5026


- 1 -

Opowiem wam, jak to było, gdy pracowałem na parafii? w górach. Do kościółka, gdzie dzieci licznie przychodziły na roraty, prowadziło około czterdzieści schodów. A ponieważ śnieg co noc sypał, trzeba było się niemało natrudzić przy odśnieżaniu. Otóż 6 grudnia, wczesnym rankiem, idę jak zwykle przygotować schody. Lecz gdy zbliżyłem się, oczom nie wierzę. Schody są nie tylko odśnieżone, ale jeszcze i piaskiem posypane, Wspinam się do kościółka, a na najwyższym stopniu wita mnie namalowany pięknie uśmiechnięty św. Mikołaj. Dopiero znacznie później dowiedziałem się, że to kilkoro dzieci zrobiło mi taki miły mikołajowy prezent. Była to jakże oryginalna odpowiedź na słowa proroka: "Gotujcie drogę Panu!" Dzieci przygotowały prawdziwe schody, by po nich bezpiecznie mogli wstępować do Pana Jezusa dorośli i rówieśnicy.

Ks. Ryszka K., Gotujcie drogę Panu, BK 5 /1987/, s. 61

- 2 -

Pewien artysta namalował obraz, na którym przedstawił ważki wycinek z życia ludzkiego, a mianowicie: przez pustynię idzie dwoje ludzi - starszy mężczyzna i dorastający młodzieniec. Widać, że prowadzą jakąś dyskusję, mają sobie niejedno do powiedzenia. W pewnym momencie mijają kroczącego w ich kierunku również mężczyznę, który - gdy na niego popatrzeć - przypomina postać Chrystusa Pana. Ale obaj rozmówcy są tak mocno zajęci swoimi sprawami, że przeszli obojętnie obok owego piechura. Dopiero po jakimś czasie - jak wskazują na to ślady ich stóp - zatrzymali się, aby zwrócić uwagę na człowieka, którego minęli w bardzo bliskiej odległości. Uświadomiwszy sobie, KOGO przeoczyli, stanęli w bezruchu i milczeniu.

Starzec niezmiernie zawstydzony opuścił głowę i chciał jak gdyby po wiedzieć: "Ja, człowiek starszy, doświadczony, od którego ma się prawo więcej" dać, miałem tak wielka szansę, uwieńczyć moje dotychczasowe trudy, wysiłki i prace łaską błogosławieństwa samego Boga, który na pewno jest na większą wartością dla człowieka, a nie stanąłem na wysokości zadania". Ów zaś młody człowiek z głową nieco wzniesioną i z przerażeniem malującym się na twarzy zdaje się mówić: "Szkoda! Nadarzyła mi się wielka okazja i to w tak młodym wieku, lecz - niestety - zaprzepaściłem ją".  

Otóż właśnie czas adwentu który w życiu liturgicznym naszego Kościoła rozpoczął się w ubiegłą niedzielę, jest dla każdego z nas m. in. tym dzisiejszym szczególnym "głosem wołającego na pustyni" naszego życia po to, byśmy nie zmarnowali tego czasu. Słyszeliśmy dzisiaj w I czytaniu liturgicznym jak prorok Izajasz wielki przedstawiciel Boga, oznajmia nam i przestrzega zarazem, gdy woła: „Oto Pan Bóg przychodzi z mocą i ramię Jego dzierży władzę".

Rzecz w tym by się z Panem nie rozminąć! Słusznie bowiem ktoś powiedział, że historia ludzkości to takie historia wierności i niewierności człowieka wobec Boga". Stąd wydaje się, że wiele racji kryją w sobie słowa Eryki Michalskiej która w swoim wierszu pt.: "Świąteczny chaos" pisze:

„Nastąpił grudzień - czas Bożego Narodzenia,

Ileż to krzątaniny, gorączkowego wrzenia,

Biegania po sklepach za różnymi sprayami, Nerwowego dreptania w kolejce za rybami, I jak obyczaj każe - stół bogato zastawić,

Siano włożyć pod obrus, puste krzesło dostawić,

A TY, Boża Dziecino, patrzysz wielce zdumiona.

Na to, co się wyprawia w niektórych domach,

Czekasz opuszczona i smutno CI niewymownie,

Ze w świątecznym chaosie zapomniano o TOBIE!"

Może powiecie: czy warto się dzisiaj tak trudzić, czy to wszystko ma sens? 

Inwestować w człowieczeństwo, by być człowiekiem wśród ludzi posiada na pewno swoją wartość.

Ks. Jeziorski H., Gotujcie drogę Panu, BK 5-6 /1990/, s. 277

- 3 -

Słowami Boga przejął się do głębi nowy błogosławiony, Pier Giorgio Frassati. Ojciec św. Jan Paweł II stawia go za wzór dla katolickiej młodzieży, był dziennikarzem La stampa. Pochodził z zamożnej rodziny włoskiej. Jego ojciec , senatorem i ambasadorem. Rodzice zadbali o jego gruntowne wykształcenie i religijne wychowanie. W czasie studiów dał się poznać jako prawy kolega, wrażliwy na ludzkie potrzeby. Był radosnego usposobienia. Uprawiał różne dyscypliny sportu. Angażował się mocno społecznie, zwłaszcza w ruchach charytatywnych. A to wszystko łączył z głębokim życiem religijnym, życiem modlitwy i codzienną Komunią św. Kochał ubogich i pogardzanych. Niemal w tajemnicy przed otoczeniem odwiedzał często chorych, przynosząc im lekarstwa i inne potrzebne rzeczy. Odmawiał sobie wiele, by, zaoszczędzone pieniądze przeznaczyć na pomoc dla niepełnosprawnych. To właśnie odwiedzając tych biedaków zaraził się chorobą Heinego-Medina. Zmarł 4 lipca 1925 roku. Uroczystość beatyfikacji Pier Giorgio Frassatiego zgromadziła na placu św. Piotra w Rzymie dziesiątki tysięcy ludzi. Koło ołtarza papieskiego w pierwszym rzędzie znaleźli się prezydent Włoch, Cossiga, premier Andreotti i inni znani ludzie ze świata kultury. Po drugiej stronie ołtarza 20 kardynałów, biskupi, księża, siostry zakonne i nieprzeliczone rzesze zwłaszcza młodzieży.

Postać tego wspaniałego młodzieńca przedstawiono w sportowym stroju, opartego na długim kiju alpejskim, stojącego na skale, na tle ośnieżonych szczytów górskich. Obraz bardzo niezwykły, zupełnie odmienny od pobożnych malowideł, które zazwyczaj towarzyszą przy tego rodzaju uroczystościach.

Błogosławiony Pier Giorgio swoją postawą i życiem uświęcał nie tylko siebie samego, ale całe swoje środowisko. Mało mówił - a praktycznie pokazywał, co i jak robić. Podobnie jak róża, która w świecie kwiatów zajmuje czołowe miejsce nie podkreśla, że jest piękna i pachnie - tylko po prostu takim kwiatem jest.

Ks. Jeziorski H., Gotujcie drogę Panu, BK 5-6 /1990/, s. 277

- 4 -

Adwent ma nas przygotować do Bożego Narodzenia. Co to znaczy? Jak to uczynić? Kierunek i sposób ukazała nam liturgia Słowa Bożego. Nasze adwentowe przygotowanie ma na celu nasz powrót do Boga. Trzeba nam uwierzyć w Jego obecność wśród nas, uwierzyć w Jego moc. Wbrew pozorom nie jest to takie łatwe. Roman Bandstaetter tak pisał:

Bo chcąc naprawdę wierzyć w Ciebie, Boże, Musimy zostać artystami wiary

I nieustannie tę wiarę zdobywać,

I wciąż od nowa zdobywać jej głębię, Jak zdobywamy nowe słowo w wierszu, Jak zdobywamy nowy dźwięk w muzyce

I nowe barwy na płótnie obrazu.

Każda rutyna i każda maniera

Są śmiercią wiary i śmiercią sumienia.

Nasze przygotowanie do Bożego Narodzenia ma być staraniem o odwrócenie się od zła. Do zła, które uczyniliśmy i dobra, które zaniedbaliśmy, trzeba nam przyznać się przed sobą i przed Bogiem. Trzeba przystąpić do sakramentu pokuty. Ktoś powie: tyle razy już próbowałem i wciąż to samo. Po spowiedzi jakiś czas jest dobrze, ale później znowu upadam. Popełniam te same grzechy. Słyszymy wtedy w naszym sercu chichot szatana, który nam podpowiada: "Bóg cię nie kocha z twoją słabą wolą i grzechami". Jesteśmy gotowi uwierzyć, że to nie ma sensu. Nie wolno nam poddać się rezygnacji. Widziałeś kiedyś pracę ogrodnika? Patrząc z daleka wydaje się, że on wyrywa ciągle ten sam chwast. Gdy jednak przyjrzysz się dokładniej, to przekonasz się, że on za każdym razem wyrywa inny chwast, choć podobny do wyrwanego. Tak samo i ty wyznajesz podobne, ale nie te same grzechy i zaniedbania.

Spróbuj jeszcze raz z pomocą Bożą. W filmie Lot nad kukułczym gniazdem główny bohater Mc Murphy chce wyrwać z podłogi granitowy postument, rzucić nim w zakratowane okno. Chce w ten sposób stworzyć możliwość ucieczki z zakładu psychiatrycznego. Inni patrzą na niego z politowaniem. Mówią, że nie da rady. Umawiają się o mały zakład. Bohater przegrywa go. Wypłacając przegraną kwotę patrzy na swych towarzyszy i mówi: "Ale przynajmniej próbowałem".

Spróbuj i ty jeszcze raz. Uwierz w moc Boga. On się tobą nie znudził. Oto Pan, Bóg, przychodzi z mocą.

Ks. Bogdan GIEMZA SDS ADWENT - CZAS PRZYGOTOWANIA Materiały Homiletyczne Nr 138 Rok A/B - Kraków 1993

- 5 -

Wobec wielkości Jezusa słabe są nasze ludzkie osiągnięcia, nasz rozum, nasza wielkość. Najlepiej oddał to Mickiewicz:

Panie, czymże ja jestem przed Twoim obliczem? Prochem i niczem.

Jeden ze znanych świętych, św. Alfons Liguori doceniał znaczenie pokory. Gdy zapytano go, jakie cnoty mogłyby pomóc w uzdrowieniu świata, odpowiedział: "Potrzebne są trzy cnoty: pierwszej na imię pokora, drugiej na imię pokora, i trzeciej na imię pokora".

Ciekawie wypowiedział się o pokorze św. Antoni: Pochylając się o centymetr, podnosisz się o dziesięć".

Ks. Wacław CHMIELARSKI PRZYGOTOWANIE DROGI JEZUSOWI Materiały Homiletyczne Nr 138 Rok A/B - Kraków 1993

- 6 -

Polski publicysta, Cat-Mackiewicz, jedną ze swoich książek zatytułował Lata nadziei. Opisuje w niej sześć lat okupacji hitlerowskiej, którą przeżył tylko dzięki nadziei, jaką w sobie posiadał. Podobny problem występuje w polskim filmie pt. "Głos z tamtego świata". Córka profesora politechniki jest beznadziejnie chora. Jej kalectwo jest tego rodzaju, że jeśli nie przykryje nóg kocem, trudno na nią patrzeć. Lekarze rozłożyli bezradnie ręce. Medycyna powiedziała swoje ostatnie: nie. Wtedy przychodzi znachor i daje dziewczynie metalową kulkę. Ma ją trzymać w zaciśniętych dłoniach. Pomoże. Dziewczyna trzyma kulkę - i jest szczęśliwa. Ma nadzieję... Inna sytuacja. Marzec 1971 rok: katastrofa w kopalni "Rokitnica". Górnik Alojzy Piontek, zagrzebany w gruzach, przebywał przez 158 godzin na głębokości 800 metrów pod powierzchnią ziemi. Początkowo uważał się za straconego - i to odbierało mu ochotę do walki o życie. Lecz gdy uświadomił sobie, że koledzy go szukają, że przebijają się ku niemu spiesząc z pomocą - znalazł w sobie siłę do przetrwania i wyszedł z życiem spod gruzów.

Życie bez nadziei - to koniec. "Nie ma cnoty, która by tak głęboko w serce człowieka mogła sięgnąć, jak nadzieja, i tak życie gruntować i krzepić - jak nadzieja" (Durel). Dlatego chociaż w życiu ludzkim wiele razy obracają się w gruzy budowle oparte na nadziei - to jednak ciągle na nowo trzeba je odbudowywać na tej samej nadziei. Im większy upadek towarzyszy człowiekowi - tym bardziej musi go wspierać nadzieja. Człowiek ciągle musi "przekraczać próg nadziei".

Ks. Roman Krawczyk - JEZUS - BÓG ZBAWIA BIBLIOTEKA KAZNODZIEJSKA 5-6(137) 1996

- 7 -

Kilka lat temu mieliśmy okazję zobaczyć w polskiej telewizji wstrząsający reportaż o masowo ginących żółwiach. Nie są w tej chwili ważne szczegóły geograficzne i daty historyczne, ale ogromnie pouczające jest przesłanie tej tragedii: ginięcie sympatycznych, często podobnie długo żyjących jak człowiek, gadów jakimi są żółwie.

Autor reportażu najpierw okiem kamery widzom szklanego ekranu pokazał dużą liczbę dorosłych żółwi, które poginęły od równikowego słońca, gdzieś daleko od wody na bezlitosnej pustyni. Jak do tego doszło? Trudno powiedzieć, co było przyczyna tak silnego zatrucia środowiska, że żółwie matki straciły możliwość korzystania z instynktu - z daru natury. Wcześniej gady te w pewnym okresie roku zawsze wychodziły na pobliską plażę, w odpowiednich zagłębieniach składały po kilka jaj. Następnie jaja te zasypywały gorącym piaskiem i nie troszcząc się o ich dalszy los, kierowały się w stronę morza. Tym razem stało się inaczej. Wszystkie skierowały się w stronę lądu i tam zginęły. Pomoc ze strony człowieka może byłaby skuteczna, ale przyszła już za późno.

Obraz ten powinien nam przypomnieć nie tyle naturę tych czy innych gadów, zwierząt, a może ptaków, ale właśnie naszą ludzka naturę w jej podstawowym aspekcie. Człowiek ze swojej natury - czy chce czy nie - jest ukierunkowany na Boga.

W naturze człowieka leży ogromne pragnienie życia. Nie tylko w granicach tego życia ziemskiego, ale także tego, które wychodzi poza grób. Skoro jednak Bóg jest jedynym dawcą życia - to historyczny błąd, który można porównać z tragedia owych żółwi, które - z określonych przyczyn zewnętrznych - rozminęły się z głosem ich natury. A koniec ich był - jak widzieliśmy - bardzo smutny. Człowiek jednak nie może i nie powinien popełniać podobnych błędów, bo wówczas świadomie działałby przeciwko sobie samemu.

Ks. Zygfryd Leżański - JEZUS - BÓG ZBAWIA BIBLIOTEKA KAZNODZIEJSKA 5-6(137) 1996

- 8 -

Jest wiele opowiadań o mieście, w którym mieszka Papież. A więc jest to...? Rzym. Jedno pochodzi z VII w. po Chrystusie, a więc powstało bardzo dawno temu.

Zmęczony pielgrzym wędrował samotnie do Rzymu. Zbliżał się wieczór i robiło się ciemno a on znajdował się jeszcze kilkanaście kilometrów od Rzymu. Nie było wówczas dobrych dróg, jak obecnie. Okolica była równinna i bardzo bagnista. Szybko zbliżała się noc. W pobliżu nie było domów ani ludzi, których by można zapytać o drogę, dlatego pielgrzym nie wiedział, czy ma iść do przodu, czy w lewo, czy też w prawo. Od czasu do czasu dostrzegał jakieś światełka migające na bagnach, które zdawały się go wabić, by szedł w ich stronę. On jednak wiedział, że to są błędne ogniki. Zdawał sobie sprawę, że idąc za nimi, mógłby utonąć w jakimś grzęzawisku.

Gdy tak stał bezradny i bliski rozpaczy nagle do jego uszu doszły dalekie dźwięki dzwonów. Wskazywały mu kierunek drogi - niosły ratunek. Idzie szybkim krokiem w kierunku tych dźwięków. Po paru godzinach jest już w Rzymie przy kościele, w którym znajdowały się dzwony. Była to Bazylika Matki Boskiej Większej największy kościół rzymski. Klęka przed ołtarzem i gorąco dziękuje za ocalenie. Nawet ofiarowuje księżom opiekującym się tym kościołem pewną sumę z prośbą, by odtąd każdego wieczoru bito w te dzwony, wskazując drogę zagubionym wędrowcom.

Całe nasze życie możemy porównać do podróży tego pielgrzyma. Celem zaś nie jest Rzym ale życie wieczne w niebie. Jednak, podobnie jak ten pielgrzym, przeżywamy trudności w postaci zmęczenia, czy też pogubienia. Stąd ważną rzeczą jest, by tę drogę poznać i nie zejść na bezdroża.

Ks. Henryk Gościniak - JEZUS - BÓG ZBAWIA BIBLIOTEKA KAZNODZIEJSKA 5-6(137) 1996

- 9 -

Starożytna legenda mówi, że na wyspie Krecie król Minos zbudował wielki pałac z labiryntem. )ego wnętrze pełne było zawiłych korytarzy. W środku zaś znajdował się groźny potwór - Minotaur. Chcąc go uspokoić, dawano mu od czasu do czasu na pożarcie młodą dziewczynę. Pewnego razu los padł na córkę królewską, Ariadnę. Król chcąc ją ocalić obiecał, że obok hojnej nagrody da ja za żonę temu, kto zabije potwora. Młody rycerz Tezeusz podjął się tego zadania. Wiedział jednak, że choćby udało mu się zabić potwora, to może zabłądzić w labiryncie i umrze tam z głodu. Ariadna chcąc mu pomóc, wpadła na taki pomysł: dała mu kłębek nici, który miał rozwijać idąc korytarzami. Tezeuszowi udało się zabić potwora, a potem wyjść na zewnątrz idąc za nitką.

Dla nas tym kłębkiem nici jest wiara w Chrystusa. Czasem widzimy wiele dróg. Wiemy, że tylko jedna prowadzi do celu, a inne na bezdroża. Wiara - jak ten kłębek nici, wskazuje nam tę jedyną właściwa drogę, Jezusa, przez którego Bóg zbawia.

Ks. Henryk Gościniak - JEZUS - BÓG ZBAWIA BIBLIOTEKA KAZNODZIEJSKA 5-6(137) 1996

- 10 -

Jeden ze świętych zrobił sobie takie gniazdko na słupie, na drzewie, bo chciał być jeszcze bliżej nieba. I to była jego pustynia.

Carlo Carretto wspomina ciągle z tęsknotą swoje rekolekcje na pustyni. Przełożony wyprowadził go bardzo daleko, gdzie już nikogo nie było, zostawił go z koszyczkiem jedzenia i picia; z Jezusem w Najświętszym Sakramencie na kamieniu, aby się modlił i nauczył być zakonnikiem. Carlo potem napisał, że to były jego najpiękniejsze rekolekcje.

Ks. Tadeusz Śmiech - CHODŹMY Z JANEM NA PUSTYNIĘ Współczesna Ambona - Kielce 1990 Rok XVIII Nr 4

- 11 -

Roman Bradstaetter tak pisał:

Bo chcę naprawdę wierzyć w Ciebie, Boże,

Musimy zostać artystami wiary

I nieustannie tę wiarę Zdobywać,

I wciąż od nowa zdobywać jej głębię,

Jak zdobywamy nowe słowo w wierszu,

Jak zdobywamy nowy dźwięk w muzyce

I nowe barwy na płótnie obrazu.

Każda rutyna i każda maniera

Są śmiercią wiary i śmiercią sumienia.

Spróbuj jeszcze raz z pomocą Bożą. W filmie Lot nad kukułczym gniazdem główny bohater Mc Murphy chce wyrwać z podłogi granitowy postument, rzucić nim w zakratowane okno. Chce w ten sposób stworzyć możliwość ucieczki z zakładu psychiatrycznego. Inni patrzą na niego z politowaniem. Mówią, że nie da rady. Umawiają się o mały zakład. Bohater przerywa go. Wypłacając przegraną kwotę patrzy na swych towarzyszy i mówi: "Ale przynajmniej próbowałem".

Spróbuj i ty jeszcze raz. Uwierz w moc Boga. On się tobą nie znudził. Oto Pan, Bóg, przychodzi z mocą.

Ks. B. Giemza SDS Adwent - czas przygotowania s. 71-72, Materiały Homiletyczne Listopad/Grudzień  Nr 138

- 12 - 

Film polski "Serce to samotny myśliwy" jest tragiczny, ale pouczający. Bohater filmu, głuchoniemy młody człowiek, który prawem paradoksu okazuje się człowiekiem spostrzegawczym, wrażliwym na ludzkie troski, spieszącym z pomocą dla potrzebujących i krzywdzonych, i który budzi sympatię nie tylko swego otoczenia, ale i widza, popełnia samobójstwo, bo dowiaduje się że jego przyjaźń nie jest odwzajemniona. Ponieważ nie spostrzega nikogo, kto by go umiłował, przestało go cieszyć dobro, którego tak dużo czynił, uznał, że jego życie jest niepotrzebne.

Ks. Rzepecki M. Odpowiedź człowieka na plan zbawienia, BK 5(95) /1975/, s. 274

- 13 -

  Do dziś porusza mnie do głębi wspomnienie postawy mego ojca. Zmęczony pracą na roli albo przy transporcie drewna, klękał po wieczerzy na podłodze, opierał łokcie na siedzeniu krzesła i ukrywał twarz w dłoniach. Nie spojrzał na nie, nie podnosił głowy, nie pokasływał, nigdy nie okazał zniecierpliwienia. A ja myślałem sobie: oto mój ojciec, mój mocny ojciec, który kieruje całym domem. Mój ojciec, który zawsze taki nieugięty, jakikolwiek los go spotka, który nie boi się ani złych ani bogatych, schyla głowę przed Panem Bogiem. Kiedy z Nim rozmawia, staje się kimś innym. Tak, Bóg musi być wielki, jeśli mój ojciec przed Nim klęka, ale i bardzo bliski ludziom, jeżeli mój ojciec rozmawia z Nim w zwykłym roboczym ubraniu. Mojej matki nie widywałem na klęczkach. Zbyt zmęczona wieczorem siadała pośrodku izby z najmłodszym na ręku, a my dzieci otoczyliśmy Ją kręgiem, garnąc się do niej. Jej wargi poruszały się bezgłośnie od początku do końca pacierza. A ja myślałem: o tak, Bóg jest bardzo dobry, jeżeli można z Nim rozmawiać trzymając dziecko na ręku, i nie odkładając zabrudzonego przy kuchni fartucha. Ręce mojego ojca, wargi mojej matki więcej nauczyły mnie o Bogu niż mój katechizm. /Przewodnik Katolicki z 22.VII.1962 r./.

  Ks. Walczykiewicz B. SDB, Powołanie człowieka, BK 5(101) /1978/, s. 235

- 14 -

  Było to w środę 10 czerwca br. Około godziny 19, sześcioletni Alfredo Rampi wracał z pola razem z ojcem. Chłopiec bardzo żywy biegł pierwszy do domu, ale oto nagle zniknął. Do domu nie dotarł.

Po trzech godzinach poszukiwań znaleziono go w studni artezyjskiej. Studnia głęboka na 80 metrów, w górnej części szeroka na 35 cm, stopniowo zwężająca się ku dołowi. Z głębi dochodził słaby głos. Nad studnią pochylili się rodzice; wzywając rozpaczliwie pomocy dla swojego ukochanego Alfreda. Tak rozpoczęła się dramatyczna walka o życie małego chłopca. Walka, którą śledziły całe Włochy.

Najpierw do akcji zmobilizowano strażaków, którzy w pierwsze fazie ratunkowej spuścili na linie coś w rodzaju taboretu. Chłopiec miał się na ten stołeczek przesiąść i szczęśliwie miał być wyciągnięty na zewnątrz. Wiadomo bowiem było, że chłopiec jest zaklinowany na głębokości 36 metrów. Taboret jednak nie dotarł do chłopca, ale zaklinował się sam na 27 metrze. Zaklinował się więc nad chłopcem i niestety nie mógł mu nic pomóc. Sprowadzono specjalne maszyny wiertnicze, które miały wywiercić dodatkowy szyb - głęboki otwór tuż obok tej studni, gdzie był uwięziony chłopiec. Obie studnie następnie miały być połączone poziomym przejściem, wtedy łatwo byłoby chłopca zabrać i wyciągnąć na wierzch. Ale i tym razem maszyny nie rozwiązały sprawy, bo przy wierceniu otworu na dalszej głębokości napotkały na jedną z najtwardszych skał i nie mogły sobie w żaden sposób z nią poradzić.

Do chłopca doprowadzono mikrofon, przez który jeden z zebranych przy studni panów opowiadał mu fantastyczne historie. Mówił mu o tym, jak to będzie dobrze, gdy zostanie wyciągnięty na wierzch. Rurką doprowadzono mu pokarm - roztwór glukozy z mlekiem. A1lredo popłakiwał, nie chciał słuchać nawet matki, która głosem opanowanym, chociaż z wewnętrznym bólem nawoływała go do spokoju. Ale chłopiec płakał. Mówił, że się boi, że jest ciemno i zimno, że bolą go nogi, że chce wyjść i pójść do domu. Prosił więc matkę, żeby przyszła i wzięła go stąd. Miał już dość tego straszliwego miejsca, Ale uratować chłopca nie było łatwo. Prawdopodobnie na skutek tego, że się wiercił, jak i na skutek huku pracujących maszyn, chłopiec jeszcze bardziej się obsunął w błotnistym szybie i osiadł na głębokości około sześćdziesięciu sześciu metrów. Kamera zainstalowana w szybie śledziła zmagania się chłopca o przetrwanie, a z drugie strony bezskuteczny wysiłek ludzi o wyzwolenie go z tak wielkiego niebezpieczeństwa.

Do szybu zjeżdżali przeróżni ochotnicy. Mieli nawet specjalne metalowe uchwyty, aby chłopca ująć za ręce i wydobyć, ale wszelkie próby nie powiodły się.

Wydarzenie to urasta do rangi tragicznego symbolu. W epoce podboju księżyca, w czasach, gdy glob ziemski da się rozbić na kawałki, technika nie jest w stanie wydobyć ze studni sześcioletniego chłopca. Technika pozwala milionom patrzeć, jak chłopiec powoli ginie. Małego Alfredo pokochali wszyscy, ale nikt skutecznie mu nie pomógł. Obawiał się coraz bardziej i stawało się dla niego coraz bardziej oczywiste, że nikt nie jest w stanie mu pomóc, że jest sam ze swoją biedę i tragicznym położeniem, że po prostu nie ma dla niego wyjścia.

Ks. Orszulak F. CM, Gotujcie drogę Panu, BK 1(107) /1981/, s. 273



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
5026
praca-licencjacka-b7-5026, Dokumenty(8)
5026
5026

więcej podobnych podstron