OKRĘTY WIKINGÓW

ęłęóDługie łodzie
Każdy, komu się wspomni o wikingach, zaraz kojarzy sobie tę nację z rogatymi hełmami i chyżymi smoczymi łodziami. Kiedy to pierwsze skojarzenie jest błędne, to drugie jak najbardziej prawdziwe.
Łodzie wikingów, których początki sięgają aż epoki kamiennej, były majstersztykiem swoich czasów, a i dzisiaj budzą podziw. Smukłe kadłuby, ogromne, kwadratowe i kolorowe żagle, smoki (albo, jak chcą niektórzy, węże) na dziobie. Okręty te cechowała niebywała szybkość, zwinność i małe zanurzenie (ok. 1m). To wszystko pozwalało morskim rozbójnikom na wdzieranie się rzekami głęboko w ląd – to dzięki tym okrętom złupiono Paryż, Londyn i dotarto do Konstantynopola.
Okręty wikingów można podzielić na trzy kategorie: łodzie, okręty kupieckie i okręty wojenne.
Pierwsza kategoria to sexaeringr i karvi, łodzie wiosłowe, często bez omasztowania, bardzo szybkie i wykorzystywane głównie do polowań na wieloryby i mniejsze morskie ssaki. Sexaeringr to łódź sześciowiosłowa, nierzadko wykorzystywana przez statki kupieckie, które miały głębsze zanurzenie niż okręty wojenne, do „kontaktów” z lądem. Karvi, większa łódź, o liczbie wioseł od dwunastu do trzydziestu dwóch, służyła do komunikacji i przybrzeżnego handlu.
Druga kategoria, okręty kupieckie i pełnomorskie, zwane kaupskip (dosłownie „statek kupiecki”) albo knarr (knorr) miały głębsze zanurzenie i wyższe burty, przez co używane były również do wypraw pełnomorskich. To na takich okrętach zasiedlono Islandię oraz odkryto Grenlandię i Winlandię. Kaupskipy miały małe nadbudówki na dziobie i rufie, pod którymi można było przechowywać co cenniejsze towary. Mały knarr miał ok. 14 metrów długości, 3,5 metra szerokości, mógł zabrać 4,5 tony ładunku, przy czym rozwijał prędkość 8 węzłów. Jego załogę stanowiło od sześciu do ośmiu ludzi, a wiosła miał tylko na dziobie i rufie.
Trzecia kategoria, najbardziej rozbudowana, to okręty wojenne zwane ogólnie langskipami. Cechą charakterystyczną tych okrętów było zachowanie proporcji długości do szerokości statku, która wynosiła 7 do 1. Najmniejszym ich przedstawicielem był snekkja (dosłownie „chudy i wystający”). Średnia długość snekkja wynosiła około siedemnastu metrów, szerokość 2,5 metra. Jego załogę stanowiło 30 ludzi. Ten mały okręt rozwijał prędkość 14-tu węzłów przy żaglu o powierzchni około 50 metrów kwadratowych, a 5 węzłów, gdy był napędzany wiosłami. Większymi okrętami były skei (”ten, który tnie wodę”) o długości do 30 metrów i szerokości do 4. Skei pod żaglami osiągał prędkość 20-tu węzłów, a z pomocą wioseł 6 węzłów. Jego załogę stanowiło do 100 ludzi, w czym około 60 wioślarzy. Ostatnią grupę stanowiły drekary (bądź drakkar), „smok”. Były to największe okręty, na które stać było tylko najzamożniejszych wikingów i ich konungów. Mój ulubieniec, Olaf Tryggvasson, konung norweski jako swój statek flagowy miał „Długiego Węża”, okręt o 68 wioślarzach. Na „Wielkim Wężu” Harolda Hardrady z 1062 r. jako załoga służyło 70 – ciu wioślarzy. Są informacje, że jeden z konungów zażyczył sobie okrętu o długości stu metrów. Niestety, statek ten nie utrzymał się na wodzie. Jak widać były to naprawdę smoki.
Długie łodzie były budowane głównie z dębiny, przy czym maszt prawie zawsze stawiano z świerku. W niektórych okrętach deski pokładowe były ruchome, przez co łupy i broń można był schować pod pokładem. Wioślarze siedzieli na skrzyniach w których chowano co cenniejsze skarby. Niektóre statki miały kamienne paleniska, ale to spotykało się rzadziej – żeby przygotować strawę zazwyczaj lądowano na brzegu. Często były za to namioty stawiane na drewnianych stelażach pośrodku okrętu z żaglem jako płótno – chroniły przed złą pogodą. Żagiel był robiony z wełny, co wydaje się niedorzecznością, gdyż wełna bardzo szybko nasiąka wodą i staje się bardzo ciężka. Jednak najnowsze badania wykazały, że wikiński żagiel robiony był z wełny specjalnej owcy. Wełna tej owcy dzieli się na dwa rodzaje włosia. Krótszy chroniący zwierzę przed wodą oraz dłuższy „właściwy”, dający ciepło. Wikingowie do swych żagli wykorzystywali obydwa rodzaje tej wełny, przeplatając je. To dawało solidny, wodoodporny żagiel. Na żagiel naszywano liny w romboidalne kształty, co go wzmacniało, a jednocześnie zapobiegało odkształcaniu się żagla. Często kroniki anglosaskie i sagi wspominały o tym, że łodzie wikingów wiją się po wodzie jak węże. Uważano to za licentia poetica, dopóki dokładnie nie zrekonstruowano jednej z takich łodzi. Okazuje się, że okręt faktycznie układał się do fal i był bardzo elastyczny. Odpowiedzialnych za to było dziewięć desek poszycia, licząc od stępki, które były cieńsze od pozostałych. Również wysoki dziób pomagał przy przebijaniu się przez wodę przy większej prędkości – chronił pokład przed zalaniem i dosłownie rozcinał taflę morza.
Dzięki tym wszystkim usprawnieniom jak i zdolnościom nawigacyjnym (wikingowie kierowali się na morzu za pomocą gwiazd, słońca, ptaków i koloru morza) podróż z Norwegii do Islandii trwała od pięciu dni wzwyż, a podróż z północnej Norwegii do Truso, koło Elbląga dni dwadzieścia.
Wikingowie nie toczyli wojen na morzu, a jeśli się już to zdarzało, to związywano okręty w linię i walczono jak przy bitwie lądowej. W tym przypadku najbardziej zaszczytnym miejscem walki był dziób okrętu. Wikingowie mieli również dość rozbudowaną sygnalizację morską. Kiedy okręt wpływał do obcego portu i miał przyjazne zamiary zdejmowano z dziobu głowę smoka. Na morzu natomiast wywieszano tarcze. Czerwona oznaczała wrogość, biała przyjazne nastawienie

ęłęóOd końca X w. typowymi okrętami wojennymi Normanów były tzw. langskipy, czyli "okręty długie", nazywane tak w odróżnieniu od krótszych, ale szerszych statków handlowych. Langskipy można podzielić na trzy zasadnicze klasy w zależności od wielkości i przeznaczenia: sneki (od snekkjur, snekkja), przeznaczone do dalszych rejsów; duże skeidy (od skeidir, skeid) - przeznaczone również do dalszych rejsów, ale stanowiące zazwyczaj własność możnych; największe drakary (od drekar, drek) -o podobnym przeznaczeniu, stanowiące własność wodzów i będące jednostkami reprezentacyjnymi, a podczas działań bojowych spełniające rolę okrętów flagowych*. Oprócz tych jednostek we flotach występowały inne okręty, np. małe karli, przeznaczone do żeglugi przybrzeżnej i obrony wybrzeża, a spełniające także rolę jednostek transportowych.
Wielkości okrętów nie określano - tak jak dzisiaj - wypornością, lecz liczbą miejsc wioślarskich po jednej lub po obu burtach. Norwegowie przyjęli jako wskaźnik wielkości okrętu liczbę par wioseł, nazywając np. "dwudziestką" -tvitugsessa, okręt poruszany czterdziestoma wiosłami. W Szwecji ten sam okręt nazywał się "czterdziestką" - fjaepaertiugsessa, gdyż jako wskaźnikiem posługiwano się ogólną liczbą miejsc wioślarskich na okręcie, podobnie jak to się czyni obecnie z określaniem typów łodzi wiosłowych**. Małe okręty - karli - miały od 26 do 30 wioseł, sneki - od 30 do 40 wioseł, skeidy - od 50 do 60 wioseł i drakary - od 60 do 70, a nawet 120 wioseł. Najliczniejszą grupę we flotach stanowiły okręty o 30-40 wiosłach. Dość liczne były także jednostki z 50 wiosłami. Okręty o 60 wiosłach budowano rzadko, a jednostki o większej liczbie wioseł występowały raczej jako pojedyncze okazy. Najpopularniejszym okrętem, pochodzącym z ledungu, była szwedzka "czterdziestka", czyli norweska "dwudziestka", napędzana 40 wiosłami, a zwana popularnie sneką. Długość jej wynosiła 27-28 m, szerokość około 5 m, zanurzenie około 1 m, wysokość burty nad linią wodną -1,7 m. Maszt takiego okrętu miał wysokość około 18 m, a powierzchnia żagla wynosiła około 130 m2. Okręt łącznie z wioślarzami mógł zabrać około 90 ludzi. Okręty o 60 wiosłach nie ustępowały wielkością bizantyjskim dromonom, miały bowiem około 42-45 m długości, 7 m szerokości, zanurzenie do 2 m, maszty o wysokości około 24 m i żagle o powierzchni 230-240 m2, a załogi ich liczyły około 260 osób. Król duński Kanut I Wielki (1018-1035) miał prawdopodobnie okręt o 120 wiosłach, a jeśli informację tę, zaczerpniętą z sag uznać za wiarygodną, to długość okrętu wynosiłaby około 70 m.
Okręt z Gokstad
W 1880 r. odnaleziono w fiordzie Oslo, koło Gokstadu, szczątki okrętu pochodzącego z drugiej połowy IX w. Okręt miał całkowitą długość 23,24 m, szerokość 5,20 m, wysokość 2,02 m i zanurzenie 0,85 m. Kadłub, wykonany w całości z dębiny, miał już stępkę, masywne ożebrowanie i poszycie z klepek. Te ostatnie ułożone były na zakładkę i wiązane nitami żelaznymi, a uszczelniano je pasmami z sierści zwierzęcej nasyconymi smołą drzewną. Na śródokręciu znajdował się, przymocowany do denników, stosunkowo duży, o długości 3,75 m, szerokości 60 cm i wysokości 40 cm, kloc drewna z gniazdem na maszt. Ponad gniazdem przymocowany był do usztywnienia poprzecznego jeszcze większy kloc, długości 5 m, szerokości 1 m i wysokości 42 cm, służący za jarzmo masztu. Sam maszt, wyciosany z sosny, miał średnicę 30 cm i długość około 13 m. W razie potrzeby, np. podczas przechodzenia okrętu pod mostami, maszt mógł być składany, a po minięciu przeszkody znów podnoszony. Do usztywniania go służyły wanty i sztagi - liny umocowane jednym, końcem do masztu, a drugim do burt i stew. Na maszcie podnoszono reję - poprzeczną belkę o grubości 25 cm i długości około 11 m, na której rozpinano żagiel, wykrojony z materiałów wełnianych.
okręt z Gokstadt
Zasadniczym rodzajem napędu były jednak wiosła - po 16 sztuk na każdej burcie. Zaniechano dawnych sposobów wiosłowania "z ręki", a zastosowano sposób dulkowy, opierając wiosła w specjalnych, otworach burtowych. Otwory te, o przekroju 12 cm, znajdowały się w obu burtach, na wysokości około 40 cm od podłogi, a liczba ich odpowiadała liczbie wioseł. Specjalne skośne szczeliny w otworach umożliwiały wciągnięcie całego wiosła do łodzi. Same wiosła wykonane były z drewna sosnowego, miały długość 5,30-5,80 m, a pióra ich były stosunkowo wąskie i krótkie.
Do prawej burty w części rufowej umocowany był ster wiosłowy. Ponadto po obu burtach biegła listwa z wywierconymi otworami, służąca do mocowania tarcz. Te ostatnie, malowane na żółto i czarno, ustawiano na zewnątrz burt. Okręt miał już kotwicę, wykonaną z żelaza, z drewianą poprzeczką. Długość trzonu kotwicy wynosiła 1,10 m, a poprzeczki 2,75 m. Do wyposażenia okrętu należał także trap długości 7,40 m, będący wąską kładką, wykonaną z jedliny.
Okręt z Gokstadu nie należał do typowych jednostek wojennych. Prawdopodobnie był to okręt jednego z władców norweskich, ale nie ulega wątpliwości, że Normanowie podobnie budowali większość jednostek morskich. Okręt przeznaczony był w zasadzie do rejsów w pobliżu wybrzeży, lecz mógł służyć także do dalszych podróży, co w 1893 r. udowodnił norweski żeglarz kpt. Magnus Andersen, przepływając Atlantyk na jednostce wiosłowo-żaglowej, będącej wierną kopią okrętu z Gokstadu.
Okręt z Osebergu (k.Oslo)
Znaleziony w 1903 r. okręt pochodzi z IX w. Posiada piękne zdobienia dziobu i rufy.
Głowa smoka i dziobnica okrętu z Osebergu
Okręt z Ladby
Znaleziony w 1935 r. w miejscu pochówku lokalnego wodza, był klasycznym przykładem długiej łodzi (langskip). Miał 20,6 m długości i 3,2 m szerokości, jedynie metr dzielił stępkę od krawędzi burt. Wielu naukowców podważa wiarygodność sag opisujących znacznie dłuższe okręty o równie ekstremalnych proporcjach.
Okręt ze Skuldelev
Znaleziony wraz z kilkoma innymi wrakami długich łodzi w latach 1957-1962, został zatopiony przez zdesperowanych Duńczyków blokujących w ten sposób kanał w celu powstrzymania najeźdźców w XI w. Okręt ten mierzył 29 m i zanim został zatopiony, odbył najmniej jedną dalekomorską podróż. Nosił także ślady wielosezonowego użytkowania.
Okręt z Roskilde
Znaleziony w 1997 r. Pochodzi z 1025 roku n.e. z czasów panowania Kanuta I Wielkiego który zjednoczył Danię, Norwegię, południową Szwecję i Anglię w jedno wikińskie imperium. Jest to niewątpliwie największa z dotychczas odkrytych jednostek. Mierzący 35 m okręt to typowy przykład langskipa opisywanego w sagach staro skandynawskich. Według tych sag stosunek długości do szerokości w łodziach wikingów wynosił 6:1 a nawet 11,4:1.
BUDOWA ŁODZI WIKINGÓW
W trakcie budowy wikińscy szkutnicy posługiwali się siekierami o długim i płaskim ostrzu. Nie wykorzystywano ani zwykłych siekier ani pił. Klepki poszycia wykonywano rozszczepiając promieniowo długie świeżo ścięte pnie, co pozwalało uzyskać jednakowe klepki poszycia. Z drzew rosnących prostopadle do korzeni wykonywano elementy wygięte pod kątem prostym służące do umacniania wręg. Drzewa z łagodną krzywizną u podstawy stanowiły materiał na wręgi oraz stewę dziobową i rufową. Z wewnętrznej części pnia dębu wykonywano stępkę w kształcie litery T.
Maszt w razie potrzeby był składany i układany na zamocowanych na pokładzie stojakach. Pozwalało to w usprawnić desant lub manewrowanie okrętem w wietrzny dzień. Na dziobie mocowano rzeźbioną głowę smoka lub węża (zależnie od tego czy był to drakkar (smok) czy snekkar (wąż). Rzeźba taka zakładana była w trakcie walki była doskonałą bronią psychologiczną i miała za cel uprosić bóstwa opiekuńcze o pomoc w bitwie. Te same figury zdejmowano przed wpłynięciem do macierzystych baz lub portów aby z kolei nie obrazić bóstw opiekujących się osadami i domami wikingów.
Niekiedy na dziobie umieszczano metalową chorągiewkę która służy za wiatrowskaz.
GENEZA ŁODZI WIKINGÓW
Łodzie Wikingów były niewątpliwie wzorem i protoplastą okrętów Północy. To na nich wzorowali swoje okręty Słowianie nadbałtyccy. Najlepszy swój okres okręty te przeżywają pomiędzy VIII a XI w. Skald opiewający zwieńczony głową drakkar króla Haralda Hardrade (Twardo Rządzącego) napisał: "Gdy wioślarze płyną w dół lodowatego strumienia nordyckim wężem, nitowaną [łodzią], to jakby orzeł przecinał powietrze skrzydłami." Platon mógł zaprzeczać istnieniu idealnych bytów na tym świecie, ale Platon nigdy nie widział łodzi wikingów. Perfekcyjne dopasowanie konstrukcji, struktury i tworzywa w ich okrętach nie było dziełem jednego genialnego umysłu, ani nie narodziło się w ciągu jednego stulecia. Statki te stanowiły raczej efekt trwającej 6000 lat technicznej ewolucji.
Przodkami łodzi wikingów były prawdopodobnie pochodzące z epoki kamiennej dłubanki, znajdowane na nadbrzeżnych stanowiskach w Danii. Ich wiek ocenia się w przybliżeniu na 5000 lat. Wykonywane były przy pomocy narzędzi kamiennych. Szkutnicy drążyli wytrzymałe a zarazem miękkie drewno lipowe aż osiągnęli 2 cm grubości ścianki. Sztywność konstrukcji zapewniała sama skorupa dłubanki długiej nawet do 10 m. Łodzie te wykorzystywane były prawdopodobnie do połowu dorszy, polowań na wieloryby oraz łupieżczych wypraw. Niektóre z nich służyły później jako trumny. Twórcy tych dłubanek przekazali swoim następcom ideę lekkich, otwartych łodzi o płytkim długim i wąskim kadłubie.
Około 3000 roku p.n.e. w znanych dotychczas dłubankach pojawia się nowy element. Dzięki nawierceniu otworów wzdłuż górnej krawędzi burt, można było przy pomocy włókien roślinnych przymocować do nich klepki nawiercone podobnie jak burty ale w swojej dolnej części. Powiększono dzięki temu odległość między powierzchnią wody a górną krawędzią burty, co pozwalało lepiej wykorzystać łódź na morzu. Konstrukcje takie znajduje się między innymi nad rzeką Amose w Danii. Natomiast odkrycie daleko na północy Szwecji i Norwegii siekierek wykonanych z krzemienia występującego na terenie Danii jest świadectwem dalekich podróży na tak przebudowanych dłubankach odbywanych w epoce kamienia.
Epoka brązu (około 2000-500 roku p.n.e.) jest tym okresem kiedy skandynawskie statki zaczynają przypominać późniejsze łodzie wikingów. Dziób i rufa wznoszą się w górę i są ozdobione spiralami lub głowami zwierząt. Niektóre ze stworów to z pewnością węże i smoki. Pierwsze wyobrażenia smoków unoszących się nad łodziami pochodzą właśnie z epoki brązu. Hełmy wojowników pływających na tych okrętach są często zwieńczone rogami, które wiele lat później są atrybutem karykaturalnego przedstawienia w operach czy też komiksach, wojownika wikingów. W rzeczywistości w okresie największego panowania wikingów tego typu nakryć głowy już nie noszono. Wystający na tych łodziach dziób to w istocie przedłużenie dolnej części kadłuba. Po przymocowaniu doń wygiętego elementu działał jak dziobnica, chroniąc miejsce, gdzie klepki stykały się w pewnym oddaleniu od przedniej części kadłuba. W końcu ta drewniana dziobnica z epoki brązu mogła zostać połączona z ozdobną pionową belką, tworząc wspaniały wygięty dziób okrętu wikingów.
W epoce żelaza (ok. 500 roku p.n.e - 400 n.e.) pojawiła się wystająca belka dziobowa. W okresie tym oprócz skomplikowanych stosunków gospodarczych panował w europie także ostry klimat. Zbyt delikatna i zbyt wysoko umiejscowiona belka dziobowa nie mogła służyć z taran, w zamierzeniu konstruktorów miała prawdopodobnie chronić i wzmacniać kadłub łodzi. Szkutnicy uważali ten element za tak istotny, że zaczęli go umieszczać także na rufie, tworząc w ten sposób w epoce żelaza pierwszą prawdziwie symetryczną konstrukcję. Łódź która została wydobyta z bagien niedaleko Hjortspring w Danii posiadała oprócz wioseł, uzbrojenia i pozostałości ekwipunku także znajdujące się na dziobie i rufie duże wiosła pełniące funkcję sterów. Łódź ta mogła więc zmieniać kierunek na przeciwny nie wykonując zwrotu. Taka "zwrotność' podczas potyczek w wąskich fiordach lub inwazji na nieprzyjacielski brzeg mogła zadecydować o życiu lub śmierci załogi. Przez następne 1500 lat wszystkie skandynawskie jednostki wojenne zachowywały symetryczność dziobu i rufy, także gdy zaczęto na nich montować ster, maszt i żagle. Była to cecha zupełnie wyjątkowa. Nawet Rzymianie którzy pozostawili niewiele wzmianek na temat Skandynawii, czuli się w obowiązku wspomnieć o łodziach identycznych na obu końcach. W łodzi z Hjortspring oprócz cech szkutnictwa epoki kamiennej: kadłub jest z drewna lipowego, deski zostały połączone włóknami roślinnymi; da się zauważyć kilka nowych elementów. Dolna część kadłuba nie jest już wykonywana z jednego pnia - skurczyła się do lekko zakrzywionej szerokiej deski dennej. Jest to krok w kierunku konstrukcji wikińskiej stępki. Uniesione końce zapobiegały wlewaniu się wody do wnętrza łodzi, rozcinając nadbiegające fale. Wybrzuszenie w środkowej części (protoplasty stępki) ułatwiało zwroty. Okręty wikingów odziedziczyły ten profil. Stępka była w środkowej części do 30 cm szersza niż na końcach. Dwudziestu wojowników, którzy wiosłami wprawiali łódź w ruch, siedziało w parach na kratownicy wykonanej z lipy, jesionu i leszczyny. Odstęp 90 cm pomiędzy wioślarzami zapewniał wystarczającą ilość miejsca. Takie rozplanowanie przestrzeni stało się standardem i Skandynawowie zaczęli szacować wielkość jednostki, licząc rzędy ławek dla wioślarzy. W połączeniu z wąską stępką szerokie wręgi nadawały kadłubowi pożądaną sprężystość, natomiast wytrzymałość łódź zawdzięczała nie wręgom lecz skorupie kadłuba, podobnie jak niegdyś dłubanka. Giętki kadłub sprawiał, że łódź doskonale zachowywała się płynąc po morskich falach.
W późnej epoce żelaza w wyniku wspólnego oddziaływania różnych rozwiązań konstrukcyjnych, skomplikowane zakończenia łodzi (takie jak w łodzi z Hjortspring) zaczęły zanikać przechodząc w o wiele bardziej eleganckie i prostsze zwieńczenia obu końców kadłuba. Według Crumlina - Pedersena (dyrektor muzeum okrętów w Kopenhadze) wpływ na to miała konstrukcja pewnego typu dłubanek której przykład znaleziono w pochówku z epoki żelaza na Duńskiej wyspie Bornholm. Największym problemem przy budowie łodzi drążonych z jednego pnia było pozyskanie drzewa o zadowalającej grubości. Na świecie niezależnie od siebie powstały podobne rozwiązania tego problemu. Najpierw należało naciąć na pniu drzewa wąską, podłużną szczelinę następnie przez tę szczelinę wydrążano pień od środka, starając się uzyskać jak najcieńsze ścianki burt. Tak wydrążony pień ogrzewano poczym rozchylano na boki wstawiając równocześnie coraz dłuższe podpórki. Wybrzuszające się burty podciągały oba końce łodzi tworząc symetryczne wygięcie będące później inspiracją budowniczych łodzi wikingów.
Najwcześniejszym przykładem połączenia techniki dłubankowej i zakładkowej jest łódź znaleziona w Nydam, na północ od Hedeby. Będąc zbudowana pod koniec epoki żelaza (ok. 300 roku n.e.) prezentuje wiele nowatorskich rozwiązań. Zakończenie dziobu i rufy, wręgi, oraz klepki tworzące poszycie burt wykonano z drzewa dębowego. Żelaznymi nitami zastąpiono połączenia które wcześniej wykonywano przy pomocy roślinnych włókien. W górnej części burt pojawiły się dulki, wioślarze siedzieli tyłem do dziobu i używali długich dębowych wioseł. Najistotniejszą zmianą jest jednak to, że pięć klepek poszycia każdej burty było stopniowo wydłużanych aż utworzyły klasyczną wikińską konstrukcję dziobową.
Konstrukcją najbardziej zbliżoną do łodzi znanych nam jako łodzie wikingów, było rozwiązanie konstrukcyjne okrętu z Kvalsund w zachodniej Norwegii (znalezisko datowane jest na 700 rok n.e.). Na nim zamontowano zaczątek stępki który powstał z wykorzystywanego do tego celu zwężającego się bala po nadaniu mu kształtu litery T i jego pionowym zamocowaniu pod kadłubem. W zastępstwie wiosła sterowego luźno przymocowanego do burty łodzi, pojawił się ster wiosłowy przymocowany stale do burty i spełniający dodatkową funkcję zapobiegającą dryfowi (podobnie jak miecz w łodziach żaglowych).
Podwyższyły się burty gdzie dotychczas w miejsce 5-ciu klepek zaczęto montować ich 8. Umożliwiło to budowę łodzi o bardziej skomplikowanej krzywiźnie. Na marginesie warto wspomnieć o tym, że wraz ze wzrostem liczby połączeń wzrosła ilość wody przeciekającej przez szczeliny w poszyciu, ma to oddźwięk w staro nordyckim prawie mówiącym, że łódź nie nadaje się do wypraw morskich, jeśli trzeba z niej wybierać wodę trzy razy w ciągu dwóch dni. Załoga jednak miała prawo podjąć ryzyko
Nie jest wiadome dlaczego aż do rozpoczęcia swoich wypraw, wikingowie nie używali żagla. Wynalazek ten znany był już od prawie 4000 lat. Na stelach nagrobnych z Gotlandii pierwsze przedstawienia żagli pojawiają się około 700 roku n.e., ale najstarszy zachowany maszt pochodzi z królewskiego okrętu zbudowanego około 815 roku n.e. i "pogrzebanego" w Oseberg mniej więcej 20 lat później. Pewne jest, że wikingowie nie raz spotkali się z tym wynalazkiem z racji tego, że już od czasów Juliusza Cezara pływały po morzach oblewających Skandynawię żaglowe łodzie Celtyckie. Norweski archeolog Arne Emil Christensen, największy autorytet w dziedzinie wczesnych łodzi wikingów i początków stosowania żagla, przypuszcza, że długotrwały opór przed wprowadzeniem tej innowacji nie miał podłoża technicznego lecz kulturowe: chodziło o wysiłek wioślarzy. Starsi wikingowie "musieli w tamtych czasach pogardzać młodszymi - wyobraża sobie Christensen - którzy byli zbyt leniwi, by wiosłować tak jak ich ojcowie, i chcieli aby wiatr sam przepchnął statki przez morze". W końcu jednak zalety żagla przeważyły. Dzięki wiosłom wikingowie zawędrowali na wschód do Rusi a na zachód aż do Wysp Brytyjskich. Ale dopiero wprowadzenie żagla umożliwiło dokonanie dalekich wypraw. To właśnie żagiel był przyczyną takich zmian w konstrukcji okrętu jak: podwyższona stępka, podniesiony kadłub i burty okrętu. Zwiększyło to dzielność morską jednostek, a zastosowanie drzewca ustawianego tak jak dzisiejszy spinaker-bom pozwoliło żeglować "na wiatr".
ZMIERZCH EPOKI
Łodzie wikińskich projektów przetrwały by zapewne wiele lat jako statki transportowe lub pogrzebowe w tak odległych rejonach jak wyspy zachodniej Norwegii czy Szwedzkie jeziora. Jednak po 1100 roku n.e. zostały stopniowo wyparte przez płaskodenne łodzie hanzeatyckie, które dały początek nowej linii statków żaglowych, wśród których znalazły się nawet okręty flagowe władców Skandynawskich. Długie łodzie wikingów projektowane do napadów na słabo bronione osady i pojedyncze okręty, nie starczały w świecie ufortyfikowanych miast i zorganizowanej floty. Także ówcześni królowie byli coraz bardziej wymagający i chcieli podróżować wygodniej i w coraz większym przepychu. Ostatni akt związany z okrętami wikingów miał miejsce w 1429 roku, kiedy to wikiński Drakkar został pokonany w nierównej walce, przez siedem kog. Od tej chwili Drakkar znalazł schronienie w legendzie...
ęłęóŁodzie są klasycznym symbolem cywilizacji wikingów. Ich piękno i konstrukcja dowodzą wysokiego poziomu rzemiosła. Umożliwiały zarówno najazdy ze Skandynawii, jak odkrywanie i kolonizację Północy. Łodzie wikingów były długie i wąskie, ostro zakończone z obu stron (tak zwane "podwójne zakończenie"). Budowano je z wąskich, zachodzących na siebie desek (tak zwana konstrukcja klinkierowa). Deski wygięte były ku każdemu z końców i łączyły się z dziobnicą przodu i rufą z tyłu. Pale były często ozdabiane rzeźbionymi głowami zwierząt lub innymi kunsztownymi wizerunkami. Wojenne łodzie wikingów - "długie łodzie" przypominały współczesne łodzie przybrzeżne - były otwarte i nie miały pokładu. Mniejsze łodzie używane do handlu i poszukiwań, w języku staronorweskim zwane knőrr, częściowo przykryte były pokładem. Było to konieczne, aby uchronić towary od zamoczenia. Oba typy łodzi miały żagle, ale długie łodzie napędzano prawdopodobnie głównie wiosłami, żagle wykorzystywano tylko wtedy, gdy lodzie płynęły z wiatrem. Odpowiednie wiosłowanie było niezwykłe ważne podczas bitwy morskiej. Łodzią należało manewrować tak, aby znaleźć się w dogodnej pozycji do ataku lub wycofać się ze strefą ostrzału. Nie można było czekać na zmianę wiatru. Z kolei łodzie handlowe musiały mieć miejsce na ładunek i mieściło się w nich jedynie kilku wioślarzy - chodziło przecież jak największy zysk. Dlatego knőrr zabierał niewielu wioślarzy potrzebnych podczas wchodzenia i wychodzenia z portu oraz podczas rejsu wzdłuż wybrzeża. Łodzią kierowano za pomocą bocznego steru. Przypominał on raczej wiosło niż ster w dzisiejszym rozumieniu. Łodzie wikingów nie odpowiadają naszemu wyobrażeniu o łodzi. Były o wiele bardziej skomplikowane, niż to się może wydawać. Docierano na nich do wszystkich części Europy, podróżowano po Morzu Śródziemnym, za koło polarne oraz przez Atlantyk na Grenlandię i do Ameryki Północnej. Jeśli chodzi o wyprawy do Ameryki, łodzie, na których płynęli wikińscy odkrywcy, nadawały się do tego lepiej niż statki użyte przez Kolumba pięćset lat później. Aby to udowodnić, zbudowano kopie łodzi wikingów.

W 893 roku jedna z takich zrekonstruowanych łodzi przebyła szlak Norwegii do Ameryki Północnej w ciągu dwudziestu ośmiu dni, rozwijając prędkość od dziesięciu do jedenastu węzłów. Doświadczona załoga wikingów przypuszczalnie dokonywała tego jeszcze sprawniej. Łódź była kopią w skali jeden do jednego, łodzi wykopanej z grobowca w Gokstad w fiordzie Oslo w 880 roku. Idealnie zachowana długa łódź (23 m długości i 5,2 m szerokości) należy do najpiękniejszych zabytków jakie kiedykolwiek odkryto podczas wykopalisk. Równie piękna jest bogato zdobiona łódź o zbliżonych wymiarach (21,2 mx 5,2 m), wydobyta w 1904 roku z oddalonego zaledwie o kilka kilometrów kurhanu w Osebergu. Obie łodzie pochodzą najprawdopodobniej z IX wieku. W wyniku błędnej interpretacji obie "długie łodzie" stały się symbolem osiągnięć żeglarskich wikingów. W rzeczywistości nie na długich łodziach, ale na krótszych i szerszych knórrach odbywali wikingowie większość swoich dalekomorskich podróży do miejsc takich jak Grenlandia i Ameryka. Jednakże aż do 1962 roku archeologom nie udało się znaleźć łodzi knórr. Wówczas to, podczas prac wykopaliskowych w fiordzie Roskilde w Danii odkryto kilka łodzi zatopionych razem w celu zablokowania wejścia do portu podczas morskiej potyczki w XI wieku. Jedną z nich był knórr o wymiarach 16,1 m długości i 4,5 m szerokości. Kopia tej łodzi, o nazwie Saga Siglar ("saga o żeglarzu"), opłynęła świat w 1985 roku.
Konstrukcja łodzi:
Pływając na otwartych morzach, korzystali z dużego, prostokątnego żagla. Do manewrowania na wodach przybrzeżnych i śródlądowych składali maszt i używali wioseł. Wiosła przekładano przez dulki albo otwory w burtach, żeby łatwiej było nimi poruszać. Wioseł mogło być, w zależności od wielkości łodzi od kilku do kilkudziesięciu. Wikingowie znakomicie potrafili połączyć te dwie metody z bardzo zwrotnym kadłubem, bowiem kadłub żaglowca musi być szerszy i wyższy niż statku poruszanego tylko wiosłami (stosunek długości do szerokości wynosił 7:1).
Skandynawowie rozwiązali ten problem wprowadzając kil, który nadawał okrętowi wytrzymałość, stabilność i zwrotność. Wynaleźli również ruchomy maszt, który można było dowolnie kłaść i stawiać niezależnie od kaprysów pogody. Żagle zapożyczono z południowych krańców Europy tuż przed początkami ery Wikingów. Żagle robiono najczęściej z płótna, choć czasem także z wyprawionych skór. Bywało, że wikingowie farbowali żagle na kolor krwistej czerwieni, aby wzbudzić strach u przeciwników. Reja wielkiego żagla zawieszona była na podnoszonym maszcie, a wiosło sterowe, podobnie jak w innych skandynawskich okrętach, przegubowo zamocowane na części rufowej prawej burty. Załoga spała w skórzanych śpiworach a w czasie deszczu zabezpieczała się brezentem rozkładanym na kształt dużego namiotu. Na łodziach znajdowało się 40-80 wioślarzy i przynajmniej tyle samo wojowników. Nad wiosłami, wzdłuż burt okrętu, na specjalnej zewnętrznej listwie zawieszone były tarcze wojowników, które podwyższały wolną burtę okrętu i ochraniały wioślarzy.
Statki, które budowali, były arcydziełami sztuki szkutniczej. Posiadały niezwykłą dzielność morską konieczną do przetrwania sztormów północnych mórz. Pod żaglem osiągały prędkość kilkunastu węzłów (mil morskich na godzinę), kilka razy więcej niż późniejsze o 500 lat statki Kolumba, i co więcej, pozwalały na halsowanie, żeglugę pod kątem ostrym do wiatru. Właśnie Wikingów uważa się za odkrywców tej szlachetnej sztuki, dzięki której płynąc zygzakami ostro do wiatru można osiągnąć cel leżący w linii wiatru. Statki Wikingów nie posiadały pokładów, nie dawały więc załodze schronienia przed deszczem i zimnem, zdawało się jednak nie być to wtedy tak istotne, chociaż dzisiaj odstraszyłoby wielu żeglarzy-turystów. Dzięki wykopaliskom sztuka szkutnicza Wikingów jest dość dobrze znana, zbudowano nawet kilka replik ich statków, które bez trudu przemierzyły Atlantyk i odbyły wiele innych rejsów potwierdzających kunszt mistrzów sprzed ponad tysiąca lat. Nie jest znana natomiast sztuka nawigacji, która pozwalała im na swobodną żeglugę po Atlantyku Północnym i morzach Europy. Wiadomo, że Wikingowie Ziemię uważali za kulę. Na podstawie obserwacji astronomicznych i zdrowego rozsądku dopracowali się abstrakcyjnych pojęć szerokości i długości geograficznej, koła polarnego, które osiągali niemal na co dzień, a także pojęć biegunów, zwrotników i równika, do których nigdy nie dotarli. Byli ludźmi morza, więc nawet po przyjęciu chrześcijaństwa pobłażliwie traktowali poglądy o płaskości ziemi głoszone wtedy przez Kościół i średniowiecznych uczonych. W filozoficzne spory, czy ziemia czy słońce jest środkiem świata, nie wdawali się, być może dlatego, że są one bezprzedmiotowe z punktu widzenia nawigacji. Wikingowie nie posiadali kompasu w dzisiejszym znaczeniu, ale kierunki na pełnym morzu wyznaczali bezbłędnie, i to nawet w dni pochmurne, których na Północy nie brakuje. Mieli też znakomite wyczucie odległości i być może jakiś inny zmysł lub instynkt, który później zaginął.

Szwedzki kapitan żeglugi morskiej Magnus Andersson odkrył pod czas rejsu na zrekonstruowanej łodzi z Gokstad do Ameryki w 1893 roku, że klinkierowe łodzie wikingów zachowują się w niezwykły sposób na morzu. Andersson zaobserwował, że korpus łodzi nagina się do fal morskich: statek wykazuje taką elastyczność, iż górna część burty może odgiąć się od linii prostej o 15 cm, nie tracąc przy tym na szczelności. Kiedy z jednej strony fala napiera na kil statku, żagiel może być tym samym czasie pod naporem wiatru z przeciwnej strony. Możliwość skręcenia i "naddania" o kilkanaście centymetrów jest wielkim atutem. Niebezpieczeństwo przełamania łodzi pod wpływem naprężeń zostaje zredukowane, a do budowy łodzi można użyć znacznie lżejszych materiałów, niż gdyby statek miał sztywną konstrukcję. Prostota formy większości elementów z łodzi wikingów może być myląca. Kwadratowy kształt żagli opisywanych lodzi i dowody na używanie wioseł sugerowałyby, że wikingowie żeglowali wyłącznie przy sprzyjającym wietrze. Eksperymenty, zwłaszcza z urządzeniem zwanym beitiass, które pozwała wysunąć krawędź żagla, umożliwiając lepsze wykorzystanie siły wiatru, to dowód, że knórr był bardzo sprawny w żegludze pod wiatr. Również przypominający wiosło ster, mimo swej prostoty, był niezwykłe efektywny, o czym przekonał się Magnus Andersson. Taki ster miał jeszcze jedną zaletę: można go było podnieść kiedy statek lądował na plaży. Statek ze sterem na rufie wymaga nabrzeża i pogłębianych kanałów. Giętkość i wytrzymałość łodzi wikingów pozwalała im przetrwać w niezwykle trudnych warunkach morskich i mimo groźnych fal do pływać bezpiecznie do brzegów.

Nawigacja:
Proste techniki nawigacyjne wikingów wzbudziły liczne wątpliwości. Uprzedzenia kulturowe szczurów lądowych odcisnęły piętno na tym aspekcie badań. Wielu naukowców pochopnie i bezpodstawnie twierdziło, że wikińscy żeglarze niechętnie zapuszczali się na pełne morze, ponieważ bali się stracić z oczu linię brzegową. Film z Kirkiem Douglasem, (Wikingowie) jest najlepiej znanym przykładem fałszywego mniemania, że wikingowie musieli posługiwać się kompasami magnetycznymi, aby żeglować poza wody przybrzeżne. Lektura sag dostarcza dowodów, że wikingowie z zamiłowania byli żeglarzami dali morskich i z pewnością nie znali kompasu magnetycznego. Badacz, który przy biurku ogląda mapy, może nie mieć wyobrażenia o prawdziwych warunkach, z jakimi spotyka się żeglarz na morzu. Na morzach północnych żeglarz, wspomagany prądami i mierząc wysokość Słońca i Gwiazdy Polarnej, oraz dzięki umiejętności sterowania w linii prostej przy stałym wietrze i układzie fal, nie potrzebuje kompasu. Układ chmur, drogi przelotu ptaków i pojawianie się zarysów jakichś kształtów zza linii horyzontu, to wszystko umożliwia dość łatwe wykrycie lądu nawet z dużej odległości. Żeglarzom orientującym się według tych wskazówek nie groziło, że nie trafią do celu. Łodzie schodziły z kursu tylko we mgle lub podczas sztormu, kiedy żeglarze tracili punkty odniesienia i byli zdezorientowani. Przydarzyło się to Bjarniemu Herjolfssonowi, kiedy pod koniec X wieku wypłynął z Islandii w kierunku Grenlandii. Choć zboczył mocno z kursu i kierował się na Amerykę Północną, zdołał od naleźć drogę do Grenlandii, gdy tylko ustała burza. Ponieważ była to jego pierwsza podróż w te strony, a o Ameryce w ogóle nigdy nie słyszał, musiał mieć niezwykłe umiejętności żeglarskie, podobnie jak inni wikingowie.

Od końca X w. typowymi okrętami wojennymi Normanów były tzw. langskipy, czyli "okręty długie", nazywane tak w odróżnieniu od krótszych, ale szerszych statków handlowych. Langskipy można podzielić na trzy zasadnicze klasy w zależności od wielkości i przeznaczenia: sneki (od snekkjur, snekkja), przeznaczone do dalszych rejsów; duże skeidy (od skeidir, skeid) - przeznaczone również do dalszych rejsów, ale stanowiące zazwyczaj własność możnych; największe drakary (od drekar, drek) -o podobnym przeznaczeniu, stanowiące własność wodzów i będące jednostkami reprezentacyjnymi, a podczas działań bojowych spełniające rolę okrętów flagowych*. Oprócz tych jednostek we flotach występowały inne okręty, np. małe karli, przeznaczone do żeglugi przybrzeżnej i obrony wybrzeża, a spełniające także rolę jednostek transportowych.
Wielkości okrętów nie określano - tak jak dzisiaj - wypornością, lecz liczbą miejsc wioślarskich po jednej lub po obu burtach. Norwegowie przyjęli jako wskaźnik wielkości okrętu liczbę par wioseł, nazywając np. "dwudziestką" -tvitugsessa, okręt poruszany czterdziestoma wiosłami. W Szwecji ten sam okręt nazywał się "czterdziestką" - fjaepaertiugsessa, gdyż jako wskaźnikiem posługiwano się ogólną liczbą miejsc wioślarskich na okręcie, podobnie jak to się czyni obecnie z określaniem typów łodzi wiosłowych**. Małe okręty - karli - miały od 26 do 30 wioseł, sneki - od 30 do 40 wioseł, skeidy - od 50 do 60 wioseł i drakary - od 60 do 70, a nawet 120 wioseł. Najliczniejszą grupę we flotach stanowiły okręty o 30-40 wiosłach. Dość liczne były także jednostki z 50 wiosłami. Okręty o 60 wiosłach budowano rzadko, a jednostki o większej liczbie wioseł występowały raczej jako pojedyncze okazy. Najpopularniejszym okrętem, pochodzącym z ledungu, była szwedzka "czterdziestka", czyli norweska "dwudziestka", napędzana 40 wiosłami, a zwana popularnie sneką. Długość jej wynosiła 27-28 m, szerokość około 5 m, zanurzenie około 1 m, wysokość burty nad linią wodną -1,7 m. Maszt takiego okrętu miał wysokość około 18 m, a powierzchnia żagla wynosiła około 130 m2. Okręt łącznie z wioślarzami mógł zabrać około 90 ludzi. Okręty o 60 wiosłach nie ustępowały wielkością bizantyjskim dromonom, miały bowiem około 42-45 m długości, 7 m szerokości, zanurzenie do 2 m, maszty o wysokości około 24 m i żagle o powierzchni 230-240 m2, a załogi ich liczyły około 260 osób. Król duński Kanut I Wielki (1018-1035) miał prawdopodobnie okręt o 120 wiosłach, a jeśli informację tę, zaczerpniętą z sag uznać za wiarygodną, to długość okrętu wynosiłaby około 70 m.

Każdy, komu się wspomni o wikingach, zaraz kojarzy sobie tę nację z rogatymi hełmami i chyżymi smoczymi łodziami. Kiedy to pierwsze skojarzenie jest błędne, to drugie jak najbardziej prawdziwe.

Łodzie wikingów, których początki sięgają aż epoki kamiennej, były majstersztykiem swoich czasów, a i dzisiaj budzą podziw. Smukłe kadłuby, ogromne, kwadratowe i kolorowe żagle, smoki (albo, jak chcą niektórzy, węże) na dziobie. Okręty te cechowała niebywała szybkość, zwinność i małe zanurzenie (ok. 1m). To wszystko pozwalało morskim rozbójnikom na wdzieranie się rzekami głęboko w ląd – to dzięki tym okrętom złupiono Paryż, Londyn i dotarto do Konstantynopola.

Okręty wikingów można podzielić na trzy kategorie: łodzie, okręty kupieckie i okręty wojenne.

Pierwsza kategoria to sexaeringr i karvi, łodzie wiosłowe, często bez omasztowania, bardzo szybkie i wykorzystywane głównie do polowań na wieloryby i mniejsze morskie ssaki. Sexaeringr to łódź sześciowiosłowa, nierzadko wykorzystywana przez statki kupieckie, które miały głębsze zanurzenie niż okręty wojenne, do „kontaktów” z lądem. Karvi, większa łódź, o liczbie wioseł od dwunastu do trzydziestu dwóch, służyła do komunikacji i przybrzeżnego handlu.

Druga kategoria, okręty kupieckie i pełnomorskie, zwane kaupskip (dosłownie „statek kupiecki”) albo knarr (knorr) miały głębsze zanurzenie i wyższe burty, przez co używane były również do wypraw pełnomorskich. To na takich okrętach zasiedlono Islandię oraz odkryto Grenlandię i Winlandię. Kaupskipy miały małe nadbudówki na dziobie i rufie, pod którymi można było przechowywać co cenniejsze towary. Mały knarr miał ok. 14 metrów długości, 3,5 metra szerokości, mógł zabrać 4,5 tony ładunku, przy czym rozwijał prędkość 8 węzłów. Jego załogę stanowiło od sześciu do ośmiu ludzi, a wiosła miał tylko na dziobie i rufie.

Trzecia kategoria, najbardziej rozbudowana, to okręty wojenne zwane ogólnie langskipami. Cechą charakterystyczną tych okrętów było zachowanie proporcji długości do szerokości statku, która wynosiła 7 do 1. Najmniejszym ich przedstawicielem był snekkja (dosłownie „chudy i wystający”). Średnia długość snekkja wynosiła około siedemnastu metrów, szerokość 2,5 metra. Jego załogę stanowiło 30 ludzi. Ten mały okręt rozwijał prędkość 14-tu węzłów przy żaglu o powierzchni około 50 metrów kwadratowych, a 5 węzłów, gdy był napędzany wiosłami. Większymi okrętami były skei (”ten, który tnie wodę”) o długości do 30 metrów i szerokości do 4. Skei pod żaglami osiągał prędkość 20-tu węzłów, a z pomocą wioseł 6 węzłów. Jego załogę stanowiło do 100 ludzi, w czym około 60 wioślarzy. Ostatnią grupę stanowiły drekary (bądź drakkar), „smok”. Były to największe okręty, na które stać było tylko najzamożniejszych wikingów i ich konungów. Mój ulubieniec, Olaf Tryggvasson, konung norweski jako swój statek flagowy miał „Długiego Węża”, okręt o 68 wioślarzach. Na „Wielkim Wężu” Harolda Hardrady z 1062 r. jako załoga służyło 70 – ciu wioślarzy. Są informacje, że jeden z konungów zażyczył sobie okrętu o długości stu metrów. Niestety, statek ten nie utrzymał się na wodzie. Jak widać były to naprawdę smoki.

Długie łodzie były budowane głównie z dębiny, przy czym maszt prawie zawsze stawiano z świerku. W niektórych okrętach deski pokładowe były ruchome, przez co łupy i broń można był schować pod pokładem. Wioślarze siedzieli na skrzyniach w których chowano co cenniejsze skarby. Niektóre statki miały kamienne paleniska, ale to spotykało się rzadziej – żeby przygotować strawę zazwyczaj lądowano na brzegu. Często były za to namioty stawiane na drewnianych stelażach pośrodku okrętu z żaglem jako płótno – chroniły przed złą pogodą. Żagiel był robiony z wełny, co wydaje się niedorzecznością, gdyż wełna bardzo szybko nasiąka wodą i staje się bardzo ciężka. Jednak najnowsze badania wykazały, że wikiński żagiel robiony był z wełny specjalnej owcy. Wełna tej owcy dzieli się na dwa rodzaje włosia. Krótszy chroniący zwierzę przed wodą oraz dłuższy „właściwy”, dający ciepło. Wikingowie do swych żagli wykorzystywali obydwa rodzaje tej wełny, przeplatając je. To dawało solidny, wodoodporny żagiel. Na żagiel naszywano liny w romboidalne kształty, co go wzmacniało, a jednocześnie zapobiegało odkształcaniu się żagla. Często kroniki anglosaskie i sagi wspominały o tym, że łodzie wikingów wiją się po wodzie jak węże. Uważano to za licentia poetica, dopóki dokładnie nie zrekonstruowano jednej z takich łodzi. Okazuje się, że okręt faktycznie układał się do fal i był bardzo elastyczny. Odpowiedzialnych za to było dziewięć desek poszycia, licząc od stępki, które były cieńsze od pozostałych. Również wysoki dziób pomagał przy przebijaniu się przez wodę przy większej prędkości – chronił pokład przed zalaniem i dosłownie rozcinał taflę morza.

Dzięki tym wszystkim usprawnieniom jak i zdolnościom nawigacyjnym (wikingowie kierowali się na morzu za pomocą gwiazd, słońca, ptaków i koloru morza) podróż z Norwegii do Islandii trwała od pięciu dni wzwyż, a podróż z północnej Norwegii do Truso, koło Elbląga dni dwadzieścia.

Wikingowie nie toczyli wojen na morzu, a jeśli się już to zdarzało, to związywano okręty w linię i walczono jak przy bitwie lądowej. W tym przypadku najbardziej zaszczytnym miejscem walki był dziób okrętu. Wikingowie mieli również dość rozbudowaną sygnalizację morską. Kiedy okręt wpływał do obcego portu i miał przyjazne zamiary zdejmowano z dziobu głowę smoka. Na morzu natomiast wywieszano tarcze. Czerwona oznaczała wrogość, biała przyjazne nastawienie.

I to tyle w dzisiejszym odcinku Cimmerian Show. Za miesiąc przedstawię państwu kunszt bojowy wikingów

Wikingowie- rozbójnicy, podróżnicy, odkrywcy. czy „Dzicy najeźdźcy”. Wikingowie to lud, którego w okresie wczesnego średniowiecza bali się wszyscy mieszkańcy przybrzeżnych miast i wiosek od Wysp Brytyjskich po Półwysep Iberyjski i dalej na Morzu Śródziemnym po Półwysep Apeniński, a także tych położonych w głębi lądu gdzie z biegiem rzek docierały wikińskie łodzie.
Okręty Wikingów nazywano "langskip", co w dosłownym tłumaczeniu znaczy długi okręt. Oznaczały się one stosunkiem długości do szerokości wynoszącym 7:1. Najdłuższe okręty posiadały wysoką dziobnicę z nasadą w kształcie głowy smoka, która miała odstraszać duchy opiekujące się miastami i osadami, na które napadali Wikingowie. Podczas rejsu powrotnego Wikingowie zdejmowali głowy smoków, aby nie obrazić własnych duchów opiekuńczych. Na łodziach znajdowało się 40-80 wioślarzy i przynajmniej tyle samo wojowników. Statki jeszcze mniejsze zabierały 40 wioślarzy, a na dziobie zamiast głowy smoka znajdowała się paszcza węża. Napęd statku stanowiły zarówno wiosła jak i żagle, czasami używane równocześnie. Wikingowie znakomicie potrafili połączyć te dwie metody z bardzo zwrotnym kadłubem, bowiem kadłub żaglowca musi być szerszy i wyższy niż statku poruszanego tylko wiosłami. Skandynawowie rozwiązali ten problem wprowadzając kil, który nadawał okrętowi wytrzymałość, stabilność i zwrotność. Wynaleźli również ruchomy maszt, który można było dowolnie kłaść i stawiać niezależnie od kaprysów pogody. Żagle zapożyczono z południowych krańców Europy tuż przed początkami ery Wikingów.
Łodzie musiały mieć większą ilość wioseł, aby mogły się przedostać rzekami. Nad wiosłami zawieszone były tarcze wojowników, które podwyższały wolną burtę okrętu i ochraniały wioślarzy. Langskipy były łodziami otwartymi bez pokładu. Załoga spała w skórzanych śpiworach a w czasie deszczu zabezpieczała się brezentem rozkładanym na kształt dużego namiotu. Reja wielkiego żagla zawieszona była na podnoszonym maszcie, a wiosło sterowe, podobnie jak w innych skandynawskich okrętach, przegubowo zamocowane na części rufowej prawej burty (do dzisiejszego dnia nazywa się ją sterburtą).

Wyprawy zdobywcze na szeroką skalę wikingowie zaczęli podejmować w VIII wieku dzięki znakomitym umiejętnościom żeglarskim. W ciągu 400 lat opanowali znaczną część Anglii, we Francji podbili jej północne tereny i osiedlili się na nich (Normandia), podjęli podróże przez Zatokę Ryską na Ruś i dalej do Bizancjum, usadowili się także w Południowych Włoszech i na Sycylii, a na północy zagarnęli m.in. Wyspy Owcze, Szetlandy, Orkady, Hebrydy oraz Islandię. Później w X wieku z Islandii wyruszyli do Grenlandii a stamtąd na zachód do Ameryki Północnej jako pierwsi odkrywcy tego kontynentu.
Najazdy Wikingów na Europę pierwszy raz wystąpiły pod koniec VIII wieku. Celem ataków w przeważającej większości były klasztory, kościoły, opactwa, wielkie ośrodki handlowe i miasta, czyli wszystkie te miejsca, gdzie przy niewielkim oporze można było zdobyć pokaźne łupy. Era napadów i łupienia krajów Europy rozpoczęła się dokładnie 8 czerwca 793 r. Wtedy to właśnie piraci z północy (dokładniej Norwegowie) napadli i złupili klasztor w Lindisfarne w pobliżu północnej Anglii. W kronikach wydarzenie to doczekało się wzmianki, która dobrze obrazuje przestrach mnichów. Napady takie stały się wkrótce niemal codziennością i bardzo przybrały na sile. Jeszcze przed końcem VIII wieku złupili oni Ionę, wysepkę położoną na Hybrydach, w 799 r. ich ofiarą padło wybrzeże Fryzji (Holandia). Początek IX wieku wypełniały napady właśnie na te tereny, ale w 835 roku zmienił się kierunek działań. Wikingowie rozpoczęli plądrować południe Anglii i północ Francji, przerzucając się pomiędzy tymi dwoma rejonami. Czasem atakowano również Hiszpanię. W 859 dwóch wodzów normańskich - Bjorn Żelazny i Hastein przeprawili się przez Cieśninę Gibraltarską. Dostali się w ten sposób na Morze Śródziemne, gdzie pozostali całe dwa lata niszcząc i rabując kraje nad nim położone. W 862 roku powrócili nad Loarę i przez pewien czas dali spokój wodom Morza Śródziemnego. Mniej więcej w tym właśnie okresie Norwegowie odkryli Islandię i zaczęli się tam osiedlać. Stała się ona dobrym punktem wypadowym do kolejnych odkryć, które zaowocowały osadnictwem w Grenlandii i później w Vinlandii, która leżała prawdopodobnie w okolicach Zatoki św. Wawrzyńca, o czym świadczą ślady archeologiczne
Momentem przełomowym w najazdach na Wyspy Brytyjskie stał się rok 866. Wtedy to do Anglii przybyła najliczniejsza z dotychczasowych armii Wikingów, zwana Wielką Armią. Były to wielkie duńskie oddziały, które po kilku latach działań przeciwko Karolingom i reszcie Europy postanowili założyć tutaj bazę wypadową. Nastąpiła zmiana dotychczasowego sposobu uderzenia. Zaprzestano sporadycznych, niewielkich ataków, na rzecz zorganizowanych wielkich kampanii. Z tego też powodu okres ten zwany jest, jako Faza Druga napaści skandynawskich na Anglię. Głównym przeciwnikiem Wikingów na wyspach stało się niezależne królestwo Wessex. Wikingowie, aby utrzymać swoje panowanie na tym obszarze sprzymierzali się niejednokrotnie z niewielkimi państewkami, których władcy pretendowali do tronu. Nie pomagało to jednak. Wessex urósł w siłę i dysponował zaprawionymi w wielu wojnach żołnierzami, którzy mogli śmiało stawić czoła Wikingom.
Zestawienie ataków Wikingów w latach 795 - 1098 autorstwa Pierre'a Barthélemy ("Les Vikings", Paris, 1988 ):
Irlandia - 43 ataki
Wyspy Brytyjskie - 51 ataków
Obszary germańskie - 11 ataków
Niderlandy - 10 ataków
Belgia - 12 ataków
Luxemburg - 1 atak
Francja - 214 ataki
Hiszpania - 9 ataków
Portugalia - 1 atak
Maroko - 1 atak
Włochy - 3 ataki
Turcja (Istambuł) - 1 atak

Razem - 347 ataków
Taktyka wikingów była prosta lecz bardzo skutecza.Wikingowie to przede wszystkim rozbójnicy, których bardziej interesowała grabież i gromadzenie zdobyczy niż systematyczne podboje terytorialne. Wojnę kochali i chociaż nigdy nie parli do walnej bitwy, a w razie potrzeby potrafili jej zręcznie unikać , to jeśli doszło już do bezpośredniego starcia, angażowali się w nie chętnie, ze znajomością rzeczy i z zapałem. Jako urodzeni wojownicy, dyscyplinę i organizację, oparte na bezwzględnym podporządkowaniu się bezpośrednim zwierzchnikom - członkom starszyzny rodowej - mieli niejako we krwi, co na tle reszty ludów Europy Zachodniej uznać należy za cechę wyjątkową. Walczyli pieszo - włócznią, mieczem i toporem, sporadycznie używali też łuku. Ciało osłaniali skórzanym kaftanem, hełmem i okrągłą tarczą; później upowszechniły się wśród nich także kolczugi.
Kiedy Europa nauczyła się już skutecznie odpierać ich najazdy, niewielkie początkowo - stu-, góra dwustuosobowe watahy normańskie zaczęły się łączyć w większe jednostki taktyczne, niekiedy zupełnie pokaźnych rozmiarów. Oblężenie Paryża w latach 885 - 886 prowadziła armia Wikingów, licząca jak się wydaje blisko 30000 ludzi.
W walkach z przeważającym liczebnie, lepiej uzbrojonym, ale za to fatalnie zdyscyplinowanym i dowodzonym pospolitym ruszeniem zachodnioeuropejskim, z którym zrazu mieli do czynienia, Wikingowie najchętniej stosowali taktykę zaczepno - odporną, skutecznie równoważącą wspomniane dysproporcje. Jej skuteczność potwierdziły także późniejsze starcia Normanów z bardziej profesjonalnymi oddziałami konnego rycerstwa.
Ze swej strony Europa szybko doszła do wniosku, że dobrze wyćwiczona jazda (w powiązaniu z systemem fortyfikacji) jest nader skutecznym środkiem obrony przeciwko łupieskim rajdom Wikingów. Uderzająca z ogromnym impetem ciężka konnica - jeśli nieprzyjaciel nie miał nad nią miażdżącej przewagi liczebnej - była dla Wikingów przeciwnikiem co najmniej równorzędnym, o ile wręcz ich nie przewyższała. Jeśli przewaga Normanów okazywała się przytłaczająca , szybka i znająca się na swoim rzemiośle jazda zachodnioeuropejska prowadziła działania wojenne z bezpiecznych , dobrze umocnionych baz wypadowych, skutecznie nękając piesze kolumny Wikingów i zadając im ciężkie straty. Rozproszone oddziały konnicy potrafiły również w krótkim czasie dokonać koncentracji sił i w sprzyjających okolicznościach wymusić na najeźdźcach przyjęcie bitwy na własnych warunkach.
W odpowiedzi Wikingowie dokonali pewnych modyfikacji taktycznych. Po pierwsze natychmiast po przybiciu do brzegu starali się ogołocić całą najbliższą okolicę z koni wierzchowych, które dosiadali sami, co pozwalało im na znaczne przyspieszenie tempa przemarszów. Początkowo traktowali oni te zwierzęta wyłącznie jako środek transportu, kiedy jednak coraz częściej przychodziło im się mierzyć z jazdą zachodnioeuropejską, sami zaczęli tworzyć oddziały konne, nauczyli się też zakładać umocnione bazy wypadowe w naturalnie obronnych miejscach wzdłuż wybrzeży morskich i brzegów rzek. Do samego jednak końca armie normańskie składały się przede wszystkim z wojowników pieszych.
Jak wcześniej wspomniałam okręty były dla Wikingów nie tylko środkiem transportu. Spełniały one również ogromną rolę w obrzędach religijnych. Ludzi o wysokiej pozycji społecznej często grzebano po śmierci w ich okrętach. W rozkopanym w 1904 r. kurhanie pod Osebergiem zachował się wspaniały oryginał.
Do najbardziej znanych bogów zaliczyć należy przede wszystkim Odyna i Freya. Na przebłaganie przychylności bogów należało składać im ofiary. Składanie w ofierze ludzi nie zdarzało się często i dotyczyło głównie pojmanych jeńców wojennych. Niestety, nie znamy dobrze całego systemu składania ofiar. Obchody poszczególnych świąt nie różniły się zbytnio od siebie. Zawsze składano ofiary, zwykle ucztowano i bawiono się, zmieniała się właściwie tylko sam cel świętowania. Przepych tych uroczystości był bardzo wielki, przynajmniej tak przedstawiają go sagi, ale wszyscy autorzy mają lekką skłonność do przesady, więc równie dobrze świętowanie mogło wyglądać skromniej. Wśród Wikingów nie występowała specjalnie wyodrębniona grupa kapłanów, którzy zajmowaliby się tylko i wyłącznie religią. Kapłanami w tamtejszej kulturze byli przywódcy. Najwyższym był zawsze król, mniejszymi książęta i dowódcy wojskowi i tak aż do domu rodzinnego, gdzie funkcje kapłańskie pełniła głowa rodziny. Takich miejscowych przywódców nazywano godi, co znaczy właśnie kapłan, ale było także wykorzystywane do ogólnego określenia przywódcy.
Żeglujący po północnych morzach Wikingowie nie znali kompasu. A mimo to byli doskonałymi nawigatorami i potrafili określić położenie Słońca nawet wtedy, gdy nie było ono widoczne. Pieśni mówią, że posługiwali się w nawigacji „kamieniami słonecznymi”. Można rzec: fantazja poety. A jednak...Zagadka została rozwiązana w latach sześćdziesiątych naszego stulecia. Położenie Słońca można określić na podstawie stopnia polaryzacji światła rozproszonego w ziemskiej atmosferze. Polaryzację można badać za pomocą kryształów dichroicznych, które występują na Półwyspie Skandynawskim. Nie wiadomo jak Wikingowie odkryli ich właściwości. Dzięki swoim umiejętnościom stali się prawdopodobnie pierwszymi Europejczykami, którzy dotarli na Grenlandię, a stamtąd do Ameryki Północnej, wykorzystując jej zasoby naturalne i przywożąc je do Europy.
Nikt jednak wtedy nie doceniał ich kultury czy wynalazków. Uważano ich za diabłów lub dzikich, bezdusznych ludzi przybyłych z dalekich krain tylko po to, aby okradać biednych mieszkańców Europy.
Dlatego stawiając sobie pytanie na początku tej pracy zastanawiałam się czy WIKINGOWIE to dzicy najeźdźcy, odkrywcy, podróżnicy czy rozbójnicy. Moim zdaniem wszystkiego po troszkę, choć w ich czasach uważano ich na pewno za diabłów wcielonych. Uważam, że myślano tak tylko dlatego, ponieważ nie znano ich tak dokładnie jak my teraz i nikt nie był w stanie przeciwstawić się ich sile i sprytowi. Myślę, że Wikingowie to lud ,który wniósł do kultury, wynalazczości i odkryć ówczesnego świata wiele. Z perspektywy czasu można ich zaliczyć do prekursorów podróżnictwa po morzach a szeroką skalę.

ęęłęóSmoki na wodzie01/04/08
Foto: ullstein bild Łodzie wikingów opłynęły cały średniowieczny świat, a nawet przedarły się poza jego granice. Okazuje się, że wojownicy z północy byli genialnymi pionierami współczesnej nauki

Dwadzieścia trzy metry długości, pięć metrów szerokości, maszt wysokości dziesięciu metrów i trzydzieści dwa wiosła. Wąski i długi kadłub pokryty wyprofilowanymi deskami, ułożonymi dachówkowo, zakończony wysokim dziobem i rufą, boczny ster mocowany do prawej burty. Kadłub i poszycie spajane są żelaznymi gwoździami i nitami. To podstawowe dane techniczne wraku długiej łodzi wikingów odkrytej w norweskim Gokstad, która może służyć za egzemplarz pokazowy szkutniczego kunsztu Ludzi Północy.

Wiosła w dłoń

Okręty wikingów korzystały z dwóch źródeł napędu – wiatru i siły ramion wioślarzy. W czasie żeglugi w sprzyjających warunkach na wysoki maszt wciągano prostokątny żagiel. Gdy trzeba było manewrować, za wiosła chwytała załoga.

Wiosłowanie wydaje się proste. Jak robili to wikingowie? Na łodziach znajdowały się niskie ławeczki, pozwalające na mocne wychylenie ciała w przód i w tył. Tajemnica sprawnego poruszania się tkwi w synchronizacji wysiłków wioślarzy. Regaty na kolejnych Festiwalach Wikingów w Wolinie pokazały, że lepsze efekty osiągały załogi, które nie wkładały maksymalnej siły w wiosłowanie, ale robiły to równo. A więc liczyła się nie tylko siła, ale przede wszystkim technika.

Nie warto jednak wiosłować, gdy na morzu panują dogodne warunki do żeglugi. Nawigacja z wiatrem nie jest skomplikowana. Duży prostokątny żagiel znakomicie pracuje przy wietrze od rufy. Rekonstrukcje łodzi wikingów rozwijają prędkość 10–11 mil morskich. Problem pojawia się przy wietrze od dziobu. Współczesnym jachtem można płynąć pod wiatr, halsując, czyli płynąc zygzakiem. Manewry te umożliwia żagiel trójkątny, zwany łacińskim. Drakkary wyposażone były jedynie w prostokątny płat materiału. Niektórzy sądzą, że z tego powodu nie da się płynąć nimi ostro do wiatru, czyli halsem. Nie zgadza się z tym Jarosław „Jerry” Bogusławski, żeglarz, który przez wiele lat pływał „Jomsborgiem” – rekonstrukcją łodzi z Gokstad. – Halsuje się pięknie. Trzeba tylko wiedzieć jak. W ten sam sposób halsowali barkasami Kaszubi na Zalewie Wiślanym jeszcze do lat pięćdziesiątych XX w. Obecnie zupełnie o tym zapomniano.

Wszyscy na pokład!

Pływanie takie musi być jednak precyzyjne. – Wymaga współpracy 4 wytrawnych żeglarzy – tłumaczy „Jerry”. Jak to wygląda w praktyce? Załoga musi przy użyciu lin w specjalny sposób wyprofilować żagiel. Część ulega wypłaszczeniu, a reszta tworzy kieszeń powietrzną, która pracuje jak żagiel łaciński. Wyjątkowego zgrania załogi wymaga przejście linii wiatru, czyli moment, w którym okręt ustawiony jest dokładnie dziobem do niego. Trzeba to przejście zrobić szybko, ponieważ żaglowiec może stanąć w miejscu. – Załoga po tygodniu szkolenia pracowała tak, że wygraliśmy regaty na Zalewie Zegrzyńskim – mówi z dumą Bogusławski.

Wikingowie wiedzieli także co robią, montując – uważany przez wielu za prymitywny – boczny ster. Ma on wielką zaletę, jeśli wziąć pod uwagę, do jakiej „działalności” Skandynawowie wykorzystywali swoje okręty – można go łatwo demontować przy lądowaniu na plaży. Idealna pomoc przy inwazjach. W dodatku dzięki w miarę płaskiemu kadłubowi okręty sprawnie żeglowały po rzekach, umożliwiając wojownikom wypady w głąb lądu. Sprawny desant ułatwiały również składane maszty, skonstruowane przez wikingów.

Drewno, z którego budowano statki i okręty, nie było cięte, tak jak w naszych czasach. Cieśle okrętowi woleli je rozłupywać. Dzięki tej technice powstają tak zwane deski darte, o wiele bardziej odporne na zginanie i łamanie. Właśnie te specyficzne deski oraz konstrukcja kadłuba są przyczynami zjawiska, które zaobserwował kpt. Magnus Andersson. Otóż w 1893 roku popłynął on repliką statku gokstadzkiego z Oslo do Chicago. Podczas rejsu okazało się, że przy wzburzonym morzu dno statku uginało się w stosunku do kadłuba nawet o dwa centymetry! Co ciekawe, nadburcia statku odchylały się aż o 15 centymetrów! Mimo pracy kadłuba poszycie nie przepuszczało wody. Dzięki temu okręt jak gdyby ślizgał się po falach.

Okręty wojenne (drakkary oraz snekkary) wikingów nie miały pokładu. Wojownicy i wioślarze spali w skórzanych śpiworach, a w czasie deszczu rozpinali nad głowami namiot. Duże odległości Skandynawowie pokonywali na statkach (knörr) nieco szerszych od łodzi bojowych oraz wyposażonych w pokład. W żegludze przybrzeżnej używane były najmniejsze jednostki – byrdingi.

Możliwości techniczne okrętów i statków nie tłumaczą jednak tego, jak wikingowie radzili sobie z nawigacją, nie znając igły magnetycznej. Dzięki zapisom z sag wiemy, że potrafili odczytywać kierunki, patrząc w niebo. Gwiazdę Polarną nazywali „Leitharstjarna”, czyli Gwiazdą Prowadzącą. Okazuje się, że mogli też dość trafnie przewidywać pogodę, a słońcem posługiwali się jak współczesnym drogowskazem.

W stronę gwiazd

W 2000 roku podczas wykopalisk prowadzonych na wyspie Wolin znaleziono mały drewniany krążek. Całą jego powierzchnię pokrywały dziwne nacięcia. Okazało się, że to fenomenalny wynalazek – kompas słoneczny. Dr Błażej Stanisławski, szef placówki PAN w Wolinie, odkrywca artefaktu, opisuje jego działanie w ten sposób: – Kompas słoneczny wykorzystywał zasadę działania gnomonu (jeden z najprostszych przyrządów astronomicznych: zwykły kij wbity pionowo w ziemię – przyp.red.). Pierwotnie dysk umieszczony był poziomo na pionowej rękojeści, której wierzchołek w formie stożka – gnomon – wystawał przez otwór ponad tarczę dysku. Koniec cienia rzucanego przez stożek (najdłuższy cień padał na tarczę o wschodzie i zachodzie, najkrótszy w południe) pozwalał na wytyczenie tzw. krzywej gnomonu, łączącej wierzchołki cieni rzucanych przez pręt w poszczególnych porach dnia od wschodu do zachodu i ustalenie położenia geograficznego.

Znaleziony w Polsce kompas to pierwsze tak kompletne znalezisko na północy Europy. Podobnych urządzeń na Morzu Śródziemnym używali Arabowie. Interesujące doświadczenie, mogące posłużyć za dowód na niezwykłe zdolności nawigacyjne wikingów, przeprowadził zespół Gábora Horvátha z uniwersytetu Eötvös Loránd w Budapeszcie (F.H. 1/2007). Naukowcy spędzili na morzu miesiąc, badając polaryzację światła. Udowodnili, że wykorzystując kryształy, da się określić położenie słońca nawet w pochmurne dni i przy dużej wilgotności powietrza. A znając czas i położenie słońca, można sprawnie nawigować. Wikingowie przy tej okazji prawdopodobnie wykorzystywali tak zwaną dwójłomność kryształów. Polega ona na jednoczesnym załamaniu i rozszczepieniu światła słonecznego na dwa prostopadłe promienie. Osoba patrząca na kamień nie widzi rozszczepienia. Widzi, że kryształ zmienia kolor. Jakie kryształy można wykorzystać? Na przykład – kalcyt (szpat islandzki), turmalin lub mikę. Niestety, nie znaleziono dowodów archeologicznych na wykorzystywanie kamieni. Opisy używania magicznych kryształów znajdują się za to w sagach.

Rejs „Świętosławą”

Czy jednak niezwykłe możliwości statków wikingów oraz znajomość nawigacji wystarczyły, by dopłynąć do Ameryki? W 2005 roku kapitan Grzegorz Bończyk popłynął jachtem „Zjawa IV” w rejs z Polski do Zatoki Hudsona. Ostatni etap między Grenlandią a Nową Fundlandią pokonał na żaglach w tydzień. „Zjawa”, choć jest współczesnym jachtem, poruszała się w tym czasie tylko dzięki sile wiatru. Przepłynięcie z Grenlandii do Ameryki nie było więc we wczesnym średniowieczu niewykonalne.

Ciągle znajdują się śmiałkowie, którzy rekonstruują żaglowce sprzed ponad tysiąca lat i mierzą się z wiatrem i morzem. W Polsce takich łodzi jest kilka. Każdego roku na Festiwal Wikingów do Wolina płynie na żaglach i wiosłach Flota Jarmeryka ze Starych Jabłonek. Pod dowództwem Marka Szablińskiego żegluje najmniejsza „Mirasława”, „Świętosława” i potężny „Morąg”. Pierwsza to rekonstrukcja małej łódki przybrzeżnej, druga to nieco pomniejszona łódź z Osebergu, a trzecia to okręt wojenny „Skuldelev V”. Częstym gościem festiwalu jest „Wielet”, własność podróżnika i globtrotera Henryka Wolskiego. Ta rekonstrukcja słowiańskiej łodzi znalezionej w Gdańsku popłynęła w 2006 roku w rejs rzekami do Odessy. Przy nabrzeżu wolińskiego skansenu stacjonuje zbudowany przez Mieczysława Juszę, pracownika Polskiej Akademii Nauk w Wolinie, „Światowid”. Od roku Stowarzyszenie Centrum Słowian i Wikingów z Wolina – wspólnie z pracownikami stoczni skansenu Ukranenland w niemieckim Torgelov buduje rekonstrukcję łodzi, odkrytej przez zespół profesora Władysława Filipowiaka niedaleko Kamienia Pomorskiego.

ęłęóDRAKARY

Drakkary - wiosłowo-żaglowe bezpokładowe statki z wysmukłym kadłubem zdobionym na dziobie rzeźbami (najczęściej smoki). Posiadał jeden maszt z prostokątnym żaglem rejowym. Ich długości dochodziły nawet do 45 m, zaś liczba wioseł wynosiła do 34 par. W XI w. Skandynawowie opanowali żeglarstwo do tego stopnia, iż dopływali swymi drakkarami do Labradoru (największy płw. w Ameryce Pn. [Kanada] między Zat. Hudsona a ujściem Rzeki Św. Wawrzyńca).

Knary

Wikingowie wyruszali nie tylko na wyprawy pirackie ale także kolonizacyjnei handlowe. Do tychcelów używali statków krótkich, głębokich i stosunkowo szerokich. Knary były to statki handlowe nadające się do długich rejsów oceanicznych, natomiast byrdingi były mniejszymi statkami handlowymi przeznaczonymi do żeglugi w pobliżu lądu, na wodach Bałtyku i Morza Północnego. Wikingowie z Norwegii na knarach skolonizowali Islandię i Grenlandię a na byrdingach żeglowali w celach handlowych do głównych bałtyckich portówjak np. duński Haithabu, szwedzki Birka, słowiański Wolin i Jomsburg.Na knarach i byrdingach wiosła stosowane były tylko w portach i dlatego liczba wioślarzy była ograniczona i nie przekraczała ośmiu. Knary miały stosunkowo wysokie burty i podobnie jak inne łodzie Wikingów były otwarte. Poszycie miały klinkierowe lecz zbudowane były z drewna sosnowego, a nie dębowego jak okręty wojenne. Miały ten sam kształt dziobu i rufy, wiosło sterowe na prawej burcie i maszt na śródokręciu z żaglem rejowym.

BUDOWA KNAR

1. Zakrzywioną dziobnicę i stewę rufową wycinano z pojedynczych kawałków drewna i przymocowywano do obu końców kila.

2. Kadłub budowano z zachodzących na siebie pasków poszycia, które mocowano gwodziami do kila oraz dziobnicy i stewy.

3. Deski pokładu przytwierdzano do poprzecznych rozpór, aby nadać konstrukcji elastyczność, amocowane na nich poprzeczne listwy stanowiły wzmocnienie lub podparcie dla ławek.

4. Dolny koniec masztu tkwił w obudowie i na poziomie pokładu przchodził przez kloc jarzmowy lub naokrętach póniejszych, specjalny krzyżak.

5. Tak powstawał wikiński okręt z symetrycznie ukształtowanym kadłubem z zakrzywionymi końcami równej wyskości. Niewielkie zanurzenie, nawet przy obciążeniu, pozwalało owym okrętom pływać blisko brzegu, a także po wodach śródlądowych, natomiast wysoki kil i stromo opadające dno redukowały dryf boczny, kiedy okręt szedł pod wiatr. Na okrętach wojennych przez całą długość burt ciągnęły się rzędy otworów na wiosła, natomiast statki kupieckie (knary) miały wiosła tylko na końcach.

Langskipy

Największa sława statków Wikingów przypada na okres od VIII do XI wieku. Powstały one z łodzi, które według skalnych rycin znalezionych w Szwecji i Norwegii, pochodzą z III tysiąclecia p. n. e. Rzymski historyk Tacyt w 98 r. pisze o lekkich i wąskich łodziach Suinów, czyli Szwedów, które mogły żeglować w obydwu kierunkach, posiadały bowiem identyczny kształt rufy i dziobu. Okręty Wikingów nazywano "langskip", co w dosłownym tłumaczeniu znaczy długi okręt. Oznaczały się one stosunkiem długości do szerokości wynoszącym 7:1. Najdłuższe okręty posiadały wysoką dziobnicę z nasadą w kształcie głowy smoka, która miała odstraszać duchy opiekujące się miastami i osadami, na które napadali Wikingowie. Langskipy te nazywano drakkarami lub skeidami, które były trochę mniejsze. Podczas rejsu powrotnego Wikingowie zdejmowali głowy smoków, aby nie obrazić własnych duchów opiekuńczych. Na łodziach znajdowało się 40-80 wioślarzy i przynajmniej tyle samo wojowników. Snekkary, statki jeszcze mniejsze od skeidów zabierały 40 wioślarzy, a na dziobie zamiast głowy smoka znajdowała się paszcza węża. Najmniejsze langskipy nazywano ledungami. Napęd statku stanowiły zarówno wiosła jak i żagle, czasami używane równocześnie. Wikingowie znakomicie potrafili połączyć te dwie metody z bardzo zwrotnym kadłubem, bowiem kadłub żaglowca musi być szerszy i wyższy niż statku poruszanego tylko wiosłami. Skandynawowie rozwiązali ten problem wprowadzając kil, który nadawał okrętowi wytrzymałość, stabilność i zwrotność. Wynaleźli również ruchomy maszt, który można było dowolnie kłaść i stawiać niezależnie od kaprysów pogody. Żagle zapożyczono z południowych krańców Europy tuż przed początkami ery Wikingów.

Langskipy musiały mieć większą ilość wioseł, aby mogły się przedostać rzekami. Nad wiosłami zawieszone były tarcze wojowników, które podwyższały wolną burtę okrętu i ochraniały wioślarzy. Langskipy były łodziami otwartymi bez pokładu. Załoga spała w skórzanychśpiworach a w czasie deszczu zabezpieczała się brezentem rozkładanym na kształt dużego namiotu. Reja wielkiego żagla zawieszona była na podnoszonym maszcie, a wiosło sterowe, podobnie jak w innych skandynawskich okrętach, przegubowo zamocowane na części rufowej prawej burty (do dzisiejszego dnia nazywa się ją sterburtą).

Okręty były dla Wikingów nie tylko środkiem transportu. Spełniały one również ogromną rolę w obrzędach religijnych. Ludzi o wysokiej pozycji społecznej często grzebano po śmierci w ich okrętach. W rozkopanym w 1904 r. kurhanie pod Osebergiem zachował się wspaniały oryginał łodzi Wikingów z początku IX wieku. Obecnie znajduje się w muzeum morskim w Oslo.


Wyszukiwarka