O lekcjach historii
by G. K. Chesterton
Fragment eseju "The Duty of the Historian" ze zbioru "The Uses of Diversity", 1920.
Tłumaczenie: Jaga Rydzewska
Większość z nas, będąc w szkole, uczyła się historii z podręczników. Cierpienia nasze były ogromne, a lekcje nieskuteczne, zwłaszcza jeśli nie przykładaliśmy się zbytnio do nauki. Tak właśnie rzecz się miała w moim wypadku. Wszystko co wiem o historii - a nie jest tego wiele - poznałem już po ukończeniu szkoły, czytając różne książki i wędrując po zabytkach. (...)
Zasadniczy problem polega na tym, że historia jako nauka ma dwa odmienne cele: cel wyższy, czyli pożytek dla dzieci, i cel niższy, czyli pożytek dla historyków. Najwznioślejsze i najszlachetniejsze jest w niej to, że historia umie opowiadać porywające historie. Potrafi apelować do serca, do heroizmu wszystkich pokoleń, do tego, co w ludzkości wiecznie młode. (...) Dawid i manierka z wodą, Regulus i atque sciebat, Joanna d'Arc całująca krzyż z włóczni, śmierć Nelsona - takie opowieści sprawiają, że serce dziecka bije żywiej i budzi się w nim duch jego kultury. I to właśnie jest cały sens tych lekcji. Zmienne kostiumy i scenografia w ogóle się nie liczą. (...) Na pożytek dziecięcej - i odwiecznej - nauki historii, ważne są heroiczne opowieści.
Historycy zajmują się czymś całkiem innym. (...) Heroiczne opowieści są częścią naszej edukacji religijnej: mają nas nauczyć, że posiadamy dusze. Lecz dociekania historyków, analizujących dziwactwa każdej epoki, to część edukacji politycznej: mają nas nauczyć, jak unikać konkretnych zagrożeń lub rozwiązywać konkretne problemy w złożonym gąszczu praktycznych spraw. Nastolatek ma obowiązek fascynować się bitwą pod Trafalgarem, jej bohaterstwem i chwałą. Dorosły człowiek ma obowiązek kwestionować jej przydatność. To dwie odmienne sprawy: wymiar polityczny i wymiar duchowy. Patrząc pod jednym kątem, zastanawiamy się, czy bitwa miała sens jako epizod w kontekście walki między rządem angielskim a Rewolucją Francuską. Patrząc pod innym kątem, bitwa z pewnością stanowiła porządną potyczkę w tej odwiecznej walce pojedynczego człowieka ze wszystkimi nieczystymi duchami gnuśności, tchórzostwa i rozpaczy. (...)
Małe dzieci powinny uczyć się wyłącznie legend. Legendy dają podwaliny zdrowej moralności, etyki i manier. (...) Podręcznikowe wysiłki, by wprowadzić inne kwestie, by mówić dzieciom o atmosferze purytanizmu lub ewolucji konstytucjonalizmu, stanowią tylko próżny trud. Dla dziecka nie są to sprawy ważne. Uczniowi, który ledwo co wyrósł z krótkich spodenek i nie ma jeszcze pojęcia o własnym społeczeństwie, nie da się objaśnić subtelnej różnicy między jego społeczeństwem a dowolnym innym. I po co opowiadać o konstytucji, utrzymującej równowagę trójpodziału władz, komuś, kto całkiem niedawno nauczył się utrzymywać równowagę na dwóch nogach? Po co tłumaczyć purytańską moralność komuś, kto wciąż dopiero uczy się z mozołem, że jakaś moralność w ogóle istnieje? (...) Młodzi ludzie powinni poznawać odwieczne ludzkie prawdy, a starsi niechaj się zabawiają, tropiąc przemijające ludzkie mody i błędy.