Clive Cussler
Valhalla Rising
Prze艂o偶y艂: Piotr Maksymowicz, Maciej Pintara
Wydanie oryginalne: 2001
Wydanie polskie: 2001
Czerwiec 1035, gdzie艣 w Ameryce P贸艂nocnej
P艂yn臋li przez porann膮 mg艂臋 w zupe艂nej ciszy, niczym duchy w statkach-widmach. Wysokie, wywini臋te spiralnie krzywizny dziob贸w i ruf wie艅czy艂y precyzyjne rze藕by z臋batych smok贸w, kt贸rych straszny wzrok zdawa艂 si臋 przebija膰 opary w poszukiwaniu ofiar. Mia艂y one sia膰 panik臋 w szeregach wrog贸w i chroni膰 偶eglarzy przed z艂ymi demonami, zamieszkuj膮cymi morze.
Ma艂a grupa 偶eglarzy przeby艂a wrogi ocean w d艂ugich, wysmuk艂ych statkach, kt贸re pokonywa艂y fale z 艂atwo艣ci膮 i gracj膮 pstr膮ga, p艂yn膮cego pod pr膮d w spokojnym potoku. D艂ugie wios艂a si臋ga艂y z otwor贸w w kad艂ubie do ciemnej wody, wbija艂y si臋 w ni膮 z wielk膮 si艂膮 i pcha艂y statki poprzez fale. Kwadratowe 偶agle w czerwono-bia艂e pasy zwisa艂y bezw艂adnie w nieruchomym powietrzu. Na przywi膮zanych do rufy linach statki holowa艂y ma艂e, poszyte na nak艂adk臋, sze艣ciometrowe 艂贸dki z dodatkowym 艂adunkiem.
Po nich o wiele p贸藕niej nadp艂yn臋li inni: m臋偶czy藕ni, kobiety i dzieci, wraz ze skromnym dobytkiem i 偶ywym inwentarzem. Ze wszystkich morskich szlak贸w wiking贸w najbardziej niebezpieczna trasa wiod艂a przez pomocny Atlantyk. Mimo zagro偶e艅, jakie nios艂y nieznane akweny, odwa偶nie 偶eglowali w艣r贸d lodowej kry, walczyli ze sztormem, stawiali czo艂o ogromnym falom i wichrom nadci膮gaj膮cym nieprzerwanie z po艂udniowego zachodu. Wi臋kszo艣膰 z nich prze偶y艂a, ale morze odebra艂o zap艂at臋 za ich 艣mia艂o艣膰. Dwa z o艣miu statk贸w, kt贸re wyp艂yn臋艂y z Norwegii, zagin臋艂y bez 艣ladu.
Zm臋czeni zmaganiami z 偶ywio艂em koloni艣ci dotarli do Nowej Fundlandii, lecz zamiast wyl膮dowa膰 w L鈥橝nse aux Meadows, gdzie ju偶 wcze艣niej osiedli艂 si臋 Lief Erickson, postanowili spenetrowa膰 tereny po艂o偶one bardziej na po艂udnie. Chcieli znale藕膰 cieplejsze miejsce, by tam za艂o偶y膰 now膮 koloni臋.
Op艂yn臋li jak膮艣 wielk膮 wysp臋 i ruszyli kursem na po艂udniowy zach贸d, a偶 dotarli do d艂ugiego p贸艂wyspu, kt贸ry wdziera艂 si臋 w morze 艂ukiem prosto na p贸艂noc. Min臋li dwie mniejsze wysepki i przez kolejne dwa dni p艂yn臋li wzd艂u偶 bia艂ej, piaszczystej pla偶y. Jej widok zadziwi艂 偶eglarzy, kt贸rzy ca艂e 偶ycie sp臋dzili na bezkresnych ska艂ach norweskiego wybrze偶a.
Op艂yn膮wszy przyl膮dek piaszczystego p贸艂wyspu, ujrzeli szerok膮 zatok臋. Ma艂a flota wp艂yn臋艂a na spokojne wody i skierowa艂a si臋 na zach贸d wraz z przyjazn膮 fal膮 przyp艂ywu. Ogarn臋艂a ich mg艂a, 艣ciel膮ca si臋 tu偶 nad wod膮. Po po艂udniu pomara艅czowa kula s艂o艅ca zacz臋艂a chyli膰 si臋 ku zachodowi nad niewidocznym horyzontem. Dow贸dcy statk贸w uzgodnili, 偶e trzeba rzuci膰 kotwice i zaczeka膰 do rana, kiedy mg艂a by膰 mo偶e uniesie si臋 wy偶ej.
Z nastaniem brzasku miejsce g臋stych opar贸w zaj臋艂a delikatna mgie艂ka. Okaza艂o si臋, 偶e zatoka zw臋偶a si臋 i wrzyna g艂臋boko w l膮d, tworz膮c fiord, z kt贸rego woda wyp艂ywa do oceanu. 呕eglarze chwycili wios艂a i skierowali statki pod pr膮d w tamt膮 w艂a艣nie stron臋. Kobiety i dzieci milcz膮co przygl膮da艂y si臋 wysokim, ostro zako艅czonym ska艂om, wynurzaj膮cym si臋 z mg艂y na zachodnim brzegu rzeki, z艂owieszczo g贸ruj膮cym nad masztami statk贸w. Za nimi widoczne by艂y pag贸rki, poro艣ni臋te zdumiewaj膮co - w oczach przybysz贸w - wielkimi drzewami. Nie by艂o wida膰 oznak 偶ycia, jednak wszyscy czuli, 偶e obserwuj膮 ich ukryte w zaro艣lach ludzkie oczy. Za ka偶dym razem, gdy wychodzili na brzeg po wod臋, byli n臋kani przez Skraeling贸w - jak nazywali mieszka艅c贸w ziem, na kt贸rych chcieli si臋 osiedli膰. Skraelingowie nie mieli przyjaznych uczu膰 i nieraz obrzucali statki gradem strza艂.
Trzymaj膮c w ryzach bitn膮 natur臋 swoich ludzi, przyw贸dca wyprawy, Bjarne Sigvatson, nie pozwoli艂 wojownikom walczy膰 z napastnikami. Dobrze wiedzia艂, 偶e koloni艣ci z Winlandii i Grenlandii tak偶e byli atakowani przez Skraeling贸w. Sprowokowali to sami wikingowie, morduj膮c kilkuset niewinnych mieszka艅c贸w z czysto barbarzy艅skiej 偶膮dzy zabijania. W czasie obecnej wyprawy Sigvatson zamierza艂 wyda膰 rozkaz, by miejscowych traktowano przyja藕nie. W jego mniemaniu by艂o to konieczne do przetrwania kolonii i nawi膮zania pokojowego handlu wymiennego tanimi towarami w zamian za futra i inne potrzebne rzeczy. W odr贸偶nieniu od dru偶yn Thorfinna Karlsefhi i Liefa Ericksona, kt贸rych pr贸by kolonizacji Skraelingowie odparli, tym razem za艂og臋 stanowili uzbrojeni po z臋by, zahartowani w boju Norwegowie, weterani wielu bitew z odwiecznymi wrogami, Anglosasami. Na ramionach mieli miecze, walczyli trzymaj膮c w jednej r臋ce d艂ug膮 w艂贸czni臋, w drugiej ogromny top贸r. Byli to najznakomitsi wojownicy swoich czas贸w.
Nadchodz膮cy przyp艂yw, odczuwalny nawet daleko w g贸r臋 rzeki, pom贸g艂 wio艣larzom ruszy膰 pod pr膮d, nieco s艂abszy z powodu mniejszego nachylenia terenu. Uj艣cie rzeki mia艂o oko艂o p贸艂tora kilometra szeroko艣ci, lecz kawa艂ek dalej woda tworzy艂a rozlewisko szerokie na ponad trzy kilometry. Ziemia na spadzistym wschodnim brzegu by艂a 偶yzna, zielona.
Sigvatson, obejmuj膮c ramieniem zako艅czony smocz膮 g艂ow膮 dzi贸b statku, patrzy艂 w dal poprzez nikn膮c膮 mg艂臋. Po chwili wskaza艂 r臋k膮 ocienion膮 nisz臋 w ska艂ach, wynurzaj膮cych si臋 zza lekkiego zakr臋tu rzeki.
- P艂y艅cie w lewo - nakaza艂 wio艣larzom. - Tam jest brama skalna, gdzie mo偶emy schroni膰 si臋 na noc.
Zbli偶aj膮c si臋, dostrzegli ciemne, ponure wej艣cie do zalanej wod膮 groty, na tyle du偶e, 偶e m贸g艂 przez nie przep艂yn膮膰 statek. Sigvatson zajrza艂 do ciemnego wn臋trza i zobaczy艂, 偶e rozpo艣ciera si臋 ono daleko, a偶 do linii pionowych ska艂. Nakaza艂, by pozosta艂e statki czeka艂y w pobli偶u. Na jego 艂odzi po艂o偶ono maszt, by zmie艣ci艂 si臋 pod niskim 艂ukiem sklepienia. Przy wej艣ciu do groty pr膮d tworzy艂 liczne wiry, jednak silni wio艣larze bez trudu skierowali statek w g艂膮b pieczary, uwa偶aj膮c, by wios艂a nie zaczepi艂y o boczne 艣ciany skalnej bramy.
Gdy mijali wej艣cie do groty, kobiety i dzieci wychyli艂y si臋 przez burt臋, spogl膮daj膮c przez niesamowicie przezroczyst膮 wod臋 na 艂awice ryb, w臋druj膮cych nad skalistym dnem pi臋tna艣cie metr贸w pod powierzchni膮. Po chwili z l臋kiem dostrzegli, 偶e w wysoko sklepionej grocie mog艂oby pomie艣ci膰 si臋 trzy razy tyle statk贸w, ni偶 liczy艂a ich niewielka flota. Mimo 偶e przodkowie przybysz贸w przyj臋li chrze艣cija艅stwo, stare poga艅skie tradycje umiera艂y powoli. Naturalne jaskinie by艂y uwa偶ane za siedliska bog贸w.
艢ciany jaskini, uformowane ze stygn膮cej, p艂ynnej ska艂y jakie艣 dwie艣cie milion贸w lat wcze艣niej, wyg艂adzi艂y fale praoceanu, uderzaj膮ce o warstwy ska艂 wulkanicznych, przed艂u偶enie pobliskich g贸r. Ska艂y unosi艂y si臋 艂ukowato, tworz膮c okr膮g艂e sklepienie, zupe艂nie nagie, pozbawione mchu czy jakiejkolwiek innej ro艣linno艣ci. Co dziwniejsze, nie by艂o tam r贸wnie偶 nietoperzy. P贸艂ka skalna okaza艂a si臋 niemal sucha. Poziom wody znajdowa艂 si臋 o metr poni偶ej jej kraw臋dzi na d艂ugo艣ci niemal sze艣膰dziesi臋ciu metr贸w.
Sigvatson krzykn膮艂 przez skalny otw贸r, by pozosta艂e statki wp艂yn臋艂y do groty. Wio艣larze przestali pracowa膰 i po chwili dzi贸b delikatnie uderzy艂 o kraw臋d藕 nast臋pnej skalnej p贸艂ki. Gdy wszystkie 艂odzie sta艂y ju偶 przy brzegu, rzucono trapy, po kt贸rych przybysze po raz pierwszy od wielu dni spokojnie zeszli na ziemi臋. Najwa偶niejsze by艂o przygotowanie gor膮cego posi艂ku - pierwszego od czasu ostatniego zej艣cia na l膮d, kilkaset kilometr贸w st膮d na pomoc. Dzieci rozbieg艂y si臋 po zerodowanych skalnych p贸艂kach, by zebra膰 drewno wyrzucone przez wod臋. Ju偶 po chwili kobiety pali艂y ogniska, robi艂y placki, gotowa艂y w 偶elaznych kot艂ach kasz臋 z rybami. M臋偶czy藕ni zabrali si臋 do naprawy statk贸w, kt贸re ucierpia艂y podczas podr贸偶y, inni wyci膮gali z wody sieci z rybami. Kobiety by艂y szcz臋艣liwe, 偶e uda艂o si臋 znale藕膰 takie wspania艂e schronienie przed wrogami, wiatrem i deszczem. Jednak m臋偶czy藕ni - silni, pot臋偶nie zbudowani 偶eglarze o zmierzwionych w艂osach - nie czuli si臋 dobrze w zamkni臋tym skalistym wn臋trzu.
Po posi艂ku, na kr贸tko przed u艂o偶eniem si臋 do snu w sk贸rzanych 艣piworach, dzieci Sigvatsona - jedenastoletni ch艂opiec i o rok m艂odsza dziewczynka - podbieg艂y do ojca, pokrzykuj膮c z wra偶enia. Chwyci艂y go za wielkie d艂onie i zacz臋艂y ci膮gn膮膰 w stron臋 najciemniejszego zak膮tka jaskini. Z rozpalonymi 艂uczywami, poprowadzi艂y go do d艂ugiego tunelu, tak niskiego, 偶e z trudno艣ci膮 mo偶na by艂o w nim sta膰. Przej艣cie to powsta艂o w okresie, gdy ca艂a jaskinia znajdowa艂a si臋 pod wod膮.
Pokonawszy przeszkod臋 w postaci g艂azu, ruszyli pod g贸r臋 korytarzem. W pewnym momencie dzieci zatrzyma艂y si臋, wskazuj膮c ma艂膮 szczelin臋.
- Tatusiu, popatrz! - zawo艂a艂a dziewczynka. - Tam jest wyj艣cie. Wida膰 przez nie gwiazdy.
Otw贸r by艂 za ma艂y, by mog艂y si臋 przeze艅 przecisn膮膰 nawet dzieci. Sigvatson jednak wyra藕nie zobaczy艂 nocne niebo. Nast臋pnego dnia kaza艂 swoim ludziom wyr贸wna膰 dno tunelu i poszerzy膰 otw贸r. Gdy by艂 ju偶 tak du偶y, 偶e m贸g艂 w nim stan膮膰 ros艂y m臋偶czyzna, wikingowie wyszli na zewn膮trz i ujrzeli obszern膮 艂膮k臋 otoczon膮 pot臋偶nymi drzewami. To nie by艂a ja艂owa gleba Grenlandii. Ros艂o tu pod dostatkiem drzew na budow臋 dom贸w, ziemi臋 g臋sto porasta艂y kwiaty i trawa, kt贸ra mog艂a wykarmi膰 byd艂o. W艂a艣nie tutaj - na tej 偶yznej hali, wznosz膮cej si臋 nad b艂臋kitnym, bogatym w ryby fiordem - Sigvatson postanowi艂 za艂o偶y膰 koloni臋.
Bogowie wskazali drog臋 dzieciom, a one poprowadzi艂y doros艂ych do miejsca, kt贸re wydawa艂o si臋 nowym rajem.
Wikingowie kochali 偶ycie. Ci臋偶ko pracowali, wiedli surowy 偶ywot i z trudem umierali. Ich los by艂 nierozerwalnie zwi膮zany z morzem. W ich mniemaniu m臋偶czyzna bez w艂asnej 艂odzi nie by艂 wolnym cz艂owiekiem. Przez ca艂e 艣redniowiecze budzili trwog臋 w艣r贸d lud贸w Europy barbarzy艅skimi podbojami, jednak przyczynili si臋 do zmiany oblicza kontynentu. Zahartowani wojownicy walczyli i osiedlili si臋 w Rosji, Hiszpanii i Francji, zajmowali si臋 handlem, byli te偶 najemnikami, s艂yn膮cymi z odwagi i umiej臋tno艣ci pos艂ugiwania si臋 mieczem i toporem. Hrolf opanowa艂 Normandi臋, kt贸ra otrzyma艂a swoj膮 nazw臋 od nordyckich naje藕d藕c贸w. Jego potomek - Wilhelm, podbi艂 Angli臋.
Bjarne Sigvatson by艂 typowym wikingiem. Mia艂 jasne w艂osy i brod臋, nie by艂 wysoki, lecz szeroki w barach i odznacza艂 si臋 ogromn膮 si艂膮. Urodzi艂 si臋 w 980 roku na ziemi swojego ojca w Norwegii i jak wi臋kszo艣膰 m艂odych wiking贸w t臋skni艂 za tym, by zobaczy膰, co znajduje si臋 za horyzontem. By艂 dociekliwy i odwa偶ny, wi臋c ju偶 w wieku pi臋tnastu lat wzi膮艂 udzia艂 w wyprawach na Irlandi臋. Do dwudziestego roku 偶ycia zdoby艂 do艣wiadczenie bojowe i 艂upy pozwalaj膮ce na wybudowanie statku i odbywanie w艂asnych wypraw. O偶eni艂 si臋 z Freydis, siln膮, pi臋kn膮 kobiet膮 o d艂ugich z艂otych w艂osach i b艂臋kitnych oczach. Dobrali si臋 cudownie, pasowali do siebie jak s艂o艅ce i niebo.
Zgromadziwszy bogate 艂upy z miast i wiosek w Brytanii, poznaczony licznymi bliznami Bjarne porzuci艂 rzemios艂o wojenne i wzi膮艂 si臋 za handel bursztynem. Po kilku latach straci艂 cierpliwo艣膰, zw艂aszcza gdy nas艂ucha艂 si臋 opowie艣ci o wyprawach Czerwonego Erika i jego syna Liefa Erikssona. Kusi艂y go nieznane l膮dy na zachodzie. Postanowi艂, 偶e zorganizuje w艂asn膮 grup臋 i wyprawi si臋 w nieznane, gdzie za艂o偶y koloni臋. Wkr贸tce uda艂o mu si臋 zebra膰 flotyll臋 dziesi臋ciu 艂odzi, kt贸re obsadzi艂o trzysta pi臋膰dziesi膮t os贸b wraz z rodzinami, 偶ywym inwentarzem i narz臋dziami do obr贸bki roli. Jeden statek by艂 ob艂adowany bursztynem i 艂upami z wypraw wojennych - bogactwo to mia艂o s艂u偶y膰 przysz艂ej wymianie ze statkami transportuj膮cymi towary z Norwegii i Islandii.
Jaskinia idealnie nadawa艂a si臋 na port, magazyn oraz fortec臋, w kt贸rej mo偶na by艂o odpiera膰 ataki Skraeling贸w. Wysmuk艂e 艂odzie wyci膮gni臋to z wody na rolkach z pni drzew, a nast臋pnie umieszczono na podporach ustawionych na skalistym pod艂o偶u. Wikingowie budowali pi臋kne statki, prawdziwe cuda tamtej epoki. Stanowi艂y nie tylko doskona艂y 艣rodek transportu morskiego - by艂y te偶 arcydzie艂ami rze藕by dziobowej i rufowej o nieskazitelnych proporcjach. Niewiele statk贸w w historii 偶eglugi dor贸wnywa艂o im pi臋knem kszta艂t贸w.
D艂ugich 艂odzi u偶ywano do wypraw 艂upie偶czych w Europie. Szybkie i wszechstronne, miary pi臋膰dziesi膮t otwor贸w na wios艂a. Jednak najwa偶niejsz膮 艂odzi膮 w podbojach wiking贸w by艂 knarr. Mia艂 pi臋tna艣cie do osiemnastu metr贸w d艂ugo艣ci, pi臋膰 metr贸w szeroko艣ci i m贸g艂 zabra膰 na pok艂ad pi臋tna艣cie ton 艂adunku. Na pe艂nym morzu rozwijano du偶y, kwadratowy 偶agiel, jednak na p艂ytkich przybrze偶nych wodach 偶eglarze u偶ywali nawet do dziesi臋ciu wiose艂.
Przedni i tylni pok艂ad by艂 wy艂o偶ony deskami, po艣rodku znajdowa艂a si臋 otwarta przestrze艅, gdzie mo偶na by艂o umie艣ci膰 艂adunek lub inwentarz. Za艂oga i pasa偶erowie chronili si臋 pod sk贸rami przed morsk膮 pogod膮. Dow贸dcy tacy jak Sigvatson nie mieli osobnych pomieszcze艅 - p艂yn臋li ze wszystkimi jak zwykli marynarze, r贸wni po艣r贸d r贸wnych, przejmuj膮c komend臋 jedynie w momencie podejmowania wa偶nych decyzji. Knarr spisywa艂 si臋 znakomicie na wzburzonych morzach. W艣r贸d sztormowych wiatr贸w i ogromnych fal statek par艂 do przodu, nic sobie nie robi膮c z przeciwie艅stw, jakie zsy艂ali bogowie. P艂yn膮艂 z pr臋dko艣ci膮 od pi臋ciu do siedmiu w臋z艂贸w, pokonuj膮c ponad sto pi臋膰dziesi膮t mil w ci膮gu doby.
Szkutnicy wiking贸w obrabiali drewno wy艂膮cznie siekierami. Kil wyci臋ty by艂 z pojedynczego pnia d臋bu, w kszta艂cie litery T, i poprawia艂 stabilno艣膰 艂odzi na niespokojnym morzu. Ociosane d臋bowe wr臋gi eleganckim 艂ukiem 艂膮czy艂y si臋 na stewie dziobowej i rufowej. Deski poszycia uk艂adano na zak艂adk臋 - ka偶da z nich zachodzi艂a na po艂o偶on膮 poni偶ej. Uszczelniano szpary smo艂owan膮 sier艣ci膮 zwierz膮t. Z wyj膮tkiem pok艂adnik贸w, kt贸re usztywnia艂y kad艂ub i podtrzymywa艂y pok艂ad, na statku nie by艂o ani jednego prostego elementu z drewna. W tym pozornym szale艅stwie tkwi艂a jednak metoda. Cho膰 konstrukcja wydawa艂a si臋 zbyt delikatna, by wytrzyma膰 sztormy p贸艂nocnego Atlantyku, kil i kad艂ub nie by艂y sztywne, dzi臋ki czemu statek m贸g艂 si臋 艣lizga膰 po powierzchni morza przy minimalnym oporze wody. By艂a to najbardziej stabilna jednostka morska 艣redniowiecza. Niewielkie zanurzenie umo偶liwia艂o pokonywanie nawet wielkich fal.
Tak偶e ster by艂 majstersztykiem in偶ynierii. Masywne wios艂o przymocowywano do sterburty - sternik porusza艂 nim za pomoc膮 poziomego rumpla. Wios艂o sterowe zawsze umieszczano po prawej stronie kad艂uba i nazywano je stjornbordi - p贸藕niej wyraz ten zacz膮艂 oznacza膰 sterburt臋. Sternik jednocze艣nie obserwowa艂 morze i misternie zdobion膮 br膮zow膮 chor膮giewk臋 kierunkow膮, przymocowan膮 na dziobnicy lub maszcie. Widz膮c i analizuj膮c kaprysy wiatru, m贸g艂 wybra膰 najlepszy kurs.
Masywny d臋bowy blok s艂u偶y艂 jako kilson, na kt贸rym opiera艂a si臋 stopa masztu. Maszt mia艂 dziewi臋膰 metr贸w wysoko艣ci i podtrzymywa艂 prostok膮tny - niemal kwadratowy - 偶agiel o powierzchni prawie stu dziesi臋ciu metr贸w kwadratowych. 呕agle tkano z surowej we艂ny, do wzmocnienia u偶ywaj膮c dw贸ch warstw tkaniny, a nast臋pnie farbowano na r贸偶ne odcienie czerwieni i bieli, zazwyczaj w pasy lub romby.
Wikingowie byli nie tylko 艣wietnymi szkutnikami i 偶eglarzami, r贸wnie dobrze znali si臋 na nawigacji. Rodzili si臋 z marynarsk膮 wiedz膮. Potrafili czyta膰 z chmur temperatur臋 wody, wiatru i fal, obserwowali migracje ryb i ptak贸w. Noc膮 偶eglowali wed艂ug gwiazd, za dnia u偶ywali tablicy, na kt贸r膮 pada艂 cie艅 - by艂a to podobna do dysku tarcza z centralnym trzpieniem, kt贸ry przesuwano w g贸r臋 i w d贸艂, by 艣ledz膮c jego cie艅 na wy偶艂obionych liniach, zmierzy膰 po艂o偶enie s艂o艅ca nad horyzontem. Umieli zdumiewaj膮co dok艂adnie okre艣li膰 szeroko艣膰 geograficzn膮. Niecz臋sto zdarza艂o si臋, 偶e statek wiking贸w zagubi艂 si臋 na morzu. Opanowali ten 偶ywio艂 w stopniu tak doskona艂ym, jak 偶aden inny nar贸d.
W ci膮gu nast臋pnych miesi臋cy koloni艣ci zbudowali solidne drewniane domy z bali, pokryte dachami z darniny. Wznie艣li te偶 du偶膮 wsp贸ln膮 izb臋, gdzie znajdowa艂 si臋 piec do przyrz膮dzania strawy, gdzie spotykano si臋 i trzymano byd艂o. Pragn臋li posi膮艣膰 t臋 bogat膮 krain臋, wi臋c nie trac膮c czasu na obsiewanie ziemi, zbierali jagody i 艂owili ryby, kt贸rych wielkie 艂awice zamieszkiwa艂y fiord. Skraelingowie byli zaintrygowani, jednak nie odnosili si臋 wrogo do przybysz贸w. Ozdoby, sukno i krowie mleko wymieniali na cenne futra i dziczyzn臋. Sigvatson podj膮艂 rozs膮dn膮 decyzj臋, nakazuj膮c swoim ludziom, by pochowali metalowe miecze, topory i w艂贸cznie. Skraelingowie pos艂ugiwali si臋 wprawdzie hakiem i strza艂ami, lecz ich bro艅 r臋czna by艂a nieporadnie wyciosana z kamienia. Sigvatson s艂usznie podejrzewa艂, 偶e ju偶 nied艂ugo tubylcy b臋d膮 chcieli wykra艣膰 lub kupi膰 od wiking贸w ich or臋偶.
Jesieni膮 koloni艣ci byli w pe艂ni gotowi na nadej艣cie zimy. Tego roku pogoda okaza艂a si臋 艂askawa - spad艂o niewiele 艣niegu, mr贸z utrzymywa艂 si臋 nied艂ugo. S艂oneczne dni okaza艂y si臋 o wiele d艂u偶sze ni偶 w Norwegii czy Islandii, gdzie zatrzymali si臋 w drodze na kr贸tki pobyt. Wiosn膮 Sigvatson wys艂a艂 ludzi, by zbadali nieznany, nowy l膮d. Sam wola艂 pozosta膰 na miejscu, przyj膮膰 na siebie obowi膮zki przyw贸dcy i odpowiedzialno艣膰 za niewielk膮 spo艂eczno艣膰 偶yj膮cych w coraz wi臋kszym dostatku osadnik贸w. Tak wi臋c na czele wyprawy postawi艂 swego m艂odszego brata, Magnusa.
Do udzia艂u w d艂ugiej i pe艂nej trud贸w ekspedycji Sigvatson wybra艂 stu ludzi. Po kilkutygodniowych przygotowaniach, na sze艣ciu z najmniejszych 艂odzi postawiono 偶agle. Pozostali w osadzie m臋偶czy藕ni, kobiety i dzieci machali na po偶egnanie wikingom, kt贸rzy wyruszyli w g贸r臋 rzeki w poszukiwaniu g艂贸wnego nurtu. Rekonesans przewidziany na dwa miesi膮ce przeistoczy艂 si臋 w czternastomiesi臋czn膮 epopej臋. Wikingowie 偶eglowali, wios艂owali, czasami musieli przenosi膰 艂odzie przez l膮d do nast臋pnego szlaku wodnego. Posuwali si臋 szeroko rozlanymi rzekami, pokonywali ogromne jeziora, r贸wnie bezbrze偶ne, jak ich p贸艂nocne morze. P艂yn臋li rzek膮 o wiele wi臋ksz膮 ni偶 te, kt贸re widzieli w Europie b膮d藕 w basenie Morza 艢r贸dziemnego. Przebywszy pi臋膰set kilometr贸w, wyszli na l膮d i za艂o偶yli ob贸z w g臋stym lesie, gdzie zamaskowali si臋 i ukryli 艂odzie. Z tego miejsca wyruszyli w roczn膮 w臋dr贸wk臋 po wzg贸rzach i niesko艅czonych preriach.
Zobaczyli tam dziwne zwierz臋ta, kt贸rych dot膮d nie znali - ma艂e, podobne do ps贸w, wyj膮ce do ksi臋偶yca w nocy, wielkie koty o kr贸tkich ogonach, ogromne, poro艣ni臋te futrem bestie z ci臋偶kimi 艂bami i rogami. Zabijali je w艂贸czniami, a ich mi臋so okaza艂o si臋 r贸wnie smaczne, jak mi臋so wo艂u.
Nie zatrzymywali si臋 w jednym miejscu, wi臋c Skraelingowie nie czuli si臋 zagro偶eni i nie podejmowali dzia艂a艅 zaczepnych. W臋drowc贸w dziwi艂y i bawi艂y r贸偶nice mi臋dzy szczepami. Jedni stali przed nimi z godno艣ci膮, dumni i nieporuszeni, inni przypominali bardziej dzikie zwierz臋ta.
Wiele miesi臋cy p贸藕niej ujrzeli w oddali szczyty pot臋偶nego masywu g贸r. Olbrzymi, wydaj膮cy si臋 nie mie膰 ko艅ca l膮d budzi艂 w nich groz臋. Zdecydowali, 偶e czas wraca膰 do kolonii, nim spadnie pierwszy 艣nieg. Lecz gdy znu偶eni drog膮 dotarli w 艣rodku lata do osady, oczekuj膮c radosnego powitania, na miejscu znale藕li jedynie zniszczenia i 艣mier膰. Ca艂膮 koloni臋 spalono, a po ich towarzyszach, 偶onach i dzieciach zosta艂y jedynie porozrzucane ko艣ci. Jaka ob艂膮ka艅cza przyczyna pchn臋艂a Skraeling贸w do tej rzezi? Co naruszy艂o rozejm? Umarli nie mogli na to odpowiedzie膰.
Magnus i jego rozw艣cieczeni, a zarazem zrozpaczeni towarzysze odkryli, 偶e wej艣cie do tunelu, prowadz膮cego do jaskini, gdzie sta艂y ich statki, zosta艂o zawczasu zakryte przez nie偶yj膮cych ju偶 mieszka艅c贸w kamieniami i ga艂臋ziami, by nie odkryli go Skraelingowie. Jakim艣 sposobem uda艂o im si臋 ocali膰 skarby i 艣wi臋te relikwie, kt贸re Sigvatson zdoby艂 w m艂odzie艅czych latach, a tak偶e najcenniejsze rzeczy osobiste. Podczas ataku Skraeling贸w wszystko zosta艂o ukryte na statkach.
Pogr膮偶eni w b贸lu wojownicy mogli po prostu odp艂yn膮膰, lecz by艂oby to wbrew ich naturze. Pa艂ali 偶膮dz膮 zemsty, chocia偶 wiedzieli, 偶e walka zako艅czy膰 si臋 mo偶e ich 艣mierci膮. Ale dla wikinga 艣mier膰 w walce z wrogiem by艂a zaszczytna i chwalebna. Poza tym istnia艂a jeszcze jedna straszliwa mo偶liwo艣膰, 偶e ich 偶ony i dzieci zosta艂y wzi臋te w niewol臋 przez Skraeling贸w.
Ogarni臋ci 偶alem i gniewem wojownicy zebrali szcz膮tki swych przyjaci贸艂 i rodzin, zanie艣li je tunelem do jaskini i umie艣cili na statkach. By艂a to cz臋艣膰 tradycyjnej ceremonii - zmar艂ych nale偶a艂o wyprawi膰 w ostatni膮 drog臋 do szcz臋艣liwej krainy Walhalla. Zidentyfikowano okaleczone zw艂oki Bjarne Sigvatsona, kt贸re po艂o偶ono na jego okr臋cie, okrywaj膮c je p艂aszczem. Obok spocz臋艂y szcz膮tki jego dwojga dzieci, jego skarby, a tak偶e wiadra pe艂ne 偶ywno艣ci na ostatni膮 podr贸偶. Wikingowie chcieli po艂o偶y膰 obok cia艂o 偶ony Bjarne, Freydis, lecz nie mo偶na jej by艂o nigdzie odnale藕膰. Nie pozosta艂y te偶 偶adne zwierz臋ta z inwentarza, kt贸re mogliby z艂o偶y膰 w ofierze. Wszystko zabrali Skraelingowie.
Zgodnie z tradycj膮, statki i z艂o偶one na nich cia艂a winny by膰 pogrzebane, lecz by艂o to niemo偶liwe. Obawiano si臋, 偶e Skraelingowie odkopi膮 i ograbi膮 zw艂oki. Aby tego unikn膮膰, pogr膮偶eni w smutku wikingowie pracowicie kuli m艂otami i d艂utami ska艂臋 nad wej艣ciem do groty. Spad艂a na nie ogromna bry艂a i setki od艂amk贸w, odgradzaj膮c jaskini臋 od rzeki. Tylko pod powierzchni膮 wody pozosta艂 prze艣wit, stanowi膮cy niewidoczne z g贸ry wej艣cie do 艣rodka.
Gdy ceremonia dobieg艂a ko艅ca, wikingowie zacz臋li szykowa膰 si臋 do walki.
Honor i odwaga by艂y dla nich 艣wi臋to艣ci膮. Ogarn臋艂a ich euforia, bo wiedzieli, 偶e ju偶 wkr贸tce stan膮 do bitwy. W g艂臋bi duszy t臋sknili za walk膮, za metalicznym odg艂osem uderze艅, za zapachem krwi. To by艂a cz臋艣膰 ich 偶ycia. Dorastali w艣r贸d walki - ojcowie szkolili ich na wojownik贸w, mistrz贸w sztuki zabijania. Naostrzyli wi臋c d艂ugie miecze i topory z przedniej stali, wykute przez germa艅skich rzemie艣lnik贸w. By艂a to niezwykle kosztowna i wysoko ceniona bro艅. Mieczom i toporom nadawano imiona, jakby by艂y 偶ywymi stworzeniami.
Wdziali kolczugi, kt贸re chroni艂y ich torsy, w艂o偶yli proste, sto偶kowate he艂my, niekt贸re z os艂onami na twarz, lecz bez ozd贸b w postaci stercz膮cych rog贸w. Wzi臋li drewniane tarcze, pomalowane na jaskrawe kolory, z du偶ym metalowym nitem, przytrzymuj膮cym paski od wewn臋trznej strony. Wszyscy mieli te偶 w艂贸cznie o d艂ugich, ostrych grotach. Niekt贸rzy walczyli za pomoc膮 szerokich, d艂ugich na metr mieczy o dwustronnym ostrzu, inni woleli pos艂ugiwa膰 si臋 ogromnym toporem.
Kiedy byli gotowi, Magnus Sigvatson poprowadzi艂 setk臋 swoich wiking贸w ku du偶ej osadzie Skraeling贸w, po艂o偶onej pi臋膰 kilometr贸w od miejsca masakry. Osada przypomina艂a prymitywne miasteczko - liczy艂a kilkaset dom贸w i niemal dwa tysi膮ce mieszka艅c贸w. Wikingowie nie pr贸bowali ukrywa膰 swojej obecno艣ci. Wyskoczyli spo艣r贸d drzew i wyj膮c niczym w艣ciek艂e psy, rzucili si臋 na nisk膮 palisad臋, chroni膮c膮 mieszka艅c贸w przed dzikimi zwierz臋tami.
Impet ataku zaskoczy艂 Skraeling贸w. Os艂upiali stali w miejscu i zostali wyr偶ni臋ci niczym rze藕ne byd艂o. W pierwszych chwilach nieoczekiwanej napa艣ci zgin臋艂o dwustu, nim zdo艂ali si臋 zorientowa膰, co si臋 dzieje. Pozostali zbili si臋 w kilkuosobowe grupki i stan臋li do walki. Umieli pos艂ugiwa膰 si臋 w艂贸czni膮, mieli te偶 prymitywne kamienne topory, jednak ulubion膮 ich broni膮 by艂 艂uk. Ju偶 po chwili niebo przes艂oni艂 grad strza艂. Kobiety tak偶e wzi臋艂y udzia艂 w bitwie, obrzucaj膮c napastnik贸w kamieniami, kt贸re jednak nie wyrz膮dzi艂y wikingom wi臋kszej szkody.
Magnus atakowa艂 na czele swoich ludzi, trzymaj膮c w jednej d艂oni w艂贸czni臋, w drugiej ogromny top贸r. Bro艅 ocieka艂a krwi膮. By艂 cz艂owiekiem, jakiego wikingowie okre艣lali mianem beserkr - s艂owem, kt贸re z biegiem stuleci zmieni艂o form臋 na berserk - oznaczaj膮cym szale艅ca siej膮cego postrach w艣r贸d wrog贸w. Wrzeszcza艂 jak op臋tany, rzucaj膮c si臋 na Skraeling贸w i powalaj膮c wielu z nich uderzeniami topora.
Brutalne okrucie艅stwo atakuj膮cych przerazi艂o Skraeling贸w. Ci, kt贸rzy stan臋li do walki wr臋cz z wikingami, ponie艣li potworne straty. Zostali zdziesi膮tkowani, jednak ich liczebno艣膰 wcale nie mala艂a. Wys艂a艅cy pobiegli do s膮siednich osad, 艣ci膮gn膮膰 posi艂ki. Uszczuplone szyki Skraeling贸w szybko wype艂niali nowo przybyli wojownicy.
Przez pierwsz膮 godzin臋 m艣ciciele posuwali si臋 w g艂膮b osady, bezskutecznie szukaj膮c swoich 偶on. Zobaczyli jedynie fragmenty materia艂u z ich szat, noszone przez kobiety Skraeling贸w jako ozdoby. Mocniejsza od gniewu jest w艣ciek艂o艣膰, a od w艣ciek艂o艣ci histeria. W przyp艂ywie szale艅stwa wikingowie doszli do wniosku, 偶e ich kobiety sta艂y si臋 ofiarami kanibalizmu - a wtedy ich sza艂 ust膮pi艂 miejsca zimnemu ob艂臋dowi. Nie wiedzieli, 偶e pi臋ciu kobietom, kt贸re ocala艂y z rzezi, nie wyrz膮dzono 偶adnej krzywdy - przekazano je w darze wodzom okolicznych plemion. Okrucie艅stwo wiking贸w osi膮gn臋艂o szczyty i ju偶 wkr贸tce ziemia w osadzie Skraeling贸w sp艂yn臋艂a krwi膮. Jednak posi艂ki wci膮偶 nap艂ywa艂y i po pewnym czasie szala zwyci臋stwa zacz臋艂a si臋 przechyla膰 na stron臋 tubylc贸w.
W obliczu przyt艂aczaj膮cej przewagi liczebnej wroga, os艂abieni z powodu ran i wyczerpania wikingowie zostali wyci臋ci w pie艅 - pozosta艂o jedynie dziesi臋ciu, wraz z Magnusem Sigvatsonem. Skraelingowie zaniechali walki wr臋cz ze 艣mierciono艣nymi mieczami i toporami. Nie bali si臋 rzucanych w ich kierunku w艂贸czni. Armia tubylc贸w, przewy偶szaj膮ca s艂abn膮cych napastnik贸w w stosunku pi臋膰dziesi膮t do jednego, obrzuci艂a pozosta艂膮 przy 偶yciu garstk臋 wiking贸w gradem strza艂. Naje藕d藕cy kryli si臋 za tarczami, kt贸re wkr贸tce zacz臋艂y przypomina膰 grzbiet je偶ozwierza. Mimo to walczyli dalej.
W pewnym momencie Skraelingowie jak burza uderzyli na garstk臋 napastnik贸w i ca艂kowicie ich otoczyli. Wikingowie stali plecami do siebie i walczyli do ko艅ca, przyjmuj膮c na siebie lawin臋 cios贸w zadawanych kamiennymi toporami. Nie mogli d艂ugo wytrzyma膰 takiego naporu.
W ostatnich chwilach my艣leli o swoich bliskich i o chwalebnej 艣mierci, kt贸ra mia艂a nast膮pi膰. Zgin臋li wszyscy, do ostatka nie wypuszczaj膮c broni z r臋ki. Ostatni pad艂 Magnus Sigvatson, a wraz z nim nadzieja na skolonizowanie Ameryki przez kolejne pi臋膰set lat. Pozostawi艂 dziedzictwo, kt贸re drogo kosztowa艂o jego nast臋pc贸w. Nim zasz艂o s艂o艅ce, poleg艂o stu wiking贸w, a wraz z nimi ponad tysi膮c zamordowanych Skraeling贸w - m臋偶czyzn, kobiet i dzieci. Tubylcy w straszliwy spos贸b przekonali si臋, 偶e biali przybysze zza morza stanowi膮 zagro偶enie, kt贸re mo偶na powstrzyma膰 jedynie si艂膮.
Doznali szoku. 呕adna mi臋dzyplemienna bitwa nie by艂a r贸wnie krwawa, nie przynios艂a tylu ofiar, ran i okalecze艅. Ta bitwa by艂a jedynie odleg艂ym preludium do potwornych wojen, kt贸re mia艂y dopiero nadej艣膰.
Dla wiking贸w mieszkaj膮cych w Islandii i Norwegii los kolonii Bjarne Sigvatsona pozosta艂 tajemnic膮. Przy 偶yciu nie utrzyma艂 si臋 nikt, kto m贸g艂by opowiedzie膰 histori臋 wyprawy, a 偶aden 艣mia艂ek nie wybra艂 si臋 t膮 sam膮 tras膮 przez wzburzony ocean. O ich zagini臋ciu m贸wi艂y tylko sagi, przekazywane przez stulecia z pokolenia na pokolenie.
2 lutego 1894, Morze Karaibskie
Nikt na pok艂adzie starego, drewnianego okr臋tu 鈥濳earsarge鈥 nie m贸g艂 przewidzie膰 nadchodz膮cej katastrofy. P艂yn膮c pod bander膮 Stan贸w Zjednoczonych, chroni艂 interesy ojczyzny w Indiach Zachodnich. Na trasie z Haiti do Nikaragui obserwatorzy wypatrzyli w wodzie dziwny obiekt, o mil臋 od sterburty. Tego bezchmurnego dnia widoczno艣膰 si臋ga艂a po horyzont, morze by艂o spokojne, ma艂e fale 艂ama艂y si臋 na wysoko艣ci p贸艂 metra. Go艂ym okiem wida膰 by艂o czarny grzbiet jakiego艣 dziwnego, morskiego potwora.
- Co o tym s膮dzisz? - spyta艂 kapitan Leigh Hunt pierwszego oficera, porucznika Jamesa Ellisa, patrz膮c przez lornetk臋.
Ellis zmru偶y艂 oczy. Popatrzy艂 na dziwny obiekt przez lunet臋, jedn膮 r臋k膮 trzymaj膮c si臋 relingu.
- My艣l臋, 偶e to wieloryb, chocia偶 jeszcze nie widzia艂em wieloryba, kt贸ry p艂ywa艂by tak spokojnie. Poza tym po艣rodku grzbietu ma dziwne wybrzuszenie.
- To chyba jaki艣 rzadki gatunek w臋偶a morskiego - powiedzia艂 Hunt.
- Nie znam takiego stwora - mrukn膮艂 ze zgroz膮 Ellis.
- To nie jest 艂贸d藕 zbudowana r臋k膮 cz艂owieka.
Hunt by艂 szczup艂ym m臋偶czyzn膮 o siwiej膮cych w艂osach. Pomarszczona twarz i g艂臋boko osadzone, br膮zowe oczy 艣wiadczy艂y o wielu godzinach sp臋dzonych na s艂o艅cu i wietrze. W z臋bach trzyma艂 fajk臋, kt贸r膮 jednak bardzo rzadko pali艂. By艂 marynarzem od 膰wier膰 wieku z nienagannym przebiegiem s艂u偶by. Przed odej艣ciem na emerytur臋, jako specjalne wyr贸偶nienie, powierzono mu dow贸dztwo najs艂ynniejszego okr臋tu w marynarce. By艂 zbyt m艂ody, by bra膰 udzia艂 w wojnie secesyjnej. Uko艅czy艂 morsk膮 akademi臋 wojskow膮 w 1869 roku i s艂u偶y艂 na o艣miu r贸偶nych okr臋tach, awansuj膮c coraz wy偶ej, a偶 wreszcie obj膮艂 鈥濳earsarge鈥.
Okr臋t zyska艂 s艂aw臋 trzydzie艣ci lat wcze艣niej po s艂ynnej bitwie morskiej, w kt贸rej uszkodzi艂 i zatopi艂 pirack膮 jednostk臋 konfederat贸w 鈥濧labama鈥, niedaleko Cherbourga u wybrze偶y Francji. Obydwa okr臋ty by艂y podobnej klasy, lecz w ci膮gu nieca艂ej godziny od pocz膮tku bitwy 鈥濧labama鈥 sta艂a si臋 wrakiem. Po powrocie do macierzystego portu kapitana i za艂og臋 鈥濳earsarge鈥檃鈥 witano jak bohater贸w.
Przez nast臋pne lata okr臋t 偶eglowa艂 po morzach ca艂ego 艣wiata. Jednostka o d艂ugo艣ci sze艣膰dziesi臋ciu metr贸w, szeroko艣ci dziesi臋ciu i prawie pi臋ciu metrach zanurzenia, nap臋dzana dwoma silnikami rozwija艂a pr臋dko艣膰 do jedenastu w臋z艂贸w. Dziesi臋膰 lat po zako艅czeniu wojny domowej dzia艂a okr臋tu zast膮piono nowymi: zamontowano dwie jedenastocalowe armaty o g艂adkich lufach cztery podobne kalibru dziewi臋ciu cali, i dwa dzia艂a o gwintowanych lufach na dziesi臋ciokilogramowe pociski. Za艂og臋 stanowi艂o stu sze艣膰dziesi臋ciu marynarzy. Okr臋t by艂 ju偶 troch臋 przestarza艂y, ale nadal budzi艂 postrach.
Ellis od艂o偶y艂 lunet臋 i spojrza艂 na dow贸dc臋.
- Obejrzymy to, kapitanie?
Hunt kiwn膮艂 g艂ow膮.
- Dziesi臋膰 stopni na sterburt臋. Niech g艂贸wny mechanik Gribble da ca艂膮 naprz贸d. Za艂oga baterii numer dwa na stanowiska bojowe. Podwoi膰 liczb臋 obserwator贸w. Nie chc臋 straci膰 z oczu tego potwora, czymkolwiek jest.
- Tak jest, sir. - Ellis, wysoki, 艂ysiej膮cy m臋偶czyzna ze starannie przyci臋t膮 br贸dk膮, przyst膮pi艂 do wykonania rozkaz贸w i ju偶 po chwili okr臋t zwi臋kszy艂 szybko艣膰. Piana obryzgiwa艂a dzi贸b p艂yn膮cej pod wiatr jednostki. Z komina bucha艂y k艂臋by czarnego dymu i iskier, pok艂ad dr偶a艂, gdy stara 艂ajba podj臋艂a po艣cig.
Ju偶 wkr贸tce 鈥濳earsarge鈥 zbli偶y艂 si臋 do dziwnego obiektu, kt贸ry ca艂y czas p艂yn膮艂 ze sta艂膮 pr臋dko艣ci膮. Obs艂uga baterii umie艣ci艂a 艂adunek i pocisk w gwintowanej lufie armaty, czekaj膮c w gotowo艣ci. Dow贸dca spogl膮da艂 na Hunta, kt贸ry sta艂 przy sterniku.
- Dzia艂o numer dwa gotowe do strza艂u - zameldowa艂.
- Cel pi臋膰dziesi膮t metr贸w przed dziobem obiektu, Merryman! - zawo艂a艂 Hunt przez tub臋.
Merryman pokaza艂 gestem, 偶e zrozumia艂 rozkaz, po czym kiwn膮艂 g艂ow膮 w kierunku marynarza, kt贸ry ze sznurem spustowym w r臋ku sta艂 obok armaty. Inny cz艂onek za艂ogi obs艂ugiwa艂 pokr臋t艂o na trzonie zamka.
- S艂ysza艂e艣, co powiedzia艂 kapitan - powiedzia艂 Merryman. - Cel pi臋膰dziesi膮t metr贸w przed dziobem bestii.
Dokonano korekty ustawienia lufy. Po poci膮gni臋ciu sznura spustowego, armata zagrzmia艂a i cofn臋艂a si臋 a偶 do oporu na grubej linie odci膮gowej, biegn膮cej przez otw贸r w czopie zamykaj膮cym luf臋. Strza艂 uda艂 si臋 niemal idealnie i pocisk uderzy艂 w morze dok艂adnie przed garbem, sun膮cym bez wysi艂ku po wodzie. Zwierz臋 czy maszyna, dziwny stw贸r zignorowa艂 atak, utrzymuj膮c poprzedni膮 pr臋dko艣膰 i kurs.
- Zdaje si臋, 偶e artyleria nie robi na nim wra偶enia - rzek艂 Ellis z lekkim u艣miechem.
Hunt patrzy艂 przez lornetk臋.
- Oceniam jego szybko艣膰 na dziesi臋膰 w臋z艂贸w przy naszych dwunastu.
- B臋dziemy obok niego za dziesi臋膰 minut.
- Gdy zbli偶ymy si臋 na trzysta metr贸w, oddajcie kolejny strza艂. Tym razem trzydzie艣ci metr贸w przed nim.
Ca艂a za艂oga z wyj膮tkiem obs艂ugi maszynowni zebra艂a si臋 przy relingach, spogl膮daj膮c na potwora, kt贸ry z ka偶d膮 minut膮 zbli偶a艂 si臋 do dziobu okr臋tu. Na powierzchni tworzy艂a si臋 niewielka fala, ale w kilwaterze wida膰 by艂o bia艂膮 pian臋, powstaj膮c膮 pod wod膮. W pewnym momencie garb na grzbiecie stwora b艂ysn膮艂 艣wiat艂em i zamigota艂.
- Gdybym nie wiedzia艂, 偶e to niemo偶liwe, powiedzia艂bym, 偶e 艣wiat艂o s艂oneczne odbija si臋 od jakiego艣 okna czy szyby - mrukn膮艂 Hunt.
Obs艂uga za艂adowa艂a dzia艂o i kolejny pocisk wyl膮dowa艂 z pluskiem pi臋tna艣cie metr贸w przed potworem.
- 呕aden morski stw贸r nie jest zbudowany ze szk艂a - szepn膮艂 Ellis. 呕adnej reakcji. P艂yn膮艂 dalej, jakby 鈥濳earsarge鈥 by艂 tylko nic nieznacz膮c膮 przeszkod膮 w jego podr贸偶y. By艂 ju偶 na tyle blisko, 偶e kapitan Hunt i jego za艂oga mogli dok艂adnie zobaczy膰 tr贸jk膮tn膮 nadbud贸wk臋 nad korpusem, z du偶ymi okr膮g艂ymi otworami zabezpieczonymi kwarcowym szk艂em.
- To jaki艣 okr臋t - powiedzia艂 zdumiony Hunt.
- Nie mog臋 w to uwierzy膰 - odpar艂 cicho Ellis. - Kt贸偶 potrafi艂by zbudowa膰 tak膮 niesamowit膮 machin臋?
- Je艣li nie pochodzi z Ameryki, musi by膰 brytyjska lub niemiecka.
- A sk膮d to wiadomo? Nie ma 偶adnej bandery.
Patrzyli, jak dziwny obiekt powoli zag艂臋bi艂 si臋 w morze i wreszcie znikn膮艂 im z oczu. 鈥濳earsarge鈥 przep艂yn膮艂 dok艂adnie nad tym miejscem, lecz za艂odze nie uda艂o si臋 wykry膰 偶adnego 艣ladu pod wod膮.
- Uciek艂, kapitanie! - zawo艂a艂 jeden z marynarzy.
- Obserwujcie pilnie powierzchni臋 morza - odkrzykn膮艂 Hunt. - Niech kilku wejdzie wy偶ej, stamt膮d lepiej wida膰.
- Co zrobimy, gdy wyp艂ynie? - spyta艂 Ellis.
- Je艣li si臋 nie zatrzyma i nie poda swojej nazwy, strzelimy do niego ze wszystkich dzia艂.
Mija艂y godziny. W promieniach zachodz膮cego s艂o艅ca 鈥濳earsarge鈥 zatacza艂 coraz wi臋ksze kr臋gi w nadziei, 偶e uda si臋 odnale藕膰 tajemniczy obiekt. Kapitan Hunt chcia艂 przerwa膰 poszukiwania, gdy wtem jeden z obserwuj膮cych morze marynarzy zawo艂a艂:
- Obiekt z lewej burty, odleg艂o艣膰 p贸艂 mili, p艂ynie prosto na nas.
Oficerowie i marynarze rzucili si臋 do reling贸w z lewej burty. By艂o jeszcze do艣膰 jasno, by wyra藕nie zobaczy膰, jak dziwny tw贸r p艂ynie z du偶膮 szybko艣ci膮 w kierunku 鈥濳earsarge鈥.
W czasie po艣cigu kanonierzy czekali cierpliwie, gotowi do salwy. Ci z lewej burty wycelowali lufy w zbli偶aj膮cy si臋 kszta艂t.
- Wzi膮膰 poprawk臋 na szybko艣膰 celu, mierzy膰 w nadbud贸wk臋 - rozkaza艂 Merryman.
Dokonano koniecznych poprawek. Gdy obiekt pojawi艂 si臋 w celownikach, Hunt zawo艂a艂:
- Ognia!
Sze艣膰 z o艣miu dzia艂 na 鈥濳earsarge鈥檜鈥 z rozdzieraj膮cym powietrze hukiem plun臋艂o ogniem i dymem. Hunt zobaczy艂 przez lornetk臋, jak dwa jedenastocalowe pociski uderzaj膮 w wod臋 po obu stronach zagadkowego okr臋tu. Dziewi臋ciocalowe wzbi艂y w g贸r臋 kolejne gejzery wody wok贸艂 celu. Dopiero 艂adunek wystrzelony z gwintowanego dzia艂a trafi艂 w kad艂ub morskiego potwora, odbi艂 si臋 od niego i rykoszetem musn膮艂 powierzchni臋 wody, jak kamie艅 robi膮cy 鈥瀔aczki鈥.
- On jest opancerzony! - zawo艂a艂 zdumiony Hunt. - Nasz pocisk odbi艂 si臋 od niego, nie czyni膮c na kad艂ubie nawet rysy.
Niewzruszony obiekt, niczym karz膮ce rami臋 sprawiedliwo艣ci, wycelowa艂 dzi贸b w 艣r贸dokr臋cie 鈥濳earsarge鈥檃鈥 i zwi臋kszy艂 szybko艣膰, by uderzy膰 z maksymaln膮 si艂膮.
Marynarze w panice za艂adowali dzia艂a, lecz nim przygotowali si臋 do kolejnej salwy, okr臋t znalaz艂 si臋 zbyt blisko. Nie mo偶na ju偶 by艂o obni偶y膰 luf na tyle, by odda膰 celny strza艂. Marynarze zacz臋li strzela膰 do napastnika z karabin贸w, kilku oficer贸w otworzy艂o ogie艅 z rewolwer贸w, trzymaj膮c si臋 olinowania. Grad pocisk贸w po prostu odbija艂 si臋 od pancerza szar偶uj膮cej jednostki.
Hunt i jego za艂oga patrzyli ze zgroz膮, jak zbli偶a si臋 katastrofa. Kapitan, nie spuszczaj膮c wzroku z 艂odzi przypominaj膮cej kszta艂tem cygaro, chwyci艂 mocno reling, przygotowuj膮c si臋 na cios.
A jednak do zderzenia nie dosz艂o. Za艂oga odczu艂a jedynie lekki wstrz膮s pod pok艂adem - przypomnia艂o to stukni臋cie w nabrze偶e podczas cumowania. Rozleg艂 si臋 przyt艂umiony odg艂os p臋kaj膮cego drewna. W ci膮gu chwili, kt贸ra za艂odze wydawa艂a si臋 wieczno艣ci膮, dziwny obiekt przeci膮艂 kad艂ub 鈥濳earsarge鈥檃鈥 mi臋dzy d臋bowymi wr臋gami tu偶 za maszynowni膮.
Hunt wstrzyma艂 oddech. W przeszklonej nadbud贸wce atakuj膮cego statku ujrza艂 twarz brodatego m臋偶czyzny. Malowa艂 si臋 na niej smutek i melancholia, jakby cz艂owiek ten odczuwa艂 szczery 偶al z powodu nieszcz臋艣cia, zgotowanego przez jego dziwny okr臋t.
Po chwili napastnik znik艂 w g艂臋binie.
Hunt wiedzia艂, 偶e los 鈥濳earsarge鈥檃鈥 jest przes膮dzony. Do 艂adowni rufowej i kambuza wdziera艂a si臋 woda. Otw贸r w drewnianej burcie, maj膮cy kszta艂t niemal idealnego ko艂a, znajdowa艂 si臋 dwa metry pod powierzchni膮 morza. Strumie艅 wody wdziera艂 si臋 coraz szybciej, okr臋t zacz膮艂 si臋 przechyla膰 na lew膮 burt臋. Jedynie grodzie chroni艂y 鈥濳earsarge鈥檃鈥 przed natychmiastowym zatopieniem. Zgodnie z procedur膮, Hunt rozkaza艂 je pozamyka膰, gdy szykowa艂 si臋 do bitwy. Powstrzyma艂o to wod臋 do chwili, gdy grodzie p臋k艂y pod olbrzymim ci艣nieniem.
Hunt odwr贸ci艂 si臋 i spojrza艂 na koralow膮 wysepk臋, znajduj膮c膮 si臋 w odleg艂o艣ci nieca艂ych dw贸ch mil.
- Kurs na raf臋 od sterburty - krzykn膮艂 do sternika. Potem zawo艂a艂, by w maszynowni wycisn臋li z silnik贸w pe艂n膮 moc, ale wszystko zale偶a艂o od tego, jak d艂ugo wytrzymaj膮 grodzie, zabezpieczaj膮ce j膮 przed zalaniem. Dop贸ki kot艂y wytwarza艂y par臋, istnia艂a mo偶liwo艣膰 dop艂yni臋cia na mielizn臋 i ocalenia okr臋tu przed zatoni臋ciem.
Powoli dzi贸b zatoczy艂 wielki 艂uk i 鈥濳earsarge鈥 ruszy艂 pe艂n膮 par膮 w kierunku p艂ycizny. Pierwszy oficer Ellis nie czeka艂 na rozkazy, by przygotowa膰 do opuszczenia szalupy i gig kapitana. Z wyj膮tkiem za艂ogi maszynowni, wszyscy marynarze zebrali si臋 na pok艂adzie. Wpatrywali si臋 w nag膮, koralow膮 raf臋, zbli偶aj膮c膮 si臋 przera偶aj膮co powoli. 艢ruba szale艅czo wali艂a w wod臋 - ogarni臋ci panik膮 palacze wyciskali z kot艂贸w najwy偶sze ci艣nienie. Dorzucali w臋gla do paleniska, ze zgroz膮 spogl膮daj膮c na trzeszcz膮c膮 grod藕, oddzielaj膮c膮 ich od 艣mierci.
艢ruba bi艂a wod臋, kieruj膮c okr臋t ku ocaleniu. Sternik wo艂a艂 o pomoc. Sam nie dawa艂 ju偶 rady panowa膰 nad ko艂em sterowym - 鈥濳earsarge鈥 by艂 oci臋偶a艂y od nagromadzonej wody, boczny przechy艂 osi膮gn膮艂 sze艣膰 stopni.
Za艂oga sta艂a przy szalupach, gotowa w ka偶dej chwili opu艣ci膰 okr臋t na rozkaz kapitana. Poruszyli si臋 zaniepokojeni, gdy pok艂ad pod ich stopami przechyli艂 si臋 mocniej. Jeden z marynarzy zosta艂 wys艂any na dzi贸b, by sprawdzi膰 g艂臋boko艣膰 morza.
- Dwadzie艣cia s膮偶ni! - zawo艂a艂. - G艂臋boko艣膰 maleje - dorzuci艂 z nadziej膮 w g艂osie.
Potrzebowali jeszcze trzydziestu metr贸w, by kil 鈥濳earsarge鈥 osiad艂 na dnie. Hunt mia艂 wra偶enie, 偶e zbli偶aj膮 si臋 do wysepki z szybko艣ci膮 pijanego 艣limaka.
Okr臋t z ka偶d膮 minut膮 zanurza艂 si臋 coraz g艂臋biej. Przechy艂 wynosi艂 ju偶 dziesi臋膰 stopni i coraz trudniej by艂o utrzyma膰 kurs na wprost. Za艂oga patrzy艂a, jak fale uderzaj膮 w raf臋 i rozpryskuj膮 si臋 w promieniach s艂o艅ca.
- Pi臋膰 s膮偶ni! - zawo艂a艂 marynarz na dziobie. - Dno szybko si臋 podnosi.
Hunt nie chcia艂 ryzykowa膰 偶ycia ludzi. Ju偶 mia艂 wyda膰 rozkaz opuszczenia okr臋tu, gdy nagle 鈥濳earsarge鈥 uderzy艂 w raf臋 i 偶艂obi膮c w niej d艂ugi 艣lad, zatrzyma艂 si臋 w pi臋tnastostopniowym przechyle.
- Bogu dzi臋ki, jeste艣my ocaleni - wyszepta艂 sternik, nie wypuszczaj膮c ko艂a z r膮k. Twarz mia艂 czerwon膮 z wysi艂ku, ramiona odr臋twia艂e.
- Siedzimy mocno na dnie - powiedzia艂 Ellis do Hunta. - Wkr贸tce b臋dzie odp艂yw, wi臋c nigdzie nas nie zniesie.
- To prawda - przyzna艂 Hunt. - Szkoda by by艂o, gdyby nie da艂o si臋 ocali膰 okr臋tu.
- Holowniki mog膮 艣ci膮gn膮膰 go z rafy pod warunkiem, 偶e kad艂ub jest ca艂y.
- Wszystko przez tego potwora. Je艣li B贸g istnieje, 艂otr zap艂aci za to, co uczyni艂.
- Mo偶e ju偶 zap艂aci艂 - powiedzia艂 cicho Ellis. - Po zderzeniu do艣膰 szybko znik艂 pod wod膮. Pewnie uszkodzi艂 dzi贸b i zrobi艂 w nim wyrw臋.
- Dlaczego po prostu nie zatrzyma艂 si臋 i nie wyja艣ni艂, co robi na tych wodach?
Ellis patrzy艂 w zamy艣leniu na turkusowe morze.
- Czyta艂em kiedy艣, 偶e jeden z naszych okr臋t贸w, 鈥濧braham Lincoln鈥, trzydzie艣ci lat temu spotka艂 na morzu tajemniczy, metalowy obiekt, kt贸ry uszkodzi艂 mu p艂etw臋 sterow膮.
- Gdzie to by艂o? - spyta艂 Hunt.
- Chyba na Morzu Japo艅skim. Poza tym w ci膮gu ostatnich dwudziestu lat co najmniej cztery okr臋ty floty brytyjskiej zagin臋艂y w tajemniczych okoliczno艣ciach.
- Departament Marynarki Wojennej nigdy nie uwierzy w to, co nam si臋 przydarzy艂o - powiedzia艂 Hunt, patrz膮c z rosn膮c膮 z艂o艣ci膮 na zniszczony okr臋t. - B臋d臋 mia艂 du偶o szcz臋艣cia, je艣li unikn臋 s膮du wojennego i dymisji.
- Ma pan stu sze艣膰dziesi臋ciu 艣wiadk贸w na poparcie pa艅skich s艂贸w - zapewni艂 Ellis.
- 呕aden kapitan nie lubi traci膰 swojego statku, a ju偶 szczeg贸lnie z powodu niezidentyfikowanego mechanicznego potwora. - Urwa艂, patrz膮c na wod臋. - Zacznijcie 艂adowa膰 zapasy do szalup. Zaczekamy na ratunek na sta艂ym l膮dzie.
- Sprawdzi艂em na mapie, kapitanie. To Rafa Roncadora.
- Smutne miejsce i smutny koniec wspania艂ego okr臋tu - powiedzia艂 Hunt w zadumie.
Ellis zasalutowa艂 i zaj膮艂 si臋 wydawaniem rozkaz贸w za艂odze. Mieli przewie藕膰 na koralow膮 wysepk臋 偶ywno艣膰, brezent na namioty i rzeczy osobiste. W 艣wietle ksi臋偶yca pracowali ca艂膮 noc, a potem i nast臋pny dzie艅, zak艂adaj膮c ob贸z i gotuj膮c pierwszy posi艂ek na sta艂ym l膮dzie.
Hunt zszed艂 z pok艂adu 鈥濳earsarge鈥檃鈥 jako ostatni. Nim zst膮pi艂 z drabinki do szalupy, zatrzyma艂 si臋, spogl膮daj膮c na niespokojne morze. Do ko艅ca 偶ycia nie zapomni widoku brodatego m臋偶czyzny, kt贸ry patrzy艂 na niego z nadbud贸wki potwora.
- Kim jeste艣? - wyszepta艂. - Czy prze偶y艂e艣 katastrof臋? A je艣li tak, kto b臋dzie twoj膮 kolejn膮 ofiar膮?
Przez wiele lat, a偶 do 艣mierci, Hunt zastanawia艂 si臋, czy to w艂a艣nie 贸w brodacz i jego stalowy potw贸r maj膮 na sumieniu kolejne zagini臋cia statk贸w na pe艂nym morzu.
Za艂oga 鈥濳earsarge鈥檃鈥 przez dwa tygodnie przebywa艂a na koralowej wyspie, zanim dostrzeg艂a dym nad horyzontem. Hunt wys艂a艂 szalup臋 pod dow贸dztwem Ellisa, kt贸ry zatrzyma艂 przep艂ywaj膮cy parowiec. Statek zabra艂 Hunta i jego ludzi do Panamy.
Co dziwne, po powrocie za艂ogi do Stan贸w Zjednoczonych nie przeprowadzono 偶adnego dochodzenia. Wygl膮da艂o na to, 偶e dow贸dca marynarki i admira艂owie chc膮 zatuszowa膰 spraw臋. Ku swemu zaskoczeniu, przed odej艣ciem na emerytur臋, Hunt otrzyma艂 awans na komandora. Pierwszy oficer Ellis r贸wnie偶 zosta艂 awansowany. Powierzono mu dow贸dztwo najnowszego kr膮偶ownika 鈥濰elena鈥, na kt贸rym s艂u偶y艂 podczas wojny z Hiszpani膮.
Kongres przyzna艂 czterdzie艣ci pi臋膰 tysi臋cy dolar贸w na podniesienie 鈥濳earsarge鈥檃鈥 z rafy i odholowanie okr臋tu do macierzystej stoczni. Okaza艂o si臋 jednak, 偶e mieszka艅cy okolicznych wysepek podpalili okr臋t, by odzyska膰 cenny mosi膮dz, mied藕 i 偶elazo. Zabrano wi臋c do Stan贸w tylko dzia艂a, pozostawiaj膮c Kearsarge鈥檃 w koralowym grobowcu.
15 lipca 2003, po艂udniowy Pacyfik
Gdyby katastrof臋 szczeg贸艂owo zaplanowano wiele miesi臋cy wcze艣niej, nie mog艂aby okaza膰 si臋 bardziej tragiczna w skutkach. Spe艂ni艂 si臋 najgorszy senny koszmar. Luksusowy liniowiec pasa偶erski, 鈥濫merald Dolphin鈥, sta艂 w p艂omieniach, a nikt na pok艂adzie nie wiedzia艂 o tym ani nawet nie przeczuwa艂 niebezpiecze艅stwa. P艂omienie powoli ogarnia艂y wn臋trze kaplicy na 艣r贸dokr臋ciu, tu偶 przed okaza艂ym centrum handlowym.
Oficerowie na mostku pe艂nili s艂u偶b臋 nie艣wiadomi zagro偶enia. 呕aden z automatycznych system贸w przeciwpo偶arowych ani system贸w pomocniczych nie sygnalizowa艂 ognia. Konsola ze schematem ca艂ego statku, na kt贸rej powinno ukaza膰 si臋 alarmowe 艣wiate艂ko lokalizuj膮ce p艂omienie, jarzy艂a si臋 delikatn膮 zielon膮 po艣wiat膮. Lampka, kt贸ra powinna rozb艂ysn膮膰 czerwieni膮, informuj膮c o po偶arze w kaplicy, pozostawa艂a ciemna.
O czwartej nad ranem wszyscy pasa偶erowie spali w swoich kabinach. Bary, salony, kasyno, klub nocny i sala balowa 艣wieci艂y pustkami. 鈥濫merald Dolphin鈥 z pr臋dko艣ci膮 dwudziestu czterech w臋z艂贸w p艂yn膮艂 z Sydney przez po艂udniowe morza w kierunku Tahiti. By艂 to dziewiczy rejs statku, zwodowanego, a nast臋pnie luksusowo wyposa偶onego, w ubieg艂ym roku. Nie mia艂 op艂ywowych, eleganckich kszta艂t贸w typowego liniowca. Kad艂ub przypomina艂 raczej wielki but z olbrzymim dyskiem po艣rodku. Ca艂a nadbud贸wka, sk艂adaj膮ca si臋 z sze艣ciu pok艂ad贸w, by艂a okr膮g艂a. Wznosi艂a si臋 i wychodzi艂a poza obr臋b burt o ponad czterdzie艣ci metr贸w, pi臋tna艣cie metr贸w g贸ruj膮c nad dziobem i ruf膮. Konstrukcj臋 mo偶na by艂o por贸wna膰 ze znanym z telewizyjnego serialu Star Trek statkiem kosmicznym 鈥濫nterprise鈥. 鈥濫merald Dolphin鈥 nie mia艂 komina.
Jednostka stanowi艂a dum臋 kompanii Blue Seas Cruise Lines. Z pewno艣ci膮 zas艂ugiwa艂a na sze艣膰 gwiazdek. Oczekiwano, 偶e stanie si臋 bardzo modnym liniowcem, zw艂aszcza 偶e jej wn臋trze przypomina艂o luksusowy hotel w Las Vegas. Wszystkie kabiny w dziewiczym rejsie by艂y od dawna zarezerwowane. Statek mia艂 prawie dwie艣cie trzydzie艣ci metr贸w d艂ugo艣ci, pi臋膰dziesi膮t tysi臋cy ton wyporno艣ci i przyj膮艂 w swe bogato wyposa偶one wn臋trza tysi膮c sze艣ciuset pasa偶er贸w, kt贸rych obs艂ugiwa艂a dziewi臋膰setosobowa za艂oga.
Projektanci 鈥濫merald Dolphina鈥 przeszli samych siebie, tworz膮c supernowoczesne wn臋trza pi臋ciu restauracji, trzech bar贸w i salon贸w, kasyna, sali balowej, teatru i kabin pasa偶erskich. Wsz臋dzie rzuca艂o si臋 w oczy r贸偶nokolorowe szk艂o. Na 艣cianach i sufitach widnia艂y ozdoby z chromu, mosi膮dzu i miedzi. Wszystkie meble by艂y dzie艂ami wsp贸艂czesnych artyst贸w oraz znanych dekorator贸w wn臋trz. Jedyne w swoim rodzaju o艣wietlenie tworzy艂o i艣cie niebia艅ski nastr贸j, przynajmniej w odczuciu projektanta, opieraj膮cego si臋 na relacjach os贸b, kt贸re po reanimacji wr贸ci艂y w poczet 偶ywych. Poza odkrytymi pok艂adami nie trzeba by艂o nawet wiele chodzi膰. Ruchome schody, platformy i chodniki znajdowa艂y si臋 na ca艂ym statku. Co kilka krok贸w wida膰 by艂o przeszklone windy.
Na pok艂adzie sportowym umieszczono niewielkie pole golfowe z czterema do艂kami, olimpijski basen, boisko do koszyk贸wki i du偶膮 si艂owni臋. Przepi臋kne i bogate centrum handlowe wznosi艂o si臋 na trzy poziomy w g贸r臋.
Statek by艂 r贸wnie偶 p艂ywaj膮cym muzeum abstrakcyjnego ekspresjonizmu. Wsz臋dzie wisia艂y obrazy Jacksona Pollocka, Paula Klee, Willema de Kooninga i innych znanych artyst贸w. Br膮zowe rze藕by Henry鈥檈go Moore鈥檃 sta艂y w niszach na platynowych piedesta艂ach w najwi臋kszej restauracji. Ju偶 sama ta kolekcja mia艂a warto艣膰 siedemdziesi臋ciu o艣miu milion贸w dolar贸w.
Kabiny nie mia艂y ostrych rog贸w, by艂y przestronne i niemal identyczne - na pok艂adzie 鈥濫merald Dolphina鈥 nie zaprojektowano ma艂ych kabin na 艣r贸dokr臋ciu ani du偶ych apartament贸w. Tw贸rcy statku nie uznawali r贸偶nic klasowych. Meble i wystr贸j wn臋trz przypomina艂y scenografi臋 z filmu science fiction. Stoj膮ce na podwy偶szeniach 艂贸偶ka wy艣cie艂a艂y mi臋kkie materace, 艂agodne o艣wietlenie sp艂ywa艂o z g贸ry. W kabinach dla nowo偶e艅c贸w umieszczono na suficie dyskretne lustra. W 艂azienkach by艂y specjalne komory, gdzie rozpryskiwana w mgie艂k臋 woda osiada艂a na tropikalnych ro艣linach, kt贸re wygl膮da艂y tak, jakby przywieziono je z innej planety. Podr贸偶 na 鈥濫merald Dolphinie鈥 dostarcza艂a niezwyk艂ych prze偶y膰.
Projektanci statku wiedzieli, kim b臋d膮 przyszli pasa偶erowie, urz膮dzili wi臋c wn臋trza w stylu odpowiadaj膮cym bogatym, m艂odym ludziom, zamo偶nym lekarzom, adwokatom, w艂a艣cicielom ma艂ych i wi臋kszych firm. Wi臋kszo艣膰 z nich podr贸偶owa艂a z rodzinami. Samotni pasa偶erowie stanowili mniejszo艣膰. By艂a te偶 spora grupa senior贸w, kt贸rzy mogli sobie pozwoli膰 na ka偶dy luksus.
Po kolacji wi臋kszo艣膰 m艂odych ma艂偶e艅stw weso艂o bawi艂a si臋 w sali balowej, gdzie orkiestra gra艂a najmodniejsze kawa艂ki, w nocnym klubie z wyst臋pami lub w kasynie. Rodziny z dzie膰mi sp臋dza艂y wieczory w teatrze - wystawiano w艂a艣nie najnowszy hit z Broadwayu. O godzinie trzeciej trzydzie艣ci wszystkie pomieszczenia by艂y ju偶 puste. 呕aden z k艂ad膮cych si臋 spa膰 pasa偶er贸w nie przypuszcza艂, 偶e 鈥濫merald Dolphin鈥 wkr贸tce czeka zniszczenie i 艣mier膰.
Kapitan Jack Waitkus przed udaniem si臋 na spoczynek do swojej kabiny dokona艂 kr贸tkiej inspekcji g贸rnych pok艂ad贸w. By艂 starym marynarzem - za pi臋膰 dni mia艂 obchodzi膰 sze艣膰dziesi膮te pi膮te urodziny. Wiedzia艂, 偶e to jego ostatni rejs. Szefowie firmy uprzedzili go, 偶e po zako艅czeniu podr贸偶y do Australii i z powrotem do macierzystego portu w Fort Lauderdale, zejdzie na l膮d. W gruncie rzeczy Waitkus cieszy艂 si臋 z emerytury. Razem z 偶on膮 mieszkali na pi臋knym, trzynastometrowym jachcie pe艂nomorskim i od wielu lat planowali podr贸偶 dooko艂a 艣wiata. W my艣lach kre艣li艂 ju偶 na mapie kurs przez Atlantyk w kierunku Morza 艢r贸dziemnego.
Dow贸dc膮 鈥濫merald Dolphina鈥 zosta艂 mianowany w uznaniu zas艂ug dla firmy. By艂 t臋gim, rubasznym m臋偶czyzn膮 z dobrotliwymi, niebieskimi oczami, z jego ust nie znika艂 ciep艂y u艣miech. W przeciwie艅stwie do wielu kapitan贸w statk贸w wycieczkowych lubi艂 kontakty towarzyskie z pasa偶erami. Przy kapita艅skim stole zabawia艂 go艣ci opowie艣ciami o tym, jak za m艂odu uciek艂 z Liverpoolu na morze, jak p艂ywa艂 na parowcach na Daleki Wsch贸d i stopniowo, ci臋偶k膮 prac膮 osi膮ga艂 coraz wy偶sze marynarskie stopnie. Pilnie si臋 uczy艂, wreszcie zda艂 egzaminy oficerskie i uzyska艂 patent kapitana. Przez dziesi臋膰 lat s艂u偶y艂 w Blue Seas, najpierw jako drugi, potem pierwszy oficer, w ko艅cu dosta艂 dow贸dztwo na 鈥濫merald Dolphinie鈥. By艂 bardzo popularny - zarz膮d niech臋tnie wysy艂a艂 go na emerytur臋, nie mo偶na by艂o jednak robi膰 wyj膮tk贸w w personalnej polityce firmy.
By艂 zm臋czony, ale nie k艂ad艂 si臋 spa膰, p贸ki nie przeczyta艂 kilku stron jakiej艣 ksi膮偶ki o podwodnych skarbach. Wci膮偶 my艣la艂 o pewnym wraku z 艂adunkiem z艂ota, zatopionym niedaleko wybrze偶y Maroka. Chcia艂 go spenetrowa膰 w czasie rejsu dooko艂a 艣wiata. Po raz ostatni wywo艂a艂 mostek. Wszystko by艂o w najlepszym porz膮dku, m贸g艂 wi臋c spokojnie zasn膮膰.
O czwartej dziesi臋膰 nad ranem drugi oficer Charles McFerrin poczu艂 zapach dymu podczas rutynowego obchodu statku. Najsilniej pachnia艂o przy centrum handlowym, gdzie znajdowa艂y si臋 butiki i sklepy z pami膮tkami. Nie us艂ysza艂 偶adnego alarmu i zdziwiony, kieruj膮c si臋 w臋chem, poszed艂 a偶 przed drzwi do kaplicy. Bucha艂o od nich gor膮co, wi臋c nie namy艣laj膮c si臋 d艂ugo, otworzy艂 je.
W 艣rodku szala艂y p艂omienie. Zaskoczony cofn膮艂 si臋 przed 偶arem, straci艂 r贸wnowag臋 i upad艂 na pok艂ad. Natychmiast wsta艂 i przez radio wyda艂 seri臋 rozkaz贸w.
- Obudzi膰 kapitana Waitkusa. Po偶ar w kaplicy. W艂膮czy膰 alarm i program komputerowy steruj膮cy automatycznym systemem gaszenia ognia.
Pierwszy oficer Vince Sheffield odruchowo spojrza艂 na pulpit kontrolny. Wszystkie lampki by艂y zielone.
- Jeste艣 pewien, McFerrin? Nie mamy sygna艂u o po偶arze.
- Uwierz mi! - zawo艂a艂 McFerrin do mikrofonu. - To prawdziwe piek艂o. Ogie艅 wymkn膮艂 si臋 spod kontroli.
- Czy zraszacze dzia艂aj膮? - spyta艂 Sheffield.
- Nie, musi by膰 jaka艣 powa偶na awaria. System przeciwpo偶arowy nie dzia艂a. Nie by艂o te偶 alarmu wywo艂anego wysok膮 temperatur膮.
Sheffield by艂 zupe艂nie zdezorientowany. 鈥濫merald Dolphina鈥 wyposa偶ono w najnowocze艣niejszy system alarmowy na 艣wiecie. Gdyby zawi贸d艂, sytuacja sta艂aby si臋 beznadziejna. Gapi膮c si臋 w os艂upieniu na panel kontrolny, gdzie pozornie wszystko by艂o w porz膮dku, traci艂 cenne sekundy. Wreszcie spojrza艂 na m艂odszego oficera, Carla Hardinga.
- McFerrin zg艂asza po偶ar w kaplicy, ale na konsoli niczego nie wida膰. Id藕 na d贸艂 i sprawd藕 to.
McFerrin z kolei traci艂 czas, rzucaj膮c si臋 z ga艣nicami na coraz wi臋ksze p艂omienie. R贸wnie dobrze m贸g艂by pr贸bowa膰 ugasi膰 po偶ar lasu jednym jutowym workiem. Ogie艅 si臋ga艂 ju偶 poza kaplic臋. Drugi oficer wci膮偶 nie m贸g艂 uwierzy膰, 偶e automatyczne zraszacze nie dzia艂aj膮. Po偶aru nie da si臋 opanowa膰, je艣li za艂oga natychmiast nie uruchomi w臋偶贸w z wod膮. Zamiast za艂ogi zjawi艂 si臋 jednak tylko Harding. Nadchodzi艂 powolnym krokiem od strony centrum handlowego.
Na widok ognia stan膮艂 jak wryty. Ogarn膮艂 go strach, gdy zobaczy艂, jak McFerrin w pojedynk臋 przegrywa bitw臋 z p艂omieniami. Natychmiast po艂膮czy艂 si臋 z mostkiem.
- Sheffield, na Boga! Tu jest prawdziwe piek艂o i nie ma go czym ugasi膰! S膮 tylko ga艣nice. Wezwij ekip臋 stra偶ak贸w i w艂膮cz system przeciwpo偶arowy.
Sheffield zawaha艂 si臋, wreszcie - omijaj膮c elektronik臋 - r臋cznie w艂膮czy艂 zraszacze w kaplicy.
- System w艂膮czony - zawo艂a艂 do mikrofonu.
- Nie dzia艂a! - wrzasn膮艂 McFerrin. - Szybciej, cz艂owieku, sami nie damy rady!
Sheffield zawiadomi艂 wreszcie dow贸dc臋 stra偶ak贸w i obudzi艂 kapitana Waitkusa.
- Panie kapitanie, mam meldunek o po偶arze w kaplicy.
Waitkus oprzytomnia艂 w jednej chwili.
- Systemy ga艣nicze pracuj膮?
- Oficerowie McFerrin i Harding, kt贸rzy s膮 na miejscu, twierdz膮, 偶e nie dzia艂aj膮. Pr贸buj膮 opanowa膰 ogie艅 ga艣nicami r臋cznymi.
- Wezwa膰 ekip臋 stra偶ak贸w, by uruchomili w臋偶e.
- Ju偶 wyda艂em odpowiednie rozkazy.
- Obs艂uga szalup na stanowiska.
- Tak jest, kapitanie.
Ubieraj膮c si臋 w po艣piechu, Waitkus nie potrafi艂 sobie wyobrazi膰, jakie niebezpiecze艅stwo mog艂oby go zmusi膰 do nakazania dw贸m i p贸艂 tysi膮cu pasa偶er贸w i cz艂onk贸w za艂ogi opuszczenia statku w szalupach, pragn膮艂 jednak zachowa膰 wszelkie 艣rodki ostro偶no艣ci. Pobieg艂 na mostek. Pulpit kontrolny nadal jarzy艂 si臋 zieleni膮. Je艣li naprawd臋 wybuch艂 po偶ar, 偶aden z nowoczesnych system贸w go nie wykry艂 ani nie w艂膮czy艂 automatycznych zraszaczy.
- To pewne? - spyta艂 Sheffielda.
- McFerrin i Harding przysi臋gaj膮, 偶e w kaplicy szaleje ogie艅.
- Niemo偶liwe. - Waitkus podni贸s艂 s艂uchawk臋 i po艂膮czy艂 si臋 z maszynowni膮.
- Tu maszynownia, m贸wi Barnum - odezwa艂 si臋 zast臋pca g艂贸wnego mechanika, Joseph Barnum.
- Tu kapitan. Czy wasze systemy kontrolne sygnalizuj膮 ogie艅 gdzie艣 na statku?
- Chwileczk臋. - Barnum spojrza艂 na du偶y panel. - Nie, panie kapitanie. Wszystkie kontrolki s膮 zielone. 呕adnej informacji o po偶arze.
- Gotowi do r臋cznego uruchomienia systemu ga艣niczego - rozkaza艂 Waitkus.
Na mostek wpad艂 zdyszany marynarz i podbieg艂 do Sheffielda.
- Panie poruczniku, dym na pok艂adzie spacerowym bakburty.
Waitkus podni贸s艂 s艂uchawk臋.
- McFerrin?
W艣r贸d hucz膮cych p艂omieni drugi oficer ledwie us艂ysza艂 brz臋czyk telefonu.
- O co chodzi? - rzuci艂 ostro.
- M贸wi kapitan. Razem z Hardingiem natychmiast opu艣膰cie kaplic臋. Zamykamy stalow膮 kurtyn臋 przeciwpo偶arow膮, 偶eby odci膮膰 kaplic臋 od reszty statku.
- Tylko szybko kapitanie! - krzykn膮艂 McFerrin. - Ogie艅 lada chwila przejdzie do centrum handlowego.
Waitkus wcisn膮艂 przycisk, kt贸ry powodowa艂 zamkni臋cie ukrytej stalowej kurtyny wok贸艂 kaplicy, izoluj膮cej to miejsce od pozosta艂ej cz臋艣ci statku.
Ze zdumieniem stwierdzi艂, 偶e lampka kontrolna pozosta艂a ciemna. Zn贸w wezwa艂 McFerrina.
- Kurtyna opad艂a?
- Nie, kapitanie. Nic si臋 nie dzieje.
- Niemo偶liwe - mrukn膮艂 Waitkus. - Nie mog臋 uwierzy膰, ca艂y system zawi贸d艂. - Po艂膮czy艂 si臋 z maszynown膮. - Barnum - warkn膮艂 - zamykajcie r臋cznie kurtyn臋 wok贸艂 kaplicy.
- Zamykam - potwierdzi艂 Barnum. - Na mojej tablicy nic si臋 nie dzieje - doda艂 po chwili. - Nic nie rozumiem. System kurtyn nie dzia艂a.
- Cholera! - st臋kn膮艂 Waitkus i spojrza艂 na Sheffielda. - Id臋 na d贸艂, sam to sprawdz臋.
Pierwszy oficer ju偶 nigdy wi臋cej nie zobaczy艂 swojego kapitana. Waitkus wsiad艂 do windy, zjecha艂 na pok艂ad A i dotar艂 do kaplicy od strony przeciwnej ni偶 oficerowie walcz膮cy z ogniem. Nie zdaj膮c sobie sprawy z zagro偶enia, otworzy艂 drzwi za o艂tarzem. P艂omienie ogarn臋艂y go w jednej chwili. W ci膮gu sekundy dozna艂 oparzenia p艂uc i zmieni艂 si臋 w 偶yw膮 pochodni臋. Zachwia艂 si臋 do ty艂u i skona艂, zanim jeszcze upad艂 na ziemi臋.
Kapitana Waitkusa spotka艂a straszna 艣mier膰. Nie wiedzia艂, 偶e jego statek r贸wnie偶 skazany jest na zag艂ad臋.
Kelly Egan obudzi艂 koszmarny sen. Cz臋sto 艣ni艂a o tym, 偶e goni j膮 jaki艣 potworny, trudny do opisania owad lub zwierz臋. Teraz p艂yn臋艂a w wodzie i otar艂a si臋 o ni膮 ogromna ryba. J臋kn臋艂a p贸艂przytomnie i otworzy艂a oczy. Nocna lampka w 艂azience rozsiewa艂a s艂ab膮 po艣wiat臋.
Kelly zmarszczy艂a nos i u艣wiadomi艂a sobie, 偶e czuje sw膮d. Stara艂a si臋 okre艣li膰 pochodzenie zapachu, ale by艂 jeszcze s艂abo wyczuwalny. Uspokojona, 偶e dym nie pochodzi z jej kabiny, po艂o偶y艂a si臋 i sennie rozmy艣la艂a, czy by艂 to tylko wytw贸r jej wyobra藕ni. Po kilku minutach odnios艂a wra偶enie, 偶e dym czu膰 mocniej, a temperatura w kabinie wzros艂a. Odrzuci艂a koc i postawi艂a bose stopy na dywanie, kt贸ry wyda艂 si臋 jej nienormalnie ciep艂y. Ciep艂o najwyra藕niej dochodzi艂o spod pod艂ogi. Kelly stan臋艂a na krze艣le i dotkn臋艂a zdobionego miedzi膮 sufitu. By艂 zimny.
Zaniepokojona w艂o偶y艂a szlafrok i podbieg艂a do drzwi wiod膮cych do s膮siedniej kabiny, kt贸r膮 zajmowa艂 jej ojciec. Doktor Elmore Egan by艂 pogr膮偶ony w g艂臋bokim 艣nie, czego dowodzi艂o g艂o艣ne chrapanie. Laureat Nagrody Nobla, geniusz mechaniki, podr贸偶owa艂 鈥濫merald Dolphinem鈥, poniewa偶 statek by艂 wyposa偶ony w opracowane i skonstruowane przez niego supernowoczesne silniki. Doktor sprawdza艂, jak sprawuj膮 si臋 podczas dziewiczego rejsu. By艂 tak poch艂oni臋ty swoim dzie艂em, 偶e rzadko wychodzi艂 z maszynowni. Od wyp艂yni臋cia z Sydney Kelly rzadko widywa艂a ojca. Wczoraj po raz pierwszy zjedli razem kolacj臋. Egan wreszcie nieco si臋 odpr臋偶y艂. Jego wielkie magnetyczne silniki hydrodynamiczne dzia艂a艂y bez zarzutu.
Kelly pochyli艂a si臋 nad 艂贸偶kiem i potrz膮sn臋艂a ojca za rami臋.
- Tato, obud藕 si臋.
Egan natychmiast oprzytomnia艂.
- Co si臋 sta艂o? - spyta艂, wpatruj膮c si臋 w ciemn膮 posta膰 c贸rki. - Zachorowa艂a艣?
- Czuj臋 dym. I pod艂oga jest gor膮ca.
- Jeste艣 pewna? Nie s艂ysz臋 alarmu.
- Zobacz sam.
Zupe艂nie ju偶 rozbudzony, Egan opar艂 obie d艂onie na dywanie. Uni贸s艂 brwi i nabra艂 nosem powietrza. Po chwili podni贸s艂 wzrok na Kelly.
- Ubieraj si臋. Wychodzimy na pok艂ad.
Opu艣cili kabiny i ruszyli do windy. Zapach dymu sta艂 si臋 ju偶 ca艂kiem wyra藕ny.
Pod kaplic膮 w centrum handlowym na pok艂adzie A za艂oga przegrywa艂a walk臋 z 偶ywio艂em. Zu偶yto ga艣nice r臋czne, a wszystkie automatyczne systemy przeciwpo偶arowe nadal nie dzia艂a艂y. Co gorsza, nie mo偶na by艂o pod艂膮czy膰 w臋偶y do hydrant贸w, bo nie uda艂o si臋 zdj膮膰 zapieczonych zakr臋tek. McFerrin wys艂a艂 marynarza do maszynowni, 偶eby przyni贸s艂 klucze, ale i to okaza艂o si臋 daremne. Dw贸ch m臋偶czyzn, ci膮gn膮c z ca艂ej si艂y, nie by艂o w stanie odkr臋ci膰 zakr臋tki, jakby przyspawanej do gwintu.
Marynarzy walcz膮cych z 偶ywio艂em ogarn膮艂 strach. Sytuacja z ka偶d膮 chwil膮 stawa艂a si臋 coraz bardziej dramatyczna. Kurtyny nie da艂o si臋 opu艣ci膰, nie by艂o wi臋c sposobu, by powstrzyma膰 ogie艅. McFerrin zadzwoni艂 na mostek.
- Powiedzcie kapitanowi, 偶e tracimy kontrol臋. Ogie艅 przedosta艂 si臋 ju偶 na wy偶szy pok艂ad, do kasyna.
- Nie mo偶ecie zatrzyma膰 p艂omieni? - spyta艂 Sheffield.
- Jak? - zirytowa艂 si臋 McFerrin. - Nic nie dzia艂a. Ko艅cz膮 si臋 ga艣nice, nie mo偶emy pod艂膮czy膰 w臋偶y, zraszacze nie dzia艂aj膮. Czy w maszynowni mo偶na r臋cznie opu艣ci膰 kurtyny, pomijaj膮c automatyk臋?
- Nie - odpar艂 Sheffield z panik膮 w g艂osie. - Ca艂y program przeciwpo偶arowy diabli wzi臋li. Komputery, drzwi ogniotrwa艂e, zraszacze, wszystko pad艂o.
- Dlaczego nie w艂膮czyli艣cie alarmu?
- Nie mog臋 alarmowa膰 pasa偶er贸w bez zgody kapitana.
- A gdzie on jest?
- Zszed艂 na d贸艂, 偶eby osobi艣cie wszystko sprawdzi膰. Nie ma go tam?
McFerrin rozejrza艂 si臋, ale nie zobaczy艂 Waitkusa.
- Nie.
- Pewnie ju偶 wraca na mostek - odpar艂 bez przekonania Sheffield.
- W艂膮cz alarm i kieruj wszystkich do szalup. Niech przygotuj膮 si臋 do opuszczenia statku.
Sheffield by艂 przera偶ony.
- Mam wyda膰 taki rozkaz tysi膮cu sze艣ciuset pasa偶erom? Przesadzasz.
- Nie wiesz, co tu si臋 dzieje! - krzykn膮艂 McFerrin. - W艂膮cz alarm, zanim b臋dzie za p贸藕no.
- Tylko kapitan mo偶e wyda膰 taki rozkaz.
- Na lito艣膰 bosk膮, cz艂owieku, w艂膮cz alarm, by ostrzec ludzi, zanim ogie艅 dotrze do kabin.
Sheffield nie wiedzia艂, co robi膰. Jeszcze nigdy w czasie osiemnastu lat s艂u偶by na morzu nie by艂 w tak dramatycznej sytuacji. Nigdy nie chcia艂 zosta膰 kapitanem. Ba艂 si臋 odpowiedzialno艣ci. Co ma zrobi膰?
- Jeste艣 absolutnie pewien, 偶e sytuacja wymaga tak drastycznych dzia艂a艅?
- Je艣li w ci膮gu pi臋ciu minut nie uda ci si臋 w艂膮czy膰 system贸w przeciwpo偶arowych, los statku i wszystkich na pok艂adzie jest przes膮dzony! - krzykn膮艂 McFerrin.
Sheffield waha艂 si臋. My艣la艂 tylko o jednym: jego kariera znalaz艂a si臋 w niebezpiecze艅stwie. Je艣li podejmie niew艂a艣ciw膮 decyzj臋...
Sekundy mija艂y.
Jego bierno艣膰 kosztowa艂a 偶ycie ponad stu ludzi.
Marynarze walcz膮cy z p艂omieniami byli przeszkoleni w gaszeniu po偶ar贸w jednostek p艂ywaj膮cych, lecz tym razem niewiele mogli zrobi膰. Mieli ognioodporne kombinezony i szczelne he艂my, nosili aparaty tlenowe, jednak z ka偶d膮 chwil膮 ogarnia艂o ich coraz wi臋ksze zniech臋cenie. Systemy przeciwpo偶arowe nie dzia艂a艂y, sprz臋t ga艣niczy okaza艂 si臋 niesprawny lub bezu偶yteczny - w艂a艣ciwie mogli tylko sta膰 i patrze膰 na rozprzestrzeniaj膮ce si臋 piek艂o. Po pi臋tnastu minutach pok艂ad A sta艂 w p艂omieniach. Ogarn臋艂y centrum handlowe, d艂ugie j臋zyki liza艂y pobliskie stanowisko szalup. Za艂oga, przygotowuj膮ca si臋 do spuszczenia 艂odzi, rozbieg艂a si臋 na wszystkie strony, gdy ogie艅 dotar艂 do 艂odzi rozmieszczonych wzd艂u偶 obu burt. Nadal nie w艂膮czy艂 si臋 alarm.
Pierwszy oficer Sheffield nie dawa艂 sobie rady w nowej sytuacji. Z obaw膮 i niech臋ci膮 przej膮艂 dow贸dztwo statku, nie przyjmuj膮c do wiadomo艣ci, 偶e kapitan Waitkus zgin膮艂, a wszyscy na pok艂adzie znajduj膮 si臋 w 艣miertelnym niebezpiecze艅stwie. Jak wszystkie nowoczesne liniowce, 鈥濫merald Dolphin鈥 by艂 skonstruowany tak, by nie dopu艣ci膰 do rozprzestrzeniania si臋 po偶aru. Fakt, 偶e p艂omienie tak szybko ogarn臋艂y statek, stanowi艂 zaprzeczenie jednego z podstawowych za艂o偶e艅 projektu.
Sheffield marnowa艂 cenny czas, wysy艂aj膮c marynarzy, by szukali kapitana, czekaj膮c na ich powr贸t i na meldunek, 偶e dow贸dcy nie mo偶na odnale藕膰. Podszed艂 do pulpitu z mapami i uwa偶nie przyjrza艂 si臋 linii kursu, wykre艣lonej na jednej z nich. Ostatnia pozycja wyznaczona przed czterema minutami przez czwartego oficera na podstawie odczytu z wy艣wietlacza systemu satelitarnej lokalizacji wskazywa艂a, 偶e najbli偶szym l膮dem jest wyspa Tonga, po艂o偶ona ponad dwie艣cie mil na p贸艂nocny wsch贸d. Sheffield wyszed艂 na boczny podest mostka. Pada艂 deszcz, wiatr przybiera艂 na mocy, coraz wi臋ksze, teraz ju偶 p贸艂torametrowe fale, uderza艂y w dzi贸b.
Odwr贸ci艂 si臋 i z przera偶eniem zobaczy艂 dym wydostaj膮cy si臋 ze 艣r贸dokr臋cia oraz p艂omienie, kt贸re zacz臋艂y liza膰 szalupy. Po偶ar trawi艂 wszystko, co napotka艂 na drodze. Dlaczego zawiod艂y systemy kontrolne? 鈥濫merald Dolphin鈥 by艂 jednym z najbezpieczniejszych statk贸w na 艣wiecie. Niemo偶liwe, 偶eby poszed艂 na dno. Ogarni臋ty mroczn膮 wizj膮 Sheffield w ko艅cu uruchomi艂 system alarmowy.
Tymczasem kasyno zmieni艂o si臋 w piek艂o. Ogromny 偶ar, kt贸rego nie t艂umi艂y zraszacze ani sprz臋t ga艣niczy, topi艂 w ci膮gu sekund wszystko, co napotyka艂 na swojej drodze. Ogie艅 wdar艂 si臋 do teatru i szybko zmieni艂 go w rozpalony piec. Kurtyny wystrzeli艂y niczym fajerwerki, p艂omienie za艣 ruszy艂y dalej, pozostawiaj膮c za sob膮 zw臋glone pogorzelisko. Teraz ogie艅 znajdowa艂 si臋 ju偶 tylko dwa pok艂ady pod najni偶ej po艂o偶onymi kabinami pasa偶erskimi.
Zabrzmia艂y syreny i dzwonki - jedyny system ostrzegawczy, kt贸ry jeszcze dzia艂a艂. Zaspani pasa偶erowie nie wiedzieli, co si臋 dzieje. Reagowali powoli, zdziwieni alarmem, kt贸ry zerwa艂 ich z 艂贸偶ek o czwartej dwadzie艣cia pi臋膰 rano. Z pocz膮tku zachowywali si臋 spokojnie i bez po艣piechu wk艂adali jakie艣 lu藕ne ubrania, a tak偶e kamizelki ratunkowe, zgodnie z podan膮 im instrukcj膮 zachowania podczas pr贸bnych alarm贸w. Jedynie ci, kt贸rzy wyszli na werandy, by sprawdzi膰, co si臋 dzieje, zdali sobie spraw臋 z sytuacji.
W feerii 艣wiate艂 ujrzeli k艂臋by g臋stego dymu i j臋zyki p艂omieni, wydobywaj膮ce si臋 z okien i bulaj贸w na ni偶szych pok艂adach. Widok by艂 niesamowity, a zarazem przera偶aj膮cy. Dopiero w tym momencie zacz臋艂a rodzi膰 si臋 panika, kt贸ra wybuch艂a z pe艂n膮 moc膮, gdy pierwsi pasa偶erowie dostali si臋 na pok艂ad 艂odziowy i stan臋li naprzeciwko 艣ciany ognia.
Doktor Egan poprowadzi艂 c贸rk臋 do najbli偶szej windy, kt贸r膮 pojechali na najwy偶szy pok艂ad, sk膮d mo偶na by艂o widzie膰 ca艂y statek. Jego najgorsze obawy potwierdzi艂y si臋, gdy zobaczy艂 p艂omienie wydostaj膮ce si臋 ze 艣r贸dokr臋cia, siedem pok艂ad贸w ni偶ej. Ze swojego miejsca widzia艂 r贸wnie偶 ogie艅 trawi膮cy obydwa pok艂ady, przy kt贸rych znajdowa艂y si臋 szalupy zamocowane na 偶urawikach. Na rufie cz艂onkowie za艂ogi w po艣piechu rzucali do morza zasobniki z tratwami, kt贸re automatycznie otwiera艂y si臋 i nape艂nia艂y powietrzem. Egan pomy艣la艂, 偶e scena ta przypomina mu skecz z repertuaru Monty Pythona. Za艂oga najwyra藕niej zapomnia艂a, 偶e statek p艂ynie z du偶膮 szybko艣ci膮 i puste tratwy zostaj膮 daleko za ruf膮.
- Zejd藕 do kawiarni na pok艂adzie B i czekaj tam - powiedzia艂 do Kelly. Mia艂 szar膮 twarz.
- A ty? - spyta艂a. Mia艂a na sobie tylko bluzk臋 na rami膮czkach i szorty.
- Musz臋 zabra膰 dokumenty z kabiny. Id藕. Zaraz do ciebie przyjd臋.
Windy zaci臋艂y si臋 z powodu przeci膮偶enia, wi臋c Kelly i jej ojciec przedarli si臋 na d贸艂 schodami, zape艂nionymi przera偶onymi pasa偶erami. Ludzie k艂臋bili si臋 we wszystkich korytarzach i windach niczym termity w kopcu atakowane przez mr贸wkojada. Pasa偶erowie - na co dzie艅 spokojni i zdyscyplinowani - teraz, ogarni臋ci panik膮, stracili g艂ow臋 i zachowywali si臋 偶a艂o艣nie. Niekt贸rzy kr膮偶yli jak 艣lepcy bez okre艣lonego celu, inni w os艂upieniu przygl膮dali si臋 szalej膮cemu 偶ywio艂owi. M臋偶czy藕ni przeklinali, kobiety krzycza艂y, sytuacja w szybkim tempie zacz臋艂a przypomina膰 dantejskie piek艂o.
Za艂oga bezskutecznie stara艂a si臋 opanowa膰 wszechobecny chaos. Gdy zabrak艂o szalup, ludziom pozosta艂o jedynie skoczy膰 do morza. Marynarze sprawdzali, czy pasa偶erowie maj膮 dobrze zapi臋te kamizelki ratunkowe, zapewniaj膮c wszystkich, 偶e jednostki ratunkowe s膮 ju偶 w drodze.
By艂a to jednak pr贸偶na nadzieja. Sparali偶owany niemoc膮 Sheffield wci膮偶 nie nada艂 sygna艂u Mayday. G艂贸wny radiotelegrafista trzykrotnie przybiega艂 na mostek, by spyta膰 go, czy ma wezwa膰 pomoc, ale pierwszy oficer wci膮偶 by艂 zupe艂nie bierny.
Pozosta艂o jeszcze tylko kilka minut. P艂omienie sycza艂y ju偶 pi臋tna艣cie metr贸w od kabiny radiowej.
Kelly Egan przedar艂a si臋 do kawiarni na pok艂adzie B, przy rufie. Znajdowa艂 si臋 tam t艂um zagubionych i przera偶onych pasa偶er贸w. Nie by艂o oficer贸w, kt贸rzy utrzymaliby spok贸j. Ludzie zach艂ystywali si臋 dymem niesionym wiatrem, kt贸ry omiata艂 ruf臋 statku, p艂yn膮cego z pr臋dko艣ci膮 dwudziestu czterech w臋z艂贸w.
Cudownym zrz膮dzeniem losu wi臋kszo艣膰 pasa偶er贸w unikn臋艂a 艣mierci w kabinach. Ludzie opu艣cili je spokojnie, zanim p艂omienie odci臋艂y im drog臋 ucieczki do korytarzy, schod贸w i wind. Z pocz膮tku nie traktowali zagro偶enia powa偶nie, lecz ich niepok贸j wzr贸s艂 gwa艂townie, gdy okaza艂o si臋, 偶e droga do szalup jest odci臋ta. Za艂oga wykaza艂a ogromn膮 odwag臋, kieruj膮c wszystkich na pok艂ady rufowe, gdzie przez jaki艣 czas pasa偶erowie byli wzgl臋dnie bezpieczni.
Zgromadzi艂y si臋 tam ca艂e rodziny - ojcowie, matki, dzieci, niekt贸re w pi偶amach. Najm艂odsi p艂akali ze strachu, ale innym podoba艂a si臋 akcja ratownicza. Uwa偶ali j膮 za wspania艂膮 zabaw臋, do momentu, gdy zobaczyli przera偶enie w oczach rodzic贸w. Rozczochrane kobiety w szlafrokach sta艂y obok innych, kt贸re odm贸wi艂y szybkiej ewakuacji i na艂o偶y艂y makija偶, eleganckie ubrania, zabra艂y nawet wieczorowe torebki. M臋偶czy藕ni na og贸艂 ubrali si臋 mniej formalnie, kilku mia艂o na sobie bluzy od dresu i bermudy. Tylko jedno m艂ode ma艂偶e艅stwo w strojach k膮pielowych by艂o przygotowane do skoku za burt臋. Ale wszyscy tak samo bali si臋 艣mierci.
Kelly przecisn臋艂a si臋 do relingu i chwyci艂a go ze wszystkich si艂. By艂o jeszcze zupe艂nie ciemno. Patrzy艂a na pian臋, kt贸r膮 tworzy艂y szybko kr臋c膮ce si臋 艣ruby. W 艣wiat艂ach pozycyjnych liniowca i w s艂abej po艣wiacie 艣witu kilwater wida膰 by艂o na odleg艂o艣膰 oko艂o dwustu metr贸w. Dalej czarne morze zlewa艂o si臋 z czarnym horyzontem i niebem, wci膮偶 jeszcze usianym gwiazdami. Zastanawia艂a si臋, dlaczego statek nadal p艂ynie.
- Spalimy si臋 偶ywcem! - j臋cza艂a histerycznie jaka艣 kobieta. - Nie chc臋 umiera膰 w p艂omieniach! - Zanim ktokolwiek zdo艂a艂 j膮 powstrzyma膰, wspi臋艂a si臋 na reling i wskoczy艂a do morza. Przera偶eni ludzie patrzyli, jak tonie. Przez chwil臋 widzieli, jak jej g艂owa wynurzy艂a si臋 spod wody, a potem znik艂a w ciemno艣ci.
Kelly zacz臋艂a ba膰 si臋 o ojca. Chcia艂a wr贸ci膰 do kabiny, by go odnale藕膰, ale w tej w艂a艣nie chwili pojawi艂 si臋 z br膮zow膮, sk贸rzan膮 teczk膮 w r臋ku.
- Tato! - zawo艂a艂a. - Ba艂am si臋, 偶e zgin膮艂e艣!
- Prawdziwy dom wariat贸w - wysapa艂. Mia艂 czerwon膮 twarz. - Stado byd艂a biegaj膮ce w k贸艂ko bez 偶adnego sensu.
- Co mo偶emy zrobi膰? - spyta艂a niecierpliwie. - Dok膮d mamy i艣膰?
- Do wody - odpar艂 Egan. - To jedyna nadzieja pozostania przy 偶yciu. - Patrzy艂 powa偶nie w szafirowe, b艂yszcz膮ce w 艣wietle p艂omieni oczy c贸rki. Nigdy nie m贸g艂 wyj艣膰 z podziwu, jak bardzo jest podobna do matki. Lana w jej wieku wygl膮da艂a identycznie: by艂a r贸wnie wysoka, szczup艂a. Jej figura przypomina艂a idealne proporcje modelek. D艂ugie, proste w艂osy Kelly, barwy miodu, otacza艂y twarz o wyrazistych rysach, wysokich ko艣ciach policzkowych, pi臋knie ukszta艂towanych ustach i nosie, niemal lustrzane odbicie twarzy jej matki. R贸偶nica tkwi艂a w sprawno艣ci fizycznej: Kelly by艂a wysportowana, jej matka delikatna. Razem z ojcem za艂amali si臋, gdy Lana przegra艂a d艂ugotrwa艂膮 walk臋 z rakiem piersi. Elmore poczu艂 straszliwy ucisk w sercu. Zrozumia艂, 偶e teraz 偶ycie Kelly jest w straszliwym niebezpiecze艅stwie.
U艣miechn臋艂a si臋.
- Dobrze, 偶e jeste艣my w tropikach. Woda jest wystarczaj膮co ciep艂a.
Obj膮艂 j膮, a potem spojrza艂 w morze przesuwaj膮ce si臋 pod kad艂ubem pi臋tna艣cie metr贸w poni偶ej miejsca, gdzie stali.
- Nie skacz, p贸ki statek si臋 nie zatrzyma - powiedzia艂. - Poczekamy do ostatniej chwili i wtedy wyskoczymy. Na pewno kto艣 p艂ynie ju偶 na ratunek.
Na mostku pierwszy oficer Sheffield chwyci艂 za reling i patrzy艂 na czerwon膮 po艣wiat臋, kt贸ra mieni膮c si臋 odbija艂a si臋 w falach. Ca艂e 艣r贸dokr臋cie sta艂o w p艂omieniach - j臋zory ognia wydobywa艂y si臋 z bulaj贸w i okien, rozsadzonych przez buchaj膮cy 偶ar. S艂ysza艂 pot臋偶ny j臋k umieraj膮cego statku. To wprost niewyobra偶alne, 偶e za godzin臋 鈥濫merald Dolphin鈥, duma Blue Sas Cruise Lines zmieni si臋 w wypalony kad艂ub, dryfuj膮cy bezw艂adnie na powierzchni turkusowego morza. Sheffield nie dopuszcza艂 do siebie 偶adnej my艣li o losie dw贸ch i p贸艂 tysi膮ca ludzi znajduj膮cych si臋 na pok艂adzie.
Bezmy艣lnie patrzy艂 w ciemn膮 wod臋. Gdyby na horyzoncie ukaza艂y si臋 艣wiat艂a jakich艣 statk贸w, nie zobaczy艂by ich. Na mostek wpad艂 McFerrin. Mia艂 osmalon膮 twarz, wypalony mundur, spalone brwi i w艂osy. Chwyci艂 Sheffielda za rami臋 i brutalnie odwr贸ci艂.
- Statek p艂ynie pe艂n膮 par膮 pod wiatr. To podsyca ogie艅 jak kowalski miech. Dlaczego nie zatrzyma艂e艣 maszyny?
- To nale偶y do kompetencji kapitana.
- A gdzie jest kapitan?
- Nie wiem - odpar艂 s艂abym g艂osem Sheffield. - Wyszed艂 i nie wr贸ci艂.
- Wi臋c na pewno zgin膮艂 w p艂omieniach. - McFerrin poj膮艂, 偶e nie porozumie si臋 z wy偶szym rang膮 oficerem. Sam chwyci艂 s艂uchawk臋. - McFerrin. Kapitan Waitkus nie 偶yje. Po偶ar wymkn膮艂 si臋 spod kontroli. Zatrzymajcie maszyny i niech wszyscy wyjd膮 na g贸r臋. Nie mo偶ecie dosta膰 si臋 na 艣r贸dokr臋cie, wi臋c szukajcie drogi na dzi贸b lub ruf臋. Zrozumia艂e艣?
- Czy po偶ar jest naprawd臋 tak niebezpieczny? - spyta艂 g艂upio g艂贸wny mechanik Raymond Garcia.
- Prawdziwe piek艂o.
- To mo偶e od razu pobiegniemy do szalup?
Co za krety艅stwo, pomy艣la艂 McFerrin. Nikt nie powiadomi艂 za艂ogi maszynowni, 偶e ogie艅 strawi艂 ju偶 p贸艂 statku.
- Szalupy si臋 spali艂y. 鈥濫merald Dolphin鈥 tonie. Uciekajcie, p贸ki mo偶na. Zostawcie w艂膮czone generatory. Potrzebne nam o艣wietlenie, 偶eby opu艣ci膰 statek i kierowa膰 w nasz膮 stron臋 statki ratunkowe.
Garcia, nie trac膮c czasu na rozmow臋, wyda艂 rozkaz wy艂膮czenia maszyn. Chwil臋 p贸藕niej mechanicy opu艣cili maszynowni臋 i ruszyli przez przedzia艂y baga偶owe na dzi贸b statku.
Ostatni wychodzi艂 Garcia. Upewniwszy si臋, 偶e generatory dzia艂aj膮 bez zarzutu, pobieg艂 najbli偶szym korytarzem.
- Kto odpowiedzia艂 na sygna艂 Mayday? - spyta艂 McFerrin.
Pierwszy oficer patrzy艂 t臋po przed siebie.
- Mayday?
- Nie nada艂e艣 przez radio pozycji i nie wezwa艂e艣 pomocy?
- Tak, musimy wezwa膰 pomoc... - szepn膮艂 Sheffield.
McFerrin patrzy艂 na niego ze zgroz膮.
- Bo偶e, teraz jest za p贸藕no. P艂omienie musia艂y ju偶 dotrze膰 do kabiny radiowej.
Chwyci艂 telefon. Odpowiedzia艂a mu cisza. Wyczerpany i obola艂y od oparze艅 opar艂 si臋 ci臋偶ko o pulpit sterowy.
- Ponad dwa tysi膮ce ludzi sp艂onie lub zginie w morzu bez nadziei na ocalenie - wyszepta艂. - Musimy si臋 do nich przy艂膮czy膰.
Dwana艣cie mil na po艂udnie para opalowych oczu wpatrywa艂a si臋 w niebo ja艣niej膮ce na wschodzie, a po chwili w czerwon膮 po艣wiat臋 na p贸艂nocy. M臋偶czyzna zszed艂 z pomostu do ster贸wki statku oceanograficznego 鈥濪eep Encounter鈥, nale偶膮cego do NUMA, wzi膮艂 z pulpitu siln膮 lornetk臋 i powr贸ci艂 na stanowisko obserwacyjne.
By艂 wysoki i dobrze zbudowany, ka偶dy jego ruch wydawa艂 si臋 starannie zaplanowany. Kr臋cone, czarne w艂osy na skroniach przypr贸szy艂a siwizna. Twarz m臋偶czyzny m贸wi艂a, 偶e zna morze na wskro艣. Opalona sk贸ra i orle rysy znamionowa艂y cz艂owieka, kt贸ry uwielbia przebywa膰 pod go艂ym niebem i sp臋dza tam znacznie wi臋cej czasu ni偶 w o艣wietlonym jarzeni贸wkami biurze.
Powietrze tropikalnego poranka by艂o wilgotne i ciep艂e. M臋偶czyzna mia艂 na sobie niebieskie, d偶insowe szorty i hawajsk膮 koszul臋 w kolorowe kwiaty. Na w膮skich stopach nosi艂 sanda艂y. Tak wygl膮da艂 str贸j roboczy Dirka Pitta, gdy pracowa艂 z ekip膮 bada艅 podwodnych, szczeg贸lnie w obszarze tysi膮ca mil od r贸wnika. Jako dyrektor Wydzia艂u Program贸w Specjalnych Narodowej Agencji Bada艅 Morskich i Podwodnych ka偶dego roku wiele miesi臋cy sp臋dza艂 na morzu. Obecna wyprawa mia艂a na celu przeprowadzenie bada艅 geologicznych dna w pobli偶u Tonga.
Przygl膮da艂 si臋 czerwonej 艂unie przez trzy minuty, po czym wr贸ci艂 do ster贸wki i wetkn膮艂 g艂ow臋 do kabiny radiowej. Radiotelegrafista z nocnej wachty podni贸s艂 zaspany wzrok i powiedzia艂 automatycznie:
- Ostatnia satelitarna prognoza pogody zapowiada zbli偶aj膮ce si臋 silne opady, wiatr dochodz膮cy do trzydziestu mil na godzin臋 oraz trzymetrowe fale.
- Idealne warunki do puszczania latawca - odpar艂 Pitt z u艣miechem. - Odebra艂e艣 jakie艣 wezwania o pomoc w ci膮gu ostatniej godziny? - doda艂 powa偶nie.
Radiowiec pokr臋ci艂 g艂ow膮.
- Rozmawia艂em przez chwil臋 z oficerem z brytyjskiego kontenerowca, ale nie by艂o 偶adnej informacji o niebezpiecze艅stwie.
- Chyba jaki艣 du偶y statek na p贸艂noc od nas stoi w p艂omieniach. Spr贸buj nawi膮za膰 z nimi kontakt.
Pitt odwr贸ci艂 si臋 i dotkn膮艂 ramienia oficera wachtowego, Leo Delgada.
- Leo, kurs na p贸艂noc i daj ca艂膮 naprz贸d. Tam chyba p艂onie jaki艣 statek. Obud藕 kapitana Burcha i popro艣, 偶eby przyszed艂 do ster贸wki.
Chocia偶 Pitt by艂 szefem ekspedycji i w hierarchii sta艂 wy偶ej od Burcha, to jednak kapitan pozostawa艂 dow贸dc膮 statku. Kermit Burch zjawi艂 si臋 niemal natychmiast, odziany jedynie w pstre szorty.
- O co chodzi z tym p艂on膮cym statkiem? - spyta艂 Pitta, t艂umi膮c ziewanie.
Przeszli na pok艂ad, Pitt poda艂 mu lornetk臋. Burch obejrza艂 horyzont, wytar艂 soczewki o szorty i spojrza艂 jeszcze raz.
- Masz racj臋. Pali si臋 jak diabli. To chyba pasa偶er. I to du偶y.
- Dziwne, 偶e nie nada艂 Mayday.
- Rzeczywi艣cie. Pewnie ma uszkodzon膮 radiostacj臋.
- Kaza艂em Leo zmieni膰 kurs na p贸艂nocny i zwi臋kszy膰 szybko艣膰. Nie masz mi za z艂e, 偶e wtargn膮艂em na twoje terytorium? Chcia艂em zaoszcz臋dzi膰 par臋 minut.
Burch u艣miechn膮艂 si臋.
- Sam bym to zrobi艂. - Podszed艂 do telefonu. - Maszynownia, wyci膮gnijcie Marvina z 艂贸偶ka. Potrzebna mi ca艂a moc z silnik贸w. - Przez chwil臋 s艂ucha艂 odpowiedzi. - Dlaczego? Bo p艂yniemy do po偶aru.
Statek zat臋tni艂 偶yciem. Marynarzom i naukowcom przydzielono zadania. Przygotowano do opuszczenia dwie miniaturowe 艂odzie podwodne. Do dw贸ch 偶urawik贸w przymocowano liny - normalnie s艂u偶膮ce do wyci膮gania podwodnych kapsu艂 i sprz臋tu naukowego - by za ich pomoc膮 ratowa膰 ludzi z morza. Wszystkie drabiny, sznury, a tak偶e krzese艂ka do ratowania dzieci i os贸b starszych u艂o偶ono wzd艂u偶 reling贸w.
Lekarz i jeden z naukowc贸w zorganizowali prowizoryczny szpital i punkt opatrunkowy w mesie. Kucharz wraz z pomocnikami przygotowywali butelki z wod膮, kaw臋 i zup臋. Wszyscy szykowali ubrania dla rozbitk贸w. Oficerowie wydali kilku cz艂onkom za艂ogi polecenie, by dla zachowania r贸wnowagi rozlokowywali uratowanych w r贸偶nych cz臋艣ciach statku. 鈥濪eep Encounter鈥 mia艂 siedemdziesi膮t metr贸w d艂ugo艣ci i pi臋tna艣cie szeroko艣ci, nie by艂 wi臋c przygotowany do przyj臋cia dw贸ch tysi臋cy pasa偶er贸w. Gdyby nie zostali odpowiednio rozmieszczeni na pok艂adzie, m贸g艂by si臋 wywr贸ci膰 do g贸ry st臋pk膮.
Maksymalna szybko艣膰 jednostki wynosi艂a tylko szesna艣cie w臋z艂贸w, ale g艂贸wny mechanik, Marvin House, wycisn膮艂 wi臋cej z dieslowskich silnik贸w o mocy trzech tysi臋cy koni. Pr臋dko艣膰 wzrasta艂a do siedemnastu, osiemnastu, wreszcie do dwudziestu mil na godzin臋. Dzi贸b niemal wynurza艂 si臋 z wody, gdy statek przebija艂 si臋 przez fale. Nikt nie spodziewa艂 si臋, 偶e 鈥濪eep Encounter鈥 mo偶e p艂yn膮膰 tak szybko.
Kapitan Burch - w mundurze - chodzi艂 po pok艂adzie i wydawa艂 setki szczeg贸艂owych rozkaz贸w, by jak najlepiej przygotowa膰 statek do przyj臋cia rozbitk贸w. Poleci艂 radiotelegrafi艣cie, by skontaktowa艂 si臋 z innymi jednostkami, znajduj膮cymi si臋 w pobli偶u, przekaza艂 im og贸lny obraz sytuacji i poprosi艂 o podanie pozycji oraz przybli偶onego czasu przybycia na miejsce katastrofy. W obr臋bie stu mil znajdowa艂y si臋 tylko dwa statki. Z brytyjskim kontenerowcem 鈥濫arl of Wattlesfield鈥 radiooperator rozmawia艂 ju偶 wcze艣niej. Jego kapitan zareagowa艂 natychmiast i p艂yn膮艂 pe艂n膮 par膮 na ratunek, mia艂 jednak do pokonania jeszcze trzydzie艣ci siedem mil. Drug膮 jednostk膮 by艂 australijski kr膮偶ownik rakietowy, kt贸ry zmieni艂 kurs i zbli偶a艂 si臋 do miejsca podanego przez Burcha od po艂udnia. Mia艂 przed sob膮 sze艣膰dziesi膮t trzy mile. Zrobiwszy wszystko, co mo偶na, Burch zaj膮艂 miejsce obok Pitta na pomo艣cie. Marynarze, kt贸rzy nie mieli przydzielonego zadania, zgromadzili si臋 przy relingach, spogl膮daj膮c na roz艣wietlaj膮c膮 niebo czerwon膮 艂un臋. Byli coraz bli偶ej p艂on膮cego statku. Gwar rozm贸w przeszed艂 w cichy pomruk, gdy偶 z ka偶d膮 chwil膮 ogrom katastrofy budzi艂 w patrz膮cych coraz wi臋ksze przera偶enie. Kwadrans p贸藕niej wszyscy stali jak w transie, widz膮c dramat rozgrywaj膮cy si臋 na ich oczach. Luksusowy p艂ywaj膮cy pa艂ac, pe艂en radosnych, roze艣mianych ludzi, zamieni艂 si臋 w pogrzebowy stos.
Trzy czwarte ol艣niewaj膮cego statku ogarnia艂y p艂omienie. Nadbud贸wka stanowi艂a gmatwanin臋 powykr臋canych, rozgrzanych do czerwono艣ci blach, kt贸ra podzieli艂a ca艂o艣膰 na dwie cz臋艣ci. Niegdy艣 szmaragdowo-bia艂e 艣ciany by艂y teraz czarne i zw臋glone. Powykrzywiane pok艂adniki i grodzie stanowi艂y niedaj膮c膮 si臋 opisa膰 mas臋 nadtopionego, poskr臋canego metalu. Szalupy, a w艂a艣ciwie to, co z nich zosta艂o, wisia艂y na podporach. Trudno je by艂o nawet rozpozna膰.
Widok by艂 potworny, przerastaj膮cy wyobra藕ni臋 najbardziej wyrafinowanego tw贸rcy horror贸w.
Przygl膮daj膮c si臋 鈥濫merald Dolphinowi鈥, dryfuj膮cemu bokiem do wiatru na coraz wy偶szych falach, oszo艂omiony Pitt zastanawia艂 si臋, czy jego statek, za艂oga i naukowcy poradz膮 sobie z ogromem nieszcz臋艣cia.
- Bo偶e mi艂osierny - odezwa艂 si臋 cicho Burch. - Nikt nie uratowa艂 si臋 na szalupach.
- Pewnie spali艂y si臋, zanim zdo艂ano je opu艣ci膰 - odpar艂 ponuro Pitt.
P艂omienie z rykiem bi艂y wysoko w niebo, odbijaj膮c si臋 w wodzie niczym straszliwe upiory. Statek wygl膮da艂 jak pochodnia zanurzona w wodzie, oczekuj膮ca, a偶 jej tragedia zako艅czy si臋 na dnie oceanu. Naraz z og艂uszaj膮cym hukiem zapad艂y si臋 wewn臋trzne pok艂ady. Ka偶dy, kto sta艂 w odleg艂o艣ci dwustu metr贸w od tego miejsca, poczu艂 si臋, jakby nagle otworzono drzwi wielkiego pieca. By艂o ju偶 wystarczaj膮co jasno, by zobaczy膰 kawa艂ki zw臋glonego poszycia, p艂ywaj膮ce wok贸艂 liniowca na warstwie bia艂oszarego popio艂u. W powietrzu unosi艂y si臋 ogniste chmury p艂atk贸w pal膮cej si臋 farby i od艂amk贸w szklanych w艂贸kien. Patrz膮cy my艣leli, 偶e w takim piekle nikt nie pozosta艂 przy 偶yciu, ale po chwili ich oczom ukaza艂 si臋 t艂um ludzi, zbitych w gromady na pi臋ciu otwartych pok艂adach rufowych. Na widok 鈥濪eep Encountera鈥 zacz臋li wskakiwa膰 do morza i p艂yn膮膰 w jego stron臋.
Burch skierowa艂 lornetk臋 na wod臋 wok贸艂 rufy.
- Ludzie skacz膮 z dolnych pok艂ad贸w jak pingwiny! - zawo艂a艂. - Ci wy偶ej na razie si臋 nie ruszaj膮.
- Nic dziwnego - odpar艂 Pitt. - Pok艂ady znajduj膮 si臋 na wysoko艣ci dziesi膮tego pi臋tra. Z ich punktu widzenia morze jest potwornie daleko.
Burch wychyli艂 si臋 przez reling.
- Spuszcza膰 szalupy - wyda艂 rozkaz. - Zbierzcie ludzi, kt贸rzy s膮 w wodzie, zanim znikn膮 z oczu.
- Mo偶esz nas wprowadzi膰 pod ruf臋 pasa偶era?
- Stan膮膰 burt膮 przy jego rufie?
- Tak.
- Nie na tyle, 偶eby mogli skaka膰 na nasz pok艂ad - odpowiedzia艂 Burch sceptycznie.
- Im bli偶ej b臋d膮 p艂omienie, tym wi臋cej ludzi wyskoczy do morza. Setki zgin膮, zanim ich powybieramy. Je艣li podejdziemy do rufy, mo偶na b臋dzie rzuci膰 liny. Pasa偶erowie zsun膮 si臋 na nasz pok艂ad.
Burch popatrzy艂 dziwnie na Pitta.
- Przy takiej fali rozbijemy si臋 o olbrzyma. Pop臋kaj膮 nam p艂yty kad艂ubowe, a wtedy zatoniemy.
- Lepiej spr贸bowa膰 i nawet zaton膮膰, ni偶 zrezygnowa膰 z ratowania ludzi - rzek艂 Pitt sentencjonalnie. - Przyjmuj臋 odpowiedzialno艣膰 za statek.
- Masz racj臋 - zgodzi艂 si臋 Burch. Sam stan膮艂 przy kole sterowym i przej膮艂 kontrol臋 nad maszynami, delikatnie przysuwaj膮c burt臋 statku do pot臋偶nej rufy 鈥濫merald Dolphina鈥.
Gdy pasa偶erowie schronili si臋 przed ogniem na pok艂adach rufowych, panika ust膮pi艂a miejsca zwyk艂emu strachowi. Oficerowie i za艂oga, zw艂aszcza kobiety, kr膮偶yli w艣r贸d t艂um贸w, uspokajaj膮c przera偶onych i pocieszaj膮c dzieci. Do chwili gdy na horyzoncie pojawi艂 si臋 鈥濪eep Encounter鈥 wi臋kszo艣膰 by艂a zdecydowana skaka膰 do morza, uciekaj膮c przed 艣mierci膮 w p艂omieniach.
Stracili ju偶 nadziej臋, wi臋c widok turkusowego statku badawczego, kt贸ry ukaza艂 si臋 w 艣wietle nowego dnia, by艂 dla nich prawdziwym cudem. Ponad dwa tysi膮ce ludzi zebranych na pok艂adach rufowych zacz臋艂o rado艣nie krzycze膰 i histerycznie macha膰 r臋kami. S膮dzili, 偶e ratunek jest blisko, okaza艂o si臋 to jednak zbyt optymistyczn膮 ocen膮. Oficerowie na 鈥濫merald Dolphinie鈥 szybko zrozumieli, i偶 stateczek jest zbyt ma艂y, by przyj膮膰 na pok艂ad nawet po艂ow臋 rozbitk贸w.
Nie rozumiej膮c intencji Pitta i Burcha, drugi oficer McFerrin zbieg艂 z mostka na ruf臋 z megafonem w r臋ku, by uspokoi膰 pasa偶er贸w. Po chwili wychyli艂 si臋 przez reling i zawo艂a艂:
- Nie podchod藕cie bli偶ej, w wodzie s膮 ludzie!
W masie pasa偶er贸w st艂oczonych na rufie liniowca Pitt nie dostrzeg艂, kto do niego wo艂a. Chwyci艂 sw贸j megafon.
- Zrozumia艂em. Wybior膮 ich nasze szalupy. Uwaga, zamierzamy do was przycumowa膰. Przygotujcie si臋 do przyj臋cia lin.
McFerrin zdumia艂 si臋. Nie m贸g艂 uwierzy膰, 偶e kapitan i za艂oga 鈥濪eep Encountera鈥 chc膮 ryzykowa膰 偶ycie, by podj膮膰 akcj臋 ratunkow膮.
- Ilu ludzi mo偶ecie wzi膮膰 na pok艂ad? - zawo艂a艂.
- A ilu macie? - odkrzykn膮艂 Pitt.
- Ponad dwa tysi膮ce. Mo偶e dwa i p贸艂.
- Dwa tysi膮ce - j臋kn膮艂 Burch. - Pod takim ci臋偶arem p贸jdziemy na dno jak kamie艅.
Pitt zobaczy艂 wreszcie, z kim rozmawia.
- Inni p艂yn膮 ju偶 na ratunek! - krzykn膮艂. - Je艣li trzeba, przyjmiemy wszystkich. Zrzu膰cie liny, 偶eby pasa偶erowie mogli zjecha膰 na nasz pok艂ad.
Burch przesuwa艂 d藕wignie. Statek powoli p艂yn膮艂 do przodu. Potem kapitan uruchomi艂 dziobowe p臋dniki steruj膮ce, dzi臋ki kt贸rym przysuwa艂 si臋 centymetr po centymetrze do liniowca. Ludzie na pok艂adzie ze strachem zadzierali g艂owy, patrz膮c na ogromn膮 ruf臋. Rozleg艂 si臋 odg艂os metalu tr膮cego o metal. P贸艂 minuty p贸藕niej oba statki mocno po艂膮czono linami.
Ze statku badawczego podano cumy. Za艂oga liniowca zrzuci艂a liny, kt贸rych ko艅ce chwycili naukowcy, by przywi膮za膰 je do sta艂ych element贸w pok艂adu. Gdy je umocowano, Pitt zawo艂a艂, by zacz臋to opuszcza膰 pasa偶er贸w.
- Najpierw rodziny z dzie膰mi! - krzykn膮艂 McFerrin przez megafon. Star膮 tradycj臋, by najpierw ratowa膰 kobiety i dzieci, zast膮piono koncepcj膮 ocalenia rodzin. Po zatoni臋ciu 鈥濼itanica鈥, kiedy wi臋kszo艣膰 m臋偶czyzn posz艂a na dno razem ze statkiem, pozostawiaj膮c wdowy z ma艂ymi dzie膰mi, stwierdzono, 偶e rodziny powinny 偶y膰 i umiera膰 w ca艂o艣ci. Z paroma wyj膮tkami, m艂odzi i starsi samotni pasa偶erowie odwa偶nie wycofali si臋, obserwuj膮c, jak marynarze opuszczaj膮 na linach m臋偶贸w, ich 偶ony i dzieci. Znajdowali bezpieczne schronienie na pok艂adzie roboczym 鈥濪eep Encountera鈥, mi臋dzy dwiema 艂odziami podwodnymi, robotami do bada艅 na du偶ych g艂臋boko艣ciach i sprz臋tem hydrograficznym. W nast臋pnej kolejno艣ci ratowano starc贸w, kt贸rych wr臋cz zmuszano do ewakuacji - nie dlatego, 偶e si臋 bali; chcieli, by najpierw zostali ocaleni m艂odzi, kt贸rzy maj膮 przed sob膮 ca艂e 偶ycie.
Dziwne, ale dzieci spuszczane na linach nie ba艂y si臋. Oficer hotelowy, a tak偶e cz艂onkowie zespo艂u muzycznego i trupy teatralnej zacz臋li gra膰 i 艣piewa膰 piosenki z r贸偶nych musicali. Pocz膮tkowo niekt贸rzy pasa偶erowie nucili razem z nimi; ewakuacja post臋powa艂a sprawnie i przy burtach nie tworzy艂y si臋 zatory. Po pewnym czasie jednak p艂omienie podesz艂y na tyle, 偶e buchaj膮cy 偶ar i dym utrudnia艂y oddychanie. Ludzie zn贸w wpadli w panik臋. Do reling贸w ruszyli ci, kt贸rzy zdecydowali si臋 szuka膰 ocalenia w wodzie, nie czekaj膮c na swoj膮 kolejk臋 do zbawczych lin. Do morza skakali g艂贸wnie m艂odzi, stoj膮cy na ni偶szych pok艂adach. Spadali jak deszcz, cz臋sto uderzaj膮c w tych, kt贸rzy ju偶 byli w wodzie. Inni trafiali w pok艂ad 鈥濪eep Encountera鈥, rani膮c si臋 powa偶nie lub gin膮c na miejscu. Jeszcze inni spadali do morza mi臋dzy statkami, gdzie czeka艂a ich straszna 艣mier膰 - byli mia偶d偶eni przez stykaj膮ce si臋 kad艂uby, kt贸re pcha艂a ku sobie si艂a morskich fal.
Za艂oga 鈥濫merald Dolphina鈥 stara艂a si臋 pokaza膰 pasa偶erom, jak powinni skaka膰. Trzymanie r膮k nad g艂ow膮 w momencie wej艣cia w wod臋 powoduje zerwanie kamizelki ratunkowej, a wtedy rozbitek zdany jest ju偶 tylko na si艂臋 w艂asnych mi臋艣ni. Ci, kt贸rzy nie chwycili za ko艂nierz kamizelki i nie poci膮gn臋li go do do艂u w chwili uderzenia w wod臋, ryzykowali z艂amanie karku.
Tote偶 wkr贸tce wok贸艂 obu statk贸w unosi艂y si臋 martwe cia艂a pasa偶er贸w, p艂ywaj膮ce po艣r贸d skrawk贸w zw臋glonego poszycia.
Kelly ba艂a si臋. Ma艂y statek badawczy by艂 tak blisko, a zarazem wydawa艂 si臋 taki odleg艂y. Przed nimi w kolejce do jednej z lin ratunkowych sta艂o jeszcze tylko dziesi臋膰 os贸b. Doktor Egan by艂 zdecydowany, by mimo 偶aru i dymu czeka膰 z c贸rk膮 na pok艂adzie, a偶 nadejdzie ich kolej, jednak nap贸r dusz膮cego si臋 t艂umu rzuci艂 go na reling. Nagle zza plec贸w innych wy艂oni艂 si臋 pot臋偶ny m臋偶czyzna o rudych w艂osach i w膮sach; si臋ga艂y a偶 na policzki i 艂膮czy艂y si臋 z bokobrodami. Chwyci艂 teczk臋 Egana i pr贸bowa艂 mu j膮 wyrwa膰 z r膮k. Po chwilowym zaskoczeniu, Egan z ca艂ych si艂 przytrzyma艂 neseser.
Przera偶ona Kelly obserwowa艂a szamotanin臋. Jaki艣 czarnosk贸ry oficer w nieskazitelnym mundurze stoj膮cy obok, oboj臋tnie przygl膮da艂 si臋 walce. Mia艂 surow膮 twarz o mocno wyrze藕bionych rysach.
- Zr贸b co艣! - krzykn臋艂a Kelly. - Nie st贸j tak! Pom贸偶 mojemu ojcu!
Ku jej zaskoczeniu oficer nie tylko zignorowa艂 pro艣b臋, ale przy艂膮czy艂 si臋 do napastnika, usi艂uj膮cego wyrwa膰 teczk臋.
Pod ciosami obu m臋偶czyzn Egan potkn膮艂 si臋 i upad艂 na reling. Impet uderzenia sprawi艂, 偶e przekozio艂kowa艂 przez balustrad臋 i wylecia艂 za burt臋 g艂ow膮 w d贸艂. Zaskoczony rozwojem wydarze艅 Murzyn i jego rudow艂osy kompan zamarli, po czym znikn臋li w t艂umie pasa偶er贸w. Kelly z okrzykiem przypad艂a do relingu. Ojciec w艂a艣nie z pluskiem wpad艂 do morza.
Wstrzyma艂a oddech. Po dwudziestu sekundach, kt贸re wyda艂y si臋 jej wieczno艣ci膮, g艂owa Egana pojawi艂a si臋 na powierzchni. W momencie uderzenia w wod臋 zgubi艂 kamizelk臋 ratunkow膮. Kelly poj臋艂a, 偶e ojciec straci艂 przytomno艣膰. G艂owa ko艂ysa艂a si臋 na wszystkie strony.
Niespodziewanie poczu艂a na szyi czyje艣 d艂onie, zaciskaj膮ce si臋 z moc膮. Wierzgn臋艂a nog膮 do ty艂u, staraj膮c si臋 bezskutecznie oderwa膰 r臋ce napastnika od szyi. Na szcz臋艣cie uda艂o si臋 jej trafi膰 w krocze. Atakuj膮cy j臋kn膮艂 z b贸lu i rozlu藕ni艂 morderczy chwyt. Kelly odwr贸ci艂a si臋 i zobaczy艂a przed sob膮 czarnosk贸rego oficera.
W tej chwili pojawi艂 si臋 rudow艂osy, odsun膮艂 Murzyna i rzuci艂 si臋 na Kelly. Ostatnim wysi艂kiem chwyci艂a za ko艂nierz kamizelki, przeskoczy艂a reling i run臋艂a w otch艂a艅.
Widzia艂a przed sob膮 jedynie zamazany obraz przesuwaj膮cego si臋 kad艂uba statku. Po chwili, kt贸ra wydawa艂a si臋 kr贸tka jak mgnienie oka, wpad艂a do wody. Si艂a uderzenia wycisn臋艂a z jej p艂uc powietrze, s艂ona woda wdar艂a si臋 do nosa. Zmusi艂a si臋, by nie otworzy膰 ust i nie odetchn膮膰 pe艂n膮 piersi膮.
Wbi艂a si臋 w wod臋 po艣r贸d tysi臋cy b膮belk贸w. Kiedy p臋d zwolni艂, spojrza艂a do g贸ry: powierzchnia morza b艂yszcza艂a w promieniach reflektor贸w obydwu statk贸w. Wspomagana przez kamizelk臋 szybko wyp艂yn臋艂a na powierzchni臋, 艂apczywie chwytaj膮c powietrze. Rozejrza艂a si臋 doko艂a, szukaj膮c wzrokiem ojca. Zobaczy艂a go oko艂o dziesi臋ciu metr贸w od osmalonego kad艂uba liniowca.
I wtedy zakry艂a go du偶a fala. Kelly gwa艂townie podp艂yn臋艂a do miejsca, gdzie znikn膮艂. Z grzbietu fali ujrza艂a go ponownie. By艂 sze艣膰 metr贸w od niej. Dotar艂a do niego, obj臋艂a ramieniem i chwyciwszy za w艂osy, podci膮gn臋艂a mu do g贸ry g艂ow臋.
- Tato! - zawo艂a艂a.
Zamruga艂 oczami i spojrza艂 na ni膮. Na jego twarzy malowa艂 si臋 grymas b贸lu.
- Ratuj si臋 - szepn膮艂 z trudem. - Ja nie dam rady.
- Trzymaj si臋, tato. Zaraz wezm膮 nas na szalup臋.
Poda艂 c贸rce br膮zow膮 teczk臋.
- Kiedy wpad艂em do wody, uderzy艂em si臋. Musia艂em z艂ama膰 kr臋gos艂up. Jestem sparali偶owany, nie mog臋 p艂yn膮膰.
Obok Kelly przep艂yn臋艂o twarz膮 w d贸艂 czyje艣 cia艂o. Z trudem powstrzyma艂a md艂o艣ci, odpychaj膮c trupa.
- Pomog臋 ci, tato. Nie puszcz臋 ci臋. Neseser mo偶e nam pos艂u偶y膰 za ko艂o ratunkowe.
- We藕 - powiedzia艂 cicho, wpychaj膮c jej teczk臋. - Pilnuj tego, p贸ki nie nadejdzie odpowiednia chwila.
- Nie rozumiem.
- Dowiesz si臋... - wykrztusi艂 z trudem. Nagle skrzywi艂 si臋 w agonii i opad艂 bezw艂adnie.
Dopiero po chwili zrozumia艂a, 偶e ojciec umiera na jej oczach. Egan wiedzia艂, 偶e to koniec, ale pogodzi艂 si臋 z losem. Najbardziej 偶a艂owa艂 nie tego, 偶e traci c贸rk臋, kt贸ra na pewno si臋 uratuje, ale tego, 偶e nigdy si臋 nie dowie, czy jego teoria oka偶e si臋 realna. U艣miecha艂 si臋 s艂abo, patrz膮c w niebieskie oczy Kelly.
- Twoja matka na mnie czeka - wyszepta艂.
Rozpaczliwie rozejrza艂a si臋 za szalup膮. Najbli偶sza by艂a odleg艂a o nieca艂e sze艣膰dziesi膮t metr贸w. Pu艣ci艂a ojca, przep艂yn臋艂a kilka metr贸w i machaj膮c r臋kami krzykn臋艂a.
- Tutaj! P艂y艅cie tutaj!
Jaka艣 kobieta, os艂abiona dymem i naporem fal, zobaczy艂a j膮 i wskaza艂a palcem jednemu z marynarzy, lecz oni byli zbyt poch艂oni臋ci ratowaniem ludzi. Kelly obr贸ci艂a si臋 na plecy i wr贸ci艂a do ojca. Nigdzie go jednak nie by艂o. Na wodzie unosi艂 si臋 jedynie sk贸rzany neseser.
Egan pu艣ci艂 teczk臋 i poszed艂 pod wod臋. Chwyci艂a j膮 i zawo艂a艂a ojca, ale w tym momencie jaki艣 ch艂opak, skacz膮cy z g贸rnego pok艂adu, wpad艂 do wody tu偶 obok niej, uderzaj膮c j膮 kolanem w ty艂 g艂owy. Kelly ogarn臋艂a niesko艅czona ciemno艣膰.
Z pocz膮tku rozbitkowie nap艂ywali na pok艂ad 鈥濪eep Encountera鈥 wartkim strumieniem. Wkr贸tce zamieni艂 si臋 on w ogromn膮 fal臋 ludzi, kt贸ra ca艂kowicie wch艂on臋艂a za艂og臋 i naukowc贸w. By艂o ich za ma艂o, by podo艂a膰 sytuacji. Pi臋膰dziesi臋ciu jeden m臋偶czyzn i osiem kobiet nie dawa艂o sobie rady.
Mimo wstrz膮su wywo艂anego widokiem martwych i umieraj膮cych w wodzie ludzi, nie ustawali w wysi艂kach, by pom贸c rozbitkom. Kilku z nich, nie zwa偶aj膮c na ryzyko, przewi膮za艂o si臋 linami w pasie i skoczy艂o do spienionej wody, by chwyta膰 po dwoje nieszcz臋艣nik贸w naraz. Pozostali na statku koledzy wci膮gali ca艂膮 tr贸jk臋 na pok艂ad.
Marynarze ze statku badawczego, kt贸rzy znajdowali si臋 w szalupach, gor膮czkowo wy艂awiali z wody kolejnych rozbitk贸w, rzucaj膮cych si臋 z liniowca w morskie odm臋ty. Ludzie p艂ywali wok贸艂 rufy wo艂aj膮c o ratunek, wyci膮gaj膮c r臋ce ku szalupom, jakby w obawie, 偶e mog膮 zosta膰 pomini臋ci.
Za艂oga na pok艂adzie opuszcza艂a na 偶urawikach tratwy i siatki, gdzie rozbitkowie mogli przeczeka膰 do chwili, a偶 zostan膮 wci膮gni臋ci na g贸r臋. Za burt臋 wyrzucano nawet przywi膮zane do reling贸w szlauchy i drabinki sznurowe, po kt贸rych ludzie mogli wspina膰 si臋 na pok艂ad. Ratownicy nie ustawali w wysi艂kach, by ocali膰 ofiary, jednak przera偶a艂a ich liczba rozbitk贸w wci膮偶 jeszcze znajduj膮cych si臋 w wodzie. P贸藕niej z b贸lem i 偶alem wspominali tych, co uton臋li, zanim zdo艂ano ich wyci膮gn膮膰.
Pasa偶erami, kt贸rzy znale藕li si臋 na pok艂adzie 鈥濪eep Encountera鈥, zajmowa艂y si臋 kobiety z grupy naukowc贸w: pociesza艂y ich, opatrywa艂y poparzonych i rannych. Wiele os贸b o艣lepi艂y dym i opary - tych trzeba by艂o odprowadzi膰 do prowizorycznego szpitala i ambulatorium, urz膮dzonych w mesie. 呕aden z naukowc贸w nie zosta艂 przeszkolony w udzielaniu pomocy ofiarom zatrucia czadem, lecz uczyli si臋 szybko. Nigdy nie b臋dzie wiadomo, ile istnie艅 ludzkich zosta艂o ocalonych dzi臋ki ich wysi艂kom.
Zdrowych pasa偶er贸w kierowano do kabin i przedzia艂贸w pod pok艂adem. Rozmieszczano ich r贸wnomiernie na ca艂ym statku, by nie naruszy膰 jego stabilno艣ci. Zorganizowano te偶 ma艂e centrum informacyjne, gdzie zapisywano nazwiska uratowanych, by u艂atwi膰 im odnalezienie bliskich lub przyjaci贸艂, kt贸rzy mogli si臋 zgubi膰 w chaosie.
Przez pierwsze p贸艂 godziny wy艂owiono z wody na szalupy ponad pi臋膰set os贸b. Dwustu rozbitk贸w w艂asnymi si艂ami dotar艂o do tratw, sk膮d wci膮gni臋to ich na pok艂ad specjalnymi wyci膮gami. Ratownicy koncentrowali si臋 na 偶ywych. Gdy na szalupie okazywa艂o si臋, 偶e wy艂owiony cz艂owiek nie 偶yje, zsuwano go z powrotem do morza, by zrobi膰 miejsce innym, kt贸rzy mieli szans臋 prze偶y膰.
Szalupy zbiera艂y dwa razy wi臋cej ludzi, ni偶 zezwala艂y przepisy. Podp艂ywa艂y pod ruf臋 鈥濪eep Encountera鈥, gdzie wci膮gano je na g贸r臋 du偶ym 偶urawiem towarowym. Pasa偶erowie mogli wi臋c zej艣膰 z 艂odzi na pok艂ad bez potrzeby przechodzenia nad relingiem statku, rannych natychmiast k艂adziono na noszach i niesiono do ambulatorium w mesie. System - wymy艣lony przez Pitta - zda艂 egzamin: puste szalupy wraca艂y na wod臋 dwa razy szybciej, ni偶 gdyby wyczerpani rozbitkowie musieli by膰 pojedynczo przenoszeni nad relingiem.
Burch nie 艣ledzi艂 akcji ratunkowej, skupiony na tym, by kad艂ub jego statku nie rozpad艂 si臋 w zetkni臋ciu z ogromn膮 ruf膮 liniowca. Odpowiedzialno艣膰 za to spoczywa艂a wy艂膮cznie na nim i cho膰 da艂by sobie uci膮膰 r臋k臋, 偶eby w艂膮czy膰 system dynamicznego pozycjonowania, wiedzia艂, 偶e to niemo偶liwe, skoro obie jednostki dryfowa艂y w silnym wietrze.
Patrzy艂 na wzrastaj膮c膮 wysoko艣膰 fal, bij膮cych w sterburt臋, i delikatnie manewrowa艂 statkiem, by zapobiec jego uderzeniu w kad艂ub 鈥濫merald Dolphina鈥. Nie zawsze skutecznie. Czasami p艂yty kad艂uba trzeszcza艂y i wygina艂y si臋, przyprawiaj膮c go o szybsze bicie serca. Nie musia艂 by膰 prorokiem, by wiedzie膰, 偶e przez powsta艂e szczeliny do wn臋trza zaczyna wdziera膰 si臋 woda. Obok niego Leo Delgado przelicza艂 si艂臋 i wsp贸艂czynniki przechy艂u bocznego, gdy na pok艂ad wchodzili jak nieko艅cz膮ca si臋 fala przyp艂ywu rozbitkowie. Znaki na burcie, wskazuj膮ce maksymalne zanurzenie, znajdowa艂y si臋 ju偶 prawie p贸艂 metra pod wod膮.
Pitt wzi膮艂 na siebie zadanie kierowania ca艂膮 akcj膮. Za艂odze i naukowcom z 鈥濪eep Encountera鈥, gor膮czkowo ratuj膮cym 偶ycie ponad dwu tysi膮com ludzi, wydawa艂o si臋, 偶e jest wsz臋dzie: wydawa艂 polecenia przez radiotelefon, wyci膮ga艂 rozbitk贸w z wody, kierowa艂 szalupy do tych, kt贸rych fale odsun臋艂y na znaczn膮 odleg艂o艣膰, pomaga艂 w obs艂udze 偶urawi wci膮gaj膮cych 艂odzie na pok艂ad. Przekazywa艂 te偶 ocalonych pasa偶er贸w naukowcom, by sprowadzili ich lub znie艣li pod pok艂ad, chwyta艂 w powietrzu dzieci, kt贸rych zm臋czone r膮czki nie wytrzymywa艂y wysi艂ku i puszcza艂y liny ratownicze trzy metry nad pok艂adem. Z rosn膮c膮 trosk膮 obserwowa艂 przeci膮偶enie statku, a przecie偶 na ratunek czeka艂o jeszcze tysi膮c os贸b.
Pobieg艂 do ster贸wki, by dowiedzie膰 si臋 od Delgada, jaka jest sytuacja.
- Co z nami? - spyta艂.
Delgado z niewr贸偶膮c膮 nic dobrego min膮 podni贸s艂 g艂ow臋 znad komputera.
- Kiepsko. Je艣li zanurzymy si臋 o metr g艂臋biej, p贸jdziemy na dno.
- Mamy jeszcze tysi膮c rozbitk贸w.
- Przy takim stanie morza woda zacznie przelewa膰 si臋 przez burt臋, je艣li we藕miemy na pok艂ad kolejnych pi臋ciuset ludzi. Powiedz swoim naukowcom, 偶eby kierowali wi臋cej os贸b na dzi贸b. Mamy zbyt obci膮偶on膮 ruf臋.
Rozwa偶aj膮c z艂e wiadomo艣ci, Pitt patrzy艂 na ludzi, kt贸rzy opuszczali si臋 na linach z p艂on膮cego statku. Z szalupy schodzi艂o na pok艂ad nast臋pnych sze艣膰dziesi臋ciu rozbitk贸w. Nie ma mowy, nie ska偶e na 艣mier膰 setek ludzi, odmawiaj膮c im wst臋pu na statek. W jego g艂owie zrodzi艂 si臋 pomys艂. Szybko zbieg艂 na pok艂ad roboczy i zgromadzi艂 kilku marynarzy.
- Musimy zmniejszy膰 ci臋偶ar statku - powiedzia艂. - Odetnijcie kotwice z 艂a艅cuchami i wyrzu膰cie je za burt臋. Spu艣膰cie na morze 艂odzie podwodne, niech dryfuj膮. Zabierzemy je p贸藕niej. Ka偶dy aparat powy偶ej pi臋ciu kilo trzeba wyrzuci膰 do wody.
Opuszczono 艂odzie podwodne, kt贸re powoli odp艂yn臋艂y od statku, i zdemontowano du偶y wysi臋gnik na rufie, s艂u偶膮cy do obs艂ugi sprz臋tu oceanograficznego. Gdy wyrzucono go za burt臋, poszed艂 prosto na dno. Chwil臋 p贸藕niej jego 艣ladem polecia艂y wci膮garki wraz z kilometrami nawini臋tej na nie stalowej liny. Pitt z rado艣ci膮 zarejestrowa艂, 偶e rufa unios艂a si臋 o pi臋tna艣cie centymetr贸w.
Mia艂 w zanadrzu jeszcze jeden spos贸b.
- Jeste艣my mocno przeci膮偶eni! - zawo艂a艂 do marynarzy na szalupach. - Gdy zabierzecie ostatni膮 grup臋 rozbitk贸w, nie wci膮gajcie ich na pok艂ad. Zosta艅cie w wodzie.
Marynarze gestami potwierdzili, 偶e zrozumieli polecenie. 艁odzie zawr贸ci艂y. McFerrin krzycza艂 co艣 do Pitta z rufy 鈥濫merald Dolphina鈥. Ze swojego punktu obserwacyjnego widzia艂, 偶e mimo wyrzucenia za burt臋 cz臋艣ci wyposa偶enia, statek niebezpiecznie si臋 zanurzy艂.
- Ilu ludzi mo偶ecie jeszcze przyj膮膰?
- A ilu was zosta艂o?
- Oko艂o czterystu. Niemal wy艂膮cznie cz艂onkowie za艂ogi, pasa偶erowie ju偶 uciekli.
- Dawajcie ich. Czy to wszyscy?
- Nie. Reszta za艂ogi schroni艂a si臋 na dziobie.
- Ilu?
- Oko艂o czterystu pi臋膰dziesi臋ciu. - McFerrin podziwia艂 sprawno艣膰, z jak膮 ros艂y m臋偶czyzna z 鈥濪eep Encountera鈥 dowodzi艂 akcj膮 ratownicz膮. - Jak si臋 pan nazywa?
- Dirk Pitt, dyrektor Wydzia艂u Program贸w Specjalnych Narodowej Agencji Bada艅 Morskich i Podwodnych. A pan?
- Drugi oficer Charles McFerrin.
- Gdzie wasz kapitan?
- Kapitan Waitkus zagin膮艂. Prawdopodobnie nie 偶yje.
Pitt widzia艂 oparzenia na ciele McFerrina.
- Charlie, schod藕 szybko na d贸艂. Mam dla ciebie butelk膮 tequili.
- Wol臋 szkock膮.
- Nalej臋 jedn膮, specjalnie dla ciebie.
Wyci膮gn膮艂 do g贸ry r臋ce, by chwyci膰 opuszczan膮 na linie dziewczynk臋. Przekaza艂 j膮 w ramiona Elsie Graham, jednej z trojga biolog贸w morskich. Po dziewczynce na pok艂adzie znale藕li si臋 jej rodzice - wszystkich sprowadzono na d贸艂. Po chwili Pitt wyci膮ga艂 z 艂odzi rozbitk贸w, zbyt s艂abych, by o w艂asnych si艂ach wysi膮艣膰 z szalupy.
- Op艂y艅cie liniowiec z bakburty - poleci艂 sternikowi. - Pozbierajcie tych, kt贸rych znios艂y fale i pr膮d.
Zm臋czony marynarz spojrza艂 na niego z kpi膮cym u艣miechem.
- Brakuje mi jednej naszywki.
- P贸藕niej dopilnuj臋, 偶eby zjawi艂a si臋 na pagonie. A teraz ruszaj, zanim...
Gdzie艣 z do艂u dobieg艂 rozdzieraj膮cy krzyk dziecka. Spojrza艂 przez reling w tamt膮 stron臋: ma艂a, najwy偶ej o艣mioletnia dziewczynka wisia艂a na linie przerzuconej za burt臋. Jakim艣 sposobem spad艂a z pok艂adu 鈥濪eep Encountera鈥. W zamieszaniu nikt tego nie zauwa偶y艂. Pitt przewiesi艂 si臋 przez reling i odczekawszy, a偶 ma艂a znajdzie si臋 na wierzcho艂ku fali, chwyci艂 j膮 obur膮cz za nadgarstki. Po chwili sta艂a obok niego na pok艂adzie.
- Mi艂o ci si臋 p艂ywa艂o? - spyta艂 weso艂o.
- Za du偶a fala - odpar艂o dziecko, przecieraj膮c opuchni臋te od dymu oczy.
- Twoi rodzice zeszli razem z tob膮?
Kiwn臋艂a g艂ow膮.
- Razem siostr膮 i dwoma braciszkami. Wpad艂am do wody i nikt mnie nie zobaczy艂.
- Nie gniewaj si臋 na nich - powiedzia艂 mi臋kko, podaj膮c j膮 Misty Graham. - Na pewno martwi膮 si臋 o ciebie.
Misty z u艣miechem wzi臋艂a dziecko za r臋k臋.
- Chod藕, poszukamy twoich rodzic贸w.
Pitt k膮tem oka zauwa偶y艂 b艂ysk jasnobr膮zowych w艂os贸w, kt贸re roz艂o偶y艣cie unosi艂y si臋 na zielononiebieskiej wodzie, jak koronka na satynowym prze艣cieradle. Twarzy nie by艂o wida膰, lecz r臋ka porusza艂a si臋: mo偶e kobieta pr贸bowa艂a p艂yn膮膰, a mo偶e bezw艂adne rami臋 ko艂ysa艂y morskie fale? Przebieg艂 dwadzie艣cia metr贸w, by znale藕膰 dogodniejsze miejsce. Mia艂 nadziej臋, 偶e kobieta 偶yje. Jej g艂owa unosi艂a si臋 nad powierzchni膮 wody. Nawet z tej odleg艂o艣ci zobaczy艂 du偶e, pi臋kne, niebieskie oczy, w kt贸rych malowa艂 si臋 strach i skrajne wyczerpanie.
- Podnie艣cie j膮! - krzykn膮艂 do sternika szalupy, wskazuj膮c dziewczyn臋 palcem. 艁贸d藕 by艂a ju偶 w po艂owie poza ruf膮 鈥濫merald Dolphina鈥 i marynarz nie us艂ysza艂 wo艂ania. - P艂y艅 do mnie! - krzykn膮艂 Pitt do kobiety, ale ona patrzy艂a na niego niewidz膮cym wzrokiem.
Nie czekaj膮c d艂u偶ej, wspi膮艂 si臋 na reling i skoczy艂 w morze. Nie wynurzy艂 si臋 od razu, lecz p艂yn膮艂 pod wod膮, mocno pracuj膮c nogami, jak olimpijski p艂ywak po skoku basenu. Gdy ukaza艂 si臋 na powierzchni, z trudem dojrza艂 kobiet臋, kt贸rej g艂owa zanurzy艂a si臋 pod wod臋. Podp艂yn膮艂 bli偶ej i za w艂osy uni贸s艂 jej g艂ow臋 nad powierzchni臋. Wygl膮da艂a jak zmok艂a kura, lecz spostrzeg艂, 偶e jest atrakcyjna, m艂oda i - co zauwa偶y艂 dopiero teraz - 偶e trzyma w r臋ku jak膮艣 teczk臋, pe艂n膮 wody, stanowi膮c膮 dodatkowy balast wci膮gaj膮cy j膮 w g艂膮b.
- Rzu膰 to, g艂upia! - powiedzia艂 ostro.
- Nie mog臋! - stwierdzi艂a ze zdumiewaj膮c膮 determinacj膮. - I nie zrobi臋 tego!
Najwyra藕niej nie by艂a bliska 艣mierci, wi臋c nie nalega艂 d艂u偶ej, ale chwyci艂 j膮 za pasek i zacz膮艂 holowa膰 w stron臋 鈥濪eep Encountera鈥. Gdy dotar艂 do burty, marynarze chwycili kobiet臋 i wci膮gn臋li j膮 na pok艂ad. Pitt wspi膮艂 si臋 sam po sznurowej drabince. Jedna z kobiet z ekipy naukowej okry艂a uratowan膮 kocem i chcia艂a sprowadzi膰 j膮 pod pok艂ad. Pitt zatrzyma艂 j膮.
Popatrzy艂 w b艂臋kitne oczy i spyta艂:
- Co a偶 tak wa偶nego jest w tej teczce, 偶e niemal zgin臋艂a艣, 偶eby j膮 uratowa膰?
Spojrza艂a na niego zm臋czonym wzrokiem.
- To dzie艂o 偶ycia mojego ojca.
Pitt zerkn膮艂 na neseser z szacunkiem.
- Ojciec si臋 uratowa艂?
Wolno pokr臋ci艂a g艂ow膮, patrz膮c ze smutkiem na pokryt膮 popio艂em wod臋, w kt贸rej unosi艂y si臋 martwe cia艂a.
- Zosta艂 tam - szepn臋艂a.
Potem nagle odwr贸ci艂a si臋 i znikn臋艂a w korytarzu.
Szalupy uratowa艂y tylu ludzi, ilu uda艂o si臋 odnale藕膰 w morzu. Rannych i potrzebuj膮cych pomocy medycznej odstawiono na statek badawczy, potem 艂odzie cofn臋艂y si臋 nieco, unosz膮c bezpieczn膮 liczb臋 pasa偶er贸w, by w ten spos贸b ul偶y膰 i tak ju偶 przeci膮偶onemu 鈥濪eep Encounterowi鈥.
Pitt po艂膮czy艂 si臋 z za艂ogami szalup przez radio.
- Idziemy teraz pod dzi贸b liniowca, by poszuka膰 innych rozbitk贸w. P艂y艅cie naszym kilwaterem.
Gdy ostatni z uratowanych znalaz艂 si臋 na pok艂adzie, statek przypomina艂 mrowisko. Rozbitkowie t艂oczyli si臋 w maszynowni, magazynach sprz臋tu naukowego, laboratoriach i pomieszczeniach dla za艂ogi. Siedzieli lub le偶eli w salonie, kuchni, mesie i kabinach. Wszystkie korytarze by艂y pe艂ne ludzi. Pi臋膰 rodzin zajmowa艂o kabin臋 kapitana Burcha. W ster贸wce, kabinie nawigacyjnej i radiowej tak偶e panowa艂 nieopisany t艂ok. G艂贸wny pok艂ad roboczy o powierzchni ponad trzystu metr贸w kwadratowych wygl膮da艂 jak wielkomiejska ulica w godzinie szczytu.
鈥Deep Encounter鈥 osiad艂 tak g艂臋boko, 偶e woda przelewa艂a si臋 na pok艂ad roboczy, nawet gdy fala mia艂a tylko metr. Za艂oga 鈥濫merald Dolphina鈥 zachowywa艂a si臋 w spos贸b, kt贸ry przynosi艂 jej zaszczyt. Dopiero gdy ostatni pasa偶er z rufy zosta艂 ewakuowany, marynarze zacz臋li zsuwa膰 si臋 po linach na pok艂ad statku badawczego. Wielu z nich by艂o poparzonych, gdy偶 czekali, a偶 wszyscy pasa偶erowie znajd膮 si臋 w bezpiecznym miejscu.
Pierwsi zeszli ci, kt贸rzy mogli wesprze膰 naukowc贸w, nios膮c pomoc rozbitkom na zat艂oczonym statku badawczym. Kilka os贸b spo艣r贸d najci臋偶ej oparzonych i rannych zmar艂o w艣r贸d modlitw i p艂aczu najbli偶szych. Cia艂a zsuni臋to za burt臋, gdy偶 miejsce dla 偶ywych by艂o zbyt cenne.
Pitt odes艂a艂 oficer贸w do ster贸wki, by zg艂osili si臋 do kapitana Burcha. Wszyscy zaoferowali pomoc, kt贸r膮 z wdzi臋czno艣ci膮 przyj eto.
Ostatni zszed艂 McFerrin.
Pitt chwyci艂 go za rami臋, by wyczerpany i poparzony m臋偶czyzna nie przewr贸ci艂 si臋 na pok艂ad. Palce McFerrina przecina艂a g艂臋boka, krwawi膮ca rana.
- Szkoda, 偶e nie mog臋 u艣cisn膮膰 d艂oni dzielnego cz艂owieka.
McFerrin spojrza艂 na swoje oparzone r臋ce, jakby nale偶a艂y do kogo艣 obcego.
- Tak, to pewnie troch臋 potrwa. - Spochmurnia艂. - Nie wiem, ilu z tych biedak贸w, kt贸rzy przedostali si臋 na dzi贸b, pozosta艂o przy 偶yciu.
- Zaraz si臋 dowiemy - odpar艂 Pitt.
McFerrin zobaczy艂, jak fale przelewaj膮 si臋 przez pok艂ad.
- Sytuacja jest chyba bardzo niebezpieczna - powiedzia艂 cicho.
- Robimy, co mo偶na - mrukn膮艂 Pitt z ponurym u艣miechem.
Odes艂a艂 McFerrina do szpitala.
- To ju偶 ostatni rozbitek z rufy, kapitanie. Reszta przesz艂a na dzi贸b! - zawo艂a艂 do Burcha.
Burch kiwn膮艂 g艂ow膮 i zamkn膮艂 konsol臋 p臋dnik贸w, potem wszed艂 do ster贸wki.
- Ster jest tw贸j - powiedzia艂 do sternika. - Poprowad藕 nas wolniutko na dzi贸b. Uwa偶aj, 偶eby nie zwi臋kszy膰 uszkodze艅 kad艂uba.
- B臋d臋 si臋 z nim obchodzi艂 jak z jajkiem - zapewni艂 m艂ody marynarz.
Burch odczu艂 ulg臋, gdy statek odsun膮艂 si臋 od liniowca. Wys艂a艂 Leo Delgada pod pok艂ad, by sprawdzi艂 wygi臋te p艂yty i przecieki w kad艂ubie. Czekaj膮c na meldunek, zadzwoni艂 do g艂贸wnego mechanika, Marana House鈥檃.
- Marvin, jak sytuacja?
Mechanik sta艂 w przej艣ciu mi臋dzy silnikami i obserwowa艂 stru偶k臋 wody, tworz膮c膮 pod nimi ka艂u偶臋.
- Musia艂o nast膮pi膰 powa偶ne uszkodzenie kad艂uba gdzie艣 z przodu, chyba w jednym z magazyn贸w. Pompy pracuj膮 pe艂n膮 moc膮.
- Nad膮偶acie z pompowaniem?
- Kaza艂em pod艂膮czy膰 pompy pomocnicze i w臋偶e. - House urwa艂 i rozejrza艂 si臋 po swojej maszynowni, zapchanej do granic mo偶liwo艣ci rozbitkami. - A jak na g贸rze? - spyta艂.
- T艂umy jak na Times Square w noc sylwestrow膮 - odpar艂 Burch.
Wr贸ci艂 Delgado. Widz膮c jego ponur膮 min臋, Burch domy艣li艂 si臋, 偶e meldunek nie b臋dzie optymistyczny.
- Kilka p艂yt poszycia uleg艂o zgnieceniu i wykrzywieniu - Delgado sapa艂, zm臋czony biegiem z dolnego pok艂adu. - Woda wdziera si臋 do 艣rodka w alarmuj膮cym tempie. Pompy jeszcze nad膮偶aj膮, ale nie dadz膮 rady, je艣li fale osi膮gn膮 ponad dwa metry. Wtedy ju偶 b臋dzie po nas.
- Szef maszynowni w艂膮czy艂 pompy pomocnicze, by wyprzedzi膰 nap艂yw wody.
- Mam nadziej臋, 偶e to wystarczy.
- Zbierz ekip臋 remontow膮 i spr贸bujcie uszczelni膰 kad艂ub. Wzmocnijcie, co tylko si臋 da. Zg艂aszajcie mi natychmiast ka偶d膮 zmian臋 w przecieku, na gorsze czy na lepsze.
- Tak jest.
Burch spogl膮da艂 niespokojnie na ci臋偶kie, szare chmury, zbieraj膮ce si臋 na po艂udniowej stronie nieba. Do ster贸wki wr贸ci艂 Pitt.
- Jaka prognoza pogody? - spyta艂.
Burch wskaza艂 r臋k膮 czterometrow膮 kopu艂臋, pod kt贸r膮 znajdowa艂 si臋 system radarowy.
- Nie potrzebuj臋 dok艂adnych danych o dynamice sztormu, uaktualnianych co minut臋 przez komputer, 偶eby wiedzie膰, 偶e w ci膮gu dw贸ch godzin nadci膮gnie burza.
Pitt patrzy艂 na chmury, odleg艂e o nieca艂e dziesi臋膰 mil. Nasta艂 ju偶 dzie艅, lecz poranne s艂o艅ce skry艂o si臋 za nimi.
- Mo偶e przejdzie bokiem.
Burch poliza艂 palec wskazuj膮cy, podni贸s艂 go do g贸ry i pokr臋ci艂 g艂ow膮.
- Ten komputer m贸wi co innego. Nie utrzymamy si臋 na powierzchni - doda艂 z艂owr贸偶bnie.
Otar艂 czo艂o ramieniem.
- Je艣li przyjmiemy, 偶e 艣rednia waga jednego rozbitka wynosi sze艣膰dziesi膮t kilogram贸w, to mamy na pok艂adzie dodatkowe sto dwadzie艣cia ton, nie licz膮c naszej za艂ogi i naukowc贸w. Jedyna nadzieja, 偶e pozostaniemy na powierzchni do czasu, a偶 wi臋kszo艣膰 pasa偶er贸w przejmie od nas inny statek.
- Nie ma mowy, 偶eby艣my dop艂yn臋li do jakiego艣 portu - doda艂. - P贸jdziemy na dno, zanim pokonamy mil臋.
Pitt wszed艂 do kabiny radiowej.
- Jakie艣 wiadomo艣ci od Australijczyk贸w i Francuz贸w?
- Wed艂ug wskaza艅 radaru, 鈥濫arl of Wattlesfield鈥 znajduje si臋 dziesi臋膰 mil od nas. Australijska fregata idzie z pe艂n膮 szybko艣ci膮, ale musi jeszcze przep艂yn膮膰 trzydzie艣ci mil.
- Powiedz, 偶eby si臋 po艣pieszyli - rzek艂 ponuro Pitt. - Je艣li sztorm ich wyprzedzi, mog膮 nie znale藕膰 tu nikogo.
Emerald Dolphin鈥 rozpada艂 si臋: grodzie uderza艂y o siebie, pok艂ady opada艂y jeden na drugi. Po niepe艂nych dw贸ch godzinach od wybuchu po偶aru wspania艂e wyposa偶enie statku poch艂on臋艂y p艂omienie. Ca艂膮 nadbudow臋 trawi艂 ogie艅. Wyszukany wystr贸j, eleganckie centrum handlowe, kolekcja dzie艂 sztuki warta siedemdziesi膮t osiem milion贸w dolar贸w, luksusowe kasyno, restauracje i salony, a tak偶e kabiny i bogato wyposa偶one pomieszczenia s艂u偶膮ce rozrywce i rekreacji - wszystko zmieni艂o si臋 w popi贸艂.
St艂oczeni na otwartym pok艂adzie 鈥濪eep Encountera鈥 pasa偶erowie i obie za艂ogi, przerwali zaj臋cia i patrzyli na piek艂o z mieszanymi uczuciami 偶alu i fascynacji, gdy kapitan Burch op艂ywa艂 ruf臋, kieruj膮c si臋 w stron臋 dziobu.
To nie by艂a ju偶 kula szalej膮cego ognia. Statek po prostu topi艂 si臋, p艂omienie, kt贸re strawi艂y wszystkie palne materia艂y i przedmioty, zacz臋艂y powoli przygasa膰. Szalupy ze szklanego w艂贸kna zwisa艂y wzd艂u偶 burt, groteskowo powykr臋cane i odkszta艂cone. Wielkie koliste pok艂ady opad艂y na kad艂ub niczym skrzyd艂a zdech艂ego s臋pa. Wielki salon widokowy oraz mostek zapad艂y si臋 i znik艂y, jakby po艂kn臋艂a je ogromna otch艂a艅. Stopione szk艂o krzep艂o w wodzie, tworz膮c nienaturalne kszta艂ty.
Prze偶arta ogniem kolista nadbudowa run臋艂a w k艂臋bach g臋stego dymu. Nagle jasne p艂omienie, powsta艂e w wyniku wewn臋trznych eksplozji, wydoby艂y si臋 przez rozdarty kad艂ub. 鈥濫merald Dolphin鈥 zatrz膮s艂 si臋 jak wielki, bole艣nie d藕gni臋ty potw贸r, nie chcia艂 jednak umrze膰 i znikn膮膰 pod wod膮. Unosi艂 si臋 na powierzchni coraz bardziej szarego i wzburzonego morza. Wkr贸tce ze statku pozostanie jedynie wypalony kad艂ub. Ju偶 nigdy na jego pok艂adach nie rozlegn膮 si臋 odg艂osy krok贸w, rozmowy i 艣miech rozbawionych pasa偶er贸w. Nie b臋dzie ju偶 wp艂ywa膰 majestatycznie do egzotycznych port贸w jako najpi臋kniejszy statek 艣wiata. Je艣li kad艂ub utrzyma si臋 na powierzchni po wyga艣ni臋ciu ognia, a p艂yty poszycia nie powyginaj膮 si臋 od 偶aru, zostanie odholowany do stoczni i poci臋ty na z艂om.
Pitt z g艂臋bokim smutkiem patrzy艂 na wspania艂y liniowiec, z kt贸rego pozosta艂y tylko szcz膮tki. Nawet z odleg艂o艣ci czu艂 na sk贸rze 偶ar p艂omieni. Dlaczego pi臋kne statki musz膮 umiera膰, cho膰 inne 偶egluj膮 po morzach 艣wiata przez trzydzie艣ci lat bez 偶adnego wypadku? 鈥濼itanic鈥 i 鈥濫merald Dolphin鈥 ko艅czy艂y sw贸j 偶ywot podczas dziewiczego rejsu. S膮 statki szcz臋艣liwe i takie, kt贸re zapadaj膮 si臋 w otch艂a艅.
Zamy艣lony, oparty o reling, nie zauwa偶y艂, 偶e u jego boku pojawi艂 si臋 McFerrin. Drugi oficer liniowca by艂 dziwnie milcz膮cy, gdy 鈥濪eep Encounter鈥 przesuwa艂 si臋 wzd艂u偶 gin膮cego olbrzyma. Przeci膮偶one szalupy pod膮偶a艂y jego kilwaterem.
- Jak twoje d艂onie? - spyta艂 z trosk膮 Pitt.
McFerrin pokaza艂 banda偶e, kt贸re wygl膮da艂y jak r臋kawiczki. Jego zaczerwieniona, poparzona twarz, posmarowana 艣rodkiem antyseptycznym, przypomina艂a szkaradn膮 mask臋 na Halloween.
- No c贸偶, nie艂atwo mi korzysta膰 z toalety.
- Wyobra偶am sobie. - Pitt u艣miechn膮艂 si臋.
McFerrin patrzy艂 jak zauroczony na p艂on膮cy statek. By艂 bliski 艂ez.
- To si臋 nie powinno wydarzy膰 - powiedzia艂 dr偶膮cym g艂osem.
- Co by艂o przyczyn膮 po偶aru?
- To nie przypadek - rzek艂 gniewnie McFerrin. - Jestem pewien.
- Atak terrorystyczny? - spyta艂 z niedowierzaniem Pitt.
- Raczej tak. Ogie艅 rozprzestrzenia艂 si臋 zbyt szybko, jak na samoistny po偶ar. Nie w艂膮czy艂 si臋 偶aden z system贸w ostrzegawczych ani ga艣niczych. Nie chcia艂y dzia艂a膰 nawet wtedy, gdy w艂膮czali艣my je r臋cznie.
- Dlaczego wasz kapitan nie nada艂 przez radio sygna艂u Mayday? Ruszyli艣my do was dopiero wtedy, gdy zobaczyli艣my 艂un臋 na horyzoncie. Radio nie odpowiada艂o.
- Pierwszy oficer Sheffield nie potrafi艂 podj膮膰 偶adnej decyzji - odezwa艂 si臋 gniewnie McFerrin. - Kiedy zorientowa艂em si臋, 偶e nie nadano wezwania o pomoc, zadzwoni艂em do kabiny radiowej, ale by艂o ju偶 za p贸藕no. Trawi艂y j膮 p艂omienie, a radiotelegrafi艣ci uciekli w bezpieczne miejsce.
Pitt wskaza艂 gestem pot臋偶ny dzi贸b liniowca.
- Tam kto艣 jest.
Na pok艂adzie dziobowym sta艂a grupa ludzi machaj膮cych r臋kami. Pi臋膰dziesi臋ciu pasa偶er贸w oraz znaczna cz臋艣膰 za艂ogi pobieg艂a na dziobow膮 cz臋艣膰 statku. Na szcz臋艣cie dzi贸b znajdowa艂 si臋 co najmniej sze艣膰dziesi膮t metr贸w od przednich grodzi nadbudowy, buchaj膮cy za艣 偶ar i dym unosi艂 si臋 w stron臋 rufy.
McFerrin os艂oni艂 d艂oni膮 oczy przed promieniami s艂o艅ca i wypatrywa艂 ma艂ych postaci rozbitk贸w.
- To g艂贸wnie za艂oga i kilku pasa偶er贸w. Wygl膮da na to, 偶e trzymaj膮 si臋 dobrze. Ogie艅 przesuwa si臋 w przeciwnym kierunku.
Pitt wzi膮艂 lornetk臋 i spojrza艂 na wod臋 wok贸艂 dziobu.
- Chyba nikt nie wyskoczy艂 do morza. Nie widz臋 偶ywych ani martwych.
- Na razie ogie艅 nie jest dla nich zagro偶eniem - powiedzia艂 Burch, kt贸ry w艂a艣nie wyszed艂 ze ster贸wki. - Chyba lepiej, 偶eby zostali tam do momentu przybycia innych statk贸w albo poprawy pogody.
- Nie b臋dziemy mogli utrzyma膰 si臋 na wzburzonym morzu, je艣li przyjmiemy na pok艂ad jeszcze czterysta os贸b - zgodzi艂 si臋 Pitt. - Ju偶 teraz jeste艣my o krok od katastrofy.
Wiatr wzm贸g艂 si臋, osi膮gaj膮c pi臋膰dziesi膮t kilometr贸w na godzin臋. Na trzymetrowych falach tworzy艂a si臋 piana. Ba艂wany napiera艂y z coraz wi臋ksz膮, niedaj膮c膮 si臋 powstrzyma膰 moc膮, a by艂 to jedynie przedsmak nadci膮gaj膮cego gwa艂townego sztormu.
Pitt zbieg艂 z mostka. Zawo艂a艂 do marynarzy i naukowc贸w, by 艣ci膮gn臋li z pok艂adu roboczego tylu ludzi, ilu si臋 tylko da, zanim fale zmyj膮 ich do wody. T艂ok pod pok艂adem stawa艂 si臋 nie do zniesienia, nie by艂o jednak innego rozwi膮zania. Pozostawienie setek ludzi na zewn膮trz podczas burzy r贸wna艂o si臋 wyrokowi 艣mierci na nich.
Patrzy艂, jak ludzie t艂ocz膮 si臋 na dw贸ch szalupach, p艂yn膮cych w kilwaterze 鈥濪eep Encountera鈥. Niepokoi艂 go ich los. Morze by艂o zbyt wzburzone, aby 艂odzie mog艂y podej艣膰 do burty i przekaza膰 pasa偶er贸w na pok艂ad. Spojrza艂 na Burcha.
- Mo偶e op艂yniemy liniowiec i schronimy si臋 przed sztormem od zawietrznej? Nie da rady podj膮膰 wszystkich ludzi z szalup. Musimy skierowa膰 ich na spokojniejsz膮 wod臋, bo za kilka minut b臋dzie za p贸藕no.
Burch kiwn膮艂 g艂ow膮.
- Masz racj臋. A poza tym ocalimy w艂asne 偶ycie.
- Nie mo偶ecie ich zabra膰 na pok艂ad? - spyta艂 McFerrin.
- Jeszcze jedna setka ludzi na pok艂adzie to kropla, kt贸ra przepe艂ni czar臋 - powiedzia艂 sucho Burch.
- Nie powinni艣my si臋 bawi膰 w Pana Boga.
Na twarzy Burcha malowa艂o si臋 cierpienie.
- Musimy, skoro to oznacza 偶ycie wszystkich, kt贸rzy ju偶 s膮 na pok艂adzie.
- Zgadzam si臋 - powiedzia艂 stanowczo Pitt. - Lepsz膮 ochron臋 przed sztormem da im 鈥濫merald Dolphin鈥 ni偶 nasz statek.
Burch patrzy艂 przez chwil臋 na pok艂ad, rozwa偶aj膮c w my艣lach wszystkie ewentualno艣ci.
- Przyci膮gniemy szalupy blisko naszej rufy. Gdyby ich sytuacja sta艂a si臋 krytyczna, b臋d膮 mogli przej艣膰. - Zerkn膮艂 na 艣cian臋 czarnych chmur, kt贸ra sun臋艂a nad wod膮 niczym r贸j szara艅czy. - Mam nadziej臋, 偶e B贸g da nam szans臋 w walce z tym 偶ywio艂em.
Burza z rykiem zbli偶a艂a si臋 do t艂umu, zgromadzonego na ma艂ym statku. Jeszcze kilka minut i spadnie na niego z ca艂膮 moc膮. S艂o艅ce i b艂臋kit ju偶 dawno znik艂y za chmurami. Grzbiety fal ta艅czy艂y na wodzie jak szaleni derwisze, rozpryskuj膮c pian臋 na wszystkie strony. Ciep艂a, zielona woda omywa艂a pok艂ad roboczy, obryzguj膮c wszystkich, kt贸rym nie uda艂o si臋 znale藕膰 schronienia gdzie indziej. Ludzi upychano we w艂azach i korytarzach, przypominaj膮cych zat艂oczony autobus w godzinach szczytu.
Ludzie na szalupach cierpieli bardziej z powodu 偶aru buchaj膮cego z p艂on膮cego liniowca ni偶 od wiatru i fal, kt贸re rzuca艂y nimi po powierzchni morza. Pitt i Burch czujnie sprawdzali sytuacj臋, gotowi w ka偶dej chwili rozpocz膮膰 ewakuacj臋 艂odzi.
Je艣li szybko nie nadejdzie pomoc, a 鈥濪eep Encounter鈥 p贸jdzie na dno wraz z 艂adunkiem, katastrof臋 prze偶yje jedynie garstka ludzi.
- Czy kto艣 na waszym dziobie ma radio? - spyta艂 Pitt McFerrina.
- Wszyscy oficerowie maj膮 przeno艣ne radiotelefony.
- Na jakiej cz臋stotliwo艣ci?
- Dwadzie艣cia dwa.
Pitt podni贸s艂 nadajnik do ust, ochraniaj膮c go przed wyj膮cym wiatrem po艂膮 kurtki.
- 鈥濫merald Dolphin鈥, tu 鈥濪eep Encounter鈥. Czy kto艣 mnie s艂yszy? Odbi贸r - powtarza艂 trzeci raz, po艣r贸d silnych zak艂贸ce艅 atmosferycznych, gdy wreszcie nadesz艂a odpowied藕.
- 鈥濪eep Encounter鈥, s艂ysz臋 ci臋 - odezwa艂 si臋 kobiecy g艂os. - Mocno szumi, ale rozumiem, co m贸wisz.
- Jaka艣 kobieta - powiedzia艂 Pitt, spogl膮daj膮c na McFerrina.
- To pewnie Amelia May, nasz p艂atnik.
- Ogie艅 wywo艂uje zak艂贸cenia. Ledwie j膮 rozumiem.
- Spytaj, ilu ludzi jest na dziobie - rozkaza艂 Burch.
- Czy pani nazywa si臋 Amelia May? - spyta艂 Pitt.
- Tak. Sk膮d zna pan moje nazwisko?
- Obok mnie stoi wasz drugi oficer.
- Charles McFerrin! - zawo艂a艂a. - Bogu dzi臋ki. My艣la艂am, 偶e zgin膮艂 w ogniu.
- Czy mo偶e pani powiedzie膰, ilu ludzi zosta艂o na pok艂adzie?
- Oko艂o czterystu pi臋膰dziesi臋ciu cz艂onk贸w za艂ogi i sze艣膰dziesi臋ciu pasa偶er贸w. Kiedy mo偶emy rozpocz膮膰 ewakuacj臋?
Burch patrzy艂 ze zgroz膮 na dzi贸b liniowca.
- Nie ma mowy, 偶eby艣my przyj臋li wszystkich - powiedzia艂, kr臋c膮c g艂ow膮.
- Jak by nie patrze膰, nie mamy 偶adnych szans - odezwa艂 si臋 Pitt. - Si艂a wiatru i wysoko艣膰 fal rosn膮 w alarmuj膮cym tempie. Nie mo偶emy ich wzi膮膰 na szalupy, a skok do wody to dla nich samob贸jstwo.
Burch przytakn膮艂.
- Ca艂a nadzieja w tym, 偶e w ci膮gu p贸艂 godziny zjawi si臋 ten brytyjski kontenerowiec. Potem wszystko b臋dzie w r臋ku Boga.
- Pani May! - zawo艂a艂 Pitt. - Prosz臋 pos艂ucha膰. Nasz statek jest przeci膮偶ony daleko poza granic臋 bezpiecze艅stwa. Obawiamy si臋 te偶 zatoni臋cia z powodu uszkodzonego kad艂uba. Musicie zaczeka膰, a偶 poprawi si臋 pogoda, albo przyp艂ynie inny statek. Rozumie pani?
- Tak, rozumiem. Wiatr kieruje ogie艅 ku rufie, 偶ar daje si臋 znie艣膰.
- To nie potrwa d艂ugo - ostrzeg艂 j膮 Pitt. - 鈥濫merald Dolphin鈥 obraca si臋 i wkr贸tce stanie bokiem do wiatru i pr膮du. Wtedy ogie艅 i dym dotr膮 do waszej sterburty.
Zapad艂o kr贸tkie milczenie.
- Musimy zacisn膮膰 z臋by - odezwa艂a si臋 po chwili.
Pitt popatrzy艂 na dzi贸b, mru偶膮c oczy przed bryzgami niesionej wiatrem wody.
- Jest pani dzieln膮 kobiet膮. Mam nadziej臋, 偶e spotkamy si臋, gdy b臋dzie ju偶 po wszystkim. Stawiam kolacj臋.
- Mo偶e... - zawaha艂a si臋. - Prosz臋 powiedzie膰, jak si臋 pan nazywa.
- Dirk Pitt.
- Fajnie. Nazwisko dla silnego m臋偶czyzny. Over.
McFerrin u艣miechn膮艂 si臋 s艂abo.
To pi臋kna kobieta. I bardzo niezale偶na w stosunku do m臋偶czyzn.
Pitt r贸wnie偶 usi艂owa艂 偶artowa膰.
- Nie wyobra偶am sobie, by mog艂o by膰 inaczej.
Deszcz przyszed艂 nagle, jak 艣ciana wody, jednak 鈥濫merald Dolphin鈥 wci膮偶 p艂on膮艂, burty jarzy艂y si臋 czerwono. Opadaj膮cy na rozgrzane pok艂ady deszcz w jednej chwili okry艂 statek wielkim ob艂okiem pary.
- Podprowad藕 nas na sze艣膰dziesi膮t metr贸w od kad艂uba. Tylko powoli - poleci艂 sternikowi Burch, zaniepokojony mocnym ko艂ysaniem statku na wzburzonym morzu. Jego niepok贸j wzr贸s艂, gdy odebra艂 meldunek z maszynowni.
- 艁ajba zaczyna si臋 sypa膰! - krzycza艂 g艂贸wny mechanik. - Przecieki s膮 coraz wi臋ksze. Nie wiem, jak d艂ugo wytrzymaj膮 pompy.
- Jeste艣my przy burcie liniowca - odpar艂 Burch. - Mam nadziej臋, 偶e to nas ochroni przed sztormem.
- Wszystko si臋 liczy.
- Zr贸b, co w twojej mocy.
- To trudne - burkn膮艂 House. - Potykam si臋 o ludzi upchni臋tych tu jak sardynki.
Burch odwr贸ci艂 si臋 do Pitta, kt贸ry przez lornetk臋 wpatrywa艂 si臋 w szalej膮cy 偶ywio艂.
- Wida膰 kontenerowiec i australijsk膮 fregat臋?
- Deszcz ogranicza widoczno艣膰 do minimum, ale radar pokazuje, 偶e kontenerowiec jest p贸艂 mili od nas.
Burch wzi膮艂 star膮 chustk臋 i otar艂 ni膮 mokr膮 szyj臋 i czo艂o.
- Miejmy nadziej臋, 偶e kapitan jest dobrym marynarzem, bo b臋dzie potrzebowa艂 ca艂ego swego do艣wiadczenia.
Kapitan Malcolm Nevins, dow贸dca kontenerowca 鈥濫arl of Wattlesfield鈥, nale偶膮cego do West Shipping Lines, siedzia艂 na fotelu obrotowym, trzymaj膮c stopy oparte na pulpicie i wpatruj膮c si臋 w ekran radaru. Dziesi臋膰 minut temu nawi膮za艂 kontakt wzrokowy z p艂on膮cym statkiem, ale w艂a艣nie wtedy nadszed艂 nagle gwa艂towny sztorm, zas艂aniaj膮c widok. Spokojnie wydoby艂 i kieszeni spodni platynow膮 papiero艣nic臋, wyj膮艂 dunhilla i w艂o偶y艂 go do ust. Ca艂kiem niestosownie przypali艂 drogiego papierosa star膮, porysowan膮 zapalniczk膮, kt贸r膮 mia艂 od czas贸w s艂u偶by w marynarce wojennej podczas wojny o Falklandy.
Na r贸偶owej i zazwyczaj u艣miechni臋tej twarzy Nevinsa wida膰 by艂o pe艂n膮 koncentracj臋. Zmru偶y艂 przezroczyste, szare oczy. Zastanawia艂 si臋, jakie piek艂o go tu czeka. Alarmuj膮ce meldunki z ameryka艅skiego statku badawczego m贸wi艂y o ponad dw贸ch tysi膮cach os贸b, staraj膮cych si臋 uciec z p艂on膮cego liniowca. Od trzydziestu lat s艂u偶y艂 na morzu, nigdy jednak nie mia艂 do czynienia z tragedi膮 o takiej skali.
- S膮! - zawo艂a艂 pierwszy oficer, Arthur Thorndyke, wskazuj膮c kierunek przez okno na mostku.
艢ciana wody rozsun臋艂a si臋 przez chwil臋 na boki, jak kurtyna w teatrze, ukazuj膮c pal膮cy si臋 statek w k艂臋bach pary i dymu.
- Silniki na wolne obroty - rzuci艂 Nevins.
- Tak jest.
- Za艂ogi szalup na stanowiskach? - spyta艂. W strugach deszczu wyra藕nie wida膰 by艂o ogromny liniowiec.
- Na stanowiskach, gotowe do zej艣cia na wod臋 - zameldowa艂 Thorndyke. - Nie zazdroszcz臋 im wycieczki po czterometrowych falach.
- Podejdziemy jak najbli偶ej, by zmniejszy膰 odleg艂o艣膰 i zaoszcz臋dzi膰 czas. - Raptem wzi膮艂 lornetk臋 i przyjrza艂 si臋 morzu wok贸艂 liniowca. - Nie widz臋 nikogo w wodzie. I ani 艣ladu szalup.
Thorndyke wskaza艂 g艂ow膮 szcz膮tki spalonych 艂odzi.
- Nikt nie m贸g艂 na nich opu艣ci膰 statku.
Nevins zesztywnia艂. W jego wyobra藕ni pojawi艂 si臋 obraz buchaj膮cego ogniem kad艂uba, w kt贸rym sp艂on臋艂y tysi膮ce ludzi.
- Musia艂y zgin膮膰 tysi膮ce ludzi - powiedzia艂 przygn臋bionym g艂osem.
- Nie wida膰 tego ameryka艅skiego statku badawczego.
Nevins zrozumia艂, o co chodzi.
- Op艂yniemy olbrzyma. Amerykanie musz膮 by膰 po zawietrznej.
鈥Earl of Wattlesfield鈥 p艂yn膮艂 spokojnie i powoli przez wzburzone fale, jakby nie zwa偶a艂 na niebezpiecze艅stwo. Sze艣膰dziesi臋cioo艣miotysi臋cznik by艂 d艂u偶szy od przeci臋tnego bloku mieszkalnego. Na wznosz膮cych si臋 kilka pi臋ter w g贸r臋 pok艂adach sta艂y kontenery pe艂ne towaru. Od dziesi臋ciu lat 偶eglowa艂 po oceanach, nie trac膮c ani jednego kontenera, ani te偶 cz艂onka za艂ogi. By艂 uwa偶any za jednostk臋 szcz臋艣liw膮, zw艂aszcza przez w艂a艣cicieli.
Tego dnia mia艂 si臋 sta膰 r贸wnie s艂ynny co 鈥濩arpathia鈥 - statek, kt贸ry uratowa艂 rozbitk贸w z 鈥濼itanica鈥.
Wiatr przeszed艂 w wichur臋, fale stawa艂y si臋 coraz pot臋偶niejsze, jednak偶e nie robi艂y wi臋kszego wra偶enia na olbrzymim kontenerowcu. Nevins nie mia艂 du偶ych nadziei, 偶e uda mu si臋 ocali膰 kogo艣 z pasa偶er贸w lub za艂ogi. Ci, kt贸rzy unikn臋li 艣mierci w p艂omieniach, zapewne wyskoczyli do morza, gdzie uton臋li w spienionych odm臋tach. 鈥濫arl of Wattlesfield鈥 powoli op艂ywa艂 wysoki, zaokr膮glony dzi贸b; kapitan patrzy艂 na wielkie, wymalowane zielon膮 farb膮 litery: 鈥濫merald Dolphin鈥. Z przygn臋bieniem przypomnia艂 sobie dzie艅, gdy wspania艂y liniowiec opuszcza艂 port w Sydney. Nagle ze zdumieniem zobaczy艂 co艣 zupe艂nie nieoczekiwanego.
鈥Deep Encounter鈥 ko艂ysa艂 si臋 ci臋偶ko na morzu, w kt贸rym odbija艂y si臋 pomara艅czowe p艂omienie. Woda si臋ga艂a niemal okr臋偶nicy, na pok艂adzie t艂oczyli si臋 skuleni ludzie. Nie dalej ni偶 dwadzie艣cia metr贸w za ruf膮 dwie szalupy - r贸wnie偶 pe艂ne pasa偶er贸w - podskakiwa艂y na falach. Statek wygl膮da艂 tak, jakby w ka偶dej chwili mia艂 ze艣lizgn膮膰 si臋 pod wod臋.
- Mocny Bo偶e! - szepn膮艂 Thorndyke. - Oni ton膮.
Z kabiny radiowej wychyli艂 si臋 dy偶urny.
- Mam kontakt z tym ameryka艅skim statkiem.
- Prze艂膮cz na g艂o艣nik.
Po chwili zabrzmia艂 dono艣nie wzmocniony g艂os.
- Do kapitana i za艂ogi kontenerowca. Cieszymy si臋 z waszego przybycia.
- M贸wi kapitan Nevins. Czy rozmawiam z kapitanem statku?
- Nie, kapitan Burch jest w maszynowni. Sprawdza przecieki.
- Kim pan jest?
- Dirk Pitt, dyrektor Wydzia艂u Program贸w Specjalnych Narodowej Agencji Bada艅 Morskich i Podwodnych.
- Wygl膮da na to, 偶e ledwie trzymacie si臋 na powierzchni.
- To prawda - odpar艂 szczerze Pitt. - Uszkodzili艣my p艂yty kad艂uba, gdy stali艣my przy rufie liniowca, ratuj膮c za艂og臋 i pasa偶er贸w. Nabieramy wod臋 szybciej, ni偶 nasze pompy mog膮 j膮 usun膮膰.
- Ilu rozbitk贸w macie na pok艂adzie? - spyta艂 Nevins. Z niedowierzaniem obserwowa艂 zbity t艂um ludzi na pok艂adzie roboczym. Ocaleni trzymali si臋 nawzajem, by unikn膮膰 zmycia do morza.
- Oko艂o tysi膮ca dziewi臋ciuset. Do tego sto os贸b na szalupach.
- Jezu! - powiedzia艂 niemal szeptem Nevins. - Uratowali艣cie dwa tysi膮ce rozbitk贸w?
- Z dok艂adno艣ci膮 do pi臋膰dziesi臋ciu os贸b.
- Gdzie偶 ich pomie艣cili艣cie, na lito艣膰 bosk膮?
- Musi pan do nas zej艣膰 i przekona膰 si臋 na w艂asne oczy - odpar艂 Pitt.
- Nic dziwnego, 偶e wygl膮dacie jak faszerowana g臋艣 - mrukn膮艂 zdumiony Nevins.
- Jest jeszcze pi臋ciuset cz艂onk贸w za艂ogi i pasa偶er贸w na dziobie liniowca. Nie mogli艣my ich zabra膰 bez nara偶ania wszystkich na zgub臋.
- Grozi im 艣mier膰 w ogniu?
- Mamy kontakt z oficerami. Twierdz膮, 偶e nie ma bezpo艣redniego niebezpiecze艅stwa - wyja艣ni艂 Pitt. - Z ca艂ym szacunkiem, panie kapitanie, proponuj臋, aby przenie艣膰 jak najwi臋cej ludzi z naszego statku na wasz, dop贸ki jeszcze trzymamy si臋 na wodzie. Byliby艣my wdzi臋czni, gdyby艣cie najpierw przyj臋li tych na szalupach. S膮 w gorszej sytuacji.
- Tak zrobimy. Opuszcz臋 szalupy i zaczn臋 transportowa膰 rozbitk贸w na nasz statek. Jest tu dla nich mn贸stwo miejsca. Wasze 艂odzie, po wzi臋ciu pasa偶er贸w, b臋d膮 mog艂y podj膮膰 rozbitk贸w z dziobu. Niech si臋 zsun膮 na linach.
- Mamy to opracowane do perfekcji.
- No to do roboty.
- Kapitanie Nevins - powiedzia艂 Pitt - nigdy si臋 pan nie dowie, jakie to dla nas cudowne zrz膮dzenie losu, 偶e zd膮偶yli艣cie na czas.
- Dzi臋ki Bogu, byli艣my niedaleko.
Nevins spojrza艂 na Thorndyke鈥檃 z pe艂nym niedowierzania u艣miechem.
- To cud, 偶e uda艂o im si臋 zmie艣ci膰 tylu ludzi na takim ma艂ym statku.
- To prawda - stwierdzi艂 cicho r贸wnie oszo艂omiony Thorndyke. - Mo偶na powiedzie膰 jak Churchill: jeszcze nigdy tak wielu nie zosta艂o uratowanych przez tak niewielu.
Kelly siedzia艂a w jednym z magazyn贸w 鈥濪eep Encountera鈥, z kolanami - podci膮gni臋tymi pod brod臋. Czu艂a si臋, jak w centrum Kalkuty. W ma艂ym pomieszczeniu znajdowa艂o si臋 tylu rozbitk贸w, 偶e tylko kobiety mog艂y usi膮艣膰 na pod艂odze. M臋偶czy藕ni stali. Nikt nie zauwa偶y艂, 偶e zacz臋艂a p艂aka膰, ukrywszy twarz w d艂oniach. Opad艂a j膮 fala 偶alu po stracie ojca. Widzia艂a, jak umiera, by艂a wtedy o wyci膮gni臋cie r臋ki, a teraz czu艂a ogromny b贸l, beznadziej臋 i smutek.
Dlaczego tak si臋 sta艂o? Kim by艂 rudow艂osy i dlaczego walczy艂 z jej ojcem? A ten czarnosk贸ry oficer? Dlaczego pomaga艂 napastnikowi, zamiast interweniowa膰? Wydawa艂o si臋, 偶e obaj pr贸buj膮 wyrwa膰 ojcu teczk臋. Spojrza艂a na sk贸rzany, mokry od s艂onej wody neseser, kt贸ry wci膮偶 trzyma艂a przyci艣ni臋ty do piersi. Czyjego zawarto艣膰 jest na tyle cenna, 偶e dla niej zgin膮艂 ojciec?
Walczy艂a z wyczerpaniem, staraj膮c si臋 nie zasn膮膰 - na wszelki wypadek, gdyby rudzielec podj膮艂 kolejn膮 pr贸b臋 odebrania teczki. W zat艂oczonym pomieszczeniu by艂o jednak bardzo gor膮co, a w tych warunkach system klimatyzacyjny okaza艂 si臋 r贸wnie skuteczny jak kostka lodu w nagrzanym piecu. Poczu艂a straszne znu偶enie i wreszcie zapad艂a w niespokojny sen.
Nagle obudzi艂a si臋. Wci膮偶 siedzia艂a na pod艂odze, opieraj膮c si臋 o szafk臋, jednak teraz magazyn wyda艂 si臋 jej ca艂kowicie wyludniony. Kobieta, kt贸ra wcze艣niej przedstawi艂a si臋 jako biolog morski, pochyli艂a si臋 i delikatnie odgarn臋艂a jej z oczu wilgotne w艂osy. Mia艂a zm臋czon膮 twarz i oczy, jednak u艣miecha艂a si臋 przyja藕nie.
- Czas ruszy膰 z miejsca - powiedzia艂a cicho. - Przyp艂yn膮艂 brytyjski kontenerowiec. Przenosimy wszystkich na jego pok艂ad.
- Tak bardzo jestem wam wdzi臋czna, zw艂aszcza temu m臋偶czy藕nie, kt贸ry wskoczy艂 do morza i uratowa艂 mnie przed utoni臋ciem.
- Nie wiem, kto to by艂 - odpar艂a kobieta. By艂a 艣liczna, mia艂a rude w艂osy i br膮zowe oczy.
- Nie mog臋 zosta膰 u was? - spyta艂a Kelly.
- Obawiam si臋, 偶e nie. Nabieramy wody. W tym sztormie nie zdo艂amy utrzyma膰 si臋 na powierzchni. - Delikatnie pomog艂a Kelly wsta膰. - Szybciej, bo nie zd膮偶ysz na szalup臋.
Kobieta wysz艂a z magazynu, by kierowa膰 innych pasa偶er贸w na pok艂ad, do 艂odzi przys艂anych przez kontenerowiec. Kelly zosta艂a sama. Stan臋艂a sztywno na nogach. Od d艂ugiego siedzenia na twardej pod艂odze mia艂a obola艂e cia艂o. Dosz艂a ju偶 niemal do drzwi, gdy nagle zatrzyma艂 j膮 jaki艣 ros艂y m臋偶czyzna. Podnios艂a wzrok. Rudow艂osy, kt贸ry przedtem szamota艂 si臋 z jej ojcem na pok艂adzie liniowca, wszed艂 do magazynu i zamkn膮艂 za sob膮 drzwi.
- Czego pan chce? - szepn臋艂a ze strachem.
- Neseseru twojego ojca - odpowiedzia艂 g艂臋bokim, cichym g艂osem. - Je艣li go oddasz, nic ci si臋 nie stanie. Inaczej b臋d臋 musia艂 ci臋 zabi膰.
Widzia艂a jego zimne oczy i rozumia艂a, 偶e nie 偶artuje. Dotar艂o do niej co艣 jeszcze: zabije j膮 bez wzgl臋du na to, czy odda teczk臋 czy nie.
- Chodzi o papiery ojca? Po co to panu?
Wzruszy艂 ramionami.
- Wykonuj臋 zlecon膮 robot臋. Mam dostarczy膰 teczk臋 razem z zawarto艣ci膮. To wszystko.
- Dostarczy膰... komu?
- Niewa偶ne - odpar艂 niecierpliwie.
- Zastrzeli mnie pan? - spyta艂a, rozpaczliwie staraj膮c si臋 zyska膰 na czasie.
- Nie u偶ywam broni palnej ani no偶y. - Z u艣miechem uni贸s艂 wielkie, s臋kate r臋ce. - U偶ywam tylko tego.
Panika kaza艂a jej si臋 cofa膰. Podchodzi艂 coraz bli偶ej - widzia艂a bia艂e z臋by pod rudymi w膮sami, gdy rozchyli艂 wargi w upiornym u艣miechu. W oczach malowa艂a si臋 dziko艣膰 drapie偶nika osaczaj膮cego ofiar臋. Kelly zesztywnia艂a ze strachu. Serce bi艂o jej jak szalone, 艂apczywie chwyta艂a powietrze. Nogi ugina艂y si臋 pod ni膮, kosmyki w艂os贸w przyklei艂y si臋 do twarzy, po kt贸rej p艂yn臋艂y 艂zy.
Wyci膮gn膮艂 r臋ce, ogromne jak szpony, i chwyci艂 j膮. Krzykn臋艂a przera藕liwie, a jej g艂os odbi艂 si臋 d藕wi臋cznie o stalowe grodzie niewielkiego magazynu. Wyrwa艂a si臋 z u艣cisku i obr贸ci艂a na pi臋cie. Chyba pu艣ci艂 j膮 celowo, by pobawi膰 si臋 jak kot ze schwytan膮 mysz膮. Nie by艂a w stanie walczy膰. Poczu艂a ogarniaj膮c膮 j膮 s艂abo艣膰, zachwia艂a si臋 i kucn臋艂a w rogu magazynu, nie mog膮c opanowa膰 dr偶enia.
Widzia艂a, jak m臋偶czyzna podchodzi do niej, chwyta pod ramionami i bez wysi艂ku stawia na nogi. Morderczy ch艂贸d w jego oczach ust膮pi艂 po偶膮daniu. Jakby w zwolnionym filmie przycisn膮艂 wargi do jej ust. Otworzy艂a szeroko oczy. Pr贸bowa艂a krzykn膮膰, ale wyda艂a z siebie jedynie przyt艂umione 艂kanie. M臋偶czyzna cofn膮艂 si臋 z lubie偶nym u艣miechem.
- Tak - powiedzia艂 twardym, oboj臋tnym g艂osem. - Pokrzycz sobie. Nikt ci臋 nie us艂yszy w tej burzy. Lubi臋, jak kobieta krzyczy. To bardzo podniecaj膮ce.
Podni贸s艂 j膮 z pod艂ogi, jakby wa偶y艂a nie wi臋cej ni偶 styropianowy manekin, przypar艂 do grodzi i r臋kami zacz膮艂 b艂膮dzi膰 po ciele, mocno, brutalnie, zostawiaj膮c na sk贸rze 艣lady. Zesztywnia艂a z przera偶enia Kelly zacz臋艂a wrzeszcze膰.
- Przesta艅! To boli!
Wielkimi 艂apami chwyci艂 j膮 za gard艂o.
- Obiecuj臋 ci - powiedzia艂 lodowato - 偶e 艣mier膰 b臋dzie szybka i bezbolesna.
Zacz膮艂 j膮 dusi膰. Kelly pociemnia艂o w oczach.
- Nie, b艂agam! - wyrzuci艂a z siebie szeptem.
- Mi艂ych sn贸w, kochanie.
- Tw贸j spos贸b uwodzenia kobiet pozostawia wiele do 偶yczenia - odezwa艂 si臋 czyj艣 g艂os za plecami rudego.
Morderca pu艣ci艂 Kelly i odwr贸ci艂 si臋 z szybko艣ci膮 b艂yskawicy. M臋偶czyzna stoj膮cy w drzwiach niedbale opiera艂 d艂o艅 na klamce. Nie wida膰 by艂o jego twarzy na tle 艣wiat艂a, docieraj膮cego z korytarza. Bandyta uni贸s艂 r臋ce i zaatakowa艂 przybysza kopniakiem.
Ani morderca, ani Kelly nie wiedzieli, 偶e to Pitt us艂ysza艂 krzyki i bezg艂o艣nie otworzy艂 drzwi. Przez kilka sekund sta艂 w przej艣ciu, oceniaj膮c sytuacj臋 i obmy艣laj膮c taktyk臋 obrony. Nie by艂o ju偶 czasu, 偶eby wezwa膰 pomoc. Dziewczyna zginie, zanim ktokolwiek przyb臋dzie na ratunek. Pitt wyczu艂, 偶e napastnik jest niebezpieczny i 偶e bez skrupu艂贸w got贸w jest zabi膰. Tacy ludzie musz膮 mie膰 konkretny pow贸d, by zamordowa膰 z zimn膮 krwi膮 bezbronn膮 kobiet臋. Przygotowa艂 si臋 na atak.
Gwa艂townym obrotem cia艂a wyskoczy艂 na korytarz. Stopa napastnika wystrzeli艂a w powietrze. Kopniak min膮艂 g艂ow臋 Pitta o kilka centymetr贸w i wyl膮dowa艂 na futrynie. Ko艣膰 w stawie skokowym p臋k艂a z wyra藕nym trzaskiem.
Normalny m臋偶czyzna upad艂by, wij膮c si臋 z b贸lu, ale nabity mi臋艣niami osi艂ek nauczy艂 si臋 nie zwraca膰 uwagi na cierpienie. Upewni艂 si臋, 偶e Pitt jest sam, i ruszy艂 do ataku, rytmicznie poruszaj膮c ramionami jak wprawny karateka. W ko艅cu skoczy艂 na swoj膮 ofiar臋, siek膮c powietrze d艂o艅mi, jakby to by艂y topory.
Pitt zamar艂. Do ostatniej chwili sta艂 w bezruchu, po czym run膮艂 na pod艂og臋 i przetoczy艂 si臋 bli偶ej napastnika. Rudow艂osy straci艂 r贸wnowag臋, potykaj膮c si臋 o Pitta, i przewr贸ci艂 na pok艂ad. Pitt ju偶 siedzia艂 mu na karku. Ca艂膮 wag膮 swojego cia艂a przycisn膮艂 go do pod艂o偶a, wbi艂 kolano w plecy i zacz膮艂 t艂uc go pi臋艣ciami w uszy.
B臋benki mordercy strzeli艂y, jakby kto艣 przebi艂 je na wylot 艣rubokr臋tem. Bandyta wrzasn膮艂 przera藕liwie i konwulsyjnie rzuci艂 si臋 na bok, rzucaj膮c Dirka na zamkni臋te drzwi. Pitta zaskoczy艂a si艂a m臋偶czyzny i jego niewra偶liwo艣膰 na b贸l. P贸艂le偶膮c, kopn膮艂 go obiema nogami nie w krocze, lecz w z艂aman膮 kostk臋.
Rudy sykn膮艂 przez zaci艣ni臋te z臋by i wykrzywi艂 twarz w okropnym grymasie, rzucaj膮c nienawistne spojrzenie. Naprawd臋 cierpia艂, ale nie przestawa艂 atakowa膰, pow艂贸cz膮c z艂aman膮 nog膮. Teraz zmieni艂 strategi臋 i zebra艂 si艂y do kolejnego uderzenia.
Pitt nie musia艂 by膰 jasnowidzem, by zda膰 sobie spraw臋, 偶e nie mo偶e si臋 r贸wna膰 z zawodowym morderc膮 o posturze nied藕wiedzia. Cofn膮艂 si臋 wi臋c, rozumiej膮c, 偶e jego jedyna przewaga polega na szybszej pracy n贸g. Kontuzjowany przeciwnik nie m贸g艂 go ju偶 kopn膮膰 w g艂ow臋.
Pitt nigdy w 偶yciu nie uczy艂 si臋 sztuki samoobrony. Troch臋 boksowa艂 podczas studi贸w w Akademii Lotniczej, ale na ringu odni贸s艂 tyle samo zwyci臋stw, co pora偶ek. Taktyki wolnej amerykanki nauczy艂 si臋 podczas bijatyk w knajpach. Pierwsza zasada, kt贸r膮 pozna艂 do艣膰 wcze艣nie, m贸wi艂a, 偶e nie nale偶y walczy膰 pi臋艣ciami w zwarciu. Trzeba przede wszystkim my艣le膰, znale藕膰 jaki艣 przedmiot - butelk臋, krzes艂o, czy cokolwiek innego - i rzuci膰 go w przeciwnika. Najmniej ran odnosili ci, kt贸rzy znajdowali si臋 na zewn膮trz kr臋gu walcz膮cych.
W przej艣ciu za plecami mordercy pojawi艂a si臋 Kelly. Do piersi przyciska艂a mocno sk贸rzany neseser. Rudow艂osy by艂 tak skoncentrowany na przeciwniku, 偶e nie wyczu艂 jej obecno艣ci.
Pitt b艂yskawicznie dostrzeg艂 okazj臋.
- Biegnij! - zawo艂a艂 do Kelly. - Biegnij na pok艂ad!
Napastnik zawaha艂 si臋, nie wiedz膮c, czy nie jest to stary jak 艣wiat blef. By艂 jednak zawodowcem, kt贸ry dok艂adnie obserwuje ofiary. Zobaczy艂 nieznaczny ruch oczu Pitta i odwr贸ci艂 si臋 gwa艂townie. Kelly pobieg艂a w kierunku schod贸w prowadz膮cych na g贸rny pok艂ad. Rudow艂osy przypomnia艂 sobie o swoim zadaniu i ruszy艂 w 艣lad za dziewczyn膮. Potyka艂 si臋, kula艂, walczy艂 z b贸lem.
Tego w艂a艣nie oczekiwa艂 Pitt.
Nadszed艂 moment, by kontratakowa膰. Skoczy艂 do przodu, l膮duj膮c brutalnie na plecach mordercy. Wykorzystuj膮c ich 艂膮czn膮 mas臋, rzuci艂 przeciwnika na ziemi臋, przygni贸t艂 go ca艂ym ci臋偶arem, jednocze艣nie uderzaj膮c jego g艂ow膮 o wy艂o偶on膮 cienkim dywanem metalow膮 pod艂og臋.
Us艂ysza艂 nieprzyjemny g艂uchy odg艂os, a potem trzask. Cia艂o mordercy znieruchomia艂o. Zapewne p臋k艂a mu czaszka albo dozna艂 silnego wstrz膮su m贸zgu. Przez chwil臋 Pitt le偶a艂 na plecach bezw艂adnego przeciwnika i ci臋偶ko oddychaj膮c, stara艂 si臋 uspokoi膰 艂omocz膮ce serce. Zamruga艂 oczami, strz膮saj膮c sp艂ywaj膮cy z czo艂a pot. Otar艂 go r臋kawem.
Zobaczy艂, 偶e g艂owa napastnika jest nienaturalnie wykr臋cona, a jego otwarte oczy zmatowia艂y.
Przycisn膮艂 palce do szyi w miejscu, gdzie znajduje si臋 t臋tnica. Nie wyczu艂 pulsu. Morderca nie 偶y艂. Widocznie uderzy艂 g艂ow膮 w pod艂o偶e i skr臋ci艂 sobie kark. Pitt usiad艂 na pod艂odze, opieraj膮c si臋 plecami o drzwi do magazynu, gdzie przechowywano baterie. Stara艂 si臋 oceni膰 sytuacj臋. To wszystko w og贸le nie mia艂o sensu. Na pewno wiedzia艂 tylko to, 偶e przypadkowo znalaz艂 si臋 w miejscu, gdzie usi艂owano zamordowa膰 kobiet臋, kt贸r膮 wcze艣niej wyratowa艂 z morza. A teraz siedzi tutaj, w magazynie, patrz膮c na zupe艂nie obcego, zabitego przez siebie cz艂owieka. Spojrza艂 w jego matowe oczy i mrukn膮艂 do siebie:
- Jestem takim samym bandyt膮 jak ty.
I wtedy pomy艣la艂 o uratowanej kobiecie.
Wsta艂, przeskoczy艂 le偶膮ce cia艂o i pobieg艂 schodami na zewn臋trzny pok艂ad, pe艂en rozbitk贸w trzymaj膮cych si臋 lin bezpiecze艅stwa, zamocowanych przez marynarzy. Ludzie stali w milczeniu na deszczu, smagaj膮cym ich g艂owy i ramiona. Oczekiwali swej kolejki, by przej艣膰 na szalupy wys艂ane z kontenerowca.
Pitt przeciska艂 si臋 przez t艂um, szukaj膮c kobiety ze sk贸rzanym neseserem, ale nie znalaz艂 jej w grupie os贸b przewo偶onych w艂a艣nie na 鈥濫arla of Wattlesfield鈥. A wi臋c by艂a jeszcze na pok艂adzie.
Musi j膮 odszuka膰. W przeciwnym razie, jak wyt艂umaczy kapitanowi Burchowi obecno艣膰 trupa w magazynie? I sk膮d dowie si臋, o co tu chodzi?
Los zacz膮艂 sprzyja膰 鈥濪eep Encounterowi鈥. P贸藕nym popo艂udniem wszyscy - je艣li nie liczy膰 nieco ponad setki pasa偶er贸w, z kt贸rych dziesi臋ciu by艂o ci臋偶ko rannych i nie nadawa艂o si臋 do ewakuacji - zostali przetransportowani na pok艂ad 鈥濫arl of Wattlesfield鈥. Po odes艂aniu rozbitk贸w statek badawczy uni贸s艂 si臋 o p贸艂tora metra, a za艂oga przyst膮pi艂a do naprawy uszkodzonych p艂yt kad艂uba. Przecieki zmniejszy艂y si臋 i pompy wreszcie zacz臋艂y nad膮偶a膰 z odprowadzaniem wody.
Australijska fregata rakietowa przyby艂a w ko艅cu na miejsce katastrofy. Wys艂ano szalupy, by ratowa膰 rozbitk贸w, kt贸rzy skoczyli lub spadli do wody z rufy liniowca. Na szcz臋艣cie sztorm sko艅czy艂 si臋 r贸wnie nagle, jak zacz膮艂, i morze by艂o spokojne.
McFerrin zszed艂 ze statku badawczego ostatni. Zanim przeskoczy艂 na szalup臋 przys艂an膮 z kontenerowca, podzi臋kowa艂 za艂odze i naukowcom z 鈥濪eep Encountera鈥.
- Akcja ratunkowa, w kt贸rej ocalili艣cie tyle istnie艅 ludzkich, przejdzie do historii 偶eglugi - powiedzia艂 uroczy艣cie.
- Szkoda, 偶e nie uda艂o si臋 uratowa膰 wszystkich - szepn膮艂 Burch.
- To, czego dokonali艣cie, graniczy z cudem. - McFerrin opar艂 zabanda偶owane d艂onie na ramionach Pitta. - Dirk, to by艂 dla mnie prawdziwy zaszczyt. W moim domu twoje imi臋 b臋dzie zawsze wymawiane z najwy偶szym szacunkiem. I mam nadziej臋, 偶e jeszcze si臋 spotkamy.
- Musimy - odpar艂 jowialnie Pitt. - Jestem ci winien butelk臋 szkockiej.
- Panie i panowie. Niech B贸g was b艂ogos艂awi.
- 呕egnaj, Charles. Rzadko spotyka si臋 takich jak ty.
McFerrin zszed艂 do szalupy. Salutowa艂, mijaj膮c burt臋 鈥濪eep Encountera鈥.
- Co teraz? - zagadn膮艂 Burcha Pitt.
- Najpierw musimy wyci膮gn膮膰 艂odzie podwodne, bo admira艂 Sandecker utnie nam g艂owy na stopniach Kapitelu. - Sandecker by艂 dyrektorem naczelnym NUMA. - A potem p艂yniemy do Wellington. To najbli偶szy port, gdzie mo偶na naprawi膰 uszkodzenia.
- Nie b臋dzie wielkiej straty, je艣li zaginie 鈥濧ncient Mariner鈥. Staruszek ju偶 dawno sp艂aci艂 sum臋, za jak膮 go kupiono. Ale 鈥濧byss Navigator鈥 dopiero co opu艣ci艂 stoczni臋, a kosztowa艂 dwana艣cie milion贸w dolar贸w. Nie mo偶emy go straci膰.
- Znajdziemy go. Ma bardzo silny i wyra藕ny sygna艂 identyfikacyjny.
Kapitan musia艂 niemal krzycze膰. Niebo nad statkami zaroi艂o si臋 od samolot贸w i helikopter贸w - z Nowej Zelandii, Tonga, Fid偶i i Samoa - wynaj臋tych przez ekipy telewizyjne. Ka偶da stacja chcia艂a zda膰 relacj臋 z 鈥瀗ajwi臋kszej operacji ratunkowej w historii 偶eglugi鈥. Radiostacje na statkach nieustannie przyjmowa艂y wiadomo艣ci od instytucji rz膮dowych, niespokojnych rodzin rozbitk贸w, wysokich rang膮 przedstawicieli linii oceanicznych Blue Seas Cruise Lines oraz pracownik贸w morskich firm ubezpieczeniowych. Radiostacja by艂a tak przeci膮偶ona, 偶e komunikacja mi臋dzy trzema statkami musia艂a si臋 odbywa膰 za po艣rednictwem r臋cznych radiotelefon贸w i sygnalizacji 艣wietlnej.
Burch odetchn膮艂 z ulg膮. Usiad艂 na swoim wysokim krze艣le w ster贸wce i zapali艂 fajk臋. U艣miechn膮艂 si臋 s艂abo.
- My艣lisz, 偶e admira艂 wy艣le nas do diab艂a, kiedy si臋 dowie, co zrobili艣my z jego pi臋knym statkiem badawczym?
- S膮dz臋, 偶e stary wyga wyssie do ostatniej kropli nasz膮 popularno艣膰 w mediach.
- A zastanawia艂e艣 si臋, jak wyja艣nisz obecno艣膰 tego trupa pod pok艂adem? - spyta艂 Burch.
- Mog臋 powiedzie膰 tylko to, co wiem.
- Szkoda, 偶e dziewczyna nie mo偶e zeznawa膰.
- Nie rozumiem, jak mog艂em j膮 zgubi膰.
- Chyba tw贸j problem zosta艂 rozwi膮zany - o艣wiadczy艂 Burch z diabolicznym u艣miechem.
Pitt popatrzy艂 na niego ze zdumieniem.
- Rozwi膮zany?
- Nie lubi臋 nieporz膮dku na pok艂adzie - wyja艣ni艂 Burch. - Osobi艣cie wyrzuci艂em twojego przyjaciela za burt臋. Do艂膮czy艂 do tych nieszcz臋艣nik贸w, kt贸rzy zgin臋li podczas katastrofy. Je艣li o mnie chodzi, sprawa jest zamkni臋ta.
- Kapitanie - powiedzia艂 Pitt z b艂yskiem w oku. - Bez wzgl臋du na to, co inni m贸wi膮 na tw贸j temat, r贸wny z ciebie go艣膰.
Z kabiny radiowej wyszed艂 radiotelegrafista.
- Panie kapitanie, nadesz艂a wiadomo艣膰 od kapitana Harlowa z australijskiej fregaty. Je艣li chce pan odp艂yn膮膰, fregata pozostanie na miejscu, by pozbiera膰 cia艂a i zaczeka膰 na holowniki, kt贸re zaci膮gn膮 liniowiec do portu.
- Prosz臋 potwierdzi膰 i podzi臋kowa膰 kapitanowi i jego za艂odze za pomoc.
Radiotelegrafista wr贸ci艂 po chwili.
- Kapitan Harlow 偶yczy nam szcz臋艣liwego powrotu.
- To chyba pierwszy wypadek w historii - odezwa艂 si臋 Pitt - 偶eby fregata rakietowa przyj臋艂a na pok艂ad pi臋ciuset cywilnych pasa偶er贸w.
- Tak - powiedzia艂 wolno Burch, kieruj膮c wzrok ku wypalonemu kad艂ubowi liniowca.
Deszcz tylko w niewielkim stopniu st艂umi艂 ogie艅. P艂omienie i dym nadal unosi艂y si臋 w niebo. Poza ma艂ym fragmentem pok艂adu dziobowego ca艂y statek by艂 doszcz臋tnie spalony. Powyginane stalowe p艂yty i nadbudowa tworzy艂y labirynt wypalonych, powykr臋canych i zgniecionych element贸w szkieletu. Nie zosta艂o ani kawa艂ka drewna i materia艂贸w organicznych. To, co mog艂y strawi膰 p艂omienie, zosta艂o zamienione w popi贸艂. Projektanci i budowniczowie statku twierdzili, 偶e statek jest ognioodporny. Zastosowano materia艂y niepalne, nie wzi臋to jednak pod uwag臋 tego, 偶e mo偶e powsta膰 ogromny 偶ar, kt贸ry roztopi nawet metal i strawi wszystko na swojej drodze.
- Oto kolejna z wielkich tajemnic morskich - powiedzia艂 Pitt.
- Z ka偶dym rokiem alarmuj膮co ro艣nie liczba po偶ar贸w na statkach - mentorskim tonem stwierdzi艂 Burch. - Ale nigdy nie s艂ysza艂em o takim wypadku, jaki zdarzy艂 si臋 na pok艂adzie 鈥濫merald Dolphina鈥. Na du偶ej jednostce ogie艅 nie powinien rozprzestrzenia膰 si臋 tak szybko.
- Drugi oficer McFerrin twierdzi艂, 偶e po偶ar wymkn膮艂 si臋 spod kontroli, bo nie zadzia艂a艂y systemy ga艣nicze.
- My艣lisz, 偶e to sabota偶?
Pitt pokiwa艂 g艂ow膮, spogl膮daj膮c na osmalony kad艂ub.
- To wbrew logice, po偶ar nie jest tylko splotem niefortunnych przypadk贸w.
- Panie kapitanie - odezwa艂 si臋 ponownie radiotelegrafista. - Chce z panem rozmawia膰 kapitan Nevins z 鈥濫arla of Wattlesfield鈥.
- Prze艂膮cz na g艂o艣nik.
- Gotowe.
- M贸wi kapitan Burch.
- Tu kapitan Nevins. Je艣li chcecie p艂yn膮膰 do Wellington, b臋dziemy wam towarzyszy膰. To najbli偶szy port, gdzie mo偶emy wysadzi膰 rozbitk贸w na l膮d.
- Dzi臋kujemy, kapitanie. I przyjmujemy wasz膮 propozycj臋. P艂yniemy do Wellington. Mam nadziej臋, 偶e nie b臋dziecie musieli na nas czeka膰.
- Nie wypada, 偶eby nasi bohaterowie i bohaterki zaton臋li w drodze do portu.
- Pompy wybieraj膮 wod臋 szybciej, ni偶 wdziera si臋 ona na statek. Dali艣my rad臋 sztormowi, wi臋c powinni艣my dotrze膰 do Wellington w dobrym stanie.
- Ruszajcie, pop艂yniemy za wami.
- Jak dajecie sobie rad臋 z tysi膮c o艣miuset rozbitkami na pok艂adzie? - spyta艂 Pitt.
- Wi臋kszo艣膰 umie艣cili艣my w dw贸ch pustych 艂adowniach, a reszta jest rozlokowana na ca艂ym statku. Niekt贸rzy zaj臋li nie do ko艅ca zape艂nione kontenery. Jedzenia mamy tyle, 偶e wystarczy na jeden porz膮dny posi艂ek, ale potem wszyscy, 艂膮cznie z za艂og膮, przechodz膮 na 艣cis艂膮 diet臋. Ja te偶. - Nevins urwa艂 na chwil臋. - Aha, je艣li zdo艂acie przep艂yn膮膰 mi臋dzy moim statkiem i australijsk膮 fregat膮, prze艣lemy wam po偶egnanie. Koniec.
- Po偶egnanie? - spyta艂 zdziwiony Burch.
- Mo偶e chc膮 zawo艂a膰 鈥濧loha鈥 i rzuci膰 par臋 serpentyn - za艣mia艂 si臋 Pitt.
Burch podni贸s艂 s艂uchawk臋.
- Maszynownia, mo偶emy rusza膰?
- Tak, ale maksymalnie osiem w臋z艂贸w - odezwa艂 si臋 House. - Przy wi臋kszej szybko艣ci nabierzemy wody jak dziurawe wiadro.
- Rozumiem. Osiem w臋z艂贸w.
Za艂oga i naukowcy z 鈥濪eep Encountera鈥, p贸艂przytomni ze zm臋czenia po dwunastogodzinnym wysi艂ku, ledwie trzymaj膮c si臋 na nogach, stali wyprostowani na pok艂adzie. Pitt zebra艂 ich wszystkich. Burch nalega艂, by zjawi艂a si臋 te偶 w komplecie za艂oga maszynowni. G艂贸wny mechanik nie chcia艂 zostawi膰 pomp bez nadzoru, ale kapitan by艂 nieub艂agany. Na mostku pozosta艂 jedynie sternik, kt贸ry wprowadzi艂 statek mi臋dzy 鈥濫arla of Wattlesfield鈥 i australijsk膮 fregat臋, w dwustumetrowy przesmyk.
Pomi臋dzy dwiema pot臋偶nymi jednostkami 鈥濪eep Encounter鈥 wygl膮da艂 jak zabawka, p艂yn膮c dumnie z powiewaj膮cym na maszcie radarowym proporcem NUMA i bander膮 Stan贸w Zjednoczonych na rufie.
Pitt i Burch patrzyli ze zdumieniem, 偶e za艂oga fregaty stoi w szyku niczym na galowym przegl膮dzie. Gdy 鈥濪eep Encounter鈥 wp艂yn膮艂 mi臋dzy statki, rozleg艂y si臋 syreny okr臋towe i wiwaty ponad dw贸ch tysi臋cy rozbitk贸w, zebranych przy relingach kontenerowca i fregaty. M臋偶czy藕ni, kobiety i dzieci machali r臋kami i krzyczeli na ca艂e gard艂o, rzucali podarte gazety i czasopisma, kt贸rych kawa艂ki spada艂y niczym karnawa艂owe konfetti. Dopiero teraz do zgromadzonych na pok艂adzie statku badawczego ludzi dotar艂o w pe艂ni znaczenie ich czynu.
Oto bowiem nie tylko uratowali dwa tysi膮ce rozbitk贸w, ale zrobili o wiele wi臋cej: gotowi byli odda膰 偶ycie, by ocali膰 innych. Wszyscy mieli 艂zy w oczach.
Po kilku dniach oka偶e si臋, 偶e nie s膮 w stanie opisa膰 dok艂adnie, co si臋 wydarzy艂o. Zaj臋ci akcj膮 ratunkow膮, nie widzieli tego, co dzieje si臋 dooko艂a nich. Ich bohaterstwo, wszystko, co wtedy zrobili, wyda si臋 im ju偶 tylko koszmarnym snem z odleg艂ej przesz艂o艣ci. Zapewne nigdy go nie zapomn膮, ale nie b臋d膮 umieli opisa膰 koszmaru, kt贸ry przeszli.
Niemal jednocze艣nie wszystkie g艂owy odwr贸ci艂y si臋, by po raz ostatni spojrze膰 na smutne szcz膮tki liniowca, jeszcze wczoraj jednego z najpi臋kniejszych statk贸w, jakie kiedykolwiek p艂ywa艂y po morzach 艣wiata. Pitt r贸wnie偶 patrzy艂 w tamt膮 stron臋. 呕aden marynarz nie lubi widoku ton膮cego statku. Nie dawa艂o mu spokoju pytanie, kto jest odpowiedzialny za ten akt zniszczenia. Co by艂o jego przyczyn膮?
- O czym rozmy艣lasz? - odezwa艂 si臋 Burch.
Pitt spojrza艂 na niego zdziwiony.
- Rozmy艣lam?
- Za艂o偶臋 si臋 o wszystko, 偶e z偶era ci臋 ciekawo艣膰.
- Nie rozumiem.
- Wszyscy zastanawiamy si臋 nad tym samym - wyja艣ni艂 Burch. - Jaki motyw m贸g艂 mie膰 szaleniec, by chcie膰 zamordowa膰 dwa i p贸艂 tysi膮ca bezbronnych m臋偶czyzn, kobiet i dzieci? Gdy odholuj膮 wrak do Sydney, eksperci zbadaj膮 dok艂adnie pogorzelisko i znajd膮 odpowied藕.
- Niewiele maj膮 materia艂u do zbadania.
- Nie doceniasz ich - odpar艂 Burch. - S膮 naprawd臋 dobrzy. Je艣li ktokolwiek mo偶e odkry膰 przyczyn臋, to tylko oni.
Pitt u艣miechn膮艂 si臋 lekko.
- Oby艣 mia艂 racj臋, kapitanie. Ciesz臋 si臋, 偶e to nie ja b臋d臋 bada艂 wrak.
Pod koniec tygodnia Pitt przekona艂 si臋 jednak, 偶e nie mia艂 racji. Nie spodziewa艂 si臋, 偶e to w艂a艣nie jemu zostanie powierzone zadanie rozwik艂ania zagadki po偶aru na 鈥濫merald Dolphinie鈥.
Pierwszym holownikiem, kt贸ry dotar艂 do 鈥濫merald Dolphina鈥, by艂 鈥濧udacious鈥, nale偶膮cy do Quest Marine Offshore. 鈥濧udacious鈥 mia艂 prawie sze艣膰dziesi膮t metr贸w d艂ugo艣ci i by艂 jednym z najwi臋kszych holownik贸w na 艣wiecie. Bli藕niacze silniki dieslowskie osi膮ga艂y 艂膮czn膮 moc dziewi臋ciu tysi臋cy o艣miuset koni mechanicznych. Jednostka sta艂a w Wellington, porcie najbli偶szym miejsca katastrofy, przyby艂a wi臋c wcze艣niej ni偶 dwa inne pot臋偶ne holowniki wys艂ane z Brisbane.
鈥Audacious鈥 p艂yn膮艂 z maksymaln膮 szybko艣ci膮, aktualizuj膮c kurs na podstawie komunikat贸w nadawanych z australijskiej fregaty. Kapitan kaza艂 zachowa膰 cisz臋 radiow膮, co by艂o normalnym zachowaniem w艣r贸d dow贸dc贸w holownik贸w, zmierzaj膮cych do ratowanej jednostki. Ten, kt贸ry pierwszy zamelduje si臋 na miejscu, otrzymuje specjaln膮 premi臋 od Lloyda, a tak偶e dwadzie艣cia pi臋膰 procent warto艣ci ratowanego statku.
Kapitan McDermott, nawi膮zawszy kontakt wzrokowy z wypalonym liniowcem i australijsk膮 fregat膮, przerwa艂 cisz臋 w eterze i po艂膮czy艂 si臋 drog膮 radiow膮 z kierownictwem linii Blue Seas Cruise Lines, kt贸re po p贸艂godzinnych negocjacjach zaakceptowa艂o warunki umowy. Przyj臋to zasad臋, 偶e w wypadku fiaska operacji holowniczej 偶adne honorarium nie zostanie wyp艂acone, jednocze艣nie gwarantuj膮c Quest Marine status g艂贸wnego wykonawcy kontraktu.
McDermott i jego za艂oga ze zdumieniem ogl膮dali jarz膮ce si臋 czerwieni膮 szcz膮tki liniowca, przypominaj膮cego Hiroszim臋 po wybuchu bomby atomowej: statek by艂 poczernia艂y, powyginany, kompletnie zniszczony.
- To przecie偶 z艂om - st臋kn膮艂 pierwszy oficer, Herm Brown, by艂y rugbista, kt贸ry zosta艂 marynarzem, gdy kolana odm贸wi艂y mu pos艂usze艅stwa na boisku. Mia艂 k臋dzierzawe, jasne w艂osy, pot臋偶nie umi臋艣nione nogi i ow艂osiony tors, widoczny spod rozpi臋tej koszuli.
McDermott spu艣ci艂 okulary na nos i spojrza艂 ponad nimi. Jasnow艂osy Szkot o w膮skim nosie i br膮zowozielonych oczach mia艂 za sob膮 dwadzie艣cia lat pracy na r贸偶nych holownikach. Wystaj膮ca szcz臋ka i przenikliwe oczy nadawa艂y mu wygl膮d buchaltera jakby 偶ywcem wyj臋tego z powie艣ci Dickensa.
- Szefowie nie b臋d膮 zachwyceni t膮 robot膮. Nie mia艂em poj臋cia, 偶e taki statek mo偶e si臋 doszcz臋tnie spali膰.
Odezwa艂 si臋 brz臋czyk telefonu.
- Tu kapitan Harlow z kr膮偶ownika stoj膮cego z waszej lewej burty - odezwa艂 si臋 w s艂uchawce m臋ski g艂os. - Z kim m贸wi臋?
- Kapitan Jock McDermott, dow贸dca holownika 鈥濧udacious鈥.
- Kapitanie, w zwi膮zku z waszym przybyciem, opuszczam miejsce katastrofy i udaj臋 si臋 do Wellington. Mam na pok艂adzie pi臋ciuset rozbitk贸w, kt贸rzy marz膮 o tym, 偶eby znale藕膰 si臋 na sta艂ym l膮dzie.
- Odwalili艣cie tu kawa艂 dobrej roboty - odpar艂 McDermott. - Dziwi臋 si臋, 偶e nie odp艂yn臋li艣cie st膮d dwa dni temu.
- Zbierali艣my cia艂a ofiar katastrofy. Poza tym Mi臋dzynarodowa Komisja Morska zwr贸ci艂a si臋 do mnie z pro艣b膮, 偶eby艣my zostali w pobli偶u i nadawali komunikaty dotycz膮ce pozycji wraku, poniewa偶 uznano, 偶e stanowi powa偶ne zagro偶enie dla 偶eglugi.
- To wcale nie przypomina statku.
- Niestety to prawda - odpar艂 Harlow. - Trudno uwierzy膰, 偶e by艂 jednym z najpi臋kniejszych liniowc贸w na 艣wiecie. Czy mo偶emy wam jako艣 pom贸c, gdy b臋dziecie bra膰 go na hol?
- Dzi臋kuj臋, damy sobie rad臋 - powiedzia艂 McDermott.
- Wygl膮da strasznie. Mam nadziej臋, 偶e nie p贸jdzie na dno, p贸ki nie dop艂yniecie bezpiecznie do portu.
- Nie jestem pewien, bo nie wiem, jak bardzo uszkodzony jest kad艂ub.
- Po偶ar sprawi艂, 偶e statek jest znacznie l偶ejszy. B臋dzie mia艂 ma艂e zanurzenie, co chyba u艂atwi operacj臋 holownicz膮.
- 呕adna operacja holownicza nie jest 艂atwa, kapitanie.
- W Wellington oczekuje was gor膮ce powitanie i stado reporter贸w. Przygotujcie si臋.
- Wprost nie mog臋 si臋 doczeka膰 - odpar艂 sucho Harlow. - 呕ycz臋 powodzenia.
McDermott spojrza艂 na pierwszego mata, Arle鈥檃 Browna.
- No, zabieramy si臋 do roboty.
- Przynajmniej morze jest spokojne - rzek艂 Brown, kiwaj膮c g艂ow膮.
McDermott patrzy艂 przez kilka sekund na p艂ywaj膮cy kad艂ub.
- Mam wra偶enie, 偶e spokojne morze to jedyne u艂atwienie, jakie nas czeka w czasie tego zadania.
McDermott nie traci艂 czasu. Op艂yn膮wszy wrak dooko艂a, zorientowa艂 si臋, 偶e ster liniowca ustawiony jest idealnie wzd艂u偶 st臋pki. 鈥濧udacious鈥 zbli偶y艂 si臋 na dwie艣cie metr贸w do dziobu 鈥濫merald Dolphina鈥. Kapitan m贸g艂 mie膰 tylko nadziej臋, 偶e ster wielkiego statku zablokowa艂 si臋 na wprost. Je艣li nie, kad艂ub zacznie 艣ci膮ga膰 na boki i trudno b臋dzie zachowa膰 nad nim kontrol臋.
Z holownika spuszczono na wod臋 motor贸wk臋, w kt贸rej Brown i czterech innych marynarzy podp艂yn臋艂o pod dzi贸b wraku. Nie byli sami - wok贸艂 ich 艂odzi kr膮偶y艂o stado rekin贸w. Jakim艣 sz贸stym zmys艂em wyczuwa艂y, 偶e gdy statek ma k艂opoty, w wodzie mo偶na znale藕膰 par臋 smakowitych k膮sk贸w.
Wej艣cie na wrak nie by艂o 艂atwe. Metal 艣r贸dokr臋cia by艂 zbyt rozgrzany, jednak dzi贸b unikn膮艂 szalej膮cych p艂omieni. Zwisa艂o z niego oko艂o trzydziestu lin, w艣r贸d nich dwie drabinki z drewnianymi szczeblami. Sternik zatrzyma艂 motor贸wk臋 pod jedn膮 z drabinek. W celu lepszego manewrowania 艂贸d藕 stan臋艂a ty艂em do fal.
Brown ruszy艂 pierwszy. Obserwuj膮c pilnie rekiny, stan膮艂 na kraw臋dzi burty i z艂apa艂 r贸wnowag臋, a nast臋pnie chwyci艂 obur膮cz drabink臋. Gdy motor贸wka unios艂a si臋 nieco na grzbiecie fali, przeszed艂 na jeden ze szczebli i spokojnie zacz膮艂 wspina膰 si臋 w g贸r臋, pokonuj膮c niemal pi臋tnastometrow膮 wysoko艣膰 w ci膮gu trzech minut. Na samym szczycie z艂apa艂 reling i wci膮gn膮艂 si臋 do forpiku. Nast臋pnie przesun膮艂 jedn膮 z lin, jakich wcze艣niej u偶ywali rozbitkowie, a偶 znalaz艂a si臋 w r臋kach za艂ogi motor贸wki. Przywi膮zano do niej koniec innej liny, ci膮gni臋tej przez motor贸wk臋 od holownika.
Trzej inni marynarze wspi臋li si臋 na wrak, wsp贸lnymi si艂ami wybrali stalow膮 lin臋 na pok艂ad i zamocowali j膮 na ogromnej wyci膮garce, kt贸r膮 zainstalowano tu w zupe艂nie innym celu. Ko艅c贸wk臋 podano marynarzowi w motor贸wce, a ten zawr贸ci艂 do holownika, gdzie lin臋 przymocowano do kabla zwini臋tego na ogromnej windzie holowniczej. Zanim Brown da艂 sygna艂 do jej w艂膮czenia, jeden z marynarzy pokry艂 smarem wyci膮gark臋.
鈥Emerald Dolphin鈥 by艂 pozbawiony zasilania, wi臋c wci膮gni臋cie na pok艂ad pot臋偶nej liny holowniczej o 艣rednicy dwudziestu centymetr贸w i wadze trzydziestu kilogram贸w na metr bie偶膮cy okaza艂o si臋 nie艂atwym zadaniem. Wyci膮garki na liniowcu u偶yto jako bloku. Po w艂膮czeniu, winda holownicza zacz臋艂a wci膮ga膰 艂膮cz膮c膮 oba statki lin臋 na niewielki b臋ben, przymocowany do g艂贸wnej szpuli. Pi臋ciocentymetrowy kabel, przyczepiony do jednego ko艅ca liny, przechodzi艂 przez wyci膮gark臋 na liniowcu, a nast臋pnie wraca艂 na holownik. Drugi koniec kabla ci膮gn膮艂 za sob膮 lin臋, kt贸r膮 na dziobie wraku przymocowano do 艂a艅cuch贸w kotwicznych za pomoc膮 wielkich szekli. Innego zaczepu nie by艂o - znajdowa艂 si臋 bowiem na ni偶szym pok艂adzie, strawionym przez ogie艅.
- Lina przymocowana - zameldowa艂 Brown przez radio. - Wracamy na pok艂ad.
- Przyj膮艂em.
Zwykle na pok艂adzie holowanego statku pozosta艂aby niewielka za艂oga, lecz w tym wypadku nie wiadomo by艂o, jakie s膮 uszkodzenia kad艂uba. Przebywanie na wraku wi膮za艂o si臋 z du偶ym ryzykiem. Gdyby statek zacz膮艂 nagle ton膮膰, mog艂o zabrakn膮膰 czasu na ewakuacj臋.
Brown i jego ludzie zeszli po drabince do motor贸wki. Gdy tylko przyj臋to ich na pok艂ad holownika, McDermott kaza艂 ruszy膰 z minimaln膮 szybko艣ci膮. Brown, obs艂uguj膮cy wind臋 holownicz膮, oddawa艂 lin臋 do chwili, a偶 liniowiec znalaz艂 si臋 膰wier膰 mili za ruf膮. Wtedy w艂膮czy艂 blokad臋, lina napr臋偶y艂a si臋 i 鈥濧udacious鈥 powoli ruszy艂 do przodu.
Za艂oga holownika wstrzyma艂a oddech, patrz膮c, jak zareaguje 鈥濫merald Dolphin鈥. Wolno, centymetr po centymetrze, wielki dzi贸b zacz膮艂 rozcina膰 fal臋. Wszyscy stali nieruchomo, lecz gigantyczny wrak szed艂 prost膮 lini膮 dok艂adnie w kilwaterze holownika. Wci膮偶 trawiony ogniem kad艂ub p艂yn膮艂 r贸wno, nie szamocz膮c si臋 na boki. Za艂oga odetchn臋艂a z ulg膮.
Dziesi臋膰 godzin p贸藕niej 鈥濧udacious鈥 ci膮gn膮艂 olbrzymi wrak. Ogie艅 ju偶 przygas艂, p艂omienie wida膰 by艂o jedynie w艣r贸d powykr臋canych element贸w nadbud贸wki. Ksi臋偶yc znik艂 za zasnuwaj膮cymi ca艂e niebo ci臋偶kimi chmurami. W ciemno艣ciach trudno by艂o oceni膰, gdzie znajduje si臋 granica mi臋dzy morzem i niebem.
Wielki reflektor zamontowany na holowniku o艣wietla艂 wrak i marynarze pe艂nili wachty, uwa偶aj膮c, by ci膮gni臋ty kad艂ub nie schodzi艂 z kursu. Po p贸艂nocy na stanowisku obserwacyjnym zjawi艂 si臋 kucharz. Usiad艂 na sk艂adanym le偶aku, kt贸ry zawsze przynosi艂 z kambuza, 偶eby w wolnych chwilach za偶ywa膰 k膮pieli s艂onecznych. By艂o zbyt gor膮co i wilgotno na kaw臋, popija艂 wi臋c dietetyczn膮 pepsi. Kilka jej puszek le偶a艂o w wiaderku z lodem. Z napojem w d艂oni zapali艂 papierosa, odchyli艂 si臋 do ty艂u i spogl膮da艂 na monumentalny kszta艂t za ruf膮.
Po dw贸ch godzinach niemal przysypia艂, zwalczaj膮c zm臋czenie za pomoc膮 dziesi膮tego papierosa i trzeciej pepsi. 鈥濫merald Dolphin鈥 znajdowa艂 si臋 tam, gdzie powinien. Kucharz wyprostowa艂 si臋 i lekko przekrzywi艂 g艂ow臋 na odg艂os 艂omotu, kt贸ry dobieg艂 z wn臋trza kad艂uba. D藕wi臋k przypomina艂 grzmot dobiegaj膮cy zza horyzontu; kilka uderze艅, nast臋puj膮cych w kilkusekundowych odst臋pach. Kucharz zmru偶y艂 oczy. W pierwszym odruchu pomy艣la艂, 偶e to wytw贸r jego wyobra藕ni, lecz po chwili dostrzeg艂 jaki艣 ruch. Zrozumia艂, 偶e wrak osiad艂 g艂臋biej w wodzie.
Spalony kad艂ub zszed艂 lekko z kursu, by moment p贸藕niej wr贸ci膰 na prost膮. W 艣wietle reflektora wida膰 by艂o dym, unosz膮cy si臋 ze 艣r贸dokr臋cia i znikaj膮cy w ciemno艣ci. Kuk poczu艂 panik臋.
鈥Emerald Dolphin鈥 ton膮艂, zanurza艂 si臋 coraz szybciej.
Kucharz podbieg艂 do mostka.
- On tonie! Jezus Maria, tonie!
McDermott us艂ysza艂 ha艂as i wypad艂 z kabiny. Nie pytaj膮c o nic, rzuci艂 okiem na holowany wrak. Zrozumia艂 b艂yskawicznie, 偶e je艣li nie przetn膮 liny, statek poci膮gnie ich na dno, znajduj膮ce si臋 sze艣膰 kilometr贸w pod powierzchni膮 wody. Brown tak偶e zorientowa艂 si臋 w sytuacji. Obaj pobiegli do windy holowniczej.
Z wysi艂kiem zwolnili blokad臋 i zacz臋li rozwija膰 lin臋, kt贸ra znika艂a w morzu, ci膮gn膮c w d贸艂 dzi贸b liniowca. Lina rozwija艂a si臋 z b臋bna z coraz wi臋ksz膮 szybko艣ci膮. McDermott i Brown mieli nadziej臋, 偶e jej ko艅c贸wka zerwie si臋 z mocuj膮cych klamer, uwalniaj膮c holownik. W przeciwnym razie 鈥濧udacious鈥 p贸jdzie na dno ruf膮 w d贸艂.
Wrak zanurza艂 si臋 coraz g艂臋biej. Jego dzi贸b by艂 ju偶 pod wod膮. Kad艂ub przechyla艂 si臋 do przodu pod k膮tem pi臋tnastu stopni, lecz mimo to statek ton膮艂 szybko. Zm臋czony metal brz臋cza艂 g艂o艣no - rozgrzane ogniem, poddane dzia艂aniu ci艣nienia wody grodzie wykrzywia艂y si臋 i gi臋艂y. Ster i wielkie p臋dniki strumieniowe wynurzy艂y si臋 z wody. Rufa wisia艂a nad powierzchni膮 morza przez kilka sekund, po czym ruszy艂a w 艣lad za dziobem w czelu艣cie oceanu. Statek nikn膮艂 pod wod膮 coraz szybciej, a偶 wreszcie pozosta艂y po nim jedynie b膮ble powietrza na powierzchni.
Na wielkim b臋bnie pozosta艂 ostatni zw贸j liny, kt贸ra nagle napr臋偶y艂a si臋, poci膮gaj膮c w d贸艂 ruf臋 holownika. Dzi贸b uni贸s艂 si臋 wysoko nad wod臋. Za艂oga zamar艂a w bezruchu, wpatruj膮c si臋 w b臋ben. Ostatni obr贸t i ca艂y kabel znalaz艂 si臋 w wodzie. Nadszed艂 punkt kulminacyjny dramatu.
Rozleg艂 si臋 przera藕liwy gwizd, ko艅c贸wka liny wystrzeli艂a z b臋bna i znik艂a w oceanie. Pozbawiony ci臋偶aru holownik gwa艂townie wr贸ci艂 do r贸wnowagi, ko艂ysz膮c si臋 na kilu w prz贸d i w ty艂. 艢mier膰 min臋艂a ich o w艂os.
Napi臋cie powoli opad艂o, Brown mrukn膮艂:
- Nie wiedzia艂em, 偶e statek mo偶e zaton膮膰 tak b艂yskawicznie.
- Ja te偶 - powiedzia艂 McDermott. - Wygl膮da艂o, jakby odpad艂o mu dno.
- Stracili艣my lin臋 wart膮 milion funt贸w. Nasi szefowie nie b臋d膮 zachwyceni.
- Nie mieli艣my wyboru. Wszystko sta艂o si臋 tak szybko. - McDermott przerwa艂 i uni贸s艂 r臋k臋. - Pos艂uchajcie! - zawo艂a艂.
Wszyscy spojrzeli tam, gdzie znikn膮艂 鈥濫merald Dolphin鈥.
- Ratunku! - dobieg艂o ich z ciemno艣ci wo艂anie.
McDermott przez chwil臋 my艣la艂, 偶e kt贸ry艣 z marynarzy wypad艂 za burt臋, ale jeden rzut oka na pok艂ad wystarczy艂 mu, by stwierdzi膰, 偶e wszyscy s膮 obecni. Krzyk rozleg艂 si臋 ponownie, teraz jednak by艂 s艂abszy, ledwie s艂yszalny.
- Tam kto艣 jest - powiedzia艂 kuk, wskazuj膮c kierunek, sk膮d dobiega艂 g艂os.
Brown podbieg艂 do reflektora i skierowa艂 strumie艅 艣wiat艂a na wod臋. Sto metr贸w za ruf膮 zobaczy艂 ciemn膮 twarz m臋偶czyzny, ledwie widoczn膮 na tle czarnej wody.
- Mo偶esz podp艂yn膮膰 do 艂odzi? - krzykn膮艂 Brown.
Nie by艂o odpowiedzi, ale m臋偶czyzna mia艂 wida膰 jeszcze sporo si艂, bo zacz膮艂 r贸wno p艂yn膮膰 w kierunku holownika.
- Rzu膰 mu lin臋 - poleci艂 Brown jednemu z marynarzy - i wci膮gnij na pok艂ad, zanim dopadn膮 go rekiny.
M臋偶czyzna chwyci艂 zbawcz膮 lin臋, a dwaj marynarze pomogli mu wej艣膰 na pok艂ad holownika.
- To aborygen - powiedzia艂 Brown. - Rodowity Australijczyk.
- Ma zbyt kr臋cone w艂osy - zauwa偶y艂 McDermott. - Wygl膮da raczej na Afrykanina.
- Ma na sobie mundur oficera.
McDermott spojrza艂 pytaj膮co na rozbitka.
- Sk膮d pan si臋 tu wzi膮艂?
M臋偶czyzna u艣miechn膮艂 si臋 szeroko.
- My艣la艂em, 偶e to oczywiste. Jestem, a raczej by艂em, oficerem do spraw obs艂ugi pasa偶er贸w na 鈥濫merald Dolphinie鈥.
- Jak to si臋 sta艂o, 偶e zosta艂 pan na wraku, skoro zabrano stamt膮d wszystkich? - spyta艂 Brown. By艂 zdumiony, 偶e m臋偶czyzna nie ma 偶adnych obra偶e艅. Poza mokrym mundurem nie wida膰 by艂o na nim 艣ladu dramatycznych przej艣膰.
- Upad艂em i uderzy艂em si臋 w g艂ow臋, gdy pomaga艂em pasa偶erom ewakuowa膰 si臋 na statek badawczy. Pewnie uznano, 偶e nie 偶yj臋, i zostawiono mnie. Kiedy odzyska艂em 艣wiadomo艣膰, 鈥濫merald Dolphin鈥 by艂 ju偶 na holu.
- Musia艂 pan le偶e膰 nieprzytomny ca艂膮 dob臋 - rzeki sceptycznie McDermott.
- Na to wygl膮da.
- To niesamowite, 偶e pan nie sp艂on膮艂.
- Mia艂em niebywa艂e szcz臋艣cie. Wpad艂em w korytarz, kt贸rego nie strawi艂y p艂omienie.
- M贸wi pan z ameryka艅skim akcentem.
- Pochodz臋 z Kalifornii.
- A jak si臋 pan nazywa?
- Sherman Nance.
- No c贸偶, panie Nance - powiedzia艂 McDermott - niech pan lepiej zdejmie ten mokry mundur. Jest pan podobnej postury co pierwszy oficer Brown, kt贸ry mo偶e panu po偶yczy膰 suche ubranie. Potem niech pan idzie do kuchni. Musi pan by膰 mocno odwodniony i g艂odny. Dopilnuj臋, by kucharz da艂 panu co艣 do picia i solidny posi艂ek.
- Dzi臋kuj臋, panie kapitanie...
- McDermott.
- Bardzo chce mi si臋 pi膰.
Gdy kucharz zabra艂 Nance鈥檃 pod pok艂ad, Brown spojrza艂 na kapitana.
- To po prostu nieprawdopodobne, 偶e wyszed艂 z po偶aru bez najmniejszego zadrapania czy oparzenia.
McDermott w zamy艣leniu pociera艂 podbr贸dek.
- Masz racj臋. - Westchn膮艂. - Ale to nie nasz problem. Mam teraz na g艂owie nieprzyjemny obowi膮zek powiadomienia dyrekcji o utraceniu jej cennego holu i naszego wraku.
- Statek nie powinien tego zrobi膰 - mrukn膮艂 Brown zaj臋ty w艂asnymi my艣lami.
- Czego?
- Najpierw p艂ynie spokojnie, a za chwil臋 idzie na dno. Nie powinien zaton膮膰 tak szybko. To nie jest normalne.
- Zgadzam si臋. - McDermott wzruszy艂 ramionami. - Ale nie mamy na to wp艂ywu.
- Faceci z ubezpiecze艅 nie uciesz膮 si臋, je艣li nie b臋d膮 mieli co zbada膰.
McDermott kiwn膮艂 g艂ow膮.
- Gdy nie ma materia艂u dowodowego, sprawa na zawsze pozostanie wielk膮 morsk膮 zagadk膮.
Podszed艂 do reflektora i wy艂膮czy艂 go, pogr膮偶aj膮c gr贸b liniowca w nieprzeniknionej ciemno艣ci.
Kiedy 鈥濧udacious鈥 dotar艂 do Wellington, m臋偶czyzna uratowany z morza gdzie艣 znikn膮艂. Funkcjonariusze s艂u偶by imigracyjnej przysi臋gali, 偶e nie zszed艂 po trapie, gdy偶 w przeciwnym wypadku zatrzymaliby go, aby udzieli艂 wyja艣nie艅 w sprawie po偶aru i tragicznego ko艅ca liniowca. McDermott stwierdzi艂, 偶e Sherman Nance musia艂 opu艣ci膰 holownik w jedyny mo偶liwy spos贸b - skacz膮c za burt臋, kiedy jednostka cumowa艂a w porcie.
Gdy McDermott sk艂ada艂 zeznania przed pracownikami firmy ubezpieczeniowej, poinformowano go, 偶e na li艣cie za艂ogi 鈥濫merald Dolphina鈥 nie figuruje 偶aden Sherman Nance.
鈥Earl of Wattlesfield鈥 czeka艂 w pobli偶u. Za艂oga 鈥濪eep Encountera鈥 odszuka艂a dryfuj膮ce w morzu miniaturowe 艂odzie podwodne i wci膮gn臋艂a je na pok艂ad. Gdy zosta艂y zamocowane, kapitan Burch powiadomi艂 o tym kapitana Nevinsa i oba statki ruszy艂y do Wellington.
Straszliwie zm臋czony Pitt posprz膮ta艂 swoj膮 niewielk膮 kabin臋, w kt贸rej jakim艣 cudem koczowa艂o a偶 czterdzie艣ci os贸b. Bola艂y go mi臋艣nie, co - jak stwierdzi艂 w ostatnim czasie - by艂o symptomem starzenia si臋. Wrzuci艂 ubrania do worka i wszed艂 pod prysznic. Odkr臋ci艂 gor膮c膮 wod臋, po艂o偶y艂 si臋 na plecach w brodziku i opar艂 nogi o 艣ciank臋 na wysoko艣ci mydelniczki. W tej pozycji zasn膮艂 i drzema艂 tak przez dwadzie艣cia minut. Obudzi艂 si臋 rze艣ki, cho膰 wci膮偶 obola艂y. Umy艂 si臋, wytar艂, wyszed艂 z kabiny i spojrza艂 w wisz膮ce nad mosi臋偶n膮 umywalk膮 lustro.
Twarz i cia艂o, kt贸re zobaczy艂, wygl膮da艂y inaczej ni偶 dziesi臋膰 lat temu. Cho膰 nie zacz膮艂 jeszcze 艂ysie膰, g臋ste, kr臋cone w艂osy by艂y na skroniach mocno przypr贸szone siwizn膮. Przenikliwe, zielone oczy pod krzaczastymi brwiami nadal b艂yszcza艂y. Odziedziczy艂 je po matce: mia艂y hipnotyczn膮 w艂a艣ciwo艣膰 wnikania w dusz臋 wszystkich ludzi, jakich spotyka艂. Dzia艂a艂y zw艂aszcza na kobiety, kt贸re dostrzega艂y w nich g艂臋bi臋 osobowo艣ci prawdziwego, godnego zaufania m臋偶czyzny.
Na twarzy wida膰 by艂o jednak nieuchronne 艣lady post臋puj膮cego wieku. W k膮cikach oczu pojawia艂y si臋 zmarszczki, sk贸ra straci艂a dawn膮 elastyczno艣膰, by艂a mniej g艂adka, zniszczona. Bruzdy wok贸艂 policzk贸w i czo艂a sta艂y si臋 jeszcze bardziej wyraziste. Nos pozosta艂 na razie do艣膰 prosty, mimo 偶e ju偶 trzykrotnie by艂 z艂amany. Pitt nie by艂 przystojny jak Errol Flynn, ale jego wygl膮d zwraca艂 og贸ln膮 uwag臋.
Tak, pomy艣la艂. Z twarzy przypomina艂 matk臋, natomiast wzrost i szczup艂膮 sylwetk臋, a tak偶e pe艂ne humoru podej艣cie do 偶ycia - z pewno艣ci膮 mia艂 po ojcu i jego przodkach.
Delikatnie dotkn膮艂 kilku blizn, pami膮tek po przygodach, kt贸re prze偶y艂 podczas dwudziestoletniej s艂u偶by w Narodowej Agencji Bada艅 Morskich i Podwodnych. Uko艅czy艂 Akademi臋 Lotnicz膮 i nadal mia艂 stopie艅 majora si艂 powietrznych, skorzysta艂 jednak ze sposobno艣ci, by s艂u偶y膰 pod admira艂em Jamesem Sandeckerem w nowo powsta艂ej agencji bada艅 morskich. Nigdy si臋 nie o偶eni艂, chocia偶 by艂 ju偶 blisko podj臋cia tej 偶yciowej decyzji - od wielu lat 艂膮czy艂 go zwi膮zek z kongresmank膮 Loren Smith, jednak ich kariery i 偶ycie okaza艂y si臋 zbyt skomplikowane. Jego praca w NUMA i jej zaanga偶owanie w Kongresie uniemo偶liwia艂y zawarcie ma艂偶e艅stwa.
Dwie poprzednie przyjaci贸艂ki zgin臋艂y w tragicznych okoliczno艣ciach: Summer Moran w podwodnym trz臋sieniu ziemi niedaleko Hawaj贸w, a Maeve Fletcher zastrzelona przez swoj膮 siostr臋 u wybrze偶y Tasmanii.
Summer wci膮偶 pojawia艂a si臋 w jego snach. Widzia艂, jak nurkuje w poszukiwaniu ojca, kt贸ry utkn膮艂 w podwodnej grocie. Jej cudowne cia艂o i wspania艂e rude w艂osy znika艂y w zielonych wodach Pacyfiku. Kiedy wychyli艂 si臋 na powierzchni臋, by zaczerpn膮膰 powietrza, i zobaczy艂, 偶e Summer wci膮偶 nie ma, chcia艂 wr贸ci膰 po ni膮 w g艂臋bin臋. Czekaj膮cy na 艂odzi koledzy powstrzymali go si艂膮.
Od tamtej pory 偶y艂 tylko prac膮 na morzu i pod jego powierzchni膮. To woda sta艂a si臋 jego ukochan膮. Mieszka艂 w starym hangarze na skraju waszyngto艅skiego lotniska Ronalda Reagana - mie艣ci艂a si臋 w nim jego kolekcja samochod贸w i samolot贸w. Ale najszcz臋艣liwszy by艂 wtedy, kiedy wraz z ekspedycj膮 p艂ywa艂 na statku badawczym po morzach 艣wiata.
Westchn膮艂, w艂o偶y艂 szlafrok frotte i po艂o偶y艂 si臋 na 艂贸偶ku. Ju偶 prawie zasypia艂, bo naprawd臋 zas艂u偶y艂 sobie na odpoczynek, gdy wtem przypomnia艂 sobie co艣 i gwa艂townie usiad艂. W jego my艣lach pojawi艂 si臋 obraz dziewczyny z teczk膮 w r臋ku. Coraz bardziej dziwi艂 si臋, 偶e nie widzia艂, jak zesz艂a z pok艂adu na szalup臋 kontenerowca. I nagle wszystko zrozumia艂.
Wcale nie zesz艂a z 鈥濪eep Encountera鈥. Ukry艂a si臋 gdzie艣 na statku.
Walcz膮c z senno艣ci膮, wsta艂 i szybko si臋 ubra艂. Pi臋膰 minut p贸藕niej rozpocz膮艂 poszukiwania od rufowej cz臋艣ci pok艂adu. Zagl膮da艂 do ka偶dego zakamarka w pomieszczeniu generatora, maszynowni, magazynach ze sprz臋tem naukowym. Posuwa艂 si臋 powoli, gdy偶 mi臋dzy aparatur膮 mo偶na by艂o urz膮dzi膰 dziesi膮tki kryj贸wek.
Sprawdzaj膮c magazyn cz臋艣ci zamiennych niemal pomin膮艂 co艣, co w tylko niewielkim stopniu mog艂o budzi膰 podejrzenia. Zauwa偶y艂 kilka du偶ych puszek z olejem, r贸wno ustawionych na stole warsztatowym. Na pierwszy rzut oka wszystko wygl膮da艂o normalnie, jednak Pitt wiedzia艂, 偶e puszki powinny sta膰 w przeznaczonej na nie drewnianej skrzyni. Cichutko podszed艂 do niej i uchyli艂 wieko.
Kelly Egan spa艂a mocno. Zacisn臋艂a d艂onie na teczce opartej o 艣ciank臋 skrzyni. U艣miechn膮艂 si臋, wyrwa艂 kartk臋 z zeszytu wisz膮cego na grodzi i napisa艂:
Droga Pani,
Kiedy si臋 Pani obudzi, prosz臋 przyj艣膰 do mojej kabiny numer 8 na pok艂adzie drugim.
Dirk Pitt
Po kr贸tkim namy艣le dopisa艂:
Czekam z kolacj膮.
Delikatnie po艂o偶y艂 kartk臋 na jej piersi, cicho zamkn膮艂 wieko i ostro偶nie wyszed艂 z magazynu.
Tu偶 po si贸dmej wieczorem Kelly lekko zapuka艂a do drzwi kabiny Pitta. Sta艂a zawstydzona z opuszczonymi oczami, trzymaj膮c w d艂oni tajemniczy neseser. Delikatnie wprowadzi艂 j膮 do 艣rodka.
- Na pewno jest pani g艂odna - powiedzia艂 weso艂o, 偶eby wiedzia艂a, 偶e nie jest na ni膮 z艂y.
- Pan si臋 nazywa Dirk Pitt?
- Tak, a pani...?
- Kelly Egan. Przepraszam, 偶e sprawi艂am panu tyle...
- To 偶aden k艂opot - przerwa艂. Wskaza艂 r臋k膮 biurko, gdzie postawi艂 tac臋 z kanapkami i dzbanek mleka. - Nie jest to wykwintna kolacja, ale z tego, co zosta艂o na statku, nic lepszego nie da艂o si臋 zrobi膰. - Poda艂 jej damsk膮 bluzk臋 i szorty. - Jedna z moich kole偶anek, kt贸ra jest mniej wi臋cej pani wzrostu, po偶yczy艂a mi to ubranie. Prosz臋 zje艣膰, a potem wzi膮膰 prysznic. Wr贸c臋 za p贸艂 godziny i wtedy porozmawiamy.
Kiedy wr贸ci艂, Kelly by艂a ju偶 wyk膮pana, zd膮偶y艂a te偶 zje艣膰 niemal wszystkie kanapki z serem i szynk膮. W dzbanku pozosta艂o niewiele mleka. Usiad艂 w fotelu naprzeciwko dziewczyny.
- Czy ju偶 czuje si臋 pani jak cz艂owiek?
Z u艣miechem kiwn臋艂a g艂ow膮. Przypomina艂a uczennic臋, przy艂apan膮 na psocie.
- Na pewno zastanawia si臋 pan, dlaczego nie zesz艂am ze statku.
- Owszem, przysz艂o mi to do g艂owy.
- Ba艂am si臋.
- Kogo? M臋偶czyzny, kt贸ry napad艂 na pani ojca i pani膮? Mi艂o mi poinformowa膰, 偶e do艂膮czy艂 do ofiar katastrofy.
- By艂 jeszcze drugi - powiedzia艂a z wahaniem. - Oficer z 鈥濫merald Dolphina鈥. Pomaga艂 temu rudemu, kt贸ry chcia艂 mnie zamordowa膰. Razem pr贸bowali ukra艣膰 teczk臋 ojca i my艣l臋, 偶e jego te偶 chcieli zabi膰. Ale co艣 im nie wysz艂o i tylko wepchn臋li ojca do wody...
- A on zabra艂 ze sob膮 teczk臋 - doko艅czy艂 Pitt.
- Tak. - Na wspomnienie 艣mierci ojca w jej oczach stan臋艂y 艂zy. Pitt poda艂 jej chusteczk臋. Otar艂a twarz i spojrza艂a na materia艂. - Nie s膮dzi艂am, 偶e m臋偶czy藕ni jeszcze nosz膮 takie chustki. My艣la艂am, 偶e wszyscy u偶ywaj膮 papierowych.
- Reprezentuj臋 star膮 szko艂臋 - powiedzia艂 cicho. - Nigdy nie wiadomo, kiedy mo偶na spotka膰 prawdziw膮 dam臋.
Spojrza艂 zdziwiona.
- Nigdy nie spotka艂am nikogo takiego jak pan - wyzna艂a z lekkim u艣miechem.
- M贸j gatunek nie 偶yje w stadach. Czy mo偶e pani opisa膰 tego oficera?
- Tak, to wysoki Murzyn, my艣l臋, 偶e Amerykanin, podobnie jak wi臋kszo艣膰 za艂ogi.
- Dziwne, 偶e czekali z napa艣ci膮 a偶 do po偶aru.
- To nie by艂 pierwszy atak na ojca - powiedzia艂a ze z艂o艣ci膮. - Opowiada艂 mi, 偶e kilkakrotnie mu gro偶ono.
- Ale co jest na tyle wa偶ne, 偶e kosztowa艂o pani ojca 偶ycie? - spyta艂 Pitt, wskazuj膮c teczk臋, stoj膮c膮 na pod艂odze.
- M贸j ojciec nazywa... - urwa艂a - nazywa艂 si臋 doktor Elmore Egan, i by艂 geniuszem. Specjalizowa艂 si臋 w mechanice i chemii.
- Znam to nazwisko - powiedzia艂 Pitt. - Doktor Egan by艂 znanym wynalazc膮, prawda? To on skonstruowa艂 kilka r贸偶nych typ贸w silnik贸w okr臋towych? O ile sobie przypominam, wynalaz艂 tak偶e bardzo wydajne paliwo do diesli, u偶ywane teraz powszechnie w przemy艣le transportowym.
- Wie pan o tym? - zdziwi艂a si臋.
- Sam jestem in偶ynierem - przyzna艂. - Nie zrobi艂bym dyplomu, gdybym nie s艂ysza艂 o pani ojcu.
- Ostatnio zajmowa艂 si臋 silnikami magnetohydrodynamicznymi.
- Takimi, jakie mia艂 鈥濫merald Dolphin鈥?
Milcz膮co przytakn臋艂a.
- Musz臋 wyzna膰, 偶e nie znam si臋 na nich. Czyta艂em gdzie艣, 偶e taka technologia zostanie wprowadzona dopiero za trzydzie艣ci lat, wi臋c informacj臋 o zainstalowaniu silnik贸w magnetohydrodynamicznych na statku wycieczkowym przyj膮艂em ze zdumieniem.
- Jak wszyscy. Ale tata wymy艣li艂 co艣 zupe艂nie nowego. Odzyskiwa艂 energi臋 elektryczn膮 z morskiej wody, kt贸ra dopiero potem przep艂ywa艂a przez umieszczony w silnym polu magnetycznym kana艂, utrzymywany za pomoc膮 ciek艂ego helu w temperaturze zera bezwzgl臋dnego. Wytworzony w ten spos贸b pr膮d dostarcza艂 energii, pompuj膮cej wod臋 przez p臋dniki.
- Czyli jedynym 藕r贸d艂em energii jest woda morska?
- Solanka wytwarza bardzo ma艂e pole elektryczne. Ojciec wynalaz艂 metod臋 wielokrotnego zwi臋kszania go, by generowa膰 energi臋.
- Trudno wyobrazi膰 sobie silnik z niewyczerpalnym 藕r贸d艂em paliwa.
Na twarzy Kelly odmalowa艂a si臋 duma.
- Wyja艣ni艂 mi...
- Pani z nim nie pracowa艂a? - przerwa艂.
- Nie, prawie wcale. - Po raz pierwszy roze艣mia艂a si臋. - Rozczarowa艂am go. Nie potrafi臋 my艣le膰 abstrakcyjnie. Nigdy nie mog艂am sobie poradzi膰 z algebr膮. Rozwi膮zywanie r贸wna艅 by艂o ponad moje si艂y. Sko艅czy艂am studia ekonomiczne w Yale. Pracuj臋 jako analityk handlowy dla firmy konsultingowej, a nasi klienci to domy towarowe i tanie sklepy.
Pitt u艣miechn膮艂 si臋.
- Nie jest to tak podniecaj膮ce jak wymy艣lanie nowych form energii.
- Mo偶e nie - pochyli艂a powoli g艂ow臋 w taki spos贸b, 偶e jasnobr膮zowe w艂osy owin臋艂y si臋 wok贸艂 szyi i opad艂y na ramiona. - Ale zarabiam do艣膰 dobrze.
- Co sprawi艂o, 偶e ojcu uda艂o si臋 udoskonali膰 technologi臋 silnik贸w magnetohydrodynamicznych?
- W pocz膮tkowej fazie projektu natkn膮艂 si臋 na powa偶n膮 przeszkod臋. Eksperymentalny silnik, mimo wspania艂ych osi膮g贸w sprawno艣ciowych, charakteryzowa艂 si臋 nadmiernym tarciem. Silniki pracowa艂y na wysokich obrotach jedynie przez kilka godzin, a potem stawa艂y. Ojciec i jego wsp贸艂pracownik i przyjaciel, Josh Thomas, in偶ynier chemik, wynale藕li nowy olej, stokrotnie wydajniejszy od powszechnie u偶ywanych. Wtedy ojcu uda艂o si臋 stworzy膰 silnik, kt贸ry dzia艂a艂 bez przerwy przez wiele lat.
- A wi臋c to ten cudowny olej umo偶liwi艂 mu przeniesienie silnika z deski kre艣larskiej do rzeczywisto艣ci.
- Tak. Po zako艅czonych powodzeniem pr贸bach, dyrektorzy kompanii Blue Seas Cruise Lines zwr贸cili si臋 do ojca w sprawie zainstalowania nowych silnik贸w na 鈥濫merald Dolphinie鈥, kt贸ry w艂a艣nie budowano w stoczni w Singapurze. Powstawa艂a tam tak偶e luksusowa pasa偶erska 艂贸d藕 podwodna, ale nie pami臋tam jej nazwy. Dali mu wy艂膮czno艣膰 na budow臋 silnik贸w.
- Czy mo偶na odtworzy膰 sk艂ad chemiczny oleju?
- Sk艂ad tak, ale nie proces jego produkcji. Tego si臋 nie da powt贸rzy膰.
- Przypuszczam, 偶e ojciec zabezpieczy艂 si臋 patentami.
- Oczywi艣cie - pokiwa艂a energicznie g艂ow膮. - Razem z Joshem Thomasem otrzymali co najmniej trzydzie艣ci dwa patenty za projekty silnik贸w.
- A za olej?
Zawaha艂a si臋, wreszcie pokr臋ci艂a g艂ow膮.
- Wola艂 zatrzyma膰 to dla siebie. Nie ufa艂 nawet urz臋dowi patentowemu.
- Doktor Egan m贸g艂 zosta膰 bardzo bogatym cz艂owiekiem, gdyby zawar艂 umowy licencyjne na produkcj臋 oleju i silnik贸w.
Kelly wzruszy艂a ramionami.
- Podobnie jak pan, ojciec nie chodzi艂 tymi samymi 艣cie偶kami, co inni ludzie. Chcia艂, 偶eby 艣wiat korzysta艂 z jego odkry膰 i got贸w by艂 przekaza膰 je za darmo. Poza tym zajmowa艂 si臋 jeszcze czym艣. M贸wi艂 mi, 偶e pracuje nad jeszcze wi臋kszym odkryciem, kt贸re b臋dzie mia艂o ogromny wp艂yw na przysz艂o艣膰 ludzko艣ci.
- Powiedzia艂 pani, czego to dotyczy?
- Nie. By艂 skryty. Wola艂, 偶ebym o niczym nie wiedzia艂a.
- Bardzo rozs膮dnie. Chcia艂 pani膮 ochroni膰 przed tymi, kt贸rzy zechc膮 wykra艣膰 mu tajemnic臋.
W oczach Kelly pojawi艂 si臋 smutek.
- Po 艣mierci mamy nigdy nie zbli偶y艂am si臋 do ojca. Dobrze si臋 mn膮 opiekowa艂, ale na pierwszym miejscu stawia艂 swoj膮 prac臋. My艣l臋, 偶e zaprosi艂 mnie na ten rejs, aby艣my mogli lepiej si臋 pozna膰.
Pitt siedzia艂 w milczeniu. Potem zn贸w spojrza艂 na teczk臋.
- Nie s膮dzi pani, 偶e nadszed艂 czas, by j膮 otworzy膰?
Zakry艂a d艂o艅mi twarz.
- Chcia艂abym, ale boj臋 si臋.
- Czego? - spyta艂 cicho.
Zarumieni艂a si臋 jakby ze wstydu, albo bardziej obawy przed tym, co mo偶e znale藕膰 w 艣rodku.
- Nie wiem.
- Nie jestem z艂odziejem, kt贸ry ucieknie z dokumentami. B臋d臋 spokojnie siedzia艂 po drugiej stronie kabiny, a pani zajrzy do teczki. Ja niczego nie zobacz臋.
Nagle wszystko wyda艂o si臋 jej 艣mieszne. Roze艣mia艂a si臋, k艂ad膮c sobie teczk臋 na kolanach.
- Wie pan co? Nie mam najmniejszego poj臋cia, co jest w 艣rodku. Przypuszczam, 偶e to kupa notatek ojca, zapisanych tymi jego niezrozumia艂ymi bazgro艂ami.
- Wi臋c mo偶e warto rzuci膰 na nie okiem.
Zawaha艂a si臋, wreszcie powoli, jakby otwiera艂a pude艂ko z niespodziank膮 na spr臋偶ynie, zwolni艂a zatrzaski i uchyli艂a wieko nesesera.
- Bo偶e! - Nabra艂a gwa艂townie powietrza.
- Co si臋 sta艂o? - Pitt wyprostowa艂 si臋 w fotelu.
Jakby w zwolnionym tempie odwr贸ci艂a teczk臋 i po艂o偶y艂a j 膮 na biurku.
- Nie rozumiem - wyszepta艂a. - Przecie偶 nie wypu艣ci艂am jej z r臋ki.
Pitt pochyli艂 si臋 i zajrza艂 do 艣rodka.
Teczka by艂a pusta.
Dwie艣cie mil od Wellington urz膮dzenia meteorologiczne przepowiada艂y czyste niebo i spokojne morze przez kolejne cztery dni. 鈥濪eep Encounterowi鈥 nie grozi艂o ju偶 niebezpiecze艅stwo zalania lub zatoni臋cia, wi臋c kapitan Nevins wyda艂 rozkaz, by kontenerowiec nabra艂 szybko艣ci.
Chcia艂 jak najpr臋dzej dotrze膰 do portu. Im szybciej 鈥濫arl of Wattlesfield鈥 znajdzie si臋 w Wellington, tym lepiej. Zapasy 偶ywno艣ci by艂y na wyczerpaniu, gdy偶 na pok艂adzie przebywa艂y dwa tysi膮ce niespodziewanych pasa偶er贸w.
Kapitan Nevins doprowadzi艂 statek do Wellington sze艣膰 godzin przed przybyciem tam 鈥濪eep Encountera鈥. Za艂og臋 i rozbitk贸w oczekiwa艂o gor膮ce powitanie. U nabrze偶a zebra艂y si臋 tysi膮ce ludzi z rado艣ci膮 witaj膮cych tych, kt贸rzy cudownym zrz膮dzeniem losu prze偶yli najgorszy po偶ar w historii 偶eglugi.
Ca艂y kraj ogarn臋艂a fala wsp贸艂czucia dla rozbitk贸w i ofiar katastrofy. Dla pasa偶er贸w stan臋艂y otworem wszystkie domy. Zewsz膮d nap艂ywa艂a 偶ywno艣膰 i ubrania. Celnicy przepuszczali wszystkich bez zb臋dnych pyta艅, poniewa偶 wi臋kszo艣膰 pasa偶er贸w utraci艂a paszporty w p艂omieniach. Linie lotnicze zorganizowa艂y dodatkowe rejsy, by dostarczy膰 rozbitk贸w do dom贸w. W komitecie powitalnym znale藕li si臋 przedstawiciele rz膮du Nowej Zelandii oraz ambasador Stan贸w Zjednoczonych. T艂um dziennikarzy oblega艂 rozbitk贸w, kt贸rzy chcieli jak najszybciej zej艣膰 na l膮d i skontaktowa膰 si臋 z rodzinami i przyjaci贸艂mi. Wszystkie gazety i stacje telewizyjne relacjonowa艂y bohatersk膮 akcj臋 ratunkow膮, jak膮 przeprowadzili marynarze i naukowcy z 鈥濪eep Encountera鈥.
Wszcz臋to te偶 艣ledztwo, maj膮ce wyja艣ni膰 przyczyny katastrofy. Pasa偶erowie ch臋tnie odpowiadali na pytania, dotycz膮ce dzia艂a艅 podj臋tych przez za艂og臋 w czasie po偶aru. Cz艂onkowie za艂ogi, zobligowani przez prawnik贸w do zachowania milczenia, zamieszkali w hotelach, gdzie mieli pozosta膰 a偶 do momentu z艂o偶enia oficjalnych zezna艅.
Przybycie statku badawczego wywo艂a艂o w艣r贸d oczekuj膮cych prawdziw膮 eufori臋. Gdy 鈥濪eep Encounter鈥 przeszed艂 przez Cie艣nin臋 Cooka i zmierza艂 do Wellington, wysz艂a mu na spotkanie flotylla z艂o偶ona z kilku setek prywatnych jacht贸w. Eskortuj膮ce statki po偶arnicze wystrzeliwa艂y w niebo pi贸ropusze wody, tworz膮ce w promieniach s艂o艅ca przepi臋kne t臋cze.
Zebrane t艂umy podziwia艂y zdart膮 turkusow膮 farb臋 i powyginane poszycie burt, rozbitych o kad艂ub liniowca. Kapitan Burch musia艂 u偶y膰 megafonu, podczas cumowania, by przekrzycze膰 wiwatuj膮cych, klaksony tysi臋cy aut, dzwony ko艣cielne i syreny okr臋towe. Na pok艂ad spad艂y tony serpentyn i prawdziwy deszcz konfetti.
Nie mieli poj臋cia, 偶e zostan膮 obwo艂ani bohaterami na mi臋dzynarodow膮 skal臋. Dziwi艂a ich huczna ceremonia, przygotowana specjalnie dla nich. Ju偶 nie wygl膮dali na zm臋czonych. Na widok podp艂ywaj膮cych jacht贸w po艣piesznie od艣wie偶yli si臋, uczesali i w艂o偶yli najlepsze ubrania. Kobiety by艂y w sukienkach, naukowcy w lu藕nych spodniach i sportowych marynarkach, marynarze za艣 w艂o偶yli mundury. Ca艂a za艂oga zebra艂a si臋 na pok艂adzie roboczym, gdzie nie by艂o ju偶 sprz臋tu, z wyj膮tkiem dw贸ch miniaturowych 艂odzi podwodnych. Weso艂o machali przyby艂ym na spotkanie t艂umom.
Kelly sta艂a obok Pitta na pomo艣cie. Chyba martwi艂a si臋, 偶e w uroczystym powitaniu nie mo偶e uczestniczy膰 jej ojciec. Spojrza艂a Pittowi w oczy.
- Pora si臋 rozsta膰.
- Wraca pani do Stan贸w?
- Gdy tylko uda mi si臋 zarezerwowa膰 bilet na najbli偶szy lot do domu.
- A co pani nazywa domem?
- Nowy Jork - odpowiedzia艂a, chwytaj膮c spadaj膮c膮 serpentyn臋. - Mam dom z czerwonego piaskowca na Upper West Side.
- Mieszka pani sama?
- Nie. - U艣miechn臋艂a si臋. - Z burym kotkiem imieniem Zippy i basetem. Wabi si臋 Shangasty.
- Niecz臋sto tam bywam, ale przy najbli偶szej okazji zaprosz臋 pani膮 na kolacj臋.
- Ch臋tnie. - Zapisa艂a mu numer telefonu na skrawku papieru.
- B臋dzie mi pani brakowa艂o, Kelly Egan.
Spojrza艂a w jego niesamowite oczy i zrozumia艂a, 偶e to nie 偶arty. Poczu艂a, 偶e kolana uginaj膮 si臋 pod ni膮. Z艂apa艂a reling. Co si臋 dzieje? Nieoczekiwanie dla samej siebie, stan臋艂a na palcach, obj臋艂a Pitta za szyj臋 i wycisn臋艂a na jego ustach d艂ugi poca艂unek. Zamkn臋艂a oczy, ale on patrzy艂 na ni膮 mile zaskoczony.
Odst膮pi艂a krok do ty艂u i opanowa艂a si臋 szybko.
- Dzi臋kuj臋 za uratowanie 偶ycia i za wszystko, co dla mnie uczyni艂e艣. - Zrobi艂a kilka krok贸w i odwr贸ci艂a si臋 jeszcze raz. - Aha, teczka mojego ojca.
- Tak? - spyta艂, nie wiedz膮c, co mia艂a na my艣li.
- Jest twoja.
A potem zesz艂a schodkami na pok艂ad roboczy. Gdy tylko przerzucono trap, znikn臋艂a w t艂umie reporter贸w.
Pitt zostawi艂 zaszczyty i liczne bankiety Burchowi i innym. Sam siedzia艂 na statku i za pomoc膮 telefonu satelitarnego przekaza艂 pe艂ny raport admira艂owi Sandeckerowi do Waszyngtonu.
- 鈥濪eep Encounter鈥 uleg艂 niewielkim uszkodzeniom - wyja艣ni艂. - Uzgodni艂em z dyrekcj膮 miejscowej stoczni, 偶e rano statek zostanie zabrany do suchego doku. Szacunkowy czas naprawy okre艣lono na trzy dni.
- Prasa i telewizja ci膮gle m贸wi膮 o waszej akcji ratunkowej - odpar艂 admira艂. - Z samolot贸w wykonano fantastyczne zdj臋cia p艂on膮cego liniowca i 鈥濪eep Encounter鈥. Bez przerwy odbieramy telefoniczne gratulacje, a w budynku k艂臋bi si臋 t艂um dziennikarzy. W imieniu agencji dzi臋kuj臋 serdecznie ca艂ej za艂odze.
Pitt wyobra偶a艂 sobie admira艂a, siedz膮cego w gabinecie i p臋czniej膮cego z dumy. Sandecker uwielbia艂 by膰 centrum zainteresowania. Oczami duszy Pitt widzia艂 rude, lekko farbowane w艂osy, szpiczast膮 br贸dk臋 a la van Dyke, b艂臋kitne oczy b艂yszcz膮ce z zadowolenia jak neony. Niemal czu艂 zapach s艂ynnych cygar admira艂a.
- Czy to znaczy, 偶e wszyscy dostaniemy podwy偶k臋? - spyta艂 sarkastycznie.
- O, nie - uci膮艂 Sandecker. - Za pieni膮dze nie da si臋 kupi膰 chwa艂y.
- Ale jaka艣 premia by艂aby mile widziana.
- Nie przeci膮gaj struny. Masz szcz臋艣cie, 偶e nie potr膮c臋 ci z pensji koszt贸w naprawy statku.
Pitta nie zmyli艂a gburowato艣膰 admira艂a. W艣r贸d pracownik贸w NUMA mia艂 opini膮 bardzo hojnego. Pitt got贸w by艂 za艂o偶y膰 si臋, 偶e ju偶 wystawia艂 czeki z premi膮 dla wszystkich. I wcale si臋 nie pomyli艂. Nie dlatego, 偶e Sandecker nie oszcz臋dza艂 funduszy swojej ukochanej agencji. Pitt nie potrzebowa艂 kryszta艂owej kuli, by domy艣li膰 si臋, 偶e admira艂 ju偶 planowa艂, w jaki spos贸b wykorzysta膰 akcj臋 ratownicz膮 i jej 艣wiatowy rozg艂os, by uzyska膰 od Kongresu dodatkowe pi臋膰dziesi膮t milion贸w dolar贸w w przysz艂orocznym bud偶ecie.
- M贸g艂by pan potr膮ci膰 za co艣 jeszcze - odezwa艂 si臋 tonem niegrzecznego dziecka. - Aby nie zaton膮膰, musieli艣my wyrzuci膰 za burt臋 wi臋kszo艣膰 sprz臋tu.
- 艁odzie podwodne te偶? - Sandecker spowa偶nia艂.
- Opu艣cili艣my je na wod臋, ale potem wr贸ci艂y na pok艂ad.
- To dobrze. B臋d膮 wam potrzebne.
- Nie rozumiem, admirale. Po艂owa sprz臋tu le偶y na dnie, wi臋c nie b臋dziemy mogli sporz膮dzi膰 map geologicznych dna Rowu Tonga, co, jak wiadomo, by艂o naszym zadaniem.
- Nie to zadanie mia艂em na my艣li - odpar艂 powoli admira艂. - Odnajdziecie 鈥濫merald Dolphina鈥. Wasze obecne zadanie to zbada膰 wrak i uzyska膰 materia艂 dowodowy, wyja艣niaj膮cy przyczyn臋 po偶aru i raptownego zatoni臋cia statku. - Przerwa艂. - Chyba wiesz, 偶e w niewyja艣niony spos贸b zaton膮艂 podczas holowania.
- Tak, przys艂uchiwali艣my si臋 rozmowom kapitana holownika z biurem na l膮dzie.
- 鈥濪eep Encounter鈥 to jedyny statek w promieniu tysi膮ca mil, kt贸ry mo偶e podj膮膰 si臋 tej misji.
- Badanie z pok艂adu 艂odzi podwodnej ogromnego wraku, le偶膮cego na g艂臋boko艣ci sze艣ciu kilometr贸w to nie to samo, co przesiewanie popio艂贸w po spalonym domu. Poza tym musieli艣my te偶 pozby膰 si臋 偶urawia.
- Wi臋c kupcie lub wynajmijcie inny. Zr贸bcie, co si臋 da, 偶eby odnale藕膰 jakie艣 dowody. Przemys艂 stoczniowy wy艂o偶y pieni膮dze bez wzgl臋du na rezultat waszej pracy, a firmy ubezpieczeniowe ch臋tnie op艂ac膮 wysi艂ki NUMA.
- Nie jestem ekspertem od po偶ar贸w. Czego konkretnie mam szuka膰?
- Nie martw si臋 - odpar艂 Sandecker. - Przy艣l臋 kogo艣, kto ma do艣wiadczenie w dziedzinie katastrof morskich. Jest tak偶e specjalist膮, je艣li chodzi o prac臋 na du偶ych g艂臋boko艣ciach.
- Znam go?
- Powiniene艣 - rzek艂 pow艣ci膮gliwie Sandecker. - To tw贸j zast臋pca.
- Al Giordino! - zawo艂a艂 uszcz臋艣liwiony Pitt. - My艣la艂em, 偶e wci膮偶 pracuje nad projektem 鈥濧tlantis鈥 na Antarktydzie.
- Ju偶 nie. Teraz jest w samolocie i jutro rano powinien wyl膮dowa膰 w Wellington.
- Nie m贸g艂 pan znale藕膰 nikogo lepszego.
Sandecker uwielbia艂 dra偶ni膰 si臋 z Pittem.
- Owszem - powiedzia艂 chytrze. - S膮dzi艂em, 偶e tak w艂a艣nie sobie pomy艣lisz.
Albert Giordino schodzi艂 po trapie z g贸rnej kraw臋dzi suchego doku na pok艂ad 鈥濪eep Eucountera鈥, taszcz膮c na pot臋偶nym ramieniu staromodny kufer, oblepiony kolorowymi plakietkami hoteli z ca艂ego 艣wiata. Jedn膮 r臋k膮 trzyma艂 pasek przymocowany do metalowej skrzyni, oplecionej drewnianymi listwami, w drugiej ni贸s艂 r贸wnie stary, sk贸rzany worek. Na ko艅cu trapu zatrzyma艂 si臋 i zrzuci艂 艂adunek na pok艂ad. Rozejrza艂 si臋 po pustym statku. Je艣li nie liczy膰 stoczniowc贸w, naprawiaj膮cych kad艂ub, nie by艂o nikogo.
Barki Giordina niemal dor贸wnywa艂y szeroko艣ci膮 jego wzrostowi. Mierzy艂 tylko sto sze艣膰dziesi膮t centymetr贸w, a jego niesamowicie umi臋艣nione cia艂o wa偶y艂o niemal osiemdziesi膮t kilogram贸w. W艂oskie pochodzenie zaznacza艂o si臋 w oliwkowym kolorze sk贸ry, czarnych kr臋conych w艂osach i orzechowych oczach. By艂 towarzyski, bystry, jowialny, jego specyficzne poczucie humoru przyprawia艂o ludzi o 艣miech albo o zgrzytanie z臋b贸w.
Pitt i Giordino byli przyjaci贸艂mi od dzieci艅stwa, grali w tych samych dru偶ynach futbolowych w szkole i w Akademii Lotniczej. Ich wsp贸lne przygody na morzu i pod wod膮 obros艂y legend膮. W przeciwie艅stwie do Pitta, mieszkaj膮cego w hangarze pe艂nym starych samochod贸w, Giordino zajmowa艂 mieszkanie, kt贸re przyprawi艂oby ka偶dego dekoratora wn臋trz o zawa艂. Je藕dzi艂 star膮 corvett膮. Opr贸cz pracy pasj膮 Ala by艂y kobiety. Nie widzia艂 nic z艂ego w odgrywaniu roli lowelasa.
- Ahoj! - zawo艂a艂. Chcia艂 powt贸rzy膰 okrzyk, ale w艂a艣nie w tej chwili kto艣 przeszed艂 ze ster贸wki na mostek i spojrza艂 na niego z g贸ry. Znajoma twarz.
- Troch臋 ciszej! - powiedzia艂 Pitt z 偶artobliw膮 powag膮. - Nie lubimy, gdy barbarzy艅cy wchodz膮 na pok艂ad naszego eleganckiego statku.
- Wobec tego macie szcz臋艣cie - odpar艂 Giordino z szerokim u艣miechem. - Przyda si臋 wam ha艂a艣liwy awanturnik, 偶eby o偶ywi膰 troch臋 t臋 trupiarni臋.
- Zaczekaj. Zaraz zejd臋.
Po chwili obejmowali si臋 serdecznie, jak przysta艂o na starych kumpli. Giordino by艂 trzykrotnie silniejszy, jednak Pitt zawsze z lubo艣ci膮 unosi艂 ni偶szego przyjaciela go g贸ry.
- Co ci臋 zatrzyma艂o? Sandecker m贸wi艂, 偶e b臋dziesz tu ju偶 wczoraj.
- Znasz admira艂a. Nie chcia艂 mi udost臋pni膰 firmowego odrzutowca, wi臋c musia艂em lecie膰 rejsowym samolotem. Zgodnie z przewidywaniem, wszystkie loty by艂y op贸藕nione, wi臋c nie zd膮偶y艂em na po艂膮czenie do San Francisco.
Pitt poklepa艂 go po ramieniu.
- Dobrze ci臋 widzie膰, stary. My艣la艂em, 偶e siedzisz na Antarktydzie. - Spojrza艂 pytaj膮co na przyjaciela. - S艂ysza艂em, 偶e si臋 zar臋czy艂e艣 i zamierzasz si臋 o偶eni膰.
Giordino podni贸s艂 r臋ce w ge艣cie bezradno艣ci.
- Sandecker wybi艂 mi to z g艂owy, a moja ukochana wyjecha艂a beze mnie.
- Co si臋 sta艂o?
- 呕adne z nas nie chcia艂o porzuci膰 pracy i zamieszka膰 w cichym domku na przedmie艣ciach. Zaproponowano jej wyjazd do Chin; ma odczyta膰 staro偶ytne inskrypcje; to potrwa dwa lata. Nie chcia艂a odrzuci膰 takiej szansy, wi臋c pierwszym samolotem odlecia艂a do Pekinu.
- Ciesz臋 si臋, 偶e jako艣 sobie radzisz.
- No c贸偶, lepsze to ni偶 ch艂osta batem, przybicie j臋zyka do drzewa i wrzucenie do szybu na starym ramblerze.
Pitt chwyci艂 worek, ale nie mia艂 zamiaru podnie艣膰 kufra.
- Chod藕, zaprowadz臋 ci臋 do apartamentu.
- Apartament? Kiedy tu by艂em ostatnio, kabiny mia艂y rozmiar kom贸rki na szczotki.
- Zmieniono tylko po艣ciel.
- Statek wygl膮da jak grobowiec - powiedzia艂 Giordino, rozgl膮daj膮c si臋 dooko艂a. - Gdzie s膮 wszyscy?
- Opr贸cz mnie jest tylko g艂贸wny mechanik House. Reszta mieszka w najlepszym hotelu i w blasku jupiter贸w udziela wywiad贸w oraz przyjmuje nagrody.
- S艂ysza艂em, 偶e to ty okaza艂e艣 si臋 najwi臋kszym bohaterem.
Pitt wzruszy艂 lekko ramionami.
- To nie w moim stylu.
Giordino spojrza艂 na niego ze szczerym podziwem.
- Wszystko si臋 zgadza. Zawsze zgrywa艂e艣 skromnisia. Za to ci臋 lubi臋. Jeste艣 jedynym facetem, jakiego znam, kt贸ry nie kolekcjonuje swoich fotografii ze znanymi lud藕mi i nie rozwiesza tych trofe贸w w 艂azience.
- A kto by to ogl膮da艂? Rzadko wydaj臋 przyj臋cia. Zreszt膮, kogo to obchodzi?
Giordino pokr臋ci艂 g艂ow膮. Pitt nigdy si臋 nie zmieni. Gdyby prezydent Stan贸w Zjednoczonych chcia艂 wr臋czy膰 mu najwy偶sze odznaczenie pa艅stwowe, Pitt zawiadomi艂by Bia艂y Dom, 偶e w艂a艣nie zachorowa艂 na tyfus.
Giordino rozpakowa艂 rzeczy i wpad艂 do kabiny Pitta, kt贸ry siedzia艂 przy biurku, ogl膮daj膮c plany 鈥濫merald Dolphina鈥.
- Przywioz艂em ci prezent. - Al po艂o偶y艂 na stercie plan贸w drewniane pude艂ko.
- Bo偶e Narodzenie? - Pitt roze艣mia艂 si臋. Otworzy艂 pude艂ko i westchn膮艂 g艂臋boko. - Dobry z ciebie ch艂op, Albercie. Butelka b艂臋kitnej agawy, anejo tequila.
Giordino wyj膮艂 dwa srebrne kubeczki.
- Sprawdzimy, czy odpowiada naszym wymaganiom?
- A co powiedzia艂by na to admira艂? 艁amiesz jego dziesi膮te przykazanie, zabraniaj膮ce wnoszenia alkoholu na pok艂ad statk贸w NUMA.
- Je艣li natychmiast nie pokrzepi臋 si臋 czym艣 mocniejszym, mog臋 zupe艂nie opa艣膰 z si艂.
Pitt wyj膮艂 korek i nala艂 jasnobr膮zowy trunek do srebrnych kubeczk贸w. Unie艣li je do g贸ry, metal stukn膮艂 lekko o metal.
- Za szcz臋艣liw膮 wypraw臋 do wraku 鈥濫merald Dolphina鈥 - wzni贸s艂 toast Pitt.
- I szcz臋艣liwy powr贸t na powierzchni臋. - Giordino smakowa艂 tequil臋. - Gdzie dok艂adnie zaton膮艂?
- Na zachodnim stoku Rowu Tonga.
Giordino uni贸s艂 brwi.
- To bardzo g艂臋boko.
- Przypuszczam, 偶e le偶y na g艂臋boko艣ci oko艂o pi臋ciu tysi臋cy o艣miuset metr贸w.
Giordino otworzy艂 szeroko oczy.
- Jak膮 艂贸d藕 chcesz wykorzysta膰?
- 鈥濧byss Navigator鈥. Zosta艂 zbudowany do takich w艂a艣nie zada艅.
Al milcza艂 przez chwil臋 z trosk膮.
- Oczywi艣cie wiesz, 偶e jego maksymalne zanurzenie wynosi sze艣膰 kilometr贸w. Nale偶y jeszcze przeprowadzi膰 pr贸by na tej g艂臋boko艣ci.
- A wi臋c nadarza si臋 sposobno艣膰, by sprawdzi膰 wiedz臋 konstruktor贸w - powiedzia艂 g艂adko Pitt.
Giordino przysun膮艂 mu pusty kubek.
- Nalej mi jeszcze. Powinienem wypi膰 z tuzin kolejek, bo inaczej nie b臋d臋 m贸g艂 zasn膮膰 w drodze do Tonga; b臋d臋 sobie wyobra偶a艂 zgniatane ci艣nieniem 艂odzie podwodne.
Siedzieli u Pitta do p贸艂nocy, popijaj膮c tequil臋, opowiadaj膮c sobie stare historie i wspominaj膮c wsp贸lnie prze偶yte przygody. Pitt opisa艂 po偶ar na 鈥濫merald Dolphinie鈥, akcj臋 ratunkow膮, przybycie kontenerowca 鈥濫arl of Wattlesfield鈥, meldunek o zatoni臋ciu wraku, nadany przez kapitana z 鈥濧udaciousa鈥, ocalenie Kelly i 艣mier膰 napastnika.
Gdy sko艅czy艂, Giordino wsta艂, by wr贸ci膰 do swojej kabiny.
- Mia艂e艣 du偶o zaj臋膰.
- Nie chcia艂bym prze偶y膰 tego jeszcze raz.
- Kiedy sko艅cz膮 napraw臋 kad艂uba?
- Razem z kapitanem Burchem mamy nadziej臋 wyruszy膰 w morze pojutrze, a na miejsce dotrze膰 cztery dni p贸藕niej.
- Starczy czasu, 偶eby odzyska膰 stracon膮 na Antarktydzie opalenizn臋. - Zauwa偶y艂 sk贸rzan膮 teczk臋, le偶膮c膮 w rogu kabiny. - To jest teczka doktora Egana?
- Tak.
- M贸wi艂e艣, 偶e by艂a pusta.
- Jak kasa w banku po wizycie Butcha Cassidy.
Giordino podni贸s艂 teczk臋 i przesun膮艂 palcami po sk贸rzanej powierzchni.
- Dobra jako艣膰. Musi by膰 do艣膰 stara. Niemiecka. Egan mia艂 niez艂y gust.
- Mo偶esz j膮 sobie zabra膰.
Giordino usiad艂 i po艂o偶y艂 teczk臋 na kolanach.
- Lubi臋 takie stare torby.
- Zauwa偶y艂em.
Giordino odpi膮艂 zatrzaski i otworzy艂 neseser. Z wn臋trza wyla艂y si臋 niemal dwa litry oleju, mocz膮c mu nogawki spodni i sp艂yn臋艂y w niewielk膮 ka艂u偶臋 na dywanie. Po pierwszym os艂upieniu Al spojrza艂 ostro na Pitta.
- Nie wiedzia艂em, 偶e lubisz takie dowcipy.
Pitt by艂 zdumiony.
- Wcale nie. - Skoczy艂 na nogi i zajrza艂 do teczki. - Naprawd臋, nie mam z tym nic wsp贸lnego. Wczoraj teczka by艂a pusta. W ci膮gu ostatniej doby na pok艂adzie opr贸cz mnie by艂 tylko g艂贸wny mechanik House. Nie rozumiem, po co kto艣 mia艂by zakra艣膰 si臋 tutaj i nape艂ni膰 j膮 olejem. To bez sensu.
- Wi臋c sk膮d si臋 wzi膮艂? Przecie偶 nie zmaterializowa艂 si臋 samoistnie.
- Nie mam zielonego poj臋cia - odpowiedzia艂 Pitt z dziwnym wyrazem twarzy. - Ale za艂o偶臋 si臋, 偶e poznamy prawd臋 jeszcze przed ko艅cem rejsu.
Rozwik艂anie tajemnicy, kto umie艣ci艂 olej w teczce Egana, od艂o偶ono na p贸藕niej. Tymczasem Pitt i Giordino zabrali si臋 do sprawdzania sprz臋tu i system贸w elektronicznych 鈥濻ea Sleuth鈥, bezza艂ogowego robota podwodnego. W czasie podr贸偶y do miejsca spoczynku 鈥濫merald Dolphina鈥 omawiali procedur臋 zbadania wraku z kapitanem Burchem i in偶ynierami, znajduj膮cymi si臋 na pok艂adzie. Wszyscy zgadzali si臋, 偶e ze wzgl臋d贸w bezpiecze艅stwa najpierw nale偶y opu艣ci膰 pod wod臋 robota.
鈥Sea Sleuth鈥 stanowi艂 kwintesencj臋 funkcjonalno艣ci do tego stopnia, 偶e 艂adownik wys艂any na Marsa wygl膮da艂 przy nim jak arcydzie艂o sztuki. Mia艂 dwie艣cie dziesi臋膰 centymetr贸w wysoko艣ci, tyle偶 d艂ugo艣ci i metr osiemdziesi膮t szeroko艣ci, wa偶y艂 prawie trzy i p贸艂 tony. Jego pancerz by艂 zbudowany z grubej warstwy tytanu. Z pewnej odleg艂o艣ci przypomina艂 wielkie, otwarte po bokach jajo, stoj膮ce na kr贸tkich p艂ozach. Kulisty wyst臋p na grzbiecie zawiera艂 dwie komory wyporno艣ciowe. Ni偶ej znajdowa艂y si臋 wykonane z rur wzmocnienia.
Wn臋trze zawiera艂o kamery i aparaty fotograficzne o wysokiej rozdzielczo艣ci, obudow臋 komputera, czujniki zasolenia wody, temperatury oraz zawarto艣ci tlenu. Wszystko rozmieszczono tak, jakby ma艂e dziecko powk艂ada艂o do 艣rodka idealnie dopasowane klocki lego. Silnik elektryczny zasilany by艂 systemem manganowo-alkalicznych akumulator贸w. Supernowoczesne przetworniki przekazywa艂y sygna艂y i obrazy spod wody na statek macierzysty, a tak偶e umo偶liwia艂y zdalne sterowanie z g贸ry. Dziesi臋膰 zewn臋trznych reflektor贸w roz艣wietla艂o obszar wok贸艂 robota.
Prawd臋 m贸wi膮c, wygl膮da艂 jak mechaniczny potw贸r z filmu science fiction. Mia艂 niezwykle skomplikowane rami臋 robocze, zwane te偶 manipulatorem, kt贸re wystawa艂o z boku korpusu. By艂o tak silne, 偶e mog艂o podj膮膰 z dna dwustukilogramow膮 kotwic臋, a zarazem bardzo precyzyjne: mo偶na nim by艂o podnie艣膰 fili偶ank臋 herbaty.
W odr贸偶nieniu od wcze艣niejszych urz膮dze艅 tego typu 鈥濻ea Sleuth鈥 nie mia艂 kabla 艂膮cz膮cego go z panelem kontrolnym operatora. By艂 ca艂kowicie autonomiczny. Jego silnikiem i kamerami mo偶na by艂o sterowa膰 z mostku 鈥濪eep Encountera鈥, znajduj膮cego si臋 kilka kilometr贸w wy偶ej.
Pitt pomaga艂 Giordino ustawi膰 manipulator, gdy podszed艂 jeden z marynarzy.
- Kapitan Burch kaza艂 powt贸rzy膰, 偶e jeste艣my trzy mile od celu.
- Dzi臋kuj臋. Prosz臋 powiedzie膰 kapitanowi, 偶e nied艂ugo przyjdziemy do niego na mostek.
Giordino wrzuci艂 艣rubokr臋ty do skrzynki z narz臋dziami i wyprostowa艂 plecy.
- Gotowe.
- Chod藕my na mostek. Zobaczymy, jak wygl膮da wrak na ekranie sonaru.
Burch wraz z kilkoma naukowcami siedzieli w punkcie dowodzenia, znajduj膮cym si臋 tu偶 za ster贸wk膮. Na twarze i d艂onie zebranych pada艂o z g贸ry liliowe 艣wiat艂o: niedawne eksperymenty wykaza艂y, 偶e w艂a艣nie taka d艂ugo艣膰 fal 艣wietlnych pozwala idealnie odczytywa膰 wskazania urz膮dze艅 pomiarowych.
Obserwowali ekran wspomaganego komputerowo systemu Klein 5000. Po艂o偶one sze艣膰 kilometr贸w ni偶ej dno oceanu pojawia艂o si臋 powoli, jak rozwijaj膮cy si臋 rulon papirusu. Kolorowy obraz ukazywa艂 stosunkowo r贸wn膮 powierzchni臋, kt贸ra tworzy艂a strom膮 pochy艂o艣膰. Burch odwr贸ci艂 si臋, pokazuj膮c wy艣wietlacz satelitarnego systemu lokalizacji.
- Pozosta艂a nam jeszcze nieca艂a mila - powiedzia艂.
- Czy to pozycja podana przez holownik? - spyta艂 Giordino.
Burch potwierdzi艂 ruchem g艂owy.
- W tym miejscu p臋k艂a lina holownicza i 鈥濫merald Dolphin鈥 zaton膮艂.
Dno pod czujnikiem, kt贸ry ci膮gn膮艂 si臋 za statkiem, by艂o zupe艂nie p艂askie, pozbawione kamieni i pag贸rk贸w. Absolutne pustkowie. Obraz jakby hipnotyzowa艂 ludzi, czekaj膮cych, a偶 na ekranie pojawi si臋 jaki艣 obiekt.
- Pozosta艂o pi臋膰set metr贸w - oznajmi艂 Burch.
W kabinie zapad艂a cisza. Dla wi臋kszo艣ci takie wyczekiwanie by艂oby m臋cz膮ce, jednak badacze morza traktowali to zupe艂nie inaczej. Byli cierpliwi, przywykli do wielotygodniowego wpatrywania si臋 w instrumenty, czekania na interesuj膮cy obiekt - zatopiony statek czy te偶 ciekawe formacje geologiczne. Z regu艂y widzieli jednak tylko ja艂owe, bezkresne dno oceanu.
- Mamy co艣 - powiedzia艂 Burch, zajmuj膮cy lepszy punkt obserwacyjny.
Powolutku na ekranie wy艂oni艂 si臋 obraz o kszta艂cie przypominaj膮cym wykonany r臋k膮 cz艂owieka obiekt o nier贸wnych kraw臋dziach. By艂 bardzo ma艂y i w niczym nie przypomina艂 wielkiego liniowca.
- To on - stwierdzi艂 stanowczo Pitt.
Burch u艣miechn膮艂 si臋 jak szcz臋艣liwy pan m艂ody.
- Znalaz艂em go przy pierwszym podej艣ciu.
- Pozycja podana przez holownik idealnie si臋 zgadza.
- Nie zgadza si臋 za to wielko艣膰 - powiedzia艂 spokojnie Giordino.
Burch wskaza艂 palcem ekran.
- Al ma racj臋. Widzimy tylko cz臋艣膰 statku. Oto kolejny fragment.
Pitt w zamy艣leniu spogl膮da艂 na obraz.
- 鈥濫merald Dolphin鈥 prze艂ama艂 si臋, opadaj膮c pod wod膮, albo rozbi艂 si臋 o twarde pod艂o偶e.
Na monitorze wida膰 by艂o obiekt, kt贸ry Burch zidentyfikowa艂 jako ruf臋. Mi臋dzy g艂贸wnymi cz臋艣ciami wraku na dnie le偶a艂o mn贸stwo pomniejszych, nie daj膮cych si臋 rozpozna膰 przedmiot贸w r贸偶nej wielko艣ci, rozrzuconych dooko艂a jakby si艂膮 tornada.
Giordino szybko naszkicowa艂 w notesie obraz z ekranu.
- Chyba rozlecia艂 si臋 na trzy cz臋艣ci.
Pitt obejrza艂 rysunki i por贸wna艂 je z wizerunkiem na monitorze.
- Znajduj膮 si臋 w odleg艂o艣ci oko艂o 膰wier膰 mili od siebie.
- Konstrukcj臋 os艂abi艂 po偶ar - odezwa艂 si臋 Burch. - Statek rozpad艂 si臋, id膮c na dno.
- To si臋 zdarza - dorzuci艂 jeden z naukowc贸w. - 鈥濼itanic鈥 r贸wnie偶 prze艂ama艂 si臋 na p贸艂.
- Ale ten statek wchodzi艂 pod wod臋 pod bardzo 艂agodnym k膮tem - powiedzia艂 Burch. - Rozmawia艂em z kapitanem holownika. Twierdzi, 偶e zanurzy艂 si臋 bardzo szybko, ale pod k膮tem nie przekraczaj膮cym pi臋tnastu stopni. 鈥濼itanic鈥 mia艂 czterdziestopi臋ciostopniowy przechy艂.
Giordino patrzy艂 przez okno na morze.
- Wygl膮da na to, 偶e zaton膮艂 nienaruszony, a rozbi艂 si臋 dopiero, gdy opad艂 na dno, w kt贸re zapewne uderzy艂 z pr臋dko艣ci膮 trzydziestu, czterdziestu w臋z艂贸w.
Pitt pokr臋ci艂 g艂ow膮.
- Gdyby tak by艂o, fragmenty le偶a艂yby bli偶ej siebie. A przecie偶 pokrywaj膮 znaczny obszar.
- Wi臋c co sprawi艂o, 偶e kad艂ub rozpad艂 si臋 w czasie opadania? - zapyta艂 Burch.
- Przy odrobinie szcz臋艣cia - powiedzia艂 wolno Pitt - znajdziemy odpowied藕. Je艣li nasz 鈥濻ea Sleuth鈥 potwierdzi, 偶e nie na darmo nadano mu imi臋 鈥濼ropiciel鈥.
O艣lepiaj膮co pomara艅czowe s艂o艅ce wznosi艂o si臋 na wschodniej strome horyzontu. 鈥濻ea Sleuth鈥 zawis艂 na nowym 偶urawiu, kt贸ry zast膮pi艂 d藕wig wyrzucony za burt臋 podczas akcji ratunkowej. Zainstalowano go ju偶 w stoczni, lecz dopiero przed kilkoma godzinami za艂oga uko艅czy艂a pod艂膮czenie wci膮garki oraz liny. Zebrani z zapartym tchem patrzyli, jak pod艂u偶ny kszta艂t wysuwa si臋 za ruf臋. Morze by艂o spokojne, wysoko艣膰 fal nie przekracza艂a jednego metra.
Drugi oficer kierowa艂 opuszczaniem urz膮dzenia, a gdy znalaz艂o si臋 poza ruf膮, da艂 sygna艂 marynarzowi obs艂uguj膮cemu wci膮gark臋. Gdy wszystko by艂o gotowe, 鈥濻ea Sleuth鈥 opad艂 do wody, ale jego cz臋艣膰 znajdowa艂a si臋 nadal nad powierzchni膮. Ostatni raz sprawdzono systemy elektroniczne, po czym robot zanurzy艂 si臋 w Pacyfiku. Zwolniono zaczep i uwolniono lin臋, na kt贸rej spuszczono go do morza.
W kabinie dowodzenia Giordino usiad艂 przy konsoli pe艂nej pokr臋te艂 i prze艂膮cznik贸w, rozmieszczonych wok贸艂 manetki. Jego zadaniem by艂o sterowanie robotem pod wod膮. By艂 wsp贸艂autorem oprogramowania komputera zainstalowanego na sondzie, a tak偶e g艂贸wnym in偶ynierem, odpowiedzialnym za jej produkcj臋. Nikt lepiej od niego nie zna艂 subtelno艣ci kierowania robotem na g艂臋boko艣ci sze艣ciu kilometr贸w. Spogl膮daj膮c na monitor, gdzie pojawi艂 si臋 鈥濻ea Sleuth鈥, w艂膮czy艂 zawory komory wyporno艣ciowej. Po chwili robot zanurzy艂 si臋 i znikn膮艂 pod wod膮.
Pitt siedzia艂 obok Ala, wprowadzaj膮c polecenia do komputera na pok艂adzie sondy. Giordino kontrolowa艂 system nap臋dowy, Pitt sterowa艂 kamerami i o艣wietleniem. Za nimi, nieco z boku, siedzia艂a Misty Graham, przegl膮daj膮c plany 鈥濫merald Dolphina鈥, dostarczone przez konstruktor贸w. Oczy pozosta艂ych os贸b by艂y skupione na monitorach, gdzie pojawia艂 si臋 obraz przesy艂any spod wody.
Misty by艂a ma艂膮, bardzo energiczn膮 kobietk膮. Z przyci臋tymi kr贸tko - dla wygody - w艂osami wygl膮da艂aby nawet ch艂opi臋co, gdyby nie wyra藕ne kobiece kszta艂ty. Mia艂a jasnobr膮zowe oczy, zawadiacki nosek i mi臋kkie usta. Nigdy nie wysz艂a za m膮偶. By艂a naukowcem z powo艂ania, jednym z najlepszych biolog贸w morskich w NUMA. Na morzu sp臋dza艂a o wiele wi臋cej czasu ni偶 w swoim waszyngto艅skim mieszkaniu, rzadko wi臋c miewa艂a czas na randki.
Podnios艂a g艂ow臋 znad planu i spojrza艂a na Burcha.
- Je艣li kad艂ub zapad艂 si臋 pod wp艂ywem ci艣nienia, 鈥濻ea Sleuth鈥 nie b臋dzie m贸g艂 znale藕膰 niczego interesuj膮cego.
- Dowiemy si臋, gdy dotrze na miejsce - odpar艂 powoli.
W pomieszczeniu rozleg艂 si臋 gwar rozm贸w, jak zwykle w podobnych sytuacjach. Pr贸bnik potrzebowa艂 trzech i p贸艂 godziny, by opu艣ci膰 si臋 na wymagan膮 g艂臋boko艣膰, dla naukowc贸w stanowi艂o to do艣膰 monotonn膮 rutyn臋. Na ekranach nie pojawi艂o si臋 nic ciekawego, z wyj膮tkiem chwil, gdy przed obiektywami przep艂ywa艂y dziwne gatunki ryb, zamieszkuj膮cych g艂臋bi臋 oceanu.
Panuje og贸lna opinia, 偶e badania podmorskie s膮 ciekawe. W rzeczywisto艣ci mog膮 si臋 wyda膰 strasznie nudne. Na jakiekolwiek wydarzenie trzeba czasem czeka膰 wiele godzin. Wszyscy badacze wpatruj膮 si臋 jednak z nadziej膮 w ekrany, oczekuj膮c jakiej艣 anomalii w typowym obrazie morza.
Bardzo cz臋sto naukowcy ponosz膮 fiasko, jednak obraz dochodz膮cy z g艂臋biny wywiera na nich hipnotyzuj膮cy wp艂yw. Nie mog膮 oderwa膰 wzroku od instrument贸w. Na szcz臋艣cie tym razem lokalizacja wraku, kt贸ry opad艂 sze艣膰 kilometr贸w na dno, zosta艂a zapisana przez holownik za pomoc膮 systemu satelitarnego GPS i odnalezienie go okaza艂o si臋 stosunkowo 艂atwe.
Na monitorze ukazywa艂y si臋 liczby okre艣laj膮ce po艂o偶enie robota, kierunek przemieszczania si臋 oraz g艂臋boko艣膰 zanurzenia. Kiedy dotrze na dno, Giordino b臋dzie musia艂 nakierowa膰 sond臋 bezpo艣rednio na wrak, bez potrzeby czasoch艂onnego poszukiwania w ciemno艣ciach.
- Siedemset pi臋膰dziesi膮t metr贸w do dna - odczyta艂 dane z monitora.
Podawa艂 po艂o偶enie co dziesi臋膰 minut. Po dw贸ch i p贸艂 godzinie czujniki przekaza艂y sygna艂 o zbli偶aniu si臋 do dna.
- Sto pi臋膰dziesi膮t metr贸w.
- W艂膮czam reflektory - odpowiedzia艂 Pitt.
Giordino zwolni艂 tempo opadania sondy do p贸艂 metra na sekund臋 na wypadek, gdyby mia艂a osi膮艣膰 bezpo艣rednio na wraku. Nie chcieli, by ugrz臋z艂a w pl膮taninie blach i element贸w konstrukcji kad艂uba. Wkr贸tce na monitorach ukaza艂o si臋 brunatne dno oceanu. Giordino zatrzyma艂 鈥濻ea Sleuth鈥 na wysoko艣ci trzydziestu metr贸w.
- Jaka g艂臋boko艣膰? - spyta艂 Burch.
- Sze艣膰 tysi臋cy dwadzie艣cia pi臋膰 metr贸w. Widoczno艣膰 nadspodziewanie dobra. Prawie sze艣膰dziesi膮t metr贸w.
Teraz Giordino przej膮艂 ca艂kowit膮 kontrol臋 nad robotem. Wpatruj膮c si臋 w monitor, kr臋ci艂 ga艂kami i manetk膮, jakby lecia艂 samolotem na komputerowym symulatorze. Dno przesuwa艂o si臋 pod spodem straszliwie wolno. Z powodu ogromnego ci艣nienia silniki mog艂y nada膰 sondzie pr臋dko艣膰 nie przekraczaj膮c膮 jednego w臋z艂a.
Pitt uderza艂 w klawiatur臋 komputera. Przes艂a艂 polecenia, maj膮ce na celu poprawienie ostro艣ci obiektyw贸w kamer zamocowanych na dziobie i kilu. Burch siedzia艂 przy konsoli steruj膮cej i utrzymywa艂 鈥濪eep Encountera鈥 bezpo艣rednio nad wrakiem.
- Jaki namiar? - spyta艂 Giordino.
- Osiemna艣cie stopni. Odleg艂o艣膰 od wraku oko艂o sto dwadzie艣cia metr贸w.
Giordino wprowadzi艂 robota na wskazany kurs. Po dziesi臋ciu minutach na monitorach pojawi艂 si臋 niewyra藕ny, zamglony kszta艂t.
- Cel dok艂adnie na wprost! - zawo艂a艂.
Stopniowo jako艣膰 obrazu poprawia艂a si臋. Wida膰 by艂o fragment prawej burty w miejscu, gdzie znajdowa艂a si臋 kotwica. W odr贸偶nieniu od wcze艣niej budowanych statk贸w pasa偶erskich, by艂a umieszczona znacznie dalej od dziobu i ni偶ej nad lini膮 zanurzenia.
Pitt w艂膮czy艂 pot臋偶ne reflektory, kt贸re rozdar艂y podwodny mrok, o艣wietlaj膮c znacz膮 cz臋艣膰 burty.
- Kamery w艂膮czone. Nagrywamy.
Odnalezienie wraku nie wywo艂a艂o euforii. Wszyscy milczeli, jakby patrzyli na trumn臋 le偶膮c膮 w grobie. Po chwili, 艣ci膮gni臋ci magiczn膮 si艂膮, zebrali si臋 wok贸艂 monitor贸w. 鈥濫merald Dolphin鈥 nie le偶a艂 na dnie pionowo - by艂 przechylony na bok pod k膮tem dwudziestu pi臋ciu stopni, ods艂aniaj膮c burt臋 niemal po sam膮 st臋pk臋.
Giordino prowadzi艂 鈥濻ea Sleuth鈥 wzd艂u偶 kad艂uba, szukaj膮c ewentualnych przeszk贸d, mog膮cych uwi臋zi膰 go pod wod膮. Przezorno艣膰 op艂aci艂a si臋. Zatrzyma艂 pojazd trzy metry przed ogromn膮 dziur膮 o poszarpanych kraw臋dziach, wyrwan膮 w burcie.
- Zr贸b zbli偶enie - powiedzia艂 do Pitta.
Po chwili obiektywy skupi艂y si臋 na otworze, ukazuj膮c go z r贸偶nych kierunk贸w. Giordino wycelowa艂 dzi贸b robota przodem w kierunku wyrwy.
- Tak trzyma膰 - odezwa艂 si臋 Pitt. - Ciekawe.
- To nie mog艂o powsta膰 w wyniku po偶aru - powiedzia艂 kto艣.
- Wrak jest rozerwany od wewn膮trz.
Burch przetar艂 oczy i spojrza艂 na monitory.
- Mo偶e wybuch艂 zbiornik z paliwem?
Pitt pokr臋ci艂 g艂ow膮.
- Silniki magnetohydrodynamiczne nie pracuj膮 na ropopochodnym paliwie. Al, pop艂y艅 wzd艂u偶 burty, a偶 znajdziemy miejsce, gdzie ten fragment oderwa艂 si臋 od 艣r贸dokr臋cia.
Giordino wykona艂 polecenie i poruszy艂 manetk膮, prowadz膮c sond臋 wzd艂u偶 kad艂uba. Po oko艂o sze艣膰dziesi臋ciu metrach, ukaza艂a si臋 jeszcze jedna, wi臋ksza dziura. Tu r贸wnie偶 wida膰 by艂o wyra藕ne 艣lady po wybuchu, kt贸ry od 艣rodka rozerwa艂 metalowe p艂yty.
- W tym miejscu znajdowa艂y si臋 urz膮dzenia klimatyzacyjne - poinformowa艂a ich Misty. Przyjrza艂a si臋 le偶膮cym przed ni膮 planom liniowca. - Nie widz臋 tu nic, co mog艂oby spowodowa膰 takie zniszczenia.
- Ja te偶 nie - zgodzi艂 si臋 Pitt.
Giordino poprowadzi艂 robota nieco wy偶ej, na ekranach ukaza艂 si臋 pok艂ad 艂odziowy. Podczas opadania na dno niekt贸re z wypalonych szalup zosta艂y wyrwane z 偶urawik贸w. Pozosta艂e spali艂y si臋 i stopi艂y w bezkszta艂tn膮 mas臋. Wydawa艂o si臋 niemo偶liwe, by najnowocze艣niejszy statek 艣wiata straci艂 w jednej chwili wszystkie szalupy.
Sonda op艂yn臋艂a zniszczony i oderwany od reszty wraku fragment kad艂uba. Rury, powykr臋cane belki i zniszczone p艂yty pok艂adowe stercza艂y od strony rufowej jak resztki strawionej ogniem rafinerii. Wygl膮da艂o to tak, jakby 鈥濫merald Dolphin鈥 zosta艂 rozerwany jak膮艣 pot臋偶n膮 si艂膮.
艢r贸dokr臋cie w og贸le nie przypomina艂o statku - stanowi艂o kup臋 czarnego, poskr臋canego 偶elastwa. 鈥濻ea Sleuth鈥 pop艂yn膮艂 dalej, ukazuj膮c bezkresny krajobraz dna oceanu.
- Jaki kurs do cz臋艣ci rufowej? - spyta艂 Giordino.
Kapitan sprawdzi艂 liczby u do艂u monitora.
- Kurs dziewi臋膰dziesi膮t stopni na zach贸d, odleg艂o艣膰 oko艂o stu metr贸w.
- Skr臋cam dziewi臋膰dziesi膮t stopni na zach贸d - powt贸rzy艂 Giordino.
Dno pokrywa艂y porozrzucane szcz膮tki, w wi臋kszo艣ci doszcz臋tnie spalone. Ocala艂y jedynie przedmioty wykonane z materia艂贸w ceramicznych. Talerze, wazy, fili偶anki ukazywa艂y si臋 w mule, jak u艂o偶one w wachlarz karty na stoliku. Sprawia艂o to makabryczne wra偶enie: delikatne przedmioty opar艂y si臋 p艂omieniom i opad艂y sze艣膰 kilometr贸w na dno, nie doznaj膮c najmniejszych uszkodze艅.
- Zbli偶amy si臋 do rufy - stwierdzi艂 Giordino. Szcz膮tki pozosta艂y za sond膮, w 艣wietle reflektor贸w ukaza艂a si臋 ostatnia sekcja liniowca. Wszyscy, kt贸rzy bohatersko nie艣li pomoc rozbitkom, ze zgroz膮 patrzyli na pok艂ad, gdzie jeszcze niedawno przebywali pasa偶erowie i za艂oga.
- Nie my艣la艂am, 偶e b臋d臋 musia艂a jeszcze raz na to patrzy膰 - szepn臋艂a jedna z kobiet.
- Nie艂atwo o tym zapomnie膰 - powiedzia艂 Pitt. - Podp艂y艅 do przedniej cz臋艣ci, gdzie nast膮pi艂o oderwanie od 艣r贸dokr臋cia.
- Wykonuj臋.
- Zejd藕 p贸艂tora metra nad dno. Chc臋 dok艂adnie obejrze膰 kil.
鈥Sea Sleuth鈥 pos艂usznie wykonywa艂 polecenia przesy艂ane przez Giordina i p艂yn膮艂 tu偶 przy dnie kad艂uba. Al bardzo ostro偶nie zatrzyma艂 robota w miejscu, gdzie cz臋艣膰 rufowa oderwa艂a si臋 od reszty statku. Pot臋偶ny kil nie ugrz膮z艂 g艂臋boko w szlamie. By艂o wyra藕nie wida膰, 偶e jest skrzywiony i wygi臋ty do do艂u tam, gdzie zosta艂 rozerwany na p贸艂.
- To musia艂a by膰 jaka艣 bomba - rzuci艂 Pitt.
- Ca艂e dno zosta艂o wysadzone od wewn膮trz - powiedzia艂 Giordino. - Os艂abiona p艂omieniami oraz si艂膮 wybuchu struktura wewn臋trzna statku rozerwa艂a si臋 pod wp艂ywem rosn膮cego ci艣nienia w czasie opadania na dno.
- To by wyja艣nia艂o, dlaczego poszed艂 pod wod臋 z tak膮 szybko艣ci膮 - doda艂 Burch. - Kapitan holownika m贸wi艂, 偶e 鈥濪olphin鈥 omal nie poci膮gn膮艂 za sob膮 jego krypy.
- Co prowadzi do wniosku, 偶e kto艣 mia艂 pow贸d, aby wznieci膰 po偶ar, a potem zatopi膰 statek w najg艂臋bszym miejscu oceanu, aby nie mo偶na by艂o zbada膰 wraku.
- Logiczne - odezwa艂 si臋 hydrograf, Jim Jakubek. - Ale gdzie dowody? Jak mo偶na to udowodni膰 w s膮dzie?
Pitt wzruszy艂 ramionami.
- Odpowied藕 jest prosta: nie mo偶na.
- Wi臋c co nam pozostaje? - spyta艂a Misty.
Pitt z namys艂em wpatrywa艂 si臋 w monitory.
- 鈥濻ea Sleuth鈥 wykona艂 swoje zadanie i pokaza艂, 偶e 鈥濫merald Dolphin鈥 nie zgin膮艂 samoistnie ani w wyniku nieszcz臋艣liwego wypadku. Musimy dogrzeba膰 si臋 do dowod贸w, kt贸re doprowadz膮 do wykrycia mordercy, odpowiedzialnego za zniszczenie pi臋knego statku oraz 艣mier膰 ponad stu ludzi.
- Dogrzeba膰 si臋? - spyta艂 Giordino z takim u艣miechem, jakby ju偶 zna艂 odpowied藕. - Jak?
Pitt spojrza艂 szelmowsko na przyjaciela.
- Ty i ja zejdziemy do wraku w 鈥濧byss Navigatorze鈥 i wr贸cimy z materia艂em.
- Jeste艣my wolni - powiedzia艂 Giordino i pomacha艂 przez bulaj nurkowi, kt贸ry zdj膮艂 przyczepiony do liny hak z ucha umieszczonego na grzbiecie 艂odzi. Zaczeka艂, a偶 nurek dokona ostatnich ogl臋dzin kad艂uba przed zej艣ciem na dno. Po kilku minutach w jednym z czterech okienek pojawi艂a si臋 ukryta pod mask膮 twarz i marynarz da艂 kciukiem sygna艂, 偶e wszystko jest w porz膮dku.
- Wszystkie systemy dzia艂aj膮 - powiadomi艂 Pitt centrum dowodzenia na 鈥濪eep Encounterze鈥.
- U nas wszystko w porz膮dku - odpar艂 Burch. - Jeste艣my gotowi.
- Otwieram zbiorniki balastowe - powiedzia艂 Giordino.
Woda wlewa艂a si臋 do g贸rnego zbiornika, powoduj膮c zanurzanie si臋 艂odzi. Kiedy zejdzie na dno, ci艣nienie b臋dzie zbyt wielkie, aby pompy mog艂y usun膮膰 wod臋. Wtedy odczepi si臋 zamocowane pod spodem obci膮偶niki i 鈥濧byss Navigator鈥 wyruszy w drog臋 ku powierzchni oceanu.
Trzonem czteroosobowego pojazdu by艂a wykonana ze stopu tytanowego kulista kapsu艂a, gdzie przebywali pilot i technik, kontroluj膮cy systemy podtrzymuj膮ce 偶ycie, zewn臋trzne 艣wiat艂a, kamery, a tak偶e dwuramienny manipulator. By艂 on przymocowany od spodu kapsu艂y i wystawa艂 niczym r臋ce robota. Tu偶 poni偶ej zamocowano metalowy kosz, gdzie wk艂adano pobrane z dna pr贸bki i przedmioty. Wok贸艂 kapsu艂y za艂ogowej znajdowa艂a si臋 mocna rama wykonana z rur, do kt贸rej by艂y przytwierdzone odporne na wysokie ci艣nienie obudowy sprz臋tu elektronicznego, akumulator贸w i urz膮dze艅 komunikacyjnych. 鈥濧byss Navigator鈥 i 鈥濻ea Sleuth鈥 mia艂y podobne przeznaczenie i osprz臋t, lecz wygl膮da艂y obok siebie jak bernardyn i mu艂. Jeden nosi艂 beczu艂k臋 z brandy, drugi jedn膮 lub wi臋cej os贸b.
Tym razem na pok艂adzie 鈥濧byss Navigatora鈥 znajdowa艂a si臋 trzyosobowa za艂oga. Do Dirka i Ala do艂膮czy艂a Misty Graham. By艂y ku temu dwa powody. Po pierwsze, Misty wk艂ada艂a ca艂膮 dusz臋 w zadanie, kt贸rego si臋 podj臋艂a. Ka偶d膮 woln膮 chwil臋 po艣wi臋ca艂a studiowaniu plan贸w liniowca, zna艂a wi臋c rozk艂ad statku lepiej ni偶 ktokolwiek inny. A po drugie, by艂a to dla niej okazja, by pozna膰 mieszkaj膮ce blisko dna 偶ywe organizmy.
Pitt za艂adowa艂 kasety do kamer i sprawdzi艂 system podtrzymuj膮cy 偶ycie. Ustawi艂 fotel w wygodnej pozycji. Przygotowa艂 si臋 na d艂ugie, nudne zej艣cie w otch艂a艅 oceanu. Mia艂 czas na rozwi膮zanie krzy偶贸wki. Od czasu do czasu wygl膮da艂 przez okienka, gdzie woda stopniowo traci艂a kolor, a偶 w ko艅cu sta艂a si臋 zupe艂nie czarna. W艂膮czy艂 jeden z reflektor贸w zewn臋trznych, ale i tak nie by艂o tam nic do ogl膮dania. 呕adne podmorskie stwory nie podp艂ywa艂y bli偶ej, by sprawdzi膰, jaki intruz wtargn膮艂 do ich kr贸lestwa.
Weszli w ciemn膮 stref臋 oceanu, bezkresny obszar pelagialu zaczynaj膮cy si臋 oko艂o stu pi臋膰dziesi臋ciu metr贸w pod powierzchni膮 i si臋gaj膮cy do mniej wi臋cej takiej samej odleg艂o艣ci od dna. W tym momencie zobaczyli pierwszego przybysza.
Pitt od艂o偶y艂 krzy偶贸wk臋. W bulaju po lewej pojawi艂a si臋 dziwna niesamowita ryba, opuszczaj膮c膮 si臋 razem z 鈥濧byss Navigatorem鈥. By艂a tak okropna, jak ma艂o kt贸re 偶yj膮ce pod wod膮 stworzenie. Mia艂a paciorkowate oczy w kolorze szarych pere艂, z jej nozdrzy stercza艂 pionowo do g贸ry wyrostek, kt贸rego koniuszek emitowa艂 艣wiat艂o, maj膮ce zwabi膰 w ciemno艣ciach jaki艣 posi艂ek.
Ryba by艂a pozbawiona 艂usek - inaczej ni偶 jej mieszkaj膮cy bli偶ej powierzchni krewniacy. Pokrywa艂a j膮 pomarszczona, br膮zowa sk贸ra, przypominaj膮ca zgni艂y pergamin. W poprzek g艂owy bieg艂a ogromna paszcza z setkami podobnych do igie艂 z臋b贸w, niczym naje偶ona skalistymi wyrostkami jaskinia. Gdyby tego stwora napotka艂a na swojej drodze r贸wna mu d艂ugo艣ci膮 pirania, uciek艂aby w pop艂ochu w czelu艣cie oceanu.
Pitt u艣miechn膮艂 si臋.
- Idealny przyk艂ad na zilustrowanie powiedzenia: 鈥瀟ak膮 twarz mo偶e pokocha膰 tylko matka鈥.
- W por贸wnaniu z innymi poczwarami, kt贸re mieszkaj膮 w tej strefie, to male艅stwo jest prawdziw膮 pi臋kno艣ci膮.
Ciekawo艣膰 krwio偶erczej rybki os艂ab艂a, wi臋c oddali艂a si臋 w ciemno艣膰.
Poni偶ej sze艣ciuset metr贸w pojawi艂y si臋 dziwne formy 偶ycia - 偶elatynowate drapie偶niki o przedziwnych kszta艂tach i r贸偶nych rozmiarach, od kilku centymetr贸w do prawie czterdziestu metr贸w. Mieszkaj膮 w kr贸lestwie, pokrywaj膮cym ponad dziewi臋膰dziesi膮t pi臋膰 procent w贸d na ziemi, a jednak wci膮偶 stanowi膮 tajemnic臋 dla naukowc贸w. Rzadko si臋 je widuje, a jeszcze rzadziej udaje si臋 schwyta膰 jakiego艣 osobnika.
Misty jak urzeczona wpatrywa艂a si臋 w inne, niezwykle pi臋kne stworzenia. By艂y p贸艂prze藕roczyste jak meduzy, zamieszkuj膮ce p艂ytkie wody. Mia艂y niesamowite barwy, oryginalne wzory jarzy艂y si臋 w ciemno艣ci w艂asnym 艣wiat艂em. Ich cia艂a charakteryzowa艂y si臋 modu艂ow膮 budow膮 i obecno艣ci膮 wielu organ贸w wewn臋trznych: niekt贸re mia艂y nawet sto 偶o艂膮dk贸w, widocznych przez przezroczyst膮 tkank臋. Wiele odmian posiada艂o wiotkie macki o d艂ugo艣ci ponad trzydziestu metr贸w: jedne przypomina艂y kszta艂tem puchowe pi贸ra, inne ko艅c贸wk臋 od mopa - wszystkie rozpo艣ciera艂y si臋 niczym paj臋cza sie膰, by pochwyci膰 przep艂ywaj膮ce ryby.
G艂owy wi臋kszo艣ci tych zwierz膮t nazywane s膮 dzwonami. Pozbawione oczu i otworu g臋bowego funkcjonuj膮 jako niezwykle wydajny narz膮d ruchu. Woda wci膮gana do 艣rodka poprzez ssawki, w efekcie skurczu mi臋艣ni wyrzucana jest na zewn膮trz, przemieszczaj膮c odrzutowo galaretowate zwierz臋 w wybranym przeze艅 kierunku, zale偶nie od tego, kt贸re ssawki i mi臋艣nie zosta艂y u偶yte.
- Nie lubi膮 jasnego 艣wiat艂a - powiedzia艂a Misty do Pitta. - Mo偶esz przyciemni膰 lampy?
Pitt zredukowa艂 moc promieni do nieznacznej po艣wiaty, w kt贸rej znacznie lepiej wida膰 by艂o luminescencyjne barwy organizm贸w.
- Apolemia - szepn臋艂a Misty, obserwuj膮c przep艂ywaj膮ce obok stworzenie o niemal trzydziestometrowych mackach, rozpostartych w 艣miertelnej sieci.
Na przestrzeni nast臋pnych setek metr贸w pojawia艂y si臋 nowe okazy fauny. Misty pilnie sporz膮dza艂a notatki, Pitt nagrywa艂 obrazy na magnetowidach. Stopniowo liczba ukazuj膮cych si臋 zwierz膮t zmala艂a, pozosta艂y jedynie osobniki znacznie mniejsze. 呕y艂y w warunkach ogromnego ci艣nienia wody, r贸wnowa偶onego ci艣nieniem wewn臋trznym ich cia艂a.
Pitt by艂 tak poch艂oni臋ty niesamowitym widokiem za oknem, 偶e zapomnia艂 o krzy偶贸wce. Odwr贸ci艂 wzrok dopiero wtedy, gdy otrzyma艂 szturcha艅ca od Giordina.
- Zbli偶amy si臋 do dna.
W wodzie zacz膮艂 si臋 pojawia膰 鈥瀖orski 艣nieg鈥 - ma艂e fragmenty obumar艂ych organizm贸w oraz odpady i odchody zwierz膮t zamieszkuj膮cych wy偶sze partie oceanu. Za艂oga 鈥濧byss Navigatora鈥 odnios艂a wra偶enie, 偶e ich pojazd przedziera si臋 przez 艣nie偶n膮 zamie膰. Pitt zastanawia艂 si臋, co spowodowa艂o, 偶e 艣nieg wydawa艂 si臋 teraz o wiele ci臋偶szy ni偶 poprzedniego dnia, kiedy obraz przekazywa艂y kamery z 鈥濻ea Sleuth鈥.
W艂膮czy艂 wszystkie 艣wiat艂a i spogl膮da艂 przez okienko umieszczone w pod艂odze. Nagle, jakby zza g臋stej mg艂y, ukaza艂o si臋 dno, na kt贸re pad艂 cie艅 pojazdu.
- Jeste艣my tu偶 nad dnem - ostrzeg艂 siedz膮cego obok Giordina.
Al zwolni艂 szybko艣膰 opadania, od艂膮czaj膮c od spodu dwa ci臋偶arki i neutralizuj膮c w ten spos贸b si艂臋 wyporu. Opadali z minimaln膮 pr臋dko艣ci膮, p贸ki nie stan臋li sze艣膰 metr贸w nad dnem. Giordino wprawnie zatrzyma艂 艂贸d藕 w wyznaczonym miejscu, jakby przeprowadza艂 pokazowe l膮dowanie helikopterem.
- Dobra robota - pochwali艂 go Pitt.
- Kolejne z moich wielu osi膮gni臋膰 - odpar艂 pompatycznie Giordino.
- Jeste艣my na dnie. Potrzebny namiar - powiedzia艂 Pitt do Burcha.
- Dwie艣cie metr贸w na po艂udniowy wsch贸d - w g艂o艣niku rozleg艂 si臋 g艂os kapitana. - Ruszajcie kursem sto czterdzie艣ci stopni. Dojdziecie do ko艅ca przedniej cz臋艣ci wraku, gdzie oderwa艂a si臋 rufa.
Giordino w艂膮czy艂 silniki, kieruj膮c 鈥濧byss Navigatora鈥 na kurs podany przez Burcha. Po czternastu minutach ukaza艂 si臋 poszarpany kad艂ub w miejscu, gdzie rozerwa艂 si臋 na cz臋艣ci. Teraz widzieli bez po艣rednictwa kamer straszliwe dzie艂o, jakiego dokona艂 ogie艅. W tym miejscu nie by艂o 偶adnych daj膮cych si臋 rozpozna膰 obiekt贸w. Czuli si臋 tak, jakby zagl膮dali do ogromnej jaskini, pe艂nej wypalonych szcz膮tk贸w. Jedynie zarys kad艂uba przypomina艂 im, 偶e maj膮 przed sob膮 wrak statku.
- Dok膮d teraz? - spyta艂 Giordino.
Misty przez chwil臋 uwa偶nie ogl膮da艂a plany wewn臋trznych pok艂ad贸w liniowca. Wreszcie zakre艣li艂a k贸艂kiem jedno miejsce i poda艂a kartk臋 Giordinowi.
- Chcesz wp艂yn膮膰 do 艣rodka? - spyta艂 Pitta, wiedz膮c, 偶e odpowied藕 z pewno艣ci膮 mu si臋 nie spodoba.
- Mo偶liwie jak najdalej - odpar艂 Pitt. - Chcia艂bym spenetrowa膰 kaplic臋, w kt贸rej wybuch艂 po偶ar.
Giordino z pow膮tpiewaniem spojrza艂 w kierunku ponurego wn臋trza wraku.
- Mo偶emy utkn膮膰 w 艣rodku.
Pitt u艣miechn膮艂 si臋.
- B臋d臋 mia艂 czas na doko艅czenie krzy偶贸wki.
- Tak - odchrz膮kn膮艂 Giordino. - Ca艂膮 wieczno艣膰. - Jego sarkazm by艂 wy艂膮cznie na pokaz. Za Pittem bez wahania skoczy艂by z mostu Golden Gate. 艢cisn膮艂 dr膮偶ek sterowy i delikatnie po艂o偶y艂 d艂o艅 na d藕wigni kontroluj膮cej prac臋 silnik贸w. - Powiedz gdzie i kiedy.
Misty stara艂a si臋 nie zwraca膰 uwagi na ich sardoniczne 偶arty, ale my艣l o 艣mierci na dnie oceanu, gdzie nikt ich nie odnajdzie, nie nale偶a艂a do przyjemnych.
Zanim Pitt wyda艂 polecenie, poprosi艂 Burcha o informacje o bie偶膮cej sytuacji. Nikt jednak nie odpowiedzia艂 na jego wezwanie.
- Dziwne - powiedzia艂. - Nikt si臋 nie odzywa.
- Pewnie jaka艣 usterka w systemie komunikacyjnym - odpar艂 spokojnie Giordino.
Pitt nie traci艂 ju偶 czasu na pr贸b臋 nawi膮zania kontaktu. Sprawdzi艂 wska藕niki tlenu. Mogli zosta膰 na dnie jeszcze przez oko艂o godzin臋.
- Wchodzimy - poleci艂. Giordino lekko kiwn膮艂 g艂ow膮 i powolutku skierowa艂 鈥濧byss Navigatora鈥 do otworu.
We wraku zd膮偶y艂y si臋 ju偶 rozgo艣ci膰 pierwsze 偶ywe organizmy. Zauwa偶yli kilka ryb o szczurzych ogonach, jaki艣 gatunek krewetki oraz stworzenie, kt贸re mo偶na by艂o opisa膰 jedynie jako morskiego nagiego 艣limaka, wij膮cego si臋 w艣r贸d szcz膮tk贸w statku.
Wypalone wn臋trze robi艂o przera偶aj膮ce wra偶enie. By艂 tam niewielki pr膮d, jednak Giordino bez trudu utrzymywa艂 鈥濧byss Navigatora鈥 we w艂a艣ciwej pozycji. Z mroku wy艂oni艂 si臋 obraz tego, co pozosta艂o z pok艂ad贸w i grodzi. Pitt co chwil臋 unosi艂 wzrok znad plan贸w i patrzy艂 w bulaj, by ustali膰, na kt贸rym pok艂adzie znajduje si臋 kaplica.
- Wejd藕 na czwarty poziom - odezwa艂a si臋 Misty. - Tam jest centrum handlowe, a za nim kaplica.
- Spr贸bujemy si臋 tam dosta膰 - powiedzia艂 Pitt.
Giordino powoli skierowa艂 艂贸d藕 do g贸ry wy艂膮cznie z pomoc膮 silnik贸w, nie odrzucaj膮c ani jednego z obci膮偶nik贸w balastowych. Gdy dotarli na w艂a艣ciwy pok艂ad wskazany przez Misty, statek zawis艂 przez chwil臋 nieruchomo. Obaj m臋偶czy藕ni zajrzeli do wn臋trza wraku, o艣wietlonego czterema reflektorami. Ze stropu zwisa艂y stopione rury i fragmenty instalacji elektrycznej. Pitt w艂膮czy艂 kamery i zacz膮艂 nagrywa膰 obraz na ta艣mie.
- Nie ominiemy tej przeszkody - rzek艂 Giordino.
- Nie ominiemy - stwierdzi艂 Pitt - ale przedostaniemy si臋 przez 艣rodek. Wjed藕 dziobem w ten g膮szcz z minimaln膮 pr臋dko艣ci膮.
Bez s艂owa sprzeciwu Giordino wprowadzi艂 艂贸d藕 mi臋dzy stercz膮ce z sufitu fragmenty rur, kt贸re rozchyli艂y si臋 i zacz臋艂y kruszy膰, jakby wykonano je z kiepskiego gipsu, po czym rozsypywa艂y si臋 w py艂.
- Mia艂e艣 racj臋 - mrukn膮艂 Giordino.
- Pomy艣la艂em, 偶e si臋 rozpadn膮, skoro przebywa艂y w takim 偶arze.
P艂yn臋li przez spalone centrum handlowe. Ze sklep贸w nie zosta艂o zupe艂nie nic, je艣li nie liczy膰 powyginanych grodzi. Giordino ostro偶nie prowadzi艂, omijaj膮c sterty szcz膮tk贸w, przypominaj膮ce wzg贸rza pokryte nieregularn膮 warstw膮 zastyg艂ej lawy.
Misty poczu艂a si臋 dziwnie. Wiedzia艂a, 偶e znajduj膮 si臋 w miejscu, gdzie przechadzali si臋 pasa偶erowie, kt贸rych 偶ony by艂y zaj臋te robieniem zakup贸w, a dzieci ze 艣miechem biega艂y przed rodzicami. Oczami wyobra藕ni niemal widzia艂a spaceruj膮ce dooko艂a duchy. Wi臋kszo艣ci pasa偶er贸w uda艂o si臋 unikn膮膰 艣mierci - teraz znajdowali si臋 ju偶 w drodze do swoich dom贸w, pe艂ni wspomnie艅, jakie b臋d膮 ich nawiedza膰 do ko艅ca 偶ycia.
- Niewiele tu wida膰 - powiedzia艂 Giordino.
- 呕aden poszukiwacz skarb贸w nie b臋dzie traci艂 na tym wraku cennego czasu - stwierdzi艂 Pitt.
- Nie by艂bym tego taki pewien. Wiesz, jak to jest. Za dwadzie艣cia lat kto艣 stwierdzi, 偶e na pok艂adzie w sejfie zosta艂 milion dolar贸w. Po pi臋膰dziesi臋ciu latach gruchnie wie艣膰, 偶e to pi臋膰dziesi膮t milion贸w w srebrze, a po dwustu, 偶e miliard w z艂ocie.
- Ciekawe, 偶e w zesz艂ym stuleciu wydano wi臋cej pieni臋dzy na poszukiwanie z艂ota w morzu, ni偶 wynosi艂a warto艣膰 odnalezionych skarb贸w.
- Op艂aci艂y si臋 tylko ekspedycje, kt贸re spenetrowa艂y 鈥濫dinburgh鈥, 鈥濧toch臋鈥 i 鈥濩entral America鈥.
- Ale to s膮 wyj膮tki od regu艂y - stwierdzi艂 Pitt.
- W morzu opr贸cz z艂ota s膮 jeszcze inne skarby - odezwa艂a si臋 Misty.
- Tak - stwierdzi艂 Pitt - nieodkryte skarby, kt贸rych nie pozostawi艂 tam cz艂owiek.
Przestali rozmawia膰, bo dalsz膮 drog臋 zagrodzi艂y im zwalone belki. Giordino ostro偶nie prowadzi艂 pojazd przez labirynt, zdzieraj膮c farb臋 z p艂贸z.
- Za blisko - westchn膮艂. - Teraz ca艂a sztuka polega na tym, 偶eby wr贸ci膰.
- Zbli偶amy si臋 do kaplicy - poinformowa艂a Misty.
- Sk膮d wiesz? - spyta艂 Pitt.
- Zosta艂o par臋 element贸w, kt贸re jestem w stanie dopasowa膰 do plan贸w - powiedzia艂a. Na jej twarzy wida膰 by艂o najwy偶sze skupienie. - Jeszcze dziesi臋膰 metr贸w i zatrzymaj si臋.
Pitt po艂o偶y艂 si臋 na brzuchu, patrz膮c przez okienko w dnie 艂odzi. Giordino pokona艂 podany dystans i zatrzyma艂 鈥濧byss Navigatora鈥. Zawis艂 nieruchomo nad miejscem, gdzie niegdy艣 znajdowa艂a si臋 kaplica. Jedyn膮 oznak膮, 偶e znajduj膮 si臋 na w艂a艣ciwej pozycji, by艂y stopione klamry, przytrzymuj膮ce 艂awki.
Pitt pochyli艂 si臋 nad konsol膮 z urz膮dzeniami steruj膮cymi manipulatorem. Poruszaj膮c delikatnie d藕wigniami i ga艂kami wysuwa艂 rami臋 ku do艂owi. Mechaniczne palce zacz臋艂y bada膰 zw臋glone szcz膮tki.
Na odcinku pierwszych trzech metr贸w nie znaleziono niczego ciekawego. Pitt spojrza艂 na Giordina.
- P贸艂tora metra do przodu - zarz膮dzi艂.
Giordino wykona艂 polecenie i czeka艂 cierpliwie, a偶 Pitt kaza艂 mu przesun膮膰 艂贸d藕 o kolejny odcinek. Niewiele rozmawiali, koncentruj膮c si臋 na swoich zadaniach. Po p贸艂 godzinie Pitt zdo艂a艂 sprawdzi膰 wi臋ksz膮 cz臋艣膰 kaplicy. To, czego szuka艂, znajdowa艂o si臋 w ostatniej z przeczesywanych sekcji. Na pok艂adzie le偶a艂a bry艂a dziwnie wygl膮daj膮cej substancji wielko艣ci pi臋tna艣cie na pi臋膰 centymetr贸w. By艂a g艂adka, jakby nietkni臋ta przez p艂omienie, nie czarna ani szara, jak wszystko dooko艂a, lecz zielonkawa.
- Czas min膮艂 - ostrzeg艂 Giordino. - Zosta艂o ma艂o tlenu. Ledwie zd膮偶ymy si臋 wynurzy膰.
- Chyba znale藕li艣my to, o co nam chodzi艂o - rzek艂 Pitt. - Daj mi jeszcze pi臋膰 minut.
Delikatnie manewruj膮c ko艅c贸wk膮 manipulatora, wsun膮艂 j膮 wolno pod dziwn膮 substancj臋, do po艂owy zakryt膮 popio艂ami. Mechaniczne palce uchwyci艂y grud臋 i unios艂y j膮 do g贸ry. Gdy opad艂y z niej popio艂y i szcz膮tki, Pitt cofn膮艂 ca艂e rami臋 i umie艣ci艂 znalezisko w koszu. Dopiero wtedy zwolni艂 zacisk mechanicznych palc贸w i przesun膮艂 rami臋 do wyj艣ciowej pozycji.
- Wracamy do domu.
Giordino wykona艂 powoli zwrot o sto osiemdziesi膮t stopni i ruszy艂 z powrotem przez centrum handlowe.
Nagle rozleg艂 si臋 nieprzyjemny chrz臋st i pojazd zatrzyma艂 si臋 z gwa艂townym szarpni臋ciem. Przez chwil臋 nikt si臋 nie odzywa艂. Misty w odruchu przera偶enia opar艂a d艂onie na piersiach. Pitt i Giordino spojrzeli po sobie. Obaj pomy艣leli, 偶e oto zostali uwi臋zieni na ca艂膮 wieczno艣膰 w tym okropnym miejscu.
- Zdaje si臋, 偶e uderzy艂e艣 w jak膮艣 przeszkod臋 - powiedzia艂 swobodnym tonem Pitt.
- Na to wygl膮da - odpar艂 flegmatycznie Giordino.
Pitt przechyli艂 g艂ow臋 i spojrza艂 przez okienko w suficie.
- Chyba zbiornik balastowy zaczepi艂 o jak膮艣 belk臋.
- Powinienem to wcze艣niej zauwa偶y膰.
- Nie by艂o jej, gdy p艂yn臋li艣my do 艣rodka. Pewnie opad艂a p贸藕niej.
Przera偶ona Misty nie potrafi艂a poj膮膰, jak mog膮 rozmawia膰 tak lekko, gdy ich 偶ycie znalaz艂o si臋 w niebezpiecze艅stwie. Nie wiedzia艂a, 偶e nieraz ju偶 byli w znacznie wi臋kszych tarapatach. 呕arty to spos贸b na oczyszczenie umys艂u z my艣li o l臋ku i o 艣mierci.
Giordino spokojnie sprowadzi艂 鈥濧byss Navigatora鈥 nieco ni偶ej i cofn膮艂 go o kilka metr贸w. Rozleg艂 si臋 zgrzyt, a po chwili nasta艂a b艂oga cisza. 艁贸d藕 oswobodzi艂a si臋.
- Zbiornik balastowy nie wygl膮da zbyt dobrze - stwierdzi艂 Pitt ze stoickim spokojem. - Jest porz膮dnie wgi臋ty i odkszta艂cony na szczycie.
- I tak jest pe艂en wody, wi臋c nie b臋dzie przecieka膰.
- Na szcz臋艣cie nie jest nam potrzebny, 偶eby wr贸ci膰 na powierzchni臋.
Pozornie Giordino nie przejawia艂 偶adnej reakcji, jednak w g艂臋bi serca poczu艂 niezmiern膮 ulg臋, gdy uda艂o mu si臋 wyprowadzi膰 pojazd na otwart膮 wod臋. Od razu odczepi艂 艂adunki balastowe i ruszy艂 do g贸ry.
Pitt znowu wywo艂a艂 Burcha i tym razem zaniepokoi艂 si臋, gdy nie otrzyma艂 odpowiedzi.
- Nie rozumiem, dlaczego nie dzia艂a system 艂膮czno艣ci - powiedzia艂 powoli. - U nas wszystko jest w porz膮dku, a przecie偶 oni maj膮 lepszy sprz臋t, 偶eby naprawi膰 ewentualne uszkodzenie.
- Prawo Murphy鈥檈go zaczyna dzia艂a膰 w nieoczekiwanym miejscu i czasie - odpar艂 filozoficznie Giordino.
- To chyba nie jest powa偶na usterka - odezwa艂a si臋 Misty. Odczu艂a wyra藕n膮 ulg臋, gdy ruszyli w drog臋 powrotn膮 ku powierzchni, gdzie 艣wieci艂o pi臋kne s艂o艅ce.
Pitt zrezygnowa艂 z dalszych pr贸b nawi膮zania kontaktu z jednostk膮. Wy艂膮czy艂 kamery i o艣wietlenie zewn臋trzne, aby oszcz臋dzi膰 energi臋 na wypadek jakiej艣 awarii. Potem usiad艂 wygodnie w fotelu i zabra艂 si臋 do rozwi膮zywania krzy偶贸wki. Wkr贸tce znalaz艂 wszystkie odpowiedzi z wyj膮tkiem jednej. Chwil臋 potem zapad艂 w drzemk臋.
Trzy godziny p贸藕niej woda zmieni艂a barw臋 z czarnej na ciemnoniebiesk膮. Wygl膮daj膮c przez g贸rne okienko widzieli w oddali b艂yszcz膮c膮 powierzchni臋 morza. Nieca艂膮 minut臋 p贸藕niej 鈥濧byss Navigator鈥 wynurzy艂 si臋. Z rado艣ci膮 patrzyli na ma艂e, p贸艂metrowe fale. Pojazd, kt贸rego wi臋ksza cz臋艣膰 zosta艂a pod wod膮, ko艂ysa艂 si臋 艂agodnie na powierzchni.
Nie widzieli statku, bo wszystkie okienka poza jednym znajdowa艂y si臋 pod wod膮. Przez g贸rne nie by艂o wida膰 linii horyzontu tylko niebo. Czekali na nurk贸w, aby przymocowali lin臋 wci膮garki, ale po dziesi臋ciu minutach 偶aden si臋 nie zjawi艂. Co艣 musia艂o si臋 sta膰.
- Nadal brak kontaktu - powiedzia艂 Pitt. - Nie ma nurk贸w. Zasn臋li, czy co?
- Mo偶e nasz statek zaton膮艂 - za偶artowa艂 Giordino, t艂umi膮c ziewanie.
- Nie m贸w tak - skarci艂a go Misty.
Pitt u艣miechn膮艂 si臋.
- To ma艂o prawdopodobne. Zw艂aszcza przy tak spokojnym morzu.
- Fale nie przelewaj膮 si臋 g贸r膮; mo偶e otworzymy w艂az i zobaczymy, co si臋 dzieje?
- S艂usznie - zgodzi艂a si臋 Misty. - Mam ju偶 dosy膰 tego powietrza przesyconego m臋sk膮 woni膮.
- Trzeba by艂o wcze艣niej powiedzie膰 - odpar艂 rycersko Giordino. Wzi膮艂 pojemnik z odwaniaczem do samochod贸w i rozpyli艂 troch臋 zapachu we wn臋trzu kabiny. - 呕egnaj, zepsute powietrze.
Pitt nie m贸g艂 powstrzyma膰 si臋 od 艣miechu. Stan膮艂 w w膮skim kominie wiod膮cym przez 艣rodek uszkodzonego zbiornika. Obawia艂 si臋, 偶e kolizja z belk膮 na wraku mog艂a zablokowa膰 zaczep, ale po przekr臋ceniu ko艂a zapewniaj膮cego szczelno艣膰, uda艂o mu si臋 bez wysi艂ku otworzy膰 pokryw臋. Wysun膮艂 g艂ow臋 i ramiona nad kraw臋d藕 w艂azu i wdychaj膮c 艣wie偶e powietrze rozejrza艂 si臋. Szuka艂 statku i szalup z nurkami. Omi贸t艂 wzrokiem ca艂y horyzont.
Trudno opisa膰 emocje, kt贸re go ogarn臋艂y.
Morze by艂o puste. 鈥濪eep Encounter鈥 znik艂. Jakby go nigdy tu nie by艂o.
Weszli na pok艂ad niemal dok艂adnie w tej samej chwili, gdy 鈥濧byss Navigator鈥 dotar艂 do dna i Pitt zadzwoni艂 po rutynowe dane. Za艂oga wykonywa艂a swoje zwyk艂e czynno艣ci, naukowcy zebrali si臋 w centrum dowodzenia, obserwuj膮c poczynania Pitta i Giordina. Napad nast膮pi艂 tak szybko i niespodziewanie, 偶e nikt nie zdawa艂 sobie sprawy, co si臋 sta艂o.
Burch siedzia艂 wygodnie oparty w swoim fotelu, z ramionami skrzy偶owanymi na piersi, spogl膮daj膮c od czasu do czasu na monitory. Delgado, obserwuj膮cy wskazania radar贸w, spostrzeg艂 na ekranie jaki艣 obiekt, kt贸ry szybko zmienia艂 po艂o偶enie.
- Co艣 zbli偶a si臋 do nas od p贸艂nocnego wschodu.
- To pewnie okr臋t wojenny - powiedzia艂 Burch, nie odrywaj膮c wzroku od monitora. - Znajdujemy si臋 ponad dwie mile od szlak贸w statk贸w handlowych.
- Nie wygl膮da na okr臋t. Ale p艂ynie bardzo szybko prosto na nas.
Kapitan uni贸s艂 brwi. W milczeniu wzi膮艂 lornetk臋 i wyszed艂 na pomost. Zobaczy艂 pomara艅czowo-bia艂膮 jednostk臋, zbli偶aj膮c膮 si臋 szybko do 鈥濪eep Encountera鈥. Burch uspokoi艂 si臋 - statek nie wygl膮da艂 gro藕nie.
- Co pan o tym my艣li? - spyta艂 Delgado.
- Statek techniczny firmy wydobywaj膮cej rop臋 - odpar艂 Burch. - Szybki, co wida膰 po wodzie bryzgaj膮cej spod dzioba. Co najmniej trzydzie艣ci w臋z艂贸w.
- Ciekawe, sk膮d p艂ynie. W promieniu tysi膮ca mil nie ma 偶adnej platformy wiertniczej.
- Mnie bardziej ciekawi to, dlaczego zainteresowa艂 si臋 naszym statkiem.
- Ma na kad艂ubie nazw臋 albo logo?
- Dziwne - powiedzia艂 wolno Burch. - Nic nie widz臋.
Na pomo艣cie zjawi艂 si臋 radiooperator.
- Mam na linii dow贸dc臋 tego statku. Nale偶y do firmy wydobywczej - powiedzia艂 do Burcha.
Kapitan otworzy艂 wodoszczeln膮 skrzynk臋 i w艂膮czy艂 g艂o艣nik.
- Tu kapitan Burch z 鈥濪eep Encountera鈥, jednostki NUMA. Prosz臋 m贸wi膰.
- Kapitan Wheeler, 鈥濸egasus鈥 z Mistral Oil Company. Macie na pok艂adzie lekarza?
- Tak. Co si臋 sta艂o?
- Mamy ci臋偶ko rannego.
- Podejd藕cie do nas. Lekarz przejdzie na wasz statek.
- Przeniesiemy chorego na wasz pok艂ad. Nie mamy 偶adnego zaplecza medycznego.
Burch spojrza艂 na Delgada.
- S艂ysza艂e艣?
- Bardzo dziwne.
- Te偶 tak my艣l臋 - zgodzi艂 si臋 Burch. - Rozumiem, 偶e mo偶na nie mie膰 lekarza na statku, ale 偶adnych lekarstw i opatrunk贸w? Co艣 tu nie gra.
Delgado ruszy艂 w stron臋 korytarza.
- Wyznacz臋 marynarzy, 偶eby wci膮gn臋li nosze na pok艂ad.
Statek zatrzyma艂 si臋 pi臋膰dziesi膮t metr贸w od 鈥濪eep Encountera鈥. Po kilku minutach opuszczono szalup臋 z m臋偶czyzn膮 szczelnie owini臋tym w koce. Le偶a艂 p艂asko na 艂awie. Towarzyszy艂o mu czterech innych marynarzy. 艁贸dka stan臋艂a przy burcie statku badawczego i wtedy nieoczekiwanie trzech m臋偶czyzn wskoczy艂o na pok艂ad i pomog艂o wci膮gn膮膰 rannego, odpychaj膮c na bok cz艂onk贸w za艂ogi.
Nieoczekiwani go艣cie odrzucili koce i chwycili ukryte pod spodem automaty, kieruj膮c lufy na Burcha i jego ludzi. M臋偶czyzna le偶膮cy na noszach zerwa艂 si臋 na r贸wne nogi, zabra艂 podan膮 mu bro艅 i pobieg艂 schodkami z prawej burty na mostek.
Burch i Delgado zrozumieli, 偶e maj膮 do czynienia z piratami. Na statku handlowym lub prywatnym za艂oga porwa艂aby za bro艅, jednak mi臋dzynarodowe prawo zabrania, by statki badawcze mia艂y na pok艂adzie karabiny i pistolety. Mogli jedynie przygl膮da膰 si臋 biernie, jak napastnik zajmuje mostek.
Nie wygl膮da艂 na pirata - nie mia艂 drewnianej nogi, papugi na ramieniu ani przepaski na oku. Sprawia艂 wra偶enie cz艂owieka silnego, w艂adczego o przedwcze艣nie posiwia艂ych w艂osach i lekko opalonej s艂o艅cem twarzy, by艂 艣redniego wzrostu i 艣redniej tuszy. Wydawa艂 si臋 zadowolony ze swojej w艂adzy. W ge艣cie kurtuazji nie wycelowa艂 strzelby w Burcha ani w Delgada, lecz mierzy艂 niedbale w niebo.
Przez chwil臋 patrzyli na siebie uwa偶nie. W ko艅cu napastnik zignorowa艂 Delgada i odezwa艂 si臋 grzecznie do Burcha z czystym ameryka艅skim akcentem.
- Kapitan Burch, je艣li si臋 nie myl臋.
- A pan?
- Moje imi臋 jest nieistotne - odpar艂 ostrym tonem. - Mam nadziej臋, 偶e nie b臋dziecie stawia膰 oporu.
- Co, do cholery, robicie na moim statku? - spyta艂 gniewnie Burch.
- Konfiskujemy go - powiedzia艂 twardo intruz. - Nikomu nic si臋 nie stanie.
Burch patrzy艂 na niego z niedowierzaniem.
- Ten statek jest w艂asno艣ci膮 rz膮du Stan贸w Zjednoczonych. Nie macie prawa dokonywa膰 aborda偶u ani skonfiskowa膰 jednostki.
- Ale偶 mamy takie prawo. - Podni贸s艂 wy偶ej bro艅. - Oto ono.
Jego trzej towarzysze otoczyli zgromadzon膮 na pok艂adzie za艂og臋. Szalupa powr贸ci艂a z dziesi臋cioma uzbrojonymi lud藕mi, kt贸rzy zaj臋li pozycje na ca艂ym statku.
- To szale艅stwo! - krzykn膮艂 Burch z oburzeniem. - Co chcecie osi膮gn膮膰?
- Nawet nie potraficie sobie tego wyobrazi膰.
Zbli偶y艂 si臋 jeden z uzbrojonych napastnik贸w.
- Statek jest opanowany, komendancie. Za艂oga i naukowcy s膮 pod stra偶膮 w mesie.
- A w maszynowni?
- Czekaj膮 na pa艅skie rozkazy.
- Przygotowa膰 si臋. Potrzebuj臋 pe艂nej mocy.
- Nie uda si臋 wam uciec na tyle szybko, by unikn膮膰 po艣cigu - powiedzia艂 Delgado. - Nasza 艂ajba rozwija nie wi臋cej ni偶 dziesi臋膰 w臋z艂贸w.
Porywacz roze艣mia艂 si臋.
- Dziesi臋膰? To oszczerstwo. Wiem, 偶e p艂yn膮c na ratunek liniowca rozwijali艣cie szybko艣膰 dwukrotnie wi臋ksz膮. Mimo wszystko nawet dwadzie艣cia w臋z艂贸w to za ma艂o. - Wskaza艂 r臋k膮 dzi贸b, gdzie za艂oga szalupy szykowa艂a si臋 do zamocowania liny holowniczej. - Mi臋dzy nami m贸wi膮c, pop艂yniemy z pr臋dko艣ci膮 dwudziestu pi臋ciu w臋z艂贸w.
- Dok膮d nas zabieracie? - spyta艂 Delgado ze z艂o艣ci膮. Burch nigdy jeszcze nie widzia艂 go w takim stanie.
- Nie wasza sprawa - odpar艂 oboj臋tnie napastnik. - Kapitanie, czy mam pa艅skie s艂owo, 偶e zar贸wno pan, jak i za艂oga nie b臋dziecie stawia膰 oporu i pos艂usznie wykonacie moje polecenia?
- Macie bro艅 paln膮 - odrzek艂 Burch. - A my jedynie kuchenne no偶e.
W trakcie tej rozmowy piraci przeci膮gn臋li lin臋 holownicz膮 przez poler na dziobie statku. Nagle w oczach Burcha pojawi艂 si臋 niepok贸j.
- Nie mo偶emy odp艂yn膮膰! - rzuci艂 ostro. - Jeszcze nie teraz!
Pirat spojrza艂 na niego, doszukuj膮c si臋 jakiego艣 podst臋pu.
- Ju偶 teraz kwestionuje pan moje rozkazy.
- Nie rozumie pan - wtr膮ci艂 si臋 Delgado. - Wys艂ali艣my na dno miniaturow膮 艂贸d藕 podwodn膮, w kt贸rej jest dw贸ch m臋偶czyzn i kobieta. Nie mo偶emy ich tak zostawi膰.
- Szkoda. - Napastnik wzruszy艂 ramionami. - B臋d膮 musieli dotrze膰 do l膮du o w艂asnych si艂ach.
- Nie ma mowy. To by艂oby morderstwo.
- Nie maj膮 radiostacji, 偶eby wezwa膰 pomoc?
- Maj膮 tylko ma艂e przeno艣ne radio i podwodny telefon akustyczny - wyja艣ni艂 Delgado. - Ten sprz臋t ma zasi臋g oko艂o dw贸ch mil.
- Na mi艂o艣膰 bosk膮, cz艂owieku - odezwa艂 si臋 Burch. - Kiedy wynurz膮 si臋 i zobacz膮, 偶e znikn臋li艣my, nie b臋d膮 mieli najmniejszej szansy na ocalenie. Jeste艣my za daleko od szlak贸w handlowych. Skazuje ich pan na 艣mier膰.
- To nie moja sprawa.
Rozw艣cieczony Burch zrobi艂 krok w kierunku porywacza, kt贸ry b艂yskawicznie uni贸s艂 bro艅 i przytkn膮艂 luf臋 do piersi kapitana.
- Zadzieranie ze mn膮 nie jest rozs膮dne, panie kapitanie.
Burch zacisn膮艂 pi臋艣ci, spojrza艂 dziko na napastnika, odwr贸ci艂 si臋 i pustym wzrokiem patrzy艂 na ocean w miejscu, gdzie ostatnio widzia艂 鈥濧byss Navigatora鈥.
- Je艣li ci ludzie zgin膮, niech B贸g ma was w opiece - powiedzia艂 zimno. - Zap艂acicie za to.
- Nie wy b臋dziecie nam wymierza膰 sprawiedliwo艣膰 - odpar艂 lodowato porywacz.
Mo偶liwo艣ci dzia艂ania czy negocjacji zosta艂y wyczerpane. Burch i Delgado dali si臋 odprowadzi膰 uzbrojonemu stra偶nikowi do mesy.
Zanim 鈥濧byss Navigator鈥 wyszed艂 na powierzchni臋, statek badawczy znikn膮艂 za p贸艂nocno-wschodnim horyzontem.
Sandecker pracowa艂 w takim skupieniu, 偶e nie od razu zauwa偶y艂 nadej艣cie Rudiego Gunna, kt贸ry usiad艂 po drugiej stronie biurka. Rudi by艂 niskim m臋偶czyzn膮 o weso艂ym usposobieniu. Na czubku g艂owy pozosta艂a mu resztka w艂os贸w, nosi艂 okulary w grubej rogowej oprawie i tani zegarek na nadgarstku - wszystko to sugerowa艂o, 偶e jest nudnym, bezbarwnym biurokrat膮, pracuj膮cym w pocie czo艂a, jako jeden z wielu do niego podobnych urz臋dnik贸w, siedz膮cych w ciasnym przedziale za przeno艣nym klimatyzatorem.
Gunna mo偶na by艂o pos膮dzi膰 o wszystko, ale na pewno nie o to, 偶e jest postaci膮 bezbarwn膮. By艂 najlepszy w swojej grupie w akademii w Annapolis, z wyr贸偶nieniem odby艂 s艂u偶b臋 w marynarce wojennej, wreszcie zacz膮艂 pracowa膰 w NUMA jako zast臋pca dyrektora i szef operacyjny. Mia艂 b艂yskotliwy umys艂 i pragmatyczny instynkt, co pozwala艂o mu kierowa膰 bie偶膮c膮 dzia艂alno艣ci膮 agencji ze sprawno艣ci膮 nieznan膮 innym instytucjom rz膮dowym. By艂 bliskim przyjacielem Pitta i Giordina. Cz臋sto wspiera艂 ich szale艅cze projekty, sprzeczne z dyrektywami Sandeckera.
- Przepraszam, 偶e przeszkadzam, admirale, ale mamy powa偶ny problem.
- Co si臋 sta艂o tym razem? - spyta艂 Sandecker, nie podnosz膮c wzroku. - Kolejny pomys艂, na kt贸rego realizacj臋 brakuje pieni臋dzy?
- Obawiam si臋, 偶e o wiele gorzej.
Dopiero teraz admira艂 spojrza艂 na zast臋pc臋.
- O co chodzi?
- 鈥濪eep Encounter鈥 zagin膮艂 razem z ca艂膮 za艂og膮.
Sandecker nie okaza艂 zdziwienia, nie powt贸rzy艂 machinalnie s艂owa 鈥瀦agin膮艂鈥. Siedzia艂 spokojnie, czekaj膮c, a偶 Gunn powie co艣 wi臋cej.
- Wszystkie nasze pr贸by nawi膮zania kontaktu radiowego i satelitarnego spe艂z艂y na niczym... - zacz膮艂 wyja艣nia膰 Gunn.
- Zerwanie 艂膮czno艣ci da si臋 wyja艣ni膰 na setki sposob贸w - przerwa艂 Sandecker.
- Ale maj膮 systemy awaryjne - powiedzia艂 cierpliwie Gunn. - Wszystko nie mog艂o nawali膰.
- Kiedy mia艂 miejsce ostatni kontakt?
- Dziesi臋膰 godzin temu. - Gunn przygotowa艂 si臋 na wybuch, jaki musia艂 nast膮pi膰.
Admira艂 zareagowa艂 w typowy dla siebie spos贸b.
- Dziesi臋膰 godzin! Wyda艂em instrukcje, 偶e wszystkie statki badawcze, kt贸re wysz艂y w morze, maj膮 si臋 meldowa膰 co dwie godziny.
- Pa艅skie instrukcje s膮 dok艂adnie przestrzegane. 鈥濪eep Encounter鈥 zg艂asza艂 si臋 regularnie.
- Nie rozumiem.
- Kto艣 podaj膮cy si臋 za kapitana Burcha meldowa艂 si臋 co dwie godziny. Przekazywa艂 aktualne dane dotycz膮ce badania wraku. Wiemy, 偶e to nie kapitan, bo wykry艂y to nasze systemy analizy g艂osu. Kto艣 chcia艂 go nieudolnie na艣ladowa膰.
Sandecker s艂ucha艂 uwa偶nie. Wyci膮ga艂 wnioski.
- Jeste艣 tego pewien, Rudi?
- Mog臋 szczerze powiedzie膰, 偶e w stu procentach.
- Nie potrafi臋 poj膮膰, jakim sposobem statek z za艂og膮 rozp艂yn膮艂 si臋 w powietrzu.
Gunn pokiwa艂 g艂ow膮.
- Kiedy dosta艂em wiadomo艣膰 z naszego dzia艂u 艂膮czno艣ci, poprosi艂em przyjaciela, kt贸ry pracuje w Narodowej Agencji Bada艅 Atmosfery, 偶eby przeanalizowa艂 satelitarne zdj臋cia zjawisk pogodowych, wykonane na obszarze, gdzie pracowa艂 statek. Powi臋kszenia tych zdj臋膰 wykazuj膮, 偶e nie ma go w promieniu stu mil.
- Jaka by艂a wtedy pogoda?
- Czyste niebo, wiatr dziesi臋膰 w臋z艂贸w, niewielkie fale.
Sandecker pr贸bowa艂 uporz膮dkowa膰 te niezrozumia艂e informacje.
- Statek nie m贸g艂 zaton膮膰 bez powodu. Nie mia艂 na pok艂adzie 艣rodk贸w chemicznych, kt贸re mog艂yby go zniszczy膰. Nie m贸g艂 wylecie膰 w powietrze. Wi臋c mo偶e kolizja z inn膮 jednostk膮?
- Znajdowa艂 si臋 z dala od szlak贸w 偶eglugowych. W pobli偶u nie by艂o innego statku.
- A wi臋c jaki艣 podszywaj膮cy si臋 g艂os, sk艂adaj膮cy aktualne meldunki. - Admira艂 wbi艂 przenikliwe spojrzenie w Gunna. - Sugerujesz, 偶e 鈥濪eep Encounter鈥 zosta艂 uprowadzony?
- Na to wygl膮da - przyzna艂 Gunn. - Nie widz臋 innej alternatywy. M贸g艂 zosta膰 zatopiony przez okr臋t podwodny, ale to przecie偶 艣mieszne. Musia艂 zosta膰 przej臋ty i wyprowadzony poza zasi臋g, nim kamery satelitarne wykona艂y zdj臋cia obszaru.
- Ale dok膮d porwano statek? Jak m贸g艂 znikn膮膰 w ci膮gu dw贸ch godzin? W najlepszym razie rozwija szybko艣膰 nieco ponad pi臋tna艣cie w臋z艂贸w. Od ostatniego meldunku nie m贸g艂 przep艂yn膮膰 wi臋cej ni偶 sto pi臋膰dziesi膮t mil.
- To moja wina - powiedzia艂 Gunn. - Powinienem poprosi膰 o zwi臋kszenie zasi臋gu kamery. Ale pro艣b臋 o te zdj臋cia zg艂osi艂em, nie wiedz膮c, 偶e kto艣 podszywa艂 si臋 pod kapitana Burcha. My艣l o porwaniu w og贸le nie przysz艂a mi do g艂owy.
Sandecker opar艂 si臋 w fotelu i na moment ukry艂 twarz w d艂oniach. Potem wyprostowa艂 si臋.
- W tym rejsie brali udzia艂 Pitt i Giordino - bardziej stwierdzi艂, ni偶 zapyta艂.
- Ostatni raport przekazany osobi艣cie przez kapitana Burcha zawiera艂 informacj臋, 偶e Pitt i Giordino s膮 na pok艂adzie 鈥濧byss Navigatora鈥. Szykowali si臋 do zanurzenia, aby dotrze膰 do wraku.
- To szale艅stwo! - rzuci艂 ostro admira艂. - Kto 艣mia艂by porwa膰 na po艂udniowym Pacyfiku statek nale偶膮cy do rz膮du Stan贸w Zjednoczonych? W tej cz臋艣ci 艣wiata nie ma wojen ani rewolucji. Nie widz臋 motywu.
- Ani ja.
- Czy skontaktowa艂e艣 si臋 z rz膮dami Australii i Nowej Zelandii i poprosi艂e艣 o wszcz臋cie poszukiwa艅?
Gunn kiwn膮艂 g艂ow膮.
- Zapewnili mnie o swojej wsp贸艂pracy. Wszelkie statki handlowe i wojskowe, znajduj膮ce si臋 w pobli偶u, zgodzi艂y si臋 zboczy膰 z kursu i rozpocz膮膰 akcj臋 poszukiwawcz膮.
- Zdob膮d藕 z ka偶dego dost臋pnego 藕r贸d艂a powi臋kszone odbitki zdj臋膰 tej cz臋艣ci oceanu. Chc臋 mie膰 ka偶dy centymetr morza. 鈥濪eep Encounter鈥 musi gdzie艣 tam by膰. Nie wierz臋, 偶e poszed艂 na dno.
Gunn wsta艂 i ruszy艂 do drzwi.
- Dopilnuj臋 tego.
Sandecker siedzia艂 d艂u偶sz膮 chwil臋, spogl膮daj膮c na galeri臋 fotografii, wisz膮cych na 艣cianie. Jego wzrok spocz膮艂 na kolorowym zdj臋ciu Pitta i Giordina. Stali obok ma艂ej 艂odzi podwodnej, popijaj膮c szampana. 艢wi臋towali w ten spos贸b odnalezienie i wydobycie z jeziora Michigan statku ze skarbcem, nale偶膮cym do rz膮du chi艅skiego. Giordino pali艂 jedno z prywatnych cygar admira艂a.
Trzech m臋偶czyzn 艂膮czy艂a bliska przyja藕艅. Pitt i Giordino byli dla admira艂a jak synowie, kt贸rych nigdy nie mia艂. Nie dopuszcza艂 do siebie my艣li, 偶e zgin臋li. Obr贸ci艂 si臋 razem z fotelem i wyjrza艂 przez okno gabinetu, po艂o偶onego na najwy偶szym pi臋trze budynku agencji, okno z widokiem na Potomac.
- W jakie tarapaty - powiedzia艂 do siebie - wpadli艣cie tym razem?
Pitt, Giordino i Misty musieli pogodzi膰 si臋 ze znikni臋ciem 鈥濪eep Encountera鈥, usiedli wi臋c w kapsule, by rozwa偶y膰 mo偶liwo艣ci ratunku. Na morzu nie by艂o wida膰 nic, nawet plamy ropy. Ich statek nie zaton膮艂, lecz z jakiego艣 powodu oddali艂 si臋 i zapewne nied艂ugo powr贸ci.
Min臋艂a noc, potem dwa kolejne dni, a statku wci膮偶 nie by艂o wida膰. Zaniepokojeni zacz臋li podejrzewa膰 najgorsze. Ca艂ymi godzinami wpatrywali si臋 w horyzont, lecz widzieli jedynie ziele艅 morza i b艂臋kit nieba. Nie pojawi艂 si臋 偶aden statek ani nawet samolot pasa偶erski. Dzi臋ki systemowi lokalizacji satelitarnej GPS wiedzieli, 偶e dryfuj膮c przekroczyli mi臋dzynarodow膮 lini臋 zmiany daty i oddalali si臋 coraz bardziej od szlak贸w 偶eglugowych. Powoli tracili nadziej臋 na ocalenie.
Nie oszukiwali si臋. Przep艂ywaj膮cy w pobli偶u statek musia艂by niemal zderzy膰 si臋 z nimi, by jego za艂oga dostrzeg艂a otwarty w艂az 鈥濧byss Navigatora鈥. Sygna艂 naprowadzaj膮cy sondy mia艂 zasi臋g dwudziestu mil, jednak by艂 tak zaprogramowany, 偶e m贸g艂 go odbiera膰 jedynie komputer nawigacyjny na pok艂adzie statku badawczego. Znajduj膮cy si臋 nawet niedaleko statek lub samolot nie m贸g艂by go wykry膰. Pozosta艂a jedynie nadzieja, 偶e statek lub samolot ratunkowy zbli偶y si臋 na odleg艂o艣膰 dw贸ch mil, bo tyle wynosi艂 zasi臋g ma艂ego radia rozbitk贸w.
Najwa偶niejsza by艂a s艂odka woda. Na szcz臋艣cie do艣膰 cz臋sto pada艂 deszcz, wi臋c nad w艂azem rozpostarli winylow膮 mat臋 z pod艂ogi, kt贸ra jak wielki lejek zbiera艂a wod臋 do butelek. Gdy zjedli wszystkie kanapki, zabrali si臋 do 艂apania ryb. Za pomoc膮 posiadanych narz臋dzi Pitt wykona艂 kilka haczyk贸w, za艣 Misty wykorzysta艂a sw贸j talent artystyczny i sporz膮dzi艂a z r贸偶nych dost臋pnych materia艂贸w kolorowe przyn臋ty. Zarzucili par臋 linek jednocze艣nie i uda艂o si臋 im z艂owi膰 trzy rybki, zidentyfikowane przez Misty jako pewien podgatunek makreli. Poci臋li je na kawa艂ki i wbili na haczyki, by zwabi膰 wi臋cej ryb. Po dziesi臋ciu godzinach z艂owili ich ju偶 sporo - wszystkie fachowo oskroba艂a i wypatroszy艂a Misty. Zjedli je jako sushi do ostatniego k臋sa. Nie by艂y smaczne, ale nikt si臋 nie skar偶y艂, bo dostarczy艂y wszystkim po偶ywienia.
Po nieko艅cz膮cych si臋 spekulacjach na temat miejsca pobytu 鈥濪eep Encountera鈥 i jego za艂ogi, w ko艅cu dali sobie spok贸j i zacz臋li rozmawia膰 o czym innym: o polityce i technologii morskiej. O wszystkim, co zabi艂oby nud臋, gdy jedno z nich sta艂o w otwartym luku, chwytaj膮c deszczow膮 wod臋 lub wypatruj膮c na horyzoncie jakiego艣 statku, a pozosta艂a dw贸jka nanosi艂a na map臋 zmian臋 dryfu i 艂owi艂a ryby.
Substancj臋, kt贸r膮 znale藕li na wraku, prze艂o偶yli do plastikowej torby. Mieli mn贸stwo czasu, wi臋c ca艂ymi godzinami dyskutowali o jej sk艂adzie chemicznym.
- Jak daleko odp艂yn臋li艣my z pr膮dem? - spyta艂a po raz setny Misty, os艂aniaj膮c oczy przed s艂o艅cem.
Pitt sta艂 w kapsule tu偶 pod w艂azem.
- Od wczoraj prawie trzydzie艣ci dwie mile na po艂udniowo-po艂udniowy wsch贸d - odpowiedzia艂.
- W tym tempie za p贸艂 roku dop艂yniemy do wybrze偶y Ameryki Po艂udniowej - stwierdzi艂a ponuro.
- Albo do Antarktydy - mrukn膮艂 Giordino.
- Tam ju偶 byli艣my - odpar艂 Pitt. - Nigdy nie lubi艂em sp臋dza膰 wakacji dwa razy w tym samym miejscu.
- Powiadomi臋 o tym wiatr i pr膮d oceaniczny.
- A mo偶e zrobimy 偶agiel z maty pod艂ogowej? - zaproponowa艂a Misty.
- Dziewi臋膰dziesi膮t pi臋膰 procent masy 艂odzi podwodnej znajduje si臋 pod wod膮, wi臋c raczej nie nadaje si臋 na 偶agl贸wk臋.
- Ciekawe, czy admira艂 Sandecker zdaje sobie spraw臋 z naszej sytuacji - szepn臋艂a Misty.
- Znamy go dobrze - stwierdzi艂 z moc膮 Pitt. - Jestem pewien, 偶e poruszy艂 niebo i ziemi臋, 偶eby wszcz膮膰 akcj臋 ratunkow膮.
Giordino siedzia艂 skulony na krze艣le, marz膮c o grubym, 艣rednio wysma偶onym steku.
- Odda艂bym ca艂oroczne zarobki, 偶eby wiedzie膰, gdzie jest teraz nasz statek.
- Nie ma sensu do tego wraca膰 - rzek艂 Pitt. - Niczego si臋 nie dowiemy, dop贸ki nas nie wy艂owi膮.
Czwartego ranka niebo by艂o zasnute chmurami. Wci膮偶 wykonywali te same czynno艣ci - chwytali deszcz贸wk臋, 艂owili ryby, wpatrywali si臋 w horyzont. Wszystko pozostawa艂o bez zmian. Ka偶de z nich przez dwie godziny pe艂ni艂o wacht臋 na stanowisku obserwacyjnym. Wie偶yczka w艂azu wystawa艂a nad powierzchni臋 morza tylko nieco wi臋cej ni偶 metr, wi臋c stoj膮ca w tym miejscu osoba by艂a skazana na przemoczenie, gdy fale przelewa艂y si臋 nad kraw臋dzi膮 luku. Giordino odczepi艂 wszystkie obci膮偶niki, masa 艂odzi wci膮ga艂a j膮 jednak pod pieni膮ce si臋 grzywacze. Sonda ko艂ysa艂a si臋 mocno, ale jej za艂oga ju偶 dawno uodporni艂a si臋 na chorob臋 morsk膮, sp臋dziwszy niemal po艂ow臋 偶ycia na wodzie.
Pitt zrobi艂 grot harpuna, wycinaj膮c go scyzorykiem z twardej plastikowej podk艂adki notesu Misty. Giordino upolowa艂 metrowego rekina. Zjedli md艂e mi臋so i popili je resztk膮 wody.
Podczas wachty Misty niedaleko 鈥濧byss Navigatora鈥 przelecia艂 samolot. Misty wymachiwa艂a energicznie mat膮, w kt贸r膮 chwytali wod臋, nikt ich jednak nie zauwa偶y艂.
- Ten samolot nas szuka艂! - zawo艂a艂a, z trudem t艂umi膮c 艂zy. - Przelecia艂 nad nami i wcale nas nie zobaczy艂.
- Bo to nie takie 艂atwe - przypomnia艂 jej Pitt.
Giordino pokiwa艂 g艂ow膮.
- Nigdy nas nie zobacz膮 z kilkuset metr贸w. Ten w艂az jest przecie偶 mikroskopijny. Z powietrza wygl膮da pewnie jak kamyk na pustyni.
- Albo grosik na polu golfowym.
- Wi臋c jakim sposobem mog膮 nas odnale藕膰? - spyta艂a Misty 艂ami膮cym si臋 g艂osem.
Pitt przytuli艂 j膮 i u艣miechn膮艂 si臋 pocieszaj膮co.
- Statystyki m贸wi膮, 偶e wr贸c膮 tu i odnajd膮 nas.
- Poza tym szcz臋艣cie zawsze nam sprzyja - wtr膮ci艂 Giordino. - Prawda, przyjacielu?
- Jak cholera.
Misty otar艂a oczy, wyg艂adzi艂a szorty i bluzk臋, przeczesa艂a r臋k膮 kr贸tkie w艂osy.
- Przepraszam. Widocznie nie jestem taka twarda, jak my艣la艂am.
Przez kolejne dwa dni Pitt i Giordino musieli bardzo si臋 stara膰, by zachowa膰 optymizm. Nad 艂odzi膮 przelecia艂y trzy samoloty, lecz 偶aden jej nie zauwa偶y艂. Pitt usi艂owa艂 wywo艂a膰 pilot贸w za pomoc膮 przeno艣nego radia, lecz znajdowali si臋 poza zasi臋giem. 艢wiadomo艣膰, 偶e ratunek jest tak blisko, a jednocze艣nie tak daleko, by艂a nies艂ychanie przygn臋biaj膮ca. Pociesza艂o ich jedynie to, 偶e admira艂 Sandecker uruchomi艂 wszelkie dost臋pne 艣rodki, by przeprowadzi膰 szeroko zakrojon膮 akcj臋 poszukiwawcz膮.
Szare chmury, wisz膮ce nad nimi z艂owieszczo przez ca艂y dzie艅, pod wiecz贸r rozp艂yn臋艂y si臋. Pomara艅czowe s艂o艅ce roz艣wietla艂o zachodni膮 stron臋 nieba, kt贸re na wschodzie mia艂o ju偶 barw臋 granatu. Dy偶ur w otworze w艂azu pe艂ni艂 Giordino. Znudzony monotoni膮 bezowocnych obserwacji zapada艂 w lekk膮 drzemk臋, lecz budzi艂 si臋 po pi臋tnastu minutach, spogl膮da艂 na horyzont i znowu przysypia艂.
Nag艂e zbudzi艂a go muzyka. Pomy艣la艂, 偶e to halucynacja i wychyli艂 si臋, nabra艂 d艂oni膮 morskiej wody i chlusn膮艂 ni膮 sobie w twarz.
Muzyka brzmia艂a nadal.
Teraz rozpoznawa艂 melodi臋. Walc Straussa Opowie艣ci Lasku Wiede艅skiego. Potem zobaczy艂 艣wiat艂o. Wygl膮da艂o jak gwiazda, lecz przemieszcza艂o si臋 niewielkim 艂ukiem tam i z powrotem na zachodnim horyzoncie. W nocy okre艣lenie dystansu na morzu jest prawie niemo偶liwe, lecz Giordino by艂 pewien, 偶e muzyka i ruchome 艣wiate艂ko znajduj膮 si臋 w odleg艂o艣ci nie przekraczaj膮cej pi臋ciuset metr贸w.
Szybko wskoczy艂 do wn臋trza kapsu艂y, chwyci艂 latark臋 i wr贸ci艂 na posterunek. Teraz ju偶 widzia艂 zarys ma艂ej 艂odzi, z kt贸rej kwadratowych okienek dochodzi艂o s艂abe 艣wiat艂o. Zacz膮艂 szybko w艂膮cza膰 i wy艂膮cza膰 latark臋.
- Tutaj! Tutaj! - krzykn膮艂 jak ochryp艂y osio艂.
- Co si臋 dzieje?! - zawo艂a艂 z do艂u Pitt.
- Jaka艣 艂贸d藕 w pobli偶u! - odkrzykn膮艂 Giordino. - Chyba p艂ynie w naszym kierunku.
- Wystrzel rac臋 - powiedzia艂a zaaferowana Misty.
- Nie mamy rac. Zanurzamy si臋 tylko w dzie艅, a po powrocie na powierzchni臋 jeste艣my blisko macierzystego statku - wyja艣ni艂 spokojnie Pitt. Bez po艣piechu wzi膮艂 radio i zacz膮艂 wywo艂ywa膰 przybysza na r贸偶nych cz臋stotliwo艣ciach.
Misty bardzo chcia艂a zobaczy膰, co si臋 dzieje na g贸rze, ale u wylotu w艂azu by艂o miejsce tylko dla jednej osoby. Mog艂a tylko usi膮艣膰 i czeka膰. Pitt stara艂 si臋 nawi膮za膰 kontakt. Chcia艂a te偶 us艂ysze膰 od Giordina potwierdzenie, 偶e zostan膮 uratowani.
- Nie zauwa偶yli nas - j臋kn膮艂 Giordino w przerwie mi臋dzy okrzykami. Ca艂y czas wymachiwa艂 latark膮. Ledwie 艣wieci艂a, baterie by艂y ju偶 bardzo s艂abe. - P艂yn膮 obok.
- Halo, halo, odezwijcie si臋 - m贸wi艂 b艂agalnie Pitt.
呕adnej odpowiedzi.
Ogarn臋艂o ich rozgoryczenie. Giordino patrzy艂, jak 艣wiat艂a na wodzie zaczynaj膮 gin膮膰 w ciemno艣ci. Nikt na pok艂adzie ich nie zauwa偶y艂. Nieznana jednostka oddala艂a si臋 kursem na p贸艂nocny zach贸d.
- Tak blisko, a tak daleko - mrukn膮艂 przygn臋biony.
Nagle w g艂o艣niku odezwa艂 si臋 czyj艣 g艂os:
- Z kim rozmawiam?
- Jeste艣my rozbitkami! - zawo艂a艂 Pitt. - Przep艂yn臋li艣cie tu偶 obok nas. Zawr贸膰cie.
- Trzymajcie si臋. Zawracam.
- Skr臋ca! - zawo艂a艂 rado艣nie Giordino. - Wraca!
- Gdzie was szuka膰? Jaki kurs?
- Al! - zawo艂a艂 Pitt. - Podaj nasz膮 pozycj臋.
- Niech skr臋ci dwadzie艣cia stopni na lew膮 burt臋.
- Dwadzie艣cia stopni w lewo. Powinni艣cie nas zobaczy膰 - przekaza艂 informacj臋 Pitt.
Min臋艂a minuta.
- Widz臋 s艂ab膮 偶贸艂t膮 po艣wiat臋 sto metr贸w przed sob膮 - powiedzia艂 g艂os.
W艂a艣ciciel podp艂ywaj膮cej 艂odzi w艂膮czy艂 zewn臋trzne o艣wietlenie. Du偶y reflektor omiata艂 silnym promieniem powierzchni臋 morza, wreszcie zatrzyma艂 si臋 na Giordinie, wci膮偶 wymachuj膮cym latark膮 jak szaleniec.
- Nie b贸jcie si臋 - odezwa艂 si臋 g艂os. - Przep艂yn臋 nad wami i zatrzymam si臋 nad wasz膮 wie偶yczk膮, gdy zr贸wna si臋 z moj膮 ruf膮. Wyrzuci艂em drabink臋, 偶eby艣cie mogli wej艣膰.
Pitt nie zrozumia艂.
- Przep艂yniecie nad nami? - powt贸rzy艂. - Nie rozumiem. Nie by艂o odpowiedzi.
- On chyba chce nas staranowa膰! - krzykn膮艂 Giordino.
Pitt pomy艣la艂, 偶e odnale藕li ich nas艂ani mordercy, by膰 mo偶e nawet zwi膮zani z m臋偶czyzn膮, kt贸ry chcia艂 zabi膰 Kelly Egan. Obj膮艂 mocno Misty.
- Trzymaj si臋 mnie. Po zderzeniu szybko wyskakuj przez w艂az, zanim zatoniemy. Podsadz臋 ci臋 i wypchn臋 na zewn膮trz.
Chcia艂a co艣 powiedzie膰, ale w ko艅cu ukry艂a twarz na jego piersi. Zamkn膮艂 j膮 w mocnych ramionach.
- Zawo艂aj, kiedy ma nast膮pi膰 zderzenie! - rozkaza艂 Pitt Alowi. - A potem skacz.
Giordino przygotowa艂 si臋 do skoku, z przera偶eniem patrz膮c na zbli偶aj膮cy si臋 jasno o艣wietlony statek. 艁贸d藕 wygl膮da艂a zupe艂nie inaczej ni偶 typowy pe艂nomorski jacht. By艂a podobna do wielkiej zielono-bia艂ej manty, z g艂owowymi p艂etwami otaczaj膮cymi p贸艂koli艣cie paszcz臋, zbieraj膮c膮 plankton. Szeroki pok艂ad dziobowy wznosi艂 si臋, a potem omija艂 z obu stron wielkie okno widokowe okr膮g艂ej ster贸wki.
Niepok贸j Giordina ust膮pi艂 miejsca uldze. Bli藕niacze kad艂uby katamaranu mija艂y w艂az sondy w odleg艂o艣ci p贸艂tora metra z ka偶dej strony. Nad jego g艂ow膮 przesuwa艂a si臋 nadbud贸wka 艂odzi. Wreszcie katamaran zatrzyma艂 si臋. Byli pod jego ruf膮. Giordino chwyci艂 instynktownie chromowan膮 drabink臋, kt贸ra nieoczekiwanie pojawi艂a si臋 w odleg艂o艣ci p贸艂 metra.
Dopiero wtedy przysz艂o mu do g艂owy, by zawiadomi膰 o tym Pitta i Misty.
- Nie b贸jcie si臋. To katamaran. Jeste艣my dok艂adnie pod jego ruf膮! - zawo艂a艂 i znikn膮艂.
Misty wyskoczy艂a z w艂azu jak korek od szampana, zaskoczona widokiem niesamowitej 艂odzi. W mgnieniu oka wspi臋艂a si臋 po drabince, a po chwili znalaz艂a si臋 na eleganckim pok艂adzie rufowym. Sta艂y tam mi臋kkie sofy i stolik.
Pitt w艂膮czy艂 sygna艂 wywo艂awczy, zabezpieczy艂 w艂az i dopiero wtedy przeszed艂 na katamaran. Nie powita艂 go nikt z za艂ogi ani pasa偶er贸w. 艁贸d藕 ruszy艂a, ods艂aniaj膮c dryfuj膮cego 鈥濶avigatora鈥, lecz po przep艂yni臋ciu dwustu metr贸w zatrzyma艂a si臋. Patrzyli, jak ze ster贸wki wynurza si臋 jaka艣 posta膰.
Postawny m臋偶czyzna by艂 tego samego wzrostu co Pitt, ale ponad pi臋膰 kilogram贸w ci臋偶szy. By艂 tak偶e trzydzie艣ci lat starszy, mia艂 siwiej膮ce w艂osy i brod臋, kt贸re nadawa艂y mu wygl膮d l膮dowego szczura. Niebieskozielone oczy b艂yszcza艂y, gdy z u艣miechem przygl膮da艂 si臋 rozbitkom.
- Wi臋c jest was troje - powiedzia艂 ze zdziwieniem. - My艣la艂em, 偶e na tej tratwie by艂 tylko jeden cz艂owiek.
- To nie tratwa - odpar艂 Pitt - a miniaturowa 艂贸d藕 podwodna przeznaczona do pracy na bardzo du偶ych g艂臋boko艣ciach.
M臋偶czyzna chcia艂 co艣 powiedzie膰, ale zmieni艂 zdanie i uzna艂 po prostu:
- Skoro pan tak m贸wi...
- Badali艣my wrak zatopionego statku pasa偶erskiego - wyja艣ni艂a Misty.
- Tak, 鈥濫merald Dolphin鈥. S艂ysza艂em o tym. Straszna tragedia. Cud, 偶e tylu ludzi ocala艂o.
Pitt nie rozwodzi艂 si臋 nad ich udzia艂em w akcji ratowniczej, lecz po prostu opisa艂, w jaki spos贸b zostali rozbitkami.
- I po wynurzeniu nie znale藕li艣cie swojego statku? - spyta艂 z pow膮tpiewaniem m臋偶czyzna.
- Znik艂 - zapewni艂 go Giordino.
- Powinni艣my natychmiast skontaktowa膰 si臋 z nasz膮 central膮 w Waszyngtonie i zawiadomi膰 dyrektora NUMA, 偶e zostali艣my uratowani.
- Oczywi艣cie. Chod藕cie do ster贸wki. Mo偶ecie skorzysta膰 z radiostacji albo telefonu satelitarnego, a nawet wys艂a膰 e-mail. 鈥濸eriwinkle鈥 jest doskonale wyposa偶ony w najnowocze艣niejsze systemy komunikacyjne.
Pitt przygl膮da艂 si臋 starszemu m臋偶czy藕nie.
- My艣my si臋 ju偶 kiedy艣 spotkali.
- Chyba tak.
- Nazywam si臋 Dirk Pitt. - Wskaza艂 na swoich towarzyszy. - A to Misty Graham i Al Giordino.
M臋偶czyzna serdecznie u艣cisn膮艂 ich d艂onie, a potem u艣miechn膮艂 si臋 do Pitta.
- Jestem Clive Cussler.
Pitt przygl膮da艂 si臋 mu ciekawie.
- Mamy wielkie szcz臋艣cie, 偶e przep艂ywa艂 pan w pobli偶u - odezwa艂a si臋 Misty, zadowolona, 偶e nie musi tkwi膰 w ciasnej kapsule.
- Odbywam rejs dooko艂a 艣wiata - wyja艣ni艂 Cussler. - Ostatnio by艂em w Hobart na Tasmanii, a teraz p艂yn臋 do Papeete na Tahiti. Chyba najlepiej b臋dzie, gdy zbocz臋 z kursu i wysadz臋 was na najbli偶szej wyspie z lotniskiem.
- Jaka to wyspa? - spyta艂 Giordino.
- Rarotonga.
Pitt rozgl膮da艂 si臋 dooko艂a.
- Nie widz臋 偶adnej za艂ogi.
- P艂yn臋 sam - odpar艂 Cussler.
- Takim wielkim jachtem?
Cussler u艣miechn膮艂 si臋.
- 鈥濸eriwinkle鈥 to nie jest zwyk艂y jacht. Wszystkie systemy s膮 automatyczne i skomputeryzowane, wi臋c mo偶e p艂yn膮膰 zupe艂nie sam. I tak w艂a艣nie si臋 dzieje.
- Czy mog臋 skorzysta膰 z pa艅skiej propozycji rozmowy z telefonu satelitarnego? - spyta艂 Pitt.
- Oczywi艣cie.
Cussler poprowadzi艂 go schodkami do ster贸wki. Wok贸艂 kabiny przy膰mione szyby tworzy艂y panoramiczne okno, sk膮d mo偶na by艂o obserwowa膰 horyzont w dowolnym kierunku. Wn臋trze r贸wnie偶 nie by艂o typowe. Zamiast przyrz膮d贸w i wska藕nik贸w, ko艂a sterowego czy d藕wigni reguluj膮cych prac臋 silnik贸w sta艂o tam siedem ekran贸w ciek艂okrystalicznych i du偶y, wygodny fotel. Na prawej por臋czy zamontowano komputerowy trackball, na lewej joystick. Monitory umieszczono w orzechowych obudowach. Ta kabina sterowa wygl膮da艂a bardziej elegancko ni偶 mostek na pok艂adzie statku kosmicznego 鈥濫nterprise鈥.
Cussler wskaza艂 Pittowi fotel.
- Telefon satelitarny jest w panelu po prawej. Wystarczy wcisn膮膰 niebieski guzik i mo偶na rozmawia膰.
Pitt wybra艂 numer bezpo艣redniej linii Sandeckera w centrali NUMA. Admira艂 jak zwykle odebra艂 po pierwszym dzwonku.
- Sandecker.
- M贸wi Dirk.
Zaleg艂a ci臋偶ka cisza.
- Jeste艣 ca艂y i zdrowy? - spyta艂 powoli admira艂.
Troch臋 odwodniony i st臋skniony za normalnym jedzeniem, ale poza tym w porz膮dku.
- A Al?
- I on, i Misty Graham z ekipy naukowej 鈥濪eep Encountera鈥 stoj膮 obok mnie.
Pitt wyczu艂 wielk膮 ulg臋 w g艂osie Sandeckera.
- Jest tu ze mn膮 Rudi. Prze艂膮cz臋 na g艂o艣nik.
- Dirk! - zawo艂a艂 rado艣nie Rudi Gunn. - Tak si臋 ciesz臋, 偶e 偶yjecie. Wszystkie jednostki ratownicze z Australii i Nowej Zelandii wyruszy艂y na poszukiwania statku.
- Mieli艣my szcz臋艣cie. Wzi膮艂 nas na pok艂ad przep艂ywaj膮cy w pobli偶u jacht.
- Nie jeste艣cie na statku badawczym? - spyta艂 ostro Sandecker.
- Sp臋dzili艣my par臋 godzin na dnie, badaj膮c wrak 鈥濫merald Dolphina鈥, a gdy wyszli艣my na powierzchni臋, statku i za艂ogi nigdzie nie by艂o wida膰.
- Wi臋c nic nie wiecie?
- O czym?
- Nie jeste艣my jeszcze zupe艂nie pewni, ale wygl膮da na to, 偶e statek uprowadzono.
- Sk膮d ten wniosek?
- Dopiero wczoraj o tej porze nasze systemy wykry艂y r贸偶nic臋 we wzorcu g艂osu kapitana Burcha, gdy przekazywa艂 meldunki do centrali. Do tej chwili uwa偶ali艣my je za autentyczne. Nie by艂o powod贸w do podejrze艅.
- Gdy schodzili艣my pod wod臋, wszystko by艂o w porz膮dku.
- Ostatni prawdziwy meldunek od Burcha m贸wi艂, 偶e 鈥濧byss Navigator鈥 za chwil臋 zostanie opuszczony do morza. Porywacze musieli wej艣膰 na pok艂ad, gdy byli艣cie na dnie.
- Wiadomo, dok膮d go uprowadzono?
- Nie - odpar艂 kr贸tko Sandecker.
- Przecie偶 nie wyparowa艂 - odezwa艂a si臋 Misty. - Marsjanie nie zabrali go w kosmos.
- Obawiamy si臋 - stwierdzi艂 ponuro admira艂 - 偶e statek zosta艂 celowo zatopiony. - Powstrzyma艂 si臋 od uwagi, 偶e ca艂a za艂oga spoczywa na dnie oceanu.
- Ale dlaczego? - spyta艂 Giordino. - Jak膮 warto艣膰 ma dla pirat贸w statek badawczy? Na pok艂adzie nie ma 偶adnych skarb贸w, nie mo偶na go wykorzysta膰 do przemytu, jest zbyt wolny i 艂atwo rozpoznawalny. Wi臋c dlaczego?
- Dlaczego... - powt贸rzy艂 bezwiednie Pitt. - Ludzie, kt贸rzy podpalili liniowiec i zatopili go, chcieli nam przeszkodzi膰 w zdobyciu dowod贸w sabota偶u.
- Uda艂o si臋 wam zbada膰 wrak? - spyta艂 Gunn.
- Nie ma w膮tpliwo艣ci, 偶e dno statku zosta艂o wysadzone od 艣rodka w co najmniej sze艣ciu miejscach. 鈥濫merald Dolphin鈥 osiad艂 na dnie Rowu Tonga.
- S艂ysza艂em - powiedzia艂 Sandecker - 偶e niewiele brakowa艂o, a poci膮gn膮艂by za sob膮 holownik.
- Sze艣膰 kilometr贸w pod wod膮 to dobre miejsce, 偶eby ukry膰 niewygodne dowody - zauwa偶y艂 Giordino.
- Bandyci nie brali pod uwag臋, 偶e statek badawczy NUMA - doda艂 Gunn - znajduje si臋 w pobli偶u i mo偶e wys艂a膰 na dno miniaturowe 艂odzie podwodne.
W oczach Misty pojawi艂o si臋 przera偶enie.
- Z tego wynika, 偶e 偶eby zatrze膰 艣lady, wymordowali ca艂膮 za艂og臋 鈥濪eep Encountera鈥.
Na jachcie i w gabinecie Sandeckera zapad艂a bolesna cisza. Nikt nie mia艂 w膮tpliwo艣ci, 偶e ludzie, kt贸rzy z zimn膮 krwi膮 gotowi byli spali膰 偶ywcem lub utopi膰 pasa偶er贸w liniowca, nie zawahaj膮 si臋 pos艂a膰 na dno statku badawczego wraz z za艂og膮.
Pitt przypuszcza艂, 偶e mordercy nie zrealizowali jeszcze swojego planu.
- Rudi?
Gunn zdj膮艂 okulary i przetar艂 szk艂a.
- Tak?
- Piraci mogli bez trudu zatopi膰 statek. Udawali jednak g艂os Burcha, nadaj膮c do was regularne meldunki. Po co mieliby to robi膰, gdyby statek znajdowa艂 si臋 na dnie?
- Nie wiemy, czy zosta艂 zatopiony - odpar艂 Gunn.
- Tak, ale na powierzchni nie zauwa偶yli艣my 艣lad贸w oleju ani szcz膮tk贸w. Nie by艂o te偶 s艂ycha膰 d藕wi臋k贸w, wydawanych przez rozpadaj膮cy si臋 pod wielkim ci艣nieniem na du偶ej g艂臋boko艣ci kad艂ub. Mam nadziej臋, 偶e zabrali statek wraz z za艂og膮 i ukryli go jako kart臋 przetargow膮 na wypadek, gdyby ich plany zawiod艂y.
- A gdy oka偶e si臋, 偶e s膮 poza podejrzeniami - podj膮艂 Gunn - pozb臋d膮 si臋 dowod贸w swoich zbrodni?
- Nie mo偶emy do tego dopu艣ci膰 - powiedzia艂a przera偶ona Misty. - Je艣li przypuszczenia Pitta s膮 s艂uszne, mamy niewiele czasu, by ocali膰 przyjaci贸艂.
- Problem polega na tym, gdzie ich szuka膰 - stwierdzi艂 Sandecker.
- Nigdzie ani 艣ladu? - spyta艂a Misty.
- Nic.
- Nawet statku pirat贸w?
- Nie - odpar艂 cicho Sandecker.
- Chyba nale偶y odnale藕膰 obydwa statki. - W g艂osie Pitta zabrzmia艂a pewno艣膰 siebie.
Sandecker i Gunn popatrzyli po sobie.
- Co ci chodzi po g艂owie? - spyta艂 ostro偶nie admira艂. - Trzeba rozszerzy膰 obszar poszukiwa艅.
- Nie rozumiem? - zapyta艂 Gunn.
- Za艂贸偶my, 偶e obie jednostki znajdowa艂y si臋 poza zasi臋giem kamer satelitarnych, kt贸re pokrywaj膮 w膮ski pas oceanu.
- To ca艂kiem mo偶liwe - przyzna艂 Sandecker.
- Przyjmuj臋, 偶e kiedy satelita nadlatywa艂 nad ten obszar po raz kolejny, poszerzyli艣cie zakres obserwacji.
- Zgadza si臋.
- I nadal nie by艂o 艣ladu 偶adnego ze statk贸w.
- Nie.
- Czyli, 偶e nie wiemy, gdzie jest 鈥濪eep Encounter鈥, ale mam ju偶 pewno艣膰, gdzie go nie ma.
Sandecker g艂adzi艂 r贸wno przystrzy偶on膮 brod臋.
- Wiem, do czego zmierzasz, ale to chyba nie ma sensu.
- Zgadzam si臋 z admira艂em - popar艂 go Gunn. - Maksymalna szybko艣膰 statku to zaledwie pi臋tna艣cie w臋z艂贸w. Nie ma mowy, 偶eby znalaz艂 si臋 poza zasi臋giem kamer satelity.
- G艂贸wny mechanik House wyci膮gn膮艂 dwadzie艣cia w臋z艂贸w, gdy p艂yn臋li艣my na ratunek p艂on膮cego liniowca - powiedzia艂 Pitt. - Wiem, 偶e to czysta spekulacja, ale je艣li porywacze mieli wystarczaj膮co szybki statek, mogli wzi膮膰 鈥濪eep Encountera鈥 na hol i zwi臋kszy膰 jego szybko艣膰 o kolejne cztery do sze艣ciu w臋z艂贸w.
- To nic nie daje. - W g艂osie admira艂a brzmia艂o nadal pow膮tpiewanie. - Gdy zwi臋kszyli艣my zasi臋g kamer, statk贸w wci膮偶 nie by艂o wida膰.
Wtedy Pitt zagra艂 swojego d偶okera.
- Owszem, ale szukali艣cie tylko na wodzie.
- A gdzie mieli艣my szuka膰? - spyta艂 zaciekawiony Sandecker.
- Dirk ma racj臋 - powiedzia艂 w zamy艣leniu Gunn. - Nie brali艣my pod uwag臋 sta艂ego l膮du.
- Przepraszam, 偶e pytam - odezwa艂 si臋 Giordino - ale jakiego l膮du? Najbli偶sza ziemia od miejsca zatoni臋cia 鈥濪olphina鈥 to p贸艂nocny cypel Nowej Zelandii.
- Nie - odpar艂 Pitt cicho, 偶eby wywo艂a膰 lepszy efekt. - Nieca艂e dwie艣cie mil na po艂udnie znajduj膮 si臋 wyspy Kermadec. P艂yn膮c z pr臋dko艣ci膮 dwudziestu pi臋ciu w臋z艂贸w, mo偶na tam swobodnie dotrze膰 w ci膮gu o艣miu godzin. - Odwr贸ci艂 si臋 i spojrza艂 na Cusslera. - Zna pan te wyspy?
- Op艂yn膮艂em je. Nie s膮 ciekawe. Trzy ma艂e wysepki i stercz膮ca z morza ska艂a. Najwi臋ksza wyspa nazywa si臋 Raoul, ale to tylko bry艂a zastyg艂ej lawy o powierzchni trzydziestu paru kilometr贸w kwadratowych. Klifowe nabrze偶e wznosi si臋 wysoko, tworz膮c g贸r臋 Mamukai.
- S膮 tam jakie艣 ludzkie osady?
- Ma艂a stacja meteorologiczna i telekomunikacyjna, ale w pe艂ni zautomatyzowana. Naukowcy zagl膮daj膮 tam raz na p贸艂 roku, 偶eby sprawdzi膰 i ewentualnie naprawi膰 sprz臋t. Na sta艂e mieszkaj膮 na wyspie tylko kozy i szczury.
- Czy przysta艅 jest na tyle du偶a, by przyj膮膰 ma艂y statek?
- Przypomina raczej lagun臋 - odpar艂 Cussler. - Ale mog膮 tam zakotwiczy膰 dwa, a mo偶e nawet trzy niewielkie statki.
- A ro艣linno艣膰, kt贸ra mo偶e pos艂u偶y膰 jako kamufla偶?
- Na wyspie ro艣nie g臋sty las i bujne krzewy. Mog膮 ukry膰 kilka ma艂ych statk贸w nawet przed wzrokiem uwa偶nego obserwatora.
- S艂ysza艂 pan? - powiedzia艂 Pitt do s艂uchawki.
- S艂ysza艂em - potwierdzi艂 admira艂. - Poprosz臋, by satelita podczas kolejnego przelotu nad po艂udniowym Pacyfikiem wycelowa艂 obiektywy w Kermadec. Jak mog臋 si臋 z wami skontaktowa膰?
Pitt chcia艂 spyta膰 Cusslera o kod, lecz 偶eglarz napisa艂 ju偶 na kartce szereg cyfr. Pitt przekaza艂 kod Sandeckerowi i wy艂膮czy艂 si臋.
- M贸g艂by pan zawr贸ci膰 w kierunku wysp Kermadec?
Oczy Cusslera rozb艂ys艂y.
- Ma pan jaki艣 sprytny plan?
- A czy pan ma na pok艂adzie buteleczk臋 tequili?
Cussler powa偶nie kiwn膮艂 g艂ow膮.
- Tak. Ca艂y karton najlepszego gatunku. Od czasu do czasu odrobina b艂臋kitnej agawy pomaga mi utrzyma膰 si臋 w dobrej formie.
Nape艂nili szklanki i Pitt opowiedzia艂, jaki pomys艂 przyszed艂 mu do g艂owy, ale tylko tyle, ile uzna艂 za w艂a艣ciwe w tych okoliczno艣ciach. Pomy艣la艂, 偶e w ko艅cu nikt przy zdrowych zmys艂ach nie zaryzykuje zniszczenia pi臋knego jachtu, 偶eby realizowa膰 jego desperack膮 akcj臋.
Malachitowa ziele艅 morza 艂膮czy艂a si臋 z oliwinow膮 zieleni膮 wody p艂yn膮cej lagun膮 mi臋dzy wulkanicznymi klifami wyspy Raoul. Za kana艂em laguna rozszerza艂a si臋 w niewielki, ale zupe艂nie przyzwoity basen, gdzie mog艂y kotwiczy膰 ma艂e statki. Dalej znajdowa艂o si臋 uj艣cie strumienia, sp艂ywaj膮cego z g贸ry Mumakai. Na piaszczystej pla偶y w kszta艂cie podkowy tu i tam widnia艂y czarne ska艂y oszlifowane przez wod臋. Wok贸艂 nich ros艂y kokosowe palmy.
Od strony morza przez bram臋 utworzon膮 przez ska艂y po obu stronach kana艂u wida膰 by艂o tylko niewielk膮 cze艣膰 laguny. Przypomina艂o to zagl膮danie przez lunet臋 w g艂臋bok膮 rozpadlin臋. Wysoko, na szczycie zachodniej ska艂y wej艣cia, sto metr贸w nad powierzchni膮 morza i niebezpiecznie blisko kraw臋dzi sta艂a chatka z palmowych li艣ci, stanowi膮cych jedynie kamufla偶 艣cian zbudowanych z betonowych blok贸w. Wn臋trze by艂o klimatyzowane, okna chroni艂y przyciemnione szyby. W komfortowo wyposa偶onym domku siedzia艂 stra偶nik, wypatruj膮cy przez siln膮 lornetk臋 zamocowan膮 na statywie ka偶dego 艣ladu statku. Spoczywa艂 w wygodnym fotelu przed komputerem, radiostacj膮 i kamer膮 z monitorem. M臋偶czyzna pali艂 papierosa za papierosem i zd膮偶y艂 ju偶 zgromadzi膰 w popielniczce stert臋 niedopa艂k贸w. Na przeciwleg艂ej 艣cianie wisia艂y cztery wyrzutnie pocisk贸w i dwa karabiny automatyczne. Z takim arsena艂em stra偶nik m贸g艂 powstrzyma膰 ma艂膮 flotyll臋 okr臋t贸w, pr贸buj膮cych wtargn膮膰 do laguny.
M臋偶czyzna mia艂 trzydzie艣ci lat, by艂 dobrze umi臋艣niony i sprawny fizycznie. Pociera艂 r臋k膮 niewielki zarost na podbr贸dku, spogl膮daj膮c bezmy艣lnie na b艂yszcz膮ce morze. Niebieskooki blondyn, by艂y 偶o艂nierz Si艂 Specjalnych, zosta艂 wynaj臋ty przez wydzia艂 bezpiecze艅stwa wewn臋trznego du偶ej korporacji, o kt贸rej wiedzia艂 niewiele i kt贸ra niewiele go obchodzi艂a. Wykonywa艂 zadania w r贸偶nych cz臋艣ciach 艣wiata, w tym czasami r贸wnie偶 zab贸jstwa, ale dostawa艂 za to pieni膮dze i to niema艂e. I tylko to si臋 liczy艂o.
Ziewn膮艂 i zmieni艂 p艂yty kompaktowe w odtwarzaczu. Mia艂 eklektyczny gust - od muzyki powa偶nej po soft rock. Wcisn膮艂 guzik i nagle zauwa偶y艂 jaki艣 ruch wok贸艂 oderwanej bry艂y skalnej, znajduj膮cej si臋 poni偶ej punktu obserwacyjnego. Podni贸s艂 do oczu lornetk臋 i nastawiwszy ostro艣膰, zobaczy艂 szybko p艂yn膮cy, niebiesko-bia艂y obiekt.
By艂 to najdziwniejszy jacht, jaki widzia艂 w 偶yciu. Motorowy katamaran pozbawiony masztu rozcina艂 l艣ni膮c膮 od s艂o艅ca wod臋 z szybko艣ci膮 blisko czterdziestu w臋z艂贸w. Stra偶nik przetar艂 oczy i ponownie spojrza艂 przez lornetk臋.
艁贸d藕 mia艂a z pewno艣ci膮 ponad dwadzie艣cia metr贸w. Sam nie wiedzia艂, czy podoba mu si臋 jej kszta艂t, czy te偶 nie. Im d艂u偶ej si臋 przygl膮da艂, tym bardziej jej linia wydawa艂a mu si臋 elegancka i egzotyczna. Przypomina艂a par臋 艂y偶ew, nad kt贸rymi znajdowa艂a si臋 okr膮g艂a ster贸wka. Na g贸rnym pok艂adzie dwoje ludzi - kobieta i m臋偶czyzna - za偶ywa艂o k膮pieli w jacuzzi. 艢miali si臋, popijaj膮c drinki. Wszystkie okna wykonano z przyciemnionego szk艂a, nie wiedzia艂 wi臋c, czy wewn膮trz s膮 jeszcze inni pasa偶erowie lub cz艂onkowie za艂ogi.
W艂膮czy艂 radio i nastawi艂 prze艂膮cznik na nadawanie.
- Tu Pirat. Od p贸艂nocnego wschodu zbli偶a si臋 jaki艣 jacht.
- Od p贸艂nocnego wschodu - powt贸rzy艂 szorstki g艂os.
- Prawdopodobnie p艂ynie z Tahiti do Nowej Zelandii.
- Wida膰 bro艅 albo uzbrojon膮 za艂og臋?
- Nie.
- Nie wygl膮da gro藕nie?
- Absolutnie, chyba 偶e zagro偶enie mo偶e stanowi膰 dwoje nagich ludzi w jacuzzi.
- P艂ynie do kana艂u?
Stra偶nik sprawdzi艂 kurs zbli偶aj膮cego si臋 jachtu.
- Wygl膮da na to, 偶e nas ominie.
- Pozosta艅 w kontakcie radiowym i zg艂aszaj ka偶dy podejrzany ruch. Je艣li skr臋ci do kana艂u, wiesz, co masz robi膰.
Stra偶nik popatrzy艂 na jedn膮 z r臋cznych wyrzutni.
- Szkoda b臋dzie zniszczy膰 taki pi臋kny jacht. - Przechyli艂 si臋 w fotelu i ponownie spojrza艂 przez lornetk臋. Poczu艂 zadowolenie, 偶e 艂贸d藕 mija wej艣cie do kana艂u i p艂ynie w swoj膮 stron臋. Obserwowa艂 j膮 do momentu, gdy sta艂a si臋 male艅k膮 odleg艂膮 plamk膮. Zn贸w w艂膮czy艂 radiostacj臋.
- Tu Pirat. Jacht odp艂yn膮艂. Chyba rzuci艂 kotwic臋 w otwartej lagunie przy po艂udniowym kra艅cu wyspy Macaulay.
- To jest nieszkodliwy - orzek艂 chropowaty g艂os.
- Na to wygl膮da.
- Gdy zapadn膮 ciemno艣ci, obserwuj jego 艣wiat艂a pozycyjne i pilnuj, czy stoi w miejscu.
- Pewnie zatrzyma艂 si臋 tu na noc. Pasa偶erowie i za艂oga za chwil臋 urz膮dz膮 sobie grilla na pla偶y. Wygl膮daj膮 na turyst贸w, odbywaj膮cych rejs po po艂udniowym Pacyfiku.
- Wy艣l臋 helikopter i przekonamy si臋, czy masz racj臋.
Misty i Giordino wcale nie byli nadzy. Mieli na sobie kostiumy k膮pielowe, kt贸re po偶yczy艂 im Cussler. Popijali rum. 艁贸d藕 wp艂yn臋艂a pod strome ska艂y wyspy Raoul. Cussler i Pitt nie mieli tyle szcz臋艣cia. Stary siedzia艂 w ster贸wce z map膮 na kolanach, obserwuj膮c wskazania g艂臋boko艣ciomierza oraz znajduj膮ce si臋 na dnie rafy koralowe, kt贸re mog艂y rozp艂ata膰 kad艂uby 鈥濸eriwinkle鈥檃鈥 r贸wnie 艂atwo, jak brzytwa przecina papier. Na barkach Pitta spoczywa艂o najgorsze zadanie. Le偶a艂 spocony pod warstw膮 poduszek i r臋cznik贸w na dolnym pok艂adzie, filmuj膮c domek stra偶nika, znajduj膮cy si臋 na skale przy wej艣ciu do kana艂u.
Gdy rzucili kotwic臋, zebrali si臋 w saloniku i patrzyli w monitor, na kt贸rym pojawi艂 si臋 materia艂 nagrany przez Pitta. Silny teleobiektyw i elektroniczne rozja艣nienie obrazu pozwoli艂y dostrzec w oknie stra偶nicy cz艂owieka, patrz膮cego na nich przez wielk膮 lornetk臋. Dzi臋ki supernowoczesnym urz膮dzeniom Cusslera uda艂o si臋 r贸wnie偶 nagra膰 d藕wi臋k, w tym rozmow臋 stra偶nika z m臋偶czyzn膮 o chropowatym g艂osie.
- Oszukali艣my ich - stwierdzi艂a ra藕no Misty.
- Dobrze, 偶e nie pr贸bowali艣my wp艂yn膮膰 do kana艂u, powiewaj膮c flagami - rzek艂 Giordino, przyk艂adaj膮c sobie do czo艂a puszk臋 zimnego piwa.
- Nie wygl膮daj膮 na przyja藕nie nastawionych do obcych - przyzna艂 Pitt.
Jakby na potwierdzenie jego s艂贸w us艂yszeli warkot silnik贸w helikoptera, kt贸ry w艂a艣nie przelecia艂 nad jachtem.
- Facet powiedzia艂, 偶e musi zorientowa膰 si臋 w sytuacji - powiedzia艂 Pitt. - Mo偶e wyjdziemy na pok艂ad i pomachamy mu?
Czerwono偶贸艂ty 艣mig艂owiec unosi艂 si臋 w powietrzu nieco za ruf膮 鈥濸eriwinkle鈥檃鈥, na wysoko艣ci nie wi臋kszej ni偶 trzydzie艣ci metr贸w. Numery rejestracyjne na kad艂ubie mia艂 zalepione szerok膮 ta艣m膮. Wewn膮trz siedzieli dwaj m臋偶czy藕ni w kwiecistych koszulach i obserwowali 艂贸d藕.
Pitt po艂o偶y艂 si臋 wygodnie na pok艂adowej sofie, podczas gdy Giordino schowa艂 si臋 pod daszkiem i filmowa艂 helikopter kamer膮, ukryt膮 pod pach膮 i koszul膮. Misty z Cusslerem stan臋li obok jacuzzi i pomachali przybyszom.
Pitt uni贸s艂 kieliszek, jakby zaprasza艂 ich do wsp贸lnego toastu. Widz膮c kobiet臋 i starszego m臋偶czyzn臋 o siwych w艂osach i brodzie, musieli pozby膰 si臋 wszelkich podejrze艅. Pilot pomacha艂 do nich tak偶e. Potem okr膮偶y艂 jacht i skierowa艂 si臋 do wyspy Raoul, zadowolony, 偶e tury艣ci nie stanowi膮 偶adnego zagro偶enia.
Po odlocie 艣mig艂owca, wr贸cili do saloniku. Giordino wyj膮艂 z kamery kaset臋 i w艂o偶y艂 j膮 do odtwarzacza. Na ekranie wida膰 by艂o wyra藕nie m臋偶czyzn臋 z jasnymi w艂osami i siwiej膮c膮 brod膮, kt贸ry siedzia艂 za sterami maszyny, a tak偶e jego czarnosk贸rego kompana.
- Nareszcie mamy konkretne twarze ludzi bior膮cych w tym udzia艂 - powiedzia艂 w zadumie Giordino.
- I co teraz? - Cussler wy艂膮czy艂 magnetowid.
- Gdy zapadnie ciemno艣膰, zbudujemy ma艂膮 tratw臋 i zamocujemy na niej lampy, aby z odleg艂o艣ci wygl膮da艂a jak zakotwiczona 艂贸d藕. Pod os艂on膮 ska艂 podp艂yniemy do kana艂u tak, 偶eby nie zauwa偶y艂 nas stra偶nik. Nie wykryje nas radar, bo go nie wida膰 na ta艣mach. Potem ja i Al wejdziemy do wody i pop艂yniemy kana艂em do laguny na ma艂y zwiad. Je艣li 鈥濪eep Encounter鈥 rzeczywi艣cie jest ukryty i zamaskowany siatk膮, wejdziemy na pok艂ad, opanujemy statek, sterroryzujemy pirat贸w, w ko艅cu uwolnimy naszych przyjaci贸艂 i wyp艂yniemy na pe艂ne morze.
- Wi臋c taki jest ten tw贸j plan? - spyta艂 Giordino, mru偶膮c oczy, jakby zobaczy艂 fatamorgan臋.
- Tak, to jest m贸j plan - powt贸rzy艂 Pitt.
- Chyba nie m贸wisz tego powa偶nie - odezwa艂a si臋 Misty. - Was dw贸ch przeciwko co najmniej pi臋膰dziesi臋ciu uzbrojonym drabom? To najbardziej wariacki pomys艂, o jakim s艂ysza艂am.
Pitt wzruszy艂 ramionami.
- Troch臋 to upro艣ci艂em. Ale, szczerze m贸wi膮c, nie widz臋 innego sposobu, by dopi膮膰 celu.
- Mogliby艣my zawiadomi膰 Australijczyk贸w - zasugerowa艂 Cussler. - Niech przy艣l膮 jednostk臋 do zada艅 specjalnych. B臋d膮 tu za dwadzie艣cia cztery godziny.
- Mo偶emy nie mie膰 tyle czasu - rzek艂 Pitt. - Je艣li porywacze nie zatopili jeszcze statku wraz z za艂og膮, to mog膮 zrobi膰 to zaraz po zapadni臋ciu ciemno艣ci. Jutro o tej porze b臋dzie ju偶 za p贸藕no.
- To szale艅stwo tak ryzykowa膰 偶yciem - nalega艂a Misty.
- Nie mamy wyboru - odpar艂 stanowczo Pitt. - Ani czasu.
- Co z broni膮? - odezwa艂 si臋 Giordino oboj臋tnie, jakby pyta艂 o cen臋 lod贸w w waflu.
- Mam dwa karabiny automatyczne, kt贸re wo偶臋 ze sob膮 - powiedzia艂 Cussler. - Nie wiem jednak, czy po k膮pieli w oceanie bro艅 b臋dzie dzia艂a膰.
Pitt pokr臋ci艂 g艂ow膮.
- Nie, lepiej b臋dzie, je艣li pop艂yniemy bez obci膮偶enia. O bro艅 b臋dziemy si臋 martwi膰 w swoim czasie.
- A sprz臋t do nurkowania? Mam cztery butle i dwa reduktory.
- Im mniej sprz臋tu, tym lepiej. Butle b臋d膮 nam ci膮偶y膰, gdy wyjdziemy na brzeg. Do laguny we藕miemy tylko fajki. Nikt nas nie zauwa偶y w ciemno艣ciach, nawet z odleg艂o艣ci pi臋ciu metr贸w.
- Czeka was d艂uga droga - powiedzia艂 Cussler. - Od miejsca, gdzie zacumuj臋 艂贸d藕, do laguny odleg艂o艣膰 wyniesie ponad mil臋.
- B臋dziemy mieli du偶o szcz臋艣cia, je艣li dop艂yniemy tam przed p贸艂noc膮 - mrukn膮艂 Giordino.
- Mog臋 skr贸ci膰 wam m臋k臋 o dwie godziny.
Pitt spojrza艂 na uwa偶nie Cusslera.
- Jak?
- Mam podwodny silnik dla nurk贸w, kt贸ry poci膮gnie was obu.
- 艢wietnie. Bardzo dzi臋kujemy.
- Czy 偶adne moje s艂owa nie odwiod膮 was od tego szale艅stwa? - odezwa艂a si臋 Misty.
- Nie. - Pitt u艣miechn膮艂 si臋 do niej. - Trzeba to zrobi膰. Gdyby w lagunie nic nie by艂o, po co trzymaliby tego stra偶nika przy wej艣ciu do kana艂u? Musimy sprawdzi膰, czy nie ma tam 鈥濪eep Encountera鈥.
- A je艣li si臋 mylicie?
U艣miech znik艂 z twarzy Pitta.
- Je艣li si臋 mylimy, to nasi przyjaciele zgin膮, bo nie potrafili艣my ich uratowa膰.
Ruszyli zaraz po zachodzie s艂o艅ca. Trzej m臋偶czy藕ni w ci膮gu dw贸ch godzin zbudowali z pni palmowych tratw臋, na kt贸rej ustawili ram臋 z kawa艂k贸w dryfuj膮cego drewna, za艣 na niej atrap臋 鈥濸eriwinkle鈥檃鈥. Do przymocowanych tu i 贸wdzie 偶ar贸wek pod艂膮czyli akumulator i przycumowali tratw臋 do burty jachtu od strony wysepki.
- Ca艂kiem podobna - przyzna艂 Cussler.
- Nie jest pi臋kna - powiedzia艂 Giordino - ale powinna zmyli膰 stra偶nika pi臋膰 mil st膮d.
Pitt spryska艂 sobie twarz morsk膮 wod膮, by obmy膰 pot. W powietrzu panowa艂a okropna wilgo膰.
- W艂膮czymy o艣wietlenie na tratwie i w tej samej chwili zgasimy je na jachcie.
Kilka minut p贸藕niej Cussler w艂膮czy艂 silniki, przycisn膮艂 guzik uruchamiaj膮cy wind臋 kotwiczn膮 i powoli ruszy艂 z miejsca. Zapali艂 o艣wietlenie na tratwie, jednocze艣nie wygaszaj膮c wszystkie lampy 鈥濸eriwinkle鈥檃鈥. Wyp艂yn膮艂 z atolu, pilnie obserwuj膮c g艂臋boko艣ciomierz. Ostre kraw臋dzie koralowc贸w, niczym k艂y drapie偶nika, gotowe by艂y przebi膰 jacht i pos艂a膰 go na dno.
Za pomoc膮 radaru skierowa艂 si臋 do wyspy Raoul. Spogl膮da艂 na kilwater, aby upewni膰 si臋, czy spieniona woda nie b艂yszczy w ciemno艣ciach. Ustawi艂 szybko艣膰 na dziesi臋膰 w臋z艂贸w. Na rozgwie偶d偶onym niebie nie by艂o ksi臋偶yca. W ster贸wce zjawili si臋 Pitt i Misty, kt贸ra w ko艅cu z rezygnacj膮 zaakceptowa艂a plan i przygotowa艂a kanapki w kambuzie. Poda艂a je m臋偶czyznom i usiad艂a obok Ala, a on ze s艂uchawkami na uszach ws艂uchiwa艂 si臋 w chropowaty g艂os cz艂owieka, prowadz膮cego rozmow臋 ze stra偶nikiem.
Cussler roz艂o偶y艂 map臋, z zaznaczon膮 g艂臋boko艣ci膮 wok贸艂 wyspy i skierowa艂 katamaran w stron臋 艣wiate艂ka z domku na szczycie klifu.
- Podp艂yn臋 do zwaliska skalnego u wej艣cia do kana艂u - wyja艣ni艂. - Od tego miejsca jeste艣cie zdani na silnik podwodny. Trzymajcie si臋 z dala od przybrze偶nych fal. Mo偶ecie si臋 do nich zbli偶y膰 dopiero wtedy, gdy wejdziecie na spokojn膮 wod臋.
Po raz pierwszy w g艂osie Cusslera s艂ycha膰 by艂o niepok贸j. Rzadko spogl膮da艂 za okno, gdzie panowa艂a zupe艂na ciemno艣膰. Od czasu do czasu zerka艂 na kompas. Prowadzi艂 jacht wed艂ug wskaza艅 przyrz膮d贸w - sondy i radaru. Siedzia艂 nonszalancko rozparty, trzymaj膮c d艂onie na trackballu i joysticku. Zza otwartego okna us艂ysza艂 odg艂os fal uderzaj膮cych w klif.
Pitt us艂ysza艂 go tak偶e. Byli ko艂o zwaliska skalnego, poza zasi臋giem wzroku siedz膮cego wysoko stra偶nika. Dalej morze by艂o bardzo spokojne. Cussler zwolni艂 do kilku w臋z艂贸w. Podp艂yn膮艂 tak blisko ska艂, jak tylko by艂o to mo偶liwe, w艂膮czy艂 ja艂owy bieg i spojrza艂 na Pitta takim wzrokiem, jakby m贸wi艂: 鈥濼o nie jest dobry pomys艂鈥. Nic jednak nie powiedzia艂.
Pilnie obserwuj膮c poszarpane dno na g艂臋boko艣ci nieca艂ych pi臋ciu metr贸w pod kad艂ubami jachtu, rzuci艂 kotwic臋. Gdy 艂贸d藕 by艂a ju偶 unieruchomiona i ustawiona dziobami w kierunku nadchodz膮cej fali przyp艂ywu, Cussler kiwn膮艂 g艂ow膮.
- Dalej nie pop艂yn臋.
- Jak d艂ugo mo偶e pan tu zosta膰?
- Chcia艂bym zaczeka膰 na wasz powr贸t, ale za trzy godziny i dwadzie艣cia minut fala przyp艂ywu zmieni kierunek. 呕eby nie ryzykowa膰 uszkodzenia jachtu, b臋d臋 musia艂 odej艣膰 od brzegu i op艂yn膮膰 wysp臋, poza zasi臋giem wzroku stra偶nika.
- Jak pana znajdziemy w ciemno艣ci?
- Mam podwodny nadajnik radiowy. U偶ywam go do obserwacji reakcji ryb na r贸偶ne d藕wi臋ki. Za dwie godziny zaczn臋 nadawa膰 muzyk臋 zespo艂u Meatloaf.
- S艂ucha pan Meatloaf? - Misty patrzy艂a na niego zdumiona.
- Czy stary wilk morski nie mo偶e lubi膰 rocka? - roze艣mia艂 si臋 Cussler.
- Ta muzyka nie przyci膮ga rekin贸w? - spyta艂 z obaw膮 Giordino.
Cussler pokr臋ci艂 g艂ow膮.
- Wol膮 Tony鈥檈go Bennetta.
Pitt i Giordino w艂o偶yli po偶yczone p艂etwy i maski. Cussler opu艣ci艂 drabink臋 na rufie, cofn膮艂 si臋 i poklepa艂 ich po ramieniu.
- Pami臋tajcie, trzymajcie si臋 daleko od ska艂 u wej艣cia do kana艂u, a potem odczekajcie, a偶 fale znios膮 was do 艣rodka. Nie ma sensu zu偶ywa膰 akumulatora. - Powodzenia - doda艂 powa偶nie. - B臋d臋 czeka艂 tyle, ile mo偶na.
Wskoczyli do ciep艂ej, czarnej wody z cichym pluskiem i przep艂yn臋li kr贸tki dystans od 艂odzi. Giordino p艂yn膮艂 艣ladem Pitta. Temperatura wody wynosi艂a oko艂o dwudziestu sze艣ciu stopni. Od l膮du wia艂a lekka bryza, na powierzchni tworzy艂y si臋 niewielkie fale przyp艂ywu. P艂yn臋li tak przez kilka minut. W ko艅cu zatrzymali si臋 i spojrzeli za siebie. Z odleg艂o艣ci trzydziestu metr贸w 鈥濸eriwinkle鈥 by艂 zupe艂nie niewidoczny. Pitt podni贸s艂 do oczu nadgarstek i przyjrza艂 si臋 fosforyzuj膮cej wskaz贸wce na kompasie Cusslera. Delikatnie tr膮ci艂 Giordina w g艂ow臋, wskazuj膮c kierunek. Giordino obj膮艂 go mocno za nogi. Pitt w艂膮czy艂 silnik. Maszyna zacz臋艂a pracowa膰 z cichym szmerem i poci膮gn臋艂a ich z pr臋dko艣ci膮 blisko trzech w臋z艂贸w.
Pitt m贸g艂 kierowa膰 si臋 jedynie wskazaniami kompasu albo g艂uchym odg艂osem fal rozbijaj膮cych si臋 o ska艂y, w odleg艂o艣ci stu albo dwustu metr贸w - w ciemno艣ci nie mo偶na by艂o tego lepiej oceni膰.
Nagle jego uszu dobieg艂y dwa osobne grzmoty. To fale uderza艂y w przeciwleg艂e 艣ciany kana艂u. Skorygowa艂 kierunek. Silnik poci膮gn膮艂 ich w stron臋 wyspy, do miejsca, gdzie odg艂osy rozbijaj膮cych si臋 fal by艂y s艂yszalne r贸wnie g艂o艣no z obu stron. Zgodnie z instrukcj膮 Cusslera, wy艂膮czy艂 silnik i pozwoli艂, by silny pr膮d wprowadzi艂 ich w wej艣cie do kana艂u. Stary 偶eglarz mia艂 racj臋.
Mi臋dzy stromymi 艣cianami kana艂u nie powstawa艂a wysoka fala. Du偶a g艂臋boko艣膰 艣rodka przesmyku i brak przeszk贸d sprawia艂y, 偶e morze spokojnie wp艂ywa艂o do laguny, ci膮gn膮c ich z pr膮dem.
Pitt po艂o偶y艂 si臋 na wodzie twarz膮 do do艂u, rozpostar艂 szeroko nogi i unosi艂 si臋 swobodnie jak 偶贸艂w morski za偶ywaj膮cy drzemki. Oddycha艂 wolno i spokojnie przez fajk臋. Dzi臋ki silnikowi nie byli zm臋czeni. Giordino rozlu藕ni艂 chwyt i p艂yn膮艂 obok Pitta.
呕aden z nich nie spojrza艂 do g贸ry, by sprawdzi膰, czy zostali zauwa偶eni. Nie musieli si臋 o to martwi膰. Skoro oni nie widzieli stra偶nika na kraw臋dzi klifu, to i on nie by艂 w stanie dostrzec ich z tej odleg艂o艣ci w ciemnej wodzie. Dopiero teraz Pitt zacz膮艂 si臋 zastanawia膰, czy piraci rozstawili stra偶nik贸w wok贸艂 laguny. W膮tpi艂, 偶eby byli a偶 tak ostro偶ni. Przecie偶 nikt nie zdo艂a w ciemno艣ci wedrze膰 si臋 na ska艂y otaczaj膮ce wysp臋, a nast臋pnie pokona膰 g臋st膮 d偶ungl臋, w臋druj膮c po nier贸wnym pod艂o偶u wulkanicznym. Mia艂 pewno艣膰, 偶e ewentualnych intruz贸w wypatruj膮 jedynie oczy stra偶nika przy wej艣ciu.
Wcze艣niej, przez kr贸tk膮 chwil臋 widzia艂 lagun臋, gdy 鈥濸eriwinkle鈥 przep艂ywa艂 ko艂o wej艣cia. Oceni艂, 偶e w prostej linii znajduje si臋 oko艂o jednej trzeciej mili od otwartego morza. Poczu艂, 偶e si艂a fal nieco s艂abnie, wi臋c da艂 znak Giordinowi, by chwyci艂 go za nogi i ponownie w艂膮czy艂 silnik.
Po nieca艂ym kwadransie gwiazdy rozsypa艂y si臋 na niebie. Wyp艂yn臋li z kana艂u do szerokiej laguny. Pitt skierowa艂 si臋 ku znajduj膮cej si臋 z boku pla偶y, a gdy poczu艂 pod nogami piasek, wy艂膮czy艂 silnik.
Na pla偶y nie wida膰 by艂o 偶adnych zabudowa艅, ale laguna wcale nie by艂a opuszczona. Na samym 艣rodku sta艂y burta w burt臋 dwa statki. Ich kszta艂ty nie dawa艂y si臋 rozpozna膰 w nocnym mroku. Tak jak podejrzewa艂 Pitt, obydwie jednostki pokrywa艂a siatka maskuj膮ca. Wida膰 by艂o jedynie s艂ab膮 po艣wiat臋, dobiegaj膮c膮 z okien. Bez bli偶szych ogl臋dzin nie dawa艂o si臋 stwierdzi膰, czy jednym ze statk贸w jest 鈥濪eep Encounter鈥.
- Zdejmij mask臋 - szepn膮艂 Pitt do Giordina. - Mo偶e si臋 w niej odbija膰 艣wiat艂o.
Silnik zostawili na pla偶y. Podp艂yn臋li do wi臋kszego z dw贸ch statk贸w. Sta艂 na kotwicy, z dziobem pi臋knie wysuni臋tym w kierunku kana艂u. Sylwetk膮 przypomina艂 鈥濪eep Encountera鈥, ale musieli si臋 jeszcze upewni膰. Pitt zdj膮艂 p艂etwy, poda艂 je Giordinowi i wspi膮艂 si臋 po 艂a艅cuchu kotwicznym. By艂 wilgotny, ale stosunkowo czysty - wolny od rdzy i mu艂u. Pitt zatrzyma艂 si臋 na wysoko艣ci kluzy.
W s艂abym 艣wietle s膮cz膮cym si臋 z jakiego艣 luku dostrzeg艂 litery przyspawane do dziobu.
Napis brzmia艂: 鈥濪eep Encounter鈥.
Kluza kotwiczna by艂a co najmniej trzy metry pod kraw臋dzi膮 pok艂adu dziobowego. Bez liny z kotwiczk膮 Pitt i Giordino nie mogliby wspi膮膰 si臋 na pok艂ad. Pozosta艂a cz臋艣膰 kad艂uba te偶 nie nadawa艂a si臋 do wspinaczki, bo nie by艂o na niej 偶adnych wyst臋p贸w. Pitt zakl膮艂, z艂y na siebie za tak elementarny brak zdolno艣ci przewidywania.
Zsun膮艂 si臋 po 艂a艅cuchu do wody.
- To 鈥濪eep Encounter鈥 - powiedzia艂 do przyjaciela.
Giordino spojrza艂 do g贸ry ze zdumieniem.
- Jak mamy si臋 dosta膰 na pok艂ad bez trapu ani drabinki? T臋dy nie wejdziemy.
- Oczywi艣cie masz jaki艣 zapasowy plan - powiedzia艂 Giordino odruchowo.
- Oczywi艣cie.
- 艢mia艂o, wal.
U艣mieszek Pitta znikn膮艂 w ciemno艣ci.
- Statek porywaczy jest ni偶szy. Mam nadziej臋, 偶e uda nam si臋 wej艣膰 na ruf臋, a stamt膮d jako艣 przejdziemy na 鈥濪eep Encountera鈥.
Pitt znowu czu艂 si臋 pewnie. Okaza艂o si臋, 偶e mia艂 racj臋, w dodatku jednostka pirat贸w nie by艂a naszpikowanym dzia艂ami okr臋tem, lecz statkiem remontowym o d艂ugo艣ci czterdziestu metr贸w. Rufa znajdowa艂a si臋 wystarczaj膮co nisko, by mo偶na by艂o wej艣膰 na pok艂ad, w dodatku zwisa艂a z niej drabinka i ma艂a platforma.
- Mam nadziej臋, 偶e znajdziemy tu kawa艂ek jakiej艣 rurki - mrukn膮艂 Giordino. - To najlepsza, sprawdzona bro艅. Z go艂ymi r臋kami czuj臋 si臋 zupe艂nie nagi.
- A ja s膮dz臋 przeciwnie - odpar艂 Pitt. - Widzia艂em ju偶, co potrafisz zrobi膰 tymi go艂ymi r臋kami. Zapominasz o jednym: na nasz膮 korzy艣膰 dzia艂a element zaskoczenia. Oni nie oczekuj膮 go艣ci, zw艂aszcza takich jak my, kt贸rzy wchodz膮 tylnymi drzwiami.
Pitt przechodzi艂 przez reling rufy, kiedy Giordino wbi艂 mu palce w rami臋.
- O co chodzi? - spyta艂 cicho, rozcieraj膮c r臋k臋.
- Kto艣 stoi w cieniu tej nadbud贸wki i pali papierosa - szepn膮艂 Giordino prosto do ucha Pitta.
Dirk powoli uni贸s艂 g艂ow臋 i spojrza艂 na przeciwn膮 stron臋 pok艂adu roboczego. Giordino mia艂 naprawd臋 znakomity wzrok. W ciemno艣ci rysowa艂a si臋 posta膰 m臋偶czyzny. Oparty o reling pali艂 papierosa i rozkoszowa艂 si臋 powietrzem tropikalnej nocy. Wygl膮da艂o na to, 偶e ca艂kowicie pogr膮偶y艂 si臋 w my艣lach.
Giordino jak duch przeskoczy艂 reling, z nadziej膮, 偶e spadaj膮ce z niego krople wody nie b臋d膮 s艂yszalne w艣r贸d szumu palm, poruszanych wiatrem. Cicho przebieg艂 przez pok艂ad i zacisn膮艂 pot臋偶ne d艂onie na szyi m臋偶czyzny, odcinaj膮c mu wszelki dop艂yw powietrza. Po kr贸tkiej szamotaninie cia艂o zaskoczonego pirata zwiotcza艂o. Z cichym westchnieniem Giordino przeci膮gn膮艂 go na ruf臋 i po艂o偶y艂 za du偶膮 wci膮gark膮.
Pitt szybko przeszuka艂 mu ubranie. Znalaz艂 du偶y sk艂adany n贸偶 i rewolwer z kr贸tk膮 luf膮.
- Dobra nasza.
- Wci膮偶 oddycha - powiedzia艂 Giordino. - Co z nim zrobimy?
- Po艂贸偶 go na platformie dla nurk贸w.
Giordino skin膮艂 g艂ow膮 i z 艂atwo艣ci膮 przeci膮gn膮艂 m臋偶czyzn臋 nad relingiem, po czym rzuci艂 go na platform臋, niemal str膮caj膮c do wody.
- Brudna robota wykonana.
- Miejmy nadziej臋, 偶e nie obudzi si臋 przez najbli偶sz膮 godzin臋.
- Gwarantuj臋. - Giordino patrzy艂 w ciemno艣膰, omiataj膮c wzrokiem pok艂ady. - Jak s膮dzisz, ilu ich tam jest?
- NUMA ma dwa statki remontowe podobnej wielko艣ci. Ich za艂oga to pi臋tnastu ludzi, ale mog膮 przyj膮膰 nawet setk臋 pasa偶er贸w.
Pitt poda艂 n贸偶 Alowi, kt贸ry spojrza艂 na艅 pos臋pnie.
- Dlaczego nie rewolwer?
- Przypomnij sobie stare filmy z Errolem Flynnem.
- On u偶ywa艂 miecza, a nie taniego scyzoryka.
- Udawaj, 偶e to d艂uga bro艅.
Giordino przesta艂 narzeka膰. Nie spiesz膮c si臋, ruszyli przez pok艂ad towarowy i roboczy do w艂azu przy grodzi rufowej. Luk by艂 zamkni臋ty, aby nie wypuszcza膰 z klimatyzowanego pomieszczenia ch艂odnego powietrza. By膰 mo偶e powinni ba膰 si臋 nieznanego, lecz nie mogli sobie na to pozwoli膰. Bali si臋, 偶e przybyli za p贸藕no, by ocali膰 ludzi z 鈥濪eep Encountera鈥. Pittowi przysz艂o do g艂owy najgorsze, lecz odegna艂 z艂e my艣li. Sam te偶 przesta艂 si臋 ba膰 艣mierci.
Zatrzymali si臋 przed trapem 艂膮cz膮cym oba statki, by zajrze膰 do wn臋trza przez o艣wietlone okienko. Pitt naliczy艂 dwudziestu dw贸ch porywaczy, kt贸rzy siedzieli wok贸艂 sto艂u, graj膮c w karty, czytaj膮c lub ogl膮daj膮c telewizj臋 satelitarn膮. Mieli tyle broni, 偶e mogliby zorganizowa膰 ma艂膮 rewolucj臋. 呕aden nie wydawa艂 si臋 zaniepokojony perspektyw膮 pojawienia si臋 intruz贸w ani ucieczki wi臋藕ni贸w. Byli zupe艂nie spokojni, zbyt spokojni, by mie膰 na g艂owie obowi膮zek piklowania pi臋膰dziesi臋ciu zak艂adnik贸w.
- Przypomnij mi, 偶ebym wynaj膮艂 paru z nich do pilnowania domu - mrukn膮艂 Giordino.
- Wygl膮daj膮 bardziej na najemnik贸w ni偶 na pirat贸w - odpar艂 Pitt.
Odrzuci艂 my艣l o zem艣cie. Jeden sze艣ciostrza艂owy rewolwer i n贸偶 przeciwko dwudziestce uzbrojonych m臋偶czyzn nie dawa艂y szans na powodzenie. Chcia艂 przede wszystkim sprawdzi膰, czy na statku badawczym s膮 偶ywi ludzie, a potem - o ile to b臋dzie mo偶liwe - spr贸bowa膰 ich ocali膰. Razem z Giordinem przywarli p艂asko do nadbud贸wki przy lewej burcie, nas艂uchuj膮c i wpatruj膮c si臋 w ciemno艣膰. Nie wykryli niczego podejrzanego, wi臋c ruszyli bezg艂o艣nie dalej. Nagle Pitt stan膮艂.
Giordino zamar艂 tu偶 obok niego.
- Widzisz co艣?
Pitt wskaza艂 szeroki p艂at pomalowanego kartonu, kt贸ry byle jak przymocowano ta艣m膮 do nadbud贸wki.
- Zobaczymy, co tam schowali!
Powoli, bardzo ostro偶nie zrywa艂 ta艣m臋, przyciskaj膮c karton do metalowej 艣ciany. Gdy usun膮艂 wi臋ksz膮 cz臋艣膰 ta艣my, schyli艂 si臋 i zajrza艂 pod sp贸d. Znaki by艂y ledwie widoczne w rozsianym 艣wietle, p艂yn膮cym z okien.
Zobaczy艂 stylizowany rysunek psa z trzema g艂owami i w臋偶em zamiast ogona. Pod spodem widnia艂 napis CERBER. Nic nie zrozumia艂, wi臋c umie艣ci艂 karton z powrotem na 艣cianie i przymocowa艂 go ta艣m膮.
- Widzia艂e艣 co艣? - spyta艂 Giordino.
- Wystarczaj膮co du偶o.
Skierowali si臋 do w膮skiego trapu i ostro偶nie przeszli na drugi statek. W ka偶dej chwili z ciemno艣ci mogli wy艂oni膰 si臋 porywacze i skosi膰 ich seri膮 z automatu.
Bez przeszk贸d dotarli na pok艂ad 鈥濪eep Encountera鈥, gdzie zatrzymali si臋 w ciemnym miejscu. Teraz Pitt by艂 u siebie. Zna艂 tu ka偶dy k膮t i m贸g艂 si臋 porusza膰 nawet z opask膮 na oczach.
Giordino przysun膮艂 usta do ucha Pitta i os艂oni艂 je d艂o艅mi.
- Rozdzielimy si臋?
- Nie. Trzymajmy si臋 razem. Zaczniemy od ster贸wki, a stamt膮d p贸jdziemy na d贸艂.
Mogli dosta膰 si臋 na mostek po drabince zewn臋trznej, lecz woleli nie rzuca膰 si臋 w oczy. W ka偶dej chwili z mesy m贸g艂 wyj艣膰 kt贸ry艣 z porywaczy. Przez w艂az dostali si臋 na schodki, kt贸rymi weszli do ster贸wki. By艂a ciemna i pusta. Pitt zajrza艂 do kabiny radiowej i zamkn膮艂 za sob膮 drzwi, Giordino zosta艂 na zewn膮trz. Dirk w艂膮czy艂 telefon satelitarny i wybra艂 numer telefonu kom贸rkowego Sandeckera. Spojrza艂 na tarcz臋 wodoszczelnej doxy. Dwie po dziesi膮tej. W pami臋ci obliczy艂 r贸偶nic臋 czasu - w Waszyngtonie by艂a teraz sz贸sta rano. O tej porze admira艂 zawsze biega艂, pokonuj膮c codziennie o艣miokilometrowy dystans.
Sandecker odebra艂 telefon. Przebieg艂 ju偶 pi臋膰 kilometr贸w, ale oddycha艂 zupe艂nie normalnie. Pitt nie mia艂 czasu, by bawi膰 si臋 w szyfrowanie tekstu, dla zmylenia os贸b ewentualnie pods艂uchuj膮cych t臋 rozmow臋. W kilku s艂owach zameldowa艂 o odnalezieniu 鈥濪eep Encountera鈥 oraz poda艂 jego pozycj臋.
- A moja za艂oga i naukowcy? - spyta艂 admira艂, jakby ludzie ci stanowili jego blisk膮 rodzin臋.
- Jeszcze nie wiem - odpar艂 Pitt. - Dam zna膰, kiedy b臋d臋 mia艂 pozytywn膮 odpowied藕 - doda艂, cytuj膮c s艂ynn膮 wypowied藕 majora Deverieux. Potem roz艂膮czy艂 si臋 i wyszed艂 z kabiny radiowej.
- Widzia艂e艣 albo s艂ysza艂e艣 co艣? - Cisza jak w grobie.
- Wola艂bym - powiedzia艂 ponuro Pitt - 偶eby艣 nie u偶ywa艂 s艂owa 鈥瀏r贸b鈥.
Zeszli na pok艂ad znajduj膮cy si臋 poni偶ej. W kabinach i laboratoriach panowa艂a 艣miertelna cisza. Pitt wszed艂 do swojej kabiny, otworzy艂 szuflad臋 i ze zdumieniem odnalaz艂 w niej w艂asnego colta. W艂o偶y艂 go sobie za pasek szort贸w, a rewolwer przekaza艂 Alowi, kt贸ry przyj膮艂 bro艅 bez s艂owa. Pitt wyj膮艂 latark臋 i omi贸t艂 jej 艣wiat艂em pomieszczenie. Niczego tu nie ruszano z wyj膮tkiem teczki doktora Egana, pozostawionej przez niego w szafie. Teraz le偶a艂a otwarta na 艂贸偶ku.
W kabinie Giordina sytuacja by艂a podobna - nie przeprowadzono tam 偶adnej rewizji.
- To zupe艂nie nie ma sensu - powiedzia艂 cicho Giordino. - Nie s艂ysza艂em jeszcze o piratach, kt贸rzy nie pl膮druj膮 porwanego statku.
Pitt skierowa艂 strumie艅 艣wiat艂a na schody.
- Chod藕my dalej.
Na nast臋pnym pok艂adzie znajdowa艂o si臋 osiem kabin, mesa, kambuz, pok贸j konferencyjny oraz salonik. Na stole w mesie le偶a艂y talerze z resztkami psuj膮cego si臋 jedzenia, w saloniku wala艂y si臋 gazety, jakby niedawno porzucone przez czytaj膮ce je osoby. W sali konferencyjnej znale藕li wypalone po filtry niedopa艂ki papieros贸w. Na kuchence w kambuzie sta艂y garnki i patelnie ze sple艣nia艂膮 zawarto艣ci膮. Wygl膮da艂o na to, jakby wszyscy nagle, w po艣piechu opu艣cili pok艂ad.
Pitt i Giordino nie wiedzieli, ile czasu przeszukiwali pomieszczenia - pi臋膰 minut czy mo偶e dziesi臋膰. Nas艂uchiwali jakiego艣 g艂osu lub d藕wi臋ku - jakiegokolwiek d藕wi臋ku - a mo偶e po prostu obawiali si臋, 偶e nie odkryj膮 prawdy. Pitt wyj膮艂 colta zza paska. Nie u偶y艂by go nawet w samoobronie, gdy偶 strza艂 zaalarmowa艂by natychmiast hord臋 pirat贸w odpoczywaj膮cych na drugim statku.
Zeszli do maszynowni i pomieszczenia generatora. Pitt zaczyna艂 wierzy膰, 偶e zi艣ci艂y si臋 jego najgorsze przeczucia, bo nigdzie nie by艂o wida膰 偶adnego stra偶nika. Przecie偶 musieliby pilnowa膰 wi臋藕ni贸w, gdyby ci znajdowali si臋 jeszcze na pok艂adzie. Nigdzie nie pali艂a si臋 ani jedna 偶ar贸wka. Stra偶nicy nie siedzieliby w ciemno艣ciach. Ogarnia艂a go rozpacz. Nagle mijaj膮c kabiny na pok艂adzie maszynowym, dostrzegli 艣wiat艂o w kabinie g艂贸wnego mechanika.
- Nareszcie - szepn膮艂 Giordino.
W ko艅cu korytarza znajdowa艂y si臋 drzwi do maszynowni. Przyci艣ni臋ci do grodzi po obu jej stronach ruszyli w tamtym kierunku. Z odleg艂o艣ci trzech metr贸w us艂yszeli szmer rozmowy. Popatrzyli po sobie. Pitt przy艂o偶y艂 ucho do stalowych drzwi i nas艂uchiwa艂. Kto艣 komu艣 ubli偶a艂, rzuca艂 pe艂ne pogardy s艂owa. Co chwil臋 rozlega艂 si臋 艣miech.
Pitt nacisn膮艂 delikatnie klamk臋, kt贸ra podda艂a si臋 bezg艂o艣nie. Pomy艣la艂, 偶e musi p贸藕niej podzi臋kowa膰 House鈥檕wi za to, 偶e kaza艂 systematycznie oliwi膰 zamki. Przesuwa艂 klamk臋 bardzo powoli, aby z wn臋trza nie zwr贸cono uwagi na jej ruch. Kiedy wyczu艂 op贸r, uchyli艂 drzwi w taki spos贸b, jakby wiedzia艂, 偶e w 艣rodku znajduje si臋 tuzin potwor贸w z kosmosu, 偶ywi膮cych si臋 ludzkim mi臋sem.
Teraz g艂osy s艂ycha膰 by艂o ca艂kiem wyra藕nie. Dwa obce, lecz dwa pozosta艂e Pitt zna艂 doskonale. Serce bi艂o mu w piersi. To nie by艂a przyjacielska pogaw臋dka. Obcy najwyra藕niej grozili swoim ofiarom.
- Nied艂ugo wszyscy si臋 przekonacie, jak to jest, gdy cz艂owiek tonie.
- Tak. To zupe艂nie co innego ni偶 zamarzni臋cie w Arktyce dorzuci艂 zjadliwie jego kompan. - Wydaje si臋, 偶e g艂owa p臋ka od 艣rodka, jakby wybucha艂y w niej fajerwerki. Oczy wychodz膮 z orbit, b臋benki p臋kaj膮, jakby przebite kolcem do lodu. Czujecie, 偶e kto艣 wyrywa wam gard艂o, a p艂uca smaruje kwasem azotowym. I wtedy bum!
- Bandyci! - krzykn膮艂 kapitan Burch.
- Jak mo偶ecie tak m贸wi膰 w obecno艣ci kobiet? Jeste艣cie band膮 zdegenerowanych bestii - doda艂 House.
- Hej, Sam, wiedzia艂e艣, 偶e jeste艣 degeneratem?
- Dowiedzia艂em si臋 dopiero w zesz艂ym tygodniu.
Zarechotali.
- Je艣li nas zabijecie - powiedzia艂 gniewnie Burch - b臋d膮 was 艣ciga膰 jednostki 艣ledcze z ca艂ego 艣wiata i powywieszaj膮 was wszystkich, co do jednego.
- Wcale nie, je艣li nie b臋dzie dowod贸w przest臋pstwa - odpar艂 szyderczo Sarn.
- Staniecie si臋 po prostu kolejn膮 za艂og膮, kt贸ra wraz ze swoim statkiem zagin臋艂a na morzu i posz艂a na dno.
- Jak to? - odezwa艂a si臋 jaka艣 kobieta z ekipy naukowc贸w. - Przecie偶 mamy rodziny. Nie mo偶ecie tego zrobi膰.
- Przykro mi - odpar艂 zimno Sam. - Dla ludzi, kt贸rzy nam p艂ac膮, wasze 偶ycie nie jest warte z艂amanego grosza.
- Za p贸艂 godziny na statek wejdzie nasza za艂oga - powiedzia艂 drugi z porywaczy i spojrza艂 na co艣, co znajdowa艂o si臋 poza zasi臋giem wzroku Pitta. - Dwie godziny p贸藕niej drodzy pa艅stwo, pracownicy NUMA, b臋dziecie sobie mogli prowadzi膰 bezpo艣rednie badania dna morskiego.
Przez szpar臋 w drzwiach Pitt widzia艂, 偶e bandyci trzymaj膮 bro艅 gotow膮 do strza艂u. Zerkn膮艂 na Giordina i skin膮艂 g艂ow膮. Obaj pochylili si臋 i gotowi do walki, rami臋 w rami臋, wpadli do maszynowni.
Bandyci wyczuli za plecami jaki艣 ruch, ale nie chcia艂o si臋 im odwraca膰. Byli pewni, 偶e to przybyli ich kumple, by wcze艣niej, ni偶 zaplanowano, przyst膮pi膰 do egzekucji.
- Co was tak przycisn臋艂o? - spyta艂 Sam. - Jeszcze nie czas.
- Mamy rozkaz pop艂yn膮膰 kursem na Guam - odezwa艂 si臋 Giordino, nie藕le na艣laduj膮c zachrypni臋ty g艂os bandziora.
- No prosz臋 - za艣mia艂 si臋 Sam. - Szanowni pa艅stwo, lepiej zacznijcie si臋 modli膰. Nied艂ugo spotkacie swojego...
Nie doko艅czy艂 zdania, bo Giordino uni贸s艂 go za g艂ow臋 i uderzy艂 ni膮 o grod藕. Pitt zdzieli艂 drugiego opryszka w szcz臋k臋 kolb膮 pistoletu. Bandyta zwali艂 si臋 na pod艂og臋.
Rozleg艂a si臋 radosna wrzawa. Porwani krzyczeli i cieszyli si臋, brakowa艂o jedynie balonik贸w i szampana.
Byli tam wszyscy. Siedzieli na pod艂odze wok贸艂 generator贸w, z nogami okutymi w 艂a艅cuchy jak galernicy. Stalowe obr臋cze na kostkach przymocowano do d艂ugiego 艂a艅cucha, a ten z kolei przytwierdzono do podstawy generatora. Pitt usi艂owa艂 ich policzy膰, oni za艣 patrzyli na dw贸ch zabitych m臋偶czyzn. Burch, House, za艂oga i naukowcy wygl膮dali tak, jakby znale藕li si臋 w niesamowitym 艣nie. Pitt uciszy艂 ich, podnosz膮c obie r臋ce.
- Na lito艣膰 bosk膮, uspok贸jcie si臋, bo zaraz wpadnie tu zgraja uzbrojonych stra偶nik贸w.
- Sk膮d si臋 tu wzi臋li艣cie? - spyta艂 Burch.
- Z bardzo luksusowego jachtu - odpar艂 Giordino. - Ale to zupe艂nie inna historia. - Spojrza艂 na House鈥檃. - Czym mo偶na przeci膮膰 ten 艂a艅cuch?
House wskaza艂 boczne pomieszczenie.
- W narz臋dziowni s膮 no偶yce do lin, zawieszone na grodzi.
- Najpierw uwolnij za艂og臋 - poleci艂 Pitt. - Musimy uruchomi膰 statek, zanim na pok艂ad wtargn膮 piraci.
Giordino wr贸ci艂 po trzydziestu sekundach i zacz膮艂 gor膮czkowo przecina膰 艂a艅cuch. Pitt wybieg艂 na pok艂ad, by upewni膰 si臋, 偶e nikt nie zauwa偶y艂 akcji. Na statku porywaczy nie by艂o nikogo. Wszyscy nadal siedzieli w mesie, po偶ywiaj膮c si臋, jak g艂odne hieny i napawaj膮c si臋 my艣l膮, 偶e ju偶 nied艂ugo wy艣l膮 鈥濪eep Encountera鈥 wraz z za艂og膮 na wieczny spoczynek w czelu艣ciach oceanu.
House i obsada maszynowni byli ju偶 na stanowiskach, przygotowuj膮c statek do odp艂yni臋cia.
- Teraz si臋 zmywam - powiedzia艂 Pitt do Burcha.
Kapitan popatrzy艂 na niego zdziwiony. Tak samo zareagowa艂 Giordino.
- Na ska艂ach przy wej艣ciu do kana艂u jest stra偶nik w wartowni. Uwa偶am, 偶e nie tylko wypatruje niepo偶膮danych przybysz贸w, ale jest wystarczaj膮co dobrze uzbrojony, by nie wypu艣ci膰 nikogo z laguny.
- Dlaczego tak s膮dzisz? - spyta艂 Giordino.
- Mo偶na pomy艣le膰, 偶e porywacze chroni膮 ogr贸d pe艂en kwiat贸w przed zaj膮cami. Dw贸ch ludzi pilnuje pi臋膰dziesi臋ciu wi臋藕ni贸w, a reszta odpoczywa sobie jak na wakacjach. To nieprawdopodobne. Musz膮 mie膰 pewno艣膰, 偶e ten statek nigdy nie wydostanie si臋 na pe艂ne morze, nawet gdyby za艂oga odzyska艂a nad nim kontrol臋. Kana艂 ma ponad sto metr贸w g艂臋boko艣ci. Mog膮 zatopi膰 鈥濪eep Encountera鈥 i nikt go tam nie odnajdzie, a statek pirat贸w b臋dzie mia艂 do艣膰 miejsca pod kilem, by opu艣ci膰 lagun臋.
- Noc jest ciemna - powiedzia艂 Burch. - Mo偶e uda艂oby si臋 nam wymkn膮膰 niezauwa偶enie.
- Nic z tego. Gdy tylko to zrobicie, bandyci was zobacz膮 i natychmiast rusz膮 w po艣cig. Wystarczy, 偶e us艂ysz膮 odg艂os podnoszonej kotwicy i zapuszczanych silnik贸w. Od razu zawiadomi膮 stra偶nika przy wej艣ciu do kana艂u. Musz膮 tam dotrze膰 pierwszy.
- Id臋 z tob膮 - powiedzia艂 stanowczo Giordino.
Pitt pokr臋ci艂 g艂ow膮.
- Nikt lepiej od ciebie nie zdo艂a powstrzyma膰 napastnik贸w przed wdarciem si臋 na nasz statek.
- Admira艂 Nelson na mostku to w艂a艣nie ja.
- Nie dotrzesz tam na czas - powiedzia艂 House. - To kilkaset metr贸w pod g贸r臋 przez g臋st膮 d偶ungl臋.
Pitt uni贸s艂 trzyman膮 w d艂oni latark臋.
- Mam 艣wiat艂o. Poza tym musi istnie膰 jaka艣 przebita przez zaro艣la 艣cie偶ka mi臋dzy lagun膮 i wartowni膮.
Giordino 艣cisn膮艂 mu d艂o艅.
- Powodzenia, przyjacielu.
- Trzymajcie si臋.
Po chwili Pitt znikn膮艂 im z oczu.
Za艂oga przyst膮pi艂a do wykonywania swoich zada艅 tak spokojnie, jakby dopuszcza艂a port w San Francisco. Nikt nie m贸wi艂 nic zb臋dnego. O dziwo, nikt nie wspomina艂 r贸wnie偶 o gro偶膮cym niebezpiecze艅stwie. Ludzie nie wyra偶ali g艂o艣no obaw i l臋ku. Naukowcy usun臋li si臋 z drogi i wr贸cili do swoich kabin.
Kapitan Burch przykucn膮艂 na pomo艣cie i spogl膮da艂 na pogr膮偶ony w ciemno艣ciach statek porywaczy. Chwil臋 potem podni贸s艂 do ust przeno艣ne radio i powiedzia艂 cicho:
- Maszynownia, jeste艣my gotowi. Mo偶emy rusza膰 w ka偶dej chwili.
- Podnie艣cie kotwic臋 - odpowiedzia艂 House. - Gdy tylko znajdzie si臋 nad dnem, wycisn臋 z silnik贸w tyle mocy, ile jest w nich ukryte.
- Pozosta艅cie na nas艂uchu.
Kiedy艣 kotwice podnoszono tak, 偶e kt贸ry艣 z marynarzy wciska艂 odpowiedni guzik lub przestawia艂 d藕wigni臋. Na pok艂adzie 鈥濪eep Encountera鈥 dzia艂a艂 znacznie nowocze艣niejszy system. Burch wprowadzi艂 do komputera odpowiedni kod, reszta odbywa艂a si臋 automatycznie. Jednak 偶aden komputer nie m贸g艂 st艂umi膰 grzechotania 艂a艅cucha, ocieraj膮cego si臋 o kluz臋 i opadaj膮cego do komory 艂a艅cuchowej.
Wieloletnie do艣wiadczenie pozwoli艂o Burchowi wyczu膰 moment, kiedy kotwica zerwa艂a si臋 z dna.
- W porz膮dku. Ca艂a naprz贸d. Zabierz nas st膮d.
House przesun膮艂 d藕wignie na panelu steruj膮cym w swoim kr贸lestwie pod pok艂adem. 艢ruby wgryz艂y si臋 w wod臋 i energicznie pchn臋艂y statek do przodu.
Giordino wzi膮艂 automaty odebrane dw贸m obezw艂adnionym napastnikom, i usadowi艂 si臋 za kraw臋dzi膮 burty, kilka metr贸w od trapu wiod膮cego na statek porywaczy. Po艂o偶y艂 si臋 na pok艂adzie, opieraj膮c jeden karabin w zgi臋ciu ramienia, drugi po艂o偶y艂 obok siebie, tu偶 przy rewolwerze. Nie 艂udzi艂 si臋, 偶e zwyci臋偶y w strzelaninie, chcia艂 tylko powstrzyma膰 pirat贸w od wej艣cia na 鈥濪eep Encountera鈥, kiedy ta zacznie ucieka膰. M贸g艂 zepchn膮膰 trap do morza, mi臋dzy burty stoj膮cych obok siebie statk贸w, wola艂 jednak nie robi膰 niepotrzebnego ha艂asu. Trap sam zleci, gdy tylko statki oddal膮 si臋 od siebie.
Poczu艂 wibracje pok艂adu. O偶y艂y generatory i silniki spalinowo-elektryczne. Dw贸ch marynarzy podczo艂ga艂o si臋 do burty, by zrzuci膰 cumy. Potem bezszelestnie wycofali si臋 za nadbud贸wk臋.
Dopiero teraz zacznie si臋 zabawa, pomy艣la艂 Giordino, s艂ysz膮c chrz臋st 艂a艅cucha kotwicznego. Na pok艂adzie statku badawczego zabrzmia艂o to jak odg艂os dwudziestu m艂ot贸w kowalskich uderzaj膮cych w kowad艂o. Zgodnie z oczekiwaniami, z mesy wybieg艂o trzech pirat贸w, by sprawdzi膰, sk膮d pochodzi ha艂as.
Byli zdziwieni widokiem podnoszonej kotwicy. Nie wiedzieli, 偶e ich koledzy zostali obezw艂adnieni. Jeden z nich zacz膮艂 krzycze膰 na ca艂e gard艂o:
- Sta膰! Sta膰! Nie mo偶ecie p艂yn膮膰 bez za艂ogi.
Natura Giordina nie pozwoli艂a mu milcze膰.
- Niepotrzebna mi za艂oga - powiedzia艂 chropowatym g艂osem, wci膮偶 imituj膮c jednego z porywaczy. - Sam to za艂atwi臋.
Na pok艂ad wychodzi艂o coraz wi臋cej pirat贸w. Wtem znajomy, szorstki g艂os odkrzykn膮艂:
- Kim jeste艣?
- Sam!
- Nie jeste艣 Samem. Gdzie on jest?
Giordino poczu艂, 偶e silniki pracuj膮 na wy偶szych obrotach. Statek powolutku rusza艂 z miejsca; za kilka sekund trap 艂膮cz膮cy oba pok艂ady wpadnie do wody.
- Sam m贸wi, 偶e jeste艣 艣lini膮cym si臋 imbecylem, jakiemu nie mo偶na powierzy膰 spuszczenia wody w ubikacji.
Kln膮c i krzycz膮c, piraci rzucili si臋 do trapu. Dw贸ch, kt贸rym uda艂o si臋 go dopa艣膰, dosi臋g艂y kule. Giordino trafi艂 ich w kolana - jeden z napastnik贸w zosta艂 odrzucony z powrotem na pok艂ad pirackiego statku, drugi chwyci艂 za por臋cz trapu, krzycz膮c z b贸lu. Trap spad艂 z kraw臋dzi, a 鈥濪eep Encounter鈥 pe艂n膮 par膮 skierowa艂 si臋 do kana艂u.
Piraci b艂yskawicznie przyst膮pili do dzia艂ania. Zanim statek badawczy pokona艂 sto metr贸w, podnie艣li kotwic臋 i rzucili si臋 w po艣cig. Pad艂y pierwsze strza艂y i odbi艂y si臋 echem od wulkanicznych ska艂. Giordino odpowiedzia艂 ogniem, mierz膮c w okno mostku.
Wp艂ywaj膮c do kana艂u, 鈥濪eep Encounter鈥 wykona艂 skr臋t, nikn膮c na chwil臋 z oczu pirat贸w. Giordino wykorzysta艂 ten moment, by pobiec schodkami do ster贸wki.
- S膮 w艣ciekli - powiedzia艂 do Burcha, trzymaj膮cego ko艂o sterowe.
- Mog膮 sobie teraz postrzela膰 - odpar艂 Burch. W z臋bach trzyma艂 fajk臋. - Nie uda si臋 im tak 艂atwo wej艣膰 na nasz pok艂ad.
P艂yn臋li szybko - House zmusi艂 silniki do maksymalnego wysi艂ku. W ciemnym przesmyku na tle gwia藕dzistego nieba rysowa艂y si臋 niewyra藕ne kontury wznosz膮cych si臋 po obu stronach ska艂, daj膮c uciekinierom wizualne poczucie kierunku. Delgado sta艂 pochylony nad radarem, podaj膮c cichym g艂osem zmiany kursu. Pozostali z niepokojem wpatrywali si臋 w ciemno艣膰 za ruf膮. Po chwili ujrzeli 艣wiat艂a pirackiego statku, kt贸ry w艂a艣nie ukaza艂 si臋 w kanale.
P艂yn膮艂 niemal dwa razy szybciej ni偶 鈥濪eep Encounter鈥 - czarny i gro藕ny na tle palm, tworz膮cych nieregularny kszta艂t na brzegu. Naraz oczy wszystkich zwr贸ci艂y si臋 ku g贸rze, gdzie znajdowa艂a si臋 s艂abo o艣wietlona wartownia. Ciekawe, czy Pittowi uda si臋 tam dotrze膰, zanim wyp艂yn膮 z kana艂u. Tylko Giordino nie mia艂 co do tego w膮tpliwo艣ci, strzelaj膮c resztk膮 amunicji w zbli偶aj膮cy si臋 szybko statek pirat贸w.
艢cie偶ka - je艣li w og贸le mo偶na j膮 tak okre艣li膰 - mia艂a oko艂o trzydziestu centymetr贸w szeroko艣ci i wi艂a si臋 po stromym zboczu. Pitt bieg艂 szybko, rani膮c stopy o tward膮 ska艂臋. Pod p艂etwami mia艂 jedynie sportowe skarpetki, z kt贸rych zosta艂y ju偶 tylko strz臋py. Bieg艂 ci臋偶ko, serce wali艂o mu coraz mocniej, lecz nie zwolni艂 ani na chwil臋. Ju偶 po chwili pot zacz膮艂 mu zalewa膰 twarz i pier艣.
Os艂oni艂 latark臋 d艂oni膮, by wartownik nie dostrzeg艂 艣wiat艂a. W takich chwilach 偶a艂owa艂, 偶e nie po艣wi臋ca wi臋cej czasu kondycji fizycznej. Sandecker przebieg艂by ten dystans pod g贸r臋 bez wysi艂ku, ale dla Pitta jedyn膮 form膮 膰wicze艅 by艂 aktywny tryb 偶ycia. Teraz ci臋偶ko oddycha艂, a stopy bola艂y go tak, jakby st膮pa艂 po roz偶arzonych w臋glach. Obejrza艂 si臋 przez rami臋, s艂ysz膮c odg艂osy strza艂贸w. Wierzy艂, 偶e przyjaciel nie dopu艣ci 偶adnego z porywaczy na pok艂ad 鈥濪eep Encountera鈥. Ruch 艣wiate艂, padaj膮cych ze statku i odbijaj膮cych si臋 w wodzie, powiedzia艂 mu, 偶e ju偶 p艂yn膮. Piraci te偶 o tym wiedzieli; s艂ysza艂 ich okrzyki odbite echem o ska艂y. Zabrzmia艂y kolejne strza艂y - to Giordino celowa艂 w mostek 艂odzi pirat贸w.
By艂 ju偶 mniej ni偶 pi臋膰dziesi膮t metr贸w od wartowni. Zwolni艂 i zatrzyma艂 si臋, ujrzawszy cie艅 w o艣wietlonych drzwiach. Stra偶nik wyszed艂 na zewn膮trz i stan膮艂 na kraw臋dzi klifu. Patrzy艂, jak uprowadzony statek p艂ynie kana艂em. Pitt ruszy艂 schylony do przodu, nie staraj膮c si臋 specjalnie kry膰. Wartownik by艂 ca艂kowicie poch艂oni臋ty tym, co dzieje si臋 na kanale. W 艣wietle docieraj膮cym z wn臋trza wida膰 by艂o, 偶e trzyma w r臋kach jak膮艣 bro艅. Mo偶e zaalarmowa艂 go odg艂os strza艂贸w albo ostrze偶ono go przez radio, i偶 za艂oga NUMA jako艣 zdo艂a艂a si臋 wyswobodzi膰, i ucieka w kierunku pe艂nego morza.
Pitt zesztywnia艂: wartownik trzyma艂 w r臋kach wyrzutni臋 rakiet. Obok na ziemi le偶a艂a drewniana skrzynka z pociskami. M臋偶czyzna opar艂 bro艅 na ramieniu.
Koniec z ukrywaniem si臋. I tak nie uda艂oby si臋 podej艣膰 go od ty艂u niezauwa偶enie, nawet wy艂aniaj膮c si臋 z ciemno艣ci. Pitt w akcie desperacji skoczy艂 do przodu. Je艣li stra偶nik wystrzeli rakiet臋 w kierunku statku, zginie pi臋膰dziesi臋ciu niewinnych ludzi, a w艣r贸d nich najbli偶szy przyjaciel Pitta. Brawurowym biegiem pokona艂 ostatnie dziesi臋膰 metr贸w.
Wy艂oni艂 si臋 z mroku jak anio艂 艣mierci. Nie czu艂 ju偶 b贸lu poranionych st贸p. Stra偶nik zbyt p贸藕no zorientowa艂 si臋, 偶e od ty艂u nadchodzi atak. By艂 zaj臋ty mechanizmem spustowym wyrzutni, gdy wyczu艂 p臋dz膮c膮 ku niemu posta膰. Pitt skoczy艂 i uderzy艂 go w momencie, gdy odpali艂 pocisk.
Podmuch, b艂ysk i ogie艅 salwy og艂uszy艂y Pitta i osmali艂y mu w艂osy. Wbi艂 si臋 ramieniem i g艂ow膮 w pier艣 przeciwnika, obaj upadli na ziemi臋. Pocisk z broni wytr膮conej przez Pitta nie trafi艂 w wyznaczony cel, lecz w 艣cian臋 skaln膮, pi臋tna艣cie metr贸w nad powierzchni膮 wody, za ruf膮 鈥濪eep Encountera鈥. Do kana艂u posypa艂y si臋 od艂amki wulkanicznej lawy. Niekt贸re upad艂y na statek uciekinier贸w, nie wyrz膮dzaj膮c jednak nikomu krzywdy.
Zaskoczony stra偶nik z trudem stan膮艂 na nogach. Mia艂 z艂amane dwa 偶ebra. Zacisn膮wszy r臋ce, chcia艂 uderzy膰 napastnika wyuczonym ciosem w szyj臋, lecz trafi艂 go w czubek g艂owy. Pitt niemal straci艂 przytomno艣膰, ale podni贸s艂 si臋 na kl臋czki i z ca艂ej si艂y uderzy艂 wartownika w brzuch tu偶 nad kroczem. Wartownik upad艂, st臋kaj膮c z b贸lu. Pitt podni贸s艂 wyrzutni臋 i uderzy艂 ni膮 w biodro m臋偶czyzny, kt贸ry osun膮艂 si臋 na bok. By艂 ju偶 ranny i ci臋偶ko poturbowany, lecz nadal walczy艂. Jego cia艂o by艂o przyzwyczajone do wysi艂ku i b贸lu przez lata intensywnego treningu. Obr贸ci艂 si臋, wyprostowa艂 i skoczy艂 na Pitta jak ranny dzik.
Pitt u偶y艂 rozumu zamiast mi臋艣ni. Stan膮艂 na nogi i usun膮艂 si臋 w bok. Nie mog膮c powstrzyma膰 impetu, wartownik potkn膮艂 si臋 i przelecia艂 przez kraw臋d藕 urwiska. Koniec nast膮pi艂 tak nieoczekiwanie, 偶e nie zd膮偶y艂 nawet krzykn膮膰. Z do艂u dolecia艂 jedynie g艂o艣ny plusk wody. Z zimn膮 krwi膮 Pitt wyj膮艂 ze skrzynki kolejny pocisk, za艂adowa艂 nim wyrzutni臋 i wycelowa艂 w statek pirat贸w, kt贸ry p艂yn膮艂 kana艂em nieca艂e sto metr贸w za 鈥濪eep Encounterem鈥. Dzi臋kowa艂 Bogu, 偶e wystrzelenie rakiety nie wymaga艂o skomplikowanej procedury, jak na przyk艂ad w wypadku pocisk贸w typu Stinger, lecz by艂o na tyle proste, by poradzi艂 z nim sobie prymitywny terrorysta. Korzystaj膮c ze zwyk艂ego celownika, nakierowa艂 wyrzutni臋 na statek porywaczy i poci膮gn膮艂 za spust.
Pocisk odlecia艂 w ciemno艣膰, by po chwili uderzy膰 w cel: trafi艂 w 艣r贸dokr臋cie tu偶 ponad lini膮 zanurzenia. Z pocz膮tku eksplozja nie wygl膮da艂a zbyt efektownie, jednak rakieta przebi艂a p艂yty kad艂uba i wybuch艂a z pe艂n膮 si艂膮 w maszynowni. Krzyki za艂ogi i las stoj膮cych p艂omieni 艣wiadczy艂y o tym, 偶e statek otrzyma艂 艣mierteln膮 ran臋. Kula pomara艅czowoczerwonego ognia roz艣wietli艂a kana艂 i otaczaj膮ce go klify. Detonacja rozerwa艂a zbiorniki paliwa, zmieniaj膮c statek w prawdziwe piek艂o. Ca艂a nadbudowa unios艂a si臋 znad kad艂uba jak fragment uk艂adanki, zdj臋ty niewidzialn膮 r臋k膮. Nagle ogie艅 zgas艂 i w kanale zn贸w nasta艂a ciemno艣膰. Tylko gdzieniegdzie na wodzie unosi艂y si臋 szcz膮tki, porozrzucane dooko艂a. Statek pirat贸w znik艂 w g艂臋binach kana艂u.
Pitt sta艂 wyprostowany i patrzy艂 jak zahipnotyzowany w d贸艂, gdzie jeszcze przed chwil膮 p艂yn臋艂a pot臋偶na 艂贸d藕. Nie czu艂 偶alu. Ci ludzie byli mordercami, zdecydowanymi zabi膰 pi臋膰dziesi膮t jeden os贸b znajduj膮cych si臋 na pok艂adzie statku badawczego. Teraz byli ju偶 niegro藕ni, a dla Pitta tylko to mia艂o znaczenie.
Cisn膮艂 wyrzutni臋 do wody. Poranione stopy znowu przypomnia艂y o sobie ostrym b贸lem. Kulej膮c wszed艂 do wartowni. Po chwili poszukiwa艅 znalaz艂 apteczk臋, pola艂 obficie stopy 艣rodkiem dezynfekuj膮cym i grubo owin膮艂 je banda偶em, by m贸c chodzi膰. Przeszuka艂 pomieszczenie w nadziei, 偶e znajdzie jakie艣 dokumenty, jednak w szufladach pod blatem, na kt贸rym sta艂a radiostacja, znalaz艂 tylko notes. Przerzuci艂 pobie偶nie kartki i stwierdziwszy, 偶e zapiski sporz膮dzi艂 wartownik, schowa艂 notes do kieszeni. Opr贸偶ni艂 kanister, do po艂owy wype艂niony paliwem potrzebnym do przeno艣nego generatora zasilaj膮cego obwody o艣wietleniowe oraz radiostacj臋, w ko艅cu zabra艂 pude艂ko zapa艂ek, kt贸re znalaz艂 w popielniczce pe艂nej niedopa艂k贸w.
Wyszed艂 z wartowni. Podpali艂 ca艂e pude艂ko i wrzuci艂 je do 艣rodka. Buchn臋艂y p艂omienie. Nie zwlekaj膮c, ruszy艂 艣cie偶k膮 w powrotn膮 drog臋 do laguny. Na pla偶y oczekiwali go Giordino i Misty. Obok wbita dziobem w piasek, czeka艂a szalupa, a w niej dw贸ch marynarzy z 鈥濪eep Encountera鈥.
Giordino serdecznie obj膮艂 przyjaciela.
- Przez chwil臋 my艣la艂em, 偶e zboczy艂e艣 z drogi dla jakiej艣 miejscowej pi臋kno艣ci.
Pitt odwzajemni艂 u艣cisk.
- Chyba naprawd臋 uda艂o mi si臋 w ostatniej chwili.
- Co ze stra偶nikiem?
- Razem z kolesiami le偶y na dnie kana艂u.
- Niez艂a robota.
- Czy na naszym statku s膮 ranni? I jakie艣 uszkodzenia?
- Kilka wygi臋tych blach, par臋 zadrapa艅, nic powa偶nego.
Misty zarzuci艂a mu r臋ce na szyj臋.
- Nie mog臋 uwierzy膰, 偶e 偶yjesz.
Pitt poca艂owa艂 j膮 po ojcowsku i rozejrza艂 si臋 dooko艂a.
- Przyp艂yn臋li艣cie t膮 szalup膮?
Kiwn臋艂a g艂ow膮.
- Nasz niedawny mi艂y gospodarz podp艂yn膮艂 jachtem do 鈥濪eep Encountera鈥 i pom贸g艂 mi przej艣膰 na pok艂ad.
- A gdzie jest teraz?
- Pogada艂 chwil臋 z kapitanem Burchem i pop艂yn膮艂 dalej w sw贸j rejs dooko艂a 艣wiata. - Misty wzruszy艂a ramionami.
- Nawet nie mia艂em okazji mu podzi臋kowa膰 - powiedzia艂 z 偶alem Pitt.
- Zabawny go艣膰 - mrukn膮艂 Giordino. - M贸wi艂, 偶e pewnie si臋 jeszcze spotkamy.
- Kto wie, wszystko jest mo偶liwe - rzek艂 w zadumie Pitt.
25 lipca 2003, Nuku鈥檃lofa, Tonga
Na rozkaz admira艂a Sandeckera kapitan Burch poprowadzi艂 statek kursem do portu Nuku鈥檃lofa, stolicy Tonga, jedynej monarchii w Polinezji. Na Pitta i Giordina czeka艂 ju偶 samoch贸d, kt贸ry zawi贸z艂 ich na mi臋dzynarodowe lotnisko Fua鈥檃motu. Tam wsiedli na pok艂ad samolotu linii Royal Tongan, lec膮cego na Hawaje, sk膮d odrzutowiec NUMA mia艂 ich zabra膰 do Waszyngtonu.
Rozstanie z za艂og膮 i naukowcami z 鈥濪eep Encountera鈥 by艂o naprawd臋 rzewne. Mimo straszliwych prze偶y膰, wi臋kszo艣膰 z nich chcia艂a powr贸ci膰 do przerwanej pracy w okolicy Rowu Tonga. Misty p艂aka艂a, Giordino co chwil臋 wyciera艂 nos w chusteczk臋, Pitt mia艂 wilgotne oczy, nawet Burch i House wygl膮dali tak, jakby w艂a艣nie stracili ukochanego psa. Pitt i Giordino w ko艅cu oderwali si臋 od przyjaci贸艂 i wskoczyli do czekaj膮cego wozu.
Boeing 747 ruszy艂 pasem startowym i po chwili zacz膮艂 nabiera膰 wysoko艣ci. Zielony krajobraz Tonga szybko znikn膮艂 w oddali - lecieli nad ciemnoniebieskim oceanem, a potem ponad chmurami, tak grubymi, 偶e chcia艂oby si臋 po nich st膮pa膰. Po p贸艂 godzinie Giordino zasn膮艂, siedz膮cy za艣 przy oknie Pitt wyj膮艂 spod fotela neseser Egana i otworzy艂 zamki. Ostro偶nie podni贸s艂 wieko w obawie, 偶e w 艣rodku znowu mo偶e by膰 olej. Co za idiotyzm, pomy艣la艂 rozbawiony. Przecie偶 to by艂 jaki艣 kawa艂, nie czarna magia.
Tymczasem w 艣rodku by艂 jedynie r臋cznik oraz kasety wideo ze zdj臋ciami wraku 鈥濫merald Dolphina鈥, jakie nakr臋cono z pok艂adu 鈥濧byss Navigatora鈥. Delikatnie rozwin膮艂 r臋cznik i wzi膮艂 do r臋ki dziwny, zielonkawy przedmiot, kt贸ry znale藕li na pod艂odze w kaplicy. Trzymaj膮c go w lewej d艂oni, obr贸ci艂 przedmiot palcami drugiej r臋ki. Dopiero teraz mia艂 sposobno艣膰 przyjrze膰 si臋 znalezisku z bliska.
By艂 dziwnie t艂usty. W przeciwie艅stwie do innych spalonych materia艂贸w nieorganicznych, kt贸re sta艂y si臋 chropowate i strz臋piaste, to co艣 mia艂o zaokr膮glone i g艂adkie 艣ciany, lekko skr臋cone w spiral臋. Pitt nie mia艂 poj臋cia, jaki jest jego sk艂ad chemiczny. Owin膮艂 przedmiot r臋cznikiem i z powrotem u艂o偶y艂 go w neseserze. By艂 pewien, 偶e chemicy z NUMA poradz膮 sobie z jego identyfikacj膮. Gdy dostarczy im materia艂, jego rola w rozwik艂aniu tajemnicy zostanie zako艅czona.
Przyniesiono 艣niadanie, lecz Pitt wypi艂 jedynie sok pomidorowy i kaw臋. Nie czu艂 g艂odu. Popijaj膮c kaw臋, wygl膮da艂 przez okno. Daleko w dole pod samolotem przesuwa艂a si臋 szmaragdowa wysepka, osadzona w morzu barwy b艂臋kitnego topazu. Obserwowa艂 j膮 przez chwil臋 i wreszcie rozpozna艂 jej kszta艂t - to Tutuila, jedna z wysp archipelagu Samoa. Widzia艂 port w Pago Pago, gdzie wiele lat temu razem z ojcem, w贸wczas kongresmanem, zwiedza艂 baz臋 marynarki wojennej.
Dobrze pami臋ta艂 tamt膮 wycieczk臋. Mia艂 wtedy kilkana艣cie lat i wykorzystywa艂 ka偶d膮 nadarzaj膮c膮 si臋 sposobno艣膰, kiedy ojciec przeprowadza艂 inspekcj臋, by nurkowa膰 w morzu wok贸艂 wyspy w towarzystwie bajecznie kolorowych ryb, z kusz膮 w r臋ku. Rzadko strzela艂 - wola艂 obserwowa膰 i fotografowa膰 podmorskie dziwy. Po ca艂ym dniu sp臋dzonym w wodzie odpoczywa艂 na pla偶y w cieniu palmy i zastanawia艂 si臋 nad przysz艂o艣ci膮.
Potem przypomnia艂 sobie inn膮 pla偶臋, na Oahu w Archipelagu Hawajskim. Wtedy s艂u偶y艂 jeszcze w lotnictwie. By艂 m艂odym m臋偶czyzn膮 i mia艂 dziewczyn臋, kt贸rej nigdy nie zapomni. Summer Moran by艂a najcudowniejsz膮 istot膮, jak膮 zna艂. Pami臋ta艂 z najdrobniejszymi szczeg贸艂ami, jak si臋 poznali w barze hotelu Ala Moana na pla偶y Waikiki. Nadal widzia艂 jej kusz膮ce, szare oczy, d艂ugie, ogni艣cie rude w艂osy, cudownie zgrabn膮 sylwetk臋 w obcis艂ej, orientalnej sukience z jedwabiu z p臋kni臋ciami po bokach. Potem po raz tysi臋czny zobaczy艂 jej 艣mier膰. Zgin臋艂a podczas trz臋sienia ziemi w podwodnym miasteczku, kt贸re budowa艂 jej szalony ojciec, Frederick Moran. Nurkowa艂a, 偶eby go ratowa膰 i ju偶 nigdy nie wr贸ci艂a.
Zamkn膮艂 t臋 cz臋艣膰 wspomnie艅, jak czyni艂 to ju偶 wielokrotnie w przesz艂o艣ci. Zobaczy艂 swoje odbicie w okienku. Jego oczy wci膮偶 b艂yszcza艂y, jednak powoli zaczyna艂o wyziera膰 z nich zm臋czenie i wiek. Zastanawia艂 si臋, jak wygl膮da艂oby spotkanie, gdyby stan膮艂 oko w oko z sob膮 samym sprzed dwudziestu lat. Gdyby na przyk艂ad tamten Dirk Pitt przysiad艂 si臋 do niego na 艂awce w parku. Jak zareagowa艂by na m艂odzie艅ca, kt贸ry odznaczy艂 si臋 w s艂u偶bie lotniczej? Czy w og贸le by go rozpozna艂? A jak ten m艂odzieniec widzia艂by starego Dirka Pitta? Czy umia艂by przewidzie膰 niesamowite przygody, wielk膮 rozpacz, krwawe potyczki, rany? Stary Pitt szczerze w to w膮tpi艂. Czy m艂odzik zniech臋ci艂by si臋 tym widokiem i wybra艂 zupe艂nie inn膮 偶yciow膮 drog臋?
Pitt odwr贸ci艂 wzrok od okna, przymkn膮艂 oczy i wyrzuci艂 z my艣li siebie w m艂odo艣ci, a tak偶e wszelkie spekulacje dotycz膮ce hipotetycznych scenariuszy jego 偶ycia. Czy teraz, maj膮c mo偶liwo艣膰 rozpocz臋cia wszystkiego od pocz膮tku, zrobi艂by dok艂adnie tak samo? W wi臋kszo艣ci wypadk贸w odpowied藕 brzmia艂aby: tak. Z pewno艣ci膮 dokona艂by paru zmian, inaczej rozegra艂 niekt贸re epizody z przesz艂o艣ci. Jednak, og贸lnie rzecz bior膮c, by艂 zadowolony i dumny ze swoich osi膮gni臋膰. Powinien by膰 wdzi臋czny losowi za to, 偶e 偶yje, i na tym koniec.
Rozmy艣lania przerwa艂y nagle turbulencje. Na widok pod艣wietlonego napisu pos艂usznie zapi膮艂 pasy. Potem czyta艂 czasopisma, a偶 do l膮dowania na lotnisku Johna Rodgersa w Honolulu. Na p艂ycie lotniska podszed艂 do nich pilot odrzutowca nale偶膮cego do NUMA, kt贸ry mia艂 ich przewie藕膰 do Waszyngtonu. Poszed艂 z nimi do budynku terminalu, by odebrali baga偶e, a potem podjechali razem do stoj膮cego w odleg艂ej cz臋艣ci lotniska odrzutowca. Gdy oderwali si臋 od ziemi, s艂o艅ce ju偶 zachodzi艂o, a na wschodzie niebo zmienia艂o barw臋 z b艂臋kitu na g艂臋bok膮 czer艅.
Wi臋ksz膮 cz臋艣膰 podr贸偶y Giordino przespa艂 jak zabity. Pitt drzema艂 tylko, budz膮c si臋 co chwil臋. W ko艅cu oprzytomnia艂 na dobre i zacz膮艂 si臋 zastanawia膰, czy to ju偶 koniec jego udzia艂u w tragedii 鈥濫merald Dolphina鈥? Na pewno admira艂 Sandecker zleci mu jakie艣 nowe zadanie, ale nie mia艂 zamiaru go przyj膮膰. Musi pozna膰 tajemnic臋 liniowca i doprowadzi膰 t臋 spraw臋 do ko艅ca. Ci, kt贸rzy wywo艂ali po偶ar na pok艂adzie, powinni za to odpowiedzie膰. Trzeba ich wytropi膰, pozna膰 motywy, a potem ukara膰.
Powoli przesta艂 my艣le膰 o zbrodniarzach, zat臋skni艂 za swoim 艂贸偶kiem w hangarze. Ciekawe, czy kongresmanka Loren Smith, jego obecna przyjaci贸艂ka, wyjdzie mu na spotkanie, tak jak ju偶 nieraz bywa艂o. Mia艂a rude w艂osy i fio艂kowe oczy. Kilka razy postanawiali, 偶e si臋 pobior膮, ale jako艣 nigdy nic z tego nie wychodzi艂o. Mo偶e teraz nadesz艂a w艂a艣ciwa chwila. B贸g jeden wie, pomy艣la艂 Pitt, nie b臋d臋 w niesko艅czono艣膰 p艂ywa艂 po oceanach i prowadzi艂 偶ycia awanturnika i 艂owcy przyg贸d. Mia艂 艣wiadomo艣膰, 偶e si臋 starzeje, 偶e musi zwolni膰 tempo, a偶 kiedy艣 obudzi si臋 i powie: 鈥濸anie Bo偶e, mog臋 ju偶 tylko by膰 klientem opieki spo艂ecznej i s艂u偶by zdrowia鈥.
- Nie! - powiedzia艂 g艂o艣no.
Giordino obudzi艂 si臋 i spojrza艂 na przyjaciela.
- Co m贸wi艂e艣?
- Gadam przez sen - u艣miechn膮艂 si臋 Pitt.
Giordino wzruszy艂 ramionami, u艂o偶y艂 si臋 na boku i powr贸ci艂 do krainy sennych marze艅.
Nie, powiedzia艂 Pitt, tym razem ju偶 tylko w my艣lach. Jeszcze nie wybieram si臋 na emerytur臋. Jeszcze d艂ugo, d艂ugo nie. B臋d膮 kolejne projekty badawcze, kolejne podmorskie tajemnice, wymagaj膮ce wyja艣nienia. Nie wycofa si臋 do chwili, a偶 zamknie si臋 nad nim wieko trumny.
Kiedy obudzi艂 si臋 po raz kolejny, samolot l膮dowa艂 w bazie lotniczej w Langley. By艂 ponury, deszczowy dzie艅, po szybach p艂yn臋艂y stru偶ki wody. Pilot podko艂owa艂 do terminalu NUMA i zatrzyma艂 si臋 przed otwartym hangarem. Pitt stan膮艂 na asfalcie i rozejrza艂 si臋 dooko艂a, zatrzymuj膮c wzrok na parkingu. Jego nadzieje okaza艂y si臋 p艂onne.
Loren Smith nie przysz艂a go powita膰.
Giordino pojecha艂 do mieszkania w Aleksandrii, 偶eby si臋 od艣wie偶y膰 i obdzwoni膰 swoje przyjaci贸艂ki - niech wiedz膮, 偶e wr贸ci艂 i jest w mie艣cie. Pitt od艂o偶y艂 na p贸藕niej wizyt臋 w hangarze i firmowym d偶ipem uda艂 si臋 do centrali NUMA, znajduj膮cej si臋 na wschodzie miasta, nad rzek膮 Potomac. Zatrzyma艂 auto w podziemnym parkingu i wjecha艂 wind膮 na dziesi膮te pi臋tro, do kr贸lestwa Hirama Yaegera, geniusza komputerowego, kt贸ry kierowa艂 ca艂膮 wielk膮 sekcj膮 informatyczn膮. Jego baza danych zawiera艂a ka偶dy znany nauce fakt i wydarzenie dotycz膮ce ocean贸w, jakie zanotowano od pocz膮tku dziej贸w, a nawet jeszcze wcze艣niej.
Yaeger przyby艂 z Doliny Krzemowej i sp臋dzi艂 w NUMA prawie pi臋tna艣cie lat. Wygl膮da艂 jak stary hippis - siwe w艂osy 艣ci膮gni臋te w ko艅ski ogon, levisy, d偶insowa kurtka i kowbojskie buty. Nie wygl膮da艂 na to, ale mieszka艂 w eleganckim domu w bardzo modnej i presti偶owej dzielnicy Maryland. Je藕dzi艂 BMW 740 iL, a jego c贸rki by艂y 艣wietnymi studentkami i zdobywczyniami licznych nagr贸d w zawodach hippicznych. Zaprojektowa艂 i zbudowa艂 bardzo zaawansowany technicznie komputer imieniem Max, kt贸ry przejawia艂 ju偶 pewne ludzkie cechy. Wprowadzi艂 do艅 holograficzny wizerunek swojej 偶ony, pojawiaj膮cy si臋, gdy z nim rozmawia艂.
Yaeger studiowa艂 raporty nades艂ane przez ekspedycj臋 NUMA, kt贸ra u wybrze偶y Japonii dokonywa艂a podwodnych odwiert贸w w celu sprawdzenia, czy pod ska艂ami istniej膮 jakie艣 formy 偶ycia. Na widok Pitta podni贸s艂 g艂ow臋 i z szerokim u艣miechem wyci膮gn膮艂 r臋k臋 do go艣cia.
- No, no, wr贸ci艂 nasz tropiciel podmorskich otch艂ani. - Spowa偶nia艂, gdy偶 wygl膮d Pitta nie napawa艂 optymizmem. Dyrektor Wydzia艂u Projekt贸w Specjalnych wygl膮da艂 jak bezdomny - by艂 ubrany w wymi臋te i zszarza艂e szorty, koszul臋 w kwiaty, na obanda偶owanych stopach mia艂 zwyk艂e klapki. Mimo kilku godzin snu na pok艂adach samolot贸w, jego oczy by艂y zm臋czone i zmatowia艂e. Na twarzy widnia艂 nier贸wny, ca艂otygodniowy zarost. Ten cz艂owiek z pewno艣ci膮 mia艂 ostatnio ci臋偶ki okres. - Nie przypominasz bohatera, o kt贸rym tr膮bi膮 media, tylko drugorz臋dnego rzezimieszka, grasuj膮cego po autostradach.
Pitt u艣cisn膮艂 wyci膮gni臋t膮 d艂o艅 gospodarza.
- Przyjecha艂em prosto z lotniska, 偶eby uprzykrzy膰 ci 偶ycie.
- O tym nie w膮tpi臋. - Spojrza艂 na Pitta z podziwem. - Czyta艂em raport o waszej akcji ratunkowej, a potem o walce z piratami. Jakim sposobem jeste艣 wsz臋dzie, gdzie grozi niebezpiecze艅stwo?
- K艂opoty same mnie znajduj膮 - odpar艂 Pitt, unosz膮c d艂onie w ge艣cie skromno艣ci. - Powa偶nie m贸wi膮c, nasza s艂awa to zas艂uga ca艂ej za艂ogi 鈥濪eep Encountera鈥. To oni ratowali rozbitk贸w. A ich ocali艂 przede wszystkim Giordino.
Yaeger dobrze zna艂 awersj臋 Pitta do pochwa艂 i komplement贸w. Wiedzia艂, 偶e kolega jest skromny i nie艣mia艂y, postanowi艂 wi臋c sko艅czy膰 o tym m贸wi膰 i poprosi艂 go艣cia, by usiad艂.
- Widzia艂e艣 si臋 ju偶 z admira艂em? Sporz膮dzi艂 dla ciebie list臋 pi臋膰dziesi臋ciu dziennikarzy. Masz im udzieli膰 wywiad贸w.
- Jeszcze nie jestem got贸w do publicznych wyst膮pie艅. Porozmawiam z nim rano.
- Co sprowadza ci臋 do mojego wirtualnego 艣wiata?
Pitt po艂o偶y艂 na biurku neseser Egana i otworzy艂 go. Wyj膮艂 i poda艂 Yaegerowi znalezisko z kaplicy liniowca.
- Chcia艂bym si臋 dowiedzie膰, co to jest i jaki ma sk艂ad.
Yaeger obejrza艂 przedmiot i kiwn膮艂 g艂ow膮.
- Zlec臋 to laboratorium chemicznemu. Je艣li struktura molekularna nie jest zbyt z艂o偶ona, za dwa dni b臋d臋 mia艂 wyniki. Co艣 jeszcze?
Pitt poda艂 mu kasety nakr臋cone z pok艂adu 鈥濧byss Navigatora鈥.
- Popraw jako艣膰 i stw贸rz cyfrowo tr贸jwymiarowy obraz.
- Da si臋 zrobi膰.
- I jeszcze jedno, zanim pojad臋 do domu. - Po艂o偶y艂 na biurku rysunek. - Czy widzia艂e艣 kiedy艣 takie logo?
Yaeger obejrza艂 szkic wykonany r臋k膮 Pitta, na kt贸rym widnia艂 tr贸jg艂owy pies z ogonem w postaci w臋偶a. Pod spodem znajdowa艂 si臋 napis CERBER. Spojrza艂 na Pitta zdziwiony.
- Naprawd臋 nie wiesz, co to jest?
- Nie.
- A gdzie to widzia艂e艣?
- Na pok艂adzie statku pirat贸w, pod p艂acht膮 maskuj膮c膮.
- To by艂 statek remontowy z platformy wiertniczej.
- Tak - odpar艂 Pitt. - Znasz to?
- Owszem - rzek艂 z powag膮 Yaeger. - Otwierasz puszk臋 Pandory, 艂膮cz膮c korporacj臋 Cerber z uprowadzeniem 鈥濪eep Encountera鈥.
- Korporacja Cerber - powt贸rzy艂 Pitt. - Ale g艂upiec ze mnie. Powinienem wiedzie膰. Ten moloch jest w艂a艣cicielem wi臋kszo艣ci p贸l naftowych w Stanach, a tak偶e kopal艅 miedzi i 偶elaza. Oddzia艂 chemiczny firmy wytwarza setki r贸偶nych produkt贸w. Ten tr贸jg艂owy pies mnie zmyli艂. Nie skojarzy艂em jednego z drugim.
- A wszystko si臋 zgadza, je艣li si臋 nad tym g艂臋biej zastanowi膰.
- Sk膮d ten tr贸jg艂owy pies?
- Ka偶da g艂owa oznacza cz臋艣膰 firmy. Jedna to wydobycie ropy, druga kopalnie, a ostatnia przemys艂 chemiczny.
- A ogon w postaci w臋偶a? - spyta艂 p贸艂偶artem Pitt. - Czy reprezentuje co艣 mrocznego, z艂owieszczego?
- Kt贸偶 to wie? - Yaeger wzruszy艂 ramionami.
- Sk膮d pochodzi ten wizerunek psa?
- Cerber... to brzmi jakby po grecku.
Zasiad艂 przy komputerze i napisa艂 co艣 na klawiaturze. Po chwili naprzeciwko konsoli pojawi艂a si臋 tr贸jwymiarowa posta膰 atrakcyjnej kobiety, ubranej w jednocz臋艣ciowy kostium k膮pielowy.
- Wezwa艂e艣 mnie.
- Cze艣膰, Max. Znasz Dirka Pitta.
Orzechowe oczy obrzuci艂y Pitta spojrzeniem od st贸p do g艂贸w.
- Tak, znam go. Jak si臋 pan miewa, panie Pitt?
- 艢rednio na je偶a, jak to m贸wi膮. A ty jak si臋 masz, Max?
Na twarzy kobiety pojawi艂 si臋 grymas niezadowolenia.
- Nie odpowiada mi ten krety艅ski kostium, w kt贸ry ubra艂 mnie Hiram.
- Wola艂aby艣 co艣 innego? - spyta艂 Yaeger.
- Eleganck膮 garsonk臋 od Armaniego, bielizn臋 Andry Gabrielle, sanda艂y na wysokim obcasie z paseczkiem nad kostk膮 od Todsa. To by艂by 艂adny zestaw.
Yaeger u艣miechn膮艂 si臋 krzywo.
- W jakim kolorze?
- Czerwonym - pad艂a odpowied藕.
Yaeger szybko przebieg艂 palcami po klawiaturze, potem odchyli艂 si臋 w fotelu, by podziwia膰 swoje dzie艂o.
Max znik艂a na moment, po czym zjawi艂a si臋 w eleganckim czerwonym kostiumie i bia艂ej bluzce.
- Znacznie lepiej - powiedzia艂a. - Nie lubi臋 wygl膮da膰 frywolnie, gdy pracuj臋.
- Skoro jeste艣 ju偶 w dobrym nastroju, poprosz臋 o informacje.
Max wyg艂adzi艂a r臋k膮 nowy str贸j.
- S艂ucham.
- Co wiesz o Cerberze, tr贸jg艂owym psie?
- Pochodzi z mitologii greckiej - odpowiedzia艂a natychmiast Max. - Herkules, rzymski odpowiednik greckiego Heraklesa, w przyp艂ywie szale艅stwa zamordowa艂 w艂asn膮 偶on臋 i dzieci. B贸g Apollo nakaza艂 mu za kar臋 s艂u偶y膰 przez dwana艣cie lat kr贸lowi myke艅skiemu Eurysteuszowi. W ramach tego wyroku Herkules musia艂 wykona膰 dwana艣cie prac, tak trudnych, 偶e z pozoru niemo偶liwych. Musia艂 pokona膰 przer贸偶ne potwory, a najtrudniejsze by艂o okie艂znanie Cerbera, kt贸ry stanowi odpowiednik greckiego Kerberosa. By艂 to groteskowy, tr贸jg艂owy pies, broni膮cy wej艣cia do Hadesu i pilnuj膮cy, by dusze zmar艂ych nie uciek艂y z podziemnego kr贸lestwa cieni. Trzy g艂owy reprezentowa艂y przesz艂o艣膰, tera藕niejszo艣膰 i przysz艂o艣膰. Znaczenie ogona nie jest mi znane.
- Czy Herkules zabi艂 psa? - spyta艂 Pitt.
Max pokr臋ci艂a g艂ow膮.
- Tam, gdzie do 艣wiata podziemnego wp艂ywa艂a rzeka Acheron, jedna z pi臋ciu takich rzek, go艂ymi r臋kami obezw艂adni艂 potwora. Zosta艂 przy tym pogryziony, jednak nie przez krwio偶ercze szcz臋ki, lecz w艂a艣nie przez w臋偶a, kt贸ry by艂 ogonem psa. Herkules zabra艂 Cerbera do Myken, pokaza艂, 偶e wykona艂 zadanie, po czym pozwoli艂 mu wr贸ci膰 do Hadesu. Tak to w skr贸cie wygl膮da. Mo偶na jeszcze doda膰, 偶e siostr膮 Cerbera by艂a Meduza, Gorgona z w臋偶ami zamiast w艂os贸w.
- Co wiesz o korporacji Cerber?
- Kt贸rej? Na 艣wiecie jest kilkana艣cie firm o tej nazwie.
- Prowadzi wszechstronn膮 dzia艂alno艣膰, zajmuje si臋 wydobyciem ropy i innych kopalin oraz przemys艂em chemicznym.
- A, ju偶 wiem. - Max rozja艣ni艂a si臋. - Macie dziesi臋膰 godzin, by wys艂ucha膰 mojej odpowiedzi?
- Masz a偶 tyle? - spyta艂 Pitt, zadziwiony pojemno艣ci膮 bazy danych.
- Jeszcze nie, ale zdob臋d臋 informacje, gdy wejd臋 do ich sieci oraz do system贸w firm, kt贸re z nimi wsp贸艂pracuj膮. Poniewa偶 prowadz膮 interesy na skal臋 mi臋dzynarodow膮, wi臋c instytucje rz膮dowe zainteresowanych kraj贸w musz膮 mie膰 sporo danych na ten temat.
Pitt spojrza艂 nieufnie na Yaegera.
- Czy zalegalizowano w艂amywanie si臋 do komputer贸w korporacji?
Yaeger zrobi艂 sprytn膮 min臋.
- Gdy wydaj臋 Max polecenie, nie wnikam w stosowane przez ni膮 metody.
Pitt wsta艂.
- Zostawiam wam znalezienie odpowiedzi.
- We藕miemy si臋 do tego.
Pitt odwr贸ci艂 si臋 i spojrza艂 na Max.
- Na razie, Max. Wygl膮dasz ol艣niewaj膮co.
- Dzi臋kuj臋, panie Pitt. Lubi臋 pana. Szkoda, 偶e nasze obwody nie mog膮 si臋 zintegrowa膰.
Pitt podszed艂 do wizerunku i wyci膮gn膮艂 r臋k臋, kt贸ra przesz艂a na wylot przez posta膰 Max.
- Nigdy nic nie wiadomo. Mo偶e kiedy艣 Hiram ci臋 zmaterializuje.
- Mam nadziej臋, panie Pitt - powiedzia艂a Max matowym g艂osem. - Mam tak膮 nadziej臋.
Stary hangar, wybudowany w latach trzydziestych dla od dawna nieistniej膮cych linii lotniczych, sta艂 w naro偶niku mi臋dzynarodowego lotniska Ronalda Reagana. 艢ciany i dach z falistej blachy pokryte by艂y warstw膮 rdzy. Nieliczne okna zabito deskami, z podniszczonych drzwi do pomieszcze艅 biurowych schodzi艂a p艂atami farba. Pawilon z zaokr膮glonym dachem znajdowa艂 si臋 na ko艅cu utwardzonego traktu, niedaleko bramy.
Pitt zaparkowa艂 d偶ipa po艣r贸d chwast贸w przed hangarem i zatrzyma艂 si臋 przed drzwiami. Zerkn膮艂 na kamer臋, b臋d膮c膮 cz臋艣ci膮 systemu ochrony, zamocowan膮 na drewnianym s艂upie po drugiej stronie drogi. Przesta艂a si臋 obraca膰 i wycelowa艂a sw贸j obiektyw prosto w niego. Pitt wybra艂 kombinacj臋 cyfr, odczeka艂 chwil臋 i przekr臋ci艂 mosi臋偶n膮 ga艂k臋. Stare drzwi otworzy艂y si臋 bezg艂o艣nie. We wn臋trzu by艂o ciemno, je艣li nie liczy膰 kilku 艣wietlik贸w, znajduj膮cych si臋 nad mieszkaniem na poddaszu. W艂膮czy艂 艣wiat艂o.
Nag艂y efekt by艂 ol艣niewaj膮cy. Po艣r贸d bia艂ych 艣cian na epoksydowej pod艂odze sta艂y cudownie o艣wietlone, pi臋knie odrestaurowane klasyczne automobile. Na ostatnim miejscu w rz臋dzie pyszni艂 si臋 wspania艂y, l艣ni膮cy ford 鈥瀐otrod鈥 z 1936 roku. Z jednej strony hangaru znajdowa艂 si臋 niemiecki my艣liwiec odrzutowy z drugiej wojny 艣wiatowej i trzysilnikowy transportowiec z 1929 roku. Dalej wida膰 by艂o pullmanowski wagon kolejowy z prze艂omu wiek贸w, dziwnie wygl膮daj膮c膮 偶agl贸wk臋, przytwierdzon膮 do gumowej tratwy, a tak偶e wann臋 z przymocowanym silnikiem.
Ta kolekcja 艣rodk贸w transportowych reprezentowa艂a r贸偶ne wydarzenia z 偶ycia Pitta - wszystkie egzemplarze by艂y pami膮tkami jego osobistej historii. Dba艂 o nie i pokazywa艂 tylko najbli偶szym przyjacio艂om. Nikt, kto jad膮c autostrad膮 w pobli偶u lotniska, ujrza艂 stoj膮cy na ko艅cu pas贸w startowych opuszczony hangar, nie przypuszcza艂, 偶e zawiera on cudown膮 kolekcj臋 bezcennych, starodawnych pojazd贸w.
Pitt zamkn膮艂 i zabezpieczy艂 drzwi. Jak zwykle po powrocie z wyprawy, obszed艂 swoje ma艂e muzeum. W ostatnim miesi膮cu pada艂y ulewne deszcze, co znacznie zmniejszy艂o kurz i py艂 w powietrzu. Powiedzia艂 sobie, 偶e nazajutrz mi臋kk膮 艣ciereczk膮 przetrze l艣ni膮ce pojazdy, by zebra膰 z karoserii i kad艂ub贸w to, co dosta艂o si臋 do wn臋trza pod jego nieobecno艣膰. Potem wszed艂 po kr臋conych, metalowych schodkach do mieszkania, usytuowanego po jednej stronie nad g艂贸wnym poziomem hangaru.
Wn臋trze by艂o r贸wnie ekscentryczne, jak jego eklektyczna kolekcja pojazd贸w. Umeblowano je antykami zwi膮zanymi z 偶eglug膮. 呕aden szanuj膮cy si臋 dekorator wn臋trz nie postawi艂by nogi w tym miejscu. Powierzchni臋 stu metr贸w kwadratowych zajmowa艂y du偶y pok贸j dzienny, 艂azienka, kuchnia oraz sypialnia - wszystkie pe艂ne przedmiot贸w pochodz膮cych z zatopionych lub przeznaczonych na z艂om statk贸w. By艂o tam du偶e, drewniane ko艂o sterowe ze starego klipra, obudowany kompas ze wschodniego parowca, dzwony okr臋towe, mosi臋偶ne i miedziane he艂my do nurkowania. Meble stanowi艂y zbieranin臋 antyk贸w, kt贸re niegdy艣 znajdowa艂y si臋 na dziewi臋tnastowiecznych statkach. Na niskich p贸艂kach w szklanych gablotach sta艂y modele r贸偶nych jednostek morskich, na 艣cianach za艣 wisia艂y obrazy znanego marynisty Richarda DeRosseta.
Wzi膮艂 prysznic i ogoli艂 si臋, po czym zam贸wi艂 stolik w ma艂ej francuskiej restauracji, nieca艂e dwa kilometry od hangaru. M贸g艂 zadzwoni膰 do Loren, ale zdecydowa艂, 偶e woli zje艣膰 kolacj臋 sam. Gdy zagoj膮 si臋 rany, przyjdzie czas na nadrabianie zaleg艂o艣ci towarzyskich. Przyjemny posi艂ek, a potem noc sp臋dzona na wypchanym g臋sim puchem materacu powinny przywr贸ci膰 mu m艂odzie艅cze si艂y, przygotowa膰 na trudy nast臋pnego dnia.
W艂o偶y艂 garnitur. Zosta艂o mu jeszcze dwadzie艣cia minut, kt贸re musia艂 czym艣 wype艂ni膰. Wyj膮艂 kartk臋 z numerem telefonu Kelly Egan i zadzwoni艂 do niej. Po pi膮tym sygnale chcia艂 ju偶 od艂o偶y膰 s艂uchawk臋, zdziwiony, 偶e nie w艂膮czy艂a si臋 automatyczna sekretarka, i wtedy Kelly odezwa艂a si臋.
- Halo, s艂ucham.
- Witaj, Kelly Egan.
Us艂ysza艂, jak szybko nabra艂a powietrza.
- Dirk! Wr贸ci艂e艣.
- W艂a艣nie wszed艂em do domu i pomy艣la艂em, 偶e zadzwoni臋.
- Strasznie si臋 ciesz臋.
- Mam kilka dni wolnego. Jeste艣 bardzo zaj臋ta?
- Tkwi臋 po uszy w dzia艂alno艣ci charytatywnej. Jestem prezesem lokalnego Stowarzyszenia Dzieci Upo艣ledzonych. Organizujemy doroczny przelot dla naszych podopiecznych, a ja odpowiadam za organizacj臋.
- Mo偶e g艂upio pytam, ale co to za przelot?
Kelly za艣mia艂a si臋.
- Taki pokaz lotniczy. Ludzie lataj膮 starymi aeroplanami i zabieraj膮 dzieciaki na podniebne przeja偶d偶ki.
- Idealne zaj臋cie dla ciebie.
- Jasne - w s艂uchawce zabrzmia艂 jej osobliwy 艣miech. - M臋偶czyzna, kt贸ry jest w艂a艣cicielem sze艣膰dziesi臋cioletniego Douglasa DC-3 mia艂 zabra膰 dzieci i pokaza膰 im z lotu ptaka Manhattan, ale okaza艂o si臋, 偶e ma problem z podwoziem i nie mo偶e wzi膮膰 udzia艂u w pokazie.
- Gdzie to si臋 odbywa?
- W New Jersey, po drugiej strome rzeki Hudson, na prywatnym lotnisku w pobli偶u miejscowo艣ci Englewood Cliffs. To niedaleko farmy i laboratorium ojca - doda艂a posmutnia艂ym nagle g艂osem.
Pitt wyszed艂 z bezprzewodowym telefonem na balkon i spojrza艂 na trzysilnikowy transportowiec.
- My艣l臋, 偶e mog臋 ci pom贸c.
- Mo偶esz? - spyta艂a uradowana. - Znasz w艂a艣ciciela jakiego艣 starego transportowca?
- Kiedy ma si臋 odby膰 ten przelot?
- Za dwa dni. Ale jakim sposobem zorganizujesz samolot w tak kr贸tkim czasie?
Pitt u艣miechn膮艂 si臋 pod nosem.
- Znam kogo艣, kto ma s艂abo艣膰 do pi臋knych kobiet i niepe艂nosprawnych dzieci.
Nast臋pnego ranka Pitt wsta艂 wcze艣nie, ogoli艂 si臋 i w艂o偶y艂 ciemny, elegancki garnitur. Sandecker nalega艂, by wygl膮d jego dyrektor贸w odpowiada艂 piastowanemu stanowisku. Po lekkim 艣niadaniu pojecha艂 na drug膮 stron臋 rzeki do centrali NUMA. Jak zwykle na drogach panowa艂 du偶y ruch, lecz Pitt nie 艣pieszy艂 si臋 i wykorzystywa艂 przymusowe przystanki, by zebra膰 my艣li i zaplanowa膰 zaj臋cia na ca艂y dzie艅. Z podziemnego parkingu pojecha艂 wind膮 na czwarte pi臋tro, do swego gabinetu. Pod艂og臋 w korytarzu wykonano z ceramicznej mozaiki, przedstawiaj膮cej statki na morzu. Ca艂e pi臋tro by艂o puste - o si贸dmej rano nikt nie przychodzi艂 do pracy.
Wszed艂 do gabinetu, zdj膮艂 p艂aszcz i powiesi艂 na staromodnym wieszaku. Rzadko sp臋dza艂 wi臋cej ni偶 p贸艂 roku za biurkiem. Wola艂 prace w terenie. Papierkowa robota wcale go nie poci膮ga艂a. Kolejne dwie godziny po艣wi臋ci艂 na sortowanie korespondencji i zapoznawanie si臋 z logistyk膮 przysz艂ych ekspedycji naukowych. Jako dyrektor Wydzia艂u Program贸w Specjalnych nadzorowa艂 przedsi臋wzi臋cia obejmuj膮ce przede wszystkim in偶ynieri臋 oceanograficzn膮.
Dok艂adnie o dziewi膮tej do sekretariatu wesz艂a jego wieloletnia sekretarka, Zerri Prochinsky. Ujrzawszy Pitta za biurkiem, podbieg艂a szybko i poca艂owa艂a go w policzek.
- Witaj. S艂ysza艂am, 偶e nale偶膮 ci si臋 gratulacje.
- Tylko nie zaczynaj - burkn膮艂 Pitt, szcz臋艣liwy, 偶e znowu j膮 widzi.
Zerri mia艂a zaledwie dwadzie艣cia pi臋膰 lat, gdy zosta艂a zatrudniona jako jego sekretarka. Teraz by艂a 偶on膮 waszyngto艅skiego lobbysty. Nie mieli w艂asnych dzieci, lecz adoptowali pi臋膰 sierot. By艂a bystra i inteligentna, pracowa艂a jedynie cztery dni w tygodniu: Pitt ch臋tnie zgodzi艂 si臋 na taki uk艂ad ze wzgl臋du na jej fantastyczn膮 bieg艂o艣膰 w wykonywaniu obowi膮zk贸w oraz fakt, 偶e zawsze by艂a dwa kroki dalej ni偶 on. Poza tym nie zna艂 偶adnej innej sekretarki, kt贸ra umia艂a stenografowa膰.
Mia艂a ujmuj膮cy, weso艂y u艣miech, piwne oczy, jasne w艂osy opadaj膮ce na ramiona - tego stylu nie zmieni艂a nigdy od czasu, gdy j膮 pozna艂. Dawniej cz臋sto flirtowali ze sob膮, lecz Pitt mia艂 niez艂omn膮 zasad臋, by nie wdawa膰 si臋 w 偶adne historie w miejscu pracy. Pozostali bliskimi przyjaci贸艂mi bez romantycznych podtekst贸w.
Zerri obesz艂a biurko i mocno obj臋艂a szefa.
- Nie masz poj臋cia, jak si臋 ciesz臋. Zawsze cierpi臋 jak matka, gdy s艂ysz臋, 偶e zagin膮艂e艣 w akcji.
- Wracam jak z艂y szel膮g.
Wyprostowa艂a si臋 i obci膮gn臋艂a sp贸dniczk臋.
- Admira艂 Sandecker oczekuje ci臋 w sali konferencyjnej punktualnie o jedenastej - powiedzia艂a oficjalnym tonem.
- Giordina te偶?
- Te偶. Nie planuj nic na popo艂udnie. Admira艂 um贸wi艂 ci臋 na wywiady z dziennikarzami. Zupe艂nie poszaleli, nie maj膮c innego naocznego 艣wiadka wydarze艅, kt贸re doprowadzi艂y do zag艂ady 鈥濫merald Dolphina鈥.
- Wszystko ju偶 powiedzia艂em w Nowej Zelandii - mrukn膮艂 Pitt.
- Za to teraz jeste艣 nie tylko w Stanach Zjednoczonych, ale i w Waszyngtonie. Media uwa偶aj膮 ci臋 za bohatera. Musisz si臋 z tym pogodzi膰 i odpowiedzie膰 na ich pytania.
- Admira艂 powinien wyznaczy膰 Ala do tego zadania. Al uwielbia by膰 w centrum zainteresowania.
- Ale formalnie ci podlega, wi臋c to ty jeste艣 najwa偶niejszy.
Przez kolejne kilka godzin Pitt pracowa艂 nad szczeg贸艂owym sprawozdaniem z niezwyk艂ych wydarze艅 ostatnich dw贸ch tygodni, od dryfuj膮cego w oddali p艂on膮cego liniowca, po ucieczk臋 鈥濪eep Encountera鈥. Nie wspomnia艂 o korporacji Cerber, poniewa偶 nie mia艂 zielonego poj臋cia, w jaki spos贸b 艂膮czy si臋 ona ze spraw膮 uprowadzenia. Ten w膮tek pozostawi艂 Hiramowi Yaegerowi.
Punktualnie wszed艂 do sali konferencyjnej i zamkn膮艂 za sob膮 drzwi. Sandecker i Rudi Gunn siedzieli ju偶 przy d艂ugim stole, z desek odzyskanych z wraku szkunera zatopionego w jeziorze Erie w 1882 roku. Pomieszczenie wy艂o偶ono boazeri膮 z drzewa tekowego, na pod艂odze le偶a艂 turkusowy dywan, przy jednej ze 艣cian sta艂 wiktoria艅ski kominek. Dooko艂a wisia艂y obrazy bitew morskich z udzia艂em Marynarki Wojennej Stan贸w Zjednoczonych. Najgorsze obawy Pitta sprawdzi艂y si臋, gdy dw贸ch innych m臋偶czyzn wsta艂o z krzese艂, 偶eby si臋 z nim przywita膰
Sandecker pozosta艂 na miejscu i dokona艂 prezentacji.
- Dirk, przypuszczam, 偶e znasz tych pan贸w.
Wysoki blondyn z w膮sami i b艂臋kitnymi oczami u艣cisn膮艂 prawic臋 Pitta.
- Mi艂o ci臋 widzie膰, Dirk. Ile to ju偶 czasu min臋艂o? Dwa lata?
Pitt odwzajemni艂 u艣cisk Wilbura Hilla, dyrektora CIA.
- Raczej trzy.
Zbli偶y艂 si臋 r贸wnie偶 Charles Davis, asystent dyrektora FBI.
Mia艂 prawie dwa metry wzrostu i znacznie przewy偶sza艂 obecnych w pokoju m臋偶czyzn. Przypomina艂 Pittowi psa o smutnych oczach, poszukuj膮cego miski.
- Ostatni raz spotkali艣my si臋 podczas wsp贸lnej pracy nad spraw膮 chi艅skich imigrant贸w.
- Dobrze to pami臋tam - odpar艂 ciep艂o Pitt.
Rozmawiali o starych czasach, gdy w sali pojawili si臋 Al Giordino z Hiramem Yaegerem.
- Zdaje si臋, 偶e jeste艣my w komplecie - powiedzia艂 Sandecker. - A wi臋c do rzeczy.
Yaeger pu艣ci艂 w obieg dossier zawieraj膮ce zdj臋cia zatopionego 鈥濫merald Dolphina鈥.
- Obejrzyjcie to panowie, a ja tymczasem poka偶臋 materia艂 nagrany na wideo.
Z ukrytej w suficie niszy opad艂 wielki, tr贸jwymiarowy monitor. Yaeger wcisn膮艂 guziki na pilocie i ju偶 po chwili na ekranach pojawi艂 si臋 tr贸jwymiarowy obraz, nagrany z pok艂adu 鈥濧byss Navigatora鈥. Wrak na dnie oceanu wygl膮da艂 upiornie i zarazem 偶a艂o艣nie. Trudno by艂o uwierzy膰, 偶e pi臋kny statek m贸g艂 ulec tak potwornym zniszczeniom.
Pitt komentowa艂 obraz przesuwaj膮cy si臋 po ekranach.
- Wrak le偶y na g艂臋boko艣ci sze艣ciu tysi臋cy dwudziestu dw贸ch metr贸w na g艂adkim stoku Rowu Tonga. Jest prze艂amany na trzy cz臋艣ci. Jego szcz膮tki pokrywaj膮 obszar jednej mili kwadratowej. Rufa i fragment 艣r贸dokr臋cia le偶y 膰wier膰 mili od g艂贸wnej cz臋艣ci dziobowej. Tam skoncentrowali艣my nasze poszukiwania. Z pocz膮tku s膮dzili艣my, 偶e statek rozpad艂 si臋, uderzaj膮c o dno, ale gdy obejrzeli艣my dziury w kad艂ubie wybite od 艣rodka, sta艂o si臋 oczywiste, 偶e kad艂ub zosta艂 zniszczony seri膮 eksplozji pod lini膮 zanurzenia, kt贸re nast膮pi艂y podczas holowania wraku. Mo偶emy z du偶膮 pewno艣ci膮 za艂o偶y膰, 偶e konstrukcja liniowca, os艂abiona seri膮 zsynchronizowanych detonacji, rozpad艂a si臋, opadaj膮c na dno.
- Czy kad艂ub nie m贸g艂 si臋 rozlecie膰, gdy ogie艅 si臋gn膮艂 zbiornik贸w paliwa i wywo艂a艂 eksplozj臋 w trakcie holowania? - spyta艂 Davis.
Wilbur patrzy艂 to na monitor, to na trzymane w r臋ku zdj臋cia.
- Mam spore do艣wiadczenie nabyte podczas 艣ledztw w sprawach bombowych atak贸w terrorystycznych. Wydaje mi si臋, 偶e Dirk ma racj臋. Dno 鈥濫merald Dolphina鈥 nie zosta艂o rozerwane jedn膮, skoncentrowan膮 eksplozj膮. Jak wida膰 na filmie i fotografiach, kad艂ub uleg艂 uszkodzeniu w kilku miejscach, a wsz臋dzie p艂yty s膮 powyginane na zewn膮trz. Poza tym wydaje si臋, 偶e bomby znajdowa艂y si臋 w jednakowych odleg艂o艣ciach, a to oznacza dobrze zaplanowan膮 i przeprowadzon膮 akcj臋 terrorystyczn膮.
- Ale w jakim celu? - odezwa艂 si臋 Davis. - Po co ten ca艂y k艂opot, by zatopi膰 spalony kad艂ub? A zreszt膮, kto mia艂by to zrobi膰? Przecie偶 w czasie holowania na pok艂adzie liniowca nie by艂o ju偶 nikogo.
- Ot贸偶 nie - rzek艂 Gunn. - Kapitan holownika... - zerkn膮艂 do notatek - nazwiskiem Jock McDermott stwierdzi艂, 偶e wyci膮gn膮艂 z wody jednego z oficer贸w zaraz po zatoni臋ciu wraku.
Davis nie wydawa艂 si臋 przekonany.
- W jaki spos贸b ten cz艂owiek prze偶y艂 po偶ar na statku?
- S艂usznie - powiedzia艂 Gunn, uderzaj膮c d艂ugopisem w notes. - McDermott nie umia艂 wyja艣ni膰 tego cudu. Stwierdzi艂, 偶e m臋偶czyzna by艂 w szoku. Gdy holownik przybi艂 do redy w Wellington, 贸w oficer wyskoczy艂 na l膮d i znik艂, nim ktokolwiek zd膮偶y艂 zada膰 mu cho膰by jedno pytanie.
- Czy McDermott poda艂 rysopis tego cz艂owieka?
- Tylko to, 偶e by艂 Murzynem.
Sandecker nie prosi艂 innych o pozwolenie, czy mo偶e zapali膰. NUMA by艂a jego kr贸lestwem, wi臋c zapali艂 jedno ze swoich legendarnych, ogromnych cygar, kt贸re bardzo sobie ceni艂 i prawie nigdy nie cz臋stowa艂 nimi nawet najbli偶szych przyjaci贸艂. Wydmucha艂 chmur臋 dymu w kierunku sufitu i powiedzia艂 powoli:
- Chodzi przede wszystkim o to, 偶e 鈥濫merald Dolphin鈥 zosta艂 celowo zatopiony, aby uniemo偶liwi膰 firmom ubezpieczeniowym 艣ledztwo w sprawie przyczyn po偶aru. Zatopienie by艂o przykrywk膮. Przynajmniej z mojego punktu widzenia.
Davis spojrza艂 na admira艂a.
- Je艣li to prawda, admirale, musimy doj艣膰 do straszliwego wniosku, 偶e po偶ar powsta艂 w wyniku podpalenia. Nie przychodzi mi do g艂owy 偶aden motyw, jaki mogli mie膰 terrory艣ci, by zniszczy膰 liniowiec, a wraz z nim dwa i p贸艂 tysi膮ca ludzi. Zreszt膮 jaka艣 grupa powinna wzi膮膰 na siebie odpowiedzialno艣膰 za ten czyn, jednak jak dot膮d nikt si臋 nie zg艂osi艂.
- Tak, to jest niezrozumia艂e - powiedzia艂 Sandecker. - Ale skoro takie s膮 fakty, musimy p贸j艣膰 ich 艣ladem.
- Jakie fakty? - nalega艂 Davis. - Przecie偶 nie da si臋 znale藕膰 dowod贸w na to, 偶e po偶ar powsta艂 w wyniku rozmy艣lnego dzia艂ania cz艂owieka, a nie jako efekt awarii.
- Wed艂ug zezna艅 oficer贸w, kt贸rzy prze偶yli katastrof臋, wszystkie systemy przeciwpo偶arowe na statku zawiod艂y - odezwa艂 si臋 Rudi Gunn. - Opowiadali o swojej bezradno艣ci, gdy musieli patrzy膰, jak ogie艅 wymyka si臋 spod kontroli, bo nie ma go czym ugasi膰. M贸wimy tu o dwunastu r贸偶nych systemach, 艂膮cznie z zapasowymi. Jakie jest prawdopodobie艅stwo, 偶e wszystkie zawiod艂y?
- Takie samo jak to, 偶e wy艣cigi Formu艂y I w Indianapolis wygra rowerzysta.
- Dirk i Al dostarczyli nam dowod贸w, 偶e po偶ar wywo艂ano celowo - powiedzia艂 Yaeger.
Oczy wszystkich spocz臋艂y na nim.
- Czy nasze laboratorium zidentyfikowa艂o ju偶 materia艂, kt贸ry przywie藕li艣my?
- Pracowali ca艂膮 noc i w ko艅cu im si臋 uda艂o - odpar艂 triumfalnie Yaeger.
- O czym m贸wicie? - spyta艂 Hill.
- O substancji, jak膮 znale藕li艣my podczas przeszukiwania wraku - wyja艣ni艂 Giordino. - Zauwa偶yli艣my j膮 w kaplicy, gdzie podobno wybuch艂 po偶ar, wi臋c zabrali艣my ze sob膮 pr贸bk臋.
- Nie b臋d臋 was zanudza艂 d艂ugim wyk艂adem na temat metod, za pomoc膮 kt贸rych dokonali艣my analizy chemicznej - podj膮艂 Yaeger. - Nasi naukowcy stwierdzili, 偶e jest to materia艂 o silnych w艂a艣ciwo艣ciach zapalaj膮cych, znany pod nazw膮 pyrotorch 610. Gdy si臋 zapali, praktycznie nie da si臋 ugasi膰. Substancja jest tak ma艂o stabilna, 偶e nawet wojsko nie chce jej wykorzystywa膰 do swoich cel贸w.
Yaeger przygl膮da艂 si臋 r贸偶nym reakcjom m臋偶czyzn siedz膮cych przy stole. Tymczasem Pitt u艣cisn膮艂 r臋k臋 Giordina.
- Dobra robota, wsp贸lniku.
Giordino u艣miechn膮艂 si臋 z dum膮.
- Wygl膮da na to, 偶e nasza wycieczka w 鈥濧byss Navigatorze鈥 op艂aci艂a si臋.
- Szkoda, 偶e nie ma Misty.
- Misty? - spyta艂 Davis.
- Misty Graham - odpar艂 Pitt. - To biolog z ekipy pracuj膮cej na 鈥濪eep Encounterze鈥. By艂a z Alem i ze mn膮, gdy badali艣my wrak.
Sandecker strz膮sn膮艂 popi贸艂 z cygara do du偶ej, mosi臋偶nej popielniczki.
- W takim razie to, co wygl膮da艂o na potworn膮 tragedi臋, okaza艂o si臋 ohydnym aktem bandytyzmu... - urwa艂. W jego oczach pojawi艂 si臋 gniew.
Giordino wyj膮艂 z kieszeni na piersi cygaro, takie samo, jakie mia艂 Sandecker, i zapali艂 je.
- M贸wi艂 pan... - odezwa艂 si臋 zach臋caj膮co Hill, nie maj膮c poj臋cia o grze mi臋dzy admira艂em i Giordinem. Sandecker by艂 prawie pewien, 偶e Al podbiera mu cygara, lecz nie m贸g艂 tego udowodni膰, bo 偶adnego nigdy nie brakowa艂o. Nie przysz艂o mu do g艂owy, 偶e Giordino kupuje je z tego samego co on 藕r贸d艂a w Nikaragui.
- M贸wi艂em - rzek艂 powoli admira艂, patrz膮c krzywo na Giordina - 偶e mamy do czynienia ze zbrodni膮. - Popatrzy艂 na Hilla i Davisa. - Mam nadziej臋, 偶e panowie i podleg艂e wam agencje podejm膮 natychmiast dochodzenie i doprowadz膮 winnych przed oblicze sprawiedliwo艣ci.
- Skoro ju偶 wiemy, 偶e istotnie pope艂niono zbrodni臋 - odezwa艂 si臋 Davis - mo偶emy wsp贸艂pracowa膰, by razem znale藕膰 wszystkie poszukiwane odpowiedzi.
- Mo偶ecie zacz膮膰 od porwania 鈥濪eep Encountera鈥 - rzek艂 Pitt. - Nie mam cienia w膮tpliwo艣ci, 偶e te sprawy s膮 ze sob膮 zwi膮zane.
- Przeczyta艂em kr贸tki raport dotycz膮cy tego wypadku - powiedzia艂 Hill. - Ty i Al jeste艣cie dzielnymi lud藕mi. Uda艂o si臋 wam ocali膰 statek i pokona膰 pirat贸w.
- To w艂a艣ciwie nie byli piraci. Raczej najemnicy.
Hill nie chcia艂 si臋 z tym zgodzi膰.
- Po co porywaliby statek nale偶膮cy do NUMA?
- To nie by艂a po prostu kradzie偶 - odpar艂 cierpko Pitt. - Chcieli zatopi膰 statek i zamordowa膰 wszystkich pi臋膰dziesi臋ciu cz艂onk贸w za艂ogi i naukowc贸w. Szukacie motywu? Chcieli nas powstrzyma膰 przed zbadaniem wraku. Bali si臋, 偶e mo偶emy co艣 wykry膰.
Gunn zamy艣li艂 si臋.
- Kto, na lito艣膰 bosk膮, mo偶e sta膰 za t膮 zbrodni膮?
- Mo偶ecie si臋 zaj膮膰 korporacj膮 Cerber - powiedzia艂 Yaeger, spogl膮daj膮c na Pitta.
- Bzdura - prychn膮艂 Davis. - Jedna z najwi臋kszych, najbardziej szacownych firm w kraju mia艂aby sta膰 za pr贸b膮 zamordowania dw贸ch i p贸艂 tysi膮ca ludzi po drugiej stronie globu? Mo偶ecie sobie wyobrazi膰, 偶e General Motors, Exxon czy Microsoft pope艂niaj膮 masow膮 zbrodni臋? Bo ja nie mog臋.
- Zgadzam si臋 w zupe艂no艣ci - powiedzia艂 Sandecker. - Ale Cerber to nie jest firma ludzi o czystych r臋kach. Prowadz膮 r贸偶ne ciemne interesy.
- Kilkakrotnie stawali przed komisj膮 Kongresu - doda艂 Gunn.
- Ale wszystko to okaza艂o si臋 czysto politycznym zagraniem - odpar艂 Davis.
Sandecker u艣miechn膮艂 si臋.
- Kongres niech臋tnie udzieli nagany firmie, kt贸ra zasila obydwie partie funduszami na cele wyborcze i to w kwocie, za jak膮 mo偶na postawi膰 na nogi dziesi臋膰 kraj贸w Trzeciego 艢wiata.
Davis pokr臋ci艂 g艂ow膮.
- Zanim podejm臋 艣ledztwo przeciwko Gerberowi, musz臋 mie膰 namacalne dowody.
Pitt dojrza艂 w oczach Yaegera dziwny b艂ysk.
- Czy pomo偶e wam informacja, 偶e pyrotorch 610 stworzyli naukowcy laboratorium chemicznego korporacji Cerber?
- Tego nie mo偶na by膰 pewnym - powiedzia艂 z pow膮tpiewaniem Davis.
- 呕adnej innej firmie na 艣wiecie nie uda艂o si臋 podrobi膰 tego materia艂u ani uzyska膰 innego o podobnych w艂a艣ciwo艣ciach.
Davis nie da艂 si臋 zbi膰 z tropu.
- Substancja zosta艂a zapewne skradziona. Ka偶dy m贸g艂 j膮 zdoby膰.
- FBI ma przynajmniej jaki艣 punkt zaczepienia. - Sandecker spojrza艂 na przedstawiciela Biura. - Co na to CIA?
- Chyba powinni艣my zbada膰 wrak zatopionego statku. Zobaczymy, jakie b臋d膮 wyniki.
- Czy NUMA mo偶e w tym dopom贸c? - spyta艂 Pitt.
- Nie ma potrzeby. Wsp贸艂pracujemy z pewn膮 prywatn膮 firm膮, kt贸ra przeprowadza dla nas badania podwodne.
- W porz膮dku. - Sandecker wydmucha艂 dym. - Je艣li b臋dziecie chcieli skorzysta膰 z naszych us艂ug, wystarczy, 偶e zadzwonicie. NUMA ch臋tnie podejmie pe艂n膮 wsp贸艂prac臋.
- Chcia艂bym prosi膰 o pozwolenie przes艂uchania za艂ogi 鈥濪eep Encountera鈥 - powiedzia艂 Davis.
- Za艂atwione - admira艂 zgodzi艂 si臋 bez wahania. - Co艣 jeszcze?
- Jedno pytanie - rzek艂 Hill. - Kto by艂 w艂a艣cicielem 鈥濫merald Dolphin鈥?
- Statek zarejestrowano w Wielkiej Brytanii - odpar艂 Gunn. - W艂a艣cicielem s膮 linie 偶eglugowe Blue Seas Cruise Lines. Firma ma swoj膮 siedzib臋 w Anglii, ale wi臋kszo艣膰 akcji jest w r臋kach Amerykan贸w.
Hill pos艂a艂 Davisowi lekki u艣miech.
- A wi臋c to akt terroru na skal臋 krajow膮 i mi臋dzynarodow膮. Zdaje si臋, 偶e b臋dziemy musieli 艣ci艣le wsp贸艂pracowa膰.
Wyszli razem. Gdy zamkn臋li za sob膮 drzwi, admira艂 zaj膮艂 miejsce przy stole. Jego oczy zw臋zi艂y si臋 nieprzyjemnie.
- Obydwa przest臋pstwa mia艂y miejsce na morzu, wi臋c absolutnie nie mog膮 wykluczy膰 z dochodzenia naszej agencji. P贸jdziemy w艂asnym tropem, nie wchodz膮c w parad臋 FBI ani CIA. - Spojrza艂 na Pitta i Giordina. - Wy dwaj we藕cie sobie trzy dni wolnego, a potem wracajcie do roboty.
Pitt spojrza艂 na admira艂a, potem na koleg贸w.
- Od czego mamy zacz膮膰?
- Kiedy wr贸cicie, b臋d臋 mia艂 gotowy plan. Tymczasem Rudi i Hiram zbior膮 wszystkie mo偶liwe informacje.
- W jaki spos贸b zamierzacie wypocz膮膰? - spyta艂 Gunn Pitta i Giordina.
- Przed wypraw膮 na Pacyfik kupi艂em jedenastometrowy jacht. Stoi na przystani ko艂o Annapolis. Chyba zaprosz臋 na pok艂ad kilka dam i pop艂yniemy sobie do zatoki Chesapeake.
- A ty? - Gunn zwr贸ci艂 si臋 do Pitta.
- Ja? - Pitt wzruszy艂 ramionami. - Wybieram si臋 na pokaz lotniczy.
Nie mo偶na by艂o wybra膰 wspanialszego dnia na pokaz lotniczy i akcj臋 charytatywn膮 na rzecz niepe艂nosprawnych dzieci. Ponad tysi膮c os贸b zgromadzi艂o si臋 pod kobaltowym, bezchmurnym niebem. Od strony Atlantyku wia艂a lekka bryza, ch艂odz膮c ciep艂e, letnie powietrze.
Lotnisko Gary Taylora by艂o w艂asno艣ci膮 prywatn膮 i znajdowa艂o si臋 w 艣rodku osiedla, kt贸rego wszyscy mieszka艅cy mieli w艂asne samoloty. Ulice rozplanowano tak, by rodziny mog艂y doprowadzi膰 maszyny z domu na pas startowy i z powrotem. W przeciwie艅stwie do innych lotnisk, teren wok贸艂 pasa startowego porasta艂y krzewy i kwiaty. Du偶e ziele艅ce wok贸艂 betonowego pasa przeznaczono na tereny piknikowe oraz na parking. Mo偶na stamt膮d by艂o ogl膮da膰 akrobacje w powietrzu i podziwia膰 stare aeroplany, stoj膮ce przy ko艅cu pasa startowego.
Niepe艂nosprawne dzieci zosta艂y przywiezione przez rodziny, a tak偶e szko艂y i szpitale z czterech stan贸w. Nie brak艂o wolontariuszy, by oprowadzi膰 je po ekspozycji i pokaza膰 samoloty.
Kelly z trudem wytrzymywa艂a napi臋cie. Wiedzia艂a, 偶e ci艣nienie krwi podskoczy艂o jej do niebezpiecznie wysokiej warto艣ci. Do tej pory wszystko przebiega艂o sprawnie, bez 偶adnych potkni臋膰. Wolontariusze byli naprawd臋 bardzo pomocni. W艂a艣ciciele i piloci dziewi臋膰dziesi臋ciu samolot贸w z rado艣ci膮 po艣wi臋cali czas i 艣rodki na udzia艂 w pokazie, pozwalali dzieciom siada膰 w kokpitach, opowiadali histori臋 ka偶dej maszyny.
Nie zjawi艂 si臋 tylko samolot, na kt贸ry Kelly najbardziej liczy艂a - transportowiec, do przelotu nad Manhattanem. W艂a艣nie mia艂a przekaza膰 dzieciom z艂膮 wiadomo艣膰, gdy podesz艂a jej przyjaci贸艂ka i wsp贸艂pracowniczka, Mary Conrow.
- Tak mi przykro - powiedzia艂a wsp贸艂czuj膮co. - Wiem, 偶e liczy艂a艣 na niego.
- Nie wiem, dlaczego Dirk nie uprzedzi艂 mnie, 偶e nie uda艂o mu si臋 zorganizowa膰 maszyny - rzek艂a Kelly strapiona.
Mary by艂a niezwykle atrakcyjn膮 i eleganck膮 trzydziestokilkuletni膮 kobiet膮. Mia艂a jasne w艂osy barwy jesiennych li艣ci, opadaj膮ce na ramiona. Szeroko rozstawione jasnozielone oczy spogl膮da艂y na 艣wiat z pewno艣ci膮 siebie, zaakcentowan膮 wysokimi ko艣膰mi policzkowymi i stanowczym podbr贸dkiem. Ju偶 chcia艂a co艣 powiedzie膰, lecz zamiast tego przys艂oni艂a d艂oni膮 oczy i wskaza艂a r臋k膮 niebo.
- Co tam nadlatuje z po艂udnia?
Kelly spojrza艂a.
- Nie mam poj臋cia.
- Wygl膮da na stary samolot transportowy! - krzykn臋艂a podniecona Mary. - Leci do nas!
Kelly odczu艂a ulg臋. Serce zacz臋艂o jej bi膰 szybciej.
- To na pewno on! - zawo艂a艂a. - Jednak nie sprawi艂 mi zawodu.
Dziwny, starodawny samolot przelecia艂 kilkadziesi膮t metr贸w nad szczytami drzew otaczaj膮cych lotnisko. Nie rozwija艂 wi臋cej ni偶 sto dwadzie艣cia kilometr贸w na godzin臋. Mia艂 w sobie jak膮艣 gracj臋, urok, dzi臋ki kt贸rym nazywano go czule Blaszan膮 G臋si膮 - by艂 to najlepszy samolot pasa偶erski swojej epoki.
Tr贸jsilnikowy 5-AT zbudowano w zak艂adach Forda na pocz膮tku lat trzydziestych. Egzemplarz Pitta by艂 jednym z niewielu, jakie przetrwa艂y w muzeach i prywatnych kolekcjach. Wi臋kszo艣膰 nosi艂a oryginalne barwy i znaki rozpoznawcze starych, macierzystych linii lotniczych. Pitt zachowa艂 srebrn膮 barw臋 falistego aluminium, z kt贸rego wykonano skrzyd艂a i kad艂ub. Pozosta艂y jedynie symbole rejestracyjne oraz logo Forda.
By艂 to w tej chwili jedyny samolot znajduj膮cy si臋 w powietrzu, wi臋c zgromadzeni go艣cie i piloci zadarli g艂owy i patrzyli, jak legendarny aeroplan podchodzi do l膮dowania. 艢mig艂a migota艂y w s艂o艅cu i przecina艂y powietrze z wyra藕nym pomrukiem.
Dwa silniki by艂y zamocowane na skrzyd艂ach, trzeci na samym nosie kad艂uba. Du偶e, grube skrzyd艂a sprawia艂y wra偶enie tak mocnych, 偶e mog艂yby ud藕wign膮膰 dwukrotnie wi臋ksz膮 maszyn臋. Przednia szyba mia艂a nieco komiczny wygl膮d, lecz boczne okienka by艂y du偶e i zapewnia艂y pilotowi znakomit膮 widoczno艣膰. Stara maszyna jakby zawis艂a na chwil臋 w powietrzu, jak prawdziwa g臋艣 przed l膮dowaniem na wodzie. Po chwili samolot powoli i delikatnie dotkn膮艂 ziemi - du偶e opony zapiszcza艂y cicho przy zetkni臋ciu z asfaltem, wzbijaj膮c w powietrze niewielkie k艂臋by bia艂ego dymu.
Jeden z wolontariuszy ruszy艂 po pasie startowym odrestaurowanym d偶ipem, daj膮c pilotowi znak, by ko艂owa艂 za nim na miejsce postoju. Pitt zaparkowa艂 mi臋dzy hydroplanem fokkerem DR l z pierwszej wojny 艣wiatowej, pomalowanym na czerwono, tak jak s艂ynny aeroplan barona von Richthofena, a niebieskim wodnop艂atem Sikorsky S-38 z 1932 roku, kt贸ry m贸g艂 l膮dowa膰 zar贸wno na pasie startowym, jak i na wodzie.
Kelly i Mary Conrow podjecha艂y do samolotu cadillakiem z 1918 roku, prowadzonym przez w艂a艣ciciela - r贸wnie偶 wolontariusza. Wyskoczy艂y z auta i zaczeka艂y, a偶 wielkie 艣mig艂a zatrzymaj膮 si臋. Minut臋 p贸藕niej otworzy艂y si臋 boczne drzwi i ich oczom ukaza艂 si臋 Pitt. Wystawi艂 na ziemi臋 schodek, po czym zszed艂 na p艂yt臋 lotniska.
- To ty! - zawo艂a艂a Kelly. - Nie m贸wi艂e艣, 偶e samolot nale偶y do ciebie.
- Pomy艣la艂em, 偶e zrobi臋 ci niespodziank臋. - U艣miechn膮艂 si臋 szelmowsko. - Przepraszam za sp贸藕nienie. Na trasie z Waszyngtonu napotka艂em silny, przeciwny wiatr. - Przeni贸s艂 wzrok na Mary. - Dzie艅 dobry.
- Wybaczcie - powiedzia艂a Kelly. - To jest moja serdeczna przyjaci贸艂ka, Mary Conrow. Pomaga mi przy organizacji tej imprezy. A to...
- Wiem. S艂ynny Dirk Pitt, o kt贸rym nie przestajesz mi opowiada膰. - Mary utkwi艂a wzrok w jego zielonych oczach. - Mi艂o ci臋 pozna膰 - powiedzia艂a cicho.
- Ca艂a przyjemno艣膰 po mojej stronie.
- Dzieci strasznie si臋 ciesz膮, 偶e polec膮 twoim samolotem - m贸wi艂a Kelly. - O niczym innym nie rozmawiaj膮. Ju偶 ustawiamy je w kolejce do lot贸w.
Pitt spojrza艂 na t艂um niepe艂nosprawnych dzieci, z kt贸rych wiele siedzia艂o na w贸zkach.
- Ile z nich chce lecie膰? Mog臋 zabra膰 pi臋tnastu pasa偶er贸w.
- Mamy oko艂o sze艣膰dziesi臋ciu ch臋tnych - odpar艂a Mary. - Wystarczy na cztery wycieczki.
Pitt u艣miechn膮艂 si臋.
- Dam sobie rad臋, ale je艣li mam zabra膰 pasa偶er贸w, b臋d臋 potrzebowa艂 drugiego pilota. M贸j przyjaciel, Al Giordino, nie m贸g艂 przyjecha膰.
- Nie szkodzi - stwierdzi艂a Kelly. - Mary jest pilotem. Pracuje dla linii Conquest.
- Od kiedy?
- Dwana艣cie lat na Boeingach 737 i 767.
- A ile godzin na mniejszych samolotach?
- Ponad tysi膮c.
Pitt skin膮艂 g艂ow膮.
- W porz膮dku. Wejd藕 do 艣rodka. Polecimy na ma艂y lot pr贸bny.
Mary rozja艣ni艂a si臋 jak ma艂e dziecko, kt贸re znalaz艂o prezent pod choink膮.
- Wszyscy znajomi zzieleniej膮 z zazdro艣ci, kiedy si臋 dowiedz膮 si臋, 偶e siedzia艂am za sterami trzysilnikowego forda.
Zapi臋li pasy. Pitt wyja艣ni艂 Mary, do czego s艂u偶膮 poszczeg贸lne instrumenty. Przedni panel by艂 urz膮dzony z racjonaln膮 prostot膮. Kilka niezb臋dnych prze艂膮cznik贸w oraz nieco ponad tuzin podstawowych instrument贸w rozmieszczono dogodnie na du偶ej, czarnej tablicy w kszta艂cie piramidy. Panel obs艂ugiwa艂 tylko instrumenty silnika umieszczonego na nosie samolotu. O dziwo, tachometr, a tak偶e wska藕niki ci艣nienia i temperatury oleju dw贸ch pozosta艂ych silnik贸w ulokowano poza kokpitem, na zewn臋trznych rozporkach.
Trzy d藕wignie steruj膮ce ci膮giem silnik贸w zamontowano mi臋dzy fotelami pilot贸w. Na kolumnach zamocowano ko艂a steruj膮ce z drewnianymi ramionami, kontroluj膮ce prac臋 lotek. Wygl膮da艂y jak przeniesione 偶ywcem z samochod贸w. Henry Ford nie lubi艂 marnowa膰 pieni臋dzy, wi臋c w ramach oszcz臋dno艣ci poleci艂, by wykorzysta膰 istniej膮ce ju偶 kierownice z samochod贸w modelu T. Wywa偶enie samolotu regulowa艂a korbka, umieszczona nad g艂ow膮 pilota. Du偶a d藕wignia hamulca przechyla艂a si臋 na prawo i lewo, steruj膮c maszyn膮 podczas ko艂owania na ziemi. Zamontowano j膮 tak偶e mi臋dzy fotelami pilot贸w.
Pitt w艂膮czy艂 silniki. Krztusi艂y si臋 i drga艂y mocno. Dopiero po chwili zacz臋艂y pracowa膰 r贸wnomiernie i spokojnie. Gdy osi膮gn臋艂y w艂a艣ciw膮 temperatur臋, Pitt skierowa艂 samolot na koniec pasa i wyja艣ni艂 Mary procedur臋 startow膮. W ko艅cu przekaza艂 jej stery, przypominaj膮c, 偶e pilotuje samolot z trzecim k贸艂kiem umieszczonym pod ogonem, a nie odrzutowiec pasa偶erski, gdzie gole艅 z ko艂em wysuwa si臋 pod nosem.
Mary by艂a poj臋tna i szybko przyswoi艂a tajniki kierowania siedemdziesi臋ciodwuletnim aeroplanem. Pitt zademonstrowa艂, jak samolot przeci膮ga przy pr臋dko艣ci stu kilometr贸w na godzin臋, leci bez wysi艂ku na dw贸ch silnikach i ma do艣膰 mocy, by bezpiecznie wyl膮dowa膰 na jednym.
- To takie dziwne - powiedzia艂a g艂o艣no, przekrzykuj膮c wycie maszyn - 偶e silniki znajduj膮 si臋 na zewn膮trz bez 偶adnych os艂on.
- Zosta艂y tak skonstruowane, by nie poddawa膰 si臋 wp艂ywom czynnik贸w atmosferycznych.
- Jaka jest jego historia?
- Zosta艂 zbudowany w Stout Metal Airplane Company w 1929 roku - zacz膮艂 Pitt. - By艂a to cz臋艣膰 koncernu samochodowego Forda. W sumie powsta艂o sto dziewi臋膰dziesi膮t sze艣膰 sztuk pierwszych ameryka艅skich samolot贸w wykonanych ca艂kowicie z metalu. Ten egzemplarz zszed艂 z ta艣my jako sto pi臋膰dziesi膮ty 贸smy. Obecnie istnieje jeszcze osiemna艣cie sprawnych technicznie i lataj膮cych samolot贸w tego typu. M贸j rozpocz膮艂 s艂u偶b臋 w liniach lotniczych Transcontinental Air Transport, obecnie TWA. Lata艂 na trasie z Nowego Jorku do Chicago i wozi艂 na pok艂adzie wiele 贸wczesnych znakomito艣ci: Charlesa Lindbergha, Ameli臋 Earhart, Glori臋 Swanson, Douglasa Fairbanksa Seniora i Mary Pickford. Franklin Roosevelt wyczarterowa艂 go, by polecie膰 na konwencj臋 demokrat贸w do Chicago. Wszyscy znani ludzie nim latali. W tamtych czasach nie by艂o lepszego i wygodniejszego 艣rodka transportu. Na tych w艂a艣nie samolotach po raz pierwszy zainstalowano toalet臋 oraz zatrudniono stewardessy. By膰 mo偶e nie zdajesz sobie z tego sprawy, ale siedzisz w poje藕dzie, kt贸ry da艂 pocz膮tek nowoczesnemu lotnictwu pasa偶erskiemu. To pierwszy kr贸l przestworzy.
- Ma ciekawy rodow贸d.
- Kiedy w 1934 roku do produkcji wszed艂 Douglas DC-3, 鈥濻tary Pewniak鈥, ten samolot przeszed艂 na emerytur臋. Przez kolejne lata wozi艂 pasa偶er贸w w Meksyku. Nieoczekiwanie w 1942 roku pokaza艂 si臋 na wyspie Luzon na Filipinach, sk膮d ewakuowa艂 do Australii wielu naszych 偶o艂nierzy. Potem jego losy spowija mg艂a tajemnicy. Zjawi艂 si臋 ponownie w Islandii, jako w艂asno艣膰 mechanika lotniczego, dowo偶膮cego zaopatrzenie do odizolowanych od 艣wiata farm i miejscowo艣ci. Ja kupi艂em go w 1987 roku, przylecia艂em nim do Waszyngtonu i wyremontowa艂em.
- Jakie ma osi膮gi?
- Trzy silniki Pratt & Whitney o mocy czterystu pi臋膰dziesi臋ciu koni mechanicznych. W zbiornikach jest do艣膰 paliwa, by zapewni膰 zasi臋g o艣miuset osiemdziesi臋ciu kilometr贸w przy szybko艣ci sto osiemdziesi膮t pi臋膰 kilometr贸w na godzin臋. Maksymalnie osi膮ga dwie艣cie dwadzie艣cia. Pr臋dko艣膰 wznoszenia trzysta trzydzie艣ci metr贸w na minut臋, pu艂ap pi臋膰 tysi臋cy dwie艣cie siedemdziesi膮t pi臋膰 metr贸w. Rozpi臋to艣膰 skrzyde艂 wynosi dwadzie艣cia trzy i p贸艂 metra, a d艂ugo艣膰 samolotu pi臋tna艣cie metr贸w. Opu艣ci艂em co艣?
- To chyba wszystko - powiedzia艂a Mary.
- Twoje stery. - Pitt cofn膮艂 d艂onie z panelu. - Jest bardzo czu艂y na ka偶dy ruch r膮k. Nie mo偶na sobie pozwoli膰 na chwil臋 nieuwagi.
- Rozumiem. - Musia艂a do艣膰 mocno napi膮膰 mi臋艣nie, by zmieni膰 po艂o偶enie wielkich lotek. Po wykonaniu kilku skr臋t贸w, zacz臋艂a podchodzi膰 do l膮dowania.
Pitt obserwowa艂, jak delikatnie siad艂a ko艂ami na asfalcie, dopiero po chwili opuszczaj膮c ogon na ziemi臋.
- Bardzo 艂adnie - pochwali艂 j膮. - Jak stary oblatywacz takich maszyn.
- Dzi臋kuj臋, kapitanie - roze艣mia艂a si臋.
Samolot zatrzyma艂 si臋 na swoim stanowisku, na pok艂ad zacz臋艂y wchodzi膰 dzieci. Wi臋kszo艣膰 trzeba by艂o podsadzi膰. Wolontariusze podawali je Pittowi, a on zanosi艂 ma艂ych pasa偶er贸w na miejsca i zapina艂 im pasy bezpiecze艅stwa. Widz膮c niepe艂nosprawne, kalekie dzieci, kt贸re mimo wszystko zachowywa艂y dobry humor i nie traci艂y odwagi, Pitt poczu艂 uk艂ucie w sercu. Kelly pomaga艂a malcom. 呕artowa艂a i 艣mia艂a si臋 razem z nimi. Ju偶 w powietrzu pokazywa艂a im Manhattan z lotu ptaka. Pitt lecia艂 nad rzek膮 Hudson w kierunku miasta.
Stary samolot idealnie nadawa艂 si臋 do tego typu wycieczek. Lecia艂 z niewielk膮 szybko艣ci膮, mia艂 du偶e, prostok膮tne, panoramiczne okna, znakomite do podziwiania widok贸w z g贸ry. Dzieci siedzia艂y w starych wiklinowych fotelach, pokrytych poduchami. Rado艣nie krzycza艂y, widz膮c pod sob膮 drapacze chmur, strzelaj膮ce wysoko w niebo.
Pitt wykona艂 ju偶 trzy loty. W przerwie, gdy nape艂niano zbiorniki, poszed艂 przyjrze膰 si臋 tr贸jp艂atowemu fokkerowi z pierwszej wojny 艣wiatowej, kt贸ry sta艂 tu偶 obok. Kiedy艣 by艂 to prawdziwy postrach aliant贸w. Lata艂y nim takie asy niemieckiego lotnictwa jak Manfred Richthofen, Verner Voos i Hermann Goring. Richthofen twierdzi艂, 偶e wspina si臋 do g贸ry jak ma艂pa i manewruje w powietrzu jak sam diabe艂.
Pitt ogl膮da艂 dzia艂ka wmontowane w obudow臋 silnika, gdy podszed艂 do niego m臋偶czyzna w starym kombinezonie pilota.
- Co pan o nim s膮dzi? - spyta艂.
Pitt odwr贸ci艂 si臋 i spojrza艂 w oliwkowe oczy ciemnosk贸rego m臋偶czyzny o ostrych, egipskich rysach. Mia艂 w wygl膮dzie co艣 w艂adczego. Sta艂 wysoki, wyprostowany jak 偶o艂nierz. Mia艂 dziwne spojrzenie: patrzy艂 twardo, prosto przed siebie, nie wodz膮c oczami na boki.
Obaj przez chwil臋 mierzyli si臋 wzrokiem. Byli mniej wi臋cej r贸wnego wzrostu i wagi.
- Zawsze si臋 dziwi臋 - powiedzia艂 w ko艅cu Pitt - 偶e stare my艣liwce na zdj臋ciach lub filmach wydaj膮 si臋 takie ma艂e. W rzeczywisto艣ci maj膮 naprawd臋 imponuj膮ce rozmiary. - Wskaza艂 dwa karabiny maszynowe zamontowane za 艣mig艂em. - Wygl膮daj膮 na prawdziwe.
Tamten skin膮艂 g艂ow膮.
- Orygina艂y firmy Spandau. Kaliber 7,92 milimetra.
- A ta艣my z amunicj膮? S膮 w nich pociski.
- Dla lepszego wra偶enia. W swoim czasie by艂 to naprawd臋 znakomity my艣liwiec. Chcia艂bym, 偶eby tak pozosta艂o. - Zdj膮艂 r臋kawic臋 i wyci膮gn膮艂 d艂o艅: - Conger Rand, w艂a艣ciciel samolotu. To pan pilotuje tego forda?
- Tak. - Pitt odni贸s艂 dziwne wra偶enie, 偶e m臋偶czyzna go zna. - Nazywam si臋 Dirk Pitt.
- Wiem. Pracuje pan w NUMA.
- Znamy si臋?
- Nie, ale mamy wsp贸lnego znajomego.
Pitt nie zd膮偶y艂 odpowiedzie膰, gdy zawo艂a艂a go Kelly.
- Jeste艣my gotowi do ostatniego lotu.
Odwr贸ci艂 si臋, by przeprosi膰 rozm贸wc臋, lecz pilot fokkera szybko znik艂 za swoim samolotem.
Zamkni臋to wlewy paliwa. Gdy cysterna odjecha艂a, Pitt przekaza艂 stery drugiemu pilotowi, czyli Mary, sam za艣 poszed艂 porozmawia膰 z dzie膰mi. Pokaza艂 im Statu臋 Wolno艣ci i wysp臋 Ellis, kt贸re okr膮偶yli na wysoko艣ci trzystu metr贸w. Potem wr贸ci艂 do kokpitu i przej膮wszy stery, skierowa艂 samolot ku Mostowi Brookly艅skiemu.
Temperatura powietrza wynosi艂a oko艂o trzydziestu stopni, wi臋c Pitt otworzy艂 boczne okienko, wpuszczaj膮c do kokpitu 艣wie偶e powietrze. Gdyby nie mia艂 na pok艂adzie dzieci, m贸g艂by si臋 pokusi膰 o przelot pod mostem, ale wtedy straci艂by licencj臋. Zdecydowa艂, 偶e nie by艂oby to zbyt m膮dre.
Jego uwag臋 zwr贸ci艂 cie艅, kt贸ry zjawi艂 si臋 obok i nieco wy偶ej od ich samolotu.
- Mamy towarzystwo - powiedzia艂a Mary. Zachwycone dzieci w kabinie pasa偶erskiej zacz臋艂y piszcze膰 z rado艣ci.
Pitt podni贸s艂 wzrok i na tle b艂臋kitnego nieba ujrza艂 czerwony kszta艂t. Pilot fokkera pomacha艂 im z odleg艂o艣ci nie wi臋kszej ni偶 pi臋膰dziesi膮t metr贸w. Mia艂 sk贸rzan膮 pilotk臋 i gogle z powiewaj膮c膮, jedwabn膮 wst膮偶k膮. Stary fokker by艂 lak blisko, 偶e Pitt widzia艂, jak jego pilot szczerzy z臋by w diabelskim u艣miechu. Chcia艂 go pozdrowi膰 ruchem d艂oni, ale samolot si臋 oddali艂.
Fokker zrobi艂 p臋tl臋, a potem znowu skierowa艂 si臋 w stron臋 forda, tym razem od lewej strony.
- Co on wyprawia? - spyta艂a Mary. - Nie wolno robi膰 takich akrobacji nad miastem.
Otrzyma艂a odpowied藕. Z bli藕niaczych luf karabin贸w maszynowych my艣liwca b艂ysn膮艂 ogie艅. Przez chwil臋 my艣la艂a, 偶e to cz臋艣膰 symulowanej walki powietrznej, ale wtedy przednia szyba roztrzaska艂a si臋 na kawa艂ki, a z silnika na dziobie zacz臋艂y bi膰 k艂臋by dymu i strumie艅 oleju.
Pitt wyczu艂 niebezpiecze艅stwo, zanim jeszcze w samolot uderzy艂 grad pocisk贸w. Poderwa艂 maszyn臋 stromo w g贸r臋, wykr臋caj膮c p臋tl臋 o 360 stopni. Fokker by艂 teraz ni偶ej, z lewej strony, lecz ju偶 po chwili skr臋ci艂, szykuj膮c si臋 do kolejnego ataku. Pitt przesun膮艂 d藕wignie gazu do samego ko艅ca w nadziei, 偶e zdo艂a utrzyma膰 si臋 za jego ogonem. Pomys艂 by艂 jednak z g贸ry skazany na niepowodzenie. Maj膮c trzy sprawne silniki, m贸g艂 jeszcze pr贸bowa膰 艣ciga膰 si臋 z szalonym pilotem, gdy偶 bi艂 go pr臋dko艣ci膮 o pi臋膰dziesi膮t kilometr贸w na godzin臋. Ale teraz, bez jednego z motor贸w, nie wygra艂by w wy艣cigu ze zwrotnym my艣liwcem.
Z uszkodzonego silnika wali艂y k艂臋by dymu. Jeszcze chwila, a zajmie si臋 ogniem. Pitt si臋gn膮艂 do kurka paliwa i w艂膮cznika zap艂onu, poni偶ej d藕wigni gazu. 艢mig艂o centralnego silnika zatrzyma艂o si臋 w poziomym po艂o偶eniu.
Mary nie wiedzia艂a, co si臋 dzieje.
- On do nas strzela!
- Tylko nie pytaj mnie dlaczego - warkn膮艂 Pitt.
W drzwiach kokpitu stan臋艂a Kelly.
- Czemu rzucacie samolotem na wszystkie strony? - spyta艂a gniewnie. - Dzieci si臋 przestraszy艂y. Co si臋 dzieje? - Zauwa偶y艂a dym wydobywaj膮cy si臋 z silnika, rozbit膮 szyb臋, poczu艂a powiew powietrza.
- Atakuje nas jaki艣 wariat.
- Strzela prawdziwymi kulami! - wykrzykn臋艂a Mary. Podnios艂a r臋k臋, by os艂oni膰 twarz.
- Przecie偶 tu s膮 dzieci!
- On wie i nic sobie z tego nie robi. Wracaj tam i uspok贸j malc贸w. Powiedz im, 偶e to taka zabawa. Niech 艣piewaj膮, niech robi膮 cokolwiek, byle nie my艣la艂y o niebezpiecze艅stwie. - Pitt spojrza艂 na Mary i kiwn膮艂 zach臋caj膮co g艂ow膮. - W艂膮cz radiostacj臋 i nadaj Mayday. Ka偶dego, kto si臋 zg艂osi, poinformuj o naszej sytuacji.
- Kto艣 nam mo偶e pom贸c?
- Nie zd膮偶y.
- Wi臋c co zrobisz?
Pitt zobaczy艂, 偶e fokker szykuje si臋 do nast臋pnego podej艣cia.
- Uratuj臋 wszystkich, je艣li mi si臋 uda.
Kelly i Mary podziwia艂y jego opanowanie i determinacj臋 bij膮c膮 z oczu. Mary zacz臋艂a wzywa膰 pomocy przez radio; Kelly wr贸ci艂a do przedzia艂u dla pasa偶er贸w.
Pitt rozejrza艂 si臋 po niebie w poszukiwaniu chmur, w kt贸rych m贸g艂by si臋 ukry膰 przed fokkerem. By艂y w odleg艂o艣ci kilku kilometr贸w od niego, ponad sze艣膰 kilometr贸w nad ziemi膮, poza zasi臋giem samolotu. Nie by艂o si臋 gdzie schowa膰. Stary transportowiec lecia艂 bezbronny jak baranek na pastwisku, 艣cigany przez wyg艂odnia艂ego wilka. Dlaczego on to robi? Pitt nie potrafi艂 znale藕膰 prostej odpowiedzi.
M贸g艂 spr贸bowa膰 posadzi膰 samolot na East River. Gdyby dokona艂 tego, nie uszkadzaj膮c maszyny, nie rani膮c dzieci, gdyby ford utrzyma艂 si臋 na wodzie wystarczaj膮co d艂ugo, by zd膮偶yli uciec... Szybko odrzuci艂 ten pomys艂. Samolot mia艂 twarde podwozie. Istnia艂o niebezpiecze艅stwo, 偶e takie l膮dowanie zako艅czy si臋 katastrof膮. Poza tym nie mia艂 pewno艣ci, czy oszala艂y pilot fokkera nie zacznie strzela膰 do bezbronnych pasa偶er贸w, je艣li nawet prze偶yj膮 awaryjne wodowanie. Skoro strzela do nich w powietrzu, dlaczego nie mia艂by ich zabi膰 w wodzie?
Podj膮艂 decyzj臋 i zawr贸ci艂 w kierunku Mostu Brookly艅skiego.
Fokker stan膮艂 na czubkach skrzyde艂 i ruszy艂 za fordem wzd艂u偶 rzeki. Pitt zmniejszy艂 ci膮g silnik贸w, pozwalaj膮c przeciwnikowi zbli偶y膰 si臋. W odr贸偶nieniu do nowoczesnych my艣liwc贸w, kt贸re mog艂y razi膰 pociskami rakietowymi z du偶ej odleg艂o艣ci, lotnicy pierwszej wojny 艣wiatowej mogli strzela膰 do cel贸w znajduj膮cych si臋 najwy偶ej sto metr贸w przed nimi. Pitt liczy艂 na to, 偶e napastnik wyczeka z kolejn膮 salw膮 do ostatniej chwili.
Jak za dawnych czas贸w na zachodnim froncie, ostrze偶enia alianckich pilot贸w wci膮偶 by艂y aktualne. Przypomnia艂 sobie stare powiedzenie: 鈥濽wa偶aj na s艂o艅ce鈥. Fokker zadar艂 dzi贸b i zacz膮艂 si臋 wspina膰 coraz wy偶ej i gdy niemal zawis艂 na wiruj膮cym 艣migle, przeszed艂 w lot nurkowy od s艂o艅ca. W odleg艂o艣ci stu metr贸w otworzy艂 ogie艅. Kule wbi艂y si臋 w metalowe poszycie prawego skrzyd艂a tu偶 za silnikiem. Nie mia艂 czasu na poprawk臋, gdy偶 samolot Pitta znajdowa艂 si臋 w celowniku przez niepe艂ne dwie sekundy, po chwili zanurkowa艂 pionowo w d贸艂.
Pitt lecia艂 w kierunku wody. Fokker siedzia艂 mu na ogonie, ale nie strzela艂, czekaj膮c, a偶 przeciwnik pojawi si臋 na linii ognia. Pitt wci膮偶 spada艂. Widzia艂 ju偶 ludzi spaceruj膮cych po obu brzegach rzeki, t艂umek na pok艂adzie statku wycieczkowego, stra偶ak贸w na kutrze po偶arniczym, jakby samolot mia艂 rzeczywi艣cie uderzy膰 w wod臋. W ostatniej chwili poci膮gn膮艂 wolant i skierowa艂 maszyn臋 pod Mostem Brookly艅skim.
Most wygl膮da艂 jak ogromna paj臋czyna z sieci膮 lin, na kt贸rych wisia艂a jezdnia. Zosta艂 zbudowany w 1883 roku. Co dzie艅 przeje偶d偶a艂o po nim ponad sto pi臋膰dziesi膮t tysi臋cy samochod贸w, dwa tysi膮ce rowerzyst贸w, przechodzi艂o trzystu pieszych. Auta zatrzymywa艂y si臋 jedno za drugim, a kierowcy patrzyli w os艂upieniu na dwa stare samoloty p臋dz膮ce w stron臋 mostu. Przechodnie i rowerzy艣ci, jad膮cy po drewnianej k艂adce, umieszczonej nad jezdni膮, zatrzymywali si臋, nie mog膮c uwierzy膰, 偶e my艣liwiec z czasu pierwszej wojny 艣wiatowej strzela do starego transportowca.
- Bo偶e! - szepn臋艂a Mary. - Chyba nie chcesz przelecie膰 pod mostem.
- Patrz na mnie - mrukn膮艂 z uporem.
Nie zwraca艂 uwagi na pylony wznosz膮ce si臋 osiemdziesi膮t metr贸w nad wod臋. Po艣piesznie oszacowa艂 odleg艂o艣膰 jezdni od lustra rzeki na czterdzie艣ci pi臋膰 metr贸w, faktycznie wynosi艂a ona o cztery metry mniej. Dym wali艂 z uszkodzonego silnika, ale ford 艣mign膮艂 pod mostem i wydosta艂 si臋 na woln膮 przestrze艅, tu偶 nad holownikiem, pchaj膮cym przed sob膮 dwie barki.
Zachwycone dzieci patrzy艂y, jak most przesuwa si臋 nad nimi. My艣la艂y, 偶e to zabawa. Kelly kaza艂a im 艣piewa膰, wi臋c szcz臋艣liwe i nie艣wiadome niebezpiecze艅stwa, zaintonowa艂y piosenk臋.
Kontrolerzy ruchu powietrznego na La Guardia, JFK i mniejszych okolicznych lotniskach odebrali sygna艂, wys艂any przez Mary. Przez eter mkn臋艂y policyjne komunikaty o walce, jaka toczy si臋 w przestworzach. Jeden z kontroler贸w lot贸w na lotnisku Kennedy鈥檈go zg艂osi艂 to swojemu zwierzchnikowi.
- Mam sygna艂 Mayday od kobiety, kt贸ra leci starym trzysilnikowym fordem z wystawy lotniczej. Twierdzi, 偶e atakuje j膮 my艣liwiec z okresu pierwszej wojny 艣wiatowej.
- Jasne - roze艣mia艂 si臋 szef. - A Marsjanie l膮duj膮 na Statui Wolno艣ci.
- Ale w tym musi co艣 by膰. S艂ysz臋 meldunki policyjne o tr贸jp艂atowcu 艣cigaj膮cym stary transportowiec pod Mostem Brookly艅skim. Uciekaj膮cy samolot ma uszkodzony, mocno dymi膮cy silnik.
- Czy na transportowcu s膮 pasa偶erowie? - Humor zwierzchnika znikn膮艂.
- Policja m贸wi, 偶e jest tam pi臋tna艣cioro niepe艂nosprawnych dzieci. - Urwa艂 na chwil臋, po czym doda艂 z wahaniem: - Ja... s艂ysz臋, jak one 艣piewaj膮.
- 艢piewaj膮?
Kontroler lot贸w w milczeniu kiwn膮艂 g艂ow膮.
Tym razem szef przej膮艂 si臋. Podszed艂 do ekran贸w radaru i po艂o偶y艂 d艂o艅 na ramieniu dy偶uruj膮cego pracownika.
- Co wida膰 nad Manhattanem?
- Mia艂em dwa samoloty nad East River, ale wi臋kszy w艂a艣nie gdzie艣 przepad艂.
- Rozbi艂 si臋?
- Na to wygl膮da.
- Biedne dzieciaki - powiedzia艂 kierownik wie偶y kontroli lot贸w.
Pilot fokkera poderwa艂 maszyn臋 nad rozpostartymi linami, mijaj膮c je zaledwie o kilka metr贸w. Potem zanurkowa艂, by nabra膰 dodatkowej szybko艣ci, wykr臋ci艂 o sto osiemdziesi膮t stopni i ruszy艂 wprost na lec膮cego w jego kierunku forda.
Pitt nie czeka艂, a偶 zostanie str膮cony jak puszka stoj膮ca na kamieniu. Przewr贸ci艂 samolot na lewe skrzyd艂o, wpad艂 w bardzo ciasny zakr臋t, polecia艂 nad nabrze偶em jedena艣cie i trzyna艣cie, przeci膮艂 FDR Drive i South Street pod k膮tem dziewi臋膰dziesi臋ciu stopni. Wyprostowa艂 maszyn臋, nieca艂e sze艣膰dziesi膮t metr贸w nad Wall Street, min膮艂 pomnik Waszyngtona sk艂adaj膮cego uroczyste 艣lubowanie w czasie obejmowania urz臋du. Ryk dw贸ch silnik贸w odbija艂 si臋 echem od budynk贸w, wprawiaj膮c szyby w dr偶enie. Szeroko rozstawione skrzyd艂a z trudem mie艣ci艂y si臋 mi臋dzy domami. Wreszcie samolot wydosta艂 si臋 z betonowo-szklanego kanionu.
Mary by艂a w szoku. Z policzka p艂yn臋艂a jej stru偶ka krwi, tam gdzie uderzy艂 j膮 od艂amek szyby.
- To przecie偶 szale艅stwo.
- Przykro mi - powiedzia艂 matowym g艂osem Pitt. - Nie mia艂em wyboru.
艢ci膮gn膮艂 dr膮偶ek. To, co wydawa艂o si臋 szerok膮 ulic膮, by艂o w rzeczywisto艣ci dolnym kra艅cem Broadwayu. Mia艂 tylko kilka metr贸w miejsca. Skr臋ci艂 gwa艂townie i ruszy艂 ulic膮 obok gmachu gie艂dy, ko艣cio艂a 艣w. Paw艂a i naprzeciwko parku City Hall. Radiowozy na sygnale usi艂owa艂y jecha膰 t膮 sam膮 drog膮, ale okaza艂o si臋 to niewykonalne. Nie mog艂y przedrze膰 si臋 przez g膮szcz samochod贸w tarasuj膮cych drog臋.
Pilot fokkera na jaki艣 czas zgubi艂 Pitta, lawiruj膮cego w miejskiej d偶ungli. Zatoczy艂 ko艂o nad East River, wspi膮艂 si臋 na pu艂ap trzystu metr贸w i ruszy艂 nad Manhattan. Min膮艂 statki stoj膮ce w porcie przy South Street, po czym wychyli艂 si臋 z kokpitu, szukaj膮c forda. Zobaczy艂 srebrny b艂ysk odbitego 艣wiat艂a. Podni贸s艂 gogle i z niedowierzaniem zobaczy艂, jak transportowiec leci mi臋dzy budynkami wzd艂u偶 Broadwayu.
Pitt wiedzia艂, 偶e nara偶a 偶ycie innych, 偶e w wypadku str膮cenia go przez fokkera opr贸cz dzieci ucierpi膮 tak偶e ludzie w samochodach i przechodnie. Jego nadziej膮 by艂o jak najd艂u偶sze zwodzenie nieuchronnego losu. Mo偶e uda mu si臋 jako艣 uzyska膰 przewag臋 i uciec z miasta, pozostawiaj膮c szalonego pilota na pastw臋 policyjnych helikopter贸w. Postanowi艂 za wszelk膮 cen臋 uratowa膰 wci膮偶 艣piewaj膮ce dzieci.
Nagle ujrza艂, jak asfalt eksploduje, wzbijaj膮c w powietrze setki od艂amk贸w. Przeciwnik znowu siedzia艂 mu na ogonie i strzela艂 z g贸ry pociskami kaliber 7,62, kt贸rych grad spad艂 na dach 偶贸艂tej taks贸wki i skrzynk臋 pocztow膮. Na szcz臋艣cie nikt z przechodni贸w nie zosta艂 trafiony. Pocz膮tkowo Pitt s膮dzi艂, 偶e jego samolot unikn膮艂 pocisk贸w, po chwili jednak odkry艂, 偶e niekt贸re urz膮dzenia steruj膮ce przesta艂y dzia艂a膰. Ster kierunku porusza艂 si臋 z du偶ym op贸藕nieniem, stery wysoko艣ci w og贸le nie reagowa艂y na ruch dr膮偶kiem. Jedynie lotki zachowywa艂y si臋 normalnie. Kula musia艂a trafi膰 kr膮偶ek linowy lub zaczepy linek steruj膮cych, przeci膮gni臋tych z kokpitu do urz膮dze艅 na zewn膮trz kad艂uba.
- Co si臋 dzieje? - spyta艂a Mary.
- Trafi艂 w stery wysoko艣ci. Nie mo偶emy si臋 ju偶 wznosi膰.
Nalot fokkera by艂 niemal perfekcyjny, pilota musia艂 jednak nieco przestraszy膰 widok budynk贸w nad maszyn膮. Wycofa艂 si臋, nim zd膮偶y艂 zestrzeli膰 uciekaj膮cy samolot. Poszed艂 艣wiec膮 do g贸ry i wykona艂 zawr贸t, podchodz膮c teraz z przeciwnego kierunku. Pitt szybko poj膮艂, 偶e napastnik nie b臋dzie traci艂 czasu na frontalny atak. Podejdzie od ty艂u i odda seri臋 w ogon forda.
- Widzisz go ca艂y czas? - spyta艂 Mary.
- Nie wtedy, gdy jest tu偶 za nami - odpar艂a spokojnie. Rozlu藕ni艂a pas i odwr贸ci艂a si臋 do ty艂u. - Wychyl臋 si臋 i b臋d臋 pilnowa膰 ogona.
- Dobra dziewczyna.
W przej艣ciu stan臋艂a Kelly.
- Dzieciaki s膮 niesamowite. Zupe艂nie si臋 nie przejmuj膮.
- Bo nie wiedz膮, 偶e 偶yjemy ju偶 na kredyt. - Pitt zerkn膮艂 na ziemi臋 i rozpozna艂 Greenwich Village. Potem min臋li Union Square Park. W oddali widzia艂 ju偶 Times Square. Dzielnica teatr贸w i kin znajdowa艂a si臋 po lewej stronie. Miga艂y wielkie neony, gdy przelecia艂 nad pomnikiem Georgesa M. Cohana. Chcia艂 wzbi膰 si臋 wy偶ej, ale stery wysoko艣ci odm贸wi艂y pos艂usze艅stwa. Teraz m贸g艂 jedynie utrzymywa膰 lot po linii prostej i na sta艂ej wysoko艣ci. Na razie dawa艂 sobie rad臋, ale gdy doleci do zakr臋tu Broadwayu przy Czterdziestej 脫smej, b臋d膮 k艂opoty. Musia艂 z ca艂ej si艂y naciska膰 peda艂y, by uzyska膰 jak膮kolwiek reakcj臋 steru kierunku. Najmniejszy b艂膮d, niewielkie nawet szarpni臋cie wolantu mog艂o pos艂a膰 samolot w 艣cian臋 mijanego budynku. Musia艂 lecie膰 prosto wzd艂u偶 Broadwayu, operuj膮c jedynie d藕wigniami przepustnic.
Poci艂 si臋, w ustach mu zasch艂o. 艢ciany mijanych dom贸w by艂y tak blisko, 偶e niemal wystarczy艂oby wyci膮gn膮膰 r臋k臋, by ich dotkn膮膰. Ulica ci膮gn臋艂a si臋 w niesko艅czono艣膰, zw臋偶a艂a si臋 w male艅ki punkt na horyzoncie. Przechodnie stali z zadartymi g艂owami i przygl膮dali si臋, jak leci nad Broadwayem na wysoko艣ci trzeciego pi臋tra. Og艂uszaj膮cy ryk silnik贸w s艂ycha膰 by艂o ju偶 z du偶ej odleg艂o艣ci. Pracownicy biur wygl膮dali przez okna i stawali jak wryci - patrzyli z g贸ry na przelatuj膮cy samolot, nie mog膮c uwierzy膰 w艂asnym oczom. Wszyscy s膮dzili, 偶e ford lada moment si臋 rozbije.
Pitt gor膮czkowo pr贸bowa艂 unie艣膰 nos maszyny, ale nie da艂 rady. Zredukowa艂 szybko艣膰 do stu dziesi臋ciu kilometr贸w na godzin臋, tylko o dziesi臋膰 wi臋cej od minimalnej pr臋dko艣膰 lotu. M臋偶czyzna za sterami fokkera by艂 dobrym pilotem. Walka z nim wymaga艂a ogromnej odwagi, stanowi艂a prawdziwe wyzwanie. By艂a to potyczka dw贸ch r贸wnorz臋dnych przeciwnik贸w, wymagaj膮ca cierpliwo艣ci i wytrwa艂o艣ci. Pitt walczy艂 nie tylko o swoje 偶ycie, lecz r贸wnie偶 o 偶ycie dw贸ch kobiet i pi臋tna艣ciorga niesprawnych dzieci. Ilu ludzi zgin臋艂oby, gdyby samolot rozbi艂 si臋 i eksplodowa艂 na zat艂oczonych ulicach miasta?
Mali pasa偶erowie zacz臋li odczuwa膰 lekki niepok贸j, widz膮c budynki przesuwaj膮ce si臋 tu偶 za oknami samolotu, nie przestawali jednak 艣piewa膰, zach臋cani przez Kelly, kt贸ra sama ba艂a si臋 patrzy膰 na mijane domy i wygl膮daj膮ce zza okien zdumione twarze pracownik贸w biur.
Z wysoko艣ci trzystu metr贸w pilot fokkera obserwowa艂 lec膮cy nisko transportowiec z cierpliwo艣ci膮 diab艂a, dybi膮cego na dusz臋 cz艂owieka. Teraz nie musia艂 ju偶 atakowa膰. Istnia艂o du偶e prawdopodobie艅stwo, 偶e ford sam si臋 rozbije. Do po艣cigu w艂膮czy艂 si臋 policyjny 艣mig艂owiec, lec膮c nad dachami dom贸w mi臋dzy obydwu samolotami.
Z ch艂odnym wyrachowaniem i precyzj膮 przesun膮艂 do przodu dr膮偶ek sterowy, nurkuj膮c prosto na helikopter. Policjant krzykn膮艂 co艣 do pilota, wskazuj膮c r臋k膮 w g贸r臋. 艢mig艂owiec wykona艂 unik, lecz r臋czna bro艅, jak膮 dysponowali policjanci, nie mog艂a si臋 r贸wna膰 z szybkostrzelnymi karabinami. Pociski trafi艂y w silnik tu偶 pod 艣mig艂em. Atak przeprowadzono z zimn膮 krwi膮.
W ci膮gu trzech sekund zgrabny helikopter zmieni艂 si臋 w opadaj膮cy wrak, kt贸ry po chwili rozbi艂 si臋 na dachu jednego z budynk贸w.
Deszcz szcz膮tk贸w polecia艂 na ulic臋, jednak nikt z przechodni贸w nie zosta艂 ranny. Policjanci ze 艣mig艂owca - tylko z kilkoma z艂amaniami - zostali wyci膮gni臋ci przez pracownik贸w technicznych. Ich 偶yciu nie zagra偶a艂o niebezpiecze艅stwo.
By艂o co艣 nieludzkiego, pozbawionego sensu w dzia艂aniu pilota fokkera. M贸g艂 spokojnie uciec, widz膮c, 偶e lada chwila ford i tak ulegnie katastrofie. Strzela艂 do helikoptera nie w samoobronie, lecz dla czystej przyjemno艣ci zabijania. Nawet nie rzuci艂 okiem na dokonane przez siebie zniszczenie, tylko pod膮偶y艂 dalej 艣ladem transportowca.
Pitt nie dostrzeg艂 katastrofy. Mary, wychylona przez okno w kokpicie widzia艂a j膮, lecz nie mog艂a wykrztusi膰 ani s艂owa. Ulica zatacza艂a lekki 艂uk, Pitt musia艂 wi臋c skoncentrowa膰 si臋 bez reszty na wprowadzeniu maszyny w skr臋t. Broadway odchyla艂 si臋 w lewo przy Columbus Circle. Pitt kopn膮艂 mocno prawy orczyk i samolot zatoczy艂 艂uk, wy艂amuj膮c si臋 wreszcie spomi臋dzy wysokich budynk贸w. Ko艅c贸wka lewego skrzyd艂a min臋艂a dwudziestometrowy pomnik Krzysztofa Kolumba o nieca艂e trzy metry. Przelecia艂 nad Central Park West i Pi臋膰dziesi膮t膮 Dziewi膮t膮 Alej膮. Przy po艂udniowo-zachodnim skraju Central Parku omin膮艂 pomnik marynarzy, poleg艂ych na zatopionym pancerniku 鈥濵aine鈥, i ruszy艂 nad park. Je藕d藕cy z trudem utrzymywali konie, kt贸re cofa艂y si臋 l臋kliwie, gdy samolot przelecia艂 tu偶 nad nimi.
Tysi膮ce ludzi sp臋dzaj膮cych niedzielne popo艂udnie w parku patrzy艂o na rozgrywaj膮cy si臋 przed ich oczami dramat. Zewsz膮d nadje偶d偶a艂y radiowozy z wyj膮cymi syrenami. Znad Pi膮tej Alei nadlecia艂y policyjne helikoptery, a wraz z nimi ca艂a chmara 艣mig艂owc贸w z ekipami telewizyjnymi na pok艂adach.
- On wraca! - zawo艂a艂a Mary. - Jest na wysoko艣ci dwie艣cie pi臋膰dziesi膮t metr贸w i zaczyna nurkowa膰 na nasz ogon!
Pitt m贸g艂 skr臋ci膰, lecz nie mia艂 mo偶liwo艣ci wznie艣膰 si臋 ani o metr, gdy偶 stery wysoko艣ci zatrzyma艂y si臋 w neutralnej pozycji. Jego plan m贸g艂 si臋 powie艣膰, je偶eli fokker poleci bezpo艣rednio nad transportowcem i strzeli. Si臋gn膮艂 do w艂膮cznika zaworu paliwa. Mocno nadwer臋偶ony silnik zakaszla艂, ale po chwili zacz膮艂 pracowa膰. Pitt skr臋ci艂 ostro w prawo, wiedz膮c, 偶e jego prze艣ladowca spada na niego prosto z g贸ry. Manewr ucieczki zmyli艂 napastnika i bli藕niacze karabiny pos艂a艂y kule daleko z lewej strony celu.
Ford nie dor贸wnywa艂 zwrotno艣ci膮 fokkerowi, kt贸rym przed osiemdziesi臋ciu laty latali najlepsi piloci cesarskich Niemiec. My艣liwiec szybko skorygowa艂 kurs i po chwili Pitt poczu艂, jak pociski karabinowe uderzaj膮 w poszycie skrzyd艂a oraz prawy silnik. Wewn膮trz gondoli za silnikiem buchn臋艂y p艂omienie, ale cylindry wci膮偶 pracowa艂y. Skierowa艂 maszyn臋 przeciwnym kursem i czeka艂 cierpliwie, a偶 nadejdzie moment kolejnego ataku.
Grad kul spad艂 prosto na kokpit, rozbijaj膮c tablic臋 rozdzielcz膮. Szalony pilot potrafi艂 przewidzie膰 ka偶dy ruch Pitta. By艂 sprytny, ale teraz nadesz艂a kolej na rewan偶.
Pitt przesun膮艂 do oporu wszystkie trzy d藕wignie gazu. Z dwoma sprawnymi silnikami m贸g艂 rozwin膮膰 tak膮 sam膮 szybko艣膰 jak przeciwnik. 艢rodkowy silnik plu艂 dymem i olejem, ale pracowa艂, daj膮c transportowcowi dodatkow膮 moc.
Po twarzy Pitta sp艂ywa艂a krew, od艂amki szk艂a porani艂y mu policzki i czo艂o. Oczy zalewa艂 olej. O艣lepiony dymem zawo艂a艂 wojowniczo:
- Niech poch艂onie ci臋 piek艂o, Czerwony Baronie!
Pilot fokkera za p贸藕no si臋 odwr贸ci艂. Ford znajdowa艂 si臋 ju偶 tylko sze艣膰 metr贸w od niego. Gwa艂townie skr臋ci艂, nie by艂 to jednak w艂a艣ciwy manewr. Gdyby poszed艂 艣wiec膮 ku niebu, transportowiec by艂by bezsilny. Przy dziewi臋膰dziesi臋ciostopniowym przechyle trzy p艂aty skierowa艂y si臋 pionowo do g贸ry. W tym momencie uderzy艂o w nie podwozie forda, przebijaj膮c drewno i materia艂. G贸rny p艂at niemal przesta艂 istnie膰.
Pitt przez chwil臋 widzia艂 pilota, gdy samolot wpad艂 w niekontrolowany korkoci膮g. Jakby nic si臋 nie dzia艂o, pogrozi艂 Pittowi pi臋艣ci膮. Potem znik艂 mu z oczu, by po chwili rozbi膰 si臋 na drzewach wok贸艂 Ogrod贸w Szekspirowskich. Drewniane 艣mig艂o rozlecia艂o si臋 na sto kawa艂eczk贸w, uderzywszy w pie艅 wielkiego wi膮zu. Uderzenie zgniot艂o kad艂ub i skrzyd艂a, jakby by艂y modelem z patyczk贸w, bibu艂y i kleju. Po kilku minutach przy wraku sta艂y ju偶 radiowozy z b艂yskaj膮cymi czerwieni膮 i b艂臋kitem kogutami.
Kelly z niewiarygodnym hartem ducha wci膮偶 艣piewa艂a razem z dzie膰mi, Pitt walczy艂, by nie run膮膰 na ziemi臋.
Wy艂膮czy艂 silniki centralny i 艣rodkowy, zanim zmieni艂y samolot w lataj膮c膮 pochodni臋. Jak ranny ko艅, kt贸ry nieust臋pliwie prze do przodu, stary samolot rozpaczliwie bi艂 powietrze. Z dw贸ch uszkodzonych silnik贸w bucha艂y p艂omienie i dym, na pe艂nych obrotach pracowa艂 tylko jeden. Pitt wykona艂 p艂aski skr臋t i skierowa艂 samolot ku najwi臋kszej pustej po艂aci ziemi w zasi臋gu wzroku - du偶ej 艂膮ce Sheep Meadow.
Mn贸stwo ludzi opala艂o si臋 tam jak na pikniku. Na widok podziurawionego kulami samolotu wszyscy rzucili si臋 do ucieczki. Widzieli, 偶e maszyna mo偶e rozbi膰 si臋 i sp艂on膮膰 po艣rodku placu. Pitt wychyli艂 si臋 przez okno, by unikn膮膰 dymu wpadaj膮cego do kokpitu. Ze zmru偶onymi oczami patrzy艂 na 艂膮k臋, szykuj膮c si臋 do l膮dowania. W normalnych warunkach umia艂by wyl膮dowa膰 na skrawku ziemi wielko艣ci znaczka pocztowego, ale teraz mia艂 znacznie ograniczon膮 kontrol臋 nad maszyn膮. Zmniejszy艂 ci膮g i powoli zni偶y艂 samolot nad traw膮.
Dwa tysi膮ce ludzi patrzy艂o w milczeniu. Niekt贸rzy modlili si臋, by ci臋偶ko uszkodzony transportowiec, z kt贸rego buchaj膮 dym i p艂omienie, wyl膮dowa艂 bezpiecznie, by nie stan膮艂 ca艂y w ogniu. Gapie wstrzymali oddech, zaciskali kciuki. Zafascynowani, s艂uchali ryku jedynego sprawnego silnika, pracuj膮cego na pe艂nych obrotach. Nieruchomi ze strachu, patrzyli nie wierz膮c w艂asnym oczom, jak samolot otar艂 si臋 podwoziem o czubki drzew na skraju 艂膮ki. Po latach 偶aden z nich nie b臋dzie m贸g艂 dok艂adnie opisa膰 tego wydarzenia. W kabinie pasa偶erskiej dzieci wci膮偶 powtarza艂y refren:
- 鈥濪o domu wr贸ci艂 stary cz艂ek鈥.
Samolot zako艂ysa艂 si臋 lekko, gdy Pitt 艣lizgowym lotem podchodzi艂 do l膮dowania. Potem jakby zawis艂 nisko nad ziemi膮, a偶 wreszcie dotkn膮艂 wielkimi ko艂ami trawy, odbi艂 si臋 od niej dwa razy, wreszcie usiad艂, opuszczaj膮c ogon. O dziwo zatrzyma艂 si臋 ju偶 po nieca艂ych pi臋膰dziesi臋ciu metrach. Nikt nie m贸g艂 uwierzy膰, 偶e to mo偶liwe.
Widz膮c nadbiegaj膮cych ludzi, Pitt wy艂膮czy艂 silnik i patrzy艂, jak 艣mig艂o przestaje si臋 obraca膰. Spojrza艂 na Mary i zacz膮艂 co艣 m贸wi膰, chcia艂 j膮 pochwali膰 za wspania艂膮, brawurow膮 pomoc. Ale zamilk艂, ujrzawszy jej blad膮 twarz. Dotkn膮艂 palcami szyi, szukaj膮c t臋tna. A potem r臋ka opad艂a mu bezw艂adnie i zacisn臋艂a si臋 w pi臋艣膰.
Do kokpitu zajrza艂a Kelly.
- Uda艂o ci si臋! - wyrzuci艂a w ko艅cu z siebie, szcz臋艣liwa.
- Co z dzie膰mi? - spyta艂 nieobecnym g艂osem Pitt.
- Wszystkie ca艂e i zdrowe.
Ty艂 fotela, w kt贸rym siedzia艂a Mary, przecina艂a seria r贸wno rozmieszczonych otwor贸w od kul wystrzelonych ze sprz臋偶onych karabin贸w fokkera. Pitt pokr臋ci艂 g艂ow膮. Kelly nie chcia艂a wierzy膰, 偶e Mary nie 偶yje, 偶e jej najlepsza od wielu lat przyjaci贸艂ka odesz艂a na zawsze. Na pod艂odze zobaczy艂a rosn膮c膮 ka艂u偶臋 krwi i wtedy zrozumia艂a straszn膮 prawd臋.
Ogarn膮艂 j膮 potworny 偶al. Spojrza艂a na Pitta.
- Dlaczego? - szepn臋艂a matowym g艂osem. - Dlaczego to musia艂o si臋 sta膰? Przecie偶 艣mier膰 Mary nie ma 偶adnego sensu.
Z okolicznych ulic i parku nadbiegali ludzie, by obejrze膰 ostrzelany samolot, krzyczeli i machali w jego kierunku. Ale Pitt nie widzia艂 ich i nie s艂ysza艂. Czu艂 si臋 osaczony, nie przez ludzi, ale przez bezsens tego wszystkiego. Popatrzy艂 na Kelly.
- Nie tylko ona zgin臋艂a. Inni te偶 niepotrzebnie stracili dzi艣 偶ycie.
- Jakie to beznadziejne - szepn臋艂a Kelly przez d艂onie, kt贸rymi zakry艂a twarz. P艂aka艂a cicho.
- Cerber - powiedzia艂 Pitt, a jego g艂os ledwie przebi艂 si臋 przez wrzaw臋. - Kto艣, jeszcze nie wiem kto, zejdzie do Hadesu, 偶eby si臋 z nim spotka膰.
Sanitariusze opatrzyli drobne zadrapania i siniaki dzieci, i mali pasa偶erowie wr贸cili do rodzic贸w. Pitt sta艂 obok zrozpaczonej Kelly. Cia艂o jej przyjaci贸艂ki w艂a艣nie przenoszono z samolotu do ambulansu. Policjanci otoczyli kordonem maszyn臋, a potem zaprowadzili Pitta i Kelly do radiowozu, by zawie藕膰 ich do najbli偶szego komisariatu na przes艂uchanie.
Chwil臋 wcze艣niej Pitt obszed艂 samolot, zdumiony rozmiarem uszkodze艅. Nie wiadomo, jakim cudem transportowiec utrzyma艂 si臋 w powietrzu a偶 do l膮dowania. Obejrza艂 ogon i skrzyd艂a podziurawione kulami, rozbite g艂owice cylindr贸w w dw贸ch nadal dymi膮cych silnikach, z kt贸rych dochodzi艂 trzask rozgrzanych cz臋艣ci.
Po艂o偶y艂 d艂o艅 na os艂onie ko艂a.
- Dzi臋kuj臋 - powiedzia艂 cicho.
Poprosi艂 policjanta, aby w drodze zatrzymali si臋 ko艂o wraku fokkera. Oficer kiwn膮艂 g艂ow膮 i wskaza艂 r臋k膮 najbli偶szy radiow贸z.
Czerwony tr贸jp艂atowiec wygl膮da艂 jak zgnieciony latawiec, wprasowany w olbrzymi wi膮z na wysoko艣ci sze艣ciu metr贸w nad ziemi膮. Stoj膮cy na drabinie po偶arniczej stra偶acy zadzierali g艂owy, by obejrze膰 pogi臋ty wrak. Pitt wysiad艂 z samochodu i stan膮艂 pod fokkerem. Silnik wyrwany z obudowy samolotu le偶a艂 wbity g艂臋boko w traw臋. Ku jego zaskoczeniu nie by艂 to unowocze艣niony motor, lecz oryginalny, dziewi臋ciocylindrowy oberursel o mocy stu dziesi臋ciu koni mechanicznych. Potem zajrza艂 do otwartego kokpitu.
By艂 pusty.
Rozejrza艂 si臋 po ga艂臋ziach, po trawie wok贸艂 drzewa. Po pilocie zosta艂y tylko kurtka, pilotka i gogle poplamione krwi膮.
W niezrozumia艂y spos贸b m臋偶czyzna gdzie艣 znikn膮艂.
Policjanci przes艂uchiwali Kelly. Tymczasem Pitt zatelefonowa艂 do miejscowej firmy zajmuj膮cej si臋 remontami samolot贸w, z kt贸r膮 uzgodni艂, 偶e transportowiec zostanie rozebrany na cz臋艣ci i odwieziony do Waszyngtonu, gdzie nast膮pi naprawa i rekonstrukcja, czego mieli dokona膰 najlepsi fachowcy w bran偶y. Nast臋pnie zadzwoni艂 do Sandeckera i przedstawi艂 mu sytuacj臋.
Potem usiad艂 spokojnie przy pustym biurku i zacz膮艂 rozwi膮zywa膰 krzy偶贸wk臋 z 鈥濶ew York Timesa鈥. Wywo艂ano jego nazwisko. W drzwiach spotka艂 wychodz膮c膮 w艂a艣nie Kelly. Przytuli艂 j膮 mocno, wreszcie wszed艂 do pokoju, gdzie czeka艂 na niego oficer i czterech detektyw贸w. Siedzieli za zniszczonym, d臋bowym biurkiem, kt贸rego wiek okre艣la艂a liczba 艣lad贸w po zgaszonych papierosach.
- Pan Pitt? - spyta艂 niski m臋偶czyzna z w膮sikiem. Nie mia艂 marynarki i wida膰 by艂o w膮skie szelki.
- Tak.
- Inspektor Mark Hacken. Chcieliby艣my zada膰 panu kilka pyta艅. Nie ma pan nic przeciwko nagraniu przes艂uchania?
- Nie.
Hacken nie przedstawi艂 swoich koleg贸w. Nie wygl膮dali na policjant贸w, znanych z telewizji. Przypominali zwyk艂ych ludzi, s膮siad贸w, kt贸rych widuje si臋 przed domami, jak kosz膮 trawniki.
Hacken poprosi艂, 偶eby Pitt opowiedzia艂 troch臋 o sobie, wyja艣ni艂, na czym polega jego praca w NUMA, i dlaczego przyprowadzi艂 sw贸j samolot na pokaz lotniczy zorganizowany dla niepe艂nosprawnych dzieci. Pozostali policjanci wtr膮cali od czasu do czasu jakie艣 pytanie, lecz g艂贸wnie zajmowali si臋 robieniem notatek, gdy Pitt opisywa艂 sw贸j lot od momentu startu do l膮dowania na Sheep Meadow.
- Sam jestem pilotem - rzek艂 jeden z detektyw贸w. - Zdaje pan sobie spraw臋, 偶e mo偶e pan za swoje wyczyny wyl膮dowa膰 w wi臋zieniu, nie m贸wi膮c o utracie licencji.
Pitt obrzuci艂 go pewnym siebie spojrzeniem i u艣miechn膮艂 si臋 lekko.
- Je艣li uratowanie od 艣mierci pi臋tnastki dzieciak贸w jest przest臋pstwem, niech tak b臋dzie.
- M贸g艂 pan to osi膮gn膮膰, nie skr臋caj膮c znad rzeki nad ulice miasta.
- Gdybym w odpowiednim momencie nie skr臋ci艂 w Wall Street, zostaliby艣my zestrzeleni. Nikt nie prze偶y艂by takiej katastrofy.
- Musi pan jednak przyzna膰, 偶e bardzo pan ryzykowa艂.
Pitt oboj臋tnie wzruszy艂 ramionami.
- Nie siedzia艂bym tutaj, gdybym nie podj膮艂 ryzyka.
- Czy orientuje si臋 pan, dlaczego tamten pilot nara偶a艂 na zniszczenie samolot wart milion dolar贸w, uzbroi艂 go w sprawne, stare karabinki, a nast臋pnie zaatakowa艂 zabytkowy transportowiec pe艂en dzieci? - spyta艂 Hacken.
- Bardzo chcia艂bym to wiedzie膰 - odpar艂 Pitt, unikaj膮c odpowiedzi.
- Ja r贸wnie偶 - doda艂 sarkastycznie Hacken.
- Czy wie pan, kim by艂 pilot? - spyta艂 z kolei Pitt.
- Nie mam poj臋cia. Wmiesza艂 si臋 w t艂um i uciek艂.
- Jego samolot musi mie膰 numer rejestracyjny, kt贸ry doprowadzi do w艂a艣ciciela.
- Nasi eksperci nie mieli jeszcze mo偶liwo艣ci zbada膰 fokkera.
- Organizatorzy pokazu musz膮 mie膰 jego kart臋 zg艂oszeniow膮 - stwierdzi艂 Pitt. - Wszyscy musieli艣my je wype艂ni膰 dla cel贸w ubezpieczeniowych. To powinno da膰 jak膮艣 wskaz贸wk臋.
- W tej sprawie wsp贸艂pracujemy z organami 艣cigania stanu New Jersey. Na razie byli nam w stanie powiedzie膰 tyle, 偶e zadzwoni艂 do nich jaki艣 kolekcjoner samolot贸w i stwierdzi艂, 偶e identyczna maszyna sta艂a w hangarze na ma艂ym lotnisku ko艂o Pittsburgha. W艂a艣cicielem jest podobno niejaki Raul St. Justin.
- Brzmi jak fa艂szywe nazwisko.
- Nam te偶 si臋 tak wydaje - odpar艂 Hacken. - Zna pan St. Justina, czy jak on tam naprawd臋 si臋 nazywa?
- Nie. - Pitt patrzy艂 spokojnie w oczy Hackena. - Rozmawiali艣my kr贸tko tu偶 przed moim startem.
- O czym?
- O jego fokkerze. Zawsze fascynowa艂y mnie stare samoloty. Nic wi臋cej.
- A wi臋c nie spotka艂 go pan nigdy przedtem.
- Nie.
- Czy mo偶e go pan opisa膰 i pom贸c grafikowi sporz膮dzi膰 jego portret?
- Ch臋tnie.
- Przepraszamy, 偶e pan i pani Egan musieli艣cie przez to przej艣膰, lecz w zwi膮zku ze 艣mierci膮 Mary Conrow wszcz臋li艣my dochodzenie w sprawie morderstwa, a tak偶e nara偶enia 偶ycia obywateli. To cud, 偶e nikt nie zgin膮艂, gdy czerwony samolot ostrzela艂 was nad ulicami miasta, a nasz helikopter zosta艂 zestrzelony w pobli偶u ruchliwego skrzy偶owania.
- Wszyscy mo偶emy by膰 za to wdzi臋czni - odpar艂 szczerze Pitt.
- Na razie to wszystko - powiedzia艂 Hacken. - Oczywi艣cie pan i pani Egan musicie pozosta膰 w mie艣cie do zako艅czenia 艣ledztwa.
- Obawiam si臋, 偶e to niemo偶liwe, panie inspektorze.
Hacken uni贸s艂 brwi. Nie przywyk艂 do tego, by 艣wiadek w wa偶nej sprawie m贸wi艂 mu, 偶e wyje偶d偶a z miasta.
- Mo偶na wiedzie膰 dlaczego?
- Uczestnicz臋 w dochodzeniu prowadzonym przez organy rz膮dowe, dotycz膮cym po偶aru na pok艂adzie statku pasa偶erskiego 鈥濫merald Dolphin鈥, a tak偶e porwania statku badawczego NUMA. Czekaj膮 na mnie w Waszyngtonie. - Pitt zrobi艂 efektown膮 pauz臋. - Oczywi艣cie, mo偶e pan to potwierdzi膰 u mojego prze艂o偶onego, admira艂a Sandeckera z Narodowej Agencji Bada艅 Morskich i Podwodnych. - Wyj膮艂 portfel i wr臋czy艂 Hackenowi s艂u偶bow膮 wizyt贸wk臋. - Tu jest jego numer.
Hacken bez s艂owa przekaza艂 karteczk臋 jednemu z policjant贸w, kt贸ry zaraz wyszed艂 z pokoju.
- Jestem ju偶 wolny? Chcia艂bym zabra膰 pann臋 Egan do domu.
Hacken kiwn膮艂 g艂ow膮, wskazuj膮c drzwi.
- Prosz臋 zaczeka膰 na korytarzu, a偶 potwierdzimy pa艅ski udzia艂 w tym rz膮dowym 艣ledztwie.
Kelly siedzia艂a skulona na drewnianej 艂awie. Wygl膮da艂a jak ma艂a, 偶a艂osna dziewczynka, zostawiona na schodkach sieroci艅ca.
- Dobrze si臋 czujesz? - spyta艂 Pitt.
- Nie mog臋 si臋 pogodzi膰 ze 艣mierci膮 Mary - powiedzia艂a smutno. - Przez wiele lat by艂a blisk膮 przyjaci贸艂k膮 mojego ojca.
Pitt rozejrza艂 si臋 dooko艂a, by sprawdzi膰, czy nikt nie s艂ucha ich rozmowy.
- Jak blisko by艂a Mary z twoim ojcem?
Popatrzy艂a na niego ze z艂o艣ci膮.
- Przez ca艂e lata byli kochankami.
- Nie o to mi chodzi - powiedzia艂 艂agodnie Pitt. - Co wiedzia艂a o jego pracy?
- Zna艂a jego badania. Ja zajmowa艂am si臋 w艂asn膮 karier膮 i wi臋kszo艣膰 czasu sp臋dza艂am poza domem, wi臋c to ona by艂a jego powiernic膮, sekretark膮 i gosposi膮. Kiedy nie pracowa艂a jako pilot w liniach lotniczych.
- Czy ojciec rozmawia艂 kiedy艣 z tob膮 o swojej pracy?
Pokr臋ci艂a g艂ow膮.
- Zawsze by艂 skryty. M贸wi, 偶e wyja艣nienie tego komu艣 bez przygotowania naukowego by艂oby niemo偶liwe. Opowiada艂 mi o pracy tylko jeden raz, na pok艂adzie 鈥濫merald Dolphina鈥. By艂 dumny ze swoich silnik贸w, kiedy艣 przy kolacji wyja艣ni艂 mi magnetohydrodynamiczn膮 zasad臋 dzia艂ania.
Tylko tyle ci powiedzia艂?
- Po wypiciu kilku martini przyzna艂 si臋, 偶e to prawdziwy historyczny prze艂om. - Wzruszy艂a ramionami. - Pewnie fantazjowa艂 pod wp艂ywem alkoholu.
- Wi臋c Mary by艂a jedyn膮 osob膮, kt贸ra wiedzia艂a, czym si臋 zajmowa艂?
- Nie. - Nagle podnios艂a g艂ow臋. - Jest jeszcze Josh Thomas.
- Kto?
- Doktor Josh Thomas by艂 przyjacielem i czasami asystentem ojca. Razem studiowali w Massachusetts Institute of Technology i doktoryzowali si臋: ojciec w in偶ynierii, a Josh w chemii.
- Wiesz, gdzie go szuka膰?
- Tak - odpar艂a.
- Gdzie jest laboratorium ojca? - spyta艂 Pitt.
- W jego domu, niedaleko lotniska Gene鈥檃 Taylora.
- Mo偶esz zadzwoni膰 do doktora Thomasa? Chcia艂bym si臋 z nim spotka膰.
- Dlaczego?
- Wprost nie mog臋 si臋 doczeka膰, by us艂ysze膰, na czym polega ten historyczny prze艂om naukowy.
Admira艂 Sandecker sta艂 na podium i odpowiada艂 na pytania dziennikarzy i reporter贸w. Jedyn膮 rzecz膮, jakiej nie mo偶na by艂o admira艂owi zarzuci膰, by艂o uwielbienie dla medi贸w. Zawsze utrzymywa艂 z nimi poprawne stosunki i dobrze si臋 czu艂 w towarzystwie dziennikarzy, lecz nie lubi艂 by膰 w centrum uwagi ani lawirowa膰 czy robi膰 unik贸w. Sandecker bywa艂 po prostu zbyt szczery i wylewny jak na biurokratyczny Waszyngton.
Ju偶 od czterdziestu minut opowiada艂 o udziale NUMA w badaniu przyczyn zatoni臋cia 鈥濫merald Dolphina鈥. Na szcz臋艣cie konferencja prasowa mia艂a si臋 ku ko艅cowi.
- Czy mo偶e nam pan powiedzie膰, co pa艅scy ludzie znale藕li we wraku podczas bada艅 z pok艂adu 艂odzi podwodnej? - spyta艂a znana reporterka telewizyjna.
- Znaleziono dow贸d na to, 偶e po偶ar zosta艂 wywo艂any umy艣lnie.
- Mo偶e pan opisa膰 ten dow贸d?
- Wygl膮da na 艂atwopalny materia艂, kt贸ry le偶a艂 w pomieszczeniu, gdzie, wed艂ug s艂贸w za艂ogi, wybuch艂 po偶ar.
- Czy zidentyfikowano ju偶 t臋 substancj臋? - spyta艂 dziennikarz z 鈥濿ashington Post鈥.
- Pr贸bka znajduje si臋 w laboratorium FBI. Wkr贸tce powinny by膰 wyniki.
- Co mo偶e pan powiedzie膰 o uprowadzeniu waszego statku badawczego? - odezwa艂 si臋 reporter z CNN.
- Niewiele wi臋cej ponad to, co ju偶 wiadomo z wcze艣niejszych raport贸w. Bardzo chcia艂bym wiedzie膰, dlaczego terrory艣ci porwali statek nale偶膮cy do NUMA, lecz 偶aden z przest臋pc贸w nie prze偶y艂, by wyja艣ni膰 t臋 spraw臋.
Kobieta z ABC w b艂臋kitnym kostiumie podnios艂a r臋k臋.
- W jaki spos贸b waszej za艂odze uda艂o si臋 zniszczy膰 piracki statek i wszystkich napastnik贸w?
To pytanie musia艂o pa艣膰 i Sandecker by艂 na nie przygotowany. Nie lubi艂 k艂ama膰, lecz zrobi艂 to, by naukowcom i za艂odze 鈥濪eep Encountera鈥 nie zarzucono morderstwa.
- O ile wiadomo, jeden z pirat贸w, pilnuj膮cy wej艣cia do laguny, wystrzeli艂 rakiet臋 w stron臋 naszego statku, jednak chybi艂 i trafi艂 w statek porywaczy.
- Co si臋 sta艂o z tym wartownikiem? - nalega艂a kobieta. - Zosta艂 aresztowany?
- Nie. Zgin膮艂 przez przypadek w czasie walki z dyrektorem Wydzia艂u Program贸w Specjalnych NUMA, kt贸ry usi艂owa艂 powstrzyma膰 go przed oddaniem drugiego strza艂u.
- Czy orientuje si臋 pan - zapyta艂 dziennikarz z 鈥濴os Angeles Times鈥 - jaki mo偶e by膰 zwi膮zek mi臋dzy tymi dwiema sprawami?
Sandecker uni贸s艂 r臋ce i wzruszy艂 ramionami.
- To dla mnie zupe艂na tajemnica. Pr臋dzej uzyskacie pa艅stwo odpowiedzi od przedstawicieli FBI i CIA. Obydwie agencje prowadz膮 dochodzenie.
- Czy to ten sam dyrektor, kt贸ry uczestniczy艂 w akcji ratunkowej 鈥濫merald Dolphina鈥, ocali艂 statek badawczy przed zniszczeniem, a w ko艅cu uratowa艂 偶ycie niepe艂nosprawnych dzieci podczas wczorajszej walki?
- Tak - odpar艂 z dum膮 Sandecker. - Nazywa si臋, jak ju偶 pa艅stwo wiecie, Dirk Pitt.
- Czy s膮dzi pan, 偶e istnieje tu jakie艣 powi膮zanie...? - spyta艂a kobieta z ko艅ca sali.
- Nie - przerwa艂 admira艂. - I prosz臋, nie zadawajcie mi wi臋cej pyta艅 w tej sprawie, bo od czasu tego zdarzenia nie rozmawia艂em jeszcze z panem Pittem. Wiem tylko tyle, co pisz膮 wasze gazety i nadaj膮 wasze programy informacyjne. - Urwa艂, wycofa艂 si臋 z podium i uni贸s艂 r臋ce. - Panie i panowie, nic wi臋cej nie wiem. Dzi臋kuj臋 za uwag臋.
Hiram Yaeger czeka艂 na admira艂a w sekretariacie. Na pod艂odze obok krzes艂a sta艂 neseser doktora Egana. Zacz膮艂 nosi膰 w nim papiery z pracy do domu, gdy偶 by艂 wi臋kszy i bardziej prostok膮tny ni偶 wi臋kszo艣膰 teczek. Na widok Sandeckera wsta艂 i wszed艂 za nim do gabinetu.
- Co masz dla mnie? - spyta艂 admira艂, siadaj膮c za biurkiem.
- Aktualne wiadomo艣ci z przebiegu ogl臋dzin wraku statku pirat贸w. Zajmuje si臋 tym CIA. - Otworzy艂 neseser i wyj膮艂 z niego skoroszyt. Sandecker uni贸s艂 wysoko brwi i spojrza艂 na niego znad okular贸w.
- Sk膮d masz te informacje? Przecie偶 CIA nic jeszcze nie ujawni艂a. Ich nurkowie badaj膮 wrak... - zerkn膮艂 na zegarek - dopiero od dziesi臋ciu godzin.
- Kierownik tej grupy co godzin臋 aktualizuje dane w komputerze. Znamy ich dokonania niemal na bie偶膮co.
- Je艣li kto艣 si臋 dowie, 偶e Max ma dost臋p do tajnych plik贸w CIA, b臋dziemy mieli powa偶ne k艂opoty.
Yaeger u艣miechn膮艂 si臋 chytrze.
- Nie, admirale, nigdy si臋 nie dowiedz膮. Max uzyskuje informacje z komputera statku ratowniczego, zanim jeszcze zostan膮 zaszyfrowane i odes艂ane do analizy w Langley.
Tym razem Sandecker u艣miechn膮艂 si臋 diabolicznie.
- No wi臋c, czego dowiedzia艂a si臋 Max?
Yaeger otworzy艂 teczk臋 i zacz膮艂 czyta膰.
- Jest to statek remontowy o d艂ugo艣ci czterdziestu jeden metr贸w, wybudowany w stoczni Hogan and Lashere Boat Yard w San Diego, w Kalifornii. Mia艂 obs艂ugiwa膰 platformy wiertnicze w rejonie Indonezji. By艂 uwa偶any za jednostk臋 wszechstronn膮 i niezwykle szybk膮.
- Czy ustalono ju偶 w艂a艣ciciela?
- Ostatnio by艂 zarejestrowany jako w艂asno艣膰 firmy Barak Oil Company, b臋d膮cej cz臋艣ci膮 Colexico.
- Colexico - powt贸rzy艂 Sandecker. - My艣la艂em, 偶e ta korporacja przesta艂a istnie膰, gdy zosta艂a wykupiona i zamkni臋ta na cztery spusty.
- Rz膮d Indonezji bardzo si臋 zaniepokoi艂, gdy nagle znik艂o g艂贸wne 藕r贸d艂o dochod贸w z wydobycia ropy.
- Kto przej膮艂 Colexico?
Yaeger u艣miechn膮艂 si臋.
- Firm臋 przej臋艂a i rozwi膮za艂a korporacja Cerber.
Sandecker rozpar艂 si臋 w fotelu.
- Chcia艂bym zobaczy膰 min臋 Charliego Davisa, kiedy si臋 o tym dowie.
- W艂a艣ciciel statku nigdy si臋 nie zmieni艂. W naszej bibliotece nie ma ani 艣ladu na temat jego los贸w od roku 1999 do chwili obecnej. Poza tym jest ma艂o prawdopodobne, by porywacze trzymali na 艂odzi jakie艣 dowody prowadz膮ce do Cerbera.
- Czy nurkowie z CIA zidentyfikowali kt贸rego艣 z porywaczy?
- Z ich cia艂 niewiele pozosta艂o, za to stra偶nik laguny wyp艂yn膮艂 na pe艂nym morzu wraz z odp艂ywem. Tak jak podejrzewa艂 Dirk, analiza uz臋bienia i odcisk贸w palc贸w dowiod艂y, 偶e ludzie ci byli niegdy艣 偶o艂nierzami Si艂 Specjalnych, kt贸rzy po zwolnieniu ze s艂u偶by zostali najemnikami.
- W dzisiejszych czasach to do艣膰 powszechne.
- Niestety, najemnicy s膮 znacznie lepiej op艂acani.
- Czy Max ma jakie艣 teorie dotycz膮ce motyw贸w, jakie kierowa艂y dyrekcj膮 Cerbera, gdy zdecydowa艂a si臋 pope艂ni膰 masowe morderstwo?
- Na razie nie wymy艣li艂a nic sensownego.
- By膰 mo偶e kluczem jest doktor Egan - powiedzia艂 w zamy艣leniu admira艂.
- Ka偶臋 Max, by przyjrza艂a si臋 szczeg贸艂owo 偶yciu naszego doktora.
Yaeger wr贸ci艂 do komputera i zasiad艂 przy klawiaturze. Wezwa艂 Max i zaczeka艂, a偶 pojawi si臋 jej holograf. W ko艅cu podni贸s艂 na ni膮 wzrok.
- Czy co艣 si臋 sta艂o, kiedy by艂em u admira艂a?
- Nurkowie zameldowali, 偶e nie mo偶na znale藕膰 w艂a艣ciwie niczego, co ma zwi膮zek z za艂og膮 statku pirackiego. 呕adnych przedmiot贸w osobistych, notes贸w. S膮 tylko ubrania i bro艅. Szef tej pirackiej akcji by艂 mistrzem kamufla偶u.
- Na razie zostaw to. Teraz chc臋, 偶eby艣 dok艂adnie zbada艂a biografi臋 doktora Elmore鈥檃 Egana.
- Tego naukowca?
- W艂a艣nie.
- Zobacz臋, co da si臋 znale藕膰 poza informacjami z oficjalnej biografii.
- Dzi臋kuj臋, Max.
Yaeger czu艂 si臋 zm臋czony. Postanowi艂, 偶e dzisiaj wcze艣niej pojedzie do domu. Zaniedbywa艂 rodzin臋 od czasu, gdy zosta艂 wci膮gni臋ty w spraw臋 katastrofy 鈥濫merald Dolphina鈥. Mia艂 zamiar zabra膰 偶on臋 i c贸rki na kolacj臋 i do kina. Po艂o偶y艂 neseser na konsoli i otworzy艂 go, by w艂o偶y膰 do 艣rodka dokumenty.
Nie by艂 cz艂owiekiem, kt贸rego 艂atwo przestraszy膰. Zawsze zachowywa艂 spok贸j i opanowanie. Jednak to, co zobaczy艂, przyprawi艂o go o palpitacj臋 serca. Ostro偶nie, jakby wk艂ada艂 r臋k臋 do jaskini lwa, wsun膮艂 d艂o艅 do 艣rodka. Poczu艂 jak膮艣 substancj臋 i rozsmarowa艂 j膮 mi臋dzy palcami.
- Olej - mrukn膮艂, wpatruj膮c si臋 ze zdumieniem w ciecz, kt贸ra do po艂owy wype艂nia艂a sk贸rzany neseser. To niemo偶liwe. Przecie偶 nie wypu艣ci艂 go z r膮k od wyj艣cia z gabinetu Sandeckera.
Kelly jecha艂a autostrad膮 numer 9 na zachodnim brzegu rzeki Hudson. Dzie艅 by艂 deszczowy i wietrzny. Z wpraw膮 kierowa艂a sportowym jaguarem XK-R po mokrej nawierzchni. Turbodo艂adowany silnik o mocy trzystu siedemdziesi臋ciu koni mechanicznych oraz komputerowo aktywne zawieszenie i system kontroli trakcji umo偶liwia艂y bezpieczn膮 jazd臋 z szybko艣ci膮 o wiele wy偶sz膮, ni偶 pozwala艂y przepisy.
Pitt siedzia艂 obok niej i tylko od czasu do czasu zerka艂 na pr臋dko艣ciomierz. Ufa艂 umiej臋tno艣ciom Kelly, jednak nie zna艂 jej na tyle, by wiedzie膰, jak znakomicie radzi sobie na mokrej nawierzchni. Ku jego uldze ruch w niedzielny poranek nie by艂 du偶y. Uspokoi艂 si臋 i zacz膮艂 ogl膮da膰 widoki za oknem. Nad skalnymi palisadami widzia艂 du偶o zieleni i wysokie drzewa, kt贸re ros艂y tak g臋sto, 偶e zas艂ania艂y wszystko. Tylko niekiedy 艣ciana lasu ust臋powa艂a miejsca uprawnym polom.
Naliczy艂 mniej wi臋cej p贸艂 tuzina sklepik贸w z antykami, gdy Kelly skr臋ci艂a w prawo na asfaltow膮 drog臋, nieco ponad Stony Point w stanie Nowy Jork. Min臋li kilka malowniczo po艂o偶onych dom贸w otoczonych ogrodami i wypiel臋gnowanymi trawnikami. Droga wi艂a si臋 jak w膮偶 i nieoczekiwanie ko艅czy艂a na grodz膮cej j膮 bramie. Trzymetrowej wysoko艣ci ska艂y po obu stronach dobrze komponowa艂y si臋 z wiejskim krajobrazem. Stalowa brama by艂a tak pot臋偶na, 偶e mog艂aby zatrzyma膰 p臋dz膮cego tira, wy艂adowanego o艂owiem. Dwadzie艣cia metr贸w za bram膮, na wysokich s艂upach, zainstalowano dwie kamery. Mo偶na je by艂o wy艂膮czy膰 jedynie precyzyjnym strza艂em z karabinu.
Kelly wychyli艂a si臋 przez okno i wybra艂a kombinacj臋 cyfr na klawiaturze, umieszczonej w skalnym s艂upie przy drodze. Potem wyj臋艂a ze schowka pilota i wybra艂a kolejny kod. Brama otworzy艂a si臋 powoli. Gdy samoch贸d znalaz艂 si臋 po drugiej stronie, wielkie skrzyd艂a znowu zwar艂y si臋, by nie wpu艣ci膰 偶adnego pojazdu, kt贸ry chcia艂by przemkn膮膰 za jaguarem.
- Tw贸j ojciec ceni艂 sobie bezpiecze艅stwo. Ma o wiele lepszy system zabezpiecze艅 ode mnie.
- To nie wszystko. S膮 jeszcze czterej stra偶nicy.
Droga wi艂a si臋 po艣r贸d p贸l kukurydzy, lucerny i zb贸偶. Gdy min臋li winnic臋, pe艂n膮 dojrza艂ych winogron, przed samochodem pojawi艂a si臋 kolejna przeszkoda. Kelly spodziewa艂a si臋 jej, wi臋c zawczasu zacz臋艂a zwalnia膰. Gdy samoch贸d stan膮艂, z pnia wielkiego drzewa wyszed艂 m臋偶czyzna z karabinem maszynowym, pochyli艂 si臋 i zajrza艂 do wn臋trza.
- Mi艂o pani膮 znowu widzie膰, panno Egan.
- Witaj, Gus. Jak tam twoja c贸reczka?
- Wylali艣my j膮 razem z k膮piel膮.
- Bardzo rozs膮dnie. - Wskaza艂a ruchem g艂owy dom, ledwie widoczny poza 艣cian膮 drzew. - Jest Josh?
- Tak, prosz臋 pani. Pan Thomas nie opu艣ci艂 domu od 艣mierci pani ojca. Jest mi naprawd臋 przykro. To by艂 dobry cz艂owiek.
- Dzi臋kuj臋 ci, Gus.
- Mi艂ego dnia - powiedzia艂 wartownik i niemal w tej samej chwili znikn膮艂 we wn臋trzu pnia.
Pitt spojrza艂 pytaj膮co na Kelly.
- O co chodzi艂o z tym dzieckiem wylanym z k膮piel膮?
- To has艂o - wyja艣ni艂a z u艣miechem. - Gdybym spyta艂a o synka, zamiast o c贸reczk臋, wiedzia艂by, 偶e jestem zak艂adniczk膮 i zastrzeli艂by ci臋 przed zaalarmowaniem pozosta艂ych trzech stra偶nik贸w.
- Dorasta艂a艣 w takiej atmosferze?
- Ale偶 nie. - Roze艣mia艂a si臋. - Kiedy by艂am ma艂a, nie by艂o powod贸w do takich 艣rodk贸w bezpiecze艅stwa. Mama umar艂a, gdy mia艂am dziesi臋膰 lat. Ojciec by艂 poch艂oni臋ty prac膮, wi臋c zdecydowa艂, 偶e b臋dzie lepiej, je艣li przeprowadz臋 si臋 do miasta i zamieszkam u ciotki. Dorasta艂am na ulicach Nowego Jorku.
Zatrzyma艂a jaguara na p贸艂kolistym podje藕dzie przed du偶ym, pi臋trowym domem z wysokimi kolumnami na froncie. Wysiedli z auta i Pitt poszed艂 za ni膮 po schodach do wielkich drzwi, zdobionych p艂askorze藕bami przedstawiaj膮cymi wiking贸w.
- Co to znaczy?
- Nie ma w tym nic tajemniczego. Ojciec uwielbia艂 histori臋 wiking贸w. To jedna z jego wielu pasji, oczywi艣cie poza prac膮. - Podnios艂a klucz, lecz nie w艂o偶y艂a go do zamka, tylko nacisn臋艂a dzwonek. - Mog艂abym otworzy膰 sama, ale wol臋 nie robi膰 Joshowi a偶 takiej niespodzianki.
Po chwili drzwi otworzy艂 sze艣膰dziesi臋ciokilkuletni 艂ysy m臋偶czyzna, ubrany w kamizelk臋 i pasiast膮 koszul臋 z muszk膮 pod szyj膮, z resztk膮 siwych w艂os贸w na g艂owie. Przezroczyste, niebieskie oczy znamionowa艂y cz艂owieka, kt贸ry cz臋sto popada w zadum臋. Nosi艂 starannie przystrzy偶one, siwe w膮sy pod d艂ugim, pot臋偶nym i czerwonym od alkoholu nosem.
Na widok Kelly u艣miechn膮艂 si臋 szeroko i serdecznie obj膮艂 dziewczyn臋.
- Kelly, jak dobrze ci臋 widzie膰. - Po chwili cofn膮艂 si臋 i spochmurnia艂. - Tak mi przykro z powodu Elmore鈥檃. To straszne, 偶e musia艂a艣 patrze膰, jak umiera.
- Dzi臋kuj臋, Josh - powiedzia艂a cicho. - Wiem, 偶e to dla ciebie wielki wstrz膮s.
- Nie spodziewa艂em si臋, 偶e odejdzie. Nie tak. Ba艂em si臋, 偶e to oni kiedy艣 go zabij膮.
Pitt odnotowa艂 w my艣li, 偶e musi p贸藕niej spyta膰 Thomasa, kim s膮 tajemniczy 鈥瀘ni鈥. Kelly dokona艂a prezentacji. U艣cisk d艂oni Josha nie by艂 tak silny, jak 偶yczy艂by sobie Pitt, mimo to Thomas sprawia艂 wra偶enie mi艂ego cz艂owieka.
- Mi艂o mi pana pozna膰. Kelly du偶o mi o panu opowiada艂a przez telefon. Dzi臋kuj臋 za uratowanie jej 偶ycia i to dwukrotnie.
- 呕a艂uj臋 tylko, 偶e nie uda艂o mi si臋 r贸wnie偶 ocali膰 doktora Egana.
Na twarzy Thomasa odmalowa艂 si臋 niek艂amany 偶al. Obj膮艂 Kelly czule.
- I do tego jeszcze Mary. C贸偶 to za wspania艂a kobieta. Dlaczego kto艣 chcia艂 j膮 zabi膰?
- Jej 艣mier膰 to wielka strata dla nas obojga - powiedzia艂a ze smutkiem.
- Kelly m贸wi艂a mi, 偶e by艂 pan bliskim wsp贸艂pracownikiem jej ojca - odezwa艂 si臋 Pitt, by nie rozmawia膰 ju偶 d艂u偶ej o 艣mierci.
Thomas wskaza艂 gestem wn臋trze domu.
- Tak. Pracowali艣my razem z ma艂ymi przerwami przez ponad czterdzie艣ci lat. By艂 najgenialniejszym cz艂owiekiem, jakiego zna艂em, nie pozostawa艂by w tyle za Einsteinem i Tesl膮. Mary mia艂a r贸wnie偶 b艂yskotliwy umys艂. Gdyby nie kocha艂a tak bardzo latania, mog艂aby zosta膰 pierwszorz臋dnym naukowcem.
Thomas zaprowadzi艂 ich do przytulnego salonu z wiktoria艅skim umeblowaniem i zaproponowa艂 lampk臋 wina. Chwil臋 p贸藕niej wr贸ci艂, nios膮c na tacy butelk臋 chardonnay i trzy kieliszki.
- Dziwnie si臋 czuj臋, przyjmuj膮c Kelly w jej w艂asnym domu.
- Minie troch臋 czasu, zanim maj膮tek zostanie zinwentaryzowany - powiedzia艂a Kelly. - Tymczasem mieszkaj tu jak u siebie. - Podnios艂a kieliszek. - Na zdrowie.
- Panie Thomas - odezwa艂 si臋 Pitt, spogl膮daj膮c na wino w swoim kieliszku - nad czym pracowa艂 ostatnio doktor Egan?
Zapytany spojrza艂 na Kelly, kt贸ra kiwn臋艂a g艂ow膮.
- Projektowa艂 i opracowywa艂 bardzo wydajny i niezawodny silnik magnetohydrodynamiczny. - Popatrzy艂 Pittowi prosto w oczy. - Kelly m贸wi艂a mi, 偶e jest pan in偶ynierem specjalizuj膮cym si臋 w badaniach oceanicznych dla NUMA.
- Zgadza si臋. - Pitt mia艂 wra偶enie, 偶e Thomas co艣 ukrywa.
- Wi臋c powiedzia艂a ju偶 panu, 偶e jej ojciec wzi膮艂 udzia艂 w dziewiczym rejsie 鈥濫merald Dolphina鈥 ze wzgl臋du na to, 偶e statek wyposa偶ono w skonstruowane przez niego silniki.
- Tak, ale chcia艂bym wiedzie膰, na czym polega艂 wk艂ad doktora Egana. Silniki magnetohydrodynamiczne s膮 wypr贸bowywane od dwudziestu lat. Japo艅czycy zbudowali statek o podobnym nap臋dzie.
- Owszem, ale nie by艂 wystarczaj膮co wydajny. Osi膮ga艂 niewielk膮 szybko艣膰 i nie nadawa艂 si臋 do rejs贸w pasa偶erskich. To zdumiewaj膮ce, ale Elmore鈥檕wi uda艂o si臋 stworzy膰 藕r贸d艂o energii, kt贸re mog艂o zrewolucjonizowa膰 systemy nap臋dowe jednostek morskich. Zaprojektowa艂 ca艂y nap臋d przez ponad dwa lata. To niesamowite osi膮gni臋cie, zwa偶ywszy, 偶e pracowa艂 zupe艂nie sam. Badania naukowe i opracowanie konstrukcji powinny zaj膮膰 ponad dziesi臋膰 lat, a on zbudowa艂 dzia艂aj膮cy model w nieca艂e pi臋膰 miesi臋cy. Eksperymentalne urz膮dzenia wykracza艂y poza technologi臋 magnetohydrodynamiczn膮. By艂y samonap臋dzaj膮ce si臋.
- Wyja艣nia艂am Dirkowi, 偶e silniki taty wykorzystywa艂y jako paliwo morsk膮 wod臋, dzi臋ki czemu powstawa艂a energia pompuj膮ca wod臋 przez strumienice - powiedzia艂a Kelly.
- To by艂 rewolucyjny pomys艂 - podj膮艂 Thomas - ale pierwsze silniki nie dzia艂a艂y prawid艂owo i ulega艂y uszkodzeniu ze wzgl臋du na powstaj膮ce we wn臋trzu ogromne tarcie. Razem z Elmorem starali艣my si臋 rozwi膮za膰 ten problem. Mi臋dzy nami m贸wi膮c, uda艂o si臋 nam opracowa膰 olej, kt贸ry nie traci艂 swoich w艂a艣ciwo艣ci w warunkach ogromnego tarcia i wysokiej temperatury. W ten spos贸b otworzy艂a si臋 nowa mo偶liwo艣膰: silniki mog艂y pracowa膰 nieprzerwanie i bezawaryjnie przez wiele lat.
- A wi臋c razem opracowali艣cie nowy olej - powiedzia艂 Pitt.
- Tak mo偶na powiedzie膰.
- A jak by si臋 zachowa艂, gdyby zastosowa膰 go w silnikach wewn臋trznego spalania?
- Teoretycznie mo偶na by przejecha膰 samochodem trzy miliony kilometr贸w albo wi臋cej, zanim cz臋艣ci silnika wymaga艂yby jakiejkolwiek naprawy - odpar艂 rzeczowo Thomas. - Samochody wyposa偶one w silniki wysokopr臋偶ne mog艂yby przejecha膰 ponad pi臋tna艣cie milion贸w kilometr贸w. Lotnicze silniki odrzutowe wymaga艂yby o wiele mniej obs艂ugi, poprawi艂aby si臋 te偶 ich 偶ywotno艣膰. To samo dotyczy艂oby wszystkich pojazd贸w przemys艂owych, od w贸zk贸w wid艂owych po buldo偶ery.
- Nie wspominaj膮c o nap臋dzie dla jednostek p艂ywaj膮cych - doda艂 Pitt.
- Dop贸ki nie pojawi si臋 nowa technologia, nie zawieraj膮ca ruchomych element贸w, nasz olej, kt贸ry nazwali艣my 偶artobliwie Slick 66, b臋dzie mia艂 ogromny wp艂yw na ka偶de mechaniczne 藕r贸d艂o energii, wymagaj膮ce obecno艣ci oleju.
- Czy jest kosztowny w produkcji?
- Uwierzy pan, 偶e jest dro偶szy od zwyk艂ego oleju silnikowego tylko o centa na litrze?
- Rafinerie nie b臋d膮 zachwycone waszym odkryciem. Mog膮 straci膰 miliardy, a nawet biliony dolar贸w w ci膮gu dwudziestu lat. Chyba 偶e producenci kupi膮 od was patent i sami zajm膮 si臋 promocj膮 oleju.
Thomas wolno pokr臋ci艂 g艂ow膮.
- Do tego nigdy nie dojdzie - powiedzia艂 zdecydowanie. - Elmore nie chcia艂 za sw贸j wynalazek ani centa. Chcia艂 odda膰 swoje dzie艂o 艣wiatu za darmo, bez 偶adnych zobowi膮za艅.
- Z pana s艂贸w wynika, 偶e receptura nale偶y w po艂owie do pana. Czy pan r贸wnie偶 zgodzi艂 si臋, by przekaza膰 j膮 艣wiatu zupe艂nie za darmo?
Thomas za艣mia艂 si臋 cicho.
- Mam ju偶 sze艣膰dziesi膮t pi臋膰 lat. Mam tak偶e cukrzyc臋, ostry artretyzm, raka trzustki i w膮troby oraz par臋 innych chor贸b. B臋d臋 mia艂 szcz臋艣cie, je艣li za pi臋膰 lat zostan臋 jeszcze w艣r贸d 偶ywych. Co mia艂bym zrobi膰 z miliardem dolar贸w?
- Och, Josh - odezwa艂a si臋 Kelly. - Nigdy nie m贸wi艂e艣...
Dotkn膮艂 jej d艂oni.
- Nawet tw贸j ojciec o tym nie wiedzia艂. Ukrywa艂em prawd臋 przed wszystkimi, ale teraz nie ma to ju偶 znaczenia. - Podni贸s艂 butelk臋. - Jeszcze wina, panie Pitt?
- Nie w tej chwili, dzi臋kuj臋.
- A ty, Kelly?
- Tak poprosz臋. Po tym, co powiedzia艂e艣, musz臋 si臋 jeszcze napi膰 dla kura偶u.
- Dysponuje pan znakomitym systemem bezpiecze艅stwa - powiedzia艂 Pitt.
- Tak - przyzna艂 Thomas. - Mnie i Elmore鈥檕wi wielokrotnie gro偶ono. Kiedy艣 zosta艂em ranny w nog臋, gdy z艂odziej usi艂owa艂 w艂ama膰 si臋 do laboratorium.
- Kto艣 pr贸bowa艂 wykra艣膰 receptur臋?
- Nie kto艣, ale ogromna korporacja chemiczna.
- Wie pan kt贸ra?
- Ta sama, kt贸ra wyrzuci艂a mnie i Elmore鈥檃 na bruk po dwudziestu pi臋ciu latach sumiennej pracy.
- Obaj zostali艣cie zwolnieni?
- W tamtym okresie tata i Josh pracowali nad udoskonaleniem receptury - odpar艂a Kelly. - Dyrektorzy firmy zacz臋li przedwcze艣nie snu膰 plany produkcji oleju Slick 66 i jego sprzeda偶y z ogromnym zyskiem.
- Elmore i ja nie chcieli艣my o tym s艂ysze膰 - powiedzia艂 Thomas. - Uzgodnili艣my, 偶e nasz olej jest zbyt cenny dla ludzko艣ci, by sprzedawa膰 go tylko tym, kt贸rzy maj膮 du偶o pieni臋dzy. Dyrektorzy s膮dzili, 偶e pozostali chemicy i in偶ynierowie maj膮 do艣膰 danych, by samodzielnie go wyprodukowa膰. Wym贸wili nam i grozili, 偶e nas zniszcz膮, je艣li samodzielnie doko艅czymy badania. Pad艂y zakamuflowane gro藕by, 偶e zostaniemy ci臋偶ko pobici, a nawet zabici. Ale pracowali艣my dalej.
- My艣li pan, 偶e to wasza dawna firma kryje si臋 za pr贸b膮 zamachu na pa艅skie 偶ycie i wykradzenia receptury? - spyta艂 Pitt.
- A kt贸偶 inny m贸g艂 wiedzie膰, nad czym pracujemy? - odpar艂 Thomas. - Kto mia艂 motyw i m贸g艂 osi膮gn膮膰 z tego korzy艣ci? Gdy nie uda艂o si臋 im odtworzy膰 sk艂adu oleju, ca艂y program run膮艂 w gruzach. Wi臋c wzi臋li si臋 za nas.
- Kim s膮?
- Korporacja Cerber.
Pitt poczu艂 si臋, jakby dosta艂 w g艂ow臋 wielkim m艂otkiem.
- Korporacja Cerber - powt贸rzy艂.
- Zna ich pan?
- S膮 dowody 艂膮cz膮ce t臋 firm臋 z po偶arem na 鈥濫merald Dolphinie鈥.
O dziwo, Thomas wcale nie wydawa艂 si臋 zaskoczony.
- To do nich podobne - powiedzia艂. - Cz艂owiek, kt贸ry jest w艂a艣cicielem korporacji, nie zatrzyma si臋 przed niczym, by broni膰 swoich interes贸w, nawet je艣li mia艂by spali膰 statek pasa偶erski ze wszystkimi lud藕mi na pok艂adzie.
- Kogo艣 takiego lepiej nie mie膰 za wroga. A udzia艂owcy? Nie wiedz膮, co si臋 dzieje?
- Co ich to obchodzi, skoro otrzymuj膮 ogromne zyski z zainwestowanych pieni臋dzy? Zreszt膮 i tak nie mieli wiele do powiedzenia. Stoj膮cy na szczycie tego imperium Curtis Merlin Zale ma osiemdziesi膮t procent akcji.
- To potworne, 偶e ameryka艅ska firma dopuszcza si臋 morderstwa dla zysku.
- Takich wypadk贸w jest o wiele wi臋cej, ni偶 pan przypuszcza, panie Pitt. Mog臋 poda膰 panu nazwiska ludzi zwi膮zanych z Cerberem, kt贸rzy z niewiadomych przyczyn znikli lub zgin臋li, jak to okre艣lano, w wyniku wypadku. Inni rzekomo pope艂nili samob贸jstwo.
- Dziwne, 偶e rz膮d nie bada tej przest臋pczej dzia艂alno艣ci.
- Cerber ma wp艂ywy w ka偶dej agencji rz膮dowej i stanowej. Bez skrupu艂贸w zap艂ac膮 milion dolar贸w podrz臋dnemu urz臋dnikowi w zamian za lojalno艣膰, przekazywanie poufnych, wa偶nych informacji. Ka偶dy polityk pracuj膮cy dla Cerbera w dniu przej艣cia na emerytur臋 ma spor膮 fortun臋 w zagranicznym banku. - Thomas urwa艂, by nala膰 sobie wina. - Prosz臋 si臋 nie 艂udzi膰, 偶e kto艣 zgodzi艂 si臋 zosta膰 waszym informatorem, bo nagle poczu艂 si臋 zlekcewa偶ony albo postanowi艂 by膰 uczciwy. Cerber ma metody, by chroni膰 swoje brudy przed 艣wiatem. Wysuwaj膮 gro藕by wobec rodziny informatora, a potem okazuje si臋, 偶e jego c贸rka lub syn ulega pozornie niewinnemu wypadkowi, w kt贸rym 艂amie r臋k臋 czy nog臋. Je艣li to go nie uciszy, okazuje si臋, 偶e pope艂ni艂 samob贸jstwo albo zabi艂a go 艣miertelna choroba, poniewa偶 kto艣 w t艂umie wstrzykn膮艂 mu dawk臋 wirus贸w. Zdziwi艂by si臋 pan, ilu prywatnym 艣ledztwom prowadzonym przez dziennikarzy ukr臋cono 艂eb po tym, jak szefowie redakcji i stacji telewizyjnych odbyli spotkanie z dyrekcj膮 Cerbera. Jedyny, kt贸ry stan膮艂 okoniem i wyrzuci艂 ich z gabinetu, za艂ama艂 si臋, gdy jego c贸rk臋 znaleziono potwornie pobit膮, rzekomo przez bandyt贸w. Prosz臋 mi wierzy膰, to nie s膮 mili ludzie.
- Kogo wynajmuj膮 do brudnej roboty?
- Tajn膮 organizacj臋, zwan膮 呕mije. Przyjmuj膮 polecenia wy艂膮cznie od Zale鈥檃. Wiem o tym, bo stary przyjaciel Elmore鈥檃, kt贸ry wst膮pi艂 do 呕mij, ostrzeg艂 go, 偶e razem ze mn膮 jest na ich li艣cie.
- Co si臋 sta艂o z tym przyjacielem?
- Znik艂 - odpowiedzia艂 bez zastanowienia Thomas, jakby to by艂o oczywiste.
Co艣 za艣wita艂o Pittowi w g艂owie.
- Ogon Cerbera, stra偶nika Hadesu.
Zaintrygowany Thomas popatrzy艂 na Pitta.
- A wi臋c wie pan o tr贸jg艂owym psie.
- To logo korporacji. Ko艅c贸wk臋 psiego ogona stanowi g艂owa w臋偶a.
- Sta艂 si臋 symbolem firmy - rzek艂 Thomas.
- A co s膮dz膮 pracownicy? - spyta艂 Pitt.
- Od chwili rozpocz臋cia pracy s膮 indoktrynowani jak cz艂onkowie sekty. Firma robi wszystko, by zapewni膰 im czterodniowy tydzie艅 pracy, du偶膮 premi臋 na koniec roku, profity o wiele wi臋ksze ni偶 to, co oferuj膮 inni pracodawcy. Staj膮 si臋 prawie niewolnikami, nie zdaj膮c sobie z tego sprawy.
- Cerber nie ma k艂opot贸w ze zwi膮zkami zawodowymi?
- Zwi膮zki nigdy nie zagrozi艂y polityce firmy. Je艣li liderzy zwi膮zk贸w rzucaj膮 has艂o do akcji protestacyjnej, szybko rozchodzi si臋 wie艣膰, 偶e jej uczestnicy nie wylec膮 z pracy, ale strac膮 premie i dodatkowe 艣wiadczenia. Kiedy jaki艣 stary pracownik umiera, etat przejmuj膮 zwykle jego dzieci, trudno wi臋c przebi膰 si臋 do infrastruktury firmy. Wzajemne stosunki w hierarchii od dyrektora po stra偶nika przypominaj膮 relacje mi臋dzy parafianami. Uwielbienie dla korporacji sta艂o si臋 religi膮. W oczach pracownik贸w Cerber nigdy si臋 nie myli.
- Jak to si臋 sta艂o, 偶e pan i doktor Egan prze偶yli艣cie tak d艂ugo po odej艣ciu z firmy?
- Cz艂owiek, kt贸ry kieruje korporacj膮, zostawi艂 nas w spokoju. Zamierza艂 wykra艣膰 receptur臋 oleju i plany silnik贸w magnetohydrodynamicznych we w艂a艣ciwej chwili.
- Dlaczego czekali, a偶 doktor Egan tak udoskonali silniki, 偶e zostan膮 zamontowane na 鈥濫merald Dolphinie鈥.
- Chcieli zniszczy膰 statek i poda膰, 偶e przyczyn膮 katastrofy s膮 silniki - odpar艂 Thomas. - W ten spos贸b zniech臋ciliby potencjalnych kupc贸w i wtedy bez trudu mogliby zdoby膰 patenty.
- Ale przecie偶 po偶ar nie powsta艂 w maszynowni.
- Nie wiedzia艂em - przyzna艂 zdziwiony Thomas. - Je艣li to prawda, mog臋 tylko zgadywa膰, 偶e operacja spalenia statku nie przebieg艂a tak, jak zaplanowano. Ale to tylko domys艂y.
- Mo偶e bardzo trafne - zgodzi艂 si臋 Pitt. - W kaplicy na statku znale藕li艣my materia艂 zapalaj膮cy, a w艂a艣nie tam, wed艂ug za艂ogi, wybuch艂 ogie艅. Zapewne pod艂o偶ono wiele 艂adunk贸w, kt贸re mia艂y eksplodowa膰 po kolei, poczynaj膮c od maszynowni a偶 po g贸rne pok艂ady. Ostatni mia艂 wybuchn膮膰 w kaplicy, ale, jak pan powiedzia艂, co艣 przebieg艂o niezgodnie z pierwotnym planem.
Pitt nie powiedzia艂 tego g艂o艣no, ale pomy艣la艂, 偶e zatopienie liniowca przed oficjalnym dochodzeniem prawdopodobnie mia艂o na celu zrzucenie odpowiedzialno艣ci za tragedi臋 na silniki.
Thomas zni偶y艂 g艂os do szeptu.
- Mam tylko nadziej臋 i modl臋 si臋, by nie podj臋li podobnej zbrodniczej pr贸by wobec 鈥濭olden Marlina鈥.
- Tej luksusowej 艂odzi podwodnej przeznaczonej do rejs贸w wycieczkowych?
- Tak. Pojutrze wyrusza w dziewiczy rejs.
- Dlaczego tak s膮dzisz? - spyta艂a Kelly.
Thomas popatrzy艂 na ni膮.
- Nie wiesz?
- Czego nie wiem?
- 鈥濭olden Marlin鈥 to w艂asno艣膰 linii Blue Seas Cruise Lines. Zamontowano na nim te same silniki, kt贸re opracowali艣my z Elmorem.
Pitt zaalarmowa艂 Sandeckera, kt贸ry wys艂a艂 po niego odrzutowiec NUMA. W drodze powrotnej Kelly jecha艂a jeszcze szybciej. Byli na lotnisku Gene鈥檃 Taylora kilka minut przed l膮dowaniem samolotu. Nalega艂a, 偶e mo偶e si臋 przyda膰. Perswazje Pitta nie zda艂y si臋 na nic i Kelly wsiad艂a razem z nim, by towarzyszy膰 mu w drodze do Waszyngtonu.
Giordino i Rudi Gunn czekali na lotnisku w Langley. Gdy tylko weszli na pok艂ad, samolot natychmiast wzbi艂 si臋 z powrotem w powietrze i skierowa艂 do Fort Lauderdale na Florydzie, gdzie znajdowa艂a si臋 siedziba Blue Seas Cruise Lines. Gunn zam贸wi艂 wielkiego lincolna i ju偶 kilka minut po l膮dowaniu wszyscy jechali nim w kierunku portu. Prowadzi艂 Giordino.
Budynek linii mia艂 dwie艣cie siedemdziesi膮t metr贸w wysoko艣ci i sta艂 na tej samej wysepce, gdzie cumowa艂y ich statki pasa偶erskie. Wygl膮da艂 jak wielki 偶aglowiec. Zewn臋trzne windy je藕dzi艂y ogromnym szybem, kt贸ry pi膮艂 si臋 w g贸r臋 niczym maszt. Reszta pokrytej szk艂em, wygi臋tej 艂ukowato konstrukcji przypomina艂a 偶agiel. Szklane 艣ciany by艂y b艂臋kitne, a pomalowany na bia艂o korpus budynku m贸g艂 stawi膰 czo艂o wiatrom osi膮gaj膮cym szybko艣膰 nawet dwustu czterdziestu kilometr贸w na godzin臋. Na dolnych czterdziestu pi臋trach znajdowa艂y si臋 biura, g贸rne pi臋膰dziesi膮t stanowi艂o hotel dla pasa偶er贸w oczekuj膮cych wej艣cia na pok艂ad statku.
Giordino wjecha艂 do podziemnego tunelu, kt贸ry prowadzi艂 pod wod膮 na wysp臋. Jeden z pracownik贸w zaj膮艂 si臋 wozem. Wsiedli do windy i wjechali na trzecie pi臋tro do g艂贸wnego holu okrytego wysokim na dwie艣cie metr贸w atrium. Hol bieg艂 przez 艣rodek cz臋艣ci hotelowej i biurowej. Sekretarka dyrektora linii ju偶 na nich czeka艂a. Zaprowadzi艂a ich do prywatnej windy dla wy偶szego personelu. Pojechali na czterdzieste pi臋tro. Warren Lasch, prezes linii, powita艂 ich w swoim gabinecie.
Rudi Gunn dokona艂 prezentacji, po czym wszyscy zaj臋li miejsca.
- No c贸偶 - zacz膮艂 Lasch, wysoki m臋偶czyzna o siwiej膮cych w艂osach i lekkiej nadwadze. Wygl膮da艂, jakby w m艂odo艣ci gra艂 w dru偶ynie futbolowej. Mia艂 ciemnobr膮zowe oczy, kt贸re teraz przesuwa艂y si臋 po Dicku, Kelly, Giordinie i Gunnie niczym panoramiczna kamera po pi臋knym pejza偶u. - O co tu chodzi? Admira艂 Sandecker bardzo nalega艂, aby艣my op贸藕nili rejs 鈥濭olden Marlina鈥.
- Istnieje obawa, 偶e statek mo偶e spotka膰 podobny los, co 鈥濫merald Dolphina鈥 - powiedzia艂 Gunn.
- Czekam w艂a艣nie na raport potwierdzaj膮cy, 偶e po偶ar na liniowcu by艂 przypadkiem - rzek艂 z pow膮tpiewaniem Lasch. - To niemo偶liwe, 偶eby taka katastrofa mia艂a si臋 powt贸rzy膰.
Pitt pochyli艂 si臋 nieco do przodu.
- NUMA znalaz艂a niepodwa偶alny dow贸d na to, i偶 po偶ar wywo艂ano rozmy艣lnie. Mo偶emy te偶 dowie艣膰, 偶e do zatopienia holowanego wraku u偶yto materia艂贸w wybuchowych.
- Co艣 podobnego! - W g艂osie Lascha zabrzmia艂 nieukrywany gniew. - Firmy, kt贸re ubezpiecza艂y statek, nie zg艂osi艂y ani mnie, ani 偶adnemu z moich dyrektor贸w, 偶e po偶ar wywo艂ano celowo. Powiedziano nam tylko, 偶e systemy ga艣nicze z jakiego艣 powodu nie dzia艂a艂y. Oczywi艣cie nasze linie 偶eglugowe wnios膮 pozwy przeciwko producentom tych urz膮dze艅.
- To mo偶e by膰 trudne, je艣li udowodnimy, i偶 urz膮dzenia te zosta艂y celowo uszkodzone.
- Nigdy nie kupi臋 tej bajeczki.
- Prosz臋 mi uwierzy膰 - powiedzia艂 Pitt. - To nie jest bajka.
- Komu mog艂oby zale偶e膰 na zniszczeniu statku i zamordowaniu dw贸ch i p贸艂 tysi膮ca ludzi?
- S膮dzimy, 偶e motywem by艂o zniszczenie nowych, magnetohydrodynamicznych silnik贸w, kt贸re opracowa艂 doktor Egan - wyja艣ni艂 Giordino.
- Po co kto艣 mia艂by niszczy膰 ten nap臋d, najwi臋kszy wynalazek wieku? - spyta艂 zdumiony Lasch.
- 呕eby wyeliminowa膰 konkurencj臋.
- Szczerze m贸wi膮c, panowie - u艣miechn膮艂 si臋 do Kelly - i panie, wasza opowie艣膰 brzmi jak czysta fikcja.
- Szkoda, 偶e nie mo偶emy wyja艣ni膰 tego szczeg贸艂owo - powiedzia艂 Gunn - ale mamy zwi膮zane r臋ce do momentu, a偶 FBI i CIA opublikuj膮 wnioski z prowadzonego przez siebie 艣ledztwa.
Lasch nie by艂 g艂upcem.
- A wi臋c oficjalne dochodzenie nie jest prowadzone przez NUMA. Nie macie na nie upowa偶nienia.
- To prawda - przyzna艂 Giordino.
- Mam nadziej臋, 偶e nie rozg艂aszacie wszem i wobec tych niesprawdzonych spekulacji.
- Admira艂 Sandecker zgodzi艂 si臋, by nie publikowa膰 偶adnych wniosk贸w do chwili, p贸ki zaanga偶owane w spraw臋 agencje nie zako艅cz膮 prac - powiedzia艂 Pitt. - Mog臋 tylko doda膰, 偶e wed艂ug admira艂a by艂oby to ze szkod膮 dla przemys艂u stoczniowego i turystyki, gdyby media zacz臋艂y 偶erowa膰 na sensacyjnych wie艣ciach, i偶 to terrory艣ci zniszczyli statek i zabili pasa偶er贸w.
- Z tym si臋 zgadzam - przyzna艂 Lasch. - Ale dlaczego mam op贸藕ni膰 wyp艂yni臋cie 鈥濭olden Marlina鈥? Dlaczego nie innych statk贸w? Je艣li zatoni臋cie 鈥濫merald Dolphina鈥 by艂o dzie艂em terroryst贸w, czemu nie mieliby艣my zaalarmowa膰 innych linii 偶eglugowych na ca艂ym 艣wiecie? - Uni贸s艂 obie d艂onie. - Nie przekonacie mnie, nie od艂o偶臋 dziewiczego rejsu 鈥濭olden Marlina鈥. T膮 pierwsz膮 wycieczkow膮 艂odzi膮 podwodn膮 zapocz膮tkujemy now膮 epok臋 luksusowych rejs贸w. Pasa偶erowie dokonywali rezerwacji ju偶 dwa lata temu. Nie mog臋 sprawi膰 zawodu czterystu osobom, kt贸re wykupi艂y bilety. Wiele z nich jest ju偶 na miejscu i mieszka w naszym hotelu. Przykro mi. 鈥濭olden Marlin鈥 wyp艂ynie jutro, zgodnie z planem.
- Skoro nie da si臋 pan przekona膰 - powiedzia艂 Pitt - mo偶e mogliby艣my przedsi臋wzi膮膰 dodatkowe 艣rodki bezpiecze艅stwa? Inspektorzy prowadziliby sta艂y nadz贸r nad urz膮dzeniami i systemami na pok艂adzie w czasie rejsu statku.
- 艁odzi - przerwa艂 z u艣miechem Lasch. - Statki podwodne nazywa si臋 艂odziami.
- To nie jest luksusowy liniowiec? - spyta艂a Kelly.
- Tak, gdy p艂ynie w wynurzeniu. Ale zosta艂 zbudowany po to, by p艂yn膮膰 pod wod膮.
- Zgodzi si臋 pan na dodatkowe 艣rodki bezpiecze艅stwa i grup臋 inspektor贸w? - nalega艂 Gunn.
- Tak, oczywi艣cie - odpar艂 przyja藕nie Lasch.
Ale Pitt chcia艂 czego艣 wi臋cej.
- Prosi艂bym tak偶e, by ekipa nurk贸w obejrza艂a kad艂ub pod lini膮 zanurzenia.
Lasch kiwn膮艂 g艂ow膮.
- Zorganizuj臋 nurk贸w. Zatrudniamy ich do dokonywania podwodnych napraw i obs艂ugi statk贸w i budynku.
- Dzi臋kujemy za wsp贸艂prac臋 - powiedzia艂 Gunn.
- Uwa偶am te 艣rodki za zb臋dne, ale nie chc臋, aby powt贸rzy艂a si臋 tragedia 鈥濫merald Dolphina鈥. Gdyby nie ubezpieczenie Lloyda, stan臋liby艣my w obliczu bankructwa.
- Pan Giordino i ja te偶 chcieliby艣my pop艂yn膮膰, je艣li nie ma pan nic przeciwko temu - powiedzia艂 Pitt.
- Ja te偶 - wtr膮ci艂a si臋 Kelly. - Ciekawi mnie praca mojego ojca.
Lasch wsta艂.
- Nie widz臋 problemu. Mimo 偶e mamy r贸偶ne opinie w tej sprawie, ch臋tnie zam贸wi臋 dla pa艅stwa kabiny. Wszystkie miejsca dla pasa偶er贸w s膮 zarezerwowane, ale by膰 mo偶e kilku si臋 nie zjawi. Je艣li nie, znajdziemy co艣 w pomieszczeniach dla za艂ogi. 艁贸d藕 zacumuje przed hotelem jutro o si贸dmej rano. Wtedy mo偶ecie wej艣膰 na pok艂ad.
Gunn u艣cisn膮艂 d艂o艅 Lascha.
- Dzi臋kuj臋. Mam nadziej臋, 偶e nie niepokoili艣my pana bezpodstawnie. Admira艂 Sandecker bardzo nalega艂, by u艣wiadomi膰 panu gro偶膮ce niebezpiecze艅stwo.
- Prosz臋 przekaza膰 admira艂owi, 偶e jestem wdzi臋czny za jego trosk臋, ale nie przewiduj臋 偶adnych trudno艣ci. 鈥濭olden Marlin鈥 przeszed艂 intensywne pr贸by na morzu. Silniki doktora Egana oraz wszystkie systemy awaryjne dzia艂a艂y bez zarzutu.
- Dzi臋kuj臋, panie Lasch - powiedzia艂 Pitt. - B臋dziemy pana na bie偶膮co informowa膰 o sytuacji.
Kiedy wracali na d贸艂 wind膮, Giordino westchn膮艂 g艂臋boko.
- No c贸偶, chcieli艣my dobrze.
- Wcale mu si臋 nie dziwi臋 - odpar艂 Gunn. - Katastrofa 鈥濫merald Dolphina鈥 sprawi艂a, 偶e firma znalaz艂a si臋 na kraw臋dzi. Od艂o偶enie rejsu 艂odzi podwodnej spowodowa艂oby bankructwo armatora. Lasch i dyrekcja nie maj膮 wyboru: musz膮 wys艂a膰 艂贸d藕 w morze z nadziej膮, 偶e nie wydarzy si臋 nic z艂ego.
Gunn pojecha艂 na lotnisko, by wr贸ci膰 do Waszyngtonu. Pitt, Giordino i Kelly poprosili sekretark臋 Warrena Lascha, by zarezerwowa艂a im miejsca w hotelu na najbli偶sz膮 noc. Pitt zadzwoni艂 do Sandeckera.
- Nie uda艂o si臋 nam nam贸wi膰 Lascha, by przesun膮艂 termin rejsu - wyja艣ni艂.
- Tak my艣la艂em - westchn膮艂 admira艂.
- Ja, Al i Kelly pop艂yniemy w ten rejs.
- Uzgodnili艣cie to z Laschem?
- Zgodzi艂 si臋 bez wahania.
Pitt s艂ysza艂, jak Sandecker przesuwa jakie艣 papiery na biurku.
- Mam dla was wiadomo艣ci - powiedzia艂 admira艂. - FBI twierdzi, 偶e na podstawie opisu rozbitk贸w zidentyfikowali cz艂owieka odpowiedzialnego za po偶ar na 鈥濫merald Dolphinie鈥.
- Kto to jest?
- Gangster. Naprawd臋 nazywa si臋 Ono Kanai, urodzony w Los Angeles. Mia艂 osiemna艣cie lat, gdy lista jego przest臋pstw by艂a ju偶 d艂uga jak moje rami臋. Zaci膮gn膮艂 si臋 do wojska, 偶eby unikn膮膰 oskar偶enia o napad. Awansowa艂 do stopnia oficerskiego i zosta艂 przeniesiony do tajnej organizacji wojskowej o nazwie CEASE.
- Nigdy o niej nie s艂ysza艂em.
- Zwa偶ywszy na jej zadania, niewiele os贸b w rz膮dzie o niej wie. CEASE to Tajna Elita do Eliminacji Selektywnej (Covert Elite Action for Select Elimination).
- Nadal nic mi to nie m贸wi - powiedzia艂 Pitt.
- Zosta艂a stworzona do walki z terroryzmem. Jej zadaniem by艂a eliminacja przyw贸dc贸w grup wywrotowych, zanim ich dzia艂anie mog艂o zagrozi膰 ameryka艅skim obywatelom. Jednak dziesi臋膰 lat temu prezydent rozwi膮za艂 jednostk臋, co okaza艂o si臋 niezbyt fortunnym posuni臋ciem. Przeszkolony w skrytob贸jczym fachu Ono Kanai, ju偶 w randze kapitana, odszed艂 z dwunastoma ze swoich ludzi i utworzy艂 komercyjne przedsi臋biorstwo zab贸jc贸w.
- Mordercy Sp. z o.o.
- Co艣 w tym rodzaju. Wynajmuj膮 si臋 do zab贸jstw. Istnieje d艂uga lista niewyja艣nionych 艣mierci, kt贸re nast膮pi艂y w ci膮gu ostatnich dw贸ch lat. Od polityk贸w po dyrektor贸w du偶ych firm i znanych ludzi kultury. Mordowali nawet szef贸w mafii.
- Czy prowadzi si臋 dochodzenia w ich sprawie?
- FBI ma sporo materia艂u, ale cz艂onkowie organizacji s膮 czy艣ci jak 艂za. Nie ma dowod贸w na ich udzia艂 w zbrodniach. Agenci prowadz膮cy 艣ledztwo s膮 w艣ciekli, bo nie mog膮 tkn膮膰 palcem Kanai i jego bandzior贸w. Istnieje obawa, 偶e przysz艂e wojny gospodarcze doprowadz膮 do utworzenia brygad 艣mierci.
- Morderstwa i okaleczenia nie s膮 elementem prognoz gospodarczych.
- Cho膰 brzmi to okropnie - powiedzia艂 spokojnie Sandecker - jest wielu szef贸w firm, kt贸rzy nie cofn膮 si臋 przed niczym, by zyska膰 w艂adz臋 i monopol.
- Co prowadzi nas do Cerbera.
- W艂a艣nie - odpar艂 zwi臋藕le Sandecker. - Prawdopodobnie Kanai nie tylko wywo艂a艂 po偶ar na pok艂adzie liniowca i eksplozje, kt贸re pos艂a艂y holowany wrak na dno, ale by艂 tak偶e odpowiedzialny za sabota偶 system贸w przeciwpo偶arowych.
- 呕aden cz艂owiek nie m贸g艂by dokona膰 tego samodzielnie. - W g艂osie Pitta brzmia艂o pow膮tpiewanie.
- Kanai nie zawsze pracuje sam. Dlatego ostrzegam ciebie i Ala: uwa偶ajcie na pok艂adzie 鈥濭olden Marlina鈥.
- B臋dziemy obserwowa膰 ka偶dego podejrzanie zachowuj膮cego si臋 cz艂onka za艂ogi.
- Wypatrujcie Ono Kanai.
- Nie rozumiem.
- Ma siln膮 osobowo艣膰. Nie zostawi takiej roboty podw艂adnym. Za艂o偶臋 si臋, 偶e zechce to zrobi膰 sam.
- Wiadomo, jak wygl膮da?
- Powiniene艣 wiedzie膰. Ju偶 go spotka艂e艣.
- Naprawd臋? Gdzie?
- W艂a艣nie otrzyma艂em informacj臋 od nowojorskiej policji. Ono Kanai by艂 pilotem fokkera, kt贸ry pr贸bowa艂 ci臋 zestrzeli膰.
鈥Golden Marlin鈥 nie wygl膮da艂 jak liniowiec pasa偶erski. Nie mia艂 pok艂ad贸w widokowych, balkon贸w i komin贸w. Okr膮g艂a nadbudowa by艂a opasana rz臋dami bulaj贸w. W oczy rzuca艂a si臋 kopu艂a nad dziobem, w kt贸rej znajdowa艂 si臋 mostek i ster贸wka, wysoka p艂etwa na rufie mie艣ci艂a luksusowy salon i kasyno obracaj膮ce si臋 wok贸艂 stacjonarnych okien.
艁贸d藕 mia艂a sto dwadzie艣cia metr贸w d艂ugo艣ci i dwana艣cie szeroko艣ci, wielko艣ci膮 odpowiada艂a statkom wycieczkowym 偶egluj膮cym po morzach 艣wiata. Do tej pory turystyczne rejsy podwodne odbywa艂y si臋 w ma艂ych 艂odziach o ograniczonym zanurzeniu i zasi臋gu. 鈥濭olden Marlin鈥 mia艂 zmieni膰 histori臋 podwodnej 偶eglugi. Dzi臋ki samonap臋dzaj膮cym si臋 silnikom doktora Egana m贸g艂 p艂ywa膰 w Morzu Karaibskim na g艂臋boko艣ci do trzystu metr贸w przez dwa tygodnie. Dopiero po tym czasie musia艂 wr贸ci膰 do portu po zapasy 偶ywno艣ci.
Niezaspokojona 偶膮dza przyg贸d i og贸lny wzrost stopy 偶yciowej ludzi sprawi艂y, 偶e rejsy morskie sta艂y si臋 znacz膮c膮 cz臋艣ci膮 wartego trzy biliony dolar贸w 艣wiatowego rynku us艂ug turystycznych. Przed wielkim podwodnym liniowcem otwiera艂y si臋 niewyczerpane mo偶liwo艣ci podr贸偶y.
- Jest pi臋kny! - zawo艂a艂a Kelly, gdy wcze艣nie rano stan臋li na nabrze偶u przed jednostk膮.
- Ale nie jest z艂oty - mrukn膮艂 Giordino, poprawiaj膮c okulary przeciws艂oneczne, by ochroni膰 oczy przed promieniami, odbijaj膮cymi si臋 od nadbud贸wki.
Pitt w milczeniu przygl膮da艂 si臋 kad艂ubowi z tytanu bez jednego szwu. Nie by艂o wida膰 p艂yt ani nit贸w. Prawdziwy cud technologii morskiej. Z trapu zszed艂 do nich jaki艣 oficer.
- Przepraszam, czy pa艅stwo s膮 z NUMA?
- Tak - odpowiedzia艂 Giordino.
- Nazywam si臋 Paul Conrad, jestem pierwszym oficerem. Pan Lasch zawiadomi艂 kapitana Baldwina o waszym udziale w dziewiczym rejsie. Czy macie jakie艣 baga偶e?
- Tylko to, co przy sobie - rzek艂a Kelly. Chcia艂a jak najszybciej obejrze膰 wn臋trze statku.
- Pani Egan otrzyma do dyspozycji kabin臋 pasa偶ersk膮 - powiedzia艂 uprzejmie Conrad. - Panowie Pitt i Giordino b臋d膮 musieli zamieszka膰 razem w jednej z kabin przeznaczonych dla za艂ogi.
- Czy obok dziewcz膮t z rewii? - spyta艂 powa偶nie Giordino.
- Niestety, nie. - Conrad roze艣mia艂 si臋. - Prosz臋 za mn膮.
- Zaraz do was do艂膮cz臋. - Pitt ruszy艂 wzd艂u偶 nabrze偶a ku drabince schodz膮cej do wody. M臋偶czyzna i kobieta w kombinezonach porz膮dkowali sprz臋t do nurkowania. - Czy to wy macie sprawdzi膰 sp贸d kad艂uba?
Szczup艂y, przystojny m臋偶czyzna u艣miechn膮艂 si臋.
- Tak jest.
- Nazywam si臋 Dirk Pitt. To ja prosi艂em o dokonanie inspekcji.
- Frank Martin.
- A ta pani?
- To moja 偶ona, Caroline. Kochanie, to jest Dirk Pitt z NUMA. Mo偶emy mu podzi臋kowa膰 za t臋 fuch臋.
- Mi艂o pana pozna膰 - powiedzia艂a 艣liczna blondynka w obcis艂ym kombinezonie.
Pitt poda艂 jej d艂o艅 i zdziwi艂 si臋, 偶e tak mocno odwzajemni艂a u艣cisk.
- Jest pani zapewne znakomitym nurkiem.
- Robi臋 to od pi臋tnastu lat.
- R贸wnie dobrze jak najlepszy m臋偶czyzna - powiedzia艂 z dum膮 Martin.
- Mo偶e nam pan powiedzie膰, czego szukamy? - spyta艂a Caroline.
- Nie b臋d臋 owija艂 w bawe艂n臋. Szukajcie przedmiotu przyczepionego do kad艂uba. Chodzi o bomb臋.
Martin zachowa艂 kamienn膮 twarz.
- A je艣li znajdziemy?
- B臋dzie tego kilka sztuk. Nie dotykajcie ich. Wezwiemy saper贸w, oni si臋 nimi zajm膮.
- Kogo mamy zawiadomi膰?
- Kapitana. Na tym etapie on odpowiada za bezpiecze艅stwo.
- Mi艂o by艂o pana pozna膰 - powiedzia艂 Martin.
Caroline u艣miechn臋艂a si臋 czaruj膮co.
- Powodzenia. Poczuj臋 si臋 znacznie lepiej, je艣li niczego nie znajdziecie.
Zanim doszed艂 do trapu, znikli w wodzie.
Pierwszy oficer poprowadzi艂 Kelly przez luksusowe solarium, a potem szklan膮 wind膮, ozdobion膮 motywami tropikalnych ryb, zjechali do komfortowej kabiny na pok艂adzie Manta. Potem pokaza艂 Pittowi i Giordinowi ma艂膮 kabin臋 pod pok艂adem pasa偶erskim w cz臋艣ci zajmowanej przez za艂og臋.
- Chcia艂bym jak najszybciej porozmawia膰 z kapitanem Baldwinem - powiedzia艂 Pitt.
- Kapitan oczekuje pana za p贸艂 godziny na 艣niadaniu w mesie oficerskiej. B臋d膮 r贸wnie偶 obecni oficerowie i inspektorzy ze stoczni, gdzie zbudowano nasz膮 艂贸d藕. Przyjechali wczoraj wieczorem.
- Chcia艂bym, aby w spotkaniu uczestniczy艂a te偶 panna Egan - powiedzia艂 Pitt oficjalnym tonem.
Conrad zmiesza艂 si臋, lecz po chwili odzyska艂 pewno艣膰 siebie.
- Spytam kapitana Baldwina, czy zgodzi si臋 na jej udzia艂 w spotkaniu.
- Ten statek nie istnia艂by, gdyby nie geniusz jej ojca - rzek艂 szorstko Giordino. - Powinna tam by膰.
- Jestem pewien, 偶e kapitan wyrazi zgod臋 - powiedzia艂 pojednawczo Conrad. Wyszed艂 z kabiny, zamykaj膮c za sob膮 drzwi.
Giordino rozejrza艂 si臋 po ciasnym pomieszczeniu.
- Odnosz臋 wra偶enie, 偶e nie jeste艣my tu mile widziani.
- Mile czy nie, musimy zapewni膰 bezpiecze艅stwo 艂odzi i pasa偶erom. - Pitt si臋gn膮艂 do torby i poda艂 mu przeno艣ne radio. - Je艣li co艣 znajdziesz, daj mi zna膰. Ja zrobi臋 podobnie.
- Gdzie zaczniemy?
- Gdyby艣 chcia艂 pos艂a膰 t臋 kryp臋 na dno, jak by艣 to zrobi艂?
Giordino my艣la艂 przez chwil臋.
- Gdyby uda艂o mi si臋 z po偶arem na 鈥濫merald Dolphinie鈥, zrobi艂bym tak samo. Ale gdybym chcia艂 pos艂a膰 艂ajb臋 na dno bez ha艂asu, wysadzi艂bym kad艂ub albo zbiorniki balastowe.
- Tak my艣la艂em. Zacznij wi臋c od tego i szukaj materia艂贸w wybuchowych.
- A ty czego b臋dziesz szuka艂?
Pitt u艣miechn膮艂 si臋, ale wcale nie by艂o mu weso艂o.
- Ja poszukam cz艂owieka, kt贸ry podpali lont.
Je艣li Pitt 偶ywi艂 nadziej臋, 偶e kapitan b臋dzie wzorem wsp贸艂pracy, bardzo si臋 pomyli艂. Kapitan Morris Baldwin szed艂 zawsze prost膮 lini膮, z kt贸rej nigdy nie zbacza艂. Trzyma艂 w ryzach ca艂膮 za艂og臋 i nie mia艂 zamiaru dopu艣ci膰, by ludzie z zewn膮trz przeszkadzali w wykonywaniu rutynowych czynno艣ci. Jego jedynym domem by艂 siatek, na kt贸rym s艂u偶y艂. Gdyby mia艂 偶on臋 albo dom - a uwa偶a艂 to za strat臋 czasu - czu艂by si臋 jak ostryga bez muszli.
Na surowej, podobnej do maski czerwonej twarzy nigdy nie go艣ci艂 u艣miech. Przenikliwe oczy patrzy艂y uwa偶nie spod ci臋偶kich powiek. Jedynie grzywa wspania艂ych, siwych w艂os贸w nadawa艂a mu nieco dostoje艅stwa. Ramiona mia艂 niemal tak samo szerokie jak Giordino, jednak w pasie mierzy艂 co najmniej dwadzie艣cia pi膮膰 centymetr贸w wi臋cej. Teraz postukiwa艂 palcami po stole, mierz膮c wzrokiem Pitta, kt贸ry spokojnie patrzy艂 mu prosto w oczy.
- Twierdzi pan, 偶e 艂贸d藕 jest w niebezpiecze艅stwie?
- Tak. Podobnie jak admira艂 Sandecker i wielu innych wysokich przedstawicieli FBI i CIA.
- Bzdura - powiedzia艂 wyra藕nie, zaciskaj膮c mocno d艂onie na por臋czach fotela. - Fakt, 偶e jeden z naszych liniowc贸w uleg艂 katastrofie, nie oznacza, 偶e taka sytuacja si臋 powt贸rzy. Ta 艂贸d藕 jest ca艂kowicie bezpieczna. Sam sprawdzi艂em j膮 cal po calu. Cholera, nadzorowa艂em nawet jej budow臋. - Z irytacj膮 spojrza艂 na Pitta, Giordina i czterech inspektor贸w ze stoczni. - R贸bcie to, co musicie. Ale ostrzegam: nie wtr膮cajcie si臋 do rutynowych czynno艣ci podczas rejsu, bo obiecuj臋, 偶e wysadz臋 was w najbli偶szym porcie bez wzgl臋du aa to, co o tym s膮dzi szefostwo.
Rand O鈥橫alley, cz艂owiek r贸wnie szorstki jak Baldwin, u艣miechn膮艂 si臋 sardonicznie.
- Jako kierownik grupy inspekcyjnej mog臋 pana zapewni膰, 偶e nie b臋dziemy si臋 wam pl膮ta膰 pod nogami. Oczekujemy jednak wsp贸艂pracy w wypadku znalezienia uszkodze艅 system贸w bezpiecze艅stwa.
- Szukajcie, gdzie chcecie - mrukn膮艂 Baldwin. - Nie zajdziecie niczego, co narazi艂oby 艂贸d藕 na niebezpiecze艅stwo.
- Zaczekajmy na meldunek od nurk贸w, kt贸rzy sprawdzaj膮 spodni膮 cz臋艣膰 kad艂uba - powiedzia艂 Pitt.
- Nie widz臋 powodu, 偶eby czeka膰 - uci膮艂 Baldwin.
- A je艣li znajd膮 jakie艣 obiekty przymocowane do kad艂uba?
- To jest rzeczywisto艣膰, panie Pitt - powiedzia艂 oboj臋tnie Baldwin - a nie fantastyczna bajka z telewizji.
Na d艂ug膮 chwil臋 zapad艂a zupe艂na cisza. Wreszcie Pitt wsta艂, wspar艂 si臋 r臋kami o st贸艂 z lekkim u艣miechem na ustach i wbi艂 wzrok w Baldwina.
Giordino wiedzia艂, co teraz b臋dzie. Dobry stary Dirk, pomy艣la艂 o przyjacielu. Daj bezczelnemu palantowi szko艂臋.
- Wygl膮da na to, 偶e nie ma pan zielonego poj臋cia o niebezpiecze艅stwie, na jakie nara偶ona jest pa艅ska 艂贸d藕 - odezwa艂 si臋 powa偶nie Pitt. - Jestem tu jedynym cz艂owiekiem, kt贸ry by艂 艣wiadkiem koszmaru, jaki spowodowa艂 po偶ar na 鈥濫merald Dolphinie鈥. Widzia艂em m臋偶czyzn, kobiety i dzieci umieraj膮cych setkami. Jedni spalili si臋 偶ywcem, inni uton臋li, zanim zd膮偶yli艣my ich wy艂owi膰. Na dnie ocean贸w spoczywa wiele statk贸w, kt贸rych kapitanowie s膮dzili, 偶e s膮 bezpieczni, nie ulegn膮 偶adnej katastrofie. 鈥濼itanic鈥, 鈥濴usitania鈥, 鈥濵orro Castle鈥... Ich kapitanowie zlekcewa偶yli znaki 艣wiadcz膮ce o niebezpiecze艅stwie i zap艂acili za to wysok膮 cen臋. Kiedy nadejdzie nieuchronne nieszcz臋艣cie, kapitanie Baldwin, to nadejdzie z szybko艣ci膮 b艂yskawicy, zanim pan i pa艅ska za艂oga zdo艂acie zareagowa膰. Katastrofa spadnie nieoczekiwanie, tam, gdzie nikt si臋 jej nie spodziewa. A wtedy b臋dzie za p贸藕no. 鈥濭olden Marlin鈥 i wszyscy na jego pok艂adzie zgin膮 i pan b臋dzie za to odpowiedzialny. - Urwa艂 i wyprostowa艂 si臋. - Ludzie, kt贸rych zadaniem jest zniszczy膰 pa艅sk膮 艂贸d藕, z pewno艣ci膮 s膮 ju偶 na pok艂adzie. Mo偶e to by膰 jeden z oficer贸w, marynarz albo pasa偶er. Rozumie mnie pan, kapitanie Baldwin?
O dziwo, Baldwin nie wpad艂 w gniew. Wydawa艂 si臋 zagubiony w my艣lach, nie okazywa艂 偶adnej emocji.
- Dzi臋kuj臋 panu za opini臋 - powiedzia艂 wreszcie przez zaci艣ni臋te z臋by. - Rozwa偶臋 pa艅skie s艂owa. - Wsta艂 i skierowali si臋 do drzwi. - Dzi臋kuj臋, panowie. Ruszamy dok艂adnie za trzydzie艣ci siedem minut.
W mesie zostali tylko Pitt, Giordino i O鈥橫alley. Giordino odchyli艂 si臋 do ty艂u w krze艣le i bezceremonialnie opar艂 nogi na stole.
- Ruszamy za trzydzie艣ci siedem minut - przedrze藕nia艂 Baldwina. - Ale pedant, co?
- Z ko艅skiego 艂ajna i betonu - zauwa偶y艂 O鈥橫alley.
Pitt i Giordino od razu poczuli do niego sympati臋.
- Mam nadziej臋, 偶e pan traktuje spraw臋 powa偶niej ni偶 kapitan.
O鈥橫alley u艣miechn膮艂 si臋 szeroko.
- Je艣li macie racj臋, a nie twierdz臋, 偶e nie macie, nie zamierzam zgin膮膰 na tym wytworze chorej wyobra藕ni i chciwo艣ci.
- Nie jest pan zachwycony 艂odzi膮? - spyta艂 lekko rozbawiony Pitt.
- To kwintesencja przesady - prychn膮艂 O鈥橫alley. - Wi臋cej uwagi po艣wi臋cono pa艂acowemu wystrojowi wn臋trz ni偶 stronie technicznej. Bez wzgl臋du na pozytywny przebieg pr贸b na pe艂nym morzu, wcale si臋 nie zdziwi臋, je艣li ta 艂ajba zanurzy si臋 i nigdy nie wyp艂ynie.
- Troch臋 niemi艂o s艂ysze膰 to z ust eksperta w dziedzinie in偶ynierii okr臋towej - mrukn膮艂 Giordino.
Pitt skrzy偶owa艂 r臋ce na piersi.
- Mnie martwi raczej to, 偶e katastrof臋 wywo艂a celowe dzia艂anie sabota偶ysty.
- Czy wie pan, ile jest miejsc, gdzie mo偶na umie艣ci膰 bomb臋, by pos艂a膰 t臋 skorup臋 na dno? - spyta艂 O鈥橫alley.
- Podczas zanurzenia wyrwanie dziury w dowolnym miejscu kad艂uba b臋dzie mia艂o fatalne skutki.
- Tak. Albo przebicie zbiornik贸w balastowych.
- Nie mia艂em czasu przestudiowa膰 plan贸w i danych technicznych 艂odzi - stwierdzi艂 Pitt. - Ale musi by膰 jaki艣 system ewakuacyjny, u偶ywany w zanurzeniu.
- Jest i to ca艂kiem niez艂y. Zamiast szalup s膮 specjalne gondole, mog膮ce pomie艣ci膰 pi臋膰dziesi膮t os贸b. Najpierw zamyka si臋 i uszczelnia pokryw臋 wewn臋trzn膮 w艂azu, a potem otwiera zewn臋trzn膮, jednocze艣nie wpuszczaj膮c spr臋偶one powietrze do mechanizmu wyrzutowego. Gondole oddzielaj膮 si臋 od 艂odzi i wyp艂ywaj膮 na powierzchni臋. To rzeczywi艣cie bardzo sprawny system. Wiem, bo by艂em konsultantem przy jego budowie.
- Gdyby chcia艂 pan uniemo偶liwi膰 ewakuacj臋, jak by pan to zrobi艂?
- To niezbyt przyjemna my艣l.
- Musimy si臋 przygotowa膰 na ka偶d膮 ewentualno艣膰.
O鈥橫alley podrapa艂 si臋 w g艂ow臋.
- Wywo艂a艂bym awari臋 systemu wyrzutowego.
- By艂bym wdzi臋czny, gdyby pan i pa艅scy ludzie starannie sprawdzili, czy nikt przy tym nie majstrowa艂 - poprosi艂 Pitt.
- Je艣li od tej inspekcji ma zale偶e膰 moje 偶ycie, na pewno b臋dzie staranna. - O鈥橫alley przymkn膮艂 oczy.
Giordino ogl膮da艂 sobie paznokcie.
- Mam nadziej臋, 偶e to najprawdziwsze zdanie, jakie wypowiedziano na 艣wiecie.
Obs艂uga portu rzuci艂a cumy. Wci膮gni臋to je na pok艂ad 鈥濭olden Marlina鈥 i ju偶 po chwili zadudni艂y p臋dniki rufowe. Statek oddali艂 si臋 bokiem od nabrze偶a. Ponad tysi膮c os贸b obserwowa艂o, jak pierwsza wielka, turystyczna 艂贸d藕 podwodna wyrusza w sw贸j dziewiczy rejs. Gubernator Florydy i inni oficjele wyg艂osili stosowne przem贸wienia. Orkiestra uniwersytetu stanowego zagra艂a wi膮zank臋 melodii 偶eglarskich, a potem wyst膮pi艂 folklorystyczny zesp贸艂 z Karaib贸w. Gdy 艂贸d藕 odbija艂a od nabrze偶a, obydwa zespo艂y z towarzyszeniem trzeciego, kt贸ry odp艂ywa艂 na pok艂adzie, zagra艂y tradycyjn膮 pie艣艅 marynarzy A偶 spotkamy si臋 znowu. Przy wt贸rze okrzyk贸w i po偶egnalnych gest贸w posypa艂y si臋 serpentyny i confetti. By艂a to wzruszaj膮ca scena. Pitt ze zdumieniem spostrzeg艂, 偶e wiele kobiet, nawet Kelly, mia艂o 艂zy w oczach.
Nie zauwa偶y艂 jednak nurk贸w. Bezskutecznie pr贸bowa艂 po艂膮czy膰 si臋 z kapitanem Baldwinem na mostku. Denerwowa艂 si臋, nie m贸g艂 jednak zatrzyma膰 statku w porcie.
鈥Golden Marlin鈥 by艂 jeszcze w kanale, kieruj膮c si臋 ku otwartemu morzu, gdy wszystkich pasa偶er贸w zaproszono do salki teatralnej, gdzie pierwszy oficer, Paul Conrad, wyja艣ni艂 zasady funkcjonowania 艂odzi podwodnej oraz systemu ewakuacyjnego. Kelly usiad艂a z przodu, Pitt z ty艂u, po przeciwnej stronie. Na pok艂adzie by艂o sze艣膰 czarnosk贸rych rodzin, lecz 偶aden z m臋偶czyzn nawet w przybli偶eniu nie przypomnia艂 Ono Kanai. Po wyk艂adzie rozleg艂a si臋 seria gong贸w, po czym pasa偶erowie zostali skierowani do punkt贸w ewakuacyjnych przy gondolach.
Giordino wsp贸艂pracowa艂 z zespo艂em inspektor贸w, poszukuj膮c materia艂贸w wybuchowych i uszkodze艅 wyposa偶enia, Pitt i Kelly razem z p艂atnikiem ustalali nazwiska i numery kabin poszczeg贸lnych pasa偶er贸w. Robota sz艂a powoli. Do obiadu zdo艂ali sprawdzi膰 jedynie po艂ow臋 pasa偶er贸w, a przecie偶 pozostali jeszcze cz艂onkowie za艂ogi.
- Zaczynani w膮tpi膰, czy facet jest na pok艂adzie - powiedzia艂a znu偶ona Kelly.
- Albo go nie ma, albo si臋 gdzie艣 ukry艂. - Pitt ogl膮da艂 zdj臋cia pasa偶er贸w wykonane przez fotografa, gdy wchodzili na pok艂ad. W pewnej chwili podni贸s艂 jedno z nich bli偶ej 艣wiat艂a, uwa偶nie przygl膮daj膮c si臋 rysom twarzy.
- Przypomina ci kogo艣? - spyta艂, podaj膮c zdj臋cie Kelly.
Przeczyta艂a nazwisko i u艣miechn臋艂a si臋.
- Rzeczywi艣cie istnieje wyra藕ne podobie艅stwo. Problem w tym, 偶e pan Jonathan Ford jest bia艂y.
Pitt wzruszy艂 ramionami.
- Wiem. Trudno, szukamy dalej.
O czwartej po po艂udniu w g艂o艣nikach na ca艂ym statku rozleg艂y si臋 kuranty, wygrywaj膮ce melodi臋 Nad pi臋knym morzem. By艂 to znak, 偶e za chwil臋 nast膮pi zanurzenie. Pasa偶erowie rzucili si臋, by zaj膮膰 miejsca przy oknach. Nie poczuli 偶adnych wibracji ani zmniejszenia szybko艣ci. 艁贸d藕 powoli ze艣lizgiwa艂a si臋 pod wod臋. Wydawa艂o si臋, 偶e to morze unosi si臋 do g贸ry w tumanie p臋cherzyk贸w powietrza, a miejsce z艂ocistego s艂o艅ca i b艂臋kitu nieba zaj膮艂 g艂臋boki granat podwodnej otch艂ani.
Silniki magnetohydrodynamiczne dzia艂a艂y bezg艂o艣nie, bez wibracji. Gdyby nie woda przesuwaj膮ca si臋 za okienkami, pasa偶erowie w og贸le nie mieliby wra偶enia ruchu. Urz膮dzenia regeneracyjne oczyszcza艂y powietrze z dwutlenku w臋gla.
Z pocz膮tku niewiele by艂o wida膰, ale ludzie jak urzeczeni wpatrywali si臋 w 艣wiat ca艂kiem inny od tego, do jakiego przywykli na co dzie艅. Wkr贸tce pojawi艂y si臋 ryby, zupe艂nie niezainteresowane ogromnym pojazdem, kt贸ry wtargn膮艂 w ich kr贸lestwo. Cudownie kolorowe ryby tropikalne, mieni膮ce si臋 odcieniami purpury, 偶贸艂ci i czerwieni, przep艂ywa艂y tu偶 przed oknami. Mieszka艅cy morskiej toni mieli o wiele ciekawsze formy ni偶 ich s艂odkowodni kuzyni. Wkr贸tce znik艂y z widoku, gdy 艂贸d藕 zanurzy艂a si臋 jeszcze g艂臋biej.
艁awica po艂yskuj膮cych srebrzy艣cie barakud przep艂yn臋艂a leniwie wzd艂u偶 statku. Ich dolne szcz臋ki wystawa艂y nieco do przodu, czarne oczka szuka艂y zdobyczy. P艂yn臋艂y leniwie, bez wysi艂ku dotrzymuj膮c tempa 艂odzi. Potem w okamgnieniu uciek艂y w sobie tylko znanym kierunku.
Pasa偶erowie na lewej burcie mogli podziwia膰 ogromnego samog艂owa. Owalne cia艂o d艂ugo艣ci trzech metr贸w i prawie tak samo wysokie, wa偶y艂o zapewne oko艂o dw贸ch ton, po艂yskiwa艂o metalicznie biel膮 i oran偶em. Dziwna ryba mia艂a d艂ug膮 p艂etw臋 grzbietow膮 i odbytow膮 i wygl膮da艂a tak, jakby zapomnia艂a urosn膮膰 wzd艂u偶. Wielki ogon zaczyna艂 si臋 tu偶 za g艂ow膮. Ale i ten przyjazny olbrzym z g艂臋biny wkr贸tce pozosta艂 w tyle za 艂odzi膮.
Zatrudnieni przez linie 偶eglugowe biolodzy morscy opisywali poszczeg贸lne gatunki, ich typowe cechy, zachowanie i migracje. Po samog艂owie pojawi艂y si臋 dwa rekiny m艂oty p贸艂torametrowej d艂ugo艣ci. Pasa偶er贸w dziwi艂y poprzeczne wyrostki na g艂owie, zako艅czone ga艂kami ocznymi. Ciekawskie rekiny p艂yn臋艂y jaki艣 czas obok 艂odzi, przygl膮daj膮c si臋 jednym okiem dziwnym stworom po drugiej stronie szyby. Szybko jednak znudzi艂y si臋 i machn膮wszy z gracj膮 ogonami, oddali艂y si臋 w ciemno艣膰.
Na cyfrowych wy艣wietlaczach, zamontowanych przy ka偶dym oknie, wida膰 by艂o aktualn膮 g艂臋boko艣膰 zanurzenia. Conrad zapowiedzia艂 przez g艂o艣niki, 偶e 艂贸d藕 znajduje si臋 sto osiemdziesi膮t metr贸w pod powierzchni膮 i zbli偶a si臋 do dna. Pasa偶erowie podbiegli do okien, spogl膮daj膮c w d贸艂. Po chwili ukaza艂o si臋 dno - krajobraz niegdy艣 pe艂en koralowc贸w, lecz gdy woda w oceanie podnios艂a si臋, pozosta艂y tam jedynie stare muszle, mu艂 i ska艂y wulkaniczne, gdzie toczy艂o si臋 bogate 偶ycie. Na takiej g艂臋boko艣ci nie by艂o ju偶 bajecznie kolorowych okaz贸w fauny. Dno przybra艂o zielonkawobr膮zow膮 barw臋. Tu偶 nad pustkowiem unosi艂y si臋 艂awice tysi臋cy przydennych ryb. Mo偶na by艂o obserwowa膰 ten wspania艂y 艣wiat, gdy偶 widoczno艣膰 w tym miejscu przekracza艂a sze艣膰dziesi膮t metr贸w.
Pod kopu艂膮 dziobow膮, gdzie mie艣ci艂a si臋 ster贸wka i mostek, kapitan Baldwin ostro偶nie prowadzi艂 鈥濭olden Marlina鈥 pi臋tna艣cie metr贸w nad dnem, czuwaj膮c, czy przed 艂odzianie wy艂ania si臋 jaka艣 przeszkoda. Radar i sonar bada艂y przestrze艅 p贸艂 mili przed i po bokach 艂odzi, umo偶liwiaj膮c za艂odze wczesn膮 zmian臋 kursu i g艂臋boko艣ci zanurzenia, gdyby nagle przed dziobem wy艂oni艂a si臋 podwodna ska艂a. Bardzo precyzyjnie wyznaczano kurs z dziesi臋ciodniowym wyprzedzeniem. Wynaj臋ty prywatnie statek oceanograficzny zbada艂 dno mi臋dzy wyspami i oznaczy艂 g艂臋boko艣膰, na jakiej mo偶na bezpiecznie p艂yn膮膰. W艂a艣ciwy kurs 艂odzi utrzymywa艂y zaprogramowane uprzednio komputery.
Dno nagle urwa艂o si臋 i 艂贸d藕 znalaz艂a si臋 nad rowem, kt贸ry opada艂 dziewi臋膰set metr贸w w d贸艂, a wi臋c sze艣膰set metr贸w g艂臋biej, ni偶 wynosi艂o dopuszczalne zanurzenie wyznaczone przez konstruktor贸w ze wzgl臋du na wytrzyma艂o艣膰 kad艂uba. Baldwin przekaza艂 stery trzeciemu oficerowi. Radiotelegrafista poda艂 mu kartk臋 z odebranym chwil臋 wcze艣niej meldunkiem. W miar臋 czytania twarz Baldwina zdradza艂a coraz wi臋ksze zdumienie..
- Znajd藕 i przy艣lij tu pana Pitta - rozkaza艂 jednemu z marynarzy, kt贸ry z zachwytem obserwowa艂 podwodne krajobrazy.
Pitt i Kelly nie mieli czasu, by podziwia膰 widoki. Wci膮偶 tkwili w kabinie p艂atnika, przegl膮daj膮c dane osobowe za艂ogi. Po otrzymaniu polecenia od kapitana, Pitt bezzw艂ocznie uda艂 si臋 na mostek. Baldwin poda艂 mu kartk臋 z meldunkiem.
- Co pan o tym s膮dzi? - spyta艂 natarczywie.
Pitt odczyta艂 na g艂os:
- Informujemy, 偶e znaleziono cia艂a dwojga nurk贸w, kt贸rzy badali sp贸d kad艂uba waszej 艂odzi. Cia艂a by艂y przywi膮zane do podwodnych pali. Wst臋pne dochodzenie wykaza艂o, 偶e zostali zamordowani ciosem zadanym od ty艂u w serce przez nieznanego sprawc臋 lub sprawc贸w. Czekamy na odpowied藕.
Pod tekstem widnia艂 podpis porucznika Dela Cartera z policji w Port Lauderdale.
Pitt poczu艂 nag艂e wyrzuty sumienia. Przecie偶 to w艂a艣ciwie on nie艣wiadomie pos艂a艂 Franka i Caroline Martin贸w na 艣mier膰.
- Jak膮 mamy g艂臋boko艣膰? - spyta艂 ostro.
- G艂臋boko艣膰? - powt贸rzy艂 zaskoczony Baldwin. - Min臋li艣my szelf kontynentalny i jeste艣my na g艂臋bokich wodach. - Wskaza艂 g艂臋boko艣ciomierz nad jednym z okien. - Sam pan widzi: dno znajduje si臋 siedemset trzydzie艣ci metr贸w pod nami.
- Niech pan natychmiast zawraca! - rozkaza艂 Pitt. - P艂y艅my na p艂ytk膮 wod臋, zanim b臋dzie za p贸藕no.
Rysy twarzy Baldwina stwardnia艂y.
- O czym pan m贸wi?
- Nurkowie zostali zamordowani, bo znale藕li 艂adunki wybuchowe przytwierdzone do naszego kad艂uba. Ja nie prosz臋, kapitanie. Ze wzgl臋du na 偶ycie wszystkich, kt贸rzy znajduj膮 si臋 na pok艂adzie, niech pan wr贸ci na p艂ytk膮 wod臋, dop贸ki jest jeszcze na to czas.
- A je艣li nie? - spyta艂 zaczepnie Baldwin.
Pitt spojrza艂 na niego lodowato.
- Wtedy w imi臋 ludzko艣ci - rzuci艂 z zaci臋to艣ci膮 - przysi臋gam, 偶e zabij臋 pana i przejm臋 dowodzenie.
Baldwin odsun膮艂 si臋 gwa艂townie do ty艂u, jakby otrzyma艂 cios. Powoli, bardzo powoli opanowa艂 si臋 i u艣miechn膮艂 poblad艂ymi wargami. Spojrza艂 na sternika, kt贸ry patrzy艂 na nich zdumiony wielkimi oczami.
- Zawracaj. Ca艂a wstecz. Jest pan zadowolony, panie Pitt?
- Prosz臋 w艂膮czy膰 system alarmowy. Niech wszyscy pasa偶erowie zajm膮 stanowiska przy gondolach ratunkowych.
Baldwin kiwn膮艂 g艂ow膮.
- Tak jest. - Odwr贸ci艂 si臋 do pierwszego oficera. - Opr贸偶ni膰 zbiorniki balastowe. Na powierzchni mo偶emy p艂yn膮膰 dwukrotnie szybciej.
- M贸dlmy si臋, 偶eby nie by艂o za p贸藕no. - Pitt poczu艂 ulg臋. - Bo w przeciwnym razie pozostanie nam jedynie wyb贸r: utopi膰 si臋 lub udusi膰.
Kelly siedzia艂a w kabinie p艂atnika, przegl膮daj膮c dokumenty dotycz膮ce za艂ogi, gdy zorientowa艂a si臋, 偶e nie jest sama. Podnios艂膮 g艂ow臋. Jaki艣 m臋偶czyzna bezg艂o艣nie wszed艂 do kabiny. By艂 ubrany w koszulk臋 polo i szorty, na twarzy czai艂 si臋 z艂owieszczy u艣mieszek. Pozna艂a go natychmiast: by艂 to ten sam pasa偶er, o kt贸rym wcze艣niej rozmawia艂a z Pittem. Sta艂 w milczeniu, a ona przygl膮da艂a mu si臋 z coraz wi臋kszym przera偶eniem.
- Pan nazywa si臋 Jonathan Ford.
- Pani mnie zna?
- Nie... niezupe艂nie - wyj膮ka艂a.
- A powinna pani. Spotkali艣my si臋 przelotnie na 鈥濫merald Dolphinie鈥.
Kelly by艂a zdezorientowana. M臋偶czyzna przypomina艂 tamtego czarnosk贸rego oficera, kt贸ry usi艂owa艂 zabi膰 j膮 i ojca, ale stoj膮cy przed ni膮 cz艂owiek mia艂 bia艂膮 sk贸r臋.
- Pan nie mo偶e by膰...
- Ale偶 jestem. - U艣miechn膮艂 si臋 jeszcze szerzej. - Widz臋, 偶e jest pani zaskoczona. - Z kieszeni spodni wyj膮艂 chusteczk臋. Lekko dotkn膮艂 jej koniuszka j臋zykiem i potar艂 wierzch lewej d艂oni. Bia艂a warstwa star艂a si臋, ukazuj膮c ciemn膮 sk贸r臋.
Kelly niezdarnie wsta艂a i rzuci艂a si臋 do drzwi, lecz m臋偶czyzna chwyci艂 j膮 za ramiona i przycisn膮艂 do 艣ciany.
- Nazywam si臋 Ono Kanai. Mam rozkaz zabra膰 ci臋 ze sob膮.
- Dok膮d? - j臋kn臋艂a przera偶ona. Pragn臋艂a, by do kabiny weszli teraz Pitt i Giordino.
- Jak to dok膮d? Oczywi艣cie do domu.
Ta odpowied藕 nie mia艂a sensu. Zobaczy艂a tylko z艂o w jego oczach, gdy przytkn膮艂 jej do twarzy kawa艂ek materia艂u nas膮czonego jak膮艣 ciecz膮 o dziwnym zapachu. Ogarn臋艂a j膮 ciemno艣膰.
To by艂 wy艣cig ze 艣mierci膮. Pitt nie mia艂 w膮tpliwo艣ci, 偶e na kad艂ubie znajduj膮 si臋 艂adunki wybuchowe. Martinowie je odkryli, ale zostali zamordowali, nim zd膮偶yli ostrzec kapitana Baldwina. Pitt wezwa艂 Giordina przez radio.
- Mo偶esz przerwa膰 poszukiwania i zwolni膰 inspektor贸w. 艁adunk贸w wybuchowych nie ma we wn臋trzu 艂odzi.
Giordino potwierdzi艂, 偶e zrozumia艂 informacj臋, i pogna艂 na mostek.
- Czego si臋 dowiedzia艂e艣? - spyta艂 wpadaj膮c przez drzwi. Rand O鈥橫alley depta艂 mu po pi臋tach.
- W艂a艣nie otrzymali艣my meldunek, 偶e nurkowie zostali zamordowani - powiedzia艂 Pitt.
- A wi臋c nie ma ju偶 w膮tpliwo艣ci - mrukn膮艂 ze z艂o艣ci膮 Giordino.
- Nurkowie, kt贸rzy badali kad艂ub naszej 艂odzi? - zapyta艂 O鈥橫alley.
Pitt kiwn膮艂 g艂ow膮.
- Wygl膮da na to, 偶e 艂adunki ustawiono w taki spos贸b, by detonowa艂y, gdy znajdziemy si臋 nad g艂臋bok膮 wod膮.
- Jak teraz - rzek艂 cicho Giordino, spogl膮daj膮c na g艂臋boko艣ciomierz.
Pitt odwr贸ci艂 si臋 do Baldwina stoj膮cego przy pulpicie obok sternika.
- Kiedy wejdziemy na p艂ytk膮 wod臋?
- Za dwadzie艣cia minut miniemy kraw臋d藕 rowu i wejdziemy na szelf - odpar艂 Baldwin. Jego twarz wyra偶a艂a napi臋cie, wreszcie uwierzy艂, 偶e 艂贸d藕 faktycznie jest w niebezpiecze艅stwie. - Za dziesi臋膰 minut wynurzymy si臋, co nam pozwoli zwi臋kszy膰 pr臋dko艣膰 o po艂ow臋 i szybko dotrze膰 na p艂ycizn臋.
- Panie kapitanie! - zawo艂a艂 marynarz stoj膮cy przy g艂贸wnej konsoli. - Co艣 si臋 dzieje z gondolami ratunkowymi.
Baldwin z O鈥橫alleyem z przera偶eniem spojrzeli na konsol臋. Wszystkie szesna艣cie kontrolek oznaczaj膮cych szesna艣cie gondoli jarzy艂o si臋 czerwonym 艣wiat艂em z wyj膮tkiem jednej, p艂on膮cej na zielono.
- Zosta艂y aktywowane - j臋kn膮艂 Baldwin.
- I to zanim ktokolwiek zd膮偶y艂 do nich wsi膮艣膰 - doda艂 pos臋pnie O鈥橫alley. - Teraz ju偶 nie uda si臋 nam ewakuowa膰 pasa偶er贸w i za艂ogi.
Wizja eksplozji na kad艂ubie, wody wdzieraj膮cej si臋 do 艣rodka i ci膮gn膮cej 艂贸d藕 w morsk膮 otch艂a艅 wraz z siedmiuset pasa偶erami i cz艂onkami za艂ogi by艂a zbyt straszna, by si臋 nad ni膮 zastanawia膰, lecz zarazem zbyt realna, by j膮 zignorowa膰.
Pitt wiedzia艂, 偶e osobnik, kt贸ry uruchomi艂 gondole, zapewne opu艣ci艂 艂贸d藕 w jednej z nich, a wi臋c 艂adunki mog艂y eksplodowa膰 w ka偶dej chwili. Podszed艂 do ekranu radaru umieszczonego obok wy艣wietlacza sonaru. Dno oceanu podnosi艂o si臋 niezmiernie powoli. Mieli pod kilem jeszcze trzysta metr贸w wody. Kad艂ub m贸g艂by wytrzyma膰 ci艣nienie na takiej g艂臋boko艣ci, jednak nadzieja na uratowanie zmala艂aby wtedy praktycznie do zera. Oczy wszystkich spoczywa艂y na g艂臋boko艣ciomierzu. Ka偶dy w my艣lach odlicza艂 mijaj膮ce sekundy.
Dno podnosi艂o si臋 bardzo powoli. Do wynurzenia pozosta艂o jeszcze trzydzie艣ci metr贸w. W ster贸wce rozleg艂o si臋 g艂o艣ne westchnienie ulgi, gdy 艂贸d藕 min臋艂a granic臋 szelfu. G艂臋boko艣膰 zmala艂a do stu osiemdziesi臋ciu metr贸w. Woda za oknami stawa艂a si臋 coraz ja艣niejsza, w g贸rze wida膰 ju偶 by艂o b艂yszcz膮c膮 w promieniach s艂o艅ca powierzchni臋 oceanu.
- G艂臋boko艣膰 pod kilem sto sze艣膰dziesi膮t metr贸w i maleje! - zawo艂a艂 Conrad.
Ledwie sko艅czy艂, 艂odzi膮 wstrz膮sn臋艂o gwa艂towne uderzenie. Nie by艂o czasu na reakcj臋, na my艣lenie o katastrofie. 鈥濭olden Marlin鈥 obr贸ci艂 si臋 w niekontrolowany spos贸b. Silniki stan臋艂y, a przez dwie wyrwy wdar艂a si臋 woda.
艁贸d藕 dryfowa艂a z pr膮dem, lecz jednocze艣nie schodzi艂a metr po metrze w kierunku dna. Do wn臋trza wpada艂y tony wody i nikt na mostku nie zna艂 dok艂adnej lokalizacji uszkodzonych miejsc. Powierzchnia morza wydawa艂a si臋 bliska na wyci膮gni臋cie r臋ki.
Baldwin nie mia艂 偶adnych z艂udze艅. Jego 艂贸d藕 ton臋艂a.
- Zadzwo艅 do maszynowni - rzuci艂 drugiemu oficerowi. - Niech g艂贸wny mechanik poda, jakie maj膮 uszkodzenia.
Odpowied藕 przysz艂a niemal natychmiast.
- G艂贸wny mechanik melduje, 偶e w maszynowni jest przeciek. Tak samo w przedziale baga偶owym, ale kad艂ub jest nienaruszony. Pompy na pe艂nych obrotach wybieraj膮 wod臋. Melduje r贸wnie偶, 偶e uszkodzeniu uleg艂 system pomp zbiornik贸w balastowych. Woda wdziera si臋 do zbiornik贸w otworami odp艂ywowymi. Za艂oga pr贸buje zastopowa膰 przep艂yw, lecz przybywa jej bardzo szybko. By膰 mo偶e b臋d膮 si臋 musieli ewakuowa膰 z maszynowni. Przykro mi, panie kapitanie, ale g艂贸wny mechanik m贸wi, 偶e nie jest w stanie utrzyma膰 dodatniej wyporno艣ci.
- Bo偶e - szepn膮艂 m艂ody oficer stoj膮cy przy konsoli. - Toniemy.
Baldwin szybko odzyska艂 r贸wnowag臋.
- Powiedz mu, 偶eby pozamyka艂 wszystkie grodzie i jak d艂ugo si臋 da, podtrzyma艂 prac臋 generator贸w. - Przez chwil臋 patrzy艂 na Pitta w milczeniu. Wreszcie odezwa艂 si臋. - No c贸偶, panie Pitt. Teraz chyba powinien pan powiedzie膰 mi: 鈥濧 nie m贸wi艂em?鈥
Pitt my艣la艂 intensywnie, rozwa偶aj膮c r贸偶ne mo偶liwo艣ci ratunku dla 艂odzi i jej pasa偶er贸w. Giordino widzia艂 ten wyraz twarzy przyjaciela ju偶 niejeden raz.
- Fakt, 偶e si臋 nie myli艂em, nie przynosi mi satysfakcji - powiedzia艂 Pitt.
- Zbli偶amy si臋 do dna. - Conrad nie spuszcza艂 oczu z ekranu radaru i wy艣wietlacza sonaru. Ledwie sko艅czy艂 m贸wi膰, gdy 鈥濭olden Marlin鈥 uderzy艂 w dno z g艂o艣nym hukiem i trzaskiem. Kad艂ub osiad艂 w szlamie, wzbijaj膮c ku g贸rze br膮zow膮 chmur臋, zas艂aniaj膮c膮 widok za oknami.
Pasa偶erowie wiedzieli, 偶e dzieje si臋 co艣 bardzo z艂ego. Pok艂ady pasa偶erskie na razie pozostawa艂y jednak suche, a 偶aden z cz艂onk贸w za艂ogi nie okazywa艂 zdenerwowania - nie zdaj膮c sobie sprawy z zagro偶enia - tak wi臋c tymczasem nikt nie wpad艂 w panik臋. Kapitan Baldwin zapewni艂 przez g艂o艣niki, 偶e chocia偶 鈥濭olden Marlin鈥 nie mo偶e u偶ywa膰 silnik贸w, nied艂ugo sytuacja powr贸ci do normy. Pasa偶erowie i za艂oga nie dali wiary tym s艂owom. Wszyscy zauwa偶yli, 偶e wi臋kszo艣膰 艣luz gondoli jest pusta. Ludzie przepychali si臋 bez艂adnie. Jedni zostali przy oknach, by patrzy膰 na ryby, kt贸re pojawi艂y si臋, gdy drobinki mu艂u opad艂y na dno. Inni przeszli do salonu, zam贸wi膰 drinki, serwowane teraz na koszt armatora.
Kapitan Baldwin i jego oficerowie studiowali procedury przewidziane na sytuacj臋 zagro偶enia, napisali je jednak ludzie nie maj膮cy poj臋cia, jak nale偶y post臋powa膰 na pok艂adzie wielkiej pasa偶erskiej 艂odzi podwodnej, le偶膮cej bezw艂adnie na dnie z siedmiuset osobami na pok艂adzie. Sprawdzono, 偶e kad艂ub jest niemal ca艂kowicie szczelny, zamkni臋to grodzie i w艂膮czono pompy, by woda nie zala艂a zupe艂nie maszynowni i przedzia艂u baga偶owego. Na szcz臋艣cie eksplozja nie uszkodzi艂a 偶adnego z system贸w.
Baldwin siedzia艂 w kabinie radiowej. Z trudem nawi膮za艂 艂膮czno艣膰 z Laschem w siedzibie firmy, ze Stra偶膮 Przybrze偶n膮 i innymi statkami znajduj膮cymi si臋 w promieniu pi臋膰dziesi臋ciu mil. Nada艂 sygna艂 Mayday i poda艂 pozycj臋 艂odzi. Potem ukry艂 twarz w d艂oniach. Najpierw obawia艂 si臋, 偶e jego kariera legnie w gruzach, ale w ko艅cu dotar艂o do niego, 偶e w tych okoliczno艣ciach kariera nie ma 偶adnego znaczenia. Mia艂 obowi膮zki wobec pasa偶er贸w i za艂ogi.
- Do diab艂a z karier膮 - powiedzia艂 cicho. Wsta艂 i poszed艂 do maszynowni, by zapozna膰 si臋 z sytuacj膮, chodzi艂 po pok艂adach, pocieszaj膮c pasa偶er贸w, 偶e nie ma bezpo艣redniego niebezpiecze艅stwa. M贸wi艂, 偶e nast膮pi艂a awaria zbiornik贸w balastowych, ale ju偶 j膮 usuwaj膮.
Pitt, Giordino i O鈥橫alley zeszli na pok艂ad ewakuacyjny. O鈥橫alley sprawdzi艂 panele kontrolne. Postawny Irlandczyk budzi艂 zaufanie, zna艂 swoj膮 robot臋 i to dobrze. Nie wykonywa艂 偶adnych zb臋dnych ruch贸w. Po pi臋ciu minutach usiad艂 na krze艣le i westchn膮艂.
- Ten, kto uruchomi艂 gondole, dobrze wiedzia艂, co robi. Zrobi艂 to r臋cznie, omijaj膮c obwody prowadz膮ce na mostek. Na szcz臋艣cie jedna si臋 nie oderwa艂a.
- Te偶 mi pociecha - mrukn膮艂 Giordino.
Pitt z rezygnacj膮 pokr臋ci艂 g艂ow膮.
- Od pocz膮tku wyprzedzali nas o dwa kroki.
- Kto? - spyta艂 O鈥橫alley.
- Ludzie, kt贸rzy zabijaj膮 dzieci z tak膮 艂atwo艣ci膮, jak ty i ja zabijamy muchy.
- T膮 jedn膮 gondol膮 mo偶emy ewakuowa膰 dzieci - powiedzia艂 Giordino.
- Rozkaz musi wyda膰 kapitan - odpar艂 Pitt. - Pozostaje pytanie, ile z nich zmie艣ci si臋 w 艣rodku?
Godzin臋 p贸藕niej pojawi艂 si臋 kuter Stra偶y Przybrze偶nej, wci膮gn膮艂 na pok艂ad pomara艅czow膮 boj臋 sygnalizacyjn膮 wypuszczon膮 z 艂odzi podwodnej wraz z kablem telefonicznym i nawi膮za艂 kontakt z mostkiem. Dopiero wtedy Baldwin poleci艂, by wszyscy zgromadzili si臋 w sali teatralnej. Stara艂 si臋 minimalizowa膰 niebezpiecze艅stwo i stwierdzi艂, 偶e zgodnie z przepisami w wypadku awarii najpierw ewakuuje si臋 najm艂odszych; to obudzi艂o podejrzenia. Pada艂y pytania, rozgorza艂y emocje. Kapitan musia艂 przyj膮膰 na siebie z艂o艣膰 i obawy pasa偶er贸w.
Pitt i O鈥橫alley zasiedli do komputera w kabinie p艂atnika i ustalili, ile os贸b mo偶na umie艣ci膰 w gondoli ponad ustalon膮 fabrycznie norm臋, by dotar艂a bezpiecznie na powierzchni臋.
Giordino wyruszy艂 w poszukiwaniu Kelly.
- Ile mamy dzieci na pok艂adzie? - spyta艂 O鈥橫alley.
- Pi臋膰dziesi臋cioro czworo poni偶ej osiemnastu lat.
- Teoretycznie gondole mieszcz膮 pi臋膰dziesi膮t os贸b o 艣redniej wadze siedemdziesi臋ciu pi臋ciu kilogram贸w, tak wi臋c 艂膮czne obci膮偶enie nie mo偶e przekracza膰 trzech tysi臋cy siedmiuset pi臋膰dziesi臋ciu kilogram贸w. W przeciwnym wypadku gondola nie wynurzy si臋 na powierzchni臋.
- Mo偶emy podzieli膰 t臋 liczb臋 przez dwa. Dzieci wa偶膮 艣rednio trzydzie艣ci pi臋膰 kilo, albo mniej.
- Tak wi臋c mamy na razie ton臋 osiemset, co pozwoli nam zabra膰 kilka matek - powiedzia艂 O鈥橫alley. Czu艂 si臋 nieswojo, decyduj膮c, kto zostanie uratowany.
- Przyjmijmy przeci臋tn膮 wag臋 sze艣膰dziesi膮t pi臋膰 kilogram贸w, co oznacza, 偶e mo偶emy zabra膰 dwadzie艣cia dziewi臋膰 kobiet.
O鈥橫alley wprowadza艂 dane do komputera.
- Mamy na pok艂adzie dwadzie艣cia siedem matek - powiedzia艂 z nut膮 optymizmu w g艂osie. - Mo偶emy ewakuowa膰 wszystkie wraz z dzie膰mi.
- Trzeba zignorowa膰 now膮 tradycj臋 nierozbijania rodzin - stwierdzi艂 Pitt. - M臋偶czy藕ni za du偶o wa偶膮.
- Masz racj臋 - odpar艂 z trudem O鈥橫alley.
- Mamy jeszcze miejsce dla jednej lub dw贸ch os贸b.
- Nie mo偶emy prosi膰 pozosta艂ych sze艣ciuset siedemnastu pasa偶er贸w i cz艂onk贸w za艂ogi, 偶eby ci膮gn臋li losy.
- Nie. W gondoli musi pop艂yn膮膰 jeden z nas, kto przeka偶e szczeg贸艂owy raport o sytuacji na dole, kt贸rej nie da si臋 przedstawi膰 podwodnym systemem komunikacji.
- Ja jestem bardziej potrzebny tutaj - powiedzia艂 stanowczo O鈥橫alley.
Wr贸ci艂 Giordino. Mia艂 niet臋g膮 min臋.
- Kelly znik艂a. Szuka艂em, ale nigdzie jej nie ma.
- Cholera jasna - zakl膮艂 Pitt. Nie pyta艂 o nic, ale ani przez chwil臋 nie w膮tpi艂, 偶e dziewczyna naprawd臋 zagin臋艂a. W jego my艣lach pojawi艂 si臋 portret jednego z pasa偶er贸w. Wystuka艂 na klawiaturze nazwisko Jonathan Ford.
Na monitorze pojawi艂o si臋 zdj臋cie Forda wykonane w momencie, gdy schodzi艂 z trapu na pok艂ad 鈥濭olden Marlina鈥. Pitt wydrukowa艂 wizerunek m臋偶czyzny na kolorowej drukarce. Giordino i O鈥橫alley przygl膮dali si臋 w milczeniu, jak por贸wnywa艂 w my艣lach twarz Forda z twarz膮 pilota czerwonego fokkera. Zani贸s艂 wydruk na biurko i o艂贸wkiem zaczerni艂 niekt贸re partie. Gdy sko艅czy艂, poczu艂 si臋 tak, jakby dosta艂 pi臋艣ci膮 w brzuch.
- By艂 tu na pok艂adzie, a ja go nie zauwa偶y艂em.
- O kim pan m贸wi? - spyta艂 zdziwiony O鈥橫alley.
- O m臋偶czy藕nie, kt贸ry omal nie zabi艂 mnie i tuzina dzieci, z kt贸rymi lecia艂em samolotem nad Nowym Jorkiem. To przez niego le偶ymy teraz bezsilnie na dnie. To on uruchomi艂 gondole ratunkowe. Obawiam si臋, 偶e sam uciek艂 w jednej z nich, zabieraj膮c ze sob膮 Kelly.
Giordino po艂o偶y艂 mu r臋k臋 na ramieniu. Wiedzia艂, co czuje przyjaciel i sam mia艂 poczucie winy.鈥
Pitt zapami臋ta艂 numer kabiny Forda i wybieg艂 na korytarz. Giordino i O鈥橫alley ruszyli za nim. Pitt nie czeka艂 na stewardes臋, by otworzy艂a mu drzwi. Wy艂ama艂 je mocnym kopni臋ciem. Kabina by艂a sprz膮tni臋ta, nie zosta艂 w niej 偶aden baga偶. Pitt powyci膮ga艂 szuflady w szafkach. Pusto. Giordino otworzy艂 szaf臋 i zobaczy艂 jaki艣 bia艂y przedmiot le偶膮cy na g贸rnej p贸艂ce. Si臋gn膮艂 i wyj膮艂 grub膮 rolk臋 papieru. Rozpostar艂 j膮 na 艂贸偶ku.
- Plany naszej 艂odzi - powiedzia艂 cicho O鈥橫alley. - Sk膮d je wytrzasn膮艂?
Pitt poczu艂 nag艂y ch艂贸d. Zrozumia艂, 偶e jednym z zada艅 Forda by艂o uprowadzenie Kelly.
- Facet ma za sob膮 pot臋偶n膮 organizacj臋 wywiadowcz膮. M贸g艂 si臋 dok艂adnie zapozna膰 z ka偶dym systemem i urz膮dzeniem.
Pitta ogarn臋艂o poczucie bezsilno艣ci. Nie m贸g艂 w 偶aden spos贸b pom贸c Kelly. Usiad艂 zniech臋cony na krze艣le. Nie mieli wolnych gondoli, a tych, kt贸re zosta艂y uruchomione, nie da艂o si臋 odzyska膰. Jak mo偶na ocali膰 ponad sze艣ciuset ludzi, znajduj膮cych si臋 na zatopionej 艂odzi? Siedzia艂 bez ruchu jeszcze kilka sekund, a potem przeni贸s艂 wzrok na milcz膮cego O鈥橫alleya, kt贸ry patrzy艂 na艅 wyczekuj膮co.
- Zna pan ka偶dy k膮t na tej 艂ajbie - stwierdzi艂 bardziej, ni偶 zapyta艂.
O鈥橫alley zawaha艂 si臋, nie wiedz膮c, o co mu chodzi.
- Tak, znam.
- Czy opr贸cz gondoli istnieje inny system ewakuacyjny?
- Nie bardzo rozumiem, co pan ma na my艣li.
- Czy w stoczni zainstalowano zapasowy system ucieczki?
- Chodzi panu o specjalny w艂az w g贸rnej cz臋艣ci kad艂uba?
- W艂a艣nie.
- Tak, jest co艣 takiego, ale nie ma mowy, 偶eby wydosta艂o si臋 tamt臋dy sze艣ciuset ludzi. Zabraknie nam powietrza.
- Jak to? - spyta艂 Giordino. - Przecie偶 ju偶 p艂yn膮 nam na pomoc.
- Wi臋c nic nie wiecie?
- I nie b臋dziemy wiedzieli, je艣li nam pan nie powie - odpar艂 szorstko Pitt.
- 鈥濭olden Marlin鈥 zosta艂 tak zaprojektowany, by pozostawa膰 pod wod膮 nie d艂u偶ej ni偶 cztery dni. Po tym czasie powietrze nie nadaje si臋 do oddychania.
- My艣la艂em, 偶e system urz膮dze艅 oczyszczaj膮cych powietrze mo偶e je regenerowa膰 bez ko艅ca. - powiedzia艂 zaskoczony Giordino.
O鈥橫alley pokr臋ci艂 g艂ow膮.
- Te urz膮dzenia s膮 bardzo wydajne, znakomicie od艣wie偶aj膮 powietrze, ale po pewnym czasie dwutlenek w臋gla wydychany przez siedmiuset ludzi w zamkni臋tym pomieszczeniu osi膮ga takie st臋偶enie, 偶e regeneratory nie s膮 w stanie go zneutralizowa膰. Co i tak zreszt膮 nie ma znaczenia, je艣li woda dostanie si臋 do generator贸w i utracimy 藕r贸d艂o energii elektrycznej. Wszystkie urz膮dzenia natychmiast przestan膮 dzia艂a膰.
- Wi臋c mamy cztery dni, je艣li dopisze nam szcz臋艣cie - powiedzia艂 wolno Pitt. - W zasadzie trzy i p贸艂, bo jeste艣my pod wod膮 ju偶 od dwunastu godzin.
- Marynarka Wojenna Stan贸w Zjednoczonych dysponuje pojazdem ratunkowym, kt贸ry mo偶e wykona膰 zadanie - powiedzia艂 Giordino.
- Tak, ale zorganizowanie tego przedsi臋wzi臋cia, transport urz膮dzenia i jego obs艂ugi na miejsce, opracowanie procedury ratunkowej, na pewno zajm膮 cztery dni. Zanim opuszcz膮 艂贸d藕 ratunkow膮 i zacumuj膮 do w艂azu, zostanie nas ju偶 tylko garstka.
Pitt spojrza艂 na Giordina.
- Al, ty pop艂yniesz gondol膮 na g贸r臋 z kobietami i dzie膰mi.
Przez kilka sekund Giordino nie dowierza艂 w艂asnym uszom. Wreszcie powiedzia艂 ze z艂o艣ci膮:
- Syn pani Giordino nie jest tch贸rzem. Nie b臋dzie ucieka膰 ze statku, chowaj膮c si臋 pod kobiec膮 sp贸dnic膮.
- Stary, mo偶esz zdzia艂a膰 o wiele wi臋cej, by uratowa膰 wszystkich, je艣li b臋dziesz ze mn膮 wsp贸艂pracowa艂 z powierzchni morza.
Giordino chcia艂 zaproponowa膰, 偶eby Pitt sam pop艂yn膮艂, ale po chwili przyj膮艂 jego argumenty.
- No dobrze. A co mam robi膰, gdy b臋d臋 ju偶 na g贸rze?
- Najwa偶niejsze jest dostarczenie tu w臋偶a, kt贸rym b臋dzie mo偶na t艂oczy膰 czyste powietrze.
- Sk膮d ci wytrzasn臋 sto pi臋膰dziesi膮t metr贸w w臋偶a i pomp臋, kt贸ra b臋dzie w stanie utrzyma膰 przy 偶yciu sze艣ciuset siedemnastu ludzi? Jak go zamocuj臋 do zatopionej 艂odzi?
Pitt spojrza艂 na przyjaciela i u艣miechn膮艂 si臋.
- Na pewno co艣 wymy艣lisz.
Wci膮gu pi臋ciu godzin od zatoni臋cia 艂odzi podwodnej, na miejsce wypadku przyby艂y cztery statki: kuter Stra偶y Przybrze偶nej 鈥濲oseph Ryan鈥, tankowiec 鈥濳ing Zeus鈥, holownik Marynarki Wojennej Stan贸w Zjednoczonych 鈥濷rion鈥 i drobnicowiec 鈥濩ompass Rose鈥. Opr贸cz tego zjawi艂a si臋 flotylla jacht贸w i 艂odzi motorowych z Miami i Fort Lauderdale, ale bardziej z ciekawo艣ci ni偶 z potrzeby niesienia pomocy. Admira艂 Sandecker wys艂a艂 nale偶膮cy do NUMA statek ratunkowy z Savannah, kt贸ry mia艂 si臋 zjawi膰 dopiero za dwana艣cie godzin. 艁贸d藕 ratunkowa marynarki wojennej 鈥濵ercury鈥 wraz z obs艂ug膮 i statkiem macierzystym 鈥濧lfred Aultman鈥 p艂yn臋li na miejsce katastrofy z rejonu Portoryko, gdzie przeprowadzali rutynowe 膰wiczenia. Z kutra Stra偶y Przybrze偶nej do kapitana 鈥濧lfreda Aultmana鈥 przekazywano wiadomo艣ci od kapitana Baldwina, dotycz膮ce sytuacji, w jakiej znalaz艂 si臋 鈥濭olden Marlin鈥.
Dzieci i ich matki umieszczono w gondoli ratunkowej, gdy O鈥橫alley upora艂 si臋 z napraw膮 mechanizmu zwalniaj膮cego. Ze 艂zami w oczach 偶egna艂y si臋 z ojcami i starszymi krewnymi. Wiele dzieci zacz臋艂o przera藕liwie krzycze膰 na widok ciasnej kapsu艂y. Tylko niekt贸re dawa艂y si臋 z trudem uspokoi膰.
Giordino stara艂 si臋 uciszy膰 wrzeszcz膮ce dzieci i ich matki. Czu艂 si臋 nieco osamotniony, by艂 jedynym m臋偶czyzn膮 uciekaj膮cym z zatopionej 艂odzi.
- Czuj臋 si臋 jak facet, kt贸ry wszed艂 do szalupy 鈥濼itanica鈥 w damskiej sukience.
Pitt obj膮艂 go ramieniem.
- Pomo偶esz nam o wiele bardziej, b臋d膮c na g贸rze.
- Nigdy sobie nie wybacz臋, je艣li co艣 ci si臋 stanie - j臋kn膮艂 Giordino. - Masz prze偶y膰, rozumiesz? Je艣li co艣 si臋 nie uda...
- Uda si臋 - zapewni艂 go Pitt. - Ale tylko wtedy, gdy ty b臋dziesz kierowa艂 akcj膮.
U艣cisn臋li sobie d艂onie. Pitt popchn膮艂 lekko Giordina, sadzaj膮c go w jedynym pozosta艂ym wolnym fotelu. Stara艂 si臋 powstrzyma膰 u艣miech, gdy jaka艣 przera偶ona matka poda艂a jedno ze swoich p艂acz膮cych dzieci w ramiona Ala. Ma艂y W艂och by艂 tak nieszcz臋艣liwy, jakby usiad艂 na rozbitym szkle. Drzwi gondoli zamkn臋艂y si臋 z cichym sykiem, uruchomiono procedur臋 startow膮. Po minucie rozleg艂 si臋 g艂o艣ny szum i gondola wyruszy艂a ku powierzchni morza. Unosi艂a si臋 bardzo powoli ze wzgl臋du na du偶y ci臋偶ar.
- Teraz mo偶emy ju偶 tylko czeka膰 - odezwa艂 si臋 stoj膮cy za Pittem O鈥橫alley.
- Nie. Musimy si臋 przygotowa膰.
- Od czego zaczniemy?
- Od awaryjnej komory 艣luzowej.
- Co chce pan wiedzie膰?
- Czy luk pasuje do wojskowej 艂odzi ratunkowej?
O鈥橫alley kiwn膮艂 g艂ow膮.
- Wiem na pewno, 偶e zosta艂 zaprojektowany zgodnie ze standardem marynarki, aby mo偶na by艂o ratowa膰 ludzi.
- Prosz臋 mi wskaza膰 drog臋. Chc臋 to sam sprawdzi膰.
Pojechali wind膮 na g贸rny pok艂ad, gdzie znajdowa艂a si臋 restauracja, i poszli dalej przez kuchni臋. Kucharze przygotowywali kolacj臋, jakby rejs wycieczkowy odbywa艂 si臋 bez zak艂贸ce艅. Ten widok by艂 wr臋cz nierealny. Pitt poszed艂 za O鈥橫alleyem w膮skimi schodkami do niewielkiej kabiny z 艂awk膮 umieszczon膮 wzd艂u偶 grodzi. Kilka stopni prowadzi艂o na podest, a wy偶ej drabinka nikn臋艂a w tunelu ko艅cz膮cym si臋 w艂azem o 艣rednicy dziewi臋膰dziesi臋ciu centymetr贸w. O鈥橫alley wspi膮艂 si臋 po niej i ogl膮da艂 pokryw臋. Pitt odni贸s艂 wra偶enie, 偶e niepotrzebnie siedzi tam tak d艂ugo. Gdy wreszcie zszed艂, usiad艂 ci臋偶ko na pode艣cie.
- Wasz przyjaciel to bardzo skrupulatny go艣膰 - rzek艂 do Pitta.
- Co to znaczy?
- Rama wok贸艂 w艂azu jest wygi臋ta i zaklinowana. 呕eby to otworzy膰 trzeba z dziesi臋膰 kilo plastiku.
Pitt spojrza艂 w g艂膮b tunelu i zatrzyma艂 wzrok na pokrzywionej klapie. Poczu艂 rosn膮cy strach.
- Nie mo偶na wydosta膰 si臋 st膮d do 艂odzi ratunkowej.
- Nie - powiedzia艂 O鈥橫alley. Wiedzia艂, 偶e nie ma ju偶 nadziei na uratowanie sze艣ciuset siedemnastu ludzi. Wbi艂 wzrok w pod艂og臋. - Nie ma ju偶 innej drogi ucieczki.
Pitt i O鈥橫alley przekazali straszn膮 wiadomo艣膰 kapitanowi Baldwinowi. Przyj膮艂 j膮 ze stoickim spokojem.
- Jeste艣cie pewni? Na pewno nie da si臋 otworzy膰 w艂azu awaryjnego si艂膮?
- By膰 mo偶e uda艂oby si臋 go przeci膮膰 palnikiem, ale wtedy woda przedosta艂aby si臋 do 艣rodka. Na tej g艂臋boko艣ci ci艣nienie wynosi oko艂o siedemnastu atmosfer. Przyjmuj膮c jedn膮 atmosfer臋 na dziesi臋膰 metr贸w, ci艣nienie wywierane przez wod臋 na kad艂ub wynosi siedemna艣cie kilogram贸w na centymetr kwadratowy. Nie ma mowy, by pasa偶erowie przeszli przez tak silny strumie艅 do 艂odzi ratunkowej.
Na twarzy Baldwina pojawi艂 si臋 nieprzyjemny grymas. Zwykle nie przejawia艂 偶adnych emocji, teraz jednak nie m贸g艂 pogodzi膰 si臋 z my艣l膮, 偶e wszystkich pozosta艂ych na pok艂adzie czeka 艣mier膰.
- Nie ma 偶adnej nadziei na ocalenie?
- Zawsze jest nadzieja - odpar艂 Pitt. - Ale trzeba zastosowa膰 niekonwencjonalne metody.
Baldwin opu艣ci艂 z rezygnacj膮 ramiona.
- B臋dziemy 偶y膰 tak d艂ugo, jak si臋 da.
Conrad wr臋czy艂 Pittowi s艂uchawk臋.
- Dzwoni pan Giordino. Jest ju偶 na g贸rze.
Pitt wzi膮艂 telefon.
- Al?
- Jestem na kutrze Stra偶y Przybrze偶nej - rozleg艂 si臋 znajomy g艂os.
- Jak przebieg艂a ewakuacja?
- Nie jestem przyzwyczajony do gromady wrzeszcz膮cych malc贸w. Bol膮 mnie b臋benki w uszach.
- Uda艂o si臋?
- Wszystkie dzieci i ich matki s膮 ca艂e i zdrowe. Przeniesiono je na pok艂ad drobnicowca, kt贸ry jest lepiej przystosowany do takiej liczby go艣ci ni偶 kuter. Ju偶 p艂yn膮 do najbli偶szego portu. Kobiety wcale nie by艂y zadowolone, 偶e ich m臋偶owie zostali pod wod膮. Patrzy艂y na mnie krzywo ca艂膮 drog臋.
- Kiedy przyb臋dzie 艂贸d藕 ratunkowa?
- Podobno za trzydzie艣ci sze艣膰 godzin. A co tam u was?
- Niedobrze. Nasz przyjaciel Kanai by艂 na pok艂adzie i przed ucieczk膮 zaklinowa艂 w艂az awaryjny.
Giordino nie od razu odpowiedzia艂. W ko艅cu odezwa艂 si臋.
- Jak to wygl膮da?
- Zakleszczony na amen. O鈥橫alley twierdzi, 偶e nie da si臋 go otworzy膰, nie niszcz膮c przy okazji ca艂ej 艂odzi.
- Jeste艣 pewien?
- Ca艂kowicie.
- Nie poddamy si臋 tak 艂atwo - obieca艂 Giordino. - Zadzwoni臋 do Yaegera i powiem, 偶eby przedstawi艂 sytuacj臋 Max. Musi by膰 jaki艣 spos贸b, 偶eby si臋 stamt膮d wydosta膰.
Pitt wyczu艂 w g艂osie przyjaciela rozpacz. Postanowi艂 nie podsyca膰 jej jeszcze bardziej.
- B膮d藕 z nami w kontakcie - za偶artowa艂 - ale nie ka偶 nam p艂aci膰 za twoje telefony.
Za艂oga i pasa偶erowie 艂odzi nie wiedzieli o burzy, jaka szala艂a nad ich g艂owami. Ca艂y tydzie艅 prasa i telewizja podawa艂y informacje o tragedii 鈥濫merald Dolphina鈥. Teraz reporterzy powr贸cili relacjonowa膰 zatopienie 艂odzi podwodnej oraz wy艣cig z czasem, by uwolni膰 ludzi uwi臋zionych na dnie morza. Pojawili si臋 nawet politycy i ludzie znani z show biznesu.
艁odziom pe艂nym fotoreporter贸w i kamerzyst贸w towarzyszy艂a zgraja dziennikarzy w awionetkach i helikopterach. Po niespe艂na dw贸ch dniach od zatoni臋cia 鈥濭olden Marlina鈥 nad miejscem katastrofy p艂ywa艂o ju偶 prawie sto jednostek. Z czasem wszyscy, z wyj膮tkiem akredytowanych dziennikarzy, zostali usuni臋ci przez Stra偶 Przybrze偶n膮.
Po偶ar na liniowcu pasa偶erskim wydarzy艂 si臋 w odleg艂ym rejonie Pacyfiku, teraz jednak sytuacja przedstawia艂a si臋 inaczej. Katastrofa nast膮pi艂a dziewi臋膰dziesi膮t siedem mil od wybrze偶y Florydy. W miar臋 jak zbli偶a艂a si臋 nieuchronna 艣mier膰 ludzi uwi臋zionych pod wod膮, podniecenie medi贸w przesz艂o w gor膮czk臋. Pod koniec trzeciego dnia rozemocjonowani dziennikarze szykowali si臋 do relacjonowania ostatniego aktu tragedii.
Pr贸bowano wszelkich sposob贸w, by nawi膮za膰 kontakt z zatopion膮 艂odzi膮. Niekt贸rzy usi艂owali pod艂膮czy膰 si臋 do linii telefonicznej przymocowanej do boi, lecz Stra偶 Przybrze偶na nie dopu艣ci艂a do tego, oddano nawet strza艂y ostrzegawcze w kierunku 艂odzi z dziennikarzami, aby usun臋艂y si臋 i nie przeszkadza艂y w akcji ratunkowej.
Uratowane kobiety i dzieci zasypywano gradem pyta艅. Dziennikarze usi艂owali dobi膰 si臋 do Giordina, kt贸ry wszed艂 na pok艂ad statku badawczego NUMA i odm贸wi艂 wszelkiego kontaktu z przedstawicielami medi贸w. Razem z za艂og膮 wys艂ano pod wod臋 zdalnie sterowanego robota 鈥濻ea Scout鈥, bli藕niaczego brata 鈥濻ea Sleuth鈥, by zbada艂 艂贸d藕 od zewn膮trz.
Giordino kierowa艂 robotem za pomoc膮 le偶膮cego na kolanach pulpitu. Ogarnia艂a go rozpacz, gdy ogl膮da艂 obraz w艂azu awaryjnego w g贸rnej cz臋艣ci kad艂uba. Pitt mia艂 racj臋. Zaklinowana klapa nie nadawa艂a si臋 do naprawy. M贸g艂by j膮 ruszy膰 jedynie materia艂 wybuchowy lub palnik, ale to spowodowa艂oby wdarcie si臋 do wn臋trza wody, zanim rozbitkowie zd膮偶yliby opu艣ci膰 wrak. Wys艂anie 艂odzi ratunkowej do 鈥濭olden Marlina鈥 by艂o niemo偶liwe. Innej za艣 drogi ucieczki nie by艂o.
Nast臋pnego ranka przyp艂yn膮艂 okr臋t marynarki wojennej z 艂odzi膮 ratunkow膮. Giordino przeszed艂 na pok艂ad 鈥濬alcona鈥, kt贸rego za艂oga bez zw艂oki szykowa艂a 艂贸d藕 ratunkow膮 do zej艣cia pod wod臋. Dow贸dca, komandor porucznik Mike Turner, powita艂 Giordina na pok艂adzie.
- Witam - powiedzia艂 Turner, 艣ciskaj膮c d艂o艅 Ala. - Marynarka wojenna zawsze ch臋tnie wsp贸艂pracuje z NUMA.
Wi臋kszo艣膰 dow贸dc贸w marynarki sprawia wra偶enie przesadnie ostro偶nych, jakby zap艂acili za okr臋t z w艂asnej kieszeni i traktowali go jak schronienie dla wybranych go艣ci. Turner u艣miecha艂 si臋 przyja藕nie, jego zachowanie 艣wiadczy艂o o wybitnej inteligencji. Piwne oczy spogl膮da艂y na 艣wiat spod rzedn膮cych jasnych w艂os贸w, tworz膮cych spiczasty klin na czole.
- Wola艂bym, aby nasze spotkanie mia艂o miejsce w mniej tragicznych okoliczno艣ciach - odpar艂 Giordino.
- To prawda - przyzna艂 Turner. - Poprosz臋 jednego z oficer贸w, 偶eby zaprowadzi艂 pana do kabiny. Ma pan ochot臋 co艣 zje艣膰? 鈥濵ercury鈥 nie zejdzie do wody jeszcze przez godzin臋.
- Mam nadziej臋, 偶e pozwolicie mi pop艂yn膮膰, je艣li tylko nie zajm臋 wam miejsca.
Turner u艣miechn膮艂 si臋.
- Jest tam do艣膰 miejsca dla dwudziestu ludzi. Nie b臋dzie nam pan przeszkadza艂.
- Nam? - spyta艂 Giordino, zdziwiony, 偶e dow贸dca nie wysy艂a pod wod臋 jednego z podw艂adnych. - Pan te偶 p艂ynie?
Turner kiwn膮艂 g艂ow膮, a jego przyjazny u艣miech znik艂.
- Nie po raz pierwszy id臋 na ratunek ludziom uwi臋zionym w zatopionym statku. Jeste艣my ich jedyn膮 nadziej膮.
Przed wodowaniem, pomalowany na 偶贸艂to, z uko艣nym czerwonym pasem, 鈥濵ercury鈥 zawis艂 nad pok艂adem roboczym, jak wielki banan z dziwnymi wypustkami. By艂a to jedenastometrowa jednostka o wyporno艣ci trzydziestu ton, maksymalnym zanurzeniu trzystu sze艣膰dziesi臋ciu metr贸w i pr臋dko艣ci dw贸ch i p贸艂 w臋z艂a.
Kapitan Turner wspi膮艂 si臋 po drabince do w艂azu. Za nim poszed艂 jeden z marynarzy. Drugim pilotem 艂odzi by艂 starszy chor膮偶y marynarki Mack McKirdy, siwy wilk morski, kt贸ry swoj膮 brod膮 przypomina艂 偶eglarza ze starego klipra.
- S艂ysza艂em, 偶e jest pan starym podwodniakiem - powiedzia艂 McKirdy do Giordina.
- Tak, sp臋dzam w morzu sporo czasu.
- M贸wi膮, 偶e bada艂 pan wrak 鈥濫merald Dolphina鈥 na g艂臋boko艣ci sze艣ciu kilometr贸w.
- To prawda. Razem z moim przyjacielem Dirkiem Pittem i biologiem morskim Misty Graham.
- Zej艣cie na sto osiemdziesi膮t metr贸w musi si臋 panu wydawa膰 trywialne.
- Nie, je艣li uda si臋 nam zacumowa膰 do ich w艂azu.
McKirdy dostrzeg艂 przygn臋bienie w oczach Giordina.
- Posadzimy pana dok艂adnie na w艂azie. Prosz臋 si臋 nie martwi膰 - doda艂 pocieszaj膮co. - Je艣li ktokolwiek mo偶e otworzy膰 ten przekl臋ty w艂az, to tylko ja i 鈥濵ercury鈥. Mamy niezb臋dny sprz臋t, by to zrobi膰.
- Mam nadziej臋 - mrukn膮艂 Giordino.
Prowadzony przez chor膮偶ego McKirdy robot dotar艂 do zatopionej 艂odzi w nieca艂y kwadrans. Okr膮偶y艂 kad艂ub wygl膮daj膮cy jak ogromne zwierz臋.
Wszyscy trzej m臋偶czy藕ni poczuli si臋 dziwnie, gdy w oknach ujrzeli twarze uwi臋zionych w nim ludzi. Alowi wydawa艂o si臋, 偶e zauwa偶y艂 Pitta, kt贸ry macha艂 do niego r臋k膮, ale min臋li si臋 zbyt szybko, aby m贸g艂 mie膰 pewno艣膰, 偶e to on.
Przez trzy godziny dokonywali skrupulatnych ogl臋dzin le偶膮cej na dnie 艂odzi. Kamery zapisywa艂y obraz, aparaty fotograficzne wykonywa艂y zdj臋cia w dwusekundowych odst臋pach.
- Ciekawe - odezwa艂 si臋 cicho Turner. - Obejrzeli艣my go bardzo dok艂adnie, a prawie nie wida膰 p臋cherzyk贸w powietrza.
- To rzeczywi艣cie niezwyk艂e - zgodzi艂 si臋 McKirdy. - Na szcz臋艣cie do tej pory przeprowadzali艣my akcj臋 ratunkow膮 tylko na dw贸ch 艂odziach podwodnych. Niemiecki 鈥濻eigen鈥 i rosyjska 鈥濼avda鈥. Obydwa posz艂y na dno po kolizji z jednostk膮 nawodn膮. W obu wypadkach z uszkodzonych kad艂ub贸w bardzo d艂ugo ucieka艂o powietrze.
- Woda wdar艂a si臋 jedynie do maszynowni i przedzia艂u baga偶owego - powiedzia艂 Giordino. - S膮 pewnie ca艂kowicie zatopione, nie ma wi臋c w nich powietrza, kt贸re mog艂oby ucieka膰 na zewn膮trz.
McKirdy podp艂yn膮艂 bli偶ej do uszkodzonych miejsc, wygi臋tych do 艣rodka si艂膮 eksplozji. Wskaza艂 co艣 przez szyb臋.
- Te otwory s膮 zdumiewaj膮co ma艂e.
- Ale wystarczaj膮co du偶e, by go zatopi膰.
- Czy zbiorniki balastowe pop臋ka艂y? - spyta艂 Turner.
- Nie. Pozosta艂y nienaruszone. Kapitan Baldwin opr贸偶ni艂 je, ale 艂贸d藕 i tak posz艂a na dno, bo woda wdar艂a si臋 do 艣rodka przez dziury w kad艂ubie. Pompy nie nad膮偶a艂y z jej odprowadzaniem. Na szcz臋艣cie uda艂o si臋 pozamyka膰 wodoszczelne grodzie, wi臋c pozosta艂a jedynie w maszynowni i przedziale baga偶owym.
- Przera偶aj膮ce - powiedzia艂 Turner, wskazuj膮c dwie rany na kad艂ubie. - Gdyby by艂y nieco mniejsze, 艂贸d藕 mog艂aby si臋 sama wynurzy膰.
- Panie komandorze, mo偶e sprawdzimy w艂az awaryjny - odezwa艂 si臋 McKirdy - zanim podp艂yniemy wy偶ej.
- Zgoda. Posad藕 nas na nim. Mo偶e si臋 przekonamy, czy da si臋 uzyska膰 hermetyczno艣膰. Je艣li tak, wr贸cimy z ekip膮 naprawcz膮, kt贸ra spr贸buje go otworzy膰.
McKirdy podprowadzi艂 艂贸d藕 nad 鈥濭olden Marlinem鈥 i zatrzyma艂 j膮 obok w艂azu. Razem z Tumerem ogl膮dali uszkodzenia.
- Nie wygl膮da to zach臋caj膮co - powiedzia艂 McKirdy.
- Ko艂nierz uszczelniaj膮cy pod klap膮 jest poci臋ty na strz臋py - Turner by艂 zafrasowany. - Nie mo偶emy wykorzysta膰 komory 艣luzowej do wykonania napraw, bo kad艂ub jest zbyt uszkodzony, by zachowa膰 hermetyczno艣膰, ani wypompowa膰 wody i pos艂a膰 tam ludzi z palnikami.
- A nurkowie? - spyta艂 Giordino. - Przecie偶 zdarza si臋, 偶e pracuj膮 na takich g艂臋boko艣ciach.
- Musieliby to robi膰 bez chwili przerwy na zmiany, a reszt臋 czasu sp臋dza膰 w kabinie dekompresyjnej. Zanim j膮 艣ci膮gniemy i dokonamy naprawy w艂azu, min膮 cztery dni. A do tej pory... - zawiesi艂 g艂os.
Patrzyli na pokiereszowane miejsce wok贸艂 w艂azu bardzo d艂ugo, przynajmniej tak im si臋 wydawa艂o. Giordino poczu艂 nagle ogromne zm臋czenie, nie wiadomo, czy z powodu st臋ch艂ego powietrza, czy ogarniaj膮cej go frustracji. By艂 in偶ynierem i wiedzia艂, 偶e nie da si臋 wywa偶y膰 w艂azu, nie powoduj膮c zalania 艂odzi, a tym samym 艣mierci uwi臋zionych w niej ludzi. Ka偶da pr贸ba by艂a skazana na niepowodzenie. McKirdy jeszcze przez minut臋 wisia艂 nad pokryw膮.
- Musimy opu艣ci膰 kabin臋 ci艣nieniow膮 na kad艂ub, uszczelni膰 z艂膮cze i wyci膮膰 w kad艂ubie otw贸r, przez kt贸ry ludzie b臋d膮 mogli wydosta膰 si臋 na 鈥濵ercurego鈥. - Turner opisa艂 procedur臋 tak prosto, jak nauczyciel w szkole zadaj膮cy prac臋 domow膮.
- Ile czasu to zajmie? - spyta艂 Giordino.
- Powinni艣my da膰 rad臋 w czterdzie艣ci osiem godzin.
- Za d艂ugo - Giordino by艂 szczery. - Powietrza wystarczy im na trzydzie艣ci godzin. Wytniemy przej艣cie do wielkiej trumny.
- Racja - zgodzi艂 si臋 Turner. - Ale wed艂ug plan贸w producenta 艂odzi, kt贸re przywi贸z艂 nam helikopter, zanim wyruszyli艣my w rejs, jest tam zewn臋trzny zaw贸r powietrzny, przewidziany na takie w艂a艣nie sytuacje. Konektor dla w臋偶a poprowadzonego z powierzchni znajduje si臋 tu偶 przed sterem na rufie. Mamy w膮偶 i mocn膮 pomp臋, kt贸ra t艂oczy powietrze pod ci艣nieniem siedemdziesi臋ciu atmosfer. Mo偶emy j膮 przygotowa膰 w ci膮gu... - zerkn膮艂 na zegarek - najwy偶ej trzech godzin.
- Przynajmniej - powiedzia艂 McKirdy - b臋dziemy mogli utrzyma膰 biedak贸w przy 偶yciu do chwili, a偶 dostaniemy si臋 do 艣rodka.
- Tak, wiem o tym awaryjnym wlocie powietrza - powiedzia艂 Giordino. - Ale lepiej sprawd藕cie, w jakim stanie jest ten konektor.
McKirdy nie czeka艂 na polecenie Turnera. Wykona艂 ostry skr臋t i poprowadzi艂 艂贸d藕 w stron臋 ogromnego pionowego steru kierunku, w kt贸rego g贸rnej cz臋艣ci znajdowa艂 si臋 salon. Potem zatrzyma艂 si臋 nad ma艂膮 okr膮g艂膮 komor膮 przytwierdzon膮 do kad艂uba u nasady steru.
- To os艂ona konektora? - spyta艂.
- Chyba tak - odpar艂 Turner, spogl膮daj膮c na plany 艂odzi.
- Wygl膮da na nieuszkodzon膮.
- Bogu dzi臋ki - ucieszy艂 si臋 McKirdy. - Teraz mo偶emy doczepi膰 w膮偶 i poda膰 im tyle powietrza, by doczekali, a偶 ich wyci膮gniemy.
- Macie tu manipulatory - powiedzia艂 Giordino. Uwa偶a艂, 偶e ich euforia jest przedwczesna. - Upewnijmy si臋. Podnie艣my pokryw臋 i sprawd藕my, czy ko艅c贸wka w臋偶a b臋dzie pasowa膰 do konektora.
- Zgoda - rzek艂 Turner. - Skoro jeste艣my blisko, mo偶emy od razu przygotowa膰 go do po艂膮czenia, co potem oszcz臋dzi czas. - Wzi膮艂 ma艂ego pilota i zacz膮艂 sterowa膰 dwoma manipulatorami. Ostro偶nie odci膮gn膮艂 cztery zaczepy, po jednym z ka偶dej strony komory. Potem uni贸s艂 pokryw臋 od strony przeciwnej ni偶 ta, gdzie znajdowa艂y si臋 zawiasy.
Nie takiego widoku oczekiwali. Brakowa艂o ko艅c贸wki, pasuj膮cej do zako艅czenia w臋偶a. Wygl膮da艂o na to, 偶e kto艣 zniszczy艂 i wyrzuci艂 j膮 z pomoc膮 m艂ota i d艂uta.
- Kt贸偶 m贸g艂 zrobi膰 co艣 takiego? - spyta艂 przybity Turner.
- Wredny maniak - szepn膮艂 Giordino. Rozpiera艂a go 偶膮dza zemsty.
- Nie da si臋 dokona膰 naprawy, zanim sko艅czy si臋 powietrze - stwierdzi艂 McKirdy, przygl膮daj膮c si臋 zniszczonemu konektorowi.
- Chce pan powiedzie膰, 偶e sze艣ciuset m臋偶czyzn i kobiet zginie, a my b臋dziemy patrze膰 na to bezradnie? - spyta艂 Giordino z pociemnia艂膮 twarz膮.
Turner i McKirdy spojrzeli na siebie jak ludzie, kt贸rzy szukaj膮 drogi podczas zamieci. Nie wiedzieli, co powiedzie膰. Nie mogli uwierzy膰 w kolejne przeszkody. Perfidia uszkodze艅 przekracza艂a wszelkie granice pojmowania.
Giordino mia艂 wra偶enie, 偶e to wszystko nie dzieje si臋 naprawd臋. Strata przyjaciela w nag艂ym wypadku to jedno, ale czekanie, a偶 zdrowy m臋偶czyzna umrze, bo nikt nie udzieli艂 mu pomocy, a wsp贸艂czesna nauka i technika okaza艂y si臋 bezradne, by艂o nie do przyj臋cia. Roz偶alony cz艂owiek przeciwstawia si臋 bogom. Giordino postanowi艂, 偶e musi co艣 zrobi膰, cokolwiek, nawet gdyby sam mia艂 zej艣膰 sto siedemdziesi膮t metr贸w do le偶膮cego na dnie wraku.
Nagle, tkni臋ty z艂ym przeczuciem, McKirdy bez rozkazu Turnera opr贸偶ni艂 zbiornik balastowy, wyr贸wna艂 艂贸d藕 i poszybowa艂 w g贸r臋. Ka偶dy z nich czu艂, chocia偶 nie chcia艂 o tym my艣le膰, 偶e za艂oga i pasa偶erowie we wn臋trzu 艂odzi obserwuj膮, jak 艂贸d藕 ratownicza oddala si臋 i ginie w m臋tnej pustce, a wraz z ni膮 odchodz膮 nadzieje i z艂udzenie.
Wewn膮trz 艂odzi podwodnej panowa艂 upiorny nastr贸j. Pasa偶erowie przychodzili do restauracji i jedli posi艂ki, grali w kasynie, pili koktajle w salonie, czytali w bibliotece, k艂adli si臋 do 艂贸偶ek, jakby rejs trwa艂 bez zak艂贸ce艅. Nic innego im nie pozosta艂o. Je艣li kto艣 odczu艂 obni偶aj膮c膮 si臋. powoli zawarto艣膰 tlenu, zachowa艂 to dla siebie. Rozmawiali o tym, co si臋 sta艂o, jak o pogodzie, jakby na przek贸r wszystkiemu.
Na pok艂adzie zostali g艂贸wnie ludzie starsi, kilka m艂odych, bezdzietnych ma艂偶e艅stw, dwa tuziny samotnych m臋偶czyzn i kobiet oraz ojcowie, kt贸rych 偶ony i dzieci zosta艂y ewakuowane. Za艂oga w miar臋 normalnie pe艂ni艂a swoje obowi膮zki wobec pasa偶er贸w - obs艂ugiwano ich w restauracji, gotowano posi艂ki, sprz膮tano kabiny, by艂y nawet wyst臋py w teatrze. Za艂oga maszynowni pracowa艂a bez wytchnienia, podtrzymuj膮c dzia艂anie pomp i generator贸w, wci膮偶 jeszcze dostarczaj膮cych energii. Na szcz臋艣cie znajdowa艂y si臋 w innym pomieszczeniu ni偶 silniki i natychmiast po wybuchach zosta艂y odci臋te.
Najgorsze obawy Pitta sprawdzi艂y si臋, gdy zobaczy艂, 偶e 艂贸d藕 ratunkowa wraca na powierzchni臋. Giordino przekaza艂 telefonicznie z艂e wiadomo艣ci. Kilka godzin p贸藕niej Pitt siedzia艂 przy stole na mostku i po raz kolejny ogl膮da艂 plany 艂odzi, szukaj膮c najmniejszej wskaz贸wki, kt贸ra mog艂aby uratowa膰 wszystkim 偶ycie. Baldwin usiad艂 na taborecie po drugiej stronie sto艂u. Troch臋 si臋 ju偶 opanowa艂, lecz ponure perspektywy bardzo go przygn臋bia艂y. Oddycha艂 coraz ci臋偶ej.
- Nie spa艂 pan od trzech dni - odezwa艂 si臋 do Pitta. - Mo偶e si臋 pan zdrzemnie?
- Je艣li zasn臋, je艣li ktokolwiek z nas za艣nie, ju偶 si臋 nie obudzi.
- Oszukiwa艂em ich, 偶e pomoc jest tu偶, tu偶 - powiedzia艂 g艂uchym g艂osem Baldwin. - Ale prawda zaczyna ju偶 do nich dociera膰. Jak na razie nie dochodzi do awantur. S膮 zbyt s艂abi, by cokolwiek zrobi膰.
Pitt potar艂 zaczerwienione oczy, wypi艂 艂yk zimnej kawy i chyba po raz setny obejrza艂 plany konstrukcyjne 鈥濭olden Marlina鈥.
- Musi by膰 jaki艣 spos贸b - powiedzia艂 cicho. - Musi by膰 spos贸b, by przymocowa膰 w膮偶 i wt艂oczy膰 czyste powietrze do 艣rodka.
Baldwin wyj膮艂 chusteczk臋 i otar艂 czo艂o.
- To niemo偶liwe, w艂az i konektor s膮 uszkodzone. Ka偶da pr贸ba wybicia otworu w kad艂ubie spowoduje zalanie 艂odzi. Musimy si臋 pogodzi膰 z prawd膮. Zanim nurkowie naprawi膮 zniszczone elementy, wykonaj膮 hermetyczne po艂膮czenie i przewierc膮 si臋 przez kad艂ub, by艣my mogli si臋 wydosta膰, nie b臋dziemy ju偶 mieli powietrza.
- Mo偶emy zatrzyma膰 generatory. Dzi臋ki temu zyskamy kilka godzin.
Baldwin s艂abo pokr臋ci艂 g艂ow膮.
- Lepiej niech pracuj膮, by ludzie mogli do samego ko艅ca w miar臋 normalnie 偶y膰. Poza tym pompy musz膮 odprowadza膰 wod臋 z zalanych przedzia艂贸w.
Do ster贸wki wszed艂 doktor John Ringer, lekarz okr臋towy. By艂 oblegany przez pasa偶er贸w, kt贸rzy skar偶yli si臋 na b贸l g艂owy, dra偶liwo艣膰 i nudno艣ci. Robi艂, co m贸g艂, by im pom贸c, nie wyja艣niaj膮c, sk膮d pochodzi ich cierpienie.
Pitt spojrza艂 na wyczerpanego, bliskiego omdlenia lekarza.
- Czy wygl膮dam tak samo 藕le jak pan, doktorze?
Ringer zmusi艂 si臋 do u艣miechu.
- Nawet gorzej, je艣li mo偶e pan w to uwierzy膰.
- Mog臋.
Doktor usiad艂 ci臋偶ko na krze艣le.
- Teraz czeka nas uduszenie si臋. Niewydolne oddychanie spowodowane niewystarczaj膮c膮 ilo艣ci膮 tlenu we wdychanym powietrzu, a tak偶e zbyt ma艂e wydychanie dwutlenku w臋gla.
- Jakie s膮 dopuszczalne warunki? - spyta艂 Pitt.
- Tlenu dwadzie艣cia procent, dwutlenku w臋gla trzy dziesi膮te procenta.
- A jak stoimy teraz?
- Tlenu osiemna艣cie - odpowiedzia艂 Ringer. - Nieco ponad cztery procent dwutlenku w臋gla.
- A granice bezpiecze艅stwa?
- Odpowiednio szesna艣cie i pi臋膰 procent. Poza tymi granicami st臋偶enia staj膮 si臋 bardzo niebezpieczne.
- Niebezpieczne, a wi臋c 艣miertelne - rzek艂 Pitt.
Baldwin zada艂 pytanie, kt贸rego 偶aden z nich nie chcia艂 wypowiedzie膰 na g艂os.
- Ile czasu nam zosta艂o?
- Tak samo jak ja odczuwacie brak tlenu - odpar艂 cicho Ringer. - Dwie godziny, mo偶e dwie i p贸艂, na pewno nie wi臋cej.
- Dzi臋kujemy za szczero艣膰, doktorze - powiedzia艂 Baldwin. - Czy cz臋艣膰 os贸b mo偶na utrzyma膰 przy 偶yciu d艂u偶ej, podaj膮c im aparaty tlenowe stra偶ak贸w?
- Mamy oko艂o dziesi臋ciu os贸b w wieku poni偶ej dwudziestu lat. Podam im tlen, a偶 do wyczerpania zapas贸w. - Ringer wsta艂. - Lepiej wr贸c臋 do szpitala. Pewnie czeka na mnie kolejka pacjent贸w.
Pitt wr贸ci艂 do ogl膮dania plan贸w.
- Na skomplikowany problem istnieje proste rozwi膮zanie - powiedzia艂 filozoficznie.
- Kiedy pan je odnajdzie, prosz臋 mnie zawiadomi膰. - Baldwin wsta艂 i ruszy艂 do drzwi. - Czas, 偶ebym si臋 stawi艂 w restauracji. Powodzenia.
Pitt w milczeniu kiwn膮艂 g艂ow膮.
Powoli ogarnia艂 go obezw艂adniaj膮cy strach. Nie ba艂 si臋 swojej 艣mierci, lecz skazania na 艣mier膰 tylu ludzi, kt贸rych 偶ycie zale偶y teraz tylko od tego, czy on, Pitt, znajdzie jakie艣 rozwi膮zanie. Na kilka chwil ta my艣l zdopingowa艂a go, wyostrzy艂a jego zmys艂y, pozwoli艂a z wyj膮tkow膮 jasno艣ci膮 oceni膰 sytuacj臋. Przysz艂o mu do g艂owy co艣 tak niesamowitego, 偶e przez moment nie m贸g艂 si臋 ruszy膰 z miejsca. Rozwi膮zanie naprawd臋 by艂o proste. Pojawi艂o si臋 nagle, z przera偶aj膮c膮 艂atwo艣ci膮. Tak jak w wypadku wielu ol艣nie艅, kt贸re nieoczekiwanie spadaj膮 na ludzi, m贸g艂 si臋 tylko zastanawia膰, dlaczego nie dostrzeg艂 tej mo偶liwo艣ci o wiele wcze艣niej.
Wsta艂 tak gwa艂townie, 偶e przewr贸ci艂 taboret. Skoczy艂 do telefonu po艂膮czonego przewodem z boj膮.
- Al! Jeste艣 tam?! - krzykn膮艂.
- Jestem - odpowiedzia艂 ponuro Giordino.
- Chyba znalaz艂em rozwi膮zanie! Nawet jestem tego pewien.
Giordina zaskoczy艂 entuzjazm Pitta.
- Chwileczk臋, prze艂膮cz臋 ci臋 na g艂o艣nik na mostku, 偶eby s艂ysza艂 to kapitan Turner i reszta za艂ogi. - Nast膮pi艂a kr贸tka przerwa. - W porz膮dku, m贸w.
- Ile czasu zaj臋艂oby doprowadzenie w臋偶a z powietrzem tu do nas na d贸艂?
- Pan wie, 偶e nie mo偶emy go pod艂膮czy膰 - powiedzia艂 Turner z poszarza艂膮 twarz膮.
- Tak, tak, wiem - rzek艂 niecierpliwie Pitt. - Jak d艂ugo potrwa, zanim zaczniecie pompowa膰 powietrze?
Turner zerkn膮艂 na stoj膮cego po drugiej stronie mostka McKirdy鈥檈go, kt贸ry patrzy艂 na pok艂ad, jakby zastanawia艂 si臋, co jest pod pod艂og膮.
- Mo偶emy to przygotowa膰 w ci膮gu trzech godzin.
- Zr贸bcie to w dwie albo nie ma o czym gada膰.
- A co to da? Nie mo偶emy pod艂膮czy膰 w臋偶a.
- Czy wasza pompa przewa偶y ci艣nienie wody?
- T艂oczy pod ci艣nieniem trzydziestu pi臋ciu atmosfer - odpowiedzia艂 McKirdy. - To dwa razy wi臋cej ni偶 ci艣nienie wody na waszej g艂臋boko艣ci.
- 艢wietnie - zachrypia艂 Pitt. My艣la艂 coraz ja艣niej. - Dawajcie szybko tego w臋偶a na d贸艂. Ludzie zaczynaj膮 pada膰. Przygotujcie do dzia艂ania manipulatory 艂odzi ratunkowej.
- Czy mo偶e pan powiedzie膰, o co panu chodzi? - spyta艂 Turner.
- Wyja艣ni臋, gdy zejdziecie na d贸艂. Kiedy si臋 zjawicie, dajcie zna膰. Podam kolejne instrukcje.
O鈥橫alley potykaj膮c si臋, wszed艂 do ster贸wki. S艂ysza艂 rozmow臋.
- Co pan wymy艣li艂?
- To znakomity pomys艂. - Pitta rozpiera艂 optymizm. - Jeden z najlepszych w moim 偶yciu.
- Jak pan zamierza wpu艣ci膰 tu powietrze?
- Nie zamierzam.
O鈥橫alley popatrzy艂 na Pitta jak na ci臋偶ko chorego.
- Wi臋c na czym polega ten wspania艂y pomys艂?
- To proste - wyja艣ni艂 od niechcenia Pitt. - Je艣li Mahomet nie chce podej艣膰 do g贸ry...
- To jaki艣 nonsens.
- Przekona si臋 pan - odpar艂 tajemniczo Pitt. - To najprostsze do艣wiadczenie fizyczne, znajdzie je pan w ka偶dym podr臋czniku szkolnym.
鈥Golden Marlin鈥 by艂 ju偶 niemal podwodn膮 krypt膮. Jako艣膰 powietrza pogorszy艂a si臋 przera偶aj膮co, pasa偶erowie i za艂oga tracili przytomno艣膰, co by艂o pierwszym krokiem przed 艣pi膮czk膮 i 艣mierci膮. Poziom dwutlenku w臋gla osi膮ga艂 warto艣膰, przy kt贸rej dalsze 偶ycie jest niemo偶liwe. Pitt i O鈥橫alley, jedyni pozostali na mostku, trzymali si臋 resztk膮 si艂.
Brak tlenu spowodowa艂, 偶e pasa偶erowie stracili zdolno艣膰 logicznego my艣lenia, zachowywali si臋 jak zjawy. Nikt nie wpada艂 panik臋, bo nikt nie zdawa艂 sobie sprawy, 偶e koniec jest ju偶 tak bliski. Baldwin rozmawia艂 z tymi, co siedzieli jeszcze w restauracji, pocieszaj膮c ich s艂owami pozbawionymi sensu. Wracaj膮c na mostek, osun膮艂 si臋 na kolana i upad艂. Obok przechodzi艂o starsze ma艂偶e艅stwo. Popatrzyli na kapitana pozbawionymi wyrazu oczami i zataczaj膮c si臋, poszli dalej do swojej kabiny.
W ster贸wce O鈥橫alley mamrota艂 co艣 w miar臋 logicznie, lecz by艂 bliski omdlenia. Pitt nabiera艂 g艂臋boko powietrza, by pochwyci膰 jak najwi臋cej tlenu.
- Gdzie jeste艣cie? - sapn膮艂 do s艂uchawki. - Z nami ju偶 prawie koniec.
- Zbli偶amy si臋 - odpowiedzia艂 zdesperowanym g艂osem Giordino. - Sp贸jrz przez okno. Jeste艣my blisko kopu艂y nad mostkiem.
Pitt z trudem dobrn膮艂 do okna nad konsol膮 i zobaczy艂 鈥濵ercurego鈥, kt贸ry schodzi艂 coraz ni偶ej.
- Macie w膮偶?
- Gotowi do t艂oczenia powietrza w ka偶dej chwili i w ka偶dym miejscu - odpowiedzia艂 chor膮偶y McKirdy. Kapitan Turner zosta艂 na pok艂adzie 鈥濧ultmana鈥, by kierowa膰 operacj膮 z powierzchni.
- Zejd藕cie, a偶 dotkniecie dna, potem zbli偶cie si臋 do wyrwy w kad艂ubie naprzeciwko maszynowni.
- Ruszamy - odpar艂 Giordino, nie pytaj膮c o nic wi臋cej.
Pi臋膰 minut p贸藕niej Turner zameldowa艂:
- Jeste艣my naprzeciwko otworu po wybuchu 艂adunku.
Pitt odczu艂 ironi臋 losu: z trudem oddycha艂, a 偶yciodajne powietrze w nieograniczonej ilo艣ci znajdowa艂o si臋 na wyci膮gni臋cie r臋ki. Z trudem m贸wi艂 dalej.
- Manipulatorami w艂贸偶cie ko艅c贸wk臋 w臋偶a jak najg艂臋biej do maszynowni.
W 艂odzi ratunkowej McKirdy i Giordino wymienili spojrzenia. McKirdy wzruszy艂 ramionami, a Giordino przyst膮pi艂 do umieszczania w臋偶a w wyrwie, uwa偶aj膮c, by nie przeci膮膰 go o ostr膮 kraw臋d藕 otworu. Pracowa艂 jak m贸g艂 najszybciej, lecz dopiero po dziesi臋ciu minutach poczu艂, jak w膮偶 dotyka grodzi i zaczepia si臋 o mocowania silnika.
- Gotowe.
- Dobrze. Zacznijcie pompowa膰 - powiedzia艂 Pitt, wymawiaj膮c kolejne s艂owa na przemian w trakcie wydychania i wdychania powietrza.
McKirdy przekaza艂 polecenie Turnerowi. Po dw贸ch minutach z w臋偶a w maszynowni zacz臋艂o wydostawa膰 si臋 powietrze.
- Co mamy robi膰? - spyta艂 Giordino. By艂 przygn臋biony, s艂uchaj膮c, jak s膮dzi艂, ostatnich s艂贸w przyjaciela.
Pitt wycharcza艂 odpowied藕.
- Statek tonie, gdy woda pod ci艣nieniem wype艂nia przestrze艅 w kad艂ubie, wypieraj膮c powietrze, ale na tej g艂臋boko艣ci powietrze z waszego w臋偶a ma dwukrotnie wy偶sze ci艣nienie ni偶 woda, wi臋c wt艂acza j膮 z powrotem do morza.
To wyja艣nienie odebra艂o mu resztk臋 si艂. Opad艂 na biurko obok cia艂a O鈥橫alleya, kt贸ry ju偶 wcze艣niej straci艂 przytomno艣膰.
Nadzieje Giordina od偶y艂y, gdy zobaczy艂, jak woda wydostaje si臋 z maszynowni, wypychana ci艣nieniem powietrza dostarczanego przez pompy znajduj膮ce si臋 na powierzchni.
- To dzia艂a! - krzykn膮艂. - Powietrze tworzy w 艣rodku wielki b膮bel.
- Tak, ale nie przedostaje si臋 do innych cz臋艣ci 艂odzi - powiedzia艂 McKirdy.
Ale Giordino ju偶 dostrzeg艂 metod臋 w szale艅stwie Pitta.
- On wcale nie chce oczy艣ci膰 powietrza we wn臋trzu. Chce podnie艣膰 艂贸d藕 na powierzchni臋.
McKirdy spojrza艂 na kad艂ub 艂odzi podwodnej, zanurzony w mule. W膮tpi艂, czy statek zdo艂a pokona膰 si艂臋 ss膮c膮 pod艂o偶a i unie艣膰 si臋.
- Tw贸j przyjaciel nie odpowiada - powiedzia艂 po chwili.
- Dirk! - rykn膮艂 Giordino do telefonu. - Powiedz co艣! Nikt si臋 nie odezwa艂.
Na pok艂adzie okr臋tu wspomagaj膮cego 鈥濧lfred Aultman鈥 kapitan Turner chodzi艂 tam i z powrotem po mostku, s艂uchaj膮c odg艂os贸w dramatu, rozgrywaj膮cego si臋 pod wod膮. Ju偶 zrozumia艂 genialno艣膰 pomys艂u Pitta, ale pomy艣la艂, 偶e to zbyt proste, by mog艂o si臋 uda膰. Prawo Murphy鈥檈go rzadko nie mia艂o zastosowania w praktyce.
Na mostku by艂o teraz o艣miu m臋偶czyzn. W powietrzu wisia艂 niepok贸j i poczucie kl臋ski. 鈥濭olden Marlin鈥 stawa艂 si臋 tytanowym cmentarzyskiem. Trudno im by艂o uwierzy膰, 偶e ponad sze艣膰set os贸b wydaje ostatnie tchnienie sto metr贸w pod ich stopami. Zebrali si臋 wok贸艂 g艂o艣nika, rozmawiaj膮c szeptem, jakby byli w ko艣ciele. Czekali na informacje z 鈥濵ercurego鈥.
- B臋d膮 wydobywa膰 cia艂a? - spyta艂 jeden z oficer贸w.
O鈥橫alley ze smutkiem wzruszy艂 ramionami.
- Wydobycie ich kosztowa艂oby miliony dolar贸w. Pewnie zostan膮 tam, gdzie s膮.
M艂ody chor膮偶y uderzy艂 mocno pi臋艣ci膮 w blat.
- Dlaczego si臋 nie zg艂aszaj膮? Dlaczego McKirdy nie m贸wi, co si臋 tam dzieje?
- Spokojnie, ch艂opcze. Maj膮 do艣膰 problem贸w na g艂owie i bez naszych pyta艅.
- Wynurza si臋. Wynurza si臋. - S艂owa pad艂y z ust operatora sonaru, kt贸ry ani na sekund臋 nie spu艣ci艂 wzroku z wy艣wietlacza.
Turner pochyli艂 si臋 nad jego ramieniem i z otwartymi ustami patrzy艂 na obraz. 鈥濭olden Marlin鈥 naprawd臋 si臋 poruszy艂.
- Rzeczywi艣cie wynurza si臋 - potwierdzi艂.
W g艂o艣niku rozleg艂 si臋 g艂o艣ny j臋k - odg艂os metalu odkszta艂caj膮cego si臋 podczas wznoszenia.
- Oderwa艂 si臋 od dna! - krzykn膮艂 rado艣nie McKirdy. - Idzie do g贸ry. To t艂oczenie powietrza do maszynowni zda艂o egzamin. Ma ju偶 do艣膰 wyporno艣ci, by pokona膰 sil臋 ss膮c膮 pod艂o偶a...
- Pr贸bujemy trzyma膰 si臋 blisko - przerwa艂 mu Giordino - aby ko艅c贸wka w臋偶a nie wypad艂a z kad艂uba, bo inaczej wrak znowu p贸jdzie na dno.
- Jeste艣my gotowi - uci膮艂 Turner.
Zacz膮艂 wydawa膰 rozkazy, by marynarze z ekipy technicznej weszli na pok艂ad 艂odzi natychmiast po jej wynurzeniu i wyci臋li dziur臋 w kad艂ubie, 偶eby doprowadzi膰 艣wie偶e powietrze do wn臋trza i ocuci膰 pasa偶er贸w. Nast臋pnie nada艂 apel do wszystkich jednostek, znajduj膮cych si臋 w promieniu dwudziestu mil, by przyby艂y jak najszybciej, szykuj膮c aparatur臋 do oddychania i respiratory. Prosi艂 r贸wnie偶, by wszyscy lekarze byli gotowi do wej艣cia do 艂odzi podwodnej, kiedy tylko uda si臋 zapewni膰 dost臋p do wn臋trza. Czas by艂 na wag臋 z艂ota. Musieli dosta膰 si臋 tam szybko, je艣li mieli uratowa膰 nieprzytomnych ludzi.
Nastr贸j na statkach zgromadzonych nad 鈥濭olden Marlinem鈥 przeszed艂 z cichej depresji w dzik膮 rado艣膰. Gruchn臋艂a wie艣膰, 偶e 艂贸d藕 zacz臋艂a si臋 wynurza膰. Tysi膮ce oczu wpatrywa艂y si臋 w wod臋. Na powierzchni ukaza艂y si臋 tysi膮ce p臋cherzyk贸w powietrza, wzbijaj膮c mgie艂k臋, mieni膮c膮 si臋 w s艂o艅cu wszystkimi barwami t臋czy. 鈥濭olden Marlin鈥 wyskoczy艂 wreszcie na r贸wnym kilu niczym ogromny korek, po chwili opad艂 z pluskiem, bryzgaj膮c wod膮 na wszystkie strony, ko艂ysz膮c jachtami jak li艣膰mi opad艂ymi z drzewa w czasie jesiennej wichury.
- Jest! - zawo艂a艂 Turner, jakby si臋 ba艂, 偶e to, co widzi, jest tylko z艂udzeniem. - Szalupy! - krzykn膮艂 przez megafon z pomostu. 艁odzie by艂y ju偶 na morzu. - Szybko!
Rozleg艂y si臋 radosne okrzyki. Ludzie krzyczeli, gwizdali, uruchamiali syreny. Nikt nie wierzy艂 w艂asnym oczom. Zmartwychwstanie nast膮pi艂o tak nagle, tak nieoczekiwanie. Kamerzy艣ci na pok艂adach 艂odzi, samolot贸w i helikopter贸w zignorowali zakazy i gro藕by Turnera oraz kapitana kutra Stra偶y Przybrze偶nej, by trzyma膰 si臋 z dala od miejsca akcji. Niekt贸rzy mieli nawet ochot臋 wej艣膰 na pok艂ad 艂odzi.
Gdy 鈥濭olden Marlin鈥 osiad艂a spokojnie na wodzie, zewsz膮d podp艂yn臋艂y 艂odzie ratownicze. Szalupy z 鈥濧lfreda Aultmana鈥 przyby艂y pierwsze i zacumowa艂y przy burcie ocalonej jednostki. Turner odwo艂a艂 rozkaz przeci臋cia kad艂uba, poleci艂, by jego ludzie dostali si臋 do wn臋trza przez luki towarowe, kt贸re teraz mo偶na by艂o otworzy膰 od zewn膮trz bez ryzyka, 偶e woda wedrze si臋 do 艣rodka.
Tu偶 obok wynurzy艂 si臋 鈥濵ercury鈥, sterowany przez McKirdy鈥檈go w taki spos贸b, by w膮偶 nie wydosta艂 si臋 z maszynowni i pompowa艂 powietrze, wypychaj膮ce wod臋 na zewn膮trz. Giordino otworzy艂 w艂az i zanim McKirdy zd膮偶y艂 go powstrzyma膰, wskoczy艂 prosto do morza i podp艂yn膮艂 do jednej z szalup. Jej za艂oga otwiera艂a luk towarowy w prawej burcie. Wspi膮艂 si臋 do szalupy i pom贸g艂 zdj膮膰 zaczep z pokrywy luku pokrytej mu艂em z dna morskiego.
Odemkn臋li pokryw臋 na centymetr. Spr贸bowali jeszcze raz i teraz uda艂o si臋 j膮 odci膮gn膮膰 i oprze膰 o kad艂ub. Zajrzeli do 艣rodka i przez chwil臋 patrzyli w milczeniu. Od贸r st臋ch艂ego powietrza podra偶ni艂 ich nozdrza. To powietrze nie nadawa艂o si臋 do oddychania. Generatory wci膮偶 dzia艂a艂y, ale zdziwili si臋, 偶e wn臋trze 艂odzi jest jasno o艣wietlone.
Za艂oga ratownicza po drugiej stronie kad艂uba otworzy艂a luk w lewej burcie. Przeci膮g powoli zacz膮艂 wydmuchiwa膰 z wn臋trza zasta艂e powietrze. Obie za艂ogi znalaz艂y cia艂a ludzi, le偶膮cych na pok艂adzie, i przyst膮pi艂y do przywracania im przytomno艣ci. Giordino rozpozna艂 w jednym z nich kapitana Baldwina.
Jednak nie jego szuka艂. Pobieg艂 do cz臋艣ci recepcyjnej, ruszy艂 korytarzem na dzi贸b i po schodkach dosta艂 si臋 na g贸r臋. Bieg艂 z ci臋偶kim sercem, z trudem 艂api膮c powoli powracaj膮ce do normy, zanieczyszczone powietrze. Wpad艂 do ster贸wki, przera偶ony, 偶e jest ju偶 za p贸藕no, by uratowa膰 przyjaciela.
Przeszed艂 nad cia艂em O鈥橫alleya i przykl膮k艂 obok Pitta, le偶膮cego p艂asko na pok艂adzie. Pitt mia艂 zamkni臋te oczy, wydawa艂o si臋, 偶e nie oddycha. Giordino nie traci艂 czasu na szukanie pulsu, lecz pochyli艂 si臋 i rozpocz膮艂 sztuczne oddychanie usta - usta. Wtem, ku swojemu zdumieniu zobaczy艂, jak b艂yszcz膮ce, zielone oczy Pitta otwieraj膮 si臋, a usta zaczynaj膮 si臋 porusza膰.
- Mam nadziej臋, 偶e to ju偶 koniec cz臋艣ci artystycznej - wyszepta艂 Dirk.
Jeszcze nigdy tak wielu ludzi nie przechytrzy艂o zakapturzonego starca z kos膮 i tr贸jg艂owego psa pilnuj膮cego Hadesu. Ich ocalenie graniczy艂o z cudem. To niewiarygodne, ale nikt z za艂ogi i pasa偶er贸w 艂odzi nie umar艂. Wszyscy wr贸cili znad przepa艣ci. Do szpitali w Miami 艣mig艂owce Stra偶y Przybrze偶nej przetransportowa艂y siedemna艣cie os贸b, g艂贸wnie starszych kobiet i m臋偶czyzn. Wszystkie, z wyj膮tkiem dw贸ch, powr贸ci艂y do pe艂nego zdrowia. Pozosta艂a dw贸jka zosta艂a zwolniona po tygodniu. Cierpieli na silne b贸le g艂owy.
Wi臋kszo艣膰 odzyska艂a si艂y, gdy 艣wie偶e powietrze rozesz艂o si臋 po wn臋trzu lodzi. Tylko pi臋膰dziesi膮t dwie osoby wymaga艂y zastosowania aparat贸w tlenowych. Kapitan Baldwin zosta艂 okrzykni臋ty przez media i dyrekcj臋 linii Blue Seas Cruise Lines bohaterem, kt贸ry zapobieg艂 wielkiej tragedii, podobnie fetowano doktora Johna Ringera. To jego heroiczne wysi艂ki sprawi艂y, 偶e nikt nie zgin膮艂. Kapitan Turner i jego za艂oga otrzymali odznaczenia i budzili powszechny podziw swoim udzia艂em w akcji ratunkowej.
Tylko niewiele os贸b wiedzia艂o, jak膮 rol臋 w ocaleniu 艂odzi i jej pasa偶er贸w odegrali Pitt i Giordino. Zanim dziennikarze dowiedzieli si臋 o udziale tego samego cz艂owieka, kt贸ry ocali艂 dwa tysi膮ce os贸b z pok艂adu 鈥濫merald Dolphina鈥, Pitt i Giordino uciekli. Helikopter NUMA zabra艂 ich z l膮dowiska na pok艂adzie 鈥濧lfreda Aultmana鈥.
呕adnemu z reporter贸w nie uda艂o si臋 odszuka膰 Pitta. Jakby wskoczy艂 do g艂臋bokiego do艂u i zamaskowa艂 wej艣cie.
31 lipca 2003, jezioro Tohono, New Jersey
Jezioro Tohono le偶a艂o daleko od g艂贸wnej szosy, jak to w New Jersey. Dooko艂a nikt nie mieszka艂, teren nale偶a艂 do korporacji Cerber i przyje偶d偶ali tutaj tylko szefowie firmy. Pracownicy odpoczywali w o艣rodku rekreacyjnym pi臋膰dziesi膮t kilometr贸w dalej. Posiad艂o艣膰 na pustkowiu nie musia艂a by膰 ogrodzona. Dost臋pu broni艂a zamkni臋ta brama, osiem kilometr贸w od jeziora. Zagradza艂a drog臋 wij膮c膮 si臋 w艣r贸d niskich wzg贸rz i g臋stych las贸w, prowadz膮c膮 do komfortowego pi臋trowego domu z drewnianych bali, kt贸ry sta艂 nad wod膮 obok krytej przystani z kajakami i 艂贸dkami wios艂owymi. Na jeziorze nie wolno by艂o u偶ywa膰 silnik贸w.
Fred Ames nie pracowa艂 w Cerberze. Jak kilku innych miejscowych, ignorowa艂 tablic臋 z napisem 鈥瀂akaz wst臋pu鈥 i chodzi艂 nad jezioro na ryby. Obozowa艂 pod drzewami na brzegu. W臋dkarzy by艂o niewielu, wi臋c w wodzie roi艂o si臋 od okoni. Do po艂udnia zawodowiec zwykle bez trudu wyci膮ga艂 kilka sztuk o wadze od dw贸ch do czterech kilogram贸w. Mia艂 wej艣膰 do wody w wysokich gumowcach i zarzuci膰 w臋dk臋, kiedy zauwa偶y艂 czarn膮 limuzyn臋. Zatrzyma艂a si臋 obok pomostu. Wysiedli z niej dwaj w臋dkarze. Kierowca zepchn膮艂 艂贸dk臋 na wod臋.
Dziwne, pomy艣la艂 Ames. Takie wa偶niaki i p艂ywaj膮 bez silnika?
Jeden z m臋偶czyzn chwyci艂 za wios艂a. Zacz臋li 艂owi膰 na 艣rodku jeziora. Ames wycofa艂 si臋 do lasu. Postanowi艂 podgrza膰 sobie kaw臋 na kuchence i poczyta膰 ksi膮偶k臋, dop贸ki faceci nie odjad膮.
M臋偶czyzna przy wios艂ach wygl膮da艂 na sze艣膰dziesi膮t lat. Dobrze si臋 trzyma艂, mia艂 oko艂o metra osiemdziesi臋ciu wzrostu, rudawe w艂osy bez 艣ladu siwizny i opalon膮 twarz. Przypomina艂 antyczn膮 rze藕b臋 greck膮 o idealnych proporcjach g艂owy, szcz臋ki, nosa, uszu, ramion, d艂oni, n贸g i st贸p. Jasnoniebieskie oczy patrzy艂y ciekawie, ale nie przenikliwie. Ich 艂agodne spojrzenie cz臋sto brano za oznak臋 ciep艂a i przyjaznego nastawienia, cho膰 w rzeczywisto艣ci analizowa艂y wszystko w zasi臋gu wzroku. M臋偶czyzna wios艂owa艂, zak艂ada艂 przyn臋t臋 i zarzuca艂 w臋dk臋 precyzyjnie odmierzonymi ruchami, bez 偶adnego zb臋dnego gestu.
Curtis Merlin Zale by艂 perfekcjonist膮. Nie pozosta艂o w nim nic z ch艂opca, kt贸ry kiedy艣 pracowa艂 na polach kukurydzy. Po 艣mierci ojca rzuci艂 szko艂臋 i w wieku dwunastu lat zacz膮艂 prowadzi膰 rodzinn膮 farm臋. Mieszka艂 z matk膮 i trzema siostrami. Uczy艂 si臋 sam. Przed dwudziestk膮 mia艂 najwi臋ksze gospodarstwo w okr臋gu i zatrudni艂 zarz膮dc臋.
By艂 sprytny i wytrwa艂y. Sfa艂szowa艂 艣wiadectwo szkolne, 偶eby dosta膰 si臋 do najbardziej presti偶owej szko艂y biznesu w Nowej Anglii. Brakowa艂o mu obycia, ale mia艂 b艂yskotliwy umys艂 i fotograficzn膮 pami臋膰. Sko艅czy艂 studia z wyr贸偶nieniem i zrobi艂 doktorat z ekonomii.
Potem dzia艂a艂 wed艂ug jednego schematu: zak艂ada艂 firmy, doprowadza艂 je do rozkwitu i sprzedawa艂. W wieku trzydziestu o艣miu lat by艂 dziewi膮ty na li艣cie najbogatszych ludzi w Ameryce. Jego maj膮tek liczono w miliardach dolar贸w. Kupi艂 towarzystwo naftowe. Przynosi艂o ma艂e zyski, ale dzier偶awi艂o mn贸stwo teren贸w w kraju i na Alasce. Po dziesi臋ciu latach po艂膮czy艂 je ze star膮, solidn膮 firm膮 chemiczn膮. W ko艅cu utworzy艂 ze swoich holding贸w gigantyczny konglomerat o nazwie Cerber.
Nikt naprawd臋 nie zna艂 Curtisa Merlina Zale鈥檃. Nie mia艂 przyjaci贸艂, nie chodzi艂 na przyj臋cia, nie udziela艂 si臋 towarzysko, nie za艂o偶y艂 rodziny. Kocha艂 tylko w艂adz臋. Kupowa艂 i sprzedawa艂 polityk贸w niczym zwierz膮tka domowe. By艂 bezwzgl臋dny, twardy i zimny jak l贸d. Na 偶adnym interesie nigdy nie straci艂. U偶ywa艂 brutalnych metod i wi臋kszo艣膰 jego konkurent贸w wypada艂a z gry. Nie uznawa艂 偶adnej etyki.
Dzi臋ki wyj膮tkowemu sprytowi i ostro偶no艣ci zawsze doskonale zaciera艂 艣lady. Nikt nawet nie podejrzewa艂, 偶e Curtis Merlin Zale odnosi sukcesy, bo szanta偶uje i morduje przeciwnik贸w. O dziwo, jego wsp贸lnicy, media i wrogowie zawsze przechodzili do porz膮dku dziennego nad 艣mierci膮 ludzi, kt贸rzy weszli mu w drog臋. Ofiary zwykle umiera艂y na atak serca, raka i inne pospolite choroby. Cz臋艣膰 gin臋艂a w wypadkach drogowych lub przy nieostro偶nym obchodzeniu si臋 z broni膮. Inni ton臋li albo po prostu znikali. Ale 偶aden 艣lad nie prowadzi艂 do Zale鈥檃.
Curtis Merlin Zale by艂 zimnym socjopat膮 bez sumienia. M贸g艂 zabi膰 dziecko r贸wnie 艂atwo, jak rozdepta膰 mr贸wk臋.
Utkwi艂 jasnoniebieskie oczy w szefie swojej ochrony, kt贸ry pr贸bowa艂 niezgrabnie rozplata膰 偶y艂k臋 przy w臋dce.
- Nie rozumiem, jak to si臋 sta艂o, 偶e nie wypali艂y a偶 trzy wa偶ne projekty. By艂y starannie zaplanowane i przeanalizowane komputerowo.
James Wong nigdy nie umia艂 robi膰 nieprzeniknionej miny typowego Azjaty. By艂 pot臋偶nie zbudowany jak na swoj膮 ras臋, bardzo zdyscyplinowany, szybki i niebezpieczny niczym skrzy偶owanie czarnej mamby ze 偶mij膮 afryka艅sk膮. Dos艂u偶y艂 si臋 stopnia majora w Si艂ach Specjalnych. U Zale鈥檃 dowodzi艂 lud藕mi do brudnej roboty, zwanymi 呕mijami.
Szarpn膮艂 w艣ciekle ko艂owrotek.
- Sprawy wymkn臋艂y si臋 spod kontroli - warkn膮艂. - Kiedy 鈥濫merald Dolphin鈥 rozpad艂 si臋 i zaton膮艂, nagle pojawili si臋 tamci naukowcy z NUMA. Uda艂o im si臋 zanurkowa膰 i zbada膰 wrak. Porwali艣my za艂og臋 ich statku, ale uciekli. Wed艂ug moich 藕r贸de艂, odwalili te偶 kawa艂 roboty przy ratowaniu 鈥濭olden Marlina鈥. S膮 jak zaraza.
- I jak pan to wyja艣ni, panie Wong? NUMA to agencja oceanograficzna, nie wojskowa, wywiadowcza czy dochodzeniowa. Jej zadaniem jest badanie m贸rz. Jakim cudem potrafi艂a przeszkodzi膰 najlepszym zawodowym najemnikom w wykonaniu operacji?
Wong od艂o偶y艂 w臋dk臋 i ko艂owrotek.
- Nie mog艂em przewidzie膰, 偶e ci z NUMA to tacy spryciarze. Po prostu mieli艣my pecha.
- Nie lubi臋 przegrywa膰 - powiedzia艂 beznami臋tnie Zale. - Wypadki przy pracy to wina z艂ego planowania, b艂臋dy to wina niekompetencji.
- Bardzo 偶a艂uj臋, 偶e tak wysz艂o - odrzek艂 Wong.
- Poza tym Ono Kanai niepotrzebnie si臋 wyg艂upi艂 w Nowym Jorku. Przez niego stracili艣my drog膮, zabytkow膮 maszyn臋. Po co pr贸bowa艂 zestrzeli膰 samolot z dzie膰mi? Na czyje polecenie?
- Dzia艂a艂 na w艂asn膮 r臋k臋, ale nadzia艂 si臋 na Pitta. Kaza艂 nam pan eliminowa膰 wszystkich przeciwnik贸w. A na pok艂adzie by艂a Kelly Egan.
- Dlaczego chcia艂 j膮 zabi膰?
- Bo mog艂a go rozpozna膰.
- Mieli艣my szcz臋艣cie, 偶e przez niego policja nie trafi艂a do 呕mij, a potem do Cerbera.
- I nie trafi - zapewni艂 Wong. - Jak zwykle podsun臋li艣my im tyle fa艂szywych trop贸w, 偶e nigdy nie znajd膮 w艂a艣ciwego.
- Osobi艣cie za艂atwi艂bym to inaczej - odpar艂 lodowato Zale.
- Licz膮 si臋 efekty - sprzeciwi艂 si臋 Wong. - Silniki Egana ju偶 nie wejd膮 do produkcji. Przynajmniej do czasu zako艅czenia 艣ledztwa w sprawie katastrof 鈥濫merald Dolphina鈥 i 鈥濭olden Marlina鈥. A to potrwa rok albo d艂u偶ej. Egan nie 偶yje i nied艂ugo zdob臋dziemy wz贸r chemiczny Slicka 66.
- Zobaczymy.
- Przydzieli艂em do tego Kanai. - Tym razem nie nawali.
- A co z Joshem Thomasem? Nic z niego nie wyci艣niemy.
Wong roze艣mia艂 si臋.
- Ten stary pijaczyna lada chwila wszystko nam wy艣piewa. Obiecuj臋.
- Sk膮d wiesz?
- Kanai chce si臋 zrehabilitowa膰 za wcze艣niejszy nieudany wyst臋p. Po wybuchu na 艂odzi podwodnej porwa艂 z pok艂adu Kelly Egan. Zabieraj膮 samolotem do domu jej ojca w New Jersey.
- Domy艣lam si臋, 偶e b臋dzie j膮 torturowa艂 na oczach Thomasa, 偶eby zmusi膰 go do zdradzenia nam wzoru chemicznego oleju.
- Niezbyt pomys艂owy plan, ale powinien si臋 uda膰.
- A co z ochron膮 farmy?
- Znale藕li艣my spos贸b, jak si臋 tam dosta膰 bez uruchomienia alarmu.
- Kanai mia艂 szcz臋艣cie, 偶e kaza艂 mu pan wraca膰 tutaj, zanim jego ludzie i statek wylecieli w powietrze na wyspach Kermadec.
- Wezwa艂em go z innych powod贸w.
Zale milcza艂 przez chwil臋.
- Chc臋 za艂atwi膰 t臋 spraw臋 raz na zawsze - odezwa艂 si臋 w ko艅cu. - Nikt nie mo偶e nam przeszkadza膰 w realizacji naszych projekt贸w. Nie 偶ycz臋 sobie dalszych b艂臋d贸w. Mo偶e powinienem znale藕膰 kogo艣 nowego do kierowania operacjami 呕mij bez komplikacji?
Zanim Wong zd膮偶y艂 odpowiedzie膰, w臋dka Zale鈥檃 wygi臋艂a si臋 w liter臋 U. Ryba chwyci艂a przyn臋t臋 i rzuca艂a si臋 w wodzie. Wa偶y艂a na oko trzy kilogramy. Zale zm臋czy艂 j膮, potem przyci膮gn膮艂 do 艂贸dki. Wong podebra艂 j膮 siatk膮 obok burty i patrzy艂, jak ciska mu si臋 mi臋dzy stopami.
- 艁adna sztuka - pochwali艂.
Zadowolony prezes Cerbera wyci膮gn膮艂 haczyk z pyska ryby i wyj膮艂 z pude艂ka now膮 przyn臋t臋.
- S艂o艅ce jest coraz wy偶ej - powiedzia艂. - Spr贸bujemy inaczej.
W m贸zgu Wonga zapali艂o si臋 艣wiate艂ko ostrzegawcze. Spojrza艂 Zale鈥檕wi w oczy, 偶eby co艣 z nich wyczyta膰.
- Sugeruje pan, 偶e nie nadaj臋 si臋 ju偶 na szefa 呕mij?
- Uwa偶am, 偶e kto艣 inny m贸g艂by sobie lepiej radzi膰.
- Pracuj臋 dla pana lojalnie od dwunastu lat - przypomnia艂 ze z艂o艣ci膮 Wong. - To si臋 nie liczy?
- Niech mi pan wierzy, 偶e doceniam... - zacz膮艂 Zale i nagle wskaza艂 wod臋 za plecami Wonga. - Bierze panu!
Wong obejrza艂 si臋. Za p贸藕no przypomnia艂 sobie, 偶e nie rozpl膮ta艂 偶y艂ki i jego w臋dka le偶y w 艂贸dce. Zale b艂yskawicznie porwa艂 z pude艂ka strzykawk臋 i wbi艂 mu ig艂臋 w szyj臋.
Trucizna zadzia艂a艂a niemal natychmiast. Wong wytrzeszczy艂 oczy i osun膮艂 si臋 ty艂em na dno 艂贸dki.
Zale spokojnie sprawdzi艂 mu puls. Nic nie wyczu艂. Przywi膮za艂 do kostek Wonga link臋 z du偶膮 puszk膮 zalan膮 cementem. S艂u偶y艂a w 艂贸dce za kotwic臋. Wyrzuci艂 j膮 za burt臋 i wypchn膮艂 cia艂o. Patrzy艂 oboj臋tnie na wod臋, dop贸ki nie znikn臋艂y p臋cherzyki powietrza.
Ryba na dnie 艂贸dki jeszcze si臋 ciska艂a, ale szybko s艂ab艂a. Rzuci艂 j膮 za Wongiem.
- Wybacz, przyjacielu - powiedzia艂 - ale jedna pora偶ka prowadzi do nast臋pnej. Kiedy przyt臋piaj膮 ci si臋 zmys艂y, czas ci臋 kim艣 zast膮pi膰.
Fred Ames straci艂 cierpliwo艣膰 i pod os艂on膮 drzew podkrad艂 si臋 ostro偶nie do jeziora. Zobaczy艂 samotnego w臋dkarza wios艂uj膮cego w stron臋 limuzyny.
- Dziwne - mrukn膮艂 do siebie. - Da艂bym g艂ow臋, 偶e by艂o ich dw贸ch.
Dru偶yna zreorganizowanych 呕mij - dowodzonych teraz przez Ono Kanai - ustali艂a, kiedy zmieniaj膮 si臋 ochroniarze na farmie Egana. Potem z powietrza wytropi艂a i sfotografowa艂a ich tajn膮 kwater臋. Ludzie Kanai przebrali si臋 za zast臋pc贸w szeryfa i podjechali do bramy fa艂szywym radiowozem. Zabili stra偶nika, weszli do domu i z艂apali Josha Thomasa. P贸藕niej wezwali reszt臋 ochrony farmy pod pozorem nag艂ej odprawy na temat nowego programu bezpiecze艅stwa.
Kiedy ochroniarze stawili si臋 w domu, zostali zastrzeleni i wrzuceni do piwnicy pod stodo艂膮.
Ono Kanai przylecia艂 na pobliskie lotnisko nieoznakowanym odrzutowcem Cerbera. Wpakowa艂 p贸艂przytomn膮 Kelly do baga偶nika samochodu i pojecha艂 na farm臋 jej ojca. Wni贸s艂 dziewczyn臋 do pokoju i rzuci艂 na pod艂og臋 przed przywi膮zanym do krzes艂a i zakneblowanym Thomasem.
Naukowiec zacz膮艂 si臋 szarpa膰 i kl膮膰 niezrozumiale, ale tylko roz艣mieszy艂 pi臋ciu m臋偶czyzn. Zd膮偶yli ju偶 zdj膮膰 fa艂szywe mundury policyjne i w艂o偶y膰 swoje czarne ubrania.
- Wszystko posz艂o dobrze? - zapyta艂 Kanai.
Dwumetrowy mi臋艣niak o wadze prawie stu czterdziestu kilogram贸w kiwn膮艂 g艂ow膮.
- Ochroniarze Egana byli kiepscy. Od razu kupili bajeczk臋 o szeryfie.
- Gdzie teraz s膮?
- Za艂atwili艣my ich.
Zadowolony Kanai popatrzy艂 na krzywy u艣miech szczerbatego kumpla z bliznami na twarzy, z艂amanym nosem i kalafiorowatym uchem.
- Dobra robota, Darfur - pochwali艂.
Pod g臋st膮 grzyw膮 czarnych w艂os贸w b艂yszcza艂y ciemne, okrutne oczy. Kanai i Darfur pracowali razem od lat. Poznali si臋 podczas likwidowania ira艅skiej grupy terrorystycznej. Wielki Arab wskaza艂 Thomasa.
- Zwr贸膰 uwag臋, 偶e nie uszkodzi艂em go zewn臋trznie. Ale zmi臋kczy艂em na tyle, 偶e zaraz wszystko ci wy艣piewa.
Kanai przyjrza艂 si臋 skrzywionemu z b贸lu Thomasowi. Nie w膮tpi艂, 偶e Darfur po艂ama艂 mu 偶ebra. Zobaczy艂 te偶 w艣ciek艂o艣膰 w oczach naukowca na widok Kelly. U艣miechn膮艂 si臋 do Thomasa i kopn膮艂 dziewczyn臋 w brzuch. J臋kn臋艂a 偶a艂o艣nie i unios艂a powieki.
- Pobudka, panno Egan. Czas przekona膰 pana Thomasa, 偶e musi nam zdradzi膰 sekret pani ojca.
Kelly zwin臋艂a si臋 w k艂臋bek i 艣cisn臋艂a brzuch. Z trudem 艂apa艂a powietrze. Jeszcze nigdy tak nie cierpia艂a. Kanai wiedzia艂, gdzie wycelowa膰. Po chwili unios艂a si臋 na 艂okciu i spojrza艂a na Thomasa.
- Nie m贸w tej 艣wini, Josh...
Urwa艂a, kiedy Kanai przydepn膮艂 jej szyj臋 i przydusi艂 g艂ow臋 do dywanu. Zabrak艂o jej tchu.
- Jest pani strasznie uparta - wycedzi艂 lodowato. - Lubi pani b贸l? Prosz臋 bardzo...
Do pokoju wszed艂 cz艂owiek z radiem.
- Odebra艂em meldunek, 偶e do bramy zbli偶a si臋 jaki艣 samoch贸d. Mamy go sp艂awi膰?
Kanai zastanowi艂 si臋.
- Wpu艣cie go. Zobaczymy, kto to. Je艣li odjedzie z kwitkiem, nabierze podejrze艅.
- Dobra, mistrzu - ziewn膮艂 Giordino, zm臋czony nag艂ym lotem z Miami. - Jak planujesz otworzy膰 wrota tego zamczyska?
- Wystukam kod - rzek艂 Pitt zza kierownicy starego forda pikapa, kt贸ry po偶yczyli od sprzedawcy maszyn rolniczych.
- Znasz kombinacj臋?
- Nie.
- Nieca艂膮 godzin臋 temu wywlok艂em ci臋 z 艂odzi podwodnej. Ci膮gniesz mnie tutaj, bo masz jakie艣 g艂upie przeczucie, 偶e Kanai przywi贸z艂 Kelly do laboratorium jej ojca. I nie znasz kodu?!
- To najlepsze miejsce, 偶eby wydusi膰 z niej i Thomasa informacje. Wz贸r chemiczny musi by膰 schowany gdzie艣 tutaj.
Giordino patrzy艂 na masywn膮 bram臋 i wysoki mur.
- Wi臋c jakiego sprytnego gad偶etu u偶yjesz, 偶eby tam wjecha膰?
Pitt nie odpowiedzia艂. Wychyli艂 si臋 przez okno samochodu i wcisn膮艂 kilka guzik贸w.
- To powinno wystarczy膰. Kelly mia艂a zapasowego pilota z innym kodem.
- A je艣li Kanai i jego kolesie obeszli alarm i za艂atwili ochron臋? My艣lisz, 偶e nas wpuszcz膮?
- Tak. Wprowadzi艂em do kodu nazw臋 Cerbera.
Giordino przewr贸ci艂 oczami.
- Gdybym mia艂 cho膰 odrobin臋 rozumu, da艂bym st膮d nog臋.
- Je艣li si臋 pomyli艂em, brama si臋 nie otworzy, przyjechali艣my na darmo i nie uratujemy Kelly - powiedzia艂 ponuro Pitt.
- Nie p臋kaj - pocieszy艂 go Giordino. - Jako艣 j膮 znajdziemy.
Wielka brama zacz臋艂a si臋 wolno otwiera膰.
- Uda艂o si臋 - odetchn膮艂 Pitt.
- Oczywi艣cie wiesz, 偶e b臋d膮 czekali w zasadzce, 偶eby podziurawi膰 nas kulami?
Pitt wrzuci艂 bieg i wjecha艂 przez bram臋.
- My te偶 mamy bro艅.
- Jasne - zadrwi艂 Giordino. - Twojego zabytkowego colta i 艣rubokr臋t, kt贸ry znalaz艂em w skrytce tego grata. A tamci s膮 uzbrojeni jak na wojn臋.
- Mo偶e co艣 skombinujemy po drodze.
Pitt min膮艂 pole i zwolni艂 przy winnicy. Czeka艂, a偶 podniesie si臋 zapora na drodze. Do samochodu podszed艂 jeden z ludzi Kanai w mundurze ochroniarza. Na piersi trzyma艂 automatyczny karabin szturmowy. Zajrza艂 do kabiny.
- S艂ucham pan贸w?
- Jest Gus? - zapyta艂 niewinnie Pitt.
- Zachorowa艂 - odpowiedzia艂 stra偶nik i poszuka艂 wzrokiem broni w samochodzie. Nic nie znalaz艂 i odpr臋偶y艂 si臋.
- A jak jego c贸reczka?
Ochroniarz lekko uni贸s艂 brwi.
- O ile wiem, zdrowa...
Urwa艂, kiedy Pitt zdzieli艂 go w czo艂o kolb膮 pistoletu ukrytego pod prawym udem. Wartownik zrobi艂 zeza i osun膮艂 si臋 na ziemi臋.
Zanim zd膮偶y艂 ca艂kiem upa艣膰, Pitt i Giordino powlekli go przez winnic臋 do pnia wielkiego drzewa. Tu wci膮gn臋li faceta po o艣miu stopniach do podziemnego pokoju obserwacyjnego ochrony. Na 艣cianie wisia艂o dwadzie艣cia monitor贸w. Ruchome kamery przekazywa艂y obrazy z farmy i wn臋trza domu. Pitt zamar艂 na widok zwi膮zanego Thomasa i zwini臋tej na pod艂odze Kelly. W艣ciek艂 si臋, ale ul偶y艂o mu, 偶e dziewczyna 偶yje i jest zaledwie kilkaset metr贸w dalej. Pi臋ciu ludzi z dru偶yny 呕mij najwyra藕niej nie wiedzia艂o, 偶e s膮 obserwowani.
- Znale藕li艣my j膮! - ucieszy艂 si臋 Giordino.
Pitt zn贸w poczu艂 w艣ciek艂o艣膰.
- Na szcz臋艣cie jeszcze 偶yje, ale te m臋ty daj膮 jej ostry wycisk.
- Tylko nie szar偶uj jak Si贸dmy Pu艂k Kawalerii pod Little Big Horn - odpar艂 Giordino. - Mo偶emy st膮d wy艣ledzi膰, gdzie jest reszta kolesi贸w Kanai.
- Ale musimy si臋 pospieszy膰. Czekaj膮 na meldunek o nas od tego na pod艂odze.
Giordino usiad艂 przy konsoli. Pitt znalaz艂 czarne ubranie fa艂szywego ochroniarza i popatrzy艂 na nieprzytomnego faceta. Byli prawie tego samego wzrostu i budowy. Szybko przebra艂 si臋 w czarne spodnie i sweter. Buty okaza艂y si臋 troch臋 za ma艂e, ale jako艣 wcisn膮艂 je na nogi. Potem w艂o偶y艂 kominiark臋.
- Ci go艣cie nie kr臋puj膮 si臋 zabijaniem - powiedzia艂 Giordino, kiedy monitor pokaza艂 trupy ochroniarzy Egana w piwnicy pod stodo艂膮.
Prze艂膮czy艂 si臋 na nast臋pn膮 kamer臋.
- Opr贸cz tamtych pi臋ciu w domu, naliczy艂em jeszcze dw贸ch - doda艂. - Jeden pilnuje tylnych drzwi od strony jeziora, drugi stodo艂y.
- Wi臋c razem z naszym przyjacielem na pod艂odze mamy o艣miu.
- Czas wezwa膰 posi艂ki.
Pitt wskaza艂 g艂ow膮 trzy telefony na pulpicie.
- Zawiadom biuro szeryfa o sytuacji i popro艣 o jednostk臋 specjaln膮 SWAT.
- A ty? Co knujesz?
- W tym stroju mog臋 udawa膰 jednego z nich. Nie zaszkodzi mie膰 kogo艣 wewn膮trz, kiedy rozp臋ta si臋 piek艂o.
- A ja? - zapyta艂 Giordino.
- Sied藕 tutaj, obserwuj sytuacj臋 i kieruj dru偶yn膮 SWAT.
- A je艣li zadzwoni Kanai i zapyta, kto przyjecha艂 samochodem i gdzie si臋 podzia艂?
- Co艣 wymy艣lisz. Na przyk艂ad, 偶e to byli sprzedawcy nawoz贸w i zaj膮艂e艣 si臋 nimi.
- Jak si臋 st膮d dostaniesz do domu Egana?
- Winnica ko艅czy si臋 blisko drzwi frontowych. Podkradn臋 si臋 mi臋dzy pn膮czami i wskocz臋 na ganek. Najgorzej b臋dzie przebiec przez trawnik.
Giordino u艣miechn膮艂 si臋 lekko.
- Nie wpakuj nas w nast臋pne szambo, Stanley.
- Obiecuj臋, 偶e b臋d臋 grzeczny, Ollie.
Giordino odwr贸ci艂 si臋 z powrotem do monitor贸w. Pitt wspi膮艂 si臋 po schodkach i wymkn膮艂 przez stary pie艅 drzewa mi臋dzy winoro艣le.
Pitt ba艂 si臋 o Kelly i jednocze艣nie pragn膮艂 zemsty. Nie do wiary, 偶e korporacja Cerber i gang 呕mij mogli zamordowa膰 tyle os贸b. Dla zysku? Dla w艂adzy? To ob艂臋d.
Bieg艂 schylony mi臋dzy rz臋dami krzew贸w. Buty zapada艂y si臋 w mi臋kk膮 ziemi臋. Nie wzi膮艂 automatu og艂uszonego wartownika. Rzadko strzela艂 z karabinu. Wola艂 sw贸j stary pistolet. Mia艂 przy sobie tylko colta i dwa zapasowe magazynki. Letni dzie艅 by艂 upalny i duszny. Zaczyna艂 si臋 poci膰 pod kominiark膮. Nie chcia艂 jej zdejmowa膰, 偶eby nie wzbudza膰 podejrze艅. 呕mije zawsze zas艂ania艂y twarze.
Po stu metrach winnica ko艅czy艂a si臋 nieopodal ganku. Oddziela艂 j膮 tylko w膮ski pas starannie przystrzy偶onej trawy. Wartownicy za domem i przy stodole nie zauwa偶yliby Pitta, ale mogli go zobaczy膰 ludzie w domu. Przebiegni臋cie pi臋tnastu metr贸w otwartej przestrzeni przypomina艂o bardziej zabaw臋 w niewidzialnego cz艂owieka ni偶 tajn膮 akcj臋. Pitt popatrzy艂 w okna i dostrzeg艂 jaki艣 ruch w pokoju. Wyj艣cie z ukrycia by艂o ryzykowne.
Pi臋tna艣cie metr贸w do pierwszej kolumny ganku. Pi臋tna艣cie metr贸w trawy w pe艂nym s艂o艅cu. Pitt posuwa艂 si臋 ostro偶nie skrajem winnicy, dop贸ki nie zas艂oni艂y go kotary. Nag艂y ruch m贸g艂 kogo艣 zaalarmowa膰. Uwa偶a艂 na stra偶nika za domem i skrada艂 si臋 wolno przez podw贸rze, niczym kot do ptaka wydziobuj膮cego robaki.
Na ganek prowadzi艂o pi臋膰 drewnianych stopni. Wspina艂 si臋 wolno i cicho. Modli艂 si臋, 偶eby nie skrzypn臋艂a jaka艣 deska. Ale nic si臋 nie sta艂o. Odetchn膮艂 z ulg膮. Po kilku sekundach przywar艂 plecami do 艣ciany przy rogu domu. P贸艂 metra dalej by艂o du偶e okno wykuszowe od salonu. Po艂o偶y艂 si臋 i przeczo艂ga艂 pod parapetem w stron臋 wej艣cia. Wsta艂, przekr臋ci艂 powoli klamk臋 i ostro偶nie zerkn膮艂 do 艣rodka. W holu nie by艂o nikogo. W艣lizn膮艂 si臋 do domu jak cie艅.
Salon nie mia艂 drzwi, tylko otwarte 艂ukowe przej艣cie. Obok sta艂a donica z ro艣lin膮 tropikaln膮. Pitt schowa艂 si臋 za ni膮 i zajrza艂 do pokoju. Patrzy艂 d艂ugo, 偶eby dobrze zapami臋ta膰, gdzie kto jest.
Na 艣rodku siedzia艂 zwi膮zany, pobity Thomas. Z czo艂a, nosa i uszu ciek艂a mu krew. Pitt rozpozna艂 w Ono Kanai pilota czerwonego fokkera. Szef 呕mij siedzia艂 niedbale rozwalony na sk贸rzanej sofie. Opiera艂 si臋 o pod艂okietnik i spokojnie pali艂 papierosa. Dwaj ludzie w czerni stali przy kominku z broni膮 gotow膮 do strza艂u. Trzeci przyk艂ada艂 n贸偶 do oka Thomasa. Czwarty - wielki mi臋艣niak - trzyma艂 Kelly w powietrzu za w艂osy. Wyrywa艂a si臋 i macha艂a nogami kilka centymetr贸w nad pod艂og膮. J臋cza艂a z b贸lu.
Pitt cofn膮艂 si臋. By艂 ciekaw, czy Giordino widzi go na monitorze. Nie m贸g艂 po prostu wej艣膰 do salonu i powiedzie膰: 鈥濩zas do bozi, sukinsyny鈥. Nie do偶y艂by p贸藕nej staro艣ci. Faceci w czerni bez namys艂u podziurawiliby go jak sito. Od lat 膰wiczyli si臋 w zabijaniu i podejmowali decyzje natychmiast.
Zabijanie by艂o dla nich czym艣 tak zwyczajnym, jak mycie z臋b贸w. Pitt nie potrafi艂by zastrzeli膰 cz艂owieka z zimn膮 krwi膮. Co innego w samoobronie. Usprawiedliwia艂 si臋 teraz przed sob膮, 偶e poci膮gaj膮c za spust, m贸g艂by uratowa膰 偶ycie Kelly i Joshowi. Ale czarno widzia艂 swoje szans臋.
Wprawdzie w stroju gangstera mia艂by po swojej stronie element zaskoczenia, ale uzna艂, 偶e zyska dodatkowo dwie sekundy przewagi, gdyby otworzy艂 ogie艅 z kryj贸wki za donic膮. Tamci nie od razu zorientowaliby si臋, sk膮d padaj膮 strza艂y. Mo偶na by艂oby wybra膰 najwa偶niejsze cele.
Szybko odrzuci艂 ten pomys艂. Za艂atwi艂by dw贸ch czy trzech, ale reszta zasypa艂aby go gradem pocisk贸w. Zab艂膮kana kula mog艂aby trafi膰 Kelly lub Thomasa. Postanowi艂 gra膰 na zw艂ok臋 i czeka膰 na SWAT. Po艂o偶y艂 colta na stoliku przy donicy, wszed艂 do salonu i stan膮艂 bez s艂owa.
W pierwszej chwili nikt go nie zauwa偶y艂. Wszyscy patrzyli na Kelly, kt贸r膮 tarmosi艂 Darfur. Dziewczyna p艂aka艂a i Pitt cierpia艂, 偶e nie mo偶e jej pom贸c. Ocenia艂, 偶e dru偶yna SWAT zjawi si臋 za pi臋膰 minut. Za d艂ugo. Nie wytrzyma艂.
- Niech ten grubas j膮 pu艣ci - powiedzia艂 spokojnie do szefa 呕mij.
Kanai ze zdumienia uni贸s艂 brwi.
- Co?!
- Niech tw贸j t艂usty kole艣 zabierze swoje brudne 艂apy od dziewczyny - odpar艂 Pitt i 艣ci膮gn膮艂 kominiark臋.
Bandyci zrozumieli, 偶e to obcy i wycelowali w niego bro艅.
- To ty! - wymamrota艂 zaskoczony Kanai. - Nie strzelajcie!
Kelly na moment zapomnia艂a o b贸lu.
- Po co tak ryzykujesz?! - wysycza艂a przez zaci艣ni臋te z臋by.
- Je艣li grubas jej nie pu艣ci, Kanai, zginiesz pierwszy - ostrzeg艂 Pitt.
Kanai popatrzy艂 na niego z rozbawieniem.
- Naprawd臋? A kto mnie zabije? Ty?
- Za moment b臋dzie tu SWAT. Mo偶esz uciec tylko drog膮. Jeste艣 w pu艂apce.
Kanai da艂 znak g艂ow膮 mi臋艣niakowi.
- Postaw pani膮 na ziemi, Darfur.
Odwr贸ci艂 si臋 do Pitta.
- Nie wierz臋 ci. Zabi艂e艣 mojego cz艂owieka przy bramie?
- Nie. Wpakowa艂em go tylko nieprzytomnego do centrum bezpiecze艅stwa i po偶yczy艂em sobie jego 艂achy.
- Mamy rachunki do wyr贸wnania, Pitt. Zgadzasz si臋 ze mn膮?
- Osobi艣cie uwa偶am, 偶e nale偶y mi si臋 medal za utrudnianie ci 偶ycia. Ty i twoi kumple pasujecie do Parku Jurajskiego.
- B臋dziesz mia艂 powoln膮 i bolesn膮 艣mier膰, Pitt.
Ot贸偶 to, pomy艣la艂 Pitt. Nie zabije mnie szybko. Musi si臋 zrewan偶owa膰. Kiepska sytuacja. Ciekawe, co my艣li Giordino, kiedy ogl膮da to na monitorze? I kiedy przyjad膮 gliny? Trzeba gra膰 na czas.
- Przerwa艂em wam jak膮艣 zabaw臋, kiedy wpad艂em tu na imprez臋?
Kanai przyjrza艂 mu si臋 uwa偶nie.
- Mieli艣my przyjacielsk膮 pogaw臋dk臋 z pann膮 Egan i panem Thomasem o pracach doktora Egana.
- Domy艣lam si臋, 偶e zn贸w chodzi艂o o wz贸r chemiczny oleju. Jeste艣 strasznie niezaradny, Kanai. Chyba wszyscy w New Jersey znaj膮 ju偶 ten wz贸r, tylko nie ty i twoi kolesie z Cerbera.
- Masz dobre informacje.
Pitt wzruszy艂 ramionami.
- Zale偶y, co przez to rozumiesz.
Kelly pochyli艂a si臋 nad Thomasem. Wyj臋艂a mu knebel i 艣ciera艂a mu swoim swetrem krew z twarzy. Wida膰 jej by艂o stanik. Thomas patrzy艂 na ni膮 i mamrota艂 podzi臋kowania. Zwalisty Darfur sta艂 za Pittem. Wygl膮da艂 jak kojot, kt贸ry zap臋dzi艂 kr贸lika do dziury bez wyj艣cia.
- Mo偶esz mi si臋 przyda膰 - powiedzia艂 Kanai, a potem zwr贸ci艂 si臋 do Kelly. - Poprosz臋 o wz贸r chemiczny oleju, panno Egan, albo przestrzel臋 mu kolana, p贸藕niej 艂okcie, a p贸藕niej rozwal臋 b臋benki w uszach.
Kelly popatrzy艂a z rozpacz膮 na Pitta. Nie mog艂a nara偶a膰 Pitta i Thomasa. Za艂ama艂a si臋.
- Wz贸r jest ukryty w pracowni ojca.
- Gdzie? - warkn膮艂 Kanai. - Wszystko ju偶 dok艂adnie przeszukali艣my.
Otworzy艂a usta, ale Pitt j膮 powstrzyma艂.
- Nie m贸w mu. Cerber nie zas艂uguje na taki prezent. Lepiej niech nas zastrzel膮.
- Dosy膰 tego! - wkurzy艂 si臋 Kanai, wyci膮gn膮艂 spod pachy pistolet i wycelowa艂 w kolano Pitta. - Widz臋, 偶e pannie Egan przyda si臋 ma艂a perswazja.
Darfur stan膮艂 przed Pittem.
- Je艣li pozwolisz, ja si臋 z nim pobawi臋.
Kanai u艣miechn膮艂 si臋 do olbrzyma.
- Gdybym ci odm贸wi艂, poda艂bym w w膮tpliwo艣膰 twoj膮 si艂臋 perswazji, przyjacielu. Jest tw贸j.
Pitt uda艂 przera偶onego. Kiedy Darfur odwr贸ci艂 si臋, 偶eby oprze膰 karabin o krzes艂o, kopn膮艂 go kolanem w krocze. Troch臋 藕le wymierzy艂 i nie trafi艂 w genitalia, lecz w pachwin臋.
Zaskoczony bandyta zgi膮艂 si臋 i zacharcza艂 z b贸lu. Ale prawie natychmiast doszed艂 do siebie. Z艂o偶y艂 d艂onie i waln膮艂 Pitta w pier艣 jak m艂otem. Pitta zatka艂o, przelecia艂 przez st贸艂 i wyl膮dowa艂 na dywanie. Jeszcze nigdy nie dosta艂 takiego ciosu. Ukl臋kn膮艂 i pr贸bowa艂 z艂apa膰 oddech. Drugi taki atak i b臋dzie si臋 nadawa艂 do kostnicy. Wiedzia艂, 偶e nie pokona olbrzyma go艂ymi r臋kami. Musia艂by mie膰 mi臋艣nie jak rury kanalizacyjne. Potrzebowa艂 jakiej艣 broni. Chwyci艂 stolik do kawy i trzasn膮艂 Darfura w 艂eb, a偶 polecia艂y drzazgi. Facet mia艂 chyba czaszk臋 ze stali. Troch臋 zm臋tnia艂 mu wzrok i zachwia艂 si臋 lekko. Pitt spodziewa艂 si臋, 偶e Darfur upadnie i przygotowa艂 si臋 do skoku po bro艅 Kanai. Ale osi艂ek otrz膮sn膮艂 si臋 jak mokry pies i zaatakowa艂.
Pitt walczy艂 o 偶ycie i przegrywa艂. Bokserzy m贸wi膮, 偶e dobry ma艂y zawodnik nie wygra z dobrym du偶ym przeciwnikiem. Przynajmniej nie w uczciwej walce. Pitt rozejrza艂 si臋 gor膮czkowo za now膮 broni膮. Porwa艂 ze sto艂u ci臋偶k膮 lamp臋 ceramiczn膮 i cisn膮艂 obur膮cz zza g艂owy. Odbi艂a si臋 od ramienia Darfura jak kamie艅 od czo艂gu. W powietrzu poszybowa艂 telefon, waza i zegar z kominka. Bombardowanie nie wywar艂o 偶adnego wra偶enia na g贸rze mi臋sa.
Pitt wyczyta艂 w zimnych, okrutnych oczach, 偶e olbrzym ma dosy膰 zabawy. Darfur rzuci艂 si臋 przez pok贸j niczym obro艅ca na quarterbacka. Al Pitt by艂 zwinniejszy i zrobi艂 unik. 呕ywy poci膮g ekspresowy min膮艂 go i zderzy艂 si臋 z fortepianem. Pitt podbieg艂, z艂apa艂 sto艂ek obrotowy i zamachn膮艂 i na Darfura.
Nie zd膮偶y艂 uderzy膰.
Kelly wisia艂a na plecach szefa 呕mij i dusi艂a go. Kanai strz膮sn膮艂 j膮 i zdzieli艂 Pitta w g艂ow臋 kolb膮 pistoletu. Pitt nie zemdla艂, ale opad艂 z b贸lu na kolana Na moment pociemnia艂o mu w oczach. Kiedy oprzytomnia艂, us艂ysza艂 krzyk Kelly. Zobaczy艂, 偶e Kanai wykr臋ca jej r臋k臋. Lada chwila m贸g艂 j膮 z艂ama膰. Dziewczyna pr贸bowa艂a odebra膰 mu bro艅, kiedy obserwowa艂 walk臋 Pitta z Darfurem.
Pitt poczu艂, 偶e kto艣 szarpn膮艂 go w g贸r臋. Olbrzym opasywa艂 mu pier艣 ramionami i 艣ciska艂 jak w膮偶 boa. Zaczyna艂o mu brakowa膰 powietrza. Otworzy艂 usta, ale nie m贸g艂 oddycha膰. Ogarn臋艂a go ciemno艣膰. Ju偶 po mnie, pomy艣la艂. Zaraz trzasn膮 mi 偶ebra. Nagle stalowy chwyt zel偶a艂.
Jak przez mg艂臋 zobaczy艂 Giordina. W艂och wyr偶n膮艂 Kanai od ty艂u w nerki. Szef 呕mij zgi膮艂 si臋 wp贸艂 i pu艣ci艂 r臋k臋 Kelly. Wypad艂 mu pistolet.
Jego ludzie wycelowali karabiny w Ala. Czekali na rozkaz.
Darfur spojrza艂 na intruza. Kiedy zobaczy艂, 偶e nowy przeciwnik nie ma broni i jest ni偶szy od niego, zrobi艂 pogardliw膮 min臋.
- Zostawcie go mnie - warkn膮艂.
Pu艣ci艂 Pitta, kt贸ry zwali艂 si臋 na pod艂og臋, zrobi艂 dwa kroki, z艂apa艂 Giordina w pasie jak nied藕wied藕 i podni贸s艂. Patrzyli sobie w oczy z odleg艂o艣ci kilku centymetr贸w. Darfur wykrzywia艂 twarz w szyderczym u艣miechu, Giordino nie okazywa艂 偶adnych emocji.
Olbrzym zacz膮艂 zaciska膰 ramiona jak imad艂o. W艂och wyci膮gn膮艂 do g贸ry wolne r臋ce, ale mi臋艣niak to zignorowa艂. Skoncentrowa艂 si臋 na zgniataniu niskiego przeciwnika.
Lekko zamroczony i obola艂y Pitt czo艂ga艂 si臋 przez pok贸j. 艁apczywie chwyta艂 powietrze, p臋ka艂a mu g艂owa. Kelly wskoczy艂a z ty艂u na Darfura, jak wcze艣niej na Kanai. Zas艂ania艂a mu oczy i szarpa艂a go za w艂osy. Osi艂ek z艂apa艂 j膮 jedn膮 r臋k膮 i odrzuci艂 jak manekin sklepowy. Wyl膮dowa艂a na sofie. Olbrzym wr贸ci艂 do duszenia Giordina.
Ale ma艂y W艂och nie potrzebowa艂 pomocy. Z ca艂ej si艂y zacisn膮艂 palce na gardle Darfura. Bandyta nagle zda艂 sobie spraw臋, 偶e to on patrzy 艣mierci w oczy. Drwina na jego twarzy zamieni艂a si臋 w strach. Traci艂 oddech. Na zmian臋 wali艂 Giordina pi臋艣ciami w pier艣 i pr贸bowa艂 uwolni膰 szyj臋. Ale W艂och nie puszcza艂. Wisia艂 na gardle ofiary niczym bezlitosny buldog, a olbrzym miota艂 si臋 po salonie.
Nagle zwali艂 si臋 z j臋kiem na pod艂og臋 jak 艣ci臋te drzewo. Giordino wyl膮dowa艂 na nim. W tej chwili na 偶wirowym podje藕dzie zahamowa艂y wozy patrolowe i furgonetki SWAT. Dom zacz臋li otacza膰 uzbrojeni po z臋by gliniarze. Rozleg艂 si臋 warkot helikopter贸w.
- Do tylnych drzwi! - krzykn膮艂 Kanai do swoich ludzi. Z艂apa艂 Kelly w talii i powl贸k艂 do wyj艣cia.
- Zr贸b jej co艣, a rozerw臋 ci臋 na strz臋py - ostrzeg艂 lodowato Pitt.
Kanai szybko oceni艂 szans臋 ucieczki z szarpi膮c膮 si臋 dziewczyn膮.
- Bez obaw - odpar艂 i pchn膮艂 j膮 przez pok贸j do Pitta. - Na razie jest twoja. Do naszego nast臋pnego spotkania.
Pitt pr贸bowa艂 goni膰 Kanai, ale potkn膮艂 si臋 i zrezygnowa艂. Nie mia艂 si艂y na bieganie. Opar艂 si臋 o kredens w kuchni i czeka艂, a偶 zel偶eje b贸l, a w g艂owie si臋 rozja艣ni. Potem wr贸ci艂 do salonu, gdzie Giordino przecina艂 wi臋zy Thomasowi, a Kelly przemywa艂a pokaleczon膮 twarz naukowca szmatk膮 nas膮czon膮 whisky.
Pitt spojrza艂 na le偶膮cego Darfura.
- Trup?
Giordino pokr臋ci艂 g艂ow膮.
- Nie ca艂kiem. Pomy艣la艂em, 偶e lepiej go nie zabija膰. Mo偶e co艣 wy艣piewa policji i FBI.
Pitt u艣miechn膮艂 si臋 lekko.
- Nie spieszy艂e艣 si臋 do nas.
Giordino wzruszy艂 ramionami.
- Wystartowa艂em dwie sekundy po tym, jak zobaczy艂em, 偶e ci臋 uziemili. Ale po drodze musia艂em si臋 zaj膮膰 stra偶nikiem przy stodole.
- Dzi臋ki - odrzek艂 szczerze Pitt. - Gdyby nie ty, by艂oby po mnie.
- Ratowanie twojego ty艂ka zaczyna mnie nudzi膰.
Giordino zawsze musia艂 mie膰 ostatnie s艂owo. Pitt podszed艂 do Thomasa i pom贸g艂 mu wsta膰.
- Jak forma, stary?
Thomas u艣miechn膮艂 si臋 dzielnie.
- Kilka szw贸w i b臋d臋 jak nowy.
Pitt obj膮艂 Kelly.
- Twarda jeste艣 - pochwali艂.
Popatrzy艂a mu w oczy.
- Uciek艂?
- Kto?
- Kanai.
- Obawiam si臋, 偶e tak. Chyba 偶e ludzie szeryfa jeszcze go z艂api膮.
- Nie uda im si臋 - powiedzia艂a ze smutkiem. - Wr贸ci tutaj i zem艣ci si臋. Szefowie Cerbera nie zrezygnuj膮 ze zdobycia wzoru chemicznego taty.
Pitt wpatrywa艂 si臋 w okno, jakby czego艣 szuka艂 na horyzoncie.
- Mam wra偶enie - odezwa艂 si臋 w ko艅cu - 偶e nie tylko o to im chodzi.
By艂o p贸藕ne popo艂udnie. Darfura i dwie inne pokonane 呕mije wyprowadzono w kajdankach do radiowoz贸w. Zostali oskar偶eni o zamordowanie ochrony Egana. Kelly i Thomas z艂o偶yli zeznania. Detektywi z wydzia艂u zab贸jstw przes艂uchali te偶 Pitta i Giordina. Kelly mia艂a racj臋, zast臋pcy szeryfa nie z艂apali Ono Kanai. Pitt doszed艂 jego tropem do wysokiego urwiska nad rzek膮 Hudson i znalaz艂 lin臋 zwisaj膮c膮 nad wod膮.
- Musia艂 mie膰 艂贸d藕 - zauwa偶y艂 Giordino.
Pitt sta艂 z przyjacielem na kraw臋dzi urwiska i patrzy艂 w d贸艂 na rzek臋. Potem przyjrza艂 si臋 pag贸rkom i lasom na drugim brzegu w stanie Nowy Jork. W dolinie Hudson le偶a艂y ma艂e miasteczka. Okolica zyska艂a s艂aw臋 dzi臋ki pisarzowi Washingtonowi Irvingowi.
- Spryciarz z tego Kanai. Zabezpiecza si臋 ze wszystkich stron.
- My艣lisz, 偶e 呕mije wy艣piewaj膮 co艣 gliniarzom? - zapyta艂 Giordino.
- To chyba bez znaczenia. - Ten gang prawdopodobnie dzia艂a w ma艂ych zespo艂ach, kt贸re nie znaj膮 si臋 wzajemnie. 艁a艅cuch dowodzenia ko艅czy si臋 dla nich na Kanai. Za艂o偶臋 si臋, 偶e nie maj膮 poj臋cia, kto naprawd臋 wszystkim kieruje.
- Szefowie Cerbera nie s膮 g艂upi. Nie zostawiaj膮 艣lad贸w prowadz膮cych do ich drzwi.
Pitt przytakn膮艂.
- Oskar偶yciele rz膮dowi nigdy nie znajd膮 takich dowod贸w, 偶eby ich skaza膰. Je艣li kiedykolwiek kto艣 ich ukarze, to nie prawo.
Z domu nadesz艂a Kelly.
- Jeste艣cie g艂odni?
Giordino u艣miechn膮艂 si臋.
- Ja zawsze jestem.
- Zrobi艂am lekk膮 kolacj臋, a Josh przyrz膮dzi艂 drinki. Margarity.
Pitt obj膮艂 j膮 w pasie.
- Kochanie, w艂a艣nie wym贸wi艂a艣 magiczne s艂owo.
Stwierdzenie, 偶e doktor Elmore Egan mia艂 eklektyczny gust, by艂oby zbyt skromne. Salon urz膮dzono we wczesnym stylu kolonialnym, kuchni臋 musia艂 zaprojektowa膰 fanatyk nowoczesnej techniki, jadalnia przypomina艂a chat臋 wiking贸w. Sta艂y tu ci臋偶kie, d臋bowe sto艂y i krzes艂a ozdobione wymy艣lnymi rze藕bami.
Pitt, Giordino i Thomas s膮czyli mocne margarity, Kelly nak艂ada艂a na talerze zapiekank臋 z tu艅czyka i sa艂atk臋 z bia艂ej kapusty. Mimo ci臋偶kich przeby膰, nikt nie straci艂 apetytu.
Po jedzeniu przeszli do salonu i ustawili meble na swoich miejscach. Thomas nala艂 ka偶demu kieliszek czterdziestoletniego porto.
Pitt spojrza艂 na Kelly.
- Powiedzia艂a艣 Kanai, 偶e wz贸r chemiczny oleju jest ukryty w pracowni twojego ojca.
Zerkn臋艂a na Thomasa, jakby pyta艂a o pozwolenie. U艣miechn膮艂 si臋 lekko i kiwn膮艂 g艂ow膮.
- Tata schowa艂 teczk臋 z papierami w panelu drzwi.
Giordino wolno zamiesza艂 porto w kieliszku.
- Nawet ja bym na to nie wpad艂.
- Tw贸j tata by艂 sprytny.
- A Josh to kawa艂 twardziela - pochwali艂 Giordino. - Dosta艂 ostry wycisk, ale niczego nie zdradzi艂.
Thomas pokr臋ci艂 g艂ow膮.
- Gdyby nie zjawi艂 si臋 Dirk, powiedzia艂bym Kanai, gdzie jest wz贸r, 偶eby oszcz臋dzi膰 Kelly dalszych tortur.
- By膰 mo偶e - odrzek艂 Pitt. - Ale kiedy zobaczyli, 偶e nic z ciebie nie wydusz膮, wzi臋li w obroty Kelly.
- Mog膮 tu wr贸ci膰 - zaniepokoi艂a si臋 dziewczyna. - Nawet jeszcze dzi艣.
- Bez obaw - uspokoi艂 j膮 Pitt. - Kanai b臋dzie potrzebowa艂 czasu, 偶eby zebra膰 nowy zesp贸艂. Niepr臋dko zn贸w spr贸buje.
- Ale lepiej si臋 zabezpieczy膰 - powiedzia艂 powa偶nie Thomas. - Kelly musi st膮d znikn膮膰 i ukry膰 si臋.
- To prawda - przyzna艂 Pitt. - Kanai na pewno pomy艣li, 偶e teraz schowacie wz贸r poza farm膮. Nadal b臋dziecie jego jedynym kluczem do tej zagadki.
- Mog艂abym polecie膰 z tob膮 i Alem do Waszyngtonu - podsun臋艂a Kelly z chytrym b艂yskiem w oku. - Pod twoj膮 opiek膮 by艂abym bezpieczna.
Pitt odstawi艂 pusty kieliszek.
- Jeszcze nie wiemy, czy wr贸cimy do Waszyngtonu. Poka偶esz nam pracowni臋 ojca?
- Nie ma tam wiele do ogl膮dania - uprzedzi艂 Thomas i zaprowadzi艂 ich do stodo艂y. - Niezbyt imponuj膮ce miejsce, ale to w艂a艣nie tu opracowali艣my Slick 66.
Wewn膮trz sta艂y trzy sto艂y z typow膮 aparatur膮 laboratoryjn膮. Pitt obszed艂 pracowni臋 dooko艂a.
- Niezupe艂nie tego si臋 spodziewa艂em.
Thomas zrobi艂 zdziwion膮 min臋.
- Nie rozumiem.
- Doktor Egan nie m贸g艂 tu zaprojektowa膰 swoich silnik贸w magnetohydrodynamicznych - odpar艂 z naciskiem Pitt.
- Dlaczego? - zapyta艂 ostro偶nie Thomas.
- Bo to tylko laboratorium chemiczne. Doktor Egan by艂 genialnym in偶ynierem. Nie widz臋 sto艂贸w kre艣larskich, komputer贸w z obrazem tr贸jwymiarowym, przyrz膮d贸w do konstruowania modeli. Wybaczcie, ale wynalazca nie stworzy艂by tutaj prze艂omowego 藕r贸d艂a nap臋du.
Pitt urwa艂 i przyjrza艂 si臋 Kelly i Thomasowi. Stali ze wzrokiem utkwionym w drewnianej, poplamionej pod艂odze.
- Dlaczego kr臋cicie?
- Niczego nie ukrywamy - zapewni艂 powa偶nie Thomas. - Po prostu nie wiemy, gdzie Elmore prowadzi艂 badania. By艂 wspania艂ym cz艂owiekiem i przyjacielem, ale prawie wszystko trzyma艂 w tajemnicy. Znika艂 na wiele dni - czasem tygodni - w swojej pracowni technicznej, kt贸rej nikt nie zna艂. Pr贸bowali艣my go 艣ledzi膰 przy r贸偶nych okazjach, ale zawsze si臋 nam wymyka艂.
- My艣licie, 偶e tamta pracownia jest gdzie艣 na tej farmie? - zapyta艂 Pitt.
- Nie wiemy - odrzek艂a Kelly. - Kiedy tata wyje偶d偶a艂 w interesach lub na wyprawy naukowe, szukali艣my jej tutaj. Bez skutku.
- Nad czym pracowa艂 w chwili 艣mierci?
Thomas bezradnie roz艂o偶y艂 r臋ce.
- Nie wiem. Nie wtajemniczy艂 mnie. Wspomnia艂 tylko, 偶e to rewolucyjny wynalazek.
- By艂e艣 jego najbli偶szym przyjacielem - zauwa偶y艂 Giordino. - Dziwne, 偶e nic ci nie zdradzi艂.
- Nie znali艣cie go. Mia艂 dwie twarze. Raz by艂 zamy艣lonym, kochaj膮cym ojcem i przyjacielem, kiedy indziej wynalazc膮 paranoikiem, kt贸ry nie ufa艂 nawet najbli偶szym osobom.
- Mia艂 jakie艣 hobby? - zapyta艂 Pitt.
Josh i Kelly popatrzyli na siebie.
- Pasjonowa艂a go historia wiking贸w - odpowiedzia艂 Thomas.
- I ksi膮偶ki Juliusza Verne鈥檃 - doda艂a Kelly. - W k贸艂ko je czyta艂.
Pitt wskaza艂 pracowni臋.
- Tutaj tego nie wida膰.
Kelly roze艣mia艂a si臋.
- Jeszcze nie pokazali艣my ci jego biblioteki.
- Ch臋tnie zobacz臋.
- Jest w oddzielnym budynku nad rzek膮. Tata postawi艂 go prawie dwadzie艣cia lat temu. To by艂 jego azyl, ucieka艂 tam, gdy by艂 zm臋czony.
Biblioteka Egana przypomina艂a z zewn膮trz osiemnastowieczny m艂yn. Zbudowano j膮 z kamienia polnego i pokryto dach贸wk膮 艂upkow膮. 艢ciany porasta艂 bluszcz. Jedynym nowoczesnym akcentem by艂y 艣wietliki w dachu. Thomas otworzy艂 grube, d臋bowe drzwi wielkim, staromodnym kluczem.
Wn臋trze wygl膮da艂o tak, jak Pitt sobie wyobra偶a艂: boazeria, mahoniowe p贸艂ki z ksi膮偶kami, sk贸rzane fotele i sofa. Wygoda i spok贸j. Na biurku z palisandru le偶a艂y jeszcze papiery. Egan musia艂 si臋 tu czu膰 jak ryba w wodzie, pomy艣la艂 Pitt. Idealne miejsce do bada艅 naukowych.
Przeszed艂 si臋 wzd艂u偶 p贸艂ek. Si臋ga艂y od pod艂ogi do sufitu. Po ksi膮偶ki na g贸rze wchodzi艂o si臋 po pionowej drabince przesuwanej na k贸艂kach po gzymsie. Na jedynej wolnej 艣cianie wisia艂y obrazy statk贸w wiking贸w. Na stoliku pod nimi sta艂 model okr臋tu podwodnego. Mia艂 ponad metr d艂ugo艣ci. Pitt oceni艂, 偶e jest w skali co najmniej jeden do pi臋膰dziesi臋ciu. Obejrza艂 go dok艂adnie. Doskona艂a robota, pomy艣la艂. Okr臋t mia艂 zaokr膮glony dzi贸b i ruf臋, iluminatory w burtach i ma艂y kiosk przesuni臋ty do przodu. 艁opatki 艣ruby nap臋dowej przypomina艂y pi贸ra wios艂a.
Pitt jeszcze nie widzia艂 takiej jednostki p艂ywaj膮cej. M贸g艂 j膮 por贸wna膰 tylko z planami okr臋tu podwodnego konfederat贸w z czas贸w wojny secesyjnej, kt贸re kiedy艣 studiowa艂.
Pod modelem przytwierdzono mosi臋偶n膮 tabliczk臋: 鈥濶autilus鈥. Siedemdziesi膮t metr贸w d艂ugo艣ci, osiem szeroko艣ci. Zwodowany w roku 1863.
- Pi臋kna rzecz - zachwyci艂 si臋 Pitt. - Okr臋t podwodny kapitana Nemo, prawda? Z 20 000 tysi臋cy mil podmorskiej 偶eglugi?
- Tata zaprojektowa艂 go wed艂ug ksi膮偶ki. Zleci艂 budow臋 doskona艂emu modelarzowi, Fredowi Torneau.
- Wspania艂a robota - przyzna艂 z podziwem Giordino.
Pitt poszed艂 dalej, patrz膮c na tytu艂y ksi膮偶ek. Wszystkie opisywa艂y epok臋 wiking贸w w latach 793 - 1450. Jeden dzia艂 by艂 po艣wi臋cony tylko alfabetom runicznym, u偶ywanym przez German贸w i Skandynaw贸w od trzeciego do trzynastego wieku.
Kelly zauwa偶y艂a zainteresowanie Pitta. Podesz艂a i wzi臋艂a go pod r臋k臋.
- Tata by艂 ekspertem od t艂umaczenia inskrypcji na kamieniach runicznych rozsianych po kraju.
- Wierzy艂, 偶e wikingowie dotarli tak daleko na po艂udnie?
Przytakn臋艂a.
- W dzieci艅stwie zwiedzi艂am z nim i mam膮 po艂ow臋 stan贸w na 艢rodkowym Zachodzie. Obozowali艣my w starym samochodzie kempingowym. Tata kopiowa艂 i studiowa艂 inskrypcje na ka偶dym napotkanym kamieniu runicznym.
- Chyba nie ma ich du偶o - powiedzia艂 Giordino.
- Znalaz艂 trzydzie艣ci pi臋膰 - odrzek艂a Kelly i wskaza艂a p贸艂k臋 pe艂n膮 notatnik贸w. - Wszystko jest tutaj.
- Zamierza艂 to opublikowa膰? - zapyta艂 Giordino.
- Nie wiem. Jakie艣 dziesi臋膰 lat temu zupe艂nie przesta艂 si臋 tym interesowa膰.
- Wpad艂 z jednej obsesji w drug膮 - wyja艣ni艂 Thomas i pokaza艂 inn膮 p贸艂k臋. - Po wikingach zaj膮艂 si臋 Juliuszem Verne鈥檈m. Kolekcjonowa艂 wszystko, co Verne kiedykolwiek napisa艂.
Pitt wyci膮gn膮艂 i otworzy艂 jedn膮 z ksi膮偶ek. Mia艂a sk贸rzan膮 opraw臋, a z przodu i na grzbiecie z艂ocony tytu艂 Tajemnicza wyspa. Na wielu stronach by艂y grube podkre艣lenia. Wsun膮艂 j膮 na miejsce i cofn膮艂 si臋.
- Nie widz臋 偶adnych notatek o Vernie. Najwyra藕niej doktor Egan czyta艂 powie艣ci, ale nie pisa艂 do nich komentarzy.
Thomas wygl膮da艂 ju偶 na zm臋czonego. Usiad艂 w sk贸rzanym fotelu.
- Jego fascynacja wikingami i Verne鈥檈m jest dla mnie zagadk膮. Nie by艂 cz艂owiekiem, kt贸ry a偶 tak po艣wi臋ca si臋 czemu艣 dla czystej przyjemno艣ci. Zawsze zdobywa艂 now膮 wiedz臋 w jakim艣 celu.
Pitt spojrza艂 na Kelly.
- Nigdy ci nie m贸wi艂, dlaczego tak go interesowali wikingowie?
- Nie tyle oni, ile ich inskrypcje runiczne.
Giordino wzi膮艂 z p贸艂ki jeden z notatnik贸w Egana. Otworzy艂 go, przerzuci艂 kartki i zrobi艂 zdumion膮 min臋. Zajrza艂 do drugiego notesu, potem do trzeciego. W ko艅cu poda艂 je innym.
- Wygl膮da na to, 偶e doktor Egan by艂 wi臋ksz膮 zagadk膮, ni偶 wam si臋 wydaje.
Obejrzeli notatniki i popatrzyli na siebie zaskoczeni.
Nigdzie nie znale藕li ani jednej zapisanej strony.
- Nic nie rozumiem - powiedzia艂a zbita z tropu Kelly.
- Ja te偶 nie - odrzek艂 Thomas.
Kelly si臋gn臋艂a po dwa nast臋pne notesy. By艂y czyste.
- Dobrze pami臋tam nasze rodzinne wyprawy w poszukiwaniu kamieni runicznych. Tata pokrywa艂 inskrypcje talkiem i fotografowa艂. Wieczorami odczytywa艂 ich tre艣膰 w wozie kempingowym. Ci膮gle mnie wygania艂, bo przeszkadza艂am mu w pisaniu. Widzia艂am na w艂asne oczy, 偶e robi艂 notatki.
- Nie w tych zeszytach - odpar艂 Pitt. - Nie wygl膮da na to, 偶eby kto艣 wyrwa艂 zapisane kartki i wklei艂 czyste. Tw贸j ojciec musia艂 gdzie艣 schowa膰 tamte notatki.
- Bez w膮tpienia porastaj膮 kurzem w jego tajnej pracowni - powiedzia艂 Giordino. Nagle straci艂 sporo szacunku dla doktora Egana.
Kelly posmutnia艂a.
- Po co tata mia艂by robi膰 co艣 takiego? By艂 szczery i uczciwy.
- Widocznie mia艂 wa偶ny pow贸d - pocieszy艂 j膮 Thomas.
Pitt popatrzy艂 na ni膮 ze wsp贸艂czuciem.
- Ju偶 p贸藕no. Dzi艣 nic si臋 nie wyja艣ni. Prze艣pijmy si臋 z tym problemem. Mo偶e jutro co艣 nam przyjdzie do g艂owy.
Nikt nie zaprotestowa艂. Wszyscy byli wyko艅czeni. Z wyj膮tkiem Pitta. Wyszed艂 z biblioteki ostatni. Uda艂, 偶e zamyka drzwi i odda艂 klucz Thomasowi. Kiedy wszyscy zasn臋li, wr贸ci艂 potajemnie do budynku. Zapali艂 艣wiat艂o i zacz膮艂 przegl膮da膰 materia艂y Egana o kamieniach runicznych. Powoli wy艂ania艂 si臋 trop i pewna historia.
O czwartej nad ranem znalaz艂 to, czego szuka艂. Wiele pyta艅 pozosta艂o bez odpowiedzi, ale m臋tna woda zrobi艂a si臋 na tyle przejrzysta, 偶e dostrzeg艂 dno. Zasn膮艂 zadowolony w wygodnym, sk贸rzanym fotelu, wdychaj膮c zapach starych ksi膮偶ek.
Giordino zaskoczy艂 wszystkich: zrobi艂 艣niadanie. Po jedzeniu niewyspany Pitt zadzwoni艂 pos艂usznie do Sandeckera i zameldowa艂, co si臋 dzieje. Admira艂 nie mia艂 wiele do powiedzenia o 艣ledztwie w sprawie Cerbera. Wspomnia艂, 偶e Hiram Yaeger nie mo偶e rozgry藕膰, jak Pitt nape艂ni艂 olejem neseser Egana za jego plecami. Pitt sam nie rozumia艂 tej sztuczki.
Giordino poszed艂 z Thomasem do pracowni chemicznej; naukowiec mia艂 tam co艣 do zrobienia. Pitt i Kelly wr贸cili do biblioteki. Dziewczyna zobaczy艂a stos ksi膮偶ek i papier贸w na biurku.
- Zdaje si臋, 偶e kto艣 tu pracowa艂 po godzinach.
- Nikt obcy - uspokoi艂 j膮 Pitt.
U艣miechn臋艂a si臋 i poca艂owa艂a go w policzek.
- Teraz rozumiem, dlaczego masz podkr膮偶one oczy. My艣la艂am, 偶e w nocy przyjdziesz do mnie, nie tutaj.
Pitt chcia艂 powiedzie膰: 鈥瀗ajpierw obowi膮zek, potem przyjemno艣膰鈥, ale ugryz艂 si臋 w j臋zyk.
- Romanse mi nie wychodz膮, kiedy my艣lami jestem gdzie indziej.
- Tysi膮c lat wstecz - doda艂a, patrz膮c na otwarte ksi膮偶ki o wikingach. - Czego szuka艂e艣?
- M贸wi艂a艣, 偶e tw贸j ojciec znalaz艂 trzydzie艣ci pi臋膰 kamieni runicznych.
- Mniej wi臋cej. Nie pami臋tam dok艂adnie, ile.
- A pami臋tasz gdzie?
Przez chwil臋 w zamy艣leniu kiwa艂a g艂ow膮. D艂ugie w艂osy wi艂y si臋 jej na ramionach. W ko艅cu roz艂o偶y艂a r臋ce.
- Przypominam sobie pi臋膰 czy sze艣膰 miejsc. Ale by艂y na takim uboczu, 偶e nie trafi艂abym tam.
- Nie b臋dziesz musia艂a.
- Do czego zmierzasz? - rzuci艂a wyzywaj膮co.
- Zorganizujemy wypraw臋 szlakiem twojego ojca, 偶eby przet艂umaczy膰 inskrypcje.
- Po co?
- Tw贸j ojciec nie szuka艂 tych kamieni i nie ukry艂 ani nie zniszczy艂 tekst贸w dla zabawy. O co艣 mu chodzi艂o. Czuj臋, 偶e to si臋 wi膮偶e z jego eksperymentami.
- W膮tpi臋. Chyba 偶e widzisz co艣, czego ja nie widz臋.
Pitt u艣miechn膮艂 si臋.
- Nie zaszkodzi spr贸bowa膰.
- Tata zniszczy艂 wszystkie zapiski, jak trafi膰 do tych kamieni. Jak chcesz znale藕膰 te miejsca?
Pitt wzi膮艂 z biurka ksi膮偶k臋 doktor Marlys Kaiser Dalekie echa wiking贸w. Wr臋czy艂 j膮 Kelly.
- Ta pani skatalogowa艂a ponad osiemdziesi膮t kamieni runicznych rozsianych po Ameryce P贸艂nocnej i przet艂umaczy艂a inskrypcje. Jej wcze艣niejsze prace s膮 tu w bibliotece twojego ojca. Chyba warto z艂o偶y膰 wizyt臋 doktor Kaiser.
- Osiemdziesi膮t kamieni... - powiedzia艂a w zamy艣leniu Kelly. - A tata znalaz艂 tylko trzydzie艣ci pi臋膰. Dlaczego przesta艂 szuka膰 nast臋pnych czterdziestu pi臋ciu?
- Bo interesowa艂y go tylko inskrypcje zwi膮zane z projektem, nad kt贸rym wtedy pracowa艂.
W niebieskich oczach Kelly b艂ysn臋艂a ciekawo艣膰.
- Ale dlaczego nie zostawi艂 tych przet艂umaczonych inskrypcji?
Pitt 艣cisn膮艂 jej r臋k臋.
- Mam nadziej臋, 偶e dowiemy si臋 tego od doktor Kaiser.
- Kiedy jedziemy? - zapyta艂a podekscytowana.
- Dzi艣 po po艂udniu albo jak tylko przy艣l膮 tu nowych ochroniarzy.
- Gdzie mieszka doktor Kaiser?
- W miasteczku Monticello. To oko艂o stu kilometr贸w na pomocny zach贸d od Minneapolis.
- Nigdy nie by艂am w Minnesocie.
- O tej porze roku jest tam mn贸stwo robali.
Kelly popatrzy艂a na p贸艂ki z ksi膮偶kami o wikingach.
- Ciekawe, czy doktor Kaiser zna艂a tat臋?
- Podejrzewam, 偶e udziela艂a mu konsultacji. W niedziel臋 o tej porze co艣 ju偶 b臋dziemy wiedzieli.
- To dopiero za cztery dni! - zdziwi艂a si臋. - O co chodzi?
Wyprowadzi艂 j膮 z biblioteki i zamkn膮艂 drzwi.
- Najpierw wykonam kilka telefon贸w. Potem polecimy do Waszyngtonu. Musz臋 tam zasi臋gn膮膰 opinii zaufanych ekspert贸w. Chc臋 mie膰 jak najwi臋cej danych, zanim wyruszymy w plener szuka膰 kamieni runicznych.
Kiedy tym razem odrzutowiec NUMA wyl膮dowa艂 w Langley, na p艂ycie lotniska czeka艂a Loren Smith. Obj臋艂a Pitta, przeczesa艂a mu w艂osy palcami i poci膮gn臋艂a g艂ow臋 w d贸艂, 偶eby go poca艂owa膰.
- Cze艣膰, marynarzu. M贸j w臋drowiec wr贸ci艂 do domu.
Kelly zobaczy艂a, jak patrz膮 sobie w oczy i zatrzyma艂a si臋 w drzwiach samolotu. Zrozumia艂a, 偶e to wi臋cej ni偶 przyja藕艅, i poczu艂a uk艂ucie zazdro艣ci. Loren by艂a bardzo pi臋kna. W jej twarzy i ciele odbija艂o si臋 zdrowe dzieci艅stwo na ranczo na zachodnich zboczach Kolorado. Doskonale je藕dzi艂a konno. Wystartowa艂a w wyborach do Kongresu i wygra艂a. Urz臋dowa艂a ju偶 sz贸st膮 kadencj臋.
Ubra艂a si臋 odpowiednio do waszyngto艅skiego upa艂u i wygl膮da艂a osza艂amiaj膮co w br膮zowych szortach, 偶贸艂tej bluzce i z艂otych sanda艂kach. Mia艂a wystaj膮ce ko艣ci policzkowe, fio艂kowe oczy i cynamonowe w艂osy. Mog艂a by膰 modelk膮, a nie urz臋dniczk膮 pa艅stwow膮. Zna艂a Pitta od dziesi臋ciu lat. Ich zwi膮zek zmienia艂 si臋 kilkakrotnie z intymnego w platoniczny i na odwr贸t. Kiedy艣 zastanawiali si臋 powa偶nie nad ma艂偶e艅stwem, ale ka偶de dawno wzi臋艂o 艣lub ze swoj膮 prac膮. Uznali, 偶e wsp贸lne 偶ycie by艂oby trudne.
Podesz艂a Kelly i dwie kobiety zmierzy艂y si臋 wzrokiem. Pitt przedstawi艂 l e sobie i nie wyczu艂 natychmiastowego konfliktu. Jak to m臋偶czyzna.
- Panna Kelly Egan, pani Loren Smith z Kongresu. Kelly u艣miechn臋艂a si臋 sztywno.
- Mi艂o mi pani膮 pozna膰.
- Ca艂a przyjemno艣膰 po mojej stronie - odrzek艂a s艂odko Loren. - M贸w mi po imieniu. Zna艂am twojego ojca. By艂 wspania艂ym cz艂owiekiem. Pozw贸l, 偶e z艂o偶臋 ci kondolencje.
Kelly rozpromieni艂a si臋.
- Zna艂a艣 tat臋?
- Zeznawa艂 przed moj膮 komisj膮 badaj膮c膮 ceny ustalane przez koncerny naftowe. Spotykali艣my si臋 te偶 prywatnie i dyskutowali艣my o bezpiecze艅stwie narodowym.
- Wiedzia艂am, 偶e tata bywa艂 w Waszyngtonie, ale nigdy nie wspomina艂 o rozmowach z cz艂onkami Kongresu. My艣la艂am, 偶e je藕dzi艂 do departamentu handlu i transportu.
Z samolotu wy艂oni艂 si臋 Giordino. Podszed艂 i u艣ciska艂 Loren. Przy swoich stu sze艣膰dziesi臋ciu dw贸ch centymetrach wzrostu by艂 od niej dziesi臋膰 centymetr贸w ni偶szy. Uca艂owali si臋 w policzki.
- Jak zwykle pi臋kna.
- Co s艂ycha膰 u mojego ulubionego Rzymianina?
- Ci膮gle walcz臋 z barbarzy艅cami. A ty?
- Wci膮偶 wojuj臋 z filistrami w stolicy.
- Powinni艣my si臋 czasem zamienia膰 miejscami.
Loren roze艣mia艂a si臋.
- Podejrzewam, 偶e za ka偶dym razem wysz艂abym na tym lepiej.
Zn贸w mocno poca艂owa艂a Pitta.
- Ilekro膰 my艣l臋, 偶e odszed艂e艣 w sin膮 dal, zjawiasz si臋 z powrotem.
- Kt贸rym samochodem przyjecha艂a艣? - zapyta艂 Pitt. Wiedzia艂, 偶e na takie okazje zawsze bierze kt贸ry艣 z woz贸w jego zabytkowej kolekcji.
Wskaza艂a eleganckiego, ciemnozielonego packarda model 1607 z 1938 roku. W zag艂臋bieniach d艂ugich, wygi臋tych b艂otnik贸w tkwi艂y dwie zakryte opony zapasowe. Pi臋kn膮 karoseri臋 zaprojektowa艂 na zam贸wienie Earle C. Anthony, kt贸ry przez p贸艂 wieku handlowa艂 t膮 mark膮. Stworzy艂 esencj臋 klasycznego samochodu. Packard mia艂 rozstaw osi przekraczaj膮cy trzy i p贸艂 metra i wyj膮tkowo cichy silnik V-12 o pojemno艣ci prawie siedmiu tysi臋cy o艣miuset centymetr贸w sze艣ciennych. Pitt podni贸s艂 jego moc do dwustu koni mechanicznych.
Wspania艂y samoch贸d wzbudza w kobiecie mi艂o艣膰 erotyczn膮. Kelly delikatnie przesun臋艂a palcami po chromowanym kormoranie na ch艂odnicy. B艂yszcza艂y jej oczy, kiedy z czci膮 dotyka艂a dzie艂a sztuki in偶ynierskiej. Wiedzia艂a, 偶e ojciec by艂by zachwycony packardem.
- Powiedzie膰, 偶e jest pi臋kny, to za ma艂o - westchn臋艂a.
- Chcesz go poprowadzi膰? - zapyta艂a Loren i spojrza艂a w艂adczo na Pitta. - Dirk na pewno si臋 zgodzi.
Pitt zrozumia艂, 偶e nie ma tu nic do gadania. Pom贸g艂 Alowi w艂adowa膰 rzeczy do baga偶nika i usiad艂 z Loren z ty艂u. Giordino usadowi艂 si臋 obok Kelly. Czu艂a si臋 jak w si贸dmym niebie za wielk膮 kierownic膮.
Szyba mi臋dzy odkrytymi przednimi siedzeniami i kabin膮 pasa偶ersk膮 by艂a zamkni臋ta. Loren popatrzy艂a na Pitta prowokacyjnie.
- B臋dzie z tob膮 mieszka膰?
Roze艣mia艂 si臋.
- Wiem, o co ci chodzi. Szczerze m贸wi膮c, mia艂em nadziej臋, 偶e we藕miesz j膮 do siebie.
- Gdzie si臋 podzia艂 ten dawny Dirk Pitt, kt贸rego kiedy艣 zna艂am?
- Wybacz, je艣li ci臋 rozczarowa艂em, ale grozi jej 艣mier膰. U ciebie by艂aby bezpieczniejsza. Korporacj膮 Cerber rz膮dz膮 maniacy. Nie zawahaj膮 si臋 zabi膰 Kelly, 偶eby zdoby膰 wz贸r chemiczny superoleju jej ojca. Podejrzewam, 偶e ju偶 wytropili, gdzie mieszkam. Dlatego chc臋 j膮 ukry膰 gdzie indziej.
Loren wzi臋艂a w d艂onie jego r臋k臋.
- Co kobiety zrobi艂yby bez ciebie?
- Zaopiekujesz si臋 ni膮?
U艣miechn臋艂a si臋.
- Mog臋 dla odmiany spr贸bowa膰 damskiego towarzystwa. A m贸wi膮c powa偶nie, nie wiedzia艂am, 偶e jeste艣 zamieszany w spraw臋 Cerbera.
- FBI i CIA utajni艂y dochodzenie.
- Wiesz co艣, czego ja nie wiem? W mediach nic nie by艂o.
- Ustalili艣my, 偶e po偶ar i zatoni臋cie 鈥濫merald Dolphina鈥 oraz wybuch, kt贸ry zatopi艂 鈥濭olden Marlina鈥 to by艂a celowa robota. Jeste艣my pewni, 偶e obie katastrofy spowodowa艂y 呕mije, spece Cerbera od tajnych operacji.
Przyjrza艂a si臋 Pittowi uwa偶nie.
- Sk膮d wiesz?
- Al i ja od pocz膮tku siedzimy w tym po uszy.
Wyci膮gn臋艂a si臋 na wygodnym, sk贸rzanym siedzeniu i przez chwil臋 patrzy艂a w okno.
- Tak si臋 sk艂ada, 偶e przewodnicz臋 teraz komisji, kt贸ra bada niedozwolone praktyki Cerbera. Podejrzewamy, 偶e korporacja pr贸buje stworzy膰 monopol, wykupuj膮c wi臋kszo艣膰 eksploatowanych z艂贸偶 ropy i gazu w Ameryce P贸艂nocnej.
- Po co? - zdziwi艂 si臋 Pitt. - Prawie dziewi臋膰dziesi膮t procent ropy sprowadzamy z zagranicy. To 偶adna tajemnica, 偶e ameryka艅scy producenci nie mog膮 konkurowa膰 cenowo z innymi.
- Tak - przyzna艂a Loren. - Nie sta膰 nas na w艂asn膮 rop臋. Zagraniczni eksporterzy trzymaj膮 艣wiat w szachu. Zmniejszaj膮 wydobycie, 偶eby podnosi膰 ceny. Ka偶demu mog膮 przykr臋ci膰 kurek. Co gorsza, nasze zapasy prawie wysch艂y. Ameryka艅scy producenci ch臋tnie sprzedaj膮 pola naftowe Cerberowi i ograniczaj膮 si臋 do przerobu surowca z importu. To d艂ugi 艂a艅cuch - wydobywanie ropy, sk艂adowanie, transport supertankowcami, zn贸w sk艂adowanie i w ko艅cu przer贸b w rafineriach. Gdyby strumie艅 ropy przesta艂 p艂yn膮膰, pe艂ne wznowienie dostaw zaj臋艂oby od trzech do pi臋ciu miesi臋cy.
- To by艂aby katastrofa ekonomiczna.
Loren zacisn臋艂a wargi.
- Ceny paliw skoczy艂yby do nieba. Linie lotnicze 偶膮da艂yby za bilety astronomicznych sum. Nie opanowaliby艣my inflacji. Bary艂ka ropy kosztowa艂aby prawdopodobnie osiemdziesi膮t dolar贸w.
- Nie mog臋 sobie wyobrazi膰 litra benzyny za dolara i trzydzie艣ci cent贸w albo wi臋cej - powiedzia艂 Pitt.
- Ale na to si臋 zanosi.
- A zagraniczni producenci nie straciliby na tym? - zapyta艂.
- Przy zmniejszonym wydobyciu i prawie trzykrotnie wi臋kszych zyskach, na pewno nie. Kraje OPEC maj膮 pretensje do Zachodu, 偶e od lat nimi manipuluje. Zamierzaj膮 prowadzi膰 tward膮 polityk臋 i nie ulega膰 pro艣bom o zwi臋kszenie wydobycia i obni偶enie cen. I ignorowa膰 nasze gro藕by.
Pitt popatrzy艂 przez okno na ma艂e 艂odzie na rzece Potomac.
- Co prowadzi nas z powrotem do Cerbera. O co im w艂a艣ciwie chodzi? Je艣li maj膮 zamiar utworzy膰 monopol wydobywczy, dlaczego nie przejmuj膮 r贸wnie偶 rafinerii?
Loren bezradnie roz艂o偶y艂a r臋ce.
- Mo偶liwe, 偶e prowadz膮 tajne negocjacje z w艂a艣cicielami rafinerii w sprawie wykupu. Na ich miejscu opanowa艂abym ca艂膮 bran偶臋.
- Musz膮 mie膰 siln膮 motywacj臋, inaczej nie zostawialiby za sob膮 tylu trup贸w.
Giordino wskazywa艂 Kelly kierunek. Skr臋ci艂a w bram臋 na kra艅cu mi臋dzynarodowego portu lotniczego Ronalda Reagana i podjecha艂a gruntow膮 drog膮 do starego hangaru. Pitt opu艣ci艂 szyb臋 dzia艂ow膮.
- Podrzu膰 panie do domu Loren - powiedzia艂 do Giordina - a potem wpadnij do siebie i wyk膮p si臋. Zabierzesz nas o si贸dmej na kolacj臋. Zarezerwuj臋 stolik w restauracji.
Kelly odwr贸ci艂a si臋 z u艣miechem do Loren.
- Cudownie! Mam nadziej臋, 偶e nie b臋d臋 ci przeszkadza膰?
- Ani troch臋 - zapewni艂a wspania艂omy艣lnie Loren. - Mam woln膮 sypialni臋 dla go艣ci. Serdecznie zapraszam.
Kelly spojrza艂a na Pitta. Oczy jej b艂yszcza艂y.
- Zakocha艂am si臋 w tym samochodzie.
Pitt wyszczerzy艂 z臋by.
- Tylko nie przyzwyczaj si臋 do niego za bardzo. Chc臋 go mie膰 z powrotem.
Packard potoczy艂 si臋 cicho do bramy. Pitt wystuka艂 na pilocie kod i wy艂膮czy艂 zabezpieczenia. Wszed艂 do hangaru, rzuci艂 baga偶 na pod艂og臋 i zerkn膮艂 na star膮 dox臋. By艂a druga trzydzie艣ci. Si臋gn膮艂 przez otwarte okno do d偶ipa NUMA i zadzwoni艂 z telefonu kom贸rkowego.
- S艂ucham - odpowiedzia艂 dystyngowanym tonem g艂臋boki, melodyjny g艂os.
- Cze艣膰, St. Julien.
- Dirk! - rykn膮艂 St. Julien Perlmutter, gaw臋dziarz, smakosz i znany historyk morski. - Mia艂em nadziej臋, 偶e si臋 odezwiesz. Ciesz臋 si臋, 偶e ci臋 s艂ysz臋. Wiem, 偶e by艂e艣 na tej 艂odzi.
- Tak.
- Bardzo udana ewakuacja.
- Masz troch臋 czasu na ma艂e badanie naukowe?
- Dla ciebie zawsze.
- Mog臋 wpa艣膰?
- Jasne. W艂a艣nie zamierzam otworzy膰 nowe sze艣膰dziesi臋cioletnie porto, kt贸re zam贸wi艂em w Portugalii. Mam nadziej臋, 偶e si臋 przy艂膮czysz.
- B臋d臋 za pi臋tna艣cie minut.
Pitt wjecha艂 w zadrzewion膮 ulic臋 Georgetown. Sta艂y tu eleganckie rezydencje z pocz膮tku dwudziestego wieku. Skr臋ci艂 na podjazd i min膮艂 du偶y, ceglany dom, poro艣ni臋ty bluszczem. Zaparkowa艂 na zadaszonym podw贸rzu przed star膮 wozowni膮. Kiedy艣 trzymano w niej bryczki konne, p贸藕niej samochody. Teraz by艂o tu przestronne mieszkanie z dwupoziomow膮 piwnic膮. Mie艣ci艂a si臋 w nim najwi臋ksza prywatna biblioteka morska.
Pitt wysiad艂 z d偶ipa, podszed艂 do wej艣cia i si臋gn膮艂 do du偶ej ko艂atki z br膮zu w kszta艂cie 偶aglowca. Drzwi otworzy艂y si臋, zanim zd膮偶y艂 zastuka膰. W progu sta艂 pot臋偶ny, siwy brodacz z czerwonym nosem i niebieskimi oczami. Nosi艂 ciemnowi艣niow膮 pi偶am臋 i szlafrok tego samego koloru. Nie by艂 nalanym grubasem. Mia艂 mocne cia艂o i porusza艂 si臋 zadziwiaj膮co zgrabnie.
- Dirk! - wykrzykn膮艂 i zmia偶d偶y艂 Pitta w nied藕wiedzim u艣cisku. - Wejd藕. Ostatnio rzadko ci臋 widuj臋.
- Brakuje mi twojej fantastycznej kuchni.
Pitt poszed艂 za St. Julienem Perlmutterem przez pokoje i korytarze zawalone po sufit ksi膮偶kami o morzu. Bibliotek臋 ch臋tnie kupi艂yby uniwersytety i muzea, ale Perlmutter zamierza艂 zachowa膰 ka偶dy tom a偶 do 艣mierci. O dalszych losach kolekcji mia艂 rozstrzygn膮膰 jego testament. Wprowadzi艂 Pitta do przestronnej kuchni, kt贸rej wyposa偶enie wystarczy艂oby dziesi臋ciu restauracjom. Wskaza艂 go艣ciowi miejsce przy okr膮g艂ym stole z klapy luku okr臋towego. Na 艣rodku blatu wznosi艂 si臋 postument kompasu.
- Siadaj, a ja otworz臋 porto. Trzyma艂em je na specjaln膮 okazj臋.
- Trudno tak nazwa膰 moj膮 wizyt臋 - u艣miechn膮艂 si臋 Pitt.
- Mo偶na tak nazwa膰 ka偶d膮 okazj臋, kiedy nie musz臋 pi膰 sam - zachichota艂 Perlmutter. By艂 weso艂ym cz艂owiekiem i rzadko przestawa艂 si臋 u艣miecha膰. Wyci膮gn膮艂 korek i nala艂 do kieliszk贸w ciemnoczerwony p艂yn. Poda艂 wino Pittowi.
- Co o tym my艣lisz?
Pitt wolno rozprowadzi艂 wino j臋zykiem, potem prze艂kn膮艂.
- Nektar bog贸w.
Perlmutter wys膮czy艂 kieliszek do dna i nala艂 sobie nast臋pny.
- Jedna z moich najwi臋kszych przyjemno艣ci. M贸wi艂e艣 o jakich艣 badaniach naukowych.
- S艂ysza艂e艣 o doktorze Elmorze Eganie? - zapyta艂 Pitt.
Perlmutter przez moment przygl膮da艂 mu si臋 uwa偶nie.
- Oczywi艣cie. Genialny wynalazca. Jego silniki magnetohydrodynamiczne to cud techniki. Szkoda, 偶e zgin膮艂 w katastrofie 鈥濫merald Dolphina鈥 w przeddzie艅 wielkiego sukcesu. Dlaczego pytasz?
Pitt wyci膮gn膮艂 si臋 wygodnie w fotelu. Delektowa艂 si臋 drugim kieliszkiem porto i opowiada艂. Zacz膮艂 od po偶aru liniowca, sko艅czy艂 na walce w domu Egana nad rzek膮 Hudson.
- A jaki to ma zwi膮zek ze mn膮? - zapyta艂 Perlmutter.
- Doktor Egan by艂 wielkim mi艂o艣nikiem Juliusza Verne鈥檃. Zw艂aszcza jego ksi膮偶ki 20 000 mil podmorskiej 偶eglugi. Pomy艣la艂em, 偶e ty b臋dziesz wiedzia艂 najwi臋cej o okr臋cie podwodnym kapitana Nemo, 鈥濶autilusie鈥.
Perlmutter odchyli艂 si臋 do ty艂u i popatrzy艂 w sufit.
- Poniewa偶 to fikcja, nie mam tego na li艣cie moich projekt贸w badawczych. Min臋艂o kilka lat, od kiedy ostatnio czyta艂em t臋 ksi膮偶k臋. Verne albo wyprzedza艂 swoj膮 epok臋, albo potrafi艂 przewidywa膰 przysz艂o艣膰, bo 鈥濶autilus鈥 by艂 wyj膮tkowo zaawansowany technicznie, jak na rok 1866.
- Czy kto艣 m贸g艂 wtedy zbudowa膰 okr臋t podwodny cho膰by w po艂owie tak doskona艂y?
- Przychodzi mi do g艂owy tylko 鈥濰.L. Hunley鈥 konfederat贸w.
Pitt przytakn膮艂.
- Pami臋tam. W 1864 roku zatopi艂 w pobli偶u Charleston w Karolinie Po艂udniowej korwet臋 unionist贸w 鈥濰ousatonic鈥. Przeszed艂 do historii jako pierwsza 艂贸d藕 podwodna, kt贸ra zatopi艂a okr臋t wojenny.
Perlmutter kiwn膮艂 g艂ow膮.
- Tak. Ten wyczyn powt贸rzy艂 dopiero pi臋膰dziesi膮t lat p贸藕niej U-21. W sierpniu 1914 roku zatopi艂 na Morzu Pomocnym okr臋t HMS 鈥濸athfinder鈥. 鈥濰unley鈥 le偶a艂 na dnie sto trzydzie艣ci sze艣膰 lat, zanim go odkryto, wydobyto i zabrano do konserwacji. Wystawiono go na widok publiczny. Kiedy usuni臋to mu艂 i szcz膮tki za艂ogi, okaza艂o si臋, 偶e by艂 du偶o nowocze艣niejszy, ni偶 przypuszczano. Mia艂 op艂ywowy kszta艂t, podstawowy system do oddychania z miechami t艂ocz膮cymi powietrze, zbiorniki balastowe z pompami, stery g艂臋boko艣ciowe i wpuszczane nity, 偶eby zmniejszy膰 op贸r wody. Nawiasem m贸wi膮c, nikt nie wiedzia艂, 偶e ten ostatni wynalazek pojawi艂 si臋 wcze艣niej ni偶 samolot z wpuszczanymi nitami, zbudowany przez Howarda Hughesa w po艂owie lat trzydziestych dwudziestego wieku. W 鈥濰unleyu鈥 eksperymentowano nawet z silnikami elektromagnetycznymi, ale ta technologia nie by艂a jeszcze gotowa. O艣miu ludzi siedzia艂o w 艣rodku i kr臋ci艂o wa艂em korbowym, kt贸ry obraca艂 艣rub臋 nap臋dow膮. Potem w dziedzinie budowy okr臋t贸w podwodnych nic si臋 nie dzia艂o, dop贸ki John Holland i Simon Lake nie stworzyli swoich 艂odzi. Ich koncepcje przyj臋艂o kilka pa艅stw, w tym Niemcy i my. Pierwsze okr臋ty podwodne wygl膮da艂yby prymitywnie przy 鈥濶autilusie鈥.
Perlmutterowi zabrak艂o tchu. Kiedy zamierza艂 si臋gn膮膰 po butelk臋 porto, dozna艂 ol艣nienia.
- Co艣 sobie przypomnia艂em - powiedzia艂 i zgrabnie podni贸s艂 wielkie cielsko z fotela. Znikn膮艂 w korytarzu i po kilku minutach wr贸ci艂 z ksi膮偶k膮.
- Raport komisji 艣ledczej o zatopieniu fregaty 鈥濳earsarge鈥.
- Okr臋tu, kt贸ry pos艂a艂 na dno s艂ynn膮 鈥濧labam臋鈥 konfederat贸w? - upewni艂 si臋 Pitt.
- Zupe艂nie zapomnia艂em, w jak dziwnych okoliczno艣ciach fregata osiad艂a na rafie Roncador u wybrze偶y Wenezueli w 1894 roku.
- Dziwnych? - zapyta艂 Pitt.
- Tak. Wed艂ug jej dow贸dcy, kapitana Leigh Hunta, zosta艂a zaatakowana przez okr臋t podwodny o wygl膮dzie zbli偶onym do wieloryba. Fregata 艣ciga艂a go, ale zanurzy艂 si臋, potem zn贸w wyp艂yn膮艂 na powierzchni臋 i staranowa艂 j膮. Wybi艂 w kad艂ubie wielk膮 dziur臋. 鈥濳earsarge鈥 ledwo dowl贸k艂 si臋 do Roncador, gdzie osiad艂. Za艂oga obozowa艂a tam, dop贸ki jej nie uratowano.
- Kapitan chyba za bardzo lubi艂 rum - za偶artowa艂 Pitt.
- M贸wi艂 zupe艂nie powa偶nie - odpar艂 Perlmutter. - Co wi臋cej, jego relacj臋 potwierdzi艂a ca艂a za艂oga. Wszyscy zeznali dok艂adnie to samo. Opisywali stalowego potwora, od kt贸rego odbija艂y si臋 pociski z dzia艂 鈥濳earsarge鈥檃鈥. Wspominali, 偶e mia艂 na grzbiecie piramidaln膮 nadbud贸wk臋 z iluminatorami. Hunt przysi臋ga艂, 偶e widzia艂 za szyb膮 brodat膮 twarz.
- Podali rozmiary tego potwora?
- Twierdzili, 偶e by艂 w kszta艂cie cygara. Cylindryczny, ze sto偶kowymi ko艅cami. Oceniali d艂ugo艣膰 na trzydzie艣ci do dziewi臋膰dziesi臋ciu metr贸w, a szeroko艣膰 na sze艣膰 do dwunastu.
- Pewnie co艣 po艣rodku - powiedzia艂 w zamy艣leniu Pitt. - Jakie艣 sze艣膰dziesi膮t metr贸w d艂ugo艣ci i osiem szeroko艣ci. W 1894 roku nie mo偶na by艂o lekcewa偶y膰 takiego przeciwnika.
- Teraz sobie przypominam, 偶e nie tylko 鈥濳earsarge鈥 pad艂 ofiar膮 podmorskiego potwora.
- Statek wielorybniczy 鈥濫ssex鈥 z Nantucket zaton膮艂 po zderzeniu z wielorybem - podsun膮艂 Pitt.
- To by艂 prawdziwy wieloryb - odpar艂 surowo Perlmutter. - M贸wi臋 o kolejnym okr臋cie wojennym, 鈥濧braham Lincoln鈥. Podwodna jednostka p艂ywaj膮ca roztrzaska艂a mu ster.
- Kiedy?
- W roku 1866.
- Dwadzie艣cia osiem lat wcze艣niej.
Perlmutter przyjrza艂 si臋 butelce porto. Zosta艂a ju偶 tylko jedna trzecia.
- W tamtym okresie wiele statk贸w zagin臋艂o w tajemniczych okoliczno艣ciach. G艂贸wnie brytyjskie okr臋ty wojenne.
Pitt postawi艂 kieliszek na stole, ale podzi臋kowa艂 za nast臋pn膮 kolejk臋.
- Nie uwierz臋, 偶e okr臋t wyprzedzaj膮cy swoj膮 epok臋 zbudowa艂y prywatne osoby.
- Tak by艂o z 鈥濰unleyem鈥 - powiedzia艂 Perlmutter. - Powsta艂 za prywatne pieni膮dze. Nawiasem m贸wi膮c, Horace Hunley i jego in偶ynierowie ju偶 wcze艣niej zbudowali dwa okr臋ty. Ka偶dy by艂 bardziej zaawansowany od poprzedniego.
- Nie wydaje mi si臋, 偶eby tego tajemniczego potwora skonstruowano w nieuprzemys艂owionym kraju - powiedzia艂 sceptycznie Pitt.
Perlmutter wzruszy艂 ramionami.
- Kto wie? Mo偶e Juliusz Verne s艂ysza艂 o takim wypadku i na tej podstawie stworzy艂 posta膰 kapitana Nemo i jego 鈥濶autilusa鈥.
- Je艣li taki okr臋t istnia艂 naprawd臋, to dziwne, 偶e p艂ywa艂 po 艣wiecie prawie trzydzie艣ci lat i tak rzadko go widywano. Albo 偶e nikt z za艂ogi nie zdezerterowa艂 i nie opowiedzia艂 o nim. A je艣li atakowa艂 i zatapia艂 statki, dlaczego nie uratowa艂o si臋 wi臋cej os贸b i nie zameldowa艂o o tym?
- Nie mam poj臋cia - odpar艂 wolno Perlmutter. - Wiem tylko to, co znajduj臋 w archiwach morskich. Co nie znaczy, 偶e gdzie艣 na 艣wiecie nie zachowa艂y si臋 jakie艣 wzmianki.
- A co z Verne鈥檈m? - zapyta艂 Pitt. - Musi by膰 jakie艣 muzeum pami膮tek po nim. Albo mo偶e krewni przechowuj膮 jego papiery, materia艂y naukowe, listy?
- Owszem. Badacze jego 偶ycia i tw贸rczo艣ci s膮 wsz臋dzie. Ale za najwi臋kszego eksperta uwa偶any jest doktor Paul Hereoux, przewodnicz膮cy Towarzystwa imienia Juliusza Verne鈥檃 w Amiens we Francji. Verne mieszka艂 tam w latach 1872-1905, czyli do 艣mierci.
- Czy mogliby艣my si臋 z nim skontaktowa膰?
- Lepiej - odpowiedzia艂 Perlmutter - za kilka dni b臋d臋 w Pary偶u. Chc臋 poszuka膰 w tamtejszych archiwach jaki艣 informacji o statku Johna Paula Jonesa 鈥濨onhomme Richard鈥. Wyskocz臋 do Amiens i pogadam z doktorem Hereoux.
- Bomba - ucieszy艂 si臋 Pitt i wsta艂. - Musz臋 lecie膰 i troch臋 si臋 od艣wie偶y膰. Id臋 na kolacj臋 z Alem, Loren i c贸rk膮 doktora Egana, Kelly.
- Pozdr贸w ich ode mnie.
Zanim Pitt zd膮偶y艂 wyj艣膰 na podw贸rze, Perlmutter otworzy艂 nast臋pn膮 butelk臋 starego porto.
Po powrocie do hangaru Pitt zadzwoni艂 do Sandeckera. Potem wzi膮艂 prysznic, ogoli艂 si臋 i przebra艂 w lu藕ne spodnie i sportow膮 koszul臋. Na d藕wi臋k klaksonu packarda wci膮gn膮艂 cienk膮 marynark臋 i wyszed艂. Usiad艂 na miejscu pasa偶era i skin膮艂 g艂ow膮 Giordinowi. Al ubra艂 si臋 podobnie, ale jego marynarka wisia艂a na oparciu. Wiecz贸r by艂 ciep艂y, wilgotno艣膰 powietrza przekracza艂a dziewi臋膰dziesi膮t procent.
- Wszystko za艂atwione? - zapyta艂 Giordino.
Pitt przytakn膮艂.
- Admira艂 zorganizowa艂 ma艂e wsparcie na wypadek, gdyby艣my mieli k艂opoty.
- Wzi膮艂e艣 bro艅?
Pitt odchyli艂 marynark臋 i pokaza艂 starego colta w kaburze pod pach膮.
- A ty?
Giordino obr贸ci艂 si臋 na siedzeniu. Z jego ramienia zwisa艂 automatyczny ruger P94, kaliber czterdzie艣ci.
- Miejmy nadziej臋, 偶e si臋 nie przyda - powiedzia艂.
Wdepn膮艂 sprz臋g艂o i wrzuci艂 jedynk臋 d艂ug膮, wygi臋t膮 d藕wigni膮 z onyksow膮 ga艂k膮. Wolno pu艣ci艂 sprz臋g艂o i doda艂 gazu. Wielki samoch贸d potoczy艂 si臋 mi臋kko drog膮 do bramy lotniska.
Po kilku minutach Giordino zatrzyma艂 packarda przed domem Loren w Alexandrii. Pitt podszed艂 do drzwi i nacisn膮艂 gong. Chwil臋 p贸藕niej zjawi艂y si臋 kobiety. Loren wygl膮da艂a sza艂owo w bawe艂nianym p贸艂golfie i prostej sp贸dnicy do kostek. Kelly w艂o偶y艂a sukienk臋 z jedwabnej 偶or偶ety, kt贸ra dodawa艂a jej kobieco艣ci.
Wsiedli do samochodu. Kelly usadowi艂a si臋 z przodu obok Giordina. Al odwr贸ci艂 si臋 do Pitta.
- Dok膮d teraz? - zapyta艂.
- Jed藕 Telegraph Road do miasteczka Rose Hill. Jest tam restauracja Knox Inn. Wiejski styl i doskona艂e jedzenie domowe. Raj dla podniebienia.
- Po takiej reklamie - powiedzia艂a Loren - lepiej, 偶eby to by艂a prawda.
- Lubi臋 wiejski styl - ucieszy艂a si臋 Kelly. - I umieram z g艂odu.
Po drodze gaw臋dzili o wszystkim i o niczym. Nie wspominali o ostatnich prze偶yciach i Cerberze. Kobiety rozmawia艂y g艂贸wnie o swoich podr贸偶ach. Pitt i Giordino w milczeniu obserwowali szos臋 i przeje偶d偶aj膮ce samochody. Byli przygotowani na nieprzewidziane komplikacje.
Letnie s艂o艅ce zachodzi艂o p贸藕no, kierowcy przygl膮dali si臋 packardowi. Toczy艂 si臋 dostojnie jak pow贸z wdowy jad膮cej na bal u plantatora. Nie dor贸wnywa艂 szybko艣ci膮 wsp贸艂czesnym samochodom, ale wa偶y艂 trzy tony i tylko du偶a ci臋偶ar贸wka mog艂aby go zepchn膮膰 z drogi. Mia艂 budow臋 czo艂gu, Mocna karoseria i podwozie dobrze chroni艂y pasa偶er贸w w razie wypadku.
Giordino wjecha艂 na parking gospody, kobiety wysiad艂y. Pitt i Giordino i nie spuszczali ich z oka. Rozejrzeli si臋 czujnie, ale nie zauwa偶yli nic podejrzanego. Gospod臋 zbudowano w roku 1772. Kiedy艣 by艂 tu przystanek dyli偶ans贸w. Weszli do 艣rodka, powita艂 ich kierownik sali. Dostali mi艂y stolik na dworze pod du偶ym d臋bem.
- Proponuj臋, 偶eby艣my zrezygnowali z koktajl贸w czy wina - powiedzia艂 Pitt - i wzi臋li tutejsze piwo. Warz膮 je na miejscu. Pierwsza klasa.
Pitt i Giordino wreszcie zacz臋li si臋 odpr臋偶a膰. Czas szybko mija艂. Giordino mia艂 bogaty repertuar g艂upich kawa艂贸w i kobiety pok艂ada艂y si臋 ze 艣miechu. Pitt s艂ysza艂 te dowcipy co najmniej pi臋膰dziesi膮t razy, wi臋c tylko u艣miecha艂 si臋 przez grzeczno艣膰. Obserwowa艂 ogr贸dek i innych go艣ci niczym kamera ochrony. Ale wszystko wydawa艂o si臋 w porz膮dku.
Zam贸wili wieprzowin臋 i kurczaki z grilla, kasz臋 z krewetkami i krabami, sur贸wk臋 z bia艂ej kapusty i kolby kukurydzy. Przy ciastku cytrynowym Pitt nagle zesztywnia艂. Do ich stolika szed艂 opalony, rudawy szatyn w eskorcie dw贸ch typ贸w o wygl膮dzie zawodowych zab贸jc贸w. Nosi艂 drogi garnitur na miar臋 i solidne p贸艂buty w przyci臋偶kim angielskim stylu. Wpatrywa艂 si臋 w Pitta jasnoniebieskimi oczami. Porusza艂 si臋 zgrabnie, ale z arogancj膮 w艂a艣ciciela po艂owy 艣wiata.
Pitt us艂ysza艂 w m贸zgu dzwonek alarmowy i kopn膮艂 Giordina w kostk臋. Kr臋py W艂och natychmiast zrozumia艂.
Intruz zatrzyma艂 si臋 przy stoliku. Popatrzy艂 na twarze ca艂ej czw贸rki, jakby chcia艂 je zapami臋ta膰. Najd艂u偶ej przygl膮da艂 si臋 Pittowi.
- Nigdy si臋 nie spotkali艣my - powiedzia艂. - Jestem Curtis Merlin Zale.
Nikt przy stoliku nie rozpozna艂 Zale鈥檃, ale wszyscy dobrze znali jego nazwisko. Na widok legendarnego potwora we w艂asnej osobie ka偶de zareagowa艂o inaczej. Kelly wytrzeszczy艂a oczy i gwa艂townie wci膮gn臋艂a powietrze. Loren wydawa艂a si臋 rozbawiona i ogl膮da艂a go z ciekawo艣ci膮. Giordino skoncentrowa艂 si臋 na dw贸ch gorylach Zale鈥檃. Pitt udawa艂 oboj臋tno艣膰, cho膰 skr臋ca艂o go z nienawi艣ci. Nie zamierza艂 wsta膰.
Zale z艂o偶y艂 paniom kr贸tki wytworny uk艂on.
- Panno Egan, pani Smith, ciesz臋 si臋, 偶e w ko艅cu si臋 spotkali艣my.
Potem zwr贸ci艂 si臋 do Pitta i Giordina.
- Jeste艣cie wyj膮tkowo uparci, panowie. Sprawiacie mojej firmie du偶e k艂opoty.
- Cieszy si臋 pan reputacj膮 chciwego socjopaty - odpar艂 kwa艣no Pitt.
Dwaj goryle zrobili krok naprz贸d, ale Zale ich powstrzyma艂.
- Mia艂em nadziej臋 na mi艂膮 rozmow臋 z korzy艣ci膮 dla nas wszystkich - odrzek艂 bez cienia z艂o艣ci.
Zgrabne gadki, pomy艣la艂 Pitt. Cwaniak.
- A co my mamy ze sob膮 wsp贸lnego? - zdziwi艂 si臋. - Pan morduje m臋偶czyzn, kobiety i dzieci. Al i ja jeste艣my zwyk艂ymi, porz膮dnymi obywatelami. Zostali艣my wmieszani w pa艅ski szale艅czy projekt stworzenia krajowego monopolu naftowego.
- To si臋 panu nie uda - wtr膮ci艂a Loren.
Je艣li Zale by艂 niemile zaskoczony, 偶e Pitt i Loren znaj膮 jego plany, nie okaza艂 tego.
- Oczywi艣cie zdaje pani sobie spraw臋, 偶e mam du偶o wi臋ksze mo偶liwo艣ci ni偶 pani. Nawet pani chyba ju偶 to rozumie.
- Niech pan si臋 nie 艂udzi, 偶e jest pan pot臋偶niejszy ni偶 rz膮d Stan贸w Zjednoczonych - odparowa艂a Loren. - Kongres zablokuje pa艅skie dzia艂ania, zanim zd膮偶y pan zrealizowa膰 cho膰by jeden ze swoich pomys艂贸w. Jutro rano za偶膮dam pe艂nego 艣ledztwa w sprawie pa艅skiego udzia艂u w katastrofach 鈥濫merald Dolphina鈥 i 鈥濭olden Marlina鈥.
Zale u艣miechn膮艂 si臋 z wy偶szo艣ci膮.
- Jest pani pewna, 偶e to m膮dre? Ka偶demu politykowi mo偶e przytrafi膰 si臋 jaki艣 skandal albo... wypadek.
Loren zerwa艂a si臋 z miejsca tak gwa艂townie, 偶e przewr贸ci艂a krzes艂o.
- Grozi mi pan? - wycedzi艂a.
Zale nie cofn膮艂 si臋 i nie przesta艂 u艣miecha膰.
- Ale偶 nie, pani Smith. Po prostu u艣wiadamiam pani, co si臋 mo偶e sta膰. Je艣li chce pani zniszczy膰 Cerbera, prosz臋 si臋 przygotowa膰 na przykre konsekwencje.
Loren zaniem贸wi艂a. Grozi膰 kongresmanowi znies艂awieniem albo 艣mierci膮?! Nie do wiary! Pitt podni贸s艂 jej krzes艂o. Usiad艂a wolno i zmia偶d偶y艂a Zale鈥檃 wzrokiem. Pitt nie odezwa艂 si臋. Wygl膮da艂o, jakby dobrze si臋 bawi艂.
- Pan jest nienormalny!
- Wr臋cz przeciwnie. Wiem, co m贸wi臋. Na pani miejscu nie liczy艂bym na koleg贸w polityk贸w. Mam na Kapitelu wi臋cej przyjaci贸艂 ni偶 pani.
- Bez w膮tpienia przekupionych i zaszanta偶owanych - doko艅czy艂 Pitt.
Loren b艂yszcza艂y oczy.
- W艂a艣nie! I kiedy ujawnimy, komu pan zap艂aci艂 i ile, przedstawimy panu wi臋cej zarzut贸w ni偶 Johnowi Gotti.
- W膮tpi臋 - odpar艂 pogardliwie Zale.
- Absolutnie zgadzam si臋 z panem Zale鈥檈m - rzuci艂 swobodnie Pitt. - Nigdy nie stanie przed s膮dem.
- Jest pan inteligentniejszy, ni偶 my艣la艂em - zauwa偶y艂 Zale.
- 殴le mnie pan zrozumia艂 - odpar艂 Pitt z sardonicznym u艣mieszkiem. - Nie zostanie pan o nic oskar偶ony, bo wcze艣niej b臋dzie pan trupem. Nikt nie zas艂uguje na 艣mier膰 bardziej ni偶 ty, Zale. I te twoje szumowiny, zwane 呕mijami.
Spojrzenie zielonych oczu Pitta by艂o tak zimne, 偶e Zale straci艂 troch臋 pewno艣ci siebie.
- Bez obaw, panie Pitt - odpowiedzia艂 ch艂odno.- Lepiej niech pan si臋 martwi o siebie, bo mo偶e pan nie do偶y膰 p贸藕nej staro艣ci.
- Mo偶e prawo nic ci nie zrobi, Zale. Ale s膮 jeszcze ludzie, kt贸rzy dzia艂aj膮 poza prawem. Jest pewna grupa, r贸wnie niebezpieczna jak twoje 呕mije, kt贸ra wyeliminuje ci臋 z gry. Radz臋 ogl膮da膰 si臋 za siebie.
Zale nie spodziewa艂 si臋 tego. Zastanawia艂 si臋, czy Pitt i Giordino mog膮 by膰 kim艣 wi臋cej ni偶 tylko in偶ynierami z NUMA. Pomy艣la艂, 偶e Pitt blefuje i nie przestraszy艂 si臋. Wzbiera艂a w nim furia.
- Dobrze, 偶e wiem, na czym stoj臋. Nie b臋d臋 d艂u偶ej przeszkadza艂 w deserze. Ale moi koledzy zostan膮.
- Co to znaczy?! - przerazi艂a si臋 Kelly.
- 呕e kiedy tylko bezpiecznie odjedzie swoj膮 limuzyn膮, jego kolesie postaraj膮 si臋 nas rozwali膰 - wyja艣ni艂 jej Pitt.
- Tutaj, przy ludziach? - zapyta艂 z pow膮tpiewaniem Giordino. - I bez masek? Nie dramatyzuj.
W jasnoniebieskich oczach Zale鈥檃 czai艂a si臋 gro藕ba. Pitt mia艂 nieprzeniknion膮 min臋. Giordino siedzia艂 spokojnie z d艂o艅mi splecionymi na brzuchu. Zawo艂a艂 kelnera i zam贸wi艂 remy martin. Tylko kobiety by艂y spi臋te i nerwowe.
Zale by艂 zbity z tropu. Zawsze panowa艂 nad sytuacj膮, ale ci faceci nie zareagowali tak, jak si臋 spodziewa艂. Nie przestraszyli si臋. Nie rozumia艂 ich i to mu si臋 nie podoba艂o.
- Zobaczyli艣my ju偶 twarz wroga - odezwa艂 si臋 grobowym tonem Pitt. - Wi臋c radz臋 st膮d wyj艣膰, Zale, dop贸ki jeszcze mo偶esz chodzi膰. I nawet nie my艣l o zrobieniu krzywdy pannie Egan czy komukolwiek przy tym stoliku.
To nie by艂a czcza pogr贸偶ka, lecz powa偶ne ostrze偶enie.
Zale nie da艂 si臋 wyprowadzi膰 z r贸wnowagi.
- Uwa偶a艂em pan贸w za godnych przeciwnik贸w, ale teraz widz臋, 偶e jeste艣cie g艂upsi, ni偶 my艣la艂em.
Giordino popatrzy艂 na niego znad kieliszka.
- Co to mia艂o by膰? - mrukn膮艂 gniewnie.
Spojrzenie Zale鈥檃 przypomina艂o wzrok jadowitego gada. Rozejrza艂 si臋 po ogr贸dku restauracji, ale nikt z go艣ci nie zwraca艂 uwagi na rozmow臋 trzech stoj膮cych m臋偶czyzn i czterech os贸b siedz膮cych przy stoliku w rogu. Skin膮艂 na swoich goryli i odwr贸ci艂 si臋, 偶eby odej艣膰.
- 呕egnam pa艅stwa. Szkoda, 偶e zosta艂o wam ju偶 tak niewiele 偶ycia.
- Lepiej zabierz kumpli - doradzi艂 Pitt. - Inaczej pojad膮 za tob膮 karetk膮 reanimacyjn膮.
Zale odwr贸ci艂 si臋. Goryle zrobili krok do przodu i si臋gn臋li pod marynarki. Pitt i Giordino jak na komend臋 wyci膮gn臋li bro艅 spod stolika. Dot膮d trzymali j膮 na kolanach pod serwetkami.
- Do zobaczenia, panie Zale - mrukn膮艂 Giordino ze sztywnym u艣miechem. - A nast臋pnym razem...
Celowo nie doko艅czy艂.
Bandyci popatrzyli na siebie niepewnie. Nie zapowiada艂a si臋 艂atwa robota. Nawet przyg艂up zrozumia艂by, 偶e zanim zd膮偶y wyj膮膰 spluw臋, b臋dzie trupem.
Zale uspokajaj膮co uni贸s艂 r臋ce.
- Przepraszam, 偶e was nie doceni艂em. Widz臋, 偶e przyszli艣cie na kolacj臋 dobrze wyposa偶eni.
- Byli艣my z Alem w harcerstwie - odpar艂 Pitt. - Lubimy by膰 przygotowani. Mam nadziej臋, 偶e nast臋pnym razem zobacz臋 ci臋 przypi臋tego do sto艂u i czekaj膮cego na zastrzyk u艣miercaj膮cy.
Odwr贸ci艂 si臋 nonszalancko i wbi艂 widelczyk w ciastko.
Zale poczerwienia艂, ale wyraz jego twarzy nie zmieni艂 si臋.
- Pami臋tajcie, 偶e was ostrzeg艂em.
Odwr贸ci艂 si臋 i wyszed艂 z ogr贸dka na parking. Wsiad艂 do wielkiego, czarnego mercedesa i ruszy艂. Jego goryle min臋li kilka samochod贸w i w艂adowali si臋 do lincolna navigatora, ale nie odjechali.
Loren dotkn臋艂a d艂oni Pitta.
- Jak ty to robisz, 偶e jeste艣 taki opanowany? Mnie chodzi艂y ciarki po plecach.
- Ten typ to samo z艂o - szepn臋艂a przera偶ona Kelly.
- Zale przyszed艂 do nas, chocia偶 nie musia艂 - powiedzia艂 Pitt. - Ciekawe dlaczego?
Loren spojrza艂a na wyj艣cie z ogr贸dka, jakby ba艂a si臋, 偶e Zale wr贸ci.
- W艂a艣nie. Po co facet z jego pozycj膮 zni偶y艂 si臋 do spotkania z takimi szaraczkami, jak my?
- Z ciekawo艣ci - podsun膮艂 Giordino. - Chcia艂 zobaczy膰 na w艂asne oczy, kto mu bru藕dzi.
- Pyszne ciasto - powiedzia艂 Pitt.
- Straci艂am apetyt - mrukn臋艂a Kelly.
- Szkoda, 偶eby si臋 zmarnowa艂o. - Giordino doko艅czy艂 deser.
Po kawie Pitt zap艂aci艂 rachunek. Potem Giordino wszed艂 na krzes艂o i wyjrza艂 przez bluszcz na murze ogr贸dka na parking.
- Hekyll i Jekyll siedz膮 w du偶ej bryce terenowej pod drzewem.
- Wezwijmy policj臋 - zaproponowa艂a Loren.
Pitt roze艣mia艂 si臋.
- Mamy ju偶 plan.
Wyj膮艂 z kieszeni kom贸rk臋, wystuka艂 numer, powiedzia艂 cztery s艂owa i wy艂膮czy艂 si臋. U艣miechn膮艂 si臋 do kobiet.
- Zaczekajcie w wej艣ciu, dziewczyny. Al przyprowadzi samoch贸d.
Loren wyrwa艂a mu kluczyki od packarda.
- Al nie musi ryzykowa膰. Ja to zrobi臋. Nie zastrzel膮 bezbronnej kobiety.
- Na twoim miejscu nie liczy艂bym na to - odpar艂 Pitt. W gruncie rzeczy wiedzia艂, 偶e Loren ma racj臋. Ludzie Zale鈥檃 byli zab贸jcami, ale nie idiotami. Nie chodzi艂o im o zabicie jednej osoby. Czekali, 偶eby wzi膮膰 na celowniki ca艂膮 czw贸rk臋.
- No, dobrze - zgodzi艂 si臋. - Ale biegnij schylona mi臋dzy samochodami. Nasi przyjaciele s膮 na drugim ko艅cu parkingu. Je艣li rusz膮, zanim zd膮偶ysz zapali膰 silnik, Al i ja zajmiemy si臋 nimi.
Loren i Pitt cz臋sto biegali razem. Loren by艂a szybka, na sto metr贸w przegrywa艂a z Pittem tylko o metr. Po nieca艂ej minucie dobieg艂a do packarda. Zna艂a ten samoch贸d, wi臋c prawie jednocze艣nie przekr臋ci艂a kluczyk i wcisn臋艂a guzik rozrusznika. Widlasta dwunastka odpali艂a natychmiast. Loren wdepn臋艂a sprz臋g艂o i wrzuci艂a jedynk臋. Da艂a troch臋 za du偶o gazu, spod wielkich opon wytrysn膮艂 偶wir. Zahamowa艂a z po艣lizgiem przed restauracj膮 i przesun臋艂a si臋 szybko na miejsce pasa偶era. Pitt, Giordino i Kelly wskoczyli do 艣rodka.
Pitt wcisn膮艂 gaz do dechy i wielkie auto wystrzeli艂o cicho na drog臋. Przyspiesza艂o p艂ynnie, kiedy Pitt zmienia艂 biegi i zwi臋ksza艂 obroty. Nie pali艂o gum i nigdy nie wygra艂oby wy艣cigu dragster贸w; by艂o skonstruowane do spokojnej jazdy, nie do sportu. Do stu trzydziestu kilometr贸w na godzin臋 rozp臋dza艂o si臋 dopiero po kilometrze.
Szosa bieg艂a prosto, wi臋c Pitt d艂ugo patrzy艂 w lusterko wsteczne. Navigator wyskoczy艂 z parkingu. W blasku latarni ulicznej zal艣ni艂 czarny lakier. Na ciemnej wiejskiej drodze niewiele wi臋cej by艂o wida膰. Navigator jecha艂 bez 艣wiate艂. Zbli偶a艂 si臋 szybko.
- Doganiaj膮 nas - poinformowa艂 Pitt monotonnym g艂osem kierowcy autobusu, kt贸ry powtarza pasa偶erom, 偶eby odsun臋li si臋 od drzwi.
Szosa by艂a prawie pusta. Min臋艂y ich tylko dwa samochody, jad膮ce w przeciwnym kierunku. G臋ste krzaki i drzewa na poboczach nie wygl膮da艂y zach臋caj膮co i tylko spanikowany idiota chcia艂by tam uciec. Pitt par臋 razy zerkn膮艂 na Loren. W po艣wiacie tablicy rozdzielczej b艂yszcza艂y jej oczy. U艣miecha艂a si臋 lekko. Niebezpieczny po艣cig najwyra藕niej bawi艂 j膮 i podnieca艂.
Navigator dogoni艂 packarda. Osiem kilometr贸w od restauracji zmniejszy艂 dystans do stu metr贸w. By艂 prawie niewidoczny, pojawia艂 si臋 tylko w reflektorach samochod贸w z przeciwka. Kierowcy migali mu ostrzegawczo, 偶e jedzie bez 艣wiate艂.
- Wszyscy na pod艂og臋 - rozkaza艂 Pitt. - Zaraz zr贸wnaj膮 si臋 z nami.
Kobiety pos艂ucha艂y. Giordino przykucn膮艂 i wycelowa艂 rugera w tyln膮 szyb臋. Zbli偶a艂 si臋 zakr臋t. Pitt wyciska艂 z wielkiego silnika pe艂n膮 moc. Navinator zszed艂 na wewn臋trzn膮 艂uku i zjecha艂 beztrosko na drug膮 po艂ow臋 jezdni. Pitt 艣ci膮gn膮艂 kierownic臋 i pot臋偶ne opony zapiszcza艂y w po艣lizgu.
Wypadli na prost膮. Pitt spojrza艂 w lusterko. Z lasu wyskoczy艂y dwa du偶e pikapy z karabinami maszynowymi na skrzyniach i przeci臋艂y navigatorowi drog臋. Zaskoczony kierowca skr臋ci艂 gwa艂townie i wpad艂 w po艣lizg. Teren贸wka wylecia艂a na trawiaste pobocze i straci艂a przyczepno艣膰. Przekozio艂kowa艂a trzy razy i znikn臋艂a w g臋stych krzakach w tumanie kurzu, li艣ci i ga艂膮zek. Z pikap贸w wysypali si臋 uzbrojeni ludzie w kombinezonach maskuj膮cych i otoczyli przewr贸conego na dach d偶ipa.
Pitt zdj膮艂 nog臋 z gazu i zwolni艂 do osiemdziesi膮tki.
- I po wy艣cigu - powiedzia艂. - Mo偶ecie si臋 wyluzowa膰.
Loren popatrzy艂a przez tyln膮 szyb臋 na blask reflektor贸w i opadaj膮c膮 chmur臋 kurzu na szosie.
- Co si臋 sta艂o?
- Admira艂 Sandecker zadzwoni艂 do kilku przyjaci贸艂 i zorganizowa艂 ma艂膮 imprez臋 dla najemnik贸w Zale鈥檃.
- W sam膮 por臋 - zauwa偶y艂 Giordino.
- Musieli艣my dojecha膰 do skrzy偶owania z boczn膮 drog膮, 偶eby ch艂opcy mogli zablokowa膰 po艣cig.
Loren przysun臋艂a si臋 do Pitta i zacisn臋艂a d艂onie na jego ramieniu jak w艂a艣cicielka.
- Przyznam, 偶e troch臋 mnie wystraszy艂e艣.
- Zbli偶yli si臋 bardziej, ni偶 sobie zaplanowa艂em.
- Wy parszywe psy - powiedzia艂a do Pitta i Giordina. - Nie powiedzieli艣cie, 偶e marines nas uratuj膮.
Kelly wci膮gn臋艂a g艂臋boko powietrze wpadaj膮ce nad przedni膮 szyb膮 do otwartego okna mi臋dzy kierowc膮 i kabin膮 pasa偶ersk膮.
- Wiecz贸r zrobi艂 si臋 nagle bardzo przyjemny. Mog艂am si臋 domy艣li膰, 偶e panujesz nad sytuacj膮.
- Rozwioz臋 was do dom贸w - oznajmi艂 Pitt i ruszy艂 w kierunku 艣wiate艂 miasta. - A jutro zn贸w w drog臋.
- Dok膮d? - zdziwi艂a si臋 Loren.
- Al, Kelly i ja lecimy do Minnesoty zobaczy膰 kamienie runiczne.
- Po co?
- 呕eby znale藕膰 rozwi膮zanie zagadki - powiedzia艂 wolno Pitt. - Klucz, kt贸ry by膰 mo偶e otworzy wiele drzwi.
Marlys Kaiser us艂ysza艂a w powietrzu warkot i wysz艂a z kuchni na ganek. Do jej farmy na obrze偶ach Monticello w Minnesocie zbli偶a艂 si臋 helikopter. Dom Marlys wygl膮da艂 jak wi臋kszo艣膰 wiejskich dom贸w na 艢rodkowym Zachodzie. Mia艂 drewniany szkielet i boczne 艣ciany oraz komin si臋gaj膮cy z salonu do sypialni na g贸rze i wystaj膮cy ze spiczastego dachu. Za rozleg艂ym trawnikiem sta艂a stara czerwona obora. Gospodarstwo by艂o kiedy艣 farm膮 mleczn膮, teraz Marlys mia艂a w oborze biuro. Na trzystu akrach p贸l uprawnych ros艂a pszenica, kukurydza i s艂oneczniki. Za farm膮 teren opada艂 do jeziora Bertram, otoczonego drzewami. W p艂ytkiej przybrze偶nej wodzie ros艂y lilie. Nad jezioro ch臋tnie przyje偶d偶ali w臋dkarze z Minneapolis, bo zarybiano je regularnie samog艂owami, szczupakami i okoniami. By艂a tu r贸wnie偶 wielka 艂awica sumik贸w kar艂owatych, kt贸re zaczyna艂y bra膰 wieczorem.
Marlys os艂oni艂a oczy przed porannym s艂o艅cem na wschodzie. Turkusowy helikopter z czarnymi napisami NUMA opad艂 nad obor膮, zawis艂 na kilka chwil nad podw贸rzem i usiad艂 na trawie. Dwie turbiny ucich艂y i rotor powoli przesta艂 si臋 obraca膰. Opuszczono schodki.
Z helikoptera wysiad艂a m艂oda kobieta o l艣ni膮cych, jasnokasztanowych w艂osach i niski, kr臋py m臋偶czyzna o wygl膮dzie W艂ocha. Za nimi pojawi艂 si臋 wysoki, u艣miechni臋ty brunet o ostrych rysach. Sposobem chodzenia przypomina艂 Marlys jej m臋偶a. Dopiero z bliska zobaczy艂a, 偶e ma najbardziej zielone oczy, jakie kiedykolwiek widzia艂a.
- Pani Kaiser? - zapyta艂 mi臋kko. - Nazywam si臋 Dirk Pitt. Dzwoni艂em do pani wczoraj wieczorem z Waszyngtonu.
- Nie spodziewa艂am si臋 was tak szybko.
- Przylecieli艣my w nocy odrzutowcem do stacji badawczej NUMA nad Jeziorem G贸rnym w Duluth. Tam po偶yczyli艣my helikopter i wystartowali艣my do Monticello.
- Widz臋, 偶e nie mieli艣cie problemu ze znalezieniem domu.
- Da艂a mi pani doskona艂e wskaz贸wki - odrzek艂 Pitt i przedstawi艂 Ala i Kelly.
Marlys u艣ciska艂a dziewczyn臋 jak matka.
- C贸rka Elmore鈥檃 Egana! Jestem naprawd臋 wzruszona. Tak si臋 ciesz臋, 偶e ci臋 pozna艂am. Bardzo si臋 przyja藕nili艣my z twoim ojcem.
Kelly u艣miechn臋艂a si臋.
- Wiem. Du偶o mi o pani opowiada艂.
- Jedli艣cie 艣niadanie?
- Od startu z Waszyngtonu nie mieli艣my nic w ustach - przyzna艂 szczerze Pitt.
- Zrobi臋 jajka na bekonie i nale艣niki - powiedzia艂a ciep艂o Marlys. - B臋d膮 gotowe za dwadzie艣cia minut. Przespacerujcie si臋 po polach i zobaczcie jezioro.
- Sama prowadzi pani farm臋? - zapyta艂a Kelly.
- O, nie, moja droga. Dzier偶awi臋 pola s膮siadowi. Po sprzedaniu zbior贸w p艂aci mi procent od cen rynkowych. Teraz to marne pieni膮dze.
- Brama pastwiska, wej艣cie do obory i strych na siano 艣wiadcz膮, 偶e kiedy艣 mia艂a pani krowy mleczne.
- Jest pan bardzo spostrzegawczy, panie Pitt. M贸j m膮偶 hodowa艂 je przez ca艂e 偶ycie. Widz臋, 偶e zna si臋 pan troch臋 na rzeczy.
- Sp臋dza艂em wakacje na farmie wuja w Iowa. Umia艂em tak zacisn膮膰 palce, 偶eby mleko trysn臋艂o do wiadra, ale potem ju偶 nie chcia艂o lecie膰.
Marlys roze艣mia艂a si臋.
- Zawo艂am was, kiedy kawa b臋dzie gotowa.
Poszli przez pola, a potem zeszli na przysta艅. Wzi臋li jedn膮 z 艂odzi, kt贸re Marlys wypo偶ycza艂a w臋dkarzom, i Pitt usiad艂 do wiose艂. Wyp艂yn臋li na jezioro. Kiedy wracali, us艂yszeli wo艂anie Marlys.
Usiedli wok贸艂 zastawionego sto艂u w prawdziwej wiejskiej kuchni.
- To bardzo mi艂o z pani strony - powiedzia艂a Kelly.
- M贸w mi Marlys. Traktuj mnie jak star膮 przyjaci贸艂k臋 rodziny.
Przy jedzeniu gaw臋dzili o pogodzie, w臋dkowaniu i pogarszaj膮cej si臋 sytuacji ekonomicznej farmer贸w w ca艂ym kraju. Po sprz膮tni臋ciu naczy艅 - Giordino za艂adowa艂 je do zmywarki - rozmowa zesz艂a na kamienie runiczne.
- Ojciec nigdy mi nie wyja艣ni艂 - zacz臋艂a Kelly - dlaczego tak si臋 nimi interesowa艂. Matka i ja je藕dzi艂y艣my z nim na wyprawy, ale bardziej bawi艂o nas samo obozowanie i w臋dr贸wki ni偶 szukanie starych g艂az贸w z napisami.
- Biblioteka doktora Egana jest pe艂na ksi膮偶ek o wikingach - doda艂 Pitt - ale nie ma jego notatek.
- O Norwegach, panie Pitt - poprawi艂a Marlys. - S艂owo 鈥瀢ikingowie鈥 oznacza rozb贸jnik贸w morskich, bardzo odwa偶nych i walecznych. Wiele wiek贸w p贸藕niej nazywano by ich pewnie piratami czy korsarzami. Ich epoka zacz臋艂a si臋 od napa艣ci na klasztor Lindisfarne w Anglii w roku 793. Przybywali z pomocy jak duchy i 艂upili Szkocj臋 i Angli臋, dop贸ki Wilhelm Zdobywca nie wygra艂 bitwy pod Hastings i nie zosta艂 kr贸lem Anglii. By艂 Normanem o norweskich korzeniach. Od 800 roku flotylle wiking贸w grasowa艂y po wodach Europy i Morzu 艢r贸dziemnym. Ich panowanie trwa艂o kr贸tko i do trzynastego wieku przestali by膰 pot臋g膮. Ostatni z nich opu艣cili Grenlandi臋 w roku 1450.
- Czy wiadomo, dlaczego na 艢rodkowym Zachodzie zosta艂o tyle kamieni runicznych? - zapyta艂 Giordino.
- Sagi norweskie, zw艂aszcza islandzkie, m贸wi膮 o 偶eglarzach i mieszka艅cach Islandii i Grenlandii, kt贸rzy w latach 1000-1015 pr贸bowali skolonizowa膰 p贸艂nocno-zachodnie wybrze偶e Stan贸w Zjednoczonych. Mo偶na przyj膮膰, 偶e zapuszczali si臋 r贸wnie偶 w g艂膮b kraju.
- Ale jedynym niezbitym dowodem ich obecno艣ci w Ameryce P贸艂nocnej jest osada w L鈥橝nse aux Meadows na Nowej Fundlandii - zauwa偶y艂 Pitt.
- Je艣li zak艂adali kolonie we Francji, w Rosji, Anglii, Irlandii i w dalekich krajach 艣r贸dziemnomorskich - odpar艂a Marlys - r贸wnie dobrze mogli dop艂yn膮膰 Rzek膮 艢wi臋tego Wawrzy艅ca do serca Ameryki. Albo okr膮偶y膰 Floryd臋 i pop艂yn膮膰 z Zatoki Meksyka艅skiej w g贸r臋 Missisipi. Mogli wykorzysta膰 sie膰 rzek i spenetrowa膰 du偶膮 cz臋艣膰 kraju.
- Na co wskazuj膮 kamienie runiczne, kt贸re zostawili - podsumowa艂 Giordino.
- Nie tylko Norwegowie - odrzek艂a Marlys. - R贸偶ne ludy ze Starego 艢wiata odwiedza艂y obie Ameryki przed Liefem Ericksonem i Krzysztofem Kolumbem. 呕eglarze r贸偶nych cywilizacji przep艂ywali Atlantyk i badali nasze brzegi. Znale藕li艣my ju偶 kamienie z hieroglifami egipskimi, literami i cyframi nubijskimi, pismem cypryjskim, punickim i ogamicznym. Przet艂umaczyli艣my inskrypcje na ponad dwustu kamieniach zapisanych tym ostatnim alfabetem, kt贸rego u偶ywali g艂贸wnie Celtowie z Irlandii, Szkocji i Iberii. Jest jeszcze mn贸stwo niezidentyfikowanych kamieni z napisami. Mo偶liwe, 偶e pierwszych go艣ci mieli艣my tu cztery tysi膮ce lat temu.
Marlys urwa艂a dla efektu i u艣miechn臋艂a si臋.
- Inskrypcje z u偶yciem alfabetu to dopiero po艂owa tematu.
- S膮 inne? - zdziwi艂a si臋 Kelly.
- Petroglify - domy艣li艂 si臋 Pitt.
- Petroglify - powt贸rzy艂a jak echo Marlys, kiwaj膮c g艂ow膮. - Skatalogowano setki rysunk贸w naskalnych. Statki, zwierz臋ta, bogowie i boginie. Brodate twarze, identyczne jak te w staro偶ytnej Grecji, i g艂owy ludzkie prawie takie same, jak na rysunkach znad Morza 艢r贸dziemnego. Najwi臋cej jest ptak贸w w locie, koni i 艂odzi. S膮 nawet petroglify zwierz膮t, kt贸re nie mieszkaj膮 w obu Amerykach: nosoro偶c贸w, s艂oni i lw贸w. Cz臋sto powtarza si臋 motyw astronomiczny, czyli gwiazdy i konstelacje. Ich pozycje na kamieniach odpowiadaj膮 ich pozycjom na niebie przed tysi膮cami lat.
- Jak ju偶 m贸wi艂em przez telefon - przypomnia艂 Pitt - interesuj膮 nas kamienie, kt贸re ojciec Kelly odkry艂 pi臋tna艣cie lat temu.
Marlys w zamy艣leniu spojrza艂a w sufit.
- Pami臋tam. Znalaz艂 trzydzie艣ci pi臋膰 inskrypcji; kronik臋 wyprawy grupy Norweg贸w na 艢rodkowy Zach贸d w roku 1035. Mia艂 obsesj臋 na tym punkcie. Chcia艂 koniecznie odszuka膰 jak膮艣 grot臋. Ale gdzie, tego nie wiem.
- Zostawi艂 pani wyniki swoich bada艅?
Marlys klasn臋艂a w r臋ce.
- To wasz szcz臋艣liwy dzie艅. Chod藕my do mojego biura w oborze.
W dawnej oborze mie艣ci艂o si臋 teraz ogromne biuro. Strych na siano znikn膮艂 i ods艂oni艂 wysoki sufit. Po艂ow臋 pomieszczenia zajmowa艂y p贸艂ki z ksi膮偶kami. Na 艣rodku sta艂 du偶y, kwadratowy st贸艂 z g艂臋bokim wyci臋ciem i dwoma komputerami. Na blacie le偶a艂y zdj臋cia, teczki z dokumentami, ksi膮偶ki i oprawione raporty. Dalej sta艂 wielki monitor, a pod nim p贸艂ki z kasetami wideo i dyskami optycznymi. Na starej, drewnianej pod艂odze pozosta艂y 艣lady krowich kopyt od wierzgania przy dojeniu. Przez otwarte drzwi wida膰 by艂o laboratorium z pod艂og膮 i 艣cianami pokrytymi bia艂ym py艂em.
Cz臋艣膰 przestronnej sali wype艂nia艂y misy i garnki ceramiczne, ludzkie g艂owy i figury oraz zwierz臋ta. Kilka postaci wygl膮da艂o niemal komicznie w dziwnych pozach. W wielkiej, szklanej gablocie le偶a艂a co najmniej setka r贸偶nych artefakt贸w niewiadomego przeznaczenia. Pitta zainteresowa艂y kamienne maski. Widzia艂 podobne w muzeum w Atenach. Nie mogli ich wyrze藕bi膰 Indianie. Wszystkie podobizny mia艂y kr臋cone brody. Ciekawe, pomy艣la艂 Pitt. Rdzenni mieszka艅cy Ameryki P贸艂nocnej, 艢rodkowej i Po艂udniowej nie maj膮 zarostu.
- Wszystkie znaleziono w Stanach? - zapyta艂.
- Od Kolorado po Oklahom臋 i Georgi臋.
- A co jest w gablocie?
- G艂贸wnie narz臋dzia, bro艅 i troch臋 staro偶ytnych monet.
- Imponuj膮ca kolekcja.
- Zapisa艂am j膮 w spadku uniwersytetowi i muzeum.
- Nie do wiary, 偶e tylu staro偶ytnych podr贸偶owa艂o w naszym kierunku - powiedzia艂a Kelly.
- Nasi przodkowie byli tak samo ciekawi 艣wiata, jak my - odrzek艂a Marlys i wskaza艂a p贸艂ki z ksi膮偶kami, fotele i sof臋. - Rozgo艣ci膰 si臋, a ja poszukam dokumentacji ojca Kelly.
Po chwili przynios艂a dwie grube teczki. W jednej by艂o ponad sto fotografii, druga p臋ka艂a w szwach od papier贸w.
Marlys pokaza艂a swoje zdj臋cie obok wielkiego g艂azu z inskrypcj膮.
- To kamie艅 z Bertram. Znalaz艂 go my艣liwy po drugiej stronie jeziora w roku 1933.
Podesz艂a do wysokiej szafki i wyj臋艂a p艂aski odlew gipsowy.
- Zwykle przed sfotografowaniem inskrypcji pokrywam j膮 talkiem albo py艂em kredowym - wyja艣ni艂a. - Je艣li to mo偶liwe, nak艂adam kilka warstw p艂ynnego lateksu. Czekam, a偶 forma wyschnie, zabieram j膮 do mojej pracowni i zalewam gipsem. Kiedy odlew stwardnieje, robi臋 reprodukcj臋 艣wiat艂odrukow膮 tekstu. Wychodz膮 wtedy litery i symbole, kt贸rych nie wida膰 go艂ym okiem na zwietrza艂ym kamieniu.
Pitt przyjrza艂 si臋 znaczkom przypominaj膮cym ga艂膮zki.
- Nie wygl膮daj膮 na litery.
- Ten tekst to kombinacja futharku starogerma艅skiego i p贸藕niejszego skandynawskiego. Pierwszy alfabet mia艂 dwadzie艣cia cztery runy czy te偶 litery, drugi szesna艣cie. Nie wiadomo, sk膮d si臋 wzi臋艂o pismo runiczne. Jest troch臋 podobne do staro偶ytnej greki i 艂aciny, ale naukowcy uwa偶aj膮, 偶e powsta艂o w pierwszym wieku naszej ery w kulturze germa艅skiej, wi臋c pochodzi od j臋zyka teuto艅skiego z tamtych czas贸w. W trzecim wieku zaw臋drowa艂o do kraj贸w nordyckich.
- Sk膮d pani wie, 偶e napis na tym kamieniu to nie falsyfikat? - zapyta艂 sceptycznie Giordino.
- Po pierwsze - odpowiedzia艂a 艂agodnie Marlys - policyjni spece od fa艂szerstw zbadali kilka kamieni i jednog艂o艣nie orzekli, 偶e wszystkie inskrypcje wykona艂a ta sama r臋ka. Charakter pisma jest wsz臋dzie identyczny. Po drugie, kto przejecha艂by po kraju ponad trzy tysi膮ce kilometr贸w, 偶eby po drodze wyry膰 w kamieniach inskrypcje runiczne o norweskiej wyprawie, kt贸rej nie by艂o? Po co? Taki fa艂szerz musia艂by by膰 wybitnym ekspertem od tego j臋zyka i alfabetu, bo wsp贸艂cze艣ni runolodzy nie znale藕li w napisach 偶adnych b艂臋d贸w. Po trzecie, wed艂ug historyk贸w, kamie艅 z Bertram pierwsi odkryli Indianie z plemienia Od偶ibuej贸w i powiedzieli o nim osadnikom w roku 1820. Potem natrafili na niego francuscy 艂owcy futer. Nie wydaje si臋 prawdopodobne, 偶eby na d艂ugo przed zasiedleniem tych okolic inskrypcj膮 wykona艂 kto艣 inny ni偶 Norwegowie. Wreszcie, po czwarte, cho膰 w臋glowa metoda datowania sprawdza si臋 tylko w wypadku materia艂贸w organicznych, a nie kamienia, jedynym sposobem oceny wieku ska艂y jest zbadanie wielko艣ci erozji. Stopie艅 zniszczenia inskrypcji i twardo艣膰 kamienia pozwoli艂y oceni膰 w przybli偶eniu, jak d艂ugo litery by艂y wystawione na dzia艂anie wiatru, deszczu i 艣niegu. Wyryto je przypuszczalnie mi臋dzy rokiem tysi臋cznym i tysi膮c sto pi臋膰dziesi膮tym.
- Czy wok贸艂 kt贸rego艣 z kamieni znaleziono jakie艣 artefakty? - nie ust臋powa艂 Giordino.
- Nie. Nic si臋 nie zachowa艂o.
- Nic dziwnego - powiedzia艂 Pitt. - Na szlaku Francisco de Coronado i Meksyku do Kansas te偶 odkryto ich bardzo niewiele, albo nawet 偶adnego. A jego wyprawa odby艂a si臋 kilka wiek贸w p贸藕niej.
- A teraz pytanie za milion dolar贸w - uprzedzi艂 Giordino. - Co jest napisane na tym kamieniu?
Marlys w艂o偶y艂a do komputera p艂yt臋 CD. Na monitorze pojawi艂y si臋 wyra藕ne litery. Prawie sto czterdzie艣ci znak贸w w czterech rz臋dach.
- By膰 mo偶e nigdy nie przet艂umaczymy tego dok艂adnie - wyja艣ni艂a Marlys - ale sze艣ciu runolog贸w z kraju i ze Skandynawii stwierdzi艂o zgodnie, 偶e inskrypcja brzmi tak:
Magnus Sigvatson przechodzi艂 t臋dy w roku tysi膮c trzydziestym pi膮tym. Zaj膮艂 ziemie po tej stronie rzeki dla swojego brata, Bjarne Sigvatsona, wodza naszego plemienia. Helgan Siggtrygg zamordowany przez Skraeling贸w.
S艂owo 鈥濻kraelingowie鈥 oznacza barbarzy艅c贸w albo leniwych pogan, a w starym 偶argonie kanalie. Ten Siggtrygg zgin膮艂 przypuszczalnie w potyczce z miejscowymi Indianami, przodkami Siuks贸w i Od偶ibuej贸w.
- Magnus Sigvatson - przeczyta艂 p贸艂g艂osem Pitt. - Brat Bjarne.
Marlys westchn臋艂a.
- Saga m贸wi, 偶e Bjarne Sigvatson wyp艂yn膮艂 na czele flotylli kolonist贸w z Grenlandii na zach贸d. P贸藕niejsze przekazy podaj膮, 偶e zaton臋li.
- A co jest na pozosta艂ych trzydziestu czterech kamieniach? - zapyta艂 Pitt.
- Wi臋kszo艣膰 z nich wygl膮da na s艂upy graniczne. Magnus by艂 bardzo gubimy. Zaj膮艂 dla brata i swojego plemienia jedn膮 czwart膮 dzisiejszych Stan贸w Zjednoczonych.
Marlys urwa艂a i na monitorze pojawi艂 si臋 odlew innej inskrypcji.
- Ta m贸wi:
Magnus Sigvatson tu wyszed艂 na brzeg.
- Gdzie znaleziono ten kamie艅? - zapyta艂 Giordino.
- Na cyplu Bark Point w zatoce Siskiwit.
Pitt i Giordino wymienili rozbawione spojrzenia.
- Nic nam to nie m贸wi - powiedzia艂 Pitt.
Marlys roze艣mia艂a si臋.
- Przepraszam. To na Jeziorze G贸rnym w Wisconsin.
- A gdzie odkryto inne? - zapyta艂a Kelly.
- Norwegowie byli do艣膰 gadatliwi, je艣li wzi膮膰 pod uwag臋, 偶e prawdopodobnie zlokalizowano i przet艂umaczono dopiero nieca艂膮 jedn膮 czwart膮 ich inskrypcji. Pierwszy i ostatni kamie艅 runiczny znaleziono na cyplu Crown Point na po艂udniowym kra艅cu jeziora Champlain. To na p贸艂nocy stanu Nowy Jork, panie Pitt.
Pitt odwzajemni艂 u艣miech Marlys.
- Wiem.
- Nast臋pne trzy kamienie - ci膮gn臋艂a Marlys - odkryto w r贸偶nych miejscach na Wielkich Jeziorach. Sugeruje to, 偶e nasi Norwegowie 偶eglowali na p贸艂noc do Rzeki 艢wi臋tego Wawrzy艅ca. P贸藕niej przep艂yn臋li przez jeziora i wyszli na brzeg w zatoce Siskiwit. Przypuszczam, 偶e potem transportowali 艂odzie l膮dem z jednego akwenu do drugiego, a偶 dotarli do Missisipi. Tam rozpocz臋li podr贸偶 na po艂udnie.
- Ale jezioro Bertram nie le偶y na tej trasie - zauwa偶y艂a Kelly.
- Jest tylko trzy kilometry od rzeki. Podejrzewam, 偶e Norwegowie wychodzili po drodze na brzeg i badali teren.
- Dok膮d dotarli? - zapyta艂 Giordino.
- Szlak kamieni runicznych wije si臋 przez stany Iowa, Missouri, Arkansas i Kansas. Najdalszy kamie艅 znalaz艂a dru偶yna skaut贸w w pobli偶u Sterling w Kolorado. Uwa偶amy, 偶e potem Norwegowie wr贸cili do Missisipi, gdzie wcze艣niej zostawili 艂odzie. Nast臋pn膮 inskrypcj臋 odkryto na zachodnim brzegu rzeki, naprzeciwko Memphis. Brzmi tak:
艁odzie zostaj膮 tu pod stra偶膮 Olafsona i Tyggvasona.
- Z tamtego miejsca - m贸wi艂a dalej Marlys - musieli po偶eglowa膰 w g贸r膮 rzeki Ohio i wp艂yn膮膰 na rzek臋 Allegheny. Dotarli ni膮 do jeziora Erie, sk膮d wr贸cili t膮 sam膮 drog膮 do jeziora Champlain.
Kelly si臋 troch臋 pogubi艂a.
- Nie bardzo rozumiem, co znaczy艂o 鈥瀙ierwszy i ostatni kamie艅鈥.
- Przypuszczamy, 偶e kamie艅 runiczny nad jeziorem Champlain zosta艂 zapisany na samym pocz膮tku wyprawy. Musia艂y by膰 inne, ale ich nie znaleziono. Kiedy Norwegowie wr贸cili po blisko roku do punktu wyj艣cia, wyryli drug膮 inskrypcj臋, pod pierwsz膮.
- Mo偶emy je zobaczy膰? - zapyta艂 Pitt.
Marlys postuka艂a w klawiatur臋 i na monitorze ukaza艂 si臋 ogromny g艂az. S膮dz膮c po wielko艣ci cz艂owieka siedz膮cego na jego szczycie, mia艂 wysoko艣膰 trzech metr贸w. Sta艂 w g艂臋bokim w膮wozie.
Nad dziesi臋cioma rz臋dami liter wida膰 by艂o petroglif statku wiking贸w z o偶aglowaniem, wios艂ami i tarczami na burtach.
- To trudny tekst - wyja艣ni艂a Marlys. - 呕aden z epigrafolog贸w, kt贸rzy go studiowali, nie by艂 stuprocentowo pewien tre艣ci. Ale ich przek艂ady s膮 podobne.
Zacz臋艂a t艂umaczy膰 d艂ug膮 inskrypcj臋.
Po sze艣ciu dniach podr贸偶y z naszej osady w g贸r臋 fiordu, Magnus Sigvatson z setk膮 towarzyszy odpoczywa tu i zajmuje ca艂膮 ziemi臋 w zasi臋gu wzroku dla swoich krewnych i wodza naszego plemienia, Bjarne Sigvatsona, oraz dla naszych dzieci.
Kraj jest du偶o wi臋kszy, ni偶 my艣leli艣my. Wi臋kszy nawet od naszej ukochanej ojczyzny. Jeste艣my dobrze zaopatrzeni, a pi臋膰 ma艂ych, mocnych statk贸w przesz艂o porz膮dne naprawy. Nie b臋dziemy wraca膰 t膮 drog膮 jeszcze przez wiele miesi臋cy. Oby Odyn strzeg艂 nas przed Skraelingami.
- Musz臋 was uprzedzi膰 - powiedzia艂a - 偶e to bardzo lu藕ny przek艂ad i zapewne nie oddaje w pe艂ni tre艣ci orygina艂u. Druga inskrypcja brzmi:
Po czternastu miesi膮cach od opuszczenia naszych rodzin jeste艣my tylko o sze艣膰 dni 偶eglugi w d贸艂 fiordu od groty pod wysokim urwiskiem i naszych dom贸w. Z setki ludzi zosta艂o nas dziewi臋膰dziesi臋ciu pi臋ciu. Chwa艂a Odynowi, 偶e nas strzeg艂. Ziemia, kt贸r膮 zaj膮艂em w imieniu mojego brata, jest wi臋ksza, ni偶 my艣leli艣my, odkryli艣my raj. Magnus Sigvatson.
- Potem jest data, rok 1036.
- Sze艣膰 dni 偶eglugi w d贸艂 fiordu... - powt贸rzy艂 w zamy艣leniu Pitt. - To by sugerowa艂o, 偶e Norwegowie mieli osad臋 w Stanach Zjednoczonych.
- Odkryto j膮? - zapyta艂 Giordino.
Marlys pokr臋ci艂a g艂ow膮.
- Opr贸cz tej na Nowej Fundlandii archeolodzy niczego nie znale藕li.
- Dlaczego?
- Stare india艅skie legendy opowiadaj膮 o wielkiej bitwie z dziwnymi, dzikimi lud藕mi z zachodu. Mieli pono膰 w艂osy na twarzach i l艣ni膮ce g艂owy.
- Co?! - zdumia艂a si臋 Kelly.
- Brody i he艂my. - Pit u艣miechn膮艂 si臋. - Tak wygl膮dali wikingowie.
- Dziwne, 偶e po osadzie nie zosta艂 偶aden 艣lad - powiedzia艂a Kelly.
Pitt spojrza艂 na ni膮.
- Tw贸j ojciec wiedzia艂, gdzie by艂a.
- Dlaczego tak uwa偶asz?
- Inaczej nie szuka艂by tak uparcie kamieni runicznych. Mia艂 nadziej臋 znale藕膰 grot臋, o kt贸rej wspomina ostatnia inskrypcja. A przerwa艂 tak nagle poszukiwania, bo j膮 znalaz艂.
- Bez jego notatek i dokumentacji nie trafimy tam - zauwa偶y艂 Giordino. - B臋dziemy b艂膮dzi膰 jak pijane dzieci we mgle.
Pitt odwr贸ci艂 si臋 do Marlys.
- Nie zosta艂o pani nic po doktorze Eganie, co mog艂oby nas naprowadzi膰?
- Nie mia艂 zwyczaju pisa膰 list贸w ani wysy艂a膰 e-mail贸w. Wszystkie informacje wymieniali艣my przez telefon.
- Nie jestem zaskoczona - mrukn臋艂a Kelly.
- I s艂usznie - odrzek艂 Giordino. - Ma艂o mia艂 problem贸w z Cerberem?
Pitt popatrzy艂 w przestrze艅 niewidz膮cym wzrokiem. Potem spojrza艂 uwa偶nie na Kelly.
- M贸wi艂a艣, 偶e przeczesali艣cie z Joshem ca艂膮 farm臋 i nie trafili艣cie na ukryt膮 pracowni臋 ojca.
Skin臋艂a g艂ow膮.
- Zgadza si臋. Sprawdzili艣my ka偶dy centymetr kwadratowy na naszym terenie i na farmach s膮siad贸w. I nic.
- A urwisko nad rzek膮?
- Od tego zacz臋li艣my. Sprowadzili艣my nawet ludzi z klub贸w wysokog贸rskich. Nie znale藕li 偶adnej jaskini, 艣cie偶ki ani schodk贸w wykutych w skale... Je艣li jedyna wzmianka o grocie jest na pierwszym kamieniu runicznym, to po co ojciec w艂贸czy艂 si臋 po kraju i szuka艂 nast臋pnych inskrypcji, kt贸re nic nie m贸wi膮?
- Nie wiedzia艂 o tym, kiedy zaczyna艂 poszukiwania - uspokoi艂 j膮 Pitt. - Pewnie mia艂 nadziej臋, 偶e na innych kamieniach b臋d膮 dalsze wskaz贸wki. Ale okaza艂o si臋, 偶e nie; trop prowadzi z powrotem do punktu wyj艣cia.
- A w艂a艣ciwie co go napad艂o z tymi kamieniami? - zapyta艂 Giordino.
Kelly pokr臋ci艂a g艂ow膮.
- Nie mam poj臋cia. Nigdy nie zdradzi艂 matce ani mnie, czego szuka.
- Groty pod urwiskiem - powiedzia艂 wolno Pitt.
- Tak my艣lisz?
- Tak.
- Uwa偶asz, 偶e j膮 znalaz艂?
- Tak - powt贸rzy艂 Pitt.
- Ale tam nie ma groty - zaprotestowa艂a Kelly.
- Trzeba wiedzie膰, gdzie szuka膰. I je艣li j膮 znajdziemy, wyja艣ni si臋 wiele tajemnic. Zagadka tajnego projektu twojego ojca te偶.
- Mogliby艣cie p贸j艣膰 w innym kierunku - zasugerowa艂a Marlys.
- To znaczy? - zapyta艂 Pitt.
- Skonsultujcie si臋 z doktorem Jerrym Wednesdayem. Najwi臋kszym znawc膮 dawnych plemion india艅skich z doliny rzeki Hudson. Mo偶e powie wam co艣 o ich kontaktach z Norwegami. Wyk艂ada histori臋 kultur w college鈥檜 Marymount w Tarrytown w stanie Nowy Jork.
- Znam Marymount - powiedzia艂a Kelly. - To 偶e艅ski college katolicki za rzek膮 na wprost farmy taty.
Pitt spojrza艂 na Giordina.
- Co ty na to?
- Poszukiwa艅 skarb贸w historycznych nigdy za wiele.
Pitt u艣cisn膮艂 r臋k臋 Marlys.
- Dzi臋ki za go艣cinno艣膰 i pomoc.
- Nie ma za co. Przez was s膮siedzi b臋d膮 o mnie plotkowa膰.
Os艂oni艂a oczy przed s艂o艅cem i patrzy艂a, jak helikopter unosi si臋 w bezchmurne niebo i bierze kurs na pomocny zach贸d do Duluth. Pomy艣la艂a o Elmorze Eganie. Pami臋ta艂a go jako prawdziwego ekscentryka, cho膰 bardzo kochanego. Mia艂a nadziej臋, 偶e skierowa艂a go艣ci pod w艂a艣ciwy adres i 偶e doktor Wednesday da im ostatni膮 wskaz贸wk臋, jak rozwi膮za膰 zagadk臋.
Prywatn膮 drog膮 do posiad艂o艣ci Cerbera nad jeziorem Tohono przyje偶d偶a艂y zakurzone d偶ipy, durango i chevy suburbany. Terenowe samochody nie rzuca艂y si臋 w oczy. Wszystkie by艂y co najmniej o艣mioletnie. Dobrano je tak, 偶eby nie wyr贸偶nia艂y si臋 w艣r贸d pojazd贸w miejscowych kierowc贸w. Kiedy przeje偶d偶a艂y przez okoliczne miasteczka, nikt nie przygl膮da艂 si臋 pasa偶erom przebranym za w臋dkarzy.
Go艣cie zjawiali si臋 co dziesi臋膰 do pi臋tnastu minut. Wchodzili do drewnianego domu z pude艂kami na przyn臋t臋, w臋dkami i ko艂owrotkami. O dziwo, nikt z przyjezdnych nawet nie zerkn膮艂 na przysta艅 z 艂贸dkami ani nie wyszed艂 艂owi膰. Wszyscy zostali w 艣rodku. Nie przyjechali tu na ryby.
Nie zebrali si臋 te偶 towarzysko w du偶ym salonie z kominkiem. Nie rozsiedli si臋 w fotelach i na sofach z india艅skimi narzutami w艣r贸d obraz贸w Russella i Remingtona i rze藕b z br膮zu. Zeszli do wielkiej podziemnej sali odgrodzonej stalowymi drzwiami od dwustumetrowego tunelu ewakuacyjnego, kt贸ry ko艅czy艂 si臋 w lesie. Dalej bieg艂a prawie kilometrowa 艣cie偶ka. Wychodzi艂a na otwart膮 przestrze艅, gdzie natychmiast mog艂y wyl膮dowa膰 wezwane helikoptery. Terenu i drogi strzeg艂y systemy alarmowe. Okolica wok贸艂 drewnianego domu wygl膮da艂a z pozoru zwyczajnie, ale by艂a doskonale zabezpieczona przed inwigilacj膮 agent贸w rz膮dowych, policji stanowej i miejscowych szeryf贸w.
Przy stole konferencyjnym w luksusowo urz膮dzonej podziemnej sali zasiad艂o sze艣ciu m臋偶czyzn i dwie kobiety. Dziewi膮t膮 osob膮 by艂 Curtis Merlin Zale. Zajmowa艂 miejsce u szczytu sto艂u. Rozda艂 sk贸rzane teczki z aktami, wyci膮gn膮艂 si臋 w fotelu i czeka艂, a偶 go艣cie przestudiuj膮 dokumenty.
- Zapami臋tajcie to, co przeczytacie - poleci艂. - Kiedy b臋dziemy st膮d wyje偶d偶ali jutro wieczorem, wszystkie papiery zostan膮 zniszczone.
Interesy imperium Cerbera wymaga艂y, 偶eby sesje planowania strategicznego odbywa艂y si臋 w 艣cis艂ej tajemnicy. Kobiety i m臋偶czy藕ni wok贸艂 sto艂u kierowali najwi臋kszymi koncernami naftowymi na p贸艂kuli p贸艂nocnej. Mieli uzgodni膰 polityk臋 swoich korporacji na najbli偶sze miesi膮ce. Ekonomi艣ci, wysocy urz臋dnicy z departamentu handlu i dziennikarze z 鈥濿all Street Journal鈥 uwa偶ali te giganty petrochemiczne za samodzielne firmy. Mylili si臋. Tylko obecni w tej sali wiedzieli, 偶e s膮 zwi膮zani z Curtisem Merlinem Zale鈥檈m i Cerberem. Od czas贸w Rockefellera i Standard Oil nikt nie opanowa艂 rynku paliw tak 艣ci艣le jak oni. Tworzyli najwi臋kszy monopol, jaki kiedykolwiek powsta艂.
Na potajemnej fuzji zarobili miliardy i za swoje machinacje nie zamierzali i艣膰 za kratki. Departament sprawiedliwo艣ci mia艂 nadziej臋, 偶e dochodzenie ujawni istnienie kartelu, ale postarali si臋, 偶eby 艣ledztwo stan臋艂o w miejscu. Mog艂a im grozi膰 jedynie zdrada kogo艣 z w艂asnego grona. Ale ewentualni donosiciele wiedzieli, 偶e oni i ich rodziny szybko znikn膮 bez 艣ladu albo zgin膮 w nieszcz臋艣liwych wypadkach. Kto wszed艂 do sp贸艂ki, nie mia艂 odwrotu.
Mimo du偶ego ryzyka spodziewane zyski by艂y astronomiczne. Ludzie przy stole przewidywali, 偶e wsp贸lne przedsi臋wzi臋cie przyniesie im ju偶 nie miliardy, ale biliony dolar贸w. Opr贸cz pieni臋dzy chcieli zdoby膰 wp艂ywy, kt贸re dadz膮 im kontrol臋 nad rz膮dem Stan贸w Zjednoczonych.
Zale otworzy艂 zebranie.
- Znacie prognozy - zacz膮艂. - Dodam, 偶e liczby nie s膮 naci膮gane. W latach 1975-2000 zaludnienie 艣wiata wzros艂o o pi臋膰dziesi膮t procent. Zapotrzebowanie na rop臋 o tyle samo. W roku 2010 jej 艣wiatowa produkcja osi膮gnie szczyt. To ju偶 za nieca艂e siedem lat. Potem b臋dzie spada膰 i do 2050 roku obni偶y si臋 do ma艂ego u艂amka dzisiejszego poziomu.
Rick Sherman, czterdziestosze艣cioletni prezes Zenna Oil, spojrza艂 na Zale鈥檃 przez grube okulary bez oprawek. Wygl膮da艂 jak nauczyciel matematyki w szkole podstawowej, ale zarz膮dza艂 trzecim co do wielko艣ci koncernem naftowym w kraju.
- Statystyki s膮 nieaktualne. Ci膮g艂y deficyt ropy na rynku ju偶 si臋 zacz膮艂. Dziesi臋膰 lat wcze艣niej ni偶 przewidywano. Popyt przerasta produkcj臋, kt贸ra od teraz b臋dzie gwa艂townie spada膰.
- Poda偶 wygl膮da bardzo kiepsko, ale przysz艂o艣膰 gospodarki 艣wiatowej jeszcze gorzej - powiedzia艂 Jesus Morales, szef CalTex Oil Company. - Zapowiada si臋 bessa, skok cen, hiperinflacja, mo偶e nawet reglamentacja. Wol臋 nie my艣le膰, ile b臋dzie kosztowa艂 transport.
- W艂a艣nie - przytakn臋艂a Sally Morse. Przetar艂a okulary do czytania i zajrza艂a do raportu Zale鈥檃. By艂a szefow膮 Yukon Oil, najwi臋kszego producenta ropy w Kanadzie. Do tajnej sp贸艂ki przyst膮pi艂a niech臋tnie pi臋膰 lat temu jako ostatnia. Mia艂a coraz wi臋ksze w膮tpliwo艣ci, czy dobrze zrobi艂a.
- Nie ma co liczy膰 na odkrycie nowych du偶ych z艂贸偶 - zacz臋艂a. - Wbrew przewidywaniom geolog贸w, od roku 1980 znaleziono bardzo niewiele miejsc, kt贸rych wydobycie przekracza dziesi臋膰 milion贸w bary艂ek. Dziewi臋膰dziesi膮t cztery procent 艣wiatowej produkcji ropy pochodzi z tysi膮ca trzystu jedenastu g艂贸wnych teren贸w ropono艣nych. Kiedy te zasoby zmalej膮, nie uda si臋 powstrzyma膰 sta艂ego wzrostu cen ropy i gazu.
- Z艂a wiadomo艣膰 jest taka - dorzuci艂 Zale - 偶e na ka偶de dziesi臋膰 zu偶ywanych bary艂ek odkrywamy tylko jedn膮 now膮.
- Ta sytuacja mo偶e si臋 tylko pogorszy膰 - doda艂 Morales.
Zale pokiwa艂 g艂ow膮.
- Dlatego po艂膮czyli艣my si艂y. Chiny i Indie potrzebuj膮 coraz wi臋cej ropy. Rywalizacja mi臋dzy nimi, Europ膮 i Stanami Zjednoczonymi przerodzi si臋 nied艂ugo w trudn膮 do wygrania wojn臋 cenow膮.
- Z korzy艣ci膮 dla kraj贸w OPEC - doda艂 Sherman. - Przy szybko rosn膮cym zapotrzebowaniu 艣wiatowym b臋d膮 wyciska膰 z bary艂ki ka偶dego centa mo偶liwego do zdobycia.
- Okazja sama wpada nam w r臋ce - podsumowa艂 Zale. - Po koncentracji naszych 艣rodk贸w, p贸l naftowych i rafinerii w Ameryce P贸艂nocnej, mo偶emy teraz dyktowa膰 warunki i ceny. Mo偶emy te偶 podwoi膰 wydobycie i wierci膰 tam, gdzie dot膮d rz膮d nam nie pozwala艂. Nowo zbudowany system ruroci膮g贸w zast膮pi kosztowny transport tankowcami. Je艣li nasze plany strategiczne si臋 powiod膮, na p贸艂noc od Meksyku b臋dzie sprzedawana tylko ameryka艅ska i kanadyjska ropa i gaz. M贸wi膮c pro艣ciej, dziewi臋膰dziesi膮t sze艣膰 procent zysku trafi do naszych kieszeni.
- Kraje OPEC nie dadz膮 si臋 wymanewrowa膰 - odezwa艂 si臋 stary nafciarz, Gunnar Machowsky. - Mog臋 si臋 za艂o偶y膰, 偶e przy ka偶dym ruchu ceny za bary艂k臋 podstawi膮 nam nog臋.
Machowsky zaczyna艂 jako poszukiwacz ropy i pi臋膰 razy zostawa艂 z suchymi szybami wiertniczymi. Wreszcie trafi艂 na ogromne z艂o偶e w 艣rodkowej Nevadzie. Mia艂 wielki brzuch i 艂ys膮 czaszk臋 okolon膮 siwymi w艂osami. By艂 wy艂膮cznym w艂a艣cicielem Gunnar Oil, s艂yn膮艂 ze sk膮pstwa i nie przepuszcza艂 偶adnej okazji, 偶eby dobrze zarobi膰.
Zale u艣miechn膮艂 si臋.
- Nie w膮tpi臋. Nie jeste艣my w stanie dopasowa膰 si臋 do ich cen. Ale plan jest taki: zniech臋ci膰 Amerykan贸w do zagranicznej ropy. Zrobi si臋 szum i w艂adze b臋d膮 musia艂y wprowadzi膰 embargo na import.
- Ilu wa偶nych ludzi mamy w kieszeni? - zapyta艂 cicho spokojny okularnik Guy Kruse, dyrektor Eureka Offshore Oil Ventures.
Zale odwr贸ci艂 si臋 do Sandry Delage, szefowej administracji kartelu. Jej atrakcyjny i niewinny wygl膮d by艂 bardzo myl膮cy. Niebieskooka blondynka mia艂a umys艂 ostry jak brzytwa i zdolno艣ci organizacyjne, kt贸re podziwiali wszyscy przy stole. Przez moment studiowa艂a notes, potem podnios艂a wzrok.
- Dane z wczoraj: mo偶emy w pe艂ni liczy膰 na trzydziestu dziewi臋ciu senator贸w i stu dziesi臋ciu cz艂onk贸w Izby Reprezentant贸w. B臋d膮 g艂osowa膰 tak, jak im ka偶emy.
Kruse u艣miechn膮艂 si臋.
- Nasze wydatki op艂aci艂y si臋 bardziej, ni偶 my艣leli艣my.
- Bia艂y Dom te偶 chyba nas poprze - doda艂a Delage.
- Zostaj膮 obro艅cy 艣rodowiska i ci senatorzy i kongresmani, kt贸rzy chc膮 uratowa膰 bobry - burkn膮艂 Machowsky.
Zale pochyli艂 si臋 nad sto艂em i pomacha艂 o艂贸wkiem.
- Kiedy zabraknie ropy i ceny skocz膮, ludzie podnios膮 taki krzyk, 偶e zag艂usz膮 ich protesty. Ju偶 dzi艣 wystarczy nam g艂os贸w w Kongresie, 偶eby uruchomi膰 nowe pola naftowe od Alaski do Florydy. Ekolodzy s膮 w mniejszo艣ci. Rz膮dy Stan贸w i Kanady nie maj膮 wyboru; musz膮 pozwoli膰 nam na wiercenia na terenach pa艅stwowych, gdzie geolodzy odkrywaj膮 nowe z艂o偶a. Nie zapominajmy, 偶e rz膮d si臋gn膮艂 ju偶 do strategicznych rezerw paliwowych, Korzysta艂 z nich sze艣膰 razy. Jeszcze troch臋 i zostan膮 zapasy najwy偶ej na trzy tygodnie.
Machowsky skrzywi艂 si臋.
- To by艂 wyg艂up polityczny. Nasze rafinerie pracowa艂y na pe艂nych obrotach, a ludzie uwierzyli, 偶e dobry rz膮d robi im przys艂ug臋.
Sally Morse przytakn臋艂a.
- I sam si臋 nam pod艂o偶y艂.
Po raz pierwszy odezwa艂 si臋 Sam Riley, prezes Pioneer Oil. Firma mia艂a rozleg艂e z艂o偶a na 艢rodkowym Zachodzie.
- Nawet ze szklan膮 kul膮 nie mogliby艣my tego lepiej zaplanowa膰.
- Owszem - zgodzi艂 si臋 Zale. - To kombinacja szcz臋艣cia i umiej臋tno艣ci przewidywania.
Odwr贸ci艂 si臋 do emerytowanego genera艂a Dana Goodmana z Diversified Oil Resources.
- Jak wygl膮da sytuacja z rop膮 w zachodnim Kolorado?
Dawny szef zaopatrzenia paliwowego armii by艂 o dobre dziesi臋膰 lat starszy od reszty zebranych. Wa偶y艂 prawie sto pi臋tna艣cie kilogram贸w, mia艂 niez艂膮 kondycj臋 i swoiste poczucie humoru.
- Dzi臋ki prze艂omowi technologicznemu w bran偶y, zaczniemy przer贸b za tydzie艅. Sprz臋t i wszystkie systemy zosta艂y przetestowane. Linia produkcyjna dzia艂a. Mamy teraz ogromne 藕r贸d艂o ropy, gazu ziemnego i paliwa sta艂ego, kt贸re przewy偶sza w臋giel. Oceniamy, 偶e z jednej tony 艂upk贸w bitumicznych otrzymamy ponad sto pi臋膰dziesi膮t litr贸w ropy.
- Jak du偶e s膮 te z艂o偶a? - zapyta艂 Kruse.
- Wystarcz膮 do uzyskania dw贸ch trylion贸w bary艂ek.
Zale spojrza艂 na Goodmana.
- Ilu?!
- Dw贸ch trylion贸w bary艂ek ropy. I s膮 to ostro偶ne oceny.
- Dobry Bo偶e! - mrukn膮艂 Sherman. - To du偶o wi臋cej, ni偶 wynika z raport贸w energetycznych rz膮du.
- Zani偶aj膮 dane - mrugn膮艂 porozumiewawczo Goodman.
Riley roze艣mia艂 si臋.
- Je艣li zejdzie pan z kosztami poni偶ej pi臋膰dziesi臋ciu dolar贸w za bary艂k臋, reszta z nas wypadnie z gry.
- Jeszcze nie. Na razie koszty utrzymaj膮 si臋 w granicach sze艣膰dziesi臋ciu dolar贸w.
Morales odchyli艂 si臋 do ty艂u na dw贸ch nogach krzes艂a i za艂o偶y艂 r臋ce za g艂ow臋.
- Pozosta艂o nam tylko doko艅czenie systemu ruroci膮g贸w i mo偶emy zaczyna膰 operacj臋.
Zale nie od razu odpowiedzia艂. Skin膮艂 g艂ow膮 Sandrze Delage. Wcisn臋艂a guzik na pilocie i opu艣ci艂a du偶y ekran. Pojawi艂a si臋 na nim wielka mapa Alaski, Kanady i czterdziestu o艣miu stan贸w poni偶ej. Granice pa艅stw i stan贸w przecina艂y czarne linie ruroci膮g贸w z p贸l naftowych poprzez rafinerie do g艂贸wnych miast.
- Panie i panowie, oto nasza podziemna sie膰 transportu ropy. Pi臋膰dziesi膮t dziewi臋膰 tysi臋cy dwie艣cie kilometr贸w rur. Ostatni odcinek z p贸l Pioneer Oil Sama Riley鈥檃 w Nebrasce, Wyoming, Kansas i obu Dakotach b臋dzie gotowy do ko艅ca miesi膮ca.
- Oszukanie obro艅c贸w 艣rodowiska przez po艂o偶enie rur pod ziemi膮 by艂o genialnym posuni臋ciem - powiedzia艂 Riley.
- Dzi臋ki maszynom skonstruowanym przez naszych in偶ynier贸w z Cerbera ekipy mog膮 pracowa膰 na okr膮g艂o i k艂a艣膰 szesna艣cie kilometr贸w rur na dob臋.
- Wspania艂y pomys艂 - doda艂 Morales - ta dzier偶awa ziemi od kolei i puszczenie ruroci膮g贸w wzd艂u偶 tor贸w.
- Musz臋 przyzna膰 - odrzek艂 Zale - 偶e zaoszcz臋dzili艣my niewyobra偶alne miliardy dolar贸w, unikaj膮c spraw s膮dowych i szarpaniny z w艂a艣cicielami teren贸w pa艅stwowych i prywatnych. I mo偶emy bez ogranicze艅 pompowa膰 rop臋 bezpo艣rednio do ka偶dego du偶ego miasta w obu krajach. Nie musimy si臋 przejmowa膰 偶adnymi przepisami.
- To cud, 偶e zaszli艣my tak daleko bez interwencji departamentu sprawiedliwo艣ci - powiedzia艂a Sally Morse.
- Jeste艣my dobrze zabezpieczeni - odpar艂 Zale. - Mamy tam wtyczki Pilnuj膮, 偶eby wszelkie meldunki i zapytania agent贸w rz膮dowych trafia艂y po cichu w pr贸偶ni臋 albo na p贸艂k臋 do 鈥瀝ozpatrzenia w przysz艂o艣ci鈥.
Guy Kruse spojrza艂 na Zale鈥檃.
- Podobno komisja Kongresu pod przewodnictwem Loren Smith wszczyna 艣ledztwo przeciwko panu i Gerberowi.
- Smith nic nie zdzia艂a - zapewni艂 z przekonaniem Zale.
- Dlaczego? - zapyta艂a Sally Morse. - Loren Smith zdecydowanie nie jest po naszej stronie.
Zale popatrzy艂 na ni膮 ch艂odno.
- Za艂atwimy to.
- Tak samo, jak 鈥濫merald Dolphina鈥 i 鈥濭olden Marlina鈥? - mrukn膮艂 sarkastycznie Machowsky.
- Cel u艣wi臋ca 艣rodki. Osi膮gn臋li艣my, co chcieli艣my. Wina za katastrofy spad艂a na wadliwe silniki magnetohydrodynamiczne Elmore鈥檃 Egana. Stocznie zerwa艂y wszystkie kontrakty na ich instalowanie. Egan nie 偶yje i lada dzie艅 zdob臋dziemy wz贸r chemiczny jego superoleju. Kiedy rozpoczniemy produkcj臋, b臋dziemy dzieli膰 i kontrolowa膰 zyski z budowy i sprzeda偶y jego silnik贸w. Jak widzicie, panujemy nad ca艂o艣ci膮 rynku paliw ropopochodnych.
- Mo偶e nam pan zagwarantowa膰, 偶e nie b臋dzie wi臋cej ingerencji ze strony NUMA? - zapyta艂 Sherman.
- Nie maj膮 nad nami jurysdykcji.
- Porwanie ich statku badawczego z za艂og膮 nie by艂o m膮dre - zauwa偶y艂 Riley.
- Tak, to zdarzenie nieoczekiwanie obr贸ci艂o si臋 przeciwko nam. Ale to ju偶 historia. 呕adne 艣lady nie prowadz膮 do Cerbera.
Dan Goodman podni贸s艂 r臋k臋.
- Gratuluj臋 udanej kampanii podburzania ludzi przeciwko importowi ropy do Stan贸w. Przez dziesi膮tki lat nikogo nie obchodzi艂o, sk膮d bierzemy paliwa. Ale po katastrofach supertankowc贸w, spowodowanych przez pa艅skie 呕mije w Fort Lauderdale, Newport Beach, Bostonie i Vancouver, i ogromnych wyciekach ropy w g臋sto zaludnionych i bogatych regionach kraju, podnios艂y si臋 krzyki, 偶e musimy by膰 samowystarczalni.
- Przy tych wszystkich zaaran偶owanych wypadkach w ci膮gu zaledwie dziewi臋ciu miesi臋cy, wyciek z 鈥濫xxon Valdeza鈥 na Alasce to niemal drobiazg - zgodzi艂 si臋 Morales.
Zale oboj臋tnie wzruszy艂 ramionami.
- Tragiczna konieczno艣膰. Im d艂u偶ej potrwa sprz膮tanie, tym g艂o艣niejsze b臋dzie wo艂anie o krajow膮 rop臋.
- Ale czy nie sprzedajemy duszy diab艂u, 偶eby zdoby膰 pozycj臋 monopolisty? - zapyta艂a Sally Morse.
- Nie lubi臋 s艂owa 鈥瀖onopol鈥, 艂askawa pani - odpar艂 Zale. - Wol臋 鈥瀦aufanie rynku鈥.
Morse opar艂a g艂ow臋 na r臋kach.
- Kiedy pomy艣l臋 o tych wszystkich ludziach, ptakach, zwierz臋tach i rybach umieraj膮cych po to, 偶eby艣my mogli osi膮gn膮膰 cel, jestem chora.
- To nie czas na wyrzuty sumienia. Prowadzimy wojn臋 ekonomiczn膮. Nie potrzebujemy genera艂贸w, admira艂贸w, czo艂g贸w, okr臋t贸w podwodnych czy bombowc贸w, ale 偶eby wygra膰, musimy rozbudzi膰 w ludziach niezaspokojony apetyt na paliwa. Bardzo nied艂ugo b臋dziemy mogli m贸wi膰 ka偶demu, kto mieszka na p贸艂noc od Meksyku, jakie paliwo ma kupowa膰, kiedy i za ile. Nie b臋dziemy przed nikim odpowiedzialni. Z czasem zast膮pimy rz膮dy polityk贸w rz膮dami biznesmen贸w. Musimy by膰 teraz twardzi, Sally.
- 艢wiat bez polityk贸w... - rozmarzy艂 si臋 Guy Kruse. - To zbyt pi臋kne, 偶eby by艂o prawdziwe.
- Lada chwila zaczn膮 si臋 masowe demonstracje przeciwko importowi ropy - powiedzia艂 Sherman. - Wystarczy jeszcze jeden incydent i lawina ruszy.
Zale u艣miechn膮艂 si臋 chytrze.
- Wyprzedzam pana o krok, Rick. Taki incydent zdarzy si臋 za trzy dni.
- Nast臋pny wyciek z tankowca?
- Du偶o gorzej.
- A co mo偶e by膰 gorszego? - zapyta艂 naiwnie Morales.
- Wyciek, kt贸ry spowoduje eksplozj臋 - odpowiedzia艂 Zale.
- Na wodach przybrze偶nych?
Zale pokr臋ci艂 g艂ow膮.
- W jednym z najbardziej ruchliwych port贸w 艣wiata.
Przez chwil臋 panowa艂a cisza. Potem Sandra Delage spojrza艂a na Zale鈥檃.
- Mog臋? - zapyta艂a cicho.
Bez s艂owa kiwn膮艂 g艂ow膮.
- W sobot臋 oko艂o szesnastej trzydzie艣ci - zacz臋艂a - najwi臋kszy supertankowiec 艣wiata, 鈥濸acific Chimera鈥, wp艂ynie do zatoki San Francisco. Statek ma czterysta dziewi臋膰dziesi膮t metr贸w d艂ugo艣ci i siedemdziesi膮t szeroko艣ci. We藕mie kurs na terminal paliwowy na cyplu San Pedro, gdzie normalnie przycumowa艂by dziobem i opr贸偶ni艂 zbiorniki. Ale nie zatrzyma si臋. Na pe艂nej szybko艣ci skieruje si臋 w stron臋 centrum. Uderzy w brzeg przy World Trade Center. Oceniamy, 偶e zanim si臋 zatrzyma, wbije si臋 w l膮d na odleg艂o艣膰 prawie dw贸ch przecznic. Potem zostan膮 zdetonowane 艂adunki wybuchowe. Eksplozja sze艣ciuset dwudziestu tysi臋cy ton ropy zmiecie z powierzchni ziemi ca艂膮 nadbrze偶n膮 cz臋艣膰 San Francisco.
Sally Morse zblad艂a.
- O, m贸j Bo偶e - j臋kn臋艂a. - Ile b臋dzie ofiar?
- Mog膮 by膰 tysi膮ce, bo to godziny szczytu - odpowiedzia艂 brutalnie Kruse.
- Jakie to ma znaczenie? - zapyta艂 Zale beznami臋tnym tonem koronera pakuj膮cego zw艂oki do ch艂odni w kostnicy. - Du偶o wi臋cej ginie w bezsensownych wojnach. Nam si臋 to op艂aci.
Wsta艂.
- Chyba wystarczy na dzi艣. Jutro rano zaczniemy od tego, na czym sko艅czyli艣my. Podyskutujemy o taktyce wobec naszych rz膮d贸w i o planach na nadchodz膮cy rok.
Najwi臋ksi potentaci naftowi dw贸ch kraj贸w podnie艣li si臋 z miejsc i poszli za Zale鈥檈m do wind. Wjechali na g贸r臋 do jadalni.
Zosta艂a tylko Sally Morse z Yukon Oil. Siedzia艂a sama i wyobra偶a艂a sobie straszliwe cierpienia, jakie czeka艂y wkr贸tce niewinnych m臋偶czyzn, kobiety i dzieci w San Francisco. W ko艅cu podj臋艂a decyzj臋, kt贸ra mog艂a j膮 kosztowa膰 偶ycie. Ale wychodz膮c z sali wiedzia艂a, 偶e si臋 nie cofnie.
Po naradzie kierowca jej d偶ipa zatrzyma艂 si臋 przy firmowym odrzutowcu lockheed jetstar. Na schodkach czeka艂 pilot.
- Wracamy do Anchorage, pani Morse? - upewni艂 si臋.
- Nie. Musz臋 by膰 w Waszyngtonie na nast臋pnym spotkaniu.
- Zrobi臋 tylko nowy plan lotu - powiedzia艂 pilot. - Za kilka minut startujemy.
Sally opad艂a na sk贸rzany fotel za biurkiem z komputerem, faksem i bateri膮 telefon贸w. Wiedzia艂a, 偶e wesz艂a do labiryntu bez wyj艣cia. Pierwszy raz ryzykowa艂a 偶ycie. By艂a zaradna i po 艣mierci m臋偶a umiej臋tnie kierowa艂a Yukon Oil, ale to? Nie mia艂a 偶adnego do艣wiadczenia. Si臋gn臋艂a po s艂uchawk臋 telefonu, ale zda艂a sobie spraw臋, 偶e rozmow臋 mog膮 pods艂ucha膰 agenci Zale鈥檃.
Poprosi艂a stewardes臋 o martini, zdj臋艂a buty i zacz臋艂a planowa膰, jak uziemi膰 Zale鈥檃 i jego organizacj臋.
Pilot wielkiego Boeinga 727 siedzia艂 w kokpicie, czyta艂 magazyn i czeka艂 na swojego szefa, Curtisa Merlina Zale鈥檃. Podni贸s艂 wzrok i popatrzy艂 leniwie przez szyb臋 na startuj膮cego jetstara Yukon Oil. Samolot wzbi艂 si臋 pod niebo upstrzone bia艂ymi ob艂okami i wzi膮艂 kurs na po艂udnie.
Dziwne, pomy艣la艂 pilot Zale鈥檃. Na Alask臋 powinien polecie膰 na p贸艂nocny zach贸d. Wyszed艂 z kokpitu i wszed艂 do g艂贸wnej kabiny. Siedzia艂 tam m臋偶czyzna z nog膮 za艂o偶on膮 na nog臋 i czyta艂 鈥濿all Street Journal鈥.
- Przepraszam pana - powiedzia艂 pilot - ale pomy艣la艂em, 偶e to mo偶e by膰 wa偶ne. Samolot Yukon Oil odlecia艂 na po艂udnie do Waszyngtonu zamiast na p贸艂noc na Alask臋.
Ono Kanai od艂o偶y艂 gazet臋 i u艣miechn膮艂 si臋.
- Co za spostrzegawczo艣膰. Dzi臋ki. To ciekawa wiadomo艣膰.
Tarrytown le偶y w okr臋gu Westchester w stanie Nowy Jork. To jedno z najbardziej malowniczych miasteczek w historycznej dolinie rzeki Hudson. Wzd艂u偶 zadrzewionych ulic ci膮gn膮 si臋 antykwariaty w stylu kolonialnym, przytulne restauracyjki i sklepy z wyrobami miejscowych rzemie艣lnik贸w. W dzielnicach mieszkalnych stoj膮 gotyckie dworki i eleganckie rezydencje.
Pitt drzema艂 na tylnym siedzeniu wynaj臋tego samochodu, Giordino prowadzi艂, Kelly siedzia艂a obok i podziwia艂a okolic臋. Dojechali kr臋t膮, w膮sk膮 drog膮 do kampusu na wysokim wzg贸rzu z widokiem na rzek臋 Hudson i most Tappan Zee.
College Marymount za艂o偶y艂 w 1907 roku katolicki zakon 艢wi臋tego Serca Marii. Uczelnia zapocz膮tkowa艂a powstanie rozleg艂ej sieci 偶e艅skich szk贸艂 wy偶szych na ca艂ym 艣wiecie. Matka Joseph Butler po艣wi臋ci艂a 偶ycie na organizowanie plac贸wek kszta艂c膮cych i przygotowuj膮cych kobiety do pracy na wysokich stanowiskach. Marymount mia艂 profil humanistyczny i by艂 jedn膮 z najszybciej rozwijaj膮cych si臋 instytucji o艣wiatowych w Stanach Zjednoczonych.
Giordino skr臋ci艂 w g艂贸wn膮 alej臋 kampusu z surowymi budynkami z br膮zowej ceg艂y. Nie m贸g艂 oderwa膰 wzroku od dziewczyn id膮cych na wyk艂ady lub wracaj膮cych z zaj臋膰. Min膮艂 du偶y gmach Butler Hall z krzy偶em na kopule i zaparkowa艂 przy Gerard Hall, gdzie na dw贸ch pierwszych kondygnacjach mie艣ci艂y si臋 biura uczelni.
Weszli po stopniach do holu i podeszli do informacji. Jasnow艂osa studentka po dwudziestce odwzajemni艂a u艣miech Pitta.
- W czym mog臋 pom贸c? - zapyta艂a uprzejmie.
Szukamy gabinetu doktora Jerry鈥檈go Wednesdaya z wydzia艂u antropologii.
- Schodami po lewej na pi臋tro, potem w prawo i korytarzem do ko艅ca.
- Dzi臋ki.
- Na widok tych wszystkich laseczek mam ochot臋 wr贸ci膰 do szko艂y - powiedzia艂 Giordino, kiedy w drodze na g贸r臋 min臋li grup臋 dziewcz膮t.
- Masz pecha. To 偶e艅ska szko艂a. Nie przyjmuj膮 tu facet贸w.
- Mo偶e m贸g艂bym uczy膰.
- Wywaliliby ci臋 po tygodniu za spro艣ne zachowanie.
Studentka pracuj膮ca w biurze wydzia艂u antropologii wprowadzi艂a ich do gabinetu doktora Wednesdaya. M臋偶czyzna w zagraconym pokoju wyci膮ga艂 w艂a艣nie ksi膮偶k臋 z ciasno zastawionej p贸艂ki. Odwr贸ci艂 si臋 i u艣miechn膮艂 do tr贸jki przyby艂ych. Nie by艂 wy偶szy od Giordina, ale du偶o szczuplejszy. Nie nosi艂 tweedowej marynarki ze sk贸rzanymi 艂atami na 艂okciach i nie pali艂 fajki. Mia艂 na sobie sportow膮 bluz臋, levisy i traperskie buty. By艂 g艂adko ogolony, 艂ysia艂 od czo艂a i wygl膮da艂 na mniej wi臋cej pi臋膰dziesi膮t lat. Patrzy艂 na go艣ci ciemnoszarymi oczami i szczerzy艂 bia艂e, r贸wne z臋by, z kt贸rych by艂by dumny ortodonta.
- Jeden z was, panowie, musi by膰 tym facetem, kt贸ry do mnie dzwoni艂 - powiedzia艂 jowialnie.
- Ja - odpar艂 Pitt. - To Kelly Egan i Al Giordino, a ja nazywam si臋 Dirk Pitt.
- Siadajcie. Z艂apali艣cie mnie w dobrym momencie. Mam dwie godziny przerwy mi臋dzy wyk艂adami. Czy nie jest pani przypadkiem c贸rk膮 doktor Elmore鈥檃 Egana?
- Jestem - przytakn臋艂a Kelly.
- Bardzo mnie zmartwi艂a wiadomo艣膰 o jego 艣mierci - powiedzia艂 szczerze Jerry Wednesday. - Znali艣my si臋 i korespondowali艣my. Bada艂 艣lady wyprawy wiking贸w, kt贸rzy jego zdaniem, zapu艣cili si臋 do stanu Nowy Jork chyba w roku... 1035, o ile pami臋tam.
- Tak, tata bardzo si臋 interesowa艂 kamieniami runicznymi na ich szlaku,
- W艂a艣nie wracamy z Minnesoty od Marlys Kaiser - wtr膮ci艂 Pitt. - To ona zasugerowa艂a nam spotkanie z panem.
Wednesday usiad艂 za zagraconym biurkiem.
- Marlys to wspania艂a kobieta. Pewnie powiedzia艂a wam o przypuszczeniach doktora Egana, 偶e wikingowie, kt贸rzy osiedlili si臋 w tej okolicy, zostali zmasakrowani przez Indian z doliny?
Kelly kiwn臋艂a g艂ow膮.
- Wspomnia艂a o tym.
Wednesday pogrzeba艂 w szufladzie biurka i wyj膮艂 pogniecione papiery.
- Bardzo ma艂o wiadomo o dawnych Indianach ameryka艅skich znad rzeki Hudson. Pierwsza wzmianka i opis tubylc贸w pochodzi z roku 1524 od Giovanniego da Verrazano. Podczas d艂ugiego rejsu w g贸r臋 i w d贸艂 Wschodniego Wybrze偶a przybi艂 do brzegu w stanie Nowy Jork. Bada艂 okolic臋 przez dwa tygodnie, potem pop艂yn膮艂 na p贸艂noc do Nowej Fundlandii i wr贸ci艂 do Francji.
Wednesday urwa艂 i przejrza艂 swoje notatki.
Verrazano zapisa艂, 偶e tubylcy ameryka艅scy mieli ostre rysy, ciemne oczy i d艂ugie, czarne w艂osy. Ubierali si臋 w lisie i jelenie sk贸ry i nosili miedziane ozdoby. Wyciosywali 艂odzie z pni drzew i mieszkali w okr膮g艂ych albo pod艂u偶nych chatach z roz艂upanych k艂贸d. Strzechy robili z d艂ugiej trawy i ga艂臋zi. Poza opisem Verrazana po tamtych Indianach zosta艂o niewiele 艣lad贸w. Wi臋kszo艣膰 to domys艂y.
- Wi臋c historia Indian ameryka艅skich zaczyna si臋 w roku 1524 - podgumowa艂 Giordino.
- Udokumentowana historia, tak. Nast臋pny dow贸d zostawi艂 w roku 1609 inny wielki 偶eglarz, Henry Hudson. Pop艂yn膮艂 w g贸r臋 rzeki nazwanej p贸藕niej jego nazwiskiem. O dziwo, dotar艂 a偶 do Cohoes, oko艂o pi臋tnastu kilometr贸w powy偶ej Albany. Tam zatrzyma艂y go wodospady. Wed艂ug jego opisu, Indianie 偶yj膮cy w dole rzeki byli silni i wojowniczy, natomiast ci mieszkaj膮cy wy偶ej, przyja藕ni i uprzejmi.
- Jakiej broni u偶ywali?
- 艁uk贸w i strza艂 z ostrymi, kamiennymi grotami przyklejanymi 偶ywic膮. Wyciosywali te偶 maczugi i modelowali topory du偶ymi krzemieniami.
- A co jedli? - zapyta艂a Kelly.
- To, co upolowali i z艂owili. Ostryg i ryb by艂o mn贸stwo, zw艂aszcza jesiotr贸w i 艂ososi. Uprawiali du偶e pola kukurydzy, kt贸r膮 piekli, oraz dynie, s艂oneczniki i fasol臋. Wyrabiali r贸wnie偶 tyto艅 i palili go w fajkach z miedzi. Mieli jej w br贸d na p贸艂nocy wok贸艂 Wielkich Jezior i tylko j膮 potrafili obrabia膰. Z innych metali znali 偶elazo, ale nie umieli go wykorzysta膰.
- S艂owem, dobrze im si臋 偶y艂o.
Wednesday przytakn膮艂 z u艣miechem.
- Hudson nie zauwa偶y艂 w艣r贸d Indian 艣lad贸w g艂odu czy niedo偶ywienia. Co ciekawe, 偶aden z pierwszych odkrywc贸w nie wspomina o skalpach, je艅cach czy niewolnikach. Te praktyki przypuszczalnie przywie藕li ze sob膮 cudzoziemcy zza morza.
Pitt w zamy艣leniu z艂o偶y艂 d艂onie.
- S膮 jakie艣 艣lady kontakt贸w Indian z Europejczykami?
- Hudson i inni zanotowali kilka rzeczy. Na przyk艂ad to, 偶e Indian wcale nie zdumiewa艂 widok dziwnych statk贸w i bia艂ych ludzi z jasnymi czy rudymi w艂osami. Jeden z marynarzy Verrazana wspomina o Indianach nosz膮cych 偶elazne ozdoby podobne do zardzewia艂ych ostrzy no偶y. Inny twierdzi, 偶e widzia艂 偶elazny top贸r na 艣cianie india艅skiej chaty. Kilku cz艂onk贸w za艂ogi znalaz艂o podobno wkl臋s艂e naczynie 偶elazne u偶ywane jako miska.
- He艂m wikinga - podsun膮艂 Giordino.
Wednesday u艣miechn膮艂 si臋 wyrozumiale i m贸wi艂 dalej.
- W1613 roku w dolinie zacz臋li si臋 osiedla膰 Holendrzy. Zbudowali fort w pobli偶u dzisiejszego Albany. Nauczyli si臋 j臋zyka tubylc贸w i poznali ich legendy.
- Czego si臋 dowiedzieli?
- Trudno oddzieli膰 mity od fakt贸w - odpar艂 Wednesday. - Opowie艣ci przekazywane ustnie przez stulecia by艂y, co zrozumia艂e, bardzo mgliste. Jedna z legend m贸wi艂a o dzikich, brodatych bia艂ych z g艂owami b艂yszcz膮cymi w s艂o艅cu, kt贸rzy przybyli do doliny i zbudowali osad臋. Kiedy cz臋艣膰 obcych znikn臋艂a na d艂u偶szy czas...
- Magnus Sigvatson z setk膮 swoich ludzi wyruszy艂 na zach贸d - przerwa艂a Kelly.
- Znam przek艂ady inskrypcji na kamieniach runicznych, kt贸re znalaz艂 pani ojciec - odpar艂 spokojnie Wednesday. - Id藕my dalej. Indianie nie uwa偶ali kradzie偶y za przest臋pstwo. Zacz臋li zabiera膰 i zarzyna膰 zwierz臋ta domowe przywiezione przez obcych zza morza. Dzicy biali z w艂osami na twarzach, jak ich nazywano, odbierali Indianom swoje byd艂o i ucinali im r臋ce. Na nieszcz臋艣cie, jednym ze z艂odziei by艂 syn miejscowego wodza. Ojciec si臋 w艣ciek艂 i wezwa艂 reszt臋 plemion z doliny, mi臋dzy innymi Munsee Lenape, albo Delawar贸w, spokrewnionych kulturowo z Algonkinami. Po艂膮czone si艂y zaatakowa艂y i zniszczy艂y osad臋 obcych i wyr偶n臋艂y wszystkich. Jest te偶 wersja, 偶e troch臋 kobiet i dzieci wzi臋to do niewoli, ale ten zwyczaj pojawi艂 si臋 du偶o p贸藕niej.
- Magnus i jego ludzie musieli prze偶y膰 szok, kiedy po powrocie zastali trupy swoich bliskich i przyjaci贸艂.
Wednesday pokiwa艂 g艂ow膮.
- Teraz przysz艂a ich kolej. Legenda m贸wi o wielkiej bitwie. Dzicy biali o b艂yszcz膮cych g艂owach zabili ponad tysi膮c Indian, potem wszyscy zgin臋li.
- Smutna historia - westchn臋艂a Kelly.
Wednesday bezradnie roz艂o偶y艂 r臋ce.
- Kto wie, jak by艂o naprawd臋?
- Dziwne, 偶e nie odkryto 偶adnych 艣lad贸w osady - zauwa偶y艂 Pitt.
- Wed艂ug legendy, Indianie w zrozumia艂ej furii spalili j膮 i zr贸wnali z ziemi膮. Nie zosta艂 kamie艅 na kamieniu.
- Wiadomo co艣 o grocie?
- Jedyna wzmianka, jak膮 znam, jest na kamieniu runicznym znalezionym przez doktora Egana.
Pitt wyczekuj膮co wpatrywa艂 si臋 w Wednesdaya. Historyk zrozumia艂.
- No tak, by艂o kilka niewyja艣nionych zdarze艅. Oko艂o roku tysi臋cznego w dolinie Hudson zasz艂y znacz膮ce zmiany. Mieszka艅cy odkryli nagle rolnictwo i zacz臋li hodowa膰 warzywa. Do zbieractwa, 艂owiectwa i rybo艂贸wstwa do艂膮czy艂a uprawa ziemi. Mniej wi臋cej w tym samym czasie wok贸艂 wiosek pojawi艂y si臋 fortyfikacje z kamieni i pionowych bali, wzmocnionych wa艂ami ziemnymi. Indianie stawiali te偶 d艂ugie, owalne domy z platformami do spania w 艣cianach. Nie robili tego wcze艣niej.
- Pan sugeruje, 偶e rolnictwa i budownictwa nauczyli si臋 od wiking贸w. A po wielkiej bitwie obwarowali swoje wioski w obawie przed kolejnymi atakami obcych.
- Jestem realist膮, panie Pitt - odpar艂 Wednesday. - Niczego nie sugeruj臋. M贸wi臋 tylko, jakie s膮 stare opowie艣ci i przypuszczenia. Dop贸ki nie znajdziemy niezbitych dowod贸w, musimy traktowa膰 te historie jako legendy i mity. Inskrypcje na kamieniach runicznych nie wystarcz膮. Wi臋kszo艣膰 archeolog贸w w膮tpi w ich autentyczno艣膰.
- Wierz臋, 偶e m贸j ojciec znalaz艂 dow贸d na istnienie osady wiking贸w - powiedzia艂a cicho Kelly. - Ale zgin膮艂, zanim zd膮偶y艂 to ujawni膰 i nie wiemy, gdzie si臋 podzia艂y jego notatki.
- 呕ycz臋 szcz臋艣cia w poszukiwaniach - powiedzia艂 Wednesday. - Bardzo bym chcia艂, 偶eby si臋 okaza艂o, 偶e osadnictwo w dolinie rzeki Hudson zacz臋艂o si臋 sze艣膰set lat przed przybyciem tu Hiszpan贸w i Holendr贸w. By艂oby zabawnie pisa膰 od nowa podr臋czniki historii.
Pitt wsta艂 i u艣cisn膮艂 nad biurkiem d艂o艅 Wednesdaya.
- Dzi臋kujemy, panie doktorze. Jeste艣my wdzi臋czni, 偶e po艣wi臋ci艂 nam pan sw贸j czas.
- Nie ma za co, by艂o mi bardzo mi艂o. - Historyk u艣miechn膮艂 si臋 do Kelly. - Prosz臋 da膰 mi zna膰, je艣li wyp艂ynie co艣 nowego.
- Jeszcze jedno pytanie.
- Tak?
- Czy opr贸cz pierwszych odkrywc贸w nikt nie natrafi艂 na 偶adne artefakty wiking贸w?
Wednesday zastanowi艂 si臋.
- O ile dobrze pami臋tam, w latach dwudziestych ubieg艂ego wieku jaki艣 farmer znalaz艂 zardzewia艂膮 kolczug臋. Ale nie wiem, co by艂o dalej i czy kiedykolwiek badali j膮 naukowcy.
- Jeszcze raz dzi臋kujemy.
Po偶egnali si臋 z Wednesdayem i wyszli na parking. Z ciemnych chmur lada chwila mog艂o lun膮膰. Ledwo wsiedli do samochodu, zacz臋艂o pada膰 i zrobi艂o si臋 ponuro. Giordino w艂o偶y艂 kluczyk do stacyjki i zapali艂 silnik.
- Tata znalaz艂 osad臋 - powiedzia艂a z naciskiem Kelly. - Wiem to.
- Mam problem - odrzek艂 Giordino. - Nie widz臋 zwi膮zku mi臋dzy osad膮 i grot膮. Ale wygl膮da na to, 偶e nie ma ani groty, ani osady.
- Za艂o偶臋 si臋, 偶e mimo znikni臋cia osady, grota zosta艂a - odpar艂 Pitt.
- Ale gdzie? - zapyta艂a w zamy艣leniu Kelly. - Josh i ja nie znale藕li艣my jej.
- Indianie mogli zasypa膰 wej艣cie - podsun膮艂 Giordino.
Kelly popatrzy艂a przez szyb臋 na drzewa wok贸艂 parkingu.
- Wi臋c nigdy jej nie znajdziemy.
- Proponuj臋 poszuka膰 z rzeki pod urwiskiem - powiedzia艂 z przekonaniem Pitt. - Sonar wykryje otw贸r w skale pod powierzchni膮 wody. We藕miemy 艂贸d藕 i sprz臋t NUMA i pojutrze b臋dziemy gotowi.
Giordino wrzuci艂 bieg i wyjecha艂 z parkingu. Nagle zadzwoni艂a jego kom贸rka.
- Tak? - s艂ucha艂 przez chwil臋. - Ju偶 go daj臋, panie admirale.
Poda艂 telefon Pittowi na tylne siedzenie.
- Sandecker do ciebie.
Pitt przywita艂 si臋, a potem zamilk艂 na trzy minuty.
- Tak jest, ju偶 wracamy - powiedzia艂 w ko艅cu.
Wy艂膮czy艂 si臋 i odda艂 kom贸rk臋 Alowi.
- Mamy by膰 w Waszyngtonie jak najszybciej - wyja艣ni艂.
- Jaki艣 problem?
- Raczej alarm.
- Powiedzia艂, o co chodzi? - zapyta艂a Kelly.
- Zanosi si臋 na to, 偶e Zale i jego kumple z Cerbera nied艂ugo spowoduj膮 wi臋ksz膮 katastrof臋 ni偶 zatopienie 鈥濫merald Dolphina鈥.
8 sierpnia 2003, Waszyngton
Loren Smith czu艂a si臋 tak, jakby przywi膮zano j膮 do dzikiego konia i wleczono przez pustyni臋. Dyrektorzy Cerbera wezwani przed komisj臋 艣ledcz膮 Kongresu do spraw nielegalnych praktyk marketingowych nie zjawili si臋. Przys艂ali armi臋 prawnik贸w korporacji, kt贸rzy rozci膮gn臋li nieprzeniknion膮 zas艂on臋 dymn膮 nad ca艂膮 procedur膮.
- Sprytny unik - mrukn臋艂a pod nosem, kiedy odk艂ada艂a przes艂uchania do nast臋pnego ranka. - Jutro pewnie b臋dzie to samo.
Kongresman Leonard Sturgis, demokrata z Dakoty P贸艂nocnej, po艂o偶y艂 jej d艂o艅 na ramieniu.
- Nie przejmuj si臋, Loren.
- Nie bardzo mi dzi艣 pomog艂e艣 - powiedzia艂a ostro. - Zgadza艂e艣 si臋 ze wszystkim, co nam wciskali, cho膰 doskonale wiedzia艂e艣, 偶e to k艂amstwa i wykr臋ty.
- Nie mo偶esz zaprzeczy膰, 偶e m贸wili o rzeczach absolutnie zgodnych z prawem.
- Chc臋 tu widzie膰 Curtisa Merlina Zale鈥檃 i jego rad臋 nadzorcz膮. Nie band臋 cwaniak贸w, kt贸rzy m膮c膮 wod臋.
- Pan Zale na pewno zjawi si臋 we w艂a艣ciwym czasie - odrzek艂 Sturgis. - My艣l臋, 偶e uznasz go za ca艂kiem rozs膮dnego cz艂owieka.
Loren zgromi艂a Sturgisa wzrokiem.
- Ostatnio po chamsku przerwa艂 mi kolacj臋. Uwa偶am go za sko艅czon膮 gnid臋.
Sturgis zmarszczy艂 brwi, co by艂o do niego niepodobne. Rzadko przestawa艂 si臋 u艣miecha膰. W Kongresie uchodzi艂 za wz贸r 艂agodno艣ci. Wygl膮da艂 na farmera. Jego bracia nadal prowadzili rodzinne gospodarstwo rolne w Buffalo, w Dakocie P贸艂nocnej. By艂 wci膮偶 wybierany do Kongresu, gdy偶 nieustannie walczy艂 o zachowanie wiejskiego stylu 偶ycia. W oczach Loren mia艂 tylko jedn膮 wad臋: s艂abo艣膰 do Curtisa Merlina Zale鈥檃.
- Pozna艂a艣 go? - zapyta艂 zaskoczony.
- Tw贸j 鈥瀝ozs膮dny cz艂owiek鈥 grozi艂 mi 艣mierci膮, je艣li nie zaniecham dochodzenia.
- Trudno mi w to uwierzy膰.
- Lepiej uwierz! - parskn臋艂a Loren. - I pos艂uchaj dobrej rady, Leo. Odczep si臋 od Cerbera. Id膮 na dno. Zale b臋dzie mia艂 szcz臋艣cie, je艣li nie sko艅czy w celi 艣mierci.
Odwr贸ci艂a si臋 i odesz艂a. Sturgis popatrzy艂 za ni膮. Wygl膮da艂a wspaniale w be偶owym, we艂nianym kostiumie z zamszowym paskiem. Nios艂a sk贸rzany neseser w kolorze ubrania. To by艂 jej znak rozpoznawczy.
Loren nie wr贸ci艂a do gabinetu. Zrobi艂 si臋 p贸藕ny wiecz贸r, wi臋c posz艂a prosto do samochodu. Sta艂 na podziemnym parkingu kongresowym. W ulicznym korku rozmy艣la艂a o minionym dniu. Czterdzie艣ci pi臋膰 minut p贸藕niej dojecha艂a do swojego domu w Alexandrii. Kiedy zahamowa艂a i wcisn臋艂a guzik pilota do drzwi gara偶owych, z cienia wysz艂a kobieta. Podesz艂a do samochodu od strony kierowcy. Loren spokojnie opu艣ci艂a szyb臋.
- Przepraszam, 偶e pani膮 nachodz臋, pani Smith. Ale musimy pilnie porozmawia膰.
- Kim pani jest?
- Sally Morse, szefowa firmy Yukon Oil.
Loren przyjrza艂a si臋 jej d偶insom i jasnoniebieskiemu swetrowi. Spojrzenie kobiety budzi艂o zaufanie.
- Niech pani wejdzie do gara偶u.
Loren zaparkowa艂a samoch贸d i zamkn臋艂a drzwi gara偶owe.
- Zapraszam do 艣rodka.
Zaprowadzi艂a Sally do nowocze艣nie urz膮dzonego salonu, gdzie ka偶dy mebel zrobiono na zam贸wienie.
- Prosz臋 usi膮艣膰. Kawy?
- Wola艂abym co艣 mocniejszego.
Loren otworzy艂a oszklony barek.
- Kt贸r膮 trucizn臋 pani wybiera?
- Szkock膮 z lodem.
- Zupe艂nie jak facet.
Poda艂a Sally szklank臋 cutty sark. Potem otworzy艂a sobie piwo coors i usiad艂a po drugiej stronie stolika.
- S艂ucham, pani Morse.
- Przysz艂am tu, bo prowadzi pani 艣ledztwo przeciw Gerberowi, kt贸ry pr贸buje opanowa膰 rynek paliw p艂ynnych.
Serce Loren zabi艂o 偶ywiej, ale zmusi艂a si臋 do spokoju.
- Czy mam rozumie膰, 偶e chce mi pani dostarczy膰 jakich艣 informacji?
Sally poci膮gn臋艂a solidny 艂yk szkockiej, skrzywi艂a si臋 i g艂臋boko westchn臋艂a.
- Mam nadziej臋, 偶e pani zrozumie: od tej chwili moje 偶ycie jest w niebezpiecze艅stwie, zapewne zniszcz膮 mi dom, strac臋 dobr膮 reputacj臋 i pozycj臋, na kt贸r膮 d艂ugo i ci臋偶ko pracowa艂am.
Loren nie naciska艂a.
- Jest pani bardzo odwa偶na - powiedzia艂a.
Sally smutno pokr臋ci艂a g艂ow膮.
- Wcale nie. Mam tylko szcz臋艣cie, 偶e jestem samotna. Curtis Merlin Zale i jego ludzie nie mog膮 zastraszy膰 ani zamordowa膰 moich bliskich, co spotka艂o wielu innych.
Loren poczu艂a przyp艂yw adrenaliny. Sama wzmianka o Zale鈥檜 podzia艂a艂a na ni膮 jak nag艂e uderzenie pioruna w dach.
- Orientuje si臋 pani w jego przest臋pczej dzia艂alno艣ci? - zaryzykowa艂a.
- Od czasu, kiedy mnie zwerbowa艂 i razem z innymi szefami g艂贸wnych firm paliwowych utworzy艂 kartel.
Loren poczu艂a si臋 tak, jakby odkry艂a 偶y艂臋 z艂ota.
- Nie wiedzia艂am o kartelu.
- Zale zaplanowa艂 tajn膮 fuzj臋 naszych firm, 偶eby uniezale偶ni膰 Stany Zjednoczone od zagranicznej ropy. Pocz膮tkowo my艣la艂am, 偶e to szczytny cel. Potem okaza艂o si臋, 偶e chodzi mu nie tylko o odci臋cie si臋 od OPEC.
- A o co jeszcze?
- Chce by膰 pot臋偶niejszy od rz膮du. Potrzebujemy w kraju tyle ropy, 偶e nie艣wiadome niczego w艂adze ch臋tnie popr膮 jego starania o samowystarczalno艣膰. Pewnego dnia zacznie dyktowa膰 warunki. Stanie si臋 monopolist膮 i za偶膮da zakazu importu paliw.
Loren nie do ko艅ca rozumia艂a.
- Niemo偶liwe. Jak mo偶e zosta膰 monopolist膮 bez nowych p贸l naftowych w Ameryce P贸艂nocnej?
- Uzyskuj膮c zniesienie wszystkich ameryka艅skich i kanadyjskich zakaz贸w wierce艅 i eksploatacji z艂贸偶 na terenach pa艅stwowych. Nie przejmuj膮c si臋 ochron膮 艣rodowiska. Przekupuj膮c i kontroluj膮c Waszyngton. A co najgorsze, nak艂aniaj膮c spo艂ecze艅stwo ameryka艅skie do protest贸w przeciw importowi ropy.
- Bzdura! - parskn臋艂a Loren.
- Protesty ju偶 si臋 zacz臋艂y - powiedzia艂a ponuro Sally. - Nied艂ugo wybuchn膮 zamieszki. Zrozumie pani, kiedy powiem, jak膮 katastrof臋 ostatnio zaplanowa艂. W tej chwili niewiele dzieli go od pozycji monopolisty.
- To nie do wiary.
Sally u艣miechn臋艂a si臋 smutno.
- Nic go nie powstrzyma. Nie cofnie si臋 przed niczym, 偶eby osi膮gn膮膰 cel. Nawet przed ludob贸jstwem.
- 鈥濫merald Dolphin鈥 i 鈥濭olden Marlin鈥?
- Sk膮d pani wie, 偶e te tragedie to jego robota?
- Skoro m贸wi mi pani, co wiej膮 tak偶e b臋d臋 szczera. FBI i NUMA ustali艂y, 偶e te katastrofy nie by艂y wypadkami. Spowodowali je agenci Cerbera, nazywani 呕mijami. Podejrzewamy, 偶e wina za po偶ar na liniowcu i zatoni臋cie 艂odzi podwodnej mia艂a spa艣膰 na magnetohydrodynamiczne silniki doktora Elmore鈥檃 Egana. Zale chcia艂 wstrzyma膰 ich produkcj臋 z powodu rewolucyjnego oleju Egana, praktycznie eliminuj膮cego tarcie. Gdyby ten olej trafi艂 na rynek, rafinerie straci艂yby wi臋kszo艣膰 klient贸w.
Sally by艂a zaskoczona.
- Nie mia艂am poj臋cia, 偶e rz膮dowi agenci dochodzeniowi wiedz膮 o tajnej grupie najemnych zab贸jc贸w Zale鈥檃.
- Zale te偶 nie ma o tym poj臋cia.
Sally z rezygnacj膮 roz艂o偶y艂a r臋ce.
- On wie.
- Sk膮d? - zapyta艂a z niedowierzaniem Loren. - 艢ledztwo jest 艣ci艣le tajne.
- Curtis Merlin Zale wyda艂 przesz艂o pi臋膰 miliard贸w dolar贸w, 偶eby przekupi膰 w Waszyngtonie ka偶dego, kto mo偶e mu si臋 przyda膰. Ma w kieszeni ponad stu senator贸w i cz艂onk贸w Izby Reprezentant贸w oraz wysokich urz臋dnik贸w wszystkich resort贸w, 艂膮cznie z departamentem sprawiedliwo艣ci.
- Zna pani ich nazwiska? - zapyta艂a gor膮czkowo Loren.
Sally mia艂a min臋 fanatyczki. Wyj臋艂a z torebki dyskietk臋.
- S膮 tutaj. Dwie艣cie jedena艣cie os贸b. Nie wiem, kto ile wzi膮艂 i kiedy. Przez pomy艂k臋 dosta艂am tajn膮 kartotek臋 adresowan膮 do Sandry Delage, administratorki kartelu. Przejrza艂am j膮, zrobi艂am kopie i odes艂a艂am orygina艂 Sandrze. Na szcz臋艣cie nie wiedzia艂a, 偶e zamierzam si臋 wy艂ama膰 i nie nabra艂a podejrze艅.
- Pami臋ta pani jakie艣 nazwiska?
- Chodzi o lider贸w obu izb Kongresu i trzy osobisto艣ci z Bia艂ego Domu.
- O kongresmana Leonarda Sturgisa te偶?
- Jest na li艣cie.
- Tego si臋 obawia艂am - powiedzia艂a ze z艂o艣ci膮 Loren. - A prezydent?
Sally pokr臋ci艂a g艂ow膮.
- O ile wiem, nie chce mie膰 nic wsp贸lnego z Zale鈥檈m. Nie jest idea艂em, ale przejrza艂 go na wylot. Dobrze wie, 偶e nasz potentat naftowy jest zepsuty jak trzymiesi臋czny 艂adunek owoc贸w.
Loren i Sally rozmawia艂y prawie do trzeciej nad ranem. Loren przerazi艂a wiadomo艣膰, 偶e Zale zamierza wysadzi膰 supertankowiec w porcie San Francisco. W艂o偶y艂a dyskietk臋 do komputera i wydrukowa艂a stos kartek wielko艣ci ma艂ej powie艣ci. Potem obie schowa艂y dyskietk臋 i wydruki do sejfu w pod艂odze gara偶u pod szafk膮.
- Mo偶esz tu dzi艣 przenocowa膰, ale musimy znale藕膰 ci bezpieczn膮 kryj贸wk臋 na czas 艣ledztwa. Je艣li Zale si臋 dowie, 偶e chcesz mu pokrzy偶owa膰 plany, zrobi wszystko, 偶eby ci臋 uciszy膰.
- 艁adne okre艣lenie morderstwa.
- Pr贸bowa艂 ju偶 torturowa膰 Kelly Egan, 偶eby wycisn膮膰 z niej wz贸r chemiczny oleju jej ojca.
- Uda艂o mu si臋?
- Nie. Zosta艂a uratowana, zanim 呕mije Zale鈥檃 zd膮偶y艂y si臋 czego艣 dowiedzie膰.
- Chcia艂abym j膮 pozna膰.
- Mo偶esz. Mieszka艂a u mnie, ale Zale przy艂apa艂 nas razem i musia艂am j膮 ukry膰 gdzie indziej.
- Zabra艂am ze sob膮 tylko podr臋czn膮 torb臋 podr贸偶n膮. Mam troch臋 kosmetyk贸w, bi偶uterii i bielizny na zmian臋, nic wi臋cej.
Loren przyjrza艂a si臋 Sally.
- Mamy prawie te same wymiary. Mo偶esz wzi膮膰 z mojej szafy, co ci odpowiada.
- B臋d臋 szcz臋艣liwa, kiedy to si臋 sko艅czy.
- Chyba zdajesz sobie spraw臋, 偶e b臋dziesz teraz musia艂a z艂o偶y膰 zeznania przed urz臋dnikami z departamentu sprawiedliwo艣ci i moj膮 kongresow膮 komisj膮 dochodzeniow膮?
- Zgadzam si臋 na wszystko - powiedzia艂a uroczy艣cie Sally.
Loren otoczy艂a j膮 ramieniem.
- Naprawd臋: jeste艣 bardzo odwa偶na.
- To rzadki wypadek w moim 偶yciu, 偶e dobre intencje wzi臋艂y g贸r臋 nad ambicjami.
- Podziwiam ci臋 - powiedzia艂a szczerze Loren.
- Gdzie chcesz mnie ukry膰 po dzisiejszej nocy?
Loren u艣miechn臋艂a si臋 chytrze.
- Raczej nie w rz膮dowym bezpiecznym domu. Zale ma za du偶o wtyczek w departamencie sprawiedliwo艣ci. Zamelinuj臋 ci臋 w starym hangarze lotniczym u mojego przyjaciela. Jest tam wi臋cej zabezpiecze艅 ni偶 w Fort Knox. Ten kto艣 nazywa si臋 Dirk Pitt.
- Mo偶na mu ufa膰?
Loren roze艣mia艂a si臋.
- Kochanie, gdyby stary grecki filozof Diogenes nadal szuka艂 z latarni膮 porz膮dnego cz艂owieka, m贸g艂by zako艅czy膰 w臋dr贸wk臋 u Dirka.
Po wyj艣ciu z samolotu w Waszyngtonie, Kelly zosta艂a odprowadzona do nieoznakowanej furgonetki, kt贸ra zabra艂a j膮 do domu Loren w Arlington. Pitt i Giordino wsiedli do lincolna NUMA. Odpr臋偶yli si臋, kiedy kierowca ruszy艂 w kierunku Landover w Maryland. Po dwudziestu minutach skr臋cili w Arena Drive i wjechali na rozleg艂y parking FedEx Field, stadionu dru偶yny pi艂karskiej Washington Redskins. Zbudowano go w roku 1997. Ma wygodne, szerokie fotele dla osiemdziesi臋ciu tysi臋cy stu szesnastu kibic贸w. Restauracje w sektorach serwuj膮 du偶y wyb贸r da艅 narodowych. Widzowie mog膮 ogl膮da膰 powt贸rki ciekawszych fragment贸w meczu na dw贸ch wielkich ekranach wideo i 艣ledzi膰 wyniki na czterech tablicach.
Samoch贸d wtoczy艂 si臋 na podziemny parking dla VIP-贸w i stan膮艂 przy drzwiach. Wej艣cia strzegli dwaj wartownicy z broni膮 automatyczn膮. Zatrzymali Pitta i Giordina i por贸wnali ich twarze ze zdj臋ciami dostarczonymi przez wydzia艂 bezpiecze艅stwa NUMA. Potem wpu艣cili ich do d艂ugiego korytarza pod widowni膮.
- Czwarte drzwi na lewo, panowie - powiedzia艂 jeden z wartownik贸w.
- Nie uwa偶asz, 偶e to przesada? - zapyta艂 Giordino.
- Znam admira艂a, musia艂 mie膰 wa偶ny pow贸d.
Przed wskazanymi drzwiami sta艂 nast臋pny wartownik. Przyjrza艂 si臋 im tylko, potem odsun膮艂 si臋 i wpu艣ci艂 ich do 艣rodka.
- My艣la艂em, 偶e zimna wojna dawno si臋 sko艅czy艂a - mrukn膮艂 cicho Giordino.
Byli troch臋 zaskoczeni na widok szatni dla dru偶yn go艣ci. W gabinecie dla kierownik贸w zespo艂贸w siedzia艂o kilka os贸b, mi臋dzy innymi Loren i Sally Morse. NUMA reprezentowali admira艂 Sandecker, Rudi Gunn i Hiram Yaeger. Pitt rozpozna艂 admira艂a Amosa Dovera ze Stra偶y Przybrze偶nej, kapitana Warrena Garneta z Korpusu Piechoty Morskiej i komandora Milesa Jacobsa, weterana morskiej jednostki specjalnej SEAL. Pitt i Giordino wsp贸艂pracowali w przesz艂o艣ci z ka偶dym z nich.
Nie znali tylko wysokiego, dystyngowanego m臋偶czyzny o wygl膮dzie kapitana statku pasa偶erskiego. Mia艂 oko艂o sze艣膰dziesi膮tki i czarn膮 przepask臋 na lewym oku.
Pitt najpierw przywita艂 si臋 z kolegami z NUMA i z wojskowymi. Zwalisty Dover pracowa艂 z nim przy programie Deep Six. Garnet i Jacobs przegrywali walk臋 z ogniem na Antarktydzie, dop贸ki Pitt i Giordino nie pojawili si臋 w ogromnym 鈥濻now Cruiserze鈥 admira艂a Byrda. Po kr贸tkiej wymianie uprzejmo艣ci z przyjaci贸艂mi i znajomymi Pitt odwr贸ci艂 si臋 do obcego.
- Dirk - powiedzia艂 Sandecker - przedstawiam ci Wesa Radera, starego kumpla z marynarki. S艂u偶yli艣my razem na Ba艂tyku. 艢ledzili艣my rosyjskie okr臋ty podwodne kieruj膮ce si臋 na Atlantyk. Wes jest teraz dyrektorem w departamencie sprawiedliwo艣ci. B臋dzie koordynowa艂 nasze dzia艂ania od strony prawnej.
Dirk mia艂 mn贸stwo pyta艅, ale czeka艂 na w艂a艣ciwy moment. Na osobno艣ci przytuli艂by mocno Loren i poca艂owa艂 w usta. Ale przyszed艂 tu s艂u偶bowo, a ona by艂a kongresmank膮. Wi臋c tylko sk艂oni艂 si臋 lekko i u艣cisn膮艂 jej wyci膮gni臋t膮 d艂o艅.
- Mi艂o mi, 偶e zn贸w si臋 spotykamy.
- Ja te偶 si臋 ciesz臋 - powiedzia艂a Loren z figlarnym b艂yskiem w oku i odwr贸ci艂a si臋 do Sally. - To o nim ci m贸wi艂am. Poznajcie si臋. Sally Morse, Dirk Pitt.
Sally popatrzy艂a uwa偶nie w zielone oczy i dostrzeg艂a to, co wi臋kszo艣膰 kobiet: na nim mo偶na polega膰.
- Wiele o panu s艂ysza艂am.
Pitt zerkn膮艂 na Loren i u艣miechn膮艂 si臋.
- Mam nadziej臋, 偶e pani informatorka nie przesadzi艂a.
- Mo偶e wszyscy usi膮d膮 wygodnie i zaczniemy? - zaproponowa艂 Sandecker. Usadowi艂 si臋 na krze艣le i wyj膮艂 jedno ze swoich wielkich cygar, ale przez wzgl膮d na kobiety nie zapali艂 go. Pewnie by nie zaprotestowa艂y. Zapewne wola艂y dym od zapachu potu, kt贸ry jeszcze unosi艂 si臋 w szatni po ostatnim meczu.
- Panowie, jak niekt贸rzy ju偶 wiedz膮, pani Morse stoi na czele Yukon Oil Company. Przedstawi wam powa偶ne zagro偶enie naszego bezpiecze艅stwa narodowego.
- Przepraszam, 偶e przerw臋, admirale - odezwa艂 si臋 Rader. - Nie bardzo rozumiem, po co te wszystkie 艣rodki ostro偶no艣ci. Spotkanie w szatni pi艂karskiej na stadionie to chyba jednak przesada.
- Dowiesz si臋 po wys艂uchaniu pani Morse - odpar艂 Sandecker i zwr贸ci艂 si臋 do Sally. - Prosz臋 m贸wi膰.
Przez nast臋pne dwie godziny Sally opowiada艂a szczeg贸艂owo o planach utworzenia przez Zale鈥檃 monopolu naftowego, zdobycia ogromnego bogactwa i dyktowania warunk贸w rz膮dowi Stan贸w Zjednoczonych.
Kiedy sko艅czy艂a, w szatni zapad艂a pe艂na niedowierzania cisza. W ko艅cu przem贸wi艂 Wes Rader.
- Jest pani tego pewna?
- Ka偶dego s艂owa - powiedzia艂a stanowczo Sally.
Rader zwr贸ci艂 si臋 do Sandeckera.
- Walka z takim zagro偶eniem wykracza poza kompetencje ludzi zgromadzonych w tym pokoju. Musimy natychmiast zawiadomi膰 kogo trzeba. Prezydenta, przewodnicz膮cych obu izb Kongresu, szefostwo po艂膮czonych sztab贸w i moich prze艂o偶onych w departamencie sprawiedliwo艣ci. To na pocz膮tek.
- Nie mo偶emy - odpar艂 Sandecker i rozda艂 listy cz艂onk贸w Kongresu, wysokich urz臋dnik贸w pa艅stwowych, ludzi z departamentu sprawiedliwo艣ci i bliskich doradc贸w prezydenta z Zachodniego Skrzyd艂a. - Oto pow贸d naszych 艣rodk贸w ostro偶no艣ci, Wes. Masz w r臋kach nazwiska os贸b przekupionych przez Zale鈥檃.
Rader ze zdumieniem przyjrza艂 si臋 nazwiskom.
- Niemo偶liwe. Musia艂yby zosta膰 jakie艣 艣lady na papierze.
- Pieni膮dze wyp艂aca艂y zagraniczne firmy nale偶膮ce do innych firm, kt贸rych w艂a艣cicielem jest Zale - wyja艣ni艂a Sally. - Wszystkie 艂ap贸wki s膮 na zagranicznych kontach. Wytropienie ich zaj臋艂oby departamentowi sprawiedliwo艣ci lata.
- Jak to mo偶liwe, 偶e jeden cz艂owiek skorumpowa艂 ca艂y system?
Loren odpowiedzia艂a za Sally.
- Zale zaproponowa艂 艂ap贸wki niezbyt zamo偶nym cz艂onkom Kongresu. Dali si臋 skusi膰. Mo偶e nie zrezygnowaliby ze swoich idea艂贸w i etyki za milion dolar贸w, ale nie mogli si臋 oprze膰 dziesi臋ciu czy dwudziestu milionom. Nie wiedz膮, w jak膮 pu艂apk臋 wpadli. Dzi臋ki Sally na razie tylko my znamy prawdziwe wp艂ywy Zale鈥檃 w rz膮dzie.
- Nie zapominajmy o wp艂ywowych komentatorach w mediach - doda艂a Sally. - Ci, kt贸rych przekupi艂, przedstawiaj膮 go w dobrym 艣wietle. Ten kto si臋 wy艂amie, straci wiarygodno艣膰 i w efekcie prac臋.
Rader pokr臋ci艂 g艂ow膮.
- Nadal nie mog臋 uwierzy膰, 偶e to robota jednego cz艂owieka. Bez wzgl臋du na to, jak jest bogaty.
- Nie dzia艂a艂 sam. Mia艂 poparcie wi臋kszo艣ci potentat贸w naftowych w Stanach i Kanadzie. Nie wszystkie pieni膮dze pochodzi艂y od niego.
- Od Yukon Oil te偶?
- Tak - przyzna艂a szczerze Sally. - Jestem tak samo winna, jak inni, kt贸rych Zale omota艂.
Loren 艣cisn臋艂a jej r臋k臋.
- Zrehabilitowa艂a艣 si臋, przychodz膮c do nas.
- Ale dlaczego ja? - 偶achn膮艂 si臋 Rader. - Jestem zaledwie cz艂owiekiem numer trzy w departamencie stanu.
- Jak widzisz, nie ma ci臋 na li艣cie, a twoi prze艂o偶eni s膮 - odpar艂 Sandecker. - Poza tym, znam ciebie i twoj膮 偶on臋 od lat. Wiem, 偶e nie mo偶na ci臋 przekupi膰.
- Cho膰 na pewno pr贸bowano - doda艂a Loren.
Rader spojrza艂 w sufit i zastanowi艂 si臋. Potem kiwn膮艂 g艂ow膮.
- Tak, dwa lata temu. Wyszed艂em z psem na spacer. Podesz艂a do mnie jaka艣 kobieta i zacz臋艂a mnie zagadywa膰.
Sally u艣miechn臋艂a si臋.
- Jasna blondynka, niebieskie oczy, metr siedemdziesi膮t pi臋膰 wzrostu, oko艂o sze艣膰dziesi臋ciu kilogram贸w? Atrakcyjna i bezpo艣rednia?
- Tak.
- Sandra Delage. G艂贸wna administratorka Zale鈥檃.
- Zaproponowa艂a ci pieni膮dze? - zdziwi艂 si臋 Sandecker.
- Nie wprost - powiedzia艂 Rader. - Nie m贸wi艂a zbyt jasno. Pyta艂a, co bym zrobi艂, gdybym wygra艂 na loterii. Czy jestem zadowolony z pracy. Czy mnie doceniaj膮. Gdzie bym zamieszka艂, gdybym postanowi艂 wyjecha膰 z Waszyngtonu. Najwyra藕niej nie zda艂em egzaminu. Zostawi艂a mnie na skrzy偶owaniu i wsiad艂a do samochodu, stoj膮cego nieopodal. Wi臋cej jej nie widzia艂em.
- Musisz by膰 z nami - powiedzia艂 Sandecker. - Trzeba zatrzyma膰 Zale鈥檃 i jego wsp贸lnik贸w z kartelu Cerber i postawi膰 przed s膮dem. Mamy do czynienia z narodowym skandalem na niespotykan膮 skal臋.
- Od czego zaczniemy? - zapyta艂 Rader. - Nawet je艣li lista pani Morse jest prawdziwa, nie mog臋 po prostu wkroczy膰 do gabinetu prokuratora generalnego i o艣wiadczy膰, 偶e aresztuj臋 go za branie 艂ap贸wek.
- Gdyby pan to zrobi艂 - wtr膮ci艂a Loren - 呕mije Zale鈥檃 postara艂yby si臋, 偶eby pa艅skie cia艂o wy艂owiono z Potomacu.
Sandecker skin膮艂 g艂ow膮 Hiramowi Yaegerowi, kt贸ry otworzy艂 dwa du偶e pud艂a i zacz膮艂 rozdawa膰 grube teczki z dokumentami.
- Oto niezbite dowody przeciw przest臋pczemu imperium Zale鈥檃. Powinny przekona膰 w艂adze. Wykorzystali艣my wiedz臋 pani Morse i wyniki naszych w艂asnych bada艅 komputerowych.
Sandecker spojrza艂 Raderowi prosto w oczy.
- Musisz zebra膰 zesp贸艂 absolutnie pewnych ludzi z departamentu sprawiedliwo艣ci i przygotowa膰 w tajemnicy akt oskar偶enia. Wybierz takich, kt贸rzy nie boj膮 si臋 pogr贸偶ek, jak Nietykalni w czasach Ala Capone. Nie mo偶e by膰 przeciek贸w. Je艣li Zale cokolwiek wyw臋szy, na艣le na was swoich zab贸jc贸w.
- Nie do wiary, 偶e co艣 takiego mo偶e si臋 dzia膰 w Ameryce.
- Za kulisami polityki i biznesu ci膮gle zdarzaj膮 si臋 afery, o kt贸rych opinia publiczna nic nie wie - powiedzia艂a Loren.
Rader wpatrywa艂 si臋 w le偶膮ce przed nim akta.
- Mam nadziej臋, 偶e nie porywam si臋 z motyk膮 na s艂o艅ce.
- Zapewni臋 panu wszelk膮 mo偶liw膮 pomoc ze strony Kongresu - obieca艂a Loren.
Sandecker wcisn膮艂 rz臋dy guzik贸w na pilocie i opu艣ci艂 monitor z widokiem Zatoki San Francisco.
- Najwa偶niejsze jest zatrzymanie tego tankowca, bo inaczej zmiecie z powierzchni ziemi p贸艂 miasta.
Odwr贸ci艂 si臋 do Dovera, Garneta i Jacobsa, kt贸rzy dot膮d milczeli.
- To wasze zadanie, panowie.
- Zatrzymanie 鈥濸acific Chimera鈥 to dla moich ludzi 偶aden problem - odpar艂 Dover ze Stra偶y Przybrze偶nej.
Sandecker pokr臋ci艂 g艂ow膮.
- Nie tak szybko, Amos. Zatrzymujecie tysi膮ce statk贸w przewo偶膮cych wszystko: od narkotyk贸w i broni po nielegalnych imigrant贸w. Ale do zatrzymania najwi臋kszego supertankowca na 艣wiecie nie wystarczy strza艂 przed dzi贸b i rozkaz wydany przez megafon.
Dover u艣miechn膮艂 si臋 do Garneta i Jacobsa.
- To dlatego go艣cimy tu SEAL i zwiad marines?
- Oczywi艣cie ty b臋dziesz dowodzi艂 operacj膮 - odrzek艂 Sandecker. - Ale je艣li kapitan tankowca zignoruje twoje rozkazy i utrzyma kurs na zatok臋, nie b臋dziemy mieli wyboru. Ten statek nie mo偶e dop艂yn膮膰 do mostu Golden Gate. Ostrzelanie i ryzyko ogromnego wycieku ropy nie wchodzi w gr臋. Jako ostateczno艣ci u偶yjemy oddzia艂u bojowego. Spu艣cimy go na pok艂ad z helikoptera, 偶eby zneutralizowa艂a za艂og臋.
- Gdzie jest teraz 鈥濸acific Chimera鈥? - zapyta艂 Dover.
Sandecker wcisn膮艂 kolejny guzik na pilocie i mapa powi臋kszy艂a si臋. Pokazywa艂a teraz obszar oceanu na zach贸d od Golden Gate. Do wybrze偶y Kalifornii zbli偶a艂a si臋 ma艂a sylwetka statku.
- Oko艂o dziewi臋ciuset mil morskich od celu.
- To mamy tylko nieca艂e czterdzie艣ci osiem godzin.
- Alarmuj膮c膮 wiadomo艣膰 dostali艣my od pa艅 Morse i Smith dopiero dzi艣 rano.
- Wy艣l臋 kutry Stra偶y Przybrze偶nej pi臋膰dziesi膮t mil w morze, 偶eby tam przechwyci艂y statek - obieca艂 Dover.
- A ja wy艣l臋 helikopter z oddzia艂em bojowym jako wsparcie - zapewni艂 Jacobs.
- Ludzie z SEAL b臋d膮 gotowi do aborda偶u - doda艂 Garnet.
Dover popatrzy艂 na niego z pow膮tpiewaniem.
- Potraficie wej艣膰 z wody na p艂yn膮cy tankowiec?
Garnet wyszczerzy艂 z臋by.
- Ci膮g艂e to 膰wiczymy.
- Musz臋 to zobaczy膰 - mrukn膮艂 Dover.
- Panie i panowie - powiedzia艂 Sandecker - co do udzia艂u naszej agencji, udzielimy wam wszelkiej 偶膮danej pomocy. Dostarczymy r贸wnie偶 dowody podpalenia i zatopienia 鈥濫merald Dolphina鈥 oraz spowodowania katastrof na 艂odzi podwodnej. Ale jeste艣my agencj膮 naukow膮 bada艅 podmorskich i nie mamy upowa偶nienia do prowadzenia 艣ledztwa. Zostawiam Wesowi i Loren zebranie grupy zaufanych patriot贸w i rozpocz臋cie tajnego dochodzenia.
Loren spojrza艂a na Radera.
- Czeka nas kupa roboty.
- Tak - przyzna艂 cicho. - Niekt贸rzy ludzie z tej listy to moi przyjaciele. B臋d臋 bardzo samotny, kiedy to si臋 sko艅czy.
- Nie pan jeden - u艣miechn臋艂a si臋 bole艣nie. - Moi przyjaciele te偶 tam s膮.
Dover wsta艂.
- B臋d臋 pana informowa艂 o sytuacji co godzin臋 - obieca艂 Sandeckerowi.
- Dzi臋ki, Amos.
Kolejno wychodzili z szatni. Sandecker poleci艂 Pittowi, Alowi i Gunnowi, 偶eby zostali. Yaeger przed wyj艣ciem po艂o偶y艂 r臋k臋 na ramieniu Pitta i poprosi艂, 偶eby wpad艂 p贸藕niej do niego na pi臋tro komputerowe.
Sandecker wyci膮gn膮艂 si臋 na krze艣le i zapali艂 cygaro. Przyjrza艂 si臋 ma艂emu W艂ochowi z niezadowoleniem, jakby spodziewa艂 si臋, 偶e zrobi to samo. Al u艣miechn膮艂 si臋 tylko z wy偶szo艣ci膮.
- Wygl膮da na to, ch艂opcy, 偶e reszt臋 meczu sp臋dzicie na 艂awkach rezerwowych.
Pitt popatrzy艂 na Sandeckera i Gunna.
- W膮tpi臋, 偶eby艣cie nam pozwolili d艂ugo tam siedzie膰.
Gunn poprawi艂 okulary.
- Wysy艂amy ekspedycj臋 do francuskiej bazy morskiej na p贸艂nocny zach贸d od Hawaj贸w, 偶eby zbada膰 przyczyn臋 obumierania raf koralowych. Chcemy, 偶eby Al ni膮 pokierowa艂.
- A ja? - zapyta艂 Pitt.
- Mam nadziej臋, 偶e nie wyrzuci艂e艣 zimowego sprz臋tu - zadrwi艂 Sandecker. - Wr贸cisz na Antarktyd臋 i spr贸bujesz dotrze膰 do wielkiego jeziora, kt贸re wed艂ug naukowc贸w jest ukryte pod lodem.
Przez twarz Pitta przemkn膮艂 cie艅 protestu.
- Oczywi艣cie wykonam pa艅skie polecenie bez sprzeciwu, admirale. Ale prosz臋 dla nas o pi臋膰 dni urlopu. Chcieliby艣my wyja艣ni膰 do ko艅ca tajemnic臋 doktora Elmore鈥檃 Egana.
- Znale藕膰 jego tajne laboratorium?
- Sk膮d pan o tym wie?
- Mam swoje 藕r贸d艂a.
Kelly, pomy艣la艂 Pitt. Stary cwaniak udawa艂 dobrego wujka, kiedy chroni艂 j膮 przed zbirami Zale鈥檃. Musia艂a mu powiedzie膰, 偶e szukamy zaginionej groty wiking贸w.
- Trzeba si臋 koniecznie dowiedzie膰, nad czym pracowa艂 doktor Egan. Zale nie mo偶e nas ubiec. To sprawa bezpiecze艅stwa narodowego.
Sandecker spojrza艂 na Gunna.
- Co o tym my艣lisz, Rudi? Mamy da膰 tym 艂obuzom pi臋膰 dni na szukanie iluzji?
Gunn popatrzy艂 znad okular贸w na Pitta i Giordina jak lis na par臋 kojot贸w.
- Chyba mo偶emy by膰 na tyle wspania艂omy艣lni, admirale. Skompletowanie wyposa偶enia i zaopatrzenia dla statk贸w badawczych bior膮cych udzia艂 w nowych programach i tak zajmie mi jeszcze co najmniej pi臋膰 dni.
Sandecker wypu艣ci艂 k艂膮b niebieskiego, aromatycznego dymu.
- Niech b臋dzie. Rudi zawiadomi was, gdzie i kiedy macie si臋 zameldowa膰 na statkach. 呕ycz臋 szcz臋艣cia w poszukiwaniach. Prawd臋 m贸wi膮c, te偶 jestem ciekaw, co wymy艣li艂 Egan.
Kiedy Pitt przyjecha艂 ze stadionu, Yaeger siedzia艂 przed klawiatur膮 i rozmawia艂 z Max.
- Chcia艂e艣 si臋 ze mn膮 zobaczy膰.
Yaeger wyprostowa艂 si臋 i wzi膮艂 z szafki neseser Egana.
- Zgad艂e艣. Zd膮偶y艂e艣 na nast臋pny akt.
- S艂ucham?!
- Jeszcze trzy minuty.
- Nie nad膮偶am.
- Co czterdzie艣ci osiem godzin, dok艂adnie o trzynastej pi臋tna艣cie, w tej teczce dziej膮 si臋 cuda.
- Nape艂nia si臋 olejem? - podsun膮艂 niepewnie Pitt.
- No w艂a艣nie.
Yaeger otworzy艂 pusty neseser i wykona艂 r臋k膮 ruch jak magik. Nast臋pnie zatrzasn膮艂 wieko i zamki. Spojrza艂 na zegarek i zacz膮艂 odlicza膰 sekundy. Potem ostro偶nie odblokowa艂 zamki i uni贸s艂 wieko. Teczka by艂a pe艂na oleju. Si臋ga艂 prawie dwa centymetry poni偶ej kraw臋dzi.
- Wiem, 偶e to nie twoja sprawka - powiedzia艂 Pitt - bo to samo zdarzy艂o si臋 Alowi i mnie, kiedy Kelly da艂a mi ten neseser na 鈥濪eep Encounterze鈥.
- To musi by膰 jaka艣 sztuczka albo iluzja - powiedzia艂 niepewnie Yaeger.
Pitt zanurzy艂 w oleju palec wskazuj膮cy i potar艂 o kciuk.
- 呕adna iluzja. To rzeczywisto艣膰. Nie czuj臋 tarcia. Podejrzewam, 偶e to superolej doktora Egana.
- Mam pytanie za milion dolc贸w: sk膮d si臋 tu wzi膮艂?
Pitt popatrzy艂 na holograficzn膮 posta膰.
- Max nic nie odkry艂a?
- Przykro mi, Dirk - odpowiedzia艂a Max. - To dla mnie taka sama zagadka, jak dla ciebie. Mam kilka pomys艂贸w i chcia艂abym p贸j艣膰 tymi tropami, je艣li Hiram nie wy艂膮czy mnie na noc przed wyj艣ciem do domu.
- Pod warunkiem, 偶e nie b臋dziesz grzeba艂a w tajnych ani prywatnych plikach.
- Postaram si臋 by膰 grzeczn膮 dziewczynk膮.
Nie zabrzmia艂o to przekonuj膮co.
Yaeger nie 偶artowa艂. Max narobi艂a mu ju偶 k艂opot贸w, bo wchodzi艂a tam, udzie nie powinna. Ale Pitt nie m贸g艂 si臋 powstrzyma膰 i wybuchn膮艂 艣miechem.
- Nigdy nie 偶a艂owa艂e艣, 偶e nie zrobi艂e艣 z niej faceta?
Yaeger mia艂 tak膮 min臋, jakby wpad艂 w smokingu do 艣ciek贸w.
- Szcz臋艣ciarz z ciebie - westchn膮艂. - Jeste艣 kawalerem. Ja mam tutaj Max, a w domu 偶on臋 i dwie kilkunastoletnie c贸rki.
- Nawet nie wiesz, Hiram, 偶e mo偶na ci tylko pozazdro艣ci膰.
- 艁atwo ci m贸wi膰. Nigdy nie pozwoli艂e艣 kobiecie wkroczy膰 w twoje 偶ycie.
- No tak - przyzna艂 ze smutkiem Pitt.
Pitt jeszcze nie wiedzia艂, 偶e jego kawalerska samotno艣膰 zostanie chwilowo przerwana. Po powrocie do hangaru zauwa偶y艂, 偶e Sandecker przys艂a艂 dru偶yn臋 ochroniarzy do patrolowania pustej cz臋艣ci lotniska. Nie kwestionowa艂 troski admira艂a o jego bezpiecze艅stwo. Mimo gr贸藕b Zale鈥檃, nie uwa偶a艂 tego za konieczne, ale by艂 wdzi臋czny. Prawdziwy pow贸d pozna艂 dopiero po wej艣ciu na pi臋tro.
Z g艂o艣nik贸w stereo p艂yn臋艂a radiowa muzyka pop, a nie jego ulubiony modern jazz. Potem poczu艂 aromat kawy i 艣lad zapachu kobiety. Zajrza艂 do kuchni i zobaczy艂 Sally Morse. Miesza艂a co艣 w garnkach. By艂a w kostiumie pla偶owym i boso.
Kto ci臋 tu zaprosi艂? Kto pozwoli艂 ci si臋 rz膮dzi膰 jak u siebie? Kto przepu艣ci艂 ci臋 przez system zabezpiecze艅? pomy艣la艂, ale jako dobrze wychowany in偶ynier morski powiedzia艂 tylko:
- Cze艣膰. Co jest na kolacj臋?
Sally odwr贸ci艂a si臋 i u艣miechn臋艂a s艂odko.
- Beef stroganoff. Lubisz?
- Uwielbiam.
Zrozumia艂a, 偶e jest zaskoczony jej obecno艣ci膮.
- Loren uzna艂a, 偶e tu b臋d臋 bezpieczniejsza. Zw艂aszcza 偶e admira艂 Sandecker otoczy艂 hangar kordonem ochroniarzy.
Oto odpowiedzi na moje pytania, pomy艣la艂 Pitt. Otworzy艂 szafk臋 nad barem, 偶eby nala膰 sobie drinka.
- Loren m贸wi艂a mi, 偶e pijesz tequil臋, wi臋c pozwoli艂am sobie przyrz膮dzi膰 margarity.
Pitt wola艂 pi膰 drog膮 tequil臋 tylko z lodem, kropelk膮 soku z limonki i cienkim wianuszkiem soli na szklance. Ale dobrze wymieszana margarita smakowa艂a mu, cho膰 lepiej wychodzi艂a z ta艅szej tequili. Uwa偶a艂, 偶e rozcie艅czanie szlachetnych gatunk贸w to zbrodnia. Spojrza艂 t臋sknie na p贸艂 butelki swojej juan julio silver. Sto procent b艂臋kitnej agawy. Przez uprzejmo艣膰 pochwali艂 Sally i poszed艂 do sypialni, 偶eby wzi膮膰 prysznic i przebra膰 si臋 w szorty i koszulk臋.
Pok贸j wygl膮da艂 jak po wybuchu bomby. Na l艣ni膮cej drewnianej pod艂odze wala艂y si臋 damskie buty i ciuchy. Na oszklonej szafce i nocnych stolikach le偶a艂y buteleczki z lakierem do paznokci i kosmetyki. Zastanawia艂 si臋, dlaczego kobiety zawsze zostawiaj膮 ubrania na pod艂odze. M臋偶czy藕ni przynajmniej rzucaj膮 je na krzes艂o. Nie m贸g艂 uwierzy膰, 偶e jedna kobieta narobi艂a tyle ba艂aganu. Nagle us艂ysza艂 g艂os w 艂azience. Kto艣 nuci艂.
Drzwi by艂y uchylone, wi臋c ostro偶nie otworzy艂 je szerzej. Przed zaparowanym do po艂owy lustrem sta艂a Kelly owini臋ta du偶ym r臋cznikiem. Mniejszy mia艂a na g艂owie. Malowa艂a oczy. Zobaczy艂a w lustrze odbicie zdumionej twarzy Pitta i u艣miechn臋艂a si臋 zach臋caj膮co.
- Witaj w domu. Mam nadziej臋, 偶e Sally i ja nie zak艂贸camy ci spokoju.
- Ty te偶 tu mieszkasz?!
- Loren uwa偶a艂a, 偶e tu b臋d臋 bezpieczniejsza ni偶 u niej. Bezpieczne domy rz膮dowe odpadaj膮, bo Zale ma wtyczki w departamencie sprawiedliwo艣ci.
- Wybacz, ale mam tylko jedn膮 sypialni臋. B臋dziecie musia艂y spa膰 razem.
Kelly wr贸ci艂a do robienia makija偶u, jakby mieszka艂a z nim od lat.
- Nie ma sprawy - powiedzia艂a. - 艁贸偶ko jest szerokie. Przepraszam, mo偶e chcesz skorzysta膰 z 艂azienki?
- Nie przejmuj si臋 mn膮 - powiedzia艂 ironicznie Pitt. - Spakuj臋 kilka rzeczy i wezm臋 prysznic w pokoju go艣cinnym na dole.
Sally wysz艂a z kuchni.
- Obawiam si臋, 偶e ci przeszkadzamy.
- Jako艣 to prze偶yj臋. - Pitt zacz膮艂 wrzuca膰 rzeczy do torby podr贸偶nej. - Czujcie si臋 jak u siebie.
Pozna艂y po jego tonie, 偶e nie jest zachwycony ich obecno艣ci膮.
- Nie b臋dziemy ci wchodzi膰 w drog臋 - obieca艂a Kelly.
- Nie zrozumcie mnie 藕le. Nie wy pierwsze b臋dziecie tu nocowa膰. Lubi臋 kobiety i podoba mi si臋 ich dziwny spos贸b bycia. Jestem ze starej szko艂y, kt贸ra ka偶e stawia膰 je na piedestale. Nie uwa偶ajcie mnie za starego, upierdliwego faceta. Ciesz臋 si臋, 偶e dwie pi臋kne kobiety b臋d膮 mi sprz膮ta膰 i gotowa膰.
Wyszczerzy艂 z臋by, wyszed艂 z 艂azienki i zbieg艂 na d贸艂 po kr臋conych schodach. Patrzy艂y za nim w milczeniu. Potem spojrza艂y na siebie i wybuchn臋艂y 艣miechem.
- M贸j Bo偶e! Czy on jest prawdziwy? - zapyta艂a Sally.
- Uwierz mi na s艂owo - odpar艂a Kelly.
Pitt ulokowa艂 si臋 w wagonie kolejowym linii Manhattan Limited, kt贸ry sta艂 na szynach pod 艣cian膮 hangaru. Zabytek ten wydoby艂 kilka lat temu z rzeki Hudson i urz膮dzi艂 w nim pokoje dla go艣ci i przyjaci贸艂. Z wagonu cz臋sto korzysta艂 Giordino, kiedy chcia艂 zaimponowa膰 kolejnej przyjaci贸艂ce. Kobiety uwa偶a艂y starego luksusowego pullmana za bardzo egzotyczne miejsce na romantyczny wiecz贸r.
Wyszed艂 spod prysznica i goli艂 si臋, kiedy w wagonie zadzwoni艂 telefon. Podni贸s艂 s艂uchawk臋.
- Halo?
- Dirk! - zagrzmia艂 g艂os Perlmuttera. - Jak si臋 miewasz, ch艂opcze?
- Dobrze. Gdzie jeste艣, St. Julien?
- W Amiens we Francji. Przegada艂em ca艂y dzie艅 z badaczami 偶ycia i tw贸rczo艣ci Juliusza Verne鈥檃. Jutro mam spotkanie z doktorem Hereoux, przewodnicz膮cym towarzystwa. Wspania艂omy艣lnie pozwoli艂 mi pogrzeba膰 w swoim archiwum, kt贸re mie艣ci si臋 w domu, gdzie Verne mieszka艂 i tworzy艂 do 艣mierci w roku 1905. To by艂 zdumiewaj膮cy cz艂owiek. Nie mia艂em o tym poj臋cia. Prawdziwy wizjoner. Oczywi艣cie jest ojcem gatunku science fiction, ale przewidzia艂 r贸wnie偶 loty na Ksi臋偶yc, okr臋ty podwodne, kt贸re mog膮 okr膮偶y膰 艣wiat w zanurzeniu, ogrzewanie energi膮 s艂oneczn膮, ruchome schody i chodniki, tr贸jwymiarowe obrazy holograficzne, co tylko chcesz. By艂 pierwszy. Przepowiedzia艂 te偶, 偶e na Ziemi臋 spadn膮 asteroidy i komety, co spowoduje wielkie zniszczenia.
- Dowiedzia艂e艣 si臋 czego艣 nowego o kapitanie Nemo i 鈥濶autilusie鈥?
- 呕adnych rewelacji. Nic poza tym, co opisa艂 w 20 000 mil podmorskiej 偶eglugi i Tajemniczej wyspie.
- To dalszy ci膮g, zgadza si臋? Historia Nemo po zagini臋ciu 鈥濶autilusa鈥 w wirze u wybrze偶y Norwegii?
- Tak. 20 000 mil ukazywa艂o si臋 w odcinkach w 1869 roku w jakim艣 czasopi艣mie. Wyspa wysz艂a w 1875 roku. W tej powie艣ci Nemo opowiada艂 o ca艂ym swoim 偶yciu.
- Z bada艅 doktora Egana domy艣li艂em si臋, 偶e by艂 zafascynowany tym, jak Verne zdo艂a艂 stworzy膰 Nemo i jego okr臋t podwodny. Egan najwyra藕niej uwa偶a艂 go nie tylko za genialnego pisarza. Chyba podejrzewa艂, 偶e pierwowzorem kapitana Nemo by艂a autentyczna posta膰.
- Za kilka dni b臋d臋 wiedzia艂 wi臋cej. Ale nie r贸b sobie du偶ych nadziei. Powie艣ci Verne鈥檃 s膮 wprawdzie genialne, ale to fikcja. Kapitan Nemo jest jedn膮 z najwi臋kszych postaci literackich, to jednak tylko pierwowz贸r szalonych naukowc贸w szukaj膮cych zemsty za dawne krzywdy. Szlachetny geniusz, kt贸ry poszed艂 w z艂ym kierunku.
- Mimo to - nie ust臋powa艂 Pitt - nie wydaje mi si臋 prawdopodobne 偶eby Verne po prostu wymy艣li艂 taki cud techniki, jak 鈥濶autilus鈥. Musia艂 mie膰 doradc臋 technicznego, 偶eby wiedzie膰, co jest mo偶liwe. Chyba 偶e by艂 Leonardem da Vinci swojej epoki.
- Uwa偶asz, 偶e doradza艂 mu prawdziwy kapitan Nemo? - za偶artowa艂 Perlmutter.
- Albo jaki艣 geniusz techniczny - odpar艂 powa偶nie Pitt.
- Nie doceniasz mocy wyobra藕ni geniuszu literackiego - powiedzia艂 Perlmutter. - Mo偶e wygrzebi臋 z archiw贸w co艣 nowego, ale nie postawi艂bym na to oszcz臋dno艣ci ca艂ego 偶ycia.
- Czyta艂em te ksi膮偶ki w dzieci艅stwie - przyzna艂 Pitt - ale pami臋tam, w 20 000 mil Nemo by艂 zagadk膮. Verne wyja艣ni艂 j膮 dopiero pod koniec Tajemniczej wyspy.
- W rozdziale szesnastym - przypomnia艂 Perlmutter. - Nemo urodzi艂 si臋 w Indiach. By艂 synem rad偶y. Ksi臋ciem Dakkar, jak go nazywano. Wyj膮tkowo inteligentne i uzdolnione dziecko, potem przystojny i bardzo bogaty m艂odzieniec. Nienawidzi艂 Brytyjczyk贸w, bo podbili jego kraj. Pragn膮艂 zemsty. W roku 1857 walczy艂 na czele wielkiego powstania narodowego. W odwecie agenci brytyjscy zamordowali jego rodzic贸w, 偶on臋 i dwoje dzieci. Przez lata rozpami臋tywa艂 strat臋 bliskich i ojczyzny i zajmowa艂 si臋 in偶ynieri膮 morsk膮. Wykorzysta艂 maj膮tek do zbudowania stoczni na odleg艂ej, bezludnej wyspie na Pacyfiku. Tam skonstruowa艂 鈥濶autilusa鈥. Verne napisa艂, 偶e Nemo u偶ywa艂 elektryczno艣ci na d艂ugo przed tym, zanim Tesla i Edison wynale藕li swoje generatory. Nap臋d okr臋tu podwodnego m贸g艂 pracowa膰 w niesko艅czono艣膰 bez uzupe艂niania paliwa i regeneracji.
- Zastanawiam si臋, czy to nie Verne wymy艣li艂 silniki magnetohydrodynamiczne doktora Egana.
- Po uko艅czeniu okr臋tu podwodnego - ci膮gn膮艂 Perlmutter - Nemo zebra艂 zaufan膮 za艂og臋 i przepad艂 w morzu. W 1867 roku wzi膮艂 na pok艂ad trzech rozbitk贸w z ameryka艅skiej fregaty, kt贸r膮 zatopi艂: profesora, jego s艂u偶膮cego i kanadyjskiego wielorybnika. Op艂yn臋li z Nemo 艣wiat. Uciekli, gdy 鈥濶autilus鈥 dosta艂 si臋 w wir. Zanim Nemo do偶y艂 sze艣膰dziesi膮tki, jego za艂oga wymar艂a i spocz臋艂a na podmorskim cmentarzu w rafie koralowej. Ostatnie lata 偶ycia sp臋dzi艂 samotnie na swoim ukochanym okr臋cie w grocie pod wulkanem na Wyspie Lincolna, nie mog膮c z niej wyp艂yn膮膰. Pom贸g艂 ameryka艅skim rozbitkom, bohaterom powie艣ci, pokona膰 pirat贸w i odp艂yn膮膰 do domu. Zmar艂 艣mierci膮 naturaln膮. Potem nast膮pi艂 wybuch wulkanu i Wyspa Lincolna zapad艂a si臋 w morzu, grzebi膮c kapitana Nemo i jego 鈥濶autilusa鈥.
- Ale czy to tylko fikcja, czy historia oparta na faktach? - powiedzia艂 Pitt w zadumie.
- Nie wm贸wisz mi, 偶e Nemo istnia艂 naprawd臋.
Pitt milcza艂 przez chwil臋. Nie ma co si臋 oszukiwa膰, pomy艣la艂. 艢cigam cienie.
- Gdybym tylko wiedzia艂, co doktor Egan wiedzia艂 o wikingach i kapitanie Nemo... - powiedzia艂 w ko艅cu.
Perlmutter westchn膮艂 cierpliwie.
- Nie widz臋 偶adnego zwi膮zku. To dwie zupe艂nie r贸偶ne sprawy.
- Ale Egan pasjonowa艂 si臋 obu tematami. Czuj臋, 偶e co艣 je wi膮偶e.
- W膮tpi臋, 偶eby znalaz艂 co艣 nowego. Wszystkie fakty s膮 ju偶 znane.
- Jeste艣 starym cynikiem, St. Julien.
- Jestem historykiem. Nie gromadz臋 i nie publikuj臋 tego, czego nie mog臋 udokumentowa膰.
- Mi艂ej zabawy w zakurzonych archiwach - za偶artowa艂 Pitt.
- Nic mnie bardziej nie podnieca, ni偶 znalezienie nowego w膮tku historycznego w zapomnianym dzienniku lub li艣cie. Oczywi艣cie poza dobrym winem i daniem przyrz膮dzonym przez wybitnego szefa kuchni.
- Oczywi艣cie - zgodzi艂 si臋 Pitt. Wyobrazi艂 sobie z u艣miechem ogromne cielsko Perlmuttera, kt贸re przyjaciel zawdzi臋cza艂 nadu偶ywaniu jedzenia i picia.
- Zadzwoni臋, je艣li wpadn臋 na jaki艣 ciekawy trop.
- Dzi臋ki.
Pitt wy艂膮czy艂 si臋. Sally Morse zawo艂a艂a z g贸ry, 偶e kolacja gotowa. Odkrzykn膮艂, 偶e idzie, ale nie od razu wyszed艂 z wagonu.
Po wykluczeniu go z operacji wymierzonej przeciwko Zale鈥檕wi, 呕mijom i kartelowi Cerber czu艂 si臋 zagubiony. Jego rola si臋 sko艅czy艂a. Nie potrafi艂 sta膰 biernie z boku. 呕a艂owa艂, 偶e przeoczy艂 w艂a艣ciw膮 drog臋 i wypad艂 z gry.
Waszyngto艅skie biura Cerbera mie艣ci艂y si臋 w du偶ej, trzypi臋trowej rezydencji. Zbudowano j膮 w 1910 roku dla bogatego senatora z Kalifornii. Posiad艂o艣膰 zajmowa艂a dziesi臋膰 akr贸w na obrze偶ach Bethesdy. Otacza艂 j膮 wysoki, ceglany mur poro艣ni臋ty winem. Wewn膮trz nie by艂o surowych pracowni in偶ynier贸w, naukowc贸w czy geolog贸w. W luksusowych apartamentach urz臋dowali prawnicy firmy, analitycy polityczni, lobby艣ci wysokiego szczebla i byli wp艂ywowi senatorzy i kongresmani. Wszyscy pomagali Zale鈥檕wi zwi臋ksza膰 nacisk na rz膮d Stan贸w Zjednoczonych.
O pierwszej w nocy do bramy podjecha艂a furgonetka zak艂adu elektrycznego. Wpuszczono j膮 do 艣rodka. Ochrona by艂a szczelna. Dwaj ludzie pilnowali drzwi frontowych budynku, dwaj inni patrolowali teren z psami. Furgonetka zaparkowa艂a obok wej艣cia. Do domu wszed艂 wysoki, czarny m臋偶czyzna z d艂ugim pude艂kiem jarzeni贸wek. Zameldowa艂 si臋 ochroniarzowi przy biurku i wjecha艂 wind膮 na trzecie pi臋tro. Tekow膮 pod艂og臋 pokrywa艂y drogie tkane r臋cznie perskie dywany. W recepcji na ko艅cu korytarza nie by艂o sekretarki. Posz艂a do domu godzin臋 wcze艣niej. M臋偶czyzna min膮艂 puste stanowisko i wszed艂 przez otwarte drzwi do przestronnego gabinetu.
Curtis Merlin Zale siedzia艂 w wielkim sk贸rzanym fotelu i studiowa艂 raport geologiczny o nowych z艂o偶ach gazu i ropy w Idaho. Nie podni贸s艂 wzroku na elektryka. Zamiast instalowa膰 jarzeni贸wki, go艣膰 bezceremonialnie usiad艂 na krze艣le przed biurkiem. Dopiero wtedy Zale spojrza艂 w ciemne, gro藕ne oczy Ono Kanai.
- Podejrzenia potwierdzi艂y si臋? - zapyta艂 Kanai.
Zale u艣miechn膮艂 si臋 przebiegle.
- Naiwna rybka po艂kn臋艂a przyn臋t臋.
- Kto to jest?
- Sally Morse z Yukon Oil. Przesta艂em jej ufa膰, kiedy zacz臋艂a kwestionowa膰 nasz plan staranowania San Francisco tankowcem.
- My艣li pan, 偶e rozmawia艂a z w艂adzami?
- Na pewno. Nie polecia艂a na Alask臋, tylko do Waszyngtonu.
- Mo偶e by膰 niebezpieczna.
Zale pokr臋ci艂 g艂ow膮.
- Nie ma dokumentacji. 呕adnego dowodu. Tylko s艂owa. Nie wie, 偶e swoj膮 zdrad膮 zrobi艂a nam przys艂ug臋.
- Je艣li z艂o偶y zeznania przed Kongresem...
- Postarasz si臋, 偶eby wcze艣niej mia艂a wypadek.
- Umie艣cili j膮 w bezpiecznym domu?
- Nasze 藕r贸d艂a w departamencie sprawiedliwo艣ci nie wiedz膮, gdzie jest.
- Nie ma pan 偶adnego pomys艂u, jak j膮 znale藕膰?
Zale wzruszy艂 ramionami.
- Na razie nie. Musi si臋 u kogo艣 ukrywa膰.
- Wi臋c nie艂atwo b臋dzie j膮 wytropi膰 - zauwa偶y艂 Kanai.
- Zlokalizuj臋 j膮 - zapewni艂 Zale. - To kwestia godzin. Szuka jej ponad setka naszych ludzi.
- Kiedy ma by膰 przes艂uchana przez komisj臋?
- Za trzy dni.
Kanai wygl膮da艂 na zadowolonego.
- Zak艂adam, 偶e wszystko gotowe - powiedzia艂 Zale. - Nie mo偶e by膰 偶adnych przeocze艅, 偶adnych nieprzewidzianych problem贸w.
- Nie spodziewam si臋 ich. Pa艅ski plan jest genialny. Operacja zosta艂a zaplanowana w najdrobniejszych szczeg贸艂ach. Musi si臋 uda膰.
- Twoje 呕mije s膮 na pok艂adzie?
- Wszyscy opr贸cz mnie. Helikopter zabierze mnie na statek, kiedy b臋dzie sto mil od brzegu - wyja艣ni艂 Kanai i zerkn膮艂 na zegarek. - Ju偶 czas, musz臋 dopilnowa膰 ostatnich przygotowa艅.
- Mam nadziej臋, 偶e wojsko nie zdo艂a go zatrzyma膰?
- Je艣li spr贸buj膮, zawiod膮 si臋.
Wstali i u艣cisn臋li sobie r臋ce.
- Powodzenia, Ono. Kiedy zn贸w si臋 spotkamy, w Waszyngtonie b臋d膮 poci膮gali za sznurki nowi ludzie.
- Gdzie pan b臋dzie podczas jutrzejszej katastrofy?
Twarz Zale鈥檃 wykrzywi艂 szeroki u艣miech.
- Na przes艂uchaniu u pani Smith.
- Wie o pa艅skich projektach dotycz膮cych krajowej ropy?
Zale popatrzy艂 przez okno na 艣wiat艂a stolicy.
- Sally Morse bez w膮tpienia j膮 o艣wieci艂a. Ale jutro o tej porze to nie b臋dzie mia艂o znaczenia. Przez kraj przetoczy si臋 fala protest贸w przeciwko importowi ropy i gazu. Nasi wrogowie przestan膮 si臋 liczy膰.
Loren przesz艂a ze swojego biura do sali przes艂ucha艅 i stan臋艂a jak wryta. Za sto艂em dla os贸b wezwanych przed komisj臋 Kongresu nie zobaczy艂a prawnik贸w, dyrektor贸w czy wysokich urz臋dnik贸w Cerbera.
Curtis Merlin Zale by艂 sam.
Nie mia艂 przed sob膮 偶adnych papier贸w, 偶adna teczka nie sta艂a na pod艂odze. Siedzia艂 w swobodnej pozie i u艣miecha艂 si臋 do wchodz膮cych cz艂onk贸w komisji. Popatrzy艂, jak Loren zajmuje miejsce i k艂adzie na pulpicie stert臋 dokument贸w. Zauwa偶y艂a jego spojrzenie i nagle poczu艂a si臋 brudna. Mimo atrakcyjnego wygl膮du i eleganckiego garnituru, Zale napawa艂 j膮 wstr臋tem jak o艣liz艂y w膮偶.
Sprawdzi艂a, czy wszyscy cz艂onkowie komisji usiedli na podwy偶szeniu i mo偶na zaczyna膰 przes艂uchanie. Kongresman Leonard Sturgis pochyli艂 uprzejmie g艂ow臋. By艂 spi臋ty, jakby wola艂 unikn膮膰 zadawania Zale鈥檕wi k艂opotliwych pyta艅.
Loren wyg艂osi艂a kr贸tki wst臋p i podzi臋kowa艂a Zale鈥檕wi za przyj艣cie.
- Oczywi艣cie wie pan - doda艂a - 偶e mia艂 pan prawo stawi膰 si臋 z adwokatem.
- Tak - odrzek艂 spokojnie. - Ale mog臋 szczerze odpowiedzie膰 na wszystkie pani pytania. Nie mam nic do ukrycia.
Loren zerkn臋艂a w g贸r臋 na du偶y zegar na przeciwleg艂ej 艣cianie. Wskazywa艂 dziewi膮t膮 dziesi臋膰.
- Przes艂uchanie mo偶e potrwa膰 ca艂y dzie艅 - uprzedzi艂a Zale鈥檃.
- Jestem do pani dyspozycji - odpowiedzia艂 cicho.
Loren zwr贸ci艂a si臋 do kongresmanki Lorraine Hope z Teksasu.
- Zechce pani zacz膮膰?
Lorraine Hope, gruba Murzynka z Galveston kiwn臋艂a g艂ow膮. Loren wiedzia艂a, 偶e Hope nie ma na li艣cie 艂ap贸wkarzy, ale nie by艂a ca艂kiem pewna jej zdania o Cerberze. Jak dot膮d, Hope wyra偶a艂a stonowane i niezale偶ne opinie. Przy bezpo艣rednim spotkaniu z Zale鈥檈m mog艂a je zmieni膰.
- Panie Zale, czy uwa偶a pan, 偶e Stanom Zjednoczonym wysz艂oby na dobre uniezale偶nienie si臋 od dostaw ropy z Bliskiego Wschodu i Ameryki 艁aci艅skiej i korzystanie tylko ze z艂贸偶 krajowych?
O, Bo偶e, pomy艣la艂a Loren. W艂azi mu prosto w 艂apy.
- Import ropy - zacz膮艂 Zale - drenuje nas ekonomicznie. Od pi臋膰dziesi臋ciu lat jeste艣my na 艂asce OPEC. Bawi膮 si臋 cenami rynkowymi jak jo-jo. Podnosz膮 cen臋 bary艂ki o dwa dolary, potem obni偶aj膮 o jeden. W rezultacie cena stale ro艣nie. Obecnie zbli偶a si臋 do sze艣膰dziesi臋ciu dolar贸w za bary艂k臋. Ceny na stacjach benzynowych s膮 przera偶aj膮ce. Firmy przewozowe i w艂a艣ciciele ci臋偶ar贸wek bankrutuj膮. Bilety lotnicze kosztuj膮 maj膮tek, bo drogie jest paliwo do samolot贸w. Ten ob艂臋d doprowadzi nas w ko艅cu do za艂amania gospodarczego. Jedyny ratunek to uruchomienie w艂asnych p贸l naftowych i rezygnacja z importu ropy.
- Czy mamy w kraju odpowiednio du偶e z艂o偶a, a je艣li tak, na jak d艂ugo wystarcz膮? - zapyta艂a Lorraine Hope.
- Mamy - odpar艂 z przekonaniem Zale. - W Stanach Zjednoczonych i Kanadzie. Na kontynencie i na morzu. Ameryka P贸艂nocna mo偶e by膰 ca艂kowicie samowystarczalna przez nast臋pne pi臋膰dziesi膮t lat. W ci膮gu przysz艂ego roku b臋dziemy gotowi do wydobycia ropy z ogromnych z艂贸偶 w Kolorado, Wyoming i Montanie. Ju偶 ta operacja mog艂aby uniezale偶ni膰 nas od importu. A do po艂owy wieku na pewno uda si臋 udoskonali膰 produkcj臋 paliw alternatywnych.
- A co z ochron膮 艣rodowiska? - wtr膮ci艂a Loren.
- Obro艅cy 艣rodowiska mocno przesadzaj膮 z protestami - odpar艂 Zale. - Z powodu rob贸t wiertniczych czy budowy ruroci膮g贸w ginie niewiele zwierz膮t, je艣li w og贸le gin膮. Specjali艣ci z zarz膮du las贸w potrafi膮 zmienia膰 ich szlaki migracyjne. Wiercenia nie ska偶aj膮 gruntu ani powietrza. A co najwa偶niejsze, rezygnacja z importu ropy uchroni nas przed takimi tragediami, jak katastrofa 鈥濫xxon Valdeza鈥 i inne katastrofy ekologiczne z ostatnich kilku lat. Bez tankowc贸w transportuj膮cych rop臋 nie b臋d膮 nam grozi艂y wycieki na naszych wodach terytorialnych.
- Zgadzam si臋 z tym - odezwa艂 si臋 kongresman Sturgis. - To mnie przekonuje. Zawsze by艂em przeciwko szanta偶owaniu nas przez zagraniczne kartele naftowe. Je艣li ameryka艅skie koncerny mog膮 zaspokoi膰 nasze potrzeby paliwowe, jestem za uniezale偶nieniem si臋 od zagranicy.
- A co z firmami, kt贸re wydobywaj膮 rop臋 na ca艂ym 艣wiecie i przywo偶膮 do naszych port贸w i rafinerii? - zapyta艂a ostro Loren. - Je艣li strac膮 taki rynek, najprawdopodobniej upadn膮.
Na Zale鈥檜 nie zrobi艂o to najmniejszego wra偶enia.
- B臋d膮 musia艂y sprzedawa膰 swoj膮 produkcj臋 w innych krajach.
Pada艂y kolejne pytania i odpowiedzi. Zale nie da艂 si臋 zbi膰 z tropu. Dobrze wiedzia艂, 偶e ma w kieszeni trzech z pi臋ciu cz艂onk贸w komisji i panuje nad sytuacj膮. By艂 zupe艂nie spokojny. Czasem tylko zerka艂 na zegarek.
Loren r贸wnie cz臋sto patrzy艂a na zegar 艣cienny. Nie mog艂a przesta膰 my艣le膰 o katastrofie gro偶膮cej San Francisco. Zastanawia艂a si臋, czy Stra偶 Przybrze偶na i Si艂y Specjalne zd膮偶膮 w por臋 zatrzyma膰 tankowiec. Gn臋bi艂o j膮, 偶e nie mo偶e zdradzi膰 Zale鈥檕wi tego, co wie, i oskar偶y膰 go o pr贸b臋 ludob贸jstwa.
Po powierzchni oceanu przetacza艂y si臋 fale. Nie mia艂y spienionych grzyw i wygl膮da艂y jak bruzdy na zaoranym polu. Panowa艂a dziwna cisza. Mg艂a wisz膮ca nad wod膮 t艂umi艂a szum morza i prawie przes艂ania艂a gwiazdy na zachodzie. Na wschodzie 偶arzy艂a si臋 艂una 艣wiate艂 San Francisco.
Do 艣witu zosta艂a godzina. Kuter Stra偶y Przybrze偶nej 鈥濰uron鈥 p艂yn膮艂 z pe艂n膮 szybko艣ci膮. Dwadzie艣cia mil na zach贸d od mostu Golden Gate zlokalizowa艂 ogromny tankowiec 鈥濸acific Chimera鈥. Nad wielkim statkiem kr膮偶y艂y dwa helikoptery Stra偶y Przybrze偶nej i najnowszy model 艣mig艂owca goshawk. Mia艂 na pok艂adzie trzydziestoosobowy oddzia艂 zwiadowczy marines dowodzony przez kapitana Garneta. Za ruf膮 tankowca p艂yn臋艂a szybka opancerzona 艂贸d藕 patrolowa z komandorem Jacobsem i dru偶yn膮 SEAL. Komandosi byli gotowi do wystrzelenia hak贸w z drabinkami i wej艣cia na statek.
Operacj膮 dowodzi艂 wiceadmira艂 Dover. Patrzy艂 na tankowiec przez lornetk臋.
- Wielki. Ma d艂ugo艣膰 co najmniej pi臋ciu boisk pi艂karskich.
- To najwi臋ksza jednostka tego typu - zauwa偶y艂 dow贸dca kutra, kapitan Buck Compton. - Trudno w to uwierzy膰, ale osiemdziesi膮t procent jej masy jest poni偶ej linii wodnej. Zabiera ponad sze艣膰set tysi臋cy ton ropy.
Compton s艂u偶y艂 w Stra偶y Przybrze偶nej od dwudziestu trzech lat. P艂ywa艂 po wszystkich morzach 艣wiata. Dowodzi艂 kutrami podczas ryzykownych akcji ratowniczych i zatrzymywa艂 statki z narkotykami i nielegalnymi imigrantami.
- Nie chcia艂bym by膰 w promieniu dziesi臋ciu mil, gdyby ten 艂adunek eksplodowa艂 - powiedzia艂 Dover.
- Lepiej tu ni偶 w Zatoce San Francisco.
- Kapitan tankowca nie pr贸buje wp艂yn膮膰 niepostrze偶enie do zatoki. Statek jest o艣wietlony od dziobu do rufy. Jakby chcia艂 by膰 widziany. Dziwne.
Dover opu艣ci艂 lornetk臋. Compton nadal przygl膮da艂 si臋 ogromnej jednostce. Widzia艂 wyra藕nie, jak kucharz okr臋towy wyrzuca za burt臋 艣miecie. Nad spienionym kilwaterem kr膮偶y艂y mewy i chwyta艂y 偶er.
- Nie podoba mi si臋 to - mrukn膮艂.
Dover odwr贸ci艂 si臋 do 艂膮czno艣ciowca, kt贸ry sta艂 na mostku z przeno艣nym radiem w艂膮czonym do g艂o艣nika.
- Zapytajcie nasze helikoptery, czy widz膮 co艣 podejrzanego.
Podw艂adny wykona艂 polecenie i po chwili z g艂o艣nika dobieg艂a odpowied藕.
- Panie admirale, tu porucznik Hooker z po艣cigowca Jeden. Opr贸cz kucharza i marynarza sprawdzaj膮cego rury na pok艂adach statku nie ma nikogo.
- A w ster贸wce? - zapyta艂 Dover.
- Na skrzydle mostka pusto - zabrzmia艂 po chwili nast臋pny meldunek. - Za szyb膮 widz臋 dw贸ch oficer贸w wachtowych.
- Przeka偶cie to kapitanowi Garnetowi i komandorowi Jacobsowi. Powiedzcie, 偶eby byli w pogotowiu, kiedy wywo艂am statek.
Compton sprawdzi艂 w komputerze dane.
- Na tankowcu jest pi臋tnastu oficer贸w i trzydziestu marynarzy. Rejestracja brytyjska. B臋dzie cholerna afera, je艣li bez pozwolenia wejdziemy na pok艂ad statku pod obc膮 bander膮.
- To problem Waszyngtonu. Mamy wyra藕ny rozkaz zatrzymania go.
- Skoro nie musimy si臋 niczym przejmowa膰, to do roboty.
- Tobie przypadnie ten zaszczyt, Buck. Compton wzi膮艂 nadajnik od 艂膮czno艣ciowca.
- Do kapitana 鈥濸acific Chimery鈥. Tu kapitan kutra Stra偶y Przybrze偶nej 鈥濰uron鈥. Dok膮d p艂yniecie?
Kapitan supertankowca by艂 na mostku. Odpowiedzia艂 niemal natychmiast.
- Tu kapitan Don Walsh. P艂yniemy do morskiego terminalu paliwowego San Pedro.
- Tego si臋 spodziewa艂em - mrukn膮艂 Dover. - Ka偶 mu si臋 zatrzyma膰.
Compton kiwn膮艂 g艂ow膮.
- Kapitanie Walsh, tu kapitan Compton. Prosz臋 si臋 zatrzyma膰. Wchodzimy na pok艂ad na inspekcj臋.
- Czy to konieczne? - zapyta艂 Walsh. - Firma straci czas i pieni膮dze. Post贸j zak艂贸ci plan rejsu.
- Prosz臋 wykona膰 - odpar艂 autorytatywnym tonem Compton.
- Ma du偶e zanurzenie - zauwa偶y艂 Dover. - Zbiorniki musz膮 by膰 pe艂ne.
Walsh nie odezwa艂 si臋. Po chwili spieniony kilwater tankowca zacz膮艂 zanika膰. Dzi贸b nadal pru艂 wod臋, ale Dover i Compton wiedzieli, 偶e do ca艂kowitego zatrzymania takiego kolosa potrzeba prawie mili.
- Wydaj komandorowi Jacobsowi i kapitanowi Garnetowi rozkaz wys艂ania na statek ich oddzia艂贸w bojowych.
Compton spojrza艂 na Dovera.
- A nasi ludzie?
- Tamci s膮 lepiej wyposa偶eni na wypadek oporu.
Compton wyda艂 rozkaz. Helikopter z marines nadlecia艂 nad tankowiec od rufy. Zni偶y艂 si臋 nad nadbud贸wk膮, omin膮艂 komin i maszt radarowy. Wisia艂 przez minut臋 nad g贸rnym pok艂adem Garnet ocenia艂 sytuacj臋. Kiedy uzna艂, 偶e jest bezpiecznie, kiwn膮艂 do pilota, 偶eby wyl膮dowa艂 przed nadbud贸wk膮.
艁贸d藕 patrolowa Jacobsa zbli偶y艂a si臋 do kad艂uba tu偶 przed ruf膮. Haki wystrzelone z wyrzutni pneumatycznych zaczepi艂y si臋 o reling statku. Komandosi szybko wspi臋li si臋 po drabinkach sznurowych i pobiegli w stron臋 nadbud贸wki z broni膮 gotow膮 do strza艂u. Opr贸cz jednego przestraszonego marynarza na pok艂adzie nie wida膰 by艂o 艣ladu 偶ycia.
Kilku ludzi Jacobsa znalaz艂o rowery u偶ywane przez za艂og臋. Komandosi rozjechali si臋 po ogromnym pok艂adzie i tunelach wzd艂u偶 zbiornik贸w ropy w poszukiwaniu 艂adunk贸w wybuchowych. Garnet podzieli艂 sw贸j oddzia艂. Jedn膮 grup臋 wys艂a艂 do maszynowni, drug膮 poprowadzi艂 do nadbud贸wki rufowej i do ster贸wki. Na mostku zast膮pi艂 mu drog臋 w艣ciek艂y kapitan Walsh.
- Co to ma znaczy膰? - wybuchn膮艂. - Nie jeste艣cie Stra偶膮 Przybrze偶n膮.
Garnet zignorowa艂 go i wyj膮艂 radio.
- Admirale Dover, tu oddzia艂 pierwszy. Kajuty za艂ogi i ster贸wka czyste.
- Komandorze Jacobs? - odezwa艂 si臋 Dover. - Prosz臋 o meldunek od oddzia艂u drugiego.
- Mamy jeszcze mn贸stwo do zbadania - odpar艂 Jacobs. - Ale przy zbiornikach nie znale藕li艣my 艂adunk贸w wybuchowych.
Dover odwr贸ci艂 si臋 do Comptona.
- Wchodz臋.
Na wod臋 spuszczono szalup臋 i admira艂 podp艂yn膮艂 do tankowca. Ludzie Garneta zrzucili mu drabink臋 dla pilota. Dover wspi膮艂 si臋 na pok艂ad i po pi臋ciu kondygnacjach schodk贸w wszed艂 na mostek do w艣ciek艂ego Walsha.
Kapitana 鈥濸acific Chimery鈥 zaskoczy艂a wizyta admira艂a ze Stra偶y Przybrze偶nej.
- 呕膮dam wyja艣nie艅 - warkn膮艂.
- Dostali艣my meldunek, 偶e statek przewozi materia艂y wybuchowe. Przeprowadzamy rutynow膮 inspekcj臋, 偶eby to sprawdzi膰.
- Materia艂y wybuchowe?! - wrzasn膮艂 Walsh. - Oszala艂 pan?! To tankowiec! Nikt przy zdrowych zmys艂ach nie wzi膮艂by na pok艂ad takich rzeczy.
- W艂a艣nie chcemy si臋 upewni膰 - odpowiedzia艂 spokojnie Dover.
- Ten meldunek to jaki艣 g艂upi 偶art. Od kogo go dostali艣cie?
- Od wysokiego urz臋dnika z Cerber Oil.
- A co Cerber Oil ma z nami wsp贸lnego?! To statek brytyjskiego towarzystwa okr臋towego Berwick. Transportujemy rop臋 i chemikalia dla klient贸w na ca艂ym 艣wiecie.
- A czyj膮 rop臋 przewozicie teraz? - zapyta艂 Dover.
- Indonezyjskiej firmy Zandak Oil.
- Od jak dawna transportujecie ich 艂adunki?
- Od ponad dwudziestu lat.
W radiu Dovera rozleg艂 si臋 g艂os Garneta.
- Meldunek od oddzia艂u pierwszego.
- Admira艂 Dover. S艂ucham.
- W maszynowni i nadbud贸wce rufowej nie znale藕li艣my 偶adnych materia艂贸w wybuchowych.
- W porz膮dku. Pom贸偶cie teraz komandorowi Jacobsowi. Ma du偶o wi臋ksz膮 przestrze艅 do sprawdzenia.
Min臋艂a godzina. Poirytowany Walsh spacerowa艂 nerwowo po mostku. Wiedzia艂, 偶e ka偶da minuta op贸藕nienia kosztuje jego firm臋 tysi膮ce dolar贸w.
Z 鈥濰urona鈥 przeszed艂 na tankowiec kapitan Compton i wspi膮艂 si臋 na mostek.
- Zniecierpliwi艂em si臋 - wyja艣ni艂 z u艣miechem. - Chyba nie ma pan nic przeciwko temu, 偶e wpad艂em zobaczy膰, jak idzie?
- Kiepsko - warkn膮艂 Dover. - Jak dot膮d, ani 艣ladu 艂adunk贸w wybuchowych czy detonator贸w. Kapitan i za艂oga tankowca nie wygl膮daj膮 na samob贸jc贸w. Zaczynam si臋 obawia膰, 偶e kto艣 nas podpu艣ci艂.
Dwadzie艣cia minut p贸藕niej zg艂osi艂 si臋 Jacobs.
- Statek jest czysty, admirale. Nie znale藕li艣my 偶adnych materia艂贸w wybuchowych.
- Przecie偶 m贸wi艂em! - rykn膮艂 Walsh. - Jeste艣cie stukni臋ci!
Dover nie pr贸bowa艂 go uspokoi膰. Zaczyna艂 mocno pow膮tpiewa膰 w prawdom贸wno艣膰 Sally Morse. Ale jednocze艣nie poczu艂 wielk膮 ulg臋, 偶e za艂oga statku nie mia艂a zamiaru zdmuchn膮膰 z powierzchni ziemi po艂owy San Francisco.
- Przepraszamy za nalot i op贸藕nienie - powiedzia艂 do Walsha. - Wycofujemy si臋.
- Mo偶e pan by膰 pewien, 偶e m贸j rz膮d z艂o偶y protest w Waszyngtonie - warkn膮艂 Walsh. - Nie mieli艣cie powodu zatrzymywa膰 nas i wchodzi膰 na pok艂ad.
- Prosz臋 nam wybaczy膰 - w g艂osie Dovera brzmia艂 szczery 偶al.
Kiedy schodzili z mostka, odwr贸ci艂 si臋 do Comptona i doda艂 ciszej: - Nie chcia艂bym ogl膮da膰 min tych z Waszyngtonu, kiedy im powiem, 偶e kto艣 ich wpu艣ci艂 w maliny.
Pitt siedzia艂 za biurkiem i porz膮dkowa艂 papiery przed odlotem na farm臋 Egana w New Jersey. Nagle jego sekretark臋, Zerri Pochinsky, min膮艂 Sandecker i wszed艂 do gabinetu. Zaskoczony Pitt podni贸s艂 wzrok. Admira艂 prawie zawsze wzywa艂 go do siebie w sprawach s艂u偶bowych. Sandecker wygl膮da艂 na zaniepokojonego. Wida膰 to by艂o po oczach i zaci艣ni臋tych wargach.
- Zale nas wyko艂owa艂 - rzuci艂, zanim Pitt zd膮偶y艂 si臋 odezwa膰.
- Co takiego?!
- Tankowiec 鈥濸acific Chimera鈥 okaza艂 si臋 czysty. W艂a艣nie dosta艂em meldunek od admira艂a Dovera. Na pok艂adzie nie by艂o materia艂贸w wybuchowych. Kapitan i za艂oga nie planowali ataku na San Francisco. Albo kto艣 podsun膮艂 nam fa艂szywy trop, albo Sally Morse mia艂a halucynacje.
- Ja jej wierz臋, wi臋c raczej to pierwsze.
- Fa艂szywy trop? Po co?
Pitt zastanowi艂 si臋.
- Zale to cwaniak. M贸g艂 podejrzewa膰, 偶e Sally zamierza go sypn膮膰 i sprzeda艂 jej bajeczk臋 o zniszczeniu San Francisco. Rozegra艂 to jak magik, kt贸ry jedn膮 r臋k膮 macha dla odwr贸cenia uwagi widowni, a drug膮 wykonuje sztuczk臋. Obawiam si臋, 偶e ma w r臋kawie inn膮 katastrof臋.
- Za艂贸偶my, 偶e masz racj臋 - odrzek艂 Sandecker. - I co dalej?
- Licz臋, 偶e odpowied藕 dostaniemy od Hirama Yaegera i Max.
Pitt wsta艂, okr膮偶y艂 biurko i szybko wybieg艂 z gabinetu.
Yaeger studiowa艂 wydruki z kont w bankach zagranicznych, kt贸re spenetrowa艂a komputerowo Max, szukaj膮c nielegalnych wyp艂at Cerbera. 艁ap贸wki wzi臋艂o prawie tysi膮c os贸b w ameryka艅skich w艂adzach. Suma by艂a wi臋cej ni偶 astronomiczna.
- Jeste艣 pewna tych liczb, Max? - zapyta艂 zdumiony Yaeger. - Wygl膮daj膮 po prostu nieprawdopodobnie.
Holograficzna posta膰 wzruszy艂a ramionami.
- Zrobi艂am, co mog艂am. Przypuszczam, 偶e zosta艂o jeszcze co najmniej pi臋膰dziesi膮t os贸b, kt贸rych dot膮d nie wytropi艂am. Czemu pytasz? Jeste艣 zaskoczony kwotami?
- Mo偶e dwadzie艣cia jeden miliard贸w dwie艣cie milion贸w dolc贸w to dla ciebie 偶adna forsa, ale dla biednego komputerowca to kupa szmalu.
- Nie nazwa艂abym ci臋 biednym.
Pitt wpad艂 do pokoju Yaegera, jakby 艣ciga艂 go rozjuszony byk. Sandecker bieg艂 dwa kroki za nim.
- Hiram, natychmiast potrzebujemy ciebie i Max.
Yaeger spojrza艂 na dwie powa偶ne twarze.
- Jeste艣my do dyspozycji. Czego mamy szuka膰?
- Wszystkich statk贸w, kt贸re w ci膮gu najbli偶szych dziesi臋ciu godzin wp艂yn膮 do naszych g艂贸wnych port贸w. Zwr贸膰 szczeg贸ln膮 uwag臋 na tankowce.
Yaeger kiwn膮艂 g艂ow膮 i odwr贸ci艂 si臋 do Max.
- S艂ysza艂a艣?
U艣miechn臋艂a si臋 czaruj膮co.
- Wracam za sze艣膰dziesi膮t sekund.
- Tak szybko? - zapyta艂 Sandecker. Zawsze zdumiewa艂y go mo偶liwo艣ci Max.
Yaeger u艣miechn膮艂 si臋.
- Jeszcze nigdy mnie nie zawiod艂a.
Kiedy posta膰 Max rozp艂yn臋艂a si臋 wolno i znikn臋艂a, wr臋czy艂 admira艂owi wyniki ostatnich bada艅.
- To nie wszystko - zastrzeg艂. - Ale prawie; dziewi臋膰dziesi膮t pi臋膰 procent. Nazwiska, konta zagraniczne i depozyty tych, kt贸rzy wzi臋li pieni膮dze od Zale鈥檃 i jego kolesi贸w z Cerbera.
Sandecker popatrzy艂 na liczby i wytrzeszczy艂 oczy. Potem podni贸s艂 wzrok.
- Nic dziwnego, 偶e Zale ma tyle osobisto艣ci w kieszeni. Te kwoty wystarczy艂yby na stuletni bud偶et naszej agencji.
- Czy Stra偶 Przybrze偶na i Si艂y Specjalne zatrzyma艂y tankowiec, zanim wp艂yn膮艂 do Zatoki San Francisco? - zapyta艂 Yaeger. Nie zna艂 najnowszych wiadomo艣ci.
- Zale zrobi艂 z nas durni贸w - parskn膮艂 admira艂. - Owszem, zbiorniki statku by艂y pe艂ne ropy, ale nie znaleziono 艂adunk贸w wybuchowych. Kapitan pop艂yn膮艂 dalej na po艂udnie do terminalu paliwowego.
Yaeger spojrza艂 na Pitta.
- My艣lisz, 偶e to zmy艂ka?
- Tak. Od pocz膮tku co艣 nie dawa艂o mi spokoju. Taki kolos, jak 鈥濸acific Chimera鈥 ma wyj膮tkowo du偶e zanurzenie z pe艂nym 艂adunkiem. Zatoka w San Francisco jest dla niego za p艂ytka. Gdyby spr贸bowa艂 dotrze膰 do l膮du, osiad艂by na dnie daleko od miasta.
- I podejrzewasz, 偶e Zale wys艂a艂 inny tankowiec do innego portu - domy艣li艂 si臋 Yaeger.
Zamilkli, bo na ma艂ej scenie zmaterializowa艂a si臋 Max.
- Chyba mam to, czego szukacie, panowie.
- Sprawdzi艂a艣 wszystkie supertankowce wchodz膮ce do naszych port贸w? - zapyta艂 niecierpliwie Sandecker.
- Jest kilka. Jeden p艂ynie z Arabii Saudyjskiej do Luizjany, ale ma terminal paliwowy ponad sto pi臋膰dziesi膮t kilometr贸w od najbli偶szego du偶ego miasta. Inny idzie kursem na przepompowni臋 morsk膮 w New Jersey, ale przycumuje dopiero jutro. Trzeci jest spodziewany w Long Beach w Kalifornii za dwa dni. To tyle. Zdaje si臋, 偶e wasz przyjaciel pan Zale straci艂 okazj臋 potajemnego wprowadzenia tankowca do kt贸rego艣 z port贸w.
- Ca艂a ta zabawa to tylko strata czasu - mrukn膮艂 admira艂. - Zale wcale nie chcia艂 zniszczy膰 San Francisco ani innego du偶ego miasta.
- Na to wygl膮da - przyzna艂 zniech臋cony Pitt. - Ale w takim razie, po co ten numer? Co chcia艂 osi膮gn膮膰?
- Mo偶e tylko nas sprawdza艂?
- To nie w jego stylu.
- Na pewno si臋 nie pomyli艂a艣? - zapyta艂 Yaeger.
- Wesz艂am do baz danych wszystkich zarz膮d贸w port贸w w czterdziestu o艣miu stanach poni偶ej Kanady.
Sandecker pokr臋ci艂 g艂ow膮 i ruszy艂 do wyj艣cia.
- To przes膮dza spraw臋.
- A czy brali艣cie panowie pod uwag臋 inny rodzaj statku? - zapyta艂a Max.
Pitt spojrza艂 na ni膮 z zainteresowaniem.
- To znaczy?
- Zbiornikowiec z p艂ynnym gazem narobi艂by du偶o wi臋cej zniszcze艅 ni偶 supertankowiec z rop膮.
Pitt poczu艂 si臋, jakby dosta艂 cios w brzuch.
- Zbiornikowiec z p艂ynnym gazem? - powt贸rzy艂.
- Jeden eksplodowa艂 w Japonii w latach czterdziestych - poinformowa艂a Max. - Z si艂膮 bomby atomowej zrzuconej na Hiroszim臋. By艂o ponad tysi膮c ofiar.
- Sprawdzi艂a艣, czy p艂ynie do nas jaki艣 zbiornikowiec? - zapyta艂 Yaeger.
- Za kogo ty mnie masz? - obruszy艂a si臋 Max. - Oczywi艣cie, 偶e tak.
- No i...? - Yaeger by艂 zniecierpliwiony.
- O dziesi膮tej trzydzie艣ci do portu nowojorskiego powinien zawin膮膰 鈥濵ongol Invader鈥 z Kuwejtu.
- Rano czy wieczorem? - upewni艂 si臋 admira艂.
- Rano.
Sandecker spojrza艂 na zegarek.
- Odpada. Przycumowa艂by dwadzie艣cia minut temu.
- Spokojnie - powiedzia艂a Max. - Mia艂 przymusowy post贸j po drodze. Awaria generator贸w. Sp贸藕ni si臋 o pi臋膰 godzin.
Pitt i admira艂 popatrzyli na siebie.
- Oto plan Zale鈥檃 - powiedzia艂 Pitt. - Napu艣ci艂 nas na 鈥濸acific Chimer臋鈥 na Zachodnim Wybrze偶u i zaatakuje Nowy Jork od wschodu.
Sandecker waln膮艂 pi臋艣ci膮 w st贸艂.
- Podszed艂 nas jak 艣pi膮ce dzieci.
- Nie macie wiele czasu - przypomnia艂a Max. - Statek nied艂ugo wp艂ynie do zatoki i we藕mie kurs na przesmyk Narrows.
- Jak on wygl膮da? - zapyta艂 j膮 Yaeger.
Max pokaza艂a 鈥濵ongol Invadera鈥 na ekranie du偶ego monitora. Zbiornikowiec przypomina艂 rysunek z fantastycznonaukowego komiksu. Kad艂ub i nadbud贸wka rufowa by艂y takie, jak w tankowcu, ale na tym ko艅czy艂y si臋 podobie艅stwa. Z d艂ugiego pok艂adu wystawa艂o osiem ogromnych p贸艂kulistych zbiornik贸w.
Max zacz臋艂a podawa膰 dane.
- Najwi臋kszy zbiornikowiec, jaki kiedykolwiek zbudowano. D艂ugo艣膰 pi臋膰set sze艣膰dziesi膮t siedem metr贸w, szeroko艣膰 sto dziesi臋膰. Za艂oga liczy tylko o艣miu oficer贸w i pi臋tnastu marynarzy, gdy偶 statek jest prawie ca艂kowicie zautomatyzowany. Ma dwie 艣ruby i dwie turbiny o mocy sze艣膰dziesi臋ciu tysi臋cy koni mechanicznych. Zarejestrowany w Argentynie.
- Kto jest w艂a艣cicielem? - zapyta艂 Yaeger.
- Trop przez labirynt firm istniej膮cych tylko na papierze doprowadzi艂 mnie do Cerbera.
Yaeger roze艣mia艂 si臋.
- Dlaczego co艣 mi m贸wi艂o, 偶e to us艂ysz臋?
- Takie zbiornikowce maj膮 o wiele mniejsze zanurzenie ni偶 tankowce, bo gaz jest l偶ejszy od ropy - zauwa偶y艂 Sandecker. - Ten statek mo偶e swobodnie pop艂yn膮膰 w g贸r臋 rzeki Hudson i skr臋ci膰 w stron臋 dolnego Manhattanu. Przejdzie mi臋dzy dokami bez obawy, 偶e osi膮dzie na dnie, a potem uderzy w brzeg.
- Sally Morse m贸wi艂a, 偶e 鈥濸acific Chimera鈥 mia艂a staranowa膰 terminal World Trade Center - przypomnia艂 Yaeger. - Chyba mo偶na przyj膮膰, 偶e Zale鈥檕wi chodzi o World Trade Center w Nowym Jorku.
- Gdybym chcia艂 spowodowa膰 najwi臋cej zniszcze艅, uderzy艂bym dok艂adnie w ten punkt Manhattanu - zgodzi艂 si臋 admira艂.
- Ile gazu wiezie statek? - zapyta艂 Pitt.
- Dwie艣cie dwana艣cie tysi臋cy metr贸w sze艣ciennych - odpowiedzia艂a Max.
- Niedobrze - mrukn膮艂 Yaeger.
- Jaki to gaz?
- Propan.
- Jeszcze gorzej. - Yaeger by艂 zrozpaczony.
- Kula ognia by艂aby monstrualna - m贸wi艂a Max. - W latach siedemdziesi膮tych w Kingman w Arizonie eksplodowa艂a cysterna kolejowa. By艂o w niej trzydzie艣ci tysi臋cy litr贸w propanu. Kula ognia mia艂a wtedy 艣rednic臋 blisko dwustu metr贸w. Z litra p艂ynnego propanu powstaje dwie艣cie siedemdziesi膮t litr贸w gazu. Albo inaczej: wyobra藕cie sobie sto sze艣膰dziesi膮t dwa metry sze艣cienne opar贸w propanu z metra sze艣ciennego p艂ynu i pomn贸偶cie przez dwie艣cie dwana艣cie tysi臋cy. Wyjdzie wam kula ognia o 艣rednicy ponad trzech kilometr贸w.
- Jakie by艂yby zniszczenia w mie艣cie? - zapyta艂 j膮 Sandecker.
- Niewyobra偶alne. G艂贸wne budynki, na przyk艂ad bli藕niacze wie偶e World Trade Center przetrwaj膮, ale ich wn臋trza zostan膮 wypalone. Wi臋kszo艣膰 innych budynk贸w blisko epicentrum wybuchu zawali si臋. Co do liczby ofiar, wol臋 nawet nie spekulowa膰.
- Wszystko dlatego, 偶e szurni臋ty Zale i jego Cerber chc膮 podburzy膰 ludzi przeciwko importowi ropy - mrukn膮艂 gniewnie Pitt.
- Musimy zatrzyma膰 ten statek - powiedzia艂 lodowatym tonem admira艂. - I tym razem nie mo偶e by膰 偶adnych pomy艂ek.
- Ta za艂oga nie pozwoli nikomu wej艣膰 na pok艂ad - odpar艂 powoli Pitt. - To nie 鈥濸acific Chimera鈥. Za艂o偶臋 si臋 o miesi臋czn膮 pensj臋, 偶e zbiornikowiec obs艂uguj膮 呕mije pod dow贸dztwem Ono Kanai. Zale nie powierzy艂by takiej operacji amatorom.
Sandecker zn贸w spojrza艂 na zegarek.
- Za cztery i p贸艂 godziny statek wp艂ynie na rzek臋 Hudson poni偶ej Manhattanu. Zamelduj臋 admira艂owi Doverowi, co odkryli艣my. Powiem mu, 偶eby postawi艂 w stan gotowo艣ci nowojorskie jednostki Stra偶y Przybrze偶nej i przechwyci艂 zbiornikowiec.
- Powinien pan r贸wnie偶 zawiadomi膰 antyterroryst贸w - zasugerowa艂a Max. - S膮 wyszkoleni do takich zada艅.
- Dzi臋ki - powiedzia艂 do niej ciep艂o admira艂. - Tak zrobi臋.
Zawsze uwa偶a艂 komputerowy tw贸r Yaegera za zb臋dne obci膮偶enie dla bud偶etu NUMA. Teraz przekona艂 si臋, 偶e Max jest warta ka偶dego wydanego centa.
- Wezw臋 Ala. Naszym nowym odrzutowcem 鈥濧quarius鈥 ze sk艂adanymi skrzyd艂ami b臋dziemy w nowojorskim doku NUMA za godzin臋.
- A co potem? - zainteresowa艂a si臋 Max.
Pitt spojrza艂 na ni膮, jakby pyta艂a Michaela Jordana, czy umie trafi膰 pi艂k膮 do kosza.
- Zatrzymamy 鈥濵ongol Invadera鈥. A co my艣la艂a艣?
Widok zbiornikowca do przewozu gazu p艂ynnego zawsze jest groteskowy. 鈥濵ongol Invader鈥 z o艣mioma p贸艂kulami stercz膮cymi z pok艂adu by艂 najwi臋ksz膮 z takich jednostek. Gdy sun膮艂 przez lekko wzburzone morze do portu nowojorskiego, wygl膮da艂, jakby znalaz艂 si臋 w wodzie przez pomy艂k臋. S艂u偶y艂 wy艂膮cznie celom praktycznym, mia艂 br膮zowy kolor ceg艂y wypalanej na s艂o艅cu i z pewno艣ci膮 by艂 jednym z najbrzydszych statk贸w 艣wiata.
Konstruktorzy zaprojektowali go wy艂膮cznie do bezpiecznego transportu o艣miu ogromnych aluminiowych kul, kt贸re teraz wype艂nia艂 propan. P艂ynny gaz powinien by膰 sch艂odzony do minus stu sze艣膰dziesi臋ciu pi臋ciu stopni Celsjusza. Ale w czasie tego rejsu z Kuwejtu temperatur臋 stopniowo podnoszono, a偶 dosz艂a do zaledwie dziesi臋ciu stopni poni偶ej punktu krytycznego.
P艂ywaj膮ca bomba, zdolna zniszczy膰 ca艂y dolny Manhattan, podr贸偶owa艂a z szybko艣ci膮 dwudziestu pi臋ciu w臋z艂贸w. Pcha艂y j膮 dwie ogromne 艣ruby z br膮zu, g艂臋boko zanurzony dzi贸b pru艂 wod臋 z zadziwiaj膮c膮 艂atwo艣ci膮. Nad statek nadlatywa艂y mewy, ale szybko milk艂y i ucieka艂y, jakby wyczuwa艂y z艂owrog膮 atmosfer臋.
W przeciwie艅stwie do za艂ogi 鈥濸acific Chimery鈥, na zbiornikowcu nikt nie sprawdza艂 z pok艂adu zbiornik贸w i nie chodzi艂 po d艂ugim pomo艣cie 艂膮cz膮cym ich kopu艂y. Pi臋tnastu ludzi rozsianych po ca艂ym statku czuwa艂o na swoich stanowiskach. Czterech obs艂ugiwa艂o ster贸wk臋, pi臋ciu maszynowni臋. Pozosta艂ych sze艣ciu mia艂o r臋czne wyrzutnie rakietowe. Ich pociski mog艂y zatopi膰 najwi臋kszy kuter Stra偶y Przybrze偶nej i zestrzeli膰 ka偶dy atakuj膮cy samolot. Najemnicy, zwani 呕mijami, zdawali sobie spraw臋, ile mo偶e kosztowa膰 brak czujno艣ci. Wiedzieli, 偶e 艂atwo odepr膮 szturm Si艂 Specjalnych, w kt贸rych kiedy艣 sami s艂u偶yli. Byli ca艂kiem pewni, 偶e nikt ich nie zatrzyma. A kiedy wp艂yn膮 za Verrazano Narrows Bridge, 偶aden dow贸dca jednostek przechwytuj膮cych nie zaryzykuje eksplozji.
Ono Kanai sta艂 na prawym skrzydle mostka. Opiera艂 si臋 o reling i patrzy艂 na gro藕ne ciemne chmury. Nikt chyba nie wierzy, pomy艣la艂, 偶e pi臋tnastu dobrze op艂acanych najemnik贸w pope艂ni samob贸jstwo dla swojego szefa. Nie jeste艣my fanatycznymi terrorystami. To nie film z Jamesem Bondem. U艣miechn膮艂 si臋. Tylko jego ludzie na pok艂adzie wiedzieli o 艂odzi podwodnej przyczepionej do kad艂uba trzydzie艣ci metr贸w przed sterem i 艣rubami. Po skierowaniu statku dziobem w kierunku Manhattanu, 呕mije mia艂y uciec pod wod臋 przed kul膮 ognia.
Wszed艂 do ster贸wki, skrzy偶owa艂 r臋ce na piersi i popatrzy艂 na map臋. Kurs wyznacza艂a czerwona linia. Bieg艂a obok cypl贸w Rockaway Point i Norton Point at Seagate, potem pod mostem Verrazano spinaj膮cym Brooklyn i Staten Island. Dalej wznosi艂a si臋 do zatoki Upper Bay a偶 za Statu臋 Wolno艣ci i wysp臋 Ellis. Za Battery Park skr臋ca艂a ostro w prawo do brzegu i ko艅czy艂a si臋 przy dw贸ch wie偶ach World Trade Center.
Zgi膮艂 muskularne ramiona. Ca艂ym cia艂em czu艂 p臋dz膮c膮 mas臋 statku pod stopami. Nikt nie zatrzyma 鈥濵ongol Invadera鈥. A jego b臋d膮 pami臋ta膰 przez tysi膮c lat jako cz艂owieka, kt贸ry wywo艂a艂 najwi臋ksz膮 katastrof臋 w historii Stan贸w Zjednoczonych.
Kanai spojrza艂 przez szyb臋 na samochody jad膮ce po mo艣cie nad szarozielon膮 wod膮. Wygl膮da艂y jak robaki w ruchu. Na konsoli z instrumentami zauwa偶y艂, 偶e wiatr od po艂udniowego wschodu ma szybko艣膰 dwudziestu w臋z艂贸w. To dobrze, pomy艣la艂. Rozdmucha ogie艅.
Nie zastanawia艂 si臋 nad skutkami. Nie obchodzi艂y go ofiary. Kanai nie mia艂 偶adnych uczu膰. Nie ba艂 si臋 艣mierci i bez wahania m贸g艂 jej spojrze膰 w oczy, kiedy przyjdzie jego czas.
Na mostek wszed艂 jego zast臋pca, twardziel z wytatuowanymi ramionami, Harmon Kerry. Wzi膮艂 lornetk臋 i popatrzy艂 na statek z lewej burty, wychodz膮cy w morze.
- Ju偶 nied艂ugo - powiedzia艂 z wyra藕nym zadowoleniem. - Amerykan贸w czeka przykra niespodzianka.
- 呕adna niespodzianka - odburkn膮艂 Kanai. - Na pewno ju偶 wiedz膮, 偶e 鈥濸acific Chimera鈥 to zmy艂ka.
- My艣lisz, 偶e si臋 przygotowali?
- Zale nie u艂o偶y艂 nigdy bezb艂臋dnego planu - odpar艂 ponuro Kanai. - Zawsze przeszkadza艂y niespodziewane i nieprzewidziane okoliczno艣ci. Jak na razie, wszystko idzie dobrze. Ale kto艣 w rz膮dzie potrafi doda膰 dwa do dw贸ch. Mo偶e nawet par臋 os贸b. Pi臋ciogodzinne op贸藕nienie z powodu awarii generator贸w b臋dzie nas drogo kosztowa艂o. Zamiast przyp艂yn膮膰 nieoczekiwanie, w ciemno艣ci i w tym samym czasie, kiedy zatrzymywano 鈥濸acific Chimer臋鈥, mo偶emy si臋 nadzia膰 na komitet powitalny. Za艂o偶臋 si臋, 偶e tym razem nie dadz膮 si臋 wykiwa膰.
Kerry wyszczerzy艂 z臋by.
- Nie mog臋 si臋 doczeka膰 widoku tego, jak p艂onie i topi si臋 Statua Wolno艣ci.
- Czterdzie艣ci minut do mostu - zameldowa艂 sternik przy konsoli.
Kanai popatrzy艂 na zbli偶aj膮ce si臋 powoli prz臋s艂a.
- Je艣li nie zatrzymaj膮 nas teraz, nie dostan膮 drugiej szansy.
Admira艂 Dover przylecia艂 my艣liwcem marynarki wojennej z bazy morskiej Alameda na Zachodnim Wybrze偶u po pi臋tnastu minutach od alarmu Sandeckera. Pilot poprosi艂 o pozwolenie na l膮dowanie mi臋dzy samolotami pasa偶erskimi na lotnisku Kennedy鈥檈go. Helikopter policji nowojorskiej zabra艂 Dovera do portu Stra偶y Przybrze偶nej w Sandy Hook, gdzie czeka艂y dwa trzydziestotrzymetrowe szybkie kutry patrolowe. By艂y gotowe do wyp艂yni臋cia i przechwycenia 鈥濵ongol Invadera鈥.
Dover wszed艂 do sali konferencyjnej kapitanatu portu. Ze zdenerwowania zaciska艂 i rozlu藕nia艂 palce. W ko艅cu zmusi艂 si臋 do spokoju. Nie m贸g艂 pozwoli膰, 偶eby Zale go przechytrzy艂. Nie chcia艂 przeoczy膰 czego艣, co potem oka偶e si臋 oczywiste. Mo偶liwe, 偶e Sandecker si臋 myli. Nie ma nic pewnego na poparcie swojej teorii. Ale trzeba si臋 temu przyjrze膰. Nawet je艣li 鈥濵ongol Invader鈥 to zn贸w fa艂szywy trop, to trudno. B臋d膮 szuka膰, a偶 znajd膮 w艂a艣ciwy.
Dover sk艂oni艂 si臋 dziesi臋ciorgu kobietom i m臋偶czyznom i podszed艂 do szczytu sto艂u konferencyjnego. Nie traci艂 czasu na uprzejmo艣ci.
- Czy helikoptery policyjne s膮 ju偶 nad statkiem?
Kapitan policji stoj膮cy pod 艣cian膮 przytakn膮艂.
- Na razie jeden, jak uzgodnili艣my. Melduje, 偶e zbiornikowiec p艂ynie z pe艂n膮 szybko艣ci膮 do portu.
Dover odetchn膮艂 z pewn膮 ulg膮. Je艣li to rzeczywi艣cie ten statek, trzeba go zatrzyma膰.
- Znacie pa艅stwo sytuacj臋. Dostali艣cie z Waszyngtonu telefony i faksy od admira艂a Sandeckera. Albo zbiornikowiec zmieni kurs, albo go zatopimy.
Odezwa艂 si臋 miejscowy dow贸dca Stra偶y Przybrze偶nej.
- Nie mo偶emy do niego strzela膰, admirale. Je艣li eksploduje, ca艂a flotylla przechwytuj膮ca i helikoptery patrolowe znajd膮 si臋 w kuli ognia.
- Lepszy tysi膮c ofiar ni偶 milion - odpar艂 brutalnie Dover. - Po prostu celujcie w nadbud贸wk臋 na rufie, nigdzie indziej. Je艣li za艂oga odm贸wi zatrzymania statku, wezw臋 my艣liwce marynarki wojennej. Zniszcz膮 zbiornikowiec rakietami powietrze-woda. Nie b臋d臋 mia艂 innego wyj艣cia. Ale wtedy wszyscy zawczasu dostaniecie ostrze偶enie, 偶eby mo偶liwie jak najbardziej zwi臋kszy膰 odleg艂o艣膰 od 鈥濱nvadera鈥.
- Jakie mamy szans臋 wej艣cia na pok艂ad, unieszkodliwienia za艂ogi i rozbrojenia 艂adunk贸w wybuchowych? - zapyta艂 kto艣 z policji.
- Je艣li statek si臋 nie zatrzyma i wp艂ynie z pe艂n膮 szybko艣ci膮 do portu, s艂abe. Niestety, wojskowe Si艂y Specjalne wr贸ci艂y do baz, kiedy si臋 okaza艂o, 偶e alarm w San Francisco by艂 fa艂szywy. Nie zd膮偶ymy wezwa膰 ich na czas. Wiem, 偶e nowojorskie jednostki antyterrorystyczne s膮 wyszkolone do takich zada艅, ale wol臋 trzyma膰 je w odwodzie, dop贸ki si臋 nie przekonamy, czy za艂oga b臋dzie stawia膰 op贸r.
Dover urwa艂 i powi贸d艂 wzrokiem po twarzach zebranych.
- Maksymalna temperatura p艂on膮cego propanu to prawie dwa tysi膮ce stopni Celsjusza.
Jeden z dw贸ch kapitan贸w portowych statk贸w po偶arniczych podni贸s艂 r臋k臋.
- Mog臋 doda膰, panie admirale, 偶e przy eksplozji 艂adunku zbiornikowca, czyli ponad dwustu tysi臋cy metr贸w sze艣ciennych gazu, kula ognia mia艂aby 艣rednic臋 przesz艂o trzech kilometr贸w.
- Tym bardziej musimy zatrzyma膰 zbiornikowiec jak najdalej od miasta - odpar艂 Dover. - S膮 pytania?
Nie by艂o.
- Proponuj臋 zacz膮膰 operacj臋. Czas ucieka.
Dover wyszed艂 z odprawy i ruszy艂 do basenu portowego. Wszed艂 po trapie na pok艂ad kutra Stra偶y Przybrze偶nej 鈥濿illiam Shea鈥. Mia艂 poczucie nadchodz膮cego nieszcz臋艣cia. Je艣li 鈥濵ongol Invader鈥 nie zatrzyma si臋, a my艣liwcom nie uda si臋 go zatopi膰, zostanie za ma艂o czasu na ewakuacj臋 Manhattanu. Niestety, o tej porze dnia ulice i budynki b臋d膮 pe艂ne urz臋dnik贸w. Gdyby dosz艂o do eksplozji, trudno sobie wyobrazi膰 liczb臋 ofiar.
Przypomnia艂 sobie kr贸tk膮 uwag臋 Sandeckera, 偶e do akcji wejd膮 Dirk Pitt i Al Giordino. Jak dot膮d, nie pokazali si臋. Dover zastanawia艂 si臋, dlaczego nie zd膮偶yli na odpraw臋, cho膰 to nie mia艂o znaczenia. W膮tpi艂, czy mog膮 odegra膰 w operacji decyduj膮c膮 rol臋.
S艂o艅ce pr贸bowa艂o przebi膰 si臋 przez chmury, gdy 鈥濿illiam Shea鈥 i jego bli藕niak 鈥濼imothy Firme鈥 odbi艂y od brzegu i pop艂yn臋艂y na spotkanie z 鈥濵ongol Invaderem鈥 i jego zab贸jczym 艂adunkiem.
- Jeszcze nie widzia艂em, 偶eby co艣 takiego p艂ywa艂o pod wod膮 - powiedzia艂 Giordino. Smuk艂y stateczek wygl膮da艂 bardziej na luksusowy jacht ni偶 na ma艂膮 艂贸d藕 podwodn膮.
Pitt sta艂 w basenie portowym w zatoce Sheepshead na po艂udnie od Brooklynu i podziwia艂 dwudziestosze艣ciometrow膮 jednostk臋, stylizowan膮 na eleganck膮 motor贸wk臋. Giordino mia艂 racj臋: powy偶ej linii wodnej wygl膮da艂a jak drogi jacht. R贸偶nic臋 wida膰 by艂o dopiero pod powierzchni膮 wody. Du偶e, okr膮g艂e iluminatory w przedniej cz臋艣ci ka偶dej z burt przypomina艂y dziur臋 w kad艂ubie 鈥濭olden Marlina鈥, tyle 偶e mniejsz膮.
艁贸d藕 zapewnia艂a komfortowe warunki jedenastu pasa偶erom i cz艂onkom za艂ogi. Nazywa艂a si臋 鈥濩oral Wanderer鈥. By艂a najwi臋kszym modelem z serii 鈥濶urek Morski鈥, budowanej w stoczni Meridian w Massachusetts. Mia艂a czterysta ton wyporno艣ci i zasi臋g dwustu mil morskich. Mog艂a p艂ywa膰 na g艂臋boko艣ci trzystu sze艣膰dziesi臋ciu pi臋ciu metr贸w.
Z pok艂adu na nabrze偶e zszed艂 po schodkach kapitan Jimmy Flett. Podszed艂 do Pitta z wyci膮gni臋t膮 r臋k膮. By艂 niski i t臋gi. Twarz poczerwienia艂a mu od d艂ugoletniej mi艂o艣ci do whisky, ale niebieskie oczy jakim艣 cudem pozosta艂y jasne i bystre. Po starym marynarzu mo偶na by艂o si臋 spodziewa膰 mocniejszej opalenizny, ale Flett sp臋dzi艂 wi臋kszo艣膰 偶ycia na Morzu P贸艂nocnym. Mia艂 wygl膮d twardego rybaka, kt贸ry mimo sztormu wraca do domu z pe艂nymi sieciami. Widzia艂 wi臋cej burz, ni偶 powinien i wszystkie przetrwa艂.
Zmia偶d偶y艂 w u艣cisku d艂o艅 Pitta.
- Kop臋 lat, Dirk. Ju偶 nie pami臋tam, kiedy ostatnio bujali艣my si臋 razem na pok艂adzie i poci膮gali艣my szkock膮.
- W osiemdziesi膮tym 贸smym, na 鈥濧rvorze III鈥.
- Szukali艣my 鈥濨onhomme Richarda鈥 - powiedzia艂 Flett zadziwiaj膮co mi臋kkim g艂osem. - O ile sobie przypominam, nie znale藕li艣my go.
- Nie. Za to natkn臋li艣my si臋 na rosyjski tra艂owiec szpiegowski, kt贸ry zaton膮艂 podczas sztormu.
- Tak, tak. Brytyjska marynarka kaza艂a nam zapomnie膰, 偶e go w og贸le widzieli艣my. Za艂o偶臋 si臋, 偶e zanurkowali do niego, zaraz jak tylko podali艣my pozycj臋.
Pitt odwr贸ci艂 si臋 do Giordina.
- Al, to Jimmy Flett, m贸j stary kumpel.
- Mi艂o mi ci臋 pozna膰 - powiedzia艂 Giordino. - Dirk cz臋sto opowiada o tobie.
- Mam nadziej臋, 偶e nic dobrego - zarechota艂 Jimmy i zgni贸t艂 d艂o艅 Giordinowi, ale W艂och odwzajemni艂 si臋 tym samym.
- Wi臋c wymi臋k艂e艣 i zosta艂e艣 szyprem luksusowego stateczku spacerowego - za偶artowa艂 Pitt i wskaza艂 podwodny jacht.
- Wol臋 p艂ywa膰 na wodzie. Nie interesuje mnie, co jest pod spodem.
- To po co si臋 w to bawisz?
- Bo dobrze p艂ac膮 i nie narobi臋 si臋. Lata lec膮 i ju偶 nie chce mi si臋 walczy膰 z 偶ywio艂em jak kiedy艣.
- Dosta艂e艣 od swoich szef贸w zgod臋 na nasz rejs?
- Nie s膮 zachwyceni tym pomys艂em. Ta 艂ajba na razie przechodzi testy, nie ma jeszcze certyfikatu. Jak tylko b臋dzie odpowiada艂a przepisom, pop艂yn臋 ni膮 do Monte Carlo. Nowi w艂a艣ciciele chc膮 j膮 czarterowa膰 nadzianym Europejczykom.
- Sytuacja jest wyj膮tkowo krytyczna, Jimmy.
Flett popatrzy艂 Pittowi prosto w oczy.
- Co w艂a艣ciwie jest grane? Przez telefon powiedzia艂e艣 tylko, 偶e chodzi o czarter dla waszej agencji.
- Chcemy jej u偶y膰 jako 艂odzi torpedowej.
Flett przyjrza艂 mu si臋 uwa偶nie.
- Jasne - mrukn膮艂. - Jako 艂odzi torpedowej. A jaki statek chcesz zatopi膰?
- Zbiornikowiec z gazem p艂ynnym.
Teraz Flett by艂 ju偶 pewien, 偶e Pitt nadaje si臋 tylko do czubk贸w.
- A je艣li odm贸wi臋?
- B臋dziesz mia艂 na sumieniu ponad p贸艂 miliona ofiar.
Flett nagle poj膮艂.
- Ten zbiornikowiec chc膮 wysadzi膰 w powietrze terrory艣ci?
- Niezupe艂nie terrory艣ci. Raczej banda kryminalist贸w. Chc膮 waln膮膰 nim w brzeg przy World Trade Center i spowodowa膰 eksplozj臋 gazu.
Nie by艂o wi臋cej wahania, pyta艅 ani protest贸w. Flett powiedzia艂 tylko:
- 鈥濿anderer鈥 nie ma luk贸w torpedowych, wi臋c jak go wykorzystasz?
- S艂ysza艂e艣 kiedy艣 o 鈥濰unleyu鈥, okr臋cie podwodnym konfederat贸w?
- Jasne.
- Zrobimy powt贸rk臋 z historii - u艣miechn膮艂 si臋 Pitt.
Giordino zacz膮艂 wypakowywa膰 furgonetk臋.
Dwadzie艣cia minut p贸藕niej trzej m臋偶czy藕ni zamontowali na dziobie 艂odzi d艂ug膮 rur臋 skierowan膮 do przodu. Wystawa艂a dziesi臋膰 metr贸w poza kad艂ub i udawa艂a bom. Na pok艂adzie, wzd艂u偶 wysokiej kabiny przymocowali dwie inne rury. Potem pospiesznie za艂adowali si臋 do 鈥濿anderera鈥 i Flett odpali艂 dwa wielkie turbodiesle. Giordino przyczepi艂 na ko艅cach trzech bom贸w magnetyczne pojemniki z materia艂ami wybuchowymi. W dziobowym by艂o czterdzie艣ci pi臋膰 kilogram贸w plastiku po艂膮czonego z detonatorem.
Flett stan膮艂 za sterem, Pitt i Giordino odcumowali dzi贸b i ruf臋. Stary kapitan sta艂 przy konsoli. Stercza艂o z niej kilka d藕wigni do obs艂ugi ster贸w powierzchniowych i g艂臋boko艣ciowych, wirnik贸w kierunkowych i przepustnicy.
Po chwili 鈥濩oral Wanderer鈥 mkn膮艂 na trzech czwartych mocy przez zatok臋 Sheepshead w kierunku otwartego morza i mostu Verrazano. Daleko przed nim p艂yn臋艂y ju偶 kutry Stra偶y Przybrze偶nej i flotylla ma艂ych 艂odzi patrolowych. W g贸rze lata艂y cztery helikoptery: dwa policyjne i dwa Stra偶y Przybrze偶nej. Kr膮偶y艂y jak s臋py nad ogromnym, pokracznym statkiem w kolorze brudnej bawolej sk贸ry.
Flett pchn膮艂 d藕wignie dw贸ch przepustnic do oporu i dzi贸b uni贸s艂 si臋 nad wod臋. 鈥濩oral Wanderer鈥 艣ci膮艂 zatok臋 wzd艂u偶 p贸艂nocnego brzegu, okr膮偶y艂 Norton Point at Seagate i wzi膮艂 kurs na 艣r贸dokr臋cie zbiornikowca.
- Ile to wyci膮ga? - zapyta艂 Pitt.
- Na powierzchni czterdzie艣ci pi臋膰 w臋z艂贸w, pod wod膮 dwadzie艣cia pi臋膰 - odpowiedzia艂 Flett.
- Kiedy si臋 zanurzymy, musisz wycisn膮膰 z silnik贸w, ile si臋 da. 鈥濵ongol Invader鈥 te偶 ma maksymaln膮 szybko艣膰 dwudziestu pi臋ciu w臋z艂贸w.
Flett popatrzy艂 na osiem ogromnych p贸艂kul na pok艂adzie zbiornikowca.
- Tak si臋 nazywa? 鈥濵ongol Invader鈥?
- To do niego dziwnie pasuje - odpar艂 Pitt.
- Trzeba go dogoni膰 przed mostem.
Pitt przytakn膮艂.
- Kiedy wp艂ynie do przesmyku Narrows, nie uda si臋 go zatrzyma膰 z powietrza bez rozwalenia po艂owy Brooklynu i Staten Island.
- Lepiej, 偶eby tw贸j plan 鈥濰unley鈥 wypali艂, je艣li Stra偶 Przybrze偶na i gliniarze zawiod膮.
Pitt wskaza艂 armad臋 za szyb膮.
- G艂贸wne si艂y wchodz膮 do akcji.
Na pok艂adzie 鈥濿illiama Shea鈥 admira艂 Dover nawi膮za艂 艂膮czno艣膰 z 鈥濵ongol Invaderem鈥.
- Tu Stra偶 Przybrze偶na Stan贸w Zjednoczonych. Prosz臋 natychmiast zatrzyma膰 statek i przygotowa膰 si臋 do inspekcji.
Cisza. Napi臋cie na mostku kutra ros艂o. Dover wywo艂a艂 zbiornikowiec drugi raz, potem trzeci. Bez skutku. 鈥濱nvader鈥 nie zwolni艂 i nie zmieni艂 kursu. Kapitan i za艂oga kutra wpatrywali si臋 w admira艂a i czekali na rozkaz ataku.
Wtem cisz臋 przerwa艂 spokojny, pewny g艂os.
- Tu kapitan 鈥濵ongol Invadera鈥. Nie zamierzam zatrzyma膰 statku. Ostrzegam, 偶e wszelkie pr贸by uszkodzenia go sko艅cz膮 si臋 tragicznie.
Napi臋cie nagle opad艂o. Niepewno艣膰 i w膮tpliwo艣ci znikn臋艂y. Wszystko sta艂o si臋 jasne. Dover m贸g艂 dalej rozmawia膰 z kapitanem zbiornikowca, ale czas dzia艂a艂 na jego niekorzy艣膰. Gra na zw艂ok臋 nie mia艂a szans powodzenia. Admira艂 wyda艂 rozkaz, 偶eby na pok艂adzie dziobowym 鈥濱nvadera鈥 wyl膮dowa艂y helikoptery z oddzia艂ami antyterrorystycznymi. Poleci艂 te偶 kutrom podp艂yni臋cie do burt statku z wycelowanymi dzia艂kami.
Popatrzy艂 przez lornetk臋 na mostek pokracznego zbiornikowca. Ten kapitan to psychol, pomy艣la艂. Nikt normalny nie pr贸bowa艂by zniszczy膰 miasta i zabi膰 miliona ludzi tylko dla forsy. A nie s膮 to terrory艣ci ani fanatycy religijni.
Dover nie wierzy艂, 偶e kto艣 mo偶e by膰 tak zimnokrwistym zab贸jc膮. Spojrza艂 na helikopter wisz膮cy nad statkiem i kutry podchodz膮ce do zbiornikowca szerokim 艂ukiem. Dzi臋ki Bogu, 偶e morze jest spokojne, pomy艣la艂.
Dwa czerwono-pomara艅czowe 艣mig艂owce Stra偶y Przybrze偶nej zaj臋艂y pozycje za ruf膮 鈥濱nvadera鈥. Pierwszy niebiesko-czarny policyjny jayhawk zbli偶a艂 si臋 do dziobu. Pilot zwi臋kszy艂 obroty rotora, 偶eby zr贸wna膰 si臋 ze statkiem i zawis艂 na chwil臋 nad pok艂adem. Szuka艂 wzrokiem luk贸w, wentylator贸w i 艂a艅cuch贸w kotwicznych, kt贸re mog艂yby przeszkodzi膰 w bezpiecznym l膮dowaniu. Przed pierwszym zbiornikiem stercza艂 tylko wysoki maszt radarowy. Zadowolony pilot uzna艂, 偶e wystarczy mu miejsca i zni偶y艂 si臋 na wysoko艣膰 siedmiu metr贸w.
Nie zd膮偶y艂 zej艣膰 ni偶ej.
Dover zobaczy艂 przez lornetk臋, jak z kopu艂y pierwszego zbiornika startuje ma艂a rakieta. Trafi艂a w helikopter i rozerwa艂a go jak petarda puszk臋 tu艅czyka. Maszyna stan臋艂a w p艂omieniach i run臋艂a do wody. W ci膮gu kilku sekund znikn臋艂a mu z oczu. Na powierzchni pozosta艂o tylko kilka szcz膮tk贸w i spirala czarnego dymu unosz膮ca si臋 w b艂臋kitne niebo. Nikt nie wyp艂yn膮艂.
Kanai przygl膮da艂 si臋 oboj臋tnie, jak kad艂ub 鈥濵ongol Invadera鈥 roztr膮ca p艂ywaj膮ce szcz膮tki helikoptera. Nie cierpia艂 z tego powodu, 偶e w ci膮gu nieca艂ych dziesi臋ciu sekund pos艂a艂 na dno morza dwunastu ludzi. Uwa偶a艂 to tylko za drobn膮 dokuczliwo艣膰.
Nie przejmowa艂 si臋 te偶 flotyll膮 kutr贸w Stra偶y Przybrze偶nej i statk贸w po偶arniczych wok贸艂 zbiornikowca. Wiedzia艂, 偶e go nie ostrzelaj膮. Dow贸dca operacji musia艂by by膰 szale艅cem albo kompletnym idiot膮. Gdyby zab艂膮kana kula przedziurawi艂a kt贸ry艣 zbiornik z gazem i spowodowa艂a eksplozj臋, w promieniu mili morskiej nikt by si臋 nie uratowa艂. Zgin臋liby r贸wnie偶 pasa偶erowie samochod贸w jad膮cych po mo艣cie.
Spojrza艂 w g贸r臋 na wielki most, jeden z najd艂u偶szych na 艣wiecie. Statek by艂 ju偶 tak blisko, 偶e Kanai prawie s艂ysza艂 ruch uliczny. Popatrzy艂 z zadowoleniem na odlatuj膮ce helikoptery. Piloci zrozumieli, 偶e nie maj膮 szans z rakietami. Skoncentrowa艂 si臋 na dw贸ch bia艂ych kutrach Stra偶y Przybrze偶nej z uko艣nymi pomara艅czowymi pasami, w膮skimi niebieskimi wst臋gami i insygniami CG, Coast Guard. Zbli偶a艂y si臋 z dw贸ch stron. Ich zamiary by艂y jasne, ale nie wygl膮da艂o na to, 偶eby ich dzia艂ka mog艂y powa偶nie uszkodzi膰 statek.
Teraz m贸j ruch, pomy艣la艂 z rozbawieniem. Ale zanim wyda艂 呕mijom rozkaz odpalenia rakiet, kutry jednocze艣nie otworzy艂y ogie艅 z dwulufowych bushmaster贸w, zamontowanych na dziobach. Tyle 偶e ostrza艂 ogromnego statku wydawa艂 si臋 bez sensu.
Kuter z prawej burty wali艂 pociskami przeciwpancernymi w mostek i ster贸wk臋 z dziewi臋ciomilimetrowej stali. Ten z lewej pr贸bowa艂 przedziurawi膰 grubsze p艂yty kad艂uba w dolnej cz臋艣ci rufy, chroni膮ce maszynowni臋. Obs艂uga obu dzia艂ek bardzo uwa偶a艂a, 偶eby nie celowa膰 w pobli偶e gigantycznych zbiornik贸w z zab贸jczym propanem.
Kanai pad艂 na pod艂og臋. Pociski roztrzaska艂y szyby i konsol臋. Sternik zgin膮艂 na miejscu. Inny najemnik zwali艂 si臋 na ziemi臋 艣miertelnie ranny. Kanai si臋gn膮艂 po radio.
- Odpali膰 rakiety! - krzykn膮艂. - Ale ju偶!
Le偶膮c, wyjrza艂 przez wybite okna. 鈥濱nvader鈥 by艂 p贸艂tora kilometra od mostu. Kanai zauwa偶y艂, 偶e dzi贸b lekko skr臋ca na sterburt臋. Z konsoli nawigacyjnej zosta艂a miazga. Zniszczony system komputerowy nie m贸g艂 utrzyma膰 statku na kursie.
- Jakie straty?! - zawo艂a艂 do maszynowni.
Obs艂ugiwa艂 j膮 by艂y g艂贸wny mechanik okr臋t贸w wojennych, u偶ywanych do tajnych operacji.
- Przestrzelili nam lewy generator - odpowiedzia艂 flegmatycznie. - Ale silniki s膮 w porz膮dku. Mam jednego zabitego i jednego ci臋偶ko rannego. Pociski podziurawi艂y grod藕 jak sito, ale metal je wyhamowa艂 i nie zniszczy艂y maszyn. Uszkodzenia s膮 minimalne.
Kanai zobaczy艂, 偶e zbiornikowiec p艂ynie prosto na boj臋 farwaterow膮.
- Rozwalili nam konsol臋 na mostku. Steruj statkiem z do艂u. Sprowad藕 go z powrotem na kurs trzy-pi臋膰-pi臋膰 w lewo, bo wpadniemy na prz臋s艂o mostu. I trzymaj tak, dop贸ki ci nie powiem.
Wyczo艂ga艂 si臋 na skrzyd艂o mostka i spojrza艂 w d贸艂. Jeden z bandyt贸w wychyla艂 si臋 za reling na sterburcie i strzela艂 rakietami w dzi贸b 鈥濼imothy Firme鈥檃鈥. Pierwsza przebi艂a cienki pok艂ad i kad艂ub i eksplodowa艂a w wodzie. Druga wybuch艂a po trafieniu w parapet statku. Pok艂ad zasypa艂y od艂amki metalu i wyeliminowa艂y obs艂ug臋. Kawa艂ki dzia艂ka pofrun臋艂y pod niebo jak p艂on膮ce li艣cie.
Potem powietrze z drugiej strony 鈥濱nvadera鈥 rozdar艂 huk. Rakieta przedziurawi艂a komin 鈥濿illiama Shea鈥. Uderzy艂a niczym m艂ot i kuter przechyli艂 si臋 o dziesi臋膰 stopni. Dooko艂a rozprys艂y si臋 szcz膮tki i buchn膮艂 g臋sty czarny dym. Ale samotne dzia艂ko na dziobie nadal zasypywa艂o maszynowni臋 zbiornikowca gradem pocisk贸w.
鈥Timothy Firme鈥 dosta艂 nast臋pn膮 rakiet膮. Kad艂ub zadr偶a艂 od eksplozji i rufa stan臋艂a w p艂omieniach. Moment p贸藕niej kolejna rakieta trafi艂a w nadbud贸wk臋 poni偶ej mostka. Wybuch rozrzuci艂 po przednim pok艂adzie od艂amki rozerwanej stali. W przeciwie艅stwie do okr臋t贸w marynarki wojennej, kutry Stra偶y Przybrze偶nej nie mia艂y grubych pancerzy i zniszczenia by艂y du偶e. Po艂owa oficer贸w zgin臋艂a na mostku. Okaleczony 鈥濼imothy鈥 zszed艂 z kursu i zacz膮艂 si臋 oddala膰 od zbiornikowca. Pali艂 si臋 w dw贸ch miejscach i dryfowa艂 bezradnie w k艂臋bach dymu. Ostrza艂 rakietowy nie ustawa艂, drugi uszkodzony kuter te偶 ogarn膮艂 po偶ar.
Kanai zdoby艂 przewag臋 taktyczn膮.
By艂 zadowolony, 偶e wygrywa bitw臋 morsk膮. Rzuci艂 okiem za ruf臋. Dwie jednostki Stra偶y Przybrze偶nej zamienia艂y si臋 powoli w p艂ywaj膮ce wraki. Nie musia艂 si臋 ju偶 nimi przejmowa膰.
Helikoptery policyjne trzyma艂y si臋 z daleka, ale wiedzia艂, 偶e do sukcesu jeszcze daleko. 鈥濵ongol Invader鈥 zbli偶a艂 si臋 do mostu Verrazano. Kanai by艂 pewien, 偶e dow贸dca operacji wezwie my艣liwce, zanim statek b臋dzie wzgl臋dnie bezpieczny za mostem.
Dover sprawdzi艂, czy nie jest ranny. Krwawi艂. Dosta艂 drobnymi od艂amkami w lewe rami臋 i skro艅. Dotkn膮艂 ucha. Wisia艂o na kawa艂ku sk贸ry. Oderwa艂 je bardziej ze z艂o艣ci ni偶 z b贸lu i wetkn膮艂 do kieszeni. Chirurg przyszyje. Ruszy艂 przez zrujnowan膮 ster贸wk臋. Wok贸艂 le偶eli zabici i ranni. M艂odzi ludzie, pomy艣la艂. Nie zas艂u偶yli na taki los. To nie wojna z wrogiem zewn臋trznym, to walka o wewn臋trzne wp艂ywy ekonomiczne. Ta rze藕 nie mia艂a sensu.
Kutry by艂y wystawione na zmasowany ogie艅 co najmniej czterech wyrzutni pocisk贸w rakietowych, odpalanych z ramienia. Dover czu艂, jak szybko艣膰 spada i kuter zwalnia. By艂 powa偶nie uszkodzony poni偶ej linii wodnej i zaczyna艂 ton膮膰.
Admira艂 nie wiedzia艂, w jakim stanie jest 鈥濼imothy Firme鈥 po drugiej stronie zbiornikowca, ale podejrzewa艂 najgorsze. Rozkaza艂 jedynemu 偶yj膮cemu oficerowi na 鈥濬irme鈥 doprowadzi膰 kuter do najbli偶szego brzegu. Bitwa Stra偶y Przybrze偶nej z koszmarnym statkiem sko艅czy艂a si臋.
Ostatni rzut ko艣膰mi, pomy艣la艂 ponuro. Zacisn膮艂 palce na radiu i wezwa艂 trzy F-16C. My艣liwce si艂 powietrznych Gwardii Narodowej kr膮偶y艂y nad oceanem kilka mil morskich dalej. Admira艂 schyli艂 si臋 odruchowo. Z pok艂adu zbiornikowca wystrzeli艂a jeszcze jedna rakieta, ale min臋艂a mostek i wyl膮dowa艂a w wodzie sto metr贸w za kutrem. Dover przykucn膮艂 za relingiem i spojrza艂 na niebo. Potem zmieni艂 cz臋stotliwo艣膰 w swoim radiu.
- Niebieska Eskadra, Niebieska Eskadra - powiedzia艂 wolno i wyra藕nie - tu Czerwona Flota. Je艣li mnie s艂yszycie i rozumiecie, zaatakujcie zbiornikowiec. Powtarzam, zaatakujcie statek. Tylko, na lito艣膰 bosk膮, nie celujcie w zbiorniki z propanem.
- Zrozumia艂em, Czerwona Flota - odezwa艂 si臋 dow贸dca eskadry. - Skoncentrujemy ogie艅 na rufie.
- Spr贸bujcie trafi膰 w maszynowni臋 pod kominem - rozkaza艂 Dover. - Zr贸bcie wszystko, 偶eby jak najszybciej zatrzyma膰 statek, byle bez eksplozji.
- Przyj膮艂em, Czerwona Flota. Rozpoczynam atak.
Dow贸dca Niebieskiej Eskadry wypu艣ci艂 do przodu swoich skrzyd艂owych, jednego pi臋膰set metr贸w za drugim. Sam zatoczy艂 kr膮g, 偶eby zobaczy膰 skutek ataku i wej艣膰 do akcji, gdyby prowadz膮cy samolot chybi艂. Obawia艂 si臋, 偶e piloci b臋d膮 przez ostro偶no艣膰 celowa膰 w sam ty艂 rufy jak najdalej od zbiornik贸w, i w og贸le nie trafi膮 w statek. Okaza艂o si臋, 偶e nie mia艂 racji.
Pierwszy F-16 przechyli艂 si臋 na skrzyd艂o, zrobi艂 beczk臋 i zanurkowa艂 prawie pionowo. Pikowa艂 prosto na maszynowni臋 pod wielkim kominem. Zas艂ania艂y j膮 coraz g臋stsze k艂臋by dymu z p艂on膮cych kutr贸w. Systemy kierowania pociskami rakietowymi namierzy艂y cel, ale pilot nie zd膮偶y艂 nacisn膮膰 spustu. Z 鈥濵ongol Invandera鈥 wystrzeli艂a rakieta ziemia-powietrze i my艣liwiec zamieni艂 si臋 w wielk膮 kul臋 ognia. Rozlecia艂 si臋 na tysi膮c kawa艂k贸w i do morza spad艂a p艂on膮ca kupa z艂omu.
- Przerwa膰 atak! - krzykn膮艂 dow贸dca eskadry do drugiego skrzyd艂owego.
- Za p贸藕no! - odpowiedzia艂 pilot. - Mam namierzony cel...
Nie zd膮偶y艂 powiedzie膰 nic wi臋cej ani zrobi膰 uniku. Schodzi艂 pionowo w d贸艂 i nie mia艂 czasu na reakcj臋. Z wyrzutni wystartowa艂a nast臋pna rakieta. Drugi F-16 eksplodowa艂 i po chwili znikn膮艂 pod wod膮 sto metr贸w od pierwszego.
Dow贸dca eskadry zamar艂. Nie wierzy艂 w艂asnym oczom. Zgin臋li jego dwaj bliscy przyjaciele, piloci Gwardii Narodowej, kt贸rzy zg艂osili si臋 na wezwanie. Spalili si臋 偶ywcem. Byli biznesmenami, mieli rodziny. A teraz le偶eli na dnie morza u wej艣cia do portu nowojorskiego. Dow贸dca nie przypu艣ci艂 trzeciego ataku. Czu艂 si臋 jak sparali偶owany. Zawr贸ci艂 i odlecia艂 z powrotem do bazy na Long Island.
Dover patrzy艂 ze zgroz膮 na kl臋sk臋 lotnictwa. Wiedzia艂, co si臋 teraz stanie. Wiedzieli to wszyscy na kutrach, jednostkach ratowniczych i w helikopterach. 艢mier膰 pilot贸w by艂a przera偶aj膮ca, a ich nieudana akcja oznacza艂a katastrof臋.
Admira艂 nagle stan膮艂 jak wryty. W kierunku rufy zbiornikowca p臋dzi艂a z pe艂n膮 szybko艣ci膮 ma艂a, dziesi臋ciometrowa 艂贸d藕 ratownicza Stra偶y Przybrze偶nej. Za艂oga wyskoczy艂a za burty w kamizelkach ratunkowych, zosta艂 tylko szyper. Nie zwolni艂 i nie zmieni艂 kursu.
- To samob贸jstwo - wymamrota艂 os艂upia艂y Dover. - Czyste szale艅stwo, ale niech B贸g go b艂ogos艂awi.
Z pok艂adu 鈥濱nvandera鈥 zaterkota艂y pistolety maszynowe. Serie 艣miga艂y wok贸艂 艂odzi jak roje szerszeni. Pociski rozchlapywa艂y ka偶dy centymetr kwadratowy wody wok贸艂 cienkiego kad艂uba z w艂贸kna szklanego. M臋偶czyzna za sterem ociera艂 mokr膮 twarz jedn膮 r臋k膮 i pru艂 dalej. W porannej bryzie 艂opota艂a czerwono-bia艂o-niebieska bandera.
Ludzie na mo艣cie zobaczyli wybuchaj膮ce my艣liwce i zatrzymali samochody. Stali teraz wzd艂u偶 balustrady i obserwowali rozgrywaj膮cy si臋 w dole dramat. Za艂ogi helikopter贸w te偶 wpatrywa艂y si臋 w ma艂膮 艂贸d藕. Ka偶dy przynagla艂 w duchu sternika, 偶eby wyskoczy艂 za burt臋, zanim dojdzie do kolizji.
- Wspania艂y akt przekory - mrukn膮艂 do siebie Dover. - Wystarczy! - wrzasn膮艂, cho膰 wiedzia艂, 偶e tamten go nie us艂yszy. - Skacz!
Ale by艂o ju偶 za p贸藕no. Kiedy wydawa艂o si臋, 偶e szyper chce da膰 nura z kokpitu, dosta艂 seri臋 w pier艣 i pad艂 plecami na pok艂ad. Silniki zawy艂y, 艣ruby spieni艂y wod臋 i 艂贸d藕 uderzy艂a w lewy ster zbiornikowca.
Nie eksplodowa艂a. Nie zamieni艂a si臋 w p艂on膮cy i dymi膮cy stos. Po prostu rozpad艂a si臋 w drobny mak. Na morzu pozosta艂o tylko troch臋 艣mieci i tuman kurzu. Ogromny statek par艂 naprz贸d jak s艂o艅, kt贸ry nawet nie poczu艂 uk膮szenia komara.
Dover wsta艂 z pok艂adu. Nie zauwa偶y艂, 偶e na prawym bucie ma krew z rozci臋tej od艂amkiem kostki. Patrzy艂 na p艂yn膮cy dalej zbiornikowiec. Dzi贸b by艂 ju偶 prawie pod mostem.
- Dobry Bo偶e - wymamrota艂 admira艂. - Nie pozw贸l nam go przepu艣ci膰. Miej nas w opiece, je艣li wp艂ynie za most.
Ledwo sko艅czy艂 kr贸tk膮 modlitw臋, za ruf膮 ,,Mongol Invadera鈥 nast膮pi艂 podwodny wybuch. Dover nie wierzy艂 w艂asnym oczom: statek zacz膮艂 stopniowo skr臋ca膰 w lewo i oddala膰 si臋 od mostu. Najpierw bardzo wolno, potem coraz szybciej.
- Ten zbiornikowiec wygl膮da jak osiem ci臋偶arnych kobiet le偶膮cych rz臋dem na plecach - powiedzia艂 zza konsoli Jimmy Flett, kiedy podchodzili do statku.
Giordino popatrzy艂 na p艂ywaj膮ce dooko艂a szcz膮tki roztr膮cane przez p臋dz膮ce 艂odzie.
- W ci膮gu dwudziestu minut rozpieprzy艂 helikopter, dwa kutry i dwa F-16 - mrukn膮艂 ponuro. - Jest raczej niebezpieczny, a nie pokraczny.
Pitt obserwowa艂 wielki statek przez lornetk臋.
- Teraz ju偶 go nie zatrzymaj膮 - powiedzia艂. - Ma otwart膮 drog臋 do Manhattanu.
- Do mostu zosta艂o mu jeszcze oko艂o kilometra - oceni艂 Flett. - Akurat tyle, 偶eby艣my zd膮偶yli si臋 zanurzy膰 i dobra膰 mu si臋 do 艣rub i ster贸w.
- B臋dziemy mieli tylko jedno podej艣cie - uprzedzi艂 Giordino. - Je艣li si臋 nie uda, zabraknie nam czasu na powt贸rk臋. Zbiornikowiec ma za du偶膮 szybko艣膰. Zanim zawr贸cimy, wynurzymy si臋, wyprzedzimy go i zn贸w si臋 zanurzymy, b臋dzie za mostem.
Pitt spojrza艂 na niego i u艣miechn膮艂 si臋.
- Wi臋c musi si臋 uda膰 za pierwszym razem.
鈥Coral Wanderer鈥 艣lizga艂 si臋 po falach jak 鈥瀔aczka鈥 puszczona g艂adkim, p艂askim kamieniem. Pitt skierowa艂 lornetk臋 na p艂on膮ce kutry Stra偶y Przybrze偶nej. 鈥濿illiam Shea鈥 wl贸k艂 si臋 w stron臋 Brooklynu, 鈥濼imothy Firme鈥 mia艂 przechy艂 na ruf臋. Za艂ogi 艂odzi ratowniczych Stra偶y Przybrze偶nej pomaga艂y w dora藕nych naprawach. Statki po偶arnicze gasi艂y strumieniami wody ogniska po偶ar贸w. Nied藕wied藕 rozprawi艂 si臋 z psami my艣liwskimi, pomy艣la艂 Pitt. Szczerze 偶a艂owa艂, 偶e nie m贸g艂 zjawi膰 si臋 wcze艣niej, 偶eby temu zapobiec.
Zbagatelizowa艂 ostrze偶enie Giordina, ale w g艂臋bi duszy obawia艂 si臋, 偶e przegraj膮. By艂 zdecydowany zatrzyma膰 鈥濵ongol Invadera鈥 nawet za cen臋 偶ycia Giordina, Fletta i w艂asnego.
Nie mia艂 odwrotu. By艂o ju偶 za p贸藕no, 偶eby si臋 wycofa膰. Wahanie i niepewno艣膰 zosta艂y daleko za ruf膮. Wiedzia艂, 偶e na pok艂adzie jest Ono Kanai. Musieli wyr贸wna膰 rachunki. Pitt czu艂 narastaj膮c膮 w艣ciek艂o艣膰.
Przyjrza艂 si臋 roztrzaskanej pociskami i zdemolowanej ster贸wce zbiornikowca, ale nikogo tam nie zobaczy艂. Kad艂ub poni偶ej komina przypomina艂 durszlak, ale dziury by艂y ma艂e i uszkodzenia nie wygl膮da艂y gro藕nie.
Min臋艂a wieczno艣膰, zanim 鈥濩oral Wanderer鈥 zmniejszy艂 odleg艂o艣膰 do dziobu 鈥濱nvadera鈥. Dwie艣cie metr贸w od sterburty statku Flett zamkn膮艂 przepustnice i w艂膮czy艂 pompy zbiornik贸w balastowych. 艁贸d藕 podwodna zanurzy艂a si臋 szybko, zupe艂nie, jakby w艂o偶y艂a j膮 pod powierzchni臋 gigantyczna r臋ka. Flett da艂 pe艂n膮 moc i rozp臋dzi艂 鈥濿anderera鈥 bardziej, ni偶 dopuszczali konstruktorzy. Odt膮d nie by艂o ju偶 miejsca na b艂膮d.
Giordino zosta艂 na mostku obok Fletta. Pitt zszed艂 na d贸艂 do kabiny. Na dziobie znajdowa艂 si臋 wielki iluminator widokowy. Usiad艂 wygodnie na zamszowej sofie i podni贸s艂 s艂uchawk臋 telefonu.
- S艂yszycie mnie? - zapyta艂.
- Przez g艂o艣nik - powiedzia艂 Giordino.
Flett odczyta艂 namiary.
- Odleg艂o艣膰 sto pi臋膰dziesi膮t metr贸w i maleje.
- Widoczno艣膰 oko艂o dwunastu - zameldowa艂 Pitt. - Nie spuszczajcie oka z radaru.
- Mamy na komputerze obraz statku - odpar艂 Giordino. - B臋d臋 ci m贸wi艂, do kt贸rej sekcji kad艂uba podchodzimy.
Min臋艂y trzy d艂ugie minuty. Flett poda艂 kolejn膮 odleg艂o艣膰.
- Pi臋膰dziesi膮t metr贸w. W g贸rze wida膰 ju偶 cie艅 statku.
Pitt us艂ysza艂 silniki i poczu艂 przep艂yw wody pod kilem. Wpatrzy艂 si臋 w zielony mrok. Ledwo widzia艂 bia艂膮 pian臋 omywaj膮c膮 kad艂ub. I nagle zobaczy艂 stalowe p艂yty poszycia. Wy艂oni艂y si臋 dziesi臋膰 metr贸w przed nim i trzy nad nim.
- Mamy go! - krzykn膮艂.
Flett da艂 ca艂膮 wstecz i wyhamowa艂 艂贸d藕, 偶eby nie uderzy膰 w 鈥濱nvadera鈥.
- Opu艣膰 nas jeszcze trzy metry, Jimmy.
- Robi si臋. - Flett zszed艂 艂odzi膮 pod sterburt臋 statku.
Pitt obserwowa艂 z kabiny, jak ogromny kad艂ub przewala si臋 nad 鈥濿andererem鈥. Widok by艂 niesamowity. Wielki, mechaniczny potw贸r bez m贸zgu. Odg艂os 艣rub pulsowa艂 najpierw w oddali, ale szybko zamieni艂 si臋 w ha艂as m艂ockarni. Pitt dostrzeg艂 nagle du偶y p臋katy kszta艂t wystaj膮cy z dna kad艂uba blisko kila, ale obiekt zaraz znikn膮艂 z pola widzenia.
Pitt by艂 teraz oczami Fletta. Tylko on m贸g艂 go ostrzec, 偶e zbli偶aj膮 si臋 olbrzymie 艣ruby statku. Ruch zbiornikowca m膮ci艂 wod臋 i pogarsza艂 widoczno艣膰. Pitt po艂o偶y艂 si臋 na dywanie z twarz膮 tu偶 przy przedniej szybie. Stara艂 si臋 przenikn膮膰 wzrokiem pian臋 i zielon膮 to艅, 偶eby zobaczy膰 magnetyczny 艂adunek wybuchowy na ko艅cu bomu dziobowego. Ale widzia艂 tylko wod臋.
- Gotowy, Jimmy?
- Powiedz kiedy - odpar艂 mocny g艂os.
- Powiniene艣 zobaczy膰 praw膮 艣rub臋 trzy sekundy po mnie.
Zapad艂a cisza. Groza narasta艂a. Pitt mia艂 nerwy napi臋te jak struny. Trzyma艂 telefon tu偶 przy ustach i zaciska艂 na nim palce, a偶 zbiela艂y mu kostki. Nagle zielona zas艂ona rozdzieli艂a si臋 w bia艂ej eksplozji p臋cherzy powietrza.
- Teraz! - krzykn膮艂 Pitt.
Flett zareagowa艂 z szybko艣ci膮 b艂yskawicy. Pchn膮艂 przepustnice do przodu i kiedy poczu艂 szarpni臋cie od dziobu, natychmiast da艂 pe艂n膮 wstecz. Modli艂 si臋 o dobr膮 koordynacj臋.
Pitt m贸g艂 si臋 tylko przygl膮da膰. By艂 bezbronny i ods艂oni臋ty. Magnetyczny 艂adunek wybuchowy przylgn膮艂 do p艂yt kad艂uba u艂amek sekundy wcze艣niej, ni偶 Flett poci膮gn膮艂 przepustnice do ty艂u. Masywna 艣ruba rozbija艂a wod臋 na pian臋 niczym wiatrak, kt贸ry wymkn膮艂 si臋 spod kontroli.
Giordino i Flett patrzyli w skupieniu z mostka, jak pot臋偶ne wiruj膮ce 艂opaty wal膮 prosto na nich. Przez moment byli pewni, 偶e nie zd膮偶膮 uciec i 艣ruba o 艣rednicy pi臋tnastu metr贸w posieka luksusow膮 艂贸d藕 i ich cia艂a na kawa艂ki. Ale w ostatniej chwili diesle 鈥濿anderera鈥 rykn臋艂y i jego w艂asne 艣ruby zawirowa艂y gwa艂townie. Skoczy艂 do ty艂u, ogromne 艂opaty przesz艂y p贸艂 metra od oszklonego dziobu. Podwodny jacht zako艂ysa艂 si臋 jak drzewo w podmuchach tornada.
Pitt le偶a艂 na dywanie i trzyma艂 si臋 por臋czy spiralnych schodk贸w. Zobaczy艂 tylko kipiel i us艂ysza艂 og艂uszaj膮cy ha艂as wiruj膮cych 艂opat. Trzydzie艣ci sekund p贸藕niej jacht wyr贸wna艂 pozycj臋 i woda w kilwaterze 鈥濱nvadera鈥 uspokoi艂a si臋. Ha艂as 艣rub zacz膮艂 cichn膮膰.
Pitt wsta艂.
- Teraz albo nigdy, Al.
- My艣lisz, 偶e ju偶 jeste艣my w bezpiecznej odleg艂o艣ci?
- Je艣li ta 艂贸d藕 wytrzymuje ci艣nienie wody na g艂臋boko艣ci trzystu metr贸w, detonacja w odleg艂o艣ci stu metr贸w nic jej nie zrobi.
Giordino wzi膮艂 w obie r臋ce czarne pude艂eczko i nacisn膮艂 d藕wigienk臋. Rozleg艂 si臋 g艂o艣ny huk spot臋gowany przez wod臋. Do 鈥濿anderera鈥 dotar艂a fala uderzeniowa o sile sze艣ciometrowej fali morskiej. Potem rozesz艂a si臋 i woda zn贸w si臋 uspokoi艂a.
W otworze u szczytu schodk贸w pojawi艂a si臋 g艂owa Pitta.
- Wynurz si臋, Jimmy. Zobaczymy, jak nam posz艂o.
Pitt spojrza艂 na Giordin臋.
- Kiedy znajdziemy si臋 na powierzchni, zamocuj nast臋pny 艂adunek.
Admira艂 Dover nie mia艂 poj臋cia, co mog艂o spowodowa膰 przyt艂umion膮 podwodn膮 eksplozj臋, ale odetchn膮艂 z pewn膮 ulg膮. 鈥濵ongol Invader鈥 schodzi艂 z farwateru i zawraca艂 szerokim 艂ukiem tam, sk膮d przyp艂yn膮艂. Dover nie m贸g艂 wiedzie膰, 偶e to zas艂uga Pitta i Giordina. Wszyscy na 鈥濿illiamie Shea鈥, kt贸rzy nie zostali ranni, byli zbyt zaj臋ci, 偶eby zauwa偶y膰 niezwyk艂y stateczek przed zanurzeniem i przyczepieniem 艂adunku wybuchowego tu偶 przed praw膮 艣rub膮 zbiornikowca. Eksplozja zrobi艂a w kad艂ubie ponad dwumetrow膮 dziur臋 poni偶ej obudowy wa艂u nap臋dowego i rozerwa艂a go. Ster, kt贸ry wcze艣niej uszkodzi艂 samob贸jca ze Stra偶y Przybrze偶nej, zablokowa艂 si臋 pod k膮tem czterdziestu pi臋ciu stopni w lewo.
艢ruba opad艂a sko艣nie w d贸艂 i ledwie si臋 trzyma艂a na czopie urwanego wa艂u. Wielki silnik turbinowy w g艂臋bi maszynowni potroi艂 nagle obroty i wymkn膮艂 si臋 spod kontroli, zanim g艂贸wny mechanik zd膮偶y艂 go wy艂膮czy膰.
Lewa 艣ruba nadal wirowa艂a z pe艂n膮 szybko艣ci膮 i dzi贸b statku powoli skr臋ca艂 w stron臋 Staten Island. Zbiornikowiec zawraca艂. M贸g艂 wyp艂yn膮膰 na pe艂ne morze albo zatacza膰 kr臋gi.
Najgorsze ju偶 si臋 nie zdarzy, pomy艣la艂 Dover. Ale czy szaleniec na zbiornikowcu zrezygnuje? Musi wiedzie膰, 偶e nawet w tym miejscu eksplozja gazu spowodowa艂aby nieobliczalne straty w ludziach i zniszczenia.
Po przegranej bitwie Dover przygotowa艂 si臋 na pe艂n膮 katastrof臋. Ale po nag艂ym cudzie modli艂 si臋, 偶eby da艂o si臋 jej ca艂kowicie unikn膮膰.
Nie tylko admira艂 Dover by艂 zaskoczony, 偶e wielki statek zawraca. Ono Kanai zg艂upia艂. Poczu艂 i us艂ysza艂 wybuch g艂臋boko pod ruf膮, ale nie przej膮艂 si臋 nim. Nie wierzy艂, 偶eby jakikolwiek okr臋t czy samolot w promieniu trzydziestu kilometr贸w odwa偶y艂 si臋 zaatakowa膰. Kiedy dzi贸b zacz膮艂 skr臋ca膰, wrzasn膮艂 na d贸艂 do maszynowni.
- Wraca膰 na kurs! Nie widzicie, 偶e zataczamy ko艂o?!
- Stracili艣my praw膮 艣rub臋. Urwa艂a j膮 eksplozja - odpar艂 g艂贸wny mechanik. - Zanim zd膮偶y艂em wy艂膮czy膰 lewy silnik, 艣ruba zacz臋艂a obraca膰 statek.
- Wyr贸wnajcie sterami! - krzykn膮艂 Kanai.
- Nie da rady. Co艣 wcze艣niej uderzy艂o w lewy ster i zablokowa艂o go. Mo偶e jaki艣 wrak.
Kanai po raz pierwszy straci艂 panowanie nad sob膮.
- Co ty chrzanisz, do cholery?!
- Albo b臋dziemy p艂ywa膰 w k贸艂ko - pad艂a flegmatyczna odpowied藕 - albo damy 鈥瀋a艂a stop鈥 i b臋dziemy dryfowa膰. Prawd臋 m贸wi膮c, nie mamy wyj艣cia.
To by艂 koniec, ale Kanai nie chcia艂 s艂ysze膰 o pora偶ce.
- Jeste艣my za blisko, 偶eby to sobie odpu艣ci膰! Za mostem nikt nas nie zatrzyma!
- A ja ci m贸wi臋, 偶e im szybciej damy nog臋 z tej cysterny, tym lepiej. Mamy tylko jedn膮 艣rub臋 i ster zablokowany pod k膮tem czterdziestu pi臋ciu stopni w lewo.
Kanai zrozumia艂, 偶e k艂贸tnia z g艂贸wnym mechanikiem nie ma sensu. Spojrza艂 na wielki most. Mia艂 prawie nad g艂ow膮 wisz膮c膮 jezdni臋, od sukcesu dzieli艂o go kilkaset metr贸w, zanim tajemnicza eksplozja zawr贸ci艂a 鈥濵ongol Invadera鈥 z kursu. Zaszed艂 tak daleko i przegra艂. Nie do wiary, 偶e kto艣 wydar艂 mu zwyci臋stwo u celu.
Rozejrza艂 si臋 i zobaczy艂 prywatny jacht p艂yn膮cy za zbiornikowcem. Dziwnie wygl膮da, pomy艣la艂. Ju偶 mia艂 si臋 odwr贸ci膰, gdy jacht znikn膮艂 pod wod膮. Kanai nagle zrozumia艂 i wpad艂 we w艣ciek艂o艣膰.
- Dobra, Jimmy - powiedzia艂 Pitt do szypra podwodnego jachtu. - Zawr贸cili艣my go. Teraz trzeba po艂o偶y膰 na dnie te wielkie kule z gazem.
- Mam nadziej臋, 偶e tamte palanty nie odpal膮 艂adunk贸w wybuchowych - powiedzia艂 Flett. Poruszy艂 d藕wigniami, wypoziomowa艂 鈥濩oral Wanderera鈥 na dziewi臋ciu metrach i zrobi艂 drugie podej艣cie do zbiornikowca. Na rumianej twarzy starego marynarza nie by艂o wida膰 obawy. Wygl膮da艂o wr臋cz na to, 偶e dawno si臋 tak dobrze nie bawi艂.
艁贸d藕 sun臋艂a pod wod膮 jak ryba. Flett odpr臋偶y艂 si臋 troch臋 po pierwszej udanej akcji. Mo偶e nie uszkodz膮 jego drogocennego jachtu? Wpatrzy艂 si臋 w radar i GPS, 偶eby utrzyma膰 kurs na zbiornikowiec.
- Gdzie chcesz do niego podej艣膰? - zapyta艂 Pitta.
- Poni偶ej maszynowni, z lewej strony rufy. Trzeba uwa偶a膰, 偶eby nie przyczepi膰 艂adunku do kad艂uba pod kt贸rym艣 ze zbiornik贸w. Je艣li zrobimy du偶e bum za blisko gazu, statek wyleci w powietrze. I wszystko w promieniu trzech kilometr贸w te偶.
- A trzeci i ostatni 艂adunek?
Te偶 damy pod ruf膮, tylko z prawej strony. Je艣li zrobimy w tyle kad艂uba dwie du偶e dziury, statek szybko zatonie, bo nie b臋dzie mia艂 du偶ej wyporno艣ci.
- Tym razem to pryszcz - zauwa偶y艂 dziwnie zadowolony Giordino. - Nie musimy si臋 ju偶 przejmowa膰 艣rubami.
- Nie chwal dnia przed zachodem s艂o艅ca - odpar艂 Pitt, jak zwykle przy takich okazjach. - Jeszcze si臋 nie sko艅czy艂.
- John Milton Hay napisa艂: 鈥濶ajwi臋kszym szcz臋艣ciarzem jest ten, kto wie kiedy wsta膰 i i艣膰 do domu鈥 - zacytowa艂 Jimmy Flett, gdy rakieta wystrzelona ze zbiornikowca min臋艂a o w艂os zanurzaj膮c膮 si臋 ster贸wk臋 i eksplodowa艂a w wodzie sto metr贸w za ruf膮. - Mo偶e powinni艣my skorzysta膰 z tej m膮dro艣ci.
- No dobra, namierzyli nas - przyzna艂 Pitt.
- Musieli si臋 naprawd臋 wkurzy膰, kiedy si臋 skapowali, 偶e ta dziura to nasza robota - za艣mia艂 si臋 Giordino.
- Wygl膮da na to, 偶e ich za艂atwili艣my.
- Nie widzia艂em, 偶eby spuszczali szalupy - powiedzia艂 Giordino, gdy woda si臋gn臋艂a powy偶ej szyby.
Kiedy tylko morze zamkn臋艂o si臋 nad dachem kabiny i 鈥濩oral Wanderer鈥 znikn膮艂 z oczu ludziom na zbiornikowcu, Flett znurkowa艂 na pe艂nej szybko艣ci i skr臋ci艂 ostro na sterburt臋. W sam膮 por臋. Wybuch zako艂ysa艂 艂odzi膮, gdy nast臋pna rakieta eksplodowa艂a tam, gdzie byli przed chwil膮.
Flett wyprostowa艂 jacht i wzi膮艂 kurs na lew膮 burt臋 鈥濱nvadera鈥. Wybuch艂a jeszcze jedna rakieta, ale daleko. 呕mije straci艂y szans臋 zniszczenia wroga, ma艂y 艣lad, kt贸ry za sob膮 zostawia艂, rozp艂ywa艂 si臋, zanim dotar艂 na powierzchni臋.
Pitt wr贸ci艂 do kabiny i zn贸w zaj膮艂 pozycj臋 przy iluminatorze. Wielki statek sta艂 i ostatnie podej艣cie do niego wydawa艂o si臋 du偶o mniej skomplikowane i ryzykowne ni偶 pierwsze. 呕mije na pewno przygotowuj膮 si臋 do ewakuacji, pomy艣la艂 Pitt. Ale czym? Nie spuszczaj膮 szalup. Wp艂aw te偶 nie pop艂yn膮. Nagle co艣 sobie przypomnia艂.
Nie mia艂 jednak czasu na rozwa偶anie tych mo偶liwo艣ci. Musia艂 si臋 skoncentrowa膰, 偶eby zn贸w ostrzec Fletta... i nagle zobaczy艂 przed sob膮 ogromny kad艂ub. Teraz by艂o 艂atwiej. Flett nie da艂 ca艂ej naprz贸d, jak przedtem. Tym razem podchodzili do nieruchomego statku, bez konieczno艣ci unik贸w przed wielkimi 艣rubami.
Min臋艂a minuta, potem druga. Wreszcie kad艂ub wype艂ni艂 ca艂y iluminator.
- Jeste艣my, Jimmy.
Flett z wpraw膮 zmniejszy艂 obroty silnik贸w i skr臋ci艂 r贸wnolegle do kad艂uba. Po mistrzowsku podprowadzi艂 艂贸d藕 dwa metry od statku i zwi臋kszy艂 szybko艣膰. Pop艂yn臋li wzd艂u偶 zbiornikowca w kierunku rufy i maszynowni.
W ster贸wce Giordino wpatrywa艂 si臋 uwa偶nie w ekran komputerowego systemu podwodnego radaru. Uni贸s艂 wolno r臋k臋, a potem szybko j膮 opu艣ci艂.
- Dziesi臋膰 metr贸w.
Flett pos艂usznie skr臋ci艂 na wirnikach wstecznych i wycelowa艂 dzi贸b i 艂adunek wybuchowy na ko艅cu bomu w czu艂e miejsce kad艂uba 鈥濱nvadera鈥 na wprost maszynowni.
Magnetyczny pojemnik przywar艂 do stalowych p艂yt i jacht szybko si臋 wycofa艂. Kiedy byli w bezpiecznej odleg艂o艣ci, Giordino u艣miechn膮艂 si臋.
- Jeszcze raz, z czuciem.
I pchn膮艂 w艂膮cznik detonatora. Zn贸w g艂uchy grzmot, fala uderzeniowa i ko艂ysanie.
- To by艂 艣miertelny cios - powiedzia艂 Flett. - Te wasze nowoczesne materia艂y wybuchowe zrobi膮 wi臋ksz膮 dziur臋 ni偶 torpeda.
Pitt wszed艂 z do艂u na mostek.
- Twoja 艂贸d藕 ma komor臋 ewakuacyjn膮, Jimmy?
Flett przytakn膮艂.
- Oczywi艣cie. Jak wszystkie pasa偶erskie statki podwodne. Mi臋dzynarodowe prawo morskie tego wymaga.
- A masz sprz臋t do nurkowania?
- Mam. Cztery komplety dla pasa偶er贸w, kt贸rzy b臋d膮 czarterowa膰 艂贸d藕.
Pitt spojrza艂 na Giordina.
- Masz ochot臋 si臋 pomoczy膰?
- W艂a艣nie mia艂em to zaproponowa膰 - powiedzia艂 Al. - Lepiej uzbroi膰 bom pod wod膮, ni偶 ryzykowa膰 trafienie rakiet膮.
Nie tracili czasu na wk艂adanie skafandr贸w. Liczy艂a si臋 ka偶da minuta. Morze by艂o zimne, ale mieli nadziej臋, 偶e wytrzymaj膮 przez chwil臋 w samych szortach. Wyszli przez dwuosobow膮 komor臋 powietrzn膮, przymocowali do bomu 艂adunek wybuchowy i po nieca艂ych siedmiu minutach, zesztywniali z zimna wr贸cili na pok艂ad. Woda mia艂a temperatur臋 osiemnastu stopni Celsjusza.
Po zamkni臋ciu w艂azu Flett rzuci艂 鈥濿anderera鈥 do ostatniego ataku. Zanim Pitt i Giordino weszli na g贸r臋, przyczepi艂 艂adunek do kad艂uba zbiornikowca i cofn膮艂 艂贸d藕.
Pitt po艂o偶y艂 mu r臋k臋 na ramieniu.
- Dobra robota, Jimmy.
Flett u艣miechn膮艂 si臋.
- Jestem szybki facet.
Giordino wytar艂 si臋 r臋cznikiem i usiad艂 w fotelu w samych szortach. Wzi膮艂 detonator, zanim w艂o偶y艂 ubranie. Na komend臋 Fletta przesun膮艂 d藕wigienk臋, odpali艂 艂adunek i zrobi艂 w rufie zbiornikowca nast臋pn膮 wielk膮 dziur臋.
- Ryzykujemy wynurzenie, 偶eby zobaczy膰 nasze dzie艂o? - zapyta艂 Flett.
Pitt pokr臋ci艂 g艂ow膮.
- Jeszcze nie. Najpierw musz臋 co艣 sprawdzi膰.
Pok艂ad przechyli艂 si臋, kiedy drugi wybuch rozerwa艂 kad艂ub zbiornikowca. Kanai mia艂 wra偶enie, 偶e eksplozja nast膮pi艂a dok艂adnie pod jego nogami. Rufa zadr偶a艂a. Ludzie na brzegu, w 艂odziach i na mo艣cie zobaczyli, 偶e dzi贸b statku unosi si臋 z wody.
Kanai 艂udzi艂 si臋, 偶e po pierwszym wybuchu uda im si臋 jako艣 wr贸ci膰 na kurs, ale druga eksplozja przes膮dzi艂a o losie statku. Szed艂 na dno zatoki. Kanai siedzia艂 na mostku i wyciera艂 zranione czo艂o. Krew sp艂ywa艂a mu do oczu. Kawa艂ek wybitej szyby przeci膮艂 sk贸r臋 do ko艣ci.
Silnik zamilk艂 kilka minut przedtem. Kanai zastanawia艂 si臋, czy g艂贸wny mechanik i za艂oga zd膮偶yli uciec z maszynowni, zanim przez dwie wyrwy wdar艂y si臋 tysi膮ce litr贸w wody. Rozejrza艂 si臋 dooko艂a. Ster贸wka wygl膮da艂a, jakby zdemolowa艂 j膮 rozszala艂y t艂um. Wsta艂 z r臋cznikiem przy twarzy i podszed艂 do szafki. Otworzy艂 j膮 i popatrzy艂 na panel z w艂膮cznikami. M膮ci艂o mu si臋 w g艂owie. Ustawi艂 zegar detonatora na dwadzie艣cia minut. Nie wzi膮艂 pod uwag臋, 偶e statek mo偶e zaton膮膰, zanim wybuchn膮 艂adunki pod ogromnymi zbiornikami z propanem. Przesun膮艂 d藕wigni臋 detonatora w po艂o偶enie 鈥瀢艂膮czone鈥.
Po zewn臋trznych schodkach wszed艂 Harmon Kerry. Nawet nie zauwa偶y艂, 偶e krwawi z kilku ran. Mia艂 szkliste oczy i dysza艂 jak po du偶ym wysi艂ku. Opar艂 si臋 o pulpit nawigacyjny, 偶eby z艂apa膰 oddech.
- Nie wjecha艂e艣 wind膮? - zdziwi艂 si臋 Kanai, jakby nie widzia艂, co si臋 dzieje dooko艂a.
- Nie dzia艂a艂a... - wysapa艂 Kerry - By艂a uszkodzona... Musia艂em si臋 wdrapa膰 na dziesi臋膰 kondygnacji schod贸w. Lina wyskoczy艂a z uchwytu. Ale ju偶 naprawi艂em. Chyba mo偶emy zjecha膰 na dolny pok艂ad, byle powoli.
- Trzeba by艂o i艣膰 prosto do 艂odzi podwodnej.
- Nie zejd臋 ze statku bez ciebie.
- Dzi臋ki za lojalno艣膰.
- Uzbroi艂e艣 艂adunki?
- Nastawi艂em na dwadzie艣cia minut.
- B臋dziemy mieli fart, je艣li zd膮偶ymy odp艂yn膮膰 na bezpieczn膮 odleg艂o艣膰. Lepiej chod藕my - odpar艂 Kerry i przyjrza艂 si臋 swojemu szefowi. Kanai mia艂 min臋, jakby szuler or偶n膮艂 go w pokera.
Statek przechyli艂 si臋 nagle na ruf臋.
- Ludzie s膮 bezpieczni? - zapyta艂 Kanai.
- O ile wiem, wszyscy ju偶 zeszli ze stanowisk do 艂odzi podwodnej.
- Wi臋c nic tu po nas.
Kanai po raz ostatni spojrza艂 na cia艂a. Jeden ranny jeszcze oddycha艂, ale Kanai potraktowa艂 go jak trupa. Przeszed艂 nad nim i wsiad艂 do windy. Odwr贸ci艂 si臋 i zerkn膮艂 na panel z w艂膮cznikami. Czerwone cyfry na wy艣wietlaczu zegara odmierza艂y czas do eksplozji. Nie wszystko stracone, pomy艣la艂. Lepiej zabi膰 mniej ludzi ni偶 wcale.
Drzwi si臋 zasun臋艂y i Kerry z nadziej膮 wcisn膮艂 guzik. Winda ruszy艂a. Szarpa艂a si臋 i trz臋s艂a, ale powoli jecha艂a w d贸艂. Zatrzyma艂a si臋 na pomo艣cie tu偶 nad kilem.
Z uszczelnionego otworu w kad艂ubie wystawa艂 otwarty w艂az ewakuacyjnej 艂odzi podwodnej. Musieli brn膮膰 do niego w wodzie po kolana i pochyla膰 si臋 do przodu, 偶eby zr贸wnowa偶y膰 ostry przechy艂 ton膮cej rufy.
Czeka艂 na nich g艂贸wny mechanik. By艂 spocony i ubrudzony olejem.
- Szybko, bo zaleje 艂贸d藕 - przynagli艂. - Statek idzie na dno.
Kanai zszed艂 ostatni do kabiny. Naprzeciwko siebie siedzia艂o sze艣ciu m臋偶czyzn, w tym trzech rannych. Tylu zosta艂o z ca艂ej dru偶yny 呕mij.
Kanai zanikn膮艂 klap臋 i wszed艂 z g艂贸wnym mechanikiem do kokpitu. Usiedli, mechanik w艂膮czy艂 akumulatory.
Nad g艂owami s艂yszeli skrzypienie 鈥濵ongol Invadera鈥. Dzi贸b statku unosi艂 si臋 coraz wy偶ej. Zbiornikowiec m贸g艂 lada chwila zaton膮膰 ruf膮 w d贸艂.
Tu偶 przed w艂膮czeniem silnik贸w przez wypuk艂膮 szyb臋 przedni膮 zobaczyli dziwny statek. Wy艂oni艂 si臋 z mrocznej g艂臋bi na wprost nich. Kanai pomy艣la艂 najpierw, 偶e to prywatny jacht zatopiony przypadkowo podczas niedawnej bitwy. Po chwili przypomnia艂 sobie, 偶e widzia艂 ten stateczek pod wod膮. Z dziobu wystawa艂 d艂ugi metalowy bom. Celowa艂 w wielki kad艂ub powy偶ej. Kanai za p贸藕no zrozumia艂 zamiary tajemniczego jachtu.
Bom uderzy艂 w mechanizm trzymaj膮cy ewakuacyjn膮 艂贸d藕 podwodn膮 pod dnem zbiornikowca i zablokowa艂 bolce zwalniaj膮ce. Twarz Kanai st臋偶a艂a jak gipsowa maska. Z艂apa艂 za d藕wigni臋 mechanizmu zwalniaj膮cego i zacz膮艂 go szarpa膰. Bez skutku. Bolce nie chcia艂y si臋 wysun膮膰 z otwor贸w i uwolni膰 艂odzi spod kad艂uba.
- Dlaczego nie opadamy? - krzykn膮艂 przera偶ony g艂贸wny mechanik. - Na lito艣膰 bosk膮, pospiesz si臋, cz艂owieku! Inaczej statek usi膮dzie na nas!
Kanai szarpa艂 d藕wigni膮 z ca艂ej si艂y i patrzy艂 na podwodny jacht, kt贸ry zastyg艂 w zielonej toni tu偶 za krzywizn膮 kad艂uba. Nagle ze zgroz膮 rozpozna艂 cz艂owieka za wielkim okr膮g艂ym iluminatorem. Woda powi臋ksza艂a obraz, dostrzeg艂 zielone oczy, czarne w艂osy i szata艅ski u艣miech.
- Pitt! - wysapa艂.
Pitt przygl膮da艂 si臋 Kanai z makabrycznym zaciekawieniem. Wtem z ton膮cego zbiornikowca doszed艂 g艂o艣ny 艂omot. Rufa uderzy艂a w dno pod k膮t ostrym i wzbi艂a wielk膮 chmur臋 mu艂u. Reszta kad艂uba zacz臋艂a powoli osiada i ewakuacyjna 艂贸d藕 podwodna znalaz艂a si臋 p贸艂 metra nad dnem.
Zgroza na twarzy Kanai zmieni艂a si臋 w 艣lep膮 furi臋. Pogrozi艂 Pittowi pi臋艣ci膮. Kolosalny ci臋偶ar ogromnego kad艂uba zacz膮艂 wgniata膰 艂贸d藕 w mu艂. Pitt musia艂 to zrobi膰, zanim b臋dzie za p贸藕no. Z u艣miechem pomacha艂 Kanai na po偶egnanie. Jimmy Flett cofn膮艂 鈥濩oral Wanderera鈥, 偶eby nie przygni贸t艂 go zbiornikowiec.
艁贸d藕 podwodna z niedobitkami 呕mij znikn臋艂a w wirze zm膮conej wody. Spocz臋艂a na zawsze pod wrakiem 鈥濵ongol Invadera鈥.
Kanai ogarn臋艂a wieczna ciemno艣膰. Nigdy si臋 nie dowiedzia艂, 偶e 艂adunki pod monstrualnymi zbiornikami z propanem nie wybuch艂y. Nie wiedzia艂, 偶e pocisk z dwudziestopi臋ciomilimetrowego dzia艂ka 鈥濼imothy Firme鈥檃鈥 przeci膮艂 g艂贸wny przew贸d elektryczny detonatora.
Heroiczna walka Stra偶y Przybrze偶nej nie posz艂a na marne.
12 sierpnia 2003, Amiens, Francja
Srebrzystozielony rolls-royce toczy艂 si臋 cicho i dostojnie ulicami francuskiego miasta Amiens nad rzek膮 Somm膮 na p贸艂noc od Pary偶a. Amiens istnia艂o na d艂ugo przed podbojem Rzymian. Przez wieki w mie艣cie i okolicy toczy艂y si臋 bitwy mi臋dzy Celtami i legionami rzymskimi. Amiens nie omin臋艂y wojny napoleo艅skie i 艣wiatowe ani okupacja niemiecka.
Rolls-royce min膮艂 wspania艂膮 katedr臋 roma艅sko-gotyck膮 z fasad膮 ozdobion膮 rozetowym oknem, galeryjkami, trzema portalami i dwiema wie偶ami, zbudowanymi w latach 1220-1270. Jecha艂 dalej wzd艂u偶 Sommy, mijaj膮c rolnik贸w sprzedaj膮cych prosto z 艂odzi warzywa i owoce.
St. Julien Perlmutter nie podr贸偶owa艂 z cuchn膮cym mot艂ochem, jak nazywa艂 zwyk艂ych ludzi. Nie cierpia艂 lotnisk i samolot贸w. Wola艂 statki. Zawsze zabiera艂 ze sob膮 swojego pi臋knego rolls-royce鈥檃 silver dawn model 1955 i kierowc臋 Hugona Mulhollanda.
Samoch贸d wyjecha艂 ze starej cz臋艣ci Amiens i skr臋ci艂 w w膮sk膮 drog臋. Po dw贸ch kilometrach zatrzyma艂 si臋 przed 偶elazn膮 bram膮 w wysokim murze poro艣ni臋tym dzikim winem. Mulholland wcisn膮艂 guzik domofonu i odezwa艂 si臋 do g艂o艣nika. Nikt nie odpowiedzia艂, ale brama zacz臋艂a si臋 wolno otwiera膰. Hugo wjecha艂 na kolisty 偶wirowy podjazd przed wiejsk膮 rezydencj膮.
Wysiad艂 zza kierownicy i przytrzyma艂 otwarte drzwi. Perlmutter wygramoli艂 si臋 z tylnego siedzenia, wszed艂 o lasce na stopnie domu i poci膮gn膮艂 艂a艅cuch dzwonka. Po chwili drzwi z witra偶ami otworzy艂y si臋. W progu stan膮艂 wysoki, szczup艂y m臋偶czyzna o poci膮g艂ej twarzy. By艂 przystojny, mia艂 niebieskie oczy i siw膮 czupryn臋 zaczesan膮 do ty艂u. Sk艂oni艂 si臋 i wyci膮gn膮艂 r臋k臋.
- Witam, monsieur Perlmutter. Jestem Paul Hereoux.
Jego w膮ska d艂o艅 uton臋艂a w wielkiej 艂apie Perlmuttera.
- Witam, doktorze Hereoux. To dla mnie zaszczyt pozna膰 przewodnicz膮cego Towarzystwa Juliusza Verne鈥檃.
- Ca艂a przyjemno艣膰 po mojej stronie. Ciesz臋 si臋, 偶e mog臋 go艣ci膰 w domu pana Verne鈥檃 tak znakomitego historyka.
- A dom istotnie jest 艂adny.
Hereoux poprowadzi艂 Perlmuttera d艂ugim korytarzem. Weszli do wielkiej biblioteki z ponad dziesi臋cioma tysi膮cami ksi膮偶ek.
- Jest tu wszystko, co napisa艂 Juliusz Verne i co kiedykolwiek napisano o nim za jego 偶ycia. P贸藕niejsze prace o nim s膮 w drugim pokoju.
Perlmutter uda艂, 偶e jest pod wra偶eniem. Jego ksi臋gozbi贸r marynistyczny by艂 ponad trzy razy wi臋kszy. Podszed艂 do p贸艂ek z oprawionymi r臋kopisami, ale 偶adnego nie dotkn膮艂.
- Nieopublikowane dzie艂a?
- Jest pan bardzo domy艣lny. Tak, to manuskrypty, kt贸rych Verne nie doko艅czy艂, albo nie uwa偶a艂 za warte opublikowania - odrzek艂 Hereoux i wskaza艂 wygodn膮 sof臋 pod du偶ym oknem z widokiem na wspania艂y ogr贸d. - Prosz臋 usi膮艣膰. Napije si臋 pan kawy albo herbaty?
- Poprosz臋 o kaw臋.
Hereoux wyda艂 polecenie przez interkom i usiad艂 naprzeciwko Perlmuttera.
- Mog臋 m贸wi膰 panu po imieniu, St. Julien?
- Prosz臋 bardzo. Wprawdzie widzimy si臋 po raz pierwszy, ale znamy si臋 od lat.
- Powiedz, czym mog臋 ci s艂u偶y膰?
Perlmutter zakr臋ci艂 lask膮 przed rozstawionymi kolanami.
- Chcia艂bym si臋 dogrzeba膰 czego艣 o kapitanie Nemo i 鈥濶autilusie鈥.
- To najwspanialszy wytw贸r fantazji Verne鈥檃.
- A mo偶e nie tylko?
Hereoux przyjrza艂 si臋 Perlmutterowi.
- Obawiam si臋, 偶e nie rozumiem.
- M贸j przyjaciel podejrzewa, 偶e Verne tego nie wymy艣li艂. Wzi膮艂 to z 偶ycia.
Wyraz twarzy Hereoux nie zmieni艂 si臋, ale Perlmutter dostrzeg艂 lekkie mrugni臋cie niebieskich oczu.
- Niestety, nie mog臋 ci pom贸c.
- Nie mo偶esz, czy nie chcesz?
Perlmutter wiedzia艂, 偶e jego pytanie jest bezczelne, ale zada艂 je z pob艂a偶liwym u艣miechem.
Przez twarz Hereoux przemkn膮艂 cie艅 niezadowolenia.
- Nie ty pierwszy przychodzisz tu z tak膮 niedorzeczn膮 koncepcj膮.
- Niedorzeczn膮? By膰 mo偶e. Ale jak偶e intryguj膮c膮.
- Wi臋c co mog臋 dla ciebie zrobi膰, stary przyjacielu?
- Pozw贸l mi przejrze膰 te archiwa.
Hereoux odpr臋偶y艂 si臋, jakby dosta艂 sekwens w kartach.
- S膮 do twojej dyspozycji.
- Mam jeszcze jedn膮 pro艣b臋. M贸g艂bym wzi膮膰 do pomocy mojego kierowc臋? Nie mog臋 wspina膰 si臋 po drabinkach do ksi膮偶ek z g贸rnych p贸艂ek.
- Oczywi艣cie. Przypuszczam, 偶e mo偶na mu zaufa膰. Ale ty b臋dziesz odpowiedzialny za jakiekolwiek problemy.
Zgrabne okre艣lenie zniszczenia lub kradzie偶y ksi膮偶ki czy r臋kopisu, pomy艣la艂 Perlmutter.
- To jasne, Paul. Obiecuj臋, 偶e b臋dziemy bardzo uwa偶a膰.
- Wi臋c zostawiam ci臋 tutaj. Gdyby艣 mia艂 jakie艣 pytania, b臋d臋 w gabinecie na g贸rze.
- Jedno ju偶 mam.
- Tak?
- Kto posegregowa艂 ksi膮偶ki na p贸艂kach?
Hereoux u艣miechn膮艂 si臋.
- Verne. Wszystkie ksi膮偶ki, manuskrypty i akta s膮 dok艂adnie tam, gdzie je zostawi艂 w chwili 艣mierci. Oczywi艣cie z wielu korzystaj膮 badacze, ale uprzedzam ka偶dego, 偶e wszystko musi wr贸ci膰 na swoje miejsce.
- Szalenie interesuj膮ce - powiedzia艂 Perlmutter. - Wszystko na swoim miejscu od dziewi臋膰dziesi臋ciu o艣miu lat. To daje do my艣lenia.
Ledwo Hereoux zamkn膮艂 drzwi, Mulholland spojrza艂 znacz膮co na Perlmuttera.
- Zauwa偶y艂 pan, jak Hereoux zareagowa艂 na pa艅sk膮 sugesti臋, 偶e Nemo i 鈥濶autilus鈥 to nie fikcja?
- Tak, chyba wytr膮ci艂em go z r贸wnowagi. Mo偶e co艣 ukrywa, tylko co?
Kierowca Perlmuttera, Hugo Mulholland, by艂 艂ysym facetem o ponurej twarzy i smutnych oczach.
- Zdecyduje si臋 pan w ko艅cu, od czego chce pan zacz膮膰? - zapyta艂. - Od godziny siedzi pan bezczynnie i wpatruje si臋 w p贸艂ki z ksi膮偶kami.
- Cierpliwo艣ci, Hugo - odrzek艂 mi臋kko Perlmutter. - To, czego szukamy, nie le偶y na widoku. Inaczej inni badacze dawno by to znale藕li.
- Czyta艂em o Vernie, 偶e by艂 skomplikowanym go艣ciem.
- Nie skomplikowanym i niekoniecznie genialnym, ale mia艂 wyobra藕ni臋. By艂 ojcem powie艣ci science fiction. To jego wynalazek.
- A nie H.G. Wellsa?
- Verne napisa艂 Pi臋膰 tygodni w balonie trzydzie艣ci lat przed Wehiku艂em czasu Wellsa.
Perlmutter poprawi艂 si臋 na sofie i dalej patrzy艂 na p贸艂ki z ksi膮偶kami. Jak na sw贸j wiek, mia艂 doskona艂y wzrok. Okuli艣ci nie mogli wyj艣膰 z podziwu. Ze 艣rodka pokoju m贸g艂 odczyta膰 prawie ka偶dy tytu艂 na grzbiecie ksi膮偶ki. Chyba 偶e litery wyblak艂y albo by艂 napisane maczkiem. Nie zatrzymywa艂 si臋. d艂u偶ej na ksi膮偶kach i nieopublikowanych manuskryptach. Interesowa艂y go notatniki.
Mulholland pocz臋stowa艂 si臋 kaw膮, kt贸r膮 wcze艣niej przyni贸s艂 Hereoux.
- Wi臋c uwa偶a pan, 偶e Verne stworzy艂 20 000 mil podmorskiej 偶eglugi na podstawie prawdziwej historii?
- Verne kocha艂 morze i by艂 zapalonym 偶eglarzem. Dorasta艂 w mie艣cie portowym Nantes. Uciek艂 z domu i zaci膮gn膮艂 si臋 jako majtek na ma艂y 偶aglowiec, ale ojciec dogoni艂 go parowcem i sprowadzi艂 z powrotem. Jego brat Paul s艂u偶y艂 we francuskiej marynarce wojennej. Kiedy Verne by艂 ju偶 s艂awny, mia艂 kilka jacht贸w i op艂yn膮艂 ca艂膮 Europ臋. W m艂odo艣ci opisa艂 sw贸j rejs na najwi臋kszym liniowcu oceanicznym tamtych czas贸w, 鈥濭reat Eastern鈥. Podejrzewam, 偶e podczas tej podr贸偶y zasz艂o co艣, co zainspirowa艂o go do napisania 20 000 mil.
- Gdyby ten Nemo 偶y艂 naprawd臋 w latach sze艣膰dziesi膮tych dziewi臋tnastego wieku, sk膮d mia艂by tak膮 wiedz臋 techniczn膮, 偶eby zbudowa膰 okr臋t podwodny wyprzedzaj膮cy o sto lat swoj膮 epok臋?
- W艂a艣nie tego chc臋 si臋 dowiedzie膰. Doktor Elmore Egan sk膮d艣 zna艂 t臋 histori臋. Ale sk膮d, to dla mnie zagadka.
- Wiadomo, co si臋 sta艂o z Nemo? - zapyta艂 Mulholland.
- Sze艣膰 lat po opublikowaniu 20 000 mil podmorskiej 偶eglugi Verne napisa艂 Tajemnicz膮 wysp臋. To historia grupy rozbitk贸w, kt贸rzy osiedlaj膮 si臋 na bezludnej wyspie i s膮 n臋kani przez pirat贸w. Tajemniczy dobroczy艅ca dostarcza im 偶ywno艣膰 i zaopatrzenie. Zabija te偶 pirack膮 za艂og臋 atakuj膮c膮 osad臋. W ko艅cu rozbitkowie trafiaj膮 tunelem do zalanej groty pod wulkanem. Znajduj膮 鈥濶autilusa鈥 i umieraj膮cego Nemo. Kapitan ostrzega ich, 偶e lada chwila nast膮pi erupcja wulkanu. Uciekaj膮 w por臋, a wyspa rozpada si臋 i grzebie pod sob膮 Nemo i jego okr臋t.
- Dziwne, 偶e Verne zwleka艂 tak d艂ugo z napisaniem zako艅czenia tej historii.
Perlmutter wzruszy艂 ramionami.
- Kto wie, jak to by艂o? Mo偶e czeka艂 na wiadomo艣膰 o 艣mierci prawdziwego Nemo?
Hugo obr贸ci艂 si臋 i spojrza艂 na tysi膮ce ksi膮偶ek.
- Wi臋c gdzie szukamy klucza, czy raczej ig艂y w stogu siana?
- Ksi膮偶ki mo偶emy pomin膮膰. Wszystko, co zosta艂o opublikowane jest dost臋pne dla ka偶dego. R臋kopisy te偶 sobie darujemy. Bez w膮tpienia badacze tw贸rczo艣ci Verne鈥檃 ju偶 je prze艣wietlili na wylot. S膮 jeszcze notatniki. Ale z nich te偶 ju偶 wszystko wygrzebali.
- To co nam zostaje? - zapyta艂 Mulholland.
- Miejsca, gdzie nikt jeszcze nie szuka艂 - odrzek艂 w zamy艣leniu Perlmutter.
- To znaczy?
- Juliusz Verne nie trzyma艂 swoich sekret贸w w zwyk艂ych miejscach. Jak wi臋kszo艣膰 dobrych pisarzy, by艂 przewrotny i przebieg艂y. Gdzie schowa艂by艣 w bibliotece co艣, czego nikt nie powinien znale藕膰 nawet po stu latach, stary przyjacielu?
- Wygl膮da mi na to, 偶e z g贸ry wyeliminowa艂 pan ka偶dy zadrukowany czy zapisany r臋cznie skrawek papieru.
- Tak jest! - zagrzmia艂 Perlmutter. - Nie bior臋 pod uwag臋 偶adnej ksi膮偶ki ani p贸艂ki.
Mulholland przyjrza艂 si臋 uwa偶nie kamieniom w obudowie kominka.
- Tu by艂aby bezpieczniejsza skrytka.
- Nie doceniasz Verne鈥檃. Mia艂 niesamowit膮 wyobra藕ni臋. Skrytki w kominkach wyst臋puj膮 w wielu powie艣ciach.
- A jaka艣 cz臋艣膰 mebla albo obraz?
- Mebli i obraz贸w mo偶na si臋 pozby膰 albo zast膮pi膰 je innymi. Pomy艣l o czym艣 bardziej trwa艂ym.
Mulholland zastanowi艂 si臋. Nagle jego ponura twarz rozja艣ni艂a si臋 troch臋. Spojrza艂 w d贸艂.
- Pod艂oga!
- Zwi艅 dywany i rzu膰 na sof臋 - powiedzia艂 Perlmutter. - Przyjrzyj si臋 dok艂adnie klepkom. Sprawd藕, czy kt贸ra艣 jest ruchoma.
Mulholland blisko p贸艂 godziny chodzi艂 na czworakach. Nagle podni贸s艂 wzrok, u艣miechn膮艂 si臋 i wyj膮艂 z kieszeni dziesi臋ciocent贸wk臋. Wsun膮艂 j膮 mi臋dzy dwie klepki.
- Eureka! - krzykn膮艂 podekscytowany.
Perlmutter opu艣ci艂 wielkie cielsko na pod艂og臋, po艂o偶y艂 si臋 na boku i zajrza艂 do otworu. W 艣rodku le偶a艂a sk贸rzana sakiewka. Wzi膮艂 j膮 ostro偶nie w dwa palce i wyci膮gn膮艂. Potem wsta艂 przy wydatnej pomocy Mulhollanda i zn贸w opad艂 na sof臋.
Niemal z czci膮 rozwi膮za艂 aksamitn膮 wst膮偶eczk臋 i wyj膮艂 z sakiewki notes wielko艣ci poczt贸wki, ale grubo艣ci prawie o艣miu centymetr贸w. Zdmuchn膮艂 z ok艂adki kurz i przet艂umaczy艂 na g艂os francuski napis wyci艣ni臋ty na sk贸rzanej oprawie.
- 鈥濪zieje genialnego kapitana Amhersta鈥.
Zacz膮艂 powoli czyta膰 s艂owa zapisane starannym, trzymilimetrowym pismem. Zna艂 biegle sze艣膰 j臋zyk贸w, wi臋c nie mia艂 problemu ze zrozumieniem opowie艣ci Verne鈥檃 o genialnym wynalazcy brytyjskim, kapitanie Cameronie Amher艣cie.
Perlmutter patrzy艂 na litery, ale widzia艂 niezwyk艂ego cz艂owieka, kt贸rego histori臋 opisa艂 Verne. Po dw贸ch godzinach zamkn膮艂 notes i wyci膮gn膮艂 si臋 na sofie z tak膮 min膮, jakby ukochana kobieta w艂a艣nie przyj臋艂a jego o艣wiadczyny.
- Jaka艣 rewelacja? - zapyta艂 zaciekawiony Mulholland. - Co艣, o czym nikt jeszcze nie wie?
- Zauwa偶y艂e艣 wst膮偶eczk臋 na sakiewce?
Mulholland kiwn膮艂 g艂ow膮.
- Nie mo偶e mie膰 wi臋cej ni偶 dziesi臋膰, dwana艣cie lat. Gdyby zawi膮za艂 j膮 Verne, dawno nic by z niej nie zosta艂o.
- St膮d wniosek, 偶e doktor Hereoux dawno pozna艂 tajemnic臋 Verne鈥檃.
- Co to za tajemnica?
Perlmutter przez d艂u偶sz膮 chwil臋 patrzy艂 w przestrze艅. W ko艅cu odezwa艂 si臋 cichym, dalekim g艂osem:
- Pitt mia艂 racj臋.
Potem zamkn膮艂 oczy, westchn膮艂 g艂臋boko i zapad艂 w drzemk臋.
Po o艣miu godzinach przes艂uchiwania przez komisj臋 Kongresu Curtis Merlin Zale coraz cz臋艣ciej patrzy艂 na zegarek i wierci艂 si臋 nerwowo na krze艣le. Nie by艂 ju偶 pewnym siebie facetem, kt贸ry zasiad艂 wcze艣niej przed Loren Smith i jej kolegami. Nie u艣miecha艂 si臋 ob艂udnie, tylko zaciska艂 wargi.
Meldunek od Ono Kanai i ostatnie wiadomo艣ci o katastrofie w Nowym Jorku powinny dotrze膰 do sali godzin臋 temu.
Kongresman William August z Oklahomy wypytywa艂 teraz Zale鈥檃 o wzrost cen, wymuszany przez koncerny naftowe. Nagle do Curtisa podesz艂a z ty艂u Sandra Delage i po艂o偶y艂a przed nim kartk臋. Zale przeprosi艂 na chwil臋 Augusta i zacz膮艂 czyta膰. Po chwili wytrzeszczy艂 oczy i podni贸s艂 wzrok na Sandr臋. Zas艂oni艂 r臋k膮 mikrofon i zada艂 jej kilka szybkich pyta艅. Odpowiedzia艂a tak cicho, 偶e poza nim nikt jej nie us艂ysza艂. Potem odwr贸ci艂a si臋 i wysz艂a.
Zale nigdy si臋 nie za艂amywa艂, ale w tym momencie wygl膮da艂 jak Napoleon po Waterloo.
- Przepraszam - wymamrota艂 do Augusta. - M贸g艂by pan powt贸rzy膰 pytanie?
Loren by艂a wyko艅czona. Z p贸藕nego popo艂udnia zrobi艂 si臋 wczesny wiecz贸r. Ale nie zamierza艂a jeszcze zwolni膰 Zale鈥檃. Jej asystenci informowali j膮 na bie偶膮co o operacji zatrzymania 鈥濸acific Chimery鈥. Okaza艂o si臋, 偶e na statku nie znaleziono 艂adunk贸w wybuchowych. Dwie godziny p贸藕niej dowiedzia艂a si臋 o akcji przeciwko 鈥濵ongol Invaderowi鈥. Od czternastej nie mia艂a 偶adnej wiadomo艣ci od Pitta ani Sandeckera. Przez nast臋pne cztery godziny siedzia艂a jak na szpilkach.
Jej niepok贸j pot臋gowa艂a rosn膮ca nienawi艣膰 do Zale鈥檃. Odpowiada艂 g艂adko na pytania, nie waha艂 si臋 i nie zas艂ania艂 brakiem pami臋ci. Reporterzy obs艂uguj膮cy przes艂uchanie uwa偶ali, 偶e doskonale panuje nad sytuacj膮 i wyjdzie z sali jako zwyci臋zca.
Loren wiedzia艂a, 偶e Zale te偶 ma ju偶 dosy膰 i zmusza艂a si臋 do cierpliwo艣ci. Czai艂a si臋 jak lwica w zasadzce, 偶eby w odpowiednim momencie zmia偶d偶y膰 go informacjami od Sally Morse. Wyj臋艂a z nesesera przygotowan膮 zawczasu list臋 pyta艅 i oskar偶e艅 i czeka艂a, a偶 kongresman August sko艅czy swoj膮 cz臋艣膰 przes艂uchania.
Zauwa偶y艂a, 偶e widownia przygl膮da si臋 czemu艣 za jej plecami. Po sali zacz臋艂y kr膮偶y膰 szepty. Kto艣 dotkn膮艂 jej ramienia. Za ni膮 sta艂 Dirk Pitt w brudnych d偶insach i pogniecionej bluzie. Wygl膮da艂 na wyczerpanego jak po wspinaczce wysokog贸rskiej, ze zmierzwionymi w艂osami i trzydniowym zarostem. Ochroniarz trzyma艂 go za rami臋 i pr贸bowa艂 bez skutku wyci膮gn膮膰 z sali. Pitt przywl贸k艂 faceta za sob膮 jak uparty bernardyn.
- Dirk! - szepn臋艂a Loren. - Co tu robisz?
Nie patrzy艂 na ni膮, tylko na Zale鈥檃. U艣miecha艂 si臋. Nachyli艂 si臋 do jej mikrofonu.
- Zatrzymali艣my zbiornikowiec z gazem, kt贸ry mia艂 eksplodowa膰 w porcie nowojorskim. Le偶y teraz na dnie morza. Prosz臋 poinformowa膰 pana Zale鈥檃, 偶e jego 呕mije zaton臋艂y razem ze statkiem, wi臋c pani Sally Morse, szefowa Yukon Oil, mo偶e ju偶 bezpiecznie zeznawa膰 przed t膮 komisj膮.
Pitt niby przypadkiem musn膮艂 kasztanowe w艂osy Loren i wyszed艂 z sali.
A jej nagle spad艂 wielki ci臋偶ar z serca.
- Panie i panowie - powiedzia艂a - robi si臋 p贸藕no. Je艣li nie macie nic przeciwko temu, chcia艂abym prze艂o偶y膰 reszt臋 przes艂uchania na jutro na dziewi膮t膮 rano. Zamierzam wezwa膰 wa偶nego 艣wiadka, kt贸ry z艂o偶y zeznania ujawniaj膮ce przest臋pcz膮 dzia艂alno艣膰 pana Zale鈥檃...
- To do艣膰 mocne s艂owa - przerwa艂 jej kongresman Sturgis. - Jak dot膮d, nie mamy 偶adnych dowod贸w takiej dzia艂alno艣ci pana Zale鈥檃.
Loren spojrza艂a na niego z wy偶szo艣ci膮.
- B臋dziemy mie膰 jutro - odpar艂a. - Kiedy pani Morse poda nam nazwiska ludzi, kt贸rzy przyj臋li 艂ap贸wki od pana Zale鈥檃. Dowiemy si臋, ile pieni臋dzy wp艂yn臋艂o na ich konta zagraniczne i jak g艂臋boko si臋gn臋艂a korupcja w Waszyngtonie i reszcie kraju. Zapewniam, 偶e rz膮d i opinia publiczna prze偶yj膮 wstrz膮s. Takiego skandalu jeszcze nie by艂o.
- A co ta Sally Morse ma wsp贸lnego z panem Zale鈥檈m? - zapyta艂 Sturgis. Za p贸藕no zda艂 sobie spraw臋, 偶e wszed艂 na kruchy l贸d.
- Jest by艂ym cz艂onkiem tajnej rady nadzorczej Cerbera. Ma pisemny rejestr zebra艅, wyp艂at i przest臋pstw. Wiele nazwisk na li艣cie przekupionych os贸b powinien pan zna膰.
L贸d zarysowa艂 si臋 i p臋k艂; Sturgis wpad艂 w dziur臋. Zerwa艂 si臋 i wyszed艂 bez s艂owa. Loren zastuka艂a m艂otkiem i odroczy艂a posiedzenie do nast臋pnego dnia.
Galeria oszala艂a. Cz臋艣膰 reporter贸w otoczy艂a Zale鈥檃, inni pobiegli za Loren. Ale Pitt czuwa艂 przy drzwiach. Obj膮艂 j膮 wp贸艂 i przeprowadzi艂 przez t艂um dziennikarzy wykrzykuj膮cych pytania i blokuj膮cych im drog臋. Uda艂o mu si臋 skierowa膰 j膮 do schod贸w Kapitelu. Przy kraw臋偶niku czeka艂 samoch贸d agencji z otwartymi drzwiami. Obok sta艂 Giordino.
Curtis Merlin Zale siedzia艂 przy stole w艣r贸d b艂yskaj膮cych fleszy jak cz艂owiek zagubiony w otch艂ani koszmaru.
W ko艅cu wsta艂 chwiejnie i przedar艂 si臋 przez t艂um reporter贸w. Z pomoc膮 policji dotar艂 bezpiecznie do swojej limuzyny. Kierowca zawi贸z艂 go do centrali Cerber w waszyngto艅skiej rezydencji. Patrzy艂, jak Zale idzie przez hol niczym starzec i wsiada do windy.
Zale wszed艂 do luksusowego gabinetu. Nie mia艂 rodziny ani przyjaci贸艂. Ono Kanai - by膰 mo偶e jedyny cz艂owiek, na kt贸rego m贸g艂 liczy膰 - zgin膮艂. Zosta艂 sam we w艂asnym 艣wiecie.
Usiad艂 za biurkiem i popatrzy艂 przez okno na dziedziniec w dole. Czarno widzia艂 swoj膮 przysz艂o艣膰. Wiedzia艂, 偶e bez wzgl臋du na to, jak d艂ugo b臋dzie walczy艂 o wolno艣膰, sko艅czy w wi臋zieniu federalnym. Cz艂onkowie kartelu zwr贸c膮 si臋 przeciwko niemu, 偶eby ratowa膰 siebie. Nie pomog膮 mu najlepsi adwokaci w kraju. Przegraj膮 bitw臋, zanim si臋 zacznie. Same zeznania wsp贸lnik贸w wystarcz膮, 偶eby go skaza膰.
Jego maj膮tek poch艂onie lawina zas膮dzonych odszkodowa艅. Lojalna dru偶yna 呕mij nie istnieje. Le偶膮 g艂臋boko w mule na dnie zatoki nowojorskiej. Ju偶 nie wyeliminuj膮 niewygodnych 艣wiadk贸w.
Nie uda mu si臋 uciec, nie ukryje si臋 nigdzie. Cz艂owieka z jego pozycj膮 zbyt 艂atwo wytropi膰. Nawet na Saharze czy samotnej wysepce na oceanie.
Ci, kt贸rzy zgin臋li przez jego chciwo艣膰, powr贸cili teraz, 偶eby go straszy膰. Niejako duchy czy widma, lecz jako parada zwyczajnych ludzi na ekranie telewizyjnym. Przegra艂 wielk膮 gr臋 i nie widzia艂 wyj艣cia z sytuacji. Decyzja nie by艂a trudna.
Wsta艂, podszed艂 do barku i nala艂 sobie porcj臋 drogiej pi臋膰dziesi臋cioletniej whisky. Poci膮gn膮艂 艂yk, wr贸ci艂 ze szklank膮 za biurko i wyj膮艂 z bocznej szuflady antyczn膮 tabakierk臋. W 艣rodku by艂y dwie pigu艂ki. Trzyma艂 je z obawy przed skutkami ci臋偶kiego wypadku albo cierpieniami nieuleczalnej choroby. Dopi艂 szkock膮, wsun膮艂 pastylki pod j臋zyk i wyci膮gn膮艂 si臋 wygodnie w sk贸rzanym fotelu.
Znaleziono go martwego nazajutrz rano. Biurko by艂o wyczyszczone z papier贸w. Curtis Merlin Zale nie zostawi艂 listu wyra偶aj膮cego wstyd czy 偶al.
Giordino zatrzyma艂 samoch贸d przed budynkiem NUMA. Pitt wysiad艂 i nachyli艂 si臋 do Loren.
- Tylko patrze膰, jak reporterzy i kamery telewizyjne otocz膮 tw贸j dom w Alexandrii. Lepiej, 偶eby Al zawi贸z艂 ci臋 do hangaru, przynajmniej na dzi艣. Przenocujesz razem z innymi paniami. Przez ten czas tw贸j sztab za艂atwi ci ochron臋.
Wychyli艂a si臋 i poca艂owa艂a go lekko w usta.
- Dzi臋ki - szepn臋艂a.
U艣miechn膮艂 si臋 i pomacha艂 za odje偶d偶aj膮cym samochodem.
Poszed艂 prosto do gabinetu Sandeckera. Admira艂 i Rudi Gunn czekali na niego. Sandecker ju偶 odzyska艂 dobry humor. Z zadowoleniem pali艂 jedno ze swoich robionych na zam贸wienie cygar. Potrz膮sn膮艂 energicznie d艂oni膮 Dirka.
- Wspania艂a robota, naprawd臋 doskona艂a - pochwali艂. - Genialny pomys艂 z tym bomem i materia艂ami wybuchowymi w magnetycznych pojemnikach. Rozerwali艣cie p贸艂 rufy statku bez zagro偶enia dla zbiornik贸w z propanem.
- Mieli艣my szcz臋艣cie, 偶e si臋 uda艂o - powiedzia艂 skromnie Pitt.
Gunn te偶 u艣cisn膮艂 mu d艂o艅.
- Zostawili艣cie nam niez艂y bajzel do posprz膮tania.
- Mog艂o by膰 gorzej.
- Ju偶 przygotowujemy kontrakty dla firm ratownictwa morskiego na wyci膮gni臋cie wraku - powiedzia艂 Gunn. - Lepiej, 偶eby nie zagra偶a艂 偶egludze.
- A co z propanem?
- Kopu艂y zbiornik贸w s膮 tylko dziesi臋膰 metr贸w pod powierzchni膮 - wyja艣ni艂 admira艂. - Nurkowie nie powinni mie膰 problemu z przy艂膮czeniem rur i przepompowaniem gazu do innego zbiornikowca.
- Stra偶 Przybrze偶na oznaczy艂a wrak bojami i ustawi艂a latarniowiec, 偶eby ostrzec przep艂ywaj膮ce statki - doda艂 Gunn.
Sandecker wr贸ci艂 za biurko i wypu艣ci艂 pod sufit k艂膮b niebieskiego dymu.
- Jak posz艂o Loren przes艂uchanie?
- 殴le dla Zale鈥檃.
Admira艂 zrobi艂 zadowolon膮 min臋.
- Czy偶bym s艂ysza艂 d藕wi臋k zatrzaskuj膮cych si臋 drzwi celi?
Pitt u艣miechn膮艂 si臋 szeroko.
- Mam nadziej臋, 偶e to b臋dzie cela 艣mierci.
Gunn przytakn膮艂.
- Facet, kt贸ry dla forsy i w艂adzy zabija setki niewinnych ludzi, zas艂uguje na taki koniec.
- Zobaczymy jeszcze takich jak on - powiedzia艂 ponuro Pitt. - To tylko kwestia czasu, 偶eby pojawi艂 si臋 nast臋pny socjopata.
- Lepiej jed藕 do domu i odpocznij - doradzi艂 dobrodusznie Sandecker. - Potem we藕 kilka dni wolnego na doko艅czenie sprawy Elmore鈥檃 Egana.
To mi przypomnia艂o - wtr膮ci艂 Rudi Gunn - 偶e czeka na ciebie Hiram Yaeger.
Pitt zszed艂 na pi臋tro komputerowe NUMA. Yaeger siedzia艂 w ma艂ym magazynie i gapi艂 si臋 na sk贸rzany neseser Egana. Na widok Pitta wskaza艂 wn臋trze otwartej teczki.
- Dobra koordynacja. Powinien nape艂ni膰 si臋 olejem za trzydzie艣ci sekund.
- Znasz jego rozk艂ad jazdy? - za偶artowa艂 Pitt.
- To si臋 dzieje regularnie co czterna艣cie godzin.
- Domy艣lasz si臋, dlaczego tak jest?
- Max pracuje nad tym - odpowiedzia艂 Yaeger i zamkn膮艂 ci臋偶kie, stalowe drzwi. - Dlatego czeka艂em na ciebie. To bezpieczne miejsce ze stalowymi 艣cianami do ochrony wa偶nych danych przed po偶arem. Nie przenikaj膮 tutaj fale radiowe, mikrofale, d藕wi臋k... nic.
- A mimo to neseser si臋 nape艂nia?
- Zaraz zobaczysz - odrzek艂 Yaeger, spojrza艂 na zegarek i zacz膮艂 odlicza膰 na palcach czas. - Teraz!
Na oczach Pitta teczk臋 zacz膮艂 wype艂nia膰 olej, jakby nalewa艂a go niewidzialna r臋ka.
- To musi by膰 jaka艣 sztuczka.
- 呕adna sztuczka - odpar艂 Yaeger i zatrzasn膮艂 wieko.
- Wi臋c co?
- Max i ja znale藕li艣my w ko艅cu odpowied藕. Neseser Egana to odbiornik.
- Nie rozumiem.
Yaeger otworzy艂 ci臋偶kie, stalowe drzwi. Przeszli do pracowni komputerowej. Max sta艂a na swojej scenie i u艣miecha艂a si臋 do nich.
- Cze艣膰, Dirk. St臋skni艂am si臋 za tob膮.
Pitt roze艣mia艂 si臋.
- Przyni贸s艂bym kwiaty, ale nie mog艂aby艣 ich wzi膮膰.
- Brak cia艂a wcale nie jest zabawny, Dirk.
- Powiedz mu, co odkryli艣my - poleci艂 Yaeger.
Max popatrzy艂a na Pitta, jakby co艣 do niego czu艂a.
- Kiedy zaanga偶owa艂am si臋 w ten problem wszystkimi obwodami drukowanymi, rozwi膮zanie zagadki zaj臋艂o mi nieca艂膮 godzin臋. Czy Hiram ju偶 ci powiedzia艂, 偶e neseser Egana to odbiornik?
- Tak, ale jaki odbiornik?
- Teleportacji kwantowej.
Pitt wytrzeszczy艂 oczy.
- Niemo偶liwe. Teleportacja wykracza poza ramy wsp贸艂czesnej fizyki.
- Hiram i ja te偶 tak my艣leli艣my, kiedy zaczynali艣my to analizowa膰. Ale to fakt. Olej pojawiaj膮cy si臋 w teczce jest najpierw umieszczany gdzie艣 w komorze, kt贸ra mierzy ka偶dy atom i cz膮steczk臋. Potem jest sprowadzany do stanu kwantowego i przesy艂any do odbiornika. Tu jest rekonstruowany dok艂adnie co do atomu i ka偶dej cz膮steczki, zgodnie z ich ilo艣ci膮 zmierzon膮 przez komor臋 nadawcz膮. Oczywi艣cie przedstawiam ten proces w du偶ym uproszczeniu. Tylko jeszcze nie rozumiem, jak olej mo偶e by膰 przesy艂any przez lit膮 stal i to z szybko艣ci膮 艣wiat艂a. Ale my艣l臋, 偶e z czasem znajd臋 odpowied藕.
- Czy wiesz, co m贸wisz? - zapyta艂 oszo艂omiony Pitt.
- Oczywi艣cie - odpar艂a z przekonaniem Max. - Cho膰 wygl膮da to na niewiarygodny prze艂om w nauce, nie r贸b sobie zbytnich nadziei. Nie ma mowy, 偶eby kiedykolwiek w przysz艂o艣ci mo偶na by艂o teleportowa膰 ludzi. Nawet gdyby kto艣 m贸g艂 by膰 przes艂any na odleg艂o艣膰 i gdyby odzyskano w odbiorniku cia艂o, nie potrafiliby艣my teleportowa膰 jego umys艂u i danych zgromadzonych tam przez ca艂e 偶ycie. Taki cz艂owiek wyszed艂by z komory odbiorczej z m贸zgiem noworodka. Olej sk艂ada si臋 z p艂ynnych w臋glowodor贸w i innych minera艂贸w. W por贸wnaniu z cz艂owiekiem ma o wiele prostsz膮 struktur臋 molekularn膮.
Pitt gor膮czkowo pr贸bowa艂 zebra膰 my艣li.
- To fantastyczne, 偶e doktor Egan stworzy艂 prawie w tym samym czasie supernowoczesny silnik i urz膮dzenie do teleportacji.
- By艂 geniuszem. Co do tego nie ma w膮tpliwo艣ci. Tym bardziej 偶e zrobi艂 to bez armii asystent贸w i wielkich laboratori贸w, sponsorowanych przez rz膮d.
- To prawda - przyzna艂 Pitt. - Zrobi艂 to samotnie w ukrytej pracowni, kt贸r膮 dopiero musimy wytropi膰.
- Mam nadziej臋, 偶e j膮 znajdziecie - powiedzia艂 Yaeger. - Odkrycie Egana dzia艂a niepokoj膮co na wyobra藕ni臋. Substancje o prostej budowie molekularnej, jak ropa, w臋giel, ruda 偶elaza czy miedzi i mn贸stwo innych minera艂贸w, mo偶na transportowa膰 bez statk贸w, poci膮g贸w i ci臋偶ar贸wek. System teleportacji zmieni艂by zupe艂nie ca艂膮 bran偶臋 przewozow膮.
Pitt przez chwil臋 rozwa偶a艂 ogromny potencja艂 wynalazku.
- Masz wystarczaj膮co du偶o danych z teczki doktora Egana, Max, 偶eby odtworzy膰 urz膮dzenie do teleportacji?
Pokr臋ci艂a smutno g艂ow膮.
- Niestety, nie. Neseser m贸g艂by mi pos艂u偶y膰 za model odbiornika, ale to nie wystarczy. Brakuje drugiej cz臋艣ci systemu, czyli nadajnika. Nawet gdybym po艣wi臋ci艂a na to ca艂e lata, do niczego bym nie dosz艂a.
Yaeger po艂o偶y艂 d艂o艅 na ramieniu Pitta.
- Przykro mi, 偶e tylko tyle mogli艣my zrobi膰.
- Odwalili艣cie kawa艂 dobrej roboty i jestem wam wdzi臋czny - powiedzia艂 szczerze Pitt. - Teraz moja kolej na szukanie odpowiedzi.
Pitt wpad艂 przed wyj艣ciem do swojego gabinetu, 偶eby uporz膮dkowa膰 biurko, przeczyta膰 poczt臋 i odpowiedzie膰 na nagrane wiadomo艣ci. Po godzinie zacz膮艂 przysypia膰, wi臋c postanowi艂 zako艅czy膰 dzie艅. Zadzwoni艂 telefon.
- Tak?
- Dirk! - zagrzmia艂 Perlmutter. - Ciesz臋 si臋, 偶e ci臋 z艂apa艂em.
- Gdzie jeste艣, St. Julien?
- W domu Juliusza Verne鈥檃 w Amiens we Francji. Znale藕li艣my z Hugonem notatnik, kt贸ry Verne ukry艂 prawie sto lat temu. Doktor Hereoux pozwoli艂 mi wspania艂omy艣lnie zosta膰 tu na noc i przestudiowa膰 te zapiski.
- Jest w nich co艣 ciekawego? - zainteresowa艂 si臋 Pitt.
- By艂e艣 na dobrym tropie. Kapitan Nemo istnia艂 naprawd臋. Nazywa艂 si臋 Cameron Amherst. By艂 kapitanem brytyjskiej marynarki wojennej.
- A nie indyjskim ksi臋ciem?
- Nie - odpar艂 Perlmutter. - Verne najwyra藕niej nie cierpia艂 Brytyjczyk贸w i zmieni艂 nazwisko i ojczyzn臋 Camerona z Anglii na Indie.
- Jaka jest jego historia?
- Amherst pochodzi艂 z bogatej rodziny armator贸w i w艂a艣cicieli stoczni. Wst膮pi艂 do brytyjskiej marynarki wojennej i szybko awansowa艂. W wieku dwudziestu dziewi臋ciu lat dos艂u偶y艂 si臋 stopnia kapitana. Urodzi艂 si臋 w 1830 roku, by艂 niezwykle uzdolniony. Cudowne dziecko, geniusz techniczny. Ci膮gle wymy艣la艂 co艣 nowego w dziedzinie budowy okr臋t贸w i ich system贸w nap臋dowych. Niestety, mia艂 troch臋 buntowniczy charakter. Kiedy starzy dekownicy w admiralicji odm贸wili rozpatrzenia jego projekt贸w, obsmarowa艂 ich w gazetach. Wi臋c wyrzucili go z marynarki za niesubordynacj臋. - Co艣 jak Billy Mitchell osiemdziesi膮t lat p贸藕niej. Verne pozna艂 Amhersta podczas rejsu przez Atlantyk na liniowcu pasa偶erskim 鈥濭reat Eastern鈥. Amherst opowiedzia艂 mu o swoich marzeniach zbudowania okr臋tu podwodnego. Narysowa艂 w jego notatniku plany i opisa艂 szczeg贸艂y rewolucyjnego nap臋du. Verne przez cztery lata korespondowa艂 z Amherstem. Nagle listy przesta艂y przychodzi膰, wi臋c Verne zaj膮艂 si臋 pisaniem powie艣ci, sta艂 si臋 s艂awny i zapomnia艂 o kapitanie. - Jak wiesz, Verne kocha艂 morze, mia艂 kilka jacht贸w i op艂yn膮艂 Europ臋. 呕eglowa艂 kiedy艣 wzd艂u偶 wybrze偶a Danii, gdy nagle z morza wynurzy艂 si臋 wielki okr臋t podobny do wieloryba i zr贸wna艂 si臋 z jego statkiem. Z w艂azu kiosku wy艂oni艂 si臋 kapitan Amherst i zaprosi艂 pisarza na pok艂ad. Os艂upia艂y Verne zostawi艂 jacht pod dow贸dztwem swojego syna Michela, kt贸ry mu towarzyszy艂, i przesiad艂 si臋 na okr臋t podwodny.
- Wi臋c 鈥濶autilus鈥 istnia艂 naprawd臋.
W dalekiej Francji Perlmutter niemal z czci膮 pokiwa艂 g艂ow膮.
- Tak, nazwa jest prawdziwa. Verne dowiedzia艂 si臋, 偶e Amherst potajemnie zbudowa艂 okr臋t w wielkiej podwodnej grocie pod urwiskiem w szkockiej posiad艂o艣ci rodziny. Kiedy pomy艣lnie zako艅czy艂 pr贸by, skompletowa艂 za艂og臋. Wybra艂 zawodowych marynarzy bez rodzin. P艂ywa艂 potem po 艣wiecie przez trzydzie艣ci lat.
- Ile czasu Verne sp臋dzi艂 na pok艂adzie? - zapyta艂 Pitt.
- Kaza艂 synowi wr贸ci膰 偶aglowcem do portu i czeka膰 w hotelu. Zosta艂 na 鈥濶autilusie鈥 dwa tygodnie.
- Nie dwa lata, jak jego bohaterowie?
- Wystarczy艂o mu czasu, 偶eby dok艂adnie zbada膰 ka偶dy centymetr kwadratowy okr臋tu. Wszystko zanotowa艂, cho膰 tu i tam pozwoli艂 sobie na swobod臋 tw贸rcz膮. Kilka lat p贸藕niej napisa艂 20 000 mil podmorskiej 偶eglugi.
- Co si臋 sta艂o z Amherstem?
- Verne wspomina w notatniku, 偶e w 1895 roku zjawi艂 si臋 u niego tajemniczy pos艂aniec z listem. Wi臋kszo艣膰 za艂ogi kapitana ju偶 nie 偶y艂a, a on zamierza艂 wr贸ci膰 do posiad艂o艣ci w Szkocji. Ale dom sp艂on膮艂 i jego krewni zgin臋li w po偶arze. W dodatku grota, gdzie powsta艂 鈥濶autilus鈥, zawali艂a si臋. Wi臋c nie mia艂 do czego wraca膰.
- I pop艂yn膮艂 na Tajemnicz膮 wysp臋?
- Nie - odpar艂 Perlmutter. - Verne wymy艣li艂 to, 偶eby nikt nigdy, a przynajmniej przez d艂ugie lata nie znalaz艂 grobu Amhersta i 鈥濶autilusa鈥. Amherst napisa艂 mu, 偶e odkry艂 podobn膮 grot臋 na rzece Hudson w stanie Nowy Jork i tam spocznie na zawsze ze swoim okr臋tem.
Pitt nie m贸g艂 powstrzyma膰 okrzyku.
- Na rzece Hudson?!
- Tak jest napisane w notesie.
- St. Julien.
- Tak?
- Wy艣ciskam ci臋 do b贸lu.
Perlmutter zachichota艂.
- Z moj膮 tusz膮 to mi nie grozi, drogi ch艂opcze.
Poranna mg艂a wisia艂a nad niebiesk膮 wst臋g膮 rzeki jak tysi膮c lat temu, kiedy przybyli tu wikingowie. Widoczno艣膰 nie przekracza艂a stu metr贸w. Jachty i motor贸wki, kt贸rych zwykle pe艂no by艂o na wodzie w ka偶d膮 letni膮 niedziel臋, jeszcze nie wyp艂yn臋艂y z port贸w. Mg艂a przypomina艂a mi臋kki, delikatny dotyk m艂odej kobiety, gdy otula艂a ma艂膮 艂贸d藕 p艂yn膮c膮 wzd艂u偶 skalnego urwiska. Kad艂ub nie mia艂 smuk艂ego kszta艂tu, dzi贸b i rufa nie wygina艂y si臋 wdzi臋cznie do g贸ry i nie zdobi艂y ich rze藕bione smoki, jak przed wiekami. O艣miometrowa 艂贸d藕 robocza NUMA by艂a sprawna i funkcjonalna. S艂u偶y艂a do poszukiwa艅 przybrze偶nych.
P艂yn臋艂a z szybko艣ci膮 czterech w臋z艂贸w i ci膮gn臋艂a w kilwaterze 偶贸艂ty, d艂ugi i w膮ski sensor. Wysy艂a艂 sygna艂y do odbiornika sonaru zaburtowego. Giordino wpatrywa艂 si臋 intensywnie w kolorowy tr贸jwymiarowy obraz dna rzeki i podwodnych ska艂 u podn贸偶a urwiska. Nie by艂o tu pla偶y, tylko w膮ski pas kamieni i piasku, kt贸ry gwa艂townie opada艂 na granicy wody.
Kelly sta艂a za sterem i czujnie obserwowa艂a lewy brzeg i rzek臋 przed sob膮. Musia艂a bardzo uwa偶a膰, 偶eby nie uszkodzi膰 dna o podwodne ska艂y. Ma艂a motor贸wka ledwie sun臋艂a po wodzie. Przepustnica doczepnego silnika yamaha o mocy dwustu pi臋膰dziesi臋ciu koni mechanicznych by艂a ustawiona jedn膮 kresk臋 powy偶ej biegu ja艂owego.
Kelly by艂a bez makija偶u, zaplot艂a z ty艂u warkocz. Na jej w艂osach osiada艂a mg艂a, a kropelki wilgoci l艣ni艂y jak per艂y. W bia艂ych szortach, zielonym we艂nianym bezr臋kawniku, lekkiej kurtce i sanda艂ach w kolorze sweterka, sta艂a pewnie na rozstawionych nogach, 偶eby zr贸wnowa偶y膰 ko艂ysanie pok艂adu, kiedy mija艂a ich jaka艣 艂贸d藕 niewidoczna we mgle.
Giordino od czasu do czasu zerka艂 艂akomie na zgrabny ty艂eczek Kelly; nie m贸g艂 si臋 powstrzyma膰. Pitt nie mia艂 takiej mo偶liwo艣ci. Le偶a艂 wyci膮gni臋ty na wy艣cie艂anym krzese艂ku ogrodowym ustawionym na dziobie. Cz臋sto zabiera艂 je ze sob膮 na wyprawy, je艣li nie by艂o powodu sta膰 godzinami na pok艂adzie. Si臋gn膮艂 w d贸艂 po nieprzewracalny kubek i upi艂 艂yk kawy. Potem wr贸ci艂 do obserwowania urwiska przez mocn膮 szerokok膮tn膮 lornetk臋.
Z wyj膮tkiem miejsc, w kt贸rych wulkaniczne ska艂y opada艂y pionowo, stromy brzeg porasta艂y krzaki i ma艂e drzewa. Okolica by艂a cz臋艣ci膮 sieci rozpadlin doliny Newark, gdzie aktywno艣膰 sejsmiczna sko艅czy艂a si臋 w okresie jurajskim. St膮d pochodzi艂 charakterystyczny czerwonawobrunatny piaskowiec u偶ywany do budowy dom贸w w Nowym Jorku. Strome skarpy wulkanicznych ska艂 odpornych na erozj臋 dodawa艂y krajobrazowi naturalnego pi臋kna.
- Jeszcze dwie艣cie metr贸w i b臋dziemy pod farm膮 taty - oznajmi艂a Kelly.
- Masz jakie艣 odczyty, Al? - zapyta艂 Pitt.
- Kamienie i mu艂 - odpar艂 kr贸tko Giordino. - Mu艂 i kamienie.
- Szukaj 艣lad贸w obsuni臋cia ska艂y.
- My艣lisz, 偶e wej艣cie do groty zablokowa艂a natura?
- Raczej cz艂owiek.
- Je艣li Cameron wprowadzi艂 sw贸j okr臋t do wn臋trza urwiska, musia艂 tu by膰 podwodny r贸w.
Pitt nie odrywa艂 lornetki od oczu.
- Pytanie, czy nadal jest.
- P艂etwonurkowie ju偶 by go odkryli - zauwa偶y艂a Kelly.
- Chyba przez przypadek. W pobli偶u nie ma wrak贸w, 偶eby do nich nurkowa膰, a do po艂ow贸w z harpunem s膮 na tej rzece lepsze miejsca.
- Sto metr贸w - uprzedzi艂a Kelly.
Pitt skierowa艂 lornetk臋 na szczyt stumetrowego urwiska i zobaczy艂 nad jego kraw臋dzi膮 dachy domu i studia Egana. Pochyli艂 si臋 do przodu i wpatrzy艂 w rz膮d ska艂.
- Widz臋 艣lady obsuni臋cia - powiedzia艂 i wskaza艂 stert臋 kamieni pod strom膮 艣cian膮.
Giordino szybko zerkn膮艂 przez boczn膮 szyb臋 i natychmiast wr贸ci艂 do obserwacji wydruku.
- Ci膮gle nic.
- Odbij jeszcze sze艣膰 metr贸w od brzegu - rozkaza艂 Kelly Pitt. - Sonar b臋dzie mia艂 lepszy k膮t do odczytu pochy艂o艣ci pod wod膮.
Kelly spojrza艂a na wska藕nik sondy g艂臋boko艣ci.
- Dno opada stromo, potem pochyla si臋 w stron臋 艣rodka rzeki.
- Ci膮gle nic - powt贸rzy艂 Giordino. - Same kamienie.
- Ja co艣 mam - pochwali艂 si臋 Pitt.
Giordino podni贸s艂 wzrok.
- Co?
- Co艣, co wygl膮da jak znaki zrobione na skale przez cz艂owieka.
Kelly popatrzy艂a w g贸r臋 urwiska.
- Inskrypcje?
- Nie - odpar艂 Pitt. - Raczej 艣lady d艂uta.
- Na sonarze 偶adnego tunelu ani groty - meldowa艂 monotonnie Giordino.
Pitt zeskoczy艂 na pok艂ad roboczy.
- Wyci膮gniemy sensor i rzucimy tu kotwic臋.
- My艣lisz, 偶e warto nurkowa膰 przed namierzeniem celu? - zapyta艂 Giordino.
Pitt spojrza艂 w g贸r臋.
- Jeste艣my dok艂adnie pod studiem doktora Egana. Je艣li grota istnieje, musi by膰 gdzie艣 tutaj. Pod wod膮 艂atwiej j膮 znajdziemy.
Kelly z wpraw膮 zawr贸ci艂a ciasnym 艂ukiem i zamkn臋艂a przepustnic臋 silnika. Pitt wyci膮gn膮艂 z rzeki sensor i rzuci艂 kotwic臋. Kelly powoli cofn臋艂a 艂贸d藕 z pr膮dem. 艁apy kotwicy zary艂y si臋 w dnie. Wy艂膮czy艂a zap艂on i strz膮sn臋艂a kropelki wilgoci z d艂ugiego warkocza.
- Tu chcia艂e艣 zaparkowa膰? - zapyta艂a z wdzi臋cznym u艣miechem.
- W艂a艣nie tu.
- Ja te偶 mog臋 zanurkowa膰? Mam certyfikat. Zrobi艂am go na Wyspach Bahama.
- Najpierw zanurkujemy sami. Je艣li co艣 znajdziemy, wynurzymy si臋 i damy ci zna膰.
By艂o lato i woda w rzece Hudson mia艂a orze藕wiaj膮c膮 temperatur臋 dwudziestu dw贸ch stopni. Pitt wybra艂 neoprenowy skafander o grubo艣ci sze艣ciu i p贸艂 milimetra z mi臋kkimi nak艂adkami na 艂okciach i kolanach. Zapi膮艂 pas balastowy z lekkimi ci臋偶arkami, w艂o偶y艂 r臋kawice i p艂etwy. Potem naci膮gn膮艂 kaptur i wsun膮艂 na g艂ow臋 mask臋 z rurk膮. Nie zamierza艂 nurkowa膰 g艂臋biej ni偶 trzy metry, wi臋c zrezygnowa艂 z kamizelkowego kompensatora p艂awno艣ci, 偶eby mie膰 wi臋ksz膮 swobod臋 ruch贸w.
- Najpierw zbadamy teren. Butle we藕miemy p贸藕niej.
Giordino bez s艂owa kiwn膮艂 g艂ow膮 i opu艣ci艂 drabink臋 za ruf臋. Zamiast spa艣膰 na plecy przez burt臋, zszed艂 trzy stopnie i da艂 krok do wody. Pitt prze艂o偶y艂 nogi przez parapet 艂odzi i zsun膮艂 si臋 do rzeki niemal bez plusku.
Dziesi臋膰 metr贸w przed nim woda by艂a przezroczysta jak szk艂o. Dalej panowa艂 zielony mrok z plamami alg. Zimno przenika艂o do szpiku ko艣ci. Pitt lubi艂 ciep艂o i wola艂by temperatur臋 mniej wi臋cej trzydziestu stopni. Gdyby B贸g chcia艂 uczyni膰 ludzi rybami, pomy艣la艂, da艂by naszemu cia艂u temperatur臋 pi臋tnastu stopni zamiast trzydziestu siedmiu.
Zrobi艂 hiperwentylacj臋, zanurkowa艂 g艂ow膮 w d贸艂 i zacz膮艂 swobodnie opada膰. St艂oczone wyszczerbione g艂azy przypomina艂y 藕le dopasowane kawa艂ki uk艂adanki, wiele z nich wa偶y艂o kilka ton. Sprawdzi艂, czy 艂apy kotwicy dobrze siedz膮 w piaszczystym dnie i wynurzy艂 si臋, 偶eby nabra膰 powietrza.
Pr膮d spycha艂 ich w d贸艂 rzeki. Musieli chwyta膰 si臋 kamieni i podci膮ga膰 po omsza艂ych powierzchniach. Dzi臋kowali Bogu, 偶e wzi臋li r臋kawice do ochrony palc贸w przed ostrymi kraw臋dziami. Szybko si臋 zorientowali, 偶e szukaj膮 groty w z艂ym miejscu, bo pochy艂o艣膰 opada tu zbyt 艂agodnie.
Wynurzyli si臋 znowu i postanowili si臋 rozdzieli膰. Pitt wybra艂 kierunek w g贸r臋, Giordino w d贸艂 rzeki. Pitt spojrza艂 w niebo, 偶eby okre艣li膰 swoj膮 pozycj臋 wed艂ug budynk贸w na brzegu. Zauwa偶y艂 szczyt komina. Pop艂yn膮艂 pod pr膮d wzd艂u偶 domu i studia Egana sto dwadzie艣cia metr贸w powy偶ej.
Mg艂a rozwiewa艂a si臋, woda zaczyna艂a iskrzy膰 w s艂o艅cu. Na 艣liskie g艂azy pada艂y drgaj膮ce plamy 艣wiat艂a. Niewiele tu by艂o ryb wi臋kszych ni偶 jego ma艂y palec. 艢miga艂y bez strachu, jakby wiedzia艂y, 偶e dziwaczne niezgrabne stworzenie jest zbyt powolne, 偶eby je z艂apa膰. Pogrozi艂 im, ale zawirowa艂y wok贸艂 palca jak rozbawiony t艂um na festynie ludowym. Pitt leniwie porusza艂 p艂etwami, p艂yn膮艂 tu偶 pod powierzchni膮, oddycha艂 wolno przez rurk臋 i obserwowa艂 skaliste dno.
Nagle zobaczy艂 pod sob膮 przestrze艅 bez kamieni. W p艂askim, g艂adkim dnie by艂 wydr膮偶ony poprzeczny kana艂 o g艂臋boko艣ci oko艂o dziesi臋ciu metr贸w. Pitt dop艂yn膮艂 na drug膮 stron臋. Dalej zn贸w ska艂y. Zawr贸ci艂 i zmierzy艂 szeroko艣膰 rowu. Na oko dwana艣cie metr贸w. Kana艂 prowadzi艂 w kierunku brzegu i osuwiska kamieni. Pitt zaczerpn膮艂 troch臋 powietrza, wstrzyma艂 oddech i zanurkowa艂 w poszukiwaniu podwodnego przej艣cia. W g艂azach le偶膮cych jeden na drugim by艂o co艣 diabolicznego. Wygl膮da艂y zimno i odpychaj膮co, jakby strzeg艂y jakiej艣 tajemnicy i nie chcia艂y jej ujawni膰.
Wodorosty falowa艂y z pr膮dem niczym d艂ugie palce baletnicy. Pitt zauwa偶y艂 nieobro艣ni臋t膮 p贸艂k臋 skaln膮 z dziwnymi znakami wyrytymi w twardej powierzchni. Serce zabi艂o mu 偶ywiej, gdy rozpozna艂 prymitywny rysunek psa. Poczu艂 ucisk w p艂ucach, musia艂 si臋 wynurzy膰, nabra艂 powietrza i wr贸ci艂 pod wod臋. P艂ywa艂 i czasem wci膮ga艂 si臋 r臋kami mi臋dzy g艂azy.
Spod du偶ego kamiennego nawisu wy艂oni艂 si臋 dwudziestopi臋ciocentymetrowy oko艅. Dostrzeg艂 cie艅 Pitta i szybko znikn膮艂. Pitt zanurkowa艂 za nim w d贸艂. W艣r贸d ska艂 zobaczy艂 ciemny tunel. W艂osy zje偶y艂y mu si臋 na karku. Jeszcze raz nabra艂 powietrza i wp艂yn膮艂 ostro偶nie do 艣rodka. Korytarz rozszerza艂 si臋 trzy metry przed nim. Postanowi艂 nie zapuszcza膰 si臋 dalej. Zu偶y艂 resztk臋 powietrza i wr贸ci艂 na powierzchni臋.
Al by艂 ju偶 w 艂odzi. Nie znalaz艂 nic ciekawego. Kelly siedzia艂a na dachu kabiny i patrzy艂a w kierunku Pitta. Zamacha艂 do niej.
- Znalaz艂em wej艣cie! - zawo艂a艂.
Nie potrzebowali dalszych przynagle艅. Po nieca艂ych trzech minutach p艂yn臋li pod pr膮d obok niego. Pitt nie wyj膮艂 ustnika rurki oddechowej, 偶eby rozmawia膰. Pokazywa艂 im drog臋 na migi. Zatrzymali si臋, by nabra膰 powietrza, i zanurkowali w rumowisko od艂amk贸w skalnych.
W w膮skiej cz臋艣ci tunelu ocierali si臋 p艂etwami o 艣ciany i zostawiali za sob膮 zielon膮 zawiesin臋 oderwanych glon贸w. Kelly zaczyna艂o brakowa膰 tlenu w p艂ucach. Przestraszy艂a si臋, 偶e za chwil臋 otworzy usta i zach艂y艣nie si臋 wod膮. Z艂apa艂a Pitta za kostk臋 i wtedy korytarz rozszerzy艂 si臋. Wyp艂yn臋li na powierzchni臋.
Ca艂a tr贸jka jednocze艣nie wynurzy艂a g艂owy. Wypluli ustniki rurek i podnie艣li maski. Byli w rozleg艂ej grocie, kt贸rej sklepienie wisia艂o sze艣膰dziesi膮t metr贸w nad nimi. Rozgl膮dali si臋 z zaskoczeniem. Jeszcze nie dotar艂o do nich, co odkryli.
Pitt wpatrywa艂 si臋 jak urzeczony w g艂ow臋 w臋偶a z nagimi z臋bami jadowymi, kt贸ry spogl膮da艂 na niego z g贸ry.
Wdzi臋cznie wygi臋ta g艂owa w臋偶a z rozdziawion膮 paszcz膮 patrzy艂a niewidz膮cymi 艣lepiami na rzek臋 wp艂ywaj膮c膮 do groty, jakby szuka艂a dalekiego brzegu. Na ogromnej p贸艂ce skalnej metr nad wod膮 sta艂o rz臋dem sze艣膰 drewnianych 艂odzi. Spoczywa艂y na drewnianych stojakach, burta przy burcie, dzi贸b przy rufie. W膮偶 wyrasta艂 z dziobu najwi臋kszego statku, stoj膮cego najbli偶ej kraw臋dzi p贸艂ki.
艁odzie by艂y w ca艂o艣ci zbudowane z drewna d臋bowego. Najwi臋ksza mia艂a ponad osiemna艣cie metr贸w d艂ugo艣ci. Refleksy s艂oneczne docieraj膮ce przez wod臋 w tunelu rzuca艂y smugi 艣wiat艂a na zgrabne kszta艂ty. Nurkowie widzieli z do艂u st臋pki i szerokie, symetrycznie wygi臋te kad艂uby. Zachodz膮ce na siebie deski poszycia trzyma艂y si臋 jeszcze na zardzewia艂ych 偶elaznych nitach. Poni偶ej stela偶y, gdzie kiedy艣 k艂adziono tarcze, z ma艂ych okr膮g艂ych otwor贸w wystawa艂y wios艂a. Zdawa艂o si臋, 偶e trzymaj膮 je niewidzialne r臋ce czekaj膮ce na komend臋. Trudno by艂o uwierzy膰, 偶e te zgrabne konstrukcje zaprojektowano i zbudowano tysi膮c lat temu.
- Statki wiking贸w - szepn臋艂a zdumiona Kelly. - By艂y tu ca艂y czas i nikt o nich nie wiedzia艂.
- Poza twoim ojcem - zauwa偶y艂 Pitt. - Dowiedzia艂 si臋 z inskrypcji, 偶e wikingowie osiedlili si臋 w ska艂ach nad rzek膮 Hudson i odkry艂 tunel prowadz膮cy do groty.
- S膮 dobrze zachowane - zauwa偶y艂 z podziwem Giordino. - Mimo wilgoci przegni艂y w niewielu miejscach.
Pitt wskaza艂 maszty ze zwini臋tymi czerwono-bia艂ymi 偶aglami z surowej we艂ny i sklepienie groty wysoko nad g艂owami.
- Nie musieli ich sk艂ada膰.
- Wygl膮daj膮, jakby wystarczy艂o je spu艣ci膰 na wod臋, postawi膰 偶agle i odp艂yn膮膰 - wyszepta艂a Kelly z zapartym tchem.
- Przyjrzyjmy si臋 im - zaproponowa艂 Pitt.
Zdj臋li maski, p艂etwy i pasy balastowe, a potem wspi臋li si臋 po schodkach wykutych w skale. Z p贸艂ki do burt statk贸w prowadzi艂y zupe艂nie nowe trapy. By艂o oczywiste, 偶e ustawi艂 je doktor Egan. Zajrzeli do najwi臋kszej 艂odzi.
Mimo s艂abego 艣wiat艂a w grocie, rozpoznali na dnie kszta艂ty cia艂 w ca艂unach pogrzebowych. W 艣rodku le偶a艂o wi臋ksze, po bokach dwa mniejsze. Wok贸艂 wala艂y si臋 figury 艣wi臋tych z br膮zu, iluminowane manuskrypty, relikwiarze pe艂ne monet i srebrne kielichy, zrabowane zapewne z klasztor贸w w Anglii i Irlandii, bursztynowe naszyjniki, wisiory z br膮zu i srebra, z艂ote i srebrne brosze, bransolety w wymy艣lnie rze藕bionych szkatu艂kach z drewna, br膮zowe naczynia i kadzielnice z Dalekiego Wschodu, meble i materie, a nawet pi臋knie rze藕bione sanie dla wodza.
- Podejrzewam, 偶e to zw艂oki Bjarne Sigvatsona - powiedzia艂 Pitt.
Kelly popatrzy艂a smutno na dwa mniejsze tobo艂ki.
- I jego dzieci.
- Musia艂 by膰 z niego dobry wojownik, skoro zagarn膮艂 tyle skarb贸w - mrukn膮艂 oczarowany kosztowno艣ciami Giordino.
- Z notatek taty wywnioskowa艂am - odezwa艂a si臋 Kelly - 偶e wielcy wodzowie wiking贸w po zaszczytnej 艣mierci byli wysy艂ani do Walhalli. Z ca艂ym dobytkiem i maj膮tkiem. Nawet z ko艅mi, zwierz臋tami i s艂ugami. Powinien tu by膰 r贸wnie偶 top贸r, miecz i tarcza, ale nie widz臋 ich.
- Chowali go w po艣piechu - przytakn膮艂 Giordino.
Pitt wskaza艂 w kierunku trap贸w.
- Zobaczmy reszt臋 艂odzi.
Ku przera偶eniu Kelly, statki wype艂nia艂y ko艣ci przemieszane ze zniszczonymi sprz臋tami domowymi. Kilka szkielet贸w pozosta艂o nietkni臋tych, ale wi臋kszo艣膰 wygl膮da艂a, jakby je posiekano.
Pitt przykl臋kn膮艂 i przyjrza艂 si臋 roz艂upanej czaszce.
- Musia艂a tu by膰 straszna masakra.
- Czy to mo偶liwe, 偶eby pozabijali si臋 nawzajem?
- W膮tpi臋 - odrzek艂 Giordino i wyci膮gn膮艂 strza艂臋 spomi臋dzy 偶eber w stosie ludzkich szcz膮tk贸w. - To Indianie.
- Sagi sugeruj膮, 偶e Sigvatson i jego ludzie wyp艂yn臋li z Grenlandii i s艂uch po nich zagin膮艂 - powiedzia艂 Pitt. - To pasuje do legendy o rzezi w osadzie, o kt贸rej wspomnia艂 doktor Wednesday.
- Mamy dow贸d, 偶e to nie mit - przyzna艂 cicho Giordino.
Kelly podnios艂a wzrok na Pitta.
- Wi臋c osada Norweg贸w...
- By艂a na farmie twojego ojca - doko艅czy艂 Pitt. - Znalaz艂 artefakty i postanowi艂 j膮 odszuka膰.
Kelly ze smutkiem za艂ama艂a r臋ce.
- Ale dlaczego trzyma艂 to w sekrecie? Dlaczego nie zawiadomi艂 archeolog贸w? Dlaczego nie ujawni艂, 偶e wikingowie skolonizowali dzisiejszy stan Nowy Jork?
- Musia艂 mie膰 wa偶ny pow贸d - odpar艂 Giordino. - Najwyra藕niej nie chcia艂, 偶eby armia archeolog贸w i reporter贸w zak艂贸ca艂a jego prywatno艣膰, kiedy przeprowadza艂 eksperymenty.
Min臋艂o p贸艂 godziny. Kelly i Giordino nadal ogl膮dali 艂odzie, co nie by艂o 艂atwe w s艂abym 艣wietle. Pitt zacz膮艂 spacerowa膰 po p贸艂ce skalnej. W mroku dostrzeg艂 schody wykute w kamieniu. Prowadzi艂y w g贸r臋 tunelu. Wspi膮艂 si臋 na pierwsze cztery stopnie. Przytrzymywa艂 si臋 艣ciany i nagle natrafi艂 r臋k膮 na d藕wigni臋 przypominaj膮c膮 w艂膮cznik elektryczny. Poruszy艂 ni膮 lekko i sprawdzi艂, 偶e przesuwa si臋 w lewo. Poci膮gn膮艂 mocniej i us艂ysza艂 pstrykni臋cie.
Ca艂膮 grot臋 zala艂o nagle 艣wiat艂o jarzeni贸wek wmontowanych w skalne 艣ciany.
- Super! - zawo艂a艂a Kelly. - Nareszcie wszystko wida膰.
Pitt podszed艂 do statku, kt贸ry przeszukiwa艂a z Giordinem.
- Tw贸j ojciec mia艂 jeszcze jeden pow贸d, 偶eby nie ujawnia膰 tego miejsca.
Kelly nie wykaza艂a wielkiego zainteresowania, Giordino tak. Zbyt d艂ugo przyja藕ni艂 si臋 z Pittem, 偶eby nie pozna膰 po jego minie, 偶e co艣 odkry艂. Zauwa偶y艂, 偶e Pitt pokazuje mu co艣 oczami i spojrza艂 w tamt膮 stron臋.
W doku w g艂臋bi groty by艂 przycumowany stalowy, cylindryczny okr臋t. Kad艂ub pokrywa艂a rdza. Blisko dziobu stercza艂 kiosk z w艂azem. Dop贸ki Pitt nie zapali艂 艣wiat艂a, tamta cz臋艣膰 groty ton臋艂a w ciemno艣ci.
- Co to jest, na Boga? - wymamrota艂a Kelly.
- 鈥濶autilus鈥 - odpar艂 triumfalnie Pitt.
Stali na brzegu doku zbudowanego przez doktora Egana i gapili si臋 na legendarny okr臋t podwodny. Byli tak samo zaskoczeni, jak wcze艣niej widokiem 艂odzi wiking贸w. Znale藕li cud dziewi臋tnastowiecznej techniki, uwa偶any za fikcj臋 literack膮. Marzenie sta艂o si臋 rzeczywisto艣ci膮.
Na kraw臋dzi skalnej p贸艂ki u st贸p doku wznosi艂 si臋 stos kamieni. Na drewnianej tablicy by艂 wyryty napis:
Tu spoczywaj膮 szcz膮tki kapitana Camerona Amhersta. Zas艂yn膮艂 dzi臋ki powie艣ciom Juliusza Verne鈥檃 jako nie艣miertelny kapitan Nemo. Niech ci, kt贸rzy kiedy艣 odkryj膮 jego gr贸b, z艂o偶膮 mu nale偶ny ho艂d.
- M贸j szacunek dla twojego ojca ro艣nie - powiedzia艂 Pitt do Kelly. - Jest mu czego zazdro艣ci膰.
Giordino spenetrowa艂 boczn膮 grot臋 i wr贸ci艂 na kraw臋d藕 doku.
- Znalaz艂em odpowied藕 na jeszcze jedno pytanie, kt贸re mnie nurtowa艂o.
Pitt spojrza艂 na niego.
- Jakie?
- Je艣li doktor Egan mia艂 tu swoj膮 tajn膮 pracowni臋, to sk膮d bra艂 elektryczno艣膰? Okaza艂o si臋, 偶e w bocznej grocie s膮 trzy przeno艣ne generatory. Opr贸cz nich jest tyle akumulator贸w, 偶e wystarczy艂oby pr膮du dla ma艂ego miasta.
Giordino wskaza艂 r臋k膮 kable biegn膮ce do w艂azu okr臋tu podwodnego.
- Dziesi臋膰 do jednego, 偶e pracownia jest w 鈥濶autilusie鈥.
- Jest du偶o wi臋kszy, ni偶 sobie wyobra偶a艂am - przyzna艂a Kelly.
- Raczej nie przypomina filmu Disneya - odpar艂 Giordino. - Kad艂ub jest prosty i funkcjonalny.
Pitt przytakn膮艂. Powierzchnia wystaj膮ca metr nad wod臋 zdradza艂a wielko艣膰 ca艂o艣ci.
- Ma oko艂o siedemdziesi臋ciu pi臋ciu metr贸w d艂ugo艣ci i siedmiu i p贸艂 szeroko艣ci. Wi臋cej ni偶 w ksi膮偶ce Verne鈥檃. Wymiarami przypomina pierwszy hydrodynamiczny okr臋t podwodny naszej marynarki wojennej, zwodowany w 1953 roku.
- 鈥濧lbacore鈥 - przypomnia艂 sobie Giordino. - Widzia艂em go jakie艣 dziesi臋膰 lat temu na rzece York. Masz racj臋. Widz臋 pewne podobie艅stwo.
Podszed艂 do panela elektrycznego obok trapu prowadz膮cego na pok艂ad 鈥濶autilusa鈥 i wcisn膮艂 kilka w艂膮cznik贸w. Wn臋trze okr臋tu zala艂o jasne 艣wiat艂o. By艂o widoczne przez mniejsze iluminatory nad wod膮 i wi臋ksze pod powierzchni膮.
Pitt odwr贸ci艂 si臋 do Kelly i wskaza艂 otwarty w艂az kiosku.
- Panie maj膮 pierwsze艅stwo.
Przycisn臋艂a d艂onie do piersi, jakby ba艂a si臋, 偶e wyskoczy jej serce. Chcia艂a zobaczy膰 wn臋trze s艂awnego okr臋tu i jednocze艣nie pracowni臋 ojca, ale nie mog艂a zrobi膰 kroku. Czu艂a si臋, jakby sta艂a na progu domu duch贸w. W ko艅cu wesz艂a do w艂azu.
Przedzia艂 wej艣ciowy by艂 ma艂y. Zaczeka艂a na Pitta i Giordina. Zobaczyli przed sob膮 drzwi, przypominaj膮ce raczej wej艣cie do budynku ni偶 do okr臋tu podwodnego. Pitt przekr臋ci艂 klamk臋 i przekroczy艂 pr贸g.
Przeszli w milczeniu przez eleganck膮 jadalni臋 o d艂ugo艣ci oko艂o pi臋ciu metr贸w. Na 艣rodku sta艂 tekowy st贸艂 na dziesi臋膰 os贸b z nogami w kszta艂cie delfin贸w. Dalej by艂a biblioteka. Pitt oceni艂, 偶e na p贸艂kach stoi ponad pi臋膰 tysi臋cy ksi膮偶ek. Przyjrza艂 si臋 tytu艂om na grzbietach. Z jednej strony sta艂y ksi膮偶ki naukowe i techniczne, z drugiej dzie艂a literackie. Wyj膮艂 powie艣膰 Verne鈥檃 i otworzy艂. Na stronie tytu艂owej by艂a dedykacja: 鈥濪la najwi臋kszego umys艂u 艣wiata鈥. Pitt ostro偶nie wsun膮艂 ksi膮偶k臋 na miejsce.
Nast臋pny przedzia艂 by艂 do艣膰 du偶y; mia艂 ponad dziesi臋膰 metr贸w d艂ugo艣ci i oko艂o czterech szeroko艣ci. Pitt domy艣li艂 si臋, 偶e to salon opisany przez Verne鈥檃. Cameron gromadzi艂 tu dzie艂a sztuki i antyczne znaleziska z dna morskiego. Ale po galerii i muzeum nie zosta艂o 艣ladu. Elmore Egan urz膮dzi艂 tu warsztat i pracowni臋 chemiczn膮. Na blatach sta艂y urz膮dzenia techniczne, 艂膮cznie z wiertark膮 pionow膮 i tokark膮, aparatura laboratoryjna i trzy komputery z drukarkami i skanerami. Elmore nie usun膮艂 tylko organ贸w, zapewne z powodu ich ci臋偶aru. Instrument, na kt贸rym Amherst grywa艂 utwory najwi臋kszych kompozytor贸w, by艂 r贸wnie偶 dzie艂em sztuki. Mia艂 pi臋knie wyko艅czone cz臋艣ci drewniane i mosi臋偶ne piszcza艂ki.
Kelly podesz艂a do zagraconego blatu sto艂u i czule dotkn臋艂a kolb i prob贸wek. Potem powk艂ada艂a je porz膮dnie do stojak贸w na p贸艂kach. Oci膮ga艂a si臋 z wyj艣ciem z pracowni ojca, jakby ch艂on臋艂a jego obecno艣膰. Pitt i Giordino doszli d艂ugim korytarzem do wodoszczelnej przegrody i nast臋pnego przedzia艂u. Ta cz臋艣膰 鈥濶autilusa鈥 s艂u偶y艂a kiedy艣 Amherstowi za prywatn膮 kajut臋. Egan przerobi艂 j膮 na swoje biuro projektowe. Wielki st贸艂 kre艣larski by艂 zawalony wykresami, planami, rysunkami i setk膮 notatnik贸w.
- Oto miejsce, gdzie jeden wielki cz艂owiek mieszka艂, a inny wielki cz艂owiek tworzy艂 - stwierdzi艂 filozoficznie Giordino.
- Chod藕my dalej - przynagli艂 Pitt. - Chc臋 zobaczy膰, gdzie zbudowa艂 swoj膮 teleportacyjn膮 komor臋 wysy艂kow膮.
Nast臋pne pomieszczenie kiedy艣 mie艣ci艂o zbiorniki powietrza. Egan usun膮艂 je, 偶eby zrobi膰 miejsce dla urz膮dze艅 teleportacyjnych. By艂y tu dwa panele z w艂膮cznikami i wska藕nikami, biurko z komputerem i komora ze stacj膮 wysy艂kow膮. Sta艂a w niej dwustulitrowa beczka z napisem 鈥濻uper Slick鈥 po艂膮czona z zegarem steruj膮cym i rurkami, kt贸re prowadzi艂y do okr膮g艂ych pojemnik贸w w pod艂odze.
Pitt u艣miechn膮艂 si臋.
- Teraz wiemy, sk膮d bierze si臋 olej w neseserze Egana.
- Ciekawe, jak to dzia艂a? - Giordino zacz膮艂 ogl膮da膰 urz膮dzenie.
- Mnie nie pytaj. Znajd藕 kogo艣 m膮drzejszego.
- Nie do wiary, 偶e to w og贸le funkcjonuje - podsumowa艂 Giordino.
- Mo偶e wygl膮da prymitywnie, ale masz przed sob膮 wynalazek, kt贸ry jest przysz艂o艣ci膮 transportu.
Pitt podszed艂 do panela z zegarem. Sekwencja by艂a ustawiona na czterna艣cie godzin. Zmniejszy艂 j膮 do dziesi臋ciu.
- Co robisz? - zdziwi艂 si臋 Giordino.
Pitt u艣miechn膮艂 si臋 chytrze.
- Wysy艂am wiadomo艣膰 Hiramowi Yaegerowi i Max.
Doszli do dziobu okr臋tu i wr贸cili do salonu. Kelly siedzia艂a w fotelu z natchnion膮 min膮.
Pitt delikatnie 艣cisn膮艂 jej rami臋.
- Idziemy do maszynowni. P贸jdziesz z nami?
Otar艂a si臋 policzkiem o jego r臋k臋.
- Znale藕li艣cie co艣 ciekawego?
- Pomieszczenie teleportacyjne twojego ojca.
- Wi臋c naprawd臋 wynalaz艂 i zbudowa艂 urz膮dzenie do przesy艂ania przedmiot贸w w przestrzeni!
- Tak.
Zerwa艂a si臋 i posz艂a za nimi w kierunku rufy.
Za salonem i przedzia艂em wej艣ciowym by艂a kuchnia okr臋towa. Kelly skrzywi艂a si臋 ze wstr臋tem. Na blatach wala艂y si臋 pojemniki z jedzeniem, w wielkim zlewie le偶a艂y brudne naczynia pozielenia艂e od ple艣ni, w rogu sta艂a sterta koszy z plastikowymi workami pe艂nymi odpadk贸w i 艣mieci.
- Tw贸j ojciec mia艂 wiele zalet, ale nie nale偶a艂o do nich zami艂owanie do porz膮dku - zauwa偶y艂 Pitt.
- Mia艂 na g艂owie wa偶niejsze sprawy - odpar艂a Kelly tonem kochaj膮cej c贸rki. - Szkoda, 偶e mnie nie wtajemniczy艂. Mog艂am by膰 jego sekretark膮 i gosposi膮.
Weszli do kwater za艂ogi i stan臋li jak wryci.
Egan przeni贸s艂 tu wszystkie skarby z salonu i biblioteki. P艂贸tna mistrz贸w zaj臋艂yby dwie sale w Metropolitan Museum of Art. W wysokich stosach le偶a艂y obrazy Leonarda da Vinci, Tycjana, Rafaela, Rembrandta, Vermeera, Rubensa i innych. W toaletach i osobnych kajutach sta艂y antyczne rze藕by z marmuru i br膮zu. By艂y te偶 skarby uratowane przez Amhersta z wrak贸w: sterty sztabek z艂ota i srebra oraz skrzynie pe艂ne monet i kosztowno艣ci. Warto艣膰 tego bogactwa nie mie艣ci艂a si臋 w g艂owie.
- Czuj臋 si臋 jak Ali Baba po odkryciu jaskini skarb贸w czterdziestu rozb贸jnik贸w - powiedzia艂 cicho Pitt.
Kelly przytakn臋艂a.
- Nawet mi si臋 nie 艣ni艂o, 偶e co艣 takiego istnieje.
Giordino wzi膮艂 gar艣膰 z艂otych monet i przesia艂 przez palce.
- Teraz wiemy, jak doktor Egan finansowa艂 swoje eksperymenty.
Ogl膮danie wszystkiego zaj臋艂o im blisko godzin臋. Potem poszli dalej. Po przej艣ciu kolejnej przegrody wodoszczelnej weszli do maszynowni 鈥濶autilusa鈥. Zajmowa艂a najwi臋cej miejsca na okr臋cie. Mia艂a osiemna艣cie metr贸w d艂ugo艣ci i sze艣膰 szeroko艣ci.
Labirynt rur, zbiornik贸w i dziwnych mechanizm贸w, w kt贸rych Pitt i Giordino rozpoznali generatory pr膮dotw贸rcze, wygl膮da艂 jak koszmarny sen hydraulika. W tylnej cz臋艣ci pomieszczenia dominowa艂 system ogromnych przek艂adni. Kelly spacerowa艂a po maszynowni, nawet w po艂owie nie tak zafascynowana technik膮, jak m臋偶czy藕ni. Podesz艂a do wysokiego sto艂u przypominaj膮cego podium. Na blacie le偶a艂a ksi臋ga w sk贸rzanej oprawie. Otworzy艂a j膮 i popatrzy艂a na staromodne pismo kre艣lone br膮zowym atramentem. By艂 to dziennik pok艂adowy g艂贸wnego mechanika. Ostatni wpis mia艂 dat臋 10 czerwca 1901 roku.
Wy艂膮czy艂em silniki na zawsze. Generatory b臋d膮 pracowa艂y do mojej 艣mierci. 鈥濶autilus鈥, kt贸ry s艂u偶y艂 mi tak wiernie przez czterdzie艣ci lat, pos艂u偶y mi teraz za grobowiec. To m贸j ostatni wpis.
Poni偶ej widnia艂 podpis: Cameron Amherst.
Pitt i Giordino pr贸bowali rozgry藕膰 konstrukcj臋 masywnego silnika z charakterystycznym dziewi臋tnastowiecznym osprz臋tem, zaworami i nieznanymi mechanizmami. Wiele z nich by艂o odlanych z mosi膮dzu i wypolerowanych na b艂ysk.
Pitt czo艂ga艂 si臋 dooko艂a i zagl膮da艂 pod sp贸d. W ko艅cu wsta艂 i podrapa艂 si臋 w brod臋.
- Widzia艂em ju偶 setki silnik贸w na setkach r贸偶nych jednostek p艂ywaj膮cych, ze starymi parowcami w艂膮cznie, ale czego艣 takiego jeszcze nigdy.
Giordino przyjrza艂 si臋 tabliczkom firmowym na r贸偶nych cz臋艣ciach maszynerii.
- To nie jest robota jednego producenta. Wygl膮da na to, 偶e Amherst zam贸wi艂 podzespo艂y w trzydziestu r贸偶nych fabrykach europejskich i ameryka艅skich, a potem z艂o偶y艂 wszystko do kupy ze swoj膮 za艂og膮.
- Dlatego uda艂o mu si臋 zbudowa膰 鈥濶autilusa鈥 w tajemnicy.
- Jak my艣lisz, na jakiej zasadzie to dzia艂a?
- Podejrzewam, 偶e to kombinacja pot臋偶nej energii elektrycznej i podstawowej formy magnetohydrodynamiki.
- Wi臋c Amherst stworzy艂 to poj臋cie sto czterdzie艣ci lat temu.
- Nie mia艂 takiej technologii, 偶eby przepuszcza膰 wod臋 morsk膮 przez rdze艅 magnetyczny, sch艂adzany p艂ynnym helem do temperatury zera absolutnego. To wesz艂o do produkcji dopiero sze艣膰dziesi膮t lat p贸藕niej. Wi臋c u偶y艂 jakiego艣 typu konwertora sodowego, kt贸ry nawet w przybli偶eniu nie by艂 tak wydajny, ale wystarczy艂 do jego cel贸w. Amherst musia艂 to kompensowa膰 pot臋偶n膮 energi膮 elektryczn膮 generuj膮c膮 tyle pr膮du, 偶eby 艣ruba obraca艂a si臋 z odpowiedni膮 szybko艣ci膮.
- Czyli 偶e Egan wykorzysta艂 pomys艂 Amhersta.
- W ka偶dym razie ten wynalazek m贸g艂 go zainspirowa膰.
- Wspania艂y - powiedzia艂 Giordino, patrz膮c z uznaniem na wielki silnik. - Zw艂aszcza 偶e ci膮gn膮艂 鈥濶autilusa鈥 przez czterdzie艣ci lat na wszystkich morzach 艣wiata.
Kelly pokaza艂a im dziennik pok艂adowy maszynowni. Wygl膮da艂a, jakby zobaczy艂a ducha.
- Chcia艂abym poszuka膰 przej艣cia mi臋dzy grot膮 i naszym domem, kt贸re musia艂 odkry膰 tata.
Pitt kiwn膮艂 g艂ow膮 i spojrza艂 na Giordina.
- Trzeba zameldowa膰 admira艂owi, co tu znale藕li艣my.
- Na pewno chcia艂by wiedzie膰 - zgodzi艂 si臋 Al.
Wspinaczka tunelem do szczytu urwiska trwa艂a nieca艂e pi臋膰 minut. Pitt doznawa艂 dziwnego wra偶enia, id膮c tras膮 wiking贸w sprzed tysi膮ca lat. S艂ysza艂 niemal ich g艂osy i czu艂 ich obecno艣膰.
Josh Thomas siedzia艂 w studiu Egana i czyta艂 dziennik analiz chemicznych Nagle zamar艂 z przera偶enia. Dywan na 艣rodku pokoju uni贸s艂 si臋 i przesun膮艂 na bok. Duchy! Klapa w pod艂odze otworzy艂a si臋 gwa艂townie i pojawi艂a si臋 ludzka g艂owa.
- Przepraszam 偶e przeszkadzam - u艣miechn膮艂 si臋 Pitt. - Ale w艂a艣nie przechodzi艂em obok.
16 sierpnia 2003, Waszyngton
Pitt wsta艂 z 艂贸偶ka, w艂o偶y艂 szlafrok i nala艂 fili偶ank臋 kawy, zaparzonej przez Sally Morse. Chcia艂 jeszcze pospa膰, ale Sally i Kelly wyje偶d偶a艂y. Sally z艂o偶y艂a zeznania przed komisj膮 Loren i w departamencie sprawiedliwo艣ci. Otrzyma艂a gor膮ce podzi臋kowania od wdzi臋cznego prezydenta i pozwolono jej wr贸ci膰 do domu. Mog艂a nadal zarz膮dza膰 Yukon Oil, dop贸ki nie b臋dzie wezwana na dodatkowe przes艂uchania.
Zaspany Pitt wszed艂 chwiejnie do kuchni. Sally nuci艂a weso艂o i wyjmowa艂a naczynia ze zmywarki. Mia艂a rozpuszczone w艂osy, by艂a w jedwabnej bluzce i br膮zowych d偶insach z zamszu.
- Nie my艣la艂em, 偶e to kiedy艣 powiem, ale b臋dzie mi was brakowa膰.
Sally roze艣mia艂a si臋.
- Tylko dlatego, 偶e zn贸w b臋dziesz musia艂 sam robi膰 sobie jedzenie, zmywa膰, 艣cieli膰 艂贸偶ko i pra膰.
- Nie mog臋 zaprzeczy膰, 偶e to polubi艂em.
Spowa偶nia艂a.
- Powiniene艣 znale藕膰 sobie fajn膮 dziewczyn臋, kt贸ra o ciebie zadba.
Pitt usiad艂 z kaw膮 przy stole, wydobytym kiedy艣 z wraku starego parowca na Wielkich Jeziorach.
- W gr臋 wchodzi tylko Loren, ale jest za bardzo zaj臋ta zabaw膮 w polityk臋. A co z tob膮? Jeste艣 za bardzo zaj臋ta prowadzeniem firmy, 偶eby znale藕膰 sobie fajnego faceta?
- Nie - odrzek艂a wolno. - Jestem wdow膮. Yukon Oil stworzyli艣my razem z m臋偶em. Kiedy zgin膮艂 w katastrofie lotniczej, przej臋艂am interes. Od tamtej pory onie艣mielam wi臋kszo艣膰 m臋偶czyzn.
- Tak膮 cen臋 musi p艂aci膰 kobieta zajmuj膮ca stanowisko prezesa. Ale nie przejmuj si臋. Zanim rok si臋 sko艅czy, b臋dziesz szcz臋艣liwa.
U艣miechn臋艂a si臋.
- Nie wiedzia艂am, 偶e umiesz przepowiada膰 przysz艂o艣膰.
- Wielki Dirk Pitt widzi i wie wszystko. Teraz widz臋, jak przystojny brunet z du偶膮 fors膮 zabiera ci臋 na Tahiti.
- Nie mog臋 si臋 doczeka膰.
Do kuchni wesz艂a Kelly w kr贸tkim bia艂ym sweterku bez r臋kaw贸w i niebieskich bawe艂nianych szortach.
- Prawie mi przykro, 偶e zostawiam to muzeum na pastw臋 m臋偶czyzny - za偶artowa艂a.
- Rachunek dostaniesz poczt膮 - odpar艂 gro藕nie Pitt. - I chyba przelicz臋 r臋czniki, zanim rozp艂yniecie si臋 w sinej dali, dziewczyny.
- Sally podrzuci mnie swoim odrzutowcem na lotnisko w pobli偶u farmy taty - powiedzia艂a Kelly, zapinaj膮c suwak torby podr贸偶nej.
- Gotowa? - zapyta艂a Sally.
Pitt wsta艂.
- Jakie masz plany?
- Za艂o偶臋 fundacj臋 filantropijn膮 imienia taty. Potem przeka偶臋 muzeom obrazy i inne dzie艂a sztuki.
- Brawo - pochwali艂a Sally.
- A srebro i z艂oto?
- Cz臋艣膰 p贸jdzie na budow臋 i finansowanie O艣rodka Naukowego imienia Elmore鈥檃 Egana. B臋dzie go prowadzi艂 Josh Thomas. Chce 艣ci膮gn膮膰 najzdolniejszych m艂odych ludzi z ca艂ego kraju. Reszt臋 sztabek i monet przeznacz臋 na cele dobroczynne. Oczywi艣cie ty i Al dostaniecie swoj膮 dzia艂k臋.
Pitt pokr臋ci艂 g艂ow膮 i zamacha艂 r臋kami.
- Nie, nie, daj spok贸j. Niczego nie potrzebuj臋. Al mo偶e przyj膮艂by nowe ferrari, ale wola艂bym, 偶eby艣 lepiej spo偶ytkowa艂a nasz膮 dol臋.
- Zaczynam rozumie膰, co Loren w tobie widzi - powiedzia艂a Sally.
- Co takiego?
- Po prostu porz膮dnego faceta.
- W takich chwilach nienawidz臋 samego siebie.
Zni贸s艂 ich baga偶 do limuzyny, kt贸ra mia艂a je zawie藕膰 na pobliskie lotnisko dla prywatnych samolot贸w.
Sally obj臋艂a go i poca艂owa艂a w policzek.
- Trzymaj si臋, Dirk. Ciesz臋 si臋, 偶e ci臋 pozna艂am.
- Cze艣膰, Sally. Mam nadziej臋, 偶e znajdziesz swojego faceta.
Kelly poca艂owa艂a go mocno w usta.
- Kiedy zn贸w si臋 zobaczymy?
- Niepr臋dko. Admira艂 zadba艂 o to, 偶ebym si臋 nie nudzi艂 w najbli偶szym czasie.
Sta艂 przez chwil臋 i macha艂, p贸ki limuzyna nie skr臋ci艂a do bramy lotniska. Potem wolno zamkn膮艂 drzwi hangaru, wszed艂 na g贸r臋 i wr贸ci艂 do 艂贸偶ka.
Kiedy Loren przyjecha艂a do Pitta, 偶eby sp臋dzi膰 z nim weekend, zasta艂a go grzebi膮cego pod mask膮 zielonego packarda rocznik 1938. By艂a wyra藕nie zm臋czona po kolejnym d艂ugim dniu przes艂ucha艅 w sprawie afery Zale鈥檃, kt贸ra wywo艂a艂a skandal polityczny. Ale wygl膮da艂a osza艂amiaj膮co w eleganckim czarnym kostiumie.
- Cze艣膰, wielki cz艂owieku. Co tam majstrujesz?
- Te stare ga藕niki s膮 przystosowane do benzyny o艂owiowej. Bezo艂owiowa ma tyle paskudnych chemikali贸w, 偶e wy偶era im wn臋trzno艣ci. Zawsze, kiedy je偶d偶臋 starymi samochodami, musz臋 czy艣ci膰 ga藕niki, bo si臋 zapychaj膮.
- Co chcesz na kolacj臋?
- A nie wolisz zje艣膰 na mie艣cie?
- Media szalej膮. Ci膮gle szukaj膮 sensacji. Musz臋 si臋 ukrywa膰. Przywioz艂a mnie tutaj moja fryzjerka pikapem swego m臋偶a. Ca艂膮 drog臋 siedzia艂am na pod艂odze.
- Szcz臋艣ciara z ciebie. Jeste艣 s艂awna.
Loren zrobi艂a surow膮 min臋.
- Zjesz makaron ze szpinakiem i prosciutto?
- Fajna randka.
Godzin臋 p贸藕niej zawo艂a艂a z g贸ry, 偶e kolacja gotowa. Pitt umy艂 si臋 i wszed艂 do kuchni. Zajrza艂 do garnka z gotuj膮cym si臋 makaronem.
- 艁adnie pachnie, jak na zwyk艂e nitki.
- Oczywi艣cie. Wla艂am tam p贸艂 butelki chardonnay.
- Wi臋c nie musimy pi膰 koktajlu przed jedzeniem.
W czasie kolacji 偶artowali i docinali sobie wzajemnie, jak to bywa mi臋dzy dwojgiem ludzi o podobnym poczuciu humoru i poziomie intelektualnym. Pitt i Loren przeczyli starej zasadzie, 偶e przeciwie艅stwa si臋 przyci膮gaj膮. Mieli te same upodobania i nie lubili tych samych rzeczy.
- Kiedy ko艅czysz przes艂uchania? - zapyta艂.
- We wtorek. Potem spraw臋 przejmuje departament sprawiedliwo艣ci. Ju偶 prawie zrobi艂am swoje.
- Mia艂a艣 szcz臋艣cie, 偶e Sally przysz艂a do ciebie.
Loren przytakn臋艂a i podnios艂a kieliszek chardonnay.
- Gdyby nie ona, Zale 偶y艂by dalej, niszczy艂 i mordowa艂. Jego samob贸jstwo rozwi膮za艂o wiele problem贸w.
- A co departament sprawiedliwo艣ci szykuje dla jego kolesi贸w?
- Cz艂onkowie kartelu Cerber zostan膮 postawieni w stan oskar偶enia. Ka偶dy agent w departamencie wyrabia nadgodziny, 偶eby przedstawi膰 zarzuty tysi膮com skorumpowanych urz臋dnik贸w pa艅stwowych i polityk贸w. Skutki tego skandalu b臋d膮 trwa艂y bardzo d艂ugo.
- Miejmy nadziej臋, 偶e to zniech臋ci innych do brania 艂ap贸wek.
- Du偶a grupa specjalna bada teraz zagraniczne inwestycje i konta bankowe podejrzanych. Dzi臋ki danym dostarczonym przez Hirama Yaegera.
Pitt spojrza艂 na swoje wino i zakr臋ci艂 nim w kieliszku.
- A co b臋dzie z nami?
Dotkn臋艂a palcami jego d艂oni.
- Nic si臋 nie zmieni.
- Ty w Kongresie, ja pod wod膮 - powiedzia艂 wolno.
Spojrza艂a na niego mi臋kko.
- Chyba tak musi by膰.
- To tyle, co do moich iluzji, 偶e zostan臋 dziadkiem.
Cofn臋艂a r臋k臋.
- Nie jest 艂atwo konkurowa膰 z duchem.
- Z Summer?
Wym贸wi艂 to s艂owo, jakby widzia艂 co艣 w oddali.
- Nigdy o niej ca艂kiem nie zapomnia艂e艣.
- Chyba raz.
- Przy Maeve?
- Kiedy Summer zgin臋艂a w morzu, a Maeve umar艂a w moich ramionach, poczu艂em pustk臋 - odrzek艂 Pitt i otrz膮sn膮艂 si臋 jak mokry pies. - Jestem zbyt sentymentalny.
Wsta艂, okr膮偶y艂 st贸艂 i poca艂owa艂 Loren w usta.
- Mam pi臋kn膮, cudown膮 kobiet臋 i nie doceniam tego.
Romantyczny nastr贸j przerwa艂 dzwonek do drzwi. Pitt uni贸s艂 brwi i odwr贸ci艂 si臋 do monitora kamery ukrytej na zewn膮trz. Na ekranie zobaczy艂 dwoje m艂odych ludzi. Stali przed drzwiami obok sterty baga偶u.
- Wygl膮daj膮, jakby chcieli si臋 tu wprowadzi膰 - stwierdzi艂a sardonicznie Loren.
- Ciekawe, kto to?
Pitt chcia艂 w艂膮czy膰 domofon, ale Loren z艂apa艂a go za r臋k臋.
- Zostawi艂am torebk臋 na b艂otniku packarda. Zbiegn臋 na d贸艂, wezm臋 j膮 i pozb臋d臋 si臋 ich.
Pitt spokojnie zabra艂 si臋 do makaronu. Dopija艂 wino, kiedy w interkomie us艂ysza艂 g艂os Loren.
- Dirk, chyba powiniene艣 tu przyj艣膰.
Zastanowi艂 go jej ton. M贸wi艂a jakby z wahaniem. Zbieg艂 po schodach, min膮艂 zabytkowe samochody i podszed艂 do drzwi hangaru. By艂y szeroko uchylone. Loren chowa艂a si臋 za nimi i rozmawia艂a z m艂od膮 par膮.
Oboje wygl膮dali na niewiele ponad dwadzie艣cia lat. M臋偶czyzna dobrze si臋 prezentowa艂. By艂 kilka centymetr贸w wy偶szy od Pitta, ale identycznie zbudowany. Mia艂 czarne faluj膮ce w艂osy i zielone oczy. Pitt zerkn膮艂 na Loren. Patrzy艂a na dw贸jk臋 m艂odych ludzi jak zaczarowana. Przyjrza艂 si臋 uwa偶niej twarzy m臋偶czyzny i zesztywnia艂. Jakby zobaczy艂 w magicznym lustrze siebie sprzed dwudziestu pi臋ciu lat.
Z trudem oderwa艂 wzrok od m臋偶czyzny i spojrza艂 na kobiet臋. Dozna艂 dziwnego wra偶enia i poczu艂 przyspieszone bicie serca. By艂a bardzo 艂adna, zgrabna i wysoka. Mia艂a ognistorude w艂osy i szare oczy. Ogarn臋艂a go fala wspomnie艅. Ugi臋艂y si臋 pod nim kolana i musia艂 si臋 przytrzyma膰 framugi.
- Pan Pitt? - bardziej stwierdzi艂, ni偶 zapyta艂 m艂ody cz艂owiek.
- Tak.
Loren zadr偶a艂a na widok jego szerokiego u艣miechu, kt贸ry tyle razy widzia艂a na twarzy Pitta.
- Siostra i ja d艂ugo czekali艣my, 偶eby pana pozna膰. Dok艂adnie dwadzie艣cia trzy lata.
- A teraz, kiedy mnie wreszcie znale藕li艣cie, czym mog臋 wam s艂u偶y膰? - zapyta艂, jakby obawia艂 si臋 odpowiedzi.
- Matka mia艂a racj臋, 偶e jeste艣my podobni.
- Czyja matka?
- Moja. Summer Moran. Naszym dziadkiem by艂 Frederick Moran.
Pitt poczu艂, jakby imad艂o 艣ciska艂o mu serce i z trudem to wytrzymywa艂.
- Ona i jej ojciec zgin臋li lata temu podczas podwodnego trz臋sienia ziemi na Hawajach.
M艂oda kobieta pokr臋ci艂a g艂ow膮.
- Matka prze偶y艂a, ale zosta艂a ci臋偶ko ranna. Mia艂a zmia偶d偶one plecy i nogi i zdeformowan膮 twarz. Ju偶 nigdy nie mog艂a chodzi膰. Reszt臋 偶ycia sp臋dzi艂a przykuta do 艂贸偶ka.
- Nie mog臋... nie, nie chc臋 w to uwierzy膰. Zgin臋艂a w morzu, kiedy pop艂yn臋艂a na ratunek ojcu.
- M贸wi臋 prawd臋 - zapewni艂a m艂oda kobieta. - Matk臋 przygniot艂a podwodna ska艂a, ale ludzie dziadka uratowali j膮. Wyci膮gn臋li na powierzchni臋 i zabrali kutrem rybackim z wyspy. Przewie藕li j膮 szybko do szpitala w Honolulu i przez miesi膮c walczy艂a ze 艣mierci膮. Przez wi臋kszo艣膰 czasu by艂a nieprzytomna, wi臋c nie mog艂a powiedzie膰 lekarzom i piel臋gniarkom, kim jest. Po roku wydobrza艂a na tyle, 偶e j膮 wypisali. Wr贸ci艂a do rodzinnego domu na wyspie Kauai i tam mieszka艂a do 艣mierci. Na szcz臋艣cie dziadek zostawi艂 jej w spadku taki maj膮tek, 偶e mia艂a doskona艂膮 opiek臋 s艂u偶膮cych i piel臋gniarek.
- Urodzili艣cie si臋 przed jej wypadkiem? - zapyta艂a Loren.
Kobieta pokr臋ci艂a g艂ow膮.
- Urodzi艂a nas w szpitalu dziewi臋膰 miesi臋cy bez jednego tygodnia p贸藕niej.
- Jeste艣cie bli藕niakami?
M艂oda kobieta u艣miechn臋艂a si臋.
- Nie jeste艣my identyczni. To si臋 zdarza u bli藕niak贸w. Brat jest podobny do ojca, ja do matki.
- Nigdy nie pr贸bowa艂a skontaktowa膰 si臋 ze mn膮? - zapyta艂 ponuro Pitt.
- Wiedzia艂a, 偶e gdyby pana zawiadomi艂a, zjawi艂by si臋 pan natychmiast. Ale nie chcia艂a, 偶eby zobaczy艂 j膮 pan w takim stanie. Wola艂a, 偶eby zapami臋ta艂 j膮 pan tak膮, jaka by艂a przed wypadkiem.
Pitt czu艂 si臋 winny.
- Bo偶e, gdybym tylko wiedzia艂...
Przypomnia艂 sobie Hawaje. Summer by艂a uderzaj膮co pi臋kna i wci膮偶 nawiedza艂a go w snach.
Loren 艣cisn臋艂a go za rami臋.
- To nie twoja wina. Uwa偶a艂a, 偶e tak b臋dzie lepiej.
- Je艣li jeszcze 偶yje, chc臋 wiedzie膰, gdzie jest - za偶膮da艂 Pitt.
- Umar艂a miesi膮c temu - odpowiedzia艂 m艂ody cz艂owiek. - Pochowano j膮 na wzg贸rzu z widokiem na ocean. Zmusza艂a si臋 do 偶ycia, dop贸ki siostra i ja nie uko艅czyli艣my studi贸w. Dopiero wtedy opowiedzia艂a nam o panu. Jej ostatnim 偶yczeniem by艂o, 偶eby艣my si臋 poznali.
- Dlaczego? - zapyta艂 Pitt, cho膰 zna艂 odpowied藕.
- Mam imi臋 po matce - powiedzia艂a m艂oda kobieta. - Summer.
M艂ody m臋偶czyzna u艣miechn膮艂 si臋.
- A ja po ojcu. Te偶 nazywam si臋 Dirk Pitt.
Pittowi o ma艂o nie p臋k艂o serce. Kaleka Summer urodzi艂a mu syna i c贸rk臋 i wychowa艂a ich bez niego. By艂 zdruzgotany, a jednocze艣nie uszcz臋艣liwiony. Wzi膮艂 si臋 w gar艣膰 i obj膮艂 ich ramionami.
- Musicie mi wybaczy膰. Nie co dzie艅 cz艂owiek dowiaduje si臋, 偶e ma dw贸jk臋 wspania艂ych doros艂ych dzieci.
- Nawet nie wiesz, ojcze, jacy jeste艣my szcz臋艣liwi, 偶e w ko艅cu ci臋 znale藕li艣my - powiedzia艂a Summer 艂ami膮cym si臋 g艂osem.
Wszystkim nap艂yn臋艂y 艂zy do oczu. Dzieci p艂aka艂y otwarcie. Loren ukry艂a twarz w d艂oniach. Pitt mia艂 mokre policzki.
Wzi膮艂 oboje za r臋ce i wprowadzi艂 do hangaru. Potem cofn膮艂 si臋 z szerokim u艣miechem.
- Wol臋, 偶eby艣cie m贸wili do mnie tato. Zw艂aszcza w domu.
- Mo偶emy tu zamieszka膰? - zapyta艂a niewinnie Summer.
- A czy na Kapitelu jest kopu艂a?
Pom贸g艂 im wnie艣膰 baga偶 do 艣rodka. Potem wskaza艂 wagon ze z艂otym napisem 鈥濵anhattan Limited鈥.
- Macie do wyboru cztery luksusowe przedzia艂y. Kiedy si臋 zainstalujecie, przyjd藕cie na g贸r臋. Mamy sobie du偶o do opowiedzenia.
- Gdzie chodzili艣cie do szko艂y? - zapyta艂a Loren.
- Summer sko艅czy艂a Instytut Oceanograficzny Scrippsa, a ja wydzia艂 budowy okr臋t贸w w nowojorskim Maritime College.
- Podejrzewam, 偶e wasza matka mia艂a z tym co艣 wsp贸lnego - powiedzia艂 Pitt.
- Tak - przyzna艂a Summer. - To ona doradzi艂a nam taki kierunek studi贸w.
- M膮dra kobieta - mrukn膮艂.
Dobrze wiedzia艂, 偶e Summer chcia艂a przygotowa膰 dzieci do przysz艂ej pracy z ojcem.
M艂odzi ludzie stan臋li jak wryci na widok kolekcji zabytkowych samochod贸w i samolot贸w.
- To wszystko twoje? - zapyta艂a Summer.
- Na razie - roze艣mia艂 si臋 Pitt. - Kiedy艣 b臋dzie wasze.
M艂ody Dirk patrzy艂 z podziwem na wielki pomara艅czowo-br膮zowy samoch贸d.
- Duesenberg? - zapyta艂 cicho.
- Znasz si臋 na starych samochodach?
- Uwielbiam je od dziecka. Zaczyna艂em od forda kabrioleta z 1943 roku.
Loren otar艂a 艂zy.
- Niedaleko pada jab艂ko od jab艂oni.
- Je藕dzi艂e艣 kiedy艣 duesenbergiem?
- Jeszcze nie.
Pitt obj膮艂 go.
- To poje藕dzisz, ch艂opcze - powiedzia艂 z dum膮.