19 Ostatni akt

By Kwestek®

kwestek@wp.pl

www.hobbit.hg.pl

-----------------------

Rozdział 19

Ostatni akt


Był pierwszy dzień maja, gdy we dwóch znaleźli się nad doliną Rivendell, w której głębi stał Ostatni (czy raczej teraz Pierwszy) Przyjazny Dom. Znów był wieczór, kucyki pomęczone - szczególnie ten, który dźwigał bagaże - a jeźdźcy spragnieni wypoczynku. Kiedy zjeżdżali stromą ścieżką w dół, Bilbo usłyszał elfy śpiewające wśród drzew, jak gdyby od pożegnania z nimi nie przerwały pieśni. A kiedy dotarli na niżej położone polanki leśne, rozróżnili słowa bardzo podobne do słów śpiewanych przed niespełna rokiem. Oto jak mniej więcej brzmiała pieśń elfów:


Smok zginął i przepadł,

Rozpadły się kości,

Skruszyła się zbroja,

Sczezły wspaniałości.

Choć miecz zardzewieje,

W mrok runą korony

Dzieląc z bogactwami

Ich los zasłużony ­

Tu trawka zielona,

Soczysta i miękka

A w rzecznym poszumie

Brzmi elfów piosenka:

Tine - line - line

Wracajcie w dolinę!


Już gwiazdy jaśniejsze

Niż błyski kamieni,

A księżyc srebrzyściej

Niż srebro się mieni.

Już ogień lśni złociej,

Żar biorąc od słonka,

Niż złoto w podziemiach

­Więc po cóż się błąkać?

Tine - line - line

Wracajcie w dolinę!


O, dokąd to, dokąd

Idziecie z oddali?

Tu strumień już pluszcze

I gwiazda się pali.

Skąd smutni wracacie

Z ciężarem w te strony?

Tu elfy witają

Wędrowców znużonych.

Tine - line - line

Wracajcie w dolinę!

Muzyczka wam

gra ­

Tine - line - la

La - la!


Potem elfy zamieszkałe w dolinie wyszły spośród drzew, powitały czarodzieja i hobbita i przeprowadziły ich przez rzekę do domu Elronda. Tu przyjęto gości serdecznie i wiele par uszu z ciekawością słuchało tego wieczora opowieści o ich przygodach. Mówił przeważnie Gandalf, ponieważ Bilbo był bardzo śpiący i wolał milczeć. Prawie całą historię znał dobrze, bo sam przecież brał w niej udział, i większości szczegółów Gandalf od niego się dowiedział podczas wspólnej wędrówki lub rozmów w domu Beorna; od czasu do czasu jednak, gdy czarodziej opowiadał o wypadkach jeszcze mu nie znanych, hobbit otwierał jedno oko i słuchał uważnie.

W ten sposób z kilku słów, które czarodziej rzucił Elrondowi, Bilbo dowie­dział się, gdzie bywał Gandalf. Okazało się, że uczestniczył w wielkiej naradzie dobrych czarodziejów, mędrców i mistrzów białej magii i że wreszcie udało im się wypędzić Czarnoksiężnika z jego mrocznej fortecy w południowej części Puszczy.

- Wkrótce więc - mówił Gandalf - w lasach oczyści się powietrze. Północ na długie wieki uwolniona została od tej zmory. Ale chciałbym, żebyśmy ją mogli wygnać z całego świata.

- Dobrze by to było - rzekł Elrond - obawiam się jednak, że nie stanie się to jeszcze ani w naszej erze, ani w ciągu kilku następnych.

Kiedy Gandalf skończył historię przygód drużyny Thorina, zaczęły się inne opowieści, a po nich jeszcze inne, z bardzo dawnych dziejów i z najnowszych, a również takie, które nie mają wieku, aż wreszcie hobbitowi głowa opadła na piersi i usnął wygodnie w kąciku.

Obudził się w biało zasłanym łóżku, gdy księżyc zaglądał przez otwarte okno. W dolinie nad brzegiem strumienia elfy śpiewały głośno i czysto:


Śpiewajmy wesoło - perlista lśni rosa,

Wiatr szumi w gałęziach, wiatr hula po wrzosach

I gwiazdy już błyszczą, i księżyc rozkwita,

Jasnymi oknami noc srebrna nas wita.


Zatańczmy wesoło, otoczmy go chmurką,

Szust stopy po trawie leciutkie jak piórko.

Już rzeka się srebrzy, cień płochy umyka -

O maju grający jak słodka muzyka!


Śpiewajmy cichutko, niech sen go jak wróżka

Omota, utuli na miękkich poduszkach!

Już śpi nasz wędrowiec! Umykaj, drużyno,

A ty go ukołysz, szumiąca olszyno!


O ucisz się, sosno, do brzasku poranka

I księżyc niech zgasi płomyczek kaganka!

Cichutko, tarnino, cichutko, dębino,

Aż nocne się mroki w mgle świtu rozpłyną!


- Hej, tam, weseli ludkowie! - zawołał Bilbo wychylając się z okna. - Która godzina na księżycu? Wasza kołysanka zbudziłaby nawet pijanego goblina. Mimo to pięknie wam za nią dziękuję.

- A twoje chrapanie obudziłoby nawet skamieniałego smoka - odpowiedziały elfy ze śmiechem. -~- Świt się zbliża, a ty śpisz od zmierzchu. Do jutra może wyleczysz się ze zmęczenia.

- Odrobina snu w domu Elronda to potężne lekarstwo - odparł Bilbo - ale ja chcę zażyć jak największą porcję tego leku. Po raz wtóry zatem dobranoc, moi piękni przyjaciele!

To rzekłszy hobbit wrócił do łóżka i spał niemal do południa.

Zmęczenie prędko z niego opadło, wiele też użył zabawy, śpiewu i tańca w towarzystwie elfów z doliny, weseląc się z nimi do późna w noc i od świtu. Ale nawet tak miłe miejsce nie mogło na długo zatrzymać hobbita, który wciąż myślał o swojej własnej norce. Toteż po tygodniu pożegnał gospodarza, ofiarował mu tyle podarków, ile Elrond zgodził się przyjąć, i ruszył wraz z Gandalfem w dalszą drogę.

Ledwie opuścili dolinę, gdy niebo przed nimi na zachodzie spochmurniało, a wiatr z deszczem wybiegł na ich spotkanie.

- Oto maj grający jak słodka muzyka! - rzekł Bilbo, kiedy wiatr wiał mu prosto w oczy. - Ale zostawiliśmy legendy za sobą i wracamy do domu. To pewnie przedsmak tego, co nas tam czeka.

- Daleka jeszcze droga przed nami - odparł Gandalf. - Ale już ostatnia - powiedział Bilbo.

Przyjechali nad rzekę, która stanowiła linię graniczną oddzielającą pobrzeża Dzikiego Kraju, i odnaleźli broń pod wysoką skarpą, którą zapewne pamięta­cie. Woda wezbrała od topniejących śniegów jak zwykle u progu lata, a dodat­kowo jeszcze od całodziennego deszczu; przeprawili się mimo trudności i bez zwłoki ruszyli dalej, bo wieczór już zapadał, a zaczynał się ostatni etap po­dróży.

Odbyli go bardzo podobnie jak w pierwszą stronę, z tą tylko różnicą, że kompania się zmniejszyła i brakowało poprzedniego gwaru; przy tym nie spotkali już teraz trollów. Każdy zakręt drogi przypominał hobbitowi zdarzenia i rozmo­wy sprzed roku - które zresztą wydawały mu się tak odległe, jakby nie jeden rok, lecz dziesięć lat od nich upłynęło - toteż łatwo poznał miejsce, gdzie kucyk wpadł do rzeki i gdzie zboczyli ze szlaku, wskutek czego narazili się na przykre spotkanie z Tomem, Bertem i Billem.

Opodal drogi odszukali złoto trollów, nienaruszone w kryjówce, w której je zakopali.

- Mam dość bogactw, starczy mi do końca życia - powiedział Bilbo, gdy wydobyli złoto. - Weź je sobie, Gandalfie. Ty na pewno potrafisz je zużyć najlepiej .

- Pewnie! - rzekł czarodziej. - Ale należy ci się sprawiedliwie połowa. Może okazać się i tobie bardziej potrzebne, niż ci się wydaje.

Włożyli więc złoto do worków i objuczyli nimi kuce, wcale nie zachwycone tym przybytkiem. Posuwali się odtąd wolniej, bo przeważnie szli pieszo obok wierzchowców. Lecz kraj otwierał się przed nimi zielony; trawa rosła bujnie i hobbit z radością maszerował po niej. Ocierał twarz czerwoną jedwabną chust­ką - pożyczył ją od Elronda, bo ani jedna z jego własnych chustek nie ocalała ­czerwiec bowiem przyniósł lato, a dni nastały znów gorące i słoneczne.

Wszystko się kiedyś kończy, nawet ta historia, nadszedł więc dzień, gdy wędrowcy ujrzeli kraj, w którym Bilbo urodził się i wychował, w którym znał każdy zakątek i każde drzewo równie dobrze jak własne palce u rąk i nóg.

Z małego wzniesienia dostrzegł w oddali własny rodzinny Pagórek, a wtedy przystanął i niespodzianie powiedział:


Wiodą, wiodą drogi w świat,

Wśród lesistych gór zieleni,

W mrocznych grotach znacząc ślad,

Wśród zbłąkanych mknąc strumieni.

Poprzez zimny biały śnieg,

Łąki kwietne i majowe,

Omijając skalny brzeg

I pagóry księżycowe.


Wiodą, wiodą drogi w świat,

Pod gwiazdami mkną na niebie -

­Choć wędrować każdy rad,

W końcu wraca w dom, do siebie.

Oczy, które ognia dziw

Oglądały - i pieczary,

Patrzą czule w zieleń niw

I kochany domek stary.


Gandalf popatrzał na niego.

- Mój kochany Bilbo! - rzekł. - Co się z tobą stało? Nie poznaję dawnego hobbita.

Przeszli przez most, minęli młyn nad rzeką i w końcu stanęli u drzwi Bilba. - A to co znowu? Co się tu dzieje? - wykrzyknął Bilbo.

Ruch panował niezwykły. Bardzo liczne - i zgoła niedoborowe - towarzystwo cisnęło się pod okrągłymi drzwiami, wciąż ktoś wchodził lub wychodził, nie wycierając nawet nóg na słomiance, jak zauważył Bilbo z przykrością.

Zdziwił się hobbit, ale tamci zdziwili się jeszcze bardziej na jego widok. Zjawił się w momencie, gdy odbywała się wyprzedaż z licytacji! Ogromne czarne i czerwone ogłoszenie wisiało na bramie, oznajmiając, że dnia dwudziestego drugiego czerwca firma Grubb, Grubb i Burrowes sprzeda więcej dającemu ruchomości nieboszczyka Bilba Bagginsa mieszkającego za życia w Bag End, Pod Pagórkiem, w Hobbitonie. Wyprzedaż rozpoczęła się punktualnie o dziesią­tej. Teraz była niemal pora obiadowa, toteż większość rzeczy już sprzedano za ceny wahające się od zera do trzech groszy (rzecz niezwykła na licytacjach). Kuzyni Bilba, Bagginsowie z Sackville, właśnie mierzyli pokoje, żeby się przekonać, czy zmieszczą tu wygodnie własne meble. Słowem, Bilba uznano za nieboszczyka, a nie każdy z obecnych, którzy zapewniali go, że cieszą się z pomyłki, cieszył się szczerze.

Powrót pana Bagginsa wywołał niemało zamieszania Pod Pagórkiem, Na Pagórku oraz Za Wodą. Ceregiele prawne trwały kilka lat. Wiele wody upłynęło w rzece, nim pana Bagginsa naprawdę i formalnie uznano z powrotem za żyjącego. Osoby, które zrobiły wyjątkowo dobry interes na licytacji, nie chciały się zadowolić byle dowodem. W końcu, żeby przyspieszyć sprawę, Bilbo musiał odkupić większość swoich własnych mebli. Mnóstwo srebrnych łyżek zniknęło w sposób tajemniczy i nigdy całkowicie nie wyjaśniony. Jeśli o mnie chodzi, podejrzewam Bagginsów z Sackville; ci do końca życia nie uznali Bilba Bagginsa, który powrócił, za prawdziwego Bilba Bagginsa i nie utrzymywali z nim stosunków. Wielką mieli doprawdy ochotę mieszkać w jego ślicznej norce.

Ale Bilbo miał wkrótce przekonać się, że stracił coś więcej niż srebrne łyżki, a mianowicie - dobrą reputację. Co prawda zawsze odtąd cieszył się przyjaźnią elfów, szacunkiem krasnoludów, czarodziejów i wszystkich tym podobnych osób, które odwiedzały jego rodzinną okolicę; ale nie uchodził już za szanującego się hobbita. Wszyscy sąsiedzi uważali go za trochę "pomylonego" - z wyjątkiem siostrzenic i siostrzeńców ze strony Tuków; lecz starsi nie pochwalali przyjaźni tej młodzieży z Bilbem.

Z przykrością muszę wam powiedzieć, że Bilbo nic sobie z tego nie robił. Żył bardzo zadowolony, a szum imbryka na piecu wydawał mu się muzyką jeszcze piękniejszą niż za spokojnych dni przed odwiedzinami niespodziewanych gości. Miecz powiesił nad kominkiem, zbroję ustawił w sieni, a potem nawet oddał do muzeum. Złoto i srebro wydał przeważnie na prezenty, niekiedy praktyczne, a niekiedy fantastyczne - temu może należy w pewnym stopniu przypisać miłość siostrzeńców i siostrzenic. Czarodziejski pierścień zachował w ścisłej tajemnicy, bo posługiwał się nim przede wszystkim wtedy, gdy zjawiali się niepożądani goście.

Zaczął pisywać wiersze i często odwiedzał elfy, a chociaż ten i ów kiwał głową i stukając się palcem w czoło, wzdychał: "Biedny stary Baggins", chociaż mało kto wierzył w jego opowieści - Bilbo czuł się szczęśliwy aż do końca swych dni, a przeżył ich jeszcze bardzo wiele.

Pewnego jesiennego wieczora w kilka lat później, gdy Bilbo siedział w swoim gabinecie zajęty pisaniem pamiętników - które zamierzał opatrzyć tytułem: "Tam i z powrotem, wakacje pewnego hobbita" - u drzwi rozległ się dzwonek. Przyszedł Gandalf w towarzystwie krasnoluda, a mianowicie Balina.

- Proszę, proszę! - rzekł Bilbo i po chwili wszyscy trzej siedzieli w fotelach przy kominku. Balia zauważył, że kamizelka pana Bagginsa jest lepiej niż przed paru laty wypełniona i ma szczerozłote guziki, a Bilbo nawzajem stwierdził, że broda Balina urosła o parę cali, pas zaś, wysadzany drogimi kamieniami, błyszczy wspaniale.

Rozgadali się oczywiście o dawnych czasach wspólnie przeżytych, a Bilbo zapytał, co słychać w krajach pod Górą. Okazało się, że wszystko tam toczy się pomyślnie. Bard odbudował miasto w dolinie i mnóstwo ludzi znad Jeziora, z zachodu i południa skupiło się przy nim, dolina zaś, znów uprawna, rozkwitła dostatkiem; spustoszoną okolicę teraz wypełniały wiosną kwiaty i świergot ptasi, a jesienią - owoce i gwar zabaw. Miasto na Jeziorze również wskrzeszono z popiołów, bogatsze niż przedtem, bo wiele skarbów płynęło w górę i w dół Bystrą Rzeką. Między elfami, krasnoludami i ludźmi w całej tej okolicy panowała zgoda.

Dawnego władcę Miasta na Jeziorze spotkał żałosny koniec. Bard dał mu dużo złota na wspomożenie mieszkańców miasta, lecz ludzie tego pokroju szczególnie łatwo zarażają się smoczą chorobą, toteż władca zagarnął lwią część złota, uciekł z nim i zginął śmiercią głodową na Pustkowiu, opuszczony przez swych zauszników.

- Nowy władca jest mądrzejszy - rzekł Balia - i bardzo popularny, bo, rzecz jasna, ludzie jemu przypisują zasługę swojej obecnej pomyślności. Śpiewają nawet pieśni, które głoszą, że za jego panowania rzeki płyną złotem.

- A więc stare przepowiednie w pewnym sensie jednak się sprawdziły ­powiedział - Bilbo.

- Oczywiście! - rzekł Gandalf. - Dlaczegóż by się nie miały sprawdzić? Chyba nie przestałeś wierzyć w proroctwa tylko dlatego, że sam przyłożyłeś ręki do ich urzeczywistnienia? Nie myślisz przecież, że wszystkie swoje przygody i cudow­ne ocalenie zawdzięczasz wyłącznie szczęściu, które ci sprzyjało tylko przez wzgląd na twoją osobę! Bardzo przyzwoity hobbit z ciebie, panie Baggins, i ogromnie cię lubię, ale mimo wszystko jesteś tylko skromną, małą osóbką na bardzo wielkim świecie.

- Całe szczęście! - roześmiał się Bilbo podając mu puszkę z tytoniem.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
19 Ostatni akt (2)
Jerry Ahern Krucjata 19 Ostatni Deszcz (m76)
Pratchett Terry Świat Dysku 19 Ostatni Bohater
ebook Terry Pratchett Śd 19 Ostatni bohater
Jerry Ahern Cykl Krucjata (19) Ostatni Deszcz
19- informacja o prawie wglądu do akt przed wydaniem decyzji (2)
PLAN PRACY postawa strzelecka leżąc ostatnie zmiany 19 08 2006 BORYSEWICZ
Prokuratorzy akt nie zobaczyli Nasz Dziennik, 2011 02 19
D19250254 Ustawa z dnia 19 marca 1925 r o ponownem zakładaniu zaginionych, zniszczonych lub wywiezi
Wyrok sygn akt XI W 10621 15 z 19 04 2016
Leki w fizjot 2 akt
19 Mikroinżynieria przestrzenna procesy technologiczne,
Prezentacja1 19