Wszystko by艂o jak we 艣nie. Zima wok贸艂, na bladob艂臋kitnym niebie s艂o艅ce, a pod艣wietlone szyby altany pokryte kwiatami wywo艂ywa艂y z艂udzenie lata. Kwiaty na szkle - dzie艂o r膮k cz艂owieka.
Ida mimowolnie popatrzy艂a w g贸r臋, ale nie dostrzeg艂a l艣ni膮cych w s艂o艅cu pi贸r, cho膰 gdzie艣 w oddali rozlega艂o si臋 chrapliwe krakanie kruka.
Mo偶e fruwa艂 tylko w jej wyobra藕ni?
Ida pod膮偶a艂a przez las 艣ladem Anny Kajsy. Wiedzia艂a, 偶e celem jest kamienny dom, ale gdyby spacerowa艂a sama, zapewne zagubi艂aby si臋 w艣r贸d tych w膮skich 艣cie偶ek.
Znalezione w altanie szkice pozwoli艂y Idzie dopasowa膰 wszystkie cz臋艣ci uk艂adanki.
Nikt nie narysowa艂by tak wiernie jej pogr膮偶onej w rozpaczy twarzy, gdyby nie widzia艂 jej p艂acz膮cej.
Maja nadal nosi艂a na szyi z艂oty wisiorek w kszta艂cie ptaka.
Lampa, 艣wieczniki, patera... wytworzone r臋k膮 nieznanego artysty. Zdobione motywami delikatnych ro艣lin z odleg艂ej p贸艂nocnej tundry. Ptaki unosz膮ce si臋 dumnie na skrzyd艂ach, przypominaj膮cych kszta艂tem brwi.
I ta nocna wizyta.
Tylko jeden cz艂owiek m贸g艂 zakra艣膰 si臋 noc膮 do pokoju, w kt贸rym spa艂 Mikkal. Tylko jeden m贸g艂 odczuwa膰 r贸wnie pal膮c膮 ciekawo艣膰.
To odkrycie sprawi艂o jej b贸l, cho膰 wyja艣nia艂o wszystkie ukradkowe spojrzenia wymieniane na jej oczach, urywane zdania i nag艂e milczenie. Wyja艣nia艂o wreszcie, dlaczego wyczuwa艂a fa艂sz w opowiedzianych jej historiach.
Ta my艣l niemal rozrywa艂a j膮 na strz臋py.
Anna Kajsa otworzy艂a drzwi i pu艣ci艂a Id臋 przodem do 艣rodka.
Ida od razu poczu艂a jego zapach. Z wra偶enia uchwyci艂a si臋 sto艂u, 偶eby nie upa艣膰.
Rozejrza艂a si臋 po niewielkim pomieszczeniu, przytulnym pomimo szarych kamiennych 艣cian. Na otwartym palenisku pali艂 si臋 ogie艅.
Anna Kajsa zdj臋艂a wierzchnie ubranie, powiesi艂a je i za艂o偶y艂a fartuch.
Przez chwil臋 sta艂y w milczeniu i patrzy艂y na siebie. Dwie kobiety, obie - 偶ony Ailo.
Wreszcie Anna Kajsa skin臋艂a w stron臋 drzwi.
- Nie wejd臋 tam z tob膮 - oznajmi艂a. - Nie mog臋.
- Kochasz go?
Ida zdawa艂a sobie spraw臋, 偶e pytanie jest zb臋dne. Bo to, co uczyni艂a ta dziewczyna, dowodzi艂o bardziej ni偶 jakiekolwiek s艂owa, 偶e kocha go nad 偶ycie. 呕eby zdoby膰 si臋 na taki gest, trzeba wielkiej mi艂o艣ci.
Ale Anna Kajsa odpowiedzia艂a z powag膮:
- Tak, kocham go, cho膰 nigdy nie widzia艂am go innym ni偶 jest teraz. Chc臋 ci臋 uprzedzi膰, 偶e on nie wygl膮da tak jak kiedy艣. Musia艂 by膰 bardzo przystojny! Zreszt膮 nadal jest pi臋kny, ale w 艣rodku. Nie wygl膮da jednak tak samo. M贸wi臋 ci to po to, 偶eby艣 nie dozna艂a zbyt wielkiego szoku.
- A wi臋c to wszystko, co mi opowiadano, nie by艂o k艂amstwem?
Anna Kajsa ze smutkiem pokr臋ci艂a g艂ow膮.
- Sk艂amali tylko, 偶e umar艂, poniewa偶 ich o to prosi艂. Zrobili to dla niego. Ja tak偶e uczyni艂abym to samo, gdybym wierzy艂a, 偶e naprawd臋 tego chce.
Wi臋cej nic nie doda艂a.
Ida musia艂a zobaczy膰 sama.
Ida nie mog艂a oprze膰 si臋 wra偶eniu, 偶e z艂oty ptak przysiad艂 na dachu domu i obserwuje j膮 swymi m膮drymi, bystrymi oczami. By艂a niemal pewna, 偶e je艣li nie znajdzie w sobie do艣膰 si艂y, by otworzy膰 dziel膮ce j膮 od Ailo drzwi, us艂yszy krakanie brzmi膮ce jak chrapliwy 艣miech.
Wesz艂a do niewielkiego pomieszczenia o kamiennych 艣cianach. Zasuni臋te do po艂owy zas艂onki zakrywa艂y ma艂e okno. Masywne 艂o偶e z ciemnego drewna wydawa艂o si臋 nieproporcjonalnie du偶e. Obok sta艂a komoda i piec, w kt贸rym rozlega艂 si臋 lekki trzask.
Ida stan臋艂a w nogach 艂贸偶ka i uczepi艂a si臋 drewnianego oparcia tak mocno, 偶e a偶 zabola艂y j膮 d艂onie.
A wi臋c to prawda. Ailo wsta艂 z martwych dla niej. Niewielu 偶onom zapewne dane jest prze偶y膰 tak膮 chwil臋.
Czas si臋 zatrzyma艂.
Patrzy艂a na niego, ale cho膰 serce rozrywa艂 jej szloch, ani jedna 艂za nie sp艂yn臋艂a jej po policzku. Pozna艂a go, cokolwiek by si臋 sta艂o, zawsze by go pozna艂a.
Przygl膮da艂a mu si臋 w milczeniu, ale pewnie jej spojrzenie go zbudzi艂o. Podni贸s艂 d艂onie do twarzy, przetar艂 oczy, a gdy je otworzy艂 i zobaczy艂 Id臋, odezwa艂 si臋 d藕wi臋cznym g艂osem:
- To chyba by艂o nieuniknione. A wi臋c to nie sen. Nie rozprysn臋艂a si臋 w drobny maczek.
Usiad艂.
Ida nadal sta艂a w tym samym miejscu, zaciskaj膮c d艂onie na oparciu 艂贸偶ka. Ailo pomy艣la艂, 偶e 艣lady jej palc贸w zostawi膮 odcisk w drewnie.
Patrzy艂a szeroko otwartymi oczami. Zauwa偶y艂, 偶e wok贸艂 nich pojawi艂a si臋 drobna siateczka zmarszczek. Uroczych. Zapewne mia艂 sw贸j du偶y udzia艂 w ich powstaniu. Uczesa艂a si臋 tak, jak zwykle czesa艂a si臋 na niedziel臋. Chyba nie obcina艂a w艂os贸w przez ca艂y ten czas, bo uros艂y jej na tyle, 偶e przyby艂 jeszcze jeden zapleciony zw贸j wok贸艂 g艂owy. Dziwne, jak dobrze pami臋ta si臋 takie drobiazgi.
- Tak si臋 ciesz臋, 偶e 偶yjesz!
Takie by艂y pierwsze s艂owa Idy.
Ailo za艣mia艂 si臋 zm臋czony. Odsun膮艂 na bok przykrycie i spu艣ci艂 nogi na ziemi臋. Ida zauwa偶y艂a, 偶e spa艂 w sk贸rzanych spodniach.
Niech widzi, 偶e nadal nosz臋 si臋 po lapo艅sku, pomy艣la艂, krzywi膮c si臋. Nie usi艂owa艂 tego ukry膰, bo przecie偶 przy jego wygl膮dzie trudno by艂o odr贸偶ni膰 u艣miech od grymasu.
- Nie powinienem przychodzi膰 w nocy - westchn膮艂, nie mog膮c oderwa膰 od niej wzroku. - Wszystko popsu艂em, ale nie mog艂em oprze膰 si臋 pokusie... Tyle o nim my艣la艂em... o naszym synu.
- To znaczy, 偶e nie zmieni艂e艣 si臋. Nadal jeste艣 wspania艂y - powiedzia艂a Ida mi臋kko. W tej jednej chwili zn贸w by艂a jego Id膮.
- Nie chcia艂em, 偶eby艣 mnie takim zobaczy艂a.
Patrzy艂a na niego, nie mrugn膮wszy nawet powiek膮. Anna Kajsa ostrzeg艂a j膮, a i William, jak si臋 teraz przekona艂a, jej nie ok艂ama艂, m贸wi膮c o tragedii. Nie ukrywa艂, jak bardzo Ailo zosta艂 zmasakrowany.
By艂a wi臋c przygotowana, a to, 偶e 偶y艂, z艂agodzi艂o szok spowodowany wygl膮dem. Ida pami臋ta艂a go urodziwego, Anna Kajsa tymczasem pokocha艂a okaleczonego, co czyni艂o jej mi艂o艣膰 doskonalsz膮. Ida zapragn臋艂a przekaza膰 Annie Kajsie swoje wspomnienia.
- Powiedzia艂am wszystkim, 偶e mam najwi臋ksze prawo, by pozna膰 prawd臋 - rzek艂a z powag膮. - A teraz to samo powtarzam tobie. My艣l臋, 偶e powinni艣my porozmawia膰. Tym bardziej 偶e ju偶 nie tylko nas dwojga dotyczy ta sprawa.
Zrozumia艂. Ailo zawsze wszystko rozumia艂. A w tym przypadku mia艂 wi臋cej czasu ni偶 ona, by wszystko dok艂adnie przemy艣le膰.
- Nie mog臋 rozmawia膰 z tob膮 tutaj - odpowiedzia艂. - Tu jest teraz m贸j dom, Ido.
Przyj臋艂a jego s艂owa z szacunkiem, jaki zreszt膮 zawsze wobec niego czu艂a. Ailo sta艂 si臋 innym cz艂owiekiem, ale nie straci艂 nic ze swojej klasy.
- Nie przesz艂aby艣 si臋 razem ze mn膮 wzd艂u偶 pla偶y? - zapyta艂. - Nie mam ochoty zwi膮za膰 ci臋, Ido, z jakimkolwiek miejscem. Na pewno domy艣lasz si臋, dlaczego. Zamierzam pozosta膰 tu na reszt臋 偶ycia. Nie chcia艂bym, 偶eby jakie艣 konkretne miejsce przypomina艂o mi potem ciebie. Kiedy b臋dzie mi ci臋偶ko, lepiej 偶ebym szuka艂 ciep艂a u otaczaj膮cych mnie ludzi, a nie wraca艂 do przesz艂o艣ci.
- Ch臋tnie si臋 z tob膮 przejd臋 - odpowiedzia艂a pewnym g艂osem.
Ailo zauwa偶y艂, 偶e g艂os jej si臋 troch臋 zmieni艂, spowa偶nia艂. Ida wydoro艣la艂a.
Zawi膮za艂 na twarzy mask臋. Ida pozna艂a przedmiot, kt贸ry znalaz艂a pierwszego dnia, i zrozumia艂a, dlaczego Maja tak si臋 wtedy zdenerwowa艂a.
Za艂o偶y艂 buty, sk贸rzan膮 kurtk臋 i czapk臋. By艂 gotowy.
Ida, u艣miechn膮wszy si臋 lekko do Anny Kajsy, wysz艂a na dw贸r. Nie s艂ysza艂a, co Ailo powiedzia艂 dziewczynie. Mo偶e pog艂aska艂 j膮 po policzku, poca艂owa艂 j膮, przytuli艂...
Mia艂a nadziej臋, 偶e tak si臋 zachowa艂.
Zeszli w kierunku pla偶y wydeptan膮 艣cie偶k膮. Wida膰 cz臋sto t臋dy chodzi艂. Jak偶e znajomo brzmia艂 w uszach odg艂os jego krok贸w. Gdy zamkn臋艂a oczy, zdawa艂o jej si臋, 偶e przenios艂a si臋 w przesz艂o艣膰. Wystarczy艂o jednak je otworzy膰, by u艣wiadomi膰 sobie, 偶e to nie jest takie proste. Rzeczywisto艣膰 r贸偶ni si臋 od marze艅.
Rami臋 w rami臋 w臋drowali wzd艂u偶 brzegu zmarzni臋tej zatoki. Dzie艅 by艂 pi臋kny, jak przewidywa艂a. Bezchmurne niebo l艣ni艂o b艂臋kitem, a s艂o艅ce dawa艂o przedsmak wiosennego ciep艂a.
- S膮dzi艂e艣, 偶e nie podo艂a艂abym temu? - zapyta艂a Ida. D艂ugo wa偶y艂a s艂owa, nim wypowiedzia艂a je na g艂os.
Dawna Ida by艂a bardziej spontaniczna.
- S膮dzi艂e艣, 偶e po tym, co si臋 sta艂o, odwr贸c臋 si臋 od ciebie?
- Nie - odpowiedzia艂, nie patrz膮c na ni膮. - I w艂a艣nie to by艂oby dla mnie straszne! By艂em pewien, 偶e b臋dziesz wiernie trwa膰 przy mnie. Nie przysz艂oby ci do g艂owy mnie opu艣ci膰, gdybym wr贸ci艂 w takim stanie. Oszcz臋dzi艂em ci tego.
- Mia艂am tak偶e prawo decydowa膰...
- Czy nie jeste艣 teraz szcz臋艣liwa? - zapyta艂, zatrzymuj膮c si臋. Nie dotykaj膮c Idy, sprawi艂 偶e i ona stan臋艂a. Jego oczy by艂y dok艂adnie takie, jak zapami臋ta艂a. Barw臋 mia艂y nieokre艣lon膮, zmienia艂y si臋 nieustannie, ale bi艂 od nich blask. - Maja powiedzia艂a mi, 偶e nigdy nie widzia艂a ci臋 r贸wnie szcz臋艣liwej. Maja, mimo 偶e taka mi bliska, przysi臋ga艂a, 偶e Sedolf jest dla ciebie lepszy ni偶 ja kiedykolwiek by艂em.
Ida u艣miechn臋艂a si臋 mimowolnie, jak zawsze na d藕wi臋k imienia m臋偶a. Poczu艂a ciep艂o w sercu. Nie wiedzia艂a, jak to wyja艣ni膰 Ailo, kt贸ry kiedy艣 by艂 mi艂o艣ci膮 jej 偶ycia. Jak 艂atwo uczucia mog膮 ulec zmianie.
- Szcz臋艣cie nie jest dane raz na zawsze - rzek艂a. - Trzeba nieustannie je piel臋gnowa膰, chucha膰 na nie. Tego nauczy艂 mnie Sedolf. To prawda, 偶e jestem z nim bardzo szcz臋艣liwa. Gdyby艣 jednak wr贸ci艂, moje 偶ycie u艂o偶y艂oby si臋 inaczej. I nie s膮dz臋, 偶e by艂abym mniej szcz臋艣liwa...
- Jeste艣 zbyt m膮dra - odpar艂 jedynie. - Za m膮dra dla mnie. Chcia艂em oszcz臋dzi膰 ci cierpienia.
On tak偶e potrzebowa艂 czasu, aby odnale藕膰 w艂a艣ciwe s艂owa. Dziwne, bo przecie偶 Ida by艂a kobiet膮, kt贸rej kiedy艣 m贸g艂 powiedzie膰 wszystko. Nie spodziewa艂 si臋, 偶e tak trudno mu b臋dzie z ni膮 rozmawia膰. Zreszt膮... niczego si臋 nie spodziewa艂, w og贸le nie oczekiwa艂, 偶e kiedykolwiek jeszcze spotka si臋 z ni膮 w cztery oczy.
- Kt贸rego艣 dnia zapragn臋艂aby艣 m臋偶czyzny takiego jak Sedolf, ale nie opu艣ci艂aby艣 mnie. By艂aby艣 lojalna i wierna a偶 po gr贸b. To by艂oby dla mnie straszne. Znalaz艂em mo偶liwo艣膰, by nam obojgu oszcz臋dzi膰 cierpienia. Nie wierzysz, Ido, ale ja jestem pewien, 偶e taka chwila by nadesz艂a. Pomimo mi艂o艣ci do mnie nie umia艂aby艣 st艂umi膰 innej drzemi膮cej w tobie t臋sknoty. Nie zni贸s艂bym, gdybym zobaczy艂 j膮 w twoich oczach...
- Czy gdyby艣 wiedzia艂 o dzieciach, post膮pi艂by艣 inaczej?
Ailo odszed艂 na bok, gdzie le偶a艂o powalone sztormem drzewo. Kilkusetletni 偶ywot zako艅czony w ci膮gu jednej nocy. Usiad艂 na pniu. Ida, poprawiwszy peleryn臋, usadowi艂a si臋 obok niego.
Nie spuszcza艂a z niego wzroku.
- Nie ma sensu o to pyta膰 - odpowiedzia艂 niech臋tnie.
- A wi臋c by艂oby inaczej - stwierdzi艂a Ida. - Szkoda, 偶e nie mog艂e艣 zobaczy膰 ma艂ej Raiji. Taka by艂a do ciebie podobna. Tata m贸wi艂, 偶e przypomina艂a mu twojego ojca. Jak tylko si臋 urodzi艂a, wiedzieli艣my, po kim odziedziczy艂a wygl膮d. 艁atwo by艂o znale藕膰 dla nich imiona. Nie by艂am w stanie nazwa膰 Mikkala twoim imieniem.
A wi臋c i to zosta艂o powiedziane.
- Nie mam ci nic do zarzucenia - odpowiedzia艂 Ailo cicho. - Dla ciebie przecie偶 w贸wczas nie 偶y艂em. Sk膮d mog艂a艣 wiedzie膰, 偶e to nieprawda? Nie m贸g艂bym mie膰 do ciebie pretensji. Zale偶a艂o mi, 偶eby艣 znalaz艂a kogo艣, kogo by艣 pokocha艂a. Nigdy nie chcia艂em, 偶eby艣 偶y艂a samotnie. Nie jeste艣 do tego stworzona. Potrzebujesz kogo艣, kto by ci臋 przytuli艂. Kogo艣, komu mog艂aby艣 tak偶e ofiarowa膰 cz臋艣膰 w艂asnej si艂y. Kogo mog艂aby艣 obdarzy膰 swoj膮 rado艣ci膮. Z pocz膮tku, gdy o tym my艣la艂em, targa艂a mn膮 艣lepa zazdro艣膰. O, jak偶e daleki by艂em w贸wczas od szlachetno艣ci! Ale chc臋, 偶eby艣 wiedzia艂a, 偶e nie podj膮艂em tej decyzji nie艣wiadomie. Usi艂owa艂em sobie wyobrazi膰 ci臋 razem z kt贸rym艣 z m艂odzie艅c贸w znad fiordu...
Za艣mia艂 si臋 cicho najsmutniejszym 艣miechem, jaki Ida kiedykolwiek s艂ysza艂a.
- Najlepszy by艂by Sedolf, my艣la艂em w贸wczas. Dlatego te偶 kiedy dosz艂y mnie wie艣ci, 偶e jego wybra艂a艣, poczu艂em g艂臋boko w sercu g艂uchy d藕wi臋k...
- Tak si臋 po prostu sta艂o.
Nie zapyta艂 kiedy, nie chcia艂 tego wiedzie膰. Uderzy艂o go, 偶e nie ma 偶adnego prawa, by tego dochodzi膰, bo to nie mia艂o nic wsp贸lnego z ich wsp贸lnym 偶yciem.
- Krewni z twojej sity s膮 przekonani, 偶e nie 偶yjesz, 偶e zgin膮艂e艣 gdzie艣 na pustkowiu. Nak艂oni艂am szamana, by ciebie szuka艂. Ale on ci臋 nie znalaz艂. Powiedzia艂, 偶e pot臋偶niejsze si艂y broni膮 dost臋pu do ciebie. M贸wi艂 te偶, 偶e jeste艣 naznaczony przez Roto.
- Sam te偶 u偶y艂em tego okre艣lenia. Bo to prawda. Pozostan臋 naznaczony przez Roto, p贸ki nie dopadnie mnie 艣mier膰. Wiedzia艂em, 偶e b臋dziesz mnie szuka膰, nie szcz臋dz膮c 艣rodk贸w. I znalaz艂aby艣 mnie, gdyby Maja nie by艂a Maj膮.
Siedzieli obok siebie, prawie si臋 dotykaj膮c. Dwie istoty: kobieta w nazbyt strojnej sukni swojej siostry i skromnej pelerynie, i m臋偶czyzna w bia艂ej koszuli z krochmalonym ko艂nierzem pod znoszon膮 kurtk膮 ze sk贸ry, w sk贸rzanych spodniach i kumagach, takich jakich u偶ywano od stuleci w艣r贸d jego ludu.
Dwoje ludzi wyrwanych ze 艣wiata, w kt贸rym by艂o im dobrze, ze 艣wiata, w kt贸rym 艂膮czy艂o ich p艂omienne uczucie.
Teraz siedzieli spi臋ci, l臋kaj膮c si臋, 偶e doznaj膮 szkody, je艣li kt贸re艣 spr贸bowa艂by pog艂aska膰 to drugie. Wyczuwali siebie i to ich przera偶a艂o.
- Nie prosi艂em Anny Kajsy, 偶eby to uczyni艂a. Ailo musia艂 upewni膰 si臋, 偶e Ida to rozumia艂a. Nie powinna tkwi膰 w przekonaniu, 偶e i to by艂o ukartowane.
- Nawet nie pomy艣la艂am o tym. - W jej g艂osie pojawi艂o si臋 co艣 na kszta艂t czu艂o艣ci. Co艣, co tak bardzo przypomnia艂o mu dawn膮 Id臋, 偶e a偶 musia艂 na ni膮 spojrze膰. Jej oczy mia艂y w sobie 偶ar lata, mieni艂y si臋 zielono艣ci膮. - Ty po prostu nadal przychodzi艂by艣 noc膮, Ailo. Sam zadawa艂by艣 sobie cierpienie, a偶 w ko艅cu by艣 tego nie zni贸s艂. Ale nie uczyni艂by艣 tego, co najprostsze鈩 - Ida za艣mia艂a si臋. - Sk膮d, na niebiosa, wytrzasn膮艂e艣 to imi臋, Axel? Ailo tak偶e uda艂o si臋 u艣miechn膮膰.
- Podobne, prawda? Mia艂o brzmie膰 podobnie, by Karl i Henrik stracili orientacj臋, kt贸re jest w艂a艣ciwe. D艂ugo si臋 przygotowywali艣my na to spotkanie, male艅ka...
- Sko艅czmy t臋 zabaw臋 w chowanego, Ailo!
- A mo偶emy? Jak to? - zdumia艂 si臋.
- Obawiasz si臋 reakcji Sedolfa? - spyta艂a. Us艂ysza艂, 偶e jej g艂os nabiera艂 swoistego brzmienia, gdy wypowiada艂a to imi臋. Pami臋ta艂 dobrze, 偶e niegdy艣 jego imi臋 tak brzmia艂o w jej ustach.
- Przyznasz chyba, 偶e ta sprawa dotyczy tak偶e jego. Nie tylko ciebie i mnie, Ido. Sama powiedzia艂a艣. Poza tym jest jeszcze nasz syn.
- Poznasz Mikkala - obieca艂a Ida, przybieraj膮c stanowczy wyraz twarzy.
- Ale dla niego ojcem jest Sedolf - pr贸bowa艂 s艂abo oponowa膰 Ailo.
- Mikkal wie, 偶e mia艂 innego tat臋. Wsp贸lnie z Sedolfem postanowili艣my, 偶e nie b臋dzie dorasta艂, nie wiedz膮c o tobie, nie otrzymuj膮c w dziedzictwie moich wspomnie艅 o tobie. Nie mia艂e艣 by膰 zapomniany, Ailo!
- Zmarli ojcowie nie wstaj膮 z grobu. Odrzuci艂a w ty艂 g艂ow臋. Jak dobrze pami臋ta艂 ten jej gest.
Te pociemnia艂e oczy, nieugi臋te spojrzenie. I ten jej klarowny, dobitny g艂os. Zn贸w serce 艣cisn臋艂o mu si臋 z 偶alu.
- To tw贸j syn, Ailo. On tak偶e ma do ciebie prawo!
I to wi臋ksze ni偶 ktokolwiek inny. 呕a艂owa艂am, 偶e ci臋 nigdy nie pozna. Nie 偶y艂e艣... Ale to, u diab艂a, pewna r贸偶nica w stosunku do tego, co okaza艂o si臋 prawd膮. Nie mo偶esz zabroni膰 swojemu synowi, by ciebie pozna艂! Nikogo tym nie skrzywdzisz.
- Nadal zapominasz o Sedolfie.
Sam sobie zadawa艂 b贸l, powtarzaj膮c w k贸艂ko jego imi臋.
Nie byli ju偶 par膮 kochank贸w. Raz za razem udowadnia艂 to samemu sobie.
Tak 艂atwo by艂oby zamkn膮膰 oczy i o tym zapomnie膰.
Zauwa偶y艂 w twarzy Idy, 偶e i jej nie jest lekko. Tylko dzi臋ki temu powstrzyma艂 si臋, by jej nie obj膮膰 i nie przytuli膰.
Ale tylko w marzeniach trzy lata roz艂膮ki nie pozostawiaj膮 艣ladu.
W ko艅cu Ida odwa偶y艂a si臋 wypowiedzie膰 na g艂os to, wok贸艂 czego ca艂y czas kr膮偶yli. Nabra艂a powietrza w p艂uca i uchwyciwszy spojrzenie Ailo, oznajmi艂a:
- Oboje wiemy, 偶e mi臋dzy nami nie mo偶e zn贸w by膰 tak samo jak kiedy艣.
Ailo skin膮艂 lekko g艂ow膮.
- Ujm臋 to bardziej brutalnie, Ailo: nasze uczucie umar艂o. Pod tym wzgl臋dem pozostaniesz dla mnie martwy.
Jego Ida rozp艂aka艂aby si臋, wypowiadaj膮c takie s艂owa, ale ta nowa, doros艂a Ida nauczy艂a si臋 by膰 silna. Upodobni艂a si臋 do kobiet tam na wybrze偶u: Sta艂a si臋 twarda na zewn膮trz, w 艣rodku pozostaj膮c delikatna i ciep艂a. Taka, kt贸ra potrafi spojrze膰 prawdzie prosto w oczy. Stoi wyprostowana na szeroko rozstawionych nogach nawet przy najwi臋kszych porywach wiatru. Nigdy si臋 nie poddaje. Bystra i m膮dra, potrafi znale藕膰 wyj艣cie z ka偶dej najtrudniejszej sytuacji.
Ailo poczu艂, 偶e jest z niej dumny.
B贸l i cierpienie, jakie jej zada艂, nie z艂ama艂y jej, ale j膮 umocni艂y. Ida doros艂a, sta艂a si臋 dojrzalsza ni偶 by艂aby, pozostaj膮c w zwi膮zku z nim.
- Wiem, 偶e nie mog臋 wr贸ci膰 do Lyngen i rozpowiedzie膰 wszystkim, 偶e jednak nie umar艂em - powiedzia艂 Ailo, wykrzywiaj膮c k膮ciki ust. - Nie zamierzam te偶 przenie艣膰 si臋 do twojego 艂o偶a i odstawi膰 Sedolfa za drzwi. Nie ma tam dla mnie miejsca. Ja mam sw贸j kamienny dom, Ann臋 Kajs臋 i par臋 r膮k, kt贸rymi potrafi臋 tworzy膰 pi臋kne przedmioty. Zanim tu przyby艂em, nie mia艂em o tym poj臋cia. Doskonale wiem, 偶e nie mo偶e by膰 tak jak kiedy艣.
A wi臋c i to zosta艂o wypowiedziane. Oboje mieli pewno艣膰, 偶e podobnie odbieraj膮 t臋 sytuacj臋. Ale Ida uj臋艂a to jeszcze dobitniej.
- Sedolf wie, co do niego czuj臋. Wie, 偶e nale偶ymy do siebie. Ty nie zagra偶asz trwa艂o艣ci naszego zwi膮zku. On nigdy nie odebra艂by ci prawa do Mikkala. Nie odebra艂by ci szansy, by艣 pozna艂 i pokocha艂 twojego syna.
- Jako wujek Ailo? - zapyta艂, nie mog膮c ukry膰 goryczy.
Ida zamruga艂a powiekami, powstrzymuj膮c 艂zy.
- Nie mog臋 mu wszystkiego t艂umaczy膰. Nie zrozumia艂by tego. To nazbyt zawik艂ane. Ale nie b臋dzie nazywa艂 ci臋 wujem. To tw贸j syn i zawsze b臋dziesz jego ojcem.
Ailo nie zamierza艂 zmusza膰 Idy do takiej deklaracji, cho膰 z pozoru mog艂oby si臋 tak wydawa膰. Ale nie przeczy艂, 偶e jej zapewnienie sprawi艂o mu ulg臋. Oznacza艂o bowiem, 偶e mimo wszystko co艣 ich nadal 艂膮czy.
Mikkal.
- Okropnie si臋 zmartwi艂em, kiedy dowiedzia艂em si臋 o malej Raiji...
- To by艂o straszne - odpar艂a Ida szczerze. - Gdyby nie Sedolf, nie poradzi艂abym z tym sobie.
Popatrzy艂a ku Finlandii, gdzie艣 w kierunku po艂udniowego wschodu, ku sta艂emu l膮dowi.
- A nawet je艣li jako艣 bym to prze偶y艂a, bez niego sta艂abym si臋 innym cz艂owiekiem: rozgoryczonym, osch艂ym. Maja ma chyba racj臋, m贸wi膮c, 偶e pasujemy do siebie z Sedolfem. - Zerkn臋艂a ku Ailo i doda艂a: - Nie m贸wi臋 tego, 偶eby ci臋 zrani膰, Ailo, ani umniejsza膰 warto艣ci uczucia, jakie nas 艂膮czy艂o. Nie ma naszej winy w tym, co si臋 sta艂o.
Pokiwa艂 g艂ow膮 zamy艣lony.
- Nosisz mask臋, 偶eby ochroni膰 twarz przed mrozem? - zmieni艂a nieoczekiwanie temat.
- Nie teraz - odpar艂 zaskoczony tym pytaniem. - Ale podczas trzaskaj膮cego mrozu to moja dodatkowa warstwa sk贸ry.
- M贸g艂by艣 j膮 zdj膮膰? Zmarszczy艂 czo艂o, nie pojmuj膮c.
- Dla mnie wygl膮dasz gorzej w masce ni偶 bez niej - wyja艣ni艂a. - Nie obawiaj si臋, 偶e mnie przestraszysz, Ailo. Wiem, 偶e nie wygl膮dasz, jak kiedy艣... ale ty to ty. Wola艂abym widzie膰 ciebie bez tej maski.
Obna偶y艂 przed ni膮 twarz. Ucieszy艂o go, 偶e ona nie ucieka spojrzeniem w bok. Ona, kt贸ra widzia艂a go, jak dorasta艂, jak sta艂 si臋 m臋偶czyzn膮, kiedy by艂 urodziwy. Ale przecie偶 nie z powodu jego okaleczonej twarzy znalaz艂a si臋 w ramionach innego m臋偶czyzny. Nie wybra艂a innego dlatego, 偶e nie mog艂a znie艣膰 jego wygl膮du.
- Anna Kajsa kocha ci臋 tak, jak ja kiedy艣 - rzek艂a.
- Ona kocha mnie bardziej ni偶 ty kiedy艣 - poprawi艂 j膮 Ailo. - Wielu rzeczy nie wiesz o niej. I niech tak pozostanie. Mo偶e ona sama zechce ci to opowiedzie膰.
Ale jej uczucia s膮 silniejsze ni偶 twoje czy moje w m艂odo艣ci. A ja mo偶e jeszcze nie doros艂em, 偶eby umie膰 je w艂a艣ciwie odwzajemni膰? By膰 m臋偶czyzn膮, na jakiego zas艂uguje? Ale kocham j膮 na sw贸j spos贸b.
Ida unios艂a d艂o艅 i dotkn臋艂a jego pomarszczonej twarzy. Uchwyci艂 jej d艂o艅 i uca艂owa艂 mocno. Oboje z trudem powstrzymywali si臋 od p艂aczu, kapn臋艂o zaledwie kilka 艂ez.
Potem Ida pochyli艂a si臋 i dotkn臋艂a wargami w膮skiej kreski jego ust.
Poczu艂a s艂ony smak.
- Przyjdziesz dzi艣 do domu, Ailo - rzek艂a stanowczo. - We藕miesz ze sob膮 Ann臋 Kajs臋 i przyjdziecie razem za dnia. Oficjalnie, nie ukradkiem, nocn膮 por膮. Mo偶e inni nie potrafiliby z tym 偶y膰, ale my musimy da膰 sobie rad臋. Tak ju偶 nam by艂o pisane...
Nadal trzymali si臋 za r臋ce.
Przysi臋gali sobie niegdy艣, 偶e s膮 dla siebie stworzeni. Planowali wsp贸ln膮 przysz艂o艣膰.
A teraz stoj膮 na pla偶y przy powalonym drzewie, kt贸re przez setki lat wczepia艂o si臋 korzeniami w grunt, ale uleg艂o sztormowi.
- Przyjd臋 - przyrzek艂. - Tak nam si臋 u艂o偶y艂o 偶ycie, Ido. Rozstali si臋 na o艣nie偶onej pla偶y. On ruszy艂 w g贸r臋 w stron臋 kamiennej chaty. Ida wr贸ci艂a wzd艂u偶 pla偶y do pa艂acu. Nie chcia艂a i艣膰 wydeptanymi 艣cie偶kami.
Czasami lepiej je omin膮膰. Czasami lepiej wybra膰 w艂asn膮 drog臋.
Ida nadal czu艂a w piersi b贸l, ale z ulg膮 odsun臋艂a k艂amstwa.
Mia艂a nadziej臋, 偶e panowie wr贸c膮 wcze艣nie do domu. Musi porozmawia膰 z Sedolfem o kolejnej niespodziance, jak膮 zgotowa艂o im 偶ycie.
Domownicy zareagowali r贸偶nie. Anjo wystarczy艂o, 偶e spojrza艂a na Id臋, by natychmiast si臋 domy艣li膰, sk膮d wraca.
Odetchn臋艂a z ulg膮 i poprosi艂a o wybaczenie.
- To by艂o okropne ok艂amywa膰 ciebie - wyzna艂a. Maja rozszerzy艂a oczy, kiedy Ida opowiedzia艂a jej o wszystkim.
- Poprosi艂, 偶eby艣 przysz艂a?
- Nie on, Anna Kajsa.
- Mo偶e to i lepiej - skwitowa艂a Maja, ale w jej g艂osie pobrzmiewa艂o niedowierzanie.
- Nie mam do nikogo 偶alu - zapewni艂a Ida. Zn贸w jednak mi臋dzy ni膮 a Maj膮 wyr贸s艂 mur. Mo偶e powinna si臋 w艣cieka膰 na Maj臋, 偶eby sobie ul偶y膰 i oczy艣ci膰 napi臋t膮 atmosfer臋, ale zabrak艂o jej si艂y. Czu艂a si臋 tak, jakby usz艂a z niej ca艂a energia. Tymczasem to jeszcze nie by艂 koniec.
- Potrafisz z tym 偶y膰? - zapyta艂a Maja, przygl膮daj膮c si臋 Idzie badawczo, z pow膮tpiewaniem. B艂ysn臋艂a miodowa obw贸dka wok贸艂 藕renicy.
- Przede mn膮 zapewne jeszcze wiele lat 偶ycia - odpar艂a Ida znu偶ona. - To jedno wiem na pewno... Na szcz臋艣cie st膮d do Lyngen jest bardzo daleko.
Anna Kajsa i Ailo przybyli z wizyt膮, nim m臋偶czy藕ni z ch艂opcami wr贸cili z wycieczki.
Anjo d艂ugo wygl膮da艂a przez okno w kierunku, sk膮d mieli nadej艣膰 wycieczkowicze. Przygotowa艂a sobie, co im powie. D艂ugo 膰wiczy艂a wyraz twarzy. Gdy ich w ko艅cu wypatrzy艂a, pobieg艂a do drzwi i jednym tchem wydoby艂a z siebie niesk艂adnie:
- Oni tu s膮! Anna Kajsa i Axel! Ida odwiedzi艂a ich dzisiaj...
- Do diab艂a! - wyrwa艂o si臋 Knutowi.
Ruszy艂 do 艣rodka, ale zaraz cofn膮艂 si臋 i po艂o偶y艂 Sedolfowi r臋k臋 na ramieniu, zatrzymuj膮c go na chwil臋. Ten natychmiast zauwa偶y艂, 偶e co艣 jest nie tak.
- Co z Id膮? - zapyta艂. Ni贸s艂 na r臋kach Mikkala, kt贸ry przytuli艂 si臋 do niego i zasn膮艂. Dla maluch贸w mijaj膮cy dzie艅 by艂 ci臋偶ki i obfitowa艂 w nadmiar wra偶e艅.
- Ida chcia艂a ci opowiedzie膰 o wszystkim sama - wyja艣ni艂a Anjo, 艣ciskaj膮c obu r臋kami woln膮 d艂o艅 Sedolfa. Mia艂a nadziej臋, 偶e Sedolf oka偶e si臋 takim m臋偶czyzn膮, za jakiego zawsze go uwa偶a艂a. - Ida odkry艂a dzisiaj, 偶e ok艂amali艣my was po to, 偶eby zaoszcz臋dzi膰 wam b贸lu.
- A wi臋c jednak przyby艂 z艂oty ptak i poprowadzi艂 j膮 do prawdy - stwierdzi艂 Sedolf z zastyg艂膮 twarz膮 i westchn膮艂 ci臋偶ko. - On nie umar艂, prawda? Nigdy o tym nie pomy艣leli艣my.
Knut potwierdzi艂.
Sedolf wszed艂 do 艣rodka i ruszy艂 zdecydowanym krokiem w kierunku salonu. Anjo, z trudem za nim nad膮偶aj膮c, nie puszcza艂a jego r臋ki.
Otworzyli drzwi. Na sofie obok siebie siedzieli Anna Kajsa i Ailo, a Ida skuli艂a si臋 na krze艣le obok Mai. Gdy Sedolf stan膮艂 kilka krok贸w od drzwi, w zimowym ubraniu z dzieckiem na r臋ku, Ida w jednej chwili znalaz艂a si臋 przy nim. Praw膮 r臋k膮 obj膮艂 j膮 za rami臋.
Jego 偶ona, jego rodzina. Nale偶eli do siebie.
Nikt tego nie zmieni. Nawet ten, kt贸ry o偶y艂, gdy k艂amstwo zosta艂o zdemaskowane.
On ju偶 do艣膰 przysporzy艂 Idzie cierpie艅.
Ailo zdar艂 z twarzy mask臋 i uchwyci艂 spojrzenie Sedolf a.
Sedolf mocniej 艣cisn膮艂 Id臋. Ona dotkn臋艂a lekko jego d艂oni. Odwr贸ci艂 wzrok i popatrzy艂 wprost w jej m膮dre oczy. Serdeczna wsp贸lnota, to nie by艂a poza.
Mikkal poruszy艂 si臋 przez sen i wtuli艂 si臋 w znajom膮 pier艣.
- My艣leli艣my, 偶e zgin膮艂e艣! - przerwa艂 wreszcie milczenie Sedolf. - Gdybym wiedzia艂, 偶e 偶yjesz, nie o艣mieli艂bym si臋 nawet marzy膰...
- Wiem.
Us艂ysze膰 g艂os Ailo, kt贸ry, jak s膮dzili, zgas艂 na zawsze, by艂o prawdziwym szokiem.
William tymczasem min膮艂 Sedolfa i Id臋 i podszed艂 do Mai.
- To s膮 wy艂膮cznie ich sprawy - us艂yszeli, po czym wyprowadzi艂 troch臋 opieraj膮c膮 si臋 偶on臋 oraz Anjo z pomieszczenia, zamykaj膮c za sob膮 dok艂adnie drzwi.
Sedolf usiad艂 na krze艣le z Mikkalem na r臋kach. Ida uczepi艂a si臋 jego ramienia.
Jeszcze wyra藕niej wida膰 by艂o, jak silna 艂膮czy ich wi臋藕.
Ida mia艂a wra偶enie, 偶e ona i Ailo stoj膮 na przeciwnych brzegach szerokiej rzeki. Widzieli siebie, ale nie mia艂o sensu, by pr贸bowali do siebie dotrze膰. Wiadomo by艂o, 偶e mog膮 si臋 jedynie utopi膰.
- Nie pytam dlaczego - odezwa艂 si臋 Sedolf, d艂ugo przypatruj膮c si臋 Ailo.
U艣wiadomi艂 sobie, 偶e nie rozpozna艂by swojego starego kompana, gdyby go spotka艂 przypadkiem. Min膮艂by go pewnie, wsp贸艂czuj膮c w duchu. Mo偶e tylko zastanowi艂oby go, co si臋 biedakowi sta艂o. Ale poniewa偶 s艂ysza艂 te same historie co Ida, zrozumia艂.
- Ida mi potem wszystko opowie - doda艂. - Teraz chc臋 tylko wiedzie膰, co dalej. Bo w ko艅cu i mnie to dotyczy. Tak przynajmniej czuj臋...
Ailo po艂o偶y艂 r臋k臋 na oparciu sofy tu偶 za plecami Anny Kajsy, nie dotykaj膮c jednak siedz膮cej blisko niego dziewczyny.
- Ida przyrzek艂a, 偶e b臋d臋 m贸g艂 pozna膰 mojego syna!
Sedolf ci膮gle nie m贸g艂 otrz膮sn膮膰 si臋 z szoku wywo艂anego widokiem Ailo, wydawa艂o mu si臋 dziwne, 偶e s艂yszy znajomy g艂os wydobywaj膮cy si臋 z ust tego monstrum.
W przeb艂ysku zazdro艣ci wyobrazi艂 sobie Id臋 sam na sam z Ailo pozbawionym twarzy, z Ailo w masce, ale zaraz powstrzyma艂 nap贸r takich obraz贸w.
- Rozumiem - odpowiedzia艂 Sedolf. - Ale ja o to nie pyta艂em. S膮dzili艣my, 偶e umar艂e艣. Twoi najbli偶si, kt贸rzy byli przy tobie, zapewniali, 偶e nie 偶yjesz. Tak zacz膮艂 si臋 nasz, Idy i m贸j, zwi膮zek. Ludzie opowiadali o mnie r贸偶ne plotki. Kr膮偶y艂y anegdoty, 偶e Sedolf Bakken sprawdzi艂 sienniki wszystkich m艂odych kobiet w okolicy. Nigdy jednak nie da艂em powodu, by ktokolwiek przypuszcza艂, 偶e uganiam si臋 za m臋偶atkami. Nigdy nie zbli偶y艂bym si臋 do Idy i nie zakocha艂bym si臋 w niej, gdyby istnia艂 cho膰 cie艅 w膮tpliwo艣ci, 偶e nie le偶ysz g艂臋boko w ziemi, Ailo.
Przerwa艂 na chwil臋, by zaczerpn膮膰 tchu. Ida uciszy艂a go, wskazuj膮c na 艣pi膮cego Mikkala. Ba艂a si臋, 偶e podniesiony g艂os Sedolfa obudzi ma艂ego.
- Ida nigdy nie dopu艣ci艂aby do siebie innego m臋偶czyzny, gdyby wiedzia艂a, 偶e 偶yjesz. Pojmujesz to?
Ailo skin膮艂 g艂ow膮.
Sedolf zdj膮艂 z g艂owy sk贸rzan膮 czapk臋 i cisn膮wszy ni膮 gwa艂townie o pod艂og臋, rzuci艂 porywczo:
- Tymczasem ty nie umar艂e艣. A to oznacza, 偶e nadal jeste艣cie z Id膮 ma艂偶e艅stwem.
Bezwiednie spojrza艂 na Ann臋 Kajs臋, kt贸ra r贸wnie偶 sta艂a si臋 mimowoln膮 ofiar膮 tej sytuacji, i podobnie jak Ida odgad艂 od razu, 偶e m艂oda dziewczyna ub贸stwia Ailo.
- Zar贸wno Anna Kajsa, jak i ja po艣lubili艣my osoby, kt贸re nie mia艂y prawa wchodzi膰 w zwi膮zek ma艂偶e艅ski. Mo偶e jestem g艂upi, ale taka sytuacja wydaje si臋 mi k艂opotliwa. C贸偶, Sedolfowi Bakkenowi zapewne daleko do doskona艂o艣ci, ale nie zamierza on 偶y膰 w grzechu z kobiet膮, kt贸r膮 kocha i powa偶a.
Sedolf przybra艂 podnios艂y ton, dobieraj膮c s艂owa, kt贸rych Ida nigdy wcze艣niej nie s艂ysza艂a w jego ustach. Nie podejrzewa艂a nawet, 偶e je zna.
- Rozmawiali艣my z Id膮 troch臋... - Ailo tak偶e potrafi艂 si臋 wys艂awia膰. - Nie chcemy niczego zmienia膰. Ida o艣wiadczy艂a, 偶e dla niej pozostan臋 martwy. Ale zgadzam si臋, 偶e istnieje niebezpiecze艅stwo, by kiedy艣 mog艂o to wyj艣膰 na jaw. Do Lyngen st膮d wprawdzie daleko, ale plotki czasami gnaj膮 szybciej ni偶 ko艅skie kopyta.
Ailo chwyci艂 Ann臋 Kajs臋 za r臋k臋. Jej blada twarzyczka rozpromieni艂a si臋. Kiedy tak u艣miecha艂a si臋 do niego, wydawa艂a si臋 pi臋kna. Jej policzki obla艂y si臋 rumie艅cem, a w spojrzeniu pojawi艂o si臋 zawstydzenie. Nale偶a艂a do tego typu kobiet, kt贸re pi臋kniej膮, gdy kochaj膮.
- Trudno przyrzeka膰 co艣 - zacz膮艂 z oci膮ganiem. - Ale warto spr贸bowa膰. W szeregach bojownik贸w o woln膮 Finlandi臋 byli tak偶e duchowni. Nie byliby zadowoleni, gdyby prawda o mnie wysz艂a na jaw. Mo偶e wykorzystamy to i zdob臋dziemy dokument, kt贸ry b臋dzie stwierdza膰, i偶 Ida i ja rozwiedli艣my si臋 tamtego lata, kiedy znikn膮艂em. Dzi臋ki temu tw贸j 艣lub z Id膮 i m贸j z Ann膮 Kajs膮 b臋d膮 prawnie wa偶ne. Ida sprzeciwi艂a si臋, wykrzywiaj膮c usta.
- Co艣 ty! Kwenka i Lapo艅czyk z g贸r rozwiedzeni? Przecie偶 to nonsens! Chyba byliby艣my pierwsi... Zreszt膮 nawet w艣r贸d arystokracji nie ma a偶 tak wielu rozwod贸w.
- Ale takiego dokumentu nikt nie m贸g艂by zakwestionowa膰! - upiera艂 si臋 Ailo.
- Za艂atwiaj! - zgodzi艂 si臋 Sedolf. - Zap艂acimy za to. Obiecaj im z艂ot膮 chrzcielnic臋 z ornamentami... Obiecaj cokolwiek, byleby si臋 zgodzili i dostarczyli potrzebny papier, zanim st膮d wyjedziemy.
Sedolf nie mia艂 wi臋kszych z艂udze艅 co do ludzi. Nawet tych wywodz膮cych si臋 z kr臋g贸w ko艣cielnych.
Ailo rozumia艂 go. Na jego miejscu nie zawaha艂by si臋 nawet zabi膰, byleby zdoby膰 taki dokument. Zreszt膮 czu艂 si臋 w obowi膮zku przysta膰 na takie rozwi膮zanie. Mia艂 poczucie winy. Mo偶e w ten spos贸b cho膰 troch臋 wyr贸wna rachunki i wynagrodzi Idzie to, przez co musia艂a przej艣膰.
Mikkal poruszy艂 si臋 niespokojnie, przebudzi艂 si臋, ale by艂 rozespany.
Ida wzi臋艂a dziecko na r臋ce i patrzy艂a to na Sedolfa, to na Ailo. Ailo u艣cisn膮艂 d艂o艅 偶ony i powiedzia艂:
- Pom贸偶, Anno, Idzie po艂o偶y膰 ma艂ego. My z Sedolfem musimy pogada膰 jak m臋偶czyzna z m臋偶czyzn膮. Nie ma sensu tego odwleka膰.
- O czym tu gada膰? - rzuci艂 Sedolf, zdejmuj膮c kurtk臋 po偶yczon膮 od Knuta. Jego w艂asna by艂a nazbyt licha, by jecha膰 w niej z wizyt膮 do Oulu, albo Uleaborg, jak oficjalnie nazywa艂o si臋 miasto. A sprawia膰 sobie now膮 specjalnie na ten jeden dzie艅, nie mia艂o sensu.
Nazbyt wytworna, nie pasowa艂aby nawet na niedzieln膮 msz臋 w ich parafii w Karnes.
- Kt贸偶 by przewidzia艂 tamtej nocy po waszym 艣lubie, kiedy omal nie utopili艣cie si臋, jak potoczy si臋 wasze 偶ycie. Dobrze, 偶e was wtedy wy艂owili艣my z fiordu...
- Stare dzieje - westchn膮艂 Ailo.
Zabrz臋cza艂y kieliszki i karafka. Sedolf nala艂 trunku do pe艂na. Nie tak jak William, kt贸ry nalewa艂 zawsze na grubo艣膰 dw贸ch palc贸w, co 艣wiadczy艂o, 偶e odebra艂 dobre wychowanie. Tam, sk膮d pochodzi艂 Sedolf, rzadko u偶ywano kieliszk贸w. A ju偶 w og贸le sporadycznie popijano trunek w cudzej izbie. W艂a艣ciwie tylko wtedy, kiedy kobiety zbiera艂y si臋, 偶eby pom贸c przy porodzie, zdarza艂o si臋, 偶e m臋偶czy藕ni zasiadali w kuchni i polewali trunek a偶 po same brzegi do kubk贸w bez ucha. Potem mieli wyrzuty sumienia, 偶e zbyt mocno si臋 uraczyli w czterech 艣cianach chaty, spodziewaj膮c si臋, 偶e B贸g, kt贸ry z g贸ry wszystko dok艂adnie widzi, pokarze ich 偶oninymi narzekaniami.
- Ida zrobi艂a wszystko, 偶eby ci臋 odnale藕膰 - rzek艂 Sedolf. Wzi膮艂 karafk臋 z koniakiem i usiad艂 obok Ailo. Nape艂ni艂 na nowo kieliszki po sam czubek. - Tak jak si臋 pije u nas - rzuci艂, wykrzywiaj膮c twarz w grymasie, ale zaraz obejrza艂 si臋 za siebie jakby w obawie, 偶e 艣ciany wyra偶膮 sw膮 dezaprobat臋 dla takiego braku kultury i znajomo艣ci dobrego tonu.
Ailo przeczesa艂 w艂osy stercz膮ce na wszystkie strony, jedyne, co utwierdza艂o Sedolfa w przekonaniu, 偶e rzeczywi艣cie ma obok siebie m臋偶a Idy.
- Wygl膮dasz okropnie - powiedzia艂 Sedolf szczerze, wychylaj膮c kieliszek do po艂owy.
- Nale偶ysz do grona nielicznych, kt贸rzy mi to powiedzieli wprost - odpar艂 Ailo. - To prawda, wygl膮dam okropnie. Ida rozp艂ywa艂aby si臋 ze wsp贸艂czucia.
- Trudno by艂oby z tym 偶y膰 - Sedolf pokiwa艂 g艂ow膮 ze zrozumieniem.
Ailo popatrzy艂 na niego zdumiony.
- Naprawd臋 potrafisz to poj膮膰? - zapyta艂.
- Gdybym znalaz艂 si臋 na twoim miejscu, te偶 bym tak sobie pomy艣la艂. Gdybym, oczywi艣cie, nie wiedzia艂 o dzieciach. Ale ja pewnie sko艅czy艂bym ze sob膮, nie potrafi膮c bez niej 偶y膰.
- My艣la艂em o tym - przyzna艂 Ailo i popatrzy艂 na d艂onie, w kt贸rych trzyma艂 kieliszek. - Ale wtedy odkry艂em, 偶e potrafi臋 nie tylko rze藕bi膰 w drewnie i w ko艣ci, ale tak偶e wytwarza膰 r贸偶ne pi臋kne przedmioty. Robi膰 odlewy w z艂ocie i srebrze, formowa膰 nici ze szlachetnych metali... - Potrz膮sn膮艂 g艂ow膮. - Trudno wyja艣ni膰 rado艣膰 tworzenia komu艣, kto nigdy nie czul czego艣 podobnego. Przypomina stan, kiedy cz艂owiek jest na rauszu. Bywa艂o, 偶e pi艂em tygodniami, ale nie zdarzy艂o si臋 mi doznawa膰 takiej euforii jak w贸wczas, kiedy nadaj臋 form臋 ozdobnej misie.
Za艣mia艂 si臋.
- Pewnie brzmi to niedorzecznie, co? Kto tam, na p贸艂nocy, w og贸le my艣li o paterach. Kogo obchodzi kwiatowy ornament na podstawie lampy, gdy musi si臋 martwi膰 o to, 偶eby starczy艂o oliwy do ko艅ca zimy. Ale zapewniam ci臋, to jest euforia wi臋ksza ni偶 ta, jak膮 czujesz, kochaj膮c si臋 z kobiet膮. Zreszt膮 mo偶e jedyna, jaka mi pozosta艂a...
Us艂yszawszy gorycz w jego s艂owach, Sedolf domy艣li艂 si臋 reszty.
- Dzi臋ki temu ci膮gle 偶yj臋. Tworzenie nadal sprawia mi rado艣膰, r贸wnocze艣nie wiem, 偶e raduj臋 innych. Co prawda nie ludzi naszego pokroju, bo kt贸ry Lapo艅czyk gromadzi tyle srebra czy z艂ota, kt贸ry syn komornika? - Ailo urwa艂 i zmieni艂 temat: - By艂e艣 z ni膮, kiedy pojecha艂a do mojej sity?
Sedolf skin膮艂 g艂ow膮 i skrzywi艂 si臋. Wytrzyma艂 jednak spojrzenie Ailo.
- Tak - przyzna艂. - To si臋 sta艂o podczas tej wyprawy. Nie b臋d臋 udawa艂 lepszego, ni偶 jestem. Prze偶y艂em w贸wczas co艣 zbyt pi臋knego, bym m贸g艂 zrzuca膰 na ni膮 win臋. Przypuszczam, 偶e nigdy by do niczego mi臋dzy nami nie dosz艂o, gdybym nie by艂 takim uwodzicielem...
- Nie, ona tak 艂atwo by ci nie uleg艂a - rzuci艂 Ailo zamy艣lony i nala艂 do kieliszk贸w. Po chwili doda艂: - Nie mam prawa w og贸le o to pyta膰, nie mam prawa wiedzie膰. M臋czy mnie to jednak, bo ci膮gle jaka艣 cz臋艣膰 mnie nie potrafi si臋 upora膰 z uczuciem do Idy. Wiem, 偶e nigdy ju偶 nic mi臋dzy nami nie b臋dzie, ale ona nadal na mnie dzia艂a. Ona tego nie chce. Nale偶y do tych kobiet, kt贸re nie potrafi膮 kocha膰 kilku m臋偶czyzn naraz. Jest wierna a偶 po gr贸b.
Za艣mia艂 si臋 chrapliwie.
- Zapewne mia艂a straszne wyrzuty sumienia, poniewa偶 nie do ko艅ca by艂a pewna, czy zgin膮艂em.
- A co z twoim sumieniem? - zdumia艂 si臋 Sedolf. - Przecie偶 przez te wszystkie lata musia艂e艣 wiedzie膰, co si臋 z ni膮 dzieje. Maja na pewno przekazywa艂a ci wiadomo艣ci z domu. O czym my艣la艂e艣, dowiedziawszy si臋 o dzieciach, o nas, o tym, 偶e Ida wysz艂a ponownie za m膮偶?
Ailo mia艂 dwadzie艣cia cztery lata. By艂 zaledwie dwa lata starszy od Sedolf a, ale czu艂 si臋 jak stuletni starzec.
- Po偶a艂owa艂em swojej decyzji, kiedy dotar艂a mnie wie艣膰 o dzieciach.
Ailo m贸wi艂 jakby sam do siebie, nie patrz膮c na Sedolfa.
- Chcia艂em, 偶eby znalaz艂a sobie kogo艣 - rzuci艂 niemal opryskliwie. - Do diab艂a, przecie偶 dlatego sam si臋 u艣mierci艂em! Zmarnowa艂aby sobie 偶ycie, pozostaj膮c samotn膮 wdow膮 nad fiordem. Co to za 偶ycie dla niej? Dla Reijo? On tak偶e nigdy nie odzyska艂by wolno艣ci. Oni oboje na to zas艂u偶yli. - Im wi臋cej m贸wi艂, tym 偶a艂o艣niej brzmia艂 jego g艂os. - Mia艂em tylko nadziej臋, 偶e nie wybierze Emila. Opar艂 kark na oparciu sofy. Sk贸ra na twarzy napr臋偶y艂a si臋, staj膮c si臋 niemal przezroczysta. Sedolf przez moment przel膮k艂 si臋, 偶e pop臋ka, ale odetchn膮艂 z ulg膮, 偶e to tylko z艂udzenie.
- Przyznaj臋, 偶e nawet si臋 ucieszy艂em, kiedy dowiedzia艂em si臋, 偶e wybra艂a ciebie. Nie jeste艣 do mnie podobny, a o kobietach wiesz tyle, 偶e potrafisz doceni膰 Id臋 i uszcz臋艣liwi膰 j膮. Wiedzia艂em, 偶e b臋dziesz dobrym ojcem dla moich dzieci... A niech to diabli porw膮, by艂em strasznie zazdrosny, ale te偶 zadowolony. Mo偶na by膰 tak piekielnie rozbitym! To jest mo偶liwe. Ale to z偶era cz艂owieka od 艣rodka. W tym czasie zrobi艂em wiele pi臋knych przedmiot贸w, na wszystkich znajdziesz ptaki. To ona by艂a tym ptakiem, i nadal nic si臋 nie zmieni艂o. Wytwarzane przeze mnie przedmioty ozdabia艂em te偶 motywami ro艣lin z rodzimej tundry, kt贸re w kr臋gach Williama uznawane s膮 za egzotyczne...
Pokr臋ci艂 g艂ow膮.
- Ida pochowa艂a ma艂膮 Raij臋 w wisiorku z ptakiem. Wiesz, ten pier艣cie艅 na 艂a艅cuszku - odezwa艂 si臋 cicho Sedolf. - Wiele dla niej znaczy艂. - Roze艣mia艂 si臋. - Z pocz膮tku nie mia艂a odwagi go za艂o偶y膰. Ba艂a si臋, co ludzie powiedz膮, gdy zobacz膮, 偶e stroi si臋 w bi偶uteri臋. Czy to nie wystarczaj膮co m贸wi o niej?
- Zrobi臋 nowy. - Ailo odstawi艂 na bok kieliszek. - Pozwolisz, 偶ebym jej ofiarowa艂?
Sedolf tak偶e odstawi艂 kieliszek, ale nic nie powiedzia艂.
- Teraz to co innego. - Ailo zrozumia艂 po chwili milczenie Sedolfa. - Wtedy nie 偶y艂em, a teraz, jak wida膰, mam si臋 ca艂kiem dobrze, a to pewna r贸偶nica. Zamilkli obaj.
- Przygotowa艂em form臋 do odlewu klamry do paska - odezwa艂 si臋 Ailo, chrz膮kn膮wszy wpierw kilkakrotnie. - Nie zabronisz mi chyba zrobi膰 ozdobnej klamry dla syna. Jaki艣 spadek musi w ko艅cu otrzyma膰 po ojcu. Ma kszta艂t ptaka. Motyw ptaka upodoba艂 sobie m贸j ojciec, ja przej膮艂em to po nim. A ma艂y Mikkal jest moim synem, wnukiem Mikkala. Nie mo偶esz mi odm贸wi膰 tej przyjemno艣ci...
Sedolf pokr臋ci艂 g艂ow膮.
- Nie. Ale Ida jest teraz moj膮 偶on膮, nie wypada, 偶eby nosi艂a na szyi wisiorek od ciebie.
- Chcia艂bym, 偶eby艣 wyja艣ni艂 wszystko Reijo. - G艂os Ailo nabra艂 intensywno艣ci. - Zaraz po moim ojcu i Raiji, Reijo ceni臋 najwi臋kszym szacunkiem. Nie wspominam oczywi艣cie Idy, ale ukochana osoba to ca艂kiem co innego... Uczy艅 mi t臋 przys艂ug臋 i wyja艣nij mu, czym si臋 kierowa艂em, dokonuj膮c takiego wyboru. Nie chcia艂bym, 偶eby mn膮 gardzi艂. A on przecie偶 tak偶e jest stron膮 w tej sprawie. Jest ojcem. 艁atwo w takim przypadku odwr贸ci膰 si臋 plecami do tych, kt贸rzy skrzywdzili dziecko. Chcia艂bym nadal my艣le膰 o nim jak o przyjacielu.
- Opowiem mu o wszystkim - przyrzek艂 Sedolf. - Ida na pewno te偶, na sw贸j spos贸b. Ona jest wobec ciebie bardzo lojalna. Jak wobec przyjaciela, jako matka twoich dzieci. Nigdy nie powiedzia艂a z艂ego s艂owa o tobie. Nie艂atwo by艂o zdoby膰 jej wzgl臋dy. Zdar艂em zel贸wki, chodz膮c do niej. Pierwszy raz uleg艂a mi, jak my艣l臋, z powodu t臋sknoty za tob膮. Ale potem walczy艂a odwa偶niej ni偶 niejeden 偶o艂nierz w pierwszym szeregu podczas ataku wroga. Zaczyna艂em ju偶 pow膮tpiewa膰, czy kiedykolwiek si臋 o偶eni臋. Bo wiedzia艂em, 偶e albo to b臋dzie ona, albo 偶adna inna.
- Tak, ona tak dzia艂a na m臋偶czyzn...
- A dzieci traktowa艂em jak w艂asne. Sedolf nala艂 reszt臋 koniaku Williama do kieliszk贸w, rozdzielaj膮c sprawiedliwie.
- Czu艂em si臋 jak ich ojciec, ale nie tak, by 偶膮da膰 prawa do nich. Rozumiesz? Piekielnie trudno to wyja艣ni膰. Ida pozwoli艂a mi przy艂o偶y膰 ucho do swojego brzucha zaledwie kilka miesi臋cy przed porodem. Po艂o偶y艂em d艂o艅 na naci膮gni臋t膮 sk贸r臋 na jej brzuchu i czu艂em poruszaj膮ce si臋 w niej nowe 偶ycie. S艂ysza艂em bicie serduszka, szybsze ni偶 tupot male艅kich st贸p. I po takim prze偶yciu jej dzieci sta艂y si臋 poniek膮d tak偶e moje. Czu艂em si臋 spokrewniony z nimi...
Ailo s艂ucha艂 w milczeniu. Tak blisko Ida dopu艣ci艂a tego m臋偶czyzn臋 ju偶 wtedy, cho膰 trzyma艂a go na dystans. Potrzebowa艂a po prostu kogo艣, z kim mog艂aby si臋 podzieli膰 rado艣ci膮. M贸g艂by to by膰 on, Ailo. Los jednak zadecydowa艂, 偶e tym kim艣 zosta艂 Sedolf.
To Sedolf mia艂 szcz臋艣cie poczu膰 si臋 jak ojciec jego, Ailo, dzieci.
Sedolf b臋dzie pewnie jeszcze mia艂 w艂asne dzieci. C贸rki z male艅kim nosem Idy, ciemnobr膮zowymi oczami, mo偶e z ciemnow艂os膮 czuprynk膮... rudow艂osych piegowatych syn贸w z pogardliwym u艣mieszkiem na wydatnych ustach, charakterystycznych dla rodu Bakken贸w.
- Zdob臋d臋 ten dokument - oznajmi艂, a wstaj膮c z sofy, troch臋 zachwia艂 si臋 na nogach. - Zrobi臋 to dla Idy i dla Anny Kajsy.
Si臋gn膮艂 po sk贸rzan膮 mask臋 i zakry艂 twarz. Zawi膮za艂 z ty艂u na mocne w臋z艂y.
- Anna Kajsa snuje o mnie romantyczne marzenia.
I p艂acze nad nimi, nade mn膮 i nad sob膮. Jako dziecko zosta艂a zbrukana i dopiero we mnie ujrza艂a swe wybawienie. Kocham t臋 dziewczyn臋 na sw贸j spos贸b, ale ona nie urodzi mi syn贸w ani c贸rek. Pr臋dzej by umar艂a, ani偶eli mia艂aby wyda膰 na 艣wiat dziecko. Zreszt膮 ja tak偶e jako m臋偶czyzna niewiele jestem wart... - Popatrzy艂 na Sedolfa intensywnie i doda艂: - Dlatego te偶 ten jedyny m贸j syn jest dla mnie taki wa偶ny. Wiem, 偶e zatroszczysz si臋 o niego, p贸ki nie doro艣nie. Wiem, 偶e 鈥ychowasz go niemal tak samo, jak ja bym go wychowa艂. Wiem, 偶e wyro艣nie na wspania艂ego m艂odego cz艂owieka, takiego z kt贸rego by艂bym dumny. Ale boli mnie, 偶e nie b臋d臋 m贸g艂 sam tego uczyni膰. Ze nie b臋d臋 m贸g艂 go pozna膰 jak ojciec syna. Jedynego syna.
- Do diab艂a, Ailo! Nie doprowadzaj do tego, 偶ebym czu艂 si臋 jak z艂odziej!
Sedolf wsta艂 i po艂o偶y艂 d艂o艅 na ramieniu przyjaciela.
- Dziel臋 艂o偶e i st贸艂 z kobiet膮, kt贸r膮 ty pierwszy wybra艂e艣. Przytulam j膮 w nocy, a ona zasypia oparta na moim ramienia I nie wypuszcz臋 jej z obj臋膰. Tw贸j synek nazywa mnie tat膮. Ale nie pr贸buj gra膰 mi na uczuciach! Nie jestem n臋dznym z艂odziejem. Nie ukrad艂em nikomu ani Idy, ani dziecka. Wybra艂em kobiet臋, kt贸ra s膮dzi艂a, 偶e ma wolno艣膰 wyboru. A ona wybra艂a mnie. Nie odczuwam 偶adnych wyrzut贸w sumienia. Nadal uwa偶am, 偶e ma艂偶e艅stwo ze mn膮 to najlepsze, co mog艂o jej si臋 zdarzy膰.
Obj臋li si臋 w braterskim u艣cisku.
- Chcesz zobaczy膰 go teraz? Pewnie ju偶 zasn膮艂. Ailo skin膮艂 g艂ow膮 oniemia艂y i poszed艂 za Sedolfem na g贸r臋. Bezwiednie stawia艂 stopy tak, 偶eby schody nie skrzypia艂y, ale Sedolf nie zwr贸ci艂 na to uwagi.
Znale藕li Id臋 i Ann臋 Kajs臋 na 艂贸偶ku. Oparte o drewniane oparcie siedzia艂y pogr膮偶one w rozmowie.
Anna Kajsa zarumieni艂a si臋 lekko na widok m臋偶czyzn i pewnie spad艂aby z 艂贸偶ka, gdyby Sedolf w por臋 nie z艂apa艂 j膮 w pasie. Zap艂oni艂a si臋 jeszcze bardziej.
Ida spu艣ci艂a nogi na pod艂og臋 i uca艂owa艂a dziewczyn臋 serdecznie.
- Pozna艂y艣my si臋 troch臋 ju偶 z Ann膮 Kajs膮. Okazuje si臋, 偶e wiele nas 艂膮czy...
呕ona Ailo pos艂a艂a Idzie pe艂ne wdzi臋czno艣ci spojrzenie. Ailo zerkn膮艂 ukradkiem na Id臋 i zamruga艂 powiekami, 偶eby odp臋dzi膰 nap艂ywaj膮ce 艂zy, kt贸re by膰 mo偶e by艂y na miejscu, ale nie chcia艂 si臋 do nich przyzna膰.
Skierowa艂 si臋 do p贸艂otwartych drzwi. Za plecami us艂ysza艂 kroki Sedolfa, nie Idy.
W pokoiku by艂o znacznie ja艣niej ni偶 poprzedniej nocy, kiedy zajrza艂 tu po kryjomu.
Wtedy czai艂 si臋 jak z艂odziej, teraz przyby艂 jako ojciec.
Ailo ukucn膮艂 przy 艂贸偶eczku. Jego twarz znalaz艂a si臋 na wysoko艣ci twarzy synka. Us艂ysza艂 i poczu艂 na policzku spokojny oddech dziecka.
艢cisn膮艂 d艂onie na kraw臋dzi 艂贸偶eczka. Nagle sp艂yn臋艂y na niego wspomnienia z dzieci艅stwa, marzenia, nadzieje. Przypomnia艂 sobie ojca, a tak偶e ciep艂e d艂onie Raiji, kt贸rymi g艂aska艂a go przed snem w tamtym szcz臋艣liwym czasie, kiedy przebywali w Finlandii. Pierwsze uczucia do Idy, jej nie艣mia艂e spojrzenie, kt贸re obieca艂o wszystko. Wszystkie plany, kt贸re leg艂y w gruzach wraz z wybuchem na okr臋cie. T臋sknoty, kt贸re nosi艂 w sobie, gdy dowiedzia艂 si臋 o dzieciach, b贸l po stracie c贸reczki, nadzieje, jakie wi膮za艂 z tym ch艂opcem...
Wszystko u艂o偶y艂o si臋 w ca艂o艣膰, przybieraj膮c niemal form臋 modlitwy.
Opar艂 czo艂o o z艂o偶one d艂onie i zap艂aka艂 cicho. Pod mask膮 zrobi艂o si臋 mokro.
A kiedy wsta艂, zobaczy艂, 偶e jest sam w pokoju. Sam z synem. Sedolf wyszed艂, dyskretnie zamykaj膮c za sob膮 drzwi, ofiaruj膮c mu te chwile.
Nogi mu ci膮偶y艂y.
Zsun膮艂 z twarzy przemoczon膮 mask臋, bo w臋z艂y by艂y zbyt 艣cis艂e, 偶eby je rozwi膮za膰.
Sta艂 przy 艂贸偶eczku, p贸ki nie obesch艂y mu 艂zy. Wst膮pi艂y w niego nowe nadzieje. Odkry艂 nagle, 偶e chce mu si臋 偶y膰, i to nie tylko po to, by tworzy膰. Nie tylko dlatego, 偶e co艣 jest winien Annie Kajsie za jej bezgraniczne oddanie, za jej ciche po艣wi臋cenie.
Pragn膮艂 偶y膰, 偶eby zobaczy膰, jak ten ch艂opiec dorasta. Chcia艂 go ujrze膰, gdy stanie si臋 m臋偶czyzn膮.
Pewnego dnia usi膮dzie z synem na obalonym drzewie i razem popatrz膮 w dal ku otwartej przestrzeni, a mo偶e ku innej, r贸wnie p艂askiej okolicy, gdzie mo偶na w臋drowa膰 na wszystkie strony 艣wiata. Wtedy opowie mu o swoim 偶yciu, o dokonanym przez siebie wyborze. O tym, jak przypadek rz膮dzi ludzkim 偶yciem. Opowie o tym, co nazywa si臋 losem.
Porozmawia z synem jak m臋偶czyzna z m臋偶czyzn膮. Mikkal zrozumie.
- Dobranoc, Mikkalu synu Ailo - wyszepta艂 w swoim ojczystym j臋zyku i musn膮艂 palcami dzieci臋cy policzek, po czym wyszed艂, ale nie do Idy i Sedolfa. Wyszed艂 na korytarz i tam czeka艂, a偶 Anna Kajsa do艂膮czy do niego.
Chwyci艂 jej d艂o艅 i u艣cisn膮艂 na znak, 偶e nale偶膮 do siebie i odt膮d naprawd臋 b臋d膮 razem.
- Wracamy do domu? - us艂ysza艂 sw贸j g艂os.
Anna Kajsa przytakn臋艂a. Opar艂a mu g艂ow臋 na ramieniu i wp贸艂obj臋ci opu艣cili pa艂ac. Bli偶si sobie bardziej ni偶 kiedykolwiek.
Ida uchyli艂a drzwi do pokoiku synka, Sedolf wzi膮艂 j膮 w ramiona i uca艂owa艂 delikatnie. Rozwi膮za艂 wst膮偶ki i wyj膮艂 spinki z misternie upi臋tej fryzury, korony z warkocza. P艂omienne w艂osy opad艂y lu藕no na plecy. Opuszkami palc贸w Sedolf uciska艂 skronie Idy. Wiedzia艂, 偶e 艣ci艣le upi臋ta fryzura powoduje u Idy b贸l g艂owy. Nie tylko z przekory nosi艂a w艂osy rozpuszczone.
- Co czujesz? - zapyta艂.
Stali przytuleni na 艣rodku pokoju. Ida opar艂a policzek o jego rami臋, jej oddech 艂askota艂 go w szyj臋.
- Spotkanie z nim pozwoli艂o mi si臋 pozbiera膰. Tysi膮c razy zastanawia艂am si臋, co by by艂o, gdyby...
- Ja tak偶e - przyzna艂 Sedolf, zanurzaj膮c podbr贸dek w jej w艂osach. - Ale tak bardzo si臋 przel膮k艂em, 偶e mog臋 ci臋 straci膰, kiedy zrozumia艂em, kim on jest. U艣wiadomi艂em sobie, 偶e to mo偶e si臋 sta膰.
- Nie mo偶e - odpar艂a Ida, 艣ciskaj膮c m臋偶a nieco mocniej. - Mnie nigdy nie stracisz. Nigdy!
- Pami臋tam, jak bardzo si臋 kochali艣cie... Na szyi poczu艂 jej 艂zy. Prze艂kn膮艂 ci臋偶ko 艣lin臋. Czu艂a, 偶e i on p艂acze, poznawa艂a to po jego g艂osie, zachryp艂ym, urywanym.
- Kochali艣my si臋 - powt贸rzy艂a z naciskiem. - Ale teraz jeste艣my my: tylko ty i ja. Jak偶e bym mog艂a, Sedolfie, wymaza膰 z pami臋ci nasz膮 mi艂o艣膰, dla tego, co nale偶y do przesz艂o艣ci?
Nie pojmowa艂, czym zas艂u偶y艂 sobie na takie oddanie, ale przyj膮艂 je z pokor膮 i wdzi臋czno艣ci膮.
- Nic nam nie mo偶e zagrozi膰! - powiedzia艂a z przekonaniem. - Nikt nie mo偶e zburzy膰 tego, co razem zbudowali艣my. Kocham ci臋.
Nadesz艂a wiosna. Zatoka Botnicka l艣ni艂a sk膮pana w majowym s艂o艅cu. 艢wiat p艂awi艂 si臋 w zieleni, a niebo przybra艂o barw臋 b艂臋kitu.
Ida zat臋skni艂a za domem. Wiedzia艂a, 偶e tam daleko na p贸艂nocy 艣nieg nadal okrywa zbocza g贸r a偶 po granic臋 las贸w, ale jakie to mia艂o znaczenie? C贸偶 z tego, 偶e tu w艣r贸d zieleni traw pojawi艂y si臋 pierwsze kwiaty? Co z tego, 偶e z po艂udniowych ciep艂ych kraj贸w powr贸ci艂y ptaki, 偶eby na wyspie Mai za艂o偶y膰 gniazda? C贸偶 z tego, 偶e s艂o艅ce przygrzewa艂o mocniej, zabarwiaj膮c blad膮 po zimie sk贸r臋 pierwsz膮 sw臋dz膮c膮 opalenizn膮?
Nad fiordem zapewne mr贸z ci膮gle jeszcze chwyta艂 nocami, ale Ida t臋skni艂a za domem.
- Powinni艣cie poczeka膰 do lata - radzi艂 Knut. - To szale艅stwo rusza膰 w samym 艣rodku wiosennych roztop贸w. Trudno si臋 b臋dzie wam przeprawi膰 przez rw膮ce potoki. Po艂owa p贸艂nocnej Finlandii to podmok艂e tereny, 艂atwo zgubi膰 kierunek i pob艂膮dzi膰...
- Nie planowali艣my zosta膰 tu tak d艂ugo - odpowiada艂a Ida, kt贸ra nie mog艂a si臋 doczeka膰, by zaj膮膰 r臋ce prac膮. Chcia艂a zn贸w robi膰 co艣 wa偶nego, co艣, co nadawa艂o 偶yciu sens: pomaga膰 przy cieleniu si臋 owiec, wypieka膰 chleb, pali膰 w piecu, pra膰 ubrania nad rzek膮... Nie potrafi艂a siedzie膰 bezczynnie.
Razem z Knutem pod pozorem 艂owienia ryb wyp艂yn臋艂a 艂odzi膮 na zatok臋. Tak naprawd臋 chcieli troch臋 ze sob膮 porozmawia膰. Niedaleko od brzegu zanurzyli w wodzie kr贸tkie sznurki z przyn臋t膮.
- Jak ty to znosisz? - wyrwa艂o si臋 Idzie.
- Co takiego? - spyta艂 zdziwiony, poruszaj膮c raz po raz leniwie wios艂ami, ale w艂a艣ciwie nie zwa偶aj膮c, 偶e ich znosi. Nie wyp艂yn臋li daleko i powr贸t na wysp臋 nie zabierze im du偶o czasu.
- No, takie pr贸偶niacze 偶ycie - wyja艣ni艂a Ida. - Czy o tym marzy艂e艣, gdy jako m艂ody ch艂opak wyruszy艂e艣 na p贸艂noc w poszukiwaniu z艂ota? Spodziewa艂e艣 si臋, 偶e tak potocz膮 si臋 twoje losy?
- Wtedy nie wiedzia艂em, czego w艂a艣ciwie chc臋. - Knut przyci膮gn膮艂 wios艂a. W jego spojrzeniu Ida dostrzeg艂a cie艅 bezradno艣ci, kt贸r膮 czu艂a w sobie. - Chcia艂em co艣 mie膰, nabra膰 pewno艣ci, 偶e jestem co艣 wart. I wtedy wierzy艂em, 偶e z艂oto mi w tym pomo偶e.
- Nie ckni ci si臋 za gospodarstwem?
- Chcia艂bym tam do偶y膰 staro艣ci - odpowiedzia艂 szczerze. - Ale Anjo t臋skni do Alty. D艂ugo tam mieszka艂a. Nic dziwnego, 偶e ci膮gnie j膮 tam jak w rodzinne strony. Alta by艂aby dobrym miejscem, by osi膮艣膰 tam na sta艂e.
- Przecie偶 kiedy艣 b臋dziecie mogli wr贸ci膰 - wtr膮ci艂a Ida. - Wiesz, Knut, jeste艣my prostymi lud藕mi. Cho膰 by艣my si臋 czuli nie wiem jak bogaci, to nie mo偶emy si臋 r贸wna膰 z arystokracj膮. W tym 艣wiecie licz膮 si臋 nazwiska rodowe, koligacje. Tylko Mai uda艂o si臋 przest膮pi膰 ten pr贸g.
- Maja przez ca艂y czas p艂aci swoj膮 cen臋, Ido. Nigdy nie stanie si臋 jedn膮 z nich. Ty wr贸cisz do domu, do przyjaci贸艂. Maja za艣 jest chwastem w tym wypiel臋gnowanym ogrodzie. Najch臋tniej by j膮 odsuni臋to, jest tolerowana wy艂膮cznie ze wzgl臋du na arystokratyczny rodow贸d Williama.
- Teraz rozumiesz, dlaczego t臋skni臋 do domu? - powiedzia艂a Ida, czuj膮c, jak po plecach przebiega jej dreszcz.
- Wiesz, ile znaczy艂y te tygodnie dla Ailo? - zapyta艂. Rozumia艂a. Sedolf i Ailo wzi臋li tr贸jk臋 ch艂opc贸w na spacer wzd艂u偶 pla偶y.
Ailo 偶y艂 ka偶d膮 chwil膮 sp臋dzon膮 razem z synem. Ida by艂a niewypowiedzianie wdzi臋czna Sedolfowi, 偶e traktuje to tak naturalnie. Nie mia艂a prawa tego od niego 偶膮da膰, ale on by艂 na tyle wspania艂omy艣lny, by dzieli膰 te chwile z Ailo, pozostaj膮c z nim w przyja藕ni.
- Nigdy tu nie wr贸c臋 - oznajmi艂a Ida.
- Ailo wie o tym - wyjawi艂 cicho brat. Nad ich g艂owami na tle b艂臋kitnego nieba poszybowa艂 w powietrzu bia艂y ptak. Zaskrzecza艂.
Obce d藕wi臋ki. Obce obrazy. Inne ni偶 w rodzinnych stronach.
- Tymi dniami b臋dzie si臋 karmi艂 do ko艅ca 偶ycia.
- Czuj臋 si臋 jak n臋dznik - wyzna艂a Ida i odwr贸ci艂a si臋, pozwalaj膮c wiatrowi targa膰 w艂osy. Korci艂o j膮, by zamkn膮膰 oczy i wr贸ci膰 w marzeniach do m艂odo艣ci. Kusi艂o, by udawa膰, 偶e w 偶yciu nie zdarzy艂o si臋 nic z艂ego. Udawa膰, 偶e nadal jest promiennie m艂oda i zakochana, a wszystkie jej my艣li w臋druj膮 ku Ailo.
Nie powinna mu by艂a pozwoli膰 odjecha膰 samemu, a on nie powinien by艂 odpowiada膰 na nieme wo艂anie o pomoc.
Korci艂o j膮, by uciec w marzenia. Rozmy艣la膰 o 偶yciu bez b贸lu i cierpienia, w kt贸rym panowa艂oby wieczne szcz臋艣cie i blisko艣膰, nie zagro偶one 偶adn膮 nag艂膮 katastrof膮...
Ale istnia艂 m臋偶czyzna o imieniu Sedolf, kt贸ry mia艂 najpi臋kniejsze br膮zowe oczy, jakie mo偶na sobie wyobrazi膰, m臋偶czyzna, w kt贸rego g艂osie czu艂a tyle ciep艂a i kt贸rego 艣miech sprawia艂, 偶e wszystko w niej 艣piewa艂o. Taki, kt贸ry dowcipkowa艂 w najmniej oczekiwanej chwili, kt贸ry potrafi艂 najwi臋kszy smutek obr贸ci膰 w 偶art... Sedolf zosta艂 stworzony dla niej.
- Mam wyrzuty sumienia - powiedzia艂a Ida. - Wiem, 偶e to niem膮dre, bo przecie偶 w tym, co si臋 sta艂o, nie ma mojej winy. Ale czuj臋, 偶e zdradzi艂am Ailo, 偶e ograbi艂am go...
- On nie liczy艂 na to, 偶e wszystko na powr贸t stanie si臋 takie jak dawniej.
Knut zn贸w wykona艂 par臋 ruch贸w wios艂ami.
- Ale to nie umar艂o w nim na dobre - sprzeciwi艂a si臋 Ida ze smutkiem. - Pami臋tam swoje uczucie do niego: takie szalone, intensywne i wielkie. Wystarczy艂o, 偶e spojrza艂 na mnie, a ciarki przebiega艂y mi po ca艂ym ciele. Chora by艂am z t臋sknoty, gdy sta艂 z dala ode mnie i nie mog艂am go dotkn膮膰. Ale ten ogie艅 we mnie wygas艂! - Westchn臋艂a. - Wiem, 偶e taki stan nie trwa艂by wiecznie, bo przecie偶 trudno przez ca艂e 偶ycie by膰 zakochanym do szale艅stwa. Ale przecie偶 co艣 z tego by pozosta艂o... A teraz wydaje mi si臋 taki obcy...
- Min臋艂y trzy lata, Ido. Dla ciebie on umar艂. Odnalaz艂a艣 szcz臋艣cie u boku innego m臋偶czyzny. To nie twoja wina. 呕ycie nie stoi w miejscu. Ma w贸wczas sens, kiedy zamiast zamartwia膰 si臋 wspomnieniami o tych, co na zawsze odeszli, staramy si臋 odnale藕膰 rado艣膰 w ka偶dym dniu. By艂oby inaczej, gdyby nie decyzja Ailo. On wie, 偶e przegra艂 swoje prawo, by czegokolwiek od ciebie 偶膮da膰.
- Dlaczego wi臋c co艣 nadal ka偶e mu mnie kocha膰?
- Dla niego ty nigdy nie umar艂a艣. Jeste艣 matk膮 jego dzieci. Piel臋gnowa艂 wspomnienia o tobie. Ci膮gle my艣la艂 o Idzie, kt贸r膮 zostawi艂 nad fiordem. Nie o tej, kt贸ra pod wp艂ywem zdarze艅 gwa艂townie doros艂a. Mo偶e tej nowej Idy wcale by nie pokocha艂 tak mocno. Powinna艣 da膰 mu szans臋 i porozmawia膰 z nim o tym... Ida zanurzy艂a d艂o艅 w nadal zimnej wodzie. Na lato trzeba jeszcze poczeka膰.
- Porozmawiam - obieca艂a. - Cho膰 troch臋 si臋 boj臋 swojej reakcji. Co b臋dzie, je艣li napadnie na mnie, zarzuci oskar偶eniami? Poczuj臋 si臋 bezbronna albo jego zrani臋. Ten strach we mnie jest tak silny, Knut, 偶e pragn臋 tylko jednego: wr贸ci膰 do domu.
- Ailo tak偶e si臋 boi - odpar艂 Knut i u艣miechn膮艂 si臋. - Nie m贸wi臋 tego po to, 偶eby艣 mia艂a jeszcze wi臋ksze wyrzuty sumienia, ale po to, by ci u艣wiadomi膰, 偶e z was dwojga ty jeste艣 silniejsza. Jest ci tak dobrze w nowym zwi膮zku, jak jemu nigdy nie b臋dzie. On i Anna Kajsa nie osi膮gn膮 takiej harmonii jak ty i Sedolf. Wy na pewno b臋dziecie jeszcze mieli dzieci. Oni nie. Was dwoje tyle 艂膮czy, nawet wyro艣li艣cie nad tym samym fiordem. Jeste艣cie do siebie podobni. Natomiast trudno sobie wyobrazi膰 bardziej odmienne osobowo艣ci jak Ailo i Anna Kajsa. Poza tym, 偶e oboje zostali mocno okaleczeni. Ty, Ido, masz si艂臋, kt贸rej brak Ailo. To jeden z najwspanialszych ludzi, jakich znam, ale jego ojcem by艂 Mikkal. Ailo odziedziczy艂 po ojcu jego s艂abo艣ci. Gdyby 偶ycie potoczy艂o si臋 inaczej, m贸g艂by je przezwyci臋偶y膰. Ale nie teraz. Mo偶e czujesz si臋 winna, Ido, poniewa偶 on tak chce?
- Mo偶e? - zastanowi艂a si臋.
S艂owa Knuta nie dawa艂y jej spokoju. Kiedy m臋偶czy藕ni wr贸cili ze spaceru, wzmog艂a czujno艣膰.
Ailo ni贸s艂 Mikkala na barana. Ma艂e r膮czki ch艂opca ufnie spoczywa艂y w ogorza艂ych d艂oniach. Mikkal bez trudu zaakceptowa艂 now膮 sytuacj臋. Nie rozumia艂, 偶e mali ch艂opcy rzadko miewaj膮 dw贸ch bliskich m臋偶czyzn: jednego, na kt贸rego m贸wi膮: 鈥瀟ata鈥, i drugiego, do kt贸rego zwracaj膮 si臋: 鈥瀘jcze鈥. Jemu wystarcza艂o, 偶e po艣wi臋caj膮 mu ca艂膮 swoj膮 uwag臋 i kochaj膮 go.
Malcy wr贸cili brudni, zm臋czeni i szcz臋艣liwi. Pewnie szybko zasn膮, pomy艣la艂a Ida, pozwalaj膮c Sedolfowi, by j膮 obj膮艂. Zwykle unika艂a demonstrowania na oczach Ailo, jak wielka za偶y艂o艣膰 艂膮czy j膮 z m臋偶em. Nie potrafi艂a traktowa膰 tej sytuacji r贸wnie naturalnie jak Sedolf, kt贸ry z Ailo zbli偶y艂 si臋 bardziej ni偶 ona. Sp臋dzali razem wiele czasu, du偶o rozmawiali.
Intrygowa艂o j膮, o czym. Sedolf, zapytany, twierdzi艂, 偶e nie o niej, nie mia艂a wi臋c prawa pyta膰 o nic wi臋cej.
Prosi膰 Sedolfa, 偶eby przekaza艂 Ailo, co jej le偶y na sercu, by艂oby tch贸rzostwem. Ida nigdy nie umia艂a ani te偶 nie lubi艂a wys艂ugiwa膰 si臋 innymi.
Mikkal wcale nie mia艂 ochoty rozstawa膰 si臋 z Ailo. Ida musia艂a uciec si臋 do podst臋pu, by wreszcie zechcia艂 przyj艣膰 do niej na r臋ce. O tym, by stan膮艂 na w艂asnych nogach, w og贸le nie by艂o mowy.
- Ma艂e n贸偶ki s膮 zm臋czone - wyja艣nia艂 z pe艂nym przekonaniem. - Jak chcesz, zapytaj tat臋 i ojca Ailo.
Ida nie mog艂a powstrzyma膰 si臋 od 艣miechu.
- Wierz臋 ci - zapewni艂a. - Ma艂e n贸偶ki zapewne za du偶o si臋 dzi艣 nabiega艂y, co?
Pokiwa艂 g艂ow膮 z powag膮.
- Jutro p贸jdziemy jeszcze dalej.
Mia艂 takie rumiane policzki i blask w oczach. Zrobi艂o jej si臋 偶al, 偶e ma艂a Raija nie do偶y艂a tej chwili. C贸偶, martwych dzieci nie trzeba uszcz臋艣liwia膰. One tego ju偶 nie potrzebuj膮.
Ida sta艂a z Mikkalem na korytarzu, niepewna i rozdarta. Sedolf wyczu艂 to i dyskretnie wycofa艂 si臋 do pokoju. Ailo jednak nie dostrzeg艂 tego, 偶e chce mu co艣 powiedzie膰, i musia艂a poprosi膰, 偶eby zosta艂.
- Ailo... Jego oczy szukaj膮ce jej, ale nie maj膮ce odwagi, by uchwyci膰 jej wzrok, tak jak zaledwie przed trzema laty. Od tamtej pory nauczy艂 si臋, 偶e bezpieczniej prosi膰, ni偶 przyst臋powa膰 od razu do rzeczy.
Ale by艂 w tych oczach cie艅 nadziei, kt贸ry rozrywa艂 zabli藕nione rany i sprawia艂, 偶e Ida czu艂a si臋 okropnie.
Nie poznawa艂a go. A przez niego nie poznawa艂a te偶 siebie samej.
- Musz臋 z tob膮 porozmawia膰 w cztery oczy. Mo偶esz?
- Dzi艣? - zdziwi艂 si臋, marszcz膮c czo艂o. Wygl膮da艂 na zdumionego.
Nie rozmawiali na osobno艣ci od pami臋tnego dnia, gdy zobaczy艂a go po raz pierwszy. Zawsze przebywali w towarzystwie Anny Kajsy i Sedolf a, jakby chronili si臋 grub膮 warstw膮 lodu.
Tak bardzo l臋kali si臋 siebie.
Ida pokiwa艂a g艂ow膮.
- Gdy si臋 艣ciemni - zdecydowa艂. - I dzieci ju偶 zasn膮.
- W altanie - doda艂a Ida, zupe艂nie bezwiednie. S艂ysza艂a sw贸j g艂os jakby z zewn膮trz. S艂ysza艂a s艂owa, kt贸rych wcale nie mia艂a zamiaru wypowiedzie膰.
Ailo przytakn膮艂, a przez jego zniekszta艂con膮 twarz przebieg艂o co艣 na kszta艂t u艣miechu.
- W altanie - obieca艂.
Ida poczu艂a na nowo strach. Na Hailuoto od dawna trwa艂a wiosenna odwil偶.
Warstwa lodu nie by艂a ju偶 taka gruba.
- Co takiego mo偶e si臋 zdarzy膰? - pyta艂 Sedolf, trzymaj膮c Id臋 w ramionach i wtulaj膮c twarz w jej w艂osy. Mikkal dawno ju偶 zasn膮艂. Powoli ciemno艣膰 wieczoru okrywa艂a wysp臋, z ka偶d膮 chwil膮 zatapiaj膮c j膮 coraz bardziej w czarnym mroku nocy. - Czego, na mi艂o艣膰 bosk膮, si臋 tu ba膰? - powt贸rzy艂.
Nie wiedzia艂a.
- B臋dziesz blisko domu. Je艣li chcesz, otworz臋 okno i b臋d臋 nas艂uchiwa艂. Gdyby艣 mnie potrzebowa艂a, wystarczy krzykn膮膰...
- To nie to... Przygarn膮艂 j膮 mocniej, by poczu艂a jego si艂臋 i bij膮ce od niego ciep艂o.
- Ailo nie rzuci si臋 na ciebie jak jaki艣 nieokrzesaniec - uspokaja艂 Id臋.
Nie tego si臋 obawia艂a.
- Nie potrzebujesz siedzie膰 i czuwa膰 przy otwartym oknie - powiedzia艂a tylko, cofaj膮c spocone d艂onie.
Sedolf, gdyby zauwa偶y艂, wy艣mia艂by j膮 pewnie dobrodusznie. By艂a teraz taka dra偶liwa, 偶e pewnie i to by j膮 zrani艂o.
- To nie twoja wina, Ido - zapewni艂 Sedolf, kt贸ry rozumia艂 wi臋cej, ni偶 mia艂 odwag臋 wyrazi膰 s艂owami. Wiedzia艂, 偶e nie mog膮 st膮d wyjecha膰, p贸ki Ida nie upora si臋 do ko艅ca z tym wszystkim, co wi膮偶e si臋 z Ailo. Zanim nie pozb臋dzie si臋 wyrzut贸w sumienia, kt贸re tak j膮 m臋cz膮 i niszcz膮 od 艣rodka.
Nie zas艂ugiwa艂a na to.
Ailo zreszt膮 te偶 tego nie chcia艂.
Oboje cierpieli. Byli jak pora偶eni. Nie dostrzegali, 偶e rani膮 tym swoich obecnych ma艂偶onk贸w. Nie potrafili zrzuci膰 ci臋偶aru z serca nawet dla dobra tych, kt贸rych kochali.
Musieli jednak w ko艅cu sami upora膰 si臋 ze swymi uczuciami i ostatecznie odci膮膰 si臋 od przesz艂o艣ci.
Sedolf niemal wyrzuci艂 Id臋 z domu wprost w czarn膮 czelu艣膰 nocy.
Otuli艂 j膮 du偶ym we艂nianym szalem. Na dworze nie by艂o tak zimno. Po艂o偶ywszy d艂onie na jej ramionach i patrz膮c na ni膮 z powag膮, rzek艂:
- Przesta艅 si臋 zadr臋cza膰, Ido. Kocham ci臋 niezale偶nie od wszystkiego. Id藕 tam i porozmawiaj z nim! Powiedz, co masz do powiedzenia, zr贸b, co trzeba, i nie l臋kaj si臋, jak to wygl膮da z zewn膮trz. Wyrzu膰 z siebie to, co ci臋 gn臋bi, to, co tak偶e dotyczy mnie. Nie ra艅 go po to, by rani膰. Ale je艣li b臋dziesz musia艂a, to trudno...
Ailo sta艂 odwr贸cony plecami do pa艂acu. Nie m贸g艂 widzie膰, jak nadchodzi, nic te偶 nie m贸g艂by uczyni膰, gdyby w og贸le nie przysz艂a. Po chrz臋艣cie kamyk贸w pozna艂, 偶e si臋 jednak nie rozmy艣li艂a.
Nie odwr贸ci艂 si臋, kiedy nacisn臋艂a klamk臋, a potem starannie zamkn臋艂a za sob膮 drzwi, jakby ich oboje chcia艂a zamkn膮膰 wewn膮trz altany.
Chwil臋 trwa艂o, nim przyzwyczai艂a wzrok do ciemno艣ci. Najpierw dostrzeg艂a bia艂y ko艂nierz i mankiety, potem kapelusz na stole.
Ida spodziewa艂a si臋 spotka膰 Ailo, do kt贸rego przywyk艂a. Niewiele r贸偶ni膮cego si臋 od m臋偶czyzny, kt贸rego po偶egna艂a w Skibom, nim wyruszy艂 na p艂askowy偶. Objuczonego sk贸rzanymi torbami pe艂nymi z艂ota przeznaczonego dla swoich wsp贸艂braci. M臋偶czyzn臋, kt贸ry mia艂 po ni膮 wr贸ci膰. Ubranego w sk贸rzane spodnie i sk贸rzany kaftan, w mi臋kkich kumagach, m臋偶czyzn臋, kt贸rego w艂osy i ubrania przesi膮kni臋te by艂y zapachem dymu z ogniska. Zreszt膮 na wyspie Ailo nadal ubiera艂 si臋 podobnie: w mi臋kkie spodnie ze sk贸ry, sk贸rzane buty do kolan i w star膮 znoszon膮 kurtk臋.
By艂 podobny do Ailo syna Mikkala.
Teraz jednak, gdy si臋 odwr贸ci艂, ledwie go pozna艂a. Na 艣nie偶nobia艂膮 koszul臋 mia艂 za艂o偶on膮 kamizel臋, a na to zarzucony surdut si臋gaj膮cy do po艂owy ud, rozszerzony od pasa. Obcis艂e spodnie wsun膮艂 do wysokich but贸w z wywini臋t膮 cholewk膮. Pachnia艂 sk贸r膮. W艂osy zaczesa艂 do ty艂u, twarz zakry艂 mask膮.
Prze艂kn臋艂a 艣lin臋. Brakowa艂o mu tylko blond peruki. Je艣li zale偶a艂o mu, 偶eby pokaza膰 jej zupe艂nie obcego Ailo, to odni贸s艂 zamierzony skutek.
Ida, cho膰 bardzo dba艂a o czysto艣膰, nagle poczu艂a si臋 nie艣wie偶o w sukni, kt贸r膮 mia艂a na sobie tak偶e poprzedniego dnia.
- Przysz艂a艣.
Kiwn臋艂a g艂ow膮 w milczeniu i nagle poczu艂a w duchu z艂o艣膰 na sam膮 siebie.
Nie da si臋 za艣lepi膰 ol艣niewaj膮c膮 powierzchowno艣ci膮! Wystarczaj膮co cz臋sto podgl膮da艂a ptasie gniazda, by wiedzie膰, 偶e piskl臋ta nie s膮 tak samo upstrzone jak skorupy jaj.
- Mam nadziej臋, 偶e nie czeka艂e艣 d艂ugo - odpar艂a. Jak obco brzmia艂y wymienione uprzejmo艣ci. Usiedli ci臋偶ko na 艂awie. Ailo wyj膮艂 z surduta jaki艣 dokument i po艂o偶y艂 na stole.
- Nie uda艂o mi si臋 uzyska膰 rozwodu - powiedzia艂. - Duchowny, z kt贸rym to za艂atwia艂em, by艂 nazbyt pryncypialny. Ale oto papier potwierdzaj膮cy m贸j zgon. Tyle uda艂o mi si臋 za艂atwi膰. Tylko nie m贸w o tym Annie Kajsie. Niech my艣li, 偶e wszystko jest tak, jak mia艂em nadziej臋 za艂atwi膰.
Ida nie zapyta艂a, od jak dawna ma ten dokument. Nie docieka艂a te偶, czy specjalnie go schowa艂, by jak najd艂u偶ej zatrzyma膰 j膮 i Mikkala na wyspie.
- Co do mnie czujesz, Ailo? - zapyta艂a zamiast tego. Na takie pytanie nie by艂 przygotowany.
- By艂a艣 moj膮 偶on膮 - odpowiedzia艂, gdy si臋 opanowa艂, starannie dobieraj膮c s艂owa. - No i jeste艣 matk膮 Mikkala.
Oboje doskonale zdawali sobie spraw臋, 偶e nie wyja艣ni艂 niczego poza tym, co by艂o najzupe艂niej oczywiste.
- Nadal mnie kochasz?
Odwr贸ci艂 si臋 do niej gwa艂townie. Uni贸s艂 r臋ce, jakby chcia艂 j膮 chwyci膰 w ramiona, ale nim jej dotkn膮艂, opu艣ci艂, je.
- O co ci chodzi? - zapyta艂 porywczo. - Zamierzasz mnie upokorzy膰, a potem podepta膰? - Opanowa艂 si臋. - Jeste艣 偶on膮 Sedolfa. Akceptuj臋 to. Nie pytaj mnie wi臋c o nic wi臋cej. Ja jestem m臋偶em Anny Kajsy i kocham j膮.
- Na sw贸j spos贸b? - zapyta艂a Ida niewinnie, ale w jej g艂osie pobrzmiewa艂 obcy ton, jakby by艂a z艂a na niego.
Nie rozumia艂, o co jej chodzi.
- Tak, na sw贸j spos贸b - odpar艂 ze z艂o艣ci膮, wyra藕nie si臋 broni膮c. Got贸w uderzy膰 pierwszy, gdyby uzna艂, 偶e jest atakowany.
- Czy podczas wypadku odnios艂e艣 takie rany, 偶e nie mo偶esz... kocha膰 si臋 z kobiet膮? Czy mo偶e ja jestem ci przeszkod膮?
Zapad艂a cisza.
Ailo opar艂 si臋 o 艣cian臋. Ty艂 g艂owy wspar艂 o ram臋 du偶ego okna ozdobionego barwnymi kwiatami, kt贸re w mroku przybra艂y r贸偶ne odcienie szaro艣ci.
- No c贸偶, spodnie si臋 na mnie nie pali艂y - odrzek艂 w ko艅cu z najwi臋ksz膮 niech臋ci膮. - Twoja osoba nie ma z tym nic wsp贸lnego. Do diab艂a, Ido, co ci臋 to w og贸le obchodzi? Nie masz prawa...
- ...zadawa膰 tobie takich pyta艅? - odetchn臋艂a z dr偶eniem. - Owszem, u licha, mam prawo! Skoro ty dajesz mi do zrozumienia, 偶e jestem wszystkiemu winna, to ja mam wszelkie prawo pozna膰 ca艂膮 prawd臋!
- Nigdy nawet s艂owem nie wspomnia艂em...
- Nie, s艂owem nie - przyzna艂a Ida, k艂ad膮c ch艂odn膮 d艂o艅 na jego 艣ci艣ni臋tej pi臋艣ci, od kt贸rej bi艂o gor膮co. - Ale my艣lisz tak, czuj臋 to. Czuj臋 twoje ukradkowe spojrzenia i poematy, jakie l臋gn膮 si臋 w twojej g艂owie. Chyba nie zaprzeczysz?
Ida nie mia艂a poj臋cia, sk膮d bierze si臋 u niej taki spok贸j, jak uda艂o jej si臋 ostudzi膰 emocje. To si臋 sta艂o jakby poza ni膮.
- Po tym wypadku mia艂em kobiety - rzuci艂 zm臋czony, strasznie wyczerpany. - Ale gardzi艂em nimi, najch臋tniej bym je zabi艂. Tyle nagromadzi艂o si臋 we mnie nienawi艣ci. P贸藕niej nie by艂o wcale lepiej. Przepe艂nia艂a mnie przera藕liwa, martwa pustka. Potem pustk臋 zast膮pi艂o cierpienie. Straci艂em ochot臋 na kobiety, Ido. Nie potrzebuj臋 ich w taki spos贸b. Mog臋 si臋 bez nich oby膰 i mimo to 偶y膰 pe艂nowarto艣ciowym 偶yciem.
Ida mo偶e by uwierzy艂a w te s艂owa, gdyby dotyczy艂y innej osoby, nie Ailo.
- Anna Kajsa i ja pod tym wzgl臋dem pasujemy do siebie - zapewni艂 zraniony do 偶ywego, udaj膮c, 偶e si臋 艣mieje. - Ona, skrzywdzona i zbrukana, i ja, impotent.
Ida wiedzia艂a o Annie Kajsie. 呕ona Ailo bezbarwnym g艂osem z twarz膮 pozbawion膮 wyrazu opowiedzia艂a Idzie o swoim dzieci艅stwie, m艂odo艣ci, o ca艂ym swoim 偶yciu w cierpieniu, strachu i poni偶eniu.
- Sam nie wierzysz, w to co m贸wisz - rzuci艂a hardo. - Tak naprawd臋 wydaje ci si臋, 偶e pr贸cz mnie nie potrafisz si臋 kocha膰 z 偶adn膮 inn膮 kobiet膮.
- Przysz艂a艣 tu, 偶eby przekona膰 mnie, 偶e z tob膮 mog臋? - zapyta艂 r贸wnie bezceremonialnie. - Czy偶by 偶ona Sedolfa przyby艂a tu, by si臋 ze mn膮 przespa膰?
Ida pokr臋ci艂a g艂ow膮.
- Dobrze wiesz, Ailo, 偶e nie potrafi艂abym. A ty nie jeste艣 takim prostakiem, by mnie do tego nak艂ania膰. Nigdy nie by艂e艣. Nie chc臋 jednak, 偶eby艣 przez reszt臋 偶ycia chowa艂 si臋 w skorupie cierpienia. Bo wierz臋, 偶e potrafisz 偶y膰 pe艂ni膮 偶ycia.
Ida nic nie wspomnia艂a o swojej rozmowie z doktorem Bergforsem, kt贸ry ostatnio go艣ci艂 na wyspie, ani o tym, jakie jest jego zdanie na ten temat. Uzna艂a, 偶e Ailo nie musi zna膰 wszystkich szczeg贸艂贸w.
- Dlaczego wi臋c nie mieli艣my odwagi porozmawia膰 ze sob膮 szczerze? - zapyta艂a.
- Zabli藕nione rany na nowo zacz臋艂yby krwawi膰 - odpar艂 g艂osem pozbawionym wyrazu, przygotowany na takie pytanie.
- A mo偶e obawiali艣my si臋, 偶e osoby, kt贸re zachowali艣my w pami臋ci, nie s膮 ju偶 takie same jak dawniej? - dr膮偶y艂a Ida i sama sobie na to odpowiedzia艂a: - Ja si臋 ba艂am ujrze膰 twoj膮 gorycz. 艢miertelnie si臋 l臋ka艂am spotka膰 zgorzknia艂ego Ailo. Nie chc臋 wraca膰 do domu z przekonaniem, 偶e ci臋 unieszcz臋艣liwi艂am. Chc臋, 偶eby艣 偶y艂 szcz臋艣liwie, Ailo.
Za艣mia艂 si臋 chrapliwie.
- Szcz臋艣liwie? - powt贸rzy艂, wpatruj膮c si臋 w Id臋. - Szcz臋艣liwie, Ido c贸rko Reijo?
Potrz膮sn膮艂 g艂ow膮, ale przesta艂 si臋 艣mia膰. Ten pozbawiony rado艣ci 艣miech dra偶ni艂 jej uszy i sprawia艂 b贸l wi臋kszy ni偶 to wszystko, co do tej pory zosta艂o powiedziane.
- Zawsze by艂a艣 obdarzona fantazj膮, moja droga. Zostawmy lepiej t臋 spraw臋.
- Owszem, mam bogat膮 wyobra藕ni臋 - zareagowa艂a z wyj膮tkowym jak na siebie spokojem, bo gwa艂towne s艂owa, jak zrozumia艂a, bardzo go rani艂y. - Ale mam co艣 jeszcze. Co艣, z czego nie zdawa艂am sobie sprawy, p贸ki ci臋 nie straci艂am. Mo偶e by艂am zbyt m艂oda, by to odkry膰, a mo偶e po prostu zbyt ma艂o wycierpia艂am, by dostrzec 艂zy u innych ludzi. 呕eby to zrozumie膰, trzeba samemu co艣 prze偶y膰. Nikt ci tego nie jest w stanie wyt艂umaczy膰. O tym, 偶e jestem obdarzona wyj膮tkowym darem, powiedzia艂 mi noaida z twojej sity, a taki by艂 przy tym uroczysty, 偶e nie wy艣mia艂am go, cho膰 bardzo mnie rozbawi艂...
Ailo mimowolnie tak偶e si臋 u艣miechn膮艂, przypomniawszy sobie szamana, kt贸rego tak trafnie opisa艂a Ida.
- Powiedzia艂, 偶e drzemi膮 we mnie zdolno艣ci, kt贸rych istnienia wcale si臋 nie domy艣lam. Z czasem poj臋艂am, o czym m贸wi艂. Bo ja naprawd臋 wyczuwam nastroje, wyczuwam, co tkwi w drugim cz艂owieku. Nie znaczy to, 偶e potrafi臋 czyta膰 w cudzych my艣lach, nie. Po prostu jestem wra偶liwa na uczucia tak jak inni na zapachy. W twoim przypadku jest mi o tyle 艂atwiej, 偶e zna艂am ci臋 kiedy艣 lepiej ni偶 kogokolwiek innego.
- Ja za艣 widz臋 ci臋, jak by艂a艣 m艂odziutka - odezwa艂 si臋 chrapliwie. - Widz臋 ciebie tak膮, jaka by艂a艣, gdy ci臋 pokocha艂em... gdy ty mnie pokocha艂a艣.
- Czy wygl膮dam tak samo? - zapyta艂a Ida g艂osem kobiety, kt贸rej nie zna艂.
- Tak.
- Mia艂e艣 odwag臋 mi si臋 przyjrze膰? - zdziwi艂a si臋.
- Wygl膮dasz wci膮偶 tak samo - zapewni艂 i doda艂: - Nie my艣l, 偶e m贸wi臋 tak, by ci pochlebia膰. Mo偶e gdy o tobie rozmy艣la艂em, bra艂em pod uwag臋, 偶e doros艂a艣, dlatego teraz wydaje mi si臋, 偶e wygl膮dasz jak wtedy... - Jego 艣miech zazgrzyta艂 w艣r贸d szklanych ukwieconych 艣cian. - Nie b臋d臋 ci臋 pyta艂, czy ja tak偶e wygl膮dam jak kiedy艣, bo nigdy nie umia艂a艣 k艂ama膰.
- A mo偶e przez te lata nauczy艂am si臋? - odpowiedzia艂a cicho. - Mo偶e 偶ycie mnie do tego zmusi艂o? Nie jestem t膮 Id膮, od kt贸rej odjecha艂e艣. Zmieni艂am si臋 nie tylko dlatego, 偶e przesta艂am ci臋 kocha膰. Nie dlatego, 偶e pokocha艂am Sedolfa. Zmieni艂am si臋 z tysi膮ca innych powod贸w. Przede wszystkim dlatego, 偶e 偶y艂am bez ciebie.
- Ja nie przesta艂em ci臋 kocha膰 - wyzna艂 Ailo wreszcie. - Mo偶e tak偶e si臋 zmieni艂em... tak, na pewno si臋 zmieni艂em. Ale nie przesta艂em ci臋 kocha膰.
- Mnie? - zapyta艂a Ida, modl膮c si臋 w duchu, 偶eby teraz nie opu艣ci艂a jej odwaga. Uda艂o jej si臋 w ko艅cu sprowokowa膰 szczer膮 rozmow臋, mimo 偶e rany nadal piek艂y. Taka chwila mog艂a si臋 nie powt贸rzy膰. - Czy mo偶e kochasz marzenie o mnie?
Z b贸lem u艣wiadomi艂 sobie, 偶e ma racj臋. Nie wiadomo, czy zdo艂a艂by do tego doj艣膰 sam, gdyby go nie zmusi艂a do spojrzenia w g艂膮b siebie. Anna Kajsa mo偶e dostrzega艂a to, ale ona nie by艂aby w stanie zada膰 mu cierpienia, jakie wi膮za艂o si臋 z samopoznaniem.
- Ciebie tu nie by艂o...
W艂a艣nie, mia艂a Ida na ko艅cu j臋zyka, ale powstrzyma艂a si臋. Nie prosi艂a go o t臋 rozmow臋, 偶eby go zrani膰. Nie o to chodzi艂o. Ludzie, kt贸rych 艂膮czy艂o tak wielkie uczucie, powinni umie膰 rozmawia膰 ze sob膮, nie zadaj膮c sobie b贸lu.
- Marzy艂e艣 o tym, 偶eby si臋 ze mn膮 kocha膰? - spyta艂a.
Ailo wyprostowa艂 si臋 i popatrzy艂 na ni膮. Pami臋ta艂, 偶e zawsze by艂a bezpo艣rednia, nigdy jednak do tego stopnia obcesowa.
- Marzy艂e艣?
- Oczywi艣cie!
- Podnieca ci臋 to? Budzi twoj膮 m臋sko艣膰?
- Kobieto, do licha, o co pytasz? Odwr贸ci艂 si臋, uciekaj膮c wzrokiem.
- Nie potrzebujesz mi odpowiada膰 - rzek艂a dr偶膮cym g艂osem. - Chc臋, 偶eby艣 sam sobie odpowiedzia艂 na to pytanie, 偶eby艣 si臋 zdoby艂 na szczero艣膰 wobec samego siebie.
Cisza.
Zdawa艂o si臋, 偶e powietrze wok贸艂 nich zg臋stnia艂o. C贸偶 w og贸le mo偶na rzec w takiej chwili?
Ida nieoczekiwanie obj臋艂a Ailo ramionami. Chcia艂 j膮 odepchn膮膰, ale przytrzyma艂a go mocno. Zesztywnia艂. Niech臋tny. D艂ugo walczy艂 ze sob膮, nie chc膮c ulec pokusie, wreszcie przesun膮艂 d艂onie po szczup艂ej talii Idy i spl贸t艂 za jej plecami.
- Czego ty chcesz ode mnie, kobieto? - zapyta艂.
- Poca艂uj mnie! - poprosi艂a stanowczo.
- Czym? - za艣mia艂 si臋 g艂ucho, niepewnie. Ida pochyli艂a wargi i wzdrygn臋艂a si臋 lekko, kiedy dotkn臋艂a tego, co pozosta艂o z jego ust.
Przypomnia艂a sobie poca艂unki z m艂odo艣ci, kt贸re wprawia艂y j膮 w oszo艂omienie, w kt贸rych najch臋tniej utopi艂aby si臋.
Poca艂owa艂a go intensywnie. W my艣lach sta艂a si臋 na powr贸t Id膮 sprzed lat. T膮, kt贸ra ca艂ym sercem kocha艂a ch艂opca imieniem Ailo.
D艂ugo nie wypuszcza艂a go z obj臋膰.
Wreszcie j膮 odsun膮艂 i dysz膮c ci臋偶ko, opar艂 stop臋 o 艂awk臋 i opar艂 czo艂o o kolano. Dopiero gdy z艂apa艂 r贸wny oddech, odezwa艂 si臋.
Idzie by艂o to na r臋k臋, bo i jej nie艂atwo by艂o uciszy膰 oszala艂e bicie serca. Ciemno艣ci i wspomnienia bywaj膮 niebezpieczn膮 pu艂apk膮. Reakcje cia艂a k艂贸c膮 si臋 czasem z rzeczywistymi uczuciami.
- Przekona艂a艣 mnie - rzek艂 w ko艅cu, z trudem odzyskuj膮c g艂os. - Mo偶e ty tak偶e nauczy艂a艣 si臋 lepiej k艂ama膰. C贸偶, zaczynam ci powoli wierzy膰. W ka偶dym razie znakomicie udawa艂a艣...
- Rozumiesz dlaczego? - zapyta艂a Ida, nie b臋d膮c w stanie spojrze膰 mu w twarz.
Tak naprawd臋 wcale nie by艂a z siebie taka dumna.
- Chyba si臋 domy艣lam. Nie wiem, czy masz racj臋. By膰 mo偶e rzeczywi艣cie przeszkod膮 s膮 mi wspomnienia, mo偶e gniew, a mo偶e gorycz...
- Spr贸bujesz to przezwyci臋偶y膰? - zapyta艂a Ida. - Zr贸b to dla Anny Kajsy!
Nie rozumia艂.
- Ona jest kobiet膮 - wyja艣ni艂a. - Zbrukan膮, wykorzystan膮 i upokorzon膮. Mo偶e jednak mi艂o艣膰 czu艂ego m臋偶czyzny wr贸ci jej poczucie bezpiecze艅stwa. Mo偶e i ona nauczy si臋 czerpa膰 rado艣膰 z cielesnej blisko艣ci.
Ailo nic nie powiedzia艂, nie by艂 w stanie. Ida mia艂a niezwyk艂膮 zdolno艣膰 zadziwiania ludzi. Jako osoba doros艂a bardziej nawet ni偶 jako podlotek, najm艂odsza spo艣r贸d rodze艅stwa w chacie na cyplu.
Ile naprawd臋 wiedzia艂a, a ile si臋 domy艣li艂a, wola艂 nie zgadywa膰.
- Nie m贸g艂bym ci臋 teraz posi膮艣膰 - przyzna艂 powoli. Dziwne, ale musia艂 jej to powiedzie膰. Bo to, co si臋 sta艂o, zupe艂nie odbiega艂o od marze艅, jakie snu艂. Od obraz贸w, jakie podsuwa艂a mu wyobra藕nia. Czego艣 ca艂kiem innego spodziewa艂 si臋 po chwili, w kt贸rej m贸g艂by j膮 trzyma膰 w ramionach.
Czego艣 zupe艂nie innego.
- Zapali艂o si臋 i zgas艂o - ci膮gn膮艂. - Jak sucha kora na wilgotnej ga艂臋zi. Sp艂on臋艂a tylko zewn臋trzna warstwa.
- ...a ogie艅 zgas艂 - doko艅czy艂a Ida z g艂臋bokim smutkiem.
- To koniec naszej mi艂o艣ci.
Gdyby kto艣 stara艂 si臋 mu to na si艂臋 wyperswadowa膰, nie uwierzy艂by. Zaakceptowa艂 to tylko dlatego, 偶e sam do艣wiadczy艂.
- Nie bez b贸lu przyznaj臋 ci racj臋 - rzek艂a Ida. Dopiero teraz zauwa偶y艂, 偶e p艂aka艂a. Przez ca艂y czas tak bardzo by艂 zaabsorbowany sob膮, tak g艂臋boko wnikn膮艂 w siebie, 偶e nie dostrzeg艂, jak Ida to prze偶ywa.
G艂adz膮c palcem delikatn膮 sk贸r臋 wok贸艂 oczu Idy, wytar艂 艂zy. 呕artobliwie z艂apa艂 j膮 za nos. Dawno temu, kiedy ich uczucie dopiero si臋 budzi艂o i wszystko by艂o dla nich takie nowe, w艂a艣nie tak cz臋sto 偶artowali.
Najpierw osuszyli sobie nawzajem twarze z 艂ez, a potem u艣ciskali si臋 mocno.
- Niekt贸rych rzeczy nigdy si臋 nie zapomni - powiedzia艂 Ailo z u艣miechem. - Nie p艂acz, Ido. By艂em 艣lepy i piel臋gnowa艂em w sobie cierpienie. Ale to minie...
Spojrzeli na siebie. Siedzieli, trzymaj膮c si臋 za r臋ce, i p艂akali oboje, ale w ko艅cu p艂acz zamieni艂 si臋 w 艣miech. A kiedy wreszcie uwolnili d艂onie, oboje wiedzieli na pewno, 偶e to koniec. Dla obojga by艂o to ci臋偶kim prze偶yciem, ale pogodzili si臋 z tym.
Cierpieli, ale chyba dopiero teraz byli gotowi zn贸w 偶y膰 naprawd臋 szcz臋艣liwie.
Powr贸t do domu trwa艂 r贸wnie d艂ugo jak wyprawa do Finlandii. Mieszka艅cy Hailuoto uczynili, co w ich mocy, by im pom贸c.
Do trakt贸w na p贸艂noc od Ylitornio dotarli wozem powo偶onym przez wo藕nic臋, dalej Ida, Sedolf i Mikkal musieli ju偶 sobie radzi膰 sami. William zatroszczy艂 si臋 o trzy konie dla nich: dw贸ch dosiadali, a jeden d藕wiga艂 baga偶e. W贸z w tamtych stronach pozbawionych dr贸g na niewiele by si臋 zda艂.
Cierpliwie poczekali, a偶 na dobre zago艣ci lato. Ruszaj膮c wcze艣niej, ryzykowali, 偶e utopi膮 si臋 gdzie艣 na rozmok艂ych bagnistych 艂膮kach na pustkowiu. Zwyci臋偶y艂 wi臋c rozs膮dek.
W drodze powrotnej na szcz臋艣cie nie musieli walczy膰 ze 艣nie偶nymi zawieruchami i mrozem. Nie potrzebowali te偶 prosi膰 si臋 o dach nad g艂ow膮. W rozstawianym na noc namiocie by艂o im przytulnie jak w domu. Oczywi艣cie bez wyg贸d, do jakich przywykli przez ostatnie miesi膮ce, ale zarazem oczyszczaj膮ce.
Najbardziej im jednak dokucza艂y komary i niezliczone ilo艣ci owad贸w, kt贸rych nazw nawet nie potrafili wymieni膰. Mimo 偶e nasta艂a pora bia艂ych nocy, wieczorami 艣ciemnia艂o si臋 od g臋stego roju owad贸w.
Kieruj膮c si臋 na p贸艂noc, mijali lasy sosnowe, kt贸re zdawa艂y si臋 nie mie膰 kresu, lasy li艣ciaste tak g臋ste, 偶e trzeba je by艂o omija膰 szerokim 艂ukiem. Potoki i strumyki p艂yn臋艂y wartko w miejscach, kt贸re zim膮 tworzy艂y nieogarnion膮 bia艂膮 p艂aszczyzn臋.
- Ka偶da pora roku ma sw贸j urok - stwierdzi艂 Sedolf, kiedy po ca艂ym dniu okr膮偶ania trz臋sawiska, bia艂ego od kwitn膮cych teraz moroszek, znale藕li miejsce na post贸j.
Ida jednak nie dostrzega艂a uroku w dniu, kt贸ry min膮艂. Zaciska艂a z臋by a偶 zgrzyta艂o, 偶eby si臋 nie rozp艂aka膰. Zadziwiaj膮ce, jak cz艂owiek mo偶e si臋 nauczy膰 powstrzymywa膰 艂zy. Wystarczy troch臋 po膰wiczy膰.
W艂a艣ciwie nie wiedzieli, kiedy znale藕li si臋 na ojczystej ziemi. Wytyczone daleko st膮d, w stolicy Danii, graniczne linie na mapie, na rozleg艂ym pustkowiu by艂y praktycznie niezauwa偶alne.
Trwaj膮cy wiele lat sp贸r o Finnmark zosta艂 ostatecznie rozwi膮zany w 1751 roku.
Pomi臋dzy Szwecj膮 a monarchi膮 du艅sko - norwesk膮 d艂ugo toczy艂y si臋 rokowania dotycz膮ce prawa do ziem na p贸艂nocy. W ka偶dej ze stolic ca艂kowicie odmiennie interpretowano kwestie graniczne. Ziemi臋 niczyj膮 na p贸艂noc od Torne, Japo艅skie pastwiska Kemi, a tak偶e te na po艂udnie od wybrze偶a oceanu oba kr贸lestwa traktowa艂y jako swoj膮 w艂asno艣膰. Niekt贸rzy mieszka艅cy tamtych stron do艣wiadczyli nie raz, 偶e maj膮 dw贸ch kr贸l贸w - tak im przynajmniej t艂umaczyli n臋kaj膮cy ich poborcy podatkowi.
Trudno jednak by艂o wytyczy膰 granice tam, gdzie ko艅czy艂y si臋 rzeki, kt贸re mog艂y stanowi膰 naturaln膮 lini臋 graniczn膮.
Sytuacja kszta艂towa艂a si臋 tak, 偶e Szwedzi wytyczali w艂asn膮 granic臋, a poddani monarchy du艅skiego swoj膮. Szwecja pr贸bowa艂a udowodni膰 swoje prawo do morza. Zosta艂 odgrzebany stary traktat z Dani膮 z 1613 roku, z kt贸rego zapis贸w wynika艂o, 偶e Dania zrzek艂a si臋 na rzecz Szwecji trzydziestokilometrowego odcinka wybrze偶a pomi臋dzy Tysfjord i Varanger.
Ale Dania nie zamierza艂a odda膰 ani pi臋dzi swego terytorium na p贸艂nocy. Szwecja pod 偶adnym pozorem nie mog艂a uzyska膰 dost臋pu do morza.
Finnmark stanowi艂 terytorium du艅sko - norweskie.
Kr贸lestwo Danii i Norwegii wygra艂o wszystkie swoje 偶膮dania w sprawach granicznych w Finnmarku. Szwecja nie zdoby艂a dost臋pu do morza.
Pa艅stwo szwedzkie zrezygnowa艂o z 偶膮da艅 granicznych na terenach p贸艂nocy, o kt贸re przez stulecia toczy艂o spory i wojny z Dani膮.
W 1751 roku zosta艂 podpisany traktat, w kt贸rym ostatecznie ustalono granice mi臋dzy Szwecj膮 a monarchi膮 du艅sko - norwesk膮.
Pozosta艂a kwestia granicy wschodniej, ale ani kr贸l du艅ski, ani monarcha szwedzki nie chcieli irytowa膰 pot臋偶nego s膮siada na wschodzie.
Nie od razu wzniesiono s艂upy graniczne. Planowano, 偶e roboty rozpoczn膮 si臋 w rok po zawarciu traktatu i potrwaj膮 oko艂o siedmiu lat.
Tymczasem wytyczanie granicy ci膮gn臋艂o si臋 lat pi臋tna艣cie i zosta艂o zako艅czone dopiero w 1767 roku. W tym czasie zreszt膮 powsta艂o dwadzie艣cia siedem r贸偶nych map tego obszaru.
Ale zwyk艂y, przeci臋tny cz艂owiek w臋druj膮cy po tym pustkowiu nie zauwa偶a艂 偶adnych granic. Czu艂 si臋 cz臋艣ci膮 rozleg艂ej p贸艂nocnej krainy poro艣ni臋tej wrzo艣膰cem, pokrytej trz臋sawiskami, urozmaiconej jeziorkami, g贸rami i lasami. Spotykani po drodze w臋drowcy m贸wili r贸偶nymi j臋zykami, ale nikomu to nie przeszkadza艂o.
Dopiero kiedy oczom Idy i Sedolf a ukaza艂y si臋 g贸ry, domy艣lili si臋, 偶e dotarli ju偶 do Norwegii. Byli pewni, 偶e w dole pomi臋dzy wzniesieniami le偶y fiord. Mimo 偶e nasta艂a pora nocy, zdecydowali si臋 kontynuowa膰 w臋dr贸wk臋, p贸ki starczy im si艂. Postanowili rozbi膰 ob贸z dopiero, gdy ju偶 b臋d膮 bardzo zm臋czeni.
Idzie serce mocniej zabi艂o na my艣l, 偶e wnet zn贸w poczuje w nozdrzach zapach s艂onej wody. A kiedy s艂o艅ce zabarwi艂o r贸偶owoczerwonym blaskiem szczyty, odnios艂a wra偶enie, 偶e chwyci艂a w d艂onie kawa艂ek nieba.
Ukl臋kn臋艂a we wrzosach i zap艂aka艂a nad tym najbardziej swojskim ze wszystkich 艣wiate艂. Mikkal straci艂 orientacj臋, kiedy jest dzie艅, a kiedy noc. Biega艂 dooko艂a roze艣miany, pragn膮c si臋 podzieli膰 wszystkim, co nowe, z Karlem i Henrikiem, a tak偶e z ojcem Ailo.
Wok贸艂 niego wznosi艂y si臋 ciemne skaliste szczyty. Rzeka sp艂ywa艂a urwistym stromym zboczem ku fiordowi. Sk膮d m贸g艂 wiedzie膰, 偶e tu zaczyna si臋 dom? Tak d艂ugo bawili na Hailuoto, 偶e przywyk艂 do tamtych okolic.
Ida p艂aka艂a wzruszona s艂o艅cem bia艂ej nocy, p艂aka艂a ogarni臋ta 偶a艂o艣ci膮, 偶e Mikkal ju偶 nie podzieli si臋 wszystkimi nowinami z Ailo, p艂aka艂a wreszcie nad samym Ailo, a tak偶e nad tymi, kt贸rych zostawili w Finlandii, a kt贸rych ju偶 pewnie nigdy nie zobacz膮.
U kresu tej podr贸偶y ogarn膮艂 Id臋 straszliwy smutek.
- Nie p艂acz, kochana - 偶artowa艂 Sedolf. - Fiord jest wystarczaj膮co s艂ony.
Usiad艂 przy niej na niewielkim pag贸rku. Zerwa艂 par臋 wrzos贸w i pe艂n膮 gar艣膰 bor贸wek. Przygryzaj膮c swojsk膮 艂ody偶k臋, popatrzy艂 na 偶on臋 z lekkim u艣miechem i doda艂 na wp贸艂 偶artobliwie:
- Pomy艣l lepiej, 偶e ju偶 koniec tej laby. Teraz przyjdzie ci samej szorowa膰 do bia艂o艣ci pod艂ogi. I to na kolanach, kt贸re odzwyczai艂y si臋 od kl臋czenia na deskach i zrobi艂y bardzo delikatne. Obawiam si臋, 偶e zetr膮 si臋 do krwi! Poza tym czeka ci臋 zn贸w codzienny obrz膮dek, zn贸w w艂osy przejd膮 ci zapachem gnoju, bo jak zwykle zawieruszy ci si臋 gdzie艣 chustka na g艂ow臋. B臋dziesz si臋 zrywa膰 w przera藕liwie ch艂odne poranki, by napali膰 w piecu. Czeka nas ca艂kiem nowe 偶ycie r贸偶ni膮ce si臋 zasadniczo od leniuchowania na wyspie, do kt贸rego nas chcieli przyzwyczai膰. Prawda?
Z艂apa艂 j膮 za r臋k臋 i przy艂o偶y艂 do swojego zaro艣ni臋tego policzka.
- Sk贸ra jak jedwab, co? - u艣miechn膮艂 si臋 i poca艂owa艂 jej d艂o艅, tak jak m臋偶czy藕ni witaj膮 kobiety w 艣wiecie Mai. Spojrza艂 na ni膮 uwodzicielsko, jakby chcia艂 przeci膮gn膮膰 t臋 chwil臋, po czym cmokn膮艂 i doda艂: - Nikt by nie pomy艣la艂, 偶e jeste艣 wie艣niaczk膮 z Ruiji. Ale nie martw si臋, m贸j aniele, wszystko wr贸ci do normy. Tydzie艅 w domu i zn贸w twoje r臋ce b臋d膮 czerwone i spierzchni臋te jak u ka偶dej porz膮dnej gospodyni!
Ida nie potrafi艂a powstrzyma膰 si臋 od 艣miechu.
艁zy przesta艂y jej p艂yn膮膰. Sedolf zawsze wiedzia艂, jak odgoni膰 ponure my艣li 偶ony i sprawi膰, by pogodniej spojrza艂a na 艣wiat.
- Zatrzymamy si臋 tu na noc? - zapyta艂. - Czy jedziemy dalej, by jak najpr臋dzej po艂o偶y膰 si臋 w 艂o偶u, do kt贸rego ju偶 od zimy tak t臋skni臋?
Ida nie mia艂a 偶adnych w膮tpliwo艣ci, dokonuj膮c wyboru. Do domu wprawdzie mieli jeszcze kawa艂ek drogi, jej jednak zdawa艂o si臋 tak blisko, 偶e szkoda by艂o czasu na rozbijanie obozu.
- Zjemy tutaj, a potem ruszymy w dalsz膮 drog臋 - zadecydowa艂a.
Sedolf bynajmniej nie zamierza艂 protestowa膰. Dlatego te偶, kiedy ju偶 zjedli ugotowan膮 na mi臋sie zup臋 i przegry藕li pajdami czarnego chleba grubo posmarowanymi mas艂em, skierowali si臋 w d贸艂 ciasn膮 dolin膮 w stron臋 fiordu Lyngen.
Do domu.
Idzie wszystko 艣piewa艂o w duszy.
Nad ranem zobaczyli swoje gospodarstwo, znajom膮 chat臋 i krowy pas膮ce si臋 na 艂膮ce. Sedolf wi贸z艂 przed sob膮 na siodle 艣pi膮cego ch艂opca. Juczny ko艅 kroczy艂 niespiesznie za nimi.
Jechali powoli, pozwalaj膮c zwierz臋tom decydowa膰 o tempie. Przecie偶 bez nich nie daliby rady. Tyle zd膮偶yli si臋 nauczy膰 podczas zimowej wyprawy do Finlandii.
Ida nie mia艂a cierpliwo艣ci czeka膰, a偶 ko艅 leniwie docz艂apie na miejsce. Nie mog艂a usiedzie膰 na ko艅skim grzbiecie i obserwowa膰 ze spokojem powi臋kszaj膮ce si臋 w oczach zabudowania.
Pu艣ci艂a wi臋c konia luzem, bez obawy 偶e ucieknie. By艂a pewna, 偶e pod膮偶y za pozosta艂ymi. Zwierz臋ta czu艂y, 偶e gdy tylko dotr膮 do zabudowa艅, otrzymaj膮 wod臋 i poskubi膮 sobie zielonej trawy.
Sama za艣 ruszy艂a biegiem, z przyjemno艣ci膮 rozprostowuj膮c nogi po d艂ugiej je藕dzie. Zn贸w mkn臋艂a przez 艂膮ki i swojskie pag贸rki poro艣ni臋te traw膮.
Poczu艂a w nozdrzach znajomy zapach sosny, 偶ywiczn膮 wo艅 wiecznie zielonego drzewa, kt贸re w poszukiwaniu wody zapu艣ci艂o g艂臋boko korzenie.
Nawet sobie nie u艣wiadamia艂a, jak bardzo t臋skni艂a do widoku i zapachu sosen porastaj膮cych p艂aski teren nad rzek膮 uchodz膮c膮 do fiordu. Teraz, gdy ujrza艂a swojski obrazek po tak d艂ugiej nieobecno艣ci, serce 艣cisn臋艂o si臋 jej ze wzruszenia.
Bieg艂a co sil w nogach, czuj膮c w ustach smak krwi. Po wielu dniach sp臋dzonych na ko艅skim grzbiecie jej cia艂o by艂o zm臋czone. By艂a 艣pi膮ca po ca艂ym dniu i nocy jazdy w艂a艣ciwie bez odpoczynku. Poza tym zacz膮艂 jej doskwiera膰 g艂贸d. Ale jakie偶 to wszystko mia艂o znaczenie w por贸wnaniu z tym, 偶e wr贸ci艂a do domu?
Czu艂a wzruszenie, stawiaj膮c stopy na w艂asnej ziemi. Ogarn膮艂 j膮 nastr贸j niemal r贸wnie podnios艂y jak w ko艣ciele.
Zauwa偶y艂a, 偶e drzwi do obory s膮 otwarte, wi臋c by nie traci膰 czasu, tak samo jak w贸wczas, gdy by艂a ma艂膮 dziewczynk膮, nie otworzy艂a furtki, lecz przeskoczy艂a przez p艂ot. Podwin臋艂a sp贸dnic臋 a偶 do bioder i bardziej czu艂a, ni偶 s艂ysza艂a 艣miech Sedolfa. Mog艂a sobie wyobrazi膰, jak sobie z niej pokpiwa.
鈥Ido, takie zachowanie nie uchodzi w kr臋gach fi艅sko - szwedzkiej arystokracji! Wytworna m艂oda dama przeskakuje przez p艂ot? A fe!鈥
I mia艂by oczywi艣cie racj臋.
Z pewno艣ci膮 nie umia艂aby si臋 zachowa膰 na salonach. Szybko zdemaskowano by j膮 jako siostr臋 nieokrzesanej 偶ony Williama Runefelta.
Nie by艂a stworzona do wystawnego 偶ycia.
Bo偶e, naprawd臋 jestem w domu, pomy艣la艂a Ida, czuj膮c znajomy zapach obory i zapach zwierz膮t.
- Tato! - wykrzykn臋艂a rado艣nie zupe艂nie jak wtedy, gdy by艂a ma艂膮 dziewczynk膮 i bieg艂a na 艂eb na szyj臋 na cypel, 偶eby opowiedzie膰 okrooopnie wa偶ne nowiny. - Tato, wr贸cili艣my!
Reijo Kesaniemi wybieg艂 nie mniej raptownie i w otwartych drzwiach obory porwa艂 w ramiona swoj膮 c贸rk臋, nie dowierzaj膮c, 偶e 艣ciska w obj臋ciach t臋, kt贸r膮 karmi艂 i wychowywa艂, odk膮d sko艅czy艂a roczek.
- Bo偶e drogi, Ido, czy to naprawd臋 ty? Odsun膮艂 j膮 na odleg艂o艣膰 ramion, 偶eby dok艂adnie jej si臋 przyjrze膰, ale i tak niewiele widzia艂 przez zas艂on臋 艂ez. On, stary ch艂op, sta艂 na widoku w bia艂y dzie艅 i p艂aka艂! Ida przytuli艂a twarz do policzka ojca i osuszy艂a 艂zy. I roze艣mia艂a si臋 tak, jak tylko jego c贸rka potrafi.
- Jeste艣my w domu, tato. Wr贸cili艣my na dobre, rozumiesz? Wydaje mi si臋, 偶e ju偶 do艣膰 si臋 naogl膮da艂am 艣wiata.
Ona te偶 poci膮ga艂a nosem. Pozwoli艂a, by obj膮艂 j膮 ramieniem, i powoli ruszyli w stron臋 p艂otu, tam zamierzaj膮c poczeka膰 na Sedolfa i Mikkala.
- Jak oni si臋 miewaj膮 w Finlandii? - zapyta艂 Reijo, cho膰 zwykle czeka艂, by dzieci same opowiedzia艂y mu to, co chcia艂 wiedzie膰. I zwykle tak si臋 dzia艂o.
- Dobrze im, tato! - westchn臋艂a Ida. - Ale wiod膮 pr贸偶niacze 偶ycie. Ja bym si臋 nie nadawa艂a. Odkry艂am, 偶e brakowa艂o mi nawet czyszczenia ryb. Uwierzy艂by艣 w to?
Roze艣mia艂 si臋 pogodnie. Dobrze pami臋ta艂, jak przez wszystkie lata kr臋ci艂a nosem na to zaj臋cie.
Konie by艂y coraz bli偶ej gospodarstwa.
Sedolf pokiwa艂 do nich.
Reijo tak si臋 cieszy艂, 偶e ich znowu widzi. Tak za nimi t臋skni艂. Byli ostatnimi z rodziny, kt贸rzy wi膮zali go z przesz艂o艣ci膮.
Nie chcia艂, by jego 偶ycie z Raij膮 posz艂o ca艂kiem w zapomnienie. By艂o mu co prawda teraz bardzo dobrze, by艂 wolny, ale nie chcia艂 zapomnie膰 tego, co min臋艂o.
Nikt z tych, z kt贸rymi dzieli艂 偶ycie, nie zas艂u偶y艂 na zapomnienie.
- A jak si臋 ma Helena i Ivar?
- Malec jest gruby jak kulka - za艣mia艂 si臋 Reijo, ale w jego g艂osie pobrzmiewa艂a duma.
Przez moment trudno by艂o Idzie wyobrazi膰 sobie go jako ojca male艅kiego dziecka. Policzy艂a szybko, 偶e przed miesi膮cem, w czerwcu, sko艅czy艂 czterdzie艣ci trzy lata. R贸wnocze艣nie wiedzia艂a, 偶e chyba nie ma r贸wnie wspania艂ych ojc贸w jak on. Przypomnia艂o jej si臋, jak, dumny i szcz臋艣liwy, pierwszy raz trzyma艂 synka w ramionach.
To by艂o takie wzruszaj膮ce.
Teraz promienia艂 nie mniejsz膮 dum膮.
- M贸wi臋 Helenie, 偶e daje dziecku za du偶o jedzenia, ale ona mnie wyzywa, 偶e chc臋 zag艂odzi膰 jej syna. Te kobiety!
Zn贸w roze艣mia艂 si臋 pogodnie. Ida uwielbia艂a jego 艣miech. Zda艂a sobie spraw臋, 偶e t臋skni艂a za nim przez ca艂y czas pobytu w Finlandii.
- Maja ma si臋 dobrze - powiedzia艂a cicho, bo dobrze wiedzia艂a, 偶e Reijo przede wszystkim o Maj臋 si臋 troszczy. Ona zajmowa艂a w jego sercu szczeg贸lne miejsce. Czasami Ida zastanawia艂a si臋, jak bardzo szczeg贸lne, ale o to nigdy go nie pyta艂a. Zbyt mocno szanowa艂a ojca, by wdziera膰 si臋 z butami w jego 偶ycie.
- Niebawem Williamowi i Mai urodzi si臋 drugie dziecko. Maja jest ju偶 do艣膰 gruba. Ma艂y Henrik jest oczkiem w g艂owie, nie do wiary, 偶e mniej wi臋cej za miesi膮c b臋dzie ju偶 starszym bratem...
Opar艂a si臋 o p艂ot i pokr臋ci艂a g艂ow膮. Byli tak daleko od Hailuoto. Wszystko, co tam stanowi艂o codzienno艣膰, wydawa艂o si臋 teraz takie obce i niepoj臋te.
- William nosi Maj臋 dos艂ownie na r臋kach. M贸wi臋 ci, tato, je艣li ona nie zacznie si臋 troch臋 sama rusza膰, to utyje. Naprawd臋. Ani troch臋 nie przesadzam. On j膮 ub贸stwia. U - b贸st - wia! Nie spotka艂am jeszcze m臋偶czyzny, kt贸ry by艂by tak zapatrzony we w艂asn膮 偶on臋!
- Wydaje mi si臋, 偶e w艂a艣nie takiego m臋偶a potrzebowa艂a Maja - odpar艂 cicho Reijo zmienionym g艂osem. - Polubi艂a艣 go?
Ida pokiwa艂a g艂ow膮.
- Williama nie mo偶na nie lubi膰. Jest niczym ska艂a: bezpieczny, du偶y i silny. Ma si臋 wra偶enie, 偶e mo偶na na niego liczy膰 we wszystkim. Jestem pewna, 偶e gdyby Maja za偶yczy艂a sobie gwiazdki z nieba, znalaz艂by spos贸b, by j膮 dla niej zdoby膰.
Nabra艂a powietrza w p艂uca. Sedolf by艂 ju偶 blisko, a ona chcia艂a powiedzie膰 ojcu to, co najwa偶niejsze, zanim nadjedzie.
Dok艂adnie ze szczeg贸艂ami powie mu o wszystkim p贸藕niej. W贸wczas dobrze b臋dzie mie膰 obok Sedolfa, 偶eby przytrzyma艂 j膮 za r臋k臋 i by艂 jej wsparciem. By uzupe艂ni艂 to, co jej samej trudno b臋dzie rzec. Ale uprzedzi膰 o tym musi, p贸ki s膮 sami.
- Knut ma si臋 dobrze - odezwa艂a si臋 piskliwie. Ojciec popatrzy艂 na ni膮 uwa偶niej. Domy艣li艂 si臋, 偶e co艣 j膮 dr臋czy, 偶e w Finlandii nie wszystko by艂o tak, jak si臋 spodziewa艂a. Ale nie pyta艂.
- Knut i Anjo marz膮, 偶eby osi膮艣膰 na stale w Alcie. Ale to b臋dzie dla nich trudne, dop贸ki ten niegodziwiec 偶yje...
Reijo wiedzia艂 oczywi艣cie, dlaczego Knut z rodzin膮 nie mog膮 wr贸ci膰 do Alty.
- Karl strasznie przypomina Knuta, gdy by艂 ma艂y. A ma艂a Aila jest taka s艂odka, 偶e chcia艂oby si臋 j膮 zje艣膰. Nazwali j膮 tak dla upami臋tnienia Ailo. Uwa偶am, 偶e to pi臋kne z ich strony...
Reijo przytakn膮艂 i ju偶 nie odrywa艂 wzroku od c贸rki.
Ida by艂a ca艂kiem blada, ale oczy jej pociemnia艂y. Dysza艂a ci臋偶ko, jakby gotowa艂a si臋 do czego艣 trudnego, czego艣 bolesnego...
- Maja nie opowiedzia艂a ci ca艂ej prawdy o Ailo - rzek艂a ochryp艂ym g艂osem.
Kiedy ju偶 te s艂owa przesz艂y jej przez gard艂o, z reszt膮 posz艂o ju偶 艂atwiej. Najtrudniej by艂o zacz膮膰... Reijo mocniej 艣cisn膮艂 ramiona Idy.
- Tak w艂a艣nie s膮dzi艂em... Maja nigdy nie potrafi艂a mi k艂ama膰. Wiedzia艂em, 偶e co艣 jest nie tak. 呕e co艣 si臋 w tym wszystkim nie zgadza. Nie podoba艂o mi si臋 to. O ile straszniejsza okaza艂a si臋 prawda?
Ida nabra艂a powietrza. Musia艂a jeszcze raz na niego spojrze膰, zanim zacz臋艂a opowiada膰.
Nigdy by si臋 tego nie domy艣li艂. Jej mi艂y i dobry ojciec odznacza艂 si臋 cz臋sto tak膮 naiwno艣ci膮...
By艂 taki 艂atwowierny, je艣li chodzi o mroczne strony 偶ycia. Zreszt膮 nawet ona i Sedolf do ko艅ca nie mieli odwagi uwierzy膰 w to, co okaza艂o si臋 prawd膮.
- To zabrzmi jak ba艣艅, tato. Mo偶na by j膮 nazwa膰: 鈥濵臋偶czyzna w masce鈥. Ale to najprawdziwsza prawda.
Reijo popatrzy艂 na ni膮 przeci膮gle. Nigdy Idy takiej nie widzia艂.
- A wi臋c on wcale nie umar艂?
- Jak si臋 domy艣li艂e艣? - Ida wpatrywa艂a si臋 w niego zaskoczona.
Wzruszy艂 ramionami.
- Tw贸j stary ojciec 偶yje troch臋 na tym 艣wiecie. Widzia艂em ju偶 i s艂ysza艂em to i owo, sporo rozmy艣la艂em. Niewiele wi臋c rzeczy mo偶e mnie zadziwi膰. - I uko艂ysa艂 Id臋 tak jak w贸wczas, gdy by艂a dzieckiem. - Jak on si臋 czuje? - zapyta艂 spokojnie. - Dobrze mu tam?
Bardzo jest okaleczony? Na twarzy? Wspomnia艂a艣 co艣 o masce - wyja艣ni艂, nie przestaj膮c na ni膮 patrze膰 pytaj膮co.
Sedolf by艂 ju偶 tymczasem u p艂otu. Ida ucieszy艂a si臋, 偶e zdo艂a chwil臋 och艂on膮膰. Potrzebowa艂a tej chwili. Niepoj臋te, 偶e ojciec przyj膮艂 to z takim opanowaniem. Nie spodziewa艂a si臋 tego.
Reijo pu艣ci艂 Id臋 i zdj膮艂 z konia 艣pi膮cego wnuka. Ch艂opiec tylko pomruga艂 oczami, ale nie da艂 po sobie pozna膰 zaskoczenia, 偶e to dziadek go trzyma w ramionach.
- Witajcie w domu! - zwr贸ci艂 si臋 Reijo do Sedolfa i u艣miechn膮艂 si臋 do c贸rki.
- Jed藕my na cypel. Obrz膮dek zrobiony. Nie mog臋 si臋 doczeka膰, kiedy opowiesz mi, Ido, t臋 twoj膮 ba艣艅 o m臋偶czy藕nie w masce.
Zdeterminowani, 偶eglowali od wielu tygodni. Do艣wiadczony Oleg i Michai艂, najm艂odszy spo艣r贸d wszystkich szypr贸w, jakich Oleg kiedykolwiek spotka艂 na pok艂adzie.
Ch艂opak mia艂 niespe艂na siedemna艣cie lat i mleko pod nosem. Oleg rozumia艂 tych marynarzy, kt贸rzy odm贸wili udzia艂u w rejsie. Nie dziwi艂 si臋 tak偶e tym, kt贸rzy, cho膰 pozostali, mruczeli z dezaprobat膮, 偶e taki m艂odzik pe艂ni tak odpowiedzialne zadanie.
W艂a艣nie z tego powodu Oleg postanowi艂 p艂yn膮膰 razem z nim. Oficjalnie jako sternik, ale tak naprawd臋 jako kapitan.
Robi艂 to ze wzgl臋du na Jewgienija, swojego d艂ugoletniego przyjaciela. Uwa偶a艂, 偶e jest mu to winien. Poczuwa艂 si臋 do opieki nad ch艂opcem, kt贸ry straci艂 ojca. By艂 got贸w tak偶e przytrzyma膰 go w cuglach, gdy zajdzie taka potrzeba.
Michai艂 nie by艂 ca艂kiem zielony. Du偶o p艂ywa艂 razem z ojcem. Od male艅ko艣ci bawi艂 si臋 w porcie, a o statkach wiedzia艂 wi臋cej ni偶 wi臋kszo艣膰 jego r贸wie艣nik贸w. Dorasta艂 w艣r贸d nich. A jeszcze zanim nauczy艂 si臋 m贸wi膰, s艂ysza艂 s艂owa i terminy 偶eglarskie.
Urodzi艂 si臋, by zosta膰 kapitanem.
Tyle 偶e powszechnie s膮dzono, i偶 po kolei przejdzie poszczeg贸lne szczeble wtajemniczenia, a dowodzi膰 statkami b臋dzie ju偶 jako do艣wiadczony m艂ody cz艂owiek.
Tymczasem on, niespe艂na siedemnastoletni, sta艂 si臋 w艂a艣cicielem floty.
A tego rejsu nie da艂 sobie wybi膰 z g艂owy. Oleg pr贸bowa艂 nak艂oni膰 Raij臋, by wyperswadowa艂a synowi, ale ona upar艂a si臋 tak samo jak on.
Oleg zrozumia艂, dlaczego, kiedy okaza艂o si臋, 偶e i ona ma zamiar pop艂yn膮膰.
Nie by艂a to zwyk艂a wyprawa po ryby wzd艂u偶 wybrze偶a p贸艂nocnej Norwegii.
Przyczyny tkwi艂y g艂臋biej.
Michai艂 musia艂 tam p艂yn膮膰.
Raija musia艂a.
I Oleg nie m贸g艂 im w tym przeszkodzi膰. Poza tym nie by艂 pewien, czy tego chcia艂.
Wydawa艂o mu si臋, 偶e Raija ma prawo wr贸ci膰 i odnale藕膰 to, co pozostawi艂a przed wielu laty, po to, 偶eby zebra膰 fragmenty swojego 偶ycia w ca艂o艣膰. Nikomu nie mo偶na odm贸wi膰 prawa do przesz艂o艣ci.
Jewgienij umar艂, wi臋c jemu ju偶 to nie mog艂o zaszkodzi膰. Prze偶y艂 takie 偶ycie, o jakim marzy艂. Prze偶y艂 je z jedyn膮 kobiet膮, kt贸rej pragn膮艂, i uszcz臋艣liwi艂 j膮. Mieli razem dziecko.
Wczesnym rankiem, w艂a艣ciwie jeszcze w nocy, skierowali statek w stron臋 fiordu. O tej porze roku tu, daleko za ko艂em polarnym, mrok w og贸le nie zapada艂. Noc膮 tarcza s艂oneczna pochyla艂a si臋 tylko nieco nad horyzontem, wysy艂aj膮c r贸偶ow膮 po艣wiat臋, by zaraz unie艣膰 si臋 wy偶ej na niebosk艂onie i rozb艂ysn膮膰 intensywniej, co przypomina艂o perlisty 艣miech 艣wiat艂a.
Ko艂o po艂udnia ich oczom ukaza艂y si臋 strome ska艂y schodz膮ce wprost do wody. Tylko nad samym brzegiem, u st贸p g贸r, ci膮gn膮艂 si臋 pas ziemi. Tam osiedlili si臋 ludzie. Wida膰 by艂o ich darniowe cha艂upy i chaty z bali, a tak偶e 艂odzie le偶膮ce na kamienistym nabrze偶u.
Oleg odnalaz艂 Raij臋 przy relingu, niemal na samym dziobie. Nie mia艂 teraz czasu na pogaw臋dk臋, ale co艣 go do niej ci膮gn臋艂o.
Nadal by艂a pi臋kn膮 kobiet膮. Zim膮 sko艅czy艂a czterdzie艣ci jeden lat. 呕ycia nie mia艂a naj艂atwiejszego. Gdy si臋 jej uwa偶niej przyjrze膰, da艂o si臋 dostrzec wok贸艂 oczu i ust drobne zmarszczki.
Na czole pojawi艂y si臋 pierwsze bruzdy od zmartwie艅.
Ale w艂osy nadal mia艂a kruczoczarne. A oczy b艂yszcza艂y jak roz偶arzone w臋gle.
Rozwi膮za艂a w臋ze艂 na karku i pozwoli艂a wiatrowi targa膰 d艂ugimi do pasa w艂osami.
Z daleka mo偶na j膮 by艂o wzi膮膰 za m艂od膮 dziewczyn臋. Co prawda jej cia艂o wraz z up艂ywem lat nabra艂o pe艂niejszych kszta艂t贸w, ale po nag艂ej 艣mierci Jewgienija, kt贸ra ni膮 bardzo wstrz膮sn臋艂a, zeszczupla艂a.
Sta艂a si臋 jakby kim艣 innym.
Wyczuwa艂o si臋 w niej co艣 obcego.
Ale co, Oleg zrozumia艂 dopiero teraz. Wcze艣niej nie by艂 w stanie tego okre艣li膰.
Uderzy艂o go, jak bardzo przypomina mu kobiet臋, kt贸r膮 wzi臋li na pok艂ad owej pami臋tnej zimowej nocy przed wielu, wielu laty w艂a艣nie w tym fiordzie.
Oleg domy艣li艂 si臋, 偶e do Raiji powr贸ci艂y wspomnienia.
- By艂a艣 tu ju偶 kiedy艣 - odezwa艂 si臋 cicho, przystan膮wszy obok niej.
- Wiem - odpar艂a. Nie widzia艂 jej twarzy, bo przys艂ania艂y j膮 ciemne loki, kt贸re zdawa艂y si臋 偶y膰 w艂asnym 偶yciem.
- Obieca艂em Jewgienijowi, 偶e nigdy ci tego nie wyjawi臋.
Raija spojrza艂a na niego. W jej ciemnych g艂臋bokich oczach nie dostrzeg艂 oskar偶enia.
- Uwa偶am, 偶e powiniene艣 dotrzyma膰 s艂owa, Oleg! - powiedzia艂a, zaczesuj膮c za uszy najbardziej niesforne loki. - Teraz to ju偶 bez znaczenia.
U艣miechn臋艂a si臋 tak, jak tylko ona potrafi艂a. Jej u艣miech wnika艂 do najg艂臋bszych zakamark贸w duszy.
- Pami臋tam to, co powinnam - doda艂a, wpatruj膮c si臋 w g艂膮b fiordu. - Nikt mi nie musi niczego przypomina膰.
Oleg tak偶e pami臋ta艂.
- Zawsze nienawidzi艂am tych g贸r - rzek艂a cicho, niemal ze zdumieniem. - A teraz czuj臋 si臋 tak, jakbym wr贸ci艂a do domu. Czy to nie dziwne?
Oleg milcza艂. Nie by艂 w stanie nic m贸wi膰. G艂os uwi膮z艂 mu w gardle. Poczu艂 si臋 tak, jakby uczyni艂 jej wielk膮 krzywd臋. Za p贸藕no by艂o b艂aga膰 o wybaczenie. Nawet gdyby o to poprosi艂, ona pewnie tylko zwr贸ci艂aby ku niemu swoje ciemne, bystre oczy, a uk艂adaj膮c usta w czerwony kwiat, zapyta艂aby: 鈥瀂a co mnie przepraszasz?鈥.
Raija zawsze r贸偶ni艂a si臋 od kobiet, kt贸re zna艂. Zapragn膮艂, by by艂a tu teraz z nimi Toni膮. Ona potrafi艂aby zrozumie膰 Raij臋.
Ale Raija by艂a jedyn膮 kobiet膮 na pok艂adzie. Marynarze przywykli, 偶e kapitan czasem zabiera w rejs 偶on臋. 呕aden jednak nie stan膮艂by na pok艂adzie, gdyby na statku znalaz艂o si臋 wi臋cej kobiet. Marynarze s膮 bardzo przes膮dni.
Im dalej wp艂ywali w g艂膮b fiordu Lyngen, tym wi臋ksza fala wspomnie艅 zalewa艂a Raij臋. Rozpozna艂a szczyty, przypomnia艂y si臋 jej nawet ich nazwy. Wiedzia艂a tak偶e, jak nazywaj膮 si臋 poszczeg贸lne osady wzd艂u偶 fiordu. Zna艂a wszystkie, po obu jego stronach.
Wp艂yn臋li najdalej, jak si臋 da艂o, i spu艣cili kotwic臋.
Przyszed艂 Michai艂 i stan膮艂 obok matki, kt贸ra przez ca艂y dzie艅 obserwowa艂a fiord z tego miejsca na pok艂adzie. Widzia艂a cypel najpierw w wyobra藕ni, a potem zobaczy艂a na w艂asne oczy stoj膮c膮 na jego kra艅cu chat臋 z drewnianych bali. Dobry Bo偶e, jaka wyda艂a si臋 jej niewielka! Ale pami臋ta艂a, jak by艂o w niej przytulnie. Z komina unosi艂a si臋 艂ukiem ku niebu cienka smu偶ka dyma Na samym brzegu, tu偶 przy szopie, le偶a艂a 艂贸d藕. Stamt膮d do chaty, niczym br膮zowa wst膮偶ka w艣r贸d zielonej trawy, pi臋艂a si臋 w膮ska wydeptana 艣cie偶ka.
Oczy Raiji zasnu艂y si臋 woalem 艂ez.
Poczu艂a na ramieniu d艂o艅 syna.
- To tutaj - powiedzia艂a pewnym g艂osem. - Spu艣膰 na wod臋 艂贸d藕, Michai艂. Jestem na miejscu.