MAGAZYN EUROPA ARCHIWUM
UNIA EUROPEJSKA
"EUROPA" Numer 120/2006-07-19 begin_of_the_skype_highlighting 120/2006-07-19 end_of_the_skype_highlighting, strona 12
Powrót do Europy "dwóch prędkości"
Dalsze rozszerzanie niewskazane
Unia Europejska powinna co najmniej przyhamować, a najlepiej całkowicie zastopować dalsze rozszerzanie i przyjmowanie nowych członków - twierdzi William Pfaff. Europa 25 państw jest już i tak trudno sterowna, a część krajów przyjętych w 2004 roku (w tym Polska) traktuje ją raczej jak poręczne narzędzie realizacji narodowych interesów niż wspólnotę, z którą chciałaby się identyfikować. W sytuacji zagrażającego biurokratycznego paraliżu jedynym logicznym rozwiązaniem jest zróżnicowanie poziomów integracji i zgoda na "Europę dwóch prędkości".
Powieściopisarka i krytyk literacki Mary McCarthy napisała kiedyś, że biurokracja to "rządy nikogo". Biurokratyzacja projektu europejskiego stała się największą przeszkodą na drodze do jego sukcesu. Biurokracje żyją bowiem odziedziczonymi z przeszłości ideami, na których opierają się instytucje oraz indywidualne kariery. Broni się tych idei, ponieważ ich zmiana może być niebezpieczna i przysparzać problemów. Odkąd francuscy i holenderscy wyborcy odrzucili traktat konstytucyjny (po części dlatego, że kojarzyli go z rozszerzeniem Unii), Komisja Europejska nadal obsesyjnie upiera się przy wcieleniu w życie projektu konstytucji i kontynuowaniu rozszerzenia. W obu tych sprawach dąży do wymanewrowania wyborców, pokazania im, że nie mają racji. Wypowiadając się w przeddzień niedawnego szczytu UE, przewodniczący Komisji José Manuel Barroso powtórzył po raz kolejny, że jej członkowie popierają "zasady, wartości i zasadniczą treść traktatu konstytucyjnego". Upór ten wydaje się jałowy w sytuacji, gdy dwa ważne kraje członkowskie UE zagłosowały przeciwko "zasadniczej treści" proponowanej konstytucji, choć może nie przeciwko wpisanym w nią zasadom i wartościom. Obserwatorowi spoza Europy wydaje się oczywiste, że źródłem obecnych kłopotów Komisji jest rozszerzenie i że trzeba koniecznie pomyśleć o zmianie struktury UE. Kontynuacja rozszerzenia przy niezmienionej strukturze i ambicjach UE wydaje się być receptą na zderzenie z twardą ścianą rzeczywistości. Wzrost liczby członków UE automatycznie komplikuje proces decyzyjny, redukując siłę i wpływy poszczególnych państw. Skala i liczba interesów, które trzeba uwzględnić albo zneutralizować, rośnie po każdym rozszerzeniu, skutkiem czego dzisiejsza Europa z 25 państwami członkowskimi jest znacznie słabsza niż dawna Piętnastka sprzed 1 maja 2004 roku. Jeśli Unia Europejska nadal będzie zmierzała tą drogą, stanie się niezdolna do podejmowania jakichkolwiek decyzji. Traktat konstytucyjny miał temu zaradzić, wprowadzając system kwalifikowanych większości i modyfikując siłę decyzyjną poszczególnych krajów, ale wydaje się, że problemu nie można rozwiązać, reformując jedynie zasady organizacji. Każda federacja jest słaba, jeśli między członkami istnieje - nawet ukryta - sprzeczność interesów. Trzeba było czteroletniej wojny domowej, by rozwiązać ten problem w Stanach Zjednoczonych, gdzie wartości i interesy stanów północnych i południowych od początku ze sobą kolidowały, a Południowcy byli przekonani, że ich stany zachowują w ramach federacji amerykańskiej pełną suwerenność. Abraham Lincoln, generał Ulysses S. Grant i wojsko unijne pokazało im, że się mylili.
Ostatnie rozszerzenie - do 25 członków - podzieliło Unię Europejską. Zaangażowanie niektórych nowych członków w projekt europejski jest ograniczone. Poza dopłatami dla rolników, funduszami spójności i finansowaniem przez UE modernizacji infrastruktury niektórzy nie widzą korzyści z członkostwa, które by równoważyły obciążenia, z jakimi się ono wiąże oraz uzasadniały wysuwane przez starych członków żądania reform w różnych sferach funkcjonowania państwa i społeczeństwa. Tak właśnie sprawa ma się z Polską, gdzie rządzi dziś koalicja, w której skład wchodzą populiści i reakcyjna prawica religijna postrzegająca Unię Europejską jako zagrożenie dla autonomii Polski i jej wartości kulturowych. Jak niedawno napisał Jacques Rupnik, jeden z najwybitniejszych specjalistów od spraw tego regionu, w Polsce zakwestionowany został postkomunistyczny konsensus. Po 1989 roku życie polityczne Polski opierało się na współpracy umiarkowanych komunistów z solidarnościowymi dysydentami. "Teraz wchodzimy w fazę politycznego przemeblowania, z wykorzystaniem tematów z komunistycznej przeszłości".
Nowy podział wewnątrz UE wiąże się z europejską rolą Ameryki jako poplecznika "nowej Europy" w jej sporze ze "starą Europą" - by posłużyć się terminologią Donalda Rumsfelda. Kraje dawnego Układu Warszawskiego cenią sobie więzi polityczne z Zachodem jako gwarancję swego bezpieczeństwa, a Stany Zjednoczone postrzegane są jako znacznie lepszy i bardziej wiarygodny gwarant niż Francja, Niemcy czy Wielka Brytania. Jest to rozsądne podejście, które może jednak doprowadzić do trwałego podziału Europy na dwie części. "Nowi" Europejczycy powinni mieć na uwadze, że Stany Zjednoczone prędzej czy później pójdą do domu, a powtórna izolacja w oderwaniu od najważniejszych państw europejskich nie byłaby dla nich dobra. Poprzednie i planowane na najbliższą przyszłość rozszerzenie Unii daje się obronić, ale istnieją także poważne argumenty za - co najmniej - wstrzymaniem tego projektu. Wskazane byłoby nawet coś więcej niż "wstrzymanie", żeby dać sobie czas na refleksję. Logicznym rozwiązaniem obecnej sytuacji Europy byłoby sformalizowanie faktycznie istniejącego podziału w nowej strukturze europejskiej. Państwa, które chcą, by Europa odgrywała aktywną rolę w świecie, mogłyby tworzyć dobrowolne koalicje, w które reszta członków UE nie musiałaby wchodzić. Ci inni czerpaliby ekonomiczne i część politycznych korzyści z członkostwa, nie musząc się włączać w aktywne działania. Zbudowanie takiej struktury nie byłoby łatwe, ale jest to lepszy kierunek niż obecne próby podretuszowania propozycji konstytucyjnej, która została już odrzucona. Owszem, byłaby to Europa "dwóch prędkości", ale jeśli naprawdę istnieją dwie różne Europy, to nie ma nic dziwnego w tym, że nie podróżują z jednakową prędkością.
© 2006 Tribune Media Services, Inc.
przeł. Tomasz Bieroń
William Pfaff, ur. 1928, publicysta, komentator polityczny, znawca stosunków międzynarodowych. Związany z "International Herald Tribune", publikuje także m.in. w "Commentaire", "Die Zeit" oraz "New York Review of Books". Autor kilkunastu książek, m.in.: "The Wrath of Nations" (1993) oraz "Barbarian Sentiments: America in the New Century" (2000). Mieszka w Paryżu.
WILLIAM PFAF publicysta