IX
ROK 1989
Matce możesz o wszystkim powiedzieć
l I 1989 r.
Mówi Pan:
— Chciałbym, Anno, abyś dzisiaj starała się rozmawiać z Matką moją i waszą, bo sama zaprosiłaś Ją do swego domu (w obrazie, który parafianie brali do domów).
Pytasz, dlaczego nie mówię „naszego", tak jak wczoraj. Dlatego, że Ja zawsze jestem z Maryją i tam, gdzie Ja jestem, jest i Ona. Ale teraz ty sama powinnaś Ją prosić o pozostanie z tobą.
Dziś, kiedy jako Królowa objęła już waszą Ojczyznę swoją opieką i rozpoczyna powoli swoje macierzyńskie zadanie wychowania was Mnie i przygotowania was do służby wedle moich zamierzeń dla was, teraz pragnę, abyś zwracała się do Niej i Ją o wstawiennictwo prosiła. Wraz z Nią zwracaj się dziś do Mnie we wszelkich swoich prośbach, bo Ona wyprosić ci może wszystko, a jest przecież Matką was, Polaków. Tych, którzy Mnie służą, ogarnia tym silniej swoim orędownictwem i pomocą.
Ucz się dziś, dziecko, od Niej, jak prosić i słuchaj uważnie. Wczoraj Matka moja zwracała się do twojego całego narodu, dzisiaj pragnie rozmawiać z tobą jak z córką.
Bałam się zacząć. Nie wiedziałam, jak zwracać się do Maryi jako do Matki. Skończyło się na tym, że siedziałam skulona i oddawałam Jej miłosierdziu wszystkich, o których sadziłam, że się „źle maja". Dowiedziałam się, że mogę zatrzymać obraz Maryi jeszcze przez trzy dni. Dopiero teraz mogę zacząć modlić się.
2 I 1989 r.
— Zapraszam Cię, Matko, do domu, aby stał się naprawdę naszym wspólnym domem. Bądź w nim Panią i gospodynią wraz z Jezusem i spraw, abym coraz mniej miała w nim do powiedzenia, a coraz więcej — Wy. Uczyń, Maryjo, ten dom Twoim domem opieki, pomocy i podtrzymania. Zapraszaj tu tych, których Ty chcesz spotkać, którym Ty chcesz udzielić łask, obrony i orędownictwa, a pierwszą, która Cię o to prosi, jestem ja, bo bardzo mi potrzeba matczynej troski i opieki. Strzeż mnie, Matko, od złego teraz i w godzinie mojej śmierci.
Matka Boża odpowiedziała mi:
— Moja córko, bądź spokojna. To nie ty się boisz, to nieprzyjaciel wasz lęka się i zżyma (odczuwałam niepokój). Pragnie napełnić cię niepokojem i nie dopuścić, abyś zaufała Mi i rozmawiała ze Mną. Lecz jeśli ty pragniesz rozmowy, on jest bezradny, bo na ciebie może tylko oddziaływać, a i to jedynie wtedy, kiedy dajesz mu swoją zgodę. Przeszkody stawia wyłącznie w twojej wyobraźni; one w rzeczywistości nie istnieją.
Prawda jest taka, że jesteś moją córką, a Ja Matką twoją — prawdziwą i na wieczność — obejmującą cię miłością. Z Matką możesz być zupełnie szczera. Matce powiedzieć możesz o wszystkim, co cię martwi, gniewa, niepokoi, o swoich smutkach i lękach, o bólu i o radościach. Matka płacze i cieszy się wraz ze swym dzieckiem i zawsze czyni, co tylko może, by zapewnić mu szczęście.
Potem Maryja Panna zapytała:
— Co jest twoim największym marzeniem?
— Aby Polska służyła Panu, wolna, niepodległa nikomu innemu, wedle swych najwspanialszych wartości, gorąco i żarliwie. Aby niosła Boga innym ludom i przygarniała je wielkodusznie i bezinteresownie. By nigdy nie zawiodła i nie zdradziła Chrystusa i Ciebie, a dla innych narodów stanowiła wzór i dowód możliwości współżycia narodu ze swym Bogiem w pokoju, wolności, prawdzie i sprawiedliwości, i abym ja mogła w tym dziele brać udział.
— A ty, osobiście, dla siebie czego byś pragnęła?
— Polepszenia zdrowia, żeby być bardziej użyteczną. Brak mi bardzo prawdziwej przyjaźni, serdeczności i dobroci ludzkiej. Znasz, Matko, moje Wigilie. Wtedy wszyscy moi znajomi okazują mi, że nie jestem ich krewną, że jestem „obca" i nikomu — w ich domu — niepotrzebna. A ja widzę, jak mało jest w nich miłości bliźniego i strasznie mi wstyd za nich i smutno. Ale to na pewno jest mój krzyż, bo inaczej dałby mi Bóg chociaż rodzeństwo. Chciałabym też, aby drugi pokój był przygotowany według woli Pana, ale sama nic zrobić nie mogę.
— O to teraz zadbam Ja, Matka. O zdrowie dla ciebie prosić będę, a przyjaciół prawdziwych przyprowadzę ci — według mojego upodobania. Pragnę twojej radości, a nie smutku i Syn mój tego również pragnie dla ciebie, córeczko.
Po przerwie zadzwoniłam do męża Grażyny A., zgodnie z życzeniem Pana. Dowiedziałam się, że Grażyna zmarła trzy miesiące temu. Ta wiadomość ścięła mnie, choć nie mam obawy o los Grażyny. Wiem, że ofiarowała swe życie za rodzinę narkomanów i Bóg najwyraźniej przyjął jej ofiarę. Wiem, że Pan chce, żebym z nią rozmawiała (bo skoro chciał, żebym zadzwoniła do jej męża...). Maryja uspokaja mnie:
— Córeczko, Grażyna jest w domu Boga. Mój Syn sam ją wprowadził. Dziękuj Mu i ciesz się razem z Jego ukochaną córką.
Czy dziwisz się, że nie mogłem się oprzeć takiej miłości?
3 I 1989 r.
Grażyna A., z którą modliłyśmy się wspólnie w roku 1987, była katoliczką, zwyczajną kobietą, słabego zdrowia. Miała rodzinę, pracowała, przeżywała trudności życia codziennego dotykające nas wszystkich. Wyróżniała ją jedynie miłość do Pana Jezusa, możliwa do dostrzeżenia chyba tylko przy bliskim poznaniu (kilka lat temu przeżyła nawrócenie — powrót do żywej wiary po 20 latach odrzucania Boga). Związała się w ostatnim czasie z grupą (katolicką) ukierunkowanią na rozważanie Męki Pana i wstawianie się za grzeszników przez moc i świętość przelanej za nich Krwi Chrystusowej. W tym czasie Grażyna zaopiekowała się rodzina narkomanów, których usiłowała wyciągnąć z tego straszliwego uzależnienia. Mówiła mi, że ich „kocha ponad wszystko", sama nie wie, dlaczego, lecz wie, iż gotowa jest „życie za nich oddać, aby stali się zdrowi". Zachorowała ciężko, miała silne bóle, została częściowo sparaliżowana. Swoją chorobę przeżywała w duchu ofiary za tę rodzinę; od kapłana prowadzacego jej grupę, który odwiedził ją w jednym z kolejnych szpitali, otrzymała wiadomość o uzdrowieniu ich z uzależnienia. A jednak gdy byłam u niej w szpitalu w sierpniu zeszłego roku, nie spodziewałam się jej śmierci, lecz raczej powrotu do zdrowia. Gdy już otrząsnęłam się z zaskoczenia, zapytałam Pana naszego, czy mogę rozmawiać z Grażyną. Pan mówi:
— Moje dziecko, to ona Mnie o to prosi. Zanim rozpoczniesz rozmowę, Ja sam chcę ci powiedzieć, że zabrałem córkę moją na jej życzenie, ponieważ jej miłość do Mnie tak ją pochłonęła, że wszystko poza Mną wydawało jej się smutne. Bo widzisz, kiedy ona oddała się Mi gorąco, z całego serca, pokochałem ją tak, że zaczęliśmy kochać wspólnie. Wtedy dałem jej swoją miłość do tej biednej, zagubionej, ginącej rodziny. Wiesz, że nie ma większej miłości, jak oddać życie za przyjaciół swoich. Kto tak czyni, jest prawdziwie bratem moim. Grażyna zrozumiała Mnie, a tak bardzo chciała okazać Mi swoją wdzięczność za dar nawrócenia... Czyż mogłem jej odmówić? Dałem jej szansę zbawienia, wyzwolenia, uratowania rodziny — właśnie obcych, aby w pełni ujawniła się jej miłość bliźniego — a moja ukochana pochwyciła tę okazję oddając Mi się całkowicie jako ofiara zadośćuczynienia za ich winy. Dlatego wykorzystałem jej miłość dla jej wiecznego szczęścia i nie przedłużałem już jej życia, aby mogła natychmiast cieszyć się szczęściem wieczności. Czy rozumiesz Mnie, dziecko?
— Tak, rozumiem, że dla Ciebie, Jezu, ważny jest każdy człowiek dla niego samego bez względu na jego zobowiązania na ziemi (jak u Grażyny jej własna rodzina), że każdego z nas zabierasz sobie w najkorzystniejszym dla niego momencie i że czasem nie możesz już powstrzymać swego oczekiwania, jeśli my bardzo cię pragniemy lub bardzo cierpimy.
— Tak. I dlatego także, że nie żądam od was osiągnięć ani dużego i żmudnego wysiłku, a tylko miłości. Jeżeli ktoś z was kocha Mnie naprawdę i pragnie obecności mojej nade wszystko, odpowiadam na jego pragnienie, chyba że przewidziałem dlań inne jeszcze służby. Lecz Grażyna słabła coraz bardziej. Dlatego zabrałem ją sobie obdarzając chwałą męczenników, najbliższych przyjaciół moich, którzy świadczyli o Mnie miłością aż do ofiarnej śmierci. W waszych czasach jest i zawsze będzie miejsce na śmierć za innych ludzi, jeśli się ich pokocha tak w pełni i bez względu na swoje osobiste dobro, jak to zrobiła Grażyna.
— Tak, Panie, ale to Tyś ją napełnił swoją miłością.
— Tak jest zawsze, ale trzeba tę daną wam miłość podjąć, uczynić swoją i nigdy nie żałować. Choroba Grażyny, ciężka i męcząca, była czasem sprawdzenia, czy nie cofnie się i nie będzie się żalić i litować nad sobą. Byłem przy niej i podtrzymywałem ją, lecz wybór był jej. Nadal była szczęśliwa, że zostali uratowani ci, którzy już byli zgubieni, i nadal kochała Mnie z jeszcze większą wdzięcznością, uchwyciwszy się Mnie jako jedynego Przyjaciela (jak niegdyś twoja matka). Czy dziwisz się, że nie mogłem się oprzeć takiej miłości?
— Nie, Panie, przecież dla Ciebie wszyscy jesteśmy biednymi dziećmi, a Ty tak jesteś wrażliwy na nasze cierpienia. Trzeba tylko wierzyć w Ciebie i ufać Ci; cała reszta idzie za tym.
— Tak, córko, „cała reszta" — szczęście wiecznego przebywania ze Mną w miłości wzajemnej, szczęście niewyobrażalne na ziemi mieści się w zawierzeniu Mnie. Teraz, pragnę, abyście rozmawiały ze sobą jak siostry. Ja daję umiłowanej mojej możność pomocy ludziom chorym, cierpiącym i uzależnionym. W każdym przypadku, kiedy będziesz modlić się za nich, zapraszaj do orędownictwa Grażynę. Proście razem. Pragnę, aby współpraca obu „światów" pogłębiała się.
W wasze ręce Jezus składa teraz ogromne dary
5 I 1989 r.
Mówi Maryja:
— To Ja wyprosiłam wam przodownictwo w służbie Bogu. Ufam waszej dobrej woli i waszemu pragnieniu odwrócenia się od zła. Wierzę też w wasze rzeczywiste oddanie Synowi mojemu, waszemu Zbawcy. Dlatego przekonana jestem, że nie skalacie imienia chrześcijan, sług Boga Najwyższego, a także dzieci moich — Polaków, ani zemstą, ani nienawiścią, lecz przeciwnie, staniecie się dla siebie wzajem i dla innych narodów, zwłaszcza tych najbardziej skrzywdzonych i poranionych, zwiastunami prawdziwej wolności.
Wierzę wam, iż potraficie odrzucić to, co bliskie naturze cielesnej (instynktom zwierzęcym), a wybierzecie działanie w imieniu Boga, a więc będziecie nieść braterstwo, przyjaźń, pomoc, nadzieję i dobroć we wszystkich potrzebach, z którymi spotykać was będę. (...)
Ja, Królowa wasza, ufam wam i wspomogę was wraz z całym moim królestwem niebieskim — jeżeli działać będziecie zgodnie z prawami Bożymi, które tak dawno Syn mój wam objawił, a które wciąż oczekują na wcielenie w życie społeczne narodu. Jeśli jednak oprzecie się na nich, obiecuję wam, iż naród wasz — mój naród — uczynię zwiastunem nowych praw, chrześcijańskich prawdziwie, dla wszystkich narodów świata, które naśladować was będą i błogosławić wam. Wspólnie przygotujemy ziemię na nadejście Pana.
Nie krępuję was, ale czuwam nad wami
13 I 1989 r.
— Chciałam Cię spytać, Panie, czy dobrze zrobiłam zapisując się do tego towarzystwa (mającego nawiązywać kontakty i nieść pomoc na Litwę). Wydawało mi się, że tego byś chciał.
— A czy czułaś niepokój lub niepewność, córko?
— Nie, zupełnie nic.
— W takim razie chciałem tego lub uważałem, że będzie to pożyteczne. Przecież dałbym ci poznać moją wolę. Czyż nie odczułaś tego w rozmowach (z dwoma osobami z zarządu)?
— Tak.
— Widzisz, Ja nigdy nie mówię wam „nie próbujcie", „nie starajcie się", lecz tak układam sprawy, abyście sami zobaczyli jasno, czy warto kontynuować sprawę, czy też należy jej zaniechać. Nie krępuję was, ale czuwam nad wami.
Chciałbym, aby niósł Mnie innym i dzielił się Mną
13 I 1989 r.
Modlimy się we dwoje z Grzegorzem. Pytamy o dwie osoby ze Związku Radzieckiego, z którymi możemy się spotkać w najbliższym czasie. Odpowiada Maryja:
— Moja córko, prosiłaś Mnie o pomoc w jasnym usłyszeniu woli mego Syna. Jego wolę znasz. Wiesz, że On chce iść do nieszczęśliwych i zniewolonych. Nie bój się i niech się Grzegorz nie obawia. (...) Jestem przy was. Nie obawiajcie się dawać słów Jezusa — one są pomocą i ratunkiem; reszta zależy od ich przyjęcia i dobrej woli obdarowanego.
Bądź dobrej myśli, córko. Ja czuwam nad wami. Pamiętajcie, że to już początek mojego panowania. Ja służę woli Syna, a wy, pragnę, abyście służyli wraz ze Mną.
17 I 1989 r.
Rozmawiamy o obu gościach ze Wschodu, z których jeden jest Polakiem, zastanawiając się, jak możemy im pomóc. Mówi Pan:
— Moje dziecko. Pragnę, abyście rozmawiali z Matką moją, pytając o sprawy waszej Ojczyzny, bo Jej powierzyłem władanie Polską. Tak się już dzieje. A opiekę Maryi ma każdy Polak wierny swojemu krajowi, który pod Jej opiekę się chroni. W tej jednak sprawie sam powiem ci, co zamierzam, bo pytać Mnie pragniesz o sprawy bezpieczeństwa obu waszych gości.
Gość Grzegorza (a właściwie Stanisława), pragnę, aby Mnie przyjął do serca, gdyż bardzo będę mu potrzebny. Jeśli zdecyduje się na to (chodzi o modlitwę nad nim z nałożeniem rak), pomogę mu w przedłużeniu pobytu, aby mógł przygotować się i więcej poznać, lecz jeśli nie, módlcie się nad nim już teraz, dary zaś otrzymywać będzie stopniowo. Chciałbym, aby niósł Mnie innym i dzielił się Mną, dlatego potrzebna mu bardzo moc Ducha Świętego, Jego rady i dary. Nie poskąpimy ich, lecz Jerzy musi wiedzieć, jak ich używać dla dobra bliźnich. Po wtóre zrozumieć musi, że otrzyma je nie dla swojej wartości (musi zachować pokorę), a jako mój wysłannik i jako dary ofiarowane przez wasz naród, z którego pochodzi — moje dary, które wam (Polakom) daję w wyniku waszego (w tym przypadku Anny i Grzegorza) aktu przebaczenia ciemięzcom i katom waszym. Bo to przecież wy pragniecie go obdarować tym, co za najcenniejsze uważacie, po to, aby mógł służyć sobą i ratować swoich współmieszkańców.
Zdziwiliśmy się nie wiedząc, o jakim akcie przebaczenia Pan mówi.
— O tym mówiłaś dzisiaj z Grzegorzem, nie zdając sobie w pełni sprawy z tego, co stoi u podstaw waszych pragnień i zamiarów. Wszystko zależy od dobrej woli Jerzego, a Ja będę z wami. I Ja sam pragnę powiedzieć mu o tym, co im zagraża.
Lękaliśmy się o przyszłość naszych gości. Pan mówi:
— Moskwa (...) będzie sławiła Mnie i Matkę moją, lecz potrzebne jest powszechne nawrócenie serc. Ocaliłem Niniwę, gdyż żałowała swych zbrodni i prosiła Mnie o przebaczenie. Uratowałem Austrię, gdyż błagała Matkę moją o ratunek. Lecz nie jest wdzięczna, znów stała się pyszna i jest siedliskiem wielu zbrodniczych działań; dlatego ani jej, ani Wiednia bronić nie będę. Jeśli daję się przebłagać, to chcę polegać później na nawróconych ku Mnie dzieciach moich. Jeśli nie są wierni i stali, pozostawiam ich ich złu. Wiatry zasypały piaskiem Niniwę. Teraz krócej wam oczekiwać przypadnie. Tak więc niech nawracają się ku Mnie z głębi serc i zrozumienia, lecz niech nie udają przede Mną — ze strachu — bo prędzej uratuję grzesznika żałującego niż kłamcę i obłudnika; a w sercach waszych czytam.
To niech Zbyszek powie (swemu gościowi) wraz z ogólnym poinformowaniem, że już koniec zamysłów nieprzyjaciela. Teraz nadchodzę Ja. Lecz tam, na terenach, które on uznał za swoje, gdyż oddano mu się i gorliwie służono, tam nie ustąpi bez walki, aż przyjdzie silniejszy i zgniecie go. Nie Ja tam będę zwyciężał, a zło zetrze się ze złem, nienawiść z nienawiścią. Ofiarami zaś będą ludzie, moje biedne, bezbronne dzieci. Dlatego powtórz moje słowa, że: „jedno westchnienie, jedna myśl skruchy rozbraja sprawiedliwość moją". Tym zaś, którzy kochają Mnie, niech mówi, aby powierzali się Mnie i Matkę moją, Maryję, o ratunek prosili. Wtedy, jeśli zginą, to Ja ich w śmierci wspomogę i zabiorę sobie, a jeśli przeżyją, niech żyją w pokorze i wdzięczności — będąc sobie braćmi.
Ja przyjdę dopiero na powszechne wezwanie, bo wszyscy zbiorowo odrzucili Mnie i budowali przeciw Mnie królestwo nieprawości, zbrodni i kłamstwa. Pomimo to kocham każdego z nich i ich powrotu z radością oczekuję. To niech mówi. Czas pokoju i odrodzenia jest zawarty w wyborze ich serca i woli — i od nich zależy.
Wiesz o tym, córko, chociaż nigdy nie mówiłem ci tego szczegółowo, że każdy naród powołuję do swojej służby wedle jego umiejętności i darów, jakie w nim umieściłem. Rosja zawsze odmawiała Mi służby. Jej Kościół służył bardziej władzy ziemskiej niż Mnie, i to z własnego wyboru. Jest uległy sile i siłę ceni. Dlatego dopuszczę, aby przeszedł ciężką chłostę, tym bardziej że pora już powracać ku jedności i zrównywać góry i zasypywać doły.
Rosja, pragnę, aby była misjonarzem Azji, tym bardziej że ciężko zawiniła wobec wielu jej narodów. Dlatego dać im pragnę drogę wyrównania i naprawienia krzywd. To powinni wiedzieć, aby mieć przed sobą nadzieję — szansę powrotu ku Mnie nie tylko w worze pokutnym, lecz zagarniając po drodze inne ludy, jeszcze nie znające Mnie.
Daję im to dzieło, lecz w jedności Kościoła, bo nie rusyfikować ich mają, a odwrotnie — dawać wolność szerszą i pełną nadziei. Kościół prawosławny jako „rosyjski" będzie ich przerażał obrazem już znanych metod i nie zachęci do powrotu ku Mnie, przeciwnie, odstraszy, bo poznano już rosyjskie kłamstwo i zniewolenie, któremu poddawano każdy podbity naród. Lecz to, co wy im dacie, nie zagrozi ich wolności, gdyż zobaczą waszą własną wolność, którą wyniosę i ukażę światu.
Czy zgadzasz się współpracować ze Mną?
19 I 1989 r.
Jerzy z Kijowa, z którym spotkaliśmy się ja i Grzegorz, zaproponował, że przetłumaczy na rosyjski „Pozwólcie ogarnąć się Miłości". Gdy modlimy się wspólnie z nim, Pan mówi:
— Mój synu, to Ja cię chciałem tu mieć i oczekiwałem na ciebie. Przecież znam ciebie (wszystkie myśli, marzenia, dążenia, starania...). Sprawiłeś Mi wielką radość tym, że sam z własnej woli chciałeś przetłumaczyć moje słowa. Liczyłem na ciebie i nie zawiodłem się. Dziękuję ci, synu, za twoją dobrą wolę. Pamiętaj, że gdziekolwiek i cokolwiek czynisz dobrego, wszystko Ja „zaliczam na rachunek" Polski.
Chciałbym, aby życie twoje stało się bogatsze. Czy zgadzasz się współpracować ze Mną?
— Tak — Jerzy kiwa głowy.
— W takim razie będziemy pracowali wspólnie nad tym, aby uratować jak najwięcej dusz ludzkich (ze zrozumienia: nie chodzi o to, że mieliby zginąć, ale o to, żeby się przemienili i weszli do chwały Pana bez wstydu, a z radością). Czy chcesz Mnie o coś zapytać, synu?
— Czy nasza działalność przyniesie skutki i uda się odzyskać kościół w Kijowie?
— Synu, będziecie mieli wszystkie kościoły, jeżeli uprosicie uratowanie miasta — a to zależy od was. Wy, Polacy, możecie tu bardzo pomóc waszym współmieszkańcom, bo przecież możecie się zwracać z prośbą o wstawiennictwo i ratunek do swojej Królowej — a Maryja może wyprosić u Mnie wszystko. Czy masz jeszcze jakieś pytania?
Mój synu, swoją miłością obejmuję całą twoją rodzinę, wszystkich bliskich, bo chcę, żebyś wiedział, że nikt nie jest kochany mniej niż w pełni. Błogosławieństwo moje temu domowi i wszystkim obecnym w całej pełni mojego miłosierdzia. Pragnę obdarzyć was radością, moim pokojem i nadzieją. Pragnę, abyście przyjęli moje siły i moją miłość, aby rozwijała się w was i udzielała innym.
Gdy przychodzi Zbyszek ze znajomym księdzem, Pan mówi o gościu Zbyszka (Rosjaninie):
— Przekaż mu, że kocham go, że dla Mnie nie mają znaczenia odrębności, które was różnią pomiędzy sobą. Dla Mnie ważna jest miłość, jaką człowiek ma do swoich bliźnich — nie dzieląc ich wedle swoich przekonań lub uprzedzeń.
Do księdza, który pragnie jechać na Wschód, Pan mówi:
— Synu, znasz moją wolę co do służby waszego narodu. Nie ma ważniejszej sprawy niż pomoc dla najbardziej zaniedbanych i najbiedniejszych — tych, którym szczególnie jestem potrzebny i którzy tęsknią do Mnie. Nie obiecuję ci, synu, że uda ci się od razu, ale próbuj. Próbuj i bądź wytrwały; nie zrażaj się odmową, jeśli będzie. Wiedz, że Ja tego chcę, wobec czego nie tylko będę ci pomagał, ale pojadę z tobą i będę ci towarzyszył, żebyś nigdy nie poczuł się sam.
Chciałbym cię widzieć, synu, na terenie Białorusi, ale tej, która do 1939 roku stanowiła część Polski, bo od tych ziem powinniście zaczynać. Tam jest największa tęsknota, bo jeszcze pamiętają wolność, jakiej zaznali, i bezpieczeństwo, jakie stracili, a także dlatego, że Ja dbam o was i nie chcę, abyście zginęli. (...)
Synu, proszę cię o więcej zaufania. Polegaj na Mnie, przecież Ja znam twoje pragnienia, przecież wciąż powtarzam wam, że „żniwa wielkie, ale robotników za mało". Czy wyobrażasz sobie, że zechcę zrezygnować z któregoś z was, kapłanów? Raczej to Ja właśnie was pobudzam.
Masz podstawy do nadziei
25 I 1989 r.
Modlimy się we troje z Grzegorzem i Wojciechem. Długo przedkładamy troski dotyczące współpracy i współpracowników, jak również sprawę zwątpień wobec długiego czekania i niewiary w spełnienie zapowiedzi. Nasze troski oddajemy Maryi.
— Cieszę się, że oddaliście Mi nasze sprawy... (Maryja)
Wojciech wylicza sprawy, które go bolą, gdzie czuje się zawiedziony.
— Narzekasz na Mnie, dziecko? (Maryja)
— Ofiarowuję Tobie te moje „niedomagania"; przepraszam, proszę o umocnienie, o nadzieję... wobec triumfującego w Polsce zła. To mój niedostatek wiary... (Wojciech)
— Oddziałują na ciebie te same siły negacji, bezładu, beznadziei, które oddziałują na cały naród — nie jesteś wyłączony. Ale ty masz podstawy do nadziei. (Maryja)
Chcę stałej waszej troski i wstawiennictwa
27 I 1989 r.
Modlimy się we dwoje z Grzegorzem za księdza Niedzielaka (zamordowanego przez nieznanych sprawców) prosząc Pana, by go przyjął do swego domu bez względu na ewentualne „cienie" na nim (na jego duszy) i żeby Pan przyjął go tak, jak sam tego pragnął i do tego tęsknił. Pan odpowiada:
— Już to zrobiłem.
— Czy możemy się do niego modlić?
— Tak, zwłaszcza w chwili nagłego zagrożenia czynną napaścią.
Po chwili Pan dodaje:
— Moje dzieci, możecie to mówić, ale tylko swoim przyjaciołom. Przebywa w ogromnym kręgu przyjaciół i dziękuje Mi za dar takiej śmierci, która jest świadectwem. Ja zaś dałem mu ją jako ukoronowanie trudów całego życia i zaszczyt, który go w waszych oczach ujawnia i wynosi.
Dzwoni telefon. Zbyszek mówi, że w grupie „Maria" było dane słowo Pana, z którego zapamiętał fragment:
„Ja jestem Bogiem mówiącym, a nie milczącym.
Ja jestem Tym, który przemawia do narodu swego."
Zbyszek mówi też o swoich problemach.
— Dziękujemy Ci, Panie, za twoje słowo. A problemy Zbyszka oddajemy Ci jak worek szmat...
— A któż mógłby przemienić szmaty, jeśli nie Ja?
Pan mówi, jak potrafi przemienić człowieka w chwili śmierci i oczyścić go, tak że ten jest w stanie wejść od razu do nieba (tekst ten zamieszczony jest w książce „Świadkowie Bożego miłosierdzia"). Pan mówi następnie, że życzy sobie, abyśmy oddali Mu wszystkich grzeszników, których pamiętamy. Robimy tak.
— Dzieci, przyjąłem od was wszystkich, których Mi oddaliście, ale przypomnijcie sobie następnych, bo Ja chcę stałej waszej troski i wstawiennictwa...
Moje dzieci, tulę was do serca, daję wam moje błogosławieństwo i moją miłość. Czy nie widzicie, że moja obecność daje wam więcej radości i pokoju? A teraz wstańcie i módlcie się słowami uwielbienia.
Wieczorem dziękuję Panu, poruszona Jego słowami:
— Dziękuję Ci za Twoje słowa, za to, żeś nas napełnił radością, zechciał wziąć udział w naszej rozmowie, a zwłaszcza za wytłumaczenie Twojej tajemnicy przemienienia i oczyszczenia człowieka, pozwalającej na bezpośrednie wejście po śmierci do nieba z ominięciem czyśćca. Ciągle zapominamy, że Ty jesteś samym Dobrem i chcesz darzyć nas dobrem wedle swojej mocy. Tak wiele narosło w nas głupich przekonań, chyba pogańskich, a przede wszystkim naszych, ludzkich: „jaka praca, taka płaca", „pracuj nad sobą", „zasługuj się", „Pan ci zapłaci", „uświęcaj się", „pracuj dla swego zbawienia", „umartwiaj wszystko: umysł, zmysły, serce, wolę, uczucia" itd. — które przenosimy na nasz stosunek do Boga, podczas gdy najważniejsza jest miłość („Kochaj i rób, co chcesz" św. Augustyna). Człowiek jest przybity tyloma wymaganiami. Wciąż widzi swoją niedoskonałość i zaczyna rozumieć, że nigdy doskonałym nie będzie, nie zdąży — więc załamuje się. A Ty nam mówisz, żeby cię kochać wedle naszej a nie innej możności i żeby chcieć Ciebie kochać ponad wszystko inne: czyli wybrać Cię jako najwyższe dobro, obiekt najbardziej godny naszej miłości, i być temu wyborowi wiernym. Nic więcej, tylko kochać, a kochać to znaczy wyrażać sobą tę miłość w sposób dla siebie możliwy: taką służbą, do jakiej jesteśmy zdolni — i nic więcej. Bo Ty pragniesz naszej miłości i odpłacasz nam swoją bezgraniczną miłością. I wedle jej mocy, a nie siły naszej miłości, osądzasz nas — źle powiedziałam — usprawiedliwiasz nas i oczyszczasz, jak tylko Ty możesz, czyli zupełnie, bezgranicznie i na zawsze. Jesteś Dobrocią i Miłowaniem! Dziękuję Ci za to mocne przypomnienie.
— Taki właśnie jestem, córeczko, i chcę, aby wszyscy to wiedzieli.
Ja się nie gniewam
27 I 1989 r.
Przed spodziewaną rozmową z Jerzym Pan mówi:
— Wiesz, córko, że Ja nigdy na ciebie się nie gniewam. W ogóle nie „gniewam się" w waszym rozumieniu tego słowa, a tylko smucę, kiedy oddalacie się ode Mnie. Gdy wola wasza oddala się od mojej, trudno Mi pomagać wam, a tym bardziej ratować w nagłych wypadkach. Przecież liczę się z wami. Atoli nieprzyjaciel rodu ludzkiego czyha na takie momenty samowolnego odejścia, aby was napaść, a może i zgubić. On nie zna chwili waszej śmierci, więc atakuje zawsze, gdy widzi okazję. Dlatego tak zależy Mi na tym, abyście przebywali przy Mnie stale i jak najbliżej.
Lecz wiem o wszystkim, co dzieje się z wami i podtrzymuję przy życiu każdego z was niezależnie od tego, czy kocha Mnie, czy nienawidzi. Inaczej nie byłoby na ziemi ludzi szkodzących wam, służących przeciw Mnie i szczęściu człowieka. A jest odwrotnie. Ja tak zwanym „złym" daję czas i zabiegam o zmianę w nich, o ich zwrócenie się ku dobru i nieustannie stawiam przed nimi nowe możliwości nawrócenia. Wy też jesteście takimi możliwościami, „znakami mojej obecności" w waszym życiu społecznym. Tak więc stajecie się moimi świadkami; a tych pragnę mieć jak najwięcej i w tym kierunku działam.
Chciałem ci, córko, powiedzieć, że i w tobie widzę mojego świadka. Dlatego nie sądź, że nie chcę, abyś rozmawiała z ludźmi, a tylko zapisywała moje słowa. Nie chodzi Mi o dzielenie się tym, co napisane jest dla wielu, a o to, co mówię do każdego z tych, których do ciebie kieruję: to jest dla niego samego, i właśnie jemu jest potrzebne. Ale nie chcę mówić z każdym, kto cię odwiedza, bo niewielu przygotowanych jest do takiej rozmowy. W tym wiele pomaga ruch Odnowy w Duchu Świętym, który uczy bezpośredniości w stosunkach ze Mną i przysposabia was do zażyłej przyjaźni między nami.
Odmowa
29 I 1989 r.
Nic nie wyszło. Gość Zbyszka nie przyszedł na spotkanie z nim, zaś Jerzy po pierwszym kontakcie z nami, kiedy wydawało się, że się zaprzyjaźnimy, gdyż sam zadeklarował chęć dzielenia się słowem Pana zawartym w „Pozwólcie ogarnąć się Miłości", stracił zainteresowanie tą działalnością i nie znalazł na nią więcej czasu. Mieliśmy nie tylko uczucie zawodu z powodu „odrzucenia nas", ale przede wszystkim ogromnej straty, że nie chciał przyjąć darów, które pragnął ofiarować mu Pan, darów nie tylko dla niego, ale dla całej wspólnoty, z którą mógł się dzielić, darów, którymi mogliby się dzielić dalej. Zmarnowana szansa przywodziła nam na myśl te z „Wesela" („Miałeś, chamie, złoty róg...").
— Panie, czy to nasza wina, że nie chciał przyjść?
— Nie, taka jest jego wola. Wiecie, że Ja chcę darzyć i obdarzałbym każdego z was nawet ponad jego możliwości — dodając wtedy łaskę podtrzymującą — ale wy powinniście mieć dobrą wolę, pragnienie przyjęcia tego, co dla was przygotowałem. A wy zawsze jesteście nieufni: im większe dary, tym większa jest wasza podejrzliwość. W tym przypadku wiecie, ile chciałem mu ofiarować, i to nie tylko dla niego, lecz dla całej jego wspólnoty, dla was — Polaków tam, abyście mogli więcej dawać i pomagać innym. On już takiej okazji mieć nie będzie. Być może jednak przełoży moją księgę („Pozwólcie ogarnąć się Miłości"), i to będzie wszystko, na co go stać.
Jeśli mówię wam, że chcę kogoś przybliżyć ku sobie, coś mu z mojej łaskawości dodać, aby życie jego stało się ciekawsze, bogatsze, piękniejsze, a jego służba bardziej skuteczna lub szersza — to znaczy, że Ja tego chcę, lecz nie, że Ja to uczynię, gdyż liczę się z waszą wolą i pragnieniami. Najczęściej odmawiacie Mi nie ze złej woli, lecz z niezrozumienia, że chcę wam dodać szczęścia, a nie uszczuplić je. Lecz tam, gdzie jest rozbudowana miłość własna, ona się lęka, obawia się ograniczenia swej wolności użycia; to jest jedna przyczyna. Drugą jest nieprawdziwy obraz Mnie, z którym się żyje i nie chce się go weryfikować (ze zrozumienia: tu wina rozciąga się na wychowawców...). Trzecią jest lęk przed wszystkim „nowym" w moim Kościele. Wtedy górę nad miłością ku Mnie bierze ostrożność i podejrzliwość. One nakazują cofnięcie się przed ryzykiem na tereny już znane i pewne. U intelektualistów jest to ciasnota pojęć i niezdolność do prób charakteryzująca ludzi poprawnych lecz chłodnych, zaś u ludzi mało wykształconych religijnie — lęk przed zboczeniem w „herezję" lub w błędy. On należy do takich właśnie. Trwa wiernie przy religii katolickiej, ale bez jej posoborowej odnowy, bez tchnienia mojego Ducha. To nie jego wina, chociaż liczyłem, że obudzę w nim pragnienie gorętszej służby. Jeśli będzie czytał moje słowa, pomogę mu.
l II 1989 r.
Podczas krótkiej modlitwy pod koniec dość męczącego dnia z powodu prac przy zabezpieczaniu i ocieplaniu drzwi Pan odpowiedział na nasze pytania dotyczące pewnego kapłana (odpowiedzi odtworzone z pamięci).
Księdzu winniśmy przekazać,
— że Maryja objęła już władzę i pragnie naszej modlitwy za nieprzyjaciół, za tych, którzy świadomie czynią zło (lub mają złe zamiary);
— że mamy modlić się za tych, którzy są daleko od Kościoła formalnie i duchowo — nie tylko za partyjnych, lecz także za alkoholików, narkomanów, grupy młodzieży ukierunkowanej na zło, za tych, którzy ich do tego prowadzą (np. z wydawanego w Poznaniu pisma „Mój Świat", podsuwającego dzieciom i młodzieży treści satanistyczne, którego kolejny numer właśnie się ukazał) i tych, którzy świadomie służą nieprzyjacielowi. (Pan powiedział tu m.in: Są w Polsce tacy, którzy świadomie służą nieprzyjacielowi, moi śmiertelni wrogowie, którzy pragną was zniszczyć lub przynajmniej wam szkodzić);
— że Kościół powinien być czysty.
W sprawie redagowanego właśnie zestawu tekstów „Misja Samarytanina" Pan powiedział, iż:
— należy jeszcze wprowadzić drobne poprawki, a potem przygotować kilkanaście egzemplarzy;
— zestaw taki przeznaczony jest tylko dla osoby przygotowanej, która nie będzie udostępniać innym całości, ale co najwyżej wybrane fragmenty, natomiast przekazywać będzie treść własnymi słowami.
Wydawnictwo
4 II 1989 r.
Modlimy się z Grzegorzem. Mówimy o naszej tęsknocie do odrodzonej Ziemi z jednej strony i naszym nieprzygotowaniu do nadchodzących wydarzeń z drugiej. Bardzo przydałyby się „rozmowy ze zmarłymi", które powinny pomóc wielu ludziom zmniejszyć ich lęk przed śmiercią i spotkaniem z Bogiem i zwiększyć ufność w Jego miłosierdzie. Zastanawiamy się, do którego wydawnictwa próbować je złożyć i czy pokazać je już, przed zakończeniem redakcji tekstu i opracowaniem uzupełnień. Przyszło nam na myśl pewne wydawnictwo. Prosimy Maryję o wstawiennictwo i o wskazówki w tej sprawie.
— Moje dzieci, odpowiadam wam Ja, Matka wasza. Wiadome Mi wszystko o planach Jezusa dla waszego narodu, są to bowiem nasze wspólne plany. Nie martwcie się o książkę „Świadkowie Bożego miłosierdzia". Nie tylko wy, a wszyscy, którzy rozmawiali z wami, proszą Mnie o pomoc w przyspieszeniu wydania. Lecz przede wszystkim taka jest wola Syna mego, a więc jest najwyższym prawem dla wszystkich, którzy Mu służą.
Jeśli pójdziesz do wydawnictwa, powołaj się na moją wolę, synu, i dlatego zabierz ze sobą kilka słów o Mnie i późniejszych rozmów ze Mną. Powiedz im też, że to Ja was do nich kieruję. (Maryja)
— Czy to przyjmą?
— Zobaczymy. Sprawdzimy, ile jest w nich otwartości na moją wolę, ile miłości do Mnie i waszej ojczyzny i ile chęci służenia Mi w tym, czego Ja pragnę, nie zaś wedle ich własnych pragnień. Ja będę z tobą, tak jak jestem z nimi. Weź ze sobą książkę mego Syna („Pozwólcie ogarnąć się Miłości") i powiedz im, że to Ja was do nich kieruję, bo chcę dać im wielką szansę do wzięcia udziału w naszej współpracy wedle ich wezwania i powołania.
Niechaj zaufa Miłosierdziu Bożemu
8 II 1989 r.
Mówimy Maryi o problemach Grzegorza i pytamy, jak pomóc starej kobiecie, która — jak się wydaje — odeszła od katolicyzmu. Grzegorza prosiła znajoma, żeby poszedł tam z nią i porozmawiał z tą kobieta. Maryja powiedziała m.in.:
— Ja widziałam Krew mego Syna spływającą za grzechy wszystkich was, i za jej grzechy też, dlatego wiem, że największym Jego bólem i tragedią byłoby, gdyby ona Jego Ofiarę odrzuciła — bo przecież oddał życie za uratowanie każdego człowieka. Dlatego i Ja, jako Współodkupicielka, zrobię, co mogę, aby przebłagać sprawiedliwość Bożą. Niechaj zaufa Miłosierdziu Bożemu. Niech odrzuci wszystko inne, a tylko pamięta, że Bóg jest Miłością przebaczającą, że kocha ją i chce jej przebaczyć, jeśli ona chce żyć w Jego miłości.
To przedstaw jej, synku, jak potrafisz.
O miłości nieprzyjaciół
9 II 1989 r.
Modliliśmy się z księdzem Stanisławem m.in. za kapłanów zmarłych nagle w nie wyjaśnionych okolicznościach: ks. Niedzielaka i ks. Suchowolca.
— Moje dzieci, rozumiem wasze kłopoty, ale zanim będziemy rozmawiać, pragnę, abyście spełnili prośbę Grzegorza i oddali Mnie i Matce mojej tę starą kobietę, tak bardzo zagrożoną.
— Przekaż Stanisławowi, że obaj są ze Mną i obaj dziękują Mi za taką możliwość świadczenia o Mnie. Chociaż świadectwem nie jest sama śmierć, a to, co ją spowodowało: życie — według ich sumienia — jak najpożyteczniejsze. Jak mówiłaś, nie jestem księgowym — nie liczę waszych grzechów ani słabości i nie ważę ich porównując z dobrem, któreście uczynili. Ja szukam w was miłości i biorę pod uwagę to tylko, co z miłości do Mnie uczyniliście, chociażby to było nieudolne, a czasem nawet błędne — jeśli wynika to z niezrozumienia.
Dalej Pan zwraca się bezpośrednio do ks. Stanisława:
— Proszę cię, synu, przyjmij to, co cię spotyka, jako wolę moją, bo Ja cię w ten sposób bronię. Czy nie widzisz, że chcę, żebyś żył i świadczył o Mnie sobą samym, a nie okolicznościami swojej śmierci?
Cóż jeszcze mam ci powiedzieć. Walcz o sprawę życia dzieci nie narodzonych, lecz z mojej woli już żyjących, ale naśladuj Mnie w cichości i pokorze. (...)
Módl się, synu, i proś o opiekę Maryję. Jako Matka, nie da was skrzywdzić, ale wy trwajcie w mocnym zawierzeniu w Jej ochronę; wyrazić to można tylko poprzez poczucie bezpieczeństwa i brak lęku.
Cieszę się tam, gdzie dwaj lub trzej są razem zebrani w imię moje
16 II 1989 r.
Modlimy się we troje z o. Janem i Grzegorzem. Pan mówi:
— Moje dzieci, teraz przestańcie się troszczyć o inne sprawy. Ucieszcie się troszkę z tego, że jesteśmy razem, tak jak Ja się cieszę tam, gdzie dwaj lub trzej są razem zebrani w imię moje.
— Ładna z nas rodzina — śmiejemy się sami z siebie.
— Owszem, jesteście moją rodziną z mojego wyboru — do tych spraw, które Mnie i wam są bliskie. (...)
Dzieci, przytulam was do serca i bardzo proszę, nie troszczcie się o nic z góry. Zwłaszcza proszę o to ciebie, Janie.
Chciałbym przywrócić ci, synu, taką głęboką radość ufności młodzieńczej z dawnych lat, z „czasów kleryckich", kiedy nie ciążyło na tobie nic prócz nauki. Przecież Ja się nie zmieniłem.
Bądź pewien, że Ja zawsze zaaprobuję wszystko to, co robisz z miłości do Mnie. Przecież ty nie możesz działać inaczej niż jako Jan wedle swojego sumienia, wiedzy, rozeznania i charakteru. Chciałbym, żebyś o tym pamiętał. A możliwe pomyłki zawsze jestem gotów naprawić.
Żaden naród nie został pominięty i nie obdarowany
22 II 1989 r.
Rozmawiamy z ojcem Janem na temat rozumienia mesjanizmu. Podczas modlitwy zwracamy się do Maryi:
— Jak odpowiadać na zarzut „mesjanizmu"?
— Jeśli ktoś chce was tym zarzutem zbyć, nie ma sensu z nim dyskutować. (Przypomnij sobie, co o was, jezuitach mówią.) Ale jeśli ktoś chciałby wdać się w rozmowę, pytajcie go o definicję. Wszak (...) podaliśmy wam, czym jest naprawdę powołanie narodu. Dotyczy to każdego narodu. Żaden naród nie został pominięty i nie obdarowany. Ale wiele narodów to narody tylko z nazwy (ze zrozumienia: np. pseudonaród „Goralenvolk" tworzony na siłę przez hitlerowców, plemiona afrykańskie walczące ze sobą itd.). Naród wykuwa się w ciągu wielu pokoleń, ich trudem, pomimo przeszkód i zagrożeń.
2 III 1989 r.
— Oddajemy Ci, Panie, pana Władysława.
Chodzi o żołnierza AK, zainteresowanego zarówno książką „Pozwólcie ogarnąć się Miłości", jak i rozmowami ze zmarłymi (m.in. z gen. „Nilem"); deklarował on gotowość pomocy w wydaniu niektórych tekstów, ale sprawiał wrażenie, że może kierować się raczej własnymi pragnieniami i emocjami niż wymaganiami współpracy.
— Chciałbym, Grzegorzu, żebyś jutro w rozmowie zwracał uwagę na to, do jakiego stopnia on przestrzega próśb Anny, gdyż od tego zależy nasza dalsza współpraca. Mowy nie ma o tym, żeby bez naszej zgody mógł cokolwiek z tych tekstów dać do druku w jakimkolwiek obiegu i pod jakimkolwiek nazwiskiem, bo wszystko będzie kłamstwem. Chciałbym, abyś mu dobrze przedstawił, że operuje planami nie swoimi i że jako żołnierz powinien dobrze rozumieć, jak ważna jest karność i dyscyplina. Wszystko, cokolwiek ma od Anny, jest własnością Wspólnoty Polskiej (w niebie) i zapłacone zostało trudami całego życia, męką i krwią. Dlatego jest święte, ponieważ jest to moja zapłata i moja nagroda dana tym moim ukochanym dzieciom, które są ze Mną. Dane dla dobra całej Wspólnoty Polskiej (teraz żyjącej), a nigdy dla poszczególnych osób lub grup (tym bardziej stronnictw czy partii). Możność zapoznania się z tekstami jest już wyrazem mojego zaufania, ale nie próbujcie go nadużywać. Uprzedzajcie osoby, które ewentualnie miałyby wejść do współpracy, bo wy też jeszcze wszystkich egzaminów nie zdaliście. Dzielić się możecie ustnie „słowami", przede wszystkim słowami nadziei, ponadto przestrogi, a najmniej wizją kataklizmów i wojen. (Ze zrozumienia: Pan nie chce, żebyśmy straszyli ludzi, zwłaszcza w Polsce).
— Co mam robić z Lucyną? (Anna)
— Powiedz jej, że zawieszam wszelkie niekonieczne sprawy do czasu skończenia korekt i całości książki. I ty, i ona macie Mnie blisko i nic nie stoi na przeszkodzie naszym rozmowom. Mówiłem jej, do jakiej pracy pragnę ją użyć i że powinna uczyć się i przygotowywać, aby być jak najbardziej sprawną, przygotowaną do ewangelizacji. Życzyłbym sobie, aby walczyła ze swoim ogromnym głodem wrażeń emocjonalnych i pogłębiała wiedzę intelektualną, a także uczyła się zgodnej współpracy w równości, zrozumieniu i prawdziwej przyjaźni. Inaczej będzie Mi czyniła przeszkody i niszczyła moje starania. Jeśli jednak chce trwać przy swoich upodobaniach i pozostanie przy pozorach pobożności bez rzeczywistych wysiłków (w pracy nad sobą), pozostawię ją jej wyborowi, lecz nie dopuszczę do bliskiej współpracy. Polega ona (współpraca) na służbie Mnie, a nie na zaspokajaniu emocjonalnych potrzeb; trzeba je ograniczać.
Uwaga. Osoby te odeszły później ku własnym zamiłowaniom, nie chcąc zrezygnować z niczego, w czym widziały własną korzyść i zaspokojenie swych upodobań.
Wieczorem Pan powrócił do odpowiedzi na moje wątpliwości:
— Chciałaś, Anno, zapytać, czy twoim zadaniem jest stałe przekazywanie moich słów każdemu, kto tego zapragnie. Nie, córko. Nie powiedziałem tego nigdy. Rozmawiam z tobą, a ty później możesz moje słowa przekazać, gdy jest taka potrzeba, lub prosić Grzegorza o ich przepisanie dla wielu. Lecz nie jest potrzebne ani słuszne stałe przekazywanie, gdyż wiem, jak jesteś zdenerwowana i jak drogo za to płacisz. Im słabsza jesteś, tym więcej potrzeba ci spokoju i ciszy, kiedy rozmawiamy. Ja tego pragnę, więc nie poddawaj się życzeniom i chęciom ludzkim, bo ludzie są nienasyceni. Skutki sama widzisz. Przecież dawno nie rozmawialiśmy ze sobą.
Ludzi do ciebie przychodzących zapoznawaj z tym, co im będzie przydatne. Rozmawiaj z nimi o Mnie, lecz módl się tylko z tymi, z którymi czujesz się zupełnie swobodnie. Sądzę, że Grzegorz w niczym ci nie przeszkadza, a sprawy nasze często dotyczą was obojga. Natomiast Jana proś, aby nie traktował cię jak „aparatu telefonicznego". W zamian obiecuję mu, że w razie potrzeby sam powiem ci, co trzeba. (Chodziło tu o atmosferę pośpiechu wynikającą z sytuacji, w której o. Jan, będący w Warszawie najczęściej przejazdem, spieszył się często na pociąg lub do innych obowiązków, a ja zazwyczaj nie mogłam się spotkać z nim dość wcześnie, żeby czasu było dostatecznie dużo. W rezultacie brakowało go na zwykłą rozmowę, na naturalne omówienie spraw, które stawałyby się później przedmiotem wspólnej modlitwy).
Jeśli modlicie się razem, módlcie się jak prawdziwa wspólnota: swobodnie, szczerze, bezpośrednio, nie nalegając na natychmiastowe wyjaśnienie wątpliwości i uzyskanie odpowiedzi na wasze problemy. Lepiej będzie, kiedy zrobimy to (później) we dwoje w spokoju, bez pośpiechu i bez napięcia. (...)
Przerwałam. Ktoś przyszedł.
Pracuję wciąż nad poszerzeniem waszych serc
3 III 1989 r.
Modlimy się we troje z Wojciechem i Grzegorzem prosząc Pana o naukę. Pan mówi:
— Oddawajcie Mi tych, których nie kochacie, których trudno wam kochać.
— Powierzam Ci, Boże, tę osobę, której ja nie umiem kochać, żebyś uzupełnił braki mojej miłości. (Wojciech)
— Bardzo Mnie tym radujesz, synu.
Widzicie, Ja pracuję wciąż nad poszerzeniem waszych serc, aby kiedy nadejdzie czas spotkania (po śmierci ciała), nie było między nami przegrody, która nie pozwoliłaby wam wejść od razu do mego domu.
Po chwili Pan dodaje:
— Chciałbym, żebyście cieszyli się wszystkim, co wam daję: słońcem i gwiazdami, dniem i nocą, wschodami i zachodami słońca. Wiem, że mało z nich korzystacie (żyjąc w wielkim mieście).
— W ostatnim czasie wiele osób w Polsce umiera przedwcześnie. Idą do Ciebie, Boże, ale smutno mi, że naród tak cierpi. (Wojciech)
— Tak, synu, Mnie też to nie cieszy, że wy wszystkiego musicie się nauczyć na sobie. Przecież jesteście jedną rodziną, a każde doświadczenie kosztuje tyle istnień, tyle cierpienia.
Tak bardzo liczę na wasz naród. Spodziewam się po was, że zapoczątkujecie inne spojrzenie na świat. Dlatego Matka moja jest waszą Przewodniczką.
Anna tłumaczy:
— Matka Boża Częstochowska to typ Hodegetrii — Przewodniczki.
— Myślę, że w naszym narodzie narasta pęd ku dobru, pragnienie, żeby urządzać Polskę zgodnie z Bożym prawem, ale... (Wojciech)
— Obiecałem wam, że was wyzwolę.
Istnieje wielka potrzeba serca ludzkiego budowania świata ze Mną
12 III 1989 r.
Mówi Pan:
— Obserwując wydarzenia dziejące się teraz w waszej polityce widzicie, że ludzie szukają wyjścia z istniejącej sytuacji, usiłują wrócić do tego, co uważali za dobre i prawidłowe przed wojną, bo nie mają żadnych wzorców nowych. Trochę usiłują czerpać z prawodawstwa i osiągnięć krajów bardziej demokratycznych, ale sami widzicie, że wszystkie te starania, choć mają na celu poprawę warunków życia człowieka, jeśli nie mają jednego, pełnego, wiążącego je celu, rozsypują się. Są działaniem w próżni, bo omijają istotne potrzeby serca ludzkiego (ze zrozumienia: musi być jeden cel wielki, zwornik, a tego tu nie ma).
Istnieje wielka potrzeba serca ludzkiego budowania świata ze Mną, ku Mnie (to rozumieją najdojrzalsi). A teraz nawet Kościół myśli o tym, co wygodne dla niego, nie mówiąc o wszystkich innych organizacjach, grupach, z których każda szuka możliwości uzyskania przywilejów dla siebie (Pan przypomina rozmowę Bogusława Radziwiłła z Kmicicem w „Potopie" o rozrywaniu tkaniny, którą w przenośni jest Polska), podczas kiedy w moim planie wszystkie grupy powinny się sprzymierzyć w celu szukania tego, czym każda z nich mogłaby służyć całości (lub innym grupom).
Wynagradzam...
13 III 1989 r.
Z ojcem Janem i Grzegorzem dyskutujemy nad możliwością zastąpienia słowa „wynagradzać" (które ma specyficzne znaczenie w kulcie Najświętszego Serca Pana Jezusa) określeniem „nagradzać" w tekście mówiącym o tych, którzy „przychodzą z wielkiego ucisku" i którym Pan nasz okrucieństwa wynagradza. Pan mówi:
— Moje dziecko. Moje słowa nie dadzą się oddać precyzyjnie. Dlatego korzystałem z przypowieści, ale słowa używane w przypowieściach były stosowne do sytuacji tam opisanych — natomiast w stosunku do mojego świata są tylko podobieństwem, czasem alegorią. Jak mam wam wybrać odpowiednie słowo? Ono zawiera się w moim nieskończonym dla was miłosierdziu. Jeśli zamiast słowa „wynagradzam" lub „nagradzam" użyłabyś słowa „pocieszam, naprawiam wedle miary swej miłości, przytulam was do Serca, napełniam was moją miłością, obejmuję tak jak Ojciec zagubionego syna" (tak jak na obrazie Rembrandta)... Wiem, że wy to wszystko rozumiecie i tak sobie myślę, że inni zechcą też właściwie rozumieć moje słowa.
Istotne jest tylko to, że krzywdy, które was spotykają od waszych niedojrzałych bliźnich, są czasowe i przejściowe, i w najgorszym razie mogą wam odebrać życie ziemskie w najgorszych warunkach — dałem wam przykłady moich dwóch ukochanych synów: Emila Fieldorfa i Janusza Korczaka (patrz „Świadkowie Bożego miłosierdzia") — natomiast miłość, którą Ja ich natychmiast poza granicą śmierci ciała obejmuję, jest niezmierzona i trwa wiecznie. Jest „specjalna", gdyż przesłania zupełnie i na zawsze wszelkie wasze doznania bólu, krzywdy, cierpienia, poniżenia, upokorzenia... — tego wszystkiego, coście przed śmiercią zaznali — nie odbierając wam ich pamięci, natomiast dając wam świadomość mojej specjalnej czułości, która zmazuje i pogrąża w niepamięci wszelkie wasze życiowe błędy, a was wynosi wobec całego nieba jako współuczestników mojej ofiary krzyżowej (ze zrozumienia: to tak, jakby Chrystus Pan takiego człowieka podnosił jak konsekrowaną Hostię, łącząc go ze swoim ukrzyżowanym Ciałem).
Pan stwierdził, że to i w czasach pokojowych nie jest takie rzadkie. Przypomniał też (Annie) niedawną rozmowę o staruszkach przebywających w okropnych warunkach w domu starców, kobietach bezradnych i bezwładnych, lecz normalnych, spokojnych, narażonych na obcowanie z chorymi o silnej sklerozie, uciążliwymi dla otoczenia, nawet agresywnymi.
Ojciec Jan musiał już wyjść do pociągu. Kontynuujemy modlitwę i Pan mówi dalej:
— Chciałbym nieustannie być z wami. Proszę was, starajcie się w tym czasie (w okresie Wielkiego Postu) rozmawiać ze Mną w każdym momencie, kiedy sobie o Mnie przypomnicie. Dzielcie się ze Mną swoimi myślami, uwagami, spostrzeżeniami... Ja nie proszę o rozmowę długą. Wystarczy Mi czasem choć jedno zdanie, wystarczy Mi świadomość, że pamiętacie, iż jestem przy was stale obecny.
Powiedz to również żonie i wytłumacz jej, że Mnie jej troski obchodzą. Moja Matka też je miała przez całe życie. Myślała, co ma Mi przygotować smacznego, chciała, żeby nasze ubiory były czyste, starała się o ład i porządek w domu — bo nas kochała i wszystko to robiła dla nas (dla św. Józefa i Jezusa).
Wszystko, cokolwiek robicie i myślicie, możecie czynić wraz ze Mną, a Ja wam tak chętnie doradzę, pomogę pokonać trudności — czyż nie doświadczyłaś już tego? Tak bym chciał przestawać z wami w tym czasie jak z przyjaciółmi, bo przecież dokoła Mnie wszyscy są zajęci sprawami porządków, zakupów i przygotowań materialnych do świąt — a Ja jestem sam. Ucieszycie Mnie też, kiedy od razu, od rana oddacie Mi cały dzień prosząc, żeby wszystko, co w nim się stanie, stawało się ku chwale mojej. Wiecie przecież, że moje pragnienie przyjaźni z wami nie jest równe waszemu. Ja drugiej Anny i drugiego Grzegorza, i.... — mieć nie będę. Dlatego tak zależy Mi na zacieśnieniu więzów zrozumienia i przyjaźni.
Tak bardzo was kocham, że chciałbym ułatwić wam wszystko, ale każda trudność pokonywana, każda przykrość zniesiona, każde niepowodzenie przyjęte bez odwrócenia się ode Mnie i narzekania zwiększy wasze szczęście tutaj, bo one hartują was (ze zrozumienia: męstwa łatwo jest nauczyć się w warunkach ekstremalnych, natomiast w warunkach takich jak teraz nauka jest wolniejsza i „posuwa się mniejszymi krokami", ale równie jest nam konieczna). Martwię się, że wobec nawału zajęć tak trudno wam skupić się na Mnie. Każdy z was ma swoje przeszkody.
A teraz, dzieci, błogosławię was i zachęcam do tej stałej pamięci o Mnie. Nie będę wtedy czuł się tak samotny.
Ja w jednym momencie przemieniam wrogów w wojowników swoich
14 III 1989 r.
— Panie, czy jeszcze chciałbyś, abyśmy rozmawiali z kimś? Tylu jest wspaniałych ludzi. Ich relacje powiedziałyby o nich innym, tak jak o gen. „Nilu", ale jest ich tak wielu. Teraz dowiedziałam się o śmierci p. Janiny, którą bardzo ceniłam, ale wiem, że mogę mówić z nią później, tak samo jak z Grażyną czy z Marynią. Wcale nie chcę zrywać z nimi przyjaźni, ale tak mało mam czasu i sił. Co teraz jest najważniejsze? (...)
— Moja biedna mała córeczko! Czemu tak się troskasz mając Mnie przy sobie? Przecież Ja ci na wszystko odpowiem, wszystko wytłumaczę. Bądź spokojna.
Otóż treści o moim świecie mamy już dosyć. Następne wydania mogą być poszerzone o dalsze rozmowy, lecz teraz wystarczy to, co jest. Wiesz, czego brakuje? Moich słów o Matce mojej i waszej, Orędowniczce, Wspomożycielce, Ucieczce grzeszników. I to powiem Ja sam w sobotę Wielkiego Tygodnia, jeśli dasz Mi czas. Ja w tym dniu uczcić pragnę najdroższą Mi i najwierniejszą Matkę, Przyjaciółkę, Towarzyszkę życia i śmierci. Ona jest radością czyśćca, Matką dobrej śmierci, obroną waszą, nieustannie wstawiającą się za wami, błagającą i szukającą ratunku dla każdego z was. Jeśli Grzegorz przygotuje tekst, to Jan będzie mógł go przejrzeć i ocenić, a wtedy mogą już iść i rozmawiać z ojcami w wydawnictwie. (Natomiast umówić trzeba by się wcześniej).
Teraz, córko, nie bierz już nic więcej na siebie. Przed szpitalem musisz trochę odpocząć i przygotować się. Chciałbym, abyś później szybko powróciła do sił. (...)
— Tworzę nowe dzieło. Oczyszczam świat, by potem dać mu więcej światła, więcej zrozumienia, zbliżyć was ku Mnie i moje królestwo zbliżyć ku ziemi. Zbyt daleko odeszliście od miłości, od prawdy, od właściwego użycia darów moich: przede wszystkim daru życia, czasu, rozumu, daru wolnej woli. Zbyt wam szkodzono i odbierano dary moje. Miłosierdzie moje pochyla się nad ziemią i wkrótce już przeniknie was i nasyci — tych, którzy zechcą. A wiesz, od kogo zacznę? Od najbardziej stęsknionych i łaknących sprawiedliwości, dobra i prawdy (a jednocześnie rozumiejących już ich wartość i wolę Dawcy), od was, którzy wzywacie Mnie każdym skurczem bólu waszych serc. (...)
Ja w jednym momencie przemieniam wrogów w wojowników swoich, jak przemieniłem Szawła. Jeśli potrzebne będą liczne nawrócenia, powszechna odnowa dusz, przemiana dążeń i przejrzenie prawdziwe — będzie tak! Ja jestem Panem dzieł wielkich, wspaniałych i potężnych, tak samo jak spraw cichych, niewidocznych i powolnych. Jest pora na wszystko. Wody morza rozewrzeć się mogą aż do dna, może zginąć Sodoma i Gomora, rozpaść się mogą mury Jerycha, upaść i zaginąć w pamięci ludzkiej wielkie mocarstwa. Ogromne armie, najbogatsze miasta zatoną w falach, a podniosą się i rozkwitną w pokoju skromne i ubogie. Bo Ja jestem Panem „niemożliwości", Panem sprawiedliwym, i prawa moje są fundamentem wszechświata. Zbyt je lekceważyliście i obrócą się przeciw wam, ludzkości pysznej i upojonej swą pychą marnego, krótkowzrocznego rozumu.
Ale wy, moja mała resztko, ukryci jesteście pod skrzydłami nieskalanej czystości, pokory i miłosierdzia — Matka moja was chroni. Dlatego wam przystoi szykować się do służby mojej w pośpiechu i pełnym oddaniu. (...)
Spij spokojnie, córeczko moja. Daję ci moje błogosławieństwo na dzień jutrzejszy.
O książce „Świadkowie Bożego miłosierdzia"
19 III 1989 r., św. Józefa, Niedziela Palmowa
— Chciałabym porozmawiać z Tobą, Mamusiu, w dniu Twoich imienin.
— Ja również, córeczko. Sama wiesz, że nie narzucam ci się, bo wiem, co robicie i jak potrzebne będą te wszystkie teksty, które przygotowujecie. Jesteśmy szczęśliwi, że nasze rozmowy dotyczące życia w naszym świecie będą wam przydatne. Wszyscy, którzy mówili z tobą lub o których myśmy ci mówili, cieszą się i proszą o pomoc Pana. A także proszą mnie o przekazanie ci wyrazów wdzięczności i życzeń jak najszybszego wydania tych tekstów i niezałamywania się nawet w niepowodzeniach, gdyż jeśli są to życzenia Pana naszego, to muszą się wypełnić — a o tym zapewniamy. Każdy, czyje słowa przydały się, wam, czuje się głęboko szczęśliwy, że mógł włączyć się dzięki wam (bo myślę jeszcze o twoich współpracownikach) we wspólne uwielbienie Miłosierdzia Pana. Przecież wszystko w „Świadkach Bożego miłosierdzia" mówi o nieskończonej miłości Pana naszego do nas i uczy zaufania i zawierzenia Mu. Współpracą „żywą" jest ta właśnie możność przekazania wam naszego zrozumienia, naszych przeżyć ze spotkania z Jezusem Chrystusem, Zbawcą naszym i Miłością naszą, aby was ośmielić i „wciągnąć" w nasz krąg uwielbienia i adoracji nieskończonego Miłosierdzia Bożego. Cieszymy się wraz z wami.
Droga krzyżowa
24 III 1989 r., Wielki Piątek
— Panie, proszę Cię, pomóż mi w odprawianiu Drogi krzyżowej.
— Dobrze, córko. Otwórz książkę do nabożeństwa.
— ?
— Tak, zacznij od rozmyślań, lecz przedtem pokłoń się głęboko Ojcu niebieskiemu przepraszając Go za wszystko, czym Go obrażałaś i potem powiedz, że czas ten oddajesz Mu w hołdzie i dziękczynieniu za Jego wspaniały plan zbawienia ludzkości — łącząc się w modlitwach Drogi krzyżowej z Tym, który sam ją przeszedł dla zbawienia świata, w tym i ciebie. (...)
— Obiecałeś mi, Panie, podać Twoje objaśnienie roli Maryi Panny wobec nas w chwili śmierci, w czyśćcu i w niebie. Oddaję Ci czas, a jeśli trzeba, to i oba dni Świąt.
— Obiecałem i dotrzymam. Jednakże pierwej otwórz Litanię do Maryi, Matki mojej i waszej, i proś, aby Duch Święty zwrócił twoją uwagę na wezwania, jakimi uczcił Ją Kościół w swoich świętych, teologach i wyznawcach.
Zawierzcie Maryi
25—27 III 1989 r.
W Wielka Sobotę przypadającą w tym roku na święto Zwiastowania Pańskiego (przeniesione na inny termin) Pan opowiedział o roli Maryi jako naszej Orędowniczce, Wspomożycielce, Ucieczce grzeszników. Pan zapowiedział wcześniej (14 marca), że powie sam o swojej Matce, bo pragnie Ją uczcić w tym dniu. Oczekiwałam tego, ale musiałam być spięta, bo Pan zaczął żartobliwie:
— Moja córko, skąd te lęki? Czyżbyś przypuszczała, że Ja powiem wam coś niezrozumiałego lub niestosownego?
Następnie Pan polecił mi odmówić w skupieniu Litanię loretańska...
— Pragnę ukazać wam rolę Matki mojej, Królowej nieba i Matki waszej, w dziele oczyszczania się waszego i przygotowania was do wejścia w mój dom.
Poleciłem ci przeczytać wezwania z Litanii loretańskiej i wskazałem sam wezwania szczególnie uprawniające was do zawierzenia Maryi. Bo Ona jest rzeczywiście „Wspomożeniem wiernych", teraz i w czyśćcu; jest „Uzdrowieniem chorych", na duszy i na ciele; a przede wszystkim jest „Ucieczką grzesznych", bo nie ma wśród was czystych poza Nią jedną, Niepokalaną, „Przybytkiem Ducha Świętego", „Matką Zbawiciela" i Współzbawicielką waszą (poprzez ogrom cierpienia przeżytego wraz ze Mną). Jest „Matką Kościoła" i „Bramą niebieską" dla tych, którzy zaufają Jej macierzyńskiej miłości.
Ja sam dałem Matkę swoją za Matkę wam wszystkim, ludzkości całej, nie tylko Kościołowi mojemu — który czci Ją i Jej orędownictwu zawierza, podczas gdy ci, którym ono jest najbardziej potrzebne, odrzucają Matkę moją lub nic o Niej nie wiedzą. A przecież konieczna jest wam wszystkim stała, wytrwała i bezwarunkowa miłość — miłość „pomimo wszystko". Taka właśnie jest miłość Matki. (Pełny tekst tej wypowiedzi Pana zamieszczony jest w książce „Świadkowie Bożego miłosierdzia").
Gdy skończyłam pisać, uklękłam, żeby otrzymać błogosławieństwo. Pan jednakże ponownie zaczął mówić do mnie. Zanotowałam to nieco później:
— Pisałaś, dziecko, nie łatwo, a w trudzie, „pomimo wszystko". Tak chciałem. Lecz teraz tulę cię do serca i wspomogę, bo ucieszyłaś Mnie, a nie zawiodłaś. Dlatego błogosławieństwo moje nad tym tekstem kładę (jak gdyby zawieszam nad nim), aby stał się pomocą, drogą, umocnieniem, a dla wielu (ze zrozumienia: chodzi o protestantów i sekty odrzucające pomoc Maryi i cześć dla Niej) — światłością w błędzie.
Daję ci pokój mój, córko.
30 III 1989 r.
Grzegorz zrelacjonował rozmowę w wydawnictwie: nie mieli zastrzeżeń co do treści „rozmów ze zmarłymi", ale uznali, że pora nie jest odpowiednia, żeby te książkę wydać. Dziękujemy Panu za radości i smutki.
— Odpowiedz, Panie, na nasze problemy, jeśli chcesz i kiedy chcesz. (Może nie teraz?) (Anna)
— Ale Ja się cieszę na rozmowę z wami.
Chciałbym, żebyście stale tak postępowali jak przed chwilą (ze zrozumienia: dobrze jest dziękować Bogu, bo wdzięczność jest potwierdzeniem tego, że wiemy, Kto nam to wszystko daje; ogólnie biorąc dziękujemy za mało). Przyjmijcie to, co mówił Grzegorz o wydawnictwie, jako upewnienie, że jest to moje dzieło (chodzi o „rozmowy ze zmarłymi"), bo ani jedno z moich dzieł nie powstało bez oporów i przeciwstawiania się nieprzyjaciela poprzez wszystkich, którzy nie służą Mi z pokorą, ufnie i w zawierzeniu. (...)
— Tak mi przykro, Panie, że zawiedli Cię ci zakonnicy. (Anna)
— Ale nie zawiódł Mnie ich założyciel... Oddaj Mi tę sprawę i czekaj do poniedziałku. (...)
Pan zwraca się do Grzegorza:
— Jak wyjdziesz, zanieś moje błogosławieństwo do domu i przekaż je swojej żonie. Połóż na niej swoje ręce i powiedz jej, że kocham ją, raduję się nią i troszczę się o nią jak ojciec, i chcę, żeby o tym pamiętała, zwłaszcza w dniu (bliskich) imienin i w tym dniu dziękowała Mi za moją miłość do niej i za to, że was spotkałem ze sobą.
— Jest taka zmęczona... (Grzegorz)
— Ja też bym chciał, żeby odpoczęła. Mój synu, głowa do góry. Ja czuwam. Jestem waszym Ojcem. Odnoście wszystko do Mnie, mówcie Mi, płaczcie przede Mną — bo czasem trzeba się przed kimś wypłakać — i cieszcie się wraz ze Mną, że ta moja książka trafi na Ukrainę (chodzi o „Pozwólcie ogarnąć się Miłości"). A nie wiecie też, co dzieje się w Wilnie — tam też ją tłumaczą. (Pan)
Prosimy za różne konkretne osoby w Kościele.
— Przypominajcie Mi o tym, bo tam, gdzie Ja działam, jest zawsze czujny nieprzyjaciel rodzaju ludzkiego, który usiłuje natychmiast zniszczyć wszelkie dobro i moim natchnieniom przeciwstawia
własne; a robi to bardzo podstępnie, podsuwając ciągle tę samą sugestię, że tak będzie najlepiej dla mojej chwały. Dlatego nie są oni winni świadomej współpracy (choć są i tacy), ale nie wykorzenili swoich wad, a zwłaszcza pychy. Odziewają się w godność sług mojego Kościoła dbałych o prestiż swojego Pana, pod którą się chronią, nie rozumiejąc tego, co robią.
Wzrastaj w przyjaźni ze Mną
30 III 1989 r.
Modlimy się z księdzem Ryszardem, który ma jechać na Wschód, i z Grzegorzem, Pan mówi:
— Powiedz mojemu synowi, że Ja mam swoje „metody szkolenia" (zakon — swoje, a Pan —— swoje) i chciałbym, żeby rozwijał w sobie wytrwałość i cierpliwość w oparciu o zawierzenie Mnie. Nigdy, synu, o nikim nie zapominam. Jeśli ty wytrwasz w swoich postanowieniach, Ja na pewno dopuszczę cię do współpracy ze Mną, i to wedle twoich pragnień (tylko niech te pragnienia trwają). Poszerzaj, synu, swoje wiadomości, bo nie będziesz miał innej pomocy jak twoja własna pamięć, poznanie i zrozumienie (ze zrozumienia: tylko sakwa i kij podróżny — dużo nie da się zabrać). I wzrastaj w przyjaźni ze Mną na co dzień, w zwykłej codzienności. Bo chciałbym, kiedy już tam będziemy („na prawo od Wilna"), abyśmy pracowali cały czas razem — dla twojego dobra i bezpieczeństwa, synu.
Dlatego przyjmuj wszystkie przeciwności jako moją szkołę, bo chciałbym ci ich potem oszczędzić. I dla ciebie, i dla nich nie byłoby złe, gdybyś zaznajomił się z którąś z grup charyzmatycznych (ze zrozumienia: w celu pomożenia im swoją wiedzą jako kapłan oraz w celu wprowadzenia ich w sprawy misji). To obopólna wymiana korzyści, bo to, co ty im dasz, Ja oddam tobie.
A ty, synu, proś Mnie o dar rozeznawania duchów. Chciałbym też, abyś starał się Mnie słyszeć, bo przyjdzie czas, kiedy będę ci naprawdę potrzebny. Zajrzyj do Pisma świętego, zobacz, jak rozwijałem Samuela. Przyjmij sobie za stałe „hasło": „Mów, Panie, bo sługa Twój słucha", a Ja na pewno nie pozostawię cię bez odpowiedzi.
Przygotujcie teksty o moim miłosierdziu
l IV 1989 r.
Modlimy się z Grzegorzem. Pan mówi:
— Moje dzieci, chciałbym wam dzisiaj coś powiedzieć. Przytulam was do serca i cieszę się wami jak ojciec, kiedy dzieci do niego przybiegną. Przedstawiłaś Mi, Anno, sprawę Janka. Pomogę mu, bo to jest moje życzenie, żeby mógł uczyć się u was i żeby utorował drogę innym. Teraz bądźcie zupełnie spokojni i podejmujcie codzienne okazje. A o sprawach ważnych Ja sam będę myślał.
Jutro jest dzień, w którym zapragnąłem moje miłosierdzie uczynić widocznym światu. Chciałbym, Anno, zapoznać cię z córką moją Faustyną, dlatego znajdź dla niej czas.
Pragnąłbym też, abyście teraz przygotowali do wydania lub powielenia teksty o moim miłosierdziu. Nie jest to zadanie ciężkie dla ciebie, Grzegorzu, bo wszystkie teksty masz już przepisane. I nie chciałbym, aby wybór był duży (ze zrozumienia: wziąć fragmenty „Słów Pana", „rozmów ze zmarłymi", pojedynczych tekstów dotyczących siostry Faustyny itp.). Proponuję wam, żebyście podzielili się pracą, żeby wykonać ją szybko (ułożyć tematycznie: czym jest miłosierdzie Boże względem ludzkości, względem żywych, cierpiących i będących w niebie... i o mojej nauce miłosierdzia — takiego, jakiego pragnę dla was). Nie chcę (ponownie podkreśla Pan), żeby ten zestaw tekstów był długi, ale chciałbym, żeby szybko został wydany (w razie braku możliwości wydania — powielony). Z relacji osób z mojego świata weźcie niewiele, ewentualnie o wdzięczności za szansę, jaką im dałem. Pamiętajcie, że nie chcę tu pełnych relacji, ale też niech nie będą to poszczególne zdania, lecz fragmenty, które wiążą się ze sobą.
O Grażynie.
— Powiedz jej, że oczekuję, kiedy będzie gotowa przejść na moją służbę, że chcę ją w niej mieć. I niech moja córeczka nie obawia się, że Ja jej rozbiję rodzinę — przeciwnie, służba Mnie zawsze was ze sobą zespala — tylko niech pamięta, że Ja stale pragnę tego samego: poszerzenia waszych serc, poszerzenia wspólnoty. Pragnę niestawiania granic między tymi, których się kocha, a tymi, których się zaledwie lubi. (Pan)
— Nie wszyscy są tacy... łatwi do kochania. (Grzegorz)
— A w takim razie wasza troska o nich powinna być większa... (Pan)
Abyście Mnie naśladowali
2 IV 1989 r., Niedziela Miłosierdzia
— Obiecałeś, Panie, że dzisiaj spotkasz mnie z siostrą Faustyną.
— Dobrze, że znalazłaś dla Mnie trochę czasu, choć tak późno.
— Ale teraz mogę już pisać tak długo, jak zechcesz, Panie. Nigdzie się już nie spieszę.
— A więc słuchaj uważnie. Mówiłem, że pragnę, abyście przygotowali teksty o miłosierdziu, gdyż one będą potrzebne już, zaraz, i może uda się je rozesłać lub odbić możliwie szybko. Chciałbym, żebyście korzystali z już przepisanych, ale będzie wyjątek. Z córką moją Faustyną rozpocząłem głosić moje dzieło miłosierdzia i życzę sobie, by ona sama miała w tym dziele udział u was, na ziemi, tak jak współpracowała ze Mną — tu, wspomagając was i orędując za wami. Wszelkie dzieła miłosierdzia mają w niej patronkę swoją i orędowniczkę — zwłaszcza nowe, tworzone dla nowych potrzeb waszych czasów, jak również dzieła dla narodów wkraczających do mojego Kościoła lub powracających do niego.
Dałem wizję mego miłosierdzia, słowa moje i obietnice twojej rodaczce Faustynie dlatego, że stąd (z Polski) rozpoczynam moje dzieło odrodzenia i oczyszczenia świata i tu widzę ośrodek moich działań. Stąd konieczna jest wam świadomość mocy miłosierdzia Boga, zaś głoszenie o nim wszystkim ludom powinno się rozchodzić na wschód, na zachód i południe. Przyjmować słowa moje i zawierzać im będą ci przed innymi, którym miłosierdzie jest najbardziej potrzebne, czyli najbiedniejsi, najnieszczęśliwsi, najbardziej Mnie głodni, spragnieni miłości mojej. Takimi są ludzie i narody skrzywdzone, poranione, te, którym odmówiono miłości, prawdy i sprawiedliwości, z którymi obchodzono się niemiłosiernie. Do nich przede wszystkim pragnę dotrzeć.
Zadaniem Faustyny było zaszczepienie moich słów miłosierdzia w swojej ojczyźnie, aby — kiedy się przyjmą i umocnią w was — mogły być szerzone na całym świecie. I tak się stało. Teraz Faustyna, moja ukochana córka, będzie wam pomagać w dziełach, w których wy staniecie się żywym świadectwem miłosierdzia mojego dla ludzkości, we wszystkich dziełach misyjnych zatem.
Misje nie zawsze są dalekie. Wasz kraj pierwszy powinien być objęty moim miłosierdziem, gdyż tylko ono wyprowadzić was może z dna upadku waszego — upadliście bowiem z powodu braku miłosierdzia względem siebie. Nie miały go wasze władze dla narodu tak długo, aż przestaliście je mieć sami dla siebie i wzajem już nie chcecie się dzielić dobrami ani pomagać sobie, a przeciwnie, kosztem innych szukacie osobistych korzyści. Dlatego nastąpił rozpad współżycia społecznego.
Jeśli nie nawrócicie się ku miłości bliźniego — miłości darzącej, a nie zagarniającej ku sobie — staniecie się niezdolni do życia jako wspólnota narodowa. Wtedy nic pomóc nie zdołacie ni sobie, ni innym narodom, bardziej niż wy potrzebującym zmiłowania mojego.
Już tak bliski jest czas oczyszczenia ziemi w lęku, poczuciu zagrożenia, wśród klęsk żywiołowych, epidemii, głodu i śmierci. Dlatego pragnę, aby jak najszybciej znane były słowa głoszące miłosierdzie moje wobec świata całego i względem każdego z was.
Mówię wam o tym, jak miłosierny jestem, nie tylko po to, abyście z miłosierdzia mojego czerpali dla siebie, lecz abyście Mnie naśladowali. To wy, dzieci moje, chciejcie być miłosierni, jako wasz wspólny Ojciec niebieski miłosierny jest. Wołam o to do każdego, w miłości mojej nie dzieląc was na wierzących i niewierzących, zakony i laikat, katolików, prawosławnych, protestantów, mahometan czy żydów, gdyż nie według tych kryteriów sądzić was będę, a wedle miary waszej miłości do bliźnich waszych, zwłaszcza zaś tych do kochania trudnych (niedorozwiniętych, alkoholików, narkomanów...), tu bowiem działa miłosierdzie moje w was, jeżeli je przyjęliście do serca. Wielu niedługi czas ma przed sobą, niech więc naśladują Ojca swego, abym i Ja przyznał się do nich w godzinie spotkania.
Powtarzaj, córko, słowa Matki mojej: „Miłość przejawia się w czynach". Niech będą światłem dla waszego narodu.
Nie mówię o „wybraniu" waszym, a o zadaniu, jakie wam powierzam
3 IV 1989 r.
Spotkaliśmy się z Grzegorzem (przed przyjściem o. Jana). Byliśmy bardzo rozgadani, choć pragnęliśmy się pomodlić. Pan pyta:
— A potrafilibyście pobyć minutę w milczeniu?
Milkniemy. Po upływie tego czasu Pan mówi:
— Chciałbym, abyście byli świadomi tego, że nie daję wam ciężarów, a specjalne łaski zapraszając do współpracy. Dlatego zdejmijcie z siebie „ciężar odpowiedzialności". Niech wasze działania przebiegają w spokoju, bez pośpiechu i napięcia. Jeżeli mówię „teraz" i „szybko", to znaczy, że pragnę, aby ta praca miała pierwszeństwo, a nie że poganiam was. Żeby ułatwić wam zadanie, podam ci, Grzegorzu, że chciałbym, aby tekst nie przekroczył 25 — 30 stron. To was uwolni od wyszukiwania wszystkiego o moim miłosierdziu; bo wtedy musielibyście wydać „Żywe Świętych obcowanie" (tak nazwaliśmy początkowo „rozmowy ze zmarłymi", ostatecznie wydane pod tytułem „Świadkowie Bożego Miłosierdzia"), które całe jest pieśnią uwielbienia Stwórcy waszego i dawcy waszego szczęścia. Posłuż się, Grzegorzu, przy kompozycji wyboru moimi wskazaniami.
— Na ile eksponować Polskę i jej „wybranie" (to, co niektórzy mogą uważać za wybranie)? (Grzegorz)
— Mówię do Polski. I nie mówię o „wybraniu" waszym, a o zadaniu, jakie wam poruczam — a więc o moim zawierzeniu wam, które dla was powinno być zaszczytem i powinno was zobowiązywać do tym pełniejszej, ofiarniejszej i czystej w motywacjach służby planom moim.
Martwiłaś się, Anno, panem Władysławem. Kocham go bardzo i chętnie mu pomogę, ale niech najpierw napisze to, co sobie sam przygotował. Propozycje dane wam przez ciebie są darem Kościoła chwalebnego i nikt z was nie może uznawać ich za swoje, tym bardziej używać jako pomoc przy opracowywaniu swoich planów.
Moje dzieci, będziemy mieli więcej czasu, kiedy Jan wróci. A teraz chcę dać wam błogosławieństwo — każdemu na jego pracę. Kładę swoje ręce na wasze głowy. Przyjmijcie namaszczenie na dalszą służbę.
Katyń
5 IV 1989 r.
Została odprawiona Msza św. w kościele garnizonowym na Długiej za polskich oficerów wymordowanych w Katyniu i w innych obozach. Kapelani wojskowi przywieźli urny z ziemią z Katynia. Msza była transmitowana przez Polskie Radio. Mówi zmarły przyjaciel, Bartek:
— Pytasz, czy uczestniczyliśmy w Ofierze Chrystusa, Pana naszego, za tych, których wymordowano w Katyniu. Przede wszystkim uczestniczyli oni sami, a wraz z nimi wszyscy wymordowani w łagrach, kopalniach i na zesłaniu w Rosji od dwustu lat. Wraz z nimi Wspólnota Polska, Maryja, nasza Królowa, i Jezus, Zbawiciel nasz. Z Nimi zaś, co oczywiste, całe niebo. Ci, za których składano ofiarę Ciała i Krwi Pana, włączali w nią ofiarę swojej krwi i życia błagając za was — Polskę obecnie żyjącą — prosząc też wraz z przebaczeniem własnych krzywd o miłosierdzie nad Rosją i o jej nawrócenie.
Tak już jest, że za każdym waszym odruchem miłości, pamięci, za waszym pragnieniem naprawienia krzywd — o tyle, o ile naprawienie jest w ogóle możliwe — staje cała nasza ogromna Wspólnota tu i towarzyszy wam w waszych prośbach. My towarzyszymy waszemu życiu we wszystkim, co płynie z Ducha Bożego, i błagamy wraz z Maryją, Matką naszą, o miłosierdzie dla was, o przebaczenie win waszych i o odrodzenie się narodu. Za wami przemawia sama nasza nieprzeliczona obecność przed Panem, a cierpienie każdego z nas złączone z Jego Męką Krzyżową równoważy i przeważa winy wasze, które niestety wciąż są wielkie. Pan na nasze szczęście pamięta, że jesteście zniewoleni i mało rozumiecie, gdyż to On dopuścił, aby przez pokolenia mordowano elitę duchową narodu.
To jest dla Mnie prawdziwy dar — wasza radość
6 IV 1989 r.
Modlimy się z ojcem Janem i Grzegorzem. Mówi Pan (uśmiechając się):
— Moje dzieci. Zostawiłem wam inicjatywę przy dokonywaniu wyboru słów o moim miłosierdziu i nie zawiodłem się na was. Nie chodziło Mi o to, żeby to był zestaw idealny ani tym bardziej — pełny, dlatego określiłem wam mniej więcej ilość stron, żeby wam ułatwić pracę. Zależało Mi na tym, żebyście wy sami wybierali to, co według was jest wam teraz najbardziej potrzebne. Chodziło Mi o to, żebyście wybierali teksty zróżnicowane — dlatego wam powiedziałem co nieco — i te, które najbardziej porywają wasze serca. Bo jeśli was zachwycają, tak samo zachwycą innych (macie ludzkie serca). A Mnie chodzi o to właśnie, aby zobaczono mój obraz prawdziwie.
O tekstach dokładniej pomówimy jutro, a dzisiaj oświadczam wam, że cieszę się z waszej pracy, z waszej chęci i gotowości służenia pomimo utrudzenia każdego z was. Pomagałem wam i poza drobnymi uwagami nie będę miał prawdopodobnie dużo innych uwag.
Pytaliście Mnie, czy na początku umieścić tekst o Faustynie. Widzicie, Faustyna rozpoczęła ze Mną dzieło miłosierdzia. Chciałbym w ten sposób potwierdzić jej zasługi i wywyższyć ją. Niech ludzie zobaczą, że nie ma różnych „miłosierdzi" Bożych. Jest tylko jedno i to samo miłosierdzie, płynące z miłości Boga w Trójcy Wszechmogącego.
Otrzymaliście byt z miłosiernej miłości Stwórcy. Zostaliście odkupieni, bo Jezus, Zbawiciel, Syn Boży, przywrócił wam prawowitość dzieci Bożych własną Krwią. Duch Święty ogarnia was miłością i przez dwa tysiące lat prowadzi drogą powrotną do Ojca. Wszystko, co dotyczy losów ludzkości, objęte jest miłosierdziem moim. Bogu bowiem wiadome było wasze sprzeniewierzenie się. A jednak pragnie mieć was jako rodzinę dzieci obdarowanych podobieństwem do Ojca, obdarowanych wolną wolą i rozumem, czyli mądrością duchową, która rozwija się ku Bogu, aż do rozkwitu w niebie, oraz sumieniem, które jest władzą duchową w was, poddaną — jak wszystko, co jest duchowe — woli Boga. Ciało służy tak, jak wędrowcowi służą sandały, ale zostało ono uzależnione w służbie od wyboru waszej woli. Ze Mnie wyszliście i do Mnie wracacie.
— A co sądzić o twierdzeniu, że „Objawienie zakończyło się ze śmiercią ostatniego z Apostołów"? (o. Jan)
— A kto to powiedział? Każde dzieło, które powstaje w moim Kościele, jest nowe... (Pan)
— W każdym razie Twoje (obecne) słowa są wspanialsze niż Proroków, (o. Jan)
— Moje dzieci, minęło kilka tysięcy lat. Teraz więcej wiecie, więcej rozumiecie. Jesteście już ze Mną dwa tysiące lat, a w swoim bycie narodowym — od początku. Wam, Polakom, nikt Mnie nie narzucił siłą. Wy przygarnęliście Mnie do serca tak trwale, że wasza kultura stała się nasycona chrześcijaństwem, a nie pozostało nic z bożków poza tradycją ludową zachowaną w muzeach i historią.
Pan daje przykład: w hitlerowskiej Rzeszy Niemieckiej dziesiątki milionów bez protestu przyjęło pogańskie symbole i imiona; chrześcijaństwo szybko odrzucono, nie zostało uznane za swoje dziedzictwo przez większość.
— Wiedzcie, dzieci, i Ja przylgnąłem do was. Przyniosły Mi chwałę nie tylko miliony zamordowanych Polaków (umierając bez buntu wobec Boga i nienawiści do wrogów), lecz także unie zawarte z sąsiadującymi narodami, prawo polskie, filozofia i Konstytucja 3 maja. Brak u was nienawiści i pogardy do wrogów, pomimo że przez takie doświadczenia jak wy nie przeszedł żaden inny naród, bo was zdradzali i zdradzają wszyscy. Teraz, dzieci, mogę wam powiedzieć, że zostaliście przez nieprzyjaciół, przez byłych moich rodaków — Żydów — (tych, którzy służą nieprzyjacielowi) skazani na zgubę. Zamachów na wasze życie już było wiele. Ale też dlatego wziąłem was w obronę i oddałem was Matce mojej.
Pomimo żniwa śmierci, które z każdego pokolenia Polaków zabiera najbardziej ofiarnych, wciąż powołuję wśród was nowych ludzi zdolnych do miłowania, szeroko myślących i pragnących służyć Mnie i swojej ojczyźnie według hasła „Bóg i Ojczyzna", które nosiliście na swych sztandarach. Mówię to dlatego, dziecko, że tak bardzo wczoraj martwiłaś się i wciąż opłakujesz każdego zamordowanego członka waszej wspólnoty narodowej. Nie obawiaj się, Ja wypełnię te wyrwy w waszych szeregach, które wrogowie wasi czynią. Uzupełnię te braki nie dlatego, że jesteście tego godni, ale uczynię tak z miłości do tych dzieci moich w moim królestwie, które nieustannie błagają Mnie, abym wam ich zastąpił lepszymi i mądrzejszymi od siebie. Moim zamiarem jest spełnić ich prośby. (...)
— W tych tekstach jest powiedziane: „nie czynię różnicy między katolikami...", (o. Jan)
— Dodaj, synu: „w miłości mojej".
Co myślisz, Janie, o mojej propozycji umieszczenia w kilkunastu miejscach moich słów z Ewangelii?
— Dobrze. Jutro się za to zabiorę (było już późno), (o. Jan)
— Ja wam w tym pomogę. A więc jutro się spotykamy.
A teraz uklęknijcie, przyjmijcie moje błogosławieństwo, przyjmijcie moją wdzięczność. Daliście Mi swój trud, swój czas, swoje siły i daliście Mi je z radością. Cieszycie się, że możecie Mi służyć. To jest dla Mnie prawdziwy dar — wasza radość.
Daję wam moje siły na najbliższy czas. Będą wam potrzebne. Błogosławieństwo moje rozciągam też na wszystkich, za których będziecie prosili w tym okresie (tydzień Miłosierdzia). Dlatego proście za wszystkich i za każdego.
— Prosimy o beatyfikację siostry Faustyny. (o. Jan)
— Nie martw się, synu. Te słowa i jej pomogą.
— To może wysłać ten wybór do Rzymu? (Grzegorz)
— Z obrazkiem Pana Jezusa Miłosiernego. (Anna)
— Wybierajcie, wybierajcie taką reprodukcję, gdzie jestem bardziej łagodny i miłosierny. (Pan)
10 IV 1989 r.
Po przygotowaniu wspólnie z o. Janem fragmentów tekstów do wyboru, któremu nadaliśmy tytuł: „Dziękujcie Panu, bo jest miłosierny" (został później wydany pod zmienionym tytułem: „Słowa Jezusa Chrystusa do polskiego narodu"), pytamy Pana, jak się tym wyborem dzielić. Pan odpowiada:
— Tak jak wam mówiłem, zacznijcie od przyjaciół. Dawajcie tym, którzy już przyjęli moje słowa. Możecie je dać panu Władysławowi, zastrzegając, że gdyby chciał powielić, to nie pozwalam niczego zmieniać, dopisywać ani przestawiać czy wycinać. (...)
— A czy nie zaproponować tego nowego wyboru w tym wydawnictwie, gdzie składaliśmy „rozmowy ze zmarłymi"? Jest dużo krótszy i może wzbudzi mniej zastrzeżeń. (Grzegorz)
— Nigdy ci nie mówiłem, żebyś nie próbował. Więc kiedy pojedziesz, daj to redaktorowi do przeczytania osobistego. Ale proś, żeby zostało przeczytane, bo tam jest polski rachunek sumienia. Niech sam osądzi, czy nie jest to wam potrzebne. (...)
Pytamy jeszcze o różne drobne sprawy. Gdy mówimy o znajomym, Pan odpowiada:
— Pragnienie dzielenia się to jest wstęp do mojego serca.
Anna pyta o możliwość wprowadzania poprawek (stylistycznych, gramatycznych, składniowych itp.) do tekstów podczas korekty. Pan mówi:
— Pomogę ci przy pracy. Zwracaj uwagę na składnię; nie bój się przestawiać wyrazów.
A Grzegorz dzisiaj powinien odpocząć. (Grzegorz przepisywał teksty do późna w nocy).
— Dziękujemy Ci za to wszystko i za to, że ten wybór udało się tak szybko zrobić.
— I Ja wam dziękuję, dzieci.
— Kochamy Cię, Panie.
— A Ja kocham zawsze z każdym, kto pragnie darzyć innych, służyć innym, podnosić ich i ratować. I umacniam go niezależnie od tego, czy wie o tym, czy nie. Cieszę się, dzieci, że radujecie się tą pracą. Daję wam moje błogosławieństwo.
Każdego, kogo oddajecie Mi z zaufaniem, obejmuję swoją opieką na stałe
4 V 1989 r., Wniebowstąpienie Pańskie
Modlimy się we troje z Lucyną i Grzegorzem. Pan mówi:
— Moje dzieci, Ja jestem z wami. Przyjmuję wszystko, co oddajecie Mi, ale nie chcę, żeby rozmowa ze mną była dla was wysiłkiem czy ciężarem, a w tej chwili byłaby taką (dla Anny, po powrocie ze szpitala). Jesteś teraz za słaba (do Anny).
Dlatego jeszcze raz oddajcie Mi siebie w pełni i zawierzcie Mi, a Ja zajmę się każdym z was.
Mówiłem wam już, dzieci, że każdego, kogo oddajecie Mi z zaufaniem, obejmuję swoją opieką na stałe, nawet gdy wy o nim nie pamiętacie.
Tak powinniście postępować względem każdego. Tego was uczę, wskazuję wam, że radio, telewizja, gazety, a nawet wasze rozmowy o innych (Pan nazwał tak delikatnie nasze rozmowy, które czasem przybierały charakter plotek) mogą służyć oddawaniu Mnie tych osób, na których się skupia wasza uwaga.
A teraz przyjmijcie moje błogosławieństwo.
Ja cieszę się waszymi wysiłkami, a nie dokonaniami
5 V 1989 r.
Modlimy się z Grzegorzem. Dziękujemy, przepraszamy za nasze winy, nawet mimowolne. Wtedy Pan mówi:
— Nie ma winy tam, gdzie się jej nie zauważało.
Co do rozmów poniedziałkowych i podobnych to wiecie, że Ja cieszę się waszymi wysiłkami, a nie dokonaniami. Istotne dla Mnie jest to, że chcecie mi służyć. I każdy akt waszej gorliwości cieszy Mnie tak, jak cieszyłoby każdego ojca staranie każdego z jego dzieci, żeby mu usłużyć. Nie zapominajcie, że to Ja jestem Istotą Ojcostwa i najlepsi ziemscy ojcowie są tylko moim cieniem (sens: jako że są ludźmi).
Ty, Anno, ofiarowuj Mi teraz każdy dzień czekania i niecierpliwość zdrowienia. Poddawaj się moim pragnieniom, żebyś była jak najszybciej zdrowa... A to wcale nie znaczy, że masz się forsować, przeciwnie — powinnaś poddać się cierpliwie procesowi rekonwalescencji.
Ty, Grzegorzu, masz teraz wiele spotkań i rozmów z ludźmi. Dlatego nic nowego nie proponuję wam. Natomiast cieszę się, że zechcieliście przygotować tak szybko te teksty, których życzyłem sobie. I teraz powoli będziemy je rozdawać. Gdyby któreś z wydawnictw chciało wydać je jako broszurę, byłbym szczęśliwy — przecież moglibyście je wtedy przesyłać dalej. Ale jeżeli nie nastąpi to wkrótce, próbujcie wysyłać je tak, jak wam to radziłem.
Gdy będzie Jan, pomódlcie się razem.
Teraz błogosławię wam, dzieci, i przytulam do serca. Chcę dać wam mój Pokój, moją radość...
7 V 1989 r.
Modlimy się z ojcem Janem i Grzegorzem. Mówi Pan:
— Moje dzieci. Cieszę się, że znowu jesteśmy razem. Znam wasze kłopoty, bolączki i zajęcia, wasze troski i wydarzenia waszego życia codziennego, ale cieszy Mnie, kiedy się nimi ze Mną dzielicie, bo wtedy czuję, że jestem przez was traktowany jak przyjaciel. A tak bardzo Mi potrzeba przyjaźni mego brata — człowieka. (Ze zrozumienia: Dysproporcja — Jezus dał za nas życie, a my bardzo rzadko chcemy podzielić się z Nim naszymi kłopotami... A przecież Chrystus Pan każdego z nas uważa za swego przyjaciela — na wieczność — nawet gdyby był najgorszym zbrodniarzem; Bóg jest gotów w każdej chwili objąć go i uściskać, i wszystko przebaczyć, jeśli człowiek tego zapragnie).
Anna zmartwiła się.
— Nie martw się, dziecko, bo przyjaźń to niekoniecznie długie rozmowy. Mnie wystarczy najkrótsza myśl, wezwanie — bo to oznacza, że jestem żywy w waszej świadomości.
Wy przebywacie w świecie pełnym nieustannych problemów i wydarzeń zewnętrznych (i nie umiemy ich uporządkować, np. tu kupić masło, tu skierować myśl do Pana). Dobrze byłoby, żebyście zaraz po obudzeniu oddali Mi każdy dzień z tą intencją (by każda nasza myśl była poddana Panu — „wspólna"). Zachęcam was też, jeszcze raz, żebyście włączali wszystkich, którzy wam przychodzą na myśl, w rozmowy ze Mną (w tramwaju — ludzi z tramwaju, na uczelni — studentów, przed telewizorem — ludzi z wydarzeń światowych...). Zapewniam was, że chociaż wasza jest tylko życzliwa myśl o tych ludziach, to jest ona wystarczającym powodem dla Mnie, abym się nimi zajął.
— Podjąłem się opracowania referatu. Chcę wykazać, że świat odrzucił prawo Boże. Proszę o światło. (o. Jan)
— Dobrze, synu, zasiądę do tej pracy razem z tobą. Duch mój będzie ci wskazywał momenty i fakty najistotniejsze, a ty korzystaj ze swojej znajomości zagadnień świata współczesnego, abyś umiał z nich wydobyć dowody potwierdzające, które tak bardzo wyraziście zaznaczaliście sami. Pamiętaj, synu, o łamaniu traktatów, o łamaniu umów dobrowolnie przyjętych — bo to wasza ludzka wola doprowadziła do świata takiego, który się kończy teraz w niesławie i pogardzie, we wstręcie do przewrotności ludzkiej (ze zrozumienia: Pan mówi teraz o tym, co się odsłania w Rosji). (...)
— Proszę o światło w sprawie mojego studenta (zdolny, ale ma trudny charakter), (o. Jan)
— Synu, ty bierzesz za niego odpowiedzialność wobec Mnie. Ponieważ nie ty go możesz zmienić, a Ja, oddawaj Mi go, ile razy sobie przypomnisz; tak jak ojciec przynosi dziecko do lekarza. Oddawaj Mi jego charakter, a jemu powiedz ode Mnie, aby nie opuścił ani jednego dnia bez dziękczynienia Mi za to, że go wyposażyłem tak niezasłużenie hojniej niż inne równie ukochane Mi dzieci. Napisz mu też, że Ja wymagam wedle darów, które otrzymaliście, a że otrzymaliście je z bezinteresownej miłości, mojej miłości, spodziewam się oddania Mi miłości wedle miary darów moich. (Pan)
— Mam propozycje prowadzenia rekolekcji, (o. Jan)
— Synu, rób to rozsądnie. Nie jest moim życzeniem, żebyś się zapracował na śmierć.
Pan dodaje później:
— Pamiętajcie o młodych narodach, pamiętajcie o narodach skrwawionych: tam przede wszystkim potrzebne jest moje miłosierdzie. Im dawajcie słowa miłosierdzia, pocieszenia i miłości. Ja tylko czekam, by uśmierzyli nienawiść, by zechcieli pojednać się ze sobą i uszanować wzajemnie swoje człowieczeństwo, abym mógł wylać na nich morze mojego miłosierdzia.
Czuj się pod naszą opieką jak dziecko, które wraca do siebie po chorobie
8 V 1989 r.
Rozgoryczona swoja niesprawnością po przebytej operacji zwracam się do Pana:
— Panie, co powinnam robić wedle Twojej woli?
— Już ci mówiłem, córko, zdrowiej, poddaj się cierpliwie rekonwalescencji i Mnie tę cierpliwość ofiarowuj wraz z nudą. Nie niecierpliw się, niczego nie przyspieszaj, wszystko w swoim czasie. Musisz być zupełnie zdrowa i sprawna. Ja ci w tym pomogę, ale musisz współpracować ze Mną. Nie rób żadnych wysiłków, porządków, nie podnoś ciężarów, zaniechaj gimnastyki. Wszystko zaś, co będziesz czynić, czyń spokojnie i bez pośpiechu. Dni oddawaj Mnie, a także każdego, kogo pragniesz przypomnieć Mi. Jesteśmy już w naszym domu i to jest najważniejsze. Chciałbym też, abyś zrezygnowała z wysiłków umysłowych, a także nie czytaj nic, co by cię denerwowało lub zasmucało.
Ciesz się moją miłością i obecnością. Raduj się nadchodzącym wyzwoleniem waszym, opieką Matki mojej i Jej się polecaj. Ciesz się, dziecko, miłością naszą i przyjmuj wszystko, co cię spotyka, jako dary nasze; są nimi na przykład spokój i cisza, tak ci potrzebne po szpitalu. Czuj się pod naszą opieką jak dziecko, które wraca do siebie po chorobie. Baw się tym, czym chcesz, ciesz się spokojem i oczekuj radości, nie zaś smutku. Tym uradujesz Nas najbardziej. Niepokoje zaś odrzucaj, bo nieprzyjaciel zawsze czuwa i atakuje. Ty przeciwstawiaj mu wdzięczność i radość, a także pewność naszej obecności, miłości i opieki. Tak więc nie będą to dni zmarnowane, a dni nauki, radości, pokoju i zaufania.
Błogosławimy cię, córeczko, i przytulamy do serc naszych zjednoczonych w miłości.
Ja polegam na waszej miłości do Mnie
11 V 1989 r.
Grzegorz mówił o problemach wychowawczych z synami. Pan zwraca się do niego:
— Posłuchaj, synu. Znasz swoje dzieci i wiesz, że twoją największą radością jest, kiedy widzisz, że syn czyni dobro czy stara się uczynić je sam, bez ojcowskich wskazówek. Wtedy zauważasz więź pomiędzy nim a sobą i masz uczucie radości i dumy z tego, że dziecko twoje samo, z pragnienia serca, pragnie być dobre. Więc łatwo zrozumiesz Mnie. Ja żyję w twoim sumieniu. Dlatego wczoraj mówiłem Annie, że dla spokoju sumienia postępuj tak, jak uważasz za słuszne. W tym sumuje się twoje zrozumienie praw moich i pragnienie służenia im z pełni twojej wolnej woli. Czy teraz dziwi cię, że tyle jej wam pozostawiam? Ufam wam tak, jak ojciec ufa dzieciom własnym (ze zrozumienia: ojciec, który by ciągle sprawdzał swoje dzieci, byłby jak nadzorca niewolników).
— Dziękuję za te słowa.
— Chyba zrozumieliśmy się w pełni. A zatem, synu, rób tak, jak twoja znajomość spraw na to pozwala. Tak samo odnoszę się przecież do Jana, do ciebie, Anno, a sami zauważacie, na jak wiele pozwalam Wojciechowi (był dużo krócej...). Ja z wami jestem zawsze. Pomagam tam, gdzie widzę żywą miłość do Mnie w sercu człowieka i staram się ją w każdym z was rozbudzać. Ale jeśli nie ma reakcji, nie ma zrozumienia dla różnych możliwości, poprzez które staram się do was dotrzeć, pozostawiam ich — do czasu.
Teraz widzicie, jak bardzo potrzebny jest wam okres oczyszczenia (po śmierci, kiedy następuje zrozumienie, jest już za późno na naprawę).
Po chwili Pan dodaje:
— Żaden ojciec nie odepchnie dziecka, które mówi: „Wybacz mi, żałuję".
Ze zrozumienia: I właśnie okresem oczyszczenia jest stan czyśćca dany nam na przygotowanie się do życia z Panem. Ale powinniśmy przygotowywać się już tu, na ziemi. Tej pełni niezrozumienia pragnień Pana jesteśmy winni jedni wobec drugich. Na przykład 70 lat odebrania ludziom Boga w Rosji spowodowało głód Boga; a tymczasem Pan był (w okresie wojny) przy każdym ginącym żołnierzu radzieckim, chociażby on nic o Bogu nie wiedział.
— Jak Ty, Panie, polegasz na naszej głupiej naturze ludzkiej! (Anna)
— Nie, Ja polegam na waszej miłości do Mnie. (Pan)
Najważniejsze są twoje obowiązki stanu
22 V 1989 r.
Pan odpowiada na pytanie Grzegorza dotyczące potrzeby przepisania rozmów Pana z Anna. Niektóre fragmenty tych rozmów były już wykorzystywane w różnych wyborach tekstów, zarówno o charakterze ogólnym (np. „Polska, Kościół, świat"), jak i dydaktycznym (np. „Nauczanie Pana"). Niektórymi fragmentami Anna dzieliła się ze znajomymi, na ich prośby. Teraz myślimy o całości.
— Jeśli uważasz, że rozmowy ze Mną nie są nieprzydatne... Układałem wam tylko hierarchię potrzeb, przy czym miłosierdzie moje wydało Mi się najbardziej wam potrzebne, chociażby obecnie ze względu na publiczne roztrząsanie problemu „nie zabija]" w stosunku do dziecka. O tym mówcie, z tym że nie potrzeba wam nowego tekstu, bo w „Słowach" moich powiedziałem, że przebaczę każdemu zbrodniarzowi, który się do Mnie zwróci. Żałuję zwłaszcza kobiet zbyt młodych i nie uświadomionych i współczuję im (dziewczynom zmuszanym przez rodziny, prostym wiejskim dziewczynom nieświadomym tego, co robią); ich również nie odrzucam. Mówcie to, bo wiele z nich cierpi.
Rozmowy moje z tobą, Anno, mogłyby być drugą częścią „Pozwólcie ogarnąć się Miłości", o jaką pytał cię twój znajomy. Są one dowodem, jak dostosowuję się Ja, Ojciec wasz, do psychiki każdego z moich dzieci. A z tobą poruszałem wiele rzeczy ważnych dla waszego narodu i dla całej ziemi. Ponieważ jednak były to rozmowy prywatne, w których chciałem być przez ciebie poznawany jako twój prawdziwy Przyjaciel, są tam też teksty prywatne. I nie da się ich rozdzielić (ze zrozumienia: Pan by tego nie chciał). I wtedy ujawnią się też okoliczności, w których rozmawialiśmy.
Ponieważ tutaj wszystko zależy od Grzegorza, nie chcę, nie mógłbym nawet nic mu narzucić. Tym niemniej życzę sobie, abyś na czas wyjazdu oddała mu teksty na przechowanie. Wiele rzeczy (fragmentów) jest już przepisanych i te można swobodnie włączyć.
W każdym razie, Grzegorzu, najważniejsze są twoje obowiązki stanu i nigdy nie wymówię ci zaniedbań, więc czuj się absolutnie spokojny i nie przynaglany przeze Mnie. Tym niemniej to, co mówi Anna, jest prawdą, że później możecie już nie mieć czasu — a teraz, póki Anna żyje, możecie wiele wyjaśnić, wytłumaczyć (zwłaszcza fragmenty pisane z „unikami" ze względu na obawy przed władzami politycznymi i UB). Bo potem będą z tym trudności.
Błogosławię ci, synu, w tej pracy dla Mnie, którą będziemy się mogli dzielić z innymi głodnymi Mnie — przyjaciela i towarzysza waszych dróg.
Czy wy myślicie, że Ja nie cierpię wraz z wami?
28 V 1989 r., pod Warszawy
Modlimy się we trzy z Lucyną i Halszką, które odwiedziły mnie na wczasach. Kiedy mówiłyśmy o martyrologii narodu polskiego i znanych nam ludziach i bolesnych faktach z okresu wojny i po wojnie, takich jak Katyń, łagry sowieckie, procesy i wiezienia w Polsce, zwłaszcza w okresie stalinowskim, i mówiłyśmy także o ostatnich wydarzeniach w Chinach (było to jeszcze przed użyciem wojska w Pekinie) i o młodzieży chińskiej pragnącej wolności, demokracji... — „włącza się" Pan:
— Czy wy myślicie, że Ja nie cierpię wraz z wami? Ja spłacam wszystkie wasze ludzkie długi z mojej wszechmocy i z mojej nieskończonej potrzeby pocieszenia skrzywdzonych i zmaltretowanych, przygarnięcia ich do serca i otulenia moją miłością. Ale cierpię w każdym cierpiącym człowieku wraz z nim, ponieważ mojej natury boskiej nic nie oddziela od żadnego z was. Ja obejmuję wszystkie osoby ludzkie w pełnej ich złożoności i różnorodności.
Ze zrozumienia: Bóg jest Miłością, a Miłość obejmuje każdy byt stworzony, gdyż każdy wyłoniony jest z jej zamysłu i pragnienia uszczęśliwienia (każdego z nich).
— Włączyłem się, córki, w wasze rozważania o krzywdach i niesprawiedliwościach. Cieszę się, że nie jesteście względem nich obojętne, ale pamiętajcie, że i Ja nie jestem obojętny, a moja wszechmocna miłość porywa i przyciska do serca każde skrzywdzone moje dziecko natychmiast po przekroczeniu granicy śmierci. Ja spieszę się ku nim i oczekuję, aby ani jedna sekunda strachu nie dotarła do nich — tu, gdzie Ja jestem Panem sprawiedliwości. Możecie być pewne, że nie zdarzyło się, abym nie czekał już z góry na powracających do Mnie z wielkiego ucisku, chociażby nic o Mnie nie wiedzieli. Przecież jestem Ojcem każdego człowieka. I każdy z prześladowanych, cierpiących, nieszczęśliwych, sponiewieranych, przerażonych ludzi zostaje otoczony ramionami Ojca.
Miłość może wydobyć z każdej z was to, co jest w niej najlepsze
Pan odpowiada na pytanie Halszki o drogę życia:
— Zawierz Mi, córko. Zawierz Mi i w tym, że nie pozwolę ci zabłąkać się, jeśli będziesz na Mnie polegać. Potrzebni Mi jesteście wszyscy. Dla każdego z was mam przeznaczone miejsce i działanie, tak jak oczekuje na was wasze miejsce w moim domu. Starajcie się przebywać ze Mną jak najdłużej, mówcie Mi o wszystkim, powierzajcie Mi wszystkich.
Ale, córko, chciałbym, żebyś rozumiała, że każdy dzień twojego życia, a nawet godzina i minuta, są przygotowane przeze Mnie i dane ci po to, abym przysposabiał cię do tego, czego od ciebie pragnę — a ty wybierasz. A ponieważ jesteś jeszcze dzieckiem w mojej szkole, i Ja od ciebie dużo nie wymagam — nie tyle, ile ty chcesz sama od siebie.
Najważniejsza dla ciebie (jak i dla każdego innego człowieka na świecie) jest bliska więź przyjaźni i miłości ze Mną. Wtedy dopiero, razem, możemy coś dobrego dać światu. Na to zwracajcie największą uwagę. Praktycznie żyj swoim życiem, angażując Mnie we wszystko, co robisz, zwłaszcza jeżeli dotyczy to twoich starań o dobro innych ludzi. Ale chciałbym być nie czasowym gościem widzianym w twoim domu, ale jego gospodarzem; znaczy to, że pragnę, byś dzieliła się ze Mną wszystkim. Czy chcesz przykładu?
— Tak.
— Mów Mi co rano, co masz załatwić. Oddawaj Mi wtedy sprawy urzędowe (urzędników). Idziesz po zakupy: mów, co ci jest potrzebne i co byś chciała znaleźć. Tak samo wszystkich ludzi spotkanych w tym dniu oddawaj Mnie. (Z rozeznania: Nie ma spraw nie— Bożych. Pan chce być Przyjacielem od wszystkich spraw, kłopotów itp.).
— Czy mam iść do szpitala z darem uzdrawiania?
— Jeszcze czekaj, córko. Chciałbym, aby najpierw została ugruntowana głęboko nasza przyjaźń (inaczej mogłoby ci to zaszkodzić). Ale wszystkich, którym chciałabyś pomóc, oddawaj Mnie i proś, abym Ja sam działał w imieniu nas dwojga, ponieważ prośba jest twoja, a moje działanie.
Moje dzieci, a teraz uklęknijcie i przyjmijcie moje błogosławieństwo. Tulę was wszystkie do serca. Daję wam moją miłość. Daję wam moją opiekuńczą ojcowską troskliwość. Chcę, żebyście wiedziały, że każda z was jest dla Mnie nieskończenie droga, niezastąpiona. I każda z was może stać się dla Mnie wielką pomocą w mojej służbie światu.
Przyjmijcie mój pokój i moją radość z was, a także opiekę w drodze. Pamiętajcie, że Ja jadę z wami. I z tobą, Anno, również pozostaję na cały czas twojego pobytu.
Kocham was, dzieci. Poddajcie się cierpliwie mojej miłości, bo ona was formuje. I tylko ona może wydobyć z każdej z was to, co jest w niej najlepsze, a przecież wszyscy tego pragniemy. Tak, dzieci. Przyjmijcie błogosławieństwo w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. +
Ja jestem waszym obrońcą przed Ojcem
6 VI 1989 r., pod Warszawą
Halszka i Lucyna odwiedziły mnie ponownie. Modlimy się razem.
— Czy mogę spytać o moich rodziców? Czy są u Pana? Czy są już szczęśliwi? (Halszka)
— Czy może być ktoś nieszczęśliwy będąc ze Mną? (Pan)
— Czy powinnam się modlić za nich? (Halszka)
— Moja córko, oni oboje są już ze Mną, ale ty możesz dodać im szczęścia wypełniając ich prośby i modlitwy, które oni zanoszą za ciebie (ze zrozumienia: uszczęśliwisz ich wypełniając wolę Pana, bo wtedy ich modlitwy okażą się skuteczne).
— Nasi bliscy w niebie modlą się za Polskę. (Anna)
— Tak, czynią to. I wy włączajcie się nieustannie w ich modlitwy. Bo nawet niebo nie może was zmienić bez waszej dobrej woli.
Dalej Pan zwraca się. do Halszki:
— Moja córko, teraz rodzice twoi są przy tobie i proszą Mnie, abym przekazał ich błogosławieństwo, dołączając je do mojego, które ci teraz daję. Jeśli chcesz sprawić im radość, zapraszaj ich na każdą Mszę, w której uczestniczysz (ze zrozumienia: wtedy proszą razem z tobą). Zapraszajcie też całe niebo (ze zrozumienia: trwając w duchowej komunii z duszami w czyśćcu włączamy ich w naszą komunią sakramentalną z Panem).
Córko, osądzaj Mnie po mojej miłości do twoich rodziców, ponieważ moja miłość do ciebie nie jest inna. Pragnę cię mieć u siebie i jestem przekonany, że tak się stanie, gdyż Ja wierzę w waszą szczerą miłość do Mnie wedle indywidualnych możliwości każdego z was. A na wasze błędy nie patrzę jak sędzia lub prokurator, ponieważ oskarżycielem waszym jest szatan, a Ja jestem waszym obrońcą przed Ojcem i zawsze mam ostatnie słowo, które mówi o śmierci krzyżowej za was, wtedy kiedy wy odpowiadacie Mi: „Chcę być z Tobą".
Po przerwie, dość burzliwej, po przeprowadzce do innego domu w ośrodku wypoczynkowym.
— Moje kochane dzieci. Pokazałem wam dzisiaj, jak pragnę, abyśmy działali zawsze wspólnie, czyli wedle mojej woli, niezależnie od tego, czy wam się to podoba, czy nie. (Pan zwrócił uwagę na nasze przywiązanie do własnych planów).
Wszystko powinniście przyjmować jako wolę moją lub — w przypadku złej woli ludzkiej — jako przyzwolenie moje na taką próbę, a wasza reakcja wskazuje, jak odlegli jesteście od przyjmowania wszystkiego, co wam daję, pomimo codziennych waszych zapewnień.
Przytulam was do serca, wszystkie trzy. Pamiętajcie, że nigdy nie mam wam niczego „za złe", a tylko wychowuję was, dając wam sposobności do sprawdzania samych siebie. Czyż to nie jest właściwy dla Ojca sposób wychowywania? No to teraz podziękujcie, córki, za tę sytuację. Wstańcie, daję wam moje błogosławieństwo na cały czas pobytu. +
Tak bardzo pragnę uczestniczyć w waszym codziennym życiu
19 VI 1989 r.
Modlimy się z Halszką, Lucyna, jej matką oraz synem Stefanem.
— Prosimy Cię, Panie, abyś wziął Stefana pod swoją opiekę. (Anna)
— On już jest pod moją opieką. (Pan)
— Pan zawsze pierwszy wychodzi nam naprzeciw — dodaje Anna.
— Ja to jakby wiem. Ja to czuję. (Stefan)
— Chcielibyśmy prosić przez Ducha Świętego... (Anna)
— A Ja ci nie wystarczę? — Pan mówi to żartobliwie, bo przecież nigdy nie jest sam, a w pełni Trójcy Świętej.
Dzieci, powiedzcie Mi, czy Mnie kochacie. Lubię to słyszeć. (Pan)
— Kochamy Cię, Panie, ale ta nasza miłość jest taka słaba.
— Zaniedbujecie Mnie wszyscy stale. Jestem do tego przyzwyczajony. Jaka może być proporcja między moją miłością nieustającą, nieskończoną, zawsze równą, a waszymi jakże rzadkimi odruchami miłości, kiedy przypominacie sobie o Mnie. Ale taka jest właściwość natury ludzkiej.
Cieszę się, moje kochane dzieci, że rozmawialiście w obecności mojej, bo Ja tak bardzo pragnę uczestniczyć w waszym codziennym życiu. Chciałbym wam dzisiaj wytłumaczyć, że modląc się w obecności mojej, a więc wykładając przede Mną swoje sprawy, zmieniacie ich „ciężar gatunkowy", gdyż włączacie Mnie, wszechmoc moją, w wasze miałkie ludzkie (przemijające) sprawy (z rozeznania: włączając nasze sprawy w naturę Bożą, w jej niezmienność, wieczność, budujemy na skale).
Jeżeli mówicie przy Mnie, uznając Mnie swoim Ojcem, Ja przejmuję — kładę na moim Sercu wszystkie wasze sprawy niezależnie od tego, czy oddajecie je słownie, czy nie, tak jak ludzki ojciec słuchając słów swoich synów i córek przejmowałby się nimi i nie tylko zapamiętywał je, lecz pragnąłby we wszystkim, co jest potrzebne, dopomóc dzieciom, na wszystko znaleźć radę, a nawet zapłacić — ze swojej strony — za szkody uczynione przez nie.
Ale chcieliście ze Mną rozmawiać, więc czekam na wasze pytania. (Pan)
— Prosiłabym o rady w związku z naszą podróżą na Litwę. (Lucyna)
— Przypominaj usilnie, aby zwalczali nienawiść, a wszystko, co ich boli, ofiarowywali Mnie za swoich współrodaków, którzy nie mogą wyzwolić się z nienawiści. (Pan)
— Nie wiem, czy będę mogła po drodze zajechać do znajomego księdza. (Lucyna)
— Nie bój się próbować. Przestrzegaj, córko, wszystkich, do których uda ci się dotrzeć, bo może będą to ostatnie ostrzeżenia. (Pan)
— Pragnę, Panie, polecić Ci moją narzeczoną. (Stefan)
— Chciałbym, abyś się czuł za nią odpowiedzialny i nigdy jej nie zawiódł. Czy pomyślałeś kiedykolwiek, synu, że ty sam jesteś moim wizerunkiem dla wielu ludzi, którzy nie mogą trafić do Mnie inaczej jak poprzez wasze świadectwa? A więc zachęcam cię, naśladuj Mnie w mojej stałości, wierności i wyrozumiałości dla waszych błędów. Staraj się kochać bezinteresownie (dla tej osoby, nie dla siebie; taka miłość wyklucza zazdrość, obrazę własnej godności). Kochaj ją tak, abyś mógł stać się dla niej przewodnikiem, oparciem i autorytetem moralnym (ze zrozumienia: jeżeli ona będzie mogła liczyć w pełni na człowieka, to wtedy łatwiej jej będzie zwrócić się do Boga).
— Gdzie jest nasze miejsce (w jakim kraju)? (Stefan)
— A jak ty myślisz, synu? (Pan)
— Na świecie, przy Bogu. (Stefan)
— Na moim świecie. Jeśli już wybrałeś, bądź wierny temu, co wybrałeś: ludziom i ideałom. Ja chciałbym mieć ciebie tutaj, ale to jest twój wybór. Daję ci moje błogosławieństwo, synu. Niech spocznie na tobie, chroni cię i umacnia. Pamiętaj, że Ja zawsze jestem z tobą i chciałbym, abyś moją łaskawość wykorzystywał jak najczęściej dla dobra wszystkich otaczających cię osób.
Z radością słucham waszych bezinteresownych próśb, bo tym wykazujecie Mi podobieństwo swoje do Mnie, Ojca wszystkich ludzi, szczególnie zabiegającego o synów marnotrawnych. Błogosławię was wszystkich i pozostaję z wami. +
Wciąż mam za mało ludzi zabiegających o Mnie
26 VI 1989 r.
Modlimy się z ojcem Janem i Grzegorzem. Przedstawiamy długo sprawy osobiste; otrzymujemy rady. Do Grzegorza ma przyjechać podczas wakacji młody Ukrainiec (znajomy znajomego).
— Prosimy Cię, Panie, o opiekę nad tym chłopcem. Ja patrzyłam na nich (Ukraińców) krzywo, nie mogłam ich kochać (po tym, co zrobili w czasie wojny na Wołyniu i w ogóle na terenach, gdzie żyli razem z Polakami). (Anna)
— No a teraz, gdy wiesz, że ich kocham...?
Niech się tam rozchodzą moje słowa („Pozwólcie ogarnąć się Miłości", „Słowa" o miłosierdziu, „Słowo do cierpiących, chorych...").
A czy nie podziękujecie Mi za to, co robi moja Matka wraz ze Mną? (Pan)
— Dziękujemy.
Potem Pan mówi:
— Chociaż wy, dzieci, wiecie, że was kocham, takich jacy jesteście teraz: zatroskanych, zmęczonych. Ale przede wszystkim wzrusza Mnie to, że tak martwicie się o moje sprawy i że tak wam zależy na zapoznawaniu ze Mną waszego otoczenia, bliższego i dalszego. Wciąż mam za mało ludzi zabiegających o Mnie, a świat tak bardzo Mnie potrzebuje. Są zamknięci przed moją miłością, odrzucają ją, a przecież to jest dla nich ratunek, wspomożenie, możność rozwoju (wewnętrznego). Tyle mógłbym im pomóc, tyle dać... Mam ręce pełne darów, które przez nikogo nie są pożądane.
Gdybyście Mi (wy, ludzie) uwierzyli i przyjęli Mnie do serca, jakże szybko mógłbym odrodzić całą ziemię... Dlatego taką radością jest dla Mnie każdy, kto chce przyjąć przyjaźń moją i miłość.
Teraz, dzieci, błogosławię was i zapewniam, że wszystkie sprawy, które oddaliście Mi, a i te, które nosicie w sercu, a nie zdążyliście ich wypowiedzieć, przyjmuję jako własne.
Żadna sytuacja zewnętrzna nie może ugiąć człowieka opartego o Mnie
27 VI 1989 r.
Podczas modlitwy wspólnej z Grzegorzem, kiedy przedkładaliśmy Panu nasze troski związane z rozwojem sytuacji w Polsce i na świecie, Pan powiedział:
— Moje dzieci, to, co teraz dzieje się w waszym kraju i w sąsiednich, jest już przygotowaniem was do życia w nowych warunkach. (...) Pamiętajcie, że wasi kierownicy duchowi tu, u Mnie, nie przewidują istnienia partii. Lecz mogą istnieć kluby ujawniające swoje propozycje poprzez wybranych ludzi (posłów).
Nawiązując do sytuacji na świecie, a zwłaszcza wydarzeń w Chinach, gdzie doszło do rzezi studentów, Pan mówi:
— Wszystko zbliża się ku rozstrzygnięciom obejmującym całą ziemię. Nic nie zmieniło się w tym, że planem moim jest ugasić wojnę działaniem żywiołów. Lecz jednocześnie, jak sami zauważacie — dzięki naszej współpracy — budzę tęsknotę ludzką do prawdziwych wartości. I jeśli nieprzyjaciel wasz stosuje metody ucisku, prześladowań i terroru, to Ja przeciwstawiam się mu umacniając potrzebę duchowej wolności, prawa (należnego każdemu człowiekowi) do czynienia własnych wyborów, potrzebę sprawiedliwości, braterstwa i miłosierdzia społecznego. Wtedy sytuacja się zaostrza — ale męczennicy byli zawsze zasiewem mojego Kościoła. Mój prawdziwy Kościół żyje w wolności i w nadziei. Chciałbym, żeby tak żyli wszyscy ludzie na ziemi. I wówczas żadna sytuacja zewnętrzna nie może ugiąć człowieka opartego o Mnie, choć może zniszczyć jego ciało.
W moim królestwie macie (Polacy) tak ogromną ilość ludzi tego typu, walczących (w swoim czasie) o wolność duchową i wolność fizyczną dla siebie i innych, również dla innych narodów; walczących o prawo do sprawiedliwości, wolności wyboru i wolności działania w imię tych ideałów, które wybrali — a które są moimi prawami nadanymi każdemu człowiekowi na ziemi. Kto walczy o nie, walczy o Mnie, chociażby Mnie nie znał. A Ja obejmuję go swoją troską i swoją opieką poza granicą śmierci (Pan mówi tutaj o tych, którzy giną). Oni stają się orędownikami waszymi, a moją radością jest spełnianie ich próśb. Chiny miały i mają wielką ilość męczenników (również sprzed kilkuset lat), a Ja dla ich próśb powoli będę zdejmował bielmo z oczu żyjących (bywa to operacja bolesna, ale daje światło).
Rosja sowiecka ma miliony męczenników, którzy teraz proszą za nią, ale błagają też o wolność dla wszystkich narodów, z których wyszli. I dam im ją! Módlcie się, aby następowało to mniej krwawo, bo szatan działa tam, gdzie Mnie nie przyjmują, i rozumiejąc, że kończy się jego panowanie, usiłuje skłócać, wzbudzać nienawiść i zabijać — ponieważ jest zabójcą.
Chcę wam powiedzieć, dzieci, że moją chlubą są wasi rodacy — zamordowani, jak jeńcy wojenni, lub zabici pracą, głodem i nędzą, jak ludność cywilna wywieziona z własnych domów na tereny Rosji, gdyż oni, dostąpiwszy mojej miłości i przebaczenia w królestwie moim, orędują nie tylko za wami, lecz i za prześladowcami swoimi. Dlatego Kościół mój szybko i radośnie będzie powiększał się na ziemiach dawniej waszych (...) i na ziemiach dalszych (przyległych).
Dlatego tak łatwo Mi będzie uczynić was ośrodkiem mojego działania. Pragnę, abyście i wy z łatwością przebaczali wyznane(!) winy.
Lecz są narody, które muszą zaznać cierpienia, aby stały się zdolne odwrócić się od wartości miernych i pozornych, które teraz stawiają ponad wszystkie inne. Dlatego nie tylko Stany Zjednoczone, ale i Europa Zachodnia, i państwa odrzucające Mnie, w których jestem zlekceważony i odepchnięty, (...) muszą przejść przez „chrzest krwi", lęk i cierpienie, aby zdolne były przyjąć to, co jest rzeczywistym życiem i zdrowiem. Rządy takich narodów z całym podłożem, z którego wyrastają, rozsypią się w proch (ze zrozumienia: dotyczy to państw zachodnich rządzonych przez międzynarodowy kapitał, zaangażowanych w handel bronią, narkotykami — poprzez mafie — ponieważ nie będą potrafiły się przeciwstawić rzeczywistej grozie ani nakarmić swoich rodaków prawdziwą nadzieją; również może to dotyczyć republik nadbałtyckich). Sam przebieg działań wojennych, dzieci, może być różny. Tego was uczę (ze zrozumienia: że przebieg wydarzeń zależy nie tylko od planów Pana, ale i od odpowiedzi wolnej woli ludzkiej), ale ogólne moje plany będą zrealizowane — a jakie one są, powiedziałem wam.
Wieczorem pytałam, czy Pan chce, abym pojechała do s. Edwiny.
— Tak, tego dla ciebie chcę i w tym ci dopomogę. A ty pomożesz Mi tam, bo chcę mówić z nimi. Widzisz, możesz trochę pisać, zwłaszcza wieczorem. Korzystaj (z tej możliwości), a także z czasu. Teraz możesz zrobić korekty i będziesz miała pewność, że moje słowa nie zaginą; potem możesz nie mieć czasu.
Już nadchodzi pora współpracy pomiędzy wami (...). Mówię ci to dlatego, że znowu myślałaś o śmierci i o niespełnieniu się moich słów. Czyż to jest dowód prawdziwego zaufania?
— Sam wiesz, Panie, że lata upłynęły od pierwszych słów Matki, a potem innych, wreszcie Twoich, że to „już", „zaraz", i wiesz, jak przez to podważane jest zaufanie moje i innych.
— Tak niedawno jeszcze rozmawiałaś z Andrzejem o zaufaniu i zachwycaliście się głęboką i pełną wiarą Abrahama. Dlaczego nie próbujecie naśladować go? Zwłaszcza że wasze próby są tak małe i dotyczą spraw drobnych lub czasu zapowiedzianego. Zachodzące wydarzenia nie zaprzeczają słowom moim, poza czasem ich następowania, który w waszym mniemaniu odbiega od tego, czego się spodziewaliście na podstawie znanych wam zapowiedzi — ale czas jest w moich dłoniach (więc upływa z taką szybkością, jaką Ja uważam za właściwą; mogę też wydarzenia przyspieszać lub odsuwać, zależnie od czynów waszych).
Długo dzisiaj mówić nie będziemy, bo jesteś jeszcze słaba. Wiedz jednak, że kocham cię i troszczę się o ciebie stale. Zechciej to zauważyć i bądź Mi wdzięczna. Wykorzystuj okazje, które ci daję.
Pogłębiajcie wasze zawierzenie
28 VI 1989 r.
Modlimy się z Lucyny i Halszką.
— Czy chcesz, Panie, coś konkretnego którejś z nas powiedzieć?
— Odpoczywajcie. Starajcie się nabrać sił. Pogłębiajcie wasze zawierzenie tak, aby żadna sytuacja nie mogła was zastraszyć, aby nie mogła spowodować w waszych duszach zamętu czy niepokoju, bo to wy macie być moimi świadkami. A świadczy się nie tyle słowami, ale postawą wobec życia — zwłaszcza w zagrożeniu.
Lucyno, możesz jechać spokojnie (do Wilna). Pozostawiam ci zupełną swobodę w naszych poczynaniach. Każdej z was (Lucyna ma jechać z matką) daję moje błogosławieństwo. Z każdą z was jestem nieustannie, a wy wciąż zapominacie, że macie Ojca, któremu na was zależy.
Halino, twój dar przyjąłem, dlatego bądź spokojna. A Ja nie muszę go tobie odbierać. Teraz jest to działka nasza. Bądź spokojna i rób to, co ci podaję, nie planując na dłużej. (...)
— Mam w domu odzież, materiały i maszynę do szycia. Mogłabym dzielić się tym z potrzebującymi... (Halina)
— Bardzo Mnie cieszy wasza postawa. Widzisz, córko, właśnie tak powinniście żyć. Oddaj te dobra Mnie, a Ja będę tym rozporządzał w swoim czasie według mojej chęci.
Teraz, dzieci, pozbądźcie się wszystkich dalszych trosk. Uklęknijcie i przyjmijcie moje błogosławieństwo. Przygarniam was do serca.
Cieszę się, że chwytacie moje pragnienia, bo Ja powiedziałem, że radośniej jest dawać aniżeli brać. Jeżeli to rozumiecie, to znaczy, że zaczynamy być jednomyślni: zaczynacie kochać moim sercem i rozumieć mój sposób widzenia was.
Powiedziałem: „Jedni drugich ciężary noście", „Kto chce być wielki, ma się uniżyć". Ja w ten sposób postępowałem. Często wychodziłem ludziom naprzeciw. Wdowa z Naim nie prosiła Mnie o swojego syna... Jeżeli tak postępujecie, idziecie ze Mną.
Przyjmijcie moje błogosławieństwo w uciszeniu i pokorze. Przyjmijcie moją miłość i chciejcie być pewne opieki Opatrzności mojej. Tulę was do serca, dzieci. Kocham was. Czy jeszcze czegoś możecie potrzebować? +
Cierpiący mogą ratować świat
29 VI 1989 r.
Modlimy się z Grzegorzem. Pan odpowiada na pytania dotyczące kontaktu naszego znajomego z niewidomymi z kraju, gdzie są silne konflikty narodowościowe.
— „Słowo do cierpiących i chorych" jest przeznaczone dla wszystkich ludzi ziemi i ważne dla nich, bo zawieram w nim nadzieję, pewność mojej Miłości i propozycję współpracy, czyli daję im szansę bycia potrzebnymi światu i bliźnim. Ponadto zapewniam ich, że prośby człowieka oceniam wedle jego możliwości i miary cierpienia. Tak więc bezinteresowne prośby ludzi chorych, kalekich, uwięzionych, bezwładnych i cierpiących fizycznie i duchowo są przeze Mnie najchętniej wysłuchiwane i spełniane. Mogą więc ratować świat odwołując się do Mnie! (...)
Niech się modlą za swoich wrogów i gnębicieli, niech się strzegą nienawiści, bo ona oddaje ich (kraj) w ręce nieprzyjaciela, który jest odwiecznym zabójcą.
Ze zrozumienia: Ci niewidomi usilnie modląc się za swój kraj, o jego bezpieczeństwo, mogą go chronić. W oczach Pana podział na narodowości jest podziałem na „charaktery". Zwłaszcza u niewidomych podziały narodowościowe powinny być przezwyciężane; chodzi o to, aby utrzymywać wspólnotę, by obcy byli przynajmniej tolerowani. Jeśli inni ich rodacy nie będą potrafili tak postępować, to przynajmniej oni (niewidomi) powinni się na to zdobyć — bo tym orędują za całym narodem. Pan dodaje jeszcze:
— Wszystkich, za których prosisz, oddawaj w specjalną macierzyńską opiekę Maryi, mojej Matce, bo Jej misją jest doprowadzenie wszystkich ludzi świata do Mnie.
Grzegorz dziękuje za radość towarzyszącą mu przy czytaniu przepisywanych przez niego „Rozmów z Panem".
— Mówiłem z Anną, mówiłem i z tobą. Bo każdy z was potrzebuje miłości, zrozumienia, wyrozumiałości, troski i wyjaśnienia waszych wątpliwości — tego, czego dzieci mogą spodziewać się po swoim ojcu. Nawet jeśli to nie są problemy twoje, to one też poszerzają twoją świadomość.
— Przepraszam za niekorzystanie z Twoich rad.
— No, ale teraz już widzisz (potrzebę korzystania).
Mówimy o potrzebach różnych ludzi.
— Dziecko, dookoła ciebie wszyscy ludzie są głodni, bo każdy z nich przeznaczony jest do objęcia przeze Mnie pełnią miłości. Dlatego udzielajcie się sobie wzajemnie, szczególnie tym, którym trudno jest zwrócić się do Mnie.
Grzegorz pyta o kleryka, który ma wyjechać na stałe daleko od Polski i tam kończyć seminarium.
— Daj mu „Pozwólcie" — daj mu Mnie, żeby nie czuł się sam, i to mu powtórz dając książkę. Ja chcę, żeby wiedział, że ma zawsze Przyjaciela przy swoim boku i pragnę, aby zechciał się Mną dzielić.
Po chwili dziękujemy.
— Dziękujemy, Ci, Panie, bo rozmawiałeś tak serdecznie (brak nam słów...)
— Tego chcę, żebyście się czuli jak dzieci z Ojcem.
Cieszę się, że ci się mój las podoba
l VII 1989 r.
Modlimy się z ojcem Janem, Grzegorzem i Grażyną. Pan mówi:
— Moje kochane dzieci. Chciałem was zgromadzić przed wakacjami. Chcę wam podziękować za wszystko, co dla Mnie robicie. Bo jeśli wasze intencje są czyste, to wszystko, cokolwiek czynicie, jest robione dla Mnie. Ja to przyjmuję jako dar wasz.
Pan tłumaczy Grażynie:
— I twoje egzaminy, i nauka... bo chcesz Mnie służyć.
Kiedy byliśmy tu uprzednio, mówiłem wam, że już się zbliża kres pokoju. Dlatego spokojnie i planowo, ale kończcie wasze zaczęte prace. Bo będę potrzebował więcej waszego czasu. I przyjdą nowe sprawy. (...)
Ja będę powoli odkrywał przed każdym z was jego właściwe zadanie w moich planach (ze zrozumienia: dotyczy to także naszych nieobecnych przyjaciół). Ale Ja robię to bardzo delikatnie poprzez budzenie w was zainteresowania, a potem głębszej miłości do tej właśnie dziedziny. (...)
Nie traćcie teraz, dzieci, czasu, bo to są przełomowe chwile. A jednocześnie przenoście cały trud waszego zaufania na Mnie i polecajcie się Maryi, waszej Królowej (Pan powiedział to w nawiązaniu do naszej rozmowy o zagrożeniach). A o sprawy i ludzi, którzy usiłują „targować się" o Polskę, o dostęp do władzy, nie troszczcie się zbytnio — bo to wszystko jest przejściowe. Ludzie mojego ducha pragnący służyć Mnie i wam, całej Wspólnocie Polskiej, będą się ujawniać i wysuwać w czasach trudnych (dużo cięższych jeszcze) i wykażą się swoim działaniem, a nie przemówieniami (Pan powiedział to z ironią). Mnie potrzebni będą ludzie zdolni do podjęcia odpowiedzialności w sumieniu swoim (czyli przed Panem) za służbę waszej Ojczyźnie wedle pełni swoich możliwości — i wedle jakości tej służby dadzą się rozpoznać. (...)
— Nie pozostaje nam nic innego, jak prosić Cię, Panie, o specjalny dar zawierzenia, wytrwałości, o umocnienie. Abrahamowi musiałeś dać bardzo dużo łaski... i prosimy Ciebie o więcej.
— Jeśli zobaczę wasze starania, na pewno ją wam dam.
Jeśli macie jakieś troski, pytania, wątpliwości, powiedzcie Mi (Pan)
— Co z moją pracą? (Grażyna)
— Pracę zawodową możesz zmienić na jakąkolwiek inną, która ci odpowiada; ale to jeszcze nie ta, w której Pan chciałby cię widzieć. (Anna)
— Teraz oddaj Mi, córko, swoje zmęczenie. Nie jest to wcale mniejszy dar niż cierpienie wywołane bólem. Tak bardzo chciałbym, żebyś odpoczęła. Ale do tego potrzebna jest i twoja wola: nie narzucaj sobie, córko, zbyt wielu obowiązków. Teraz, kiedy twoi synowie pojadą, chciej wykorzystać ten czas na zupełne wytchnienie. Zapewniam cię, że i Grzegorzowi jest to potrzebne ze względu na jego serce. Nie chciałbym, żebyś pracowała jak maszyna. Pragnę dać ci szansę odpoczynku, ale ty współdziałaj ze Mną w tym. Potrzeba ci więcej snu. Wykorzystajcie (po wyjeździe chłopców) każdy dzień, kiedy możecie wejść w świat mojej przyrody. Kiedy będziecie w moich lasach, pod moim niebem, wśród moich pól, dziękujcie Mi każdym oddechem. Nic Mi więcej nie trzeba. Bo tak Mnie raduje, kiedy moje dzieci czują się dobrze.
Anna mówi:
— Kiedy chodziłam po lesie na wczasach, zachwyciłam się promieniami słońca pomiędzy drzewami i powiedziałam głośno:
— O Panie, jaki ten las jest piękny.
A Pan odpowiedział mi:
— Cieszę się, że ci się mój las podoba.
Pan radzi nam:
— Nabierajcie sił, dzieci.
I zwracając się do Grażyny pyta:
— Co jeszcze chciałabyś Mi powiedzieć?
Ty, córko, wciąż jeszcze zbierasz doświadczenia, wciąż jeszcze gromadzisz je, i dopiero to da ci dojrzałość zrozumienia, a wtedy chciałbym, żebyś je przekazywała, ale gdzie i komu, powiem ci (dam możliwości), kiedy będzie po temu pora.
Ale chciałbym ci coś poradzić, córko. Próbuj dzielić się z innymi swoim zrozumieniem, swoim osobistym spojrzeniem na fakty, które skupiają twoją uwagę. Próbuj wymiany doświadczeń, próbuj ich przekazywania (nie publicznie, a jednej, dwóm osobom).
Nie mówię ci, abyś dzieliła się tekstami, ale byś sprawy nasze przekazywała ustnie, rozmawiała o nich. Zapewniam cię, że jesteś Mi potrzebna i że wszystko, cokolwiek w tej chwili poznajesz, przyda ci się. Nawet jeżeli wydaje ci się, że uczysz się rzeczy zupełnie teoretycznych i odległych, to jednak są fundamenty, na których będziesz mogła stawać bezpiecznie. Cieszę się tobą, córko, cieszę się twoją wytrwałością, ale czas na odpoczynek.
Teraz chciałbym wam dać moje błogosławieństwo. Wyobraźcie sobie, dzieci, że staję pomiędzy wami jak ojciec, że obejmuję was rękoma i przytulam mocno do siebie. Że kładę wam dłonie na ramionach, aby je umocnić, aby stały się silne i mogły dźwigać ciężar odpowiedzialności za innych. Kładę wam dłonie moje na głowach, błogosławię was i pragnę, aby wasze myśli, dążenia, zamiary były zawsze oparte na Mnie i zawsze rozważane wraz ze Mną. Pragnę, aby umysły wasze były otwarte i chłonne. Pragnę też, abyście Mnie słyszeli w sercach swoich.
A teraz proszę was, dzieci, podnieście głowy i spójrzcie w moje oczy, bo chcę, żebyście odczytali moją miłość do was, moją radość z was, moje szczęście, kiedy jesteście przy Mnie. Bo widzicie, szczęście Boga zawsze przekracza nieskończenie szczęście wasze. Szczęściem moim jest przebywanie z tymi, których powołałem do istnienia. Szczęściem moim jest pewność, że przy Mnie jesteście bezpieczni, bo mogę was wtedy osłaniać. Wreszcie szczęściem moim jest to, że nie wyrywacie się z moich rąk... (...), że wasza wola wtedy jest zgodna z moją. Stworzyłem was przecież, abyście na wieki byli przy Mnie.
Pragnę, abyście przy moim sercu osiągnęli zupełny spokój i radość beztroskiego dziecięctwa. Przyjmujcie więc każdą chwilę, każdy dzień jako dar mojej miłości, nie martwiąc się o przyszłość, nie przewidując niczego (złego), bo wtedy nie odpoczniecie. Chciejcie cieszyć się Mną tak, jak Ja cieszę się wami. Jestem i pozostanę z każdym z was w najbliższej przyjaźni. Obejmuję też tą samą miłością, przyjaźnią i troską wasze dzieci, Grażyno i Grzegorzu, i tego chłopca z Ukrainy, i wszystkich, którzy przyjdą do waszego domu potrzebując Mnie. Obejmuję ciebie, Janie, i Stanisławę, której masz przekazać słowa mojej miłości do niej. Jeśli będziesz Mnie prosił, tą samą troską, przyjaźnią, miłością obejmę każdego z twoich uczniów, kleryków... i przyjaciół (z innych zakonów, a także świeckich). Proś Mnie o to dla twojego prowincjała.
Jeszcze raz przygarniam was wszystkich do serca i Matce mojej oddaję w służbie waszej Ojczyzny. Daję wam moje błogosławieństwo.
Mnie zależy na twoim szczęściu
6 (?) VII 1989 r.
Andrzej chce pomóc swemu przyjacielowi. Chłopak zerwał z piciem kilka lat temu, miał piękne plany — wydawało się, że już stanął na nogi — a tu nagle załamał się, zaczął pić, i to bardzo dużo. Pytamy Pana, co robić. Pan odpowiada:
— Andrzeju, mój synu, cieszy Mnie, że rzeczywiście przejmujesz się stanem tego, kogo uznałeś za swojego przyjaciela. Zrozum, synu, że nie mogę ci obiecać jego natychmiastowego uzdrowienia, bo musiałbym złamać jego wolę, a tego nie uczynię. Chciej zrozumieć, że jego wola w tej sytuacji podporządkowana jest woli waszego nieprzyjaciela, który znalazł do niego dostęp, sugerując mu jego prawo do stanowienia o sobie tak, jak mu to się podoba. Ale nie pozostawię go samego. Polecam ci ofiarowanie go Maryi Niepokalanej (ze zrozumienia: chodzi o modlitwę za niego i danie mu „Cudownego Medalika" z prośba, żeby sam się oddawał Maryi).
Widzisz, synu, teraz jemu potrzeba wstawiennictwa (kiedyś to on pomógł bardzo Andrzejowi). Jeśli czujesz się jego przyjacielem, proś o niego z pewnością i wiarą w to, że Ja go uratuję. Zaproponuj mu wszelką pomoc w załatwianiu formalności i powiedz mu, że jego studia będą mu pomocne w owocniejszej służbie dla Mnie i że Ja na niego liczę.
Powiedz mu, że jeśli on Mnie zawiedzie, to ten odcinek służby (ludzkości), który dla niego wybrałem, pozostanie pusty, ponieważ tylko on z jego osobowością i uzdolnieniami — jakimi go obdarzyłem — mógłby go wypełnić. Powiedz Sławomirowi, że dlatego świat jest tak jeszcze niedojrzały, a jednocześnie zbrukany, że tylu ludzi odmawia Mi swojej współpracy. A przecież Ja, Ojciec wasz, wybieram dla każdego z was to, co jest mu najbliższe, i miłość do tej formy działania zaszczepiam w waszym sercu już w chwili poczęcia.
Pan zwrócił się następnie bezpośrednio do (nieobecnego) przyjaciela Andrzeja:
— Synu, nie odrzucaj szansy ofiarowanej ci przeze Mnie po to, abyś czuł się pożyteczny i potrzebny Mnie i bliźnim twoim. Cokolwiek postanowisz ze sobą, synu, masz stałą i niewzruszoną moją miłość. Ale zrozum, że Mnie zależy na twoim szczęściu. Pragnę, abyś powrócił do Mnie bogaty we wdzięczność ludzką, dumny ze swej rzetelnej służby i szczęśliwy, że sobą przyniosłeś Mi chwałę i nie zawiodłeś ufności, jaką w tobie pokładam, nie zaś jak żebrak, brudny, zwarzony trądem grzechu, błagający o litość i świadom tego, że wszystkie dary moje zmarnowałeś, miłość odrzuciłeś, godność ludzką — którą dzielisz z Jezusem Chrystusem — podeptałeś i odmówiłeś udzielania dobra tym wszystkim, którym mogłeś je dać wedle uzdolnień, jakimi cę obdarowałem, i wkładu własnej pracy.
Pamiętaj, mój biedny, chory synu, że masz łaskawego Ojca, który ci nie pamięta błędów, a kiedy słabniesz, tym bardziej pochyla się nad tobą, aby cię podnieść.
Jeśli Mnie wezwiesz, przyjdę z całą moją mocą, bo Ja jestem najdoskonalszym lekarzem dusz. Pragnę cię mieć zdrowego, pełnego nadziei i radości. W każdym momencie twego „chcę" życie twoje ze Mną może rozpocząć się od nowa.
Błogosławię cię i przytulam do serca, synku.
Ja się spodziewam od ciebie pomocy dla niej
10 VII 1989 r.
Modlimy się wspólnie z zaprzyjaźnioną siostrą zakonną. Martwi się ona o zakonnicę z jej zgromadzenia, która ma trudności ze sobą i najwyraźniej potrzebuje pomocy (duchowej). Pan odpowiada:
— Moja córko. Co w takiej sytuacji powinnaś robić, jeżeli wiesz, że Ja za nią oddałem życie i stworzyłem ją do szczęścia, a nie do tragedii? Ja ją kocham nie mniej niż ciebie. Czy nie widzisz, jak bardzo potrzebna jest jej pomoc, jak sobie sama ze sobą rady dać nie może? Czy sądzisz, że bez powodu dopuszczam do takich sytuacji? Ja się od ciebie spodziewam pomocy dla niej. Liczę na ciebie. Pewien jestem, że ciebie stać na to.
Kiedyś powiedziałem wam, że człowiek do Mnie przejść musi „po swoim trupie" (po trupie miłości własnej), a jeszcze ściślej, musi pokonać swoją naturę cielesną, aby móc przyjąć moją (duchową). Módl się za nią. Wszystko, co cię spotyka przykrego, ofiarowuj za nią. Każdy trud i wysiłek oddaj za nią, ponieważ ona tego zrobić nie może. Proś w tym o współdziałanie i pomoc orędowniczą twojego i jej Anioła Stróża. Egzorcyzmy odmawiaj spokojnie i stale.
Tutaj nasunęła się siostrze wątpliwość, czy może to czynić?
— Nie bój się, Ja będę cię osłaniał, gdyż do tej walki z własną naturą emocjonalną i z niewidzialną obecnością nieprzyjaciela przystępujesz na moją prośbę jako mój pełnomocnik.
Na każdą nową sytuację powinnaś reagować radością, bo to jest mój dar. Czy nie widzisz, że dążę do coraz większej wspólnoty z tobą? Wychodź Mi na spotkanie. Wiesz przecież, że cokolwiek robię, robię to dla udoskonalenia ciebie. Tak bym chciał, abyś była dzieckiem gotowym natychmiast przysłużyć się Ojcu na Jego życzenie, nie analizując go, ani nie zastanawiając się: dlaczego, dlaczego ja, dlaczego teraz, dlaczego z tą osobą, a nie z inną itp? W tym wyraża i sprawdza się prawdziwa miłość. Błogosławię cię, córko. Wiedz, że w każdym dobru, które czynisz, Ja współdziałam z Tobą i nigdy nie będzie inaczej. Daję ci moje błogosławieństwo, tulę cię do serca.
Cóż cię może przejmować nienawiść choćby całego świata, jeśli masz miłość moją? Przecież życie oddałaś Mnie i tylko moja opinia powinna być dla ciebie ważna, czyż nie tak? Ja cię, córko, kocham i cieszę się tobą.
— Jak mogłabym pomóc znajomemu klerykowi, o którego się niepokoję?
— Oddaj tę sprawę Mnie. Możesz napisać księdzu Grzegorzowi (który go zna), by pamiętał o nim w czasie Mszy świętych, bo tu potrzebna jest jego kapłańska, braterska pomoc. Przyciskam twoją głowę do serca. Przy Mnie ogarnia cię pokój. Chciałbym, aby spoczął na tobie i pozostał. Trwaj przy Mnie.
Nic nas nie może rozdzielić poza twoją stałą, wytrwałą, pełną nienawiści złą wolą, a tego nie chcę nawet przypuszczać. A gdyby nawet tak się stało, moja miłość do ciebie się nie zmieni, a tylko zadałabyś Mi ból.
Córeczko, masz wielkie szczęście, bo ślub posłuszeństwa zwalnia cię od odpowiedzialności za wybór. Jesteś więc absolutnie wolna. W ten sposób odciążam was od troski o przyszłość, bo Ja ją przejmuję w swoje ręce. Pamiętaj, dziecko, że jesteś w swojej osobowości jedyna i niezastąpiona Mi, i że wypełniasz to miejsce w moich planach, które specjalnie dla ciebie przygotowałem. Jeśli ty byś Mnie zawiodła, nikt Mi ciebie nie zastąpi. Ale Ja, córeczko, wierzę w twoją miłość i w miarę twojego wzrostu będę ją w tobie umacniał i coraz bardziej upodabniał do mojej — bo przecież Ja ciebie przygotowuję do szczęścia wiecznego przebywania razem w miłości i zrozumieniu. Jeżeli zauważysz, że twoja miłość rozdziela się z moją, wołaj Mnie na pomoc: „Przyjacielu, przyjdź i wesprzyj mnie!", a zanim skończysz tę myśl, już będę przy tobie. Ufaj Mi, córko, bo chciałbym, aby imieniem twoim była „Ufność" (ze zrozumienia: tzn. żebyś dla innych była wykładnikiem tego, jaka powinna być ufność w Bogu).
Teraz uklęknijcie i przyjmijcie moje błogosławieństwo. Pragnę, aby objęła cię moja miłość, aby ogarnęła cię moja radość, aby spoczął na tobie mój dar ufności i zawierzenia. Strzeż go pilnie, bo daję ci iskrę mojego życia, a pragnę, abyś ty sama uczyniła ją wielkim płomieniem, światłem dla innych żyjących w ciemnościach. Przytulam cię, córko, do serca. Amen.
Pragnę być kochany dla samego siebie, a nie za to, co wam daję
10 VII 1989 r.
Podczas modlitwy w gronie kilku osób Pan powiedział:
— Moje córki, chciałbym, abyście przyjęły moją miłość — nawet wtedy, kiedy wydawać się wam będzie, że jesteście odrzucone, nie kochane, nie zrozumiane, że wszyscy was potępiają i chcą wam szkodzić. Mówię wam to dlatego, że ten, kto oddaje Mi się na służbę, staje się tym samym „czynnym wrogiem" nieprzyjaciela.
Chcę, żebyście wiedzieli (wszyscy ludzie), że jestem waszym obrońcą i orędownikiem, że Ja was sam usprawiedliwiam przed Ojcem i cokolwiek zrobicie, to mojej miłości nie zmieni. Możecie jednak zaszkodzić sami sobie. Dlatego pragnę móc was bronić i osłaniać zawsze. Ale wy żyjecie w czasie. Jesteście tak zmienni, że jeżeli nawet w jednej chwili oddajecie Mi się z całą pełnią zaufania, to już w drugiej spieszycie ku własnym planom, udając, że nie zauważacie Mnie. A Ja tak bardzo szanuję waszą wolną wolę. I zdradzę wam największą moją tajemnicę: nade wszystko pragnę być kochany dla samego siebie, a nie za to, co wam daję. Dlatego jestem taki nieśmiały i nigdy nie narzucam się wam nie proszony, chociaż jesteście pod moją, niezauważalną dla was, opieką.
— Panie, Ty znasz moje problemy. (Basia)
— Córko, odpowiem ci inaczej. Czy niemowlę, gdyby pytało się matki, co matce się w nim nie podoba, spodziewałoby się, że matka mu odpowie: „Nie podoba mi się, że brudzisz pieluszki, nie podoba mi się, że krzyczysz, kiedy cię boli brzuszek albo kiedy nie od razu daję ci to, co chciałobyś mieć". A Ja jestem waszym Ojcem i Matką zarazem i wiem, że jesteście jeszcze bardzo młode, zwłaszcza ty, Basiu. Ale przyglądam ci się i widzę z radością, że rośniesz, że jesteś zdrowa (duchowo). I cieszę się tobą, ufając, że wyrośniesz Mi na przyjaciółkę i będziemy razem pracowali dla dobra tych wszystkich, których Ja tak bardzo kocham i których, sądzę, będziesz kochała poprzez moje serce. Widzisz, córeczko, jak Ja ufam w podobieństwo mojego dziecka do Mnie.
Córeczko, Ja nie chcę od ciebie więcej, niż możesz Mi dać — wedle dóbr, jakie w tobie złożyłem. Bądź tylko sobą. Pozostań szczera i otwarta na wszystko, co chcę ci powiedzieć i ofiarować. Pamiętaj, że cokolwiek ci daję i dawać będę, jest ci niezbędnie potrzebne (jak małemu dziecku szczepienie przeciw chorobom). Pamiętaj o jednej najważniejszej rzeczy: jesteś kochana zawsze, cokolwiek zrobisz. Dlatego wszystkie swoje potknięcia (niezręczności), wszystko to, co cię boli w sobie, przyjmij jako moją pomoc w poznawaniu siebie i pamiętaj, że nigdy nie zmienię swojego stosunku do ciebie. A jeśli będziesz się czuła załamana, smutna, to pamiętaj, że Ja jestem wtedy bardzo blisko ciebie i biorę cię na ręce tak, jak ojciec dziecko płaczące lub chore. Im bardziej Mnie potrzebujesz, tym bliżej jestem. I to pamiętaj: Ja, twój Bóg i Zbawca, proszę cię, abyś głęboko i na zawsze zawierzyła (Bogu).
„Przypadki ciężkie" oddawaj mojej Matce
13 VII 1989 r.
Modlimy się we troje z ojcem Paulinem i Grzegorzem.
— Powiedz, Panie, jakie masz względem nas życzenia.
— Od spełniania życzeń to jestem Ja (Pan mówi to żartobliwie). Wy przedstawcie Mi swoje potrzeby.
— Prosiłbym o trochę więcej sprawności, zwłaszcza psychicznej, żebym mógł lepiej służyć, (o. Paulin)
— Odpocznij, synu. Chciałbym mieć was (wszystkich) sprawnych jesienią.
Ojciec Paulin opowiada o ludziach, którzy go martwią.
— Każdego, o kogo się troszczysz, a w to włączaj każdego, kogo spowiadasz, zwłaszcza tzw. „przypadki ciężkie", oddawaj mojej Matce i proś Ją o pomoc. Powierzaj ich Jej opiece i proś tylko o jedno, żeby Ona ich doprowadziła ku Mnie. Cóż ty możesz więcej, synu, poza udzieleniem im rozgrzeszenia lub zatrzymaniem go?
— Wyrzucam sobie, że daję rozgrzeszenie prawie zawsze, lecz boję się...
— Synu, wy ciągle nie doceniacie pomocy waszych Aniołów Stróżów. Proś także Anioła Stróża takiego człowieka. (...)
— Proszę o siły, przede wszystkim w konfesjonale.
— Dobrze, synu, ale ty chciej uświadamiać sobie, że jesteśmy w konfesjonale razem i opieraj się na moich siłach. Ja cię nie pozostawię wobec grzechu — samego... Pozostawiaj Mi miejsce obok siebie. Chcę, abyś czuł moje ramię dotykające twojego. Wszystko, co słyszysz, oddawaj natychmiast Mnie. I nie bój się, synu, przebaczać, ponieważ wiesz, że Ja jestem w stosunku do was przede wszystkim miłosierdziem, cierpliwością i wyrozumiałością. Ja jestem waszym obrońcą i Zbawicielem. Ty, synu, pomagasz Mi i współpracujesz ze Mną, ale Ja daję moją Krew (Pan powiedział to z naciskiem i powagą i dodał:) i nikomu jej nie żałuję — wiedząc, ile razy zostanie ofiarowana na próżno.
— Chciałbym bardzo prosić o nawrócenie tych, na których zbawieniu mi najbardziej zależy, którzy trzymają się kurczowo zła.
— Proś o „protekcję" Matkę moją i zaufaj Jej (oddawaj Jej tych ludzi).
19 VII 1989 r., piątek
Grzegorz modlił się o światło w sprawie zaproszonego Ukraińca, mającego przyjechać w terminie, który wywracał plany urlopowe. Odezwała się Maryja prosząc, byśmy przygarnęli i „ogrzali" to biedne stworzenie — jeśli nas na to stać.
Zwróciła się też do Grzegorza, by modlił się za Grażynę, o siły fizyczne dla niej, o radość wewnętrzną i o pokój wewnętrzny. Mówiła, że gdy modlimy się jedni za drugich (nie tylko za swoją rodzinę), to uczestniczymy w tej wymianie miłości, która jest w niebie. Upominała, żeby Grażyna nie brała na siebie w wakacje nowych obowiązków, a Grzegorz, aby modlił się za swoich studentów, za ich wakacje (żeby nie oddalali się od Boga).
Maryja prosiła też nas, byśmy pamiętali w modlitwach o rodzicach dzieci jadących na obozy religijne (np. oazy), by nie tłumili przeżyć, z jakimi dzieci z tych obozów wracają i jakimi chcą się dzielić.
Potrzeba Mi waszej współpracy
26 VII 1989 r.
Podczas modlitwy kilku osób Pan powiedział do pewnego kapłana, mającego posługiwać w parafii wiejskiej:
— Mój synu. Słyszałeś, co mówiłem (chodzi o przeczytane właśnie przez tego kapłana słowa Pana z l lipca, wzywające do modlitwy za Polskę), więc przyjmij to do serca i przekazuj w swoich kazaniach na wsi. Przecież wiesz, że najłatwiej przyjmują moje słowa nie filozofowie (a ludzie prości), więc mów i tam, gdzie będziesz, bo w tej chwili ważny jest dla Mnie każdy pojedynczy człowiek w waszej ojczyźnie orędujący za wszystkimi. Widzisz, synu, na jak niewielu mogę liczyć. Staraj się powiększać liczbę wielkodusznych Polaków, sam stając na ich czele. Powiedz to też swoim konfratrom, którym możesz. Nie czas teraz taić moje słowa i wezwania Matki mojej.
Wykorzystajcie pielgrzymkę. Zachęcajcie każdą grupę (zespół idący w pielgrzymce) do ofiarowania całej drogi i wszystkich jej uciążliwości za pokój w waszym kraju, za odrodzenie duchowe Rzeczypospolitej. Starajcie się, idąc, łączyć się z Maryją w prośbach o zaradzenie wszystkim chorobom społecznym. Starajcie się przebaczać wrogom osobistym i prosić o nawrócenie wrogów społeczeństwa.
Wykorzystujcie każdą chwilę teraz. Wzywałem was przez wiele lat do nawrócenia, a tak niewielu na te wezwania odpowiedziało. Pomyślcie, że teraz waszą ofiarą i modlitwą (w każdym cierpieniu) przygotowujecie fundamenty przyszłej wolności i szczęścia waszego narodu. Jeśli tego zaniedbacie, budować będziecie w pośpiechu, bez planu, w chaosie i zagrożeniu. I cóż wtedy może powstać dobrego (bez fundamentów)?
Dlatego nie naśladujcie Żydów, bo Ja chciałbym wam oszczędzić niewoli babilońskiej, zagłady większości narodu i ruiny powszechnej. Jeśli nadal będziecie pozostawać w negacji, bierności i niezadowoleniu (chodzi o stan duchowy), nie będę mógł was uratować.
Potrzeba Mi waszej współpracy, a więc mobilizacji duchowej.
Czyńcie dookoła siebie dobro, tyle ile możecie. Uśmiechajcie się do ludzi i służcie im pomocą. Chciejcie zauważać potrzeby bliźnich. Ufajcie Maryi i z Nią razem proście za każdego człowieka, którego biedy zauważycie.
Ja i Matka moja pragniemy widzieć w was chociażby pragnienie współdziałania i najsłabsze usiłowania zauważymy.
Nie doskonałości poszukuję w was, a miłości i zaufania
26 VII 1989 r.
Modlimy się we trzy z Haliną, i Zofią. Mówimy, że trudno nam się skupić. Pan rozpoczyna rozmowę:
— Jeśli wam tak trudno, to wyobraźcie sobie, że jesteście ze Mną w domu Łazarza, Marii i Marty, albo że jesteście którąś z nich.
Przedtem rozmawiałyśmy o tym, że Zofia nie wie, czy ma jechać na urlop w Tatry, gdyż boi się, że jeśli nawet weźmie ze sobą książki, to po powrocie z wycieczek trudno jej będzie uczyć się, a wkrótce ma oddać prace magisterską; obawia się, że później nie zdąży jej napisać. Pan zwraca się teraz do niej:
— Zofio, moje dziecko. Korzystaj z urlopu, jeśli masz takie możliwości. Chciałbym, żebyście cieszyli się tym, co wam ofiarowuję na co dzień. W Zakopanem — górami, moją przyrodą, czystym powietrzem, którego tak mało macie.
Od czytania o Mnie dużo ważniejsze dla ciebie jest przebywanie ze Mną, a przecież kiedy jesteś w pięknym otoczeniu, wierzę, że odnosisz to wszystko do Mnie. Wyrażasz Mi swoją wdzięczność i uwielbienie po prostu radością z przebywania w moim świecie. Nawet zachwyt — to też jest modlitwa uwielbienia i wdzięczności, która nie musi być wyrażana słowami.
Chcę, aby w was panowała harmonia, ład wewnętrzny, spokój, radość, a to wszystko możesz czerpać z mojego daru — przyrody Tatr. Jeśli zaś boisz się, że nie dasz sobie rady z nauką, najprostszym sposobem jest poproszenie Mnie, żebym ci towarzyszył. Poza tym przewidywania zbyt ścisłe nie zawsze się spełniają.
Pytałaś Mnie o zabijanie zwierzątek (insektów). Nigdy nie pochwalam zabijania, ale musicie walczyć, jeśli was coś atakuje.
Myśli osoby pytającej zmierzały do uznania konieczności pełnego zawierzenia Bogu, i jakby podtrzymując te myśl, Pan dodał:
— Zawierzenie, moja córko. Zawierzenie we wszystkim. Wtedy możesz stać się przyjacielem moim, współtwórcą moich planów. Ile razy mam wam mówić, że zawierzenie jest fundamentem mojej przyjaźni z wami, bo jakże można uważać za przyjaciela kogoś, komu się nie ufa?
Sprawdzajcie więc swoje zawierzenie i o swoją przyszłość nie lękajcie się, bo nigdy nikogo, kto Mi swoje życie powierza, nie pozostawiłem bezużytecznego. Przecież widzicie, jak bardzo brak Mi współpracowników, przyjaciół. Ponadto, w jaki inny sposób możecie Mi wykazać swoją miłość, jeśli nie służąc światu? Służymy wspólnie: Ja, w was żyjący, a wy jako moje ręce. (Ze zrozumienia: trzeba być Chrystusem dla tych czasów, w których się żyje).
Teraz, dzieci, klęknijcie, bo chcę wam dać moje błogosławieństwo. Kocham was. Dlatego nie myślcie wiele o sobie, o swoich niedoskonałościach, wadach i codziennych drobnych niedociągnięciach w postępowaniu z innymi, bo taka jest kondycja każdego człowieka i dobrze wiecie, że nie doskonałości poszukuję w was, a miłości i zaufania. Wyobraźcie sobie ojca, który od dziecka wymaga doskonałości na każdym kroku (Pan podaje ten przykład jako obraz błędnego wychowywania).
Kocham was i liczę na to, że nasza przyjaźń i zrozumienie będą się rozwijać. Jeśli wy tego zapragniecie i będziecie pragnąć wytrwale, Ja na pewno będę wam wychodził naprzeciw, bo zawsze tak czynię.
Tulę was do serca i pragnę, abyście, każda z was, ty, Zofio, i ty, Halino, wracając do domu pewne były, że jestem koło was, że idę i jadę z wami. Tak samo jestem z tobą, Anno, w naszym domu. A błogosławieństwo moje specjalne otrzymasz jutro w czasie ofiary Mszy świętej, którą odprawi Jan. (Ojciec Jan obiecał odprawić w intencji Anny Mszę świętą, kiedy przyjedzie następnym razem).
Imię
27 VII 1989 r.
Mówi Pan:
— Pragnę, abyś przyjęła moje szczególne błogosławieństwo (z okazji imienin). Imię twoje oznacza łaskę, szczególną moją troskliwość, a i pragnienie, abyś dzieliła się z innymi tym, czym cię obdarzam. Dlatego dziękuj Mi za tak liczne dowody mojej łaskawości. Ty przyjmując dary moje dodać do nich możesz tak niewiele z tego, co twoje własne: jedynie trud, przełamanie swojej woli i pragnienie służenia innym pomimo wszystko. Dla Mnie zaś jest to dowód twojej szczerej współpracy ze Mną.
Przygotujcie się
28 VII 1989 r.
Modlimy się z ojcem Janem i Grzegorzem. O. Jan prosi o wskazania dla kapłana, mającego współpracować ze środkami przekazu. Pan mówi:
— Niech wykazuje egoizm grupowy i brak miłosierdzia społecznego. Niech wykazuje też winy tym grupom zawodowym, które żądają dla siebie przywilejów pracując źle, niedbale, nieuczciwie itd.
Bo każda grupa ma swoje ciężkie winy wobec całości społeczeństwa. Księża nie są z tego wyłączeni...
Módlcie się za Polskę
31 VII 1989 r.
Modlimy się we troje z ojcem Janem i Grzegorzem. Mówi Pan:
— Ci, którzy przyjmują słowa moje, niech trwają na modlitwie i proszą w duchu o królowanie moje, w waszym kraju, o błogosławieństwo moje dla Polski na wasze trudne i odpowiedzialne zadanie. Niech przepraszają za wspólne winy, proszą o przebaczenie i oddają Mi siebie do dyspozycji. Niech pragną służyć Mi wiernie i niech proszą o własne zadania w tej służbie i o moje kierownictwo. Niech też dziękują Mi już za chwałę, w jaką przyoblec zamierzam naród wasz bez względu na waszą nędzę i nieprzygotowanie.
Oddawajcie Mi wszystkie wasze trudności, braki i cierpienia jako zadośćuczynienie za wspólne winy, błagając równocześnie, abym wprowadził w kraju waszym pokój. Szczególnie gorąco i wytrwale proście Mnie o obronę przeciw działaniom nieodpowiedzialnym, gdyż doprowadzić one mogą do zamieszek lub wojny domowej, która was zniszczy. Od woli każdego z was zależy los wasz wspólny. Niewielu będzie świadomych, lecz niechaj oni ofiarowują się Bogu na służbę w imieniu wszystkich.
Do ojca Jana przed jego wyjazdem na wakacje Pan mówi:
— Synu, chciałbym, żebyś odpoczywał radośnie chodząc po górach. Wszystko, co stworzyłem, jest moim darem dla was i cieszy Mnie, jeśli go cenicie. Oddychaj, synu, głęboko, dziękując Mi za czystość powietrza, prosząc, abym napełnił cię zdrowiem i siłą.
Oręduj też za całym narodem, łącząc się w tych prośbach z Maryją. Nic więcej od ciebie nie chcę, synu.
Każdy naród jest jak człowiek. Jeśli młody człowiek czuje potrzebę bycia lekarzem, to nim zostaje. Jeśli naród czuje, że tym, co posiada, co zrozumiał, co stworzył, mógłby służyć, że tak powinien żyć, to jest to jego powołanie.
Pielgrzymi niech się modlą za Polskę...
7 VIII 1989 r.
Grzegorz zastanawiał sią, czy zaakceptować pomysł syna, który pragnąłby, po powrocie do Austrii z (męczącej zapewne) autokarowej wyprawy— pielgrzymki do Hiszpanii, pojechać we dwóch z kolegą do Medjugorie.
— Dlaczego sądzicie, że byłbym niezadowolony z tego, że chcecie złożyć hołd mojej Matce. Jeśli chłopcy będą mieli naprawdę chęć i siły, to oczywiste, że ich wspomogę. A nawet zastąpię im ciebie — pojadę z nimi. Widzisz, synu, chcę tobie zapewnić spokój.
Pan daje też wskazówki dla franciszkanów polskich na Zachodzie, u których pielgrzymka miała się zatrzymać na nocleg.
— Niech im przekażą, że Matka moja już rozpoczęła swoje panowanie w Polsce. Strzeże swojego królestwa i wszystkich swoich poddanych na całej ziemi. Niech więc w chwilach trwogi i zagrożenia uciekają się do Niej modląc się za Polskę i orędując nie tylko za nią, ale prosząc o miłosierdzie dla swoich współmieszkańców (obywateli tych miast, w których mieszkają) i oddając ich przez niepokalane ręce Maryi, Ucieczki grzeszników, miłosierdziu Boga Wszechmogącego. (...)
— A czy mogą im dać „Pozwólcie ogarnąć się Miłości"?
— Tylko się ucieszę, jeśli zechcą przyjąć. (...)
„Słowo do cierpiących, chorych" niech dają wszędzie, gdzie tamtejsi Polacy będą je mogli przetłumaczyć. Chciałbym też, aby trafiło do Hospicjum (niesłychane łaski mają u Mnie umierający na raka). (...)
Pielgrzymi niech się modlą za Polskę w drodze, niech się modlą w Lourdes, wszędzie — za swoje rodziny, bliskich... Niech się modlą o wypełnienie woli mojej w waszym kraju. I to niech przedłożą waszej Matce wszędzie, gdzie będą. Chciałbym też, aby pamiętali o mieszkańcach tych krajów, w których będą, o mieszkańcach miejscowości, przez które będą przejeżdżali...
Przypominam też, że Jugosławia i całe Bałkany przejdą przez kataklizmy. A jeśli nastąpią tam walki wewnętrzne i nienawiść wzajemna, to dopuszczę do strasznego działania sił przyrody — „potrząsnę nimi" (aby się opamiętali) — natomiast miłosierdziem wzajemnym, przebaczaniem sobie i wspomaganiem się wyprosić mogą u Mnie pokój, zwłaszcza prosząc przez Serce Niepokalane Maryi, Matki mojej, ponieważ ich ręce zbrukane są krwią bratnią, a serca nienawiścią.
7 VIII 1989 r.
Podczas modlitwy wspólnej, gdy modliliśmy się o zdrowie dla Marysi, chorej przyjaciółki Grzegorza, osoby bardzo oddanej Bogu, Pan odpowiedział uspokajająco:
— Ona jest pod moją opieką.
I później dodał:
— Powiedz Marysi, że przytula ją do Serca Matka moja i córką swoją nazywa. A gdzie jest Matka, jestem i Ja. Tak jak w Kanie byliśmy razem, tak pozostaje.
Chciałbym widzieć w was wciąż rosnące pragnienie darzenia
7 VIII 1989 r.
Modlimy się we trzy z Halszką i Lucyną. Pan mówi:
— Chciałbym, moje córki, jeszcze raz wam przypomnieć, że nie jestem waszym egzaminatorem ani szefem, ani dowódcą, i nie chcę, abyście „wykonywały moje rozkazy". Zależy Mi na tym, abyście uczyły się kochać świat tak, jak Ja go kocham, a więc abyście kochały razem ze Mną i wspólnie troszczyły się o jego dobro wedle waszych indywidualnych zainteresowań (umiłowań).
Jeżeli cokolwiek robicie dla Mnie rozumiejąc moją miłość do waszych bliźnich, Ja przyjmuję to jako wasz dar dany Mi wedle waszych możliwości i rozeznania. Zmartwiłoby Mnie to tylko, że nie chcecie służyć bliźnim, mogąc to uczynić.
Chciałbym widzieć w was wciąż rosnące pragnienie darzenia, które jest waszą służbą Mnie. (...)
Najważniejsze jest, abyście wy same pamiętały o usilnej modlitwie o pokój w waszym kraju i prosiły o to wraz z Maryją, Matką moją i waszą Królową. Teraz jest czas pokuty i wyrzeczeń i ofiarowywania wszystkich trudów dnia codziennego za nawrócenie ku Mnie waszej ojczyzny — wszystkich ludzi, dla których jestem daleki, nieznajomy lub nienawistny. Ja pragnę ratować, przebaczać i przygarniać do serca synów marnotrawnych. Podzielajcie te moje pragnienia. Na to wam błogosławię i umacniam was. Obiecuję wam też współpracę w naszej służbie światu.
17 VIII 1989 r.
Przyjechał do Grzegorza młody chłopiec z Ukrainy, Taras. Chciałam pokazać mu kilka miejsc w Warszawie i poznać go lepiej.
— Powiedz, Panie, co chcesz, abym zrobiła dla Tarasa?
— Moja córko, już dużo zrobiłaś zapraszając go ze sobą na jutro i w sobotę. Cieszę się, że chciałaś to zrobić, bo i Mnie zależy na tym, aby poznał Małych Braci i jeśli zechce, zaprzyjaźnił się z nimi. Ty mu to umożliwisz. Ja będę z wami.
— Czy to jest normalne, że w czasie, kiedy waży się los naszego kraju, czuję taki pokój wewnętrzny. (Anna)
— To jest normalne dla tych, którzy polegają na Mnie i ufają w opiekę Matki mojej. Wzywam was wszystkich do modlitwy, gdyż potrzebne jest opowiedzenie się wasze, wasz wybór. Lecz ty już dawno opowiedziałaś się za Mną i służysz Mi.
— Przecież ja prawie nic nie robię, bo prawie nic nie mogę zrobić — pomyślałam. Pan odpowiedział natychmiast:
— ...wedle swoich możliwości, dziecko, a nie ponad nie, bo tego zrobić nie możesz. Ja zaś pracę każdego z was oceniam wedle jego sił. Zorientowałaś się, że nawet pisać swobodnie nie jesteś w stanie, jakże więc możesz przypuszczać, że chcę, abyś pisała? Chcę twego wypoczynku i to ci ułatwię, bo widzę, że nikt nie myśli o tobie. Potrzebujesz ciszy i spokoju, a jeśli już nie tego, to chociaż świeżego powietrza i oderwania się od wizyt i telefonów. Bądź spokojna, Ja ci ten spokój pragnę dać. Dlatego nie bierz nic do korekty, a telefonów (niech będzie) jak najmniej, tylko te obecnie ważne. Przecież cię nie opuszczę, Anno.
Teraz już kończymy rozmowę. Staraj się zasypiać wcześniej. Zrób to dla Mnie.
Błogosławię cię, córko. Niechaj pokój mój spocznie na tobie i udziela się innym.
25 VIII 1989 r.
Chciałam się upewnić, czy dobrze rozpoznaje wole Pana co do Jego pragnienia obdarowania Tarasa. Pan mówi:
— Tak, córko, dobrze odczuwasz moją wolę. Jeśli zechce, zabierze ogrom łask, którymi pragnę go obdarować — lecz jeśli sam zechce. To Ja chciałem go mieć jako mego posłańca i odesłać go ze słowem moim, z ostrzeżeniem moim i z darami. Pragnę w nim działać i budować królestwo moje, więc oprócz zgody potrzeba mu będzie wiele sił; i pragnę dać mu je, jeśli powie Mi: „Przyjdź i pozostań ze Mną".
Przedstaw mu wolę moją i módlcie się wspólnie, a Ja będę w was. Nie strasz zbytnio mojego dziecka, bo jest bardzo młody i wrażliwy. Nie zaczynaj od zniszczeń (grożących im), a od słów moich o ich odrodzeniu. Pozwalam ci ich użyć, tyle ile zaznaczyłaś, bez podawania skąd. Zezwalam ci, bo to Ja jestem ich dawcą, tak samo jak tych, które daję tobie. W czasie waszej modlitwy podam wam to, co dotyczy spraw jego kraju, więc nie martw się o nic, Anno. Ja tu będę gospodarzem dzisiaj, tak jak Mnie o to prosiłaś. Wszystko zależy od jego pragnienia, ale Ja na nim polegam, bo umie kochać swój kraj i współczuć. Na tych jego cechach pragnę się oprzeć.
Błogosławię cię teraz, dziecko i umacniam. +
Słowo Pana dla Ukrainy
25 VIII 1989 r.
Modlimy się z Tarasem, młodym Ukraińcem, gościem Grzegorza. Pan mówi:
— Mój synu, chciałem cię tutaj mieć, ponieważ jesteś Mi potrzebny. Teraz pytam cię, czy zechcesz Mi usłużyć?
— Tak. (skinieniem głowy)
— Wiedziałem, drogi synu, że się na tobie nie zawiodę, dlatego że ty kochasz swój naród i cierpisz nad jego zniewoleniem. Chciałbym, żeby ta miłość w tobie rosła i rozwijała się. Pragnąłem, żebyś był moim posłem. Przekaż moje „Słowo dla Ukrainy":
„Ja chcę was wyzwolić — ale przede wszystkim z niewoli grzechu. Wam zagraża najbardziej nienawiść. Nienawiść niszczy człowieka i rozszerza się zarażając innych. Jeśli nie przestaniecie nienawidzić swoich wrogów, niedługo zaczniecie nienawidzić się pomiędzy sobą. Tym samym oddacie się na służbę swojemu wrogowi, szatanowi, ojcu nienawiści, a wbrew waszej woli Ja nic nie będę mógł wam pomóc.
Więc zachęcam was: uczcie się miłowania (miłości bliźniego), pomagajcie sobie, brońcie jedni drugich przed utratą nadziei, przed rozpaczą. Bo Ja nie chcę waszej zguby. Chcę wam dać nowe, lepsze życie — ze Mną, w pokoju, bezpieczeństwie i radości z życia w wolności ducha.
Nadchodzą ciężkie dni dla całego świata — dla was również — ale nie będą one trwały długo. Dlatego oprzyjcie na Mnie swoją nadzieję i chciejcie zawierzyć mojej miłości do was i mojej wszechmocy. Im bardziej słuchać Mnie będziecie i naśladować Mnie w moim miłosierdziu, tym szerzej Ja roztoczę nad wami moją opiekę i miłosierdzie.
Wszystko, co będzie się działo, przyjmujcie nie jako „karę Bożą", lecz jako skutki wspólnego grzechu całej ludzkości — odejścia ode Mnie. Proszę was, nie załamujcie się, cokolwiek by się stało, a tylko wasze cierpienia oddawajcie Mnie przez Serce Bogarodzicy i waszej Matki jako zadośćuczynienie za wasze wspólne winy, prosząc Mnie o ich wybaczenie. Sami sobie wzajemnie wybaczajcie i proście Mnie o wybaczenie waszym winowajcom, a wtedy Ja zapomnę wam wszystko zło i przyspieszę wasze wyzwolenie. Im więcej dobra zobaczę w waszych sercach, tym szybciej przybędę z ratunkiem. Ufajcie mojej miłości do was.
Pamiętajcie też, że wszystkie narody kocham równie silnie i chciejcie kochać sąsiadów waszych razem ze Mną. Ten, kto Mnie kocha, dzieli się Mną z drugimi. Ja widzę wasz naród jako moje prawe dzieci ukazujące Mnie światu — takiego, jakim jestem. Bo Ja jestem Ojcem miłosiernym, łagodnym, wszystko wybaczającym (tym, którzy żałują i o wybaczenie win Mnie proszą) i kochającym was takich, jakimi jesteście: słabych, grzesznych, upadających i potrzebujących zawsze mojej opieki.
Błogosławię was, dzieci, na waszej nowej drodze — odwrócenia się od zła i życia ze Mną we wzajemnej miłości. Ufajcie miłości mojej."
Po dziękczynieniu za „Słowo", za miłość Boga do narodu ukraińskiego, do Tarasa... zwracamy się do Maryi:
— Oddajemy Ci, Maryjo, Tarasa...
— A Ja go przyjmuję — odpowiada Maryja.
26 VIII 1989 r., uroczystość Matki Boskiej Częstochowskiej
Modlimy się z Grzegorzem. Mówi Maryja:
— Kiedy będziecie modlić się nad Tarasem, Ja też będę. Kocham go miłością szczególną, ponieważ on naprawdę kocha Syna mego i pragnie przynależeć do Niego (zbliżyć się, przylgnąć). Wy oddawajcie go w moją opiekę.
A to, co pragnę wam teraz powiedzieć, dotyczy wszystkich Polaków na terenie Rosji. Chciałabym, żeby przekazano te słowa do wszystkich ośrodków polskich (przez ręce ludzkie) jako pilne moje wezwanie.
Wezwanie Maryi do Polaków żyjących na terenie państwa radzieckiego
„Moje ukochane dzieci. Wzywam was do wspólnej modlitwy wraz ze mną. Prośmy razem nieustannie i gorąco Boga Wszechmogącego o wzięcie was w opiekę i danie ratunku wam, waszym rodzinom, bliskim i wszystkim, których zechcecie ogarnąć swoją miłością. A pragnęłabym, aby to były wasze miasta, wsie, krainy, w których żyjecie, wraz z ich wszystkimi mieszkańcami. Przebaczajcie wszystkie krzywdy. Wasze cierpienia ofiarowujcie przez Krew Jezusa, Syna mojego, za współmieszkańców waszych, zwłaszcza zaś za tych, którzy was krzywdzili, prześladowali, szkodzili wam, gdyż oni najbardziej waszego przebaczenia potrzebują.
W tych czasach, które nadchodzą, wzywam wszystkie dzieci mojego królestwa do współpracy ze Mną w duchu miłości, miłosierdzia i przebaczenia, gdyż taka postawa serca ludzkiego odsuwa sprawiedliwość Bożą. Bóg bowiem kocha was i jest miłosierny. Dlatego z radością wysłuchuje człowieka miłosiernego umiejącego przebaczać. Bądźcie więc miłosierni, a zyskacie zmiłowanie Boga dla siebie i tych, których swoim przebaczeniem osłaniacie przed Jego sprawiedliwym sądem. Łączycie się wtedy ze Mną, Matką waszą, i z całym waszym narodem we wspólnocie miłości.
Niedługo, dzieci, nadejdzie czas, kiedy otworzę wam szeroko ramiona i wszystkich was przygarnę do serca. Nie lękajcie się. Służcie Mi w pokoju i przyjaźni i polegajcie na orędownictwie moim.
Wszystkim dzieciom moim przez moje serce daję błogosławieństwo Syna mego ukrzyżowanego za grzechy świata. Bo Krew Jego odkupuje nieustannie winy wasze i usprawiedliwia was, a Jego miłość otacza was i broni. Bądźcie Nam wierne, dzieci moje, a spotkamy się w pokoju i radości."
Posłanie dla Łotwy
30 VIII 1989 r.
Modlimy się we troje z Grażyną i Zbyszkiem, Polakiem z Łotwy, który — czując się nadal Polakiem — pokochał swoją drugą ojczyznę i jej naród, troszczy się o nią i tam widzi swoje miejsce, swoje powołanie.
— Wiemy, że jesteś z nami, Panie. Chcemy spytać, czy...
— Przede wszystkim chciałbym Zbyszka przytulić do serca. Cieszę się, że jesteśmy tu razem. Cieszę się, że mogę mu sam powiedzieć, jak bardzo go kocham.
Zbigniewie, wiem, że widzisz moją wolę w tym, że wzywam cię do królestwa mojej Matki, i pragnę, abyś był pośrednikiem moim pomiędzy twoją drugą ojczyzną a dawną. Teraz zaś proszę, aby Łotwa zechciała modląc się o własne wyzwolenie prosić również o wyzwolenie innych narodów, specjalnie zaś o wyzwolenie spod panowania zła ludności narodu rosyjskiego, w którym widzi swoich prześladowców. A przecież oni potrzebują waszego przebaczenia i współczucia, ponieważ w większości uczestniczyli w dziele nienawiści, sami zniewoleni lub nie rozumiejący co czynią.
Pamiętajcie jedno, że nikt z was, ludzi, nie jest czysty w oczach moich, ale wasze miłosierdzie, litość, i współczucie względem waszych winowajców (tych, których uważacie za waszych winowajców) w moich oczach przesłoni wszelkie wasze winy. Dlatego przebaczenie, miłosierdzie względem bliźniego swego (Pan przypomina nam przypowieść o miłosiernym Samarytaninie) jest największą szansą waszego ocalenia, jaką wam daję, abyście nie ulegli zagładzie.
Jesteście zagrożeni nienawiścią zasianą w was celowo przez ojca nienawiści, abyście rozwinąwszy ją w sobie, stali się jego łupem. Dlatego przestrzegam was, nie dawajcie się ponieść siłom destrukcji, a przeciwdziałajcie im. Ostrzegajcie też waszych sąsiadów, jak możecie. Chciałbym was ocalić, ale nie będę łamał waszej wolnej woli. Dlatego wasza przyszłość zależy od waszego wyboru. Jeżeli jako naród zapragniecie żyć we współpracy ze mną, Ojcem waszym, stanie się tak. Ja nie mam innego pragnienia, jak współżyć z wami we wzajemnej miłości, ale tam, gdzie panuje nienawiść, wrogość wzajemna, pragnienie szkodzenia sobie aż do mordów (czynów kainowych), wojny domowej, tam panuje nieprzyjaciel wasz, którego sami decyzjami swoimi panem waszym wybraliście. Tam Ja odchodzę odepchnięty i pozostawiam was waszemu wolnemu wyborowi.
Nie sądź, synu, że cię straszę. Szatan ma również swoje plany i dąży do ich wykonania. Teraz zebrało się tyle krzywd, żalu, pragnienia uzyskania sprawiedliwości, ale i odwetu, że szatan może te emocje wykorzystać przeciw wam. Dlatego bądźcie czujni. Rozwijajcie w sobie uczucia (ze zrozumienia: chodzi o rozwój woli poprzez kształtowanie uczuć) „pozytywne": wyrozumiałość, współczucie dla zniewolonych, litość. Rozwijajcie w sobie miłość braterską do każdego, z kim was spotykam, nikogo z niej nie wykluczając. Kochajcie się wzajemnie, służcie sobie, wspomagajcie, umacniajcie jeden drugiego i podtrzymujcie, pomimo wszystkich zagrożeń pamiętając, że kocham was i pragnę waszego wyzwolenia, waszej radości w pełnej wolności waszych wyborów.
Czy chcesz Mnie, synu, o coś zapytać?
— Chciałbym dużo... Chciałbym się zapytać, co Pan Bóg ma do powiedzenia na temat zgromadzenia i mego miejsca w nim.
Pan życzy sobie, aby przedtem Zbyszek przeczytał „Jakich chciałbym mieć kapłanów" (słowa Pana z października 1987 r.). Czytamy...
— Wiesz, synu, dlaczego pragnąłem, abyś to przeczytał? Chciałem, żebyś zrozumiał, że Mi zależy przede wszystkim na tym, aby każdy z was przemieniał się we Mnie, stawał się Mną samym dla współczesnych mu. Dlatego nie jest najważniejsza wasza przynależność formalna. Istotne jest wasze współżycie ze Mną — w każdej formacji. A jest ich wiele dlatego, aby każdy z was mógł znaleźć najbliższą potrzebom swojego serca. Być może nie od razu znajdując tę, w której Ja chcę go mieć, ale wybierając i poszukując swojej drogi dla służby. Każdy z was ma prawo szukać, a Ja zezwalam na popełnianie pomyłek, a nawet dużych błędów, ponieważ na nich uczycie się.
Chciej, synu, przyjąć Mnie z pełnym zaufaniem jako swego Mistrza, Przewodnika i Przyjaciela. Powierzaj się Mnie i polegaj na Mnie, ponieważ najważniejsze dla twego rozwoju duchowego jest pełne zawierzenie. I w pracy nad zdobyciem go będę ci pomagał. Widzisz, synu, zawierzenie człowieka jest jedynym możliwym dla niego na ziemi dowodem, że prawdziwie miłuje Boga. Bądź spokojny, bo Mnie zależy wyłącznie na twej miłości.
Wybrałem dla ciebie miejsce, kraj i czas, w którym pragnąłem, abyś Mi służył, i wybrałem też specjalnie dla ciebie miejsce w planach moich. Ono czeka na ciebie. Z mojej strony nie spotkasz nigdy przeszkody. Natomiast twoja odpowiedź warunkuje ich częściowe lub całkowite wypełnienie się.
I jeszcze ci powiem, synu, że nigdy nie zakreślam kresu swoich planów. W miarę gorliwej i gorącej służby dodaję więcej i więcej, umacniając moje wierne dziecko, aby mogło ciężar moich łask wytrzymać. Pragnąłbym, abyś nie ograniczał, synu, swoich marzeń, gdyż dla Mnie możliwe jest wszystko. Jeżeli będziemy współpracować ze sobą, twoja słabość znajdzie wsparcie w mojej nieskończoności. Ja pragnę otwierać wam moje skarbce i chcę, abyście uwierzyli w to, że służąc Mi zdolni jesteście góry przenosić i rozdzielać morze — bo macie moją miłość do dyspozycji. Uwierz, synu, że ze Mną możesz dokonać niemożliwości! Zawierz Mi, synu, w pełni.
Ja teraz pragnę odnowić oblicze ziemi. Czy nie wydaje ci się, Zbigniewie, że jest to wobec waszej obecnej słabości, złej woli i nasilenia nienawiści plan nierealny? A przecież przychodzę teraz właśnie dlatego, że (wy, ludzie) bez mojej mocy wyniszczylibyście całą ludność ziemi już w tym pokoleniu. Ja tym bardziej lituję się, im bardziej jesteście grzeszni, czyli chorzy. Tym więcej miłości wam daję, im bardziej wam jej brak. Tym jaśniej drogę wskazuję, im bardziej zabłąkaliście się. Takiej nędzy i głupoty, jaką obecnie wykazuje ludzkość (ze zrozumienia: chodzi o dążenie do samounicestwienia się), jeszcze nie było. Dlatego teraz przybywam wam z ratunkiem Ja sam, zabierając ze sobą całe moje królestwo.
Będą się działy sprawy wielkie i „niemożliwe". Czyż przypuszczasz, synu, że z tobą jednym nie dałbym sobie rady? (Pan mówi to żartobliwie; sens: „...nie potrafiłbym cię uświęcić?"). Zapewniam cię, że cokolwiek byś zrobił, nie zginiesz, bo Ja ciebie kocham. A zapłaciłem za ciebie moją Krwią. Dlatego, proszę cię, bądź spokojny. Pamiętaj, że jesteś kochany i żyj w pokoju. Bo Ja nigdy nie żądam od nikogo z was więcej niż tego, na co go stać. I nie wymagam od was dokonań, a tylko miłości!
Teraz uklęknijcie, dzieci, i przyjmijcie moje błogosławieństwo.
Daję wam moje błogosławieństwo, niech was umacnia i napełnia pokojem i radością; bo to są dary moje. Pragnę, Zbigniewie, abyś je przyjął i zaniósł tym, którzy przez ciebie będą się mogli spotkać ze Mną.
Czynię cię moim posłem, a nawet więcej — przyjacielem moim, tak abyś czuł się mocen rozdawać miłość moją, obiecywać przyjaźń i opiekę w tych czasach, które nadchodzą. Podtrzymuj na duchu, synu, przyjaciół swoich w imieniu moim. Bo Ja jestem z tobą.
Po prostu w twoje serce włożę moją miłość, żebyś miał czym kochać
30 VIII 1989 r.
Modlimy się w pięć osób z Tarasem, prosząc Pana o wylanie na niego Ducha Świętego, o potrzebne Tarasowi dary. Pan mówi:
— Tarasie, mój miły synu, powiedz Mi, czy chcesz oddać Mi swoje życie?
— Tak.
— Ja go tobie nie zabieram, tylko chcę móc opiekować się tobą, móc cię strzec. Chciałbym też, żebyś oddał Mi w opiekę całą twoją rodzinę, nie wyłączając męża siostry.
Po chwili milczenia:
— Chcę być stale z tobą. Ale Ja kocham was wszystkich, wszystkich ludzi ziemi jednakowo. Każdego z was pragnę mieć w swoim domu. Dlatego, że Ja was stworzyłem do szczęścia i dbam o to, abyście je otrzymali — jeżeli Mi pozwalacie. Czy chcesz, synu, kochać ze Mną tych, których Ja kocham, nikogo nie wykluczając?
Taras odpowiada w duchu.
— Skoro tak, Ja ci w tym pomogę. Po prostu w twoje serce włożę moją miłość, żebyś miał czym kochać. O co chcesz Mnie prosić, synku? (Cieszę się, kiedy prosicie o dużo, o wiele spraw).
— O Twoje kierownictwo. Żebym szedł tak, jak Ty tego chcesz.
— Wszystko, o co Mnie prosisz, Ja zachowuję w pamięci. A o co Mnie prosisz dla drugich?
— O nawrócenie wszystkich ludzi do dobra... aby im dalej, tym bardziej kochali.
— To znaczy, synu, że chcesz, ażebym Ja zamieszkał wśród was. Ja tego także pragnę. Dlatego jak będziesz się modlił w piątek (l września miała być na placu Zamkowym modlitwa duchownych różnych wyznań o pokój), jako syn ziemi ukraińskiej proś o wstawiennictwo i o przyspieszenie Mego przybycia — poprzez Serce Matki mojej.
Synku, jakie chciałbyś otrzymać dary?
— Ty, Panie, lepiej wiesz, co mi jest potrzebne.
— Ucieszyłeś Pana. Sprawiłeś Mu radość. (Anna)
— Teraz módlcie się wspólnie, prosząc Mnie, żebym wylał Ducha mego na Tarasa. (Pan)
Modlimy się o to. Po dłuższej chwili Pan mówi:
— Synu, przytul głowę do mojego serca i usłysz, jak ono bije. Bo Ja zachowałem serce ludzkie (jako dowód braterstwa z człowiekiem), ale kocham was bezgraniczną mocą miłości Boga.
Kładę moje ręce — przebite za was wszystkich — na głowie Tarasa. Błogosławię ci, synu, w twoich dobrych zamiarach. Podtrzymuję cię i umacniam. Chcę, żebyś zawsze pamiętał, że jestem przy tobie, że masz we Mnie opiekę, tarczę przeciw wszystkim niebezpieczeństwom świata. Licz na Mnie, polegaj na Mnie, we wszystkich trudnościach zwracaj się do Mnie, a Ja cię wysłucham i wesprę, wskażę ci drogę. Bądź pewny, synu, że już nigdy nie będziesz sam. Zawsze Ja będę z tobą.
Chciałbym, żebyś wstawiał się do Mnie za wszystkich, których postępowanie cię boli, zwłaszcza za tych, którzy krzywdzą innych. Oni potrzebują wstawiennictwa, aby ocaleć. Ja czynię ciebie moim przyjacielem i liczę, że Mnie zrozumiesz, że zrozumiesz moją miłość do wszystkich ludzi, bo zagraża im śmierć wieczna. Ja chcę uratować każde swoje stworzenie, każdy byt powołany przeze Mnie do istnienia, bo za każdy czuję się odpowiedzialny i za każdego z was zapłaciłem własną Krwią.
Polegam na tobie i ufam, że ty pojmiesz moją troskę i będziesz współdziałać ze Mną. Nie niepokój się niczym, ponieważ jeśli ty Mi ufasz, to Ja czuję się zobowiązany — jako przyjaciel — by wziąć w opiekę twoich bliskich i tych, za których Mnie prosić będziesz. Opieraj się zawsze na mojej mocy, masz bowiem we Mnie przyjaciela niezwyciężonego; nigdy też nie pozwól sobie wmówić, że jesteś słaby, ponieważ zawsze będziemy razem.
A teraz powiedz Mi, że Mnie kochasz i dziękujesz Mi za wszystko, co chcę ci dać.
— Kocham Cię, Panie, i dziękuję za wszystko.
— I Ja kocham cię, synu, i dziękuję ci, że Mi siebie oddajesz.
— Oddaję Ci się, Panie.
Pan udziela błogosławieństwa w imię. Ojca i Syna, i Ducha Świętego. +
2 IX 1989 r.
Modlimy się we czworo przed odjazdem Tarasa. Pan mówi:
— Mój synu. Nie bój się Mnie. (Pan)
— Pan nigdy nikogo nie łamie i nie żąda tego, czego człowiek nie chce. Pan chce ci powiedzieć, że jeśli ty oddasz się Bogu zupełnie (nie chodzi o wstąpienie do zakonu czy coś podobnego, ale o wolę serca), prosząc za Ukrainę, to On cię wysłucha; dlatego, że ty — zawierzając Bogu — stajesz się Jego przyjacielem, a pragnienia przyjaciół się spełnia. To nie znaczy, że szybko umrzesz, że masz się ofiarować za innych; nie tego Pan pragnie. (Anna)
— Ja u was (w waszym kraju) ciągle szukam przyjaciół, którzy chcieliby polegać na Mnie — i jest ich tak mało. Dla takich właśnie gotów jestem zrobić wszystko, o co Mnie prosić będą. Bo zrozum Mnie, synu, że Ja przychodzę przez serca ludzkie. Nie bój się niczego. (Pan)
— Nie bój się niczego, co Pan z tobą zrobi; darów Bożych też. Pan nad tobą czuwa. (Anna)
— Chcę, żebyś zabrał Mnie ze sobą (w swoim sercu) i obiecuję ci, że od tej pory (od modlitwy nad tobą) nigdy cię nie zostawię samego. Bądź moim świadkiem.
Przyciskam cię do serca, synu. Daję ci moje błogosławieństwo. I jeszcze raz zapewniam: ze Mną życie twoje stanie się bogatsze, bardziej pożyteczne (z korzyścią dla Boga i innych ludzi) i szczęśliwsze. Tego pragnę dla ciebie, bo pragnę, aby moje dzieci żyły szczęśliwe. Teraz uklęknijcie.
Błogosławię cię, synu, na wszystkie dni trudne. Nie bój się życia. Przyjmuj każdy dzień jako mój dar — dar Boga — i dziękuj Mi za to, co w tym dniu dać ci pragnę.
Kocham cię tak, jak gdybyś był jedynym człowiekiem na ziemi — i tej miłości nie zmieni nic, cokolwiek byś zrobił. Pamiętaj, że jestem twoim Ojcem, przewodnikiem, mistrzem i obrońcą.
— Czytaj psalmy, szczególnie „Kto się w opiekę odda Panu swemu..." 90 (91). (Anna)
— Ja jestem twoją siłą. Chcę, aby moja moc przeniknęła cię i umocniła. To jest moje błogosławieństwo dzisiejsze. (Pan)
2 IX 1989 r.
Miał przyjść Zbyszek. Umówiliśmy się, bo przeżywał rozterki w związku z szukaniem swojej drogi w życiu. Przed jego przyjściem Pan mówi:
— Powiedz mu przede wszytkim, że — bez względu na to, co robi — jest kochany tak samo bezgranicznie, bo inaczej kochać nie umiem. Chcę, aby to pamiętał tak, aby świadomość mojej miłości przeniknęła go i nasyciła.
Po przyjściu Zbyszka Pan zwraca się do niego:
— Mój synu, zrozum, że dla Mnie ważny jesteś ty sam, a nie twoje dokonania (ze zrozumienia: nawet te, które czynione byłyby dla Pana). Bo jeśli daję ci okazje, to czynię tak po to, aby cię uszczęśliwić, abyś czuł się Mi potrzebny. Przecież Ja mogę dokonać wszystkiego sam, bez waszej pomocy.
W wychowaniu moim czasem stosuję metodę, którą wy nazywacie empiryczną — odwołuję się do waszego doświadczenia. Wtedy cofam moją pomoc, abyście zobaczyli, że sami nic nie możecie — abyście zobaczyli siebie w prawdzie. Czyż to nie jest dowód miłości i troski?
Zbigniewie, przecież Ja ciebie ciągle uczę. Czy nie uważasz, że chcąc prowadzić innych, powinieneś pierwej dać się sam prowadzić i uczyć się ode Mnie metod moich? Nie poznasz ich czytając o Mnie, a tylko idąc ze Mną, tak jak uczniowie chodzili (Ewangelie). Przecież prosiłeś Mnie o to powierzając Mi siebie. (Zbyszek potwierdza te słowa Pana).
— Bądź pewien, synu, że Ja swojego dzieła nie porzucam, zanim nie doprowadzę do końca. Końcem w stosunku do ciebie jest twoje szczęście wieczne, bo dla niego powołałem cię do istnienia. A skoro zezwalasz Mi na wzięcie cię w opiekę, czynię to wedle mojej wiedzy i doświadczenia (Pan mówi to żartobliwie).
Jesteś Mi, synu, potrzebny, ale jeśliby twoje osiągnięcia miały rozwinąć w tobie zbytnią pewność siebie oraz zadufanie we własne umiejętności i wiedzę, lepiej by było dla ciebie, aby tak się nie stało, gdyż oddaliłoby cię to ode Mnie. Chcę, żebyś we wszystkim, co się dzieje z tobą, widział moją miłość do siebie — bo tak jest.
— Jak powinienem czytać Pismo święte? (Zbyszek)
— Czytaj, synu, w ciszy i spokoju ducha, bez pośpiechu, oddając Mi swoją dobrą wolę zrozumienia moich słów, swój rozum i uczucia, a wtedy będzie to rozmowa ze Mną w świetle Ducha Świętego. (Pan)
— Powierzam Ci, Panie swoje troski o (tu Zbyszek wymienia imiona kilku osób). Co mam powiedzieć na spotkaniu w Moskwie? (Zbyszek)
— Daję ci moje słowa i daję ci wolność wyboru w tym, co chcesz przeczytać im — i przede wszystkim „Słowo do cierpiących...". Wszystkie twoje troski o innych przedstawiaj Mi tak, jak dzieli się zmartwieniem przyjaciel z przyjacielem, licząc na jego pomoc. Przecież Ja wam chcę pomagać, a wy tak mało prosicie. W waszych bezinteresownych prośbach za bliźnich ujawnia się wasze podobieństwo do Mnie, a jest to zdolność miłowania innego człowieka. (Pan)
— Naucz mnie słuchać Twego głosu. (Zbyszek)
— Uczy się przez powtarzanie. Jeśli chcesz być dobrym, czyń dobro wokół siebie. Gdziekolwiek ujrzysz taką możliwość, wykorzystuj okazję. Wtedy wzrastać będzie twoja zdolność zauważania potrzeb i wzrastać będzie moja pomoc w umiejętności zaradzania im.
...
Wszystkie twoje niepokoje również oddawaj Mnie i pamiętaj zawsze, iż cokolwiek się z tobą dzieje, Ja o tym wiem (dopuszczam to).
3 IX 1989 r.
— Dziękujemy za Tarasa, za Zbyszka, za ostatnie słowa Pana i Maryi, za wszystko. Oddajemy Ci, Panie, nasz czas. Prosimy o warunki do wypoczynku i o to, żebyśmy ten czas spędzili z Tobą.
— W każdym razie Ja będę z wami — Pan mówi to z uśmiechem.
Moje dzieci. Zrobiliście wszystko, na co was stać, i teraz Ja zrobię dla was to, co mogę. Chciałbym, abyście spokojnie odpoczywali, nic nie przyspieszając, nic nie przewidując, przyjmując czas odpoczynku z radością i wdzięcznością. Mam nadzieję, Grzegorzu, że już się nie niepokoisz o swoich synów, bo wiesz, że Ja się nimi zaopiekuję?
— Tak, Panie. I dziękuję.
— Dzieci, teraz chcę wam dać błogosławieństwo moje. Cieszę się wami i dlatego, że służycie Mi chętnie i z czystego serca, ta współpraca poszerza się i będzie trwała. Błogosławieństwo dane wam weźcie ze sobą i przekażcie wszystkim, z którymi się spotkacie. Niech spocznie na was i obdarzy was radością i moim pokojem...
Dajemy wam nasze błogosławieństwo, My, Bóg Wszechmogący. Niech spocznie na was i towarzyszy wam. Wszędzie, dokąd pójdziecie, nieście mój pokój i pojednanie. Módlcie się za tych, wśród których będziecie, i razem z nimi.
Powołałem cię do istnienia, abyś był szczęśliwy
20 IX 1989 r.
Modlimy się w sześć osób (Anna, Michał, ks. Stanisław, Wojciech, Grażyna, Grzegorz).
— Jest ciężko nam wszystkim. Prosimy o światło, o nadzieję... (Wojciech)
— Moje dzieci, przecież to takie proste. Jeżeli wy uważacie mnie za swojego Przyjaciela, to znaczy, że zawierzacie mi — bo na przyjacielu się polega. Jakżeż więc mógłbym Ja zawieść wasze zaufanie?
Czasy są ciężkie i mogą być jeszcze trudniejsze (w wymiarze światowym), ale Ja pragnę, abyście przeżyli je w spokoju, ufając Mi — a to znaczy, że przyjmujecie chętnie i stale moje starania o was, moją opiekę i troskę o wasze bezpieczeństwo.
— Czy masz na myśli cały naród, Panie, czy naszą grupkę w tej chwili? (Wojciech)
— Myślę tu o wszystkich, którzy są rzeczywistymi moimi przyjaciółmi (ze zrozumienia: są konsekwentnymi chrześcijanami, biorącymi poważnie słowa Chrystusa: „Nie lękaj się, trzódko..."). (Pan)
— Chciałby człowiek umieć tak zawierzyć, jak zawierzali Tobie święci, a tu człowiek zżyma się widząc... (Wojciech)
— Czyżbyście jeszcze nie zauważyli, że moja Matka prowadzi te sprawy...? Zżymanie się jest cechą natury ludzkiej: to są reakcje waszej natury emocjonalnej. Ale tyle razy wam mówiłem, że idę ku wam z pomocą („zstąpuję na ziemie"), żeby uratować ludzkość, że powinniście wszystko, co dzieje się dookoła, traktować ze spokojem. Ja jestem Skałą. Kto się na Mnie opiera, nie zachwieje się. A Ja wam powiedziałem: „Ufajcie. Jam zwyciężył świat".
Teraz sami możecie sprawdzić na waszych reakcjach, czy rzeczywiście zawierzacie Mi, czy też nadal traktujecie mnie nieufnie i podejrzliwie. Teraz jest czas sprawdzania siebie. Dotyczy to każdego człowieka w świecie, bo lęk dotrze wszędzie. (Ze zrozumienia: Pan chce od nas tego, żebyśmy ten okres przeżyli spokojnie, jak dzieci, poddając się Jego staraniom). (...)
— Pan chciałby, abyśmy w tym dniu (urodzin Michała) poprosili Go o to, aby Michał otrzymał błogosławieństwo szczególne. (Anna)
Prosimy. Pan mówi:
— A teraz wstańcie, dzieci.
Michale, powołałem cię do istnienia, abyś był szczęśliwy. Otaczam cię moją opieką i miłością, chronię cię i wspomagam, abyś mógł otrzymać tę pełnię szczęścia, którą ci przeznaczyłem. (Pan)
Anna tłumaczy:
— Pan delikatnie, żeby nie łamać twojej woli, ale nieustannie czuwa nad tobą. Jeżeli nie powiesz kategorycznie: „nie", to prostą drogą będziesz szedł ku temu, ku czemu Bóg cię stworzył. A Bóg wydobywa wtedy z nas nasze najpiękniejsze cechy. Wszystkie rozkwitają.
Pan potwierdza:
— Dobrze powiedziałaś, córko.
I zwraca się do Michała:
— Moje dziecko, cieszę się tobą. Cieszę się, kiedy służysz kapłanowi — Mnie w Ofierze mojej za was (Michał służy jako ministrant). Cieszę się dlatego, że robisz to chętnie i że myślisz o Mnie z miłością. I Ja cię wtedy, synu, przytulam do serca. Daję ci na ten dzień łaski, które zabierasz do domu (możesz obdzielić nimi całą rodzinę).
Ty wiesz, synu, że Ja jestem cichy. Nie narzucam wam swojej władzy ani darów moich wam nie wyliczam (ze zrozumienia: żebyśmy nie czuli się zobowiązani). Chcę, synu, abyś był zupełnie spokojny o swoją przyszłość, bo ona jest w rękach moich. I cieszę się, że żyjesz przyjmując spokojnie wszystko, co ci na każdy dzień daję. Tak właśnie trzeba.
Pamiętaj, że jesteś kochany miłością Boga, a więc nieskończoną, i chciej patrząc na każdego żyjącego obok ciebie człowieka (np. kolegów) zobaczyć w nim tę samą nieskończoną miłość, którą otaczam innych (bo ona jest różna dla różnych ludzi, ale tak samo nieskończona), i chciej ją ze Mną podzielać. Umacniam cię, synu, i daję ci moje błogosławieństwo przez ręce twoich rodziców.
— Dziękujemy Ci, Panie, za wszystko.
— Tylko rośnij, synu, rośnij.
Pan zwraca się następnie do ks. Stanisława.
— A teraz, Stanisławie, powiedz Mi, co cię tak bardzo martwi.
— Praca w nowej parafii, trudności bardzo liczne. Martwi mnie brak zrozumienia w Kościele dla sprawy obrony życia nienarodzonych. Martwi mnie...
— Ciągle się martwisz, ale dla czego nie zwracasz się do Mnie? A jeżeli się zwracasz, to dlaczego mi nie ufasz? (Pan)
Ks. Stanisław mówi, jak jest traktowany.
— A Ja? A jak ze Mną było? A czy Mnie nie odrzucano? (Pan)
— Ale Jezus nie miał wątpliwości co do siebie, a ja...?
Rozmowa schodzi na temat posługi w więzieniach.
— W więzieniach najstraszniejszą rzeczą jest wrogość. Każdy ksiądz powinien pamiętać, że z nim wchodzi Chrystus — o ile ksiądz nie stawia Mu przeszkód. Bóg jest Miłością i chciałby wprowadzić także w więzieniach ład, Boży ład. Chrystus lituje się także nad strażnikami, takimi biednymi, niewierzącymi. Uwaga odwiedzających skupia się raczej na więźniach, a strażnikom też potrzebne są łaski. I wobec więźniów, i wobec pilnujących ich osób powinna być ta sama postawa otwartości i życzliwości. Powinna być modlitwa strażników za więźniów, a więźniów za strażników. (Anna)
Pan mówi:
— Moje dziecko. Ja nie chcę dużo mówić, a tylko ciągle powtarzam jedno: że kapelan więzienny musi trzymać się cały czas Mnie, być czułym na mój głos i bezustannie zapytywać, jak zareagowałbym Ja. Gdyż więźniowie są jak bardzo chore dzieci. (Ze zrozumienia: Chodzi o rozwój wewnętrzny więźniów kryminalnych; są słabo rozwinięci, niewiele rozumieją. Trzeba uszanować te ich nieporadność wewnętrzną, nie chcieć za dużo). Należy pamiętać, że w więzieniu człowiek czuje się zniewolony (ze zrozumienia: tylko bardzo dojrzały człowiek może w wiezieniu czuć się wewnętrznie wolny).
Synu, kapelan musi kochać ludzi i tłumaczyć ich. Musi też odłożyć na bok swoją osobistą godność, dumę i uprzedzenie (nie może obrażać się na więźniów). Chciałbym, synu, żebyś zaproponował kapelanom więziennym, aby każdy z nich znalazł sobie grupę ludzi dobrej woli, dom zakonny lub zespół penitentek, które będą stale modliły się za ten zakład, za tych więźniów i za niego samego (za kapłana specjalnie w tym czasie, kiedy idzie do wiezienia, a za więźniów stale). Dobrze byłoby też, aby taka grupa osób ofiarowywała Mi wszystkie swoje cierpienia i trudności (przykrości) jako zadośćuczynienie za winy uwięzionych.
Ja mam wiele względów dla waszych starań płynących z bezinteresownej miłości bliźniego, a to dlatego, że jest to wasza nauka, wasze przygotowanie do życia w królestwie Bożym (ze zrozumienia: a Pana to cieszy, że dziecko się uczy).
A teraz, synu, oddaj Mi wszystkie swoje kłopoty, bo Ja naprawdę pragnę przyjąć je od ciebie, a ty tak kurczowo trzymasz je przy sobie. (Pan)
Pan dodaje jeszcze:
— Synu, Ja naprawdę nie stworzyłem cię do cierpienia. Najwięcej zmartwień przyczyniasz sobie sam, a przecież Ja jestem przy tobie i czekam, żeby ci pomóc. Proś Mnie o światło, o pokój wewnętrzny, o radość serca — ale jednocześnie proś za tych, którzy wywołują twoje cierpienia.
Teraz, synu, dzielisz utrudzenie całego narodu (ze zrozumienia: można je ofiarowywać Panu).
I jeszcze proszę cię, synu, żebyś idąc do domu rozmawiał ze Mną i kolejno imiennie oddawał Mi wszystkich i wszystko, co cię przygniata lub boli, tak jak gdybyś podawał Mi cegłę po cegle — bo chcę, żebyś spał spokojnie. Wciąż nie wierzysz, Stanisławie, że jesteś tak bardzo kochany... Błogosławię cię, synu. (Pan)
Proś Matkę moją, aby się nimi zajęła
25 IX 1989 r.
Rozmawiamy we troje z Wojciechem i Grzegorzem. Martwimy się o Polaków w ZSRR, przede wszystkim o Polaków na Litwie. Do rozmowy „włącza się" Pan:
— Weźcie ich w opiekę. Módlcie się za nich. Chrońcie ich modlitwą.
— Jadę niedługo do Lwowa. Proszę o opiekę, także „materialną" (...). Chciałbym wnieść „cegiełkę" do Twoich planów. (Wojciech)
— Dobrze, synu. Proś Mnie o błogosławieństwo na drogę; i dla tych, co jadą z tobą, także...
— Proszę. Proszę. (Wojciech)
— ...a w całej drodze nie stawaj w bezludnych miejscach. Przyjmuję, że chcesz, żeby twój wyjazd był Mi pożyteczny. (Pan)
— Tak.
— I że chcesz Mi usłużyć, tak jak będziesz mógł. (Pan)
— Tak.
— Zachowuj tę postawę stale. (Pan)
— Będę się starał. (Wojciech)
— A Ja to wykorzystam. (Pan)
— Prosimy o światło, byśmy ani nie działali zbyt pochopnie, ani nie marnowali okazji — zwracamy się do Pana wspólnie.
— Wy raczej jesteście skłonni do nadgorliwości niż do zwlekania. Dotyczy to wszystkich, którzy rozpoczynają współpracę ze Mną.
Rozmawiamy ze sobą zastanawiając się, kiedy rozpocznie się oczyszczenie świata. Rozmowa jest dość emocjonalna. Pan zwraca nam delikatnie uwagę:
— Nie dajecie Mi dojść do słowa.
Widzicie już, moje dzieci, pierwsze oznaki nadchodzących zmian. Bo Ja chcę odnowić oblicze ziemi. Wszystko, co nienawidzi i służy sobą mocom ciemności, zaczyna występować ze zdwojoną siłą i działać coraz aktywniej. Zobaczcie, co się dzieje w Bejrucie, co się dzieje w Chinach, a nawet tam, gdzie grupy ludzi nienawidzą się (wzajemnie): w Armenii, w Azerbejdżanie, w Afganistanie, w Irlandii, na Litwie... w wielu republikach ZSRR... Szatan żeruje na waszych uczuciach i emocjach i przemienia poczucie krzywdy w nienawiść — jeżeli pozwalacie, żeby działała w was przede wszystkim natura emocjonalna i nie macie oparcia w słowach mojego Syna (w Ewangelii). Jednocześnie Ja wzmagam w was dążenia ku braterstwu, sprawiedliwości, ku pojednaniu i zgodnemu współżyciu pomiędzy narodami, bo już zaczynam pielęgnować w was rozwijające się pragnienie życia w pokoju, zrozumieniu wzajemnym i przyjaźni (pomiędzy narodami i pomiędzy grupami ludzi).
— A czy mamy szansę? Niektórzy z naszych sąsiadów robią jak najgorsze wrażenie. (Wojciech)
— Wy nie dawajcie się ponosić emocjom. Nie odpowiadajcie złem na zło. Tłumcie w sobie gniew. Ponad wszystkimi nieporozumieniami starajcie się szukać tego, co wspólne. Dlatego musicie trwać w moim pokoju, czerpiąc siły ze Mnie. Bądźcie cierpliwi, bo Ja potrafię oszczędzić te tereny, na których ludzie Mnie służą, natomiast na inne obróci się ich własny (to znaczy mieszkańców) gniew i nienawiść — a Ja go wstrzymywać nie będę. Zobaczycie to, co wskazywałem wam i zapowiadałem w „Izajaszu" (chodzi o „Czytamy Księgę Izajasza z Panem"). Wszystkie moje słowa są prawdziwe — a więc staną się ciałem.
Jeżeli chcecie zyskać moje serce dla siebie i swoich najbliższych (ze zrozumienia: uradować Pana, ucieszyć, tak jakoś szczególnie), módlcie się za tych, którzy was nienawidzą i prześladują. (Pan)
— Parę dni temu modliłem się za Żydów, którzy napadli na klasztor w Oświęcimiu. Czy przyjąłeś, Panie, tę modlitwę?... I czy rzeczywiście chcesz, żeby szatan wypędził Twoje zakonnice spod bram Oświęcimia? (Wojciech)
— To tylko dołączyłeś się do ich (sióstr) modlitwy. (Ze zrozumienia: mądrość księdza Prymasa polega na ustępowaniu ze swoich racji dla zgody i pokoju). (Pan)
Pan przypomina radę Jezusa z Ewangelii: „Jeśli ktoś zabierze ci suknie, to oddaj mu i płaszcz".
— Oni nie zwrócili się przeciw naszym sukniom, tylko przeciw Twojemu krzyżowi! (Wojciech)
— Czy sądzisz, że mówisz mi coś, czego Ja bym nie wiedział? Przed chwilą powiedziałem wam: złość i nienawiść jest głupotą (taką duchową niedojrzałością człowieka...). (Pan)
— Może się mylę, ale miałem wrażenie, że Kościół w tej sprawie ustępuje przed potęgą Żydów, bo się ich boi, a nie z pobudek ewangelicznych — upiera się Wojciech.
— Motywy działania ludzkiego pozostaw Mnie.
Wy widzicie tylko dzień dzisiejszy i chcielibyście wszystko kształtować dla tego jednego dnia. Jeżeli do tego dopuszczam — dla waszej nauki — są to najkrwawsze chwile w życiu ludzkości. (W pamięci przewijają się błyskawicznie różne fakty znane z historii: rzeź w Wandei podczas Rewolucji Francuskiej, Rosja komunistyczna, 5 lat działania Niemców dla wielkości 1000— letniej Rzeszy, Czerwoni Khmerowie itd., itd.). Przecież na was samych robiono te eksperymenty. A wszystko dla osiągnięcia jak najszybciej własnej wizji uszczęśliwienia świata lub swojego narodu czy klasy. A że tworzone to było z wolnej woli człowieka, który uważał, że nie obowiązują go żadne prawa — moje ani ludzkie — i ustawiał się ponad nimi, pozostawiał tym samym dowództwo szatanowi, który natychmiast zajmował puste miejsce, z którego wyrzucono Boga (miejsce sprofanowane), i rozpoczynał swoją działalność zabójcy sumień, dusz i ciał ludzkich.
Cóż stąd wynika dla was, dzieci? Otóż trwajcie przy Mnie stojąc na straży swoich myśli, a przede wszystkim wypowiedzi — broniąc się tym samym od złych emocji. Proście Mnie o opiekę nad waszymi rodakami i oddawajcie ochronę ich życia w ręce Maryi, waszej Królowej. Pamiętajcie jednak, że męczennicy są posiewem mojego Kościoła i nigdy nikomu skrzywdzonemu nie stała się krzywda w moim świecie. Przeciwnie, zyskali niebo nawet ci, którzy nigdy by do niego inną drogą nie doszli (żyjąc tak, jak żyli, potępiliby się; Pan wskazuje na przykład Dobrego Łotra, uratowanego dla nieba).
Wobec tego powiedzcie Mi, dzieci, że Mi ufacie, że polegacie na Mnie i już z góry akceptujecie wszelkie moje „posunięcia". (Pan)
— Strona duchowa ufa, strona cielesna się zżyma. (Wojciech)
— Rozumiem cię, Wojtku, ale chciałbym, żebyś Mi dorastał. (...) Moje dzieci. Teraz uklęknijcie i przyjmijcie moje błogosławieństwo. Wojciechowi daję je dla całej rodziny.
Niczym się, mój synu, nie martw. Jeżeli Mnie pozostawisz prawo dysponowania sobą, a i twoim samochodem, na pewno nie spotka cię krzywda. Zachowaj tylko spokój. Nie działaj gorączkowo. Poddaj się mojemu kierownictwu. I wszędzie ze sobą zabieraj Maryję: wprowadzaj Ją z powrotem w Jej królestwo (przypomnienie, że śluby Jana Kazimierza miały miejsce we Lwowie przed obrazem Matki Bożej Łaskawej) prosząc, aby Ona sama zechciała działać. Przecież jesteś Jej synem. Jesteś Jej dworzaninem. Jesteś na Jej dworze, w Jej orszaku — bo chciałeś tego. (Pan)
— Chciałem. (Wojciech)
— Kiedy będziesz się modlił z Maryją w katedrze ormiańskiej, oddaj Królowej swojej Ormian — nie tylko Ormian polskich i w Armenii, ale na całym świecie — i proś o ich osłonięcie; a także proś, aby zechciała objąć swoim panowaniem — łagodnym, miłosiernym i gojącym rany — ziemie niegdyś wasze. A jeśli będziesz myślał o Ukraińcach, proś Matkę moją, aby się nimi zajęła na swój macierzyński sposób.
Wstawiaj się, synu, ponieważ z twojego własnego wyboru będziesz Jej towarzyszył przez całe twoje życie.
Daję wam moje błogosławieństwo, mój pokój (ducha), który tak bardzo jest wam teraz potrzebny. Zasilam was moją siłą. A tobie, Wojtku, pragnę dać więcej radości. Chciałbym, żeby twoja podróż do Lwowa była radosna. (Pan)
— Dziękuję. (Wojciech)
— I chciałbym też, abyś dzielił się z innymi radością, którą ci daję. Nieś nadzieję. Nieś optymizm i pogodę ducha opartą na Mnie (na Ewangelii jak na skale) i mów wszystkim, że kto się na Mnie oprze, tego Ja nie zawiodę. Umacniam cię w sobie. (Pan)
Ukazuję wam, jak na was liczę
28 IX 1989 r.
Zwracamy się do Pana w sprawie wyboru tekstów dotyczących Polski, którego opracowywanie właśnie kończymy.
— Cieszę się, żeście to zrobili. Dobrze byłoby, żebyście to skończyli do przyjazdu Jana, bo już jest czas, aby niektórych ludzi w sprawy polskie wprowadzać. (...) W tych tekstach jest wasza nadzieja.
Daję wam wgląd w moje plany dla waszego narodu. Jednocześnie ukazuję wam, jak na was liczę i jak bardzo wy powinniście polegać na obietnicy mojej. Uczę was też, jak możecie rozwijać w sobie miłość społeczną i jak ją praktykować.
Zapraszaj Mnie do towarzystwa i do współpracy ze sobą
30 (lub 29) IX 1989 r.
Modlimy się z o. Janem i Grzegorzem. Pan mówi:
— Moje dzieci, dziękuję wam za wasz trud dla Mnie.
— Pan jest cudowny! Przecież robimy to dla siebie, a nie dla Pana. (Anna)
— A Ja się cieszę, że chcecie to robić.
Wybieramy tytuł opracowanego wyboru tekstów: „Abyście się społecznie miłowali (Zadanie Polski w oczach Boga)".
— To zadanie jest trudne. (Anna)
— Wy musicie chcieć czerpać z mojego serca, z mojej postawy (postawy Jezusa Chrystusa), z moich słów. One muszą stać się waszymi, przeniknąć was.
Janie, o co chcesz Mnie spytać? (Pan)
— Chcę pracować i chcę być z Tobą. (o. Jan)
— Możemy to połączyć, synu. W każdym momencie, kiedy zasiadasz do pracy, zapraszaj Mnie do towarzystwa i do współpracy ze sobą. Wtedy będziemy pisać razem — oczywiście twoim stylem — i przebywać ze sobą, a obu nas będzie przenikała jedna myśl: „jak pomóc bliźnim". Czy ci to odpowiada? (Pan)
— Bardzo. Bardzo się cieszę, (o. Jan)
— Synku, przecież ty swoją pracą wyrażasz Mi swoją miłość.
Twoją modlitwą jest służenie innym wedle twoich umiejętności (Pan przypomina przypowieść o dwóch synach; ten, który poszedł i pracował, wyraził tym swoją miłość do ojca). Cieszę się, synu, że wciąż podejmujesz próby. I Ja niczego innego nie robiłem — przez całe swoje życie (Pan wskazuje na takie sytuacje, jak spotkanie z bogatym młodzieńcem, spotkania z faryzeuszami, próba ratowania Judasza). (...)
Chciałbym, synu, żebyś włączał Mnie w każdą chwilę swego życia. W czasie Ofiary mojej Ja z tobą podnoszę ku Ojcu chleb i wino — moją Krew i moje Ciało oddaję wtedy Ojcu wspólnie z tobą. I nie obawiaj się dołączać jak najwięcej próśb własnych (np. przed Mszą). Tak samo, synu, w czasie spowiedzi, kiedy tylko zasiadasz w konfesjonale, myśl, że jesteśmy tam razem, razem chcemy pomóc naszym biednym dzieciom i razem je kochamy.
Ojciec Jan wspomina pewnych kapłanów. Pan mówi:
— Jako ich brat w kapłaństwie módl się szczególnie za tych kapłanów, o których wiesz, że jest im trudno.
— Trzeba prosić również o łaskę Ducha Świętego? (Anna)
— Duch Święty to także Ja. Jeden jest Bóg. Czy masz, synu, jakieś szczególne problemy? (Pan)
— Jestem mocno zaniepokojony książką o św. Ignacym. To wywrócenie wszystkiego.... Będzie narada... (o. Jan)
— Wiedząc o tym oddaj naradzających się Mnie i proś Mnie, abym światło moje dał tym ludziom. Wiesz, że modlitwa wasza działa poza czasem i miejscem; odległości dla niej nie istnieją. Jeżeli jest to szczera prawda oparta na rzeczywistej trosce o waszą służbę Mnie, proś o usilne działanie moje. I założyciel wasz będzie tam obecny oraz wszyscy ci twoi współbracia, którzy pełnili swą służbę ofiarnie, zwłaszcza męczennicy.
Proś ich wszystkich o obronę mojego zamysłu względem was. Chciałbym, synu, abyś nawiązał z nimi bliższą przyjaźń na co dzień. Oni tak bardzo chcą wam pomagać. Kiedy do nich nikt się nie zwraca, to się czują jakby „odstawieni na bok".
— Prosimy ich wszystkich. (Anna)
— Malowałaś Andrzeja Bobolę — zawarłaś wówczas przyjaźń z nim (powinnaś ją podtrzymać). (Pan)
— Dobrze, Panie. (Anna)
— A będziesz pamiętała? (Pan)
— A ksiądz Skarga — jak bardzo jest potrzebny... (Anna)
— Wciąż za mało pamiętacie o tych, z których twórczości wciąż czerpiecie. Czyż nie winniście wdzięczności tym ludziom? (Długosz, Hozjusz i inni, którzy stali u podstaw narodzin państwa polskiego). (Pan)
— Dziękuję Ci, Panie. (o. Jan)
— Synu, oni wszyscy mogą cię wspomóc, bardziej niż do tej pory, jeżeli ty ich o to sam poprosisz (ze zrozumienia: oni w niebie mają coś z delikatności Pana i nie chcą się nam narzucać). Chciałbym, aby ta przyjaźń pomiędzy obu światami zacieśniała się. Czy masz jeszcze jakieś pytania, synu?
Ojciec Jan mówi o pracach, których się podjął i pragnie się upewnić, czy jego wyjazdy na spotkania naukowe są zgodne z wolą Pana.
— Synu, gdybym nie potrzebował ciebie tam, uniemożliwiłbym ci to, ponieważ liczysz na Mnie. W istocie cel, do którego dążysz, jest upragnioną obroną Mnie prawdziwego, żyjącego w Kościele. (Ze zrozumienia: Paweł, kiedy pisał do Żydów i do Rzymian, to też była chęć obrony Pana, obrony Kościoła przed zarzutami innych ludzi). A tyś Mnie już tak dobrze poznał, że rozumiesz Mnie i wiesz, że moim pragnieniem jest, żeby Kościół stawał się poszerzeniem mojej natury przez udział w niej każdego z was. A Mnie proś o siłę. (Ze zrozumienia: Pan chce, żeby ojciec Jan był widziany jako naukowiec).
— Dziękuję Ci, Panie, za słowo umocnienia, (o. Jan)
— Prosimy Cię, Panie, o wskazówki do fragmentu dotyczącego mesjanizmu, który wzbudził kontrowersje.
— Jeżeli pojedynczy człowiek czuje powołanie do bycia lekarzem, Bóg mu tego nie zabrania. Jeżeli naród odczuwa powołanie, że tak powinien żyć, że tym mógłby służyć, to także jest jego powołanie (chodzi o wolność wyboru służby Bogu). Naród tak samo chce służyć Panu tymi środkami, które są mu najbliższe, a nie wynosić się nad inne. A jeśli prawa jego oparte są na prawach Bożych, a zwłaszcza na przykazaniu: „abyście się społem miłowali", to prawa te będą skuteczne i pomocne innym narodom.
Daję wam moje błogosławieństwo, daję siłę i moc konieczną dla was do wytrwania w tych ciężkich czasach. Nie gorączkujcie się, nie przejmujcie się niczym. Jeżeli Ja was nie przynaglam, nie przynaglajcie się sami. Róbcie to, co możecie, kiedy możecie bez uszczerbku dla waszych sił — bo mogą przyjść chwile, kiedy będziecie musieli robić dużo więcej.
Zasilam moją miłością, przygarniam was do serca. Bądźcie ze Mną stale, dzieci. Niech błogosławieństwo Boga wszechmogącego spocznie na was i nie opuszcza was.
Wasze prośby będą ich ratunkiem
8 X 1989 r., niedziela
Podczas modlitwy w pewnym zakonie, w której uczestniczy pięciu gości i najpierw jeden, a później trzech domowników, zapraszamy Pana — jako Gospodarza domu — do wspólnej rozmowy; mówimy, że pragniemy być z Nim. Pan od razu odpowiada:
— Moje dzieci, żebyście wiedzieli, o ile bardziej Ja chcę być z wami! Stworzyłem ludzkość do wymiany miłości. (Ze zrozumienia: Pan zawsze chciał przebywać z nami jak ojciec z dziećmi. Już w raju przechadzał się i rozmawiał z Adamem. Pan przypomina, że rozmowa słowna jest normalnym sposobem porozumiewania się ludzi i dlatego Pan też prowadzi ją z nami — jeśli pragniemy wysłuchać Go i wierzymy, że to jest prawdziwa rozmowa z Nim).
Rozmawialiście o obecnych czasach, zastanawialiście się, co będzie, a przecież Ja wam to mogę powiedzieć. (Zastanawialiśmy się, czy najgorsze zagrożenie już minęło, czy też jeszcze trwa). Zachęcam was, módlcie się nieustannie za wasz kraj, ale i za całą ludzkość na ziemi. Módlcie się za konających i umierających w przerażeniu (ludzi zaskoczonych nagłą śmiercią), tak jakby to się już działo, bo kiedy się stanie, wasze prośby będą ich ratunkiem. (Ze zrozumienia: Bóg jest poza czasem. Kiedy my nasze prośby wstawiennicze oddajemy Panu, zanurzamy je w wieczności, niejako przenosimy z wymiaru czasu w wieczną rzeczywistość Bożą).
Czas oczyszczenia ziemi już się zaczyna. Waszym ludzkim, braterskim obowiązkiem jest teraz troska o bliźniego swego bardziej niż o siebie samego, bo wy powierzając się Mnie wiecie, że będziecie ocaleni (ze zrozumienia: chodzi o życie wieczne) — i mogę was zapewnić, że nikt, kto tak czyni i trwa w tym postanowieniu, nie zginie — natomiast miliony ludzi są zagrożone na wieczność, gdyż Ja sprawiedliwość swą obrócę na tych, którzy wiedzą o Mnie, a świadomie odrzucają wszystkie pomoce moje, i ponadto niszczą Mnie w umysłach i w sercach innych ludzi (ze zrozumienia: usuwają obraz Boga wielorakimi sposobami, np. przez satanizm, narkotyki, wyuzdanie, deprawacje, materializm, bezideowość, ateizm).
Wam nie mówię: „głoście im moje przebaczenie za jedną sekundę prawdziwego żalu", gdyż chcę was mieć tu — w królestwie mojej Matki, która osłoni was, ale módlcie się za nich i pamiętajcie o nich, bo nie jesteście lepsi (Pan przypomina wieżę w Siloe), a tylko Ja ulitowałem się nad wami z powodu nieszczęścia waszego, zaś bracia wasi z mojego królestwa przez swą ufność i zawierzenie Mi wyprosili wam łaskę moją (Pan przypomina, że 200 lat ostatnich to wielkie cierpienia narodu polskiego).
Jeżeli jednak otrzymaliście jako Królową Matkę moją, powinniście współpracować z Nią trwale i wiernie. Ona jest Matką Kościoła i Królową świata (ze zrozumienia: Maryja króluje w sercach ludzkich — nie tylko w tych krajach, które przyjęły Matkę Bożą jako Królową). Jest też Ucieczką grzeszników i Orędowniczką waszą. Nie zapominajcie więc o nikim, a zwłaszcza o tych, których za „złych" uważacie — z wszystkich narodów świata (ze zrozumienia: teraz konieczna jest stała modlitwa za innych).
Potem Pan pyta jednego z braci:
— Jerzy, czy możesz się podpisać, czy możecie wszyscy podpisać się pod tym moim życzeniem? Mówisz, że chciałbyś z całego serca, a Ja ci odpowiadam, że powinieneś, bo pragniesz braterstwa ze Mną. Przypomnij więc sobie moją modlitwę na krzyżu: „Ojcze, nie poczytaj im tego grzechu". Jeśli, synu, będziesz chcieć tego, Ja ci będę przypominał.
Pytałeś Mnie, czego pragnę od waszej wspólnoty. Trwajcie przy Mnie, a w miarę potrzeb dzielcie się z otoczeniem waszym tym, co otrzymaliście ode Mnie: pewnością mojej miłości, opieki i pomocy, pewnością mojej obecności wśród was — obecności Ojca, czułego, troskliwego i opiekuńczego (kochającego miłością czułej matki, czyli dbającego o wszystkie potrzeby swych dzieci). Chcę, aby wasza pewność udzielała się i rozszerzała na innych (w miarę narastania zagrożenia).
Bardzo potrzeba Mi w waszym kraju takich oaz zawierzenia, do których będą mogli przychodzić wszyscy spragnieni. (Jako porównanie Pan daje obraz oazy: dookoła ogromne połacie gorącego, jałowego piachu i zmierzające ze wszystkich stron szeregi ludzi zmęczonych, spragnionych wody, odpoczynku, cienia — zaś pośrodku oazy, wśród bujnej, żywej zieleni tryskające źródło krystalicznie czystej, zimnej, wciąż wypływającej wody).
Czy chcesz Mnie jeszcze o coś zapytać?
Ja was prowadzę z dnia na dzień i tak jest dobrze. Wasze życie ma płynąć naturalnie, w oparciu o zawierzenie Mnie. Wy nie powinniście się niczym niepokoić, ponieważ jesteście Moi.
Jerzy myśli z żalem o tym, że nie powstają dalsze wspólnoty. Dlaczego? Może oni nie są godni? Może Pan dlatego nie chce im pomóc?
— Oj, synu, synu. Czy Ja nie chciałbym mieć więcej swoich dzieci? Odpowiadam ci (Pan mówi to jakby z uśmiechem), że nie jesteście i nigdy nie będziecie „godni" (ze zrozumienia: to dotyczy wszystkich ludzi), ale Ja jestem godzien, a Ja was kocham i ta miłość sprawia, że stajecie się coraz bardziej cząstką Mnie samego. (Pan)
Potem Pan pyta, czy ktoś z nas nie pragnie od Niego rady. Wojtek ma wątpliwości, czy dobrze postępuje w stosunku do bliźnich... Pan mówi:
— Sam sobie odpowiedziałeś. Dobrze wiesz, że kiedy odchodzisz od rzeczywistej miłości bliźniego — która zawiera akceptację każdego człowieka takiego, jakim jest, choćby ci się to nie podobało (np. wrogo do ciebie nastawionego) — tym samym oddalasz się ode Mnie. (Pan)
— Często proszę Cię o dar Twojej miłości, Twojej dobroci. Czy to jest możliwe do otrzymania? (Wojtek)
— Synu, czy usiłujesz wciąż stawać się coraz gorszym?
— Nie.
— Przecież Ja twoje pragnienia, twoje i wszystkich tu obecnych, znam, i to Ja was przemieniam. Obiecuję wam też, że nigdy w usiłowaniach swoich nie ustanę, aż doprowadzę was do swego domu, ale pozostaw Mi, synu, czas; bądź cierpliwy względem siebie samego.
Widzisz, Wojciechu, Ja nie czynię takich cudów, jakich wy byście pragnęli (natychmiastowych), a to dlatego, że życie dałem wam jako czas wyboru, czas nieustannych wyborów. Cóż możecie Mi dać w zamian za ten dar, jeśli nie nieustanne ponawianie wysiłków, które mówią Mi, że pragniecie stale i na zawsze należeć do Mnie. One świadczą, że chcecie zawsze być ze Mną.
Wojtek prosi o pomoc dla Marysi (straciła pracę i mieszkanie służbowe, zarabia grosze, a przy tym gorliwie służy wspólnocie).
— Ja pomogę, ale wy starajcie się (w znaczeniu: wy powinniście się tym naprawdę przejąć i chcieć znaleźć wyjście), a ona niech Mi zawierzy.
Synu, bądź spokojny, bo Ja pamiętam o tobie. (Pan)
Wojtek martwi się o słaby rozwój grupy charyzmatycznej i brak jedności.
— Módl się za grupę ty, skoro to widzisz, zwłaszcza przed przyjściem na spotkanie. (Pan)
Do Andrzeja Pan mówi sam:
— Andrzeju, Ja ci nie zagradzam drogi i nie mówię „nie ucz się". Dlatego staraj się, dowiaduj i szukaj, a wtedy pomogę ci. (Nie będę ci mówił, na jakim wydziale chcę cię widzieć, abyś sam mógł wybierać w wolności).
Dzieci, teraz chciałbym, abyście uklękli i przyjęli moje błogosławieństwo.
11 X 1989 r.
Spotykamy się z ojcem Janem i Grzegorzem. Chcemy się zwrócić do Pana, lecz nie umiejąc zacząć, czekamy na Jego inicjatywę. Anna mówi:
— Nieprzyjemnie nam, że tak „stoimy przed Tobą" prosząc: „Mów, mów!"
— Ja nie tak patrzę na was. Cieszę się, że chcecie Mnie usłyszeć. (Pan)
— Proszę za Stanisławę i znajomą zakonnicę, (o. Jan)
— Cóż innego możecie, jak oddać je Mnie? (Pan)
— Prosimy za te osoby.
— Synu, ona (o zakonnicy) cię prosi o podtrzymanie, ale wolałbym, żeby o podtrzymanie zwracała się wyłącznie do Mnie, bo przecież Ja jestem tym, którego wybrała, któremu zaufała. Powiedz jej ode Mnie, że Ja się spodziewam po niej, że będzie Mi każdego dnia mówiła, co ma do zrobienia tego dnia — z prośbą o pomoc i otuchę. Ja w ciszy tabernakulum oczekuję na wasze odwiedziny i zwierzenia. Niech Mi nie mówi (stale) o swojej miłości, bo wiem, że Mnie kocha, niech Mi mówi o swoich utrapieniach, kłopotach, o swoich zmartwieniach z powodu innych osób; niech Mnie pyta o radę, powierza Mi z pełnym zaufaniem te siostry, o których stan duchowy szczególnie się troszczy — bo Ja tego się po niej spodziewam.
Człowiek się troszczy, cierpi, męczy, czyni rozliczne wysiłki i ma mnóstwo zmartwień i kłopotów, a obok stoi najbliższy Przyjaciel, który o tym wie i który może wszystko dla niego uczynić. Ale Mnie mówi się tylko o swojej miłości, a nie o utrapieniach dnia bieżącego, i nie zaprasza do pomocy, a tym bardziej nie prosi się, abym to Ja zastąpił moje stroskane dziecko zdejmując mu ciężar (działając zamiast niego i podpierając moim potężnym ramieniem). Pomyślcie, czy nie jest to brak zaufania do Mnie? Mnie też jest bardzo smutno, kiedy ktoś uginając się pod ciężarem, nie chce Mi go oddać, nie chce pozwolić, abym niósł go Ja, dla którego nic nie jest za ciężkie.
Przekaż córce mojej, że oczekuję jej pełnej szczerości i pragnę, aby mówiła Mi o wszystkim, co jej dotyczy. Dla Mnie nie ma spraw drobnych. Jestem jak matka. Pragnąłbym od razu opatrzyć każde draśnięcie nie czekając, aż przyniosą Mi dziecko z przetrąconymi nogami. Powiedz jej, że sama, jak każdy człowiek, jest słabością. Ja to widzę. Niech Mi więc mówi, jakiej pragnie pomocy, niech prosi o to, co by jej ulżyło (chodzi o normalne rozmowy, a nie o „prawienie grzeczności" czy wręcz puste słowa).
Pan dodaje po chwili:
— Tak, jestem Ojcem i Matką zarazem. Największą krzywdę czyni Mi ten, kto mówi o Mnie jak o Bogu gniewnym, mściwym, wymierzającym karę. Jeśli możecie, prostujcie te mniemania — wszędzie, gdzie je spotkacie (ze zrozumienia: będzie to tak, jakbyśmy wyjęli chociaż jeden kolec z korony cierniowej Pana).
Powiedz jej jeszcze, że teraz jest czas proszenia Mnie o uratowanie całego świata, o zbawienie każdego człowieka. I dołącz moje słowa do cierpiących. Chciałbym, aby się nimi dzieliła i sama je wzięła do serca. Na koniec napisz jej, że jest moja, więc czegóż może się bać?
A ty, Janie, czy martwisz się czymś teraz?
Jan wylicza prace. Potem mówi, że niepokoi się o nowy tekst o wychowaniu zakonnym, gdzie poświęcono tak mało uwagi Bóstwu Chrystusa.
— Czy mam podjąć działania w tej sprawie? (o. Jan)
— Synu, wystąpisz w obronie Ojca. Zrób to. Jak — to twoja sprawa, ale nie milcz, jeśli uważasz, że jestem obrażany lub umniejszany. Nie gódź się nigdy biernie z takim stosunkiem do Boga.
Wasz zakon nie istnieje sam dla siebie, istnieje dla Mnie, i im szybciej to zrozumie, tym lepiej, gdyż mogę go usunąć w cień, a do straży swojej najbliższej przyjąć zakony nowe, młode, pełne szczerości, entuzjazmu i prostoty. Bo to Mi jest potrzebne w was, natomiast wasza wiedza, z której jesteście tak dumni, w moich oczach jest gaworzeniem dziecka zawsze wtedy, kiedy jej nie wspomagam swoim światłem. (Pan)
— Bardzo dziękuję za te piękne słowa... I może jeszcze dla Stanisławy bym poprosił... (o. Jan)
— Ja jestem przy niej. Ona wie, że ją kocham. A ty powiedz tylko, że przynosi Mi radość, pociesza Mnie, i kiedy Mnie ludzie ranią, przychodzę odpocząć przy takich moich córkach jak ona. Ona Mi ufa, polega na Mnie, i tym Mnie uszczęśliwia. Powiedz jej, że kiedy ją zabiorę, mój dom będzie dla niej od razu otwarty, ale teraz niech jeszcze prosi za innych i ofiarowuje wszystko za zbawienie dusz (także jej bliskim jest potrzebne jej orędownictwo). Przytul ją do serca w moim imieniu i przekaż jej moje błogosławieństwo, a z nim moją siłę i moc. (Pan)
— A co mamy robić w sprawie tych opracowywanych wyborów tekstów? — pytamy.
— Robicie wszystko według moich życzeń. Spokojnie, dzieci. (...) (Pan)
Zwracamy się do Pana prosząc za siostrę, znajomego.
— Powiedz mu tylko tyle, że im bardziej on będzie się starał być blisko Mnie, im chętniej on będzie działał dla dobra mego królestwa, a nie dla siebie, tym bardziej Mnie zobowiąże (żebym jej pomógł). Bo wy powinniście i możecie „zapracowywać" jedni na drugich — ci, którzy Mi ufają, na tych, którzy są daleko. Powiedz mu też, że Ja ją kocham i dbam o nią nie mniej niż o każdego innego człowieka na ziemi (Pan chce, żeby ten znajomy pamiętał, że Bóg dał życie za nią, że stworzył ją do szczęścia i że chce ją mieć w swoim królestwie).
(...)
Prosimy za chorą i słabą Grażynę.
— Wiem o niej wszystko. Niech ofiarowuje to, co obecnie przeżywa, za innych ludzi, za tych, którym zagraża wkrótce śmierć — uprzedzając przez to nadchodzące wydarzenia i prosząc bezinteresownie, bo za nieznane jej osoby.
— Dziękujemy Ci, Panie, za to, co czynisz, za panowanie Maryi, za to, że wypełnia się wszystko, o czym czytamy (co było dawno zapowiedziane).
— Jeszcze tego nie rozumiecie (nie wszyscy), ale przyjdzie jeszcze czas, że zobaczycie wyraźnie, że Ja i tylko Ja jestem panem waszych losów. Na placach i ulicach waszych miast będziecie Mi dziękować. (...) (Pan)
— Potrzebujemy, Panie, ...siły.
— A Ja daję ją wam z radością. Przyjmijcie moje błogosławieństwo, błogosławieństwo Boga Wszechmogącego w swojej pełni (w pełni trzech Osób w Trójcy Świętej). +
Ojciec raduje się samodzielnością swoich dzieci
21 X 1989 r.
Modlimy się z Grzegorzem. Pan mówi:
— Moje dzieci. Cieszę się wami. Cieszy Mnie, że rozumiemy się bez słów. Bo ojciec, w miarę jak mu dzieci dojrzewają, raduje się, że działają samodzielnie rozumiejąc jego zamiary. Ojciec kochający raduje się samodzielnością swoich dzieci. Wcale nie pragnie, żeby co chwila stawały przed nim pytając: „Co rozkażesz, Ojcze?" Serce jego naprawdę cieszy to, że one chcą dobrowolnie brać udział w realizacji planów ojca — planów, które uznają tym samym za swoje.
Grzegorzu, przekaż moje błogosławieństwo twojej żonie i powiedz, że pragnę ją umocnić. Niech mi dzisiaj wieczorem odda wszystkie swoje ciężary (nie musi mówić długo, ale niech Mi zaufa) i powie o wszystkim, co tak ciężko jej dźwigać. Bo Ja pragnąłbym ją przytulić do serca.
Daję wam, dzieci, moje błogosławieństwo.
Póki choć jedna z was kocha Mnie...
23 X 1989 r.
Modlimy się z siostrą zakonną.. Mówi Pan:
— Cieszę się, że jesteście ze Mną, dzieci. Ale że trapią was liczne wątpliwości, więc pytajcie.
— Moja kochana córko. Wstępując do zakonu złożyłaś ślub posłuszeństwa, traktuj więc wolę przełożonych jako wolę moją — choćby była ona sprzeczna z moimi życzeniami — ze względu na twoje posłuszeństwo, a Ja wykorzystam twoją postawę dla twojego dobra. Nie pytaj, dlaczego. Właśnie tak! W tym jest wierność posłuszeństwu (ślubowi). To wykorzystam dla twego duchowego wzrostu.
Moja córko, pozwól Mi się prowadzić. Zrób Mi tę radość i pozostań w moich rękach (Pan nawiązuje do powiedzenia św. Teresy od Dzieciątka Jezus: „być jak piłeczka w rękach Jezusa"). Całą duszą i ciałem bądź moją.
Po przedstawieniu sytuacji niewłaściwego postępowania innych sióstr wobec nowicjuszek i zapytaniu Pana o rade, słyszymy Jego odpowiedź:
— Czy chcesz, bym dał ci radę najdoskonalszą? Całe swoje cierpienie każdorazowe, jak i stałe łącz z moim cierpieniem z tego powodu (Pan cierpi tu więcej) i ofiarowuj Ojcu z prośbą o pomoc. To wcale nie znaczy, że pomoc przyjdzie od razu. Niezależnie od tego, co dzieje się w zakonie, pragnę, abyś ty radowała się moją miłością, moją obecnością wśród was, wynagradzając Mi w ten sposób brak tego wszystkiego u innych. Póki choć jedna z was kocha Mnie naprawdę, wasz zakon może się zawsze odrodzić i zostać napełniony Duchem Świętym.
A jednak, córko, chciałbym, abyś z większą czułością i troską myślała o tych, co tęsknią do Mnie, a nie mogą Mnie spotkać, którzy przyjęliby Mnie na kolanach, gdyby mogli przyjść do Mnie. (Ze zrozumienia: Pan liczy, że będziesz podzielała Jego miłość do ludzi, którzy zostali pozbawieni Boga nie ze swojej woli, są spragnieni Boga bardziej niż my, którzy lekceważymy stałą obecność Pana i nie znamy głodu duchowego).
Przyjmij wszystko, co dla ciebie planuję, co nie znaczy, że pojedziesz (na misje), że właśnie tak się stanie, jak tego pragną inni w stosunku do ciebie. Czyż nie pomogłem ci w sprawie tej siostry? Ufaj Mi i powierzaj ciągle siebie.
31 X 1989 r.
Po rozmowie z Grzegorzem o wojnach i kataklizmach (że to się może jeszcze zmienić w stosunku do znanych nam zapowiedzi) Pan mówi:
— Mój synu. Wszystko, co było wam mówione, było mówione z mojej woli. (...) Przygotujcie się na jutrzejszy dzień (Wszystkich Świętych). Zapraszajcie waszych przyjaciół do siebie — w duchu — z całą miłością i serdecznością. Mówcie z nimi i proście ich o towarzyszenie wam przez cały dzień.
Ja życzą sobie, abyście się naprawdę pokochali.
Mój synu, teraz jest już późno. Dlatego pozostawmy rozmowy do momentu, kiedy będziecie mieli więcej czasu...
Po zapytaniu o siostrę (malarkę).
— Ona żyje w innym świecie. Dla niej najważniejszą rzeczą jest twórczość. Ona dojrzewa powoli...
Chciałbym wam, dzieci, dodać sił. Umacniam was swoją siłą, otaczam swoją opieką. Umocnieni Mną przekazujcie innym moją miłość.
Jak mam was obdarzać, jeśli nie przez wasze ręce
2 XI 1989 r.
Modliliśmy się we dwoje. Wojciech mówił Panu, że nie wie dlaczego, ale pragnie stale być bliżej Boga i boli go, że tylu ludzi obywa się bez Niego. Pan odpowiada:
— Synu, człowiek jest jak opiłek żelaza, przyciągany (do Boga) z natury swej przynależności (jest stworzony przez Boga z miłości), i nie uspokoi się wcześniej, niż gdy przylgnie na zawsze do pełni miłości, do „magnesu", który go pociąga ku sobie. (...)
Po prośbie o światło w sprawie rodziny Pan tłumaczy:
— Synu, ty jesteś najdojrzalszy w swojej rodzinie, dlatego na tobie spoczywa obowiązek troszczenia się o jej stan duchowy. Nie namawiam cię do „głoszenia" (czyli do mówienia z nimi o Bogu), ale chciałbym prosić cię, abyś wytrwał w miłości do nich. Dlatego wszystkie swoje przykrości bez względu na miałkość sprawy ofiarowuj Mi, prosząc o ich przebudzenie i zwrot ku Mnie, łącząc je z Ofiarą moją. Bo to Ja daję ci warunki życia takie, a nie inne i według nich możesz żyć ze Mną lub beze Mnie. Ofiarowuj Mi, synu, każdy dzień od rana ze wszystkim, co ci w nim dam, dziękując Mi z góry za każdego człowieka, z którym cię w nim spotkam, i prosząc Mnie, abym w każdym spotkaniu wziął udział — a wtedy nikt z tych ludzi nie odejdzie nie obdarowany. Bo Ja tak pragnę was obdarzać, a jak mam to czynić, jeżeli nie przez wasze ręce, wasze słowa, wasz uśmiech...?
Po przedstawieniu spraw prywatnych Pan odpowiada Wojciechowi:
— Cieszę się, synu, że Mi to mówisz. Bo widzisz, Ja wiem o wszystkim, co was dotyczy, ale jeśli wy nie mówicie Mi o tym, to znaczy, że nie pragniecie wprowadzać Mnie w te sprawy lub że radzicie sobie dobrze beze Mnie — a Ja się nigdy nie narzucam. Natomiast wtedy, kiedy oddajesz Mi do mojej decyzji twoje problemy, staję się za nie odpowiedzialny — Ja, jeżeli zaś trwasz stale w zawierzeniu Mi, Ja staram się układać twoje życie wedle twoich próśb. Czasem nawet mogę zmienić moje plany, bo nie tyle dotyczą one takiej lub innej drogi życia; dotyczą one przede wszystkim twojego zbliżenia ku Mnie, a ono może się odbywać na każdej drodze.
Pomyśleliśmy, że widocznie wielkie i konkretne plany Bóg ma tylko dla „wybranych", a my, zwyczajni, grzeszni ludzie, możemy żyć, jak sami zapragniemy, aby tylko z Bogiem. Pan nam to natychmiast wytłumaczył:
— Plany moje w pełni realizować mogą tylko ci, którzy proszą Mnie gorąco i stale, abym pomógł im w najszybszym i najbardziej pożytecznym dla świata zbliżeniu ku Mnie.
Oddajemy nasze dalsze sprawy Panu. Pan odpowiada:
— A Ja je przyjmuję.
4 XI 1989 r.
Modlimy się we dwoje z Grzegorzem.
— Chcę wam ukazać, na prośbę Grzegorza, moje zamierzenia. Dotyczą one bardziej rasy białej niż innych, ponieważ to wy (biali) zbłądziliście najbardziej; i tym narodom pośród was, które ocaleją, pragnę dać szansę odrodzenia i szybkiego naprawienia win poprzez skierowanie całej waszej działalności ku dzieleniu się, wspomaganiu i naprawianiu krzywd wyrządzonych innym ludom ziemi.
Wam zaś, Polakom, powierzam nawrócenie siebie i pomoc wszystkim waszym sąsiadom, pomoc ku wejściu na drogi moje:
— poprzez wszelkie jednostkowe i zbiorowe działania czynione w tym celu (misje);
— poprzez ustanowienie ustroju opartego na prawach moich, który stanie się wzorcem dla innych narodów, jeżeli potraficie zgodnie i w miłości wzajemnej żyć w nim.
To jest moje zamierzenie dla ludzkości na koniec tego i na początek nowego wieku. Czy to jest jasne?
— Tak. Tu widać, jak Ty myślisz, Panie, o naszych dzieciach i wnukach (następnych pokoleniach) i o narodach skrzywdzonych przez państwa europejskie. (...)
Kataklizmy, córko, będą, zresztą widzisz, co się dzieje i w jak szybkim tempie się zbliżają (chodzi o ostatnie liczne trzęsienia ziemi). Ten czas już się rozpoczyna, ale wy nie lękajcie się. Zajmujcie się tworzeniem nowych form...
Moje dzieci, szczegółowo mówić wam nie będę, bo to, co powiem, i tak niczego by nie zmieniło (ludzie nie traktują ostrzeżeń poważnie). A poza tym pragnę, aby zaznali lęku i trwogi przedśmiertnej ci, którym one są najbardziej potrzebne: bogaci i pewni siebie, zatwardziali w swoim zepsuciu, traktujący ubogich z pogardą i lekceważeniem; ci którzy śmieją się z miłosierdzia, gardzą współczuciem, sami mianując siebie władcami losu i życia innych ludzi; ci, którzy odrzucili Mnie ze swego życia (odepchnęli z odrazą i niechęcią). Ich działalność pragnę zakończyć.
Myślisz, że ich nie żałuję. Żałuję. Ale po stokroć bardziej lituję się nad tymi, którym oni niszczyli i niszczą życie, nie pozwalają żyć po ludzku, godnie — a takich są miliony. Tych, którzy Mnie sami nie chcą, uratować nie mogę, ale mogę wyzwolić skrzywdzonych przez nich, uciemiężonych, uwięzionych i prześladowanych.
Chciałbym, żebyście pościli — cały naród
6 XI 1989 r.
Modlimy się z ojcem Janem i Grzegorzem.
— Oddać Ci, Panie, pragnę moje penitentki. (o. Jan)
— Pan pyta, co ze zjazdem ekonomistów. (Anna)
— Referat już przygotowałem, (o. Jan)
— Pan życzy sobie, żeby ojciec podtrzymywał te znajomości, żeby ci z nich, którzy są ateistami, zobaczyli, że dla ojca nie ma to żadnego znaczenia, że ojciec szanuje ich człowieczeństwo. (Anna)
— Wychodź im naprzeciw, synu. Jeżeli zaproszą cię na rozmowę, to idź, rozmawiaj. Tylko działaj sposobem moim, a nie tradycyjnym... Chciałbym, żeby ci ludzie wiedzieli, że zawsze mogą odnaleźć cię w potrzebie, i to zawsze tak samo życzliwego i pragnącego im służyć swoją pomocą. (Pan)
— Tęsknię do spotkań z mądrymi kobietami... (Anna)
— Powiedz Janowi, żeby zwracał uwagę na kobiety. Mogą być bardziej zdolne do przyjęcia moich słów, a wtedy one mogą zapalić innych. (Pan)
Moje dzieci, uporządkujmy wasze pytania. Oddałeś Mi, Janie, twoją penitentkę i jej sprawę. Chcę, żebyś przypominał Mi o niej (co najmniej przez tydzień) przy składaniu Ofiary. Zrób Mi też przyjemność, synu, i powiedz Stanisławie, że dziękuję jej za to, co Mnie podarowała (za jajka i jabłka dla Anny) — bo jakżeż inaczej mogła Mi ofiarować coś z tego, co posiada, jeśli nie przez ludzi (Pan nawiązuje tu do Ewangelii: co dacie, to wasze, co zatrzymacie, to stracicie). Chcę też, żebyś jej udzielił w moim imieniu błogosławieństwa i słów zachęty przy najbliższym spotkaniu, a Ja dodam jej sił — przez twoje ręce.
— Przy Tobie, Panie, człowiek ma ochotę się śmiać (z radości). (Anna)
— To lepiej, niż gdybyś płakała. (Pan)
— Jest mi wstyd: im ogólnie jest gorzej, tym ja jem lepiej. (...) Czy nie powinniśmy teraz pościć? (Anna)
— Chciałbym, żebyście pościli, i to wszyscy, cały naród. Niechaj to będzie post od myśli nieżyczliwych i zniechęcających, pełnych zwątpienia (mamy nie wątpić w nasz naród ani w możliwości jego zmiany na lepsze).
Włącza się i „podpowiada" matka Anny:
„Bądź pełen wiary, bądź pełen nadziei,
Ty, śród olbrzymiej klęsk i prób zawiei
Zmartwychwstający mój polski narodzie!!!"
(z „Testamentu poety" Z. Krasińskiego)
Mówi Pan:
— Chciałbym, abyście wszyscy nie tylko wierzyli — tak jak już wierzycie — w moją miłość do was, moją pomoc i moją współpracę z wami, ale chcę, abyście planowali na przyszłość, obmyślali koncepcje, poddawali innym sugestie opracowań, wizji przyszłości, aktywnego udziału w życiu intelektualnym.
Na naszą wzmiankę na temat aktualnych wydarzeń politycznych Pan mówi (najpierw do o. Jana):
— Synu, Ja nie chcę, abyś był politykiem. Chcę, żebyś był twórczy wobec twoich uczniów i współbraci. Dziel się z nimi naszymi planami podsuwając im tematy.
Mówcie też, dzieci, o tym, że ślepe naśladowanie Zachodu nie jest wam konieczne, że tworzycie swój własny system dla swego narodu według jego potrzeb, a nie potrzeb Szwedów czy Francuzów. Niech ludzie dobrze przemyślą, jaka jest hierarchia rzeczy istotnych w waszym kraju. Bo brzuch nie jest najistotniejszą częścią istoty ludzkiej. We wszystkim powinien być umiar i harmonia. Wszystkie potrzeby człowieka powinny być zaspokajane; i na pewno potrzeba sprawiedliwości i właściwej oceny człowieka jako osoby ludzkiej z jej prawdziwą godnością ważniejsza jest niż sute i tłuste jedzenie. (...)
Synu, a czy ty nie uważasz, że twoi klerycy też mogliby służyć innym? (...) Synu, nie mów o jednym, drugim kleryku, tylko porozmawiaj o wszystkich klerykach ze swoim przełożonym domu: o tym, czy klerycy nie mogliby się włączyć w akcje charytatywne, np. w pomoc Hospicjum, odwiedziny w szpitalach, pomoc ludziom chorym i bezwładnym, samotnym. Nie przedstawiaj tej tematyki jako własnego planu, tylko zadawaj pytania, pobudzaj do myślenia, do działania. (...) Pamiętaj, synu, że Kościół zapomniał o swojej roli niosącego pomoc i miłosierdzie. Płakał nad odebraniem sobie — przez państwo — funkcji samarytanina, a teraz, kiedy może ją podjąć, nie spieszno mu. Powinniście jedni przed drugimi ubiegać się o pierwszeństwo w niesieniu ludziom miłosierdzia, i to nie przez rozdawanie tego, co wam zbywa, a przez wspólne ponoszenie trudów w działaniu (charytatywnym). (...)
Nie wątp, synu, w jedno — że Ja porządki zrobię w całym moim domu. I was one też nie ominą. Ciągle budujecie na piasku, zwłaszcza Zachód. I ciągle się wam wydaje, że teraźniejszość będzie trwała wiecznie. A błąd wasz polega na tym, że budujecie sami wedle własnych uzdolnień — które Ja wam dałem, ale o tym zapominacie. (...)
Kiedy już przygotujecie teksty o Polsce, postarajcie się zapoznać z nimi kilka osób, którym ufacie. (...) Teraz, dzieci, jest czas na oczyszczenie, przygotowanie i początki akcji miłosierdzia w waszym kraju. Ci, co szykują się do wyruszenia na misje, niech się powoli zapoznają z moimi wskazaniami, a Ja chciałbym porozmawiać z wami na temat niesienia sobie wzajemnie miłosierdzia. (...)
Cieszę się wami, dzieci. Dobrze Mi z wami, ponieważ ufacie Mi.
— Ale nasza ufność to też Twój dar.
— Wszystko jest moim darem, dzieci, ale możecie go przyjąć lub nie. Tulę was, dzieci, do serca. Każdemu z was pomagam.
— Proszę o objęcie błogosławieństwem także... (Grzegorz)
— Grzegorzu, dając tobie błogosławieństwo, obejmuję nim twój dom (nie tylko rodzinę, lecz i tych, którzy do was przychodzą).
A ty, Anno, wiesz, że otrzymuje je każdy w naszym domu, kto Mnie o nie poprosi.
Napełnia Mnie radością i pociesza wasza troska o innych
10 XI 1989 r.
Modlimy się z siostrą Edwiną i Grzegorzem. W odpowiedzi na prośbę siostry o światło w rozpoznawaniu woli Bożej Pan mówi:
— Najczęściej moją wolę, córko, objawiam ci przez słowa twoich przełożonych, natomiast ty, otrzymując polecenie, wykonanie jego powinnaś omawiać ze Mną. Oddawaj Mi, córko, wszystkie swoje władze (rozum, wolę, rozeznanie, pragnienie miłowania podopiecznych...). Każdego dnia od rana oddawaj Mi też do dyspozycji swoją naturę cielesną, przez którą działasz (Pan przypomina tu modlitwę siostry Faustyny: „Aby moje usta byty miłosierne, aby moje ręce były miłosierne...") — a wtedy będziemy działać wspólnie, bo Ja tego bardzo pragnę.
Moja córeczko, wiem, że teraz się spieszysz. Dziękuję ci za twój trud, za ciężary, które dźwigałaś, aby Mnie uszczęśliwić. (Siostra przydźwigała dwie ogromne, ciężkie torby z darami dla rodziny oczekującej czwartego dziecka). Widzisz, córeczko, Ja tak bardzo chcę ludziom pomagać, lecz jak mam to zrobić, jeżeli nie przez was? W moim królestwie wszystko otrzymacie ode Mnie — w nadmiarze — ale tu uzależniam dobro innych od waszej woli, waszego serca, waszej zdolności zauważania wokół siebie potrzeb ludzkich. I tak jak boli Mnie i rani wasza obojętność i egoizm (zwłaszcza tych, którzy dobra materialne mają w nadmiarze), tak napełnia Mnie radością i pociesza wasza troska o innych. Wobec wciąż narastającego pożądania dóbr i kultu posiadania potrzebne Mi coraz bardziej wasze pocieszenie. Radujesz Mnie, córeczko. (...)
Tym, co ci daję („Abyście się społecznie miłowali"), dziel się, gdyż wielu ludziom teksty te odsłaniają istotę sensu ich życia i służby w tym kraju.
— Chcę Cię prosić, Panie, o błogosławieństwo dla całego mojego zgromadzenia...
— Dobrze, że Mnie o to prosisz, ale Ja chciałbym, żebyś to ty była błogosławieństwem dla całego zakonu. A do tego trzeba tak mało: tylko dania Mi pełnej wolności działania w tobie wedle mojej woli.
— Wiesz, Panie, że pragnę, abyś we mnie działał, ale czasem wydaje mi się, że to jest tylko moje pragnienie...
— Nie, córko, to jest moja wola; twoim jest wyłącznie stałe przyzwalanie Mi. Odbywa się to zawsze kosztem siebie (czasu, własnej woli i planów, sił...), wiesz dobrze o tym, córko. Ale nie jesteś sama — jesteśmy razem. Możesz rozporządzać całą nieskończonością mocy i miłości Tego, którego miłujesz. Korzystaj, dziecko, z tego. Tak chciałbym, abyśmy byli na wieczność razem (od teraz, już; nie tylko — Tam).
Teraz błogosławię was, dzieci, przygarniam was do mojego serca i pozostaję z wami.
Mów ze Mną o wszystkich kłopotach...
12 XI 1989 r.
Przedstawiamy Panu ostatnie sprawy w związku z pójściem Grzegorza do szpitala na obserwację. Dziękujemy za plany Pana, chociaż nas zaskakują.
— Dla tych, którzy Mi ufają, Ja sam wszystko układam we właściwym czasie. Niech się Grzegorz leczy, a właściwie chciałbym, żeby odpoczął od nawału obowiązków.
— Weź, synu, ze sobą „Pozwólcie ogarnąć się Miłości" (...) i „Słowo do cierpiących, chorych...". Rozmawiaj z kapelanem: on będzie mógł potem pomagać innym.
Cieszę się, że wczorajszy dzień przyjęliście jako mój dar. Bo takim był. (...) Będziesz miał teraz więcej czasu, żeby porozmawiać ze Mną, i proszę, mów ze Mną o wszystkich kłopotach, o tym co cię martwi, co planujesz, co ci nie wychodzi... Oddawaj Mi sprawy nie załatwione.
Moje dzieci, bądźcie spokojni, bo to Ja wybrałem odpowiedni czas. (...) Teraz daję wam błogosławieństwo. Niech pozostanie z wami i tu, w naszym domu, i w twoim domu, i w szpitalu, do którego je zaniesiesz. Niech pokój mój spocznie na was i pozostanie. (...)
— Dziękujemy Ci, Panie, za to, co się dzieje także w NRD, Bułgarii.
— Tak, dziecko, szatan już jest w odwrocie. Nie ustąpi łatwo, ale to nie dotyczy waszego kraju. A w innych powoduję głód poszukiwań, bo po tym wszystkim, co się przez ich kraje przetoczy, będą dążyć ku Mnie masowo, ale prowadzić ich muszą ci, którzy już teraz zwracają się ku Mnie i zawierają ze Mną przyjaźń. Obserwujcie pilnie, co się będzie działo w Niemczech po obu stronach granicy...
Tak bardzo pragnąłbym dzielić życie wasze z wami
30 XI 1989 r.
Modlimy się w sześć osób.
— Zapraszamy Cię, Panie, teraz. Prosimy, abyś nam powiedział to, co sam chcesz. Pragniemy Cię słuchać.
— Ja zawsze chcę mówić z wami. Przygarniam was teraz do siebie. Tak bardzo pragnąłbym, aby wszyscy ludzie na ziemi próbowali przebywać w obecności mojej, aby zechcieli żyć życiem codziennym ze Mną: jeść, rozmawiać, dzielić się między sobą swoimi troskami i potrzebami — mając świadomość mojej obecności. Słowem, dzieci, tak bardzo pragnąłbym dzielić życie wasze z wami. Pomyślcie, o ile byłoby ono dla was lżejsze. Bo przecież macie pomiędzy sobą Tego, który może we wszystkim wam pomóc, wszystkim waszym smutkom i trudnościom zaradzić; może pocieszyć was, dodać wam więcej sił, umocnić was, ożywić wasze nadzieje, przekazać wam pokój i poczucie bezpieczeństwa, którego nie znajdziecie w świecie nigdzie poza Mną. Tym wszystkim mogę was teraz obdarzyć, jeżeli zechcecie przyjąć.
— Dziękujemy Ci, Panie, za wszystkie Twoje łaski, których nam dziś udzieliłeś i ciągle udzielasz światu.
— Cieszę się, że zauważacie moje działanie w sobie i w świecie. Sprawiacie Mi radość, kiedy widzę w was poleganie na Mnie, spokój wewnętrzny wobec tego chaosu, który kłębi się dookoła was, bo tym okazujecie Mi swoje zawierzenie. A będzie wam ono potrzebne jako mój znak (jako pieczęć Boża spoczywająca na nas, jako świadectwo dla ludzi, wtedy gdy nastąpi panika).
— Czujemy, Panie, Twoją opiekę.
— Tak jest w rzeczywistości. Kiedyś powiedziałem wam, że ani jeden włos nie policzony nie spadnie z waszej głowy. Jesteście tak bezpieczni w moim Sercu, jak byście już przebywali w moim domu, bo tam jest dom mój, gdzie jestem Ja. A Ja, dzieci, tak samo głodny jestem waszej miłości, waszej ufności i zawierzenia. Tak pragnę zgromadzić was pod moimi skrzydłami jak kokosz swoje małe pisklęta (Ps 90, 4; Mt 23, 37).
— Codziennie oddaję Ci, Panie, w modlitwie wszystkich żyjących Polaków.
— Róbcie to, dzieci; nie mówcie, a róbcie.
— Panie, chciałam Cię spytać. Nie ma sprawy i ludzi, o których nie należy prosić. O wielu zapominamy często, bo jest za dużo tych spraw. Za kim najbardziej trzeba się wstawiać?
— Już wam powiedziałem, dzieci. Módlcie się za swój naród stale, krótkimi aktami pamięci i miłości, oddając Polskę pod obronę Maryi, pod Jej płaszcz. Drugą, równie ważną sprawą jest stała wasza pamięć wzywająca mojego miłosierdzia dla wszystkich konających i ginących obecnie i w nadchodzących czasach.
Anna opowiada, jak w wyobraźni wrzuca w wyciągnięte ramiona Pana ciężko doświadczonego lub chorego człowieka albo trudną sprawę.
— Tak, wyobraźnię też wam dałem po to, aby służyła wam. Dzieci, mówcie śmiało, co chcielibyście wiedzieć.
— Mam do Ciebie prośbę, Panie. Tyle problemów wymieniałam przed Tobą. Pomóż mi rozwiązać ten, który sam wybierzesz. (Zofia)
— Odpowiem ci inaczej, córko. Czy sama widzisz w sobie zmiany w stosunku do Mnie? Czy czujesz się teraz bardziej kochana? Czy jestem ci teraz bliższy? Czy teraz byłoby ci trudniej odrzucić Mnie i zapomnieć o Mnie?
— Ty, Panie, wszystko wiesz: wiesz, ile jeszcze zmian musi się dokonać we mnie. (Zofia)
— Ilu jeszcze zmian Ja powinienem dokonać w tobie.
— Dzięki Ci, Panie, za tę poprawkę. (Zofia)
— Ale za poprawką następuje obietnica. Jeśli ty Mnie sama nie opuścisz, Ja cię nie opuszczę nigdy. A Ja nie jestem bierny. Jestem ogniem, który wciąż wzrasta, rozszerza się, aż pochłonie to wszystko, co nadaje się do spalenia, a pozostawi tylko złoto. Ogień mojej miłości dostosowuję jedynie do waszej wytrzymałości, by nie uszkodził nic z waszej prawdziwej istoty. I chciałbym, abyście bardziej doceniali moją cichość, łagodność i powolność działania, aniżeli pragnęli gwałtownej przemiany.
— Dziękuję, Panie, za twoją łagodność. Postępujesz z nami jak troskliwy ojciec. (Anna)
— Jestem waszym rzeczywistym Ojcem i rzeczywistą Matką.
Zosiu, chcę ci powiedzieć, że Ja się tobą cieszę i jeżeli czegoś pragnę od ciebie, to tylko tego, żebyś ty równie cieszyła się moją miłością, z jaką cię prowadzę — nic więcej. (Pan)
— Dziękuję Ci, Panie, za Twoją wielką cierpliwość i miłosierdzie nade mną.
— Nad każdym, córko, bo wszyscy go potrzebujecie. Mówcie dalej, dzieci. Tak rzadko was spotykam. (Pan)
— Każdy widzi swoje problemy, ale Pan widzi lepiej i wie, jak nas przemieniać. Panie, dotknij się moich uszu i oczu. I nie chcę być sam. (Wojtek)
— A skąd wiesz, synu, że Ja tego nie robię?
— Ale chciałbym dostać taki dar, abym nigdy od Ciebie nie odszedł. (Wojtek)
— To bardzo proste, synu. Oddawaj Mi twoją wolę trwania przy Mnie, kiedy sobie o tym przypomnisz, głównie podczas ofiary Mszy świętej. Synu, prosisz o otwarcie twoich oczu i uszu, a Ja pragnę otworzyć przede wszystkim twoje serce na potrzeby bliźnich (z rozeznania: Pan chce, by złączyć swoje serce z Jego Sercem, żeby to było wspólne miłowanie świata). Bo widzisz, synu, kiedy się kocha, widzi się, słyszy i rozumie potrzeby tych, których się kocha. Spytaj Grażynę i Grzegorza, czy nie widzą potrzeb swoich dzieci.
— Co w najbliższym czasie jest najważniejsze — żeby się skupić, nie rozpraszać i dobrze wybierać? (Grażyna)
— Córko, ty Mnie prosisz o Ducha Rady, ale Ja chciałbym ci odpowiedzieć inaczej. Ty, córeczko, nie masz czasu na rzeczy niepotrzebne; wszystko, co robisz, jest twoją formą służby Miłości (dusza Marii, a codzienne życie Marty wymuszone przez sytuacje). Ale nie sądź, córeczko, że Ja tego nie widzę lub że nie rozumiem cię. Znam twoje potrzeby i twój głód, ale czy nie widzisz Mnie samego stojącego przy tobie i z tobą razem służącego? Nie sądź, iż można Mnie znaleźć tylko w ciszy i w milczeniu, bo Ja jestem przy was zawsze w waszej służbie. Moja córeczko, pragnąłbym, abyś pamiętała o tym, że sama jesteś swoim pierwszym bliźnim i nie wymagała od siebie więcej, niż wymagałabyś od najbliższej ci osoby.
Teraz, gdy będę dawał wam błogosławieństwo, proście Mnie o więcej sił. Chciałbym, żebyście się bardziej radowali wszystkim, czym tylko możecie. Czy macie jakieś pytania?
— Wciąż uczę się poddawać Twojej woli, Panie, z chwili na chwilę, wedle okoliczności. (Lucyna)
— To tyczy każdego z was. Chciałbym, żebyście zapamiętali, że wyobrażenie wasze o własnych możliwościach ma w sobie zawsze nieco pychy, nie jest obiektywne, a nawet wtedy, gdy jest oparte na autentycznych podstawach, waszym życiem, czasem i siłami dysponuję Ja — skoro Mi je oddaliście. A Ja nie pragnę was wykorzystać, wyniszczyć lub zamęczyć, ale planuję wasze życie na długie lata i usiłuję bronić was przed waszą zachłanną potrzebą aktywności, ponieważ wy oceniacie siebie wedle rezultatów waszego działania.
— Czy mam pomagać, gdy zauważę taką możliwość? (Zofia)
— Gdzie są nagłe potrzeby ludzkie, a możesz im zaradzić — działaj.
— Zabierz nam, Panie, pychę. (Wojtek)
— Moje dzieci, brak pychy to świętość.
Teraz uklęknijcie. Pragnę napełnić was radością, ponieważ macie z czego radować się. Wiecie, że jestem przy was stale, że was rozumiem i współpracuję z każdym z was. Wiecie, że jesteście Mi drodzy. I chcę, żebyście wiedzieli też o tym, że miłość moja do was przesłania Mi wiele z waszych słabości i niedociągnięć. Pamiętajcie, że Ja cieszę się, iż zyskałem miłość waszą i sam czuwam nad tym, aby ona nie zgasła. Wy zaś moją miłość macie w całej jej nieograniczoności.
Przyjmijcie teraz moją siłę, wytrwałość i moją dla was wyrozumiałość. Błogosławię was, dzieci, i oddaję was pod opiekę Matki mojej, która jest tutaj ze Mną. +
Syn mój pragnie odrodzić cały wasz naród
8 XII 1989 r.
Modlimy się. w sześć osób (z Albertem i Andrzejem, Grażyną, Grzegorzem i Wojtkiem, który wrócił niedawno do Polski po kilkuletnim pobycie za granicą). Pan zaczyna rozmowę:
— Powiedzcie Mi, czy ktoś z was odczuwa niepokój ze względu na sytuację waszego kraju, jego przyszłość? (Pan)
— Mnie niepokoją rozboje, napady, ...że tylu ludzi słucha podszeptów szatana, ...zastraszanie ludzi starszych, bezbronnych. Martwię się o nich (tych „złych"), o ich dusze. Są to bardzo często ludzie młodzi. (Grażyna)
— Są młodzi i bardzo łatwo idą za prowokatorami. Są zupełnie ślepi, nic nie rozumieją, nie odróżniają dobra od zła. Poruszają ich emocje; można ich poprowadzić wszędzie. Niedługo będziecie (wy, Polacy) zmuszeni tworzyć obywatelską straż porządkową. (Pan)
— My sami nie będziemy tego zakładać; my nic nie możemy. (Anna)
— Możecie. Możecie prosić Mnie o pomoc. (Pan)
Anna precyzuje sens pytania postawionego nam przez Pana: czy czujemy lek przed okresem zagrożenia?
— Lękam się tylko o Polaków w Rosji. (Wojtek)
— Nie myślę o przyszłości. Żyję dniem dzisiejszym (ma narodzić się czwarte dziecko). (Albert)
— To cudowne! Każde z tych dzieci to żywy dowód zaufania do Pana. Panie, żyjemy na Twoim zaufaniu (do Ciebie), któreś nam dał. (Anna)
— A więc jednak moje więzy z wami zacieśniły się. To, o czym mówiła Grażyna, jest jednym ze zjawisk negatywnych (ze zrozumienia: powinniśmy prosić Pana, powinna reagować opinia publiczna, prasa, Sejm). (...) Chciałbym, dzieci, aby dzisiaj rozmawiała z wami moja Matka. Bo Ona jest Panią tego dnia (ze zrozumienia: Pan chce uczcić Maryję).
— Moje dzieci, jestem tu z wami. Sprawiacie Mi radość, kiedy zauważacie moje działanie i moją opiekę, które przejawiają się w naprawdę niezwykłej cierpliwości całego narodu, w jakiej trwacie. Tą postawą okazujecie Synowi mojemu, że rozumiecie, iż losy waszego narodu są w Jego dłoniach — ponad wszystkimi usiłowaniami i działaniami ludzkimi. (...) (Maryja)
— Gdyby nie interwencja Boża, to jako ludzkość zatracilibyśmy się, „zgnili". To czas oczyszczenia... — Anna tłumaczy, jak to rozumie.
— Oczyszczenia we krwi, lęku, grozie i śmierci, ponieważ nie chcieliście, wy, ludzkość, wstąpić w czas pokuty dobrowolnie. (...)
Syn mój z miłości do tych z was, którzy się przy Nim skupiają, pragnie odrodzić cały wasz naród. Dlatego nie karać i zabijać będziecie, a pomagać w nawróceniu ku Nam ludzi ślepych, oszukanych i nie rozumiejących wychowania Bożego (ze zrozumienia: dróg, jakimi Bóg prowadzi każdego z nas).
Moje kochane dzieci! Przecież wy przygotowujecie się ku temu. Ty, Grażyno, w takim trudzie i zmęczeniu zdobywasz tę wiedzę, którą będziesz mogła służyć innym; a ty, Grzegorzu, czyż nie piszesz (zapisujesz i przepisujesz) moich słów, czyż nie starasz się, jak możesz, i nie zabiegasz o sprawy nasze? Wojciechu, mój syn odnalazł ciebie na drugiej półkuli, aleś ty odpowiedział na wezwanie i dlatego liczymy na ciebie. Andrzeju, wiesz, jak było między nami (tobą a Bogiem), ale nie wiesz, jak niezmiernie raduje się Jezus z twojej dobrej woli, z twoich pragnień i zainteresowań. Liczymy na ciebie. Ty, Anno, jesteś łączniczką Syna mego i Jego posłem, i gońcem. Ty, synu (do Alberta), służysz Mi i swoim życiem świadczysz o Mnie. Oddałeś się Synowi mojemu na służbę i On pragnie współpracy z tobą... (Maryja)
Anna zwraca się do Alberta, tłumacząc sens ostatnich słów Maryi:
— Ty już współpracujesz, a Pana to cieszy.
Pan mówi o dziecku mającym się narodzić:
— On jest darem dla całego narodu, jak każde dziecko.
11 XII 1989 r.
Modlimy się z ojcem Janem i Grzegorzem. Mówi Maryja:
Wiem, że Jan się spieszy i bardzo chce zapytać Mnie. No więc mów, synu.
— Mam referaty do wykończenia, a myślałem też o odprawieniu rekolekcji, (o. Jan)
— Czy chcesz, żebym ci poradziła? (Maryja)
— Bardzo proszę, (o. Jan)
— Synu. Jesteś bardzo zdyscyplinowany. Orientujesz się, ile ci czasu potrzeba, żeby skończyć to, czego się podjąłeś. Znasz termin, w którym masz zakończyć. Możesz więc tak dysponować swoim czasem, jak sam uważasz. (Maryja)
Anna tłumaczy dokładniej, jak to rozumie:
— Ważniejsze jest nie to, czego Ojciec chce, ale to, czego się podjął, ale jeśli Ojciec znajdzie czas i będzie chciał, to może odprawić rekolekcje; niemniej nie jest to konieczne w Ojca stanie. (...) (Anna)
— Czeka mnie, Matko, w styczniu rozmowa wizytacyjna z przełożonym, (o. Jan)
— W tej chwili masz, synu, o wiele więcej do wskazania. (Maryja)
— Dam świadectwo, ale czy mam go „nawracać"? (o. Jan)
— Nie, synu, czy Ja kogokolwiek nawracałam? Bądź uśmiechnięty, miły, tak jak Ja bym była. Spójrz na niego jak ojciec (jak ojciec patrzy na dziecko). (Maryja)
— On jest bardzo dzielny... tyle buduje, (o, Jan)
— Mój synu, domy budowali Mi zwykle architekci, mistrzowie budowniczy i inni ludzie wyspecjalizowani w swoim zawodzie. Nie do tego wasz zakon był powołany, by budować budowle ziemskie — co nie znaczy, że nie możecie tego robić, jeżeli macie możliwości. Mieliście budować Kościół Boży w umysłach ludzkich czyli nakierowywać umysł i wolę ludzką ku budowaniu Kościoła Bożego na ziemi. Spójrz na Andrzeja Bobolę (i innych jezuitów— męczenników), czy pozostawili budowle? Nie, pozostawili w duszach ludzkich ślad, „prostowali drogi", „wyrównywali doliny"... na przyjście Pana.
No i pamiętaj, że będziemy razem, a Ja wezmę ze sobą Jezusa... Powiedz (swojemu przełożonemu), że Ja nadal pragnę widzieć wszystkie zakony otwarte ku potrzebującym — na dawnych ziemiach polskich i na terenie rdzennej Rosji (i przyległych republik). Jakim wstydem dla was będzie, jeżeli wyprzedzą was zakony młodsze, lecz bardziej posłuszne wezwaniu Ducha Świętego w rozpoznaniu znaków czasu. Powiedz to, synu, delikatnie, bo on bardzo poważnie pojmuje swoje stanowisko. (Maryja)
Trzeba wam przyjąć sposoby działania Jezusa, gdy z Nim iść chcecie
13 XII 1989 r.
Pytałam Pana, czy mogę rozmawiać z Najświętszeą Maryją Panną. Odpowiada Maryja:
— Możesz mówić ze Mną, moja córko, mój Syn życzy sobie tego.
— Powiedz, Matko, czego sobie życzysz ode Mnie.
— Moja córko, chciałabym, abyś odsuwała napięcie i złe przeczucia i starała się każdego dnia żyć przy moim boku. Próbowałaś dzisiaj, no i czyż nie było ci lżej? Pomyśl o tym, że załatwiłaś kilka spraw bez pośpiechu, zdenerwowania i napięcia, bo Ja ci w tym pomogłam. Bądź spokojna i ufna; przecież nie masz powodu do zmartwień?
Ogólną sytuację, a z nią wasz smutek i nie spełnione pragnienia, oddawaj Mi prosząc, abym wszystko, co was teraz dotyka i boli, obróciła w modlitwę zadośćuczynienia za winy wasze i wraz ze swoją — bo Ja wciąż modlę się za was — przedłożyła przed tron Boga Wszechmogącego prosząc Go o przebaczenie wam, posilenie was Jego łaską i mocą. Dobrze, że bronicie się przed nienawiścią: tak trzeba, dziecko. Trzeba wam przyjąć sposoby działania Jezusa, gdy z Nim iść chcecie — a tylko w tym leży ratunek wasz. Zło narasta, nasila się i usiłuje judzić, mącić, skłócać i pchnąć was ku sporom, niesnaskom i ogólnemu wzburzeniu. Ale Ja czuwam! (...)
Teraz staraj się bardziej odpoczywać, mało planować, a więcej przebywać z Nami. Wtedy, gdy możesz pisać, pisz. To, co trzeba załatwić, róbmy razem tak jak dzisiaj.
W dniu dzisiejszym załatwiłam kilka spraw bez typowego zdenerwowania; wszystko przebiegało wyjątkowo spokojnie.
Ja stale jestem z wami i czuwam
27 XII 1989 r.
Modlimy się z Grzegorzem. Mówi Pan:
— Moje dzieci, jestem przecież z wami, słyszę, o czym mówicie i wiem, co czujecie. Raduje się moje serce, kiedy widzę w was to głębokie przejęcie się moimi planami. Radują Mnie wasze stałe usiłowania, bo to dowodzi, że moje zamiary względem was zostały przez was przyjęte (zrozumiane i zaakceptowane) i że na was mogę już w pełni liczyć — wedle waszych możliwości (które Ja wam przecież daję). (Ze zrozumienia: przecież miało miejsce wylanie (na nas) Ducha Świętego), które (to wylanie) nieustannie w historii ludzkości powtarza się, trwa.
Grzegorz zrobił to, co mógł, a teraz Ja mu pomogę, ale wedle dobrej woli ludzkiej. Rozumiecie, dzieci, że inaczej działać nie mogę.
Dzieci, przecież Ja stale jestem z wami i czuwam. Wy wypełniacie wolę mojej Matki. Wydaje Mi się, że dojrzeliście do tego, aby samodzielnie służyć Mi, poza jakimiś nagłymi potrzebami. (...) Moja współpraca z wami rozciąga się na wszystkich, którzy zapragną szczerze i bezinteresownie służyć zamiarom moim dla was i całego świata.
Chciałbym ci powiedzieć, że możesz, a nawet powinnaś dbać o ciszę i pokój w twoim domu. Dlatego nie przyjmuj osób, które tę atmosferę niszczą; udzielam ci na to mego zezwolenia (ze względu na twoje wątpliwości).
— Dziękuję Ci, Panie, za ten okres (Adwentu) przeżyty razem z Maryją; i wydaje mi się, że on się nie skończył... (Grzegorz)
— Czyżby Maryja przestała być Matką twoją? Jeżeli chcesz wiedzieć, synu, a i ty, Anno, to wasze życie przeżywane wraz z Maryją dopiero się rozpoczyna. Współżyć z Nią będzie wam łatwiej niż ze Mną, bo Maryja jest w pełni człowiekiem — ponadto Królową waszą — a oboje bardzo potrzebujecie matki, takiej Matki.
A teraz, dzieci, uklęknijcie, bo chcę wam dać moje błogosławieństwo.
Zapraszam was... do udzielenia Mi waszego towarzystwa i przyjaźni
30 XII 1989 r.
W rozmowie na temat aktualnych wydarzeń zastanawiamy się nad tym, że tak mało ludzi przypisuje obecne nadzwyczaj szybkie zmiany w krajach obozu socjalistycznego działaniu Bożemu. Otwieramy Pismo święte na Psalmach 62— 65. Szczególny uwagę zwracamy na werset: „Ludzie zdjęci bojaźnią sławią dzieło Boga i rozważają Jego zrządzenia" (Ps 64, 10). Wtedy w rozmowę włącza się Pan:
— Moje dzieci. Cieszycie się, przyglądając się moim dziełom w zadziwieniu. Już wam mówiłem, że nie zawsze zwlekam, a jeśli przystępuję do działania, to już się nie waham i jest ono szybkie, potężne i skuteczne. Widzicie, jak nagle kruszą się i rozpadają mury, które was dzieliły (a jednocześnie więziły). Teraz już nie spocznę, bo oto nadchodzi czas odrodzenia.
Te narody, które dużo wycierpiały, same oczyszczać się będą, a w miarę ich pragnienia i usiłowań oczyszczenia wewnętrznego, Ja sam wspomagać je będę. (Pan jak gdyby sam wyrównywał, ścielił im drogę do siebie — i będzie to czynić tym mocniej, im więcej ludzi w nich wytrwale będzie tego pragnąć).
Natomiast te narody, które w tym czasie (od II wojny światowej) bogaciły się i używały życia, teraz zaznają cierpienia, lecz innego: nie długich lat zniewolenia, biedy (także braku perspektyw) i bezradności wobec nieludzkiego postępowania ich władców; lecz Ja dopuszczę na nie inne zło, nagłe i straszne. Widzicie, dzieci, na całym Zachodzie zanikła potrzeba współżycia z Bogiem (a tym samym sens życia poza konsumpcją). (Ze zrozumienia: Zagubiono Boga jako ostateczne kryterium prawdy i dobra, przestano odnosić do Boga kryteria postępowania). Jakże mam ich uratować, jeśli nie takim wstrząsem, który wykaże im złudę ich urojeń o własnej mocy, samodzielności i samowystarczalności (bez Boga) w zakresie urządzania całego życia. Czy widzicie, jak wielką miłość okazałem wam (narodom zniewolonym przez Rosję), że oszczędzam wam rzezi, wojen domowych oraz ruiny i zagłady całych społeczeństw? A oni przez to wszystko przejdą. Obojętność państw na cudze krzywdy i egoizm, ponadto wykorzystywanie swego znaczenia i siły do handlu innymi narodami (wy też zostaliście sprzedani) i inne czyny, które słusznie nazywacie ludobójstwem, a Ja dodam: ludobójstwem dokonanym na duszach ludzkich, za które (to ludobójstwo) Zachód jest odpowiedzialny (wydając narody wierzące w ręce walczących z Bogiem) — ukażę wam, że to wszystko, co w obliczu moim jest zbrodnią, Ja, Stwórca wasz mogę osądzić. A wyrok zawsze będzie miłosierniejszy niż wasze czyny.
A teraz chcecie wiedzieć, dzieci, co wy, Polacy, macie robić dalej. Organizujcie się i usprawniajcie wasze działanie. Połóżcie większy nacisk na egzekwowanie sprawiedliwości, aby liczni wrogowie wasi wciąż tkwiący w ciele narodu (jak kleszcze) nie stali się aktywni widząc bezkarność.
Mówiliśmy o tym, że jesteśmy dumni z tego, że choć sami biedni, pospieszyliśmy natychmiast z pomocą Rumunii dając najcenniejszy dar — własną krew; nie bogaty Zachód je daje, a my.
— Dzieci, wy ciągle zdajecie egzamin: wasz stosunek do Niemców, Czechów, Rumunów jest stałym waszym sprawdzianem przede Mną. Każdy z was teraz swoimi czynami udowadnia, czy dał zniszczyć w sobie wartości polskie, czy potrafił je zachować. A Ja się cieszę, że Matka moja ma tylu wiernych poddanych.
Chcę wam (trojgu) powiedzieć, że więcej, niż przypuszczaliście, zachowało się w was (Polakach) wierności polskim tradycjom, wartościom i prawości w dokonywanych wyborach wobec zaskakujących sytuacji. Maryja cieszy się wami i dziękuje Bogu Wszechmogącemu, że dał Jej takie królestwo. Bo wy, dzieci, widzicie wiele zła i brudu, który pokrywa powierzchnię waszego życia społecznego (jak szumowina), a My widzimy wasze serca i wiemy, że z najgorszego człowieka będzie można wydobyć to, co w nim najlepsze (mało jest ludzi zatwardziałych w złu) i powoli będzie następował zwrot ku Bogu, pragnienie bycia obdarowującą się wzajemnie wspólnotą (jako naród). (...)
Skorzystajmy z okazji — chciałbym się spytać ciebie, Grażyno, czego najbardziej się lękasz (co powoduje twój smutek), o co najusilniej prosisz?
— Żebym potrafiła rozeznać, co jest ważne, a co jest drobiazgiem, żebym nie traciła ufności, nadziei i odwagi...
— Przecież codziennie ją ode Mnie czerpiesz (przy Komunii) — moją odwagę, moją siłę i moją nadzieję. Pamiętaj, córko, że kiedy Ja przychodzę, żeby połączyć się z tobą (zespolić się — „communio" — przeniknąć ciebie), przychodzę w całej swojej osobowości ludzkiej i w mocy Bożej (ze zrozumienia: z osobowości ludzkiej możemy czerpać cechy Pana Jezusa widoczne w Ewangelii, np. cierpliwość, pokorę, chęć spieszenia z pomoce — to wszystko jest nasze). Dlatego, córeczko, zapomnij o swojej słabości, a pamiętaj o naszej (wspólnej) sile. Wtedy razem patrzymy (na to, co się wokół ciebie dzieje).
To już niedługo. Pamiętaj, córeczko, że teraz niesiecie wspólny ciężar z całym narodem, a to dlatego, że przecież czujecie się Polakami. Czy chcesz, żebyśmy stale razem oceniali każdy dzień?
— Tak.
— Muszę ci powiedzieć, że ty w dużej mierze robisz tak, nawet nieświadomie — bo przecież masz Mnie stale, a Ja działam. Pragnę tylko pogłębić naszą przyjaźń. Bo, widzisz, trzeba się nią dzielić z innymi. Ty wiesz, że Ja pragnę obdarzać sobą każdego, kogo spotykasz w życiu w danym dniu — wedle jego potrzeb. Nie mogę tego zrobić inaczej, jak poprzez twoją osobę. Ale proszę cię, nie zapominaj, że za tobą stoję Ja, pragnący służyć o wiele bardziej niż ktokolwiek z was.
A co ty powiesz na to? (Pan zwraca się do Grzegorza).
— Dziękuję bardzo. Tak się cieszę, że wyjeżdżając na dłużej zostawiam Grażynę pod Twoim kierownictwem i opieką, świadomą Twojej miłości i przyjaźni...
— Synku, przecież chciałeś Mnie mieć Gospodarzem swego domu (opiekunem, Ojcem)? Każdego z was stworzyłem, aby go uszczęśliwić. Jeżeli przyjmiesz to, synu, że życie jest tylko przygotowaniem, wyobraź je sobie jako szkołę, a nawet twardą szkołę kadetów lub szkolenie wojskowe; bo owo uszczęśliwienie trudno czasem wyobrazić sobie szkoląc się w otoczeniu przypadkowym, nie wybranym przez siebie, a często wręcz nie akceptowanym. Pomyśl jednak, że moje królestwo jest Wspólnotą Miłości i nie może wejść w nie ten, który nie nauczył się miłować (patrz 1 Kor 13 — Hymn o miłości). Jak możecie się tego nauczyć, jeśli nie przez codzienne próby? Dlatego nie usuwam z waszych dróg kamieni i cierni. Jakże inaczej moglibyście wesprzeć, a nawet zrozumieć tych, którzy potykają się i mają poranione stopy? Przecież Ja sam zostałem człowiekiem, aby jeszcze bliżej zjednoczyć się ze swoim stworzeniem i głębiej pojąć jego słabość, lęki, umęczenie i zatroskanie, ciągłą świadomość przemijania i uzależnienia. Zapraszam was z największej miłości do udzielenia Mi waszego towarzystwa i przyjaźni na tej drodze życia.
A teraz, dzieci, uklęknijcie; pragnę dać wam moje błogosławieństwo.
Przede wszystkim umacniam was w Sobie, umacniam na cały nadchodzący rok. Pragnę, aby moja moc znajdowała w was ochocze przyjęcie, bo wtedy będę mógł więcej jej przez was przelewać — a tego pragnę, bo królestwo mojej Matki jest tak bardzo osłabione i wyczerpane. Przygarniam was, dzieci, do mojego serca i mówię wam: „nie lękaj się, trzódko mała", bo masz obrońcę niezwyciężonego. Głoście, dzieci, moc moją, miłość moją do was i pragnienie odrodzenia w niej całej Polskiej Wspólnoty, tak aby stała się Mną dla innych narodów. (Ze zrozumienia: tak jak każdy chrześcijanin jest powołany, by jako członek ludu Bożego stawał się Chrystusem dla innych ludzi, podobnie każdy naród jest powołany, by w Kościele stawał się Chrystusem dla innych, by darzył, kochał, przebaczał; taki jest właściwy sens budzącego tyle nieporozumień określenia „Polska — Chrystusem narodów").
Kładę ręce na waszych zmęczonych głowach, prostuję wasze karki, umacniam wasze ramiona, a twarze wasze napełniam radością, bo chcę, aby w oczach waszych widziano radość i nadzieję. Bądźcie, dzieci, szczęśliwe, bo od tej pory wszystko już idzie powoli ku ozdrowieniu waszemu (Polski). Dziękujcie też Bogu waszemu za Jego nieskończoną miłość, wielkoduszność i gotowość przebaczenia grzechów waszych.
Cieszcie się, dzieci. Śpiewajcie „Magnificat" z Matką moją.
Odnawiam twój naród
31 XII 1989 — 1 I 1990 r.
Modlę się o północy. Pan mówi:
— Córeczko moja, moje drogie zmęczone dziecko! Jakże się cieszę, że pragnęłaś rok nowy rozpocząć ze Mną. Tak dobrze przebywać Mi w domu, w którym Mi ufają, rozumieją Mnie i witają z radością: w domu twojej duszy, córko.
Po wyliczeniu ludzi, o których się troszczymy i martwimy...
— Przyjmuję wszystkie wasze troski (bo modlą się też w rodzinie Grzegorza), wasze obawy i prośby; przyjmuję wszystkich ludzi i ich sprawy, które Mi oddałaś. Ciesz się, córko, bo bliski jest już dzień spotkania. Odnawiam każdego z was, którzy Mi się powierzacie. Odnawiam twój naród, aby mógł Mi służyć w pokoju i zgodzie. Rozpoczynam oczyszczenie ludzkości.
Błogosławię cię, córko, w imię Boga Wszechmogącego a miłującego, Ojca i Syna, i Ducha Świętego. +