11 Zlo czy Zly, Filozofia


XI. Zło czy Zły?

Tytuł wykładu brzmi może nieco zagadkowo. Punktem wyjścia dla naszej refleksji będzie pytanie, jaki jest sens modlitwy odmawianej przez chrześcijan, która kończy się słowami: ale nas zbaw ode złego. Od czego Ojciec ma zbawić modlącego się chrześcijanina: od zła czy od złego? A jeżeli od złego, to kto nim jest?

Zacznijmy od momentu, w którym zakończył się poprzedni wykład. Iwan Fiodorowicz Karamazow w rozmowie ze swym nie uznanym, ale jednak bratem, Smierdiakowem, dowiaduje się, iż ten jest mordercą i odbiera od niego jako corpus delicti trzy tysiące rubli. Kiedy następnie wraca do domu, coś zaczyna się z nim dziać. Dostojewski opatruje to komentarzem medycznym. Iwan znajduje się w stanie absolutnego podniecenia. Dowiadujemy się przy okazji, że kobieta, która go kochała, dostrzegła u niego już uprzednio jakieś stany halucynacyjne. Miłość kazała jej sprowadzić z samej Moskwy za bardzo duże pieniądze wybitnego specjalistę, który stwierdził - jak stoi w tekście - „rozstrój władz umysłowych”, co współcześnie nazwalibyśmy zaburzeniami osobowości. Halucynacje w takim stanie nie są niczym niespodziewanym. Zalecana byłaby poważna kuracja. Tyle wyjaśnień od autora.

Natomiast sam Iwan Fiodorowicz przyszedłszy do domu, spostrzega, że ma gościa, który siedzi na kanapie. Gość wygląda na z lekka zaniedbanego dżentelmena, około pięćdziesiątki. Jest trochę jakby inteligentem, czasem gburem. Rozpoczyna się rozmowa. Iwan jest przekonany, że rozmawia z samym sobą. Wygląda to na typowy przejaw schizofrenii. Gość głośno wypowiada wszystkie myśli, które od dawna tkwiły w głowie Iwana Fiodorowicza. Mamy w tym miejscu jedną z klasycznych scen literatury światowej ukazującej spotkanie z diabłem. Można byłoby przytoczyć trzy nazwiska twórców, którzy ów kanon ustanowili: Johann Wolfgang Goethe w Fauście, potem właśnie Dostojewski prezentujący diabelski koszmar Iwana Fiodorowicza w powieści Bracia Karamazow, wreszcie Doktor Faustus Tomasza Manna, gdzie znakomicie zapowiadający się geniusz muzyczny, Adrian Leverkühn jest kuszony przez diabła, który chce, by sprzedał mu swą duszę.

Mówienie o diable jest albo dowodem wielkiej naiwności, albo poszukiwaniem jakiegoś rodzaju upostaciowania zła. Czy diabeł jest jedynie ciekawostką i zabawną postacią folklorystyczną? Czy jest to metafizyczny skrót, za pomocą którego ludzie chcą wypowiedzieć swoje przerażenie wobec niepojętej grozy świata? O ile myśliciele przynajmniej od czasu Oświecenia, a w XX wieku także i teologowie, wypowiadają się raczej sceptycznie co do realnego istnienia takiego duchowego bytu, który można byłoby nazwać diabłem, to godne uwagi jest to, iż zarówno poezja, jak i literatura powagą podchodzą do tego zagadnienia. Moim zdaniem arcydziełem gatunku demonologicznego są Listy starego diabła do młodego C. S. Lewisa. Demonologia to termin złożony ze słów „demon” i „logos”, czyli po prostu nauka o diabłach. Listy… to genialna angielska satyra. Jak wszędzie, tak i w piekle obniżył się poziom edukacji. Kiedy stary Piołun został rektorem szkoły młodych kusicieli, jeden z diabełków nie bardzo dawał sobie radę z nauką. Jego stryj pisał do niego wówczas listy edukacyjne, uzupełniające naiwne pouczenia starego Piołuna. Z tego wniosek, że wszystko na tym świecie się psuje, także i piekło. Uwagi zawarte w listach są genialne, zachęcam do lektury tej książki.

Diabeł przemawia zarówno do wyobraźni, jak i do myślenia. W tym sensie albo będzie zabawną postacią folklorystyczną, albo metafizycznym skrótem. Jeśli chodzi o postać z folkloru uważam, że każdy naród ma takiego diabła, na jakiego zasługuje. Niemcy mają mrocznego, metafizycznego Mefistofelesa, który kusi wciągając duszę w jakieś przepastne głębiny. Poczciwy Polacy mają Rokitę i Borutę - ot, takie diabełki, co wrzucają pijanych szlachciców do bagna i tam ich tytłają. Myślę, że znakomicie opowiedział to Zbigniew Herbert:

Diabeł rodzimy

1.

Przybył z Zachodu na początku dziesiątego wieku. Zrazu tryskał energią i pomysłami Wszędzie słychać było stuk jego kopyt. Powietrze pachniało czarcio. Ten dziewiczy kraj, bliżej piekła niż nieba, wydawał się jego ziemią obiecaną. Chwiejna dusza ludu aż prosiła się o chrzest ciemnego ognia.

Na pagórkach drżały dzwonnice. Mnisi piszczeli jak myszy. Lały się konwie święconej wody.

2.

Zamki i miasta oddał w arendę magistrom alchemii i szalbierzom magii. Sam wbił się dziesięcioma pazurami w zdrowe mięso narodu - chłopów. Wchodził w ciało głęboko, ale nie pozostawiał śladu. Matkobójcy klecili wotywne kapliczki. Upadłe dziewczęta podnosiły się. Opętani uśmiechali się głupkowato.

Aniołom wiotczały mięśnie. Ludzie popadali w tępą cnotę.

3.

Bardzo szybko opuścił go zapach siarki. Zaczął pachnieć niewinnie sianem. Rozpił się trochę. Opuścił zupełnie. Jeśli wejdzie do obory, nie zawiąże krowom ogonów. Nie drażni nawet nocą babskich sutek.

Ale przeżyje wszystkich. Uparty jak kąkol, leniwy jak łopuch.

To przykład demonologii poetyckiej, mówiącej więcej, zgodnie z wypowiedzianą przeze mnie tezą, o kulturze, w której się rzecz rozgrywa. Ciekawe, że u Miłosza w powieści Dolina Issy diabły występujące na pograniczu Litwy i Żmudzi były ubrane po niemiecku i zachowywały się niebezpiecznie. Natomiast wyobraźnia ludowa okiełznała diabła, uczyniwszy zeń stworzenie chytre i złośliwe, ale nie ponad miarę. Chłop wierzył, że chytrością swoją potrafi każdego diabła wyprowadzić w pole i tam pozostawić na pośmiewisko całej wsi.

Pamiętam wspaniałą aranżację Biesów w reżyserii Andrzeja Wajdy w Starym Teatrze na początku lat siedemdziesiątych. Pomysł inscenizacyjny polegał na tym, że aktorzy grający głównych bohaterów rozmawiali w scenerii przedstawiającej salon. Tylko od czasu do czasu zapadała ciemność i wtedy jakieś ciemne postacie wynosiły dekoracje i wstawiały nowe. A potem znikały, rozbłyskało światło i rozmowy salonowe toczyły się dalej.

Sposobem na diabła jest rzucenie w niego czymś. Znamy z historii czy literatury dwa słynne rzuty w diabła. Pierwszy to rzut kałamarzem wykonany przez Lutra na zamku w Weimarze. Gdy czart nadmiernie dawał się we znaki, mistrz Marcin rzucił w niego kałamarzem i do dziś wszystkie wycieczki podziwiają atramentową plamę na ścianie, starannie pielęgnowaną przez konserwatorów. Natomiast Iwan Fiodorowicz Karamazow cisnął w diabła - jak przystało na Rosjanina - herbatą. Ale gdy skończyło się widzenie, okazało się, że szklanka pozostała na stole.

Kiedy zaczął się kryzys diabła? Ciekawe, że okres szczególnego panowania diabła w wyobraźni przedstawicieli kultury europejskiej to przede wszystkim czas, który został nazwany Odrodzeniem. Dowiedziałem się o tym z książki rzetelnego historyka francuskiego Jeana Delumeau Strach w kulturze Zachodu XIV-XVIII wieku. Renesans i początki Baroku to czas palenia czarownic, tropienia diabłów i wszelkiego zła, poszukiwania, jak ich nazywano, „agentów szatana”. Piękna powieść Izaaka Bashevisa Singera Szatan w Goraju pokazuje, że nie jest to właściwość tylko tradycji chrześcijańskiej. Gdy nadszedł czas oświeconych, nie tyle wypowiedziano walkę szatanowi i jego szerzącym strach adeptom, lecz propagowano odwoływanie się do rozumu. Diabeł został unicestwiony, choć właściwie pozornie. Charles Baudelaire w jednym ze swoich wierszy powiada, że największym sukcesem diabła było przekonanie ludzi, że nie istnieje. To zdanie było to wielokrotnie powtarzane.

Debata na temat diabła w kulturze, teologii i filozofii jest bardzo ściśle związana z rozumieniem człowieka i jego zmagania ze złem, właśnie nie ze złym, lecz ze złem. Demonologia jest zatem w pewnym sensie pochodną antropologii. Sposób mówienia o złym jest pochodną rozumienia przez człowieka swojej mocy w walce ze złem. W tym względzie rysuje się pewien podział wśród myślicieli. Jedni twierdzą, że człowiek może własną mocą obronić się przed złem, inni twierdzą, iż potrzeba jest mu w tym celu jakaś zewnętrzna pomoc. Pierwsza odpowiedź brzmi optymistycznie: człowiek jest dobry, choć trochę głupi. Potrzeba mu więcej wiedzy, światła rozumu, wykształcenia, a wówczas będzie umiał pokierować swoim życiem tak, że dostąpi wyzwolenia od różnych ciemnych sił, które zresztą są po prostu wytworem jego nieokrzesania, niewiedzy, a nie żadnym samoistnym bytem. Druga odpowiedź idzie tropem biblijnej mądrości. Jej przedmiotem jest raczej ciemna wizja człowieka, który w rozumieniu tej tradycji uwikłany jest w trudną sytuację wyjściową. Skrótowo można ją określić mianem grzechu pierworodnego. Tak zarysowana debata wydaje się nie mieć nigdy końca, podobnie jak większość wielkich problemów antropologicznych, z którymi ludzkość się zmaga.

Proponuję Państwu przyjrzenie się sytuacji sporu o ten „skrót metafizyczny”, metafizyczny obraz zła, jakim jest Zły. Chciałbym ją zanalizować w oparciu o poglądy Leszka Kołakowskiego. Przeszedł on bardzo długą drogę, właściwie ewolucję od ortodoksyjnego marksizmu do obecnej postawy. Punktem wyjściowym tej ewolucji intelektualnej był fakt, że jako młody doktorant został ok. 1951 roku wysłany do Moskwy, aby tam zaczerpnąć wiedzy „u samego źródła”. Wrócił porażony. Sądził, że jedzie do jakichś znakomitych uczonych, gdy tymczasem na miejscu spotkał troglodytów, jak sam powiedział. Nie dlatego, jakoby Rosjanie byli troglodytami, ale miał na myśli profesorów od marksizmu. Nie znali oni żadnego języka obcego. Tutaj Kołakowski złośliwie dodaje, że rozumie pouczenia jednego z mistrzów duchowych średniowiecza, który powiedział, iż nie utwierdzonych w wierze nie należy posyłać do Rzymu. Popełniono błąd wysyłając Kołakowskiego do marksistowskiego Rzymu, ponieważ tam stracił wiarę.

Kołakowski ma bardzo lekkie pióro, bawił się więc pisząc rozmaite eseje i rozmowy z diabłem o charakterze libertyńsko-ironicznym. Ta forma dobrze służyła do prowadzenia rozmaitych polemik. Jednak od lat siedemdziesiątych w jego myśli pojawia się zasadnicza zmiana. Zaczyna dostrzegać, że krytykowana dotychczas przez niego tradycja religijna (bez zagłębiania się w kwestię istnienia czy nieistnienia Boga, raczej religia jako fakt kulturowy organizujący wyobraźnię zarówno kosmologiczną, jak i aksjologiczną, obraz świata i obraz wartości) odgrywa niesłychanie ważną rolę. Wyraża to w następujący sposób: Religia jest sposobem, w jaki człowiek akceptuje swoje życie jako nieuchronną porażkę. Znaczy to, że nie ma racji optymizm, który nie pozwala człowiekowi spojrzeć w oczy jego prawdziwej sytuacji egzystencjalnej. Współczesna kultura wytwarza cały szereg środków znieczulających, zachęcających człowieka do przeżywania swego życia tylko w obrębie trywialnej codzienności, rozrywkowo, aby umożliwić mu ucieczkę od grozy, którą Kołakowski nazywa nieuchronną porażką. Diabeł jest według Kołakowskiego symbolem pewnej kwestii fundamentalnej, skrótem wyobrażeniowym, intelektualnym. Ta fundamentalna kwestia to obecność zła.

Biorąc pod uwagę perspektywę historiozoficzną namysłu nad dziejami, charakterystyczną choćby dla Hegla, Kołakowski pyta: Czy historia pozostawia po sobie śmieci czy też jej machina wszystko trawi? A więc wciąż mamy do czynienia z owym tragicznym węzłem zadzierzgniętym przez Hegla. Czy rozum, który idzie przez dzieje, wykorzystuje również momenty ciemne i złe jako tworzywo dla przyszłego stanu pojednania i wszechdoskonałości? Kołakowski wyraźnie staje po stronie Iwana Karamazowa w jego proteście przeciwko takiej heglowskiej wizji dziejów, w której cierpienie niewinnych dzieci uzasadnia się tym, że historia w przyszłości wyciągnie z tego pozytywne wnioski.

W tej perspektywie świadomość obecności diabła jest dla Kołakowskiego ontologicznym symbolem nieuchronnej obecności zła w historii. Stajemy wobec następującego pytania: czy jest możliwa taka wizja świata, taka interpretacja świata, w której zło - przynajmniej potencjalnie - będzie można opanować w każdym z jego przejawów i wprowadzić ład? Czy też musimy przyjąć do świadomości fakt, który tutaj zostaje nazwany nieuchronną obecnością zła w historii? W kulturze europejskiej można wskazać dwa nurty stające wobec tego wyzwania. Jeden to dialektyczna próba (poprzez przełamywanie kolejnych sprzeczności) ukazania sensowności procesu dziejowego, dla którego zło jest niejako nawozem, na którym wyrastają piękne kwiaty. Ta perspektywa ukazuje rzeczywistość jako triumfalny postęp ducha i głosi nastanie czasu powszechnej szczęśliwości. Kołakowskiemu, niezależnie od tego, czy opowiada się jako człowiek wierzący czy nie, bliższa jest jednak tradycja wypływająca z nauki św. Augustyna o złu jako braku dobra. Twierdzi przy tym, że teoria prywacyjna zła, być może przekonująca na gruncie metafizycznym, jest niesłychanie słaba psychologicznie. Zło bowiem stanowi realnie działającą siłę niszczącą. A zatem teoria prywacyjna winna zostać wzmocniona świadomością obecności diabła. Obecność diabła potwierdza bez wątpliwości, że zło jest trwałą częścią świata, której wyrugować się całkowicie nie da, i że nie należy spodziewać się pojednania uniwersalnego.

Z tych dwóch nurtów kultury: pesymistycznego i optymistycznego, oczekującego z nadzieją możliwości ostatecznego przezwyciężenia zła, Kołakowski opowiada się raczej po stronie konserwatywnej. Twierdzi, że nadzieja na zbudowanie systemu, w którym zło zostanie ostatecznie pokonane, może okazać się bardzo niebezpieczna. Trzeba tu jednak od razu zaznaczyć, iż jego myśl nie jest prostym powrotem do tradycji przedoświeceniowej. Nie głosi bezradnego poddawania się nieuchronności zła. Ze złem należy walczyć w sensie przynoszenia jak najbardziej wydajnej ulgi człowiekowi, okazywania fundamentalnej solidarności z tymi, których zło dotknęło. Istnieje bowiem niebezpieczeństwo, że ulegniemy fałszywej świadomości oraz przemocy zła. Trzeba znaleźć jakieś rozsądne spojrzenie: z jednej strony uznać życie za nieuchronną klęskę, z drugiej strony heroicznie dawać świadectwo tym wartościom, które ulegają wyczerpaniu.

Kołakowski jest zdania, iż najwięcej zła wyrządzili w dziejach ci, którzy te dzieje chcieli na siłę naprawić. Owa oświeceniowa utopia, przy całej swej szlachetności, inspirowała często swoich synów do znoszenia przemocy przemocą, co jedynie powiększało ilość ofiar. Oczywiście to dążenie do unieważnienia zła nie jest przywilejem jedynie systemów totalitarnych. Pamiętajmy, że Kołakowski kształtował swoją myśl w intelektualnym zmaganiu z systemem totalitarnym. Ale istnieje szerszy kontekst dotyczący sytuacji kulturowej, w jakiej znajduje się człowiek, któremu grozi w pewnym sensie ucieczka od rzeczywistości i zatajanie przed sobą wszystkich trudnych, niewygodnych sytuacji życiowych. Według Kołakowskiego kultura potrzebuje sacrum, cokolwiek by to miało znaczyć. Ale w skrócie określmy święte jako miejsce, które jest niedotykalne. Sądzę, że przeciwieństwem tak rozumianego sacrum nie jest profanum, lecz banał. Kultura, która utraci sens sacrum, jest zagrożona banalizacją.

Mówiłem już o ekspozycji w Auschwitz ukazującej sposoby eksterminacji ludzi przez hitlerowców. Pozbawiona zupełnie elementów sakralnych, została odebrana jako banalna. Co może wywołać w człowieku widok dwóch wagonów włosów, albo trzech wagonów okularów? To przecież przekracza ludzką wyobraźnię. Jeżeli gdzieś ucieknie świadomość, że człowiek jest rzeczą świętą (homo - res sacra), sprawdza się wówczas słynne powiedzenie Heideggera, że materializm to traktowanie wszystkiego jako materiału, jako tworzywa. Myślę, że jest to temat do wielkiej debaty dotyczącej naszej kultury w ogóle. W pewnym sensie rdzeniem kultury XIX i XX wieku była odwaga przekraczania granic. Ale co przekraczać, gdy wszystko zostało już przekroczone?

Co oznacza miejsce sacrum? Kołakowski twierdzi, iż chrześcijaństwo powinno bardzo jasno ograniczyć pole swego działania. Powiada, że sprawą chrześcijaństwa jest zło moralne, a zło tkwi tylko w jednostkach ludzkich i tylko jednostka jest odpowiedzialna. W przeciwieństwie do wielkich wizji naprawiania świata, w wizji chrześcijańskiej zło moralne tkwi tylko w jednostkach ludzkich. W każdej jednostce zaczynają się na nowo dzieje świata. Nie można powiedzieć, dlaczego świat nie stał się lepszy od czasów Jezusa. Pytanie jest, czy ty stałeś się lepszy, bo ty jesteś całym światem. I bardzo ważna myśl: Jezus polecał, abyśmy niszczenie zła zaczynali od samych siebie, a nie od mordowania innych. Można to odnieść do mowy Wielkiego Inkwizytora, który uważał, że należy zbudować system, w którym biedni ludzie będą pozbawieni wolności, ale za to bezpieczni. Tak być nie może. Dlatego Kołakowski zaleca przypomnienie sobie idei fundamentalnej sytuacji człowieka. Opis człowieka jako wygnańca z raju to jeden z symboli, które wciąż na nowo ożywają. Musimy wszakże pamiętać, że zawsze symbol wygnania jako opis egzystencjalnej sytuacji człowieka idzie w parze z symbolem powrotu.

W jaki sposób można poważnie mówić o diable? Zły czy zło? Devil czy evil? Malin czy mal? W każdym języku są na to dwa określenia. Zdziwiło mnie nieco, że Polacy modlą się, aby Ojciec zbawił ich ode „złego” pisanego z małej litery. Natomiast w Katechizmie Kościoła Katolickiego słowo to pisane jest z dużej litery. Oznacza to wezwanie do bardzo poważnego potraktowania tego zagadnienia. Oczywiście nie w sensie folklorystyczno-zabawnym. Diabeł w jasełkach był, jest i będzie, ale wyobraźnia folklorystyczna to coś zupełnie innego. Diabeł jako skrót, symbol metafizyczny, ukazywałby wielką potęgę obecności zła w ludzkim życiu. Oczywiście Kołakowski ma na myśli przede wszystkim wymiar zła moralnego i cierpienia z nim związanego. Zło metafizyczne jako pewną ułomność bytową zostawia na razie z boku.

Dodam jeszcze uwagę dotyczącą augustyńskiej teorii zła jako braku dobra. Wybitny polski myśliciel pierwszej połowy XX wieku Marian Zdziechowski w książce Pesymizm, romantyzm a podstawy chrześcijaństwa podjął polemikę z tą zasadą. Czy oznacza ona, że zło jest tylko złudzeniem? Oczywiście nie jest złudzeniem cierpienie dziecka, nie jest złudzeniem ból po stracie ukochanej osoby, nie jest złudzeniem życie. Powiedzenie, że zło jest niebytem, to mistyfikacja na poziomie wysoce teoretycznym, a nie na poziomie doświadczenia egzystencjalnego. Dlatego też Kołakowski upomina się o symbol diabła, który w sposób bardzo dotkliwy uprzytamnia nam całą powagę zagadnienia zła.

Na koniec streszczę Państwu fragment Listów starego diabła do młodego Lewisa. Stary i doświadczony kusiciel pisze do swojego bratanka, iż zdarzyło mu się kiedyś, że klient, którym miał za zadanie się opiekować, pracował w bibliotece. W pewnym momencie diabeł zauważył, że jego myśli zaczynają niebezpiecznie kierować się w stronę Nieprzyjaciela - pisanego z dużej litery. I co byś zrobił w myśl tego, co cię uczyli? - zapytuje stary diabeł w liście. Uczą cię tego, że zaraz powinieneś przedstawiać mu jakieś dowody na nieistnienie Boga, upewniać go, że to jest przesąd, itp. Głupota. Ja, stary, doświadczony kusiciel, podsunąłem mu po prostu myśl taką: jak człowiek siedzi długo w bibliotece, zaczyna mu się kręcić w głowie. Wyjdź na świeże powietrze, przewietrz się. Wyszedł, popatrzył: słońce, ładna pogoda, dziewczyny - i od razu myśli o Nieprzyjacielu przeszły mu jak ręką odjął.

4



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
WstĂŞp do Filozofii wykÂł. IV - 03.11.2010, Wstęp do filozofii
WstĂŞp do Filozofii wykÂł.V - 10.11.2010, Wstęp do filozofii
Czy i jak filozofować krąpiec
Rozwój czy zniekształcenie filozofii tomistycznej, Ateneum Kapłańskie
Czy filozofia jest nauką czy wiedzą, Filozofia, współczesne koncepcje filozofii i etyki
11 - 04. 01. 2010, Filozofia, Notatki FO, III Semestr, Semantyka logiczna
Wstep do Filozofii wykÂł.VI - 17.11.2010(2), Wstęp do filozofii
Czy kamień filozoficzny naprawdę już istnieje(1)
Czy zmierzch filozofii analitycznej Tadeusz Szubka dostęp 10 06 2012
2012 11 02 Czy można uprawiać seks z drzewem
Czy kamień filozoficzny naprawdę już istnieje (Artykuł Wiesława Matucha na forum eioba pl)
Garbiele Kuby Harry Potter dobry czy zły
2017 11 30 Czy fala oskarżeń o gwałt i molestowanie to lincz na mężczyznach Na razie nic im się nie
2013 11 26 Czy na lekcjach pojawia się gender
filozofia wykład VI  11
Czy chrześcijanie są politeistami Trójca Święta a Islam, INNE - RÓŻNOŚCI, teologia i filozofia

więcej podobnych podstron