Schilddorfer Gerd KOD蜸ARZA

O GERD SCHILDDORFER & DAV1D G.L.WEISS

KOD CESARZA

PROLOG

7 marca 2008 roku

WIEDE艃 / AUSTRIA

Ciemny samoch贸d sun膮艂 prawie bezszelestnie brukowan膮 ulic膮 przez centrum miasta, kieruj膮c si臋 w stron臋 kana艂u Dunaju. Dwaj m臋偶czy藕ni siedz膮cy za przyciemnionymi szybami zatopieni byli w my­艣lach i nie zwracali uwagi na roz艣wietlone fasady mijanych pa艂ac贸w i do­m贸w patrycjuszy. Pos膮gi i pomniki, pami膮tkowe tablice i kompozycje rze藕b przedstawiaj膮cych 艣wi臋tych wy艂ania艂y si臋 stopniowo w jasnym 艣wietle reflektor贸w ci臋偶kiego audi, aby chwil臋 p贸藕niej znowu znikn膮膰 w ciemno艣ci. Pod rozpi臋tym baldachimem sta艂y odlane z br膮zu posta­cie Marii i J贸zefa, kt贸re wyci膮ga艂y ku sobie d艂onie, 艂膮cz膮c si臋 w w臋藕le ma艂偶e艅skim. Swego niemego b艂ogos艂awie艅stwa udziela艂 im arcykap艂an. Przechodz膮cy obok ludzie nie zwracali na niego uwagi ani nie zaszczy­cali go spojrzeniem.

Pocz膮tek marca nie by艂 w Wiedniu przyjemn膮 por膮. M偶y艂o, deszcz prawie ca艂kowicie sp艂uka艂 do kanalizacji br膮zow膮, 艣nie偶n膮 brej臋. Tury艣ci omijali miasto, jechali dalej, na po艂udnie, na spotkanie z ciep艂em i s艂o艅­cem. Wiede艅 znowu nale偶a艂 do wiede艅czyk贸w, kt贸rym spieszy艂o si臋, 偶eby jak najszybciej wr贸ci膰 do przytulnych mieszka艅. O tej porze ulice by艂y ju偶 puste i jak wymar艂e. Z oddali dobiega艂 d藕wi臋k ko艣cielnego zegara, kt贸ry wybija艂 trzy kwadranse na dziewi膮t膮.

Ni偶szy z m臋偶czyzn siedz膮cych w samochodzie po raz pi膮ty w ci膮gu ostatnich trzydziestu minut spojrza艂 na zegarek.

- Musimy si臋 pospieszy膰, bo zamkn膮 bram臋 1 powiedzia艂, nie patrz膮c na siedz膮cego obok wysokiego chudego m臋偶czyzn臋, kt贸ry ubrany by艂 jak z 偶uma艂a. Mia艂 na sobie garnitur z dobran膮 poszetk膮, d艂ugi czarny p艂aszcz i bia艂y szal zarzucony niedbale na szyj臋. Na kolanach trzyma艂 czarne sk贸­rzane r臋kawiczki. Znudzonym wzrokiem wpatrywa艂 si臋 w plecy szofera. Miasto go nie interesowa艂o, zna艂 je nie藕le i wiedzia艂, gdzie si臋 znajduj膮.

Ulica przesz艂a w wiele w膮skich zau艂k贸w. W pewnej chwili blask re­flektor贸w si臋gn膮艂 pustej przestrzeni. Koniec drogi. W tym miejscu zaczy­na艂y si臋 szerokie schody prowadz膮ce w d贸艂, do rzeki.

Limuzyna zatrzyma艂a si臋 w ciemnym zau艂ku. Mo偶na by艂o odnie艣膰 wra偶enie, 偶e miasto zosta艂o daleko z ty艂u. Z艂udzenie, bo przecie偶 znajdo­wali si臋 w samym jego ser膰u. Nagle zrobi艂o si臋 spokojnie i tylko z oddali dobiega艂 cichy plusk wody. Niedaleko od miejsca, gdzie stali, z okien nie­wielkiego ko艣cio艂a pada艂o na wilgotny bruk 偶贸艂te 艣wiat艂o 艣wiec.

Kiedy drzwi samochodu otworzy艂y si臋, wy偶szy z m臋偶czyzn ani przez chwil臋 si臋 nie waha艂. Wysiad艂 z wozu, rozejrza艂 si臋 niczym pies my艣liw­ski, kt贸ry z艂apa艂 trop, a potem skin膮艂 g艂ow膮 szoferowi i podszed艂 do drzwi ko艣cio艂a. Ni偶szy, kt贸ry pospieszy艂 przed nim, otworzy艂 skrzyd艂o ci臋偶kich, drewnianych drzwi i us艂u偶nie pobieg艂 przodem w g艂膮b ciemnego wn臋­trza, jeszcze zanim m臋偶czyzna w d艂ugim p艂aszczu zd膮偶y艂 mu rzuci膰 py­taj膮ce spojrzenie.

Przed bocznymi o艂tarzami ma艂ej 艣wi膮tyni p艂onko kilka tuzin贸w 艣wiec. Jednak ich 艣wiat艂o nie by艂o w stanie rozproszy膰 ciemno­艣ci, kt贸re spowija艂y wn臋trze jak mi臋kka, czarna zas艂ona. W powietrzu unosi艂 si臋 zapach kurzu i starych kamieni, pami臋膰 o d艂ugich modlitwach i wstydliwych s艂owach wypowiedzianych podczas spowiedzi. Niski m臋偶­czyzna podszed艂 szybkim krokiem pod empor臋, rozejrza艂 si臋 i zauwa偶y艂, 偶e cz艂owiek w czarnym p艂aszczu stoi w g艂贸wnej nawie wtopiony w ciem­no艣膰: nieporuszony, z wyci膮gni臋t膮 do przodu g艂ow膮, jak przyczajony orze艂. Pierwszemu z m臋偶czyzn zrobi艂o si臋 nagle zimno. Zadr偶a艂, a jego 偶o艂膮dek skurczy艂 si臋 w jakim艣 mrocznym przeczuciu. Opanowa艂 si臋 i wyj膮艂 z ma­rynarki niewielk膮, siln膮 latark臋 kieszonkow膮, w艂膮czy艂 j膮 i skierowa艂 w g贸r臋. Snop jasnego 艣wiat艂a przeci膮艂 ciemno艣膰. Figurki anio艂k贸w, zdobienia i po­

stacie 艣wi臋tych obudzi艂y si臋 na kr贸tko do 偶ycia, rozb艂ys艂y i znowu znieru­chomia艂y zatopione w mroku.

艢wiat艂o latarki dotarto w ko艅cu do celu i zatrzyma艂o si臋, lekko dr偶膮c. Wy偶szy m臋偶czyzna podszed艂 bezszelestnie bli偶ej, jakby unosi艂 si臋 nad sta­rymi kamiennymi p艂ytami.

Jego wzrok pod膮偶y艂 w kierunku empory, gdzie 艣wiat艂o wydoby艂o z ciemno艣ci dwie wyryte cyfry i pi臋膰 Eter. Twarz nie zdradza艂a 偶adnego wzruszenia, oczy przez kilka sekund wpatrywa艂y si臋 w napis i liczb臋 na em- porze. Nagle, nie odwracaj膮c wzroku ani na sekund臋, wyci膮gn膮艂 r臋k臋 z kie­szeni p艂aszcza, p艂ynnym w臋偶owym ruchem przy艂o偶y艂 swemu towarzyszowi do g艂owy luf臋 pistoletu i poci膮gn膮艂 za spust. Jego ofiara nawet nie zauwa­偶y艂a zbli偶aj膮cego si臋 niebezpiecze艅stwa. Rozleg艂 si臋 cichy trzask i z g艂owy zastrzelonego m臋偶czyzny trysn臋艂a fontanna krwi i pokruszonych ko艣ci.

M臋偶czyzna w czarnym p艂aszczu prawie niedba艂ym ruchem chwy­ci艂 latark臋, zanim spad艂a na posadzk臋, wy艂膮czy艂 j膮 i schowa艂 do kieszeni. Potem podszed艂 do wielkiej p艂yty pe艂nej 偶elaznych szpikulc贸w, na kt贸­re wbito 艣wiece ofiarne. Jedne poprawi艂, inne zgasi艂, po czym spokojnym krokiem wyszed艂 z ko艣do艂a, zamkn膮艂 za sob膮 drzwi, z r臋kawiczki wyj膮艂 klucz i przekr臋ci艂 go w zamku.

Kiedy wsiad艂 do samochodu, si臋gn膮艂 do kieszeni po telefon kom贸rko­wy i zacz膮艂 wybiera膰 numer. D艂ugi, wielocyfrowy, dlatego trwa艂o to chwil臋. W ko艅cu stronie rozleg艂 si臋 sygna艂.

Rzeczywi艣cie tam jest 鈥 powiedzia艂 m臋偶czyzna i roz艂膮czy艂 si臋. Po­tem siedzenie i zamkn膮艂 oczy. Zacz臋艂o si臋.

ROZDZIA艁 1

8 marca 2008 roku WIEDE艃

Ranek by艂 szary i ponury, obracaj膮ce si臋 艣wiat艂a kogut贸w na policyjnych radiowozach roz艣wietla艂y mg艂臋 na niebiesko, przez co wy­dawa艂a si臋 jeszcze g臋stsza. Policjanci przeci膮gn臋li przez ca艂y plac czer­wono-bia艂膮 ta艣m臋, odgradzaj膮c ni膮 kilku znudzonych i przemarzni臋tych funkcjonariuszy w mundurach. Rozmawiali o meczu pi艂ki no偶nej trans­mitowanym poprzedniego dnia w telewizji. Mecz zachwyci艂 wiede艅czy­k贸w, wyludni艂 ulice i zape艂ni艂 klientami wszystkie sale w restauracjach. Nieliczni przechodnie spiesz膮cy o tej porze do pracy nie zatrzymywali si臋 nawet na chwil臋.

By艂o to po my艣li m臋偶czyzny, kt贸ry czeka艂 obok ko艣cio艂a, a偶 ekipa zabezpieczaj膮ca 艣lady doko艅czy swoje czynno艣ci. Na miejscu przest臋p­stwa nie 偶yczy艂 sobie 偶adnych gapi贸w. Komisarz Berner wygl膮da艂 jak jaki艣 ksi臋gowy, kt贸remu wiatr rozwia艂 starannie u艂o偶one w艂osy. Jego nieszcz臋艣li­wa twarz m贸wi艂a: 鈥瀂a wcze艣nie, za zimno, zbyt wietrznie, zbyt deszczowo i w og贸le...鈥. Berner - dla koleg贸w z pracy Bernardyn - traktowa艂 ka偶­d膮 zbrodni臋 pope艂nion膮 w jego rewirze, to znaczy w centrum miasta, jak osobist膮 zniewag臋. 呕ar papierosa, kt贸ry Berner trzyma艂 w palcach, dotar艂 ju偶 do filtru. Kiedy chcia艂 go znowu zapali膰, powiew wiatru za ka偶dym razem gasi艂 ogie艅 w zapalniczce. Kln膮c na czym 艣wiat stoi, w艂o偶y艂 papie­

rosa z powrotem do pude艂ka, otworzy艂 drzwi ko艣cio艂a i wsun膮艂 g艂ow臋 do wn臋trza rozja艣nionego 艣wiat艂em reflektor贸w.

Potrzebny mi raport, nie rozprawa naukowa - zawo艂a艂 w nieokre­艣lonym kierunku. Jego g艂os odbi艂 si臋 echem od 艣cian 艣wi膮tyni.

Kiedy nikt mu nie odpowiedzia艂, wzruszy艂 ramionami i odwr贸ci艂 si臋 w stron臋 wysokiego m臋偶czyzny, kt贸ry wyra藕nie wzburzony sta艂 obok nie­go, dr偶膮c z zimna. Berner wyj膮艂 z kieszeni notes, przerzuci艂 kilka kartek, znalaz艂 t臋, kt贸rej szuka艂, i spojrza艂 przelotnie na swoje notatki.

Je艣li dobrze zrozumia艂em, drzwi do ko艣cio艂a by艂y zamkni臋te? - zacy­towa艂 s艂owa m臋偶czyzny Bemer. Ojciec Johannes, bo tak si臋 贸w m臋偶czyzna nazywa艂, potwierdzi艂 skinieniem g艂owy. Wydawa艂 si臋 jeszcze wstrz膮艣ni臋ty do­konanym rano makabrycznym odkryciem. Najbardziej przera偶a艂o go jednak to, 偶e zbezczeszczono dom Bo偶y. Na de czarnej, czystej sutanny twarz ksi臋dza wydawa艂a si臋 jeszcze bardziej blada ni偶 by艂a w rzeczywisto艣ci. Ojciec Johannes by艂 masywnym, pot臋偶nie zbudowanym m臋偶czyzn膮, mia艂 190 centymetr贸w wzrostu i 偶eby z nim porozmawia膰, komisarz Berner musia艂 zadziera膰 g艂ow臋.

- Kto ma klucze do drzwi?

Pytanie wyrwa艂o duchownego z odr臋twienia. Potrz膮sn膮艂 nerwowo g艂ow膮 i powiedzia艂:

1 Jest kilka kluczy, bo ci膮gle s膮 ch臋tni na zwiedzanie ko艣cio艂a i jego otoczenia, czasami nawet kilka razy dziennie.

Ojciec Johannes spojrza艂 bezradnie na plac przed ko艣cio艂em oddzie­lony od 艣wiata zewn臋trznego bia艂o-czerwon膮 ta艣m膮. Chcia艂 jeszcze co艣 powiedzie膰, otworzy艂 usta i nagle umilk艂.

Berner spojrza艂 na niego.

Proboszcz potrz膮sn膮艂 g艂ow膮.

Kto by przypuszcza艂, 偶e co艣 takiego...

Jego g艂os zgin膮艂 gdzie艣 w porywach wiatru.

Berner westchn膮艂. Wiatr nadal rozwiewa艂 mu w艂osy, ale najbardziej dokucza艂 mu ch艂贸d. Mg艂a pe艂z艂a od strony kana艂u jak g艂odny w膮偶, zakra­da艂a si臋 za naro偶niki dom贸w i ta艅czy艂a na wietrze.

I co dalej? 鈥 spyta艂 Berner, 偶eby podtrzyma膰 rozmow臋, cho膰 ju偶 wiedzia艂, 偶e niczego wi臋cej si臋 nie dowie.

Potem wszed艂em do 艣rodka i jak zwykle ukl膮k艂em, prze偶egna艂em si臋 i chcia艂em podej艣膰 do o艂tarza - odpar艂 ojciec Johannes i znowu nrae-

-Tak?

rwa艂. - Potem... zobaczy艂em jego 鈥 zacz膮艂, ale w tym samym momencie zacisn膮艂 usta, a jego wargi zamieni艂y si臋 w dwie cienkie kreski. - Wsz臋dzie by艂o tyle krwi... - zacz膮艂 ponownie i znowu zamilk艂, tym razem na dobre.

Bemer udawa艂, 偶e czyta swoje notatki.

- A 艣wiece...? - spyta艂.

Spojrza艂 przy tym w g贸r臋, prosto w szarozielone oczy ksi臋dza, kt贸ry spogl膮da艂 na niego niepewnym wzrokiem.

- Co to by艂o ze 艣wiecami? O tym nic mi ksi膮dz wcze艣niej nie opo­wiada艂 - naciska艂 go Berner, studiuj膮c kilka linijek zapisanych w swoim notesie.

Ojciec Johannes nagle jakby zmala艂 o g艂ow臋, ca艂y skurczy艂 si臋 w su­tannie. Spu艣ci艂 wzrok.

- Mo偶e nie ma to 偶adnego znaczenia, mo偶e to przypadek - zacz膮艂 niepewnym g艂osem. - 艢wiece, kt贸re po moim wej艣ciu nadal si臋 tam pali艂y, tworzy艂y razem dwie litery: du偶e 鈥濴鈥 i du偶e 鈥濱鈥.

Berner nie kry艂 zaskoczenia.

-Jest ksi膮dz pewien? - spyta艂, zapisuj膮c w notesie dwa s艂owa na wil­gotnej kartce, kt贸ra zacz臋艂a si臋 zwija膰 w rulonik.

-Tak,jestem najzupe艂niej pewien.

G艂os ojca Johannesa znowu brzmia艂 zdecydowanie:

- Zawsze sprawdzam, co ze 艣wiecami, to taki automatyczny nawyk He si臋 ich jeszcze pali i czy musz臋 uzupe艂ni膰 zapas.

Zmarszczy艂 czo艂o i podni贸s艂 wzrok na Bernera:

- Wszystkie pozosta艂e 艣wiece kto艣 zgasi艂, cho膰 nie by艂y wypalone. Czego艣 takiego jeszcze nigdy nie widzia艂em.

G艂o艣ny d藕wi臋k, jaki rozleg艂 si臋 podczas ich rozmowy, zwiastowa膰 m贸g艂 nadej艣cie burzy z piorunami i gwa艂towne opady. Policjanci przerwali rozmow臋, a Berner spojrza艂 poirytowanym wzrokiem w kierunku, z kt贸­rego dochodzi艂 coraz wi臋kszy ha艂as. Po wilgotnym bruku p臋dzi艂 wprost na policyjn膮 ta艣m臋 motocykl. Tu偶 przed ta艣m膮 motocyklista gwa艂townie wyhamowa艂 i zatrzyma艂 pojazd. Ci臋偶kie bia艂o-niebieskie suzuki model GSX-R 1100 wygl膮da艂o jak jaki艣 pojazd z przesz艂o艣ci, ale mimo swego wieku nadal prezentowa艂o si臋 znakomicie. Ten wy艣cigowy model, przed­miot westchnie艅 wszystkich kolekcjoner贸w, powsta艂 w 1988 roku. Uwa­偶ano go za najszybszy motocykl swoich czas贸w i nawet dwadzie艣cia lat p贸藕niej wzbudza艂 szacunek.

Berner zamkn膮艂 oczy. To nie jest jego szcz臋艣liwy dzie艅. To w og贸le nie jest jego dzie艅. Ju偶 gdy spojrza艂 na trupa, zacz膮艂 co艣 przeczuwa膰. Te­raz wiedzia艂 to na pewno.

W艂a艣ciciel motocykla ustawi艂 go na podp贸rce, zdj膮艂 r臋kawice i kask. Po艂o偶y艂 je niedba艂ym ruchem na siode艂ku, rozejrza艂 si臋, schyli艂 i przeszed艂 pod ta艣m膮, gdzie czekali na niego obaj policjanci.

Co艣 si臋 dzisiaj sp贸藕niasz - powiedzia艂 jeden z nich i ostentacyj­nie spojrza艂 na zegar na ko艣cielnej wie偶y. - Robisz si臋 coraz wolniej­szy. ..

To przez ekspres do kawy - odpar艂 m臋偶czyzna 偶artobliwym tonem.

- Rano nie by艂o w nim pary, tak jak w was....

Policjanci wr贸cili z u艣miechem do rozmowy o futbolu, a m臋偶czyzna powl贸k艂 si臋 w stron臋 Bernera. Komisarz schowa艂 notes do kieszeni, zo­stawi艂 ksi臋dza i wyszed艂 mu na spotkanie.

Za wszystkie przer贸bki, jakich dokona艂 pan niezgodnie z prze­pisami w swoim motocyklu, m贸g艂bym kaza膰 pana aresztowa膰 i w艂a艣nie dzi艣 mia艂bym na to szczeg贸ln膮 ochot臋 - powiedzia艂 Berner do ubranego w d偶insy i sk贸rzan膮 kurtk臋 motocyklisty, kt贸ry najwidoczniej by艂 odpor­ny na zimno i mg艂臋. 1 Sam ha艂as powodowany przez t臋 maszyn臋 narusza przynajmniej trzy paragrafy.

1 Ma pan dzi艣 z艂y dzie艅, panie komisarzu? - spyta艂 m臋偶czyzna. Za­brzmia艂o to bardziej jak stwierdzenie ni偶 pytanie.

Berner skrzywi艂 si臋, a wiej膮cy wiatr zn贸w potarga艂 jego w艂osy.

Prosz臋 mi oszcz臋dzi膰 sarkazmu, panie Wagner. Niech si臋 pan st膮d zabiera razem ze swoim ha艂a艣liwym pojazdem i zniknie mi z oczu!

Paul Wagner potrz膮sn膮艂 g艂ow膮:

Nie ma mowy. Wsta艂em dzi艣 o nieludzkiej porze, przegra艂em wal­k臋 z ekspresem do kawy i na dodatek musia艂em wyci膮gn膮膰 to wspania艂e dzie艂o sztuki na tak膮 pogod臋 - powiedzia艂, wskazuj膮c na sw贸j motocykl.

- Teraz chc臋 za to jakiej艣 rekompensaty.

Berner w艂o偶y艂 r臋ce do kieszeni p艂aszcza i wysun膮艂 g艂ow臋 do przodu, oczy mu rozb艂ys艂y:

Nienawidz臋 dziennikarzy, kt贸rzy ju偶 od rana, na czczo, 偶eruj膮 na ludzkich zw艂okach. Pana, panie Wagner, nienawidz臋 szczeg贸lnie.

Wok贸艂 zielonych oczu dziennikarza pojawi艂a si臋 nagle sie膰 drobniut­kich zmarszczek wywo艂anych u艣miechem.

- Ekipa zabezpieczaj膮ca 艣lady jeszcze pana nie wpu艣ci艂a na miejsce przest臋pstwa, prawda? - spyta艂. - To nie jest dobry dzie艅 dla artyst贸w i komisarzy...

Bemer poczu艂 si臋, jakby kto艣 go na czym艣 przy艂apa艂.

-Jak zwykle nie chc臋 tu pana widzie膰. Nasz rzecznik prasowy og艂osi w tej sprawie komunikat. 呕ycz臋 wi臋c mi艂ego dnia i weso艂ej jazdy do domu.

Komisarz chcia艂 si臋 oddali膰, 偶eby podej艣膰 do ko艣cio艂a, gdy nagle drzwi 艣wi膮tyni si臋 otwar艂y i stan膮艂 w nich siwow艂osy m臋偶czyzna z metalow膮 wa­lizk膮 w r臋ce. Szybkim krokiem zszed艂 po schodach do Bemera i Wagnera.

- Witam, panie komisarzu. Cze艣膰, Paul!

Bemer przeklina艂 ten ranek, a zw艂aszcza t臋 spraw臋. Dlaczego le­karz s膮dowy z jego rewiru jest na urlopie? Dlaczego przydzielono mu do tej sprawy akurat doktora Strassera? Dlaczego musi to by膰 kto艣, kto jest z Wagnerem na ty?

Wagner nie zamierza艂 odej艣膰. Lekarz, nie kieruj膮c swoich s艂贸w do 偶adnej z obecnych os贸b, stwierdzi艂:

- Precyzyjny strza艂 w g艂ow臋. Du偶y kaliber, kula tkwi jeszcze w 艣cianie ko艣cio艂a. Z g艂owy niewiele zosta艂o, 艣mier膰 nast膮pi艂a oko艂o 21.30. Ofiar膮 jest m臋偶czyzna w wieku czterdziestu kilku lat. Pozosta艂e szczeg贸艂y znajd膮 si臋 w raporcie. Czy s膮 jakie艣 pytania?

Zabrzmia艂o to jak wyuczona formu艂ka.

Komisarz by艂 podenerwowany. Czy jednak m贸g艂 si臋 spodziewa膰 cze­go艣 innego? Wagner spojrza艂 na niego:

- Precyzyjny strza艂? No to ma pan problem, panie komisarzu. Egze­kucja w ko艣ciele.

Bemer znowu si臋 skrzywi艂, po czym odwr贸ci艂 si臋 i zostawi艂 Wagne­ra bez odpowiedzi.

Lekarz s膮dowy obserwowa艂 przez chwil臋, jak komisarz w艣r贸d coraz g臋stszej mg艂y kieruje si臋 w stron臋 ko艣cio艂a. Potem odwr贸ci艂 si臋 do Wagnera.

Masz racj臋, Paul, to mi wygl膮da na egzekucj臋, i to dobrze zapla­nowan膮. A 艣lad, jaki sprawca pozostawi艂 po sobie, jest kompletnie nie­zrozumia艂y.

Doktor Strasser przekrzywi艂 g艂ow臋 i spojrza艂 na Wagnera wyzy­waj膮co.

Czy litery 鈥濴鈥 oraz 鈥濱鈥 co艣 ci m贸wi膮? Mo偶e to inicja艂y mordercy? Albo ofiary?

Nie czekaj膮c na odpowied藕, odwr贸ci艂 si臋, pomacha艂 Wagnerowi na po偶egnanie i przeszed艂 pod ta艣m膮. Dziennikarz spogl膮da艂 za nim do chwa­li, a偶 Strasser znikn膮艂 w g臋stej mgle.

Po wej艣ciu do ko艣cio艂a Bemer podszed艂 do szklanej trumny. Ekipa zabezpieczaj膮ca 艣lady zako艅czy艂a ju偶 prac臋 i zabra艂a ze sob膮 reflektory o艣wietlaj膮ce miejsce zbrodni. Ko艣ci贸艂 powoli pustosza艂. Bemer pochy­li艂 si臋, 偶eby lepiej widzie膰. Za szklan膮 p艂yt膮, w bogato zdobionej i mocno poz艂acanej witrynie, le偶a艂 ludzki szkielet ubrany we wspania艂e barokowe szaty. Zakonnice musia艂y kiedy艣 po艣wi臋ci膰 wiele godzin pracy na to, 偶eby ka偶d膮 ko艣膰 ozdobi膰 z艂ot膮 nici膮, per艂ami i koronkami. W 艣wietle ostatnie­go reflektora po艂yskiwa艂a niewielka tabliczka z r臋cznie malowanym napi­sem 鈥濾italis鈥. Potem i ona znik艂膮 w ciemno艣ciach. Przez w膮skie okna do wn臋trza ko艣cio艂a przebija艂o si臋 coraz wi臋cej szarego dziennego 艣wiat艂a.

Bemer odwr贸ci艂 si臋, spojrza艂 na przykryte ciemn膮 p艂acht膮 zw艂oki m臋偶czyzny i wyj膮艂 z kieszeni notes. Potem przypomnia艂 sobie, 偶e ojciec Johannes wspomina艂 o 艣wiecach tworz膮cych dwie litery. Zauwa偶y艂 du偶膮, czarn膮 p艂yt臋 z setkami metalowych szpikulc贸w, kt贸ra wygl膮da艂a jak 鈥炁糴­lazna dziewica鈥, s艂ynne 艣redniowieczne narz臋dzie tortur. 艢wiece na cz臋艣ci z nich wygl膮da艂y jak wyspa w艣r贸d fal czarnych cierni. Tworzy艂y kszta艂t,

o kt贸rym wspomnia艂 ksi膮dz. Z kilkudziesi臋ciu bia艂ych 艣wiec kto艣 u艂o偶y艂 litery 鈥濴鈥 oraz 鈥濱鈥. 艁atwo je by艂o zauwa偶y膰 i rozpozna膰.

Komisarz przyjrza艂 si臋 im dok艂adniej. Ekipa zabezpieczaj膮ca 艣lady zgasi艂a 艣wiece, 偶eby nie dopu艣ci膰 do ich ca艂kowitego wypalenia. Na in­nych, bardziej oddalonych 艣wiecach, knoty pokry艂 ju偶 zastyg艂y wosk. Kto艣 celowo i metodycznie zgasi艂 reszt臋 艣wiec, kt贸re nie pasowa艂y do uk艂ada­nego wzoru. Bernera przeszy艂 dreszcz i nagle poczu艂 pustk臋. Wcisn膮艂 si臋 w rz膮d drewnianych 艂awek, usiad艂 i przez chwil臋 odczuwa艂 pokus臋, 偶eby si臋 pomodli膰. Po raz pierwszy od d艂u偶szego czasu.

Skrzypienie drzwi wyrwa艂o go z rozmy艣la艅 i sprawi艂o, 偶e wr贸ci艂 do rzeczywisto艣ci. Do ko艣cio艂a weszli dwaj m臋偶czy藕ni z plastikow膮 trumn膮. Gdy spojrzeli na Bernera pytaj膮cym wzrokiem, a ten bez s艂owa skin膮艂 g艂o­w膮. Ju偶 wcze艣niej obejrza艂 zw艂oki i nie musia艂 robi膰 tego ponownie. Nie by艂o w nich nic takiego, co mog艂oby mu pom贸c w rozwik艂aniu zagadki zbrodni. Ju偶 teraz si臋 domy艣la艂, jaki b臋dzie wynik sekcji. Dziesi臋膰 linijek tekstu, zwi臋藕le, bez niespodzianek. Kieszenie zabitego by艂y puste, wi臋c 偶eby go zidentyfikowa膰, trzeba b臋dzie odda膰 ubranie do ekspertyzy albo

- . f i

oprze膰 si臋 na literach utworzonych przez 艣wiece. No i na odciskach pal­c贸w, bo zabity nie mia艂 ju偶 twarzy...

Bemer zamkn膮艂 oczy i przys艂uchiwa艂 si臋 pracy obu m臋偶czyzn. Byli szybcy i profesjonalni. Gdy wyszli, znowu zapad艂a dsza. Nie chcia艂 otwie­ra膰 oczu, bo mia艂 nadziej臋, 偶e wszystko to oka偶e si臋 pomy艂k膮, 偶e 艣lady krwi na 艣cianie i na posadzce nie istniej膮. Nagle zadzwoni艂 telefon kom贸rkowy. Wsun膮艂 d艂o艅 do kieszeni p艂aszcza, wyj膮艂 telefon i odebra艂.

- No i? - G艂os w s艂uchawce brzmia艂 czysto i wyra藕nie. Nale偶a艂 do kogo艣, kto przywyk艂 wydawa膰 rozkazy tonem jakby znudzonym.

Bemer poczu艂, jak bardzo jest wyczerpany:

- Precyzyjny strza艂 w g艂ow臋, wygl膮da mi to na egzekucj臋. 呕adnych dokument贸w, m臋偶czyzna, mniej wi臋cej po czterdziestce, znak贸w szcze­g贸lnych brak.

Dlaczego nie wspomnia艂 o obu literach? Bo jako艣 sam w to nie wie­rzy艂? Bo zabrzmia艂oby to 艣miesznie? Bo...

G艂os komendanta policji przerwa艂 jego rozmy艣lania:

- Nie spodoba si臋 to ani arcybiskupowi, ani ministrowi spraw we­wn臋trznych. Berner, niech pan jak najszybciej zako艅czy t臋 spraw臋, zanim b臋dziemy musieli si臋 t艂umaczy膰, dlaczego jaki艣 zab贸jca morduje spokoj­nych ludzi w ko艣ciele, i to w centrum Wiednia. Wie pan, o czym m贸wi臋

tury艣ci, bezpieczne miasto i tak dalej. Gzy prasa co艣 wie?

Komisarz zbyt d艂ugo zwleka艂 z odpowiedzi膮.

- Aha, wi臋c Wagner ju偶 tam by艂. Cholera!

Komendant od艂o偶y艂 s艂uchawk臋, zanim Berner zd膮偶y艂 si臋 w jaki­kolwiek spos贸b usprawiedliwi膰. Nagle nabra艂 ochoty, 偶eby wyrzuci膰 telefon, wsi膮艣膰 do samochodu i odjecha膰 z tego miejsca. Kiedy zrezy­gnowany wsun膮艂 kom贸rk臋 do kieszeni, drzwi ko艣cio艂a otwar艂y si臋 i do 艣rodka wszed艂 Wagner, nios膮c za sob膮 silny powiew zimnego powie­trza. Rozejrza艂 si臋 i zauwa偶y艂 Bernera siedz膮cego na jednej z drew­nianych 艂awek.

- Przed czy ju偶 po spowiedzi? 鈥 spyta艂 szyderczym tonem.

- Po 鈥 mrukn膮艂 Berner. W tym momencie rozleg艂o si臋 bicie obu ko­艣cielnych dzwon贸w.

- To najstarsze dzwony w Wiedniu, maj膮 ponad siedemset lat 鈥 za­uwa偶y艂 Wagner i spojrza艂 w g贸r臋.

Bemer poczu艂 si臋 nagle r贸wnie stary.

Biuro komendanta znajdowa艂o si臋 na pi膮tym pi臋trze komendy policji i sprawia艂o prawie przytulne wra偶enie. Na 艣cianach wy­艂o偶onych ciemn膮 boazeri膮 wisia艂y stare sztychy przedstawiaj膮ce Wiede艅, na pod艂odze le偶a艂y perskie dywany. Naprzeciw du偶ego biurka sta艂 komplet wypoczynkowy, komendant przyjmowa艂 tam oficjalnych go艣ci. Sekretar­ka wzi臋艂a z ma艂ego stolika fili偶ank臋 z kaw膮 i poda艂a j膮 wysokiemu m臋偶­czy藕nie, kt贸ry przez okno przygl膮da艂 si臋 ruchowi ulicznemu. Jego d艂onie, splecione na plecach, otwiera艂y si臋 i zamyka艂y.

Kawa, panie komendancie. Akta le偶膮 na biurku, na samym wierzchu.

M臋偶czyzna podzi臋kowa艂 jej skinieniem g艂owy, upi艂 troch臋 gor膮cej,

s艂odkiej kawy i obserwowa艂 znad fili偶anki wiede艅ski Ring. Potem odwr贸ci艂 si臋, si臋gn膮艂 po dwa czerwone segregatory le偶膮ce na biurku i wyszed艂 z po­koju. Skierowa艂 si臋 w lewo, w stron臋 d艂ugiego, jasno o艣wietlonego koryta­rza. Wisia艂y w nim zdj臋cia wszystkich poprzednich komendant贸w policji z ostatnich stu lat, dzi臋ki czemu miejsce to wygl膮da艂o na troch臋 bardziej o偶ywione. Drzwi salki konferencyjnej by艂y zamkni臋te. Komendant nawet nie zastuka艂, tylko otworzy艂 je i wszed艂 do 艣rodka.

Przy d艂ugim owalnym stole siedzia艂 chudy m臋偶czyzna. Mia艂 na so­bie p艂aszcz. Przed nim na blacie mahoniowego b艂yszcz膮cego sto艂u le偶a艂y czarne sk贸rzane r臋kawiczki. Spojrzenie jego ciemnych oczu spocz臋艂o na komendancie, kiedy ten odsun膮艂 krzes艂o i usiad艂 na nim obok swego go­艣cia. Komendant oba segregatory po艂o偶y艂 przed sob膮 i przykry艂 je d艂oni膮. Przez chwil臋 m臋偶czy藕ni milczeli.

S膮dz臋, 偶e pistolet nie by艂 zarejestrowany 鈥 zacz膮艂 komendant, ale widz膮c ch艂odny wzrok swego rozm贸wcy, zamilk艂.

Kto prowadzi 艣ledztwo w tej sprawie? 鈥 spyta艂 m臋偶czyzna. M贸wi艂 po niemiecku bez obcego akcentu, bezbarwnym tonem. Jego g艂os by艂 g艂臋­boki i szorstki 鈥 mo偶na by艂o odnie艣膰 wra偶enie, 偶e to Chris Rea po trzech kolejkach whisky.

Berner. To kryminalny buchalter, zosta艂o mu ju偶 niewiele do eme­rytury. Nie ma o niczym poj臋cia i o niczym si臋 nie dowie.

Komendant, jakby nieobecny duchem, przesun膮艂 d艂oni膮 po obu se­gregatorach le偶膮cych na stole.

A Paul Wagner? - spyta艂 m臋偶czyzna. Pochyli艂 si臋 lekko do przo­du, wysun膮艂 r臋k臋 i wyci膮gn膮艂 spod d艂oni komendanta segregator le偶膮cy na wierzchu. Potem umie艣ci艂 go przed sob膮 i roz艂o偶y艂.

1

1

- Wagner by艂 na miejscu szybciej, ni偶 Berner zd膮偶y艂 powiedzie膰 鈥瀌zie艅 dobry鈥.

- No tak 鈥 odpar艂 m臋偶czyzna. Przez chwil臋 przegl膮da艂 poszczeg贸lne dokumenty, przeczyta艂 kilka nast臋pnych, obejrza艂 zdj臋cia. 鈥 Paul Wagner, 38 lat, kawaler, 180 cm wzrostu, w艂osy blond, oczy zielone, wysportowa­ny, uparty, inteligentny, z zawodu dziennikarz, korespondent najwa偶niej­szych dziennik贸w w Europie i za oceanem. Urodzony w Wiedniu, matka Amerykanka, ojciec wiede艅czyk - cytowa艂 p艂ynnie z pami臋ci, przesuwaj膮c wzrokiem po kartkach. - Pasja: jazda na motorze, praca i kobiety - w ta­kiej w艂a艣nie kolejno艣ci. Zna cztery j臋zyki. Hobby: rozszyfrowywanie taj­nych dokument贸w i odnawianie starych motocykli wy艣cigowych. Mieszka w nieu偶ywanej zajezdni tramwajowej na obrze偶ach miasta, gdzie ma wy­starczaj膮co du偶o miejsca na swoj膮 kolekcj臋 starych japo艅skich motocykli wy艣cigowych - zim膮 woli marzn膮膰, ni偶 si臋 stamt膮d wyprowadzi膰. Mieszka sam, chocia偶 miejsca ma tyle, 偶e m贸g艂by tam wstawi膰 kolejnych trzydzie­艣ci motocykli i urz膮dzi膰 harem.

Zdania wypowiadane przez m臋偶czyzn臋 nie zawiera艂y ironii, brzmia­艂y po prostu jak stwierdzenie albo wyliczanka. Przegl膮da艂 kolejne kartki, a偶 dotar艂 do tej przegr贸dki segregatora, gdzie znajdowa艂y si臋 zdj臋cia z ja­kiego艣 wypadku. Wskazuj膮cym palcem wystukiwa艂 wolny rytm na blacie sto艂u i powoli ogl膮da艂 zdj臋cia. Wida膰 by艂o na nich przewr贸cony motocykl, m艂od膮 ciemnow艂os膮 kobiet臋 i krwawe smugi na ciemnym asfalcie. Nawet b艂ysk aparatu, kt贸rym zrobiono zdj臋cia, nie pozbawi艂 kobiety urody. Nie 偶y艂a. Jej br膮zowe, pozbawione wyrazu oczy, nie pozostawia艂y w tej kwe­stii 偶adnej w膮tpliwo艣ci.

- Nasz atut - stwierdzi艂 m臋偶czyzna w p艂aszczu i utkwi艂 wzrok w ko­mendancie policji. - Clara Sina, nasz atut 鈥 doda艂. Jednak mi臋dzy wier­szami mo偶na by艂o wyczyta膰 pytanie: 鈥濱 co zamierza pan z tym zrobi膰?鈥.

Komendant zerkn膮艂 na drugi segregator z dokumentami le偶膮cy na stole. Po艂o偶y艂 na nim d艂o艅 jakby obronnym gestem.

- Je艣li gdzie艣 jest Paul Wagner, niedaleko musi by膰 Georg Simon Sina - odpar艂.

- By艂 w pobli偶u - poprawi艂 go m臋偶czyzna. - By艂! Wie pan dobrze, 偶e potrzebujemy ich obu, a nie tylko jednego z nich. Gdzie jest teraz Sina?

- W jakiej艣 dziczy I mrukn膮艂 komendant z nutk膮 sympatii i mimo- wnlnpcro podziwu w g艂osie. 鈥 Nieosi膮galny, niech臋tny i nieprzejednany,

nie 偶yczy sobie, 偶eby go niepokoi膰. Nie ma telefonu, kom贸rki ani kom­putera, nie utrzymuje kontaktu ze 艣wiatem zewn臋trznym. Kontaktuje si臋 wy艂膮cznie z w艂a艣cicielk膮 pewnego sklepu wielobran偶owego w najbli偶szej wsi. Kobieta postawia nawet przed sklepem metalowy dr膮偶ek, 偶eby Sina m贸g艂 do niego przywi膮zywa膰 swojego konia...

Po co? - spyta艂 m臋偶czyzna w p艂aszczu, a w jego g艂osie po raz pierw­szy pojawi艂o si臋 zdziwienie.

To jego ko艅 - odpar艂 suchym tonem komendant. - Sina nie ma sa­mochodu, trzy lata temu odes艂a艂 nam swoje prawo jazdy i od tamtej pory ani razu nie opu艣ci艂 ruin zamku w p贸艂nocnej Austrii, w Waldviertel, gdzie mieszka. No i od trzech lat z nikim nie rozmawia艂. W og贸le z nikim...

M臋偶czyzna w czarnym p艂aszczu wsta艂 z krzes艂a, podszed艂 do drzwi, otworzy艂 je, wyjrza艂 na korytarz i znowu je zamkn膮艂.

Najgenialniejszy w Europie badacz 艣redniowiecza, z mi臋dzynaro­dowymi wyr贸偶nieniami, znany w ca艂ym 艣wiecie naukowiec, najlepszy pro­fesor, jaki kiedykolwiek wyk艂ada艂 na Uniwersytecie Wiede艅skim, doznaje nag艂ej paranoidalnej przemiany i osiada w g艂uszy. Co za marnotrawstwo!

Po raz pierwszy od rozpocz臋cia rozmowy w g艂osie m臋偶czyzny da艂o si臋 wyczu膰 pewne zdenerwowanie. Si臋gn膮艂 po teczk臋, wyj膮艂 z niej bia艂膮 kopert臋 i po艂o偶y艂 na segregatorze z aktami profesora Siny.

To z naszej centrali w podzi臋kowaniu i uznaniu za pa艅sk膮 pomoc, kt贸r膮 bardzo doceniamy 鈥 powiedzia艂 oficjalnym tonem, u偶ywaj膮c tego samego zwrotu, co zawsze. - I jeszcze jedno, doktorze Sina: potrzebuje­my pa艅skiego syna r贸wnie pilnie jak pana, prosz臋 o tym nie zapomina膰.

Komendant skin膮艂 g艂ow膮.

Kim pan jest i o co tu w艂a艣ciwie chodzi? Czy mo偶e mi pan to wy­ja艣ni膰?

M臋偶czyzna w p艂aszczu wyprostowa艂 si臋 i wbi艂 wzrok w komendanta:

Prosz臋 mi wierzy膰, lepiej b臋dzie, je艣li nigdy si臋 pan tego nie dowie. Zreszt膮 nigdy si臋 pan niczego nie dowie.

ZAMEK GRUB, WALDVIERTEL, AUSTRIA

Prosz臋 mi wierzy膰, lepiej b臋dzie, je艣li nigdy si臋 pan o tego nie dowie. Zreszt膮 nigdy si臋 pan niczego nie dowie鈥. O tych s艂owach pro­fesor Georg Simon Sina przypomnia艂 sobie w tej samej chwili, gdv w da-

i

lekim Wiedniu ciemna limuzyna skr臋ca艂a przed Siihnhofem w stron臋 Ringu. Jecha艂 ni膮 pewien m臋偶czyzna. Komend臋 policji opu艣ci艂 bocznym wyj艣ciem i bez 偶adnej kontroli osobistej wsiad艂 do samochodu, kt贸ry za­wi贸z艂 go na lotnisko Schwechat.

Profesor Sina siedzia艂 przed kominkiem w wie偶y pozosta艂ej ze zruj­nowanego zamku Grub i spogl膮da艂 na p艂omienie, kt贸re tylko cz臋艣ciowo mog艂y ogrza膰 wielkie pomieszczenie. Wydawa艂o si臋, 偶e nie czuje zimna, 偶e przebywa w swoim w艂asnym 艣wiecie. Przed jego oczami przesuwa艂y si臋 obrazy z wyjazdu do Chin, gdzie przed czterema laty podr贸偶owa艂 razem ze swoj膮 偶on膮, Clar膮.

Prosz臋 mi wierzy膰, lepiej b臋dzie, je艣li nigdy si臋 pan tego nie dowie鈥, odpar艂 im pewien chi艅ski archeolog, kiedy podczas zwiedzania grobowca cesarza Qin Shihuangdi w miejscowo艣ci Xi鈥檃n Clara zada艂a pytanie, na kt贸re Chi艅czyk by艂 ca艂kowicie nieprzygotowany. Pierwszy cesarz Chin zachowywa艂 si臋 samolubnie. Na dodatek wpad艂 na do艣膰 okrutny pomys艂

- sam postanowi艂, kto ma by膰 razem z nim pochowany.

Clara, kt贸ra ju偶 w pierwszym wykopie by艂a pod wra偶eniem pot臋偶nych wa艂贸w ziemnych i wyrazu, jaki malowa艂 si臋 na twarzach setek 偶o艂nierzy z terakoty, by艂a zarazem poirytowana licznymi 艣rodkami bezpiecze艅stwa i dlatego nie mog艂a si臋 powstrzyma膰 od 偶artobliwej uwagi:

- Wygl膮da to tak, jakby kto艣 chcia艂 nas tutaj zamkn膮膰 - powiedzia艂a. Potem obejrza艂a si臋 i opowiedzia艂a o swoich wra偶eniach chi艅skiemu ar­cheologowi: - Naprawd臋 mo偶na odnie艣膰 wra偶enie, jakby komu艣 zale偶a艂o nie na tym, 偶eby trzyma膰 nieproszonych go艣ci z daleka od tego miejsca, tylko 偶eby zatrzyma膰 tutaj cesarza i jego armi臋. Jakby kto艣 si臋 ba艂, 偶e Qin Shihuangdi wydostanie si臋 nagle ze swojego grobu i ucieknie. Czy偶 nie mam ragi?

Sina ju偶 wtedy bardzo si臋 zdziwi艂, kiedy w odpowiedzi na 偶artobli­w膮 uwag臋 Clary na twarzy archeologa pojawi艂 si臋 wyraz przera偶enia. Od razu zareagowa艂 te偶 towarzysz膮cy im z ramienia w艂adz Chi艅skiej Repu­bliki Ludowej oficjalny opiekun. Chudy Chi艅czyk, kt贸ry specjalnie ze wzgl臋du na nich przyjecha艂 z Pekinu, wyduka艂, jakby kto艣 z艂apa艂 go na gor膮cym uczynku:

- Prosz臋 mi wierzy膰, lepiej, 偶eby艣cie si臋 nigdy tego nie dowiedzieli.

Dalsze pytania nie mia艂y sensu, Chi艅czycy stali si臋 czujni, przestali

wsp贸艂pracowa膰 i zrobili si臋 bardzo milcz膮cy. Tym samym wizyta na sensa-

cyjnym stanowisku archeologicznym szybko si臋 zako艅czy艂a. Po raz kolejny dosz艂o do tego z powodu w艣cibskich komentarzy Clary. Odwieziono ich do Pekinu. Gdy w ko艅cu wsiedli do samolotu, 偶eby opu艣ci膰 terytorium Chin, Sina nie m贸g艂 oprze膰 si臋 wra偶eniu, 偶e ich gospodarze odetchn臋li z ulg膮.

Sina przyni贸s艂 kilka szczap z s膮siedniego pomieszczenia i rzuci艂 je do kominka p艂omieniom na po偶arcie. Ogie艅 na chwil臋 przygas艂, potem rozleg艂y si臋 trzaski i syczenie i nagle zapachnia艂o 艣wie偶ym drewnem i spalon膮 偶ywic膮. Mady tybeta艅ski pies pastersld, kt贸ry le偶a艂 zwini臋ty przed kominkiem, nawet si臋 nie poruszy艂. Od dawna przywyk艂 do tych d藕wi臋k贸w, wi臋c spa艂 dalej jakby nigdy nic. W fili偶ance parowa艂a gor膮ca herbata. Sina popi艂 troch臋, siorbi膮c g艂o艣no, skin膮艂 g艂ow膮 z zadowoleniem, a jego my艣li znowu pow臋drowa艂y do Clary. W ci膮gu ostatnich trzech lat cz臋sto mu si臋 to zdarza艂o. Clara. Im bardziej czu艂 si臋 samotny, tym bar­dziej za ni膮 t臋skni艂. Nadal z ni膮 rozmawia艂, cho膰 odpowiada艂a mu coraz rzadziej. W pierwszych latach toczyli o偶ywione rozmowy, ostatnio co­raz cz臋艣ciej milcza艂a.

Milcza艂 te偶 ca艂y 艣wiat, ale jemu to nie przeszkadza艂o. Wybra艂 samot­no艣膰, sta艂a si臋 jego przyjaci贸艂k膮. To, co si臋 liczy艂o, nosi艂 w swoim wn臋trzu. Wspomnienia o czasach, kt贸re istnia艂y przed jego emocjonaln膮 艣mierci膮.

Pies podni贸s艂 nagle g艂ow臋 i zacz膮艂 w臋szy膰. Sina przeci膮gn膮艂 d艂oni膮 po swoich czarnych w艂osach poprzetykanych siwymi kosmykami i zako艅­czonych d艂ugim warkoczem. Nied艂ugo sko艅czy tyle lat, co Paul Wagner, ale ze wzgl臋du na swoj膮 rozczochran膮 siw膮 brod臋 wygl膮da na starszego. Zmarszczki przy ustach 艣wiadczy艂y o jakim艣 rozczarowaniu, g艂臋bokie, pionowe bruzdy na czole mi臋dzy brwiami wskazywa艂y na pewien scep­tycyzm. Jego wy膰wiczone, muskularne cia艂o 艣wiadczy艂o o trudach 偶ycia na wsi i o wysi艂ku zwi膮zanym z ci膮g艂ym utrzymywaniem we w艂a艣ciwym stanie mur贸w jego wal膮cej si臋, pozbawionej centralnego ogrzewania ru­iny. Bie偶膮c膮 wod臋 mia艂 dopiero od kilku miesi臋cy. Zd膮偶y艂 ju偶 straci膰 za­interesowanie zwyk艂ymi przyjemno艣ciami. Jad艂, 偶eby nie umrze膰 z g艂odu, i spa艂, bo tego domaga艂 si臋 organizm. Kiedy nie miesza艂 cementu i nie murowa艂 kolejnych warstw kamieni, wi臋kszo艣膰 czasu sp臋dza艂 na czytaniu i pracy w swojej bibliotece, kt贸ra mog艂aby przynie艣膰 zaszczyt niejednemu pa艂acowi albo klasztorowi.

Pies wr贸ci艂 na swoje miejsce, zwin膮艂 si臋 w k艂臋bek i wsun膮艂 pysk pod tylne 艂apy. Sina dopi艂 herbat臋 i si臋gn膮艂 po gruby, oprawiony w czer-

won膮 sk贸r臋 tom z wyra藕nym tytu艂em: Symbolika monogram贸w 艣rednio- wiecznych w艂adc贸w. Nie przeczuwa艂, 偶e ju偶 wkr贸tce z powodu jednego z tych monogram贸w stanie si臋 jednym z najbardziej poszukiwanych ludzi w Europie.

ROZDZIA艁 2

9 marca 2008 roku

GRUB, WALDVIERTEL, AUSTRIA

Kiedy Paul Wagner zobaczy艂 Sin臋, prawie go nie pozna艂. Dziennikarz wspiera艂 si臋 o pokryty plastikowym obrusem st贸艂 w jednym z owych zabawnych sklep贸w z mieszanym asortymentem, jakich coraz wi臋cej pojawia si臋 w austriackim Waldviertel. Ju偶 od wielu lat na szyldzie 鈥濻klep wielobran偶owy鈥 nie by艂o litery 鈥濻鈥. Po prostu kt贸rego艣 dnia odpad艂a od fasady budynku i nikomu nie chcia艂o si臋 przymocowa膰 jej z powrotem na miejscu.To dlatego nad wej艣ciem wisia艂 napis . .klep wielobran偶owy鈥, co 偶adnemu z kupuj膮cych w niczym nie przeszkadza艂o.

Oferta by艂a zr贸偶nicowana, je艣li mo偶na to tak wyrazi膰. Obejmo­wa艂a szeroki wachlarz towar贸w, od r贸偶owych kaleson贸w po drewniane pu艂apki na myszy, od 艣wie偶ych wypiek贸w po past臋 do z臋b贸w z czerwo­nymi albo niebieskimi pr膮偶kami. W rogu sklepu w艂a艣cicielka ustawi艂a przed laty wysoki stolik, kt贸ry mia艂 u艂atwi膰 konsumpcj臋 kawy i ciastek. Niestety, po pewnym czasie zakry艂y go stosy gazet i prospekt贸w rekla­mowych. Jednych nikt nie bra艂, inne ludzie po prostu zostawiali. W ta­kich miejscowo艣ciach nikt nigdy niczego nie wyrzuca. Wszystko mo偶e si臋 kiedy艣 przyda膰.

Wagner szuka艂 na okr膮g艂ym blacie miejsca dla swojej fili偶anki z kaw膮, ale nie znalaz艂. Trzyma艂 j膮 wi臋c w r臋ce, a jednocze艣nie obserwowa艂 przez

okno wystawowe Sin臋, kt贸ry szed艂 w stron臋 sklepu. 鈥濸ostarza艂 si臋鈥, pomy­艣la艂 i z艂apa艂 si臋 na tym, 偶e my艣li o wsp贸lnych latach, jakie sp臋dzili w wie­de艅skiej szkole, kiedy 偶ycie sta艂o przed nimi otworem, a dni zdawa艂y si臋 nie mie膰 ko艅ca.

On i Sina byli nieroz艂膮czni i nawet po zdaniu matury ich drogi nie rozesz艂y si臋, a je艣li ju偶, to na kr贸tko. Studiowali na tym samym uniwersy­tecie, w centrum miasta, niemal naprzeciw Burgtheater, 艣wiatowej s艂awy teatru dworskiego. W przylegaj膮cej do niego kawiarni dorabiali jako kel­nerzy, 偶eby m贸c sfinansowa膰 studia. Sina nie musia艂 tego w艂a艣ciwie robi膰, bo jego ojciec zajmowa艂 wysokie stanowisko w policji. Poniewa偶 jednak pieni臋dzy potrzebowa艂 Paul, Sina postanowi艂, 偶e b臋dzie dorabia艂 razem z nim. Stali si臋 nieroz艂膮czni a偶 do dnia, kiedy... Wagner westchn膮艂. A偶 do tamtego ciep艂ego, letniego dnia przed trzema laty, kt贸ry jednej osobie 偶ycie odebra艂, innej zniszczy艂, a jedn膮 na zawsze naznaczy艂. Nadal spra­wia艂o mu to b贸l, k艂u艂o w serce.

Tymczasem Sina zsiad艂 z konia i przywi膮za艂 go przy wej艣ciu do sklepu. Zdj膮艂 z jego grzbietu dwa pakunki i wszed艂 do 艣rodka. Ubrany by艂 w stary golf, poplamion膮 marynark臋 i wytarte d偶insy. Nogawki mia艂 wpuszczone w wysokie buty, kt贸re od lat nie widzia艂y szczotki. Skin膮艂 g艂ow膮 w艂a艣ci­cielce sklepu, poda艂 jej list臋 zakup贸w i chcia艂 podej艣膰 do swojego sta艂ego miejsca przy stoliku, gdy nagle ujrza艂 Paula i zastyg艂 w p贸艂 kroku.

Spojrza艂 na niego, a jednocze艣nie jakby przez niego, jakby ujrza艂 du­cha, kt贸ry przyby艂 z odleg艂ych czas贸w. W jego nowym 艣wiecie dla Wa­gnera nie by艂o ju偶 miejsca, ani jako przyjaciela, ani jako intruza, kt贸rym w tej chwili by艂. Tak wygl膮da艂a prawda, 偶aden tam reporta偶owy stereotyp. Nikt nie ma prawa wdziera膰 si臋 do stworzonego przez niego mikro艣wiata. Nikogo nie zaprasza艂. Gdyby jednak do tego dosz艂o, Wagner by艂by ostat­ni膮 osob膮 na li艣cie go艣ci.

W sklepie pojawi艂a si臋 sprzedawczyni i zacz臋艂a szykowa膰 dla niego zam贸wione rzeczy. Wagner, podobnie jak Sina, odni贸s艂 wra偶enie, jakby czas si臋 nagle zatrzyma艂, niespodziewanie i na zawsze. Sina nadal si臋 nie rusza艂, sta艂 jak skamienia艂y.

Wagner zastanawia艂 si臋, czy Sina w og贸le go zauwa偶y艂.

- Wiem, 偶e nie chcesz mnie widzie膰 鈥 zacz膮艂 cichym g艂osem, jakby m贸wi艂 tylko do siebie.鈥擳yle razy marzy艂e艣 o tym, 偶ebym to ja wtedy zgi­na艂, a nie ona. Ale to nie przywr贸ci jej 偶yda!

Sina po raz pierwszy spojrza艂 na niego przytomnym wzrokiem, pro­sto w oczy, a偶 Wagner si臋 przestraszy艂. Jego oczy mia艂y stalowoniebieski kolor i bi艂a z nich hardo艣膰. Pe艂no w nich by艂o nienawi艣ci i s艂贸w oskar­偶enia. Wagner wyczyta艂 w nich nieko艅cz膮cy si臋 zarzut, nie by艂o w nich przebaczenia. Clara nadal 偶y艂a we wspomnieniach i marzeniach Siny, sta艂a mi臋dzy nimi jak nieprzebyta 艣dana ze zbrojonego betonu. Niezniszczal­na, g艂adka i pot臋偶na.

Nagle zacz膮艂 偶a艂owa膰, 偶e tu przyjecha艂. Co sobie w艂a艣ciwie wyobra偶a艂? Czego oczekiwa艂? Trzy lata samotno艣ci uczyni艂y z Georga monolit, twardy jak kamie艅 i niewzruszony. Twardy dla siebie i jeszcze twardszy dla innych.

Wagner z trudem stara艂 si臋 dobiera膰 w艂a艣ciwe s艂owa:

Georg, przez wzgl膮d na nasz膮 dawn膮 przyja藕艅 podejd藕 do mnie i po­s艂uchaj. Napij si臋 ze mn膮 kawy i pozw贸l, 偶e co艣 ci opowiem. Ta niezwyk艂a historia wydarzy艂a si臋 wczoraj w Wiedniu. Jestem tutaj,bo jej nie rozumiem.

Poczu艂, 偶e znalaz艂 si臋 w niew艂a艣ciwym miejscu o niew艂a艣ciwym cza­sie. Chcia艂 m贸wi膰 dalej, ale Sina odwr贸ci艂 si臋 nagle i wyszed艂 ze sklepu bez po偶egnania. Drzwi zamkn臋艂y si臋 za nim jak ostatni akord zamyka­j膮cy jak膮艣 uwertur臋, kt贸ra nie jest pocz膮tkiem konkretnego dzie艂a, tylko istnieje sama dla siebie.

W艂a艣cicielka sklepu spojrza艂a zaskoczona za wychodz膮cym Sin膮 i stan臋艂a bez ruchu z list膮 zakup贸w w jednej r臋ce i puszk膮 fasoli w drugiej. Wagner przez chwil臋 si臋 zawaha艂, ale w ko艅cu i on wyszed艂 ze sklepu. Sina sta艂 obok konia. Wagner wsiad艂 do czerwonego golfa, kt贸­rym przyjecha艂.

To by艂 b艂膮d, pomy艣la艂, nie powinienem by艂 tu przyje偶d偶a膰. To nie ma sensu.

Sina szepta艂 co艣 koniowi do ucha, d艂ugo, prawie natarczywie. Kiedy si臋 cofn膮艂, ko艅 ruszy艂 przed siebie, najpierw powoli, potem coraz szyb­ciej, a偶 w ko艅cu znik艂 za zakr臋tem w膮skiej drogi. W tym momencie Sina odwr贸ci艂 si臋, podszed艂 do samochodu od strony pasa偶era, otworzy艂 drzwi i wsiad艂 do 艣rodka. Z艂o偶y艂 r臋ce na piersi, spojrza艂 przed siebie i czeka艂.

Wagner popatrzy艂 zdumiony, ale zarazem poczu艂 ulg臋. Przez chwil臋 si臋 waha艂, a偶 w ko艅cu zapu艣ci艂 silnik, wjecha艂 na drog臋 i ruszy艂 przed siebie.

Kiedy p贸艂 godziny p贸藕niej czerwony golf min膮艂 tablic臋 z nazw膮 miej­scowo艣ci Zwetd, Sina nadal siedzia艂 w milczeniu. Od chwili, gdy opu艣ci­

li sklep, nie wypowiedzia艂 ani jednego s艂owa, nie poruszy艂 nawet g艂ow膮. Rozmowa, kt贸r膮 Wagner stara艂 si臋 z nim przeprowadzi膰, zamieni艂a si臋 w monolog, ale i on szybko si臋 sko艅czy艂. Przez ostatnie trzydzie艣ci ki­lometr贸w obaj jechali w milczeniu. Kiedy w Zwettl wjechali na g艂贸wny plac, Wagner zatrzyma艂 w贸z przed kawiarni膮. Sina wysiad艂 i nie czeka­j膮c na niego, wszed艂 do 艣rodka. Wagner westchn膮艂, zamkn膮艂 samoch贸d i pod膮偶y艂 za nim.

Niewielka kawiarnia cieszy艂a si臋 w mie艣cie du偶膮 popularno艣ci膮. W powietrzu unosi艂 si臋 g臋sty dym z papieros贸w. Sina znalaz艂 miejsce i nawet zd膮偶y艂 sobie co艣 zam贸wi膰. Chwil臋 p贸藕niej Wagner usiad艂 na twardym krze艣le naprzeciwko niego. Sina spogl膮da艂 na d艂onie, kt贸re u艂o偶y艂 przed sob膮 na stoliku. Nie poruszy艂 si臋 nawet wtedy, gdy Wagner roz艂o偶y艂 gazet臋, przykrywaj膮c ni膮 艣lady po papierosach na blacie. W ko艅­cu Wagner zacz膮艂 opowiada膰.

Kiedy przedstawi艂 ju偶 wszystkie przypuszczenia i teorie dotycz膮ce dziwnych liter 鈥濴鈥 i 鈥濱鈥, Sina przez minut臋 si臋 nie porusza艂, jakby chcia艂 si臋 upewni膰, 偶e Wagner faktycznie opowiedzia艂 mu ju偶 o wszystkim. Po­tem wsta艂, po艂o偶y艂 kilka monet na stoliku i szybkim krokiem opu艣ci艂 ka­wiarni臋. Od samego pocz膮tku nie wypowiedzia艂 ani s艂owa. Wagner zakry艂 twarz d艂o艅mi, przybity i zgaszony.

Sina oddycha艂 g艂臋boko 艣wie偶ym powietrzem, kt贸re po zadymionym wn臋trzu kawiarni wydawa艂o mu si臋 jeszcze bardziej rze艣kie. Wsadzi艂 r臋ce do kieszeni marynarki i u艣miechn膮艂 si臋 w duchu, widz膮c, jak jaki艣 policjant wsuwa za wycieraczk臋 czerwonego golfa mandat za z艂e parkowanie. Potem przez jaki艣 czas w艂贸czy艂 si臋 bez celu w艣r贸d starych kamieniczek, a偶 doszed艂 do ratusza. Zafascynowany przygl膮da艂 si臋 malo­wid艂u na fasadzie. Przedstawia艂o ono 偶o艂nierzy powiewaj膮cych flagami. W ko艅cu jego wzrok zatrzyma艂 si臋 na wst臋dze z napisem. Przyjrza艂 mu si臋 dok艂adniej, a偶 poszczeg贸lne litery zacz臋艂y do niego co艣 m贸wi膰, szepta膰 i szemra膰.

Tymczasem Wagner straci艂 nadziej臋, 偶e jeszcze kiedy艣 zobaczy Sin臋. Zastanawia艂 si臋 tylko, jak jego dawny przyjaciel wr贸ci te­raz do swojego zrujnowanego zamku. Mo偶e b臋dzie 艂apa艂 okazj臋? Popro­

si艂 o rachunek. W tym momencie otworzy艂y si臋 drzwi i do 艣rodka wszed艂 Sina. Zbli偶y艂 si臋 do stolika Wagnera, bez s艂owa po艂o偶y艂 przed nim kartk臋, odwr贸ci艂 si臋 i wyszed艂.

Wagner nie m贸g艂 uwierzy膰 w艂asnym oczom. Na kartce znajdowa艂 si臋 tekst o nast臋puj膮cej tre艣ci:

A+E+I+O+U = 1+5+9+15+21=51 Cyframi rzymskimi: LI.

WIOSNA 1541 ROKU, STAUFEN W PROWINCJI BREISGAU,

AUSTRIA PRZEDNIA

Zacz臋艂o si臋... Georg Sabellicus, kt贸ry sam siebie nazywa艂 Faustusem, to znaczy Szcz臋艣liwym, kl臋kn膮艂 we wn臋ce do modlitw w swo­im laboratorium i dzi臋kowa艂 Stw贸rcy za 艂ask臋, jak膮 Ten go obdarzy艂. Przys艂uchiwa艂 si臋 w ciszy, jak w glinianej ba艅ce co艣 kipi i syczy. Wkr贸tce para z kolby destylacyjnej dostanie si臋 do alembiku. I to wszystko. Po­tem b臋dzie jeszcze musia艂 wyczy艣ci膰 naczynia i wcisn膮膰 uzyskany pro­szek do przygotowanej formy, aby wreszcie po latach 偶ycia w niedostat­ku dotrze膰 do celu. Wreszcie! Alchemik nie m贸g艂 w to uwierzy膰. Droga wiod膮ca do sukcesu by艂a d艂uga i m臋cz膮ca, ale zawarto艣膰 s艂oika wszystko mu wynagrodzi.

Visita interiora recitifando inverties occultum lapidem. S艂owa te Faust wymamrota艂 do swojej brody. Podrapa艂 si臋 po g艂owie. W palcach znowu zosta艂a mu k臋pka w艂os贸w. Przekl臋ta rt臋膰, przekl臋ty antymon - sykn膮艂. Mimo to na jego twarzy pojawi艂 si臋 u艣miech. Oboj臋tnym ruchem d艂oni rzuci艂 w艂osy na pod艂og臋. Czym tu si臋 denerwowa膰?

O tak, nawiedzi艂 wewn臋trzne sfery ziemskie, wszystko zrobi艂 jak na­le偶y, odnalaz艂 ukryty kamie艅. A tak si臋 z niego na艣miewali! Nazywali go szarlatanem. Opat Trithemus, zazdrosny o jego sukcesy w dziedzinie czar­nej magii, okry艂 go nies艂aw膮. Luter nazwa艂 go publicznie oszustem. Nie­wa偶ne, 偶e trafnie przepowiedzia艂 panu von Hutten wynik jego wyprawy. Rycerz 贸w zgin膮艂 marnie w Nowym Swiecie, tak jak on to przewidzia艂! Jednak bez wzgl臋du na to, co robi艂, w oczach pan贸w pozosta艂 zwyk艂ym kramarzem w kolorowym wozie, kt贸ry w臋druje po 艣wiecie, sprzedaje swoje mikstury i stawia horoskopy. .

Teraz b臋dzie si臋 ju偶 z tego tylko 艣mia艂. Jeszcze kiedy艣 zata艅czy na grobach swoich prze艣miewc贸w. Nie ma 偶adnych w膮tpliwo艣ci. Jest tego tak samo pewien, jak tego, 偶e po nocy przychodzi dzie艅.

Z trudem si臋 u艣miechn膮艂, w zniszczonych od opar贸w p艂ucach poczu艂 k艂ucie. Jego cia艂em wstrz膮sn膮艂 gwa艂towny kaszel. Si臋gn膮艂 po chustk臋 do nosa, 偶eby wytrze膰 usta. Spojrza艂 na ni膮 i zobaczy艂 krople krwi. To nie­wa偶ne. Potrz膮sn膮艂 g艂ow膮, prze偶egna艂 si臋 i z trudem pod藕wign膮艂 z kolan. Ju偶 wkr贸tce wszystko to nie b臋dzie mia艂o 偶adnego znaczenia.

Wprawnymi ruchami palc贸w roznieci艂 ogie艅 pod kolb膮 destylatora. Z rozrzewnieniem spogl膮da艂 na tuleje, kolby, reitorty, z艂膮czki i ca艂y pozo­sta艂y sprz臋t zape艂niaj膮cy jego laboratorium. Tak bardzo tego wszystkiego nienawidzi, a zarazem tak bardzo to kocha. Wyda艂 na to wszystkie swo­je pieni膮dze. Inwestowa艂 ka偶dy grosz w materia艂y, sprz臋t albo tajemnicze sk艂adniki ze wszystkich zak膮tk贸w 艣wiata. Ca艂e swoje 偶yde, w艂asne szcz臋­艣cie i dobre imi臋 po艣wi臋ci艂 na realizacj臋 wielkiego marzenia. Przesun膮艂 de­likatnie czubkami palc贸w po jednym z lejk贸w i przymkn膮艂 oczy.

W tej samej chwili us艂ysza艂 艣miech. No prosz臋, jak si臋 zabawiaj膮 jego kosztem, te szelmy, szarlatani... Obu pi臋艣ciami uderzy艂 w stoj膮cy przed nim sprz臋t. Ceramiczne naczynia rozpad艂y si臋 na kawa艂ki, pojemniki po­t艂uk艂y, a ich zawarto艣膰 wyla艂a si臋 na pod艂og臋 albo unios艂a w powietrze w postaci kolorowych chmur py艂u. Mi臋dzy z臋bami poczu艂 drobne ziarenka.

- Chcecie mnie zabi膰? - wykrzykn膮艂. Prawym ramieniem zgarn膮艂 z heblowanego blatu wszystkie pojemniki i przyrz膮dy.

-Jestem mistrzem! Mam pod sob膮 miliony legion贸w! Zanim to uczy­ni臋, porwie mnie diabe艂! - rykn膮艂. Skoczy艂 na le偶膮ce na pod艂odze skorupy i zacz膮艂 je kruszy膰. Chrz臋艣ci艂y pod ci臋偶arem jego cia艂a, a on ko艂ysa艂 si臋 jak w ta艅cu. Wyobra偶a艂 sobie, 偶e ten stos szk艂a i ceramiki to jego epitafium.

Jego uwag臋 przyci膮ga艂o coraz g艂o艣niejsze bulgotanie w kolbie desty­lacyjnej. Na pomarszczonym wysokim czole Fausta pojawi艂y si臋 krople potu. Podszed艂 do aparatury. Nareszcie ciecz osi膮gn臋艂a odpowiedni膮 tem­peratur臋. Zacz臋艂o si臋...

Nagle drzwi otwar艂y si臋 z g艂o艣nym hukiem. Faust odwr贸ci艂 si臋 i zoba­czy艂, 偶e do laboratorium wpad艂 jego asystent z siekier膮 w r臋ce. Tu偶 za nim dostrzeg艂 pi臋ciu m臋偶czyzn. Zmru偶y艂 powieki, bo w rozdygotanym blasku 艣wiec nie m贸g艂 rozpozna膰 ich twarzy. Widzia艂 tylko, 偶e ka偶dy ubrany jest w bia艂y p艂aszcz z czerwonym krzy偶em i zawieszon膮 pod nim gwiazd膮.

- Kim u diab艂a jeste艣cie i czego chcecie? - spyta艂, ale 偶aden z m臋偶­czyzn nie odpowiedzia艂. Tylko zegar na wie偶y w oddali wybi艂 p贸艂noc. Na­gle zapad艂a prawie ca艂kowita cisza i tylko bulgotanie w kolbie stawa艂o si臋 coraz g艂o艣niejsze. Zamar艂 nawet 艣miech dobiegaj膮cy z dolnej kondygnacji.

Dwaj spo艣r贸d pi臋ciu intruz贸w bez 偶adnego ostrze偶enia rzucili si臋 na Fausta i bez trudu obezw艂adnili wychudzonego alchemika. Spod przy­mkni臋tych powiek Faust obserwowa艂, jak trzej pozostali m臋偶czy藕ni pod­chodz膮 do aparatury, 偶eby zgasi膰 ogie艅 pod kolb膮. Zaraz potem przyst膮­pili do systematycznego niszczenia dorobku jego ca艂ego 偶yda. Faust wy艂 z w艣ciek艂o艣ci i ze wszystkich si艂 stara艂 si臋 uwolni膰 z 偶elaznego u艣cisku nieznajomych. W pewnej chwili zadano mu celnie wymierzony cios pi臋­艣ci膮 w twarz. Kiedy uni贸s艂 g艂ow臋, zobaczy艂, 偶e uderzy艂 go jego dotychcza­sowy pomocnik.

- Ty 艂ajdaku! Zwyrodnia艂a 偶mijo! - krzykn膮艂 Faust i splun膮艂 w jego stron臋.

Johannes Wagner wytar艂 twarz i z obrzydzeniem przygl膮da艂 si臋 krwi­stej 艣linie na swojej d艂oni. Z gard艂a wydoby艂 mu si臋 w艣ciek艂y okrzyk. Ude­rzy艂 ponownie. I znowu, i jeszcze raz.

M臋偶czy藕ni przytrzymuj膮cy Fausta stali bez ruchu, a ich twarze nie zdradza艂y 偶adnych uczu膰. Pomocnik powoli traci艂 si艂y. Faust zauwa偶y艂, 偶e od jego kaszlu i 艣liny bia艂e, czyste przed chwil膮 p艂aszcze m臋偶czyzn s膮 te­raz powalane krwi膮.

- Wasze praczki w klasztorze b臋d膮 mie膰 z tym sporo pracy - zachar­cza艂 i roze艣mia艂 si臋 g艂o艣no. Mimo okaleczonej twarzy sprawi艂o mu to ra­do艣膰, bo zauwa偶y艂, 偶e gdy wypowiedzia艂 to zdanie, na skamienia艂ej twarzy jednego z m臋偶czyzn przez kr贸tk膮 chwil臋 pojawi艂 si臋 wyraz grozy. Tak, wie, wie wszystko, zna tajemnic臋. M臋偶czy藕ni przycisn臋li go do 艣ciany, chwycili za g艂ow臋 i zacz臋li ni膮 uderza膰 o kamienny mur. Faust dozna艂 nieznanego mu przedtem b贸lu. Krzycza艂 g艂o艣no, a偶 poczu艂 k艂ucie w p艂ucach. M臋偶­czy藕ni odwr贸cili go i zacz臋li uderza膰 tyln膮 cz臋艣ci膮 jego czaszki o 艣cian臋. Potem w komnacie zapanowa艂a cisza i spok贸j.

Wydawa艂o mu si臋, 偶e czas p艂ynie wolniej. Us艂ysza艂 dobiegaj膮ce z da­leka brz臋ki i trzaski i zrozumia艂, 偶e jego 偶ycie w艂a艣nie si臋 ko艅czy. Niesiony przez jasne anio艂y uni贸s艂 si臋 nad swoim laboratorium. Do jego uszu do­ciera艂y jakie艣 st艂umione g艂osy. Wzrok spocz膮艂 przez chwil臋 na wilgotnej zas艂onie. Dwa czerwone krzy偶e, dwie p艂on膮ce gwiazdy. Sze艣膰 ramion. Co

1-^-E

symbolizuj膮? Niewa偶ne. Wilgotna 艣ciana by艂a coraz bli偶ej, potem znik艂a i znowu zacz臋艂a si臋 na niego wali膰. W ko艅cu zrobi艂o si臋 ciemno, zapad艂a czarna jak smo艂a noc. Czarna i bezczasowa,jak straszna zemsta piek艂a.

Dziewka, kt贸ra nast臋pnego ranka odkry艂a powykr臋cane i pogruchotane cia艂o Magistra Faustusa, o ma艂o nie umar艂a ze strachu. Krzycza艂a jak oszala艂a. Jej pan mia艂 pogruchotan膮, pust膮 czaszk臋 i zmasa­krowan膮 twarz, zupe艂nie nie do rozpoznania.

W ko艅cu na wrzaski dziewczyny zareagowa艂 jaki艣 ch艂opak. Kiedy zobaczy艂, co si臋 sta艂o, pobieg艂 do ratusza i sprowadzi艂 rajc贸w do labora­torium. Urz臋dnicy stan臋li jak wryci: czego艣 takiego nie widzieli w ca艂ym swoim 偶yciu. 艢ciany pomieszczenia by艂y spryskane a偶 po sklepienie krwi膮 i tkank膮 m贸zgow膮. To t艂umaczy艂o brak m贸zgu w czaszce.

Przez wyrwane z zawias贸w drzwi przecisn膮艂 si臋 jaki艣 ksi膮dz. Przeszed艂 przez porozrzucane na pod艂odze belki, odsun膮艂 na bok stra偶ni­ka i rajc贸w i zrobi艂 znak krzy偶a.

- W ko艅cu musia艂o do tego doj艣膰! - zawo艂a艂 tak g艂o艣no, 偶eby go us艂y­szeli ci, co stali na ulicy. - Diabe艂 porwa艂 tego oszusta!

Po tych s艂owach pewien m臋偶czyzna, kt贸ry sta艂 oparty o 艣cian臋 przy drzwiach na parterze, odwr贸ci艂 si臋 i odszed艂. Chwil臋 potem przepad艂 w jednym z zau艂k贸w. W miejscu, gdzie sta艂, na ulicznym pyle odcisn臋艂a si臋 sze艣cioramienna gwiazda. Dzieci bawi膮ce si臋 przywi膮zan膮 do sznurka szmaciank膮 szybko j膮 zatar艂y.

LIZBONA - ALMOURIEL, PORTUGALIA

Drzwi ambasady przy Rua S. Caetano w Lizbonie otwar艂y si臋 jak za do­tkni臋ciem czarodziejskiej r贸偶d偶ki. Z cienia starej uliczki wy艂oni艂 si臋 czarny mercedes na dyplomatycznych numerach i z flag膮 na b艂otniku. Samotny pasa偶er zajmuj膮cy miejsce za kierowc膮 na艂o偶y艂 s艂oneczne okulary Ray -Ban i opar艂 si臋 o siedzenie. Wczoraj przyjecha艂 z Wiednia, z zimnego, zasnutego chmurami miasta. Kiedy samolot zacz膮艂 schodzi膰 do l膮dowania na lotnisku w Lizbonie i przelecia艂 nad pierwszymi domami, ujrza艂 przez okno Tag sk膮pany w promieniach wiosennego s艂o艅ca. Noc w ambasadzie sp臋dzi艂 w luksusowych warunkach, traktowano go tam jak oficjalnego go­

艣cia najwy偶szej rangi. Ambasador zjad艂 z nim kolacj臋 i zaproponowa艂 mu 鈥瀌la rozrywki鈥 swoj膮 sekretark臋. Szczup艂y m臋偶czyzna odm贸wi艂 grzecznie, acz stanowczo.

Samoch贸d jecha艂 Avenida Infante Santo w kierunku parku Jardim da Estrela. Po dw贸ch kilometrach m臋偶czyzna dotkn膮艂 ramienia kierow­cy. Ten zjecha艂 natychmiast na bok i zatrzyma艂 si臋. Nieznajomy wysiad艂 z wozu. Kiedy samoch贸d odjecha艂, m臋偶czyzna przeszed艂 wolnym krokiem przez ogrody, tak jak wiele innych spaceruj膮cych tam os贸b. By艂 ubrany w elegancki prochowiec i dopasowany kapelusz o szerokim rondzie, kt贸ry zakrywa艂 wi臋ksz膮 cz臋艣膰 jego twarzy. Kiedy dotar艂 na drugi koniec parku, skr臋ci艂 w lewo, w ulic臋 艣w. Bernharda i zatrzyma艂 si臋 przy zaparkowanym tam szarym fiacie punto. Przez chwil臋 si臋 rozgl膮da艂, a nast臋pnie otworzy艂 drzwi i wsiad艂 do 艣rodka. Si臋gn膮艂 do schowka i ju偶 wiedzia艂, 偶e ma wszyst­ko, czego b臋dzie potrzebowa艂. Ruszy艂 i szybko w艂膮czy艂 si臋 w uliczny ruch. Skierowa艂 si臋 na p贸艂noc, ci膮gle wzd艂u偶 Tagu.

W nieca艂e p贸艂torej godziny dojecha艂 do Tomar, s艂ynnego miasta tem­plariuszy, kt贸re zakon za艂o偶y艂 ju偶 w XII wieku. Od tamtej pory w herbie miasta widnieje ich symbol, krzy偶 mantua艅ski. Wiosenne s艂o艅ce roz艣wie- tia艂o wysok膮 twierdz臋 wznosz膮c膮 si臋 w centrum 艣redniowiecznego miasta. Tomar od samego pocz膮tku pe艂ni艂o rol臋 portugalskiej stolicy templariu­szy. Gdy wygnano ich z kraju, miasto wzi臋li w posiadanie ich nast臋pcy: Zakon Rycerzy Chrystusa.

Poniewa偶 jednak miasto templariuszy nie stanowi艂o celu jego podr贸偶y, m臋偶czyzna tylko na chwil臋 zatrzyma艂 si臋 na skraju miasta, w uzgodnio­nym wcze艣niej miejscu, 偶eby uzupe艂ni膰 wyposa偶enie. M艂ody m臋偶czyzna stoj膮cy za lad膮 nie stawia艂 zb臋dnych pyta艅, tylko poda艂 mu paczk臋 i na­tychmiast odwr贸ci艂 wzrok Nieznajomy odjecha艂 w stron臋 Tagu oddalo­nego o nieca艂e p贸艂 godziny jazdy.

Wola艂 unika膰 autostrady i dlatego przemierza艂 lokalnymi drogami pofa艂dowan膮 okolic臋. Kiedy min膮艂 wiadukt oddalony od rzeki o nieca艂e sto metr贸w, skr臋ci艂 do posiad艂o艣ci po艂o偶onej na prawo od drogi. Sprawia­艂a wra偶enie opuszczonej. Niewielki lasek stanowi艂 艣wietn膮 kryj贸wk臋 dla szarego fiata.

Kiedy m臋偶czyzna si臋 przebra艂, wygl膮da艂 raczej jak turysta z plecakiem i w zakurzonych butach, ni偶 kto艣, kto wybiera si臋 na przechadzk臋 po mie­艣cie. Zamkn膮艂 dok艂adnie samoch贸d i ostatnie trzysta metr贸w, jakie dzie­

li艂y go od promu, pokona艂 piechot膮. Przez chwil臋 sta艂 w miejscu, potem skropi艂 sobie g艂ow臋 wod膮 z butelki przymocowanej do paska. Spoconych turyst贸w tu nie brakowa艂o. Jednak teraz nie by艂 ju偶 dawnym, eleganckim m臋偶czyzn膮. Wygl膮da艂 jak brudas i przyb艂臋da.

Twierdz臋 zauwa偶y艂 d艂ugo przedtem, nim doszed艂 do promu: stara i dumna budowla wznosi艂a si臋 na wyspie przy lewym brzegu Tagu i tak jak dawniej wygl膮da艂a na niezdobyt膮. Almouriel, jak j膮 zwano, powsta艂a dwa lata wcze艣niej ni偶 podobna twierdza w Tomar. Templariusze pozostawili tu po sobie co艣 w rodzaju pomnika, symbol ich si艂y i pot臋gi, dumy i w艂a­dzy. Trwa艂 w tym miejscu od ponad dziewi臋ciuset lat i robi艂 niesamowite wra偶enie tak dzisiaj, jak i w epoce wypraw krzy偶owych.

Wysp臋 艂膮czy艂 z l膮dem niebieski w膮ski prom. M臋偶czyzna wmiesza艂 si臋 w niewielk膮, czteroosobow膮 grup臋 turyst贸w, kt贸rzy zwiedzali Almouriel. Po pi臋ciu minutach prom dobi艂 do brzegu i wszyscy wysiedli.

Podczas gdy inni skierowali si臋 od razu w stron臋 twierdzy, m臋偶czyzna ruszy艂 w prawo, ku w臋偶szej cz臋艣ci wyspy przypominaj膮cej swym kszta艂tem kropl臋. Zrobi艂o si臋 jeszcze bardziej gor膮co, w艣r贸d ga艂臋zi drzew szele艣ci艂 wiatr. Czu膰 by艂o nadchodz膮c膮 wiosn臋.

Twierdza znik艂a mu z oczu, wtedy zszed艂 w krzaki w pobli偶u ha艂dy 偶wiru i ostro偶nie przez ni膮 przeszed艂. Pod roz艂o偶ystym drzewem znalaz艂 dwie kamienne p艂yty. Jedn膮 odsun膮艂 na bok. Pod spodem ukaza艂 si臋 otw贸r, a w nim kilka stopni prowadz膮cych w d贸艂. M臋偶czyzna wzi膮艂 do jednej r臋ki latark臋, do drugiej niewielk膮 map臋 i zszed艂 pod ziemi臋. Jego informatorzy mieli racj臋. Korytarz, o kt贸rym nikt ju偶 nie pami臋ta艂, by艂 potwierdzeniem legendy, wed艂ug kt贸rej pewna arabska dziewczyna sprowadzi艂a na zamek swojego ojca 艣mier膰 i zatracenie, poniewa偶 pokaza艂a to tajne przej艣cie umi艂owanemu przez siebie chrze艣cijaninowi. Rycerz nadu偶y艂 jej zaufania i zdoby艂 zamek. Emir i jego c贸rka wybrali 艣mier膰 z w艂asnej r臋ki.

Kiedy ostatni tego dnia prom przybi艂 do brzegu, nikt nie zwr贸ci艂 uwa­gi na to, 偶e z wyspy nie wr贸ci艂 jeden z pasa偶er贸w.

M臋偶czyzna sp臋dzi艂 t臋 noc owini臋ty w 艣piw贸r. Le偶a艂 w ciemno艣ciach podziemnego tajnego korytarza. Templariusze zbudowa­li go kiedy艣, jako ostatni膮 drog臋 ucieczki. Spa艂 g艂臋bokim, mocnym snem. Kiedy o wschodzie s艂o艅ca w jego zegarku zadzwoni艂 budzik, m臋偶czyzna . wymkn膮艂 si臋 dcho z kryj贸wki i zacz膮艂 przygotowania. Przesun膮艂 kamienn膮

p艂yt臋 na swoje miejsce, zatar艂 po sobie 艣lady i zostawi艂 to miejsce w takim stanie, w jakim je zasta艂 poprzedniego dnia. Powoli skierowa艂 si臋 w stron臋 Almouriel, gdzie poczeka艂 na pierwszych turyst贸w, kt贸rych p贸艂 godziny p贸藕niej przywi贸z艂 na wysp臋 prom. W po艂udnie wybra艂 ofiar臋, samotnie podr贸偶uj膮c膮 turystk臋 z plecakiem. Z rozmowy z ni膮 wynika艂o, 偶e to m艂o­da Hiszpanka, kt贸ra sp臋dza tu wakacje.

Kiedy zaprosi艂 j膮, 偶eby spo偶y艂a z nim skromny posi艂ek - dwie kanapki popite wod膮 mineraln膮 - nie obrazi艂a si臋. Przeciwnie, nawet si臋 ucieszy艂a. Usiedli w pewnej odleg艂o艣ci od wysokiego muru, pod drzewem stoj膮cym nad rzek膮. Kiedy dziewczyna rozgryz艂a kapsu艂k臋 z cyjankiem ukryt膮 w ka­napce, zdziwi艂a si臋. S膮dz膮c, 偶e to pestka oliwki, chcia艂a j膮 wyplu膰. W tym momencie m臋偶czyzna chwyci艂 j膮 jedn膮 r臋k膮 za gard艂o, a drug膮 艣cisn膮艂 jej nos i w ten spos贸b zmusi艂 do po艂kni臋cia trucizny.

Potem j膮 pu艣ci艂 i obserwowa艂, jak upada na ziemi臋 wstrz膮sana drgaw­kami. Oczy wysz艂y jej z orbit, wpad艂a w panik臋 i zacz臋艂a bi膰 wok贸艂 sie­bie r臋kami. Potem nagle wyprostowa艂a si臋 i uspokoi艂a. M臋偶czyzna zba­da艂 jej puls i gdy si臋 upewni艂, 偶e nie 偶yje, wyj膮艂 z plecaka elastyczn膮 rurk臋 i wsun膮艂 j膮 kobiecie do prze艂yku, za艂o偶ywszy wcze艣niej cienkie latekso­we r臋kawiczki.

Na ko艅cu czerwonej gumowej rurki znajdowa艂 si臋 gwint. M臋偶czyzna przymocowa艂 do niego metalow膮 butelk臋, uwa偶aj膮c przy tym, 偶eby nic z niej nie wyla膰. Potem wpu艣ci艂 do 偶o艂膮dka turystki neurotoksyn臋. Gaz bojowy VX przylecia艂 na lotnisko w Lizbonie dzie艅 przed nim z laboratorium zajmuj膮cego si臋 badaniem i produkcj膮 chemicznych 艣rodk贸w bojowych, 艣rodek ten jest 艣miertelny ju偶 w 艣ladowych ilo艣ciach i dzia艂a przez d艂ugi czas, tak偶e na odkrytym terenie. VX nie posiada barwy ani zapachu i jest trudno wykrywalny. Ale przecie偶, o to w艂a艣nie chodzi艂o. Trzeba zostawi膰 znak, jak w Wiedniu. Tym razem adresatem tego przes艂ania jest ju偶 kto艣 inny.

M臋偶czyzna wyci膮gn膮艂 n贸偶 i wyry艂 na czole ofiary s艂owo 鈥濧gnes . Po­tem zaci膮gn膮艂 zw艂oki nad brzeg Tagu i u艂o偶y艂 je w talu spos贸b, 偶e w wo­dzie znalaz艂a si臋 tylko g艂owa. Reszt臋 cia艂a przykry艂 okr膮g艂ymi kamieniami z dna rzeki, a偶 miejsce zacz臋艂o wygl膮da膰 jak niewielka skarpa wcinaj膮ca si臋 w wod臋. Trucizna opu艣ci cia艂o przez nos, usta, oczy, uszy i trafi wprost do wody, powoduj膮c ekologiczn膮 katastrof臋, kt贸ra zabije w rzece wszyst­kie ryby st膮d a偶 do Lizbony.

M臋偶czyzna spakowa艂 wszystkie swoje rzeczy do plecaka, przyszed艂 na pomost, wsiad艂 na najbli偶szy prom i wr贸ci艂 do swojego samochodu. Nieca­艂膮 godzin臋 p贸藕niej jecha艂 ju偶 drog膮 w stron臋 Lizbony, aby jak najszybciej znale藕膰 si臋 na eksterytorialnym terenie ambasady. Tym razem nie odm贸­wi sobie przyjemnych chwil z sekretark膮.

WALDVIERTEL, AUSTRIA

Kiedy Wagner si臋 obudzi艂, na dworze by艂o jeszcze ciemno. Przeci膮gn膮艂 si臋 i rozlu藕ni艂 napr臋偶one mi臋艣nie. 艁贸偶ko, w kt贸rym spa艂, by艂o zbyt kr贸tkie i zbyt mi臋kkie. Teraz musi si臋 jeszcze wygrzeba膰 z zag艂臋bie­nia, kt贸re powsta艂o w materacu.

Poprzedniego dnia, kiedy Sina jakby nigdy nic wyszed艂 z kawiarni i zostawi艂 go samego z problemem do rozwi膮zania, nie wr贸ci艂 do Wiednia, tylko zosta艂 w Zwettl i w niewielkim pensjonacie wynaj膮艂 pok贸j. Sina ju偶 si臋 nie pokaza艂. Wagner poszed艂 wi臋c na spacer po miasteczku i rozgl膮da艂 si臋 za naukowcem, kt贸ry by膰 mo偶e tak jak on b艂膮ka艂 si臋 gdzie艣 po okolicy. Nie znalaz艂 go, wi臋c pogr膮偶ony w my艣lach chodzi艂 bez celu po ulicach, a偶 w ko艅cu na skraju miasta natkn膮艂 si臋 na tabliczk臋 z napisem 鈥濿olne po­koje鈥. Stary dom wygl膮da艂 na czysty i zadbany, a kiedy ze 艣rodka dotar艂 do niego zapach kawy, zatrzyma艂 si臋 i wynaj膮艂 pok贸j.

Czas na 艣niadanie, pomy艣la艂. Wzi膮艂 d艂ugi prysznic i zszed艂 na d贸艂 do sali, gdzie serwowano 艣niadanie.

Na stoliku obok dzbanka z kaw膮 le偶a艂a gazeta. Wagner zerkn膮艂 na ni膮. Jego artyku艂 o cz艂owieku zamordowanym w najstarszym ko艣ciele Wiednia opublikowano na trzeciej stronie. Policja nadal b艂膮dzi jak we mgle. 鈥濶iewiele si臋 tu zmieni鈥, pomy艣la艂 i w tym momencie przypo­mnia艂 sobie o kartce z tajemniczymi literami. Wyci膮gn膮艂 j膮 z kieszeni 1 wyg艂adzi艂. AEIOU... Tamte 艣wiece ustawione w kszta艂cie rzymskich cyfr s膮 prawdopodobnie wskaz贸wk膮 do odczytania tych pi臋ciu liter. Ale dlaczego? Czy zamordowany m臋偶czyzna mia艂 z nimi cokolwiek wsp贸l­nego? Wagner zauwa偶y艂 ten napis w ko艣ciele, mimochodem go zapa­mi臋ta艂, ale nie przypisywa艂 mu 偶adnego znaczenia. Gdzie ten napis by艂? Pr贸bowa艂 to sobie przypomnie膰. Tak, chyba gdzie艣 na g贸rze, na jednej ze 艣cian, na pewno nie na 偶adnym z obraz贸w. U艣miechn膮艂 si臋. Sina od razu by si臋 domy艣li艂, gdzie w tym ma艂ym ko艣ciele znajduj膮 si臋 litery 鈻 1

AEIOU. Prawdopodobnie zna wszystkie miejsca w Austrii, gdzie mo偶­na znale藕膰 ten napis.

Postanowi艂, 偶e w drodze powrotnej zajedzie do Grub i odwiedzi Sin臋. Wcze艣niej jednak chcia艂 si臋 spotka膰 z pewnym fotografem, z kt贸­rym wsp贸艂pracowa艂 ju偶 od d艂u偶szego czasu. Fotograf zawsze zaprasza艂, 偶eby go odwiedzi艂, je艣li kiedy艣 b臋dzie w tych okolicach. Dopi艂 wi臋c kaw臋 i ruszy艂 w drog臋.

Kiedy ujrza艂 ruiny zamku, by艂o ju偶 wczesne popo艂udnie. Fotograf, kt贸ry zna艂 wszystkich w promieniu stu kilometr贸w, od razu mu wyja艣ni艂, kt贸r臋dy mo偶e si臋 najszybciej dosta膰 do le偶膮cych na uboczu ruin. Zna艂 te偶 d艂ug膮 i pe艂n膮 niezwyk艂ych wydarze艅 histori臋 wzniesionej w XI stuleciu twierdzy.

Grub mia艂 tak korzystne po艂o偶enie strategiczne, 偶e przez d艂ugi czas uchodzi艂 za twierdz臋 nie do zdobycia - powiedzia艂. - Ska艂a, na kt贸rej ten zamek zbudowano, jest niedost臋pna z trzech stron. Jedyny dost臋p jest od p贸艂nocy, przez g艂臋bok膮 fos臋. Je艣li kto艣 chce, to i dzisiaj mo偶e cieszy膰 si臋 tam zupe艂n膮 samotno艣ci膮 - doda艂 i u艣miechn膮艂 si臋.

Wagner od razu przypomnia艂 sobie Sin臋 i jego 偶ycie w izolacji od 艣wiata. Znalaz艂 sobie na to idealne miejsce.

Od szesnastego wieku zamku nie przebudowywano, wi臋c stanowi przyk艂ad doskonale zachowanej budowli 艣redniowiecznej - kontynuowa艂

Po chwili zacz膮艂 opowiada膰 o pewnym starym ma艂偶e艅stwie, kt贸re przez dziesi膮tki lat utrzymywa艂o Grub i nawet cz臋艣ciowo odbudowa艂o zamek. Potem ze wzgl臋du na wiek musieli zrezygnowa膰 i wtedy wprowa­dzi艂 si臋 tam Sina.

- Od tamtej pory dalej to odnawia i pr贸buje ratowa膰 stare mury.

Fotograf zapali艂 fajk臋 i spojrza艂 na Wagnera w zamy艣leniu:

Je偶eli nie zosta艂e艣 tam zaproszony, mo偶esz mie膰 problem z wej­艣ciem na zamek. Tam nie mo偶na sobie tak po prostu wej艣膰 jak do przy­domowego ogr贸dka.

Wagner przypomnia艂 sobie o tych s艂owach w chwili, gdy kontury zamku przys艂oni艂a mg艂a. Ledwo zaparkowa艂 samoch贸d i ruszy艂 w膮sk膮 dr贸偶k膮 w g贸r臋, zadzwoni艂 jego telefon kom贸rkowy. Od razu rozpozna艂 numer komisarza Bernera.

fotograf.

- Pan komisarz Berner! - zawo艂a艂 do s艂uchawki. - Rozumiem, 偶e schwyta艂 pan sprawc臋 i chce sobie zarezerwowa膰 miejsce w mediach?

Tym razem Berner by艂 w jeszcze gorszym nastroju ni偶 zwykle.

- Je艣li b臋d臋 chcia艂 si臋 rozerwa膰, p贸jd臋 do kina, a nie b臋d臋 dzwoni艂 do pana - burkn膮艂 do telefonu. - Czy uda艂o si臋 panu wydoby膰 cokolwiek z Siny?

- A sk膮d pan wie, 偶e z nim rozmawia艂em? - spyta艂 Wagner. - Nie, nie zamienili艣my ze sob膮 ani s艂owa, je艣li ju偶 chce pan tak dok艂adnie wiedzie膰. W艂a艣ciwie to on si臋 do mnie nie odzywa艂...

Zapad艂a cisza i Wagner pomy艣la艂, 偶e komisarz si臋 roz艂膮czy艂. W ko艅cu jednak znowu si臋 odezwa艂, cho膰 jego g艂os nie brzmia艂 zbyt pewnie.

- Mia艂em nadziej臋, 偶e Sina wypowie si臋 na temat tych dw贸ch liter. W mi臋dzyczasie uda艂o nam si臋 zidentyfikowa膰 ofiar臋, to jaki艣 przewodnik.

Wagner zatrzyma艂 si臋 zaskoczony.

- Przewodnik? - powt贸rzy艂 i us艂ysza艂 westchnienie po drugiej stro­nie s艂uchawki.

- Tak, przewodnik, nic szczeg贸lnego, prowadzi艂 normalne i uporz膮d­kowane 偶ycie. A偶 do chwili 艣mierci, j.

Komisarz by艂 z艂y, 偶e ofiara nie jest jak膮艣 znan膮 w mie艣cie osobisto艣ci膮.

- Ale kto strzela do przewodnik贸w?

Wagner wypowiedzia艂 te s艂owa bardziej do siebie ni偶 do Bernera, ale ten pomy艣la艂 sobie najwidoczniej to samo.

- I pozostawia p艂on膮ce 艣wiece w kszta艂cie dw贸ch liter 鈥 doko艅­czy艂 Berner - kt贸re nie s膮 inicja艂ami ofiary. Nasz przewodnik nazywa si臋 inaczej...

Wagner przerwa艂 rozmow臋, bo im bli偶ej zamku podchodzi艂, tym gor­sza stawa艂a si臋 jako艣膰 po艂膮czenia. Reszt臋 drogi do ruin odby艂 wolnym kro­kiem. Przewodnik z kul膮 w g艂owie i ten napis 鈥 AEIOU.

- Zastan贸w si臋 - powiedzia艂 do siebie, wyci膮gaj膮c nogi z b艂ota.鈥擪tos pozostawia 艣lady, i to ca艂kiem 艣wiadomie. To wszystko nie przypadek: za­bici, 艣wiece, miejsce.

Podej艣cie robi艂o si臋 coraz bardziej strome, pogoda coraz gorsza, za­cz臋艂o m偶y膰, a mg艂a opada艂a coraz ni偶ej w g艂膮b doliny. Wagner us艂ysza艂 szczekanie psa dobiegaj膮ce zza mur贸w zamku.

Droga skr臋ca艂a lekko w prawo. Wagner zobaczy艂 przed sob膮 na wp贸艂 zrujnowan膮 budowl臋. Obok niej przebiega艂 dalszy odcinek drogi ci膮gn膮cy

隆rsr>-

si臋 a偶 do drewnianego mostu zwodzonego zawieszonego nad fos膮 zam­kow膮. Brama mia艂a podw贸jne skrzyd艂a i by艂a zamkni臋ta. Jako dodatkowe zabezpieczenie s艂u偶y艂a opuszczana krata. Kiedy Wagner przeszed艂 przez most, jego kroki s艂ycha膰 by艂o mi臋dzy wysokimi murami. Przez chwil臋 od­ni贸s艂 wra偶enie, 偶e nadal trwa wojna trzydziestoletnia i lada chwila spadnie na niego p艂ynna smo艂a albo chmura be艂t贸w wystrzelonych z kusz.

Kiedy znalaz艂 si臋 przed krat膮, tzw. bron膮, kt贸rej szpice spoczywa艂y ci臋偶ko na wilgotnych kamiennych p艂ytach, domy艣li艂 si臋, 偶e nie ma sen­su szuka膰 dzwonka albo domofonu. Pies nadal g艂o艣no szczeka艂. Wagner spojrza艂 ku wznosz膮cym si臋 murom i by艂 zaskoczony, 偶e z bliska wygl膮daj膮 na do艣膰 dobrze utrzymane. 鈥濻ina musia艂 po艣wi臋ci膰 na prace restauracyjne mn贸stwo czasu鈥, pomy艣la艂 zastanawiaj膮c si臋 jednocze艣nie, jak zwr贸ci膰 jego uwag臋. 呕adnych okien, otwor贸w strzelniczych. M偶awka przesz艂a stop­niowo w lekki deszcz. Woda la艂a mu si臋 coraz obficiej za ko艂nierz, zim­na i nieprzyjemna. Potrz膮sn膮艂 g艂ow膮 i krople rozprys艂y si臋 na wszystkie strony. Pies przesta艂 szczeka膰. Zapanowa艂a zupe艂na cisza. Wagner wpad艂 w ponury nastr贸j.

Sina obserwowa艂 nieproszonego go艣cia przez niewielki otw贸r w drew­nianej wie偶y. Tschak, jego owczarek tybeta艅ski, biega艂 po dziedzi艅cu za ma艂膮 czerwon膮 pi艂k膮 i zapomnia艂 o szczekaniu. Przebieg艂 po wilgotnej kostce i znikn膮艂 gdzie艣 w przej艣ciu, maj膮c wci膮偶 przed oczami pi艂k臋. Sina w pewnym sensie mu zazdro艣ci艂. Wreszcie po艂o偶y艂 d艂o艅 na ci臋偶kiej za­suwie blokuj膮cej drzwi zdobione ornamentami, przez chwil臋 si臋 zawaha艂, w ko艅cu uchyli艂 nieco drzwi. Mi臋dzy nim a go艣ciem nadal wisia艂a krata, kt贸ra jego zdaniem tworzy艂a bezpieczn膮 barier臋. Opar艂 si臋 o bram臋 i spoj­rza艂 w milczeniu na Wagnera.

Czy rozmie艣ci艂e艣 swoich 偶o艂nierzy na strategicznie wa偶nych po­sterunkach? 鈥 spyta艂 Wagner i zrobi艂 krok w stron臋 kraty. - A mo偶e usz艂o twojej uwadze, 偶e wojna ju偶 dawno si臋 sko艅czy艂a?

Sina wzruszy艂 ramionami i wykona艂 gest, jakby chcia艂 zamkn膮膰 bram臋.

- Poczekaj chwil臋, prosz臋!

W g艂osie Wagnera by艂o co艣, co kaza艂o mu si臋 zatrzyma膰. Jaki艣 ukryty ton, kt贸ry ma go ostrzec. Jak wcze艣niej, kiedy艣...

Wagner ujrza艂, jak Sina cofa si臋 i znika za jednym ze skrzyde艂 bramy. Chcia艂 si臋 ju偶 odwr贸ci膰 zrezygnowany i wr贸ci膰 do samochodu, kiedy nagle us艂ysza艂 jaki艣 d藕wi臋k. Zabrzmia艂 tak g艂o艣no i gro藕nie, 偶e mimo woli Wa­

gner wci膮gn膮艂 g艂ow臋 w ramiona. Ujrza艂, jak krata powoli si臋 unosi, najpierw

o kilka centymetr贸w, potem coraz wy偶ej, a偶 w ko艅cu znieruchomia艂a na wysoko艣ci dw贸ch metr贸w. Cisza, jaka potem zapad艂a, by艂a r贸wnie prze­szywaj膮ca. Wagner pozosta艂 na miejscu i czeka艂. Czas p艂yn膮cy na zamku zdawa艂 si臋 wsi膮ka膰 jak woda wch艂aniana przez piasek.

Sina wyszed艂 zza bramy, spojrza艂 na niego, odwr贸ci艂 si臋 plecami i ru­szy艂 w kierunku dziedzi艅ca.

SANTAREM, PORTUGALIA

Miguel Almeida 艂owi艂 ryby w Tagu, odk膮d si臋ga艂 pami臋ci膮. Piaszczyste brzegi rzeki p艂yn膮cej w pobli偶u miejscowo艣ci Santarem, na p贸艂noc od Lizbony, gdzie latem rzeka wije si臋 leniwie jak w膮偶, wiosn膮 by艂y w臋偶sze ni偶 zwykle. Almeida by艂 ju偶 sp贸藕niony. Wnuczka prosi艂a go, 偶eby zreperowa艂 jej rower, ale on jak zwykle nie mia艂 ochoty.Teraz, kiedy po po­艂udniu przyszed艂 nad wod臋 w znane sobie miejsce, poczu艂 si臋 jak u siebie w domu. Przygotowa艂 przyn臋t臋, siatk臋 i w艂a艣nie zamierza艂 zarzuci膰 w臋d­k臋, gdy nagle zobaczy艂 pierwsz膮 martw膮 ryb臋 znoszon膮 pr膮dem. P艂yn臋艂a bia艂ym brzuchem do g贸ry.

A potem sta艂o si臋 co艣, czego Almeida nie zapomni do ko艅ca 偶ycia: jak w jakim艣 koszmarnym 艣nie na rzece pojawi艂y si臋 kolejne martwe ryby p艂y­n膮ce bia艂ymi brzuchami do g贸ry. Na pocz膮tkuje liczy艂, ale potem by艂y ich ju偶 setki i tysi膮ce. Mniejsze i wi臋ksze, p艂yn臋艂y przed nim, podczas gdy on sta艂 jak skamienia艂y i obserwowa艂 to potworne widowisko wyba艂uszonymi oczami. I ci膮gle nie m贸g艂 zrozumie膰. Wygl膮da艂o to tak, jakby rzeka zamie­rza艂a zwymiotowa膰 albo wyplu膰 z siebie wszystkie ryby, jakby wzbrania艂a si臋 udziela膰 im dalszego schronienia w swoich wodach. Almeida robi艂 so­bie wyrzuty, 偶e jak zwykle zostawi艂 sw贸j telefon kom贸rkowy w domu, nie chc膮c, 偶eby 偶ona mu przeszkadza艂a. Zostawi艂 w臋dk臋 i zacz膮艂 biec.

ZAMEK GRUB, WALDVIERTEL, AUSTRIA

Wagner mia艂 艂zy w oczach. Przy wilgotnej pogodzie ogie艅 p艂on膮cy na kominku dusi艂 jeszcze bardziej ni偶 w normalny dzie艅, gdy by艂o dep艂o. Sina urz膮dzi艂 kilka pomieszcze艅 mieszkalnych znajduj膮- cych si臋 w zamku w taki spos贸b, 偶e mo偶na w nich by艂o jako艣 wytrzy­

ma膰. Jednak Wagnerowi nawet by przez my艣l nie przesz艂o, 偶eby nazwa膰 je przytulnymi. Wola艂 nie my艣le膰, gdzie znajduje si臋 艂azienka i toaleta i w jakim s膮 stanie.

Surowe mury by艂y prawie zupe艂nie nieotynkowane, pod艂oga sk艂ada­艂a si臋 z wielkich, po偶贸艂k艂ych kamiennych p艂yt, kt贸re pochodzi艂y chyba z jakiego艣 ko艣cio艂a. By艂y wyszlifowane, jakby wcze艣niej przesuwa艂y si臋 po nich na kl臋czkach ca艂e pokolenia pielgrzym贸w. Wagner zastanawia艂 si臋, czy ich modlitwy zosta艂y wys艂uchane.

Du偶e, zimne wn臋trze urz膮dzone by艂o w spos贸b funkcjonalny. Pod­niszczone meble wygl膮da艂y tak, jakby kupiono je na pchlim targu. Jedy­nym swojskim sprz臋tem by艂a kanapa, kt贸r膮 wzi膮艂 we w艂adanie Tschak. Wagner przyci膮gn膮艂 do siebie fotel, kt贸ry by艂 tak samo niewygodny, jak na to wskazywa艂 jego wygl膮d. Zazdro艣ci艂 psu. W pomieszczeniu zalaty­wa艂o dymem i by艂o ch艂odno.

Kiedy Sina pojawi艂 si臋 w drzwiach z dwoma kubkami gor膮cej herbaty, butelk膮 rumu i r臋cznikiem pod pach膮, Wagner wypowiedzia艂 w my艣lach s艂owa podzi臋kowania. Sina tak jak przedtem nie odezwa艂 si臋 do niego ani jednym s艂owem. W milczeniu poda艂 mu r臋cznik i postawi艂 paruj膮ce kubki na stoliku. Potem usiad艂 w zu偶ytym fotelu bujanym, kiedy艣 chyba ciemnoczerwonej barwy, upi艂 troch臋 herbaty i wyjrza艂 przez okno, pr贸bu­j膮c przebi膰 wzrokiem mg艂臋, kt贸ra spowija艂a zamek coraz bardziej g臋stym tumanem.

Teraz ju偶 wiem, dlaczego jako dziecko nigdy nie bawi艂em si臋 w ry­cerzy- powiedzia艂 Wagner, rozgl膮daj膮c si臋 wok贸艂 siebie. - Skromne 偶ycie na zamku zajmuje na skali moich duchowych prze偶y膰 do艣膰 odleg艂e miejsce.

Sina wygl膮da艂 przez okno i zdawa艂o si臋, 偶e go nie s艂yszy. Wagnera przeszed艂 dreszcz, zacisn膮艂 d艂o艅 na gor膮cym kubku herbaty i opu艣ci艂 swoje ciep艂e miejsce przy kominku.

Georg, je艣li nie chcesz ze mn膮 rozmawia膰, to mnie przynajmniej pos艂uchaj鈥攑owiedzia艂 wzruszaj膮c ramionami, jakby broni艂 si臋 przed ch艂o­dem, i wypi艂 z kubka kolejny 艂yk herbaty.

Min臋艂y ju偶 trzy lata - zacz膮艂 Wagner, zacinaj膮c si臋 lekko - i wiem, 偶e zawsze si臋 wzbrania艂e艣 przed rozmow膮 ze mn膮 na ten temat. Pr贸bo­wa艂em to zrobi膰 wiele razy, zw艂aszcza wtedy, na pocz膮tku. Nigdy nie da艂e艣 mi szansy. Daj mi przynajmniej tak膮 szans臋 teraz.

-Nie!

r

Sina wypowiedzia艂 to s艂owo tak niespodziewanie, 偶e Wagner a偶 si臋 skuli艂 w fotelu, a kubek prawie wylecia艂 mu z r臋ki na pod艂og臋.

Sina nadal spogl膮da艂 na sw贸j kubek i mo偶na by艂o odnie艣膰 wra偶enie, jak­by w og贸le si臋 nie odezwa艂, jakby to jego 鈥瀗ie鈥 by艂o jak膮艣 iluzj膮. Twarz mia艂 niewzruszon膮. Uni贸s艂 wzrok i zatrzyma艂 go na psie, kt贸ry zasn膮艂 na kanapie. Bia艂e palce, zaci艣ni臋te kurczowo na kubku, zdradza艂y napi臋cie. Wagner po raz pierwszy ujrza艂 jego napi臋te mi臋艣nie pod koszul膮 i domy艣li艂 si臋, jak bar­dzo 偶ycie na zamku wzmocni艂o jego przyjaciela przez te trzy lata. Ci臋偶kie kamienie, kt贸re codziennie d藕wiga艂, zast臋powa艂y trening w klubie fitness.

- Nie, Paul, nie dam ci 偶adnej szansy - odpar艂 Sina zdecydowanym tonem.

W kominku hucza艂 ogie艅 i Wagner poczu艂 bij膮ce od niego ciep艂o. A mo偶e to efekt wypitego rumu? Dola艂 sobie jeszcze troch臋 trunku.

- Wpu艣ci艂em ci臋 do 艣rodka, bo us艂ysza艂em w twoim g艂osie co艣, co mi przypomnia艂o o dawnych czasach. Nie oznacza to jednak, 偶e pozwol臋 ci m贸wi膰 o Clarze.

Sina znowu spojrza艂 na kubek z herbat膮, jakby na jego dnie kry艂a si臋 jaka艣 przepowiednia na przysz艂o艣膰. Potem odwr贸ci艂 wolno g艂ow臋 w stro­n臋 Wagnera.

- W twoim g艂osie wyczuwam co艣 alarmuj膮cego i bezradnego, tak jak wczoraj, w kawiarni.

- Znasz mnie zbyt dobrze 鈥 odpar艂 Wagner bezbarwnym g艂osem. - Opowiada艂em ci o trupie znalezionym w ko艣ciele i o literach. Je艣li chodzi

o liczb臋 51, na pewno masz racj臋. Od dzisiaj wiemy te偶, kim jest ofiara. To jaki艣 przewodnik turystyczny z Wiednia, niekarany s膮downie, uczci­wy cz艂owiek.

Wagner wsta艂 i podszed艂 bli偶ej ognia.

- To wszystko jest ca艂kowicie pozbawione logiki. Kto艣 morduje w ko­艣ciele przewodnika, w艂a艣ciwie to by艂a egzekucja. Jego zab贸jca pozostawia jedyny 艣lad - liczb臋 51. Po co? Berner nawet nie wie, 偶e litery L oraz I od­powiadaj膮 tej liczbie. B艂膮dzi w ciemno艣ciach.

- No to zacznij my艣le膰 logicznie 鈥 us艂ysza艂 cichy g艂os dobiegaj膮cy od strony okna.

Wagner spojrza艂 na Sin臋 i czeka艂, nic nie m贸wi膮c.

- Je艣li nie zostawi艂 艣ladu dla policji, to na pewno dla kogo艣 innego.

Pierwsza wskaz贸wka - ko艣ci贸艂 艢wi臋tego Ruprechta, najstarszy w Wied­

niu. Na emporze znajduje si臋 napis AEIOU.To druga wskaz贸wka. Suma liter daje pi臋膰dziesi膮t jeden. To trzecia wskaz贸wka. Do tego jeszcze 艣wie­ce. Ten, kto te 艣lady pozostawi艂, zrobi艂 tak po to, 偶eby nikt nie przeoczy艂 ich zwi膮zku z owymi pi臋cioma literami. Poza Bernerem, ale...

Sina nie doko艅czy艂 zdania.

- Ofiar膮 jest przewodnik. To czwarta wskaz贸wka. Przewodnik, czyli kto艣, kto pokazuje co艣 innym ludziom... - Wagner podj膮艂 w膮tek rozpo­cz臋ty przez Sin臋 i wyci膮gn膮艂 d艂onie w stron臋 ognia.

- Fryderyk III.

- S艂ucham? - spyta艂 Wagner i spojrza艂 pytaj膮co na Sin臋, bo nie by艂 pewny, czy dobrze us艂ysza艂.

- Cesarz Fryderyk III by艂 jedynym Habsburgiem, kt贸ry pos艂ugiwa艂 si臋 napisem AEIOU. By艂 to jego znak szczeg贸lny, je艣li mog臋 si臋 tak wyrazi膰. Nikomu nie uda艂o si臋 jak dot膮d rozszyfrowa膰 jego znaczenia.

Sina wsta艂 i wyszed艂 do s膮siedniego pomieszczenia. Kiedy po kilku minutach wr贸ci艂, trzyma艂 niewielk膮 br膮zow膮 ksi膮偶k臋 w jednej r臋ce i dzba­nek z herbat膮 w drugiej. Dola艂 gor膮cego napoju Wagnerowi.

- Czy mo偶esz mi przypomnie膰, kiedy 偶y艂 i panowa艂 ten cesarz? M贸­wimy o czasach sprzed moich narodzin - powiedzia艂 ironicznym tonem Wagner i upi艂 ostro偶nie herbaty z kubka. Ucieszy艂 si臋, 偶e Sina chce z nim znowu rozmawia膰. Wola艂 nie my艣le膰, jak d艂ugo jeszcze potrwa to zawie­szenie broni.

Naukowiec usiad艂 znowu w swoim pobrudzonym fotelu i otworzy艂 ksi膮偶k臋.

- Tak, na d艂ugo przed twoimi narodzinami - odpar艂. - W drugiej po­艂owie pi臋tnastego wieku.

- Chcesz przez to powiedzie膰, 偶e przez pi臋膰set lat nikomu nie uda艂o si臋 rozszyfrowa膰 znaczenia tych pi臋ciu liter? - spyta艂 sceptycznym tonem Wagner. 鈥 Trudno mi w to uwierzy膰.

- Do dzisiaj powsta艂o oko艂o trzystu teorii, od najbardziej absurdalnych po kilka mo偶liwych. Na sto procent nie wiemy nic. Mo偶e to znaczy膰 Au­stria Erit In Orbe Ultima, to znaczy 鈥濧lles Erdreich Ist Oesterreich Unter- tan鈥(Ca艂a Ziemia B臋dzie Poddana Austrii) albo co艣 zupe艂nie innego. Nie wiemy nawet, po co i w jaki spos贸b cesarz pos艂ugiwa艂 si臋 tymi literami.

Sina przerzuci艂 kilka kartek br膮zowej ksi膮偶ki. Zaszele艣ci艂y pod jego palcami. Nagle uni贸s艂 wzrok:

f

- A on to wiedzia艂.

- Kto o tym wiedzia艂? - spyta艂 Wagner.

Zd膮偶y艂 si臋 ju偶 przyzwyczai膰 do toku rozumowania swojego przyja­ciela. Por贸wnywa艂 go zawsze do lotu wa偶ki nad jeziorem poro艣ni臋tym si­towiem, lotu nieprzewidywalnego i gwa艂townego.

- Morderca wiedzia艂, 偶e policja nie poradzi sobie z tymi wszystkimi wskaz贸wkami 鈥 kontynuowa艂 Sina z przera藕liwie jasn膮, logik膮. 鈥 I nawet nie o to mu chodzi艂o. Wcale mu nie przeszkadza艂o, 偶e zajmie si臋 tym po­licja. Wiedzia艂, kto pojawi si臋 od razu na miejscu zbrodni. I nie mia艂 na my艣li Bemera.

Wagner podszed艂 do fotela i spojrza艂 pytaj膮co na Sin臋.

- Tylko ko go ?

- Chodzi艂o mu o ciebie 鈥 odpar艂 Sina i u艣miechn膮艂 si臋 lekko. Uczyni艂 to po raz pierwszy od d艂ugiego czasu.

LIZBONA- ALMOURIEL, PORTUGALIA

Tamtego popo艂udnia Tag umar艂 w ca艂ym swoim polnym biegu. Wraz z nim zamar艂o 偶ycie w wodzie na odcinku od Almouriel a偶 do morza. Kiedy alarm podniesiony przez Miguela Almeid臋 dotar艂 do mi­nisterstwa ochrony 艣rodowiska w Lizbonie, przy uj艣ciu rzeki zalega艂y ju偶 masy zatrutych ryb, kt贸re powoli sp艂ywa艂y do morza. Trucizna dokonywa艂a ogromnych spustosze艅, w szybkim tempie i z przera偶aj膮c膮 skuteczno艣ci膮.

W艂adze Portugalii przyst膮pi艂y do walki, ale mog艂y jedynie ograniczy膰 zakres szk贸d. Wyniki pierwszych bada艅 wody i martwych ryb 艣ci膮gn臋­艂y na miejsce w ci膮gu kilku godzin ekspert贸w od chemicznych 艣rodk贸w bojowych, kt贸rzy pr贸bowali odnale藕膰 藕r贸d艂o zatrucia. P艂ywali 艂odziami po rzece w ochronnych kombinezonach, a za nimi w pontonach p艂yn臋li policjanci i 偶o艂nierze. Ich 艣ladem posuwa艂y si臋 艂odzie wype艂nione dzien­nikarzami gazet i telewizji. CNN skierowa艂a swoje urz膮dzenia nadawcze umieszczone na satelitach bezpo艣rednio na brzegi rzeki.

Kiedy si臋 艣ciemni艂o, do Almouriel dotar艂y w艂a艣nie pierwsze zespo艂y ekspert贸w. Czu艂e instrumenty szybko wykaza艂y, 偶e na dalszym odcinku, w g贸rze rzeki, woda nie jest zatruta. Wska藕niki miernik贸w ju偶 kilka me­tr贸w dalej pokazywa艂y zero zanieczyszcze艅. W tej sytuacji poszukiwania skoncentrowa艂y si臋 na niewielkiej wyspie na rzece. Dziesi膮tki 艂odzi przy-

bi艂y do brzegu, eksperci ruszyli na poszukiwania. D艂ugo nie musieli szu­ka膰. To, co znale藕li, wywo艂a艂o szok nawet u najbardziej do艣wiadczonych policjant贸w. Kilka minut p贸藕niej wiedzia艂 o tym ju偶 ca艂y 艣wiat.

CNN informowa艂a o wszystkim na 偶ywo a偶 do chwili, gdy znaleziono zw艂oki turystki. Tego z oczywistych wzgl臋d贸w ju偶 nie pokaza艂a. Ca艂膮 kata­strof臋 ekologiczn膮 cywilizowany 艣wiat obejrza艂 za po艣rednictwem satelity. Kiedy pierwsze informacje wraz ze zdj臋ciami martwych ryb poda艂y stacje telewizyjne, nieznajomy z ambasady sko艅czy艂 w艂a艣nie je艣膰 kolacj臋 i szed艂 do pokoju, gdzie czeka艂a na niego sekretarka ambasadora.

Zanim zasn膮艂, w jego apartamencie rozdzwoni艂 si臋 telefon.

- Centrala wyra偶a swoje zadowolenie z pa艅skiej pracy - us艂ysza艂 w s艂uchawce g艂os z drugiego ko艅ca 艣wiata. - Uzgodniona kwota zosta­艂a ju偶 przekazana na pana konto. Liczymy na dalsz膮 owocn膮 wsp贸艂prac臋.

M臋偶czyzna od艂o偶y艂 s艂uchawk臋. Sukces by艂 jego znakiem firmowym.

rozdzia艂 3

10 marca 2008 roku

CENTRUM WIEDNIA

Komendant policji dr Walter Sina ju偶 drugi dzie艅 przesuwa艂 z jednego ko艅ca biurka na drugi bia艂膮 kopert臋 i nadal jej nie otwiera艂. Najpierw, w艂o偶y艂 j膮 do najg艂臋bszej szuflady, ale znowu j膮 wyj膮艂, pe艂en niepokoju i z艂ych przeczu膰. W czasie ca艂ej swojej s艂u偶by w policji - od drog贸wki poczynaj膮c, na najwy偶szych stanowiskach w policji wiede艅­skiej ko艅cz膮c - nie da艂 si臋 przekupi膰. Nigdy nie przyj膮艂 nawet najdrob­niejszego prezentu, a teraz... Nie przypuszcza艂, 偶e prze偶yje to tak ci臋偶ko, 偶e b臋d膮 go m臋czy膰 wyrzuty sumienia, 偶e jego my艣li b臋d膮 kr膮偶y膰 nieustan­nie wok贸艂 bia艂ej koperty. Czy warto si臋 ni膮 przejmowa膰? Czy jakakolwiek kwota, jakakolwiek korzy艣膰 maj膮tkowa warta jest tego uczucia? Zeby nie mia艂 odwagi spojrze膰 sobie w oczy podczas rannego golenia? Obraca艂 ko­pert臋 w palcach, wyczuwa艂 grubo艣膰 papieru, a na podstawie d藕wi臋ku, jaki wydawa艂a, pr贸bowa艂 zgadn膮膰, co zawiera. Nadaremnie. Pomy艣la艂 o swoim synu, kt贸remu los nie sprzyja艂. Czy jemu jest pisane to samo? Czy pod ko­niec 偶yda przestanie wierzy膰 w Boga, zw膮tpi i zakopie si臋 w jakiej艣 dziu­rze, gdzie nikt go nie znajdzie?

Polecenie, aby zbrodni臋 pope艂nion膮 w ko艣dele 艣w. Ruprechta 禄zba­da膰 ze wzgl臋du na racj臋 stanu tylko pobie偶nie鈥, aby - jak si臋 dowiedzia艂 - wyj艣膰 naprzedw oczekiwaniom pewnego pa艅stwa, dotar艂o do niego z sa­

mych szczyt贸w w艂adzy. Nie m贸g艂 si臋 wi臋c sprzeciwi膰. Jednak koperta to co艣 innego.

Spojrza艂 na ni膮 po raz kolejny i nagle, pod wp艂ywem impulsu, zdecy­dowa艂 si臋. Si臋gn膮艂 po n贸偶 do otwierania kopert - prezent od World Po­lice Association 鈥 i przeci膮艂 jedn膮 kraw臋d藕. Nadal nie mia艂 jednak odwa­gi, 偶eby zajrze膰 do 艣rodka.

W ko艅cu si臋gn膮艂 po zawarto艣膰. By艂 to zwyk艂y arkusz papieru z艂o偶o­ny na trzy. Roz艂o偶y艂 go i zdumia艂 si臋 - kartka by艂a czysta, niezapisana. Odwr贸ci艂 j膮 na drug膮 stron臋, ale i tam nic nie by艂o. Pusty, bia艂y arkusz. Odwr贸ci艂 si臋 w stron臋 okna i spojrza艂 pod 艣wiat艂o. Nic. 呕adnych znak贸w wodnych. Teraz ju偶 nie wiedzia艂, co robi膰: odetchn膮膰 z ulg膮 czy raczej oka­za膰 z艂o艣膰. Potrz膮sn膮艂 g艂ow膮, wsun膮艂 kartk臋 z powrotem do koperty i chcia艂 j膮 wrzuci膰 do kosza na 艣mieci, ale po chwili zastanowienia wsun膮艂 j膮 pod podk艂adk臋 na papiery le偶膮c膮 na biurku.

Poczu艂 ulg臋 i g艂臋boko odetchn膮艂. Kiedy zadzwoni艂 telefon, podni贸s艂 pospiesznie s艂uchawk臋 i przedstawi艂 si臋 energicznym g艂osem.

- Panie komendancie, kamera monitoruj膮ca wej艣cie do strefy dla pie­szych zarejestrowa艂a w艂a艣nie czerwonego golfa nale偶膮cego do dziennika­rza Paula Wagnera 鈥 powiedzia艂 urz臋dnik z biura nadzoru ruchu drogo­wego. - Jedzie w stron臋 ko艣cio艂a 艢wi臋tego Ruprechta, mimo zakazu jazdy.

- A co w tym takiego szczeg贸lnego? - spyta艂 komendant, bo nie bar­dzo zrozumia艂, o co chodzi.

- Obok kierowcy siedzi pana syn. Pomy艣la艂em, 偶e powinien pan o tym wiedzie膰 鈥 odpar艂 spokojnie urz臋dnik i od艂o偶y艂 s艂uchawk臋.

Wagner zaparkowa艂 w niewielkiej odleg艂o艣ci od ko艣cio艂a i to dok艂adnie pod tabliczk膮 ze znakiem zakazu, po czym wysiad艂 z sa­mochodu. Sina spojrza艂 na niego pytaj膮cym wzrokiem, ale Wagner tylko wzruszy艂 ramionami:

Jak ju偶, to ju偶. Berner w ci膮gu kilku minut dowie si臋, 偶e tu jeste艣my, bo te przekl臋te kamery wisz膮 wsz臋dzie. A my sprawimy mu troch臋 rado艣ci.

Spojrzeli w stron臋 niewielkiego czarnego ko艣cio艂a. Sina ruszy艂 ci臋偶kim krokiem, ze spuszczon膮 g艂ow膮 i r臋kami w kieszeniach. Wagner zerkn膮艂 na zegarek i za艂o偶y艂 si臋 ze sob膮, po ilu minutach Berner zjawi si臋 w ko艣ciele. Potem ruszy艂 za Sin膮 przez w膮ski plac w stron臋 ko艣cio艂a. Drzwi otwar艂y si臋 bezszelestnie. I

Tym razem w 艣rodku p艂on臋艂o tylko kilka 艣wiec. W szarym 艣wiede dnia kt贸re wpada艂o do 艣rodka przez szyby z o艂owiowego szk艂a, Wagner ujrza艂 ojca Johannesa w czarnej sutannie. Duchowny, zaj臋ty wymian膮 kwiat贸w i ustawianiem naczy艅 liturgicznych przed tabernakulum przemieszcza艂 si臋 nieustannie z jednej strony o艂tarza na drug膮.

Sina sta艂 ju偶 w g艂贸wnej nawie i patrzy艂 na empor臋. Potem opar艂 si臋

o 艂awk臋 i podrapa艂 w brod臋.

- W 1439 roku cesarz Fryderyk wkroczy艂 do Wiednia - powiedzia艂 cichym g艂osem, kiedy obok pojawi艂 si臋 Wagner i te偶 zacz膮艂 ogl膮da膰 em­por臋. Przeczyta艂 pi臋膰 liter i dat臋.

-1 dlatego kto艣 zosta艂 zamordowany? - spyta艂 Wagner, zerkaj膮c na Sin臋 z boku. Zauwa偶y艂, 偶e jego przyjaciel pogr膮偶ony jest w my艣lach.

- Fryderyk by艂 niezwyk艂ym cz艂owiekiem, pe艂nym sprzeczno艣ci. Tak przynajmniej o nim m贸wiono. Ja nie by艂bym tego taki pewien.

Sina rozejrza艂 si臋 szybko po ko艣ciele, jakby si臋 obawia艂, 偶e kto艣 go mo偶e pods艂uchiwa膰.

- Kocha艂 tajemnicze napisy i wieloznaczne zagadki, kt贸re ukazywa艂y sw贸j prawdziwy sens dopiero wtedy, gdy kto艣 je bada艂 z kilku poziom贸w my艣lowych jednocze艣nie, zamiast rozpatrywa膰 tylko to, co by艂o widoczne na pierwszy rzut oka, powierzchownie. Cesarz by艂 cz艂owiekiem o 'wysokim morale, bezlitosnym idealist膮, ostatnim kr贸lem niemieckim koronowanym w Rzymie na cesarza przez papie偶a. Mimo to rz膮dzenia nie uwa偶a艂 za rzecz najwa偶niejsz膮. By艂 chciwy, a mimo to kolekcjonowa艂 kamienie szla­chetne. By艂 te偶 drobiazgowy, a te pi臋膰 liter wypisywa艂 na ka偶dym wa偶nym skrawku papieru. Musia艂y mu naprawd臋 le偶e膰 na sercu. Do dzisiaj nikt nie rozszyfrowa艂 ich znaczenia. Ten napis 鈥 doda艂, wskazuj膮c na empor臋

- niekoniecznie musi pochodzi膰 z 1439 roku. O ile wiem, Fryderyk kaza艂 go tam umie艣ci膰 o wiele p贸藕niej.

Wagner przez ca艂y czas przys艂uchiwa艂 si臋 wszystkiemu z uwag膮, ale w tym momencie potrz膮sn膮艂 energicznie g艂ow膮:

- Georg, to wszystko dzia艂o si臋 pi臋膰set lat temu. Dlaczego kto艣 mia艂­by zabija膰 z powodu tego napisu? Czy to co艣 zmieni w historii, w obrazie cesarza, jaki nam przekaza艂a? Poza tym kogo dzi艣 jeszcze interesuje cesarz Fryderyk III? Wiem: ty uwa偶asz, 偶e ta zbrodnia mia艂a mnie tu przyci膮­gn膮膰. Ale 1 jakiego powodu? Przecie偶 ja nawet nie wiedzia艂em, 偶e napis AFIOU w og贸le istnieje!

k.

Sina usiad艂 na 艂awce i przesun膮艂 delikatnie palcem po w膮skim pod­stawku, na kt贸rym w czasie mszy wierni k艂ad膮 otwarte 艣piewniki. Wska­zuj膮cym palcem prawej r臋ki zacz膮艂 kre艣li膰 jakie艣 znaki na drewnie. By艂 to nawyk, kt贸ry wyni贸s艂 ze szko艂y. 艢wiadczy艂 on o tym, 偶e Sina jest niezwy­kle skoncentrowany i spi臋ty.

- Zastan贸w si臋 - powiedzia艂 do Wagnera. 1 Liczba 51. Cesarz prze­kaza艂 nam warto艣膰 liczbow膮 s艂owa AEIOU. To znaczy zamieni艂 litery na liczby. 51 i 1439. Je艣li je obie do siebie dodamy, da nam to wynik 1490. To jest nasz pierwszy poziom. W tamtym roku zmar艂 Maciej Korwin, prze­ciwnik cesarza w Wiedniu. W1439 roku Fryderyk wkroczy艂 do Wiednia. Oznacza to, 偶e w tym przypadku chodzi o niego i o Korwina. Tylko tyle m贸wi膮 nam te liczby. Litery w og贸le nie s膮 nam tu potrzebne.

Wagner usiad艂 obok niego w 艂awce.

- Kim by艂 Maciej Korwin? - spyta艂.

To inaczej Matthias Corvinus. Jego nazwisko znaczy po 艂acinie Kruk. By艂 jedynym kr贸lem z w臋gierskiego rodu Hunyadi i jedynym w艂ad­c膮, kt贸ry mia艂 w herbie kruka. Podbi艂 znaczn膮 cz臋艣膰 cesarskich posiad艂o艣ci dziedzicznych, dla Fryderyka by艂 prawdziwym nieszcz臋艣ciem. Zmusi艂 go do opuszczenia Wiednia i przez pi臋膰 lat sam tam rz膮dzi艂, a偶 do 艣mierci. Fryderyk go prze偶y艂, podobnie jak swoich innych oponent贸w.

W tym momencie us艂yszeli, jak ojciec Johannes uzupe艂nia zapas 艣wiec i otwiera skarbonk臋. Do torebki wpad艂o kilka monet, wydaj膮c metaliczny d藕wi臋k. Wagner spojrza艂 instynktownie na 偶贸艂tawe kamienne p艂yty. Sia­dy zbrodni zosta艂y ju偶 usuni臋te, podobnie jak 艣lady zrobione kred膮 na po­sadzce. W 艣wi膮tyni czu膰 by艂o zapach zgaszonych 艣wiec.

Sina zamilk艂 i siedzia艂 ze wzrokiem skierowanym przed siebie. Kiedy zamierza艂 kontynuowa膰 swoj膮 opowie艣膰, otwar艂y si臋 drzwi i do ko艣cio艂a wpad艂 komisarz Berner w rozwianym p艂aszczu. Szybko rozejrza艂 si臋 do­ko艂a i po chwili podszed艂 do nich szybkim krokiem.

Wagner spojrza艂 demonstracyjnie na zegarek:

Nie藕le, ca艂kiem nie藕le, panie komisarzu. Trzyna艣cie minut. A mnie si臋 wydawa艂o, 偶e b臋dzie pan potrzebowa艂 przynajmniej kwadransa. Czy偶­by w艂膮czy艂 pan koguta?

Berner zrobi艂 pogardliwy ruch r臋k膮 i przesta艂 zwraca膰 na niego uwa- g臋. Jego wzrok spocz膮艂 na Sinie, kt贸ry nadal kre艣li艂 palcem na drewnie swoje znaki.

- Profesor Sina, co za niespodzianka! Przyby艂 pan na niziny naszego plebejskiego 艣wiata tylko na chwil臋 czy te偶 zamierza pan zosta膰 d艂u偶ej?

Sina nie zwraca艂 na niego uwagi, my艣lami by艂 gdzie indziej, gdzie艣 w labiryncie swoich rozwa偶a艅. Pr贸bowa艂 po艂膮czy膰 jako艣 Fryderyka z Kor­winem, napisem i zbrodni膮.

- Czy w pana gro偶膮cej zawaleniem ruinie zrobi艂o si臋 a偶 tak zimno? A mo偶e napada艂o do 艣rodka? - spyta艂 inspektor, wyci膮gaj膮c notes z kie­szeni. - Ach, niewa偶ne. Je艣li ma pan jakie艣 informacje, chcia艂bym je us艂y­sze膰. Zak艂adam, 偶e pana przyjaciel, Wagner, ju偶 panu opowiedzia艂 o zab贸j­stwie i przywi贸z艂 tu pana z powodu tych liter? 鈥 doda艂, wskazuj膮c r臋k膮 na empor臋.

- Tych pi臋ciu liter w ci膮gu ostatnich pi臋ciuset lat nikt nie rozszy­frowa艂 - odpar艂 Sina i u艣miechn膮艂 si臋 do siebie. 鈥 Sk膮d panu przysz艂o do g艂owy, 偶e ja to zrobi臋?

Spojrza艂 na komisarza i jego oczy pociemnia艂y nagle jak hartowa­na stal.

- Przeszkadza pan, komisarzu. Przeszkadza mi pan w my艣leniu. Ta­kich ludzi jak pan brakowa艂o mi przez ostatnie trzy lata najmniej.

Wagner u艣miechn膮艂 si臋 szyderczo.

W chwili, kiedy Bemer zamierza艂 wy艂adowa膰 na nim swoj膮 w艣ciek艂o艣膰, zadzwoni艂 jego telefon. Odebra艂 i powiedzia艂 co艣 niegrzecznym tonem. Potem s艂ucha艂, nie przerywaj膮c. Kiedy rozmowa dobieg艂a ko艅ca, zerkn膮艂 ostatni raz na Sin臋, odwr贸ci艂 si臋 i wyszed艂 z ko艣cio艂a. Wagner spojrza艂 za nim bezradnym wzrokiem:

- Nie jest ju偶 tym Bernerem, co kiedy艣. Dawniej przynajmniej by si臋 po偶egna艂.

- Corvinus... hm... Kruk ju偶 od zamierzch艂ych czas贸w by艂 symbolem alchemik贸w - kontynuowa艂 swoje rozwa偶ania Sina. 鈥 W臋gierski Kruk, al­chemik, przeciwnik Fryderyka 鈥 cesarza, kt贸ry sam otacza艂 si臋 dostojnymi i tajemniczymi postaciami. M贸wiono, 偶e produkuje z艂oto i wod臋 偶ycia.

Z jakich艣 wzgl臋d贸w s艂owa Siny nie brzmia艂y ironicznie. Naukowiec wsta艂 i przeci膮gn膮艂 si臋.

1 Wydaje mi si臋, 偶e w tym miejscu nic ju偶 wi臋cej nie zdzia艂amy. Li­tery s膮, cyfry te偶, ale to w艂a艣ciwie wszystko. Naprawd臋 nie widz臋, dok膮d nas to wszystko doprowadzi. Mo偶emy jeszcze odwiedzi膰 gr贸b Fryderyka w ko艣ciele 艢wi臋tego Stefana, je艣li ju偶 tu jeste艣my. Dawno tam nie by艂em-

Grobowiec to monumentalna budowla, kt贸ra robi wra偶enie. Jest w ca艂o­艣ci pokryty ornamentami i herbami. Mo偶e znajdziemy tam co艣, co nam pomo偶e w rozwi膮zaniu tej zagadki?

Sina przeci膮gn膮艂 r臋k膮 po w艂osach.

- Nie wiem jeszcze, co oznacza to zab贸jstwo i dlatego mnie to z艂o艣ci. To g艂贸wnie z tego powodu przyjecha艂em z tob膮 do Wiednia. Gdyby nie to, siedzia艂bym teraz w zamku. Zastanawiam si臋, czy to nie lepsze rozwi膮­zanie. Teraz tylko b艂膮kamy si臋 bez sensu po mie艣cie.

Ostatnie s艂owa Siny zwr贸ci艂y szczeg贸ln膮 uwag臋 Wagnera. Czy偶by za­wieszenie broni dobieg艂o ko艅ca i Sina chce wr贸ci膰 do zamku? Do swojej samotni? Z jego s艂贸w przebija艂o zniech臋cenie.

- Katedra 艣w. Stefana? - spyta艂 Wagner i wyci膮gn膮艂 z kieszeni tele­fon. - W takim razie zadzwoni臋 do przyjaciela, kt贸ry pracuje w ochro­nie katedry. Umo偶liwi nam bezpo艣redni dost臋p do grobowca i uprzedzi swoich koleg贸w.

Jednak Sina ju偶 go nie s艂ucha艂, tylko kierowa艂 si臋 do wyj艣cia.

Komisarz Berner wpad艂 do biura i nawet nie zdj膮艂 p艂aszcza. Spojrza艂 na starego siwow艂osego m臋偶czyzn臋 siedz膮cego przy jego biur­ku, kt贸ry czeka艂 na niego, popijaj膮c wod臋 ze szklanki. Na kolanach trzy­ma艂 zeszyt z krzy偶贸wkami. Berner mrukn膮艂 co艣 niewyra藕nie na powita­nie, usiad艂 i spyta艂:

- Dlaczego zjawia si臋 pan dopiero teraz?

Berner nie lubia艂 okazywa膰 uprzejmo艣ci. Ca艂a ta sprawa toczy si臋 nie tak, jak trzeba, pomy艣la艂. Wys艂a艂 swoich policjant贸w do wszystkich do­m贸w znajduj膮cych si臋 wok贸艂 ko艣cio艂a 艣w. Ruprechta, ale nie zg艂osi艂 si臋 ani jeden naoczny 艣wiadek Nikt te偶 nic nie widzia艂. I nagle, trzy dni p贸藕niej, przychodzi jaki艣 emeryt i twierdzi, 偶e nikt go o nic nie pyta艂.

- Byli艣my u naszej c贸rki w Krems, a o zab贸jstwie w ko艣ciele dowie­dzia艂em si臋 dopiero dzi艣, od s膮siad贸w. No to od razu poszed艂em na policj臋, i Emeryt, kt贸rego okna mieszkania wychodzi艂y na plac przed ko艣cio艂em, wypowiedzia艂 te s艂owa oburzonym tonem.

Berner wyci膮gn膮艂 z p艂aszcza notes.

- No dobrze, w takim razie prosz臋 mi opowiedzie膰, co pan widzia艂 - zwr贸ci艂 si臋 do swojego go艣cia.

- No wi臋c tak... Nie chcia艂o mi si臋 ogl膮da膰 telewizji, wie pan, ten...

- Rozumiem - przerwa艂 mu Berner niecierpliwie. - A wi臋c sta艂 pan przy oknie. I co dalej?

-1 wtedy zobaczy艂em ten samoch贸d, du偶膮 czarn膮 limuzyn臋. Wysiedli z niej dwaj m臋偶czy藕ni i weszli do ko艣cio艂a. Nawet si臋 zdziwi艂em, 偶e o tej godzinie kto艣 jedzie samochodem w strefie dla pieszych.

- Czy wie pan, jaka to by艂a marka? Jak wygl膮dali ci m臋偶czy藕ni? - spyta艂 Bemer, kt贸ry dojrza艂 nagle 艣wiate艂ko w tunelu. Mo偶e nie wszystko jeszcze stracone, pomy艣la艂.

- S膮dz臋, 偶e to by艂o audi, ale nie dam sobie r臋ki uci膮膰. Tych m臋偶czyzn nie widzia艂em, by艂o ju偶 zbyt ciemno.

艢wiate艂ko w tunelu znowu znik艂o, r贸wnie szybko, jak si臋 pojawi艂o. Czy mog艂o by膰 inaczej? Berner 偶a艂owa艂, 偶e nie wyjecha艂 wcze艣niej na urlop.

- A o kt贸rej godzinie to by艂o?

- No wiadomo, podczas tej audycji telewizyjnej, oko艂o dziewi膮tej.

- O kt贸rej samoch贸d odjecha艂? Czy to te偶 pan pami臋ta?

- Nie, panie komisarzu. Wtedy ogl膮da艂em ju偶 telewizj臋. Moja 偶ona mnie zawo艂a艂a, bo chcia艂a, 偶ebym jej zrobi艂 herbaty.

Berner przesun膮艂 obu r臋kami po w艂osach. Najch臋tniej waln膮艂by z ca­艂ej si艂y pi臋艣ci膮 w biurko. Tylko po co?

- Dzi臋kuj臋, 偶e pan si臋 do nas pofatygowa艂鈥攚ycedzi艂 z trudem przez z臋by.

Starszy m臋偶czyzna podni贸s艂 si臋 z krzes艂a, odwr贸ci艂 si臋 do drzwi, ale

przez chwil臋 si臋 zawaha艂.

- A nie chce si臋 pan zna膰 numeru rejestracyjnego tego samochodu?

- spyta艂. W jego g艂osie s艂ycha膰 by艂o zaskoczenie i troch臋 przekory.

Berner zesztywnia艂:

- Co pan powiedzia艂?

- C贸偶, nie zapisa艂em ca艂ego numeru, tylko dwie pierwsze litery. To by艂y znaki dyplomatyczne, WD, a po nich nast臋powa艂y dwie cyfry, 56. Wi臋cej ju偶 nie pami臋tam.

Berner poczu艂 nagle, jak przepe艂nia go nag艂a wdzi臋czno艣膰. 艢wiate艂ko w tunelu znowu rozb艂ys艂o i 艣wieci艂o teraz ja艣niej ni偶 przedtem. Natych­miast poprawi艂 mu si臋 humor. Prawie po przyjacielsku po偶egna艂 si臋 ze swoim go艣ciem i si臋gn膮艂 po s艂uchawk臋.

Dwa dni po makabrycznym znalezisku w Tagu zagraniczne

gazety mia艂y prawie takie same nag艂贸wki. Na tytu艂owych stronach do-

minowa艂a katastrofa ekologiczna w Portugalii. Martwe ryby i zw艂oki ko­biety sta艂y si臋 najwa偶niejszym newsem w ca艂ej Europie. Kiedy m臋偶czy­zna z ambasady przylecia艂 samolotem z Lizbony do Wiednia, przejrza艂 pobie偶nie najwi臋ksze dzienniki portugalskie i austriackie. Odczuwa艂 za­dowolenie z echa, jakie ta sprawa wywo艂a艂a. Pierwsza klasa w samolocie by艂a prawie zupe艂nie pusta, wi臋c mia艂 wystarczaj膮co du偶o miejsca, 偶eby wyprostowa膰 nogi.

Na wiede艅skim lotnisku Schwechat zdziwi艂a go zaostrzona kontrola paszportowa. Ustawi艂 si臋 w kolejce i poda艂 sw贸j dyplomatyczny paszport urz臋dnikowi siedz膮cemu w okienku.

- Pan Peer van Gavint? Przybywa pan z Lizbony?

M臋偶czyzna potwierdzi艂 skinieniem g艂owy i zdj膮艂 okulary przeciw­s艂oneczne. Urz臋dnik przeczyta艂 miejsce urodzenia wpisane do paszportu

- Pretoria, Republika Po艂udniowej Afryki - i odda艂 m臋偶czy藕nie dokument ze s艂owami: 鈥 Mi艂ego pobytu w Wiedniu.

Van Gavint skin膮艂 g艂ow膮 i kilka minut p贸藕niej wyszed艂 z hali przy­lot贸w. Jego jedyny baga偶 stanowi艂a podr臋czna torba. Wsiad艂 do czekaj膮­cej na niego czarnej limuzyny nale偶膮cej do ambasady i odjecha艂 szybko w stron臋 centrum.

W chwili gdy Sina i Wagner wchodzili przez g艂贸wne drzwi do mrocznego wn臋trza katedry 艣w. Stefana, drog臋 przeci臋艂a im grupa ja­po艅skich turyst贸w. Na ich czele sz艂a przewodniczka z chor膮giewk膮 w r臋ce. Mia艂a na g艂owie brzydki jasnoniebieski kapelusik. Oprowadza艂a grup臋 przynajmniej stu przedstawicieli Kraju Kwitn膮cej Wi艣ni, kt贸rzy szli za ni膮 powoli. Sina nie艣wiadomie uni贸s艂 ramiona. Wok贸艂 niego by艂o zbyt du偶o os贸b.

Przyjaciel Wagnera, stra偶nik ubrany w mundur, jaki nosi ochrona ka- tedry, ju偶 na nich czeka艂. Poda艂 im na powitanie r臋k臋, a gdy mija艂a ich ja­po艅ska grupa, przewr贸ci艂 oczami.

- S膮 takie dni, kiedy marz臋 o spokojnej pracy w hali fabrycznej na obrze偶ach miasta - oznajmi艂 i poszed艂 przodem.

Sina i Wagner ruszyli za nim.

Grobowiec cesarza Fryderyka III sta艂 niedaleko od wej艣cia, w bocznej kaplicy, za nisk膮 barierk膮. Sina by艂 tu ostatni raz dwadzie艣cia lat wcze艣niej,

H Bo偶e Narodzenie, na pasterce. Na prawo od o艂tarza zauwa偶y艂 wtedv im-

ponuj膮cy grobowiec z czerwonego salzburskiego marmuru pokryty sym- I

bolami, herbami i figurami zwierz膮t. Na pokrywie grobowca znajdowa- I

艂a si臋 naturalnej wielko艣ci rze藕ba przedstawiaj膮ca posta膰 Fryderyka. Sina I

zatrzyma艂 si臋 ze zdumieniem przed tym monumentalnym dzie艂em i po- I dziwi膮! kamienny kunszt, delikatn膮 urod臋.

- Fryderyk zosta艂 pochowany w 1513 roku i od tej pory pokrywa jest I

nienaruszona, tak, jak sobie tego za偶yczy艂 鈥 wyja艣ni艂 Sina, k艂ad膮c d艂o艅 na I marmurowym obramowaniu.

Sina sprawia艂 wra偶enie, jakbyjego my艣li kr膮偶y艂y gdzie indziej. Nadal I

czu艂 si臋 藕le, cho膰 turyst贸w by艂o tu znacznie mniej. Zacz臋艂o si臋 w艂a艣nie I

zwiedzanie katakumb katedry i ludzie schodzili do podziemi. W ko艅cu I

Sina pochyli艂 si臋, 偶eby lepiej obejrze膰 figury i herby umieszczone na gro- I

bowcu. Zna艂 ten zabytek z fotografii, ale sta膰 tutaj przed nim i do艣wiad- I

cza膰 si艂y jego oddzia艂ywania to zupe艂nie inna sprawa. To by艂 prawdziwy 鈻

gr贸b cesarza - wspania艂y, majestatyczny i wzbudzaj膮cy szacunek. Nawet I

promienie s艂o艅ca, kt贸re o tej porze dociera艂y do wn臋trza bocznej kapli- I

cy przez wysokie okna, o艣wietlaj膮c wysoki sarkofag, nie potrafi艂y prze- 鈻

bi膰 si臋 przez panuj膮cy tu mrok otaczaj膮cy ten uwieczniony w kamieniu I symbol w艂adzy.

Sina wstrzyma艂 si臋 z wyja艣nieniami do chwili, a偶 Wagner stan膮艂 obok I niego.

Wiem tylko, 偶e wiele os贸b pr贸bowa艂o znale藕膰 jaki艣 porz膮dek w tych I

wszystkich herbach, jak r贸wnie偶 zidentyfikowa膰 poszczeg贸lne figury, ale 鈻

bez powodzenia, nikomu si臋 nie uda艂o rozszyfrowa膰 ich znaczenia 鈥 po- I

wiedzia艂 i da艂 Wagnerowi znak, 偶eby przyjrza艂 si臋 pokrywie.鈥擬onogram 1

by艂 dla Fryderyka tak wa偶ny, 偶e kaza艂 go uwieczni膰 na kamiennym nagrob- I

ku 鈥 zauwa偶y艂. 鈥 Nie s艂ysza艂em o 偶adnym innym cesarzu, kt贸ry post膮pi艂' I

by podobnie jak on. Ten monogram powinien ci臋 zainteresowa膰, przecie偶 I jeste艣 specjalist膮 od tajnych napis贸w.

Po tych s艂owach Sina wskaza艂 na pokryw臋. Wagnera natychmiast za- I

fascynowa艂 widok wspania艂ego dzie艂a sztuki. Nigdy wcze艣niej nie zauwa- I 偶y艂 monogramu. Niezwyk艂a kombinacja liter, cyfr, symboli.

Potrzebna nam kamera i drabina鈥攑owiedzia艂 Sina do ochroniarza. I Ten jednak pokr臋ci艂 odmownie g艂ow膮.

- Nie ma mowy o drabinie, to niezgodne z przepisami 鈥 odpar艂 scep- I tycznie. 鈥 Mog臋 mie膰 przez to sporo nieprzyjemno艣ci..

H

- Kamer臋 mam w samochodzie, zaraz j膮 przynios臋 - powiedzia艂 Wa­gner. 1A ty za艂atw drabin臋. Wyrobimy si臋 ze zdj臋ciami, zanim ktokolwiek co艣 zauwa偶y. No ju偶!

Ochroniarz chcia艂 co艣 powiedzie膰, ale przypomnia艂 sobie, co Wagner kiedy艣 dla niego ryzykowa艂, wi臋c odwr贸ci艂 si臋 i poszed艂 po drabin臋.

Komisarz Berner zapuka艂 w obite skajem podw贸jne drzwi prowadz膮ce do gabinetu na pi臋tnastym pi臋trze i wszed艂, nie czekaj膮c na odpowied藕. Biuro komendanta policji zna艂 ju偶 z poprzednich wizyt. Ro­zejrza艂 si臋 - by艂 niczym dinozaur, kt贸ry ocala艂 z dawnej epoki. Pracowa艂 pod rz膮dami trzech komendant贸w, przyzwyczaja艂 si臋 do nowych nazwisk, zasad, nowego umeblowania pokoju i stylu pracy wnoszonego przez ka偶de­go kolejnego szefa. Potem oni odchodzili, a on trwa艂 na swoim stanowisku. Berner spojrza艂 na m臋偶czyzn臋 siedz膮cego przy biurku i zada艂 sobie w duchu pytanie: kto kogo tym razem przetrwa 鈥 on komendanta czy odwrotnie.

Mo偶e ju偶 najwy偶szy czas, 偶eby st膮d odej艣膰鈥, pomy艣la艂 i powiedzia艂:

- Dzie艅 dobry, panie komendancie.

Siwow艂osy m臋偶czyzna siedz膮cy za biurkiem podni贸s艂 wzrok, skin膮艂 g艂ow膮 i wskaza艂 mu r臋k膮 jeden z foteli. Potem dalej co艣 pisa艂. Berner usiad艂 i wyci膮gn膮艂 z kieszeni notatnik. Wiedzia艂, 偶e mo偶e to potrwa膰 d艂u偶ej, bo komendant musi najpierw przejrze膰 korespondencj臋.

Sekretarka, kt贸ra wesz艂a do gabinetu, postawi艂a przed nim kaw臋, mleczko, cukier i wysz艂a. Gdzie艣 w pokoju tyka艂 zegar. Berner wr贸ci艂 my­艣lami do zab贸jstwa w ko艣ciele 艣w. Ruprechta, do liter uformowanych przez 艣wiece, do Siny i Wagnera. Co oni wiedz膮? Czy wyprzedzaj膮 go o krok? Zastanawia艂 si臋 te偶 nad tym, czy powinien ukry膰 przed komendantem in­formacj臋 o dw贸ch literach.

Komendant podpisa艂 list do burmistrza, zamkn膮艂 teczk臋 z korespon­dencj膮 i spojrza艂 pytaj膮co na Bemera. Ten chrz膮kn膮艂 i ockn膮艂 si臋 z zamy­艣lenia.

- Znale藕li艣my 艣wiadka, kt贸ry w dniu zab贸jstwa widzia艂 na placu przed ko艣cio艂em 艢wi臋tego Ruprechta pewien samoch贸d. Czas si臋 zgadza, oko艂o dziewi膮tej wieczorem. Z samochodu wyszli dwaj m臋偶czy藕ni, ale by艂o zbyt ciemno i 艣wiadek 偶adnego z nich nie rozpozna艂. Zapami臋ta艂 za to cz臋艣膰 numeru rejestracyjnego, litery WD. Ten samoch贸d jest zarejestrowany na ambasad臋 chi艅sk膮. .

Komendant spojrza艂 na Bernera z niedowierzaniem i potrz膮sn膮艂 g艂o­w膮. Komisarz poczu艂 nagle, 偶e pod艂oga usuwa mu si臋 spod n贸g.

- Na ambasad臋 chi艅sk膮? 鈥 powt贸rzy艂 Sina i obrzuci艂 Bernera takim spojrzeniem, jakby ten z艂o偶y艂 mu nieprzyzwoit膮 propozycj臋. 鈥 Chce pan wywo艂a膰 dyplomatyczny konflikt i zarzuci膰 Chi艅czykom pope艂nienie zbrodni? Ja chyba 艣ni臋. Nawet je艣li prawd膮 jest, 偶e 艣wiadek widzia艂 ten samoch贸d, to kto nam zar臋czy, 偶e fakt ten ma cokolwiek wsp贸lnego ze zbrodni膮? Mo偶e to sekretarz ambasadora by艂 gdzie艣 na kolacji i nie chcia­艂o mu si臋 przej艣膰 nawet tak kr贸tkiego dystansu piechot膮? 鈥 Komendant potrz膮sn膮艂 g艂ow膮 i kontynuowa艂: - Poza tym sam pan wie, 偶e nigdy nie dostaniemy zgody na przeszukanie ambasady i na 艣ledztwo na jej terenie. Sprawa zamkni臋ta. Co艣 jeszcze?

Berner siedzia艂 w milczeniu w fotelu i przygl膮da艂 si臋 swoim paznok­ciom. W ko艅cu spyta艂:

- W takim razie czego pan ode mnie oczekuje, panie komendancie?

- 呕eby zaproponowa艂 pan jakie艣 rozs膮dne rozwi膮zanie i nie stwarza艂 k艂opot贸w, kt贸rych i tak mi nie brakuje. O Chi艅czykach niech pan lepiej od razu zapomni. To nam w niczym nie pomo偶e. Prosz臋 poszuka膰 roz­wi膮zania gdzie indziej.

- Czy to polecenie? - spyta艂 Berner, patrz膮c komendantowi prosto w oczy. Od razu zrozumia艂, 偶e by艂o to niew艂a艣ciwe pytanie.

- Czy nie powinien pan ju偶 od dawna by膰 na emeryturze? 鈥 rzuci艂 komendant z b艂yskiem w oczach. 鈥 A mo偶e powinienem przekaza膰 t臋 spraw臋 komu艣 innemu? - G艂os komendanta nie pozostawia艂 偶adnych w膮t­pliwo艣ci. W ko艅cu komendant da艂 Bernerowi znak r臋k膮, 偶e mo偶e odej艣膰, spojrza艂 na niego zamy艣lonym wzrokiem i wr贸ci艂 do papierkowej roboty.

Zrezygnowany Berner zamkn膮艂 za sob膮 drzwi i ruszy艂 korytarzem- Ze 艣cian spogl膮da艂y na niego powa偶nym wzrokiem osoby uwiecznione na portretach. Wydawa艂o mu si臋, 偶e w ich oczach dostrzega szyderstwo. .Jestem za stary i zbyt zm臋czony na takie gierki鈥, pomy艣la艂. Poza tym nieprzyzwyczajony do politycznych decyzji, kt贸re trzeba podejmowa膰 dla kariery.

Kiedy wyszed艂 na ulic臋, poczu艂 na twarzy poryw zimnego, wschod­niego wiatru. Uzna艂 to za z艂y znak. Skuli艂 si臋 i ruszy艂 z opuszczon膮 g艂ow膮 przed siebie, pod wiatr, kt贸ry wydawa艂o si臋, 偶e wieje a偶 z samej Syberii.

Tir1'

Drabina wygl膮da przy tym marmurowym grobie jak przedmiot z zupe艂nie innego 艣wiata鈥, pomy艣la艂 Sina, trzymaj膮c mocno obiema r臋kami uchwyty, 偶eby Wagner m贸g艂 zrobi膰 zdj臋cia wszystkich wykutych w kamieniu herb贸w i symboli. Ochroniarz by艂 podenerwowany i ci膮gle ogl膮da艂 si臋 za siebie ze strachem. Nagle w jego kr贸tkofal贸wce roz­leg艂 si臋 g艂os. Przera偶ony m臋偶czyzna si臋gn膮艂 za pasek, ale prawie od razu domy艣li艂 si臋, 偶e to nie jego wywo艂uj膮, tylko innego ochroniarza. Oddycha艂 nerwowo, prosz膮c Wagnera i Sin臋, 偶eby starali si臋 nie zwraca膰 na siebie uwagi.

1 Prosz臋 was, pospieszcie si臋, bo inaczej naprawd臋 b臋d臋 mia艂 nieprzy­jemno艣ci - nalega艂, a偶 w ko艅cu Wagner zszed艂 z drabiny.

- Ten grobowiec jest niesamowity - stwierdzi艂, pokazuj膮c Sinie cy­frowe zdj臋cia na wy艣wiedaczu swojego aparatu. - Im wi臋cej mo偶na roz­pozna膰, tym bardziej skomplikowany wy艂ania si臋 z tego obraz. Kolejny szczeg贸艂... i nagle okazuje si臋, 偶e jest nast臋pny. Monogram by艂 dla Fry­deryka tak bardzo wa偶ny, 偶e kaza艂 go umie艣ci膰 ko艂o swojej g艂owy. Obok niego widnieje jeszcze miecz. B臋dziemy potrzebowa膰 wielu dni, 偶eby to wszystko rozszyfrowa膰. Je艣li w og贸le nam si臋 uda - doda艂, przegl膮daj膮c zdj臋cia na wy艣wiedaczu aparatu.

Sina wzruszy艂 ramionami:

- Czy wolno mi przypomnie膰, 偶e kto艣 pope艂ni艂 tu morderstwo, kt贸re - jak wszystko na to wskazuje 鈥 mia艂o nas do siebie zbli偶y膰? Ze morderstwo to 艣ci膮gn臋艂o ci臋 na miejsce zbrodni, a mnie wyp臋dzi艂o z mojego zamku?

Wagner skin膮艂 g艂ow膮, a Sina m贸wi艂 dalej:

- Oznacza to, 偶e kto艣 chce, aby艣my popracowali nad t膮 spraw膮 ra­zem. To dlatego tu z tob膮 przyjecha艂em. Je艣li jednak chodzi o Fryderyka, mog臋 ci od razu powiedzie膰, 偶e nam si臋 nie uda. Na tym cesarzu i na jego grobowcu po艂ama艂o sobie z臋by ju偶 wiele os贸b. Nie wiem, czy ktokolwiek rozszyfrowa艂 to, co znajduje si臋 na tej bryle marmuru. Cesarz by艂 trud­nym i milcz膮cym cz艂owiekiem i jedn膮 ze swoich najwi臋kszych tajemnic zabra艂 ze sob膮 do grobu. Nie s膮dz臋 wi臋c, 偶eby nam si臋 w ci膮gu kilku dni uda艂o dokona膰 jakiego艣 znacz膮cego prze艂omu w tej sprawie. Nawet je艣li komu艣 tak si臋 zdaje.

- Chcesz si臋 podda膰? - spyta艂 Wagner po chwili zastanowienia. - Do­brze. Niech tak b臋dzie. Wracaj do swojego zamku, a ja zobacz臋, jak daleko zajd臋 sam 鈥 zako艅czy艂 i odwr贸ci艂 si臋 ze z艂o艣ci膮.

\

- Nie zrozumia艂e艣 mnie - odpar艂 Sina, potrz膮saj膮c g艂ow膮. - Komu艣 si臋 wydaje, 偶e poprzez to zab贸jstwo sk艂oni nas, 偶eby艣my si臋 zaj臋li tymi pi臋­cioma literami i osob膮, kt贸ra jest ich autorem. Dlaczego ten kto艣 nie po­wie tego wprost, na przyk艂ad wysy艂aj膮c nam list albo dzwoni膮c do ciebie? Dlaczego nie powie, czego chce albo co wie? Bo si臋 boi, 偶e rozwi膮偶emy zagadk臋, ale nie dla niego? Albo 偶e uznamy go za szale艅ca i nie zareagu­jemy? A mo偶e celowo chce nas skierowa膰 na b艂臋dny trop? To wszystko mi si臋 nie podoba. Poza tym zbyt wiele os贸b...

Sina podrapa艂 si臋 w brod臋 i rozejrza艂 po katedrze, przez kt贸r膮 prze­chodzi艂y kolejne grupy turyst贸w. Zwiedzanie dobieg艂o ko艅ca i t艂umy lu­dzi wychodzi艂y schodami do g艂贸wnej nawy ko艣cio艂a.

- Jak zwykle r贸b, jak uwa偶asz. Ja sfotografuj臋 jeszcze elementy na bocznych p艂ytach - powiedzia艂 Wagner i natychmiast zabra艂 si臋 do pracy.

Jaki艣 starszy m臋偶czyzna, kt贸ry do tej pory uwa偶nie im si臋 przygl膮da艂, podszed艂 do Siny, kt贸ry zamierza艂 w艂a艣nie opu艣ci膰 katedr臋 - zapi膮艂 kurt­k臋 i ruszy艂 w kierunku wyj艣cia. M臋偶czyzna poszed艂 za nim. Wagner foto­grafowa艂 akurat rze藕b臋 przedstawiaj膮c膮 ma艂ego mnicha siedz膮cego z Bi­bli膮 w r臋ce na marmurowym wyst臋pie. Mnich sprawia艂 wra偶enie, jakby za chwil臋 chcia艂 wsta膰 i odej艣膰 z tego miejsca.

- Czy pan wiedzia艂, 偶e Fryderyk kaza艂 rozpocz膮膰 budow臋 tego gro­bowca ju偶 trzydzie艣ci lat przed swoj膮 艣mierci膮? - spyta艂 starszy m臋偶czy­zna z b艂yskiem w oku. - Bardzo d艂ugo zajmowa艂em si臋 tym kamiennym rebusem. To fascynuj膮ce, niech mi pan wierzy...

Sina zatrzyma艂 si臋 i spojrza艂 na niego z zaciekawieniem. Mo偶e jed­nak zostanie w ko艣ciele troch臋 d艂u偶ej.

- W takim razie jest pan osob膮, kt贸rej szukamy - odpar艂 ostro偶nie. Po chwili zastanowienia wyci膮gn膮艂 d艂o艅 w stron臋 nieznajomego. 鈥 Nazy­wam si臋 Sina. A pan?

- Profesor Sina? To dla mnie zaszczyt, wiele o panu s艂ysza艂em, cho膰 w ostatnich czasach by艂o o panu cicho. Nazywam si臋 Mertens, Hans Mertens. Mieszkam niedaleko st膮d i podczas spaceru przychodz臋 za­zwyczaj do tego grobowca w prezbiterium Aposto艂贸w. Wspania艂e dzie艂o sztuki...

M贸wi膮c to, opad si臋 obiema d艂o艅mi o barierk臋.

- To najbardziej znacz膮cy grobowiec p贸藕nogotycki, jaki istnieje na p贸艂noc od Alp. Kamieniarze i rze藕biarze pracowali nad nim ponad ci臋膰-

dziesi膮t lat. Pierwotnie mia艂 stan膮膰 w Wiener Neustadt, w zamkowym ko艣ciele cesarzy, ale ostatecznie sta艂o si臋 inaczej. Fryderyk wola艂 by膰 po­chowany w katedrze 艢wi臋tego Stefana. C贸偶, gdybym ja mia艂 taki wyb贸r...

- zako艅czy艂 i mrugn膮艂 do Siny.

Ten skin膮艂 mu z u艣miechem g艂ow膮, a Mertens kontynuowa艂 sw贸j wyk艂ad:

- Czy widzia艂 pan p贸艂relief na p艂ycie grobowca? Fryderyk jest tam przedstawiony w szatach koronacyjnych, ma autentyczne rysy twarzy

- wszystko zosta艂o pokazane w spos贸b bardzo realistyczny. Jego d艂onie to d艂onie starego cz艂owieka, s膮 na nich 艣ci臋gna i 偶y艂y. Autorzy tego dzie艂a nie idealizowali, co jak na tamte czasy jest rzecz膮 niezwyk艂膮. Jednak o wiele ciekawsze jest to, 偶e wprawdzie cesarz przedstawiony jest w pozycji le­偶膮cej, ale ma otwarte oczy i praw膮 nog臋 uniesion膮 w taki spos贸b, jakby chcia艂 wsta膰 z grobu. Spogl膮da przy tym na wsch贸d, w stron臋 wschodz膮­cego s艂o艅ca. Jakby si艂a potrzebna do powstania z grobu pochodzi艂a w艂a­艣nie stamt膮d.

Wagner przesta艂 fotografowa膰 i podszed艂 do nich. Ogl膮daj膮c zdj臋cia na wy艣wietlaczu aparatu, spyta艂 nie podnosz膮c wzroku:

Kim jest 艣wi臋ta posta膰 nad g艂ow膮 Fryderyka?

Mertens b艂yskawicznie odpowiedzia艂.

- To Krzysztof, ulubiony 艣wi臋ty cesarza. Jest jedn膮 z ponad dwustu czterdziestu figur na bryle grobowca, 偶e nie wspomn臋 o zwierz臋tach i baj­kowych stworach.

Sina przedstawi艂 Wagnera Mertensowi. Ten ostatni wskazywa艂 d艂o­ni膮 na pokryw臋 grobowca.

Czy widzia艂 pan litery AEIOU na wst臋dze z napisem? Wszyscy ci膮­gle uwa偶aj膮, 偶e to jaka艣 pa艅stwowa dewiza, has艂o przewodnie Austrii. Ale ja zajmowa艂em si臋 tym zagadnieniem d艂ugo i solidnie, dlatego uwa偶am, 偶e jest to jaki艣 osobisty, tajemniczy znak Fryderyka. Jego znaczenia nikt nie potrafi dzi艣 rozszyfrowa膰. Ju偶 wtedy nikt tego nie potrafi艂 i dzisiaj te偶 nie jest lepiej. B艂yskotliwo艣膰 i uci膮偶liwo艣膰 jego polityki komentowano za 偶ycia cesarza z mieszanin膮 pogardy i t艂umionego zdziwienia, g艂贸wnie dla­tego, 偶e by艂 uparty i niezwyci臋偶ony. Nazywano go pogardliwie 鈥濻afandu艂膮 Cesarstwa Rzymskiego鈥. Ci膮gle gdzie艣 go gna艂o: rz膮dzi艂 z Wiednia, Gra­zu, Linzu i Wiener Neustadt. Jego motto brzmia艂o: 鈥濶iech inni prowadz膮 wojny. Ty, Austrio, zawieraj ma艂偶e艅stwa鈥.

Sina potwierdzi! skinieniem g艂owy, 偶e to prawda, ale nadal si臋 nie od­zywa艂. Mertens kontynuowa艂 wi臋c swoj膮 wypowied藕:

- Pasj膮 Fryderyka by艂y kamienie szlachetne i przedmioty ze srebra Kolekcjonowa艂 manuskrypty, obrazy, eksponaty przyrodnicze. Wszystkie te skarby przechowywa艂 w ponad sze艣膰dziesi臋ciu skrzyniach w r贸偶nych zamkach.

lertens zamilk艂 nagle, jakby powiedzia艂 wi臋cej, ni偶 chcia艂. Przez chwi­l臋 zastanawia艂 si臋 nad swoimi s艂owami, a偶 w ko艅cu pochyli艂 si臋 w stron臋 Sinv i powiedzia艂:

- Prosz臋 mi wierzy膰, panie profesorze, w 偶yciu cesarza Fryderyka poja­wia si臋 wiele niezwyk艂ych spraw. By艂 cz艂owiekiem pe艂nym niezg艂臋bionych tajemnic i fascynuj膮cych sprzeczno艣ci. 鈥濪ie Zeit鈥 opublikowa艂 21 lutego 1969 roku pewien artyku艂 na ten temat. Niech pan spr贸buje go odnale藕膰.

Mertens rozejrza艂 si臋 i ujrza艂, 偶e w ich stron臋 biegnie dw贸ch ochronia­rzy w towarzystwie proboszcza. Po偶egna艂 si臋 i odszed艂 szybkim krokiem.

PRAGA

Wspania艂y pa艂ac w Pradze, przebudowany w XVIII wieku w stylu rokoko, od dawnych czas贸w pe艂ni艂 funkcj臋 rezydencji praskich ar­cybiskup贸w. W jasno偶贸艂tej budowli w p贸艂nocnej cz臋艣ci s艂ynnych Hradczan mie艣ci艂y si臋 od samego pocz膮tku pomieszczenia reprezentacyjne, biura

i kilka elegancko urz膮dzonych mieszka艅, z kt贸rych korzystano podczas nieformalnych, dyskretnych spotka艅. W poprzednich stuleciach zapada艂y na nich decyzje, kt贸re wp艂ywa艂y p贸藕niej na duchowe 偶ycie w odleg艂ych zak膮tkach 艣rodkowej Europy.

Tym razem na szal臋 rzucono losy 艣wiata. M艂ody ksi膮dz o niepozor­nym wygl膮dzie, ubrany w czarn膮 sutann臋 i z gazet膮 pod pach膮, podszed艂 do du偶ego mahoniowego biurka i bez s艂owa po艂o偶y艂 na nim naj艣wie偶sze wydanie najwi臋kszego czeskiego dziennika 鈥濵lada Fronta鈥.

M臋偶czyzna siedz膮cy za biurkiem ju偶 samym swoim wygl膮dem wzbu­dza艂 szacunek. Mia艂 kr贸tko obci臋te siwe w艂osy i wysportowan膮 sylwetk臋. Bardziej przypomina艂 偶o艂nierza rzymskich legion贸w ni偶 wysokiej rangi duchownego. Pod bia艂膮 koszul膮 pr臋偶y艂y si臋 mi臋艣nie klatki piersiowej. Bi­skup Frantisek 鈥濬rank鈥 Kohout ju偶 za 偶ycia sta艂 si臋 legend膮. By艂 synem przebywaj膮cego na emigracji Czecha, karier臋 zaczyna艂 w ameryka艅skich

marines i dopiero potem postanowi艂 wr贸ci膰 do Pragi, sk膮d wywodzi艂a si臋 jego rodzina. Tam zaproponowano mu wst膮pienie do Zakonu Rycerzy P艂on膮cej Gwiazdy, kt贸ry zajmowa艂 si臋 dzia艂alno艣ci膮 charytatywn膮. Od in­nych zakon贸w istniej膮cych na ca艂ym 艣wiecie r贸偶ni艂o go zadanie, jakie mu powierzono przed setkami lat. Dlatego zakonnicy nale偶膮cy do tego kon­wentu stanowili ca艂kiem odmienn膮 kategori臋 mnich贸w. I w艂a艣nie do nich przy艂膮czy艂 si臋 Kohout. Nigdy tego nie 偶a艂owa艂. Wprost przeciwnie - w tym najstarszym zakonie 艣wiata odnalaz艂 prawdziwe powo艂anie i przeznaczenie.

M艂ody ksi膮dz czeka艂 cierpliwie przed biurkiem, podczas gdy jaka艣 drobna zakonnica uk艂ada艂a 艣wie偶e kwiaty w kryszta艂owej wazie. Kohout przegl膮da艂 tytu艂ow膮 stron臋 gazety.

Znam te straszne wie艣ci, m贸j synu - stwierdzi艂. - C贸偶 za okropnej zbrodni dokonano na tej niewinnej kobiecie. A przecie偶 ona te偶 by艂a stwo­rzeniem Bo偶ym. Mog臋 ci臋 zapewni膰, 偶e b臋dziemy uwa偶nie obserwowa膰, jak potoczy si臋 ta sprawa.

Jest jeszcze co艣, ekscelencjo - powiedzia艂 cicho ksi膮dz, pochylaj膮c z szacunkiem g艂ow臋. 鈥 Wiadomo艣膰 z Wiednia.

Biskup kiwn膮艂 mu d艂oni膮. Ksi膮dz pochyli艂 si臋, wyszepta艂 biskupowi do ucha kilka zda艅, potem si臋 wyprostowa艂 i wyszed艂 z pokoju. Kiedy drzwi si臋 za nim zamkn臋艂y, biskup wsta艂 z krzes艂a i podszed艂 do zakonnicy, kt贸ra sta艂a z pe艂nym nar臋czem kwiat贸w. Ukl臋kn膮艂 przed ni膮, a mniszka, kt贸rej oczy w zale偶no艣ci od sytuacji umia艂y spogl膮da膰 dobrotliwie lub twardo, od艂o偶y艂a bukiet na bok i pob艂ogos艂awi艂a biskupa.

Ja te偶 czyta艂am gazety i artyku艂y na ten temat. Nadszed艂 czas, 偶eby zwo艂a膰 Rad臋 Dziesi臋ciu. Id藕, bracie Franciszku, i niech B贸g ci臋 prowadzi.

O ISTNIENIU W膭SKIEGO WILGOTNEGO KORYTARZA POD MOSTEM Karola wiedzia艂y nieliczne osoby. Korytarz bieg艂 prawie r贸wnolegle do We艂tawy i 艂膮czy艂 niepozornie wygl膮daj膮cy, niewielki dom na brzegu rzeki ze wspania艂ym pa艂acem o 艣wie偶o odnowionej barokowej fasadzie. Obie budowle nale偶a艂y oficjalnie do dw贸ch r贸偶nych instytucji, ale w rzeczywi­sto艣ci ich w艂a艣cicielem by艂a jedna i ta sama organizacja - Zakon Rycerzy P艂on膮cej Gwiazdy...

Dwaj m臋偶czy藕ni weszli w korytarz i dopiero po pewnym czasie dotar­li do podziemnej, zabezpieczonej przed pods艂uchem sali posiedze艅. Sami nazywali siebie Rad膮 Dziesi臋ciu albo Stra偶nikami. Do pe艂nienia tej fiink-

cji wychowywano ich w tradycji asasyn贸w, Ludzi z G贸r, kt贸rzy podczas wypraw krzy偶owych siali postrach w艣r贸d templariuszy. 呕aden z cz艂onk贸w Rady Dziesi臋ciu ani przez chwil臋 by si臋 nie zawaha艂, gdyby musia艂 wy­pe艂ni膰 powierzone sobie zadanie. Stanowili najbardziej tajemniczy kr膮g Zakonu, zaprzysi臋偶on膮 wsp贸lnot臋, kt贸ra w ci膮gu setek lat interweniowa艂a jedynie wtedy, gdy by艂o to konieczne.

Przez ostatnie pi臋膰set lat 艣wiat nigdy ich nie widzia艂, bo byli jak cie艅: niewidzialni, nastawieni tylko na jeden cel. Mieli strzec i broni膰 tak strasz­nej tajemnicy, 偶e bez wahania, z 偶elazn膮 konsekwencj膮 i bez lito艣ci, gotowi byli dla niej zabi膰 ka偶dego. Spowiadali si臋 tylko jeden przed drugim. Je艣li kt贸ry艣 z nich umiera艂, jego miejsce zajmowa艂 kolejny, starannie dobrany kandydat. Byli podzieleni na dwie grupy, po pi臋膰 os贸b w ka偶dej. Zgodnie z tradycj膮 wybierali spo艣r贸d siebie jednego, kt贸ry nimi kierowa艂.

Okr膮g艂y st贸艂 stoj膮cy w podziemnej sali posiedze艅 by艂 prawie pusty. Po艣rodku sta艂 tylko z艂oty, barokowy krucyfiks, obok niego le偶a艂a gazeta. Na pierwszej stronie znajdowa艂o si臋 zdj臋cie przedstawiaj膮ce Almouriel, zamek i wysp臋. Pod spodem kolejna fotografia z widokiem setek mar­twych ryb, kt贸re z wody wyci膮ga艂 specjaln膮 siatk膮 na ryby pe艂nomocnik ministerstwa ochrony 艣rodowiska.

Kiedy do sali wesz艂a zakonnica, dziewi臋ciu m臋偶czyzn powsta艂o z miejsc i pok艂oni艂o jej si臋 z szacunkiem. Brakowa艂o dziesi膮tego, wykony­wa艂 akurat pewne zadanie. Na znak mniszki m臋偶czy藕ni ponownie usiedli, oczekuj膮c w milczeniu na jej s艂owa. Zakonnica przysun臋艂a do siebie ga­zet臋 i po艂o偶y艂a na zdj臋ciach swoj膮 mi臋kk膮 d艂o艅, jakby mog艂a w ten spo­s贸b przej膮膰 i z艂agodzi膰 b贸l wywo艂any zab贸jstwem i zanieczyszczeniem 艣rodowiska.

- To deklaracja wojny, bracia, a zarazem ostrze偶enie 鈥 powiedzia艂a spokojnym, acz stanowczym g艂osem. - Obie te sprawy dotycz膮 nas 鈥 do­da艂a, odwracaj膮c si臋 w stron臋 siedz膮cego obok niej Kohouta. - Jednak za­nim zaczniemy si臋 nad tym zastanawia膰, brat Franciszek przeka偶e nam naj艣wie偶sze informacje z Wiednia.

CENTRUM WIEDNIA

Wagner i Sina zaszyli si臋 w cichym k膮ciku Caf茅 Diglas. Dziennikarz zdo艂a艂 przekona膰 Sin臋, 偶eby jeszcze nie wraca艂 do zam-

ku. Postanowi艂 wykorzysta膰 swoje znajomo艣ci, aby dotrze膰 do artyku­艂u, o kt贸rym w katedrze wspomnia艂 Mertens, zanim tak nagle znikn膮艂. Zadzwoni艂 do kierownika archiwum Austriackiej Agencji Prasowej.Tak si臋 z艂o偶y艂o 偶e jego znajomy sta艂 akurat w艣r贸d nieko艅cz膮cych si臋 rz臋d贸w p贸艂ek

- Masz to wydanie? - spyta艂 Wagner. - To bardzo dobrze. Nie, nie chodzi mi o zamordowanie Kennedyego, tylko o naszego stare­go cesarza, Fryderyka III. Artyku艂 na jego temat znajdziesz w wyda­niu z 21 lutego, ale nie mam poj臋cia, co to dok艂adnie jest. Poszukaj po prostu w dziale 鈥濳ronika鈥, przecie偶 nie napisali o nim w naj艣wie偶szych wiadomo艣ciach.

Rozm贸wca Wagnera zamilk艂 na chwil臋. Dziennikarz s艂ysza艂 przez telefon, jak jego znajomy przewraca strony gazety.

- Tak, to mo偶e by膰 tak偶e felieton - powiedzia艂 Wagner, rysuj膮c na le偶膮cej przed nim kartce wisielca na szubienicy.

W tym samym czasie Sina ogl膮da艂 z uwag膮 zdj臋cia zrobione w kate­drze 艣w. Stefana. Wagner przegra艂 je na swojego laptopa i teraz Sina pr贸­bowa艂 si臋 jako艣 skoncentrowa膰 w kawiarnianym ha艂asie. Brakowa艂o mu ciszy i samotno艣ci, do jakich przywyk艂 w Waldviertel.

- Tak? To bardzo dobrze! No to powiedz.

Wagner zacz膮艂 pisa膰, a z jego twarzy mo偶na by艂o wyczyta膰, 偶e jest bar­dzo zaskoczony. Kiedy sko艅czy艂 rozmawia膰, uni贸s艂 kartk臋 wysoko do g贸ry.

- Pos艂uchaj, to niezwyk艂e - powiedzia艂 do Siny. - Pod tytu艂em Nic w nim nie ma tygodnik 鈥濪ie Zeit鈥 informowa艂:

Podczas bada艅 rentgenologicznych stwierdzono, 偶e cesarz Fryderyk III, zmar艂y w 1493 roku, pogrzebany dwadzie艣cia latp贸藕niej w katedrze 艣w. Ste­fana, nie jest pochowany w swoim grobowcu. Pod nagrobkiem, dzie艂em nider­landzkiego rze藕biarza Niklasa Gerh盲rta z Lejdy nie znaleziono te偶 偶adnego 艣ladu po jego ko艣ciach. Kwerenda przeprowadzona w archiwum katedralnym nie pomog艂a w znalezieniu odpowiedzi na pytanie, gdzie mog膮 znajdowa膰 si臋 ko艣ci zmartego cesarza. Eksperci przypuszczaj膮, 偶e zachwyceni wspania艂ym dzie艂em sztuki, jakim byt grobowiec, duchowni po prostu zapomnieli w艂o偶y膰 cia艂o cesarza do 艣rodka.

Sina potrz膮sn膮艂 g艂ow膮 z niezadowoleniem:

- Ostatnie zdanie to humbug. Ch臋tnie bym pozna艂 tych ekspert贸w, kt贸rzy pisz膮 takie bzdury. Cesarz pozostaje cesarzem, nawet gdy jest mar­twy.

Wagner spojrza艂 na niego i spyta艂:

- To mo偶e ty mi wyja艣nisz, co sta艂o si臋 z cesarzem?

Sina wzruszy艂 tylko ramionami. Wagner przysun膮艂 laptopa do siebie.

1 Wszystko to staje si臋 coraz bardziej zagadkowe. Musimy jeszcze raz porozmawia膰 z Mertensem, bo on wie wi臋cej, ni偶 nam powiedzia艂. Wspo­mina艂, 偶e mieszka niedaleko katedry.

Wagner wybra艂 numer informacji telefonicznej i za chwil臋 mia艂 ju偶 telefon i adres Mertensa. Jednak kiedy zadzwoni艂 pod podany numer, nikt si臋 nie zg艂osi艂.

- Jak b臋dziemy szli do samochodu, wst膮pmy do jego mieszkania, przecie偶 to blisko 鈥 powiedzia艂 Sina, kt贸ry zaj臋ty by艂 studiowaniem mo­nogramu cesarza na ekranie laptopa. Obaj przygl膮dali si臋 zafascynowani tajemniczym znakom.

- Na pierwszy rzut oka przypomina to du偶膮 liczb臋 ukrytych liter

i jedn膮 cyfr臋 - pi膮tk臋. Rozpoznaj臋 AEIOU, przy czym litera 鈥濷鈥 wygl膮da jak 艣rodkowa o艣 z krzy偶ykiem i przypomina liter臋 鈥瀀鈥, kt贸r膮 na mapach

zaznacza si臋 ukryty skarb - Wagner by艂 znowu w swoim 偶ywiole. - Du偶e 鈥濵鈥 po艣rodku ma nier贸wne n贸偶ki, co wygl膮da mi na celow膮 robot臋 - musi to by膰 wskaz贸wka dotycz膮ca geometrii. Powinni艣my spr贸bowa膰 wykre艣li膰 tr贸jk膮ty albo okr臋gi, 偶eby sprawdzi膰, dok膮d nas to zaprowadzi. Monogram nie jest symetryczny, zwini臋ty znak pod liter膮 鈥濷鈥 to nie 鈥濭鈥, tylko jaki艣 symbol. Krzy偶yk w literze 鈥濷鈥 przypomina mi krzy偶 templariuszy, tyle 偶e przekr臋cony o 45 stopni. Litery 鈥濩鈥 i 鈥濻鈥 le偶膮 dok艂adnie w punkcie prze­ci臋cia poprzecznej linii i litery 鈥濵鈥 lub 鈥濾鈥.

Sina u艣miechn膮艂 si臋:

- Dzielnie si臋 bi艂e艣 o to, kto jest wi臋kszym specjalist膮 od monogram贸w w艂adc贸w. Jest jednak co艣, co przeoczy艂e艣: gdzie znajduje si臋 imi臋 cesarza? Monogram sk艂ada si臋 zazwyczaj z dw贸ch liter, to znaczy z pierwszej litery imienia i pierwszej litery nazwiska. Tak wi臋c cesarz Henryk III, Heinrich, mia艂 liter臋 鈥濰鈥 z wbudowan膮 w ni膮 鈥濼r贸jk膮鈥, tak jak MarkTwain mia艂 li­ter臋 鈥濵鈥 z liter膮 鈥濼鈥漺 艣rodku.

Wagner skin膮艂 g艂ow膮 i ponownie przyjrza艂 si臋 monogramowi Fry­deryka.

- Liter臋 鈥濬鈥 mog臋 odr贸偶ni膰, ale poza tym... - wzruszy艂 ramionami

i zamkn膮艂 swojego laptopa. 鈥 Tej zagadki nie rozwi膮偶emy ani teraz, ani tutaj. Chod藕my ju偶, odwiedzimy jeszcze Mertensa, a potem...

- ...odwieziesz mnie do domu - zako艅czy艂 zdanie Sina. - Musz臋 uporz膮dkowa膰 my艣li i przejrze膰 kilka ksi膮偶ek w mojej bibliotece. Potrze­ba mi te偶 troch臋 spokoju.

Z Caf茅 Diglas do mieszkania Mertensa przy ulicy Franz Josefs Kai 25 by艂o nie wi臋cej ni偶 dziesi臋膰 minut piechot膮. Brama do budyn­ku by艂a zamkni臋ta. Wagner chcia艂 u偶y膰 domofonu, ale w tej samej chwili z budynku wysz艂a m艂oda kobieta z dzieci臋cym w贸zkiem. Sina przytrzy­ma艂 jej drzwi, a potem obaj skorzystali z okazji i w艣lizgn臋li si臋 na klatk臋 schodow膮. Mertens musia艂 chyba mieszka膰 na jednej z wy偶szych kon­dygnacji, poniewa偶 tabliczka z jego nazwiskiem znajdowa艂a si臋 w g贸rnej cz臋艣ci domofonu.

Kiedy wchodzili na g贸r臋, poczuli zapach smalcu i pieczonego mi臋sa. Mieszkanie Mertensa by艂o ostatnim przed strychem. Do zielonych drzwi przymocowana by艂a mosi臋偶na ko艂atka. Na pod艂odze le偶a艂a wycieraczka z zielonym napisem 鈥濩ave Canem鈥. Chc膮c zadzwoni膰, Wagner opar艂 si臋

ramieniem o drzwi i zauwa偶y艂, 偶e s膮 lekko uchylone. Spojrza艂 na Sin臋, otwar艂 drzwi szerzej i wszed艂 do przedpokoju, w kt贸rym wisia艂o pe艂no ma艂vch obrazk贸w.

- Panie Mertens? Jest pan tu?

Spojrzeli po sobie, a poniewa偶 nikt si臋 nie odezwa艂, Wagner otworzy艂 po prostu pierwsze drzwi po prawej stronie. By艂a tam 艂azienka wy艂o偶ona bia艂ymi kafelkami z niebieskim dekorem, z wann膮 i kabin膮 prysznicow膮. Wsz臋dzie panowa艂 porz膮dek, wszystko wydawa艂o si臋 czyste i wysprz膮tane.

Sina otworzy艂 drugie drzwi i zajrza艂 do du偶ego pokoju, w kt贸rym sta­艂y jasne meble w stylu biedermeier. Drzwi wszystkich szaf by艂y pootwie­rane, papiery i ksi膮偶ki le偶a艂y porozrzucane na pod艂odze, inne wystawa艂y z szuflad. Na haku od 偶yrandola wisia艂 m臋偶czyzna i lekko si臋 ko艂ysa艂. Pod nim le偶a艂 przewr贸cony fotel. Sina zbada艂 puls w ciep艂ym jeszcze przegu­bie d艂oni. Hans Mertens nie 偶y艂.

Komisarz Berner by艂 szybszy ni偶 jego ludzie z wydzia艂u zab贸jstw. Telefon Wagnera odebra艂 w drodze do biura, wi臋c to on jako pierwszy wszed艂 schodami na g贸r臋. Zdyszany dotar艂 w ko艅cu na najwyzsze pi臋tro i opar艂 si臋 o 艣cian臋, 偶eby z艂apa膰 oddech. Sina i Wagner stali przed drzwiami mieszkania i przygl膮dali si臋 Bernerowi.

P贸藕niej pom贸wimy o tym, dlaczego was tu zastaj臋 鈥 powiedzia艂 ko­misarz, odsun膮艂 si臋 od 艣ciany i wszed艂 do mieszkania. Kilka minut p贸藕­niej znowu wyszed艂 na klatk臋 schodow膮, 偶eby przywita膰 si臋 z ekip膮, kt贸ra mia艂a zabezpieczy膰 艣lady. Jednak podejrzliwe spojrzenie, kt贸rym obrzuca艂 Wagnera i Sin臋, nie pozostawia艂o 偶adnych w膮tpliwo艣ci. Cokolwiek po­wiedz膮, nie uwierzy im, p贸ki tego nie udowodni膮.

Komisarz potar艂 d艂onie i wysun膮艂 g艂ow臋 do przodu jak orze艂 wypa­truj膮cy zdobyczy.

- Czysty przypadek? Akurat sprz膮tali艣cie u Mertensa i znale藕li艣cie pana domu wisz膮cego na haku? Anonimowy telefon? Nag艂e natchnienie? Mo偶ecie o tym wszystkim zapomnie膰 - stwierdzi艂 Berner. Wyci膮gn膮艂 no­tes i u艣miechn膮艂 si臋 szyderczo: - Tylko 偶adnych wym贸wek, 偶adnego kr臋­cenia, a pan, Wagner, niech nie pr贸buje si臋 chowa膰 za swoj膮 legitymacj膮 prasow膮. Dzisiaj to na mnie nie zadzia艂a.

Kiedy Wagner poinformowa艂 komisarza, 偶e spotka艂 Mertensa w ka­tedrze, m贸wi艂 prawd臋. Przemilcza艂 tylko artyku艂 z 鈥濪ie Zeit鈥. Sina zo-

T

stawi艂 go z Bernerem i ponownie zag艂臋bi艂 si臋 w swoich rozwa偶aniach na temat tego, co Mertens opowiedzia艂 mu w katedrze. Nie by艂o to nic szcze­g贸lnego. O wi臋kszo艣ci tych rzeczy wiedzia艂 wcze艣niej, jeszcze zanim go spotka艂.

Sina ani przez chwil臋 nie uwierzy艂, 偶e Mertens powiesi艂 si臋 sam. Co wiedzia艂 ich martwy teraz znajomy? Czy dowiedzia艂 si臋 czego艣, co by艂o nie­bezpieczne? Fryderyk nie 偶yje od pi臋ciuset lat i jest w艂adc膮 zapomnianym. Na lekcjach historii po艣wi臋ca mu si臋 dwadzie艣cia minut. To 偶aden pow贸d do zab贸jstwa, pardon, do kolejnego zab贸jstwa, poprawi艂 si臋 Sina. Mimo to odnosi艂 wra偶enie, 偶e cesarz z dynastii Habsburg贸w wr贸ci艂 z przesz艂o艣ci

i teraz stoi po艣r贸d nich: gro藕ny, tajemniczy i nieprzenikniony. Ko艣cisty, chudy, wysoki m臋偶czyzna w szatach koronacyjnych.

Czy chce pan co艣 doda膰, panie profesorze? - spyta艂 Berner. Jego g艂os wyrwa艂 naukowca z rozwa偶a艅. Sina potrz膮sn膮艂 milcz膮co g艂ow膮.

Komisarz odczeka艂 jeszcze chwil臋, zamkn膮艂 notes i schowa艂 go do kieszeni.

Id藕cie sobie, zanim zmieni臋 zdanie. I tak wiem, gdzie was znale藕膰

- powiedzia艂. Odwr贸ci艂 si臋, wszed艂 do mieszkania i zamkn膮艂 za sob膮 zie­lone drzwi.

24 PA殴DZIERNIKA 1601 ROKU, BENATKY KO艁O PRAGI

艢mier膰 by艂a blisko i on o tym wiedzia艂, bo ohydny, metaliczny smak w ustach nie pozostawia艂 co do tego 偶adnych w膮tpliwo­艣ci. Od dziesi臋ciu dni umiera艂 powoli i sukcesywnie, jego duch s艂ab艂 co­raz bardziej, silne pieczenie w prze艂yku nie ustawa艂o. W gor膮czce powta­rza艂 nieustannie to samo zdanie: 鈥濷by moje 偶ycie nie posz艂o na marne鈥.

W nielicznych momentach, kiedy jego umys艂 funkcjonowa艂 z pe艂n膮 艣wiadomo艣ci膮, pracowa艂 nad swoim testamentem, niecierpliwie przerzuca艂 notatki i zaczyna艂 od nowa. Nie wolno mu zbyt wiele zdradzi膰, ju偶 i tak za du偶o powiedzia艂. Zna艂 tajemnic臋, za kt贸r膮 cesarze i kr贸lowie gotowi s膮 zabi膰. Teraz on sam p艂aci za to w艂asnym 偶yciem. Czy偶 jednak 艣mier膰 nie jest nic nie znacz膮c膮 cen膮 w por贸wnaniu z wiedz膮, jak膮 posiad艂?

Ja,Tycho Brahe, astronom, matematyk i alchemik z Danii, przeby­waj膮c na dworze wysoko urodzonego szlachcica, dotar艂em do tajemnicy, kt贸rej nie posiad艂 nikt inny w moich czasach. Astronomia terrestrialna. ho

tak j膮 zawsze nazywa艂em, spe艂ni艂a wszystkie moje oczekiwania. Po trzy­dziestoletnich badaniach nad metalem i ro艣linami, kamieniami szlachet- nymi i minera艂ami, ukrytymi substancjami i nigdy przedtem nie destylo- wanymi materia艂ami, znalaz艂em w ko艅cu to, czego szuka艂em鈥.

Przerwa艂 pisanie i poczu艂, jak wstrz膮sa nim gor膮czka. Do komna­ty wesz艂a pokoj贸wka i po艂o偶y艂a mu na g艂owie ch艂odz膮cy kompres. Brahe znowu si臋 uspokoi艂. Modli艂 si臋 do Boga, 偶eby da艂 mu jeszcze dwie godzi­ny. Po chwili znowu zacz膮艂 pisa膰.

Na temat moich odkry膰 zawsze by艂em got贸w dyskutowa膰 z w艂adca­mi i szlachetnymi panami, pod warunkiem, 偶e oka偶膮 si臋 tego godni. Nie­stety, nie znalaz艂em nikogo, o kim m贸g艂bym powiedzie膰, 偶e nie wykorzy­sta mojej wiedzy i p艂yn膮cych z niej korzy艣ci dla w艂asnych cel贸w. Dlatego milcza艂em i zachowa艂em wyniki bada艅 dla siebie. To zbyt niebezpieczne, 偶eby dzieli膰 si臋 t膮 wiedz膮 z innymi, nawet je艣li b臋dzie to w膮ski kr膮g os贸b. Cho膰 wielu twierdzi艂o, 偶e znaj膮 si臋 na alchemii i praktykuj膮 j膮 z nale偶nym szacunkiem, niewielu z nich dane by艂o wykorzysta膰 jej wyniki do cel贸w leczniczych. A...鈥

Pi贸ro wypad艂o mu z palc贸w. Zamkn膮艂 oczy. Zasn膮艂? A mo偶e jest ju偶 martwy?

Kiedy jaki艣 czas p贸藕niej dziewczyna zmienia艂a mu ok艂ad na czole, przysun臋艂a ucho jak najbli偶ej jego ust. Walczy艂a z obrzydzeniem wywo­艂anym widokiem otworu po艣rodku jego twarzy, kt贸ry na co dzie艅 zakryty by艂 sztucznym nosem wykonanym ze srebra. By艂a to pami膮tka z lat m艂o­do艣ci, kiedy jako student Brahe uczestniczy艂 w pojedynku. Dziewczyna wykrzywi艂a twarz, ale wiedzia艂a, 偶e w tej sytuacji srebrna proteza mog艂aby pozbawi膰 jej pana oddechu. S艂ynny astronom nadal oddycha艂, wi臋c po­zwoli艂a mu spa膰 i wysz艂a cicho z pokoju.

Nieca艂e dwie godziny p贸藕niej odzyska艂 przytomno艣膰. Jego umys艂 by艂 zdumiewaj膮co jasny. Podzi臋kowa艂 Bogu za t臋 艂ask臋 i przeczyta艂, co do tej pory napisa艂. Potem zanurzy艂 pi贸ro w czerwonym atramencie i pisa艂 dalej: 鈥濳r贸l Danii odda艂 mi do dyspozycji ca艂膮 wysp臋, 偶ebym m贸g艂 na niej prowadzi膰 swoje badania. Kaza艂em zbudowa膰 pa艂ac i obserwatorium. Ca艂y 艣wiat obserwowa艂, co dzia艂o si臋 w wie偶y obserwatorium, a nie na zam­ku. Stjerneborg sta艂 si臋 miejscem narodzin nowej astronomii, natomiast m贸j pa艂ac bram膮 do piek艂a lub do nieba, w zale偶no艣ci od tego, jak kto na to popatrzy鈥.

Brahe u艣miechn膮艂 si臋 mimo b贸lu. Otruli go rt臋ci膮. Wiedzieli, co wy­bra膰. Kto艣 tam sobie p艂ywa po wype艂nionym rt臋ci膮 jeziorze, a on,Tycho Brahe, w艂a艣nie w nim umiera.

Krwawa biegunka wstrz膮sn臋艂a jego cia艂em. Czu艂, 偶e nie pozosta艂o mu ju偶 zbyt wiele czasu. Z zainteresowaniem, cho膰 tak偶e ze zgroz膮, przygl膮da艂 si臋 siarczkowi srebra w swoich ekskrementach. 鈥濷by moje 偶ycie nie posz艂o na marne鈥, pomy艣la艂 ponownie i z wysi艂kiem wr贸ci艂 do pisania testamentu: 鈥濶iech B贸g mi wybaczy moje o艣mioro nie艣lubnych dzieci, moj膮 lu- bie偶no艣膰 i porywczo艣膰, rozpust臋 i k艂贸tliwo艣膰. Niech przy sporz膮dzaniu ostatecznego rachunku policzy mi za dobre to, 偶e nigdy nie zdradzi艂em mojej tajemnicy...鈥

Wielki uczony zmar艂 w trakcie pisania, pi贸ro wy艣lizgn臋艂o mu si臋 z pal­c贸w i upad艂o na pod艂og臋. R臋ka trzymaj膮ca gruby plik zapisanych kartek spocz臋艂a na cienkim kocu.

Duchowny, kt贸ry wszed艂 do jego komnaty przez ukryte w 艣cianie drzwi, nie traci艂 czasu na udzielanie astronomowi sakramentu ostatniego namaszczenia. Przy艂o偶y艂 tylko palce do szyi, 偶eby sprawdzi膰 puls. Kiedy stwierdzi艂, 偶e jest niewyczuwalny, wyj膮艂 kartki z d艂oni astronoma, z艂o偶y艂 je i wsun膮艂 pod sutann臋. Jak wida膰, rt臋膰 zadzia艂a艂a.

Jeszcze raz si臋 rozejrza艂, bezszelestnie opu艣ci艂 komnat臋 i wyszed艂 bocznym wyj艣ciem przez zadbany rozleg艂y park. Jednym skokiem pokona艂 偶ywop艂ot oddzielaj膮cy posiad艂o艣膰 od przylegaj膮cego do niej lasu. Upu艣ci艂 przy tym amulet niezwyk艂ego kszta艂tu - srebrn膮 sze艣cioramienn膮 gwiazd臋 wielko艣ci d艂oni. Wolne przestrzenie na wierzchniej stronie wype艂nione by艂y czerwon膮 farb膮. Min臋艂o par臋 tygodni, nim amulet znalaz艂 ogrodnik i poda­rowa艂 go swojej 偶onie, kt贸ra a偶 do 艣mierci nosi艂a go jako wisiorek na szyi.

Kiedy po jakim艣 czasie martwego astronoma znaleziono w jego 艂贸偶­ku, wszyscy si臋 zastanawiali, co sta艂o si臋 z papierami, kt贸rym po艣wi臋ca艂 ostatnio tak du偶o czasu. Pi贸ro, kt贸rym pisa艂, znaleziono na pod艂odze obok 艂贸偶ka. Czubek by艂 jeszcze wilgotny od atramentu.

ROZDZIA艁 4

11 MARCA 2008 ROKU ZAMEK GRUB, WALDVIERTEL

Tej nocy Wagner spa艂 藕le i obudzi艂 si臋 ca艂y po艂amany. By艂o mu zimno, czu艂 si臋 藕le i staro, jakby osi膮gn膮艂 ju偶 s臋dziwy wiek 鈥 co, mia艂 nadziej臋, kiedy艣 nast膮pi. 鈥濲eszcze dwie noce w tym zamku i dostan臋 reu­matyzmu鈥, my艣la艂 z niepokojem, nim zrozumia艂, dlaczego tak trudno mu si臋 podnie艣膰: na ko艂drze le偶a艂 Tschak i smacznie spa艂.

Wagner us艂ysza艂 ha艂as dobiegaj膮cy z zamkowego dziedzi艅ca. Z ci臋偶­kim sercem postanowi艂, 偶e w ko艅cu wstanie, zepchnie psa z 艂贸偶ka i roz­pocznie nowy dzie艅. W g艂owie czu艂 g艂o艣ny szum. U艣wiadomi艂 sobie, 偶e kilka kieliszk贸w w贸dki, wypitych po paru lampkach czerwonego wina, wprawdzie mia艂o pozytywny wp艂yw na trawienie, ale na pewno nie po­prawi艂o mu dzisiejszego samopoczucia.

Jego kondycji nie poprawi艂a te偶 letnia woda z prysznica. Pomy艣la艂, 偶e Sina ma chyba jeden z tych opalanych drewnem starych piec贸w, kt贸re prawie wcale nie podgrzewaj膮 wody. Zat臋skni艂 za swoj膮 remiz膮 tramwa­jow膮 w Wiedniu z jacuzzi i niewielk膮 saun膮. Lubi艂 si臋 k膮pa膰 przy p艂on膮cej 艣wiecy i lampce wina, odpr臋偶a膰 w gor膮cej wodzie.

W nadziei, 偶e natknie si臋 gdzie艣 na 艣wie偶膮 kaw臋, zszed艂 na dolny po­ziom wie偶y. W kuchni ju偶 na pierwszy rzut oka zorientowa艂 si臋, 偶e nie ma czego szuka膰. Piec ju偶 wygas艂, zalatywa艂 zimnym popio艂em. W g艂贸w­nym pokoju by艂o troch臋 cieplej, ogie艅 buzowa艂 na kominku, na stole sta艂 dzbanek z herbat膮. Wagner nala艂 sobie troch臋 gor膮cego napoju, podszed艂

W

i kubkiem do okna i wyjrza艂 na dziedziniec. Zobaczy艂 Sin臋, kt贸ry r膮ba艂 siekier膮 drewno. Para jego oddechu g臋stnia艂a w rze艣kim rannym powie­trzu. Musia艂o by膰 zimno.

Jedno spojrzenie na telefon kom贸rkowy potwierdzi艂o obawy Wagnera

- brak zasi臋gu. 鈥濼o chyba ostatnie miejsce na ziemi, gdzie chcia艂bym zo­sta膰 pochowany鈥, pomy艣la艂 i dopi艂 herbat臋. Potem zdj膮艂 z wieszaka grub膮 zimow膮 kurtk臋, otworzy艂 drzwi, wpu艣ci艂 do 艣rodka troch臋 ch艂odnego po­wietrza i wyszed艂 na dw贸r.

Sina uk艂ada艂 por膮bane szczapy drewna na stosie i wida膰 by艂o, 偶e pra­ca wykonywana w ten zimny poranek sprawia mu rado艣膰. Na koniec wy­ci膮gn膮艂 z pie艅ka siekier臋, zwa偶y艂 j膮 w r臋ce i w tej samej chwili zobaczy艂 Wagnera stoj膮cego w drzwiach i spogl膮daj膮cego w niebo.

- Za du偶o 艣wie偶ego powietrza jak na t臋 por臋 roku? - spyta艂.

Dziennikarz skin膮艂 g艂ow膮:

- W po艂膮czeniu z brakiem kawy, letni膮 wod膮 w prysznicu i psem 艣pi膮­cym w moim 艂贸偶ku oznacza to totalne fiasko.

- No to chod藕 ze mn膮, co艣 ci poka偶臋 - odpar艂 Sina.

Mo偶na by艂o odnie艣膰 wra偶enie, 偶e tu, na zamku, Sina po prostu roz- kwid. Skr臋ci艂 za wie偶臋. Wagner, kt贸ry poszed艂 za nim, ujrza艂 trzy toporki le偶膮ce na 艂awie po艣rodku dziedzi艅ca. Mia艂y wypolerowane podw贸jne ostrze i by艂y mniejsze od siekiery, kt贸r膮 Sina r膮ba艂 drewno. Wagner chwyci艂 je­den z nich, zwa偶y艂 go w d艂oni i uzna艂, 偶e 艣wietnie le偶y. Ci臋偶ka, metalowa r臋koje艣膰 mia艂a na samym ko艅cu niewielk膮 kul臋, kt贸ra r贸wnowa偶y艂a ci臋­偶ar. Sina wskaza艂 na drewnian膮 艣cian臋 znajduj膮c膮 si臋 w odleg艂o艣ci oko艂o

25 metr贸w od 艂awy.

- Widzisz te trzy karty? - spyta艂.

Wagner przyjrza艂 im si臋 bli偶ej. By艂 tam as kier, kr贸l pik i pikowa dzie­si膮tka. Kto艣 przybi艂 je do 艣ciany w mniej wi臋cej pi臋膰dziesi臋ciocentymetro- wych odst臋pach. Potwierdzi艂.

- Tak, a teraz Georg Sarrasini zaprezentuje panu, jak za pomoc膮 trzech topork贸w przepo艂owi te karty. Orkiestra - tusz! - powiedzia艂 Wa­gner takim tonem, jakby by艂 dyrektorem cyrku, po czym u艣miechn膮艂 si臋 i doda艂: - Zbyt d艂ugo trwa艂e艣 w tych swoich ksi膮偶kach o 艣redniowieczu.

Sina u艣miechn膮艂 si臋, chwyci艂 wszystkie topory naraz, a potem rzuci艂 jeden po drugim tak szybko, 偶e Wagner domy艣li艂 si臋, i偶 jego przyjaciel robi to nie po raz pierwszy. Podszed艂 do 艣ciany i ujrza艂 ze zdumieniem, 偶e karty

rzeczywi艣cie zosta艂y przeci臋te na p贸艂. Ostrza wbi艂y si臋 g艂臋boko w drewnia­n膮 艣cian臋 i Wagner musia艂 u偶y膰 ca艂ej si艂y, 偶eby je stamt膮d wyrwa膰. Kiedy si臋 odwr贸ci艂, zobaczy艂, 偶e Sina nadal stoi w tym samym miejscu. Mia艂 te­raz w r臋ce dwa no偶e do rzucania i taksowa艂 go wzrokiem.

Wagner zatrzyma艂 si臋 i znieruchomia艂:

- Mam nadziej臋, 偶e wiesz, co robisz. Berner nie da si臋 nabra膰 na ko­lejny 艣miertelny wypadek.

Jego s艂owa nie dotar艂y do Siny, tylko wybrzmia艂y gdzie艣 na dwudzie­stu pi臋ciu metrach, jakie ich dzieli艂y. Wagner poczu艂, 偶e tak w艂a艣nie jest. 鈥濵o偶e po tych trzech latach sp臋dzonych na zamku Sina jest w o wiele gorszym stanie, ni偶 s膮dzi艂em - pomy艣la艂 鈥 a teraz wyr贸wna ze mn膮 stare rachunki鈥. Poczu艂, 偶e nadesz艂a jego chwila. Czy w ostatnich sekundach sp臋dzonych na tej ziemi ujrzy, jak ca艂e 偶ycie przesuwa mu si臋 przed ocza­mi? W tym momencie oczy Siny rozb艂ys艂y - dwa no偶e wbi艂y si臋 g艂臋boko w 艣cian臋. Ich 艣wist zmrozi艂 Wagnerowi krew w 偶y艂ach. Ostro偶nie odwr贸ci艂 g艂ow臋. Oba ostrza wbi艂y si臋 we fragment karty przedstawiaj膮cej asa kier. Dziennikarz odetchn膮艂 g艂臋boko.

Kiedy chwil臋 p贸藕niej postanowili zej艣膰 do miasteczka i odwiedzi膰 鈥...klep wielobran偶owy鈥, r臋ce Wagnera przesta艂y dr偶e膰. Na Sin臋 patrzy艂 teraz zupe艂nie inaczej. Przyjaciel wyjawi艂 mu, 偶e od trzech lat codziennie 膰wiczy: rzuca toporami, no偶ami i strzela z 艂uku. Opr贸cz studi贸w i renowacji zamku jego nami臋tno艣ci膮 sta艂o si臋 perfekcyjne pos艂u­giwanie si臋 tego rodzaju broni膮. Toporki, kt贸re kaza艂 zrobi膰 na podstawie starych angielskich rysunk贸w z XVI wieku, lubi艂 najbardziej. By艂y po­r臋czne, 艂atwe do ukrycia, ale trudno by艂o trafi膰 nimi do celu. No偶e kupi艂 od pewnego starego rzemie艣lnika zajmuj膮cego si臋 ich wyrobem w pobli­偶u zamku. Cz艂owiek ten by艂 prawdziwym orygina艂em i mieszka艂 samot­nie w opuszczonym gospodarstwie, gdzie trzyma艂 troch臋 byd艂a. W sta­rej ku藕ni po艂o偶onej blisko zamku zbudowa艂 nowe palenisko kowalskie i produkowa艂 no偶e, kt贸re wed艂ug jego oceny by艂y doskona艂e. Dopiero po roku, gdy Sina odwiedzi艂 go ju偶 kilkadziesi膮t razy, 贸w dziwak zacz膮艂 da­rzy膰 go pewnym zaufaniem, ale dopiero kilka miesi臋cy p贸藕niej sprzeda艂 mu pierwszy sztylet. Kiedy uda艂o mu si臋 w ko艅cu prze艂ama膰 lody, kowal zrobi艂 dla niego n贸偶, kt贸ry by艂 dopasowany do d艂ugo艣ci jego przedramie­nia, wielko艣ci d艂oni i do si艂y rzutu.

Strza艂y i 艂uk pochodzi艂y z niewielkiego sklepu w Wiedniu, kt贸ry spe­cjalizowa艂 si臋 w sprzeda偶y takiej broni. Groty strza艂 mia艂y haczykowate naci臋cia, 偶eby ofiara nie mog艂a si臋 ich pozby膰. Wi臋kszych i mocniejszych 艂uk贸w Sina dot膮d nie widzia艂. Skonstruowano je w taki spos贸b, aby mo偶­na z nich by艂o trafia膰 do celu z du偶ej odleg艂o艣ci i 偶eby strzelaj膮cy m贸g艂 nada膰 strzale si艂臋 wystarczaj膮c膮 do zabicia.

Sina uspokoi艂 konia i przewiesi艂 przez jego grzbiet torby. Potem wskoczy艂 na siod艂o, chwyci艂 cugle i lekkim cmokni臋ciem skiero­wa艂 zwierz臋 na most, na drog臋 wiod膮c膮 ku dolinie. Pogr膮偶ony w my艣lach Wagner pu艣ci艂 Sin臋 przodem.

Gdy przybyli do miasteczka, Wagner znowu z艂apa艂 zasi臋g. Telefon zacz膮艂 mu wysy艂a膰 kolejne komunikaty. Po kolei ods艂uchiwa艂 wszystkie wiadomo艣ci.

- St臋skni艂 si臋 za nami komisarz Berner - powiedzia艂 do Siny, kt贸­ry przywi膮zywa艂 konia przy sklepie. Wybra艂 numer telefonu komisarza.

- No, wreszcie pan oddzwoni艂. Jest pan gdzie艣 na odludziu? - spy­ta艂 Berner.

- Mo偶na by tak powiedzie膰, gdyby nie to, 偶e przysz艂o mi na my艣l inne okre艣lenie - odpar艂 z sarkazmem Wagner i spojrza艂 na napis nad sklepem. Poplamione drzwi kto艣 pomalowa艂 na jasnoniebieski kolor, ale mia艂o to miejsce przed wielu laty. Kiedy Sina wszed艂 do sklepu, Wagner usiad艂 na stopniu nosz膮cym 艣lady wielu klient贸w, kt贸rzy to miejsce odwiedzili. - W czym mog臋 panu pom贸c?

- To ja mog臋 panu pom贸c - odpar艂 Berner. - Ale o tym wie pan nie ode mnie, bo nigdy si臋 nie spotkali艣my i nie zna mnie pan.

- Pobo偶ne 偶yczenie, kt贸re niestety nie mo偶e si臋 spe艂ni膰 - stwierdzi艂 z ironi膮 Wagner. 鈥 Niech pan wali prosto z mostu.

- W tamten wiecz贸r, kiedy w ko艣ciele 艢wi臋tego Ruprechta pope艂­niono zbrodni臋, pewien naoczny 艣wiadek widzia艂 czarny samoch贸d marki Audi. Czas si臋 zgadza, opis m臋偶czyzn jest og贸lny, ale s膮dz膮c z opisu syl­wetki, jednym z nich m贸g艂 by膰 przewodnik.

- A drugim jego morderca.

Berner mrukn膮艂 do s艂uchawki kilka s艂贸w potwierdzenia.

- Chodzi jednak o co艣 innego. Ten samoch贸d by艂 na dyplomatycz­nych numerach. Jest zarejestrowany na ambasad臋 Chin.

Cisza, jaka zapanowa艂a po s艂owach Bernera, by艂a prawie wyczuwalna, Wagner gwizdn膮艂 przez z臋by:

- To piorunuj膮ca wiadomo艣膰, panie komisarzu. Rozumiem, 偶e ma pan zwi膮zane r臋ce, a szef przywo艂uje pana do porz膮dku. Eksterytorialno艣膰, dyplo­matyczne komplikacje, 偶adnych o艣wiadcze艅 dla prasy. Znam to doskonale.

Milczenie Bernera oznacza艂o, 偶e Wagner si臋 nie myli. Dziennikarz zastanawia艂 si臋 przez chwil臋.

- W takim razie w czym wolna prasa mo偶e by膰 panu pomocna? - spyta艂 po chwili.

Bemer nadal milcza艂. Po kr贸tkiej chwili powiedzia艂 cichym g艂osem:

- Gdyby tak zasia膰 troch臋 nerwowo艣ci, pogra膰 im na nerwach, pom臋­czy膰 troch臋 chi艅skiego attache prasowego, pos艂u偶y膰 si臋 taktyk膮 rozkrusza- nia, wkr臋ci膰 w to energicznie pras臋. Nie musz臋 pana chyba takich rzeczy uczy膰. Niech pan w ko艅cu cho膰 raz zrobi co艣 dobrego.

- Obiecuj臋, 偶e o tym pomy艣l臋 鈥 odpar艂 Wagner 鈥 ale teraz musz臋 ju偶 ko艅czy膰, bo Sina znowu zrobi zbyt du偶e zakupy.

Zako艅czy艂 rozmow臋, ale nadal siedzia艂 zamy艣lony na schodkach z te­lefonem w r臋ce. Siedzia艂 tak do chwili, a偶 otworzy艂y si臋 drzwi i Sina wci膮­gn膮艂 go do sklepu.

- Chi艅czycy? - powt贸rzy艂 naukowiec, spogl膮daj膮c na Wagnera pe艂nym niedowierzania wzrokiem; jednocze艣nie wk艂ada艂 zakupy do toreb na grzbiecie konia. 鈥 Czy Berner uwa偶a, 偶e ambasada Chin ma co艣 wsp贸lnego z zab贸jstwem w ko艣ciele 艢wi臋tego Ruprechta?

- Berner opowiedzia艂 o 艣wiadku i obu m臋偶czyznach, kt贸rzy tamtego wieczoru wysiedli z czarnego audi na dyplomatycznych numerach.

Sina potrz膮sn膮艂 sceptycznie g艂ow膮, wskoczy艂 na konia i spojrza艂 z g贸ry na Wagnera.

- Obaj znamy argumenty stoj膮ce w sprzeczno艣ci z tak膮 tez膮. To za­b贸jstwo ju偶 samo w sobie jest wystarczaj膮co g艂upawe, a teraz jeszcze Chi艅­czycy? To chyba zbyt daleko id膮ca teoria, j. Spotkamy si臋 na g贸rze.

Sina ruszy艂 k艂usem, a Wagner pod膮偶y艂 za nim z r臋kami w kieszeniach. Wiele by teraz da艂 za jeden ze swoich crossowych motocykli! Sina uciek艂by ze strachu z drogi. Wagner u艣miechn膮艂 si臋 do siebie na sam膮 my艣l o tym-

Powietrze by艂o ch艂odne i rze艣kie, niebo ja艣nia艂o b艂臋kitem, kt贸ry nie­艣mia艂o zwiastowa艂 nadej艣cie wiosny. Nieca艂e dziesi臋膰 minut p贸藕niej Wa-

gner skr臋ci艂 z g艂贸wnej drogi i zacz膮艂 si臋 wspina膰 pod g贸r臋, 偶eby doj艣膰 do zamku. Im bardziej stroma robi艂a si臋 艣cie偶ka, tym bardziej zazdro艣ci艂 Si- nie jego konia. Tyle ruchu na 艣wie偶ym powietrzu na pewno nie wyjdzie mu na dobre, cho膰 wiele os贸b to zachwala. Nagle jakby straci艂 na wszyst­ko ochot臋. Jego my艣li zacz臋艂y kr膮偶y膰 wok贸艂 zagadki, kt贸r膮 podsun膮艂 mu do rozwi膮zania nieznany sprawca. By艂 r贸wnie bezradny jak Sina, a telefon od Bernera niewiele mu pom贸g艂 w wyja艣nieniu sprawy. Przeciwnie, skom­plikowa艂a si臋 jeszcze bardziej.

Wagner z艂apa艂 si臋 na tym, 偶e my艣li o rezygnacji, 偶e chce o wszystkim zapomnie膰 i zaj膮膰 si臋 inn膮 spraw膮. Mo偶e powinien zostawi膰 Sin臋 w jego zamku i wr贸ci膰 do Wiednia. Z drugiej strony... czy to aby nie kac wywo­艂uje takie my艣li? Katastrofa ekologiczna w Portugalii sta艂a si臋 tematem numer jeden na ca艂ym 艣wiecie, rodzi艂a pytania i w kontek艣cie zamordo­wanej studentki wygl膮da艂a na bardziej dramatyczn膮 ni偶 zab贸jstwo prze­wodnika w Wiedniu. Zastanawia艂 si臋, czy audi i zabity m臋偶czyzna to zwy­k艂y przypadek. Ws艂uchiwa艂 si臋 w to, co m贸wi艂 mu jego wewn臋trzny g艂os, kt贸ry najcz臋艣ciej go nie zawodzi艂. Jednak tym razem, gdy potrzebowa艂 go najbardziej, g艂os milcza艂.

Dotar艂 wreszcie do mostu zwodzonego, przeszed艂 przez g艂贸wn膮 bra­m臋 na dziedziniec i zobaczy艂, jak Sina wprowadza konia do stajni. Nauko­wiec rzuci艂 kr贸tk膮 komend臋 i ko艅 pos艂usznie wszed艂 do swojego boksu.

- Chod藕, wygl膮dasz na zmarzni臋tego, gor膮ca herbata obu nam dobrze zrobi 鈥 powiedzia艂 i ruszyli w stron臋 kuchni.

Kiedy Sina znalaz艂 si臋 w znanym sobie otoczeniu, wyda艂 si臋 Wagne­rowi spokojniejszy i bardziej zr贸wnowa偶ony. Powoli zacz膮艂 rozumie膰, dla­czego Sina tu mieszka i jak to na niego wp艂ywa.

- Georg, co by艣 powiedzia艂, gdyby艣my sobie po prostu dali spok贸j? Mo偶e masz racj臋, mo偶e to wszystko zaprowadzi nas donik膮d, mo偶e nie wyniknie z tego nic sensownego? Chyba wr贸c臋 do Wiednia i zajm臋 si臋 czym艣 innym.

Wypowiadaj膮c te s艂owa, Wagner zamierza艂 podj膮膰 decyzj臋 w zale偶­no艣ci od tego, co powie i zrobi Sina. Obserwowa艂 swojego przyjaciela, gdy ten zajmowa艂 si臋 艣wi臋tym rytua艂em parzenia herbaty i odczuwa艂 we­wn臋trzny spok贸j, kt贸ry jak ciep艂a fala rozlewa艂 si臋 po ca艂ym jego ciele. Nie podnosz膮c wzroku, Sina wsypywa艂 do dzbanka jedn膮 艂y偶eczk臋 her­baty za drug膮. ,

r

- W艂a艣nie pomy艣la艂em o tym samym. Jeszcze wczoraj bym ci powie­dzia艂: W 'racaj do Wiednia i zapomnij o tym. Ale co艣 mi przysz艂o do g艂o­wy, cho膰 nie wiem, czy to w艂a艣ciwe... niezwyk艂e por贸wnanie.

Uni贸s艂 r臋k臋 w obronnym ge艣cie, bo wyczu艂 u Wagnera ciekawo艣膰 i zniecierpliwienie.

- Pozw贸l, 偶e zanim zag艂臋bimy si臋 w gr臋 domys艂贸w, najpierw to spraw­dz臋. Dopiero potem podejmiemy decyzj臋. Zgoda?

Wagner skin膮艂 g艂ow膮 i wsypa艂 do pustego kubka dwie 艂y偶eczki cukru.

- Nie, to ty tu decydujesz - odpar艂. - Ze wzgl臋du na nasz膮 star膮 przy­ja藕艅, jak r贸wnie偶 ze wzgl臋du na wszystko, co zawsze pcha艂o nas do przo­du. Je艣li nie chcesz, lepiej zapomnijmy o wszystkim.

Sina u艣miechn膮艂 si臋, a kiedy spojrza艂 na swojego przyjaciela, w jego spojrzeniu po raz pierwszy pojawi艂o si臋 co艣 na kszta艂t milcz膮cej pe艂nej aprobaty.

W G脫RACH, NA P脫艁NOCNY ZACH脫D OD LHASY W TYBECIE

Trzy ogromne rosyjskie 艣mig艂owce bojowe typu M124 Hind lecia艂y z og艂uszaj膮cym ha艂asem zaledwie pi臋膰dziesi膮t metr贸w nad zie­mi膮 wzd艂u偶 za艣nie偶onego stromego zbocza g贸rskiego. Jak rozw艣cieczo­ne wa偶ki, kt贸re nie pozwalaj膮 si臋 odp臋dzi膰 od swojej zdobyczy, wspina艂y si臋 coraz wy偶ej ku szczytowi g贸ry w tumanach 艣niegu wzniecanych przez ci臋偶kie 艣mig艂a. Helikoptery przypomina艂y wsp贸艂czesnych je藕d藕c贸w Apo­kalipsy, kt贸rzy przynosz膮 艣mier膰, ci膮gle pr膮 do przodu i wszystko wok贸艂 siebie niszcz膮.

Hind nie by艂 pi臋kn膮 maszyn膮, tylko raczej brzydkim acz udanym modelem. Za艂oga nazywa艂a go 鈥濳rokodylem鈥, mud偶ahedini 鈥濺ydwanem Szatana鈥. W Rosji powsta艂o ponad tysi膮c sztuk nowej, ulepszonej wersji

o symbolu 鈥濫鈥. Wiele z nich naby艂y armie obcych pa艅stw. Wojna w Afga­nistanie, konflikt na pograniczu indyjsko-pakista艅skim, walki w Czeczenii 鈥攚sz臋dzie tam u偶ywano ich podczas walk. Chi艅scy specjali艣ci wprowadzili troch臋 ulepsze艅 i zmian, dopasowuj膮c go do warunk贸w panuj膮cych w Ty­becie. Ich wersja mog艂a teraz osi膮gn膮膰 pu艂ap nawet pi臋ciu tysi臋cy metr贸w.

Gwiazda na bocznych p艂atach helikoptera, symbol ludowych si艂 zbrojnych Chin, ja艣nia艂a krwistoczerwono w towarzysz膮cej im zadym- ce 艣nie偶nej. Dzia艂ka maszynowe i rakiety typu powietrze-ziemia by艂y

podwieszone pod skrzyd艂ami, odbezpieczone i gotowe do u偶ycia. O艣miu chi艅skich spadochroniarzy przygotowywa艂o si臋 we wn臋trzach maszyn do ataku. Ich twarze nie zdradza艂y niepokoju, nie by艂o na nich wida膰 nawet lekkiego napi臋cia. Ten sprawdzony oddzia艂 stanowi艂 elit臋 armii chi艅skiej i ka偶dy z 偶o艂nierzy by艂 tego 艣wiadom. Ich uzbrojenie pochodzi艂o z najlep­szych arsena艂贸w, jakimi dysponowali mi臋dzynarodowi handlarze broni膮.

Genera艂 Li Feng, kt贸ry lecia艂 w kabinie pilota w pierwszym helikop­terze, by艂 zadowolony ze swoich ludzi i tempa, w jakim dzia艂ali. W wy­soko po艂o偶onych dolinach Tybetu dosz艂o do nag艂ej zmiany pogody. Silny, zachodni wiatr rozp臋dzi艂 wszystkie chmury. G贸ry i prze艂臋cze ukaza艂y si臋 w ca艂ej swojej krasie pod nietypowo b艂臋kitnym niebem roz艣wiedonym zi­mowym s艂o艅cem.

Li Feng nie waha艂 si臋 ani sekund臋 i natychmiast skorzysta艂 z tej okazji. Przez tydzie艅 czeka艂 na tajnym, ukrytym lotnisku wojskowym w pobli偶u miejscowo艣ci Lhasa, a偶 meteorolodzy z instytutu w Pekinie poinformu­j膮 go o ewentualnej poprawie pogody. Wtedy w ci膮gu trzydziestu minut oddzia艂 zameldowa艂 gotowo艣膰 do wykonania zadania. Genera艂 - szczu­p艂y, nietypowo jak na Chi艅czyka wysoki m臋偶czyzna - mia艂 mongolskich przodk贸w i znany by艂 z gotowo艣ci do szybkiego podejmowania decyzji. Cecha ta, podobnie jak jego bezwzgl臋dne metody stosowane w armii i pod­czas czystek etnicznych w Tybecie, doprowadzi艂y go po pi臋tnastu latach tam, gdzie chcia艂 by膰 od zawsze, to znaczy do osobistego sztabu chi艅skie­go ministra obrony.

Obecna misja by艂a wa偶na ze wzgl臋du na 偶ywotne interesy Chin i na przysz艂o艣膰 chi艅skiego narodu, zw艂aszcza za艣 dla niego. Li Feng nie m贸g艂 zawie艣膰, je艣li kilku nast臋pnych lat nie chcia艂 sp臋dzi膰 jako attach茅 wojsko­wy w Kirgistanie.

Zbyt d艂ugo ju偶 czeka艂em鈥, pomy艣la艂, gdy trzy helikoptery wzbija艂y si臋 coraz wy偶ej.

Chocia偶 minister podkre艣la艂, 偶e nale偶y jeszcze poczeka膰 na wie艣ci z Europy, Li Feng chcia艂 rozwi膮za膰 problem po swojemu, aby w ten spo­s贸b sta膰 si臋 bohaterem narodowym. Od tej pory w historii Chin nikt nie pominie jego osoby. Na my艣l o tym na jego okr膮g艂ej twarzy pojawi艂 si臋 szyderczy u艣miech. On, Li Feng, pozna prawd臋, rozszyfruje w ko艅cu ta­jemnic臋, rozwi膮偶e licz膮c膮 tysi膮c lat zagadk臋 i stanie si臋 najwa偶niejszym cz艂owiekiem w Chinach.

... i, I,

Na wvsoko艣ci czterech tysi臋cy metr贸w stok g贸rski gwa艂townie si臋 ob­ni偶a!. Helikoptery niczym szerszenie wyskoczy艂y z os艂ony masywu g贸rskie­go w g艂臋bok膮 dolin臋, 艣wietnie widoczn膮 w du偶ym, panoramicznym oknie maszyny, gwarantuj膮cym szerokie pola widzenia. Niewzruszony, wysoki na metr 艣nieg skrzy艂 si臋 w s艂o艅cu, jego blask odbija艂 si臋 od ska艂. Tu偶 przed nimi Li Feng ujrza艂 sw贸j cel, kt贸ry w tej chwili by艂 ju偶 widoczny jak na d艂oni. W siodle jednej z prze艂臋czy wznosi艂 si臋 tajemniczy klasztor legen­darnego kr贸la smok贸w Lu Gyala. Jego zasady ju偶 dawno temu odesz艂y w zapomnienie i tylko w jeszcze jednym klasztorze na terenie kraju nadal ich przestrzegano, zachowano jego nauki i tajemnice. Przede wszystkim t臋, kt贸ra zapewni Li Fengowi s艂aw臋, cze艣膰 i wieczn膮 pami臋膰 w podr臋cz­nikach do historii Chin.

Genera艂, w pozbawionym dystynkcji bojowym mundurze armii chi艅­skiej, pochyli艂 si臋 do pilot贸w i wskaza艂 im rosn膮cy z ka偶d膮 chwil膮 klasztor. D艂ugi, rozleg艂y bia艂y budynek z br膮zowymi oknami, jak na warunki tybe­ta艅skie niezwykle wysoki, wznosi艂 si臋 przed nimi w艣r贸d surowej, dzikiej przyrody. Na przestrzeni lat pobudowano tu a偶 osiem kondygnacji zwie艅­czonych trzema czworok膮tnymi wie偶ami z du偶ymi p艂askimi dachami, kt贸­re stercza艂y w niebo jak platformy dla boskich pos艂a艅c贸w.

- Siadamy na dachu 艣rodkowej wie偶y, przeka偶 innym, 偶eby l膮dowali na prawo i lewo od nas i 偶eby obsadzili wie偶e. I chc臋 jak najszybciej znale藕膰 si臋 na dole, 偶eby nikt nawet nie zd膮偶y艂 pomy艣le膰 o ucieczce albo obronie.

Wprawdzie Li Feng nie spodziewa艂 si臋, 偶e mnisi b臋d膮 stawia膰 jaki­kolwiek op贸r, ale nie chcia艂 nic pozostawi膰 przypadkowi.

Pilot potwierdzi艂 skinieniem g艂owy, przez chwil臋 m贸wi艂 co艣 do mikro­fonu, a potem wygl膮da艂o to tak, jakby helikopter zacz膮艂 spada膰 bezw艂adnie na 艣rodkow膮 wie偶臋, niczym winda, kt贸rej p臋k艂a lina. Podczas wykonywa­nia ostrego skr臋tu znale藕li si臋 tu偶 nad ziemi膮, ale w ostatnim momencie pilot zdo艂a艂 poderwa膰 maszyn臋. Ledwo podwozie dotkn臋艂o 艣niegu zale­gaj膮cego na p艂askim dachu wie偶y, o艣miu 偶o艂nierzy wyskoczy艂o z maszy­ny i zaj臋艂o stanowiska.

Li Feng wyskoczy艂 z kokpitu razem z nimi. Spojrza艂 na swoich ludzi stoj膮cych z karabinami gotowymi do strza艂u i zacz膮艂 brn膮膰 przez 艣nieg, kieruj膮c si臋 do balustrady na wie偶y. Jednym spojrzeniem ogarn膮艂 ca艂膮 do­lin臋 i dziewicze, bia艂e tereny u podn贸偶a g贸ry. Do klasztoru nie prowadzi艂a 偶adna droga, nie by艂o nawet 艣ladu zwierz臋cych 艣cie偶ek ani ludzkich st贸p

odbitych w 艣niegu. W ostatnich dniach nikt do klasztoru nie przyby艂 i nikt z niego nie wychodzi艂. Musi to oznacza膰, 偶e wszyscy mnisi s膮 na miejscu. Zjawi艂 si臋 tylko on, Li Feng, a gdy za jaki艣 czas opu艣ci ten klasztor, zabie­rze ze sob膮 jego tajemnic臋.

Kiedy umilk艂y silniki helikopter贸w, wok贸艂 zapad艂a g艂臋boka, nierze­czywista cisza. Szybkim gestem Li Feng wskaza艂 na schody prowadz膮­ce z wie偶y do klasztoru. Na jego znak 偶o艂nierze natychmiast pobiegli na 艣rodek platformy i po kolei znikli w ciemnym wej艣ciu. Li Feng ruszy艂 za nimi. Zacz臋艂o si臋.

呕o艂nierze dzia艂ali z wyuczon膮 precyzj膮. Zabezpieczyli przej艣cia, otwarli drzwi i ruszyli dalej. Szybko przeczesali obie g贸rne kon­dygnacje klasztoru i przeszukali wszystkie pomieszczenia, ale nikogo nie znale藕li. Wsz臋dzie by艂o pusto, co wi臋cej, wygl膮da艂o na to, 偶e od d艂u偶szego czasu nikt tu nie mieszka艂. W nielicznych szafach drzwi by艂y pootwierane, niekt贸re wisia艂y wyrwane z zawias贸w. Na pod艂odze le偶a艂y zwini臋te maty do spania. Od dawna nikt ich nie u偶ywa艂.

Kiedy 偶o艂nierze przeszukali ponad osiemdziesi膮t pomieszcze艅, na­pi臋cie opad艂o. W niekt贸rych pokojach ptaki uwi艂y sobie gniazda. Szyby w oknach by艂y porozbijane, ale nikt nie wstawi艂 nowych. Wszystkie po­mieszczenia wygl膮da艂y na zaniedbane. Do wielu wiatr nawia艂 艣niegu. Te­raz chrz臋艣ci艂 pod butami 偶o艂nierzy, kt贸rzy ju偶 tylko pobie偶nie kontrolo­wali kolejne pokoje i szli dalej. Kiedy na czterech kondygnacjach nikogo nie znale藕li, spojrzeli po sobie i wzruszyli ramionami. Mo偶e klasztor ju偶 od dawna stoi opuszczony, a genera艂 nie zosta艂 o tym po prostu poinfor­mowany. ..

Li Feng wyczuwa艂 bezradno艣膰 swoich ludzi. By艂 najzupe艂niej pe­wien, 偶e mnisi musz膮 tu gdzie艣 by膰. 呕aden z nich nie opuszcza艂 klasz­toru, a jego informator z Lhasy twierdzi艂, 偶e 偶yje ich tu oko艂o dwudzie­stu. Je艣li nie na g贸rnych, to mo偶e na dolnych kondygnacjach. 呕o艂nierze | trzech grup bojowych dyskutowali chwil臋 przez he艂mofony. Sytuacja jest jasna: cztery g贸rne sektory s膮 zupe艂nie puste, zabezpieczone i od dawna niezamieszkane.

呕o艂nierze z pierwszej grupy na lewym skrzydle klasztoru ruszyli w stron臋 g艂贸wnego korytarza kolejnej kondygnacji. Nie zauwa偶yli przy tym cienkiego czarnego drutu rozpi臋tego na wysoko艣ci kolan w poprzek

1 Ttl

koniarza. Dwie pot臋偶ne eksplozje, do kt贸rych dosz艂o w odst臋pie trzech sekund, wstrz膮sn臋艂y ca艂ym gmachem. Lewa cz臋艣膰 budynku przez chwile jakby si臋 unios艂a, po czym zacz臋艂a si臋 majestatycznie zapada膰. Wie偶a zsu­n臋艂a si臋 po sko艣nym dachu i znik艂a w dole razem z helikopterem, 艣ciany si臋 rozpad艂y i tysi膮ce cegie艂 i kamieni pokry艂o zasypan膮 艣niegiem prze艂臋cz. G艂uchy odg艂os eksplozji, niesiony echem ze szczytu na szczyt, zdawa艂 si臋 nie milkn膮膰. Potem nast膮pi艂a eksplozja wy艂adowanego amunicj膮 helikop­tera, kt贸ry spad艂 ze skalnej 艣ciany. S艂up ognia przypominaj膮cy ognist膮 kul臋 wzni贸s艂 si臋 kilkaset metr贸w w niebo.

Li Feng zosta艂 rzucony si艂膮 pierwszej eksplozji na jedn膮 ze 艣cian. W pod艂odze pod jego stopami powsta艂o nagle mn贸stwo poszerzaj膮cych si臋 stale p臋kni臋膰. Cz臋艣膰 schod贸w obsun臋艂a si臋 o jedno pi臋tro ni偶ej, py艂 za­snu艂 powietrze, a fala ci艣nieniowa wywo艂ana przez drugi wybuch prze­mkn臋艂a obok Li Fenga jak poci膮g ekspresowy i zapar艂a mu dech. Genera艂 zakl膮艂 i pobieg艂 na d贸艂, pokonuj膮c po dwa schody na raz. Kiedy dotar艂 do trzeciego pi臋tra, lewego przej艣cia ju偶 nie by艂o. Zia艂a tam teraz olbrzymia dziura, przez kt贸r膮 mia艂 nieograniczony widok na pokryte 艣niegiem g贸ry. Li Feng dozna艂 szoku. W s艂uchawkach s艂ysza艂 krzycz膮cych 偶o艂nierzy, kt贸rzy pr贸bowali wyja艣ni膰 sobie znikni臋cie swoich koleg贸w. Us艂ysza艂, jak p臋dz膮 przez klatk臋 schodow膮. 鈥濿szyscy do mnie, na trzecie pi臋tro, 艣rod­kowa klatka schodowa!鈥滼ego g艂os brzmia艂 znowu czysto i zdecydowanie. Pierwszy szok min膮艂, teraz genera艂 by艂 ju偶 tylko w艣ciek艂y. Spo艣r贸d cz艂on­k贸w grupy w lewej cz臋艣ci budynku 偶aden nie ocala艂. Ca艂a 贸semka ponios艂a 艣mier膰 podczas wybuchu. Pozosta艂ych szesnastu spadochroniarzy otoczy艂o Li Fenga, czekaj膮c na rozkazy.

W murach klatki schodowej zacz臋艂y si臋 tworzy膰 g艂臋bokie rysy. Tak jak wcze艣niej pojedyncze kawa艂ki 艣ciany odpada艂y na pod艂og臋. Klasztor przypomina艂 domek z kart, kt贸ry w ka偶dej chwili mo偶e si臋 zawali膰.

- Formujemy jedn膮 grup臋 i schodzimy przez trzy pozosta艂e kondy­gnacje - rozkaza艂 Li Feng

呕o艂nierze skin臋li g艂owami i na jego znak ruszyli ostro偶nie w d贸艂, wy­patruj膮c kolejnych pu艂apek. Druga kondygnacja by艂a tak samo pusta jak poprzednie. Wsz臋dzie panowa艂a upiorna atmosfera. Im g艂臋biej schodzili, tym wy偶sze stawa艂y si臋 kolejne pomieszczenia. Kroki 偶o艂nierzy brzmia艂y g艂ucho. Kiedy trzej pierwsi chcieli wej艣膰 na schody na pierwszym pi臋trze, ca艂a konstrukcja nagle si臋 zawali艂a i run臋艂a wraz z nimi w d贸艂, przebi艂a

W

pierwsze pi臋tro i parter i z hukiem wpad艂a do piwnic, gdzie zamieni艂a si臋 w kup臋 gruzu. Trzej przysypani spadochroniarze nie odpowiadali na we­zwania. Li Feng przykl臋kn膮艂 i spojrza艂 na rumowisko. By艂o g艂adkie, ale nie nowe, co oznacza艂o, 偶e jego ludzie wpadli w dawno temu zastawion膮 pu艂apk臋. Genera艂 wyprostowa艂 si臋 i odwr贸ci艂 do pozosta艂ych.

- Do prawych schod贸w鈥攔ozkaza艂 i w tej samej chwili grupa koman­dos贸w wkroczy艂a ostro偶nie w w膮ski korytarz, rozgl膮daj膮c si臋 podejrzliwie.

Szli d艂ugim szeregiem, kieruj膮c si臋 w stron臋 prawego skrzyd艂a klasz­toru, sk膮d jedyne nieuszkodzone schody prowadzi艂y w d贸艂. Z ich twarzy znik艂a niedawna pewno艣膰 siebie, w oczach czai艂o si臋 napi臋cie i niepew­no艣膰. Kiedy zaczynali t臋 akcj臋, by艂o ich dwudziestu czterech. Teraz pozo­sta艂o zaledwie trzynastu, a przecie偶 jeszcze nawet nie widzieli przeciw­nika. Otwierali i sprawdzali kolejne pomieszczenia, ale za ka偶dym razem rezultat by艂 taki sam.

Li Feng stara艂 si臋 nawi膮za膰 kontakt z pilotem, chcia艂 si臋 upewni膰, 偶e helikopter jest w pobli偶u na wypadek, gdyby musia艂 skorzysta膰 z broni pok艂adowej. Pilot, kt贸ry wyl膮dowa艂 z genera艂em na 艣rodkowej wie偶y, od razu si臋 zg艂osi艂.

- Natychmiast wystartowa膰 i zabezpieczy膰 otoczenie. Pozosta膰 w po­wietrzu i strzela膰 do ka偶dego, kto b臋dzie pr贸bowa艂 opu艣ci膰 budynek - roz­kaza艂 Li Feng.

Drugi pilot nie zg艂asza艂 si臋. Genera艂 przez chwil臋 si臋 zastanawia艂, a potem wys艂a艂 dw贸ch ludzi, aby wspi臋li si臋 na dach, zabezpieczyli heli­kopter i poszukali pilota.

- Schodzimy dalej w d贸艂 - rozkaza艂 pozosta艂ym jedenastu 偶o艂nie­rzom, kt贸rzy ostro偶nie weszli na klatk臋 schodow膮.

Zdobi膮ce j膮 malowid艂a 艣cienne przedstawia艂y niebieskie smoki, w kt贸­rych brzuchach stali jacy艣 m臋drcy albo kr贸lowie. Kolory by艂y nadal jaskra­we i silne, chocia偶 rysunki musia艂y ju偶 mie膰 kilkaset lat. By艂y to pierwsze wyobra偶enia smoczych kr贸l贸w, jakie pojawi艂y si臋 w Tybecie przed ponad tysi膮cem lat. Jednak 偶aden z 偶o艂nierzy nie podziwia艂 zion膮cych ogniem stwor贸w. Spogl膮dali na star膮 dwuskrzyd艂ow膮 bram臋 pokryt膮 metalowymi p艂ytami, kt贸ra blokowa艂a dost臋p do podestu pierwszego pi臋tra. Stercza艂y z niej du偶e 偶elazne ostrza o d艂ugo艣ci ponad dwudziestu pi臋ciu centyme­tr贸w. Do otwierania bramy s艂u偶y艂y cztery pot臋偶ne pier艣cienie. Kurz i rdza 艣wiadczy艂y, 偶e rzadko korzystano z tego przej艣cia.

f

Prawdopodobnie wszyscy chodz膮 艣rodkowymi schodami鈥, pomy艣la艂 Li Feng i nakaza艂 swoim ludziom ostro偶no艣膰. W klasztorze pe艂no by艂o sprytnych pu艂apek, ta brama mog艂a by膰 jedn膮 z nich.

Dwaj 偶o艂nierze wys艂ani na wie偶臋 zg艂osili si臋 przez radio:

- Panie generale, pilot nie 偶yje. Spad艂 razem z fragmentem platformy. Musia艂 si臋 chyba o ni膮 oprze膰 i by膰 mo偶e eksplozja...

Li Feng przerwa艂 mu:

- Niewa偶ne! Zapomnijcie o helikopterze, bez pilota i tak jest bezu­偶yteczny. Natychmiast otwiera膰!

W czasie rozmowy dwaj inni 偶o艂nierze ostro偶nie wyci膮gn臋li rygle z drzwi i zacz臋li ci膮gn膮膰 za pier艣cienie wisz膮ce na obu skrzyd艂ach bra­my. Ta jednak nie poruszy艂a si臋 ani o centymetr, bo skrzyd艂a by艂y za ci臋偶­kie. 呕o艂nierze spojrzeli pytaj膮cym wzrokiem na genera艂a. Li Feng zasta­nawia艂 si臋, czy nie powinien wysadzi膰 bramy za pomoc膮 granat贸w, ale konstrukcja ca艂ego budynku wydawa艂a si臋 ju偶 tak zagro偶ona, 偶e kolejna eksplozja mog艂aby ich pogrzeba膰 偶ywcem. Da艂 znak dw贸m innym 偶o艂­nierzom, 偶eby podeszli do bramy. Teraz, ju偶 we czw贸rk臋, zacz臋li ci膮gn膮膰 za pier艣cienie. Najpierw nic si臋 nie dzia艂o, wi臋c zwi臋kszyli wysi艂ek. Na­gle rozleg艂 si臋 d藕wi臋k uruchamianego mechanizmu. Brama nie otworzy艂a si臋, tylko po prostu upad艂a! G贸rne zawiasy momentalnie si臋 obluzowa艂y i oba wa偶膮ce kilka ton skrzyd艂a, o wysoko艣ci trzech metr贸w ka偶de, zo­sta艂y 艣ci艣ni臋te w poziomie przez dwie mocne spr臋偶yny i pogrzeba艂y pod sob膮 czterech 偶o艂nierzy.

Dziesi膮tki ostrych kolc贸w wbi艂o im si臋 w cia艂a. Potem, jak w mecha­nizmie zegarowym, kt贸ry nieub艂aganie zadzia艂a艂, od pokrywy oderwa艂 si臋 ci臋偶ki, metalowy ornament. Li Feng spojrza艂 w g贸r臋 i ujrza艂, jak wprost na niego spada ogromna g艂owa smoka z wielk膮 paszcz膮. Instynktownie odsun膮艂 si臋 na bok. Z臋by smoka min臋艂y go zaledwie o kilka centymetr贸w i wbi艂y si臋 z pot臋偶n膮 si艂膮 w p艂yty pod艂ogi. Autor tego piekielnego wyna­lazku skonstruowa艂 go tak, 偶e spadaj膮ca g艂owa smoka by艂a przeznaczona dla kogo艣, kto szed艂 na czele grupy intruz贸w. 艢wiadomo艣膰 tego sprawi艂a, 偶e Li Feng wpad艂 w jeszcze wi臋ksz膮 w艣ciek艂o艣膰.

Obaj komandosi wys艂ani wcze艣niej na dach zbiegli schodami i wzmocnili grup臋. Li Feng rozejrza艂 si臋. Z pierwotnego sk艂adu pozosta艂o mu dziewi臋ciu ludzi, dziewi臋ciu, kt贸rzy nie padli jeszcze ofiar膮 艣miercio- no艣nych pu艂apek. Nie chcia艂 nawet my艣le膰, jak wyja艣ni swoim prze艂o偶o-

Hr1-

nym tak wielkie straty. Je艣li jednak wr贸c臋 i przywioz臋 ze sob膮 tajemnic臋, nie b臋dzie to mia艂o 偶adnego znaczenia鈥, pomy艣la艂 i da艂 sygna艂 do konty­nuowania akcji.

Ostro偶nie, trzymaj膮c si臋 blisko 艣ciany, 偶o艂nierze przeszli po skrzy­d艂ach drzwi i zeszli resztk膮 schod贸w na dolny poziom. Karabiny trzymali w gotowo艣ci, aby ich u偶y膰 w razie najl偶ejszego szmeru. Jednak opr贸cz he­likoptera, kt贸ry powoli kr膮偶y艂 wok贸艂 klasztoru, nic nie s艂yszeli. Wszystkie korytarze by艂y puste.

Jako 偶e ca艂a lewa cz臋艣膰 klasztoru zawali艂a si臋, a reszt臋 pomieszcze艅 zd膮偶yli ju偶 przeszuka膰, pozosta艂a im jedynie dolna kondygnacja. Mieli na­dziej臋, 偶e w艂a艣nie tam znajd膮 mnich贸w. 鈥濭dzie艣 przecie偶 musi by膰 g艂贸wna sala zgromadze艅鈥, pomy艣la艂 Li Feng, gdy na 艣rodku korytarza odkry艂 obok zniszczonych schod贸w wielkie, czerwone, lekko przymkni臋te drzwi. Dwo­ma ruchami d艂oni rozmie艣ci艂 swoich ludzi na lewo i prawo od nich i wyj膮艂 pistolet. Potem pchn膮艂 drzwi i skoczy艂 do 艣rodka. Wyl膮dowa艂 na pod艂o­dze z tekowego drewna, wypolerowanej stopami wielu pokole艅 mnich贸w. W pomieszczeniu czu膰 by艂o zapach wosku i kadzide艂ek, starego materia艂u i wilgotnych 艣cian. Kiedy si臋 wyprostowa艂, jego oczom ukaza艂 si臋 niezwy­k艂y widok. W p贸艂kolu, w pozycji lotosu, siedzieli nieruchomo modl膮cy si臋 mnisi. Ich splecione d艂onie by艂y obwi膮zane bia艂ymi szalami. Nie spojrze­li w jego kierunku ani si臋 nie poruszyli. Li Feng zdziwi艂 si臋, 偶e nie s艂yszy ich monotonnej modlitwy. Panowa艂 tu zbyt du偶y spok贸j.

Komandosi wchodzili po kolei do wielkiej sali modlitw i na widok siedz膮cych mnich贸w zatrzymywali si臋. Bro艅 nadal trzymali w pogoto­wiu. Przez kilka chwil nikt si臋 nie porusza艂. S艂ycha膰 by艂o tylko oddechy 偶o艂nierzy.

W generale ros艂o tak straszne podejrzenie, 偶e nawet nie odwa偶y艂 si臋 do ko艅ca o nim pomy艣le膰. Przez chwil臋 si臋 zawaha艂, a偶 w ko艅cu podszed艂 do jednego z mnich贸w siedz膮cych z opuszczon膮 g艂ow膮 i przy艂o偶y艂 mu pal­ce do szyi, 偶eby wyczu膰 puls. M艂ody m臋偶czyzna z ogolon膮 g艂ow膮 nie po­ruszy艂 si臋. 呕adnych oznak 偶ycia. W tym momencie genera艂 poczu艂, jakby nag艂e chwyci艂a go jaka艣 偶elazna r臋ka i zacz臋艂a zgniata膰 mu klatk臋 piersio­w膮. Mia艂 k艂opoty z oddychaniem, przez g艂ow臋 przemkn臋艂a mu my艣l o ca艂­kowitej pora偶ce. Jak we 艣nie podchodzi艂 do kolejnych mnich贸w. Wszyscy byli martwi, zjednoczeni we wsp贸lnej, ostatniej modlitwie. Li Feng opu艣ci艂 pistolet i zrozumia艂, 偶e wszystkie jego plany leg艂y w gruzach. Nad 艣mier-

ci膮, z kt贸r膮 ch臋tnie by si臋 zmierzy艂, nie posiada艂 w艂adzy. Tu nie znajdzie tajemnicy. Jego ludzie stali przy wej艣ciu milcz膮cy i bezradni. Walka zosta艂a rozstrzygni臋ta, ale nie odnie艣li zwyci臋stwa.

Jeden z mnich贸w siedzia艂 troch臋 bardziej z boku ni偶 pozostali. By艂 prze艂o偶onym tego zakonu i mia艂 na szyi 艂a艅cuch modlitewny z wielkich bia艂ych pere艂. Li Feng kopn膮艂 go z w艣ciek艂o艣ci膮 i mnich opad艂 na posadz­k臋. Jego twarz mia艂a spokojny wyraz, wygl膮da艂, jakby si臋 u艣miecha艂, jakby szydzi艂 z chi艅skich intruz贸w.

Genera艂 odwr贸ci艂 si臋 gwa艂townie i opu艣ci艂 sal臋 wielkimi krokami, da­j膮c 偶o艂nierzom znak, 偶eby poszli za nim. Wyszli na dw贸r i szli zag艂臋bieni po pas w 艣niegu, kt贸ry wiatr nasypa艂 wzd艂u偶 mur贸w.

Kiedy nadlecia艂 helikopter i wszyscy zaj臋li w nim miejsca, s艂o艅ce zd膮­偶y艂o ju偶 zaj艣膰 za g贸rski 艂a艅cuch. 艢mig艂a unosi艂y le偶膮cy 艣nieg, wywo艂uj膮c ma艂e zamiecie. Helikopter jak w艣ciekle parskaj膮cy tygrys 艣nie偶ny odlecia艂, kieruj膮c si臋 w dolin臋, z powrotem do Lhasy.

Wraz z ch艂odem nocy na teren klasztoru wr贸ci艂 spok贸j. Z jednego z okien w prawej wie偶y uni贸s艂 si臋 g贸rski sok贸艂. Najpierw zacz膮艂 kr膮偶y膰 nad zniszczon膮 cz臋艣ci膮 klasztoru, potem podfrun膮艂 bli偶ej wej艣cia. W ko艅­cu poszybowa艂 przez otwarte okno na dolnej kondygnacji i wpad艂 przez czerwone drzwi do wielkiej sali modlitw. Usiad艂 na niewielkim pode艣cie i spojrza艂 uwa偶nym wzrokiem na martwych mnich贸w. Potem znowu si臋 uni贸s艂 i usiad艂 na piersi prze艂o偶onego klasztoru, wbi艂 pazury w poma­ra艅czowy habit, chwyci艂 dziobkiem czerwony r贸偶aniec z pere艂 i po艂o偶y艂 go mnichowi na otwartych ustach. Przez chwil臋 przygl膮da艂 si臋 w艂asne­mu dzie艂u, po czym rozpostar艂 skrzyd艂a, uni贸s艂 si臋 w powietrze i wyle­cia艂 na zewn膮trz.

ZAMEK GRUB, WALD VIERTEL

Sina by艂 bardziej milcz膮cy ni偶 zwykle. Ju偶 od ponad p贸艂 godziny czyta艂 Miary i wagi od staro偶ytno艣ci do czas贸w dzisiejszych. Wa­gnerowi uda艂o si臋 szcz臋艣liwie wygra膰 z Tschakiem bitw臋 o kanap臋, dzi臋ki czemu m贸g艂 si臋 na niej wyci膮gn膮膰. Po pocz膮tkowych d膮sach pies wr贸ci艂 do niego i u艂o偶y艂 si臋 obok. Teraz obaj grzali si臋 ciep艂em bij膮cym od komin­ka. Sina sko艅czy艂 czyta膰 i jeszcze bardziej zag艂臋bi艂 si臋 w rozmy艣laniach. W ko艅cu si臋gn膮艂 po map臋 Wiednia i zacz膮艂 co艣 notowa膰.

Najwy偶sza pora obudzi膰 naszego 艣pi膮cego dziennikarza鈥, pomy艣la艂 i powiedzia艂 g艂o艣no:

- W taki oto niezmordowany spos贸b pracuje nasza prasa w poszuki­waniu sensacyjnych, rozdzieraj膮cych serca historii.

Zaspany Wagner tylko machn膮艂 r臋k膮 w jego stron臋.

- Wolna prasa prze偶ywa kryzys: umys艂owy, tw贸rczy, 偶yciowy, kry­zys wiary, kryzys totalny. Przede wszystkim jednak prasa jest zm臋czona.

IW takim razie mam dla ciebie co艣, co b艂yskawicznie przywr贸ci ci臋 do 偶ycia, lepiej ni偶 jakakolwiek herbata albo kawa. By膰 mo偶e przywr贸ci ci to tak偶e wiar臋 鈥 odpar艂 Sina, b臋bni膮c palcami po mapie Wiednia. - Przy­pominasz sobie litery 鈥濴鈥 i 鈥濱鈥?

- Oczywi艣cie, w cyfrach rzymskich daje to razem liczb臋 51. Liczba ta, dodana do roku 1439, w kt贸rym Fryderyk wkroczy艂 do Wiednia, daje nam wynik 1490, to znaczy dat臋 艣mierci Macieja Korwina, kt贸rego her­bem rodowym by艂 Kruk.

- Tak, to znaczy tak偶e Li.

Przez chwil臋 w pomieszczeniu panowa艂a cisza i s艂ycha膰 by艂o tylko ogie艅 trzaskaj膮cy w kominku.

- Co masz na my艣li, m贸wi膮c 鈥濴i鈥?

- To drugi poziom. M贸wi艂em ci, 偶e Fryderyk pos艂ugiwa艂 si臋 taj­nym pismem jakby na dw贸ch p艂aszczyznach. Pierwszy poziom to ten widoczny, drugi utajniony, dla upartych badaczy. A mo偶e by艂 te偶 i trze­ci? Kto wie. j J Jedna rzecz jest jednak pewna - li to dawna chi艅ska mia­ra d艂ugo艣ci, licz膮ca 644,4 metra. Czy wiesz, kto j膮 wprowadzi艂? - spyta艂 Sina z u艣miechem. W tym momencie Wagner nagle otrze藕wia艂. - Cesarz Chin, Qin Shihuangdi, kt贸ry le偶y pogrzebany w Xi鈥檃n razem z ca艂膮 ar­mi膮 swoich 偶o艂nierzy z terakoty. Od tysi臋cy lat kr膮偶膮 na jego temat r贸偶ne mity.

Sina wsta艂 z krzes艂a. Wspomnienia ze wsp贸lnej z Clar膮 wizyty wXi鈥檃n nasz艂y go nagle jak mroczny cie艅. Pr贸bowa艂 si臋 ich pozby膰, podszed艂 do Wagnera, usiad艂 na kanapie i zacz膮艂 g艂aska膰 psa.

- Powiedzia艂e艣: Chiny? 鈥 spyta艂 Wagner i nagle zacz膮艂 m贸wi膰 prze­j臋tym g艂osem: 鈥 Zastan贸wmy si臋 jednak, znaki LI pozostawia morderca. Kto twierdzi, 偶e Fryderyk wiedzia艂, co to jest? Sk膮d cesarz Austrii 偶yj膮­cy w pi臋tnastym wieku m贸g艂 zna膰 chi艅sk膮 miar臋 d艂ugo艣ci? A je艣li nawet zna艂, to jakie to mo偶e mie膰 znaczenie?

- Ja te偶 zada艂em sobie to pytanie - odpar艂 Sina. Wsta艂, wzi膮艂 map臋 Wiednia, podszed艂 do du偶ego sto艂u i roz艂o偶y艂 j膮 na nim. 鈥 Rozwa偶my te kwesti臋 sposobem Fryderyka. Korwin, Kruk, pier艣cie艅, symbol wieczno­艣ci, zamkni臋ty kr膮g. Tak, kr膮g. AEIOU - 51, czyli LI. Dlaczego nie wi­dzimy 偶adnego kr臋gu?

- Kr臋gu wok贸艂 czego? - spyta艂 ze zdumieniem Wagner. 鈥 Wok贸艂 ko­艣cio艂a 艢wi臋tego Ruprechta?

- W promieniu li, czyli 644 metr贸w 鈥 potwierdzi艂 skinieniem g艂owy Sina. 1 P贸艂 metra nie robi r贸偶nicy.

Si臋gn膮艂 po cyrkiel, ustawi艂 go wed艂ug podzia艂ki i zakre艣li艂 na mapie kr膮g. Obaj pochylili si臋 nad kolorow膮 map膮 centrum Wiednia.

- Nie wierz臋, to nie mo偶e by膰 prawd膮 鈥 mrukn膮艂 Wagner, podczas gdy Sina drapa艂 si臋 po brodzie z nieobecn膮 min膮.

W pomieszczeniu zaleg艂a nagle cisza. Przyjaciele spogl膮dali na siebie w zdumieniu. Linia kr臋gu przechodzi艂a dok艂adnie przez cztery najbardziej znane ko艣cio艂y Wiednia 鈥 ko艣ci贸艂 Karmelit贸w, ko艣ci贸艂 Szkocki, ko艣ci贸艂 艣w. Micha艂a i ko艣ci贸艂 Franciszkan贸w.

- To mo偶e by膰 przypadek, zwyk艂y przypadek - powiedzia艂 Wagner, ale sam w to nie wierzy艂. Sina nadal siedzia艂 pogr膮偶ony w my艣lach. Rozwa­偶a艂 r贸偶ne ewentualno艣ci i jak zwykle by艂 o kilka krok贸w przed Wagnerem. Wzi膮艂 linijk臋 i szybkim ruchem po艂膮czy艂 kreskami wymienione ko艣cio艂y. Na mapie powsta艂a figura geometryczna w kszta艂cie czworok膮ta o nazwie de艂toid, przypominaj膮ca latawiec, znany ka偶demu dziecku, kt贸re jesieni膮 puszcza go gdzie艣 za miastem.

- A to? To te偶 przypadek? Ze ko艣ci贸艂 艢wi臋tego Ruprechta le偶y w jed­nej linii z ko艣cio艂em Karmelit贸w i ko艣cio艂em 艢wi臋tego Micha艂a? Ze ko­艣ci贸艂 Szkocki i ko艣ci贸艂 Franciszkan贸w zosta艂y zbudowane w r贸wnej odle­g艂o艣ci i tworz膮 figur臋 geometryczn膮?

Sina uderzy艂 linijk膮 w map臋:

- Fryderyk o tym wiedzia艂, cho膰 nie wiem, sk膮d zna艂 t臋 chi艅sk膮 miar臋 d艂ugo艣ci. Zna艂 jednak tajemnic臋 pi臋ciu ko艣cio艂贸w i wykorzysta艂 ten fakt, aby jako艣 zakodowa膰 sw贸j sekret.

Wagner wygl膮da艂 na zdziwionego:

- Chcesz powiedzie膰, 偶e morderca te偶 o tym wiedzia艂? Ze zna艂 po­dw贸jne znaczenie s艂owa LI?

- Nie mam poj臋cia 鈥 odpar艂 Sina, wzruszaj膮c ramionami. - Wiem tylko to, co ci przed chwil膮 pokaza艂em. Mamy tu do czynienia ze 艣re­dniowieczn膮 zagadk膮, i to wielkiego kalibru. Niekt贸re elementy tej uk艂adanki ju偶 znamy 鈥 gr贸b Fryderyka, jego monogram, pi臋膰 ko艣cio­艂贸w, samog艂oski AEIOU, czworok膮t przypominaj膮cy latawiec, chi艅sk膮 miar臋 d艂ugo艣ci, zaginione cia艂o cesarza - wszystkie one maj膮 podw贸j­ne albo nawet potr贸jne znaczenie. Jednak jeszcze d艂ugo nie dowiemy si臋, ile tych element贸w jest w sumie, podobnie jak nie poznamy tla ca­艂ej tej tajemnicy.

Sina powoli z艂o偶y艂 map臋.

- Poprzez to zab贸jstwo kto艣 chcia艂 nas skierowa膰 na okre艣lony tor my艣lenia, 偶eby艣my rozwi膮zali zagadk臋, kt贸rej nikt na razie nie rozwi膮­za艂 鈥 powiedzia艂 w zamy艣leniu; spojrza艂 na Wagnera i m贸wi艂 dalej: - Nie wiem, czy chcia艂bym odkry膰 t臋 tajemnic臋 dla kogo艣 innego. Nie s膮dz臋.

Przesun膮艂 d艂oni膮 po w艂osach i doda艂:

- Wiem jednak, 偶e chc臋, 偶eby艣my t臋 zagadk臋 rozwi膮zali. Dla nas.

Wagner u艣miechn膮艂 si臋 i skin膮艂 g艂ow膮. Niedawne zm臋czenie i w膮tpli­wo艣ci ust膮pi艂y jak za dotkni臋ciem czarodziejskiej r贸偶d偶ki.

- No to dobrze, zgoda, decyzja zapad艂a - stwierdzi艂. - Wprawdzie nie wiem, co Fryderyk ukry艂, ale na pewno bardzo si臋 stara艂. Ale my i tak to znajdziemy - doda艂, zacieraj膮c d艂onie.

KO艢CI脫艁 艢W. KAROLA BOROMEUSZA, WIEDE艃

Peer van Gavint odprawi艂 kierowc臋 ambasady niedba艂ym ruchem r臋ki i przeszed艂 przez plac Karola. Skierowa艂 si臋 w stron臋 plant i min膮艂 stoj膮cych tam dealer贸w, nie reaguj膮c na ich nagabywanie. Wyci膮­gn膮艂 z kieszeni okulary Ray-Ban, za艂o偶y艂 je i wszed艂 na schody prowa­dz膮ce do ko艣cio艂a 艣w. Karola. Ze wzgl臋du na ch艂贸d mia艂 na sobie dopa­sowany ciemnoszary garnitur z cienkiej we艂ny kaszmirskiej, r臋cznie szyte buty i burberry, a do tego jak zwykle czarne r臋kawiczki. Przy kasie obok wej艣cia do ko艣cio艂a - kt贸ry pe艂ni艂 jednocze艣nie funkcj臋 艣wi膮tyni, sali wy­stawienniczej i muzeum - kupi艂 bilet. P艂ac膮c za niego, niby przypadkiem odwr贸ci艂 twarz.

Ze stolika z materia艂ami informacyjnymi wzi膮艂 broszur臋 o historii i budowie ko艣cio艂a. Czytaj膮c j膮, wszed艂 do 艣rodka 鈥瀙rawdopodobnie naj­pi臋kniejszego ko艣cio艂a barokowego na p贸艂noc od Alp, wzniesionego przez Fischera von Erlacha鈥. Zatrzyma艂 si臋 w g艂贸wnej nawie i zacz膮艂 podziwia膰 wn臋trze, mi臋dzy innymi bogato z艂ocony o艂tarz. Potem skierowa艂 si臋 na prawo, w stron臋 windy.

Od kilku tygodni trwa艂y tu prace restauracyjne nad freskami na sufi­cie. Prowadzono je na wysoko艣ci trzydziestu dw贸ch metr贸w. Dlatego dla os贸b zwiedzaj膮cych ko艣ci贸艂 zamontowano wind臋 widokow膮, kt贸r膮 mo偶na by艂o wygodnie dotrze膰 do samej kopu艂y, a stamt膮d kilka pi臋ter wy偶ej, az do tak zwanej Latarni. Widok na Wiede艅, jaki si臋 stamt膮d rozpo艣ciera艂, by艂 jedyny w swoim rodzaju - pod warunkiem, 偶e opanowa艂o si臋 strach, jaki budzi艂o chwiejne lekkie rusztowanie.

Gavint skin膮艂 g艂ow膮 dziewczynie obs艂uguj膮cej wind臋. Jad膮c na g贸r臋禄 przys艂uchiwa艂 si臋 d藕wi臋kom kwintetu Franciszka Schuberta Pstr膮g docho­dz膮cym z g艂o艣nik贸w. Trwa艂o to do chwili, a偶 freski znalaz艂y si臋 w zasi臋gu jego r臋ki. Wszed艂 na chybotliw膮, drewniano-aluminiow膮 platform臋 i rozej­rza艂 si臋. Niewielu zwiedzaj膮cych odwa偶y艂o si臋 na ten wyczyn. Zdecydowa艂, 偶e wejdzie na najwy偶szy fragment rusztowania, dotrze a偶 do samej Latarni i dopiero stamt膮d b臋dzie podziwia艂 Wiede艅. Poszed艂 wi臋c do g贸ry, mijaj膮c

po drodze postacie 艣wi臋tych i amork贸w, kt贸re z tej perspektywy wygl膮da­艂y na troch臋 zniekszta艂cone i mniej swobodnie unosz膮ce si臋 w powietrzu.

Kiedy wszed艂 na ostatni膮 platform臋, gdzie miejsca wystarczy艂o dla nie wi臋cej ni偶 sze艣ciu ludzi, wyjrza艂 przez niewielkie okno. Mia艂 wystarczaj膮­co du偶o czasu, bo wiecz贸r nad miastem zapada艂 powoli. Ludzie zapalali w domach 艣wiat艂a. Najpierw by艂o ich niewiele, potem coraz wi臋cej. Wie­de艅 by艂 miastem, kt贸re zaspokaja艂o jego gusta. Eleganckie, cho膰 troch臋 dekadenckie, tolerancyjne i przyjazne dla wolnomy艣licieli.

M贸g艂bym tu zamieszka膰 na staro艣膰鈥, pomy艣la艂, spogl膮daj膮c na spo­wite lekk膮 wieczorn膮 mg艂膮 wzg贸rza Kahlenberg i Leopoldsberg. O艣wie- done ulice przecina艂y miasto jasnymi Uniami.

Nieliczni tury艣ci zjechali ju偶 wind膮 na d贸艂. Gavint ponownie wszed艂 na g艂贸wn膮 platform臋, pochyli艂 si臋 nad barierk膮 i spojrza艂 w d贸艂. Widzia艂, jak winda wje偶d偶a w g贸r臋, us艂ysza艂, jak si臋 zatrzymuje i kto艣 otwiera drzwi. Nie spiesz膮c si臋, odczeka艂 jeszcze chwil臋, podszed艂 szybkim krokiem do windy i zwr贸ci艂 si臋 do m艂odej 艣licznej dziewczyny o urodzie jak z obrazka. Jasne faluj膮ce w艂osy opada艂y jej a偶 do ramion. Spojrza艂a na niego b艂ysz­cz膮cymi oczami czekaj膮c, co ma jej do powiedzenia.

- Czy mog臋 pani膮 poprosi膰 o pomoc? Komu艣 zrobi艂o si臋 niedobrze

- powiedzia艂 zdyszanym g艂osem, po czym szybko si臋 odwr贸ci艂 i wycofa艂 w g艂膮b platformy.

S艂ysza艂 za sob膮 id膮c膮 dziewczyn臋. Jej pantofle na wysokim obcasie stuka艂y o br膮zowe drewniane deski. Kiedy nagle si臋 do niej odwr贸ci艂, nie zd膮偶y艂a si臋 zatrzyma膰 i wpad艂a na niego. Zanim zd膮偶y艂a cokolwiek po­wiedzie膰, Gavint chwyci艂 dziewczyn臋 obydwoma r臋kami za g艂ow臋 i moc­no przekr臋ci艂 j膮 do ty艂u. Rozleg艂 si臋 trzask 艂amanych kr臋g贸w szyjnych. Dziewczyna natychmiast opad艂a bezw艂adnie, a Gavint u艂o偶y艂 j膮 na pod­艂odze i wr贸ci艂 szybko do windy, 偶eby zablokowa膰 drzwi. Bez specjalnego po艣piechu zacz膮艂 rozbiera膰 dziewczyn臋, a偶 by艂a zupe艂nie naga. Z kiesze­ni p艂aszcza wyj膮艂 gruby mazak i na jej plecach namalowa艂 wielkie skrzy­d艂a anio艂a. Zadowolony z efektu swojej pracy schowa艂 mazak do kieszeni, wyj膮艂 pude艂ko czarnej pasty do but贸w i pomalowa艂 ni膮 twarz dziewczyny. W ko艅cu wyj膮艂 co艣 z kieszeni p艂aszcza i wsadzi艂 jej do ust. Podni贸s艂 cia艂o z pod艂ogi, opar艂 o por臋cz platformy i zepchn膮艂 je w d贸艂. Martwy jasnow艂o­sy anio艂 spada艂 w ciszy coraz ni偶ej i ni偶ej, a偶 w ko艅cu z wielkim hukiem uderzy艂 o posadzk臋 ko艣cio艂a.

Gavint zacz膮艂 szybko schodzi膰 z platformy. Zrezygnowa艂 z windy i po­stanowi艂 skorzysta膰 ze schod贸w ewakuacyjnych. Czas ostrze偶e艅 i symboli dobieg艂 ko艅ca, o艅 ju偶 wype艂ni艂 pierwsz膮 cz臋艣膰 swojego zadania.

Kiedy kilka minut p贸藕niej dotar艂 do w膮skiego korytarza, na dole roz­leg艂o si臋 g艂o艣ne wo艂anie. Korytarz wykorzystywano od samego pocz膮tku istnienia ko艣cio艂a podczas prac restauracyjnych. Prowadzi艂 przez grube mury zewn臋trzne na pierwsze pi臋tro i dalej do wyj艣cia. Gavint otworzy艂 prawie niewidoczne drzwi, w艣lizgn膮艂 si臋 w zakurzony korytarz i zamkn膮艂 je za sob膮. W tym samym momencie us艂ysza艂 g艂o艣ne kroki os贸b id膮cych schodami. Wyszed艂 z ko艣cio艂a dok艂adnie tak, jak to sobie zaplanowa艂. Nikt go nie rozpozna艂. I w艂a艣nie o to mu chodzi艂o.

KWIECIE艃 1759 ROKU, PA艁AC W WERSALU, FRANCJA

Blask tysi臋cy 艣wiec pada艂 z wysokich okien pa艂acu na otaczaj膮ce go ogrody i alejki. Zanosi艂o si臋 na deszcz. Za chwil臋 ca艂e towa­rzystwo bior膮ce udzia艂 w uroczysto艣ciach zmocz膮 pierwsze krople wiosen­nego deszczu. W powietrzu rozbrzmiewa艂a muzyka Jeana-Philippe鈥檃 Ra­meau. Zaproszeni go艣cie prowadzili o偶ywione rozmowy, a Ludwik XIV tryska艂 humorem. Obserwowa艂 eleganckie damy i co jaki艣 czas podnosi艂 kielich, 偶eby wypi膰 zdrowie jakiej艣 pi臋kno艣ci.

Hrabia Saint-Germain zachowywa艂 si臋 inaczej. Jeszcze przed chwil膮 zabawia艂 dworzan i damy szczeg贸艂owymi opowie艣ciami o historycznych wydarzeniach, kt贸rych rzekomo by艂 艣wiadkiem. Teraz siedzia艂 z kamien­n膮 twarz膮 przy suto zastawionym stole, ale z wykwintnych da艅 nie tkn膮艂 nawet k臋sa. Zachowywa艂 si臋 jednak tak, jak mia艂 w zwyczaju, dzi臋ki cze­mu nie popsu艂 humoru kr贸lowi. Z wielk膮 przyjemno艣ci膮 zata艅czy艂 me­nueta z pani膮 de Pompadour. Kr贸lewska metresa by艂a jak zawsze pi臋kna, a w艂adca Francji wielce sobie ceni艂 to, co mu oferowa艂a.

- Madame zapytuje pana hrabiego... - szepn臋艂a jedna z dam dworu.

- O co pyta mnie madame? - odpar艂 cichym, szorstkim g艂osem hrabia.

Kobieta cofn臋艂a si臋 mimowolnie o krok. Potem chrz膮kn臋艂a, pochyli艂a

si臋 w jego stron臋 i mrukn臋艂a:

i Madame zapytuje pana hrabiego... chodzi o pieni膮dze... Prosz臋 wybaczy膰, ale ja tylko powtarzam, o co mnie proszono...

- Tak, s艂ucham. Prosz臋 m贸wi膰 dalej!

- Moja pani chcia艂aby wiedzie膰, kiedy oka偶e pan pr贸bki swojej pra­cy jej i kr贸lowi?

- Madame du Hausset, jakiego rodzaju pr贸bki ma na my艣li madame Pompadour? Przecie偶 poinformowa艂em kr贸la, 偶e topienie brylant贸w to nie jaka艣 tam prosta sprawa, tylko niezwykle trudne przedsi臋wzi臋cie. Musz臋 tu wykorzysta膰 ca艂膮 posiadan膮 przeze mnie wiedz臋 i sztuk臋 - t艂umaczy艂 jej hrabia, jakby rozmawia艂 z naiwnym dzieckiem.

I Ale偶 pan mnie 藕le zrozumia艂, panie hrabio - zaprotestowa艂a pani du Hausset, staraj膮c si臋 zachowa膰 uprzejmy ton. - Co moja pani ma wsp贸lne­go z tymi klamotami, pardon... klejnotami? Ma ich przecie偶 wystarczaj膮co du偶o. S艂ysza艂a natomiast, 偶e jest pan w posiadaniu niezwyk艂ej tajemnicy... tajemnicy tajemnic, jak m贸wi膮 na dworze.

- Nie wiem, o czym szlachetna pani m贸wi 鈥 szepn膮艂 hrabia, cho膰 na jego twarzy pojawi艂 si臋 u艣miech, 艣wiadcz膮cy o zadowoleniu. Podobnego uczucia jakiego doznaje na przyk艂ad mysz na widok worka pe艂nego zbo­偶a. Strzepn膮艂 d艂oni膮 p艂aszcz i wykona艂 ruch, jakby chcia艂 wsta膰 od sto艂u. W tym momencie pani du Hausset chwyci艂a go za rami臋 i z niezwyk艂膮 si艂膮 wcisn臋艂a z powrotem w fotel. Przy okazji zwr贸ci艂a si臋 w stron臋 s膮sia­da hrabiego przy stole, obdarzaj膮c go promiennym, o艣lepiaj膮cym wprost u艣miechem.

- Mylisz si臋, monsieur, s膮dz膮c, 偶e z madame mo偶na prowadzi膰 jakie艣 gierki. Madame ma w Wersalu wiele do powiedzenia i niech to panu na razie wystarczy. Czy zosta艂am dobrze zrozumiana? - szepn臋艂a ostrym to­nem, a s艂owa te przeznaczone by艂y tylko dla uszu hrabiego.

- No dobrze, czym w takim razie mog臋 s艂u偶y膰 szlachetnej pani? - spyta艂 Saint-Germain.

- O, teraz ju偶 lepiej, monsieur. Szybko si臋 pan uczy. Chodzi miano­wicie o to, aby przygotowa艂 pan dla madame wzbogacon膮 wersj臋 waszej Aqua Benedetta, dzi臋ki czemu - jak s艂yszeli艣my - kobiety przestaj膮 si臋 sta­rze膰. Je艣li za艣 chodzi o jego kr贸lewsk膮 mo艣膰, ma pan...

W tym momencie podszed艂 do nich s艂uga w upudrowanej peruce i w liberii lokaja kr贸lewskiego pa艂acu, przerwa艂 jej w p贸艂 zdania, pochyli艂 si臋 do hrabiego Saint-Germain i powiedzia艂:

- Prosz臋 o wybaczenie, ja艣nie panie hrabio. Jaki艣 kawaler z Wied­nia prosi o rozmow臋 z ja艣nie panem hrabi膮 w cztery oczy. Czeka na pana hrabiego w salonie.

Wykona艂 przy tym r臋k膮 gest, zach臋caj膮c hrabiego, aby poszed艂 za nim.

Pojawienie si臋 s艂ugi nast膮pi艂o we w艂a艣ciwym momencie, bo dzi臋ki temu hrabia unikn膮艂 dalszych pyta艅 swojej s膮siadki przy stole. Bez s艂owa przeprosin wsta艂 z fotela i ruszy艂 za s艂ug膮. Madame du Hausset zacisn臋­艂a wargi i fukn臋艂a g艂o艣no przez nos. Wyuczonym gestem roz艂o偶y艂a sw贸j wachlarz i odwr贸ci艂a si臋 z tak膮 energi膮, 偶e zaszele艣ci艂y jej jedwabne halki. Bv艂a tak oburzona zachowaniem hrabiego, 偶e a偶 poczerwienia艂a na twa­rzy. Co ten Saint-Germain sobie w艂a艣ciwie wyobra偶a? Nast臋pnym razem nie pozwoli mu tak 艂atwo odej艣膰.

S艂uga poszed艂 przodem, otworzy艂 drzwi i sk艂oni艂 si臋 nisko. Saint- -Germain wszed艂 do salonu jak jaki艣 aktor, kt贸ry wychodzi na kr贸lewsk膮 scen臋 zalan膮 艣wiat艂em ramp i stara si臋 to 艣wiat艂o przy膰mi膰 w艂asnym bla­skiem. Lokaj zamkn膮艂 za nim drzwi i pozosta艂 na zewn膮trz, aby poczeka膰 na hrabiego i towarzyszy膰 mu p贸藕niej do salonu, gdzie mia艂o si臋 odby膰 tradycyjne soiree. Hrabia rozejrza艂 si臋 po salonie i stwierdzi艂 ze zdumie­niem, 偶e jest w nim sam. Pomieszczenie by艂o puste. Setki 艣wiec o艣wieda艂y bajecznie urz膮dzone wn臋trze, w kt贸rym dominowa艂 styl nazywany z fran­cuska chinoiserie. Hrabia zdumia艂 si臋 jeszcze bardziej, gdy us艂ysza艂, 偶e kto艣 przekr臋ca klucz w drzwiach. Podbieg艂 do nich szybko i zacz膮艂 wali膰 w nie r臋kami. Na pr贸偶no. Kto艣 zamkn膮艂 go od zewn膮trz.

- Prosz臋 wybaczy膰, monsieur, ca艂膮 t臋 maskarad臋, ale by艂a niestety ko­nieczna - us艂ysza艂 cichy m臋ski g艂os.

Rozejrza艂 si臋 po zalanym blaskiem 艣wiec salonie, staraj膮c si臋 prze­bi膰 wzrokiem panuj膮cy w nim p贸艂mrok. Zatrzyma艂 spojrzenie dopiero na hiszpa艅skiej 艣cianie, bo w艂a艣nie stamt膮d dobiega艂 g艂os. To na pewno 贸w kawaler z Wiednia.

Hrabia nie by艂 zachwycony faktem, 偶e nie widzi osoby, kt贸ra go tu zaprosi艂a, cho膰 ona mo偶e widzie膰 jego.

Nic si臋 nie sta艂o, monsieur, ale prosz臋 ju偶 wyj艣膰 z ukrycia, 偶eby艣my mogli porozmawia膰 twarz膮 w twarz - powiedzia艂, a w jego g艂osie da艂o si臋 s艂ysze膰 z trudem t艂umione dr偶enie. Instynkt jak zwykle go nie zawi贸d艂, bo ledwie wszed艂 do tego pomieszczenia, od razu wyczu艂 co艣 podejrzane­go. By艂o to jak ostrze偶enie. Gestem, kt贸ry sprawia艂 wra偶enie sztucznego, cho膰 na dworze cz臋sto si臋 nim pos艂ugiwano, aby ukry膰 niepewno艣膰, wyj膮艂 z kieszeni chusteczk臋 i wytar艂 ni膮 spocone czo艂o. W lustrze wisz膮cym na 艣cianie zauwa偶y艂, 偶e rozmy艂 mu si臋 makija偶, ods艂aniaj膮c brzydk膮, r贸偶ow膮

jak u 艣wini cer臋. 鈥濩o za przykre uczucie - pomy艣la艂 - i to z powodu jakie­go艣 kawalera z Wiednia鈥.

Nagle us艂ysza艂 kroki. Nareszcie nieznajomy si臋 ujawni. Na pewno jest wys艂annikiem tajnej cesarskiej policji w Wiedniu i chce zasi臋gn膮膰 infor­macji w sprawie planowanego najazdu.

Ale co to? Widok, jaki ujrza艂 hrabia, doprowadzi艂 go prawie do pal­pitacji serca. Posta膰, kt贸ra wysz艂a zza parawanu, by艂a do niego podobna jak dwie krople wody. Naprzeciwko hrabiego sta艂 jego sobowt贸r i nawet trzyma艂 w r臋ce identyczn膮 chusteczk臋. Wygl膮da艂o to tak, jakby spogl膮da艂 w lustro albo w czarn膮 zwodnicz膮 g艂臋bi臋 jakiego艣 koszmaru. Na twarzy jego lustrzanego odbicia pojawi艂 si臋 z艂owieszczy u艣miech. Spogl膮da艂o na niego jak gargulec z katedry Notre Dame w Pary偶u, czaj膮cy si臋 w ocze­kiwaniu na now膮 ofiar臋.

Saint-Germain nie wytrzyma艂 tego spojrzenia. Odwr贸ci艂 si臋 i pod­bieg艂 do drzwi. W tym momencie zza firan zas艂aniaj膮cych ciemne wn臋ki salonu wysz艂o czterech m臋偶czyzn. Na ich piersiach widnia艂 symbol czer­wonej gwiazdy. Hrabia zacz膮艂 piszcze膰 jak dziecko. Jego sobowt贸r roze­艣mia艂 si臋. Kiedy milcz膮cy napastnicy nak艂adali mu na g艂ow臋 worek, 艣miech sobowt贸ra nadal brzmia艂 mu w uszach.

Lokaj otworzy艂 drzwi salonu po um贸wionym kr贸tkim stukni臋ciu. Hrabia Saint-Germain wr贸ci艂 na przyj臋cie z powa偶n膮 min膮 i perfekcyjnie na艂o偶onym makija偶em. Odwr贸ci艂 si臋 do madame du Haus- set i powiedzia艂:

Madame powinna zrozumie膰, 偶e moje sumienie i poczucie odpo­wiedzialno艣ci nie pozwalaj膮 mi dzieli膰 si臋 tajemnic膮 z innymi osobami ani zarabia膰 na niej pieni臋dzy. Niech wi臋c chocia偶 to wyznanie b臋dzie pocieszeniem dla jej pani i innych dam na kr贸lewskim dworze w Wersa­lu i w Pary偶u.

Madame du Hausset sta艂a jak oniemia艂a. Nie przypuszcza艂a, 偶e Saint-Germain oka偶e tak zdecydowan膮 postaw臋. Zaskoczy艂 j膮 i nawet nie pr贸bowa艂a tego ukry膰. Kiedy odzyska艂a panowanie nad sob膮, hrabia szed艂 w艂a艣nie do kr贸la. Przygl膮da艂a mu si臋 w zamy艣leniu.

Potem odwr贸ci艂a si臋 i zbli偶y艂a ostro偶nie do drzwi, przez kt贸re wszed艂 hrabia. Rozejrza艂a si臋, a gdy stwierdzi艂a, 偶e w pobli偶u nie ma 偶adnego ze s艂u偶膮cych, przy艂o偶y艂a ucho do drzwi. Przez chwil臋 wydawa艂o jej si臋. 偶e s艂v-

szy j臋ki, t臋pe uderzenia i jakie艣 szmery, podobne do tych, gdy co艣 ci臋偶kiego spada na pod艂og臋. Kiedy jednak wesz艂a do 艣rodka, w salonie nikogo nie by艂o Nast臋pnego ranka s艂u偶ba zabra艂a si臋 za sprz膮tanie pa艂acu po nocnej zabawie. Jedna z pokoj贸wek chcia艂a wzi膮膰 si臋 za czyszczenie lustra, gdy nagle zauwa偶y艂a czerwon膮 gwiazd臋, kt贸r膮 jaki艣 dowcipni艣 wymalowa艂 na pi臋knym parkiecie czerwonym winem albo jakim艣 sosem. Zabra艂a si臋 wi臋c za szorowanie, z艂orzecz膮c z powodu zaschni臋tego brudu.

- Jean-Pierre! - pisn臋艂a. - Popatrz na to 艣wi艅stwo! Nie do艣膰, 偶e nasi szlachetni pa艅stwo sikaj膮 po k膮tach, to jeszcze bazgrz膮 po pod艂odze. Naj­wy偶szy czas, 偶eby to zmieni膰. Zobaczysz, jeszcze przyjdzie taki dzie艅, 偶e kto艣 podpali Bastyli臋...

KO艢CI脫艁 艢W. KAROLA BOROMEUSZA W WIEDNIU

Berner by艂 najwyra藕niej poruszony. Kl臋kn膮艂 przy martwej dziewczynie i poczu艂, jak znowu narasta w nim poczucie ca艂kowitej bez­silno艣ci. Jaki cz艂owiek mo偶e wymy艣li膰 i zrealizowa膰 co艣 tak perwersyjne­go? Dlaczego spotka艂o to w艂a艣nie t臋 dziewczyn臋, kt贸ra tylko obs艂ugiwa艂a wind臋 kursuj膮c膮 pod kopu艂臋 ko艣cio艂a, 偶eby zarobi膰 w ten spos贸b troch臋 pieni臋dzy? Co oznacza rysunek na jej plecach przedstawiaj膮cy skrzy­d艂a anio艂a? Albo twarz pomalowana na czarno? Berner uni贸s艂 p艂acht臋 zakrywaj膮c膮 dziewczyn臋 i poczu艂 zapach pasty do but贸w bij膮cy od jej twarzy. Zrobi艂o mu si臋 niedobrze. Specjali艣ci od zabezpieczania 艣lad贸w pracowali ju偶 na platformie pod kopu艂膮 i starali si臋 鈥 na razie bez efek­tu - odszuka膰 jakie艣 odciski palc贸w lub w艂贸kna. Dot膮d znale藕li tylko ubranie dziewczyny.

G艂os dobiegaj膮cy z g贸ry wyrwa艂 go z tych rozwa偶a艅:

- Prosz臋 tu przyj艣膰, panie komisarzu!

Berner spojrza艂 w g贸r臋 i zobaczy艂, jak kto艣 macha do niego znad po­r臋czy platformy. Podni贸s艂 si臋 z kl臋czek i podszed艂 sztywnym krokiem do windy. My艣li k艂臋bi艂y mu si臋 w g艂owie. Trzy zab贸jstwa w trzy dni, z tego dwa w ko艣cio艂ach. Co艣 tu si臋 dzieje, co艣 nies艂ychanie okrutnego i bezlito­snego. Tu nie chodzi o chorego psychicznie seryjnego zab贸jc臋. Berner by艂 tego pewien, bo podpowiada艂 mu to jego zawodowy instynkt. To, co si臋 sta艂o, by艂o w najdrobniejszych szczeg贸艂ach zaplanowane i zrealizowane. Bez skrupu艂贸w i bez chwili wahania.

Jad膮c wind膮, spojrza艂 w d贸艂. Na de rozleg艂ej posadzki ko艣cio艂a przy­kryte p艂acht膮 zw艂oki wydawa艂y mu si臋 takie ma艂e. Pomy艣la艂 o swojej c贸r­ce i wnuczce i przetar艂 zm臋czone oczy. Tam na dole te偶 le偶y c贸rka jakich艣 rodzic贸w - wkr贸tce zostan膮 poinformowani o jej 艣mierci. Od tej chwili przestan膮 rozumie膰 otaczaj膮cy ich 艣wiat, bo w艂a艣nie leg艂 w gruzach. Nagle Berner znienawidzi艂 sw贸j zaw贸d. Zreszt膮 nie pierwszy raz.

Szefem ekipy zabezpieczaj膮cej 艣lady by艂 nowy i m艂ody, a艂e pe艂en zapa艂u policjant. Berner przyjrza艂 mu si臋 w silnym 艣wiede reflektor贸w. 鈥濼o ju偶 inne pokolenie鈥, pomy艣la艂. Tacy jak on te偶 b臋d膮 si臋 powoli do­ciera膰 podczas kolejnych dochodze艅, sp臋dza膰 bezsenne noce w biurze lub w laboratorium, studiowa膰 grube segregatory z aktami i zmaga膰 si臋 z biurokracj膮. Oni te偶 p贸jd膮 t膮 sam膮 drog膮 co tysi膮ce innych. Oni te偶 kiedy艣 si臋 zmieni膮 i popadn膮 w rutyn臋. Zawsze tak jest. Berner wie­dzia艂, 偶e on sam dotar艂 ju偶 do kresu swojej drogi. To b臋dzie jego ostat­nia sprawa. Wniosek z pro艣b膮 o przej艣cie na emerytur臋 le偶y ju偶 gotowy i jutro rano go wy艣le.

- Na ubraniu nie znale藕li艣my 偶adnych godnych uwagi 艣lad贸w, ale za to wiemy, jak morderca zszed艂 z platformy i dlaczego nikt go nie widzia艂

- powiedzia艂 szef ekipy z b艂yskiem w oku, jakby by艂 艢wi臋tym Miko艂ajem, i Zaledwie kilka krok贸w od schod贸w ewakuacyjnych znale藕li艣my ma艂y korytarz w 艣cianie. Sprawca musia艂 o nim wiedzie膰. S膮 tam odciski st贸p i kurz na 艣cianach jest w kilku miejscach starty.

Berner skin膮艂 milcz膮co g艂ow膮.

- A odciski palc贸w? - spyta艂.

i Mn贸stwo. Nale偶膮 do turyst贸w. Tu, na platformie, ka偶dy trzyma si臋 por臋czy.

Berner skrzywi艂 si臋:

I Mia艂em na my艣li 艣lady w korytarzu, a nie na por臋czy - stwierdzi艂 sucho.

M艂ody policjant spojrza艂 na niego zmieszany i potrz膮sn膮艂 g艂ow膮:

- W korytarzu nic nie znale藕li艣my, ale nie dotarli艣my jeszcze do wy­lotu. ..

Przerwa艂 w p贸艂 zdania na widok niewzruszonej miny Bernera, kt贸ry przygl膮da艂 mu si臋 krytycznym wzrokiem.

- A dlaczego jeszcze nie? - mrukn膮艂 ironicznie i ze zniecierpliwie­niem komisarz. - Czy jest co艣, co was przed tym powstrzymuje?

T" .. V

Pbtem odwr贸ci! si臋 i zostawi艂 policjanta samego z jego my艣lami. Z kie­szeni p艂aszcza wyj膮艂 telefon i wystuka艂 numer. Wprawdzie by艂 ju偶 艣rodek nocy, ale akurat dzisiaj przyda mu si臋 pewna dawka wsp贸艂czucia.

Komendant policji, doktor Sina, spojrza艂 na zegarek i zakl膮艂 cicho pod nosem. Kto u diab艂a dzwoni o tej porze na jego domo­wy telefon? Przed chwil膮 po艂o偶y艂 si臋 spa膰, 偶ona ju偶 艣pi. Dzwonek telefo­nu na pewno j膮 zaraz obudzi, je艣li nie podniesie s艂uchawki. Wsta艂 z 艂贸偶ka, przeszed艂 do du偶ego pokoju, podni贸s艂 s艂uchawk臋 i mrukn膮艂:

Tak, s艂ucham.

Dobry wiecz贸r, panie komendancie 鈥溾枲 odezwa艂 si臋 Berner s艂odkim g艂osem, kt贸rego Sina nie znosi艂. 鈥 Czy偶by pan ju偶 spa艂?

Komisarzu Bemer, niech pan nie udaje, 偶e to pana interesuje - od­par艂 Sina. - Poza tym mam nadziej臋, 偶e ma pan uzasadniony pow贸d, 偶eby dzwoni膰 do mnie w nocy i zam臋cza膰 mnie bezsensownymi pytaniami.

Bemer milcza艂 przez chwil臋 i w艂a艣nie to zaniepokoi艂o Sin臋.

W ko艣ciele Karola Boromeusza dokonano zbrodni 鈥 odezwa艂 si臋 w ko艅cu komisarz - i to zbrodni perwersyjnej, zupe艂nie bezsensownej. Przypomina t臋, kt贸r膮 kto艣 pope艂ni艂 przed dwoma dniami w ko艣ciele 艢wi臋­tego Ruprechta. Wszystkie szczeg贸艂y przeka偶臋 panu rano. 鈥 Tu Bemer zrobi艂 efektown膮 pauz臋. - Jak pan wie, obok tego ko艣cio艂a znajduje si臋 ambasada francuska. Poszed艂em wi臋c do naszych francuskich koleg贸w z S没ret茅...

- Jak pan 艣mia艂? 鈥 przerwa艂 mu komendant.鈥擶ie pan przecie偶 do­brze, 偶e.w

Bemer domy艣li艂 si臋,偶e czeka go d艂uga litania, ale nie mia艂 ochoty wy­s艂uchiwa膰 jej po raz kolejny. M贸wi艂 wi臋c dalej, jakby mu nie przerwano:

-.. .z S没ret茅, kt贸rzy odpowiadaj膮 za bezpiecze艅stwo ambasady i spra­wuj膮 nadz贸r nad kamerami monitoruj膮cymi tamten teren. Byli na tyle uprzejmi, 偶e pozwolili mi bez zb臋dnych formalno艣ci zapozna膰 si臋 z na­graniami z tego popo艂udnia. Oczywi艣cie nieoficjalnie.

Sina doszed艂 do wniosku, 偶e w g艂osie Bernera pojawi艂a si臋 nutka pew­nego zarozumialstwa, co rozz艂o艣ci艂o go jeszcze bardziej. Jednak tym razem Bemer nie pozwoli艂 sobie przerwa膰.

- O godzinie 16.45 czarne audi na wiede艅skich dyploma-

, tycznych z dwoma osobami w 艣rodku przejecha艂o obok ambasady w kie­

runku ko艣cio艂a 艢wi臋tego Karola. Chyba pan si臋 domy艣la, na kogo zareje­strowany jest ten samoch贸d, panie komendancie? - spyta艂 Berner, kt贸ry nawet nie pr贸bowa艂 ukry膰 satysfakcji. - Ale to jeszcze nie wszystko. Ukry­te kamery zamontowane na kasie przy ko艣ciele zarejestrowa艂y pewnego elegancko ubranego m臋偶czyzn臋, kt贸ry nieca艂e pi臋膰 minut p贸藕niej skaso­wa艂 bilet, pr贸buj膮c zr臋cznie ukry膰 swoj膮 twarz. Dlatego nie da si臋 go na tym nagraniu rozpozna膰, ale z figury i wzrostu s膮dz膮c, m贸g艂by to by膰 ten sam m臋偶czyzna, kt贸rego widzia艂 nasz 艣wiadek w pobli偶u ko艣cio艂a 艢wi臋­tego Ruprechta.

Berner przesta艂 m贸wi膰 grzecznym tonem i Sina poczu艂, 偶e sytuacja wymyka mu si臋 spod kontroli. Komisarz do czego艣 zmierza艂, kieruj膮c si臋 do celu najkr贸tsz膮 drog膮.

Czy nadal b臋dzie pan twierdzi艂, panie komendancie, 偶e powinni艣my skierowa膰 t臋 spraw臋 na inne tory? Boja nie. Chc臋 znale藕膰 sprawc贸w obu zbrodni. Moim zdaniem s膮 nimi Chi艅czycy. Mam ju偶 po dziurki w no­sie tych dyplomatycznych gierek, tego ci膮g艂ego 鈥瀝臋ka r臋k臋 myje鈥, o ile obu stronom si臋 to op艂aca. Nie wiem, sk膮d pan otrzyma艂 takie polecenie i jest mi to najzupe艂niej oboj臋tne. Je艣li chce pan t臋 gr臋 kontynuowa膰, to prosz臋 bardzo. Ja nie b臋d臋. Le偶膮 przede mn膮 zw艂oki m艂odej dziewczyny, kt贸ra straci艂a 偶ycie zupe艂nie bez sensu, i to w tak okrutny i nieludzki spos贸b, 偶e w ca艂ej mojej d艂ugiej karierze zawodowej rzadko widywa艂em podob­ne przypadki. I chc臋 panu powiedzie膰, 偶e albo dostan臋 w 艣ledztwie woln膮 r臋k臋, co mo偶e doprowadzi膰 do incydentu dyplomatycznego, albo...

Berner nie doko艅czy艂 zdania, ale komendant wiedzia艂, co ma na my艣li:

Komisarzu Berner, odbieram panu oba 艣ledztwa, zar贸wno w spra­wie zab贸jstwa w ko艣ciele 艢wi臋tego Ruprechta, jak i tego wczorajszego. Moim zdaniem zabrak艂o panu koniecznego w tych sprawach profesjo­nalnego obiektywizmu.

Komendant wypowiedzia艂 te s艂owa tonem nie znosz膮cym sprzeciwu. Nie m贸g艂 si臋 pozby膰 wra偶enia, 偶e co艣 posz艂o nie tak jak trzeba. Berner jakby tylko na to czeka艂. Sina prawie widzia艂, jak komisarz u艣miechn膮艂 si臋 do siebie.

-Jutro zostawi臋 panu na biurku wniosek o przeniesienie w stan spo­czynku. Mam jeszcze cztery tygodnie urlopu. Wezm臋 go od tej chwili.

Berner zako艅czy艂 rozmow臋. Chwil臋 p贸藕niej Sina us艂ysza艂 w s艂uchaw­ce ci膮g艂y sygna艂.

& i h

Bcmer schowa艂 telefon i poczu艂, 偶e tak dobrze nie czu艂 si臋 od dawna. Zjecha艂 wind膮 na sam d贸艂 i odetchn膮艂 z ulg膮 widz膮c, 偶e kto艣 ju偶 zabra艂 zw艂oki dziewczyny. Postanowi艂, 偶e rano zjawi si臋 w biurze jako pierwszy i opr贸偶ni biurko ze swoich rzeczy.

U艣miechn膮艂 si臋 na my艣l o przeprowadzonej przed chwil膮 rozmowie z komendantem. Spodziewa艂 si臋, 偶e Sina b臋dzie mu utrudnia艂 odej艣cie, ale w ko艅cu osi膮gn膮艂 to, czego chcia艂. Sprawy rozwi膮zuje na sw贸j w艂asny spos贸b i nie pozwoli, 偶eby mu si臋 wtr膮cali jacy艣 biurokraci. Zreszt膮 robili to od dawna. Cz臋sto by艂o tak, 偶e po d艂ugich poszukiwaniach uda艂o mu si臋 wytropi膰 i aresztowa膰 jakiego艣 przest臋pc臋, ale on ju偶 po dwunastu godzi­nach wychodzi艂 na wolno艣膰 dzi臋ki sprytnym adwokatom, znajomo艣ciom lub zwyk艂ej bezczelno艣ci. Owi biurokraci cz臋sto kierowali 艣ledztwo na inne tory, bo kto艣 im tak 鈥瀙oleci艂 albo tego sobie 偶yczy艂鈥. Jak cz臋sto na pierwszy plan wysuwa艂y si臋 polityczne kalkulacje w nadziei, 偶e kt贸rego艣 dnia druga strona b臋dzie mog艂a zrewan偶owa膰 si臋 w podobny spos贸b?

Kiedy szed艂 schodami na ulic臋, dzwony ko艣cielne wybi艂y p贸艂noc. Tak, teraz b臋dzie mia艂 wreszcie czas, 偶eby odnowi膰 stare przyja藕nie i kultywo­wa膰 wrogo艣膰 wobec swoich nieprzyjaci贸艂. Bardzo go to ucieszy艂o. Podob­nie jak to, 偶e od tej pory nie b臋dzie ju偶 musia艂 na nic si臋 ogl膮da膰.

ROZDZIA艁 S

12 MARCA 2008 ROKU PEKIN

W TYM SAMYM CZASIE, GDY KOMISARZ BERNER WRACA艁 piechot膮 do domu, poranne s艂o艅ce z trudem pr贸bowa艂o przebi膰 si臋 przez szare niebo stolicy Chin, Pekinu. Lodowaty p贸艂nocny wiatr wiej膮cy od g贸r tworzy艂 g臋ste tumany 艣niegu i rozwiewa艂 go nad placem Niebia艅skiego Spokoju. Limuzyna z zaciemnionymi szybami przyjecha艂a pod dom Li Fenga nieca艂e trzy godziny po jego powrocie z Tybetu. Dw贸ch milcz膮­cych, umundurowanych m臋偶czyzn odwioz艂o go do ministerstwa obrony. Tam zaprowadzono go na korytarz przed gabinetem ministra, gdzie przez p贸艂 godziny czeka艂 na wezwanie. Z艂y znak. Pod mundurem poczu艂 stru偶ki potu, ko艂nierzyk zrobi艂 si臋 nagle zbyt ciasny.

Minister obrony Chin by艂 niskim, kr臋pym m臋偶czyzn膮. Mia艂 g臋ste, czarne w艂osy i krzaczaste brwi, kt贸re ci膮gle si臋 je偶y艂y, wprawiaj膮c Li Fen­ga w pewn膮 nerwowo艣膰. Minister wpatrywa艂 si臋 艣widruj膮cym wzrokiem w genera艂a, kt贸ry czu艂 si臋 tak, jakby tu偶 przed oddaniem salwy sta艂 przed plutonem egzekucyjnym. Gabinet by艂 przegrzany, umeblowany w z艂ym stylu. Ci臋偶kie fotele obite jasnozielonym aksamitem zdradza艂y kiepski gust ministra. Li Feng skrzywi艂 twarz.

Co pan sobie wyobra偶a, towarzyszu generale? 鈥 naskoczy艂 na nie­go minister i zamiast si臋 z nim przywita膰, wyci膮gn膮艂 w jego stron臋 pa­lec w oskar偶aj膮cym ge艣cie. 鈥 Straci艂 pan trzynastu 偶o艂nierzy z doborowej jednostki i helikopter. I po co? Po nic. Bawi si臋 pan w wojn臋, szturmu-

je szczyt g贸ry, wykorzystuj膮c do tego dwudziestu czterech komandos贸w i trzy 艣mig艂owce bojowe Mi24, przypuszcza pan atak na tybeta艅ski klasz­tor. Szkoda tylko, 偶e nie zaprosi艂 pan jeszcze prasy. Nikt nie odda艂 w wa­sz膮 stron臋 ani jednego strza艂u, a pan traci trzynastu ludzi i wraca do bazy w Lhasie pokonany i bez 偶adnej zdobyczy. Pokonany przez dwudziestu martwych mnich贸w!

Li Feng zada艂 sobie w my艣lach pytanie, sk膮d minister ma takie infor­macje. Nie mia艂 jednak czasu, 偶eby si臋 nad tym zastanowi膰, bo minister jeszcze nie sko艅czy艂:

- Ju偶 kiedy艣 wspomina艂em, 偶e musimy czeka膰 na wyniki z Europy. I tak zrobimy. Uruchomili艣my wszystkie tryby, 偶eby wydarzy艂o si臋 co艣,

o czym pan nawet nie ma poj臋cia.

Minister zaczerpn膮艂 powietrza i zapali艂 papierosa. Li Feng sta艂 w miej­scu i czu艂 si臋 jak sztubak.

- Nie b臋d臋 tolerowa艂 nikogo, kto dzia艂a na w艂asn膮 r臋k臋, zw艂aszcza w sprawie o takim ci臋偶arze gatunkowym, kt贸rego pan nie jest w stanie sobie nawet wyobrazi膰. Post膮pi艂 pan nieodpowiedzialnie, przysporzy艂 pan strat Chi艅skiej Republice Ludowej i nie posun臋艂o nas to nawet o krok dalej. Z ca艂ym szacunkiem dla pana dotychczasowych sukces贸w, ale to, co pan zrobi艂 teraz, nie zapisze si臋 z艂otymi zg艂oskami w pana 偶yciorysie. Przeciwnie. To by艂a kl臋ska. Minister wysmarka艂 si臋 w du偶膮 chustk臋 do nosa i m贸wi艂 dalej: 鈥 Je艣li sprawa wyjdzie na jaw, mi臋dzynarodowa pra­sa dorwie nas jak piranie. Wys艂a艂em ju偶 odpowiednie rozkazy do Tybetu, 偶eby zminimalizowa膰 straty.

Minister podszed艂 bli偶ej i zmierzy艂 Li Fenga krytycznym spojrzeniem.

Oczekuj臋, 偶e od tej chwili b臋dzie pan 艣ci艣le wype艂nia艂 moje roz­kazy. Jeszcze jedna samowolka i postawi臋 pana przed s膮dem wojskowym za zdrad臋. Przy okazji chc臋 panu co艣 obieca膰: dopilnuj臋 wtedy, 偶eby pana rozstrzelano. Czy pan mnie zrozumia艂?

Genera艂 skin膮艂 g艂ow膮 zrezygnowany. Krople potu kapa艂y mu z czo艂a na czubek nosa.

Minister podszed艂 do biurka i wyj膮艂 z szuflady br膮zow膮 kopert臋. Po- da艂 j膮 genera艂owi i powiedzia艂:

I To pa艅ski bilet lotniczy do Wiednia. Chc臋, 偶eby pan nadzorowa艂 rozw贸j sytuacji z bliska i codziennie o wszystkim mi meldowa艂. Faza nu­mer jeden jest zako艅czona. Od tej chwili zasadniczego znaczenia na-

r

biera w艂a艣ciwe dzia艂anie w czasie. Poleci pan jeszcze dzisiaj, w po艂udnie. W Wiedniu ju偶 na pana czekaj膮.

Minister podszed艂 do swojego wysokiego fotela stoj膮cego za maho­niowym biurkiem, usiad艂 i spojrza艂 na Li Fenga.

I Chcia艂bym, 偶eby艣my si臋 dobrze zrozumieli. Nie chc臋 ju偶 s艂ysze膰

0 偶adnych b艂臋dach i o jakimkolwiek dzia艂aniu na w艂asn膮 r臋k臋, bo nie b臋­dzie pan potrzebowa艂 biletu powrotnego. Sam rozsypi臋 pa艅skie popio艂y nad wodami pi臋knego modrego Dunaju.

Kiedy Li Feng opu艣ci艂 gabinet ministra, otwar艂y si臋 drzwi

1 do 艣rodka wszed艂 sekretarz generalny Komunistycznej Partii Chin. Usiad艂 w fotelu i za艂o偶y艂 nog臋 na nog臋. Z ci臋偶kiego srebrnego etui, pre­zentu od brytyjskiego ministra spraw zagranicznych, wyj膮艂 cygaro, zapa­li艂 je i spojrza艂 w zamy艣leniu na ministra, kt贸ry wyci膮gn膮艂 z szuflady dwa dokumenty i po艂o偶y艂 je na biurku. Sekretarz pods艂uchiwa艂 jego rozmow臋 z Li Fengiem i obserwowa艂 j膮 na wielkim monitorze w s膮siednim poko­ju. Niech臋膰, jak膮 偶ywi艂 do genera艂a, nie by艂a tajemnic膮 ani w Partii, ani w艣r贸d cz艂onk贸w rz膮du.

- Panie ministrze, nie jestem pewien, czy zdaje pan sobie spraw臋, jak wa偶na jest ta operacja dla naszej ojczyzny. Nie przesadz臋 chyba, je艣li po­wiem, 偶e od dw贸ch tysi臋cy lat nie trafi艂a si臋 nam okazja, aby wej艣膰 w po­siadanie tej tajemnicy.

Sekretarz spojrza艂 na 偶arz膮ce si臋 cygaro i na ministra.

-Jak pan wie, pozytywny wynik tej operacji nie tylko poprawi znacz膮­co pozycj臋 Chin w 艣wiecie, ale tak偶e ukszta艂tuje przysz艂o艣膰 ca艂ego 艣wiata w spos贸b, kt贸ry jest dzisiaj trudny do wyobra偶enia. Dlatego mam w膮t­pliwo艣ci co do osoby Li Fenga. Poprzez swoje nieprzemy艣lane dzia艂ania w Tybecie pokaza艂, 偶e nie jest cz艂owiekiem w艂a艣ciwego formatu. Chcia艂­bym zapewni膰 bezpiecze艅stwo Chinom i zminimalizowa膰 ryzyko. Niech pan wy艣le do Austrii jeszcze jednego cz艂owieka, bo na samego Li Fenga nie mo偶emy ju偶 Uczy膰.

Minister skin膮艂 g艂ow膮.

Mog臋 pana uspokoi膰, towarzyszu sekretarzu, 偶e tak si臋 stanie. Mamy na miejscu drugiego cz艂owieka, i to najlepszego, jakiego mo偶na sobie wyobrazi膰.

Po tych s艂owach minister uderzy艂 d艂oni膮 w akta le偶膮ce na biurku i u艣miechn膮艂 si臋 pewny siebie.

I

W

Komisarz Berner zakocha艂 si臋. Za ka偶dym razem kiedy jaka艣 sprawa nie pozwala艂a mu zasn膮膰, kiedy ko艅czy艂 jaki艣 raport o drugiej w nocy albo znowu musia艂 zrobi膰 wypad do dzielnicy czerwonych latar­ni, stawa艂 w obliczu tego samego dylematu: dok膮d wybra膰 si臋 na piwo, na kaw臋 albo na heribett膮艂 S艂owo to wymy艣li艂 kt贸ry艣 z jego koleg贸w z policji, kt贸ry nie zna艂 angielskiego i dlatego przerobi艂 angielskie okre艣lenie early birdy tzn. 鈥瀝anny ptaszek鈥, na heribert. S艂owo przyj臋艂o si臋 w艣r贸d wszystkich jego koleg贸w, a Bemer szuka艂 odpowiedniego lokalu do czasu, a偶 w latach osiemdziesi膮tych Caf茅 Prindl zamieni艂a si臋 w nocn膮 kawiarni臋 Prindl. Ber­ner odnalaz艂 w niej sw贸j drugi dom, gdzie podczas d艂ugich godzin noc­nych m贸g艂 liczy膰 na schronienie i zaspokoi膰 g艂贸d.

W ko艅cu sta艂o si臋 tradycj膮, 偶e p贸藕ne przypadki rozwi膮zywa艂 przy heribercie. Pokocha艂 ten lokal ca艂ym sercem, bo nikt go tu nie niepokoi艂, a gdy tylko pojawia艂 si臋 w drzwiach, nie musia艂 nawet sk艂ada膰 zam贸wie­nia, bo barman od razu nalewa艂 mu piwa.

Tym razem te偶 tak by艂o, gdy po d艂ugim, pe艂nym zamy艣lenia spacerze przez centrum Wiednia dotar艂 do placu Gaussa po艂o偶onego obok Au­garten. Siedzib臋 mia艂 tam Ch艂opi臋cy Ch贸r Wiede艅ski. Bemer by艂 prze­marzni臋ty, wi臋c z przyjemno艣ci膮 wszed艂 do lokalu. Wystr贸j kawiarni z jej r贸偶owymi, czerwonymi kolorami i owalnymi kszta艂tami stanowi艂 偶ywy cytat z lat pi臋膰dziesi膮tych.

Gdy przeciska艂 si臋 przez dum go艣ci, w nos uderzy艂 go zapach gula­szu, sznycli i kluseczek z jajkiem. Stolik, przy kt贸rym zawsze siada艂, by艂 jakim艣 cudem wolny. Kiedy zerkn膮艂 w stron臋 lady, zobaczy艂, 偶e kelner nie­sie mu ju偶 piwo.

Przy s膮siednim stoliku siedzia艂a grupka m臋偶czyzn, z samego wygl膮­du zas艂uguj膮cych na trzysta lat wi臋zienia. Zabawiali si臋 nieokre艣lon膮 gr膮 w karty, kt贸rej cech膮 charakterystyczn膮 by艂y g艂o艣ne okrzyki i pe艂ne z艂o艣ci westchnienia. Dwa stoliki dalej siedzia艂y dwie pary w wieczorowych stro­jach. Przed nimi sta艂y wielkie talerze z pieczeni膮 i kartoflami. Wiele os贸b wpada艂o tu po wizycie w teatrze albo w klubie, 偶eby w drodze do domu zaspokoi膰 g艂贸d i dopiero wtedy po艂o偶y膰 si臋 do 艂贸偶ka.

Bemer lubi艂 tutejsz膮 atmosfer臋. Tworzyli j膮 mieszka艅cy s膮siednich dom贸w, nocne marki, podejrzane typki, kierowcy taks贸wek, dziwki i po-

98 1

licjand. By艂 to 艣wiat, w kt贸rym czu艂 si臋 jak u siebie w domu. 鈥濿 kt贸­rym czu艂em si臋 jak u siebie w domu鈥, poprawi艂 si臋 w my艣lach. Zreszt膮 akurat w tym wzgl臋dzie nie musi nic zmienia膰, nawet jak przejdzie na emerytur臋.

Kiedy kelner, kt贸ry w dumie go艣ci biega艂 od stolika do stolika, przy­ni贸s艂 mu piwo, Berner zdecydowa艂 si臋 na 禄gulasz fiakra鈥. Ucze艅 z po艂o­偶onej obok piekarni Prindl przyni贸s艂 akurat do kawami wielk膮 blach臋 ze 艣wie偶ymi p膮czkami. W latach dwudziestych w obecnej piekarni funkcjo­nowa艂o kino Matylda, ale nie przetrwa艂o okresu recesji.

Berner poczu艂, jak napi臋cie powoli w nim opada. Uda艂o mu si臋 na­wet usun膮膰 z pami臋ci obraz pi臋knej dziewczyny zamordowanej w ko艣cie­le. Rano musi jeszcze poinformowa膰 rodzin臋 o jej tragicznej 艣mierci. Nie chcia艂, 偶eby ten ostatni oficjalny gest wykona艂 za niego kto艣 inny. Czu艂, 偶e w jaki艣 spos贸b jest to winien dziewczynie.

Zd膮偶y艂 wypi膰 p贸艂 kufla piwa, a kelnerka przynios艂a mu paruj膮cy gu­lasz, gdy nagle zadzwoni艂 jego telefon kom贸rkowy. Przez kr贸tk膮 chwil臋 targa艂y nim w膮tpliwo艣ci, co powinien zrobi膰: 鈥瀘debra膰 i zje艣膰 p贸藕niej鈥 czy raczej 鈥瀦je艣膰 i oddzwoni膰鈥. Walka by艂a kr贸tka i bolesna. W ko艅cu odebra艂. Zameldowa艂 si臋 贸w m艂ody policjant z ekipy zabezpieczaj膮cej 艣lady, kt贸rego p贸藕na godzina nie pozbawi艂a entuzjazmu w g艂osie. Komisarz westchn膮艂 i znowu poczu艂 si臋 staro.

- Panie komisarzu, bardzo si臋 ciesz臋, 偶e uda艂o mi si臋 pana jeszcze z艂apa膰.

Berner odburkn膮艂 co艣 niewyra藕nie. W艂a艣ciwie nic go to ju偶 nie ob­chodzi, ale m艂ody policjant o tym nie wiedzia艂. Dlatego postanowi艂, 偶e go wys艂ucha. Jednak jedno spojrzenie na gulasz sk艂oni艂o go do wa偶nego stwierdzenia:

- Tylko prosz臋 si臋 streszcza膰.

Jego rozm贸wca w og贸le o tym nie my艣la艂. Najpierw opowiedzia艂

o licznych odciskach palc贸w znalezionych na por臋czy platformy, potem o ubraniu zabitej dziewczyny i dopiero gdy Berner ponagli艂 go, 偶eby 鈥瀙owiedzia艂 co艣 konkretnego鈥, przeszed艂 do rzeczy:

- Oczywi艣cie, panie komisarzu, chcia艂em panu tyiko powiedzie膰, 偶e w tamtym korytarzu nie znale藕li艣my 偶adnych odcisk贸w palc贸w. Natomiast odciski st贸p s膮 zamazane i nie b臋dziemy mogli ich wykorzy­sta膰. ..

Policjant przerwa艂 na chwil臋 i zawaha艂 si臋. Bemer zdo艂a艂 nad sob膮 zapanowa膰. Czeka艂 na dalszy ci膮g. Po kr贸tkiej chwili policjant kontynu­owa艂 swoj膮 relacj臋:

-Jednak w ustach dziewczyny znale藕li艣my co艣 dziwnego: dwie kulki z ro艣liny o nazwie rosopsida, a 艣ci艣lej m贸wi膮c z podklasy rosopsida.

I znowu cisza w s艂uchawce. Tym razem Berner straci艂 cierpliwo艣膰:

- Nie jestem botanikiem ani chemikiem, a gdybym nie wst膮pi艂 do policji, pilotowa艂bym dzisiaj jumbo j臋ty. Niech wi臋c pan b臋dzie tak dobiy i m贸wi do mnie w spos贸b bardziej zrozumia艂y, 偶eby przeci臋tnie inteligent­ny policjant jak ja zrozumia艂, o co chodzi.

Bemer zacz膮艂 m贸wi膰 podniesionym g艂osem. Obie elegancko ubra­ne pary siedz膮ce przy s膮siednim stoliku spojrza艂y na niego i zacz臋艂y co艣 szepta膰 do siebie. Berner zerkn膮艂 z ut臋sknieniem na sw贸j gulasz, z kt贸re­go ju偶 nie unosi艂a si臋 para.

- Bawe艂na. To bawe艂na - powiedzia艂 szef ekipy technicznej przepra­szaj膮cym tonem.

Bemer nadal nic z tego nie rozumia艂. Gdy zapad艂o milczenie, ponow­nie zerkn膮艂 na sw贸j gulasz.

- Co艣 jeszcze? 鈥 spyta艂.

- Zajmuje si臋 pan tak偶e spraw膮 Mertensa, prawda?

Bemer zdoby艂 si臋 tylko na wykrztuszenie z siebie niezobowi膮zuj膮cego 鈥瀖hmhpm鈥. M艂ody policjant potraktowa艂 to jako potwierdzenie.

- Zak艂ad medycyny s膮dowej prosi艂, 偶eby panu przekaza膰, 偶e to nie by艂o samob贸jstwo. Pod sznurem znale藕li 艣lady po duszeniu. By艂y zr臋cznie ukryte, ale nie na tyle, 偶eby nie mo偶na ich by艂o zauwa偶y膰.

I znowu cisza. Czy on czeka na pochwa艂臋? 鈥 zastanawia艂 si臋 Berner i w ko艅cu stwierdzi艂 kr贸tko:

- Dzi臋kuj臋, w艂a艣nie na to czeka艂em.

Szeroki u艣miech jego rozm贸wcy prawie pali艂 go w policzek.

Komisarz zako艅czy艂 rozmow臋 i z nieszcz臋艣liw膮 min膮 przygl膮da艂 si臋 gulaszowi. Przysun膮艂 sobie talerz i chcia艂 zacz膮膰 je艣膰, gdy nagle kto艣 mu go zabra艂 i postawi艂 na stole nowy, pe艂en 艣wie偶ej, paruj膮cej potrawy.

- Przecie偶 nie b臋dzie pan jad艂 zimnego gulaszu, panie komisarzu. Prawda? - spyta艂 zdziwiony kelner i nieproszony postawi艂 obok kufel 艣wie偶ego piwa.

Bemer naprawd臋 kocha艂 ten lokal.

Fryderyk pochyli艂 si臋 nad du偶ym sto艂em stoj膮cym przy kominku. Wygl膮da艂 dok艂adnie tak, jak Wagner go sobie wyobra偶a艂. Ros艂y, chudy, wysoki, pe艂en godno艣ci, otoczony aur膮 tajemniczo艣ci, kt贸ra czyni艂a go nieprzyst臋pnym. Jego charakterystyczny zakrzywiony nos i w膮sk膮 twarz o艣wietla艂y migocz膮ce p艂omienie ognia. Ciemne oczy b艂yszcza艂y. Mia艂 na sobie szerok膮 czarn膮 peleryn臋 z czerwonymi wypustkami. Wygl膮da艂y tak, jakby poch艂ania艂y ogie艅.

Ko艣cistymi d艂o艅mi cesarz rozpostar艂 na blade sto艂u map臋, 偶eby znowu si臋 nie zwin臋艂a. W ko艅cu si臋gn膮艂 po figurk臋 srebrnego anio艂a z wysuni臋t膮 lanc膮 i przycisn膮艂 ni膮 r贸g starego pergaminu. Po drugiej stronie po艂o偶y艂 ksi膮偶k臋. Wagner wyci膮gn膮艂 szyj臋, 偶eby rozszyfrowa膰 rysunek na mapie, ale nie uda艂o mu si臋, cho膰 bardzo si臋 stara艂. Blask bij膮cy od ognia powodowa艂, 偶e rysunki i litery ta艅czy艂y mu przed oczami i wprowadza艂y go w b艂膮d.

Fryderyk si臋gn膮艂 po pi贸ro, zamoczy艂 je w ma艂ym ka艂amarzu stoj膮cym obok mapy i zacz膮艂 co艣 pisa膰. S艂ycha膰 by艂o skrzypienie pi贸ra po pergami­nie. Najpierw wolne, potem coraz szybsze. Kiedy znowu musia艂 zamoczy膰 pi贸ro, spojrza艂 przenikliwym wzrokiem na Wagnera i odezwa艂 si臋 do niego d藕wi臋cznym g艂osem. Nie by艂 to g艂os starego cz艂owieka:

Ludzie uwa偶aj膮, 偶e jestem chciwy i s艂aby, ale si臋 myl膮. Mam wi臋cej bogactw ni偶 wszyscy inni razem wzi臋ci. Wiem, uwa偶a si臋 mnie powszech­nie za konserwatyst臋. Ale ja chroni臋, zachowuj臋 i badam w spos贸b nie­zmordowany, podczas gdy inni prowadz膮 wojny. Kiedy艣, gdy si臋gn膮 tam, gdzie wzrok nie si臋ga, sami zobacz膮. Pod warunkiem, 偶e wejd膮 w to g艂臋­biej, nie powierzchownie, jak kury grzebi膮ce w kupie gnoju.

Znowu zacz膮艂 co艣 pisa膰, a d藕wi臋k skrzypi膮cego pi贸ra wyda艂 si臋 Wa­gnerowi nienaturalnie g艂o艣ny. Cesarz podni贸s艂 wzrok i spojrza艂 mu prosto w oczy. Jego spojrzenie przeszy艂o go na wskro艣:

Twierdzisz, 偶e jestem podejrzliwy, ale gdyby艣 wiedzia艂 to, co ja wiem, te偶 okazywa艂by艣 podejrzliwo艣膰. Tej wiedzy po艣wi臋ci艂em ca艂e moje 偶ycie, zgromadzi艂em wok贸艂 siebie najm膮drzejszych ludzi i astrolog贸w. Studiowa艂em astronomi臋 i alchemi臋. Czym偶e jest kr贸lowanie w dol­nych sferach, je艣li czekaj膮 na mnie anio艂y? Wszyscy 艂ami膮 sobie g艂ow臋 nad moim d艂ugim 偶yciem i d艂ugim okresem moich rz膮d贸w. Gdyby tyl­ko wiedzieli... ,

Fryderyk roze艣mia艂 si臋 sucho, a Wagner poczu艂, jak po plecach prze­sz艂y mu ciarki.

- Dlaczego nie spojrz膮 na to szerzej? Dlaczego nie przeczytaj膮 tego, co napisa艂em? Dlaczego nie si臋gn膮 po klucz, kt贸ry im zostawi艂em? Dla­czego nie chc膮 si臋 nauczy膰 patrze膰 i rozumie膰? Bo s膮 g艂upi i nie doceniaj膮 mnie, podobnie jak ci, co 偶yli w moich czasach.

Cesarz uni贸s艂 palec, ale Wagner nie wiedzia艂, czy cesarz mu grozi czy te偶 mo偶e chce zwr贸ci膰 uwag臋 na co艣 konkretnego,

-To straszliwa tajemnica! Gdy zostanie odkryta, nast膮pi koniec 艣wia­ta. W 偶adnych okoliczno艣ciach nie wolno tworzy膰 anio艂贸w, je艣li nie mo偶­na nad nimi zapanowa膰.

Fryderyk delikatnie pog艂adzi艂 r臋k膮 srebrn膮 figurk臋, kt贸ra b艂yszcza艂a w blasku ognia i nagle anio艂ek zbudzi艂 si臋 do 偶ycia, pofrun膮艂 w g贸r臋 i skie­rowa艂 w stron臋 Wagnera, jakby chcia艂 wyk艂u膰 mu oko swoj膮 lanc膮. Wa­gner broni艂 si臋 przed nim, macha艂 r臋kami i pr贸bowa艂 si臋 uchyli膰, ale anio艂 stawa艂 si臋 coraz wi臋kszy...

W tym momencie obudzi艂 si臋 zlany potem. Le偶a艂 w 艂贸偶ku w wie­偶y na zamku Grab. Fryderyka ju偶 nie by艂o, a razem z nim znikn膮艂 anio艂.

I tylko pies, kt贸ry le偶a艂 na ko艂drze, podni贸s艂 zaspany g艂ow臋 i spojrza艂 na niego z wyrzutem.

W pokoju panowa艂 ch艂贸d i Wagner dr偶a艂 na ca艂ym ciele. Dziwny sen by艂 tak realny, 偶e wydawa艂o mu si臋, i偶[ nadal widzi i s艂yszy cesarza. Po­trz膮sn膮艂 zdziwiony g艂ow膮 i zerkn膮艂 na zegarek Min臋艂a sz贸sta. Wr贸ci艂 do 艂贸偶ka i szczelniej okry艂 si臋 ko艂dr膮. Dwie godziny snu dobrze mu zrobi膮.

Nie m贸g艂 jednak zasn膮膰. Przewraca艂 si臋 niespokojnie z boku na bok i czu艂, 偶e w brzuchu zagnie藕dzi艂 mu si臋 jaki艣 dziwny niepok贸j, kt贸ry nie chce ust膮pi膰. Przecie偶 to tylko sen, uspokaja艂 sam siebie, ale mimo zamkni臋­tych oczu wyra藕nie wdzia艂 twarz Fryderyka i srebrn膮 figur臋 anio艂a, kt贸­ry mu grozi艂. Anio艂 ten zupe艂nie nie pasowa艂 do tradycyjnego wizerunku 艂agodnego, spokojnego anio艂ka, jaki zna艂 do tej pory. Cherubinek ze snu chcia艂 go zabi膰 zaraz po tym, jak Fryderyk wzbudzi艂 go do 偶ycia. Czy to anio艂 zemsty? Jeden z upad艂ych syn贸w nieba, wyrzucony z Raju i skazany na kontynuowanie 偶ywota mi臋dzy obu 艣wiatami?

Wagner obr贸d艂 si臋 na drugi bok i poprawi艂 poduszk臋. Tschak, kt贸­remu zm膮ci艂 spok贸j, spr臋偶y艂 si臋 i zeskoczy艂 z 艂贸偶ka, 偶eby po艂o偶y膰 si臋 na swojej wygodnej le偶ance.

W ko艅cu, po niemal godzinnych rozmy艣laniach, Wagner zapad艂 w sen. Tym razem nic mu si臋 nie 艣ni艂o.

Obudzi艂 go zapach 艣wie偶ej kawy. A przecie偶 m贸g艂by przysi膮c, 偶e przed chwil膮 zasn膮艂. Jednak szybkie spojrzenie na zegarek u艣wiadomi­艂o mu, 偶e zaspa艂.

Podczas 艣niadania przy du偶ym stole, na kt贸rym w jego 艣nie Fryderyk roz艂o偶y艂 map臋, Wagner opowiedzia艂 przyjacielowi o nocnym ataku anio艂a i o chudym, wysokim cesarzu w czarnej pelerynie. Sina skin膮艂 powa偶nie g艂ow膮, a Wagner by艂 mu wdzi臋czny, 偶e sobie z niego nie 偶artuje.

Ca艂a ta historia zajmuje nas bardziej, ni偶 chcemy to przyzna膰. Mnie ostatniej nocy prze艣ladowa艂 widok Mertensa. Jego 艣mier膰 rodzi wiele py­ta艅, nad kt贸rymi zastanawia艂em si臋 wczoraj przed snem. Jestem przeko­nany, 偶e nie pope艂ni艂 samob贸jstwa. Bo niby dlaczego? Kto艣 go zamordo­wa艂. Tylko kto? I dlaczego w艂a艣nie teraz? A ba艂agan w jego pokoju - czego morderca tam szuka艂?

Sina umilk艂 i wypi艂 艂yk herbaty. Wagner w zamy艣leniu miesza艂 kaw臋.

Mertens przez wiele lat zajmowa艂 si臋 Fryderykiem i jego grobow­cem w ko艣ciele 艢wi臋tego Stefana. To by艂a jego pasja - zastanawia艂 si臋 na g艂os. - Podczas d艂ugich lat bada艅 musia艂 porobi膰 jakie艣 rysunki, notatki, zgromadzi膰 jakie艣 dokumenty. Je艣li nie zosta艂 zabity z innego powodu, sprawca albo sprawcy w艂a艣nie tego szukali.

Niestety, nie wiemy, czy co艣 tam znale藕li - odpar艂 Sina. - Podobnie jak Berner, kt贸ry nie wysun膮艂 takich przypuszcze艅, wi臋c on te偶 tego nie szuka. Pewne jest tylko jedno: ca艂a wiedza zgromadzona przez Mertensa bardzo by nam pomog艂a i upro艣ci艂a wiele spraw.

Powinni艣my jeszcze raz wej艣膰 do jego mieszkania, 偶eby je przeszu­ka膰 鈥 zaproponowa艂 Wagner.

Ale偶 oczywi艣cie! Berner nas tam zaprosi, otworzy nam drzwi i b臋­dzie na nas czeka艂 przed wej艣ciem, 偶eby nikt nas nie zaskoczy艂 - ironizo­wa艂 Sina. Spojrza艂 zdumiony na Wagnera i pokr臋ci艂 g艂ow膮: - Masz coraz gorsze pomys艂y.

Twoja kawa te偶 jest coraz gorsza鈥攐dpar艂 kr贸tko Wagner i zajrza艂 do fili偶anki.鈥擩u偶 czas, 偶eby艣my pojechali do Wiednia i poszli sobie na spa­cer. Musimy odwiedzi膰 cztery ko艣cio艂y, kt贸re znajduj膮 si臋 w tajemniczym kr臋gu. Fryderyk pozostawi艂 nam go w swoim pierwszym rebusie. Punkt

-i-WT

pocz膮tkowy w tej historii znajduje si臋 u Ruprechta, bo inaczej zab贸jca nie pozostawi艂by swojej pierwszej ofiary w艂a艣nie tam. Wiesz co?

Sina pokr臋ci艂 przecz膮co g艂ow膮.

Uwa偶am, 偶e zab贸jca albo jego zleceniodawcy rozwi膮zali pierwsz膮 cz臋艣膰 zagadki, ale potem utkn臋li. Nie potrafili jej rozgry藕膰 do ko艅ca. Z ja­kiego powodu, to ju偶 inna sprawa. I dlatego podsun臋li j膮 pod nos nam. Znajdujemy si臋 dopiero w fazie rozgrzewki - roze艣mia艂 si臋 Wagner. - Te cztery ko艣cio艂y le偶膮ce na kr臋gu przybli偶膮 nas troch臋 do celu. B臋dziemy bli偶ej rozwi膮zania tajemnicy, kt贸r膮 Fryderyk z takim po艣wi臋ceniem zaszy­frowa艂. Musimy si臋 za ni膮 zabra膰 w logiczny spos贸b i je艣li cesarz faktycznie pozostawi艂 jakie艣 艣lady, znajdziemy je - zako艅czy艂 z optymizmem w g艂osie.

CENTRUM WIEDNIA

Trzy godziny p贸藕niej Wagner nie by艂 jvf偶 tak pewny siebie. Kiedy przyjechali z Sin膮 do Wiednia, najpierw obejrzeli ko艣ci贸艂 Karmeli­t贸w, kt贸ry dopiero w XVII wieku zosta艂 zbudowany w do dzi艣 zachowa­nym stylu. Na pytanie, co sta艂o wcze艣niej w miejscu barokowego ko艣cio艂a, w biurze parafialnym nikt nie potrafi艂 im odpowiedzie膰.

Zakonnik nale偶膮cy do zgromadzenia Ma艂ych Braci Baranka otworzy艂 im ko艣ci贸艂 i wpu艣ci艂 ich do 艣rodka. On te偶 wiedzia艂 niewiele wi臋cej. Przy­jecha艂 tu z Francji przed zaledwie sze艣cioma miesi膮cami. Podczas kr贸t­kiego spaceru po 艣wi膮tyni Sina zauwa偶y艂 w bocznej niszy obok wej艣cia stos broszur o ko艣ciele, cienkie ksi膮偶eczki z informacjami o samej budowli i dzie艂ach sztuki znajduj膮cych si臋 w 艣rodku. Na wszelki wypadek wzi膮艂 jed­n膮 z nich i pod膮偶y艂 za Wagnerem i zakonnikiem, kt贸rzy 偶ywo rozmawiali ze sob膮 po francusku. Przez plac Karmelita艅ski przeszli do starego golfa nale偶膮cego do Wagnera. Ten ko艣ci贸艂 nie zdradzi 偶adnej tajemnicy, bo za czas贸w Fryderyka jeszcze nie istnia艂. Inna budowla te偶 chyba wcze艣niej na tym miejscu nie sta艂a. Sina odczuwa艂 rozczarowanie. Mo偶e to wszyst­ko by艂o po prostu jakim艣 urojeniem?

Ko艣ci贸艂 Karmelit贸w stanowi艂 najni偶ej po艂o偶ony punkt deltoidu. Pozosta艂e trzy ko艣do艂y by艂y bardziej wysuni臋te w stron臋 centrum mia­sta. Wsiedli wi臋c do samochodu Wagnera i pojechali na plac Bohater贸w w Hofburgu, gdzie mimo wcze艣niejszych obaw Siny uda艂o im si臋 znale藕膰 wolne miejsce parkingowe.

- Zacznijmy od ko艣cio艂a Szkockiego, potem przejdziemy do ko艣cio­艂a Franciszkan贸w, a na ko艅cu wst膮pimy do 艢wi臋tego Micha艂a - zapropo­nowa艂 Wagner. 鈥 Ca艂e moje zapotrzebowanie na zimne ko艣cio艂y zostanie wtedy na dzisiaj zaspokojone.

Sina skin膮艂 g艂ow膮 i ruszyli piechot膮 do Hofburga. Nieca艂e dziesi臋膰 minut p贸藕niej zatrzymali si臋 przed br膮zowym portalem ko艣cio艂a Szkoc­kiego na Freyungu. Brama nie by艂a zamkni臋ta. Wagner otworzy艂 jedno z ci臋偶kich drewnianych skrzyde艂. Sina ruszy艂 przodem, tu偶 za nim szed艂 Wagner. Zamkn膮艂 za sob膮 drzwi, kt贸re wyda艂y przy tym przyt艂umio­ny d藕wi臋k. W 艣rodku ogarn膮艂 ich mrok, ale po chwili jako艣 si臋 odnale藕li w nieo艣wiedonym przedsionku. W zalegaj膮cych ciemno艣ciach Sina nic nie widzia艂, za to st臋ch艂e powietrze pozbawi艂o go na moment oddechu. W ca艂ym ko艣ciele utrzymywa艂 si臋 zapach le偶膮cego tu od setek lat kurzu, 艣wiec i wilgotnego starego drewna.

Sina wpi艂 si臋 palcami w rami臋 Wagnera:

- Natychmiast znajd藕 jakie艣 drzwi! Musz膮 tu gdzie艣 by膰, po lewej albo po prawej strome. Czuj臋 si臋, jakbym le偶a艂 w jakiej艣 zakurzonej trum­nie 鈥 powiedzia艂.

- Tylko spokojnie, kolego. I zastan贸w si臋 troch臋 nad doborem s艂贸w, je艣li wolno mi o to prosi膰 - odpar艂 Wagner. Pchn膮艂 boczne drzwi i stwier­dzi艂 szyderczym tonem: - Georg, wyja艣nij mi, o jak膮 neuroz臋 ci chodzi?

Kiedy przeszli dalej, podszed艂 do nich m艂ody proboszcz. Wagner co艣 do niego powiedzia艂, ksi膮dz od razu zgodzi艂 si臋 oprowadzi膰 ich po ko艣ciele i otworzy膰 im ci臋偶k膮 krat臋 odgradzaj膮c膮 ich od wn臋trza. W odr贸偶nieniu od ko艣cio艂a Karmelit贸w ta 艣wi膮tynia by艂a jasna i przyjazna. Artysta, kt贸­ry wyko艅czy艂 wn臋trze w stylu barokowym, u偶y艂 du偶o ochry i bia艂ej farby.

- Nasz ko艣ci贸艂 jest o wiele starszy od ko艣cio艂a Karmelit贸w, z kt贸rego w艂a艣nie przyszli艣cie - zacz膮艂 proboszcz. - Zbudowano go dla irlandzkich mnich贸w i po艣wi臋cono 艣wi臋temu Jerzemu, pierwszemu benedyktynowi.

M艂ody duchowny poprowadzi艂 ich przez boczne nawy i w ci膮gu tych kilku chwil stara艂 si臋 im przedstawi膰 zarys historii ko艣cio艂a.

- Sam budynek zosta艂 oddany do u偶ytku w 1155 roku po trzech 艣wi臋tach: 17 marca, kiedy obchodzimy Dzie艅 艢wi臋tego Patryka, 20 marca, bo wtedy przypada艂a akurat Niedziela Palmowa i 21 marca, Dniu 艢wi臋tego Benedykta.

Sina ogl膮da艂 dziesi臋膰 gotyckich nagrobk贸w z czerwonego marmu­ru, takiego samego, z jakiego wykonany by艂 sarkofag cesarza Fryderyka.

- Fbsiadamy tu najstarszy w Wiedniu pos膮g Maryi Pe艂nej 艁aski z 1250 roku. Mog膮 j膮 panowie podziwia膰 w Kaplicy Rzymskiej鈥攝auwa偶y艂 ksi膮dz z dum膮 w g艂osie. - W krypcie pochowano szcz膮tki za艂o偶yciela tego ko­艣cio艂a, Henryka II Jasomirgotta razem z jego 偶on膮 i c贸rk膮.

Ca艂a tr贸jka podesz艂a do g艂贸wnego o艂tarza. Silne jasnoniebieskie ko­lory 艣rodkowego obrazu wyda艂y si臋 Wagnerowi do艣膰 kiczowate. Proboszcz zauwa偶y艂 jego krytyczne spojrzenie.

- W naszej kolegiacie jest jeszcze jedno muzeum, troch臋 wa偶niej­sze. Prezentujemy w nim s艂ynny o艂tarz szkockiego mistrza z pi臋tnaste­go stulecia.

Wagner chrz膮kn膮艂. Obaj z Sin膮 spojrzeli na siebie.

- Opowiada on o 偶yciu Maryi i drodze krzy偶owej Jezusa. Sceny s膮 tam przedstawione na tle 艣redniowiecznych krajobraz贸w. 艁atwo na nich rozpozna膰 Wiede艅 i miasto Krems. Autor tych obraz贸w na pewno zna艂 si臋 na geografii. Jego wyobra偶enie Wiednia to najstarszy topogra­ficzny widok tego miasta. Spo艣r贸d dwudziestu czterech obraz贸w, z ja­kich sk艂ada艂 si臋 o艂tarz, do naszych czas贸w zachowa艂o si臋 dwadzie艣cia jeden. Wi臋kszo艣膰 z nich znajduje si臋 u nas, reszta w Galerii Austriac­kiej w Belwederze.

- Kiedy ten o艂tarz powsta艂? - spyta艂 Sina, kt贸ry do tej pory milcza艂. Teraz jednak w jego umy艣le zacz臋艂o kie艂kowa膰 pewne podejrzenie.

M艂ody ksi膮dz u艣miechn膮艂 si臋 i udzieli艂 odpowiedzi z pr臋dko艣ci膮 pi­stoletu maszynowego:

- O艂tarz Wiede艅skiego Mistrza ze Szkocji, bo tak si臋 go oficjalnie nazywa, powstawa艂 w latach 1469-1480. Jest to jedno z g艂贸wnych dzie艂 p贸藕nogotyddego malarstwa austriackiego. To tak偶e g艂贸wny punkt zwie­dzania w naszym muzeum kolegialnym.

...no i pierwsza wskaz贸wka, jak膮 zostawi艂 nam Fryderyk鈥, pomy­艣la艂 z przej臋ciem Wagner, dzi臋kuj膮c proboszczowi za po艣wi臋cony im czas.

- Ale偶 nie ma za co! Je偶eli b臋dziecie panowie chcieli zobaczy膰 ten o艂tarz, prosz臋 do mnie zadzwoni膰.

Po tych s艂owach da艂 im sw贸j numer telefonu, po偶egna艂 si臋 i szybko odszed艂.

Kiedy wyszli z ko艣cio艂a, milcz膮cy dotychczas Sina jakby od偶y艂:

- Zupe艂nie zapomnia艂em o tym szkockim o艂tarzu. Jest jednym

z najbardziej interesuj膮cych dzie艂 z epoki Fryderyka. To bez w膮tpienia

pierwsza wskaz贸wka, kt贸r膮 nam pozostawi艂. Wygl膮da na to, 偶e kr膮g wok贸艂 ko艣cio艂a 艣wi臋tego Ruprechta nie jest jednak przypadkowy. Co艣 si臋 za tym kryje.

W jego g艂osie zabrzmia艂 podziw i nutka zaskoczenia.

Komisarz Berner wyszed艂 z eleganckiego pa艂acu po艂o偶onego za parlamentem. By艂 przygn臋biony, a jednocze艣nie odczuwa艂 ulg臋. Przygn臋biony, poniewa偶 musia艂 opowiedzie膰 rodzinie zamordowanej studentki przynajmniej w og贸lnym zarysie o dokonanej zbrodni. Natomiast ulga przepe艂nia艂a go dlatego, 偶e wykonywa艂 t臋 nieprzyjemn膮 czynno艣膰 po raz ostatni w swojej karierze zawodowej. Co najwa偶niejsze - zrobi艂 to. Chocia偶 na zewn膮trz sprawia艂 wra偶enie ponurego prostaka - co go bardzo bola艂o - zawsze cierpia艂, gdy musia艂 przekaza膰 tak膮 wiadomo艣膰 cz艂onkom rodziny. Czu艂 si臋 wtedy jak kurier przynosz膮cy poczucie beznadziei. Za­ko艅czone przed chwil膮 zadanie, ostatnie, jakie wykonywa艂 w swojej d艂u­giej karierze zawodowej, nie by艂o wcale 艂atwiejsze od poprzednich. Do tragedii nie potrafi艂 艣if przyzwyczai膰, nawet po trzydziestu latach s艂u偶by.

Mia艂 za sob膮 nieprzespan膮 noc. B艂膮ka艂 si臋 bez celu po budz膮cym si臋 ze snu Wiedniu i przesuwa艂 d艂oni膮 po twarzy. 鈥濸owinienem i艣膰 do domu

- pomy艣la艂 鈥 wzi膮膰 prysznic, przebra膰 si臋, a potem sprz膮tn膮膰 biurko鈥.

W ko艅cu jednak doszed艂 do innego wniosku. Wyj膮艂 z kieszeni p艂asz­cza kom贸rk臋 i wybra艂 numer Wagnera.

Komisarzu Bemer, czy偶by wyczu艂 pan pismo nosem i dowiedzia艂 si臋, 偶e jestem w mie艣cie? - spyta艂 Wagner po odebraniu telefonu.

Ale偶 sk膮d, nie wyczuwam 偶adnego intensywnego smrodu... A tego komisarza mo偶e pan sobie od dzisiaj darowa膰 - mrukn膮艂 Berner.

Cisza, jaka zapad艂a po jego s艂owach, by艂a a偶 nadto wyra藕na.

Co pan chce przez to powiedzie膰? - spyta艂 powoli i ostro偶nie Wa­gner, spogl膮daj膮c przy tym na Sin臋, kt贸ry popatrzy艂 na niego pytaj膮cym wzrokiem. .

Ano to, 偶e doci膮gn膮艂em ju偶 do emerytury i od razu zosta艂em urlo­powany - odpar艂 z u艣miechem Berner, ciesz膮c si臋 z uczucia niepewno艣ci, jakie wywo艂a艂 u Wagnera.

Czyja dobrze s艂ysz臋? Pan si臋 z tego 艣mieje, komisarzu... pardon, chcia艂em powiedzie膰 panie Bemer? By艂by to pierwszy raz...

W tym momencie Wagner ugryz艂 si臋 wj臋zvk.

- Trudno, czasy si臋 zmieniaj膮. Czy jednak nie s膮dzi pan, 偶e ten fakt pana uspokoi? Gdzie pan by艂 wczoraj wieczorem? Widzia艂em pana w ko­艣ciele 艢wi臋tego Karola.

- Kolejny ko艣ci贸艂 鈥 j臋kn膮艂 Wagner. 鈥 Co tam si臋 znowu sta艂o?

- Nie s艂ucha pan radia? Gazety nie zd膮偶y艂y tego wydrukowa膰, ale w radiu wiadomo艣膰 ta utrzymuje si臋 w czo艂贸wce news贸w ju偶 od pi膮tej nad ranem, i to we wszystkich stacjach.

- By艂em z wizyt膮 u Siny 鈥 odpar艂 Wagner przepraszaj膮cym tonem.

- No to najwy偶szy czas wr贸ci膰 do 偶ycia 鈥 stwierdzi艂 suchym tonem Berner.鈥擶czoraj u Karola kto艣 dopu艣ci艂 si臋 perwersyjnej, okrutnej zbrod­ni. B臋d臋 potrzebowa艂 pa艅skiej pomocy, a w艂a艣ciwie pomocy profesora Siny.

Zabrzmia艂o to powa偶nie i szczerze, co jeszcze bardziej zdziwi艂o Wa­gnera.

- S膮dzi艂em, 偶e w艂a艣nie przeszed艂 pan na emerytur臋, komi... o, prze­praszam, dla mnie ju偶 na zawsze pozostanie pan komisarzem Bernerem

stwierdzi艂 Wagner stanowczym g艂osem.^ Prowadzi pan to 艣ledztwo?

- Odebrano mi nie tylko t臋 spraw臋, ale i spraw臋 zab贸jstwa w ko艣ciele 艢wi臋tego Ruprechta - odpar艂 Berner powa偶nym g艂osem. Wagner zasta­nawia艂 si臋 przez chwil臋:

- Idziemy teraz przez centrum miasta. Je艣li ma pan czas i jest gdzie艣 blisko, spotkajmy si臋 za dziesi臋膰 minut w Kleines Caf茅 przy placu Fran­ciszka艅skim.

- Mam teraz mn贸stwo czasu, jestem przecie偶 na emeryturze. Ju偶 pan zapomnia艂?

Wagner贸w zdawa艂o si臋, 偶e Berner powiedzia艂 to zbyt zadowolonym z siebie tonem. Co艣 zatem planowa艂.

- A ta zbrodnia?

- Opowiem panu wszystko, jak si臋 spotkamy.

Berner roz艂膮czy艂 si臋, zanim Wagner zd膮偶y艂 cokolwiek powiedzie膰.

- Komisarz Berner na emeryturze? 鈥 spyta艂 Sina.

By艂 tak samo zdumiony jak Wagner.

- Tak... i nawet si臋 z tego 艣mia艂 鈥 odpar艂 Wagner, potrz膮saj膮c z nie­dowierzaniem g艂ow膮.

- No to chod藕my do Kleines Caf茅, to mo偶e dowiemy si臋 wi臋cej 1 . zaproponowa艂 Sina, owijaj膮c sobie szyj臋 szalem. 鈥 Je艣li chodzi o ko艣ci贸艂

Franciszkan贸w, mog臋 d opowiedzie膰 o kilku znanych mi faktach - po­wiedzia艂, wsuwaj膮c r臋ce g艂臋biej do kieszeni p艂aszcza.

Szli teraz przez Graben w kierunku katedry 艣w. Stefana.

Kiedy艣 prowadzi艂em na uniwersytede w Wiedniu seminarium na temat franciszkan贸w i ich posiad艂o艣d w 艣redniowiecznym Wiedniu. Pod koniec czternastego wieku powsta艂 tu klasztor Pokutnic, kt贸ry nosi艂 s艂uszn膮 nazw臋 鈥濪omu Dusz鈥. Zbudowali go zamo偶ni mieszczanie dla prostytu­tek, kt贸re chda艂y powr贸d膰 na s艂uszn膮 drog臋. Nie wiemy, czy pomys艂 ten zako艅czy艂 si臋 sukcesem. Najpierw powsta艂a kaplica, potem ko艣d贸艂 pod wezwaniem Hieronima. Dzi艣 na jego miejscu stoi ko艣d贸艂 Frandszkan贸w z tym samym 艣wi臋tym jako patronem.

Wagner s艂ucha艂 Siny z uwag膮 i szuka艂 jakiej艣 konkretnej wskaz贸wki.

Z figur膮 -Maryi Pe艂nej Laski stoj膮c膮 przy o艂tarzu i pochodz膮c膮 z XV wieku zwi膮zana jest niezwyk艂a legenda. Figura pochodzi podobno z klasztoru Zelena Hora w Czechach. Protestanccy posiadacze ziemscy pochodzenia szlacheckiego postanowili j膮 wtedy zniszczy膰. Najpierw pr贸­bowali j膮 spali膰, ale ogie艅 nie chda艂 jej strawi膰. Potem chdeli j膮 por膮ba膰, ale i to im si臋 nie uda艂o. W ko艅cu wbili jej siekier臋 w lewe rami臋. Figura do dzisiaj stoi przy ko艣dele Frandszkan贸w, a wierni wielbi膮 j膮 jako Ma­donn臋 z siekier膮...

Kiedy doszli do placu Frandszka艅skiego, zobaczyli po drugiej stronie ulicy komisarza Bemera, kt贸ry zmierza艂 szybkim krokiem do Kleines Caf膰.

Peer van Gavint uzna艂, 偶e powinien si臋 mie膰 na baczno艣ci. Attache wojskowy ambasady Chin w艂a艣nie go poinformowa艂, 偶e wieczorem przyb臋dzie do Wiednia genera艂 Li Feng z ministerstwa obrony. W 偶adnym wypadku nie zamierza przeprowadza膰 jakiej艣 kontroli, tak przynajmniej zapewniano ich w czasie rozmowy telefonicznej. Ma stanowi膰 wsparcie i by膰 partnerem do rozm贸w z ramienia rz膮du chi艅skiego, gdyby pojawi艂y si臋 jakie艣 pytania albo gdyby trzeba by艂o podj膮膰 szybk膮 decyzj臋. Gavint by艂 zbyt dobrze wychowany, 偶eby powiedzie膰, co o tym my艣li.

Wyszed艂 z ambasady po艂o偶onej przy ulicy Metternicha, skr臋ci艂 w Renn weg i ruszy艂 w kierunku centrum. Co pewien czas kontrolowa艂 w sklepowych szybach, czy kto艣 za nim nie idzie. Zawsze pracowa艂 sam i nie znosi艂 sytuacji, gdy kto艣 by艂 wtajemniczony w jego sprawy. By艂 przy tym podejrzliwy wobec cz艂onk贸w rz膮du i ogranicza艂 kontakty ze swo­

imi zleceniodawcami do absolutnego minimum. Zasady te stanowi艂y je­den z element贸w jego sukces贸w. Nie potrzebuje jakiego艣 Li Fenga. Chi­ny potrzebuj膮 jego, a jego szwajcarskie konto bankowe potrzebuje Chin. U艣miechn膮艂 si臋 do siebie. Mo偶e dzi臋ki pieni膮dzom uda mu si臋 spe艂ni膰 niekt贸re marzenia. Ranczo w Afryce, 艂贸d藕, mo偶e nawet helikopter? Jed­nak przede wszystkim kupi sobie czas. Du偶o wolnego czasu.

- Przygl膮da mi si臋 pan niepewnym wzrokiem, panie komisarzu 鈥 powiedzia艂 Wagner z u艣miechem, kiedy znale藕li wolny sto­lik w g艂臋bi sali i Bemer m贸g艂 w ko艅cu zapali膰 swojego nieod艂膮cznego papierosa. - Obraz wroga, jaki utrzymywa艂 si臋 w mojej wyobra藕ni do tej pory, rozpad艂 si臋 w drobny mak, a m贸j system pojmowania niekt贸rych warto艣ci zosta艂 postawiony na g艂owie. Je艣li mi pan jeszcze powie, 偶e nie ma przy sobie swojego notatnika, to nie b臋dzie ju偶 takiej rzeczy, w kt贸r膮 b臋d臋 sk艂onny uwierzy膰.

Bemer z szerokim u艣miechem wyj膮艂 notatnik z kieszeni i po艂o偶y艂 go przed sob膮 na stoliku.

Niech si臋 pan za wcze艣nie nie cieszy. Nie chc臋 pana pozbawia膰 wary. Wprost przeciwnie. Do tej pory by艂em zawsze natr臋tny, odt膮d b臋d臋 prze­nikliwy. Tym razem dopadn臋 w艂a艣ciwych ludzi.

Bemer zam贸wi艂 kaw臋 z mlekiem, po艂o偶y艂 d艂onie na blacie stolika i roz艂o偶y艂 wszystkie dziesi臋膰 palc贸w.

M贸j wniosek o przeniesienie w stan spoczynku le偶y w艂a艣nie na biur­ku pa艅skiego ojca 鈥 powiedzia艂.鈥擳o bardzo dobrze, prosz臋 mnie zrozu­mie膰. W przeciwnym razie mia艂bym zwi膮zane r臋ce i musia艂bym si臋 bezsil­nie przygl膮da膰, jak interesy polityczne bior膮 g贸r臋, a segregatory z dwoma nierozwi膮zanymi sprawami l膮duj膮 w biurku. Panie profesorze鈥攝wr贸ci艂 si臋 do Siny. 鈥 Chc臋 zapewni膰, 偶e bardzo sobie pana ceni臋, nawet je艣li w艂贸czy si臋 pan z tym podejrzanym dziennikarzem.

Sina u艣miechn膮艂 si臋 szeroko. Bemer wydawa艂 mu si臋 coraz bardziej sympatyczny.

- Zawsze uwa偶a艂em pa艅sk膮 dobrowoln膮 klauzur臋 na zamku Grub za marnowanie czasu i 偶a艂owa艂em, 偶e tak wybitny umys艂 jak pan upad艂 na takie dno. Ile偶 ja razy ogl膮da艂em pana wyk艂ady i wypowiedzi w telewi' zjii Zawsze bardzo mi si臋 podoba艂y! Widz臋 jednak, 偶e 偶ycie na wygnaniu spowodowa艂o kilka zmian. Co pana do tego sk艂oni艂o?

Sina spojrza艂 na Wagnera i od razu si臋 zrozumieli.

- Panie komisarzu, chcia艂bym panu co艣 zaproponowa膰 - powiedzia艂 po chwili.

WADI AL-MALEH, P脫艁NOCNA DOLINA JORDANU, IZRAEL

Walki uliczne trwa艂y ju偶 od ponad godziny i zacz臋艂y zbiera膰 pierwsze 偶niwo w postaci ofiar. W kr臋tych przej艣ciach po艣r贸d p艂a­skich, na wp贸艂 otynkowanych dom贸w i pokruszonych mur贸w ka偶dy naj­drobniejszy b艂膮d m贸g艂 zako艅czy膰 si臋 艣mierci膮. Sceneria w Wadi al-Maleh by艂a wprost upiorna. 艢ciany podziurawione pociskami, skrzyd艂a okien wi­sz膮ce lu藕no na zawiasach. Szyb brakowa艂o w nich od dawna. Pokruszone szk艂o trzeszcza艂o zdradziecko pod ci臋偶kimi butami napastnik贸w, zdra­dzaj膮c ich pozycje. W miejscowo艣ci Iwrit kto艣 nabazgra艂 na 艣cianie domu napis 鈥濿itamy w piekle鈥. Pod spodem kto艣 inny dopisa艂 po angielsku: 鈥濭o hard or go home鈥.

Seria z pistoletu maszynowego uzi sprawi艂a, 偶e ca艂a ulica rozci膮gaj膮­ca si臋 przed grup膮 napastnik贸w trysn臋艂a gradem kamieni i piasku. W tym samym momencie dwa granaty r臋czne rozwali艂y mur, za kt贸rym ukrywa艂o si臋 do tej pory kilku 偶o艂nierzy. O艣miu m臋偶czyzn i ich przyw贸dca w stopniu majora pobiegli skuleni do nast臋pnej przecznicy i chwil臋 p贸藕niej znikli za niewysokim stosem kamieni. Kule wystrzeliwane z pistolet贸w maszyno­wych p臋dzi艂y za nimi jak stado w艣ciek艂ych w臋偶y.

W tym momencie tylna cz臋艣膰 budynku zajmowanego przez nieprzy­jacielski oddzia艂, b臋d膮ca g艂贸wnym celem ich zadania, znajdowa艂a si臋 w za­si臋gu r臋ki, po drugiej stronie ulicy. By艂 to jednopi臋trowy, podziurawiony pociskami dom, kt贸ry najlepsze czasy mia艂 ju偶 za sob膮. Broni膮cy si臋 w nim 偶o艂nierze u艂o偶yli przed oknami worki z piaskiem, pozostawiaj膮c jedynie w膮skie szpary na oddanie strza艂u. P艂aski stos kamieni znajdowa艂 si臋 naj­bli偶ej dow贸dcy 鈥 major i tak wiedzia艂, 偶e taka zas艂ona w艂a艣ciwie nic nie daje. Napastnicy byli widoczni z ka偶dego wy偶ej po艂o偶onego miejsca. Bo­jownicy broni膮cy si臋 w 艣rodku mieli ich jak na widelcu.

Atakuj膮cy spojrzeli w stron臋 budynku komendantury i odwaga opu艣ci­艂a ich zupe艂nie. Dwadzie艣cia pi臋膰 metr贸w bez os艂ony w jaskrawym s艂o艅cu oznacza艂o misj臋 samob贸jcz膮 w dwudziestu pi臋ciu ratach. Na p艂askich da­chach niskich dom贸w roz艂o偶yli si臋 strzelcy wyborowi, kt贸rzy czekali na atak

O艣miu 偶o艂nierzy kuca艂o za stosem kamieni, kt贸ry dawa艂 im tak mar­n膮 os艂on臋. Smugi wystrzeliwanych pocisk贸w znaczy艂y sw贸j tor tu偶 nad ich g艂owami. Pbwoli zacz臋艂a dociera膰 do nich 艣wiadomo艣膰, 偶e ten n臋dzny stos kamieni le偶膮cy w samym 艣rodku prawie ca艂kowicie zniszczonej wio­ski mo偶e si臋 sta膰 ich przystankiem ko艅cowym.

M臋偶czy藕ni byli wyczerpani. Rozgl膮dali si臋 za swoim majorem, ale ten jakby nagle zapad艂 si臋 pod ziemi臋. Jak na komend臋 zacz臋li wi臋c z nowym animuszem ostrzeliwa膰 zabarykadowane okna komendantury. Tynk pry­ska艂 ze 艣cian, granat wyrwa艂 ogromn膮 dziur臋 w pokrytym py艂em chodniku i wyrzuci艂 fontann臋 b艂ota i kamieni na wysoko艣膰 metra. Teraz do艂膮czy艂o do nich dw贸ch innych m臋偶czyzn i na placu przed budynkiem rozp臋ta艂o si臋 nagle piek艂o.

Fala uderzeniowa wywo艂ana eksplozjami rozesz艂a si臋 po ca艂ym placu i odbi艂a od otaczaj膮cych go budynk贸w. Chmury py艂u unios艂y si臋 nad uli­c膮, zas艂aniaj膮c strzelcom wyborowym widoczno艣膰. Potem znowu zapad艂a cisza. Nagle wewn膮trz budynku rozleg艂o si臋 wo艂anie. O艣miu napastnik贸w wstrzyma艂o oddech, spogl膮daj膮c przez celowniki na g艂贸wne wej艣cie po­siekane pociskami. Wysz艂a z niego, jakby z zupe艂nie innego 艣wiata, ciem­now艂osa szczup艂a kobieta ubrana w zakurzony mundur bojowy. W jednej r臋ce trzyma艂a he艂m, w drugiej du偶膮 czerwon膮 ksi膮偶k臋. U艣miechn臋艂a si臋 triumfuj膮co i unios艂a ksi膮偶k臋 nad g艂ow臋, 偶eby wszyscy mogli j膮 zobaczy膰.

W tym momencie o艣miu napastnik贸w stoj膮cych na placu 膰wiczeb­nym w p贸艂nocnej cz臋艣ci Doliny Jordanu wyda艂o z siebie okrzyk rado艣ci i rzuci艂o bro艅 na ziemi臋. Przeskoczyli przez stos kamieni i otoczyli swo­jego dow贸dc臋, Valerie Goldmann, major armii izraelskiej.

W KLIMATYZOWANYM CENTRUM OBSERWACYJNYM POLIGONU

wojskowego, kt贸ry armia utworzy艂a ju偶 w 1967 roku, Oded Shapiro, kie­rownik sekcji 鈥濵etsada鈥, odpowiedzialny w Mossadzie za operacje spe­cjalne, obserwowa艂 ca艂膮 akcj臋 i jej niespodziewane zako艅czenie na p艂askim ekranie monitora. Poprzedniego dnia przyjecha艂 do Wadi z Te艂 Awiwu. Wcze艣niej bardzo dok艂adnie studiowa艂 akta major Goldmann i d艂ugo przygl膮da艂 si臋 jej zdj臋ciom.

To, co w ci膮gu ostatniej godziny zarejestrowa艂y kamery na ulicach niewielkiego, zbudowanego od podstaw miasteczka, napawa艂o go opty mizmem.

Obok niego siedzia艂 u艣miechni臋ty genera艂 Danny Leder, weteran woj­ny sze艣ciodniowej, niewysoki, siwow艂osy ogorza艂y m臋偶czyzna. Na ekra­nie monitora ogl膮da艂 zdj臋cia Valerie Goldmann. Po chwili zwr贸ci艂 si臋 do Shapira z pewn膮 dum膮 w g艂osie.

- Mog艂aby w ka偶dym filmie Bonda gra膰 jego dziewczyn臋, nie widz臋 w tym 偶adnego problemu. Szkoda, 偶e jej pan nie widzia艂 w bikini!

Shapiro skin膮艂 g艂ow膮 i po艂o偶y艂 d艂o艅 na ramieniu genera艂a.

- Danny, ja my艣l臋, 偶e ona mog艂aby nawet zagra膰 samego Bonda i to lepiej od niego samego - stwierdzi艂 powa偶nym g艂osem. - Wie pan, nasze najlepsze agentki zawsze u偶ywaj膮 szminki.

Si臋gn膮艂 po telefon i wybra艂 pewien bezpieczny numer, kt贸ry zna艂 on i jeszcze tylko kilka os贸b.

Major Valerie Goldmann sta艂a pod gor膮cym prysznicem i cieszy艂a si臋 z odniesionego sukcesu, ale tak偶e z wody, kt贸ra zmywa艂a z niej py艂, pot i napi臋cie ostatnich godzin. Ch艂opcy jej gratulowali i sam genera艂 Leder nie szcz臋dzi艂 jej s艂贸w uznania, gdy po 鈥瀦wyci臋stwie atakuj膮­cych鈥 zadzwoni艂 do niej z centrum dowodzenia. 膯wiczenia zako艅czy艂y si臋 pe艂nym sukcesem, a trofeum - pude艂ko z cukierkami w kszta艂cie ksi膮偶ki - Goldmann podarowa艂a swoim ch艂opakom. 鈥濼rucizna dla sylwetki, mi贸d dla duszy鈥, pomy艣la艂a z rado艣ci膮.

Krople wody rozpryskiwa艂y si臋 na jej opalonej sk贸rze, mokre w艂osy spada艂y na plecy jak hebanowy wodospad. Si臋ga艂y a偶 do bioder i 偶adne przepisy obowi膮zuj膮ce w armii nie zdo艂a艂yby jej zmusi膰 do 艣ci臋cia w艂os贸w cho膰by o centymetr. Ze wzgl臋du na nienagann膮 karier臋 Valerie i spekta­kularny sukces odniesiony w czasie 膰wicze艅 genera艂 Leder zrezygnowa艂 | utrudniania jej 偶ycia drobiazgowymi regulaminami. W sprawie w艂os贸w Valerie by艂a uparta jak osio艂. Leder-wola艂 wi臋c przymkn膮膰 oczy na t臋 fa­naberi臋. Istnia艂 jednak i drugi pow贸d. Valerie odnosi艂a wra偶enie, 偶e Leder coraz ch臋tniej zabiera j膮 jako 鈥瀘biekt okazowy鈥 na r贸偶nego rodzaju kon­ferencje i spotkania wojskowe. Im bardziej temu zaprzecza艂, tym bardziej Goldmann by艂a o tym przekonana. Nie mia艂a nic przeciwko temu, dop贸ki Leder stawia艂 na pierwszym miejscu jej sukcesy wojskowe.

Kto艣, kto j膮 widzia艂, nie bra艂 genera艂owi za z艂e, 偶e woli mie膰 u swe­go boku j膮, ni偶 jak膮艣 鈥瀞zaf臋 na ubrania鈥 w przeciws艂onecznych okularach. Valerie mia艂a prawie 180 cm wzrostu, by艂a szczup艂a i wysportowana. Bv艂a

p贸藕nym dzieckiem swoich rodzic贸w, 偶ydowskich emigrant贸w z Austrii Z d艂ugimi w艂osami i br膮zowymi oczami nadawa艂a si臋 bardziej do robie­nia karier}鈥 w studiu fotograficznym albo na wybiegu dla modelek. Jed­nak zdecydowa艂a si臋 na mundur, musztr臋 wojskow膮 i bro艅. Na pocz膮tku jej rodzice nie byli szcz臋艣liwi z tego wyboru, bo mieli zbyt g艂臋boki uraz do 偶o艂nierskich bucior贸w i munduru. Oboje prze偶yli ob贸z koncentracyj­ny w Mauthausen. Kiedy wojna si臋 sko艅czy艂a, byli jeszcze m艂odzi. Wy­emigrowali do Izraela i rozpocz臋li tam nowe 偶ycie. Ojciec Valerie stal si臋 z czasem jednym z najbardziej znanych mecenas贸w w Tel Awiwie. Jej matka prowadzi艂a galeri臋 sztuki przy Dizengoff Street, niedaleko kan­celarii m臋偶a. Dzi臋ki nim Valerie poza hebrajskim m贸wi艂a p艂ynnie jesz­cze trzema j臋zykami: niemieckim z austriackim akcentem, angielskim i francuskim.

Niedawno genera艂 Leder zaproponowa艂 jej prac臋 w s艂u偶bie dyploma­tycznej na stanowisku adiutantki attache wojskowego we Francji. Mia­艂a spore szanse, 偶eby si臋 za艂apa膰. By艂oby to dla niej spe艂nieniem marze艅, chocia偶 za robienie kariery musia艂a zap艂aci膰 rezygnacj膮 z 偶ycia rodzinnego i posiadania dzieci. Im wi臋cej przybywa艂o jej lat, tym wi臋kszy sprawia艂o jej to b贸l. Kiedy na ulicy widzia艂a m艂ode rodziny, odwraca艂a wzrok.

Wysz艂a spod prysznica i owin臋艂a si臋 w r臋cznik. W gor膮cym powietrzu Doliny Jordanu w艂osy szybko jej wysch艂y. Zd膮偶y艂a za艂o偶y膰 majtki i biusto­nosz, gdy nagle otworzy艂y si臋 drzwi i do 艣rodka wszed艂 m臋偶czyzna, kt贸­rego nigdy przedtem nie widzia艂a.

Nie umie pan puka膰? 鈥 zaatakowa艂a go Valerie.鈥擯oza tym to prysz­nic dla oficer贸w i cywile nie maj膮 tu wst臋pu. Jak pan tu w og贸le wszed艂?

Obcy m臋偶czyzna nie odpowiedzia艂, tylko stoj膮c nieruchomo, ogl膮da艂 j膮 od st贸p do g艂贸w. W ko艅cu u艣miechn膮艂 si臋:

- Genera艂 Leder naprawd臋 mia艂 racj臋. W ka偶dej chwili mog艂aby pani zagra膰 dziewczyn臋 Bonda. Jestem naprawd臋 pod wra偶eniem 鈥 pani figury i sukces贸w w walce w warunkach miejskich. Czy mog臋 si臋 przedstawi膰? Nazywam si臋 Oded Shapiro - powiedzia艂, wyci膮gaj膮c r臋k臋 w jej stron臋.

- Czy pan oczekuje, 偶e powiem teraz 鈥瀉ha, to pan鈥? - odpar艂a Vale­rie, nie patrz膮c w og贸le na wyci膮gni臋t膮 r臋k臋. - Zazwyczaj nie rozmawiam p贸艂naga z m臋偶czyznami i nawet dla Odeda Shapiro nie zrobi臋 wyj膮tku. Je艣li chce pan ze mn膮 porozmawia膰, niech pan przyjdzie do kantyny ofi­cerskiej. A teraz prosz臋 st膮d wyj艣膰!

- Nie mam zwyczaju rozmawia膰 z oficerami izraelskiej armii w po­mieszczeniu z prysznicami, chyba 偶e jest ku temu przekonuj膮cy pow贸d | odpar艂 Shapiro i doda艂 suchym tonem: - Nawet bardziej przekonuj膮cy ni偶 pani figura, major Goldmann. Niech mi pani wierzy.

KLEINES CAFE, WIEDE艃

Komisarz Berner przys艂uchiwa艂 si臋 rozmowie, pi艂 trzeci膮 kaw臋 i pali艂 czwartego papierosa. Powoli zacz膮艂 rozumie膰, o co w tym wszystkim chodzi. W jego g艂owie daty miesza艂y si臋 z faktami, kt贸re Sina i Wagner przedstawili mu w ci膮gu trzydziestu minut. Jego analityczny umys艂 z艂o偶y艂 je wszystkie w ca艂o艣膰 i wkr贸tce zarysowa艂 si臋 do艣膰 mglisty obraz, kt贸ry niezbyt mu si臋 podoba艂. Obaj przyjaciele wy艂o偶yli na st贸艂 ca艂膮 swoj膮 wiedz臋 i Berner czu艂, 偶e z jednej strony korci ich, 偶eby pozna膰 kryj膮c膮 si臋 za tym wszystkim tajemnic臋, a z drugiej czuj膮 powag臋 sytuacji.

Zanim opowiem panom o szczeg贸艂ach zab贸jstwa w ko艣ciele 艢wi臋­tego Karola, pozwol臋 sobie to wszystko podsumowa膰 - powiedzia艂 Ber­ner, przerzucaj膮c kartki w swoim notesie, w kt贸rym podkre艣li艂 niekt贸re zapisane s艂owa.

-W ko艣ciele 艢wi臋tego Ruprechta zastrzelono przewodnika; jego za­b贸jca, kt贸ry porusza si臋 samochodem nale偶膮cym do ambasady chi艅skiej, zostawi艂 nam 艣lad w postaci liter 鈥濴鈥漣 鈥濱鈥. Motyw zbrodni: obaj panowie powinni艣cie zainteresowa膰 si臋 literami AEIOU, to znaczy cesarzem Fry­derykiem.

Berner spojrza艂 na nich znad notesu.

1 Chcia艂bym, 偶eby艣my si臋 dobrze zrozumieli. By艂a to zbrodnia do­konana z zimn膮 krwi膮. Mia艂a tylko jeden cel: sprawca chcia艂, 偶eby艣cie obaj w艂膮czyli si臋 do gry. Uda艂o mu si臋 to w stu procentach. Badaj膮c spra­w臋 zbrodni w katedrze, poznali艣cie Hansa Mertensa, kt贸ry by艂 znawc膮 historii 偶ycia cesarza i jego grobowca. Kilka godzin p贸藕niej Mertens ju偶 nie 偶y艂. Dzi艣 rano dowiedzia艂em si臋, 偶e zosta艂 zamordowany. Jego notatki i inne dokumenty albo przepad艂y, albo nadal s膮 w mieszkaniu. Zale偶y to od tego, czy morderca je znalaz艂 czy nie. Czy tak?

Sina i Wagner skin臋li g艂owami. Berner kontynuowa艂:

W ci膮gu ostatnich pi臋ciu stuleci nikomu nie uda艂o si臋 rozwi膮za膰 tajemnicy liter ani powodu, dla kt贸rego powsta艂y. Naukowcy nie wiedz膮

nawet, dlaczego litery pojawiaj膮 si臋 na niekt贸rych zabytkach na terenie Austrii. Nie wiedz膮 te偶, jak膮 kiyj膮 tre艣膰. Cesarz Fryderyk, kt贸ry uwielbia艂 tajne pismo i przez pi臋膰set lat robi艂 naukowc贸w w konia, pozostawi艂 nam po sobie pusty grobowiec, zagadkowy monogram i skomplikowany rebus ko艣cielny w Wiedniu, kt贸ry opiera si臋 na chi艅skiej mierze d艂ugo艣ci. Do­k膮d to wszystko ma nas zaprowadzi膰?

Komisarz spojrza艂 na Sin臋, kt贸ry wzruszy艂 ramionami i uni贸s艂 r臋ce.

- Poddaj臋 si臋. Nie mam poj臋cia.

Bemer potrz膮sn膮艂 g艂ow膮.

- Motyw pierwszej zbrodni 艣wita mi w g艂owie, podobnie jak pow贸d, dla kt贸rego zamordowano Mertensa. A teraz jeszcze trzecie zab贸jstwo...

Komisarz przerzuci艂 kilka stron notatnika i jego oczom ukaza艂 si臋 widok pi臋knej blondynki, anio艂a z ko艣cio艂a 艣w. Karola. W kr贸tkich, pre­cyzyjnych s艂owach opisa艂 fakty i odkrycie, jakiego dokona艂 na nagraniach z francuskiej ambasady. Potem zamilk艂, zapali艂 papierosa i zamkn膮艂 oczy. Mimo to nie potrafi艂 pozby膰 si臋 obrazu pi臋knej dziewczyny z pomalowan膮 na czarno twarz膮, skrzyd艂ami anio艂a i kulk膮 z materia艂u w ustach.

- Diirer.

Bemer otworzy艂 oczy. Sina wypowiedzia艂 tylko to jedno s艂owo i zno­wu zamilk艂. Praw膮 r臋k膮 rysowa艂 na blacie stolika tr贸jk膮t.

- S艂ucham? Dlaczego wszyscy m贸wi膮 dzi艣 zagadkami? Czy zechcia艂­by pan, panie profesorze, rozmawia膰 z policjantem, kt贸ry posiada 艣redni膮 wiedz臋 z zakresu historii i kultury, w taki spos贸b, 偶eby zrozumia艂? M贸w pan o Albrechcie Diirerze?

- Tak - skin膮艂 g艂ow膮 Sina. - 呕y艂 w tym samym czasie, co Fryderyk. Przepraszam, w艂a艣ciwie to w czasach jego syna. Przede wszystkim jednak znany jest z trzech mistrzowskich sztych贸w, z kt贸rych ka偶dy owiany jest mniej lub bardziej mgie艂k膮 tajemnicy. Eksperci do dzisiaj nie wypowie- dzieli si臋 na ich temat w spos贸b autorytatywny. Najdziwniejsze z tych dzie艂 nazywa si臋 Melancholia I. Jest na nim pokazany jasnow艂osy anio艂 o ciem­nej twarzy, kt贸ry trzyma w d艂oni cyrkiel. Kieruje to nasze my艣li w stron臋 ko艣cio艂a 艢wi臋tego Ruprechta - wyja艣ni! Sina w zamy艣leniu. 鈥 To zab贸j­stwo jest wskaz贸wk膮 odnosz膮c膮 si臋 do Durera i jego dzie艂a. Bez w膮tpienia.

- A dlaczego kto艣 mia艂by pope艂ni膰 zbrodni臋 z powodu jakiego艣 sta­rego sztychu? - spyta艂 bezradnie Bemer. 鈥 Co kryje tajemnica zaginio- . nego cesarza Fryderyka i sztychu Albrechta Durera, 偶e pope艂niono z ich

powodu a偶 trzy zbrodnie? Przecie偶 to si臋 dzia艂o pi臋膰set lat temu! Panowie wybacz膮, ale brakuje mi odniesienia do czas贸w dzisiejszych.

Komisarz zamkn膮艂 sw贸j notatnik i ziewn膮艂.

- Powinienem si臋 przespa膰, chocia偶 kilka godzin - mrukn膮艂. - Zaraz to nadrobi臋. Potem opr贸偶ni臋 biurko i zastanowi臋 si臋, co dalej.

- A gdyby艣my tak po cichu odwiedzili mieszkanie Hansa Mertensa?

- spyta艂 Wagner i spojrza艂 niewinnym wzrokiem na Bemera.

- Wagner, pan nadal 艣ni, ale w艂a艣nie w tym momencie dzwoni bu­dzik, pora wstawa膰! Jak pan to sobie wyobra偶a? Z艂amiemy policyjn膮 pie­cz臋膰 i tak po prostu wejdziemy sobie do 艣rodka?

- Pan aby nie pracuje w policji?

- Nie pracuj臋, tylko pracowa艂em - odpar艂 Bemer z lekkim u艣mie­chem. 鈥 Zreszt膮 ja te偶 ju偶 o tym my艣la艂em. Dajcie mi czas do zastanowie­nia, mo偶e co艣 mi wpadnie do g艂owy.

Kiedy stali przed kawiarni膮 i spogl膮dali za oddalaj膮cym si臋 komisarzem, Sina wskaza艂 r臋k膮 na kostk臋 brukow膮, kt贸r膮 wy艂o偶ony by艂 plac Franciszka艅ski. Przed nimi wznosi艂a si臋 studnia, na przechodni贸w spogl膮da艂a z niej wielka statua Moj偶esza.

- Niedawno podczas prac restauracyjnych nad resztkami budowli od­krytej pod ko艣cio艂em Franciszkan贸w natrafiono na tunel biegn膮cy w stro­n臋 placu Franciszka艅skiego. Uwa偶a si臋, 偶e w dawnych czasach prowadzi艂 on do katedry 艢wi臋tego Stefana. Naukowcy chcieli to zbada膰 dok艂adniej, ale w艂adze klasztoru nie zgodzi艂y si臋 i w ko艅cu doprowadzi艂y do zamuro­wania tunelu 鈥 powiedzia艂 Sina. Wagner zacz膮艂 si臋 zastanawia膰, czy tunel ma cokolwiek wsp贸lnego z zagadk膮 cesarza Fryderyka. - Prace budowla­ne zaowocowa艂y wtedy wieloma znaleziskami. Pod bocznymi o艂tarzami natkni臋to si臋 na krypty ze zmumifikowanymi zw艂okami, star膮 studni臋, gotyck膮 zastaw臋 sto艂ow膮, rzymskie skorupy i gr贸b ostatniej przeoryszy zgromadzenia pokutnic.

Sina popchn膮艂 drzwi ko艣cio艂a i pod czujnym wzrokiem 艣w. Hiero­nima, kt贸rego pos膮g wznosi艂 si臋 przy g艂贸wnym wej艣ciu, weszli do 艣rod­ka. Ich wzrok spocz膮艂 na wielkim o艂tarzu. W samym 艣rodku znajdowa艂a si臋 figura Madonny z siekier膮, obramowana wielkim poz艂acanym s艂o艅cem. W jego promieniach igra艂y ze sob膮 anio艂y. Sina wskaza艂 na pod艂og臋 wy­艂o偶on膮 starymi kamiennymi p艂ytami.

Pad ko艣cio艂em znajduje si臋 krypta, w kt贸rej miejsce ostatniego spo­czynku znalaz艂o prawie tysi膮c zmar艂ych. Dzi臋ki niezwyk艂ym warunkom mikroklimatycznym, kt贸rych do dzi艣 nie uda艂o si臋 jednoznacznie wyja艣ni膰, wi臋kszo艣膰 tych zw艂ok uleg艂a mumifikacji.

Sina si臋gn膮艂 po ulotk臋 informacyjn膮 le偶膮c膮 na stoliku i zacz膮艂 cicho czyta膰:

Ko艣ci贸艂 ufundowano w 1383 roku, cztery lata p贸藕niej zosta艂 konse­krowany. Nie wiemy, z kt贸rym odnowieniem wi膮偶e si臋 jego druga konse­kracja z 1476 roku. Najwa偶niejsze relikwie to ko艣ci 艣wi臋tego Antoniego. Opr贸cz krypty w ko艣ciele 艢wi臋tego Micha艂a i krypty w ko艣ciele Kapucy­n贸w jest ona trzeci膮 鈥瀙rominentn膮鈥 krypt膮 szlachty w Wiedniu.

Wagner spojrza艂 na sze艣膰 wielkich marmurowych coko艂贸w obok o艂­tarza.

To tu zbudowano najstarsze organy w Wiedniu 鈥 przeczyta艂 Sina i doda艂: 鈥 Ale sta艂o si臋 to d艂ugo po 艣mierci Fryderyka.

Powoli szli przez ko艣ci贸艂.

Moj膮 uwag臋 zwr贸ci艂a du偶a liczba anio艂贸w, kt贸re tu wsz臋dzie lataj膮. Ale mo偶e to z艂udzenie wywo艂ane moim snem 鈥 szepn膮艂 Wagner i rozej­rza艂 si臋 wok贸艂 siebie.

Nie zapominaj jednak, 偶e g艂贸wn膮 postaci膮 na sztychu Diirera jest anio艂 鈥 zwr贸ci艂 uwag臋 Sina.

Wagner nie wiedzia艂, co powiedzie膰.

Albo co艣 przeoczyli艣my albo jest to tak bardzo widoczne, 偶e tego nie zauwa偶yli艣my - stwierdzi艂.

Nie. Istnieje wiele wskaz贸wek, a my musimy je tylko do偶y膰 w ca­艂o艣膰. Nie zapominaj, 偶e Fryderyk skonstruowa艂 swoj膮 zagadk臋 albo spo­rz膮dzi艂 tajne pismo na kilku r贸偶nych p艂aszczyznach 鈥 przypomnia艂 mu Sina.

-Tak, kiedy艣 to zrozumiej膮, gdy tylko pogrzebi膮 troch臋 dalej ni偶 wzrok si臋ga i gdy wkopi膮 si臋 g艂臋biej, ni偶 tylko przez g贸rn膮 warstw臋, jak kury grze­bi膮ce w odchodach - powt贸rzy艂 cichym g艂osem Wagner.

Sina spojrza艂 na niego pytaj膮cym wzrokiem.

- Cytowa艂em tylko cesarza, kt贸ry wypowiedzia艂 te s艂owa w moim 艣nie - wyja艣ni艂 Wagner i zdziwi艂 si臋, 偶e s艂owa utkwi艂y mu w pami臋ci na tak d艂ugo. Zupe艂nie tak, jakby Fryderyk chcia艂 mu o czym艣 przypomnie膰 i upewni膰 si臋, 偶e o tym nie zapomni.

- Anio艂y, klasztor Pokutnic, 鈥濪om Dusz鈥, zmumifikowane zw艂oki, szcz膮tki 艣wi臋tego Antoniego, krypta i Maria z siekier膮... - wylicza艂 Sina.

- Mimo najszczerszych ch臋ci niczego wi臋cej w ko艣ciele Franciszkan贸w nie ynglag艂fim. Mo偶e si臋1 za tym kry膰 wiele r贸偶nych wskaz贸wek, kt贸re pr贸bu­jemy porz膮dkowa膰 w niew艂a艣ciwy spos贸b. Za ma艂o wiemy na temat Fry­deryka i tego, co chce nam zakomunikowa膰.

Wagner zatrzyma艂 si臋 w drzwiach wyj艣ciowych. Potem obaj wyszli na ma艂y plac i ruszyli w kierunku ko艣cio艂a 艣w. Michal盲, ostatniego w kr臋gu.

WADI AL-MALEH, P脫艁NOCNA DOLINA JORDANU, IZRAEL

- Co PANI WIE O GOLEMACH? - S;PYTA艁 SHAPIRO, CHODZ膭C W T膮 i z powrotem po 艂a藕ni dla kobiet-oficer贸w. W tym samym czasie Valerie w艂o偶y艂a pozosta艂e cz臋艣ci ubrania, a na ko艅cu 艣wie偶o uprany mundur bo­jowy. Wytar艂a w艂osy r臋cznikiem i zdecydowa艂a, 偶e zaplecie warkocz, 偶eby znowu nie podpa艣膰 Lederowi i jego przepisom.

- Czy to jaki艣 test na sprawdzenie mojej wiedzy historycznej? - spy­ta艂a hardym tonem.

- Czy pani zawsze na ka偶de pytanie odpowiada pytaniem? - odpar艂 Shapiro przeczuwaj膮c, 偶e nie b臋dzie to 艂atwa rozmowa.

Otworzy艂 drzwi toalety i zajrza艂 do 艣rodka. Na bocznej 艣cianie kto艣 napisa艂 po angielsku 鈥濬uck men鈥. Pod spodem kto艣 inny dopisa艂: 鈥濱 do鈥. Shapiro przypomnia艂 sobie, 偶e to damska toaleta i zamkn膮艂 drzwi.

- Pani major, zako艅czmy te pogaduszki. Przys艂a艂 mnie do pani szef Wydzia艂u ds. Wywiadu i Zada艅 Specjalnych, 偶ebym z pani膮 porozmawia艂. M贸j wydzia艂 nazywa si臋 鈥濵etsada鈥 i podlegaj膮 mu takie akcje jak zama­chy, akty sabota偶u, operacje paramilitarne, a wszystko to na najwy偶szym stopniu wtajemniczenia. To ja kieruj臋 tym wydzia艂em i nie mam ani czasu, ani ochoty wyk艂贸ca膰 si臋 z pani膮, post臋powa膰 wed艂ug zasad poprawno艣ci politycznej albo 膰wiczy膰 psychologiczn膮 taktyk臋 prowadzenia konwersacji, i Shapiro spojrza艂 na ni膮 ch艂odnym, przenikliwym wzrokiem. - Je艣li za艣 chodzi o stopie艅 wojskowy, panno Goldmann, stoj臋 o stopie艅 wy偶ej od pani i m贸g艂bym pani膮 wys艂a膰 na 膰wiczenia. Czy dobrze si臋 zrozumieli艣my?

- Tak jest! - odpar艂a Valerie, bo nie mia艂a ochoty zadziera膰 z Mos- sadem, zw艂aszcza za艣 z 鈥濵etsad膮鈥. Sta艂a wi臋c w postawie na baczno艣膰, a藕 Shapiro skin膮艂 g艂ow膮 i rzuci艂 鈥瀞pocznij!鈥

- A teraz, kiedy wyja艣nili艣my ju偶 sobie podstawowe sprawy, czy zechce pani odpowiedzie膰 na moje pytanie? Co pani wie o golemach?

Valerie zastanawia艂a si臋 przez chwil臋.

- Golem to s艂owo pochodzenia hebrajskiego. Oznacza mi臋dzy innymi 鈥瀍mbrion鈥, co艣 pozbawione kszta艂tu, niegotowe. Pami臋tam lekcj臋 w szko­le. Jedna z nauczycielek opowiada艂a nam histori臋 pewnego rabina z Pragi, kt贸ry ulepi艂 z gliny posta膰 o ludzkich kszta艂tach. Tyle wiem.

Valerie zastanawia艂a si臋, dlaczego Shapiro zada艂 jej to pytanie. My艣la艂a te偶 o swoim rozm贸wcy, kt贸ry nie wygl膮da艂 na jednego z najwa偶niejszych ludzi Mossadu. Przypomnia艂a sobie swojego wuja Herszela, kt贸ry cierpia艂 na kr贸tkowzroczno艣膰 i dlatego nosi艂 dwie pary okular贸w, jedn膮 na dru­giej, poniewa偶 nie chcia艂 si臋 przyzwyczai膰 do nowych, silniejszych szkie艂.

Shapiro znowu zacz膮艂 chodzi膰 po 艂a藕ni z r臋kami za艂o偶onymi na plecach.

- Czy pani wierzy w legendy? 鈥 spyta艂 spokojnie.

- Szczerze m贸wi膮c, jeszcze nie mia艂am okazji, 偶eby kt贸rej艣 z nich do­艣wiadczy膰 osobi艣cie 鈥 powiedzia艂a po chwili Valerie. 鈥 Podobno w ka偶dej legendzie jest ziarnko prawdy.

Robi si臋 coraz ciekawiej鈥, pomy艣la艂a zastanawiaj膮c si臋, do czego zmie­rza Shapiro, zadaj膮c jej takie pytania.

Shapiro nie zareagowa艂 i Valerie nie by艂a nawet pewna, czyj膮 w og贸­le us艂ysza艂. Jego kroki brzmia艂y dono艣nie na wy艂o偶onej bia艂ymi kafelka­mi pod艂odze. Na zewn膮trz s艂ycha膰 by艂o kobiece g艂osy, by艂y coraz bli偶ej.

Shapiro podszed艂 do niej i powiedzia艂 szybko i cicho, a zarazem do-

w ka偶dej chwili wr贸ci膰 do swoich ch艂opak贸w. To te偶 uzgodni艂em z Dan- nym.

Drzwi do 艂a藕ni otworzy艂y si臋 i do 艣rodka wesz艂a grupa roze艣mianych dziewczyn. Zdziwi艂y si臋, widz膮c m臋偶czyzn臋, ale rozesz艂y si臋 do kabin, 偶eby si臋 przebra膰.

Shapiro odwr贸ci艂 si臋 do Valerie i powiedzia艂 jeszcze:

Godzina dziesi膮ta rano. Punktualnie.

bitnie:

- Czekam na pani膮 jutro przed po艂udniem w moim biurze w Tel Awiwie. Genera艂 Leder urlopowa艂 pani膮 na czas nieokre艣lony i w trybie natychmiastowym odda艂 pani膮 do dyspozycji mojego wydzia艂u.

Widz膮c, 偶e Valerie chce zaprotestowa膰, uni贸s艂 r臋k臋.

- Nie teraz. Je艣li zadanie si臋 pani nie spodoba, b臋dzie pani mog艂a

Potem znik艂 za drzwiami. Jego kroki w korytarzu oddala艂y si臋 coraz bardziej, a偶 ucich艂y zupe艂nie.

PRAGA

Biskup Frank Kohout kl臋cza艂 w swojej prywatnej kaplicy w pa艂acu arcybiskup贸w i modli艂 si臋 za jasnow艂os膮 dziewczyn臋, kt贸ra zmar­艂a tragiczn膮 艣mierci膮 w ko艣ciele 艣w. Karola w Wiedniu. Barokowy wystr贸j tego pomieszczenia mia艂 ju偶 ponad dwie艣cie lat. Dominowa艂 w nim o艂tarz maryjny z wizerunkiem Czarnej Madonny. Kohout kl臋cza艂 przed ni膮 i tak bardzo by艂 zatopiony w modlitwie, 偶e nie zauwa偶y艂 nawet siostry Agnes, kt贸ra k艂臋lda obok niego i te偶 zacz臋艂a si臋 modli膰.

Dopiero gdy podni贸s艂 wzrok, prze偶egna艂 si臋 i wsta艂, dostrzeg艂 j膮 obok

i pochyli艂 si臋 nad ni膮.

U艣miechn臋艂a si臋 do niego ze smutkiem:

Pomy艣l, bracie Franciszku, jaka okrutna 艣mier膰 spotka艂a t臋 m艂od膮 osob臋. Oby B贸g zmi艂owa艂 si臋 nad jej dusz膮.

I oby jej zab贸jca sma偶y艂 si臋 w piekle 鈥 odpar艂 biskup i znowu si臋 prze偶egna艂.

Czy krzy偶 te偶 nie by艂 miejscem 艣mierci, a nie tylko znakiem 艂aski?

Jak s艂usznie zauwa偶y艂a艣, czcigodna matko, pierwsza zbrodnia po­pe艂niona przed dwoma dniami w Almouriel by艂a nie tylko ostrze偶eniem, ale tak偶e wypowiedzeniem wojny naszemu zakonowi. Zab贸jca 艣wiadomie dokona艂 jej w jednym z zamk贸w templariuszy. Wybra艂 Amouriel, poniewa偶 w nazwie tego miasta wyst臋puje wszystkie pi臋膰 liter AEIOU. Chcia艂 nam da膰 do zrozumienia, 偶e wie, 偶e jest wtajemniczony. A Portugalia? Gdzie偶 by indziej, przecie偶 偶on膮 cesarza Fryderyka by艂a Eleonora, ksi臋偶na Portugalii.

Siostra Agnes skin臋艂a potwierdzaj膮co g艂ow膮.

Potem wyci膮艂 tej biednej dziewczynie s艂owo 鈥濧gnes鈥 na czole. To imi臋 naszej za艂o偶ycielki i dawnej prze艂o偶onej. Chcia艂, 偶eby艣my zrozumie­li, 偶e je艣li b臋dziemy si臋 wtr膮ca膰, doprowadzi to do tragedii - powiedzia艂 Kohout, a w jego g艂osie s艂ycha膰 by艂o z艂o艣膰 i oburzenie. Te same uczucia targa艂y wszystkimi cz艂onkami zakonu od kilku dni. - Ale to nie wszystko. Wczoraj dokona艂 kolejnej zbrodni w jednej z naszych 艣wi膮ty艅: w ko艣ciele 艢wi臋tego Karola w Wiedniu. Ani przez sekund臋 nie w膮tpi艂em, 偶e to ten sam sprawca, co w Portugalii.

Siostra Agnes podnios艂a si臋 z kolan i prze偶egna艂a, po czym wraz z bi­skupem opu艣ci艂a kaplic臋. Potem przeszli szerokimi schodami do jego biura.

- Obraz upad艂ego anio艂a prze艣laduje mnie nawet we 艣nie 1 wyzna艂 Kohout cichym g艂osem i zacisn膮艂 pi臋艣ci.

Wiem, bracie Franciszku, wiem.

Zakonnica wsun臋艂a swoj膮 d艂o艅 pod rami臋 Jego Ekscelencji i poczu艂a, 偶e mi臋艣nie biskupa pod sutann膮 s膮 napi臋te.

- Kto艣 pr贸buje za wszelk膮 cen臋 pozna膰 nasz膮 tajemnic臋 i pos艂uguje si臋 wszystkimi 艣rodkami, jakie ma do dyspozycji - powiedzia艂a cichym g艂o­sem. -Jednak teraz jest inaczej ni偶 w minionych stuleciach. On zna nasz zakon i wie o jego istnieniu. Dlatego nie dzia艂a potajemnie, tylko wyzywa nas, objawia si臋, prowokuje, a jednocze艣nie ostrzega. Co艣 takiego zdarzy艂o si臋 dot膮d tylko raz, w Niemczech, w Trzeciej Rzeszy. Nigdy nie s膮dzi艂am, 偶e ten koszmar mo偶e si臋 powt贸rzy膰.

Siostra Agnes zamilk艂a i zatopi艂a si臋 w my艣lach, jakby przebiega­艂a w nich przez czas i przestrze艅. Potem ponownie podj臋艂a przerwany w膮tek:

Z艂o偶yli艣my 艣lubowanie i przez wiele pokole艅 udawa艂o nam si臋 prze­chowa膰 co艣, co zawierzono naszej opiece. Chronili艣my wiedz臋, kt贸ra jest tak pot臋偶na i straszna, 偶e zdo艂a艂a przerazi膰 nawet tak m膮drych ludzi, jak Fryderyk Ale nawet on by艂 tylko cz艂owiekiem i uleg艂 pokusie, 偶eby opisa膰 drog臋 do piek艂a 鈥 doda艂a z pob艂a偶liwym u艣miechem. 鈥 Zrobi艂 to w taki spos贸b, 偶eby objawi膰 j膮 komu艣, kto b臋dzie potrafi艂 porusza膰 si臋 wed艂ug zaszyfrowanych wskaz贸wek Zna艂 swoj膮 s艂abo艣膰, wiedzia艂 o niej i dlatego ustanowi艂 nas stra偶nikami tajemnicy, kt贸ra nie by艂a przecie偶 jego tajem­nic膮. Zaufa艂 nam bardziej, ni偶 sobie samemu.

Kohout skin膮艂 g艂ow膮 i pochyli艂 j膮 pokornie.

- Fryderyk ba艂 si臋 najbardziej tego, 偶e nikt nie zdo艂a odkry膰 jego ta­jemnicy i 偶e na zawsze odejdzie ona w niebyt. W jego ciele 偶y艂y dwie du­sze - by艂 rozdarty i pe艂en sprzeczno艣ci, jak w ca艂ym swoim 偶yciu. Z jednej strony ukrywa艂 tajemnic臋 przed swoim wojowniczym synem Maksymi­lianem, bo wiedzia艂, 偶e m贸g艂by on doprowadzi膰 艣wiat do zag艂ady. Gdy­by cesarz nie zachowa艂 sekretu, nikt i nic by tego 艣wiata nie uratowa艂o. Z drugiej strony Fryderyk sp臋dzi艂 wiele miesi臋cy i lat na wymy艣laniu taj­nych wskaz贸wek i skomplikowanych zagadek, aby zachowa膰 mo偶liwo艣膰 odkrycia tej najwi臋kszej tajemnicy ludzko艣ci.

Siostra Agnes podesz艂a do okna i wyjrza艂a na dziedziniec pa艂acowy przy praskich Hradczanach. Chmury nad miastem przerzedzi艂y si臋 i mo­kry bruk po艂yskiwa艂 w pierwszych promieniach s艂o艅ca.

- Jednak p贸藕niej, tu偶 przed 艣mierci膮, wszystko wyda艂o mu si臋 zbyt oczywiste, zbyt proste i zbyt 艂atwe do rozwi膮zania. Dlatego zwr贸ci艂 si臋 do naszego zakonu. Przez ca艂e swoje 偶yde zgromadzi艂 wystarczaj膮c膮 ilo艣膰 z艂ota. Pewn膮 kwot臋 przekaza艂 w formie po偶yczki na procent bankierskiej rodzinie Fugger贸w. Od kilkuset lat odsetki od tej kwoty wp艂ywaj膮 na na­sze konto i dzieje si臋 tak a偶 do teraz.

Zakonnica odwr贸ci艂a si臋 i spojrza艂a Kohoutowi prosto w oczy:

- Bracie Frandszku, zapis testamentowy Fryderyka wype艂niamy od 1493 roku. Tym razem te偶 go nie zawiedziemy. Niech B贸g nam w tym pomo偶e. B艂ogos艂awiony niech b臋dzie Ten, kt贸ry 偶yje i kr贸luje na wieki.

- Amen - odpar艂 Kohout.

CENTRUM WIEDNIA

Id膮c w stron臋 ko艣cio艂a 艣w. Micha艂a po艂o偶onego w pobli偶u Hofburga, Sina zastanawia艂 si臋 nad spotkaniem i rozmow膮 z Bemerem. Komisarz wyda艂 mu si臋 nagle ca艂kiem sympatyczn膮 osob膮. Facet ma kr臋­gos艂up moralny i sumienie. Sina poczu艂 nawet, 偶e miasto nie przyt艂acza go ju偶 tak bardzo, jak przed trzema dniami. Stopniowo przyzwyczaja艂 si臋 do ludzi i przesta艂 ich postrzega膰 jako zagro偶enie dla swojej prywatnej sfery. Id膮c obok Wagnera, przygl膮da艂 mu si臋 z boku. Paul by艂 taki, jak zawsze -nie­skomplikowany, mocno st膮paj膮cym po ziemi. Zawsze mo偶na na nim polega膰. Sina nie potrafi艂 sobie wyobrazi膰, 偶e lata m艂odo艣ci m贸g艂by sp臋dzi膰 z kim艣 innym, ni偶 z nim. Wagner by艂 dla niego jak brat, kt贸rego nigdy nie mia艂.

Natomiast Berner zaskoczy艂 go dzisiaj tym, 偶e postanowi艂 odej艣膰 z po­licji i dzia艂a膰 dalej na w艂asn膮 r臋k臋. Sina nie spodziewa艂 si臋 tego po nim

i na sw贸j zarozumia艂y spos贸b nie doceni艂 tej decyzji. Bemera postrzega艂 g艂贸wnie przez jego tward膮, zewn臋trzn膮 skorup臋, natomiast nigdy nie do­strzeg艂 tego, co kryje si臋 pod ni膮.

Teraz zacz膮艂 go rozumie膰 i docenia膰; po raz pierwszy od kilku lat od­ni贸s艂 wra偶enie, 偶e jego w艂asna udeczka od 艣wiata niekoniecznie by艂a naj- w艂a艣dwszym rozwi膮zaniem, a raczej zanegowaniem rzeczywistego stanu, po偶egnaniem z prawd膮, odsuni臋dem pewnych rzeczy na p贸藕niej.

Zastanawia艂 si臋 te偶 nad inn膮 spraw膮: b臋dzie musia艂 porozmawia膰 z Paulem o Clarze. Chyba tak b臋dzie lepiej. Nie powinien ci膮gle odk艂ada膰 r贸偶nych spraw na p贸藕niej. Clara ju偶 wtedy tego nie akceptowa艂a.

Zacz臋艂o m偶y膰. Skr臋cili na plac 艣w. Micha艂a i podeszli do pomalo­wanego na bia艂o ko艣cio艂a. Czeka艂y tu na klient贸w dziesi膮tki fiakr贸w, ty­powych dla Wiednia dwukonek. Wo藕nice zaj臋ci byli rozk艂adaniem bud chroni膮cych przed deszczem.

Czujesz si臋 chyba jak u siebie w domu, wsz臋dzie tu pachnie ko艅mi

- doci膮艂 mu Wagner, wskazuj膮c wzrokiem doro偶ki.

Sina skin膮艂 z u艣miechem g艂ow膮 i wszed艂 przed nim do ciemnego wn臋trza ko艣cio艂a 艣w. Micha艂a. Natychmiast te偶 podda艂 si臋 niezwyk艂ej at­mosferze tej niegdy艣 roma艅skiej 艣wi膮tyni. Z ukrytego g艂o艣nika dobiega艂y d藕wi臋ki ch贸ralnego 艣piewu. Z zewn膮trz nie wpada艂 do 艣rodka ani jeden promie艅 艣wiat艂a. W s艂abym, 偶贸艂tawym o艣wiedeniu, jakie dawa艂o kilka wi­sz膮cych lamp, 艣wiece pal膮ce si臋 przed o艂tarzami i cudownymi obrazami oddzia艂ywa艂y na obecnych jeszcze bardziej intensywnie Przybocznych o艂­tarzach kl臋cza艂o kilku bezdomnych pogr膮偶onych - jak mog艂o si臋 zdawa膰

- w g艂臋bokiej modlitwie. W rzeczywisto艣ci robili co艣 zupe艂nie innego: za zgod膮 proboszcza 艂adowali swoje telefony kom贸rkowe.

Ca艂e wn臋trze ko艣cio艂a spowija艂 mrok, przez kt贸ry tylko miejscami przebija艂y jasne plamy, s艂abe wyspy 艣wiat艂a na oceanie ciemno艣ci. W jed­nym z tych 艣wietlnych kr臋g贸w sta艂a grupa turyst贸w. Otaczali rezolutnie 鈥ygl膮daj膮c膮 przewodniczk臋, kt贸ra g艂o艣no opowiada艂a im o historii ko艣cio艂a

i o zgromadzonych w nim dzie艂ach sztuld. Tury艣ci rozgrzewali si臋 lekkimi ruchami da艂a, bo w 艣wi膮tyni by艂o jeszcze zimniej ni偶 na zewn膮trz. Lodowa­te powietrze jakby zagnie藕dzi艂o si臋 w 艣rodku mi臋dzy 艂awkami i kolumna­mi. Wagner zacz膮艂 si臋 nawet zastanawia膰, czy nie zamarz艂a woda 艣wi臋cona.

- Nieprzyjemnie i ciemno cho膰 oko wykol 鈥 podsumowa艂 po chwili swoje og贸lne wra偶enia Sina i podszed艂 wolno do o艂tarza. Z ty艂u za sob膮 s艂ysza艂 g艂os przewodniczki:

-.. .z trzynastego wieku i jest jednym z najstarszych ko艣cio艂贸w Wied­nia. Stanowi jeden z nielicznych przyk艂ad贸w roma艅skiej sztuki budowla­nej w stolicy Austrii. M贸wi膮c precyzyjnie, dawny ko艣ci贸艂 parafialny wie­de艅skiego dworu pochodzi z 1220 roku...

- .. .chcia艂abym pa艅stwu zwr贸ci膰 przede wszystkim uwag臋 na wspa­nia艂e figury upad艂ych anio艂贸w, kt贸re zajmuj膮 przestrze艅 ca艂ego g艂贸wnego

o艂tarza. To jeden z najbardziej spektakularnych przyk艂ad贸w tego rodzaju sztuki w Europie. Stworzy艂 go Martinelli...

Kiedy Sina ujrza艂 grup臋 figur nad o艂tarzem, zapar艂o mu dech w pier­siach. Na tr贸jwymiarowym sztukatowym niebie zobaczy艂 kilkadziesi膮t bia艂ych anio艂贸w r贸偶nych rozmiar贸w i kszta艂t贸w. Unosi艂y si臋, opada艂y, ra­dowa艂y si臋 albo zamiera艂y w szalonym, barokowym crescendo.

.. .w kryptach, kt贸re ci膮gn膮 si臋 daleko poza mury ko艣cio艂a, w ci膮gu kilkuset lat pochowano ponad cztery tysi膮ce ludzi. Niezwyk艂a anomalia klimatyczna we wn臋trzu ko艣cio艂a spowodowa艂a, 偶e zw艂oki uleg艂y mumi- fikacji i a偶 do dzisiaj...

Sina w臋drowa艂 wzd艂u偶 mur贸w, przys艂uchuj膮c si臋 jednym uchem temu, co opowiada艂a przewodniczka. Przy okazji podziwia艂 freski na p艂ytach nagrobnych.

...p贸艂nocna kaplica w absydzie zosta艂a zbudowana w 1476 roku. Czterdzie艣ci sze艣膰 lat wcze艣niej w p贸艂nocnej nawie powsta艂y dwie inne ka­plice. Siedemdziesi膮t trzy zachowane do dzisiaj kaplice 艣wiadcz膮 o tym, 偶e...

Wagner kaza艂 Sinie i艣膰 przodem, w stron臋 o艂tarza, a sam skr臋ci艂 w lewo, do zamurowanego starego wej艣cia do ko艣cio艂a. Glos przewod­niczki brzmia艂 coraz s艂abiej. Zatrzyma艂 si臋 przed nadpro偶em z XIII wie­ku i zacz膮艂 je podziwia膰. Jego centralny motyw stanowi艂 p艂omienny krzy偶 z pi臋cioma ranami Chrystusa, jakich dozna艂 na krzy偶u.

Wagner obejrza艂 si臋 i zobaczy艂, jak Sina idzie wzd艂u偶 wystaj膮cych p艂yt nagrobnych i przesuwa palcami po nazwiskach lub symbolach.

...z po艂owy czternastego stulecia pochodzi 艂uk triumfalny mi臋dzy naw膮 poprzeczn膮 a ch贸rem; przedstawia on Armagedon z Jezusem i jego uczniami...

Sina sta艂 os艂upia艂y, trzymaj膮c jedn膮 d艂o艅 na czerwonawej p艂ycie na­grobnej. Armagedon. Apokalipsa 艣w. Jana. To jaka艣 wskaz贸wka, jest tego pewien. 鈥濩zy Armagedon to nie ostateczna, rozstrzygaj膮ca bitwa Jezusa

i anio艂贸w przeciwko kr贸lom Ziemi?鈥 Skin膮艂 g艂ow膮. Znowu anio艂y, wsz臋dzie te anio艂y, wsz臋dzie tam, gdzie by艂 Fryderyk. Czy cesarz nie kaza艂 wykona膰 anielskiej zbroi, kt贸ra mia艂a chroni膰 go wraz z koniem?

Sina przyjrza艂 si臋 dok艂adniej p艂ycie nagrobnej, przed kt贸r膮 sta艂. Wy­konano j膮 w 1341 roku. W jej lewym g贸rnym rogu znajdowa艂 si臋 krzy偶 templariuszy i dwie sze艣cioramienne gwiazdy w tarczy herb owej. By艂o tak ciemno, 偶e nie si臋 du偶o zobaczy膰. Postanowi艂 wi臋c, 偶e nast臋pnym ra­

zem we藕mie ze sob膮 latark臋. Przykl臋kn膮艂 i dok艂adniej przyjrza艂 si臋 obu gwiazdom. Mia艂y dziwny kszta艂t, kt贸ry nie przypomina艂 mu 偶adnych in­nych form. Szybko przebieg艂 w my艣lach wszystkie znane mu znalu, pie­cz臋cie i symbole, kt贸re widzia艂 w zestawieniu z krzy偶em mantua艅skim zwanym te偶 krzy偶em templariuszy. 呕aden z nich nie pasowa艂 jednak do uk艂adanki. Niezadowolony podni贸s艂 si臋 z kolan.

W tym momencie wpad艂 na niego jaki艣 cz艂owiek. Szed艂 tak szybko i potr膮ci艂 go tak mocno, 偶e Sina prawie si臋 przewr贸ci艂. Elegancko ubrany m臋偶czyzna by艂 od niego troch臋 ni偶szy. Z ca艂ej jego postaci przebija艂o co艣 gro藕nego i strasznego. Sina wyprostowa艂 si臋. Gdy stali naprzeciwko sie­bie, od nieznajomego bi艂a tak wielka arogancja i pogarda, 偶e Sina a偶 cof­n膮艂 si臋 o krok. M臋偶czyzna nale偶a艂 do tego typu ludzi, kt贸rym Sina nigdy nie ufa艂. Gdy poj膮艂, 偶e nieznajomy nie zamierza go przeprosi膰 ani ust膮pi膰, tylko stoi w miejscu, obrzuca go krytycznym spojrzeniem, mierzy wzro­kiem od st贸p do g艂贸w i nie okazuje ochoty do przeprosin, Sinie zrobi艂o si臋 nieswojo. Poczu艂 si臋 nagle jak rycerz jad膮cy na koniu, kt贸ry zastawi艂 innym drog臋 przez most, aby po przegranej walce z przeciwnikiem ust膮­pi膰 pola, tak jak nakazuje rycerski kodeks.

Sina zrobi艂 krok do przodu ze wzrokiem wbitym w oczy przeciwni­ka. Ten nie zamierza艂 jednak ust膮pi膰. Jego twarz kry艂a si臋 w mroku, ale Sina czu艂, 偶e m臋偶czyzna mo偶e by膰 zaskoczony, cho膰 na pewno nie prze­straszony. Przeciwnie, wyra藕nie okazywana zarozumia艂o艣膰 jeszcze bardziej wzburzy艂a Sin臋.

Nagle poczu艂 d艂o艅 na swoim ramieniu.

- Chod藕my, Georg. Kiedy widz臋, jak wysuwasz do przodu sw贸j pod­br贸dek, robi si臋 niebezpiecznie - za偶artowa艂 Wagner i poci膮gn膮艂 za sob膮 os艂upia艂ego przyjaciela. - Przypomina mi to dawne czasy, panie rozrabia­ko. Niekt贸re rzeczy nie zmieniaj膮 si臋 mimo up艂ywu lat. Niestety, skaza艂e艣 si臋 na izolacj臋 w swoim zamku i przez to nerwy wysiadaj膮 ci coraz cz臋艣ciej.

Gavint coraz s艂abiej s艂ysza艂 za sob膮 s艂owa wypowiadane przez odda­laj膮cego si臋 Wagnera. A wi臋c to oni, oba jego cele: Paul Wagner, 鈥瀌ziwacz­ny, egocentryczny i troch臋 zniewie艣cia艂y dziennikarz鈥, oraz profesor Sina, 鈥瀗iezale偶ny intelektualista z tward膮 g艂ow膮 o s艂abym ramieniu鈥. Ta ostat­nia cecha nie zgadza艂a si臋. Wi膮zki musku艂贸w Siny zrobi艂y na nim pewne wra偶enie. Gavint zastanawia艂 si臋 z niepokojem, co jeszcze nie zgadza si臋 w charakterystykach obu przyjaci贸艂, jakie mu dostarczono.

T

Z艂o艣ci艂o go, 偶e tak nieostro偶nie na nich wpad艂. To b艂膮d. Niewyba­czalny, ale nie da si臋 tego ju偶 zmieni膰. Przygl膮da艂 si臋, jak obaj wychodz膮 z ko艣cio艂a. Ka偶dy z osobna nie stanowi艂 problemu, ale razem nawet dla ta­kiego zawodowca jak on s膮 pewnym wyzwaniem. Ucieszy艂o go to. W jego oczach obaj byli ju偶 martw.

Komisarz Berner zabra艂 z biurka tylko niewielki br膮zowy karton z osobistymi rzeczami. Akta spraw rozdzielono mi臋dzy innych 艣ledczych. Sprawy obu zab贸jstw otrzyma艂 jego m艂odszy kolega, i z zapa­艂em zabra艂 si臋 do pracy. Kierownik sekcji technicznej i 贸w m艂ody policjant b臋d膮 stanowi膰 wymarzon膮 par臋, pomy艣la艂 Bemer.

Zabra艂 z biurka zdj臋cie c贸rki i trzy d艂ugopisy marki Montblanc, kt贸re przez wszystkie lata s艂u偶by podarowali mu koledzy z pracy. Do tego stary sweter i pobazgrany notatnik, kt贸rego kiedy艣 nie wyrzuci艂. Sentymenta­lizm? Wzruszy艂 ramionami i wsadzi艂 notes do kartonu. Trafi艂a tam tak偶e zapasowa kom贸rka i 艂adowarki, a wraz z nimi stare mapy miast i zapro­szenia na bale policyjne, na kt贸rych i tak nie ta艅czy艂. Pognieciony program teatralny z kabaretu Simpl przypomnia艂 mu o ostatnim roku sp臋dzonym z 偶on膮. P贸藕niej wyjecha艂a do Niemiec, aby zacz膮膰 tam nowe 偶ycie. P贸艂 paczki herbatnik贸w, dwa wafle i prawie puste pude艂ko tabletek od b贸lu g艂owy. Stary kalendarz i niewielki notes z numerami telefon贸w. 1 to wszyst­ko. Tylko tyle w艂o偶y艂 do kartonu. Reszta wyl膮dowa艂a w koszu na 艣mieci.

Po偶egnanie z kolegami przysz艂o mu z trudem, ale przecie偶 jeszcze nie 偶egna艂 si臋 z tym 艣wiatem. Wszyscy, kt贸rzy go znali, dziwili si臋, 偶e jest w tak dobrym humorze.

Potem powiedzia艂 tylko: 鈥濶o to trzymajcie si臋, do zobaczenia鈥 i opu­艣ci艂 szybko biuro. Typowy emeryt, pomy艣leli koledzy. Ledwo przeszed艂 w stan spoczynku, a ju偶 mu gdzie艣 spieszno.

Berner wyszed艂 na ulic臋 i g艂臋boko odetchn膮艂. Deszcz pada艂 coraz in­tensywniej i wszyscy si臋 spieszyli, 偶eby zd膮偶y膰 do domu na kolacj臋. Podni贸s艂 wysoko ko艂nierz p艂aszcza 偶a艂uj膮c, 偶e parasol jak zwykle zostawi艂 w domu. Pociesza艂 si臋 tylko tym, 偶e to niedaleko. Mijaj膮c kolejnych przechodni贸w, wyj膮艂 telefon i wybra艂 numer Wagnera. Nadszed艂 czas, 偶eby sprawy ruszy艂y z kopyta. Kiedy Wagner odebra艂, zawo艂a艂 do s艂uchawki:

- Kiedy opr贸偶nia艂em swoje biurko, znalaz艂em w nim dwie policyjne piecz臋cie. Niech pan nie pyta, sk膮d si臋 tam wzi臋艂y. Kiedy si臋 jednak nad

rym zastanawiam, dochodz臋 do wniosku, 偶e dobrze by艂oby sprawdzi膰, czy zab贸jca nie przeoczy} czego艣 w mieszkaniu Mertensa.

- W takim razie zr贸bmy jutro kontrolne przeszukanie 鈥 zapropono­wa艂 Wagner. - O dziesi膮tej przed domem przy placu Szwedzkim?

- Tylko niech si臋 pan nie sp贸藕ni. A swoj膮 rakiet臋 na dw贸ch k贸艂kach mo偶e pan zostawi膰 w domu. Rzuca si臋 w oczy tak bardzo, jak smoking w szafie z pa艅skimi ubraniami.

- Przyjdziemy piechot膮 i za艂o偶ymy policyjne mundury鈥攐dpar艂 z szy­derczym u艣miechem dziennikarz.

Berner u艣miechn膮艂 si臋. 鈥濵贸g艂bym go w艂a艣ciwie polubi膰鈥, pomy艣la艂.

- Czy uda艂o si臋 wam czegokolwiek dowiedzie膰 w tych ko艣cio艂ach? - spyta艂, 艣cieraj膮c z twarzy krople deszczu.

- O wiele za du偶o. Jutro rano musimy obejrze膰 o艂tarz Szkockiego Mistrza, podsumowa膰 wszystkie zebrane informacje i sprawdzi膰, czy uda nam si臋 trafi膰 na 艣lad pierwszej zagadki.

- No to do jutra - mrukn膮艂 Berner i roz艂膮czy艂 si臋.

Butelk臋 hiszpa艅skiego wina Rioja, kt贸r膮 tego wieczoru opr贸偶ni艂, przechowa艂 na specjaln膮 okazj臋. Wypi艂 j膮 za swoje zdrowie, a w nag艂ym przyp艂ywie ch臋ci zamkni臋cia pewnego etapu w przesz艂o艣ci, jak r贸wnie偶 w oczekiwaniu na to, co przyniesie przysz艂o艣膰, wyrzuci艂 wszystkie swoje stare notesy. W ko艅cu zasn膮艂 na kanapie, 艣ni膮c o d艂ugiej podr贸偶y do Apulii.

ROZDZIA艁 6

13 MARCA 2008 ROKU 26 SIERPNIA 1795 ROKU,

TWIERDZA SAN LEO W MARKEN / W艁OCHY

Gdyby m贸g艂 wyjrze膰 przez okno, by膰 mo偶e zobaczy艂by La Pieve i San Leone, dwa miejscowe ko艣cio艂y po艂o偶one u st贸p g贸ry. Jed­nak zakratowany otw贸r by艂 zbyt wysoko i dlatego 艣wiat艂o dnia i promienie s艂oneczne dociera艂y do jego wilgotnej, zat臋ch艂ej celi w sk膮pych ilo艣ciach. W normalnych warunkach, w bardziej sprzyjaj膮cych okoliczno艣ciach, na­wet by nie spojrza艂 na obie gotyckie 艣wi膮tynie. Jednak po czterech latach ci臋偶kiego wi臋zienia miasto San Leone i zielone krajobrazy p贸l jawi艂y mu si臋 jak ogrody Edenu.

Cela by艂a jego prywatnym czy艣膰cem. Na pocz膮tku, kiedy papie偶 Pius VI zamieni艂 mu wyrok 艣mierci na do偶ywotnie wi臋zienie, nawet si臋 ucie­szy艂...

- Giuseppe, ale偶 ty by艂e艣 idiot膮 - powiedzia艂 do sobie.

- Ale偶 Alessandro, sk膮d mia艂em wiedzie膰, 偶e klechy wtr膮c膮 mnie do takiego lochu? 鈥 szepn膮艂 Cagliostro.

Od pewnego czasu zacz膮艂 ze sob膮 rozmawia膰. No bo z kim innym m贸g艂by to robi膰? Miejscowe szczury bi艂y na g艂ow臋 swoj膮 inteligencj膮 pil­nuj膮cych go stra偶nik贸w.

- O, tak! Powinienem uwa偶a膰 na tych nikczemnik贸w, bo inaczej od­gryz膮 mi ty艂ek zanim wy, g艂upcy, zauwa偶ycie, co tu si臋 dzieje! - wrzasn膮艂 hrabia Alessandro Cagliostro, zrobi艂 艣mieszn膮 min臋 i zacz膮艂 nas艂uchiwa膰,

czy doczeka si臋 jakiej艣 reakcji na te obra藕liwe s艂owa. Nic si臋 jednak nie dzia艂o.

- Daleko zaszed艂e艣, m贸j ch艂opcze. Zaczyna艂e艣 jako pomocnik klasztor­nego aptekarza w Caltagirone, a sko艅czy艂e艣 jako kawa艂ek g贸wna w nocni­ku papie偶a. Chwa艂a Jego 艢wi膮tobliwo艣ci za tak wielk膮 艂askawo艣膰 - szepn膮艂 i wrzasn膮艂 w stron臋 drzwi:鈥擬am nadziej臋, 偶e G艂贸wnemu Pasterzowi, Ojcu 艢wi臋temu, te偶 tak jak mnie zgnije ku艣ka, kiedy j膮 sobie w艂o偶y w dziurk臋 jakiej艣 kurwy albo nadzieje jakiego艣 braciszka! J贸zef z Wiednia przynaj­mniej mu pokaza艂, jak m臋偶czyzna powinien obchodzi膰 si臋 z takimi zbo­czonymi cha艂aciarzami.

Nadstawi艂 uszu, ale znowu nic. Z ponur膮 min膮 osun膮艂 si臋 na pod艂o­g臋 w k膮cie celi.

- No 艂adnie. Znowu zachowuj臋 si臋 jak szczeniak, tak jak w Alber- gherii, kiedy tak bardzo dzia艂a艂em mamie na nerwy, 偶e a偶 w ko艅cu da艂a mi po g臋bie. Ale lepiej dosta膰 od mamy w sk贸r臋, ni偶 偶eby mnie w og贸le nie zauwa偶a艂a. O, mamo. Ju偶 nigdy wi臋cej nie zjawi臋 si臋 na Sycylii, aby odwiedzi膰 tw贸j gr贸b - wyszepta艂 i brudnym r臋kawem postrz臋pionej ko­szuli otar艂 艂zy z twarzy.

W艣ciek艂y z powodu w艂asnej bezradno艣ci powiedzia艂 sycz膮cym g艂osem:

- Gnojki... co to, chcecie by膰 moj膮 mam膮? Nie? To dobrze, bo za bar­dzo 艣mierdzicie cebul膮 i kadzid艂em.

Obraz matki i dzielnicy biednych w Palermo zd膮偶y艂 si臋 ju偶 zatrze膰 w jego pami臋ci.

Tak te偶 jest ca艂kiem dobrze - pomy艣la艂. 鈥 Inaczej znikczemniej臋 w tej mojej samotno艣ci i stan臋 si臋 jak dziecko鈥.

Zamiast wspomnie艅 z lat dzieci臋cych pojawi艂 si臋 obraz brata Rodol- fa, kt贸ry z takim zapa艂em wpaja艂 mu wiedz臋 z zakresu leczenia zio艂ami.

- Giuseppe Balsamico! - zawo艂a艂. - M贸j ch艂opcze, twoje nazwisko predestynuje ci臋 na aptekarza!

Mnich przygl膮da艂 mu si臋 uwa偶nie, obszed艂 go dooko艂a i d艂ugo spo­gl膮da艂 mu w oczy. Potem na jego twarzy pojawi艂 si臋 艂agodny u艣miech. W ko艅cu po艂o偶y艂 mu na g艂owie swoj膮 ojcowsk膮 d艂o艅. Ach, gdyby zo­sta艂 u braciszk贸w z Zakonu Szpitalnik贸w, nigdy nie musia艂by zajmowa膰 si臋 alchemi膮. Co by si臋 z nim wtedy sta艂o? Mo偶e zosta艂by medykiem? W ka偶dym razie 偶adnym tam hrabi膮 Alessandro Cagliostro, kt贸ry po艣lubi艂 i pi臋kn膮 Lorenz臋... Na my艣l o niej przeszed艂 go lubie偶ny dreszcz. Lorenz^

I 130 '

by艂a podniecaj膮ca i lubie偶na jak demoniczny sukub. Teraz, wbrew swo­jej woli, jest zakonnic膮. Biedaczka.Taki byl wyrok s膮du... co za strata dla 艣wiata...

I znowu wspomnienie z Caltagirone, brat Rodolfo... M艂ody Giuseppe Balsamico cz臋sto i ch臋tnie przys艂uchiwa艂 si臋 opowie艣ciom brata Rodolfa

0 synu marnotrawnym. By艂 bogatym m艂odzie艅cem, a zosta艂 艣winiopasem. Potem znowu wr贸ci艂 do 艂ask. Czy on te偶 ma tak 艂askawego ojca, kt贸ry we藕mie go w ramiona i zaprosi na radosn膮 uczt臋? W tylu wi臋zieniach ju偶 siedzia艂... nawet w Bastylii, z kt贸rej w normalnych warunkach nie da si臋 uciec. Tymczasem on, hrabia Cagliostro, dokona艂 tego. Tak, to ju偶 co艣, on

1 hrabina de La Motte wtrynili temu krety艅skiemu kardyna艂owi Louisowi de Rohan naszyjnik dla Marii Antoniny. Cagliostro roze艣mia艂 si臋 g艂o艣no na to wspomnienie. A potem podsun膮艂 mu pewn膮 dziwk臋, jeszcze gorsz膮 kurw臋 ni偶 kr贸lowa. Sam jest sobie winien, m贸g艂 nie obgadywa膰 Austriacz­ki przed jej matk膮, Mari膮 Teres膮, wytykaj膮c jej przepych.

Wszystko ogl膮dane z p贸藕niejszej perspektywy wyda艂o mu si臋 do艣膰 dzi­waczne. Kt贸rego艣 dnia ta m艂oda rozpustnica postanowi艂a pokaza膰, 偶e to, co si臋 m贸wi ojej rozrzutnym stylu 偶ycia, jest nieprawd膮. Odm贸wi艂a wi臋c przyj臋cia drogiego naszyjnika, kt贸ry ofiarowali jej dwaj z艂otnicy, B枚hmer i Bassegne. Na nic si臋 to zda艂o, bo od razu pojawi艂 si臋 pewien purpurat - kt贸ry przecie偶 艣lubowa艂 celibat - i dysz膮c z po偶膮dania, sam postanowi艂 j膮 nim uszcz臋艣liwi膰. 鈥瀂upe艂ny absurd鈥, mrukn膮艂 Cagliostro do swojej w艂a­snej brody, kt贸ra sta艂a si臋 dla niego obiektem wielkiej nienawi艣ci, symbo­lem poni偶enia i wi臋ziennego pi臋tna... Tak, kr贸l i kr贸lowa byli rozgnie­wani z powodu skandalu, kt贸ry wywo艂a艂 ten zasrany 艂ajdak. Ten klecha w purpurowym p艂aszczu gnije od tamtej pory w jakim艣 klasztorze i reszt臋 偶ycia sp臋dzi na modlitwie. A Maria Antonina? Cagliostro u艣miechn膮艂 si臋 szyderczo. 鈥濨iedaczka nie potrzebuje ju偶 偶adnych naszyjnik贸w, bo zamiast diamentowego nosi teraz krwawy鈥.

Na szcz臋艣cie on, genialny i niezwyk艂y hrabia Cagliostro, potrafi艂 w贸w­czas udowodni膰, 偶e nie mia艂 z tym wszystkim nic wsp贸lnego. Poklepa艂 si臋 z rado艣ci po udach na wspomnienie szelmostwa, jakiego si臋 dopu艣ci艂. Da艂 wszystkim do zrozumienia, 偶e lepiej b臋dzie, je艣li nikt nie b臋dzie 艂膮­czy艂 go z t膮 afer膮.

- Je艣li Wasze Kr贸lewskie Mo艣cie ka偶膮 mnie 艣ci膮膰 - blefowa艂 - nie dowiedz膮 si臋 Wasze Kr贸lewskie Mo艣cie o wielkiej tajemnicy, jak膮 zdra-

i

i

dzi艂 mi m贸j mistrz czarnej magii, hrabia Saint-Germain. Je艣li nie b臋dzie Cagliostra, nie b臋dzie tak偶e Aqua Benedetta.

Chwyci艂o! Nie wiadomo dlaczego, ale nagle ca艂e towarzystwo z na- pudrowanymi noskami poblad艂o. A przecie偶 nawi膮za艂 tylko do zwyk艂ych plotek dworskich. Z powodu og艂upienia, jakie wywo艂ywa艂a w nich woda wiecznej m艂odo艣ci, uda艂o mu si臋 oszuka膰 nawet samych Anglik贸w. Ban­da zidiocia艂ych skner i przekwit艂ych kokot pi艂a jego w艂asny mocz, kt贸rym nape艂nia艂 buteleczki... Cagliostro zachichota艂, kiedy przypomnia艂 sobie wykrzywione obrzydzeniem twarze oszukanego towarzystwa podczas pi­cia jego mikstury.

Nawet tutaj, w tym diabelskim wi臋zieniu, na ten sam lep da艂 si臋 z艂apa膰 jego duchowy pocieszyciel, g艂upawy ojciec Luigi, kt贸ry co tydzie艅 zjawia艂 si臋 w celi, aby wys艂ucha膰 jego spowiedzi.

- Co za g艂upota! - zawo艂a艂 Cagliostro - Jakie偶 to grzechy, u diab艂a, mia艂by tu pope艂ni膰 Giuseppe Balsamico? Przecie偶 nawet gdyby bardzo chcia艂, nie mia艂by ku temu ani jednej okazji!

Mo偶e ma si臋 dopu艣ci膰 jakiego艣 wykroczenia przeciwko murom wi臋­zienia? Albo zaatakowa膰 robactwo?

Ojciec Luigi wierci艂 si臋 niecierpliwie na krze艣le, kiedy Cagliostro da艂 mu nadziej臋 na poznanie tajemnicy Saint-Germaina, godnej samego Ojca 艢wi臋tego. Luigi widzia艂 ju偶 oczami wyobra藕ni, jak zostaje kardyna艂em albo wprowadza si臋 jako doradca papie偶a do Watykanu.

- Saint-Germain nigdy nie zdradzi艂 nikomu swojej tajemnicy w spo­s贸b, kt贸ry da艂oby si臋 udowodni膰 - wyrazi艂 sw膮 w膮tpliwo艣膰 艣mieszny kle­cha. - Sk膮d wi臋c pan j膮 zna, hrabio?

Luigi, ten dure艅, my艣la艂, 偶e jest przebieg艂y. Pewnie s膮dzi艂, 偶e wielki Cagliostro nie zauwa偶y, i偶 dice go w ten spos贸b wybada膰. 禄Tacy imbecyle d膮gle obra偶aj膮 m贸j intelekt鈥, z艂o艣ci艂 si臋 Cagliostro. Wydaje im si臋, 偶e s膮 lep­si, bo nie urodzili si臋 jak Giuseppe w 艂achmanach, tylko w czystej bieli藕nie.

- No dobrze - odpar艂 Cagliostro - z艂apa艂e艣 mnie, ojcze. Wiem o tym z pewnej ksi臋gi wielkiego mistrza templariuszy z Frankfurtu.

Cagliostro podkre艣li艂 te s艂owa tak wymownym ruchem swoich g臋stych brwi, 偶e biedny Luigi wypad艂 z celi, jakby ugryz艂a go tarantula.

Ca艂a inkwizycja nie narobi艂a tyle zamieszania, co on ze swoj膮 ksi臋g膮. P掳 prostu wywi贸d艂 ich w pole. Potem siedzieli w milczeniu z pobo偶nymi mi nami, pochylali swoje ogolone g艂owy i skrobali co艣 na papierze g臋simi pi贸-

i 1 152 '

rami.Teraz Ojdec 艢wi臋ty przyjmie go z pewno艣ci膮 z otwartymi ramionami i zaprosi do swojego suto zastawionego sto艂u, aby m贸g艂 naje艣膰 si臋 do syta.

Kiedy zaj臋ty by艂 tego rodzaju my艣lami, drzwi jego wi臋ziennej celi otworzy艂y si臋 ze skrzypieniem. Cagliostro uni贸s艂 wzrok, spodziewaj膮c si臋 ujrze膰 ojca Luigiego przybywaj膮cego, aby obwie艣ci膰 mu dobr膮 nowin臋

o powrocie do biesiadnego towarzystwa. Tymczasem w drzwiach sta艂 ro­s艂y, silnie zbudowany stra偶nik. Na jego twarzy malowa艂o si臋 okrucie艅stwo.

- Alessandro hrabia Cagliostro? - spyta艂.

- A kt贸偶 by inny? Rzadko urz膮dzam tu przyj臋cia dla setki go艣ci. Chwi­lowo brakuje mi sztu膰c贸w 鈥 odpyskowa艂 mu hrabia.

- Mam wam, panie, przekaza膰 pozdrowienia od pewnego kardyna艂a

stra偶nik wyduka艂 wyuczony tekst.

Cagliostro uni贸s艂 si臋 ze zdumieniem:

- Co takiego? Od jakiego kardyna艂a?

- Od tego samego, kt贸rego c贸rk臋 zarazili艣cie, panie, syfilisem - od­pad z sarkazmem w g艂osie stra偶nik

Cagliostro wykona艂 lekcewa偶膮cy gest d艂oni膮:

- Wielki Bo偶e, w ci膮gu ca艂ej mojej ziemskiej w臋dr贸wki zerwa艂em wiele takich 艣liwek i chyba wszystkie cierpi膮 teraz na chorob臋 wenerycz­n膮. Kim ona jest?

Wypowiadaj膮c te s艂owa, Cagliostro zastanawia艂 si臋 przera偶ony: mo偶e chodzi mu o Lorenz臋...?

- Na imi臋 ma Rosetta - poinformowa艂 go ochoczo stra偶nik, igno- ruj膮c jego wyra藕n膮 pogard臋 dla dziewczyny i jego samego, pos艂a艅ca tej wiadomo艣ci.

- Rosetta? Ta ma艂a, kt贸ra dopiero niedawno nauczy艂a si臋 wk艂ada膰 podpaski mi臋dzy nogi? C贸rka kardyna艂a? Ta ladacznica? Jej imi臋 stano­wi艂o dla mnie inspiracj臋 do pope艂nienia niejednego szelmostwa - roze­艣mia艂 si臋 Cagliostro.

I nagle s艂owa i 艣miech zamieni艂y si臋 w przera偶enie. Oto bowiem stra偶­nik obwin膮艂 mu szyj臋 kawa艂kiem sznura, potem docisn膮艂 go i bez trudu uni贸s艂 go nad pod艂og臋. Cagliostro przebiera艂 nogami, staraj膮c si臋 dotkn膮膰 pod艂ogi, ale na pr贸偶no. Po chwili zacz臋艂o mu brakowa膰 powietrza.

- Mylisz si臋, nie jestem hrabi膮 Alessandrem Cagliostrem! Nazywam si臋 Giuseppe Balsamico! - wycharcza艂 resztkami si艂, pr贸buj膮c jednocze­艣nie wyzwoli膰 si臋 z uchwytu zab贸jcy.

- Tak, tak, a ja jestem cesarzem Chin 鈥 rzuci艂 w odpowiedzi stra偶nik i chwil臋 potem z wielk膮 wpraw膮 doko艅czy艂 dzie艂a. Odczeka艂, a偶 drgawki ustany, a potem beznami臋tnie przygl膮da艂 si臋, jak zw艂oki hrabiego opadaj膮 na pod艂og臋. Nast臋pnie zwin膮艂 sznur i wsun膮艂 go do kieszeni spodni. Jesz­cze raz si臋 rozejrza艂 i zatka艂 nos, bo w celi 艣merdzia艂o rozk艂adaj膮cymi si臋 odchodami i odpadkami.

My艣l臋, 偶e odda艂em wam przys艂ug臋, panie hrabio 鈥 mrukn膮艂. Otwo­rzy! drzwi celi, wyszed艂 i znowu ostro偶nie je zamkn膮艂. Opu艣ci艂 ostatnie wi臋zienie Giuseppe Balsamica.

Kiedy si臋 odwr贸ci艂, w blasku p艂on膮cych pochodni ujrza艂 przed sob膮 pi臋ciu m臋偶czyzn w bia艂ych habitach. Na ich piersiach widnia艂y czerwone sze艣doramienne gwiazdy. Stra偶nik jeszcze nigdy takich nie widzia艂. Od razu si臋 zorientowa艂, 偶e nie przyszli po to, 偶eby go wyspowiada膰. M臋偶czy藕­ni przygl膮dali mu si臋, ale nie wykonali 偶adnego ruchu, 偶eby si臋 rozsun膮膰 albo przepu艣d膰 go mi臋dzy sob膮. Stra偶nik domy艣li艂 si臋 jednak, o co chodzi. Wyprostowa艂 si臋 i wskazuj膮c palcem drzwi celi, powiedzia艂:

-Je艣li szlachetni panowie przybyli, aby uwolni膰 hrabiego, zrobili艣de to zbyt p贸藕no. Hrabia ju偶 nie 偶yje.

Po chwili zaskoczenia jeden z pi臋du m臋偶czyzn wyci膮gn膮艂 d艂o艅 i stra偶nik da艂 mu klucz do celi. M臋偶czyzna w habide otworzy艂 drzwi, podszed艂 szybkim krokiem do le偶膮cego Cagliostra, przy艂o偶y艂 ucho do jego piersi i skin膮艂 g艂ow膮 z zadowoleniem. Wyprostowa艂 si臋, si臋gn膮艂 po sakiewk臋, wyj膮艂 z niej kilka monet i wdsn膮艂 je stra偶nikowi w d艂o艅. Potem bez s艂owa wszyscy odwr贸cili si臋 i odeszli. Znikli jak duchy w demnym korytarzu podziemnego lochu.

Stra偶nik najpierw patrza艂 za nimi w milczeniu, a potem w blasku pochodni przyjrza艂 si臋 monetom. By艂y to niedawno wybite praskie talary Marii Teresy. Zadowolony rzuci艂 jedn膮 z monet w powietrze, chwyci艂 j膮 w lode i pos艂ucha艂, jak srebro zad藕wi臋cza艂o mu w d艂oni. Potem, gwi偶d偶膮c motyw z Mozartowskiego Czarodziejskiegofletu, skierowa艂 si臋 ku wyj艣du.

Kiedy pot臋偶ny stra偶nik przechodzi艂 obok ojca Luigiego, ten przyd- sn膮艂 si臋 do wilgotnej 艣dany korytarza. Nawet nie odwa偶y艂 si臋 spojrze膰 mu w twarz. Dr偶膮cymi palcami przyciska艂 do piersi sw贸j brewiarz, kt贸ry nosi艂 pod sutann膮 na z艂otym 艂a艅cuchu, tu偶 nad czerwon膮 gwiazd膮.

Wszed艂 do celi Cagliostra, zerkn膮艂 na zw艂oki, z talerza pe艂nego od­padk贸w wyj膮艂 widelec i na jednym z kwadratowych kamieni muru tu偶 pod s艂owem 鈥濴orenza鈥, wyry艂 niezgrabn膮 sze艣cioramienn膮 gwiazd臋.

r

Instytut - czyli 鈥濰aMosad鈥, bo pod tak膮 nazw膮 znane s膮 na ca艂ym 艣wiecie izraelskie tajne s艂u偶by - przez d艂ugi czas czyni艂 ze swojego adresu tajemnic臋 pa艅stwow膮. W 2004 roku, kiedy ku zaskoczeniu wszyst­kich w sieci pojawi艂a si臋 jego strona internetowa, nie by艂o na niej ani nu­meru telefonu, ani adresu, ani adresu internetowej skrzynki pocztowej.

Valerie Goldman spojrza艂a na szar膮 fasad臋 wie偶owca stoj膮cego na­przeciwko ministerstwa obrony i od razu zrozumia艂a, dlaczego adres s艂u偶b by艂 to tej pory nieznany. 鈥濿str臋tny鈥 - tylko to s艂owo przysz艂o jej na my艣l, kiedy patrzy艂a na budynek Je艣li kto艣 tu musi pracowa膰, nie podaje tego do wiadomo艣ci publicznej, pomy艣la艂a id膮c schodami prowadz膮cymi do wej艣cia do budynku, gdzie poddano j膮 osobistej kontroli. Bez telefonicz­nego potwierdzenia Odeda Shapiro nie dotar艂aby nawet do pierwszego z metalowych detektor贸w.

Odnosz臋 wra偶enie, 偶e od tej pory wszyscy w tym budynku b臋d膮 znali grup臋 mojej krwi - za偶artowa艂a, kiedy Shapiro przywita艂 j膮 w swo­im biurze na jedenastym pi臋trze.

No i kolor pani bielizny - doda艂 Shapiro z u艣miechem i podsun膮艂 jej zu偶yte krzes艂o, kt贸re sta艂o tu z pewno艣ci膮 od dnia, kiedy budynek zo­sta艂 oddany do u偶ytku. Kiedy Valerie ostro偶nie na nim usiad艂a, strasznie zaskrzypia艂o.

Niski bud偶et? 鈥 spyta艂a ironicznym g艂osem, gdy krzes艂o przesta艂o w ko艅cu skrzypie膰.

Nie uda艂o nam si臋 znale藕膰 stolarza z odpowiednim certyfikatem bezpiecze艅stwa 鈥 odpar艂 lakonicznie Shapiro. - Ale za to kawa jest 艣wie­偶a, sam j膮 dzisiaj przynios艂em.

Valerie zostawi艂a mundur w domu. Zamiast niego w艂o偶y艂a ubranie cy­wilne i pojecha艂a do Te艂 Awiwu. Mia艂a na sobie jeansy, bia艂膮 bluzk臋 i jasno- br膮zowe buty kowbojki. Granatowy sweter przerzuci艂a przez rami臋, w艂osy splotia w warkocz. Kiedy sz艂a korytarzami Instytutu, spojrzenia, jakimi j膮 obrzucano, by艂y pe艂ne podziwu nie tylko z powodu pi臋knych w艂os贸w.

Pani major - zacz膮艂 Shapiro i spojrza艂 na ni膮 znad fili偶anki. - Nie musz臋 chyba traci膰 czasu na wypowiadanie wy艣wiechtanych formu艂ek

o zachowaniu naszej rozmowy w tajemnicy, jak r贸wnie偶 o konsekwen­cjach, jakie si臋 z tym wi膮偶膮. Mimo 偶e akurat w tej sytuacji by艂oby to w pe艂­

ni uzasadnione. Poniewa偶 przeniesiono pani膮 do mego wydzia艂u, a pani nie mia艂a mo偶liwo艣ci, 偶eby wyrazi膰 sw贸j ewentualny sprzeciw, chcia艂bym pani膮 zapyta膰 na samym pocz膮tku naszej rozmowy, czy jest pani gotowa polecie膰 do Austrii, aby wykona膰 tam zadanie, kt贸re z pewnych wzgl臋­d贸w tylko pani mo偶e wype艂ni膰? Mam do wyboru: albo wy艣l臋 tam naszego obserwatora, kt贸ry b臋dzie 艣ledzi艂 rozw贸j wydarze艅 z dystansu, albo wy­艣l臋 tam pani膮, co oznacza, 偶e znajdzie si臋 pani w samym sercu wydarze艅. Przyznam, 偶e wola艂bym to drugie rozwi膮zanie. 鈥 Shapiro wypi艂 艂yk kawy i kontynuowa艂: 鈥 Informacje, kt贸re otrzyma艂em do tej pory, brzmi膮 za­gadkowo i pochodz膮 z r贸偶nych 藕r贸de艂, z takich pa艅stw jak Chiny, Cze­chy, Portugalia, Republika Po艂udniowej Afryki i Austria. Zanim jednak wejd臋 w szczeg贸艂y, wola艂bym si臋 upewni膰, czy woli pani wr贸ci膰 do swojej grupy specjalnej w Wadi al-Maleh czy te偶 raczej zdecyduje si臋 pani na wycieczk臋 do Wiednia.

- Je艣li jest to tylko wycieczka, to dlaczego chce pan wys艂a膰 na ni膮 mnie, a nie kt贸rego艣 ze swoich ludzi? Jestem majorem armii izraelskiej, a nie szpiegiem.

Valerie skrzy偶owa艂a r臋ce na piersiach i opar艂a si臋 o krzes艂o, kt贸re zno­wu zaskrzypia艂o.

- Pani major, mog臋 pani膮 t膮 spraw膮 jedynie zainteresowa膰, ale nie mog臋 pani do niczego zmusza膰. Jedno mog臋 zagwarantowa膰. To mo偶e by膰 najwi臋ksza przygoda w pani 偶yciu - odpar艂 Shapiro, spogl膮daj膮c na ni膮 powa偶nym wzrokiem.-W tym przypadku nie chodzi o akt sabota偶u albo

o akcj臋 o charakterze paramilitarnym. Je艣li moje informacje s膮 prawdziwe, chodzi o przysz艂o艣膰 ca艂ego 艣wiata. Ni mniej, ni wi臋cej.

- Czy pan troch臋 nie przesadza? Brzmi to jak scenariusz jakiego艣 fil­mu szpiegowskiego - stwierdzi艂a Valerie. Nie by艂a pewna, czy Shapiro j膮 nabiera, pr贸buje wcisn膮膰 jej jak膮艣 zwariowan膮 histori臋 czy te偶 faktycznie co艣 jest na rzeczy.

1 Obawiam si臋, 偶e nie. Nie ma w tym 偶adnej przesady. To wy艣cig, kt贸ry si臋 ju偶 rozpocz膮艂, a my zostali艣my w blokach startowych. Problem polega na tym, 偶e nie wiemy, jak d艂ugi jest dystans, gdzie znajduje si臋 meta i co b臋dzie nagrod膮.

Wypowiadaj膮c te s艂owa, Shapiro nie wygl膮da艂 na najszcz臋艣liwsze­go. Valerie zauwa偶y艂a to i powoli zacz臋艂a bra膰 to, co m贸wi, na powa偶nie.

- Jak liczny b臋dzie m贸j oddzia艂? - spyta艂a w ko艅cu.

Shapiro u艣miechn膮艂 si臋 ostro偶nie i si臋gn膮艂 po teczk臋 z dokumenta­mi le偶膮c膮 na biurku.

1 Bardzo nieliczny. W jego sk艂ad wejdzie tylko pani - odpar艂. - Va­lerie Goldman, 36 lat, panna, bezdzietna, wzrost 179 cm, waga 59 kilo­gram贸w, w艂osy br膮zowe, oczy piwne, znak贸w szczeg贸lnych brak, 偶adnych tatua偶y. Znajomo艣膰 j臋zyk贸w: niemiecki, francuski, angielski, hebrajski. Sto­pie艅: major armii Izraela. Pobyty poza krajem: USA, wiele pa艅stw euro­pejskich, Tajwan, Tajlandia i Kambod偶a. Sporo pani przesz艂a - zauwa偶y艂, podnosz膮c wzrok. - Czy przebywa艂a pani przez d艂u偶szy czas w Wiedniu?

- Jak pan wie, moja rodzina stamt膮d pochodzi. Kiedy艣 sp臋dzili艣my tam trzy tygodnie, 偶eby odwiedzi膰 dawnych przyjaci贸艂 moich rodzic贸w. Mam w pami臋ci przepi臋kne miasto i niezliczon膮 liczb臋 ciastek - stwier­dzi艂a Valerie, po raz kolejny prze偶ywaj膮c w my艣lach popo艂udnia wype艂­nione kaloriami, i u艣miechn臋艂a si臋 na wspomnienie tamtych przyjemno艣ci.

Shapiro zag艂臋bi艂 si臋 w lekturze akt, a Valerie zastanawia艂a si臋, co wy­ci膮gnie jeszcze z grubego segregatora pe艂nego danych na jej temat. Szef tajnych s艂u偶b chyba domy艣li艂 si臋, o czym Valerie my艣li.

- Przebieg s艂u偶by, przyja藕nie, afery, powi膮zania... W ostatnich trzech latach 偶adnych stosunk贸w seksualnych. Woli pani sama wymieni膰 nazwi­ska, miejscowo艣ci i szczeg贸艂y, czy mam zapyta膰 dlaczego nie?

- Dlaczego nie co? 鈥 spyta艂a Valerie z grymasem na twarzy.

- Dlaczego nie mia艂a pani kontakt贸w seksualnych? - spyta艂 pozba­wionym emocji g艂osem Shapiro.

- Czy musz臋 na to odpowiedzie膰?

Shapiro wzruszy艂 ramionami.

- W takim razie ja to pani wyja艣ni臋 - odpar艂 i zacz膮艂 czyta膰: - Ambit­na, zuchwa艂a, niezbyt przesadnie wyposa偶ona w umiej臋tno艣ci dopasowy­wania si臋, pewna siebie, godna zaufania, samodzielna, niezale偶na, czasem obstaj膮ca uparcie przy swoim zdaniu. Musi mi pani kiedy艣 pokaza膰 tak膮 Valerie masochistk臋 - powiedzia艂 z u艣miechem Shapiro, po czym zamkn膮艂 teczk臋 i znowu spowa偶nia艂.

Valerie rozz艂o艣ci艂a jego niewzruszona pewno艣膰 siebie.

- Widz臋 te偶, 偶e gra艂a pani w teatrze. - stwierdzi艂 Shapiro, przerzu­caj膮c wycinki ze zdj臋ciami z recenzji sztuki Szekspira Wiecz贸r trzech kr贸li, jaka ukaza艂a si臋 w 鈥濰aaretz鈥, najwi臋kszym izraelskim dzienniku wycho­dz膮cym w Tel Awiwie. Wskaza艂 przy tym na zdj臋cia, na kt贸rych Valerie

I

pozowa艂a w stroju renesansowego pazia. I Wie pani z pewno艣ci膮, 偶e Szek­spir pracowa艂 nad nowel膮 Matea Bandella Jak dwie krople wody] prawda?

- spyta艂 jakby mimochodem.

- Je艣li pan wie, to po co mnie pan pyta? - odpowiedzia艂a pytaniem na pranie Valerie, my艣l膮c jednocze艣nie o cudownej nocy w teatrze pod roz­gwie偶d偶onym niebem, gdzie podczas ostatniego lata swoj膮 interpretacj膮 postaci Violi zachwyci艂a nawet zawodowych krytyk贸w.

Shapiro zamkn膮艂 segregator.

- A wi臋c, pani major, chcia艂bym teraz pozna膰 pani decyzj臋. Przygoda w Austrii czy piaski Wadi al-Maleh?

Shapiro uni贸s艂 d艂o艅, powstrzymuj膮c Valerie, kt贸ra chcia艂a odpowie­dzie膰 na jego pytanie.

- I jeszcze jedno. Nigdy nie b臋dzie pani wolno nikomu opowiedzie膰 tej historii. Nigdy nie b臋dzie o niej 偶adnej wzmianki, nigdy si臋 nie zda­rzy艂a. Zreszt膮 i tak nikt by pani nie uwierzy艂.

Valerie skin臋艂a g艂ow膮. Operacje Mossadu nigdy nie trafia艂y do opinii publicznej, bo taka by艂a zasada funkcjonowania Instytutu. Zastanowi艂a si臋 przez chwil臋, a偶 w ko艅cu po艂o偶y艂a obie d艂onie na blacie biurka i spojrza艂a szefowi tajnych s艂u偶b prosto w oczy.

- Wybieram przygod臋 w Austrii - odpar艂a i odnios艂a wra偶enie, 偶e jej odpowied藕 sprawi艂a mu ulg臋. 鈥 Pod warunkiem, 偶e otrzymam odpowie­dzi na moje pytania.

- Zawsze mi si臋 zdawa艂o, 偶e stawianie pyta艅 to moja domena 鈥 po­wiedzia艂 Shapiro i skin膮艂 z zadowoleniem g艂ow膮. - Niewiele wiem, ale postaram si臋 jak najlepiej odpowiedzie膰. Prosz臋 zaczyna膰!

PLAC SZWEDZKI, WIEDE艃

Komisarz Berner przycisn膮艂 na chybi艂 trafi艂 jeden z dzwonk贸w domofonu. Odpowiedzia艂 mu jaki艣 skrzecz膮cy, kobiecy g艂os.

- Listonosz. Polecony na nazwisko... 鈥 przerwa艂 na chwil臋 szukaj膮c odpowiedniego nazwiska na li艣cie lokator贸w - .. .Brandauer!

-W takim razie prosz臋 nacisn膮膰 w艂a艣ciwy przycisk 鈥 odpar艂a zagnie­wanym g艂osem kobieta, ale mimo to otworzy艂a im drzwi. Berner wstawi艂 stop臋 mi臋dzy pr贸g a drzwi i obejrza艂 si臋. Wagner i Sina u艣miechn臋li si臋 na ten widok i weszli za nim do 艣rodka.

- Doskonale, ale zastanawiam si臋, gdzie pan si臋 tego nauczy艂, panie komisarzu - spyta艂 Wagner, klepi膮c Bernera po ramieniu.

- Od pewnego ca艂kowicie zdeprawowanego i dzia艂aj膮cego bez skru­pu艂贸w dziennikarza - odpar艂 sucho Berner i poszed艂 schodami na g贸r臋.

Kiedy dotarli na poddasze, przez pewien czas przygl膮dali si臋 zie­lonym drzwiom, kt贸re policja zapiecz臋towa艂a trzema kawa艂kami ta艣my. Bemer wyci膮gn膮艂 z kieszeni p艂aszcza klucze, otworzy艂 drzwi i pchn膮艂 je do 艣rodka. Piecz臋cie p臋k艂y z trzaskiem, kt贸ry w ciszy panuj膮cej na klatce zabrzmia艂 zbyt g艂o艣no.

Wagner spojrza艂 na niego ze zdumieniem:

Sk膮d pan ma klucze...?

Berner przerwa艂 mu ruchem r臋ki:

- Tylko bez pyta艅. Wpu艣ci艂em was do mieszkania tak, jak obieca­艂em. Teraz wy te偶 w tym siedzicie, wi臋c nie guzdrajmy si臋, bo nie mamy zbyt du偶o czasu.

Sina zamkn膮艂 za sob膮 drzwi i stan膮艂 w przedpokoju:

Musimy si臋 najpierw zastanowi膰, czego w艂a艣ciwie szukamy. Czy jest tu jaki艣 komputer? Je艣li nie, to mo偶e jakie艣 dokumenty, co艣 tradycyj­nego, na przyk艂ad blok do robienia notatek, ksi膮偶ka, stos kartek albo se­gregator. Zreszt膮 zab贸jca te偶 przeszuka艂 mieszkanie, wi臋c nie wiemy, czy co艣 znalaz艂. Mamy dwie opcje: je艣li nic nie znalaz艂, rzecz ta musi by膰 do­brze ukryta i niezbyt du偶a, wi臋c nie rzuca si臋 w oczy. Je艣li jednak zab贸jca znalaz艂 to, czego szuka艂, musia艂o si臋 to znajdowa膰 w du偶ym pokoju i te­raz ju偶 tu tego nie ma.

Darujmy wi臋c sobie du偶y pok贸j i zajmijmy si臋 pozosta艂ymi po­mieszczeniami - zdecydowa艂 Wagner. Rozejrza艂 si臋 po du偶ym pokoju, po sypialni i doda艂: - Komputera tu w ka偶dym razie nie ma.

Berner przys艂uchiwa艂 si臋 ich rozmowie i ogl膮da艂 ma艂e obrazki wisz膮­ce w przedpokoju. Prawie ca艂a 艣ciana by艂a nimi obwieszona, od pod艂ogi a偶 do sufitu. Musia艂o ich by膰 oko艂o setki, od zwyk艂ej widok贸wki po obrazek olejny. Zbyt ma艂e na zrobienie notatek, pomy艣la艂. Odwr贸ci艂 si臋 i poszed艂 do 艂azienki. By艂a porz膮dnie wysprz膮tana i pachnia艂o w niej czysto艣ci膮. Berner zacz膮艂 systematycznie sprawdza膰 wszystkie pude艂ka i szafki, poklepywa艂 d艂oni膮 szafki z lusterkami i zajrza艂 nawet do niewielkiego kosza na 艣mieci. Potem zerkn膮艂 do sedesu, przetrz膮sn膮艂 stos r臋cznik贸w, kt贸re le偶a艂y u艂o偶o­ne w nale偶ytym porz膮dku przy wannie i zajrza艂 na g贸rne pokrywy szafek.

Wagner skoncentrowa艂 si臋 na sypialni, w kt贸rej sta艂o biedermeierow- skie 艂贸偶ko z szafkami nocnymi. Niewielka kanapa i fotel obite typowym dla tego stylu materia艂em w paski wygl膮da艂y na nieu偶ywane. Wagner obej­rza艂 je mimo to ze wszystkich stron, ale na pr贸偶no. Pr贸bowa艂 wyczu膰 pod obiciami obecno艣膰 jakiego艣 notatnika lub ksi膮偶ki, dok艂adnie przeszuka艂 szafy na ubrania, a nawet roz艂o偶y艂 艂贸偶ko.

Dwa obrazki wisz膮ce na 艣cianie w艂a艣ciwie do siebie nie pasowa艂y. Obydwa przedstawia艂y kobiety w formie alegorii. Na pierwszym z nich, ukazuj膮cym scen臋 z mitologii, dziewczyna trzyma艂a puchar, z kt贸rego pi艂 orze艂. Drugi obrazek, na kt贸rym dominowa艂a czerwie艅, przedstawia艂 sto­j膮c膮 kobiet臋, kt贸ra wpatrywa艂a si臋 niebieskimi oczyma w dal. W r臋kach trzyma艂a jakie艣 pude艂ko.

Sina, kt贸ry szybko upora艂 si臋 z przeszukaniem ma艂ej kuchni, pod­szed艂 do Wagnera.

- Niez艂y gust, ale nasz Mertens w do艣膰 dziwny spos贸b dobra艂 te ko­biety - zauwa偶y艂. - Na jednym z nich jest Hebe, grecka bogini m艂odo艣ci, i Zeus wyobra偶ony w postaci or艂a. Hebe podaje mu puchar z nektarem. Natomiast ten obraz - kontynuowa艂 wskazuj膮c d艂oni膮 drugi, czerwony obrazek - to Pandora ze swoj膮 puszk膮. Za chwil臋 j膮 otworzy. Je艣li o mnie chodzi, nie chcia艂bym mie膰 tego widoku przed oczyma przed za艣ni臋ciem...

- Czy znalaz艂e艣 co艣 w kuchni? - przerwa艂 mu Wagner.

Sina pokr臋ci艂 przecz膮co g艂ow膮.

W takim razie przeszukajmy jeszcze raz wszystkie p贸艂ki.

Nieca艂e p贸艂 godziny p贸藕niej ponownie spotkali si臋 w przedpokoju.

Berner pokr臋ci艂 g艂ow膮, Wagner roz艂o偶y艂 r臋ce, a Sina odwr贸ci艂 si臋 do 艣cia­ny w stron臋 obrazk贸w. 呕aden z nich nic nie znalaz艂.

Wygl膮da na to, 偶e zab贸jca znalaz艂, czego szuka艂 鈥 podsumowa艂 Berner.

Nagle na klatce schodowej rozleg艂y si臋 kroki. S艂ycha膰 je by艂o coraz wyra藕niej.

Sina odsun膮艂 si臋 od 艣ciany, podni贸s艂 r臋k臋 i wskaza艂 palcem widok贸wk臋 w ramkach wisz膮c膮 na samej g贸rze. By艂a to reprodukcja portretu 艣licznej kobiety w zapi臋tej po szyj臋 z艂otej sukni. Na g艂owie mia艂a bogato zdobion膮 koron臋, w prawej r臋ce trzyma艂a lili臋, podczas gdy lewa r臋ka spoczywa艂a na niewielkiej czerwonej ksi膮偶ce.

1 Przecie偶 my znamy t臋 kobiet臋 - powiedzia艂 cicho Sina.

Chcesz chyba powiedzie膰, 偶e to tyj膮 znasz. Mnie tej damy jeszcze nie przedstawiono - mrukn膮艂 Wagner.

Berner skin膮艂 potakuj膮co g艂ow膮 i doda艂:

To raczej kobieta w pa艅skim typie, profesorze. My nie gonimy za starszymi paniami, zw艂aszcza je艣li maj膮 taki 艣redniowieczny wygl膮d.

1 Ech wy, ignoranci. To Eleonora Portugalska, 偶ona Fryderyka. Ce­sarz zarzuca艂 jej, 偶e zbyt pikantnie gotuje i zbyt pob艂a偶liwe wychowuje swoje dzieci. Pod tym wzgl臋dem w ci膮gu ostatnich pi臋ciuset lat niewiele si臋 zmieni艂o 鈥 u艣miechn膮艂 si臋 Sina, cho膰 my艣lami by艂 gdzie indziej.

No to 艂adnie. Chcesz mo偶e otworzy膰 poradni臋 ma艂偶e艅sk膮 dla nie­szcz臋艣liwie wyswatanych cesarzy? Co my tu jeszcze robimy? Czy to nam w czym艣 pomo偶e?

Wagner by艂 podenerwowany, bo g艂osy i ha艂as na klatce schodowej s艂ycha膰 by艂o coraz wyra藕niej. Berner rozpozna艂 jeden z nich i zakl膮艂 g艂o­艣no. Na miejsce zbrodni zmierza艂 w艂a艣nie jeden z jego m艂odszych koleg贸w z komendy. W pewnej chwili Berner wpad艂 na pewien pomys艂: si臋gn膮艂 po obrazek cesarzowej, zdj膮艂 go ze 艣ciany i odwr贸ci艂. Na pierwszy rzut oka zauwa偶y艂 tylko zwyk艂膮, brudnobia艂膮 tyln膮 艣ciank臋 bez 偶adnych liter i cyfr.

G艂osy dotar艂y ju偶 do drzwi i teraz trwa艂o tam prawdopodobnie go­r膮czkowe poszukiwanie kluczy. Wagner spojrza艂 pytaj膮cym wzrokiem na Bernera. Komisarz po艂o偶y艂 palec na ustach i przesun膮艂 ostro偶nie d艂oni膮 po tylnej 艣ciance obrazka. W jego lewym dolnym rogu wyczul lekkie wy­brzuszenie. Odci膮gn膮艂 ostro偶nie ta艣m臋 klej膮c膮 przytrzymuj膮c膮 karton i oderwa艂 j膮 od pod艂o偶a. W tym momencie wpad艂 mu w d艂o艅 niewielki kluczyk z okr膮g艂ymi naci臋ciami. Wagner 艣wisn膮艂 z podziwem przez z臋by.

Szcz臋艣liwy traf 鈥 szepn膮艂 Berner. - Bez pomocy profesora Siny ni­gdy bym si臋 nie domy艣li艂, 偶e to cesarzowa.

Z u艣miechem odwiesi艂 obrazek na 艣cian臋. W tym samym momencie otworzy艂y si臋 drzwi i do 艣rodka wesz艂o dw贸ch policjant贸w po cywilnemu i w niewielkim przedpokoju prawie wpadli na Sin臋, Wagnera i Bernera.

Panie komisarzu, co pan tutaj robi? Przecie偶 to ju偶 nie pana sprawa

- powiedzia艂 niepewnym g艂osem jeden z policjant贸w.

Znalaz艂em przez przypadek klucz do mieszkania Mertensa w moim kartonie. Potem zadzwoni艂 do mnie znany nam pan dziennikarz i popro­si艂, czy nie m贸g艂bym mu jeszcze wyja艣ni膰 kilku szczeg贸艂贸w, kt贸re niestety nie pojawi艂y si臋 podczas naszej pierwszej rozmowy.

V \ S, i V \

Bemer spojrza艂 na Wagnera strofuj膮cym wzrokiem i ponownie od­wr贸ci艂 si臋 do policjant贸w.

- To kwestia przyzwyczajenia, nie mo偶na si臋 tak 艂atwo uwolni膰 od niekt贸rych spraw. Sami o tym wiecie. - Wcisn膮艂 jednemu z policjan­t贸w lducz do r臋ki i doda艂: - Jutro rano znajdziecie m贸j raport na swoim biurku.

Po tych s艂owach odwr贸ci艂 si臋 i chwil臋 p贸藕niej by艂 ju偶 na schodach prowadz膮cych na d贸艂. Wagner i Sina szli tu偶 za nim.

M艂ody policjant spojrza艂 za nimi podejrzliwym wzrokiem, wyj膮艂 te­lefon i wybra艂 jaki艣 numer. Jego kolega w zamy艣leniu przygl膮da艂 si臋 ze­rwanym piecz臋ciom.

Po WIZYCIE W MIESZKANIU MERTENSA KOMISARZ BERNER DO艢膯 szybko si臋 ulotni艂, chc膮c jak najszybciej dowiedzie膰 si臋 czego艣 o pochodze­niu niewielkiego kluczyka. Natomiast Sina i Wagner postanowili uda膰 si臋 do ko艣cio艂a Szkockiego, gdzie czeka艂 ju偶 na nich m艂ody ksi膮dz.

Przechodzili w艂a艣nie przez Freyung na wysoko艣ci pa艂acu Ferstela znajduj膮cego si臋 po drugiej stronie Caf茅 Central, gdy nagle Sina zszed艂 z chodnika i z min膮 zadowolonego z siebie dzieciaka wszed艂 na kawa艂ek bruku, kt贸ry w por贸wnaniu z otaczaj膮cymi go kamiennymi p艂ytami mia艂 nieregularny kszta艂t. Sprawia艂 wra偶enie, jakby za pomoc膮 zel贸wek swoich but贸w chcia艂 dok艂adnie wyczu膰 kszta艂t ka偶dego kamienia.

Co ty wyrabiasz? 鈥 spyta艂 Wagner.

Przy艂膮czy艂 si臋 do Siny, stan膮艂 na p艂askiej powierzchni, ale trzyma艂 si臋 od niego w pewnym oddaleniu.

Podejd藕 tutaj 鈥 mrukn膮艂 Sina.鈥擳o fragment oryginalnego 艣rednio­wiecznego bruku.

Nie, dzi臋kuj臋, na tych kocich 艂bach mog臋 sobie narobi膰 odcisk贸w

- odpar艂 Wagner i machn膮艂 odmownie r臋k膮. 鈥 Lepiej pilnuj, 偶eby艣my si臋 nie sp贸藕nili, mamy przecie偶 spotkanie 鈥 doda艂 i wskaza艂 r臋k膮 na ko艣ci贸艂.

- Zapomnij o tym, drugi raz ju偶 tam nie wejd臋 鈥 mrukn膮艂 Sina na wspomnienie ponurego gmaszyska i podrepta艂 za Wagnerem, kt贸ry skie­rowa艂 si臋 szybkim krokiem w stron臋 ko艣cio艂a Szkockiego.

Wagner roze艣mia艂 si臋:

Nawet nie musisz, przecie偶 idziemy do muzeum鈥攐dpar艂 z niezm膮- . conym spokojem, nie odwracaj膮c si臋 w jego stron臋.

Na lewo od ko艣cio艂a znajdowa艂y si臋 dwie niewielkie wystawy sklepo­we, | mi臋dzy nimi drzwi z jasnobr膮zowego drewna. Nad mim, na 偶贸艂tej fasadzie budynku, wida膰 by艂o wielkie litery namalowane czarnym kolorem: 鈥濵uzeum鈥 oraz 鈥濻klep klasztorny鈥. Gdy Wagner wszed艂 do 艣rodka, Sina zatrzyma艂 si臋 na chwil臋 przed jedn膮 z wystaw, gdzie sta艂y butelki z br膮zo­wym soldem, nalewkami i wyci膮gami z korzeni. Nalepki zawiera艂y nazwy mikstur: 鈥濳艂ostergold鈥, 鈥濼annenwipfel-Rachenputzer鈥 i 鈥濻chlagl - piwo z jedynego w Austrii browaru klasztornego鈥. Co za zbieranina, pomy艣la艂 Sina i wszed艂 do sklepu.

Zapach herbat zio艂owych, 艣wiec i kadzide艂 uderzy艂 go w nozdrza, dra偶ni膮c 艣luz贸wk臋. Wszystkie p贸艂ki wykonane by艂y z jasnego drewna, 艣ciany poci膮gni臋te bia艂膮 zapraw膮 wapienn膮, lampy pali艂y si臋 jasnym bla­skiem. Sina zastanawia艂 si臋, dlaczego wszystkie sklepy klasztorne s膮 tak eteryczne i jasne.

Wagner rozejrza艂 si臋 doko艂a. Asortyment by艂 taki, jak na zakonnik贸w przysta艂o: w nale偶ytym porz膮dku le偶a艂y wszelkiego rodzaju dewocjonalia, od r贸偶a艅c贸w a偶 po obrazki 艣wi臋tych. Do tego poradniki, literatura mi­styczna, przewodniki ko艣cielne i widok贸wki. Wszystko to przypomina艂o raczej sklep ezoteryczny, zwyk艂y sklep muzealny albo bud臋 kramarza ni偶 wej艣cie do sal wystawienniczych. Wagner szybko zauwa偶y艂 m艂odego ksi臋­dza, kt贸ry sta艂 w pobli偶u starszej kobiety siedz膮cej przy kasie i opiera艂 si臋

o d艂ug膮, w膮sk膮 lad臋. Zakonnik mia艂 na sobie d艂ug膮 czarn膮 sutann臋 z bia­艂膮 koloratk膮. Widz膮c niepewno艣膰, jak膮 jego go艣cie odczuwali w sklepie, przywita艂 si臋 z nimi serdecznie.

- Tak, tak, trafili panowie do w艂a艣ciwego miejsca - powiedzia艂. - Mu­simy tylko wej艣膰 tymi schodkami na g贸r臋. Porozmawiamy sobie w naszym muzeum.

Za rega艂em z ksi膮偶kami zaczyna艂y si臋 schody o w膮skich i wydepta­nych stopniach, kt贸re prowadzi艂y do szklanych drzwi z czarnymi futry­nami. Wagner rozejrza艂 si臋 i stwierdzi艂, 偶e nic nie wskazuje na obecno艣膰 w tym miejscu s艂ynnej kolekcji obraz贸w klasztornych. Sina szed艂 tu偶 za nim i za mnichem, staraj膮c si臋 odegna膰 od siebie dym kadzide艂, kt贸re pa­li艂y si臋 na posrebrzanym tr贸jnogu stoj膮cym na stoliku.

Na kolejnym poziomie znajdowa艂y si臋 sale wystawiennicze. Panowa艂 w nich p贸艂mrok, ale nie dzia艂a艂 na nich przygn臋biaj膮co. Pierwsz膮 rzecz膮, jaka rzuci艂a si臋 w oczy, by艂a pod艂oga wy艂o偶ona parkietem. Zdobi艂 go pe-

len artyzmu wielokolorowy wz贸r. Tworzy艂y go gwiazdy, kamienie ciosowe i romby z r贸偶nych gatunk贸w drewna.

艢ciany sal wystawienniczych obwieszone by艂y niewielkimi obrazka­mi olejnymi. W 艣rodku sta艂y szafki, sto艂y i solidne meble obite tapicerk膮. Zwiedzaj膮cy mogli na nich nawet usi膮艣膰.

W pierwszej, pomalowanej na zielono sali, Wagner zatrzyma艂 si臋 na chwil臋 przed wypchanymi papugami i g艂uszcami stoj膮cymi w oszklonej gablocie. Sina 偶a艂owa艂 w duchu, 偶e z braku czasu nie mo偶e przyjrze膰 si臋 bli偶ej obrazom. Szczeg贸lne wra偶enie zrobi艂y na nim intarsje. Czu艂 si臋 bardziej tak, jakby trafi艂 do cudownej komnaty albo salonu nale偶膮cego do dostojnika ko艣cielnego a nie do muzeum przyklasztornego.

Nie zatrzymuj膮c si臋 przy kolejnych obiektach, szli szybkim krokiem do tego najwa偶niejszego. By艂 nim o艂tarz Mistrza ze Szkocji. Po drodze mijali weduty, obrazy 艣wi臋tych, portrety i globusy reprezentuj膮ce wszyst­kie epoki od za艂o偶enia klasztoru.

W ko艅cu, nie zatrzymuj膮c si臋 nigdzie, doszli do pomieszczenia wy­艂o偶onego tapetami. O艂tarz ujrzeli najpierw z boku i dlatego z pocz膮tku odnie艣li wra偶enie, 偶e wype艂nia ca艂y pok贸j. Sznur w kolorze ochry odgra­dza艂 o艂tarz od zwiedzaj膮cych i uniemo偶liwia艂 im bezpo艣redni dost臋p do tego cennego dzie艂a sztuki.

S艂awny na ca艂y 艣wiat o艂tarz szkockiego mistrza skrywa艂 p贸艂mrok. Umieszczone na nim malowid艂a b艂yszcza艂y w 艣wiede niewielkich reflek­tor贸w. M艂ody duchowny przerwa艂 w ko艅cu nabo偶ne milczenie. Muzeum zespo艂u klasztornego, w sk艂ad kt贸rego wchodzi mi臋dzy innymi Ucz膮ca czterna艣cie tysi臋cy tom贸w prywatna bibUoteka wiede艅ska, zosta艂o trzy lata wcze艣niej poddane remontowi. Ksi膮dz, kt贸ry pokazywa艂 Sinie i Wagne- row艅 o艂tarz szkockiego mistrza, by艂 najwidoczniej dumny z faktu posia­dania tak wybitnego dzie艂a. Kiedy obejrzeU pierwsz膮 sal臋 wystawiennicz膮, zauwa偶y艂, 偶e jego go艣ci nie interesuj膮 obrazy, plany czy szaty Uturgiczne, tylko p贸藕nogotycki o艂tarz, dzie艂o szkockiego mistrza powsta艂e za rz膮d贸w cesarza Fryderyka.

- O艂tarz sk艂ada si臋 z obraz贸w olejnych malowanych na d臋bowych deskach. Jego powstanie datowane jest na 1469 rok. Jest to jedyna data, jak膮 uda艂o si臋 znale藕膰 na jednym z obraz贸w - rozpocz膮艂 sw贸j wyk艂ad m艂ody duchowny, gdy zatrzymali si臋 przed o艂tarzem. 1 Na jednym z nich pokazany jest triumfalny wjazd Jezusa do Jerozolimy. Je艣li si臋 mu

panowie dok艂adniej przyjrz膮, na bramie wjazdowej ujrz膮 panowie dat臋

- doda艂, wskazuj膮c opisane miejsce palcem. 1 Autor tego dzie艂a do dzi艣 pozostaje nieznany, ale zalicza si臋 go do szko艂y niderlandzkiej. Wiemy, 偶e o艂tarz znajdowa艂 si臋 w jakim艣 ko艣ciele gotyckim i wisia艂 tam do cza­su, a偶 kto艣 go przepi艂owa艂.- Ksi膮dz przerwa艂 wyk艂ad, widz膮c os艂upienie maluj膮ce si臋 na twarzy Siny. Po chwili kontynuowa艂: - Dosz艂o nawet do tego, 偶e niekt贸re obrazy z tego o艂tarza powieszono w pomieszczeniach biurowych kapitu艂y.

Ksi膮dz skrzy偶owa艂 r臋ce na piersiach i razem z Sin膮 i Wagnerem przy­gl膮da艂 si臋 o艂tarzowi, jakby widzia艂 go po raz pierwszy. Potem wskaza艂 obu swoim go艣ciom jeden z obraz贸w tworz膮cych to wspania艂e dzie艂o sztuki. Przedstawia艂 on Mari臋 i J贸zefa.

- Cech膮 szczeg贸ln膮 tego o艂tarza jest pierwsze w historii topograficz­ne ukazanie 艣redniowiecznego Wiednia. Autor obrazu 鈥瀙rzeni贸s艂鈥 uciecz­k臋 艣wi臋tej rodziny z Egiptu do Austrii, 艣ci艣lej m贸wi膮c do Wiednia. Ca艂a rodzina 鈥 Maria, J贸zef i Dzieci膮tko Jezus - uciekaj膮 na o艣le na po艂udnie. Je艣li przyjrz膮 si臋 panowie dok艂adniej, 艂atwo rozpoznaj膮 panowie to miej­sce, bo w tle wida膰 Kahlenberg i Leopoldsberg. To 艣redniowieczny Wie­de艅 opasany murem obronnym i basztami. Jest to pierwsze tak realistyczne przedstawienie miasta, jakie znamy.

Po tym wyk艂adzie duchowny pokaza艂 im kolejny obraz:

- Tak偶e na tym obrazie wida膰, 偶e Nawiedzenie Naj艣wi臋tszej Maryi Panny artysta umiejscowi艂 na ulicy Spiegelgasse w Wiedniu. Bardzo wy­ra藕nie widzimy tu obie wie偶e katedry 艢wi臋tego Stefana i kolorowy dach, a na lewo od niego czubek wie偶y gotyckiego ko艣cio艂a 艢wi臋tego Piotra przy ulicy Graben.

Wagner by艂 zafascynowany. Cesarz Fryderyk pokaza艂 im za po艣red­nictwem tego o艂tarza w艂a艣ciw膮 drog臋. Idzie ni膮 艢wi臋ta Rodzina, a oni maj膮 pod膮偶y膰 jej 艣ladem. Pi臋膰set lat wcze艣niej cesarz ukry艂 przed nimi ta­jemnic臋, ale nie rozszyfruj膮 jej ani teraz, ani tutaj, bo jest ukryta gdzie in­dziej, w o wiele lepszy spos贸b. B臋d膮 wi臋c musieli opu艣ci膰 Wiede艅, a gdy odnajd膮 ju偶 wszystkie wskaz贸wki znajduj膮ce si臋 w ko艣cio艂ach le偶膮cych na okr臋gu, droga zaprowadzi ich na po艂udnie. Wagner by艂 najzupe艂niej pe­wien jednej rzeczy: ka偶da pojedyncza wskaz贸wka jest niezwykle wa偶na, ka偶da gwiazdka w tej uk艂adance ma swoje konkretne znaczenie. Fryderyk pomy艣la艂 o wszystkim. .

Tak偶e Sina zafascynowa艂 o艂tarz. M艂ody ksi膮dz rzuca艂 zaciekawione spojrzenia w stron臋 s艂ynnego naukowca. W ko艅cu Sina cofn膮艂 si臋 o krok nadal zatopiony w my艣lach.

- Ta skalista g贸ra z ty艂u za J贸zefem, po jego lewej stronie, mog艂aby przedstawia膰 Wienerberg w Wiedniu 鈥 powiedzia艂. 鈥 Tw贸rca tego obra­zu sta艂 chyba na placu Spinnerin am Kreuz ze wzrokiem skierowanym na p贸艂noc, w stron臋 miasta. Ale wiesz co? - odwr贸ci艂 si臋 do Wagnera. - Przy­pomina mi to inny obraz miasta: drzewo genealogiczne rodu Babenber- ger贸w, kt贸re mo偶na zobaczy膰 w kolegiacie klasztornej w Klosterneubur- gu. Pochodzi z tego samego okresu, co ten o艂tarz. Na jednej z okr膮g艂ych centralnych winiet wida膰 miasto ogl膮dane od wschodu.

- Ma pan absolutn膮 racj臋 - w艂膮czy艂 si臋 do ich rozmowy ksi膮dz. - Niekt贸rzy historycy sztuki por贸wnywali ju偶 oba te dzie艂a. Na medalionie, kt贸rego g艂贸wnym tematem jest ksi膮偶臋 Henryk Jasomirgott, wida膰 w tle 艣redniowieczny ko艣ci贸艂 Szkocki.

- Gdzie znajduje si臋 data? 鈥 przerwa艂 mu Wagner.

- O, tutaj, na g贸rze. Widzi pan? Tam, nad 艂ukiem bramy.

- A co pisze ten cz艂owiek? - spyta艂 Wagner, wskazuj膮c okno na jed­nym z obraz贸w o艂tarza.

-Jaki cz艂owiek? Gdzie? 鈥 spyta艂 zmieszany tym pytaniem ksi膮dz.

- No tutaj, na lewo od daty 鈥 sprecyzowa艂 Wagner. 鈥 Jaki艣 cz艂owiek w czerwonym ubraniu i czarnej czapce wychyla si臋 z okna i pisze co艣 na 艣cianie.

- Hm, nikt jeszcze nie zwr贸ci艂 na to uwagi 鈥 odpar艂 ze zdumieniem ksi膮dz.

Wagner na pr贸偶no stara艂 si臋 odczyta膰 napis.

Nagle Sina odszed艂 na bok i zacz膮艂 co艣 pisa膰 d艂ugopisem na pomi臋tej kartce papieru. Wagner zerkn膮艂 mu z zaciekawieniem przez rami臋. Sina notowa艂 nazwy ro艣lin i obrazy, na kt贸rych uda艂o mu si臋 rozr贸偶ni膰 bota­niczne motywy. Wagner spojrza艂 na niego pytaj膮cym wzrokiem.

- Wsz臋dzie namalowane s膮 kwiaty i zio艂a, zreszt膮 bardzo wiernie. Podpis na obrazie m贸wi, 偶e kiedy Jezus ni贸s艂 sw贸j krzy偶, przechodzi艂 ko艂o niewielkiej 艂膮ki, kt贸r膮 do艣膰 wiernie przypomina niewielki kawa艂ek mura­wy na obrazie Durera.

- Aha - skomentowa艂 jego s艂owa Wagner, bo nic wi臋cej nie przysz艂o mu do g艂owy.

1 Czy nadal lubisz gotowa膰? - spyta艂 go Sina i wr贸ci艂 do robienia notatek.

O co mu chodzi?鈥, zastanawia艂 si臋 Wagner. Mo偶e o przepis na po­traw臋 ugotowan膮 na o艂tarzu? Odwr贸ci艂 si臋 znowu w stron臋 ksi臋dza i za­cz臋li o偶ywion膮 dyskusj臋 na temat o艂tarza.

Sina przesuwa艂 powoli wzrokiem po ka偶dym szczeg贸le obraz贸w i po­r贸wnywa艂 to, co widzia艂, z tym, co napisane. To, co wydawa艂o si臋 ma艂o znacz膮ce, zapisywa艂 | r贸wn膮 staranno艣ci膮 jak to, co uzna艂 za wa偶ne. Na przyk艂ad taki szczeg贸艂, 偶e na obrazie przedstawiaj膮cym 艣mier膰 Marii je­den z aposto艂贸w zosta艂 zas艂oni臋ty framug膮 drzwi, 偶e na p贸艂kach stoj膮 na­czynia i szklane butelki wype艂nione 偶贸艂taw膮 ciecz膮, albo 偶e na gwo藕dziu wisi niewielka sk贸rzana sakwa.

Sina u艣miechn膮艂 si臋 i nagle skojarzy艂 niekt贸re powi膮zania. Fryderyk ze zdumiewaj膮c膮 logik膮 naprowadzi艂 ich na Babenberger贸w i na w艂a艣ciw膮 drog臋 prowadz膮c膮 do tajemnicy.

A czy wiesz, w kt贸rym miejscu sta艂 autor tego drzewa genealogicz- nego, gdy malowa艂 t臋 scen臋? W艂a艣nie tam, gdzie p贸藕niej zbudowano ko­艣ci贸艂 Karmelit贸w, ten sam, kt贸ry cesarz umie艣ci艂 jako najbardziej na wsch贸d wysuni臋ty punkt naszego deltoidu.

Ksi膮dz przys艂uchiwa艂 si臋 ich rozmowie ze zdziwieniem i z takim sa­mym zdziwieniem spogl膮da艂 na nich.

Deltoid? Co pan ma na my艣li?

Nic takiego - odpar艂 Sina, machaj膮c r臋k膮. - To tylko wspomnienie z dzieci艅stwa.

Wagner szybko podzi臋kowa艂 ksi臋dzu za oprowadzenie ich po mu­zeum i ze z艂o艣ci膮 poci膮gn膮艂 za sob膮 Sin臋 w stron臋 wyj艣cia.

Mog艂e艣 o tym powiedzie膰 jeszcze g艂o艣niej, 偶eby us艂yszeli wszyscy zwiedzaj膮cy muzeum - sykn膮艂.

Przecie偶 opr贸cz nas nikogo tam nie by艂o - usprawiedliwia艂 si臋 Sina.

Kiedy wyszli z muzeum, ksi膮dz popatrzy艂 za nimi z niepokojem. Nagle zacz臋艂o mu si臋 gdzie艣 spieszy膰. Z niewielkiego po­mieszczenia obok szatni przyni贸s艂 p艂aszcz, pomacha艂 kasjerce i wybieg艂 na ulic臋. Skr臋ci艂 w lewo i skierowa艂 si臋 przez Freyung w stron臋 centrum. Szed艂 szybkim krokiem z rozwian膮 sutann膮 i rozgl膮da艂 si臋 na wszyst­kie strony.

Nie s膮dzisz, 偶e wygl膮da jak sp艂oszony kruk? - spyta艂 Wagner, po­pychaj膮c Sin臋 w g艂膮b klatki schodowej jednego i dom贸w. M艂ody ksi膮dz przebieg艂 obok nich.鈥擟o艣, o czym m贸wi艂e艣, musia艂o go zaniepokoi膰. Za­艂o偶臋 si臋, 偶e chodzi o deltoid.

Sina skin膮艂 g艂ow膮 i spojrza艂 w 艣lad za ksi臋dzem, kt贸ry pod膮偶a艂 szyb­kim krokiem w stron臋 placu Am Hof i pl膮taniny uliczek w centrum miasta.

Tylko co on mo偶e o tym wszystkim wiedzie膰? Przecie偶 o istnieniu deltoidu dowiedzieli艣my si臋 dopiero wczoraj... Dziwne. Chod藕, zobaczy­my, dok膮d tak p臋dzi 鈥 powiedzia艂 Sina i wyszed艂 na ulic臋.

Tymczasem ksi膮dz bieg艂, nie zwa偶aj膮c na przechodni贸w. Mija艂 id膮ce pary i przedziera艂 si臋 przez grupy turyst贸w. Sina i Wagner te偶 przyspieszyli kroku i starali si臋 nie straci膰 go z oczu. I nagle przy wej艣ciu na pasa偶 dla pieszych m艂ody duchowny jakby rozp艂yn膮艂 si臋 w powietrzu. Przez Graben sz艂a powoli grupa turyst贸w, kt贸rzy niech臋tnie si臋 przed nimi rozst臋powali. Kiedy Sina i Wagner przeszli w ko艅cu na drug膮 stron臋 ulicy, zatrzymali si臋, 偶eby chwil臋 odpocz膮膰. W ko艅cu musieli przyzna膰, 偶e ksi膮dz ich zgubi艂. Wykorzysta艂 prawdopodobnie jeden z wielkich dom贸w towarowych sto­j膮cych mi臋dzy dwiema ulicami i przebieg艂 przez jedno ze starych przej艣膰 mi臋dzy domami. Wagner rozgl膮da艂 si臋 rozczarowany,

Wracajmy do samochodu. Najwy偶szy czas, 偶eby z艂o偶y膰 w ca艂o艣膰 wszystkie wskaz贸wki, jakie znale藕li艣my w czterech ko艣cio艂ach. Musimy te偶 zaplanowa膰 kolejne dzia艂ania.

Sina skin膮艂 g艂ow膮 na znak, 偶e si臋 zgadza.

Tam! Tam dalej! - Wagner chwyci艂 go za rami臋 i poci膮gn膮艂 za sob膮. Sina potkn膮艂 si臋, a gdy odzyska艂 r贸wnowag臋, chcia艂 co艣 powiedzie膰, ale Wa­gner poci膮gn膮艂 go tak mocno, 偶e musia艂 uwa偶a膰, 偶eby si臋 nie przewr贸ci膰.

Co si臋 sta艂o? 鈥 spyta艂.

Widz臋 go, skr臋ci艂 za r贸g w stron臋 placu 艣w. Piotra! Teraz na pewno ju偶 nie wolno nam straci膰 go z oczu.

Gdy Wagner zacz膮艂 biec, Sina na pr贸偶no stara艂 si臋 wy艂owi膰 w t艂umie czarn膮 sutann臋 ksi臋dza.

- Nie straci膰 go z oczu... 鈥 mrukn膮艂 biegn膮c. 鈥 Ale najpierw musia艂­bym go zobaczy膰.

Wagner skr臋ci艂 za r贸g w Bauemmarkt i zd膮偶y艂 dostrzec w oddali bie­gn膮cego ksi臋dza. S艂ysza艂 za sob膮 Sin臋, ale wbieg艂 mi臋dzy samochody, nie 鈩*ai^c na tr膮bienie kierowc贸w. Gdy dotar艂 na drug膮 stron臋 ulicy, wbieg艂

mi臋dzy przechodni贸w i zacz膮艂 coraz bardziej zbli偶a膰 si臋 do ksi臋dza. By艂 ju偶 naprawd臋 blisko i dystans dziel膮cy go od niego zacz膮艂 szybko male膰.

Dobieg艂 do ko艅ca rynku i zada艂 sobie pytanie: w prawo czy w lewo?

Ksi膮dz skr臋ci艂 w lewo, w kolejny pasa偶 dla pieszych przy Judengasse. Wagner i Sina trzymali si臋 w odpowiedniej odleg艂o艣ci za nim. Na ulicy by艂o coraz mniej przechodni贸w i dlatego odg艂os ich krok贸w coraz wyra藕­niej odbija艂 si臋 od bruku mi臋dzy niskimi domami. Sina i Wagner zwol­nili tempo, 偶eby dystans dziel膮cy ich od ksi臋dza zwi臋kszy艂 si臋. Dostrzegli kilka bar贸w i restauracji, ale o tej porze dnia wszystkie by艂y zamkni臋te. Ksi膮dz szed艂 wolniej, ale wida膰 by艂o, 偶e zmierza w okre艣lonym kierunku.

Chyba wiem, dok膮d idzie 鈥 powiedzia艂 w ko艅cu Wagner, kiedy doszli do niewielkiego placu w 艣rodku starej dzielnicy 偶ydowskiej przyle­gaj膮cej do kana艂u Dunaju. Obserwowali ksi臋dza z niewielkiej odleg艂o艣ci. Ten sta艂 odwr贸cony do nich plecami. Po chwili otworzy艂 drzwi i wszed艂 do ko艣cio艂a 艣w. Ruprechta.

Jak my艣lisz, powinni艣my za nim i艣膰 i przyzna膰 si臋, 偶e go 艣ledzili艣my, czy te偶 damy sobie spok贸j? - spyta艂 niepewnym g艂osem Wagner.

Mo偶e poszed艂 si臋 po prostu pomodli膰, a my si臋 tylko zb艂a藕nimy - odpar艂 Sina.

Tak, a Berner nale偶y do Armii Zbawienia - powiedzia艂 z ironi膮 Wagner i spojrza艂 na przyjaciela. - Chyba sam w to nie wierzysz. 呕eby si臋 pomodli膰, m贸g艂 spokojnie zosta膰 w swoim ko艣ciele. Idziemy za nim.

Zdecydowanym krokiem przeszli przez w膮ski plac i otworzyli drzwi niewielkiej 艣wi膮tyni. Jej wn臋trze wype艂nia艂 zapach 艣wiec, kadzid艂a i kwia­t贸w r贸偶y. Brat Johannes u艂o偶y艂 przy o艂tarzu 艣wie偶e bukiety kwiat贸w. W 艣rodku panowa艂a zupe艂na cisza - nawet ha艂as dobiegaj膮cy z miasta nie zdo艂a艂 przedrze膰 si臋 przez grube mury. Wagner i Sina rozejrzeli si臋 po wn臋trzu, weszli do zakrystii, spojrzeli na empor臋, a nawet zajrzeli do konfesjona艂u. Nic. Ko艣ci贸艂 by艂 pusty, m艂ody ksi膮dz gdzie艣 znik艂.

G艁脫WNA SIEDZIBA MOSSADU, TEL AWIW

- M脫WI PAN POWA呕NIE?

Kiedy Shapiro sko艅czy艂, Valerie by艂a naprawd臋 zdumiona. Najpierw pomy艣la艂a, 偶e trafi艂a na plan filmu z gatunku science fiction, potem, 偶e chodzi o szpiegowski thriller, a偶 w ko艅cu zrozumia艂a, 偶e wszystko, o czym

opowiedzia艂 jej Shapiro, jest prawd膮. Siedzia艂a zatopiona w my艣lach i spo­gl膮da艂a bezradnym wzrokiem na szefa tajnych s艂u偶b. Jednocze艣nie czu艂a jak w jej my艣lach pojawia si臋 pierwsze ziarnko niepokoju, kt贸ry powoli zaczyna obejmowa膰 ca艂膮 jej 艣wiadomo艣膰.

- Przecie偶... przecie偶 to niemo偶liwe... 鈥 zacz臋艂a, ale zabrak艂o jej s艂贸w, bo powa偶ny wzrok Shapira nie u艂atwia艂 jej zadania. Nie mog艂a usiedzie膰 spokojnie w miejscu, musia艂a wsta膰 i podej艣膰 do okna, zaj膮膰 si臋 czymkol­wiek, zamiast siedzie膰 bez ruchu i czeka膰, a偶 te niewiarygodne informacje ca艂kowicie ni膮 zaw艂adn膮.

Shapiro bawi艂 si臋 d艂ugopisem, przesuwaj膮c go mi臋dzy palcami.

- Mo偶e mi pani wierzy膰, 偶e wola艂bym o tym wszystkim nie my艣le膰.. gdyby to by艂o mo偶liwe 鈥 powiedzia艂 wypowiadaj膮c ostatnie s艂owa z odpo­wiedni膮 intonacj膮. - W swoim 偶yciu widzia艂em ju偶 naprawd臋 wiele i r贸偶­ne rzeczy uwa偶a艂em za niemo偶liwe, cho膰 p贸藕niej okazywa艂o si臋, 偶e s膮 jak najbardziej realne. Wyci膮gn膮艂em z tego w艂a艣ciwe wnioski i nadal si臋 ucz臋, codziennie. Staram si臋 zrozumie膰 i pr贸buj臋 do艣cign膮膰 czas, jak w jakim艣 beznadziejnym wy艣cigu, do kt贸rego nie zdo艂ali艣my si臋 zakwalifikowa膰.

Shapiro wsta艂 z krzes艂a, stan膮艂 przy oknie obok Valerie i obie d艂onie wsun膮艂 do kieszeni spodni. Gdyby kto艣 go w tym momencie widzia艂, ni­gdy by nie zgad艂, 偶e ma przed sob膮 jednego z najwa偶niejszych funkcjo­nariuszy Mossadu. Wygl膮da艂 jak mi艂y ojciec rodziny. Pod koszul膮 zd膮偶y艂 mu si臋 ju偶 zarysowa膰 niewielki brzuszek. W艂osy mia艂 przerzedzone po bokach i siwe na skroniach. Kto jednak pozna艂 go bli偶ej, kto wiedzia艂, co oznacza jego zawzi臋ty wyraz twarzy, por贸wnywa艂 go z mangust膮 - ma­艂ym zwierz膮tkiem, kt贸re potrafi zabi膰 najbardziej niebezpiecznego w臋偶a i nigdy nie unika walki.

Oboje stali obok siebie bez s艂owa i wygl膮dali przez okno, na zasnu­ty chmurami Tel Awiw. Ludzie id膮cy ulicami przypominali mr贸wki, na dziedziniec ministerstwa obrony wje偶d偶a艂a w艂a艣nie kolumna rz膮dowych limuzyn z chor膮giewkami. Shapiro opar艂 si臋 d艂oni膮 o szyb臋.

- Kiedy dotar艂y do mnie pierwsze meldunki, potraktowa艂em je scep­tycznie - zacz膮艂 cicho, skoncentrowany. - W艂a艣ciwie to nawet bardziej ni偶 sceptycznie. Uzna艂em, 偶e zajmowanie si臋 nimi by艂oby rzecz膮 艣mieszn膮. Chodzi艂o o 艣redniowiecznego austriackiego cesarza, jego tajemnic臋 i ja­ki艣 zakon, kt贸ry rzekomo strze偶e jej od pi臋ciuset lat. Zacz膮艂em wi臋c pyta膰 naszvch informator贸w, o co w tym wszystkim, na mi艂o艣膰 bosk膮, chodzi.

W ko艅cu da艂em sobie spok贸j i poprosi艂em nasz膮 ambasad臋, 偶eby zaj臋艂a si臋 bardziej aktualnymi sprawami. Jest przecie偶 wystarczaj膮co du偶o problem贸w i mamy si臋 czym zajmowa膰, jak wszyscy wiedz膮 - stwierdzi艂 lakonicznie.

Valerie przytakn臋艂a mu w milczeniu.

11 wtedy nadszed艂 d艂ugi meldunek z Chin, od jednego z naszych agent贸w w Pekinie. Pisa艂 w nim o pierwszym cesarzu Chin 偶yj膮cym przed dwoma tysi膮cami lat, tak偶e o jego grobowcu, terakotowej armii, jego 艣mier­ci i wzg贸rzu, na kt贸rym zbudowano grobowiec. Pomy艣la艂em sobie wtedy, 偶e w zestawieniu z tymi faktami historia austriackiego cesarza wydaje si臋 ca艂kiem 艣wie偶a i aktualna - Shapiro u艣miechn膮艂 si臋. - Ostatnio dosz艂o do kilku wydarze艅, kt贸re kaza艂y mi zachowa膰 czujno艣膰. By艂y one bardzo realistyczne. Chodzi o wojskow膮 akcj臋 Chi艅czyk贸w w Tybecie. Jej ce­lem by艂o zdobycie tajnej wiedzy Smoczych Kr贸l贸w. Potem spektakularna 艣mier膰 w Portugalii, a w ko艅cu dwie okrutne zbrodnie w wiede艅skich ko­艣cio艂ach. Wygl膮da艂o na to, 偶e kto艣 wie o wiele wi臋cej i zale偶y mu na tym, 偶eby jak najbardziej zbli偶y膰 si臋 do poznania wielkiej tajemnicy. Ten kto艣 w bardzo subtelny spos贸b zach臋ci艂 do dzia艂ania osoby, kt贸rych potrzebo­wa艂. Zapali艂a mi si臋 wtedy lampka alarmowa. Tu ju偶 nie chodzi艂o o jakie艣 urojenia.

Shapiro zacz膮艂 b臋bni膰 palcami po le偶膮cych przed nim aktach. Wida膰 by艂o na nich wielki czerwony napis 鈥炁歝i艣le tajne鈥.

-Jak jednak w to wszystko uwierzy膰? W ca艂膮 t臋 histori臋, w jak膮艣 fan­tastyczn膮 tajemnic臋, w t臋 nieodgadnion膮 zagadk臋 ludzko艣ci? Z trudem mi to przysz艂o, mimo wieloletniego do艣wiadczenia, jakie wynios艂em z pracy w tajnych s艂u偶bach. Zacz膮艂em wi臋c wypytywa膰 naukowc贸w, pozyskiwa膰 do wsp贸艂pracy ekspert贸w. Byli w艣r贸d nich znawcy Talmudu, Tory i oczy­wi艣cie Kaba艂y.

Shapiro spojrza艂 z boku na Valerie, 偶eby sprawdzi膰, czy si臋 nie 艣mieje z jego s艂贸w. Jednak ona nadal spogl膮da艂a powa偶nym wzrokiem na zabudo­w臋 miasta. Rozmiary i potworno艣膰 ca艂ej tej sytuacji dopiero teraz zacz臋艂y dociera膰 do jej 艣wiadomo艣ci. No bo czy mo偶na tak po prostu, z sekundy na sekund臋, przyj膮膰 za prawdziwe to, co wydaje si臋 niemo偶liwe?

Shapiro milcza艂. Kiedy podj膮艂 w膮tek, m贸wi艂 jeszcze ciszej, wi臋c Va­lerie musia艂a nat臋偶a膰 s艂uch, 偶eby go zrozumie膰:

- To nie b臋dzie turystyczna wycieczka do Wiednia, pani major. Na­wet je艣li tylko drobny u艂amek zawartej w raportach tre艣ci i wniosk贸w jest

prawd膮, to i tak kto艣 ju偶 nas wyprzedza o kilka d艂ugo艣ci. I b臋dzie broni艂 swojej przewagi z臋bami i pazurami. Wie pani tak samo jak ja, co mo偶e si臋 zdarzy膰, je艣li jakiekolwiek pa艅stwo na tym 艣wiecie posi膮dzie wiedz臋, jak膮 przed setkami lat posiada艂o dw贸ch cesarzy. Nawet je艣li wydaje nam si臋 to nieprawdopodobne.

Valerie skin臋艂a g艂ow膮. Im d艂u偶ej si臋 nad tym wszystkim zastanawia艂a tym bardziej sobie u艣wiadamia艂a, jak wielk膮 odpowiedzialno艣ci膮 obarczy艂 j膮 Shapiro. To nie 偶adna czcza gadanina kilku teoretyk贸w, zwolennik贸w teorii spiskowej, kt贸rzy we wszystkim wietrz膮 spisek i widz膮 zagro偶enie dla ludzko艣ci. Nawet je艣li w tym, o czym opowiedzia艂 jej Shapiro i co po d艂ugiej nocnej dyskusji jego eksperci uznali za mo偶liwe, jest tylko ziarn­ko prawdy, to...

- ...to niech B贸g si臋 nad nami zmi艂uje 鈥 doko艅czy艂a na g艂os swoje rozwa偶ania Valerie i opar艂a si臋 czo艂em o ch艂odn膮 szyb臋.

Tak, ja te偶 doszed艂em do tego samego wniosku 鈥 westchn膮艂 Shapi­ro. - Nie wiem tylko, czy akurat nas s艂ucha.

Kiedy Valerie opu艣ci艂a siedzib臋 Mossadu, zacz臋艂o pada膰. Pojecha艂a taks贸wk膮 do mieszkania swoich rodzic贸w. Poda艂a kierowcy ad­res domu i opar艂a si臋 o siedzenie. Cieszy艂a si臋, 偶e znowu zobaczy rodzi­c贸w i sp臋dzi noc w swoim starym pokoju pe艂nym wspomnie艅, starych plakat贸w zespo艂u AC/DC, zdj臋膰 przyjaci贸艂 i kole偶anek ze szko艂y. Mia艂a ju偶 zarezerwowany bilet na samolot do Wiednia. Rano musi by膰 na lot­nisku ju偶 o 4.30.

Valerie nawet nie dostrzega艂a tramwaj贸w jad膮cych ulic膮. Nadal pozo­stawa艂a pod wra偶eniem rozmowy z Shapiro, i to bardziej, ni偶 sk艂onna by艂a przyzna膰. W Austrii b臋dzie jej potrzebne co艣 wi臋cej ni偶 tylko d艂ugoletnie do艣wiadczenie wojskowe, umiej臋tno艣膰 dowodzenia lud藕mi czy sprawno艣膰 w pos艂ugiwaniu si臋 broni膮. My艣lami wr贸ci艂a do poligonu w Dolinie Jorda­nu i oddzia艂u 偶o艂nierzy, kt贸rzy jej podlegali. Mo偶e lepiej b臋dzie, je艣li tam wr贸ci i doko艅czy rozpocz臋ty program szkoleniowy? Przez chwil臋 mia­艂a ochot臋 wyj膮膰 telefon, zadzwoni膰 do szefa tajnych s艂u偶b, zrezygnowa膰 i o wszystkim zapomnie膰. 鈥濿ycieczka do Austrii鈥, jak jej zadanie nazwa艂 Shapiro, nie b臋dzie treningiem. Wprost przeciwnie. Odpowiedzialno艣膰, jak膮 na siebie wzi臋艂a, jest tak olbrzymia, 偶e nawet sam Oded Shapiro nie by艂 w stanie jej okre艣li膰.

kl 152 1

Wysiad艂a przed domem rodzic贸w, a gdy sz艂a schodami na trzecie pi臋­tro, zajmowa艂a j膮 tylko jedna my艣l: czy Shapiro powiedzia艂 jej wszystko, co wie, czy te偶 jest jeszcze co艣, co przemilcza艂? Wyda艂o jej si臋, 偶e znajduje si臋 w jakim艣 ciemnym pomieszczeniu, zamkni臋ta z wieloma innymi lud藕mi i wszyscy j膮 widz膮. I tylko ona jedna jest 艣lepa jak kret.

DONAUSTADT, WIEDE艃

Domy stawa艂y si臋 coraz mniejsze i ni偶sze, jakby si臋 pochyla艂y i pr贸bowa艂y ukry膰, 偶eby ich nie zburzono. Pojawi艂o si臋 wi臋cej teren贸w zielo­nych, budynki sta艂y w wi臋kszej odleg艂o艣ci od siebie. Dzia艂alno艣膰 gospodar­cz膮 prowadzili tu w zgodzie obok siebie dealerzy samochodowi, ogrodnicy, handlarze drewnem. Wschodnie przedmie艣cia Wiednia stanowi膮ce bram臋 wjazdow膮 na w臋gierskie r贸wniny i na Ba艂kany - w zale偶no艣ci od tego, jak kto do tego podchodzi艂 - r贸偶ni艂y si臋 znacznie od eleganckich przedmie艣膰 w zachodniej i p贸艂nocnej cz臋艣ci miasta. Za Dunajem, po drugiej, ta艅szej stronie rzeki powsta艂o po wojnie wiele ma艂ych warsztat贸w rzemie艣lni­czych. One te偶 dorobi艂y si臋 na cudzie gospodarczym i nadal pozostawa艂y w rodzinnych r臋kach. Kiedy niekt贸re z nich dotkn膮艂 kryzys, nie musia艂y zwalnia膰 zbyt wielu pracownik贸w, bo przecie偶 nikogo obcego nie zatrud­nia艂y. Interesy prowadzono tam zawsze w kr臋gu rodzinnym, skromnie, ale za to w oparciu o twarde zasady ekonomiczne.

W艂a艣nie o tym wszystkim rozmy艣la艂 komisarz Berner, wysiadaj膮c z samochodu w w膮skiej bocznej uliczce. Rozejrza艂 si臋 doko艂a. To, co zoba­czy艂, by艂o w艂a艣ciwie zwyk艂膮, bit膮 drog膮, kt贸ra sto metr贸w dalej zamienia艂a si臋 w drog臋 poln膮, aby w ko艅cu znikn膮膰 gdzie艣 w g臋stej wysokiej trawie. Wiatr wiej膮cy od strony w臋gierskiej przynosi艂 zapach ognisk i wilgotnych p贸l. Berner zamkn膮艂 samoch贸d i ruszy艂 wzd艂u偶 pokrzywionego 偶elaznego ogrodzenia w stron臋 bramy, kt贸rej przynajmniej od dziesi臋ciu lat nikt nie otwiera艂. Wisia艂a lu藕no na zawiasach i rdzewia艂a, a rosn膮ce przy niej nie­wielkie drzewo skutecznie nie pozwala艂o jej ponownie zamkn膮膰.

Zapali艂 papierosa i poszed艂 dalej. Ca艂y teren pokryty by艂 metalowy­mi elementami, kratami, rurami i pr臋tami, starym 偶elastwem i cylindrami niewiadomego zastosowania. Wszystko to musia艂o pami臋ta膰 czasy drugiej wojny. Przez ca艂e to pobojowisko poros艂e traw膮 wi艂a si臋 艣cie偶ka. Berner zatrzyma艂 si臋 przed do艣膰 du偶ym warsztatem metalowym, z kt贸rego do-

chodzi艂y odg艂osy pracy. Jaskrawe 艣wiat艂o spawarek i silne uderzenia m艂ota przebija艂y si臋 przez 艣cianki barak贸w.

Nawet nie zapuka艂, tylko zdecydowanym ruchem pchn膮艂 drzwi. Na­tychmiast spad艂a na niego chmura metalowego py艂u i zapach podgrzanego drutu do lutowania. Sze艣ciu albo siedmiu m臋偶czyzn unios艂o wzrok, ale po chwili wr贸cili do pracy. Pod艂oga by艂a czarna, nier贸wna i panowa艂 na niej ba艂agan. Le偶a艂y na niej kawa艂ki 偶elastwa, 艂a艅cuchy, narz臋dzia i naoliwio­ne maszyny. Na 艣cianie wisia艂 kalendarz z pin-up girls. Berner zauwa偶y艂 mimochodem, 偶e datowany by艂 na rok 1988.

Odwr贸ci艂 si臋 w prawo, gdzie znajdowa艂o si臋 biuro oddzielone od resz­ty baraku drewnian膮 艣ciank膮 i oknem. Wygl膮da艂o na czyste i ciche. Jednak Bemer wiedzia艂, 偶e to z艂udzenie. Szyby lepi艂y si臋 od brudu, dlatego nic nie by艂o przez nie wida膰. Drewniane drzwi by艂y czarne od smar贸w, wo­k贸艂 klamki pozostawiono przez wiele lat liczne 艣lady palc贸w. Podszed艂 do drzwi i otworzy艂 je kopni臋ciem.

Za biurkiem zawalonym r贸偶nymi przedmiotami siedzia艂 gruby m臋偶­czyzna, kt贸ry na d藕wi臋k otwieranych drzwi podni贸s艂 wzrok. Na jego okr膮­g艂ej, pe艂nej twarzy anio艂a pojawi艂 si臋 domy艣lny u艣miech. M臋偶czyzna by艂 zupe艂nie 艂ysy, mia艂 niespokojne i rozbiegane oczy. Na widok Bernera za­cz膮艂 szybko chowa膰 papiery do biurka.

- Nie przeszkadzaj sobie, Eddy, nie mam zamiaru zajmowa膰 si臋 twoj膮 korespondencj膮 - stwierdzi艂 Bemer, siadaj膮c na starym, wys艂u偶onym ob­rotowym krze艣le. Obicie ze sztucznej sk贸ry by艂o pe艂ne dziur.

- Panie komisarzu... A mo偶e nie wolno si臋 ju偶 do pana tak zwraca膰?

- spyta艂 Eddy. Spojrza艂 na Bernera chytrym wzrokiem i podrapa艂 si臋 d艂u­gopisem za uchem.

- To niewiarygodne, jak sprawnie dzia艂a twoja siatka informator贸w

- stwierdzi艂 najwyra藕niej zdumiony komisarz.

M臋偶czyzna siedz膮cy za biurkiem wsta艂 z krzes艂a i podci膮gn膮艂 spodnie. By艂 prawie tak samo szeroki jak wysoki. Id膮c, ko艂ysa艂 si臋 z boku na bok

- Schud艂e艣, Eddy - doci膮艂 mu Berner. 鈥 Nied艂ugo znowu wr贸cisz na ring.

By艂y zapa艣nik machn膮艂 tylko r臋k膮 zm臋czonym mchem:

i Tam nie potrzebuj膮 ju偶 takich bary艂ek jak ja. Widz臋 jednak, 偶e co艣 le偶y panu na sercu. Bo c贸偶 innego mog艂oby sprowadzi膰 pana pod ten luk­susowy adres na peryferiach?

Berner si臋gn膮艂 r臋k膮 do kieszeni spodni i wyci膮gn膮艂 p艂aski kluczyk, kt贸ry znalaz艂 w obrazku z podobizn膮 cesarzowej Eleonory. Po艂o偶y艂 go na skrawku wolnego miejsca na biurku i odsun膮艂 si臋 troch臋. Eddy sta艂 spo­gl膮daj膮c to na kluczyk, to na Bernera.

- Daj spok贸j, Eddy. I nie udawaj Greka, jak zawsze. Od kiedy jestem na emeryturze, mam jeszcze mniej czasu.

- Pan na emeryturze! - u艣miechn膮艂 si臋 Eddy. - S艂ysza艂em co艣 zupe艂­nie innego...

Berner westchn膮艂 g艂o艣no, wrsta艂 z krzes艂a, zabra艂 kluczyk, odwr贸ci艂 si臋 i chcia艂 wyj艣膰 z biura, gdy poczu艂 na ramieniu d艂o艅, kt贸ra go zatrzyma­艂a. Eddy sta艂 ko艂o niego i u艣miecha艂 si臋 szeroko, wyci膮gaj膮c w jego stron臋 d艂o艅 spodem do g贸ry. Berner po艂o偶y艂 na niej kluczyk.

-Je艣li mam si臋 dowiedzie膰 czegokolwiek o tym kluczu, to tylko od cie­bie 鈥攕twierdzi艂 Berner, zapalaj膮c kolejnego papierosa, i doda艂: - W czasie ca­艂ej mojej kariery nie zna艂em lepszego w艂amywacza od ciebie. I chwa艂a Bogu.

Eddy u艣miechn膮艂 si臋 i machn膮艂 skromnie r臋k膮 w ge艣cie protestu:

- Ech, m艂odo艣膰, panie komisarzu!...

- Tyle 偶e je艣li chodzi o zamki i klucze, to nadal nikt ci nie dor贸wnu je. Cho膰 mo偶e jednak powinienem przejrze膰 twoj膮 korespondencj臋? - mruk­n膮艂 Berner i znowu siad艂 na krze艣le.

Eddy wyci膮gn膮艂 z szuflady lup臋 i uwa偶nie zacz膮艂 ogl膮da膰 kluczyk. Obraca艂 go i wa偶y艂 w d艂oni, mierz膮c dok艂adnie mikrometrem d艂ugo艣膰 naci臋膰 i odleg艂o艣ci mi臋dzy nimi. Potem znowu usiad艂 przy biurku i wy­j膮艂 niewielk膮 lampk臋 ultrafioletow膮. Ponownie obejrza艂 pod ni膮 kluczyk i w ko艅cu odda艂 Bernerowi.

- Czy to prawda, 偶e przeszed艂 pan na emerytur臋? - spyta艂 Eddy, pa­trz膮c mu prosto w oczy.

- Po pierwsze: nigdy nie nale偶y wierzy膰 we wszystko, co si臋 s艂yszy. Po drugie: w pewnych sytuacjach wszystkie 艣rodki s膮 dozwolone - odpar艂 Berner, wychylaj膮c si臋 z fotela tak bardzo, 偶e jego twarz znalaz艂a si臋 tu偶 przy twarzy dawnego zapa艣nika Eduarda 鈥濫ddy ego鈥 Bognera.

Eddy skin膮艂 g艂ow膮 i po chwili zastanowienia stwierdzi艂:

- W takim razie rozumiem, 偶e prowadzi pan do艣膰 trudn膮 spraw臋. S艂y­sza艂em o zab贸jstwie w ko艣ciele 艢wi臋tego Karola. To 艣wi艅stwo, ta dziew­czyna by艂a przecie偶 niewinna. Czy to w艂a艣nie o to chodzi? - spyta艂, wska- zuj膮c g艂ow膮 na kluczyk.

Gdy Bemer potwierdzi艂 skinieniem g艂owy, Eddy uderzy艂 d艂oni膮 w st贸艂*

- W takim razie chcia艂bym, 偶eby pan z艂apa艂 tego bydlaka! W艂ama­nie do sejfu to jedna rzecz, ale rozbieranie do naga niewinnej dziewczyny, malowanie jej skrzyde艂 i zrzucanie z wysoko艣ci trzydziestu metr贸w w ko­艣ciele to zupe艂nie co艣 innego. Ch臋tnie bym mu skr臋ci艂 kark, gdybym go tylko dosta艂 w swoje r臋ce. Mo偶e mi pan wierzy膰.

Eddy spojrza艂 przez szyb臋 na warsztat, gdzie jego robotnicy poruszali si臋 jakby ta艅czyli w jakim艣 tajemniczym balecie.

- Wracaj膮c do klucza... To rzadki system, sprzed trzech lat, ale pro­dukowany nie dla du偶ych bank贸w, raczej dla mniejszych firm, na przy­k艂ad jakiego艣 banku prywatnego. Ca艂y system to nie wi臋cej ni偶 dwie艣cie kluczy i skrytek. Ten kluczyk jest nowy, u偶yto go mo偶e z dziesi臋膰 razy, wida膰 to po zadrapaniach. Je艣li jego w艂a艣ciciel mieszka w centrum mia­sta - powiedzia艂, spogl膮daj膮c pytaj膮co na Bemera, a ten skin膮艂 lekko g艂o­w膮 - to na pana miejscu sprawdzi艂bym w banku Scholhammer & Schera. I jeszcze jedna rada 鈥 doda艂 Eddy, drapi膮c si臋 znowu za uchem. 鈥 Niech pan na siebie uwa偶a. Co艣 mi si臋 w tym wszystkim nie podoba. Kto艣 pr贸­buje pana za艂atwi膰.

Bemer podni贸s艂 si臋 z krzes艂a i schowa艂 kluczyk do kieszeni.

- Dzi臋ki, Eddy. Jestem twoim d艂u偶nikiem, i

By艂y zapa艣nik machn膮艂 niedbale r臋k膮:

- Kiedy艣 i tak rachunki si臋 wyr贸wnaj膮, panie komisarzu. Niech pan jednak uwa偶a, 偶eby ta pa艅ska emerytura nie sta艂a si臋 tylko pomostem mi臋­dzy pana ostatnim dochodzeniem a chwalebnym pogrzebem.

Bemer przyzna艂, 偶e nawet on nie m贸g艂by tego lepiej sformu艂owa膰.

CAF脡 DIGLAS, WIEDE艃

Wagner i Sina siedzieli zatopieni w my艣lach w Caf茅 Diglas przy Fleischmarkt. Z ko艣cio艂a 艣w. Ruprechta przeszli w milczeniu przez plac Szwedzki do kawami. M艂ody ksi膮dz, kt贸ry us艂yszawszy s艂owo 鈥瀌el- t贸id鈥, wybieg艂 w wielkim pop艂ochu z muzeum przy ko艣ciele Szkockim, nadal absorbowa艂 ich my艣li. Czy przez ko艣ci贸艂 艣w. Ruprechta tylko prze­szed艂, 偶eby ich zgubi膰, czy te偶 z kim艣 si臋 tam spotka艂? A je艣li tak, to z kim?

Przez centrum miasta szli w milczeniu. Kiedy przechodzili obok je­dynej 艣redniowiecznej wie偶y mieszkalnej, jaka zachowa艂a si臋 w Wiedniu,

tu偶 obok s艂ynnej restauracji Griechen Beisl, Sina zatrzyma艂 si臋 na chwil臋. Spojrza艂 przez kraty w chodniku na figur臋 Augustyna, kt贸ry z niezm膮co­nym spokojem popija艂 co艣 przy stole zasypywany monetami rzucanymi przez dzieci i turyst贸w. Stoj膮c przy kracie, Sina zacz膮艂 nuci膰: 0, du lieber Augustin, alles ist hin...

Wagner zerkn膮艂 na niego, przez chwil臋 mu si臋 przys艂uchiwa艂, a偶 w ko艅cu skrzywi艂 twarz.

Czy my naprawd臋 jeszcze wierzymy, 偶e mamy w sobie na tyle du偶o 偶ycia, i偶 jeste艣my w stanie powsta膰 z masowego, anonimowego grobu, je­艣li kto艣 nas do takiego grobu wrzuci? 鈥 skomentowa艂 zachowanie Siny lakoniczn膮 uwag膮.

Odwr贸ci艂 si臋 i opu艣ciwszy g艂ow臋, ruszy艂 w stron臋 kawiarni z r臋kami w kieszeniach p艂aszcza.

Sina spojrza艂 za nim. Martwi艂 si臋 o swojego przyjaciela i zastanawia艂 si臋, co powinni dalej robi膰. Paul by艂 zawsze ich si艂膮 nap臋dow膮, zawsze skory do. 偶art贸w, w ka偶dym ciemnym tunelu potrafi艂 dostrzec 艣wiate艂ko. Teraz jednak u艣wiadomi艂 sobie, 偶e tajemnica obejmuje co艣 wi臋cej ni偶 tyl­ko obrazy, liczby i pi臋膰setletni膮 zagadk臋. Nie tylko oni s膮 na jej tropie...

W tej samej chwili Wagner odwr贸ci艂 si臋, poni贸s艂 r臋k臋, pomacha艂 Si- nie i zawo艂a艂:

Potrzebuj臋 du偶ej porcji czego艣 s艂odkiego, bo inaczej od tego g艂o艣ne­go my艣lenia wkurz臋 si臋 jeszcze bardziej, cho膰 i tak ju偶 jestem wkurzony.

Kelnerki, w bia艂ych bluzkach i czarnych sp贸dniczkach, uwija艂y si臋 mi臋­dzy stolikami, obs艂uguj膮c go艣ci. Na uchwytach przy barze wisia艂y fili偶an­ki do espresso, obicia mebli mia艂y r贸偶owy, a stiuki na niskim suficie bia艂y kolor. W kawiarni pachnia艂o kaw膮, ciastkami i papierosami. Na 艣cianach wisia艂y fotografie na wp贸艂 nagich kobiet w erotycznych pozach i z papie­rosami w ustach. Sina zacz膮艂 im si臋 intensywnie przygl膮da膰.

Teraz wiem, dlaczego wybra艂e艣 w艂a艣nie t臋 kawiarni臋 - powiedzia艂.

To nic z tych rzeczy, o kt贸rych my艣lisz. Podaj膮 w niej dobr膮 kaw臋, a ich leguminy s膮 najlepsze w ca艂ym Wiedniu - odpar艂 Wagner i wrzuci艂 do espresso dwie kostki cukru. - Dzi艣 dowiedzieli艣my si臋 czego艣 wa偶ne­go. Te wszystkie ko艣cio艂y nie tylko wyznacza j膮 boki trapezu, ale tak偶e s膮 po艂膮czone niewidzialnymi ni膰mi, podobnymi do paj臋czej sieci. Wystarczy, 偶e kto艣 tr膮ci je lekko nog膮 i w innym miejscu s艂ycha膰 dzwonek Gdzie in­dziej jaki艣 duchowny w czarnej sutannie zaczyna nagle poci膮ga膰 z芦 wnnr

rr

du偶ego dzwonu. Pytanie brzmi: kogo chce zaalarmowa膰? No w艂a艣nie kogo?

Sina z nieufno艣ci膮 przygl膮da艂 si臋 saszetce z herbat膮 i fili偶ance pe艂nej gor膮cej, paruj膮cej wody, kt贸ra sta艂a przed nim na stoliku. W ko艅cu zja­wi艂a si臋 kelnerka i przed ka偶dym z nich postawi艂a talerzyk z ogromnym kawa艂kiem tortu.

Co to jest? 鈥 spyta艂 Sina, podaj膮c kelnerce saszetk臋.

Zielona herbata, taka, jak膮 pan zam贸wi艂 鈥 odpar艂a dziewczyna z roz­brajaj膮cym, przyjaznym u艣miechem.

No c贸偶, jaki dzbanek, taka herbata... 鈥 skomentowa艂 jej s艂owa Sina, ale dziewczyna odesz艂a ju偶 do innego stolika, 偶eby przyj膮膰 kolejne zam贸­wienie.

Wagner zaatakowa艂 widelczykiem tort na talerzyku i wpycha艂 w sie­bie jeden kawa艂ek po drugim.

Nie rozumiem tego wszystkiego... ani troch臋 鈥 powiedzia艂 z pe艂­nymi ustami.

Ja ju偶 od dawna nic nie rozumiem... I z ka偶dym dniem rozumiem coraz mniej - odpar艂 Sina, maczaj膮c saszetk臋 z zielon膮 herbat膮 we wrz膮tku. Nie bez zdziwienia obserwowa艂, jak wyschni臋te cz膮steczki listk贸w herbaty wiruj膮 w przezroczystej cieczy. - Jest jednak co艣, co zaczynam rozumie膰 - przerwa艂 na chwil臋 swoje medytacje nad fili偶ank膮.

Co takiego? 鈥 wysapa艂 Wagner zaj臋ty poch艂anianiem kolejnego kawa艂ka tortu.

Powstanie szkockiego o艂tarza datowane jest na rok 1469.Taka data znajduje si臋 nad miejsk膮 bram膮, przez kt贸r膮 Jezus wjecha艂 w Niedziel臋 Palmow膮 do Jerozolimy.

I co z tego?

Zupe艂nie przypadkowo jest to ten sam rok, w kt贸rym Maciej Kor­win zosta艂 antykr贸lem Czech, czym zakwestionowa艂 prawo cesarza Fry­deryka do jego tytu艂u.

A cyfry w napisie w ko艣ciele 艢wi臋tego Ruprechta daj膮 w sumie rok jego 艣mierci?

W艂a艣nie. Oznacza to, 偶e wszystkie wskaz贸wki, jakie zostawi nam Fryderyk, maj膮 po艣redni lub bezpo艣redni zwi膮zek z Korwinem. Wskazu­j膮 na wa偶ne punkty, jakie 艂膮czy艂y ich w 偶yciu. Je艣li przyjrzysz si臋 obrazowi dok艂adniej,zobaczysz, 偶e przedstawiono na nim w bardzo realistyczny spo­

s贸b miasto Krems. To 鈻爓艂a艣nie stamt膮d, a w艂a艣ciwie z miejscowo艣ci Stein nad Dunajem, pochodzi艂a matka jedynego syna kr贸la Macieja. Ch艂opiec nie mia艂 praw dziedzicznych, przynajmniej je艣li chodzi o koron臋.

Sina wyci膮gn膮艂 torebk臋 z herbaty i zacz膮艂 podejrzliwe w膮cha膰 za- . warto艣膰 fili偶anki.

I jeszcze jedno por贸wnanie: w 艣redniowieczu w Stein znajdowa艂 si臋 sk艂ad soli, za艣 samo miasto by艂o punktem prze艂adunkowym, to zna­czy pe艂ni艂o tak膮 sam膮 funkcj臋, jak plac przy ko艣ciele 艢wi臋tego Ruprechta w Wiedniu. Dziwne, prawda?

Przykro mi, ale nie dos艂ysza艂em pointy. Gdzie艣 si臋 pogubi艂em w trak­cie twoich wyja艣nie艅.

Pomy艣l logicznie, to nie takie trudne. Co by si臋 sta艂o, gdyby Kor­wina uznano za kr贸la i zacz膮艂 rz膮dzi膰 z Wiednia? Niestety, ca艂y jego suk­ces opiera艂 si臋 na kruchych podstawach. Wprawdzie wkroczy艂 do miasta i w ten spos贸b pokona艂 Fryderyka, ale co na tym zyska艂? Nie pozostawi艂 po sobie prawowitego potomka. Fryderyk prze偶y艂 wielkiego Korwina. An- tykr贸艂 nie 偶yje, niech 偶yje kr贸l!

Sina oczekiwa艂 przez chwil臋 na wybuch entuzjazmu Wagnera, ale nie doczeka艂 si臋. Kontynuowa艂 wi臋c sw贸j wyw贸d:

Faktem jest, 偶e na ca艂ym o艂tarzu przedstawiono motywy ro艣linne, kt贸re odgrywaj膮 pewn膮 rol臋 nie tylko w kulcie maryjnym, ale tak偶e w fi- toterapii.

W czym? W jakiej terapii? Czy m贸g艂by艣 wyra偶a膰 si臋 ja艣niej? - roz­z艂o艣ci艂 si臋 Wagner.

W zio艂olecznictwie 鈥 wyja艣ni艂 mu cierpliwie Sina. - We藕my na przyk艂ad bazie znane nam z okresu Wielkanocy: wierzba dostarcza nam substancj臋 o nazwie salicyna. Kiedy j膮 przetwarzamy, zamienia si臋 w kwas salicylowy. Wykazuje on takie same w艂a艣ciwo艣ci jak kwas acetylosalicylo­wy, w skr贸cie aspiryna.

Od kiedy interesujesz si臋 takimi rzeczami? - zdziwi艂 si臋 Wagner. - A jak sprawa wygl膮da z innymi ro艣linami ukazanymi na o艂tarzu? - S艂owa Siny wzbudzi艂y jego ciekawo艣膰.

Wpad艂o mi co艣 w ucho na temat herbaty i ma艣ci zio艂owych, kiedy w dzieci艅stwie odwiedza艂em babci臋 - odpar艂 Sina, pochylaj膮c si臋 w jego stron臋. - Na obrazku, gdzie pokazane jest, jak Chrystus niesie krzy偶 na Golgot臋, mo偶na znale藕膰 szparagi, szafirek drobnokwiatowy i je偶yn臋. Szpa­

ragi znasz, wi臋c nie b臋d臋 ci o nich opowiada艂. Szafirek widzimy te偶 na ob­razie z 1469 roku. Je艣li chodzi o dat臋, to przyjmuje si臋, 偶e sprowadzono go do nas w .orientalnym okresie鈥 ro艣lin ozdobnych, to znaczy mi臋dzy 1560 a 1620 rokiem, czyli zasadniczo p贸藕niej, ni偶 powsta艂 nasz o艂tarz. W tam­tym okresie sprowadzono z Turcji do Europy 艢rodkowej znaczn膮 liczb臋 hiacynt贸w, tulipan贸w i narcyz贸w. Cebulki hiacynt贸w maj膮 w艂a艣ciwo艣ci lekko truj膮ce i zawieraj膮 kwas szczawiowy.

Wagner zamierza艂 mu przerwa膰, ale Sina zmrozi艂 go wzrokiem.

- Natomiast je偶yny nie tylko s膮 smaczne, ale tak偶e przyczyniaj膮 si臋 do hemopoezy鈥攌ontynuowa艂 Sina. 鈥 Przejd藕my jednak do kwiat贸w ci臋­tych. Mamy tu r贸偶e, go藕dziki i niebieski kwiat rozrzucony na pod艂odze. Czerwone r贸偶e s膮 od 艣redniowiecza symbolem mi艂o艣ci, rado艣ci i m艂odo­艣ci. Z r贸偶膮 wi膮za艂o si臋 te偶 wyobra偶enie b贸lu...

- .. .鈥瀗ie ma r贸偶y bez kolc贸w鈥... - doko艅czy艂 jego my艣l Wagner.

-.. .a ze wzgl臋du na jej delikatne p艂atki przemijanie i 艣mier膰 - konty­nuowa艂 Sina.鈥擝ukiet r贸偶 pojawia si臋 te偶 na o艂tarzu, a mianowicie w scenie ucieczki do Egiptu, gdzie w de widzimy 贸wczesne wyobra偶enie Wiednia. Wskazuje nam drog臋 na po艂udnie.

- To chyba najwa偶niejsza wskaz贸wka na tym o艂tarzu 鈥 skin膮艂 g艂o­w膮 Wagner i zam贸wi艂 kolejn膮 bia艂膮 kaw臋 i kawa艂ek tortu Sachera. Znaj膮c przyjaciela domy艣li艂 si臋, 偶e powinien spodziewa膰 si臋 d艂u偶szego wywodu.

- A go藕dziki?

- S艂awa, jak膮 dawniej cieszy艂y si臋 cebulki przypraw, uwa偶anych w 艣re­dniowieczu za afrodyzjak, przenios艂a si臋 stopniowo tak偶e na go藕dziki. Od tamtej pory s膮 symbolem zar臋czyn, mi艂o艣ci i ma艂偶e艅stwa. Natomiast 贸w niebieski kwiat to by膰 mo偶e chaber, kt贸ry pojawia si臋 cz臋sto na obrazach przedstawiaj膮cych Mari臋. U偶ywa si臋 go do 艂agodzenia stan贸w zapalnych i w kosmetyce.

- Widz臋, 偶e na tym o艂tarzu jest wi臋cej ro艣lin ni偶 艣wi臋tych鈥攕twierdza艂 blu藕nierczo Wagner i spojrza艂 t臋sknym wzrokiem na jedn膮 z fotografii. Przedstawia艂a czerwone wargi trzymaj膮ce grube cygaro. Sina ponownie zag艂臋bi艂 si臋 w swoje notatki sporz膮dzone w muzeum.

- Z kolei na obrazie przedstawiaj膮cym zdj臋cie Jezusa z krzy偶a za­uwa偶y艂em dzwonki, lwie paszcze i jaskry. Je艣li chodzi o dzwonki, to moim zdaniem chodu w tym przypadku o silnie stylizowan膮 naparstnic臋. Jest bardzo truj膮ca, ale wykorzystuje si臋 j膮 do wytwarzania lek贸w przeciwko

niewydolno艣ci serca. Lwie paszcze pobudzaj膮 przemian臋 kom贸rek. Tak jak jaskry, ale te nie sp a偶 tak truj膮ce...

- Wystarczy - przerwa艂 ten potok s艂贸w Wagner. - Czuj臋 si臋, jakbym siedzia艂 u znachora. Do czego zmierzasz? Ze Fryderyk zostawi艂 nam prze­pis na jaki艣 power drink? Czy to jest ta jego tajemnica?

- Mo偶e stanowi jej cz臋艣膰? - odgryz艂 mu si臋 Sina.

- Okej, ale je艣li s膮dzisz, 偶e zaczn臋 si臋 teraz z tob膮 przedziera膰 przez lasy, zbiera膰 rosn膮ce w nich kwiaty i parzy膰 wsp贸lnie herbat臋, kt贸ra jako 艣rodek leczniczy przeniesie mnie pro艣ciutko przez Jordan, to bardzo si臋 mylisz - doci膮艂 mu Wagner, pukaj膮c Sin臋 palcem w pier艣. - Pos艂uchaj, ty trucicielu. Skupmy si臋 na razie na takich sprawach jak drzewo genealo­giczne rodu Babenberger贸w z Klosterneuburga, podr贸偶 na po艂udnie czy kamienny pos膮g o nazwie 鈥濸rz膮dka spod Krzy偶a鈥 i zobaczmy, dok膮d nas to wszystko zaprowadzi. Sw贸j czarodziejski nap贸j mo偶esz sobie warzy膰 w wolnych chwilach.

Dzwonek telefonu uniemo偶liwi艂 Sinie gniewn膮 odpowied藕. Wagner si臋gn膮艂 do kieszeni i wyj膮艂 kom贸rk臋.

- M贸wi Elena Millt z UMG.Co s艂ycha膰, Mister Wagner?

Wagner u艣miechn膮艂 si臋, s艂ysz膮c jej g艂os. Elen臋 pozna艂 podczas swojej

ostatniej podr贸偶y do USA, wygl膮da艂a wtedy 艣wietnie. Ten w艂a艣nie fakt, jak r贸wnie偶 wysokie honoraria, jakie United Media Group p艂aci艂y za jego reporta偶e, stanowi艂 wystarczaj膮cy pow贸d do rado艣ci, jak膮 wywo艂a艂o w nim to transatlantyckie po艂膮czenie.

- Eleno, bardzo si臋 ciesz臋, 偶e pani dzwoni - zawo艂a艂 tak g艂o艣no, 偶e jego rozmowie zacz臋艂a si臋 przys艂uchiwa膰 po艂owa go艣ci w kawiarni.

- Dowiedzieli艣my si臋 o zab贸jstwach w Wiedniu i dlatego chcia艂a­bym zam贸wi膰 u pana artyku艂 na ten temat, exclusive. A mo偶e ju偶 go pan komu艣 obieca艂?

- Nie, zajmuj臋 si臋 teraz pewn膮 niesamowit膮 spraw膮 i UMG mo偶e j膮 oczywi艣cie otrzyma膰 na wy艂膮czno艣膰. Wy艣l臋 wam pierwszy reporta偶 ju­tro, ale b臋dzie was to kosztowa膰 wi臋cej ni偶 zwykle. To nie s膮 dwa zwyk艂e zab贸jstwa, tylko prawdziwa sensacja. Prosz臋 to przekaza膰 Winebergowi.

Wyci膮gn膮艂 z kieszeni d艂ugopis i zacz膮艂 co艣 pisa膰 na serwetce.

- Pan Wineberg nie czuje si臋 niestety za dobrze, jest teraz na swoim jachcie na Karaibach wraz z domowymi lekarzami - powiedzia艂a Elena g艂osem, z kt贸rego przebija艂o zatroskanie.

Potentat medialny, w艂a艣ciciel trzech wielkich dziennik贸w i dw贸ch stacji telewizyjnych, mia艂 ju偶 ponad dziewi臋膰dziesi膮t lat i od dawna cho­rowa艂. Wagner mia艂 nadziej臋, 偶e zanim Wineberg odejdzie z tego 艣wiata, zd膮偶)' podpisa膰 jego czek.

- Ca艂kowicie panu ufamy, Paul 1 zaszczebiota艂a Elena. 鈥 Czekam na pa艅ski pierwszy tekst jutro.

Rozmowa dobieg艂a ko艅ca. Wagner zamierza艂 w艂a艣nie w艂o偶y膰 telefon do kieszeni, gdy znowu kto艣 zadzwoni艂.

- Wagner, pan znowu pije kaw臋 beze mnie 鈥 us艂ysza艂 w s艂uchawce troch臋 niewyra藕ny g艂os Bemera.

- Czy pan jest jasnowidzem, panie komisarzu? 鈥 powiedzia艂 dzienni­karz, u艣miechaj膮c si臋 do Siny. - Mam jakie艣 dziwne przeczucie, 偶e odk膮d przeszed艂 pan na emerytur臋, pracuje pan coraz wi臋cej.

- W ka偶dym razie wi臋cej ni偶 niekt贸rzy dziennikarze - odpar艂 Ber­ner. - Mertens mia艂 skrytk臋 w niewielkim prywatnym banku w centrum miasta, o ile moje informacje si臋 potwierdz膮. Dzi艣 jest ju偶 za p贸藕no, ale ju­tro sprawdz臋, co nas tam czeka. - Po kr贸tkiej przerwie doda艂: -1 co usz艂o uwadze ekipy zabezpieczaj膮cej 艣lady. Gdyby to ode mnie zale偶a艂o, policja zatrudni艂aby profesora Sin臋, 偶eby j膮 odpowiednio ukierunkowa艂.

- Czy znajdzie pan czas, 偶eby dzi艣 wieczorem spotka膰 si臋 z nami i upo­rz膮dkowa膰 fakty? No i u艂o偶y膰 plan dzia艂ania na nast臋pne dni?

Berner mrukn膮艂 do telefonu:

- Nie jestem mi艂o艣nikiem starych zamk贸w. Zw艂aszcza je艣li taka ruina le偶y daleko poza miastem.

- Prosz臋 si臋 nie obawia膰, zostaniemy w Wiedniu i spotkamy si臋 u mnie. Powiedzmy, za dwie godziny?

- Czy mam ze sob膮 co艣 przynie艣膰 dla rozgrzania atmosfery? - spy­ta艂 Berner. W jego g艂osie pojawi艂o si臋 uczucie ulgi, 偶e nie b臋dzie musia艂 wyjecha膰 z miasta.

- Wszystko, co panu podpowiada osobisty urok i inteligencja - od­par艂 Wagner z u艣miechem, ale od razu spowa偶nia艂. Opowiedzia艂 komisa­rzowi o m艂odym ksi臋dzu z ko艣cio艂a Szkockiego i o tym, jak znikn膮艂 bez 艣ladu w ko艣ciele 艣w. Ruprechta.

Berner zastanawia艂 si臋 przez chwil臋.

Mo偶e to oznacza膰, 偶e jeste艣my na w艂a艣ciwym tropie 鈥 stwierdzi艂- -Takie dzwonki alarmowe rozlegaj膮 si臋 tylko wtedy, gdy kto艣 przekracza

pewn膮 lini臋. Moim zdaniem w tym przypadku istniej膮 dwie strony. Pierw­sza to ci, kt贸rzy chc膮 tajemnic臋 chroni膰. To w艂a艣nie ich pan dzisiaj zaalar­mowa艂. Nazwijmy ich Stra偶nikami. Druga strona to zab贸jca przewodnika i dziewczyny. Nie wiemy, dla kogo pracuje. Mam swoje podejrzenia, ale musz臋 to jeszcze sprawdzi膰. 鈥 Berner umilk艂.

- A Mertens? 鈥 spyta艂 go Wagner.

1 Je艣li Mertens wiedzia艂 zbyt du偶o o Fryderyku i jego tajemnicy, ozna­cza to, 偶e do milczenia zmusili go Stra偶nicy, 偶eby nie m贸g艂 nic wi臋cej po­wiedzie膰 - powiedzia艂 w zamy艣leniu Berner. - To jedna mo偶liwo艣膰. Nie mo偶na te偶 wykluczy膰, 偶e nasz zab贸jca z ko艣cio艂a 艢wi臋tego Karola pozosta­wi艂 jeszcze jedn膮 wskaz贸wk臋, kt贸r膮 przeoczyli艣my Mo偶e odkryj臋 j膮 jutro.

Berner nie wydawa艂 si臋 zbyt szcz臋艣liwy Kiedy ponownie si臋 odezwa艂, m贸wi艂 jeszcze bardziej zrz臋dliwym g艂osem ni偶 zwykle:

-1 jeszcze jedna sprawa. Mam jakie艣 dziwne przeczucie, 偶e jeste艣my w samym 艣rodku gry, w najbardziej niebezpiecznym i najmniej wdzi臋cz­nym miejscu.

AMBASADA CHIN, WIEDE艃

Genera艂 Li Feng nadal walczy艂 ze skutkami przenosin do innej strefy czasowej. Poprzedniego dnia wieczorem przylecia艂 z Chin do Wiednia i po przybyciu do ambasady znalaz艂 w swoim pokoju wykwintn膮 kolacj臋. Niestety, z powodu zm臋czenia pozostawi艂 j膮 nietkni臋t膮. Teraz by艂o ju偶 p贸藕ne popo艂udnie i osiem godzin r贸偶nicy mi臋dzy Pekinem a Wied­niem sprawia艂o mu wyra藕ny k艂opot.

Peer van Gavint wszed艂 do du偶ej owalnej sali, w kt贸rej czeka艂 ju偶 ambasador, jego sekretarz i attache wojskowy Uwa偶nie przyjrza艂 si臋 ge­nera艂owi. Zm臋czenie Li Fenga uwidoczni艂o si臋 w postaci ciemnych wor­k贸w pod oczami. Jednak Gavint nie da艂 si臋 oszuka膰. Genera艂 by艂 w tym pomieszczeniu jego jedynym prawdziwym przeciwnikiem, r贸wnie bez­litosnym, chciwym i profesjonalnym, jak on sam. Obaj m臋偶czy藕ni przez chwil臋 spogl膮dali na siebie, skin臋li sobie prawie niezauwa偶alnie g艂owami i w ten spos贸b walka pomi臋dzy nimi formalnie si臋 rozpocz臋艂a.

Na dworze powoli zapada艂 zmrok. Dwie stoj膮ce lampy wype艂nia艂y po­k贸j 艂agodnym, 偶贸艂tawym 艣wiadem, czyni膮c go bardziej przytulnym. 艢ciany pokrywa艂y cytaty z Konfucjusza wypisane wielkimi chi艅skimi hieroglifami.

, XmsJ,

\\\ i \ V \ \\ i

Zawiera艂y one niewyczerpan膮 m膮dro艣膰 bij膮c膮 z jego nauki. Kiedy wszyscy zaj臋li ju偶 swoje miejsca, ambasador Chin otworzy艂 zebranie:

Dobry wiecz贸r, panowie! Spotkali艣my si臋 tutaj, 偶eby powita膰 w na* szym gronie genera艂a Li Fenga, kt贸ry przed kilkoma godzinami przyle­cia艂 do nas z Pekinu.

Genera艂 podni贸s艂 si臋 z krzes艂a i zgodnie z chi艅skim obyczajem ka偶­demu si臋 uk艂oni艂.

Podczas ostatniej fazy naszej operacji pan genera艂 b臋dzie pe艂ni艂 funkcj臋 艂膮cznika z ministerstwem i Komitetem Centralnym partii. Obie te instytucje przyzna艂y operacji najwy偶szy priorytet. Oznacza to, 偶e musi­my wykorzysta膰 prawie wszystkie dost臋pne nam 艣rodki finansowe i zaso­by osobowe, aby doprowadzi膰 operacj臋 do szcz臋艣liwego ko艅ca. Pozw贸lcie, panowie, 偶e skorzystam z okazji i dokonam podsumowania naszych do­tychczasowych wysi艂k贸w w Wiedniu i w Portugalii. Dokonam te偶 bilansu naszych dzia艂a艅 w ci膮gu ostatnich dziesi臋ciu lat.

Ambasador zerkn膮艂 do notatek, poprawi艂 okulary na nosie i konty­nuowa艂:

Pod koniec lat dziewi臋膰dziesi膮tych, w ramach programu wymiany mi臋dzy policj膮 chi艅sk膮 i austriack膮, uda艂o nam si臋 w spos贸b niezauwa偶alny umie艣ci膰 tutaj grup臋 specjalnie przeszkolonych agent贸w. Pomog艂o nam to dokona膰 znacz膮cego post臋pu w rozszyfrowaniu tajemnicy cesarza Austrii. Nasi specjali艣ci odnie艣li na pocz膮tku sporo sukces贸w w takich tematach, jak ko艣do艂y w Wiedniu, wielok膮t w kszta艂cie deltoidu i o艂tarz szkockiego mistrza. Znale藕li zwi膮zek mi臋dzy drzewem genealogicznym rodziny Ba- benberger贸w i rozszyfrowali wskaz贸wki znajduj膮ce si臋 na sarkofagu Fry­deryka w katedrze 艢wi臋tego Stefana. Wszyscy byli艣my 艣wiadomi, 偶e to dopiero pierwszy krok na drodze do odkrycia ca艂ej prawdy. Jednak potem nast膮pi艂y pierwsze niepowodzenia. Jeden z naszych czterech specjalist贸w zosta艂 kt贸rego艣 dnia znaleziony martwy. Oficjalna przyczyna 艣mierci: za­wa艂 serca. Dwaj znikli bez 艣ladu i mimo 艣ledztwa prowadzonego przez austriack膮 policj臋 nie uda艂o si臋 ich do tej pory odnale藕膰. Jeste艣my pewni, 偶e prowadzone przez nas poszukiwania zaalarmowa艂y zakon pos艂uguj膮cy si臋 symbolem p艂on膮cej gwiazdy. Jego cz艂onkowie wykorzystali wszystkie swoje mo偶liwo艣ci, 偶eby wyeliminowa膰 naszych ludzi. Czwarty specjalista, kryminolog, pr贸bowa艂 kontynuowa膰 poszukiwania na w艂asn膮 r臋k臋, ale bez wiedzy historyk贸w nawet on nie potrafi艂 wiele zwojowa膰. Z drugiej strony

nie chcieli艣my wtedy zwraca膰 na siebie uwagi ani anga偶owa膰 do pomocy fachowc贸w austriackich. Dlatego te偶 贸w czwarty specjalista wr贸ci艂 p贸藕­niej wraz z reszt膮 policjant贸w do Pekinu, bo nie uda艂o mu si臋 nic zdzia艂a膰. 艢lad prowadz膮cy w przesz艂o艣膰 znowu sta艂 si臋 niejasny.

Ambasador zn贸w przejrza艂 notatki, chrz膮kn膮艂 i kontynuowa艂:

- Mo偶e to zabrzmie膰 nieprawdopodobnie, ale starcia wewn膮trzpartyj­ne i r贸偶nice zda艅 w kwestiach zwi膮zanych z priorytetami w zakresie poli­tyki wewn臋trznej doprowadzi艂y do tego, i偶 dopiero po up艂ywie dziesi臋ciu lat Komitet Centralny naszej partii postanowi艂 doprowadzi膰 do rozwi膮­zania zagadki, aby po dw贸ch tysi膮cleciach wykorzysta膰 j膮 dla dobra Chin.

Ambasador zdj膮艂 okulary i spojrza艂 na wszystkich.

- O jednej rzeczy nie wolno nam zapomina膰: odkrycia tego doko­na艂 pierwszy cesarz Chin, Qin Shihuangdi i dlatego to my ro艣cimy sobie prawo do tej tajemnicy. To my musimy si臋 dowiedzie膰, jak si臋 zabra膰 za jej odkrycie.

Gavint z trudem t艂umi艂 ziewanie.

- Dlatego do Austrii przyby艂 genera艂 Li Feng, aby ju偶 na samym po­cz膮tku nie dopu艣ci膰 do ewentualnego niepowodzenia tej operacji. Tym razem zastosujemy inn膮 taktyk臋. Poprzez pewne zdarzenia, kt贸re tak zr臋cznie zainscenizowa艂 pan Gavint, uda艂o nam si臋 wci膮gn膮膰 w nasz膮 gr臋 dw贸ch pan贸w. To oni, a nie my, rozwi膮偶膮 t臋 tajemnic臋 i to oni 艣ci膮gn膮 na siebie uwag臋 Zakonu. Jeste艣my przekonani, 偶e nam si臋 to uda - zako艅czy艂 ambasador z zadowoleniem, kt贸re wyra藕nie rysowa艂o si臋 na jego twarzy.

Gavint zauwa偶y艂 sceptycyzm maluj膮cy si臋 na twarzy Li Fenga, co mog艂o 艣wiadczy膰 o tym, 偶e genera艂 nie podziela optymizmu ambasado­ra w kwestii fachowo艣ci obu Austriak贸w. Czy to dlatego przeprowadzi艂 w Tybecie akcj臋, kt贸ra sta艂a si臋 przedmiotem rozmowy w ambasadzie?

Ambasador zwr贸ci艂 si臋 do sekretarza i do attach膰 wojskowego:

- Bardzo mi przykro, ale to, o czym b臋dziemy teraz rozmawia膰, b臋dzie 艣ci艣le tajne. Dlatego dzi臋kuj臋 panom za dotychczasow膮 obecno艣膰 i prosz臋

o opuszczenie pokoju.

Obaj m臋偶czy藕ni podnie艣li si臋 i szybko wyszli z sali. Ambasador zwr贸­ci艂 si臋 do Li Fenga i Gavinta i skin膮艂 im g艂ow膮.

- Ustalmy wi臋c, jakie b臋d膮 nasze nast臋pne kroki, 偶eby nie traci膰 czasu.

Spojrzenia Gavinta i Li Fenga spotka艂y si臋. W tej samej chwili Gavint

zrozumia艂, 偶e ko艅ca tej przygody do偶yje tylko jeden z nich.

Komisarz Berner przeklina艂 s艂abe o艣wietlenie, brak tabliczek z nazwami ulic i deszcz, kt贸ry jeszcze bardziej utrudnia艂 poszuki­wania. Dawna zajezdnia tramwajowa, w kt贸rej mieszka艂 Paul Wagner, nie by艂a zaznaczona na 偶adnym planie miasta. Wagnerowi to nie przeszkadza艂o, natomiast Bernera doprowadza艂o do rozpaczy. Je艣li kto艣 wiedzia艂, jak trafi膰 w to miejsce, kierowa艂 si臋 po prostu dawnym nasypem w pobli偶u starych budynk贸w magazyn贸w. Je艣li nie, szybko l膮dowa艂 w pl膮taninie ciemnych uliczek, w starej 偶wirowni albo w trawie si臋gaj膮cej do pasa. 艁una 艣wietlna bij膮ca od miasta nie si臋ga艂a w to miejsce, dlatego dawne urz膮dzenia za­jezdni stanowi艂y wysp臋 ciemno艣ci na tle jasnego Wiednia.

Bemer odnosi艂 wra偶enie, 偶e kr臋ci si臋 w k贸艂ko. Jego samoch贸d pod­skakiwa艂 na torowisku, reflektory roz艣wieda艂y stosy podk艂ad贸w tramwa­jowych, g贸ry piasku i stare ceglane 艣ciany pokryte graffiti. W ko艅cu dal za wygran膮, wyj膮艂 z kieszeni kom贸rk臋 i wybra艂 numer Wagnera.

- Za chwil臋 strac臋 cierpliwo艣膰! - rykn膮艂 do s艂uchawki. - Dlaczego nie mieszka pan jak inni ludzie, w normalnym budynku, na zwyk艂ej ulicy, na kt贸rej zaznaczono przynajmniej kilka numer贸w?

- Dlatego, 偶eby mog艂y mnie odnale藕膰 tylko w艂a艣ciwe osoby - odpad Wagner. 鈥 Niech pan zatr膮bi.

Berner nacisn膮艂 klakson.

- Wszystko jasne, ju偶 wiem, gdzie pan jest. Niech pan skr臋ci za na­st臋pnym magazynem w prawo, a potem jedzie prosto, kieruj膮c si臋 na gru­p臋 drzew. Nast臋pnie wjedzie pan przez otwart膮 bram臋 i wtedy prosz臋 si臋 trzyma膰 prawej strony. Po chwili zobaczy pan 艣wiat艂o w oknach. Czeka­my tu ju偶 na pana.

Berner potrz膮sn膮艂 g艂ow膮 i pojecha艂 tak, jak przykaza艂 Wagner. Wy­dawa艂o mu si臋, 偶e jedzie wprost na grup臋 drzew, ale w ostatniej chwili uli­ca skr臋ci艂a lekko w lewo, prowadz膮c przez wspomnian膮 bram臋. Mi臋dzy pniami drzew komisarz dostrzeg艂 ceglany budynek i 艣wiat艂o bij膮ce z okna, kt贸re si臋ga艂o prawie do samej ziemi. Zaparkowa艂 samoch贸d obok czer­wonego golfa nale偶膮cego do Wagnera. Gdy wysiada艂, poczu艂 na twarzy krople deszczu niesione przez wiatr.

- Gdzie偶 u diab艂a s膮 drzwi wej艣ciowe? 鈥 zakl膮艂, wpatruj膮c si臋 w g艂ad­kie, wilgotne 艣ciany budynku.

166 '

Podszed艂 do szczytowej 艣ciany domu i ujrza艂 tam trzy du偶e drewniane bramy. Przez chwil臋 co艣 za nimi zaja艣nia艂o 偶贸艂tawym kolorem. W chwili, gdy Berner zamierza艂 nacisn膮膰 klamk臋, drzwi otworzy艂y si臋 i stan膮艂 w nich Wagner, u艣miechaj膮c si臋 do niego.

- Witamy w klubie - powiedzia艂, przytrzymuj膮c drzwi.

Komisarz wszed艂 szybko do 艣rodka, ratuj膮c si臋 przed burz膮. Wn臋trze

mieszkania zaskoczy艂o go rozmachem i formaln膮 surowo艣ci膮, z jak膮 dzien­nikarz podszed艂 do dawnej secesji. Plamy 艣wiat艂a wydobywa艂y z ciemno艣ci wybrane miejsca, podczas gdy go艂e, ceglane 艣ciany obwieszone fotografia­mi i obrazami ton臋艂y w mroku.

Ale偶 to jest niewiarygodnie du偶e - mrukn膮艂 Berner.

Wagner wzi膮艂 od niego p艂aszcz i skin膮艂 g艂ow膮.

-Jest tu wystarczaj膮co du偶o miejsca dla wszystkich moich zaintere­sowa艅 i dla mnie samego - odpar艂 z u艣miechem. - T臋 zajezdni臋 urz膮dzo­no w czasie drugiej wojny, kiedy wzros艂o zapotrzebowanie na warsztaty, bo wiele sk艂ad贸w tramwajowych zosta艂o zniszczonych podczas nalot贸w bombowych 鈥 wyja艣ni艂, prowadz膮c komisarza w stron臋 kompletu wypo­czynkowego, na kt贸rym siedzia艂 Sina, pochylony nad stosem papier贸w.

Widz膮c wchodz膮cego Bernera, Sina pozdrowi艂 go skinieniem g艂owy i wr贸ci艂 do lektury.

Zwyk艂e magazyny i hale tramwajowe by艂y przeci膮偶one prac膮 albo zniszczone. To dlatego zbudowano wtedy prowizoryczne tory 艂膮cz膮ce przedmie艣cie Wiednia z g艂贸wn膮 sieci膮 tramwajow膮. Zaadaptowano te偶 pust膮 w贸wczas lokomotywowni臋 nale偶膮c膮 do sp贸艂ki Nordbahn. Niemal w ca艂o艣ci zas艂ania艂y j膮 drzewa, dzi臋ki czemu nie sta艂a si臋 celem nalot贸w bombowych.

Berner skin膮艂 g艂ow膮 i z wdzi臋czno艣ci膮 przyj膮艂 piwo, kt贸re Wagner przyni贸s艂 mu z du偶ej srebrnej lod贸wki. Dziennikarz kontynuowa艂 swo­j膮 opowie艣膰:

- Po wojnie ten ceglany budynek, wzniesionym w 1908 roku, popad艂 w zapomnienie. P贸藕niej wykorzystywano go jako sk艂ad materia艂owy, ma­gazyn podk艂ad贸w tramwajowych i ha艂d臋 odpad贸w. W ko艅cu przestano si臋 nim interesowa膰 i popad艂 w ruin臋. Potem za艣, kiedy wprowadzono now膮 siatk臋 po艂膮cze艅 tramwajowych i tory przeniesiono o pi臋膰set metr贸w na zach贸d, nie by艂o ju偶 co ratowa膰 - zako艅czy艂 z u艣miechem Wagner. - Przy­roda da艂a nam nauczk臋 i zacz臋艂a odbiera膰 to, co do niei nale偶a艂o. Drze-

wa zacz臋艂y zarasta膰 budynek, tory dojazdowe poros艂a trawa, a偶 pewnego dnia ja tu zab艂膮dzi艂em. I to dos艂ownie. Zbiera艂em materia艂y do artyku艂u

0 ciekn膮cych cysternach na rop臋. Poszukiwania rozpocz膮艂em w najstarszej cz臋艣ci dworca towarowego. Nagle w trawie potkn膮艂em si臋 o szyny, kt贸re bieg艂y w kierunku k臋py majestatycznych buk贸w.

Wagner pokaza艂 Bernerowi przez wysoki szklany dach zajezdni ko­rony starych drzew, kt贸re podczas burzy wygl膮da艂y jak drugi, ruchomy dach budynku.

-1 nagle stan膮艂em przed zdezelowanym, cho膰 nadal jeszcze okaza­艂ym secesyjnym budynkiem z trzema wysokimi drewnianymi bramami

1 czterema ma艂ymi wie偶yczkami. Osty zd膮偶y艂y ju偶 wrosn膮膰 w puste otwory okienne, do mur贸w dobra艂a si臋 trawa. Od razu postanowi艂em, 偶e uratuj臋 to miejsce, a potem w nim zamieszkam.

Wyobra偶am sobie, 偶e nie by艂o to 艂atwe 鈥 stwierdzi艂 Bemer, podzi­wiaj膮c modele poci膮g贸w i tramwaj贸w, kt贸re sta艂y w oszklonych witrynach i przypomina艂y o przesz艂o艣ci tego budynku.

To prawda - potwierdzi艂 Wagner. - Kilka wizyt w urz臋dach i nie­zliczone spojrzenia zdumionych moj膮 propozycj膮 urz臋dnik贸w u艣wiado­mi艂y mi, 偶e czeka mnie d艂uga walka.

Kt贸r膮 Paul w ko艅cu wygra艂 鈥 zawo艂a艂 Sina, nie odrywaj膮c si臋 od swoich papier贸w.

-Tak, po trwaj膮cych prawie p贸艂 roku negocjacjach sta艂em si臋 za sym­boliczn膮 kwot臋 szcz臋艣liwym w艂a艣cicielem tej nieruchomo艣ci, kt贸ra pe艂ni艂a kiedy艣 rol臋 lokomotywowni - potwierdzi艂 z u艣miechem Wagner. 鈥 Z tym jednak zastrze偶eniem, 偶e ka偶dy remont musz臋 konsultowa膰 z konserwa­torem zabytk贸w.

Rezultaty tych konsultacji wida膰 go艂ym okiem鈥攕twierdzi艂 zdumio­ny Bemer, spogl膮daj膮c na biegn膮c膮 g贸r膮 galeri臋 wkomponowan膮 zgrabnie w drewnian膮 konstrukcj臋 dachu.

Wagner zauwa偶y艂 jego spojrzenie.

- Tam na g贸rze s膮 sypialnie i pokoje go艣cinne, moje biuro i inne po­mieszczenia. Dzi臋ki temu mog艂em sobie pozwoli膰 na luksus pozostawie­nia tu na dole dawnych fragment贸w torowisk w jednym pomieszczeniu, z kuchni膮 po艣rodku, gdzie wypr贸bowuje moje kulinarne umiej臋tno艣ci.

Bemer by艂 naprawd臋 pod wa偶eniem.

- Aj gdzie偶 s膮 pa艅skie dwustopniowe rakiety? 鈥 spyta艂.

Stoj膮 gotowe do wystrzelenia w tylnej cz臋艣ci zajezdni - u艣miechn膮艂 si臋 Wagner. - Gotowe do startu. Chce pan rzuci膰 na nie okiem?

- Mo偶e p贸藕niej - machn膮艂 r臋k膮 komisarz. - Natomiast nie odm贸wi臋 drugiej szklanki piwa.

*Jakju偶 pan sko艅czy rozmawia膰 z kierownictwem, to mo偶e zajmie­my si臋 jakimi艣 wa偶nymi sprawami? - przerwa艂 im g艂o艣no Sina. - Znala­z艂em co艣, co was z pewno艣ci膮 zainteresuje.

Burza przybra艂a na sile, grzmia艂o coraz g艂o艣niej, niebo roz艣wietla艂y b艂yskawice. Jedna z nich, szczeg贸lnie d艂uga i jasna, rozja艣ni艂a niebo gdzie艣 w pobli偶u zajezdni. Towarzyszy艂 jej pot臋偶ny grzmot. W tym momencie blask b艂yskawicy o艣wietli艂 twarz m臋偶czyzny, kt贸ry siedzia艂 w niewielkim granatowym samochodzie i przez noktowizor obserwowa艂 dawn膮 lokomotywowni臋 i bramy. Kiedy zauwa偶y艂 oba auta - Wagnera i Bernera - poczu艂 dreszcz emocji. Ca艂a tr贸jka za jednym razem, pomy­艣la艂, los mi chyba sprzyja. Od razu podj膮艂 decyzj臋. Wysiad艂 z samochodu, zamkn膮艂 go na kluczyk i ruszy艂 pod wiatr nie zwa偶aj膮c na deszcz. M臋偶czy­zna by艂 pot臋偶nie zbudowany. Kiedy przez wysok膮 traw臋 szed艂 w kierunku zajezdni, jego posta膰 raz po raz o艣wietla艂y kolejne b艂yskawice. B臋dzie po prostu tak jak z Mertensem, pomy艣la艂. On te偶 prawie si臋 nie broni艂, kiedy zrozumia艂, 偶e nie ma ju偶 dla niego ratunku. Tamten staruszek by艂 lekki jak pi贸rko, jakby sam chcia艂 w艂o偶y膰 g艂ow臋 w przygotowan膮 dla niego p臋tl臋.

Nieznajomy prze艣lizgn膮艂 si臋 przez 偶elazn膮 bram臋. Czarny p艂aszcz, kt贸ry mia艂 na sobie, czyni艂 go niewidocznym w mroku nocy. Dzi臋ki wcze­艣niej przeprowadzonemu rekonesansowi wiedzia艂, 偶e teren nie jest moni­torowany, 偶e nie ma tu kamer ani urz膮dze艅 alarmowych. Co za nieostro偶­no艣膰, pomy艣la艂, opieraj膮c si臋 o gruby pie艅 drzewa. W艂a艣ciwie mia艂 tylko obserwowa膰 dziennikarza i naukowca czekaj膮c, a偶 do艂膮cz膮 do niego inni cz艂onkowie grupy, ale okazja by艂a przednia. Burz臋 z piorunami potrakto­wa艂 jako dar niebios. Pioruny zag艂usz膮 ka偶dy jego krok, deszcz zatrze 艣lady.

Ostro偶nie podszed艂 do budynku, spojrza艂 na roz艣wietlone okno i przy­cisn膮艂 si臋 do wilgotnej 艣ciany. Potem przy艂o偶y艂 twarz do jednej z wysokich szyb i zajrza艂 do 艣rodka. Wagner, Sina i Berner siedzieli na d艂ugiej kanapie pochyleni nad stosem papier贸w. Sina chyba co艣 wyja艣nia艂 dw贸m pozosta­艂ym. Du偶a cz臋艣膰 pomieszczenia ton臋艂a w ciemno艣ciach, ale dla niego by艂a to okoliczno艣膰 sprzyjaj膮ca.

M臋偶czyzna zobaczy艂 ju偶 wystarczaj膮co du偶o, aby m贸c przyst膮pi膰 do dzia艂ania. Z kieszeni p艂aszcza wyci膮gn膮艂 berett臋, dokr臋ci艂 do niej t艂umik, odbezpieczy艂 pistolet i prze艂adowa艂. Szybkim krokiem podszed艂 do 艣ciany szczytowej budynku, nacisn膮艂 klamk臋 przy lewej bramie, pchn膮艂 ci臋偶kie drewniane skrzyd艂o i zdecydowanym krokiem wszed艂 do 艣rodka.

S艂ysz膮c odg艂os otwieranej bramy, Wagner, Sina i Berner ze zdziwieniem podnie艣li wzrok i spojrzeli na nieznan膮 im posta膰, kt贸ra zjawi艂a si臋 nagle przed nim. M臋偶czyzna mia艂 na sobie d艂ugi czarny p艂aszcz, ale dla os贸b siedz膮cych na kanapie wygl膮da艂 jak du偶y cie艅. W pomiesz­czeniu zapad艂a cisza, s艂ycha膰 by艂o tylko krople deszczu bij膮ce o szklany dach i porywy wiatru mi臋dzy konarami drzew.

Zanim Wagner zd膮偶y艂 powiedzie膰 鈥瀌obry wiecz贸r鈥, wszystko roze­gra艂o si臋 w b艂yskawicznym tempie. Berner rzuci艂 si臋 z kanapy na pod艂og臋 i poci膮gn膮艂 Wagnera za sob膮. W chwili, kiedy pierwsze kule trafi艂y w obi­cie kanapy, Sina by艂 ju偶 za oparciem.

Zaskoczenie Wagnera zamieni艂o si臋 teraz w gniew. Szybko uwolni艂 si臋 od Bemera i zacz膮艂 si臋 czo艂ga膰 w stron臋 wy艂膮cznika 艣wiat艂a. Nad jego g艂ow膮 艣wista艂y kule. Napastnik zrobi艂 w艂a艣nie krok w stron臋 kanapy, gdy Wagner wyci膮gn膮艂 si臋 maksymalnie i wewn臋trzn膮 cz臋艣ci膮 d艂oni uderzy艂 wwy艂膮cznik. W ca艂ym pomieszczeniu zapanowa艂a ca艂kowita ciemno艣膰. Wagner wstrzy­ma艂 oddech. Napastnik zatrzyma艂 si臋 zdezorientowany. Wagner us艂ysza艂 nagle po swojej prawej stronie cichy szelest. Pomy艣la艂, 偶e Sina i Berner co艣 planuj膮 i zacz膮艂 szuka膰 po omacku starej porcelanowej wazy, kt贸ra sta艂a na stolika pod wy艂膮cznikiem 艣wiat艂a, s艂u偶膮c za pojemnik na klucze. Rzuci艂 si臋 energicznie w lew膮 stron臋 i po chwili us艂ysza艂 odg艂os t艂uczonego naczynia. Ujrza艂 te偶 p艂omie艅 wydobywaj膮cy si臋 z lufy pistoletu, poniewa偶 nieznajo­my bez chwili wahania strzeli艂 w stron臋, z kt贸rej doszed艂 go nag艂y d藕wi臋k.

Facet chce nas wszystkich pozabija膰鈥, pomy艣la艂 Wagner- To ju偶 nie ostrze偶enie, to prawdziwe niebezpiecze艅stwo. Przeturla艂 si臋 po pod艂o­dze i zacz膮艂 gor膮czkowo my艣le膰. Bro艅 przechowywa艂 w sejfie, wi臋c w tej chwili nie m贸g艂 do niej dotrze膰. W膮tpi艂 te偶, 偶eby Berner mia艂 przy sobie sw贸j s艂u偶bowy pistolet, bo przecie偶 ju偶 dawno odpowiedzia艂by ogniem na strza艂y napastnika. Zrozumia艂, 偶e znale藕li si臋 w pu艂apce.

W pokoju znowu zapanowa艂a zupe艂na cisza. Po chwili ko艂o kanapy roz- i leg艂 si臋 jaki艣 szelest. Czy Berner nadal tam jest? Szelest zaalarmowa艂 napast­

nika,bo natychmiast strzeli艂, a odg艂os wystrza艂u rozszed艂 si臋 nienaturalnym d藕wi臋kiem po ca艂ym wn臋trzu. Potem Wagner us艂ysza艂 ostro偶ne kroki. Za­kl膮艂 dcho. Le偶膮c na pod艂odze, szuka艂 jakiego艣 przedmiotu, kt贸rego m贸g艂­by u偶y膰 jako broni. By艂o jednak tak ciemno, 偶e ledwo widzia艂 w艂asn膮 r臋k臋.

Nagle poczu艂 mocny u艣cisk na ramieniu. Drgn膮艂.

Zapal 艣wiat艂o 鈥 szepn膮艂 Sina prawd臋 nies艂yszalnym g艂osem do jego

Wagner potrz膮sn膮艂 instynktownie g艂ow膮.

- Zr贸b to, zaufaj mi 鈥 nalega艂 Sina cicho, acz stanowczo.

Wagner stara艂 Ig opanowa膰 ogarniaj膮c膮 go panik臋. Si臋gn膮艂 r臋k膮

w stron臋 kontaktu, wyszepta艂 s艂owa modlitwy i nacisn膮艂 wszystkie przy­ciski, kt贸rych m贸g艂 dosi臋gn膮膰.

Ca艂e wn臋trze wype艂ni艂o nagle jaskrawe 艣wiat艂o. W tej samej chwili Wagner ujrza艂 co艣, co sprawi艂o, 偶e wyda艂 g艂o艣ny okrzyk. Napastnik sta艂 wprost przed Bernerem i celowa艂 w jego g艂ow臋. Chcia艂 w艂a艣nie poci膮gn膮膰 za spust, gdy powstrzyma艂 go przed tym nag艂y okrzyk Wagnera i snop ja­skrawego 艣wiat艂a. Bro艅 w jego d艂oni zadr偶a艂a, a lampa stoj膮ca przy kana­pie o艣wietli艂a jego twarz. By艂 to ojciec Johannes. Wagner sta艂 jak wmuro­wany i czeka艂 na kul臋, podczas gdy Berner wpatrywa艂 si臋 w duchownego z otwartymi ustami. W tym momencie co艣 b艂ysn臋艂o w powietrzu i chwil臋 p贸藕niej w rami臋 ksi臋dza wbi艂 si臋 n贸偶, dzi臋ki czemu pocisk wystrzelony z pistoletu nie trafi艂 w cel. Tymczasem Sina szykowa艂 ju偶 drugi n贸偶 ku­chenny, zwa偶y艂 go lekko w d艂oni i rzuci艂. Wykonuj膮c rzut, pochyli艂 si臋 do przodu i w艂o偶y艂 w niego tak膮 si艂臋, 偶e kiedy stalowa klinga wbi艂a si臋 w rami臋 ksi臋dza, energia uderzenia wytr膮ci艂a go z r贸wnowagi. Duchowny zachwia艂 si臋, opu艣ci艂 pistolet i pr贸bowa艂 wyrwa膰 n贸偶 z rany. Jednak si艂y szybko go opu艣ci艂y, opad艂 na kolano i w tej samej chwili dopad艂 go Berner. Kopni臋­ciem odsun膮艂 pistolet. Wagner po raz pierwszy m贸g艂 odetchn膮膰 z ulg膮.

Sina rzuci艂 na pod艂og臋 trzeci n贸偶 i opad艂 na ziemi臋, opieraj膮c si臋 ple­cami o 偶eliwny s艂up. Wagner usiad艂 obok niego, podni贸s艂 n贸偶, zwa偶y艂 go w d艂oni i zacz膮艂 mu si臋 przygl膮da膰.

- Wyci膮gn膮艂em je z kuchennej szuflady - mrukn膮艂 Sina. - Na szcz臋­艣cie nie musia艂em ich zbyt d艂ugo szuka膰.

Ojciec Johannes le偶a艂 na pod艂odze i j臋cza艂. Jego p艂aszcz by艂 ca艂y za­lany krwi膮. Znowu pr贸bowa艂 wyci膮gn膮膰 n贸偶 z rany, ale w tej samej chwili poczu艂 przy g艂owie ch艂贸d t艂umika.

ucha.

I

i

-Jeden nich i stanie ksi膮dz przed Stw贸rc膮鈥攐strzeg艂 Bemer, a jego g艂os by艂 o ca艂膮 oktaw臋 ni偶szy ni偶 zazwyczaj.鈥擥dybym mia艂 przy sobie s艂u偶bo­w膮 bro艅, tak 艂atwo by si臋 ksi膮dz nie wywin膮艂. 鈥 Kl臋kn膮艂 obok duchowne­go i doda艂: - Czas na spowied藕, wielebny, ale to ja b臋d臋 zadawa艂 pytania.

Ksi膮dz j臋kn膮艂, z rany nadal bucha艂a mu krew.

- Im d艂u偶ej b臋dzie si臋 ksi膮dz wstrzymywa艂 z odpowiedziami, tym wi臋ksze ryzyko, 偶e si臋 ksi膮dz tu wykrwawi - stwierdzi艂 ch艂odnym tonem Bemer, zapalaj膮c papierosa. 鈥 Czy ma pan w domowej apteczce jakie艣 banda偶e? - spyta艂 Wagnera. 鈥 Za艂o偶臋 wielebnemu opask臋 uciskow膮, do czasu przyjazdu karetki.

Kiedy Bemer rozpi膮艂 duchownemu p艂aszcz, ujrza艂 srebrn膮, pokryt膮 czerwon膮 emali膮 sze艣cioramienn膮 gwiazd臋 wisz膮c膮 na cienkim 艂a艅cuszku.

Co to za wisiorek? 鈥 spyta艂 ojca Johannesa.

Komisarz usilnie pr贸bowa艂 sobie przypomnie膰, gdzie po raz ostat­ni widzia艂 tak膮 ozdob臋. I nagle u艣wiadomi艂 sobie, 偶e podczas pierwszej wizyty w mieszkaniu Mertensa, zaraz po jego 艣mierci, widzia艂 podobn膮 gwiazd臋 wykonan膮 z papieru. Le偶a艂a pod jego da艂em i zadziwi艂a go pre­cyzj膮, z jak膮 komu艣 uda艂o si臋 z艂o偶y膰 kszta艂t o wielko艣d oko艂o trzech lub czterech centymetr贸w. Co dziwne, podczas zabezpieczania 艣lad贸w gwiaz­dy nie uda艂o si臋 odnale藕膰.

- To ksi膮dz zamordowa艂 Mertensa - stwierdzi艂 Bemer, a gdy spojrza艂 duchownemu w oczy, upewni艂 si臋, 偶e ma racj臋. Ksi膮dz milcza艂 znacz膮co, odwr贸ci艂 si臋 z niech臋d膮 i d臋偶ko oddycha艂. Sina podszed艂 do niego i ze zdumieniem przygl膮da艂 si臋 niewielkiemu amuletowi. Kl臋kn膮艂 przy ran­nym i wzi膮艂 wisiorek do r臋ki.

Znam ten symbol鈥攝awo艂a艂.鈥擹najduje si臋 na najstarszym nagrob­ku w ko艣dele 艢wi臋tego Micha艂a.

Duchowny odwr贸ci艂 g艂ow臋 i spojrza艂 g艂臋boko w oczy najpierw Ber- nerowi, potem Sinle:

To znak Anio艂a Smierd.

ROZDZIA艁 7

14 MARCA 2008 ROKU BREITENSEE, WIEDE艃

Wagner obudzi艂 si臋 wyczerpany. Czy偶by kto艣 艂ama艂 go ko艂em? Dzwoni艂o mu w czaszce, a on rozpaczliwie szuka艂 ruin domu, kt贸­ry ostatniej nocy z pewno艣ci膮 zwali艂 mu si臋 na g艂ow臋. Kiedy zmusza艂 si臋 do otworzenia oczu, poczu艂 w ustach taki smak, jakby kto艣 ogoli艂 mu nie tylko wargi, ale i j臋zyk.

W ko艅cu podni贸s艂 si臋 na 艂贸偶ku z nadziej膮, 偶e wspomnienia ostat­niej nocy, kt贸re jego m贸zg nieustannie przywo艂ywa艂, oka偶膮 si臋 tylko z艂ym snem, 偶e b臋dzie m贸g艂 powiedzie膰 Sinie: 鈥濿yobra藕 sobie, 偶e 艣ni艂 mi si臋 pewien ksi膮dz, kt贸ry chcia艂 zamordowa膰 mnie i Bernera, ale w ostat­niej chwili wbi艂e艣 mu n贸偶鈥. Potem, przy 艣niadaniu, b臋d膮 si臋 z tego tylko 艣mia膰...

Przeszed艂 go dreszcz i mimo 偶e ogrzewanie by艂o w艂膮czone poczu艂 ch艂贸d. Owin膮艂 si臋 w sw贸j frotowy szlafrok, podrapa艂 po g艂owie i nagle przy艂apa艂 si臋 na tym, 偶e o wydarzeniach ostatniej nocy my艣li w spos贸b pozytywny. Przecie偶 uda艂o mu si臋 prze偶y膰.

Biednemu zawsze wiatr w oczy wieje 鈥 szepn膮艂 do siebie i zacz膮艂 schodzi膰 na dr偶膮cych nogach kr臋tymi 偶elaznymi schodkami.

Kiedy zatrzyma艂 si臋 przed podziurawion膮 kulami kanap膮, zrozumia艂, 偶e to nie by艂 sen. Mebel w kolorze khaki stoj膮cy w wielkiej hali by艂 w wie­lu miejscach podziurawiony. Nerwowym ruchem r臋ki podnosi艂 z pod艂ogi

pojedyncze k艂臋bki we艂ny i pr贸bowa艂 wyg艂adzi膰 d艂oni膮 wyrwane ze 艣rod­ka kawa艂ki. Czu艂 si臋 przy tym tak, jakby dziurawi膮c kanap臋, ojciec Johan­nes trafi艂 jego, jakby wtargn膮艂 do jego prywatnego kr贸lestwa i zbezcze艣ci艂 jego samego.

禄Co za 艣wi艅stwo - z艂o艣ci艂 si臋 w my艣lach - ta kanapa by艂a zupe艂nie nowa. Niech szlag trafi tego ksi臋dza鈥. Potem jednak zastanowi艂 si臋 i do­szed艂 do wniosku, 偶e lepiej, i偶 ucierpia艂a kanapa, a nie oni. Po tym stwier­dzeniu poczu艂 si臋 troszk臋 ra藕niej.

S艂o艅ce 艣wieci艂o przez szklany dach, rzucaj膮c kwadratowe jasne plamy na ceglan膮 艣cian臋. Po tym, co wydarzy艂o si臋 ostatniej nocy, wszystko wy­da艂o mu si臋 nagle takie spokojne. Na ga艂臋ziach buk贸w 艣piewa艂y kosy, po nocnej burzy nie pozosta艂o nic opr贸cz jasnego nieba i kilku ka艂u偶.

Wagner rozejrza艂 si臋, spojrza艂 na galeri臋 i zacz膮艂 si臋 zastanawia膰, na co zdecydowa膰 si臋 najpierw: mocn膮 kaw臋 czy gor膮c膮 k膮piel. Policja i karet­ka pogotowia odjecha艂y dopiero przed 艣witem, obecno艣膰 komisarza Ber­nera bardzo upro艣ci艂a ca艂e dochodzenia Zna艂 policjant贸w z tej dzielnicy, z lekarzem pogotowia by艂 na ty i znalaz艂 jeszcze czas, 偶eby szczeg贸艂owo wypyta膰 o wszystko ojca Johannesa. Gdy by艂o ju偶 po wszystkim, powlekli si臋 resztk膮 si艂 do 艂贸偶ek zadowoleni, 偶e nadal 偶yj膮.

Wagner przymkn膮艂 na chwil臋 oczy i stara艂 si臋 nie my艣le膰 o tym, 偶e w porannych gazetach mog艂y si臋 ukaza膰 nag艂贸wki o tre艣ci 鈥濼rzy trupy w zajezdni鈥. Nerwowo prze艂kn膮艂 艣lin臋. W艂a艣ciwe niewiele brakowa艂o, a kt贸ry艣 z jego koleg贸w musia艂by napisa膰 o nim wspomnienie po艣miertne. Czy Berner troch臋 nie przesadzi艂, gdy miejsce na samym 艣rodku okre艣li艂 jako najbardziej niebezpieczne? Co w tej przekl臋tej tajemnicy jest takie­go niezwyk艂ego, 偶e jeszcze pi臋膰set lat p贸藕niej gin膮 z jej powodu ludzie? Opad艂 na podziurawion膮 kulami kanap臋 i opar艂 g艂ow臋 na d艂oniach. Ma艂o brakowa艂o, a wszyscy trzej straciliby wczoraj 偶ycie.

Zacz膮艂 si臋 zastanawia膰 nad obrazem, kt贸ry Mertens powiesi艂 w swojej sypialni. Pi臋kna kobieta o niebieskich oczach, z pude艂kiem w d艂oni. Pusz­ka Pandory. Nie zd膮偶yli jeszcze nawet unie艣膰 wieczka, gdy ze 艣rodka, jak w艣ciek艂a 偶mija, wyskoczy艂a 艣mier膰. Dosta艂 g臋siej sk贸rki i poczu艂 gwa艂tow­ny niepok贸j. Nie ma ju偶 czasu do stracenia. Ksi膮dz stanowi艂 z pewno艣ci膮 tylko przedni膮 stra偶. Za nim przyjd膮 inni.

Kto wie, mo偶e ju偶 teraz kto艣 kr膮偶y wok贸艂 zajezdni, 偶eby doko艅czy膰 to, co wczoraj rozpocz膮艂 ojciec Johannes? Czy nie ma kogo艣 pod drzwia­

mi? Zacz膮艂 nas艂uchiwa膰. Czasu ma ju偶 coraz mniej. Przespa艂 ca艂y dzie艅 i nawet o p贸艂 kroku nie zbli偶y艂 si臋 do rozwi膮zania tej tajemnicy.

Podszed艂 do miejsca, gdzie noc膮 le偶a艂 i wykrwawia艂 si臋 ksi膮dz.Trwa艂o to do chwili, gdy Bemer za艂o偶y艂 mu opask臋 uciskow膮. Potem zjawili si臋 sanitariusze, po艂o偶yli go na noszach i wynie艣li do karetki. Wagner zerkn膮艂 na demn膮 pod艂og臋 i nagle zrobi艂o mu si臋 niedobrze na widok zaschni臋­tej plamy krwi. Ciekawe, 偶e dotychczas w dos艂ownym znaczeniu szed艂 po trupach... Jednak tym razem jest inaczej ni偶 zwykle: nie b臋dzie kolejnej historyjki do gazety, jednej z wielu. Tym razem to jego w艂asna historia, jego salon, jego 偶yde, jego opowie艣膰. A tej plamy po krwi nie da si臋 usu­n膮膰. Spogl膮da艂 na ba艂agan panuj膮cy w pokoju, jego wzrok 艣lizga艂 si臋 po butelkach i szklankach, kt贸rych pe艂no by艂o na pod艂odze i na nocnej szaf­ce. Jego sprz膮taczka jeszcze dzisiaj b臋dzie musia艂a si臋 tym zaj膮膰, zaraz do niej zadzwoni.

Kiedy wzi膮艂 do r臋ki popielniczk臋, kt贸r膮 przez ca艂膮 noc zape艂ni艂 nie­dopa艂kami Berner, zacz膮艂 si臋 zastanawia膰, gdzie komisarz si臋 podziewa. Pewnie wcze艣nie st膮d wyszed艂. Poszed艂 do kuchni i wyrzuci艂 zawarto艣膰 popielniczki do kub艂a na 艣mied. Dopiero wtedy odwa偶y艂 si臋 zerkn膮膰 na zegarek. Odetchn膮艂 z ulg膮. By艂a dopiero 贸sma trzydzie艣d.

Sin臋 znalaz艂 na galerii, w jednym z pokoj贸w go艣cinnych. Spa艂 na ple­cach, w ubraniu, w poprzek 艂贸偶ka i chrapa艂, jakby chda艂 powali膰 wszystkie drzewa rosn膮ce wok贸艂 swojego zamku. Wagner zajrza艂 do innych poko­j贸w, ale w 偶adnym z nich Bemera nie znalaz艂. Komisarz znikn膮艂 bez 艣ladu.

Sina d艂ugo nie reagowa艂. Cho膰 Wagner bardzo si臋 stara艂, trwa艂 w 艣wiede marze艅 i nic nie by艂o w stanie sprowadzi膰 go na powr贸t do realnego 艣wiata. Jednak Wagner nie dawa艂 za wygran膮: potrz膮sa艂 nim i przemawia艂 do niego tak d艂ugo, a偶 w ko艅cu Sina przewr贸ci艂 si臋 na dru­gi bok, usiad艂 i przetar艂 oczy. 呕eby zach臋d膰 go do powrotu do rzeczywi- sto艣d, Wagner podstawi艂 mu pod nos fili偶ank臋 herbaty. Na wp贸艂 艣pi膮cy Sina przyj膮艂 t臋 ofert臋.

Wygl膮dasz jak kwintesencja 偶yda 鈥 powiedzia艂 z u艣miechem Wa­gner, ale od razu si臋 skrzywi艂, bo wyczu艂 zapach alkoholu i potu bij膮cy od Siny.

Je艣li na tym polega smak 偶yda, to nie chc臋 wiedzie膰, jak to jest, gdy cz艂owiek nie 偶yje 鈥 mrukn膮艂 naukowiec. Spu艣ci艂 z 艂贸偶ka jedn膮 nog臋, po­

tem drug膮 i mrucz膮c co艣 niezrozumiale pod nosem, powl贸k艂 si臋 ci臋偶kim krokiem w stron臋 艂azienki.

Ma艂o brakowa艂o, a mogli艣my si臋 o tym przekona膰 na w艂asnej sk贸­rze. Polej sobie g艂ow臋 zimn膮 wod膮, bo od tej chwili b臋dzie nam potrzeb­ny ka偶dy gram zdrowego rozs膮dku! - zawo艂a艂 za nim Wagner i doda艂 mrucz膮c: - Prawdziwy troll! I ja co艣 takiego wpu艣ci艂em pod w艂asny dach!

Nagle u艣wiadomi艂 sobie, 偶e a偶 do wczorajszego wieczoru nawet przez chwil臋 nie zastanawia艂 si臋 nad tym, czy jego miejsce zamieszkania jest odpowiednio zabezpieczone. Nigdy nie zamyka艂 na klucz du偶ych bram, 偶elazna brama przy doje藕dzie zawsze by艂a otwarta, a na dodatek pra­wie nikt nie zna艂 jego adresu. Natomiast dla tych, kt贸rzy wiedzieli, gdzie mieszka, jego lisia jama sta艂a si臋 stopniowo miejscem, do kt贸rego wpada­艂o si臋 przed lub po imprezach, wizycie w teatrze albo po bankiecie. Kie­dy Wagner by艂 w domu, ci膮gle do niego kto艣 przychodzi艂 albo od niego wychodzi艂.

Mimowolnie przypomnia艂 sobie Mertensa, kt贸ry zosta艂 zamordowa­ny w swoim w艂asnym mieszkaniu. Policja nie znalaz艂a nawet 艣lad贸w w艂a­mania. Kiedy zacz膮艂 por贸wnywa膰 apartament Mertensa wyposa偶ony tylko w jedno wej艣cie ze swoj膮 zajezdni膮, ta ostatnia wyda艂a mu si臋 nagle jakim艣 domem przechodnim. Nie wiedzia艂 nawet, czy istniej膮 klucze do wszyst­kich drzwi wej艣ciowych i czy w drzwiach znajduj膮 si臋 jakiekolwiek zamki.

Kiedy schodzi艂 po schodach, us艂ysza艂, jak Sina bierze prysznic. Przy­pomnia艂 te偶 sobie, 偶e w ciemno艣ciach rzuci艂 w napastnika porcelanow膮 waz膮, w kt贸rej przechowywa艂 wszystkie klucze. Gdzie wtedy spad艂a? Schy­li艂 si臋 i zacz膮艂 gor膮czkowo przeszukiwa膰 wszystkie zakamarki, a偶 w ko艅cu znalaz艂 skorupy i klucze porozrzucane po pod艂odze. Szybko je pozbiera艂, wsadzi艂 do kieszeni i wyszed艂 na dw贸r.

Mimo zdradliwego s艂o艅ca czu艂 na uszach i go艂ych nogach ch艂odne porywy wiatru. Gdyby jaki艣 przechodzie艅 zobaczy艂 go w samych panto­flach i szlafroku, musia艂by si臋 nie藕le zdziwi膰. Ale jemu by艂o to akurat w tym momencie najzupe艂niej oboj臋tne. Kilkakrotnie obszed艂 ca艂y teren zajezdni, nacisn膮艂 ka偶d膮 klamk臋, zamkn膮艂 wszystkie zamki, a nawet skontrolowa艂 okucia. Wcze艣niej nigdy tego nie robi艂, a nawet teraz czyni艂 to niech臋tnie. Dzi臋ki temu b臋dzie pewien, 偶e 偶aden niepo偶膮dany go艣膰 nagle go nie za­skoczy. Jednak w膮tpliwo艣ci pozosta艂y i szybko go nie opuszcz膮. Ile czasu bedzie potrzebowa艂, 偶eby si臋 ich pozby膰?

- Czy zdecydowa艂e艣 si臋 ju偶 na zakup systemu alarmowego, tak jak radzi艂 ci Berner? - spyta艂 go p贸藕niej Sina, popijaj膮c gor膮c膮 herbat臋 przy kuchennym stole.

- Nie, nie uzna艂em tego za konieczne. Zawsze mi si臋 wydawa艂o, 偶e taka noc jak ostatnia mo偶e si臋 zdarzy膰 tylko tym, o kt贸rych to ja zawsze pisz臋, ale nigdy mnie samemu 1 odpar艂 Wagner i wypi艂 porz膮dny 艂yk espresso.

I Rozumiem, znam to uczucie - skin膮艂 g艂ow膮 Sina. - Cz艂owiek czy­ta doniesienia o wypadkach, ogl膮da wstrz膮艣ni臋ty zdj臋cia i uwa偶a, 偶e jemu samemu nic takiego nie mo偶e si臋 przytrafi膰, a偶 do dnia, kiedy...

Naukowiec przerwa艂 i spu艣ci艂 g艂ow臋. Czy z Clar膮 nie by艂o podobnie? Wagner chcia艂 co艣 odpowiedzie膰, ale Sina potrz膮sn膮艂 tylko zrezygnowa­ny g艂ow膮.

- Niewa偶ne... Zapomnij na chwil臋 o ksi臋dzu, nawet je艣li to trudne. Je艣li chcemy pozna膰 t臋 tajemnic臋, musimy albo i艣膰 dalej, albo zrezygno­wa膰. Musisz sobie u艣wiadomi膰 jedn膮 rzecz: od tej pory nie chodzi ju偶 o to, gdzie akurat jeste艣my, u ciebie, u mnie czy w podr贸偶y. Nie mam 偶adnych z艂udze艅. Poza tym w ruinach mojego zamku miejsca wystarczy tylko dla jednej osoby, kt贸rej nie powiod艂o si臋 w 偶yciu - stwierdzi艂 ironicznie. - Oni i tak nas znajd膮, je艣li zajdzie taka potrzeba. Na pewno b臋d膮 chcieli to zrobi膰.

Wagner skin膮艂 g艂ow膮 na potwierdzenie, 偶e si臋 z nim zgadza. Sina po­艂o偶y艂 mu d艂o艅 na ramieniu.

- W takim razie czym zajmiemy si臋 teraz? - spyta艂 patrz膮c na Wa­gnera jak na dziecko, kt贸re oczekuje od doros艂ego, 偶e przeczyta mu in­strukcj臋 obs艂ugi jakiej艣 gry.

- Niez艂y jeste艣 鈥 stwierdzi艂 ze zdumieniem Wagner, spogl膮daj膮c na przyjaciela. 鈥 Rozejrzyj si臋 jeszcze raz wok贸艂 siebie. Jeszcze kilka godzin temu kto艣 si臋 do mnie w艂ama艂, a ty rzuci艂e艣 w niego dwoma kuchennymi no偶ami, pami臋tasz? Zreszt膮 bardzo si臋 ciesz臋, 偶e policja je zabra艂a, bo i tak ju偶 nigdy bym ich nie u偶y艂... Wystarczy mi krew na pod艂odze. Nie wiem, jak ty mo偶esz my艣le膰 teraz o dalszych poszukiwaniach.

Potrz膮sn膮艂 g艂ow膮, bo nie bardzo m贸g艂 si臋 pogodzi膰 z tak ch艂odnym podej艣ciem Siny do ca艂ej sprawy.

- We藕 si臋 w gar艣膰, Paul - odpar艂 Sina stanowczym g艂osem. - Bo je艣li stracisz teraz g艂ow臋, to i ja nie b臋d臋 m贸g艂 pos艂ugiwa膰 si臋 moj膮.

Sina coraz bardziej zadziwia艂 Wagnera. W ko艅cu to on powstrzyma艂 szalonego ksi臋dza, to on go ci臋偶ko zrani艂. Czy jest mu oboj臋tne, w co rzu­

ca no偶em 鈥 w cz艂owieka czy do kart? Czy karty 艂 cz艂owiek maj膮 w jego oczach t臋 sam膮 warto艣膰?

- Nie, cz艂owiek to nie to samo, co as pik鈥攐dpar艂 Sina zgaduj膮c, jakie w膮tpliwo艣ci targaj膮 jego przyjacielem.

- Sk膮d wiesz... - zacz膮艂 Wagner.

- Znam ci臋 wystarczaj膮co d艂ugo 鈥 roze艣mia艂 si臋 Sina 鈥 i dlatego do­my艣lam si臋, o czym my艣lisz, kiedy mi si臋 tak przypatrujesz. Wczorajszy wiecz贸r to jedna z tych sytuacji, kiedy cz艂owiek najpierw dzia艂a, a dopiero potem nachodzi go strach. Gdyby bowiem my艣la艂 zbyt d艂ugo, 艣mier膰 do­padnie go szybciej. Ale jest jedna rzecz, kt贸r膮 zaczynam powoli rozumie膰: je艣li ta tajemnica - bez wzgl臋du na to, co w sobie kryje - jest tak bardzo cenna, 偶e nawet osoba duchowna bez mrugni臋cia okiem chcia艂a nas po­s艂a膰 na tamten 艣wiat, powinni艣my j膮 jak najszybciej rozwi膮za膰, i to zanim nas kto艣 uprzedzi. Zgadzasz si臋?

Sina przemawia艂 do Wagnera spokojnym, rozwa偶nym tonem. Teraz spojrza艂 na niego z wyczekiwaniem.

- Chcia艂e艣 powiedzie膰: zanim nas kto艣 zastrzeli albo co艣 w tym ro­dzaju. No dobrze, a jak si臋 ju偶 wszystkiego dowiemy, to co wtedy? B臋d膮 nas 艣ciga膰 a偶 do 艣mierci? Tyle to dla nich warte?

Wagner wr贸ci艂 w ko艅cu do rzeczywisto艣ci. Nie, to ju偶 nie jest jego kolejna sensacyjna historia na trzeci膮 stron臋 jakiej艣 zagranicznej gazety. Sprawa zrobi艂a si臋 powa偶na i dlatego zastanawia艂 si臋, kto wyjdzie z niej zwyci臋sko. Powoli zacz膮艂 si臋 domy艣la膰, kto przegra.

-Je艣li gra jest warta 艣wieczki, jak twierdzisz, musimy si臋 dowiedzie膰, co si臋 za tym wszystkim kryje 鈥 stwierdzi艂 suchym tonem Sina.

- Patrz膮c na to z dzisiejszej perspektywy uwa偶am, 偶e mo偶emy tylko przegra膰, panie profesorze. To nie jest jaka艣 naukowa narada, a ty nie po­ruszasz si臋 po archiwum. Je艣li naprawd臋 uda nam si臋 rozwi膮za膰 zagadk臋 Fryderyka, znajdziemy si臋 na li艣cie do odstrza艂u. Ju偶 wczoraj mogli艣my si臋 przekona膰, jak szybko mo偶e do tego doj艣膰.To by艂a walka na 艣mier膰 i 偶ycie.

- Ale uda艂o nam si臋 prze偶y膰 - argumentowa艂 Sina.

- By艂o nas trzech na jednego, a poza tym mieli艣my niewiarygodny szcz臋艣cie 鈥 odpar艂 Wagner. - Sytuacja kiedy艣 si臋 powt贸rzy i wtedy pojawi si臋 pytanie, czy szcz臋艣cie znowu b臋dzie po naszej stronie.

- Dlatego musimy si臋 lepiej przygotowa膰 - upiera艂 si臋 Sina. - Nie miwfsmy si臋 ju偶 wycofa膰, ojciec Johannes wyra藕nie nam to wczoraj u艣wia-

dorm艂. Nasze nazwiska s膮 ju偶 na ich li艣cie. Od tej chwili mo偶emy si臋 porusza膰 tylko w jednym kierunku: do przodu. Mo偶e uda nam si臋 zna­le藕膰 jakie艣 wyj艣cie z tej matni, kiedy b臋dziemy mie膰 w r臋ku odpowiednie atuty.

- Mam tylko nadziej臋, 偶e tego doczekamy - odpar艂 w zamy艣leniu Wagner. 鈥 By膰 mo偶e jest to jedyny spos贸b i prawdopodobnie masz racj臋. Zapomnia艂e艣 jednak, 偶e ci膮gle jeszcze jeste艣my na samym pocz膮tku. Cho­cia偶 nie uda艂o nam si臋 na razie za du偶o dowiedzie膰, kto艣 i tak chce nas zli­kwidowa膰. Oznacza to, 偶e kryje si臋 w tym jaka艣 wskaz贸wka. Podsumujmy wi臋c, czego dowiedzieli艣my si臋 do tej pory.

Sina skin膮艂 z zadowoleniem g艂ow膮. Wagner znowu zacz膮艂 logicznie my艣le膰.

- Na razie mamy cztery ko艣cio艂y i plac, z kt贸rego w 艣redniowieczu namalowano panoram臋 Wiednia; mamy te偶 o艂tarz szkockiego mistrza, na kt贸rym ten obraz si臋 znajduje. Mamy te偶 bezpo艣redni膮 wskaz贸wk臋, 偶e 艣wi臋ta rodzina prowadzi nas wprost na po艂udnie. Skoro za艣 o艂tarz kieruje nasz膮 uwag臋 na po艂udnie, na drodze mamy Wiener Neustadt i Graz. S膮 to miasta, kt贸re w 偶yciu Fryderyka odgrywa艂y znacz膮c膮 rol臋. Cesarz musia艂 cz臋sto ucieka膰, zw艂aszcza przed czarnym Krukiem, to znaczy Maciejem Korwinem. W r贸偶nych swoich rezydencjach pozostawi艂 po sobie budow­le opatrzone napisem AEIOU, co stanowi wskaz贸wk臋 dla nas. Nie wol­no nam 偶adnej z nich przeoczy膰, bo inaczej nigdy nie dotrzemy do celu. Nie mo偶emy te偶 wykluczy膰, 偶e w miar臋 up艂ywu lat niekt贸re wskaz贸wki zagin臋艂y. O艂tarz Mistrza ze Szkocji te偶 uleg艂 zniszczeniu i znik艂y z niego niekt贸re elementy.

Wagner wypowiedzia艂 te s艂owa z du偶ym sceptycyzmem. Nie by艂 za­chwycony faktem, 偶e b臋dzie musia艂 opu艣ci膰 zajezdni臋.

-Jestem pewien, 偶e Fryderyk to przewidzia艂 i najwa偶niejsze wskaz贸w­ki umie艣ci艂 w kilku miejscach鈥攐dpar艂 Sina, staraj膮c si臋 uspokoi膰 Wagnera.

- Musimy te偶 wzi膮膰 pod uwag臋 ewentualno艣膰, 偶e stra偶nicy tajemni­cy mogli zniszczy膰 niekt贸re wskaz贸wki albo zast膮pi膰 je innymi, aby nie mo偶na by艂o doszuka膰 si臋 w nich 偶adnego sensu - wyrazi艂 kolejn膮 w膮tpli­wo艣膰 Wagner.

- Musimy jednak podj膮膰 to ryzyko z nadziej膮, 偶e Fryderyk i na to znalaz艂 jaki艣 spos贸b 鈥 upiera艂 si臋 przy swoim zdaniu Sina. - We藕my na przyk艂ad o艂tarz i drzewo rodowe Babenberger贸w. Istniej膮 przecie偶 f艂nrfat-

kowe wskaz贸wki. O艂tarz w ko艣ciele Szkockim ju偶 ogl膮dali艣my, wi臋c teraz chcia艂bym jeszcze przyjrze膰 si臋 drzewu rodowemu. Wydaje mi si臋, 偶e kryje si臋 za tym co艣 wi臋cej ni偶 tylko historyczna panorama Wiednia. Poza tym i tak przyda nam si臋 spacer na 艣wie偶ym powietrzu. Pojed藕my wi臋c jeszcze dzisiaj do Klostemeuburga, zanim udamy si臋 na po艂udnie.

Sina wsta艂, 偶eby zdj膮膰 marynark臋 z wieszaka.

- Okej, ale w takim razie pojedziemy tam moim suzuki, bo na nim czuj臋 si臋 o wiele pewniej ni偶 w powolnym golfie, w kt贸rym mo偶emy si臋 sta膰 艂atwym celem 鈥 zawo艂a艂 za nim Wagner.

Sina, kt贸ry w艂a艣nie si臋ga艂 po marynark臋, zamar艂 w bezruchu.

CENTRUM WIEDNIA

Komisarz Berner ziewn膮艂. By艂 zm臋czony i w艣ciek艂y. Zm臋czony, poniewa偶 si臋 nie wyspa艂, jako 偶e ekipa policyjna opu艣ci艂a dom Wagnera dopiero o wp贸艂 do czwartej; w艣ciek艂y, bo ju偶 dawno mu si臋 nie zdarzy艂o patrze膰 w wylot lufy pistoletu i zastanawia膰 si臋, czy to ostatnia chwila jego 偶ycia. Sprawca zab贸jstwa dokonanego w ko艣ciele 艣w. Ruprechta wodzi艂 go potem za nos, zachowywa艂 si臋 tak niewinnie i zdenerwowa艂 go. Poza tym zar贸wno ksi膮dz, jak i jego zakon na pewno od razu zrozumieli, 偶e taka zbrodnia b臋dzie stanowi膰 pewien znak. Jednak czego艣 podobnego nikt si臋 prawdopodobnie nie spodziewa艂 i dlatego strach wcale nie by艂 udawany.

Bemer zrozumia艂 te偶, dlaczego m艂ody ksi膮dz pobieg艂 wtedy od razu z ko艣cio艂a Szkockiego do ko艣cio艂a 艣w. Ruprechta, prosto do ojca Johanne­sa Komisarz notowa艂 pewne fakty w pami臋ci. Zaplanowa艂 sobie, 偶e do­偶y dzi艣 tam wizyt臋. M艂ody ksi膮dz b臋dzie musia艂 wyja艣ni膰 mu par臋 rzeczy.

Przypomnia艂 sobie tak偶e Mertensa, kt贸ry za du偶o wiedzia艂. Motywy zbrodni uda艂o si臋 ustali膰: staruszek mia艂 po prostu pecha, 偶e zbyt du偶o wyszpera艂 i na dodatek spotka艂 p贸藕niej Wagnera i Sin臋. Oznacza艂o to dla niego wyrok. Anio艂 Smierd zjawi艂 si臋 w jego mieszkaniu nied艂ugo p贸藕niej. Komisarz potrz膮sn膮艂 z przera偶eniem 驴Iow膮. Za du偶o tu anio艂贸w, pomy艣la艂 i od razu przypomnia艂 sobie jasnow艂os膮 dziewczyn臋 z ko艣do艂a 艣w. Karola. W艂a艣ciwie powinien zadzwoni膰 do swojej c贸rki...

Od dwudziestu minut szuka艂 miejsca parkingowego w zat艂oczonym centrum miasta. Robi艂 ju偶 trzeci膮 rund臋, co psu艂o mu jeszcze bardziej hu- mor. W ko艅cu podda艂 si臋. Zaparkowa艂 samoch贸d dwoma ko艂ami na ch贸d-

niku, w pobli偶u banku Scholh膮mmer &. Schera i zdenerwowany trzasn膮艂 drzwiami. Skierowa艂 si臋 do wej艣cia, 艣ciskaj膮c w d艂oni niewielki kluczyk do skrytki bankowej. M艂oda jasnow艂osa kobieta siedz膮ca w okienku u艣miech­n臋艂a si臋 do niego wyczekuj膮co.

Chcia艂bym si臋 dosta膰 do mojej skrytki bankowej - mrukn膮艂 Bemer

i pokaza艂 urz臋dniczce kluczyk.

Kobieta sprawdzi艂a numer na kluczyku i znalaz艂a na li艣cie odpowied­ni zapis.

Panie Mertens, czy m贸g艂by si臋 pan wylegitymowa膰?

1 Przecie偶 nie nazywam si臋 Mertens - odpar艂 Bemer, k艂ad膮c na la­dzie legitymacj臋 s艂u偶bow膮.

Na komendzie dopiero za kilka dni si臋 zorientuj膮, 偶e jeszcze jej nie zwr贸ci艂. A na razie... Hm, 贸d ostatniej nocy ju偶 kilkana艣cie razy 偶a艂owa艂, 偶e zwr贸ci艂 s艂u偶bow膮 bro艅. Kiedy o tym my艣la艂, marszczy! czo艂o i czu艂, jak przechodzi go dreszcz. Nigdy nie lubi艂 broni, rzadko jej u偶ywa艂 i najcz臋­艣ciej le偶a艂a w szufladzie biurka, ale ta sprawa jest inna. Szybko uzmys艂o­wi艂 sobie, 偶e ka偶dy b艂膮d mo偶e by膰 ostatni. Dlatego postanowi艂, 偶e 偶ad­nych b艂臋d贸w ju偶 nie pope艂ni. 呕adnych b艂臋d贸w i 偶adnych kompromis贸w.

O, pan komisarz? Czy mog臋 pana w takim razie skierowa膰 do na­szej dyrekcji?

M艂oda kobieta przerwa艂a jego rozmy艣lania, wzi臋艂a kluczyk i zaprowa­dzi艂a go do biurka, przy kt贸rym siedzia艂 艂ysy m臋偶czyzna w szarym garni­turze. Obejrza艂 legitymacj臋 i spojrza艂 na Bernera, podczas gdy urz臋dnicz­ka szepta艂a mu co艣 do ucha.

W ko艅cu wsta艂 z krzes艂a i poda艂 Bernerowi r臋k臋.

Nazywam si臋 Nedjelik, ciesz臋 si臋, 偶e znowu pana widz臋 - powiedzia艂.

Zaskoczenie rysuj膮ce si臋 na twarzy komisarza musia艂o by膰 a偶 nadto wyra藕ne, dlatego urz臋dnik wyja艣ni艂:

Spotkali艣my si臋 ponad pi臋tna艣cie lat temu, po nieudanej pr贸bie na­padu na fili臋 naszego banku ko艂o Graben.

Bemer pami臋ta艂 to wydarzenie jak przez mg艂臋, wi臋c tylko mrukn膮艂 co艣 niewyra藕nie. Nedjelik zerkn膮艂 na kluczyk od skrytki.

S Chcia艂by pan pewnie dosta膰 si臋 do tej skrytki?

Tak 鈥 odpar艂 Bemer. - Pan Mertens da艂 mi ten kluczyk prosz膮c, 偶ebym zabezpieczy艂 zawarto艣膰 skrytki. Bardzo bym si臋 cieszy艂, gdyby ze­chcia艂 pan odst膮pi膰 od wszystkich biurokratycznych formalno艣ci...

- Na pewno pan wie - odpar艂 urz臋dnik 鈥 偶e do tego potrzebny jest nakaz s膮dowy...

- Nie chodzi o przedmioty warto艣ciowe, tylko o zapiski, kt贸re mog膮 mie膰 zasadnicze znaczenie w sprawie o morderstwo 鈥 wyja艣ni艂 Berner

i w my艣lach zacisn膮艂 kciuki.

- W takim razie mo偶e uda nam si臋 znale藕膰 szybkie i nieskompliko­wane rozwi膮zanie. Pod warunkiem, 偶e zgodzi si臋 pan, aby kto艣 z naszych pracownik贸w by艂 obecny podczas otwierania skrytki. Musimy by膰 pewni, 偶e naprawd臋 nie chodzi tu o jakie艣 warto艣ciowe przedmioty.

- Ca艂kowicie si臋 z panem zgadzam鈥攕kin膮艂 g艂ow膮 Berner.鈥擠zi臋kuj臋 za tak szybkie i proste rozwi膮zanie.

Nedjelik por贸wna艂 numer znajduj膮cy si臋 na kluczyku z d艂ug膮 list膮 za­wieraj膮c膮 cyfry i notatki, a potem zmarszczy艂 czo艂o.

- Musi pan te偶 mie膰 has艂o, panie komisarzu. Mam nadziej臋, 偶e pan Mertens wyjawi艂 je panu - stwierdzi艂 spogl膮daj膮c pytaj膮cym wzrokiem na Bernera.

Ten poczu艂 przez chwil臋, jak ziemia usuwa mu si臋 spod n贸g.

- Zaraz do niego zadzwoni臋, prosz臋 mi da膰 pi臋膰 minut 鈥 odpad ko­misarz, wyci膮gaj膮c z kieszeni telefon.

- W takim razem zrobi臋 w tym czasie kopi臋 pa艅skiego dowodu oso­bistego, a pan niech spokojnie zadzwoni do pana Mertensa - odpad Ne­djelik i wyszed艂 z pokoju.

Po chwili zastanowienia Berner wybra艂 nerwowo numer.

- Jeszcze tak naprawd臋 nie wr贸ci艂em do rzeczywisto艣ci - zg艂osi艂 si臋 po drugiej stronie Wagner.

- Ale na szcz臋艣cie nie ma te偶 pana w艣r贸d martwych鈥攐dpad lakonicz­nym tonem Berner. 鈥 Podzi臋kujmy za to naszemu przyjacielowi, kt贸rego potrzebuj臋 teraz jak 艂yka wody na pustyni. I to natychmiast.

- Wody? To si臋 da zrobi膰. W艂a艣nie w tym momencie bij膮 na niego si贸dme poty,bo za chwil臋 ma zaj膮膰 miejsce na siode艂ku mojego motocykla.

Biedaczysko, chyba nie wie, na co si臋 decyduje. Niech go pan da do telefonu, to pilna sprawa!

Kilka sekund p贸藕niej w s艂uchawce rozleg艂 si臋 g艂os Siny.

Panie profesorze 鈥 zacz膮艂 Berner. 鈥 Mertens zabezpieczy艂 dost臋p do swojej skrzynki jakim艣 has艂em. Jestem teraz w banku i drugiej pr贸by nrawf艂npodobnie nie b臋dzie.

- Przychodzi mi na my艣l l眉lka mo偶liwo艣ci - oznajmi艂 Sina nerwo­wym g艂osem. - Ale najbardziej trafne wydaje mi si臋 s艂owo Eleonora. To w ko艅cu za jej portretem znale藕li艣my kluczyk. Mo偶e by膰 te偶 Avis, nazwi­sko rodu, 1 kt贸rego Eleonora si臋 wywodzi艂a. Ewentualnie Fryderyk, Ce­sarz, AEIOU, Portugalia...

- Wystarczy - przerwa艂 mu Bemer. - A kt贸ra z tych mo偶liwo艣ci jest pana zdaniem najbardziej prawdopodobna?

Komisarz zerkn膮艂 nerwowo w stron臋 drzwi, kt贸re dok艂adnie w tej sa­mej chwili si臋 otworzy艂y i do pokoju wszed艂 Nedjelik. Spojrza艂 pytaj膮co na Bernera 鈥 komisarz si臋 roz艂膮czy艂.

- Niestety, pan Mertens nie bardzo pami臋ta ju偶 to has艂o - powie­dzia艂 Berner. 鈥 Wymieni艂 kilka mo偶liwo艣ci, ale wydaje mu si臋, 偶e has艂o brzmi 鈥濫leonora鈥.

Nedjelik przejrza艂 list臋 i podni贸s艂 wzrok:

- Przykro mi, panie komisarzu, ale nie ma tu takiego s艂owa.

Berner uspokoi艂 si臋. Eleonora odpada, Avis te偶 raczej nie, Fryderyk to

zbyt oczywiste, podobnie jak AEIOU, a Portugalia le偶y za daleko... Ne­djelik przygl膮da艂 mu si臋 niecierpliwie. Hm, s膮 jeszcze dwa obrazy wisz膮­ce na 艣cianie sypialni Mertensa, Sina wspomina艂 o nich... no tak, skrzyn­ka... puszka...

- 鈥濸andora鈥 - powiedzia艂 g艂o艣no Bemer.

- Zgadza si臋 鈥 odpar艂 Nedjelik zadowolony i podni贸s艂 si臋 zza biurka.

- Teraz mo偶emy ju偶 przej艣膰 do skarbca.

Nie zabra艂o im to zbyt du偶o czasu. Zeszli schodami do podziemi, prze­szli przez ci臋偶kie, okratowane drzwi i znale藕li si臋 w niewielkim pomiesz­czeniu, w kt贸rym unosi艂 si臋 charakterystyczny zapach zasta艂ego powietrza. Nedjelik szybko znalaz艂 w艂a艣ciw膮 skrytk臋, w艂o偶y艂 sw贸j klUcz i przekr臋ci艂 go jeden raz. To samo uczyni艂 swoim kluczem Bemer. P艂aska kaseta sta艂a przed nim otworem. Opr贸cz cienkiej bia艂ej koperty nic innego w niej nie by艂o. Na kopercie znajdowa艂o si臋 s艂owo 鈥濼estament鈥, napisane czarnymi i du偶ymi literami na nieskazitelnie bia艂ym tle. S艂owo podkre艣lone by艂o falist膮 lini膮.

Bemer wsun膮艂 kopert臋 do kieszeni i skin膮艂 Nedjelikowi g艂ow膮.

- Kaseta nie b臋dzie ju偶 potrzebna, jest teraz pusta i pan Mertens nie b臋dzie z niej wi臋cej korzysta艂.

- Ale pan Mertens musi tu do nas przyj艣膰 i sam nam to zakomuni­kowa膰 鈥 zaprotestowa艂 Nedjelik.

_ r^rrj

隆I,' I &鈻

- To niemo偶liwe, bo pan Mertens nie 偶yje - odpar艂 Bemer i szybkim krokiem wyszed艂 ze skarbca.

Nedjelik sta艂 nieruchomo z otwartymi ustami i spogl膮da艂 za nim bezmy艣lnie.

AMBASADA CHIN, WIEDE艃

Sekretarka ambasadora powoli rozk艂ada艂a naj艣wie偶sze gazety na owalnym stole w salce konferencyjnej. Nag艂贸wki wsz臋dzie by艂y prawie takie same: 鈥濸roboszcz - Anio艂 艢mierci鈥 albo 鈥濧nio艂 艢mierci po­wstrzymany no偶em鈥. R贸偶ne osoby by艂y oburzone talami tytu艂ami, i to z r贸偶nych powod贸w. Artyku艂y opublikowane W gazetach nie tylko opi­sywa艂y nocny atak ksi臋dza na Wagnera, Sin臋 i Bernera, ale powi膮za艂y to zdarzenie z zab贸jstwem Mertensa i 艣ledztwem, jakie prowadzi艂 w tej spra­wie komisarz.

Do tak sporego nag艂o艣nienia sprawy przyczyni艂 si臋 w du偶ej mierze Wagner. Jeszcze tej samej nocy obdzwoni艂 redakcje gazet i zadba艂, aby hi­storia zamachu na ich 偶ycie znalaz艂a si臋 na pierwszych stronach. Cz艂onko­wie Zakonu w Pradze byli przera偶eni skutkami samowoli ojca Johannesa. Komendant policji Sina wpad艂 we w艣ciek艂o艣膰, bo Berner poinformowa艂 opini臋 publiczn膮 o zab贸jstwie Mertensa, nie zwa偶aj膮c na jego surowy zakaz. Ambasador Chin szala艂 i natychmiast zwo艂a艂 zebranie w kr臋gu wtajemni­czonych os贸b. Kiedy zasiad艂 przy stole, maj膮c naprzeciwko siebie Gavin- ta i Li Fenga, ca艂a jego dyplomatyczna og艂ada znik艂a jak za dotkni臋ciem czarodziejskiej r贸偶d偶ki:

- Zadaj臋 sobie pytanie, po co Chi艅ska Republika Ludowa przys艂a­艂a pana do Austrii, panie generale. Ju偶 pierwszego dnia przespa艂 pan za­mach, w kt贸rym obaj znani nam panowie, kt贸rzy maj膮 rozwi膮za膰 dla nas tajemnic臋, omal nie stracili 偶yda. Je艣li poinformuj臋 o tym Pekin, mo偶e si臋 pan spodziewa膰, 偶e po nieudanej akcji w Tybede trafi pan do Bhuta­nu. Tam, w naszej ambasadzie, zacznie pan karier臋 od nowa, jako zwyk艂y stra偶nik

Li Feng spojrza艂 na ambasadora i zrozumia艂, 偶e to nie 偶arty. Za艂a­many spu艣d艂 wzrok C贸偶 mia艂 powiedzie膰? Ze po wczorajszym zebraniu zasn膮艂, bo by艂 zm臋czony z powodu zmiany strefy czasowej i spa艂 g艂臋bo­ko a偶 do dzisiejszego ranka? Domy艣li艂 si臋 te偶, co s膮dzi o nim ambasador.

ts?.

Gavint nie m贸g艂 si臋 powstrzyma膰 od z艂o艣liwego grymasu. Pozycja genera艂a za jednym zamachem uleg艂a zmianie. Teraz nie czuje si臋 ju偶 tak pewnie jak wczoraj.

Jednak ambasador zauwa偶y艂 wyraz twarzy Gavinta i wprawi艂o go to w jeszcze wi臋ksz膮 z艂o艣膰. Mocno uderzy艂 d艂oni膮 w blat sto艂u:

Mister Gavint, nie bardzo rozumiem, jaki pan ma pow贸d, 偶eby oka­zywa膰 nam swoj膮 rado艣膰. Nie rozumiem te偶, dlaczego nie zaj膮艂 si臋 pan ob­serwacj膮 Wagnera i Siny w obliczu tak szybkiej i zaskakuj膮cej reakcji Za­konu. Spodziewa艂em si臋 po panu wi臋kszego profesjonalizmu.

Ambasador obraca艂 w zdenerwowaniu wieczne pi贸ro mi臋dzy pal­cami.

- To by艂o dzia艂anie pojedynczej osoby. Do zdarzenia dosz艂o zupe艂­nie niespodziewanie, wi臋c jestem pewien, 偶e Zakon pot臋pi zachowanie ojca Johannesa i kiedy艣 go za nie ukarze - g艂os Gavinta brzmia艂 spokoj­nie i zdecydowanie.

Historia uczy, 偶e cz艂onkowie Zakonu reaguj膮 pojedynczo tylko w sytuacji skrajnego zagro偶enia. W normalnych okoliczno艣ciach dzia艂aj膮 zawsze w pi臋ciu. Wczorajsza akcja nie wynik艂a z nag艂ego zagro偶enia i dla­tego nie mogli艣my jej przewidzie膰. Z moich informacji wynika, 偶e pozo­stali czterej cz艂onkowie Zakonu s膮 dopiero w drodze z Pragi do Wiednia. Zjawi膮 si臋 tu dzi艣 w po艂udnie.

Gavint si臋gn膮艂 po jedn膮 z gazet i roz艂o偶y艂 j膮.

1 Nas jednak ta nieudana akcja powinna czego艣 nauczy膰. Po pierw­sze, komisarz Bemer stoi teraz po stronie Wagnera i Siny. Po drugie, naj­niebezpieczniejsz膮 osob膮 z tej tr贸jki jest naukowiec.

Ambasador skin膮艂 g艂ow膮 na znak, 偶e podziela zdanie Gavinta, po czym doda艂:

O jednej rzeczy nie wolno nam jednak zapomnie膰, Mr Gavint. Ca艂a tr贸jka 艣wietnie si臋 uzupe艂nia, co mo偶e utrudni膰 nasze zamiary,gdy po wy­ja艣nieniu tajemnicy b臋dziemy musieli ich usun膮膰.

Ambasador spojrza艂 zatroskanym wzrokiem na Gavinta, kt贸ry mach­n膮艂 lekcewa偶膮co r臋k膮 i wsta艂 z krzes艂a.

- Problemy s膮 po to, 偶eby je rozwi膮zywa膰, ekscelencjo. Od tej chwili ani na moment nie spuszcz臋 oczu z Wagnera i Siny.

Gavint spojrza艂 zadowolony na Li Fenga, kt贸ry wbi艂 wzrok w blat sto艂u. Lekko si臋 sk艂oni艂 i wyszed艂 z sali. .

i r

mS-.L.

Ambasador i Li Feng siedzieli przez jaki艣 czas w milczeniu, ka偶­dy zatopiony we w艂asnych my艣lach. Po chwili genera艂 podni贸s艂 si臋

i chcia艂 opu艣ci膰 salk臋 konferencyjn膮, ale w tym momencie odezwa艂 si臋 ambasador:

- Mnie te偶 si臋 nie podoba, 偶e ten Afrykaner jest taki zarozumia艂y, to­warzyszu generale. Nie znosz臋 jego niewzruszonej pewno艣ci siebie i tego,偶e pracuje dla nas jako najemnik. Mo偶na by go nazwa膰 鈥瀗ierz膮dnic膮 艣mierci鈥. Gavint nie ma 偶adnych skrupu艂贸w, bo dla niego liczy si臋 tylko stan kon­ta bankowego. Dla pieni臋dzy zrobi艂by wszystko, dla w艂asnego kraju nic. Jednak ostatecznie to Chiny musz膮 zwyci臋偶y膰. Stanie si臋 tak z Gavintem albo bez niego. Czy zosta艂em w艂a艣ciwie zrozumiany?

Li Feng spu艣ci艂 g艂ow臋, po艂o偶y艂 d艂o艅 na klamce i przez chwil臋 sta艂 w takiej pozycji. Zanim wyszed艂 z sali, odpar艂 cicho;

Zrozumia艂em, ekscelencjo, pana 偶yczenie jest tak偶e moim 偶ycze­niem. Chiny musz膮 zwyci臋偶y膰. B臋d膮c w posiadaniu takiej tajemnicy, sta­niemy si臋 niezwyci臋偶eni i opanujemy ca艂y 艣wiat. Mo偶e pan by膰 spokojny, 偶e na ko艅cu zwyci臋stwo b臋dzie po naszej stronie.

Wypowiedziawszy te s艂owa, Li Feng wyszed艂 z sali i zamkn膮艂 za sob膮 drzwi.

Ambasador siedzia艂 przez chwil臋 zamy艣lony. W ko艅cu zgarn膮艂 wszyst­kie gazety na stos. Si臋gn膮艂 po telefon stoj膮cy na owalnym stole i poprosi艂

0 po艂膮czenie go bezpieczn膮 lini膮 z Pekinem. Musi o wszystkim zameldowa膰.

Gavint siedzia艂 trzy pi臋tra wy偶ej, w jednym z pokoj贸w go艣cinnych, kt贸re ambasada odda艂a do jego dyspozycji. Roz艂o偶y艂 sw贸j pistolet na cz臋艣ci

1 pieczo艂owicie je czy艣ci艂. Potem znowu go z艂o偶y艂. By艂a to rutynowa czyn­no艣膰, kt贸ra wesz艂a mu w krew, gdy jeszcze walczy艂 jako najemnik. Zawsze po艣wi臋ca艂 na to wystarczaj膮co du偶o czasu.

Ten ksi膮dz to jaki艣 partacz鈥, pomy艣la艂 czyszcz膮c luf臋. Dysponowa艂 kilkoma atutami, takimi jak element zaskoczenia, ciemno艣膰 i bro艅, a mimo to zawi贸d艂. Poza tym mia艂 przed sob膮 tr贸jk臋 nieuzbrojonych ludzi, kt贸rzy niczego si臋 nie spodziewali.

Si臋gn膮艂 po t艂umik i przykr臋ci艂 go do lufy. Mia艂 nadziej臋, 偶e nie wszy­scy cz艂onkowie Zakonu b臋d膮 stanowi膰 dla niego tak niewielkie wyzwanie.

Zerkn膮艂 na zegarek i uzna艂, 偶e nadszed艂 czas. Wyj膮艂 z szafy granato­wy garnitur, pasuj膮c膮 do mego koszul臋 i buty z gumow膮 podeszw膮. Potem wzi膮艂 teczk臋 z dokumentami, pistolet, dodatkowy magazynek, plan miasta

i plik banknot贸w euro, po czym wyszed艂 z pokoju. Na dziedzi艅cu ambasa­dy czeka艂o ju偶 na niego ciemne audi A8 Kilka sekund p贸藕niej przejecha艂 szybko przez automatycznie otwieran膮 bram臋.

PRAGA, STOLICA CZECH

Wiadomo艣膰 nadesz艂a zbyt p贸藕no, zabrak艂o dw贸ch minut, ale w艂a艣nie one zadecydowa艂y o wszystkim. Biskup Kohout uczestniczy艂 w sympozjum ko艣cielnym w Karlovych Varach - towarzyszy艂a, mu siostra Agnes. Podczas wyk艂ad贸w mieli 艣ciszone telefony kom贸rkowe i dlatego nie us艂yszeli, kiedy bezpo艣rednio po rozmowie z m艂odym ksi臋dzem z ko­艣cio艂a Szkockiego zadzwoni艂 do nich ojciec Johannes. Nie zdecydowa艂 si臋 jednak pozostawi膰 informacji na poczcie g艂osowej. Uzna艂, 偶e b臋dzie dzia­艂a艂 na w艂asn膮 r臋k臋.

I tak dosz艂o do nieszcz臋艣cia鈥, pomy艣la艂 Kohout, wspieraj膮c g艂ow臋 na d艂oniach. Ju偶 po raz trzeci czyta艂 le偶膮c膮 przed nim gazet臋. Brat Johan­nes skutecznie rozwi膮za艂 spraw臋 Mertensa, natomiast w tym wypadku jego dzia艂anie zako艅czy艂o si臋 ca艂kowitym niepowodzeniem. W艂a艣ciwie mo偶na by to nazwa膰 fiaskiem. Biskup skrzywi艂 z niech臋ci膮 twarz. Nie­nawidzi艂 opinii publicznej i takich nag艂贸wk贸w jak ten w gazecie. Anio艂 艢mierci...

Drzwi jego gabinetu otworzy艂y si臋 i do 艣rodka wesz艂a siostra Agnes. Cienie pod oczami zdradza艂y, 偶e ma za sob膮 nieprzespan膮 noc.

Czterech spo艣r贸d dziesi臋ciu cz艂onk贸w Rady jest w drodze do Wied­nia, b臋d膮 na miejscu mniej wi臋cej za trzy godziny 鈥 oznajmi艂a i opad艂a na fotel stoj膮cy przed biurkiem. - Wprawdzie nie jeste艣my w komplecie, ale za to przygotowali艣my si臋 do wype艂nienia nast臋pnej misji. W Wiedniu b臋d膮 nas reprezentowa膰 najbardziej zaufani bracia.

Kohout spl贸t艂 d艂onie i przez chwil臋 wygl膮da艂o na to, 偶e chce si臋 po­modli膰.

- Wagner i Sina zostali ju偶 ostrze偶eni i b臋d膮 si臋 mie膰 na baczno艣ci. Johannes spapra艂 wi臋cej, ni偶 mu si臋 wydaje.

Przez chwil臋 szuka艂 czego艣 w roz艂o偶onej gazecie.

Na dodatek zosta艂 w to wci膮gni臋ty Berner. Nasz informator potwier­dza, 偶e Chi艅czycy organizuj膮 jedno spotkanie po drugim i robi膮 si臋 coraz bardziej nerwowi. Widz膮, jak ich szanse malej膮, a wczorajsze wydarzenia

po prostu przespali, w dos艂ownym tego s艂owa znaczeniu. Podobnego b艂臋du ju偶 nie pope艂ni膮. Na dodatek policja aresztowa艂a jednego z naszych braci pod zarzutem zab贸jstwa i potr贸jnej pr贸by morderstwa.

Siostra Agnes skin臋艂a g艂ow膮 z zatroskaniem:

- Teraz ju偶 wszyscy s膮 zaalarmowani. Policja ma powody do wzmo­偶enia czujno艣ci, poniewa偶 brat Johannes wpl膮ta艂 w t臋 spraw臋 komisarza policji kryminalnej. Sytuacja od razu zrobi艂a si臋 trudna.

-Jakich wskaz贸wek powinni艣my udzieli膰 zespo艂owi? 鈥 spyta艂 Kohout.

- Pozostaniemy przy naszym pierwotnym planie, bo nie widz臋 powo­d贸w do zmian - stwierdzi艂a zakonnica. 鈥 Musimy by膰 tylko ostro偶niejsi.

- A ojciec Johannes?

S艂owa Kohouta na chwil臋 zawis艂y w pr贸偶ni. Ze 艣ciany spogl膮da艂 na nich dobrotliwym wzrokiem i u艣miecha艂 si臋 do nich niezobowi膮zuj膮co papie偶 Benedykt XVI. Siostra Agnes splot艂a d艂onie i spojrza艂a na bisku­pa przenikliwym wzrokiem.

- Musimy poleci膰 naszemu zespo艂owi, aby doprowadzi艂 do usuni臋cia brata Johannesa ze strze偶onego oddzia艂u w publicznym szpitalu w Wied­niu. Nie chc臋, 偶eby jutro przes艂uchiwa艂a go policja鈥攑owiedzia艂a twardym g艂osem. Wsta艂a z fotela i podesz艂a do drzwi. -1 niech go potem od razu zlikwiduj膮. Nikomu nie mo偶emy pozwala膰 na pope艂nianie takich b艂臋d贸w jak wczorajszy, nawet cz艂onkowi Rady Dziesi臋ciu.

Kohout sk艂oni艂 z szacunkiem g艂ow臋 i si臋gn膮艂 po telefon. Siostra Agnes wysz艂a z pokoju i skierowa艂a si臋 do swojego mieszkania na jednym z g贸rnych pi臋ter pa艂acu. Nieca艂e dwadzie艣cia minut p贸藕niej jaka艣 kobieta w sp贸dnicy i pantoflach na wysokich obcasach wysz艂a z pa艂acu. By艂a ele­gancko ubrana, czarne w艂osy mia艂a upi臋te w wysoki kok. Dw贸ch ch艂opa­k贸w, kt贸rzy na placu na Hradczanach grali w pi艂k臋, obejrza艂o si臋 za ni膮 i zrobi艂o jej dwuznaczn膮 propozycj臋. Kobieta u艣miechn臋艂a si臋 pob艂a偶liwie i chwil臋 potem wsiad艂a do czekaj膮cego na ni膮 mercedesa. Samoch贸d na­tychmiast ruszy艂 w stron臋 wzg贸rza zamkowego.

Tymczasem jakie艣 sto kilometr贸w od tego miejsca inny czarny mercedes p臋dzi艂 autostrad膮 z Pragi do Wiednia, przekraczaj膮c dozwolon膮 pr臋dko艣膰. Nowy model klasy 鈥濻鈥 z przyciemnionymi szybami i czterema pasa偶erami mija艂 w艂a艣nie zjazd Velke Meziri膰i, gdy zadzwo- r\W telftCbllt

Samolot austriackich linii lotniczych Austrian Airlines, lot numer OS 860, wystartowa艂 z lotniska Ben Guriona w Tel Awiwie i wyl膮dowa艂 w Wiedniu punktualnie o godzinie 9.40. Airbus A320 to­czy艂 si臋 powoli po pasie startowym, Valerie Goldmann wygl膮da艂a przez okno. S艂o艅ce zd膮偶y艂o ju偶 wysuszy膰 ostatnie ka艂u偶e. Lot trwa艂 kr贸tko, jego urozmaiceniem by艂o 艣niadanie i dwie turbulencje nad w艂oskim wybrze­偶em. Valerie szybko zapozna艂a si臋 z materia艂ami, kt贸re przekaza艂 jej Sha- piro, a potem pr贸bowa艂a si臋 zdrzemn膮膰. Niestety, nie by艂a w stanie tego zrobi膰, bo przez ca艂y czas my艣la艂a o powierzonej jej tajemnicy i o wszyst­kim, co si臋 z ni膮 wi膮za艂o. Szef stopniowo wtajemnicza艂 j膮 w kolejne szczeg贸艂y.

Wprawdzie w Wiedniu 艣wieci艂o s艂o艅ce, ale temperatura by艂a ni偶sza ni偶 w Tel Awiwie. Valerie otuli艂a si臋 szczelniej sk贸rzan膮 kurtk膮 i min臋艂a kilka ta艣moci膮g贸w baga偶owych w nadziei, 偶e kt贸ry艣 z nich szybko wyplu­je jej walizk臋. Przy wej艣ciu czeka艂 na ni膮 m艂ody m臋偶czyzna w garniturze i p艂aszczu. Odebra艂 od niej baga偶 i towarzyszy艂 jej w drodze do samocho­du przys艂anego przez ambasad臋 Izraela. Kiedy Valerie do niego wsiad艂a, w 艣rodku powita艂 j膮 m臋偶czyzna w mundurze, kt贸ry przedstawi艂 si臋 jako Samuel Weinstein, attach茅 wojskowy i oficer 艂膮cznikowy Mossadu. By艂 uprzejmy, sprawia艂 wra偶enie profesjonalisty i nosi艂 do艣膰 dziwny mundur. Czy偶by szef tajnych s艂u偶b w Tel Awiwie nie za bardzo jej ufa艂?

Witam w Wiedniu, pani major. Pan Shapiro poleci艂 mi, abym udzie­li艂 pani wszelkiej mo偶liwej pomocy. Prosz臋 mi tylko powiedzie膰, czego pani potrzeba, a ja na jutro wszystko za艂atwi臋. No chyba 偶e za偶膮da pani helikoptera.

Weinstein zerkn膮艂 na ni膮 z boku, maj膮c nadziej臋, 偶e helikopter nie b臋dzie potrzebny.

Bo wtedy b臋dzie pan potrzebowa艂 dw贸ch dni? - odpar艂a z u艣mie­chem i przysz艂o jej na my艣l, 偶e mo偶e powinna go wypr贸bowa膰.

Attach茅 prze艂kn膮艂 艣lin臋.

Nie ma sprawy, prosz臋 si臋 nie obawia膰. Potrzebuj臋 szybkiego, zwrot­nego samochodu, kt贸ry nie b臋dzie si臋 rzuca艂 w oczy. Do tego GPS, pisto­let , najlepiej Smith&Wesson z wystarczaj膮c膮 ilo艣ci膮 amunicji i kilka dro­biazg贸w, kt贸re spisa艂am na kr贸tkiej li艣cie.

Valerie poda艂a mu niewielki bia艂y arkusz z艂o偶ony na p贸艂. Weinstein rzuci艂 na niego okiem i zmarszczy艂 brwi. Przeczyta艂 do ko艅ca, skin膮艂 po­woli g艂ow膮 i stwierdzi艂:

- To si臋 da zrobi膰. A wieczorem pan ambasador i jego 偶ona maj膮 przy­jemno艣膰 zaprosi膰 pani膮 na kolacj臋 w naszej ambasadzie w Wien-D枚bling.

- Bardzo ch臋tnie, ca艂a przyjemno艣膰 po mojej stronie. Poniewa偶 jed­nak mam przed sob膮 jeszcze ca艂y dzie艅, chcia艂abym troch臋 pozwiedza膰 miasto. Od dawna tu nie by艂am.

Samoch贸d przejecha艂 wzd艂u偶 kana艂u Dunaju i ju偶 wkr贸tce Valerie uj­rza艂a katedr臋 艣w. Stefana wznosz膮c膮 si臋 ponad dachami innych budynk贸w.

- Prosz臋 mnie wysadzi膰 przy placu Szwedzkim, przejd臋 si臋 stamt膮d do centrum miasta.

Kiedy samoch贸d ruszy艂, Valerie szybko znik艂a w t艂umie przechodni贸w. Sz艂a powoli w stron臋 katedry. Widz膮c zmiany, jakie dokona艂y si臋 w wygl膮­dzie miasta, u艣wiadomi艂a sobie, jak dawno tu nie by艂a. U艣miechn臋艂a si臋 na widok m臋偶czyzny w br膮zowym prochowcu, kt贸ry wyci膮gn膮艂 zza wycieracz­ki swojego 藕le zaparkowanego samochodu mandat, zmi膮艂 go i ze z艂o艣ci膮 wyrzuci艂. Ona te偶 pr贸bowa艂a tu w dawnych czasach parkowa膰 鈥 w艂adzom stolicy nigdy nie uda艂o si臋 zapewni膰 mieszka艅com wystarczaj膮cej liczby miejsc do parkowania. Wyj臋艂a z torebki niewielki plan miasta i przez chwi­l臋 go studiowa艂a. Potem skr臋ci艂a w prawo i ruszy艂a w kierunku ko艣cio艂a 艣w. Ruprechta. Najwy偶szy czas, 偶eby obejrze膰 to miejsce na w艂asne oczy.

Berner zmi膮艂 ze z艂o艣ci膮 mandat za nieprawid艂owe parkowanie i rzuci艂 go na chodnik. W centrum Wiednia takie sytuacje nigdy nie ucho­dzi艂y uwadze stra偶nik贸w miejskich, wi臋c powinien si臋 w艂a艣ciwie cieszy膰, 偶e jego samoch贸d stoi w miejscu, gdzie go zaparkowa艂, bo przecie偶 kt贸ry艣 z nadgorliwych stra偶nik贸w m贸g艂 go kaza膰 za艂adowa膰 na lawet臋 i odho- lowa膰 na parking. Komisarz zastanawia艂 si臋 nad czym艣 przez chwil臋, po­tem si臋gn膮艂 z zadowoleniem do kieszeni, w kt贸rej schowa艂 kopert臋; chwil臋 potem odjecha艂. Opar艂 si臋 pokusie, 偶eby j膮 rozerwa膰 i przeczyta膰 ostatni膮 wol臋 Mertensa. Profesor Sina z pewno艣ci膮 szybciej i dok艂adniej wyja艣ni mu, co zawiera. Rozwi膮zanie tajemnicy cesarza Fryderyka nadal nie nale­偶a艂o do jego priorytetowych spraw. Musi wyja艣ni膰 dwa morderstwa, kt贸re komendant Sina najch臋tniej od艂o偶y艂by ad acta. Poza tym s膮 jeszcze Chi艅­czycy i m艂ody ksi膮dz z ko艣cio艂a Szkockiego.

Skr臋ci艂 i pojecha艂 w g贸r臋 miasta. Wczoraj Sina uratowa艂 偶ycie jemu i Wagnerowi. Nawet nie przypuszcza艂, 偶e brodaty naukowiec potrafi tak dobrze obchodzi膰 si臋 z no偶em. Zadziwiaj膮ca sprawa. Nie robi艂 sobie jednak 偶adnych z艂udze艅. Najwy偶szy czas, 偶eby... W tym momencie z rozmy艣la艅 wyrwa艂 go ryk silnika. Z ty艂u wypad艂 nagle motocykl z w艂膮czonym 艣wia­t艂em i przemkn膮艂 obok niego z du偶膮 pr臋dko艣ci膮, pozostawiaj膮c za sob膮 jedynie niebiesko-bia艂y cie艅. Chocia偶 jego pr臋dko艣ciomierz wskazywa艂, 偶e motocykl jedzie z pr臋dko艣ci膮 70 km/h, Berner by艂 pod wra偶eniem. Naj­pierw g艂o艣no zakl膮艂, ale potem nie pozosta艂o mu nic innego, jak tylko si臋 roze艣mia膰. To m贸g艂 by膰 tylko Wagner na swoim motocyklu w drodze do Klosterneuburga. Znowu jest cholernie szybki, pomy艣la艂, ale przy takiej pr臋dko艣ci nikt nie b臋dzie m贸g艂 go 艣ledzi膰.

Niebiesko-bia艂e suzuki o numerze rejestracyjnym GSX-R 1100 przypomina艂o 偶yw膮 istot臋, kt贸ra na pocz膮tku ci臋偶ko oddycha, aby po­tem ruszy膰 nagle jak z katapulty. Ka偶de skrzy偶owanie, na kt贸rym pali艂o si臋 zielone 艣wiat艂o, by艂o okazj膮, 偶eby prze偶y膰 co艣 w rodzaju orgii przy­spieszenia. Sina nie do艣wiadczy艂 niczego takiego w ca艂ym swoim 偶yciu. Trzyma艂 si臋 kurczowo Wagnera i mocno zaciska艂 powieki. Wszystko inne wydawa艂o mu si臋 czystym szale艅stwem. Kiedy spogl膮da艂 ponad jego ramieniem, ruch uliczny przypomina艂 mu film puszczony w zwol­nionym tempie.

Silnik motocykla wy艂 i pracowa艂 na wysokich obrotach. Sina podzi­wia艂 Wagnera, kt贸ry panowa艂 nad pojazdem i w odpowiednim momencie potrafi艂 przyhamowa膰. Manewry przyspieszania i hamowania nast臋powa艂y jednak z tak du偶ym op贸藕nieniem, 偶e momentami zdawa艂o mu si臋, i偶 poleci g艂ow膮 do przodu. Dla niego by艂a to podr贸偶 do piek艂a i dlatego przysi膮g艂 sobie, 偶e ju偶 nigdy wi臋cej nie pope艂ni podobnego b艂臋du i nie usi膮dzie na siode艂ku za Wagnerem.

15 LISTOPADA 1136 ROKU, KLOSTERNEUBURG

Dla ody艅ca by艂 to bieg o 偶ycie. 艢ciga艂a go wyj膮ca i ujadaj膮ca sfora my艣liwskich ps贸w. Ptaki, wystraszone tr膮canymi ga艂臋ziami, unosi艂y si臋 ponad drzewa okryte jesienn膮 szat膮. W艣ciek艂e ujadanie ps贸w wype艂ni艂o las rosn膮cy w pobli偶u opactwa i posiad艂o艣ci margrabiego Klosterneuburga po艂o偶onej na p贸艂noc od Wiednia.

Zi臋by i sikorki unios艂y si臋 w jasnych promieniach s艂o艅ca, szukaj膮c so­bie spokojniejszego miejsca. Z powietrza mog艂y dostrzec tylko nieprze­niknione korony drzew pokryte barwnym listowiem, srebrnie po艂yskuj膮ce odnogi p艂yn膮cego w pobli偶u Dunaju, jak r贸wnie偶 rozleg艂e zabudowania cesarskiego pa艂acu i przyko艣cielnego gospodarstwa, sk膮d dobiega艂o 偶a­艂osne skrzypienie kierat贸w pracuj膮cych ku wi臋kszej chwale Boga i jego ziemskich namiestnik贸w.

Wilgotne poszycie lasu, na kt贸rym ju偶 od kilku minut trwa艂 po艣cig za dzikiem, kry艂o si臋 w p贸艂cieniu. Tylko miejscami jaki艣 pojedynczy promie艅 艣wiada przebija艂 si臋 przez ga艂臋zie drzew albo pada艂 na le艣n膮 polan臋 pokry­t膮 g臋stymi krzakami i zwi臋d艂ym listowiem. Ciemne pnie drzew stercza艂y jak k艂y pot臋偶nych szcz臋k. Kiedy dzik wpad艂 w ten g膮szcz, ujrza艂, 偶e nie ma st膮d ucieczki, bo jego prze艣ladowcy byli tu偶 za nim. Rykn膮艂 wi臋c, naje偶y艂 szczecin臋 i przygotowa艂 si臋 na atak ps贸w, kt贸re nie dawa艂y mu chwili spo­koju. Z g膮szczu wypad艂 w艂a艣nie pierwszy z nich, w czamo-br膮zowe 艂aty, i od razu ruszy艂 na niego. By艂 to pot臋偶ny ogar w ci臋偶kiej, 偶elaznej obro偶y pokrytej wystaj膮cymi kutymi kolcami. Odyniec wyda艂 z siebie w艣ciek艂y ryk, toczy艂 pian臋 z pyska i gro藕nie wystawi艂 przed siebie k艂y.

Pies waha艂 si臋 zbyt d艂ugo i to wystarczy艂o: dzik zaatakowa艂 pierwszy. Wbi艂 swoje pot臋偶ne szable w cia艂o psa i wyrzuci艂 go w powietrze jak lalk臋. W tym samym momencie ody艅ca dopad艂a reszta sfory. Bezlito艣nie wbi艂y mu z臋by w brzuch, dzik broni艂 si臋 rozpaczliwie. Rozgorza艂a gwa艂towna walka, las wype艂ni艂y odg艂osy b贸lu i w艣ciek艂o艣ci.

Margrabia Leopold p臋dzi艂 na swoim ci臋偶kim rumaku tu偶 za psami. Jego siwek parska艂 g艂o艣no, z k艂臋bu unosi艂a si臋 para, ale Leopold nie zwa­偶a艂 na to. W uszach d藕wi臋cza艂o mu tylko 偶a艂osne ujadanie jego ulubione­go ogara. Ga艂臋zie uderza艂y go w twarz i g艂ow臋, ale margrabia nie zwraca艂 na to uwagi i jeszcze mocniej k艂u艂 rumaka ostrogami, p臋dz膮c przez b艂ota i zaro艣la. Gna艂 przez las, zapominaj膮c o towarzysz膮cych mu osobach. Jak zwykle nie przejmowa艂 si臋, 偶e porusza si臋 mi臋dzy g臋sto rosn膮cymi drze­wami zbyt szybko i zbyt ryzykownie.

Leopold z niecierpliwo艣ci膮 pop臋dza艂 swojego konia. K膮tem oka za­uwa偶y艂, 偶e jaki艣 inny je藕dziec pr贸buje dotrzyma膰 mu kroku, ale w pewnej chwili zosta艂 z ty艂u, wpad艂 na drzewo i wylecia艂 z siod艂a na b艂otniste pod­艂o偶e. By艂 to jego syn, Henryk 鈥濶o tak, kt贸偶 by inny鈥, pomy艣la艂 z gorycz膮. . Gdy usmarowany b艂otem Henryk podnosi艂 si臋 z ziemi, obok niego prze­

mkn臋艂a jego matka Agnes. Na 艣liskim pod艂o偶u m艂ody je藕dziec nie m贸g艂 z艂apa膰 r贸wnowagi i ci膮gle przewraca艂 si臋 w grz膮skie b艂oto. Przez kr贸tk膮 chwil臋 ich spojrzenia spotka艂y si臋. W oczach swojego najstarszego syna matka dostrzeg艂a wstyd, rozpacz i pro艣b臋 o pomoc. Z obrzydzeniem od­wr贸ci艂a si臋 od niego. Jej m艂odszy syn, Leopold, sta艂 obok i z szyderstwem w oczach czeka艂, co zrobi jego brat.

- Leopoldzie, pod膮偶aj za ojcem! - zawo艂a艂a do niego tak g艂o艣no, 偶eby m贸g艂 to us艂ysze膰 brudny od b艂ota Henryk, 艣wiadoma podw贸jne­go znaczenia s艂owa 鈥瀙od膮偶a膰鈥. Leopold wbi艂 koniowi ostrogi w boki i ruszy艂 z miejsca.

Agnes spogl膮da艂a za nim, a jej twarz przybra艂a mroczny wyraz. Czy Leopold dogoni ojca? Margrabia mia艂 ju偶 siedemdziesi膮t lat, podczas gdy jego syn, Leopoldyprincepatus terrae-jak sam si臋 tytu艂owa艂 - dobiega艂 le­dwie po艂owy tego wieku.

Jednak po margrabim nie by艂o wida膰, 偶e prze偶y艂 ju偶 tyle lat. Mia艂 sze艣膰 st贸p wzrostu, ros艂膮 i umi臋艣nion膮 sylwetk臋, trzyma艂 si臋 prosto, cieszy艂 zadziwiaj膮co dobrym zdrowiem i wzbudza艂 powszechne zaufanie. Pewnie 鈻爓szystkich prze偶yje, pomy艣la艂a Agnes: j膮, swoich wrog贸w, a nawet w艂asne dzieci. Urodzi艂a mu ich ponad tuzin, ale niekt贸re zd膮偶y艂a ju偶 pogrzeba膰. Czy kocha swojego m臋偶a? W ko艅cu to jej w艂asny brat odda艂 j膮 鈥瀦drajcy Leopoldowi鈥 za 偶on臋... Po kilkudziesi臋ciu latach sp臋dzonych u jego boku Agnes zna艂a odpowied藕. Z roztargnieniem przygl膮da艂a si臋 plamom star­czym na swych d艂oniach trzymaj膮cych cugle. Tak, kocha swojego ma艂­偶onka, ale nie tak bardzo jak swojego syna, m艂odego Leopolda. Chocia偶 jej m膮偶 nie poddawa艂 si臋 staro艣ci, nadszed艂 ju偶 czas, aby jego miejsce zaj膮艂 m艂ody, energiczny nast臋pca...

Margrabia zauwa偶y艂 w ko艅cu na polanie zranione zwierz臋. Broczy­艂o krwi膮 z g艂臋bokich ran. Psy trzyma艂y ody艅ca w szachu, ale 偶aden z nich nie odwa偶y艂 si臋 go zaatakowa膰. Teraz to on musi zada膰 mu 艣mier膰. Usta­wi艂 swojego siwka w bezpiecznej odleg艂o艣ci od dzika i kilka razy zaczerp­n膮艂 g艂臋boko powietrza, 偶eby uspokoi膰 oddech. Przez chwil臋 wa偶y艂 w r臋ce kr贸tk膮 pik臋 i starannie wymierzy艂. Nie spieszy艂 si臋, mia艂 na to du偶o czasu.

I nagle wykona艂 rzut. Dzik wydal z siebie ostatni, 艣miertelny kwik i zwa­li艂 si臋 martwy na ziemi臋.

Margrabia zsiad艂 z konia. Psy powita艂y swego pana nerwowym szcze­kaniem i machaniem ogon贸w.

- No ju偶 dobrze... - uspokaja艂 je margrabia. - Nie b贸jcie si臋 艣mierci i nie op艂akujcie waszych zmar艂ych. - Z czu艂o艣ci膮 g艂aska艂 dzielne zwierz臋­ta po g艂owach. Najlepsze i najwierniejsze z nich ju偶 straci艂. Rozejrza艂 si臋, szukaj膮c rozerwanego przez dzika psa. Gdy go znalaz艂, odwr贸ci艂 wzrok Wiedzia艂, dlaczego unikn膮艂 masakry. Za ka偶dym razem jest tak samo, nie­wa偶ne gdzie i jak Cena za to zawsze jest zbyt wysoka.

Jego rozmy艣lania przerwa艂o parskanie konia. Podni贸s艂 wzrok i ujrza艂 swojego m艂odszego syna, Leopolda, kt贸ry zsiada艂 z konia. By艂o w nim co艣, co go zirytowa艂o. Nie spojrzenie, nie pewna siebie mina. Co艣 innego. Jego syn by艂 dziwnie spi臋ty. Margrabia widzia艂 ju偶 kiedy艣 podobny wyraz na twarzach swoich wasal贸w. By艂o to na tamtym przekl臋tym posiedze­niu Reichstagu, gdy na oczach wszystkich zebranych zabito nieszcz臋sne­go Siegharta.

M艂ody Leopold wyci膮gn膮艂 miecz i bez chwili wahania ruszy艂 na ojca. Margrabia rozejrza艂 si臋. Las by艂 tu zbity, poszycie le艣ne wok贸艂 polany zbyt g臋ste. Jego psy nie reagowa艂y, zaj臋te lizaniem ran zabitego dzika. 呕aden nie stan膮艂 w obronie swojego pana. Leopold splun膮艂 z pogard膮 na ziemi臋 i wrzasn膮艂 na syna. Ten zawaha艂 si臋, w jego oczach pojawi艂o si臋 niezdecy­dowanie. W tym momencie margrabia rzuci艂 si臋 na niego i zada艂 mu silny dos pi臋艣d膮. Znacznie przewy偶sza艂 syna wzrostem. M艂ody Leopold wpad艂 w znajduj膮ce si臋 metr za nim zaro艣la. Nie chc臋 zabija膰 mojego dziecka, pomy艣la艂 margrabia, ale d艂ugo nie b臋d臋 si臋 m贸g艂 przed nim broni膰.

Podczas upadku m艂ody Leopold upu艣ci艂 miecz. Wyszed艂 na czwo­rakach z krzak贸w i jak zbity pies przypad艂 ojcu do st贸p. Ten nie zaszczy­ci艂 go nawet jednym spojrzeniem, tylko po prostu przeszed艂 przez niego i powitaj drugiego syna, Henryka, kt贸ry ca艂y powalany b艂otem wbieg艂 w艂a艣nie na polan臋.

-Wybacz, ojcze, spad艂em z konia鈥攚ydusi艂 z siebie, spuszczaj膮c wzrok.

- W porz膮dku, synu 鈥 odpar艂 Leopold i poklepa艂 go po ramieniu, rozgl膮daj膮c si臋 wok贸艂 siebie. - S艂yszysz? Inni zaraz tu b臋d膮. Gdzie oni si臋 tak d艂ugo podziewali?

Stary margrabia roze艣mia艂 si臋. Nas艂uchuj膮c, pochyli艂 si臋 w stron臋, z kt贸rej dobiega艂y g艂osy je藕d藕c贸w. Chwyci艂 sw贸j pas, wyj膮艂 zza niego sk贸­rzan膮 sakiewk臋 i poda艂 j膮 Henrykowi.

B臋dziesz tego potrzebowa艂, kiedy ju偶 po mnie wszystko odziedzi­czysz - szepn膮艂 mu do ucha i u艣miechn膮艂 si臋 艂agodnie.

By艂y to ostatnie s艂owa, jakie wypowiedzia艂 w 偶yciu. Chwil臋 p贸藕niej rozleg艂 si臋 艣wist piki powalanej krwi膮 ody艅ca. Przebi艂a doln膮 szcz臋k臋 mar­grabiego, a jej czubek utkwi艂 g艂臋boko mi臋dzy ko艣膰mi. Margrabia Leopold osun膮艂 si臋 na ziemi臋. Henryk chwyci艂 bezw艂adne cia艂o ojca, kt贸re swym ci臋­偶arem ci膮gn臋艂o go do ziemi. 艢wie偶a krew tryska艂a mu na twarz i sp艂ywa艂a po r臋kach jak czerwony wodospad. Henryk chcia艂 krzycze膰, ale nie m贸g艂 wydoby膰 z siebie 偶adnego d藕wi臋ku. Sta艂 jak skamienia艂y, otwiera艂 i zamy­ka艂 usta, chwyta艂 powietrze, jakby si臋 dusi艂, i z trudem oddycha艂. Spogl膮­da艂 na swoje zakrwawione r臋ce i ogarni臋ty panik膮 odskoczy艂 w ko艅cu od zw艂ok i ukry艂 si臋 w krzakach. Ostatni膮 rzecz膮, jak膮 widzia艂, by艂 u艣miech na twarzy margrabiego i grot piki wystaj膮cy mu z ust.

Ukryty w zaro艣lach przygl膮da艂 si臋 nieprzytomnym wzrokiem, jak jego brat, ojcob贸jca, podchodzi do konia margrabiego i bez 艣ladu lito艣ci poda­na mu p臋ciny. Ko艅 parska艂 g艂o艣no z b贸lu i rzuca艂 si臋 na boki.

Henryk widzia艂 to wszystko jak przez mg艂臋. Chwil臋 p贸藕niej polana zape艂ni艂a si臋 je藕d藕cami. Parskanie i tupot koni miesza艂y si臋 z okrzykami przera偶enia. Agnes pozosta艂a w siodle, spogl膮daj膮c z g贸ry ch艂odnym wzro­kiem na Leopolda, wij膮cego si臋 na ziemi konia i swojego martwego m臋偶a.

- Co za straszliwy wypadek! - zawo艂a艂a. 鈥 Margrabia spad艂 z konia w czasie polowania.

Je藕d藕cy, paziowie i damy dworu przygl膮dali si臋 tej scenie w niemej zgodzie.

Jeden z my艣liwych pochyli艂 si臋 nad cia艂em zabitego.

- Nasz pan... nasz pan nie 偶yje - obwie艣ci艂 ochryp艂ym g艂osem.

Agnes, kt贸ra nadal siedzia艂a na koniu, da艂a jednemu ze szlachcic贸w

znak g艂ow膮. Ten stan膮艂 natychmiast mi臋dzy martwym margrabi膮 a m艂o­dym Leopoldem i zawo艂a艂, unosz膮c do g贸ry r臋k臋 nast臋pcy:

Margrabia nie 偶yje! Niech 偶yje margrabia! Niech 偶yje Leopold IV!

Niech 偶yje Leopold IV! 鈥 powt贸rzyli zgodnie zebrani. Agnes u艣miechn臋艂a si臋 z zadowoleniem.

Nikt nie interesowa艂 si臋 Henrykiem, kt贸ry nadal tkwi艂 niezauwa偶o­ny w g臋stych krzakach. Sta艂 tam jak skamienia艂y, nie by艂 w stanie wyda膰 z siebie 偶adnego d藕wi臋ku. W brudnych palcach trzyma艂 kurczowo sk贸­rzan膮 sakiewk臋, kt贸r膮 tu偶 przed 艣mierci膮 przekaza艂 mu ojd臋c. Ca艂kowicie odurzony niedawnymi wydarzeniami obserwowa艂 spektakl rozgrywaj膮cy si臋 na jego oczach. W pewnej chwili podbieg艂 do niego jeden z ps贸w i za-

195

cz膮艂 go liza膰 po twarzy. Henryk dr偶a艂 na ca艂ym ciele. Potem - bardziej do siebie ni偶 do psa, kt贸ry obudzi艂 go z transu 鈥 wypowiedzia艂 s艂owa, kt贸re przez ca艂e swoje 偶ycie, w chwilach najwi臋kszego napi臋cia, mia艂 powtarza膰 nieobecny duchem:

- Odpokutujecie jeszcze za t臋 zbrodni臋. Tak mi dopom贸偶 B贸g! Tak mi dopom贸偶 B贸g...

KLASZTOR W KLOSTERNEUBURGU

Droga z zajezdni tramwajowej do Klosterneuburga by艂a d艂uga i Sina zacz膮艂 ju偶 w膮tpi膰, czy kiedykolwiek dotr膮 na miejsce. Zasta­nawia艂 si臋 te偶, czy Wagner chce odebra膰 prac臋 Stra偶nikom i na w艂asn膮 r臋k臋 wys艂a膰 ich obu do raju. Kiedy dziennikarz zaparkowa艂 w ko艅cu sw贸j motocykl na placu przed klasztorem, Sina opar艂 si臋 wyczerpany o najbli偶­sz膮 艣cian臋, zdj膮艂 kask i g艂臋boko odetchn膮艂. By艂 absolutnie pewien, 偶e tak szybko jak teraz jeszcze nigdy nie jecha艂 po publicznych drogach.

Wagner zaparkowa艂 motocykl, zerkn膮艂 z zadowoleniem na zegarek i ruszy艂 w kierunku muzeum klasztornego. Po kilku krokach odwr贸ci艂 si臋 do Siny, kt贸ry szed艂 za nim w pewnym oddaleniu. Naukowiec mia艂 nogi jak z waty i powa偶nie si臋 zastanawia艂, czy drogi powrotnej nie powinien odby膰 poci膮giem. Czu艂 na j臋zyku jaki艣 kwa艣ny smak i z trudem t艂umi艂 odruch wymiotny.

Na mi艂o艣膰 bosk膮, jak mo偶na tak p臋dzi膰鈥, pomy艣la艂, ale w tej samej chwili Wagner przynagli艂 go gwizdem. 鈥濸rzynajmniej jeden z nas czuje si臋 dobrze po tej piekielnej je藕dzie鈥, uzna艂, ale po raz kolejny nie m贸g艂 powstrzyma膰 podziwu dla Wagnera, kt贸ry tak znakomicie obchodzi艂 si臋 z motocyklem. Jednak odkrywanie 艣wiata na dw贸ch k贸艂ach na pewno nie jest jego ulubionym zaj臋ciem. Zacz膮艂 t臋skni膰 za swoim koniem i spoko­jem, jakiego do艣wiadcza艂 na zamku w Waldviertel. Z drugiej jednak stro­ny 贸w jedno艣lad jest jedynym zabezpieczeniem, kt贸re uchroni ich przed 艣mierci膮. Nawet je艣li b臋dzie mia艂 potem nogi jak z waty i nieprzyjemny smak w ustach.

Nie zatrzymuj膮c si臋, min臋li ratusz zbudowany w stylu rokoko, pokry­ty licznymi elementami zdobniczymi. Kiedy weszli na klasztorny dziedzi­niec, ujrzeli rozleg艂y, jasny plac. Na 艣rodku sta艂a gotycka figura jakiego艣 驴wietego.

Ich oczom ukaza艂 si臋 tak偶e ko艣ci贸艂 klasztorny pod wezwaniem Naro­dzenia Chrystusa. Jego eleganckie neogotyckie filigranowe wie偶e wzno­sz膮ce si臋 przy zachodniej fasadzie kontrastowa艂y z pe艂n膮 wyrazu barokow膮, przyleg艂膮 do nich zabudow膮. Romantyczna g艂贸wna nawa przypomina艂a ig艂臋 wbit膮 w cia艂o jakiego艣 okaleczonego olbrzyma.

Klasztor by艂 monumentalnym dzie艂em. 艢redniowieczne budowle i fortyfikacje sprawia艂y skromne wra偶enie w por贸wnaniu z zabudowa­niami klasztornymi, kt贸re wznosi艂y si臋 nad tarasami na wysoko艣膰 pi臋ciu kondygnacji.

Wagner zerka艂 podejrzliwie za siebie, oczekuj膮c w ka偶dej chwili nag艂e­go ataku jakiego艣 uzbrojonego napastnika. Natomiast Sina by艂 pod wra偶e­niem przepysznej fasady. U jej podstawy znajdowa艂o si臋 niewielkie wej艣cie prowadz膮ce do zbior贸w muzealnych i do tras, kt贸rymi oprowadzano tury­st贸w po klasztorze. Strzeg艂 go dwug艂owy orze艂, kt贸ry spogl膮da艂 do 艣rod­ka przera偶aj膮cym wzrokiem. Po obu jego stronach, na jednym z gzyms贸w, spoczywa艂y dwa anio艂y dm膮ce w puzony. Czy偶by zwiastuny Apokalipsy?

Popatrz na to - powiedzia艂 Wagner i odci膮gn膮艂 Sin臋 na bok.

Co takiego? - spyta艂 wyrwany z rozmy艣la艅 naukowiec.

Przeczytaj, co tu jest napisane.

,Anio艂y ci臋 strzeg膮鈥 - przeczyta艂 Sina.

- No w艂a艣nie, chyba 偶e akurat chc膮 ci odstrzeli膰 g艂ow臋 - doko艅czy艂 Wagner, a Sina skin膮艂 potwierdzaj膮co.

Obok wej艣cia do muzeum migota艂a nazwa niewielkiej kawiarni Esco­rial. Wagner zdziwi艂 si臋:

- Escorial? O ile si臋 orientuj臋, Escorial jest w Madrycie.

- Tak 鈥 potwierdzi艂 Sina. 鈥 Mo偶e si臋 to wyda膰 sztuczne, ale nazwa pasuje do otoczenia. Ma艂o brakowa艂o, a klasztor zosta艂by zbudowany w osiemnastym wieku na wz贸r hiszpa艅skiego pa艂acu kr贸lewskiego, staj膮c si臋 tym samym naszym austriackim Escorialem - wyja艣ni艂 Sina, ustawia­j膮c si臋 w kolejce do kasy. 鈥 Ostatecznie uda艂o si臋 wybudowa膰 tylko jeden z czterech zaplanowanych dziedzi艅c贸w tej gigantycznej rezydencji, kt贸rej ka偶dy naro偶nik wie艅czy wspania艂a kopu艂a.

Na stojaku obok kasy zauwa偶yli widok贸wk臋. Przedstawia艂a jasno- b艂臋kitne niebo nad 偶贸艂tym klasztorem i dwie pot臋偶ne korony na dachu.

Najbardziej znany budowniczy epoki baroku w Austrii, Joseph Fi­scher von Erlach, zwie艅czy艂 dach nie tylko monumentalnymi wizerun-

f

kami starych o艣miok膮tnych koron, ale tak偶e 艢wi臋t膮 Koron膮 Austrii. Za­le偶a艂o mu na tym, aby jak najbardziej wyeksponowa膰 roszczenia w艂adzy cesarskiej 鈥 wyja艣ni艂 Sina i po raz pierwszy rozejrza艂 si臋 uwa偶nie po sali.

Kiedy zerkn膮艂 w g贸r臋, widok, kt贸ry tam ujrza艂, zapar艂 mu dech w pier­siach. Wagner pod膮偶y艂 za jego spojrzeniem i instynktownie si臋 pochyli艂. Kamienne giganty, kt贸re podtrzymywa艂y na swych ramionach wysokie sklepienie nietynkowanego sufitu, sprawia艂y wra偶enie, jakby za chwil臋 mia艂y przewr贸ci膰 si臋 na pod艂og臋. Tury艣ci, kt贸rzy spacerowali po sali albo siedzieli na pokrytych obiciami meblach, wygl膮dali przy nich jak mr贸wki.

- A co to takiego, u diab艂a? - spyta艂 nieprzyjemnym g艂osem Wagner.

- To, moi panowie, jest Sala Terrena - wyja艣ni艂a z u艣miechem kasjerka

- zwana te偶 Sal膮 Olbrzym贸w, poniewa偶 sklepienie wspiera si臋 na barkach o艣miu atlant贸w. Pochodz膮 z warsztatu nadwornego rze藕biarza Lorenza Matiallego. Niestety, po 艣mierci Karola VI zrezygnowano z wyko艅czenia sali. Podobnie by艂o z reszt膮 zabudowa艅 pa艂acu. Sala Ogrodowa mia艂a pier­wotnie po艂膮czy膰 reprezentacyjne komnaty z parkiem, ale poniewa偶 park nie powsta艂, sal臋 zamurowano. P贸藕niej s艂u偶y艂a mnichom jako magazyn wina.

Wagner zamierza艂 w艂a艣nie policzy膰, ile butelek i beczek mog艂o si臋 zmie艣ci膰 w sali, gdy kasjerka spyta艂a ich jeszcze, esy 偶ycz膮 sobie przewod­nika po muzeum.

- Nie, interesuje nas tylko drzewo rodowe Babenberger贸w - odpar艂 nieuprzejmym tonem Sina, jakby celowo.

Wagner spojrza艂 na niego zdumiony i zap艂aci艂 za bilety.

Zaczynasz mi powoli przypomina膰 komisarza Bemera鈥攗艣miechn膮艂 si臋 do Siny, po czym obaj skierowali si臋 do sal z eksponatami.

Przy wej艣ciu sta艂 m艂ody m臋偶czyzna - przywita艂 ich i przedar艂 bilety. By艂 ubrany w granatowy sweter z herbem zakonu.

Mi艂o mi pana znowu widzie膰, panie profesorze鈥攑owiedzia艂.鈥擟hy­ba mnie pan nie pami臋ta, ale ucz臋szcza艂em na pana seminaria z historii 艣redniowiecza. Co pana sprowadza w nasze progi?

- Chcia艂bym obejrze膰 drzewo rodowe Babenberger贸w 鈥 stwierdzi艂 zwi臋藕le Sina.

- O, to dobry wyb贸r. Wspania艂a robota. To niezwyk艂e dzie艂o zar贸wno pod wzgl臋dem rozmiar贸w, jak i tematyki. Jak pan wie, powsta艂o mi臋dzy 1489 a 1492 rokiem, ma ponad osiem metr贸w szeroko艣ci i prawie czte­ry metry wysoko艣ci. Autorem tryptyku jest Hans Part, kt贸ry w niezwy­

k艂y spos贸b przedstawi艂 drzewo rodowe rodziny panuj膮cej w Austrii przed Habsburgami, od 976 do 1246 roku.

M艂ody cz艂owiek z dum膮 popisywa艂 si臋 posiadan膮 wiedz膮 przed swo­im dawnym wyk艂adowc膮. Sina i Wagner weszli do 艣rodka.

- A niby dlaczego uwa偶asz, 偶e Fryderyk ukry艂 w tym dziele jak膮艣 wskaz贸wk臋? - szepn膮艂 Wagner.

- Poniewa偶 obraz prezentowano w miejscu, kt贸re dla austriackich pielgrzym贸w by艂o w tamtych czasach najwa偶niejsze - odpar艂 r贸wnie ci­cho Sina. 鈥 Do grobu 艣wi臋tego Leopolda pielgrzymowali co roku nawet w艂adcy. Pobo偶ny margrabia by艂 czczony ju偶 od swojej 艣mierci w 1136 roku. Proces kanonizacji posuwa艂 si臋 w szybkim tempie dzi臋ki Fryderykowi III i zako艅czy艂 si臋 sukcesem: w 1485 roku Leopolda uznano za 艣wi臋tego, na­tomiast cztery lata p贸藕niej powsta艂 obraz przedstawiaj膮cy drzewo rodowe, kt贸ry umieszczono nad jego grobem.

Po kr贸tkich poszukiwaniach znale藕li w ko艅cu tryptyk na drugim pi臋­trze, bezpo艣rednio nad cesarskimi komnatami, w galerii ze zbiorami sztuki 艣redniowiecza. Dzie艂o sk艂ada艂o si臋 z trzech oddzielnych paneli: na 艣rodko­wym w kolorowych barwach przedstawiono postacie m臋skie, podczas gdy oba boczne obrazy zawiera艂y portrety kobiet. Mia艂y one rozs艂awi膰 urod臋 niewiast z rodu Babenberger贸w.

- Kobiety mo偶emy sobie darowa膰鈥攕twierdzi艂 suchym tonem Sina. - W tym wypadku nie s膮 one kluczem do rozwi膮zania tej zagadki.

- Ale偶 to niezgodne z zasadami poprawno艣ci politycznej, panie pro­fesorze - odpar艂 Wagner.

- Fryderyk mia艂 to w nosie i ja te偶.

- Mnie te偶 jest to oboj臋tne, w ko艅cu tu chodzi o twoj膮 karier臋 uni­wersyteck膮. Co s膮dzisz na temat 艣rodkowego obrazu?

- W ka偶dym kole, albo raczej w ka偶dym medalionie, znajduje si臋 po­dobizna kt贸rego艣 z Babenberger贸w, jaka艣 charakterystyczna albo wa偶na dla jego 偶ycia cecha oraz jedno z wa偶niejszych miejsc zwi膮zanych z dan膮 postaci膮. Ten na g贸rze to margrabia Leopold I, kt贸ry na czele wojsk zmu­sza do ucieczki w臋gierskie pospolite ruszenie. Zawsze byli艣my w stanie wojny z naszymi s膮siadami...

Pi臋knie, ale co maj膮 wsp贸lnego z Fryderykiem wszyscy ci Babenber- gerowie, kt贸rzy walczyli przeciwko W臋grom i komu艣 tam jeszcze? Prze­cie偶 to si臋 dzia艂o setki lat przed nim.

- Musisz zrozumie膰, 偶e mamy tu do czynienia ze sztuk膮 艣rednio­wieczn膮, pe艂n膮 r贸偶nych symboli. Wa偶ne postacie malowano wtedy jako wi臋ksze, a mniej znacz膮ce jako mniejsze. Przesz艂o艣膰 i tera藕niejszo艣膰 dziej膮 si臋 jednocze艣nie. Natomiast konkretne miejsca autor dzie艂a przedstawi! w taki spos贸b, jak widzia艂 je za swego 偶ycia, to znaczy w pi臋tnastym wieku.

Wagner spojrza艂 na Sin臋 pytaj膮cym wzrokiem.

- To przecie偶 proste. Kiedy autor tworzy艂 drzewo rodowe, wojny z W臋grami trwa艂y w najlepsze. Gdy Babenbergerowie ruszaj膮 na W臋gr贸w i Czech贸w, autor przedstawia nam w rzeczywisto艣ci oddzia艂y Fryderyka walcz膮ce przeciwko Korwinowi. Z t膮 jednak r贸偶nic膮, 偶e na tym obrazie Austriacy zwyci臋偶aj膮, przez co heroiczne czyny z przesz艂o艣ci relatywizuj膮 贸wczesne niepowodzenia.

- To znaczy, 偶e chodzi tu w艂a艣ciwie o konflikt mi臋dzy Korwinem a naszym Fryderykiem? - upewni艂 si臋 Wagner. 鈥 No to gdzie jest szuka­na przez nas wskaz贸wka?

- W rzeczywisto艣ci mamy tu dwie wskaz贸wki 鈥 sprostowa艂 Sina. - Pierwsza z nich to Henryk Jasomirgott, ten na g贸rze. Druga to Fryderyk Waleczny, ten na dole. Za postaci膮 Henryka, kt贸ry idzie drog膮 prowadz膮­c膮 do Ziemi 艣wi臋tej, widzimy ko艣ci贸艂 Szkocki. 鈥

- S艂usznie! - zawo艂a艂 Wagner. - A tam jest Wiede艅. W ko艅cu zna­laz艂em nasz膮 drug膮 wskaz贸wk臋. Tylko kt贸ra z postaci przedstawionych w medalionach to nasz Fryderyk?

-1 to jest pytanie. Na Fryderyku Walecznym ko艅czy si臋 historia rodu, tre艣ci膮 medalionu jest jego 艣mier膰. Fryderyk Waleczny poleg艂 w czasie jednej z bitew z W臋grami, na kr贸tko przed tym, jak zaplanowa艂 nadanie swojemu ksi臋stwu statusu kr贸lestwa. Dalej widzimy jakie艣 miasto, takie samo, jak fragment przedstawiony na o艂tarzu szkockiego mistrza. Wy­ra藕nie mo偶na rozpozna膰 katedr臋 艢wi臋tego Stefana, a tak偶e flag臋 Wiednia i wie偶臋 ko艣cio艂a 艢wi臋tego Ruprechta.

- Niewiarygodne! Fryderyk zgin膮艂 gwa艂town膮 艣mierci膮 dok艂adnie tam, gdzie zaczyna si臋 nasz deltoid鈥攑owiedzia艂 Wagner, wskazuj膮c palcem na obraz.-Je艣li rycerzem na martwym koniu jest Fryderyk Waleczny, to dla­czego z austriackiego obozu wychodz膮 W臋grzy?

Dobre pytanie. Mo偶e dlatego, 偶e to nie s膮 W臋grzy? A mo偶e to jego w艂a艣ni ludzie albo Stra偶nicy tajemnicy, kt贸rzy roztrzaskali mu czaszk臋? " zastanawia艂 si臋 Sina, skubi膮c brod臋.

-Jak Stra偶nicy mogli zabi膰 Fryderyka Walecznego, je艣li 偶y艂 on dwie­艣cie 艂at przed naszym Fryderykiem, a o Anio艂ach 艢mierci nie by艂o jeszcze mowy? 鈥 dziwi艂 si臋 g艂o艣no Wagner.

Sina chcia艂 mu odpowiedzie膰 na to pytanie, gdy nagle zadzwoni艂 te­lefon dziennikarza.

- Numer zastrze偶ony - zdenerwowa艂 si臋 Wagner. - Nie znosz臋 ta­kich po艂膮cze艅.

W ko艅cu jednak odebra艂.

W s艂uchawce panowa艂a cisza, s艂ycha膰 by艂o tylko jakie艣 trzaski, jakby kto艣 rozci膮ga艂 stawy palc贸w. A mo偶e to chwilowa przerwa w po艂膮czeniu? Wagner spojrza艂 na Sin臋 i wzruszy艂 ramionami.

-Jak ju偶 dzwoni, to przynajmniej m贸g艂by powiedzie膰, czego chce - rzek艂 i ju偶 chcia艂 si臋 roz艂膮czy膰, gdy w s艂uchawce us艂ysza艂 g艂os:

- Ja zawsze wiem, czego chc臋, panie Wagner. Teraz chcia艂bym jed­nak porozmawia膰 z profesorem Sin膮, kt贸ry z pewno艣ci膮 stoi obok pana.

W g艂osie m臋偶czyzny s艂ycha膰 by艂o lekki akcent, ale Wagner nie po­trafi艂 go bli偶ej okre艣li膰.

- Kim pan jest? - spyta艂 podejrzliwie.

- Niewa偶ne, od kogo pochodz膮 informacje, istotna jest tylko ich tre艣膰. Jako dziennikarz dobrze pan o tym wie.

M臋偶czyzna rozmawia艂 z nim pogardliwym, pewnym siebie tonem. Wagner nie mia艂 ochoty na dalsze dyskusje, wi臋c poda艂 telefon Sinie:

- Do ciebie. Jaki艣 Mister Nieznajomy.

- Panie profesorze, bardzo mi mi艂o, 偶e mog臋 porozmawia膰 z panem osobi艣cie. Podziwiam pana, chocia偶 nigdy si臋 jeszcze nie widzieli艣my. Ale to nie temat na t臋 rozmow臋. Stoi pan teraz przed dzie艂em przedstawia­j膮cym drzewo rodowe Babenberger贸w - powiedzia艂 nieznajomy i by艂o to raczej stwierdzenie ni偶 pytanie. 鈥 To wspania艂e dzie艂o sztuki, nie uwa偶a pan? I pe艂ne wyrazu. Szkoda, 偶e tylko nielicznym dane by艂o zapozna膰 si臋 z jego prawdziw膮 tre艣ci膮. Inni troch臋 j膮 tylko podziobali z wierzchu, jak kury szukaj膮ce robak贸w.

Sina rozejrza艂 si臋 doko艂a. Sala, w kt贸rej stali, by艂a pusta. Znajdowa艂 si臋 w niej tylko stra偶nik, kt贸ry ich obserwowa艂, ale nie telefonowa艂. W ta­kim razie to nie ten, pomy艣la艂 Sina. Tymczasem nieznajomy m贸wi艂 dalej:

- Kto ma uszy, niechaj s/ucha. Kto ma oczy, niechajpatrzy - zacytowa艂 s艂owa Biblii.

- Prosz臋 pos艂ucha膰, nie mam ochoty na wytarte powiedzonka i jakie艣 gierki - powiedzia艂 ze z艂o艣ci膮 Sina.

- O nie, to pan niech mnie pos艂ucha, albo to pan zamilknie na za­wsze - przerwa艂 mu g艂os w s艂uchawce. Sina prze艂kn膮艂 艣lin臋. - Czy zale偶y panu na 偶yciu? Nie musi pan odpowiada膰, wystarczy, 偶e skinie pan g艂ow膮.

Sina uczyni艂 to mechanicznym ruchem. Wbrew w艂asnej woli potrz膮­sn膮艂 g艂ow膮, czuj膮c czyj艣 wzrok na swoim karku.

- Oczywi艣cie, 偶e tak. No bo czy komu艣 nie zale偶y na 偶yciu? Wiem, 偶e w g艂臋bi duszy pogardza pan przemoc膮 i uwa偶aj膮 za s艂abo艣膰, za symbol bezsilno艣ci... A mimo to przedwczoraj bezlito艣nie i bez wahania pos艂u偶y艂 si臋 pan no偶em. Dlaczego?

- Bo ten cz艂owiek chcia艂 zabi膰 mnie i moich przyjaci贸艂. Tylko dlate­go! - zawo艂a艂 Sina. Wagner spojrza艂 na niego zaskoczony.

- Ale偶 panie profesorze! To, co si臋 stanie z Wagnerem i Bernerem, by艂o panu wtedy najzupe艂niej oboj臋tne. Pan chcia艂 po prostu nie dopu艣ci膰 do w艂asnego pogrzebu, prawda? 鈥 szydzi艂 nieznajomy.

- Nie... nie tylko... no dobrze: tak, przecie偶 nikt ch臋tnie nie umiera?

- wyrzuci艂 z siebie w ko艅cu Sina.

- Nie musi si臋 pan z tego powodu wstydzi膰. Ka偶dy z nas 鈥 komisarz Berner, Wagner i ja post膮piliby艣my tak samo 鈥 stwierdzi艂 nieznajomy protekcjonalnym tonem. - A co to za uczucie, kiedy kto艣 czuje na w艂a­snej piersi ch艂odny powiew 艣mierci? Kiedy w klepsydrze przesypuj膮 si臋 ostatnie ziarnka piasku, a nad g艂ow膮 艣wiszcz膮 kule? Prosz臋 nie odpowia­da膰, ja znam to uczucie. Nagle pojawia si臋 pytanie o sens w艂asnego 偶ycia, prawda? Po co dziesi膮tki lat studi贸w, po co wieloletni trening z no偶ami? No w艂a艣nie, profesorze, po co panu sztuka rzucania no偶em? Nie wierz臋, 偶e chce pan zacz膮膰 now膮 karier臋 jako artysta cyrkowy. Czy偶by chcia艂 pan kogo艣 zabi膰? Po cichu i z zaskoczenia? Na przyk艂ad Wagnera, kt贸ry ma na sumieniu pana 偶on臋?

- Zamknij si臋 pan wreszcie! - wybuchn膮艂 w ko艅cu Sina, kt贸ry po­blad艂, us艂yszawszy s艂owa swego rozm贸wcy.

A teraz, panie profesorze, prosz臋 przej艣膰 troch臋 w prawo, o tak.

Sina dozna艂 nag艂ego ol艣nienia 鈥 nieznajomy ich widzi! Spojrza艂 w g贸r臋

i zauwa偶y艂 kamery. Da艂 Wagnerowi znak, 偶eby do niego podszed艂, a po­tem pokaza艂 mu palcem kamery zamontowane w sali. Wagner spojrza艂 na niego, na kamery i od razu wszystkiego si臋 domy艣li艂.

Lj 202 1

- Mam ju偶 tego wszystkiego dosy膰, wracam do Wiednia! - zawo艂a艂, widz膮c przera偶enie maluj膮ce si臋 na twarzy Siny i wybieg艂 z sali.

- Szkoda, pa艅ski przyjaciel chce wraca膰, a my nie mamy ju偶 wi臋cej czasu. Jeszcze pan tego po偶a艂uje. A mo偶e w ca艂ej tej historii wszystko jest inne, ni偶 wygl膮da?

Ostatnie zdanie zawis艂o w pr贸偶ni.

Sina sta艂 jak s艂up soli. Sztywnymi palcami przyciska艂 kurczowo te­lefon do ucha. Poczu艂 mi臋kko艣膰 w nogach i odni贸s艂 wra偶enie, 偶e ziemia usuwa mu si臋 spod n贸g.

- Chce pan teraz zemdle膰? - szydzi艂 nieznajomy. - Gdybym stan膮艂 naprzeciwko pana, m贸g艂by mnie pan uderzy膰 w twarz. Zawsze pan to robi艂, kiedy czul si臋 pan bezradny. Na przyk艂ad na basenie, kiedy jaka艣 dziew­czynka ze szko艂y wytar艂a pa艅skim r臋cznikiem pod艂og臋, a potem pana wy­艣mia艂a. Z艂ama艂 jej pan ko艣膰 nosow膮 i przedrami臋, nieprawda偶?

Sina w milczeniu skin膮艂 g艂ow膮. Od razu przypomnia艂 sobie tamt膮 scen臋: trzask 艂amanej ko艣ci, plam臋 krwi i nag艂膮 cisz臋, jaka zapad艂a wtedy na p艂ywalni. Poczu艂, 偶e stopniowo wraca spok贸j. Sk膮d ten cz艂owiek zna takie szczeg贸艂y z jego 偶ycia?

- Trafi艂by pan wtedy do s膮du dla nieletnich, gdyby nie pa艅ski ojciec... Ale zostawmy to. Te wydarzenia nie nale偶膮 do tematu. A zarazem nale偶膮

- stwierdzi艂 nieznajomy protekcjonalnym tonem.

Sina nie m贸g艂 si臋 pozby膰 wra偶enia, 偶e nieznajomy bawi si臋 jego kiep­sk膮 kondycj膮. Rozejrza艂 si臋 po sali, ale opr贸cz stra偶nika nadal nikogo in­nego w niej nie by艂o.

- Prosz臋 si臋 nie dziwi膰, ja wiem wi臋cej, ni偶 si臋 panu zdaje. Przecie偶 wspomina艂em, 偶e jestem pa艅skim fanem. Obserwowa艂em pana i przez ca艂e 偶ycie by艂em pa艅skim cieniem. Widzia艂em, jak pan si臋 przygotowu­je, nie wiedz膮c do czego. Czyta艂em pa艅sk膮 prac臋 magistersk膮, doktorsk膮 i habilitacyjn膮. Wszystkie trzy na temat Fryderyka, tego niedocenianego cesarza. Przynosi to panu chlub臋... Pan chyba wyczuwa艂, 偶e na zewn膮trz co艣 na pana czeka, co艣, co przewy偶sza rang膮 wszystkie inne sprawy, ju偶 od czas贸w dzieci艅stwa. A dlaczego to w艂a艣nie pan sta艂 si臋 obiektem szy­derstw na basenie?

Nie wiem 鈥 sk艂ama艂 Sina.

- Niech mi pan tu nie k艂amie - zaprotestowa艂 nieznajomy ostrym tonem.

Sina skurczy艂 si臋 na wspomnienie tamtych wydarze艅 i poczu艂, jak jego da艂o wraca swym kszta艂tem do tamtych lat. Mi臋艣nie zanikaj膮 i oto przed jego oczami stoi dr偶膮cy, ma艂y, skulony ch艂opiec z nadwag膮. Tymczasem nieznajomy kontynuowa艂 spokojnym tonem:

- Bo by艂 pan ch艂opcem do bida. M膮drzejszym od innych, nikim je­艣li chodzi o sport. Na swoich najlepszych przyjaci贸艂 wybiera艂 pan zawsze ksi膮偶ki, a nie ludzi. Mam racj臋?

- A jednak... - wyszepta艂 Sina.

- W ko艅cu zacz膮艂 pan rosn膮膰, stawa艂 si臋 coraz silniejszy. I wtedy wybi艂 pan swoim przeciwnikom odwag臋 z g艂owy. Ka偶demu, kto z pana szydzi艂 albo w pana w膮tpi艂, odp艂aca艂 pan podobnie. Zw艂aszcza ojcu...

Kiedy-Sina us艂ysza艂 ostatnie s艂owa, zacz膮艂 si臋 pod膰.

- Czego pan w艂a艣dwie ode mnie chce? 鈥 spyta艂 dr偶膮cym g艂osem.

- Zeby pan zrozumia艂, o co w tym wszystkim chodzi 鈥 odpar艂 twar­dym g艂osem nieznajomy.鈥擟o si臋 stanie z pana wiedz膮, si艂膮 da艂a, gdy kt贸­rego艣 dnia ju偶 pana nie b臋dzie? My, ludzie, jeste艣my delikatni, jak p艂atki r贸偶y na wietrze. Sam pan przede偶 wie.

Sina skin膮艂 g艂ow膮, b艂膮dz膮c wzrokiem po tryptyku.

Dlaczego nie ma pan dzied? Wyja艣ni臋 panu. Bo dzied nie stanowi膮 gwarancji pa艅skiego dalszego istnienia. Rozwijaj膮 si臋 zupe艂nie inaczej, ni偶 ich ojcowie. Poza tym mog膮 umrze膰. I w艂a艣nie to jest prawdziw膮 przyczy­n膮, dla kt贸rej nie ma pan dzied - kontynuowa艂 bezlito艣nie nieznajomy.

- Pan si臋 po prostu ba艂 sp艂odzi膰 idiot臋. Obawia艂 si臋 pan, 偶e weekendowe popo艂udnia b臋dzie pan musia艂 sp臋dza膰 z synami na boisku, a nie w mu­zeum. Czy偶 nie mam racji?

- Tak, to prawda 鈥 przyzna艂 Sina. 鈥 A teraz jest ju偶 na to za p贸藕no. Dlaczego mi pan to robi? 鈥 spyta艂 g艂臋boko wstrz膮艣ni臋ty.

- Bo teraz pan zrozumie 鈥 odpai艂 nieznajomy spokojnym g艂osem, z kt贸rego znikn膮艂 sadyzm. - Prosz臋 pozwoli膰, 偶eby to dzie艂o do pana prze­m贸wi艂o. Prosz臋 go pos艂ucha膰 - szepn膮艂 na zako艅czenie prawie mi臋kkim g艂osem.

Zbiegaj膮c schodami do wej艣cia, Wagner przeskakiwa艂 po dwa stopnie. Podbiegi do kasjerki, kt贸ra patrza艂a na niego z nagan膮.

- Gdzie jest pomieszczenie monitoringu? Szybko!! 鈥 zawo艂a艂 Sina.

- Jak to? A czego pan szuka?

-Jezu, przecie偶 nie ukradn臋 wam jakiego艣 monitora, chc臋 tylko za­mieni膰 kilka s艂贸w z obs艂ug膮. No wi臋c? Gdzie?

Kobieta nadal spogl膮da艂a na niego niepewnym wzrokiem. Wagner wsun膮艂 r臋k臋 przez otw贸r w okienku i chwyci艂 j膮 za d艂o艅:

- Prosz臋, to wa偶ne.

Tym razem uda艂o si臋. Kobieta wskaza艂a tyln膮 cz臋艣膰 sali i drzwi, kt贸­rych sam by nie zobaczy艂.

- Niech pan zapuka!

Ale Wagnera ju偶 przy niej nie by艂o. P臋dzi艂 w stron臋 drzwi wskaza­nych przez kasjerk臋.

Sina przygl膮da艂 si臋 艣redniowiecznemu obrazowi. Widzia艂 na nim kolorowe chor膮gwie i tarcze, okrutn膮 bitw臋 z w臋gierskim s膮sia­dem, kt贸ry ze zwyk艂ego przygranicznego ludu chcia艂 si臋 zmieni膰 w nar贸d syn贸w i ojc贸w. Czy偶 syn nie nadaje sensu 偶yciu swojego ojca? Czy偶 to nie syn jest nadziej膮? Ka偶da bezsensowna 艣mier膰 syna niszczy zarazem dzie艂o 偶ycia jego ojca. Czy偶 nie 偶yjemy wiecznie dzi臋ki dzieciom? Hi­storia zna wielu kontynuator贸w ojcowskich dzie艂, kt贸rzy zmarli w m艂o­dym wieku, bez powodu. Jego wzrok spocz膮艂 na postaci Leopolda, kt贸­ry jako dziecko znudzony lekcj膮 z nauczycielem wdrapa艂 si臋 na drzewo, spad艂 na ziemi臋 i skr臋ci艂 sobie kark. Sin臋 przeszy艂 dreszcz. A gdyby tak i jego syn...

Widz臋, 偶e go pan s艂ucha - odezwa艂 si臋 ponownie nieznajomy. - Kim jest centralna posta膰 tego obrazu?

- Postaci膮 t膮 jest bez w膮tpienia 艣wi臋ty Leopold, chocia偶 jego meda­lion jest przesuni臋ty troch臋 w prawo - odpar艂 Sina.

- Zgadza si臋. A kogo trzyma za r臋k臋?

- Dw贸jk臋 swoich syn贸w, kt贸rych prze偶y艂 - odpar艂 Sina i podszed艂 bli偶ej do o艂tarza, 偶eby lepiej przyjrze膰 si臋 malowid艂u; nienaturalnej wielko­艣ci posta膰 w niebieskim p艂aszczu ze z艂otymi or艂ami i w koronie na g艂owie

- stary, smutny cz艂owiek, kt贸ry prowadzi za r臋ce dwie mniejsze postacie, spogl膮daj膮ce w g贸r臋 ku niemu.

- To nie byli jedyni synowie, kt贸rych margrabia musia艂 wcze艣niej pogrzeba膰. Prosz臋 przyjrze膰 si臋 dok艂adniej. Leopold to jedyny z Baben- berger贸w z aureol膮 艣wi臋tego, nieprawda偶? Co symbolizuje taka aureola wok贸艂 jego g艂owy?

-Ju偶 w czasach, kiedy wyznawano wiar臋 w wielu bog贸w, aureola by艂a znakiem nie艣miertelno艣ci. Pojawia艂a si臋 w okr膮g艂ym kszta艂cie wok贸艂 g艂贸w zmar艂ych, natomiast w formie kanciastej wok贸艂 g艂贸w os贸b 偶yj膮cych, kr贸­l贸w i cesarzy rzymskich 鈥 odpar艂 Sina.

- S艂usznie, w艂a艣nie takiej odpowiedzi si臋 po panu spodziewa艂em. A ilu spo艣r贸d jego licznych syn贸w, kt贸rych urodzi艂a mu druga 偶ona, Agnes, prze­偶y艂o margrabiego? Ilu z nich rozpoznaje pan na obrazie?

-Abstrahuj膮c od tre艣ci przekazanej nam przez 艣wiatowej s艂awy kro­nikarza i duchownego Ottona von Freisinga pozostaje nam dw贸ch braci: Henryk Jasomirgott i Leopold IV 鈥 odpar艂 Sina, przesuwaj膮c wzrokiem po obrazie.

- Kt贸ry by艂 starszy?

- Henryk. Ale to Leopold zosta艂 nast臋pc膮 ojca po jego 艣mierci i to on zdoby艂 Regensburg. Potem, gdy wkroczy艂 do dawnej stolicy, zosta艂 ksi臋­ciem Bawarii. Obl臋偶enie Regensburga widz臋 po lewej stronie, nad Leo­poldem III - wyja艣nia艂 Sina, kt贸ry w ostatniej chwili powstrzyma艂 si臋, 偶eby nie dotkn膮膰 obrazu i bardziej precyzyjnie wskaza膰, co ma na my艣li.

- Czy to nie jest niezwyk艂e, panie profesorze? Zazwyczaj w艂adza po zmar艂ym ojcu przechodzi艂a na syna pierworodnego, prawda?

- Tak, ma pan racj臋. Ale podobno Leopold nie kocha艂 Henryka i dla­tego. .. 鈥 zastanawiaj si臋 g艂o艣no Sina.

- Bzdura! - przerwa艂 mu nieznajomy.鈥擭iech pan zapomni o tym, co znajduje si臋 w ksi膮偶kach albo niech pan zacznie czyta膰 mi臋dzy wierszami. Kto bardziej kocha艂 Leopolda IV ni偶 Henryk Jasomirgott? Kto jest siostr膮 cesarza? Kto ma w艂adz臋 na tyle pot臋偶n膮, aby usadowi膰 jego syna na tronie ksi臋cia Bawarii? Niech pan pomy艣li logicznie.

- Agnes. Ma艂偶onka margrabiego...

- No w艂a艣nie. Kobieta w 艂贸偶ku jest- zawsze silniejsza od zdrowego rozs膮dku. A panu si臋 wydaje, 偶e to nie kobiety dzier偶膮 w d艂oni klucze - roze艣mia艂 si臋 nieznajomy, ale po chwili znowu zacz膮艂 m贸wi膰 twardym, zimnym grosem: - Matka bardziej kocha swojego syna ni偶 m臋偶a. Co mo偶e zrobi膰 w sytuacji, gdy jej m膮偶 nie umiera ze staro艣ci, nie imaj膮 si臋 go 偶adne choroby, a w dojrza艂ym wieku poluje na ody艅ce, jakby to by艂y warchlaki? Na dodatek prowadzi polityk臋 wspieraj膮c膮 papie偶a, wbrew woli cesarza, kt贸ry w ko艅cu jest jego szwagrem. Co gorsza jej ma艂偶onek fawo- nmiie innego syna ni偶 ona, a mianowicie tego, kt贸ry b臋dzie kontynuowa艂

polityczn膮 lini臋 ojca, a kt贸ry w oczach Agnes my艣li dok艂adnie tak samo jak m臋偶czyzna, kt贸rego 艣wiat my艣li pozostaje dla niej - mimo ca艂ej mi­艂o艣ci, jaka ich 艂膮czy鈥攗kryty. No i jeszcze jedna sprawa: z ka偶dym wsp贸l­nie sp臋dzonym dniem niez艂omna 偶ywotno艣膰 jej m臋偶a wydaje si臋 jej coraz straszniejsza...

Chce mi pan wm贸wi膰, 偶e Agnes i jej ukochany syn zamordowali Leopolda III na polowaniu?鈥.oburzy艂 si臋 Sina.

M贸wi pan tak, jakby kr贸tka wstawka w kronice o tre艣ci 鈥瀞pad艂 z ko­nia w czasie polowania鈥 nie wydawa艂a si臋 panu a偶 taka niezwyk艂a. O ile dobrze sobie przypominam, pan te偶 zastanawia艂 si臋 nad faktem, 偶e 偶ad­nej z 贸wcze艣nie 偶yj膮cych os贸b nie oburzy艂a nag艂a 艣mier膰 starego, acz cie­sz膮cego si臋 dobrym zdrowiem monarchy. Jedyny list kondolencyjny dla 鈥瀙ogr膮偶onej w 偶a艂obie wdowy鈥 nadszed艂 nie od rodziny, tylko od papie偶a. Dziwne, prawda? A czy jeden z profesor贸w nie zgani艂 pana g艂o艣no pod­czas seminarium, gdy wyst膮pi艂 pan z tez膮 o morderstwie?

Tak, Sina do dzisiaj o tym pami臋ta艂.

Niestety, mam ju偶 dla pana niewiele czasu. Pana przyjaciel, Wagner, dotar艂 ju偶 do pomieszczenia z monitoringiem. Prosz臋 mi jeszcze powie­dzie膰, kt贸ry scenariusz ma艂偶e艅ski jednego z p贸藕niejszych w艂adc贸w przy­pomina panu zwi膮zek Agnes i Leopolda?

Cesarza Fryderyka i jego 偶ony, Eleonory. Z t膮 r贸偶nic膮, 偶e ona nie zamordowa艂a swojego m臋偶a, aby uczyni膰 z walecznego Maksymiliana ce­sarza 鈥 szepn膮艂 Sina, kt贸ry powoli zacz膮艂 rozumie膰, dok膮d chce go zapro­wadzi膰 g艂os w s艂uchawce.

- Kto tam?

G艂os za drzwiami wyda艂 si臋 Wagnerowi znajomy.

Prosz臋 otworzy膰, to bardzo wa偶ne, nazywam si臋 Wagner i przysze­d艂em tu z profesorem Sin膮. Musz臋 o co艣 pilnie spyta膰.

Drzwi otwar艂y si臋, ale tylko na tyle, 偶e zrobi艂a si臋 w nich w膮ska szcze­lina. Wagner nie traci艂 czasu na wyja艣nienia, tylko wsun膮艂 w ni膮 stop臋 i wszed艂 do pomieszczenia zastawionego w ca艂o艣ci monitorami. M艂ody student, z kt贸rym Sina niedawno si臋 wita艂, spogl膮da艂 na niego z otwar­tymi ustami.

O co cho... czy co艣.wyj膮ka艂 nie ko艅cz膮c, bo zabrak艂o mu s艂贸w.

Wagner rozejrza艂 si臋 po pokoju. Pomieszczenie by艂o puste.

- Kt贸ry z nich to Henryk Jasomirgott? - naciska艂 na Sm膮 nieznajomy.

- Ten z lewej, na g贸rze. Stoi na pok艂adzie okr臋tu, kt贸ry mia艂 go za­wie藕膰 do Jerozolimy 鈥 odpar艂 szybko Sina.

- Panie profesorze, patrzy pan, a nie widzi. Przecie偶 nie tak dawno wyja艣nia艂 pan swojemu przyjacielowi kontekst znaczeniowy. Dlaczego wi臋c pierwszy niezale偶ny ksi膮偶臋 Austrii mia艂by by膰 kar艂em umiejscowio­nym na korpusie okr臋tu? Czy mo偶e mi pan to wyja艣ni膰? 鈥 spyta艂 niezna­jomy oburzonym g艂osem.

Sina potrz膮sn膮艂 g艂ow膮, zmru偶y艂 powieki i zacz膮艂 studiowa膰 medalion przedstawiaj膮cy Henryka Jasomirgotta.

- Kiedy ujrza艂 pan t臋 scen臋 po raz pierwszy w swoim podr臋czni­ku szkolnym, co przysz艂o panu na my艣l? Kt贸ry z nich, wed艂ug pana, by艂 Henrykiem?

- Wtedy wydawa艂o mi si臋, 偶e to m臋偶czyzna na dziobie statku w czer­wonej szacie i czarnej czapce 鈥 przyzna艂 Sina.

- Bardzo dobrze. Niech pan nigdy nie lekcewa偶y obserwacji ma艂ego dziecka. M臋偶czyzna, kt贸ry wyci膮ga r臋k臋 w stron臋 Jerozolimy, to znaczy na po艂udniowy wsch贸d, wydaje w ten spos贸b swoim ludziom polecenie, aby mu towarzyszyli. To w艂a艣nie jest Jasomirgott. Pokazano go tak偶e w kilku innych medalionach. Wagner, w ca艂ej swojej historycznej niewiedzy, do­strzeg艂 posta膰 ukrytego ksi臋cia w tamtej pojedynczej wskaz贸wce: gdy ksi膮偶臋 potajemnie opisuje wjazd swojego brata do Regensburga na obrazie wcho­dz膮cym w sk艂ad o艂tarza szkockiego mistrza iwko艅cu doprowadza ojcob贸jc臋 przed oblicze sprawiedliwo艣ci. Henryk osobi艣cie wykonuje na nim wyrok i pozbawia go 偶yda na jednym z polowa艅, dok艂adnie w taki sam spos贸b, jak jego brat zamordowa艂 kiedy艣 ich ojca. Nie bez przyczyny czyn ten sta­nowi pocz膮tek istnienia znanego nam deltoidu. Mord na Leopoldzie III i pokuta za t臋 zbrodni臋 s膮 pocz膮tkiem tajemnicy 鈥 wyja艣ni艂 nieznajomy.

Jakiej tajemnicy? Na czym ona polega? 鈥 wyj膮ka艂 Sina.

- Niech mnie pan nie rozczarowuje, profesorze. Zd膮偶y艂em ju偶 przeciez wyja艣ni膰 panu, o co tu chodzi. Kilka szczeg贸艂贸w musi pan sam odnale藕膰. Chda艂em tylko da膰 panu wskaz贸wk臋, 偶eby nie porusza艂 si臋 pan po omacku.

Wagner kurczowo przytrzymywa艂 studenta za rami臋 i nie chcia艂 go pu艣d膰.

| 208 '

Czy opr贸cz pana by艂a w tym pomieszczeniu jaka艣 osoba? - spyta艂 zdumionego m艂odego cz艂owieka, kt贸ry przestraszony pokr臋ci艂 tylko g艂o­w膮. Wagner sk艂onny by艂 mu uwierzy膰. Je艣li jednak nie tutaj, to gdzie? - Chwileczk臋, jeszcze jedno pytanie: przesy艂a pan obraz z kamer za pomoc膮 sta艂ego 艂膮cza czy fal radiowych?

Za pomoc膮 fal radiowych. A po co to panu? - odpar艂 ze zdziwie­niem student.

Nie doczeka艂 si臋 jednak odpowiedzi, bo dziennikarz by艂 ju偶 na ze­wn膮trz. Bieg艂 przez dziedziniec w poszukiwaniu tajemniczego g艂osu.

- Chwileczk臋, prosz臋 si臋 nie roz艂膮cza膰 - zawo艂a艂 Sina.

Tak? Jeszcze kilka minut temu nie chcia艂 pan ze mn膮 rozmawia膰. Prosz臋, jak. szybko zmieniaj膮 si臋 niekt贸re rzeczy - roze艣mia艂 si臋 niezna­jomy. 鈥 Czego pan jeszcze chce? Przekaza艂em panu to, co wolno mi by艂o przekaza膰. Ko艅 stoi ju偶 osiod艂any, teraz musi go pan tylko dosi膮艣膰.

A dok膮d mnie zawiezie? Jasomirgott i o艂tarz szkockiego mistrza mia艂y nas doprowadzi膰 na po艂udniowy wsch贸d albo na po艂udnie. A Fry­deryk? Dok膮d chcia艂by nas wys艂a膰? Do Egiptu?

Ex oriente lux, m贸wi dawne przys艂owie. Wspania艂y pomys艂, profe­sorze. A jednak nie ma pan absolutnie racji, cho膰 tylko w kontek艣cie geo­graficznym. Nieznaczna, niewielka pomy艂ka w skali tysi臋cy mil - sprecy­zowa艂 g艂os w s艂uchawce.

Niech偶e pan przestanie, mnie s膮 potrzebne odpowiedzi - zapro­testowa艂 troch臋 odwa偶niejszym tonem Sina, czekaj膮c na reakcj臋 swego rozm贸wcy.

Touch茅 鈥 us艂ysza艂 w odpowiedzi troch臋 bardziej ostry ton.鈥擭o do­brze. Prosz臋 mi powiedzie膰, jakie zjawisko wed艂ug dawnej wiedzy zwia­stowa艂o 艣mier膰 w艂adcy albo nadej艣cie globalnego kataklizmu?

Zazwyczaj by艂a to kometa - odpar艂 Sina.

Niedawno pan tak膮 widzia艂, pami臋ta pan?

Sina zastanawia艂 si臋 przez chwil臋 nad odpowiedzi膮:

Tak, to by艂a Gwiazda Betlejemska uwidoczniona na o艂tarzu szkoc­kiego mistrza nad g艂owami 艢wi臋tej Rodziny podczas jej ucieczki do Egiptu.

Zgadza si臋! Gwiazda Betlejemska zwiastowa艂a trzem m臋drcom ze Wschodu narodziny nie艣miertelnego kr贸la. Na pierwszy rzut oka nie by艂 to wi臋c 偶aden z艂y zwiastun, tylko obietnica, cho膰 kosztowa艂a ona 偶ycie

*

wielu syn贸w Izraela, poniewa偶 Herod Antypas rozkaza艂 zabi膰 wszystkich ch艂opc贸w, kt贸rzy osi膮gn臋li pewien wiek.

- I co w takim razie? Mam si臋 wybra膰 na poszukiwanie Gwiazdy Betlejemskiej?

- Nie, nie Gwiazdy Bedejemskiej, bo to nie by艂a gwiazda, tylko potr贸j­na koniunkcja. Ma pan szuka膰 da艂a niebieskiego, kt贸re pos艂u偶y艂o szkoc­kiemu mistrzowi za wz贸r do obrazu.

Nieznajomy zamilk艂 na chwil臋, a Sina us艂ysza艂 w tle jakie艣 inne g艂osy. Jednak nieznajomy szybko podj膮艂 przerwany w膮tek.

- Pana przyjadel, Wagner, jest szybszy ni偶 przypuszcza艂em - powie­dzia艂 z uznaniem. 鈥 Zreszt膮 jak zawsze. Prosz臋 mnie teraz uwa偶nie po­s艂ucha膰. Dziewi膮tego czerwca 1456 roku na niebie rozd膮gaj膮cym si臋 nad 艢wi臋tym Cesarstwem Rzymskim pojawi艂a si臋 kometa Halleya. Cesarz Fryderyk j膮 widzia艂 i autor o艂tarza te偶. Je艣li uda si臋 panu odnale藕膰 w艂ad­c臋, kt贸ry obserwowa艂 t臋 komet臋 dwa tysi膮ce lat przed Fryderykiem i ka­za艂 ten fakt udokumentowa膰, a jednocze艣nie stworzy艂 wieczne, istniej膮ce do dzi艣 pa艅stwo, od razu pan zrozumie, dok膮d ta droga prowadzi. 呕ycz臋 powodzenia!

G艂os w s艂uchawce udch艂 i po艂膮czenie zosta艂o przerwane. Sina spogl膮­da艂 bezradnie na telefon. Odnosi艂 dziwne wra偶enie, 偶e wie teraz o wiele mniej ni偶 przed rozmow膮. Poza tym kto do niego dzwoni艂?

Kiedy Wagner dobieg艂 do parkingu, ujrza艂 ciemnozielonego mercedesa klasy V stoj膮cego obok jego motocykla. Ruszy艂 sprintem w kie­runku pojazdu, ale gdy dzieli艂o go od niego kilka krok贸w, mercedes ruszy艂 z miejsca, przejecha艂 szybko przez plac ratuszowy i z piskiem opon znik­n膮艂 za rogiem, kieruj膮c si臋 w stron臋 Wiednia,

Gavint usiad艂 przy stoliku w niewielkiej restauracji, kt贸r膮 urz膮dzono dla zwiedzaj膮cych obok kasy muzeum. Z przyjemno艣ci膮 popi­ja艂 klasztorne wino i spokojnie czyta艂 najnowsze wydanie gazety. Z miej­sca, kt贸re zajmowa艂, m贸g艂 obserwowa膰 ka偶d膮 osob臋, kt贸ra wchodzi艂a do klasztoru albo z niego wychodzi艂a. Kiedy Wagner wybiegi na dziedziniec, Gavint zmarszczy艂 czo艂o. Co si臋 dzieje? Jednak nieca艂e pi臋膰 minut p贸藕niej dziennikarz wr贸ci艂, z rozczarowan膮 min膮 skin膮艂 g艂ow膮 kasjerce i znowu wszed艂 do muzeum.

Kiedy Wagner i Sina wyszli w ko艅cu na zewn膮trz, Gavint obserwo­wa艂 ich. Byli tak bardzo poch艂oni臋ci rozmow膮, 偶e nie zwracali uwagi na to, co dzieje si臋 doko艂a. 鈥濩o za nieostro偶no艣膰鈥, pomy艣la艂 Gavint i wypi艂 kolejny 艂yk czerwonego wina.

Gdy us艂ysza艂, jak Wagner zapuszcza silnik motocykla, da艂 znak kel­nerowi i zap艂aci艂 rachunek. Jak to dobrze, 偶e wczoraj po po艂udniu z艂o偶y艂 wizyt臋 w zajezdni Wagnera i umie艣ci艂 na jego motocyklu nadajnik D艂u­go sta艂 przed kolekcj膮 japo艅skich sportowych pojazd贸w z lat osiemdzie­si膮tych i dziewi臋膰dziesi膮tych, podziwiaj膮c ich doskona艂y stan i wygl膮d. Swym eleganckim, op艂ywowym kszta艂tem r贸偶ni艂y si臋 od wsp贸艂czesnych pojazd贸w projektowanych w do艣膰 agresywnym stylu. Potem obszed艂 ca艂y budynek, dziwi膮c si臋, 偶e Wagner tak beztrosko traktuje kwesti臋 zabezpie­czenia tego miejsca. Kilka godzin p贸藕niej przez te same, nie zamkni臋te na 偶aden klucz drzwi, do 艣rodka wtargn膮艂 ojciec Johannes...

Gavint opu艣ci艂 teren klasztoru i skierowa艂 si臋 powoli w stron臋 pobli­skiego podziemnego gara偶u. Czeka艂 tam na niego samoch贸d ambasady z w艂膮czonym silnikiem. Skontrolowa艂 ekran, na kt贸rym wida膰 by艂o b艂ysz­cz膮cy punkt wskazuj膮cy aktualne po艂o偶enie nadajnika. Wynika艂o z nie­go, 偶e Wagner kieruje si臋 w szybkim tempie do Wiednia. Gavint 艣ledzi艂 wzrokiem przesuwaj膮cy si臋 po elektronicznej mapie punkt i przez chwil臋 odni贸s艂 wra偶enie, 偶e nadajnik znajduje si臋 nie na motocyklu, tylko na le­c膮cym z du偶膮 pr臋dko艣ci膮 samolocie.

30 GRUDNIA 1916 ROKU, PA艁AC JUSUPOWA, SANKT PETERSBURG

Ksi膮偶臋 Feliks Feliksowicz Jusupow otworzy艂 nerwowo drzwi i ujrza艂 przed sob膮 wylot lufy karabinu Steyr M1912. W jednej chwili po偶a艂owa艂, 偶e akurat tego wieczoru da艂 wolne ca艂ej swojej s艂u偶bie. Przed wej艣ciem do budynku sta艂o pi臋ciu m臋偶czyzn w mundurach polo- wych. Ka偶dy mia艂 na lewym ramieniu bia艂膮 tarcz臋 herbow膮 z czerwo­nym krzy偶em i sze艣cioramienn膮 gwiazd膮 po艣rodku. O tym, 偶e jego dom ju偶 od d艂u偶szego czasu jest pod obserwacj膮 Ochrany, wiedzia艂 od dawna. Od samego pocz膮tku by艂o to dla niego jak cier艅 w oku. Mia艂 wi臋c na­dziej臋, 偶e przynajmniej dzisiaj agenci Ochrany mu pomog膮, ale na pr贸偶­no wyt臋偶a艂 wzrok. Na ulicy nikogo innego nie by艂o. Ksi膮偶臋 zakl膮艂 po cichu.

- Chyba nas pan wpu艣ci do 艣rodka, ksi膮偶臋 - powiedzia艂 uprzejmie starszy m臋偶czyzna z bokobrodami i g艂adko wygolonym podbr贸dkiem. Jego s艂owa zabrzmia艂y jednak stanowczo. Na dodatek podsun膮艂 ksi臋ciu pod nos luf臋 swojego automatycznego pistoletu, takiego samego, jakich u偶ywano w cesarsko-kr贸lewskiej armii. Nie czekaj膮c na odpowied藕, po­pchn膮艂 ksi臋cia i wszed艂 do 艣rodka.

- Niemcy! 鈥 stwierdzi艂 ksi膮偶臋.

- Austriacy, przynajmniej od 1871 roku - odpar艂 nieznajomy, nie spuszczaj膮c ksi臋cia ani na chwil臋 z oczu.

Czterej pozostali m臋偶czy藕ni weszli za nim i zamkn臋li za sob膮 drzwi na klucz. Agenci Ochrany nadal si臋 nie pojawili. 鈥濼rzeba b臋dzie poszuka膰 innego rozwi膮zania鈥, pomy艣la艂 zdesperowany ksi膮偶臋.

Intruzi wyj臋li z kieszeni p艂aszcza samopowtarzalne pistolety Steyer M12/P16. Ksi膮偶臋 rozpozna艂 je po wygl膮dzie.

-Jestem Czechem - wyja艣ni艂 jeden z nich.

- A ja Polakiem - doda艂 nast臋pny.

Zanim jednak cokolwiek zd膮偶y艂 powiedzie膰, W臋gier鈥攄ow贸dca gru­py- nakaza艂 swym ludziom surowym wzrokiem milczenie.

- Czy wasza ksi膮偶臋ca mo艣膰 zechce nam wyda膰 Grigorija Jefimowicza Rasputina鈥攐dezwa艂 si臋 dow贸dca i nie by艂o to pytanie, a raczej uprzejmie sformu艂owany rozkaz poparty ruchem pistoletu.

- Wiemy z dobrze poinformowanych 藕r贸de艂, 偶e go艣ci tu dzisiaj z wi­zyt膮. Z tego, co wiemy, jest pan, ksi膮偶臋, jedn膮 z ostatnich wysoko posta­wionych os贸b w Petersburgu, kt贸ra cieszy si臋 jego zaufaniem.

- Mimo najlepszych ch臋ci nie wiem, o czym pan m贸wi 鈥 sk艂ama艂 ksi膮偶臋, ale grube krople potu na czole zdradza艂y trudne po艂o偶enie, w ja­kim si臋 znalaz艂.

Dow贸dca grupy ani na chwil臋 nie straci艂 rezonu. Jego uprzejmo艣膰 ulotni艂a si臋 jak dym z papierosa:

- Niech pan przestanie opowiada膰 bzdury, ksi膮偶臋. Wiem, 偶e on tu jest. Prosz臋 wi臋c go nam wyda膰, zanim zrobi臋 si臋 naprawd臋 nieuprzejmy. I jeszcze jedno: niech pan nie pr贸buje mnie oszuka膰. Znam Rasputina osobi艣de, wi臋c mo偶e pan sobie darowa膰 sobowt贸ra, kt贸rego pan i pa艅scy szlachetnie urodzeni przyj adele d膮gade po spelunkach i burdelach, 偶eby w ten spos贸b na dobre zniszczy膰 wizerunek prawdziwego Rasputina. Czy pan mnie zrozumia艂?

212 '

Dow贸dca grupy odci膮gn膮艂 kurek pistoletu. Jego klikni臋cie rozbrzmia艂o g艂o艣no w艣r贸d obramowanych z艂otem luster i fajansowych naczy艅.

Wola艂bym, 偶eby nie dosz艂o mi臋dzy nami do nieporozumienia - do­da艂 drugi z Austriak贸w po rosyjsku i roze艣mia艂 si臋 ch艂odno.

s To prawda, nie chcemy tu 偶adnych nieporozumie艅 - burkn膮艂 Czech, kt贸ry wcisn膮艂 ksi臋ciu w bok luf臋 swojego pistoletu i odci膮gn膮艂 kurek. Ju- supow by艂 pewien, 偶e gdyby zacz膮艂 wo艂a膰 o pomoc, Czech ani na moment si臋 nie zawaha i poci膮gnie za spust. Prze艂kn膮艂 g艂o艣no 艣lin臋, uni贸s艂 bez s艂o­wa ramiona i wskaza艂 palcem schody wiod膮ce na g贸r臋.

艢wietnie, nie by艂o to a偶 tak trudne. P贸jdzie pan przodem, a my za panem 鈥 poleci艂 dow贸dca pochlebnym tonem, po czym ruchem pistoletu wskaza艂 k艣i臋ciu drog臋 na g贸r臋.

Ksi膮偶臋 szed艂 wolnym krokiem, jak grzeczne dziecko. Czterej m臋偶czy藕­ni ubrani w mundury po艂ow臋 szli za nim z broni膮 przygotowan膮 do strza艂u.

Kiedy weszli na pi臋tro, Jusupow zatrzyma艂 si臋 przed drzwiami, a w jego rozbieganych oczach pojawi艂 si臋 strach.

Czy on tam jest? 鈥 spyta艂 dow贸dca grupy.

Ksi膮偶臋 skin膮艂 szybko g艂ow膮, ale nie. by艂 w stanie wydoby膰 z siebie ani s艂owa. M臋偶czyzna o siwych, kr贸tko obci臋tych w艂osach spojrza艂 na ksi臋cia w zamy艣leniu i u艣miechn膮艂 si臋 znacz膮co.

Rozumiem, 偶e nie jest sam?

Ksi膮偶臋 pokr臋ci艂 gwa艂townie g艂ow膮.

To nam troch臋 komplikuje spraw臋 - westchn膮艂 dow贸dca i gestem r臋ki nakaza艂 swym ludziom, aby ustawili si臋 na lewo i prawo od drzwi. Dwaj z nich od razu zaj臋li wskazane miejsca, szykuj膮c si臋 do wtargni臋cia do komnaty i do jej zabezpieczenia.

Prosz臋 otworzy膰 鈥 rozkaza艂 dow贸dca cichym g艂osem ksi臋ciu. Ten uj膮艂 dr偶膮c膮 d艂oni膮 klamk臋 i nacisn膮艂 j膮. Powita艂o ich pytanie zadane przez znajduj膮c膮 si臋 w 艣rodku osob臋:

Czy pan si臋 w ko艅cu pozby艂 tych ludzi?

W nast臋pnej chwili czterej m臋偶czy藕ni ubrani w mundury polowe wpadli do pokoju.

R臋ce do g贸ry! Bro艅 na pod艂og臋 i g臋by na k艂贸dk臋!

Dow贸dca, kt贸ry by艂 uzbrojony w pistolet Steyr Ml 912, z zadowole­niem obserwowa艂, jak kolejne sztuki broni l膮duj膮 na pod艂odze. Nikt nie odezwa艂 si臋 ani s艂owem. Pomieszczenie by艂o bezpieczne.

'

Bardzo prosz臋, ksi膮偶臋, pan pierwszy 鈥 szepn膮艂 gro藕nie dow贸dca i wepchn膮艂 trz臋s膮cego si臋 ze strachu ksi臋cia do 艣rodka. Kiedy ten znalaz艂 si臋 w pokoju, poczu艂 zapach krwi i smr贸d ludzkich ekskrement贸w. Jedno spojrzenie wystarczy艂o. Jego ludzie trzymali pod lufami przedstawicieli rosyjskiej 艣mietanki towarzyskiej.

- Widz臋, 偶e ksi膮偶臋 zaprosi艂 do siebie wszystkich, kt贸rych imi臋 i ranga co艣 znacz膮 w tym kraju 鈥 stwierdzi艂. 鈥 Deputowany do rosyjskiej Dumy, W艂adymir Puryszkiewicz, kapitan Suchotin z Pu艂ku Preobra偶e艅skiego, pan doktor Lasowert, a nawet 鈥瀠kochany kuzyn cara鈥, Wielki Ksi膮偶臋 Dy­mitr Paw艂owicz. A tu, prosz臋, jaka niespodzianka, panowie Oswald Rayner i John Scale reprezentuj膮cy Secret Intelligence Service Jego Kr贸lewskiej Mo艣ci, kr贸la Anglii. Witam wszystkich pan贸w jak najserdeczniej.

Dow贸dca wodzi艂 ch艂odnym wzrokiem po zdumionych m臋偶czyznach, kt贸rzy stali z podwini臋tymi r臋kawami koszul. W pewnej chwili zauwa偶y艂, 偶e jego ludzie wpatruj膮 si臋 przera偶onym wzrokiem w jeden punkt. Pod膮­偶y艂 za ich spojrzeniem i na jednym z foteli ujrza艂 skulon膮, zwi膮zan膮 po­sta膰, kt贸ra nie mia艂a ju偶 w sobie 偶adnych cech ludzkich. Skierowa艂 wzrok w drug膮 stron臋 i zauwa偶y艂, 偶e ca艂a pod艂oga zalana jest krwi膮 i ekskremen­tami, a na twarzach i bia艂ych koszulach m臋偶czyzn widniej膮 ciemnoczer­wone 艣lady krwi. Czy偶by on i jego ludzie zjawili si臋 za p贸藕no, pomy艣la艂 z gniewem i jednym, gwa艂townym ruchem popchn膮艂 ksi臋cia na pod艂og臋. Jusupow natychmiast podczo艂ga艂 si臋 do grupy m臋偶czyzn, aby za ich ple­cami znale藕膰 schronienie.

Dow贸dca wsun膮艂 pistolet do kieszeni p艂aszcza i podszed艂 do zakrwa­wionego, ca艂kowicie obna偶onego muskularnego cia艂a. To, co ujrza艂, przy­pomnia艂o mu rze藕by przedstawiaj膮ce pewnego ubiczowanego cz艂owieka, kt贸rego wizerunek tak cz臋sto widywa艂 w ko艣cio艂ach i klasztorach. Jednak artystyczna forma tamtych dzie艂 sztuki mia艂a si臋 nijak do okrutnego wi­doku, jaki ujrza艂 w tej komnacie. Mi臋dzy nogami zakrwawionego m臋偶czy­zny bezw艂adnie zwisa艂 ogromny penis. Okolice brzucha i genitalia nosi艂y 艣lady ci臋偶kiego pobicia.

Dow贸dca z wahaniem chwyci艂 m臋偶czyzn臋 z fotela za d艂ugie przet艂usz­czone w艂osy i uni贸s艂 mu g艂ow臋, 偶eby przyjrze膰 si臋 w 艣wietle jego twarzy. Pokrywa艂 j膮 szczeciniasty zarost. Bez w膮tpienia mia艂 przed sob膮 Rasputina.

Nagle zakrwawiona posta膰 poruszy艂a si臋. Dow贸dca odskoczy艂 prze­ra偶ony do ty艂u. Rasputin otworzy艂 oczy. Wydawa艂o si臋, 偶e jego g艂臋bokie,

stalowe spojrzenie przenika wszystko i wszystkich. Uni贸s艂 d艂onie i zacz膮艂 be艂kota膰 jakie艣 niezrozumia艂e s艂owa.

- Cytuje Bibli臋 - szepn膮艂 Polak.

Dow贸dca skin膮艂 g艂ow膮 i da艂 mu zna膰, 偶eby zamilk艂. Nabra艂 g艂臋boko powietrza i kucn膮艂 przy Rasputinie, 偶eby lepiej widzie膰 jego twarz.

Poznajesz mnie? 鈥 spyta艂.

Rasputin jakby obudzi艂 si臋 z transu i spojrza艂 na niego. Jednak to nie stan, w jakim znajdowa艂a si臋 ofiara, tylko jej wzrok sk艂oni艂 dow贸dc臋 do powt贸rnej gwa艂townej reakcji. Z wielkim trudem uda艂o mu si臋, tak jak to by艂o podczas ich pierwszego spotkania, przezwyci臋偶y膰 odrucho­wy wstr臋t do mistyka. Postanowi艂 potraktowa膰 go w wyuczony, profe­sjonalny spos贸b.

Czy poznajesz mnie, Grigoriju Jefimowiczu? 鈥 powt贸rzy艂 pytanie.

Rasputin przez chwil臋 si臋 zastanawia艂, a potem wyrz臋zi艂:

- Oczywi艣cie. Wr贸ci艂e艣, tak jak kiedy艣 grozi艂e艣. Po dziesi臋ciu latach... I znowu z czterema innymi... Ale tym razem bez samochodu, 偶eby mnie przejecha膰...

Rasputin przerwa艂 i znowu straci艂 przytomno艣膰.

Dow贸dca zmarszczy艂 czo艂o. Zdarzy艂o si臋 to w 1910 roku, kiedy wraz z czterema innymi cz艂onkami Rady Dziesi臋ciu przejecha艂 Rasputina au­tomobilem, 偶eby ju偶 nigdy wi臋cej nie m贸g艂 nic powiedzie膰. Mimo to ten twardy asceta prze偶y艂. P贸藕niej dow贸dca przez wiele dni stara艂 si臋 wyt艂u­maczy膰 wracaj膮cemu do zdrowia w petersburskim szpitalu Rasputinowi, 偶e powinien zachowa膰 milczenie w sprawie tajemnicy i nie wykorzysty­wa膰 jej do 偶adnych cel贸w. Ale nie! Ten uparty cz艂owiek musia艂 przecie偶 zachowa膰 carewicza przy 偶yciu, chroni膰 艣miertelnie chore dziecko przed 艣mierci膮! Nie, to nie by艂o z jego strony 偶adne przewinienie, za kt贸re Za­kon powinien go ukara膰. Chodzi艂o raczej o powszechn膮 uwag臋, jak膮 zda­rzenie to wywo艂a艂o w艣r贸d ludzi, o intrygi dworskie i o p贸藕niejsze zmiany, jakie nast膮pi艂y w stylu 偶ycia Rasputina...

Dow贸dca zastanawia艂 si臋, czy to nie z powodu nieudanego zamachu na swoje 偶ycie i wyra藕nych gr贸藕b, 偶e mo偶e si臋 on powt贸rzy膰, je艣li nie b臋­dzie si臋 trzyma艂 ustalonych zasad, Raspudn zacz膮艂 pi膰. Kto m贸g艂 to prze­widzie膰? Jednak teraz najwa偶niejsze by艂o to, czy podczas wszystkich hu­lanek i wizyt w burdelach Rasputin dotrzyma艂 obietnicy milczenia.

Dow贸dca wyprostowa艂 si臋 i spojrza艂 na niego z g贸ry.

- Szefie, tracimy cenny czas - zauwa偶y艂 jeden z jego ludzi. - Ci szla­chetni panowie w okrutny spos贸b torturowali tego cz艂owieka, najwidocz­niej chcieli z niego co艣 wyci膮gn膮膰. Co si臋 stanie, je艣li chodzi艂o im o...

- Silentium! - przerwa艂 mu dow贸dca, ale od razu doda艂: - Masz ra­cj臋, Bracie.

Szybkim krokiem podszed艂 do Jusupowa, kt贸ry pr贸bowa艂 uciec przed nim na czworakach. Dow贸dca chwyci艂 go za w艂osy i poci膮gn膮艂 tak mocno, 偶e ksi膮偶臋 od razu stan膮艂 na wyprostowanych nogach. Lew膮 r臋k膮 przytrzymywa艂 wyrywaj膮cego si臋 ksi臋cia, w prawej trzyma艂 pistolet. Ka­pitan Suchotin chcia艂 stan膮膰 w obronie ksi臋cia, ale uprzedzi艂 go Czech, kt贸ry tak mocno uderzy艂 go swoim pistoletem w 偶ebra, 偶e kapitan upad艂 na pod艂og臋. W grupie prominentnych go艣ci rozleg艂 si臋 pomruk, ale wi­dz膮c skierowane w swoj膮 stron臋 lufy pistolet贸w, 偶aden nie odwa偶y艂 si臋 na bohaterski czyn.

Dow贸dca wsun膮艂 ksi臋ciu luf臋 pistoletu do gard艂a tak g艂臋boko, 偶e ten zacz膮艂 rz臋zi膰, patrz膮c z ukosa na pistolet.

- Co zdradzi艂 wam Rasputin? 鈥 warkn膮艂 dow贸dca. 鈥 No ju偶, gada膰, bo wszystkich was wy艣l臋 od razu do piek艂a.

Ledwie sko艅czy艂, gdy jego ludzie unie艣li pistolety na wysoko艣膰 oczu wi臋藕ni贸w.

- Nic nam nie zdradzi艂! 鈥 zawo艂a艂 doktor Lasowert. 鈥 Ani tego, czy rzeczywi艣cie k膮pa艂 c贸rk臋 cara, ani czy sp贸艂kowa艂 z caryc膮, ani czy zacza­rowa艂 carewicza. Nic nam ten diabe艂 nie wyjawi艂!

Dow贸dca popatrzy艂 na niego z pogard膮.

- To nas, do diab艂a, w og贸le nie interesuje! 鈥 wrzasn膮艂. 鈥 Pyta艂em

o tajny rytua艂, kt贸rym pos艂u偶y艂 si臋 dla ratowania carewicza!

Oswald Rayner z tajnych s艂u偶b brytyjskich uni贸s艂 obie d艂onie w uspo­kajaj膮cym ge艣cie. Mimo to czterej umundurowani m臋偶czy藕ni nie spusz­czali z niego wzroku.

- Panowie, nie wiem, kim jeste艣cie, czy wype艂niacie jakie艣 oficjalne zadanie czy mo偶e dzia艂acie na w艂asny rachunek. Chc臋 jednak zapewni膰, 偶e rytua艂 na pewno nie by艂 tematem pyta艅, jakie mu stawiali艣my. Zebrani tu panowie, jak r贸wnie偶 Jego Wysoko艣膰 Ksi膮偶臋, chcieli tylko nie dopu艣ci膰, aby ten szarlatan dalej wywiera艂 wp艂yw na polityk臋 cara albo doprowadzi艂 do podpisania pokoju z Niemcami - stwierdzi艂 Rayner spokojnym i rze­czowym tonem.

Dow贸dca potrz膮sn膮艂 ze z艂o艣ci膮 g艂ow膮:

-To jakie艣 brednie.Ten wiejski g艂upek w og贸le si臋 tam takimi sprawa­mi nie zajmowa艂. Wystarczy艂o mu, 偶e ludzie nazywaj膮 go Starcem. Chcia艂 by膰 uwa偶any za m臋drca, kt贸ry posiada dost臋p do boskiej tajemnicy. To dlatego ostrzega艂 cara, 偶e mo偶e doj艣膰 do wojny. I dlatego chcia艂 pokoju! i wykrzykiwa艂 zdenerwowany dow贸dca, wciskaj膮c ksi臋ciu luf臋 pistoletu coraz g艂臋biej do gard艂a.

Ksi膮偶臋 kwicza艂 na ca艂y g艂os jak zarzynana 艢winia, wznosi艂 r臋ce w b艂a­galnym ge艣cie i szarpa艂 mundur swojego dr臋czyciela. Dow贸dca spojrza艂 w jego pe艂ne strachu oczy.

O co chodzi? Czy chce mi pan, ksi膮偶臋, co艣 powiedzie膰? - wark­n膮艂. Z zadowoleniem spogl膮da艂 na powi臋kszaj膮c膮 si臋 ciemn膮 plam臋 na spodniach Jusupowa. Ksi膮偶臋 skin膮艂 histerycznie g艂ow膮, po policzkach sp艂ywa艂y mu g臋ste 艂zy. Dow贸dca ze wstr臋tem wyci膮gn膮艂 pistolet z jego ust i wytar艂 go do sucha w jego ubranie.

Chcia艂em go zabi膰! Tak, naprawd臋 tego chcia艂em! - wykrztusi艂 Ju- supow. - Wszystkiego pr贸bowa艂em, ale bez skutku. Doda艂em mu cyjan­ku do madery i nic. Potem zjad艂 mn贸stwo ciasta z trucizn膮. I dalej nic. Zwr贸ci艂em si臋 wi臋c o pomoc do pozosta艂ych pan贸w. Suchotin wpakowa艂 mu kul臋 w pier艣. I co zrobi艂 ten diabe艂? Zacz膮艂 ta艅czy膰! Ten szatan ta艅­czy艂 z kilkoma kulkami wi臋cej. No to co mieli艣my zrobi膰? Jego nie mo偶na zabi膰...

A czy on... 鈥 przerwa艂 mu nagle Polak.

Najwidoczniej tak - odpar艂 m艂odszy z Austriak贸w.

Silentium! 鈥 zawo艂a艂 dow贸dca i zdzieli艂 ksi臋cia kolb膮 pistoletu po g艂owie, aby przerwa膰 potok jego s艂贸w.

Ksi膮偶臋 chwyci艂 si臋 za g艂ow臋 i usiad艂, szlochaj膮c, w rogu pokoju. W tym momencie ch臋膰 zabrania g艂osu wyrazi艂 nie艣mia艂o W艂adymir Puryszkiewicz.

Prosz臋 mi wybaczy膰,je艣li si臋 mieszam...

M贸wi pan o mieszaniu? Najpierw torturujecie bezbronnego, a teraz o艣miela si臋 pan miesza膰 do rozmowy? Pan, szalony polityk? - wrzasn膮艂 Czech i skierowa艂 luf臋 pistoletu w jego stron臋.

Ale to prawda! 鈥 pr贸bowa艂 przekrzycze膰 go Puryszkiewicz. - Pr贸­bowali艣my wszystkiego, tyle 偶e tego cz艂owieka nic si臋 nie ima. Osobi艣cie nigdy nie wierzy艂em w kr膮偶膮ce plotki, ale to chyba jednak prawda, 偶e Ra­sputin nale偶a艂 do sekty ch艂yst贸w.

Dow贸dca spojrza艂 na niego zaskoczony. Co ten deputowany mo偶e wiedzie膰 o ch艂ystach? Zerkn膮艂 nerwowo na zegarek, nie pozosta艂o im ju偶 zbyt wiele czasu. Mimo to dalej dr膮偶y艂 temat:

-Jak pan do tego doszed艂?

- No niech pan zobaczy, to przecie偶 jasne jak s艂o艅ce. Nie s艂ysza艂 pan

0 tej sprawie? Pewna kobieta, niejaka Irina Niestierowna, w wieku stu lat urodzi艂a dziecko, Iwana Sus艂owa.Takjej to kiedy艣 kto艣 objawi艂. Oburzony pop odm贸wi艂 dziecku chrztu, a ojca chrzestnego uda艂o si臋 znale藕膰 dopie­ro po sze艣ciu tygodniach. Ch艂ystowie dumacz膮 to wydarzenie twierdz膮c, 偶e jest ono wype艂nieniem proroctwa objawionego przez proroka Ezr臋. Ch艂ysto­wie uwa偶ali p贸藕niej Sus艂owa za Chrystusa, a ten blu藕nierca to potwierdza艂

1 sam si臋 za niego podawa艂. Kiedy 贸w mesjasz sko艅czy艂 trzydzie艣ci trzy lata,

0 jego heregach dowiedzia艂 si臋 car Aleksy Michaj艂owicz. Kaza艂 wi臋c, aby jego i czterdziestu jego pomocnik贸w zaaresztowa膰 we wsi Pogoszcz, przes艂u­cha膰 i podda膰 torturom. Nic to jednak nie da艂o. Nie byli zreszt膮 pierwszymi

1 ostatnimi, kt贸rym nie uda艂o si臋 niczego wyci膮gn膮膰 z Sus艂owa. Nie powiod艂o si臋 nawet patriarsze Nikonowi i r贸偶nym bojarom, bo nauki Sus艂owa nadal szerzy艂y si臋 potajemnie. Legenda podaje, 偶e nawet ogie艅 na stosie si臋 go nie ima艂. W ko艅cu wyda艂 ostatnie tchnienie, nied艂ugo potem ukaza艂 si臋 swoim wyznawcom i dalej naucza艂. Car dowiedzia艂 si臋 o tym i znowu skaza艂 go na tortury. Kiedy obdarto go ze sk贸ry, jedna z wyznawczy艅, m艂oda dziewica, zawin臋艂a jego cia艂o w czyste prze艣cierad艂o. I wtedy nast膮pi艂 cud: prze艣ciera­d艂o przyros艂o mu do da艂a i zamieni艂o si臋 w ludzk膮 sk贸r臋. O tych wydarze­niach mo偶na si臋 dowiedzie膰 z widu pie艣ni ch艂yst贸w.W niewyja艣niony spo­s贸b Sus艂ow wydosta艂 si臋 na wolno艣膰 i przez trzydzie艣d kolejnych lat naucza艂 w Moskwie. Po 艣mierd pozostawi艂 swoje da艂o na Ziemi, aby da膰 przyk艂ad pobo偶nej pokory i derpliwo艣d jako syn Bo偶y, kt贸ry przyj膮艂 ludzk膮 posta膰...

Czterej m臋偶czy藕ni w mundurach wymienili znacz膮ce spojrzenia, a ich dow贸dca odwr贸ci艂 wzrok.

-1 kto艣 tak wykszta艂cony jak pan wierzy w takie rzeczy? 鈥 spyta艂.

No to prosz臋 zobaczy膰 鈥 pana ludzie te偶 w to wierz膮 鈥 odpar艂 Pu- ryszkiewicz.

Nie zmieniaj膮c wyrazu twarzy, dow贸dca wycelowa艂 i przestrzeli艂 mu rami臋. Deputowany do Dumy opad艂 na pod艂og臋 i zamilk艂.

Czy kogo艣 jeszcze podniecaj膮 te stare bajdy?鈥攕pyta艂 dow贸dca spo- . kojnym tonem i spojrza艂 po obecnych, ale 偶aden nie odwa偶y艂 si臋 nawet pi­

sn膮膰. Wszyscy stali ze wzrokiem wbitym w pod艂og臋. Dow贸dca odwr贸ci艂 si臋 wi臋c ponownie do Rasputina i dwa razy uderzy艂 go d艂oni膮 w twarz, chc膮c przywr贸ci膰 go do przytomno艣ci: - Grigoriju Jefimowiczu, s艂yszysz mnie?

Rasputin skin膮艂 potwierdzaj膮co g艂ow膮.

To dobrze. Czy wyjawi艂e艣 cokolwiek z tego, o czym kaza艂em d mil­cze膰, tym oto ludziom? 鈥 spyta艂 dow贸dca.

Rasputin pokr臋ci艂 przecz膮co g艂ow膮.

- To bardzo dobrze, m贸j synu. Czy 偶a艂ujesz za wszystkie swoje grze­chy, Grigoriju Jefimowiczu? - spyta艂 艂agodnym g艂osem dow贸dca.

Rasputin znowu potwierdzi艂 skinieniem g艂owy.

Ego te absoho apeccatus tuis in nontine Patris er Filii et Spiritus Sanc- tf. Wiesz, co b臋d臋 musia艂 teraz zrobi膰? - szepn膮艂 mu do ucha dow贸dca.

Rasputin po raz kolejny skin膮艂. Potem jednak uni贸s艂 g艂ow臋, spojrza艂 twardym wzrokiem przed siebie i mrukn膮艂:

- Je艣li zostan臋 zabity przez zwyk艂ych sprawc贸w, zw艂aszcza przez moich brad, rosyjskich ch艂op贸w, nie musisz si臋 ba膰 o swoje dzied, carze Rosji. B臋d膮 rz膮dzi膰 Rosj膮 przez setki lat. Je艣li jednak zostan臋 zabity przez szlacht臋, je艣li to oni przelej膮 moj膮 krew, ich r臋ce przez dwadzie艣da pi臋膰 lat b臋d膮 powalane krwi膮 i nie uda im si臋 zmy膰 krwi mojej. B臋d膮 musieli opu艣d膰 Rosj臋, a bracia zaczn膮 mordowa膰 brad. B臋d膮 si臋 wzajemnie za­bija膰 i nienawidzi膰. Przez dwadzie艣da pi臋膰 lat w kraju nie b臋dzie 偶ad­nej szlachty.

Po twarzy um臋czonego Rasputina sp艂ywa艂y stru偶ki potu, m贸wi艂 co­raz dszej. Nie przerywa艂 jednak, a wszyscy s艂uchali go z przera偶eniem.

- Carze Rosji, kiedy us艂yszysz dzwon, kt贸ry d powie, ze Grigorij zo­sta艂 zamordowany, wiedz rzecz nast臋puj膮c膮: je艣li moj膮 艣mier膰 spowodowali twoi krewni, 偶aden cz艂onek twojej rodziny, 偶adne dziecko twoich krew­nych nie pozostanie przy 偶ydu d艂u偶ej ni偶 dwa lata. Zabije ich lud rosyjski.

Ale偶 Grigoriju, to ju偶 nie ma 偶adnego znaczenia. Naczelne dow贸dz­two armii ju偶 dawno temu dostarczy艂o paczk臋 - szepn膮艂 dow贸dca i pog艂a­dzi艂 Rasputina 艂agodnie po g艂owie.

W nast臋pnej chwili przy艂o偶y艂 mu do czo艂a luf臋 pistoletu i poci膮gn膮艂 za spust. Nagie da艂o ofiary najpierw cofn臋艂o si臋, a potem odbi艂o od opar- da fotda i wr贸ci艂o do poprzedniej pozycji.

Cisz臋 panuj膮c膮 w pokoju przerwa艂 okrzyk przera偶enia. Rosjanie pod­biegli do zabitego Rasputina. Szeroko otwartymi oczyma obserwowali, jak jego cia艂em wstrz膮saj膮 drgawki i skurcze.

-Jak go pan... 鈥 zacz膮艂 doktor Lasowert, z trudem 艂api膮c oddech. Wskazywa艂 przy tym to na zabitego, to na dow贸dc臋, kt贸ry nadal sta艂 nie- poruszony z opuszczon膮 broni膮. Dow贸dca spojrza艂 na lekarza ze wsp贸艂­czuciem i wskaza艂 r臋k膮 na czo艂o.

- Centralny uk艂ad nerwowy 鈥 wyja艣ni艂 kr贸tko. Potem odwr贸ci艂 si臋 od zabitego i zawo艂a艂:

- A teraz wynosimy si臋 st膮d! I tak zmarnowali艣my tutaj zbyt du偶o cennego czasu.

Pi臋ciu m臋偶czyzn wybieg艂o z komnaty i pod膮偶y艂o schodami w d贸艂. Jednak tam czeka艂 ju偶 na nich oddzia艂 policji鈥攏atychmiast zacz膮艂 do nich strzela膰. Widz膮c, jak pi臋ciu uzbrojonych m臋偶czyzn wdar艂o si臋 do pa艂acu, agenci Ochrany, kt贸rzy obserwowali Rasputina, za偶膮dali wsparcia od policji.

Dow贸dca i jego ludzie bez wahania odpowiedzieli ogniem. Pod gra­dem kul uda艂o im si臋 wycofa膰 do jednego 偶 pokoj贸w, do kt贸rego mo偶na by艂o dotrze膰 od strony schod贸w. Postanowili si臋 w nim zabarykadowa膰. Pociski przez ca艂y czas wbija艂y si臋 w drewniane drzwi pokoju. Nagle na korytarzu zapanowa艂a cisza. M臋偶czy藕ni nas艂uchiwali podejrzliwie.

- Co oni tam teraz robi膮? 鈥 szepn膮艂 Czech.

- Prawdopodobnie znale藕li ca艂e to g贸wno w tamtym pokoju i wypy­tuj膮 o nie szlachetnych pan贸w 鈥 sykn膮艂 W臋gier.

- A ja uwa偶am, 偶e si臋 naradzaj膮, jak nas st膮d najlepiej wykurzy膰 - wy­razi艂 swoj膮 opini臋 Polak.

- Mam ju偶 po dziurki w nosie waszych obrzydliwych ryj贸w. Chc臋 wr贸ci膰 do domu - zakl膮艂 W臋gier.

- Co takiego? Chcesz wr贸ci膰 do 偶onki i dzieci? Jak nasi dzielni towa­rzysze broni na froncie? - zawo艂a艂 m艂odszy z Austriak贸w.

- Co chcesz przez to powiedzie膰? 鈥 spyta艂 W臋gier, wyprostowa艂 si臋 i spojrza艂 na niego gro藕nie.

cj膮 imperium osma艅skiego i w czasie tej wojny wielu z was da艂oby dra­paka - wysapa艂 Austriak. Wyprostowa艂 si臋, podszed艂 do W臋gra i spojrza艂 mu w oczy.

- Ty niemiecki kundlu! - rykn膮艂 W臋gier w swoim ojczystym j臋zyku.

- 呕e bez nas nadal byliby艣cie jak膮艣 cuchn膮c膮, nadgraniczn膮 prowin-

Obaj odskoczyli i wycelowali w siebie nawzajem bro艅, gotowi odda膰 strza艂, je艣li tylko b臋dzie to konieczne.

- Pax vobiscutn, bracia! 鈥 zawo艂a艂 dow贸dca. - Wyjdziemy z tego ca艂o, je艣li b臋dziemy trzyma膰 si臋 razem. Musimy jeszcze ten jeden raz stan膮膰 ra­mi臋 w rami臋. Wsp贸lnymi si艂ami! 鈥 zawo艂a艂 przywo艂uj膮c obu do porz膮dku.

W臋gier potrz膮sn膮艂 g艂ow膮:

- Mnie jest ju偶 wszystko jedno! Porozmawiam z nimi, a potem jad臋 do domu - krzykn膮艂, rzuci艂 bro艅 na pod艂og臋 i zdecydowanym krokiem podszed艂 do drzwi. Pozosta艂a czw贸rka rozbieg艂a si臋 po pokoju, szukaj膮c schronienia. W臋gier otworzy艂 drzwi i wyszed艂 z podniesionymi r臋kami.

- Poddaj臋 si臋! - zawo艂a艂 i by艂y to jego ostatnie s艂owa, bo chwil臋 p贸藕­niej grad kul rozora艂 mu piersi. Si艂a uderzenia by艂a tak wielka, 偶e wpad艂 z powrotem do pokoju.

- Natychmiast zamkn膮膰 drzwi! - rozkaza艂 dow贸dca.

Do drzwi podszed艂 Polak i zamkn膮艂 je kopniakiem. W tym samym momencie I korytarza dobieg艂 g艂o艣ny okrzyk 鈥濰urrraf.

- Kurwa ma膰, no to wpadli艣my w g贸wno! - zakl膮艂 Czech. - Oni tam siedz膮 i tylko czekaj膮, a偶 zg艂upiejemy i wystawimy g艂ow臋 na zewn膮trz.

- Przeklinanie w obliczu 艣mierci jest grzechem - upomnia艂 go Polak.

- Poca艂uj mnie w dup臋 - odpar艂 Czech.

- Najwy偶szy czas na jaki艣 kontratak, moi panowie - zauwa偶y艂 m艂ody Austriak, kt贸ry podczo艂ga艂 si臋 pod same drzwi.

- Prosz臋 bardzo, wedle 偶yczenia - u艣miechn膮艂 si臋 Polak, zerkaj膮c przez dziurk臋 od klucza na korytarz.

Pi臋knie, prawie jak w podr臋czniku szkoleniowym - warkn膮艂 Austriak do Czecha i Polaka, kt贸rzy stali przyci艣ni臋ci do 艣ciany. Uni贸s艂 lew膮 r臋k臋 i policzy艂 na palcach do trzech. Kiedy uni贸s艂 trzeci palec, Czech z ha艂asem wypad艂 przed drzwi, odda艂 strza艂 i trafi艂 dowodz膮cego oddzia艂em policji oficera prosto mi臋dzy oczy. Potem wr贸ci艂 na miejsce i mrukn膮艂:

- Dosta艂em ci臋, bratku.

- Pawle, chyba nie sprawia ci to rado艣ci? - spyta艂 przera偶ony Polak.

Czech spojrza艂 na niego pogardliwie.

- Tylko bez imion! 鈥 krzykn膮艂 dow贸dca, przys艂uchuj膮c si臋 ha艂asowi dobiegaj膮cemu z korytarza. - To by艂a 艣wietna robota. Tamci nie maj膮 ju偶 oficera dowodz膮cego i teraz panuje mi臋dzy nimi zamieszanie. Przestawcie bro艅 na ogie艅 ci膮g艂y i ruszamy! - rozkaza艂 twardym g艂osem.

Sam w艂o偶y艂 swojego steyra do kabury przy pasie i st臋kaj膮c, zarzuci艂 sobie zabitego W臋gra na ramiona.

- Po co nam jeszcze takie obci膮偶enie? - spyta艂 Polak.

- Nie wolno nigdy zostawia膰 偶adnego z naszych. Zawsze tak by艂o i tak pozostanie鈥攐dpar艂 surowym tonem dow贸dca.鈥擶sp贸lnymi si艂ami! Naprz贸d!

Lufy trzech pistolet贸w zacz臋艂y wypluwa膰 z siebie dziesi膮tki naboj贸w, 艂uski rozdzwoni艂y si臋 po pod艂odze, a policjanci rozstawieni w korytarzu ta艅czyli jak marionetki. Wygl膮da艂o to tak, jakby kto艣 przeci膮gn膮艂 przez nich d艂ugi sznur 鈥 z rozerwanymi od kul piersiami padali na pod艂og臋. W miejsce zabitych pojawi艂a si臋 kolejna grupa policjant贸w, ale nast臋pna salwa ich te偶 zmiot艂a na pod艂og臋.

Czterej m臋偶czy藕ni w polowych mundurach wy膰wiczonym ruchem zmienili magazynki, nie patrz膮c nawet na pistolety, bo przez ca艂y czas obserwowali korytarz zas艂any trupami. Potem, bez jednego s艂owa, wypa­dli z pokoju i zbiegli po schodach. Agenci Ochrany nie chcieli odpu艣ci膰 i wys艂ali przeciwko nim kolejn膮 grup臋 policjant贸w. Jednak i tym razem czterej m臋偶czy藕ni dowiedli wy偶szo艣ci broni austriackiej nad rosyjsk膮. Bez trudu dotarli do ko艅ca schod贸w.

- Tak nie wolno! 鈥 us艂yszeli nagle za sob膮 g艂os jednego z Anglik贸w.

Ju偶 tylko kilka metr贸w dzieli艂o ich od wolno艣ci. W tym momencie

rozleg艂 si臋 pojedynczy strza艂 i dow贸dca, trafiony w plecy, upad艂 pod ci臋­偶arem W臋gra. To Oswald Rayner, agent Jego Kr贸lewskiej Mo艣ci, odda艂 z pi臋tra ten jedyny strza艂.

Przekl臋ty kundel! 鈥 krzykn膮艂 Czech i zasypa艂 schody seri膮 pocisk贸w. Rayner uchyli艂 g艂ow臋 i cofn膮艂 si臋, podczas gdy kule 艣wista艂y mu wok贸艂 g艂owy.

- Pud艂o 鈥 sykn膮艂 rozczarowany Pawe艂 przez z臋by i splun膮艂.

- Dalej, uciekajmy st膮d. Bierz W臋gra, ja ponios臋 dow贸dc臋 鈥 zawo艂a艂 Polak i ld臋kn膮艂 przy dow贸dcy, w kt贸rym tli艂o si臋 jeszcze 偶ycie.

- O nie, drogi przyjacielu, nie b臋d臋 go ni贸s艂. Zbyt d艂ugo nasi ludzie nie艣li tego zarozumia艂ego bydlaka na plecach 鈥 mrukn膮艂 Czech i prze艂a­dowa艂 pistolet. Zerkn膮艂 przy tym na g贸r臋, ale nic tam nie zobaczy艂.

- No dobrze, w takim razie ja go ponios臋, a ty pokierujesz - sykn膮艂 drugi z Austriak贸w i pom贸g艂 Polakowi.

W Petersburgu zacz膮艂 pada膰 艣nieg. Z nieba lecia艂y grube p艂atki, ta艅­cz膮c w ciemnych ulicach. Okrywa艂y miasto bia艂ym ca艂unem, podczas gdy uliczne latarnie rzuca艂y kr臋gi 艣wiat艂a na 艣wie偶膮 pokryw臋. Drzwi wej艣ciowe

pa艂acu Jusupowa otwar艂y si臋 nagle i na ulic臋 wypad艂o trzech m臋偶czyzn. Skierowali si臋 w stron臋 du偶ego czarnego automobilu. Chwil臋 p贸藕nie} | pa艂acu wybieg艂a grupa krzycz膮cych policjant贸w - strzelali wok贸艂 siebie chaotycznie. Z kilku bocznych ulic nadesz艂y posi艂ki. Ha艂as pobudzi艂 oko­licznych mieszka艅c贸w, okna ich mieszka艅 rozb艂ys艂y 艣wiat艂em. Przera偶eni ludzie ubrani w nocne koszule wychylali si臋 z okien spragnieni sensacji.

Uciekaj膮cy m臋偶czy藕ni rzucili dw贸ch swoich towarzyszy na tylne sie­dzenie samochodu. Za kierownic膮 zasiad艂 Czech. Polak, kt贸ry ci臋偶ko od­dycha艂, usiad艂 przy dow贸dcy i po艂o偶y艂 sobie jego g艂ow臋 na kolana. Kiedy drugi | Austriak贸w usiad艂 na przednim siedzeniu, Czech zapu艣ci艂 silnik i chwyci艂 za d藕wigni臋 zmiany bieg贸w.

Bo偶e, dopom贸偶 nam 鈥 westchn膮艂 z tylnego siedzenia Polak

Przede wszystkim musi nam pom贸c nasza 艣koda - mrukn膮艂 Czech i wcisn膮艂 peda艂 gazu.

Pot臋偶ny silnik zawy艂 na wysokich obrotach i limuzyna ruszy艂a ostro do przodu, rozrywaj膮c policyjny kordon. Si艂a uderzenia rzuci艂a kilku po­licjant贸w na 艣ciany okolicznych dom贸w. Jeden z nich wyl膮dowa艂 nawet na przedniej szybie samochodu, ale szybko spad艂 na ziemi臋. Na szybie po­wsta艂o od tego d艂ugie p臋kni臋cie.

No prosz臋, samoch贸d jak zwykle spisa艂 si臋 na medal - mrukn膮艂 Czech i doda艂 gazu.

To chyba nasze ostatnie wsp贸lne zadanie - westchn膮艂 Austriak.

B贸g tak chcia艂 鈥 zgodzi艂 si臋 z nim Polak.

Dow贸dca otworzy艂 oczy, spojrza艂 na niego nieruchomym wzrokiem i wyszepta艂 resztk膮 si艂:

Niech b臋dzie pochwalony Ten, kt贸ry 偶yje i kr贸luje na wieki...

Nie doko艅czy艂 jednak, tylko wyda艂 z siebie ostatnie tchnienie. Polak

prze偶egna艂 si臋 w milczeniu.

Amen! 鈥 doko艅czy艂 Austriak siedz膮cy obok kierowcy.

Pozostali dwaj m臋偶czy藕ni milczeli. Czech nacisn膮艂 peda艂 gazu i sa­moch贸d z piskiem wzi膮艂 zakr臋t, znikaj膮c w mroku petersburskiej nocy.

Car Miko艂aj II siedzia艂 przy biurku. By艂 dzisiaj dobrej my艣li. Promienie rannego s艂o艅ca wprawi艂y go w dobry humor, co w ta­kich czasach zdarza艂o mu si臋 raczej rzadka Nagle zapukano w drzwi i do gabinetu wszed艂 jego sekretarz.

- Wasza Wysoko艣膰, jaki艣 cz艂owiek z Ochrany prosi o pilne widzenie

- powiedzia艂 patrz膮c wyczekuj膮co na cara.

- Z Ochrany? Niech wejdzie! - odpar艂 car i poczu艂, jak dobry humor zaczyna go opuszcza膰.

- Czeg贸偶 to Ochrana chce ode mnie tak wcze艣nie rano? - spyta艂 wchodz膮cego do gabinetu urz臋dnika bez wst臋pnych uprzejmo艣ci. Prze­czuwa艂, 偶e zaraz us艂yszy z艂e wie艣ci.

- Wasza Wysoko艣膰, Rasputin nie 偶yje. Nasi ludzie wy艂owili dzisiaj z Newy jego zw艂oki - wykrztusi艂 urz臋dnik i sk艂oni艂 si臋 g艂臋boko.

- Co takiego? - zawo艂a艂 przera偶ony car i od razu przypomnia艂 sobie Ust po偶egnalny, kt贸ry dosta艂 niedawno od mnicha. Zawiera艂 mroczne pro­roctwa dotycz膮ce przysz艂o艣ci carskiej rodziny i ca艂ej Rosji.

- Zosta艂 zamordowany, Wasza Wysoko艣膰 - wydusi艂 z siebie urz臋dnik

- Przez kogo? - dopytywa艂 car z nadziej膮, 偶e sprawc膮 zbrodni oka偶e si臋 jaka艣 zwyk艂a osoba.

- Tego nie wiemy, ale sprawcy zostawili w ustach ofiary to 鈥 powie­dzia艂 z wahaniem urz臋dnik i wyci膮gn膮艂 w stron臋 cara r臋k臋.

- Czerwon膮 gwiazd臋? To byli bolszewicy? - zdziwi艂 si臋 car.

- Raczej nie, Wasza Wysoko艣膰. Ta gwiazda ma sze艣膰, a nie pi臋膰 ra­mion - wyja艣ni艂 urz臋dnik.

- Rozkazuj臋 znale藕膰 morderc贸w! 鈥 powiedzia艂 surowym g艂osem car.

- Co艣 jeszcze?

- Tak, jako 偶e Wasza Wysoko艣膰 zechcia艂 o tym wspomnie膰. Jeden z dysydent贸w, niejaki Lenin, przyby艂 do Petersburga w opiecz臋towanym wagonie naczelnego dow贸dztwa armii niemieckiej i zaczyna gromadzi膰 wok贸艂 siebie zwolennik贸w - poinformowa艂 urz臋dnik Ochrany.

Car stan膮艂 przy oknie i nieporuszony tymi s艂owami wyjrza艂 na dw贸r.

- Dzi臋kuj臋. Mo偶e pan odej艣膰 - odpar艂.

Zatopiony w mrocznych my艣lach spl贸t艂 r臋ce na plecach i zada艂 so­bie pytanie: Mo偶e ta wojna rzeczywi艣cie zwiastuje koniec car贸w, impe­ri贸w i cesarzy?

CENTRUM WIEDNIA

M臋偶czy藕ni szybko si臋 przebrali.Trzej z nich mieli na sobie czerwone kurtki, takie same, jakich u偶ywaj膮 za艂ogi karetek pogotowia.

Wida膰 by艂o, 偶e im si臋 spieszy. Ka偶dy trzyma艂 w r臋ce typow膮, metalow膮 apteczk臋 zawieraj膮c膮 zestaw pierwszej pomocy. Wbiegli po schodach do szpitala w towarzystwie m臋偶czyzny w szarym garniturze. W tym najwi臋k­szym wiede艅skim szpitalu zawsze panowa艂 ruch. Karetki stale dowozi艂y chorych i rannych z ca艂ego miasta do obu s艂ynnych wie偶 szpitalnych do­minuj膮cych nad miejskim krajobrazem.

M臋偶czy藕ni, kt贸rzy przeskakiwali po dwa schody na raz, nie zwraca­li niczyjej uwagi. Wtopili si臋 w otoczenie, ci膮gle kto艣 wchodzi艂 i wycho­dzi艂. Przed drzwiami oddzia艂u zamkni臋tego siedzia艂 znudzony policjant w mundurze. Widz膮c trzech przebiegaj膮cych obok sanitariuszy, nie po­wzi膮艂 najmniejszego podejrzenia, zw艂aszcza, gdy us艂ysza艂 s艂owo 鈥瀢ypa­dek鈥. Wpadli na oddzia艂, natomiast m臋偶czyzna w garniturze zatrzyma艂 si臋 na chwil臋 i pokaza艂 policjantowi jakie艣 pismo. Policjant rzuci艂 na nie pobie偶nie wzrokiem, skin膮艂 g艂ow膮 i wskaza艂 na recepcj臋, gdzie jedna z pie­l臋gniarek przerzuca艂a z niecierpliwo艣ci膮 karty ewidencyjne. Nie mog艂a si臋 doczeka膰, kiedy zejdzie z dy偶uru.

Kiedy trzej sanitariusze weszli na oddzia艂 zamkni臋ty i odstawili swoje walizki. Ciemnow艂osy m臋偶czyzna w garniturze pokaza艂 piel臋gniarce ten sam dokument i u艣miechn膮艂 si臋 do niej. Kobieta pobie偶nie spojrza艂a na pismo, przesun臋艂a kokieteryjnie d艂oni膮 po w艂osach i powiedzia艂a: 鈥濸ok贸j 2045鈥. M臋偶czyzna, kt贸rego twarz zdobi艂y wypiel臋gnowane w膮sy, skin膮艂 jej uwodzicielsko g艂ow膮, podzi臋kowa艂 w kilku s艂owach i machn膮艂 r臋k膮 na sanitariuszy, 偶eby poszli za nim.

Pok贸j numer 2045 艣mierdzia艂 艣rodkami dezynfekcyjnymi i wymio­cinami. Wyszorowane do czysta linoleum b艂yszcza艂o, okna zas艂ania艂y nrany i dlatego w panuj膮cym p贸艂mroku z trudem mo偶na by艂o dostrzec posta膰 cz艂owieka le偶膮cego pod ko艂dr膮. M臋偶czyzna w garniturze pod­szed艂 zdecydowanym krokiem do 艂贸偶ka i spojrza艂 na 艣pi膮cego na nim, pot臋偶nie zbudowanego pacjenta, kt贸ry mia艂 ramiona i barki obwi膮za­ne banda偶ami.

Chwil臋 p贸藕niej do pokoju weszli sanitariusze, kt贸rzy pchali przed sob膮 w贸zek do przewo偶enia chorych. Jeden z nich otworzy艂 walizk臋. Wszystko przebiega艂o w szybkim tempie, z du偶膮 precyzj膮. Sanitariusz przycisn膮艂 pa­cjentowi do ust i nosa tampon, podczas gdy pozostali byli ju偶 zaj臋ci prze­noszeniem go z 艂贸偶ka na w贸zek. Gdy pacjent na nim le偶a艂, przykryli go du偶ym bia艂ym prze艣cierad艂em.

M臋偶czyzna przygl膮da艂 si臋 temu w milczeniu. Gdy pok贸j opustosza艂 dla pewno艣ci roze jrza艂 si臋 jeszcze doko艂a i zajrza艂 do wielkiej szafy stoj膮cej przv 艂贸偶ku. Opr贸cz ubra艅 pacjenta nic w niej nie by艂o. M臋偶czyzna prze­szuka艂 kieszenie, a gdy nic w nich nie znalaz艂, zabra艂 si臋 za przeszukiwanie mniejszej szafki, stoj膮cej obok. W g贸rnej szufladzie le偶a艂a sze艣cioramienna gwiazda na cienkim 艂a艅cuszku. Wyj膮艂 j膮, schowa艂 do kieszeni i szybkim krokiem opu艣ci艂 pok贸j i oddzia艂. Przechodz膮c obok piel臋gniarki, nawet si臋 do niej nie u艣miechn膮艂.

W tym samym czasie trzej sanitariusze zaj臋ci byli swoim pacjentem. Jednak w贸zka, na kt贸rym le偶a艂, nie pchali w stron臋 oczekuj膮cej karetki po­gotowia, tylko skr臋cili za r贸g i poci膮gn臋li w贸zek dalej, a偶 znale藕li si臋 poza zasi臋giem wzroku os贸b siedz膮cych w izbie przyj臋膰. Gdy dotarli do czar­nego mercedesa, jeden z nich otworzy艂 baga偶nik, a dwaj pozostali pomo­gli mu wrzuci膰 pacjenta do 艣rodka. Nast臋pnie zdj臋li swoje czerwone kurt­ki, a w贸zek odstawili po prostu na bok, mi臋dzy zaparkowane samochody.

Mercedes odjecha艂 i zatrzyma艂 si臋 na chwil臋 przy bramie wyjazdo­wej.Tam wsiad艂 do niego m臋偶czyzna w garniturze. Samoch贸d ruszy艂 z pi­skiem opon, wpad艂 na czteropasmow膮 obwodnic臋 i wtopi艂 si臋 w uliczny ruch. M臋偶czyzna w garniturze zdj膮艂 czarn膮 peruk臋, odklei艂 fa艂szywe w膮sy i wsadzi艂 do kieszeni marynarki okulary w eleganckich oprawkach. Prze­sun膮艂 d艂oni膮 po kr贸tko obci臋tych w艂osach i spojrza艂 z zadowoleniem na zegarek. Ca艂a akcja nie trwa艂a nawet pi臋tnastu minut. Ojcu Johannesowi pozosta艂o jeszcze p贸艂 godziny 偶ycia.

Mercedes wyje偶d偶a艂 w艂a艣nie z miasta, kieruj膮c si臋 na po艂udnie. W tym samym czasie komisarz Bemer k艂ad艂 na stoliku w punkcie kon­troli osobistej ambasady Chin w Wiedniu swojego colta model 45 ACP. Pracownik ochrony mimowolnie odskoczy艂, przera偶ony tym widokiem.

- Lepiej si臋 nim nie bawi膰, jest na艂adowany - powiedzia艂 g艂o艣no Ber- ner i przeszed艂 przez skaner, kt贸ry ci膮gle piszcza艂 jak oszala艂y. Komisarz skrzywi艂 si臋, po艂o偶y艂 obok broni pasek, monety, zapalniczk臋, d艂ugopis i te­lefon kom贸rkowy i spr贸bowa艂 ponownie. Tym razem uda艂o si臋.

Niski Chi艅czyk stoj膮cy w recepcji uni贸s艂 z zainteresowaniem wzrok. Widz膮c, 偶e Bemer zamierza zapali膰 papierosa, jedn膮 r臋k膮 wskaza艂 bez s艂owa napis 鈥濸alenie wzbronione鈥, a drug膮 poda艂 mu przez otw贸r w pan­cernej szybie bia艂膮 kartk臋.

- Wpisa膰 - powiedzia艂 i znowu pochyli艂 si臋 nad sudoku.

Berner poda艂 mu wype艂niony arkusz i powiedzia艂:

- Chcia艂bym porozmawia膰 z panem ambasadorem, ale jestem pewien, 偶e go nie ma. Jego sekretarz nie znajdzie czasu, wi臋c mo偶e wasz rzecznik prasowy chcia艂by ze mn膮 porozmawia膰?

Urz臋dnik spojrza艂 na niego ostro偶nie i podni贸s艂 s艂uchawk臋 telefonu. Po chwili rozmowy zrobi艂 zdziwion膮 min臋, od艂o偶y艂 s艂uchawk臋 i odwr贸ci艂 si臋 do Bernera, kt贸ry przygl膮da艂 mu si臋 z zainteresowaniem.

-Jego ekscelencja oczekuje pana. Za chwil臋 kto艣 po pana przyjdzie.

Komisarz podzi臋kowa艂 uprzejmie i nawet zdecydowa艂 si臋 na u艣miech.

Kilka minut p贸藕niej z windy wyszed艂 genera艂 Li Feng. Pracownik, kt贸­ry wcze艣niej przeprowadza艂 kontrol臋, zasalutowa艂 instynktownie. Genera艂 skin膮艂 Bernerowi g艂ow膮 i poszed艂 przodem. Zabra艂 z punktu kontrolnego pistolet komisarza, by przyjrze膰 si臋 broni tak du偶ego kalibru. Sekretarz ambasadora, kt贸ry zjawi艂 si臋 razem z genera艂em, podszed艂 do Bernera. Li Feng powiedzia艂 co艣 po chi艅sku.

Pan genera艂 pyta, dlaczego nosi pan przy sobie tak膮 bro艅 w tak bez­piecznym mie艣cie jak Wiede艅.

Na twarzy sekretarza pojawi艂 si臋 przy tym niezobowi膮zuj膮cy u艣miech.

Berner wypr臋偶y艂 si臋.

Prosz臋 powiedzie膰 panu genera艂owi, 偶e 艣wiat pe艂en jest z艂ych ludzi. Granice nie stanowi膮 dla nich 偶adnych przeszk贸d, bo zdarza si臋, 偶e po­dr贸偶uj膮 z paszportami dyplomatycznymi.

Sekretarzowi u艣miech zamar艂 na twarzy. Genera艂 spojrza艂 na nie­go pytaj膮cym wzrokiem, wi臋c b艂yskawicznie i r贸wnie uprzejmym tonem przet艂umaczy艂 mu s艂owa komisarza. Li Feng od艂o偶y艂 bro艅 z lodowatym wyrazem twarzy, przeszed艂 obok Bernera, nie zaszczycaj膮c go dodatko­wym spojrzeniem i znikn膮艂 w s膮siednim pokoju.

Gabinet ambasadora Chin by艂 do艣膰 du偶y i urz膮dzony ze smakiem. Sta艂y w nim prawdziwe antyki. Sekretarz szepn膮艂 mu co艣 do ucha i od­sun膮艂 si臋 na bok. Jego ekscelencja Hang Weng Huan wygl膮da艂 dok艂adnie tak, jak Berner go sobie wyobra偶a艂, jeszcze zanim ze wzgl臋du na s艂u偶b臋 pe艂nion膮 w centrum Wiednia mia艂 okazj臋 odwiedzi膰 kilka ambasad. Dys­tyngowany dyplomata o nieskazitelnych manierach i w drogim garniturze. Rachunek za niego musia艂 opiewa膰 na jak膮艣 czterocyfrow膮 kwot臋. Amba-

sador przywita艂 si臋 z Bernerem i wskaza艂 mu d艂oni膮 zestaw wypoczynko­wy, kt贸ry okaza艂 si臋 tak wygodny, na jaki wygl膮da艂.

- Jestem zaskoczony, 偶e ekscelencja zechcia艂 znale藕膰 dla mnie czas. Szczerze m贸wi膮c, nawet na to nie liczy艂em 鈥 rozpocz膮艂 rozmow臋 Berner.

Ambasador u艣miechn膮艂 si臋 grzecznie.

- Spotkanie z tak zas艂u偶onym urz臋dnikiem policji to dla mnie szcze­g贸lna rado艣膰 - odpar艂 uprzejmie. - Pana s艂awa dotar艂a te偶 do nas.

Bemer przez chwil臋 zastanawia艂 si臋, co ambasador ma na my艣li, po czym odpar艂:

- Zagrajmy w otwarte karty, panie ambasadorze, bo nie czuj臋 si臋 na dyplomatycznych salonach tak pewnie, jak pan. Jestem tylko zwyk艂ym policjantem...

- ...emerytowanym, o ile mnie dobrze poinformowano - doko艅czy艂 ambasador i wyj膮艂 z kieszeni srebrn膮 papiero艣nic臋. Pocz臋stowa艂 Bernera papierosem, Berner odwzajemni艂 si臋, podaj膮c mu ogie艅.

- Jest pan zadziwiaj膮co dobrze poinformowany o tym, co dzieje si臋 w tym mie艣cie, panie ambasadorze.

- To cz臋艣膰 mojej pracy w Wiedniu - odpar艂 Chi艅czyk, wydmuchuj膮c w stron臋 sufim chmurk臋 dymu.

- Cieszy mnie to, ekscelencjo, w takim razie z pewno艣ci膮 udzieli mi pan informacji na temat wydarze艅, kt贸re mnie szczeg贸lnie interesuj膮. W gara偶u tej ambasady stoi czarne audi A8, prawda?

By艂o to bardziej stwierdzenie ni偶 pytanie, wi臋c ambasador skin膮艂 po­twierdzaj膮co g艂ow膮.

- M贸wi膮c 艣ci艣lej: dwa takie samochody. Jeden jest pojazdem s艂u偶bo­wym, drugi pozostaje do dyspozycji pracownik贸w ambasady. A dlaczego to pana interesuje, komisarzu?

Nie udawaj niewini膮tka鈥, pomy艣la艂 Berner.

- Poniewa偶 jedno z tych aut pojawia si臋 w kontek艣cie dw贸ch prze­st臋pstw, kt贸re przed kilku dniami pope艂niono w Wiedniu. M贸wi膮c 艣ci艣lej, chodzi o dwa morderstwa.

- Nie wierz臋, 偶e przyszed艂 pan do naszej plac贸wki, aby na powa偶nie twierdzi膰, 偶e nasi pracownicy albo kt贸ry艣 z naszych pojazd贸w wmiesza­ny by艂 w jakie艣 przest臋pstwo. W jakim charakterze przyszed艂 pan do nas? Jako emerytowany policjant, osoba prywatna czy mo偶e...

Berner od razu mu przerwa艂:

228 1

- Jako cz艂owiek, kt贸ry nie znosi, kiedy musi zbiera膰 z ko艣cielnej po­sadzki m艂odych ludzi, kt贸rzy spadli z wysoko艣ci trzydziestu metr贸w. Albo gdy musi przeprowadza膰 identyfikacj臋 przewodnika na podstawie odci­sk贸w palc贸w, bo sprawca zbrodni odstrzeli艂 mu po艂ow臋 twarzy. I po co to wszystko, ekscelencjo? 鈥 zako艅czy艂 w艣ciek艂ym tonem.

Ambasador pali艂 spokojnie papierosa i przygl膮da艂 si臋 Bernerowi w za­my艣leniu.

I Ujm臋 to w nast臋puj膮cy spos贸b: lepiej, 偶eby pan tego nie wiedzia艂. Prosz臋 mi wierzy膰. Tak b臋dzie lepiej. Dla pana.

Po tych s艂owach ambasador wsta艂 z kanapy, podszed艂 do biurka, na kt贸rym le偶a艂o kilka kartek papieru, dwie fotografie i z艂oty zestaw do pi­sania marld Dupont.

- Prosz臋 i艣膰 do domu, cieszy膰 si臋 emerytur膮 i zostawi膰 te sprawy swoim kompetentnym nast臋pcom. Na pewno si臋 przekonaj膮, 偶e ani nar贸d chi艅ski, ani ambasada Chin nie maj膮 z tym i dwoma zbrodniami nic wsp贸lnego. Jestem o tym najzupe艂niej przekonany.

Berner podni贸s艂 si臋 i stan膮艂 przed ambasadorem:

- Prosz臋 mi tylko wyja艣ni膰 jedn膮 rzecz. Czym kupi艂 pan sobie na­sze MSW? A mo偶e dotar艂 pan wy偶ej? Czy chodzi tu o 偶ywotne interesy Ludowych Chin i dlatego dwa trupy mniej czy wi臋cej nie maj膮 偶adne­go znaczenia? A w艂adze Austrii wsp贸艂uczestnicz膮 w tym procederze, bo im co艣 obiecali艣cie? Na przyk艂ad jakie艣 preferencje w eksporcie do Chin? Albo uprzywilejowane traktowanie je艣li chodzi o kontrakty zbrojeniowe dla chi艅skiej armii?

Ambasador nadal mia艂 nieprzeniknion膮 twarz:

- Nasze spotkanie dobieg艂o w艂a艣nie ko艅ca, panie Berner. Nie s膮dz臋, 偶eby艣my si臋 jeszcze mieli kiedy艣 spotka膰.

Jak na um贸wiony znak do gabinetu wszed艂 sekretarz ambasadora i ru­chem r臋ki poleci艂 komisarzowi, aby za nim pod膮偶y艂. Berner przez chwil臋 si臋 nad czym艣 zastanawia艂. Potem opar艂 si臋 o blat biurka i spojrza艂 amba­sadorowi prosto w oczy.

-Jedno mog臋 ekscelencji obieca膰: wykorzystam wszystkie dost臋pne mi 艣rodki, 偶eby wyja艣ni膰 obie te zbrodnie. Tak zwana racja stanu w og贸le mnie nie interesuje, bo nigdy mnie nie interesowa艂a. By艂em zawsze zbyt ma艂ym trybikiem w ca艂ej tej machinie. Je艣li podczas 艣ledztwa znajd臋 po­twierdzenie tego, co przypuszczam, zostawi臋 panu przed drzwiami taki

stos dowod贸w, 偶e nie b臋dzie pan m贸g艂 wej艣膰 do 艣rodka. A wtedy... wtedy dyplomatyczny grunt zacznie si臋 panu pali膰 pod nogami.

Po tych s艂owach Berner odwr贸ci艂 si臋 i ruszy艂 za sekretarzem do windy. Kiedy milcz膮c jechali na d贸艂, ambasador z w艣ciek艂o艣ci膮 chwyci艂 s艂uchawk臋 i wykr臋ci艂 tajny numer, kt贸ry tylko on zna艂 na pami臋膰.

Kiedy Berner wyszed艂 na ulic臋, odetchn膮艂 g艂臋boko. Ci臋偶ar colta w kaburze pod pach膮 powinien go w艂a艣ciwie uspokoi膰, ale wca­le tak nie by艂o. Ruszy艂 w kierunku swojego samochodu, po chwili za­trzyma艂 si臋 jednak. Jest ju偶 wprawdzie p贸藕no, ale m艂ody proboszcz z ko艣cio艂a Szkockiego na pewno jest jeszcze w muzeum. Przedstawi mu wi臋c dowody i... uff, dow贸d osobisty! Przetrz膮sn膮艂 kieszenie p艂aszcza, ale nie znalaz艂 go, wi臋c zacz膮艂 intensywnie my艣le膰. Gdzie m贸g艂 zosta­wi膰 sw贸j dokument to偶samo艣ci? W ko艅cu przypomnia艂 sobie. Przecie偶 da艂 go urz臋dnikowi bankowemu do skserowania. A potem? Wyszed艂 i zostawi艂 go w banku. Otworzy艂 drzwi samochodu i na wszelki wypa­dek sprawdzi艂 w skrytce ko艂o tablicy rozdzielczej. Nie ma. Zakl膮艂 g艂o­艣no. M贸g艂by jeszcze zd膮偶y膰 do banku przed zamkni臋ciem, ale czasu jest ju偶 niewiele. Chyba 偶e si臋 pospieszy. Od banku dzieli艂o go jakie艣 p贸艂 godziny jazdy, w tym szukanie miejsca parkingowego. Zapu艣ci艂 silnik i ruszy艂. Kwadrans p贸藕niej zadzwoni艂 telefon kom贸rkowy. Berner za­cz膮艂 nerwowo szuka膰 go w p艂aszczu le偶膮cym na siedzeniu obok niego. Ju偶 chcia艂 zrezygnowa膰, gdy nagle wyczu艂 go w wewn臋trznej kieszeni. Wyj膮艂 aparat nie bez trudu, bo w tym samym czasie stara艂 si臋 oszcz臋­dzi膰 jakiego艣 emeryta, kt贸ry nagle wkroczy艂 na jezdni臋 tu偶 przed ma­sk膮 jego samochodu.

- S艂ucham! 鈥 rykn膮艂 do s艂uchawki podenerwowany.

-Ju偶 my艣la艂em, 偶e pana zlikwidowali, panie komisarzu 鈥 odezwa艂 si臋 kto艣 po drugiej stronie.

- Eddy? Co masz na my艣li? 鈥 spyta艂 Berner, bo w g艂osie by艂ego zapa­艣nika wyczu艂 co艣 na kszta艂t zatroskania, co tylko wzbudzi艂o jego czujno艣膰.

- Stary Sina chce, 偶eby pan znikn膮艂 z ulicy - wyja艣ni艂 bez 偶adnych wst臋p贸w Eddy. - Musia艂 pan chyba nadepn膮膰 na odcisk paru osobom, bo one zacz臋艂y poci膮ga膰 za r贸偶ne sznurki. S艂ysza艂em, 偶e pa艅ski dow贸d oso­bisty le偶y na biurku w jednym z prywatnych bank贸w wiede艅skich. Czy to prawda?

- Eddy, przera偶asz mnie 鈥 zdumia艂 si臋 Berner.

- Jak zwykle, panie komisarzu. Niech pan na siebie uwa偶a, bo pa艅­scy koledzy czekaj膮 na pana w banku i z tego co wiem, nie chodzi im tyl­ko o dow贸d. Na szcz臋艣cie to Muller i Burghardt, kt贸rzy przepracowali wsp贸lnie z panem prawie trzydzie艣ci lat, a nie kt贸ry艣 z tych nieopierzo- nych m艂odzik贸w. Mo偶e pan z nimi porozmawia?

I Dzi臋ki, Eddy. Je艣li kiedy艣 b臋dziesz szuka艂 pracy w kontrwywiadzie, podpisz臋 ci ka偶dy Ust polecaj膮cy 1 mrukn膮艂 Berner do s艂uchawki. - Nie chc臋 nawet wiedzie膰, sk膮d o tym wszystkim wiesz, ale ktokolwiek to jest, piel臋gnuj t臋 znajomo艣膰...

Eddy zachichota艂 w typowy dla siebie spos贸b:

- Na pewno to zrobi臋, panie komisarzu, bo to moja c贸rka.

Po tych s艂owach roz艂膮czy艂 si臋, pozostawiaj膮c zaskoczonego Bernera ze s艂uchawk膮 przy uchu.

DZIELNICA UNIWERSYTECKA W WIEDNIU

Wagner podrzuci艂 Sin臋 na uniwersytet i przez CHwiL臋 obserwowa艂, jak ten 鈥 nie zwracaj膮c uwagi na liczne studentki - wchodzi po schodach do 艣rodka. Z d艂ugimi w艂osami i szczeciniastym zarostem na pewno pozostanie incognito, pomy艣la艂 Wagner, maj膮c jednocze艣nie na­dziej臋, 偶e mo偶e kto艣, kto pracowa艂 dawniej z Sin膮 w instytucie, rozpozna jego przyjaciela. Opar艂 motocykl na stojaku, przeszed艂 przez ulic臋 i wszed艂 do kawiarni, w kt贸rej kiedy艣 razem z Sin膮 dorabiali jako kelnerzy. Kiedy otworzy艂 drzwi, uderzy艂 go zapach dymu tytoniowego, ha艂as i 艣miechy. Z sentymentem rozejrza艂 si臋 po wn臋trzu.

To by艂o tak dawno temu鈥, pomy艣la艂 zamawiaj膮c Melange. Upada­my w miar臋 up艂ywu lat. Im bardziej si臋 starzejemy, tym szybciej upadamy, filozofowa艂 w my艣lach, czuj膮c si臋 wyj膮tkowo staro w obecno艣ci tylu stu­dent贸w i studentek, kt贸rzy przygotowywali si臋 do egzamin贸w i semina­ri贸w, dyskutowali i przegl膮dali stosy ksi膮偶ek le偶膮cych na stolikach. W艂a­艣nie zamierza艂 si臋 przysi膮艣膰 z kaw膮 do atrakcyjnej studentki medycyny, kt贸ra studiowa艂a II cz臋艣膰 Anatomii, aby udowodni膰 jej, 偶e jest specjalist膮 od anatomii stosowanej, gdy nagle zadzwoni艂 jego telefon.

- Panie komisarzu, co to za... - zacz膮艂, ale nie doko艅czy艂, tylko od­wr贸ci艂 si臋, odstawi艂 fili偶ank臋 z kaw膮, po艂o偶y艂 obok niej banknot o nomi­

nale pi臋ciu euro, rzuci艂 studentce znacz膮ce spojrzenie i wybieg艂 z lokalu nie odrywaj膮c telefonu od ucha.

Berner dos艂ownie wpad艂 w ramiona obu policjantom, kt贸rzy czekali na niego w banku. Przyszli tutaj ze wzgl臋du na jego dow贸d osobi­sty i nie wygl膮dali na zbyt szcz臋艣liwych, widz膮c swojego dawnego koleg臋, kt贸ry spogl膮da艂 na nich wyzywaj膮co.

Witaj, Bernhardzie 鈥 pozdrowi艂 go jeden z nich zmieszany, wbijaj膮c wzrok w pod艂og臋. Po chwili po艂o偶y艂 mu d艂o艅 na ramieniu i doda艂: - Le­piej by by艂o, gdyby艣 tu nie przychodzi艂.

- Dlaczego? - mrukn膮艂 Berner.

- Bo musimy ci臋 z sob膮 zabra膰. Sina chce z tob膮 porozmawia膰.

- Czy macie nakaz? 鈥 spyta艂 zaciekawiony Berner.

- Nie, mamy ci臋 tylko dostarczy膰 na komend臋, je艣li ci臋 spotkamy. Tak nam poleci艂.

Policjant wygl膮da艂 na nieszcz臋艣liwego.

- W takim razie um贸wmy si臋, 偶e mnie nie widzieli艣cie. Co wy na to?

Policjant potrz膮sn膮艂 g艂ow膮:

- Lepiej b臋dzie, jak z nami p贸jdziesz. Tw贸j dow贸d ju偶 odebrali艣my. Chod藕my.

Wzi臋li Bernera mi臋dzy siebie i przeszli przez g艂贸wny hol banku, po­tem przez drzwi obrotowe, a偶 w ko艅cu znale藕li si臋 przy samochodzie.

Berner jako pierwszy us艂ysza艂 ryk silnika motocyklowego i chwi­l臋 p贸藕niej tu偶 obok nich pojawi艂o si臋 niebiesko-bia艂e suzuki. Strumie艅 艣wiat艂a z reflektora o艣wietli艂 chodnik i w tej samej chwili, gdy obaj poli­cjanci odskoczyli od Bernera, aby nie dosta膰 si臋 pod ko艂a, motocykl za­trzyma艂 si臋.

- Kawaleria dotar艂a na miejsce 鈥 roze艣mia艂 si臋 rado艣nie Wagner. Ber­ner wskoczy艂 na tylne siode艂ko i zacz膮艂 pisa膰 w my艣lach sw贸j testament.

Motocykl ruszy艂 z piskiem opon i chwil臋 p贸藕niej znikn膮艂 w ulicznym ruchu. Policjanci spogl膮dali za nim w ca艂kowitym zdumieniu. Kiedy w ko艅­cu doszli do siebie, wy偶szy z nich skomentowa艂 to, co przed chwil膮 ujrza艂:

Nie, my go nie widzieli艣my.

Kogo nie widzieli艣my?

Bernera. Nie widzieli艣my go, mamy tylko jego dow贸d osobisty.

Drugi policjant skin膮艂 zrezygnowany g艂ow膮.

Kiedy Sina wchodzi艂 schodami prowadz膮cymi do g艂贸wnego wej艣cia wiede艅skiego uniwersytetu, ogarn臋艂o go dziwne uczucie. Nie po­trafi艂 okre艣li膰 od razu,jakie, ale by艂a to mieszanka nerwowego przedsmaku rado艣ci i strachu przed spotkaniem z ukochan膮 osob膮 z przesz艂o艣ci. Wok贸艂 niego toczy艂o si臋 codzienne uczelniane 偶ycie, g艂o艣ne, aktywne i ha艂a艣liwe. Nikt nie zwraca艂 na niego uwagi.

Nagle poczu艂 si臋 jak kochanek, kt贸ry dawno temu, gdy by艂a jeszcze ciemna noc, wymkn膮艂 si臋 z sypialni kobiety jak jaki艣 z艂odziej, pozostawiw­szy wcze艣niej na kuchennym stole kartk臋 z wiadomo艣ci膮: 鈥瀂adzwoni臋 Jesz­cze si臋 zobaczymy鈥. By艂y to puste s艂owa. Nigdy nie dotrzyma艂 obietnicy. A teraz znowu stoi przed jej drzwiami i waha si臋, czy przycisn膮膰 dzwonek. A mo偶e lepiej uciec z powrotem do dawnej to偶samo艣ci, kiedy by艂 kim艣 ob­cym i anonimowym? Ju偶 to kiedy艣 zrobi艂. Dlaczego? Bo powitania i u艣ci­ski oznaczaj膮 wymagania, oczekiwania i zobowi膮zania.

Uniwersytet by艂 kiedy艣 jego 艣wi臋t膮 matk膮 i kochank膮. Podczas gdy wielu jego koleg贸w traktowa艂o nauk臋 jak zwyk艂膮 prac臋, a uniwersytet jak zwyk艂y budynek pe艂en biur i sal wyk艂adowych, dla niego wszystko to by艂o czym艣 zupe艂nie innym. Kiedy postanowi艂 zrobi膰 karier臋 naukow膮, ca艂ym duchem i cia艂em po艣wi臋ci艂 si臋 swojej Alma Mater Rudolphina, najstarsze­mu i najwi臋kszemu uniwersytetowi na terenie niemieckiego obszaru j臋­zykowego. W niewielkiej sali, gdzie odbywa艂y si臋 r贸偶ne wa偶ne ceremonie, zaprzysi膮g艂 jej odwieczn膮 wierno艣膰, k艂ad膮c palce na bu艂awie symbolizuj膮­cej wydzia艂 humanistyczny.

Wtedy by艂 jeszcze zupe艂nie innym, o wiele m艂odszym cz艂owiekiem. Nosi艂 nowy garnitur i wypolerowane na glanc pantofle, a orkiestra smycz­kowa gra艂a hymn austriacki i Gaudeamus igitur tylko dla niego. Na wspo­mnienie tamtych czas贸w u艣miechn膮艂 si臋 tylko.

Potem, ju偶 jako m艂ody wyk艂adowca, przywita艂 swoich student贸w na wst臋pnym wyk艂adzie we w艂a艣ciwy spos贸b: 鈥濶auka to nie zaw贸d, tylko po­stawa duchowa, stosunek do 偶ycia! Je艣li chcecie si臋 nauczy膰 jakiego艣 zawo­du tylko po to, 偶eby zarabia膰 pieni膮dze, zacznijcie uczy膰 si臋 czego艣 innego i nie tra膰cie czasu, mojego i waszego, na tej uczelni鈥.

Jednak potem wszystko potoczy艂o si臋 inaczej. Zycie zacz臋艂o z nim gr臋, los rzuci艂 o niego ko艣ci, a on po prostu chy艂kiem uciek艂 i nawet si臋 za siebie nie obejrza艂. Zostawi艂 student贸w, przyjaci贸艂 i koleg贸w na lodzie, wypar艂 si臋 swojej dawnej postawy, poniewa偶 straci艂 sens 偶ycia. Czy gdyby wtedy

zosta艂, uniwersytet doda艂by mu sil? Wtedy zdecydowa艂 si臋 na samotno艣膰. A teraz? Teraz znowu tu wr贸ci艂, bo tak sprawi艂y okoliczno艣ci ostatnich dni.

Uni贸s艂 wzrok i powoli przesuwa艂 oczyma po lukach, pilastrach, po­piersiach i wst臋gach z napisami. Wype艂nia艂y one du偶膮 cz臋艣膰 neorenesan- sowego budynku. Przygl膮da艂 si臋 zaokr膮gleniom przypominaj膮cym kobie­ce piersi i biodra. Jak zareaguje uczelnia, kiedy po tych wszystkich latach znowu stanie u jej wr贸t? Uderzy go w twarz? A mo偶e rzuci mu si臋 w ra­miona i wyca艂uje?

Wydzia艂 historii Uniwersytetu Wiede艅skiego. Grupa profesor贸w i student贸w otoczy艂a potr贸jnym wianuszkiem Georga Sin臋 i kierownictwo instytutu. Sina spogl膮da艂 w pe艂ne zaciekawienia twarze student贸w i asystent贸w i przez chwil臋 czu艂 si臋 tak, jakby wr贸ci艂 do domu po d艂ugiej niewoli. W艣r贸d zebranych rozleg艂y si臋 g艂o艣ne szepty.

To~on? To 鈥瀟en鈥 profesor Sina?

Tak, przecie偶 m贸wi臋.

- Nie wierz臋! Ten s艂ynny profesor Sina od historii 艣redniowiecznej?

- Tak, ten sam.

- A gdzie on do tej pory by艂? Powinien si臋 chyba najpierw wybra膰 do fryzjera...

Ciiii, b膮d藕cie wreszcie cicho, bo nie rozumiem, o czym tam roz­mawiaj膮.

-Nie PYTAM TERAZ, SK膭D PRZYCHODZISZ I CO ROBI艁E艢 W OSTATNICH latach. Kiedy艣 sam nam o tym opowiesz, je艣li b臋dziesz mia艂 ochot臋 - po­wiedzia艂 szef Instytutu Historii, profesor Wilhelm Meitner, spogl膮daj膮c na Sin臋 z szacunkiem i sporym zaciekawieniem.鈥擩edno jednak powinie­ne艣 wiedzie膰: cieszymy si臋, 偶e znowu z nami jeste艣.

Sina rozejrza艂 si臋 i w oczach student贸w zobaczy艂 oczekiwanie. Dla nich jego nag艂e pojawienie si臋 by艂o prawdziw膮 sensacj膮. Oto wr贸ci艂a le­genda wydzia艂u - byli 艣wiadkami, jak nagle otworzy艂y si臋 drzwi i stan膮艂 w nich m臋偶czyzna z d艂ugimi w艂osami, brod膮, w brudnych jeansach, w to­warzystwie u艣miechni臋tej sekretarki dziekana.

Musia艂 przyzna膰, 偶e w swoim dawnym instytucie nadal czu艂 si臋 do­brze. Czy to znaczy, 偶e szko艂a go przygarnie? Ze go nie odrzuci? Od razu orzvTjomnia艂 sobie Clar臋, kt贸ra sta艂a w tym miejscu przed dziewi臋ciu

laty, pogr膮偶ona w dyskusji. By艂a jedn膮 z nowych studentek roku szkol­nego 1999/2000. Prze艣liczna, inteligentna i tak 偶ywio艂owa, 偶e jej widok zapar艂 mu dech w piersiach. Zrobi艂 wtedy co艣, czego nie zrobi艂 wcze艣niej ani nigdy p贸藕niej 鈥 zakocha艂 si臋 od pierwszego wejrzenia. Paul natych­miast to zauwa偶y艂, bo by艂 jak sejsmograf, kt贸ry od razu reagowa艂 na Sin臋 i jego uczucia.

Profesor Meitner przerwa艂 mu te wspomnienia:

- Co ci臋 do nas sprowadza? Chcia艂e艣 sprawdzi膰, czy praca nadal wre? A mo偶e chcia艂by艣 poprowadzi膰 jakie艣 seminarium? Mo偶esz zacz膮膰 cho膰­by jutro...

Sina przerwa艂 mu ruchem r臋ki:

- Czy m贸g艂bym porozmawia膰 z tob膮 w cztery oczy, Wilhelmie?

- Ale偶 naturalnie, chod藕my do mojego gabinetu.

Kr膮g student贸w otworzy艂 si臋. Meitner poszed艂 przodem, Sina tu偶 za nim. W tym momencie wzrok wszystkich os贸b spocz膮艂 na tylnej cz臋艣ci jego wytartej marynarki. Wida膰 na niej by艂o napis 鈥瀒nstant human鈥, a pod nim drugi, 鈥瀓ust add cofFee鈥.

Kiedy dotarli do ko艣cio艂a Szkockiego, Berner nie wiedzia艂, co powiedzie膰.

- To by艂... musz臋 przyzna膰... to by艂o...

Wagner zdj膮艂 sw贸j he艂m noktowizyjny i spojrza艂 na zaczerwienion膮 twarz Bernera i jego potargane w艂osy. W ko艅cu Berner doszed艂 do siebie i powiedzia艂:

- Chyba pan wie, 偶e posiadanie takiego kasku wymaga pozwolenia na bro艅?

- Spokojnie, panie komisarzu, potraktuj臋 to jako podzi臋kowanie dla kawalerii - odpar艂 z ironicznym u艣miechem dziennikarz i zsiad艂 z mo­tocykla.

- Ile koni mechanicznych ma ta rakieta? A mo偶e to tajemnica pa艅­stwowa? - mrukn膮艂 Berner, kt贸ry po szalonym rajdzie powoli odzyskiwa艂 r贸wnowag臋 psychiczn膮.

1W wersji dla doros艂ych prawie 170 KM przy wadze oko艂o dwustu kilogram贸w. Obci膮偶enie jednostkowe mocy bolidu u偶ywanego w wy艣ci­gach Formu艂y 1 jest niewiele wy偶sze - odpar艂 Wagner, ustawiaj膮c moto­cykl na n贸偶ce. ,

L._,

j 鈥 ni 鈻 > J艁mmi i

Berner potrz膮sn膮艂 g艂ow膮 艂 poda艂 dziennikarzowi r臋k臋:

-Jestem pa艅skim d艂u偶nikiem. Nigdy bym nie pomy艣la艂, 偶e kiedy艣 to powiem, ale w ostatnich dniach wydarzy艂o si臋 tyle rzeczy...

Dziennikarz potrz膮sn膮艂 r臋k臋 Bernera.

- Gdzie b臋dzie pan dzi艣 nocowa艂? Do domu niech pan nie wraca, bo b臋d膮 tam na pana czeka膰...

Berner wzruszy艂 ramionami. Wagner wyj膮艂 z kieszeni p臋k kluczy, wy­pi膮艂 jeden z nich i poda艂 komisarzowi:

- Prosz臋, to klucz do mojej zajezdni, mam jeszcze jeden. Niech pan si臋 ulokuje w jakim艣 pokoju go艣cinnym, a gdyby przed drzwiami zobaczy艂 pan obcych ludzi, prosz臋 im nie otwiera膰. OK?

Berner u艣miechn膮艂 si臋, wzi膮艂 klucz i schowa艂 do kieszeni:

- Dzi臋kuj臋, spotkamy si臋 wieczorem.

- Zabrzmia艂o to jak rozmowa starego ma艂偶e艅stwa 鈥 roze艣mia艂 si臋 Wagner.

- Niech pan nie robi sobie 偶adnych nadziei 鈥 mrukn膮艂 Berner, od­wr贸ci艂 si臋 i ruszy艂 w kierunku ko艣cio艂a. Nagle zatrzyma艂 si臋, si臋gn膮艂 do kieszeni p艂aszcza i wyj膮艂 z niej bia艂膮 kopert臋: 鈥 Lepiej, 偶eby pan to mia艂. Mertens na pewno by chcia艂, 偶eby艣cie z Sin膮 to przeczytali.

Profesor Wilhelm Meitner, zwany przez student贸w Wilhelmem Walecznym, z uwag膮 s艂ucha艂 Siny. Od czasu do czasu potrz膮­sa艂 g艂ow膮, zdumiony albo zszokowany. Z wygl膮du profesor przypomina艂 b艂azna, jak stwierdzi艂 kiedy艣 pewien student, ale by艂 te偶 jednym z tych ge­nialnych umys艂贸w, dla kt贸rych badania i niekonwencjonalne podej艣cie za­wsze by艂y na pierwszym miejscu. Dlatego dba艂, aby o tym nie zapomina膰. Kiedy Sina opowiada艂 mu o wydarzeniach ostatnich dni, o pope艂nionych zbrodniach, o zamachu w zajezdni i o tajemnicy Fryderyka, na trop kt贸rej wpad艂 dzi臋ki wskaz贸wkom pozostawionym w ko艣ciele 艣w. Ruprechta, na o艂tarzu szkockiego mistrza i w medalionach drzewa rodowego Babenber- ger贸w, Meitner wygl膮da艂, jakby jego my艣li kr膮偶y艂y zupe艂nie gdzie indziej. Sina wiedzia艂 jednak, 偶e to tylko pozory. Po kr贸tkim zastanowieniu pro­fesor stwierdzi艂 w ko艅cu:

Najwidoczniej mia艂e艣 racj臋, gdy sugerowa艂e艣, 偶e Leopold III zosta艂 zamordowany. A ja ci wtedy nie uwierzy艂em. Taaak... To by艂 m贸j b艂膮d i uwierz mi, 偶e jest mi z tego powodu przykro.

Po tych s艂owach pochyli艂 si臋 nad zawalonym papierami biurkiem i zacz膮艂 czego艣 szuka膰.

Meitner zauwa偶y艂 zdziwienie, kt贸re pojawi艂o si臋 na twarzy Siny na widok kilkudziesi臋ciu sticker贸w, stosu nieprzeczytanych prac dyplomo­wych i seminaryjnych i skomentowa艂 to kr贸tko:

I To wynik mojego dwutygodniowego pobytu za granic膮. A przecie偶 ka偶dy z nich chce, 偶ebym jak najszybciej te wypociny przeczyta艂 i oceni艂. Pami臋tasz jeszcze stare czasy? Przyda艂aby si臋 nam twoja pomoc...

Sina od razu sobie przypomnia艂 ustalanie termin贸w konsultacji, roz­mowy ze studentami, kt贸rzy ci膮gle czego艣 od niego 偶膮dali, konferencje, nadmiern膮 biurokracj臋 i nieko艅cz膮ce si臋 posiedzenia kierownictwa insty­tutu. Natychmiast te偶 zrozumia艂, dlaczego odej艣cie z uczelni przysz艂o mu tak 艂atwo.

Meitner przesun膮艂 g贸r臋 papier贸w i dokument贸w, uni贸s艂 stos ksi膮偶ek i indeks贸w, spod spodu wyci膮gn膮艂 najnowsze wydanie jakiej艣 gazety. Na tytu艂owej stronie znajdowa艂o si臋 zdj臋cie przedstawiaj膮ce Sin臋, Bernera i Wagnera tu偶 po zamachu w zajezdni.

1 Dosta艂e艣 si臋 na czo艂贸wki gazet - u艣miechn膮艂 si臋 Meitner, ale zaraz spowa偶nia艂. 鈥 Nie musz臋 ci wyja艣nia膰, jak miel膮 tryby nauki. Instytut nie mo偶e by膰 zamieszany w t臋 histori臋. To twoja krucjata i nie chc臋 ci臋 z niej zawraca膰. Oficjalnie nie b臋d臋 mia艂 z t膮 spraw膮 nic wsp贸lnego, ale pomog臋 ci, jak tylko b臋d臋 m贸g艂. Mam nadziej臋, 偶e b臋dziesz mnie o wszystkim na bie偶膮co informowa艂. To fantastyczna historia i wiesz, co ci powiem? Jestem sk艂onny ci uwierzy膰. O Fryderyku nie musz臋 ci nic opowiada膰, bo wiesz

o nim wi臋cej ni偶 ja. Ale w ca艂ej tej historii zauwa偶y艂em pewien szczeg贸艂, kt贸ry mi co艣 przypomina. Powiedzia艂e艣, 偶e dziewczyna z ko艣cio艂a 艢wi臋­tego Karola mia艂a w ustach.. j ?

1 Skrawek bawe艂ny - uzupe艂ni艂 Sina.

Meitner zmarszczy艂 swoje krzaczaste brwi, rozsiad艂 si臋 w fotelu i za­cz膮艂 o czym艣 intensywnie my艣le膰. W tej pozie znowu sprawia艂 wra偶enie nieobecnego duchem, ale Sina dobrze zna艂 jego obyczaje i dlatego czeka艂 w milczeniu. Nagle Meitner roze艣mia艂 si臋, potrz膮sn膮艂 gwa艂townie g艂ow膮 i znowu odwr贸ci艂 si臋 do Siny:

- Chyba co艣 znalaz艂em. Wybacz mi ten wybuch 艣miechu, ale nie mia艂 on nic wsp贸lnego ani z tob膮, ani z t膮 biedn膮 dziewczyn膮 z bawe艂n膮 w ustach. Je艣li to by艂a bawe艂na, przypomina mi si臋 pewna miniatura.

- Jaka miniatura? Mo偶e to jaka艣 kolejna wskaz贸wka?

- Na pewno j膮 znasz. Chodzi o drzewo, na kt贸rym barany i owce rosn膮 jak jab艂ka na jab艂oni. Europejczycy nie umieli sobie wyobrazi膰, jak wygl膮da bawe艂na rosn膮ca na krzakach, kt贸r膮 dawni Chi艅czycy nazywali 鈥瀊awe艂n膮 drzewn膮鈥.

- Ale偶 oczywi艣cie! - zawo艂a艂 Sina, pukaj膮c si臋 d艂oni膮 w czo艂o. - Ode- rich z Portenau - doda艂 szybko i w tej samej chwili jakby 艂uski spad艂y mu z oczu. Meitner potwierdzi艂 jego przypuszczenia:

- Dok艂adnie ten sam. Zapomniany przez wszystkich austriacki po­dr贸偶nik, kt贸ry odwiedzi艂 Chiny wkr贸tce po Marcu Polo.

Na twarzy wchodz膮cego do budynku Bernera kasjerka muzeum od razu dostrzeg艂a z艂o艣膰. Bemer nie bawi艂 si臋 w 偶adne uprzejmo艣ci.

-Jestem komisarz Berner z policji kryminalnej. Jest tu u was pewien m艂ody zakonnik, kt贸ry oprowadza turyst贸w po muzeum. Chcia艂bym z nim porozmawia膰 i nie mam zbyt du偶o czasu 鈥 powiedzia艂 i doda艂 cicho: - 艢ciga mnie mn贸stwo ludzi.

Kasjerka prze艂kn臋艂a nerwowo 艣lin臋, jedna z jej brwi zacz臋艂a nerwowo drga膰. Si臋gn臋艂a po telefon, ale Bemer natychmiast po艂o偶y艂 r臋k臋 na jej d艂oni:

- Nie, prosz臋 mi tylko powiedzie膰, gdzie go znajd臋. Przecie偶 nie chce­my wzbudza膰 niezdrowej ciekawo艣ci, prawda?

- Zaraz tu przyjdzie, bo za pi臋膰 minut przypada jego kolej na opro­wadzanie.

- 艢wietnie. W takim razie poczekam tu na niego. Prosz臋 si臋 zaj膮膰 swoimi sprawami, na pewno go nie przeocz臋.

Berner rozejrza艂 si臋 i usiad艂 na 艂awce dla zwiedzaj膮cych w takiej od­leg艂o艣ci od kasy, 偶eby m贸g艂 j膮 widzie膰. Nieca艂膮 minut臋 p贸藕niej zza p贸艂ek wyszed艂 m艂ody ksi膮dz w czarnej sutannie, spojrza艂 na oczekuj膮cego ko­misarza i podszed艂 do niego, pytaj膮c:

- Czy pan czeka na oprowadzanie?

- Zale偶y, jakie oprowadzanie ksi膮dz ma na my艣li 鈥 odpar艂 Berner, wsta­j膮c 1 艂awki. - Mo偶e zwiedzanie deltoidu? Albo zwiedzanie ko艣cio艂a 艢wi臋­tego Ruprechta ze szczeg贸lnym uwzgl臋dnieniem pi臋ciu liter na emporze?

Ksi膮dz cofn膮艂 si臋, jakby ujrza艂 ducha. Rozejrza艂 si臋 i wida膰 by艂o, 偶e ogarnia go coraz wi臋ksza panika. Berner nie spuszcza艂 z niego wzroku i stwcha艂 go w kierunku rega艂贸w z ksi膮偶kami.

- Czy mo偶e mi ksi膮dz opowiedzie膰 co艣 wi臋cej o sze艣cioramiennej gwie藕dzie, o Anio艂ach 艢mierci albo o ojcu Johannesie?

Duchowny by艂 ju偶 blady jak trup, mamrota艂 niezrozumia艂e s艂owa, zer­ka艂 w stron臋 wyj艣cia i ju偶 chcia艂 rzuci膰 si臋 do ucieczki, gdy Berner zatrzy­ma艂 go i przycisn膮艂 do rega艂u z ksi膮偶kami. Kilka tom贸w spad艂o na pod­艂og臋, co zwr贸ci艂o uwag臋 kasjerki. Jednak jedno ostre spojrzenie Bemera wcisn臋艂o j膮 z powrotem w fotel.

W oczach ksi臋dza pojawi艂y si臋 niespokojne b艂yski. Powtarza艂 tylko bez przerwy: 鈥濸rosz臋 mnie zostawi膰, prosz臋 mi da膰 spok贸j鈥. Z czo艂a sp艂y­wa艂y mu stru偶ki potu.

- Mam ksi臋dza pu艣ci膰? Po co? 呕eby ksi膮dz poszed艂 si臋 pomodli膰? - spyta艂 Berner.

Wyprowadzi艂 ksi臋dza z muzeum na plac i zaraz skierowa艂 si臋 przez portal ko艣cio艂a Szkockiego pod zamkni臋t膮 krat臋 we wn臋trzu 艣wi膮tyni. Ksi膮dz by艂 tym wszystkim tak zszokowany, 偶e nie stawia艂 oporu.

- Prosz臋 otworzy膰 - poleci艂 mu Berner.

Duchowny zacz膮艂 gor膮czkowo przeszukiwa膰 kieszenie sutanny. W ko艅cu znalaz艂 p臋k kluczy, ale musia艂 u偶y膰 obu r膮k, 偶eby otworzy膰 kut膮 偶elazn膮 krat臋. Kiedy j膮 otwierali, zaskrzypia艂a. Berner popchn膮艂 ksi臋dza do 艣rodka i zamkn膮艂 za sob膮 bram臋.

- W imi臋 Ojca i Syna, i Ducha 艢wi臋tego... - zacz膮艂 Berner, a ksi膮dz doko艅czy艂:

No to jeste艣my na miejscu 鈥 stwierdzi艂 Berner, ci膮gn膮c dr偶膮cego ze strachu ksi臋dza w stron臋 o艂tarza. Wepchn膮艂 go w jeden z rz臋d贸w stoj膮­cych tam 艂awek i usiad艂 przed nim. - Teraz wielebny mo偶e si臋 ju偶 pomo­dli膰, to najw艂a艣ciwsze miejsce. Przedtem jednak chcia艂bym si臋 od ksi臋­dza dowiedzie膰 kilku rzeczy. Zacznijmy od tego, co 艂膮czy ksi臋dza z ojcem Johannesem.

Ksi膮dz potrz膮sn膮艂 z przera偶eniem g艂ow膮. Wzburzenie, jakie go opa­nowa艂o, by艂o a偶 nadto widoczne.

Tego nie mog臋 powiedzie膰, bo to oznacza dla mnie 艣mier膰, wtedy przyjd膮 po mnie...

艣mier膰? - zagrzmia艂 Berner, pochylaj膮c si臋 w stron臋 ksi臋dza, na kt贸­rego sutannie pojawi艂y si臋 plamy potu. - Kilka godzin po tym, jak ksi膮dz spotka艂 si臋 z bratem Johannesem, ten o ma艂o nas wszystkich nie zastrzeli艂.

-Amen.

Duchowny nadal pokr臋ci艂 odmownie g艂ow膮 i be艂kota艂 co艣 niesk艂ad­nie. Bemer wyj膮艂 pistolet i po艂o偶y艂 go na 艂awce. Na widok broni ksi膮dz zacz膮艂 panicznie szlocha膰. Berner jeszcze bardziej pochyli艂 si臋 w jego stron臋.

- Czy potrafi sobie ksi膮dz wyobrazi膰, co to za uczucie, kiedy nad g艂o­w膮 艣wistaj膮 ci kule, bo kto艣 ci臋 zdradzi艂 za judaszowe srebrniki? Co ksi膮dz mu opowiedzia艂?

M艂ody kap艂an znowu pokr臋ci艂 odmownie g艂ow膮. Komisarz wsta艂 i podszed艂 do o艂tarza. Sta艂 tak i d艂o艅mi wspartymi na biodrach, wpatru­j膮c si臋 w postacie anio艂贸w i 艣wi臋tych, w alegorie i symbole cn贸t, wyst臋p­k贸w i grzech贸w. Kiedy si臋 odwr贸ci艂, ujrza艂, jak ksi膮dz wk艂ada sobie do ust jego pistolet i dr偶膮cymi palcami poci膮ga za spust. Jednak zamiast strza艂u rozleg艂 si臋 tylko metaliczny trzask. Berner potrz膮sn膮艂 g艂ow膮, podszed艂 do przera偶onego ksi臋dza i odebra艂 mu pistolet.

- Dzieciak! Czy ksi膮dz naprawd臋 my艣la艂, 偶e zostawi艂em na 艂awce na­艂adowan膮 bro艅? Poza tym samob贸jstwo to grzech 艣miertelny, karany wiecz­nym pot臋pieniem. Widz臋 jednak, 偶e dla ksi臋dza nie ma to ju偶 偶adnego znaczenia. Si贸dmy kr膮g piek艂a jest zarezerwowany wy艂膮cznie dla zdrajc贸w.

Bemer wyj膮艂 z kieszeni p艂aszcza magazynek i wsun膮艂 go do r臋koje­艣ci. Potem w艂o偶y艂 bro艅 do kabury, chwyci艂 stawiaj膮cego op贸r kap艂ana za rami臋 i poci膮gn膮艂 go za sob膮 do konfesjona艂u stoj膮cego przed pierwszym rz臋dem 艂awek. Obie jego boczne 艣cianki by艂y otwarte, firanki zasuni臋te. Bemer wcisn膮艂 ksi臋dza do 艣rodka, ten opad艂 na siedzenie, spocony i dr偶膮cy.

- Nadszed艂 czas, 偶eby ul偶y膰 swojej duszy, wielebny. Kogo ksi膮dz si臋 tak bardzo boi? Anio艂a 艢mierci? Ojca Johannesa? On ju偶 jest...

W tej samej chwili Bernera znienacka dosi臋gn膮! cios w tyln膮 cz臋艣膰 czaszki. Zd膮偶y艂 jeszcze ujrze膰 fontann臋 艣wiate艂 i ognistych kul, po czym powoli zapad艂 si臋 w ciemn膮 nico艣膰.

Ksi膮dz spojrza艂 z wdzi臋czno艣ci膮 i niedowierzaniem na posta膰 pochy­laj膮c膮 si臋 nad komisarzem. W blasku 艣wiat艂a dostrzeg艂 jednak tylko zarys sylwetki. 鈥濪zi臋kuj臋, dzi臋kuj臋鈥, wyj膮ka艂, bo tylko tyle by艂 w stanie powie­dzie膰. Fala wdzi臋czno艣ci przepaja艂a ca艂e jego cia艂o. Nieznajomy, kt贸rego z trudem dostrzega艂 przez za艂zawione oczy, by艂 jego zbawc膮, wybawicielem, jego... Nagle jednak strach powr贸ci艂 i zaw艂adn膮艂 jego cia艂em tak bardzo, 偶e m艂ody duchowny mia艂 ochot臋 wbi膰 si臋 w konfesjona艂 jak najg艂臋biej. Oto bowiem nieznajomy si臋gn膮艂 po bro艅 Bernera, podszed艂 bli偶ej, wycelowa艂

i poci膮gn膮艂 za spust. Strza艂 zmi贸t艂 ksi臋dza z siedzenia z tak膮 si艂膮, 偶e du­chowny spad艂 na posadzk臋 przed konfesjona艂. D藕wi臋k, jaki wype艂ni艂 ko­艣ci贸艂, przypomina艂 huk armaty. Odbi艂 si臋 od wysokich okien, obieg艂 ca艂e wn臋trze i wr贸ci艂 do punktu wyj艣ciowego.

Nieznajomy ponownie pochyli艂 si臋 nad Bernerem, wsun膮艂 mu pistolet do r臋ki i szybkim krokiem opu艣ci艂 ko艣ci贸艂 przez zakrysti臋 i boczne wyj艣cie.

Profesor Meitner u艣miechn膮艂 si臋 pob艂a偶liwie.

- Na pewno znasz histori臋 austriackiego franciszkanina Odericha, kt贸ry pochodzi艂 z dzisiejszego Pordenone. Kilkadziesi膮t lat po Marcu Polo uda艂 si臋 w podr贸偶 do Pa艅stwa 艢rodka. Chyba nie musz臋 ci o tym szcze­g贸艂owo opowiada膰?

- Wprost przeciwnie 鈥 odpar艂 Sina. - Opowiedz mi, prosz臋, wszyst­ko, co wiesz.

- Hm.... 鈥 zacz膮艂 Meitner. Z艂膮czy艂 czubki palc贸w obu r膮k i zacz膮艂 przywo艂ywa膰 z pami臋ci poszczeg贸lne fakty. - O ile mi wiadomo, Ode- rich urodzi艂 si臋 trzydzie艣ci dwa lata po 艣mierci Marca Polo. Jak sam wiesz, nadal trwa o偶ywiona dyskusja, czy Polo rzeczywi艣cie odby艂 swoj膮 s艂ynn膮 podr贸偶. Drobna skaza, kt贸rej na szcz臋艣cie ustrzeg艂 si臋 鈥瀗asz鈥 Oderich. Bo on na pewno by艂 w Chinach, ale mia艂 pecha, bo by艂 pochodzenia austriac­kiego 鈥 za偶artowa艂 profesor.

- Co masz na my艣li? - spyta艂 Sina, marszcz膮c czo艂o.

Meitner roz艂o偶y艂 r臋ce, rozsiad艂 si臋 wygodnie w fotelu i obrzuci艂 Sin臋 szelmowskim spojrzeniem.

- To znaczy, 偶e by艂 to typowy Austriacus ignotus, kt贸ry nikogo nie ob­chodzi. Jego imi臋 zna kilku naukowc贸w, w tym my dwaj. Austriacy uwa偶aj膮 go za W艂ocha, ale ci od偶egnuj膮 si臋 od niego, poniewa偶 nale偶a艂 do 艣wiata idei Dantego Alighieri i by艂 艣wietnie zakorzeniony w 艢wi臋tym Cesarstwie Rzymskim. Jako wierny poddany Rudolfa Habsburga zat臋skni艂 po wielu latach chaosu i walk o tron za porz膮dkiem pod panowaniem Habsburg贸w.

~ Czy Portenau znajdowa艂o si臋 w granicach Austrii? Troch臋 mnie sko艂owa艂e艣, Wilhelmie 鈥 wpad艂 mu w s艂owo Sina.

-W 1192 roku miasto przypad艂o na podstawie zapisu testamentowego Babenbergerom. W 1278 roku wesz艂o w posiadanie Habsburg贸w, razem z hrabstwem Portenau, kt贸re dzisiaj nazywa si臋 Pordenone. Tak wi臋c od­powied藕 brzmi stanowczo 鈥瀟ak鈥. Oderich, kt贸rego rodzina wywodzi艂a si臋

z Moraw, wyruszy! w 1318 roku z Udine w podr贸偶 do Wielkiego Chana Tai ring Ti sprawuj膮cego w艂adz臋 w chanacie Balik.

- Chanat Balik? Gdzie to jest? - spyta艂 niepewnym g艂osem Sina.

- To dzisiejszy Pekin. Odericha wys艂ano do Pekinu, aby wzmocni艂 rozwijaj膮c膮 si臋 tam misj臋 franciszkan贸w. Fascynuj膮ce, nieprawda偶?

Meitner by艂 w swoim 偶ywiole.

- Franciszkanie ju偶 w czternastym wieku za艂o偶yli misj臋 w stolicy Chin. Tamtejszy cesarz tolerowa艂 na swoim dworze nestorian, szama­n贸w, franciszkan贸w i tybeta艅skich lam贸w. Dzisiaj niekt贸rzy pr贸buj膮 nam udowodni膰, 偶e globalizacja to wynalazek naszych czas贸w... 鈥 roze艣mia艂 si臋 Meitner, ale spowa偶nia艂, widz膮c zatroskane oblicze swojego dawnego ucznia. - O co chodzi? Wygl膮dasz, jakby艣 ujrza艂 ducha!

- Deltoid! Ko艣ci贸艂 Franciszkan贸w le偶y na Unii deltoidu, o kt贸rym ci opowiada艂em. Gdzie jeszcze by艂 Oderich?

- Pielgrzymowa艂 na g贸r臋 Ararat, przemierzy艂 Azerbejd偶an, Indie, przez Sumatr臋 dotar艂 tak偶e na Jaw臋 i Borneo. Musia艂a to by膰 wyprawa oparta na ci膮g艂ej 偶ebraninie. Oderich odby艂 j膮 w towarzystwie dw贸ch innych braci. Nie zapomnij, 偶e w Pekinie przebywa艂 przez trzy lata! Potem pojecha艂 dalej

i jako pierwszy w historii Europejczyk odwiedzi艂 Lhas臋 w Tybecie. Co wi臋cej, by艂 pierwsz膮 osob膮, kt贸ra przemierzy艂a ca艂y Tybet na osi wsch贸d-zach贸d.

- Chiny i Tybet... - mrukn膮艂 Sina i zacz膮艂 rysowa膰 palcami na opar­ciu krzes艂a niewidoczne tr贸jki. - Oderich by艂 w Tybecie...

- Je艣li uwa偶asz, 偶e ma to jakie艣 znaczenie... 鈥 przytakn膮艂 mu Meit­ner. 1 Ale Oderich nie by艂 jedynym Austriakiem, kt贸ry na zlecenie Habs­burg贸w przebywa艂 w Lhasie.

- Nie? A kto jeszcze? Tylko nie wymieniaj mi Heinricha Harrera.

Meitner machn膮艂 tylko r臋k膮:

- Ale偶 gdzie tam! W siedemnastym wieku, za rz膮d贸w Leopolda I, miejsce to odwiedzi艂 jezuita Johannes Grueber.

Zapad艂a cisza. Sina znowu zacz膮艂 rysowa膰 palcem swoje tr贸jki na oparciu krzes艂a, podczas gdy Meitern siedzia艂 zatopiony w my艣lach. Po chwili Sina powiedzia艂:

- W porz膮dku, Wilhelmie. Je艣li masz racj臋, a Oderich ma co艣 wsp贸l­nego z tajemnic膮 Fryderyka, to dlaczego cesarz nie pozostawi艂 nam 偶adnej bezpo艣redniej wskaz贸wki prowadz膮cej do franciszkanina? Sk膮d si臋 wzi膮艂 ten wsp贸艂czesny zboczony zab贸jca?

Meitner wzruszy艂 ramionami, ale po chwili przysz艂o mu co艣 do g艂owy.

-Jak si臋 nazywa艂 贸w Habsburg, kt贸ry jako pierwszy skutecznie do­prowadzi艂 do kanonizacji Leopolda III?

- Rudolf IV - odpar艂 Sina. - Za艂o偶y艂 nasz uniwersytet i kaza艂 rozbu­dowa膰 katedr臋 艢wi臋tego Stefana, kt贸r膮 pierwotnie wzni贸s艂 w roma艅skim stylu Henrykjasomirgott. Sfa艂szowa艂 te偶 drugi wielki List Wolno艣ci, zwany Privilegium maius, kt贸ry powsta艂 w oparciu o pierwszy Privilegium minus z epoki rz膮d贸w Jasomirgotta. Jednak z procesem kanonizacji mu nie wysz艂o.

Meitner skin膮艂 g艂ow膮, wsta艂 i zacz膮艂 chodzi膰 po pokoju.

- Proces kanonizacyjny 艣wi臋tego Leopolda zako艅czy艂 Fryderyk. To on uzna艂 za prawdziwy dokument sfa艂szowany przez jego 偶膮dnego w艂a­dzy przodka - przypomnia艂 Sinie profesor.

- Ten sam Fryderyk, kt贸ry kaza艂 sobie wybudowa膰 grobowiec w ka­tedrze 艢wi臋tego Stefana - uzupe艂ni艂 Sina i zacz膮艂 rozumie膰, do czego w swoich rozwa偶aniach zmierza Meitner.

- W艂a艣nie tak! Fryderyk kontynuowa艂 dzie艂o niezwykle ambitnego Rudolfa, kt贸ry zmar艂 w m艂odym wieku. Natomiast sam Rudolf budowa艂 prawdopodobnie na tym, co wzni贸s艂 Jasomirgott. Bez w膮tpienia wszystko to uk艂ada si臋 w logiczn膮 ca艂o艣膰. A teraz zastan贸w si臋, gdzie w 1360 roku Rudolf kaza艂 zbudowa膰 kolejn膮 katedr臋, wsp贸艂czesn膮 katedrze 艢wi臋tego Stefana?

- Chyba nie w Portenau? - spyta艂 Sina.

- W艂a艣nie 偶e tak! 鈥 zawo艂a艂 przej臋tym g艂osem Meitner. - Je艣li ci臋 do­brze znam, chcia艂by艣 znale藕膰 jak膮艣 bezpo艣redni膮 wskaz贸wk臋 od Fryderyka, 偶e faktycznie chodzi o Portenau. Oba ko艣cio艂y zbudowane przez Rudolfa ci nie wystarcz膮. W porz膮dku, oto ta wskaz贸wka. Przypomnij sobie tarcze i he艂my, kt贸re Fryderyk kaza艂 zawiesi膰 nad swoim grobowcem w katedrze. Opr贸cz najwa偶niejszych kraj贸w koronnych nale偶膮cych do Habsburg贸w, takich jak Austria, Karyntia, Styria i Kraina, na jednej z tarcz herbowych znajduje si臋 god艂o miasta Portenau.

Sina przypomnia艂 sobie he艂my i tarcze herbowe, kt贸re z okazji 850 rocznicy powstania katedry prezentowano przez pewien czas w kaplicy grobowej cesarza Fryderyka. Pod wysokim, ciemnym gotyckim sklepie­niem krzy偶owym zar贸wno czerwony marmurowy sarkofag Fryderyka, jak

i kolorowe tarcze i z艂ote he艂my z pi臋knymi zdobieniami prezentowa艂y si臋 wspaniale. W艣r贸d nich by艂 te偶 herb miasta Portenau: otwarte drzwi na czerwono-bialo-czerwonej tarczy. Sina nie rozumia艂 wtedy jeszcze, dla­

czego to bogate miasto handlowe zyska艂o tak zaszczytne miejsce w艣r贸d najwa偶niejszych kraj贸w koronnych.

- Ale偶 oczywi艣cie, masz ca艂kowit膮 racj臋, Wilhelmie - potwierdzi艂. -1 to jest ta wskaz贸wka od Fryderyka. Dlaczego jednak morderca zosta­wi! wskaz贸wk臋 prowadz膮c膮 do Odericha w ustach anio艂a z czarn膮 twarz膮?

Meitner uderzy艂 d艂oni膮 w stos dokument贸w le偶膮cych na stole:

- Bo uda艂o mu si臋 upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Herb miasta Portenau i herb rodziny Diirer贸w zaliczane s膮 do 鈥瀖贸wi膮cych herb贸w鈥. Figury na nich umieszczone okre艣laj膮 brzmienie konkretnej nazwy albo imienia, st膮d w obu pojawia si臋 motyw otwartych drzwi albo furt. Pod wzgl臋dem stylu, jaki obowi膮zywa艂 w heraldyce 贸wczesnych czas贸w, oba te herby wygl膮daj膮 identycznie. Georg, ja ci m贸wi臋, ten facet jest niez艂y

i wie dok艂adnie, co robi.

-1 w艂a艣nie tego si臋 obawiam 鈥 u艣miechn膮艂 si臋 lekko Sina.

Komisarz Berner wynurzy艂 si臋 z g艂臋bokich ciemno艣ci. Najpierw us艂ysza艂 szmery, g艂osy i szuranie st贸p po posadzce. Potem kto艣 pochyli艂 si臋 nad nim z trosk膮 i wtedy poczu艂 lekki zapach perfum. Otwo­rzy艂 oczy i uda艂o mu si臋 odr贸偶ni膰 jasno艣膰 od ciemno艣ci, ale wszystko by艂o jeszcze jakby zamglone. Kto艣 zacz膮艂 ogl膮da膰 jego g艂ow臋 i po chwili b贸l rozszed艂 si臋 po ca艂ym ciele. Berner kl臋kn膮艂 i chcia艂 si臋 podnie艣膰, ale po­wstrzyma艂a go jaka艣 r臋ka.

- Prosz臋 spokojnie le偶e膰, dozna艂 pan wstrz膮su m贸zgu i zostanie pan na miejscu - odezwa艂 si臋 kobiecy zdecydowany g艂os. Berner by艂 zbyt zm臋­czony, 偶eby zaprotestowa膰. Obrazy stawa艂y si臋 coraz bardziej wyra藕ne, rozpoznawa艂 freski na suficie, b艂臋kit nieba i r贸偶 tynk贸w. W pewnej chwili zrobi艂o mu si臋 niedobrze, wi臋c zamkn膮艂 oczy.

- Bernhardzie, to nie wygl膮da najlepiej 鈥 oznajmi艂 jaki艣 g艂os i Berner przez chwil臋 sk艂onny by艂 uwierzy膰, 偶e B贸g jednak istnieje. Doszed艂 jed­nak do wniosku, 偶e B贸g nigdy nie przybra艂by postaci kolegi Burghardta. Otworzy艂 oczy i ujrza艂, jak jego wieloletni partner, z kt贸rym rozwi膮za艂 tyle r贸偶nych spraw, pochyla si臋 nad nim.

- Przynajmniej je艣li ma dobry gust 鈥 mrukn膮艂.

- Co powiedzia艂e艣? 鈥 spyta艂 poirytowany Burghardt.

- Nic takiego - odpar艂 Berner. 鈥 Znale藕li艣cie co艣, co b臋dzie mo偶na wykorzysta膰?

i To zale偶y, co masz na my艣li. Proboszcza zastrzelonego z twojej bro­ni, je艣li to faktycznie twoja kabura. Do tego mn贸stwo odcisk贸w palc贸w na pistolecie, ale wszystkie nale偶膮 do ciebie albo do ksi臋dza, 偶adnych in­nych nie ma.

Z tonu, w jakim Burghardt wypowiada艂 te s艂owa, wynika艂o, 偶e nie jest zadowolony.

I To znaczy, 偶e ekipa od zabezpieczania 艣lad贸w ju偶 tu by艂a? - zdziwi艂 si臋 Berner. - Za moich czas贸w nigdy nie zjawiali si臋 tak szybko...

- Nowa mioda dobrze zamiata, sam przecie偶 wiesz. Jest tam ten m艂o­dy, ambitny...

Berner uni贸s艂 r臋k臋 i przerwa艂 mu:

- Czy kto艣 co艣 widzia艂?

- Bernhardzie, to ju偶 nie twoja sprawa - przypomnia艂 mu Burghardt. Ledwo wypowiedzia艂 te s艂owa, gdy zza jego plec贸w wy艂oni艂 si臋 szczup艂y, m艂ody m臋偶czyzna.

| No w艂a艣nie, to samo chcia艂em powiedzie膰 - stwierdzi艂. Odsun膮艂 Burghardta na bok i pochyli艂 si臋 nad Bemerem, kt贸ry z b贸lu zamkn膮艂 oczy. Jego nast臋pca u艣miechn膮艂 si臋 z wy偶szo艣ci膮. - Nie, panie komisarzu, a raczej panie by艂y komisarzu. Prowadz臋 艣ledztwo w pana sprawie, kto by przypuszcza艂? 鈥 Zwracaj膮c si臋 do lekarki z karetki, doda艂: - Prosz臋 go za­wie藕膰 na oddzia艂 zamkni臋ty, bardzo nam zale偶y na jego zdrowiu i nie chce­my, 偶eby skutki tego wydarzenia pozostawi艂y trwa艂y 艣lad na jego zdrowiu.

Odwr贸ci艂 si臋 i znikn膮艂 Bernerowi z pola widzenia.

Kiedy sanitariusze wynosili go na noszach z ko艣cio艂a, Berner zadawa艂 sobie pytanie, czy wszystko to dzieje si臋 naprawd臋. A mo偶e to raczej wy- tw贸r jego wyobra藕ni. Zanim straci艂 przytomno艣膰, poczu艂 zapach perfum, kt贸rych u偶ywa艂a lekarka pogotowia.

Sina za艂o偶y艂 kurtk臋 i chcia艂 si臋 po偶egna膰 z Meitnerem, gdy nagle dozna艂 ol艣nienia.

- A co wiesz o komecie Halleya? 鈥 spyta艂.

-Jak pami臋tasz, zajmowa艂em si臋 kiedy艣 badaniem s艂ynnego dywanu z Bayeux. Jest na nim kometa, kt贸ra pojawi艂a si臋 na kr贸tko przed bitw膮 pod Hastings. Przedstawiono j膮 oczywi艣cie w charakterze z艂ego zwiastu­na. By艂o wi臋c logiczne, 偶e postanowi艂em prze艣ledzi膰 ca艂y cykl jej obiegu wok贸艂 Ziemi. A czemu pytasz? Co ona ma wsp贸lnego z Fryderykiem?

- Bo jest te偶 pokazana na o艂tarzu szkockiego mistrza, tym razem jako Gwiazda Betlejemska w czasie ucieczki 艢wi臋tej Rodziny do Egiptu.

- Na obrazie D眉rera Melancholia I te偶 z nieba spada gwiazda i wy­gl膮da, jak kometa z ogonem.

- Tak, ja te偶 o tym pomy艣la艂em. Zreszt膮 kometa Halleya pojawia艂a si臋 w 1456 roku, to znaczy zanim urodzi艂 si臋 D眉rer, i to nad Niemcami

- westchn膮艂 Sina.

- Kolejny raz w 1531 roku, kiedy D眉rer ju偶 nie 偶y艂. Do czego zmie­rzasz? - spyta艂 Meitner, staraj膮c si臋 dotrze膰 do istoty pyta艅 zadawanych mu przez Sin臋.

- M贸wili艣my tyle o Chinach, wi臋c zada艂em sobie pytanie, czy to nie jaki艣 chi艅ski w艂adca jako pierwszy opisa艂 to cia艂o niebieskie. Mo偶e to zrobi艂 贸w Wielki Chan, kt贸ry podobnie jak Fryderyk ujrza艂 komet臋? Co艣 podobnego sugerowa艂 mi m贸j anonimowy rozm贸wca. Czy uwa偶asz to za mo偶liwe?

- Interesuj膮ca teoria. Poczekaj, zapisa艂em sobie w moim komputerze pewn膮 tabelk臋 - odpar艂 Meitner, po czym kilkoma uderzeniami w klawi­sze otworzy艂 okienko, zerkn膮艂 na nie kr贸tko, zmarszczy艂 czo艂o i stwierdzi艂 spokojnie: - Pos艂uchaj: to nie by艂 jaki艣 tam Wielki Chan, tylko pierwszy cesarz Chin. Dwudziestego pi膮tego maja 240 roku przed nasz膮 er膮 kome­ta Halleya przelecia艂a nad Chinami. To by艂 cesarz Qin Shihuangdi, ten od Terakotowej Armii.

BREITENSEE, WIEDE艃

Wagner nacisn膮艂 klawisz z napisem 鈥濫nter鈥 i zadowolony z siebie zamkn膮艂 laptopa. Przed chwil膮 wys艂a艂 trzycz臋艣ciowy tekst do UMG i Eleny, do艂膮czaj膮c do niego faktur臋 I honorarium. Miejmy na­dziej臋, 偶e stary Wineberg jeszcze troch臋 poci膮gnie i zd膮偶y podpisa膰 od­powiedni czek, pomy艣la艂 i dopi艂 kaw臋. Wineberg sko艅czy艂 ju偶 dziewi臋膰­dziesi膮t lat i nie by艂 zbyt sympatycznym cz艂owiekiem. Wagner pozna艂 go przed dwoma laty w West Palm Beach. Wineberg siedzia艂 wtedy jak pomarszczony krasnal ogrodowy w golfowym w贸zku elektrycznym. Dopiero kiedy wysiad艂, a jego asystent poda艂 mu kije, Wagner zauwa­偶y艂, 偶e 贸w krasnal ma 190 cm wzrostu i jak na sw贸j wiek zachowa艂 nadzwyczajn膮 energi臋 i 偶ywotno艣膰. Wineberg by艂 uchod藕c膮 z Austrii

i chcia艂 pozna膰 austriackiego korespondenta swojej gazety. To dlatego Wagner polecia艂 na Floryd臋. Sp臋dzi艂 tam kr贸tki mi艂y urlop, ale mimo najszczerszych ch臋ci nie dopatrzy艂 u s臋dziwego w艂a艣ciciela niczego sympatycznego.

Przeszed艂 schodami z gabinetu do aneksu kuchennego i nala艂 sobie drug膮 porcj臋 kawy. Z fili偶anki unosi艂a si臋 para i smakowity zapach. Dzien­nikarz zamierza艂 w艂a艣nie otworzy膰 testament Mertensa, kt贸ry da艂 mu Ber­ner, gdy zadzwoni艂a jego kom贸rka. 鈥濿idz臋, 偶e numer贸w zastrze偶onych dzisiaj nie brakuje鈥, pomy艣la艂 i odebra艂.

- W ko艣ciele Szkockim pope艂niono zbrodni臋 - powiedzia艂 nieznajo­my g艂os bez 偶adnego wst臋pu. - Tym razem jest w to zamieszany pewien policjant, niejaki komisarz Berner. Znaleziono go z dymi膮cym pistoletem przy zw艂okach ofiary, kt贸r膮 jest m艂ody ksi膮dz. Kula przesz艂a cia艂o na wy­lot. Nic dziwnego, to w ko艅cu czterdziestka pi膮tka, a strza艂 oddano z bli­ska. Brak 艣wiadk贸w, brak innych 艣lad贸w.

G艂os zamilk艂.

- Czy wie pan, dok膮d zabrano Bernera? Do kt贸rego komisariatu? - spyta艂 Wagner.

- Na oddzia艂 zamkni臋ty w szpitalu miejskim. Kto艣 uderzy艂 go w g艂o­w臋, komisarz dozna艂 wstrz膮su m贸zgu, ale prze偶yje, ma tward膮 g艂ow臋 - stwierdzi艂 z u艣miechem g艂os. - Ludzie potykaj膮 si臋 nie o g贸ry, tylko o kre­cie kopce. Konfucjusz - zacytowa艂 g艂os.

- Bzdura, Berner na pewno go nie zabi艂, chyba pan rozum straci艂, je­艣li pan w to wierzy 鈥 odpar艂 ze z艂o艣ci膮 Wagner. - A jak ju偶 mowa o Kon­fucjuszu, to ja te偶 zacytuj臋 panu na po偶egnanie jedno z jego powiedze艅: 鈥濨rakiem odwagi jest wiedzie膰, co prawe, lecz tego nie czyni膰鈥.

Jednak jego rozm贸wca zd膮偶y艂 si臋 ju偶 roz艂膮czy膰.

Berner ze wstrz膮sem m贸zgu i zabity ksi膮dz... Wagner zawaha艂 si臋. W艂o偶y艂 telefon do kieszeni i przypomnia艂 sobie wizyt臋 ojca Jo­hannesa poprzedniego wieczoru. Ofiar膮 mo偶e by膰 tylko 贸w m艂ody ksi膮dz, kt贸rego Berner chcia艂 wypyta膰, ten sam, kt贸ry wtedy pobieg艂 do Johannesa...

Wagner dopi艂 kaw臋 i nala艂 sobie kieliszek czerwonego wina. 鈥濱t鈥檚 five o鈥檆lock somewhere鈥, zacytowa艂 s艂owa piosenki Alana Jacksona

i Jimmy ego Buffeta i wzni贸s艂 toast. Za Bernera, na kt贸rego b臋d膮 dzi艣

. w - / . V V \ \ \ \

wieczorem na pr贸偶no czeka膰, pomy艣la艂, zastanawiaj膮c si臋 jednocze艣nie czy nie powinien pojecha膰 do szpitala. W tym momencie us艂ysza艂, 偶e do 艣rodka wchodzi Sina.

- Za to jest nasz domoros艂y, cudowny specjalista od 艣redniowiecza - powiedzia艂 g艂o艣no widz膮c, jak Sina wiesza kurtk臋 na wieszaku. Sina odwr贸­ci艂 si臋 i zamkn膮艂 drzwi, przekr臋caj膮c dwa razy klucz w zamku. Na wszelki wypadek sprawdzi艂 jeszcze, czy wej艣cie te偶 jest zamkni臋te.

- Co to znaczy 鈥瀋udowny鈥 i 鈥瀌omoros艂y鈥? S艂ysza艂em, co powiedzia艂e艣

- powiedzia艂 z przygan膮 w g艂osie, spogl膮daj膮c na Wagnera, kt贸ry z kie­liszkiem wina w jednej i butelk膮 w drugiej r臋ce kierowa艂 si臋 w stron臋 po- dzirawionej kulami kanapy.

- Chwa艂a Bogu, 偶e posprz膮ta艂a - mrukn膮艂 dziennikarz, rozgl膮daj膮c si臋 po mieszkaniu. Opad艂 na kanap臋, zamkn膮艂 oczy i rozsiad艂 si臋 wygodnie.

Sina obserwowa艂 przyjaciela spod przymkni臋tych powiek. Wagner gapi艂 si臋 nieruchomym wzrokiem przed siebie, w pustk臋.

- Co jest grane? - spyta艂 Sina.

- Na Bernera b臋dziemy dzisiaj d艂ugo czeka膰, jest teraz w areszcie 艣led­czym i noc sp臋dzi poza domem 鈥 wyja艣ni艂 Wagner i poci膮gn膮艂 du偶y 艂yk wina. - Znale藕li go w ko艣ciele Szkockim, by艂 nieprzytomny i le偶a艂 z dy­mi膮cym pistoletem obok martwego ksi臋dza.

-1 policja uwa偶a, 偶e to on go zabi艂? - o偶ywi艂 si臋 Sina. 鈥 Co za bzdu­ra! Sk膮d o tym wiesz?

- No c贸偶, je艣li kto艣 przez wiele lat wsuwa policjantom pod drzwi ano­nimowe koperty pe艂ne banknot贸w, to po pewnym czasie oni sami zaczy­naj膮 nagle wykazywa膰 inicjatyw臋 i dzwoni膮 z informacjami 鈥 skomentowa艂 kr贸tko jego s艂owa Wagner, przetar艂 oczy i roze艣mia艂 si臋 g艂o艣no.

- A co ty s膮dzisz? Ze go zabi艂?

- Oczywi艣cie, 偶e nie. Kto艣 w ko艣ciele Szkockim pom贸g艂 ksi臋dzu prze­nie艣膰 si臋 na tamten 艣wiat za pomoc膮 pistolem Bernera. Nasz pan komi­sarz b臋dzie to musia艂 udowodni膰, ale bez 艣wiadk贸w jego szanse nie wy­gl膮daj膮 najlepiej.

- Paskudna sprawa - mrukn膮艂 Sina. Opad艂 ci臋偶ko na kanap臋 obok Wagnera i przewr贸ci艂 stolik, na kt贸rym sta艂a butelka.

- Prosz臋 ci臋, stary, panuj nad sob膮, bo dopadnie mnie zaraz choro­ba morska - zaprotestowa艂 Wagner. Podni贸s艂 butelk臋, skrzywi艂 twarz

膮艂 na Sin臋. - Szkoda, to by艂o dobre wino. Przy okazji: by艂oby faj-

nie, gdyby艣 rzadziej chodzi艂 sam. 呕yjemy w cywilizacji, a nie w twojej samotni.

- Co prosz臋? Mam przesta膰 chodzi膰? A co ty robisz przez ca艂y czas? Robisz to, co ci akurat przyjdzie do g艂owy. W og贸le mi nic nie m贸wisz, chyba 偶e sam zapytam! To ty sp艂oszy艂e艣 mojego rozm贸wc臋 w Klostemeu- burgu! - zaatakowa艂 go Sina.

1 Co? Sp艂oszy艂em ci rozm贸wc臋? Przecie偶 pokazywa艂e艣 r臋k膮 kamery monitoringu i wys艂a艂e艣 mnie na poszukiwania! Niech pan profesor w ko艅­cu zdecyduje, czego pan profesor chce. Jak na kogo艣, kto swoim wygl膮dem przypomina neandertalczyka, a na dodatek go艣ci pod moim dachem, je­ste艣 nadzwyczaj wyszczekany.

Wagner by艂 ju偶 naprawd臋 w艣ciek艂y, ale postanowi艂 odpu艣ci膰.

- Dajmy sobie z tym spok贸j. To bez sensu, je艣li si臋 nawzajem posie­kamy. Komisarzowi nie mo偶emy pom贸c, wi臋c spr贸bujmy podzia艂a膰 da­lej razem. Nie znosz臋 tego poczucia bezradno艣ci tak samo jak ty, wi臋c nie wi艅 mnie za wszystko.

- Nie znosisz poczucia bezradno艣ci? A my艣lisz, 偶e ja je lubi臋? Czy wol­no mi przypomnie膰, 偶e kiedy w Klosterneuburgu stali艣my przed drzewem genealogicznym Babenberger贸w, to mnie, a nie ciebie dr臋czono pytaniami

o przesz艂o艣膰? I 偶e w chwili, kiedy zacz臋艂o si臋 robi膰 ciekawie, wpad艂e艣 na parking jak John Wayne albo Brudny Harry i zacz膮艂e艣 艣ciga膰 faceta, kt贸­ry w艂a艣nie udziela艂 mi informacji? - Sina wypowiedzia艂 te s艂owa z w艣cie­k艂o艣ci膮 i zaci艣ni臋tymi pi臋艣ciami. - A teraz si臋 oburzasz, kiedy poruszy艂em twoj膮 przestrzelon膮 kanap臋? Poza tym, drogi przyjacielu, ja nie musz臋 tu tkwi膰. Zobaczymy, jak sobie poradzisz beze mnie z rozwi膮zaniem tajem­nicy Fryderyka.

- No prosz臋, monsieur reaguje teraz skwaszonym g艂osem i zaczyna si臋 mnie czepia膰! No to zabierz sobie Fryderyka razem z jego 艣miesznymi wskaz贸wkami na sw贸j brudny zamek i zostaw mnie w spokoju! Niepo­trzebni mi strzelaj膮cy ksi臋偶a w moim mieszkaniu ani inscenizowane mor­derstwa w ko艣cio艂ach. Nie chc臋 zasypia膰 w mojej zajezdni, nie wiedz膮c, czy rano nie obudz臋 si臋 z poder偶ni臋tym gard艂em. Zabierz ca艂e swoje 艣re­dniowiecze, jak b臋dziesz odchodzi艂, bo bez niego te偶 sobie dot膮d nie藕le radzi艂em. Niepotrzebne mi listy z podzi臋kowaniami od emerytowanych komisarzy... Do diab艂a, martwi臋 si臋 o Bernera.

Wagner po艂o偶y艂 d艂o艅 na ramieniu Siny.

- No dobrze, przykro mi. Przepraszam za wszystko, cokolwiek by to b艂io. Nerwy mam napi臋te do ostatnich granic, tak jak ty.

Sina odwr贸ci艂 si臋 do niego.

- Kurwa, Paul... musia艂e艣 to powiedzie膰, 鈥瀋okolwiek by to by艂o鈥? - warkn膮艂. Cofn膮艂 rami臋 i zwin膮艂 d艂o艅 w pi臋艣膰. Wagner uchyli艂 si臋 instynk­townie, ale pozosta艂 na miejscu. Sina uni贸s艂 d艂o艅 i palcem wskazuj膮cym dotkn膮艂 piersi Wagnera. Ka偶de kolejne s艂owo, kt贸re wypowiada艂, podkre­艣la艂, wciskaj膮c palec mocniej. 鈥 Przepraszasz mnie? Do艣膰 sp贸藕nione to przeprosiny, nie uwa偶asz? Rzucasz s艂owa przeprosin i nawet nie pojmujesz za co. Ale zawsze taki by艂e艣! Tylko pami臋taj, ja nie jestem nasz膮 nauczy­cielk膮 ze szko艂y, kt贸r膮 mog艂e艣 ug艂aska膰 s艂贸wkami, bo zapomnia艂e艣 odrobi膰 prac臋 domow膮, kt贸r膮 potem ode mnie odpisywa艂e艣! By艂e艣 i nadal jeste艣 Everybody鈥檚 Darling. Ci膮gle z u艣miechem i dowcipem na ustach! Zawsze zadowolony z siebie i dlatego wszyscy ci臋 kochaj膮. Nawet nie wiesz, co to znaczy 鈥瀙onosi膰 odpowiedzialno艣膰鈥.

- Georg, ja naprawd臋 nie rozumiem, o co ci teraz chodzi.

- Nie rozumiesz? - krzykn膮艂 Sina. -1 w艂a艣nie na tym polega tw贸j pro­blem, 偶e nigdy nic nie rozumiesz. Dopiero kiedy kto艣 nadepnie ci na odcisk

- Ja naprawd臋 nie mam ju偶 ochoty... i zaczynam powoli traci膰 cier­pliwo艣膰.

- Prosz臋 bardzo, mo偶esz sobie traci膰. My艣lisz, 偶e si臋 tego boj臋?

M贸wi膮c to, Sina cofn膮艂 si臋 o krok i w zach臋caj膮cym ge艣cie roz艂o偶y艂

ramiona.

- O co ci chodzi? Mamy si臋 teraz zacz膮膰 ok艂ada膰 pi臋艣ciami? Przepra­szam bardzo, ale to nie w moim stylu 鈥 odpar艂 Wagner i powoli odsun膮艂 si臋 od niego. - Porozmawiamy, jak si臋 uspokoisz.

- Nie w twoim stylu? A jaki ty masz styl? Przekupywanie urz臋dnik贸w, ograbianie zw艂ok i teksty w tabloidach? Nie poznaj臋 ci臋. Na przyk艂ad to wszystko tutaj? Elegancko urz膮dzona zajezdnia tramwajowa, kolekcja ja­po艅skich motocykli, modne drobiazgi, whirlpool? Komu chcesz przez to cokolwiek udowodni膰? Na kim ty chcesz zrobi膰 wra偶enie? Na swojej matce?

Wagner zesztywnia艂, ale ostatnim wysi艂kiem stara艂 si臋 opanowa膰 nara­staj膮c膮 w nim w艣ciek艂o艣膰. Wiedzia艂 zbyt dobrze, 偶e przyjacielowi chodzi­艂o g艂贸wnie o to, 偶eby go sprowokowa膰. Przypomnia艂 sobie d艂ugie spacery i rozmowy, nieprzespane noce i niezliczone poranki przy budce z kie艂ba­skami ko艂o ALbertinarampe. Domy艣la艂 si臋, 偶e Sina nawi膮zuje w艂a艣nie do

tego. Jego s艂owa trafia艂y prosto w cel, jakby to by艂y no偶e. Po chwili mil­czenia powiedzia艂:

- Matka, ojciec... Ty nie masz poj臋cia, co to znaczy mie膰 matk臋, kt贸ra przez dwadzie艣cia lat nie obdarzy艂a ci臋 nawet jednym czu艂ym u艣ciskiem; kt贸ra na dodatek obwinia ci臋 o to, 偶e to przez ciebie jej kariera si臋 za艂ama­艂a; kt贸ra poci膮ga ci臋 do odpowiedzialno艣ci za ka偶dy dzie艅 twojego 偶ycia, kt贸ry niszczy jej 偶ycie. Wi臋c nie m贸w mi nic o odpowiedzialno艣ci, mon cher. Mo偶e lepiej porozmawiamy o twoim ojcu - u艣miechn膮艂 si臋 szyderczo.

- Komendant Sina, wa偶na osobisto艣膰 w eleganckim garniturze, uosobienie poprawno艣ci i chodz膮ce, codzienne przypomnienie w stylu 鈥瀊膮d藕 taki, jak ja, synu鈥. W takim razie sk膮d u ciebie te d艂ugie w艂osy i brak umiej臋tno艣ci wsp贸艂pracy w grupie? Nie pomyli艂e艣 sobie czasem ma艂om贸wno艣ci i dys­krecji z odpowiedzialno艣ci膮? 呕a艂oby z si艂膮 charakteru?

-Nie, na pewno nie. Wiem natomiast dok艂adnie, co to znaczy, gdy trzeba pogrzeba膰 ukochan膮 osob臋. Kogo艣, kogo na sumieniu ma kto艣 inny, kogo kocha艂o si臋 jak brata 鈥 odpar艂 Sina, prostuj膮c si臋 przed Wagnerem. -Jak to wtedy by艂o? Czy Clarze te偶 chcia艂e艣 udowodni膰,jaki to z ciebie chojrak? Jak wspaniale je藕dzisz na motocyklu? 呕e jeste艣 o wiele bardziej atrakcyjnym facetem ni偶 zwyk艂y m贸l ksi膮偶kowy? Nigdy nie powiedzia艂em ani s艂owa, kiedy podrywa艂e艣 dziewczyny w naszej szkole albo na uniwer­ku. Nawet, je艣li by艂y to dziewczyny, kt贸re mi si臋 podoba艂y, ale akurat zbyt p贸藕no przyszed艂em albo by艂em zbyt nie艣mia艂y, 偶eby do nich zagada膰. A ty jakby nigdy nic mia艂e艣 je po kilku bezczelnych zdaniach. A偶 w ko艅cu za­bra艂e艣 mi tak偶e Clar臋. Nie potrafi艂em tego zrozumie膰, ale facet, kt贸ry do mnie dzwoni艂, mia艂 racj臋: mia艂em ochot臋 wbi膰 ci n贸偶 w serce! Za to, co zrobi艂e艣 mnie i Clarze.

Sina prawie os艂ab艂 z wysi艂ku, tak wiele kosztowa艂o go to wyst膮pie­nie. Opad艂 na pod艂og臋 i ukry艂 twarz w d艂oniach. Jego cia艂em wstrz膮sa艂y drgawki. Wagner sta艂 obok niego i milcza艂.

W ko艅cu Sina uni贸s艂 g艂ow臋 i otar艂 艂zy z twarzy.

- Przykro mi, ale to wszystko za bardzo nadwer臋偶y艂o moje nerwy. Naj­pierw ojciec Johannes, potem ten typ z telefonu, a teraz jeszcze Berner i...

Wagner usiad艂 obok niego na pod艂odze i obj膮艂 go ramieniem. Na dworze zrobi艂o si臋 ju偶 ciemno. D艂ugo siedzieli w milczeniu i znowu by艂o jak dawniej. Dziennikarz chcia艂 kilka razy co艣 powiedzie膰, ale za ka偶dym razem potrz膮sa艂 tylko g艂ow膮. W ko艅cu mrukn膮艂:

- Nie, Georg. To mnie jest przykro. Setki razy przeklina艂em tamten dzie艅, kiedy Clara wsiad艂a na m贸j motocykl. Ci膮gle jeszcze mam w pami臋ci tw贸j obraz, jak stoisz obok nas, a ona siada za mn膮. Jak si臋 nam przygl膮dasz pe艂en troski, niezbyt zachwycony moim pomys艂em. Nie mia艂em poj臋cia, co wtedy czu艂e艣. Nigdy bym ci jej nie... Nigdy nawet o tym nie pomy艣la艂em.

Po raz kolejny przypomnia艂 sobie tamten dzie艅, jak to wielokrotnie czyni艂 podczas nieprzespanych nocy.

- Chcia艂em jecha膰 wolno, ale to by艂 przecie偶 motocykl, a ona obej­mowa艂a mnie ramionami i by艂a taka zachwycona... Doda艂em wi臋c troch臋 wi臋cej gazu, jak zwykle... Przeje偶d偶a艂em tamten odcinek dziesi膮tki razy, zna艂em go na pami臋膰... Wszystko by艂o jak zawsze i nagle pojawi艂 si臋 ten samoch贸d, wypad艂 z bocznej ulicy wprost na g艂贸wn膮, nawet nie zwolni艂, a potem si臋 nie zatrzyma艂.

Zdarzenie, o kt贸rym opowiada艂 Wagner, rozgrywa艂o si臋 w przed ocza­mi Siny jak film na ekranie.

- Zanim zd膮偶y艂em zareagowa膰, znalaz艂em si臋 na asfalcie, a motocykl le偶a艂 przede mn膮 i kr臋ci艂 si臋 w k贸艂ko... Nie by艂o w tym nic szczeg贸lnego, bo zdarza mi si臋 upa艣膰 przynajmniej raz na rok... wsta艂em wi臋c i chcia­艂em podej艣膰 do Clary... powiedzie膰 jej, 偶e mieli艣my wielkie szcz臋艣cie... i wtedy j膮 zobaczy艂em. Jak le偶y niedaleko mnie. I od razu si臋 domy艣li艂em

- szepn膮艂 Wagner, a uczucie pustki ponownie wype艂ni艂o jego 偶o艂膮dek jak olbrzymia czarna dziura. Podni贸s艂 si臋 i zacz膮艂 szuka膰 butelki z winem.

- Gdzie jest ten motocykl? Masz go jeszcze? Chcia艂bym go zobaczy膰!

- us艂ysza艂 nagle za sob膮 g艂os Siny.

Obejrza艂 si臋, pokr臋ci艂 g艂ow膮 i odpar艂:

- Odda艂em go na z艂om. Nie chcia艂em go ju偶 wi臋cej widzie膰.

Sina skin膮艂 g艂ow膮, bo nie by艂 zdolny wypowiedzie膰 jednego s艂owa. Chcia艂 zobaczy膰 ten motocykl, aby wreszcie zako艅czy膰 pewien etap swo­jego 偶ycia, zrozumie膰 do ko艅ca, 偶e to wszystko nie by艂o z艂ym snem, tyl­ko czym艣 rzeczywistym. Po wypadku nie zobaczy艂 ju偶 Clary, nie potrafi艂 si臋 z ni膮 po偶egna膰 tak, jak tego chcia艂. Ostatni膮 rzecz膮, jak膮 ujrza艂, by艂a jej trumna na cmentarzu pokryta grub膮 warstw膮 kwiat贸w. Potem spusz­czono j膮 do grobu, zasypano i zapomniano. Po艣r贸d drzew rosn膮cych przy alei cmentarnej, w pewnej odleg艂o艣ci od miejsca, gdzie odbywa艂a si臋 cere­monia, sta艂 Paul i wygl膮da艂 jak ostatnie nieszcz臋艣cie. Jednak on nie pod- szed艂 do niego, nie chcia艂 si臋 z nim widzie膰, nie z nim, z zab贸jc膮. K膮tem

A 252 1

oka obserwowa艂, jak ojciec Paula 艣ciska mu d艂o艅, obejmuje go ramieniem i jak razem stamt膮d odchodz膮. Pomy艣la艂 sobie wtedy, 偶e i on usunie go ze swojego 偶ycia. Nast臋pnego dnia pojecha艂 na sw贸j zamek. Podni贸s艂 most zwodzony i tak oto Georg Sina umar艂 dla 艣wiata, znik艂 z niego tak jak

Poszed艂 do kuchni, gdzie Paul wcisn膮艂 mu w d艂o艅 szklank臋.

- W porz膮dku 鈥 mrukn膮艂 Sina. - W porz膮dku.

Spojrzeli po sobie i nie musieli nic m贸wi膰, 偶eby si臋 zrozumie膰. Wa­gner otworzy艂 usta, ale Sina potrz膮sn膮艂 zdecydowanie g艂ow膮.

- W porz膮dku 鈥 powt贸rzy艂.

- Czy nadal jeste艣my... jeszcze... czy jeste艣my jeszcze przyjaci贸艂mi?

- spyta艂 Wagner cichym, niepewnym g艂osem.

- Nigdy nie by艂o mi臋dzy nami wrogo艣ci, ale nigdy nie byli艣my przy­jaci贸艂mi - odpar艂 Sina. -1 to jest w tym wszystkim najgorsze - mrukn膮艂 i wypi艂 do dna.

SZPITAL PUBLICZNY W WIEDNIU

Komisarz Berner le偶a艂 na korytarzu oddzia艂u zamkni臋tego i nie wiedzia艂, czy ma si臋 艣mia膰 czy p艂aka膰. Do lewego ramienia pod艂膮czono mu kropl贸wk臋, na g艂ow臋 na艂o偶ono gruby opatrunek, przez co przypomi­na艂 stary wagon towarowy wymagaj膮cy naprawy, kt贸ry potem zamierzano odstawi膰 na bocznic臋. Nikt si臋 nim na razie nie zajmowa艂, bo na oddzia­le zapanowa艂 nagle zupe艂ny chaos. Zauwa偶ono, 偶e znik艂 gdzie艣 ojciec Jo­hannes - zabra艂 go jaki艣 nieznany m臋偶czyzna. Przepad艂 bez 艣ladu. Berner nie m贸g艂 si臋 powstrzyma膰 od z艂o艣liwego u艣mieszku. Takie niedopatrze­nie! Z drugiej strony podziwia艂 zimn膮 krew porywaczy, kt贸rzy zadzia艂ali b艂yskawicznie, zdecydowanie, jak profesjonali艣ci. Tak jak w moim przy­padku, pomy艣la艂 i od razu przesta艂 si臋 u艣miecha膰.

Nagle otworzy艂y si臋 drzwi i z pokoju piel臋gniarek wyszed艂 Burghardt. Podszed艂 do Bernera i usiad艂 z westchnieniem na 艂贸偶ku.

- Gadaj膮, gadaj膮, ale nadal nic nie wiedz膮. A ja od kilku dni nie ro­zumiem, o co tu w og贸le chodzi. Najpierw zab贸jstwo w ko艣ciele 艢wi臋te­go Ruprechta, potem kolejne u 艢wi臋tego Karola, 艣mier膰 Mertensa, twoje nieoczekiwane przej艣cie na emerytur臋, zamach na ciebie, Wagnera i Sin臋, teraz znowu zabity ksi膮dz i ojciec Johannes, kt贸ry st膮d znikn膮艂. W ca艂vm

Clara.

naszym biurze nikt nie dostrzega nawet ma艂ego 艣wiate艂ka na ko艅cu tego ciemnego tunelu.

- Ale偶 dostrzega go m贸j nast臋pca - zaprotestowa艂 z ironi膮 Berner. - Tylko ci膮gle jeszcze nie zrozumia艂, 偶e to 艣wiat艂a nadje偶d偶aj膮cego poci膮gu.

Przerwa艂 na chwil臋, bo poczu艂, jak b贸l promieniuje od g艂owy na ca艂e cia艂o. Po chwili m贸wi艂 dalej:

- Wszystko jest zbyt skomplikowane, 偶eby wyja艣ni膰 ci to tu i teraz. Poza tym to zbyt wielka i powa偶na sprawa. Wagner i Sina zrozumieli to przede mn膮, posk艂adali w ca艂o艣膰 w膮tki, kt贸re ci膮gn膮 si臋 od setek lat, a my dostrzegamy zaledwie drobny u艂amek ca艂o艣ci 鈥 mrukn膮艂 i zacz膮艂 si臋 po­dejrzliwie przygl膮da膰 rurce pod艂膮czonej do ramienia, przez kt贸r膮 sp艂ywa艂y krople jakiej艣 cieczy. 鈥 Do tej pory zale偶a艂o mi tylko na jednym: chcia艂em popsu膰 szyki Chi艅czykom. To oni uruchomili ca艂y ten mechanizm, kiedy kazali zamordowa膰 przewodnika i m艂od膮 blondynk臋. Okaza艂o si臋 jednak, 偶e s膮 te偶 inni, jak ten m艂ody ksi膮dz czy ojciec Johannes. A teraz kto艣 do­bra艂 si臋 i mnie do sk贸ry.

- S膮dzi艂em, 偶e by艂e艣 wczoraj u Wagnera przypadkowo 鈥 stwierdzi艂 Burghardt zdumiony.

- Tak, wczoraj to by艂 przypadek, ale dzisiaj ju偶 nie. To, co wydarzy艂o si臋 dzisiaj w ko艣ciele Szkockim, by艂o wprawdzie niezaplanowane, ale kto艣 b艂yskawicznie wykorzysta艂 nadarzaj膮c膮 si臋 sposobno艣膰. Wszystko odby艂o si臋 r贸wnie szybko, jak porwanie ojca Johannesa z tutejszego szpitala. Co zrobicie, kiedy o wszystkim dowie si臋 prasa? Zastanawiali艣cie si臋 ju偶 nad tym? Czy Wagner jeszcze si臋 tu nie zjawi艂?

Berner roze艣mia艂 si臋. Wprawdzie sprawi艂o mu to b贸l, ale i przyjem­no艣膰. Burghardt pokr臋ci艂 przecz膮co g艂ow膮.

- Ostatnio, gdy go widzia艂em, siedzia艂 przed tob膮 na motocyklu - przypomnia艂 sobie z kwa艣n膮 min膮.

- Daj spok贸j - odpar艂 艂agodnie Berner. - Zapomnij o tym. Czy m贸g艂­by艣 mi przynie艣膰 m贸j telefon? Nie wiem, kto mi go zabra艂.

- Nie mog臋 ci pozwoli膰 telefonowa膰, sam wiesz najlepiej. Ci膮gle jesz­cze jeste艣 podejrzany o morderstwo - odpar艂 niepewnie Burghardt, od­wracaj膮c wzrok.

Wi臋c ty naprawd臋 s膮dzisz, 偶e to ja zastrzeli艂em tego ksi臋dza w kon­fesjonale? 鈥 oburzy艂 si臋 Berner i natychmiast poczu艂, 偶e przez ca艂e jego cia艂o przelewa si臋 fala silnego b贸lu. J臋kn膮艂 i opad艂 bezsilnie na poduszk臋.

Burghardt si臋gn膮艂 do kieszeni i wyj膮艂 z niej sw贸j telefon.

I Masz, we藕 m贸j. Mog臋 przez to straci膰 prac臋, ale niech tam! Kiedy widz臋, jak wygl膮da twoja emerytura, nie mam nawet ochoty doczeka膰 mo­jej I powiedzia艂. Wsta艂 i spojrza艂 z g贸ry na Bernera: - Musisz mi jednak obieca膰, 偶e nie b臋dziesz dzwoni艂 do swojej starej bogatej ciotki w Austra­lii, bo moja policyjna pensja nie jest zbyt wysoka.

Po tych s艂owach odwr贸ci艂 si臋 i poszed艂 do pokoju piel臋gniarek, gdzie nadal trwa艂a o偶ywiona dyskusja.

- Masz to u mnie jak w banku - u艣miechn膮艂 si臋 Berner i zacz膮艂 wy­biera膰 numer.

BREITENSEE, WIEDE艃

Na pod艂odze le偶a艂o kilka butelek. Sina posuwa艂 si臋 na czworakach w stron臋 oszklonego rega艂u w mieszkaniu Wagnera i wtedy jedna z nich znalaz艂a si臋 na jego drodze. Chwil臋 wcze艣niej znalaz艂 dwie figurki je藕d藕c贸w siedz膮cych z lancami na koniach. Wyj膮艂 je, zwa偶y艂 w r臋­kach, obejrza艂 dok艂adnie i oznajmi艂 z u艣miechem:

- Salada, oryginalne malarstwo... na mi艂o艣膰 bosk膮, to przecie偶 figur­ki niemieckie, najp贸藕niej z pi臋tnastego albo szesnastego wieku. Paul, czy ty wiesz, co masz? Obie s膮 oryginalne.

- Tak, to mo偶liwe. Odziedziczy艂em je. Ci dwaj rycerze le偶eli od nie­pami臋tnych czas贸w na strychu w domu moich rodzic贸w i nale偶eli wcze­艣niej do kt贸rego艣 z moich przodk贸w. Dziadek mi opowiada艂, 偶e w bardzo odleg艂ych czasach kt贸ry艣 z Wagner贸w otrzyma艂 je w podarunku od swo­jego przybranego ojca. Zatrzyma艂em je, bo pomy艣la艂em, 偶e b臋d膮 pasowa膰 na p贸艂k臋 do mojej oszklonej witryny. Chcia艂by艣 je mie膰? Mnie na nich nie zale偶y, ch臋tnie ci je podaruj臋!

- Nie, dzi臋kuj臋, one nale偶膮 do ciebie. Ale mo偶emy to rozstrzygn膮膰 inaczej. Wyzywam ci臋 na pojedynek! - zawo艂a艂 Sina, wciskaj膮c Wagnero­wi jedn膮 z figurek do r臋ki.

- Czego ty ode mnie chcesz?

1 Zorganizujmy turniej na lance! Proch tej ziemi i ha艅ba pora偶ki dla przegranego! - zawo艂a艂 Sina teatralnym g艂osem i popchn膮艂 jedn膮 z figurek

- potoczy艂a si臋 w stron臋 figurki Wagnera. Obaj rycerze pozostali w sio­d艂ach. Sina westchn膮艂 rozczarowany.

- M贸j przyjacielu, to nie by艂o zagranie fair! - oburzy艂 si臋 Wagner i popchn膮艂 swojego rycerzyka. - Dalej! 呕膮dam rewan偶u i zado艣膰uczynie­nia za doznan膮 obelg臋, Sir Podst臋pny!

Wzi臋li swoje figurki w d艂onie i ustawili je na pod艂odze naprzeciwko siebie.

- Gotowy? 鈥 mrukn膮艂 Wagner.

- Gotowy, Sir Rusztyfon McKwacz!

Tym razem obaj rycerze ruszyli na siebie r贸wnocze艣nie. Starli si臋 ze sob膮 tak mocno, 偶e jedna z figurek p臋k艂a. Wagner wyrzuci艂 oba ramiona w g贸r臋 i zawo艂a艂:

- Ha! Zwyci臋偶y艂em! Za艂atwi艂em ci臋, panie Wielki! Pi贸ro jest pot臋偶­niejsze od miecza! B臋dziesz gryz艂 ziemi臋, Sir Podst臋pny!

- Chwileczk臋! - zawo艂a艂 Sina. - Co艣 tu wystaje. To... to skrawek pa­pieru. Mo偶e jaka艣 wiadomo艣膰?

- O, nie. Bardzo dzi臋kuj臋! Dzi臋ki zagadkom mamy zagospodarowa­ny czas na nast臋pne dziesi臋膰 lat. Wyrzu膰 go po prostu, nie chc臋 go nawet ogl膮da膰 - zawo艂a艂 Wagner i zamkn膮艂 z rozpacz膮 oczy. Jednak Sina zd膮偶y艂 ju偶 rozwin膮膰 kruchy pergamin i zacz膮艂 g艂o艣no czyta膰:

Gdzie si臋 niegdy艣 w Chemnitz pa艂ac k鈥 niebu zwraca艂,

Tam, gdzie dzi艣 wielebni milcz膮 czarni bracia,

Gdzie przy fiucie r贸偶e wij膮 si臋 na dworze,

Oplataj膮c sob膮 obraz Matki Bo偶ej,

Pochyl swe oblicze przed wielkim cesarzem Lotharem, Saksonii s艂awnym w艂odarzem.

Za to cesarzowej w oczy nie spozieraj,

Patrz, gdzie rydwan Phoeba nigdy nie dociera.

Potem id藕 do Lipska dobre tysi膮c krok贸w,

R贸b, jak uczy kruk, co zrywa si臋 do lotu.

Znajdziesz tam po艣rodku krzewu ciernistego Ksi臋g臋 Zakl臋膰 Fausta bez uszczerbku 偶adnego.

Cena jest wysoka, ostro偶no艣膰 doradzam,

Co anio艂 zamy艣li, zawsze 艣mier膰 sprowadza.

Na samym ko艅cu g贸ra b臋dzie do艂em.

Tam niebo jest puste, tu rz膮dz膮 anio艂y.

Sina podrapa艂 si臋 po g艂owie i burkn膮艂:

i Nie rozumiem z tego ani s艂owa. Czy tekst rzeczywi艣cie m贸wi o s艂yn­nym Fau艣cie?

Wagner odwr贸ci艂 wzrok, staraj膮c si臋 znale藕膰 w kt贸rej艣 z butelek cho膰 odrobin臋 wina.

I Przecie偶 ci ju偶 m贸wi艂em, 偶eby艣 to wyrzuci艂. Schowaj go gdzie艣, gdzie ja go nie znajd臋. A je艣li ci臋 o niego spytam, to udaj, 偶e nie wiesz, o co mi chodzi, a偶 do czasu gdy rozwi膮偶emy nasz膮 aktualn膮 zagadk臋. Dopiero wtedy mo偶esz z tym do mnie przyj艣膰... nie wcze艣niej! - pogrozi艂 Wagner Sinie, unosz膮c palec do g贸ry. Wyprostowa艂 si臋, powl贸k艂 do aneksu ku­chennego, nad czym艣 si臋 chwil臋 zastanawia艂 i si臋gn膮艂 po swoj膮 sk贸rzan膮 kurtk臋. Czego艣 w niej szuka艂, a偶 w ko艅cu znalaz艂 bia艂膮 kopert臋, kt贸r膮 da艂 mu Berner. - Nastr贸j i tak jest ju偶 pod psem, wi臋c mo偶emy sobie poczy­ta膰, co nam napisa艂 nasz dobry Mertens, nieprawda偶?

Sina skin膮艂 g艂ow膮 i wsun膮艂 zwitek papieru do kieszeni spodni. Wa­gner rozerwa艂 kopert臋 i zacz膮艂 czyta膰 na g艂os:

- Testament... O rany, facet chyba troch臋 przesadzi艂.

- Tylko bez komentarzy, je艣li wolno prosi膰 - mrukn膮艂 Sina. Rozci膮­gn膮艂 si臋 na pod艂odze i za艂o偶y艂 d艂onie pod g艂ow膮.

Wagner mrukn膮艂 co艣 niezrozumiale i zacz膮艂 od nowa.

Ktokolwiek znajdzie ten oto m贸j testament\ powinien od razu, w tej samej chwili, wys艂ucha膰 ostrze偶enia, i to potr贸jnego, bo tak nakazuje tradycja: raz przed w艂adz膮, kt贸ra korumpuje i zatruwa, raz przed chciwo艣ci膮, kt贸ra z偶era nas od 艣rodka, i raz przed po偶膮daniem, kt贸re nami kieruje, gdy wszystko wy­daje si臋 ju偶 stracone. Na drodze, kt贸ra Ci臋 czeka, spotkasz wszystkie trzy i je艣li nie zawr贸cisz, zniszcz膮 Ci臋.

Zawsze by艂em poszukiwaczem, podr贸偶nikiem w czasie, badaczem tego, co niezbadane. Gdy nasta艂 nowy rok, niebo pociemnia艂o nade mn膮, nie jestem ju偶 pewien swego 偶ycia, bo oni zataczaj膮 wok贸艂 mnie coraz mniejsze kr臋gi. Nie pozosta艂o mi wi臋c zbyt wiele czasu. Dlatego postanowi艂em spisa膰 wyniki poszukiwa艅 ca艂ego mojego 偶ycia, aby艣 i Ty uzmys艂owi艂 sobie, na co natkn膮艂em si臋 w mojej niewiarygodnej naiwno艣ci i lekkomy艣lno艣ci.

Nie wiedz膮c, co znajd臋 w 艣rodku, otwa艅em puszk臋 Pandory. By艂em ocza­rowany jej urod膮, jej zmys艂owymi ustami. Nie by艂em przygotowany na to. 偶e

TESTAMENT

wjej szkatule bogowie przygotowali dla mnie 艣mier膰. Ty by艂e艣 na tyle m膮dry, 偶e domy艣li艂e艣si臋, i偶 to Eleonora przechowuje dla Ciebie kluczyk, a Pandora i jej puszka strzeg膮 dost臋pu. To jednak dopiero pocz膮tek.

Dlatego te偶, dla Twojego w艂asnego dobra, zawr贸膰 i spal ten list, bo 偶膮dza w艂adzy, chciwo艣膰 i po偶膮danie b臋d膮 Tob膮 nadal kierowa膰, takjak to by艂o ze mn膮. Mamjednak nadziej臋, 偶ejeste艣 prawdziwym Poszukiwaczem, a nie takim, kt贸ry nastawiony jest tylko na korzy艣ci albo kr贸tkotrwa艂y zysk. Ta droga ca艂kowicie Ci臋 odmieni, ta pielgrzymka wstrz膮艣nie Tob膮 i wtr膮ci Ci臋 wprost dopiek艂a.

By膰 mo偶e ju偶 zauwa偶y艂e艣 cienie, kt贸re snuj膮 si臋 wok贸艂 Ciebie, obserwuj膮 Ci臋 i 艢ledz膮 ka偶dy Tw贸j krok. Mo偶e Ci臋 ju偶 wy艣mia艂y, bo przeszed艂e艣 do na­st臋pnej wartowni, przekonany, 偶e kto艣 wdar艂 si臋 do Twojego mieszkania, szed艂 za Tob膮 albo pod艂膮czy艂 si臋 pod Tw贸j telefon. Nie daj si臋 jednak zbi膰 z tropu, nie pozw贸l si臋 zap臋dzi膰 w kozi r贸g! Masz racj臋, oniju偶 tam s膮! Siedz膮 Ci na karku. Strze偶 si臋 klech贸w i ich balsamicznej mowy! Unikaj deltoidu!

Je艣li zastanawiasz si臋, o czym m贸wi臋, wyrzu膰 ten list i wy艣miej mnie. Je­艣lijednak zrozumia艂e艣, czytaj dalej i zacznij ucieka膰! Bo od tej chwili b臋dziesz ucieka艂 przez reszt臋 swojego 偶yda.

Ca艂a ta historia zacz臋艂a si臋 jeszcze w latach mojej m艂odo艣ci, kiedy zajmo­wa艂em si臋 postaci膮 cesarza Fryderyka II Hohenstaufa. By艂em zafascynowany jego czynami, wspania艂ym dworem i Castel del Monte, kt贸ry by艂 kamiennym odzwierciedleniem, kopi膮 o艣miok膮tnej korony cesarskiej, niebia艅skiego Jeruzalem i Kr贸lestwa Bo偶ego na Ziemi. To w艂a艣nie od niego zaczyna si臋 wielka tajemnica.

Zajrza艂em w g艂膮b jego 艣wiata nieporadnie i bez niczyjej pomocy, chot mia艂em wtedy umys艂 niemowlaka. Sta艂o si臋 to pocz膮tkiem mojej drogi do pie­k艂a! Dopiero p贸藕niej zosta艂o mi objawione, na jak dostojne towarzystwo sif porwa艂em. Upad艂e anio艂y! Jednak pocz膮tek tajemnicy by艂 darem. Prezentem z bardzo daleka, kt贸ry sk艂ada艂 si臋 z trzech niepozornych kamieni.

Istnieje pewna legenda z dawnej Italii, w kt贸rej niejaki Ksi膮dz Jan pod­daje cesarza Fryderyka IIpr贸bie. Ksi膮dz Jan, kt贸ry symbolizuje kap艂a艅skiego i kr贸lewskiego 鈥濿艂adc臋 艢wiata", przesy艂a Fryderykowi, kt贸rego nazywa 鈥瀂wier­ciad艂em 艢wiata", trzy kamienie za po艣rednictwem pos艂a艅ca i ka偶e mu zada艂 pytanie, co cesarz uwa偶a za najlepsze na Ziemi. W艂adca odpowiada: 鈥瀂nal miar臋", ale odbiera wszystkie trzy kamienie, nie pytaj膮c, jak膮 posiadaj膮 moc. Johannes wnioskuje z tego, 偶e 鈥濩esarz by艂 m膮dry w s艂owach, ale nie w czy­nach", poniewa偶 nie zapyta艂 o moc kamieni, kt贸re wprawdzie s膮 niepozorne z wygl膮du, ale posiadaj膮 szczeg贸ln膮 moc.

W legendach cz臋stojest mowa o Ramieniu, kt贸ry niejest kamieniem鈥欌. Mo偶­na go podobno odnale藕膰 wy艂膮cznie na szczycie najwy偶szej g贸ry - g贸ry polar­nej w blasku s艂o艅ca podczas czerwcowego przesilenia. Jest to tzw. lapis elbrier, kt贸ry poddaje czer艅 (nigredo) procesowi oczyszczenia (albedo), aby przemieni膰 si臋 w kr贸lewsk膮 czerwie艅 (rubedo). Ten Kamie艅 Filozoficzny jest kamieniem kr贸lewskiej sztuki, kt贸ra przejawia si臋 w ustalonym porz膮dku alchemicznego tr贸j koloru, tzamo-bialo-czerwonego.

Legenda m贸wi nam dalej, 偶e po swojej 艣mierci w kwiecie wieku Fryde­ryk trajil do Etny, gdzie a偶 do dzisiaj oczekuje na ponowne przyj艣cie. Wed艂ug dawnych proroctw oczekiwano w ten spos贸b tak偶e przyj艣cia trzeciego cesarza

0 imieniu Fryderyk, kt贸ry mia艂 odnowi膰 Cesarstwo. Wszystkich jednak prze­ra偶a艂o pewne ostrze偶enie: jego powr贸t zbiegnie si臋 z ko艅cem 艣wiata, to zna­czy z Apokalips膮. Owym Fryderykiem, kt贸remu objawiono t臋 tajemnic臋, by艂 Fryderyk III, kt贸ry w pi臋ciu niepozornych literach ukry艂 ca艂膮 wiedz臋 艣wiata przed w艣cibstwem innych.

Mnie jednak uda艂o si臋 unie艣膰 zas艂on臋 Izis, a to, co ujrza艂em, wstrz膮sn臋­艂o mn膮. Zobaczy艂em, jak ziemi臋 zaludniaj膮 zast臋py anio艂贸w, jak powstaje r贸d olbrzym贸w stworzony ze skrzy偶owania syn贸w niebios z ziemskimi kobietami, tak, jak nam to objawia Pismo 艢wi臋te. Takiemu potomstwu nie dostoi 偶aden miecz, 偶adne dzia艂o i 偶adna zbroja. Dlatego zmiot膮 nas z powierzchni ziemi, a proch naszych ko艣ci oblepi ich zel贸wki Przetocz膮 si臋 po armiach ca艂ego 艣wiata

1 nikt i nic ich nie powstrzyma. Takim olbrzymem by艂 艣w. Krzysztof, kt贸rego odnajdziesz na sarkofagu cesarza Fryderyka w katedrze 艣w. Stefana. Ci臋偶ar boskiego ch艂opca coraz mocniej odciska艂 si臋 na jego barkach, podobnie jak ci臋偶ar tajemnicy coraz bardziej obci膮偶a艂 barki cesarza.

Trzeci z Fryderyk贸w by艂 jednak m膮dry w swych uczynkach i postano­wi艂 sprawdzi膰 moc kamienia. Musia艂 si臋 zdecydowa膰 -jego decyzja mog艂a przynie艣膰 艣mier膰 i zniszczenie 艣wiatu, a przy tym wieczn膮 chwa艂臋 Austrii. Fryderyk podj膮艂 w艂a艣ciw膮 decyzj臋: ukry艂 kamie艅 wraz z tajemnic膮. Alt on te偶 by艂 tylko cz艂owiekiem i dlatego nie m贸g艂 oprze膰 si臋 pokusie. Wymy艣li艂 wi臋c zagadk臋 i pozostawi艂 nam przes艂anie, kt贸re ma nas doprowadzi膰 do tej偶e tajemnicy.

My obaj, to znaczy Ty i ja, pod膮偶yli艣my za jego wskaz贸wkami. Tym samym obudzili艣my jego 鈥 Stra偶nika, Anio艂a 艢mierci, kt贸ry stoi gro藕nie u wej艣cia do Raju i strze偶e drugiego drzewa. Na niebiepojawi艂a si臋 ognista gwiazda, znak zag艂ady, zwiastun naszego losu i losu wszystkich tych, kt贸rzy szukali wcze-

艣niej, przed nami. Byli to: Georg Faust, hrabia de Saint Germain, Cagliostro i Rasputin, a mo偶e tak偶e inni, kt贸rych nie odnalaz艂em.

呕aden z nich nie pozostawi艂 niczego, co mog艂oby nas przybli偶y膰 do tajemnicy cho膰by o cal. 呕aden? A jednak. Doktorowi Faustowi uda艂a si臋 rzecz z pozoru niemo偶liwa: wszystko, czego si臋 dowiedzia艂 i co bada艂, za­pisa艂 w ksi膮偶ce. Ksi膮偶ka ta, zwana 鈥濩zarnym Krukiem* lub te偶 芦Ksi臋g膮 Zakl臋膰鈥, znalaz艂a si臋 w posiadaniu jego pomocnika, kt贸ry nazywa艂 si臋 Jo- hann Wagner. Wype艂ni艂 on polecenie swego mistrza i zakopa艂 diabelsk膮 ksi臋­g臋 w Chemnitz, pod ciernistym krzakiem. Niestety, droga do tego miejsca I nie zosta艂a nam objawiona. Je艣艂i jednak znajdziesz t臋 ksi臋g臋, znajdziesz tak偶e rozwi膮zanie!

Czarny Kruk, zauwa偶y艂e艣'? Tak, przyjacielu. Maciej Korwin to te偶 jeden z nich. Zdoby艂 ze swym czarnym wojskiemposiad艂o艣膰Fryderyka jedyniepo to, aby wej艣膰 w posiadanie tajemnicy. Jednak Fryderyk uciekaj膮c stamt膮d, zabra艂 j膮 ze sob膮. To jest w艂a艣nie ta druga droga, na kt贸r膮 mo偶esz wst膮pi膰, aby zna­le藕膰 si臋 w kr臋gu 艣wiat艂a. Je艣li j膮 wybierzesz, radz臋 Ci tylko jedno: udaj si臋 do Grazu! Wst膮p na podw贸jnie zakr臋con膮 drog臋 prowadz膮c膮 w g贸r臋!

Jednak na ko艅cu b膮d藕 rozs膮dny w swoich czynach i podejmuj m膮dre de­cyzje!

AEIOU!

NIECH B脫G ZMI艁UJE SI臉 NAD TWOJ膭 I NAD M0J4 DUSZ膭.

WIEDE艃, STYCZE艃 2008.

Z KA呕DYM S艁OWEM WAGNER BLAD艁 CORAZ BARDZIEJ. SlNA wyprostowa艂 si臋 i wspar艂 na 艂okciach. Spojrza艂 na Wagnera, kt贸ry z nie­dowierzaniem przygl膮da艂 si臋 trzem kartkom

- To nie mo偶e by膰 prawda... Johann Wagner, czy偶by to by艂 jeden z moich przodk贸w? Czy to mo偶liwe? - wyszepta艂.

- No prosz臋 - odpar艂 szyderczym g艂osem Sina. - A wi臋c 贸w pomoc­nik Fausta pochodzi艂 z twojej rodziny... Teraz rozumiem, dlaczego zab贸j­cy tak si臋 tob膮 interesuj膮. S膮dz膮, 偶e wiesz co艣, czego oni nie wiedz膮. Cos na temat Ksi臋gi Zakl臋膰 i Czarnego Kruka. A ty nawet nie wiedzia艂e艣, ||

Faust mia艂 pomocnika o nazwisku Wagner.

- No dobrze, jestem ignorantem i przyznaj臋 to 鈥 mrukn膮艂 Wagner.- Gdzie jest ten pergamin? Schowa艂e艣 go?

8 Wydawa艂o mi si臋, 偶e jedna zagadka ju偶 nam wystarczy i 偶e nasze zapotrzebowanie w tym wzgl臋dzie zosta艂o zaspokojone na nast臋pne dzie­si臋ciolecia - odpar艂 z ironi膮 Sina.

- Ale偶 sk膮d, mo偶esz o tym zapomnie膰. Pergamin i testament Mer- tensa wzajemnie si臋 uzupe艂niaj膮. Co teraz zrobimy?

Wagner spogl膮da艂 na niego bezradnie, ale nagle otrz膮sn膮艂 si臋, bo zno­wu zaw艂adn臋艂a nim ch臋膰 rozwik艂ania tajemnicy. By膰 mo偶e rozwi膮zanie jest ju偶 blisko.

I Rozumiem, 偶e to pytanie retoryczne? - spyta艂 Sina i znowu usiad艂. - Sprawd藕, kiedy odje偶d偶a najbli偶szy poci膮g do Chemnitz.To b臋dzie kr贸tka noc. W czasie podr贸偶y...

W tym momencie zadzwoni艂 telefon Wagnera.

- Mam niewiele czasu, wi臋c prosz臋 mi 艂askawie nie przerywa膰 - us艂y­sza艂 Wagner w s艂uchawce. Nie wierzy艂 w艂asnym uszom.

- Pan komisarz... gdzie pan...?

- Powiedzia艂em, 偶eby mi nie przerywa膰. Prosz臋 pos艂ucha膰. Ojciec Jo­hannes znikn膮艂, zosta艂 po prostu wyniesiony na noszach ze szpitala przez grup臋 zabezpieczenia pracuj膮c膮 dla Zakonu.Ten cholerny Zakon jest wsz臋­dzie i wcale bym si臋 nie zdziwi艂, gdyby mieli na sumieniu tak偶e tego m艂o­dego ksi臋dza. Przy okazji chcieli si臋 pozby膰 mnie. Je艣li tak, to b臋d膮 musieli si臋 bardziej natrudzi膰. Tu, w szpitalu, wszyscy biegaj膮 jak kot z p臋cherzem i nikt nawet si臋 nie domy艣la, o co w tym wszystkim chodzi. Mo偶e mi pan jednak wierzy膰, 偶e ode mnie niczego si臋 nie dowiedz膮.

Przez chwil臋 panowa艂a cisza. Wagner pomy艣la艂, 偶e Berner zako艅czy艂 rozmow臋, ale komisarz znowu si臋 odezwa艂:

- To Fryderyk nadal poci膮ga za sznurki, chocia偶 nie 偶yje ju偶 od pi臋ciuset lat. Poruszamy si臋 tak, jak sobie 偶yczy i udajemy si臋 w miejsca, w kt贸re nas wysy艂a. Wszystko, co wydarzy艂o si臋 w ostatnich dniach, sta艂o si臋 z jego po­wodu i z powodu jego tajemnicy. I jeszcze co艣: podejrzewam, 偶e ta tajemnica to co艣 aktualnego, co艣, co rozsadzi ten 艣wiat. By艂em dzi艣 w ambasadzie chi艅­skiej i zapewniam pana, 偶e Chi艅czycy tkwi膮 w tym a偶 po swoje 偶贸艂te uszy...

W s艂uchawce rozleg艂y si臋 jakie艣 inne g艂osy i po艂膮czenie zosta艂o prze­rwane. Kiedy Wagner odwr贸ci艂 si臋 w stron臋 Siny, us艂ysza艂 ciche chrapa­nie dobiegaj膮ce z pod艂ogi. Postanowi艂 go nie budzi膰, tylko w艂膮czy艂 laptopa i z westchnieniem nastawi艂 budzik na czwart膮 rano. Potem wyci膮gn膮艂 si臋 na kanapie i chwil臋 p贸藕niej zasn膮艂.

ROZDZIA艁 8

15 MARCA 2008 ROKU

POCI膭G EUROCITY NR 358 Z WIEDNIA DO DREZNA

Poci膮g pospieszny nr 358 odjecha艂 z dworca kolejowego Wiener Sudbahnhof punktualnie o godzinie 5.58. Minut臋 wcze艣niej Sina i Wagner zaj臋li miejsca w przedziale. By艂 pusty i przegrzany, pachnia艂o w nim py艂em hamulcowym i s艂odk膮 lemoniad膮. Sina poci膮gn膮艂 nosem i skrzywi艂 si臋.

- Jak co艣 takiego czuj臋, od razu odbija si臋 to na moim 偶o艂膮dku - stwierdzi艂 ponurym g艂osem.

Wagner westchn膮艂 i usiad艂 na mi臋kkim siedzeniu.

- Opr贸cz tego, co wczoraj rozbi艂em na twej g艂owie, profesorku, wy­darzy艂o si臋 jeszcze jedno nieszcz臋艣cie, a mianowicie zniszczy艂e艣 trzy bu­telki czerwonego wina.

- My rozbili艣my - sprecyzowa艂 Sina.

- M贸wi臋 tylko o twoich - odpar艂 stanowczym tonem Wagner. - Moich trzech nie licz臋.

- No widzisz, ledwie si臋 spotkali艣my, a ju偶 wracaj膮 stare nawyki - po­wiedzia艂 Sina i spojrza艂 na przyjaciela z przera偶eniem. - Nic dziwnego, 偶e mi si臋 tak kiepsko wiedzie. Z t膮 ilo艣ci膮 alkoholu, jaka nam zosta艂a, mo偶e­my sobie jeszcze urz膮dzi膰 niez艂膮 imprez臋.

- Ale i tak uda艂o mi si臋 dowie藕膰 nas do dworca 鈥 pochwali艂 si臋 Wa­gner. - Nie wspominaj膮c oczywi艣cie tych kilku kraw臋偶nik贸w, na kt贸re wje- chali艣my - doda艂, spogl膮daj膮c na Sin臋 z u艣miechem. 鈥 Zreszt膮 nie zwracaj

lilii 1

uwagi na to, co do ciebie m贸wi臋 tak wcze艣nie rano. Kiedy jechali艣my na dworzec, nadal twardo spa艂e艣.

-1 dalej zamierzam to robi膰 1 odpar艂 Sina. -1 to z ca艂ym po艣wi臋­ceniem.

Rozejrza艂 si臋 po pustym przedziale i spyta艂:

- Czy mo偶emy jako艣 zabezpieczy膰 te drzwi? Bo je艣li nie, to powin­ni艣my na zmian臋 czuwa膰. Wola艂bym si臋 jeszcze obudzi膰. A propos, czy zabra艂e艣 ze sob膮 bro艅 z sejfu?

- Jedziemy przecie偶 za granic臋 鈥 potrz膮sn膮艂 g艂ow膮 Wagner - wi臋c nie do艣膰, 偶e by艂oby to niepotrzebne, to jeszcze ca艂kiem nielegalne.

-Ju偶 lepiej zrobi膰 co艣 nielegalnie, ni偶 da膰 si臋 zabi膰 - stwierdzi艂 Sina, po czym skrzy偶owa艂 ramiona i opar艂 si臋 wygodnie o siedzenie.

- Czy przed snem nie powinni艣my spr贸bowa膰 odczyta膰 ten perga­min? - spyta艂 go Wagner.

- Zrobimy to tu偶 przed przyjazdem albo na miejscu - odpar艂 Sina, nie otwieraj膮c nawet oczu. 鈥 Nie s膮dz臋, 偶eby sprawi艂o nam to zbytni膮 trudno艣膰.

- Brzmi to zupe艂nie inaczej ni偶 wczoraj wieczorem, kiedy pewien znany mi profesor po przeczytaniu tego tekstu oznajmi艂, 偶e nie rozumie z niego ani s艂owa.

- Wtedy 贸w znany ci profesor by艂 nawalony jak messerschmitt, a jego szare kom贸rki znajdowa艂y si臋 w stanie 艣pi膮czki. Teraz pozw贸l mi zasn膮膰. Je艣li mamy rozwi膮za膰 t臋 zagadk臋 dzi艣, musz臋 mie膰 jasny umys艂, a nie za­膰mienie poalkoholowe.

Wagner wyjrza艂 przez okno na pofa艂dowan膮 okolic臋. Poci膮g jecha艂 przez Doln膮 Austri臋, przebijaj膮c si臋 przez mrok zimowego poranka. Wa­gner zastanawia艂 si臋, czyjego przodek my艣la艂 kiedy艣 o tym, 偶e kilka po­kole艅 p贸藕niej inny Wagner uda si臋 w podr贸偶 do Chemnitz, 偶eby odna­le藕膰 Ksi臋g臋 Zakl臋膰. Jego ma艂e rycerzyki musia艂y 鈥瀠mrze膰鈥, 偶eby tajemnica zosta艂a mu objawiona. Czy z Fryderykiem nie jest tak samo?

Kilka przedzia艂贸w dalej jaki艣 m臋偶czyzna wyj膮艂 z kieszeni telefon ko­m贸rkowy i wybra艂 numer ambasady Izraela w Wiedniu. Mimo wczesnej godziny kto艣 odebra艂 ju偶 po pierwszym sygnale i nie podaj膮c nazwiska, powiedzia艂 鈥濰alo鈥. M臋偶czyzna przypomnia艂 sobie rad臋 eksperta, kt贸ry dzie艅 wcze艣niej wbija艂 mu do g艂owy podstawow膮 zasad臋: 鈥炁籥dnych na­zwisk przez telefon!鈥.

- Wczoraj siedzieli艣my obok siebie w zielonym mercedesie, a teraz wracam do domu.

Odpowiedzia艂o mu milczenie.

- By膰 mo偶e zainteresuje pana to, 偶e osoba, kt贸ra jest obiektem pa艅­skiego... hm... po偶膮dania... jedzie w艂a艣nie poci膮giem do Drezna, sk膮d zamierza uda膰 si臋 dalej, do Chemnitz. Ja go rozpozna艂em, on mnie nie, to oczywiste. Jedzie z nim ten dziennikarz. O celu ich podr贸偶y dowiedzia­艂em si臋 zupe艂nie przypadkowo...

Jednostajny d藕wi臋k, jaki us艂ysza艂 w telefonie, uzmys艂owi艂 mu, 偶e jego rozm贸wca od艂o偶y艂 s艂uchawk臋.

BREITENSEE, WIEDE艃

Li Feng, kt贸ry ca艂膮 noc sp臋dzi艂 w czarnej limuzynie na obserwacji zajezdni Wagnera, wysiad艂 w ko艅cu, aby rozprostowa膰 ko艣ci. Kiedy czerwony golf dziennikarza znikn膮艂 za rogiem, chcia艂 pocz膮tkowo za nim jecha膰, ale w ko艅cu zrezygnowa艂. O tej porze dnia ruch na ulicach jest niewielki, wi臋c na pewno by go zauwa偶yli. Na wszelki wypadek od­czeka艂 jeszcze p贸艂 godziny, by si臋 upewni膰, 偶e w 艣rodku nikogo nie ma. Komisarz albo zrezygnowa艂 wczoraj z wizyty, albo nadal 艣pi. Wkr贸tce si臋 oka偶e, jak jest naprawd臋. Li Feng ucieszy艂 si臋 na my艣l, 偶e mo偶e uda mu si臋 go zaskoczy膰 w jednym z go艣cinnych pokoj贸w. Przyda mu si臋 wtedy wiedza, jak膮 wyni贸s艂 ze szkolenia w Narodowej Armii Ludowej NRD i z kursu j臋zykowego. Ucieszy艂 si臋, widz膮c w wyobra藕ni wyraz twarzy Bernera, kiedy zwr贸ci si臋 do niego po niemiecku: 鈥瀌zie艅 dobry, panie komisarzu鈥.

Zamkn膮艂 samoch贸d, wyj膮艂 z kieszeni klucz i pobieg艂 szybko w stron臋 bramy. Na dworze robi艂o si臋 coraz ja艣niej, ale po sze艣ciu godzinach sp臋­dzonych na obserwacji Li Feng by艂 pewien, 偶e w pobli偶u nie ma 偶ywego ducha. Klucz pasowa艂 do zamka, wi臋c bez problemu go otworzy艂.Ten Afry­kaner bywa czasem przydatny, pomy艣la艂 i po cichu zamkn膮艂 za sob膮 drzwi.

Rozgl膮daj膮c si臋 w p贸艂mroku, co chwil臋 napotyka艂 艣lady po ostatniej nocy. Puste kieliszki i szklanki, niedopite butelki z winem, talerze z reszt­kami jedzenia. Schyli艂 si臋 i zaciekawiony podni贸s艂 skorupy figurki ryce­rzyka. Obejrza艂 dok艂adnie puste wn臋trze i od艂o偶y艂 figurk臋 na poprzed­nie miejsce. Potem zauwa偶y艂 drugiego rycerza, kt贸ry le偶a艂 wci艣ni臋ty pod

I 264 1

kanap臋. Ten nie by艂 rozbity, wi臋c z艂ama艂 go palcami. Z rozczarowaniem stwierdzi艂, 偶e w 艣rodku nic nie ma.

W zamy艣leniu spojrza艂 na stolik przy kanapie i zauwa偶y艂 kartk臋 z od­r臋cznie sporz膮dzon膮 notatk膮: 鈥濪la komisarza Bemera. Jeste艣my w drodze do Chemnitz. Rozwi膮zanie jest bliskie. P.W.鈥.

Genera艂 zakl膮艂 g艂o艣no, schowa艂 kartk臋 do kieszeni i wybieg艂 z zajezd­ni. Jak wida膰, istnieje kolejna wskaz贸wka. Chi艅scy naukowcy od dawna przypuszczali, 偶e informacj臋 przekaza艂 dawniej jeden z Wagner贸w. Li Feng zastanawia艂 si臋 gor膮czkowo. Chi艅scy specjali艣ci jeszcze za czas贸w NRD szukali tej ksi臋gi, ale nie maj膮c 偶adnych wskaz贸wek, poruszali si臋 po omacku. Wszystkie materia艂y zwi膮zane z Ksi臋g膮 Zakl臋膰 Fausta od lat gro­madzono w Pekinie. Kiedy pojawia艂a si臋 nawet najdrobniejsza informacja, dok艂adnie j膮 sprawdzano. Do tej pory nie przynosi艂o to 偶adnych efekt贸w.

Zapu艣ci艂 silnik i ruszy艂 z miejsca. Zastanawia艂 si臋 nad dotychczaso­wymi sposobami dzia艂a艅. W poszukiwaniu jakichkolwiek trop贸w chi艅scy eksperci przewr贸cili do g贸ry nogami wszystkie archiwa i zbiory, zbadali wszystkie 艣lady znalezione w gazetach, przestudiowali legendy, przeka­zy ludowe i najdrobniejsze fakty z 偶ycia Goethego. Tymczasem przez te wszystkie lata rozwi膮zanie by艂o tak blisko, ukryte w jednej z figurek prze­kazywanych z pokolenia na pokolenie. Znaczenia tego rozwi膮zania wszy­scy zd膮偶yli ju偶 zapomnie膰, nikt te偶 nie zna艂 tajemnicy, jak膮 kry艂o.

Genera艂 z w艣ciek艂o艣ci膮 uderzy艂 r臋k膮 w kierownic臋. Zadanie, jakie mu powierzono, jest zbyt skomplikowane, po prostu nieprzewidywalne. Nie uwierzy艂 peki艅skim naukowcom, kiedy chcieli wprowadzi膰 do gry Wagne­ra, ostatniego potomka pomocnika Fausta,Johanna Wagnera. Genera艂 nie mial innego wyj艣cia, jak tylko przyzna膰, 偶e pope艂ni艂 b艂膮d, 偶e znowu karty rozdaje los. By膰 mo偶e nie b臋d膮 musieli rozwi膮zywa膰 tajemnicy Fryderyka, mo偶e Faust ju偶 to uczyni艂 i gdzie艣 zapisa艂. By膰 mo偶e ju偶 dzi艣 wieczorem Chiny wejd膮 w posiadanie wielkiej tajemnicy, on stanie si臋 s艂awny, a Sina i Wagner na zawsze znikn膮.

SZPITAL PUBLICZNY W WIEDNIU

Komisarz Berner unosi艂 si臋 w nieprzebytym wszech艣wiecie, gdzie roi艂o si臋 od anio艂贸w, lataj膮cych ksi臋偶y i lekarek pogotowia ratun­kowego w czerwonych s艂u偶bowych kurtkach. Bezskutecznie rozgl膮da艂 si臋

T

w艣r贸d w膮skich uliczek miasta za odpowiednim miejscem do l膮dowania ale wsz臋dzie pe艂no by艂o spiczastych wie偶 ko艣cielnych, kt贸re stercza艂y jak d艂ugie halabardy. W ko艅cu da艂 za wygran膮 i po prostu zacz膮艂 opada膰. Uj­rza艂, jak w szybkim tempie zbli偶a si臋 rynek zastawiony kolorowymi sto­iskami i kramami. Ludzie spogl膮dali z przera偶eniem w g贸r臋 i uciekali we wszystkie strony, 偶eby znale藕膰 bezpieczne schronienie...

- Dzie艅 dobry, panie komisarzu, czy dobrze pan spa艂?

Berner poczu艂 ogromn膮 wdzi臋czno艣膰 dla g艂osu, kt贸ry wyrwa艂 go z tych majak贸w, nie dopuszczaj膮c do awaryjnego l膮dowania. Od razu po­czu艂, 偶e 艣widruj膮cy b贸l w tylnej cz臋艣ci g艂owy znowu powr贸ci艂. Mrukn膮艂 co艣 w odpowiedzi i chcia艂 zerkn膮膰 na zegarek, gdy zauwa偶y艂, 偶e jego nad­garstek jest pusty.

- Jest si贸dma - oznajmi艂a piel臋gniarka. - Czas na lekarstwo i na smaczne 艣niadanko.

Jej g艂os przypomnia艂 mu wsp贸lne poranki z by艂膮 偶on膮. Ona te偶 odzy­wa艂a si臋 do niego szorstko, suchym tonem, zbyt w艂adczo. Berner westchn膮艂 bezradnie. Najwidoczniej podobne g艂osy ju偶 nigdy nie znikn膮 z jego 偶ycia, pomy艣la艂, i z trudem powstrzyma艂 si臋 od pokusy, 偶eby powiedzie膰 piel臋­gniarce, co mo偶e sobie zrobi膰 ze swoim 鈥瀞macznym 艣niadankiem鈥. Kie­dy podnios艂a oparcie pod jego g艂ow膮, pok贸j zawirowa艂 mu w oczach. Na szcz臋艣cie po chwili sytuacja wr贸ci艂a do normy.

- Na pewno si臋 pani za to odwdzi臋cz臋, mo偶e pani na mnie liczy膰, ale 艣niadanie prosz臋 st膮d zabra膰 鈥 mrukn膮艂 i spojrza艂 na piel臋gniark臋, kt贸ra popatrzy艂a na niego zdziwionym wzrokiem. 鈥 Czy to pani mia艂a dy偶ur, kiedy porwano st膮d ojca Johannesa?

Piel臋gniarka spu艣ci艂a oczy, zaczerwieni艂a si臋 i potwierdzi艂a skinie­niem g艂owy.

- Prosz臋 si臋 tym nie przejmowa膰 鈥 uspokaja艂 j膮 Berner. 鈥 To byli za­wodowcy, a oni nie pope艂niaj膮 b艂臋d贸w. Wszystkich oszukali: pani膮, mnie, innych. Czy pani by艂a wczoraj w recepcji?

Piel臋gniarka znowu potwierdzi艂a skinieniem g艂owy.

- To prosz臋 mi dok艂adnie opowiedzie膰, co pani widzia艂a. Tutaj - do­da艂 Berner i uderzy艂 lekko d艂oni膮 o ko艂dr臋. 鈥 Prosz臋 usi膮艣膰 i spr贸bowa膰 sobie przypomnie膰 ka偶dy, nawet najdrobniejszy szczeg贸艂.

Piel臋gniarka zawaha艂a si臋 i chcia艂a co艣 powiedzie膰, ale po chwili za­stanowienia nic nie rzek艂a.

i Niech zgadn臋 - powiedzia艂 Berner. - Powiedzieli pani, 偶eby mi nic nie m贸wi膰, prawda? To na pewno ten m艂ody policjant, kt贸ry trafi艂 do nas prosto ze szko艂y policyjnej.

Piel臋gniarka zachichota艂a i w ko艅cu przyzna艂a:

I Powiedzia艂, 偶e zaj膮艂 pana miejsce i 偶e jest pan podejrzany o morder­stwo. Ale przecie偶 poza nim 偶aden z tych policjant贸w, kt贸rzy tu wczoraj byli, w to nie wierzy.

- Pewnie by mu taka wersja pasowa艂a - mrukn膮艂 Berner i znowu ude­rzy艂 lekko d艂oni膮 w ko艂dr臋.

Tym razem kobieta podesz艂a i usiad艂a na 艂贸偶ku. Najpierw troch臋 si臋 zacina艂a, ale z czasem zacz臋艂a nawet gestykulowa膰 i pokazywa膰, jak zja­wili si臋 przed ni膮 czterej m臋偶czy藕ni. Jeden by艂 ubrany w elegancki gar­nitur, trzej pozostali w czerwone kurtki, takie, jakie nosi personel po­gotowia ratunkowego. Prawie si臋 nie odzywali, wypowiedzieli zaledwie kilka s艂贸w. Nie, nie zauwa偶y艂a, 偶eby m贸wili z obcym akcentem. Potem wszystko potoczy艂o si臋 bardzo szybko, kilka chwil p贸藕niej wywie藕li pa­cjenta na w贸zku, a 贸w m臋偶czyzna w garniturze u艣miechn膮艂 si臋 do niej na po偶egnanie.

- Czy pani by go rozpozna艂a? - przerwa艂 jej Berner.

- Oczywi艣cie, panie komisarzu.To by艂 bardzo przystojny m臋偶czyzna. Szkoda tylko, 偶e na szyi mia艂 blizn臋. By艂a czerwona i widoczna i nawet puder nie zdo艂a艂 jej ca艂kiem przykry膰. Chyba si臋 jej wstydzi.

- A czy mo偶e pani opisa膰 wygl膮d tej blizny? - spyta艂 Berner po chwi­li zastanowienia.

- Oczywi艣cie, bo sama si臋 nad tym zastanawia艂am. Wygl膮da艂a tak, jakby kto艣 poder偶n膮艂 mu gard艂o.

AMBASADA IZRAELA, WIEDE艃-D脫BLING

Valerie Goldmann od trzydziestu minut pr贸bowa艂a rozpaczliwie dodzwoni膰 si臋 na domowy numer telefonu Samuela Weinstei- na. Mimo czterokrotnej pr贸by attach茅 wojskowy nie odbiera艂. Tymczasem ona mia艂a coraz mniej czasu. Wagner i Sina jad膮 w艂a艣nie do Chemnitz i wed艂ug rozk艂adu jazdy maj膮 tam dotrze膰 o godzinie 14.00. Tymczasem ona nadal tkwi w Wiedniu i czeka na obiecany samoch贸d, bro艅, amunicj臋 i inne rzeczy, kt贸re Weinstein mia艂 jej dostarczy膰.

I . 鈥攌

Mo偶e powinna obudzi膰 ambasadora? Wczorajsza kolacja, na kt贸rej bv艂n obecna tak偶e jego 偶ona, zacz臋艂a si臋 w mi艂ej atmosferze. Valerie opo­wiedzia艂a o swojej rodzinie i ju偶 po kilku minutach domy艣li艂a si臋, 偶e am­basador zna艂 jej rodzic贸w i 偶e maj膮 niema艂o wsp贸lnych przyjaci贸艂 w Tel Awiwie. Od tego momentu zapomniano o wszystkich sztywnych formach. Valerie zosta艂a potraktowana jak c贸rka, kt贸ra po d艂ugiej nieobecno艣ci zja­wi艂a si臋 w Wiedniu, 偶eby sp臋dzi膰 tu weekend.

- Oded Shapiro zadzwoni艂 do mnie dopiero kilka dni temu, 偶eby po­informowa膰 mnie o pani przyje藕dzie do Wiednia - wyja艣ni艂 ambasador przy kawie i 艣wie偶ym torcie Sachera z g贸r膮 艣nie偶nobia艂ego kremu, kt贸­ry dla Valerie wygl膮da艂 jak kaloryczny Mount Everest na czekoladowym kontynencie. Mimo to zjad艂a dwa kawa艂ki 鈥 przez reszt臋 wieczoru dr臋­czy艂y j膮 wyrzuty sumienia.

- Rozmawia艂 ze mn膮 w bardzo tajemniczy spos贸b, ale takie regu艂y obowi膮zuj膮 w tej bran偶y 鈥 kontynuowa艂 ambasador, zapalaj膮c cygaro. S艂od- kawy dym, jaki si臋 z niego unosi艂, wype艂ni艂 wkr贸tce ca艂e pomieszczenie.

- Co kilka chwil w naszej rozmowie mowa by艂a o jakiej艣 tajemniczej hi­storii, kt贸ra wyda艂a mi si臋 tak niewiarygodna, 偶e zacz膮艂em sobie zadawa膰 pytanie, czy tym razem Metsada nie buja w 艣wiecie fantazji.

Ambasador dmuchn膮艂 w 偶arz膮c膮 si臋 ko艅c贸wk臋 cygara i spojrza艂 na Valerie.

- Prosz臋 mnie dobrze zrozumie膰, pani major. Od czasu, gdy kancle­rzem Austrii zosta艂 Bruno Kreisky, Izrael ma z tym krajem 艣wietne sto­sunki. Poczu艂bym si臋 osobi艣cie dotkni臋ty, gdyby艣cie pa艅stwo przez sw膮 akcj臋 zagrozili tym dobrym relacjom. Wiede艅 to nie Synaj.

Valerie wytrzyma艂a jego spojrzenie i przez chwil臋 zastanawia艂a si臋 nad odpowiedzi膮, po czym stwierdzi艂a:

- Ekscelencjo, zapewniam pana, 偶e Instytut wybra艂 mnie do tej misji nie dlatego, 偶e moje dotychczasowe akcje ko艅czy艂y si臋 niepowodzeniem. Jestem 艣wiadoma odpowiedzialno艣ci, jaka na mnie ci膮偶y, ale prosz臋 przy tym nie zapomina膰, 偶e nie tylko my bierzemy udzia艂 w wy艣cigu do pozna­nia tajemnicy Fryderyka. Na dodatek inni maj膮 nad nami znaczn膮 prze­wag臋 i nie cackaj膮 si臋 przy wyborze metod prowadz膮cych do osi膮gni臋cia celu. Wskaz贸wki, jakie otrzyma艂am od Shapira, by艂y bardzo konkretne: obserwowa膰, w razie niebezpiecze艅stwa wkroczy膰, a na ko艅cu zadba膰 o to, 偶eby艣my albo ten cel osi膮gn臋li, albo...

| Albo? 1 spyta艂 cichym g艂osem ambasador.

i Albo dopilnowa膰, 偶eby nikt do niego nie dotar艂 - odpar艂a Valerie, spogl膮daj膮c mu spokojnie w oczy. - Za wszelk膮 cen臋.

Ambasadorowi nawet nie drgn臋艂a powieka. Spojrza艂 sceptycznie na Valerie i spyta艂:

- Czy pani naprawd臋 wierzy w t臋 niezwyk艂膮 tajemnic臋, kt贸ra jest w stanie ca艂kowicie odmieni膰 nasz 艣wiat? Od podstaw? Czy pani wierzy, 偶e ona naprawd臋 istnieje? I 偶e nie jest to wytw贸r chorej wyobra藕ni Fryde­ryka albo wymys艂 jakiego艣 podejrzanego 艂owcy przyg贸d? Czy naprawd臋 wierzy pani, 偶e istnieje co艣, co trzeba rozszyfrowa膰?

Valerie pochyli艂a si臋 i opar艂a si臋 艂okciami o ko艂ana:

- Panie ambasadorze, nie mog臋 sobie w tej chwili pozwoli膰 na luk­sus wiary, podobnie jak pan. Bowiem bez wzgl臋du na to, w co pan wie­rzy albo jak dobre stosunki utrzymujemy z naszymi gospodarzami, to ju偶 wkr贸tce, je艣li si臋 pomylimy i poddamy fa艂szywej wierze, nie b臋dzie istnie膰 ani jedna ambasada.

Ambasador wzdrygn膮艂 si臋 i pochyli艂 w stron臋 Valerie.

- Dlaczego? 鈥 spyta艂.

- Bo wtedy nie b臋dzie ju偶 ani Izraela, ani Austrii i wie pan o tym r贸wnie dobrze jak ja.

Dzwonek telefonu wyrwa艂 Valerie ze wspomnie艅 dotycz膮cych kolacji z ambasadorem.

- Pani major?

Valerie odetchn臋艂a z ulg膮.

- Wreszcie! Powinnam ju偶 by膰 w drodze! Zdarzy艂o si臋 co艣, czego nie przewidzia艂am. Otrzymali艣my wa偶n膮 informacj臋 i w zwi膮zku z tym mu­sz臋 zrobi膰 to, co powinnam.

Weinstein natychmiast si臋 obudzi艂:

- Prawie wszystko mam ju偶 przygotowane, prosz臋 mi da膰 p贸l godzi­ny, zaraz b臋d臋 w ambasadzie.

Valerie s艂ysza艂a w s艂uchawce, jak Weinstein w trakcie rozmowy ubiera si臋.

- Ma pan dwadzie艣cia minut, bo wi臋cej nie mam - nalega艂a Valerie.

Ju偶 jad臋 鈥攋臋kn膮艂 Weinstein i od艂o偶y艂 s艂uchawk臋.

Valerie zadzwoni艂a na central臋 ambasady i poprosi艂a o bezpieczn膮 li­ni臋. Potem wybra艂a numer, kt贸ry Shapiro da艂 jej na wypadek, gdvbv co艣

si臋 sta艂o. Kiedy w s艂uchawce us艂ysza艂a sygna艂, zacz臋艂a si臋 zastanawia膰, kt贸­ra godzina jest teraz w Izraelu, ale g艂os szefa tajnych s艂u偶b zabrzmia艂 tak rze艣ko, jakby od kilku godzin siedzia艂 w swoim biurze.

- Pani major Goldmann... Mamy wczesny ranek, a pani jest w Wied­niu od dwudziestu czterech godzin. Co si臋 dzieje?

- Wola艂abym, 偶eby pan mi to wyja艣ni艂 鈥 odpar艂a Valerie 鈥 bo ja nie mam poj臋cia, dlaczego Wagner i Sina siedz膮 w艂a艣nie w poci膮gu jad膮cym do Chemnitz.

W s艂uchawce zapanowa艂a cisza, kt贸ra przekona艂a j膮, 偶e Shapiro jest zaskoczony.

- Do Chemnitz? Jest pani pewna? O Bo偶e, znowu chodzi o t臋 dawn膮 histori臋 z Ksi臋g膮 Zakl臋膰... Ale dlaczego?鈥攝astanawia艂 si臋 na g艂os Shapiro.

- Dlaczego mam wra偶enie, 偶e nie wszystko mi pan opowiedzia艂? - spyta艂a Valerie ze z艂o艣ci膮 w g艂osie.

- Szczerze m贸wi膮c, nie s膮dzi艂em, 偶e... Prosz臋 mi uwierzy膰, prawdo­podobie艅stwo, 偶e ktokolwiek...

Shapiro przerwa艂 i przez chwil臋 my艣la艂 o czym艣 intensywnie.

- No dobrze, prosz臋 s艂ucha膰 uwa偶nie. Z wielu legend i przekaz贸w wy­nika, 偶e pomocnik Fausta, niejaki Johann Wagner, przechowywa艂 zapiski swojego mistrza i nauczyciela. Natomiast wspomnian膮 przeze mnie ksi臋g臋 zakopa艂 po kryjomu gdzie艣 na p贸艂noc od Chemnitz. Nikomu nie uda艂o si臋 nigdy odnale藕膰 bli偶szych informacji na temat tego miejsca, wielu twier­dzi艂o, 偶e dok艂adnie wiedz膮, gdzie si臋 ono znajduje, a mimo to nikt go do tej pory nie odnalaz艂. Podobnie jak ksi臋gi. Brakowa艂o po prostu ostatnich, najwa偶niejszych wskaz贸wek. Po trzystu latach bezowocnych poszukiwa艅 nie s膮dzi艂em, 偶e co艣 si臋 pod tym wzgl臋dem zmieni. Je艣li wi臋c s艂ysz臋 teraz od pani, 偶e... Wagner! Ale偶 naturalnie, co za przypadek! Tak, to musi by膰 on! Paul Wagner jest potomkiem pomocnika Fausta i za艂o偶臋 si臋, 偶e zna­laz艂 jak膮艣 konkretn膮 wskaz贸wk臋!

Zdumienie w g艂osie Shapira by艂o tak przekonywaj膮ce, 偶e Valerie za­cz臋艂a si臋 zastanawia膰 nad jego s艂owami:

-Je艣li dobrze pana zrozumia艂am, to ta ksi臋ga mo偶e zawiera膰 najwaZ' niejsze wskaz贸wki? Rozwi膮zanie tajemnicy spisane przed trzystu laty?

Ca艂kiem mo偶liwe鈥攐dpar艂 Shapiro 鈥 ale musz臋 wyzna膰, 偶e

tak s艂abo

w to wierzy艂em, i偶 po艣wi臋ca艂em tej ewentualno艣ci niewiele uwagi. Spr贸­buj臋 to jednak nadrobi膰. Oddzwoni臋 to pani za jaki艣 czas. B臋dzie paw

wprawdzie w drodze do Chemnitz, ale kr贸tkie podsumowanie powinno wystarczy膰.

Czy powinnam jeszcze o czymkolwiek wiedzie膰? - spyta艂a Valerie,bo Shapiro nadal si臋 nie roz艂膮czy艂. - To chyba najlepsza pora na wyznania...

- Oddzwoni臋 do pani 鈥 us艂ysza艂a w odpowiedzi.

Shapiro zako艅czy艂 rozmow臋, pozostawiaj膮c Valerie z uczuciem, 偶e porusza si臋 po drodze, z kt贸rej kto艣 usun膮艂 wszystkie drogowskazy.

Dok艂adnie dwadzie艣cia dwie minuty po rozmowie z attache wojskowym kto艣 zapuka艂 do jej drzwi. Otworzy艂a i ujrza艂a na progu Weinsteina - poda艂 jej sportow膮 torb臋. Mia艂 niezawi膮zany krawat i niedopi臋t膮 koszul臋, przy mankietach brakowa艂o spinek, w艂osy mia艂 mo­kre i nieuczesane.

- Wszystko, co pani zam贸wi艂a, jest w tej torbie. Z braku czasu nie uda艂o mi si臋 za艂atwi膰 semteksu, wi臋c nie b臋dzie mo偶na wysadzi膰 nicze­go w powietrze, ale pozosta艂ych rzeczy powinno wystarczy膰 na porz膮dny pocz膮tek trzeciej wojny 艣wiatowej - wyja艣nia艂 Weinstein, pr贸buj膮c nada膰 swoim s艂owom ironiczne zabarwienie, ale zamilk艂 na widok spojrzenia, jakim obrzuci艂a go Valerie.

- Samoch贸d?

- Stoi na dole, tyle 偶eu .

Valerie nie s艂ucha艂a, co Weinstein ma jej do powiedzenia, tylko chwy­ci艂a torb臋 i walizk臋 i pobieg艂a na podw贸rze ambasady. Z ty艂u bieg艂 zdy­szany Weinstein.

By膰 mo偶e powinienem... 鈥 Weinstein pr贸bowa艂 ponownie doj艣膰 do g艂osu, ale Valerie potrz膮sn臋艂a tylko g艂ow膮, wi臋c zamilk艂.

Valerie wypad艂a na podw贸rze i zamar艂a. Z otwartymi ustami wpatry­wa艂a si臋 w samoch贸d stoj膮cy przed wej艣ciem.

Weinstein, kt贸ry dysza艂 jak po przebiegni臋ciu stu metr贸w, prawie na ni膮 wpad艂. W ostatniej chwili si臋 zatrzyma艂 i pod膮偶aj膮c za jej wzrokiem, zmarszczy艂 czo艂o i powiedzia艂:

- Pr贸bowa艂em przez ca艂y czas... - zacz膮艂 przepraszaj膮cym tonem, ale przerwa艂, s艂ysz膮c g艂臋bokie westchni臋cie Valerie.

- To chyba jald艣 偶art! Co ja panu m贸wi艂am? Ma艂y, szybki, zwrotny, nie rzucaj膮cy si臋 w oczy. W艂a艣nie, nie rzucaj膮cy si臋 w oczy!

Valerie krzycza艂a tak g艂o艣no, 偶e attach茅 skurczy艂 si臋 jeszcze bardziej.

- No c贸偶 - odpar艂. - Wszystko jak pani chcia艂a, z wyj膮tkiem... - w tym miejscu troch臋 si臋 zaj膮kn膮艂. 鈥 W taki kr贸tkim czasie nie uda艂o mi si臋 za艂atwi膰 nic lepszego.

Na podw贸rzu przed wej艣ciem do budynku sta艂a czerwona mazda 3 oklejona wielkimi napisami we w艂oskich barwach narodowych. Po obu stronach wida膰 by艂o metrowej wysoko艣ci napis 鈥濸izza Express鈥.

Weinstein pr贸bowa艂 ratowa膰 twarz:

- To najszybsza mazda, jak膮 kiedykolwiek zbudowano, prawie 300 KM, sze艣膰 bieg贸w. Chcia艂a pani co艣 szybkiego. Jeden z moich przyjaci贸艂 prowadzi firm臋 o nazwie Pizza Service...

- Kto by pomy艣la艂 - przerwa艂a mu z ironi膮 Valerie.

- .. .i to jest w艂a艣nie jego samoch贸d reklamowy. Na liczniku nie ma jeszcze tysi膮ca kilometr贸w. Nie znajdzie pani takiego na 偶adnym parkin­gu nale偶膮cym do firmy wypo偶yczaj膮cej samochody...

I znowu zamilk艂 skarcony niszczycielskim spojrzeniem Valerie.

- Wierz臋, bo s膮 jeszcze ludzie maj膮cy dobry gust 鈥 odpar艂a Valerie, zaciskaj膮c pi臋艣ci. - Obiecuj臋, 偶e pan tego po偶a艂uje, prosz臋 mi wierzy膰. Przecie偶 mog艂o to by膰 na przyk艂ad szare audi S3, albo czarna honda ci­vic R albo zielone alfa romeo, albo... Ale nie, bo pan szuka艂 czego艣, co nie rzuca si臋 w oczy! Weinstein, niech pan si臋 szykuje do wyjazdu na plac贸w­k臋 w Mongolii! Nawet je艣li to b臋dzie ostatnia rzecz, jak膮 zrobi臋 na tym zasr...

Nie doko艅czy艂a, tylko podbieg艂a do samochodu, otworzy艂a baga偶nik i wrzuci艂a do 艣rodka torb臋 i walizk臋. Weinstein pobieg艂 za ni膮.

- Pozwoli pani, 偶e zacytuj臋 powiedzenie pewnej zaprzyja藕nionej z nami tajnej s艂u偶by: by艂oby dobrze, gdyby odstawi艂a go pani w niezmie­nionym stanie.

Valerie spojrza艂a na niego z pogard膮 znad dachu samochodu:

- Mam nadziej臋, 偶e pa艅ski przyjaciel zd膮偶y艂 si臋 po偶egna膰 ze swoim s艂upem og艂oszeniowym. B臋dzie pan musia艂 opr贸偶ni膰 swoje konto i kupie mu nowy samoch贸d, bo jak ju偶 b臋dzie po wszystkim, ambasada na pewno nie zap艂aci za remont tego, co z niego zostanie.

Kiedy Valerie ruszy艂a z piskiem opon i opu艣ci艂a teren ambasady> Weinstein sta艂 jeszcze przez chwil臋 bez ruchu i spogl膮da艂 za ni膮 zmieszany.

Piel臋gniarka bardzo wsp贸艂czu艂a komisarzowi Bernerowi, wi臋c po wielu zapewnieniach z jego strony, 偶e nikomu o niczym nie powie, przynios艂a mu 艣niadanie z艂o偶one z czarnej kawy, jajek, tostu i marmolady. Kiedy w drzwiach pojawi艂 si臋 Burghardt, Bemer zdejmowa艂 w艂a艣nie ban­da偶 z g艂owy, 偶eby obejrze膰 guz. Berner skrzywi艂 si臋 na widok kolegi i spoj­rza艂 na niego pytaj膮co. Burghardt usiad艂 na 艂贸偶ku i si臋gn膮艂 do kieszeni.

- No ju偶 dobrze, nie zapomnia艂em o nich - wyzna艂 od razu; wyj膮艂 z kieszeni paczk臋 papieros贸w i poda艂 j膮 Bernerowi. - Z turbanem na g艂o­wie bardziej mi si臋 podoba艂e艣. Wygl膮da艂e艣 jak jogin ucz膮cy hinduskiej medycyny.

Komisarz mrukn膮艂 co艣 niezrozumiale i zapali艂 papierosa. Zaci膮gn膮艂 si臋 i na jego twarzy pojawi艂 si臋 u艣miech szcz臋艣cia.

- No to opowiadaj, co wygna艂o ci臋 z domu tak wcze艣nie rano. Chyba nie siedzia艂e艣 w nocy w biurze?

- Zgadnij. Tw贸j nast臋pca uwzi膮艂 si臋 i zamierza znale藕膰 ojca Johan­nesa razem z porywaczami. Poza tym twierdzi, 偶e od samego pocz膮tku wszystko przed nim ukrywa艂e艣. W膮tpi w wyniki twoich ustale艅 w spra­wie Mertensa, bo nie mo偶e o tym porozmawia膰 z ojcem Johannesem. Jest te偶 przekonany, 偶e to ty zastrzeli艂e艣 ksi臋dza w ko艣ciele Szkockim. Nie wie tylko, jaki by艂 motyw: k艂贸tnia, a mo偶e splot nieszcz臋艣liwych okoliczno艣ci?

Bemer wydmuchiwa艂 dym i zdawa艂 si臋 nie s艂ucha膰. W pewnej chwi­li westchn膮艂:

- No tak, a w Wigili臋 przychodzi 艢wi臋ty Miko艂aj i wszystkim grzecz­nym dzieciom na ca艂ym 艣wiecie przynosi o tej samej porze prezent. Jak w takim razie nabawi艂em si臋 takiego guza i wstrz膮su m贸zgu?

- Ksi膮dz zada艂 ci wcze艣niej w trakcie walki cios. C贸偶, kto wie, mo偶e tw贸j nast臋pca ci臋 nie lubi?

- Kto nie ma wrog贸w, nie ma przyjaci贸艂 - stwierdzi艂 Berner, wzru­szaj膮c ramionami. 鈥 A co na to Sina?

- Na razie nic nie m贸wi. Wstrzymuje si臋 z komentarzem, co w jego przypadku jest do艣膰 dziwne - odpar艂 Burghardt, zerkaj膮c przy tym na pu­st膮 tac臋 艣niadaniow膮. - Czy to mo偶liwe, 偶e czuj臋 zapach parzonej kawy?

Berner si臋gn膮艂 po dzwonek i potrz膮sn膮艂 nim, 偶eby przywo艂a膰 piel臋­gniark臋. Potem spojrza艂 na Burghardta:

- Potrzebny mi jest m贸j telefon kom贸rkowy. Koniecznie. Gdzie on

jest?

Burghardt przez d艂u偶szy czas ogl膮da艂 opuszki swoich palc贸w.

- Mo偶e da si臋 co艣 za艂atwi膰. Ale w zamian musisz mi opowiedzie膰,

0 co w tym wszystkim chodzi.

Bemer roze艣mia艂 si臋 i od razu zakrztusi艂 si臋 dymem papierosowym. Wstrz膮sn膮艂 nim kaszel, od kt贸rego znowu zacz臋艂a go potwornie bole膰 g艂o­wa. W tym momencie do pokoju wesz艂a piel臋gniarka i spojrza艂a z oburze­niem na papieros i na Burghardta:

- Panie komisarzu, tutaj obowi膮zuje zakaz palenia...

- W porz膮dku, siostrzyczko - przerwa艂 jej Berner. - Zaraz zapal臋 na­st臋pnego. Czy mog艂aby nam pani przynie艣膰 jeszcze troch臋 kawy? Obecny tu m贸j przyjaciel, komisarz Burghardt, chcia艂by podnie艣膰 poziom kofeiny w swoim organizmie na rozs膮dny poziom.

Piel臋gniarka spojrza艂a na Burghardta ch艂odnym wzrokiem i wysz艂a z pokoju. Berner odwr贸ci艂 si臋 do swojego kolegi z pracy:

- A wi臋c chcia艂by艣 us艂ysze膰, o co w tym wszystkim chodzi? Witamy w klubie! Nie wiem, czy ktokolwiekw og贸le wie, co tu jest grane. Poza tym

1 tak mi nie uwierzysz, je艣li ci powiem, 偶e pewien cesarz, kt贸ry od pi臋ciu­set lat jest martwy, porusza nami, jakby艣my byli marionetkami. Dlatego po prostu mi zaufaj. Wyja艣ni艂em spraw臋 zab贸jstwa Mertensa, a zbrodni臋 pope艂nion膮 w ko艣ciele 艢wi臋tego Karola te偶 rozwi膮偶臋. Gdzie艣 tak w po­艂owie marca, to znaczy na 艣wi臋tego Heriberta, opowiem ci ca艂膮 histori臋. A teraz daj mi m贸j telefon.

Kiedy Berner wyci膮gn膮艂 r臋k臋, Burghhardt poda艂 mu z westchnie­niem kom贸rk臋.

- Dzi臋ki. Mam dla ciebie pewn膮 robot臋 鈥 powiedzia艂 Berner i popro­si艂 Burghardta o papier i d艂ugopis. Na kartce narysowa艂 sze艣cioramienn膮 gwiazd臋. - Ta gwiazda ma co艣 wsp贸lnego z ko艣cio艂em 艢wi臋tego Karola. Wydaje mi si臋, 偶e j膮 tam gdzie艣 widzia艂em. Chc臋 si臋 dowiedzie膰, w jakim kontek艣cie si臋 tam znalaz艂a. I jeszcze jedno - doda艂, spogl膮daj膮c przeni­kliwie na Burghardta. - Nikomu ani s艂owa. Zrozumia艂e艣?

Burghardt skin膮艂 g艂ow膮 i schowa艂 kartk臋 do kieszeni. W tym momen­cie kto艣 zastuka艂 do drzwi. Berner spodziewa艂 si臋 piel臋gniarki z kaw膮, ale w drzwiach ukaza艂a si臋 lekarka pogotowia, kt贸ra poprzedniego dnia opa­trywa艂a Bernera w ko艣ciele Szkockim. W r臋ku trzyma艂a fili偶ank臋 i kaw?-

-Jak si臋 pan czuje, panie komisarzu? Czy nadal odczuwa pan silne b贸le I g艂owy? Jestem akurat w szpitalu, wi臋c pomy艣la艂am sobie, 偶e pana odwiedz臋.

Berner przedstawi艂 jej Burghardta i zgodzi艂 si臋 niech臋tnie, 偶eby le- I karka obejrza艂a jego opuchlizn臋 na g艂owie.

- Ma艂o brakowa艂o, a dozna艂by pan z艂amania ko艣ci czaszki - stwier­dzi艂a po chwili. By艂a zadowolona ze stanu swojego pacjenta, ale gdy Ber­ner pocz臋stowa艂 j膮 papierosem, odm贸wi艂a. Ju偶 chcia艂a wyj艣膰, gdy Berner przywo艂a艂 j膮 do siebie.

1 Prosz臋 mi wybaczy膰 zbyt osobiste pytanie, ale nie mog臋 o tym prze­sta膰 my艣le膰. Zapach pani perfum jest bardzo charakterystyczny, kogo艣 mi przypomina. Czy mo偶e mi pani zdradzi膰, jaka to marka?

- Ale偶 oczywi艣cie 鈥 roze艣mia艂a si臋 lekarka. - To nowe perfumy firmy Givenchy. Nazywaj膮 si臋 ,Ange ou Demon鈥, to znaczy,Anio艂 albo Demon鈥.

3 CZERWCA 1942 ROKU, SZPITAL NA BULOVCE, PRAGA

W Pradze NASTA艁 WIECZ脫R. Pl臉KNY, WIOSENNY DZIE艃 CHYLI艁 Si臋 ku ko艅cowi. Krwistoczerwone s艂o艅ce zachodzi艂o za ciemnymi kontura­mi Hradczan, kryj膮c si臋 w艣r贸d kopu艂 i wie偶 z艂otego miasta. Zach贸d s艂o艅­ca sprawi艂, 偶e pierzaste chmury wygl膮da艂y na niebieskim tle jak r贸偶owy dywan. We艂tawa wi艂a si臋 jak czerwono-z艂ota wst臋ga mi臋dzy dzielnicami rozci膮gaj膮cymi si臋 na obu jej brzegach. W艣r贸d przechodni贸w na ulicach przewa偶a艂y kobiety w kolorowych sukienkach i m臋偶czy藕ni w mundu­rach. Nad starym mostem Wac艂awa ozdobionym licznymi kamiennymi figurami 艣wi臋tych panowa艂a atmosfera spokoju i mimo 偶e wci膮偶 trwa艂a wojna, spacerowa艂y po nim roze艣miane pary m艂odych ludzi z aparatami fotograficznymi.

Pustymi korytarzami budynku stoj膮cego w pobli偶u rzeki kroczy艂o zdecydowanym krokiem pi臋ciu m臋偶czyzn ubranych w czarne esesma艅skie mundury. Z dystynkcji wynika艂o, 偶e ka偶dy z nich ma stopie艅 Obersturm- bannfiihrera. Piel臋gniarki i lekarze ze szpitala Na Bulovce ust臋powali im z drogi. Unikali kontaktu wzrokowego z esesmanami, bo ich twarze wy­ra偶a艂y stanowczo艣膰. Tych, kt贸rzy nie zd膮偶yli zej艣膰 im z drogi, odsuwali zdecydowanie na boki. Ich kroki odbija艂y si臋 mocnym echem na pustych korytarzach. Jeden z nich, ros艂y m臋偶czyzna w mundurze ozdobionym trupimi czaszkami, ni贸s艂 przewieszony przez rami臋 pistolet maszynowy

MP42. Ka偶dy mial pas z charakterystyczn膮 klamr膮 i by艂 przepasany czar­n膮 szarf膮, kt贸ra przedstawia艂a mantua艅ski krzy偶 z niewielk膮 sze艣ciora- mienn膮 gwiazd膮 pod spodem. Widz膮c ich, piel臋gniarki szepta艂y do siebie: Ahnenerbe.

Ich dow贸dc膮 by艂 m臋偶czyzna wzrostu oko艂o dw贸ch metr贸w. Szed艂 przodem i bez wahania odnajdywa艂 drog臋 do zachodniego skrzyd艂a. Jego towarzysze dotrzymywali mu kroku.

- Ten mundur sprawia, 偶e sta艂e艣 si臋 zupe艂nie innym cz艂owiekiem - powiedzia艂 jeden z esesman贸w i jakby mimochodem odsun膮艂 na bok kt贸­rego艣 pacjenta. - Cz艂owiek zaczyna zachowywa膰 si臋 przez to jak dupek, ale nie藕le nam to wychodzi.

M臋偶czyzna skin膮艂 g艂ow膮, u艣miechn膮艂 si臋 okrutnie i mocniej zacisn膮艂 d艂o艅 na broni.

O szpitalu zrobi艂o si臋 w tych dniach g艂o艣no w ca艂ym mie艣cie. Po za­machu, jakiego na niego dokonano SS-Obergruppenfuhrer Reinhard Heydricha zosta艂 natychmiast przewieziony niewielk膮 ci臋偶ar贸wk膮 jakie­go艣 czeskiego policjanta do szpitala, gdzie od razu poddano go operacji. To w艂a艣nie do sali, gdzie le偶a艂, zmierza艂o owych pi臋ciu esesman贸w.

-Jak na zast臋pc臋 protektora Czech i Moraw warunki bezpiecze艅stwa nie s膮 tu zbyt wyszukane - zauwa偶y艂 p贸艂g艂osem jeden z nich, widz膮c, 偶e przed wej艣ciem do budynku stoi zaledwie dw贸ch uzbrojonych esesman贸w. Na widok pi臋ciu wysokich rang膮 oficer贸w stra偶nicy zasalutowali w prze­pisowy spos贸b.

- Meldowa膰! - za偶膮da艂 dow贸dca grupy.

- Hauptscharf眉hrer Klamm i hauptscharf眉hrer Gerber skierowani do pilnowania SS-Obergruppenfuhrera Heydricha. Nic szczeg贸lnego si臋 nie wydarzy艂o.

- Zmiana warty?

-Jutro o sz贸stej rano,Herr Obersturmbannf眉hrer.

- Czy spodziewacie si臋 jakich艣 wieczornych wizyt?

-Ju偶 nie. Obergruppenf眉hrer Heydrich zabroni艂 wszelkich wizyt na dzisiejszy wiecz贸r 鈥 odpowiada艂 wyprostowany jak struna stra偶nik. Do­w贸dca grupy u艣miechn膮艂 si臋.

Chwil臋 potem wypadki potoczy艂y si臋 b艂yskawicznie. Dwaj esesmani bez s艂owa wyci膮gn臋li sztylety o nietypowych ostrzach i b艂yskawicznie za­topili je w piersiach obu stra偶nik贸w. Ci osun臋li si臋 bezg艂o艣nie na ziemi臋-

Esesmani rozejrzeli si臋 czujnie doko艂a. Korytarz szpitalny by艂 pusty, za­lany niebieskaw膮 po艣wiat膮 zapadaj膮cego p贸艂mroku i tylko gdzieniegdzie rozja艣niony s艂abym blaskiem lamp wisz膮cych pod sufitem, zakrytych p艂a­skimi aba偶urami. Ich 偶贸艂tawe, s艂abe 艣wiat艂o ledwie dociera艂o do pod艂ogi.

Dow贸dca grupy zd膮偶y艂 ju偶 otworzy膰 drzwi do sali, gdzie ujrza艂 艂贸偶­ko. Le偶a艂 na nim ci臋偶ko ranny Heydrich. Dow贸dca zrobi艂 dwa du偶e kroki i znalaz艂 si臋 przy 艂贸偶ku wystarczaj膮co szybko, 偶eby zobaczy膰, jak Heydrich si臋ga r臋k膮 do szuflady nocnej szafki. Kiedy esesman skierowa艂 w jego stro­n臋 wylot lufy, Heydrich tylko j臋kn膮艂.

- Nie chcieliby艣my skraca膰 ca艂ej procedury, Herr Obergruppenfuhrer, kt贸ra przys艂uguje panu z racji funkcji i zajmowanego stanowiska - wy­ja艣ni艂 mu dow贸dca spokojnym, ironicznym tonem. - Zawsze chcia艂 pan zosta膰 bohaterem narodu niemieckiego, wi臋c pomo偶emy panu osi膮gn膮膰 ten status. Po艣miertnie.

Heydrich wyj膮艂 ostro偶nie z szuflady pistolet i spojrza艂 na niespodzie­wanego go艣cia.

- Kim jeste艣cie? 鈥 spyta艂 swoim wysokim g艂osem, z powodu kt贸rego nazywano go 鈥濳oz膮鈥.

Nieznajomy tylko si臋 roze艣mia艂.

- A kim pan jest? Kat Pragi, cz艂owiek za sterami maszyny terroru, Machiavelli Trzeciej Rzeszy, pies go艅czy faszystowskiego re偶imu, szef G艂贸wnego Urz臋du Bezpiecze艅stwa Rzeszy, kochaj膮cy ojciec rodziny, sprawny realizator ostatecznego rozwi膮zania kwestii 偶ydowskiej? Czy jest pan w stanie jednoznacznie odpowiedzie膰 na to pytanie?

W tym samym czasie dwaj esesmani zaj臋li przy wej艣ciu miejsca za­bitych stra偶nik贸w. Wcze艣niej ich cia艂a zanie艣li do 艂azienki. Pozostali trzej esesmani stan臋li przy 艂贸偶ku Heydricha i przygl膮dali mu si臋 ch艂odnym wzrokiem.

1A wi臋c to jest cz艂owiek, przed kt贸rym wszyscy dr偶膮 ze strachu? - powiedzia艂 jeden z nich z lekkim czeskim akcentem. - Skrzypek terroru.

i Ani s艂owa! - zwr贸ci艂 si臋 dow贸dca do Heydricha i wyj膮艂 z kieszeni niewielki n贸偶.

- Czego chcecie si臋 ode mnie dowiedzie膰? - spyta艂 pewnym siebie tonem Heydrich.

Powoli przesun膮艂 d艂o艅 w kierunku dzwonka alarmowego. Dow贸dca grupy potrz膮sn膮艂 tylko g艂ow膮, popatrzy艂 na d艂o艅 rannego, podszed艂 bii-

, i i

tej i jednym energicznym ruchem wyrwa艂 ze 艣ciany kabel dzwonka. Na b艂yszcz膮c膮 pod艂og臋 posypa艂 si臋 tynk i wapno.

- Chyba nie chcemy, 偶eby ktokolwiek nam przeszkadza艂, Herr Obeigruppenfiihrer. En艂re nous, jak mawia si臋 w waszych mieszcza艅­skich kr臋gach. Przecie偶 nie 偶yczy艂 pan sobie, 偶eby dzi艣 wieczorem kto­kolwiek pana odwiedza艂. Powinien pan wytrwa膰 w tym postanowieniu. Rozumiemy si臋?

Heydrich jak zahipnotyzowany spogl膮da艂 na wysokiego m臋偶czyzn臋 w czarnym mundurze, kt贸ry pewny siebie sta艂 przy jego 艂贸偶ku.

- My mamy mn贸stwo czasu, za to pa艅ski czas si臋 ko艅czy. Nie, b艂臋d­nie mnie pan wcze艣niej zrozumia艂.

Dow贸dca podszed艂 jeszcze bli偶ej i pochyli艂 si臋 nad Heydrichem.

- Znam pa艅sk膮 tajemnic臋, pow贸d pa艅skiej zarozumia艂o艣ci, pewno艣d siebie i nad臋tego zachowania. Wiem, dlaczego podczas podr贸偶y na tere­nie protektoratu rezygnuje pan z uzbrojonej eskorty, dlaczego je藕dzi pan odkrytym samochodem, zawsze t膮 sam膮 tras膮. Nie ma to nic wsp贸lnego z zaufaniem do czeskiego ludu, prawda? A to, 偶e tak zdecydowanie wy­st膮p i艂 pan przeciwko zamachowcom, kaza艂 kierowcy zatrzyma膰 samoch贸d i wysiad艂 pan z niego, 偶eby strzeli膰 do napastnika, mia艂o zupe艂nie inn膮 przyczyn臋. I tylko my obaj j膮 znamy.

Heydrich zblad艂. Jego czo艂o pokry艂y krople potu. Dow贸dca konty­nuowa艂:

- Czy rok temu nie powiedzia艂 pan swoim dw贸m znajomym, z kt贸­rymi uprawia pan sport, 偶e 鈥瀓e艣li ten stary pope艂ni jeszcze jeden b艂膮d鈥, to za艂atw go pan jako pierwszego? Czy w ci膮gu ostatniego roku nie lata艂 pan samolotem nad lini臋 frontu wschodniego w tak lekkomy艣lny spos贸b, 偶e a偶 sam Himmler musia艂 panu tego zabroni膰? Co sprawi艂o, 偶e jest pan tak pewny siebie, przekonany, 偶e uda si臋 panu uj艣膰 z tego wszystkiego z 偶y­dem? Powiem panu. Prosz臋 otworzy膰 usta.

- Nigdy! 鈥 krzykn膮艂 Heydrich i zacz膮艂 wrzeszcze膰 na ca艂y g艂os. - Na pomoc*. Na pomoc!

Jeden z m臋偶czyzn podszed艂 do niego i tak mocno uderzy艂 go kolb膮 pistoletu w g艂ow臋, 偶e Heydrich na chwil臋 straci艂 przytomno艣膰.

- Powinno si臋 go nazywa膰 nie tylko 鈥濳oz膮鈥, ale i 鈥濻yren膮鈥濃攝adrwi

Potem otworzy艂 Heydrichowi usta i za pomoc膮 no偶a usun膮艂 mu ko­ronk臋 z lewego tylnego z臋ba. Z wn臋trza wyj膮艂 kapsu艂k臋.

i On naprawd臋 j膮 ma - stwierdzi艂 jeden z m臋偶czyzn, kiedy dow贸dca wyj膮艂 bia艂膮 kapsu艂k臋 i pokaza艂 j膮 pozosta艂ym.

Tymczasem Heydrich odzyska艂 przytomno艣膰, otworzy艂 oczy i zastyg艂 w bezruchu. Poczu艂, 偶e kto艣 grzeba艂 w jego z臋bie i nag艂e ujrza艂 kapsu艂k臋 w d艂oni nieznajomego.

- Nie 1 wyszepta艂 przera偶ony. - Nie, tylko nie to, nie wolno wam tego zrobi膰.

Chcia艂 si臋 podnie艣膰 z 艂贸偶ka, ale stoj膮cy obok m臋偶czyzna przytrzy­ma艂 go. Heydrich z przera偶eniem przygl膮da艂 si臋, jak dow贸dca upuszcza na pod艂og臋 wyj臋t膮 z kapsu艂ki niepozorn膮 bia艂膮 kulk臋 i mia偶d偶y j膮 na pro­szek obcasem swojego b艂yszcz膮cego buta. Potem skin膮艂 g艂ow膮 jednemu ze swoich ludzi:

- Doktorze, zastrzyk. Od teraz b臋dziemy ze sob膮 rozmawia膰 jak r贸w­ny z r贸wnym.

Heydrich by艂 kompletnie za艂amany i nawet nie poczu艂 uk艂ucia ig艂y, kt贸r膮 lekarz wbi艂 mu w 偶y艂臋. Powoli zamkn膮艂 oczy. M艂ody lekarz zapa­li艂 艣wiat艂o, a dow贸dca przysun膮艂 do 艂贸偶ka krzes艂o i usiad艂 na nim. Przy­gl膮da艂 si臋 Heydrichowi w kr臋gu 艣wiat艂a rzucanego przez nocn膮 lampk臋. Mia艂 przed sob膮 cz艂owieka, kt贸rego wszyscy si臋 bali, szefa SS i gestapo, niegdy艣 gorliwego ch艂opca z katolickiej rodziny, kt贸ry w hierarchii w艂a­dzy w Niemczech zajmowa艂 trzecie miejsce, tu偶 po Hiderze i Himmlerze. Popularne sta艂o si臋 stwierdzenie, kt贸rym pos艂ugiwano si臋 w formie skr贸tu: *HHhH鈥, to znaczy HimmlersHim beisst Heydrich-鈥濵贸zgiem Himmlera jest Heydrich鈥. Szef G艂贸wnego Urz臋du Bezpiecze艅stwa Rzeszy znany by艂 z zami艂owania do gromadzenia informacji. Wiedzia艂 wszystko o wszyst­kich, zna艂 ka偶d膮 mroczn膮 tajemnic臋. Podczas gdy Himmler, kt贸rego pa­sjonowa艂y specyficzne rytua艂y, organizowa艂 parady przy blasku p艂on膮cych pochodni i marzy艂 o dawnych czasach, Heydrich, kt贸ry by艂 realist膮, zawsze wyprzedza艂 go w decyduj膮cych chwilach o krok.

Heydrich powoli przychodzi艂 do siebie. Lekarz skin膮艂 przyzwalaj膮co g艂ow膮. Dow贸dcy przyst膮pi艂 do przes艂uchania.

- Nazwisko?

Zada艂 to pytanie rozkazuj膮cym tonem, kt贸ry zrobi艂 odpowiednie wra­偶enie na Heydrichu.

- Reinhard Eugen Tristan Heydrich.

- Stopie艅 i funkcja? .

- SS-Obergruppenfiihrer, szef Protektoratu Czech i Moraw.

Lekarz znowu skin膮艂 dow贸dcy g艂ow膮. Zastrzyk zacz膮艂 dzia艂a膰, wi臋c

mo偶na ju偶 zacz膮膰 zadawa膰 trudniejsze pytania.

- Niech mi pan opowie o swojej m艂odo艣ci i o karierze 鈥 za偶膮da艂 do­w贸dca i rozsiad艂 si臋 wygodnie na krze艣le.

Heydrich zacz膮艂 opowiada膰, od czasu do czasu zacina艂 si臋.

- Urodzi艂em si臋 w 1904 roku w Halle. Ojciec by艂 艣piewakiem opero­wym i muzykiem, za艂o偶y艂 konserwatorium, gdzie uczy艂em si臋 gry na forte­pianie i skrzypcach. Kiedy mia艂em szesna艣cie lat, wst膮pi艂em do miejscowego oddzia艂u Freikorps. Dwa lata p贸藕niej wyjecha艂em z rodzinnego miasta, 偶eby si臋 szkoli膰 na oficera wywiadu marynarki wojennej operuj膮cej na Ba艂tyku.

Dow贸dca przerwa艂 mu:

- Nauk臋 zako艅czy艂 pan w 1931 roku, kiedy admira艂 Raeder zwolni艂 pana z powodu ha艅bi膮cego uczynku. By艂 pan wtedy zar臋czony, a mimo to zrobi艂 pan dziecko c贸rce pewnego w艂a艣ciciela stoczni. To tyle w sprawie kodeksu honorowego - stwierdzi艂 z ironi膮.

Heydrich chcia艂 si臋 unie艣膰, ale dow贸dca przytrzyma艂 go. Przy okazji podci膮gn膮艂 mu r臋kaw szlafroka, pod kt贸rym ukaza艂 si臋 numer 10120 wy­tatuowany pod pach膮.

- No prosz臋, jak wida膰, do艣膰 p贸藕no zapisa艂 si臋 do SS - powiedzia艂 z ironi膮 dow贸dca do lekarza, a ten wybuchn膮艂 艣miechem.

- Spokojnie, ty nie masz 偶adnego numeru, no mo偶e z wyj膮tkiem tego na cmentarzu dla os贸b niezidentyfikowanych. Jak tak dalej p贸jdzie...

Dow贸dca spojrza艂 na niego surowo, 偶eby nak艂oni膰 go do milczenia. Potem uzupe艂ni艂 wypowied藕 Heydricha:

- W 1936 roku zosta艂 pan szefem s艂u偶by bezpiecze艅stwa, gestapo i policji bezpiecze艅stwa na teren ca艂ej Rzeszy. Trzy lata p贸藕niej szefem G艂贸wnego Urz臋du Bezpiecze艅stwa Rzeszy. W 1941 roku Himmler po­wierzy艂 panu zadanie ostatecznego rozwi膮zania kwestii 偶ydowskiej. Pod­czas s艂ynnej konferencji w Wannsee przewodniczy艂 pan dyskusji. O tym wszyscy wiemy. W pana 偶yciorysie s膮 jednak fakty 鈥 doda艂 dow贸dca po­chylaj膮c si臋 nad Heydrichem - o kt贸rych nikt nie wie. Opr贸cz nas. Jak wpad艂 pan na pomys艂, 偶eby zainteresowa膰 si臋 tajemnic膮 cesarza Fryderyka i znale藕膰 jej rozwi膮zanie?

Na twarzy Heydricha pojawi艂 si臋 wyraz niesko艅czonej dumy i nie- wzruszonej pewno艣ci siebie.

- Himmler - zacz膮艂 Heydrich - ten prostak i hodowca kur s膮dzi艂, ze sam sobie poradzi z rozwi膮zaniem tajemnicy. Chcia艂 sta膰 si臋 jeszcze bar­dziej pot臋偶nym cz艂owiekiem, najwa偶niejszym w Rzeszy, pot臋偶niejszym od samego Hidera. Najpierw wys艂a艂 Ottona Rahna do Langwedocji na poszukiwania 艣wi臋tego Graala. Jego - takiego marzyciela, nieudacznika! Rahn bada艂 histori臋 katar贸w, otworzy艂 we Francji restauracj臋 i po pewnym czasie zbankrutowa艂. Potem pokornie wr贸ci艂 do Niemiec i oznajmi艂, 偶e na 艣lad Graala nie wpad艂. W 1938 roku Himmler zorganizowa艂 kosztown膮 wypraw臋 do Tybetu. W jej sk艂ad wesz艂a SS-Standarte i ekipa filmowc贸w, kt贸ra mia艂a to wszystko uwieczni膰. Cel wyprawy by艂 tajny, ale sformu艂o­wany jasno i konkretnie: Ernst Schafer mia艂 odnale藕膰 Smoczych Kr贸l贸w i zapozna膰 si臋 z ich wiedz膮. Jak si臋 p贸藕niej okaza艂o, jedynym pozytywnym wynikiem tej wyprawy by艂o odkrycie nowego gatunku daniela i du偶a licz­ba pomiar贸w g艂贸w, jakie wykonano Tybeta艅czykom.

Heydrich roze艣mia艂 si臋 g艂o艣no.

- Kiedy przysz艂o co do czego, okaza艂o si臋, 偶e to zwyk艂y nieudacz­nik A Otto Rahn, poszukiwacz Graala? Ten peda艂 pope艂ni艂 samob贸jstwo w Tyrolu w marcu 1939 roku. Wcze艣niej znalaz艂 si臋 w sytuacji bez wyj­艣cia. Potem jednak...

Heydrich zamilk艂, ale jego oczy rozb艂ys艂y dziwnym blaskiem.

- Co potem? 鈥 naciska艂 na niego dow贸dca.

-.. .potem zjawi艂 si臋 u mnie jeden z naszych wiede艅skich informato­r贸w i opowiedzia艂 mi o cesarzu Fryderyku, o zagadce, o literach AEIOU i o innych wskaz贸wkach, jakie znajduj膮 si臋 w Austrii, kt贸r膮 przecie偶 w 1938 roku zaanektowali艣my. Chcia艂 uratowa膰 syna przed wys艂aniem na front i zaproponowa艂, 偶e w zamian zaoferuje mi wyniki swoich wie­loletnich bada艅.

Heydrich ponownie zamilk艂, ale po chwili wr贸ci艂 do g艂贸wnego w膮tku:

- Pocz膮tkowo bardzo mnie to rozbawi艂o, ale kaza艂em sprawdzi膰 jego informacje. Zleci艂em to najlepszym niemieckim historykom i specjalistom

- kontynuowa艂 Heydrich. Jego g艂os brzmia艂 do艣膰 niewyra藕nie.

- Niech偶e pan m贸wi g艂o艣niej - rozkaza艂 mu dow贸dca, chocia偶 lekarz rzuca艂 mu ostrzegawcze spojrzenia.

1 Tak jest! - odpar艂 Heydrich, tym razem mocniejszym i bardziej wyra藕nym g艂osem.

- Co sta艂o si臋 p贸藕niej?

I

Kaza艂em zlikwidowa膰 i ojca, i syna, a poszczeg贸lne kierunki ba­da艅 rozdzieli艂em mi臋dzy r贸偶ne, oddalone od siebie instytuty historycz­ne, kt贸rych pracownicy nawet si臋 nie domy艣lali, nad czym pracuj膮, bo nie mieli ca艂o艣ciowego wgl膮du w t臋 spraw臋. Szybko posuwali艣my si臋 do przodu. Wys艂a艂em swoich ludzi do Wiednia, a potem we wszystkie za­k膮tki Austrii. Efekty okaza艂y si臋 ca艂kiem obiecuj膮ce. Wszystkie informa- j cje wp艂ywa艂y bezpo艣rednio do mnie i to ja koordynowa艂em ca艂膮 t臋 akcj臋, i AEIOU, pi臋膰 liter o pot臋偶nej mocy, kt贸rych znaczenia nikt nie potra­fi艂 obja艣ni膰, zawiera艂o kod pomocny w rozszyfrowaniu tajemnicy, cho膰 j do jego zrozumienia potrzeba by艂o t臋gich g艂贸w... W ko艅cu uda艂o mi si臋 zrozumie膰 prawdziwe znaczenie, rozszyfrowa艂em tajemnic臋, a kapsu艂ka... kapsu艂ka...

Heydrich spojrza艂 na dow贸dc臋 grupy oskar偶ycielskim wzrokiem.

- A pan j膮 zniszczy艂. Jest pan ignorantem, kt贸ry nawet si臋 nie domy- 1 艣la, co uczyni艂 - doda艂 偶a艂osnym g艂osem.

Ale偶 wiem鈥攐dpar艂 z zadowoleniem dow贸dca.鈥擶iem bardzo do­k艂adnie. Co艣 pan jednak przeoczy艂 w swojej opowie艣ci, Herr Obergruppen- I fuhrer. Chcia艂 pan mianowicie pos艂u偶y膰 si臋 tajemnic膮 Fryderyka dla zro- I bienia kariery. Chcia艂 pan stan膮膰 na czele Rzeszy Niemieckiej, nieprawda偶? I

Heydrich uni贸s艂 si臋 z 艂贸偶ka i zacz膮艂 m贸wi膰 z o偶ywieniem. Jego s艂o­wom towarzyszy艂a nerwowa gestykulacja.

- Tak, to mia艂a by膰 moja cudowna bro艅, moja Wunderwaffe, to ona I mia艂a rozstrzygn膮膰 o losach wojny i uczyni膰 Niemcy pot臋偶nym i niepoko- 鈻 nanym pa艅stwem pod moim przyw贸dztwem. A Hitler i Himmler? C贸偶, mieli pozosta膰 wy艂膮cznie jako sztafa偶, dekoracja. Ca艂y nar贸d by o tym m贸­wi艂, snu艂 nadzieje i marzenia. Gdyby nieprzyjacielskie bombowce znowu zacz臋艂y obraca膰 niemieckie miasta w perzyn臋 i gdyby w tocz膮cej si臋 wojnie nar贸d niemiecki straci艂 wszelk膮 nadziej臋 na ko艅cowe zwyci臋stwo, gdyby

jej losy zawis艂y na w艂osku, wtedy pojawi艂bym si臋 ja, Reinhard Heydrich) wielki zbawca. Potem wystarczy艂oby ju偶 tylko odsun膮膰 od w艂adzy Hitle­ra, Bormanna i Himmlera. Wys艂a艂bym ca艂膮 tr贸jk臋 tam, gdzie ich miejsce, i w przeci臋tno艣膰 i drobnomieszcza艅stwo. Tymczasem pan鈥攝awo艂a艂 piskli­wym g艂osem, wskazuj膮c palcem na dow贸dc臋 鈥 wszystko zniszczy艂!

Sko艅czy艂 m贸wi膰 i opad艂 wyczerpany na poduszk臋.

- By膰 mo偶e niekt贸rzy nadal b臋d膮 o tej cudownej broni marzy膰, ale na szcz臋艣cie nigdy nie zostanie wynaleziona鈥攐znajmi艂 niewzruszonym g艂掳

| 282 I

sem dow贸dca.鈥擨 tak jak nadzieja umiera na ko艅cu, tak samo wiara w cu­down膮 bro艅 b臋dzie si臋 utrzymywa膰 a偶 do ostatniego tchnienia. Doktorze?

M艂ody lekarz wyj膮艂 z kieszeni strzykawk臋, za艂o偶y艂 d艂ug膮 ig艂臋 i wyci­sn膮艂 ze strzykawki resztk臋 powietrza. W tym samym czasie dwaj esesmani odwr贸cili Heydricha na brzuch. Ten prawie wcale nie broni艂 si臋. Lekarz poluzowa艂 opatrunek na艂o偶ony na ran臋 pooperacyjn膮. Kilka dni wcze­艣niej czescy lekarze usun臋li rannemu Heydrichowi 艣ledzion臋 i zszyli mu przepon臋. Lekarz wbi艂 ig艂臋 bezpo艣rednio w ran臋 i wstrzykn膮艂 zawarto艣膰 strzykawki. Po na艂o偶eniu opatrunku Heydricha z powrotem u艂o偶ono na plecach. Oddycha艂 ci臋偶ko. Serum dzia艂a艂o coraz s艂abiej. Heydrich rozej­rza艂 si臋 i wszystko zawirowa艂o mu przed oczami.

- Co pan mi... ~ zacz膮艂, ale dow贸dca przerwa艂 mu.

-Jeste艣my ko艅cem pa艅skiego 偶ycia na ziemi, spe艂niamy tre艣膰 przepo­wiedni. Czy pami臋ta pan 19 listopada 1942 roku? Spotka艂 si臋 pan z najwy偶­szymi dostojnikami pa艅stwa w kaplicy 艢wi臋tego Wac艂awa, obok poz艂aca­nej furty katedry 艢wi臋tego Wita. Prezydent Czech Emil Hacha przekaza艂 panu wtedy siedem kluczy do komnaty koronacyjnej. Chwil臋 p贸藕niej sta艂 pan ju偶 w 艣rodku, z koron膮 Wac艂awa w r臋ce. Przypomina pan sobie?

Heydrich potwierdzi艂 pogardliwym skinieniem g艂owy i wyd膮艂 usta.

- To jakie艣 zabobony 鈥 stwierdzi艂 i opad艂 na poduszk臋.

- Korona 艣wi臋tego Wac艂awa - kontynuowa艂 niezra偶ony tym dow贸d­ca - ozdobiona krzy偶em wysadzanym szlachetnymi kamieniami i ople­ciona drutem pochodz膮cym rzekomo z cierniowej korony Chrystusa, jest ob艂o偶ona kl膮tw膮: je艣li si臋gnie po ni膮 osoba nieuprawniona, umrze w ci膮­gu roku gwa艂town膮 艣mierci膮. Potem ten sam los spotka jego najstarszego syna.

Dow贸dca zamilk艂. W pokoju panowa艂a prawie zupe艂na cisza, s艂ycha膰 by艂o tylko 艣wiszcz膮cy oddech Heydricha.

A co pan wtedy zrobi艂? Ku przera偶eniu Czech贸w na艂o偶y艂 pan sobie koron臋 na g艂ow臋. Ale pan wiedzia艂, ze nic nie mo偶e si臋 przydarzy膰, prze­cie偶 by艂 pan w posiadaniu tajemnicy...

Heydrich zamkn膮艂 oczy i nie odpowiedzia艂.

- To niewa偶ne, kim jeste艣my. Istniejemy od setek lat, ale dzisiaj przy­szli艣my tutaj, poniewa偶 zgodnie z zasad膮 ka偶dy, kto pozna tajemnic臋 Fry­deryka, musi umrze膰. To prawdziwa ironia losu, ale je艣li si臋 pan nad tym zastanowi, wszystko stanie si臋 jasne. Nie jest pan pierwsz膮 osob膮 i nie .

SE

k mL: r fi i 驴iL-M艢mj,

ostatni膮. Tym samym wype艂nimy dawn膮 czesk膮 przepowiedni臋, ale to ju偶 zupe艂nie inna historia.

Heydrich odwr贸ci艂 g艂ow臋 i przygl膮da艂 mu si臋 w milczeniu.

- Czy wype艂nicie j膮 do samego ko艅ca? 鈥 szepn膮艂.

- Tak, do samego ko艅ca - odpar艂 jeden z m臋偶czyzn w mundurze.

- Ca艂y 艣wiat b臋dzie s膮dzi艂, 偶e zmar艂 pan z powodu zapalenia otrzewnej i sepsy. Podczas sekcji oka偶e si臋, 偶e kto艣 nie zauwa偶y艂 w pa艅skim brzuchu skrawka obicia z mercedesa 320 i dlatego...

M臋偶czyzna nie doko艅czy艂 zdania, bo Heydrichem wstrz膮sn臋艂y nagle pierwsze drgawki. Powoli zapada艂 w 艣pi膮czk臋.

Trzej m臋偶czy藕ni przez ca艂膮 noc czuwali przy jego 艂贸偶ku, siedz膮c na przemian na pod艂odze albo na jedynym krze艣le, jakie sta艂o w sali. Po­zostali trzymali stra偶 przed drzwiami z pistoletami maszynowymi go­towymi do strza艂u. Oko艂o p贸艂nocy jedna z piel臋gniarek chcia艂a spraw­dzi膰 stan rannego, ale stra偶nicy nie pozwolili jej na to i odes艂ali j膮 do dy偶urki.

Rankiem 4 czerwca, oko艂o 4.30, Reinhard Heydrich zmar艂, nie od­zyskawszy przytomno艣ci. M艂ody lekarz w mundurze SS sprawdzi艂 mu puls. Kiedy go nie wyczu艂, otworzy艂 drzwi na korytarz i poszed艂 po nosze na w贸zku. Zamachowcy za艂adowali na nie dw贸ch martwych stra偶nik贸w, przykryli ich du偶ym bia艂ym prze艣cierad艂em i wywie藕li ze szpitala. Ich zdecydowane zachowanie i wzbudzaj膮ce strach spojrzenia zniech臋ca艂y do wszelkich pyta艅.

Obaj m臋偶czy藕ni w mundurach SS stoj膮cy przed wej艣ciem zostali zluzowani o godzinie sz贸stej, zgodnie z grafikiem. Nikt nic nie zauwa偶y艂, I nikt niczego nie podejrzewa艂. Ziewn臋li, przeci膮gn臋li si臋 i wyszli ze szpita­la. Lekarz dy偶urny stwierdzi艂 godzin臋 p贸藕niej, 偶e szef Protektoratu Czech I i Moraw zmar艂 w nocy na skutek ran odniesionych podczas zamachu.

Ju偶 nast臋pnego dnia Himmler w obecno艣ci zaufanych os贸b kaza艂 I otworzy膰 sejf Heydricha, 偶eby rzekomo zabezpieczy膰 materia艂y zgroma­dzone na temat siebie i innych os贸b. Kiedy nie znalaz艂 w艣r贸d nich 偶ad­nych notatek dotycz膮cych Fryderyka i jego tajemnicy, bardzo si臋 rozcza­rowa艂. Zacz膮艂 nawet podejrzewa膰 Heydricha o zdrad臋 stanu. Nikt nie I zwr贸ci艂 uwagi na niewielk膮 sze艣cioramienn膮 gwiazd臋 wyci臋t膮 z papieru, I kt贸r膮 kto艣 przyklei艂 do wewn臋trznej 艣cianki sejfu. Wszyscy s膮dzili, 偶e to I prezent od dzieci.

284 '

24 PA殴DZIERNIKA 1943 ROKU NAJSTARSZY SYN HeYDRICHA, dziesi臋cioletni Klaus, z艂oszcz膮c ogrodnika, je藕dzi艂 na rowerze w艣r贸d sto­s贸w opad艂ych, zebranych na kupki li艣ci. W posiad艂o艣ci Panenske Bre偶any, gdzie rodzina Heydrich贸w zamieszkiwa艂a od trzech lat, przysz艂a jesie艅. Drzewa stoj膮ce przy d艂ugich alejkach stopniowo gubi艂y li艣cie. Klaus je藕dzi艂 wok贸艂 fontanny i po grz膮dkach, kt贸re ogrodnik przygotowywa艂 do zimy. Dzie艅 by艂 pi臋kny, z drzew rosn膮cych przy alejkach mi臋dzy obu pa艂acami opada艂y ostatnie, czerwone i br膮zowe li艣cie.

Esesmani stoj膮cy przed bram膮 na warcie 偶artowali z ch艂opcem i u艣miechali si臋 do niego. Klaus by艂 powszechnie 艂ubiany. Potem wartow­nicy i wr贸cili do rozmowy. Ch艂opiec przejecha艂 obok nich w b艂yskawicz­nym tempie przez bram臋 i wpad艂 wprost pod przeje偶d偶aj膮c膮 ci臋偶ar贸wk臋. Rozleg艂 si臋 pisk hamulc贸w i odg艂os g艂o艣nego uderzenia. Klaus Heydrich zgin膮艂 na miejscu.

Po wyczerpuj膮cym przes艂uchaniu gestapo wypu艣ci艂o na wolno艣膰 kie­rowc臋, niejakiego Kare艂a Kaspara. Uznano, 偶e to nie on jest winien wy­padku. Kiedy w kwietniu 1945 roku Lina Heydrich musia艂a ucieka膰 przed Armi膮 Czerwon膮, do przewozu rzeczy do Niemiec wynaj臋艂a Kaspara i jego ci臋偶ar贸wk臋. Kaspar nigdy stamt膮d nie wr贸ci艂.

- Do samego ko艅ca? - spyta艂 przed 艣mierci膮 Heydrich.

- Tak, do samego ko艅ca - odpar艂 nieznajomy.

POCI膭G EUROCITY NR 358 Z WIEDNIA DO DREZNA

Wagner po raz trzeci czyta艂 testament Mf.rtensa. Krajobraz za oknem wagonu stawa艂 si臋 coraz bardziej pofa艂dowany. Kiedy doje偶d偶ali do Pragi, w przedziale zjawi艂 si臋 konduktor, 偶eby po raz kolej­ny skontrolowa膰 bilety. 艢pi膮cego od samego Wiednia Sin臋 obrzuci艂 spe­cyficznym spojrzeniem.

Nie brzmi to zbyt dobrze鈥, pomy艣la艂 Wagner, chowaj膮c dokument do kieszeni. Kusi艂o go, 偶eby w ko艅cu obudzi膰 przyjaciela. Ch艂odny po­wiew historii na d艂u偶sz膮 chwil臋 wype艂ni艂 przedzia艂 i Wagner coraz bar­dziej utwierdza艂 si臋 w przekonaniu, 偶e jeden z jego przodk贸w nie tylko by艂 praw膮 r臋k膮 s艂ynnego Fausta, ale tak偶e zakopa艂 ksi臋g臋, kt贸rej szuka艂 ca艂y 艣wiat. Na dodatek ukry艂 w figurce rycerza opis, kt贸ry tkwi艂 tam przez ca艂e pokolenia.

Wagner schowa艂 trzy kartki zawieraj膮ce testament Mertensa, ale nie potrafi! o nich zapomnie膰. Testament brzmia艂 jak jedno wielkie ostrze­偶enie. Czy偶by naprawd臋 byli o krok od zrozumienia wielkiej tajemnicy? Czy to w Chemnitz znajduje si臋 klucz do wiedzy? Czy wystarczy zwyk艂a 艂opata i troch臋 szcz臋艣cia? Co stanie si臋 potem?,Je艣li jednak zrozumia艂e艣, czytaj dalej i zacznij ucieka膰! Bo od tej chwili b臋dziesz ucieka艂 przez resz­t臋 swojego 偶ycia鈥, napisa艂 Mertens.

Wagner wsta艂 i otworzy艂 drzwi przedzia艂u. Wyszed艂 na korytarz i opar艂 si臋 czo艂em o ch艂odn膮 szyb臋 okna. Do Chemnitz pozosta艂y jeszcze cztery godziny jazdy. Zamierza艂 w艂a艣nie obudzi膰 Sin臋, gdy ten zjawi艂 si臋 obok niego i spojrza艂 zm臋czonym wzrokiem na krajobraz za oknem.

- Widz臋, 偶e zmartwychwsta艂e艣 - powiedzia艂 Wagner i w tej samej chwili u艣wiadomi艂 sobie, 偶e nie by艂o to zbyt dowcipne.

- Trzy butelki wina? - spyta艂 w odpowiedzi Sina niepewnym g艂osem.

- Dobrego wina 鈥 uzupe艂ni艂 dziennikarz.

- No to ju偶 co艣 鈥 u艣miechn膮艂 si臋 Sina i spojrza艂 na zegarek.鈥擬ieli艣my si臋 zaj膮膰 naszym pergaminem. Co ty na to? Czas na teleturniej z udzia­艂em Johanna Wagnera.

Usiedli w przedziale, Sina wyj膮艂 z kieszeni dokument i zacz膮艂 czyta膰.

Gdzie si臋 niegdy艣 w Chemnitz pa艂ac k鈥 niebu zwraca艂,

Tam, gdzie dzi艣 wielebni milcz膮 czarni bracia,

Gdzie przy furcie r贸偶e wij膮 si臋 na dworze,

Oplataj膮c sob膮 obraz Matki Bo偶ej,

Pochyl swe oblicze przed wielkim cesarzem Lotharem, Saksonii tej s艂awnym w艂odarzem.

Za to cesarzowej w oczy nie spozieraj,

Patrz, gdzie rydwan Phoeba nigdy nie dociera.

Potem id藕 do Lipska dobre tysi膮c krok贸w,

R贸b, jak uczy kruk, co zrywa si臋 do lotu.

Znajdziesz tam po艣rodku krzewu ciernistego Ksi臋g臋 Zakl臋膰 Fausta bez uszczerbku 偶adnego.

Cena jest wysoka, ostro偶no艣膰 doradzam,

Co anio艂 sp艂odzi, zawsze 艣mier膰 sprowadza.

Na samym ko艅cu g贸ra b臋dzie do艂em.

Tam niebo jest puste, tu rz膮dz膮 anio艂y.

IO czym pomy艣la艂e艣 po przeczytaniu tego fragmentu? - spyta艂 Sina i poda艂 kartk臋 Wagnerowi.

- Tekst sk艂ada si臋 z dw贸ch cz臋艣ci; pierwsza to rodzaj wprowadzenia i opisu drogi prowadz膮cej do ciernistego krzewu, kt贸rego dzi艣 z pewno­艣ci膮 ju偶 tam nie ma. Ostatnie kilka linijek to ostrze偶enie, tak jak w testa­mencie Mertensa.

- Przyjrzyj si臋 dok艂adniej - odpar艂 Sina. - W pi臋tnastej linijce s艂owo AEIOU pojawia si臋 w takiej w艂a艣nie kolejno艣ci. Jest to klucz do wszystkie­go, to wok贸艂 niego wszystko si臋 kr臋ci. Ostatnia linijka to raczej rodzaj wyja­艣nienia. Anio艂y zst膮pi艂y z nieba na ziemi臋 i jest ono teraz puste. Znowu nas dok膮d艣 prowadz膮. Od Upadku zbuntowanych anio艂贸w w ko艣ciele 艢wi臋tego Micha艂a poprzez upad艂ego anio艂a w ko艣ciele 艢wi臋tego Karola a偶 do anio艂a na Melancholii Diirera. Na tym obrazie anio艂 trzyma w d艂oni cyrkiel, aby za jego pomoc膮 wyznaczy膰 deltoid. Fryderyk mia艂 w swoim 偶yciu dwie nami臋t­ne pasje: 艣wi臋tego Krzysztofa, kt贸rego g艂ow臋 kaza艂 nawet wyrze藕bi膰 i umie­艣ci膰 na swoim sarkofagu oraz anio艂y, kt贸re mia艂y go chroni膰, tak jak na s艂yn­nym anielskim napier艣niku, na kt贸rym wida膰 cesarza i jego konia. Krzysztof i anio艂y musz膮 mie膰 ze sob膮 co艣 wsp贸lnego, co艣, o czym jeszcze nie wiemy.

Sina przerwa艂, a po chwili odczyta艂 kolejny fragment tekstu:

- 鈥濩o anio艂 sp艂odzi, zawsze 艣mier膰 sprowadza鈥... Hm, co takiego p艂o­dz膮 anio艂y? Czyje te偶 kto艣 p艂odzi?

Wagner zastanawia艂 si臋 przez chwil臋.

- Anio艂y na pewno mog膮 lata膰 i dlatego zawsze przedstawiane s膮 ze skrzyd艂ami - stwierdzi艂.

- Czy to znaczy, 偶e mamy tu do czynienia z tajemnic膮 latania? Czy Fryderyk potrafi艂 lata膰? Nigdzie nie istnieje wizerunek lataj膮cego Fry­deryka. Zacznijmy jeszcze raz - powiedzia艂 Sina, drapi膮c si臋 po g艂owie.

Si臋gn膮艂 po pergamin i zacz膮艂 go ponownie czyta膰.

- Berner m贸wi艂 wczoraj, 偶e ta tajemnica jest aktualna tak偶e dzi艣, 偶e to co艣 takiego, co ruszy ca艂y 艣wiat z posad - przypomnia艂 sobie Wagner. - Dlatego nie s膮dz臋, 偶eby chodzi艂o o latanie - doda艂 suchym tonem i chcia艂 si臋 przesi膮艣膰 obok Siny, gdy zadzwoni艂 jego telefon.

1 Panie komisarzu, w艂a艣nie o panu rozmawiali艣my - pozdrowi艂 Ber­nera Wagner.

-Ju偶 sobie wyobra偶am, jak - mrukn膮艂 Berner. - Nie macie tam nic lepszego do roboty?

. Tg?

- A co innego mo偶na robi膰 w czasie podr贸偶y poci膮giem? Tylko spa膰 albo rozmawia膰 o nieobecnych komisarzach policji 鈥 za偶artowa艂 Wagner, Odczyta艂 Bernerowi tre艣膰 testamentu Mertensa i opowiedzia艂 o pergaminie.

- Domy艣lam si臋, 偶e siedzicie teraz w poci膮gu do Chemnitz, 偶eby zna­le藕膰 t臋 ksi臋g臋? - spyta艂 Berner i nie czekaj膮c na odpowied藕, kontynuowa艂:

- Przykro mi, 偶e nie mog臋 wam pom贸c, ale przynajmniej uwa偶ajcie na siebie. Jestem 艣wi臋cie przekonany, 偶e wszyscy zainteresowani kr膮偶膮 nad wami jak s臋py i tylko czekaj膮, a偶 ujrz膮 w waszych r臋kach co艣, co cho膰­by przypomina ksi膮偶k臋. Wtedy spadn膮 na was jak na upatrzon膮 zdobycz. W takiej sytuacji podnie艣cie od razu r臋ce do g贸ry, 偶eby ka偶dy je widzia艂.

Komisarz zrobi艂 kr贸tk膮 przerw臋 i po chwili m贸wi艂 dalej:

- Nie mam 偶adnego pomys艂u, co powinni艣cie zrobi膰, gdy ju偶 znajdzie­cie t臋 ksi臋g臋. Wiem tylko, 偶e b臋dziecie musieli drogo sprzeda膰 偶ycie. Na wszelki wypadek zachowujcie si臋 tak, jak to robi膮 mieszka艅cy Lewantu: ksi膮偶ka w jednej r臋ce, 偶ycie w drugiej. O jednej rzeczy nie wolno wam za­pomina膰: oni najpierw strzelaj膮, a dopiero potem zadaj膮 pytania. B臋dzie­cie potrzebowali dobrego anio艂a str贸偶a. No, ale musz臋 ju偶 ko艅czy膰, ko艂o mnie robi si臋 tfoczno, a ja dzwoni臋 do was na wp贸艂 legalnie.

Na tym rozmowa si臋 zako艅czy艂a. Wagner siedzia艂 zamy艣lony i zada­wa艂 sobie w my艣lach pytanie, czy na pewno zrobi艂 dobrze, kupuj膮c bilety w obie strony.

AMBASADA CHIN, WIEDE艃

Peer van Gavint wytar艂 usta serwetk膮 i rozsiad艂 si臋 wygodnie na krze艣le. 艢niadanie w ambasadzie chi艅skiej by艂o jak zwy­kle smakowite, a do tego podano mu jego ulubiony gatunek kawy, 鈥濨lue Mountain鈥. Spa艂 d艂u偶ej ni偶 zamierza艂, ale elektroniczny nadajnik nic nie zasygnalizowa艂, wi臋c 偶aden d藕wi臋k go nie obudzi艂. Oznacza艂o to, 偶e Wa­gner nie korzysta艂 dzi艣 z motocykla. Gavint postanowi艂 wi臋c, 偶e po 艣nia­daniu pojedzie do zajezdni i sprawdzi, co si臋 tam dzieje. Kiedy jednak chwil臋 p贸藕niej zadzwoni艂 do kierowcy i poprosi艂 o podstawienie audi, spotka艂 si臋 z odmow膮.

- Bardzo mi przykro, sir, ale dzi艣 samoch贸d jest zaj臋ty - odpad kie­rowca i nie chcia艂 odpowiada膰 na kolejne pytania. Poirytowany Gavint zadzwoni艂 wi臋c do ambasadora.

- Tak, Mr Gavint, genera艂 Li Feng zarezerwowa艂 na dzisiaj oba wozy i pojecha艂 z o艣mioma lud藕mi do Chemnitz. Wszystko wskazuje na to, 偶e Wagner i Sina znale藕li w nocy jak膮艣 dok艂adniejsz膮 wskaz贸wk臋, kt贸ra od­nosi si臋 do zaginionych wiele lat temu notatek Fausta. Genera艂 postano­wi艂 wi臋c, 偶e osobi艣cie zajmie si臋 t膮 spraw膮 i dlatego natychmiast wyjecha艂 do Chemnitz. Zrobi艂 to bardzo wcze艣nie rano.

Gavint odni贸s艂 wra偶enie, 偶e podczas tej rozmowy ambasador u艣mie­cha si臋 z艂o艣liwie.

Paskudny szczur鈥, pomy艣la艂 odk艂adaj膮c s艂uchawk臋. Parszywy chi艅ski szczur. Ogarn臋艂a go w艣ciek艂o艣膰. Li Fengowi tak bardzo zale偶a艂o na tym, aby ca艂y splendor spad艂 na niego, 偶e zapomnia艂 o podstawowych 艣rodkach bezpiecze艅stwa. Rano, przed wyjazdem, nawet do niego nie zadzwoni艂, nie pozostawi艂 te偶 偶adnej pisemnej informacji. Genera艂 po prostu rozp艂yn膮艂 si臋 w powietrzu i uda艂 si臋 na swoj膮 w艂asn膮 wypraw臋 krzy偶ow膮.

Gavint wyszed艂 z sali jadalnej i wr贸ci艂 do pokoju. Je艣li Wagner i Sina rzeczywi艣cie znajd膮 ksi臋g臋, Li Feng ju偶 tam b臋dzie, odbierze im ich zdo­bycz i obu zabije. Potem wr贸ci triumfalnie do Wiednia z ksi臋g膮 w jednej i powo艂aniem w sk艂ad Komitetu Centralnego w drugiej r臋ce. To dlatego przyjecha艂 tu a偶 z Pekinu, to dlatego by艂 w Tybecie, bo chce osobi艣cie po­zna膰 tajemnic臋 deltoidu.

Ale tak 艂atwo ci nie p贸jdzie鈥, pomy艣la艂 Gavint. Wprost przeciwnie. Li Feng wybra艂 drog臋 samotnika, kt贸ry wraz ze swoimi 偶o艂nierzami wy­st膮pi przeciwko Wagnerowi i Sinie. Zbyt proste. Gavint u艣miechn膮艂 si臋 i si臋gn膮艂 do kieszeni p艂aszcza, wyj膮艂 niewielki kalendarz z poz艂acan膮 dat膮 na grzebiecie i zacz膮艂 przewraca膰 kartki, a偶 doszed艂 do litery 鈥濼". 鈥濸osta­ram si臋, 偶eby艣 nie czu艂 si臋 tam zbyt samotny鈥, pomy艣la艂 i znalaz艂 numer, do kt贸rego dotar艂 kilka miesi臋cy wcze艣niej. Nauczy艂 si臋 kiedy艣, 偶eby nic nie pozostawia膰 przypadkowi. Zawsze stara艂 si臋 dok艂adnie rozpracowa膰 swoich przeciwnik贸w, pozna膰 tok ich my艣lenia i wej艣膰 w ich psychik臋. W poprzednich latach cz臋sto ratowa艂o mu to 偶ycie. 鈥濼ylko kto艣 艣lepy p臋­dzi ku zatraceniu; ten, kto widzi, zawsze mo偶e unikn膮膰 swego losu鈥. To powiedzenie sta艂o si臋 mottem jego 偶ycia.

Wybra艂 numer i czeka艂.

Kiedy po dziesi膮tym sygnale kto艣 w ko艅cu podni贸s艂 s艂uchawk臋, Ga- vint by艂 zaskoczony, s艂ysz膮c m臋ski g艂os z lekkim ameryka艅skim akcentem. Mimo to poprosi艂 do telefonu Franka Kohouta.

- Przy telefonie - us艂ysza艂 w s艂uchawce ostro偶ne potwierdzenie. I Kto m贸wi?

- To nie ma nic do rzeczy - odpar艂 Gavint. - Znamy si臋 z pewnego spotkania, do kt贸rego dosz艂o przed wielu, wielu laty w zupe艂nie innych okoliczno艣ciach. Na pewno mnie pan ju偶 nie pami臋ta, ale to dobrze.

Gavint roze艣mia艂 si臋, a gdy Kohout nie reagowa艂, m贸wi艂 dalej:

- Prosz臋 mnie wys艂ucha膰. Podzi臋kuje mi pan p贸藕niej. Wagner i Sina s膮 w drodze do Chemnitz, a ja s膮dz臋, 偶e pan te偶 wkr贸tce si臋 tam zjawi. Kie­dy? Z okre艣leniem godziny nie powinno by膰 k艂opotu, wystarczy sprawdzi膰 rozk艂ad jazdy poci膮g贸w wychodz膮cych z Wiednia. Obaj panowie s膮 w po­siadaniu wskaz贸wek dotycz膮cych ksi臋gi Fausta, kt贸re jego pomocnik spisa艂 i zakopa艂 gdzie艣 na p贸艂noc od Chemnitz. By膰 mo偶e obaj wiedz膮 ju偶, gdzie dok艂adnie znajduje si臋 to miejsce. Genera艂 Li Feng z chi艅skiej armii jedzie tam w towarzystwie uzbrojonych po z臋by ludzi. Szkoda by by艂o, gdyby to wielkie dzie艂o literatury ezoterycznej wpad艂o w jego r臋ce. Nie s膮dzi pan?

Gavint znowu si臋 roze艣mia艂, ale tym razem by艂 ju偶 pewien, 偶e jego I rozm贸wca skupi艂 na nim ca艂膮 swoj膮 uwag臋.

- Frank, powinien pan jak najszybciej wyjecha膰 do Chemnitz albo ominie pana ta wiekopomna chwila - zako艅czy艂 rozmow臋 i od艂o偶y艂 s艂u­chawk臋, nie czekaj膮c, a偶 Kohout zacznie mu zadawa膰 jakiekolwiek pytania. I

Zadowolony z siebie schowa艂 sw贸j niebieski kalendarz i zam贸wi艂 I taks贸wk臋. Nadszed艂 wreszcie czas, 偶eby troch臋 namiesza膰 i przyspieszy膰 I bieg wypadk贸w.

NA AUTOSTRADZIE NR A93 Z REGENSBURGA DO HOFU (NIEMCY)

Valerie wrzuci艂a sz贸sty bieg. Jecha艂a teraz niemieck膮 autostrad膮 na p贸艂noc. Pogoda by艂a coraz gorsza, czarne chmury groma­dz膮ce si臋 na niebie nie zwiastowa艂y niczego dobrego. Jednak szosa nadal by艂a sucha. Wybra艂a tras臋 na Brno i Prag臋, poniewa偶 jej szybki w贸z m贸g艂 wykorzysta膰 swoje atuty tylko wtedy, gdy nie b臋dzie musia艂 si臋 stosowa膰 do ogranicze艅 pr臋dko艣ci na autostradzie. Valerie musia艂a przyzna膰, 偶e jej niewielka mazda naprawd臋 jest szybka. Kto艣 podda艂 j膮 tuningowi i usun膮艂 blokad臋 najwy偶szej dopuszczalnej pr臋dko艣ci. Strza艂ka pr臋dko艣ciomierza nie zatrzyma艂a si臋 na dwustu pi臋膰dziesi臋ciu kilometrach na godzin臋, ko sun臋艂a szybko dalej.

Ekran GPS-u mia艂a stale w zasi臋gu wzroku. Ignorowa艂a przy tym wszystkie radary, maj膮c nadziej臋, 偶e nie zatrzyma jej nagle jaki艣 cywil­ny patrol drogowy. Podczas takiej kontroli mia艂aby z pewno艣ci膮 k艂opoty, g艂贸wnie 1 powodu arsena艂u przewo偶onego w baga偶niku. I nawet paszport dyplomatyczny nie uratowa艂by jej przed sp臋dzeniem nocy w celi.

Jeszcze raz spojrza艂a na ekran GPS-u, kt贸ry wskazywa艂, 偶e przypusz­czalnie dotrze na dworzec g艂贸wny w Chemnitz oko艂o 13.55. Nie ma wi臋c czasu do stracenia. Kiedy zadzwoni艂 telefon, chwyci艂a kierownic臋 praw膮 r臋ka, a w lew膮 wzi臋艂a kom贸rk臋 i zwolni艂a do 200 kilometr贸w na godzin臋.

- S艂ucham 鈥 powiedzia艂a.

- Oddzwaniam, jak obieca艂em - us艂ysza艂a w s艂uchawce g艂os Shapira. -Jest pani ju偶 w drodze?

- Powinnam zjawi膰 si臋 na czas, ale raczej mi si臋 nie uda - odpar艂a Valerie. - Wystarczy niewielki korek i po sprawie.

- Czy ambasada za艂atwi艂a dla pani jaki艣 szybki samoch贸d?

Valerie skrzywi艂a si臋, bo przypomnia艂a sobie sytuacj臋, kt贸rej do艣wiad­czy艂a w Wiedniu. Kiedy sta艂a na 艣wiat艂ach, obok zatrzyma艂 si臋 jaki艣 sa­moch贸d, a kieruj膮cy nim m艂ody m臋偶czyzna pokaza艂 jej cztery palce. Kiedy opu艣ci艂a szyb臋 i spyta艂a, o co mu chodzi, ten spyta艂 tylko suchym tonem: 鈥濩zy dostarczacie te偶 pizz臋 Quattro Stagione?鈥.

- Zostawmy to na razie - odpar艂a. Przez chwil臋 przytrzyma艂a kie­rownic臋 kolanem, a drug膮 r臋k膮 zmieni艂a bieg. Potem znowu przyspieszy艂a.

- Racja. Ksi臋ga, o kt贸rej rozmawiali艣my, zawiera zapiski s艂ynnego Fausta z opisem wieloletnich eksperyment贸w, jakie prowadzi艂 w zakresie medycyny i alchemii. Innymi s艂owy: w ksi膮偶ce zawarta jest ca艂a wiedza, jak膮 posiad艂 dzi臋ki swoim odkryciom. Niekt贸rzy naukowcy z Tel Awiwu s膮 zdania, 偶e Johann Wagner wzi膮艂 formalny udzia艂 w zamordowaniu Fau­sta, 偶eby w spokoju kontynuowa膰 prac臋 nad ksi臋g膮. W ko艅cu j膮 zakopa艂. Gdyby tego nie zrobi艂, prze艣ladowaliby go i zabili tak samo jak jego mi­strza. Jednak przodek Paula Wagnera - a jeste艣my na sto procent pewni, 偶e Wagner jest potomkiem Johanna w linii prostej - nie tylko t臋 ksi臋g臋 zakopa艂, ale tak偶e ukry艂 wskaz贸wki, kt贸re tego faktu dotycz膮. Nie wiemy, gdzie to miejsce jest, ale najwidoczniej Sina i Wagner znale藕li te zapiski.

To dlatego tak szybko wyjechali do Chemnitz.

Valerie ust膮pi艂a miejsca ci臋偶ar贸wce, kt贸ra wyjecha艂a nagle przed ni膮 na lewy pas, 偶eby omin膮膰 wolno jad膮cy samoch贸d z przyczep膮 camoin-

gow膮. Wykona艂a gwa艂towny manewr w prawo, 'wjecha艂a na pas awaryjny i szybko wyprzedzi艂a samoch贸d. Kierowca wykona艂 w jej stron臋 kilka ge­st贸w pe艂nych oburzenia.

- O ile w艂a艣ciwie oceniam ca艂膮 t臋 sytuacj臋, to wydaje mi si臋, 偶e trudno im b臋dzie ot tak, po prostu wykopa膰 ksi臋g臋 bez problemu 鈥 zastanawia艂a si臋 g艂o艣no Valerie. Znowu w艂膮czy艂a sz贸sty bieg, a gdy strza艂ka pr臋dko艣cio­mierza min臋艂a podzia艂k臋 z napisem 250 km/h, nada艂a okre艣leniu 鈥濸izza Express鈥 ca艂kiem nowe znaczenie.

- W Chemnitz b臋d膮 ju偶 na nich czeka膰 wszyscy ci, kt贸rzy do tej pory zaprzeczali, 偶e bior膮 udzia艂 w tym wy艣cigu: Chi艅czycy, Zakon i B贸g wie kto jeszcze.

-Jestem o tym przekonany 鈥 odpar艂 spokojnie Shapiro.鈥 To b臋dzie randka, na kt贸rej zjawi膮 si臋 wszyscy zainteresowani. Pierwsza, a by膰 mo偶e tak偶e rozstrzygaj膮ca.

Przez chwil臋 Shapiro zastanawia艂 si臋 nad czym艣, a Valerie zerkn臋艂a w tym czasie na ekran nawigacji. Przewidywana godzina przyjazdu: 13.51. Znowu zyska艂a cztery minuty.

- Nie s膮dz臋, 偶eby Chi艅czycy i Stra偶nicy spotkali si臋 kiedykolwiek ze sob膮. Moi informatorzy o niczym takim mi nie meldowali. Wyj膮tek sta­nowi oczywi艣cie akcja z lat dziewi臋膰dziesi膮tych, kiedy to Stra偶nicy zlikwi­dowali trzech naukowc贸w, kt贸rzy w ramach wymiany policyjnej przybyli z Chin do Wiednia. Dosz艂o wtedy do za偶artej walki, a Chi艅czycy drogo sprzedali swoje 偶ycie. Opowiadano mi, 偶e jednemu z napastnik贸w pode­r偶n臋li nawet gard艂o, ale facet prze偶y艂, poniewa偶 natychmiast zaj膮艂 si臋 nim lekarz. Mam wi臋c nadziej臋, 偶e jest pani odpowiednio wyposa偶ona na spo­tkanie w Chemnitz.

Ja te偶 mam tak膮 nadziej臋, ale i tak na miejscu b臋d臋 musia艂a co艣 wy­my艣li膰, bo inaczej nie dotr臋 do Siny i Wagnera. W konkurencji z Chi艅­czykami albo ze Stra偶nikami, kt贸rzy od pi臋ciuset lat strzeg膮 tajemnicy, mog臋 liczy膰 tylko na siebie - stwierdzi艂a Valerie. W jej g艂osie pojawi艂a si臋 nutka pesymizmu.

- Prosz臋 wykorzysta膰 element zaskoczenia - zaproponowa艂 Shapi­ro i po chwili doda艂: - I prosz臋 mi wierzy膰, ma pani jeszcze jeden atut w zanadrzu, o kt贸rym nic pani do tej pory nie m贸wi艂em. Ale to dobrze, bo w przeciwnym razie nie w艂膮czy艂aby si臋 pani do tej akcji bez zbytniego obci膮偶enia. Prosz臋 mi tylko zaufa膰.

1 My艣l臋, 偶e w tej chwili ufam tylko samej sobie - odpar艂a Valerie. - Szczeg贸lnie za艣 nie ufam panu. Przekazuje mi pan informacje w bardzo oszcz臋dny spos贸b. Wie pan co? My艣l臋, 偶e wys艂a艂 pan tutaj nie tylko mnie. Testem prawie pewna, 偶e zabezpieczy艂 si臋 pan podw贸jnie. Kto na przyk艂ad dostarczy艂 nam dzi艣 rano informacj臋, 偶e Wagner i Sina jad膮 do Chemnitz? Uwa偶a mnie pan za idiotk臋?

1 殴le pani膮 s艂ysz臋, mam jaki艣 problem z po艂膮czeniem - zawo艂a艂 do s艂uchawki Shapiro i rozmowa urwa艂a si臋. Sygna艂, kt贸ry Valerie us艂ysza艂a w swoim telefonie, zabrzmia艂 w tym kontek艣cie jak szyderstwo.

POCI膭G EUROCITYNR 358 Z WIEDNIA DO DREZNA

I Zr贸bmy wi臋c kr贸tkie podsumowanie - powiedzia艂 Sina.

- Potrzebujemy pilnie planu Chemnitz, mapy Saksonii, linijki i kompasu.

- Kompas mam przy wisiorku na klucze do mojego suzuki, dzia艂a sprawnie i jest wypr贸bowany 鈥 przerwa艂 mu Wagner.

- Pewnie po to, 偶eby艣 wiedzia艂, dok膮d dojecha艂e艣, ale g艂贸wnie dlate­go, 偶eby艣 dojecha艂 tam szybciej? - spyta艂 ze z艂o艣liwym u艣miechem Sina.

- Pustelnicy nie potrzebuj膮 kompasu, wol膮 si臋 zda膰 na swojego konia

- odpar艂 z obra偶on膮 min膮 Wagner. - Tylko po to, 偶eby trafi膰 do 鈥.. .klepu wielobran偶owego鈥, a potem wr贸ci膰 od razu do domu, do zrujnowanych mur贸w, gdzie opr贸cz siedliska pche艂 鈥 o, pardon - opr贸cz psa pasterskiego nikt na nich nie czeka. Co w艂a艣ciwie zrobi艂e艣 z Tschakiem, swoim czwo­rono偶nym kompasem?

- Odda艂em go na przechowanie mojemu dobremu przyjacielowi, Beniaminowi.To ten, co wyrabia no偶e. Zawsze si臋 cieszy, je艣li trafi mu si臋 na gospodarstwie troch臋 rozrywki - roze艣mia艂 si臋 Sina. - 艁atwiej mu si臋 rozmawia ze zwierz臋tami ni偶 z lud藕mi. Po dwudziestu latach sp臋dzo­nych na kompletnym odludziu ja te偶 to rozumiem. Mo偶e i ze mn膮 by si臋 tak sta艂o, gdyby艣 nie wyci膮gn膮艂 mnie z mojej samotni.

- Wygl膮da na to, 偶e w Dre藕nie b臋dziemy punktualnie - powiedzia艂 Wagner, zerkaj膮c na zegarek - Na przesiadk臋 b臋dziemy mie膰 ca艂e dziewi臋膰 minut. Ty zajmiesz si臋 obserwacj膮 i zabezpieczaniem peronu, 偶eby nikt za nami nie szed艂. Ja pobiegn臋 do dworcowej ksi臋garni i spr贸buj臋 zdoby膰 plan miasta i map臋 Saksonii. Potem przez ostatnie dwie godziny podr贸偶y do Chemnitz spr贸bujemy wykluczy膰 niekt贸re ewentualno艣ci.

Sina skin膮艂 g艂ow膮 i ponownie wyj膮艂 pergamin, kt贸ry kiedy艣 zapisa艂 Johann Wagner.

- Wydaje mi si臋, 偶e nie b臋dzie to takie trudne. Pierwsza linijka jest jasna: Gdzie si臋 niegdy艣 w Chemnitzpa艂ac k鈥 niebu zwraca艂 鈥 oznacza to, 偶e w przesz艂o艣ci przed miejskimi bramami sta艂 jaki艣 pa艂ac, kt贸ry zosta艂 opusz­czony albo zniszczony. Tam, gdzie dzi艣 wielebni milcz膮 czarni bracia 鈥 czarni bracia to logicznie rzecz bior膮c zakonnicy albo ksi臋偶a, kt贸rych te偶 tam ju偶 nie ma. Czyli mamy tu klasztor, zniszczony tak jak wspomniany zamek, oba sta艂y w tym samym miejscu. Trzecia linijka brzmi tajemniczo: Gdzie przy furcie r贸偶e wij膮 si臋 na dworze, oplataj膮c sob膮 obraz Matki Bo偶ej 鈥 tego do­wiemy si臋 ju偶 na miejscu, ale wydaje mi si臋, 偶e przy wej艣ciu do zamku albo klasztoru sta艂a statua Maryi z krzewem r贸偶. Pochyl swe oblicze przed wiel­kim cesarzem Lotharem, Saksonii stawnym w艂odarzem鈥攑omnik w艂adcy mo偶e tam jeszcze sta膰, a je艣li nie, musimy si臋 dowiedzie膰, gdzie sta艂 wcze艣niej. Dlaczego musimy si臋 pok艂oni膰? Nie mam poj臋cia, ale pewnie si臋 dowiemy.

Na widok bezradno艣ci maluj膮cej si臋 na twarzy przyjaciela Sina roze­艣mia艂 si臋 g艂o艣no.

- Nie r贸b takiej zrozpaczonej miny, wszystko u艂o偶y si臋 w logiczn膮 ca­艂o艣膰, ale musimy najpierw dotrze膰 tam, dok膮d wys艂ali nas nasi przodkowie.

Po tej uwadze Sina powr贸ci艂 do lektury pergaminu.

- Za to cesarzowej w oczy nie spozieraj 鈥 nie b臋dziesz mia艂 z tym k艂o­pot贸w, Paul. Po prostu odwr贸膰 si臋 i popatrz w tym samym kierunku, co cesarzowa. Patrz, gdzie Phoeba rydwan nigdy nie dociera 鈥 to znaczy w kie­runku p贸艂nocnym, bo s艂o艅ce nigdy nie pojawia si臋 od tej strony. Ty艂em do cesarzowej, przodem do p贸艂nocy. Pocz膮tek ju偶 mamy. Potem id藕, do Lip­ska dobre tysi膮c krok贸w, R贸b jak uczy kruk, co zrywa si臋 do lotu 鈥 to trudne miejsce. W kierunku Lipska 鈥攖o jest jasne. Dlatego potrzebna nam mapa Saksonii. Tysi膮c krok贸w to wed艂ug dawnej miary tysi膮c metr贸w 鈥 jeden krok to jeden metr. Tak jak naucza kruk - hm, to chyba oznacza w prostej linii od punktu, z kt贸rego patrzymy na p贸艂noc, stoj膮c ty艂em do cesarzo­wej. Zastanawiam si臋 tylko, jak mo偶na zrobi膰 tysi膮c krok贸w w prostej li­nii. Wtedy by艂o to mo偶e wykonalne, bo nie by艂o tam nic opr贸cz 艂膮k i p贸l, mo偶e jaki艣 las wok贸艂 zamku albo klasztoru. Ale dzisiaj?

Sina podrapa艂 si臋 po g艂owie.

Potrzebna nam dobra mapa i na pocz膮tek kto艣, kto zna dobrze hi­stori臋 miasta. A teraz we藕my ostatnie dwie linijki tekstu: Znajdziesz tam

po艣rodku krzewu ciernistego Ksi臋g臋 Zakl臋膰 Fausta bez uszczerbku 偶adnego -

0 ciernistym krzewie mo偶emy od razu zapomnie膰, bo ju偶 dawno temu przekwit艂 i zsech艂. Je艣li za艣 chodzi o Ksi臋g臋 Zakl臋膰...

Wagner skin膮艂 w zamy艣leniu g艂ow膮.

Zastanawiam si臋, w jaki spos贸b j膮 zapakowano, 偶eby mog艂a prze­trwa膰 kilkaset lat pod ziemi膮 w stanie nadaj膮cym si臋 do czytania.

Zobaczymy, jak j膮 znajdziemy, przyjacielu - u艣miechn膮艂 si臋 Sina. - A je艣li jej nie znajdziemy, nie b臋dziesz musia艂 si臋 tym zamartwia膰. W tej sytuacji nie b臋dzie ju偶 wa偶ne, co to by艂o: metalowa kasetka czy sk贸rza­na sakwa.

Nagle rozleg艂 si臋 pisk hamulc贸w, poci膮g zacz膮艂 zwalnia膰 i po chwi­li wjecha艂 na dworzec g艂贸wny w Dre藕nie. Na niebie k艂臋bi艂y si臋 ciemne chmury, kt贸re zapowiada艂y opady 艣niegu.

Kilka przedzia艂贸w dalej jaki艣 m臋偶czyzna podr贸偶uj膮cy od samego Wiednia zacz膮艂 zak艂ada膰 p艂aszcz, szykuj膮c si臋 do opuszczenia poci膮gu. Kiedy Wagner i Sina przechodzili obok niego, u艣miechn膮艂 si臋 i zrobi艂 im miejsce w korytarzu, 偶eby mogli przej艣膰 pierwsi. Potem na艂o偶y艂 kapelusz

1 wysiad艂 z poci膮gu.

SZPITAL PUBLICZNY W WIEDNIU

-Z艂e J臉ZYKI POWIADAJ膭, 呕E NA EMERYTURZE PRACUJE PAN WI臉CEJ ni偶 przedtem - zachichota艂 Eddy, ciesz膮c si臋 jak ma艂e dziecko, kt贸remu uda艂 si臋 si臋 bon mot. - S艂ysz臋 jednak, 偶e jest pan zdrowy i pe艂en 偶ycia i nawet kto艣 przyni贸s艂 panu na oddzia艂 zamkni臋ty pa艅ski telefon kom贸r­kowy.

Berner u艣miechn膮艂 si臋 wyrozumiale.

W sumie nie jest tu a偶 tak 藕le. Mam swoje 艂贸偶ko, niez艂e jedzenie, przyjemn膮 atmosfer臋 i ca艂odobow膮 opiek臋 lekarsk膮.

I stra偶nika pod drzwiami - uzupe艂ni艂 ironicznie Eddy.

W s艂uchawce s艂ycha膰 by艂o odg艂osy pracy: uderzenia m艂otk贸w, syk spawarek i g艂o艣nie nawo艂ywania by艂ego zapa艣nika.

S艂ysza艂em, 偶e macie sporo roboty 鈥 powiedzia艂 Berner i usiad艂 na 艂贸偶ku. Pok贸j zawirowa艂 mu w g艂owie, ale tylko przez chwil臋. Ko­misarz poczu艂 si臋 troch臋 lepiej. - Czy ty w og贸le masz jeszcze czas dla przyjaci贸艂? i

- Co pan ma na my艣li? - spyta艂 ostro偶nie Eddy. Berner us艂ysza艂, jak Eddy wstaje i zamyka drzwi do swojego biura. Ha艂as w tle od razu si臋 zmniejszy艂.

- Zastanawiam si臋, czy nadal jeste艣 taki dobry jak kiedy艣. Czy po tylu latach walki z nadwag膮 i u偶erania si臋 o zlecenia dla swojego warsztatu nie straci艂e艣 czucia w palcach. A twoja wiedza o zamkach, czy przewy偶­sza t臋, jak膮 zdobywasz dzi臋ki sieci swoich informator贸w? Zastanawiam si臋 te偶, czy nie zamierzasz si臋 spokojnie wycofa膰 i przekaza膰 wszystko c贸rce.

Eddy nie poczu艂 si臋 ani troch臋 ura偶ony s艂owami komisarza i nawet roze艣mia艂 si臋 g艂o艣no.

- Gdybym pana nie zna艂, panie komisarzu, pewnie bym si臋 na pana obrazi艂. Ale w tej sytuacji... Niech si臋 zastanowi臋... Chce pan pewnie otworzy膰 jaki艣 zamek i potrzebuje specjalisty, kt贸remu mo偶na zaufa膰 i kt贸­ry pana nie sypnie?

- A je艣li to, co przypuszczasz, jest prawd膮?

- Hm, w takim razie m贸g艂bym poleci膰 kogo艣, kto wzi膮艂by to zlecenie

- odpar艂 Eddy. - Kogo艣 naprawd臋 dobrego, najlepszego.

W jego g艂osie zabrzmia艂a duma. Berner chrz膮kn膮艂 i czeka艂 na dal­szy ci膮g.

- Pod warunkiem, 偶e robota jest legalna 鈥 doko艅czy艂 po chwili Eddy, a Berner prawie s艂ysza艂 jego szyderczy u艣miech.

- Nie musimy o niej wsz臋dzie rozpowiada膰 鈥 odpar艂 Berner.

Z trudem si臋 podni贸s艂, ale po zrobieniu trzech krok贸w w stron臋 okna wpad艂 w eufori臋. Sta艂 wyprostowany i kr臋ci艂 g艂ow膮. Pok贸j nie wirowa艂 mu ju偶 przed oczami. Z okna wida膰 by艂o trzypasmow膮 ulic臋, na kt贸rej pano­wa艂 o偶ywiony ruch.

- Panie komisarzu, jest pan tam jeszcze? - spyta艂 Eddy z trosk膮 w 驴艂osie.

- Tak, w艂a艣nie wracam i znowu tu jestem. Pos艂uchaj mnie uwa偶nie. Chcia艂bym kogo艣 odwiedzi膰, ale osoba ta nigdy nie wpu艣ci mnie do 艣rod­ka. Potrzebuj臋 informacji i zdob臋d臋 j膮 tylko wtedy, je艣li sam si臋 o to po­staram. Ale nie jestem te偶 nawet pewien, czy to w艂a艣ciwy adres. Nie mog臋 wie.r 'zostawi膰 '偶.flilTwrh 艣larinw. crw艂sQ'7r/79 na '7,amV*arln

1 Czy ja jestem jak膮艣 wr贸偶k膮? 1 odpar艂 kr贸tko Berner. - To w艂a艣nie dlatego chc臋, 偶eby towarzyszy艂 mi fachowiec, kt贸ry nie tylko nie ulotni si臋 przy pierwszych trudno艣ciach, ale tak偶e b臋dzie wiedzia艂, jak takich elek­tronicznych k艂opot贸w unikn膮膰.

- Wiele pan 偶膮da, panie komisarzu - odpar艂 Eddy.

1 Ale偶 sk膮d! Przecie偶 m贸g艂bym zacz膮膰 si臋 nagle zastanawia膰, gdzie w艂a艣ciwie siedzi ta twoja c贸rka, co to opi艂owuje sobie paznokcie i zbiera informacje. Tu, w szpitalu, mam mn贸stwo czasu na takie rozwa偶ania - po­wiedzia艂 Berner niewzruszonym tonem.

-Ju偶 dobrze, okej, rozejrz臋 si臋 - zgodzi艂 si臋 szybko Eddy. - Niech mi pan da troch臋 czasu.

- Ale nie za du偶o, bo jutro zamierzam st膮d wyj艣膰. Potem zacznie si臋 przedstawienie.

Wypowiadaj膮c te s艂owa, Berner pos艂u偶y艂 si臋 takim tonem, jak dyry­gent orkiestry, kt贸ry wzywa koncertmistrza do pos艂usze艅stwa. Eddy zno­wu zachichota艂.

- Zamierza pan opu艣ci膰 bezpieczny port, gdzie tak bardzo dbaj膮 o pa艅­skie zdrowie? Czy jest pan przekonany, 偶e ten uzbrojony stra偶nik przed drzwiami pomo偶e nam w naszej grze?

Berner spojrza艂 na malej膮cy ruch uliczny.

- To ju偶 m贸j problem, Eddy 鈥 mrukn膮艂 i roz艂膮czy艂 si臋.

Kiedy nieca艂e dziesi臋膰 minut p贸藕niej piel臋gniarka przynios艂a kolacj臋 na obdrapanej pomara艅czowej tacy, Berner usiad艂 przy niewielkim stoliku i zadzwoni艂 do Burghardta. Kilka tulipan贸w, kt贸re sta艂y przed nim w bia艂ym porcelanowym wazonie, ca艂kowicie straci艂o zapach, co go zaniepokoi艂o. Zacz膮艂 przebiera膰 w艣r贸d talerzy, kt贸re przynios艂a mu piel臋gniarka i by艂 wdzi臋czny, 偶e po uderzeniu w g艂ow臋 nie straci艂 zmy­s艂u w臋chu. Wprawdzie jedzenie pachnia艂o okropnie, ale jako艣 pachnia艂o. Sko艅czy艂 rozmawia膰 i si臋gn膮艂 po sztu膰ce.

- Prosz臋 mi powiedzie膰, siostro... 鈥 zacz膮艂, ale piel臋gniarka od razu mu przerwa艂a:

- Nie, panie komisarzu, nie mam dla pana innego jedzenia. Wsz臋­dzie oszcz臋dno艣ci, r贸wnie偶 w kuchni. Musimy jada膰 to samo co pacjenci, i to od miesi臋cy.

Jej skarga wywo艂a艂a 艣miech Bernera.

- Prosz臋 mi wybaczy膰, ale nie o to chcia艂em zapyta膰, chocia偶.- za­cz膮艂, jednak pytanie zawis艂o w powietrzu. - Chc臋 si臋 tylko dowiedzie膰, czy pani wcze艣niej widzia艂a t臋 lekark臋 z pogotowia.

- Ach, ma pan na my艣li t臋 pi臋kn膮 kobiet臋, kt贸ra odwiedzi艂a pana dzi艣 rano?

Piel臋gniarka zerkn臋艂a zalotnie w jego stron臋, a Berner skin膮艂 g艂ow膮 na potwierdzenie.

- Widzia艂am j膮 po raz pierwszy par臋 dni temu, kiedy pana do nas przewieziono. Przedtem na pewno tu nie przychodzi艂a. Ale mo偶e to po prostu zwyk艂y przypadek? W Wiedniu jest pewnie kilkudziesi臋ciu leka­rzy i kilkadziesi膮t lekarek je偶d偶膮cych w pogotowiu.

Bemer podzi臋kowa艂 jej i zacz膮艂 w zamy艣leniu zajada膰 na wp贸艂 ostyg艂膮 zup臋, kt贸ra w podejrzany spos贸b 艣mierdzia艂a wod膮 po zmywaniu.

AUTOSTRADA NR A93, TU呕 PRZED HOFEM

Zatrzymali j膮 przed zjazdem na Hof, gdy przekroczy艂a obowi膮zuj膮ce tam ograniczenie do stu kilometr贸w na godzin臋. Kiedy za­uwa偶y艂a czerwone pulsuj膮ce 艣wiat艂o, spojrza艂a na pr臋dko艣ciomierz i oka­za艂o si臋, 偶e jedzie sto czterdzie艣ci na godzin臋. Mia艂a nadziej臋, 偶e w tym miejscu policji drogowej nie musi si臋 obawia膰. Sta艂o si臋 jednak inaczej. Funkcjonariusz ubrany w 偶贸艂t膮 kamizelk臋 odblaskow膮 da艂 jej znak bia艂o- -czerwonym lizakiem, 偶eby zjecha艂a na parking przy autostradzie. Obok swoich samochod贸w sta艂o tam ju偶 wielu innych kierowc贸w, kt贸rzy targo­wali si臋 z policjantami. Valerie spojrza艂a na ekran GPS-u. Przewidywany czas przybycia na dworzec kolejowy w Chemnitz: godzina 13.43. Czas mija艂 powoli, acz nieub艂aganie:

13.45 鈥 policjant za偶膮da艂 od niej prawa jazdy, dokument贸w wozu i paszportu, poniewa偶 chodzi艂o o samoch贸d na obcych numerach.

13.48 - po skontrolowaniu wszystkich dokument贸w policjant zerk­n膮艂 do samochodu, a Valerie modli艂a si臋 w duchu, 偶eby mu si臋 nie chcia艂o sprawdza膰, co znajduje si臋 w jej sportowej torbie.

13.52 - policjant pouczy艂 j膮, 偶e jak jest ograniczenie do stu, to nie wolno jecha膰 sto czterdzie艣ci, nawet jak kto艣 ma dyplomatyczny pasz­port. Valerie siedzia艂a jak na szpilkach, ale stara艂a si臋 u艣miecha膰 i unika膰 k艂贸tni.

13.55 - policjant zaj膮艂 si臋 wype艂nianiem formularza i kaza艂 jej zap艂a­ci膰 mandat w wysoko艣ci stu czterdziestu euro got贸wk膮. Valerie zap艂aci艂a, podaj膮c mu dwa banknoty po sto euro.

13.59 鈥 policjant wyda艂 jej w ko艅cu sze艣膰dziesi膮t euro; Valerie ledwo si臋 powtrzyma艂a, 偶eby nie powiedzie膰: 鈥濺eszty nie trzeba鈥.

14.02 - czerwona mazda ponownie wjecha艂a na autostrad臋.

Z piskiem opon, odprowadzana karc膮cym wzrokiem policjanta, Va­lerie wyjecha艂a na drog臋. Rezerwa czasowa, jak膮 wypracowa艂a sobie po drodze, zmala艂a do zera.

Na czeskiej autostradzie nr 8, w pobli偶u miejscowo艣ci Bystfany, po ciemnym asfalcie mkn膮艂 z nadmiern膮 pr臋dko艣ci膮 ci臋偶ki merce­des. Kierowca stara艂 si臋 nadrobi膰 stracony czas. Po rozmowie telefonicznej z Gavintem Frank Kohout i czterej inni cz艂onkowie Rady Dziesi臋ciu nie zwlekali ani chwili, tylko natychmiast wyruszyli w drog臋. Nie mieli cza­su, 偶eby powiadomi膰 swoich towarzyszy w Wiedniu, bo ci nie zd膮偶yliby na czas do Chemnitz. Kohout pr贸bowa艂 dodzwoni膰 si臋 do siostry Agnes, ale jej telefon nie odpowiada艂. Czasu by艂o coraz mniej, wi臋c postanowi艂 podj膮膰 natychmiastowe dzia艂ania. Teraz kierowa艂 czarnym mercedesem, jad膮c w szybkim tempie w stron臋 niemieckiej granicy. Najpierw skierowa艂 si臋 na Drezno, potem na Chemnitz. 呕a艂owa艂, 偶e nie jedzie jeszcze nie­mieck膮 autostrad膮. Jego samoch贸d m贸g艂by tam wykorzysta膰 pe艂n膮 moc silnika.

Czterej jad膮cy z nim m臋偶czy藕ni siedzieli w milczeniu. Skontrolowali bro艅 i zacz臋li si臋 skar偶y膰, 偶e nie mieli wystarczaj膮co du偶o czasu, aby przy­gotowa膰 si臋 do wyjazdu. Poniewa偶 jednak Kohout nie w艂膮cza艂 si臋 w ich dyskusj臋, skargi usta艂y. GPS pokazywa艂, 偶e do Chemnitz zosta艂a jeszcze godzina i dwadzie艣cia osiem minut. Kohout by艂 absolutnie przekonany, 偶e dotrze na miejsce pr臋dzej.

Kiedy nag艂e ujrza艂 na awaryjnym pasie migocz膮ce 艣wiat艂a policyjne­go radiowozu, zakl膮艂 dcho i przyhamowa艂. Czeska policja ustawi艂a w tym miejscu prowizoryczn膮 zapor臋 i kierowa艂a ruch z autostrady na inn膮 dro­g臋. Okaza艂o si臋, 偶e kierowca wielkiej, wy艂adowanej po brzegi ci臋偶ar贸wki przysn膮艂 za kierownic膮 i wpad艂 w po艣lizg. Ci臋偶ar贸wka z naczep膮 wioz膮ca lod贸wki i zamra偶arki przewr贸ci艂a si臋, blokuj膮c ca艂y pas. Policjant kieruj膮­cy ruchem 偶yczy艂 Kohoutowi szerokiej drogi i skierowa艂 go na ca艂knuiride

zablokowan膮 drog臋 krajow膮, gdzie mercedes natychmiast utkn膮艂 w korku. Na domiar z艂ego zacz膮艂 pada膰 艣nieg.

W TYM SAMYM CZASIE DWA SAMOCHODY MARKI AUDI 8 NALE呕膭CE do ambasady Chin w Wiedniu p臋dzi艂y autostrad膮 A4 w kierunku Chemnitz. Z nieba lecia艂y g臋ste p艂atki 艣niegu i ta艅czy艂y nad szos膮. Li Feng, kt贸ry siedzia艂 w pierwszym samochodzie, obserwowa艂 pogod臋 zatroskanym wzrokiem. Na szcz臋艣cie dzi臋ki nap臋dowi na cztery ko艂a kierowca nie musia艂 si臋 martwi膰 coraz bardziej g臋stym 艣niegiem. Ale i on nie by艂 w stanie pokona膰 praw fizy­ki. Wa偶膮cy dwie tony pojazd potrzebowa艂 wielu metr贸w, 偶eby si臋 zatrzyma膰.

- Prosz臋 jecha膰 wolniej - poucza艂 szofera L艂 Feng. - Tego nam tylko brakuje, 偶eby z powodu wypadku narazi膰 ca艂膮 operacj臋 na ryzyko.

Kierowca z ulg膮 zdj膮艂 nog臋 z gazu i zwolni艂 do stu kilometr贸w na go­dzin臋. Genera艂 spojrza艂 na zegarek i opar艂 si臋 wygodniej o siedzenie. Mu­sz膮 zd膮偶y膰 bez wzgl臋du na to, co zdarzy si臋 w Chemnitz.

Valerie odbi艂a na autostrad臋 A4 1 wkr贸tce u艣wiadomi艂a sobie, 偶e pierwsze trzydzie艣ci albo czterdzie艣ci kilometr贸w b臋d膮 wyzwa­niem dla jej umiej臋tno艣ci. Droga prowadzi艂a coraz cz臋艣ciej pod g贸r臋, wzg贸­rza przecina艂y ostre zakr臋ty, kt贸re opada艂y w艣r贸d pofa艂dowanych teren贸w wschodniej Turyngpi. Do Chemnitz pozosta艂o nie wi臋cej ni偶 siedemdzie­si膮t ldlometr贸w. W mi臋dzyczasie chmury wisz膮ce na horyzoncie pociem­nia艂y jeszcze bardziej. Teraz wygl膮da艂y ju偶 naprawd臋 gro藕nie. Valerie nie mia艂a odwagi, 偶eby zerkn膮膰 na ekran GPS-u. Za ka偶d膮 minut臋, kt贸rej jej zabraknie, odpowiedzialno艣膰 b臋dzie ponosi艂 Weinstein, nieszcz臋sny atta­ch茅 wojskowy. Na pe艂nej ostrych zakr臋t贸w drodze nie mog艂a jecha膰 pr臋­dzej ni偶 sto osiemdziesi膮t na godzin臋. Coraz cz臋艣ciej 艂apa艂a si臋 na tym, 偶e przegrywa wy艣cig z czasem. Je艣li nie dotrze na dworzec na czas, nie uda jej si臋 znale藕膰 ani Wagnera, ani Sun i wszystko b臋dzie stracone. Zacisn臋­艂a z臋by i doda艂a gazu. W tym momende zacz膮艂 sypa膰 艣nieg. Jej samoch贸d zanurzy艂 si臋 w chmurze wiruj膮cych bia艂ych p艂atk贸w.

BREITENSEE, WIEDE艃

Peer van Gavint zap艂aci艂 za taks贸wk臋 i wysiad艂. Reszt臋 . drogi postanowi艂 przej艣膰 piechot膮, 偶eby si臋 upewni膰, czy nikt go nie

艣ledzi. Ostro偶nie torowa艂 sobie drog臋 w艣r贸d krzak贸w i wysokiej tra­wy, mi臋dzy szynami i podk艂adami. Kiedy w oddali ujrza艂 wysokie buki, zwolni艂 kroku i opar艂 si臋 o 艣cian臋 domu pokryt膮 graffiti. W oknach ju偶 dawno nie by艂o szyb, w drzwiach wisz膮cych na zawiasach 艣wista艂 wiatr. Bezszelestnie przebieg艂 przed nim szczur i przepad艂 w jakiej艣 dziurze. Gavint zatrzyma艂 si臋 i obserwowa艂. Sta艂 bez ruchu ponad dwadzie艣cia minut i ws艂uchiwa艂 si臋 w ka偶dy szmer, ka偶dy obcy d藕wi臋ki ka偶dy ruch. Mia艂 przed sob膮 rozleg艂膮, pust膮 przestrze艅 - przeczesywa艂 j膮 wzrokiem we wszystkich kierunkach. Robi艂 to z du偶膮 cierpliwo艣ci膮, mimo panuj膮­cego ch艂odu. Nagle zauwa偶y艂 czterech m臋偶czyzn le偶膮cych na ziemi pod krzakiem. Obserwowali przez lornetki zajezdni臋 tramwajow膮 Wagnera. Jeden z nich zapali艂 papierosa - Gavintowi wystarczy艂 kr贸tki blask p艂o­mienia zapalniczki. Wiatr zmieni艂 kierunek i teraz czu膰 by艂o tak偶e dym tytoniowy. Palenie szkodzi zdrowiu, pomy艣la艂 Gavint rozbawiony. Zacz膮艂 si臋 szykowa膰 do akcji.

Porusza艂 si臋 powoli. Cofn膮艂 si臋 i wielkim 艂ukiem obszed艂 zajezdni臋 doko艂a. Przez jaki艣 czas si臋 rozgl膮da艂. Kiedy dwadzie艣cia minut p贸藕niej zauwa偶y艂 wielkiego czarnego mercedesa na czeskich numerach zaparkowa­nego przy 艣cianie mi臋dzy dwoma magazynami, si臋gn膮艂 do torby przewie­szonej przez rami臋 i wyj膮艂 z niej r臋czny granat. Odbezpieczy艂 go i potoczy艂 w stron臋 samochodu. Przez chwil臋 przygl膮da艂 si臋, jak granat podskakuje na betonowych p艂ytach i skrawkach zieleni, a偶 w ko艅cu wpad艂 pod samo­ch贸d. Chwil臋 potem u jrza艂 jasny b艂ysk, kt贸remu towarzyszy艂 pot臋偶ny huk. Zbiornik paliwa eksplodowa艂 i czarny mercedes wylecia艂 p贸艂 metra w g贸r臋, po czym spowity kul膮 ognia opad艂 z powrotem na ko艂a. W powietrze wy­strzeli艂y k艂臋by czarnego dymu. Huk eksplozji przetoczy艂 si臋 nad torami, zape艂niaj膮c d藕wi臋kiem w膮skie uliczki i puste magazyny.

Gavint wyci膮gn膮艂 z torby pistolet z t艂umikiem, prze艂adowa艂 i czeka艂. Szed艂 o zak艂ad z samym sob膮, 偶e czterej m臋偶czy藕ni pope艂ni膮 jaki艣 b艂膮d.

I rzeczywi艣cie. Po zaledwie dw贸ch minutach jeden z nich wypad艂 zza rogu z karabinem szybkostrzelnym marki Steyr w r臋ce. Kiedy zobaczy艂 p艂on膮cy samoch贸d, stan膮艂 jak wryty. Gavint potrz膮sn膮艂 g艂ow膮. 鈥濩hyba jaki艣 no­wicjusz鈥, szepn膮艂 do siebie, wycelowa艂 i strzeli艂. M臋偶czyzna wypu艣ci艂 ka­rabin z r臋ki, zachwia艂 si臋 i upad艂, nie wydawszy z siebie d藕wi臋ku. Gavinf odczeka艂 chwil臋, ale poniewa偶 nikt wi臋cej si臋 nie pojawi艂, opu艣ci艂 kryj贸w­k臋 i ruszy艂 z powrotem w stron臋 centrum.

艂/M 1 -

Kiedy bieg艂 przez opuszczon膮 cz臋艣膰 kolejowej rampy, s艂ysza艂 tylko trzask ognia. Kiedy chwil臋 potem rozleg艂y si臋 pierwsze syreny policyjnych radiowoz贸w i stra偶y po偶arnej, przechodzi艂 w艂a艣nie przez tory, kieruj膮c si臋 w d贸艂 po poro艣ni臋tym traw膮 nasypie. Min膮艂 budk臋 z kie艂baskami, przy kt贸rej sta艂a kolejka ludzi, pochyli艂 si臋, 偶eby otrzepa膰 spodnie i us艂ysza艂, jak kilka os贸b dyskutuje o tym, co zdarzy艂o si臋 po drugiej stronie tor贸w.

- Na pewno jaka艣 bomba lotnicza z czas贸w wojny, pewnie wylecia艂a w powietrze - stwierdzi艂 starszy m臋偶czyzna w zielonym dresie treningo­wym, kt贸ry trzyma艂 w r臋ce butelk臋 z piwem.

- Albo resztki magazynu z dynamitem, kt贸ry nale偶a艂 kiedy艣 do firmy Nobel, pami臋tacie? 鈥 zastanawia艂 si臋 g艂o艣no drugi m臋偶czyzna. Odpowie­dzia艂 mu zgodny ch贸r g艂os贸w.

Gavint wszed艂 do 艣rodka i zam贸wi艂 piwo. Wzi膮艂 do r臋ki zimn膮 butel­k臋 z 偶贸艂t膮 etykiet膮 z napisem 鈥濷ttakringer鈥, przez chwil臋 przygl膮da艂 si臋 sp艂ywaj膮cym z niej kroplom wody, a potem uni贸s艂 j膮 i skierowa艂 w stron臋 chmury dymu unosz膮cej si臋 nad ramp膮 kolejow膮.

- Twoje zdrowie, bracie Franciszku. Pan daje i Pan odbiera, i to ja je­stem Panem. Amen.

CHEMNITZ, NIEMCY

Poci膮g Interregio numer 3088 z Drezna wjecha艂 na dworzec centralny w Chemnitz z dziesi臋ciominutowym op贸藕nieniem. W hali dworca rozleg艂 si臋 komunikat, 偶e jest to spowodowane opadami g臋ste­go 艣niegu. Dyrekcja kolei przeprasza pasa偶er贸w za wynik艂e z tego tytu艂u niedogodno艣ci. Wagner i Sina wyszli z wagonu i przeszli pokrytym gru­b膮 warstw膮 艣niegu peronem do podziemnego przej艣cia, sk膮d udali si臋 do dworcowej poczekalni.

- Tego nam jeszcze brakowa艂o - skomentowa艂 warunki pogodowe Wagner, strzepuj膮c 艣nieg z w艂os贸w.

Sina podszed艂 do jednego z przechodni贸w i zapyta艂 o biuro informa­cji turystycznej. M臋偶czyzna wskaza艂 mu niewielk膮 prowizoryczn膮 budk臋 z charakterystycznym zielonym szyldem i bia艂膮 liter膮 鈥濱鈥 po艣rodku.

W 艣rodku siedzia艂a starsza, u艣miechni臋ta pani, kt贸ra ucieszy艂a si臋 na widok kogo艣, kto w ko艅cu zacz膮艂 j膮 wypytywa膰 o plany, prospekty i in* fotmacie o mie艣cie

| Wie pan, w zasadzie to my jeste艣my tylko lokalnym punktem in­formacyjnym g艂贸wnego oddzia艂u, kt贸ry znajduje si臋 przy rynku. Ale to troch臋 za daleko, zw艂aszcza przy tej pogodzie.

Wagner spojrza艂 wymownie na Sin臋.

- Chemnitz nazywa艂o si臋 kiedy艣 Karl-Marx-Stadt i mia艂o prawie 膰wier膰 miliona mieszka艅c贸w...

Sina przegl膮da艂 foldery, kt贸re roz艂o偶y艂a przed nim mi艂a pani, podczas gdy Wagner udawa艂, 偶e interesuje go to, co s艂yszy.

- ...honorow膮 obywatelk膮 naszego miasta jest mistrzyni olimpijska Katarina Witt... - kontynuowa艂a kobieta, kt贸ra nie mia艂a ochoty prze­sta膰. - Kiedy przyjecha艂am tu w 1963 roku, nawet nie potrafi pan sobie wyobrazi膰, co...

W ko艅cu Wagner podni贸s艂 r臋k臋 i uda艂o mu si臋 powstrzyma膰 potok s艂贸w.

- Bardzo przepraszam, 偶e przerw臋, ale mamy pewien problem.

S艂ysz膮c te s艂owa, kobieta okaza艂a pewne zaciekawienie, dzi臋ki czemu

Sina m贸g艂 jej w ko艅cu zada膰 najwa偶niejsze pytanie.

- Szukamy zamku, kt贸ry kiedy艣 by艂 klasztorem albo wielkim ko艣cio­艂em. Znajdowa艂 si臋 gdzie艣 na p贸艂noc od miasta, przed bram膮 wjazdow膮. Wiadomo jednak, 偶e od tamtej pory miasto si臋 rozros艂o i dlatego...

Starsza pani przerwa艂a mu i ochoczo kontynuowa艂a sw贸j monolog.

- Ale偶 oczywi艣cie, chodzi panu o ko艣ci贸艂 zamkowy, do kt贸rego dobu­dowano kiedy艣 nasze muzeum miejskie. Wzniesiono go w stylu roma艅­skim. Niegdy艣 wchodzi艂 w sk艂ad opactwa benedyktyn贸w, p贸藕niej w sk艂ad zamku. Dawniej by艂 to ko艣ci贸艂 klasztorny pod wezwaniem 艢wi臋tej Ma­rii, za艣 sam klasztor powsta艂 w 1136 roku. By艂 po艂o偶ony na skrzy偶owaniu dw贸ch szlak贸w handlowych: solnego i franko艅skiego. Wie pan, to opac­two r贸偶ni艂o si臋 kiedy艣 od wielu innych, poniewa偶 by艂o podporz膮dkowane wy艂膮cznie cesarzowi i papie偶owi.

Mi艂a pani nawet si臋 nie odwr贸ci艂a, tylko wytrenowanym ruchem si臋­gn臋艂a na p贸艂k臋 po folder i nawet na chwil臋 nie przesta艂a m贸wi膰.

- Ale to dawna historia, bo w po艂owie szesnastego wieku benedykty­n贸w wygnano, natomiast zamek przeszed艂 we w艂adanie ksi臋cia Maurycego. Jednak ksi膮偶臋 rzadko tu przebywa艂 i dlatego na zamku nie organizowano wspania艂ych imprez i nic godnego uwagi si臋 nie dzia艂o. To naprawd臋 smut­ne - doda艂a tonem ni偶szym o ca艂膮 oktaw臋. - Zamek coraz bardziej pod­

upada! i w dziewi臋tnastym wieku s艂u偶y艂 jako magazyn, lazaret, a偶 w ko艅cu przej臋li go Francuzi i zamienili na magazyn wojskowy. Ko艣ci贸艂 sta艂 jed­nak nienaruszony i mimo wieloletnich zaniedba艅 jest dzi艣 艂adniejszy ni偶 kiedykolwiek. Teraz jest to ko艣ci贸艂 wyznania ewangelicko-lutera艅skiego, stoi nieca艂e pi臋膰 minut st膮d.

Kobieta przerwa艂a, 偶eby nabra膰 powietrza, wi臋c Wagner skorzysta艂 z okazji i roz艂o偶y艂 przed ni膮 plan.

Czy mog艂aby mi pani pokaza膰, gdzie znajdowa艂 si臋 dawny zamek i gdzie jest ko艣ci贸艂?

- Ale偶 oczywi艣cie, prosz臋 tylko spojrze膰...

Podczas gdy kobieta pochyli艂a si臋 wraz z Wagnerem nad map膮, Sina zacz膮艂 si臋 rozgl膮da膰 po ca艂ym pomieszczeniu. Na razie nie zauwa偶y艂, 偶eby kto艣 ich obserwowa艂 albo czeka艂 na nich. Wzruszy艂 ramionami i te偶 po­chyli艂 si臋 nad planem miasta. Widoczny na nim czerwony du偶y krzy偶 oznacza艂 wyj艣ciowy punkt ich poszukiwa艅.

Kiedy w ko艅cu wyszli i udali si臋 na post贸j taks贸wek, kobieta spogl膮­da艂a za nimi pe艂nym 偶alu spojrzeniem. Nie zwraca艂a uwagi ani na Chi艅­czyka z wysoko podniesionym ko艂nierzem p艂aszcza, kt贸ry w tej samej chwili z艂o偶y艂 gazet臋 i skierowa艂 si臋 powoli w stron臋 wyj艣cia, ani na bar­czystego siwow艂osego m臋偶czyzn臋 w ciemnym ubraniu, kt贸ry nagle straci艂 zainteresowanie ksi膮偶kami wy艂o偶onymi w witrynie ksi臋garni i ruszy艂 za Sin膮 i Wagnerem.

Taks贸wka zatrzyma艂a si臋 przed wielkim kamiennym lukiem, kt贸ry przypomina艂, 偶e kiedy艣 sta艂 w tym miejscu klasztor benedyk­tyn贸w. Po lewej i po prawej stronie, wzd艂u偶 parku, ci膮gn膮艂 si臋 niski, nie­regularny mur, na kt贸rym zbiera艂 si臋 艣nieg. W pobli偶u wznosi艂 si臋 korpus czworok膮tnej 艣wi膮tyni. Przylega艂a do niego jaka艣 wsp贸艂czesna budowla z napisem 鈥濵uzeum Miejskie鈥 wykonanym z ciemnych metalowych liter. Kiedy Wagner i Sina szli po zasypanych 艣niegiem 艣cie偶kach, wielki park wygl膮da艂 jak wymar艂y.

- Przy naszym pechu ko艣ci贸艂 na pewno jest zamkni臋ty, proboszcz za­chorowa艂, a jego wikary zapodzia艂 gdzie艣 klucz od drzwi - mrukn膮艂 Wa­gner, chowaj膮c plan miasta pod kurtk臋, 偶eby nie zam贸k艂.

Mylisz si臋, przyjacielu 鈥 odpad Sina, strzepuj膮c 艣nieg z w艂os贸w.

- Ko艣ci贸艂 b臋dzie otwarty, proboszcz mi艂y i ch臋tny do udzielenia nam in­

formacji, a poza tym nie ma tu 偶adnego wikarego, bo proboszcz jest zdro­wy jak rydz. Za艂o偶ymy si臋?

- Czemu nie? - zgodzi艂 si臋 Wagner. - Jaka stawka?

- Mo偶e za艂贸偶my si臋 o porz膮dn膮 kolacj臋 w wybranej przeze mnie re­stauracji? 鈥 zaproponowa艂 Sina.

- A dlaczego przez ciebie? - spyta艂 zdziwiony Wagner.

1 Bo to ja wygram - roze艣mia艂 si臋 Sina i pchn膮艂 drzwi ko艣cio艂a, kt贸re otwar艂y si臋 bezszelestnie. - Pierwsz膮 cz臋艣膰 wygra艂em, zacznij oszcz臋dza膰.

Siedz膮c w samochodzie stoj膮cym przed ko艣cio艂em, Kohout widzia艂, jak Wagner i Sina wchodz膮 do 艣rodka. W tym momencie zadzwo­ni艂 jego telefon kom贸rkowy. Z nadziej膮, 偶e to siostra Agnes, spojrza艂 na wy艣wietlacz po艂yskuj膮cy zielonym kolorem. By艂 to jednak numer telefo­nu, kt贸ry jego ludzie zabrali ze sob膮 do Wiednia. Odebra艂 i spyta艂 kr贸t­ko: 鈥濼ak?鈥. S艂uchaj膮c tego, co m贸wi jego rozm贸wca, nie spuszcza艂 wzroku z drzwi ko艣cio艂a.

Trzy minuty p贸藕niej roz艂膮czy艂 si臋 z w艣ciek艂o艣ci膮. Nie cierpia艂, gdy jego ludzie pope艂niali b艂臋dy. Jeszcze bardziej nie znosi艂 tego, gdy w taki dzie艅 jak ten otrzymywa艂 zewsz膮d chaotyczne informacje. Najpierw ano­nimowy rozm贸wca, kt贸ry naprowadzi艂 go precyzyjnie na trop Siny i Wa­gnera; teraz wiadomo艣膰 z Wiednia, 偶e kto艣 wysadzi艂 w powietrze jeden z ich samochod贸w i 偶e jeden spo艣r贸d Dziesi臋ciu zosta艂 zastrzelony. Co tu si臋 dzieje? Czy偶by opr贸cz Chi艅czyk贸w dzia艂a艂a jeszcze jaka艣 inna grupa, kt贸ra chce zaj膮膰 jego miejsce w wy艣cigu o wielk膮 tajemnic臋? Grupa, kt贸ra Zakonowi pomaga, a zarazem go zwalcza? A mo偶e to kto艣 inny ni偶 ci, co do niego dzwonili i wysadzili w powietrze samoch贸d? Czy s膮 jeszcze jacy艣 inni ch臋tni do rozwi膮zania zagadki, o kt贸rych nic nie wie?

Potrz膮sn膮艂 g艂ow膮. Wszystko to trwa ju偶 za d艂ugo. Dziennikarza i na­ukowca powinni zlikwidowa膰 ju偶 dawno temu, na przyk艂ad wtedy, gdy 偶y艂 jeszcze ojciec Johannes, kt贸ry obserwowa艂 Mertensa. Wagner i Sina ju偶 z pierwszej wizyty w ko艣ciele 艣w. Ruprechta nie powinni byli wyj艣膰 ca艂o. 呕yj膮 ju偶 zbyt d艂ugo. Biskup Kohout by艂 wi臋c zdeterminowany, by zako艅­czy膰 ca艂膮 spraw臋 tu i teraz.

Chcia艂 w艂a艣nie wysi膮艣膰 z auta, aby da膰 swoim ludziom znak, 偶e maj膮 i艣膰 za nim, gdy nagle w g臋stym padaj膮cym 艣niegu ujrza艂 dwa samochody marki Audi na wiede艅skich numerach dyplomatycznych. Podjecha艂y do .

kraw臋偶nika i zatrzyma艂y si臋 w takiej odleg艂o艣ci od ko艣cio艂a, 偶eby siedz膮cy w 艣rodku m臋偶czy藕ni mogli go obserwowa膰. Kierowcy nie wy艂膮czyli nawet silnik贸w. Jedno z okien by艂o opuszczone i przez kr贸tk膮 chwil臋 biskup mia艂 okazj臋 obejrze膰 u艣miechni臋t膮 twarz genera艂a Li Fenga.

Dzi臋ki ogrzewaniu zamontowanemu pod pod艂og膮 w ko艣ciele by艂o wzgl臋dnie ciep艂o. Wagner usiad艂 w 艂awce i na powa偶nie zacz膮艂 si臋 zastanawia膰, czy nie lepiej przeczeka膰 tutaj zamie膰 艣nie偶n膮. Miejscowy ksi膮dz zaoferowa艂 mu pomoc. Sporo wiedzia艂 o historii 艣wi膮tyni, a na do­datek cieszy艂 si臋 dobrym zdrowiem. Wagner przypomnia艂 sobie, 偶e to dru­gi warunek zak艂adu. Proboszcz by艂 sympatycznym, nieogolonym m臋偶czy­zn膮. Pod rozpi臋t膮 sutann膮 nosi艂 jeansy i bia艂膮 koszul臋. Sta艂 razem z Sin膮 przed wielkim ceglastym portalem, kt贸ry wznosi艂 si臋 we wn臋trzu ko艣cio艂a na wysoko艣膰 dziesi臋ciu metr贸w. Obaj panowie rozmawiali z o偶ywieniem

o cesarzu Lotharze i cesarzowej Richenzie.

Zona pastora zaj臋ta by艂a w zakrystii polerowaniem dw贸ch du偶ych pi臋cioramiennych 艣wiecznik贸w. Wagner postanowi艂 dotrzyma膰 jej towa­rzystwa, 偶eby nie zasn膮膰 w 艂awce. Wzi膮艂 map臋 miasta, map臋 landu, fol­dery i przeszed艂 powoli mi臋dzy rz臋dami 艂awek, a偶 stan膮艂 przed zakrysti膮 znajduj膮c膮 si臋 na lewo od o艂tarza. Tam drog臋 zagrodzi艂a mu oryginalnej wielko艣ci rze藕ba przedstawiaj膮ca grup臋 biczownik贸w. Wykonano j膮 z jed­nego pnia drzewa i pomalowano farbami na 偶ywe kolory. Przywi膮zanego do drzewa Jezusa dwaj m臋偶czy藕ni ok艂adali biczem o dziewi臋ciu rzemie­niach. Z ran Chrystusa sp艂ywa艂a krew.

- Do艣膰 brutalni, prawda? 鈥 rozleg艂 si臋 nagle kobiecy g艂os. Kiedy Wa­gner podni贸s艂 wzrok, ujrza艂 偶on臋 pastora, kt贸ra sta艂a przed nim ze szmat­k膮 do czyszczenia. Oba 艣wieczniki le偶a艂y na stole w zakrystii. B艂yszcza艂y jak nowe.

- Tak, bardzo to 偶yciowe, g艂贸wnie, 偶eby si臋 ba膰 鈥 zgodzi艂 si臋 Wagner

i obszed艂 rze藕b臋 doko艂a.

- Kiedy艣 by艂 to nasz o艂tarz. Jednak z czasem coraz wi臋cej par zawie­raj膮cych ma艂偶e艅stwo nie chcia艂o sk艂ada膰 tej tak wa偶nej dla siebie przysi臋gi ma艂偶e艅skiej, maj膮c przed sob膮 grup臋 biczownik贸w i zalanego krwi膮 Jezusa - wyja艣ni艂a mu pastorowa, wskazuj膮c na przepi臋kny o艂tarz z XIV wieku, jakby stworzony dla wn臋trza tego ko艣cio艂a. Od pewnego czasu zajmowa艂 jednak g艂贸wne miejsce w absydzie. - Potem dostali艣my ten o艂tarz ze 艣wi臋tym Krzysz­

tofem, a biczownicy i zakrwawiony Jezus zostali przeniesieni do bocznej nawy ko艣cio艂a. Od tej pory podczas ceremonii 艣lubnych nikt si臋 nie skar偶y.

Kobieta odwr贸ci艂a si臋 i skierowa艂a do zakrystii. Wagner pom贸g艂 jej przenie艣膰 艣wie偶o wypucowane, srebrne lichtarze na swoje miejsce w ko­艣ciele. Sina i pastor byli nadal pogr膮偶eni w rozmowie, wi臋c Wagner sko­rzysta艂 z okazji i roz艂o偶y艂 na du偶ym stole mapy i plan miasta. 艢nieg nadal pada艂 g臋stymi, wielkimi p艂atami. Wagner wygl膮da艂 przez chwil臋 przez okno zakrystii i nag艂e zda艂 sobie spraw臋, 偶e 艣wie偶y 艣nieg pokrywaj膮cy zie­mi臋 przypomina liliowobia艂y ca艂un do owijania zw艂ok.

Valerie by艂a zrozpaczona. Kiedy wjecha艂a na parking przed g艂贸wnym dworcem, by艂a godzina 14.28. Od razu zrozumia艂a, 偶e jest po sprawie. Min臋艂a si臋 z Wagnerem i Sin膮, straci艂a ich 艣lad, jeszcze zanim go odnalaz艂a. Zadymka 艣nie偶na na autostradzie rozszala艂a si臋 tak bardzo, 偶e momentami nic nie widzia艂a, wi臋c po prostu zda艂a si臋 na 艂ut szcz臋艣cia. A teraz sta艂a w hali dworcowej i z nadziej膮 wpatrywa艂a si臋 w tablic臋 in­formuj膮c膮 o przyje偶d偶aj膮cych poci膮gach. Sk艂ad numer 3088, kt贸ry przy­jecha艂 z Drezna, nie by艂 ju偶 uj臋ty w spisie.

Zdeprymowana opad艂a na 艂awk臋 i rozejrza艂a si臋 po hali. Na pr贸偶­no. Po Wagnerze i Sinie nie by艂o 艣ladu. Ludzie przechodzili w po艣pie­chu przez hal臋, ci膮gn膮c za sob膮 walizki, inni 偶egnali si臋 z bliskimi. Przed ksi臋garni膮 sta艂 obrotowy stojak z gazetami, jedna ze sprzedawczy艅 robi艂a porz膮dek w艣r贸d ksi膮偶ek le偶膮cych w witrynie. W przylegaj膮cej do ksi臋gar­ni pustej kwiaciarni gruba ekspedientka uk艂ada艂a wi膮zank臋 z r贸偶, jedno­cze艣nie rozmawia艂a z kim艣 przez telefon, kt贸ry przyciska艂a ramieniem do ucha. Znudzona starsza pani siedz膮ca w informacji turystycznej otuli艂a si臋 szczelniej kurtk膮, bo co jaki艣 czas wstrz膮sa艂y ni膮 dreszcze. Nagle Vale­rie dozna艂a ol艣nienia. Informacja turystyczna! Mo偶e Sina i Wagner pyta­

li tam o drog臋? Mo偶e kobieta ich zapami臋ta艂a? Szybkim krokiem ruszy艂a w stron臋 pawilonu. Starsza pani wpatrywa艂a si臋 w ni膮 z nadziej膮 w oczach

i ju偶 rozk艂ada艂a na ladzie stos folder贸w.

SZPITAL PUBLICZNY W WIEDNIU

Po nieudanym eksperymencie, kt贸ry polega艂 na spo偶yciu szpitalnego obiadu, komisarz Berner postanowi艂 zrekompensowa膰 sobie to

-f鈥 ji

*?fV7 I

prze偶ycie porz膮dn膮 drzemk膮. Kiedy si臋 obudzi艂, ujrza艂, 偶e na fotelu obok 艂贸偶ka siedzi m臋偶czyzna. Bemer nie wierzy艂 w艂asnym oczom. Na chwil臋 je zamkn膮艂 i znowu otworzy艂, ale posta膰 nie znik艂a.

- Chyba pan pomyli艂 pokoje - powiedzia艂. - Ojciec Johannes le偶a艂 pod numerem 2045.

Zrobi艂 efektown膮 pauz臋 i doko艅czy艂:

- Ze szczeg贸lnym akcentem na s艂owie le偶a艂...

Komendant g艂贸wny policji, dr Sina, przygl膮da艂 mu si臋 w zamy艣leniu

i milcza艂.

-Jak d艂ugo ju偶 pan tu siedzi, rozkoszuj膮c si臋 widokiem chorego eme­rytowanego policjanta, kt贸ry jest podejrzany o pope艂nienie zab贸jstwa? - mrukn膮艂 Bemer i usiad艂 w 艂贸偶ku.

Z ulg膮 zauwa偶y艂, 偶e pok贸j nie wiruje mu w oczach i 偶e nie ma zawro­t贸w g艂owy. Zawsze do przodu, pomy艣la艂 i si臋gn膮艂 po paczk臋 papieros贸w le偶膮c膮 na nocnej szafce.

- Czy偶by ambasador Chin poskar偶y艂 si臋 u ministra spraw wewn臋trz­nych? Mo偶e bredzi艂 co艣 o racji stanu albo o mi臋dzynarodowej pomocy

i przy okazji odegra艂 swoje tradycyjne, aroganckie przedstawienie? Jest w tym ca艂kiem dobry, do艣wiadczy艂em tego ca艂kiem niedawno, podczas wizyty towarzyskiej 鈥 doda艂 prowokuj膮cym tonem, zapalaj膮c cygaretk臋. -1 co wtedy zrobi艂 nasz pan minister? spyta艂 i doko艅czy艂: 鈥 Ot贸偶 pan minister zadzwoni艂 do pana komisarza i on te偶 odegra艂 swoje przedsta­wienie pod tytu艂em: 鈥濩hyba pan to rozumie鈥, a tak偶e 鈥濼o le偶y w interesie Austrii鈥 albo nawet 鈥濿 interesie Europy鈥. Czy mam racj臋?

Sina westchn膮艂, wsta艂 i podszed艂 do drzwi. Wyjrza艂 na korytarz i po dchu je zamkn膮艂.

- Tak, m膮 pan racj臋 - powiedzia艂. 鈥 I to prawie dos艂ownie.

Si臋gn膮艂 do kieszeni marynarki i wyj膮艂 z niej co艣, czego Bemer me

m贸g艂 rozpozna膰. Potem zapyta艂:

O co panu tak naprawd臋 chodzi? Dok膮d prowadzi emerytowanego komisarza ta droga krzy偶owa? Czy naprawd臋 lubi pan walk臋 z wiatrakami

i tylko ja nic o tym nie wiedzia艂em?

Bemer odwr贸ci艂 si臋 do Siny, usiad艂 na 艂贸偶ku i spu艣ci艂 nogi. Przy okazji zastanawia艂 si臋, dlaczego szpitalne 艂贸偶ka s膮 zawsze tak wysokie.

1 Opowiem panu pewn膮 histori臋, panie komendande. Liczy ona juz pi臋膰set lat, g艂贸wn膮 rol臋 odgrywa w niej pa艅ski syn, a jej scenariusz napisali

Chi艅czycy. Sze艣cioramienna gwiazda symbolizuje w niej anio艂a 艣mierci. Nie jest to mi艂a historia i wszystko wskazuje na to, 偶e nie zako艅czy si臋 happy endem. Nie zrozumie pan z niej prawie nic, ale musz臋 przyzna膰, 偶e ja rozumiem niewiele wi臋cej. Za sznurki poci膮ga w niej pewien austriacki cesarz. Jedynymi osobami, kt贸re maj膮 znikom膮 szans臋 na rozwik艂anie tej zagadki, jest pana syn i Paul Wagner

Komendant spogl膮da艂 na Bemera wielkimi oczyma i wida膰 by艂o, 偶e nic nie pojmuje. Niezra偶ony tym komisarz m贸wi艂 dalej:

-Je艣li jednak uda im si臋 w ko艅cu t臋 zagadk臋 rozszyfrowa膰, pozostanie im niewiele 偶ycia, 偶eby nam to przekaza膰. Czy Chi艅czycy nie powiedzieli panu wprost: 鈥濴epiej, 偶eby pan tego nie wiedzia艂?鈥. No to w艂a艣nie o t臋 tajem­nic臋 walczy nar贸d reprezentuj膮cy najpot臋偶niejsz膮 gospodark臋 艣wiata. Idzie do celu po trupach i zrobi wszystko, 偶eby wej艣膰 w posiadanie tej tajemnicy.

Berner zrobi艂 przerw臋, zaci膮gn膮艂 si臋 dymem i kontynuowa艂:

Problem polega na tym, 偶e nie wiemy, czego tak naprawd臋 ta wiel­ka tajemnica dotyczy. 呕eby si臋 tego dowiedzie膰, Chi艅czykom potrzebny jest Wagner i pa艅ski syn. Z kolei oni maj膮 przeciwko sobie wszystkich, w tym mi臋dzy innymi pewien zdecydowany na wszystko Zakon, ucieka­j膮cy czas i prawdopodobie艅stwo.

Berner zastanawia艂 si臋 przez chwil臋, w ko艅cu spojrza艂 komendanto­wi powa偶nie w oczy.

Gdyby mnie pan o to spyta艂, powiedzia艂bym, 偶e to cud, 偶e obaj jeszcze 偶yj膮.

Komendant przysun膮艂 sw贸j fotel bli偶ej 艂贸偶ka, pochyli艂 si臋 z zatroskan膮 min膮 i poprosi艂 Bemera, 偶eby mu o wszystkim opowiedzia艂.

Kiedy komisarz sko艅czy艂, komendant wsta艂, po艂o偶y艂 na stole s艂u偶bo­w膮 legitymacj臋 Bemera, kt贸r膮 przez ca艂y czas trzyma艂 w d艂oni, i bez s艂o­wa podszed艂 do drzwi. Jednak zanim je otworzy艂, jeszcze raz si臋 odwr贸ci艂.

Niech pan si臋 nie przejmuje zarzutem o pope艂nienie zab贸jstwa - powiedzia艂. 鈥 Zanim pan st膮d wyjdzie, prosz臋 zg艂osi膰 si臋 po odbi贸r bro­ni. Ka偶臋 j膮 zostawi膰 u piel臋gniarki. Ja mam zwi膮zane r臋ce, ale pan mo偶e dzia艂a膰 swobodnie i dlatego s膮dz臋, 偶e tak b臋dzie najlepiej.

Komendant otworzy艂 drzwi i ju偶 chda艂 wyj艣膰, gdy nagle co艣 sobie przypomnia艂. Spojrza艂 na Bemera, kt贸ry siedzia艂 na 艂贸偶ku i przygl膮da艂 si臋 swojej legitymagi.

-1 jeszcze jedna rzecz: dzi臋kuj臋 - powiedzia艂 i wyszed艂.

Wagner, Sina i pastor stali w zakrystii ko艣cio艂a wok贸艂 du偶ego sto艂u, na kt贸rym le偶a艂y roz艂o偶one mapy. Pergamin le偶a艂 obok. 呕ona pastora przynios艂a z domu linijk臋, cyrkiel i poda艂a je Sinie.

- Na dworze stoj膮 trzy du偶e limuzyny z w艂膮czonymi silnikami na za­granicznych numerach rejestracyjnych. Czy one nale偶膮 do pan贸w? - spyta艂a.

Wagner obrzuci艂 przyjaciela wymownym spojrzeniem. Sina zastana­wia艂 si臋 przez chwil臋.

- Cokolwiek si臋 tu wydarzy, prosz臋 w 偶adnym wypadku nie miesza膰 si臋 do tego - powiedzia艂. - Wprost przeciwnie. Prosz臋 o wszystkim zapo­mnie膰 i nie pr贸bowa膰 nam pomaga膰. To sprawa mi臋dzy nami i m臋偶czy­znami siedz膮cymi w samochodach przed ko艣cio艂em. Gdyby艣cie spr贸bo­wali cokolwiek zrobi膰, minut臋 p贸藕niej b臋dziecie martwi.

Wagner potwierdzi艂 te s艂owa skinieniem g艂owy i doda艂:

- Mo偶e b臋dzie lepiej, je艣li od razu p贸jdziecie do domu. Zostawcie nas samych i poszukajcie jakiego艣 bezpiecznego miejsca.

Pastor zawaha艂 si臋 przez chwil臋, ale w ko艅cu wzi膮艂 偶on臋 za r臋k臋.

- Je艣li tak pan uwa偶a... - powiedzia艂#

Wagner skin膮艂 g艂ow膮:

- Prosz臋 mi wierzy膰, tak b臋dzie lepiej.

Kiedy oboje wyszli z zakrystii, Wagner odetchn膮艂 z ulg膮.

- W tej historii jest ju偶 zbyt wiele martwych os贸b, kt贸re nie mia艂y z ni膮 nic wsp贸lnego - mrukn膮艂 i pochyli艂 si臋 nad planem miasta.

- No c贸偶, od tej chwili b臋dzie nam coraz trudniej. Jeste艣my teraz na celowniku 鈥 zauwa偶y艂 Sina. - Masz jaki艣 plan?

- Co masz na my艣li? - spyta艂 Wagner, nie rozumiej膮c pytania. - Jaki plan? Zgadzam si臋 z tym, co powiedzia艂 Bemer. Albo tej ksi臋gi nie znajdzie­my, albo b臋dziemy mie膰 szcz臋艣cie i j膮 znajdziemy. W obu wypadkach nasza sytuacja b臋dzie trudna. Bo albo przyjaciele ojca Johannesa nie pozwol膮 nam opu艣ci膰 miasta 鈥 i to bez wzgl臋du na fakt, czy ksi臋g臋 znajdziemy czy nie 鈥 albo pozb臋d膮 si臋 nas Chi艅czycy, kt贸rzy b臋d膮 chcieli wej艣膰 w posiadanie tego cennego dokumentu. Uwa偶am, 偶e potrzebny nam cud, i to jak najpr臋dzej.

W tym momencie jak na um贸wione has艂o drzwi ko艣cio艂a otwar艂y si臋 z hukiem i do 艣rodka wpad艂a grupa uzbrojonych po z臋by m臋偶czyzn. Na ich czele szed艂 ros艂y Chi艅czyk.

Valerie wybieg艂a g hali dworca z planem miasta w jednej i stosem folder贸w w drugiej r臋ce. Nie chcia艂a rozczarowa膰 mi艂ej pani z punktu informacyjnego, kt贸ra w najdrobniejszych szczeg贸艂ach opowie­dzia艂a jej, o co wypytywali j膮 obaj mili panowie.

Teraz znowu uczestnicz臋 w wy艣cigu鈥, pomy艣la艂a zapuszczaj膮c silnik swojej mazdy. Je艣li obaj s膮 nadal w pobli偶u ko艣cio艂a, na pewno ich znajd臋鈥.

Rzuci艂a okiem na plan miasta i szybko w艂膮czy艂a si臋 w ruch uliczny. Na ulicach nadal le偶a艂 艣nieg, zamieniaj膮c je w 艣lizgawk臋. Valerie mia艂a wra偶e­nie, 偶e wszyscy kierowcy poruszaj膮 si臋 w zwolnionym tempie. Zniecier­pliwiona spojrza艂a na zegarek i ponownie sprawdzi艂a na mapie, czy jedzie we w艂a艣ciwym kierunku.

Im bli偶ej by艂a do dzielnicy, w kt贸rej znajdowa艂 si臋 ko艣ci贸艂, tym bardziej mieszcza艅ski wygl膮d przybiera艂y stoj膮ce tam kamieniczki. Samochod贸w by艂o tu mniej, wi臋c Valerie przyspieszy艂a. Jad膮c w膮skimi uliczkami, szu­ka艂a wzrokiem ko艣cio艂a. Chodniki by艂y puste, bo g臋sty 艣nieg nie zach臋ca艂 do wychodzenia z domu. Kiedy przeje偶d偶a艂a obok niewielkiego parku, w ostatniej chwili ujrza艂a du偶y ko艣ci贸艂 skryty za pot臋偶nymi, pozbawiony­mi li艣ci drzewami. Nacisn臋艂a hamulec i samoch贸d wpad艂 w po艣lizg, wi臋c wykorzysta艂a ten moment, 偶eby na skrzy偶owaniu zawr贸ci膰. Ko艣ci贸艂 znowu pojawi艂 si臋 w zasi臋gu jej wzroku, wi臋c instynktownie zahamowa艂a. Drzwi 艣wi膮tyni otworzy艂y si臋 i ze 艣rodka wyszli Sina i Wagner w towarzystwie grupy m臋偶czyzn. Pocz膮tkowy entuzjazm od razu j膮 opu艣ci艂, bo w r臋kach Chi艅czyk贸w zobaczy艂a bro艅.

Frank Kohout te偶 obserwowa艂, jak Chi艅czycy prowadz膮 przed sob膮 Sin臋 i Wagnera. Przeszli na drug膮 stron臋 ulicy i znikli w jed­nym z bocznych zau艂k贸w. Kohout spojrza艂 w zamy艣leniu na stoj膮cy przy wje偶dzie do zau艂ka znak drogowy sygnalizuj膮cy 艣lep膮 ulic臋. Przez chwil臋 nad czym艣 si臋 zastanawia艂, po czym kaza艂 jednemu ze swoich ludzi wy­si膮艣膰 i i艣膰 razem z nim w bezpiecznej odleg艂o艣ci za Chi艅czykami, kt贸rzy znikli w g臋sto padaj膮cym 艣niegu. Kohout i jego ludzie odbezpieczyli bro艅 i skr臋cili w uliczk臋. Rozpocz臋艂a si臋 ostatnia faza operacji.

Valerie roz艂o偶y艂a na kolanach plan miasta i zacz臋艂a si臋 gor膮czkowo zastanawia膰. Uliczka, w kt贸r膮 zapu艣cili si臋 Sina i Wagner, ko艅czy艂a si臋 w lesie. By艂 to znany w mie艣cie teren rekreacyjny po艂o偶ony

w dzielnicy, gdzie sta艂 zamek. Tak przynajmniej wyja艣ni艂a jej pani z in­formacji turystycznej. By艂a tam polana, na kt贸rej organizowano imprezy, i niewielka kolejka torowa. Wiosn膮 i latem miejsce to z pewno艣ci膮 przy­ci膮ga艂o wielu spacerowicz贸w. Ale teraz? Zim膮? Dok膮d ich niesie? Pewnie kieruj膮 si臋 do miejsca, gdzie jest ukryta ksi臋ga. Chi艅czycy nie pozostawili Sinie i Wagnerowi innego wyboru. Valerie przyjrza艂a si臋 mapie dok艂ad­niej. Las przecina艂y alejki, ale nie by艂o w nim ani jednej ulicy. Przesun臋艂a wzrok w kierunku, dok膮d prowadzi艂a biegn膮ca wzd艂u偶 Leipziger Strasse boczna uliczka, kt贸ra ko艅czy艂a si臋 w lesie. Je艣li skieruje si臋 dalej w tamt膮 stron臋, dojdzie do wielkiego centrum sport贸w zimowych. W jego sk艂ad wchodz膮 hale sportowe i obiekty pod go艂ym niebem. Jest tam mi臋dzy in­nymi tor 艂y偶wiarski i lodowiska do hokeja. Wszystkie obiekty by艂y do­k艂adnie zaznaczone na planie miasta. .

Ca艂y kompleks zajmowa艂 du偶y obszar. Valerie zawaha艂a si臋. Znowu traci czas. Musi si臋 na co艣 zdecydowa膰, natychmiast. Albo p贸jdzie tam piechot膮, albo... Zapu艣ci艂a silnik i wrzuci艂a jedynk臋.

To ju偶 nie ma znaczenia鈥, pomy艣la艂a. Musi to zrobi膰.Teraz albo nigdy.

Wagner i Sina szli przez las w kierunku Lipsk膮. Kierowali si臋 wed艂ug planu miasta, czuj膮c na plecach oddech id膮cych za nimi Chi艅­czyk贸w. Przez ca艂y czas starali si臋 i艣膰 wzd艂u偶 linii wyznaczonej na mapie.

- Idziemy r贸wnolegle do Leipziger Strasse 鈥 zauwa偶y艂 Sina.

Wagner zerkn膮艂 w lewo, gdzie za czarnymi pniami drzew wida膰 by艂o jad膮ce samochody.

-Je艣li zdarzy si臋 to, czego si臋 spodziewam, nasi towarzysze nie b臋d膮 zbyt szcz臋艣liwi - szepn膮艂 Sina do Wagnera.

Ponownie sprawdzi艂 odleg艂o艣膰 na planie. Obok nich szli dwaj chi艅­scy 偶o艂nierze z 艂opatami i oskardami, kt贸rzy liczyli tak偶e kroki. Chocia偶 naliczyli ich ju偶 sze艣膰set dziewi臋膰dziesi膮t, wok贸艂 nadal rozci膮ga艂 si臋 g臋sty las. Chi艅czycy mieli nawet wykrywacz metali. Je艣li zatem Johann Wagner schowa艂 ksi臋g臋 do metalowej kasety i potem j膮 zakopa艂, ich szanse auto­matycznie rosn膮, i to mimo padaj膮cego 艣niegu i niezbyt dok艂adnej skali na mapie. Wiecz贸r zapadnie dopiero za trzy godziny, wi臋c maj膮 sporo czasu, 偶eby przeszuka膰 ca艂y teren.

Chocia偶 dow贸dca grupy by艂 przekonany, 偶e jego misja zako艅czy si臋 nie da艂 tego po sobie pozna膰. Z kamienn膮 twarz膮 i r臋kami scho-

wanymi g艂臋boko w kieszeniach p艂aszcza szed艂 tu偶 za Wagnerem i Sin膮. Li Feng by艂 bardzo zadowolony z przebiegu akcji. Jego ludzie byli uzbroje­ni po z臋by. Na dodatek rozkaza艂 im, 偶eby bro艅 nie艣li na wierzchu. To jest jego operacja. Teraz i tutaj musi zmaza膰 wstyd, jaki ci膮gnie si臋 za nim od nieudanej akcji w Tybecie.

Valerie stara艂a sii臋 nie straci膰 ca艂ej grupy z oczu. Bardzo powoli jecha艂a czteropasmow膮 Leipziger Strasse w kierunku miasta. Po­zwoli艂a, 偶eby jej niewielka mazda po prostu toczy艂a si臋 po asfalcie i po raz nie wiadomo kt贸ry przeklina艂a Weinsteina za jego wyczucie tego, co kry­je si臋 pod okre艣leniem 鈥瀗ie rzucaj膮cy si臋 w oczy鈥. Czerwony lalder i wiel­ki napis na masce rzuca艂y si臋 w oczy jak kolorowe boje p艂ywaj膮ce w sza­rym morzu,

W zasi臋gu jej wzroku pojawi艂 si臋 kompleks sportowy. Pogratulowa艂a sobie decyzji, 偶eby nie i艣膰 piechot膮. W g臋sto padaj膮cym 艣niegu wyra藕nie widzia艂a Chi艅czyk贸w, kt贸rzy dotarli w艂a艣nie do metalowego ogrodzenia i zacz臋li si臋 naradza膰. W g艂臋bi lasu, w bezpiecznej odleg艂o艣ci od Chi艅czy­k贸w, zauwa偶y艂a grupk臋 m臋偶czyzn, kt贸rzy w tym samym czasie wysiada­li z mercedesa. To na pewno Stra偶nicy, pomy艣la艂a. Je艣li informacje, jakie przekaza艂 jej Shapiro, s膮 prawdziwe, m臋偶czyzn膮 id膮cym na przedzie jest biskup Franti艣ek 鈥濬rank鈥 Kohout, by艂y 偶o艂nierz piechoty morskiej, by艂y najemnik, specjalista od walki wr臋cz i strzelec wyborowy Kto艣, komu le­piej schodzi膰 z drogi.

Valerie si臋gn臋艂a r臋k膮 na tylne siedzenie i zabra艂a z niego swoj膮 spor­tow膮 torb臋. Rozstrzygni臋cie jest coraz bli偶ej.

Metalowe ogrodzenie pe艂ni艂o raczej dekoracyjn膮 funkcj莽. Nic wi臋c dziwnego, 偶e po kilku chwilach wszyscy Chi艅czycy stali ju偶 po drugiej stronie, otaczaj膮c szczelnie Sin臋 i Wagnera. Naliczyli ju偶 dziewi臋膰­set osiem krok贸w. Dow贸dca grupy przynagla艂 ich, 偶eby weszli na wzg贸rze i poszli dalej. Sina u艣miechn膮艂 si臋 i ruszy艂 przodem. Wagner pod膮偶a艂 za nim.

Kiedy znale藕li si臋 na szczycie, spojrzeli w d贸艂 na rozleg艂y tor 艂y偶­wiarski. Obiekt robi艂 imponuj膮ce wra偶enie. Rozci膮ga艂 si臋 na powierzchni ponad pi臋ciu boisk pi艂karskich. Sina szed艂 mi臋dzy 艂awkami dla kibic贸w, a偶 w ko艅cu znalaz艂 si臋 na za艣nie偶onym torze o szeroko艣ci ponad dzie­si臋ciu metr贸w, otoczonym na ca艂ej d艂ugo艣ci niebieskimi bandami Na

powierzchni w kszta艂cie owalu o d艂ugo艣ci oko艂o czterystu metr贸w znaj­dowa艂y si臋 dwa lodowiska, kt贸re le偶a艂y o ponad dwa metry ni偶ej od po­ziomu toru 艂y偶wiarskiego. Sina usun膮艂 艣nieg z toru i g艂o艣no si臋 roze艣mia艂. Je艣li na tym terenie kto艣 kiedykolwiek co艣 ukry艂, to na pewno rzecz ta jest ju偶 na zawsze stracona. Wywieziono j膮 razem z wykopan膮 ziemi膮 albo zniszczy艂y j膮 koparki. Ca艂y teren, na kt贸rym si臋 znajdowali, zosta艂 zalany betonem.

Chi艅czycy zeszli za nimi w d贸艂 trybuny. Jeden z 偶o艂nierzy nadal g艂o艣no liczy艂 kroki. Kiedy powiedzia艂 鈥瀟ysi膮c鈥, zatrzyma艂 si臋 bez­radnie w samym 艣rodku pot臋偶nego owalu i spojrza艂 pytaj膮co na Li Fenga. Wagner i Sina zeszli z toru i ruszyli w stron臋 偶o艂nierza w towarzystwie pozosta艂ych Chi艅czyk贸w i rozw艣cieczonego genera艂a Li Fenga, kt贸ry na pr贸偶no stara艂 si臋 znale藕膰 b艂膮d w ich wyliczeniach. *v

I nagle rozp臋ta艂o si臋 prawdziwe piek艂o. Ludzie Kohouta i sam biskup przeszli niezauwa偶eni przez szczyt wzg贸rza i gdy ujrzeli Chi艅czyk贸w sto­j膮cych w samym 艣rodku kompleksu, natychmiast otworzyli ogie艅. Dwaj Chi艅czycy, kt贸rzy odpowiedzieli strza艂ami, padli na ziemi臋 pod gradem kul, podczas gdy pozostali starali si臋 dosta膰 na drug膮 stron臋 toru 艂y偶wiar­skiego, aby znale藕膰 tam jakie艣 schronienie. Niekt贸rzy z nich 艣lizgali si臋 po oblodzonej powierzchni, upadali i pr贸bowali si臋 podnie艣膰, ale bez po­wodzenia. Kohout i jego ludzie stali w bezpiecznym miejscu i strzelali do wszystkiego, co si臋 rusza艂o.

Kiedy dosz艂o do wymiany ognia, Wagner i Sina zdo艂ali si臋 doczo艂ga膰 do niewielkiego muru oddzielaj膮cego tor 艂y偶wiarski od lodowiska. Kule 艣wista艂y im nad g艂owami, unosz膮c fontanny 艣niegu. Pociski pada艂y coraz bli偶ej, wi臋c doczo艂ga艂i si臋 do miejsca, gdzie niezbyt wysoki murek da艂 im jakie takie schronienie. Tam przywarli mocno do betonowej 艣ciany.

- Berner mia艂 racj臋 - stwierdzi艂 kr贸tko Wagner.鈥擮ni faktycznie naj­pierw strzelaj膮 i o nic nie pytaj膮.

Sina przytakn膮艂 skinieniem g艂owy i prze艂kn膮艂 艣lin臋.

Nie zabieraj broni za granic臋, bo to powa偶ne przest臋pstwo, tak? No to teraz tkwisz tu sam jak palec鈥攝awo艂a艂, pr贸buj膮c przebi膰 wzrokiem g臋* sto padaj膮cy 艣nieg, 偶eby si臋 zorientowa膰, gdzie ukryli si臋 Chi艅czycy.

Wymiana ognia trwa艂a. Chi艅czycy, podra偶nieni 艣mierci膮 swoich ko­leg贸w, odpowiadali zaciekle na strza艂y Kohouta i jego ludzi. Ledwo Sina

wystawi艂 czubek g艂owy ponad kraw臋d藕 muruj tu偶 obok przelecia艂o kilka pocisk贸w. Szybko opad艂 na ziemi臋 i skuli艂 si臋 na 艣niegu.

Jeste艣my w pu艂apce, mi臋dzy dwoma liniami frontu. To genialne! - zawo艂a艂 zrozpaczony Wagner, uderzaj膮c pi臋艣ci膮 w 艣nieg.

Kiedy Valerie us艂ysza艂a strza艂y, postanowi艂a zda膰 si臋 na plan miasta. Wcisn臋艂a peda艂 gazu i prze艂ama艂a czerwono-bia艂o- czerwo­ny szlaban przy wje藕dzie do kompleksu sportowego. Jego kawa艂ki rozle­cia艂y si臋 na wszystkie strony, ale ona by艂a ju偶 dalej. Skr臋ci艂a w lewo i su­n臋艂a kontrolowanym po艣lizgiem zaledwie o kilka centymetr贸w od 艣ciany domu do miejsca, gdzie znajdowa艂 si臋 lekki zakr臋t. K膮tem oka dostrze­g艂a tabliczk臋 informacyjn膮 z napisem 鈥濼or 艂y偶wiarski", a poniewa偶 po wej艣ciu w zakr臋t mia艂a przed sob膮 odcinek prostej, skorzysta艂a z oka­zji, 偶eby otworzy膰 szyberdach. W tym momencie pojawi艂a si臋 przed ni膮 zielona brama z艂o偶ona z dw贸ch skrzyde艂. Jedno z nich by艂o na szcz臋艣cie otwarte.

Jej ma艂a mazda przemkn臋艂a przez bram臋. Valerie skr臋ci艂a ostro w lewo, ujrza艂a woln膮 przestrze艅 w艣r贸d niebieskich bocznych band i chwil臋 p贸藕­niej znalaz艂a si臋 na licz膮cym czterysta metr贸w d艂ugo艣ci torze lodowym. Min臋艂a Chi艅czyk贸w kryj膮cych si臋 przed kulami i od razu zorientowa艂a si臋 w sytuacji. Nie wygl膮da艂o to najlepiej. Wagner i Sina czaili si臋 mi臋­dzy Chi艅czykami a Stra偶nikami za niskim murkiem, o kt贸rym od biedy mo偶na by艂o powiedzie膰, 偶e daje im jakie艣 schronienie. Valerie zaci膮gn臋艂a r臋czny hamulec i skierowa艂a si臋 w stron臋 niewielkiej rampy prowadz膮cej na lodowisko. By艂a ona zasypana 艣niegiem i tak 艣liska, na jak膮 wygl膮da­艂a. Jej mazda bardziej si臋 艣lizga艂a ni偶 jecha艂a. Marginesu po obu stronach mia艂a nie wi臋cej ni偶 dziesi臋膰 centymetr贸w.

Ostrza艂 z obu stron nagle usta艂. Wszyscy obserwowali, jak czerwony samoch贸d z napisem 鈥濸izza Express鈥 toczy si臋 po za艣nie偶onym lodowi­sku. W tym momencie Valerie wyrzuci艂a przez okno dwa granaty dymne. Wszystko, co by艂o w zasi臋gu wzroku, znik艂o nagle w ca艂kowitej bieli i za­panowa艂a przera偶aj膮ca cisza. Sina i Wagner, zaskoczeni t膮 sytuacj膮, unie­艣li g艂owy i przez bia艂膮 zas艂on臋, jak przez mg艂臋, ujrzeli napis widniej膮cy na samochodzie. Przygl膮dali mu si臋 przez kr贸tk膮 chwil臋, a potem spojrzeli po sobie.

Ja 偶adnej pizzy nie zamawia艂em - powiedzia艂 Wagner.

W tej samej chwili drzwi samochodu otworzy艂y si臋, a jemu odebra­艂o mow臋. Clara! Clara 偶yje! Wr贸ci艂a! Siedzi przy kierownicy... nie, to ra­czej starsza siostra Clary. Jak to mo偶liwe? Poczu艂, jak my艣li k艂臋bi膮 mu si臋 w g艂owie. Tymczasem Sina zdawa艂 si臋 niczego nie zauwa偶a膰. Zamierza艂 w艂a艣nie usi膮艣膰 na tylnym siedzeniu samochodu, szcz臋艣liwy z powodu cudu, do jakiego dosz艂o. Wagner podbieg艂 do wozu i usiad艂 z przodu, ca艂kowicie obezw艂adniony tym, co si臋 wydarzy艂o. Zatrzasn膮艂 drzwi i w tym momen­cie, jak na rozkaz, rozleg艂y si臋 strza艂y. Chmura dymu nadal pozostawa艂a nieprzenikniona i sprawia艂a wra偶enie, jakby otuli艂a ca艂y samoch贸d. Cla­ra - nie, jednak to nie by艂a Clara, to nie jej g艂os - wyda艂a mu polecenie:

Otworzy膰 okno! Natychmiast!

Wagner zacz膮艂 szuka膰 prze艂膮cznika. Kiedy go znalaz艂, nacisn膮艂 go. Szyba zacz臋艂a si臋 przesuwa膰 w d贸艂. Wagner przyjrza艂 si臋 kobiecie. W艂膮­czy艂a jedynk臋, doda艂a gazu i r贸wnocze艣nie si臋gn臋艂a po co艣, co trzyma艂a pod nogami. Z zawzi臋tym wyrazem twarzy przesun臋艂a do przodu pisto­let maszynowy, jedn膮 r臋k膮 unios艂a go na wysoko艣膰 twarzy Wagnera i po­ci膮gn臋艂a za spust.

Kiedy ma艂y czerwony samochodzik skr臋ci艂 za r贸g i po艣lizgiem wtoczy艂 si臋 na tor 艂y偶wiarski, Kohout ca艂kowicie straci艂 g艂o­w臋. 鈥濶a tym 艣wiecie istnieje chyba jeszcze jaka艣 trzecia si艂a鈥, pomy艣la艂 obserwuj膮c reakcj臋 Chi艅czyk贸w. Byli tak samo zaskoczeni jak on. Kiedy samoch贸d ich mija艂, przestali strzela膰. Chwil臋 p贸藕niej rozleg艂y si臋 wybu­chy granat贸w. Okolic臋 spowi艂a bia艂a chmura, przez co Kohout straci艂 sa­moch贸d z pola widzenia. Sztuczny dym i g臋sto padaj膮cy 艣nieg utworzy艂y przed lodowiskiem nieprzeniknion膮 zas艂on臋.

Z wiatrem bywa tak, 偶e jak jest potrzebny, to go nie ma鈥, pomy艣la艂 Kohout i potrz膮sn膮艂 g艂ow膮. Nag艂a seria z pistoletu maszynowego, wystrze­lona z wn臋trza bia艂ej chmury, zmusi艂a go i jego ludzi do zaj臋cia bezpiecz­nych pozycji. Kule 艣wista艂y wok贸艂 nich, szatkuj膮c na strz臋py drewnian膮 oldein臋 艂awek na trybunach. Od艂amki blachy i drewna fruwa艂y w po­wietrzu jak szrapnele. Jeden wbi艂 mu si臋 w warg臋. Poczu艂, jak po brodzie sp艂ywa mu dep艂a krew. Tak偶e Chi艅czycy otrz膮sn臋li si臋 ju偶 chyba z chwi­lowego odr臋twienia i najwidoczniej postanowili pom贸c pasa偶erom samo­chodu. Chwil臋 p贸藕niej Chi艅czycy i ludzie Kohouta zacz臋li si臋 wzajemnie ostrzeliwa膰.

Wagner zamkn膮艂 oczy i zacz膮艂 si臋 modli膰. Z pistoletu maszynowego zacz臋艂y wypada膰 艂uski po nabojach, co wygl膮da艂o tak, jakby | automatu do gier wysypa艂a si臋 nagle gar艣膰 monet. Wagner pomy艣la艂, 偶e nadesz艂a jego ostatnia chwila. Odg艂os pocisk贸w wylatuj膮cych z lufy pisto­letu, kt贸ry mia艂 tu偶 przed twarz膮, og艂usza艂 go.

- Dzi臋kuj臋, teraz jestem ju偶 nie tylko 艣lepy, ale i g艂uchy - zawo艂a艂 przestraszonym g艂osem.

Trzymaj膮c r臋k臋 na d藕wigni bieg贸w, Valerie wjecha艂a na w膮sk膮 ramp臋 z nadziej膮, 偶e skok b臋dzie na tyle silny, i偶 wyniesie j膮 a偶 na tor 艂y偶wiarski. Kiedy samoch贸d faktycznie wykona艂 lekki skok i znalaz艂 si臋 we w艂a艣ciwym miejscu, skr臋ci艂a w lewo i prze艂o偶y艂a pistolet do drugiej r臋ki. W tym momen­cie znalaz艂a si臋 za Chi艅czykami. Wystawi艂a bro艅 przez okno i nacisn臋艂a spust. Kiedy wystrzela艂a ca艂y magazynek, po艂o偶y艂a pistolet pod nogami i przeje­cha艂a przez zielon膮 bram臋, zawadzaj膮c o ni膮 tylnym zderzakiem. Rozleg艂 si臋 trzask, ale Valerie z niewzruszon膮 min膮 doda艂a gazu. Sta艂o si臋 to dok艂adnie w tej samej chwili, gdy Wagner znowu otworzy艂 oczy. Ujrzawszy ostry za­kr臋t, szybko przeliczy艂 pr臋dko艣膰 samochodu, doda艂 do niej padaj膮cy 艣nieg i prawa fizyki. Wynik, jaki otrzyma艂, sprawi艂, 偶e ponownie zamkn膮艂 oczy.

Kohout i jego ludzie przeskoczyli przez zielone ogrodzenie i pop臋dzili przez las do samochodu. W tym samym czasie czerwona maz­da p臋dzi艂a ju偶 Leipziger Strasse w stron臋 autostrady A4. Valerie wiedzia艂a, 偶e w najlepszym wypadku jej przewaga wynosi dziesi臋膰 minut. Tym razem postanowi艂a, 偶e nie straci ani sekundy.

Genera艂 Li Feng siedzia艂 na niebieskiej bandzie toru 艂y偶wiarskiego i przygl膮da艂 si臋, jak jego ludzie zbieraj膮 rannych i zabitych. Podczas strzelaniny straci艂 czterech ludzi, co od razu przypomnia艂o mu akcj臋 w Tybecie. Teraz 艂ama艂 sobie g艂ow臋 nad dwoma pytaniami: sk膮d stra偶nicy wiedzieli, 偶e Wagner i Sina jad膮 do Chemnitz? I kim u licha by艂a kobieta w czerwonym samochodzie, kt贸ra sprz膮tn臋艂a im sprzed nosa Sin臋 i Wagnera?

AUTOSTRADA A4 W KIERUNKU HOF

-CZY bior膮c autostopowicz贸w, zawsze ma pani w torebce granaty dymne? - spyta艂 Wagner. Pistolet maszynowy z pustym mae-a-

zvnkiem poda! Sinie, kt贸ry u艂o偶y艂 si臋 wygodnie na tylnym siedzeniu, aby nie przesuwa膰 si臋 ci膮gle z jednej strony na drug膮.

- Tylko wtedy, gdy zabieram ciemnych typ贸w 鈥 u艣miechn臋艂a si臋 Va­lerie i w艂膮czy艂a czwarty bieg. - Nazywam si臋 Valerie Goldmann i jestem waszym anio艂em str贸偶em, jak ju偶 pewnie panowie zauwa偶yli.

Przez ca艂y czas Valerie trzyma艂a si臋 lewego pasa. Teraz znowu przy­spieszy艂a, zmuszaj膮c 艣wiat艂ami jakiego艣 vana do zjazdu na prawy pas.

- Nareszcie jaki艣 pozytywny rodzaj anio艂a 鈥 odezwa艂 si臋 z tylnego sie­dzenia Sina. - Nazywam si臋 Georg Sina, jestem historykiem, a obok pani siedzi m贸j przyjaciel Paul Wagner, dziennikarz. Ale to wszystko ju偶 pani chyba wie, skoro zjawi艂a si臋 pani we w艂a艣ciwym miejscu i o w艂a艣ciwej porze. Takie rzeczy nie zdarzaj膮 si臋 w centrum sportowym w Chemnitz na co dzie艅. Jednak bez wzgl臋du na to, kim pani jest, dzi臋kuj臋 nie tylko za to, 偶e zjawi艂a si臋 pani we w艂a艣ciwym czasie, ale tak偶e za spos贸b, w jaki pani to uczyni艂a.

Sina spojrza艂 na uzi i sportow膮 torb臋 le偶膮c膮 obok niego na siedzeniu.

- Czy wolno mi przyj膮膰 za艂o偶enie, 偶e na wszelki wypadek ma pani jeszcze na podor臋dziu kolejne niespodzianki? 鈥 spyta艂.

- Wolno panu tak s膮dzi膰 - odpar艂a Valerie i skupi艂a si臋 na prowadze­niu samochodu, kt贸ry na o艣nie偶onym asfalcie nie m贸g艂 w pe艂ni wykorzy­sta膰 ca艂ej swojej mocy.

- Nie mog臋 powiedzie膰, 偶e 贸w 艣rodek transportu nie rzuca si臋 w oczy

- zastanawia艂 si臋 g艂o艣no Wagner. -1 za nic ma pani przyzwoite zachowa­nie. A mo偶e w wolnych chwilach rozwozi pani pizz臋?

Widz膮c lodowat膮 min臋 Valerie, Wagner uzna艂, 偶e nie by艂a to naj­szcz臋艣liwsza uwaga.

- Woli pan i艣膰 piechot膮 i Uczy膰 p艂atki 艣niegu? - spyta艂a Valerie. - Je­艣li tak, b臋dzie pan musia艂 wysi膮艣膰 w trakcie jazdy, bo nie chc臋, 偶eby mnie kto艣 dogoni艂.

- Spokojnie - powiedzia艂 zgodnym tonem Wagner. - Nie chcia艂em pani urazi膰. Ucieszy mnie wszystko, co sprawi, 偶e b臋dziemy mogli jak naj­pr臋dzej znikn膮膰 z tego miejsca.

- Domy艣lam si臋, 偶e chcecie panowie wr贸ci膰 teraz do Wiednia? - spy­ta艂a Valerie, spogl膮daj膮c w tylne lusterko. Nie zauwa偶y艂a jednak ani mer­cedesa, ani audi, co oznacza艂o, 偶e nadal mia艂a nad nimi przewag臋.

- Najlepiej pojed藕my do mnie, do Grub 鈥 zaproponowa艂 Sina.鈥擬iej- sce le偶y po drodze i jest bezpieczniejsze ni偶 zajezdnia Paula. Mam tam

zwodzony most, krat臋 i wysokie mury obronne, kt贸re ju偶 w poprzednich stuleciach opar艂y si臋 kilku atakom.

1 Mieszka pan w zamku? - roze艣mia艂a si臋 Valerie. - To musi by膰 ro­mantyczne!

Hm, Shapiro znowu nie wszystko jej powiedzia艂.

- W zamku? - zdziwi艂 si臋 Wagner. - To raczej resztki mur贸w, kt贸re otaczaj膮 pok贸j z aneksem kuchennym...

-.. .i s膮 o wiele bezpieczniejsze ni偶 twoja zajezdnia - doko艅czy艂 Sina.

- Pojedziemy do mnie. Ale zanim to zrobimy, chcia艂bym si臋 dowiedzie膰 jednej rzeczy. Kto mianowa艂 pani膮 naszym anio艂em str贸偶em?

Po chwili zastanowienia Valerie odpar艂a:

- Kto艣, komu zale偶y na waszym zdrowiu. Na razie musi to panom wystarczy膰.

Kilka kilometr贸w przed Hof zadymka 艣nie偶na zel偶a艂a. Wkr贸tce po­tem 艣nieg w og贸le przesta艂 pada膰. Samoch贸d z napisem 鈥濸izza Express鈥 skr臋ci艂 w autostrad臋 A93 na Regensburg i skierowa艂 si臋 na po艂udnie. Po pewnym czasie wjechali na suchy asfalt.

Nieca艂e cztery godziny p贸藕niej czerwona mazda wtoczy艂a si臋 po drewnianych belkach mostu zwodzonego na dziedziniec starego zamku. W blasku reflektor贸w stare zamkowe mury wygl膮da艂y na niezdobyte. Wa­gner wysiad艂 z samochodu, przeci膮gn膮艂 si臋 i w my艣lach przyzna艂 swoje­mu przyjacielowi racj臋. W sytuacji, w jakiej si臋 znale藕li, nie b臋d膮 w stanie wznie艣膰 na tyle wysokich mur贸w, aby znale藕膰 za nimi bezpieczne schro­nienie przed prze艣ladowcami.

ROZDZIA艁 9

16 MARCA 2008 ROKU

OGR脫DKI DZIA艁KOWE NAD SCHELLENSEE,

SIEBENHIRTEN, WIEDE艃

Nad powierzchni膮 romantycznie po艂o偶onego jeziora Schellensee, w samym 艣rodku ogr贸dk贸w dzia艂kowych w po艂udnio­wej cz臋艣ci Wiednia, unosi艂y si臋 cienkie strz臋pki porannej mg艂y. Sze­roka wst臋ga lasu otaczaj膮cego jezioro w po艂膮czeniu z zakazem wzno­szenia budynk贸w bezpo艣rednio nad jego brzegiem nada艂y zbiornikowi wodnemu jeszcze bardziej idylliczny wygl膮d. W po艂owie marca wi臋k­szo艣膰 drewnianych domk贸w by艂a jeszcze zamkni臋ta na klucz, ogr贸d­ki nadal nie obudzi艂y si臋 z zimowego snu. Dopiero gdy temperatura wzro艣nie, wr贸c膮 tutaj dzia艂kowicze, aby po艣wi臋ci膰 si臋 swoim ulubionym zaj臋dom.

O tej porze roku wi臋ksza cz臋艣膰 powierzchni wody by艂a jeszcze sku­ta lodem i pokryta kawa艂kami ga艂臋zi i konar贸w, kt贸re od drzew od艂ama艂y zimowe wichury, aby je potem cisn膮膰 na jezioro. Wygl膮da艂y tam jak ko­艣ciste d艂onie wystaj膮ce ponad powierzchni臋 wody, gotowe do pochwyce­nia niewidzialnej zdobyczy.

Policjanci stoj膮cy nad brzegiem jeziorka nie mieli czasu, aby napawa膰 si臋 widokiem pi臋knej okolicy. Jeden z dzia艂kowicz贸w, kt贸ry po zimie chcia艂 sprawdzi膰 stan swojego domku i przy okazji poszed艂 na spacer wok贸艂 je­ziorka, ujrza艂 rankiem podejrzany przedmiot wystaj膮cy z wody po艣rodku tafli. Dwie godziny p贸藕niej policja wy艂owi艂a z wody to, co p艂ywa艂o w艣r贸d

kry lodowej i ga艂臋zi. Ludzkie cia艂o, znajduj膮ce si臋 w wodzie od nieca艂ych dwunastu godzin, jak wynika艂o ze wst臋pnych ogl臋dzin.

- To raczej nie najlepsza pora roku na p艂ywanie - zauwa偶y艂 oboj臋t­nym tonem jeden 搂 policjant贸w, zwracaj膮c si臋 do lekarza, doktora Stras- sera, kt贸ry w艂a艣nie zako艅czy艂 wst臋pne ogl臋dziny zw艂ok, zdj膮艂 gumowe r臋­kawiczki i wytar艂 d艂onie w nas膮czony alkoholem r臋cznik.

- On ju偶 nawet nie czu艂, jak zimna jest woda - odpar艂 lekarz. - Jego 艣mier膰 spowodowa艂 strza艂 w g艂ow臋. S膮dz臋, 偶e zabity znalaz艂 si臋 w wodzie jakie艣 sze艣膰 do o艣miu godzin po swojej 艣mierci. Czy wydzia艂 do spraw za­b贸jstw zosta艂 ju偶 poinformowany?

- Tak 鈥 odpar艂 policjant i skin膮艂 g艂ow膮. 鈥 Ju偶 dawno powinni tu by膰, ale ci panowie nie lubi膮 zbyt wcze艣nie wstawa膰 - zauwa偶y艂 z u艣miechem, podchodz膮c do radiowozu stoj膮cego przy poros艂ym traw膮 brzegu.

Nurkowie policyjni pakowali sw贸j sprz臋t, ekipa techniczna przeczesa艂a ca艂y brzeg w poszukiwaniu 艣lad贸w, ale nic podejrzanego nie znaleziono.

Jeden z policjant贸w zbli偶y艂 si臋 z kubkiem paruj膮cej kawy i poda艂 go lekarzowi.

- Kawa pomog艂a mi nie zasn膮膰 w nocy. Teraz, rano, pozwoli mi si臋 obudzi膰 鈥 powiedzia艂.

Strasser wzi膮艂 kubek w obie d艂onie i u艣miechn膮艂 si臋 z wdzi臋czno艣ci膮.

Nad koronami drzew pojawi艂o si臋 s艂o艅ce. W pobli偶e jeziora podje­cha艂o szare kombi i zatrzyma艂o si臋 przed barierk膮 ustawion膮 przez policj臋. Samoch贸d mia艂 ju偶 swoje najlepsze lata za sob膮. Karoseria by艂a pokryta rdzawymi plamami i oklejona nalepkami, kt贸re tylko cz臋艣ciowo zas艂oni艂y pordzewia艂e miejsca. M臋偶czyzna, kt贸ry wysiad艂 z samochodu, by艂 w r贸w­nie kiepskim stanie jak jego pojazd.

No prosz臋, nasz szef we w艂asnej osobie - mrukn膮艂 lekarz; wypi艂 kolej­ny 艂yk kawy i dopiero wtedy skierowa艂 si臋 w stron臋 swojego prze艂o偶onego.

Komisarz Gerald Ruzicka mia艂 matk臋 Czeszk臋, ojca wiede艅czyka, babk臋 W艂oszk臋 i w臋gierskiego bogatego wuja, kt贸ry jednak nie zamie­rzaI zostawia膰 mu niczego w spadku. Komisarz by艂 uciele艣nieniem mo­narchii austriackiej, co napawa艂o go dum膮. By艂 to jego ostatni rok s艂u偶­by w policji, wi臋c w prowadzone przez siebie sprawy nie wk艂ada艂 tyle energii, co dawniej. Jednak nikt nie mia艂 w膮tpliwo艣ci, 偶e nadal jest oso­b膮 o bystrym umy艣le i posiada umiej臋tno艣膰 kojarzenia fakt贸w. Uwa偶a­no go za jednego z najbardziej kompetentnych oficer贸w policji w Wied- ,

niu. Jego nast臋pca na tym stanowisku na pewno nie b臋dzie mia艂 艂atwego zadania.

- Witaj, Geraldzie - powiedzia艂 doktor Strasser, podaj膮c mu r臋k臋 na powitanie.

-Jak to milo, 偶e nie powiedzia艂e艣 鈥瀌zie艅 dobry鈥, bo by to oznacza艂o, 偶e zacz膮艂e艣 dzisiejszy dzie艅 od k艂amstwa鈥攚estchn膮艂 Ruzicka.鈥擮powiesz mi o wszystkim czy wolisz, 偶ebym zacz膮艂 ci zadawa膰 pytania?

- Na mi艂o艣膰 bosk膮 - odpar艂 z u艣miechem lekarz. - Wyluzuj troch臋, jasne, 偶e wszystko ci opowiem. Zrobi臋 to powoli, 偶eby艣 m贸g艂 sobie zapisa膰.

Przykucn臋li nad zw艂okami, Strasser uni贸s艂 plastikow膮 p艂acht臋 i po­kaza艂 komisarzowi ran臋.

- Bro艅 du偶ego kalibru, natychmiastowa 艣mier膰. Strza艂 zosta艂 oddany z pewnej odleg艂o艣ci, brak na ciele otworu wylotowego. Cia艂o le偶a艂o przez pewien czas w zimnej wodzie, wi臋c nie mog臋 zbyt precyzyjnie okre艣li膰, kiedy nast膮pi艂 zgon. S膮dz臋 jednak, 偶e dosz艂o do tego wczoraj, mi臋dzy dwunast膮 a pi臋tnast膮. Potem go tu przywieziono i prawdopodobnie pod wiecz贸r wrzucono do wody.

- Z nadziej膮, 偶e zw艂oki zostan膮 znalezione dopiero za kilka dni, po­niewa偶 ca艂y teren jest ogrodzony. Poza tym o tej porze roku dzia艂kowi- cze nie m臋cz膮 jeszcze d偶d偶ownic w swoich ogr贸dkach 鈥 doda艂 Ruzicka i rozejrza艂 si臋. - Miejsce 艣wietnie si臋 nadaje, 偶eby jesieni膮 podrzuci膰 tu zw艂oki. Wyp艂yn膮 dopiero na wiosn臋. Przez ten czas nikt ich nie znajdzie.

- Chcia艂bym ci pokaza膰 dwie rzeczy - powiedzia艂 lekarz i odsun膮艂 ko艂nierz szarego swetra ofiary. - Kto艣 go ubra艂 dopiero wtedy, gdy by艂 ju偶 martwy. Sweter jest odwr贸cony na lew膮 stron臋, etykietka jest z przodu. A tak膮 blizn臋 niecz臋sto si臋 widuje - doda艂 wskazuj膮c na czerwon膮 pr臋g臋, kt贸ra ci膮gn臋艂a si臋 prawie od jednego do drugiego ucha. - Kilka lat temu kto艣 prawdopodobnie pr贸bowa艂 poder偶n膮膰 mu gard艂o.

ZAMEK GRUB, WALDVIERTEL

By艂a to kr贸tka noc. Jeszcze przed wschodem s艂o艅ca Wagnera obudzi艂 stukot kopyt na zamkowym dziedzi艅cu. Do sypialni wpad艂 nagle Tschak, skoczy艂 na Wagnera i zacz膮艂 go nami臋tnie liza膰. Potem ruszy艂 do wallu o swoje miejsce na kanapie. O dalszym 艣nie Wagner m贸g艂 ju偶 tyl­ko pomarzy膰.

Nie znalaz艂szy kawy, nala艂 sobie herbaty. Do pokoju wszed艂 Sina, nio­s膮c dwie sakwy 1 ich zawarto艣膰 roz艂o偶y艂 na du偶ym stole.

- Powinno to wystarczy膰 dla du偶ej rodziny, wliczaj膮c w to 艣wie偶o zmielon膮 kaw臋 dla rozpieszczonego mieszka艅ca wielkiego miasta - roze­艣mia艂 si臋, wciskaj膮c Wagnerowi do r臋ki torebk臋 z kaw膮.

- No i dla zm臋czonej pracownicy mi臋dzynarodowej firmy Pizza- Service 鈥 doda艂a Valerie, kt贸ra wysz艂a w艂a艣nie z sypialni i przeci膮ga艂a si臋 zaspana.

Mia艂a nieuczesane w艂osy i o numer za du偶膮 pi偶am臋 Siny. Kiedy us艂y­sza艂 j膮 Tschak, natychmiast do niej podbieg艂, pomacha艂 ogonem, obieg艂 j膮 uradowany i ostatecznie uzna艂 za nowego przyjaciela.

- Dzi臋ki temu kanapa znowu jest moja - ucieszy! si臋 Wagner. - Georg, zgodzisz si臋 chyba ze mn膮, 偶e ta pi偶ama to jedna wielka pomy艂­ka, je艣li chodzi o gust i wygl膮d? Tak wcze艣nie rano mo偶na od tego dosta膰 niestrawno艣ci - za偶artowa艂 z艂o艣liwie.

- Mimo to nie zamierzam jej zdejmowa膰 - stwierdzi艂a Valerie. - Na­wet gdybym uzna艂a to za mi艂膮 pokus臋. B臋dziecie musieli si臋 pogodzi膰, 偶e zasi膮d臋 w niej do 艣niadania.

Wagnera zaskoczy艂o podobie艅stwo Valerie do Clary. Nie chodzi艂o jednak tylko o jej d艂ugie br膮zowe w艂osy i delikatne rysy twarzy, ale tak偶e

o gesty i spos贸b, w jaki dotyka艂a palcami ust. Jej u艣miech mia艂 w sobie co艣 | niewinnego u艣miechu Madonny. A przecie偶 jeszcze nie tak dawno wi­dzia艂 t臋 kobiet臋 w akcji, co pozwoli艂o mu pozna膰 jej ciemn膮 stron臋.

Poprzedniego wieczoru owin臋li si臋 w koce i usiedli przy kominku. Dla uczczenia pomy艣lnego zako艅czenia akcji w Chemnitz wypili butelk臋 czerwonego wina. Niestety, nawet rozpalony ogie艅 nie zdo艂a艂 przep臋dzi膰 ch艂odu z wielkiego pomieszczenia. Valerie zr臋cznie unika艂a rozm贸w na sw贸j temat. Ich anio艂 str贸偶 pozosta艂 dla nich tajemnic膮.

Sina ze smakiem zajada艂 艣niadanie i cieszy艂 si臋, 偶e znowu jest u sie­bie. Po nieudanej wyprawie do Chemnitz musieli kontynuowa膰 poszuki­wania tam, dok膮d chcia艂 ich wysia膰 Fryderyk, udzielaj膮c im dodatkowych wskaz贸wek: na po艂udnie. Przedtem jednak Sina zamierza艂 sprawdzi膰 kilka rzeczy, ale do tego potrzebna mu by艂a jego biblioteka.

Kiedy 艣niadanie dobieg艂o ko艅ca, Valerie posz艂a wzi膮膰 prysznic, a Sina zabra艂 si臋 za r膮banie drzewa. Wagner pr贸bowa艂 z艂apa膰 zasi臋g w swoim telefonie kom贸rkowym, ale w ko艅cu da艂 za wv脽rana. Przvoo-

mnia艂 sobie za to o kilkudziesi臋ciu 艂uskach po nabojach le偶膮cych we­wn膮trz mazdy i o metalicznym d藕wi臋ku, jaki wydawa艂y podczas jazdy, wzbudzaj膮c jego z艂o艣膰. Poszed艂 je zebra膰. Potem wr贸ci艂 do salonu i za­skoczy艂 Valerie, kt贸ra sta艂a przy oknie i ogl膮da艂a zdj臋cie Clary. Kiedy us艂ysza艂a, 偶e wr贸ci艂, odwr贸ci艂a si臋 i szybko odstawi艂a ramk臋 z fotogra­fi膮 na parapet.

- To niewiarygodne - powiedzia艂 Wagner. - Nie s膮dzisz, 偶e podo­bie艅stwo jest du偶e?

Podszed艂 do niej i oboje zacz臋li si臋 przygl膮da膰 zdj臋ciu.

- Kim ona jest? - spyta艂a Valerie.

- By艂a 偶on膮 Georga i przed trzema laty zgin臋艂a w wypadku motocy­klowym. Georg ci膮gle o niej my艣li. To ja wtedy kierowa艂em motocyklem i z powodu tego nieszcz臋艣cia nasza przyja藕艅 prawie si臋 rozpad艂a.

Po chwili milczenia powiedzia艂:

- Ci膮gle jeszcze nie mog臋 sobie tego wybaczy膰, chocia偶 Georg ju偶 to zrobi艂. By艂a dla niego wszystkim, tre艣ci膮 jego 偶ycia. Kiedy jej zabrak艂o, zagrzeba艂 si臋 w tej ruinie i dopiero tajemnica Fryderyka przywr贸ci艂a go 艣wiatu. Ale to ju偶 inna historia.

Valerie s艂ucha艂a jego s艂贸w z niewzruszon膮 min膮. Nagle poj臋艂a strate­gi臋 Shapira, ten 鈥瀋zynnik zaskoczenia鈥, jak go nazwa艂. Postawi艂 wszystko na jedn膮 - psychologiczn膮 鈥 kart臋. Ow膮 kart膮 by艂o jej podobie艅stwo do Clary. Teraz my艣la艂a o tym ze z艂o艣ci膮. To dlatego ma rozwi膮za膰 to zadanie i dlatego Shapiro nie chcia艂 wys艂a膰 nikogo innego. Musia艂a by膰 dla niego darem niebios, okazj膮, kt贸ra si臋 nigdy nie powt贸rzy. Stworzy艂 kombina­cj臋 delikatnej, kochanej Clary, kt贸rej brak wywo艂ywa艂 u Siny i Wagnera bolesne wspomnienia, z 偶膮dn膮 s艂awy, wypr贸bowan膮 w walce pani膮 major armii izraelskiej. Na wypadek, gdyby jego taktyka si臋 nie sprawdzi艂a, Sha­piro zostawi艂 sobie boczn膮 furtk臋, zabezpieczy艂 si臋, tworz膮c co艣 w rodzaju drugiej linii. Mossad zawsze tak czyni.

Kiedy Valerie sobie to u艣wiadomi艂a, od razu wszystko zrozumia­艂a. Shapiro ani razu nie zw膮tpi艂 w istnienie tajemnicy. Doskonale gra艂 i j膮 te偶 w to wci膮gn膮艂. Zastosowa艂 strategi臋 o nazwie 鈥濿szystko dla ta­jemnicy鈥, bez ogl膮dania si臋 na koszty. Nie wys艂a艂 jej do Austrii na ob­serwacj臋. Przeciwnie. W razie niebezpiecze艅stwa mia艂a interweniowa膰. Przyjecha艂a tutaj, 偶eby zdoby膰 dla Izraela tajemnic臋 i uniemo偶liwi膰 to wROTstldm innym. Co powiedzia艂 Shapiro? 禄Za wszelk膮 cen臋鈥. Chodzi

0 moralno艣膰 i o niewiarygodnie pot臋偶n膮 w艂adz臋. Wagner i Sina byli jedy­n膮 drog膮, jaka mog艂a go do niej zaprowadzi膰. Na pewno z niej skorzysta. A potem?

Musz臋 jak najszybciej porozmawia膰 z Shapirem鈥, pomy艣la艂a i pobie­g艂a, 偶eby przynie艣膰 swoje rzeczy.

SZPITAL PUBLICZNY W WIEDNIU

- B臋dziemy za panem t臋skni艂y, panie komisarzu

- zaszczebiota艂a piel臋gniarka, kiedy Berner odbiera艂 od niej paczk臋 owi­ni臋t膮 w br膮zowy papier.鈥擜 ta mila lekarka z pogotowia na pewno b臋dzie zawiedziona, gdy pana tu nie zastanie.

Bemer mrukn膮艂 co艣 niezobowi膮zuj膮cym tonem, rozpakowa艂 paczk臋

1 wyj膮艂 z niej colta 45 ACP. Sprawdzi艂 magazynek i z zadowoleniem scho­wa艂 pistolet do kabury.

Piel臋gniarka obserwowa艂a go szeroko otwartymi oczami. Bemer do­tkn膮艂 instynktownie opuchlizny na g艂owie.

- Czy nadal pana boli? - spyta艂a z trosk膮 piel臋gniarki.

- Tylko wtedy, gdy si臋 艣miej臋... - zacz膮艂 grzecznie Berner.

鈥溾⑩⑩a to zdarza si臋 do艣膰 rzadko 1 doko艅czy艂 za niego Burghardt, kt贸­ry w艂a艣nie zbli偶a艂 si臋 korytarzem.

Bemer spojrza艂 na niego ze zbola艂膮 min膮. Burghardt wzruszy艂 ra­mionami.

- Mog艂e艣 powiedzie膰 co艣 mi艂ego, na przyk艂ad: 鈥濿schodzi s艂o艅ce鈥 albo 鈥濵i艂o ci臋 znowu widzie膰鈥 albo 鈥瀂apraszam ci臋 do Heriberta鈥- wy­mienia艂 Burghardt.

- Czy偶bym na takiego wygl膮da艂? - mrukn膮艂 Bemer.

- Nie - przyzna艂 Burghardt. - Bardzo mi przykro, ze ci臋 st膮d zabieram. Bemer potrz膮sn膮艂 g艂ow膮 i poklepa艂 go po ramieniu.

- Twoja ostatnia propozycja brzmia艂a najlepiej.

Jaka ostatnia propozycja? 鈥 spyta艂 bezradnie Burghardt.

- Ta z Heribertem, przecie偶 chcia艂e艣 mnie zaprosi膰 - szydzi艂 z nie­go Berner.

- Drogi Bernhardzie, za to, ze Ruzicka atakuje mnie od rana telefo­nami i pyta, co si臋 z tob膮 dzieje, m贸g艂by艣 okaza膰 mi przynajmniej cho膰 troch臋 uczucia.

gM

W tym momencie zadzwoni艂 telefon Bernera, wi臋c nie zd膮偶y艂 on od­powiedzie膰 na zarzut Buighardta.

- Geraldzie, w艂a艣nie opowiadamy o tobie same z艂e rzeczy - powie­dzia艂 Bemer, kiedy w s艂uchawce us艂ysza艂 g艂os Ruzicki. Komisarz skar偶y艂 si臋, 偶e Bemer chyba si臋 gdzie艣 zaszy艂. Obaj chodzili kiedy艣 do tej samej klasy w szkole policyjnej i od kilkudziesi臋ciu lat byli ze sob膮 zaprzyja藕nieni.

- Najwa偶niejsze, 偶e w og贸le o mnie co艣 m贸wicie 鈥 odpar艂 Ruzic- ka i doda艂: - Masz pozdrowienia od doktora Strassera, w艂a艣nie do mnie dzwoni艂. Dzisiaj rano znale藕li艣my zw艂oki w jeziorze Schellensee. Wszyst­ko wskazuje na to, 偶e u偶yto tej samej broni, co w ko艣ciele 艢wi臋tego Ru- prechta. Poza tym ofiara mia艂a widoczn膮 blizn臋. Wygl膮da ona tak, jakby przed laty kto艣 poder偶n膮艂 jej gard艂o.

Bemer prze艂kn膮艂 艣lin臋 i spojrza艂 na piel臋gniark臋.

- Czy przypomina sobie pani pewnego przystojnego m臋偶czyzn臋 z bli­zn膮 na szyi? - spyta艂. - Tego, kt贸ry porwa艂 st膮d ojca Johannesa?

Piel臋gniarka skin臋艂a g艂ow膮.

- Czy potrafi艂aby pani go rozpozna膰?

- Oczywi艣cie, panie komisarzu 鈥 odpar艂a pewnym tonem.

- W takim razie prosz臋 w艂o偶y膰 p艂aszcz. Pojedzie pani ze mn膮. S膮dz臋, 偶e w艂a艣nie go znale藕li艣my.

- Stara艂em si臋 czego艣 dowiedzie膰 na temat tej sze艣cioramiennej gwiazdy - zacz膮艂 Burghardt, kiedy wyjechali ze szpi­talnego parkingu i w艂膮czyli si臋 w ruch uliczny. 鈥 Je艣li do gwiazdy doda膰 krzy偶 templariuszy, powstanie symbol zakonu, kt贸ry istnieje ju偶 od po­nad o艣miuset lat i zajmuje si臋 g艂贸wnie dzia艂alno艣ci膮 charytatywn膮. Jego nazwa brzmi: 鈥濻tra偶nicy 艣wi膮tyni od p艂on膮cej gwiazdy鈥. Pewien bieg艂y, specjalista od wsp贸lnot religijnych, opowiada艂 mi kiedy艣, 偶e od daw­nych czas贸w kr膮偶y legenda, wed艂ug kt贸rej w strukturze zakonu istnieje Rada Dziesi臋ciu. Pe艂ni膮 oni funkcj臋 Stra偶nik贸w, ale nikt nie wie, czego strzeg膮.

- Mog臋 ci o tym opowiedzie膰 - powiedzia艂 Bemer. - Od pi臋ciuset lat strzeg膮 oni tajemnicy pewnego austriackiego cesarza i robi膮 to bezb艂臋dnie. Sina, Wagner i ja nazwali艣my ich Anio艂ami 艢mierci. Ojciec Johannes by艂 jednym z nich, podobnie jak cz艂owiek z blizn膮 na szyi, kt贸ry wykrad艂 go ze szpitala. Zakon nie chcia艂 i nie m贸g艂 pozostawi膰 go w naszych r臋kach,

bo ryzyko, 偶e zacznie m贸wi膰, by艂o zbyt du偶e. Za艂o偶臋 si臋, 偶e zab贸jca m艂o­dego ksi臋dza z ko艣cio艂a Szkockiego te偶 nale偶y do Rady.

Mimo protest贸w Burghardta Berner zapali艂 papierosa.

- Wszystko to mo偶na uzna膰 za pr贸b臋 ograniczenia szk贸d do mini­mum. Ca艂a sprawa wymkn臋艂a si臋 komu艣 spod kontroli. W rzeczywisto艣ci Rada poluje na kogo艣 innego. Maj膮 nie dopu艣ci膰 do tego, 偶eby Wagner i Sina poznali tajemnic臋 Fryderyka.

- W takim razie mo偶esz mi te偶 z pewno艣ci膮 wyja艣ni膰, kto zastrzeli艂 cz艂owieka z blizn膮 i co si臋 sta艂o z ojcem Johannesem - powiedzia艂 Burg- hardt i spojrza艂 z wyczekiwaniem na Bernera.

- Nie b膮d藕 taki niecierpliwy i patrz raczej przed siebie, na drog臋. By膰 mo偶e dzi艣 wieczorem dowiemy si臋 wi臋cej - odpar艂 z tajemnicz膮 min膮 Ber­ner. Mia艂 nadziej臋, 偶e Eddy nie zapomnia艂 o jego sprawie.

ZAMEK GRUB, WALDVIERTEL

Kiedy Sina zamkn膮艂 si臋 w swojej bibliotece, Wagner i Valerie pojechali mazd膮 do Wiednia. Ledwo zostawili za sob膮 鈥...klep wielobran偶owy鈥, gdy rozdzwoni艂 si臋 telefon Paula.

- Od pewnego czasu trudno si臋 z panem skontaktowa膰 - powiedzia艂 g艂os w s艂uchawce. Wagner od razu rozpozna艂 jednego ze swoich informato­r贸w. 鈥擶czoraj w po艂udnie w pobli偶u pa艅skiej zajezdni dosz艂o do eksplozji. W powietrze wylecia艂 mercedes na czeskich numerach. Wed艂ug pierwszych wynik贸w bada艅 laboratoryjnych wszystko wskazuje na to, 偶e u偶yto gra­natu r臋cznego. Jednak technicy zabezpieczaj膮cy 艣lady znale藕li jeszcze co艣. W pobli偶u wypalonego wraku, na jednej z betonowych p艂yt, by艂y 艣lady krwi.

Kiedy g艂os zamilk艂, Wagner zacz膮艂 si臋 zastanawia膰 nad s艂owami in­formatora.

!-鈥%> Jak daleko od mojej zajezdni? - spyta艂.

W zasi臋gu wzroku. Pomy艣la艂em sobie, 偶e to pana zainteresuje - za­ko艅czy艂 informator i roz艂膮czy艂 si臋.

搂j Jaki艣 problem? - spyta艂a Valerie, staraj膮c si臋 dostosowa膰 pr臋dko艣膰 samochodu do obowi膮zuj膮cych znak贸w.

- Szczerze? 鈥 spyta艂 Wagner z krzywym u艣miechem. - Od kiedy sta­ramy si臋 rozwi膮za膰 t臋 tajemnic臋, k艂opoty nas nie opuszczaj膮. A to dopie­ro pocz膮tek.

Wypowiadaj膮c te s艂owa, dotkn膮艂 koperty z testamentem Mertensa kt贸ra znajdowa艂a si臋 w kieszeni jego sk贸rzanej marynarki.

- Chemnitz mog艂o zako艅czy膰 si臋 wielkim sukcesem, ale koniec oka­za艂 si臋 偶a艂osny. Sama zreszt膮 wiesz. Teraz znowu jeste艣my w tym samym miejscu, co przed dwoma dniami.

Spojrza艂 na Valerie, kt贸r膮 jedn膮 r臋k膮 przytrzymywa艂a kierownic臋, a drug膮 szuka艂a czego艣 w torbie podr贸偶nej le偶膮cej na tylnym siedzeniu.

- Chcia艂bym si臋 dowiedzie膰, jak to si臋 sta艂o, 偶e dok艂adnie o okre­艣lonej godzinie znalaz艂a艣 si臋 na tamtym torze 艂y偶wiarskim, 偶eby ratowa膰 nam sk贸r臋.

- Mo偶e dosta艂am cynk? 鈥 odpar艂a Valerie, ale nie brzmia艂o to zbyt przekonywaj膮co.

- Nadal go szukasz? - spyta艂 Wagner i pokaza艂 jej niewielk膮 czerwon膮 ksi膮偶eczk臋. - Mam na my艣li paszport dyplomatyczny wystawiony przed czterema dniami w Tel Awiwie na nazwisko major Valerie Goldman艅. Znalaz艂em go obok fotela, kiedy zbiera艂em 艂uski po nabojach. Pozw贸l, 偶e zgadn臋: pracujesz dla Mossadu?

-W艂a艣ciwie dla armii izraelskiej, ale czasowo oddelegowano mnie do pracy w Mossadzie鈥攚yja艣ni艂a Valerie. Wzi臋艂a od Paula paszport i scho­wa艂a go do torby.

- No to teraz wcale si臋 nie dziwi臋, 偶e tak dobrze pos艂ugujesz si臋 bro­ni膮. Wys艂ali ci臋 tutaj jako jednoosobow膮 armi臋, 偶eby nas... 鈥 przerwa艂 i zamilk艂 na chwil臋. - No w艂a艣nie, 偶eby nas co?

- Nie mog臋 ci tego wyjawi膰 鈥 odpar艂a Valerie i potrz膮sn臋艂a g艂ow膮. - Sama dok艂adnie nie wiem.

Wagner wyczu艂 w jej g艂osie niepewno艣膰 i szczero艣膰.

- No to ja ci co艣 powiem - powiedzia艂.鈥擶ybrali d臋, bo jeste艣 podob­na do Clary, dzi臋ki czemu mo偶esz si臋 do nas zbli偶y膰, bardziej ni偶 wszyscy inni. Chdeli po prostu mie膰 kogo艣 w samym centrum wydarze艅. Nie chddi przygl膮da膰 si臋 od zewn膮trz, tylko zale偶a艂o im na informacjach z pierwszej r臋ki. To dlatego ci臋 tu przys艂ali. Chc膮 pozna膰 tajemnic臋 Fryderyka, tak jak wszyscy pozostali. A ty jeste艣 ich najlepsz膮 broni膮 w tej walce, pani major.

Po chwili Wagner wyst膮pi艂 z ofert膮:

- Wczoraj uratowa艂a艣 nam 偶yde. Nie wem, co us艂ysza艂a艣 o tej sprawie od swoich prze艂o偶onych, ale teraz to ja przedstawi臋 d prawdziw膮 wersj臋 tej historii, od samego pocz膮tku.

| 328 1

Z u艣miechem rozsiad艂 si臋 w fotelu.

- To na wypadek, gdyby艣my mieli si臋 ju偶 nigdy wi臋cej nie spotka膰. B臋dziesz mog艂a przynajmniej wys艂a膰 jaki艣 raport do centrali.

Wagner zako艅czy艂 swoj膮 opowie艣膰 dok艂adnie w tej samej chwili, gdy Valerie skr臋ci艂a na parking przed Dworcem Po艂udniowym. W trakcie jazdy zadawa艂a mu niewiele pyta艅, g艂贸wnie s艂ucha艂a. Kiedy sko艅czy艂, siedzia艂a przez chwil臋 zatopiona w my艣lach. Gdy zatrzyma艂a si臋 ko艂o jego golfa, Wagner westchn膮艂 i wyci膮gn膮艂 zza wycieraczki man­dat za pozostawienie samochodu w strefie, gdzie obowi膮zywa艂 zakaz d艂u­giego parkowania.

Numer mojego telefonu kom贸rkowego masz, Georg nie u偶ywa te­lefonu 鈥 powiedzia艂 na po偶egnanie. - Zreszt膮 wiesz, gdzie mo偶esz nas znale藕膰, prawda?

Valerie skin臋艂a g艂ow膮, wcisn臋艂a peda艂 gazu i znik艂a za rogiem.

Przed Sin膮, kt贸ry zaszy艂 si臋 w swojej bibliotece, pi臋trzy艂 si臋 coraz wy偶szy stos ksi膮偶ek. W poszukiwaniu szczeg贸艂贸w z 偶ycia Fryde­ryka dotar艂 do informacji o pierwszym cesarzu Chin i Oderichu z Porte- nau, kt贸ry by膰 mo偶e stanowi艂 jakie艣 ogniwo 艂膮cz膮ce obu w艂adc贸w. Wpraw­dzie znalaz艂 wiele nowych szczeg贸艂贸w, ale 偶adnych konkretnych powi膮za艅. Historycy nie 艂膮czyli dotychczas komety, kt贸r膮 widzieli obaj cesarze, z ich wiedz膮 o tajemnicy albo z wypraw膮 Odericha.

B臋dziemy musieli w艂膮czy膰 si臋 tam, gdzie przerwali艣my poszukiwa­nia w Chemnitz鈥, pomy艣la艂. Trzeba te偶 b臋dzie po艂膮czy膰 informacje z te­stamentu Mertensa z tym, co powiedzia艂 profesor Meitner i ze wskaz贸w­kami, jakie pozostawi艂 Fryderyk.

Poszed艂 do kuchni, nala艂 sobie herbaty i znowu zag艂臋bi艂 si臋 w roz­wa偶aniach.

Fryderyk pozostawi艂 im wskaz贸wki dotycz膮ce Stra偶nik贸w, Hieroni­ma, Anio艂贸w, chi艅skiej miary d艂ugo艣ci i deltoidu. Wskaza艂 im te偶 drog臋 na po艂udnie.

W gr臋 wchodz膮 tylko jego dwa miasta-rezydenge, Wiener Neustadt i Graz 鈥 zastanawia艂 si臋 g艂o艣no. Mertens te偶 wspomina艂 o Grazu. Trzeba wi臋c podj膮膰 ten trop, kieruj膮c si臋 艣ladem s艂owa AEIOU i dzie艂 sztuki, ja­kie pozostawi艂 po sobie Fryderyk.

Z drugiej strony chi艅ska miara d艂ugo艣ci zawarta w literach AEIOU dowodzi, 偶e Fryderyk dowiedzia艂 si臋 czego艣 od Odericha. Oderich, kt贸­ry przemierzy艂 Tybet i odwiedzi艂 Pekin, przywi贸z艂 do Europy bawe艂n臋. W ko艅cu sta艂 si臋 dla Fryderyka tak wa偶ny, 偶e ten za偶yczy艂 sobie, aby pod­czas jego pogrzebu wystawiono przy trumnie tylko jedn膮 tablic臋 偶a艂obn膮: t臋 z nazw膮 miasta Portenau. Czy mo偶liwe jest, 偶e cesarz Chin pozna艂 ta­jemnic臋 przed Fryderykiem, a Oderich przywi贸z艂 j膮 do Europy?

Sina posmakowa艂 herbaty i rozkoszowa艂 si臋 fal膮 ciep艂a, kt贸ra rozesz艂a si臋 po ca艂ym jego ciele.

Chi艅czycy... to oni zjawili si臋 w Chemnitz, wpadli na ich 艣lad i chcie­li zdoby膰 ksi臋g臋. To prawdopodobnie tak偶e oni stoj膮 za zbrodni膮 doko­nan膮 w ko艣ciele 艣w. Karola. Z drugiej strony to przecie偶 oni udzielili mu kilku wskaz贸wek i naprowadzili jego i Paula na w艂a艣ciwy 艣lad... a w艂a­艣ciwie zmusili ich, 偶eby tym 艣ladem pod膮偶yli... Sina wypi艂 jeszcze jeden spory 艂yk herbaty i nagle dozna艂 ol艣nienia: to nie jest tak, 偶e Chi艅czy­cy chc膮 t臋 tajemnic臋 zdoby膰... oni chc膮 j膮 po up艂ywie dw贸ch tysi臋cy lat odzyska膰!

W kilka minut osiod艂a艂 konia i w towarzystwie Tschaka ruszy艂 do sklepu.

CAF脡 DIGLAS, WIEDE艃

Wagner siedzia艂 w swojej ulubionej kawiarni, popija艂 kaw臋 z mlekiem i wpatrywa艂 si臋 w ekran laptopa le偶膮cego na stoliku. Pisa艂 w艂a­艣nie drugi artyku艂 dla Eleny Mil艂t z UMG. Znalaz艂y si臋 w nim informacje

o testamencie Mertensa, ma艂ym skrawku pergaminu znalezionym w fi­gurce rycerzyka, o wyje藕dzie do Chemnitz i o Valerie, kt贸ra wybawi艂a ich z opresji. By艂y to najwa偶niejsze sk艂adniki tekstu, podane w spos贸b, kt贸ry powinien trzyma膰 ameryka艅skich czytelnik贸w w sta艂ym napi臋ciu.

Jak to napisa艂a mu Elena w swoim ostatnim mailu? 鈥濸an Weinberg, mimo z艂ego stanu zdrowia, z du偶ym zainteresowaniem 艣ledzi Pana po­st臋py w tej sprawie. Ufa, 偶e b臋dzie nas Pan informowa艂 o wszystkim na bie偶膮co i 偶e to my b臋dziemy mie膰 wy艂膮czne prawa do ca艂ego materia艂u .

Zrobi si臋, pomy艣la艂 Wagner i jednym naci艣ni臋ciem klawisza wys艂a艂 jej drugi artyku艂. W tym momencie zadzwoni艂 jego telefon kom贸rkowy. Kiedy us艂ysza艂 g艂os Siny, bardzo si臋 zdziwi艂.

- Od kiedy to w twoim 艣wiecie istniej膮 telefony? - spyta艂. - Niech zgadn臋... znajdujesz si臋 teraz w centrum telekomunikacyjnym w twojej miejscowo艣ci, mi臋dzy r贸偶owymi majtasami a najnowszymi kalendarzami dla rolnik贸w?

- Daj spok贸j i pos艂uchaj 鈥 us艂ysza艂 w odpowiedzi. - Potrzebny nam pilnie kto艣, kto m贸g艂by opowiedzie膰 co艣 o pierwszym cesarzu Chin, Shihu- angdi. O jego 偶yciu, grobowcu, armii z terakoty, o jego nadziejach, a mo偶e nawet o ukrytych pasjach i marzeniach. Je艣li w艂a艣ciwie kombinuj臋, Chi艅­czycy domy艣laj膮 si臋, co stanowi j膮dro ca艂ej tajemnicy, ale przez dwa tysi膮ce lat jej 艣lady uleg艂y zatarciu. Przez czysty przypadek dowiedzieli si臋 jednak, 偶e nie wszystko jest jeszcze stracone. D艂aczego? Bo Oderich z Portenau, kt贸ry odby艂 podr贸偶 do Tybetu i Pekinu, przywi贸z艂 stamt膮d t臋 tajemnic臋 do Europy. By艂a ona tak straszna, 偶e jedyn膮 osob膮 godn膮 jej wys艂uchania by艂 cesarz. Przypomnij sobie testament Mertensa. Pierwsz膮 osob膮, kt贸rej tajemnica zosta艂a objawiona, by艂 Fryderyk II Hohenstauf. Niestety, uzna艂 j膮 za legend臋, nie doceni艂 jej wagi, jak to okre艣li艂 Mertens. Potem Fryderyk III nawet nie opowiedzia艂 o niej swojemu synowi. Zapisa艂 natomiast pi臋膰 magicznych liter i przekaza艂 nam ca艂y szereg wskaz贸wek, kt贸re zachowa­艂y si臋 do dzisiaj. By艂 jednak cz艂owiekiem rozdartym, targanym sprzecz­nymi uczuciami. Z jednej strony ba艂 si臋 ujawni膰 tajemnic臋, a jednocze艣nie odczuwa艂 pokus臋, 偶eby j膮 jako艣 ukry膰. I dlatego pozostawi艂 艣wiatu wska­z贸wki, kt贸re kiedy艣 umo偶liwi膮 jej zrozumienie. Fryderyk, kt贸ry tak bardzo by艂 dumny ze swoich tajnych tekst贸w, 偶e niekt贸re z najbardziej wymy艣l­nych zacz膮艂 nawet podpisywa膰 zwrotem 鈥瀟o ja to wymy艣li艂em鈥, zabra艂 si臋 do roboty i stopniowo, a zarazem bardzo ostro偶nie zacz膮艂 umieszcza膰 te wskaz贸wki w r贸偶nych miejscach. Obawia艂 si臋 jednak swojej w艂asnej od­wagi i dlatego zleci艂 Stra偶nikom, aby stworzyli ostatni膮 zapor臋 w walce

o zachowanie ca艂ej sprawy w tajemnicy.

Wagner domy艣li艂 si臋, do czego zmierza Sina.

I wtedy Chi艅czycy doszli do wniosku, 偶e jest jeszcze nadzieja i 偶e rozwi膮zanie zagadki nadal jest mo偶liwe.

S艂usznie, ale musieli poczeka膰, a偶 kto艣 te wskaz贸wki odpowiednio zinterpretuje, wyci膮gnie w艂a艣ciwe wnioski i zdob臋dzie potrzebn膮 wiedz臋. Mo偶e nawet kiedy艣 sami pr贸bowali t臋 tajemnic臋 rozwi膮za膰 i wtedy na­tkn臋li si臋 na Stra偶nik贸w z sze艣cioramienn膮 gwiazd膮. W ko艅cu postano­wili pos艂u偶y膰 si臋 inn膮 taktyk膮.

Sina umilk艂, a Wagner doko艅czy艂 jego wypowied藕:

-1 t膮 now膮 taktyk膮 jeste艣my my, prawda?

Tak, s艂usznie. To my stali艣my si臋 ich now膮 taktyk膮, kt贸ra jak na ra­zie funkcjonuje ca艂kiem dobrze. Jeste艣my na tropie zagadki Fryderyka, ale mimo to Chi艅czycy chc膮 czego艣 wi臋cej. I niekoniecznie chodzi tu o same wskaz贸wki, ale o co艣 jeszcze.

Sina opar艂 si臋 o okr膮g艂y st贸艂 stoj膮cy w sklepie i przez chwil臋 zastana­wia艂 si臋 nad czym艣. W tym samym czasie Tschak kr臋ci艂 si臋 zachwycony ko艂o p贸艂ki z karm膮 dla ps贸w i ko艣膰mi do gryzienia.

Uwa偶am, 偶e koniecznie powinni艣my porozmawia膰 z kim艣, kto du偶o wie o pierwszym cesarzu Chin, opowie nam o nim i jego czasach, a mo偶e nawet wska偶e, co obu cesarzy 艂膮czy艂o. Profesor Meitner nie jest specjali­st膮 od tych spraw.

Wagner zam贸wi艂 kolejn膮 kaw臋 z mlekiem i przebieg艂 w pami臋ci list臋 znanych sobie os贸b.

- Poczekaj chwil臋 - powiedzia艂. - Co艣 mi przysz艂o do g艂owy. W po­bli偶u Wiednia znajduje si臋 Dom Misyjny pod wezwaniem 艢wi臋tego Ga­briela. Urz膮dzono w nim dom opieki dla starych misjonarzy. To spokojne miejsce, gdzie wielu ksi臋偶y, kt贸rzy g艂osili wiar臋 chrze艣cija艅sk膮 w r贸偶nych zak膮tkach 艣wiata, do偶ywa swoich dni. By膰 mo偶e znajdziemy tam jakie­go艣 by艂ego misjonarza, kt贸ry sp臋dzi艂 w Chinach ca艂e 偶ycie i bada艂 histori臋 i kultur臋 tego kraju. Poza tym siedziba zakonu le偶y na trasie, kt贸r膮 b臋dzie­my jecha膰 na po艂udnie, gdzie mamy dozna膰 objawienia.

Sina z艂apa艂 Tschaka, kt贸ry 偶u艂 w艂a艣nie kawa艂ek suszonej kie艂basy. Przy okazji rzuci艂 karc膮ce spojrzenie sprzedawczyni, kt贸ra u艣miechn臋艂a si臋 do niego przepraszaj膮co.

- Dobry pomys艂 - powiedzia艂 Sina. 鈥 Wpadnij po mnie, to od razu tam pojedziemy. Najwy偶szy czas, 偶eby艣my zdobyli jak膮艣 przewag臋 nad Chi艅czykami.

AMBASADA IZRAELA, WIEDE艃-D脫BLIN

VALERIE ZAPARKOWA艁A MAZD臉 NA DZIEDZI艃CU AMBASADY I POSZ艁A prosto do ma艂ego mieszkania, kt贸re oddano jej do dyspozycji na czas akcji w Wiedniu. Rzuci艂a si臋 na 艂贸偶ko z艂a i troch臋 zak艂opotana. Zak艂opotana, poniewa偶 Wagner by艂 wobec niej szczery i uczciwy, nawet nie pr贸bowa艂

czegokolwiek przed ni膮 ukrywa膰. Razem z Sin膮 prowadzili poszukiwania ze zwyk艂ej ciekawo艣ci i z ch臋ci rozwi膮zania zagadki, kt贸r膮 przed pi臋ciu­set laty pozostawi艂 cesarz Austrii. Obaj nie w臋dz膮 nawet, czego mog膮 si臋 spodziewa膰 na ko艅cu drogi.

Nie maj膮 poj臋cia, jak ci臋偶kie jest brzemi臋 decyzji鈥, pomy艣la艂a. Mu­sz膮 jednak przej艣膰 ca艂膮 drog臋, bez wzgl臋du na to, dok膮d ich zaprowadzi.

Kiedy pomy艣la艂a o Shapirze, ogarn臋艂a j膮 z艂o艣膰. Chwyci艂a za s艂uchawk臋 telefonu i poprosi艂a central臋 o po艂膮czenie przez bezpieczn膮 lini臋 z g艂贸w­nym biurem Mossadu w Tel Awiwie. Nieca艂膮 minut臋 p贸藕niej us艂ysza艂a w s艂uchawce g艂os szefa Metsady.

Pani major Goldmann, dzie艅 dobry. Czy偶by chcia艂a pani przekaza膰 mi sw贸j pierwszy raport? Jak by艂o w Chemnitz?

Du偶o ruchu i zimna 鈥 odpar艂a Valerie. - Wszystko jednak przebie­ga艂o dok艂adnie tak, jak pan to zaplanowa艂. Przede wszystkim t臋 niespo­dziank臋. .. 鈥 przerwa艂a i zawiesi艂a g艂os w p贸艂 zdania.

Co pani ma na my艣li? 鈥 spyta艂 niepewnym g艂osem Shapiro.

Widzia艂am zdj臋cie Clary, 偶ony Siny, kt贸ra zgin臋艂a w wypadku. Czy pan wiedzia艂, 偶e zabi艂a si臋, jad膮c na motocyklu Wagnera?

Shapiro milcza艂.

A czy mia艂 pan te zdj臋cia w szufladzie swojego biurka w chwili, kiedy mi pan opowiada艂 o r贸偶nych rzeczach z wyj膮tkiem jednej, a mianowicie, dlaczego w艂a艣nie mnie postanowi艂 pan wys艂a膰 do Wiednia? Nie wybra艂 mnie pan dlatego, 偶e moi rodzice pochodz膮 z Wiednia, albo 偶e m贸wi臋 po niemiecku, albo 偶e czuj臋 si臋 w Wiedniu jak we w艂asnym domu, albo 偶e umiem si臋 obchodzi膰 z broni膮. Nie, nie dlatego. Wybra艂 mnie pan, bo wygl膮dam jak siostra Clary albo mo偶e raczej jak zmartwychwsta艂a Clara.

W s艂uchawce nadal panowa艂a cisza.

Sina do dzisiaj nie mo偶e si臋 pogodzi膰 z jej 艣mierci膮 i tylko uporo­wi Wagnera mo偶emy zawdzi臋cza膰, 偶e uda艂o mu si臋 go sk艂oni膰 do opusz­czenia zamku. Pan o tym wszystkim wiedzia艂. Mimo to nic mi pan nie powiedzia艂, prowadzi艂 pan swoj膮 psychologiczn膮 gr臋, maj膮c nadziej臋, 偶e dzi臋ki temu prze艣cignie pan wszystkich pozosta艂ych, 偶e za jednym zama­chem zredukuje ich przewag臋 i Izrael wysunie si臋 na czo艂o w艣r贸d innych konkurent贸w, kt贸rzy bior膮 udzia艂 w wy艣cigu do tajemnicy Fryderyka. Po­stanowi艂 pan mianowicie wys艂a膰 swoj膮 agentk臋 prosto na front, mi臋dzy obie konkuruj膮ce ze sob膮 strony. Genialne i cholernie nieczyste zabranie.

- W moim 驴wiecie - odpar艂 spokojnym tonem Shapirodzia艂a si臋 w oparciu o zasad臋 鈥瀗eed to know鈥. Im mniej b臋dzie pani wiedzie膰, tym 艂atwiej i bardziej spontanicznie b臋dzie pani dzia艂a膰. Kiedy otrzyma艂em pierwsze raporty z Chin i z Austrii, zacz膮艂em si臋 przygl膮da膰 ludziom, kt贸rych Chi艅czycy wyznaczyli do rozwi膮zania tajemnicy cesarza. Zbada­艂em ich 偶ycie i przesz艂o艣膰, odkry艂em ich s艂abo艣ci i pasje. Typowa robota wywiadowcza. Zdj臋cia z wypadku motocyklowego stanowi艂y tylko jeden z wielu element贸w tej uk艂adanki. I wtedy przez przypadek trafi艂em na pa­ni膮. W jakim艣 czasopi艣mie znalaz艂em pani zdj臋cie z genera艂em Lederem. Zrobiono je na spotkaniu attach茅 wojskowych w hotelu Hilton w Tel Awi­wie. Natychmiast kaza艂em sobie przynie艣膰 wszystkie dost臋pne materia­艂y na pani temat, zbada艂em przebieg pani kariery zawodowej, obejrza艂em zdj臋cia i zapozna艂em si臋 z dotychczasow膮 s艂u偶b膮 wojskow膮. Nie mog艂em uwierzy膰 we w艂asne szcz臋艣cie. Wszystko pasowa艂o znakomicie.

Shapiro przerwa艂 na chwil臋, ale Valerie postanowi艂a nie u艂atwia膰 mu zadania i dlatego dalej milcza艂a.

Zapewne zadaje pani sobie pytanie, dlaczego nie o wszystkim pa­ni膮 poinformowa艂em. Ot贸偶 doszed艂em do wniosku, 偶e gdybym to uczy­ni艂, nie mog艂aby pani zachowa膰 si臋 jak przybywaj膮ca na odsiecz kawaleria, bo czeka艂aby pani tylko na reakcj臋 Wagnera i Siny. Na to, co si臋 zdarzy, je艣li otworzy pani drzwi i zawo艂a 鈥瀢ej艣膰鈥. Wiedzia艂em, 偶e wcze艣niej lub p贸藕niej o wszystkim si臋 pani dowie. Mia艂em nadziej臋, 偶e dojdzie do tego raczej p贸藕niej.

- Ca艂kowicie mnie pan uspokoi艂, je艣li chodzi o poziom dost臋pnej mi wiedzy鈥攐dpar艂a Valerie z ironi膮 w g艂osie. 鈥 Kto wie, jakie jeszcze nic nie znacz膮ce szczeg贸艂y zachowa艂 pan dla siebie pod pretekstem, 偶e nie pa­suj膮 do strategii stosowanej w mi臋dzynarodowej partii szach贸w, jak膮 pan rozgrywa. Dlatego musz臋 powiedzie膰, 偶e informacje, jakie uzyska艂am dzi艣 przed po艂udniem od Wagnera, s膮 o wiele bardziej szczere, ni偶 pana gier­ki z prawd膮.

Valerie opowiedzia艂a, co wydarzy艂o si臋 w Chemnitz i stre艣ci艂a to, co Wagner opowiedzia艂 jej w drodze powrotnej do Wiednia. Kiedy nawi膮­za艂a do zamachu na ojca Johannesa, Shapiro przerwa艂 jej.

- Po tym, co wydarzy艂o si臋 w Chemnitz, Stra偶nicy jeszcze bardziej b臋d膮 si臋 stara膰 powstrzyma膰 Wagnera i Sin臋. Z kolei Chi艅czycy nadal wi­dz膮 w nich jedyn膮 szans臋 na rozwik艂anie tajemnicy. Dop贸ki obaj jej szu*

kaj膮, Chi艅czycy b臋d膮 trzyma膰 si臋 na dystans. Kiedy jednak Sina i Wagner znajd膮 to, czego wszyscy szukaj膮, Chi艅czycy nie b臋d膮 ich ju偶 potrzebowa膰. Wtedy ich Anio艂 Str贸偶 b臋dzie mia艂 mn贸stwo pracy.

Valerie zada艂a pytanie, kt贸re od dawna chodzi艂o jej po g艂owie:

I co wtedy?

Shapiro natychmiast zrobi艂 si臋 czujny.

芦Jak to, co wtedy? 鈥 powt贸rzy艂 ostro偶nie jej pytanie.

- Wtedy Anio艂 Str贸偶 stanie si臋 Anio艂em 艢mierci. A mo偶e wyobra偶a艂 pan sobie co艣 innego? Czy mam odebra膰 Sinie i Wagnerowi ich tajemni­c臋, zanim uczyni膮 to Chi艅czycy, potem ich pozabija膰 i uciec, bo nie b臋d膮 nam ju偶 potrzebni? Czy na tym polega艂 pa艅ski plan?

Shapiro milcza艂, a jego milczenie by艂o dla Valerie o wiele bardziej wymowne, ni偶 gdyby odpowiedzia艂 na jej pytania.

- Budzi pan we mnie wstr臋t, Shapiro. W por贸wnaniu z tym, co pan robi, miejska partyzantka to co艣 prostego i uczciwego - paln臋艂a Valerie i z w艣ciek艂o艣ci膮 rzuci艂a s艂uchawk臋.

CENTRUM WIEDNIA

Po WIZYCIE W KOSTNICY KOMISARZ BERNER JAK ZWYKLE ODCZUWA艁 potrzeb臋, 偶eby pozby膰 si臋 zapachu formaliny. Piel臋gniark臋 odes艂a艂 wraz z Burghardtem do szpitala, bo identyfikacja zw艂ok dobieg艂a przed chwi­l膮 ko艅ca. Piel臋gniarka by艂a absolutnie pewna, 偶e m臋偶czyzna z blizn膮 na szyi i nieznajomy, kt贸ry razem z trzema sanitariuszami uprowadzi艂 ojca Johannesa ze szpitala w Wiedniu, to ta sama osoba.

Komisarz Ruzicka sta艂 zdumiony obok.

Je艣li nie chc膮 d臋 na komendzie w centrum, przenie艣 si臋 do nas i daj sobie spok贸j z emerytur膮 鈥 powiedzia艂 w przyp艂ywie podziwu.

Berner skrzywi艂 si臋.

Nie mam takich plan贸w, Geraldzie. Z deszczu pod rynn臋 - mruk­n膮艂 i obronnym ruchem r臋ki powstrzyma艂 Ruzick臋 przed zadawaniem dalszych pyta艅. 鈥 Lekarz uwa偶a, 偶e kula pochodzi z tej samej broni, kt贸r膮 pos艂u偶y艂 si臋 sprawca zab贸jstwa w ko艣ciele 艢wi臋tego Ruprechta.To ci膮gle moja sprawa, cho膰 niekt贸rzy wci膮偶 nie chc膮 tego przyzna膰. Pozw贸l mi wi臋c dzia艂a膰, a nazwisko sprawcy zab贸jstwa ofiary z jeziora Schellensee podam d na srebrnej tacy. Czego wi臋cej d trzeba? ,

Ruzicka przeszed艂 z Bernerem do swojego samochodu. Podczas jazdy Bemer opowiedzia艂 mu o planowanym wyje藕dzie do Apulii.

- Rozwiod臋 si臋 i pojad臋 z tob膮 鈥 zadeklarowa艂 Ruzicka, wzdychaj膮c t臋sknie, gdy Berner wysiada艂 z samochodu.

BERNER POJECHA艁 DO DOMU I OD RAZU WSZED艁 POD PRYSZNIC. Kiedy zastanawia艂 si臋, czy Eddy odwa偶y si臋 przyj膮膰 jego propozycj臋, za­dzwoni艂 jego telefon kom贸rkowy.

- Mi艂o mi s艂ysze膰, 偶e ju偶 pana wypu艣cili ze szpitala - powiedzia艂 Eddy, traktuj膮c to jako s艂owa powitania.

- Nawet nie chc臋 wiedzie膰, sk膮d o tym wiesz - mrukn膮艂 Berner i za­pali艂 papierosa. - Zastanowi艂e艣 si臋?

- Chodzi panu o przedstawienie, o kt贸rym niedawno rozmawiali­艣my? I spyta艂 ostro偶nie Eddy.

- W艂a艣nie - odpar艂 Berner. - Premiera powinna si臋 odby膰 dzisiaj, a ja ci膮gle czekam na solist臋. Czy przejrza艂e艣 list臋 z obsad膮?

- Tak, ale w ostatnich tygodniach troch臋 si臋 skurczy艂a. Kilku gwiaz­dom uniemo偶liwiono wyst臋p, a inne maj膮 zobowi膮zania za granic膮 - wy­ja艣ni艂 by艂y zapa艣nik.

- 呕yjemy w trudnych czasach - stwierdzi艂 kr贸tko Berner. - W inte­resie pozostan膮 tylko najlepsi. Ale nie jest moim zamiarem dyskutowa­nie z tob膮 na temat sztuk scenicznych - powiedzia艂 z ironi膮, co wywo艂a艂o wybuch 艣miechu Eddy ego.

- Wygra艂 pan, panie komisarzu 鈥 odpar艂 w ko艅cu Eddy. 鈥 My艣l臋, 偶e najlepiej b臋dzie, je艣li to ja b臋d臋 panu towarzyszy艂 na premierze. B臋dzie to niezwyk艂e wydarzenie. Ja i pan razem na scenie!

- Krytycy b臋d膮 zachwyceni - mrukn膮艂 Berner.

- Czy mam za艂atwi膰 jeszcze jakiego艣 statyst臋?

- Nie, w tej sztuce wyst臋puje tylko dw贸ch aktor贸w. Niech ju偶 zosta­nie sztuk膮 kameraln膮. Adres i godzin臋 wy艣l臋 ci esemesem. Mo偶e powi­niene艣 troch臋 popyta膰 swoich znajomych, jak najlepiej dojecha膰 do sceny w dzielnicy Nobla.

- Na pewno to zrobi臋, panie komisarzu. Mam przynie艣膰 ze sob膮 ja­kie艣 specjalne rekwizyty czy te偶 wystarczy zestaw podr臋czny?

- 呕adnych fajerwerk贸w ani 偶adnych ulotek z programem. B臋dzie­my po prostu improwizowa膰 - odpar艂 Berner. 鈥 I jeszcze co艣: je艣li kto艣 si臋

o tym dowie, ja dopilnuj臋, 偶eby twoja c贸rka straci艂a prac臋 w sekretariacie komendanta Siny. Wtedy b臋dzie sobie mog艂a lakierowa膰 paznokcie gdzie indziej. Rozumiemy si臋?

Przez chwil臋 Eddy nie m贸g艂 wydusi膰 z siebie s艂owa. W ko艅cu zno­wu si臋 roze艣mia艂.

I Nic si臋 przed panem nie ukryje, panie komisarzu. Ode mnie nikt si臋 nic nie dowie. Daj臋 s艂owo.

Wagner obszed艂 zajezdni臋 dwa razy, nim otworzy艂 wielk膮 bram臋 i ostro偶nie wszed艂 do 艣rodka. Nie zauwa偶y艂, 偶eby ktokolwiek obser­wowa艂 budynek. Nie znalaz艂 te偶 艣lad贸w grzebania przy zamkach. Mimo to przeszuka艂 ca艂膮 zajezdni臋 od g贸ry do do艂u i uspokoi艂 si臋 dopiero wte- dy, gdy sprawdzi艂 pomieszczenie z motocyklami. Poszed艂 na g贸r臋 do ga­binetu, otworzy艂 sejf i wyj膮艂 z niego pistolet marki Glock. Sprawdzi艂 ma­gazynek i wsun膮艂 bro艅 za pasek od spodni. Przez chwil臋 si臋 zastanawia艂, w ko艅cu od艂o偶y艂 pistolet z powrotem do sejfu i zamkn膮艂 ci臋偶kie drzwi. Przypomnia艂 sobie o wydarzeniach w Chemnitz i o sile ognia, jak膮 mu­sia艂a si臋 pos艂u偶y膰 Valerie, 偶eby wybawi膰 ich z trudnej sytuacji. Pojedynczy pistolet nie wystarczy艂by przeciwko maj膮cym przewag臋 liczebn膮 Chi艅­czykom i Stra偶nikom.

Szybko spakowa艂 torb臋 podr贸偶n膮 i rzuci艂 j膮 do baga偶nika samochodu. W tym momencie zadzwoni艂 jego telefon kom贸rkowy.

Paul? M贸wi Valerie.

Nasz anio艂 str贸偶! Czy偶by艣 si臋 za nami st臋skni艂a? A mo偶e to tylko telefon kontrolny? 鈥 spyta艂 Wagner i zapu艣ci艂 silnik.

-Jak to: kontrolny? - spyta艂a Valerie niepewnym g艂osem.

Czy jeszcze 偶yjemy 鈥 odpar艂 Wagner i ruszy艂 z miejsca. - W艂a艣nie wyje偶d偶am po Georga. Chcemy pojecha膰 do Domu Opieki dla Misjona­rzy. Zastanawiam si臋, czy nie powinni艣my tam zosta膰 na sta艂e.

Dom Opieki dla Misjonarzy? Brzmi ekscytuj膮co. Czy mam wam towarzyszy膰?

Nie s膮dz臋, 偶eby zaatakowa艂 nas tam seri膮 z ka艂asznikowa jaki艣 sta­ruszek siedz膮cy na w贸zku 鈥 za偶artowa艂 Wagner. - Poza tym je藕dzisz zbyt gwa艂townie. Nigdy nie trzymasz obu r膮k na kierownicy.

Tak naprawd臋 nie podoba ci si臋, 偶e mazda jest r贸wnie szybka jak twoje motocykle. Przyznaj si臋 鈥 doci臋艂a mu 偶artobliwie Valerie, ale zaraz

spowa偶nia艂a: 鈥 Jestem w Wiedniu i je艣li b臋dziecie mnie potrzebowa膰, za­dzwo艅 do mnie.

- Dzi臋ki. Czy wiesz ju偶 dok艂adnie, na czym polega twoje zadanie? Wagner zada艂 jej to pytanie jakby od niechcenia, ale milczenie, jakie

w tym momencie zapad艂o, 艣wiadczy艂o, 偶e trafi艂 w dziesi膮tk臋.

-Ja.. .ja nie wiem, co o tym my艣le膰. Wszystko jest takie zagmatwane.

- W takim razie mo偶e lepiej, 偶ebym nie dzwoni艂? 鈥 spyta艂 Wagner.

- By膰 mo偶e - odpar艂a Valerie i od艂o偶y艂a s艂uchawk臋.

AMBASADA CHIN, WIEDE艃

- S膮dz臋, panie ambasadorze, 偶e sytuacja wymyka si臋 panu spod kontroli.

Minister obrony Chin nie zamierza艂 ukrywa膰, co s膮dzi o sytuacji w Austrii. Ambasador Hang Weng Huan wytrzyma艂 wzrok ministra, cho膰 mia艂 nadziej臋, 偶e nie zauwa偶y on kropel potu, kt贸re zebra艂y mu si臋 na czole. Zorganizowana ad hoc wideokonferen臋ja zacz臋艂a si臋 przed kilko­ma minutami. Niewielkie d藕wi臋koszczelne pomieszczenie w ambasadzie Chin pe艂ni艂o rol臋 sali konferencyjnej. Siedzieli w niej r贸wnie偶 genera艂 Ii Feng, Peer van Gavint, sekretarz ambasadora i attach茅 wojskowy. Wszyscy

- z wyj膮tkiem Gavinta, kt贸ry zapisywa艂 kolumny cyfr na kartce papieru - spogl膮dali na obraz rzucany przez projektor. Wida膰 by艂o na nim ministra obrony Chin, kt贸ry siedzia艂 na krze艣le z r臋kami za艂o偶onymi na brzuchu i spogl膮da艂 na nich z g贸ry jak rozz艂oszczony Budda.

A pan, generale Li Feng, je艣li ju偶 jedzie na jak膮艣 zagraniczn膮 wyciecz­k臋, powinien lepiej radzi膰 sobie z miej scowymi warunkami鈥攇rzmia艂 mini­ster. - Bo tego, co wydarzy艂o si臋 w Chemnitz, nawet mimo najszczerszych ch臋ci nie mo偶na nazwa膰 skoordynowan膮 i zaplanowan膮 akcj膮, prawda?

Li Feng siedzia艂 przy stole z kamienn膮 twarz膮.

- Mieli艣cie przewag臋, Sina i Wagner byli w waszych r臋kach, dyspo­nowa艂 pan 偶o艂nierzami z elitarnej jednostki armii chi艅skiej i jak si臋 to wszystko sko艅czy艂o?

Minister waln膮艂 pi臋艣ci膮 w st贸艂 i pochyli艂 si臋 w stron臋 kamery:

W trakcie strzelaniny ze Stra偶nikami, nad kt贸rymi mieli艣cie prze­wag臋 liczebn膮, straci艂 pan czterech ludzi. Wagnera i Sin臋 odebra艂a wam jaka艣 kobieta, kt贸ra prawdopodobnie dzia艂a艂a w pojedynk臋. Porwa艂a ich na

waszych oczach w trakcie karko艂omnej akcji i rozp艂yn臋艂a si臋 jak we mgle, wszelki 艣lad po niej zagin膮艂.

Twarz ministra przybra艂a purpurowy kolor.

- Kim jest ta kobieta? Sk膮d si臋 tam wzi臋艂a? Gdzie jest teraz? Co I Sin膮 i Wagnerem? Czy nadal 偶yj膮? Nadal pod膮偶aj膮 艣ladem tajemnicy? A mo偶e zrezygnowali? Wasze zadanie by艂o jasne i jednoznaczne. Mieli艣cie ich chroni膰 przed Zakonem, aby spokojnie mogli doko艅czy膰 to, na czym utkn臋li nasi naukowcy. Tymczasem co pan robi, generale? Przyk艂ada im pan do g艂owy pistolet i zatrzymuje, zamiast po prostu chroni膰 ich przed Stra偶nikami. Wpada pan w pu艂apk臋 i na dodatek tr膮d ich 艣lad. Gratuluj臋!

Minister po艂o偶y艂 d艂onie p艂asko na blacie sto艂u i zada艂 genera艂owi naj­wa偶niejsze pytanie:

- Dlaczego o niczym nie poinformowano pana van Gavinta? Dla­czego nie zabra艂 go pan na akcj臋? To pytanie kieruj臋 tak偶e do pana, panie ambasadorze.

Gavint u艣miechn膮艂 si臋 w duchu i dalej pisa艂 co艣 na kartce. Tymcza­sem minister mia艂 jeszcze wiele do powiedzenia.

- Do tej pory wszystkie akcje, kt贸re w tej tak wa偶nej sprawie przepro­wadzi艂 na nasze zlecenie pan Gavint, zako艅czy艂y si臋 sukcesem. Cieszy si臋 on pe艂nym zaufaniem dow贸dztwa armii i kierownictwa Komitetu Cen­tralnego. Jak dot膮d w niczym nas nie zawi贸d艂. Nie mog臋 tego powiedzie膰

o panu, generale. Ju偶 po nieudanej akcji w Tybede ostrzega艂em pana. Moim zdaniem wszystko wskazuje na to, 偶e w Chemnitz znowu dzia艂a艂 pan na w艂asn膮 r臋k臋 i po raz kolejny poni贸s艂 pora偶k臋. A pan, ambasadorze, w 偶aden spos贸b nie stara艂 si臋 temu przedwdzia艂a膰. Zastanawiam si臋, czy nie powi­nienem zaproponowa膰 cz艂onkom Komitetu Centralnego, aby wymienili ca艂e kierownictwo naszej ambasady w Wiedniu. Mam na to wielk膮 ochot臋.

Minister przerwa艂, 偶eby nabra膰 powietrza. Ambasador wykorzysta艂 t臋 okazj臋, 偶eby co艣 powiedzie膰:

- Panie ministrze, chc臋 zauwa偶y膰, 偶e nikt nie przewidzia艂, i偶 w grze pojawi si臋 nagle trzeda strona. Nie otrzyma艂em w tej sprawie 偶adnych tajnych meldunk贸w, kt贸re...

Minister przerwa艂 ambasadorowi, wydaj膮c d藕wi臋k, kt贸ry przypomi­na艂 syczenie w臋偶a.

- Czy偶by chda艂 pan w ten spos贸b zrzud膰 win臋 na nasze tajne s艂u偶by, aby unikn膮膰 zarzutu o brak kompetencji?

Gavint uzna艂 ten fragment rozmowy za najlepszy moment, aby si臋 W ni膮 w艂膮czy膰. Spojrza艂 w ekran i u艣miechn膮艂 si臋 z艂o艣liwie.

- Panie ministrze, wydaje mi si臋, 偶e ju偶 najwy偶szy czas, aby艣my od艂o­偶yli na bok dyskusj臋 o ludzkich s艂abo艣ciach i zacz臋li dzia艂a膰 wsp贸lnie 1 i to po tej samej stronie.

W tym miejscu przerwa艂, 偶eby podkre艣li膰 wag臋 swoich s艂贸w. Mini­ster u艣miechn膮艂 si臋 do niego.

- Niech pan m贸wi dalej, Mr van Gavint 鈥 powiedzia艂.

- Wydarzenia w Chemnitz pokaza艂y nam, 偶e Stra偶nicy s膮 zdecydo­wani na wszystko. B臋d膮 zwi臋ksza膰 nacisk na Wagnera i Sin臋, im bli偶ej b臋d膮, rozwi膮zania tajemnicy. Je艣li za艣 chodzi o tamt膮 kobiet臋, musz臋 cz臋­艣ciowo przyzna膰 racj臋 panu ambasadorowi. Mamy nadziej臋, 偶e otrzyma­my wszystkie informacje, kt贸re wasze tajne s艂u偶by mog膮 nam dostarczy膰 w tej sprawie.

Minister skin膮艂 potwierdzaj膮co g艂ow膮. Gavint u艣miecha艂 si臋 do ka­mery jak gwiazda filmowa.

- Ta kobieta stanowi odt膮d m贸j problem i mo偶e pan uzna膰 go za za­艂atwiony, panie ministrze. Kiedy tylko zdob臋d臋 wi臋cej szczeg贸艂贸w, zajm臋 si臋 ni膮. Je艣li za艣 chodzi o Sin臋 i Wagnera, prosz臋 pana o ca艂kowit膮 swo­bod臋 dzia艂ania i o nieograniczone wsparcie ze strony obecnych tu os贸b. Dzi臋ki temu doprowadzimy nasze zadanie do szcz臋艣liwego ko艅ca. Jestem

o tym przekonany.

Minister rozsiad艂 si臋 wygodniej na krze艣le i znowu skrzy偶owa艂 d艂o­nie na brzuchu.

- Mr van Gavint, nie widz臋 偶adnego problemu - stwierdzi艂, a pro­tekcjonalny wyraz znik艂 z jego twarzy tak szybko, jak si臋 na niej pojawi艂.

- Panie ambasadorze, panie generale, s艂yszeli艣cie. Oczekuj臋, 偶e podejmie­cie wszelkie mo偶liwe dzia艂ania, 偶eby pom贸c panu Gavintowi, kt贸ry dzia艂a w interesie Chin.

Twarz ministra znik艂a ze 艣ciany niczym duch. Wszyscy siedzieli jak pora偶eni. Gavint podni贸s艂 si臋 z krzes艂a, strzepn膮艂 ze spodni niewidocz­ny py艂ek i podszed艂 do drzwi. Na chwil臋 si臋 zatrzyma艂 i odwr贸ci艂 si臋. Li Feng i ambasador nadal siedzieli jak ra偶eni piorunem. Widz膮c ich miny, Gavint powiedzia艂:

- Uratowa艂em wasze chi艅skie ty艂ki, ale zapewniam, 偶e zrobi艂em to po raz ostatni. Od tej pory obowi膮zuje tylko jeden kierunek marszu 鈥 m贸j.

Jak nazywa si臋 ta wielka pustynia na p贸艂noc od Chin? No tak, Gobi, pu-

Roze艣mia艂 si臋, otworzy艂 drzwi, a gdy wyszed艂 z sali, zamkn膮艂 je ci­cho za sob膮.

DOM MISYJNY 艢W. GABRIELA, M脫DLING, AUSTRIA

- B臋d膮 panowie musieli m贸wi膰 troch臋 g艂o艣niej, poniewa偶 ojciec Pius nie s艂yszy ju偶 tak dobrze, jak kiedy艣 - powiedzia艂 prowincja艂 Domu Opieki dla Misjonarzy, gdy wchodzili na trzecie pi臋tro. Na ko艅cu korytarza znajdowa艂 si臋 pok贸j wielce szanowanego misjonarza.

Kiedy Wagner i Sina zastukali w ciemne drewniane drzwi, spodziewali si臋 ujrze膰 pochylonego siwego staruszka wspartego na kiju, kt贸ry z trudem b臋dzie m贸g艂 d藕wign膮膰 si臋 z fotela. Tymczasem drzwi otworzy艂 im m臋偶­czyzna z lwi膮 grzyw膮 na g艂owie i o bystrych, czujnych oczach. Trzyma艂 si臋 prosto jak 艣wieca. Nikt nie da艂by ojcu Piusowi jego dziewi臋膰dziesi臋ciu lat.

Ojciec Jakob zapowiedzia艂 pan贸w - pozdrowi艂 obu swych go艣ci oj­ciec Pius i zaskakuj膮co silnie u艣ciska艂 im d艂onie.

Jeste艣my bardzo wdzi臋czni, 偶e ojciec zgodzi艂 si臋 nas przyj膮膰 z tak kr贸tkim wyprzedzeniem 鈥 odpar艂 Wagner, rozgl膮daj膮c si臋 po ma艂ym po­koju wype艂nionym pami膮tkami z Azji. Pe艂no w nim by艂o rze藕b, plakat贸w, stos贸w starych, po偶贸艂k艂ych gazet, pi臋knie rze藕bionych nefryt贸w, zdj臋膰 w ramkach i d艂ugich wst臋g zapisanych kaligrafowanym pismem. W 艣rod­ku sta艂o te偶 biurko i 艂贸偶ko. Ojciec Pius machn膮艂 r臋k膮.

Nie ma o czym m贸wi膰. Taki staruszek jak ja cieszy si臋 z ka偶dej od­miany. W tym miejscu rozmawiam jedynie ze swoimi wspomnieniami. Mieszka艅cy tego domu przybyli tu z r贸偶nych zak膮tk贸w 艣wiata. Ka偶dy z nich to szczeg贸lny przypadek, ledwo mog膮 doj艣膰 do 艂adu sami ze sob膮, 偶e nie wspomn臋 o innych 鈥 filozofowa艂 ojciec Pius, kt贸ry po przywitaniu si臋 z go艣膰mi usiad艂 w fotelu przy biurku. - Niestety, nie mog臋 panom za­proponowa膰 krzese艂, bo nie jestem przygotowany na tego rodzaju wizyty. Musi wam wystarczy膰 moje 艂贸偶ko.

Wagner odsun膮艂 na bok stare pami膮tki i zrobi艂 sobie troch臋 miejsca na 艂贸偶ku, podczas gdy Sina usiad艂 po prostu na pod艂odze, u st贸p starego misjonarza. Sina by艂 w swoim 偶ywiole, bo stosy starych gazet i ksi膮偶ek, fotografie wisz膮ce na 艣cianach i pami膮tki pochodz膮ce z r贸偶nych okres贸w

stynia Gobi.

Ufam

偶ycia misjonarza zdawa艂y si臋 do niego przemawia膰. Czu艂, jakby chcia艂y mu opowiedzie膰 swoj膮 histori臋. Ojciec Pius nabi艂 sobie fajk臋 o d艂ugim cy­buchu i uwa偶nie przygl膮da艂 si臋 Sinie.

- Niech pan nie we藕mie staremu cz艂owiekowi za z艂e, ale mam wra­偶enie, 偶e ju偶 pana gdzie艣 widzia艂em. Moja pami臋膰 czasem mnie zawodzi i dlatego nie bardzo teraz wiem, gdzie pana umiejscowi膰.

Sina potrz膮sn膮艂 g艂ow膮.

- Nie musi si臋 ojciec usprawiedliwia膰. Nie wiem, czy w tym wieku b臋d臋 jeszcze w stanie pami臋ta膰 swoje nazwisko. Mo偶e wszystko odejdzie po prostu w niepami臋膰?

- Chwileczk臋, chyba ju偶 wiem - odpar艂 misjonarz, unosz膮c d艂o艅.

- Prosz臋 nic nie m贸wi膰. Profesor Sina, badacz 艣redniowiecza. Czy偶 nie mam racji? Tak, nie myl臋 si臋 - doda艂 poci膮gaj膮c z fajki. 鈥 Dawniej z wielk膮 przyjemno艣ci膮 czyta艂em pa艅skie publikacje. Jest pan starym uparciuchem, kt贸ry idzie pod pr膮d, enfant terrible nauki o historii. No dobrze, cofam s艂owo 鈥瀞tarym鈥 - powiedzia艂, gdy Sina roze艣mia艂 si臋 g艂o艣no. 鈥 A wracaj膮c do rzeczy: co taki staruszek jak ja mo偶e dla pana uczyni膰 opr贸cz tego, 偶e zabierze panu cenny czas?

- Prowincja艂 powiedzia艂 nam, 偶e ojciec sp臋dzi艂 na misjach w Chinach ponad siedemdziesi膮t lat. Okre艣li艂 ojca mianem pe艂nego pasji badacza, znawcy historii Chin, kraju i ludzi. Potrzebujemy wiedzy ojca, jego czasu i wspomnie艅 - wyja艣ni艂 Sina.

Ojciec Pius u艣miechn膮艂 si臋.

- Czasu mi nie brakuje, wspomnie艅 mam a偶 nadto, a je艣li chodzi o wie­dz臋... m贸j Bo偶e, prawdopodobnie mam jej za wiele. Ale ch臋tnie panom pomog臋, je艣li b臋d臋 m贸g艂. Czego chcieliby艣cie si臋 dowiedzie膰?

- Czy m贸g艂by nam ojciec opowiedzie膰 o pierwszym cesarzu Chin, kt贸ry zosta艂 pochowany w pobli偶u Xi鈥檃n?

- Qin Shihuangdi, pierwszy, dostojny, boski cesarz Qin to posta膰 pe艂­na sprzeczno艣ci. Do dzi艣 fascynuje naukowc贸w i historyk贸w - wyja艣ni艂 misjonarz, spogl膮daj膮c w zamy艣leniu na k贸艂ko dymu, kt贸re powoli unosi­艂o si臋 ku sufitowi. - Rozpoczynanie czegokolwiek to trudna praca. Cesarz przeprowadzi艂 w pa艅stwie reformy wychodz膮ce daleko w przysz艂o艣膰 i zjed­noczy艂 pa艅stwo, kt贸re obejmowa艂o prawie ca艂y znany 贸wczesnym Chi艅­czykom 艣wiat. Wprowadzi艂 standaryzacj臋 jednostek wag i miar, ustanowi艂 jednolit膮 walut臋. Z drugiej strony wykorzystywa艂 ludzi do przymusowej

pracy, a jego okrutne rz膮dy kosztowa艂y 偶ycie dwa miliony mieszka艅c贸w Chin. Jednak dzi臋ki temu wszystkiemu historycy uwa偶aj膮 go za w艂adc臋, kt贸ry stworzy艂 cesarstwo chi艅skie. Jednolite pismo, wprowadzone w tym czasie na terenie ca艂ego pa艅stwa, sta艂o si臋 fundamentem chi艅skiej kultu­ry. Bez zastosowania twardych rz膮d贸w totalitarnych z pewno艣ci膮 nigdy by tego nie osi膮gn膮艂.

Ojciec Pius wyci膮gn膮艂 ze stosu papier贸w star膮 poplamion膮 ksi膮偶k臋 i otworzy艂 j膮.

-Jakim cz艂owiekiem by艂 cesarz? - spyta艂 Wagner.

Misjonarz uni贸s艂 brwi.

- By艂 jednym z najwa偶niejszych cesarzy Chin, o ile nie najwa偶niej- szym.To on zacz膮艂 budowa膰 chi艅ski mur - ju偶 za jego 偶ycia liczy艂 on czte­ry tysi膮ce kilometr贸w. 呕eby zrealizowa膰 ten projekt, nie zawaha艂 si臋 naj膮膰 do pracy trzysta tysi臋cy robotnik贸w. Przy wznoszeniu jego mauzoleum pracowa艂o a偶 siedemset tysi臋cy ludzi, liczba wprost niewyobra偶alna. Nad ca艂ym projektem pracowali przez trzydzie艣ci lat.

Ojciec Pius przez ca艂y czas wertowa艂 ksi膮偶k臋. Najwidoczniej czego艣 w niej szuka艂.

- Dzisiaj cesarz ten znany jest przede wszystkim za spraw膮 swo­jej Terakotowej Armii. Kaza艂 postawi膰 osiem tysi臋cy figur wojownik贸w, ka偶dy z nich r贸偶ni si臋 od innych. Nie usta艂y spory, do czego mia艂a s艂u­偶y膰 tak pot臋偶na armia. Mo偶e mieli mu towarzyszy膰 w nowym 偶yciu po 艣mierci? A mo偶e broni膰 mauzoleum? Tak si臋 jednak sk艂ada, 偶e owa armia to tylko drobny fragment tego wszystkiego, co w Xi鈥檃n czeka jeszcze na odkrycie. Jest tam jeszcze podobno ca艂y cesarski dw贸r pe艂en podobnych figur. Naukowcy twierdz膮, 偶e ci膮gnie si臋 na d艂ugo艣ci stu osiemdziesi臋ciu kilometr贸w.

Sina spojrza艂 na misjonarza z niedowierzaniem.

- Czy to nie lekka przesada? - spyta艂.

- Zapomina pan, panie profesorze, 偶e powierzchnia ca艂ego terenu grzebalnego w Xi鈥檃n jest prawie sze艣ciokrotnie wi臋ksza ni偶 obszar Za­g艂臋bia Ruhry. To najwi臋kszy na 艣wiecie cmentarz, niekt贸rzy okre艣laj膮 go mianem 贸smego cudu 艣wiata.

- Ja te偶 zwiedza艂em cz臋艣膰 teren贸w, gdzie prowadzone s膮 wykopali­ska, kiedy by艂em z 偶on膮 w Chinach - przypomnia艂 sobie Sina. Ojciec Pius przys艂uchiwa艂 mu si臋 z uwag膮. - Odnie艣li艣my w贸wczas wra偶enie, 偶e 艣rodki

1 - .ii

bezpiecze艅stwa s膮 troch臋 przesadzone. Wygl膮da艂o to tak, jakby kto艣 nie obawa! si臋 intruz贸w z zewn膮trz, tylko bardziej zale偶a艂o mu na tym, aby nie uciek艂 stamt膮d kt贸ry艣 z wojownik贸w albo cz艂onk贸w dworu cesarskiego,

Starv misjonarz skin膮艂 g艂ow膮.

- Tak, ja te偶 mia艂em takie wra偶enie. To faktycznie niezwyk艂a spra­wa. Do艣膰 d艂ugo mieszka艂em w pobli偶u Xi鈥檃n i zauwa偶y艂em ca艂y szereg dziwnych rzeczy, kt贸re wprawi艂y mnie w spore zak艂opotanie. Na przyk艂ad chi艅skim archeologom do dzisiaj brakuje odwagi, 偶eby rozkopa膰 wzg贸rze nagrobne cesarza. Jedna z legend g艂osi, 偶e pochowano go na barce, kt贸­ra p艂ywa po jeziorze wype艂nionym rt臋ci膮 i 偶e jest ono zasilane rzekami, kt贸rymi te偶 p艂ynie rt臋膰. I rzeczywi艣cie, podczas bada艅 pod艂o偶a wok贸艂 na­grobnego wzg贸rza odkryto wy偶sz膮 ni偶 przeci臋tna ilo艣膰 rt臋ci.

Misjonarz zamilk艂 i d艂ugo poci膮ga艂 dym z fajki. Po chwili wr贸ci艂 do swojej opowie艣ci.

- Chcia艂bym panom zacytowa膰 fragment tej ksi膮偶ki. Oto co 贸wczesny historyk, Sima Quian, 偶yj膮cy za czas贸w cesarza, pisze o cesarskim grobow­cu - powiedzia艂 misjonarz, za艂o偶y艂 okulary i zacz膮艂 czyta膰:

Do wysokiego sufitu przymocowano tysi膮ce pere艂 i kamieni szlachetnych. Maj膮 one symbolizowa膰 gwia藕dzisty niebosk艂on. Na pod艂odze znajduje si臋 panorama Chin, na kt贸rej zaznaczono wszystkie jeziora i rzeki wype艂nio­ne rt臋ci膮. Rzeki te p艂yn膮 bez przerwy, jakby automatycznie. W 艣rodku tego pomieszczenia na rt臋ciowym jeziorze ko艂ysze si臋 trumna pierwszego cesarza Chin.

Misjonarz spojrza艂 znad okular贸w na Sin臋.

- Wie pan, panie profesorze, 偶e Chi艅czycy z szacunku do cesarza na­dal wstrzymuj膮 si臋 z otwarciem jego grobu? Podobno prawda jest taka,偶e si臋 po prostu boj膮. Ja osobi艣cie nie spodziewam si臋, 偶e uczyni膮 to w ci膮gu najbli偶szych pi臋膰dziesi臋ciu lat. Ale jest jeszcze co艣.

Misjonarz skierowa艂 wzrok najpierw na Sin臋, a potem na Wagnera.

-Wspomina艂 pan o 艣rodkach bezpiecze艅stwa. To, co panu teraz opo­wiem, to fakty. Nie b臋d臋 wyci膮ga艂 z tego 偶adnych wniosk贸w, wi臋c b臋dzie pan musia艂 wyrobi膰 sobie w艂asny pogl膮d.

Ojciec Pius opar艂 si臋 o fotel i zamkn膮艂 oczy. Kiedy znowu zacz膮艂 opo­wiada膰. w jego niewielkim pokoju panowa艂a zupe艂na cisza. Historia, kt贸-

r膮 Wagner i Sina us艂yszeli, by艂a tak niewiarygodna, 偶e nie chcieli wierzy膰 w艂asnym uszom.

- Kiedy Qin Shihuangdi mia艂 trzydzie艣ci osiem lat, si臋gn膮艂 po kr贸lewski miecz, symbol w艂adzy. W tym samym roku na niebie pojawi艂a si臋 kometa, wielka gwiazda. Cesarz uzna艂 to za znak od niebios, 偶e bogowie s膮 z nim. Mia艂 racj臋. Przez jedena艣cie lat sprawowa艂 w艂adz臋 w spos贸b niekwestio­nowany i uszed艂 z 偶yciem z przynajmniej dw贸ch zamach贸w. Te nieudane pr贸by mia艂y jeden skutek: wzbudzi艂y w cesarzu wielki strach przed 艣mier­ci膮. Mimo to uwa偶a艂, 偶e 艣mier膰 te偶 mo偶na pokona膰, a jemu, jako r贸wnemu bogom cesarzowi, przys艂uguje prawo 偶膮dania dla siebie nie艣miertelno艣ci.

- Qin Shihuangdi chcia艂 by膰 nie艣miertelny? - spyta艂 Wagner z nie­dowierzaniem w g艂osie.

Ojciec Pius skin膮艂 g艂ow膮.

- Kiedy podczas jednej ze swych podr贸偶y po kraju us艂ysza艂 o istnie­niu 鈥濿yspy Nie艣miertelno艣ci鈥, wys艂a艂 tam trzy tysi膮ce ludzi, kt贸rzy mie­li dla niego zdoby膰 eliksir 偶ycia. Podobno ekspedycja nigdy nie wr贸ci艂a, a przynajmniej 贸wcze艣ni kronikarze nic o tym nie wspominali. Mo偶e ce­sarz po prostu zabroni艂 im o tym pisa膰? W ka偶dym razie co艣 si臋 musia艂o w贸wczas wydarzy膰. Od tamtej pory cesarz zacz膮艂 si臋 otacza膰 szamanami i alchemikami i wydawa艂 mn贸stwo pieni臋dzy z kasy pa艅stwa na prowa­dzenie bada艅. Chcia艂 w ko艅cu ujrze膰 konkretne rezultaty. Mo偶e si臋 ba艂, 偶e 艣mier膰 nie b臋dzie czeka膰?

Sina i Wagner spojrzeli po sobie, ale nie odezwali si臋 ani s艂owem. S艂uchali starego misjonarza, nie przerywaj膮c mu.

- W tym miejscu sytuacja robi si臋 jeszcze bardziej tajemnicza. Ce­sarz nie pozostawi艂 ostatniej woli i dlatego wielu twierdzi, 偶e go s艂yszano albo widziano po jego rzekomej 艣mierci. Nikt do dzisiaj nie wie i przez d艂ugi czas nie b臋dzie wiedzia艂, czy cesarz rzeczywi艣cie le偶y pogrzebany w swoim mauzoleum. Pewien historyk chi艅ski, z kt贸rym rozmawia艂em na kr贸tko przed jego 艣mierci膮, by艂 przekonany, 偶e cesarz by艂 w stanie tchn膮膰 偶ycie w swoich 偶o艂nierzy z terakoty. Tak si臋 w艂a艣nie wyrazi艂. I w艂a艣nie dlatego kaza艂 t臋 armi臋 stworzy膰. Mia艂 nadziej臋, 偶e kiedy艣 wr贸ci, a wtedy b臋dzie mia艂 偶o艂nierzy do swej dyspozycji. By艂aby to pot臋偶na si艂a zbrojna z艂o偶ona z elitarnych wojownik贸w. Ow historyk by艂 najzupe艂niej pewien, 偶e pierwszy cesarz Chin wszed艂 w posiadanie tajemnicy wiecznego 偶ycia

i dysponowa艂 w艂adz膮 nad 艣mierci膮.

Stary misjonarz znowu zamkn膮艂 oczy i w艂o偶y艂 fajk臋 do ust.

- To legendy i dawne historie, kt贸re w miar臋 up艂ywu lat obrastaj膮 ko- lejnymi sensacjami - powiedzia艂 z pow膮tpiewaniem Sina.

Misjonarz pokiwa艂 g艂ow膮, otworzy艂 oczy i spojrza艂 na niego w za­my艣leniu.

- Panie profesorze, b臋dzie pan musia艂 sam rozstrzygn膮膰, w co pan wierzy, a w co nie. Prosz臋 jednak nie pope艂nia膰 istotnego b艂臋du: prosz臋 nie ignorowa膰 fakt贸w. A faktem jest, 偶e owych osiem tysi臋cy wojownik贸w zosta艂o umieszczonych w trzech r贸偶nych sztolniach. Czwarta jest pusta i nikomu nie uda艂o si臋 na razie wyja艣ni膰 dlaczego. Wojownicy strzeg膮cy grobu cesarza maj膮 wzrost od stu osiemdziesi臋ciu do dwustu dziesi臋ciu centymetr贸w. W por贸wnaniu z 贸wczesnymi Chi艅czykami s膮 wi臋c olbrzy­mami. Stanowi膮 przyk艂ad kogo艣 w rodzaju ludzi doskona艂ych, oczywi艣cie z perspektywy tamtych czas贸w: s膮 ponadnaturalnie wysocy, nowocze艣nie uzbrojeni, a zrobiono ich z glinki, podobnie jak golema, kt贸rego pewien rabin stworzy艂 w Pradze. Niech pan te偶 nie zapomina, 偶e ju偶 Biblia m贸wi: 鈥瀂 prochu powsta艂e艣 i w proch si臋 obr贸cisz鈥.

- Chce ojciec przez to powiedzie膰... 鈥 zacz膮艂 Sina, ale misjonarz prze­rwa艂 mu, unosz膮c swoj膮 ko艣cist膮 d艂o艅.

-Ja tylko przedstawi艂em panom fakty. Prosz臋 te偶 sobie przypomnie膰 szczeg贸lne 艣rodki bezpiecze艅stwa podj臋te w Xi鈥檃n, strach archeolog贸w przed naruszaniem nagrobnego wzg贸rza i fakt, 偶e nigdy nie znaleziono zw艂ok cesarza. Maj膮c to wszystko na uwadze, b臋dzie pan musia艂 sam za­decydowa膰, w co pan uwierzy, a w co nie.

Kiedy Sina i Wagner wyszli z Domu Opieki dla misjonarzy, zacz臋艂o w艂a艣nie pada膰.

- Bardzo mi przykro, ale staruszek mia艂 bardziej mroczny umys艂 ni偶 to wygl膮da艂o na pocz膮tku - powiedzia艂 Wagner z 偶alem w g艂osie.

Sina skin膮艂 g艂ow膮 w zamy艣leniu.

- Tak, wygl膮da na to, 偶e nie odr贸偶nia legend od fakt贸w. Po tej roz­mowie uwa偶am, 偶e cesarz Austrii nie ma nic wsp贸lnego z cesarzem Chin. Ten pierwszy nie chcia艂 walczy膰, podczas gdy ten drugi chcia艂 podbi膰 艣wiat z mieczem w r臋ku. Fryderyk to chciwy, zamkni臋ty w sobie cz艂owiek 艣re­dniowiecza, kt贸ry nie dba艂 o przepych i wspania艂o艣ci tego 艣wiata. Z kolei cesarz Chin kaza艂 zbudowa膰 dla siebie gigantyczne mauzoleum, w kt贸­

rym p艂yn臋艂y rzeki 偶ywego srebra, posiada艂 liczne pa艂ace, a na dodatek by艂 tyranem, kt贸ry mia艂 na sumieniu miliony ludzkich istnie艅. Nie, obu tych w艂adc贸w dzieli ogromny dystans nie tylko w sensie geograficznym.

i Je艣li zamierzamy pod膮偶y膰 艣ladami cesarza, powinni艣my pojecha膰 na po艂udnie, do Wiener Neustadt - powiedzia艂 Wagner, kiedy ruszali z par­kingu przed Domem Opieki. - Je艣li jednak g艂臋biej si臋 nad tym zastano­wi膰, to przychodzi mi na my艣l pewne por贸wnanie. W przypadku cesarza Chin sprawa nie jest taka pewna, natomiast o Fryderyku wiemy, 偶e na pewno nie jest pochowany w katedrze 艣w. Stefana. Przeciwnie, cia艂o znik艂o bez 艣ladu.

13 KWIETNIA 1976 ROKU, CMENTARZYSKO W XI鈥橝N,

PROWINCJA SHAANXI, CHINY 艢RODKOWE

Czterej archeologowie z Szanghaju ju偶 od ponad dwunastu godzin prowadzili prace konserwatorskie. Polega艂y one na utrwaleniu po­w艂oki farby pokrywaj膮cej jednego z cesarskich wojownik贸w. Obserwacje poczynione w ci膮gu ostatnich dw贸ch lat pokaza艂y, 偶e farba 藕le znosi dzien­ne 艣wiat艂o i zmienn膮 temperatur臋, zaczyna si臋 pod ich wp艂ywem 艂uszczy膰 i odpada. Zachowanie pe艂nej artyzmu kolorowej pow艂oki sta艂o si臋 wi臋c od samego pocz膮tku jednym z najpilniejszych zada艅 konserwator贸w. Figury z trzech kom贸r jeszcze przez nast臋pne dziesi臋ciolecia mia艂y absorbowa膰 uwag臋 chi艅skich archeolog贸w.

Czy grupa profesora Wu zako艅czy艂a ju偶 prace badawcze w czwar­tej komorze? 鈥 spyta艂 Man Ho, koordynator wykopalisk, wsuwaj膮c g艂ow臋 przez drzwi prowizorycznego baraku.

- O ile wiem, tak - odpar艂a m艂oda pani archeolog, kt贸ra specjalnie przyjecha艂a tutaj w zesz艂ym roku z prowincji Guamgdong, rezygnuj膮c ze stanowiska asystentki na tamtejszym uniwersytecie. Ch臋膰 uczestniczenia w sensacyjnych wykopaliskach w Xi鈥檃n okaza艂a si臋 silniejsza ni偶 p臋d do kariery. 鈥 Profesor Wu zajrza艂 tam na chwil臋 i poszed艂 dalej, do du偶ej pi­ramidy nagrobnej. Dzisiaj rano ustawiono tam magnetometr i w艂膮czono urz膮dzenia pomiarowe ustawione na terenie wykopalisk

Man Ho skin膮艂 g艂ow膮 i zamkn膮艂 drzwi. Wyszed艂 z baraku i rozejrza艂 si臋 wok贸艂 siebie. Nast臋pnie skierowa艂 si臋 do g艂贸wnego miejsca, w kt贸rym prowadzono prace wykopaliskowe. Nadal nie m贸g艂 si臋 nadziwi膰 zmianom.

jakie dokona艂y si臋 tu w ci膮gu ostatnich dw贸ch lat. Pola, kt贸re od tysi臋cy 艂at uprawiali miejscowi ch艂opi, zosta艂y ogrodzone, a dost臋pu do nich strzegli uzbrojeni po z臋by 偶o艂nierze. 呕eby dosta膰 si臋 w pobli偶e du偶ego kurhanu trzeba by艂o posiada膰 specjalne zezwolenie. Man Ho przypomnia艂 sobie, 偶e wok贸艂 Xi鈥檃n odkryto ponad sto kopc贸w. Oznacza艂o to, 偶e nie musi si臋 martwi膰 o swoj膮 przysz艂o艣膰. On sam, jego synowie, a potem tak偶e ich sy­nowie b臋d膮 tu pracowa膰 przez 24 godziny na dob臋, 365 dni w roku, a偶 do ko艅ca swojego 偶ycia.

Man Ho nie 偶a艂owa艂, 偶e przyby艂 do Xi鈥檃n. Historycy uwa偶aj膮 to miej­sce za pocz膮tek Jedwabnego Szlaku. Doczeka tu do emerytury, pomy艣la艂 mijaj膮c stra偶nik贸w, kt贸rzy po raz trzeci tego dnia sprawdzili mu prze­pustk臋. Potem jeden z nich zasalutowa艂 i da艂 znak pozosta艂ym, 偶eby go przepu艣cili. Man Ho skin膮艂 mu g艂ow膮 i skierowa艂 si臋 w stron臋 nagrobnej piramidy cesarza. Znajdowa艂a si臋 ona w odleg艂o艣ci dw贸ch chi艅skich mil, zwanych li, od najbli偶szej rzeki o nazwie Sha. Ca艂a ta konstrukcja by艂a tak przemy艣lna, 偶e naukowcy b臋d膮 potrzebowa膰 dziesi臋cioleci, 偶eby j膮 zbada膰.

Pod sklepieniem dachu znajduj膮cego si臋 nad wej艣ciem do g艂贸wnego kurhanu nagrobnego grupa m臋偶czyzn w mundurach i ubranych po cywil­nemu sta艂a obok kilku urz膮dze艅. Agregaty zapewniaj膮ce awaryjne zasila­nie pracowa艂y na okr膮g艂o, wyrzucaj膮c z siebie g臋ste chmury dymu. Man Ho zakaszla艂 i rozejrza艂 si臋, szukaj膮c wzrokiem profesora Wu. Drobny, prawie 艂ysy naukowiec ubrany w znoszony garnitur, dyskutowa艂 o czym艣 o偶ywionym g艂osem z jednym z technik贸w. Jego oczy ukryte za grubymi szk艂ami okular贸w wydawa艂y si臋 nienaturalnie wielkie. Rz膮d wys艂a艂 go do Xi鈥檃n jako jednego z pierwszych naukowc贸w. Kiedy profesor dowiedzia艂 si臋, w jakim celu, w ci膮gu tygodnia zrezygnowa艂 z katedry na uniwersy­tecie w Pekinie.

- Panie profesorze Wu! - zawo艂a艂 Man Ho, staraj膮c si臋 przekrzycze膰 ha艂as dochodz膮cy z pracuj膮cych generator贸w.

Ma艂y cz艂owieczek od艂膮czy艂 si臋 od grupy os贸b i skierowa艂 si臋 w stron臋 koordynatora wykopalisk.

- Panie in偶ynierze, w艂a艣nie pana szuka艂em, bo musimy zrobi膰 de­cyduj膮cy krok. Ods艂onili艣my wej艣cie do piramidy nagrobnej cesarza i za kilka minut b臋dziemy musieli ustawi膰 urz膮dzenia pomiarowe we w艂a艣ci­wej pozycji. Dzi臋ki temu b臋dziemy mogli powiedzie膰 co艣 pewniejszego

o tym, co kryje wzg贸rze.

Man Ho ujrza艂 entuzjazm w b艂yszcz膮cych oczach drobnego, ener­gicznego naukowca, kt贸ry ani przez chwil臋 nie potrafi艂 usta膰 w miejscu i ci膮gle by艂 w ruchu.

- Czy znalaz艂 pan cokolwiek w czwartej komorze? - spyta艂 Man Ho z ciekawo艣ci膮.

Twarz profesora przybra艂a dziwny wyraz.

- Hm... trudno to opisa膰 jednym zdaniem i nawet nie wiem, jak to okre艣li膰. Jak pan wie, czwarta komora jest pusta, natomiast w trzech po­zosta艂ych zachowa艂y si臋 figury 偶o艂nierzy.

Man Ho skin膮艂 g艂ow膮. Profesor spojrza艂 mu w oczy i zaskoczy艂 go swoim pytaniem.

- Czy dobrze zna pan histori臋 i 偶yciorys cesarza Qin Shihuang- di? Czy wie pan co艣 o jego wyprawach, podr贸偶ach przez nowe pa艅stwo,

0 jego religii?

Man Ho wzruszy艂 ramionami, bo przez chwil臋 poczu艂 si臋 jak na eg­zaminie.

- Od dw贸ch lat nie zajmujemy si臋 niczym innym jak tylko 偶yciem

1 aktywno艣ci膮 cesarza - odpar艂.

Profesor Wu u艣miechn膮艂 si臋 pob艂a偶liwie.

-Ja te偶 to wiem, ale chodzi mi o co艣 innego - odpar艂, z niecierpliwo­艣ci膮 drepcz膮c drobnymi krokami w t臋 i z powrotem. Podszed艂 do Man Ho i spojrza艂 na niego z do艂u przez grube soczewki swoich okular贸w. - Pozwoli pan, 偶e sformu艂uj臋 to inaczej. Na pod艂odze czwartej komory znale藕li艣my 艣lady po 1735 偶o艂nierzach z terakoty i 24 wozach bojowych zaprz臋偶onych w 96 koni. Teraz ich tam nie ma. By艂y, ale przepad艂y.

Zanim Man Ho zd膮偶y艂 cokolwiek odpowiedzie膰, od strony grupy technik贸w stoj膮cych przy piramidzie dobieg艂o g艂o艣ne wo艂anie. Profesor Wu pobieg艂 w tamt膮 stron臋, a in偶ynier ruszy艂 Man Ho za nim.

Robotnicy otworzyli wej艣cie do grobowca. Profesor Wu pochyli艂 si臋 i z latark膮 o du偶ej mocy wszed艂 w g艂膮b kwadratowego, zdobionego ma­lowanymi ceg艂ami korytarza. Man Ho szed艂 za nim przez warstwy py艂u si臋gaj膮ce kostek. W starych legendach i 藕r贸d艂ach historycznych zawsze wyst臋powali uzbrojeni w kusze strzelcy, nie brakowa艂o te偶 zatrutych strza艂 i wymy艣lnych pu艂apek. Jednak oni nie natkn臋li si臋 na nic takiego a偶 do chwili, gdy stan臋li przed du偶膮, obit膮 metalem bram膮. Zdobi艂y j膮 cztery wyraziste chi艅skie piktogramy, nad kt贸rymi pochyla艂 sie czerwony smok.

Wsz臋dzie wisia艂y g臋ste paj臋czyny. Polerowane ceg艂y b艂yszcza艂y jasno, j ak- by kto艣 je wypali艂 dopiero wczoraj.

Man Ho i profesor Wu stan臋li z nabo偶n膮 czci膮 przed wysok膮 bram膮, zamkni臋t膮 na trzy klucze i rygiel. W chwili, gdy in偶ynier chcia艂 co艣 po­wiedzie膰, jego kr贸tkofal贸wka zatrzeszcza艂a. Zg艂osi艂 si臋 g艂贸wny technik G艂os mia艂 zniekszta艂cony, ale 艂atwo da艂o si臋 w nim wyczu膰 zaniepokojenie.

- Nie wolno panu dalej i艣膰! Przed艂o偶ono mi w艂a艣nie wyniki pr贸bek pobranych z ziemi i okazuje si臋, 偶e w pod艂o偶u wok贸艂 piramidy wyst臋pu­je wysokie st臋偶enie rt臋ci. Wsp贸艂czesne informacje o rt臋ciowym jeziorze i jego dop艂ywach, kt贸re zasilaj膮 jezioro i sw贸j pocz膮tek bior膮 z jednego, ogromnego zbiornika rt臋ci, wydaj膮 si臋 wi臋c prawdziwe.

Profesor Wu wygl膮da艂 na rozczarowanego, a zarazem 鈥 co bardziej dziwi艂o - zadowolonego- Pe艂nym czu艂o艣ci gestem przesun膮艂 d艂oni膮 po g艂adkim drewnie bramy, star艂 paj臋czyn臋 pokrywaj膮c膮 piktogramy i czer­wonego smoka, kt贸ry pod wp艂ywem ciep艂a bij膮cego z ludzkiej r臋ki zda­wa艂 si臋 o偶ywa膰. Nie patrz膮c na Man Ho, profesor Wu stwierdzi艂 w ko艅cu:

- Bez w膮tpienia wie pan, co oznaczaj膮 te cztery znaki? Na prawym skrzydle bramy umieszczono napis: 鈥瀢ieczne 偶ycie鈥, na lewym s艂owo 鈥瀗ie­艣miertelno艣膰鈥. Smok symbolizuje cesarza.

Po raz pierwszy od dw贸ch lat Man Ho mia艂 okazj臋 zobaczy膰 kamien­n膮 twarz profesora Wu. Nagle profesor odwr贸ci艂 si臋, przeszed艂 obok niego bez s艂owa, a w miar臋 jak si臋 oddala艂, blask jego latarki coraz bardziej nik艂 w ciemnym korytarzu.

Kiedy po chwili podeszli co grupy technik贸w, kt贸rzy przy wej艣ciu do kurhanu t艂oczyli si臋 przed ekranami monitor贸w, bez trudu za­uwa偶yli ich podekscytowanie. K膮tem oka Man Ho ujrza艂 jakiego艣 m臋偶­czyzn臋 w ciemnym, 艣wietnie skrojonym garniturze, z charakterystyczn膮 odznak膮 wpi臋t膮 w klap臋 marynarki. Mao Tse-tung i Komunistyczna Par­tia Chin doceniali znaczenie wykopalisk w Xi鈥檃n. Od dw贸ch lat Man Ho widywa艂 tu codziennie kt贸rego艣 z przedstawicieli KPCh. Dopytywali si臋

o wyniki prac, a uzyskane informacje przekazywali dalej. Man Ho i pro­fesor Wu pochylili si臋 nad g艂贸wnym technikiem, kt贸ry kre艣li艂 co艣 w swo­im grubym notesie.

Nasze urz膮dzenia pomiarowe wskazuj膮 na istnienie setki ma艂ych 'i du偶vch obiekt贸w, ale wi臋kszo艣ci z nich nie potrafimy rozpozna膰 ani okre-

|搂 - poinformowa艂 technik, nie przestaj膮c pisa膰 w zeszycie. - Uda艂o si臋 rozpozna膰 trumn臋 cesarza, kt贸ra le偶y na czym艣 w rodzaju barki unosz膮cej si臋 na jakiej艣 cieczy. Zak艂adam, 偶e to rt臋膰.

Jego g艂os przeszed艂 w szept i Man Ho musia艂 si臋 wysila膰, 偶eby go zrozumie膰.

-Jest jednak co艣, co ju偶 teraz mog臋 odczyta膰 na podstawie pomiar贸w. Trumna jest pusta. W grobie nie ma zw艂ok cesarza.

G艂贸wny technik poczu艂 nagle czyj膮艣 r臋k臋 na swym ramieniu. Kiedy si臋 odwr贸ci艂, ujrza艂, 偶e stoi przy nim polityczny opiekun z Pekinu. M臋偶­czyzna da艂 im znak, 偶eby poszli za nim. Odeszli od warcz膮cych genera­tor贸w, a偶 znale藕li si臋 w bezpiecznej odleg艂o艣ci od pozosta艂ych technik贸w i archeolog贸w.

- Nasz wielki przyw贸dca, przewodnicz膮cy Mao, przewidzia艂 tak膮 sy­tuacj臋 i pozostawi艂 konkretne dyrektywy w tej sprawie. W jego imieniu chc臋 je wam teraz przekaza膰 - zacz膮艂 obserwator bez 偶adnego wst臋pu. -Jest to oficjalna linia post臋powania na nast臋pne dziesi臋ciolecia i doty­czy piramidy nagrobnej cesarza Qin Shinuangdi. Nie wolno jej otworzy膰, poniewa偶 nie dysponujemy na razie wiedz膮 dotycz膮c膮 prac konserwator­skich obejmuj膮cych kolejne obiekty w tak monumentalnym projekcie ar­cheologicznym. Ka偶de dotychczasowe odkrycie dokonane w piramidzie nale偶y sklasyfikowa膰 jako 艣ci艣le tajne. Od tej pory podlega ono przepi­som dotycz膮cym tajemnicy wojskowej 艂膮cznie z sankcjami, jakie si臋 z tym wi膮偶膮.

Po tych s艂owach obserwator wyci膮gn膮艂 r臋k臋 i wymownym wzrokiem za偶膮da艂 czego艣 od g艂贸wnego technika. Ten si臋gn膮艂 do kieszeni i odda艂 obserwatorowi sw贸j zeszyt z notatkami i rysunkami.

Niech pan poinformuje o tym tak偶e swoich wsp贸艂pracownik贸w - powiedzia艂 ch艂odnym tonem obserwator i zwr贸ci艂 si臋 do profesora Wu:

- Czy zauwa偶y艂 pan co艣 szczeg贸lnego w tej piramidzie, panie profesorze?

Naukowiec potrz膮sn膮艂 w milczeniu g艂ow膮. Man Ho uprzedzi艂 pyta­nie obserwatora i zrobi艂 to samo, co profesor. Obserwator przygl膮da艂 si臋 przez chwil臋 trzem m臋偶czyznom, odwr贸ci艂 si臋 i poszed艂 w kierunku przy­rz膮d贸w pomiarowych.

Dr偶膮cymi ze zdenerwowania palcami profesor Wu zapali艂 papiero­sa i g艂臋boko si臋 zaci膮gn膮艂. Potem powiedzia艂 co艣, czego Man Ho nigdy nie zapomnia艂: ,

- Nikt nic wpad艂 na to, 偶e samo 鈥瀀i鈥檃n鈥znaczy 鈥瀗ie艣miertelny鈥. S艂o­wo to oznacza istot臋, kt贸ra osi膮gn臋艂a stan nie艣miertelno艣ci, wznios艂a si臋 ponad zwyk艂y 艣wiat. W naszej mitologii te偶 istniej膮 nie艣miertelni, dlate­go liczb臋 osiem Chi艅czycy od dawna zaliczaj膮 do szcz臋艣liwych. Jest ona tak偶e liczb膮 nie艣miertelno艣ci. Tu, w Xi鈥檃n, mamy do czynienia z cesarzem kt贸ry nie spoczywa we w艂asnym grobie. Mamy te偶 1735 偶o艂nierzy, kt贸rzy jak wszystko na to wskazuje, znikli gdzie艣 razem z nim. Kiedy i jak, tego nie wie nikt i nigdy si臋 tego nie dowiemy.

Profesor Wu zrobi艂 ruch, jakby chcia艂 odej艣膰, ale odwr贸ci艂 si臋 i doda艂:

- Je艣li jednak kiedy艣 si臋 tego dowiemy, bo zostanie nam to obja­wione, wola艂bym ju偶 nie 偶y膰. B臋dzie to oznacza膰, 偶e nadszed艂 koniec 艣wiata. .鈥

I

STARY ZAMEK, WIENER NEUSTADT I

I

Kiedy Sina i Wagner dotarli do Wiener Neustadt i wysiadali z samochodu przy tamtejszym zamku, pogoda wcale si臋 nie poprawi艂a. M偶awka w po艂膮czeniu z ch艂odem dawa艂a im si臋 nieprzyjemnie we znaki. Wysoka kamienna 艣ciana herbowa po zewn臋trznej stronie ko艣cio艂a 艣w. Je­rzego odpycha艂a swym wygl膮dem. Niegdysiejsza rezydencja cesarska po艂o­偶ona na po艂udnie od Wiednia by艂a siedzib膮 Akademii Wojskowej. Szko艂臋 urz膮dzono w dawnym zamku Fryderyka przed dwustu pi臋膰dziesi臋ciu laty z rozkazu cesarzowej Marii Teresy.

- Czy wiesz,偶e do dzisiaj sygnet do piecz臋towania, jaki wr臋czany jest absolwentom tej uczelni, zawiera litery AEIOU? 鈥 spyta艂 Sina, podci膮­gaj膮c wysoko ko艂nierz p艂aszcza, aby w ten spos贸b os艂oni膰 si臋 przed desz­czem i wiatrem.

- Jak na tak wspania艂膮 rezydencj臋 ch臋膰 umieszczenia na takim sy­gnecie motta pana tego zamku nie nale偶y chyba do zbyt wyg贸rowanych 偶膮da艅 - odpar艂 Wagner i spojrza艂 na 艣cian臋, na kt贸rej widnia艂o ponad sto znak贸w herbowych.

Sina pod膮偶y艂 za jego wzrokiem.

- Na 艣rodku 艣ciany wida膰 Fryderyka w otoczeniu czternastu herb贸w symbolizuj膮cych ziemie nale偶膮ce do Habsburg贸w. Ciekawe jest to, 偶e ce­sarz ma na g艂owie kapelusz ksi臋cia, a nie cesarsk膮 koron臋.

1A sk膮d tyle znak贸w herbowych?

I Wielu historyk贸w uwa偶a, 偶e to wymy艣lone symbole legendarnych w艂adc贸w Austrii opisanych w pewnej ba艣niowej kronice. Dlatego do dzi­siaj nikomu nie uda艂o si臋 zg艂臋bi膰 ich znaczenia. Ale przysz艂o mi kiedy艣 na my艣l, 偶e mog膮 to by膰 herby pierwszych cz艂onk贸w zakonu rycerskiego 艣w. Jerzego, bo tutejszy ko艣ci贸艂 by艂 ich 艣wi膮tyni膮. Zakon ten za艂o偶y艂 Fry­deryk III. Jednak nie za bardzo zajmowa艂em si臋 t膮 teori膮 - odpar艂 Sina, wskazuj膮c na trzy figury znajduj膮ce si臋 na g贸rnym ko艅cu 艣ciany herbo­wej. - Na g贸rze, w samym 艣rodku, stoi s艂ynna Madonna z czere艣niami. Nosi tak膮 nazw臋, poniewa偶 Dzieci膮tko Jezus wyci膮ga w nasz膮 stron臋 kosz z czere艣niami, jakby chcia艂o nas nimi pocz臋stowa膰. Po lewej i po prawej stronie od Madonny stoj膮 艣wi臋ta Barbara i 艣wi臋ta Katarzyna.

Wagner wzruszy艂 oboj臋tnie ramionami, natomiast Tschak zacz膮艂 z ra­do艣ci膮 w臋szy膰 przy starych kamieniach 艣ciany ko艣cio艂a.

- Z tego co widz臋, nie znajdziemy tu 偶adnej wskaz贸wki przeznaczo­nej dla nas, chyba 偶e odczytasz tre艣膰 napis贸w na tych fantastycznych zna­kach herbowych, kt贸rych ja nie potrafi臋 rozr贸偶ni膰.

Obaj przygl膮dali si臋 kamiennym herbom z tak膮 uwag膮, 偶e nie za­uwa偶yli czarnego audi A8, kt贸re przejecha艂o obok nich i zatrzyma艂o si臋 w pewnym oddaleniu na parkingu.

Peer van Gavint przez chwil臋 obserwowa艂 Wagnera i Sin臋 z zadowo­leniem, a potem da艂 kierowcy znak, 偶eby zosta艂.w samochodzie. Wysiad艂 z wozu i zabra艂 z tylnego siedzenia czarn膮 akt贸wk臋. Chodz膮c powoli po dziedzi艅cu zamkowym, rozgl膮da艂 si臋 czujnie doko艂a, obrzuca艂 uwa偶nym spojrzeniem mijanych ludzi i zaparkowane samochody. Ogl膮da艂 witryny sklep贸w i wchodzi艂 w boczne uliczki, gdzie nie zwa偶aj膮c na deszcz, opie­ra艂 si臋 o 艣ciany. Kiedy si臋 upewni艂, 偶e w pobli偶u nie ma 偶adnego z cz艂on­k贸w Zakonu, a Sinie i Wagnerowi nie grozi niebezpiecze艅stwo, uspokoi艂 si臋 i wolnym krokiem wr贸ci艂 do samochodu. Da im jeszcze p贸艂 godziny. Do tej pory na pewno znajd膮 kolejn膮 wskaz贸wk臋.

- Na pierwszy rzut oka nie dostrzegam tu niczego, co mia艂oby dla nas jakie艣 znaczenie - oznajmi艂 Sina, zmuszaj膮c tym samym Wagnera, 偶eby dok艂adniej przyjrza艂 si臋 dziesi膮tkom herb贸w na 艣cianie. Deszcz zacina艂 im prosto w oczy, wi臋c Wagner mia艂 nadziej臋, 偶e znajdzie tak膮 wskaz贸wk臋 we wn臋trzu ko艣cio艂a. Dzi臋ki temu pob臋d膮 troch臋 w su­chym miejscu.

- Jedyne, co kojarz臋, to fakt, 偶e w czasach Trzeciej Rzeszy 艣ciana herbowa by艂a ukryta za ceglanym murem. Rzekomo po to, aby chroni膰 j膮 przed nalotami bombowymi alianckich samolot贸w. Jednak dla naszych poszukiwa艅 nie ma to 偶adnego znaczenia. Musimy pos艂u偶y膰 si臋 jak膮艣 me­tod膮 - mrukn膮艂 Sina i spojrza艂 spod zmru偶onych powiek na pe艂n膮 orna­ment贸w fasad臋 ko艣cio艂a.

- Co masz na my艣li, m贸wi膮c o metodzie? 鈥 spyta艂 Wagner, ale w tym momencie jego uwag臋 zwr贸ci艂o co艣 innego. Rozbawiony obserwowa艂, jak Tschak tarza si臋 z rado艣ci膮 na wilgotnym bruku. - Widz臋, piesku, 偶e ch艂贸d i wilgo膰 wcale ci nie przeszkadzaj膮. Przeciwnie, pr贸bujesz wypolerowa膰 bruk? - roze艣mia艂 si臋 i kucn膮艂, aby podrapa膰 psa po brzuchu.

- Widz臋, 偶e musimy chyba szerzej otworzy膰 oczy i sprawdzi膰, czy nie zauwa偶ymy czego艣 niezwyk艂ego, czego do tej pory nikt inny nie do­strzeg艂 - zaproponowa艂 Sina. 鈥 Na przyk艂ad tarcze herbowe u艂o偶one s膮 asymetrycznie, co na pierwszy rzut oka nie jest a偶 tak bardzo widoczne

- doda艂 szybko.

Wagner spojrza艂 zdumiony w g贸r臋 i stwierdzi艂, 偶e Sina ma racj臋: pierw­sze cztery rz臋dy znak贸w wy艂amywa艂y si臋 z og贸lnego porz膮dku.

- Pierwszy herb po lewej stronie umieszczony jest jako jedyny w pierwszym rz臋dzie; pod nim znajduj膮 si臋 po dwa herby z lewej i z pra­wej strony; jeszcze ni偶ej po ka偶dej stronie wida膰 po trzy znaki, potem po cztery i dopiero kolejne rz臋dy u艂o偶one s膮 symetrycznie.

Wagner skin膮艂 g艂ow膮, potwierdzaj膮c to, o czym m贸wi艂 Sina.

-W kontek艣cie naszego cesarskiego fetyszysty od cyfr taki porz膮dek nie wydaje mi si臋 przypadkowy. Mo偶e to oznacza膰, 偶e Fryderyk znowu sam co艣 wymy艣li艂 - stwierdzi艂 Sina, wycieraj膮c krople deszczu z twarzy.

-Je艣li chodzi o herby fantazyjne, to porz膮dek, wjakim je tam umiesz­czono, mo偶e nie mie膰 偶adnego znaczenia - zastanawia艂 si臋 g艂o艣no Sina.

- Jeden mniej czy wi臋cej, byle tylko zachowa膰 wz贸r... to te偶 nie odgrywa 偶adnej roli, prawda?

Sina spojrza艂 w g贸r臋 i zacz膮艂 czyta膰:

- Jeden.. .cztery.. .sze艣膰.. .osiem.

- 1468... to data! 鈥 sprecyzowa艂 szybko Wagner.

-1 o to w艂a艣nie chodzi - mrukn膮艂 Sina. 鈥 Ale co wydarzy艂o si臋 w 1468 roku? Co takiego chce nam Fryderyk przez to powiedzie膰? Niestety, nie mam poj臋cia.

Sina potrz膮sn膮艂 g艂ow膮, z艂apa艂 Wagnera za r臋kaw i poci膮gn膮艂 go za sob膮 do ko艣cio艂a.

- To ju偶 Wiener Neustadt.

Kiedy biskup Frank Kohout us艂ysza艂 w s艂uchawce telefonu spokojny, kobiecy g艂os, nie by艂 zachwycony.

1 Komisarz Berner wyszed艂 ze szpitala i wszystko wskazuje na to, 偶e zosta艂 do tego przynaglony jak膮艣 piln膮 potrzeb膮. Posz艂am dzi艣 przed po­艂udniem do szpitala, ale ju偶 go tam nie by艂o.

I Sytuacja wymkn臋艂a si臋 nam spod kontroli, od kiedy do gry w艂膮czyli si臋 nie tylko Chi艅czycy, ale i ta nieznajoma kobieta, o kt贸rej nic nie wiemy

- zauwa偶y艂 Kohout, spogl膮daj膮c przez okno na praski zamek.

Opady 艣niegu zamieni艂y si臋 w opady ci膮g艂ego deszczu. Kohout na­dal by艂 z艂y z powodu nieudanej akcji w Chemnitz. Stracili to 艣mieszne, czerwone auto z oczu. Wystarczy艂o kilka minut przewagi, jak膮 zyskali nad nimi Wagner, Sina i ta kobieta.

Czy mam to zleci膰 naszym ludziom w Wiedniu? Po tym, jak ich mercedes wylecia艂 w powietrze, rozdzielili si臋. Jeden obserwuje zajezdni臋 Wagnera, dwaj pozostali jad膮 w艂a艣nie do zamku Siny.

Kohout zerkn膮艂 na ostatnie meldunki. G艂os w s艂uchawce domaga艂 si臋 ca艂kowitego pos艂usze艅stwa.

Nale偶y jak najszybciej wys艂a膰 wszystkich do Wiener Neustadt, bo nie mamy czasu do stracenia. Je艣li Sina i Wagner s膮 ju偶 w Grazu, oznacza to, 偶e poznali pierwsz膮 cz臋艣膰 tajemnicy Fryderyka. Teraz do ostatecznego rozwi膮zania zosta艂 im ju偶 tylko krok. I tak zaszli ju偶 za daleko.

Tymczasem Wagner i Sina nadal znajdowali si臋 w ko艣ciele 艣w. Jerzego. Ogl膮dali z bliska stoj膮cy za szyb膮 relikwiarz Fryderyka. Ga­blota z eksponatem sta艂a na samym 艣rodku 艣wi膮tyni. W oczy rzuci艂 im si臋 monogram cesarza. Relikwiarz otacza艂y pos膮gi czternastu 艣wi臋tych, kt贸rzy wed艂ug opisu powi膮zani byli ze szcz膮tkami znajduj膮cymi si臋 we­wn膮trz relikwiarza.

- Twierdz臋, 偶e ten monogram to klucz do tajemnicy 鈥 powiedzia艂 Sina. 鈥 Czuj臋 to bardzo wyra藕nie! Ten znak by艂 dla Fryderyka strasznie wa偶ny. Nie bez powodu kaza艂 go umie艣ci膰 tak偶e na grobowcu w katedrze

艢wi臋tego Stefana.

- Mnie te偶 ten monogram fascynuje. Jestem przekonany, 偶e je艣li rozszy­frujemy jego sens, zrobimy du偶y krok na drodze do rozwi膮zania ca艂ej zagadki.

Wagner, kt贸ry robi艂 ju偶 trzeci膮 rund臋 wok贸艂 relikwiarza, liczy艂 co艣 nag艂os.

- Czternastu 艣wi臋tych... czterna艣cie austriackich posiad艂o艣ci dziedzicz­nych... w 艣rodku monogram. Fryderyk poleci艂禄 aby na 艣cianie herbowej przedstawiono go niejako cesarza, tylko jako w艂adc臋 Austrii. By膰 mo偶e ist­nieje tu jaki艣 zwi膮zek, kt贸rego jeszcze nie pojmujemy- powiedzia艂, 艣ciszaj膮c g艂os, bo do ko艣cio艂a wesz艂a nagle grupa turyst贸w. Wagner przez chwil臋 im si臋 przygl膮da艂 i ju偶 chcia艂 si臋 odwr贸ci膰, gdy nagle ujrza艂, jak jaki艣 elegancko ubrany m臋偶czyzna, kt贸rego przed chwil膮 zauwa偶y艂, znika za filarem. Nie m贸g艂 sobie jednak przypomnie膰, gdzie go ju偶 widzia艂. Klepn膮艂 wi臋c Sin臋 i mrukn膮艂: - Sk膮d my znamy tego typa? Pr贸buj臋 sobie przypomnie膰, ale...

Sina przerwa艂 mu podekscytowany:

- Przecie偶 to ten sam cz艂owiek, kt贸ry wpad艂 na mnie w ko艣ciele 艢wi臋­tego Micha艂a鈥攑owiedzia艂 i spojrza艂 podejrzliwie na nieznajomego. - Prze­sta艂em wierzy膰 w przypad艂a w ca艂ej tej historii. Facet nas 艣ledzi i wcale nie wygl膮da na Chi艅czyka. Co robimy? Czerwony alarm?

Wagner skin膮艂 g艂ow膮 i si臋gn膮艂 po telefon. Valerie odebra艂a ju偶 po pierwszym sygnale.

- Cze艣膰. Dzwoni臋, 偶eby ci powiedzie膰, 偶e powinna艣 chyba przyjecha膰 do Wiener Neustadt. To sze艣膰dziesi膮t kilometr贸w na po艂udnie od Wied­nia. W艂a艣nie zauwa偶y艂em problem, kt贸ry czai si臋 za rogiem.

-Ju偶 do was jad臋. Gdzie jeste艣cie?

- W ko艣ciele 艢wi臋tego Jerzego. Golfa zaparkowa艂em na placu przed zamkiem. Znajdziesz go w swoim GPS-ie.

- Trzymajcie si臋 w pobli偶u du偶ych grup i nie zwiedzajcie tych cz臋艣d ko艣cio艂a, kt贸re znajduj膮 si臋 daleko od g艂贸wnej nawy. Zadzwoni臋, jak ju偶 b臋d臋 na miejscu.

Wagner zako艅czy艂 rozmow臋 i odsun膮艂 si臋 na bok, 偶eby przepu艣ci膰 ja* k膮艣 szczup艂膮 kobiet臋, kt贸ra u艣miechn臋艂a si臋 do niego przepraszaj膮co. Kiedy obok niego przechodzi艂a, poczu艂 lekki zapach drogich perfum.

Co POWIEDZIA艁A VALERIE? 鈥 MRUKN膭艁 SlNA LEDWO s艂yszalnym g艂osem, wskazuj膮c g艂ow膮 na filar, za kt贸rym widzia艂 niezna­nego m臋偶czyzn臋.

- 呕e mamy jak najszybciej wyj艣膰 na 艣wie偶e powietrze i nie zapusz­cza膰 si臋 w g艂膮b ko艣cio艂a - wyja艣ni艂 kr贸tko Wagner, id膮c szybkim krokiem w kierunku wyj艣cia.

Sina skin膮艂 g艂ow膮.

- My艣l臋, 偶e tu i tak nic nie znajdziemy 鈥 mrukn膮艂 zrezygnowa­nym g艂osem, po czym wsun膮艂 d艂onie do kieszeni spodni i poszed艂 za Wagnerem.

Nagle zatrzyma艂 si臋, usiad艂 w jednej z ko艣cielnych 艂awek i z艂o偶y艂 d艂o­nie na piersiach.

- Co ty wyprawiasz? - spyta艂 Wagner zdumiony.

Odwr贸ci艂 si臋 i ruszy艂 w stron臋 przyjaciela.

- Po pierwsze, na dworze pada deszcz, a ja zaczynam ju偶 mie膰 po dziurki w nosie tej zabawy w chowanego. Je艣li 贸w nieznajomy czego艣 od nas chce, niech do nas spokojnie podejdzie. Nie mo偶e nas przecie偶 roz­wali膰 na oczach turyst贸w zwiedzaj膮cych ko艣ci贸艂. Je艣li ma co艣 do powie­dzenia, niech m贸wi, zamieniam si臋 w s艂uch 鈥 odpar艂 Sina i w jego g艂osie pojawi艂a si臋 nutka przekory.

Wagner zastanawia艂 si臋 przez chwil臋, ale w ko艅cu przyzna艂 mu racj臋.

- Okej, punkt dla ciebie. Jest tutaj zdecydowanie zbyt wielu 艣wiad­k贸w, 偶eby nas tak po prostu sprz膮tn膮艂 鈥 powiedzia艂 zerkaj膮c na Sin臋, kt贸ry wpatrywa艂 si臋 w o艂tarz. - A po drugie?

- Po drugie, chcia艂bym si臋 dowiedzie膰, co jest tak niezwyk艂ego w da­cie: 1468 rok. Odpowied藕 musi znajdowa膰 si臋 w tym ko艣ciele 鈥 stwierdzi艂 stanowczym tonem Sina.

- To tylko g艂upi, biurokratyczny lapsus, panie profesorze - us艂ysza艂 nagle m臋ski g艂os.

Wagner i Sina prawie podskoczyli na 艂awce. Przed nimi pojawi艂 si臋 nagle nieznajomy i przygl膮da艂 im si臋 z zainteresowaniem. Wagner zdu­miony cofn膮艂 si臋 o krok i wpad艂 na Sin臋.

- Kim pan jest i czego pan od nas chce? - spyta艂, patrz膮c ostro na m臋偶czyzn臋.

- Kim jestem? To nie ma najmniejszego znaczenia. Jestem tu od pewnego czasu i s艂ysza艂em cz臋艣膰 waszej rozmowy. Chcecie informacji? Ca艂kiem mo偶liwe, 偶e b臋d臋 m贸g艂 odpowiedzie膰 na niekt贸re wasze py­tania - odpar艂 Gavint i u艣miechn膮艂 si臋 z wy偶szo艣ci膮, mierz膮c Wagnera wzrokiem.

Ten poczu艂 si臋 nagle tak, jakby zapomnia艂 si臋 elegancko ubra膰. Wpraw­dzie na pocz膮tku chcia艂 da膰 nieznajomemu nauczk臋, ale w ko艅cu da艂 sobie spok贸j, bo g贸r臋 wzi臋艂a ciekawo艣膰.

-A sk膮d pan wie, 偶e zna w艂a艣ciwe pytania? - spyta艂 ostrym tonem Wagner.

Nieznajomy u艣miechn膮艂 si臋 z wy偶szo艣ci膮.

- No c贸偶, trzeba po prostu przyj膮膰 takie za艂o偶enie, a nast臋pnie zaufa膰 swojemu wyborowi. Innymi s艂owy - doda艂 spogl膮daj膮c Wagnerowi prosto w oczy鈥攎usicie mi panowie ca艂kowicie zaufa膰.

W zach臋caj膮cym ge艣cie rozpostar艂 ramiona i chwyci艂 d艂onie Siny i Wagnera.

-Je艣li nie, to lepiej zostawmy to w takim stanie jak teraz. Ja p贸jd臋 swo­j膮 drog膮, a wy nadal b臋dziecie 艂owi膰 w tym stawie 艣liskie ryby Fryderyka.

Dobra przyn臋ta zawsze je skusi, szanowny panie nieznajomy! - w艂膮czy艂 si臋 do rozmowy Sina. 鈥 Je艣li ma pan nam co艣 do powiedzenia, to s艂uchamy. Co pan mia艂 na my艣li, m贸wi膮c o biurokratycznym lapsusie?

- O, to bardzo proste, panie profesorze. Ta 艣wi膮tynia nie zawsze by艂a ko艣cio艂em pod wezwaniem 艢wi臋tego Jerzego. Kiedy艣 by艂 to ko艣ci贸艂 Ma­riacki, a偶 do czasu, gdy w 1462 roku cesarz postanowi艂 za艂o偶y膰 zakon ry­cerski do walki z Turkami 鈥 wyja艣nia艂 Gavin艁

-1 co dalej? - spyta艂 niecierpliwie Sina.

Gavint nie da艂 si臋 wyprowadzi膰 z r贸wnowagi. Niezra偶ony tym pyta­niem u艣miechn膮艂 si臋 i kontynuowali

Co dalej? Ju偶 powiedzia艂em: dosz艂o do biurokratycznej pomy艂ki. Fryderyk by艂 najwidoczniej 艣wi臋cie przekonany, 偶e oficjalna godzina naro­dzin jego bractwa wybije w 1468 roku. Dlatego te偶 tak膮 w艂a艣nie dat臋 kaza艂 zaszyfrowa膰 na 艣cianie herbowej. Niestety, Jego 艢wi膮tobliwo艣膰 papie偶 Pa­we艂 II poleci艂, aby do 1 stycznia 1469 roku dostarczy膰 mu dokument po­twierdzaj膮cy ten fakt. Biurokraci w Watykanie podstawili cesarzowi nog臋. Jak panowie widz膮, nawet kto艣 taki jak Fryderyk, kt贸ry planowa艂 z du偶ym wyprzedzeniem, nie m贸g艂 unikn膮膰 b艂臋d贸w.

- Panu z pewno艣ci膮 by si臋 to nie przytrafi艂o? - odpar艂 szyderczym to­nem Wagner, kt贸rego denerwowa艂a pewno艣膰 siebie nieznajomego.

Gavint spojrza艂 na niego z pob艂a偶aniem.

- Czemu zwraca si臋 pan do mnie takim nieprzyjaznym tonem, Paul? Pozwoli pan, 偶e b臋d臋 si臋 do pana tak zwraca艂? Pana przyjaciel, profesor Sina, te偶 tak pana wcze艣niej nazywa艂. Czy偶by pokaz sztucznych ogni praed

zajezdni膮 nie przypad艂 panom do gustu? Stra偶nikom, czyli Anio艂om 艢mier­ci, jak nazywaj膮 ich gazety, na pewno by艂o to nie na r臋k臋.

Gavint przemawia艂 do nich ch艂odnym, zdystansowanym tonem.

| O jednej rzeczy nie wolno panu zapomina膰, panie Wagner. Gdybym wam nie pom贸g艂, obaj ju偶 od dawna graliby艣cie na harfach i radowali si臋 razem z anio艂ami, kt贸re strzeg膮 tajemnicy Fryderyka.

Wagner prze艂kn膮艂 艣lin臋.

- Przez ostatnie dni by艂em po waszej stronie, obserwowa艂em was, chroni艂em. Nie ma wi臋c powodu, 偶eby okazywa膰 mi wrogo艣膰 - stwierdzi艂 Gavint. Opar艂 si臋 o 艂awk臋 i doda艂: 鈥 Czy naprawd臋 pan wierzy, 偶e z aszli- by艣cie tak daleko bez mojej pomocy?

Wagner nie wiedzia艂, co powiedzie膰. Facet z pewno艣ci膮 wie, o czym m贸wi, ale po czyjej strome stoi naprawd臋? Nie wygl膮da na Chi艅czyka, ale nie jest te偶 jednym ze Stra偶nik贸w. Kolejna tajemnica? Z ilu etap贸w sk艂a­da si臋 ten wy艣cig ku tajemnicy?

1 Czy by艂 pan te偶 w Chemnitz? - spyta艂 w ko艅cu.

- Na t臋 wycieczk臋 si臋 nie za艂apa艂em - odpar艂 z u艣miechem Gavint, a ch艂贸d, jaki jeszcze przed chwil膮 czai艂 si臋 w jego oczach, momentalnie znikn膮艂.

Niebezpieczny typ, pomy艣la艂 Sina i rzucaj膮c spojrzenie Wagnerowi, stwierdzi艂:

i Musz臋 przyzna膰, 偶e jestem pod wra偶eniem. Robi pan niez艂e przed­stawienie, ale brakuje panu informacji. Gdybym sp臋dzi艂 troch臋 czasu nad ksi膮偶kami, te偶 bym dotar艂 do zapis贸w o zakonie rycerskim i o tym biuro­kratycznym lapsusie, jak go pan nazwa艂. A o strzelaninie w Breitensee pi­sa艂y wszystkie gazety. Tak wi臋c nie mo偶e nam pan zaoferowa膰 nic szcze­g贸lnego. Gra pan troch臋 w ciemno, a my - przy tych s艂owach wskaza艂 na siebie i na Wagnera 鈥 gramy o cholernie wysok膮 stawk臋. Chodzi o nasze 偶ycie. Czy pan to rozumie?

Gavint przekrzywi艂 lekko g艂ow臋 i potwierdzi艂 skinieniem s艂owa Siny. Ten nie da艂 sobie przerwa膰.

A jak to wygl膮da w pa艅skim przypadku? W czyim imieniu pan ob­stawia? Musz臋 natychmiast sprawdzi膰, czy pan nie blefuje. Niech pan wi臋c podwy偶szy stawk臋 albo wraca tam, sk膮d pan przyjecha艂.

- Chce pan, 偶ebym wy艂o偶y艂 karty na st贸艂? Ale wtedy gra straci na uroku 鈥 u艣miechn膮艂 si臋 szyderczo Gavint i potrz膮sn膮艂 g艂ow膮.

, 鈥 - T^r L

Jest mi to najzupe艂niej oboj臋tne 鈥 mrukn膮艂 Georg, mierz膮c go wzro­kiem. - Przy tym stole to nasza stawka jest najwy偶sza i dlatego powta­rzam: sprawdzam!

- No dobrze, podwy偶szam stawk臋. Chce pan sprawdzi膰? W takim razie co艣 panu poka偶臋. Chod藕my!

Gavint odwr贸ci艂 si臋, daj膮c im przez rami臋 znak, 偶eby poszli za nim na plac przed zamkiem.

Szczup艂a kobieta, kt贸ra wysz艂a zza pot臋偶nego filaru, spojrza艂a na nich z zaskoczeniem i ruszy艂a za nimi w bezpiecznej odleg艂o艣ci.

- Co PAN TAM WIDZI, PROFESORZE? - SPYTA艁 GaVINT, WSKAZUJ膭C w g贸r臋 i patrz膮c przy tym z wyczekiwaniem na Sin臋. Nadal pada艂 deszcz, a po herbowej 艣cianie sp艂ywa艂y stru偶ki wody.

- Madonn臋 z czere艣niami, a w艂a艣ciwie jej kopi臋, bo orygina艂 znajduje si臋 w ko艣ciele - powiedzia艂 Sina, czekaj膮c na obiecane wyja艣nienia.

Tymczasem Wagner przyprowadzi艂 Tschaka, kt贸ry czeka艂 na nich przy wej艣ciu do ko艣cio艂a, i wzi膮艂 go na smycz. Kiedy pies ujrza艂 Gavinta, stan膮艂 na sztywnych 艂apach, wci膮gn膮艂 powietrze, zje偶y艂 si臋 i zacz膮艂 warcze膰.

- Widz臋, m贸j ma艂y, 偶e umiesz odr贸偶nia膰 z艂ych ludzi od dobrych - szepn膮艂 Wagner psu prosto do ucha i na wszelki wypadek wzi膮艂 go na r臋ce.

- Daj mi go, zanim stanie si臋 napastliwy - zaproponowa艂 Sina. Wzi膮艂 Tschaka od Wagnera i zacz膮艂 go uspokajaj膮co drapa膰 mi臋dzy uszami.

Gavint przygl膮da艂 im si臋 lekcewa偶膮co, a na jego twarzy pojawi艂 si臋 szyderczy wyraz. Z obrzydzeniem odwr贸ci艂 wzrok od Tschaka i wskaza艂 na figury trzech 艣wi臋tych.

- Nie chodzi o Mari臋, tylko o kobiet臋 na lewo od niej鈥攚yja艣ni艂 kr贸tko.

- To 艣wi臋ta Barbara - odpar艂 Sina 鈥 a posta膰 na prawo od Marii to 艣wi臋ta Katarzyna. To nic nowego. Co w tym tak niezwyk艂ego?

Tschak mrucza艂 jak kot, najwidoczniej pieszczoty Siny sprawia艂y mu przyjemno艣膰.

- No c贸偶 鈥 zacz膮艂 Gavint.鈥擳o, 偶e te rze藕by nie s膮 pomalowane, nie oznacza, 偶e nie mamy tu do czynienia z farbami - zauwa偶y艂 jakby mimo­chodem i k膮tem oka obserwowa艂 uwa偶nie, jak zareaguje Sina.

Biedny Tschak, pomy艣la艂 Wagner, kt贸ry przys艂uchiwa艂 si臋 tej rozmowie jednym uchem. Je艣li Georg dalej b臋dzie go tak tarmosi艂, pies straci sier艣膰.

S艂vsz膮c, co powiedzia艂 Gavint, Sina si臋 skoncentrowa艂.

i Ale偶 naturalnie! 鈥 zawo艂a艂 nagle. - Czarna Barbara i czerwona Ka­tarzyna! Czarny i czerwony to tradycyjne kolory ich stroj贸w.

Spojrza艂 jeszcze raz w g贸r臋 i powiedzia艂 po namy艣le:

| Maria jest dziewic膮... niepokalan膮... a wi臋c jej kolorem jest bia艂y!

- Pos艂ugujmy si臋 lepiej alchemi膮 - zaproponowa艂 Gavint. 1 Co to znaczy?

Sina nie musia艂 si臋 zbyt d艂ugo zastanawia膰:

- Barbara jest czarna, wi臋c musi zosta膰 oczyszczona. Jej oczyszcze­niem jest Maria; z kolei czerwony kolor Katarzyny to alchemiczna do­skona艂o艣膰. Kamie艅 filozoficzny?

- Tak jest 鈥 potwierdzi艂 Gavint. - To trzy kolory alchemiczne, trzy kamienie z legendy o Ksi臋dzu Janie, zwanym te偶 Wielkim Kr贸lem albo Prezbitrem Janem. Pewnie pan o niej s艂ysza艂.

- Bardzo du偶o pan wie - przyzna艂 Sina, ale gdy spojrza艂 na herbo­w膮 艣cian臋, od razu zrozumia艂 znaczenie ca艂ej symboliki. - Barbara, kt贸rej imienia wzywa si臋 w chwili, gdy udzielany jest sakrament namaszczenia, jest czarna 鈥 zastanawia艂 si臋 g艂o艣no Sina. - Maria, bia艂y kolor, jest nie­pokalan膮 dziewic膮, kt贸ra zrodzi艂a Syna Cz艂owieczego, Jezusa Chrystu­sa. On z kolei poprzez swoj膮 m臋cze艅sk膮 艣mier膰 sprowadzi艂 oczyszczenie. Katarzyna, patronka wszystkich ucz膮cych si臋, jest te偶 patronk膮 uniwer­sytet贸w i wiedzy, symbolizuje niesko艅czone Kr贸lestwo Bo偶e, kt贸re swo­im zmartwychwstaniem zapocz膮tkowa艂 Mesjasz. To on zwyci臋偶y艂 艣mier膰

i zapocz膮tkowa艂 Kr贸lestwo Bo偶e. W 艣redniowiecznej sztuce sakralnej to odwieczne przes艂anie.

Gavint skin膮艂 g艂ow膮 na znak, 偶e zgadza si臋 z tak膮 wyk艂adni膮 i znowu u艣miechn膮艂 si臋 pob艂a偶liwie. Tymczasem Wagner poczu艂 si臋 jak uczniak, bo zrozumia艂 z tego nie wi臋cej ni偶 po艂ow臋.

- Czere艣nie! - wtr膮ci艂. - Dlaczego Jezus nam je podaje?

- Bo s膮 dobre na artretyzm! Pami臋tasz szkocki o艂tarz i te wszystkie trawy, zio艂a, przyprawy i owoce? 鈥 spyta艂 Sina.

- Ju偶 ci kiedy艣 m贸wi艂em, 偶e twojego napoju energetyzuj膮cego napi­jemy si臋 kiedy indziej 鈥 westchn膮艂 Wagner i odwr贸ci艂 wzrok.

- O! 鈥 zawo艂a艂 Gavint. 鈥 Czy偶by wypr贸bowywa艂 pan jak膮艣 receptur臋? Prosz臋 mi o tym opowiedzie膰.

- Nic nie wypr贸bowuj臋, niech pan o tym zapomni - machn膮艂 r臋k膮 Wagner. 鈥 Czy wie pan co艣 o czere艣niach w koszyku?

|

- Najpro艣ciej ujmuj膮c, chodzi o owoce pestkowe, ale w zasadzie cze­re艣nie to te male, czerwone kuleczki. Prosz臋 o tym nie zapomina膰 - wy­ja艣ni艂 Gavint, kt贸ry nagle nabra艂 ochoty do udzielania wyja艣nie艅.

- Znowu jestem taki m膮dry jak poprzednio - stwierdzi艂 zrezygnowa­ny Wagner i spojrza艂 b艂agalnie na Sin臋, kt贸ry tylko wzruszy艂 ramionami.

Gavint ponownie spowa偶nia艂.

- Fryderyk rozmie艣ci艂 swoje wskaz贸wki na r贸偶nych no艣nikach i w r贸偶­nych miejscach. Radz臋 o tym pami臋ta膰 w trakcie dalszych poszukiwa艅.

- Jest pan zadziwiaj膮co dobrze poinformowany 鈥 przyzna艂 Sina. - Czy jest pan historykiem?

Gavint roze艣mia艂 si臋 znacz膮co:

- Touche, panie profesorze, traktuj臋 to jako hobby. Stanowi to cz臋艣膰 mojego zawodu, ja po prostu musz臋 by膰 dobrze poinformowany. Oriento­wanie si臋, co piszczy w trawie, jest dla mnie swego rodzaju polis膮 na 偶ycie.

- A jaki zaw贸d pan wykonuje? 鈥 dopytywa艂 si臋 Wagner.

- Jestem anio艂em str贸偶em tych, co szukaj膮 i b艂膮dz膮 鈥 odpar艂 tajem­niczo Gavint.

- Dzi臋kuj臋 bardzo, ale ju偶 mamy naszych w艂asnych anio艂贸w str贸偶贸w. Co pan w艂a艣ciwie robi艂 w ko艣ciele 艣w. Micha艂a? Znalaz艂 si臋 pan przypad­kowo we w艂a艣ciwym czasie w odpowiednim miejscu?

- Powiedzmy, 偶e uda艂o mi si臋 nie straci膰 pan贸w z oczu. Na tym jak­by polega m贸j zaw贸d.

- W takim razie co pana zdaniem powinni艣my teraz zrobi膰? - spyta艂 Sina, nie spuszczaj膮c swego rozm贸wcy ani na chwil臋 z oczu.

- Musz臋 si臋 przyzna膰, 偶e moje informacje nie wychodz膮 niestety poza ten punkt - przyzna艂 Gavint.鈥擳ego, co jeszcze pozosta艂o, musicie pano­wie dowiedzie膰 si臋 sami. A teraz b臋d臋 si臋 ju偶 偶egna艂. Jestem przekonany, 偶e wkr贸tce znowu si臋 zobaczymy. By膰 mo偶e b臋d臋 m贸g艂 wtedy troch臋 pa­nom pom贸c.

Gavint lekko si臋 uk艂oni艂, odwr贸ci艂 i znik艂 w艣r贸d zaparkowanych sa­mochod贸w. W tym momencie na placu pojawi艂a si臋 mazda z napisem 鈥濸izza Express鈥. Valerie zatrzyma艂a samoch贸d tu偶 przed Sin膮 i Wagnerem.

- Ciesz臋 si臋, 偶e was widz臋 - powiedzia艂a. - Jakie艣 problemy?

- Tylko jaki艣 dziwak, kt贸ry twierdzi艂, 偶e jest naszym anio艂em str贸­偶em i przekaza艂 nam kilka wskaz贸wek 鈥 odpar艂 Sina, zajmuj膮c miejsce na tvlnvm siedzeniu samochodu.

Valerie spojrza艂a na Wagnera, kt贸ry usiad艂 obok niej.

- S膮dzicie, 偶e to jeden ze Stra偶nik贸w? - spyta艂a.

Sina i Wagner pokr臋cili przecz膮co g艂owami.

- Nie, ale twierdzi艂, 偶e to on wysadzi艂 w powietrze samoch贸d ko艂o mojej zajezdni - wyja艣ni艂 Wagner. -1 to chyba on pozostawi艂 艣lady krwi na miejscu zdarzenia. Tak mi przynajmniej powiedzia艂 m贸j informator.

Po rozmowie z nim wcale nie jestem m膮drzejszy - wtr膮ci艂 Sina i od­pi膮艂 smycz Tschakowi, kt贸ry zwin膮艂 si臋 obok niego na siedzeniu. - Mo偶e to kolejna tajna s艂u偶ba, kt贸ra w艂膮cza si臋 w t臋 spraw臋?

Na razie nie wiemy, dok膮d Fryderyk nas zaprowadzi - stwierdzi艂 Wagner. 鈥 W zasadzie jeste艣my oddaleni od celu tak jak przedtem. Za­czyna mnie to ju偶 frustrowa膰. Wygl膮da na to, 偶e w kt贸rym艣 z poprzednich stuleci zagin臋艂a gdzie艣 jedna ze wskaz贸wek.

Wagner rozpi膮艂 mokr膮 od deszczu kurtk臋. W wewn臋trznej kieszeni wyczu艂 jaki艣 kszta艂t. Po chwili wyj膮艂 z niej wilgotn膮 kopert臋 z testamen­tem Mertensa.

- Podr贸偶uje z nami przez p贸艂 Europy - zauwa偶y艂 i ju偶 chcia艂 wsun膮膰 kopert臋 do bocznej kieszonki samochodu, gdy Sina wyci膮gn膮艂 po ni膮 r臋k臋.

Poczekaj chwil臋, daj mi kopert臋, bo wydaje mi si臋, 偶e co艣 przeoczy­li艣my.

Kilka minut p贸藕niej czerwona mazda wyjecha艂a z Wiener Neustadt skierowa艂a si臋 w stron臋 autostrady prowadz膮cej na po艂udnie.

W CHWILI, GDY SZCZUP艁A KOBIETA PODCI膭GA艁A WYSOKO KO艁NIERZ p艂aszcza, na placu zamkowym pojawi艂a si臋 mazda. Kobieta obserwowa­艂a, jak Wagner i Sina do niej wsiadaj膮 i zadawa艂a sobie pytanie, kim jest nieznany m臋偶czyzna, z kt贸rym obaj tak d艂ugo rozmawiali. Spojrza艂a nie­cierpliwie na zegarek Kiedy ponownie unios艂a wzrok, na placu pojawi艂 si臋 nowy czarny golf. Kobieta skin臋艂a d艂oni膮, a wtedy samoch贸d przyspieszy艂

i zatrzyma艂 si臋 przy niej. Kobieta wsiad艂a do 艣rodka, podczas gdy czerwona mazda nadal sta艂a w tym samym miejscu z w艂膮czonym silnikiem. Po chwili kobieta wysiad艂a z samochodu i skierowa艂a si臋 w stron臋 centrum miasta.

GaVINT OBSERWOWA艁 PRZEZ LORNETK臋 ZAR脫WNO MAZD臋, JAK

i golfa. Kiedy mazda odjecha艂a, u艣miechn膮艂 si臋, bo czarny golf od razu ruszy艂 za ni膮.

- Prosz臋 si臋 trzyma膰 w pewnej odleg艂o艣ci od nich - powitali do kierowcy. - Nie chcia艂bym, 偶eby nas zauwa偶ono.

Chwil臋 potem audi 8 ruszy艂o na po艂udnie.

ULICA AGNESGASSE, WIEDE艃 - SIEVERING

Komisarz Berner ju偶 od pi臋ciu godzin obserwowa艂 du偶膮 eleganck膮 will臋. Przez ca艂y ten czas nikt do niej nie wchodzi艂 ani nikt z niej nie wyszed艂. W oknach by艂o ciemno i ca艂y dwupi臋trowy budynek wygl膮da艂 jak wymar艂y. Wiede艅ska dzielnica D枚bling, w kt贸rej przewa偶a艂y ambasa­dy, solidne mieszcza艅skie kamienice, wille nale偶膮ce do w艂a艣cicieli fabryk i miejskie rezydencje zagranicznych biznesmen贸w, zapad艂a w wieczorny sen. Tylko od czasu do czasu obok samochodu Bemera przeje偶d偶a艂 jaki艣 pojazd, gdzieniegdzie jakby za dotkni臋ciem czarodziejskiej r贸偶d偶ki otwie­ra艂y si臋 drzwi gara偶u, a blask reflektor贸w roz艣wietla艂 wypiel臋gnowane alejki i przystrzy偶one trawniki. Po chwili znowu zapada艂a cisza.

Berner chcia艂 si臋 w艂a艣nie zabra膰 do liczenia, ile lat musia艂by pracowa膰, 偶eby sobie sprawi膰 kt贸ry艣 z tych dom贸w, gdy nagle kto艣 zastuka艂 cicho w boczn膮 szyb臋 jego wozu. Wielki cie艅 obok samochodu 艣wiadczy艂 o tym, 偶e to Eddy. Ubrany na czarno ca艂kowicie wtopi艂 si臋 w panuj膮c膮 ciemno艣膰. By艂y zapa艣nik usiad艂 obok Bemera i zamkn膮艂 za sob膮 drzwi.

- M贸w, co chcesz, ale czarny kolor wyszczupla鈥攕twierdzi艂 komisarz.

- Nawet nie zauwa偶y艂em, jak przyszed艂e艣.

Eddy zachichota艂 i postawi艂 na pod艂odze niewielk膮 torb臋.

- Dobry wiecz贸r, panie komisarzu. Zjawi艂 si臋 pan du偶o za wcze艣nie. Mam nadziej臋, 偶e kurtyna nie posz艂a jeszcze w g贸r臋, a orkiestra nada艂 si臋 stroi. Za 偶adn膮 cen臋 nie chcia艂bym opu艣ci膰 uwertury.

- No dobra, wszystko ju偶 na ciebie czeka - mrukn膮艂 Berner, k艂ad膮c przed nim lotnicze zdj臋cie. 鈥 Czy widzisz t臋 jasno偶贸艂t膮 will臋 za wysokim

- ogrodzeniem? To nasza scena. Jest tam tylne wej艣de i tamt臋dy wejdzie­my do 艣rodka. Co dalej, zobaczymy. Czy zebra艂e艣 jakie艣 informacje w艣r贸d swoich znajomk贸w?

Eddy si臋gn膮艂 po zdj臋cie i uni贸s艂 je pod 艣wiat艂o pobliskiej latarni.

- Tak, ale nikt nic nie wie na temat tego domu. Nale偶y do jakiego艣 zakonu, kt贸ry naby艂 go zaraz po drugiej wojnie 艣wiatowej. Wystawiono przeda偶, kiedy poprzedni w艂a艣ciciele, kt贸rzy w 1938 roku wyje-

rkaii do USA, postanowli ju偶 tu nic wraca膰. S膮dz臋, 偶e nic chcieli miesz­ka膰 w zbombardowanym i podzielonym mie艣cie. Chyba nie mo偶na wzi膮膰 im tego za de.

Eddy odda艂 komisarzom zdj臋cie i kontynuowa艂:

Poza tym nic wi臋cej nie uda艂o mi si臋 dowiedzie膰 - roze艣mia艂 si臋

i si臋gn膮艂 po torb臋. - Obecni w艂a艣ciciele nie s膮 znani z dzia艂alno艣ci na rzecz innych. No to co, zaczynamy? Zak艂adam, 偶e obserwuje pan t臋 will臋 ju偶 od d艂u偶szego czasu?

Komisarz skin膮艂 g艂ow膮 i po raz ostatni rozejrza艂 si臋 doko艂a. Potem wysiad艂 z samochodu i obaj ruszyli w stron臋 pi臋knej, kutej 偶elaznej bramy. Nie zdobi艂a jej 偶adna tabliczka z nazwiskiem w艂a艣ciciela.

Na ulicy nie by艂o 偶ywego ducha. Eddy wyj膮艂 z kieszeni niewielk膮 latar­k臋 i skierowa艂 promie艅 艣wiat艂a na zamek w bramie prowadz膮cej do ogrodu.

- Bu艂ka z mas艂em - mrukn膮艂, ale nie dotkn膮艂 zamka, tylko si臋gn膮艂 po niewielk膮, czworok膮tn膮 plastikow膮 kostk臋 ze 艣wiec膮c膮 si臋 na niej dio­d膮. Nast臋pnie przesun膮艂 ni膮 po powierzchni zamka i g贸rnej cz臋艣ci bra­my. Dopiero kiedy wszystkie diody zgas艂y, mrukn膮艂 co艣 z zadowoleniem

i z bocznej kieszeni torby wyj膮艂 p艂aski przyrz膮d podobny do klucza. Ber- ner spojrza艂 przez rami臋 na alejki i okna okolicznych dom贸w, ale wsz臋dzie panowa艂a ciemno艣膰, a na ulicach nie by艂o nikogo.

Kiedy Berner znowu odwr贸ci艂 si臋 w stron臋 Eddy ego, brama by艂a ju偶 otwarta, a by艂y zapa艣nik wchodzi艂 偶wawo po schodach, zadziwiaj膮c tym komisarza, kt贸ry nigdy by go nie podejrzewa艂 o tak膮 sprawno艣膰.

Berner zamkn膮艂 za sob膮 bramk臋 i ruszy艂 pospiesznie za nim.

Czy widzisz gdzie艣 kamery monitoruj膮ce teren? - szepn膮艂, kiedy znale藕li si臋 przy wej艣ciu do budynku.

Eddy pokr臋ci艂 przecz膮co g艂ow膮.

Musimy trzyma膰 si臋 blisko 艣ciany i i艣膰 w kierunku wej艣cia. Dopiero kiedy przejdziemy na drug膮 stron臋, krzaki i drzewa nas zas艂oni膮 - wyja艣ni艂.

Eddy chcia艂 ju偶 i艣膰 w tamtym kierunku, gdy Berner pokaza艂 mu cien­k膮 smug臋 czerwonego 艣wiat艂a, widoczn膮 przez drzwi wej艣ciowe. 艢wiate艂ko pulsowa艂o w regularnych odst臋pach czasu.

- Czujnik ruchu - szepn膮艂 Eddy - ale obejmuje swym zasi臋giem tyl­ko wn臋trze domu. Idziemy!

Obeszli budynek, wspi臋li si臋 po niewielkiej skarpie i przeszli przez k臋p臋 krzak贸w. Po chwili znale藕li si臋 po drugiej stronie willi. Na nie-

1

wielki tarasu wiod艂y trzy stopnie. Sta艂o na nim kilka foteli ogrodowych

i du偶y st贸艂. Eddy podszed艂 szybko do dwuskrzyd艂owych szklanych drzwi i zacz膮艂 po nich przesuwa膰 skanerem.

- System alarmowy - powiedzia艂 i zacz膮艂 grzeba膰 w kieszeni. - Kiedy otworzymy drzwi, do uruchomienia alarmu zostanie nam dziesi臋膰 sekund. Musimy dzia艂a膰 szybko.

Bemer spojrza艂 na niego bezradnie, wi臋c Eddy powiedzia艂 kr贸tko, nie wdaj膮c si臋 w 偶adne wyja艣nienia:

- Niech si臋 pan tylko trzyma blisko mnie i robi, co ka偶臋.

Potem znowu zaj膮艂 si臋 drzwiami i kilka sekund p贸藕niej zdo艂a艂 je otworzy膰. Natychmiast wci膮gn膮艂 Bemera za r臋k臋 do 艣rodka, zamkn膮艂 za sob膮 drzwi i przyklei艂 niewielk膮 zielon膮 p艂ytk臋 z p贸艂przewodnikami na jednym ze wska藕nik贸w urz膮dzenia alarmowego przeznaczonych do emisji sygna艂u.

- Za艂atwione - stwierdzi艂. - Teraz zajmiemy si臋 czujnikiem ruchu- szepn膮艂 zadowolony i. znikn膮艂 w ciemno艣ciach.

Bemer nie mia艂 odwagi si臋 ruszy膰 i w ka偶dej chwili oczekiwa艂, 偶e na­gle rozlegnie si臋 przera藕liwy d藕wi臋k systemu alarmowego, kt贸ry z pew­no艣ci膮 wyrwie mieszka艅c贸w okoliczftych dom贸w z 艂贸偶ek. Tymczasem ku jego zaskoczeniu nic takiego si臋 nie sta艂o.

Kiedy jeden z zegar贸w zacz膮艂 nagle wybija膰 godzin臋, Bemer z przy­zwyczajenia spojrza艂 na zegarek. By艂a dok艂adnie 22.30. Obok budynku przejecha艂 samoch贸d, ale po chwili na ulicy zapad艂a cisza. S艂ycha膰 by艂o tylko tykanie zegara.

- Teren bezpieczny, teraz mo偶e pan spokojnie uda膰 si臋 na poszuki­wania - powiedzia艂 Eddy, staj膮c nagle obok Bemera.

- Ludzie faktycznie nie przesadzali, ty rzeczywi艣cie jeste艣 najlepszy

- mrukn膮艂 z uznaniem komisarz. Eddy roze艣mia艂 si臋 skromnie. 鈥 Szukam dokument贸w, notatek, rysunk贸w i wszystkiego, co dotyczy tego zakonu. Chc臋 si臋 dowiedzie膰, kto za tym stoi i jakie zadanie maj膮 do wykonania Anio艂y 艢mierci. Przede wszystkim jednak szukam nazwisk鈥攚yja艣ni艂 Ber- ner. - Sprawd藕my najpierw, czy jest tu jaki艣 sejf. Je艣li nie, znikaj st膮d jak najszybciej. Wystarczy, 偶e ja si臋 pakuj臋 w k艂opoty.

Bemer zapali艂 latark臋 i praw膮 r臋k膮 zas艂oni艂 snop 艣wiat艂a. Potem skie­rowa艂 go na 艣cian臋 i gwizdn膮艂 cicho przez z臋by. Ca艂e pomieszczenie wy­pe艂nia艂y dzie艂a sztuki, a perski dywan le偶膮cy na pod艂odze mia艂 przynaj­

mniej dwie艣de lat. Portrety i roz艂o偶yste kolorowe drzewa genealogiczne pokrywa艂y prawie ca艂膮 powierzchni臋 艣cian.

Nie bardzo mi to pasuje do takich instytucji jak zakon - szepn膮艂 Eddy z uznaniem i zatrzyma艂 si臋 na chwil臋 przed barokowym z艂otym kie­lichem ozdobionym kolorowymi kamieniami szlachetnymi. Potem zacz膮艂 si臋 przygl膮da膰 ka偶demu z obraz贸w, ale pod 偶adnym nie znalaz艂 sejfu, wi臋c przeszed艂 do nast臋pnego pomieszczenia. Bemer szed艂 za nim. Willa mia艂a dwie kondygnacje po艂膮czone ze sob膮 szerokimi schodami.

Sprawd藕my, czy jest tu jaki艣 gabinet - zaproponowa艂 i wys艂a艂 Ed* dy*ego na g贸r臋.

Sam postanowi艂 przyjrze膰 si臋 pomieszczeniom na dole. Obok kuchni

i spi偶ami znajdowa艂 si臋 salon, przez kt贸ry weszli przed chwil膮 do budyn­ku, jak r贸wnie偶 biblioteka zajmuj膮ca trzy 艣ciany, Ucz膮ca kilkaset ksi膮偶ek Komisarz przesuwa艂 艣wiat艂em latarki po sk贸rzanych grzbietach. Obok ksi膮偶ek angielskich, francuskich i w艂oskich by艂y tam tak偶e pierwsze wy­dania dzie艂 Goethego i Schillera. Po chwili opu艣ci艂 bibliotek臋 i poszed艂 po schodach do Eddy鈥檈go, kt贸ry pokazywa艂 mu jaki艣 du偶y pok贸j. Przez zad膮gni臋te zas艂ony przebija艂 si臋 jedynie w膮ski strumie艅 艣wiat艂a. Komi­sarz zauwa偶y艂 jednak wielki bia艂y dywan z sze艣doramienn膮 gwiazd膮. Pod jednym % olejnych obraz贸w, kt贸ry ods艂oni艂 Eddy, znajdowa艂 si臋 sejf. Ku zdumieniu Bernera by艂 szeroko otwarty.

Chyba o to panu chodzi艂o, panie komisarzu - powiedzia艂 dcho Eddy, wskazuj膮c na stos dokument贸w le偶膮cych w 艣rodku.

Tak鈥攑otwierdzi艂 Bemer. - A teraz znikaj st膮d. Reszta zadania na­le偶y do mnie. Jak sko艅cz臋 i b臋d臋 chda艂 wyj艣膰, po prostu zamkn臋 drzwi. Dzi臋ki za wszystko i ju偶 d臋 nie ma.

Jak pan sobie 偶yczy, ostatni gasi 艣wiat艂o - zachichota艂 Eddy i chwil臋 p贸藕niej znik艂 w demno艣dach. Bemer zad膮gn膮艂 do ko艅ca zas艂ony i po艂o­偶y艂 na biurku niewielk膮 latark臋 z zielon膮 szybk膮. Potem przyni贸s艂 z sejfu pierwszy stos dokument贸w i zacz膮艂 czyta膰.

Dwie godziny p贸藕niej wiedzia艂 ju偶 dok艂adnie, z jak pot臋偶nym przedwnikiem ma do czynienia. Zakon mia艂 do dyspozycji wy­starczaj膮c膮 ilo艣膰 艣rodk贸w finansowych, kt贸re gromadzi艂 i pomna偶a艂 przez setki lat. Cesarz Fryderyk we w艂a艣ciwy spos贸b zadba艂 o to, aby jego tajem­nica by艂a chroniona. Ju偶 na samym pocz膮tku umie艣ci艂 na lokacie u s艂yn-

r隆隆隆l

f

nych bankier贸w Fugger贸w wielk膮 sum臋 pieni臋dzy, i to na wy艣mienitych warunkach. Sama dzia艂alno艣膰 charytatywna, obejmuj膮ca mi臋dzy innymi zak艂adanie szpitali i przytu艂k贸w dla biednych, nigdy nie odbi艂a si臋 nega­tywnie na bud偶ecie zakonu. Rada Dziesi臋ciu, to znaczy Stra偶nicy, by艂a przez wszystkie stulecia odpowiednio wyposa偶ona, aby pe艂ni膰 swoj膮 misj臋. Nawet w najtrudniejszych momentach, gdy 艣wiatem wstrz膮sa艂y kryzysy gospodarcze, inflacja albo gdy upada艂y rz膮dy, zasoby Zakonu pozostawa艂y nienaruszone. Rada nie ponios艂a nigdy ani straty finansowej, ani 偶adnej innej. To, o czym czyta艂 Bemer, nie by艂o niczym innym jak tylko licz膮­c膮 pi臋膰set lat histori膮 skutecznych dzia艂a艅 Zakonu, cho膰 niekt贸re z nich by艂y znaczone krwi膮.

- Dobry wiecz贸r, panie komisarzu!

S艂ysz膮c s艂owa wypowiedziane cichym g艂osem, Berner poderwa艂 si臋 gwa艂townie. 艢wiadom swojej winy, zamkn膮艂 teczk臋 z dokumentami, kt贸re w艂a艣nie czyta艂 i rozejrza艂 si臋 wok贸艂 siebie. W cieniu drzwi wej艣ciowych, poza kr臋giem 艣wiat艂a, sta艂a drobna posta膰 z pistoletem w d艂oni.

- Tak w艂a艣nie my艣la艂em - odpar艂. W powietrzu unosi艂 si臋 zapach perfum 鈥濧nge ou Demon鈥.鈥擳o pani uderzy艂a mnie wtedy tak mocno, 偶e straci艂em przytomno艣膰 i to pani zabi艂a potem m艂odego ksi臋dza z ko艣cio­艂a Szkockiego. Kwadrans p贸藕niej pojawi艂a si臋 pani na scenie jako lekar­ka pogotowia. Mia艂a pani z sob膮 metalow膮 walizk臋 i wszystkie niezb臋dne przybory. I tylko zapachu perfum nie uda艂o si臋 pani pozby膰.

Siostra Agnes u艣miechn臋艂a si臋 i wesz艂a ostro偶nie w kr膮g 艣wiat艂a.

- Prawid艂owo pan to rozwik艂a艂. W m艂odo艣ci studiowa艂am medycyn臋

i dopiero potem wst膮pi艂am do Zakonu. W pana przypadku nietrudno mi by艂o postawi膰 diagnoz臋.

- Zw艂aszcza 偶e wcze艣niej waln臋艂a mnie pani w g艂ow臋.

- Prosz臋 po艂o偶y膰 na biurku pistolet i telefon i podej艣膰 do tamtej 艣cia­ny. Nie chcia艂abym pana zrani膰, ale nie zawaham si臋 ani przez sekund臋

i dobrze pan o tym wie.

Bemer wyci膮gn膮艂 powoli colta z kabury i telefon z kieszeni p艂aszcza. Nast臋pnie oba te przedmioty po艂o偶y艂 na teczce z napisem 鈥濰eydrich , kt贸r膮 czyta艂 jako ostatni膮.

- Nie cofali艣cie si臋 przed niczym, aby chroni膰 tajemnic臋 Fryderyka

- powiedzia艂, podchodz膮c do 艣ciany. 鈥 Faust, Brahe, Saint-Germain, Ca­gliostro, Rasputin, Heydrich... niez艂y korow贸d 艣mierci.

Siostra Agnes skin臋艂a w milczeniu g艂ow膮, zabra艂a pistolet i roz艂ado­wa艂a go. Potem wy艂膮czy艂a telefon kom贸rkowy Bemera i dopiero wtedy odwr贸ci艂a si臋 do niego.

Ciesz臋 si臋, 偶e mog臋 powita膰 pana w naszym domu. Czasem B贸g sam podejmuje za nas wa偶ne decyzje. Winni艣my mu za to wdzi臋czno艣膰.

- Amen - zako艅czy艂 Berner, zastanawiaj膮c si臋, co siostra Agnes mia­艂a na my艣li.

ROZDZIA艁 10

17 MARCA 2008 ROKU

ZAMEK PANENSK艢 BRE殴ANY NA P脫艁NOC OD PRAGI

S艂o艅ce wzesz艂o ju偶 nad horyzont, gdy czarny, b艂yszcz膮cy helikopter Sikorsky S-76 Executive z siostr膮 Agnes i komisarzem Ber- nerem na pok艂adzie zatoczy艂 du偶e ko艂o nad Prag膮, przelecia艂 nad wypie­l臋gnowanym parkiem pe艂nym bia艂ych gazon贸w i greckich monument贸w

i chwil臋 p贸藕niej wyl膮dowa艂 tu偶 obok odrestaurowanego, barokowego ko­艣cio艂a. Zamek wchodz膮cy w sk艂ad posiad艂o艣ci by艂 ju偶 o rzut kamieniem.

Posiad艂o艣膰 Panenske Bfe偶any po艂o偶ona by艂a w pobli偶u autostrady Praga-Drezno, nieca艂e pi臋tna艣cie kilometr贸w na p贸艂noc od Pragi. Sk艂a­da艂a si臋 ze starego parku, dw贸ch pa艂ac贸w i przylegaj膮cych do nich rozle­g艂ych zabudowa艅.

- Do艣膰 skromna posiad艂o艣膰 jak na tak tw贸rczy Zakon - powiedzia艂 szyderczo Berner, gdy siostra Agnes pomaga艂a mu wysiada膰 z helikoptera.

Niewielki barokowy pa艂ac, pomalowany na bia艂y i r贸偶owy kolor, za­s艂ania艂y z trzech stron wysokie drzewa. Pa艂ac sta艂 na skraju rozleg艂ych zie­lonych teren贸w poprzecinanych grz膮dkami r贸偶.

- Jak widz臋, w sk艂ad waszego parku pojazd贸w wchodzi nawet heli­kopter - stwierdzi艂 z艂o艣liwie Berner.

Siostra Agnes roze艣mia艂a si臋 pob艂a偶liwie.

- Dzia艂amy w d艂ugiej perspektywie czasowej i na do艣膰 szerok膮 skal臋. Kiedy kto艣 strze偶e jakiej艣 tajemnicy przez pi臋膰set lat, nie powinien po- deimowa膰 偶adnych decyzji w kr贸tkiej perspektywie-czasowej. To miejsce

ma swoj膮 histori臋 i liczy tyle lat, co nasz Zakon. Kiedy艣 nale偶a艂 do zakonu si贸str benedyktynek z klasztoru 艣w.Jerzego.W okresie Trzeciej Rzeszy zo­sta艂 skonfiskowany przez Niemc贸w, kt贸rzy nazwali go Jungfern-Breschan i urz膮dzili w nim siedzib臋 protektora Czech i Moraw. Nazwisko Heydrich na pewno co艣 panu m贸wi, skoro zapozna艂 si臋 pan z naszymi dokumenta­mi. Teraz wszystko to nale偶y do nas.

Berner skin膮艂 g艂ow膮.

- Podobnie jak willa przy Agnesgasse w Wiedniu? - spyta艂 偶a­艂uj膮c w duchu, 偶e ni茅 poinformowa艂 Siny i Wagnera o swojej nocnej wizycie w tamtym miejscu. 呕aden z nich nie ma poj臋cia, gdzie sp臋dzi艂 noc i co si臋 z nim dzieje.

- Tak, podobnie zreszt膮 jak wiele innych siedzib na terenie ca艂ej Eu- ropy- potwierdzi艂a siostra Agnes.-W miar臋 up艂ywu lat nasza dzia艂alno艣膰 nabra艂a charakteru mi臋dzynarodowego. Lata mija艂y, a pieni臋dzy, kt贸re po­zostawi艂 nam Fryderyk, zacz臋艂o ubywa膰, wi臋c trzeba je by艂o jako艣 zain­westowa膰, aby艣my mogli wype艂nia膰 powierzon膮 nam misj臋. Dzi臋ki temu zapewnili艣my sobie niezale偶no艣膰, co umo偶liwi艂o realizacj臋 wielu chary­tatywnych projekt贸w na ca艂ym 艣wiecie, przede wszystkim za艣 stworzy­艂o warunki do tego, do czego Zakon powo艂ano od samego pocz膮tku: do ochrony tajemnicy cesarza.

Siostra Agnes posz艂a przodem przez rozleg艂y taras i otworzy艂a drzwi prowadz膮ce do ogrodu przy barokowym pa艂acu.

Je艣li za艣 chodzi o helikopter, wypo偶yczamy go w razie potrzeby od pewnego producenta, kt贸ry posiada w pobli偶u tego miejsca w艂asne lot­nisko. Jeste艣my g艂贸wnymi udzia艂owcami w tej firmie. Jak pan widzi, nie trwonimy pieni臋dzy.

Siostra Agnes zdj臋艂a Bemerowi kajdanki i wskaza艂a mu wzrokiem komplet wypoczynkowy, z kt贸rego rozci膮ga艂 si臋 widok na park

- Prosz臋 si臋 rozgo艣ci膰 i cieszy膰 pi臋knym widokiem. Przygotuj臋 kaw臋 i co艣 do zjedzenia, je艣li nie ma pan nic przeciwko temu. Tylko niech pan nie pr贸buje ucieka膰, bo pa艂ac jest dobrze strze偶ony i daleko si臋 nie uciek­nie. Mo偶e mi pan wierzy膰.

Bemer skin膮艂 zrezygnowany g艂ow膮 i rozejrza艂 si臋 po wspania艂ej alta­nie ogrodowej. Jej 艣ciany zdobi艂y haftowane obicia i sceny my艣liwskie ze wszystkich epok.

Siostra Agnes zauwa偶y艂a to spojrzenie.

- Ten budynek ma bardzo bogat膮 histori臋, ale na pierwszy plan wy­suwa艂o si臋 zawsze polowanie. W1909 roku ca艂膮 posiad艂o艣膰 kupi艂 austriac­ki baron cukrowy Ferdinand Bloch-Bauer i przywi贸z艂 tu wszystkie swoje trofea my艣liwskie i dzie艂a sztuki. Wszystko, co pan widzi, to przedmioty, kt贸re by艂y tu po zaj臋ciu Czech przez Niemcy. Niech pan spokojnie obej­rzy sobie obrazy, ja zaraz wracam.

Siostra Agnes wysz艂a z pokoju i Berner zosta艂 sam. Kiedy podszed艂 do okna, 偶eby popatrze膰 na park, k膮tem oka dostrzeg艂 jaki艣 ruch. Na ta­ras wszed艂 ubrany na czarno m臋偶czyzna z karabinem szybkostrzelnym na ramieniu i zacz膮艂 obserwowa膰 przedni膮 cz臋艣膰 pa艂acu. Berner zapali艂 pa­pierosa - na pr贸偶no rozgl膮da艂 si臋 za popielniczk膮. W ko艅cu wcisn膮艂 za­pa艂k臋 w ziemi臋 wype艂niaj膮c膮 jeden z gazon贸w z tulipanami i narcyzami.

Nieca艂e dwadzie艣cia minut p贸藕niej do salonu ponownie wesz艂a siostra Agnes. Tym razem towarzyszy艂 jej inny ubrany na czarno m臋偶czyzna. Na srebrnej tacy ni贸s艂 kaw臋, mas艂o, marmolad臋 i pieczywo. I tylko pistolet w ka­burze przypomina艂, 偶e nie jest tu kelnerem. Siostra Agnes zachowywa艂a si臋 jak dobra gospodyni dbaj膮ca o to, aby jej go艣ciowi na niczym nie zbywa艂o.

- Przygotowali艣my pok贸j na wypadek, gdyby po 艣niadaniu chcia艂 si臋 pan tam uda膰. Je艣li takie b臋dzie pana 偶yczenie, b臋d臋 panu towarzyszy膰 na g贸r臋. Znajdzie pan tam co艣 do czytania i telewizor, wi臋c na pewno nie b臋­dzie si臋 pan tam nudzi艂. Ja musz臋 niestety wraca膰 do Wiednia i dlatego nie mog臋 panu towarzyszy膰.

-Jak d艂ugo chcecie mnie tu trzyma膰?

- Mog臋 to bardzo dok艂adnie okre艣li膰: do po艂udnia, pojutrze, gdy doj­dzie do zaplanowanej wymiany.

Berner zmarszczy艂 czo艂o.

- A na co albo na kogo chcecie mnie wymieni膰? Nie jestem na tyle s艂awny, 偶eby ktokolwiek chcia艂 wyp艂aci膰 wam za mnie pieni膮dze albo od­da膰 kogo艣 naprawd臋 wa偶nego. - Wskazuj膮c d艂oni膮 na 艣ciany ozdobione r贸偶nymi dzie艂ami sztuki, doda艂: 鈥 Poza tym nie wygl膮da na to, 偶eby wam brakowa艂o pieni臋dzy.

Siostra Agnes pokr臋ci艂a g艂ow膮 ze 艣miechem.

I Nie, panie komisarzu, nie chodzi nam o pieni膮dze. Chcemy Wagne­ra i Sin臋 i jeste艣my pewni, 偶e gdy us艂ysz膮, kogo tu go艣cimy, na pewno si臋 u nas zjawi膮. Porozmawiamy sobie o tym wieczorem, gdy wr贸c臋 z Wied­nia. Mam nadziej臋, 偶e na kolacji dotrzyma mi pan towarzystwa.

- A je艣li Sina i Wagner nie zgodz膮 si臋 tu przyjecha膰? Dlaczego mie­liby dobrowolnie i艣膰 na stracenie? - spyta艂 bezradnie Berner.

Siostra Agnes przesta艂a si臋 u艣miecha膰, a na jej twarzy pojawi艂 si臋 zim­ny, wyrachowany wyraz.

To proste: ze wzgl臋du na lojalno艣膰, jak膮 wobec pana odczuwaj膮. Poza tym je艣li nie przyjm膮 naszej propozycji, b臋dziemy im co dwadzie艣cia cztery godziny wysy艂a膰 jak膮艣 cz膮stk臋 pa艅skiego cia艂a. Do czasu, a偶 zmieni膮 zdanie.

DONAUSTADT, WIEDE艃

Eduard 鈥濫ddy鈥 Bogner zacz膮艂 si臋 martwi膰. Ju偶 贸smy raz wybiera艂 numer telefonu kom贸rkowego Bernera i za ka偶dym razem s艂ysza艂 w odpowiedzi komunikat o tre艣ci,Abonent znajduje si臋 poza zasi臋giem sieci鈥. By艂y zapa艣nik rozsiad艂 si臋 w swoim zu偶ytym fotelu biurowym, a na jego okr膮g艂ej twarzy pojawi艂y si臋 g艂臋bokie zmarszczki. To niepodobne do Bernera, 偶eby tak d艂ugo si臋 nie zg艂asza艂 i nie dawa艂 znaku 偶ycia, zw艂asz­cza po akcji, jak膮 przeprowadzili wczorajszej nocy. Komisarz zosta艂 w willi sam. Eddy ego zacz臋艂y dr臋czy膰 wyrzuty sumienia.

Powinienem by艂 zosta膰 i przynajmniej obserwowa膰 dom z samochodu, pomy艣la艂. M贸g艂by wtedy ostrzec Bernera wystarczaj膮co wcze艣nie, gdyby na przyk艂ad nagle pojawi艂 si臋 niespodziewany go艣膰. Tymczasem on poje­cha艂 do domu w przekonaniu, 偶e komisarz wie, co robi.

Z warsztatu dobiega艂 go d藕wi臋k spawarek. Du偶e zlecenie na win­d臋 towarow膮 dla jednego z magazyn贸w w Osthafen przysz艂o we w艂a­艣ciwym czasie. Eddy nie chcia艂 zwalnia膰 偶adnego ze swoich robotnik贸w, zw艂aszcza podczas kryzysu. Mieli za sob膮 ciemn膮 przesz艂o艣膰, ka偶dy z nich sp臋dzi艂 za kratkami par臋 lat i dlatego warsztat mieszcz膮cy si臋 w jed­nym z zau艂k贸w dzielnicy Donaustadt by艂 dla nich odskoczni膮 do nowe­go 偶ycia, szans膮 na wydostanie si臋 z bagna i rezygnacj臋 ze z艂odziejskiego fachu.

Eddy zastanawia艂 si臋, co mog艂o wydarzy膰 si臋 w willi. Czy偶by kto艣 przy艂apa艂 Bernera na przegl膮daniu dokument贸w? A mo偶e w艂膮czy艂 si臋 alarm, gdy chcia艂 opu艣ci膰 dom? Mo偶e zosta艂 aresztowany przez policj臋 jako w艂amywacz? Cokolwiek si臋 tam wydarzy艂o, komisarz nie zg艂asza艂 si臋, co samo w sobie jest z艂ym znakiem. W ko艅cu Eddy postanowi艂 zoriento­wa膰 si臋, co w trawie piszczy.

t

Kilka minut p贸藕niej wiedzia艂, 偶e od pewnego czasu Berner przeby­wa! cz臋sto w towarzystwie dziennikarza Paula Wagnera i profesora hi­storii Siny, kt贸ry by艂 podobno synem komendanta g艂贸wnego policji. Eddy b臋bni艂 grubymi palcami po blacie biurka i zastanawia艂 si臋, co zrobi膰. Jego nast臋pne posuni臋cie mo偶e okaza膰 si臋 ca艂kiem b艂臋dne, a w pewnych oko­liczno艣ciach przysporzy膰 komisarzowi k艂opot贸w. Po raz kolejny rozwa偶a艂 ten problem w g艂owie, a偶 w ko艅cu podj膮艂 decyzj臋. Wybra艂 numer telefonu i nerwowo ws艂uchiwa艂 si臋 w sygna艂. Kiedy Wagner odebra艂, Eddy nadal nie wiedzia艂, jak zacz膮膰.

-Ja... to znaczy... no bo to jest tak... nazywam si臋 Bogner, Eddy Bo- gner i od wielu lat znam komisarza Bernera.

W tym momencie Eddy przerwa艂 i z niepewno艣ci膮 czeka艂 na odpo­wied藕. Wagner domy艣li艂 si臋, 偶e musi mu jako艣 pom贸c.

Ja te偶 go znam od pewnego czasu, ale dopiero od niedawna przy­lgn膮艂em do niego ca艂ym sercem 鈥 za偶artowa艂. 鈥 Niech mi pan po prostu powie, o co chodzi.

- By艂em wczoraj z panem komisarzem z wizyt膮 w pewnej willi przy ulicy Agnesgasse w dzielnicy D贸bling... - zacz膮艂 niepewnym g艂osem Eddy, zastanawiaj膮c si臋, jak opowiedzie膰 o tym Wagnerowi.

- Byli艣cie z wizyt膮? I co? - spyta艂 Wagner, bo nie wiedzia艂, do czego Eddy zmierza.

- Komisarz szuka艂 tam pewnych dokument贸w... 鈥 zacz膮艂 Eddy, ale znowu przerwa艂, bo nie by艂 pewien, czy dobrze robi, dzwoni膮c do dzien­nikarza.

Wagner od razu si臋 wszystkiego domy艣li艂.

- Musz臋 pana o co艣 zapyta膰. Czy to pan otworzy艂 mu drzwi, 偶eby m贸g艂 si臋 do tych papier贸w dosta膰?

Oddech Eddy ego sta艂 si臋 nie tylko s艂yszalny, ale i wyczuwalny.

- W艂a艣nie tak by艂o - przytakn膮艂 z ulg膮 Eddy. 鈥 Poszli艣my razem do tej willi, kt贸ra nale偶y do Zakonu...

- Do Zakonu? - przerwa艂 mu Wagner. 鈥 Jest pan pewien? Jakiego Zakonu? Kiedy to by艂o?

- Wczoraj, p贸藕nym wieczorem. To jaki艣 zakon religijny, komisarzowi bardzo na tym zale偶a艂o. Luksusowy dom pe艂en antyk贸w, mn贸stwo sta­rych obraz贸w olejnych. M贸wi艂 co艣 o Anio艂ach 艢mierci, a w pokoju, gdzie by艂 ten sejf...

Wystarczy, ju偶 rozumiem, chyba wiem, o co chodzi艂o Bernerowi. Niech pan m贸wi dalej I powiedzia艂 Wagner.

Eddy zwil偶y艂 j臋zykiem wyschni臋te wargi i ci膮gn膮艂:

W pokoju le偶a艂 ogromny bia艂y dywan z czerwon膮 gwiazd膮, mia艂a chyba sze艣膰 ramion. A na parterze sta艂 przepi臋kny kielich wysadzany ka­mieniami, praska szko艂a, barok, oko艂o 1720 roku.

Eddy znowu zamilk艂, jakby za du偶o powiedzia艂.

I Wnioskuj臋 z tego, 偶e jest pan zawodowcem - naciska艂 go Wagner.

- Ale po co mi pan to wszystko opowiada?

Bo od rana pr贸buj臋 dodzwoni膰 si臋 na telefon kom贸rkowy pana ko­misarza i za ka偶dym razem s艂ysz臋 komunikat, 偶e 鈥瀉bonent znajduje si臋 poza zasi臋giem sieci鈥 - wydusi艂 z siebie w ko艅cu Eddy.

Jego s艂owa wzbudzi艂y niepok贸j Wagnera.

Co robi艂 komisarz, gdy opuszcza艂 pan will臋? - spyta艂 po chwili na­mys艂u.

Z tego co wiem, poszed艂 do du偶ego pokoju z sejfem i zacz膮艂 prze­gl膮da膰 dokumenty. Mnie odes艂a艂, wi臋c wr贸ci艂em do domu - stwierdzi艂 Eddy pe艂en poczucia winy.

A gdzie jest ta willa?

Na ulicy Agnesgasse, w D贸bling - odpar艂 Eddy. - Jasno偶贸艂ty dwu­kondygnacyjny budynek z wysokim ogrodzeniem i kut膮 偶elazn膮 bram膮.

Czy znale藕li艣cie wczoraj co艣 konkretnego na temat Zakonu? A mo偶e komisarz od razu pana odes艂a艂?

Eddy zwleka艂 z odpowiedzi膮. Przypomnia艂 sobie, 偶e rozmowy z dzien­nikarzami nigdy nie wysz艂y nikomu na dobre.

Tak bym tego nie okre艣li艂... to by艂o tak, 偶e... zanim stamt膮d po­szed艂em...

Eddy zaci膮艂 si臋, ale Wagner nie odpuszcza艂.

Niech pan pos艂ucha - powiedzia艂 zniecierpliwionym tonem. - Ko­misarz Berner i ja od pewnego czasu staramy si臋 zdoby膰 pewn膮 informacj臋 i mo偶emy to zrobi膰 tylko za po艣rednictwem Zakonu. Anio艂y 艢mierci do­kona艂y na nas zamachu w Wiedniu, pr贸bowa艂y zrzuci膰 na komisarza win臋 za morderstwo, a w Chemnitz chcia艂y nas ostatecznie zlikwidowa膰. Do­my艣lam si臋, 偶e teraz Berner gdzie艣 przepad艂. Eddy, niech偶e pan to wreszcie z siebie wydusi! Jak pan s膮dzi, dlaczego komisarz podj膮艂 to ryzyko i zde­cydowa艂 si臋 odwiedzi膰 will臋? Dla przyjemno艣ci? Co pan stamt膮d zabra艂?

- Sk膮d panu przysz艂o do g艂owy, 偶c...

- Co pan zabra艂? - przerwa艂 mu Wagner.

- No dobrze... kiedy stamt膮d wychodzi艂em, zajrza艂em jeszcze do bi­blioteki i zobaczy艂em tam szkatu艂臋 obci膮gni臋t膮 czerwonym at艂asem. Na wieczku jest sze艣cioramienna gwiazda. Pomy艣la艂em wi臋c sobie...

- Niewa偶ne. Co by艂o w 艣rodku?

- Tylko jakie艣 zapiski, nic warto艣ciowego, ale mo偶e to pana zaintere­suje? - spyta艂 z ulg膮 Eddy.

- Co艣 panu zaproponuj臋. Niech pan sobie zatrzyma szkatu艂k臋, a ja wezm臋 dokumenty. Prosz臋 si臋 nie roz艂膮cza膰!

Zacz膮艂 gor膮czkowo my艣le膰. S膮 teraz w Grazu... jego zajezdnia nie wchodzi w rachub臋, zamek Siny te偶 nie. Musi znale藕膰 jakie艣 bezpieczne miejsce...

- Eddy, niech pan w艂o偶y te dokumenty do zwyk艂ej koperty i wy艣le je poczt膮 kuriersk膮 komendantowi g艂贸wnemu policji, Sinie. Adres zna ka偶­dy kurier w Wiedniu. Prosz臋 mu tylko przekaza膰, 偶e jego syn zg艂osi si臋 po odbi贸r koperty dzisiaj albo jutro. Na kopercie niech pan napisze du偶ymi literami: 鈥濸rofesor dr Georg Sina - do r膮k w艂asnych鈥.

HOTEL 鈥瀂UM DOM鈥, GRAZ

- Co ZROBI艁E艢?! - SPYTA艁 Z NIEDOWIERZANIEM SlNA. - WYS艁A艁E艢 to do biura mojego ojca? No to 艂adnie... a ja zamierza艂em przez nast臋pne lata omija膰 to miejsce szerokim 艂ukiem... teraz b臋d臋 musia艂 tam i艣膰, po­rozmawia膰 z nim i nas艂ucha膰 si臋 znowu tego co zawsze, na przyk艂ad: Jak ty wygl膮dasz?鈥 albo 鈥濩zy m贸g艂by艣 uszanowa膰 nazwisko Sina i ubra膰 si臋 w co艣 innego?鈥 albo 鈥濪laczego nie wpadniesz do nas co艣 zje艣膰?鈥. Dzi臋ki, drogi przyjacielu, to by艂o naprawd臋 genialne posuni臋cie!

Wagner wzruszy艂 ramionami i zamkn膮艂 laptopa. W艂a艣nie zamierza艂 wys艂a膰 do Eleny artyku艂 o ostatnich wydarzeniach zatytu艂owany Tajem­nica pierwszego cesarza Chin, gdy przeszkodzi艂 mu w tym telefon Ed- dy鈥檈go. Teraz jednak artyku艂 mkn膮艂 ju偶 sieci膮 na drug膮 stron臋 Atlanty­ku. Wagner podszed艂 do szwedzkiego bufetu w rogu sali restauracyjnej hotelu.

- Nie przejmuj si臋 tak - odpar艂 na wyrzuty przyjaciela. 鈥 Wcze艣niej czy p贸藕niej i tak musia艂by艣 odwiedzi膰 ojca.

-Wola艂bym p贸藕niej - powiedzia艂 Sina i jednym uderzeniem 艂y偶eczki rozbi艂 skorupk臋 jajka na mi臋kko.

Poprzedniego wieczoru pojechali jeszcze do centrum Grazu i wpro­wadzili si臋 do apartamentu luksusowego hotelu Zum Dom po艂o偶onego w pobli偶u zamku. Tschak pe艂ni艂 funkcj臋 czworono偶nego urz膮dzenia alar­mowego i obszczekiwa艂 ka偶d膮 osob臋, kt贸ra przechodzi艂a obok drzwi ich pokoju. Dzi臋ki temu Paul, Sina i Valerie zapadli w g艂臋boki, bezpieczny sen.

Wagner nak艂ada艂 sobie w艂a艣nie plaster w臋dzonego 艂ososia, gdy do hotelu wr贸ci艂a Valerie ze spaceru z Tschakiem po okolicznych uliczkach.

- Na dworze jest zimno, ale na szcz臋艣cie nie pada 1 powiedzia艂a, za­ci膮gaj膮c si臋 g艂臋boko zapachem paruj膮cej kawy i 艣wie偶ych bu艂eczek - Ro­zejrza艂am si臋 troch臋 i nikogo podejrzanego nie zauwa偶y艂am. 呕adnych kr膮偶膮cych samochod贸w ani os贸b wystaj膮cych na rogu ulicy.

- Cz艂owiek popada z czasem w paranoj臋 - mrukn膮艂 Sina. Kiedy Va­lerie usiad艂a przy stoliku, Wagner opowiedzia艂 jej o rozmowie z Eddym i o wizycie Bernera w willi przy Agnesgasse.

- Chcesz powiedzie膰, 偶e si臋 tam po prostu w艂ama艂? - spyta艂 troch臋 zbyt g艂o艣no zdumiony Sina. - To do niego nie pasuje. Oznacza to, 偶e Ber­ner wzi膮艂 sobie do serca atak, kt贸rego pad艂 ofiar膮 w ko艣ciele. Od tej pory Stra偶nicy maj膮 w nim wroga. Ciekawe, co tam znalaz艂.

Valerie rozsmarowa艂a mas艂o na bu艂ce i na艂o偶y艂a sobie tak grub膮 war­stw臋 d偶emu, 偶e zacz膮艂 jej sp艂ywa膰 na talerz.

- Ch臋tnie bym w ko艅cu pozna艂a tego komisarza Bernera. Wydaje mi si臋, 偶e to ciekawa posta膰 - powiedzia艂a. Widz膮c, jak d偶em oblepia jej palce, Wagner u艣miechn膮艂 si臋 do niej. Valerie doda艂a przepraszaj膮cym tonem: - Kto wie, kiedy znowu znajdziemy czas, 偶eby co艣 zje艣膰.

W tym momencie w sali restauracyjnej rozleg艂 si臋 d藕wi臋k telefonu kom贸rkowego. Trzej m臋偶czy藕ni, kt贸rzy rozmawiali o czym艣 z o偶ywieniem, przerwali rozmow臋. Jeden z nich wyj膮艂 telefon i odebra艂. W milczeniu ws艂uchiwa艂 si臋 w g艂os rozm贸wcy, a potem bez s艂owa schowa艂 telefon do kieszeni. Na jego dyskretny znak g艂ow膮 ca艂a tr贸jka wysz艂a z sali. Tschak, kt贸ry le偶a艂 zwini臋ty pod sto艂em, otworzy艂 czujnie oczy, uni贸s艂 na chwil臋 艂eb i spojrza艂 za nimi uwa偶nie.

Do hotelu Zur Grazer Burg by艂o nie dalej ni偶 pi臋膰 minut piechot膮. Valerie zostawi艂a sportow膮 torb臋 w samochodzie. Pilnowa艂 jej

T1^T

/ \ \ \ \ V 禄鈻 ' \

j im t

Tschak, kt贸ry rozci膮gn膮艂 si臋 na tylnym siedzeniu. Kiedy stan臋li przed wiel­k膮 bram膮 zamku z jej charakterystycznym roma艅skim lukiem, Sina wyj膮} 7 kieszeni testament Mertensa i zacytowa艂 jego fragment:

To jest w艂a艣nie ta druga droga, na kt贸r膮 mo偶esz wst膮pi膰, aby znale藕膰 si臋 w kr臋gu 艣wiat艂a. Je艣li j膮 wybierzesz, radz臋 Ci tylko: udaj si臋 do Grazu! Wst膮p na podw贸jnie zakr臋con膮 drog臋 prowadz膮c膮 w g贸r臋!

- Przypomnia艂em sobie o tych s艂owach dopiero wczoraj, gdy Paul znalaz艂 w kieszeni swojej marynarki t臋 kopert臋. Mertens przemierzy艂 ju偶 t臋 drog臋 przed nami. Graz musi by膰 naszym kolejnym przystankiem a wspomniana 鈥瀙odw贸jnie zakr臋cona droga prowadz膮ca w g贸r臋鈥 to nic in­nego jak s艂ynne spiralne schody w kszta艂cie podw贸jnej helisy**, kt贸re syn Fryderyka, Maksymilian, kaza艂 zbudowa膰 zaraz po 艣mierci ojca.

- Podw贸jna helisa? Co przez to rozumiesz? - dopytywa艂 si臋 Wagner. Valerie wskaza艂a na napis AEIOU wykuty wraz z dat膮 1493 na jednej ze 艣cian zamku.

-Jest tutaj para r贸wnoleg艂ych schod贸w, kt贸re wznosz膮 si臋 symetrycz­nie w g贸r臋, jak podw贸jna helisa. Zaczynaj膮 si臋 w tym samym punkcie i w tym samym punkcie si臋 ko艅cz膮, trzy pi臋tra wy偶ej. Dwie drogi prowa­dz膮ce na g贸r臋, ale dochodzi si臋 nimi do tego samego miejsca - wyja艣ni艂 Sina, wpatruj膮c si臋 kamienn膮 tablic臋 z napisem AEIOU. 鈥 Kiedy przygl膮dam si臋 temu napisowi, od razu pewne rzeczy staj膮 si臋 jasne. Je艣li por贸wnamy wygl膮d tych pi臋ciu liter, podobnie jak wygl膮d liczby 14 w rz臋dzie powy偶ej z liczb膮 93, 艂atwo dojdziemy do wniosku, 偶e wykonali je r贸偶ni kamienia­rze. Samog艂oski maj膮 ostre brzegi i zosta艂y wyryte g艂臋boko, podobnie jak cyfra 鈥1鈥 i cyfra 鈥4鈥. Natomiast cyfry 9 i 3 nie s膮 powi膮zane z pozosta艂ymi znakami, a kamieniarz, kt贸ry je wykuwa艂, nie zada艂 sobie zbyt wiele tru­du i dlatego s膮 p艂askie i niedok艂adnie wyko艅czone. Drugi z kamieniarzy w por贸wnaniu z pierwszym to zwyk艂y partacz.

- Co to twoim zdaniem oznacza? 鈥 spyta艂a Valerie.

- To, 偶e budow臋 rozpocz臋to za rz膮d贸w Fryderyka, jeszcze przed 1493 rokiem, i niewykluczone, 偶e zosta艂a ona za jego rz膮d贸w tak偶e uko艅czo­na. Jednak zar贸wno mistrz kieruj膮cy budow膮, jak i jego zleceniodawca

i Linia 艣rubowa, krzywa tr贸jwymiarowa pokazuj膮ca struktur臋 DNA (przyp. red.).

zostawili na g贸rze wolne miejsce, 偶eby p贸藕niej wpisa膰 tam dat臋 zako艅­czenia prac. Kto wie, mo偶e Fryderyk nauczy艂 si臋 czego艣 z b艂臋du, jaki po­pe艂ni艂 na 艣cianie herbowej. Faktem jest jednak, 偶e na zlecenie Maksymi­liana kto艣 inny doko艅czy艂 budowy zamku i ten sam kto艣 wykona艂 reszt臋 napisu z dat膮. Jest jeszcze jedna rzecz, o wiele wa偶niejsza, kt贸ra przysz艂a mi na my艣l. W sierpniu 1493 roku na lewej nodze cesarza powsta艂a zgo­rzel i trzeba j膮 by艂o amputowa膰. Na dodatek zrobiono to bez znieczulenia. Kr贸tko po operacji, kt贸r膮 zni贸s艂 po m臋sku, zmar艂 w niewyja艣nionych oko­liczno艣ciach, rzekomo z powodu biegunki, kt贸ra dopad艂a go po spo偶yciu melona.

Nie m贸wisz tego chyba powa偶nie - przerwa艂 mu Wagner wybu­chaj膮c 艣miechem. 鈥 Od tego si臋 nie umiera.

Dziwne, prawda? 鈥 przytakn膮艂 mu Sina. - Wed艂ug 藕r贸de艂 Fryderyk zmar艂 19 sierpnia w roku 1493, to znaczy w tym samym, kt贸ry widnieje na jego budowli. By膰 mo偶e jest to data zako艅czenia jego rz膮d贸w. Cesarz umar艂, niech 偶yje cesarz!

Valerie podesz艂a do gabloty stoj膮cej na dziedzi艅cu zamkowym. Za­wiera艂a ona informacje na temat kr臋tych schod贸w i po艂o偶onej naprzeciw nich prywatnej kaplicy cesarza.

Czy ten widok nie przypomina wam Wiener Neustadt, tamtejszy ko艣ci贸艂 te偶 by艂 najpierw ko艣cio艂em Mariackim i dopiero potem sta艂 si臋 艣wi膮tyni膮 pod wezwaniem 艢wi臋tego Jerzego? - spyta艂 Wagner.

Przypatrzmy si臋 schodom - zaproponowa艂 Sina, podszed艂 do nie­wielkich drzwi i nacisn膮艂 klamk臋.

Dolna cz臋艣膰 klatki schodowej by艂a podzielona dok艂adnie na p贸艂, przy czym jedne schody bieg艂y w lew膮, drugie w praw膮 stron臋. Skr臋ca艂y si臋 w spos贸b przeciwbie偶ny, spotyka艂y si臋 na pierwszym pi臋trze, znowu roz­dziela艂y i bieg艂y w dwie r贸偶ne strony.

To prawdziwie mistrzowska robota - powiedzia艂a Valerie, podzi­wiaj膮c kamienne dzie艂o. - Czego艣 takiego jeszcze nie widzia艂am.

S艂o艅ce zdo艂a艂o w ko艅cu przebi膰 si臋 przez chmury. Jego promienie wpada艂y przez okna klatki schodowej, przywracaj膮c szare kamienie do 偶ycia. Rozmiary i odleg艂o艣ci, powykr臋cane uchwyty i wydr膮偶one s艂upy 艣rodkowe kr臋tych schod贸w, 艣mia艂a konstrukcja i doskona艂a symetria za­piera艂y dech w piersiach. Powsta艂o dzie艂o sztuki, kt贸remu pod wzgl臋dem doskona艂o艣ci ma艂o kt贸re mog艂o dor贸wna膰 w ca艂ej Europie.

艂;

- Dla Fryderyka by艂a to tak wa偶na sprawa, 偶e w testamencie poleci艂 swemu synowi Maksymilianowi, aby doko艅czy艂 budowy kr臋tych scho­d贸w. By膰 mo偶e s膮 one jedn膮 z najwa偶niejszych wskaz贸wek, kt贸re Fryderyk przekaza艂 nam jeszcze za swego 偶ycia 鈥 powiedzia艂 cicho Sina i wszed艂 na historyczne schody. 鈥 Musimy j膮 tylko zauwa偶y膰...

Valerie wesz艂a na sam膮 g贸r臋. Rozci膮ga艂 si臋 stamt膮d wspania艂y widok na ca艂y dziedziniec zamkowy. Po rozleg艂ym placu biegali zaaferowani urz臋d- nicyubrani w garnitury i krawaty. Powoli snuli si臋 jacy艣 tury艣ci, jeszcze inni pozowali do zdj臋cia. Za przewodniczk膮 z chor膮giewk膮 na kijku pod膮偶a艂a grupa Japo艅czyk贸w. Valerie przyjrza艂a im si臋 troch臋 uwa偶niej. Jej uwag臋 zwr贸ci艂o kilku m臋偶czyzn, kt贸rzy nie pasowali do grupy fotografuj膮cych si臋 japo艅skich turyst贸w. Nie mieli aparat贸w ani 偶贸艂tych peleryn przeciw­deszczowych, nie s艂uchali te偶 tego, co m贸wi艂a przewodniczka. Rozgl膮dali si臋 ukradkiem, jakby kogo艣 lub czego艣 szukali.

SAILFISCH MARINA, SINGER ISLAND,

PALM BEACH SHORES, FLORYDA, USA

Incommunicado鈥 by艂 Stumetrowym jachtem, najwi臋ksz膮 艂odzi膮, jaka mog艂a wp艂yn膮膰 do ekskluzywnej Sailfish Marina w znanych na ca艂ym 艣wiecie Palm Beach Shores. G艂臋boko艣膰 wody w Intercoastal Waterway 鈥 szlaku wodnym ci膮gn膮cym si臋 od Nowego Jorku a偶 po Flo­rida Keys 鈥 nie pozwala艂a na wej艣cie jednostek o wi臋kszym zanurzeniu.

Chocia偶 dochodzi艂a dopiero 4 rano i by艂o jeszcze ciemno, przy tra­pie stali ju偶 dwaj ubrani na bia艂o urz臋dnicy mariny. Czekali, a偶 kapitan ustawi 艂贸d藕 wzd艂u偶 kei i zacumuje j膮. Ca艂y manewr trwa艂 nie d艂u偶ej ni偶 pi臋膰 minut i ju偶 chwil臋 p贸藕niej niebiesko-bia艂a 艂贸d藕 ko艂ysa艂a si臋 w 艂agod­nych powiewach porannej bryzy, kt贸ra nios艂a z sob膮 ciep艂e powietrze znad Baham贸w.

Fred Wineberg spa艂 na le偶aku ustawionym na s艂onecznym pok艂adzie swojego jachtu. Kiedy osobista piel臋gniarka magnata prasowego obudzi­艂a go, by pod艂膮czy膰 kropl贸wki, Wineberg drgn膮艂 gwa艂townie i rozejrza艂 si臋 nieprzytomnym wzrokiem. W ko艅cu rozpozna艂 piel臋gniark臋 i na jego twarzy pojawi艂 si臋 szyderczy u艣miech.

Czy偶by nowa po偶ywka dla kom贸rek rakowych? 鈥 spyta艂 ironicznie, przymykaj膮c oczy.

-Wie pan dobrze, ze musimy wzmocni膰 pa艅ski system odporno艣cio­wy, cho膰 taka kropl贸wka cud贸w nie zdzia艂a - odgryz艂a si臋 piel臋gniarka, kt贸ra uwa偶a艂a go za rozkapryszonego bogacza, czyli za trudnego pacjenta.

Zanim si臋 oddali艂a, poda艂a mu jeszcze teczk臋 z ostatni膮 poczt膮, kt贸r膮 wydrukowa艂a dla niego sekretarka urz臋duj膮ca w niewielkim pomieszcze­niu s艂u偶膮cym za biuro. Staruszek otworzy艂 oczy i zawo艂a艂:

Moje okulary!

Ma pan je na czole - odpar艂a piel臋gniarka, nie odwracaj膮c si臋 do niego i opu艣ci艂a pok艂ad.

Silne 艣wiat艂o halogenowe roz艣wietla艂o pok艂ad 艂odzi, dzi臋ki cze­mu Wineberg m贸g艂 przeczyta膰 nowy reporta偶 Wagnera le偶膮cy na sa­mej g贸rze. Dla niego nigdy nie istnia艂y sta艂e godziny pracy i by艂o tak od dnia, kiedy przed laty zjawi艂 si臋 w USA. Zaczyna艂 jako zwyk艂y dzienni­karz, a偶 po wielu latach sta艂 si臋 w艂a艣cicielem trzech wielkich dziennik贸w i dw贸ch stacji telewizyjnych. Kiedy doszed艂 do opisu wydarze艅 w Chem­nitz, od艂o偶y艂 teczk臋 na bok, spojrza艂 w zamy艣leniu na ko艂ysz膮ce si臋 inne 艂odzie i zadzwoni艂 na sekretark臋, kt贸ra towarzyszy艂a mu we wszystkich podr贸偶ach.

Maggie, prosz臋 si臋 dowiedzie膰, kim jest Valerie Goldmann, o kt贸rej jest mowa w artykule. Je艣li to konieczne, mo偶e pani zadzwoni膰 do Paula Wagnera i dowiedzie膰 si臋 od niego. Tylko niech si臋 pani nie guzdra.

Doczyta艂 artyku艂 do ko艅ca i si臋gn膮艂 po telefon, 偶eby porozmawia膰 z Elen膮 Millt. Na horyzoncie ukaza艂 si臋 w膮ski promie艅 艣wiat艂a, a nad wod膮 przelecia艂y majestatycznie dwa pelikany, kt贸re chwil臋 p贸藕niej usia­d艂y na jednym z pomalowanych na bia艂o trap贸w. Wineberg zerkn膮艂 na nie i mrukn膮艂:

N臋dzne darmozjady, wynocha st膮d, bo mi wszystko zasracie!

- M贸wi Millt, United Media Group.

G艂os Eleny brzmia艂 profesjonalnie, jak zwykle zreszt膮, chocia偶 Wi­neberg wyci膮gn膮艂 j膮 w艂a艣nie z 艂贸偶ka.

Tu Wineberg. Potrzebuj臋 wszystkiego, co mo偶na znale藕膰 na temat pierwszego cesarza Chin. Niech mi pani te偶 znajdzie jak najwi臋cej infor­macji o cesarzu Fryderyku, o kt贸rym ci膮gle pisze ten Wagner.

Widz臋, 偶e czyta艂 pan jego ostatnie reporta偶e? - spyta艂a Elena z nie­ukrywanym zachwytem w g艂osie.

- A niby dlaczego do pani dzwoni臋? - mrukn膮艂 Wineberg. - Bo mi si臋 nudzi?

- Nie, Mr Wineberg - odpar艂a st艂umionym g艂osem Elena.

- Chc臋 wiedzie膰 jak najwi臋cej o tym, co dzia艂o si臋 w Wiedniu i o ta­jemnicy tego cesarza. W swoim ostatnim artykule wspomina o jakiej艣 Valerie Goldmann. Niewiele jednak pisze o jej pochodzeniu i zawodzie. Niech si臋 pani jak najwi臋cej dowie na jej temat. Chc臋 mie膰 to wszystko na biurku dzi艣 do po艂udnia.

Spojrza艂 na kropl贸wk臋 i z w艣ciek艂o艣ci膮 wyrwa艂 sobie wenflon z 偶y艂y.

- A propos, kiedy dosta艂a pani ostatni膮 podwy偶k臋?

- Cztery lata temu - odpar艂a Millt z nadziej膮 w g艂osie.

- No to musi pani poczeka膰 jeszcze sze艣膰 lat 鈥 stwierdzi艂 Wineberg i od艂o偶y艂 s艂uchawk臋.

STARY ZAMEK, CENTRUM GRAZU

Valerie wychyli艂a si臋 z okna, 偶eby nie straci膰 z oczu trzech m臋偶czyzn. Grupa turyst贸w sta艂a przy bramie prowadz膮cej do prywatnej kaplicy Fryderyka. Kiedy przewodniczka zacz臋艂a co艣 opowiada膰, m臋偶czy藕ni oddzielili si臋 dyskretnie od grupy i odeszli w drug膮 stron臋. Nie skierowali si臋 jednak ku schodom, tylko przeszli przez dziedziniec w stron臋 katedry. W tym samym czasie Sina dotar艂 ju偶 na g贸r臋, stan膮艂 obok Valerie i te偶 wychyli艂 si臋 przez okno.

- Kiedy Fryderyk przyst膮pi艂 do budowy zamku w Grazu, zacz膮艂 bu­dowa膰 nowy ko艣ci贸艂. Jest to 艣wi膮tynia pod wezwaniem 艣w. Idziego. Kie­dy艣 istnia艂 korytarz 艂膮cz膮cy zamek z katedr膮, ale w dziewi臋tnastym wieku zosta艂 zburzony.

Valerie przys艂uchiwa艂a si臋 jego s艂owom niezbyt uwa偶nie, bo nie chcia艂a straci膰 z oczu m臋偶czyzn, kt贸rzy przechodzili w艂a艣nie przez ulic臋 Hofgasse.

- Chod藕my na drug膮 stron臋, popatrzymy sobie na ko艣ci贸艂 鈥 zawo艂a艂 z do艂u Wagner.

Opar艂 si臋 o 艣cian臋 u podn贸偶a schod贸w i stara艂 si臋 z艂apa膰 troch臋 s艂o艅­ca, kt贸re coraz odwa偶niej przebija艂o si臋 przez pokryw臋 chmur. Prawie wy- czuwa艂 zapach wiosny. Kiedy Valerie zbieg艂a po schodach, Sina spojrza艂 za ni膮 ze zdziwieniem. Wagner wsadzi艂 d艂onie do kieszeni spodni i ruszy艂 orzez ola膰 w stron臋 katedry.

I Tutaj ju偶 wszystko zobaczyli艣my - mrukn膮艂 do siebie. - Weszli艣my s艂ynnymi kr臋tymi schodami na g贸r臋 i...

W tym momencie zamilk艂, niczym nagle pozbawiony mowy. Poczu艂, 偶e 艣wiat wali mu si臋 przed oczami. Jak we 艣nie podszed艂 do jednej z 艂a­wek rozstawionych na rozleg艂ej powierzchni dziedzi艅ca i usiad艂 na niej ze wzrokiem skierowanym t臋po przed siebie, nie zauwa偶aj膮c nawet, co si臋 wok贸艂 niego dzieje. Jego umys艂 pracowa艂 gor膮czkowo, sk艂adaj膮c w ca艂o艣膰 pojedyncze elementy zagadki, odsuwaj膮c na drugi plan to, co nieistotne, wydobywaj膮c na pierwszy plan inne wspomnienia, kt贸re w ci膮gu ostatnich tygodni zagnie藕dzi艂y si臋 w zakamarkach jego pami臋ci. Valerie podbieg艂a do niego, przyjrza艂a mu si臋 uwa偶nie i zatroskana jego dziwnym zachowa­niem usiad艂a obok na 艂awce. Wagner podni贸s艂 r臋k臋 na znak, 偶e wszystko jest w porz膮dku i znowu pogr膮偶y艂 si臋 we w艂asnym 艣wiecie. Tak wiele rze­czy trzeba jeszcze uporz膮dkowa膰...

Valerie rozejrza艂a si臋 po dziedzi艅cu, szukaj膮c trzech m臋偶czyzn, ale nigdzie ich nie dostrzeg艂a. Mo偶e weszli do katedry? Na ulicy ich nie by艂o. Podszed艂 do nich Sina, usiad艂 obok na 艂awce i spojrza艂 na nich zdumiony.

Co wam si臋 sta艂o? Zobaczyli艣cie ducha? - spyta艂 zaskoczony, wi­dz膮c powag臋 i koncentracj臋 na twarzy Wagnera i badawczy wzrok Valerie.

Ju偶 wiem! 鈥 zawo艂a艂 nagle Wagner. - Przecie偶 to by艂o ca艂kiem lo­giczne od samego pocz膮tku, tyle 偶e my艣my tego nie dostrzegali, nie mo­gli艣my dostrzec, bo to takie straszne.

Valerie i Sina przygl膮dali mu si臋 z tak wielk膮 ciekawo艣ci膮, 偶e Valerie na chwil臋 zapomnia艂a o trzech m臋偶czyznach.

Co jest takie straszne? 鈥 dopytywa艂 si臋 Sina, marszcz膮c czo艂o.

Tajemnica Fryderyka - odpar艂 Wagner, opieraj膮c g艂ow臋 na d艂oniach.

1 Poczekaj - powiedzia艂 Sina, k艂ad膮c d艂o艅 na ramieniu przyjaciela.

- Chcesz mi powiedzie膰, 偶e j膮 rozwi膮za艂e艣? Teraz i tutaj? Tak po prostu?

Wagner pokr臋ci艂 przecz膮co g艂ow膮.

1 Nie tak po prostu. Przeciwnie. Gdyby nie te schody...

A co takiego niezwyk艂ego jest w tych schodach? - spyta艂 bezrad­nie Sina.

Nagle zamilk艂, a w jego oczach pojawi艂a si臋 iskierka zrozumienia.

Podw贸jna helisa, ale偶 oczywi艣cie... - szepn膮艂. - Przecie偶 Fryderyk zna艂 podw贸jn膮 helis臋...

Wagner skin膮艂 g艂ow膮, podczas gdy Valerie spogl膮da艂a nierozumiej膮- cym wzrokiem to na jednego, to na drugiego.

- Dlaczego od kilku minut czuj臋 si臋 tak, jakbym by艂a 艣lepa? 鈥 wes­tchn臋艂a.

- Nie jeste艣 艣lepa, przynajmniej nie bardziej od nas 鈥 uspokaja艂 j膮 Wa­gner. - Pami臋taj jednak, 偶e cesarz mia艂 p贸艂 偶ycia, 偶eby zakodowa膰 swoj膮 tajemnic臋. Wymy艣la艂 tajemnicze teksty, zaprojektowa艂 monogram i prze­znaczy艂 pi臋膰dziesi膮t lat na zbudowanie grobowca. Kaza艂 wznosi膰 ko艣cio艂y i malowa膰 o艂tarze, a w艂asnemu synowi pozostawi艂 wskaz贸wki dotycz膮ce ostatniej budowli, kt贸ra te偶 mia艂a by膰 wskaz贸wk膮. Nie przekaza艂 mu jed­nak samej tajemnicy, bo jest ona zbyt straszna.

Sina spogl膮da艂 przed siebie w zamy艣leniu. Stara艂 si臋 uporz膮dkowa膰 my­艣li. Wreszcie wszystkie elementy uk艂adanki znalaz艂y si臋 na w艂a艣ciwych miej­scach. Co za niewiarygodny pomys艂... Wyj膮艂 z kieszeni kopert臋 z testamen­tem Mertensa, wyszuka艂 w nim odpowiedni fragment i oznajmi艂 przej臋ty:

- Pos艂uchajcie. Mertens ju偶 na pocz膮tku trzy razy nas ostrzega艂.

Roz艂o偶y艂 kartk臋 i zacytowa艂:

Raz przed w艂adz膮, kt贸ra korumpuje i nas zatruwa, raz przed chciwo­艣ci膮, kt贸ra z偶era nas od 艢rodka i raz przed po偶膮daniem, kt贸re nas nap臋dza, gdy wszystko wydaje si臋 ju偶 stracone. Na drodze, kt贸ra Ci臋 czeka, spotkasz wszyst­kie trzy i je艣li nie zawr贸cisz, zniszcz膮 Ci臋.

Sina zamilk艂, a Wagner spogl膮da艂 w zamy艣leniu na kartki. Nast臋pnie podni贸s艂 wzrok i powiedzia艂 cicho:

- Musz臋 zwr贸ci膰 honor Mertensowi. Uwa偶a艂em te s艂owa za wst臋p lub wprowadzenie, rodzaj przesady z jego strony, chory wytw贸r wyobra藕­ni starego cz艂owieka. Jednak w prawdzie ukrywa si臋 ca艂y dylemat cesarza. Na swej drodze napotka艂 wszystkie trzy pokusy i przez ca艂e 偶ycie z nimi walczy艂. Nie pokona艂y go, a on nie zawr贸ci艂.

- A jak to b臋dzie z nami? - spyta艂 Sina, obserwuj膮c Valerie, kt贸ra ze zdumieniem przys艂uchiwa艂a si臋 ich rozmowie.

- Czy znasz ukryte znaczenie kr臋tych schod贸w? 鈥 spyta艂 Sina. Vale­rie pokr臋ci艂a przecz膮co g艂ow膮.

- Podw贸jna helisa to no艣nik DNA ludzkiego genomu. Fryderyk go zna艂, bo zna艂 go pierwszy cesarz Chin i znali go jego lekarze, szamani

i alchemicy, kt贸rzy zajmowali si臋 studiowaniem 偶ycia, jego pochodzenia i faktem, 偶e przemija. Przypomnij sobie, co nam powiedzia艂 stary misjo­narz w domu opieki: cesarz Qin Shihuangdi chcia艂 sta膰 si臋 nie艣miertelny.

To wy naprawd臋 wierzycie w tajemnic臋 nie艣miertelno艣ci? - wy­rwa艂o si臋 Valerie.

Obaj najpierw spojrzeli po sobie, a potem troch臋 zmieszani na ni膮.

i Przyznaj si臋, ty te偶 o tym s艂ysza艂a艣? - spyta艂 zaskoczony Sina. -Tak to przynajmniej zabrzmia艂o.

Valerie spu艣ci艂a wzrok i nie odpowiedzia艂a.

A wi臋c wiedzia艂a艣! - stwierdzi艂 Wagner zrezygnowanym tonem i potrz膮sn膮艂 rozczarowany g艂ow膮. Natomiast Sina tylko spojrza艂 na ni膮 z wyrzutem i nie odezwa艂 si臋.

Kiedy po raz pierwszy us艂ysza艂am o tym zadaniu, dosz艂am do wnio­sku, 偶e chodzi o przysz艂o艣膰 艣wiata takiego, jaki znamy - zacz臋艂a Valerie nie­pewnym g艂osem. - Uzna艂am, 偶e to gruba przesada. Potem, kiedy ju偶 pod­j臋艂am si臋 tej misji, zacz臋艂am dowiadywa膰 si臋 coraz wi臋cej, ale coraz mniej w to wszystko wierzy艂am. Uwa偶a艂am to za fantazj臋, za wymys艂 kilku ludzi ze s艂u偶b specjalnych. Potem pojawili si臋 jeszcze naukowcy, historycy, znaw­cy Talmudu, T贸ry i oczywi艣cie Kaba艂y. Uznali oni za mo偶liwe, 偶e zar贸wno cesarz Chin, jak i Fryderyk mogli wej艣膰 w posiadanie tajemnicy wiecz­nego 偶ycia. No i dodali jeszcze do tego wszystkiego legend臋 o Golemie.

Sina skin膮艂 g艂ow膮 w zamy艣leniu:

No w艂a艣nie, Praga i rabbi L枚w...

S艂usznie. Na pocz膮tku te偶 to nie do ko艅ca rozumia艂am, ale teraz mam ju偶 pe艂n膮 jasno艣膰. Golem i chi艅ska armia zostali ulepieni z tego sa­mego materia艂u: z gliny.

No i co? 鈥 spyta艂 Wagner.

Uczeni w Talmudzie tak to wyja艣nili: B贸g stworzy艂 Adama z pro­chu ziemi... 鈥 zacz臋艂a Valerie.

Drugi rozdzia艂 Ksi臋gi Rodzaju - wtr膮ci艂 Sina.

Tak, w Biblii 鈥 doko艅czy艂a Valerie. 鈥 B贸g tchn膮艂 w swoje Stworze­nie tchnienie i tak narodzi艂 si臋 Adam. Jednak wprzypadku Golema mamy do czynienia z istot膮 ze 艣wiata 偶ydowskich legend i mit贸w, sztucznym cz艂owiekiem uformowanym z gliny. Mo偶na powiedzie膰, to swego rodzaju robot, kt贸rego specjali艣ci od Kaba艂y stworzyli do pos艂ug ni偶szego rz臋du, takich jak na przyk艂ad sprz膮tanie synagogi.

- Czy istnia艂y Golemy rodzaju 偶e艅skiego, kt贸re mia艂y wykonywa膰 wszystkie inne niegodne pos艂ugi? 鈥 spyta艂 z u艣miechem Wagner, kt贸remu wszystko to wydawa艂o si臋 zbyt fantastyczne.

- Tak, ale nie przynios艂y one swoim tw贸rcom szcz臋艣cia. Golem sym­bolizowa艂 te偶 zagro偶enie, do jakiego mo偶e doj艣膰, gdy to, co tw贸rca stwo­rzy艂, zwr贸ci si臋 przeciwko niemu 鈥 wyja艣ni艂 Sina.

- To prawda鈥攑otwierdzi艂a Valerie.鈥擯odobno w po艂owie szesnastego wieku niejaki rabbi Elijahu z Che艂ma stworzy艂 takiego w艂a艣nie Golema, kt贸ry po pewnym czasie zacz膮艂 zagra偶a膰 ludziom. Jednak najs艂ynniejszy Golem to ten, kt贸rego stworzy艂 rabbi L枚w. 呕y艂 on w Pradze, w tej samej epoce, co Tycho Brahe. Razem z dwoma pomocnikami uformowa艂 z gliny cia艂o cz艂owieka, a nast臋pnie je okr膮偶y艂, cytuj膮c fragment Biblii o stworze­niu Adama. Cz艂owiek z niewypalonej gliny zacz膮艂 nagle parowa膰 i 偶arzy膰 si臋, wyros艂y mu w艂osy i paznokcie.

Widz膮c sceptycyzm i niedowierzanie na twarzy Wagnera, Valerie nie mog艂a si臋 powstrzyma膰 od 艣miechu.

- A gdy rabbi L枚w wyry艂 na ciele Golema imi臋 Najwy偶szego... - za­cz臋艂a. ..

- JHWH, Jahwe, imi臋 Boga - uzupe艂ni艂 Sina.

-.. .ten otworzy艂 oczy i o偶y艂. Nie posiada艂 jednak umiej臋tno艣ci mowy

- doko艅czy艂a Valerie. - Przez pi臋膰 dni tygodnia J贸zef - bo takie nadano mu imi臋 鈥 ci臋偶ko pracowa艂 i chroni艂 偶ydowsk膮 dzielnic臋. Przed szabatem usuwano z jego cia艂a imi臋 Boga, 偶eby m贸g艂 odpocz膮膰.

Wagner roze艣mia艂 si臋 serdecznie.

- No tak, przecie偶 nawet Golem musia艂 czasem odpocz膮膰!

Valerie stara艂a si臋 zachowa膰 powag臋.

- Kt贸rego艣 razu rabbi zapomnia艂, 偶e powinien uszanowa膰 艣wi臋ty dzie艅 szabatu. Zapomnia艂 te偶 usun膮膰 z cia艂a Golema 艣wi臋te Bo偶e imi臋. Straci艂 przez to kontrol臋 nad nim. Golem przesta艂 s艂ucha膰 jego rozkaz贸w i trze­ba go by艂o zniszczy膰. Jego resztek do dzisiaj szuka si臋 na dachu synagogi w Pradze. Na pr贸偶no.

- Przykro mi, ale mnie przypomina to dawne legendy, kt贸rymi stra­szono dzieci - stwierdzi艂 Wagner zdecydowanym tonem, potrz膮saj膮c g艂o­w膮. -1 chocia偶 pasuje to do ca艂o艣ci, nie wierz臋, 偶eby Fryderyk uprawia艂 Kaba艂臋. Przecie偶 by艂a to tajemna nauka 呕yd贸w, a on by艂 chrze艣cijaninem. Wszyscy wiemy, 偶e 艣redniowiecze nie by艂o epok膮 tolerancji.

I Dok艂adnie to samo powiedzia艂am Sha..to znaczy mojemu ofice­rowi prowadz膮cemu. Z drugiej strony motto Fryderyka sk艂ada si臋 tak偶e z pi臋ciu liter, AEIOUI zastanawia艂a si臋 g艂o艣no Valerie. - Pi臋膰 liter, kt贸­rych poszukujecie od samego pocz膮tku ca艂ej tej historii.

Na pocz膮tku B贸g stworzy艂 S艂owo. Tora te偶 si臋 tak zaczyna: Bere- szit bara Elochim, to znaczy: 鈥濶a pocz膮tku B贸g stworzy艂...鈥. Chodzi tu

o pot臋g臋 j臋zyka, kt贸ry jest nie tylko 艣rodkiem, za pomoc膮 kt贸rego ludzie porozumiewaj膮 si臋 ze sob膮 鈥 podkre艣li艂a Valerie. I Poza tym j臋zyk tworzy te偶 litery i s艂owa. Na przyk艂ad Kaba艂a sugeruje, 偶e hebrajskie litery zawie­raj膮 tre艣膰 ca艂ego Stworzenia i 偶e to Stworzenie wyra偶aj膮.

Obchodzisz ten temat szerokim 艂ukiem - zauwa偶y艂 Wagner. - A mnie ci膮gle brakuje bezpo艣redniego zwi膮zku z Fryderykiem.

A ja wiem, do czego zmierza Valerie - wpad艂 mu w s艂owo Sina. - Opr贸cz litery oznaczanej jako 鈥瀉lef 鈥 alfabet hebrajski nie zawiera samo­g艂osek. Kto艣, kto czyta tekst, musi je sam umie艣ci膰 we w艂a艣ciwym miejscu. Sp贸艂g艂oski symbolizuj膮 ko艣ci, materi臋 nieo偶ywion膮 lub pierwiastek m臋­ski. Natomiast samog艂oski symbolizuj膮 偶ywe tchnienie Boga, kt贸re cia艂u -jako pierwiastkowi 偶e艅skiemu - nadaje 偶ycie.

艢wi臋ta Matka Bo偶a! 鈥 wyrwa艂o si臋 Wagnerowi.

Do艣膰 dobrze to uj膮艂e艣, mon eher. Wszystkie wskaz贸wki, jakie po­zostawi艂 nam Fryderyk, s膮 albo by艂y pierwotnie po艣wi臋cone Matce Bo­偶ej 鈥 stwierdzi艂 Sina. 鈥 A zatem AEIOU, jako pierwiastek 偶e艅ski, o偶ywia tchnieniem ludzkie 偶ycie.

Sina wyj膮艂 z kieszeni pomi臋t膮 kartk臋 papieru.

Kilka dni temu sporz膮dzi艂em pewn膮 list臋, na kt贸rej spisa艂em naj­wa偶niejsze t艂umaczenia skr贸tu AEIOU. Jak wiecie, istniej膮 ich setki, ale tutaj uj膮艂em tylko te, kt贸re wyst臋puj膮 najcz臋艣ciej:

Austriae est imperare orbt universo - Austrii przeznaczone jest pano­wanie nad 艣wiatem.

Austria erit in orbe ultima - Tylko Austria pozostanie kiedy艣 na Ziemi.

Augustus est iustitiae Optimus vindex - Cesarz jest najlepszym stra偶­nikiem sprawiedliwo艣ci.

Austria est imperatrix omnis universi 鈥 Austria jest w艂adczyni膮 ca艂e­go 艣wiata.

Sina spojrza艂 w zamy艣leniu na kartk臋.

W kontek艣cie tajemnicy Fryderyka rozwa偶ania te nabieraj膮 nagle zupe艂nie innego znaczenia. Nie uwa偶acie?

Wagner podni贸s艂 r臋k臋, przerwa艂 Sinie i spojrza艂 przenikliwym wzro­kiem na Valerie.

Co ci jeszcze powiedzieli, zanim przyjecha艂a艣 do Wiednia?

- Nie wiem, co przede mn膮 ukryli - stwierdzi艂a Valerie. 鈥 Sama si臋 nad tym nadal zastanawiam. Wiem tylko jedno. Izraelskie tajne s艂u偶by podchodz膮 do tej sprawy bardzo, ale to bardzo powa偶nie. Kto odkryje ta­jemnic臋 wiecznego 偶yda i zdob臋dzie wiedz臋 pozwalaj膮c膮 na zatrzymanie up艂ywaj膮cego czasu, ten zapanuje nad 艣wiatem.

Kiedy chwil臋 p贸藕niej Wagner, Sina i Valerie weszli do katedry, uczynili to z mieszanymi uczudami, 艣wiadomi, 偶e oto dokona艂a si臋 znacz膮ca zmiana, a na ca艂膮 spraw臋 nale偶y spojrze膰 z. zupe艂nie nowej perspek­tywy. Nie szukali ju偶 wskaz贸wek, kt贸re trzeba b臋dzie wyja艣ni膰. Oni ju偶 roz­wi膮zali zagadk臋 i poznali tajemnic臋 Fryderyka. Od tej chwili, w kt贸r膮kolwiek stron臋 zwracali wzrok, odnajdywali potwierdzenie swoich przypuszcze艅.

Wagner przeszed艂 powoli mi臋dzy rz臋dami 艂awek i ch艂on膮艂 atmosfe­r臋 ko艣do艂a zwie艅czonego wysokim w膮skim sklepieniem. Jego my艣li na­dal kr膮偶y艂y wok贸艂 takich poj臋膰 jak nie艣miertelno艣膰, si艂a i 偶ycie. Zatopio­ny w my艣lach przygl膮da艂 si臋 posadzce 艣wi膮tyni wy艂o偶onej marmurowymi p艂ytami w czerwonym i bia艂ym kolorze. Wszystko to przypomina艂o mu gr臋 w szachy, gigantyczny i nigdy nie ko艅cz膮cy si臋 wz贸r, kt贸ry dopuszcza艂 niezliczon膮 liczb臋 kombinacji. Sina podszed艂 do niego, obj膮艂 go ramie­niem i wskaza艂 na dwa olbrzymie freski znajduj膮ce si臋 nad wschodnim i zachodnim wej艣dem do katedry.

- Sp贸jrzde, to 艣wi臋ty Krzysztof, jeden z czternastu, kt贸rzy wspoma­gaj膮 w potrzebie. To do niego ludzie si臋 modl膮, aby uchroni艂 ich od nagiej 艣mierd. Dla Fryderyka by艂 najwa偶niejszym 艣wi臋tym. Cesarz poleci艂, aby podobizn臋 Krzysztofa umie艣d膰 na jego wspania艂ym grobowcu w katedrze 艢wi臋tego Stefana. Tu, nad tym wej艣dem, 艣wi臋ty wydaje si臋 pot臋偶ny, ma przynajmniej osiem metr贸w wysoko艣d. Naprzedwko niego wida膰 posta膰 cesarza, kt贸ry wcieli艂 si臋 w Krzysztofa.

Wagner skin膮艂 g艂ow膮 i nagle u艣wiadomi艂 sobie, jak bardzo owa ta­jemnica musia艂a Fryderyka przyt艂acza膰.

-Wed艂ug legendy 贸w 艣wi臋ty olbrzym powiedzia艂 kiedy艣: 鈥濿ydaje mi si臋, jakbym d藕wiga艂 na swych barkach ca艂y 艣wiat鈥 - przypomnia艂 Sina. - Fryderyk czu艂 si臋 z pewno艣ci膮 podobnie i pewnie dlatego poleci艂, aby na­malowano go na tej 艣cianie jako 艣wi臋tego Krzysztofa.

Valerie uwa偶nie ch艂on臋艂a ka偶de jego s艂owo. By艂a zafascynowana mo­numentaln膮 pot臋g膮 katedry z jej krzy偶owym sklepieniem, masywnymi, cho膰 zarazem w膮skimi kolumnami i wysokimi oknami, ale niepokoi艂 j膮 fakt, 偶e nigdzie nie widzia艂a trzech m臋偶czyzn, kt贸rych zauwa偶y艂a wcze­艣niej. Jakby zapadli si臋 pod ziemi臋. Przegl膮da艂a folder o historii ko艣cio­艂a, obserwowa艂a turyst贸w i modl膮cych si臋, a jednocze艣nie nie spuszcza艂a Siny i Wagnera z oczu.

Kiedy obaj obeszli ko艣ci贸艂 i zatrzymali si臋 przy niej, poda艂a im folder, zwracaj膮c uwag臋 na patrona ko艣cio艂a, 艣w. Idziego.

- Istnieje pewna legenda, wed艂ug kt贸rej syn ksi臋cia N卯mes zosta艂 przywr贸cony do 偶ycia. Czy to te偶 jedna ze wskaz贸wek, kt贸re pozostawi艂 nam Fryderyk?

Sina skin膮艂 g艂ow膮.

- Z ca艂膮 pewno艣ci膮! Jestem przekonany, 偶e Fryderyk nie omieszka艂 skorzysta膰 z okazji, aby ka偶d膮 wskaz贸wk臋 odpowiednio ukierunkowa膰.

Kiedy zwr贸cili si臋 w stron臋 wyj艣cia, ujrzeli przed sob膮 p艂yt臋 nagrobn膮 I bia艂ego marmuru z niezwyk艂ym okr膮g艂ym reliefem po艣rodku. Nad mito­logicznym krajobrazem przedstawiaj膮cym zamek, palmy i studni臋 艣wieci艂o ogromne s艂o艅ce. Powy偶ej wida膰 by艂o wst臋g臋 z napisem 鈥濼o 艣wieci鈥. Natomiast obok s艂o艅ca znajdowa艂o si臋 co艣, co sprawi艂o, 偶e przeszed艂 ich dreszcz - sze- 艣cioramienna gwiazda, prawie tak wielka jak s艂o艅ce. Symbol Anio艂a 艢mierci.

Valerie odwr贸ci艂a si臋 instynktownie i trzymaj膮c d艂o艅 na r臋koje艣ci swojego glocka, rozejrza艂a si臋 wok贸艂 siebie. Czy偶by wyobra藕nia drwi­艂a sobie z niej? Mo偶e owi trzej m臋偶czy藕ni to zwykli biznesmeni, kt贸rzy zrobili sobie wycieczk臋 na zamek i przypadkowo przy艂膮czyli si臋 do grupy japo艅skich turyst贸w?

- Chod藕my ju偶 st膮d 鈥 powiedzia艂a.鈥擹nale藕li艣my tu ju偶 wszystko, co mo偶na uzna膰 za wskaz贸wki.

- W艂a艣nie wychodz膮 z ko艣cio艂a i id膮 w stron莽 samochodu

- powiedzia艂 cicho jeden z m臋偶czyzn do telefonu, kiedy Valerie, Wagner i Sina wyszli na zewn膮trz i skierowali si臋 w stron臋 hotelu Zum Dom.

T

389 J

Trzej m臋偶czy藕ni, kt贸rych Valerie obserwowa艂a wcze艣niej, siedzieli te­raz w czarnym dwudrzwiowym golfie, kt贸rego kierowca rozmawia艂 przez telefon z biskupem Kohoutem.

- Poczekajcie, a偶 wejd膮 do hotelowego gara偶u i b臋d膮 chcieli wsi膮艣膰 do samochodu. Wtedy ich zgarnijcie. Nie chc臋 w mie艣cie 偶adnego zamie­szania. Wyjed藕cie z Grazu, najlepiej na po艂udnie, i zlikwidujcie ich w lesie albo nad rzek膮 - rozkaza艂 Kohout i roz艂膮czy艂 si臋.

W chwili, kiedy trzej Stra偶nicy szykowali si臋 do wyj艣cia z samochodu, od lewej strony podszed艂 do niego szczup艂y wysoki m臋偶czyzna i przez okno przy艂o偶y艂 kierowcy do g艂owy luf臋 beretty z przymocowanym do niej t艂umi­kiem. Przez pistolet przewiesi艂 niedbale elegancki szal, aby zas艂oni膰 go przed spojrzeniami ciekawskich. Po drugiej strome samochodu stan膮艂 jaki艣 Chi艅­czyk. Jedn膮 r臋k臋 trzyma艂 pod marynark膮 swojego granatowego garnituru.

Rozumiem, 偶e panowie jednak nigdzie si臋 nie wybieraj膮?鈥攕twierdzi艂 cichym g艂osem elegancki m臋偶czyzna i u艣miechn膮艂 si臋 triumfuj膮co.鈥擳akie­go parkingu jak ten nigdzie indziej nie znajdziecie 鈥 doda艂 z szyderstwem w g艂osie.鈥擨nni kierowcy gotowi by zamordowa膰 za takie miejsce parkingowe.

Kierowca skrzywi艂 si臋, a na jego twarzy pojawi艂 si臋 grymas, kt贸ry od biedy przypomina艂 u艣miech.

Gavint schowa艂 pistolet i schyli艂 si臋, a偶 jego oczy znalaz艂y si臋 na wy­soko艣ci oczu kierowcy. Jego poprzednia uprzejmo艣膰 znik艂a jak za dotkni臋­ciem czarodziejskiej r贸偶d偶ki.

Przez godzin臋 macie zosta膰 w samochodzie, rozumiemy si臋? Pierw­szy, kt贸ry wysi膮dzie przed up艂ywem tego czasu, dostanie kulk臋, zanim zd膮偶y policzy膰 do trzech. A wtedy biskup Kohout z Rady Dziesi臋ciu b臋­dzie m贸g艂 napisa膰 po艣miertne wspomnienia na wasz temat i rozes艂a膰 je do nielicznych ju偶 偶yj膮cych cz艂onk贸w Rady. Panowie, czy wyrazi艂em si臋 wystarczaj膮co jasno?

Ca艂a tr贸jka skin臋艂a w milczeniu g艂owami. Gavint pok艂oni艂 si臋 i po偶e­gna艂 ich szerokim u艣miechem gwiazdy filmowej. Kiedy znik艂 za rogiem, swoje stanowisko przy samochodzie opu艣ci艂 te偶 Chi艅czyk. Odwr贸ci艂 si臋 i odszed艂 w przeciwnym kierunku.

Spotkali si臋 przy audi, kt贸re sta艂o po drugiej stronie kwarta艂u przy znaku z zakazem parkowania. Policjant, kt贸ry akurat tamt臋dy prze­chodzi艂, poszed艂 oboj臋tnie dalej, widz膮c tablic臋 z dyplomatycznymi nume-

rami. Chi艅czyk otworzy艂 Gavintowi drzwi i wsiad艂 do samochodu dopiero wtedy, gdy ten zaj膮艂 w nim miejsce. Przecznic臋 dalej ujrzeli, jak z gara偶u hotelowego wyje偶d偶a mazda z napisem 鈥濸izza Express鈥. Ich audi ruszy艂o za ni膮 w bezpiecznej odleg艂o艣ci.

SAILFISH MARINA, SINGER ISLAND, PALM BEACH, FLORYDA

Fred Wineberg zaniem贸wi艂, cho膰 zdarza艂o mu si臋 to do艣膰 rzadko. Zar贸wno Elena Millt, jak i jego sekretarka wcze艣niej ni偶 si臋 spo­dziewa艂 dostarczy艂y mu materia艂y, o kt贸re prosi艂. Fakt ten nie by艂 niczym niezwyk艂ym i nie zrobi艂 na nim najmniejszego wra偶enia. Zaskoczy艂y go natomiast szczeg贸艂y z 偶ycia obu cesarzy. D膮偶enie do nie艣miertelno艣ci, kt贸re przewija艂o si臋 przez ca艂e 偶ycie cesarza Chin, jak r贸wnie偶 d膮偶enie do poszerzenia w艂adzy bez wojen i walk, co z kolei praktykowa艂 Fryde­ryk III. Tajemnicze litery AEIOU fascynowa艂y Wineberga tak samo jak Wagnera, a monogram, kt贸ry dziennikarz przedstawi艂 w swoim artykule, zdradzi艂 mu, co stanowi istot臋 tej zagadki: nie艣miertelno艣膰. Czy to wszyst­ko mo偶e by膰 prawd膮? Czy to naprawd臋 mo偶liwe, 偶e Fryderyk ju偶 w XV wieku pozna艂 tajemnic臋 ludzkich kom贸rek, biologicznego czasu i zwi膮­zanego z tym przemijania?

Stary magnat prasowy wiedzia艂, 偶e nowotw贸r czyni coraz wi臋ksze spustoszenia w jego organizmie. Wsta艂, od艂o偶y艂 dokumenty i rozejrza艂 si臋. Spogl膮da艂 na luksusow膮 marin臋, gdzie dominowa艂y bia艂e dachy, czyste uliczki, wypiel臋gnowane trawniki, palmy i czysta woda poruszana 艂agod­nymi falami. Powietrze by艂o nagrzane i pachnia艂o kwiatami frangipani. Codzienny popo艂udniowy deszcz, kt贸ry wiosn膮 jest na Florydzie czym艣 normalnym, ju偶 za kilka godzin przyniesie tak po偶膮dane och艂odzenie. Wzro艣nie te偶 wilgotno艣膰 powietrza. Tak, to dobre miejsce do tycia.

Mazi tov! 鈥 brzmia艂o powiedzenie, kt贸re zapami臋ta艂 z lat m艂odo艣ci, kt贸r膮 sp臋dzi艂 w Wiedniu. Alfred Wimberger, dawny ch艂opak na posy艂ki, a potem m艂odszy ksi臋gowy w domu handlowym Herzmansky stoj膮cym przy wiede艅skiej Mariahilier Strasse, w 1938 roku wyemigrowa艂 do Ame­ryki i na Ellis Island sta艂 si臋 dziennikarzem Fredem Winebergiem, kt贸ry zszed艂 na l膮d w nowojorskich dokach, sk膮d podziwia艂 Statu臋 Wolno艣ci. Wszystko by艂o tu o wiele wi臋ksze, bardziej 偶ywio艂owe i obce ni偶 w jego ma艂ej prowincjonalnej Austrii. Tysi膮ce emigrant贸w, g艂贸wnie 呕yd贸w, roz­

je偶d偶a艂o si臋 z tego miejsca do du偶ych miast. On zosta艂 w Nowym Jorku i zdo艂a艂 si臋 przebi膰, bo zawsze by艂 troch臋 szybszy i troch臋 lepszy, a cza­sem nawet bardziej pozbawiony skrupu艂贸w. Dziennikarz Fred Wineberg pogrzeba艂 swoj膮 przesz艂o艣膰 i przesta艂 odstawa膰 od innych. Teraz par艂 ju偶 tylko do przodu. Po 1945 roku Austria przesta艂a dla niego istnie膰. Kiedy jednak przed o艣miu albo dziesi臋ciu laty Wagner zacz膮艂 im przysy艂a膰 swo­je pierwsze artyku艂y, przypomnia艂 sobie o swoich korzeniach i poczu艂, jak w okolicach serca robi mu si臋 ciep艂o. Mo偶e troch臋 p贸藕no, ale je艣li nawet... ?

Si臋gn膮艂 po telefon i wybra艂 numer UMG.

- Eleno, niech si臋 pani dowie o samolot na dzisiaj, najbli偶szy, jaki uda si臋 pani zarezerwowa膰. Lec臋 do Wiednia, rezerwacj臋 zrobi pani dla jednej osoby, nie chc臋, 偶eby piel臋gniarka urz膮dza艂a sobie wakacje na m贸j koszt. Za ka偶dym razem kiedy ta kobieta jest przy mnie, czuj臋 si臋 艣miertelnie chory. Pierwsza klasa, bezpo艣redni przelot z Miami albo z Palm Beach. Niech pani przy艣le kogo艣 do mariny, 偶eby mnie st膮d zabra艂. Niech ma ze sob膮 wszystkie dokumenty. I jeszcze jedno...

- Tak, s艂ucham, panie Wineberg.

- Niech pani wy艣le czek Paulowi Wagnerowi. B臋dzie to honorarium za jego dociekliwe artyku艂y. Chc臋, 偶eby ci膮gn膮艂 ten temat.

Od艂o偶y艂 s艂uchawk臋 i zaj膮艂 si臋 drug膮 teczk膮, w kt贸rej znajdowa艂y si臋 dokumenty na temat Valerie Goldmann. Chyba niebo zes艂a艂o mu t臋 dziewczyn臋, pomy艣la艂 ogl膮daj膮c jej zdj臋cie podpi臋te do pierwszej kartki. Tajemnica cesarza Fryderyka by艂a jednym z dw贸ch powod贸w, dla kt贸rych postanowi艂 polecie膰 do Wiednia. Drugim i o wiele wa偶niejszym by艂a Va­lerie Goldmann.

AUTOSTRADA A2 W KIERUNKU WIEDNIA, STYRIA, AUSTRIA

Mazda z napisem 鈥濸izza Express鈥 p臋dzi艂a autostrad膮 A2 w kierunku Wiednia. Valerie, kt贸ra siedzia艂a za k贸艂kiem, od wyjazdu z Grazu bez przerwy zerka艂a w tylne lusterko, sprawdzaj膮c, czy nie jedzie za nimi jaki艣 samoch贸d. Na razie niczego nie zauwa偶y艂a, wi臋c powoli za­cz臋艂a si臋 uspokaja膰.

Obok niej siedzia艂 Wagner. Sina bardziej le偶a艂 ni偶 siedzia艂 na tylnym siedzeniu, trzymaj膮c na kolanach Tschaka, kt贸ry spa艂 i chrapa艂. Od czasu do czasu wydawa艂 z siebie cichy skowyt albo warcza艂, a偶 mu boki dr偶a艂y.

W takich chwilach Sina spogl膮da艂 na niego i u艣miecha艂 si臋 wyrozumiale, gdy drobne cia艂o jego wiernego przyjaciela zaczyna艂o si臋 trz膮艣膰 we 艣nie. Je艣li dr偶enie stawa艂o si臋 zbyt gwa艂towne, g艂adzi艂 go po g艂owie, wygl膮daj膮c przez okno, gdzie krajobrazy zmienia艂y si臋 jak elementy scenografii prze­suwane po scenie na w贸zku, tak jak robiono to w 艂atach pi臋膰dziesi膮tych podczas kr臋cenia film贸w, gdy scena 鈥瀠dawa艂a鈥 trwaj膮c膮 podr贸偶. A przecie偶 odbywa艂a si臋 w studio, nigdzie indziej.

Po odkryciach dokonanych w Grazu wszystko wydawa艂o si臋 teraz takie nierzeczywiste. Godziny odmierzane jak pod lup膮, wszystko jakby zastyg艂o w miejscu, jak podczas oddychania po d艂ugodystansowym bie­gu albo regeneracji si艂 przed wyczerpuj膮cym fina艂em. Pasa偶erowie mazdy te偶 trwali w podobnym stanie, zastanawiaj膮c si臋 w milczeniu nad aktualn膮 sytuacj膮.

Nie wiem jak wy, ale kiedy tak jad臋 autostrad膮 i obserwuj臋 okolic臋, przed moimi oczyma przesuwaj膮 si臋 obrazy, kt贸re nastrajaj膮 mnie melan­cholijnie. .. 鈥 powiedzia艂a Valerie. Na jej twarzy pojawi艂 si臋 wyraz 艂agod­nego zamy艣lenia.

Wagner ockn膮艂 si臋 i spojrza艂 na ni膮. Zauwa偶y艂, 偶e wyraz ten zupe艂nie nie pasuje do takiej major Valerie Goldmann, jak膮 zd膮偶y艂 ju偶 troch臋 pozna膰.

Co masz na my艣li? 鈥 spyta艂 i wyci膮gn膮艂 si臋 na siedzeniu na tyle, na ile pozwala艂a mu skromna przestrze艅.

Nie 艣miejcie si臋 ze mnie! - odpar艂a Valerie - Ta podr贸偶 jest dla mnie wypraw膮 w przesz艂o艣膰, do moich korzeni. Pocz膮tkowo s膮dzi艂am, 偶e b臋­dzie mi to do艣膰 oboj臋tne, ale to niezwykle uczucie, gdy podr贸偶uj臋 po kra­ju, z kt贸rego pochodzi moja rodzina, kt贸ry przez setki lat by艂 ich domem. Wiem, naszed艂 mnie jaki艣 filozoficzny nastr贸j - stwierdzi艂a i spojrza艂a na Wagnera z zak艂opotaniem.

Przede mn膮 nie musisz si臋 tego wstydzi膰 - odpar艂 Wagner i u艣miech­n膮艂 si臋 do niej. 鈥 Nic, co ludzkie, nie jest mi obce. Nie jestem taki jak ty, nie szukam swoich korzeni, bo ca艂y czas 偶yj臋 we w艂asnym kraju. Mimo to dobrze ci臋 rozumiem.

Valerie skin臋艂a g艂ow膮 z zadowoleniem i od razu odzyska艂a dawn膮 pewno艣膰 siebie.

Nikt z nas nie ma zamiaru 艣mia膰 si臋 z ciebie, twierdz膮c, 偶e 艣nisz na jawie 鈥 doda艂 z tylnego siedzenia Sina. 鈥 Jak s膮dzisz, co robi臋, siedz膮c przez d艂ugie godziny w fotelu na moim zamku?

- Powiedz raczej: tygodniami - poprawi艂 go z ironi膮 Wagner.

- Wszvstkim si臋 wydaje, 偶e w swoim eremie profesor Sina co艣 dog艂臋bnie studiuje, gdy tymczasem on siedzi po prostu zatopiony w my艣lach.

- Kompromitujesz mnie 鈥 odpar艂 Sina i roze艣mia艂 si臋 cicho.

- Wiecie... - zacz臋艂a Valerie - czasami czuj臋 si臋 jak w臋drowny ptak kt贸ry frunie szybko na po艂udnie, aby uciec przed zim膮. Ja te偶 tak p臋dz臋 przez 偶ycie i zmierzam do jednego celu. Tymczasem po obu stronach mi­jam wiele rzeczy, kt贸rym nie mog臋 po艣wi臋ci膰 ani jednej chwili, cho膰 bar­dzo bym tego pragn臋艂a: 艂udzi, przyjaci贸艂, w艂asn膮 rodzin臋... wszystkich zostawiam za sob膮, bo nie mam dla nich czasu.

- Brzmi to tak, jakby艣 czu艂a si臋 bardzo samotna - zauwa偶y艂 Wagner, staraj膮c si臋 podtrzyma膰 Valerie na duchu. 鈥 Zapewniam ci臋 jednak, 偶e nie jeste艣 jakim艣 szarym ptaszkiem, kt贸ry w zawrotnym tempie leci w po­wietrzu. Pozostawiasz trwa艂e, nieprzemijaj膮ce wra偶enia 鈥 za偶artowa艂, bo przypomnia艂 sobie strzelanin臋, jak膮 Valerie urz膮dzi艂a w Chemnitz, 偶eby ich ratowa膰.

- No w艂a艣nie, i dlatego, jak m贸wi przys艂owie Tu felix Austria nube

- 鈥濼y, szcz臋艣liwa Austrio, zawieraj zwi膮zki ma艂偶e艅skie鈥 鈥 wtr膮ci艂 z tylne­go siedzenia Sina.

- A ja zawsze s膮dzi艂em, 偶e to oznacza 鈥濶iech ka偶dy, kto wi膮偶e si臋 na wieczno艣膰, wszystko wcze艣niej sprawdzi鈥 - roze艣mia艂 si臋 Wagner. - Sk膮d ci to przysz艂o na my艣l akurat w tej chwili? Czasami, kiedy tak nagle zmie­niasz temat, zaczynam si臋 gubi膰.

- Kiedy Korwin napisa艂 te s艂owa, musia艂 czu膰 si臋 w odm臋tach up艂y­waj膮cego czasu samotny, niezwyci臋偶ony, a zarazem pewny ko艅ca. Tak jak Valerie - mrukn膮艂 Sina p贸艂g艂osem i zacz膮艂 kre艣li膰 jakie艣 znaki na udzie.

- Bella g茅rant alii, tu felix Austria nube. Nam quae Mars aliis, dat tibi diva Venus 鈥 to znaczy: 鈥濶iech inni prowadz膮 wojny, ty, szcz臋艣liwa Austrio, za­wieraj zwi膮zki ma艂偶e艅skie. Bo co dla innych wyjedna Mars, tobie podaru­je boska Wenus鈥 - zacytowa艂 w zamy艣leniu, przygl膮daj膮c si臋 przez okno pierwszym zielonym listkom na rosn膮cych przy drodze drzewach.

- A co to ma wsp贸lnego z samotno艣ci膮 Valerie? 鈥 spyta艂 Wagner, po­trz膮saj膮c g艂ow膮, bo ju偶 wiedzia艂, 偶e Sina popsu艂 okazj臋, 偶eby pozna膰 Va­lerie lepiej. - Czy przysz艂o ci kiedy艣 na my艣l, 偶e gdy rozmowa toczy si臋 na jaki艣 delikatny temat, zawsze palniesz co艣 nie w por臋, przez co zatru­wasz atmosfer臋?

Sina machn膮艂 r臋k膮 na znak, 偶e nie zgadza si臋 z t膮 opini膮.

1 Co za ignorant! Korwin, kt贸ry lubi艂, 偶eby go malowano jako Ju­liusza Cezara, zdoby艂 i podbi艂 wszystko, co warte by艂o korony. Wkroczy艂 w g艂膮b pa艅stwa Fryderyka, gnid go przed sob膮, ale w ko艅cu okaza艂o si臋, 偶e na pr贸偶no. I on to wiedzia艂.

1 Dlaczego na pr贸偶no? - spyta艂a Valerie marszcz膮c brwi.

To proste: Korwin nie mia艂 prawowitych potomk贸w. Pa艅stwo roz­pad艂o si臋 po jego 艣mierci, a to co wcze艣niej odebra艂 Fryderykowi, wr贸ci艂o do cesarza. Nasz cierpliwy cesarz musia艂 zrobi膰 tylko jedno: prze偶y膰 zwy­ci臋skiego wodza, tak jak to by艂o przedtem i p贸藕niej z jego innymi wro­gami. Fryderyk nie walczy艂, on zawiera艂 zwi膮zki ma艂偶e艅skie. Nie Mars, lecz Wenus by艂a jego planet膮, bo nie nap臋dza艂a go nienawi艣膰, a w艂a艣nie mi艂o艣膰. Wola艂 swata膰 swoje dzieci i wnuki, siostrzenice i siostrze艅c贸w z nast臋pcami i nast臋pczyniami tron贸w w innych pa艅stwach. Potem tylko czeka艂. Poza tym wiemy te偶, 偶e d膮偶y艂 do poznania tajemnicy wiecznego 偶ycia.

Ale czy to nie straszne, kiedy si臋 widzi, jak wszystkie dzieci, kt贸­re si臋 kiedy艣 kocha艂o i kt贸re by艂y dla nas tak wa偶ne, po kolei umieraj膮? Dlatego uwa偶am wizerunek Fryderyka, kt贸ry zasiada na tronie i czeka na wie艣ci o ich 艣mierci, aby w ten spos贸b powi臋kszy膰 swoje pa艅stwo i w艂adz臋, za straszny 鈥 stwierdzi艂a Valerie, spogl膮daj膮c to na Wagnera, to na Sin臋.

Felix oblivio, czyli 鈥瀞zcz臋艣cie w zapomnieniu鈥, tak brzmia艂a od­wieczna polityczna dewiza Fryderyka - wyja艣ni艂 Sina z opuszczon膮 g艂ow膮.

W samochodzie zapanowa艂a napi臋ta cisza.

A co to w艂a艣ciwie znaczy, 偶e 鈥濳orwin nie mia艂 prawowitych nast臋p­c贸w鈥? 鈥 spyta艂a Valerie. - Czy偶by Korwin mial jakie艣 nie艣lubne dzieci?

Mial syna. Jego matk膮 by艂a na艂o偶nica Korwina. Pochodzi艂a z miej­scowo艣ci Stein an der Donau - zacz膮艂 Sina got贸w do opowiedzenia kolej­nej historii, tym razem o w臋gierskim w艂adcy i c贸rce mieszczanina.

Znam to miejsce - przerwa艂 mu energicznie Wagner. - To sympa­tyczne miasteczko w pobli偶u Krems. O wiele bardziej sympatyczne ni偶 s艂awa, jak膮 si臋 cieszy.

Dlaczego? 鈥 spyta艂a Valerie. - A jakie s膮 typowe skojarzenia z tym miastem?

W Stein znajduje si臋 s艂ynne wi臋zienie o zaostrzonym rygorze. By­wa艂em tam cz臋sto, 偶eby przeprowadzi膰 wywiad z niekt贸rymi z tych, kt贸rzy

tani siedz膮 - wyja艣ni! Wagner nie bez dumy.鈥擳ymczasem warto pojecha膰 do tego miasta ze wzgl臋du na m艂ode wino i przytulne gospody z drewnia­nymi 艂awami i ogr贸dkami, gdzie popija si臋 ten szlachetny trunek. Wino kt贸rego mo偶na si臋 tam napi膰, z powodzeniem dor贸wnuje takim gatunkom jak na przyk艂ad Ch芒teau Rothschild. 脌 propos, przypomnia艂em sobie, 偶e na Kamiennej Bramie, kt贸ra jest znakiem rozpoznawczym Krems, znaj­duje si臋 napis AEIOU z dat膮. Bior膮c pod uwag臋 wszystko, co opowiada­艂e艣 o Stein, Korwinie i jego synu, mo偶e to by膰 kolejn膮 wskaz贸wk膮, kt贸rej powinni艣my si臋 przyjrze膰.

Wagner zrobi艂 powa偶n膮 min臋 i zerkn膮艂 z boku na Valerie.

- Nie mo偶emy bowiem zapomina膰 o jednej rzeczy. Wprawdzie zna­my ju偶 tajemnic臋 Fryderyka, ale nie wiemy, czym tak naprawd臋 jest, ani gdzie cesarz j膮 ukry艂.

Czarne audi 8 nale偶膮ce do ambasady Chin jecha艂o za nimi od samego Grazu w bezpiecznej odleg艂o艣ci. Peer van Gavint by艂 najzupe艂­niej pewien, 偶e ca艂a tr贸jka zmierza z powrotem do Wiednia. Kaza艂 wi臋c kierowcy, 偶eby trzyma艂 si臋 na dystans. Kiedy pod samym Wiedniem ruch na drodze si臋 zwi臋kszy艂, mogli bez wi臋kszego ryzyka podjecha膰 bli偶ej. W pewnej chwili Gavint straci艂 mazd臋 z oczu. Nagle ujrza艂, jak zje偶d偶a na obwodnic臋. Dzi臋ki temu, 偶e kierowca w ostatniej chwili wykona艂 ryzy­kowny manewr i zjecha艂 na pas awaryjny, uda艂o im si臋 zachowa膰 niezbyt du偶y odst臋p i po trzech kilometrach czerwona mazda ponownie pojawi艂a si臋 w zasi臋gu ich wzroku. Gavint odetchn膮艂 z ulg膮. Teraz nie wolno mu straci膰 ich z oczu. Zbli偶a si臋 chyba rozstrzygaj膮ca faza operacji. Po tym, jak uda艂o mu si臋 wymanewrowa膰 Stra偶nik贸w, najwy偶szy czas zabra膰 si臋 za nieznan膮 kobiet臋, kt贸ra kieruje tym 艣miesznym pojazdem. Gavint zacz膮艂 rozwa偶a膰 w my艣lach kilka ewentualnych rozwi膮za艅 i postanowi艂, 偶e zanim j膮 zlikwiduje, najpierw si臋 z ni膮 troch臋 zabawi. Ka偶de inne rozwi膮zanie musia艂by uzna膰 za rozrzutno艣膰. A przecie偶 tego nie znosi.

Kiedy godzin臋 p贸藕niej kierowca czarnego golfa opowiedzia艂

o wszystkim Kohoutowi, ten wpad艂 w z艂o艣膰. Trzej m臋偶czy藕ni przez d艂ugi czas siedzieli w samochodzie. W ko艅cu zacz臋li si臋 naradza膰 i po czterdzie­stu pi臋ciu minutach jeden z nich otworzy艂 drzwi i wyszed艂 z wozu. Nic si臋 nie wydarzy艂o. Sta艂 przez chwil臋 przy samochodzie i rozgl膮da艂 si臋 wok贸艂

siebie, nie zwracaj膮c uwagi na zdziwione spojrzenia przechodni贸w. Nigdzie nie widzia艂 ani nieznajomego, kt贸ry z nimi rozmawia艂, ani Chi艅czyka.

To najstarsza sztuczka na 艣wiecie, a wy dali艣cie si臋 nabra膰! I krzy­cza艂 Kohout do s艂uchawki.

Jednak o wiele bardziej martwi艂 si臋 tym, 偶e nieznajomy zna jego na­zwisko, wie o istnieniu Rady Dziesi臋ciu i o zmniejszaj膮cej si臋 liczbie jej cz艂onk贸w. Takie informacje m贸g艂 posiada膰 jedynie kto艣 dobrze poinfor­mowany, a to nie wr贸偶y nic dobrego.

Kohout ponownie si臋gn膮艂 po s艂uchawk臋, wybra艂 numer siostry Agnes i poinformowa艂 j膮 o ostatnich wydarzeniach.

Je艣li nie zawiedzie ich sz贸sty zmys艂, w ko艅cu poznaj膮 tajemnic臋 Fryderyka - stwierdzi艂. - Wprawdzie nie znaj膮 jej tre艣ci i nie maj膮 poj臋­cia, gdzie cesarz j膮 ukry艂, ale je艣li nadal b臋d膮 dzia艂a膰 z takim uporem jak dotychczas, nie potrwa to d艂ugo. Musimy ich jak najszybciej powstrzy­ma膰, bo b臋dzie za p贸藕no. Je艣li nam si臋 nie uda, b臋dzie to oznacza膰, 偶e po raz pierwszy zawiedli艣my, a to by艂oby rzecz膮 niewybaczaln膮.

Siostra Agnes przez chwil臋 milcza艂a, a potem powiedzia艂a spokojnie:

Musimy odwo艂a膰 naszych ludzi.

Co siostra prze艂o偶ona ma na my艣li? I spyta艂 z niedowierzaniem Kohout.

Niech nasi ludzie natychmiast wr贸c膮 do Pragi i pozostan膮 w goto­wo艣ci. Nie b臋dziemy ich wi臋cej potrzebowa膰.

Kohout poczu艂 si臋 tak, jakby dosta艂 obuchem w g艂ow臋.

Zrobi臋, jak siostra ka偶e - odpar艂 z nadziej膮, 偶e us艂yszy jakie艣 wy­ja艣nienie.

I rzeczywi艣cie, siostra Agnes nie kaza艂a mu zbyt d艂ugo czeka膰.

Bracie Franciszku, tak si臋 przypadkowo z艂o偶y艂o, 偶e w naszej posia­d艂o艣ci w Panenskich Bre偶anach go艣cimy kogo艣, kto za jednym zamachem rozwi膮偶e wszystkie nasze problemy. Od dzisiejszego ranka z wyg贸d na­szego pa艂acu korzysta komisarz Berner. Pojutrze zamierzam doprowadzi膰 do jego wymiany za Sin臋 i Wagnera. Dzi臋ki temu pozb臋dziemy si臋 jed­nocze艣nie kilku problem贸w, i to na naszym terenie. Wagner i Sina zjawi膮 si臋 u nas, cho膰 nie s膮dz臋, 偶eby艣my w zamian za to pozwolili panu komi­sarzowi odej艣膰.

Rozumiem - odpar艂 z rado艣ci膮 Kohout. -1 jestem przekonany, 偶e dokona艂a siostra w艂a艣ciwego wyboru. Nasi Judzie s膮 ju偶 w drodze do Wied-

nia, ale od razu wy艣l臋 ich z powrotem do Pragi. A co zrobimy z nieznajo- mvm, kt贸ry pojawi艂 si臋 razem z Chi艅czykiem w Grazu?

- O ile moi informatorzy si臋 nie myl膮, mamy tu do czynienia z p艂atnym zab贸jc膮 wynaj臋tym przez Chi艅czyk贸w 鈥 wyja艣ni艂a siostra Agnes. - Domy艣lam si臋, gdzie teraz przebywa. Zostaw go mnie, bracie Franciszku.

KREMS-STEIN, WACHAU, DOLNA AUSTRIA

Valerie mia艂a niesamowite szcz臋艣cie: uda艂o jej si臋 znale藕膰 miejsce parkingowe bezpo艣rednio przed Kamienn膮 Bram膮 w pobli偶u pa­sa偶u dla pieszych na Obere Landstrasse.

- Za sze艣膰 tygodni, kiedy zaczn膮 dojrzewa膰 owoce, b臋dzie tu mo偶na wjecha膰 najwy偶ej rowerem - powiedzia艂 Wagner i przeci膮gn膮艂 si臋 w fotelu. Sina i Tschak wyszli na zewn膮trz. Pies z rado艣ci膮 pobieg艂 w stron臋 trawnika.

- Przynajmniej przywie藕li艣my z Grazu troch臋 s艂o艅ca - odpar艂a Va­lerie, rozgl膮daj膮c si臋 wok贸艂.

Miasteczko po艂o偶one nad Dunajem zachowa艂o wiele ze swojego daw­nego uroku. Valerie zauwa偶y艂a to ju偶 przy wje藕dzie do centrum.

Brama by艂a tak blisko, 偶e wystarczy艂o zrobi膰 kilka krok贸w, aby przed ni膮 stan膮膰. W obecnych czasach oddziela艂a tylko ruch uliczny od strefy dla pieszych i nie decydowa艂a ju偶 o losie jednego z niegdy艣 najwa偶niejszych miast handlowych nad Dunajem.

- To urocze miasteczko by艂o kiedy艣 miastem 艣wiatowym. M贸wi臋

o czasach, w kt贸rych Wiede艅 by艂 jeszcze zwyk艂膮 wsi膮 鈥 wyja艣ni艂 Sina. - Dzi艣, w szczycie sezonu, przypomina r贸j pszcz贸艂 szukaj膮cych motelowych kwiat贸w, a tak偶e Mariandl i radc臋 dworu, Geigera.

- Kogo? O niczym takim nie s艂ysza艂am - zdziwi艂a si臋 Valerie.

Wagner podszed艂 bli偶ej, spojrza艂 na bram臋 i wyja艣ni艂:

- Bo nie mog艂a艣 o tym s艂ysze膰. To taki film. W Izraelu pewnie go nie pokazywali. Mariandl i radca Geiger to s艂ynne postacie z najbardziej znanego filmu austriackiego, jaki powsta艂 po wojnie. P贸藕niej kto艣 zrobi艂 nawet jego remake z prawdziwie gwiazdorsk膮 obsad膮, jak na film w nie­mieckiej wersji j臋zykowej.

- Tak tu pi臋knie - stwierdzi艂a Valerie, rozgl膮daj膮c si臋 doko艂a. - Te dwie niskie okr膮g艂e wie偶e po lewej i prawej stronie bramy ze swoimi wy­

sokimi, spiczastymi daszkami, przypominaj膮 dwa ma艂e ogrodowe krasnale, kt贸re opieraj膮 si臋 o trzeciego, wi臋kszego od nich.

Sina wzni贸s艂 oczy ku niebu w ge艣cie pe艂nym cierpienia. Wagner to zauwa偶y艂, roze艣mia艂 si臋 dyskretnie i szturchn膮艂 go 艂okciem w bok.

1 Widz臋, 偶e serce pana na zamku cierpi - szepn膮艂. - Ale teraz ju偶 wiem, dlaczego nosisz brod臋.

Sina westchn膮艂 w teatralny spos贸b.

To s膮 specjalne wie偶yczki, na kt贸rych ustawiano hakownice i lekk膮 artyleri臋. Mo偶na by艂o stamt膮d strzela膰 nawet pod k膮tem stu osiemdzie­si臋ciu stopni 鈥 mrukn膮艂 Sina, obrzucaj膮c Valerie krytycznym spojrzeniem.

Wiem, wiem, profesorku - broni艂a si臋 Valerie. 鈥 Hakownice to ta­kie wielkie, proste karabiny odpalane za pomoc膮 lontu. To z nich powsta艂y p贸藕niej arkebuzy i muszkiety, a jeszcze p贸藕niej wsp贸艂czesna bro艅 palna. Mimo to nadal twierdz臋, 偶e wie偶yczki wygl膮daj膮 jak skrzaty.

Po tych s艂owach podesz艂a z radosnym i lekko ironicznym u艣miechem do bramy, za艂o偶y艂a r臋ce z ty艂u i zacz臋艂a skaka膰 po chodniku, jakby by艂a ma艂膮 dziewczynk膮 graj膮c膮 w klasy.

Sina sta艂 z otwartymi ze zdziwienia ustami. Widz膮c jego min臋. Wa­gner parskn膮艂 艣miechem.

No to ci si臋 od niej dosta艂o, panie kasztelanie. - Klepn膮艂 go po ra­mieniu i doda艂: 鈥 Napis musi by膰 gdzie艣 na tej kwadratowej 艣rodkowej wie偶y pod barokow膮 kopu艂膮. A mo偶e gdzie艣 przy 艂uku? Tego dok艂adnie nie wiem. Na pewno nie ma go na fresku przedstawiaj膮cym god艂o z or­艂em. Musimy po prostu poszuka膰.

Valerie sta艂a w milczeniu przed star膮 bram膮 i patrzy艂a w g贸r臋. Prze­sta艂a by膰 czujna, bo przez ca艂膮 drog臋 do Krems nie zauwa偶y艂a niczego po­dejrzanego. Rozkoszowa艂a si臋 ciep艂em s艂onecznych promieni i atmosfer膮 ma艂ego miasteczka nad Dunajem.

Jest! Widz臋 napis AEIOU. Tu偶 obok kamieni przy 艂uku sklepienia

- zawo艂a艂a nagle i wskaza艂a w g贸r臋.

Jest tam tylko pi臋膰 samog艂osek poprzedzielanych punktami. Dalej kamienna r贸偶a i data: 1480 rok Z tablicy informacyjnej wynika, 偶e w tym w艂a艣nie roku Fryderyk poleci艂 odnowi膰 miejskie fortyfikacje, 偶eby usun膮膰 zniszczenia powsta艂e podczas najazdu W臋gr贸w.

- Szkoda, bo niewiele z tego wynika 鈥 stwierdzi艂 Wagner z pewnym rozczarowaniem. - Z tego, czego dowiedzieli艣my si臋 do tej pory, wynika,

偶e r贸偶a symbolizuje Mari臋. Reszta niczym szczeg贸lnym si臋 nie odznacza i w ca艂ym miejscowym kontek艣cie jest po prostu logiczna. Nie ma w tym nic ukrytego, 偶adnego drugiego dna.

- Podzielam wasze zdanie 鈥 zgodzi艂 si臋 z nimi Sina, wzruszaj膮c ra­mionami. - Wszystko, co na temat tego napisu mo偶na by艂o powiedzie膰, zosta艂o powiedziane.

M贸wi膮c to, kopn膮艂 puste pude艂ko po papierosach le偶膮ce na chodniku. Tschak natychmiast do niego dopad艂, chwyci艂 w z臋by i przyni贸s艂 z powro­tem, czekaj膮c niecierpliwie na to, co ka偶e mu zrobi膰 jego pan. Sina znowu kopn膮艂 pude艂ko, tym razem troch臋 mocniej i dalej od siebie.

- A wi臋c przyjechali艣my tu zupe艂nie niepotrzebnie!

- Ale偶 nie! - roze艣mia艂 si臋 Wagner. - Teraz p贸jdziemy si臋 napi膰 lokal­nego, m艂odego wina. Jak ju偶 tu jeste艣my, powinni艣my skorzysta膰 z okazji. Musimy te偶 co艣 zje艣膰, wi臋c mo偶e zrobimy to w jakim艣 mi艂ym otoczeniu?

Wagner ponownie spojrza艂 w g贸r臋 na napis.

- Pozwol膮 pa艅stwo, 偶e si臋 przy艂膮cz臋?

Sina, Valerie i Wagner obejrzeli si臋 za siebie. Przed nimi sta艂 u艣miech­ni臋ty nieznajomy z r臋kami wsuni臋tymi niedbale do kieszeni p艂aszcza. Po­jawi艂 si臋 jak zjawa.

- Podr贸偶 z Grazu by艂a o wiele bardziej uci膮偶liwa, ni偶 si臋 spodziewa­艂em. Zw艂aszcza na samym pocz膮tku, gdy wydarzy艂o si臋 tyle niespodzie­wanych rzeczy i dosz艂o do niezaplanowanych spotka艅. Ch臋tnie bym si臋 teraz czego艣 dobrego napi艂 i zjad艂.

Na twarzy Gavinta pojawi艂 si臋 tradycyjny u艣miech gwiazdy filmowej.

- Tu jest naprawd臋 艂adnie - doda艂 z u艣miechem i wida膰 by艂o, 偶e dobry humor go nie opuszcza. -1 niech mi kto艣 powie, 偶e podr贸偶e nie kszta艂c膮.

Valerie przygl膮da艂a mu si臋 podejrzliwie. Wagner, kt贸ry sta艂 obok niej, szepn膮艂:

- To ten orygina艂. To o nim m贸wi艂em, kiedy dzwoni艂em do ciebie z Wiener Neustadt.

Valerie skin臋艂a g艂ow膮.

- Tak sobie w艂a艣nie pomy艣la艂am - szepn臋艂a.鈥擩e艣li by艂 w Grazu, a ja go nie zauwa偶y艂am, to znaczy, 偶e jest zawodowcem. A je艣li na dodatek je­cha艂 za nami a偶 stamt膮d, jak twierdzi, to zrobi艂 to z najwy偶sz膮 dyskrecj膮. Musimy na niego uwa偶a膰.

Sina przekrzywi艂 g艂ow臋 i w zamy艣leniu przygl膮da艂 si臋 Gavintowi, kt贸ry zjawi艂 si臋 przed nimi tak nagle. Tschak obw膮chiwa艂 nogawki spodni Ga- vinta, warcz膮c przy tym g艂o艣no. Tym razem Sina go nie ucisza艂.

Gospoda serwuj膮ca m艂ode wino, kt贸re w Austrii nazywaj膮 Heuriger, znajdowa艂a si臋 na Star贸wce w otoczeniu winnych taras贸w. Roz­ci膮ga艂 si臋 z niej wspania艂y widok na Dunaj. Szerok膮 szarozielon膮 rzek膮 p艂yn臋艂y barki, holowniki i statki wycieczkowe. Po drugiej stronie, na nie­wielkim wzg贸rzu, po艂yskiwa艂y kopu艂y opactwa benedyktyn贸w w G枚ttweig.

Sina, Wagner, Valerie i Gavint zaj臋li miejsca przy d艂ugim stole na tarasie. Zaraz zjawi艂a si臋 kelnerka i zaproponowa艂a im, aby najpierw spr贸bowali kilku win, zanim zdecyduj膮 si臋 na konkretny gatunek

- Mamy tu te偶 winn膮 piwnic臋, kt贸ra liczy ponad sze艣膰set lat. Je艣li so­bie pa艅stwo za偶ycz膮, ch臋tnie oprowadz臋 - zaproponowa艂a kelnerka, zanim si臋 oddali艂a, aby przynie艣膰 ma艂e szklanki do kosztowania wina.

Valerie rozkoszowa艂a si臋 widokiem i s艂o艅cem. Gdyby nie obecno艣膰 Ga- vinta, mog艂aby si臋 ca艂kowicie rozlu藕ni膰 i sp臋dzi膰 tu reszt臋 dnia, a偶 do wie­czora. Wagner i Gavint studiowali kart臋 win, podczas gdy Sina przygl膮da艂 si臋 swemu eleganckiemu vis-脿-vis przy stole, pr贸buj膮c go jako艣 rozgry藕膰.

Ledwo z艂o偶yli zam贸wienie, na ich stole pojawi艂a si臋 taca. Le偶a艂a na niej wieprzowa piecze艅 na zimno i r贸偶ne gatunki w臋dlin. Kelnerka przy­nios艂a te偶 lokaln膮 specjalno艣膰 鈥 bu艂eczki Wachauerlaberl} kt贸re 艣wietnie pasowa艂y do zimnych przek膮sek. Sina popatrzy艂 na przyniesione smako­艂yki i dopiero teraz poczu艂, jak bardzo jest g艂odny. O rozczarowaniu wy­wo艂anym brakiem wskaz贸wek, jakich spodziewa艂 si臋 po napisie na bramie, zd膮偶y艂 ju偶 zapomnie膰.

Wagner skosztowa艂 wina i spojrza艂 na pozosta艂ych.

Z Georgiem zawsze tak by艂o - za偶artowa艂. - Je艣li bywa艂 w kiepskim humorze, wystarczy艂o go nakarmi膰 i od razu czu艂 si臋 lepiej. Nieprawda偶, panie profesorze?

Sina u艣miechn膮艂 si臋 i tylko skin膮艂 g艂ow膮, bo nie m贸g艂 m贸wi膰 z pe艂­nymi ustami. Co jaki艣 czas si臋ga艂 po kawa艂ek w臋dzonej szynki i wk艂ada艂 r臋k臋 pod st贸艂, gdzie Tschak zd膮偶y艂 ju偶 zapomnie膰 o nogawkach Gavinta i zaj膮艂 si臋 smako艂ykami serwowanymi mu przez pana.

Wagner wzni贸s艂 toast za Valerie i Sin臋, a potem - niezobowi膮zuj膮co

- za Gavinta. Jako dziennikarz by艂 ju偶 przyzwyczajony, 偶e czasem trzeba

H脡MHHH脡脡i脿脡iK脡脡HF '

usi膮艣膰 przy stole z kim艣, kogo si臋 nie lubi i robi膰 dobr膮 min臋 do zlej gry. Tylko Sina wiedzia艂, 偶e dobry humor na twarzy jego przyjaciela to tyl­ko maska.

- Co pana sprowadza do Austrii, i to zawsze w te same miejsca, gdzie my jeste艣my? - spyta艂 Wagner Gavinta.

- Po prostu lubi臋 tu przebywa膰 - odpar艂 Gavint. Uni贸s艂 kieliszek, wy­pi艂 troch臋 wina i odstawi艂 go z powrotem na st贸艂. 鈥 To naprawd臋 dobry trunek - doda艂 z uznaniem i mlasn膮艂 j臋zykiem.

- To prawda - zgodzi艂 si臋 z nim Wagner. - Ma smak owoc贸w, jest niezbyt kwa艣ne i posiada mi艂y bukiet. Ale chyba nie chce pan z nami roz­mawia膰 akurat o tym? Czy zdradzi nam pan, co sk艂oni艂o go do przyjaz­du do Austrii?

M贸wi膮c to, Wagner pr贸bowa艂 odsun膮膰 nog膮 pod sto艂em Tschaka od nogawek Gavinta.

Sina wypi艂 艂yk wina i zauwa偶y艂, 偶e tak偶e na twarzy Paula pojawi艂 si臋 zagadkowy u艣miech przypominaj膮cy u艣miech s艂ynnych gwiazd filmowych. Pojedynek rozpocz臋ty, pomy艣la艂 i wr贸ci艂 do poprzedniego zaj臋cia, kt贸rym by艂o pa艂aszowanie pieczeni.

- Mam bilety do Opery Wiede艅skiej. Dwudziestego marca wysta­wiaj膮 tam Parsifala w re偶yserii Christine Mielitz. Dyryguje Georg Thie­lemann. W obsadzie pojawi si臋 paru debiutant贸w. M贸wi臋 o Parsifalu Ri­charda Wagnera - sprecyzowa艂.

- Wagnera! Czy pan lubi akurat ten rodzaj niemieckiej muzyki? - spyta艂a ostrym tonem Valerie.

- Musz臋 pani膮 rozczarowa膰: nie jestem z艂ym faszyst膮 w trenczowym p艂aszczu, za kt贸rego mnie pani pewnie uwa偶a. Wprawdzie utw贸r ten uwa­偶ano kiedy艣 za antysemicki, ale...

Gavint zawiesi艂 g艂os i spojrza艂 na Valerie przyjaznym wzrokiem, cho­cia偶 jego oczy nadal pozosta艂y ch艂odne.

I Domy艣lam si臋, 偶e jest pani 呕yd贸wk膮? Pracuje pani dla Mossadu? | spyta艂 popijaj膮c wino i uwa偶nie obserwuj膮c, jaki efekt wywo艂aj膮 jego s艂owa.

Valerie przyj臋艂a jego s艂owa w milczeniu. Wagner zauwa偶y艂, 偶e jest za­k艂opotana i 偶eby ratowa膰 sytuacj臋, poda艂 Gavintowi butelk臋 z wod膮. Ten jednak nie dawa艂 za wygran膮.

- Nie usz艂o mojej uwadze, 偶e pod t膮 pi臋kn膮 zwodnicz膮 mask膮 kry- je si臋 w najwy偶szym stopniu niebezpieczny przeciwnik. Profesjonali"

sta. Pi臋kny i 艣miertelnie niebezpieczny. Jak 鈥濬leur du Mal鈥, kwiat z艂a. S艂ysza艂em o pani zadziwiaj膮ce rzeczy. Gdzie si臋 pani tego wszystkiego nauczy艂a?

- A pan? - odpar艂a Valerie przez lekko zaci艣ni臋te usta.

- Dajmy sobie z tym spok贸j - przerwa艂 ich rozmow臋 Wagner i spojrza艂 na Gavinta. - Po co pan tu za nami przyjecha艂? Ma pan dla nas znowu jak膮艣 wskaz贸wk臋? Bo ja i Georg nie mamy ju偶 wi臋cej pomys艂贸w, prawda, Georg?

Spojrza艂 na Sin臋, ale ten tylko machn膮艂 r臋k膮 i zaj膮艂 si臋 jedzeniem.

1 Przecie偶 ju偶 wyja艣nia艂em, 偶e to, co wiem, si臋ga tylko do Wiener Neustadt i ani metra dalej. Na temat Krems i Stein nie mam pa艅stwu niestety nic do powiedzenia - usprawiedliwia艂 si臋 Gavint. - Tym razem mia艂em nadziej臋, 偶e to wy mnie o艣wiecicie.

- A mo偶e dla odmiany m贸g艂by si臋 pan nam przedstawi膰? - wtr膮ci艂 si臋 Sina, spogl膮daj膮c na Gavinta.

- Nie mog臋. Mog艂oby to bowiem obedrze膰 nasz膮 znajomo艣膰 z ostat­niej tajemniczej otoczki. A wi臋c pan te偶 nie ma poj臋cia, w kt贸rym kie­runku dalej pod膮偶y膰?

- Przykro mi, ale nie - odpar艂 Wagner i wypi艂 du偶y 艂yk wina.

- Trudno, ale w takim razie mo偶e mogliby艣my tak razem... - zasu­gerowa艂 Gavint.

Wagner zastanawia艂 si臋 przez chwil臋.

- Zgoda. Jak pan chce - odpar艂. - Poprzednim razem to pan wy艂o偶y艂 karty na st贸艂. Teraz my to zrobimy.

Valerie spojrza艂a na niego przera偶onym wzrokiem i zerkn臋艂a szybko na Sin臋. Ten tylko skin膮艂 g艂ow膮. Przymkn膮艂 na chwil臋 oczy, 偶eby j膮 w ten spos贸b uspokoi膰. Bez skutku. Valerie potrz膮sn臋艂a g艂ow膮 i demonstracyj­nym gestem skrzy偶owa艂a ramiona na piersi. Sina czeka艂 w napi臋ciu, jak jego przyjaciel rozegra t臋 parti臋.

Kiedy Wagner sko艅czy艂 wyja艣nia膰, jakie powody zagna艂y ich a偶 do Stein, przeci膮gn膮艂 d艂oni膮 po stole i powiedzia艂:

Teraz ju偶 pan wszystko wie.

I naprawd臋 nic wi臋cej w Grazu nie znale藕li艣cie? 鈥 spyta艂 Gavint, kt贸ry nawet nie potrafi艂 ukry膰, jak bardzo jest rozczarowany.

Niestety, nie - odpar艂 Wagner. - Opr贸cz rado艣ci obcowania z kul­tur膮 i mo偶liwo艣ci przyjrzenia si臋 prawdziwemu dzie艂u sztuki, jakim sa

t

schody, wyjazd do Grazu nic nam nie da艂. Nadal b艂膮dzimy jak we mgle, podobnie jak pan.

- Przykro mi to s艂ysze膰, naprawd臋鈥攚estchn膮艂 Gavint.鈥擟zy jest pan ze mn膮 najzupe艂niej szczery?

- Tak samo, jak pan z nami - u艣miechn膮艂 si臋 Wagner i wskaza艂 pal­cem swoje prawe oko. - Niech pan spojrzy - czy te oczy mog膮 k艂ama膰?

Gavint mrukn膮艂 co艣 i na艂o偶y艂 sobie kawa艂ek w臋dzonki. Przez chwil臋 nad czym艣 si臋 zastanawia艂, po czym stwierdzi艂:

-Jak mawia艂 wasz s艂ynny doktor Freud: 鈥濩zasami cygaro jest tylko cygarem i niczym wi臋cej鈥.

- Co takiego?

- Czy zastanawiali艣cie si臋 pa艅stwo nad tym, 偶e Fryderyk kaza艂 nam przyjecha膰 do tego miasta z jakiego艣 konkretnego powodu? Ze zrobi艂 to celowo?

- Nie chcia艂bym by膰 niegrzeczny, ale zaczynam odnosi膰 wra偶e­nie, 偶e Fryderyk nawet do toalety nie chodzi艂 bez uprzedniego zaplano­wania tej czynno艣ci 鈥 rzuci艂 ze z艂o艣ci膮 Wagner. 鈥 Do czego pan znowu zmierza?

- Stein by艂o kiedy艣 miastem sk艂adowym soli鈥攝acz膮艂 Gavint.鈥擪o艣ci贸艂 艢wi臋tego Ruprechta by艂 ko艣cio艂em 偶upnik贸w. S贸l to minera艂. A minera艂 to w pewnym sensie kamie艅. Za czas贸w Fryderyka s贸l by艂a bardzo kosz­townym i warto艣ciowym produktem. Nie na darmo nazywano j膮 鈥瀊ia艂ym z艂otem鈥. To miasto nazywa si臋 Stein - czyli Kamie艅.

- Chce pan powiedzie膰... - zacz膮艂 Sina, ale najpierw prze艂kn膮艂 k臋s jedzenia i dopiero wtedy podj膮艂 w膮tek. 鈥 Chce pan powiedzie膰, 偶e tajem­nic膮 Fryderyka jest kamie艅? Minera艂? A mo偶e jaki艣 kamie艅 szlachetny?

Gavint skin膮艂 potakuj膮co g艂ow膮:

- Tak w艂a艣nie my艣l臋, panie profesorze. Uwa偶am, 偶e Fryderyk, ten sknera, kt贸ry mia艂 jednak s艂abo艣膰 do kamieni szlachetnych, chcia艂 nas za pomoc膮 swoich wskaz贸wek znajduj膮cych si臋 na bramie naprowadzi膰 na s艂owo 鈥瀔amie艅鈥.

- Hm... - zastanawia艂 si臋 Sina. 鈥 Fryderyk mia艂 w Norymberdze prywatny schowek z kamieniami szlachetnymi ukryty za obiciem 艣ciany jednego z ko艣cio艂贸w. Jego skarb by艂 tak dobrze zamaskowany, 偶e dopiero po dziesi膮tkach lat sprawa wysz艂a na jaw. A wi臋c pana zdaniem chodzi

o kamie艅 szlachetny?

L404 '

- S艂ynne kamienie szlachetne s膮 przewa偶nie oszlifowane i oprawio- ne - wtr膮ci艂 Wagner. - A je艣li ju偶 mowa o Norymberdze, to gdzie mieli­by艣my tam szuka膰 tego kamienia?

-W kielichu - odezwa艂a si臋 nagle Valerie.

- Gdzie? - spyta艂 Gavint, a Sina i Wagner spojrzeli na ni膮 ze zdu­mieniem, jakby nie dos艂yszeli jej s艂贸w.

i Parsifal - odpar艂a Valerie, spogl膮daj膮c wyzywaj膮co na Gavinta.

- O ile dobrze pami臋tam, w Parsifalu Wolframa von Eschenbacha 艣wi臋ty Graal jest kamieniem.

Sina zacz膮艂 b臋bni膰 palcami po zielonym blacie sto艂u.

- 艢wi臋ty Graal... rodzaj kamienia filozoficznego - mrukn膮艂 do siebie.

Valerie rozwija艂a dalej swoj膮 teori臋:

-Jednym ze zleceniodawc贸w i patron贸w Wolframa by艂 ksi膮偶臋 Styrii. To dlatego herbem ojca Parsifala w eposie jest styryjska pantera. Ojciec Parsifala posiada艂 magiczny he艂m, kt贸ry czyni艂 go niepokonanym. Ze Stein, kt贸rego ani Fryderykowi, ani jego wojskom nigdy nie uda艂o si臋 zdoby膰, pochodzi艂a matka syna Korwina.

Zdumiony Sina uni贸s艂 g艂ow臋.

To genialne! Naprawd臋 鈥 zawo艂a艂. - Tajemnica Fryderyka ukryta jest w kielichu w postaci kamienia. To ma sens - stwierdzi艂, patrz膮c na Valerie z uznaniem.

- To naprawd臋 ma sens - powt贸rzy艂 Wagner. - Eddy, ten, co dzwoni艂 do mnie z informag膮, 偶e Bemer zosta艂 schwytany, wspomina艂, zc w willi Zakonu przy Agnesgasse znalaz艂 barokowy kielich wysadzany kamieniami szlachetnymi.

Valerie rzuci艂a mu ostrzegawcze spojrzenie.

Gavint uda艂, 偶e nie zwr贸ci艂 uwagi na ostatnie s艂owa Siny, tylko te­atralnym gestem spojrza艂 na sw贸j zegarek firmy Breitling.

Ale偶 zrobi艂o si臋 p贸藕no! Wybacz膮 pa艅stwo, ale musz臋 si臋 ju偶 po偶e­gna膰. Mam jeszcze spotkanie, kt贸rego nie mog臋 opu艣ci膰.

Szkoda 鈥 odpar艂 zaskoczony Wagner. - Mia艂em nadziej臋, 偶e do­trzyma nam pan towarzystwa troch臋 d艂u偶ej.

Gavint u艣miechn膮艂 si臋 przepraszaj膮co i sk艂oni艂 si臋 lekko Valerie.

Przykro mi, ale obowi膮zki wzywaj膮.

Kiedy Gavin wyszed艂 z gospody, zjawi艂a si臋 kelnerka z rachunkiem. Wagner i Sina TapWili, zostawiaj膮c jej napiwek. Nagle kelnerka zawo艂a­艂a przera偶onym g艂osem:

- Bardzo mi przykro, ale do zap艂acenia jest jeszcze dziewi臋膰 bu艂ek - stwierdzi艂a. - Co艣 mi si臋 tu nie zgadza.

- Zgadza si臋, zgadza, prosz臋 to zapisa膰 na m贸j rachunek - przerwa艂 jej zmieszany Sina, a jego twarz obla艂a si臋 rumie艅cem. Wszyscy od razu si臋 domy艣lili, 偶e za t臋 niezgodno艣膰 w rozliczeniach win臋 ponosi Tschak.

Id膮c do samochodu, 艣miali si臋 g艂o艣no i nie mogli si臋 uspokoi膰. Valerie sz艂a obok i by艂a pewna, 偶e obaj za du偶o wypili.

W pewnej chwili Sina rzuci艂 jakby mimochodem:

- Dobrze zrobi艂a艣, 偶e w odpowiedniej chwili wrzuci艂a艣 nowy temat.

-Jaki temat? - spyta艂a Valerie ze zdumieniem.

- Niech nasz tajemniczy nieznajomy szuka sobie 艣wi臋tego Graala - wtr膮ci艂 Wagner. - To sprawiedliwa kara za to, 偶e nam nawet nie powie­dzia艂, jak si臋 nazywa.

Po tych s艂owach obaj wybuchli 艣miechem, a Valerie zacz臋艂a si臋 zasta­nawia膰, co znowu umkn臋艂o jej uwadze.

.

ULICA AGNESGASSE, WIEDEN-SIEVERING

Po telefonie od Gavinta genera艂 Li Feng postanowi艂 nie traci膰 czasu. Je艣li zdobiony kamieniami szlachetnymi kielich rzeczywi­艣cie znajduje si臋 w willi przy Agnesgasse, musi go znale藕膰. Pomin膮w­szy to, co wydarzy艂o si臋 w Tybecie, jeszcze nigdy nie by艂 tak blisko ta­jemnicy, jak teraz. Przysi膮g艂 sobie, 偶e tym razem ju偶 偶adnego b艂臋du nie pope艂ni.

Czterej uzbrojeni po z臋by m臋偶czy藕ni, kt贸rzy wsiedli z nim do sa­mochodu, byli godni zaufania i odpowiednio zmotywowani. Genera艂 do­k艂adnie im wyja艣ni艂, o co w tej akcji chodzi. Odprawa, kt贸r膮 w ekspreso­wym tempie zorganizowa艂 w salce konferencyjnej ambasady, by艂a kr贸tka, ale tre艣ciwa. Odnalezienie numeru domu nale偶膮cego do Zakonu okaza艂o si臋 艂atwym zadaniem.

Nasta艂 wiecz贸r. Na ulicach Wiednia rozb艂ys艂y pierwsze latarnie. Dro­ga z ambasady do uliczki na p贸艂nocno-zachodnim kra艅cu miasta prowa­dzi艂a wzd艂u偶 Dunaju. Na brzegu wida膰 by艂o, 偶e na statkach wycieczko­wych trwaj膮 ju偶 pierwsze przygotowania do nowego sezonu. Jednak my艣li genera艂a kr膮偶y艂y wok贸艂 zupe艂nie innego tematu. Czy偶by tajemnica nie­

艣miertelno艣ci rzeczywi艣cie ukryta by艂a w jednym z kamieni szlachetnych zdobi膮cych barokowy kielich?

Kiedy skr臋cili w ulic臋 Krottenbachstrasse i z du偶膮 pr臋dko艣ci膮 ruszyli w kierunku zachodnim, Li Feng u艣wiadomi艂 sobie, 偶e telefon od Gavinta stwarza mu szans臋 na zdobycie s艂awy. Mo偶e wi臋c ten Afrykaner nie jest taki najgorszy, jak wielu twierdzi, pomy艣la艂 potrz膮saj膮c g艂ow膮.

Jasno偶贸艂ta willa ton臋艂a w ciszy, podobnie jak s膮siednie budynki. Wy­gl膮da艂a na opuszczon膮. We wszystkich oknach by艂o ciemno. Genera艂 nie mia艂 zamiaru traci膰 czasu na takie drobiazgi jak obserwacja okolicy czy kontrola sytuacji. Zielona, kuta 偶elazna brama ust膮pi艂a pod naporem 艂omu ju偶 po dwudziestu sekundach i otworzy艂a si臋 z g艂o艣nym 偶a艂osnym piskiem.

Genera艂 pobieg艂 a偶 pod same drzwi wej艣ciowe. W r臋ce trzyma艂 od­bezpieczon膮 bro艅, jego ludzie szli krok w krok za nim. W艂a艣nie zamie­rza艂 zbi膰 szyb臋, gdy w ostatniej chwili zauwa偶y艂 pulsuj膮c膮 czerwon膮 diod臋 czujnika ruchu. Ruchem r臋ki da艂 znak swoim ludziom, 偶eby pobiegli na drug膮 stron臋 budynku, gdzie by膰 mo偶e znajduje si臋 jakie艣 inne wej艣cie. P贸艂 minuty p贸藕niej znalaz艂 si臋 przed drzwiami tarasu, przez kt贸ry do 艣rodka weszli wcze艣niej Berner i Eddy.

Jeden z jego ludzi 鈥 ten z 艂omem - wyj膮艂 z kieszeni wykrawark臋 do szk艂a, wyci膮艂 w szybie k贸艂ko i ostro偶nie je usun膮艂. Potem to samo zrobi艂 w wewn臋trznej szybie drzwi tarasu, wsun膮艂 r臋k臋, obr贸ci艂 klamk臋 i pchn膮艂 jedno skrzyd艂o, uruchamiaj膮c tym samym alarm. Na komisariacie policji w Hohen Warte rozb艂ys艂y 艣wiate艂ka i rozleg艂 si臋 og艂uszaj膮cy d藕wi臋k sy­gna艂u alarmowego.

Genera艂 i jego ludzie wpadli do pierwszego pomieszczenia pe艂nego antyk贸w. Nie zwracali uwagi na obrazy, meble czy kosztowne dywany. Ba­rokowy kielich wysadzany du偶ymi kamieniami szlachetnymi sta艂 na wyso­kim pode艣cie z ciemnego drewna tu偶 przed jednym z portret贸w. Genera艂 chwyci艂 go, zwa偶y艂 w d艂oni, obr贸ci艂 i przez chwil臋 przygl膮da艂 si臋 cennym kamieniom: niekt贸re dor贸wnywa艂y wielko艣ci膮 go艂臋bim jajom.

Jeden z jego ludzi wyj膮艂 z plecaka czarn膮 torb臋. Li Feng wyrwa艂 mu j膮 z r臋ki i w艂o偶y艂 do niej kielich. Potem odwr贸ci艂 si臋, 偶eby skierowa膰 si臋 do wyj艣cia, gdy nagle w ogrodzie rozleg艂y si臋 ciche g艂osy i rozb艂ys艂o 艣wiat艂o latarek. Policja! Dwaj 偶o艂nierze bez wahania wyci膮gn臋li pistolety z t艂umi­kami i przez drzwi tarasu wyszli na zewn膮trz. Natychmiast zacz臋li strzela膰 do obu policjant贸w, kt贸rym dy偶urny z komisariatu wyda艂 drog膮 radiowa

polecenie, aby udali si臋 pod wskazany adres. Trafieni kulami funkcjonariu­sze zmarli po kilku sekundach. Na dany znak general wyszed艂 z willi i bez s艂owa przekroczy艂 ich cia艂a. W towarzystwie swoich ludzi obszed艂 dom zbieg艂 schodami do bramy i wyszed艂 na ulic臋. Radiow贸z nadal sta艂 tam, gdzie zaparkowali go policjanci. W膮sk膮 uliczk臋 roz艣wieda艂o niebieskie pul­suj膮ce 艣wiado. Jeden z m臋偶czyzn odstawi艂 radiow贸z na bok, a gdy chwil臋 p贸藕niej ich audi podjecha艂o pod dom, akcja dobieg艂a ko艅ca. Genera艂 z za­dowoleniem rozsiad艂 si臋 na tylnym siedzeniu, wyj膮艂 telefon i wybra艂 numer.

- S艂ucham? - zg艂osi艂 si臋 Gavint.

- Mamy kielich. Mo偶e pan zlikwidowa膰 Wagnera i Sin臋.

i Bardzo dobrze. Co mam zrobi膰 z kobiet膮?

- Pozostawiam to pa艅skiemu wyborowi. Dla nas jest bezwarto艣cio­wa - zako艅czy艂 genera艂 i roz艂膮czy艂 si臋. Czarn膮 torb臋 z kielichem trzyma艂 na kolanach. Postanowi艂, 偶e ju偶 si臋 z ni膮 nie rozstanie.

ROZDZIA艁 11

18 MARCA 2008 ROKU BREITENSEE, WIEDE艃

Kiedy Valerie obudzi艂a si臋 rano w jednym z pokoj贸w go艣cinnych w zajezdni Wagnera, poczu艂a silny b贸l g艂owy. To by艂 d艂ugi wiecz贸r i chyba nawet Tschak jeszcze spa艂, bo w domu panowa艂a cisza. W ka偶dym razie do jej uszu nie dobiega艂 偶aden d藕wi臋k. Jednak chwil臋 p贸藕niej us艂ysza艂a trzaskanie naczy艅 i bulgotanie ekspresu do kawy. Kie­dy ponownie spojrza艂a na budzik, okaza艂o si臋, 偶e uda艂o jej si臋 przespa膰 jeszcze jedn膮 godzin臋. Wsta艂a z westchnieniem i posz艂a pod prysznic. Stoj膮c pod strumieniami gor膮cej o偶ywczej wody, my艣la艂a o niezwyk艂ym nieznajomym, kt贸ry tak nagle po偶egna艂 si臋 z nimi w gospodzie. W kon­taktach z lud藕mi zdawa艂a si臋 cz臋sto na sw贸j instynkt. Tym razem ostrze­ga艂 j膮 przed niebezpiecze艅stwem. Nie wiedzia艂a, jak膮 rol臋 gra nieznajomy, ale na my艣l o jego manierach i pow艣ci膮gliwej uprzejmo艣ci przeszywa艂 j膮

Musz臋 przyzna膰, 偶e posiadanie takiego ma艂ego psa ma pewne za­lety, zw艂aszcza je艣li kto艣 chce sobie zapewni膰 spokojny sen przed lub po p贸艂nocy 鈥 powiedzia艂 Wagner, witaj膮c j膮 fili偶ank膮 kawy, gdy Valerie ze­sz艂a ju偶 po schodach.

Sina siedzia艂 przy herbacie i zaj臋ty by艂 smarowaniem bu艂ek mas艂em.

Musisz jeszcze na艂o偶y膰 na to warstw臋 d偶emu - stwierdzi艂 z ironi膮 Wagner, podaj膮c Tschakowi kawa艂ek chleba z mas艂em. Pies zliza艂 mas艂o, a reszt臋 po艂o偶y艂 mu u st贸p.

dreszcz.

- Co za rozpieszczony pies - roze艣mia艂 si臋 Wagner siadaj膮c do sto艂u. 鈥 Zastanawiam si臋, gdzie nabra艂 takich manier?

- No c贸偶, jak wiadomo starych nawyk贸w nie mo偶na si臋 pozby膰 - mruk­n膮艂 Sina, patrz膮c z rozczarowaniem na Tschaka, kt贸ry tylko przekrzywi艂 g艂ow臋. - Przez ciebie stracimy dobr膮 opini臋. Ale poczekaj, przyjdzie jesz­cze taki dzie艅, gdy wr贸cimy na nasz zamek, a wtedy wszystko wr贸ci do normy, panie smakoszu!

Valerie po艂o偶y艂a Sinie d艂o艅 na ramieniu i powiedzia艂a pojednaw­czym tonem:

- Ca艂膮 noc pilnowa艂, by nam si臋 nic nie sta艂o. To nie bez znaczenia przy takich typach jak ten wczoraj.

- Nasz niespodziewany go艣膰, kt贸ry do艂膮czy艂 do nas w Stein, to na­prawd臋 kto艣 niezwyk艂y - powiedzia艂 Wagner w zamy艣leniu. - Zwinny jak ryba, milcz膮cy, je艣li trzeba i zawsze czujny.

Valerie si臋gn臋艂a po s艂oik z d偶emem. Sina przesun膮艂 go po stole w jej stron臋. Jej twarz przybra艂a powa偶ny wyraz.

- To prawdziwy zawodowiec, w ka偶dym calu 鈥 stwierdzi艂a odkr臋caj膮c wieczko. - Wie o wiele wi臋cej, ni偶 wynika艂oby to z jego s艂贸w albo zacho­wania. Je艣li ju偶 co艣 powie, to od razu oczekuje w zamian czego艣, co jesz­cze bardziej poprawi jego sytuacj臋. Albo pracuje dla tajnych s艂u偶b, albo...

- nie doko艅czy艂a.

Sina spojrza艂 na ni膮.

-1. .albo jest zwyk艂ym najemnikiem, jakich wielu. Jednym z tych, kt贸­rzy sztuk臋 zabijania oferuj膮 za pieni膮dze.

- My艣lisz, 偶e to p艂atny zab贸jca? 鈥 spyta艂 z niedowierzaniem Wagner, nalewaj膮c sobie kawy. - Jest na to zbyt m膮dry, zbyt elegancki i wykazuje si臋 zbyt szerok膮 wiedz膮 w zakresie kultury.

- Ale偶 w 偶adnym razie! - zaoponowa艂a Valerie. 鈥 Istniej膮 ludzie z tak zwanych szczyt贸w, kt贸rzy poko艅czyli studia i podczas ka偶dej dys­kusji naukowej w telewizji odgrywaj膮 rol臋 wa偶niak贸w. Nie daj si臋 wpro­wadzi膰 w b艂膮d.

- Sk膮d o tym wiesz? - dopytywa艂 si臋 Wagner.

-Wiem, bo niekt贸rzy z naszych wojskowych te偶 poszli t膮 sam膮 drog膮. I 偶aden z nich nie by艂 g艂upcem 鈥 zako艅czy艂a Valerie ironicznym stwier­dzeniem.

Sina wzi膮艂 swoj膮 fili偶ank臋 z kaw膮, stos papier贸w i rozsiad艂 si臋 na wys艂u偶onej kanapie, podczas gdy Valerie i Wagner nadal siedzieli przy stole. Sina wola艂 ulubion膮 sk贸rzan膮 sof臋 ni偶 kuchenny st贸艂. Czul si臋 ca艂kowicie wyczerpany. W naj艣mielszych marzeniach nie potrafi艂 sobie wyobrazi膰, jak bardzo uci膮偶liwy by艂by dla niego powr贸t do normalnego 艣wiata, gdyby wybran膮 przez siebie samotno艣膰 zamieni艂 na 偶ycie po艣r贸d ludzi. A przecie偶 nie by艂o to zwyczajne 偶ycie, tylko codzienny, sta艂y ko­row贸d nowych niebezpiecze艅stw, akt贸w przemocy, zaskakuj膮cych nie­spodzianek i odkry膰, za kt贸re nierzadko trzeba by艂o p艂aci膰 ludzk膮 krwi膮.

Rozmy艣la艂 o cesarzu, kt贸ry wtargn膮艂 w jego 偶ycie i zacz膮艂 o nim de­cydowa膰. Berner mia艂 racj臋 m贸wi膮c, 偶e Fryderyk ka偶e im ta艅czy膰 jak ma­rionetkom i 偶e nak艂ada na ich barki brzemi臋 w postaci kolejnych zaga­dek Sina zacz膮艂 powoli odnosi膰 wra偶enie, 偶e jeszcze troch臋, a stanie si臋 艣wi臋tym Krzysztofem. Coraz lepiej rozumia艂, dlaczego cesarz poleci艂, aby namalowano go w艂a艣nie w takiej postaci.

W jego przypadku by艂o to co艣 wi臋cej. Po d艂ugim okresie 偶ycia w sa­motno艣ci na zamku i swobodzie w podejmowaniu decyzji zamieszka艂 na­gle | par膮 ludzi, i to na tak niewielkiej przestrzeni. Wagner wiele podr贸­偶owa艂 po 艣wiecie, podobnie jak Valerie, ale on?

Mo偶e jestem zbyt wielkim dziwakiem jak na warunki panuj膮ce w tym 艣wiecie鈥, pomy艣la艂 z westchnieniem i w ko艅cu zaj膮艂 si臋 swoimi papierami. Opr贸cz wszystkich powy偶szych niedogodno艣ci odczuwa艂 na dodatek presj臋 ze strony dwojga swoich towarzyszy niedoli. Spogl膮dali na niego z nadziej膮, gdy trzeba by艂o rozwi膮za膰 jak膮艣 historyczn膮 zagadk臋 i ani przez chwil臋 nie w膮tpili, 偶e przetnie ka偶dy gordyjski w臋ze艂. Co b臋dzie, je艣li zawiedzie? Je艣li pope艂ni b艂膮d? Sina zna艂 odpowied藕 i to w艂a艣nie ona napawa艂a go strachem. Je艣li pope艂ni b艂膮d, b臋dzie to dla nich wszystkich oznacza膰 艣mier膰. Je艣li nie, to ich koniec b臋dzie pewnie podobny. Istnieje te偶 takie rozwi膮zanie, 偶e tajemnic臋 rozwi膮偶e przed nimi kto艣 inny, na przyk艂ad 贸w tajemniczy nieznajomy, kt贸ry sam siebie nazywa艂 historykiem amatorem i 偶e to on obwie艣ci koniec 艣wiata.

Masz to, na co zas艂ugujesz, genialny profesorze, specjalisto od hi­storii 艣redniowiecza 鈥 mrukn膮艂 p贸艂g艂osem.

W my艣lach przeklina艂 Fryderyka za to, 偶e przed setkami lat z tak wielk膮 nami臋tno艣ci膮 i staranno艣ci膮 utka艂, a nast臋pnie zarzuci艂 sie膰 wska­z贸wek. Teraz, w dwudziestym pierwszym wieku, w t臋 sie膰 ma co艣 z艂owi膰 ich tr贸jka: on, wiede艅ski dziennikarz i izraelska tajna agentka.

Im d艂u偶ej przegl膮da艂 swoje notatki, tym bardziej dochodzi艂 do prze­konania, 偶e wszystko to nie ma sensu. Odkryli tajemnic臋 nie艣miertelno­艣ci i s膮 pewni, 偶e jest ukryta w jakim艣 kamieniu albo za nim, niewa偶ne, w jakiej formie. Teraz jednak znalaz艂 si臋 u kresu drogi i nie ma poj臋cia, w kt贸rym kierunku pod膮偶a膰 dalej. Zaszed艂 ju偶 tak daleko, na ile to by艂o mo偶liwe, ale tutaj droga si臋 ko艅czy. Dalej jest ju偶 tylko ciemno艣膰 i pustka.

W jego pod艣wiadomo艣ci tkwi艂o jeszcze co艣, za co na razie nie potra­fi艂 si臋 zabra膰. Idea, my艣l, podejrzenie, przeczucie... co艣, czego drog膮 me­todologii nie da si臋 wyci膮gn膮膰 na 艣wiat艂o dzienne. Roz艂o偶y艂 przed sob膮 niewielk膮 map臋 Austrii. Przemierzyli ju偶 ca艂膮 drog臋, kt贸r膮 wyznaczy艂 im Fryderyk. W my艣lach zaznacza艂 kolejne punkty i wyci膮ga艂 wnioski. Co im jeszcze pozosta艂o? Czego jeszcze nie dostrzegli? Jakiej zagadki nie roz­wi膮zali? Czy偶by Paul mia艂 racj臋, twierdz膮c, 偶e niekt贸re wskaz贸wki z cza­sem zatar艂y si臋 w pami臋ci?

Spojrza艂 na list臋 ze s艂owem 鈥瀖onogram鈥.

Ale偶 tak-pomy艣la艂 - ten przekl臋ty monogram na grobowcu cesarza i na relikwiarzu w Wiener Neustadt鈥. Jednak od czas贸w cesarza nikt nie z艂ama艂 ukrytego w nim kodu, a przynajmniej nie poda艂 jego logicznego znaczenia. Sina przygl膮da艂 si臋 dziwnym literom tworz膮cym tajemnicz膮 tre艣膰 wymy艣lon膮 przez obdarzonego niezwyk艂膮 inteligencj膮 w艂adc臋, kt贸ry niema艂o czasu po艣wi臋ci艂 na to, aby ukry膰 wiele r贸偶nych informacji w formie zagadek i niekiedy sprzecznych ze sob膮 wieloznacznych okre艣le艅. Uwag臋 Siny przyku艂y nier贸wnej d艂ugo艣ci belki liter, ich podzia艂, kreski i krzy偶yki, przede wszystkim za艣 krzy偶 mantua艅ski umieszczony w okr臋gu. Sprawia艂 wra偶enie, jakby kto艣 go przekr臋ci艂 o 45 stopni.

Przypomina to r贸偶臋 wiatr贸w, kt贸rej jedno rami臋 zawsze wskazuje p贸艂noc鈥, pomy艣la艂. Kiedy jego umys艂 gor膮czkowo rozwa偶a艂 r贸偶ne w膮tki i hipotezy, on sam praw膮 r臋k膮 automatycznie kre艣li艂 tr贸jki na blacie sto艂u. Potrzebowa艂 mapy, najlepiej z XV wieku.

- Takiej, jak膮 m贸g艂 si臋 pos艂ugiwa膰 Fryderyk - powiedzia艂 g艂o艣no.

- Kt贸ra w najszerszym zakresie odzwierciedla艂a stan 贸wczesnej wiedzy.

Pozostaje mu tylko jedno wyj艣cie, czy mu si臋 to podoba czy nie.

Kiedy Wagner us艂ysza艂 jego s艂owa, podszed艂 bli偶ej z fili偶ank膮 kawy.

O co chodzi? Mo偶e potrzebujesz kopa w postaci du偶ej dawki kofe- iny?鈥攔oze艣mia艂 si臋 widz膮c przem臋czone, zaczerwienione oczy przyjaciela.

Nie, ale nie uwierzysz, co teraz powiem - odpar艂 Sina. - Potrzebu­j臋 twojego laptopa.

Zawsze potrafisz mnie czym艣 zaskoczy膰 - powiedzia艂 Wagner ze zdumieniem. 鈥 Ty, znany przeciwnik wszelkiego rodzaju maszyn i urz膮­dze艅, chcesz ode mnie po偶yczy膰 mojego laptopa? Widz臋, 偶e zdarzaj膮 si臋 jeszcze cuda na tym 艣wiecie. No dobrze, ale kto mi zagwarantuje, 偶e nie spowodujesz jakiej艣 awarii albo nie skasujesz mi moich plik贸w na twar­dym dysku?

Nie wyg艂upiaj si臋. Napisa艂em na komputerze prac臋 magistersk膮, dy­sertacj臋 doktorsk膮 i prac臋 habilitacyjn膮. S膮dzisz, 偶e zrobi艂em to za pomoc膮 maszyny do pisania i kalki? - odci膮艂 si臋 Sina.

Nie 鈥 stwierdzi艂 Wagner i roze艣mia艂 si臋 cicho.鈥擳ak naprawd臋 s膮­dzi艂em, 偶e zrobi艂e艣 to za pomoc膮 g臋siego pi贸ra i pergaminu.

No dobrze 鈥 machn膮艂 r臋k膮 Sina. - Czy mogliby艣my pomin膮膰 cz臋艣膰 rozrywkow膮 i przej艣膰 do cz臋艣ci praktycznej? Potrzebny mi b臋dzie Inter­net i program do obr贸bki zdj臋膰.

Twoje 偶yczenie jest dla mnie rozkazem - odpar艂 Wagner. Podszed艂 do torby, wyci膮gn膮艂 z niej laptopa i roz艂o偶y艂 go na stole przed Sin膮.

Nie m贸g艂 si臋 jednak powstrzyma膰, wi臋c po艂o偶y艂 z trosk膮 r臋k臋 na ra­mieniu przyjaciela i powiedzia艂 spokojnie:

Czy jeste艣 absolutnie pewien? Mam na my艣li to, co chcesz zrobi膰. Za ka偶dym razem kiedy si臋 za co艣 bierzesz, dochodzi...

Spadaj鈥攔oze艣mia艂 si臋 Sina i uda艂, 偶e chce go uderzy膰. Wagner w te­atralnym ge艣cie odskoczy艂 poza zasi臋g jego ramion. Valerie roze艣mia艂a si臋 na ten widok.

Oboje si臋 ode mnie odwalcie 鈥 zaproponowa艂 dobrotliwym tonem Sina. 鈥 Zawo艂am was, je艣li b臋dziecie mi potrzebni. Zostawcie mi tylko jeden telefon, id藕cie sobie na spacer albo pod prysznic albo w ka偶de inne dowolne miejsce. Najlepiej jak najdalej ode mnie!

Chcesz si臋 za jednym zamachem pozby膰 swoich uprzedze艅 do kom­putera i telefonu kom贸rkowego? No prosz臋, ju偶 wkr贸tce rewolucja tech­niczna zajrzy tak偶e w progi zamku Grub - powiedzia艂 Wagner ostrzegaw­czo do Tschaka, rzucaj膮c mu jeszcze jeden kawa艂ek chleba.

Sina ju偶 wcze艣niej, na zamku, zastanawia艂 si臋 nad znaczeniem monogramu. Jego umys艂 wype艂nia艂y litery, kreski i linie. Za

ka偶dym razem kiedy ju偶 mu si臋 wydawa艂o, 偶e monogram przemawia do niego konkretn膮 tre艣ci膮, okazywa艂o si臋, 偶e j臋zyk przekazu jest niezrozu­mia艂y. Potem, kiedy robili zdj臋cia grobowca w katedrze 艣w. Stefana, Wa­gner zobaczy艂 znaki pozostawione przez Fryderyka. Od tamtej pory ci膮gle mia艂 w g艂owie jego s艂owa: 鈥濬ryderyk porusza si臋 na r贸偶nych p艂aszczyznach. Litery to tylko jedna z nich, takich p艂aszczyzn jest wi臋cej鈥.

Teraz te偶, przygl膮daj膮c si臋 monogramowi, s艂ysza艂 g艂os Wagnera: 鈥濸艂aszczyzny... p艂aszczyzny..

0 ile krzy偶 mantua艅ski umieszczony w okr臋gu mia艂 dla niego jed­noznaczn膮 wymow臋, o tyle zagadk臋 stanowi艂a spirala na 艣rodkowej linii w formie trudnego do zidentyfikowania zakr臋tasa. Sina ju偶 wcze艣niej przej­rza艂 swoj膮 bibliotek臋, 偶eby znale藕膰 co艣 na ten temat, ale poza pojedyn­czym symbolem 艣redniowiecznym, oznaczaj膮cym s艂owo contra, czyli 鈥瀙rze­ciw鈥, nie znalaz艂 nic, co przypomina艂oby t臋; spiral臋 choda偶by w og贸lnym zarysie.

1 znowu przysz艂a mu na my艣l jedna z trywialnych teorii Wagnera: 鈥濼o rybi ogon. Na sto procent. Oba koniuszki na ko艅cu spirali nie znalaz艂y si臋 tam przypadkowo.To na pewno rybi ogon鈥.,

Co za bzdura鈥, pomy艣la艂 wtedy Sina. Sk膮d rybi ogon na monogramie? Jednak dziwna teoria Wagnera nie dawa艂a mu spokoju. Potem pojawi艂 si臋 jeszcze krzy偶 przypominaj膮cy r贸偶臋 wiatr贸w. W tym momende Sina po­czu艂, 偶e nagle z oczu spad艂y mu 艂uski: mo偶e monogram to po prostu mapa?

Od chwili, gdy ostatni raz korzysta艂 z komputera, up艂yn臋艂o wi臋cej czasu, ni偶 sobie u艣wiadamia艂. Przez ostatnie lata oprogramowanie znacz­nie si臋 zmieni艂o. Wszystko by艂o takie kolorowe i jaskrawe i przypomina艂o cukierki dla dzied. W internede szybko uda艂o mu si臋 znale藕膰 wszystko, czego potrzebowa艂 do swojego eksperymentu: monogram w艂adzy cesar­skiej Fryderyka i map臋 autorstwa Fra Mauro z 1459 roku. Je艣li cesarz po­trzebowa艂 mapy, musia艂a przypomina膰 w艂a艣nie t臋. W ko艅cu by艂a to naj­bardziej znana mapa 艣wiata w tamtej epoce.

Poczu艂, jak narasta w nim napi臋de. Zastanawia艂 si臋, czy jest na w艂a- 艣dwym tropie, czy przeczude go nie myli i czy rzeczywi艣de jest to droga prowadz膮ca do rozwi膮zania zagadki z pi臋tnastego stuleda. Kiedy znalaz艂 map臋, umie艣ci艂 na niej monogram, zorientowa艂 go na p贸艂noc, a to co uj­rza艂, zapar艂o mu dech w piersiach. 呕膮dza w艂adzy Fryderyka przewy偶sza­艂a to, co Sina m贸g艂 sobie wyobrazi膰 nawet w naj艣mielszych marzeniach.

Fakt 偶e aby zosta膰 ksi臋ciem Austrii, Fryderyk wyp臋dzi艂 z kraju ci臋偶arn膮 wdow臋 po swoim bracie. Jednak to, co pokaza艂o si臋 na ekranie monitora...

Z eufori膮 w g艂osie Sina zawo艂a艂 do Paula i Valerie:

Znalaz艂em! Znalaz艂em! Zobaczcie tylko!

- Co powiedzia艂e艣? 鈥 spyta艂 Wagner. Podszed艂 bli偶ej i pochyli艂 si臋 nad monitorem.鈥擳o nieprawdopodobne... 鈥 zacz膮艂 i nie doko艅czy艂, bo na widok tego, co ujrza艂, po prostu zaniem贸wi艂.

GavINT OBSERWOWA艁 ZAJEZDNi臋 WAGNERA Z BEZPIECZNEJ odleg艂o艣ci. Zjawi艂 si臋 tam kr贸tko po p贸艂nocy. Kiedy zadzwoni艂 do niego Li Feng i da艂 mu zielone 艣wiat艂o w sprawie likwidacji Siny i Wagnera, Ga-

vint natychmiast tam pojecha艂. Do budynku chcia艂 wej艣膰 jeszcze noc膮, ale powstrzyma艂o go g艂o艣ne szczekanie. Nie chcia艂 ryzykowa膰 starcia z Sin膮 i przygotowan膮 do walki Amazonk膮. W ko艅cu postanowi艂 poczeka膰 do 艣witu. Zrobi艂 jeszcze rundk臋 wok贸艂 budynku, staraj膮c si臋 zachowa膰 bez­pieczn膮 odleg艂o艣膰 i po raz pierwszy od d艂u偶szego czasu mia艂 wra偶enie, 偶e kto艣 go obserwuje.

Kiedy podczas krwawych walk s艂u偶y艂 jako najemnik na Czarnym L膮­dzie, w oparciu o w艂asne do艣wiadczenia, obserwacje i szybk膮 analiz臋 da­nych rozwin膮艂 w sobie pewnego rodzaju instynkt. Cz臋sto ratowa艂 mu 偶y­cie, wi臋c prawie na 艣lepo na nim polega艂. Wysiad艂 z samochodu i odwr贸ci艂 si臋, ale nikogo nie zobaczy艂. A jednak. Poczu艂, jak po plecach przechodzi mu dziwne mrowienie. Kto艣 na niego poluje, 艣ledzi go, a co najwa偶niejsze robi to bezb艂臋dnie. Kiedy nagle si臋 odwraca艂, nie widzia艂, 偶eby kto艣 pr贸­bowa艂 si臋 ukry膰, chowa艂 si臋 za drzewo albo wbiega艂 mi臋dzy stosy drewna. Mimo to przeczucie nie opuszcza艂o go. Wygl膮da艂o to tak, jakby jaki艣 duch depta艂 mu po pi臋tach, 偶eby nie straci膰 go z oczu.

- O CO CHODZI? - SPYTA艁A VALERIE, WIDZ膭C, JAK SlNA SIADA NA

kanapie z ledwo skrywanym podnieceniem.

- O monogram Fryderyka na mapie Fra Mauro - wyja艣ni艂 Sina. - Na pocz膮tku s膮dzi艂em, 偶e zgodnie z zasadami 艣redniowiecznej geografii centralny punkt, to znaczy krzy偶 mantua艅ski umieszczony w kr臋gu, powi­nienem umie艣ci膰 tam, gdzie znajduje si臋 Jerozolima. Potem jednak punkt zaczepienia zacz膮艂em nak艂ada膰 na Wiede艅, Graz, Linz i Wiener Neustadt, czyli na miasta, gdzie Fryderyk mia艂 swoje rezydencje. W ko艅cu przekr臋­ci艂em monogram w taki spos贸b, 偶e krzy偶 znalaz艂 si臋 dok艂adnie w 艣rodku.

M贸wi膮c te s艂owa, Sina dotkn膮艂 palcem niewielkiego krzy偶a, kt贸ry wskazywa艂 teraz dok艂adnie kierunek p贸艂nocny.

- Popatrzcie: 艣rodkowa o艣 wskazuje z tego punktu dok艂adnie na Je­rozolim臋, podczas gdy najbardziej w d贸艂 wysuni臋ta linia, w prawym rogu, biegnie wzd艂u偶 morskiego wybrze偶a Palestyny.

- A litery? - spyta艂 Wagner, siadaj膮c obok Siny z u艣miechem maj膮­cym dowie艣膰, 偶e przy艂apa艂 go na jakim艣 b艂臋dzie. - Co ze s艂ynnym napi­sem AEIOU?

- Litera 鈥濧鈥 le偶y dok艂adnie na Akwitanii, w po艂udniowo-zachodniej Francii. Litera 鈥濫鈥 tu偶 nad lini膮 艁aby lub nad Warmi膮. Litera 鈥濱鈥 dok艂ad-

nie na w艂oskim 鈥瀊ucie鈥, a litera 鈥濷鈥 na Austrii. Natomiast litera 鈥濽鈥 zna­laz艂a si臋 nad W臋grami.

- Ale s膮 tam te偶 inne litery. Co powiesz o nich? - dopytywa艂a si臋 Valerie.

-Je艣li b臋dziemy si臋 posuwa膰 wzd艂u偶 linii w lewo do g贸ry, jej koniec wska偶e Lizbon臋, czyli Portugali臋. Je艣li za艣 chodzi o litery JVTi 鈥濩鈥漺 rogu na dole... Bez w膮tpienia, to na pewno Majorka albo Minorka i Korsyka.

- A litera 鈥濻鈥? 鈥 spyta艂a Valerie, wskazuj膮c na map臋 z monogramem.

- 鈥濻鈥 to z pewno艣ci膮 Saksonia, najwi臋ksze ksi臋stwo elektoralne w 艣rod­kowych Niemczech. Je艣li pod膮偶臋 wzd艂u偶 linii, na kt贸rej zapisana jest lite­ra 鈥濻鈥, ta niewidzialna strza艂ka 鈥 podobnie jak to by艂o w przypadku litery 鈥濸鈥 na p贸艂nocnym wschodzie 鈥 wska偶e nam Szwecj臋.

Wagner skin膮艂 w zamy艣leniu g艂ow膮.

- A co to oznacza dla nas? - spyta艂 Sin臋.

-Austria est impera orbi universi - Austria panuje nad ca艂ym 艣wiatem. Linie monogramu dotykaj膮 p贸艂nocnej Afryki, opasuj膮 Skandynawi臋, a na wschodzie dochodz膮 do wybrze偶y Morza Kaspijskiego. To mniej wi臋cej ta cz臋艣膰 艣wiata, kt贸r膮 znali staro偶ytni Rzymianie, tak zwany stary 艣wiat. Oznacza to, 偶e Fryderyk planowa艂 odbudowa膰 Imperium Rzymskie.

Gavint spojrza艂 niecierpliwie na zegarek i zastanawia艂 si臋 niespokojnie, czy ca艂a tr贸jka ju偶 wsta艂a. A mo偶e jakim艣 sposobem wy­mkn臋li si臋 stamt膮d niepostrze偶enie, zostawiaj膮c w budynku tylko tego ma艂ego kundla? Mo偶e powinien zadzwoni膰 do drzwi i poczeka膰, a偶 kto艣 otworzy? Poniewa偶 z akcji nocnej nic nie wysz艂o, na przedpo艂udnie zapla­nowa艂 rodzinn膮 wycieczk臋, z kt贸rej wr贸ci tylko on. Odej艣cie w przyzwo­itym stylu, pomy艣la艂 zacieraj膮c r臋ce, we w艂a艣ciwym otoczeniu naszpiko­wanym wskaz贸wkami dotycz膮cymi tajemnicy Fryderyka, kt贸r膮 mia艂 ju偶 w swoim posiadaniu Li Feng.

Im d艂u偶ej Sina przypatrywa艂 si臋 mapie, tym wyra藕niej to dostrzega艂.

Co wi臋cej, Fryderyk chcia艂 te偶 podbi膰 tereny, kt贸re nie wchodzi­艂y kiedy艣 w sk艂ad Cesarstwa Rzymskiego. Dlatego te偶 trzy belki asyme­trycznie zbudowanego krzy偶a zachodz膮 w g贸rnej cz臋艣ci symbolu na Wy­spy Brytyjskie, Irlandi臋 i Dani臋.

Wagner wskaza艂 na spiral臋.

- A rybi ogon? 鈥 spyta艂.

- Ach, ten 鈥 roze艣mia艂 si臋 Sina.鈥擳u te偶 istnieje pewne wyja艣nienie. Zechciej si臋 dok艂adnie przyjrze膰 przebiegowi linii brzegowej mi臋dzy Gre­cj膮, Turcj膮 a dzisiejszym Izraelem. Ta cz臋艣膰 morza jest ojczyzn膮 Lewia- tana, morskiego potwora wspominanego w Starym Testamencie, kt贸rego wyobra偶ano sobie jako smoka lub w臋偶a. Lewiatan symbolizowa艂 niszcz膮c膮 si艂臋 morza. Tutaj symbolizuje 鈥瀢od臋鈥, to znaczy morze.

- Genialny, po prostu genialny. I Fryderyk, i ty 鈥 roze艣mia艂a si臋 za­chwycona Valerie.

Wagner podni贸s艂 si臋 z kanapy i spojrza艂 na monogram z pewnej od­leg艂o艣ci.

- Z tego miejsca wygl膮da to jak du偶a litera 鈥濵鈥濃攝auwa偶y艂.

- Na pewno nie ma to mc wsp贸lnego z Maciejem Korwinem - roze­艣mia艂 si臋 Sina.鈥擩u偶 raczej z mani膮 wielko艣ci Fryderyka. 艢rodkowa o艣 to litera 鈥濱鈥, reszta to litera 禄M鈥. Razem daje nam to dwa s艂owa: Imperator Mundi - W艂adca 艢wiata.

Gavint postanowi艂 w ko艅cu podej艣膰; do zajezdni. Ju偶 PO i dziewi膮tej, najwy偶szy czas ko艅czy膰 spraw臋. Przeszed艂 przez stare torowi- | sko, w kt贸rym w latach siedemdziesi膮tych zdemontowano szyny. Kiedy dotar艂 do ulicy prowadz膮cej do wysokich bram zajezdni, instynktownie dotkn膮艂 spodni i przypomnia艂 sobie ujadanie psa, kt贸ry tak bardzo dzia­艂a艂 mu na nerwy. Obok budynku sta艂a mazda z napisem 鈥濸izza Express鈥.

Z konieczno艣ci jeszcze przez dwie godziny b臋dzie musia艂 znosi膰 i psa, i samoch贸d. Potem b臋dzie ju偶 po wszystkim.

Tymczasem Wagner, Sina i Valerie ponownie usiedli przy stole. Z Sin膮 nadal nie da艂o si臋 rozmawia膰. Trzyma艂 przed sob膮 laptopa, na kt贸rego ekranie ci膮gle jeszcze wida膰 by艂o du偶y monogram Fryderyka na bia艂ym de. Ca艂a tr贸jka wpatrywa艂a si臋 w litery zafascynowanym wzrokiem.

- Przejd藕my jednak na nast臋pny poziom. Za ka偶dym razem gdy spo­gl膮da艂em na monogram, w g贸rnym rogu wyra藕nie widzia艂em s艂owo Papes, czyli 鈥瀙apie偶e鈥. S艂owo to jakby samo rzuca艂o mi si臋 w oczy. Na pocz膮tku nie wiedzia艂em, jak do tego podej艣膰, ale potem wszystko sta艂o si臋 jasne. Zewn臋trzne litery tworz膮 s艂owo 鈥濬ridericus鈥, wewn臋trzne s艂owo 鈥濸apes鈥,

natomiast spirala po艣rodku zast臋puje s艂owo 鈥瀋ontra鈥. Je艣li tak to odczy­tamy, s艂owa te oznaczaj膮 ni mniej ni wi臋cej tylko Fridericus contra Papes - 鈥濬ryderyk przeciwko papie偶om鈥. Dziwne, nieprawda偶?

Do czego zmierzasz? - spyta艂 Wagner, dziel膮c si臋 po bratersku resz­t膮 kawy z Valerie.

呕eby m贸c konkurowa膰 z g艂ow膮 Ko艣cio艂a rzymskokatolickiego

o przyw贸dztwo w 艣wiecie chrze艣cija艅skim i w ten spos贸b wype艂ni膰 pro­roctwo, o kt贸rym pisa艂 w swoim testamencie Mertens, Fryderyk musia艂 zosta膰 trzecim cesarzem o tym imieniu. Tylko w talu spos贸b m贸g艂 rzuci膰 wyzwanie 艢wi臋temu Tronowi po przegranym przez Rzym sporze o inwe­stytur臋 i za偶膮da膰 rewan偶u, aby doprowadzi膰 Cesarstwo do dawnej wielko­艣ci i pot臋gi. Jednak 偶eby zosta膰 cesarzem, aktu koronacji musia艂 w Rzymie dokona膰 papie偶. Chocia偶 wi臋c by艂o mu to nie w smak, Fryderyk potrzebo­wa艂 papie偶a. Tylko on by艂 w stanie zalegitymizowa膰 roszczenia Fryderyka do panowania nad 艣wiatem.

Zaczynam ci臋 rozumie膰. Fryderyk by艂 ostatnim niemieckim cesa­rzem koronowanym w Rzymie. Mam racj臋? - spyta艂 Wagner.

Tak - skin膮艂 g艂ow膮 Sina. - Ale czym?

-Jak to czym? - nie zrozumia艂 go Wagner.

Na rzymsko-niemieckiej koronie cesarskiej znajduje si臋 napis Me reges regnant, 鈥瀙rzeze mnie rz膮dz膮 kr贸lowie鈥. Fryderyk musia艂 zosta膰 koro­nowany przy u偶yciu tej w艂a艣nie korony, bo inaczej straci艂by swoj膮 godno艣膰.

Brzmi to przekonywaj膮co 鈥 stwierdza艂 Wagner w zamy艣leniu.

Dzi臋ld koronacji, jaka odby艂a si臋 w Rzymie, Fryderyk sta艂 si臋 pra­wowitym dziedzicem Fryderyka Hohenstaufa, kt贸ry otrzyma艂 od Ksi臋dza Jana wspomniane trzy kamienie. Tym samym zosta艂 powo艂any, aby oczy­艣ci膰 kr贸lestwo i doprowadzi膰 je do nie艣miertelnej wielko艣ci. Fryderyk by艂 jedynym prawdziwym Imperatorem 艢wiata.

Przez chwil臋 Sina zastanawia艂 si臋 nad czym艣, a potem doda艂:

Je艣li na wz贸r rzymski Fryderyk po艂膮czy艂 urz膮d imperatora z urz臋­dem, kt贸ry po 艂acinie nazywa si臋 Pontifex Maximus - czyli papie偶a - sta艂 si臋 tym samym kim艣, kogo mo偶na by nazwa膰 鈥濬riedericus Papa鈥, Papie­偶em Fryderykiem.

Wagner si臋gn膮艂 po kartk臋 papieru i zacz膮艂 zapisywa膰 na niej li­tery i cyfry, kt贸re na samym ko艅cu podsumowa艂. Kiedy ujrza艂 wynik, zblad艂 i wyszepta艂:

- Litery w s艂owach 鈥濬riedericus Papa鈥 daj膮 nam liczb臋 o warto艣ci 151. S艂owa Me reges regnant na koronie te偶 daj膮 wynik 151. Nie wierz臋 w pmpadek, bo Fryderyk nie polega艂 na przypadkach. Kamie艅, symbol w艂adzy nie tylko nad cesarstwem, ale i nad ca艂ym 艣wiatem, zosta艂 ukryty w cesarskiej koronie.

Dok艂adnie w tym samym momencie rozleg艂 si臋 dzwonek u drzwi. Sina b艂yskawicznie zamkn膮艂 laptopa, a Wagner w r贸wnie szyb­kim tempie pozbiera艂 wszystkie notatki ze sto艂u i poda艂 je Valerie, a ta od razu pobieg艂a schodami na g贸r臋. Wagner odczeka艂, a偶 wysz艂a z pokoju i dopiero wtedy poszed艂 do bramy.

- Kto u diab艂a niepokoi nas tak wcze艣nie? - sykn膮艂 do Siny. Tschak zacz膮艂 g艂o艣no ujada膰, a Valerie chwyci艂a swoj膮 sportow膮 torb臋, kt贸r膮 po­stawi艂a w aneksie kuchennym i wyj臋艂a z niej pistolet marki Smith&Wes- son. Widz膮c to Wagner, zacz膮艂 偶a艂owa膰, 偶e jego glock nadal le偶y w sejfie. Zd膮偶yli jeszcze wymieni膰 spojrzenia i skin膮膰 g艂owami. W ko艅cu Wagner przekr臋ci艂 klucz w zamku i nacisn膮艂 klamk臋.

- Co ZA WSPANIA艁Y, WIOSENNY DZIE艃. 艢WIETNIE SI臉 NADAJE NA kr贸tki poranny spacer. Nie s膮dzicie pa艅stwo?

W drzwiach sta艂 Gavint i z ciekawo艣ci膮 zagl膮da艂 do 艣rodka.

- Ma pan tu niez艂膮 kryj贸wk臋. Widz膮c jednak wasze blade twarze, dochodz臋 do wniosku, 偶e troch臋 艣wie偶ego powietrza na pewno wam nie zaszkodzi - stwierdzi艂 obrzucaj膮c ca艂膮 tr贸jk臋 pewnym siebie wzrokiem.

- Pa艅ski dobry humor staje si臋 czym艣 odpychaj膮cym 鈥 mrukn膮艂 Sina, odwr贸ci艂 si臋 i da艂 ostrzegawczy znak Valerie, kt贸ra chwil臋 wcze艣niej wsu­n臋艂a pistolet za pasek spodni i naci膮gn臋艂a na wierzch sweter.

Wagner opar艂 si臋 o otwarte drzwi i spojrza艂 wyzywaj膮co na jak zwy­kle elegancko ubranego Afrykanera.

- Niech mi pan poda cho膰 jeden pow贸d, dla kt贸rego mieliby艣my si臋 z panem dalej zadawa膰, Mr Nieznajomy. Mieli艣my pana po dziurki w no­sie ju偶 w Wiener Neustadt i w Stein. Na dzisiaj mamy inne plany.

- Ale偶 sk膮d u pana tyle niech臋ci? S艂o艅ce u艣miecha si臋 do nas z nieba...

- ...i ptaki 艣piewaj膮 na drzewach 鈥 doko艅czy艂 Wagner, przewraca­j膮c oczami.

- -1 i kto艣 uwa偶a nas tutaj chyba za durni贸w 鈥 doda艂 od siebie Sina.

I Szkoda I odpar艂 Gavint, kt贸rego nie opuszcza艂 dobry humor. - Ch臋tnie bym pa艅stwu opowiedzia艂 o swoim odkryciu, cho膰 nie o wszyst­kich zwi膮zanych z nim szczeg贸艂ach. Ma ono fundamentalne znaczenie dla zrozumienia tajemnicy Fryderyka. Mam na my艣li ruiny pewnego klaszto­ru w pobli偶u Wiednia, kt贸rego fundamenty kryj膮 w sobie ostatni膮 wska­z贸wk臋 od Fryderyka.

Wagner i Sina spojrzeli na siebie i wzruszyli ramionami.

-1 w艂a艣nie te ruiny przysz艂y panu na my艣l wczoraj, gdy tak niespo­dziewanie musia艂 nas pan opu艣ci膰? To do艣膰 zaskakuj膮ce, nie uwa偶a pan?

Wagner m贸wi艂 do nieznajomego coraz bardziej niegrzecznym tonem. Valerie podesz艂a bli偶ej, trzymaj膮c jedn膮 r臋k臋 za plecami.

- Wiedzia艂em o tym ju偶 wcze艣niej, ale do tej pory uwa偶a艂em je za rzecz drugorz臋dn膮 po艣r贸d wszystkich innych wskaz贸wek pozostawionych nam przez Fryderyka. Kusi mnie, 偶eby nazwa膰 to Drzewem 呕ycia.

Gavint specjalnie u偶y艂 tego okre艣lenia i spojrzawszy w oczy Siny i Wa­gnera, domy艣li艂 si臋, 偶e trafi艂 ich w czu艂y punkt.

- Zgoda. Pojedziemy z panem, ale tylko ten jeden raz. Mam nadziej臋, 偶e te nowe wskaz贸wki maj膮 rzeczywi艣cie rozstrzygaj膮ce znaczenie - od­par艂 Wagner, zerkaj膮c na Sin臋. Naukowiec s艂ucha艂 ich rozmowy z du偶ym niedowierzaniem.

- Nast臋pnego razu ju偶 nie b臋dzie, prosz臋 mi wierzy膰 na s艂owo - oznaj­mi艂 Gavint i w jego oczach pojawi艂 si臋 wyraz napi臋cia. Wagner poczu艂, jak dreszcz przeszed艂 mu po plecach.

- Pojedziemy naszym samochodem - zdecydowa艂a Valerie, po­wstrzymuj膮c Tschaka, kt贸ry chcia艂 zaatakowa膰 nogawki nieznajomego. Jej te偶 coraz mniej podoba艂 si臋 pomys艂 wyjazdu, ale teraz nie mogli si臋 ju偶 wycofa膰.

Wagner zastanawia艂 si臋, czy historyk amator i jego informatorzy rze­czywi艣cie odkryli co艣, czego ani on, ani Sina do tej pory nie znale藕li. Po­szed艂 po marynark臋 i postanowi艂 wzi膮膰 ze sob膮 pistolet. Tymczasem Ga­vint wygl膮da艂 na zszokowanego.

- Co takiego? Chcecie jecha膰 tym 艣miesznym czerwonym pude艂­kiem na pizz臋? Niedaleko st膮d zaparkowa艂em wygodn膮 limuzyn臋, starczy w niej miejsca dla nas wszystkich. Czy nie lepiej b臋dzie... - spyta艂 wska­zuj膮c palcem za siebie.

Valerie potrz膮sn臋艂a g艂ow膮 i przerwa艂a mu w p贸艂 zdania:

-...nic, nie b臋dzie. Fojedziemy we czw贸rk臋 nasz膮 mazd膮 albo zosta­niemy na miejscu.

-Jak chcecie - westchn膮艂 Gavint, strzepuj膮c z p艂aszcza niewidoczny py艂ek. - Ale pies zostaje.

- Pies jedzie z nami albo sam pan mo偶e tu zosta膰 鈥 mrukn膮艂 Sina. Wzi膮艂 od Valerie smycz, narzuci艂 kurtk臋 na rami臋 i popchn膮艂 Gavinta w stron臋 samochodu.

AMBASADA CHIN, WIEDE艃

Genera艂 Li Feng siedzia艂 w ma艂ej salce konferencyjnej ambasady i by艂 najzupe艂niej pewien, 偶e zebrane w niej osoby po艣wi臋c膮 mu ca艂膮 swoj膮 uwag臋. Na stole, na filcowej podk艂adce, sta艂 barokowy kielich i waza. Obok le偶a艂y obc臋gi, 艣rubokr臋t i ma艂y rylec. Genera艂 ju偶 wczoraj, w drodze do ambasady, chcia艂 oderwa膰 kamienie od cennego naczynia, ale ambasador natychmiast mu tego zabroni艂. Weng Huan zadzwoni艂 z Salz­burga, gdy tylko dowiedzia艂 si臋 od swojego sekretarza, 偶e genera艂 dot膮d wraz z kielichem do ambasady.

- Wracam do Wiednia jutro przed po艂udniem. Do tej pory prosz臋 schowa膰 kielich do sejfu - rozkaza艂 genera艂owi przez telefon.

Li Feng z zaci艣ni臋tymi z臋bami spe艂ni艂 polecenie swojego prze艂o偶onego.

Teraz ambasador, jego sekretarz i attache wojskowy pochylali si臋 nad kielichem i z ciekawo艣ci膮 mu si臋 przygl膮dali. Naczynie mia艂o 53 centy­metry wysoko艣ci i w blasku halogenowych lamp po艂yskiwa艂o z艂ocistym kolorem. Ambasador podejrzliwie przygl膮da艂 si臋 narz臋dziom le偶膮cym obok cennego antyku.

- Obawiam si臋, 偶e je艣li oderwiemy od kielicha te cenne kamienie, mo偶emy go bezpowrotnie zniszczy膰, ekscelencjo ^ zasugerowa艂 sekretarz ambasadora.

- Akurat nad tym si臋 nie zastanawia艂em 鈥 odpar艂 ambasador. - Bar­dziej si臋 boj臋, 偶e nie maj膮c odpowiednich narz臋dzi, mo偶emy zniszczy膰 kt贸ry艣 z kamieni.

Genera艂 Li Feng pospieszy艂 z wyja艣nieniem, kt贸re mia艂o uspokoi膰 ambasadora:

- Przy takim sposobie mocowania kamieni nie potrzeba 偶adnych spe- cjalnych narz臋dzi - zapewnia艂, bior膮c kielich do r臋ki. - Gavint poinfor­

mowa艂 mnie, 偶e tajemnica ukryta jest w kt贸rym艣 z kamieni albo za nim I doda艂 cichym g艂osem i obr贸ci艂 kielich, aby obejrze膰 go ze wszystkich stron.

A jak owatajemnica wygl膮da? 鈥 dopytywa艂 si臋 attach茅.

Mr Gavint tego nie wiedzia艂 - odpar艂 Li Feng. - M贸wi艂 co艣 o ka­mieniu w kielichu i o czym艣 za kamieniem. Wi臋cej szczeg贸艂贸w nie zna艂.

No to zaczynamy 鈥 rozkaza艂 niecierpliwie ambasador.

lotnisko wiede艅-schwechat

Bia艂o-czerwony samolot typu Gulfstream Gioo wyl膮dowa艂 na lotnisku Schwechat punktualnie o godzinie 9.25. By艂 to lot czarterowy, na pok艂adzie maszyny znajdowa艂 si臋 tylko jeden pasa偶er. Fred Wineberg wynaj膮艂 samolot, p艂ac膮c za czarter ponad sto tysi臋cy dolar贸w, poniewa偶 nie uda艂o mu si臋 znale藕膰 偶adnego szybkiego po艂膮czenia z Palm Beach do Wiednia. Wszystkie miejsca w samolotach by艂y ju偶 zarezerwowane. Poza tym niekt贸re loty mia艂y jedn膮 albo nawet dwie przesiadki. Dopiero po wykonaniu wielu telefon贸w Elenie Millt uda艂o si臋 wynaj膮膰 za艂og臋, kt贸ra wyrazi艂a gotowo艣膰 do natychmiastowego lotu przez Adantyk i zgodzi艂a si臋 na 偶yczenia ekscentrycznego klienta. Samolot, kt贸ry przystosowany by艂 do wygodnego przewozu sze艣ciu do o艣miu pasa偶er贸w, pokona艂 ca艂y dystans w czasie poni偶ej jedenastu godzin. Wineberg za偶膮da艂 bowiem od pilot贸w, aby wybrali najkr贸tsz膮 tras臋.

Kiedy samolot zacz膮艂 podchodzi膰 do l膮dowania, Wineberg czu艂 si臋 ca艂kiem dobrze, a nawet o wiele lepiej, ni偶 przez ostatnie tygodnie i mie­si膮ce. Z wyj膮tkiem pierwszej godziny lotu przespa艂 prawie ca艂膮 podr贸偶. 艢wie偶e, rze艣kie powietrze wiede艅skie pobudzi艂o go do 偶ycia. Chocia偶 od dnia, kiedy opu艣ci艂 Austri臋, up艂yn臋艂o ju偶 siedemdziesi膮t lat, perspekty­wa ponownego ujrzenia dawnej ojczyzny sprawi艂a, 偶e poziom adrenaliny w jego organizmie gwa艂townie wzr贸s艂.

Kontrola paszportowa by艂a zwyk艂膮 formalno艣ci膮. Samoch贸d nale偶膮­cy do prywatnej firmy, kt贸ra obs艂ugiwa艂a ruch wahad艂owy mi臋dzy lotni­skiem a miastem, zawi贸z艂 go do hotelu Sacher po艂o偶onego w centrum na ty艂ach Opery Wiede艅skiej. E艂ena zarezerwowa艂a tam dia niego executive suite. Apartament o powierzchni oko艂o 60 metr贸w kwadratowych przy­pad艂 mu do gustu.

rarf

W drodze do centrum Wineberg co chwil臋 kaza艂 kierowcy si臋 zatrzy­mywa膰. Wychodzi艂 z samochodu i wraca艂 pami臋ci膮 do dawnych czas贸w. Odnajdywa艂 miejsca, kt贸re jeszcze pami臋ta艂 i takie, kt贸rych nie potrafi艂 ju偶 rozpozna膰. Od lat trzydziestych min膮艂 przecie偶 okres odpowiadaj膮cy 偶yciu jednego pokolenia. Wineberg pogrzeba艂 wtedy na zawsze cz艂owie­ka o nazwisku Alfred Wimberger i w obawie przed narodowym socjali­zmem, kt贸ry puka艂 do drzwi jego kraju, porzuci艂 swoj膮 ci臋偶arn膮 偶on臋. Od dawna obserwowa艂 szybk膮 karier臋 Hitlera i w my艣lach zacz膮艂 ju偶 pako­wa膰 walizki. Na w艂asnej sk贸rze odczu艂 skutki niepokoj贸w, jakie wstrz膮­sa艂y Pierwsz膮 Republik膮. Potem w ci膮gu jednej nocy przepad艂 jak ka­mie艅 w wod臋. Znik艂 nie tylko jako ksi臋gowy z firmy, ale tak偶e jako m膮偶 swojej 偶ony z ich wsp贸lnego mieszkania przy Czemingasse w dzielnicy Donaustadt. Zostawi艂 wszystko, zabra艂 jedynie bilet na statek i par臋 dia­ment贸w, kt贸re otrzyma艂 w spadku po wuju, gdy sko艅czy艂 pi臋tna艣cie lat. Jego walizka zosta艂a tam, gdzie j膮 po艂o偶ono, to znaczy na w膮skiej szafie w sypialni. Swojej 偶ony ju偶 wi臋cej nie ujrza艂, nie dopomina艂 si臋 o zdj臋­cie dziecka i nigdy takiego nie otrzyma艂. Do rodziny nie napisa艂 nigdy ani s艂owa.

Kiedy przybra艂 nowe nazwisko, przysz艂o zapomnienie, negacja i po­trzeba wyparcia z pami臋ci starych wspomnie艅. Alfred Wimberger umar艂, narodzi艂 si臋 Fred Wineberg, dziennikarz 偶yj膮cy w nowojorskiej d偶ungli. Dzi臋ki Ameryce sta艂 si臋 wielki i jej tego nie zapomnia艂. Nigdy jednak nie sta艂 si臋 tubylcem. Przez ca艂e swoje 偶ycie czu艂 si臋 wyp臋dzony i 艣cigany.

Kiedy w ko艅cu dotar艂 na Prater, u艣wiadomi艂 sobie nagle, 偶e wr贸ci艂 do domu. Wiede艅 zawsze wita艂 tych, co da niego powracali, z otwartymi ramionami i teraz w taki sam spos贸b wita艂 Alfreda Wimbergera. Starszy pan rozp艂aka艂 si臋. Od kiedy si臋ga艂 pami臋ci膮, zdarzy艂o mu si臋 to po raz pierwszy na ulicy.

Kiedy rozgo艣ci艂 si臋 w swoim apartamencie, roz艂o偶y艂 obie teczki z do­kumentami na biurku. Na jednej znajdowa艂a si臋 nalepka ze s艂owem 鈥濩e­sarz鈥, na drugiej 鈥濾alerie Goldmann鈥.

Po chwili zastanowienia si臋gn膮艂 po s艂uchawk臋 i poprosi艂, aby po艂膮­czono go z podanym przez niego numerem telefonu kom贸rkowego. Kie­dy po drugiej stronie kto艣 odebra艂 i rozleg艂 si臋 pewny siebie g艂os kobiecy, Wineberg przymkn膮艂 na chwil臋 oczy, u艣miechn膮艂 si臋 i powiedzia艂:

Witaj Valerie, m贸wi Fred Wineberg, tw贸j dziadek.

W SALCE KONFERENCYJNEJ PANOWA艁A TAK G艁臉BOKA CISZA, 呕E mo偶na by us艂ysze膰 spadaj膮c膮 szpilk臋. Li Feng usun膮艂 z powierzchni kieli­cha ostatni z trzydziestu o艣miu kamieni. Kielich wygl膮da艂 teraz jak szkie­let, ale mimo to zachowa艂 pewien rodzaj wdzi臋ku i elegancji. Przypomi­na艂 star膮 nag膮 diw臋, kt贸ra - chocia偶 zdj臋to z niej ubrania przys艂aniaj膮ce jej brzydot臋 鈥 zdo艂a艂a zachowa膰 godno艣膰 i gracj臋.

W misce stoj膮cej na stole konferencyjnym le偶a艂y ju偶 rubiny, szafiry, szmaragdy, kilka cytryn贸w, skalenie i agaty. Genera艂 bardzo si臋 stara艂, 偶eby 偶adnego nie uszkodzi膰.

Potem zacz膮艂 bardzo dok艂adnie ogl膮da膰 ca艂y kielich. Obraca艂 go w d艂o­niach i wypowiada艂 si臋 na temat pustych opraw po kamieniach. Ambasa­dor pochyli艂 si臋 i nie spuszcza艂 kielicha z oczu, ale niczego nie zauwa偶y艂. Pod kamieniami nic nie by艂o, opr贸cz niewielkiej ilo艣ci kurzu i liter 鈥濭.S.鈥 Musia艂y to by膰 inicja艂y z艂otnika albo kogo艣, kto mocowa艂 kamienie.

- Niech mi go pan poka偶e - powiedzia艂 ambasador i wyj膮艂 genera­艂owi kielich z r臋ki.

Obejrza艂 go ze wszystkich stron, zerkn膮艂 pod n贸偶k臋 i kilka razy ude­rzy艂 nim o st贸艂. Kielich wyda艂 metaliczny d藕wi臋k Ambasador potrz膮sn膮艂 g艂ow膮 i odstawi艂 kielich na zielony filc.

Nic na nim nie ma, jestem absolutnie pewien. Nie ma podw贸jne­go dna, a oprawy po kamieniach s膮 puste. Musimy obejrze膰 kamienie - zadecydowa艂, usiad艂 przy stole i przyci膮gn膮艂 do siebie waz臋. - Prosz臋 mi przynie艣膰 jak膮艣 bia艂膮 podk艂adk臋 鈥 poleci艂 sekretarzowi i spojrza艂 nieprzy­tomnym wzrokiem na Li Fenga. - Je艣li i tu nic nie znajdziemy, to ju偶 sam nie wiem, gdzie powinni艣my szuka膰.

Sekretarz podbieg艂 i po艂o偶y艂 przed ambasadorem bia艂膮 teczk臋 na do­kumenty. Weng Huan wysypa艂 ostro偶nie wszystkie kamienie na nieskazi­telnie bia艂膮 powierzchni臋 i zacz膮艂 je rozk艂ada膰.

Kilka chwil p贸藕niej wszystko by艂o jasne. Nic nie znale藕li. Wszyst­kie kamienie by艂y zwyk艂ymi kamieniami szlachetnymi i niczym wi臋cej. Ambasador osobi艣cie ogl膮da艂 ka偶dy z nich; bra艂 je w pa艂ce, podnosi艂 do 艣wiat艂a, a nawet bra艂 do ust, aby si臋 upewni膰, 偶e nie ukryto w nich jakie­go艣 lekarstwa w sprasowanej postaci. W ko艅cu popatrzy艂 na wszystkich bezradnym wzrokiem.

-1 co teraz? - spyta艂 genera艂a, spogl膮daj膮c na niego z wyczekiwaniem.

Li Feng zblad艂 i od razu przypomnia艂 sobie rozmow臋 telefoniczn膮, kt贸r膮 poprzedniego wieczoru przeprowadzi艂 z Gavintem. Mia艂 nadziej臋, 偶e Afrykaner nie zlikwidowa艂 jeszcze Wagnera i Siny, bo oznacza艂oby to, 偶e podci臋li ga艂膮藕, na kt贸rej siedz膮. Zerwa艂 si臋 przera偶ony z krzes艂a i wy­pad艂 z sali. Modli艂 si臋, 偶eby nie by艂o za p贸藕no.

Ambasador, sekretarz i attach茅 spojrzeli na niego ze zdziwieniem. Na twarzy ambasadora pojawi艂 si臋 grymas w艣ciek艂o艣ci.

- Dlaczego mam wra偶enie, 偶e pan Li Feng znowu zrobi艂 co艣 za szyb­ko i pope艂ni艂 b艂膮d? - mrukn膮艂, wstaj膮c od sto艂u. Uda艂 si臋 do gabinetu, aby natychmiast po艂膮czy膰 si臋 z Pekinem

PARADIES, RIEDERBERG, DOLNA AUSTRIA

Valerie zaparkowa艂a mazd莽 przy ko艅cu piaszczystej polnej drogi i mia艂a w艂a艣nie wysi膮艣膰 z samochodu, gdy zadzwoni艂 jej telefon. Podczas gdy Wagner, Sina i Gavint odpinali pasy bezpiecze艅stwa, Valerie wyj臋艂a telefon z kieszeni, a gdy na wy艣wietlaczu ujrza艂a napis .Abonent nieznany鈥, odesz艂a kilka krok贸w w bok.

- M贸wi Goldmann - powiedzia艂a do s艂uchawki, ale przez pewien czas nikt si臋 nie odezwa艂. Dopiero po chwili us艂ysza艂a s艂owa, po kt贸rych zaniem贸wi艂a:

- Witaj Valerie, m贸wi Fred Wineberg, tw贸j dziadek.

Valerie poczu艂a si臋 nagle tak, jakby z przesz艂o艣ci wy艂oni艂a si臋 r臋ka, chwyci艂a j膮 za gard艂o i pozbawi艂a oddechu.

- S艂ucham? - wydusi艂a w ko艅cu z siebie, nie poznaj膮c w艂asnego g艂o­su. - Moi dziadkowe ju偶 nie 偶yj膮... - zacz臋艂a i umilk艂a.

-Jeste艣 tego absolutnie pewna? - spyta艂 Wineberg.

W tym samym momencie Wagner zawo艂a艂 w jej stron臋:

- Chod藕 wreszcie!

Ruchem r臋ki da艂a im zna膰, 偶eby poszli przodem i wzburzona opar艂a si臋 o samoch贸d. W jednej chwili zapomnia艂a o nieznajomym, kt贸ry ich tu przywi贸z艂. To, co us艂ysza艂a w s艂uchawce, by艂o tak niesamowite, 偶e w jej umy艣le zapanowa艂 nagle kompletny chaos.

- Moi rodzice opowiadali mi, 偶e dziadkowie zgin臋li w jednym z nie­mieckich oboz贸w koncentracyjnych. Nie mam powodu, 偶eby w to w膮tpi膰

i stwierdzi艂a stanowczym g艂osem, s膮dz膮c, 偶e chodzi o jak膮艣 pomy艂k臋 Jed­nocze艣nie spogl膮da艂a za Wagnerem i Sin膮, kt贸rzy wlekli si臋 poln膮 drog膮 w stron臋 starego klasztoru.

- W takim razie nie powiedzieli ci prawdy - upiera艂 si臋 g艂os, kt贸ry brzmia艂 zadziwiaj膮co pewnie. - Twoja matka jest moj膮 c贸rk膮. Jej panie艅­skie nazwisko brzmi Wimberger. Zgadza si臋?

Valerie us艂ysza艂a nag艂y szum w uszach. Obok przebieg艂a jaka艣 ko­bieta w dresie z kijkami do nordic walkingu w r臋kach i spojrza艂a na ni膮 z zaciekawieniem.

- M贸j austriacki paszport wystawiony by艂 na nazwisko Alfred Wim­berger. Jestem jej ojcem, czyli twoim dziadkiem. Kiedy w 1938 roku do Austrii wkroczyli Niemcy i przy艂膮czyli m贸j kraj do Rzeszy, tej samej nocy wyjecha艂em do Ameryki i zmieni艂em imi臋 i nazwisko na Fred Wi- neberg. Potem znalaz艂em swoje miejsce w nowej ojczy藕nie, jak wielu in­nych uchod藕c贸w.

Valerie nie wiedzia艂a, co na to odpowiedzie膰.

- Dzisiaj po raz pierwszy od tamtej pory przyjecha艂em do Austrii, poniewa偶 w artyku艂ach Paula Wagnera wyczyta艂em, 偶e jeste艣cie na tropie najwi臋kszej tajemnicy w historii ludzko艣ci - tajemnicy nie艣miertelno艣ci, kt贸r膮 poznali dwaj cesarze.

- Sk膮d pan o tym wie? 鈥 wykrztusi艂a Valerie. - Przecie偶 my dopiero wczoraj, w Grazu...

- .. .dopiero wczoraj? 鈥 przerwa艂 jej Wineberg. - Przecie偶 to oczy­wiste, je艣li kto艣 powa偶nie potraktuje to, co Wagner pisze w swoich arty­ku艂ach i wyci膮gnie z tego w艂a艣ciwe wnioski.

Stary klasztor, po kt贸rym pozosta艂y jedynie resztki mur贸w, gin膮艂 w g臋stej zieleni. Zielona 艣ciana krzew贸w, drzew i ga艂臋zi podchodzi艂a coraz bli偶ej polany zarzuconej starymi kamieniami. M艂ode brz贸zki wyra­sta艂y nawet z postrz臋pionej korony mur贸w. I chocia偶 ka偶dego roku grupy ochotnik贸w walczy艂y z nim za pomoc膮 pi艂 i siekier, straszliwy smok sym­bolizuj膮cy si艂y natury i tak na ko艅cu zwyci臋偶a艂. By艂o to tylko kwesti膮 czasu.

W pobli偶u ruin szemra艂o 艣wi臋te 藕r贸de艂ko, Sancta Maria in Paradyso. To od niego miejsce to wzi臋艂o swoj膮 nazw臋. Podobno ju偶 od tysi臋cy lat za jego spraw膮 deszcze nawil偶aj膮 suche, skaliste pola, utrzymuj膮c je przy 偶yciu. S膮dz膮c po liczbie wypalonych 艣wiec, 艣wi臋tych obrazk贸w i innych

przedmiot贸w pe艂ni膮cych funkcje wotywne, miejsce to musia艂o przyci膮ga膰 wielu pielgrzym贸w.

Opuszczony klasztor franciszka艅ski znajdowa艂 si臋 oko艂o 25 kilome­tr贸w na zach贸d od Wiednia. Po艂o偶ony na uboczu, rzadko przyci膮ga艂 przy­padkowych w臋drowc贸w pod cienki drewniany krzy偶 stoj膮cy po艣r贸d ruin dawnego gotyckiego ko艣cio艂a, kt贸ry przypomina艂 o zakonie dzia艂aj膮cym niegdy艣 w tym 艣wi臋tym miejscu. Wiele os贸b zd膮偶y艂o ju偶 o nim w og贸­le zapomnie膰, a pielgrzymi, kt贸rzy szli szlakiem do Santiago di Compo- stela, mijali to miejsce oboj臋tnie. Od czasu kiedy Turcy po raz pierwszy oblegali Wiede艅, 偶aden spragniony i g艂odny pielgrzym nie m贸g艂 tu ju偶 liczy膰 na go艣cin臋.

Rodzice, kt贸rzy przyje偶d偶ali tu czasem na piknik, rozpalali ognisko w pobli偶u szemrz膮cego strumienia, w艣r贸d niskich grab贸w i g臋stych krze­w贸w, i pozwalali dzieciom bawi膰 si臋 beztrosko mi臋dzy pokruszonymi mu- rami dawnego ko艣cio艂a klasztornego.

Wkr贸tce o dawnej wspania艂ej przesz艂o艣ci tego miejsca b臋d膮 ju偶 tylko przypomina膰 stosy kamieni. Wysokie puste okna spogl膮da艂y w stron臋 La­sku Wiede艅skiego, kt贸rego 艣ci贸艂ka pokryta by艂a g臋stym listowiem. W po­wietrzu unosi艂 si臋 zapach czosnku nied藕wiedziego. Ju偶 wkr贸tce pod艂o偶e zazieleni si臋 od tej ro艣liny, kt贸r膮 wiede艅czycy tak bardzo lubi膮 zbiera膰. Na ra盲e wsz臋dzie panowa艂 spok贸j. S艂ycha膰 by艂o tylko stukanie dzi臋cio艂a i odleg艂y g艂os kuku艂ki.

- Choda偶 w naszym gronie to pan jest historykiem - zacz膮艂 Gavint, zwracaj膮c si臋 z u艣miechem do Siny 鈥 to jednak prosz臋 mi pozwoli膰 na kr贸tki wst臋p. Chda艂bym opowiedzie膰 o niekt贸rych szczeg贸艂ach zwi膮za­nych z histori膮 tego miejsca. Zgoda?

Sina skin膮艂 g艂ow膮 na znak zgody i ruszy艂 w towarzystwie Gavinta i Wagnera w stron臋 mur贸w, podczas gdy Valerie nadal sta艂a przy samo­chodzie i rozmawia艂a przez telefon. Na oddalonej wie偶y ko艣delnej zegar wybi艂 jedenast膮. Gavint, ubrany w d艂ugi p艂aszcz i wypolerowane na glanc buty, wygl膮da艂 w tym miejscu jak przybysz z innego 艣wiata. Sina musia艂 jednak przyzna膰, 偶e ich tajemniczy towarzysz sporo wie o historii klasztoru.

-W pi臋tnastym wieku 偶ebraczy zakon franciszkan贸w opu艣ci艂 wielkie miasta i przeni贸s艂 si臋 na prowincj臋, 偶eby pobudowa膰 tam swoje klasztory. Tak te偶 by艂o w przypadku tutejszego klasztoru 艢wi臋tego Wawrzy艅ca. Zo­sta艂 on ufundowany w 1436 roku i przetrwa艂 do 26 wrze艣nia 1529 roku.

Wtedy to jego los dope艂ni艂 si臋 za spraw膮 tureckiego p贸艂ksi臋偶yca, kt贸ry sprawi艂 tyle k艂opotu Fryderykowi, a trzy lata wcze艣niej, w bitwie pod Mo­haczem, doprowadzi艂 do upadku kr贸lestwo W臋gier.

1 Cesarz powo艂a艂 do 偶ycia zakon rycerski pod wezwaniem 艣wi臋tego Jerzego, kt贸ry mia艂 broni膰 kraju przed Turkami - uzupe艂ni艂 Sina. - Nie­stety, 偶adnych spektakularnych sukces贸w zakon nie odni贸s艂.

1 To prawda - potwierdzi艂 Gavint. - Zakon sta艂 si臋 symbolem walki ze smokiem, kt贸rym w tym wypadku byli niewierni. Wrze艣niowego ataku hordy tureckiej na klasztor nie prze偶y艂 偶aden z dwudziestu dw贸ch mni­ch贸w. Rok p贸藕niej podj臋to decyzj臋 o odbudowie kompleksu klasztornego

i w og贸le ca艂ego miejsca.

- Klasztor znajdowa艂 si臋 w miejscu do艣膰 odosobnionym, za wzg贸rza­mi, wi臋c Turcy znale藕li go najprawdopodobniej przez przypadek Dlaczego zabili dwudziestu dw贸ch zakonnik贸w? - dziwi艂 si臋 Wagner.

Gavint u艣miechn膮艂 si臋.

Zaraz pan zobaczy dlaczego 鈥 odpar艂. - W1839 roku pewien pro­boszcz, pasjonat historii, zacz膮艂 ten teren mierzy膰 i przekopywa膰. Wiedz臋

0 tym miejscu mia艂 zdoby膰 dzi臋ki dokumentom nale偶膮cym kiedy艣 do zako­nu. Znalaz艂 je schowane w trumnie na poddaszu ko艣cio艂a. Podobno kiedy艣 zapu艣ci艂 si臋 do ukrytego pomieszczenia s艂u偶膮cego dawniej do kultowych obrz臋d贸w i w pobli偶u klasztoru odkry艂 stare grobowce. Wygl膮da te偶 na to, 偶e otworzy艂 zasypan膮 dzisiaj krypt臋 ko艣cio艂a. Prosz臋 nie zapomina膰, 偶e by艂 to klasztor pod wezwaniem 艢wi臋tego Wawrzy艅ca od Raju i powsta艂 dzi臋ki darowi藕nie cesarza Fryderyka. W 艣wiede tych fakt贸w nie ma si臋 wi臋c co dziwi膰, 偶e ksi臋偶ulo znalaz艂 w krypcie tablic臋 z napisem AEIOU

1 dat膮 1455鈥攚贸wczas rozpocz臋to budow臋 ca艂ego kompleksu klasztornego.

Wagner i Sina zacz臋li co艣 przelicza膰 w my艣lach, ale Gavint przyszed艂 im od razu z pomoc膮.

Po zbadaniu ca艂ej sprawy proboszcz stwierdzi艂, 偶e napis jest nie tyl­ko zwyk艂膮 dat膮, ale te偶 zawiera w sobie liczb臋 144: AEIOU MCCCCLY. Teraz ju偶 tylko musia艂 odj膮膰 warto艣膰 liczbow膮 51 (AEIOU) od roku 1455

i otrzyma艂 wynik 1404. Cyfra 0 symbolizowa艂a w tej liczbie to, czym jest

- czyli nic. Dlatego te偶 pomin膮艂 zero i otrzyma艂 wynik 144.

Gavint u艣miechn膮艂 si臋 ironicznie i spojrza艂 na nich protekcjonalnie.

- Nie jestem tak sprytny, jak si臋 panom wydaje. Po 艣mierci probosz­cza znaleziono po prostu kartk臋 z jego wyliczeniami.

~l m~T~

Gavint zamilld i rozejrza艂 si臋 wok贸艂 siebie. Znowu poczu艂 mrowienie mi臋dzy 艂opatkami i dozna艂 niemi艂ego uczucia. Niczego jednak nie zauwa­偶y艂, wsz臋dzie panowa艂 spok贸j. Ujrza艂 jedynie jak膮艣 kobiet臋, kt贸ra bieg艂a daleko za nimi drog膮 dla pielgrzym贸w i podpiera艂a si臋 kijkami.

- A sk膮d pan to wszystko wie? - dopytywa艂 si臋 podejrzliwie Wagner.

Gavint zrobi艂 niecierpliwy ruch r臋k膮.

- Powiedzmy, 偶e od dw贸ch naukowc贸w, kt贸rzy przed dwudziestu laty dowiedzieli si臋 nie tylko o tym, ale i o paru innych rzeczach. Niestety, nie mieli poj臋cia, co z t膮 wiedz膮 pocz膮膰 dalej. Musz臋 wyzna膰, 偶e ja te偶 do dzi­siaj nie wiem, jak si臋 za to zabra膰.

Gavint zauwa偶y艂 z zadowoleniem, 偶e 偶aden z jego rozm贸wc贸w nie wyczu艂 k艂amstwa w jego s艂owach.

Valerie sta艂a na dr偶膮cych nogach i opiera艂a si臋 o samoch贸d. Telefon przyciska艂a mocno do ucha. G艂os m臋偶czyzny, kt贸ry podawa艂 si臋 za jej dziadka, by艂 pewny siebie i momentami ujmuj膮cy. Wszystkie informa­cje, jakie jej przekaza艂, wygl膮da艂y na prawdziwe. Wiele z nich pokrywa艂o si臋 z tym, co od wczesnej m艂odo艣ci opowiadali jej rodzice. Niekt贸re fak­ty przemilczeli albo przekazali je w spos贸b okrojony. Brakuj膮ce elemen­ty uk艂adanki pokazuj膮cej przesz艂o艣膰 jej rodziny uzupe艂nia艂 w艂a艣nie przez telefon ten stary cz艂owiek, bez wahania i chyba bez 偶alu. Sylwetki Siny

i Wagnera stawa艂y si臋 coraz mniejsze, a ona nie potrafi艂a si臋 zdecydowa膰 na przerwanie tej rozmowy. Je艣li to rzeczywi艣cie jej dziadek, kt贸ry nagle wy艂oni艂 si臋 z niebytu, wszystko inne musi poczeka膰. Przynajmniej przez kilka kolejnych minut.

- Czego pan od nas oczekuje? O czym powinni艣my panu tu

i teraz jeszcze opowiedzie膰? - spyta艂 Sina, rozgl膮daj膮c si臋 doko艂a. Po­kruszone mury nie rokowa艂y nadziei na dokonanie sensacyjnych odkry膰 w tym miejscu.

- Ale偶 to oczywiste, panie profesorze - odpar艂 Gavint ujmuj膮cym tonem. - Powinni艣cie mi panowie pom贸c odnale藕膰 zasypane i zaro艣ni臋te wej艣cie do podziemi ko艣cio艂a. Dla pana, z jego dog艂臋bn膮 wiedz膮 na temat 艣redniowiecznej architektury sakralnej, nie powinno to stanowi膰 偶adnego problemu. Mo偶e tamten proboszcz przeoczy艂 w krypcie co艣, co nam po­mo偶e w dalszych poszukiwaniach? Prosz臋 zauwa偶y膰, 偶e celowo u偶y艂em

s艂owa 鈥瀗am鈥, bo przecie偶 wszyscy trzej jedziemy na tym samym w贸zku,

nieprawda偶?

Wagner spojrza艂 na Gavinta z pow膮tpiewaniem.

- Na tym samym w贸zku, ale w dw贸ch r贸偶nych kierunkach - stwier­dzi艂 suchym tonem. I To, co pan m贸wi艂 o krypcie, brzmi jasno, przeko­nywaj膮co i warte jest zachodu. Proponuj臋, aby艣my si臋 podzielili. Dzi臋ki temu b臋dziemy mogli dzia艂a膰 szybciej i skuteczniej.

Sina skin膮艂 g艂ow膮 i rozejrza艂 si臋 po ruinach ko艣cio艂a.

1 Ja i Paul przeszukamy teren za dawnym o艂tarzem. Cz臋sto zda­rza艂o si臋 tak, 偶e wej艣cie do podziemi znajdowa艂o si臋 w艂a艣nie w takim miejscu.

Sina wskaza艂 r臋k膮 na bezpo艣rednie otoczenie, pr贸buj膮c sobie wyobra­zi膰, jak okolica wygl膮da艂a przed pi臋ciuset laty.

Niech pan zbada teren w pobli偶u drewnianego krzy偶a - powiedzia艂, spogl膮daj膮c przy tym szyderczo na wypucowane buty Gavinta. - Kiedy艣 musia艂y si臋 tam znajdowa膰 drzwi wej艣ciowe albo przedsionek g艂贸wnej nawy. Niestety, trudno b臋dzie si臋 dokopa膰 do dawnego poziomu posadz­ki pod tak grub膮 warstw膮 trawy.

M贸wi膮c to, Sina mrugn膮艂 na Wagnera i obaj przeszli ponad niewiel­kimi nagrobkami do wn臋trza ruin. Gavint zosta艂 na miejscu. Rozejrza艂 si臋 wok贸艂 siebie i zacz膮艂 czego艣 szuka膰.

- Sto czterdzie艣ci cztery; Co za przypadek.' - szepn膮艂 Sina.

- To liczba odpowiadaj膮ca liczbie szlachetnych kamieni w cesarskiej ko­ronie. Wiedzia艂e艣 o tym? 鈥 spyta艂, a gdy Wagner potwierdzi艂 skinieniem g艂owy, ci膮gn膮艂 dalej: 鈥 Odkrycie, jakiego dokona艂 ten proboszcz, potwier­dza nasze dotychczasowe ustalenia. To ju偶 druga wskaz贸wka odnosz膮ca si臋 do cesarskiej korony. Okazuje si臋, 偶e informacja o tym klasztorze zawiera

o wiele wi臋cej tre艣ci, ni偶 si臋 spodziewa艂em. Teraz jednak musimy si臋 st膮d zwija膰. Ten typek robi na mnie niemi艂e wra偶enie.

Wagner szybko si臋 rozejrza艂, 偶eby sprawdzi膰, czy uda im si臋 oddali膰 od Gavinta na tyle, 偶eby tego nie zauwa偶y艂, i wr贸ci膰 do Valerie. Pistolet, kt贸ry ukry艂 w kieszeni spodni, nie dawa艂 mu poczucia bezpiecze艅stwa, jakiego pragn膮艂.

Sina przykl臋kn膮艂, wsun膮艂 r臋k臋 w g臋st膮 traw臋 i dotkn膮艂 palcami wil­gotnej ziemi.

- Przecie偶 to kompletna bzdura - mrukn膮艂. - W taki spos贸b nigdy ni- czego nie znajdziemy. Udawaj, 偶e czego艣 szukasz, a偶 wymy艣limy jaki艣 spo­s贸b. Nie powinienem by艂 zostawia膰 Tschaka w samochodzie. Przyda艂by mi si臋 teraz jego nos. Ciekaw jestem, czy pod spodem rzeczywi艣cie co艣 jest.

- Nie przerywaj - szepn膮艂 Wagner. - Ja obejrz臋 resztki mur贸w z ty艂u, gdzie zaczyna si臋 koryto strumienia. Mo偶e uda nam si臋 st膮d jako艣 wydosta膰.

Gavint z lekcewa偶膮cym u艣miechem na twarzy obserwowa艂, jak Sina i Wagner przez chwil臋 si臋 naradzaj膮, a potem zaczynaj膮 czego艣 szuka膰 w tylnej cz臋艣ci ruin.

- S膮 o wiele bardziej naiwni, ni偶 s膮dzi艂em - mrukn膮艂 偶a艂uj膮c, 偶e za­stawienie pu艂apki przysz艂o mu z tak膮 艂atwo艣ci膮.

Gdzie wyzwanie, nerwowe dr偶enie, zaspokojenie instynktu 艂owcy? Czu艂 si臋 tak, jakby kto艣 go okpi艂 i pozbawi艂 cz臋艣ci przyjemno艣ci, jak膮 cz艂owiek czerpie z odniesienia osobistego sukcesu. Na szcz臋艣cie ostatniej przyjemno艣ci nikt mu nie odbierze. Kiedy upewni艂 si臋, 偶e Sina i Wagner s膮 ca艂kowicie poch艂oni臋ci poszukiwaniami i nie zwracaj膮 na niego uwagi, wyprostowa艂 si臋, wyj膮艂 z kabury pistolet i przykr臋ci艂 d贸 lufy t艂umik. Roz­koszowa艂 si臋 ka偶d膮 sekund膮 tego rytua艂u, tej niewiarygodnie przyjemnej chwili. Nie spieszy艂 si臋. Prze艂adowa艂, uni贸s艂 d艂o艅 i wycelowa艂.

Tylko bez po艣piechu, upomina艂 si臋 w my艣lach. Spokojnie, na p艂ytkim oddechu, obserwowa艂 Sin臋. Wycelowa艂 mi臋dzy jego 艂opatki, a potem w ty艂 g艂owy. Z zadowoleniem poczu艂, 偶e d艂o艅 mu nie dr偶y. Przyci膮gn膮艂 spust do takiego po艂o偶enia, 偶e jego naci艣ni臋cie mog艂o doprowadzi膰 do strza艂u. Nadesz艂a chwila prawdy i 艣mierd. Jak zwykle czu艂 si臋 tak, jakby ca艂a ta czynno艣膰 mia艂a uroczysty charakter.

W tym samym momencie g艂o艣no zadzwoni艂a jego kom贸rka.

Rozmawiaj膮c przez telefon, Valerie wypu艣ci艂a Tschaka z samochodu. Pies wyskoczy艂 na zewn膮trz i zacz膮艂 obw膮chiwa膰 opony. Wineberg nie chcia艂 si臋 z ni膮 roz艂膮czy膰, chcia艂 pos艂ucha膰 jej g艂osu, dowie­dzie膰 si臋 wi臋cej ojej 偶yciu i opowiedzie膰 jej o swoim. Opowiedzia艂 jej, jak w latach pi臋膰dziesi膮tych przenosi艂 si臋 stopniowo z Nowego Jorku na za­chodnie wybrze偶e, o latach sp臋dzonych w Kalifornii i o pierwszej gazecie, kt贸r膮 kupi艂 w jakiej艣 dziurze na granicy z Arizon膮. Nazywa艂a si臋 鈥濨lythe Chronicie鈥. Brzmia艂o to tak, jakby o偶ywi艂 nagle minione czasy. Valerie s艂u­

cha艂a go zafascynowana. Czy to rzeczywi艣cie prawda, 偶e cz艂owiek, z kt贸­rym rozmawia, jest jej dziadkiem? By艂a coraz bardziej sk艂onna w to uwie­rzy膰. Tschak tarza艂 si臋 w ciep艂ej trawie i z przyjemno艣ci膮 pr臋偶y艂 grzbiet.

D藕wi臋k telefonu przeci膮艂 panuj膮c膮 cisz臋 jak miecz 1 damasce艅skiej stali. Sina wyprostowa艂 si臋 przestraszony i spojrza艂 w kie­runku, z kt贸rego dochodzi艂 d藕wi臋k Od pierwszego spojrzenia domy艣li艂 si臋, co si臋 dzieje. Gavint ze z艂o艣ci膮 na twarzy si臋gn膮艂 r臋k膮 do kieszeni p艂aszcza, wyj膮艂 z niej telefon i przy艂o偶y艂 do ucha. W drugiej nadal trzy­ma艂 pistolet | przykr臋conym do niego t艂umikiem. Bro艅 sprawia艂a do艣膰 obsceniczne wra偶enie.

- Paul, spadamy st膮d, facet ma bro艅!! - krzykn膮艂 Sina, wci膮gn膮艂 g艂ow臋 mi臋dzy ramiona i pobieg艂 mi臋dzy 艣ciany w kierunku Wagnera.

Wagner, kt贸ry w艂a艣nie si臋 zastanawia艂, co zrobi膰, od razu przyj膮艂 czuj­n膮 postaw臋. K膮tem oka ujrza艂, jak Sina p臋dzi w jego kierunku i w kilku skokach dopad艂 do niego.

- Bardzo mi przykro, ale mamy tylko jedn膮 szans臋 - wysapa艂. Prze­skoczy艂 przez koryto potoku i poci膮gn膮艂 Sin臋 za sob膮.

Co SI臉 STA艁O, PANIE GENERALE? - FUKN膭艁 GaVINT DO S艁UCHAWKI, widz膮c na wy艣wietlaczu numer telefonu Li Fenga.

- Niech pan natychmiast przerwie akcj臋, w kielichu nic nie ma! - krzykn膮艂 genera艂 histerycznym g艂osem.

W tym samym momencie Gavint ujrza艂, jak Sina biegnie skulony, szu­kaj膮c miejsca, gdzie m贸g艂by si臋 schowa膰. Natychmiast uni贸s艂 bro艅 i chcia艂 poci膮gn膮膰 za spust, gdy nagle poczu艂 piek膮cy b贸l w ramieniu. Jego palce straci艂y czucie i pistolet upad艂 na ziemi臋. Rami臋 opad艂o bezw艂adnie, jakby ta cz臋艣膰 cia艂a nale偶a艂a do kogo艣 innego. Ujrza艂 nagle fontann臋 krwi, a gdy si臋 obejrza艂, zobaczy艂, 偶e w jego ciele tkwi cienki metalowy pr臋t. Przygl膮­da艂 mu si臋 bezmy艣lnie, nie rozumiej膮c, co si臋 sta艂o.

Kurwa - przelecia艂o mu przez g艂ow臋. - Wiedzia艂em. Stra偶nicy przez ca艂y czas mnip 艣ledzili鈥. Zachowuj膮c przytomno艣膰 umys艂u, krzykn膮艂 do telefonu:

- Korona, generale, korona!

Chwil臋 p贸藕niej kto艣 wytr膮ci艂 mu z r臋ki telefon - zakre艣li艂 szeroki luk i upad艂 w traw臋.

G.irint opanowa艂 straszny b贸l w ramieniu i odwr贸ci艂 si臋. Spodziewa艂 si臋 ujrze膰 kt贸rego艣 ze Stra偶nik贸w. Tymczasem sta艂a przed nim drobna szczup艂a kobieta w stroju do joggingu, kt贸ra ze spokojem ducha 艣ci膮ga艂a na jego oczach os艂on臋 z drugiego kijka. Ukaza艂a si臋 spod niej d艂uga me­talowa klinga, kt贸ra rozb艂ys艂a w blasku s艂o艅ca.

Gavint skoczy艂 ku niej, staraj膮c si臋 lew膮 r臋k膮 dosi臋gn膮膰 jej g艂owy. Kobieta uchyli艂a si臋 zr臋cznie i wbi艂a mu od do艂u ostrze floretu w brzuch. Klinga przebi艂a ca艂e cia艂o i wysz艂a drug膮 stron膮. Gavint natychmiast po­czu艂 w ustach dziwny smak metalu. Zdumiony spojrza艂 w d贸艂. Z warg sp艂ywa艂y mu ciemnoczerwone stru偶ki krwi, brudz膮c jego wykrochmalo- n膮 bia艂膮 koszul臋.

Sina i Wagner biegli i ci膮gle si臋 potykali. Wok贸艂 nich fruwa艂y zwi臋d艂e li艣cie, zeschni臋te chwasty i kupki b艂ota. W ko艅cu po艂o偶yli si臋 w zimnej wodzie p艂yn膮cej w膮skim korytem strumienia.

Po kilku sekundach, och艂on膮wszy nieco, Sina wyprostowa艂 si臋 i j臋cz膮c, pom贸g艂 Wagnerowi, kt贸ry rozciera艂 sobie bol膮ce plecy.

- Dzi臋ki. Chyba nam w艂a艣nie uratowa艂e艣 偶ycie 鈥 wysapa艂 Sina, od­dychaj膮c ci臋偶ko.

Wagner sprawdzi艂, czyjego pistolet nadal tkwi za paskiem i od razu go stamt膮d wyj膮艂.

-Jeszcze nie wszystko stracone. Musimy zdoby膰 nad nim przewag臋. Wprawdzie mam pistolet, ale nie powinni艣my kusi膰 losu i walczy膰 z za­wodowcem. Nie mamy innego wyj艣cia, jak tylko st膮d uciec. Biegniemy!

- Poczekaj! - zatrzyma艂 go Sina. - Co艣 mi tu nie gra.

Zmru偶y艂 oczy i zacz膮艂 obserwowa膰 ruiny klasztoru. Nic si臋 tam nie dzia艂o. Wsz臋dzie by艂o cicho. Zbyt cicho.

B贸l przeszywa艂 cia艂o Gavinta i parali偶owa艂 jego ruchy. Mimo to wola walki, typowa dla ka偶dego najemnika, nie pozwala艂a mu si臋 podda膰. Postanowi艂, 偶e nie polegnie bez walki, w ka偶dym razie nie tu­taj, na tym n臋dznym pustkowiu, po艣r贸d starych ruin. Bez wzgl臋du na to, jaki spotka go los, we藕mie ze sob膮 t臋 podst臋pn膮 ma艂膮 zdzir臋. Resztk膮 si艂 uni贸s艂 lew膮 r臋k臋 i chwyci艂 kobiet臋 za twarz. Palce zacisn膮艂 tak mocno, na ile wystarczy艂o mu si艂. Czu艂 jej mi臋kkie, jedwabne cia艂o, szcz臋ki i ko艣ci noliczkowe. Zacisn膮艂 palce jeszcze mocniej.

Kobieta wyda艂a ostry krzyk. Z ca艂膮 si艂膮 napar艂a na Gavinta i obie­ma r臋kami jeszcze mocniej chwyci艂a za r臋koje艣膰 ostrza. Z si艂膮, kt贸rej Ga- vint si臋 po niej nie spodziewa艂, unios艂a go prawie nad ziemi臋 i zacz臋艂a go pcha膰 do ty艂u. Gavint m贸g艂 si臋 tylko cofa膰 drobnymi krokami w kierun­ku, w kt贸rym go spycha艂a. Jak z niezmierzonej dali przygl膮da艂 si臋 swojej d艂oni zaci艣ni臋tej na twarzy kobiety. Czu艂, jak jego palce trac膮 si艂臋, a r臋ka odsuwa si臋 w ko艅cu od jej twarzy.

Si艂y opuszcza艂y jego przebite ostrzem cia艂o. Nagle, w jednej chwili, sztych zako艅czy艂 jego ziemski 偶ywot. Metalowy czubek, kt贸ry wystawa艂 z jego plec贸w, przebi艂 si臋 do ko艅ca. Kobieta pu艣ci艂a r臋koje艣膰, ale ostrze nie z艂ama艂o si臋 pod jego ci臋偶arem.

Gavint spogl膮da艂 na ni膮 ch艂odnym, pozbawionym emocji wzrokiem. Nie mia艂 w膮tpliwo艣ci: nieznajoma kobieta przygl膮da si臋, jak umiera. Przed oczami przesuwa艂y mu si臋 obrazy z 偶ycia: przesi膮kni臋ta krwi膮 nigeryjska ziemia, wojny diamentowe w Botswanie, zamieszki w po­艂udniowoafryka艅skich slumsach, jaki艣 urz膮d pocztowy w Szwajcarii, 艣ciany upstrzone 艣ladami po kulach, lotniska, przedzia艂y kolejowe, zamek tem­plariuszy w Portugalii, upadaj膮cy anio艂 w ko艣ciele 艣w. Karola. Wydarzenia bieg艂y coraz szybciej, wraca艂y wspomnienia i uczucia. W ko艅cu film si臋 sko艅czy艂 i Gavint ponownie ujrza艂 stoj膮c膮 przed nim kobiet臋. Zrozumia艂, 偶e jego ziemski 偶ywot dobiega ko艅ca. Poczu艂 wyra藕nie ciep艂o bij膮ce od jej cia艂a. Gdyby okoliczno艣ci by艂y inne, mog艂aby mu si臋 nawet spodoba膰. ,^inge ou D茅mon firmy Givenchy鈥, pomy艣la艂 mechanicznie. Ona ma styl. Jest te偶 r贸wnorz臋dnym przeciwnikiem.

Kobieta nie spuszcza艂a z niego wzroku.

Czy ty naprawd臋 my艣la艂e艣, 偶e pozwolimy ci dotrze膰 do korony? 鈥 spyta艂a. Podesz艂a bli偶ej i szepn臋艂a mu co艣 do ucha. Gavint skrzywi艂 si臋.

- Tak w艂a艣nie brzmi tajemnica Fryderyka. Zabierzesz j膮 ze sob膮 do gro­bu - doda艂a, odwr贸ci艂a si臋 i odesz艂a szybkim krokiem, nie spogl膮daj膮c ju偶 w jego stron臋. Gavint chcia艂 co艣 krzykn膮膰, ale nie by艂 w stanie wydoby膰 z siebie 偶adnego d藕wi臋ku. Poczu艂, jak stopniowo ogarnia go ciemnos'膰,jak powoli odchodzi w cie艅. Nagle wpad艂 mu do g艂owy ostatni pomys艂, ostat­ni wytw贸r jego w艂asnego ego. Wsun膮艂 palec w otwart膮 ran臋 i nad g艂ow膮 narysowa艂 na krzy偶u znak. Potem ju偶 na zawsze zapad艂 si臋 w nieprzenik­nionym mroku.

Valerie sko艅czy艂a rozmawia膰 z Winebergiem i sta艂a wza- mvsleniu oparta o samoch贸d. Spogl膮da艂a na Tschaka, kt贸ry biega艂 po 艂膮ce i 艂apa艂 pierwsze owady. Nagle us艂ysza艂a kobiecy krzyk dobiegaj膮cy od ruin klasztoru. Natychmiast sprawdzi艂a r臋k膮, czy pistolet jest na swoim miej­scu i pobieg艂a w tamt膮 stron臋. Czy偶by jakie艣 nieszcz臋艣cie spotka艂o ko­biet臋, kt贸ra uprawia tu jogging? A mo偶e zauwa偶y艂a co艣, co zmusi艂o j膮 do krzyku? Valerie kl臋艂a w my艣lach, 偶e tak d艂ugo rozmawia艂a przez telefon, pozostawiaj膮c Wagnera i Sin臋 w towarzystwie nieznajomego. Tu偶 za ni膮 bieg艂 Tschak. Zadowolony z tej odmiany szczeka艂 rado艣nie. Prze艣cign膮艂 j膮, okr膮偶y艂 kilka razy i przyni贸s艂 w pysku ma艂y kij.

- Nie teraz, to nie zabawa - zawo艂a艂a Valerie, biegn膮c piaszczyst膮 drog膮 w stron臋 ruin.

Wyobrazi艂a sobie, 偶e Sina i Wagner le偶膮 na ziemi mi臋dzy ruinami klasztoru, 偶e kobieta uprawiaj膮ca jogging znalaz艂a zakrwawione zw艂oki i stoi tam teraz przera偶ona z wielkimi oczyma i poblad艂膮 twarz膮.

Kiedy dobieg艂a do 艂膮ki, nikogo nie zauwa偶y艂a. Wsz臋dzie panowa艂a cisza i spok贸j. Nad 艣cianami dawnego klasztoru lata艂y chmary owad贸w, na drzewach 艣piewa艂y ptaki. Jednak instynkt podpowiada艂 jej, 偶e powin­na zachowa膰 czujno艣膰.

Zbyt spokojnie, zbyt cicho..pomy艣la艂a.

Wyj臋艂a pistolet, rozejrza艂a si臋 ostro偶nie doko艂a i powoli zacz臋艂a si臋 zbli偶a膰 do dawnego ko艣cio艂a. W pobli偶u s艂ycha膰 by艂o szemranie strumyka.

Tschak w膮cha艂 z zainteresowaniem jak膮艣 plam臋 na ziemi i szczeka艂. Valerie podesz艂a do niego, schyli艂a si臋 i przeci膮gn臋艂a palcami po wilgotnej trawie. Kiedy j膮 odgarn臋艂a, ujrza艂a krew. Nagle Tschak rzuci艂 si臋 wielkimi susami przez wysok膮 traw臋. Valerie spojrza艂a za nim uwa偶nie. Kiedy si臋 wyprostowa艂a, ujrza艂a, 偶e pies stoi przed drewnianym krzy偶em wznosz膮­cym si臋 przy wej艣ciu do ruin.

- To Tschak! - UCIESZY艁 SI臉 SlNA, S艁YSZ膭C UJADANIE PSA.

- 艢wietnie! - wysapa艂 Wagner. - Oznacza to, 偶e Valerie jest gdzie艣 blisko nas.

Z trudem wspi臋li si臋 na stromy brzeg i skierowali si臋 z powrotem w stro­n臋 min. Wagner poda艂 Sinie r臋k臋 i podci膮gn膮艂 go w g贸r臋. Tam, gdzie ko艅­czy艂 si臋 pokruszony mur, sta艂a Valerie. Z przera偶oniem wzrokiem wpatry­wa艂a si臋 w drewniany krzy偶. R臋ka, w kt贸rej trzyma艂a pistolet, powoli opad艂a.

Siostra Agnes dotar艂a do swojego samochodu dok艂adnie w tej samej chwili, gdy ca艂a tr贸jka sta艂a w milczeniu przed krzy偶em, wpa­truj膮c si臋 w zw艂oki Gavinta. Zapu艣ci艂a silnik i odjecha艂a w stron臋 Wied­nia. Po chwili otworzy艂a schowek i wyj臋艂a z niego telefon kom贸rkowy.

Sina, Wagner i Valerie stali bez ruchu niezdolni do wypowiedzenia cho膰by jednego s艂owa. Zszokowani wpatrywali si臋 w eleganc­ko ubranego nieznajomego, kt贸rego cia艂o, przybite do krzy偶a d艂ug膮 kling膮, zwisa艂o bezw艂adnie na cienkim metalu. Ujrzeli te偶 drugie ostrze, wbite od ty艂u, w prawe rami臋. Nad g艂ow膮, na krzy偶u Gavint namalowa艂 w艂asn膮 krwi膮 co艣, co przypomina艂o koron臋. Nad ni膮 wida膰 by艂o du偶膮 liter臋 ,A鈥-Tschak bie­ga艂 podniecony doko艂a, a偶 w ko艅cu przywl贸k艂 ze sob膮 aluminiow膮 oprawk臋 od jednego z kijk贸w do nordic walkingu i pe艂en nadziei po艂o偶y艂 j膮 przed Sin膮.

Czy wy te偶 widzieli艣cie kobiet臋, kt贸ra bieg艂a za wami poln膮 dro­g膮? - spyta艂a Valerie, przypominaj膮c sobie drobn膮 niewiast臋, kt贸ra skin臋- 艂a jej g艂ow膮.

Tak, ale nie zwraca艂em na ni膮 uwagi - przyzna艂 Sina, kt贸ry nie by艂 w stanie oderwa膰 wzroku od zabitego.鈥擪iedy widz臋, jak wisi, przypomina mi si臋 od razu chrz膮szcz przybity szpilk膮. Wygl膮da jak obiekt w gablotce nale偶膮cej do mi艂o艣nika entomologii. Wprawdzie ten facet by艂 aroganckim dupkiem, ale na taki los sobie nie zas艂u偶y艂.

Sina potrz膮sn膮艂 g艂ow膮, odwr贸ci艂 si臋 i odszed艂 kilka krok贸w, jakby raz na zawsze chcia艂 mie膰 to wszystko za sob膮. Tschak skaka艂 wok贸艂 niego z nadziej膮, 偶e pan ka偶e mu aportowa膰.

- Co MO呕E OZNACZA膯 ZNAK NAD JEGO G艁OW膭? - SPYTA艁A VALERIE.

Wagner pr贸bowa艂 rozwia膰 jej w膮tpliwo艣ci:

Wygl膮da to jak korona, nad kt贸r膮 jest litera 鈥濧". W 艣rodku korony jest jaki艣 punkt. Mo偶e chcia艂 w ten spos贸b przekaza膰 ostatni膮 wskaz贸w­k臋? Komukolwiek?

Co z nim teraz zrobimy? 鈥 spyta艂 bezradnie Sina.

Absolutnie nic. Musimy st膮d znikn膮膰, zanim kto艣 si臋 zjawi - ode­zwa艂a si臋 Valerie, wsuwaj膮c pistolet za pasek spodni.

Jej niewzruszony, typowo profesjonalny wyraz twarzy da艂 mu wiele do my艣lenia. Zapad艂o milczenie. W tej samej chwili zadzwoni艂 telefon ko­m贸rkowy Wagnera. Ca艂a tr贸jka wzdrygn臋艂a si臋 jak na um贸wiony sygna艂.

- -f 鈥: f 鈥

- Witam pana i bardzo si臋 ciesz臋, 偶e mimo nietypowego otoczenia i nie tak znowu godnych ubolewania okoliczno艣ci chce pan ze mn膮 roz­mawia膰 - rozleg艂 si臋 w s艂uchawce przyjazny kobiecy g艂os, brzmi膮cy jak gdyby osoba wypowiadaj膮ca te s艂owa czyta艂a przez telefon prognoz臋 pogo­dy. - Mam nadziej臋, 偶e 艣mier膰 pana Peera van Gavinta nie okaza艂a si臋 dla pana zbyt wielkim szokiem. Zas艂u偶y艂 sobie na ni膮 po tysi膮ckro膰, mo偶e pan bv膰 tego pewien. To on pope艂ni艂 zbrodni臋 w ko艣ciele 艢wi臋tego Ruprech- ta, w Portugalii i w ko艣ciele 艢wi臋tego Karola. Niech go pan za bardzo nie 偶a艂uje.

- Kim pani jest? - spyta艂 Wagner, cho膰 wiedzia艂, 偶e na to pytanie nie otrzyma odpowiedzi.

- Ju偶 nied艂ugo si臋 pan dowie. Czekam na pan贸w jutro o dwunastej trzydzie艣ci w pa艂acu w Panenskych Bfe偶anach, na p贸艂noc od Pragi. Ko­misarz Bemer by艂 na tyle nieostro偶ny, 偶e da艂 si臋 przy艂apa膰 w naszej wie­de艅skiej posiad艂o艣ci. Od tej pory korzysta z naszej go艣ciny. Wystarczy, 偶e spojrzy pan przed siebie, a znajdzie pan dow贸d na to, 偶e nie cofam si臋 przed 偶adnymi drastycznymi metodami. Chyba pan rozumie, co si臋 sta­nie z komisarzem, je艣li panowie nie spe艂nicie mojego polecenia. A wi臋c do jutra. I prosz臋 pozdrowi膰 ode mnie profesora Sin臋.

Po艂膮czenie zosta艂o przerwane.

Kierowca ambasady chi艅skiej czeka艂 w audi ponad dwie godziny. W ko艅cu wysiad艂 i ruszy艂 na poszukiwanie Gavinta. Od chwili, kiedy czerwona mazda opu艣ci艂a teren zajezdni, jecha艂 za ni膮 w bezpiecznej odleg艂o艣ci. Jednak od przybycia na to miejsce up艂yn臋艂o zbyt du偶o czasu i Gavint powinien ju偶 w艂a艣ciwie wr贸ci膰. Kiedy czerwona mazda przejecha艂a obok niego i ujrza艂, 偶e kieruje ni膮 kobieta, a z ty艂u siedz膮 obaj m臋偶czy藕ni, domy艣li艂 si臋, 偶e co艣 posz艂o nie tak. Pobieg艂 drog膮 w stron臋 ruin klasztoru,

o kt贸rym opowiada艂 mu Gavint. Po kilku minutach znalaz艂 jego zw艂oki; od razu zadzwoni艂 do ambasadora. J臋zykiem pozbawionym emocji opo­wiedzia艂 o tym, co zobaczy艂, i sfotografowa艂 telefonem symbol i litery nad g艂ow膮 Gavinta. Potem biegiem wr贸ci艂 do samochodu i z du偶膮 pr臋dko艣ci膮 ruszy艂 w stron臋 Wiednia.

Wagner, Sina i Valerie byli tak bardzo zatopieni w my艣lach, 偶e przejechali obok czarnego audi na dyplomatycznych numerach, nie

zwracaj膮c na nie 偶adnej uwagi. Varlerie zastanawia艂a si臋 nad rozmow膮 I Weinbergiem, a Sina postanowi艂, 偶e natychmiast pojedzie na komen­d臋 odebra膰 kopert臋. Wagner opowiedzia艂 im o Bernerze, o Stra偶nikach i o planowanej wymianie w Czechach.

Sina wysiad艂 przy najbli偶szej stacji metra. Chcia艂 mie膰 wizyt臋 w biu­rze swojego ojca jak najszybciej za sob膮. Przede wszystkim jednak musia艂 uporz膮dkowa膰 my艣li. Z kolei Valerie po d艂ugiej walce, jak膮 z sob膮 stoczy­艂a, postanowi艂a uda膰 si臋 na rozmow臋 z cz艂owiekiem, kt贸remu tak spiesz­no by艂o przylecie膰 z Ameryki do Wiednia. Okazja, 偶eby go pozna膰 i cze­go艣 si臋 o nim dowiedzie膰, by膰 mo偶e wi臋cej si臋 nie powt贸rzy. Czu艂a, 偶e nie mo偶e tej chwili odwleka膰 i 偶e nie pozosta艂o jej zbyt wiele czasu. Razem z Wagnerem skierowali si臋 do centrum miasta.

Wagner postanowi艂, 偶e poczeka na powr贸t Siny i Valerie w kawiarni w pobli偶u uniwersytetu. Wykorzysta ten czas i napisze jaki艣 tekst dla Ele- ny Millt. 鈥濪op贸ki jeszcze 偶yj臋鈥, pomy艣la艂 gorzko i od razu przypomnia艂 mu si臋 m臋偶czyzna przybity do krzy偶a.

KOMENDA G艁脫WNA POLICJI, SCHOTTENRING, WIEDE艃

Sina wszed艂 schodami do wej艣cia komendy, nie zwracaj膮c uwagi na stra偶nika, kt贸ry zmierzy艂 go dziwnym spojrzeniem od g贸ry do do艂u. Przeszed艂 obok niego i podszed艂 do dy偶urnego, zaj臋tego spisywa­niem danych jakiej艣 m艂odej kobiety, kt贸ra chcia艂a skorzysta膰 z archiwum i musia艂a si臋 najpierw wylegitymowa膰. Kiedy przysz艂a jego kolej, powie­dzia艂 tylko jedno s艂owo: 鈥濻ina鈥.

Policjant obrzuci艂 go wzrokiem i skrzywi艂 si臋:

1 Nie Sina, tylko komendant g艂贸wny policji, doktor Walter Sina. Nie s膮dz臋 jednak, 偶eby chcia艂 si臋 spotka膰 z kim艣 takim jak pan - oznajmi艂 dy偶urny, widz膮c przed sob膮 cz艂owieka z d艂ugimi w艂osami, zmierzwion膮 brod膮, w wytartych d偶insach i poplamionej kurtce, kt贸rego od razu uzna艂 za w艂贸cz臋g臋.

Chcia艂 ju偶 poprosi膰 do siebie kolejn膮 osob臋, gdy nagle Sina pochy­li艂 si臋 tak nisko, 偶e ich twarze dzieli艂o nie wi臋cej ni偶 kilka centymetr贸w:

- Myli si臋 pan, i to w obu punktach. Nie komendant g艂贸wny policji, tylko profesor doktor Georg Sina. Jestem te偶 absolutnie przekonany, 偶e pan Sina na pewno b臋dzie chcia艂 si臋 ze mn膮 spotka膰. Niestety.

Nieca艂e trzy minuty p贸藕niej Sina sta艂 przed wej艣ciem do gabinetu ojca. Sekretarka przyj臋艂a go z mi艂ym u艣miechem i nie pytaj膮c

o nic, poda艂a mu fili偶ank臋 pachn膮cej herbaty Daijeeling. Sina podzi臋kowa艂.

-Jest pani zadziwiaj膮co dobrze poinformowana 鈥 stwierdzi艂, popi­jaj膮c gor膮c膮 herbat臋.

- To cz臋艣膰 mojej pracy - odpar艂a z szelmowskim wyrazem twarzy, kt贸rego Sina nie potrafi艂 bli偶ej okre艣li膰.

Odwr贸ci艂a si臋, wyj臋艂a z g贸rnej szuflady biurka du偶膮 br膮zow膮 koper­t臋 i poda艂a mu j膮:

- Domy艣lam si臋, 偶e w艂a艣nie to jest powodem pa艅skiej wizyty. Wczo­raj po po艂udniu przyni贸s艂 j膮 tutaj pewien... pos艂aniec.

Sina zwa偶y艂 kopert臋 w r臋ce i odczyta艂 napis na froncie: 鈥濸rofesor dr Georg Sina - do r膮k w艂asnych鈥. Dopi艂 herbat臋, odstawi艂 fili偶ank臋 na biur­ko i chcia艂 wyj艣膰 na korytarz, gdy nagle otworzy艂y si臋 drzwi obite czerwo­nym materia艂em i stan膮艂 oko w oko ze swoim ojcem. Przesun膮艂 d艂oni膮 po w艂osach i podszed艂 do niego.

Komendant zaprosi艂 go ruchem r臋ki do gabinetu i zamkn膮艂 drzwi za sob膮.

Mi艂o, 偶e przyszed艂e艣鈥攑owiedzia艂 cicho i chcia艂 po艂o偶y膰 synowi r臋k臋 na ramieniu, ale w ostatniej chwili powstrzyma艂 si臋 przed tym.

- To Paul tak namiesza艂, jak zwykle, sam zreszt膮 wiesz 鈥 westchn膮艂 Sina i usiad艂 w fotelu.

Komendant skin膮艂 g艂ow膮, staraj膮c si臋 nie zauwa偶y膰, w jakim stanie znajduj膮 si臋 w艂osy i broda jego syna.

- Ty i Paul byli艣cie na tropie jakiej艣 tajemnicy. Tak mi przynajmniej doniesiono - powiedzia艂, spogl膮daj膮c na kopert臋, kt贸r膮 jego syn nadal trzyma艂 w r臋ce.

Sina skin膮艂 g艂ow膮, zastanawiaj膮c si臋 jednocze艣nie, czy powinien po­wiedzie膰 ojcu cokolwiek o komisarzu Bernerze. Ostatecznie zrezygnowa艂 z tego zamiaru.

- Paul wyrwa艂 mnie z tego powodu z mojej samotni na zamku. By艂o to... 鈥 przerwa艂 na moment i po chwili namys艂u kontynuowa艂:鈥擶ydaje mi si臋, jakby to by艂o dawno temu, cho膰 przecie偶 min臋艂o tak niewiele dni. Uwa偶am jednak, 偶e tajemnica Fryderyka by艂a tego warta.

- Czy zechcia艂by艣 mi opowiedzie膰 t臋 histori臋 z twojej w艂asnej per­spektywy? - spyta艂 ostro偶nie komendant.

y 440 '

I Ch臋tnie, ale dopiero wtedy, jak ju偶 b臋dzie po wszystkim - odpar艂 Sina.

呕aden z nich nie patrzy艂 na drugiego, tylko na swoje r臋ce. W ko艅cu komendant postanowi艂 przerwa膰 to milczenie.

- W ci膮gu ostatnich trzech lat kilka razy chcia艂em ci powiedzie膰, jak bardzo by艂o mi przykro z powodu 艣mierci Clary. Teraz ju偶 wiem, ile dla ciebie znaczy艂a.

Sina nadal nie podnosi艂 wzroku i milcza艂. Nie mia艂 zamiaru u艂atwia膰 ojcu zadania. Komendant wsta艂 i podszed艂 do okna.

- Chyba wiesz, 偶e Paul nie by艂 winny temu wypadkowi - powiedzia艂 i by艂o to bardziej stwierdzenie ni偶 pytanie.

Sina potwierdzi艂 skinieniem g艂owy.

- Wszcz膮艂em w tej sprawie dwa dochodzenia i oba da艂y ten sam wynik. Paul nie by艂 w stanie zareagowa膰 szybciej, nie m贸g艂 te偶 wykona膰 偶adnego manewru. O wszystkim... - zacz膮艂 i przerwa艂 w p贸艂 zdania, bo chcia艂 powiedzie膰, 偶e o wszystkim zadecydowa艂 los, ale w ostatniej chwili powstrzyma艂 si臋 przed tym.

- O ile sobie dobrze przypominam, nigdy nie akceptowa艂e艣 Clary - odpar艂 cichym g艂osem Sina. - Matka te偶 nie. To dlatego, 偶e Clara przerwa艂a studia, poza tym wywodzi艂a si臋 z niew艂a艣ciwej rodziny. Nie odpowiada艂a wam, bo chcieli艣cie innej synowej. Jedyna chwila, kt贸r膮 po艣wi臋cili艣cie na nasze wesele, by艂a jak maseczka oczyszczaj膮ca dla twojego ego. Nie przy­pominam sobie, 偶eby艣cie po weselu kiedykolwiek nas odwiedzili. Miar膮 waszych uczu膰 mia艂y by膰 rozmowy telefoniczne. To wyznanie jest wi臋c grubo sp贸藕nione. Clara nie 偶yje ju偶 od ponad trzech lat.

Milczenie, kt贸re po jego s艂owach zapad艂o w pokoju, by艂o jak ca艂un, kt贸­ry poch艂ania wszystkie d藕wi臋ki, cho膰 nie jest w stanie przykry膰 ca艂ej g艂臋bi.

Sina wsta艂 z fotela i podszed艂 do drzwi. W tym momencie us艂ysza艂 g艂os ojca.

- Mam nadziej臋, 偶e ju偶 nigdy wi臋cej nie pope艂nisz 偶adnego b艂臋du - powiedzia艂 komendant tak cicho, 偶e Sina musia艂 nat臋偶y膰 s艂uch, 偶eby go zrozumie膰. 鈥 S膮 trzy rodzaje b艂臋d贸w: takie, kt贸re 艂atwo odpokutowa膰, ta­kie, kt贸re na d艂ugo pozostaj膮 w pami臋ci i takie, kt贸rych cz艂owiek nigdy sobie nie wybaczy.

- Zgoda, ale ka偶dy musi za nie sam odpowiada膰 - odpar艂 Sina gorz­ko. - Clara by艂a w czwartym miesi膮cu ci膮偶y, gdy zgin臋艂a. O ile ci臋 dobrze

T

znam, na chrzest by艣 nie przyszed艂 z braku czasu. Daj sobie wi臋c z tym wszystkim spok贸j.

Zamkn膮艂 za sob膮 g艂o艣no drzwi i wyszed艂, 艣ciskaj膮c w d艂oni kopert臋. Po jego policzkach sp艂ywa艂y 艂zy.

HOTEL SACHER, CENTRUM WIEDNIA

Portier stoj膮cy przed wej艣ciem do s艂ynnego w ca艂ym 艣wiecie hotelu Sacher otworzy艂 Valerie drzwi i sk艂oni艂 si臋 lekko. Kiedy boy zoba­czy艂, jak Valerie parku je swoj膮 mazd臋 na miejscu nale偶膮cym do hotelu, wy­kona艂 w jej stron臋 gest, kt贸ry wyra藕nie m贸wi艂: 鈥濼o absolutnie wykluczone鈥. Valerie pomacha艂a w jego stron臋 banknotem o nominale dwudziestu euro i ch艂opak natychmiast zapomnia艂 o swoich zastrze偶eniach.

- Nazywam si臋 Valerie Goldmann. Przyjecha艂am tu na spotkanie z panem Winebergiem - poinformowa艂a recepcjonist臋,

Ten sprawdzi艂 list臋 go艣ci, si臋gn膮艂 po telefon, wykr臋ci艂 numer i powie­dzia艂 do s艂uchawki:

- Jest tutaj pani Goldmann.

Przez chwil臋 s艂ucha艂, co m贸wi jego rozm贸wca, a nast臋pnie nacisn膮艂 dzwonek i da艂 jednemu z boy贸w znak, aby zaprowadzi艂 Valerie na g贸r臋.

Apartament na najwy偶szym pi臋trze hotelu by艂 jasny, pomalowany na kremowo-niebiesko i sprawia艂 sympatyczne wra偶enie. Okna si臋ga艂y od pod艂ogi do sufitu, przez co wyda艂 si臋 on Valerie du偶o wi臋kszy ni偶 by艂 w rzeczywisto艣ci. W fotelu przed jednym z okien siedzia艂 sztywno wy­prostowany m臋偶czyzna. By艂 odwr贸cony do niej plecami i wpatrywa艂 si臋 w dachy dom贸w. Mia艂 rzadkie w艂osy i br膮zowe plamy na d艂oniach, do艣膰 typowe dla os贸b w starszym wieku. Valerie rozejrza艂a si臋 po pokoju. By艂 sprz膮tni臋ty i sprawia艂 wra偶enie niezamieszkanego. Albo Wineberg jeszcze si臋 nie rozpakowa艂, albo po prostu nie przywi贸z艂 偶adnego baga偶u.

- S艂ysza艂em i czyta艂em o tobie same dobre rzeczy 鈥 powiedzia艂 za­dziwiaj膮co mocnym, pewnym g艂osem, nie odwracaj膮c si臋 do niej. - Ciesz臋 si臋, 偶e jednak zdecydowa艂a艣 si臋 mnie odwiedzi膰.

Valerie sta艂a w miejscu, nie wiedz膮c, co ma ze sob膮 zrobi膰. Patrzy艂a wi臋c, podobnie jakWineberg, na dachy widocznych za oknem budynk贸w: Opery Wiede艅skiej, kopu艂y dw贸ch muze贸w przy Ringstrasse i dw贸ch war贸ra, z kt贸rych Wiede艅 s艂ynie: Kahlenbergu i Leopoldsbergu.

- To cudowne miasto - powiedzia艂 Wineberg. - To tutaj znajduj膮 si臋 moje korzenie. Nadal to czuj臋. Mo偶e to zabrzmi dziwnie, ale jestem wdzi臋czny Fryderyk贸w, 偶e poprzez swoj膮 tajemnic臋 sprowadzi艂 mnie w to miejsce.

Przechyli艂 g艂ow臋 i spojrza艂 ponad dachy dom贸w.

- I w艂a艣nie o tym chcia艂em z tob膮 porozmawia膰 w cztery oczy. Nie przez telefon.

Wsta艂 | fotela, lekko si臋 zachwia艂, ale od razu si臋 wyprostowa艂. Vale­rie by艂a zaskoczona jego wzrostem. Wineberg przerasta艂 j膮 prawie o p贸艂 g艂owy. Jego w膮ska twarz by艂a poorana zmarszczkami, g艂臋boko osadzone oczy wpatrywa艂y si臋 w ni膮 uwa偶nie. Od razu si臋 domy艣li艂a, 偶e Wineberg jest 艣miertelnie chory. By艂 wychudzony i prawie zag艂odzony. Jego stare r臋ce wygl膮da艂y, jakby sk艂ada艂y si臋 z samych ko艣cistych palc贸w.

A wi臋c to jest m贸j dziadek鈥, pomy艣la艂a. Spodziewa艂a si臋, 偶e na widok tego starego cz艂owieka zacznie odczuwa膰 co艣 w rodzaju wi臋zi rodzinnych albo 偶e ogarnie j膮 fala ciep艂a. Nic takiego si臋 jednak nie sta艂o. Stali wi臋c naprzeciwko siebie, a Valerie postanowi艂a, 偶e nie rzuci mu si臋 na szyj臋, cho膰 w innych okoliczno艣ciach mo偶e by do tego dosz艂o. Wineberg patrzy艂 na ni膮 i zdawa艂 si臋 czyta膰 w jej my艣lach.

- To nie takie 艂atwe, kiedy kto艣 nagle odnajduje dziadka, prawda? - po­wiedzia艂 z u艣miechem, cho膰 jego oczy pozosta艂y nieruchome. - Dzisiaj po­rozmawiali艣my sobie wyczerpuj膮co przez telefon, ale nie m贸wili艣my o tym, co jest spraw膮 zasadnicz膮, a mianowicie o tajemnicy Fryderyka, czyli

o tajemnicy nie艣miertelno艣ci. Kiedy czyta艂em artyku艂y Wagnera, zrozumia­艂em, 偶e ten Habsburg posiad艂 tajemnic臋 wiecznego 偶ycia. Czy to prawda?

Valerie spojrza艂a w jego br膮zowe oczy. Up艂ywaj膮ce lata zd膮偶y艂y ju偶 w nich przygasi膰 dawny 偶ar. Mia艂a przed sob膮 m臋偶czyzn臋, kt贸ry w ob­liczu niebezpiecze艅stwa gro偶膮cego ze strony nazist贸w porzuci艂 w艂asn膮 偶on臋 i uciek艂. Sta艂 przed ni膮 Alfred Wimbeiger, kt贸ry nigdy wi臋cej nie zainteresowa艂 si臋 losem rodziny, nigdy o niej nie pomy艣la艂 i dopiero teraz przypomnia艂 sobie o istnieniu wnuczki. Dlatego na jego pytanie odpo­wiedzia艂a pytaniem:

- Dlaczego w艂a艣nie teraz przypomnia艂 pan sobie o swojej rodzinie? Po wojnie i zag艂adzie 呕yd贸w, gdy prze偶y艂 pan ju偶 prawie ca艂e swoje 偶ycie, nagle pami臋ta pan, 偶e ma wnuczk臋. Dlaczego nie martwi艂 si臋 pan o losy swojej c贸rki? Powiedzmy sobie wprost: nie przyjecha艂 pan do Wiednia, 偶eby

~v 鈥 . . 1-.":--

pozna膰 swoj膮 wnuczk臋, tylko 偶eby pozna膰 tajemnic臋 Fryderyka. Kierowa艂o panem pragnienie bycia nie艣miertelnym, ch臋膰 pokonania wieku i choroby, odwieczne marzenie ludzko艣ci o wiecznym 偶yciu. To z tych powod贸w pan tu przyjecha艂, a nie dla mnie. Czy mam racj臋?

Wineberg przygl膮da! jej si臋 w zamy艣leniu.

-A je艣li tak, to czy jest w tym co艣 niezrozumia艂ego? Co艣 zdro偶nego?

- spyta艂 spokojnym tonem. - Czy偶 nie jest rzecz膮 ludzk膮 przeciwstawia­nie si臋 艣mierci? Za wszelk膮 cen臋? Czy偶 nie takie jest 偶yczenie ka偶dego cz艂owieka, i to ju偶 od pierwszego dnia po narodzinach?

Odwr贸ci艂 si臋 i podszed艂 do okna. Spogl膮da艂 na Wiede艅, kt贸ry z tej perspektywy wygl膮da艂 jak miasto umieszczone w akwarium.

- Zbudowa艂em swoje w艂asne, skromne imperium. Nie mo偶e si臋 ono oczywi艣cie r贸wna膰 z tymi, kt贸re stworzyli najwi臋ksi tego 艣wiata 鈥 Turner, Murdoch albo Berlusconi. Jest to moje w艂asne kr贸lestwo, kt贸re przynosi mi korzy艣ci finansowe i stwarza mo偶liwo艣ci wywierania pewnego wp艂y­wu na decydent贸w w USA. Stanowi efekt czterdziestu lat mojej ci臋偶kiej pracy. Czy ktokolwiek mo偶e mi wzi膮膰 za z艂e, 偶e nie chc臋 z tego wszyst­kiego zrezygnowa膰?

Valerie nie potrafi艂a ukry膰 pogardy.

- Widzi pan 鈥 zacz臋艂a cynicznym tonem 鈥 zdarza si臋 czasem, 偶e sprawiedliwo艣膰 dopiero po d艂u偶szym czasie daje nam odczu膰, jak bardzo potrafi zabole膰. 呕yje pan w 艣wiecie samotno艣ci, ale zawdzi臋cza go pan sam sobie. To pan taki 艣wiat stworzy艂 i teraz w takim 艣wiecie umrze. Ta­jemnica Fryderyka by艂a tak straszna, 偶e on sam si臋 jej ba艂. Wiedzia艂, 偶e jej wyjawienie by艂oby zapowiedzi膮 ko艅ca 艣wiata. Pan wyda艂 swoj膮 偶on臋 na pewn膮 艣mier膰, wykasowa艂 ze swej pami臋ci jej dziecko i 偶y艂 w duchu egoizmu, bo w takie 偶ycie pan wierzy艂. Pan nie ma rodziny, a ja nie mam dziadka.

Po tych s艂owach Valerie odwr贸ci艂a si臋 i wysz艂a z pokoju. Kiedy drzwi si臋 za ni膮 zatrzasn臋艂y, potraktowa艂a to jak strza艂 startowy do nowego 偶y­da. A mo偶e oznacza艂 on koniec innego 偶ycia?

Wysz艂a z hotelu na ulic臋 i stan臋艂a bezradnie, nie wiedz膮c, co z sob膮 pocz膮膰. Przechodnie mijali j膮 zaganiani i zaprz膮tni臋ci swoimi sprawami, kilku m臋偶czyzn w garniturach potr膮ci艂o j膮 i bez s艂owa przeprosin posz艂o dalej. Nagle poczu艂a si臋 samotna i zagubiona w tym ruchliwym mie艣cie, kt贸re przy bli偶szym poznaniu straci艂o dla niej sw贸j urok.

Cz艂owiek pragnie zobaczy膰 pewne rzeczy, ale kiedy przyjrzy im si臋 I bliska, zaczyna 偶a艂owa膰, 偶e nie zamkn膮艂 oczu鈥, pomy艣la艂a. W ko艅cu wmiesza艂a si臋 w dum i da艂a mu si臋 ponie艣膰 w nieokre艣lonym kierunku. W ko艅cu trafi艂a do Albertiny, znanej na ca艂ym 艣wiecie kolekcji sztuki.

Na ko艅cu kwarta艂u dostrzeg艂a s艂ynn膮 Cafe Mozart. Ze smutkiem przy­pomnia艂a sobie paskarza, handlarza penicylin膮 Harry鈥檈go Lime鈥檃, g艂贸wnego bohatera filmu Trzeci cz艂owiek.]ej rodzice nawi膮zali kiedy艣 w rozmowie do tej s艂ynnej produkcji i powiedzieli jej, 偶e takim 鈥瀟rzecim cz艂owiekiem鈥 jest Wiede艅. Kiedy spotka艂a Wimbergera, zrozumia艂a dlaczego.

Przygl膮da艂a si臋 wielkim kamiennym bry艂om pomnika wzniesione­go na wielkim placu w prote艣cie przeciwko wojnie i faszyzmowi. Podzi­wia艂a masywne kszta艂ty surowych, plastycznie wykutych z kamienia bry艂. Kiedy stan臋艂a przed odlan膮 z br膮zu postaci膮 starego 呕yda, kt贸ry trzyma艂 w r臋ce ry偶ow膮 szczotk臋 i szykowa艂 si臋 do wyszorowania pod艂ogi, poczu艂a, jak wilgotniej膮 jej oczy. Czy Wiede艅 ju偶 na zawsze b臋dzie mia艂 dla niej twarz Alfreda Wimbergera, kt贸ry nawet dzisiaj, po tylu latach, nie okaza艂 skruchy? Nie, nie mo偶e do tego dopu艣ci膰, za 偶adn膮 cen臋.

Posz艂a dalej ogrodem zamkowym mi臋dzy wysokimi drzewami. Id膮c drog膮 wyk艂adan膮 bia艂膮 kostk膮, mija艂a wysmuk艂e figury. Jej umys艂 zacz膮艂 znowu sprawnie funkcjonowa膰, po g艂owie kr膮偶y艂y jej r贸偶ne my艣li. Z podzi­wem spogl膮da艂a na masywn膮 fasad臋 Hofburga. A wi臋c to tutaj sprawowali w艂adz臋 cesarze, tu znajdowa艂o si臋 centrum w艂adzy. Fryderyk, z powodu kt贸rego przyjecha艂a do Wiednia, poci膮ga艂 za sznurki, pragn膮c zosta膰 pa­nem ca艂ego 艣wiata, jak niegdy艣 cesarz Chin, Qin Shihuangdi.

Zastanawia艂a si臋, jak odnie艣膰 si臋 do zjawiska o nazwie Fryderyk, jak o偶ywi膰 jego osobowo艣膰.

W punkcie informacji turystycznej przeczyta艂a, 偶e olbrzymia bry­艂a pa艂acu kryje w sobie komnaty dworskie, salon my艣liwski i zbrojowni臋. Mo偶e znajdzie tam co艣 na temat Fryderyka? Wesz艂a po schodach do mu­zeum i spyta艂a w kasie, czy w zbiorach plac贸wki znajduje si臋 co艣, co kie­dy艣 nale偶a艂o do Fryderyka.

- Ale偶 oczywi艣cie. Jednym z najwspanialszych obiekt贸w jest jego zbroja - odpar艂a uprzejmie kasjerka. - Prosz臋 i艣膰 na g贸r臋 i obejrze膰 j膮, bo jest tego warta.

Zbroja, kt贸ra mia艂a chroni膰 cesarza, stanowi艂a jego wyobra偶enie. By艂o to wi臋cej, ni偶 Valerie si臋 spodziewa艂a.

44S

Kiedy wesz艂a do zbrojowni, pot臋偶nej wspania艂ej budowli o prawdziwie cesarskich rozmiarach, zaniem贸wi艂a ze zdumienia. Ca艂y gmach, p贸艂okr臋- giem zamykaj膮cy wielki plac, kry艂 w 艣rodku jedno pomieszczenie, w kt贸­rym marmurowe schody prowadzi艂y w g贸r臋, do poszczeg贸lnych skrzyde艂. We wn臋trzach nie panowa艂 mrok ani nie czu膰 by艂o st臋chlizny, jak to bywa w innych tego typu obiektach. Promienie wiosennego s艂o艅ca wpada艂y do 艣rodka, o艣wietlaj膮c twarze na wielkich portretach umieszczonych w ci臋偶­kich, rze藕bionych ramach.

Valerie ujrza艂a monumentaln膮 figur臋 rycerza siedz膮cego w zbroi na koniu. Stal 艣wieci艂a zimnym blaskiem, za to ko艅ska derka mieni艂a si臋 偶贸艂­tym i czerwonym kolorem. Valerie pe艂na podziwu obesz艂a rycerza doko艂a. Za nim ujrza艂a figury dw贸ch innych rycerzy, kt贸rzy szykowali si臋 do walki. Valerie prawie s艂ysza艂a stukot kopyt i parskanie koni stoj膮cych w szran­kach na turniejowym dziedzi艅cu. Figury rycerzy pochodzi艂y mniej wi臋cej z czas贸w Fryderyka i jego syn贸w. Valerie wyobra偶a艂a sobie, jak tamta epo­ka musia艂a wygl膮da膰: kolorowe, straszne, tryskaj膮ce si艂膮 i energi膮 stulecie przynosz膮ce czasem 艣mier膰.

Sz艂a wzd艂u偶 rz臋d贸w zbroi i podziwia艂a umiej臋tno艣ci p艂atnerzy. Wi­dz膮c ich kunszt, 艂atwo jest zapomnie膰, do czego zbroje tak naprawd臋 s艂u­偶膮. Podziwia艂a barwne tapiserie na 艣cianach, z ciekawo艣ci膮 ogl膮da艂a ele­menty rynsztunku i wspania艂膮 bro艅. Nigdzie jednak nie zauwa偶y艂a zbroi Fryderyka.

W ko艅cu zwr贸ci艂a si臋 o pomoc do ochroniarza. Starszy m臋偶czyzna mia艂 sumiaste w膮sy, w膮sk膮 twarz i ciemne, przyd艂ugie w艂osy z widoczny­mi siwymi pasemkami. Mundur le偶a艂 na nim tak, jakby by艂 o jeden numer za du偶y. M臋偶czyzna musia艂 by膰 chyba ko艣cisty i chudy. Kiedy Valerie go zagadn臋艂a, u艣miechn膮艂 si臋 do niej przyja藕nie.

- Przepraszam bardzo, czy mo偶e mi pan powiedzie膰, gdzie znajd臋 zbroj臋 cesarza Fryderyka III?

M臋偶czyzna skin膮艂 g艂ow膮 zadowolony, 偶e w jego monotonnym dniu nast膮pi艂a interesuj膮ca odmiana w postaci m艂odej, 艂adnej i zaciekawionej kobiety. Zach臋caj膮cym gestem poprosi艂 Valerie, aby posz艂a za ni m do jed­nej z sal.

- To w艂a艣ciwie nie jest zbroja samego Fryderyka, tylko s艂ynny pancerz jego rumaka - wyja艣ni艂. - Wykonano go w 1477 roku w Augsburgu i jest jednym z najpi臋kniejszych dzie艂 tego typu z tamtego okresu.

i Pancerz rumaka? Chce pan powiedzie膰, ze to taka zbroja dla konia? i spyta艂a troch臋 zdziwiona Valerie.

Tak w艂a艣nie jest - potwierdzi艂 stra偶nik - Dzi臋ki niej nawet s艂aba kulawa szkapa wygl膮da艂a jak prawdziwy czo艂g - doda艂 z u艣miechem. - To w艂a艣nie on 鈥 powiedzia艂, zatrzymuj膮c si臋 z dum膮. - By膰 mo偶e tak w艂a艣nie wygl膮da艂 cesarz Maksymilian I, kiedy po zwyci臋skiej bitwie pod Wenzen- bach w 1504 roku wje偶d偶a艂 do Regensburga.

Valerie spojrza艂a na siwka, kt贸rego w ca艂o艣ci zas艂ania艂y 偶elazne p艂y­ty pancerza z wizerunkiem anio艂a o pi臋knych rysach twarzy i k臋dzierza­wych w艂osach, z pust膮 tarcz膮 herbow膮 w d艂oni. Anio艂 chroni艂 skrzyd艂ami pier艣 rumaka.

Cudowny, prawda? - spyta艂 z zachwytem stra偶nik - Anio艂 os艂ania konia i je藕d藕ca.

Anio艂 Str贸偶, pomy艣la艂a Valerie. Pot臋偶ny Anio艂 Str贸偶.

Stra偶nik postanowi艂 zwr贸ci膰 jej uwag臋 na tyln膮 cz臋艣膰 zbroi:

Prosz臋 spojrze膰! Po lewej i po prawej stronie zbroja sk艂ada si臋 z dw贸ch plastycznie ukszta艂towanych or艂贸w. Przedstawiaj膮 one god艂o pa艅stwowe Cesarstwa. Ca艂y pancerz zosta艂 za艂o偶ony w taki spos贸b, 偶eby ko艅 przypomina艂 smoka.

Valerie podesz艂a bli偶ej i ujrza艂a smoka ze skrzyd艂ami nietoperza, roz­dziawionym pyskiem i spiczastymi z臋bami.

Anio艂 i smok... -j szepn臋艂a, z podziwem obchodz膮c rze藕b臋 doko艂a. Bajkowe zwierz臋 wygl膮da艂o jak 偶ywe, wr臋cz parska艂o i u艣miecha艂o si臋 do niej.鈥擳o wprost niewiarygodne! - stwierdzi艂a zachwycona. - Czy wiado­mo co艣 o p艂atnerzach, kt贸rzy wykonali to wspania艂e dzie艂o?

Stra偶nik skin膮艂 g艂ow膮:

Na ka偶dej z p艂yt pancerza znajduj膮 si臋 punce z ich nazwiskami: Lo­renz Helmschmied, Konrad Seusenhofer, Mistrz H. oraz 鈥濵istrz Globusa鈥.

Valerie prawie podskoczy艂a:

Jeden z mistrz贸w pos艂ugiwa艂 si臋 symbolem globusa? Ma pan na my艣li prawdziw膮 kul臋 ziemsk膮 w miniaturze?

Tak Milutko, co? 鈥 zachichota艂 stra偶nik

Valerie spojrza艂a nagle na pos膮g innymi oczyma. Kiedy my艣la艂a

o monogramie i jego ukrytym znaczeniu - W艂adcy 艢wiata - nie znalaz艂a w symbolu globusa niczego szczeg贸lnego, podobnie jak w tym, przed czym

Spojrza艂a w g贸r臋, na Maksymiliana, kt贸ry z dobytym mieczem i z otwart膮 przy艂bic膮 dosiada艂 konia swojego ojca i p臋dzi艂 od zwyci臋stwa do zwyci臋stwa. Zadr偶a艂a. Nag艂e zrozumia艂a, dlaczego Fryderyk ukry艂 ta­jemnic臋 przed synem.

ZAMEK GRUB, WALDVIERTEL

By艂o ju偶 prawie ciemno, gdy Valerie, Wagner i Sina wjechali po zwodzo­nym mo艣cie do zamku Grub. Kiedy Sina spu艣ci艂 krat臋, hukn臋艂a o pod艂o偶e, wydaj膮c d藕wi臋k przypominaj膮cy uderzenie w b臋ben.

- Po takim dniu jak dzisiaj mam ochot臋 odseparowa膰 si臋 od 艣wiata wszystkimi mo偶liwymi zamkami i ryglami - stwierdzi艂 Sina, nios膮c drew­no do kominka.

Wagner usiad艂 przy stole i otworzy艂 du偶膮 kopert臋, kt贸r膮 Sina przy­ni贸s艂 z komendy g艂贸wnej policji. Valerie zrobi艂a herbat臋 i siedzia艂a w mil­czeniu, natomiast Tschak skupi艂 swoj膮 uwag臋 na du偶ej puszce z karm膮 dla ps贸w.

Z br膮zowej koperty, kt贸r膮 wys艂a艂 mu Eddy, Wagner wyj膮艂 gruby plik notatek, dokument贸w i rysunk贸w. Powoli przegl膮da艂 poszczeg贸lne teksty.

- Czy wiecie, jakie jest moje zdanie? - spyta艂 zatopiony w my艣lach.- Eddy zw臋dzi艂 szkatu艂k臋, a w niej papiery nale偶膮ce kiedy艣 do Mertensa.Te same, kt贸re w jego mieszkaniu znalaz艂 ojciec Johannes 鈥 doda艂 przej臋tym g艂osem. - Teraz mamy wi臋c nie tylko jego testament, ale tak偶e robocze notatki. Kiedy ojciec Johannes zabi艂 Mertensa, przeszuka艂 jego mieszka­nie i zabra艂 wszystko, co mia艂o jakikolwiek zwi膮zek z Fryderykiem i jego tajemnic膮. Potem przekaza艂 to Zakonowi.

Wagner przejrza艂 pobie偶nie poszczeg贸lne teksty, posegregowa艂 je i roz艂o偶y艂 na biurku:

- Nie mamy za du偶o czasu, 偶eby wszystko dok艂adnie przestudiowa膰 albo nawet przeczyta膰. Postarajmy si臋 wi臋c wybra膰 to, co najwa偶niejsze.

Kiedy wybi艂a p贸艂noc, ca艂a tr贸jka nadal siedzia艂a na pod艂odze przed p艂on膮cym kominkiem opatulona kocami. S艂ycha膰 by艂o tylko trza­skaj膮cy ogie艅, w powietrze wystrzeliwa艂y co jaki艣 czas snopy iskier.Tschak u艂o偶y艂 g艂ow臋 na biodrach Valerie i spa艂.

i 艢ni o polowaniu na zaj膮ce, popatrzcie, jak mu nogi chodz膮 - za­uwa偶y艂 Wagner. Sina skin膮艂 g艂ow膮 w zamy艣leniu. - To tak jak z lud藕mi. Tschak o czym艣 艣ni, ale nigdy tego nie zdob臋dzie.

Valerie pog艂aska艂a psa po g艂owie.

- Mertens rzeczywi艣cie po艣wi臋ci艂 du偶膮 cz臋艣膰 偶yda na rozwik艂anie ta­jemnicy Fryderyka 鈥 powiedzia艂 z podziwem Sina. - Znalaz艂em pewien dokument o kilku wielkich ko艣dach znalezionych w Wiedniu. Fryderyk poleci艂, aby na pi臋du z nich namalowa膰 pi臋膰 znanych nam samog艂osek. Na pewno po艣wi臋ci艂 tym literom wiele uwagi. Wprawdzie historycy uwa­偶aj膮, 偶e to szcz膮tki mamuta znalezione podczas budowy katedry 艢wi臋te­go Stefana, ale przede偶 w Wiedniu zar贸wno wcze艣niej, jak i p贸藕niej te偶 wykopywano wielkie ko艣d. Wed艂ug dawnej legendy w mie艣de znaleziono wtedy szcz膮tki biblijnych postad, Goga i Magoga.

Valerie spojrza艂a w zamy艣leniu na pi臋膰 stron odr臋cznie sporz膮dzo­nych notatek. Mertens musia艂 je wielokrotnie czyta膰. Kartki by艂y po偶贸艂k艂e, postrz臋pione, mia艂y za艂amania i o艣le uszy. Napis na samej g贸rze brzmia艂: 鈥濳amie艅 filozoficzny, czyli formu艂a 偶yda鈥. Valerie odczyta艂a ca艂y tekst na g艂os. Kiedy sko艅czy艂a, spojrza艂a w zamy艣leniu na Sin臋 i Wagnera.

- Mertens dowiedzia艂 si臋, w jaki spos贸b Fryderyk przechowuje swoj膮 tajemnic臋. Wiedzia艂 te偶, kto przez ca艂y okres, jaki up艂yn膮艂 od jego 艣mier- d, mia艂 dost臋p do formu艂y, kto by艂 bliski jej rozwi膮zania, a mo偶e nawet j膮 rozszyfrowa艂. Nie uda艂o mu si臋 niestety ustali膰, gdzie cesarz ukry艂 swoj膮 tajemnic臋.

- Albo nie chda艂 nam tego zdradzi膰 - zasugerowa艂 Sina, kt贸ry prze­gl膮da艂 inne papiery. - W tych dokumentach znalaz艂em wskaz贸wki co do miejsca i uda艂o mi si臋 je rozszyfrowa膰. Musz臋 si臋 jednak jeszcze nad wszystkim zastanowi膰.

Wagner spojrza艂 zafascynowany na ogie艅 i mrukn膮艂:

- Kamie艅 filozoficzny, kt贸rego w przesz艂o艣ci poszukiwa艂o tyle os贸b, formu艂a 偶yda, to czerwona kapsu艂ka. By艂y te偶 dwie inne i dlatego m贸wi­my o trzech kamieniach Ksi臋dza Jana.

Sina skin膮艂 g艂ow膮:

- Wiedz臋 na ten temat posiad艂o niewielu, ale tylko niekt贸rzy posta­nowili i艣膰 t膮 drog膮 do samego ko艅ca, bo wiedzieli, 偶e to droga prowadz膮­ca do zatracenia. Wszyscy, kt贸rych to nie odstraszy艂o, zostali zabid przez Stra偶nik贸w, kt贸rzy od 艣mierci Fryderyka strzeg膮 jego tajemnicy.

g

- Rozumiem, 偶e jeste艣my zgodni co do jutrzejszego dnia?

- spyta艂a jaki艣 czas p贸藕niej Valerie, gdy opada艂y im ju偶 ze zm臋czenia po­wieki. Przez ca艂y czas przygotowywali plan okre艣laj膮cy, w jaki spos贸b ma doj艣膰 do wymiany Bernera.

Wagner wzruszy艂 ramionami.

- To nie plan, tylko ekspedycja na tamten 艣wiat, pani major. Nie ma prawa si臋 uda膰. Wiem o tym ja, wie o tym Georg i ty te偶 o tym wiesz. Mimo to nie mo偶emy zostawi膰 Bernera jego w艂asnemu losowi. Zatem dobrze, przyjmujemy ten plan. Musz臋 zreszt膮 przyzna膰, 偶e nie przycho­dzi mi nic lepszego do g艂owy.

- No to chod藕my spa膰 - zaproponowa艂a Valerie, wstaj膮c z pod艂ogi. Tschak spojrza艂 na ni膮 z wyrzutem, podczo艂ga艂 si臋 bli偶ej kominka

i znowu zasn膮艂. Valerie przeci膮gn臋艂a si臋, otuli艂a szczelniej kocem i ruszy­艂a w stron臋 sypialni. Kiedy dosz艂a do drzwi, odwr贸ci艂a si臋 i na jej twarzy pojawi艂 si臋 charakterystyczny u艣miech ma艂ej dziewczynki, kt贸ra nie umie dobra膰 w艂a艣ciwych s艂贸w.

- Zaufajcie mi, prosz臋. R贸bcie dok艂adnie to, co wam ka偶臋, a wszyst­ko b臋dzie dobrze.

Po tych s艂owach zamkn臋艂a za sob膮 drzwi.

Wagner siedzia艂 jeszcze chwil臋 nieruchomo przed kominkiem.

- O czym my艣lisz? - spyta艂 go Sina, dok艂adaj膮c do ognia kolejn膮 szczap臋.

- O tym, 偶e Valerie jest izraelsk膮 agentk膮 i ma do wykonania zadanie

- odpar艂 Wagner, opieraj膮c g艂ow臋 na d艂oniach i wpatruj膮c si臋 w p艂omie­nie. - 艁atwo mo偶na si臋 domy艣li膰, jak brzmi to zadanie, wi臋c ona sama nie musi nawet o nim opowiada膰: 鈥濸ani major, prosz臋 przywie藕膰 t臋 tajemnic臋 do Izraela i zlikwidowa膰 wszystkich, kt贸rzy o niej wiedz膮鈥. Wyobra藕 sobie, jak wiele Izrael got贸w by艂by da膰 za wiedz臋 o czerwonej kapsu艂ce. Stawka jest tak wysoka, 偶e ani ja, ani ty w og贸le si臋 nie Uczymy.

Wagner podni贸s艂 si臋 i podszed艂 do Siny, kt贸ry sta艂 oparty o kominek -Jutrzejszy dzie艅 doskonale si臋 do tego nadaje.

1 Do czego? - spyta艂 Sina.

- Do usuni臋cia obu ostatnich przeszk贸d, kt贸re dziel膮 Valerie od wiecznej chwa艂y.

ROZDZIA艁 12

19 MARCA 2008 ROKU ZAMEK GRUB, WALDVIERTEL

Sina siedzia艂 na konarze uschni臋tego, pozbawionego li艣ci drzewa. Nie by艂 sam. Na szczycie poro艣ni臋tego traw膮 pag贸rka, niedale­ko od drzewa, ujrza艂 ku swemu zdumieniu Wagnera. Tak, to by艂 Wagner. A jednocze艣nie nie by艂. W艂osy zwisa艂y mu z g艂owy jak cienkie str膮ki i mia艂 na sobie rozpi臋ty czarny p艂aszcz z ko艂nierzem obszytym futrem z wydry. Jego twarz mia艂a trupioblady kolor. Tego dnia niebo, zasnute srebrzysto- szarymi chmurami, wygl膮da艂o strasznie i gro藕nie. Wagner trzyma艂 w r臋ku wytarty, oprawiony w 艣wi艅sk膮 sk贸r臋 folia艂.

Otworzy艂 ksi臋g臋 i przeczyta艂 na g艂os:

Visita interior terrae rectificando invenies occultum lapidem! 鈥濸rzeszukaj wewn臋trzne zakamarki ziemi, a je艣li to uczynisz, jak na­le偶y, odnajdziesz ukryty kamie艅!鈥 - przet艂umaczy艂 sobie w my艣lach Sina.

Potem nagle uni贸s艂 si臋 w powietrze, a posta膰 Wagnera stawa艂a si臋 co­raz mniejsza. Chcia艂 co艣 powiedzie膰, zawo艂a膰 co艣 do przyjaciela, ale zamiast w艂asnego g艂osu us艂ysza艂 skrzeczenie kruka. Spojrza艂 po sobie i z przera­偶eniem zobaczy艂, 偶e zamiast ramion ma czarne, pierzaste skrzyd艂a. Kie­dy przyjrza艂 si臋 sobie dok艂adniej, ujrza艂 te偶, 偶e zamiast palc贸w u n贸g ma ptasie szpony.

Ch艂odny wiatr szumia艂 g艂o艣no i na poz贸r bez trudu przebija艂 si臋 przez obcy 偶ywio艂, jakby to by艂o czym艣 naturalnym. Ku swojemu zaskoczeniu Sina poczu艂, 偶e znajduje upodobanie w lataniu. Z zachwytem 偶ee-Jowa艂

nad rozleg艂ymi polami, wykorzystywa艂 pr膮dy wznosz膮ce i rozkoszowa艂 si臋 lotem.

W dole widzia艂 poro艣ni臋te lasami g贸ry i wzg贸rza, b艂yszcz膮ce srebrem odnogi rzek i dalek膮 dolin臋 pokryt膮 艂膮kami.

Nagle dostrzeg艂 co艣 czerwonego. Kiedy podlecia艂 bli偶ej, ujrza艂 na skraju lasu porastaj膮cego podn贸偶e g贸ry ob贸z w艂adcy pe艂en namiot贸w. Czerwono-bia艂e flagi 艂opota艂y na wietrze, konie okryte przepysznymi barwnymi derkami i przytrzymywane przez giermk贸w t艂oczy艂y si臋 wok贸艂 偶艂obu z pasz膮. Sina opad艂 na czubek jednego z namiot贸w i ujrza艂 brodate­go kr贸la z d艂ugimi do ramion faluj膮cymi w艂osami, ubranego we wspania艂膮 zbroj臋. Zamiast korony mia艂 na g艂owie wieniec z li艣ci wawrzynu. Sina od razu si臋 domy艣li艂, 偶e to Maciej Korwin. Sta艂 w towarzystwie swoich ka­pitan贸w i obcych herold贸w. Potem wszyscy pochylili si臋 nad sto艂em za­s艂anym mapami i zacz臋li o czym艣 zawzi臋cie dyskutowa膰. Tylko dow贸dca zachowywa艂 spok贸j.

Wtem rozleg艂 si臋 d藕wi臋k tysi臋cy werbli i piszcza艂ek. Sina odwr贸ci艂 si臋 i polecia艂 w stron臋, z kt贸rej dochodzi艂y odg艂osy przypominaj膮ce orgi臋. Im bardziej si臋 zbli偶a艂 do tego miejsca, tym bardziej przenikliwy i og艂u­szaj膮cy stawa艂 si臋 ha艂as. Tu偶 pod nim przetacza艂o si臋 po ziemi cielsko po­t臋偶nej armii.

Sina obni偶y艂 lot, a偶 po艣r贸d b艂yszcz膮cych grot贸w lanc i pik m贸g艂 roz­r贸偶ni膰 poszczeg贸lne proporce i flagi. Na kolorowych 艂opoc膮cych na wie­trze sztandarach ujrza艂 bia艂e lilie Francji, z艂ote lwy Anglii, 艣wi臋tego Jerze­go i dwug艂owego or艂a Rosji, jak r贸wnie偶 wiele innych znak贸w herbowych

Kr贸lowie tego 艣wiata zebrali si臋 w tym miejscu, aby stoczy膰 bitw臋 pod dow贸dztwem kr贸la Madeja Korwina鈥濃攗zna艂 Sina, zataczaj膮c wielkie kr臋­gi nad pot臋偶n膮 armi膮. Chcia艂 zobaczy膰 jak najwi臋cej z tego, co znajdowa艂o si臋 w taborach. To, co ujrza艂, przekroczy艂o jego naj艣mielsze wyobra偶enia.

Ostro偶nie przelecia艂 nad kolumnami jazdy i piechoty, a偶 znalaz艂 si臋 na samym przedzie. Maszerowa艂y tu hufce landknecht贸w Konfederacji Szwajcarskiej, tworz膮ce czworok膮tny las w艂贸czni i pik.

I wtedy sta艂o si臋. Sina przesta艂 nagle by膰 krukiem i wcisn膮艂 si臋 w zbroj臋 jakiego艣 偶o艂nierza id膮cego w pierwszym szeregu szyku bojowego. Czad, jak w 偶o艂nierzu ro艣nie poziom adrenaliny, obserwowa艂 艣wiat przez przy艂bic臋 ;p.芦m he艂mu, czu艂 d臋偶ar jego kirysu, udsk i szturchni臋cia innych wojak贸w.

z ca艂ego Starego 艢wiata.

W nast臋pnej chwili srebrzystoszare chmury rozst膮pi艂y si臋, ukazuj膮c jasne niebo. Sina przeni贸s艂 wzrok na 偶arz膮c膮 si臋 gwiazd臋, kt贸ra ci膮gn臋艂a za sob膮 pot臋偶ny pi贸ropusz. Kometa Halleya. Na widok tego przera偶aj膮cego zwiastuna z ust ca艂ej armii wydoby艂 si臋 okrzyk przera偶enia.

Sina czu艂 strach i napi臋cie panuj膮ce w艣r贸d 偶o艂nierzy. Zrozumia艂, 偶e godzina spotkania jest blisko. 呕o艂膮dek zacz臋艂y mu n臋ka膰 skurcze.

W pewnym momencie wszystkie oddzia艂y zatrzyma艂y si臋 w miej­scu. Wysokie trawy 艂agodnie ko艂ysa艂y si臋 na wietrze. Przed oczami Siny ta艅czy艂y kwiaty i nasiona lip. He艂m 偶o艂nierza wype艂nia艂o gor膮ce, dusz膮­ce powietrze. Sina odnosi艂 wra偶enie, jakby kto艣 zamkn膮艂 go w 偶elaznym garnku. Poczu艂, jak nagle ogarnia go panika, jak w jego 偶y艂ach rozlewa si臋 jaki艣 偶ar, jak traci oddech. Gwa艂townym ruchem zdar艂 z g艂owy he艂m i z wielk膮 ulg膮 zacz膮艂 wci膮ga膰 ch艂odne, rze艣kie powietrze. Nagle zadr偶a艂a ziemia. Zacz臋艂o si臋.

Wszystkie instrumenty zamilk艂y i zapad艂a 艣miertelna cisza. S艂ycha膰 by艂o tylko g艂uche dr偶enie ziemi, kt贸re wkr贸tce wype艂ni艂o ca艂膮 okolic臋. Za ka偶dym razem gdy rozlega艂o si臋 uderzenie, trz臋s艂a si臋 tak偶e ziemia. Sina nas艂uchiwa艂. Ciarki przesz艂y mu po plecach, dosta艂 g臋siej sk贸rki. To, co s艂ysza艂, na pewno przypomina艂o odg艂os krok贸w. By艂y to kroki wielu po­t臋偶nych kolos贸w id膮cych w ich stron臋.

Szwajcarzy pochylili piki i czekali na atak ci臋偶kiej jazdy, zapowia­dany przez narastaj膮cy ha艂as. Post臋powali w spos贸b rutynowy, bo ich taktyka 艣wi臋ci艂a triumfy na ca艂ym kontynencie ju偶 od setek lat. Sina te偶 chwyci艂 drzewce swojej dzidy i postanowi艂, 偶e za nic nie ruszy si臋 z miejsca.

Jednak to, co zdarzy艂o si臋 potem, by艂o naprawd臋 straszne. Zamiast ru­mak贸w i dosiadaj膮cych ich je藕d藕c贸w ukaza艂y si臋 mocarne ramiona okryte pancerzem. Wojowie, kt贸rzy pojawili si臋 przed Sin膮, byli pot臋偶nej postury.

O p贸艂 da艂a przerastali nie tylko jego, ale tak偶e innych 偶o艂nierzy w jego szeregu. Niekt贸rzy nosili he艂my, inni mieli odkryte g艂owy. Sina rozpozna艂 brodate, wykrzywione z艂o艣d膮 twarze. Widzia艂 je ju偶 wcze艣niej, w Sali Ol­brzym贸w w Klosterneuburgu'. Ich p艂aszcze noszone na pancerzach zdobi­艂y dumnie czerwono-bia艂o-czerwone tarcze herbowe, cesarskie or艂y albo litery AEIOU. Byli tam tak偶e obcy 偶o艂nierze z d艂ugimi ciemnymi w艂osa­mi spi臋tymi w warkocz albo w臋ze艂. Troch臋 mniejsi od olbrzym贸w, mieli azjatyckie rysy twarzy, ale te偶 wzbudzali strach. Szli ustawieni w czworo- .

...... , , djt i

boki, uzbrojeni w haki o drzewcach r贸wnych wysoko艣ci cz艂owieka, kusze i kr贸tkie miecze.

Olbrzymi krzykn臋li g艂o艣no, niekt贸rzy z nich splun臋li w d艂onie. Mieli okrutne g艂osy i zaatakowali bez ostrze偶enia. Wywijali pot臋偶nymi miecza­mi i pokrzykiwali w bojowym uniesieniu. Ich d艂ugie ostrza sia艂y spusto­szenie w szeregach landknecht贸w, kt贸rzy przera藕liwie krzyczeli i padali jak zbo偶e pod kos膮.

Szwajcarzy z rozpacz膮 wbijali swoje piki w op臋tanych amokiem prze­ciwnik贸w. Jednak zamiast ich powstrzyma膰, wzbudzali jeszcze wi臋kszy gniew olbrzym贸w. Wprawdzie ostrza dziurawi艂y ich masywne cia艂a, a z ran tryska艂a krew, ale chwil臋 potem po ranach nie by艂o ju偶 艣ladu.

Pot臋偶ni wojownicy raz za razem rzucali si臋 na swoich bezbronnych, s艂abych przeciwnik贸w. W tym samym czasie ubrani w sk贸ry obcy 偶o艂nie­rze zasypywali obro艅c贸w chmurami strza艂.

Wok贸艂 Siny 艂ata艂y ludzkie szcz膮tki, wsz臋dzie s艂ysza艂 krzyki i wycie wywo艂ane b贸lem. Zanosi艂o si臋 na totaln膮 kl臋sk臋. Sina czu艂 si臋 tak, jakby uczestniczy艂 w sabacie czarownic albo w ta艅cu demon贸w. Rozpaczliwie szuka艂 jakiego艣 ratunku. Nagle poczu艂 t臋py b贸l i upad艂 na ziemi臋. Zro­bi艂o mu si臋 czarno przed oczami, wok贸艂 niego zapad艂a cisza i zapanowa艂 spok贸j.

Na chwil臋 wr贸ci艂a mu przytomno艣膰. Le偶膮c na ziemi, spogl膮da艂 pro­sto w martwe oczy jakiego艣 zabitego 偶o艂nierza, kt贸ry podczas walki zosta艂 tak mocno uderzony, 偶e obsun膮艂 si臋 wprost na niego. Sin膮 wzdrygn膮艂 si臋 na ten widok i z pewnym trudem zepchn膮艂 z siebie cia艂o martwego wo­jownika. Pospiesznie wydosta艂 si臋 spod niego i zauwa偶y艂, 偶e ziemia w tym miejscu jest ca艂kiem wilgotna. Uni贸s艂 d艂o艅 na wysoko艣膰 twarzy i przerazi艂 si臋: r臋ka by艂a czerwona od krwi, a jego ubranie przepocone i zakrwawione. Rozgrza艂 si臋 i ujrza艂, 偶e le偶y mi臋dzy stosami po艂amanej broni i porozry­wanych cia艂. Przera偶ony krzykn膮艂 g艂o艣no, raz i drugi.. *

- Ju偶 W PORZ膭DKU, JU呕 DOBRZE 鈥 US艁YSZA艁 JAKI艢 G艁OS I STRACH natychmiast ust膮pi艂, odp艂yn膮艂 jak krew, kt贸r膮 przed chwil膮 widzia艂.

Widok krwi pozostawi艂 w jego umy艣le niepokoj膮ce 艣lady. Otworzy艂 oczy. Obok 艂贸偶ka sta艂 Wagner i k艂ad艂 mu uspokajaj膮co r臋k臋 na ramieniu.

To tylko sen 鈥 mrukn膮艂 Sina z ulg膮 i przesun膮艂 d艂oni膮 po twarzy. -Tylko sen...

- Ch臋tnie bym powiedzia艂, 偶e nie jest tak 藕le, ale ju偶 sam nie wiem, co jest bardziej niepokoj膮ce: tw贸j sen czy rzeczywisto艣膰 - westchn膮! Wa­gner. Usiad艂 na 艂贸偶ku i spojrza艂 na zegarek. - Jeszcze wcze艣nie. Przez twoje krzyki obudzi艂em si臋. Valerie 艣pi spokojniej albo ma nerwy ze stali

Tschak le偶a艂 zwini臋ty na swoim legowisku przed wygas艂ym komin­kiem i by艂 pogr膮偶ony w g艂臋bokim 艣nie.

- Wstawaj, napijemy si臋 kawy, i tak ju偶 d艂u偶ej nie po艣pimy - zapro­ponowa艂 Sina, podnosz膮c si臋 z 艂贸偶ka. 鈥 Opowiem ci m贸j sen, je艣li oczy­wi艣cie b臋dziesz chcia艂.

Wagner skin膮艂 g艂ow膮.

- Mo偶e dzi臋ki temu cho膰 przez kr贸tki czas nie b臋d臋 musia艂 my艣le膰

0 tym, 偶e za kilka godzin b臋dziemy martwi - powiedzia艂, patrz膮c w du偶e lustro wisz膮ce nad komod膮. - Zwyci臋zcy wygl膮daj膮 inaczej - mrukn膮艂, za­stanawiaj膮c si臋 jednocze艣nie, czy jeszcze kiedykolwiek zobaczy swoj膮 za­jezdni臋. Mo偶e to tylko jaki艣 koszmarny niewypa艂, a nie przemy艣lany plan?

- By膰 mo偶e b艂膮d pope艂nili艣my na samym pocz膮tku 鈥 powiedzia艂 g艂o艣no.

- Nie powinienem by艂 wyci膮ga膰 ci臋 z twoich ruin. Ju偶 lepiej by艂o zaj膮膰 si臋 innymi sprawami ni偶 jaki艣 zabity facet w ko艣ciele 艢wi臋tego Ruprechta.

Sina roze艣mia艂 si臋 i nala艂 sobie kawy. Tschak d藕wign膮艂 si臋 z legowi­ska, spogl膮daj膮c z nadziej膮 to na jednego, to na drugiego.

- Sam przecie偶 wiesz. Im bardziej jaki艣 plan jest por膮bany, tym wi臋k­sza szansa, 偶e wszystko si臋 uda - stwierdzi艂.

- W takim razie nasz plan gwarantuje nam sukces - mrukn膮艂 Wagner

1 wsun膮艂 do kieszeni spodni swojego glocka. - B臋dziemy dzi艣 potrzebowa膰 u艣miechu fortuny i troszk臋 wi臋cej.

AMBASADA CHIN, WIEDE艃

Genera艂 Li Feng spojrza艂 na budzik stoj膮cy obok dzwoni膮cego telefonu i zakl膮艂 g艂o艣no. Kto u diab艂a o艣miela si臋 niepokoi膰 go tak wcze艣nie rano? G艂o艣ny ton wyrwa艂 go z g艂臋bokiego, spokojnego snu. Podni贸s艂 si臋 z 艂贸偶­ka i odebra艂.

Genera艂 Li Feng? 鈥 g艂os ministra obrony by艂 zimny i zdecydowa­ny. 鈥 Mam nadziej臋, 偶e jest pan ju偶 na tyle rozbudzony, i偶 b臋dzie w stanie nad膮偶y膰 za tym, o czym b臋d臋 m贸wi艂. Bardzo ubolewam z powodu 艣mierci pana Gavinta, bo przy ca艂ej swojej pr贸偶no艣ci i zarozumia艂o艣ci by艂 praw-

dziwym profesjonalist膮 i godnym zaufania partnerem, kt贸ry zawsze mi^j na uwadze interes Chin.

...i stan w艂asnego konta bankowego鈥, doda艂 w my艣lach Li Feng, G艂o艣no powiedzia艂:

- Tak jest, panie ministrze, to z pewno艣ci膮 wielka strata, cho膰 s膮dz臋, 偶e dotarli艣my wreszcie do celu naszych poszukiwa艅 i nasze nadzieje wkr贸t­ce si臋 spe艂ni膮. Tajemnica obu cesarzy jest w naszym zasi臋gu i dlatego...

Minister przerwa艂 mu w p贸艂 zdania:

- Naprawd臋? Tak pan uwa偶a? Tylko dlatego, 偶e Gavint namalowa艂 nad g艂ow膮 jak膮艣 koron臋 z liter膮 鈥濧鈥?

Minister rozmawia艂 z nim tak aroganckim tonem, 偶e genera艂 poczu艂 si臋 jak sztubak

- Dziesi膮tki naszych naukowc贸w w ca艂ym kraju pracowa艂y nieprze­rwanie nad zdj臋ciem symbolu, kt贸ry Gavint namalowa艂 na krzy偶u, a kt贸ry pan sfotografowa艂 i przes艂a艂 do nas. Oni te偶 pr贸bowali wskaza膰 na jeden konkretny punkt na krzy偶u.

Minister zamilk艂 na chwil臋.

- Je艣li wyjdziemy z za艂o偶enia, 偶e chodzi o austriack膮 koron臋 cesar­sk膮, to jak wyobra偶a pan sobie swoje dalsze dzia艂ania? W艂amie si臋 pan do skarbca i nie zwa偶aj膮c na stra偶nik贸w ani na wymy艣lny system alarmowy, wykradnie koron臋, wyjdzie z ni膮 spokojnie z Hofburga i spr贸buje zna­le藕膰 na niej to, czego szukamy? Zamierza pan oddzieli膰 od niej wszyst­kie kamienie szlachetne, tak jak pan to zrobi艂 z kielichem? Niech偶e pan w ko艅cu wr贸ci na ziemi臋 i spojrzy prawdzie w oczy: nigdy si臋 panu nie uda wyj艣膰 ca艂o z sali wystawienniczej. Skarbiec to nie willa Stra偶nik贸w, a korona nie jest kielichem, kt贸ry - jak si臋 okaza艂o - zabra艂 pan z willi zupe艂nie niepotrzebnie.

Li Feng zagryz艂 doln膮 warg臋.

- Korci mnie, 偶eby kaza膰 panu odnie艣膰 ten kielich z powrotem - kon­tynuowa艂 minister szyderczym, lekcewa偶膮cym tonem. 鈥 Jak ju偶 powie­dzia艂em, 艣mier膰 pana Gavinta spowodowa艂a powa偶ny ubytek w naszych szeregach. Podobnego zdania s膮 te偶 cz艂onkowie Komitetu Centralnego. Jednak niezale偶nie od tego mam panu do przekazania pewn膮 informacj臋, kt贸ra mo偶e przewa偶y膰 szal臋 na nasz膮 korzy艣膰 i na pewno tak si臋 stanie. 1 to pan si臋 o to postara!

Li Feng gorliwe przytakn膮艂 s艂owom ministra.

-W ci膮gu kilku najbli偶szych dni wydarzy si臋 co艣, co niecz臋sto si臋 zda­rza. Cesarska korona ma by膰 wys艂ana do ko艣cio艂a koronacyjnego w Akwi­zgranie, gdzie b臋dzie najwa偶niejszym eksponatem wystawy po艣wi臋conej cesarzom rzymsko-niemieckim. Oznacza to, 偶e zostanie zabrana ze skarb­ca, gdzie chroni j膮 system alarmowy i przeniesiona w miejsce, gdzie b臋dzie strze偶ona troch臋 gorzej.

Li Feng przys艂uchiwa艂 si臋 s艂owom ministra z uwag膮.

Nie powinni艣my mie膰 problemu z za艂atwieniem zaproszenia od rz膮du Niemiec 鈥 kontynuowa艂 minister. - Nasza delegacja b臋dzie liczy膰 dziesi臋膰 os贸b, a na jej czele stanie pan, generale. Dziewi臋ciu 偶o艂nierzy plus pan powinno wystarczy膰, aby wykona膰 nag艂e uderzenie. Ju偶 dzisiaj wy­sy艂am do Wiednia wspomnianych ludzi, 偶eby艣my byli przygotowani na wszystkie ewentualno艣ci.

Li Feng postanowi艂 dr膮偶y膰 temat:

No dobrze, ale czego konkretnie szukamy?

Przez p贸艂 minuty w s艂uchawce panowa艂a cisza, jak gdyby minister chcia艂 zdradzi膰 t臋 tajemnic臋 tylko samemu genera艂owi. W ko艅cu wes­tchn膮艂 g艂o艣no:

Niech pan pos艂ucha. Nasi naukowcy doszli do wniosku, 偶e to rubin znajduj膮cy si臋 w samym 艣rodku korony zawiera tajemnic臋 Fryderyka albo po prostu sam jest t膮 tajemnic膮. To dlatego na rysunku, kt贸ry na krzy偶u namalowa艂 swoj膮 krwi膮 Gavint, znalaz艂 si臋 czerwony punkt. Nie chodzi艂o

o kamie艅 w kielichu, tylko o kamie艅 szlachetny w koronie. Czy pan o nim s艂ysza艂, panie generale?

Li Feng by艂 tak zaskoczony tym pytaniem, 偶e postanowi艂 poczeka膰 na wyja艣nienie.

Nasi specjali艣ci ju偶 od dawna analizowali tre艣膰 legend i uwa偶aj膮, 偶e chodzi o pewn膮 substancj臋, kt贸rej nadano form臋 kapsu艂ki, rodzaj koncen­tratu, prawdopodobnie koloru czerwonego. To wszystko, co mog臋 panu powiedzie膰.

Ostatnie s艂owa minister wypowiedzia艂 zniecierpliwionym tonem.

Je艣li kapsu艂ka faktycznie znajduje si臋 w koronie, powinni艣my t臋 ko­ron臋. .. 鈥 zacz膮艂 genera艂, ale minister znowu mu przerwa艂:

...zabra膰 z gabloty wystawienniczej, znale藕膰 kapsu艂k臋 i usun膮膰 j膮 stamt膮d! Prawdopodobnie ma czerwony kolor. Czerwony jak rubin, wnio­sek nasuwa si臋 sam. Za kamieniem niebieskim albo zielonym trudno by艂o-

* I 鈥 T

i jfiMfffgf VA \ \ Sm

by tak膮 czerwon膮 kapsu艂k臋 ukry膰. Tylko na mi艂o艣膰 bosk膮, niech pan sam膮 koron臋 zostawi na miejscu, bo jej nie potrzebujemy.

W g艂osie ministra genera艂 wyczu艂 wyra藕ne podenerwowanie. Minister nada艂 wyra偶a艂 ubolewanie z powodu 艣mierci Gavinta i w膮tpi艂 w rozs膮dek genera艂a. Nie mia艂 jednak zbyt du偶o czasu, 偶eby szuka膰 innych rozwi膮za艅.

- Czy pan nadal nie pojmuje, 偶e ta kapsu艂ka uczyni z Chin najpot臋偶­niejsze pa艅stwo 艣wiata? Otworzy nam drog臋 do nast臋pnego tysi膮clecia.

Pod naszym kierownictwem zjednoczymy ca艂膮 ludzko艣膰. Jest tylko jedna droga, generale, i na jej ko艅cu znajduje si臋 chi艅ski 艣wiat. Qin Shihuang- di zapocz膮tkowa艂 ten proces dwa tysi膮ce lat temu. Stworzy艂 jedne Chi­ny i dokona艂 tego z mieczem w r臋ku, jednocz膮c siedem wzajemnie zwal­czaj膮cych si臋 pa艅stw. Niech pan sobie teraz wyobrazi, co b臋dziemy mogli uczyni膰, znaj膮c tajemnic臋 nie艣miertelno艣ci. Nie b臋dzie ju偶 wrog贸w, b臋d膮 sami sojusznicy. Z mapy 艣wiata znikn膮 poszczeg贸lne pa艅stwa i w ich miej- | sce powstanie jedno zjednoczone pa艅stwo pod naszym zwierzchnictwem.

Nie potrzeba nam do tego jakich艣 starodawnych symboli, jak na przyk艂ad cesarska korona. Potrzebna jest nam czerwona kapsu艂ka, pot臋ga nie艣mier­telno艣ci, tajemnica cesarza, kamie艅 filozoficzny!, .

Li Feng prze艂kn膮艂 艣lin臋.

- Wszystkiego, o czym pan minister powiedzia艂, jestem jak najbar­dziej 艣wiadomy - odpar艂, - Problemem w ko艣ciele s膮 艣luzy zabezpiecza­j膮ce i metalowe bramki ze skanerami, kt贸re zostan膮 tam na pewno zain­stalowane do prze艣wietlania zwiedzaj膮cych,

- Ten problem prosz臋 pozostawi膰 mnie, panie generale - powiedzia艂 minister, zbywaj膮c jego s艂owa machni臋ciem r臋ki.鈥擝臋dzie panu wolno za­bra膰 wszystko, co potrzebne. Mo偶e mi pan zaufa膰*,.

Po tych s艂owach znowu zapad艂a cisza. Li Feng zacz膮艂 przeczuwa膰 to, co najgorsze.

-To pa艅ska ostatnia szansa - sykn膮艂 minister do s艂uchawki. - Niech pan nie pope艂ni nawet najmniejszego b艂臋du, bo inaczej sam dopilnuj臋) 偶eby pana zakopano.

ZAMEK GRUB, WALDVIERTEL

VALERIE WSTA艁A, JESZCZE ZANIM OBUDZILI SI臉 SlNA I WAGNER. Widzia艂a, jak Sina przewraca si臋 na kanapie z boku na bok. Wagner spa艂

jak dziecko na materacu roz艂o偶onym przy kominku. Obok niego le偶a艂 Tschak, kt贸ry zwin膮艂 si臋 w k艂臋bek i lekko chrapa艂. Valerie wsiad艂a do maz­dy i pojecha艂a w miejsce, gdzie znalaz艂a zasi臋g. Po kilku nieudanych pr贸­bach uda艂o jej si臋 w ko艅cu obudzi膰 Weinsteina.

Tu major Goldmann, dzie艅 dobry.

Attache westchn膮艂 zaspany.

Czy m贸g艂by si臋 pan obudzi膰 i pos艂ucha膰 mnie uwa偶nie?

W jej g艂osie Weinstein wyczu艂 co艣, co kaza艂o mu uruchomi膰 zwoje m贸zgowe w b艂yskawicznym tempie:

Czy pani wie, kt贸ra godzina?

Wiem, bo ju偶 od dawna nie 艣pi臋 - odpar艂a Valerie g艂osem pozba­wionym wsp贸艂czucia.鈥擝ardzo bym si臋 cieszy艂a, gdyby pan poszed艂 moim 艣ladem. Mam cholernie ma艂o czasu i mn贸stwo problem贸w.

Weistein pr贸bowa艂 zaprotestowa膰:

A ja mia艂em mn贸stwo czasu i cholernie ma艂o problem贸w, dop贸ki pani si臋 tu nie zjawi艂a.

No to mamy ju偶 inn膮 epok臋 鈥 odpar艂a szyderczo Valerie. - Ch臋tnie jednak zadzwoni臋 do Shapira i poinformuj臋 go, 偶e jego cz艂owiek t臋skni za mniej atrakcyjn膮 plac贸wk膮 ni偶 Wiede艅, bo tu czasu ma du偶o, a proble­m贸w niewiele. Co by pan powiedzia艂 na Bejrut?

Weinstein podda艂 si臋. Bunt si臋 nie powi贸d艂.

No ju偶 dobrze, cho膰 nie ma jeszcze si贸dmej. Czego pani potrzebuje?

Valerie dyktowa艂a mu list臋 rzeczy i s艂ysza艂a, jak Weinstein wszystko

sobie zapisuje.

Na kiedy pani to potrzebne?

B臋d臋 w ambasadzie o dziewi膮tej, niech pan przygotuje wszystko na t臋 godzin臋 鈥 odpar艂a Valerie tonem, kt贸ry ostrzega艂 Weinsteina przed stosowaniem wykr臋t贸w.

Ale to niemo偶liwe 鈥 zaprotestowa艂. - Mam nieca艂e dwie godziny, wi臋c nie s膮dz臋, 偶ebym...

Valerie przerwa艂a mu w p贸艂 zdania*

Niech pan nie pr贸buje stosowa膰 swojej taktyki odk艂adania wszyst­kiego na p贸藕niej. Za ka偶dym razem kiedy wsiadam do tego 艣miesznego samochodu, kt贸ry mi pan podstawi艂, mam ochot臋 pana zamordowa膰. Te­raz b臋dzie pan mia艂 szans臋, 偶eby si臋 za wszystko zrehabilitowa膰.

Postaram si臋 jak najlepiej, ale...

- Do zobaczenia o dziewi膮tej w ambasadzie 鈥 przerwa艂a mu Valerie i roz艂膮czy艂a si臋.

Weinstein spojrza艂 na s艂uchawk臋 i mrukn膮艂: 鈥濨臋d臋 b艂ogos艂awi艂 dzie艅, kiedy pani st膮d wyjedzie, pani major鈥. Si臋gn膮艂 po notes z numerami tele­fon贸w i wykr臋ci艂 jeden z nich.

Kiedy Valerie wr贸ci艂a na zamek, poczu艂a uwodzicielski zapach 艣wie偶o zaparzonej kawy. Spojrza艂a na zmieszane twarze Siny i Wa­gnera i pog艂aska艂a Tschaka, kt贸ry obw膮chiwa艂 jej nogi.

- My艣leli艣my, 偶e jeszcze 艣pisz - powiedzia艂 zdziwiony Sina i wyj膮艂 z kredensu trzeci膮 fili偶ank臋.

- Gdzie tam, za艂atwia艂am r贸偶ne sprawy i zbyt wcze艣nie obudzi艂am pewnego attach茅 wojskowego. Czy zostan臋 za to wynagrodzona 艂ykiem kawy?

- Natychmiast! - u艣miechn膮艂 si臋 Wagner i od razu podszed艂 do niej z paruj膮cym naczyniem. - O kt贸rej wyje偶d偶amy?

- Wyliczy艂am sobie, 偶e w ambasadzie musimy by膰 najp贸藕niej o dzie­wi膮tej - odpar艂a Valerie, popijaj膮c kaw臋.

- W jakiej ambasadzie? - zdziwi艂 si臋 Wagner.

- W izraelskiej. Musz臋 odebra膰 stamt膮d kilka rzeczy, kt贸re w艂a艣nie przed chwil膮 zam贸wi艂am u naszego attach茅 wojskowego. Znowu dopro­wadzi艂am go do rozpaczy.

Wagner i Sina spojrzeli na siebie. Wagner wzruszy艂 ramionami, od­wr贸ci艂 si臋 i poszed艂 po kurtk臋.

- Paul! - zawo艂a艂a za nim Valerie.

- O co chodzi? - spyta艂 Wagner.

- Daj mi tw贸j pistolet. W ambasadzie nie wolno mie膰 przy sobie bro­ni, a w Czechach nie b臋dzie ci potrzebna, bo pojedziecie tam nieuzbrojeni.

Valerie wyci膮gn臋艂a r臋k臋, ale Wagner zawaha艂 si臋. Spojrza艂 jej w oczy

- Valerie wytrzyma艂a jego spojrzenie.

- Oddaj go - w艂膮czy艂 si臋 do rozmowy Sina spokojnym g艂osem. - Va­lerie ma racj臋. To bez r贸偶nicy, bez wzgl臋du na to, co ci si臋 wydaje.

Wagner odda艂 jej glocka, odwr贸ci艂 si臋, wzi膮艂 kurtk臋 i wyszed艂. Valerie wysun臋艂a szuflad臋 starej komody i schowa艂a w niej pistolet.

1 Nikomu nie ufa, prawda? 鈥 spyta艂a patrz膮c na Sin臋, kt贸ry nie spusz­cza艂 z niej oczu.

S Nie mo偶esz bra膰 mu tego za z艂e, zw艂aszcza po tym, co wydarzy­艂o si臋 w ci膮gu ostatnich dni - odpar艂 Sina. - Ja ju偶 nawet sobie samemu przesta艂em ufa膰 - doda艂 z lekkim u艣miechem. - Niedawno chcia艂 si臋 ze mn膮 o co艣 za艂o偶y膰. Gdybym przegra艂, mia艂em zgoli膰 brod臋 i i艣膰 do fryzje­ra. Taka by艂a stawka zak艂adu.

A o co si臋 za艂o偶yli艣cie?

Paul twierdzi艂, 偶e uda nam si臋 odkry膰 tajemnic臋. Podzieli艂em jego zdanie, bo te偶 jestem o tym przekonany. A teraz? Tajemnica zosta艂a od­kryta i w艂a艣ciwie obaj wygrali艣my. Ale czy na pewno?

Sina si臋gn膮艂 po kurtk臋 i w艂o偶y艂 j膮:

Nic nie jest takie, na jakie wygl膮da, pani major. Ludzie przestaj膮 sobie ufa膰. Prosz臋 o tym nie zapomina膰.

Spojrzenie, kt贸rym j膮 obrzuci艂, by艂o wielce wymowne. Odwr贸ci艂 si臋 i poszed艂 za Wagnerem na dziedziniec.

AMBASADA IZRAELA, WIEDEN-D脰BLING

Gdy tu偶 przed dziewi膮t膮 Valerie zaparkowa艂a swoj膮 mazd莽 na dziedzi艅cu ambasady, Weinstein by艂 ju偶 u kresu wytrzyma艂o艣ci. Kiedy Valerie i jej dwaj towarzysze wysiadali z samochodu, Weinstein przygl膮da艂 im si臋 ze swojego pokoju na trzecim pi臋trze. Jeden z m臋偶czyzn id膮cych obok Valerie wskaza艂 nagle nerwowym gestem na zielonego mercedesa vana stoj膮cego na jednym z miejsc parkingowych.

To ten samoch贸d, na pewno si臋 nie myl臋 - zawo艂a艂 Wagner.

Valerie zmarszczy艂a czo艂o.

Jaki samoch贸d? 鈥 spyta艂a nie wiedz膮c, co Wagner ma na my艣li.

Zielony mercedes sta艂 przed kolegiat膮 w Klosterneuburgu, kiedy kto艣 nieznajomy rozmawia艂 przez telefon z Georgiem i obserwowa艂 go w trakcie rozmowy, bo uda艂o mu si臋 w艂ama膰 do systemu monitoringu. Wybieg艂em wtedy z budynku i pr贸bowa艂em ustali膰, kim jest ten haker i gdzie si臋 przyczai艂. Kiedy przybieg艂em na parking, nieznajomy szybko zako艅czy艂 rozmow臋 i van natychmiast odjecha艂 w kierunku miasta. Wygl膮­da na to 鈥 zwr贸ci艂 si臋 do Siny - 偶e rozmawia艂e艣 z kim艣, kto pracuje w tej ambasadzie.

Sina spojrza艂 zaskoczony na Valerie:

Czy wiesz, do kogo nale偶y ten samoch贸d?

- Nie - odparia Valerie, potrz膮saj膮c g艂ow膮. - Ale mog臋 si臋 dowiedzie膰

- obieca艂a, kieruj膮c si臋 do gabinetu Weinsteina.

Attach茅 wojskowy wiedzia艂, 偶e Valerie nie b臋dzie zadowolona. Od razu si臋 tego domy艣li艂, kiedy obejrza艂a wszystko, co dla niej przygotowa艂 zgodnie z list膮.

- Niestety, mi臋dzy si贸dm膮 a dziewi膮t膮 rano nie wszystko da si臋 za艂a­twi膰 - usprawiedliwia艂 si臋, szukaj膮c wzrokiem pomocy u Wagnera i Siny.

- Ka偶dy nie藕le wyposa偶ony attach茅 wojskowy ma takie rzeczy w g贸rnej szufladzie swojego biurka - odpar艂a ch艂odno Valerie, rzucaj膮c mu zab贸jcze spojrzenie. - Tylko z panem ci膮gle s膮 jakie艣 k艂opoty. A to co?

Dwoma palcami, jakby to by艂a wyl臋garnia rzadkiej zaka藕nej choroby, podnios艂a kurtk臋 w kolorow膮 krat臋, jakiej u偶ywaj膮 drwale.

- To ta specjalna kurtka, o kt贸r膮 mnie pani prosi艂a. Nie uda艂o mi si臋 znale藕膰 nic innego...

- Niech pan ju偶 wi臋cej nic nie m贸wi 鈥 przerwa艂a mu Valerie. 鈥 To ju偶 szczyt wszystkiego.

- Raczej dno ni偶 szczyt - skomentowa艂 jej s艂owa z szyderczym u艣mie­chem Wagner, cho膰 powoli zacz臋艂o mu by膰 偶al Weinsteina.

- No dobrze, od biedy musi nam to wystarczy膰. inne rzeczy?

Weinstein wskaza艂 w milczeniu kanap臋 stoj膮c膮 w drugim ko艅cu po­koju. Valerie skin臋艂a na Wagnera i Sin臋, 偶eby poszli za ni膮.

- Po co to wszystko? - spyta艂 Wagner, podchodz膮c do kanapy. Obaj z Sin膮 spojrzeli na Valerie z ciekawo艣ci膮 i troch臋 podejrzliwie.

- To wasza polisa na 偶ycie, bo musia艂am troch臋 zmieni膰 plan - u艣miechn臋艂a si臋 Valerie i opowiedzia艂a im o swoich nowych pomys艂ach. Kiedy sko艅czy艂a, Wagner opad艂 na fotel i spojrza艂 na ni膮 zszokowany.

- Chyba nie m贸wisz powa偶nie? 鈥 spyta艂.

Sina zblad艂 i sta艂 w milczeniu. Obaj znowu zacz臋li co艣 podejrzewa膰, ponownie nasz艂y ich w膮tpliwo艣ci. To, co zaproponowa艂a im Valerie, wy­starczy艂oby na dziesi臋膰 thriller贸w, cho膰 opowiedzia艂a o wszystkim ze swa­d膮 w g艂osie. Obaj przyjaciele spojrzeli po sobie, maj膮c nadziej臋, 偶e Vale­rie 偶artuje. Jednak jedno jej spojrzenie u艣wiadomi艂o im, 偶e m贸wi prawd臋.

- Uwa偶am, 偶e tracimy czas, a nie mo偶emy sobie pozwoli膰, 偶eby prze­szkodzi艂y nam jakie艣 figle - odparia Valerie suchym tonem. - Zaczynamy. R贸bcie to, co wam m贸wi艂am.

Ponownie odwr贸ci艂a si臋 w stron臋 Weinsteina:

- Dzi臋ki za wszystko - powiedzia艂a. Weinstein wyra藕nie poja艣nia艂 na twarzy. - Ale mam jeszcze jedn膮 spraw臋. Na podw贸rzu stoi zielony mer­cedes. Widzi go pan?

Valerie wzi臋艂a m臋偶czyzn臋 za rami臋, poci膮gn臋艂a za sob膮 do okna i po­kaza艂a mu pojazd. Weinstein skin膮艂 g艂ow膮.

- To nasz E-bus, tak go nazywamy. Naszpikowany elektronik膮, w tym najnowsz膮 technik膮 do pods艂uch贸w. Opowiadaj膮 o nim prawdziwe cuda, aleja go nigdy od 艣rodka nie widzia艂em.

- Kilka dni temu kto艣 korzysta艂 z tego samochodu podczas akcji w Klostemeuburgu. Czy pan wie, kto z personelu ambasady nim jecha艂?

Weinstein pokr臋ci艂 przecz膮co g艂ow膮:

- Nie mam poj臋cia, ale mog臋 si臋 dowiedzie膰, je艣li pani chce.

Kilka minut p贸藕niej ca艂a tr贸jka by艂a znowu w drodze. Wagner zaprogramowa艂 GPS-a, wpisuj膮c jako cel podr贸偶y Panensk膰 Brezany. Valerie zaj臋ta by艂a wyszukiwaniem najlepszej drogi wyjazdowej z Wiednia na wsch贸d. Jej ma艂y komputer stara艂 si臋 u艂o偶y膰 jak najbardziej dogodn膮 tras臋. Tu偶 przed granicami miasta zadzwoni艂 jej telefon kom贸r­kowy. Zg艂osi艂 si臋 Weinstein.

- Szybko si臋 pan sprawi艂 - pochwali艂a go Valerie.

- W tym miesi膮cu nasz E-bus by艂 u偶ytkowany tylko przez jeden dzie艅 鈥 stwierdzi艂 z dum膮 w g艂osie Weinstein. 鈥 Rozumiem wi臋c, 偶e by艂o to wtedy, gdy Paul Wagner widzia艂 go w Klostemeuburgu. Tamtego dnia przyjecha艂 do nas z wizyt膮 kto艣 z Niemiec. Dowiedzia艂em si臋, 偶e w samo­chodzie znajdowa艂 si臋 niejaki profesor Klein z Drezna.

Valerie doda艂a gazu i mazda przemkn臋艂a przez skrzy偶owanie, zanim na sygnalizacji zapali艂o si臋 czerwone 艣wiat艂o.

- Kto opr贸cz profesora z Drezna jecha艂 wtedy jeszcze tym samo­chodem? 鈥 spyta艂a. Zmieni艂a pas, wyprzedzi艂a miejski autobus i wr贸ci艂a na ten sam pas, unikaj膮膰 zderzenia z nadje偶d偶aj膮cym z przeciwnej stro­ny tramwajem.

- Nie uwierzy pani, ale to by艂 nasz ambasador - stwierdzi艂 Weinstein.

Valerie sko艅czy艂a rozmow臋 i od razu si臋 domy艣li艂a, kogo Oded Sha-

piro wystawi艂 na rezerw臋.

Komisarz Berner spa艂 藕le i kr贸tko. Przez d艂ugie godziny przewraca! si臋 z boku na bok w pi臋knym io偶u swojego feudalnego aresz­tu i zastanawia! si臋 nad r贸偶nymi rozwi膮zaniami. W ko艅cu, oko艂o czwar­tej, doszed艂 do wniosku, 偶e szanse na to, aby wydosta膰 si臋 z tego miejsca bez szwanku, s膮 zatrwa偶aj膮co niewielkie bez wzgl臋du na to, czy Wagner i Sina si臋 tu zjawi膮 czy nie. Wszystko, czego dowiedzia艂 si臋 o tajemnicy Fryderyka i Radzie Dziesi臋ciu, wyklucza艂o szans臋 na prze偶ycie. Stra偶nicy chcieli dosta膰 w swoje r臋ce Wagnera i Sin臋, a jednocze艣nie zlikwidowa膰 jego. Bemer nie wierzy艂, 偶e prze偶yje wymian臋, do kt贸rej wkr贸tce mia艂o doj艣膰.

- Apulia ju偶 na zawsze pozostanie w sferze marze艅 鈥 mrukn膮艂 i wsta艂 z 艂贸偶ka. Z艂o艣ci艂 si臋, 偶e nie zd膮偶y艂 zadzwoni膰 do c贸rki. Pomy艣la艂 te偶 o Burg- haxdde i Ruzicce. Na pogrzebie jego koledzy wyg艂osz膮 pewnie jak膮艣 dwu­znaczn膮 mow臋 po偶egnaln膮, ale akurat to by艂o mu oboj臋tne.

- Zupe艂nie niepotrzebnie p艂aci艂e艣 sk艂adki na ubezpieczenie emery­talne - mrukn膮艂 do siebie, stoj膮c pod prysznicem. Zastanawia艂 si臋, na co m贸g艂 wyda膰 te pieni膮dze W przesz艂o艣ci.

Kiedy si臋 ubra艂, zapuka艂 od wewn膮trz do drzwi i chwil臋 potem po­czu艂 powiew 鈥濧nge ou D茅mon鈥, co oznacza艂o, 偶e do jego pokoju przysz艂a siostra Agnes.

- Mam nadziej臋, 偶e tak偶e tej nocy czu艂 si臋 pan dobrze w naszym to­warzystwie, chocia偶鈥攃zego jestem najzupe艂niej pewna 鈥 w艂a艣nie dzi艣 nas pan opu艣d. Osobi艣cie bardzo tego 偶a艂uj臋 - stwierdzi艂a z u艣miechem, po­kazuj膮c Bemerowi skinieniem r臋ki, 偶eby za ni膮 poszed艂.

Bemer szybko si臋 rozejrza艂, ale opr贸cz mej nikogo nie zauwa偶y艂. Sio­stra Agnes zdawa艂a si臋 czyta膰 w jego my艣lach.

- Niech pan sobie nie robi 偶adnych z艂udze艅. Moi ludzie nie s膮 wpraw­dzie niewidzialni, ale bardzo dyskretni. Nie rzutuje to w 偶aden spos贸b na ich sprawno艣膰 i skuteczno艣膰.

Bemer mrukn膮艂 co艣 niezrozumiale i poszed艂 za ni膮 do salonu, gdzie czeka艂o ju偶 na nich 艣niadanie. By艂o tak wykwintne, 偶e mog艂oby przynie艣膰 zaszczyt jakiemu艣 pi臋ciogwiazdkowemu hotelowi.

- Jak pan widzi, staramy si臋 uwie艣膰 naszych go艣ci 鈥 powiedzia艂a sio­stra Agnes, zajmuj膮c miejsce przy stole naprzeciwko Bernera.

- Czy s艂usznie si臋 domy艣lam, 偶e to m贸j ostatni posi艂ek przed egze­kucj膮? I spyta艂, pr贸buj膮c wydoby膰 z niej co艣 wi臋cej.

Siostra Agnes potrz膮sn臋艂a strofuj膮co g艂ow膮.

- Panie komisarzu, musi pan wiedzie膰, 偶e chodzi nam o Wagnera i Sin臋, a nie o pana. Pan tylko wype艂nia艂 swoje obowi膮zki. B膮d藕my jednak szczerzy: bez wiedzy, jak膮 dysponowali Wagner z Sin膮, nie posun膮艂by si臋 pan w tej sprawie ani o krok. Oba zab贸jstwa 鈥 w ko艣ciele i w mieszkaniu Mertensa - pozosta艂yby na zawsze niewyja艣nione. A teraz jedzmy.

Berner spojrza艂 na ni膮, ale nie uwierzy艂 w ani jedno jej s艂owo. Mia艂 nadziej臋, 偶e Sina i Wagner wpadn膮 na jaki艣 genialny pomys艂, sp艂ynie na nich boskie natchnienie i wymy艣l膮 niezawodny plan. Je艣li nie, za kilka go­dzin ca艂a tr贸jka b臋dzie martwa.

Czeska autostrada prowadz膮ca do Pragi by艂a zbudowana z betonowych p艂yt. Pasa偶erowie mazdy czuli si臋, jakby jechali po torze testowym jakiego艣 producenta samochod贸w. Valerie stara艂a si臋 nie prze­kroczy膰 dozwolonej pr臋dko艣ci, 偶eby nie zatrzyma艂 ich kt贸ry艣 z licznych patroli czeskiej drog贸wki. Na wszystko mogli sobie pozwoli膰, tylko nie na sp贸藕nienie. Ramy czasowe by艂y 艣ci艣le okre艣lone, plan ryzykowny i dlatego musia艂a wykluczy膰 czynnik przypadku.

Sina i Wagner siedzieli zatopieni w my艣lach. Wymiana zosta艂a usta­lona na godzin臋 12.30. Z ka偶d膮 up艂ywaj膮c膮 minut膮 rozstrzygni臋cie sta­wa艂o si臋 coraz bli偶sze, czas ucieka艂 im coraz bardziej.

Tu偶 przed obwodnic膮 Pragi Valerie przerwa艂a milczenie.

Mo偶e wolicie si臋 jeszcze zastanowi膰?鈥攕pyta艂a, spogl膮daj膮c na Wa­gnera, kt贸ry gapi艂 si臋 nieobecnym wzrokiem na ulic臋. - Za p贸艂 godziny b臋dzie za p贸藕no.

Zamiast Wagnera odpowiedzia艂 jej Sina. Jego g艂os by艂 zaskakuj膮co zdeterminowany i mocny.

To najbardziej szalona rzecz, jak膮 robi臋 w ca艂ym moim 偶yciu. Znam siebie na tyle dobrze, 偶e wiem, i偶 nigdy bym sobie nie wybaczy艂, gdyby艣my tego nie spr贸bowali. Nie mamy o czym m贸wi膰.

Valerie u艣miechn臋艂a si臋 szeroko, jeszcze raz spojrza艂a na Wagnera i zobaczy艂a u艣miech b艂膮dz膮cy na jego wargach.

W m艂odo艣ci cz臋sto k艂贸cili艣my si臋 z Georgiem o r贸偶ne drobiazgi. Godzinami potrafili艣my prowadzi膰 wojny na s艂owa. Powody by艂y 艣miesz-

ne, spierali艣my si臋 g艂贸wnie dla pozoru. Mogli艣my ca艂e wieczory walczy膰 na argumenty. I nigdy nie dosz艂o mi臋dzy nami do prawdziwej k艂贸tni. Traktowali艣my to jak rodzaj sportu, mierzenia si臋 na si艂y, dyskusj臋 dla sa­mej dyskusji. Natomiast dzisiaj albo pope艂niamy najwi臋kszy b艂膮d naszego 偶yda, albo dokonujemy najwi臋kszego wyczynu ca艂ego stulecia. I w艂a艣nie teraz, kiedy nale偶a艂oby powiedzie膰 co艣 wi臋cej, mog臋 rzec tylko to: ca艂ko­wicie zgadzam si臋 z Georgiem.

Berner spojrza艂 na zegarek. Dochodzi艂a dwunasta. Pomy艣la艂, 偶e chwila prawdy zbli偶a si臋 wielkimi krokami. By艂 na siebie z艂y, 偶e nie za­bra艂 p艂aszcza. Pogoda popsu艂a si臋, a porywisty wiatr przyni贸s艂 od p贸艂nocy opady gradu, kt贸rym towarzyszy艂y burzowe chmury. 艢mig艂a helikoptera, stoj膮cego nieopodal ko艣cio艂a, obraca艂y si臋 powoli. Pilot zasiad艂 za sterami i po chwili w kokpicie zacz臋艂y rozb艂yskiwa膰 kolejne lampki.

- Nie tr膮d pani czasu 鈥 powiedzia艂 Berner do stoj膮cej obok niego siostry Agnes.

- Musimy si臋 trzyma膰 ustalonego planu lotu - odpar艂a. - Czeski urz膮d nadzoru lot贸w jest pod tym wzgl臋dem r贸wnie wymagaj膮cy jak inne kraje Unii Europejskiej.

Do ustalonej godziny zosta艂o jeszcze trzydzie艣d minut.

Valerie od razu zauwa偶y艂a helikopter, pa艂ac i ogr贸d, m臋偶czyzn臋 i kobiet臋, kt贸rzy stali przy wej艣du do budynku, jak r贸wnie偶 dw贸ch uzbrojonych, ubranych na czarno typ贸w, kt贸rzy gdy tylko ujrze­li nadje偶d偶aj膮c膮 mazd臋, wyszli z bocznych drzwi, Spojrza艂a na zegarek: 12.32. Dwie minuty sp贸藕nienia.

- Tam stoi Bemer 鈥 powiedzia艂 Wagner. Valerie postanowi艂a zatrzy­ma膰 samoch贸d w r贸wnej odleg艂o艣d od budynku i od helikoptera, 偶eby oba te obiekty mie膰 na oku.

- Georg, ty podejdziesz do kobiety, to prawdopodobnie przewodni­cz膮ca Rady Dziesi臋du 鈥 poleci艂a Valerie.

Sina zacz膮艂 si臋 zastanawia膰, sk膮d Valerie o tym wie. Z powodu du偶ej odleg艂o艣d dziel膮cej go od kobiety nie m贸g艂 rozpozna膰 jej twarzy.

- Paul 鈥 ty p贸jdziesz w stron臋 obu uzbrojonych m臋偶czyzn. Rozdzie- lide si臋, kiedy Berner b臋dzie ju偶 przy samochodzie. Id藕de powoli, bar­dzo powoli.

Valerie wyj臋艂a pistolet, prze艂adowa艂a go i wsun臋艂a za pasek spodni, potem wzi臋艂a jeszcze kurtk臋 drwala i wysiad艂a z samochodu.

- Ufasz jej? 鈥 spyta艂 Wagner, otwieraj膮c drzwi.

- Gdybym wiedzia艂, czy mog臋, poczu艂bym si臋 lepiej - westchn膮艂 Sina.

Kiedy Ber艅er zobaczy艂 mazd? z napisem 鈥濸izza Express" na drzwiach, wyda艂a mu si臋 ogl臋dnie m贸wi膮c dziwna. Z takim wygl膮dem samoch贸d zupe艂nie nie pasowa艂 do wypiel臋gnowanego parku, barokowe­go ko艣cio艂a i rze藕b przedstawiaj膮cych greckie boginie. Jednak bardziej za­skoczy艂 go widok kobiety, kt贸ra wysiad艂a z mazdy. By艂a bardzo podobna do tragicznie zmar艂ej Clary. Berner przypomnia艂 sobie zdj臋cia z wypad­ku i dlatego wygl膮d kobiety wprawi艂 go w spore zak艂opotanie. R贸wnie zaskoczona by艂a siostra Agnes. Czy to ta sama kobieta, kt贸ra w Chem­nitz uratowa艂a 偶ycie Wagnerowi i Sinie? Ta sama, kt贸r膮 widzia艂a wczoraj w Paradies? Chwil臋 p贸藕niej drzwi samochodu otworzy艂y si臋 i ze 艣rodka wysiedli Sina z Wagnerem. Stan臋li obok kobiety i czekali.

- Mam nadziej臋, 偶e trafisz w cel - powiedzia艂 Wagner.

- Drugiej szansy nie b臋dzie.

Mam nadziej臋, 偶e jeste艣 wystarczaj膮co szybki - odpar艂a Valerie, spo­gl膮daj膮c na Wagnera, kt贸ry wpatrywa艂 si臋 skupionym wzrokiem w komi­sarza. Jego twarz wyra偶a艂a zdecydowanie, jakiego Valerie nigdy wcze艣niej u niego nie widzia艂a. A mo偶e to by艂a rozpacz?

Berner marz艂 na ch艂odnym powietrzu, ale widz膮c Sin臋 i Wagnera, odczu艂 wielk膮 ulg臋., Jednak przyjechali, nie zostawili mnie na lodzie鈥, pomy艣la艂 z wdzi臋czno艣ci膮. W tym momencie siostra Agnes prze­rwa艂a tok jego my艣li.

Niech pan idzie 鈥 powiedzia艂a cichym g艂osem.

Berner ruszy艂 wolno przed siebie. Kiedy Sina i Wagner zobaczyli, 偶e komisarz idzie w ich stron臋, ruszyli mu naprzeciw, r贸wnie偶 powoli. Spoj­rzenia wszystkich os贸b skupi艂y si臋 na trzech id膮cych m臋偶czyznach, kt贸rzy zbli偶ali si臋 do siebie. W po艂owie drogi dosz艂o do spotkania. Berner chcia艂 co艣 powiedzie膰, ale Wagner da艂 mu dyskretny znak.

Niech pan robi wszystko, co ka偶e Valerie, i niech pan idzie szybciej

sykn膮艂 do Bemera i sekund臋 p贸藕niej wymin臋li si臋.

Komisarz przyspieszy艂 kroku, natomiast Sina i Wagner zacz臋li i艣膰 wolniej. Kiedy Bemer dotar艂 do Valerie, ta poda艂a mu kurtk臋 m贸wi膮c:

- Niech pan j膮 w艂o偶y i zapnie.

W tym momencie Wagner i Sina rozdzielili si臋: Sina skierowa艂 si臋 w stron臋 siostry Agnes, Wagner skr臋ci艂 w lewo. I nagle sta艂o si臋 co艣, czego Bemer si臋 nie spodziewa艂: Valerie wyj臋艂a pistolet i dwa razy z niego wy­strzeli艂a. Wyda艂o mu si臋, 偶e czas nagle si臋 zatrzyma艂. Pociski trafi艂y Wa­gnera i Sin臋. Obaj upadli na ziemi臋.

Si艂a, z jak膮 pocisk uderzy艂 Wagnera, prawie wyrwa艂a go z but贸w i rzuci艂a na ziemi臋. Poczu艂 silny b贸l w ca艂ym ciele i odni贸s艂 wra­偶enie, jakby nagle kto艣 uderzy艂 go ci臋偶kim m艂otem. Potem poczu艂, jak po plecach 艣cieka mu krew. Upad艂 i zacz膮艂 drapa膰 palcami traw臋, z ust ciek艂a mu stru偶ka krwi. Rozpaczliwie walczy艂 z ciemno艣ci膮, kt贸ra powoli zacz臋­艂a przys艂ania膰 mu 艣wiat.

Sina spodziewa艂 si臋 wszystkiego, tylko nie tego. Poczu艂 si臋 tak, jakby nagle od ty艂u uderzy艂a go ci臋偶ar贸wka. Polecia艂 do przodu jak z procy i upad艂 przed siostr膮 Agnes, tu偶 u jej st贸p. Jasnoczerwona plama krwi na jego plecach ros艂a w przera偶aj膮cym tempie, podobnie jak b贸l, kt贸ry promieniowa艂 z plec贸w na ca艂e cia艂o. 鈥濨o偶e, pom贸偶 mi鈥, j臋kn膮艂.

Kiedy Berner to zobaczy艂, krzykn膮艂 鈥濶ie*鈥 i chcia艂 si臋 rzuci膰 na Valerie, ale ta przytkn臋艂a mu pistolet do brody.

Nie rusza膰 si臋! 鈥 powiedzia艂a ostrym, nie znosz膮cym sprzeciwu to­nem.

Siostra Agnes da艂a znak i w tym momencie rozleg艂 si臋 strza艂. Kula trafi艂a Bemera na wysoko艣ci serca. Komisarz upad艂 na samoch贸d, chwyci艂 si臋 za pier艣 i rz臋偶膮c, osun膮艂 si臋 na ziemi臋.

W tym samym momencie na ziemi臋 rzuci艂a si臋 te偶 Valerie. Chwyci艂a pistolet, unios艂a go i strzeli艂a w stron臋 dw贸ch uzbrojonych m臋偶czyzn, kt贸rzy natychmiast si臋 rozbiegli, 偶eby znale藕膰 jak膮艣 os艂on臋 przed pociskami. Sio­stra Agnes pochyli艂a si臋 nad krwawi膮cym Sin膮 i chcia艂a wyczu膰 jego puls, gdy nagle poczu艂a, jak ten chwytaj膮 za szyj臋, oplata 偶elaznym chwytem i ci膮gnie na ziemi臋. W nast臋pnej chwili w jego r臋ce pojawi艂 si臋 n贸偶 ukry­ty w r臋kawie. Sina dotkn膮艂 ostrzem t臋tnicy na szyi swojej przeciwniczki.

- Od tej chwili obowi膮zuj膮 inne regu艂y gry - powiedzia艂 ostrym g艂o­sem. - Teraz my tu rz膮dzimy.

Podni贸s艂 si臋 z ziemi, poci膮gaj膮c za sob膮 siostr臋 Agnes, ale n贸偶 nadal trzyma艂 przytkni臋ty do jej szyi.

- Rzu膰cie bro艅! - rozkaza艂 obu uzbrojonym m臋偶czyznom - albo wa­sza prze艂o偶ona straci okazj臋 do ostatniej modlitwy.

Wagner us艂ysza艂 szcz莽k broni upadaj膮cej na ziemi莽 i mimo ogromnego b贸lu w plecach zmusi艂 si臋 do powstania, 偶eby zebra膰 pistolety. Potem wyj膮艂 z kieszeni dwie opaski zaciskowe i zwi膮za艂 nimi obu m臋偶­czyzn. Jedno spojrzenie w stron臋 samochodu wystarczy艂o. Valerie kl臋cza艂a obok Bernera i rozpina艂a mu kurtk臋. W tym momencie Wagner zauwa偶y艂, 偶e za sterami helikoptera nie ma pilota!

Berner wpatrywa艂 si臋 w twarz Clary i doszed艂 do wniosku, 偶e jest martwy. To wcale nie takie straszne uczucie, gdyby nie ten choler­ny ch艂贸d i b贸l w klatce piersiowej, pomy艣la艂. Potem zobaczy艂, jak w jego stron臋 biegnie Paul. A wi臋c on te偶 nie 偶yje, pomy艣la艂, jego te偶 ta wariatka zabi艂a. Kiedy jednak ujrza艂, 偶e zbli偶a si臋 Sina, prowadz膮c ze sob膮 siostr臋 Agnes, pojawi艂y si臋 pierwsze w膮tpliwo艣ci.

Valerie ucieszy艂a si臋, widz膮c, 偶e Berner 偶yje, a Sina ma wszystko pod kontrol膮. 鈥濶o prosz臋 - pomy艣la艂a. - Trzy kuloodporne ka­mizelki i troch臋 sztucznej krwi potrafi膮 zdzia艂a膰 prawdziwe cuda鈥. W tym samym momencie ujrza艂a, jak Wagner biegnie w jej stron臋 z pistoletem w r臋ku. Valerie wyprostowa艂a si臋. Wagner zatrzyma艂 si臋, wycelowa艂 i wte­dy ujrza艂a wylot lufy skierowany w swoj膮 stron臋. Pad艂 strza艂.

Pocisk przelecia艂 mo偶e trzy centymetry od jej g艂owy i trafi艂 pilota, kt贸ry czai艂 si臋 z gotowym do strza艂u pistoletem po drugiej stronie mazdy. Pilot wyda艂 okrzyk b贸lu i rzuci艂 pistolet. W tym momencie Valerie ock­n臋艂a si臋 z odr臋twienia. Wagner stan膮艂 przy niej i u艣miechn膮艂 si臋.

- Czy偶by pani mi nie ufa艂a, pani major? - spyta艂, podaj膮c jej pistolet

Mo偶esz go zabra膰, ju偶 nie b臋dzie mi potrzebny.

- Czas si臋 st膮d zbiera膰 - powiedzia艂 Sina i pchn膮艂 siostr臋 Agnes na samoch贸d. - Pewnie nied艂ugo zjawi膮 si臋 posi艂ki, a wtedy nie powinno nas tu by膰.

- Dlatego jestem zdania, 偶e powinni艣my skorzysta膰 z szybszego 艣rod­ka transportu - zaproponowa艂a Valerie, wskazuj膮c na helikopter.

Siostra Agnes potrz膮sn臋艂a g艂ow膮.

-Jest tylko pewien problem 鈥 oznajmi艂a szyderczym tonem. 鈥 Przed chwil膮 wyeliminowali艣cie pilota.

- Ale nie na trwa艂e, jak to by艂o z p艂atnym zab贸jc膮, kt贸rego wczoraj przygwo藕dzi艂a pani do krzy偶a - odpar艂a Valerie. - Bo to pani go zabi艂a, prawda?

Siostra Agnes nie odpowiedzia艂a na to pytanie.

- No to kto b臋dzie sterowa艂 helikopterem? - spyta艂 Wagner.

- Przecie偶 wiesz, 偶e niech臋tnie dopuszczam innych do sterowania

- roze艣mia艂a si臋 Valerie. I nagle unios艂a do g贸ry Bernera, kt贸ry zdumio­ny spojrza艂 na ni膮 z g贸ry. 鈥 Bez wzgl臋du 艅a to, czy jeste艣my na ziemi czy w powietrzu.

- Umiesz pilotowa膰 helikopter? 鈥 zdziwi艂 si臋 Wagner, podczas gdy Sina ruszy艂 z siostr膮 Agnes w stron臋 maszyny, t:

-Ju偶 kiedy艣 to robi艂am, raz, ale to co艣 takiego jak jazda rowerem.Tego si臋 nigdy nie zapomina.

W jej oczach pojawi艂 si臋 dziwny wyraz, kt贸ry zaniepokoi艂 Wagnera.

- Czy latasz w taki sam spos贸b, jak je藕dzisz samochodem? - spyta艂.

- Szykuj si臋 na prze偶ycia鈥攐dpar艂a Valerie, wyci膮gaj膮c z mazdy swo­j膮 sportow膮 torb臋.

Weinstein b臋dzie musia艂 zorganizowa膰 ekip臋 ratunkow膮, 偶eby za­bra膰 st膮d samoch贸d鈥, pomy艣la艂a i na sam膮 my艣l o tym u艣miechn臋艂a si臋 szeroko.

-Jasne, fajnie by艂oby prze偶y膰 - mrukn膮艂 Berner, spogl膮daj膮c w niebo, z kt贸rego wiatr zd膮偶y艂 ju偶 przegna膰 deszczowe, nisko zalegaj膮ce chmury.

- Hej, wy tam na g贸rze, chyba b臋dziecie musieli jeszcze na mnie troch臋 poczeka膰 鈥 zawo艂a艂 i roze艣mia艂 si臋 na ca艂y g艂os.

M臋偶czyzna, kt贸ry obserwowa艂 te wydarzenia z okna na g贸rnym pi臋trze, zakl膮艂 g艂o艣no widz膮c, jak Sina przystawia n贸偶 do szyi sio- stry Agnes i sytuacja b艂yskawicznie wymyka im si臋 spod kontroli. Kiedy

na dodatek ujrza艂, jak wszyscy biegn膮 w stron臋 helikoptera, zaniem贸wi艂. Jednak ju偶 po chwili si臋gn膮艂 po telefon i wybra艂 numer.

Wagner usiad艂 w kokpicie i zapi膮艂 pas. Obserwowa艂 Valerie, kt贸ra wprawnymi ruchami przesuwa艂a d藕wignie, wciska艂a przyciski

i sprawdza艂a wska藕niki. W ko艅cu mrukn臋艂a do siebie:

Battery switch on, fuel pumps checked\ fuel pressure checked, fuel quan­tity checked.

Przenosi艂a d艂onie z jednego prze艂膮cznika na drugi, kontrolowa艂a wzro­kiem odczyty wska藕nik贸w.

Throttle closed, rotor free, area clear, starter engage.

Rozleg艂 si臋 d藕wi臋k 艣mig艂a, kt贸re obraca艂o si臋 coraz szybciej. Valerie sprawdzi艂a, czy ci艣nienie oleju osi膮gn臋艂o w艂a艣ciwy poziom, mocno chwy­ci艂a d藕wigni臋 rozrusznika, poczeka艂a, a偶 艣mig艂a uzyskaj膮 w艂a艣ciw膮 liczb臋 obrot贸w i doda艂a gazu.

Silnik musi si臋 pogrza膰 przynajmniej przez minut臋. Zerknij od czasu do czasu, czy na zewn膮trz nic si臋 nie dzieje - zawo艂a艂a do Wagne­ra, przekrzykuj膮c ha艂as silnika, i w艂膮czy艂a radio. Potem wykona艂a kolejne czynno艣ci niezb臋dne do tego, 偶eby wystartowa膰. Helikopter marki Sikor­sky by艂 eleganck膮, luksusowo wyko艅czon膮 maszyn膮 osi膮gaj膮c膮 pr臋dko艣膰 do trzystu kilometr贸w na godzin臋. 鈥濼o nie maszyna bojowa, raczej ame­ryka艅ski kr膮偶ownik szos鈥, pomy艣la艂a Valerie.

Nagle nasz艂y j膮 dawne wspomnienia: najpierw pojedyncze, stopnio­wo pojawia艂o si臋 ich coraz wi臋cej. By艂 to prawdziwy kalejdoskop obra­z贸w i kolor贸w, krzyk贸w i b艂ysk贸w, wybuch贸w i d藕wi臋ku wiruj膮cych 艣mi­gie艂. Wszystko trwa艂o tylko chwil臋, bo natychmiast wyrzuci艂a je wszystkie z g艂owy. Musia艂a si臋 w pe艂ni skoncentrowa膰 przed startem.

Po raz ostatni zerkn臋艂a na instrumenty znajduj膮ce si臋 w cz臋艣ci zaznaczo­nej na zielono i w艂膮czy艂a pe艂n膮 moc. Silnik osi膮gn膮艂 sto procent swych mo偶li­wo艣ci. Valerie poci膮gn臋艂a za jedn膮 z d藕wigni i unios艂a maszyn臋 na wysoko艣膰 kilku metr贸w. Poci膮gn臋艂a za inn膮 d藕wigni臋 i obr贸ci艂a helikopter wok贸艂 w艂asnej osi, 偶eby sprawdzi膰, jak wygl膮da jego zwrotno艣膰. Botem wykona艂a kilka innych prostych manewr贸w. W ko艅cu skin臋艂a z zadowoleniem g艂ow膮. Kiedy Wagner na艂o偶y艂 s艂uchawki z mikrofonem, us艂ysza艂, jak Valerie nud jak膮艣 piosenk臋.

Co tam 艣piewasz? 鈥 spyta艂 zaskoczony.

Lady Luck. Znasz zesp贸艂 Rod the Mod?

Wagner roze艣mia艂 si臋 i skin膮艂 g艂ow膮.

Valerie spowa偶nia艂a i prze艂膮czy艂a interkom na pozycj臋 鈥濿szyscy鈥:

- Mam nadziej臋, 偶e wszyscy zapi臋li pasy. Ruszamy.

Berner rozsiad艂 si臋 wygodnie obok Siny w kabinie dla pasa偶er贸w. Sze艣膰 sk贸rzanych foteli, barek i dwa p艂askie ekrany monito­r贸w stanowi艂y g艂贸wne wyposa偶enie helikoptera przeznaczonego dla kadry kierowniczej du偶ych firm. Siostra Agnes siedzia艂a z oboj臋tn膮 min膮 obok Siny. Naukowiec nie spuszcza艂 jej z oczu.

- B贸l w klatce piersiowej stopniowo ust臋puje - stwierdzi艂 Berner. - A jak z pa艅skimi plecami, profesorze?

- Jak po masa偶u wykonanym przez oszala艂ego s艂onia 鈥 odpar艂 su­chym tonem Sina.

- Kto wpad艂 na tak inteligentny pomys艂, 偶eby ubra膰 mnie w kurtk臋 dla drwali? - dopytywa艂 si臋 Berner. - Gust tej osoby oceniam na zero, ale za to skuteczno艣膰 na pi膮tk臋.

Sina skin膮艂 g艂ow膮 i zacz膮艂 si臋 przygl膮da膰 swojej kamizelce z kevlaru.

- Valerie w ostatniej chwili zmieni艂a nasz plan i wys艂a艂a attache woj­skowego ambasady Izraela na wypraw臋 po sklepach. Valerie jest majorem armii izraelskiej i jak wida膰, umie te偶 pilotowa膰 helikopter.

- Czy pan zauwa偶y艂... to znacay.., nie wiem, jak pana o to spyta膰 - pl膮ta艂 si臋 Berner, nie wiedz膮c, jak dobra膰 w艂a艣ciwe s艂owa.

Sina spojrza艂 na niego zach臋caj膮co*

- No dobrze... Czy zauwa偶y艂 pan, jak bardzo Valerie jest podobna do pa艅skiej tragicznie zmar艂ej 偶ony?

Sina spojrza艂 na niego poirytowany:

- Do Clary? Nie, ale teraz, kiedy pan zwr贸ci艂 庐a to uwag臋... mo偶e istnieje jakie艣 dalekie podobie艅stwo.

Zamilk艂 i przez chwil臋 si臋 nad czym艣 zastanawia艂.

- Wie pan, komisarzu, Clara by艂a jedyna w swoim rodzaju. Liczy si臋 nie tylko sam wygl膮d.

Berner skin膮艂 g艂ow膮.

- Ale Valerie? Ta kobieta naprawd臋 du偶o umie: prowadzi samoch贸d, strzela i ma nerwy ze stali. Trzeba jej to przyzna膰. Ale nigdy nie b臋dzie taka jak Clara. - Sina spojrza艂 na barokowy ko艣ci贸艂ek w parku: 鈥擩e艣li jesz- pm* tak dobrze lata jak...

W tym momencie 艣wiat zawirowa艂 mu w oczach i sprawi艂, 偶e Sina wstrzyma艂 oddech z przera偶enia. Oto bowiem Valerie prawie 偶e postawi艂a helikopter na dziobie i pozwoli艂a mu spada膰 lotem nurkuj膮cym.

- Drzewa! Pa艂ac! - krzykn膮艂 spanikowany Wagner, kiedy nagle uj­rza艂, jak okna pierwszego pi臋tra i ga艂臋zie drzew zbli偶aj膮 si臋 w jego kierun­ku w zastraszaj膮cym tempie. Valerie poci膮gn臋艂a jednak lekko za d藕wigni臋

i helikopter przelecia艂 metr nad dachem. Potem skierowa艂a go 艂agodnie w lewo i przelecia艂a metr nad ulic膮 biegn膮c膮 wzd艂u偶 pa艂acu.

-Jeste艣 szalona, ale chyba o tym wiesz? Dlaczego lecisz pod pr膮d? - spyta艂 Wagner z przera偶eniem.

Zada艂 jej to pytanie, bo nagle jak na zawo艂anie zza rogu wyjecha艂a ci臋偶ar贸wka i skierowa艂a si臋 wprost na helikopter. Jej kierowca mia艂 pani­k臋 wypisan膮 na twarzy 鈥 niespodziewanie ujrza艂 przed sob膮 czarny heli­kopter. Natychmiast zacz膮艂 gwa艂townie hamowa膰. Valerie najpierw lekko unios艂a maszyn臋, a potem skierowa艂a j膮 ostro w g贸r臋, jakby to by艂a winda ekspresowa.

- Wprawdzie nie jest to bojowy 艣mig艂owiec typu Apacz, ale w sumie nie jest wcale taki z艂y鈥攑owiedzia艂a z u艣miechem. Wzi臋艂a ostatni, szeroki zakr臋t i 艂agodnie poprowadzi艂a maszyn臋 kursem na zach贸d. Na jednym z urz膮dze艅 nawigacyjnych pojawi艂 si臋 zarys mapy: stopniowo stawa艂 si臋 coraz wyra藕niejszy. 鈥 Proponuj臋, 偶eby艣my oblecieli Prag臋 lukiem. Potem we藕miemy kurs na po艂udnie, na Budziejowice, nast臋pnie na austriacki Waldviertel i stamt膮d na Wiede艅.

Pod nimi wi艂a si臋 wst臋ga autostrady prowadz膮cej do Pragi. Zaraz za ni膮 wida膰 by艂o du偶e l膮dowisko z wybetonowanym pasem startowym. Przed jednym z hangar贸w sta艂 helikopter, kt贸ry grza艂 silniki.

Valerie wskaza艂a r臋k膮 na pas startowy i hangary

- To, co widzicie na dole, to najwi臋kszy zak艂ad lotniczy w Czechach, AERO Vodochody. Powstaj膮 tam maszyny szkoleniowe dla armii ca艂ego 艣wiata, w tym tak偶e dla firmy Sikorsk膮 kt贸ra wyprodukowa艂a nasz heli­kopter.

Valerie skr臋ci艂a na po艂udnie, 偶eby nie blokowa膰 przestrzeni nad l膮­dowiskiem. W pewnej chwili przez radio zg艂osi艂 si臋 czeski kontroler lotu. Valerie poda艂a mu destynacj臋 i orientacyjn膮 godzin臋 przylotu.

Jak wszystko dobrze p贸jdzie, za nieca艂膮 godzin臋 b臋dziemy w Wiedniu

- powiedzia艂a pewnym siebie g艂osem do Wagnera i podkr臋ci艂a ogrzewanie.

- Wygl膮da, jakby艣 si臋 wychowywa艂a w helikopterach 鈥 zauwa偶y艂 Wa­gner. - Od jak dawna latasz?

- Zbyt d艂ugo, ale mia艂am te偶 do艣膰 d艂ug膮 przerw臋 - odpar艂a tajem­niczo. W tej samej chwili w jej g艂owie znowu pojawi艂y si臋 dawne obrazy

i wspomnienia. - Lata艂am helikopterem w si艂ach lotniczych, jeszcze zanim przesz艂am do wojsk l膮dowych. Ale to by艂o ju偶 sze艣膰 lat temu.

Wagner wyczu艂 napi臋cie w jej g艂osie.

- Niemi艂e wspomnienia? - dopytywa艂 si臋 dalej.

Valerie skin臋艂a w milczeniu g艂ow膮.

- Czy istnia艂 pow贸d, dla kt贸rego przesz艂a艣 do wojsk l膮dowych? Mo偶e latanie przesta艂o ci sprawia膰 przyjemno艣膰?

- W pewnej chwili mia艂am ju偶 do艣膰 latania, bo...

Reszt臋 zdania dopowiedzia艂 za ni膮 Wagner:

- .. .bo uleg艂am wypadkowi?

Valerie skin臋艂a g艂ow膮 i dawne wspomnienia znowu o偶y艂y.

- Mo偶e lepiej zmie艅my temat, musisz si臋 skoncentrowa膰 na locie - zaproponowa艂 Wagner, spogl膮daj膮c przez szyb臋 kokpitu na okolic臋. Silny wiatr ci膮gle wstrz膮sa艂 helikopterem. Nisko wisz膮ce chmury nie pozwala艂y na osi膮gni臋cie zbyt du偶ej wysoko艣ci.

Z pocz膮tku Valerie nie zareagowa艂a na jego s艂owa. Walczy艂a ze sob膮, chcia艂a wyprze膰 z pami臋ci dawne obrazy i wspomnienia, ale bez powo­dzenia.

- To si臋 sta艂o podczas 艣ci艣le tajnej akcji za granic膮. Wys艂ano tam tylko ochotnik贸w - zacz臋艂a, zacinaj膮c si臋 co drugie s艂owo. - Zg艂osi艂am si臋, bo... ach, zreszt膮 niewa偶ne, to nie ma zwi膮zku ze spraw膮. Lecieli艣my helikopte­rem przez niewielk膮 dolin臋. To ja trzyma艂am stery, obok mnie siedzia艂 do­艣wiadczony drugi pilot, a w kabinie sze艣ciu uzbrojonych po z臋by 偶o艂nierzy. Tamta dolina by艂a w膮ska jak tunel, w dole p艂yn臋艂a.rzeka, na lewo i prawo ros艂y drzewa. Korony drzew tworzy艂y co艣 w rodzaju dachu nad tunelem. Nad sob膮 mia艂am pi臋膰 metr贸w wolnej przestrzeni, pod sob膮 mo偶e ze dwa...

Valerie zamilk艂a, Wagner czeka艂 na dalszy ci膮g opowie艣ci.

- 艢ciga艂 nas obcy helikopter, jego pilot na pewno nie by艂 偶贸艂todzio­bem. Zna艂 wszystkie sztuczki, fortele, ka偶dy zakr臋t i kierunek, w kt贸rym p艂yn膮艂 strumie艅. To by艂 jego teren, tu si臋 urodzi艂, dorasta艂. My byli艣my in­truzami. Nie mog艂am si臋 wznie艣膰, nie mog艂am opa艣膰. Mog艂am lecie膰 tylko przed siebie. Niestety, tamten by艂 coraz bli偶ej, a ja lecia艂am ju偶 na rezerwie.

Zielony tunel znowu przemkn膮艂 jej przed oczami; ujrza艂a konary dizew, kt贸re zach艂annie wyci膮ga艂y po ni膮 swoje szpony i zwodnicz膮 po­wierzchni臋 wody, kt贸ra z chwil膮 gdy jej dotknie, zamieni si臋 w twardy beton. Kiedy wr贸ci艂a do swojej opowie艣ci, na jej czole pojawi艂y si臋 krople potu.

-1 nagle tamten pilot wystrzeli艂 w nasz膮 stron臋 rakiety. Dwie pierw­sze trafi艂y w brzeg rzeki, poniewa偶 w tym miejscu znajdowa艂 si臋 zakr臋t, a ja skry艂am si臋 za nim o wiele wcze艣niej, ni偶 tamten si臋 spodziewa艂. Za zakr臋tem zobaczy艂am, 偶e rzeka na d艂ugim odcinku p艂ynie prosto i zrozu­mia艂am, 偶e za chwil臋 nast膮pi koniec. Zredukowa艂am pr臋dko艣膰 ile si臋 da艂o, krzykn臋艂am 鈥濿yskakujemy!鈥, prze艂膮czy艂am na autopilota i wyskoczy艂am do wody. Tak zapar艂o mi dech, jakbym lecia艂a co najmniej osiemdziesi膮t­k膮 na godzin臋. W tym momencie kolejna rakieta trafi艂a nasz helikopter. Nast膮pi艂 wybuch, powsta艂a kula ognia, szcz膮tki maszyny spad艂y do wody, a ten obcy helikopter przelecia艂 nade mn膮 i znik艂 za zakr臋tem. Nikt opr贸cz mnie nie prze偶y艂.

- Rozumiem - powiedzia艂 cicho Wagner i chcia艂 u艣cisn膮膰 jej d艂o艅.

Nic nie rozumiesz 鈥 odpar艂a gorzkim tonem Valerie. - Absolutnie nic. Drugi pilot... - zacz臋艂a pr贸buj膮c powstrzyma膰 艂zy -.. .byli艣my zar臋­czeni i za pi臋膰 tygodni mieli艣my si臋 pobra膰.

Rozmawiaj膮c ze sob膮, nie zauwa偶yli drugiego, granatowego helikoptera z charakterystycznym symbolem Aero-Logo, kt贸ry powoli zbli­偶y艂 si臋 do nich i zaj膮艂 pozycj臋 za nimi. Obok pilota siedzia艂o trzech cz艂on­k贸w Rady Dziesi臋ciu, kt贸rzy w pa艂acu obserwowali wymian臋 Bernera na Sin臋 i Wagnera. Byli uzbrojeni w pistolety maszynowe i zdeterminowani, 偶eby wype艂ni膰 zadanie do ko艅ca. Po kr贸tkiej rozmowie telefonicznej z Ko- houtem jednego byli pewni: nawet je艣li akcja ma si臋 zako艅czy膰 艣mierci膮 siostry Agnes, Wagner, Sina i izraelska agentka nie mog膮 si臋 znale藕膰 na terytorium Austrii, a tym bardziej zjawi膰 si臋 w skarbcu.

Atak by艂 r贸wnie gwa艂towny, co zaskakuj膮cy. Kule zagrzechota艂y nagle na czarnej powierzchni helikoptera, dziurawi膮c ze­wn臋trzn膮 pow艂ok臋 jak papier. Jeden z pocisk贸w trafi艂 Sin臋 w rami臋 i wbi艂 si臋 w sk贸rzane obicie fotela. Dwa inne zatrzyma艂y si臋 na kuloodpornej kamizelce. Valerie b艂yskawicznie skr臋ci艂a w lewo. W dole wida膰 by艂o lasy, wioski i koryto rzeki, kt贸ra p艂yn臋艂a na po艂udniowy zach贸d.

- Gdzie moja torba sportowa? - zawo艂a艂a zdenerwowana Valerie i wy­kona艂a kolejny skr臋t, kt贸ry wcisn膮艂 Wagnera w fotel.

- Tutaj, obok mnie - odpar艂, poci膮gaj膮c w panice za zamek.

- Wyjmij uzi i trzymaj przed sob膮.

Wagner zacz膮艂 otwiera膰 okno.

- Daj sobie spok贸j, po prostu przestrzel szyb臋!

Szyba rozprys艂a si臋 ju偶 od pierwszego strza艂u. Do 艣rodka wdar艂 si臋 silny podmuch powietrza i zrobi艂o si臋 bardzo zimno. Wagner wystawi艂 g艂ow臋, szukaj膮c wzrokiem drugiego helikoptera. Zobaczy艂 go po przek膮t­nej, zbli偶a艂 si臋 do nich coraz bardziej.

- Zwolnij, niech podleci do nas z boku鈥攝awo艂a艂 jak najg艂o艣niej, 偶eby przekrzycze膰 uderzenia wiatru, kt贸re znowu wcisn臋艂y go w fotel. Pilot dru­giego helikoptera zareagowa艂 wolniej, wi臋c Wagner nie traci艂 ani sekundy. Kolejna seria by艂a celna i zmusi艂a przeciwnika do odwrotu.

- Kr贸tka przerwa na z艂apanie oddechu - powiedzia艂a Valerie, szuka­j膮c rozpaczliwie jakiego艣 ratunku. Wagner wskaza艂 na koryto rzeki pe艂ne zakoli, kt贸ra w ci膮gu tysi臋cy lat zdo艂a艂a przebi膰 si臋 przez lasy i 艂膮ki.

- Leci z tak膮 sam膮 pr臋dko艣ci膮 jak my, ale ty robisz to lepiej. Zejd藕 ni偶ej! - zawo艂a艂 zdecydowanym g艂osem.

Valerie zawaha艂a si臋 przez chwil臋, ale w ko艅cu skierowa艂a maszyn臋 w d贸艂, nad powierzchni臋 wody.

Tymczasem Berner opatrzy艂 rami臋 Siny, po艣wi臋caj膮c na to skrawek swojej koszuli. Opatrunek od razu przesi膮kn膮艂 krwi膮.

- Skrupu艂y to s艂owo, kt贸rego twoi bracia nie znaj膮, siostro - stwier­dza! z w艣ciek艂o艣ci膮 Bemer.

Siostra Agnes spojrza艂a na niego pogardliwie. ^

- Mamy zadanie do wype艂nienia i pan o tym wie. Przez pi臋膰set lat nikt nas nie powstrzyma艂 i teraz te偶 tak b臋dzie.

- Postawi臋 pani膮 przed s膮dem i oskar偶臋 o zamordowanie m艂odego ksi臋dza w ko艣ciele Szkockim, mo偶e by膰 pani tego pewna 鈥 odpar艂 Berner.

Siostra Agnes potrz膮sn臋艂a g艂ow膮.

- Nie s膮dz臋. 呕aden z cz艂onk贸w Rady Dziesi臋ciu nigdy nie stan膮艂 przed s膮dem i tym razem te偶 do tego nie dojdzie.

-Na pani miejscu raczej bym na to nie liczy艂-odpar艂 Bemer.- Kula, jak膮 wystrzeli艂a pani do mnie kolo pa艂acu, to sprawa osobista. Gdyby nie nasze kamizelki kuloodporne, profesor Sina i ja byliby艣my ju偶 na tamtym 艣wiecie.

W脫DA ZBLI呕A艁A SI臉 DO NICH W TAK SZYBKIM TEMPIE, 呕E WAGNER odruchowo wcisn膮艂 obie stopy w pod艂og臋 kokpitu, jakby chcia艂 nie do­pu艣ci膰 do katastrofy. Przez wybit膮 szyb臋 wpad艂 do 艣rodka silny podmuch wiatru. Jego d藕wi臋k przypomina艂 odg艂os p臋dz膮cego poci膮gu towarowego. Nieca艂e dziesi臋膰 metr贸w nad powierzchni膮 wody Valerie 艂agodnie wyr贸w­na艂a lot, ale pr臋dko艣ci nie zmniejszy艂a.

-To mi przypomina gr臋 komputerow膮 z wykorzystaniem kamery do zdj臋膰 przyspieszonych - zawo艂a艂 Wagner i nagle ujrza艂, 偶e kolejny zakr臋t zbli偶a si臋 zbyt szybko.

Chwil臋 p贸藕niej helikopter wykona艂 tak ostry skr臋t, 偶e wirniki 艣mig艂a prawie dotkn臋艂y powierzchni wody. Mieli teraz przed sob膮 do艣膰 d艂ugi, pro­sty odcinek biegn膮cy lasem. Brzegi koryta porasta艂y wielkie drzewa. Wida膰 by艂o na nich pierwsze zielone li艣cie. Rzeka przypomina艂a alej臋, a oni p臋dzili przez ni膮 jak kt贸ry艣 z je藕d藕c贸w Apokalipsy. Za nimi unosi艂a si臋 pot臋偶na kipiel wodna i chmura li艣ci z drzew. Wygl膮da艂o to tak, jakby chwyci艂 ich jaki艣 w艣ciek艂y duch i pr贸bowa艂 cisn膮膰 nimi o ziemi臋. W chwili, kiedy za­mkn膮艂 si臋 nad nimi dach utworzony przez korony drzew i rzeka zamieni艂a si臋 w jasnozielony tunel, Valerie dozna艂a d茅j脿 vu. Tu偶 obok nich przele­cia艂a seria z pistoletu maszynowego, kule wzbija艂y fontanny wody. Valerie jeszcze mocniej zacisn臋艂a d艂onie na dr膮偶ku sterowniczym i poci膮gn臋艂a go lekko w g贸r臋. 艢mig艂o 艣ci臋艂o konary i ga艂臋zie zielonego dachu, odrzucaj膮c je do ty艂u, na drugi helikopter, kt贸ry natychmiast zacz膮艂 si臋 lekko cofa膰.

To stara sztuczka, ale nie pr贸buj mnie na艣ladowa膰 - zawo艂a艂a do Wagnera. 鈥 Wystarczy jedna gruba ga艂膮藕 i koniec naszej podr贸偶y.

Wagner by艂 zbyt zszokowany, 偶eby jej odpowiedzie膰. Tymczasem Va­lerie postanowi艂a wykorzysta膰 ca艂e koryto rzeki i dlatego zacz臋艂a wykony­wa膰 lekkie skr臋ty w kszta艂cie litery 鈥濻鈥. I znowu pojawi艂y si臋 obrazy z prze­sz艂o艣ci: atak rakietowy, kula ognia. Ca艂膮 si艂膮 woli stara艂a si臋 ich pozby膰. Wagner wychyli艂 si臋 przez okno i wystrzeli艂 dwie serie w stron臋 drugiego helikoptera, kt贸ry od razu zni偶y艂 lot. Kiedy opr贸偶ni艂 magazynek, spojrza艂 pytaj膮co na Valerie. Ta pokr臋ci艂a przecz膮co g艂ow膮, wi臋c wyrzuci艂 bro艅 do wody. Zbli偶a艂 si臋 koniec le艣nego tunelu i Valerie wpad艂a na pewien pomys艂.

Paul, z艂ap mocno moj膮 torb臋 - zawo艂a艂a i kiedy tylko zielony dach si臋 sko艅czy艂, przy pe艂nej pr臋dko艣ci unios艂a maszyn臋 ostro w g贸r臋. Potem zakr臋ci艂a najszybsz膮 i najw臋偶sz膮 p臋tl臋, looping, jak膮 Wagner kiedykolwiek widzia艂 w ca艂ym swoim 偶yciu.

/ a - - 鈥斺枲 - 477 I

Tymczasem w kabinie zapanowa艂 ca艂kowity chaos. Wszystko lata艂o w powietrzu i przez chwil臋 Bemer nie wiedzia艂, gdzie g贸ra, gdzie d贸艂. Kie­dy 艣wiat znowu znalaz艂 si臋 na swoim miejscu, siostry Agnes nie by艂o ju偶 obok niego. Bemer rozejrza艂 si臋 zmieszany i zobaczy艂, 偶e kobieta stoi przy drzwiach kabiny pilota. Otworzy艂a je i do 艣rodka wpad艂 podmuch zimnego powietrza.

Valerie zako艅czy艂a looping dwadzie艣cia metr贸w wy偶ej

i znalaz艂a si臋 w bardziej korzystnej pozycji. Teraz wisia艂a nad ko艅cem tu­nelu. Pilot drugiego helikoptera nie dostrzeg艂 ich przed sob膮, d艂uga pro­sta by艂a teraz pusta, wi臋c nie by艂 pewien, co si臋 sta艂o. Zmniejszy艂 pr臋dko艣膰

i zacz膮艂 si臋 ostro偶nie zbli偶a膰 do uj艣cia tunelu.

- Bardzo mi przykro, panie komisarzu, ale naprawd臋 nie mog臋 lecie膰 z wami do Wiednia 鈥 zawo艂a艂a siostra Agnes i zrobi艂a krok do ty艂u dok艂adnie w tej samej chwili, gdy Berner rzuci艂 si臋 na drzwi, 偶eby j膮 powstrzyma膰. Upad艂 na brzuch, chcia艂 j膮 chwyci膰, ale ju偶 jej tam nie by艂o. Berner uni贸s艂 wzrok znad pod艂ogi i zobaczy艂, jak siostra Agnes leci w d贸艂. W chwili, kiedy drugi helikopter wynurzy艂 si臋 z tunelu, kobieta spadla wprost na 艣mig艂a. Berner zamkn膮艂 oczy, ale d藕wi臋ku, kt贸ry wtedy us艂ysza艂, nie zapomnia艂 do ko艅ca 偶ycia.

Pilot drugiego helikoptera, zszokowany widokiem krwi i ludzkich szcz膮tk贸w na szybie, szarpn膮艂 maszyn膮, 艣ci膮艂 艣mig艂em czubki drzew po­rastaj膮cych skarp臋 rzeki i zacz膮艂 gwa艂townie spada膰. Si艂a eksplozji, do ja­kiej dosz艂o chwil臋 p贸藕niej, wstrz膮sn臋艂a ich helikopterem. Poczuli, jakby uderzy艂a w niego jaka艣 pot臋偶na pi臋艣膰.

Berner by艂 blady jak trup. Z trudem zamkn膮艂 drzwi kabiny i opad艂 na fotel. Patrzy艂 na Sin臋 wielkimi oczami, w kt贸rych czai艂 si臋 strach.

Reszta lotu i l膮dowanie w Wiedniu przebieg艂y w spos贸b rutynowy. Z ambasady przyjecha艂 po nich na lotnisko samoch贸d.

- Panie profesorze, zawioz臋 pana do szpitala publicznego, mam tam troch臋 znajomo艣ci. Musi pan opatrzy膰 ran臋 - stwierdzi艂 Berner. Wagner postanowi, 偶e si臋 do nich przy艂膮czy.

Valerie da艂a kierowcy odpowiednie wskaz贸wki.

Co zamierzacie zrobi膰 potem? 鈥 spyta艂a, pakuj膮c swoj膮 sportow膮 torb臋 i kuloodporne kamizelki do walizki.

- Wybieramy si臋 do skarbca i domy艣lam si臋, 偶e chcia艂aby艣 p贸j艣膰 tam

I nami I odpar艂 Wagner. - Musimy w ko艅cu stan膮膰 twarz膮 w twarz z ta­jemnic膮 Fryderyka.

AMBASADA IZRAELA, WIEDEN-D脰BLING

Attache wojskowy ambasady Izraela Samuel Weinstein zbiega艂 po schodach, bior膮c po dwa stopnie na raz. Spieszy艂o mu si臋, bo

i tak by艂 ju偶 sp贸藕niony. Posiedzenie Mi臋dzynarodowej Komisji ds. Roz­brojenia w Hofburgu by艂o zbyt wa偶ne, 偶eby sp贸藕ni膰 si臋 albo opu艣ci膰 nie­formaln膮 rund臋 rozm贸w.

W艂a艣nie chcia艂 otworzy膰 drzwi prowadz膮ce na dziedziniec ambasady, gdy kto艣 pchn膮艂 je od zewn膮trz i Weinstein prawie wpad艂 w ramiona Va­lerie. Zagrodzi艂a mu drog臋 i podsun臋艂a pod nos kluczyki od samochodu. Weinstein chwyci艂 je instynktownie.

- No prosz臋鈥攑owiedzia艂a Valerie, obrzucaj膮c go spojrzeniem. - Dzi艣 jaka艣 oficjalna misja?

Tak... to wa偶ne... spieszy mi si臋... musz臋 w艂a艣ciwie... - j膮ka艂 si臋 attache, spogl膮daj膮c na kluczyki. - Gdzie pani zaparkowa艂a?

- Niezbyt blisko i nie za dobrze - wyja艣ni艂a Valerie niewinnym g艂o­sem. 鈥 Ale na pewno pan go znajdzie, je艣li nadal tam stoi.

Po tych s艂owach chcia艂a przej艣膰 obok niego, ale Weinstein spojrza艂 na ni膮 podejrzliwie i przytrzyma艂 j膮 za rami臋.

Chwileczk臋. Gdzie dok艂adnie pani zaparkowa艂a?

Valerie odwr贸ci艂a si臋 z u艣miechem:

S艂ysza艂 pan o Panenskich Bfe偶anach? To naprawd臋 艂adne miejsce z pi臋knie utrzymanym parkiem.

Panen... co takiego? - spyta艂 Weinstein. Na jego twarzy pojawi­艂o si臋 niedowierzanie po艂膮czone z panik膮. - Nie mam czasu na 偶arty, po­winienem ju偶 by膰 na konferencji. Zapytam wi臋c jeszcze raz: gdzie jest samoch贸d?

- Przecie偶 ju偶 powiedzia艂am: w Panenskich Bfe偶anach, przy g贸rnym pa艂acu. Stoi na 艣rodku trawnika, ale nie wiem, czy w mi臋dzyczasie nie zo­sta艂 stamt膮d usuni臋ty z powodu obrazy dobrego smaku. Czerwie艅 k艂贸ci si臋 z zieleni膮, zw艂aszcza litery!

Weinstein przygl膮da艂 si臋 jej i nic nie rozumia艂.

Chce mi pani powiedzie膰, 偶e zostawi艂a ten samoch贸d nie wiadomo gdzie? To chyba jaki艣 偶art. M贸j znajomy mnie zabije, je艣li samoch贸d nie wr贸ci do niego w nienaruszonym stanie. To jego jedyny no艣nik reklamy.

W jego g艂osie pojawi艂a si臋 nutka rozpaczy.

Nie by艂o mowy o tym, 偶e samoch贸d ma wr贸ci膰 nieuszkodzony. Poza tym nie stoi 鈥瀗ie wiadomo gdzie鈥, tylko w Panenskich Bre偶anach, oko艂o pi臋tnastu kilometr贸w na p贸艂noc od Pragi. Kluczyki przywioz艂am, jak pan widzi. Nigdy nic nie wiadomo, prawda?

Wypowiedziawszy te s艂owa, przesz艂a obok Weinsteina i skierowa艂a si臋 schodami na g贸r臋.

- Ale jak ja mam si臋 dosta膰 do tych Panenskich Bres...? - zawo艂a艂 za ni膮 attach茅.

Poci膮giem, samolotem, taks贸wk膮, samochodem z kierowc膮... na pewno wpadnie pan na jaki艣 pomys艂. Chocia偶 je艣li chodzi o szybkie, nie- rzucaj膮ce si臋 w oczy samochody kompaktowe, natura nie obdarzy艂a pana zbyt b艂yskotliwym umys艂em.

Po tych s艂owach Valerie znik艂a za rogiem, pozostawiaj膮c za sob膮 kom­pletnie zdezorientowanego Weinsteina.

- Czy pan ambasador jest u siebie? 鈥 spyta艂a sekretark臋, kt贸ra zaj臋ta by艂a frankowaniem kopert i rzucaniem ich na wielki stos.

Tak, jest w swoim biurze i podpisuje kartki na 艣wi臋to Paschy. Mam je zaraz zanie艣膰 na poczt臋. Chce pani z nim porozmawia膰?

Nieca艂e trzy minut p贸藕niej Valerie siedzia艂a ju偶 w wygodnym fotelu naprzeciwko ambasadora. Opowiedzia艂a mu o wydarzeniach, jakie roze­gra艂y si臋 w ci膮gu ostatnich godzin. Ambasador podpisywa艂 ostatnie kart­ki i przys艂uchiwa艂 si臋 jej uwa偶nie, ale nie zadawa艂 zbyt wielu pyta艅. Kiedy Valerie zacz臋艂a opisywa膰 walk臋 helikopter贸w i wspomnia艂a o 艣mierci sio­stry Agnes, ambasador okaza艂 wi臋ksze zainteresowanie. -

- O ile dobrze zrozumia艂em, Rada Dziesi臋ciu zosta艂a pozbawiona kierownictwa i sk艂ada si臋 teraz z kilku m臋偶czyzn? 鈥 spyta艂.

Valerie przytakn臋艂a skinieniem g艂owy.

- Tak, cho膰 jest jeszcze zast臋pca siostry Agnes, biskup Kohout. Wprawdzie nigdy go nie spotka艂am, ale kr膮偶膮 o nim legendy. Oded Sha- piro pokaza艂 mi jego zdj臋cie, Kohout ma na nim mundur piechoty mor- skiej i strzela z karabinu automatycznego. To na pewno on kierowa艂 ak-

1480 1

cj膮 w Chemnitz. Gdybym nie interweniowa艂a, na pewno by mu si臋 uda艂o, a Wagner i Sina le偶eliby teraz w grobach. Chi艅czycy nie mieli tam nic do powiedzenia. Gavint by艂 ich najsilniejszym atutem w grze, ale od wczoraj on te偶 przeszed艂 do historii.

A genera艂 Li Feng? 鈥 spyta艂 ambasador, robi膮c jak膮艣 notatk臋.

To karierowicz, na razie ma na swoim koncie niewiele sukces贸w. Wed艂ug danych, jakie otrzyma艂am od tajnych s艂u偶b, ani w armii, ani w ko­mitecie centralnym nikt mu nie dowierza. Niestety teraz, kiedy Gavint nie 偶yje, obie te instytucje nie maj膮 poza nim innego wyboru. Ale genera艂 to cz艂owiek bez klasy i wizji.

Valerie potrz膮sn臋艂a g艂ow膮. Nie wiadomo dlaczego przypomnia艂a sobie nagle rozmow臋 z Weinbergiem. Nerwowo prze艂kn臋艂a 艣lin臋.

Wagner i Sina rozwi膮zali wszystkie tajemnice Fryderyka. Czarnej kapsu艂ki Korwina nie ma ju偶 od ponad pi臋ciuset lat. Nikt te偶 nie znalaz艂 w 偶adnych dokumentach wskaz贸wek, jak mo偶na j膮 sporz膮dzi膰. Heydrich mia艂 bia艂膮 kapsu艂k臋 i zamierza艂 jej u偶y膰 do wyprodukowania cudownej broni dla Niemiec. Wynika tak z dokument贸w, kt贸re Eddy zabra艂 z sej­fu Stra偶nik贸w i przekaza艂 Sinie. W 1942 roku Stra偶nicy nie dopu艣cili do wyprodukowania takiej broni. Przy okazji zabrali z osobistego sejfu Heydricha szkice i analizy przygotowane przez r贸偶ne instytuty i labora­toria i potem je zniszczyli. Pozosta艂a jeszcze jedna, najcenniejsza kapsu艂­ka: czerwona. Fryderyk j膮 mia艂, ale dzi艣 nie wiemy, czy cesarz jej uty艂 czy nie. Wagner i Sina twierdz膮, 偶e znaj膮 miejsce jej ukrycia. Dzi艣 wieczorem chc膮 mi to udowodni膰.

Valerie umilk艂a. Instynkt podpowiada艂 jej, 偶eby nie wspomina艂a

o skarbcu.

Ambasador spojrza艂 na ni膮 przenikliwym wzrokiem.

Czy naprawd臋 wierzy pani, 偶e czerwona kapsu艂ka jeszcze istnieje?

spyta艂, odk艂adaj膮c d艂ugopis. Pochyli艂 si臋 w jej stron臋 i z zaciekawieniem czeka艂 na odpowied藕.

Nie wiem, ekscelencjo - odpar艂a. - Ale najp贸藕niej jutro rano b臋d臋 mog艂a panu to powiedzie膰.

Ambasador skin膮艂 g艂ow膮 i zada艂 jej ostatnie pytanie:

Czy zadzwoni pani do Shapira, 偶eby mu o wszystkim opowiedzie膰?

Valerie wsta艂a z fotela, podesz艂a do biurka i spojrza艂a na ambasado­

ra z g贸ry.

- S膮dz臋, 偶e pan te偶 to mo偶e zrobi膰. Zreszt膮 w ostatnich dniach ju偶 pan to robi艂. Prosz臋 mnie poprawi膰, je艣li nie mam racji, ale czy to nie pana Shapiro ustawi艂 w drugiej linii? Czy to nie pan kaza艂 tu przyjecha膰 nieja­kiemu profesorowi Kleinowi z Drezna, kt贸ry siedz膮c obok pana, rozma­wia艂 przez telefon z profesorem Sin膮? Czy to me pan przyjecha艂 E-busem do Klostemeuburga i pod艂膮czy艂 si臋 pod kamery monitoruj膮ce obraz? Czy to nie pan wywiera艂 nacisk na profesora Sin臋, sprowadzaj膮c tu kogo艣, kto zna艂 go wcze艣niej? Na przyk艂ad jego koleg臋 szkolnego?

Valerie zrozumia艂a po spojrzeniu, jakim obrzuci艂 j膮 ambasador, 偶e trafi艂a w sedno.

- Poza tym podsun膮艂 pan Sinie kilka wskaz贸wek, 偶eby bro艅 Bo偶e si臋 nie wycofa艂 i 偶eby nie odstraszy艂 go atak Stra偶nik贸w przeprowadzony po­przedniego wieczoru. Shapiro stworzy艂 konstrukcj臋 dwupoziomow膮, byle tylko dotrze膰 do celu. Potrzebowa艂 kobiety podobnej do Clary Siny, 偶eby mog艂a si臋 do nich zbli偶y膰 i zdoby膰 ich zaufanie. Potem nagle zw膮tpi艂, czy wszystko b臋dzie nale偶ycie funkcjonowa膰, wi臋c uzna艂, 偶e nale偶y zagra膰 kar­t膮 psychologiczn膮. Postanowi艂 mianowicie rozpi膮膰 nad ca艂膮 operacj膮 sie膰 bezpiecze艅stwa. To pan by艂 t膮 sieci膮. Czy mam racj臋?

Ambasador d艂ugo si臋 jej przygl膮da艂. Potem pochyli艂 si臋 znowu nad kartkami i odpar艂 zdecydowanym g艂osem.

- Prosz臋 mnie jutro rano poinformowa膰, ozy czerwona kapsu艂ka ist­nieje i gdzie si臋 znajduje. Na tym ko艅czy si臋 pani zadanie.

SKARBIEC WIEDE艃SKI, HOFBURG

O艣miok膮tna korona cesarzy i kr贸l贸w 艢wi臋tego Cesarstwa Rzymskiego spoczywa艂a na ciemnoczerwonym aksamicie w strze偶onym

i klimatyzowanym pomieszczeniu wiede艅skiego skarbca. B艂yszcza艂a ta­jemniczo i bajkowo w 艣wietle ma艂ych reflektor贸w punktowych o艣wietla­j膮cych z艂oto, per艂y i sto czterdzie艣ci cztery szlachetne kamienie. W pozo­sta艂ych salach wystawienniczych panowa艂a zupe艂na ciemno艣膰. Stra偶nicy, kt贸rzy nie spuszczali z oczu korony i trzech sp贸藕nionych go艣ci, stali ukryci w p贸艂mroku. Wagner musia艂 skorzysta膰 ze swoich znajomo艣ci, poniewa偶 nie uda艂o im si臋 zd膮偶y膰 przed zamkni臋ciem wystawy. Dyrektor Muzeum Historii Sztuki w Wiedniu by艂 jego bliskim przyjacielem i dlatego da艂 mu p贸艂 godziny, kiedy wszyscy zwiedzaj膮cy opu艣cili budynek. Dzi臋ki temu on,

Sina i Valerie stali teraz przed gablot膮, w kt贸rej znajdowa艂 si臋 najwa偶niej­szy eksponat wiede艅skiego skarbca.

Fryderyk by艂 geniuszem 鈥 powiedzia艂 Sina. - 呕eby ukry膰 czerwon膮 kapsu艂k臋, musia艂 u偶y膰 podst臋pu, bo inaczej m贸g艂by to zrobi膰 tylko przy jednej jedynej okazji, a mianowicie podczas koronacji w Rzymie w 1452 roku. Regalia przechowywano w贸wczas nie w Wiedniu, tylko w Norym­berdze i tylko z okazji koronacji Fryderyka zabrano je stamt膮d do Rzymu.

Sina u艣miechn膮艂 sil i wskaza艂 na gablot臋.

Przyjrzyjcie si臋 dok艂adniej tej koronie. Dla wszystkich kamieni szlachetnych i pere艂 wyr偶ni臋to w z艂otej blasze otwory, 偶eby 艣wiat艂o mog艂o pada膰 tak偶e od ty艂u, przez kamienie, dzi臋ki czemu odpowiednio iskrzy艂y. Dlatego nie mo偶na by艂o niczego schowa膰 za kt贸rymkolwiek z nich. Ozna­cza to, 偶e Fryderyk musia艂 ukry膰 kapsu艂k臋 w 艣rodku kt贸rego艣 kamienia. Pom贸g艂 mu w tym przypadek

Wagner i Valerie s艂uchali w milczeniu. Mo偶na by艂o nawet odnie艣膰 wra偶enie, 偶e i stra偶nicy przys艂uchuj膮 si臋 uwa偶nie jego s艂owom, chocia偶 偶aden z nich ani przez moment si臋 nie poruszy艂. Rozwi膮zanie ostatniej zagadki znajdowa艂o si臋 przed ich oczami.

Kilka lat wcze艣niej z korony znik艂 jeden z najs艂ynniejszych kamie­ni szlachetnych epoki 艣redniowiecza, 鈥濵臋drzec鈥. Tak go w艂a艣nie nazywa­no. Ani przedtem, ani p贸藕niej nie widziano go w 偶adnym innym miejscu opr贸cz korony. Chodzi艂o o krwistoczerwony kamie艅, o kt贸rym 贸wczesny historyk Albertus Magnus pisa艂: 鈥濼en kamie艅 b艂yszczy tak mocno, 偶e po­dobno 艣wieci nawet noc膮; niestety, w naszych czasach ju偶 tego nie wida膰. S艂usznie si臋 jednak uwa偶a, 偶e kamie艅 ten skrywa w sobie chwa艂臋 Cesar­stwa鈥. Naukowcy do dzisiaj si臋 spieraj膮, w kt贸rym miejscu korony znaj­dowa艂 si臋 鈥濵臋drzec鈥. Ani szafir, ani rubin z cz臋艣ci czo艂owej nie pasuj膮 do istniej膮cych oprawek, je艣li tylko dok艂adnie im si臋 przyjrze膰. Fryderyk zwr贸­ci艂 si臋 wi臋c do swoich alchemik贸w i kaza艂 wywierci膰 dziur臋 w kamieniu, kt贸ry by艂 nieoszlifowany, nie b艂yszcza艂 i nie by艂 przezroczysty. W powsta­艂ym otworze umie艣ci艂 kapsu艂k臋. Potem kaza艂 kamie艅 oszlifowa膰 i odda艂 go zamiast 鈥濵臋drca鈥. Kaza艂 go przymocowa膰 do korony i tym sposobem osi膮gn膮艂 sw贸j cel. Najwa偶niejsz膮 z kapsu艂ek - czerwon膮 - umie艣ci艂 w po­t臋偶nym symbolu 鈥 koronie cesarskiej.

A gdzie by艂y ukryte dwie pozosta艂e kapsu艂ki? Mertens wspomina艂, 偶e by艂a te偶 czarna i bia艂a 鈥 Valerie przv艂aoa艂a sie na tvm. 偶e nie sdusz-

czaj膮c z oczu kamieni umieszczonych w czo艂owej partii korony, zacz臋艂a szepta膰 z nabo偶n膮 czci膮.

Sina skin膮艂 g艂ow膮 i kontynuowa艂:

- Czarna kapsu艂ka Macieja Korwina, kr贸la W臋gier zwanego Krukiem, swego czasu s艂ynnego alchemika, zosta艂a umieszczona w Szent Korona, to znaczy w koronie w臋gierskich kr贸l贸w. S艂u偶y艂a ona W臋grom jako 鈥瀓edyna 艣wi臋ta korona鈥, symbolizowa艂a jedno艣膰 W臋gier i 艂膮czy艂a pierwiastek ziem­ski z kr贸lestwem niebieskim. W czasie koronacji u偶ywano tylko jej, 偶ad­nej innej. Ciekawe jest to, 偶e tradycyjnie przedstawiana by艂a w po艂膮czeniu z dwoma anio艂ami na dow贸d jej boskiego pochodzenia.

- Znowu pojawiaj膮 si臋 nasze anio艂y - przypomnia艂a Valerie.

- 艢wi臋ta korona, o kt贸rej m贸wi臋, powsta艂a mi臋dzy jedenastym a trzy­nastym stuleciem. Dzisiaj znajduje si臋 w Budapeszcie, w silnie strze偶onym sejfie. Oryginalna korona 艣wi臋tego Stefana z tysi臋cznego roku, wykonana w formie diademu, zagin臋艂a na terenie Austrii oko艂o 1075 roku.

-1 nigdy jej nie odnaleziono? - spyta艂 Wagner.

- Nigdy, przepad艂a na zawsze. Do dzisiaj nie wiemy, jak czarna kap­su艂ka znalaz艂a si臋 mi臋dzy wewn臋trzn膮 a zewn臋trzn膮 warstw膮 przedniej cz臋艣ci 艣wi臋tej korony z wizerunkiem Chrystusa Pantokratora, czyli Chry­stusa Wszechw艂adnego. Wiemy, 偶e wspomina艂 ju偶 o niej Ksi膮dz Jan, kiedy przekazywa艂 trzy 鈥瀔amienie鈥 Fryderykowi Stauferowi z rodu Hohenzol­lern贸w. Czarna kapsu艂ka, b臋d膮ca pierwszym stadium alchemicznej prze­miany, czyni艂a jej posiadacza niezwyci臋偶onym. I faktycznie, Korwin i jego czarna armia byli naprawd臋 niezwyci臋偶eni. Ruszyli na Austri臋, bo szukali czerwonej kapsu艂ki zawieraj膮cej najwa偶niejsz膮 tajemnic臋 Fryderyka. Nie zdobyli jej. Wed艂ug legendy Korwin i jego armia oczekuj膮 do dzisiaj we wn臋trzu g贸ry Petzen na dzie艅, ldedy na 艣wiecie dojdzie do walki.

Sina zamilk艂, nad czym艣 si臋 zastanawia艂 i po chwili kontynuowa艂:

Bia艂a kapsu艂ka, b臋d膮ca symbolem drugiego stopnia alchemicznej prze­miany, by艂a ukryta w koronie Wac艂awa, kr贸la Czech. To tak zwana 鈥瀕iliowa korona鈥, kt贸ra zgodnie z tradycj膮 traktuje bia艂y kolor jako g艂贸wny. Kiedy dzi臋­ki zebranym wskaz贸wkom Heydrich znalaz艂 na niej bia艂膮 kapsu艂k臋, doszed艂 do wniosku, 偶e to poszukiwana przez niego tajemnica Fryderyka. Przecie偶 nigdy nie uda艂o mu si臋 odnale藕膰 czerwonej kapsu艂ki. Przede wszystkim za艣 nigdy nie wiedzia艂 o jej istnieniu. Odda艂 wi臋c t臋 bia艂膮 do analizy, ale ba艂 si臋, 偶e kto艣 mo偶e rozszyfrowa膰 jego tajemnic臋. A poniewa偶 by艂 nieufny, ukry艂 j膮

w z臋bie. Wkr贸tce dowiedzia艂 si臋, 偶e posiadacz bia艂ej kapsu艂ki nie musi si臋 obawia膰, je艣li zostanie ranny. Nie pozosta艂o mu wi臋c nic innego, jak tylko zakosztowa膰 pe艂ni 偶ycia. W艂o偶y艂 koron臋 Wac艂awa na g艂ow臋 i zacz膮艂 lekce­wa偶y膰 ci膮偶膮ce na niej przekle艅stwo. Odbywa艂 ryzykowne loty nad lini膮 ro- syjsldego frontu, a nawet prowokowa艂 tych, kt贸rzy chcieli przygotowa膰 za­mach na jego 偶ycie. Gdyby nie Stra偶nicy, Heydrich u偶y艂by bia艂ej kapsu艂ki do wyprodukowania cudownej broni. Dzi臋ki temu m贸g艂by wkr贸tce stan膮膰 na czele III Rzeszy. Historia 艣wiata potoczy艂aby si臋 wtedy zupe艂nie inaczej.

Sina zamilk艂. Ca艂a tr贸jka znowu spogl膮da艂a na koron臋.

- Przejd藕my jednak do czerwonej kapsu艂ki, trzeciego i najwy偶szego stopnia przemiany, kr贸lewskiego koloru i ubarwienia cesarskiego smo­ka. Czerwona kapsu艂ka nie tylko daje 偶ycie wieczne, ale tak偶e przekazu­je posiadaczowi pewien dar - jest to dar przywracania do 偶ycia martwej materii. Pomy艣lcie o pot臋偶nych umiej臋tno艣ciach tybeta艅skiego dalajlamy,

o tajnych mocach Smoczych Kr贸l贸w, kt贸rych s艂awa dotar艂a a偶 do samej Europy i przez tysi膮c ostatnich lat kusi艂a badaczy do odbycia podr贸偶y na Dach 艢wiata. Fryderyk dowiedzia艂 si臋 o czerwonej kapsu艂ce za po艣rednic­twem Odericha z Portenau, kt贸ry przywi贸z艂 tajemnic臋 chi艅skiego cesa­rza do Europy. Od kiedy Fryderyk sta艂 si臋 nawiedzony niczym m臋czennik Krzysztof, tajemnica ci膮偶y艂a mu coraz bardziej. To mi臋dzy innymi dlatego kaza艂 si臋 sportretowa膰 w ko艣ciele przyklasztornym w Grazu jako 艣wi臋ty Krzysztof鈥 w kapeluszu ksi臋cia na g艂owie, a nie w cesarskiej koronie, bo to by go zdradzi艂o i za bardzo rzuca艂oby si臋 w oczy.

Masz racj臋, on by艂 naprawd臋 genialny - szepn膮艂 Wagner, przysu­waj膮c twarz jak najbli偶ej witryny. Dok艂adnie przygl膮da艂 si臋 ka偶demu ka­mieniowi z nadziej膮, 偶e zauwa偶y gdzie艣 kapsu艂k臋.

- Czy istnia艂 kiedykolwiek kto艣, kto posiada艂 wszystkie trzy kapsu艂ki jednocze艣nie? 鈥 spyta艂a Valerie, spogl膮daj膮c z ciekawo艣ci膮 na Sin臋.

Tak. Jedna osoba. Pierwszy cesarz Chin i pierwszy, kt贸ry odkry艂 ich tajemnic臋 dwa tysi膮ce lat temu. Z Chin dotar艂a do Europy w postaci wiedzy o tym, 偶e mo偶na by膰 niepokonanym, nie艣miertelnym i odpornym na rany. Cesarz stworzy艂 swoj膮 wielk膮 Terakotow膮 Armi臋, 偶eby w ka偶dej chwili mie膰 do dyspozycji tysi膮ce wojownik贸w. Przecie偶 w ka偶dej chwili m贸g艂 tchn膮膰 w nich 偶ycie. Kto wie, mo偶e faktycznie to uczyni艂?

Sina spojrza艂 na koron臋 wy艂o偶on膮 cennymi kamieniami i podziwia艂 symbol w艂adzy absolutnej.

- A dzisiaj stoimy we tr贸jk臋 w obliczu tajemnicy wiecznego 偶ycia. Sto czterdzie艣ci cztery kamienie dla Je藕d藕c贸w Apokalipsy i o艣miok膮ta boskiego Jeruzalem,' kr贸lestwa wieczno艣ci. Jak brzmia艂 poprawnie napis na koronie? Me reges regnant - 鈥濸rzeze mnie rz膮dz膮 kr贸lowie鈥. Tylko ten, kro jest panem 偶ycia i 艣mierci, kr贸luje naprawd臋.

Tymczasem Wagner przykl臋kn膮艂 przed gablot膮, 偶eby kamienie zna­laz艂y si臋 na wysoko艣ci jego oczu i m贸g艂 je lepiej widzie膰.

- Marzenie o wiecznym 偶yciu to najwi臋ksza tajemnica ludzko艣ci - powiedzia艂 Wagner cicho, z nabo偶n膮 czci膮. - Znowu j膮 odkryli艣my, po pi臋ciuset latach zapomnienia. Teraz mamy j膮 w zasi臋gu r膮k, wystarczy tylko po ni膮 si臋gn膮膰.

Poczu艂 dreszcz emocji. Umilk艂 i wyprostowa艂 si臋.

- Czy potraficie sobie wyobrazi膰, co by to oznacza艂o, gdyby Fryderyk nie ukry艂 tajemnicy przed swoim synem Maksymilianem, ostatnim ryce­rzem, tylko pozostawi艂 mu w spadku ca艂膮 wiedz臋 razem z kapsu艂k膮? Au­stria by艂aby niepokonana, bo jej 偶o艂nierze staliby si臋 nie艣miertelni. AEIOU

- 鈥濩a艂y 艣wiat poddany Austrii鈥. Teraz w pe艂ni rozumiem znaczenie tego skr贸tu. Na pocz膮tku Austria odnios艂aby zwyci臋stwo, bo Maksymilian stworzy艂by anio艂y, nie艣miertelne stworzenia. Wszystkie by prze偶y艂y, 偶eby potem p艂odzi膰 nie艣miertelne dzieci.

Wagner umilk艂 przera偶ony wizj膮 przeludnionej ziemi pe艂nej nie­艣miertelnych istot.

- Niebo by opustosza艂o, anio艂y zesz艂yby na ziemi臋. A potem...

Valerie przerwa艂a mu i przej臋ta doko艅czy艂a za niego:

-.. .a potem nast膮pi艂by koniec 艣wiata, koniec naszych czas贸w, bo sami staliby艣my si臋 je藕d藕cami apokalipsy, upad艂ymi anio艂ami. Co za przera偶a­j膮ca wizja! Gdyby Fryderyk nie zna艂 umiaru, gdyby sumienie nie by艂o dla niego wa偶niejsze od 偶膮dzy w艂adzy, dzisiaj by nas ju偶 nie by艂o, bo 艣wiat ju偶 dawno temu uton膮艂by pod zwa艂ami ludzkiej masy.

W sali zapad艂o milczenie. Sina, Valerie i Wagner wpatrywali si臋 w umieszczony na cesarskiej koronie krwistoczerwony rubin z jego z艂o­wieszcz膮 zawarto艣ci膮.

W ko艅cu Sina powiedzia艂 to, o czym ca艂a tr贸jka my艣la艂a:

- Fryderyk mia艂 mo偶liwo艣膰 wyboru - mi臋dzy w艂asnym sumieniem a szans膮 na pot臋偶ne, w艂adaj膮ce ca艂ym 艣wiatem Cesarstwo Rzymsko-Nie- mieckie. Widzia艂, 偶e nadchodzi, w艂a艣ciwie oceni艂 konsekwencje tego pro­

cesu, latami si臋 nad tym zastanawia艂. By艂o to dla niego wa偶niejsze ni偶 to­czenie wojen i podbijanie innych kraj贸w. Przecie偶 m贸g艂by je zdoby膰 za jednym zamachem! Jak ma艂o znacz膮ce musia艂o mu si臋 to wszystko wyda膰 w obliczu takiej decyzji.

Sina po艂o偶y艂 d艂onie na gablocie. Poczu艂 moc, pot臋g臋 i z艂e moce, kt贸­re tylko czeka艂y, aby je wzbudzi膰. Zdawa艂o si臋, 偶e korona wysysa z niego ca艂膮 energi臋. W pewnej chwili poczu艂 si臋 s艂aby i nic nie znacz膮cy. Czy Fry­deryk te偶 si臋 tak czu艂? Znowu wyda艂o mu si臋, 偶e cesarz stoi po艣r贸d nich w tym pomieszczeniu i obserwuje ich z pob艂a偶liwym u艣miechem, pewny, 偶e podejm膮 w艂a艣ciw膮 decyzj臋.

A teraz, pi臋膰set lat p贸藕niej, stoimy wobec konieczno艣ci dokonania tego samego wyboru, przed jakim sta艂 kiedy艣 Fryderyk. I nic si臋 nie zmie­ni艂o. Zupe艂nie nic.

Valerie i Wagnerowi zabrak艂o s艂贸w, a moc tego wyznania trafi艂a w nich jak uderzenie pioruna. Przysz艂o艣膰 艣wiata rozstrzygnie si臋 teraz i tutaj. To oni maj膮 j膮 w swoich r臋kach.

Stra偶nik strzeg膮cy korony zdawa艂 si臋 wyczuwa膰 napi臋cie panuj膮ce w sali. Podszed艂 bli偶ej, ale nadal sta艂 w ciemno艣ciach. Skrzy偶owa艂 d艂onie z ty艂u i nie spuszcza艂 korony i stoj膮cych wok贸艂 niej os贸b z oczu.

Nie mog臋 tego zrobi膰 - stwierdzi艂a w ko艅cu Valerie cichym, 艂ami膮­cym si臋 g艂osem. 鈥 Nikt nie jest w stanie podj膮膰 takiej decyzji i 偶aden cz艂o­wiek nie powinien by膰 postawiony przed takim wyborem.

M贸wi膮c te s艂owa, my艣la艂a o swoim kraju, rodzinie, 艣miertelnie cho­rym dziadku. Co stanie si臋 p贸藕niej? Konsekwencje mog膮 by膰 tak straszne, 偶e jej umys艂 nie by艂 w stanie sobie tego nawet wyobrazi膰.

Sina ju偶 podj膮艂 decyzj臋.

Je艣li w tej chwili wydob臋dziemy kapsu艂k臋 z korony i komu艣 - nie­wa偶ne komu 鈥 j膮 powierzymy, to wtedy 艣wiat - taki, jakim go znany - ule­gnie zag艂adzie ju偶 nast臋pnego dnia.

Wagner skin膮艂 g艂ow膮 i doda艂:

Czy pami臋tacie, co napisa艂 Mertens w swoim testamencie? 鈥濶a ko艅cu b膮d藕cie rozs膮dni w tym, co czynicie i podejmijcie w艂a艣ciw膮 decy­zj臋鈥. On te偶 to przeczuwa艂.

Spojrzeli sobie g艂臋boko w oczy i zrozumieli, 偶e decyzja zapad艂a.

Korona nadal l艣ni艂a na ciemnoczerwonym at艂asie. Rubin 艣wieci艂 ku­sz膮co, a oni s艂yszeli ciche, szata艅skie g艂osy, kt贸re szepta艂y: 鈥濶ieskoriczo-

na w艂adza na zawsze, po wsze czasy鈥. Jednak za tymi s艂owami czai艂o si臋 zniszczenie i strach, Apokalipsa i Armagedon, pokusa, aby sprowadzi膰 na ziemi臋 anio艂y i og艂osi膰 w ten spos贸b koniec czas贸w. Od tej pory wieczne 偶ycie trwa艂oby ju偶 niezbyt d艂ugo.

Valerie, Wagner i Sina odwr贸cili si臋 i nie byli w stanie wypowiedzie膰 s艂owa. Kiedy przy wyj艣ciu z sali Valerie jeszcze raz si臋 obejrza艂a i spojrza­艂a na koron臋, zobaczy艂a, 偶e przy gablocie stoi biskup Kohout w mundu­rze stra偶nika muzeum. Spojrza艂 za nimi w zamy艣leniu i po chwili scho­wa艂 bro艅 do kabury.

EPILOG

Ko艣ci贸艂 koronacyjny w Akwizgranie ton膮艂 w niebieskim, tajemniczym 艣wietle, kt贸re przez wysokie okna wpada艂o do 艣rodka od strony s艂ynnego cesarskiego tronu. O艣miok膮tna kaplica palatyn贸w odpo­wiada艂a swoim kszta艂tem o艣miok膮tnej koronie cesarskiej spoczywaj膮cej na czerwonym at艂asie w niewielkiej odleg艂o艣ci od tronu. Ze wszystkich stron chroni艂a j膮 przeciwpancerna szyba. Sto czterdzie艣ci cztery szlachet­ne kamienie, najwy偶szy symbol 艢wi臋tego Cesarstwa Rzymskiego, 艣wieci艂y jakby o偶ywiane wewn臋trznym 艣wiat艂em.

Ochroniarze z Wiede艅skiego Skarbca prawie nie spuszczali z niej oczu. Koron臋 prezentowano prawie w ca艂ej Europie, w specjalnym schow­ku dostarczonym przez wyspecjalizowan膮 firm臋, kt贸ra przedstawi艂a od­powiednie referencje 艣wiadcz膮ce o posiadanym do艣wiadczeniu w zakresie ochrony cennych przedmiot贸w. Dwaj nowi ochroniarze, kt贸rzy w ostat­niej chwili zast膮pili chorych koleg贸w, przedstawili jak najlepsze referencje potwierdzaj膮ce ich dziesi臋cioletnie do艣wiadczenie w zakresie transportu dzie艂 sztuki. Dzi臋ki temu korona przyby艂a do Akwizgranu punktualnie

i bez problem贸w, co zreszt膮 nikogo specjalnie nie zdziwi艂o.

Grupie wysokich rang膮 przedstawicieli Chi艅skiej Republiki Ludowej towarzyszyli trzej t艂umacze i specjalny wys艂annik rz膮du Niemiec. Okazali oni obowi膮zkowy podziw tronowi i bogato zdobionemu ko艣cio艂owi, ale ci膮g艂e spogl膮danie na zegarek zdradza艂o, 偶e na co艣 czekaj膮 albo mo偶e si臋 nudz膮, cho膰 kurator wystawy robi艂, co m艅o艂. 偶ehv ich zadowoli膰. Nielctrf-

rzy z dyplomat贸w, kt贸rych na pro艣b臋 rz膮du chi艅skiego wpuszczono do 艣rodka przez jedno ze specjalnie wyznaczonych wej艣膰 dla VIP-贸w, przy­pominali raczej do艣wiadczonych 偶o艂nierzy ni偶 urz臋dnik贸w ambasady. Ich czujny wzrok ukryty za ciemnymi okularami przez ca艂y czas spoczywa艂 na ochroniarzach. Gdyby ich przepuszczono przez bramki bezpiecze艅­stwa, tak jak wszystkich odwiedzaj膮cych, w ko艣ciele rozleg艂yby si臋 g艂o艣ne dzwonki alarmowe. Nie tylko mieli na sobie kuloodporne kamizelki ukry­te pod granatowymi p艂aszczami, ale byli tak偶e uzbrojeni w wystarczaj膮c膮 liczb臋 granat贸w, 偶eby zamieni膰 ko艣ci贸艂 w stos ruin.

Genera艂 Li Feng po raz ostatni spojrza艂 na zegarek, kt贸ry wskazywa艂 godzin臋 13.55. Uni贸s艂 brwi i w tym momencie jak na komend臋 wszy­scy Chi艅czycy odwr贸cili si臋 w stron臋 korony. Otoczyli j膮 z trzech stron, a dwaj, kt贸rzy stali najbli偶ej, pilnowali, 偶eby nikt nie podszed艂 do witryny od wschodniej strony.

Kiedy dok艂adnie o 14.00 promienie s艂o艅ca pad艂y na koron臋 i o艣wietli艂y j膮 od ty艂u, Li Feng podszed艂 do witryny od wschodniej strony, wstrzyma艂 oddech i przysun膮艂 twarz jak najbli偶ej pancernego szk艂a. Jego 偶o艂nierze zaj臋li pozycje.

Rubin znajduj膮cy si臋 w 艣rodku korony mia艂 nieregularny, tr贸jk膮tny kszta艂t i mieni艂 si臋 r贸偶nymi kolorami niczym brama prowadz膮ca do pie­kie艂. Ogie艅 wiecznego pot臋pienia, skupiony w tym punkcie, przyci膮gn膮艂 wzrok genera艂a.

Li Feng spojrza艂 w g艂膮b i przygl膮da艂 si臋 zjawisku przez d艂u偶szy czas. Jego 偶o艂nierze czekali na um贸wiony znak, czu艂 na sobie ich spojrzenia.

Kamie艅 tak go zahipnotyzowa艂, 偶e nie potrafi艂 oderwa膰 od niego wzro­ku. Niestety tego, czego szuka艂, ju偶 tam nie by艂o. Kapsu艂ka znik艂a. Gene­ra艂 jakby si臋 zachwia艂, ale od razu odzyska艂 r贸wnowag臋 i znowu spojrza艂 na koron臋. Nie m贸g艂 uwierzy膰 w艂asnym oczom, nie chcia艂 si臋 przyzna膰 przed samym sob膮, 偶e nic tam nie ma. 呕o艂nierze stali przyczajeni, zdolni zgotowa膰 wszystkim piek艂o, walczy膰 na 艣mier膰 i 偶ycie dla korony, kt贸ra kry艂a w sobie tajemnic臋 wszystkich tajemnic. 鈻

Li Feng nadal nie m贸g艂 uwierzy膰. A wi臋c ubiegli go, wyprzedzili o je­den krok. Po raz kolejny zawi贸d艂 w akcji, kt贸ra od samego pocz膮tku prze­biega艂a pod z艂膮 gwiazd膮. Ludowe Chiny ponios艂y pora偶k臋 鈥 wprawdzie uda艂o si臋 pozna膰 tajemnic臋 cesarza, ale zjawili si臋 za p贸藕no, 偶eby m贸c j膮 wykorzysta膰. Cluny straci艂y szans臋, aby za jednym zamachem zapanowa膰

nad 艣wiatem. Drugiej takiej nie b臋dzie. Najwi臋ksza tajemnica ludzko艣ci nadal ni膮 pozostanie.

General wyprostowa艂 si臋 i szybkim krokiem opu艣ci艂 ko艣ci贸艂. Cz艂on­kowie delegacji szli tu偶 za nim. T艂umacze m贸wili co艣 do genera艂a i starali si臋 go zatrzyma膰. Kuratorzy wystawy komentowali 偶ywo jego zachowa­nie. Tymczasem promienie s艂oneczne przesun臋艂y si臋 dalej i rubin zacz膮艂 znowu 艣wieci膰 swoim naturalnym blaskiem.

Kiedy Chi艅czycy opuszczali 艣wi膮tyni臋, odprowadzali ich wzrokiem dwaj m臋偶czy藕ni, kt贸rzy siedzieli na 艂awce w ko艣ciele. Mieli na sobie zwyk艂e ubrania, nie rzucali si臋 w oczy. Jeden z nich wspiera艂 si臋 na lasce ze srebrn膮 ga艂k膮 przedstawiaj膮c膮 anio艂a. M臋偶czyzna by艂 chudy, mia艂 w膮sk膮, poci膮g艂膮 twarz i haczykowaty nos. Du偶y podbr贸dek i w膮skie usta 艣wiadczy艂y o jego energii i zdecydowaniu. Delikatne d艂onie spoczywaj膮ce na srebrnej ga艂ce mog艂y r贸wnie dobrze nale偶e膰 do jakiego艣 artysty albo muzyka.

Jego towarzysz mia艂 azjatyckie rysy twarzy i okr膮g艂膮, lekko zarumie­nion膮 twarz. Ciemne, stercz膮ce brwi nad czarnymi oczami sprawia艂y, 偶e wygl膮da艂 jak kto艣, kto ma wojownicz膮 natur臋 i kapiy艣ne usposobienie. Nic bardziej mylnego. Starszy wiek usposobi艂 go 艂agodnie, a masywne kszta艂ty przywodzi艂y na my艣l cz艂owieka zmys艂owego, konesera i smako­sza. U艣miechn膮艂 si臋 d贸 siedz膮cego obok starszego m臋偶czyzny i skin膮艂 mu g艂ow膮. Obaj wstali, rzucili ostatnie, d艂ugie spojrzenie na upragnion膮 ko­ron臋 i wyszli z ko艣cio艂a.

Wysoki m臋偶czyzna z orlim nosem wspiera艂 si臋 na lasce i lekko kula艂, bo zamiast nogi mia艂 protez臋.

Pewnie jaki艣 kombatant z drugiej wojny 艣wiatowej, pomy艣la艂 jeden z ochroniarzy. Skin膮艂 im na po偶egnanie g艂ow膮 i wskaza艂 r臋k膮 drog臋 do wyj艣cia.

Li Feng to idiota i arogant. Za moich czas贸w powinienem by艂 skr贸­ci膰 go o g艂ow臋 鈥 powiedzia艂 Azjata po chi艅sku do swojego towarzysza, kt贸ry przerasta艂 go prawie o g艂ow臋 i rozgl膮da艂 si臋 w艣r贸d t艂umu stoj膮cego na schodach.

Cieszmy si臋, 偶e to idiota, przyjacielu - powiedzia艂 z u艣miechem chudy m臋偶czyzna. 鈥 Naprawd臋: cieszmy si臋.

Po tej kr贸tkiej wymianie zda艅 ruszyli schodami w d贸艂. Ich ochronia­rze torowali im drog臋 w艣r贸d zgromadzonych ludzi.

W TYM SAMYM CZASIE W KAPLICY 艢W. WeRGILIUSZA PO艁O呕ONEJ obok katedry 艣w. Stefana, oko艂o dwunastu metr贸w pod placem przed 艣wi膮tyni膮 uznawan膮 za znak rozpoznawczy miasta nad Dunajem, pi臋­ciu m臋偶czyzn utworzy艂o kr膮g wok贸艂 podziemnej studni. Ich bia艂e p艂asz­cze z sze艣cioramiennymi gwiazdami b艂yszcza艂y w blasku wielu 艣wiec, kt贸re p艂on臋艂y na posadzce, rozja艣niaj膮c niewielk膮 kaplic臋 z sze艣cioma niszami.

Jeden z m臋偶czyzn wyci膮gn膮艂 przed siebie czerwon膮 kapsu艂k臋 i uni贸s艂 j膮 w g贸r臋, 偶eby pozostali te偶 mogli j膮 zobaczy膰. Spogl膮dali po偶膮dliwym wzrokiem na przedmiot, kt贸ry przez setki lat nazywano kamieniem filozo­ficznym, formu艂膮 偶yda, Piecz臋ci膮 Salomona,Triumfem 呕ycia nad 艢mierci膮.

Pochylili si臋 z nabo偶n膮 czci膮 i spogl膮dali na ni膮 do ostatniej chwili, podczas gdy kapsu艂ka spada艂a bezszelestnie w g艂膮b studni. Oto dotarli do kresu swej w臋dr贸wki. Z艂o偶yli d艂onie i odm贸wili 鈥濷jcze nasz鈥. Ich g艂osy by艂y mocne i d藕wi臋czne.

Potem, jak na dany rozkaz, ka偶dy wyci膮gn膮艂 z kieszeni p艂aszcza szty­let o dziwnym kszta艂cie. Kling臋 z obustronnym ostrzem zdobi艂y tajemne znaki i s艂owa. R臋koje艣膰 zrobiona by艂a z z臋ba wieloryba, symbolu wiecznego 偶yda. G艂owica sztyletu mia艂a kszta艂t sze艣doramiermej czerwonej gwiazdy

i by艂a wysadzana w ca艂o艣ci rubinami.

Wszystko, eo by艂o do powiedzenia, zosta艂o powiedziane, zadania wy­pe艂nione, tajemnica zachowana. M臋偶czy藕ni przytkn臋li sztylety do swoich piersi w miejscu, gdzie by艂a gwiazda, to znaczy na wysoko艣d serca. Jeden po drugim wykonywali mocne pchni臋cie i po kolei opadali na kolana, aby potem rzud膰 si臋 do studni. Nie towarzyszy艂 temu 偶aden d藕wi臋k i po chwili kaplica opustosza艂a. 艢wiece p艂on臋艂y jeszcze przez jaki艣 czas, a gdyby kto艣 przyjrza艂 im si臋 dok艂adniej, zobaczy艂by, 偶e utworzy艂y na posadzce napis z艂o偶ony z pi臋du liter:

AEIOU

Kilka miesi臋cy p贸藕niej...

S艂o艅ce 艣wieci艂o na bezchmurnym niebie. Czerwona kula unosi艂a si臋 nad szar膮 kamienn膮 pustyni膮. Kopalnia 偶wiru po艂o偶ona na p贸艂noc od Chemnitz w艂a艣nie tak膮 pustyni臋 przypomina艂a. Powietrze migota艂o kaska­d膮 blask贸w, tysi膮ce owad贸w brz臋cza艂y w艣r贸d uschni臋tych krzew贸w i nad spokojn膮 powierzchni膮 niewielkiej glinianki. Szczup艂y ch艂opak, kt贸ry wal­czy艂 ze swoj膮 starsz膮 siostr膮 o pi艂k臋, o ma艂o nie wpad艂 do wody. W ostat­niej chwili z艂apa艂 r贸wnowag臋.

Ju偶 ja ci poka偶臋, jak daleko mog臋 kopn膮膰 pi艂k臋鈥, pomy艣la艂 i wzi膮艂 d艂ugi rozbieg. Przyspieszy艂 i kopn膮艂 pi艂k臋 z ca艂ej si艂y, a偶 zrobi艂a 艂uk i po­szybowa艂a na drug膮 stron臋 stromej skarpy. Przelecia艂a nad grzbietem na­sypu i znik艂a dzieciom z oczu po drugiej stronie.

Id藕 teraz i przynie艣 j膮鈥攌rzykn臋艂a dziewczyna, ale ch艂opak odm贸wi艂.

Dziewczyna tupn臋艂a ze z艂o艣ci膮 nog膮 i sama posz艂a po pi艂k臋. Wesz艂a na skarp臋, wywo艂uj膮c przy tym ma艂膮 lawin臋 i przesz艂a przez w膮ski grzbiet. Schodz膮c po stromym zboczu po drugiej stronie, straci艂a r贸wnowag臋 i po­艣lizgn臋艂a si臋 na kamieniach, piasku i gruzie. I nagle w krzakach porastaj膮­cych podn贸偶e zbocza ujrza艂a, 偶e co艣 pob艂yskuje czerwono.

Podbieg艂a bli偶ej i wyj臋艂a pi艂k臋 z zaro艣li. Potem zacz臋艂a si臋 szybko wspina膰 t膮 sam膮 drog膮, kt贸r膮 przysz艂a. Tu偶 przed szczytem zauwa偶y艂a, 偶e u podn贸偶a co艣 si臋 艣wieci. Okaza艂o si臋, 偶e gdy chwil臋 wcze艣niej upad艂a, obsun臋艂o si臋 troch臋 ziemi i teraz wystawa艂 spod niej fragment jakiego艣 metalowego przedmiotu.

Mo偶e to skarb, pomy艣la艂a i zawo艂a艂a brata. Razem zacz臋li kopa膰 w twardej, wyschni臋tej ziemi i wkr贸tce wydobyli z niej metalow膮 kaset­k臋. By艂a powyginana i wygl膮da艂a na star膮. Dziadek dziewczynki zawsze ostrzega艂 j膮 przed wszelkiego rodzaju 偶elastwem z okresu drugiej wojny 艣wiatowej i m贸wi艂, 偶e nie wolno si臋 nim bawi膰, bo to niebezpieczne. Ale ta rzecz nie przypomina艂a bomby, bo dziadek inaczej j膮 opisywa艂. Gdy przyjrzeli jej si臋 bli偶ej, zobaczyli zardzewia艂膮 pokryw臋 z ozdobnymi za­wiasami. Kasetk臋 pokrywa艂a gruba warstwa brudu i tylko w jednym rogu mo偶na by艂o rozpozna膰 delikatny wz贸r.

To szkatu艂ka jakiej艣 ksi臋偶niczki - powiedzia艂a z dum膮 dziewczynka i zacz臋艂a usuwa膰 brud. Ch艂opiec z zazdro艣ci膮 patrzy艂 jej przez rami臋. Po- , . . .

pl膮tane wt贸ry ro艣linne i arabeski tworz膮ce grawiur臋 zbiega艂y si臋 w 艣rodku wzoru, tworz膮c ramy delikatnie rze藕bionego medalionu, kt贸ry dzieci po­dziwia艂y z otwartymi ustami. W samym 艣rodku ornamentu siedzia艂 buk. kt贸ry trzyma艂 w dziobie wst臋g臋 z jakim艣 napisem. Dziewczynka wzi臋艂a kasetk臋 ostro偶nie do r膮k, przesun臋艂a palcami po napisie i powoli przeczy­ta艂a bratu jego tre艣膰:

WIECZNY

Paul Wagner opisa艂 zako艅czenie ca艂ej historii w dw贸ch kolejnych arty­ku艂ach, kt贸re wys艂a艂 p贸藕niej do Eleny z firmy UMG. Przemilcza艂 jednak, gdzie znajduje si臋 czerwona kapsu艂ka. Mimo to czek od Freda Wineberga opiewa艂 na zaskakuj膮co wysok膮 kwot臋. Dzi臋ki niemu Wagner m贸g艂 spe艂ni膰 jedno ze swoich m艂odzie艅czych marze艅 - kupi艂 sobie porsche carrera RS. Teraz samoch贸d stoi w jego zajezdni, a on ci膮gle co艣 w nim poprawia, podczas gdy Sina jest w swoim zamku, a studentki sp臋dzaj膮 czas w jego ulubionej kawiarni, stresuj膮 si臋 egzaminami i nie maj膮 czasu... Poza tym obje偶d偶a na swoich wy艣cigowych rumakach r贸偶ne zak膮tki kraju.

Georg Sina wr贸ci艂 na zamek i ku rado艣ci profesora Meitnera obj膮艂 swoje poprzednie stanowisko w Instytucie Historii Uniwersytetu Wiede艅skiego. Odebra艂 prawo jazdy, a Paul podarowa艂 mu swojego golfa i telefon kom贸r­kowy. Kiedy przebywa w Wiedniu, nocuje w zajezdni. Jazda na motocyklu nadal go nie zachwyca.Tschak oduczy艂 si臋 sika膰 na przednie ko艂a motocykli.

Bernhard Bemer z艂o偶y艂 Eddy鈥檈mu po偶egnaln膮 wizyt臋, zaprosi艂 Burghard- ta i Ruzick臋 do nocnego klubu i opowiedzia艂 im ca艂膮 histori臋 o Frydery­ku i jego tajemnicy, jak r贸wnie偶 o tym, co si臋 wydarzy艂o w Panenskych Bre偶anach. Potem spakowa艂 walizki, zamkn膮艂 mieszkanie, zadzwoni艂 do Wagnera i Siny, 偶eby si臋 z nimi po偶egna膰 i wyjecha艂 w d艂ug膮 podr贸偶 do Apulii. Obieca艂 sobie, 偶e nie wy艣le ani jednej widok贸wki. Jak dot膮d dziel­nie opiera si臋 tego rodzaju pokusom.

Valerie Goldmann wys艂a艂a raport do Shapira i tym samym uzna艂a swoj膮 misj臋 za zako艅czon膮. Kapsu艂ki przepad艂y i tak jest chyba najlepiej. Tak膮 opini臋 wyrazi艂a te偶 w raporcie, za艣 Shapiro przyzna艂 jej racj臋. Potem za­dzwoni艂a do genera艂a Ledera i poprosi艂a go o czteromiesi臋czny urlop, na

49S

kt贸ry general niech臋tnie si臋 zgodzi艂. Valerie zosta艂a w Austrii, 偶eby bli偶ej pozna膰 Wiede艅 swoich rodzic贸w. Chodzi na wyk艂ady profesora Siny i za­stanawia si臋, czy nie powinna swego urlopu przed艂u偶y膰 do sze艣ciu miesi臋­cy... O swoim dziadku nigdy wi臋cej nie s艂ysza艂a. Samuel Weinstein n obchodzi j膮 szerokim 艂ukiem. Valerie stara si臋 nie opuszcza膰 wycieczek motocyklowych z Wagnerem, ale to on kieruje, nie ona.

Li Feng zosta艂 natychmiast wezwany do Peldnu, gdzie g臋sto musia艂 si臋 t艂umaczy膰 przed ministrem obrony i sekretarzem Komitetu Centralnego. Obaj uznali, 偶e genera艂 pope艂ni艂 zbyt wiele b艂臋d贸w. Mianowano go atta­che wojskowym w U艂an Bator. Teraz ucz臋szcza na niezbyt cz臋ste przyj臋­cia, a raz do roku pojawia si臋 na manewrach wojskowych. Nie maj膮c nic wi臋cej do roboty, zwiedza Mongoli臋.

Mazd臋 z napisem 鈥濸izza Express鈥 odebra艂 z Panenskich Bre偶an Weinste­in. Samoch贸d sta艂 w tym samym miejscu, gdzie zaparkowa艂a go Valerie, to znaczy na 艣rodku trawnika, w pobli偶u barokowej kaplicy. Weinstein zre- perowa艂 uszkodzony b艂otnik i zwr贸ci艂 w贸z w艂a艣cicielowi. Ten odda艂 go do czyszczenia i przy okazji znalaz艂 w 艣rodku pi臋膰 艂usek po nabojach. Obieca艂 sobie wtedy, 偶e ju偶 nigdy nie poratuje Weinsteina w potrzebie, je艣li b臋dzie jeszcze kiedy艣 potrzebowa艂 szybkiego auta. Kiedy po sze艣ciu miesi膮cach postanowi艂 sprzeda膰 swoj膮 ruchom膮 tablic臋 reklamow膮, kupi艂 j膮 Wagner i ustawi艂 j膮 potem w swojej zajezdni, mi臋dzy motocyklami.

POS艁OWIE

Nigdy nie potrafi艂em zrozumie膰 przesadnych podzi臋kowa艅, jakie wypowiadali laureaci Oscar贸w podczas uroczysto艣ci rozdania nagr贸d, czy te偶 s艂ynni pisarze ameryka艅scy i angielscy, kt贸rzy umieszczali je w po- s艂owiu swoich ksi膮偶ek. Dzi臋kuj膮 swoim rodzicom, 偶e ich urodzili; babci, 偶e jeszcze 偶yje; 偶onom, 偶e s膮 ich 偶onami i dzieciom, 偶e zachowywa艂y si臋 grzecznie, gdy tatu艣 pisa艂 sw贸j bestseller. No c贸偶, ka偶demu wed艂ug miary, my艣la艂em sobie za ka偶dym razem. Nie potrafi艂em jednak zrozumie膰, po co wypowiadaj膮 takie frazesy, jak 鈥瀊ez pomocy mojej lektorki, XY, ta ksi膮偶ka nigdy by nie powsta艂a鈥 (Biedaku! Do czego ci by艂a potrzebna lektorka???) albo 鈥瀖贸j wydawca jest najlepszy na 艣wiede i bez niego...鈥. I tak dalej. Czy to zwyk艂e formu艂ki grzeczno艣dowe? Dzi臋kuj膮 wszystkim, 偶eby tylko kogo艣 nie pomin膮膰 i nie urazi膰? Nawet portierowi?

Zazwyczaj pomija艂em tego rodzaju podzi臋kowania, kt贸re pojawia艂y si臋 szczeg贸lnie w krajach angloj臋zycznych. Taki panowa艂 obyczaj i nic si臋 pod tym wzgl臋dem nie zmieni艂o. Uprzejma porcja wdzi臋czno艣d, byle tylko nikogo nie pomin膮膰, bo kiedy艣 mo偶e to mie膰 z艂e konsekwencje.

I wtedy powsta艂a ta ksi膮偶ka. Pierwsza powie艣膰 napisana wsp贸lnie z Davidem Weissem. Ju偶 od dawna byli艣my ze sob膮 zaprzyja藕nieni, ale nigdy nie wyszli艣my poza kilka wsp贸lnych projekt贸w albo dyskusji na te­maty zawodowe. A偶 do czasu, gdy kt贸rego艣 dnia w czasie jakiej艣 rozmo­wy zrodzi艂 si臋 pomys艂 napisania wsp贸lnej ksi膮偶ki. By艂o to zupe艂nie nieza­planowane. Od pomys艂u do napisania pierwszych linijek tekstu up艂yn臋艂o nie wi臋cej ni偶 dwadzie艣cia cztery godziny. O 偶yciu Fryderyka, jego epo-

I" -

cc i tajemnicy dowiadywali艣my si臋 w trakcie pisania ksi膮偶ki. Pisali艣my j膮 razem, jednocze艣nie, czasami wsp贸lnie. Niekiedy dopasowywali艣my do siebie poszczeg贸lne rozdzia艂y jak elementy uk艂adanki. Ka偶dy z nas ma swoje silne i s艂abe strony. W czasie pisania ksi膮偶ki doszli艣my do wniosku, 偶e 艣wietnie si臋 uzupe艂niamy. Dochodzi艂o nawet do takich sytuacji, 偶e na przyk艂ad David przygotowywa艂 jak膮艣 historyczn膮 wstawk臋, uznawa艂, 偶e go nie zadowala, pisa艂 j膮 na nowo, opracowywa艂 i wysy艂a艂 j膮 mnie. Ja j膮 czy­ta艂em, pisa艂em od nowa (jak si臋 p贸藕niej okazywa艂o, w wersji pierwotnej, cho膰 o tym nie wiedzia艂em), a偶 w ko艅cu wracali艣my do punktu wyj艣cia, to znaczy do tekstu, kt贸ry David napisa艂 na pocz膮tku. To znaczy do wersji najlepszej.

Dlatego te偶 pierwsze s艂owa podzi臋kowania kieruj臋 do wsp贸艂autora tej ksi膮偶ki Davida Weissa. Bez niego ksi膮偶ka ta nigdy by nie powsta艂a. Trud­no mi sobie wyobrazi膰, 偶e m贸g艂bym j膮 napisa膰 z kim艣 innym. Pewnie po jakim艣 czasie uciek艂bym od takiej osoby z g艂o艣nym krzykiem. Trzeba mie膰 ldas臋, aby pow艣ci膮gn膮膰 w艂asn膮 pr贸偶no艣膰 i od czasu do czasu pozwoli膰 na to, 偶eby nam kto艣 powiedzia艂 wprost: 鈥濶ie masz racji鈥, aby potem samemu odpowiedzie膰: 鈥濵asz racj臋鈥. Za to, 偶e David nie wystrzeli艂 mnie za to na orbit臋 ziemsk膮, nale偶膮 mu si臋 moje szczere podzi臋kowania.

Pierwsze pi臋膰dziesi膮t stron, jakie napisali艣my, okr臋偶n膮 drog膮 trafi艂o do Tanji Frei z LangenM芦//er Verlag w Monachium - bez mojej wiedzy. Kiedy pewnego dnia dotar艂 do mnie e-mail o tre艣ci: Je­stem zachwycona, co z kolejnymi stronami?鈥, jeszcze nie wiedzia艂em, 偶e od tej chwili zdanie 鈥瀋o z kolejnymi stronami?鈥 b臋dzie mi coraz cz臋艣ciej towarzyszy膰 w 偶yciu.

Od pierwszego dniaTanja Frei, nasza lektorka i szef dzia艂u programo­wego w wydawnictwie LangenMw//er, wyra偶a艂a si臋 o naszej ksi膮偶ce z entu­zjazmem, przekonaniem i stuprocentowym zaanga偶owaniem. Nigdy nam nie odpuszcza艂a, poprzeczk臋 zawiesza艂a coraz wy偶ej i zawsze dotrzymy­wa艂a termin贸w. Z u艣miechem wy艂apywa艂a ka偶dy pojedynczy b艂膮d, zawsze by艂a do naszej dyspozycji i wkr贸tce zna艂a nasz膮 ksi膮偶k臋 lepiej ni偶 my sami

鈥濩o z kolejnymi stronami?鈥. Nasze podzi臋kowania nale偶膮 jej si臋 za to, 偶e od samego pocz膮tku sta艂a murem za tym projektem, 偶e zawsze w nie­go wierzy艂a, 偶e nieznanym debiutantom da艂a szans臋 i przy ca艂ym swoim . zaanga偶owaniu ma w sobie jeszcze co艣: oczy b艂yszcz膮ce entuzjazmem.

Po tym, co wydarzy艂o si臋 p贸藕niej, zacz膮艂em rozumie膰, co sk艂ania an­gielskich i ameryka艅skich pisarzy do wyg艂aszania hymn贸w pochwalnych pod adresem swoich wydawnictw. Tekst naszego maszynopisu zacz膮艂 wkr贸tce kr膮偶y膰 po ca艂ym budynku wydawnictwa, zacz臋to nim 鈥瀐andlo­wa膰鈥 jak na czarnym rynku, czytano go w poci膮gu, w metrze i w samo­chodach stoj膮cych w korkach. Z powodu tekstu kto艣 sp贸藕ni艂 si臋 na poci膮g, kto艣 inny p贸藕no wr贸ci艂 do domu. Ci膮gle jednak s艂yszeli艣my s艂ynne zdanie: 鈥濩o z nowymi stronami?鈥

Ze strony wydawnictwa uderzy艂a nas fala du偶ego zaanga偶owania i za­chwytu, kt贸re towarzyszy艂y nam od samego pocz膮tku.

S艂owa podzi臋kowania kieruj臋 do naszego wydawcy, pani Brigitte Fleissner-Mokorey, i do ca艂ego jej zespo艂u. Wszyscy oni opiekowali si臋 nami, nowicjuszami i pokazywali, jak si臋 co robi, 偶eby by艂o to zrobione nale偶ycie. Kiedy napisali艣my po艂ow臋 tekstu, zacz臋艂y si臋 dyskusje na takie tematy, jak zajawki dla prasy, konferencje, pierwsze czytania tekstu, fol­dery, katalogi, wysy艂ka do ksi臋gar艅 i wiele innych spraw organizacyjnych,

0 kt贸rych autor tych s艂贸w nie mia艂 poj臋cia. Je艣li ksi膮偶ka oka偶e si臋 sukce­sem, sw贸j udzia艂 b臋dzie w nim mia艂 tak偶e ca艂y zesp贸艂 redakcyjny.

S艂owa podzi臋kowania kieruj臋 tak偶e do grona cierpliwych os贸b, kt贸re w trakcie powstawania tej ksi膮偶ki znajdowa艂y si臋 w naszym otoczeniu i potrafi艂y z nami wytrzyma膰. Kiedy co艣 piszemy i zag艂臋biamy si臋 w nowy 艣wiat, kt贸ry tworzymy, nie da si臋 o nas powiedzie膰, 偶e nale偶y­my do 艂atwych lud禄. Dniami i nocami m贸wimy wtedy wy艂膮cznie o boha­terach ksi膮偶ki, o jej akcji i o tajemnicy. Je艣li wi臋c kto艣 jest w stanie z nami wtedy wytrzyma膰, mo偶na o nim powiedzie膰, 偶e z tej walki wyszed艂 obron­n膮 r臋k膮. Swoim zachowaniem denerwowali艣my przyjaci贸艂, co prowadzi艂o czasem do r贸偶nych eksces贸w. O tre艣ci ksi膮偶ki dyskutowali艣my w poko­jach naszych dom贸w, na tarasach, przy kuchennych sto艂ach, a偶 do bia艂e­go rana. Przez ca艂y czas Fryderyk by艂 z nami. Potrz膮sa艂 g艂ow膮 i cieszy艂 si臋 z naszych pomys艂贸w, zar贸wno tych zaakceptowanych, jak i odrzuconych. Dlatego dzi臋kuj臋 obu starszym panom, kt贸rzy trwali przy nas cierpliwie

1 wyrozumiale, chocia偶 wkroczyli艣my w ich przesz艂e 偶ycie i odkryli艣my ich tajemnice. Jest to z pewno艣ci膮 cecha, kt贸ra charakteryzuje cesarzy, ale obaj ci膮gle byli z nami. Czasami mieli艣my wra偶enie, 偶e nawet dyktuj膮 nam niekt贸re fragmenty tej ksi膮偶ki.

Grupa wa偶nych os贸b, kt贸re czyta艂y tekst w trakcie jego tworzenia, w krytycznych acz konstruktywnych s艂owach towarzyszy艂a nam na naszej drodze. Dali z siebie to, co najlepsze, umacniali nas swoimi ko­mentarzami, rozleg艂膮 wiedz膮 lub po prostu opiniami, zwracaj膮c uwag臋 na b艂臋dy, kt贸re nam si臋 przytrafi艂y. Serdecznie im za to dzi臋kuj臋, poniewa偶 nie jestem w stanie zwr贸ci膰 im czasu, jaki nam po艣wi臋cili. Ten czas nam podarowali i za to jestem im wdzi臋czny.

Ksi膮偶ka ta by艂a marzeniem moim i Davida ju偶 w chwili, gdy pojawi艂 si臋 pomys艂 jej napisania. Chodzi艂o nam o tak膮 ksi膮偶k臋, kt贸r膮 sami z ch臋ci膮 by艣my przeczytali, kt贸ra b臋dzie si臋 r贸偶ni膰 od innych ksi膮偶ek tego gatunku, a jednocze艣nie b臋dzie zawiera膰 elementy thrillera pe艂nego akcji i odrobiny humoru. Mamy nadziej臋, 偶e nam si臋 to uda艂o. Paul Wagner, Georg Sina i mrukliwy komisarz Berner b臋d膮 nam jeszcze przez jaki艣 czas towarzyszy膰. Podobnie jak zesp贸艂 LangenM眉ller Verlag i nieod艂膮czne py­tanie: 鈥濩o z kolejnymi stronami?鈥.

Gerd Schilddorfer Wiede艅, czerwiec 2009



Wyszukiwarka