Śląskie wierzenia ludowe, obyczaje i przesądy

Śląskie wierzenia ludowe, obyczaje i przesądy



Tekst mógł powstać dzięki mojej nieżyjącej już babci.



Niedawno w jednej z lokalnych gazet ukazujących się w Katowicach natrafiłem na ciekawy tekst. Otóż etnografowie dokonali odkrycia, teraz już wiedzą, skąd się biorą “podciepy” i czyimi są dziećmi. Dziwożon i “leśnych diabłów” mianowicie. Nietrudno (jeśli ktoś zna wierzenia Słowian) zidentyfikować owe diabły leśne jako Licho. Wspomniano w artykule również o południcach, utopcach, strzygach i innych fantastycznych istotach, w tym o Skarbku zazdrośnie strzegącym w kopalniach czarnego złota – węgla.


Nie są to dla mnie rzeczy nowe, a fakt, że etnografowie teraz dopiero uporządkowali legendę świadczy o tym, że niezbyt uważnie zajmowali się Górnym Śląskiem. Ja mogę na podstawie własnych obserwacji i rozmów dorzucić jeszcze więcej wierzeń, przesądów i obyczajów ludu śląskiego, owej tajemniczej ludowo-lumpenproletariackiej kultury pogranicza. Robię to z dwóch powodów: aby ocalić od zapomnienia, oraz by udowodnić słowiańskie korzenie Ślązaków, czasami “zbyt niemieckich” dla Polaków, a zawsze zbyt polskich dla Niemców.


Tak się złożyło, teraz sądzę, że szczęśliwie, że wychowywała mnie babcia, a nie rodzice. Babcia posługiwała się gwarą śląską w sposób całkowicie naturalny, inaczej mówić nie umiała, a nawet, gdy bardzo się pilnowała zdradzał ją specyficzny akcent, typowa dla Śląska wymowa “y” jako samogłoski pośredniej między “i” a “y” (“Trziy grziyby”), nosowe “u” oraz wtrącone tu i ówdzie gwarowe słowo. Wbrew powszechnej opinii, gwara śląska ma więcej wspólnego z archaiczną polszczyzną niż z językiem niemieckim, niemieckie naleciałości są późniejsze. Ocalało w gwarze prapolskie, z pierwszego dokumentu w języku polskim pochodzące słowo “pobrusić”, z tym, że zmieniło znaczenie i teraz oznacza “naostrzyć”, nie zaś mleć.


Babcia uważała się za gorliwą katoliczkę i w istocie nią była, wierzącą, praktykującą osobą. Nie miała pojęcia, ile elementów pierwotnej, pogańskiej kultury kultywowała na co dzień, dzięki czemu mogłem je poznać. Powróćmy do naszych “podciepów”. Pełna wersja legendy mówi, że podciepy były to dzieci dziwożon i Licha, tak odstręczające wyglądem i zachowaniem, że ich własne matki – dziwożony nie chciały ich znać i podmieniały na nie ludzkie niemowlęta. Babci zdarzało się i na mnie, gdy coś jako dzieciak nabroiłem, mówić “ty podciepie”. Nie wiem, jak jest w innych miejscach Polski, ale na Śląsku utopce mieszkają również w studniach, oprócz tego że w naturalnych zbiornikach wodnych. Wyobrażano je sobie jako postać z grubsza ludzką, lecz o zielonej skórze i błonie między palcami rąk i nóg, jak u żab.


Typową chyba jedynie dla Śląska postacią jest Skarbek – skrzat o wielkiej magicznej mocy pilnujący kopalni. Gdy jest dobrze traktowany, pomoże, uratuje, wskaże nową żyłę węgla czy kruszcu. Gdy natomiast poskąpi mu się ofiary, potrafi zmylić drogę, zawalić strop i zasypać górnika. Bardzo nie lubi kobiet, starsi i miejscowego pochodzenia górnicy do dziś nie lubią wycieczek szkolnych, podczas których zjeżdżają na dół i dziewczęta. Mówią: “Skarbka nam rozgniewają” i spluwają dla odegnania uroku.


O południcach od babci nie słyszałem, za to o strzygach owszem. Za strzygę uważa się kobietę złą za życia, która po śmierci, dopóki jej zwłoki nie rozłożą się całkowicie, nadal prześladuje te same osoby co i za życia. W gwarze nazywa się je “szcziygi”. Licho również jest obecne, gdy kiedyś spędziłem z babcią noc u rodziny w leśniczówce i chciałem w nocy iść na pobliską polanę popatrzeć na gwiazdy, odradzała mi to, tłumacząc, że może mnie licho porwać.


Chyba tylko tutaj tak powszechnie do dziś wzywa się Peruna. “Pieronie”, a nawet “pieronie ognisty” jest powszechne i najczęściej jest typowym “przecinkiem” zamiast ogólnopolskiego kur... , czyli jest bluźnierczym przekleństwem, choć niemal nikt już nie zdaje sobie z tego sprawy.


Uważa się, że śmierć, tu zwana śmiertką bądź kostuchą ukazuje się żywym na krótko przed śmiercią w postaci kościotrupa z kosą, w czarnym płaszczu do ziemi, z kapturem na gołej czaszce. W przypadku mojej babci to się sprawdziło, powiedziała, że przyszła po nią “ta z kosą” dwa dni przed śmiercią...


Żywa jest wiara w czarownice i uroki. Trzeba splunąć lub posypać solą, by urok odegnać. Kobiety podejrzane o złośliwe czary to “heksy”, tu akurat z niemieckiego, czyli czarownice.


Człowiek jednak nie pozostaje bezbronny wobec tych wszystkich sił. Na wąpierza czy strzygę skuteczną bronią jest czosnek, u babci nie dość, że zawsze wisiał w kuchni, to jeszcze co wieczór zjadała przynajmniej pół ząbka, “coby scziygę somym dychaniem odegnać”. Dobrym amuletem dla domu jest podkowa przybita nad drzwiami, a osobistym – kawałek sznura użytego przez wisielca. O wisielcach mówi jeszcze jeden przesąd: gdy nieoczekiwanie zerwie się silny wiatr, starzy ludzie mówią, że na pewno ktoś się powiesił.


Nie wolno podarować partnerowi czy partnerce butów, “bo w nich odejdzie”. Nie powinno się przechodzić pod drabiną, jeśli czarny kot przebiegnie drogę należy nadłożyć drogi, a gdy to niemożliwe splunąć i zasypać solą . Bardzo źle wróży, gdy ptak uderzy o szybę: to zmarły bliski zapukał po kogoś z domowników. To samo wróży wycie kilku psów naraz.


Najbardziej jednak zaskoczył mnie obyczaj sylwestrowy. Któregoś razu babcia zdecydowała się spędzić sylwestra u znajomych, mnie zaś zostawiła kartkę z poleceniami. “Napalić w piecu, kupić to i tamto, postraszyć drzewa”. Jak to: postraszyć drzewa??? Proste: należy zaraz po północy wyjść do ogrodu czy sadu z siekierą i do każdego drzewa owocowego po kolei zwrócić się tymi słowy: “Ty cholero! Jak mi nie bydziesz dobrze rodzić w tym roku, to cie zetna!”.


Elementy kultu Matki Ziemi są lepiej zakamuflowane, ale je również można znaleźć. Babcia zawsze bardzo dbała o to, by żadnych odpadków organicznych nie wyrzucać do kosza, a jedynie na kompost, “do ziemi”. Któregoś razu zmusiła mnie nawet, bym powyciągał z kubła obierki z jabłka. Podobnie popiół z pieca, trzeba go wysuć (wysypać) na ziemię, w specjalnie do tego przeznaczone miejsce. Wszelkie prace w ogródku można wykonywać dopiero w trzeciej dekadzie marca – całkiem, jak przed wiekami...


Pozostałością krwawej ofiary może być obyczaj towarzyszący ubojowi drobiu. Każdą kurę, kaczkę, gęś czy inne domowe ptactwo po zabiciu należy najpierw “okapać”, mimo, że rodowici Ślązacy uwielbiają czerninę, bez żalu oddają ziemi sporo swego przysmaku.


Na wsiach Śląska Cieszyńskiego i sąsiedniej Ziemi Żywieckiej do dziś się kolęduje, z turoniem, a jakże. Wiele jeszcze mitów, obyczajów i przesądów zachowała śląska ludowa kultura. Może warto wybrać się kiedyś do jakiejś wsi w okolicach Raciborza czy Orzesza i porozmawiać ze starymi autochtonami, zanim zaginie... Ja przynajmniej mam taki zamiar.


Wyszukiwarka