Powiedzieć,
że Inkwizycja jest najbardziej znienawidzoną instytucją Kościoła
katolickiego, to powiedzieć banał. Wie to każdy, a szczególnie
postępowy światek lewicowych intelektualistów, którzy twierdzą
jak jeden mąż ( niezależnie od przynależności partyjnej), że
był to czarny okres w dziejach Kościoła. Można się tylko
domyślać, jakie są tego powody. Być może pragną oni by teraz
rozpoczął się okres czerwony, a może chcą tym figowym listkiem
przykryć własny wstyd z powodu ideologicznego pokrewieństwa z
prawdziwymi zbrodniarzami: Stalinem, Hitlerem czy Pol Potem. W tym
celu wprzódy chytrze biorą się do negowania podziału na lewicę i
prawicę zastępując go zupełnie fałszywym schematem demokracja -
totalitaryzm. Fałszywym, bo przeciwieństwem demokracji jest
autorytaryzm, a totalitaryzmu - wolność. Jednak uświadamiając
sobie, że w worku z "totalitaryzmami" znalazłby się i
tak jedynie lewicowe systemy, najpierw usiłują robić prawicowca z
Hitlera, a kiedy to się nie udaje, zawsze mogą się odwołać do
Inkwizycji i zakrzyknąć: "Patrzcie, nie tylko my!"
Cały
ten hałas rozpoczął się w epoce Reformacji, a szczególnie głośny
stał się za sprawą filozofów czasu "oświecenia".
Ciekawe, że wyjątkowo namiętnie krytykowali Inkwizycję
encyklopedyści, czyli ci, którzy przygotowali Rewolucję Francuską
a w konsekwencji represje, terror i wojnę domową w Wandei z setkami
tysięcy ofiar. Według zdania pewnego włoskiego profesora "jednego
dnia Rewolucji Francuskiej popłynęło więcej krwi niż w całym
średniowieczu". W istocie nie o ofiary tu chodzi, ale o wojnę
idei, o atak na cywilizację chrześcijańską, której inkwizycja
była jedną z najlepszych obrończyń. Lewica jak zwykle posługuje
się swoją najlepszą bronią - propagandą, kłamstwem, kalumniami,
przeinaczaniem. Dotychczas była to broń skuteczna, szczęśliwie
tylko na krótki dystans. Wiele udało się już odkłamać, a prawda
o jezuitach, krzyżowcach, templariuszach, albigensach etc. Zatacza
coraz szersze kręgi. Warto przyjrzeć się wreszcie "czarnej
legendzie" Inkwizycji i zobaczyć co naprawdę kryje się pod
warstwą błota, którym hojnie ciska lewica.
Najsamprzód
należy zauważyć, że Inkwizycja jest instytucją jak najbardziej
naturalną. Co więcej, jest niezbędna w każdej społeczności,
która pragnie zachowania własnego istnienia. Każde społeczeństwo
nadzoruje i kontroluje tych, którzy pragną wywrócić do góry
nogami jego porządek. I to nie jedynie tych , którzy negują jego
podstawy w całości, ale choćby tylko po części, tych, którzy są
nieposłuszni jednemu nawet prawu. Nikogo to raczej nie dziwi.
Odwrotnie, byłoby dziwne, gdyby tak się nie działo - społeczność
nie mogłaby wówczas istnieć i szybko zostałaby zniszczona przez
wrogów ładu.
Inkwizycja
w takim znaczeniu występuje pod wieloma różnymi nazwami. Wielkim
Inkwizytorem w rodzinie jest ojciec, który czuwa nad żoną,
dziećmi, służbą, wszystkimi domownikami. Upewnia się, czy
wszystko jest w porządku, czy obowiązki zostały wykonane; a w
razie potrzeby karze winnych. Starożytny Rzym znał prawo ius necis,
które pozwalało ojcu ukarać nieposłusznego syna śmiercią. Prawo
mojżeszowe nakazywało rodzicom niepoprawnego syna zgłoszenie tego
sędziom, którzy mogli skazać go na ukamienowanie. Jednym słowem -
inkwizycja domowa pozostawiała winnego wymiarowi
publicznemu.
Inkwizycja
występuje w każdym systemie rządów i w każdym państwie,
niezależnie od ustroju: w monarchii czy republice, w demokracji czy
autokracji. Wielkim Inkwizytorem rzymskim był cenzor. We
współczesnych państwach funkcję tą pełnił minister wraz ze
swoimi żandarmami i policjantami. Zabójców, czyli tych, którzy
naruszają prawo do życia oraz złodziei, czyli tych, którzy
naruszają prawo własności, zamyka się do więzienia i nie ma w
tym nic dziwnego. Jest to samoobrona społeczeństwa. Według
Fryderyka Bastiata prawo jest zorganizowaną sprawiedliwością, tzn.
jednostki przekazują część swoich uprawnień państwu w celu
obrony ich praw, jak to widzieliśmy wyżej. Znakomicie opisuje to
zjawisko prof. Koneczny, który widzi w tym jeden z wyróżników
cywilizacji łacińskiej. Nikt przy zdrowych zmysłach nie będzie
się sprzeciwiał "prześladowaniu" przestępców lub
upominał się o tolerancję dla ich odmiennych poglądów na sprawy
społeczne. Trzeba po prostu bronić się przed nieprzyjaciółmi
ładu, którzy chcą wywrócić do góry nogami panujący porządek
rzeczy. Teologia moralna zna pojęcie "wroga publicznego",
który wyłączony jest spod nakazu przykazania miłości bliźniego.
A przecież prawo pozytywne to w końcu tylko zbiór przepisów
ustalonych przez legistraturę, a jednak przestrzega się go tak
rygorystycznie. O ileż ważniejsze jest nadrzędne prawo Boże, czy
też prawo naturalne, jak kto woli.
Wreszcie
sam Bóg zarządzając światem też posiada swoją inkwizycję.
Składa się ona z rozesłanych wszędzie niewidzialnych agentów,
którzy czuwają nad światem i ze wszystkiego zdają Mu sprawę.
Stąd właśnie biorą się niespodziewane nawrócenia i
nieoczekiwane poprawy wielkich grzeszników. Jeżeli zaś ktoś nie
uzna za stosowne podporządkować się wyrokom niebieskim i nie
poprawi się, czeka go sąd i wieczny wyrok, od którego nie ma już
odwołania. Nie łudźmy się - Bóg jest nieskończenie miłosierny
dla niewinnych dusz, ale wobec zbrodni Jego gniew jest nieunikniony.
Sam też wykonuje wyroki. Wystarczy popatrzeć na ukaranych za
niewierność Żydów, lub schizmatyków z Bizancjum i Bliskiego
Wschodu, którzy wpadli w mahometańskie ręce. Oto Boża
sprawiedliwość.
Średniowieczna
Europa dobrze to wszystko rozumiała i dlatego podjęła pewne środki
w celu zapobieżenia podobnemu nieszczęściu. W tamtym czasie
realizowane były w praktyce ideały państwa chrześcijańskiego.
Istotą tej Republica Christiana był Kościół katolicki - ludy,
imperia, królestwa, republiki były żywymi członkami tego
Kościoła, a prawem najwyższym była religia katolicka i to właśnie
prawo stało na czele wszystkich innych. Kto nie był katolikiem, nie
był obywatelem. Jest więc jasne i oczywiste, że wszystkie te
organizmy w naturalny sposób czuwały nad zachowaniem wiary
katolickiej i czyniły to wszystkimi przynależnymi im z natury
środkami. Była to obrona nie tyle oficjalnej ideologii, co depozytu
jedynej prawdziwej religii będącej fundamentem cywilizacji, której
upadek groził powrotem do czasów barbarzyństwa. Trzeba pamiętać,
że w tamtej epoce tzn. w XI i XII wieku, świat chrześcijański
znajdował się w obliczu niebezpieczeństwa z dwu stron. Z zewnątrz
zagrażała mu inwazja mahometańska, której okrucieństwo jest
powszechnie znane. Aby uniknąć losu Północnej Afryki, która w
czasach przedarabskich stanowiła żywą i kwitnącą oazę kultury
chrześcijańskiej porównywalnej z Europą Zachodnią czasów św.
Tomasza z Akwinu, a która została zmiażdżona przez walec
islamskiej barbarii, Europa podjęła wielkie dzieło obrony tj.
krucjaty i Rekonkwistę.
Natomiast
nie mniejszą, a kto wie może nawet większą groźbą, była
wewnętrzna konspiracja, która potem przerodziła się w otwartą
kontestację cywilizacji chrześcijańskiej i jej wartości. Mam na
myśli sekty gnostycko - maniheiskie, z których najbardziej znana i
najbardziej agresywna była sekta albigensów zwanych też katarami.
Nie miejsce tu na dokładne streszczanie ich doktryny, wystarczy
tylko wiedzieć, że była to typowa dualistyczna herezja manihejska
wywodząca się wprost od Maniego, tak doktrynalnie, jak i
historycznie (poprzez bułgarskich bogomiłów). Atakowali oni nie
tylko Kościół i wiarę katolicką, ale także porządek społeczny
i państwowy. Negując m.in. sakrament małżeństwa, nad które
wynosili konkubinat, podkopywali same fundamenty średniowiecznego
społeczeństwa. Do połowy XII wieku Kościół nie zdawał sobie
raczej sprawy z rosnącego zagrożenia i choć denuncjowano błędy
doktrynalne (np. na synodzie w Reims w 1147 roku), nie przedsięwzięto
żadnej akcji skierowanej bezpośrednio przeciw katarom. Wysyłano
tylko misjonarzy, jak np. św. Bernarda czy św. Dominika, którzy
głosili nauki ludowi i urządzali dyskusje z heretyckimi teologami i
"biskupami". Tymczasem albigensi rośli w siłę - w
szczytowym momencie było ich na południu Francji więcej niż
katolików - i na "soborze" w Saint-Felix de Caraman w 1167
roku nadali temu nowemu Kościołowi ramy organizacyjne. Była to
jawna próba zbudowania całkiem nowej cywilizacji, zasadniczo
odmiennej od chrześcijańskiej i skrajnie wobec niej wrogiej.
Szczególnie zagrożonym terenem była południowa Francja, obszar
Langwedocji i Prowansji, gdzie znajdowało się Albi - główna
twierdza heretyków, oraz Tuluza - siedziba książąt o
prokatarskich sympatiach i zarazem polityczna stolica rebelii. Na
stronę herezji przechodziły liczne osobistości, nawet biskupi i
książęta, co stwarzało niebezpieczeństwo dla ładu
państwowego.
W
celu obrony przed tym wewnętrznym zagrożeniem, w 1177 roku na
soborze w Weronie, papież Lucjusz III dał początki Inkwizycji. Był
to jeden z pierwszych, choć nie najważniejszy akt; o wiele bardziej
znany ze swojej walki z katarami jest Innocenty III, który najpierw
wysłał do nich św. Dominika, a potem, już w okresie otwartej
konfrontacji, rozpoczął krucjatę. Prowadzona przez Szymona de
Monfort trwała od 1209 do 1244 roku i w rezultacie zakończyła się
sukcesem. Właściwie to Innocenty III powołał inkwizycję do życia
na Soborze Laterańskim IV w 1215 roku, a Grzegorz IX powierzył ją
dominikanom w 1233, ale nie zmienia to faktu, że pierwsze i
podstawowe zasady działania mieszczą się w tej konstytucji. Oto
jej fragment:
"W
celu zniesienia różnych herezji, które w naszych czasach zaczęły
mnożyć się w wielu miejscach, winna obudzić się gorliwość
ludzi Kościoła (...). Oto dlaczego, w obecności naszego drogiego
syna, cesarza Fryderyka, w łączności z naszymi braćmi
kardynałami, patriarchami, arcybiskupami i biskupami, a także
licznymi książętami zgromadzonymi z różnych części świata,
mocą autorytetu apostolskiego potępiamy ta konstytucją wszystkich
heretyków jakiekolwiek imię by nosili, szczególnie katarów i
patarenów, tych, którzy fałszywie nazywają się pokornymi
(humiliaci -A.G) lub ubogimi z Lyonu; józefinów i
arnoldystów."
Następnie
konstytucja mówi o potępieniu ich za uzurpowanie sobie prawa do
publicznego nauczania tego, co dotyczy wiary i sakramentów. W
dalszym rzędzie potępia ogólnie wszystkich tych, którzy zostali
określeni jako heretycy przez lokalnych biskupów lub inne władze
kościelne oraz tych, którzy udzielają schronienia "doskonałym",
bo tak nazywała się elita albigensów. A dlatego, że zwykła
dyscyplina kościelna jest często lekceważona, ustanawia się
specjalne przepisy, czyli pierwowzór inkwizycji właśnie. Następnie
konstytucja opisuje kary, jakie mają być stosowane wobec heretyków
i podejrzanych o herezję, przy czym najsurowsze z nich zarezerwowane
zostały dla kleru, a świeccy mieli być karani jedynie w wypadku
ponownego oskarżenia i udowodnienia winy. W dalszej kolejności
wyznacza się biskupom lokalnym obowiązek corocznej wizytacji
diecezji, podczas której mają brać udział w sądzeniu
podejrzanych, a książętom i możnym poleca się współdziałać z
Kościołem w celu zwalczania herezji. Kary przewidziane dla tych,
którzy bądź to uznani zostaną za stronników sekciarzy, bądź
odmówią poddania się sądowi, to ekskomunika, utrata funkcji
kościelnych i beneficjów w wypadku kleru, infamia w wypadku
świeckich i po zbawienie przywilejów handlowych w wypadku miast.
Jak widać, konstytucja określa różne stopnie winy, od
podejrzanego po powtórnie skazanego, i adekwatnie do tego stosuje
kary duchowe, a dopiero gdy one nie skutkują, Kościół pozostawia
winnych ramieniu świeckiemu, które wymierza kary doczesne mając
świadomość, że duża część zatwardziałych przeciwników ładu
jest niewrażliwa na te pierwsze.
Wszystko
to nie jest niczym innym, jak tylko pełnieniem przez Kościół
swojej normalnej misji, której istotą jest troska o zbawienie dusz
i strzeżenie depositum fidei. Pasterz Bożej owczarni ma zadanie
strzec jej nie tylko przed atakiem wilków, ale także przed
niebezpieczeństwami wewnętrznymi, jak epidemie i zarazy. W tym celu
musi od czasu do czasu przeprowadzać badanie (łac. inquisitio) w
celu wykrycia i zapobieżenia śmiertelnej chorobie duszy, która
niejednokrotnie bywa o wiele groźniejsza od choroby ciała. Tak jak
papież jest głową całego Kościoła, tak biskup jest Wielkim
Inkwizytorem w swojej diecezji; wskazuje na to zresztą samo
znaczenie tego słowa: czuwający, nadzorca. To też nakazywał św.
Paweł pisząc do swojego ucznia, Tymoteusza, który był biskupem
Efezu, a mianowicie: strzec depozytu wiary, głosić prawdę i
przeciwstawiać się fałszywej nauce, czyli gnozie (Tm 6,20-21).
Dopiero kiedy biskupi wydają się niezbyt rzetelnie zajmować się
swoimi obowiązkami albo, wręcz sprzeniewierzają się swojej misji,
jak to miało miejsce w Langwedocji w czasie albigensów, na scenę
wkracza Inkwizycja przez duże I.
Tak
jak doktryna, tak i obraz praktyki inkwizycyjnej jest również mocno
zafałszowany. Według lewicowej propagandy inkwizytorzy byli żądnymi
krwi potworami, proces miał tylko jeden cel - uznanie podejrzanego
winnym, a kończył się w jeden możliwy sposób - spaleniem na
stosie. Oba te stereotypy są wierutną bzdurą: pięciu sędziów
świętego Officium ze św. Dominikiem i św. Piusem V na czele,
zostało kanonizowanych, z czego dwóch - św. Piotr z Werony i św.
Piotr Arbues - to męczennicy zabici przez heretyków właśnie z
powodu pełnienia tej funkcji. Oto jaki obraz ""idealnego
inkwizytora" kreśli w swoim słynnym podręczniku Bernard Gui,
który w oczach lewicy wyrósł na symbol Czarnej Legendy i stał się
przykładem domniemanego okrucieństwa (ostatnio na przykład w
książce "Imię róży" Hubert Eco):
"Powinien
być żarliwy i pilny w swojej gorliwości na rzecz prawdy
religijnej, zbawienia dusz i tępienia herezji. Pośród trudności i
przeciwieństw powinien zachować spokój, nigdy nie dać ponieść
się złości ani oburzeniu. Powinien być nieustraszony, stawiać
czoła groźnym sytuacjom aż do śmierci, ale nie ustępując przed
niebezpieczeństwem nie powinien go prowokować poprzez nieroztropną
śmiałość. Powinien pozostać nieczuły na prośby i względy
tych, którzy próbują go zdobyć, tym niemniej nie powinien
zatwardzać swojego serca i odmawiać zmniejszenia albo złagodzenia
kary zależnie od towarzyszących okoliczności. W przypadkach
wątpliwych powinien być ostrożny, nie dawać łatwo wiary temu, co
wydaje się prawdopodobne, a co często bywa nieprawdziwe; ponieważ
to, co wydaje się być nieprawdopodobne, na końcu często okazuje
się być prawdą. Powinien wysłuchiwać, dyskutować i badać, aby
dojść cierpliwie do światła prawdy. Niech umiłowanie prawdy,
które zawsze powinno być obecne w sercu sędziego, jaśnieje w jego
spojrzeniu, aby wyroki nie mogły nigdy sprawiać wrażenia
podyktowanych przez pożądanie lub okrucieństwo."
Również
sam przebieg procesu wyglądał nieco inaczej niż chciałaby mafia
lewicowych historyków, od Duby'ego do Geremka. Po pierwsze sędziowie
zawsze podawali do wiadomości oskarżonego stawiane mu zarzuty,
dowody i świadectwa, jakie złożono przeciw niemu, a nawet nazwiska
świadków, co nie zawsze było regułą w sądach świeckich albo w
przypadku protestanckich procesów czarownic. W tym ostatnim wypadku
istniał co prawda krótkotrwały wyjątek dla Kastylii i Aragonii,
ale trzeba przyznać, że to jedynie z powodu wyjątkowo wielkiej
liczby heretyków w tych krajach, którzy łatwo mogli zastraszyć
świadków, skoro nawet dopuszczali się zabójstw sędziów.
Oskarżony musiał być poddany przesłuchaniu, a prawo zobowiązywało
inkwizytorów i lokalnych biskupów do asystowania przy nim, aby sama
swoja obecnością wywierali łagodzący wpływ na rygory procesu. Do
tego należy dodać, że trybunał nie mógł stawiać tego samego
pytania więcej niż raz podczas jednego procesu, co było regułą w
sądach świeckich. W ogóle były one o wiele surowsze niż sądy
kościelne i Inkwizycja oznaczała raczej postęp prawny w
odniesieniu do "prywatnego" ustawodawstwa antyheretyckiego
niektórych książąt. Tym, który wprowadził karę śmierci za
herezję był cesarz Fryderyk II w 1224 roku.
Warto
przyjrzeć się też, jak kształtowały się wyroki, które zapadały
w tych procesach. Z góry trzeba powiedzieć, że trybunał nigdy nie
wydawał wyroku śmierci. Wydawany przezeń wyrok nie był niczym
więcej jak tylko opinią kolegium sędziowskiego, które
stwierdzało, czy oskarżony jest apostatą, heretykiem, czy
ewentualnie powtórnym heretykiem. Wydanie takiego orzeczenia
kończyło działalność trybunału, dalej jego kompetencje nie
sięgały. Sprawą innych sądów, czysto świeckich, było
zastosowanie przepisów prawa cywilnego, jak to i dziś czynią
sędziowie po wysłuchaniu opinii ekspertów i sędziów
przysięgłych. Inkwizytorzy nie wydawali więc bezpośrednio wyroków
śmierci i nie byli odpowiedzialni za ostateczny kształt sentencji.
Ale nawet i w takim wypadku ostatnie słowo należało do króla,
który zachowywał przywilej prawa łaski.
Słynne
auto-da-fe w rzeczywistości także wyglądało inaczej niż w
lewicowych podręcznikach historii. Nie polegało ono na paleniu na
stosie, ale było swego rodzaju obrzędem pokutnym, który ogłaszał
po części uniewinnienie osoby fałszywie oskarżonej, a po części
pojednanie się z Kościołem nawróconych penitentów. Było wiele
takich auto-da-fe, w czasie których płonęła tylko świeczka w
ręku ex-heretyka, znak wiary na nowo oświecającej jego serce.
Lhorente, w celu udowodnienia wielkiej gorliwości Inkwizycji, podaje
przykład wielkiego auto-da-fe 12 lutego 1486 roku w Toledo. Na
liczbę 750 podsądnych ani jeden nie został skazany na śmierć!
Podobnie w czasie następnych procesów 2 kwietnia (950 osób), 1
maja (750) i 10 grudnia (950) nikt nie został ukarany śmiercią. W
tym okresie wydano wyroki ogółem na 27 osób. Do tego warto
wiedzieć, że akurat Inkwizycja w Hiszpanii, jako instytucja
królewska, zajmowała się także sądzeniem przestępców
kryminalnych jak koniokradzi, złodzieje kościołów, świeccy
uzurpujący sobie funkcje kościelne, sodomici, spowiednicy uwodzący
penitentów, bluźniercy, rewolucjoniści, których także duża
liczba mogła się znajdować pośród tych dwudziestu
siedmiu.
Wspomniany
już Bernard Gui, prawdziwy czarny charakter opracowań historii
średniowiecza, był inkwizytorem w Tuluzie między 1307 a 1323
rokiem. Uważany jest powszechnie za krwawego oprawcę i takim go
ukazuje film i powieść "Imię Róży". Tymczasem tylko
jeden prowadzony przez niego proces na sto kończył się wyrokiem
śmierci. Nie jest to imponująca liczba. Podobne proporcje
zachowywała "krwawa" inkwizycja hiszpańska w ciągu 160
lat (od 1540 do 1700) osądziła 49 tysięcy spraw zachowując
podobną proporcję wyroków śmierci - 490 w ciągu 160 lat!
Na
końcu spojrzeć należy na ogólny bilans Inkwizycji, najlepiej
widać jej efekty na przykładzie Hiszpanii. Wtedy, kiedy ona
istniała, kraj ten był prawdziwą potęgą rywalizującą z całą
Europą w żegludze i podbojach. Nad jej posiadłościami nigdy nie
zachodziło słońce, a król Hiszpanii był władcą połowy świata.
A kiedy Inkwizycja została zniesiona ? Hiszpania straciła Amerykę
i do tego rozpoczęły się kłopoty na własnym terytorium. Można
podać także kontrprzykłady. Czymże był okres triumfów Hiszpanii
dla Anglii, Francji i Niemiec ? Wiekami wojen religijnych, które
pogrążyły Europę w chaosie: rozpętana przez Lutra wojna
trzydziestoletnia i wojny chłopskie, wojny domowe i rewolucje, noc
św. Bartłomieja, zabójstwo Marii Stuart, Henryka III, Henryka IV,
Karola I, księcia Orańskiego, Ludwika XVI, Marii Antoniny i innych.
Kraje te nie posiadały w tym okresie Inkwizycji. A Polska, kraj
tolerancyjny, państwo bez stosów ? Zniknęła z mapy ...
Znakomitą
pointą może być opinia autora niezbyt przychylnego Kościołowi,
protestanta, Jakuba Balmesa: "Jest prawdą, że Papieże nie
głosili, tak jak protestanci powszechnej tolerancji, ale to fakty
pokazują różnicę między Papieżami a protestantami. Papieże,
uzbrojeni w trybunał nietolerancji, nie przelali jednej kropli krwi;
protestanci i filozofowie rozlali jej strumienie. Jakie to ma
znaczenie dla ofiary, że jej kat głosi tolerancję ? To tylko
dodawanie do męczarni gorzkiego sarkazmu. Powściągliwość Rzymu w
używaniu Inkwizycji jest najlepszą apologią katolicyzmu wobec tych
, którzy nazywają go barbarzyńskim i krwawym.