Agatha Christie - 艢mier膰 lorda Edgware鈥檃
Pami臋膰 ludzka jest kr贸tka. Ogromne zainteresowanie i podniecenie wywo艂ane zab贸jstwem George鈥檃 Alfreda St Vincenta Marsha, czwartego barona Edgware, jest ju偶 rzecz膮 minion膮 i zapomnian膮. Jego miejsce zaj臋艂y nowsze sensacje.
Mojego przyjaciela, Herkulesa Poirota, nigdy otwarcie nie wymieniano w zwi膮zku z t膮 spraw膮. Mog臋 doda膰, i偶 by艂o to absolutnie zgodne z jego 偶yczeniem. Nie chcia艂, by go z ni膮 艂膮czono. Uznanie przypad艂o komu艣 innemu, dok艂adnie tak, jak pragn膮艂. Co wi臋cej, z prywatnego punktu widzenia Poirota sprawa ta by艂a jedn膮 z jego pora偶ek. Zawsze powtarza, 偶e na w艂a艣ciwy 艣lad naprowadzi艂a go przypadkowa uwaga rzucona przez jakiego艣 przechodnia.
Niezale偶nie od tego, kto ma racj臋, to w艂a艣nie dzi臋ki jego geniuszowi zosta艂a odkryta prawda. Gdyby nie Poirot, w膮tpi臋, czy kiedykolwiek uj臋to by sprawc臋 zbrodni.
Dlatego te偶 czuj臋, 偶e nadszed艂 czas, bym to, co wiem o sprawie, przedstawi艂 czarno na bia艂ym. Dok艂adnie znam wszystkie szczeg贸艂y, a mog臋 te偶 doda膰, 偶e opisuj膮c je, spe艂ni臋 偶yczenie pewnej niezwykle fascynuj膮cej damy.
Cz臋sto wspominam tamt膮 chwil臋 w pedantycznie wysprz膮tanym saloniku Poirota, kiedy to m贸j ma艂y przyjaciel, chodz膮c tam i z powrotem po wci膮偶 tym samym pasie dywanu, przedstawi艂 nam w mistrzowski i zaskakuj膮cy spos贸b kulisy zbrodni. Zamierzam zacz膮膰 swoje opowiadanie tam, gdzie i on je w贸wczas zacz膮艂, to jest w londy艅skim teatrze w czerwcu zesz艂ego roku.
W owym czasie wszyscy w Londynie szaleli na punkcie Carlotty Adams. Przed rokiem zagra艂a w kilku popo艂udni贸wkach, kt贸re okaza艂y si臋 olbrzymim sukcesem. W tym roku wyst臋powa艂a przez trzy tygodnie, a to by艂 jej przedostatni wiecz贸r.
Carlotta Adams by艂a ameryka艅sk膮 aktork膮 o zdumiewaj膮cym talencie do zabawnych monolog贸w, kt贸rych nie ogranicza艂a ani charakteryzacja, ani scenografia. Wydawa艂o si臋, i偶 swobodnie pos艂uguje si臋 ka偶dym j臋zykiem. Jej skecz na temat wieczoru w zagranicznym hotelu by艂 naprawd臋 wspania艂y. Przez scen臋 przewin臋li si臋 kolejno ameryka艅scy i niemieccy tury艣ci, angielskie rodziny z klasy 艣redniej, damy w膮tpliwej konduity, zubo偶ali arystokraci rosyjscy i zm臋czeni, dyskretni kelnerzy.
Wprawia艂a publiczno艣膰 w nastr贸j powagi, potem weso艂o艣ci i zn贸w powagi. Scena z umieraj膮c膮 w szpitalu Czeszk膮 sprawi艂a, 偶e wzruszenie d艂awi艂o widz贸w w gardle. A w chwil臋 p贸藕niej skr臋cali艣my si臋 ze 艣miechu na widok dentysty gaw臋dz膮cego przyjacielsko z nieszcz臋艣nikami, kt贸rym borowa艂 z臋by.
Program zamyka艂y, jak zapowiedzia艂a aktorka, 鈥濸arodie鈥.
Tu ponownie udowodni艂a sw贸j niezwyk艂y talent. Bez 偶adnej charakteryzacji, sam膮 tylko mimik膮, potrafi艂a sprawi膰, 偶e jej twarz przypomina艂a oblicze s艂ynnego polityka, znanej aktorki czy pi臋kno艣ci z towarzystwa. Ka偶da posta膰 wyg艂asza艂a kr贸tk膮, charakterystyczn膮 mow臋. Te przem贸wienia by艂y zaskakuj膮co trafne. Wydobywa艂y ka偶d膮 s艂abostk臋 wybranej osobisto艣ci.
Tematem jednej z ostatnich parodii by艂a Jane Wilkinson, m艂oda, popularna w Londynie i utalentowana aktorka ameryka艅ska. To by艂o naprawd臋 doskonale zagrane. Sp艂ywaj膮ce z ust Carlotty bana艂y mia艂y tak wielki ci臋偶ar emocjonalny, 偶e wbrew sobie czuli艣my, i偶 ka偶de wymawiane s艂owo niesie jakie艣 pot臋偶ne, fundamentalne niemal przes艂anie. Jej stonowany g艂os z lekko chropaw膮 nut膮 wprost upaja艂. Pow艣ci膮gliwe gesty, ka偶dy o szczeg贸lnym znaczeniu, gibko艣膰 cia艂a, nawet wra偶enie niezwyk艂ej urody鈥 nie mam poj臋cia, jak Carlotta to osi膮gn臋艂a!
Zawsze podziwia艂em pi臋kn膮 Jane Wilkinson. Jej dramatyczne role wzrusza艂y mnie i wbrew tym, kt贸rzy uznawali jej urod臋, lecz odmawiali talentu, twierdzi艂em, 偶e ma spore umiej臋tno艣ci sceniczne.
To by艂o troch臋 niesamowite 鈥 us艂ysze膰 dobrze znany, lekko gard艂owy g艂os z fatalistyczn膮 nut膮, kt贸ry tak cz臋sto mnie porusza艂, i obserwowa膰 pozornie pe艂ne znaczenia ruchy powoli zamykaj膮cej si臋 i otwieraj膮cej d艂oni, nag艂e odrzucenie g艂owy w ty艂, co, jak sobie u艣wiadomi艂em, Jane zawsze robi艂a na zako艅czenie dramatycznej sceny.
Po wyj艣ciu za m膮偶 Jane Wilkinson opu艣ci艂a scen臋, ale powr贸ci艂a na ni膮 kilka lat p贸藕niej.
Trzy lata temu po艣lubi艂a zamo偶nego i do艣膰 ekscentrycznego lorda Edgware鈥檃. Plotkowano, 偶e zostawi艂a go wkr贸tce potem. W ka偶dym razie osiemna艣cie miesi臋cy po 艣lubie wyjecha艂a do Ameryki, gdzie zagra艂a w kilku filmach, a w obecnym sezonie pojawi艂a si臋 w Londynie w odnosz膮cej sukcesy sztuce.
Obserwuj膮c udane, cho膰 mo偶e troch臋 z艂o艣liwe parodie Carlotty Adams, zacz膮艂em si臋 zastanawia膰, jak odbieraj膮 je na艣ladowane osoby. Czy s膮 zadowolone z rozg艂osu i reklamy, jak膮 te scenki im zapewniaj膮? Czy te偶 s膮 z艂e, poniewa偶 鈥 w gruncie rzeczy 鈥 kto艣 ujawnia ich ma艂e gierki? Przecie偶 Carlotta Adams zachowywa艂a si臋 jak sztukmistrz, kt贸ry zdradza zawodowe sekrety rywali. 鈥濷ch, to stara sztuczka 鈥 m贸wi publicznie. 鈥 Bardzo prosta. Poka偶臋 wam, jak si臋 to robi鈥.
Uzna艂em, 偶e gdyby to mnie dotyczy艂o, by艂bym bardzo z艂y. Oczywi艣cie ukry艂bym rozdra偶nienie, ale przedstawienie na pewno by mi si臋 nie podoba艂o. By doceni膰 tak bezlitosny wyst臋p, trzeba by mie膰 naprawd臋 otwarty umys艂 i wyj膮tkowe poczucie humoru.
W艂a艣nie gdy doszed艂em do tego wniosku, z ty艂u rozleg艂 si臋 cudowny, nieco gard艂owy 艣miech, identyczny jak ten na scenie.
Gwa艂townie odwr贸ci艂em g艂ow臋. Na krze艣le zaraz za mn膮 siedzia艂a osoba, kt贸r膮 w艂a艣nie parodiowano: lady Edgware, lepiej znana jako Jane Wilkinson.
Natychmiast zda艂em sobie spraw臋, 偶e moje wnioski by艂y zupe艂nie b艂臋dne. Lady Edgware, pochylona do przodu, z p贸艂otwartymi ustami, z zachwytem i podnieceniem wpatrywa艂a si臋 w scen臋.
Po zako艅czeniu parodii klaska艂a g艂o艣no i ze 艣miechem m贸wi艂a do swego towarzysza:
鈥 Jest cudowna, prawda?
Twarz wysokiego, wyj膮tkowo przystojnego m臋偶czyzny o urodzie greckiego boga zna艂em raczej z ekranu ni偶 sceny. By艂 to Bryan Martin, bohater najbardziej kasowych film贸w. W kilku zagra艂 razem z Jane Wilkinson.
鈥 Jane, wygl膮dasz na bardzo podekscytowan膮 鈥 roze艣mia艂 si臋.
鈥 No c贸偶, ona jest naprawd臋 艣wietna. Po stokro膰 lepsza, ni偶 my艣la艂am.
Bryan Martin odpowiedzia艂 z rozbawieniam co艣, czego nie s艂ysza艂em. Carlotta Adams rozpocz臋艂a kolejny skecz.
To, co sta艂o si臋 p贸藕niej, zawsze b臋d臋 uwa偶a膰 za szczeg贸lny zbieg okoliczno艣ci.
Po przedstawieniu poszli艣my z Poirotem na kolacj臋 do Savoyu.
Przy stoliku obok nas siedzieli lady Edgware, Bryan Martin i jeszcze dwoje ludzi, kt贸rych nie zna艂em. W艂a艣nie wskazywa艂em ich Poirotowi, kiedy do restauracji wesz艂a nast臋pna para i zaj臋艂a stolik za nimi. Twarz kobiety by艂a mi znana, cho膰, o dziwo, przez chwil臋 nie mog艂em jej rozpozna膰.
I nagle u艣wiadomi艂em sobie, 偶e gapi臋 si臋 na Carlott臋 Adams! Towarzysz膮cego jej m臋偶czyzny nie zna艂em. By艂 doskonale ubrany i mia艂 weso艂膮, cho膰 troch臋 pr贸偶n膮 min臋. Nie lubi臋 takich typ贸w.
Carlotta Adams ubrana by艂a w skromn膮, czarn膮 sukni臋. Jej uroda nie przyci膮ga艂a uwagi, w艂a艣ciwie nie rzuca艂a si臋 w oczy. By艂a to jedna z tych wci膮偶 zmieniaj膮cych si臋 twarzy, zawsze gotowych do na艣ladownictwa. Carlotta 艂atwo przybiera艂a cechy innej osoby, jakby nie mia艂a w艂asnego charakteru.
Podzieli艂em si臋 tymi refleksjami z Poirotem. S艂ucha艂 mnie z uwag膮, przechylaj膮c lekko na bok jajowat膮 g艂ow臋 i jednocze艣nie patrz膮c bystro na dwa omawiane stoliki.
鈥 Wi臋c to jest lady Edgware? Tak, przypominani sobie, widzia艂em j膮 na scenie. To belle femme.
鈥 I 艣wietna aktorka.
鈥 Mo偶liwe.
鈥 Nie wygl膮dasz na przekonanego.
鈥 My艣l臋, 偶e to zale偶y od okoliczno艣ci, m贸j przyjacielu. Je艣li znajduje si臋 w centrum uwagi, je艣li wszystko kr臋ci si臋 wok贸艂 niej, w贸wczas rzeczywi艣cie potrafi gra膰. W膮tpi臋, czy potrafi艂aby zagra膰 poprawnie rol臋 drugoplanow膮 albo charakterystyczn膮. Sztuka musi by膰 napisana o niej i dla niej. Wydaje mi si臋, 偶e nale偶y do kobiet, kt贸re interesuj膮 si臋 tylko sob膮. 鈥 Umilk艂, a po chwili doda艂 do艣膰 nieoczekiwanie: 鈥 Na takich ludzi czyha w 偶yciu wielkie niebezpiecze艅stwo.
鈥 Niebezpiecze艅stwo? 鈥 powt贸rzy艂em zaskoczony.
鈥 Widz臋, 偶e u偶y艂em s艂owa, kt贸re ci臋 zdziwi艂o, mon ami. Tak, niebezpiecze艅stwo. Poniewa偶 taka kobieta widzi tylko jedno: sam膮 siebie. Nie dostrzega zagro偶e艅 i ryzyka, jakie j膮 otaczaj膮 鈥 tysi臋cy sprzecznych interes贸w i 偶yciowych uk艂ad贸w. Widzi wy艂膮cznie w艂asny cel. Tak wi臋c pr臋dzej czy p贸藕niej czeka j膮 katastrofa.
To mnie zaciekawi艂o. Przyzna艂em w duchu, 偶e nigdy bym na to nie wpad艂.
鈥 A ta druga? 鈥 spyta艂em.
鈥 Panna Adams? 鈥 Jego wzrok przesun膮艂 si臋 do drugiego stolika. 鈥 Wi臋c? 鈥 podj膮艂 z u艣miechem. 鈥 Co mam o niej powiedzie膰?
鈥 Po prostu, jak j膮 odbierasz.
鈥 Mon cher, czy偶bym by艂 dzisiejszego wieczoru wr贸偶k膮, kt贸ra odczytuje charakter z wn臋trza d艂oni?
鈥 Zrobi艂by艣 to lepiej ni偶 jakakolwiek wr贸偶ka 鈥 zauwa偶y艂em.
鈥 Pok艂adasz we mnie wielk膮 wiar臋, Hastings. Jestem wzruszony. Czy wiesz, m贸j przyjacielu, 偶e ka偶dy z nas jest mroczn膮 tajemnic膮, k艂臋bowiskiem sprzecznych nami臋tno艣ci, pragnie艅 i pogl膮d贸w? Mais oui, c鈥檈st vrai. Wydajemy swoje ma艂e s膮dy, ale w dziewi臋ciu przypadkach na dziesi臋膰 mylimy si臋.
鈥 Wszyscy, lecz nie Herkules Poirot 鈥 powiedzia艂em z u艣miechem.
鈥 Nawet Herkules Poirot! Och, wiem doskonale: uwa偶asz mnie za zarozumia艂ego, lecz zapewniam ci臋, w rzeczywisto艣ci jestem pe艂en pokory.
Roze艣mia艂em si臋.
鈥 Ty i pokora!
鈥 Tak jest. Z jednym wyj膮tkiem, przyznaj臋. Jestem odrobin臋 dumny z mych w膮s贸w. Nigdzie w Londynie nie znalaz艂em takich, kt贸re mog艂yby si臋 z nimi r贸wna膰.
鈥 Mo偶esz by膰 spokojny 鈥 powiedzia艂em oschle. 鈥 Nie znajdziesz. Nie zaryzykujesz wi臋c wydania s膮du na temat Carlotty Adams?
鈥 Elle est artiste! 鈥 orzek艂 po prostu Poirot. 鈥 To wyja艣nia niemal wszystko, prawda?
鈥 A wi臋c uwa偶asz, 偶e na ni膮 czyha jakie艣 niebezpiecze艅stwo?
鈥 Ono czyha na nas wszystkich, m贸j przyjacielu 鈥 zaprzeczy艂 Poirot z powag膮. 鈥 Nieszcz臋艣cie zawsze mo偶e wisie膰 nad nami, gotowe zaatakowa膰 znienacka. Je艣li jednak chodzi o twoje pytanie, wed艂ug mnie panna Adams odniesie sukces. Jest bystra i posiada co艣 jeszcze. Zauwa偶y艂e艣, oczywi艣cie, 偶e jest 呕yd贸wk膮?
Nie zauwa偶y艂em. Lecz skoro o tym wspomnia艂, dostrzeg艂em w jej rysach nik艂e 艣lady semickich przodk贸w. Poirot pokiwa艂 g艂ow膮.
鈥 To rokuje powodzenie. Cho膰 pozostaje jeszcze pewne niebezpiecze艅stwo, je艣li ju偶 o nim mowa.
鈥 To znaczy?
鈥 Mi艂o艣膰 do pieni臋dzy. To mo偶e sprowadzi膰 osob臋 jej pokroju ze 艣cie偶ki przezorno艣ci i rozwagi.
鈥 To samo dotyczy ka偶dego 鈥 zauwa偶y艂em.
鈥 Istotnie, lecz ty czy ja dostrzegliby艣my zwi膮zane z tym niebezpiecze艅stwo. Potrafiliby艣my zwa偶y膰 wszystkie za i przeciw. Ale je艣li zwraca si臋 uwag臋 tylko na pieni膮dze, je艣li tylko je si臋 widzi, a ca艂a reszta pozostaje w cieniu鈥
Roze艣mia艂em si臋, s艂ysz膮c jego powa偶ny ton.
鈥 Cyga艅ska kr贸lowa Esmeralda jest w dobrej formie 鈥 rzuci艂em z艂o艣liwie.
鈥 Ciekawi mnie psychologia postaci 鈥 odpar艂 nieporuszony Poirot. 鈥 Nie mo偶na interesowa膰 si臋 zbrodni膮 i lekcewa偶y膰 psychologi臋. Nie chodzi przecie偶 o sam akt zab贸jstwa. Do eksperta przemawia to, co kryje si臋 za nim. Rozumiesz mnie, Hastings?
Odpar艂em, 偶e doskonale go rozumiem.
鈥 Zauwa偶y艂em, 偶e kiedy razem pracujemy nad jak膮艣 spraw膮, zawsze nak艂aniasz mnie do dzia艂a艅 fizycznych. Chcesz, bym bada艂 艣lady st贸p, analizowa艂 popi贸艂 z papieros贸w, traci艂 zdrowie, poszukuj膮c detali. Nie rozumiesz, 偶e siedz膮c wygodnie w fotelu, z przymkni臋tymi oczyma, mo偶na po stokro膰 bardziej zbli偶y膰 si臋 do rozwi膮zania problemu. Gdy偶 wtedy patrzy si臋 oczyma umys艂u.
鈥 Nie ja 鈥 powiedzia艂em. 鈥 Kiedy ja siedz臋 wygodnie w fotelu z zamkni臋tymi oczami, przydarza mi si臋 tylko jedno.
鈥 Zauwa偶y艂em 鈥 odpar艂 Poirot. 鈥 To dziwne. Przecie偶 w takich chwilach m贸zg powinien gor膮czkowo pracowa膰, a nie ton膮膰 w rozleniwieniu. Aktywno艣膰 umys艂owa jest tak ciekawa i stymuluj膮ca! Uruchomienie ma艂ych szarych kom贸rek to przyjemno艣膰 czysto intelektualna. Tylko na nie mo偶na liczy膰, 偶e przeprowadz膮 nas przez mrok do prawdy鈥
Niestety, popad艂em w nawyk kierowania mojej uwagi gdzie indziej, gdy tylko Poirot wspomina swoje ma艂e szare kom贸rki. Wystarczaj膮co wiele ju偶 o nich s艂ysza艂em.
Tym razem zaj膮艂em si臋 czterema osobami siedz膮cymi przy stoliku obok. Kiedy Poirot sko艅czy艂 sw贸j monolog, zauwa偶y艂em ze 艣miechem:
鈥 Zrobi艂e艣 wra偶enie, Poirot. Pi臋kna lady Edgware nie mo偶e oderwa膰 od ciebie wzroku.
鈥 Niew膮tpliwie poinformowano j膮, kim jestem 鈥 powiedzia艂 Poirot, usi艂uj膮c przybra膰 skromn膮 min臋, co mu si臋 nie uda艂o.
鈥 To zapewne twoje s艂ynne w膮sy 鈥 rzuci艂em. 鈥 Nie mo偶e oprze膰 si臋 ich urokowi.
Poirot pog艂adzi艂 je ukradkiem.
鈥 To prawda, s膮 wyj膮tkowe 鈥 przyzna艂. 鈥 Ta twoja 鈥瀞zczoteczka do z臋b贸w鈥, jak j膮 nazywasz, to potworno艣膰, skandal, dobrowolne odrzucanie szczodro艣ci natury. Zg贸l t臋 imitacj臋 w膮s贸w, przyjacielu, b艂agam ci臋.
鈥 Na Jowisza! 鈥 wykrzykn膮艂em, nie zwracaj膮c uwagi na wezwanie Poirota. 鈥 Lady Edgware wstaje. Chyba chce z nami pom贸wi膰. Bryan Martin protestuje, ale ona go nie s艂ucha.
W rzeczy samej 鈥 Jane Wilkinson podnios艂a si臋 gwa艂townie z krzes艂a i podesz艂a do naszego stolika. Poirot wsta艂 i uk艂oni艂 si臋. Ja tak偶e wsta艂em.
鈥 Pan Herkules Poirot, prawda? 鈥 spyta艂a 艂agodnym, matowym g艂osem.
鈥 Do pani us艂ug.
鈥 Chcia艂abym z panem porozmawia膰, panie Poirot. Musz臋 z panem porozmawia膰.
鈥 Ale偶 oczywi艣cie, madame. Niech pani spocznie.
鈥 Nie, nie, nie tutaj. Chc臋 z panem porozmawia膰 w cztery oczy. Chod藕my na g贸r臋 do mojego apartamentu.
Podszed艂 do nas Bryan Martin.
鈥 Musisz troch臋 poczeka膰, Jane 鈥 zaoponowa艂 z u艣miechem, w kt贸rym wyczuwa艂o si臋 dezaprobat臋. 鈥 Jeste艣my w 艣rodku kolacji. Podobnie jak pan Poirot.
Lecz Jane Wilkinson nie艂atwo by艂o zawr贸ci膰 z raz obranej drogi.
鈥 Ale偶 dlaczego, Bryan? Jakie to ma znaczenie? Ka偶emy przynie艣膰 kolacj臋 do pokoju. Przeka偶 to kelnerowi, dobrze? Aha, jeszcze jedno鈥
Kiedy si臋 odwr贸ci艂, posz艂a za nim, najwyra藕niej nak艂aniaj膮c go, by spe艂ni艂 jej polecenie. Po tym, jak potrz膮sa艂 g艂ow膮 i marszczy艂 brwi, domy艣li艂em si臋, 偶e nie mia艂 ochoty jej ulec. Ale ona nie ust臋powa艂a i wreszcie podda艂 si臋, wzruszaj膮c ramionami.
Rozmawiaj膮c z nim, kilkakrotnie spojrza艂a w stron臋 stolika, przy kt贸rym siedzia艂a Carlotta Adams. Zastanawia艂em si臋, czy to, co m贸wi艂a, mia艂o co艣 wsp贸lnego z Amerykank膮.
Postawiwszy na swoim, powr贸ci艂a do nas rozpromieniona.
鈥 Idziemy na g贸r臋 鈥 rzuci艂a i obj臋艂a r贸wnie偶 i mnie swoim ol艣niewaj膮cym u艣miechem.
Najwyra藕niej nie przysz艂o jej nawet przez my艣l zapyta膰, czy zgadzamy si臋 na jej plan. Wyprowadzi艂a nas z sali bez s艂owa przeprosin.
鈥 Mia艂am wielkie szcz臋艣cie, 偶e spotka艂am tu pana dzisiejszego wieczoru, panie Poirot 鈥 powiedzia艂a, wiod膮c nas do windy. 鈥 Cudowne, jak wszystko uk艂ada si臋 na moj膮 korzy艣膰. W艂a艣nie si臋 zastanawia艂am, co, na Boga, mam uczyni膰. Podnios艂am wzrok i zobaczy艂am pana przy s膮siednim stoliku. Powiedzia艂am sobie: 鈥濸an Poirot powie mi, co robi膰鈥. 鈥 Przerwa艂a na chwil臋, by rzuci膰 do boya: 鈥 Drugie pi臋tro.
鈥 Je艣li mog臋 by膰 w czymkolwiek pomocny鈥 鈥 zacz膮艂 Poirot.
鈥 Na pewno. S艂ysza艂am, 偶e jest pan najwspanialszym detektywem, jaki kiedykolwiek istnia艂. Kto艣 musi wypl膮ta膰 mnie z tego, w co si臋 wpakowa艂am, i czuj臋, 偶e jest pan w艂a艣ciwym cz艂owiekiem.
Wysiedli艣my na drugim pi臋trze. Jane Wilkinson poprowadzi艂a nas korytarzem, zatrzyma艂a si臋 przy kolejnych drzwiach i weszli艣my do jednego z najlepszych apartament贸w w Savoyu.
Aktorka rzuci艂a swoj膮 bia艂膮 etol臋 na krzes艂o, malutk膮, wysadzan膮 klejnotami torebk臋 na st贸艂, po czym opad艂a na fotel i wykrzykn臋艂a:
鈥 Panie Poirot, nie wiem, w jaki spos贸b, ale musz臋 pozby膰 si臋 mojego m臋偶a!
Po chwilowym zaskoczeniu Poirot doszed艂 do siebie.
鈥 Ale偶, madame 鈥 rzeki, mrugaj膮c oczyma 鈥 pozbywanie si臋 m臋偶贸w nie jest moj膮 specjalno艣ci膮.
鈥 Wiem o tym.
鈥 Potrzebuje pani prawnika.
鈥 I tu si臋 pan myli. Jestem ju偶 zm臋czona prawnikami. Mam ich dosy膰. Mia艂am prawnik贸w rzetelnych i oszust贸w, a 偶aden z nich na nic mi si臋 nie przyda艂. Prawnicy znaj膮 si臋 tylko na prawie, a za grosz nie maj膮 instynktu.
鈥 I s膮dzi pani, 偶e ja go mam? Roze艣mia艂a si臋.
鈥 S艂ysza艂am, 偶e jest pan kuty na cztery nogi, panie Poirot.
鈥 Comment? Kuty na nogi? Nie rozumiem.
鈥 Och鈥 po prostu taki pan jest.
鈥 Prosz臋 pani, by膰 mo偶e mam bystry umys艂. W rzeczy samej, mam, czemu偶 by zaprzecza膰? Lecz pani ma艂y problem to nie m贸j genre.
鈥 Nie rozumiem dlaczego. W ko艅cu to jest problem.
鈥 Ach! Problem!
鈥 I jest trudny 鈥 ci膮gn臋艂a Jane Wilkinson. 鈥 A powiedzia艂abym, 偶e nie jest pan cz艂owiekiem, kt贸rego onie艣mielaj膮 trudno艣ci.
鈥 Prosz臋 pozwoli膰, 偶e pogratuluj臋 pani intuicji, madame. Lecz mimo wszystko nie zajmuj臋 si臋 prowadzeniem 艣ledztwa w sprawach rozwodowych. Nie podoba mi si臋 ce m茅tier l脿.
鈥 M贸j drogi panie, nie prosz臋, 偶eby pan kogokolwiek 艣ledzi艂. To nie mia艂oby sensu. Po prostu musz臋 pozby膰 si臋 tego cz艂owieka i jestem pewna, 偶e powie mi pan, jak to zrobi膰.
Poirot wstrzyma艂 si臋 chwil臋 z odpowiedzi膮. Kiedy wreszcie przem贸wi艂, w jego g艂osie pojawi艂a si臋 nowa nuta.
鈥 Przede wszystkim, prosz臋 mi powiedzie膰, dlaczego tak bardzo chce si臋 pani 鈥瀙ozby膰鈥 lorda Edgware鈥檃?
Odpowied藕 by艂a natychmiastowa, bez 艣ladu wahania. Pad艂a b艂yskawicznie:
鈥 Ale偶 to oczywiste. Chc臋 powt贸rnie wyj艣膰 za m膮偶. Jaki偶 inny mog艂abym mie膰 pow贸d? 鈥 Wielkie niebieskie oczy otworzy艂y si臋 niewinnie.
鈥 Lecz przecie偶 艂atwo by艂oby uzyska膰 rozw贸d?
鈥 Nie zna pan mojego m臋偶a, panie Poirot. On鈥 on jest鈥 鈥擶zdrygn臋艂a si臋. 鈥 Nie wiem, jak to wyja艣ni膰. To dziwny cz艂owiek, niepodobny do innych.
Umilk艂a, a po chwili ci膮gn臋艂a dalej:
鈥 Nigdy nie powinien by艂 si臋 偶eni膰 鈥 z kimkolwiek. Wiem, co m贸wi臋. Nie potrafi臋 go opisa膰, ale to鈥 dziwak. Widzi pan, pierwsza 偶ona uciek艂a od niego. Zostawiaj膮c trzymiesi臋czne dziecko. Nigdy si臋 z ni膮 nie rozwi贸d艂. Zmar艂a w n臋dzy gdzie艣 za granic膮. Potem o偶eni艂 si臋 ze mn膮. Ja鈥 c贸偶, nie mog艂am tego wytrzyma膰. By艂am przera偶ona. Opu艣ci艂am go i wyjecha艂am do Stan贸w. Nie mam podstaw do rozwodu, a gdybym je da艂a jemu, i tak by ich nie wykorzysta艂. To鈥 fanatyk.
鈥 W niekt贸rych stanach USA mog艂aby pani uzyska膰 rozw贸d.
鈥 Do niczego mi si臋 nie przyda, je艣li zamierzam mieszka膰 w Anglii.
鈥 A zamierza pani? 鈥擳ak.
鈥 Kogo pragnie pani po艣lubi膰?
鈥 No w艂a艣nie. Ksi臋cia Merton.
Wci膮gn膮艂em gwa艂townie oddech. Ksi膮偶臋 Merton stanowi艂 jak dot膮d pow贸d desperacji wszystkich matek pragn膮cych wyda膰 swoje c贸rki za m膮偶. Ten m艂ody cz艂owiek o sk艂onno艣ciach godnych mnicha, zagorza艂y anglikanin, znajdowa艂 si臋 pono膰 pod absolutnym wp艂ywem swojej matki, gro藕nej ksi臋偶nej wdowy. Wi贸d艂 偶ycie surowe do przesady. Kolekcjonowa艂 chi艅sk膮 porcelan臋 i mia艂 reputacj臋 estety. Powiadano, 偶e nie zwraca uwagi na kobiety.
鈥 Szalej臋 za nim 鈥 wyzna艂a z uczuciem Jane. 鈥 Nie przypomina 偶adnego z moich dotychczasowych znajomych, a zamek Merton to przewspania艂a siedziba. Wszystko jest takie romantyczne! W dodatku on jest bardzo przystojny鈥 wygl膮da niczym rozmarzony zakonnik. 鈥 Urwa艂a. 鈥 Zamierzam wycofa膰 si臋 ze sceny, kiedy go po艣lubi臋. Wtedy raczej nie b臋dzie mi ju偶 zale偶a艂o na karierze.
鈥 A tymczasem na przeszkodzie tym romantycznym planom stoi lord Edgware 鈥 powiedzia艂 sucho Poirot.
鈥 Tak, i to doprowadza mnie do sza艂u. 鈥 Jane Wilkinson wyprostowa艂a si臋, skupiona. 鈥 Oczywi艣cie, gdyby艣my byli w Chicago, pozby艂abym si臋 go z 艂atwo艣ci膮, ale tu trudno trafi膰 na p艂atnych morderc贸w.
鈥 Tutaj uwa偶amy, 偶e ka偶dy ma prawo 偶y膰 鈥 zauwa偶y艂 Poirot z u艣miechem.
鈥 Nie wiem, czy s艂usznie. Przypuszczam, 偶e by艂oby wam lepiej bez kilku polityk贸w, a znaj膮c Edgware鈥檃, jestem pewna, 偶e nikt nie odczu艂by jego straty. Wr臋cz przeciwnie.
W tej chwili rozleg艂o si臋 pukanie do drzwi i do pokoju wszed艂 kelner z kolacj膮. Jane Wilkinson kontynuowa艂a rozmow臋, nie zwracaj膮c na niego uwagi.
鈥 Lecz nie chc臋, by pan go dla mnie zabi艂, panie Poirot.
鈥 Merci, madame.
鈥 My艣la艂am, 偶e m贸g艂by go pan przekona膰. Nak艂oni膰, by zgodzi艂 si臋 na rozw贸d. Pan to na pewno potrafi.
鈥 Chyba przecenia pani moj膮 si艂臋 perswazji.
鈥 Na pewno mo偶e pan co艣 wymy艣li膰, panie Poirot. 鈥 Pochyli艂a si臋 do przodu. Otworzy艂a szerzej niebieskie oczy. 鈥 Przecie偶 chce pan, 偶ebym by艂a szcz臋艣liwa? 鈥 spyta艂a mi臋kkim, niskim, uwodzicielskim g艂osem.
鈥 Chcia艂bym, 偶eby wszyscy byli szcz臋艣liwi 鈥 rzuci艂 czujnie Poirot.
鈥 Ale ja nie my艣la艂am o wszystkich. Tylko o sobie.
鈥 Zdaje si臋, 偶e zawsze tak pani post臋puje, madame. 鈥 U艣miechn膮艂 si臋.
鈥 Uwa偶a pan, 偶e jestem samolubna?
鈥 Tego nie powiedzia艂em, madame.
鈥 No wi臋c jestem. Ale nie cierpi臋 by膰 nieszcz臋艣liwa. To wp艂ywa nawet na moj膮 gr臋. A b臋d臋 okropnie nieszcz臋艣liwa, dop贸ki on nie zgodzi si臋 na rozw贸d albo鈥 nie umrze. W sumie 鈥 podj臋艂a z namys艂em po chwili 鈥 by艂oby o wiele lepiej, gdyby umar艂. Wtedy mia艂abym uczucie, 偶e si臋 go ostatecznie pozby艂am. 鈥 Zerkn臋艂a na Poirota, szukaj膮c oznak wsp贸艂czucia. 鈥 Pomo偶e mi pan, prawda, panie Poirot? 鈥 Wsta艂a, wzi臋艂a z krzes艂a etol臋 i spojrza艂a prosz膮co w jego oczy. Us艂ysza艂em jakie艣 g艂osy na korytarzu za niedomkni臋tymi drzwiami. 鈥 Bo je艣li nie鈥 鈥 ci膮gn臋艂a.
鈥 Je艣li nie? Roze艣mia艂a si臋.
鈥 B臋d臋 musia艂a wezwa膰 taks贸wk臋 i sama go wyko艅czy膰.
Ze 艣miechem znikn臋艂a za drzwiami do drugiego pokoju. Jednocze艣nie do 艣rodka wszed艂 Bryan Martin z Carlott膮 Adams i jej towarzyszem oraz dw贸jk膮 ludzi, z kt贸rymi jad艂 kolacj臋. Przedstawi艂 ich jako pa艅stwa Widburn贸w.
鈥 Czo艂em 鈥 powiedzia艂 Bryan. 鈥 Gdzie Jane? Musz臋 jej powiedzie膰, 偶e uda艂o mi si臋 spe艂ni膰 polecenie.
Jane pojawi艂a si臋 w drzwiach sypialni. W d艂oni trzyma艂a szmink臋.
鈥 Przyprowadzi艂e艣 j膮? Cudownie. Panno Adams, szczerze podziwiam pani wyst臋p. Czu艂am, 偶e po prostu musimy si臋 pozna膰. Prosz臋 p贸j艣膰 ze mn膮, porozmawiamy, kiedy b臋d臋 poprawia艂a makija偶. Wygl膮dam okropnie.
Carlott膮 Adams przyj臋艂a zaproszenie. Bryan Martin wyci膮gn膮艂 si臋 w fotelu.
鈥 Wi臋c zosta艂 pan z艂apany w sid艂a, panie Poirot. Czy nasza Jane nam贸wi艂a pana, by walczy艂 pan po jej stronie? Wcze艣niej czy p贸藕niej i tak musia艂by si臋 pan podda膰. Jane nie rozumie s艂owa 鈥瀗ie鈥.
鈥 Mo偶e jeszcze si臋 na nie nie natkn臋艂a.
鈥 Bardzo ciekawa osobowo艣膰 z tej Jane 鈥 m贸wi艂 Bryan Martin. Rozpar艂 si臋 na oparciu fotela i leniwie wydmuchiwa艂 dym z papierosa w stron臋 sufitu. 鈥 Dla niej nie istniej膮 tematy tabu. Ani kwestie moralne. Co nie znaczy, 偶e jest niemoralna, bo nie jest. Lepszym s艂owem b臋dzie amoralna. W 偶yciu widzi tylko jedno: to, czego sama chce. 鈥 Roze艣mia艂 si臋. 鈥 Wierz臋, 偶e beztrosko pope艂ni艂aby morderstwo i czu艂aby si臋 ura偶ona, gdyby zosta艂a z艂apana i skazana na 艣mier膰. Problem w tym, 偶e na pewno by j膮 z艂apano. Jest za g艂upia. Jej pomys艂 na zab贸jstwo polega艂by na tym, by wezwa膰 taks贸wk臋, wej艣膰 do domu ofiary, podaj膮c swoje nazwisko, i strzeli膰.
鈥 Ciekawe, czemu pan to m贸wi? 鈥 mrukn膮艂 Poirot. 鈥擟o?
鈥 Zna j膮 pan dobrze, monsieur?
鈥 Raczej tak. 鈥 Znowu si臋 roze艣mia艂, a mnie uderzy艂 gorzki ton tego 艣miechu. 鈥 Zgadzacie si臋 ze mn膮? 鈥 rzuci艂 do pozosta艂ych.
鈥 Tak, Jane jest egoistk膮 鈥 odezwa艂a si臋 pani Widburn. 鈥 Chocia偶 aktorka musi by膰 egoistk膮, je艣li chce wyrazi膰 swoj膮 osobowo艣膰.
Poirot nie odzywa艂 si臋. Nie spuszcza艂 wzroku z Bryana Martina, patrz膮c na niego z dziwnym, pe艂nym zastanowienia wyrazem twarzy, kt贸ry nie ca艂kiem rozumia艂em.
W tej chwili Jane wp艂yn臋艂a do 艣rodka z przyleg艂ego pokoju. Za ni膮 sz艂a Carlotta Adams. Uzna艂em, 偶e Jane zd膮偶y艂a ju偶, ku swojemu zadowoleniu, 鈥瀙oprawi膰鈥 makija偶, cokolwiek to znaczy艂o. Dla mnie jej twarz wygl膮da艂a dok艂adnie tak samo jak przedtem: doskonale.
Kolacja przebiega艂a weso艂o, cho膰 czasem mia艂em wra偶enie, 偶e dzieje si臋 co艣, co nie ca艂kiem potrafi臋 oceni膰.
Jane Wilkinson pozbawiona by艂a jakiejkolwiek subtelno艣ci. Po prostu: m艂oda kobieta, kt贸ra w danej chwili widzi tylko jedno. Chcia艂a porozmawia膰 z Poirotem, bezzw艂ocznie przyst膮pi艂a do dzia艂ania i osi膮gn臋艂a cel. To, najwyra藕niej, wprawi艂o j膮 w doskona艂y nastr贸j. Pragnienie, by zaprosi膰 na przyj臋cie Carlott臋 Adams, by艂o, jak oceni艂em, zwyk艂膮 zachciank膮. Udana parodia jej osoby rozbawi艂a j膮 tak samo, jak rozbawi艂aby dziecko.
Wyczuwane przeze mnie napi臋cie nie mia艂o nic wsp贸lnego z Jane Wilkinson. Gdzie zatem kry艂o si臋 jego 藕r贸d艂o?
Kolejno przyjrza艂em si臋 obecnym. Bryan Martin? Na pewno nie zachowywa艂 si臋 swobodnie. Lecz to mog艂a by膰 jedynie typowa cecha gwiazdora filmowego. Przesadna pewno艣膰 siebie m臋偶czyzny pr贸偶nego, zbyt przyzwyczajonego do grania, by zachowywa膰 si臋 naturalnie.
Natomiast Carlotta Adams czu艂a si臋 swobodnie. By艂a to cicha dziewczyna o mi艂ym, niskim g艂osie. Przygl膮da艂em si臋 jej uwa偶nie, korzystaj膮c z tego, 偶e mo偶na to czyni膰 z bliska. Pomy艣la艂em, 偶e ma pewien urok, cho膰 opisa膰 go mo偶na tylko przez przeczenie. Polega艂 na tym, 偶e nie by艂o w niej 偶adnej zgrzytliwej, ostrej nuty. Stanowi艂a uosobienie 艂agodno艣ci. W jej wygl膮dzie nie by艂o nic charakterystycznego: mi臋kkie ciemne w艂osy, bladoniebieskie oczy, jasna twarz i ruchliwe usta. Tak膮 twarz mo偶na lubi膰, ale trudno rozpozna膰, gdyby spotka艂o si臋 w艂a艣cicielk臋 po raz drugi, na przyk艂ad w innej sukience.
Wydawa艂a si臋 zadowolona z sympatii i pochlebnych s艂贸w Jane. Ka偶da dziewczyna na jej miejscu cieszy艂aby si臋 z tego, pomy艣la艂em. I w艂a艣nie w tej chwili zdarzy艂o si臋 co艣, co zmusi艂o mnie do zrewidowania tej raczej przedwczesnej opinii.
Carlotta Adams spojrza艂a ponad sto艂em na gospodyni臋, kt贸ra zwr贸ci艂a w艂a艣nie g艂ow臋 w stron臋 Poirota. Spojrzenie dziewczyny by艂o dziwnie badawcze. Wydawa艂o si臋, 偶e ocenia j膮 uwa偶nie, a jednocze艣nie uderzy艂a mnie zdecydowana wrogo艣膰 w jej bladoniebieskich oczach.
Przywidzia艂o mi si臋. A mo偶e to zawodowa zazdro艣膰? Jane by艂a znan膮 aktork膮, odnios艂a sukces. Carlotta dopiero wspina艂a si臋 po szczeblach kariery.
Zerkn膮艂em na troje pozosta艂ych uczestnik贸w przyj臋cia. Co z pa艅stwem Widburn? On 鈥 wysoki, o nieco trupim wygl膮dzie; ona 鈥 pulchna, jasnow艂osa, wylewna. Wygl膮dali na zamo偶nych ludzi, interesuj膮cych si臋 wszystkim, co ma zwi膮zek ze scen膮. Niech臋tnie rozmawiali na inne tematy. Poniewa偶 ostatnio wyje偶d偶a艂em z Anglii, uznali, ku swojemu rozczarowaniu, 偶e jestem osob膮 niezorientowan膮, i pani Widburn odwr贸ci艂a si臋 do mnie pulchnymi plecami, zapominaj膮c o mojej obecno艣ci.
Ostatnim go艣ciem by艂 m艂ody, ciemnow艂osy cz艂owiek o weso艂ej, kr膮g艂ej twarzy, kt贸ry towarzyszy艂 Carlotcie Adams. Od pocz膮tku podejrzewa艂em, 偶e nie jest zbyt trze藕wy. Wraz z kolejnymi kieliszkami szampana stawa艂o si臋 to coraz bardziej oczywiste.
Najwyra藕niej cierpia艂 z powodu dotkliwie zranionych uczu膰. Przez pierwsz膮 cz臋艣膰 posi艂ku siedzia艂 w ponurym milczeniu. Natomiast pod koniec otworzy艂 si臋 przede mn膮, poniewa偶 wyda艂o mu si臋, 偶e jestem jego starym kumplem.
鈥 Rzecz w tym, 偶e to nie tak 鈥 be艂kota艂. 鈥 Nie, m贸j stary, to wcale nie tak鈥 Rzecz w tym鈥 no, pytam ci臋! Bo wyobra藕 sobie dziewczyn臋, kt贸ra bez przerwy si臋 wtr膮ca. W艣ciubia nochal we wszystko. Nie dlatego, 偶ebym kiedykolwiek powiedzia艂 jej co艣 niew艂a艣ciwego. To nie ten typ. No wiesz: przodkowie purytanie, przyjechali do Stan贸w na 鈥濵ayflower鈥 razem z pierwszymi osadnikami. Niech mnie, dziewczyna przyzwoita. Chodzi mi o to鈥 o czym to ja m贸wi艂em?
鈥 呕e by艂o to bardzo trudne 鈥 powiedzia艂em uspokajaj膮co.
鈥 Niech to wszystko szlag. Cholera, musia艂em po偶yczy膰 fors臋 na to przyj臋cie od mojego krawca. Bardzo sumienny z niego facet. Od lat wisz臋 mu pieni膮dze. To nas wi膮偶e. Nie ma jak wi臋藕 mi臋dzy lud藕mi, staruszku. Jak mi臋dzy tob膮 i mn膮. Tob膮 i mn膮鈥 A w艂a艣nie: kim ty, u diab艂a, jeste艣?
鈥 Nazywam si臋 Hastings.
鈥 Nie m贸w. Przysi膮g艂bym, 偶e ty to ten go艣膰 nazwiskiem Spencer Jones. Stary, kochany Spencer Jones. Spotka艂em go w Eton i Harrow i po偶yczy艂em od niego pi膮taka. Chc臋 powiedzie膰, 偶e jedna twarz przypomina drug膮. W艂a艣nie tak. Gdyby艣my byli 偶贸艂tkami, nie mogliby艣my si臋 odr贸偶ni膰. 鈥 Pokiwa艂 ze smutkiem g艂ow膮, a potem nagle poprawi艂 mu si臋 humor. Wypi艂 nast臋pny kieliszek szampana. 鈥 Na szcz臋艣cie nie jestem cholernym czarnuchem 鈥 powiedzia艂.
To odkrycie tak go podnios艂o na duchu, 偶e rzuci艂 kilka optymistycznych uwag.
鈥 Zawsze patrz na jasn膮 stron臋 偶ycia, ch艂opie 鈥 pouczy艂 mnie. 鈥 M贸wi臋 ci, patrz na jasn膮 stron臋. Pewnego dnia鈥 kiedy b臋d臋 mia艂 na karku siedemdziesi膮t pi臋膰 lat czy co艣 ko艂o tego, b臋d臋 bogaty. Kiedy umrze m贸j wuj. Wtedy sp艂ac臋 krawca.
Siedzia艂, u艣miechaj膮c si臋 na t臋 my艣l.
By艂o w nim co艣, co, o dziwo, wzbudza艂o sympati臋. Mia艂 okr膮g艂膮 twarz i absurdalnie malutkie, czarne w膮siki, kt贸re przywodzi艂y na my艣l rozbitka porzuconego na 艣rodku oceanu.
Zauwa偶y艂em, 偶e Carlotta Adams ma go na oku. W pewnym momencie, spojrzawszy na niego, wsta艂a, daj膮c znak do odej艣cia.
鈥 Jak mi艂o, 偶e zgodzi艂a艣 si臋 przyj艣膰 鈥 powiedzia艂a Jane. 鈥 Uwielbiam robi膰 co艣 pod wp艂ywem chwili. Ty te偶?
鈥 Nie 鈥 odpar艂a panna Adams. 鈥 Niestety, ka偶d膮 rzecz starannie planuj臋. To oszcz臋dza鈥 zmartwie艅.
W jej g艂osie pojawi艂 si臋 niezbyt sympatyczny ton.
鈥 W ka偶dym razie usprawiedliwiaj膮 ci臋 twoje osi膮gni臋cia 鈥 roze艣mia艂a si臋 Jane. 鈥 Nie pami臋tam, kiedy bawi艂am si臋 tak dobrze jak dzi艣 wiecz贸r na twoim przedstawieniu.
Twarz dziewczyny z艂agodnia艂a.
鈥 To bardzo mi艂e z twojej strony 鈥 powiedzia艂a ciep艂o. 鈥 Doceniam, 偶e to m贸wisz. Potrzebuj臋 zach臋ty. Jak my wszyscy.
鈥 Carlotto 鈥 odezwa艂 si臋 m艂ody cz艂owiek z czarnym w膮sikiem. 鈥 Po偶egnaj si臋 ze wszystkimi, podzi臋kuj cioci Jane za przyj臋cie i chod藕.
To, 偶e zdo艂a艂 trafi膰 do drzwi, zakrawa艂o na cud koncentracji. Carlotta szybko posz艂a za nim.
鈥 A kim偶e by艂o to co艣, co pojawi艂o si臋 znik膮d i nazwa艂o mnie cioci膮 Jane? Nie zauwa偶y艂am go wcze艣niej.
鈥 Moja droga, nie wolno ci zwraca膰 na niego uwagi 鈥 odpar艂a pani Widburn. 鈥 By艂 b艂yskotliwym cz艂onkiem k贸艂ka dramatycznego w Oksfordzie. Trudno w to uwierzy膰 dzisiaj, prawda? Nie cierpi臋, jak m艂odzi obiecuj膮cy ludzie tak ko艅cz膮. C贸偶, ja i Charles musimy si臋 ju偶 zbiera膰.
Tak wi臋c Widburnowie zebrali si臋, a Bryan Martin wyszed艂 wraz z nimi.
鈥 I c贸偶, panie Poirot? U艣miechn膮艂 si臋 do niej.
鈥 Eh bien, lady Edgware?
鈥 Na lito艣膰 bosk膮, prosz臋 mnie tak nie nazywa膰. Niech偶e mi pan pozwoli o tym zapomnie膰! Chyba 偶e ma pan najtwardsze serce w ca艂ej Europie!
鈥 Ale偶 nie, sk膮d, nie jestem twardego serca.
Pomy艣la艂em, 偶e Poirot wypi艂 do艣膰 szampana, mo偶e nawet o kieliszek za du偶o.
鈥 W takim razie spotka si臋 pan z moim m臋偶em? I nak艂oni, by zrobi艂, co chc臋?
鈥 Spotkam si臋 z nim 鈥 obieca艂 ostro偶nie Poirot.
鈥 A je艣li odm贸wi, co pewnie si臋 stanie, wymy艣li pan co艣 sprytnego. Podobno jest pan najm膮drzejszym cz艂owiekiem w Anglii, panie Poirot.
鈥 Madame, kiedy m贸wi pani o moim sercu, wymienia pani Europ臋. A tylko Angli臋, gdy mowa o moim rozumie.
鈥 Je艣li si臋 panu powiedzie, powiem: wszech艣wiat. Poirot uni贸s艂 r臋k臋 w prote艣cie.
鈥 Nic nie obiecuj臋. Podejm臋 ten trud i postaram si臋 spotka膰 z pani m臋偶em w imi臋 psychologii.
鈥 Mo偶e go pan poddawa膰 psychoanalizie wedle woli. Mo偶liwe, 偶e to by mu dobrze zrobi艂o. Lecz musi pan za艂atwi膰 moj膮 spraw臋. Dla mojego dobra. Musz臋 mie膰 mojego ksi臋cia, panie Poirot. 鈥 I doda艂a rozmarzona: 鈥 Niech pan tylko pomy艣li o sensacji, jak膮 to wywo艂a.
Kilka dni p贸藕niej siedzieli艣my przy 艣niadaniu, kiedy Poirot poda艂 mi list, kt贸ry w艂a艣nie otworzy艂.
鈥 I c贸偶, mon ami, co o tym s膮dzisz? 鈥 zapyta艂.
Notka pochodzi艂a od lorda Edgware鈥檃 i w sztywnym, oficjalnym tonie wyznacza艂a spotkanie na godzin臋 jedenast膮 nast臋pnego dnia.
Musz臋 przyzna膰, 偶e by艂em bardzo zdziwiony. Obietnic臋 z艂o偶on膮 przez Poirota podczas przyj臋cia wzi膮艂em za nieobowi膮zuj膮c膮 i nie mia艂em poj臋cia, 偶e podj膮艂 kroki, by j膮 spe艂ni膰.
Poirot by艂 bardzo bystrym cz艂owiekiem; odgad艂 moje my艣li i nieznacznie mrugn膮艂 okiem.
鈥 Ale偶 nie, mon ami, to nie by艂 tylko szampan.
鈥 Nie o to mi chodzi艂o.
鈥 Ale偶 tak, ale偶 tak. Pomy艣la艂e艣 sobie: biedny staruszek, zbyt si臋 rozbawi艂 i obiecuje co艣, czego nigdy nie zrobi, czego nie zamierza zrobi膰. Tymczasem, przyjacielu, obietnice Herkulesa Poirot s膮 艣wi臋te.
M贸wi膮c to, wyprostowa艂 si臋 z godno艣ci膮.
鈥 Wiem, wiem, oczywi艣cie 鈥 rzuci艂em po艣piesznie. 鈥 My艣la艂em tylko, 偶e twoja decyzja zosta艂a podj臋ta troch臋鈥 jak to powiedzie膰鈥 pod wp艂ywem.
鈥 Nie mam zwyczaju pozwala膰, by cokolwiek wywiera艂o 鈥瀢p艂yw鈥, jak to nazwa艂e艣, na moje decyzje, Hastings. Najlepszy i najwytrawniejszy szampan, najbardziej z艂otow艂osa i uwodzicielska z kobiet 鈥攏ic nie ma wp艂ywu na decyzje Herkulesa Poirot. Nie, mon ami, jestem zainteresowany, i to wszystko.
鈥 Romansem Jane Wilkinson?
鈥 Niedok艂adnie. Jej romans, jak to okre艣lasz, to sprawa zwyczajna. Kolejny krok w udanej karierze pi臋knej kobiety. Gdyby ksi膮偶臋 Merton nie mia艂 tytu艂u ani maj膮tku, jego romantyczne podobie艅stwo do rozmarzonego mnicha zupe艂nie by jej nie obchodzi艂o. Mnie, Hastings, intryguje aspekt psychologiczny. Gra, jaka toczy si臋 mi臋dzy poszczeg贸lnymi charakterami. Z rado艣ci膮 przyjmuj臋 okazj臋 przyjrzenia si臋 lordowi Edgware鈥檕wi z bliska.
鈥 Ale nie oczekujesz, 偶e twoja misja si臋 powiedzie?
鈥 Pourquoi pas? Ka偶dy cz艂owiek ma swoj膮 pi臋t臋 Achillesa. Nie wyobra偶aj sobie, Hastings, 偶e poniewa偶 studiuj臋 ten przypadek z psychologicznego punktu widzenia, nie b臋d臋 stara艂 si臋 odnie艣膰 sukcesu w powierzonym mi zleceniu. Lubi臋 sprawdza膰 sw贸j talent.
Obawia艂em si臋 aluzji do ma艂ych szarych kom贸rek i by艂em wdzi臋czny, 偶e zosta艂a mi oszcz臋dzona.
鈥 A wi臋c jutro o jedenastej idziemy na Regent Gate? 鈥 spyta艂em.
鈥 My? 鈥 Poirot uni贸s艂 偶artobliwie brwi.
鈥 Poirot! 鈥 wykrzykn膮艂em. 鈥 Nie zostawisz mnie chyba? Zawsze ci towarzysz臋.
鈥 Gdyby to by艂a zbrodnia, tajemnicze otrucie, morderstwo 鈥 takimi rzeczami si臋 w duchu zachwycasz. Ale zwyczajna pr贸ba osi膮gni臋cia porozumienia?
鈥 Ani s艂owa wi臋cej 鈥 rzuci艂em zdeterminowany. 鈥 Id臋 z tob膮.
Poirot roze艣mia艂 si臋 艂agodnie. W tej samej chwili przekazano nam, 偶e przyszed艂 jaki艣 d偶entelmen.
Ku naszemu ogromnemu zdumieniu go艣ciem okaza艂 si臋 Bryan Martin.
W 艣wietle dziennym aktor wygl膮da艂 starzej. Wci膮偶 by艂 przystojny, lecz na jego twarzy wida膰 by艂o znu偶enie. Przesz艂o mi przez my艣l, 偶e prawdopodobnie bierze narkotyki. Mia艂 w sobie nerwowe napi臋cie, kt贸re wskazywa艂o na tak膮 mo偶liwo艣膰.
鈥 Dzie艅 dobry, panie Poirot 鈥 powiedzia艂 weso艂o. 鈥 Z zadowoleniem widz臋, 偶e 艣niadanie jadaj膮 panowie o rozs膮dnej godzinie. Przypuszczam, 偶e jeste艣cie teraz bardzo zaj臋ci?
Poirot u艣miechn膮艂 si臋 偶yczliwie.
鈥 Nie 鈥 odpar艂. 鈥 W tej chwili nie mam praktycznie nic wa偶nego do zrobienia.
鈥 Niemo偶liwe 鈥 roze艣mia艂 si臋 Bryan. 鈥 Nie wezwa艂 pana Scotland Yardu? Nie musi pan bada膰 偶adnej delikatnej sprawy w imieniu rodziny kr贸lewskiej? Trudno w to uwierzy膰.
鈥 Myli pan fikcj臋 z rzeczywisto艣ci膮, przyjacielu 鈥 powiedzia艂 z u艣miechem Poirot. 鈥 Zapewniam pana, 偶e obecnie jestem bezrobotny, chocia偶 jeszcze nie na zasi艂ku. Dieu merci.
鈥 Wi臋c mam szcz臋艣cie 鈥 powiedzia艂 Bryan, ponownie wybuchaj膮c 艣miechem. 鈥 Mo偶e zajmie si臋 pan moj膮 spraw膮.
Poirot obrzuci艂 m艂odego cz艂owieka uwa偶nym wzrokiem.
鈥 Ma pan dla mnie jaki艣 problem do rozwi膮zania, czy tak? 鈥 spyta艂 po chwili.
鈥 Mniej wi臋cej. I tak, i nie.
Tym razem jego 艣miech brzmia艂 nerwowo. Poirot wskaza艂 go艣ciowi krzes艂o, nie spuszczaj膮c z niego zamy艣lonego spojrzenia. Martin usiad艂 twarz膮 do nas obu, gdy偶 ja siedzia艂em obok Poirota.
鈥 A wi臋c wys艂uchajmy ca艂ej historii 鈥 zach臋ci艂 go detektyw. Wydawa艂o si臋, 偶e Bryan Martin nadal nie bardzo wie, jak zacz膮膰.
鈥 Rzecz w tym, 偶e nie mog臋 powiedzie膰 panu wszystkiego, co bym chcia艂. 鈥 Zawaha艂 si臋. 鈥 To do艣膰 trudne. Widzi pan, wszystko zacz臋艂o si臋 w Ameryce.
鈥 W Ameryce? Tak?
鈥 Z pocz膮tku moj膮 uwag臋 przyci膮gn膮艂 pewien drobny incydent. Jad膮c poci膮giem, zauwa偶y艂em pewnego m臋偶czyzn臋. Ma艂y, brzydki facet, g艂adko ogolony, w okularach, ze z艂otym z臋bem.
鈥 Ach! Ze z艂otym z臋bem.
鈥 No w艂a艣nie. Na tym polega sedno sprawy. Poirot pokiwa艂 g艂ow膮.
鈥 Zaczynam rozumie膰. Prosz臋 m贸wi膰 dalej.
鈥 Tak jak m贸wi艂em: zauwa偶y艂em tego faceta. Jecha艂em do Nowego Jorku. P贸艂 roku p贸藕niej by艂em w Los Angeles i zn贸w go spotka艂em. Nie wiem, jakim cudem, ale tak by艂o. Niby nic szczeg贸lnego.
鈥 Prosz臋 nie przerywa膰.
鈥 Miesi膮c potem mia艂em okazj臋 wyjecha膰 do Seattle, a wkr贸tce po przybyciu na miejsce zn贸w zobaczy艂em mojego przyjaciela, tyle 偶e tym razem mia艂 brod臋.
鈥 Godne uwagi.
鈥 Prawda? Oczywi艣cie wtedy przez my艣l by mi nie przesz艂o, 偶e to ma jaki艣 zwi膮zek ze mn膮, lecz kiedy zobaczy艂em go powt贸rnie w Los Angeles, bez brody, w Chicago z w膮sami i innymi brwiami, a w g贸rskiej wiosce przebranego za w艂贸cz臋g臋鈥 c贸偶, zacz膮艂em si臋 zastanawia膰.
鈥 Naturalnie.
鈥 Wreszcie鈥 to wydaje si臋 dziwaczne, ale nie mam 偶adnych w膮tpliwo艣ci: jak to si臋 m贸wi, 艣ledzono mnie.
鈥 To zupe艂nie jasne.
鈥 Prawda? Wtedy ju偶 by艂em tego pewny. Gdziekolwiek pojecha艂em, tu偶 za mn膮 szed艂 m贸j cie艅 w coraz to innym przebraniu. Na szcz臋艣cie zawsze mog艂em go rozpozna膰 po z艂otym z臋bie.
鈥 Ten z艂oty z膮b to bardzo dogodny zbieg okoliczno艣ci.
鈥 Tak.
鈥 Prosz臋 mi wybaczy膰, panie Martin, ale czy nigdy nie pr贸bowa艂 pan z nim pom贸wi膰? Zapyta膰 go, dlaczego tak uparcie pana 艣ledzi?
鈥 Nie 鈥 aktor zawaha艂 si臋. 鈥 My艣la艂em o tym raz czy dwa, ale zawsze zmienia艂em zdanie. Wydawa艂o mi si臋, 偶e to by go tylko zaalarmowa艂o, a ja nie dowiedzia艂bym si臋 niczego. Mo偶liwe, 偶e gdyby odkryli, i偶 go zauwa偶y艂em, kazano by mnie 艣ledzi膰 komu艣 innemu, kogo nie m贸g艂bym rozpozna膰.
鈥 En effet鈥 komu艣 bez u偶ytecznego z艂otego z臋ba.
鈥 W艂a艣nie. Mog艂em si臋 myli膰, ale tak to sobie wyt艂umaczy艂em.
鈥 Przed chwil膮 wspomnia艂 pan jakich艣 鈥瀒ch鈥, panie Martin. O kogo panu chodzi艂o?
鈥 Tego zaimka u偶y艂em dla u艂atwienia. Za艂o偶y艂em, w艂a艣ciwie nie wiem, dlaczego, 偶e za tym wszystkim kryj膮 si臋 jacy艣 mgli艣ci 鈥瀘ni鈥.
鈥 Ma pan jakie艣 powody, by tak s膮dzi膰?
鈥 呕adnych.
鈥 To znaczy nie domy艣la si臋 pan, kto m贸g艂by pana 艣ledzi膰 i dlaczego?
鈥 W najmniejszym stopniu. Przynajmniej鈥
鈥 Continuez 鈥 rzuci艂 zach臋caj膮co Poirot.
鈥 Mam taki pomys艂 鈥 zacz膮艂 powoli Bryan Martin. 鈥 Chocia偶 to tylko przypuszczenie.
鈥 Przypuszczenie mo偶e by膰 niekiedy bardzo trafne, monsieur.
鈥 Dotyczy to pewnego zdarzenia, jakie mia艂o miejsce mniej wi臋cej dwa lata temu w Londynie. Nic wielkiego, lecz trudno je wyt艂umaczy膰 albo o nim zapomnie膰. Cz臋sto si臋 nad tym zastanawia艂em. Ale poniewa偶 nie mog艂em w贸wczas znale藕膰 wyja艣nienia, zaczynam przypuszcza膰, 偶e m贸j 鈥瀋ie艅鈥 mo偶e mie膰 z tym jaki艣 zwi膮zek鈥 Cho膰, u diab艂a, nie rozumiem jaki i dlaczego.
鈥 Mo偶e ja to zrozumiem.
鈥 Tak, lecz widzi pan鈥 鈥 Martina powt贸rnie ogarn臋艂o zak艂opotanie 鈥 niezr臋czno艣膰 sytuacji polega na tym, 偶e teraz nie mog臋 o tym panu powiedzie膰. Mo偶e za par臋 dni鈥
Ponaglony pytaj膮cym wzrokiem Poirota, rzuci艂 desperacko:
鈥 We wszystko zamieszana jest pewna dziewczyna.
鈥 Aha! Parfaitement! Angielka?
鈥 Tak. Ale sk膮d鈥?
鈥 To bardzo proste. Nie mo偶e mi pan powiedzie膰 teraz, ale ma pan nadziej臋, 偶e za par臋 dni b臋dzie pan m贸g艂. To oznacza, 偶e chce pan uzyska膰 pozwolenie m艂odej damy. Tak wi臋c przebywa ona w Anglii. Musia艂a te偶 by膰 w Anglii w czasie, gdy pana 艣ledzono, gdy偶 gdyby mieszka艂a w贸wczas w Ameryce, ju偶 tam by j膮 pan odszuka艂. A skoro jest w Anglii od osiemnastu miesi臋cy, prawdopodobnie, cho膰 nie na pewno, jest Angielk膮. Dobrze to wywiod艂em, co?
鈥 Rzeczywi艣cie. Ale prosz臋 mi powiedzie膰, panie Poirot, czy je偶eli uzyskam jej zgod臋, zbada pan dla mnie t臋 spraw臋?
Zapad艂a cisza. Najwyra藕niej Poirot rozwa偶a艂 odpowied藕 w my艣lach. Wreszcie spyta艂:
鈥 Dlaczego przyszed艂 pan do mnie, zanim porozmawia艂 pan z ni膮?
鈥 Pomy艣la艂em鈥 鈥 zawaha艂 si臋. 鈥 Chcia艂em j膮 nam贸wi膰, by艣my wyja艣nili t臋 spraw臋鈥 to znaczy, 偶eby pozwoli艂a, by pan j膮 wyja艣ni艂. Chodzi mi o to, 偶e je艣li pan si臋 tym zajmie, nie b臋dzie trzeba podawa膰 niczego do publicznej wiadomo艣ci, prawda?
鈥 To zale偶y 鈥 powiedzia艂 spokojnie Poirot.
鈥 To znaczy?
鈥 Je艣li w gr臋 wchodzi przest臋pstwo鈥
鈥 Ale偶 nie!
鈥 Nigdy nie wiadomo. To mo偶liwe.
鈥 Ale postara si臋 pan dla niej? Dla nas?
鈥 Naturalnie.
Przez chwil臋 Poirot milcza艂, a potem zapyta艂:
鈥 Prosz臋 mi powiedzie膰, ten pa艅ski szpieg, ten cie艅 鈥 w jakim jest wieku?
鈥 Ca艂kiem m艂ody. Ko艂o trzydziestki.
鈥 Aha! 鈥 wykrzykn膮艂 Poirot. 鈥 To bardzo istotne. To czyni ca艂膮 spraw臋 o wiele bardziej interesuj膮c膮.
Spojrza艂em na niego z niedowierzaniem. To samo zrobi艂 Bryan Martin. Jestem pewien, 偶e ta uwaga by艂a r贸wnie niepoj臋ta dla nas obu. Bryan rzuci艂 mi nieme pytanie, unosz膮c w g贸r臋 brwi. Potrz膮sn膮艂em g艂ow膮.
鈥 Tak 鈥 mrukn膮艂 Poirot. 鈥 To czyni ca艂膮 spraw臋 bardzo interesuj膮c膮.
鈥 By膰 mo偶e jest starszy 鈥 ci膮gn膮艂 z pow膮tpiewaniem Bryan 鈥 ale nie s膮dz臋.
鈥 Nie, nie, jestem pewien, 偶e pa艅skie spostrze偶enia s膮 trafne, panie Martin. To bardzo interesuj膮ce. Nadzwyczaj interesuj膮ce.
Do艣膰 zaskoczony enigmatycznymi s艂owami Poirota, Bryan Martin straci艂 w膮tek. Zacz膮艂 bez zwi膮zku:
鈥 Weso艂e przyj臋cie mieli艣my wczoraj wieczorem. Jane Wilkinson to najbardziej despotyczna kobieta, jaka kiedykolwiek istnia艂a.
鈥 Ma do艣膰 ograniczony umys艂 鈥 powiedzia艂 Poirot z u艣miechem. 鈥 Widzi tylko jedn膮 rzecz naraz.
鈥 I potrafi postawi膰 na swoim 鈥 doda艂 Martin. 鈥 Nie wiem, jak ludzie to wytrzymuj膮.
鈥 Mo偶na wiele znie艣膰 od pi臋knej kobiety, przyjacielu 鈥 zauwa偶y艂 Poirot, mrugaj膮c okiem. 鈥 Gdyby mia艂a perkaty nos, ziemist膮 cer臋 i t艂uste w艂osy, wtedy鈥 wtedy na pewno nie mog艂aby 鈥瀙ostawi膰 na swoim鈥, jak pan to uj膮艂.
鈥 Pewnie nie 鈥 zgodzi艂 si臋 Bryan. 鈥 Lecz czasem doprowadza mnie to do szale艅stwa. Przywi膮za艂em si臋 do Jane, cho膰 niekiedy my艣l臋, 偶e ma nier贸wno pod sufitem.
鈥 Wprost przeciwnie. Powiedzia艂bym, 偶e my艣li bardzo trze藕wo.
鈥 Nie o tym dok艂adnie m贸wi艂em. Rzeczywi艣cie, potrafi si臋 zatroszczy膰 o swoje interesy. Ma kupiecki spryt. Mnie jednak chodzi艂o o moralno艣膰.
鈥 Moralno艣膰!
鈥 O takich jak ona m贸wi si臋 鈥瀉moralne鈥. Dla niej nie istnieje dobro i z艂o.
鈥 Pami臋tam, 偶e m贸wi艂 pan co艣 podobnego zesz艂ego wieczoru.
鈥 Rozmawiali艣my przed chwil膮 o przest臋pstwach鈥
鈥 Tak, m贸j drogi?
鈥 Wcale bym si臋 nie zdziwi艂, gdyby Jane pope艂ni艂a zbrodni臋.
鈥 A zna j膮 pan dobrze 鈥 mrukn膮艂 z zastanowieniem Poirot. 鈥 Cz臋sto gra艂 pan razem z ni膮, prawda?
鈥 Tak. Przypuszczam, 偶e znam j膮 na wylot. Mog臋 sobie wyobrazi膰, jak kogo艣 zabija, i to z 艂atwo艣ci膮.
鈥 Aha! Ma ognisty temperament, prawda?
鈥 Nie, wcale nie. Jest zimna jak ryba. Chodzi mi o to, 偶e gdyby kto艣 stan膮艂 na jej drodze, po prostu by go usun臋艂a, i to bez zastanowienia. I nie mo偶na by jej nawet obwinia膰, to znaczy moralnie. Ona uwa偶a, 偶e ka偶dy, kto przeszkadza Jane Wilkinson, musi zgin膮膰.
W jego ostatnich s艂owach pojawi艂a si臋 zawzi臋to艣膰, jakiej nie by艂o wcze艣niej. Zastanawia艂em si臋, jakie zdarzenie mu si臋 przypomnia艂o.
鈥 Uwa偶a pan, 偶e pope艂ni艂aby鈥 morderstwo? 鈥 Poirot obserwowa艂 go z uwag膮.
Bryan odetchn膮艂 g艂臋boko.
鈥 Tak, na m膮 dusz臋. Mo偶e ju偶 wkr贸tce przypomni pan sobie moje s艂owa. Widzi pan, ja j膮 znam. Zabi艂aby r贸wnie beztrosko, jak pije swoj膮 porann膮 herbat臋. M贸wi臋 powa偶nie, panie Poirot.
Wsta艂 z krzes艂a.
鈥 Tak 鈥 powiedzia艂 Poirot spokojnie. 鈥 Widz臋, 偶e m贸wi pan powa偶nie.
鈥 Znam j膮 na wylot 鈥 powt贸rzy艂 Bryan Martin.
Sta艂 przez chwil臋 ze zmarszczonym czo艂em, a potem rzuci艂 innym tonem:
鈥 Za par臋 dni poinformuj臋 pana o sprawie, kt贸r膮 omawiali艣my. Zajmie si臋 pan ni膮, prawda?
Przez jaki艣 czas Poirot patrzy艂 na niego bez odpowiedzi.
鈥 Tak 鈥 odpar艂 wreszcie. 鈥 Zajm臋 si臋 ni膮. Jest鈥 interesuj膮ca.
W tonie, jakim wypowiedzia艂 ostatnie s艂owo, by艂o co艣 dziwnego. Zszed艂em na d贸艂 z Bryanem Martinem. Przy drzwiach zwr贸ci艂 si臋 do mnie:
鈥 Rozumie pan, o co mu chodzi艂o z wiekiem tego faceta? Dlaczego to ciekawe, 偶e ma ko艂o trzydziestki? Kompletnie tego nie pojmuj臋.
鈥 Zupe艂nie jak ja 鈥 wyzna艂em.
鈥 To nie ma 偶adnego sensu. Mo偶e po prostu si臋 ze mn膮 droczy艂?
鈥 Nie 鈥 zaprzeczy艂em. 鈥 Poirot nie jest taki. Mo偶e pan by膰 pewien, 偶e to wa偶ne, skoro on tak m贸wi.
鈥 Niech mnie, je艣li to rozumiem. Ciesz臋 si臋, 偶e i pan nie wie, o co chodzi. Nie cierpi臋 czu膰 si臋 jak ostatni g艂upek.
Wyszed艂, a ja powr贸ci艂em do mojego przyjaciela.
鈥 Poirot, jakie znaczenie ma wiek tego szpiega? 鈥 spyta艂em.
鈥 Nie rozumiesz? M贸j biedny Hastings! 鈥 Poirot u艣miechn膮艂 si臋 i potrz膮sn膮艂 g艂ow膮. A potem spyta艂: 鈥 A co w og贸le s膮dzisz o naszej rozmowie?
鈥 Nie bardzo mam si臋 nad czym zastanawia膰. Trudno powiedzie膰. Gdyby艣my wiedzieli wi臋cej鈥
鈥 A czy bez tego nic ci si臋 nie nasuwa na my艣l, mon ami? Dzwonek telefonu uratowa艂 mnie przed ha艅b膮 przyznania, 偶e nic nie nasun臋艂o mi si臋 na my艣l. Podnios艂em s艂uchawk臋. Us艂ysza艂em g艂os kobiecy, bardzo szorstki i urz臋dowy.
鈥 M贸wi sekretarka lorda Edgware鈥檃. Milord z przykro艣ci膮 informuje, 偶e musi odwo艂a膰 spotkanie wyznaczone na jutrzejszy ranek. Niespodziewanie wyje偶d偶a do Pary偶a. Mo偶e zobaczy膰 si臋 z panem Poirotem na kr贸tko dzi艣 kwadrans po dwunastej, je艣li to panom odpowiada.
Skonsultowa艂em si臋 z Poirotem.
鈥 Oczywi艣cie, m贸j drogi, pojedziemy tam dzisiaj. Powt贸rzy艂em to do s艂uchawki.
鈥 Bardzo dobrze 鈥 odrzek艂 szorstki, oficjalny g艂os. 鈥 Dzisiaj o dwunastej pi臋tna艣cie.
Roz艂膮czy艂a si臋.
Do domu na Regent Gate dotarli艣my z Poirotem w nastroju przyjemnego oczekiwania. Cho膰 nie podziela艂em psychologicznych pasji mojego przyjaciela, te kilka s艂贸w, kt贸re lady Edgware rzuci艂a o swoim m臋偶u, wzbudzi艂y moj膮 ciekawo艣膰. Chcia艂em si臋 przekona膰, jak sam go oceni臋.
Dom by艂 imponuj膮cy: solidnie zbudowany, elegancki i troch臋 ponury. Nie mia艂 skrzynek na kwiaty ani 偶adnych podobnie frywolnych ozd贸b.
Drzwi otworzono nam natychmiast, cho膰 nie zrobi艂 tego starszy, siwow艂osy lokaj, jakiego mo偶na by si臋 spodziewa膰 po zewn臋trznym wystroju budynku. Wprost przeciwnie: otworzy艂 je jeden z najprzystojniejszych m艂odzie艅c贸w, jakich kiedykolwiek widzia艂em. Wysoki, jasnow艂osy, m贸g艂by pozowa膰 rze藕biarzowi do pos膮gu Hermesa lub Apollina. Jednak w jego mi臋kkim g艂osie pobrzmiewa艂 zniewie艣cia艂y ton, kt贸ry mi si臋 nie spodoba艂. Co wi臋cej, przypomina艂 mi kogo艣 poznanego ca艂kiem niedawno, cho膰 nie mog艂em sobie za Boga przypomnie膰, kogo.
Spytali艣my o lorda Edgware鈥檃.
鈥 T臋dy, prosz臋.
Powi贸d艂 nas obok biegn膮cych na pi臋tro schod贸w do drzwi w ko艅cu korytarza. Otworzy艂 je i zaanonsowa艂 nas tym mi臋kkim g艂osem, kt贸ry budzi艂 we mnie instynktown膮 nieufno艣膰.
Pok贸j, do kt贸rego nas wprowadzono, okaza艂 si臋 bibliotek膮. 艢ciany zastawiono p贸艂kami pe艂nymi ksi膮偶ek, meble by艂y ciemne, pos臋pne, lecz eleganckie, krzes艂a proste i niezbyt wygodne.
Lord Edgware wsta艂 na nasz widok. By艂 to m臋偶czyzna wysoki, oko艂o pi臋膰dziesi膮tki. Mia艂 ciemne w艂osy przypr贸szone siwizn膮, szczup艂膮 twarz i ironicznie wykrzywione usta. Wygl膮da艂 na cz艂owieka 艂atwo wpadaj膮cego w z艂o艣膰 i zawzi臋tego. W jego oczach by艂o co艣 tajemniczego, zdecydowanie dziwnego, jak oceni艂em.
Zachowywa艂 si臋 sztywno, oficjalnie.
鈥 Pan Herkules Poirot? Kapitan Hastings? Zechc膮 panowie spocz膮膰.
Usiedli艣my. W pokoju panowa艂 ch艂贸d. Przez jedyne okno wpada艂o niewiele 艣wiat艂a, a p贸艂mrok skutecznie pog艂臋bia艂 zimne powitanie.
Lord Edgware podni贸s艂 list, skre艣lony, jak dostrzeg艂em, r臋k膮 mojego przyjaciela.
鈥 Oczywi艣cie, pa艅skie nazwisko jest mi znane, panie Poirot. Kt贸偶 go nie zna?
W odpowiedzi na ten komplement Poirot sk艂oni艂 g艂ow臋.
鈥 Lecz nie ca艂kiem rozumiem pa艅sk膮 rol臋 w tej sprawie. Pisze pan, 偶e chce porozmawia膰 ze mn膮 w imieniu鈥 鈥 urwa艂 na chwil臋 鈥 mojej 偶ony.
Ostatnie dwa s艂owa wym贸wi艂 w osobliwy spos贸b: jakby wymaga艂o to od niego sporego wysi艂ku.
鈥 Zgadza si臋 鈥 odpar艂 m贸j przyjaciel.
鈥 S膮dzi艂em, 偶e zajmuje si臋 pan badaniem鈥 zbrodni, panie Poirot.
鈥 Badaniem problem贸w, lordzie Edgware. Na pewno zbrodni. Lecz s膮 jeszcze inne problemy.
鈥 Istotnie. A czego dotyczy ten?
Zawarte w tych s艂owach szyderstwo zabrzmia艂o zupe艂nie wyra藕nie, lecz Poirot nie zwr贸ci艂 na to uwagi.
鈥 Mam honor rozmawia膰 z panem w imieniu lady Edgware 鈥 powiedzia艂. 鈥 Jak pan prawdopodobnie wie, lady Edgware pragnie rozwodu.
鈥 Tego jestem w pe艂ni 艣wiadomy 鈥 odpar艂 ch艂odno lord Edgware.
鈥 Zaproponowa艂a, bym om贸wi艂 t臋 kwesti臋 z panem.
鈥 Nie ma czego omawia膰.
鈥 Wi臋c nie zgadza si臋 pan?
鈥 Nie zgadzam si臋? Wr臋cz przeciwnie.
Czegokolwiek spodziewa艂 si臋 Poirot, to na pewno nie tego. Rzadko widz臋 mojego przyjaciela zupe艂nie zbitego z tropu, lecz tym razem tak si臋 sta艂o. Wygl膮da艂 troch臋 艣miesznie. Ramiona mu opad艂y, otworzy艂 usta, uni贸s艂 w g贸r臋 brwi. Wygl膮da艂 jak posta膰 z komiksu.
鈥 Comment? 鈥 wykrzykn膮艂. 鈥 Co takiego? Pan si臋 zgadza?
鈥 Nie rozumiem pa艅skiego zaskoczenia, panie Poirot.
鈥 脡coutez, zgadza si臋 pan rozwie艣膰 z 偶on膮?
鈥 Oczywi艣cie. Ona doskonale o tym wie. Poinformowa艂em j膮 o tym listownie.
鈥 Poinformowa艂 j膮 pan listownie?
鈥 Tak. P贸艂 roku temu.
鈥 Nic nie rozumiem. Zupe艂nie nic nie rozumiem.
Lord Edgware nie odezwa艂 si臋.
鈥 S膮dzi艂em, 偶e pa艅skie zasady ka偶膮 panu sprzeciwia膰 si臋 rozwodom.
鈥 Moje zasady nie powinny chyba pana interesowa膰. To prawda, 偶e nie rozwiod艂em si臋 z pierwsz膮 偶on膮. Nie pozwoli艂o mi na to sumienie. Moje drugie ma艂偶e艅stwo by艂o b艂臋dem, co szczerze przyznaj臋. Kiedy 偶ona zaproponowa艂a rozw贸d, zdecydowanie odm贸wi艂em. Sze艣膰 miesi臋cy temu napisa艂a do mnie, ponawiaj膮c 偶膮danie. Domy艣lam si臋, 偶e chce powt贸rnie wyj艣膰 za m膮偶, za jakiego艣 aktora lub kogo艣 podobnego. Tymczasem moje pogl膮dy uleg艂y zmianie. Napisa艂em jej o tym, kiedy by艂a w Hollywood. Nie rozumiem, po co tu pana przys艂a艂a. Przypuszczam, 偶e chodzi o pieni膮dze.
Przy ostatnich s艂owach jego wargi zn贸w wygi臋艂y si臋 w szyderczym grymasie.
鈥 To wyj膮tkowo dziwne 鈥 mrukn膮艂 Poirot. 鈥 Wyj膮tkowo dziwne. Jest tu co艣, czego zupe艂nie nie rozumiem.
鈥 Wracaj膮c do pieni臋dzy 鈥 podj膮艂 lord Edgware. 鈥 呕ona opu艣ci艂a mnie samowolnie. Je艣li pragnie po艣lubi膰 kogo艣 innego, mog臋 da膰 jej wolno艣膰, lecz nie ma 偶adnego powodu, by otrzyma艂a ode mnie cho膰 pensa, i nie otrzyma.
鈥 Nie ma mowy o jakichkolwiek uk艂adach finansowych.
Lord Edgware uni贸s艂 w zdumieniu brwi.
鈥 Zatem Jane wychodzi za bogatego cz艂owieka 鈥 mrukn膮艂 cynicznie.
鈥 Czego艣 w tej sprawie nie rozumiem 鈥 powiedzia艂 Poirot. Marszczy艂 zaskoczony czo艂o, usi艂uj膮c si臋 skupi膰. 鈥 Us艂ysza艂em od lady Edgware, 偶e wielokrotnie rozmawia艂a z panem za po艣rednictwem prawnik贸w.
鈥 Tak by艂o 鈥 przyzna艂 sucho lord Edgware. 鈥 Angielskich, ameryka艅skich, wszystkich, 艂膮cznie z najwi臋kszymi kanaliami. Wreszcie, jak wspomnia艂em, napisa艂a do mnie osobi艣cie.
鈥 Poprzednio pan odmawia艂?
鈥 Tak jest.
鈥 Lecz otrzymawszy jej list, zmieni艂 pan zdanie. Dlaczego zmieni艂 pan zdanie, lordzie Edgware?
鈥 Na pewno nie z powodu listu 鈥 rzuci艂 ostro. 鈥 Zmieni艂em pogl膮dy, to wszystko.
鈥 Ta zmiana by艂a cokolwiek raptowna.
Lord Edgware nie odpowiedzia艂.
鈥 Jakie okoliczno艣ci wp艂yn臋艂y na zmian臋 decyzji, lordzie Edgware?
鈥 To naprawd臋 moja sprawa, panie Poirot. Nie zamierzam porusza膰 tego tematu. Powiedzmy, 偶e stopniowo dostrzeg艂em korzy艣ci p艂yn膮ce z zerwania tego鈥 prosz臋 wybaczy膰 mi bezpo艣rednio艣膰鈥 tego, co uwa偶a艂em za poni偶aj膮cy zwi膮zek. Moje drugie ma艂偶e艅stwo by艂o pomy艂k膮.
鈥 Pa艅ska 偶ona m贸wi to samo 鈥 powiedzia艂 cicho Poirot.
鈥 Naprawd臋?
W oczach lorda Edgware鈥檃 zab艂ys艂o co艣 przez chwil臋, lecz niemal natychmiast znikn臋艂o.
Wsta艂, ko艅cz膮c tym samym rozmow臋, lecz przy po偶egnaniu troch臋 si臋 rozchmurzy艂.
鈥 Prosz臋 wybaczy膰 mi przesuni臋cie spotkania. Jutro musz臋 wyjecha膰 do Pary偶a.
鈥 Oczywi艣cie. Nic si臋 nie sta艂o.
鈥 Na wyprzeda偶 dzie艂 sztuki, je艣li chodzi o 艣cis艂o艣膰. Mam na oku ma艂y pos膮偶ek, rzecz perfekcyjn膮, mo偶e troch臋 makabryczn膮. Tyle 偶e ja lubi臋 macabre. Mam osobliwy gust.
Zn贸w u艣miechn膮艂 si臋 ironicznie. Patrzy艂em na ksi膮偶ki na pobliskiej p贸艂ce. Sta艂y tam pami臋tniki Casanovy, opracowanie na temat markiza de Sade鈥檃, ksi膮偶ka o 艣redniowiecznych torturach.
Przypomnia艂o mi si臋, jak Jane Wilkinson wzdrygn臋艂a si臋, wspominaj膮c swojego m臋偶a. Nie udawa艂a. Naprawd臋 zadr偶a艂a. Zastanawia艂o mnie, jakim w艂a艣ciwie cz艂owiekiem jest George Alfred St Vincent Marsh, czwarty baron Edgware.
Po偶egna艂 si臋 z nami bardzo uprzejmie i zadzwoni艂 na lokaja. Wyszli艣my za pr贸g. W holu czeka艂 na nas grecki bo偶ek w sk贸rze od藕wiernego. Kiedy zamyka艂em za sob膮 drzwi biblioteki, zerkn膮艂em po raz ostatni na pok贸j. I niemal krzykn膮艂em.
Uprzejma, u艣miechni臋ta twarz arystokraty kompletnie si臋 zmieni艂a. Wargi 艣ci膮gn臋艂y si臋, ods艂aniaj膮c w grymasie z臋by, oczy b艂yszcza艂y z w艣ciek艂o艣ci, z niemal ob艂膮ka艅czej furii.
Nie dziwi艂em si臋 ju偶, 偶e obie 偶ony opu艣ci艂y lorda Edgware鈥檃. Zdumiewa艂a mnie natomiast jego 偶elazna samokontrola. Przej艣膰 przez ca艂膮 rozmow臋 z takim opanowaniem, tak wyszukan膮 uprzejmo艣ci膮!
Kiedy doszli艣my do wyj艣cia, uchyli艂y si臋 drzwi po prawej. Na progu stan臋艂a dziewczyna, lecz na nasz widok zawaha艂a si臋.
By艂a wysoka, szczup艂a, o ciemnych w艂osach i bladej twarzy. Jej ciemne oczy na chwil臋 spotka艂y si臋 z moimi. A potem niczym cie艅 cofn臋艂a si臋 w g艂膮b pokoju, zamykaj膮c drzwi.
W chwil臋 p贸藕niej znale藕li艣my si臋 na ulicy. Poirot zatrzyma艂 taks贸wk臋. Kiedy wsiedli艣my, kaza艂 kierowcy jecha膰 do Savoyu.
鈥 I c贸偶, Hastings 鈥 powiedzia艂 z b艂yskiem w oku 鈥 rozmowa nie potoczy艂a si臋 tak, jak przewidywa艂em.
鈥 Rzeczywi艣cie. Co za niesamowity cz艂owiek z lorda Edgware鈥檃! Opowiedzia艂em mu, jak spojrza艂em za siebie, zamykaj膮c drzwi biblioteki, i co tam zobaczy艂em. Kiwa艂 g艂ow膮 powoli, z zastanowieniem.
鈥 Mam wra偶enie, 偶e ten cz艂owiek jest na granicy szale艅stwa, Hastings. Wydaje mi si臋, 偶e ma wiele na sumieniu i 偶e jego ch艂odny spok贸j skrywa g艂臋boko zakorzeniony instynkt okrucie艅stwa.
鈥 Nic dziwnego, 偶e opu艣ci艂y go obie 偶ony.
鈥 No w艂a艣nie.
鈥 Czy zauwa偶y艂e艣 t臋 dziewczyn臋, kiedy wychodzili艣my? Blad膮 i ciemnow艂os膮?
鈥 Tak, zauwa偶y艂em j膮, mon ami. M艂od膮 dam臋, przera偶on膮 i nieszcz臋艣liw膮. 鈥 M贸wi艂 powa偶nym tonem.
鈥 Jak s膮dzisz, kim ona jest?
鈥 Prawdopodobnie jego c贸rk膮. Ma jedn膮 c贸rk臋.
鈥 Rzeczywi艣cie wygl膮da艂a na przera偶on膮 鈥 powiedzia艂em wolno. 鈥 Ten dom to ponure miejsce dla m艂odej dziewczyny.
鈥 Istotnie. Ach, jeste艣my na miejscu. Pora przekaza膰 milady dobr膮 nowin臋.
Jane by艂a w swoim apartamencie. Recepcjonista zadzwoni艂 do niej i po chwili rozmowy przekaza艂 nam, 偶e mamy uda膰 si臋 na g贸r臋. Boy hotelowy zaprowadzi艂 nas pod same drzwi.
Otworzy艂a je schludnie ubrana kobieta w 艣rednim wieku, w okularach i z pedantycznie u艂o偶onymi w艂osami. Jane krzykn臋艂a do niej z sypialni:
鈥 Czy to pan Poirot, Ellis? Popro艣 go, by usiad艂. W艂o偶臋 tylko na, siebie jak膮艣 szmat臋 i ju偶 przychodz臋.
To, co Jane Wilkinson rozumia艂a pod poj臋ciem 鈥瀞zmaty鈥, okaza艂o si臋 cienkim jak paj臋czyna szlafroczkiem, kt贸ry ods艂ania艂 wi臋cej, ni偶 skrywa艂. Wesz艂a po艣piesznie, m贸wi膮c:
鈥 I co?
Poirot podni贸s艂 si臋 i sk艂oni艂 nad jej d艂oni膮.
鈥 Wszystko dobrze, madame.
鈥 Jak to? Co pan ma na my艣li?
鈥 Lord Edgware zgadza si臋 na rozw贸d.
鈥 Co takiego?
Albo zdumienie na jej twarzy by艂o szczere, albo naprawd臋 by艂a 艣wietn膮 aktork膮.
鈥 Panie Poirot! Dokona艂 pan tego! I to z miejsca! Ot, tak! Jest pan geniuszem. Jak, na mi艂o艣膰 bosk膮, zdo艂a艂 pan to zrobi膰?
鈥 Nie mog臋 przyjmowa膰 komplement贸w, na kt贸re nie zas艂uguj臋, madame. Sze艣膰 miesi臋cy temu m膮偶 napisa艂 do pani, wycofuj膮c sw贸j sprzeciw.
鈥 Co pan m贸wi? Napisa艂 do mnie? Gdzie?
鈥 O ile wiem, by艂a pani w贸wczas w Hollywood.
鈥 Nigdy nie dosta艂am tego listu. Pewnie zgin膮艂 gdzie艣 po drodze. I pomy艣le膰, 偶e przez wszystkie te miesi膮ce denerwowa艂am si臋, uk艂ada艂am szalone plany i niemal odchodzi艂am od zmys艂贸w.
鈥 Lord Edgware odni贸s艂 wra偶enie, 偶e zamierza pani po艣lubi膰 jakiego艣 aktora.
鈥 Oczywi艣cie. Tak mu powiedzia艂am. 鈥 U艣miechn臋艂a si臋 jak zadowolone dziecko, lecz raptem jej spok贸j prys艂. 鈥 Chyba nie powiedzia艂 mu pan o mnie i o ksi臋ciu, panie Poirot?
鈥 Nie, nie, mo偶e pani by膰 spokojna. Jestem dyskretny. To by nie by艂o dobrze, co?
鈥 Widzi pan, on jest z艂o艣liwy z natury. Czu艂by, 偶e wychodz膮c za Mertona, wspinam si臋 szczebel wy偶ej od niego, wi臋c pokrzy偶owa艂by moje plany. Inna sprawa aktor filmowy. Mimo to jestem zdziwiona. Ty nie, Ellis?
Pokoj贸wka kr臋ci艂a si臋 mi臋dzy pokojem a sypialni膮, sk艂adaj膮c wierzchnie okrycia rozrzucone na oparciach krzese艂. Zauwa偶y艂em, 偶e uwa偶nie przys艂uchuje si臋 rozmowie. Najwyra藕niej Jane darzy艂a j膮 pe艂nym zaufaniem.
鈥 Tak, rzeczywi艣cie, milady. Jego lordowska mo艣膰 musia艂 si臋 bardzo zmieni膰, odk膮d go widzia艂y艣my ostatni raz 鈥 powiedzia艂a z pogard膮.
鈥 Prawda?
鈥 Nie rozumie pani jego zachowania? Zaskoczy艂 pani膮? 鈥 podsun膮艂 Poirot.
鈥 Och, tak. Ale co nas to obchodzi. Jakie ma znaczenie to, dlaczego zmieni艂 zdanie, skoro je zmieni艂?
鈥 To mo偶e nie interesowa膰 pani, lecz mnie 鈥 bardzo.
Jane nie zwr贸ci艂a na niego uwagi.
鈥 Rzecz w tym, 偶e wreszcie jestem wolna!
鈥 Jeszcze nie, madame.
Spojrza艂a na niego ze zniecierpliwieniem.
鈥 B臋d臋 wolna. To to samo.
Poirot wygl膮da艂 tak, jakby si臋 z ni膮 nie zgadza艂.
鈥 Ksi膮偶臋 jest w Pary偶u 鈥 ci膮gn臋艂a Jane. 鈥 Musz臋 zaraz wys艂a膰 mu telegram. Ale偶 jego stara matka b臋dzie w艣ciek艂a!
Poirot wsta艂.
鈥 Ciesz臋 si臋, madame, 偶e wszystko uk艂ada si臋 zgodnie z pani 偶yczeniem.
鈥 Do widzenia, panie Poirot. Bardzo panu dzi臋kuj臋.
鈥 Nic nie zrobi艂em.
鈥 Przyni贸s艂 mi pan dobre wie艣ci. Jestem panu bardzo wdzi臋czna. Naprawd臋.
鈥 Ot贸偶 to 鈥 powiedzia艂 Poirot, kiedy opu艣cili艣my apartament 鈥 Widzi tylko jedno: sam膮 siebie! Nie zastanawia jej, nie ciekawi, dlaczego ten list nigdy do niej nie dotar艂. Zauwa偶y艂e艣, Hastings, 偶e jest niewiarygodnie sprytna, gdy mowa o interesach, za to nie ma za grosz inteligencji? C贸偶, dobry Pan B贸g nie mo偶e da膰 wszystkiego.
鈥 Chyba 偶e chodzi o Herkulesa Poirota 鈥 rzuci艂em k膮艣liwie.
鈥 呕artujesz ze mnie, przyjacielu 鈥 odpar艂 z powag膮. 鈥 Chod藕, Przejdziemy si臋 brzegiem Tamizy. Musz臋 uporz膮dkowa膰 my艣li.
Dachowa艂em dyskretne milczenie, oczekuj膮c, a偶 wyrocznia sama przem贸wi.
鈥 Ten list 鈥 odezwa艂 si臋 Poirot, kiedy szli艣my wolno wzd艂u偶 rzeki 鈥 bardzo mnie intryguje. Jego zagini臋cie mo偶na wyt艂umaczy膰 na cztery sposoby.
鈥 A偶 cztery?
鈥 Tak. Po pierwsze, m贸g艂 zagin膮膰 na poczcie. Sam wiesz, 偶e to si臋 zdarza, cho膰 niezbyt cz臋sto. Jednak gdyby b艂臋dnie go zaadresowano, dawno wr贸ci艂by do lorda Edgware鈥檃. Sk艂aniam si臋 raczej ku odrzuceniu tej mo偶liwo艣ci, cho膰, oczywi艣cie, mo偶e si臋 okaza膰 prawdziwa. Rozwi膮zanie drugie: nasza pi臋kna dama k艂amie, m贸wi膮c, 偶e nigdy go nie otrzyma艂a. To jest ca艂kiem prawdopodobne. Ta czaruj膮ca kobieta jest zdolna powiedzie膰 z dziecinn膮 szczero艣ci膮 ka偶de k艂amstwo, kt贸re mo偶e jej przynie艣膰 korzy艣膰. Tyle 偶e nie widz臋, jak膮 odnios艂aby z tego korzy艣膰. Je艣li wie, 偶e m膮偶 da jej rozw贸d, po co mnie do niego wysy艂a? To nie ma sensu. Rozwi膮zanie trzecie: k艂amie lord Edgware. Je艣li kt贸rakolwiek ze stron k艂amie, bardziej prawdopodobny jest lord ni偶 jego 偶ona. Cho膰 nie bardzo widz臋 cel takiego k艂amstwa. Po co mia艂by wymy艣la膰 fikcyjny list? Dlaczego po prostu nie zgodzi艂 si臋 na moj膮 propozycj臋? Sk艂aniam si臋 ku twierdzeniu, 偶e rzeczywi艣cie wys艂a艂 do niej list, cho膰 nie potrafi臋 odgadn膮膰 motywu tak nag艂ej zmiany zdania. Dochodzimy tym samym do czwartego rozwi膮zania: 偶e kto艣 przechwyci艂 list. I tu, Hastings, wkraczamy na teren bardzo intryguj膮cych spekulacji, gdy偶 list mo偶na by艂o przechwyci膰 po obu stronach, w Ameryce lub w Anglii. Ktokolwiek go zatrzyma艂, nie chcia艂, by ma艂偶e艅stwo zosta艂o rozwi膮zane. Da艂bym wiele, by si臋 dowiedzie膰, co si臋 kryje za ca艂膮 spraw膮. A co艣 si臋 kryje 鈥 na to mog臋 przysi膮c. 鈥 Zamilk艂, a po chwili doda艂 wolno: 鈥 Co艣, na co jak dot膮d mog艂em jedynie rzuci膰 k膮tem oka.
Nast臋pnego dnia by艂 trzydziesty czerwca.
Dochodzi艂o dopiero wp贸艂 do dziesi膮tej, kiedy powiedziano nam, 偶e na dole czeka inspektor Japp i pilnie chce si臋 z nami zobaczy膰.
Min臋艂o kilka lat od czasu, kiedy ostatnio widzieli艣my inspektora.
鈥 Ach! Ce bon Japp 鈥 wykrzykn膮艂 Poirot. 鈥 Ciekawe, po co przyszed艂?
鈥 Po pomoc 鈥 strzeli艂em. 鈥 Nie mo偶e rozwik艂a膰 jakiej艣 sprawy i przybieg艂 do ciebie.
Nie darzy艂em Jappa takim pob艂a偶aniem jak Poirot. Nie tyle przeszkadza艂o mi to, 偶e wykorzystywa艂 inteligencj臋 Poirota 鈥 w ko艅cu mojego przyjaciela to bawi艂o, jak delikatne pochlebstwo 鈥 ile irytowa艂a mnie pe艂na hipokryzji maniera Jappa, kt贸ry udawa艂, 偶e nic takiego nie robi. Lubi臋 ludzi prostolinijnych. Powiedzia艂em to na g艂os, a Poirot roze艣mia艂 si臋.
鈥 Jeste艣 k膮艣liwy jak osa, Hastings. Musisz jednak pami臋ta膰, 偶e biedny Japp stara si臋 ratowa膰 twarz, wi臋c udaje m膮drzejszego, ni偶 jest. To bardzo naturalne.
Ja uwa偶a艂em, 偶e to g艂upie, i nie omieszka艂em powiedzie膰 tego Poirotowi. Nie zgodzi艂 si臋 ze mn膮.
鈥 Zewn臋trzna forma to bagatelle, lecz mimo wszystko ma znaczenie dla ludzi. Pozwala im zachowa膰 amour propre.
Osobi艣cie uwa偶a艂em, 偶e odrobina kompleksu ni偶szo艣ci nie zaszkodzi艂aby Jappowi, ale nie by艂o sensu o to si臋 k艂贸ci膰. A poza tym ciekawi艂o mnie, po co Japp przyszed艂.
Przywita艂 si臋 z nami serdecznie.
鈥 Mieli艣cie panowie zamiar zasi膮艣膰 do 艣niadania, jak widz臋. Nie nam贸wi艂 pan jeszcze kur, by nios艂y dla pana kwadratowe jaja, Poirot?
By艂a to aluzja do narzeka艅 Poirota na r贸偶n膮 wielko艣膰 jaj, co obra偶a艂o jego wyczucie symetrii.
鈥 Jak dot膮d nie 鈥 odpar艂 z u艣miechem. 鈥 Co sprowadza pana do nas o tak wczesnej porze, drogi panie Japp?
鈥 Nie jest wczesna 鈥 przynajmniej nie dla mnie. Ju偶 od dobrych dw贸ch godzin jestem na nogach i pracuj臋. A to, co sprowadza mnie do was, to鈥 morderstwo.
鈥 Morderstwo?
Japp twierdz膮co pokiwa艂 g艂ow膮.
鈥 Zesz艂ej nocy w swoim domu przy Regent Gate zosta艂 zabity lord Edgware. 呕ona zabi艂a go ciosem no偶a w szyj臋.
鈥 呕ona? 鈥 wykrzykn膮艂em.
Z miejsca przypomnia艂em sobie s艂owa Bryana Martina, wypowiedziane poprzedniego ranka. Czy wyprorokowa艂 wtedy, co si臋 stanie? Pami臋ta艂em r贸wnie偶 beztrosk膮 uwag臋 Jane o zamordowaniu m臋偶a. Bryan Martin nazwa艂 j膮 amoraln膮. Rzeczywi艣cie taka by艂a. Nieczu艂a, egoistyczna i g艂upia. Jak偶e s艂uszny by艂 jego os膮d.
Tymczasem Japp ci膮gn膮艂 dalej:
鈥 Tak, to aktorka, jak pewnie wiecie. S艂awna. Nazywa si臋 Jane Wilkinson. Wysz艂a za niego trzy lata temu. Nie uk艂ada艂o si臋 im i zostawi艂a go.
Poirot wygl膮da艂 na zaskoczonego. Spyta艂 z powag膮:
鈥 Dlaczego uwa偶a pan, 偶e to ona go zabi艂a?
鈥 Nie uwa偶am, wiem. Zosta艂a rozpoznana. Nawet si臋 nie ukrywa艂a. Podjecha艂a taks贸wk膮鈥
鈥 Taks贸wk膮 鈥 powt贸rzy艂em mimo woli, poniewa偶 przypomnia艂y mi si臋 s艂owa, jakie wypowiedzia艂a tamtej nocy w Savoyu.
鈥 Zadzwoni艂a do drzwi i spyta艂a o lorda Edgware鈥檃. By艂a dziesi膮ta. Lokaj powiedzia艂, 偶e dowie si臋, czy pan j膮 przyjmie. 鈥 鈥濷ch 鈥 rzuci艂a zimno. 鈥 Nie trzeba. Jestem lady Edgware. Zapewne siedzi w bibliotece鈥. Z tymi s艂owy min臋艂a go, otworzy艂a drzwi biblioteki, wesz艂a do 艣rodka i zamkn臋艂a je za sob膮.
Lokaj uzna艂 to za dziwne, ale nie protestowa艂. Zszed艂 na d贸艂. Dziesi臋膰 minut p贸藕niej us艂ysza艂, jak kto艣 zatrzaskuje frontowe drzwi. Nie zabawi艂a wi臋c d艂ugo. O jedenastej zamkn膮艂 je na klucz na noc. Zajrza艂 do biblioteki, lecz w 艣rodku by艂o ciemno. Pomy艣la艂 wi臋c, 偶e jego pan poszed艂 spa膰. Dzi艣 rano pokoj贸wka znalaz艂a cia艂o. Z no偶em wbitym w kark tu偶 u nasady w艂os贸w.
鈥 Nie krzycza艂? Nikt niczego nie us艂ysza艂?
鈥 M贸wi膮, 偶e nie. Widzi pan, w bibliotece s膮 d藕wi臋koszczelne drzwi. Do tego ruch uliczny. Przy takim ciosie 艣mier膰 nadchodzi zdumiewaj膮co szybko. N贸偶 przeszed艂 mi臋dzy kr臋gami i trafi艂 prosto w rdze艅, tak powiedzia艂 lekarz. Je艣li trafi si臋 we w艂a艣ciwe miejsce, 艣mier膰 jest natychmiastowa.
鈥 Co oznacza, 偶e trzeba wiedzie膰, gdzie celowa膰, a to wskazuje na niemal medyczn膮 wiedz臋.
鈥 Tak, przyznaj臋, to przemawia na jej korzy艣膰. Lecz stawiam dziesi臋膰 do jednego, 偶e to przypadek. Mia艂a szcz臋艣cie. Niekt贸rzy maj膮 zadziwiaj膮ce szcz臋艣cie.
鈥 Nie tak du偶e, skoro sko艅czy si臋 tym, 偶e zostanie powieszona, mon ami 鈥 zauwa偶y艂 Poirot.
鈥 To prawda. Zachowa艂a si臋 g艂upio, podje偶d偶aj膮c pod sam dom i podaj膮c swoje nazwisko.
鈥 Rzeczywi艣cie. To bardzo dziwne.
鈥 Mo偶e nie zamierza艂a pope艂ni膰 zbrodni. Na przyk艂ad pok艂贸cili si臋, wyci膮gn臋艂a scyzoryk i zada艂a cios.
鈥 To by艂 scyzoryk?
鈥 Co艣 w tym stylu, tak m贸wi lekarz. Cokolwiek to by艂o, narz臋dzie zbrodni zabra艂a ze sob膮. Przy ciele niczego nie ma.
Poirot potrz膮sn膮艂 g艂ow膮, nieusatysfakcjonowany.
鈥 Nie, nie, przyjacielu, to nie tak. Znam j膮. Jest ca艂kowicie niezdolna do tak gwa艂townego, impulsywnego czynu. Poza tym zupe艂nie nieprawdopodobne, by mia艂a przy sobie scyzoryk. Niewiele kobiet go nosi, a na pewno nie Jane Wilkinson.
鈥 Wi臋c zna j膮 pan, Poirot? 鈥擳ak.
Nie odzywa艂 si臋 przez chwil臋. Japp patrzy艂 na niego pytaj膮co.
鈥 Trzyma pan co艣 w r臋kawie, Poirot? 鈥 zaryzykowa艂 wreszcie.
鈥 Ach! 鈥 wykrzykn膮艂 Poirot. 鈥 A propos, co pana do mnie sprowadza? Nie chodzi przecie偶 o to, by sp臋dzi膰 chwil臋 ze starym znajomym? Na pewno nie. Ma pan proste morderstwo. Ma pan sprawc臋, a tak偶e motyw. Przy okazji, jaki jest motyw?
鈥 Chcia艂a powt贸rnie wyj艣膰 za m膮偶. S艂yszano, jak m贸wi艂a o tym nieca艂y tydzie艅 temu. Podobno te偶 odgra偶a艂a si臋, 偶e zabije m臋偶a.
鈥 Co艣 takiego! 鈥 wykrzykn膮艂 Poirot. 鈥 Jest pan bardzo dobrze poinformowany, naprawd臋 bardzo dobrze. Kto艣 by艂 niezwykle us艂u偶ny.
Dostrzeg艂em w jego wzroku pytanie, lecz Japp nie zareagowa艂.
鈥 S艂yszymy r贸偶ne rzeczy 鈥 rzek艂 pow艣ci膮gliwie.
Poirot skin膮艂 g艂ow膮. Si臋gn膮艂 po gazet臋. Wcze艣niej przegl膮da艂 j膮 Japp, kiedy na nas czeka艂, a gdy weszli艣my, odrzuci艂 ze zniecierpliwieniem. Poirot mechanicznie otworzy艂 j膮 na 艣rodkowej stronie, wyg艂adzi艂 i uporz膮dkowa艂. Cho膰 oczy mia艂 skierowane na gazet臋, jego umys艂 poch艂oni臋ty by艂 zagadk膮.
鈥 Nie odpowiedzia艂 pan 鈥 odezwa艂 si臋 po chwili. 鈥 Je艣li wszystko uk艂ada si臋 tak jasno, po co przyszed艂 pan do mnie?
鈥 Poniewa偶 s艂ysza艂em, 偶e by艂 pan na Regent Gate wczoraj rano.
鈥 Rozumiem.
鈥 Jak tylko si臋 o tym dowiedzia艂em, powiedzia艂em sobie: co艣 w tym jest. Jego lordowska mo艣膰 pos艂a艂 po Poirota. Dlaczego? Co Podejrzewa艂? Czego si臋 obawia艂? Zanim postanowi臋 co艣 definitywnie, lepiej p贸jd臋 i porozmawiam z Poirotem.
鈥 Co pan rozumie przez 鈥瀌efinitywnie鈥? Zapewne aresztowanie lady Edgware?
鈥 Dok艂adnie.
鈥 Nie by艂 pan jeszcze u niej?
鈥 Ale偶 tak. Najpierw poszed艂em do Savoyu. Nie chcia艂em ryzykowa膰, 偶e si臋 nam wymknie.
鈥 Ach tak! Wi臋c鈥
Urwa艂. Jego oczy, wpatrzone dot膮d ze skupieniem, w roz艂o偶on膮 gazet臋, przybra艂y inny wyraz. Podni贸s艂 g艂ow臋 i zapyta艂 zmienionym tonem:
鈥 Co powiedzia艂a? No, przyjacielu? Co takiego powiedzia艂a?
鈥 Przekaza艂em jej to, co zwykle, o sk艂adaniu zezna艅 i ostrzeg艂em przed konsekwencjami. Nie mo偶na twierdzi膰, 偶e angielska policja nie jest uczciwa.
鈥 Wed艂ug mnie czasami a偶 zanadto uczciwa, lecz prosz臋 m贸wi膰 dalej. Co odpowiedzia艂a milady?
鈥 Zacz臋艂a histeryzowa膰. Dos艂ownie. Zadr偶a艂a, wyci膮gn臋艂a ramiona i pad艂a na pod艂og臋. Dobrze to odegra艂a, tyle jej przyznam. Odstawi艂a niez艂e przedstawienie.
鈥 Ach tak 鈥 powiedzia艂 spokojnie Poirot. 鈥 Odni贸s艂 pan zatem wra偶enie, 偶e jej histeria nie by艂a autentyczna?
Japp ordynarnie pu艣ci艂 oko.
鈥 A co pan my艣li? Ja si臋 nie nabior臋 na takie sztuczki. Nie zemdla艂a. Nie ona! Po prostu udawa艂a i tyle. Mog臋 przysi膮c, 偶e 艣wietnie si臋 przy tym bawi艂a.
鈥 Tak 鈥 przyzna艂 z zastanowieniem Poirot. 鈥 Powiedzia艂bym, 偶e to ca艂kiem mo偶liwe. Co sta艂o si臋 potem?
鈥 Och, przysz艂a do siebie, to znaczy udawa艂a, 偶e przychodzi do siebie. J臋cza艂a, rozpacza艂a, histeryzowa艂a, a偶 ta jej wiecznie skwaszona pokoj贸wka poda艂a jej sole trze藕wi膮ce. Potem odzyska艂a zmys艂y na tyle, 偶e poprosi艂a o adwokata. Powiedzia艂a, 偶e bez niego nie powie s艂owa. W jednej chwili histeria, w nast臋pnej m贸wi o adwokacie 鈥 czy to jest naturalna reakcja?
鈥 W tym wypadku ca艂kowicie 鈥 oceni艂 spokojnie Poirot.
鈥 Poniewa偶 jest winna?
鈥 Bynajmniej. M贸wi艂em o jej usposobieniu. Najpierw pokazuje panu, jak, wed艂ug niej, nale偶y odegra膰 rol臋 偶ony, kt贸ra dowiaduje si臋 o 艣mierci m臋偶a. Zadowoliwszy sw贸j instynkt aktorski, wzywa adwokata, co nakazuje jej wrodzony spryt. Fakt, 偶e odgrywa jak膮艣 scen臋 i bawi si臋 tym, nie dowodzi jej winy. Wskazuje jedynie, 偶e jest urodzon膮 aktork膮.
鈥 Niemo偶liwe, 偶eby by艂a niewinna. To pewne.
鈥 Jest pan o tym prze艣wiadczony. Zapewne tak powinno by膰. M贸wi pan, 偶e nie z艂o偶y艂a 偶adnych zezna艅? Nic?
Japp skrzywi艂 si臋.
鈥 Nie powie s艂owa bez adwokata. Pokoj贸wka wezwa艂a go telefonicznie. Zostawi艂em dw贸ch ludzi na miejscu i przyszed艂em do pana. pomy艣la艂em, 偶e r贸wnie dobrze mog臋 spyta膰, co si臋 dzia艂o, zanim sam wkroczy艂em do akcji.
鈥 Ale jest pan pewien jej winy?
鈥 Oczywi艣cie. Jednak chc臋 zna膰 jak najwi臋cej fakt贸w. Widzi pan, wok贸艂 tej sprawy powstanie sporo zamieszania. To nie jest jaki艣 pomniejszy wypadek. B臋d膮 o tym pisa膰 wszystkie gazety. A wie pan, jacy s膮 dziennikarze.
鈥 M贸wi膮c o gazetach, jak wyt艂umaczy pan to. 鈥 Poirot pochyli艂 si臋 nad sto艂em i wskaza艂 palcem akapit w dziale informacji towarzyskich. 鈥 Nie czyta艂 pan uwa偶nie porannej prasy.
Japp odczyta艂 wskazany fragment na g艂os:
鈥 鈥Sir Montagu Corner wyda艂 wczorajszego wieczoru bardzo udane przyj臋cie z kolacj膮, kt贸re odby艂o si臋 w jego domu nad rzek膮 w Chiswick. W艣r贸d go艣ci znale藕li si臋 sir George i lady du Fisse, pan James Blunt, znany krytyk teatralny sir Oscar Hammerfeldt z Overton Film Studios oraz panna Jane Wilkinson (lady Edgware)鈥.
Przez chwil臋 Japp by艂 zupe艂nie zaskoczony, lecz zaraz si臋 otrz膮sn膮艂.
鈥 A co to ma wsp贸lnego z morderstwem? Informacj臋 wys艂ano do gazety wcze艣niej. Zobaczy pan, oka偶e si臋, 偶e naszej damy tam nie by艂o albo 偶e si臋 sp贸藕ni艂a. Przysz艂a o jedenastej lub p贸藕niej. Na Boga, przecie偶 nie mo偶e pan wierzy膰 we wszystko, co drukuj膮 w prasie, jak w Ewangeli臋. Pan powinien to wiedzie膰 lepiej ni偶 inni.
鈥 Ale偶 wiem, wiem. Po prostu wyda艂o mi si臋 to ciekawe.
鈥 Zdarzaj膮 si臋 takie zbiegi okoliczno艣ci. Wracaj膮c do sprawy: z przykrego do艣wiadczenia wiem, 偶e woli pan milcze膰 jak gr贸b. Ale podzieli si臋 pan ze mn膮 tym, co wie? Powie mi pan, dlaczego lord Edgware pos艂a艂 po pana?
Poirot potrz膮sn膮艂 przecz膮co g艂ow膮.
鈥 Lord Edgware nie posy艂a艂 po mnie. To ja poprosi艂em go o spotkanie.
鈥 Naprawd臋? A dlaczego? Poirot zawaha艂 si臋.
鈥 Odpowiem na pa艅skie pytanie 鈥 zacz膮艂 wolno 鈥 ale na w艂asny spos贸b.
Japp j臋kn膮艂. Wsp贸艂czu艂em mu skrycie. Poirot potrafi by膰 okropnie irytuj膮cy.
鈥 Prosz臋 jednak 鈥 ci膮gn膮艂 鈥 by wpierw pozwoli艂 mi pan zadzwoni膰 do pewnej osoby i zaprosi膰 j膮 tutaj.
鈥 Co to za osoba?
鈥 Pan Bryan Martin.
鈥 Ten aktor? A co on ma z tym wsp贸lnego?
鈥 Uzna pan, jak s膮dz臋, 偶e ma do powiedzenia rzeczy interesuj膮ce i prawdopodobnie u偶yteczne. B臋dziesz tak dobry, Hastings?
Wzi膮艂em do r臋ki ksi膮偶k臋 telefoniczn膮. Bryan Martin mieszka艂 w du偶ym domu przy St James Park.
鈥 Victoria cztery, dziewi臋膰, cztery, dziewi臋膰, dziewi臋膰 鈥 poprosi艂em.
Po chwili odezwa艂 si臋 troch臋 zaspany g艂os Bryana Martina.
鈥 Halo? Kto m贸wi?
鈥 Co mam powiedzie膰? 鈥 wyszepta艂em, zakrywaj膮c mikrofon d艂oni膮.
鈥 Powiedz mu, 偶e lord Edgware zosta艂 zamordowany 鈥 odpar艂 Poirot 鈥 i 偶e b臋d臋 bardzo wdzi臋czny, je艣li natychmiast si臋 ze mn膮 spotka.
Powt贸rzy艂em to s艂owo w s艂owo. Po drugiej stronie rozleg艂 si臋 okrzyk zaskoczenia.
鈥 M贸j Bo偶e! Wi臋c zrobi艂a to. Zaraz przyjd臋.
鈥 Co powiedzia艂? 鈥 spyta艂 Poirot.
Powt贸rzy艂em mu.
鈥 Aha! 鈥 Poirot wygl膮da艂 na zadowolonego. 鈥 鈥濿i臋c zrobi艂a to鈥. Tak w艂a艣nie powiedzia艂? Jest wi臋c tak, jak my艣la艂em. Dok艂adnie tak, jak my艣la艂em.
Japp popatrzy艂 na niego pytaj膮co.
鈥 Nie potrafi臋 pana rozgry藕膰, Poirot. Najpierw zachowuje si臋 pan tak, jakby wed艂ug pana ta kobieta by艂a niewinna. A teraz okazuje si臋, 偶e od samego pocz膮tku wiedzia艂 pan, 偶e to ona zabi艂a m臋偶a.
Poirot tylko si臋 u艣miechn膮艂.
Bryan Martin dotrzyma艂 s艂owa. Do艂膮czy艂 do nas w ci膮gu nieca艂ych dziesi臋ciu minut. Czekaj膮c na jego przybycie, Poirot rozmawia艂 na tematy niezwi膮zane ze spraw膮 i nie zgadza艂 si臋 cho膰 w najmniejszym stopniu zaspokoi膰 ciekawo艣ci Jappa.
By艂o wida膰, 偶e nasza wiadomo艣膰 zupe艂nie wytr膮ci艂a m艂odego aktora z r贸wnowagi. Mia艂 blad膮, 艣ci膮gni臋t膮 twarz.
鈥 Na Boga, panie Poirot 鈥 zacz膮艂, kiedy podali sobie d艂onie 鈥 to potworne. Jestem wstrz膮艣ni臋ty, cho膰 nie mog臋 powiedzie膰, 偶e zaskoczony. Zawsze podejrzewa艂em, 偶e co艣 takiego si臋 stanie. Mo偶e pami臋ta pan, 偶e m贸wi艂em o tym wczoraj.
鈥 Mais oui, mais oui 鈥 odpar艂 Poirot. 鈥 Doskonale pami臋tam, co pan wczoraj m贸wi艂. Prosz臋 pozwoli膰, 偶e przedstawi臋 panu inspektora Jappa, kt贸ry prowadzi t臋 spraw臋.
Bryan Martin rzuci艂 Poirotowi pe艂ne wyrzutu spojrzenie.
鈥 Nie mia艂em poj臋cia 鈥 mrukn膮艂. 鈥 Powinien mnie pan ostrzec. Ch艂odno skin膮艂 g艂ow膮 inspektorowi. Usiad艂, zaciskaj膮c wargi.
鈥 Nie rozumiem, po co mnie pan tu wezwa艂 鈥 zaprotestowa艂. 鈥 To nie ma nic wsp贸lnego ze mn膮.
鈥 S膮dz臋, 偶e ma 鈥 zaprzeczy艂 艂agodnie Poirot. 鈥 W przypadku morderstwa trzeba od艂o偶y膰 na bok osobiste uprzedzenia.
鈥 Nie, nie. Grywa艂em z Jane. Dobrze j膮 znam. Niech to, jest moj膮 przyjaci贸艂k膮.
鈥 A jednak s艂ysz膮c, 偶e lord Edgware zosta艂 zamordowany, natychmiast dochodzi pan do wniosku, 偶e to ona go zabi艂a 鈥 zauwa偶y艂 sucho Poirot.
Aktor podskoczy艂.
鈥 Chce pan powiedzie膰, 偶e鈥 鈥 Oczy niemal wysz艂y mu z orbit. 鈥 Chce pan powiedzie膰, 偶e si臋 myl臋? 呕e ona nie ma z tym nic wsp贸lnego?
鈥 Ale偶, nie, panie Martin 鈥 wtr膮ci艂 si臋 Japp. 鈥 Jej wina jest pewna.
M艂ody cz艂owiek z powrotem opad艂 na krzes艂o.
鈥 Przez chwil臋 my艣la艂em, 偶e pope艂ni艂em straszny b艂膮d 鈥 mrukn膮艂.
鈥 W sprawie takiej jak ta nie mo偶e pan pozwoli膰 sobie na uleganie sentymentom 鈥 powiedzia艂 stanowczo Poirot.
鈥 艁atwo panu m贸wi膰, ale鈥
鈥 Czy naprawd臋 chce pan stan膮膰 po stronie kobiety, kt贸ra pope艂ni艂a morderstwo? Morderstwo, najbardziej odra偶aj膮c膮 z ludzkich zbrodni?
Bryan Martin westchn膮艂.
鈥 Nie rozumie pan. Jane nie jest zwyczajn膮 morderczyni膮. Ona鈥 ona nie odr贸偶nia dobra i z艂a. M贸wi臋 powa偶nie: ona nie odpowiada za to, co robi.
鈥 To sprawa dla 艂awy przysi臋g艂ych 鈥 zauwa偶y艂 Japp.
鈥 Spokojnie 鈥 艂agodzi艂 Poirot. 鈥 To nie pan j膮 oskar偶a. Ju偶 wcze艣niej zosta艂a oskar偶ona. Nie mo偶e pan odm贸wi膰 ujawnienia tego, co pan wie. Ma pan d艂ug wobec spo艂ecze艅stwa.
Bryan ponownie westchn膮艂.
鈥 Zapewne ma pan racj臋 鈥 powiedzia艂. 鈥 Co chcecie wiedzie膰?
Poirot spojrza艂 na Jappa.
鈥 Czy kiedykolwiek s艂ysza艂 pan, jak lady Edgware鈥 lepiej nazywajmy j膮 Jane Wilkinson, grozi艂a m臋偶owi? 鈥 spyta艂 Japp.
鈥 Tak, kilkakrotnie.
鈥 Co m贸wi艂a?
鈥 呕e je艣li nie da jej rozwodu, b臋dzie musia艂a go wyko艅czy膰.
鈥 To nie by艂 偶art?
鈥 Nie. Wydaje mi si臋, 偶e m贸wi艂a to powa偶nie. Kiedy艣 powiedzia艂a, 偶e wezwie taks贸wk臋, pojedzie do niego i go zabije. Pan te偶 to s艂ysza艂, panie Poirot 鈥 zwr贸ci艂 si臋 do mojego przyjaciela z naciskiem.
Poirot potwierdzi艂 to ruchem g艂owy. Japp kontynuowa艂 pytania.
鈥 Poinformowano nas, 偶e chcia艂a odzyska膰 wolno艣膰, by po艣lubi膰 innego cz艂owieka. Wie pan, kogo, panie Martin?
Bryan przytakn膮艂.
鈥 Kogo?
鈥 Ksi臋cia Merton.
鈥 Ksi臋cia Merton! Niech mnie! 鈥 Detektyw gwizdn膮艂 przez z臋by. 鈥 Wysoko mierzy, co? Podobno to najbogatszy cz艂owiek w Anglii.
Bryan skin膮艂 g艂ow膮, coraz bardziej przygn臋biony.
Nie potrafi艂em zrozumie膰 zachowania Poirota. Siedzia艂 rozparty na krze艣le, z艂o偶ywszy razem d艂onie, a rytmiczne potakiwanie g艂ow膮 nasuwa艂o na my艣l cz艂owieka, kt贸ry nastawi艂 p艂yt臋 gramofonow膮 i teraz z przyjemno艣ci膮 jej s艂ucha.
鈥 M膮偶 nie chcia艂 da膰 jej rozwodu?
鈥 W 偶adnym wypadku.
鈥 Jest pan tego pewien?
鈥 Tak.
鈥 Teraz widzi pan, gdzie zaczyna si臋 moja rola, drogi inspektorze 鈥 odezwa艂 si臋 Poirot, nieoczekiwanie w艂膮czaj膮c si臋 do rozmowy. 鈥 Lady Edgware poprosi艂a mnie, bym zobaczy艂 si臋 z jej m臋偶em i spr贸bowa艂 nak艂oni膰 go do wyra偶enia zgody na rozw贸d. Spotkanie wyznaczono na dzi艣 rano.
Bryan Martin potrz膮sn膮艂 g艂ow膮.
鈥 To bezcelowe 鈥 orzek艂 z przekonaniem. 鈥 Edgware nigdy by si臋 nie zgodzi艂.
鈥 Tak pan s膮dzi? 鈥 Poirot rzuci艂 mu przyjacielskie spojrzenie.
鈥 Jestem pewien. Jane wiedzia艂a o tym w g艂臋bi duszy. Nie wierzy艂a, 偶e si臋 panu powiedzie. Straci艂a nadziej臋. Ten cz艂owiek mia艂 obsesj臋 na punkcie trwa艂o艣ci ma艂偶e艅stwa.
Poirot u艣miechn膮艂 si臋. Jego oczy sta艂y si臋 nagle bardziej zielone.
鈥 Myli si臋 pan, drogi ch艂opcze 鈥 powiedzia艂 艂agodnie. 鈥 Widzia艂em si臋 z lordem Edgware鈥檈m wczoraj. Zgodzi艂 si臋 na rozw贸d.
Bryan Martin os艂upia艂. Gapi艂 si臋 na Poirota, wytrzeszczaj膮c oczy.
鈥 Pan鈥 pan widzia艂 si臋 z nim wczoraj? 鈥 wykrztusi艂.
鈥 Kwadrans po dwunastej 鈥 rzek艂 Poirot z w艂a艣ciw膮 sobie dok艂adno艣ci膮.
鈥 I zgodzi艂 si臋 na rozw贸d?
鈥 Zgodzi艂 si臋.
鈥 Powinien by艂 pan natychmiast przekaza膰 to Jane! 鈥 wykrzykn膮艂 m艂ody cz艂owiek z wyrzutem.
鈥 Tak zrobi艂em, panie Martin.
鈥 Tak pan zrobi艂? 鈥 zawo艂ali jednocze艣nie Martin i Japp.
Poirot u艣miechn膮艂 si臋.
鈥 To nieco os艂abia jej motyw, prawda? 鈥 mrukn膮艂. 鈥 A teraz, panie Martin, pozwoli pan, 偶e zwr贸c臋 pa艅sk膮 uwag臋 na to. 鈥 Pokaza艂 mu notatk臋 w gazecie.
Bryan przeczyta艂 j膮, lecz bez zbytniego zainteresowania.
鈥 To ma by膰 alibi? Przypuszczam, 偶e lord Edgware zosta艂 zastrzelony wczoraj wieczorem?
鈥 Zosta艂 zabity no偶em, nie zastrzelony 鈥 poprawi艂 go Poirot.
Martin wolno od艂o偶y艂 gazet臋.
鈥 Obawiam si臋, 偶e to nie ma znaczenia 鈥 powiedzia艂 z 偶alem. 鈥 Jane nie posz艂a na to przyj臋cie.
鈥 Sk膮d pan wie?
鈥 Nie pami臋tam. Kto艣 mi m贸wi艂.
鈥 A to szkoda 鈥 rzuci艂 Poirot z zastanowieniem.
Japp spojrza艂 na niego pytaj膮co.
鈥 Nie rozumiem pana. Teraz wygl膮da na to, 偶e nie chce pan, by m艂oda dama okaza艂a si臋 winna.
鈥 Nie, nie, m贸j drogi panie Japp. Nie jestem stronniczy, jak pan podejrzewa. Jednak, m贸wi膮c szczerze, pa艅ska wersja zaprzecza zdrowemu rozs膮dkowi.
鈥 A c贸偶 to ma znaczy膰? Nie zaprzecza mojemu.
Widzia艂em, 偶e Poirot ma co艣 na ko艅cu j臋zyka. Powstrzyma艂 si臋 jednak.
鈥 Oto m艂oda kobieta pragnie, jak pan twierdzi, pozby膰 si臋 m臋偶a. Temu nie przecz臋. Sama otwarcie mi to powiedzia艂a. Eh bien, jak; si臋 do tego zabiera? Kilkakrotnie powtarza g艂o艣no, w obecno艣ci 艣wiadk贸w, 偶e rozwa偶a, jak go zabi膰. Kt贸rego艣 wieczoru wychodzi, podje偶d偶a pod jego dom, podaje swoje nazwisko, przebija go no偶em i wychodzi. Jak by pan to nazwa艂, przyjacielu? Czy nie brak w tym zdrowego rozs膮dku?
鈥 Oczywi艣cie, to by艂o g艂upie.
鈥 G艂upie? Idiotyczne!
鈥 C贸偶 鈥 zacz膮艂 Japp, wstaj膮c 鈥 kiedy przest臋pcy trac膮 g艂ow臋, policja mo偶e na tym tylko skorzysta膰. Teraz musz臋 wr贸ci膰 do Savoyu.
鈥 Pozwoli pan, 偶e b臋d臋 mu towarzyszy艂?
Japp nie wyrazi艂 sprzeciwu, wi臋c wyszli艣my razem. Bryan Martin rozsta艂 si臋 z nami niech臋tnie. By艂 wyra藕nie zdenerwowany. Gor膮co prosi艂, by艣my przekazali mu, jak si臋 sprawa rozwinie.
鈥 Nerwowy facet 鈥 skomentowa艂 Japp. Poirot przytakn膮艂.
W hotelu natkn臋li艣my si臋 na d偶entelmena, kt贸rego wygl膮d wyra藕nie wskazywa艂 na prawnicz膮 profesj臋, i razem udali艣my si臋 do apartamentu Jane. Japp zamieni艂 kilka s艂贸w z jednym ze swoich ludzi.
鈥 Co艣 nowego? 鈥 rzuci艂 lakonicznie.
鈥 Chcia艂a zadzwoni膰.
鈥 Gdzie? 鈥 spyta艂 niecierpliwie.
鈥 Do Jaya. W sprawie kostiumu na pogrzeb. Japp zakl膮艂 pod nosem. Weszli艣my do 艣rodka.
Owdowia艂a lady Edgware przymierza艂a przed lustrem kapelusze. Mia艂a na sobie przejrzyst膮, czarno鈥攂ia艂膮 kreacj臋. Powita艂a nas osza艂amiaj膮cym u艣miechem.
鈥 Jak mi艂o, 偶e pan przyszed艂, panie Poirot. Panie Moxon 鈥 to by艂o do prawnika 鈥 dobrze, 偶e pan jest. Niech pan usi膮dzie obok mnie i powie, jak powinnam odpowiada膰 na pytania. Ten oto cz艂owiek najwyra藕niej uwa偶a, 偶e rano wysz艂am z hotelu i zabi艂am George鈥檃.
鈥 Zesz艂ej nocy, prosz臋 pani 鈥 poprawi艂 j膮 Japp.
鈥 Powiedzia艂 pan, 偶e dzi艣 rano o dziesi膮tej.
鈥 Dziesi膮tej wiecz贸r.
鈥 No c贸偶. My艣la艂am, 偶e chodzi o rano.
鈥 Dopiero teraz dochodzi dziesi膮ta rano 鈥 oznajmi艂 surowo inspektor.
Jane otworzy艂a szeroko oczy.
鈥 Na lito艣膰 bosk膮 鈥 mrukn臋艂a 鈥 od lat nie wsta艂am tak wcze艣nie. Musia艂 pan przyj艣膰 do mnie bladym 艣witem.
鈥 Chwileczk臋, inspektorze 鈥 wtr膮ci艂 si臋 pan Moxon, wypowiadaj膮c s艂owa wolno, tonem urodzonego prawnika. 鈥 W艂a艣ciwie o kt贸rej godzinie to godne po偶a艂owania鈥 nadzwyczaj szokuj膮ce wydarzenie mia艂o miejsce?
鈥 Oko艂o dziesi膮tej zesz艂ej nocy, prosz臋 pana.
鈥 No to wszystko w porz膮dku 鈥 rzuci艂a ostro Jane. 鈥 By艂am na przyj臋ciu. Och! 鈥 Nagle zakry艂a usta d艂oni膮. 鈥 Chyba nie powinnam by艂a tego m贸wi膰.
Rzuci艂a b艂agalne spojrzenie prawnikowi.
鈥 Je偶eli o dziesi膮tej zesz艂ej nocy by艂a pani鈥 hm鈥 na przyj臋ciu, lady Edgware, nie widz臋鈥 hm鈥 nie widz臋 przeszk贸d, by poinformowa艂a pani o tym fakcie inspektora. 呕adnych przeszk贸d.
鈥 W艂a艣nie 鈥 do艂膮czy艂 si臋 Japp. 鈥 Prosi艂em pani膮 jedynie o z艂o偶enie zezna艅 na temat tego, co robi艂a pani zesz艂ej nocy.
鈥 Nieprawda. Pyta艂 pan tylko o godzin臋 dziesi膮t膮. A w dodatku okropnie mnie pan przerazi艂. Z miejsca zemdla艂am, panie Moxon.
鈥 Co z przyj臋ciem, lady Edgware?
鈥 Urz膮dza艂 je sir Montagu Corner, w Chiswick.
鈥 O kt贸rej godzinie pani tam pojecha艂a?
鈥 Kolacja zaczyna艂a si臋 o 贸smej trzydzie艣ci.
鈥 Wysz艂a pani z domu鈥 mniej wi臋cej kiedy?
鈥 Ko艂o 贸smej. Po drodze wpad艂am na chwil臋 do Piccadilly Pa艂ace, by po偶egna膰 si臋 z ameryka艅sk膮 przyjaci贸艂k膮, kt贸ra wraca艂a do Stan贸w, z pani膮 van Dusen. Dotar艂am do Chiswick kwadrans przed dziewi膮t膮.
鈥 O kt贸rej godzinie opu艣ci艂a pani przyj臋cie?
鈥 Oko艂o wp贸艂 do dwunastej.
鈥 Wr贸ci艂a pani prosto do hotelu?
鈥 Tak.
鈥 Taks贸wk膮?
鈥 Nie. Moim samochodem. Wynaj臋艂am go u Daimlera.
鈥 W czasie przyj臋cia nigdzie pani nie wychodzi艂a?
鈥 C贸偶鈥
鈥 Wi臋c jednak?
Przypomina艂o to po艣cig teriera za szczurem.
鈥 Nie wiem, o co panu chodzi. Kiedy siedzieli艣my za sto艂em, zawo艂ano mnie do telefonu.
鈥 Kto dzwoni艂?
鈥 My艣l臋, 偶e to by艂 jaki艣 dowcip. Kto艣 powiedzia艂: 鈥濩zy to lady Edgware?鈥. A ja odpar艂am: 鈥濼ak, to ja鈥, a wtedy ta osoba roze艣mia艂a si臋 i roz艂膮czy艂a.
鈥 Czy wychodzi艂a pani z domu, by odebra膰 telefon?
Jane rozszerzy艂y si臋 ze zdumienia.
鈥 Oczywi艣cie, 偶e nie.
鈥 Jak d艂ugo nie by艂o pani przy stole?
鈥 Jakie艣 p贸艂torej minuty.
Japp si臋 za艂ama艂. By艂em przekonany, 偶e nie wierzy w ani s艂owo, lecz us艂yszawszy wersj臋 zdarze艅 Jane, nie m贸g艂 zrobi膰 nici p贸ki jej nie potwierdzi albo nie podwa偶y.
Po偶egna艂 si臋, dzi臋kuj膮c ch艂odno za rozmow臋.
My r贸wnie偶 zbierali艣my si臋 do wyj艣cia, lecz Jane zatrzyma艂a Poirota.
鈥 Czy zrobi pan co艣 dla mnie, panie Poirot?
鈥 Oczywi艣cie, madame.
鈥 Prosz臋 zatelegrafowa膰 do Pary偶a do ksi臋cia. Zatrzyma艂 si臋 w hotelu Crillon. Powinien si臋 o tym dowiedzie膰. Nie chc臋 sama wysy艂a膰 mu wiadomo艣ci. My艣l臋, 偶e par臋 tygodni powinnam udawa膰 pogr膮偶on膮 w 偶a艂obie wdow臋.
鈥 Nie ma potrzeby wysy艂a膰 telegramu, madame 鈥 powiedzia艂 艂agodnie Poirot. 鈥 Informacja o tym wydarzeniu na pewno pojawi si臋 w tamtejszej prasie.
鈥 Ale偶 ma pan g艂ow臋! Oczywi艣cie. Lepiej nic nie pisa膰. Teraz kiedy wszystko uk艂ada si臋 dobrze, wiem, 偶e tylko ode mnie zale偶y czy utrzymam swoj膮 pozycj臋. Chc臋 zachowa膰 si臋 tak, jak przystoi wdowie. Wie pan, z godno艣ci膮. My艣la艂am o wie艅cu z orchidei. To chyba najdro偶sze kwiaty. Pewnie b臋d臋 musia艂a p贸j艣膰 na pogrzeb! Jak pan s膮dzi?
鈥 Najpierw b臋dzie pani musia艂a podda膰 si臋 przes艂uchaniu, madame.
鈥 Tak, pewnie tak. 鈥 Zastanawia艂a si臋 przez chwil臋. 鈥 Nie podoba mi si臋 ten inspektor ze Scotland Yardu. 艢miertelnie mnie wystraszy艂. Panie Poirot鈥
鈥 Tak?
鈥 Wygl膮da na to, 偶e mia艂am szcz臋艣cie, zmieniaj膮c zdanie i jednak id膮c na przyj臋cie.
Poirot zmierza艂 w艂a艣nie do drzwi, lecz na te s艂owa odwr贸ci艂 si臋 raptownie.
鈥 Co pani powiedzia艂a, madame? Zmieni艂a pani zdanie?
鈥 Tak. Nie chcia艂am tam i艣膰. Po po艂udniu potwornie rozbola艂a mnie g艂owa.
Poirot kilkakrotnie prze艂kn膮艂 艣lin臋. Najwyra藕niej mia艂 trudno艣ci z m贸wieniem.
鈥 Czy鈥 czy powiedzia艂a pani o tym komukolwiek? 鈥 spyta艂 wreszcie.
鈥 Oczywi艣cie. By艂 nas ca艂y t艂um. Pili艣my herbat臋. Chcieli, 偶ebym posz艂a z nimi na przyj臋cie, a ja powiedzia艂am: nie. Powiedzia艂am, 偶e g艂owa p臋ka mi z b贸lu i 偶e wracam prosto do domu. Zamierza艂am nawet zrezygnowa膰 z kolacji.
鈥 I dlaczego zmieni艂a pani zdanie?
鈥 Ellis naskoczy艂a na mnie. M贸wi艂a, 偶e nie mog臋 sobie pozwoli膰 na odrzucanie zaprosze艅. Stary sir Montagu poci膮ga za wiele sznurk贸w, a przy tym jest kapry艣ny i 艂atwo si臋 obra偶a. Nie przej臋艂am si臋 tym zbytnio. Sko艅cz臋 z nimi wszystkimi, kiedy wyjd臋 za Mertona. Ale Ellis woli by膰 ostro偶na. M贸wi艂a, 偶e zawsze mo偶na si臋 potkn膮膰 i mimo wszystko s膮dz臋, 偶e mia艂a racj臋. Ostatecznie wi臋c posz艂am.
鈥 Ma pani d艂ug wdzi臋czno艣ci wobec Ellis, madame 鈥 powiedzia艂 z powag膮 Poirot.
鈥 Tak przypuszczam. Ten inspektor wszystko ju偶 sobie pouk艂ada艂, prawda?
Roze艣mia艂a si臋, Poirot nie. Odezwa艂 si臋 cicho:
鈥 Ca艂a sprawa daje do my艣lenia. Naprawd臋.
鈥 Ellis! 鈥 zawo艂a艂a Jane. Pokoj贸wka wysz艂a z drugiego pokoju.
鈥 Pan Poirot m贸wi, 偶e bardzo szcz臋艣liwie nam贸wi艂a艣 mnie na to przyj臋cie wczoraj wieczorem.
Ellis ledwie rzuci艂a okiem na Poirota. Jej zawzi臋ta twarz wyra偶a艂a dezaprobat臋.
鈥 Nie mo偶na zrywa膰 um贸wionych spotka艅, milady. A pani za bardzo lubi to robi膰. Nie zawsze ludzie to wybaczaj膮. Mog膮 si臋 sta膰 nieprzyjemni.
Jane wzi臋艂a kapelusz, kt贸ry przymierza艂a przed naszym przyj艣ciem, i w艂o偶y艂a go na g艂ow臋.
鈥 Nie cierpi臋 czerni 鈥 wyzna艂a strapiona. 鈥 Nigdy jej nie nosz臋. Jednak przypuszczam, 偶e jako przyzwoita wdowa po prostu nie mam wyj艣cia. Te kapelusze s膮 okropne. Zadzwo艅 do tego drugiego sklepu, Ellis. Musz臋 odpowiednio wygl膮da膰, przecie偶 wszyscy b臋d膮 na mnie patrze膰.
Razem z Poirotem po cichu wysun臋li艣my si臋 z pokoju.
Na pewien czas stracili艣my Jappa z oczu. Pojawi艂 si臋 ponownie jak膮艣 godzin臋 p贸藕niej, rzuci艂 kapelusz na st贸艂 i oznajmi艂, 偶e jest przekl臋ty na wieki.
鈥 Sprawdzi艂 pan jej alibi? 鈥 spyta艂 ze wsp贸艂czuciem Poirot. Japp przytakn膮艂 ponuro.
鈥 Nie zrobi艂a tego, chyba 偶e czterna艣cie os贸b k艂amie 鈥 burkn膮艂. Po chwili ci膮gn膮艂 dalej: 鈥 Musz臋 si臋 panu przyzna膰, Poirot, 偶e spodziewa艂em si臋 zmowy. Na pierwszy rzut oka wydawa艂o si臋 niemo偶liwe, 偶eby ktokolwiek inny m贸g艂 zabi膰 lorda Edgware鈥檃. Ona jako jedyna mia艂a motyw.
鈥 Tego bym nie powiedzia艂. Mais continuez.
鈥 C贸偶, jak m贸wi艂em, spodziewa艂em si臋 zmowy. Wie pan, jacy s膮 aktorzy: b臋d膮 trzyma膰 si臋 razem, 偶eby os艂oni膰 kumpla. Lecz tu sytuacja by艂a inna. Go艣cie z wczorajszego przyj臋cia to same grube ryby. Nie przyja藕ni膮 si臋 z ni膮, a niekt贸rzy nawet si臋 nie znali. Ich o艣wiadczenia s膮 niezale偶ne i wiarygodne. Mia艂em nadziej臋 odkry膰, 偶e wymkn臋艂a si臋 na jakie艣 p贸艂 godzinki. Mog艂a to 艂atwo zrobi膰, na przyk艂ad pod pretekstem przypudrowania sobie nosa. Ale nie. Rzeczywi艣cie odesz艂a od sto艂u tak, jak nam powiedzia艂a, 偶eby ode bra膰 telefon, a i wtedy sta艂 przy niej lokaj. Przy okazji, rozmowa brzmia艂a dok艂adnie tak, jak opisa艂a. Lokaj s艂ysza艂, co m贸wi艂a. Tak, tu lady Edgware. I wtedy ten kto艣 po drugiej stronie roz艂膮czy艂 si臋 Wie pan, to dziwne. Chocia偶 nie ma zwi膮zku ze spraw膮.
鈥 Mo偶e nie, ale jest interesuj膮ce. Dzwoni艂 m臋偶czyzna czy kobieta
鈥 M贸wi艂a, 偶e kobieta, o ile pami臋tam.
鈥 Intryguj膮ce 鈥 powiedzia艂 w zamy艣leniu Poirot.
鈥 Ale niewa偶ne 鈥 rzuci艂 niecierpliwie Japp. 鈥 Wracajmy do istotnej kwestii. Ca艂y wiecz贸r potoczy艂 si臋 dok艂adnie tak, jak powiedzia艂a. Dotar艂a kwadrans przed dziewi膮t膮, wysz艂a wp贸艂 do dwunaste i przyjecha艂a do hotelu kwadrans przed p贸艂noc膮. Widzia艂em si臋 z szoferem, kt贸ry j膮 przywi贸z艂. To jeden z pracownik贸w Daimlera. R贸wnie偶 obs艂uga hotelu zauwa偶y艂a j膮 i potwierdzi艂a czas przybycia.
鈥 Eh bien, to wydaje si臋 rozstrzygaj膮ce.
鈥 W takim razie co z t膮 dw贸jk膮 na Regent Gate? Chodzi nie tylko o lokaja. Widzia艂a j膮 r贸wnie偶 sekretarka lorda Edgware鈥檃. Oboje przysi臋gaj膮, 偶e osob膮, kt贸ra zjawi艂a si臋 o dziesi膮tej, by艂a lady Edgware.
鈥 Jak d艂ugo ten lokaj tam pracuje?
鈥 P贸艂 roku. Przy okazji, to przystojny facet.
鈥 To prawda. Eh bien, przyjacielu, je艣li jest tam zaledwie od p贸艂 roku, nie m贸g艂 rozpozna膰 lady Edgware, poniewa偶 nigdy wcze艣niej jej nie widzia艂.
鈥 Ale zna j膮 ze zdj臋膰 w prasie. A na pewno zna j膮 sekretarka. Pracowa艂a dla lorda Edgware鈥檃 od pi臋ciu lub sze艣ciu lat i jest absolutnie pewna tego, co m贸wi.
鈥 Aha! 鈥 powiedzia艂 Poirot. 鈥 Chcia艂bym spotka膰 si臋 z t膮 sekretark膮.
鈥 Wobec tego czemu nie p贸jdzie pan tam teraz ze mn膮?
鈥 Dzi臋kuj臋, mon ami. B臋d臋 zachwycony. Mam nadziej臋, 偶e zaproszenie obejmuje r贸wnie偶 Hastingsa?
Japp u艣miechn膮艂 si臋 szeroko.
鈥 A co pan my艣li? Pies zawsze idzie za swoim panem 鈥 doda艂, dowodz膮c wed艂ug mnie nie najlepszego smaku.
鈥 To przypomina mi spraw臋 Elizabeth Canning 鈥 ci膮gn膮艂 Japp. 鈥擯ami臋ta pan? Ca艂y t艂um 艣wiadk贸w, i to zar贸wno ze strony oskar偶enia, jak i obrony. Przysi臋gali, 偶e widzieli t臋 Cygank臋, Mary Squires, w dw贸ch r贸偶nych cz臋艣ciach Anglii. I r贸wnie偶 byli to 艣wiadkowie godni zaufania. A ona mia艂a tak odra偶aj膮c膮 twarz, 偶e nie znalaz艂oby si臋 drugiej podobnej. Nigdy nie wyja艣niono tej tajemnicy. Ta sprawa jest bardzo podobna. I tu wielu niezwi膮zanych ze sob膮 ludzi gotowych jest przysi膮c, 偶e jedna kobieta by艂a w tym samym czasie w dw贸ch r贸偶nych miejscach. Kto m贸wi prawd臋?
鈥 To chyba nietrudno odkry膰?
鈥 Tak si臋 panu wydaje, ale ta kobieta, panna Carroll, naprawd臋 dobrze zna艂a lady Edgware. Przebywa艂a z ni膮 w jednym domu i widzia艂a j膮 dzie艅 w dzie艅. Ma艂o prawdopodobne, 偶eby si臋 myli艂a.
鈥 Wkr贸tce to sprawdzimy.
鈥 Kto dziedziczy tytu艂? 鈥 spyta艂em.
鈥 Bratanek, kapitan Ronald Marsh. Jak s艂ysza艂em, to sko艅czony 艂obuz.
鈥 O kt贸rej wed艂ug lekarza nast膮pi艂 zgon? 鈥 zapyta艂 Poirot.
鈥 Musimy jeszcze poczeka膰 na dok艂adny wynik sekcji zw艂ok. Rozumie pan, sprawdzi膰, gdzie w jelitach utkn臋艂a mu kolacja. 鈥 Z przykro艣ci膮 musz臋 powiedzie膰, 偶e spos贸b, w jaki Japp przedstawia艂 sprawy, by艂 daleki od delikatno艣ci. 鈥 Ale wydaje si臋, 偶e dziesi膮ta pasuje jak ula艂. Ostatni raz widziano go 偶ywego par臋 minut po dziewi膮tej, kiedy wsta艂 od sto艂u, a lokaj zani贸s艂 mu whisky z sod膮 do biblioteki. O jedenastej, kiedy s艂u偶膮cy szed艂 na g贸r臋 spa膰, 艣wiat艂o by艂o zgaszone. Wi臋c ju偶 wtedy musia艂 by膰 martwy. Nie siedzia艂 by przecie偶 po ciemku.
Poirot w zamy艣leniu pokiwa艂 g艂ow膮. Chwil臋 p贸藕niej zajechali艣my pod dom. Tym razem 偶aluzje by艂y opuszczone.
Otworzy艂 nam przystojny lokaj.
Japp obj膮艂 prowadzenie i wszed艂 pierwszy. Ja i Poirot za nim Drzwi otwiera艂y si臋 w lewo, wi臋c kamerdyner sta艂 z tej w艂a艣nie strony przy 艣cianie. Poirot szed艂 po mojej prawej, a poniewa偶 jest ni偶szy ode mnie, lokaj zauwa偶y艂 go dopiero, gdy znale藕li艣my si臋 w holu. Sta艂em tu偶 obok i dzi臋ki temu dos艂ysza艂em, jak gwa艂townie wci膮ga oddech. Popatrzy艂em na niego ostro i odkry艂em, 偶e przypatruje si臋 Poirotowi z wyra藕nym przera偶eniem. Zapami臋ta艂em to sobie na wszelki wypadek.
Japp wmaszerowa艂 do jadalni, usytuowanej po prawej stronie i wezwa艂 do siebie s艂u偶膮cego.
鈥 S艂uchajcie, Alton, chc臋 jeszcze raz dok艂adnie to om贸wi膰. By艂a dziesi膮ta, kiedy przysz艂a pani Edgware?
鈥 Milady? Tak, prosz臋 pana.
鈥 Jak pan j膮 rozpozna艂? 鈥 w艂膮czy艂 si臋 Poirot.
鈥 Poda艂a mi swoje nazwisko, prosz臋 pana, a poza tym widzia艂em jej zdj臋cie w gazetach. Widzia艂em te偶, jak gra.
Poirot pokiwa艂 g艂ow膮.
鈥 Jak by艂a ubrana?
鈥 Na czarno, prosz臋 pana. Mia艂a czarn膮 sukni臋 i ma艂y czarny kapelusz. Do tego sznur pere艂 i szare r臋kawiczki.
Poirot rzuci艂 pytaj膮ce spojrzenie Jappowi.
鈥 Bia艂a suknia z tafty i szal z gronostaj贸w 鈥 odpar艂 zwi臋藕le Japp. Lokaj odpowiada艂 na dalsze pytania. To, co m贸wi艂, pokrywa艂o si臋 dok艂adnie z informacjami, kt贸re inspektor przekaza艂 nam wcze艣niej.
鈥 Czy kto艣 jeszcze przyszed艂 do twojego pana wczorajszego wieczoru? 鈥 zapyta艂 Poirot.
鈥 Nie.
鈥 Czy frontowe drzwi by艂y zamkni臋te na klucz?
鈥 Maj膮 zamek yale. Kiedy id臋 spa膰, zazwyczaj zasuwam zasuw臋 o jedenastej. Lecz wczoraj panna Geraldine by艂a w operze, wi臋c nie zaci膮ga艂em zasuw.
鈥 A jak to wygl膮da艂o dzi艣 rano?
鈥 Drzwi by艂y zamkni臋te na zasuw臋, prosz臋 pana. Zrobi艂a to pan na Geraldine po powrocie.
鈥 O kt贸rej wr贸ci艂a?
鈥 My艣l臋, 偶e mniej wi臋cej kwadrans przed dwunast膮.
鈥 Tak wi臋c przez ca艂y wiecz贸r do za pi臋tna艣cie dwunasta drzwi nie mo偶na by艂o otworzy膰 z zewn膮trz bez klucza? Od 艣rodka wystarczy艂o nacisn膮膰 klamk臋.
鈥 Tak, prosz臋 pana.
鈥 Ile jest kluczy?
鈥 Jego lordowska mo艣膰 ma w艂asny, a w szufladzie w holu le偶y drugi. Wzi臋艂a go panna Geraldine. Nie wiem, czy s膮 jeszcze jakie艣 inne.
鈥 Czy kto艣 z domownik贸w ma klucz?
鈥 Nie, prosz臋 pana. Panna Carroll zawsze dzwoni.
Poirot o艣wiadczy艂, 偶e to wszystko, o co chcia艂 spyta膰, i poszli艣my na poszukiwanie sekretarki.
Znale藕li艣my j膮 przy du偶ym biurku, poch艂oni臋t膮 pisaniem.
Panna Carroll okaza艂a si臋 sympatyczn膮, profesjonalnie wygl膮daj膮c膮 kobiet膮 w wieku czterdziestu pi臋ciu lat. Mia艂a jasne, siwiej膮ce w艂osy. Nosi艂a binokle, zza kt贸rych b艂ysn臋艂y ku nam bystre, niebieskie oczy. Kiedy si臋 odezwa艂a, rozpozna艂em urz臋dowy, wyra藕ny g艂os osoby, z kt贸r膮 rozmawia艂em przez telefon.
鈥 Ach, pan Poirot 鈥 powiedzia艂a, kiedy Japp nas przedstawi艂. 鈥擳o z panami milord mia艂 spotka膰 si臋 wczoraj rano.
鈥 W rzeczy samej, mademoiselle.
Pomy艣la艂em, 偶e wywar艂a na Poirocie korzystne wra偶enie. C贸偶, by艂a uosobieniem schludno艣ci i precyzji.
鈥 I co, inspektorze? Co jeszcze mog臋 dla pana zrobi膰? 鈥 spyta艂a.
鈥 Tylko jedno. Czy jest pani absolutnie pewna, 偶e osob膮, kt贸ra przysz艂a tu wczoraj, by艂a lady Edgware?
鈥 Pyta pan o to po raz trzeci. Oczywi艣cie, 偶e jestem pewna. Widzia艂am j膮.
鈥 Gdzie j膮 pani widzia艂a, mademoiselle?
鈥 W holu. Rozmawia艂a przez chwil臋 z lokajem, a potem posz艂a korytarzem i znikn臋艂a w drzwiach biblioteki.
鈥 A gdzie pani sta艂a?
鈥 Na pi臋trze i patrzy艂am na d贸艂.
鈥 Jest pani przekonana, 偶e nie pomyli艂a si臋?
鈥 Absolutnie. Wyra藕nie widzia艂am jej twarz.
鈥 Nie zwiod艂o pani膮 podobie艅stwo?
鈥 Na pewno nie. Twarz Jane Wilkinson jest niepowtarzalna. To by艂a ona.
Japp skierowa艂 na Poirota wzrok, kt贸ry m贸wi艂: sam pan widzi.
鈥 Czy lord Edgware mia艂 jakich艣 wrog贸w? 鈥 spyta艂 nagle Poirot.
鈥 Nonsens 鈥 odpar艂a panna Carroll.
鈥 Dlaczego 鈥瀗onsens鈥, mademoiselle?
鈥 Wrog贸w! W dzisiejszych czasach nikt nie ma wrog贸w. Nie w Anglii!
鈥 A jednak lord Edgware zosta艂 zamordowany.
鈥 Przez swoj膮 偶on臋 鈥 zauwa偶y艂a panna Carroll.
鈥 呕ona nie jest wrogiem?
鈥 Jestem przekonana 偶e to, co si臋 wydarzy艂o, jest zupe艂nie wyj膮tkowe. Nigdy nie s艂ysza艂am o podobnym zdarzeniu, to znaczy w艣r贸d ludzi naszej klasy.
By艂o jasne, 偶e wed艂ug panny Carroll morderstwa pope艂niaj膮 wy艂膮cznie pijani przedstawiciele klas ni偶szych.
鈥 Ile jest kluczy do frontowych drzwi?
鈥 Dwa 鈥 odpar艂a b艂yskawicznie panna Carroll. 鈥 Lord Edgware zawsze nosi jeden przy sobie. Drugi le偶y w szufladzie w holu, tak b; m贸g艂 go wzi膮膰 ka偶dy, kto planuje p贸藕ny powr贸t. By艂 jeszcze trzeci ale zgubi艂 go kapitan Marsh. Jest bardzo nierozwa偶ny.
鈥 Czy kapitan Marsh cz臋sto przychodzi艂 do domu?
鈥 Mieszka艂 tu trzy lata temu.
鈥 Dlaczego si臋 wyprowadzi艂? 鈥 spyta艂 Japp.
鈥 Nie wiem. My艣l臋, 偶e nie m贸g艂 wytrzyma膰 ze swoim wujem.
鈥 S膮dz臋, 偶e wie pani co艣 wi臋cej, mademoiselle 鈥 rzek艂 艂agodni Poirot.
Rzuci艂a mu ostre spojrzenie.
鈥 Nie lubi臋 plotek, panie Poirot.
鈥 Lecz mo偶e pani powiedzie膰 nam, jak dalece prawdziwe s膮 plotki dotycz膮ce powa偶nego nieporozumienia pomi臋dzy lordem Edgware鈥檈m a jego bratankiem.
鈥 Wcale nie by艂o powa偶ne. Lord Edgware by艂 cz艂owiekiem trudnym we wsp贸艂偶yciu.
鈥 Pani te偶 tak uwa偶a艂a?
鈥 Nie m贸wi臋 o sobie. Mi臋dzy nami nigdy nie dosz艂o do nieporozumie艅. Zawsze uwa偶a艂, 偶e mo偶na na mnie w pe艂ni polega膰.
鈥 Lecz je艣li chodzi o kapitana Marsha鈥
Poirot uczepi艂 si臋 tematu, 艂agodnie nak艂aniaj膮c j膮 do dalszych zwierze艅.
Panna Carroll wzruszy艂a ramionami.
鈥 By艂 ekstrawagancki. Wpad艂 w d艂ugi. Do tego by艂a jeszcze jaka艣 inna k艂opotliwa sprawa, nie wiem dok艂adnie, jaka. Pok艂贸cili si臋. Lord Edgware zabroni艂 mu wst臋pu do domu. To wszystko.
Zacisn臋艂a usta. By艂o oczywiste, 偶e nie zamierza powiedzie膰 nic wi臋cej.
Pok贸j, w kt贸rym toczy艂a si臋 rozmowa, znajdowa艂 si臋 na pierwszym pi臋trze. Kiedy wyszli艣my, Poirot wzi膮艂 mnie pod r臋k臋.
鈥 Jedn膮 chwilk臋. Zosta艅 tu, je艣li mo偶esz, Hastings. Schodz臋 na d贸艂 z Jappem. Patrz uwa偶nie, dop贸ki nie wejdziemy do biblioteki, a potem do艂膮cz do nas.
Dawno temu zrezygnowa艂em z zadawania Poirotowi pyta艅 zaczynaj膮cych si臋 od dlaczego. Jak w piosence lekkiej brygady: Nie mniej pyta膰 dlaczego, ja mam walczy膰 lub zgin膮膰. Cho膰 na szcz臋艣cie umieranie nie wchodzi艂o, na razie, w gr臋. Pomy艣la艂em, 偶e mo偶e podejrzewa, 偶e lokaj go szpieguje, i chce to sprawdzi膰.
Zaj膮艂em pozycj臋 przy balustradzie. Poirot i Japp podeszli do frontowych drzwi i znikn臋li z pola widzenia. Pojawili si臋 ponownie, id膮c wolno holem. Nie spuszcza艂em wzroku z ich plec贸w, p贸ki nie weszli do biblioteki. Odczeka艂em chwil臋 na wypadek, gdyby pojawi艂 si臋 lokaj, lecz poniewa偶 nikt si臋 nie pokaza艂, zbieg艂em po schodach i do艂膮czy艂em do nich.
Cia艂o zosta艂o ju偶, oczywi艣cie, usuni臋te. Zaci膮gni臋to zas艂ony, pali艂o si臋 elektryczne 艣wiat艂o. Poirot i Japp stali na 艣rodku pokoju, rozgl膮daj膮c si臋 wok贸艂.
鈥 Niczego tu nie znajdziemy 鈥 m贸wi艂 Japp.
Na co Poirot odrzek艂 z u艣miechem:
鈥 Niestety! Ani popio艂u z papierosa, ani 艣lad贸w st贸p, damskiej r臋kawiczki, nawet zapachu perfum! Nic, co detektyw z powie艣ci tak dogodnie dla siebie znajduje.
鈥 W krymina艂ach policjant jest zawsze 艣lepy jak kret 鈥 dorzuci艂 z grymasem Japp.
鈥 Kiedy艣 znalaz艂em jedn膮 wskaz贸wk臋 鈥 ci膮gn膮艂 w rozmarzeniu Poirot. 鈥 Lecz poniewa偶 liczy艂a sobie cztery stopy zamiast czterech centymetr贸w, nikt nie chcia艂 mi uwierzy膰.
Przypomnia艂em sobie wspomniane okoliczno艣ci i roze艣mia艂em si臋. A potem powr贸ci艂em do mojej misji.
鈥 Wszystko w porz膮dku, Poirot 鈥 powiedzia艂em. 鈥 Patrzy艂em uwa偶nie, ale nikt ci臋 nie 艣ledzi艂.
鈥 M贸j przyjaciel Hastings patrzy艂 uwa偶nie 鈥 powiedzia艂 Poirot z 艂agodn膮 kpin膮. 鈥 Powiedz mi, m贸j drogi, czy dostrzeg艂e艣 r贸偶臋 w moich z臋bach?
鈥 R贸偶臋 w twoich z臋bach? 鈥 spyta艂em zaskoczony.
Japp odwr贸ci艂 si臋, wybuchaj膮c 艣miechem.
鈥 Kiedy艣 przez pana umr臋, Poirot 鈥 powiedzia艂. 鈥 Umr臋 ze 艣miechu. R贸偶a! Co jeszcze?
鈥 Mia艂em ochot臋 odegra膰 Carmen 鈥 powiedzia艂 niezmieszany Poirot.
Zastanawia艂em si臋, czy to oni oszaleli, czy ja.
鈥 Nie zauwa偶y艂e艣, Hastings? 鈥 spyta艂 Poirot z wyrzutem.
鈥 Nie 鈥 odpar艂em, gapi膮c si臋 na niego. 鈥 Ale przecie偶 nie widzia艂em twojej twarzy.
鈥 Nie szkodzi. 鈥 Pokr臋ci艂 艂agodnie g艂ow膮. Czy na艣miewaj膮 si臋 ze mnie?
鈥 C贸偶, nic tu po nas 鈥 powiedzia艂 Japp. 鈥 Chcia艂bym, je艣li to mo偶liwe, jeszcze raz zobaczy膰 si臋 z c贸rk膮. Poprzednio by艂a zbyt zdenerwowana, bym cokolwiek z niej wyci膮gn膮艂. Zadzwoni艂 po lokaja. 鈥 Spytajcie pann臋 Marsh, czy mog臋 si臋 z ni膮 spotka膰 na chwil臋.
M臋偶czyzna odszed艂. W kilka minut p贸藕niej do pokoju wszed艂 jednak nie on, lecz panna Carroll.
鈥 Geraldine 艣pi 鈥 powiedzia艂a. 鈥 Prze偶y艂a potworny szok, biedne dziecko. Po pana wyj艣ciu poda艂am jej co艣 na sen i teraz jej nie obudz臋. Mo偶e za godzin臋 lub dwie.
Japp przysta艂 na to.
鈥 Zreszt膮 i tak nie powie wam wi臋cej ni偶 ja 鈥 oznajmi艂a stanowczo panna Carroll.
鈥 Co pani s膮dzi o lokaju? 鈥 spyta艂 Poirot.
鈥 Nie przepadam za nim, to fakt 鈥 odpar艂a panna Carroll. 鈥 nie potrafi臋 jednak wyja艣ni膰, dlaczego.
Dotarli艣my do frontowych drzwi.
鈥 To tu sta艂a pani wczorajszej nocy, prawda? 鈥 spyta艂 nagle Poirot, wskazuj膮c r臋k膮 schody.
鈥 Tak. Dlaczego鈥?
鈥 I widzia艂a pani, jak lady Edgware idzie holem do gabinetu?
鈥 Tak.
鈥 Wyra藕nie widzia艂a pani jej twarz?
鈥 Oczywi艣cie.
鈥 Ale pani nie mog艂a widzie膰 jej twarzy, mademoiselle. Z miejsca, w kt贸rym pani sta艂a, mog艂a pani zobaczy膰 jedynie ty艂 jej g艂owy.
Panna Carroll zaczerwieni艂a si臋 ze z艂o艣ci. Wygl膮da艂a na zaskoczon膮.
鈥 Ty艂 jej g艂owy, jej g艂os, spos贸b chodzenia! To to samo. Nie do pomylenia! M贸wi臋, 偶e wiem, 偶e to by艂a Jane Wilkinson 鈥 najgorsza kobieta, jaka kiedykolwiek istnia艂a.
Odwr贸ci艂a si臋 i 偶wawo ruszy艂a na g贸r臋.
Japp musia艂 nas opu艣ci膰. Razem z Poirotem skr臋cili艣my w stron臋 Regent鈥檚 Park i znale藕li艣my ustronne miejsce.
鈥 Teraz rozumiem, dlaczego trzyma艂e艣 r贸偶臋 w z臋bach 鈥 powiedzia艂em ze 艣miechem. 鈥 Przez chwil臋 podejrzewa艂em, 偶e zwariowa艂e艣.
Skin膮艂 g艂ow膮 z powag膮.
鈥 Zauwa偶y艂e艣, Hastings, 偶e sekretarka jest niebezpiecznym 艣wiadkiem? Niebezpiecznym, poniewa偶 niedok艂adnym. Pami臋tasz, twierdzi艂a stanowczo, 偶e widzia艂a twarz go艣cia. Od razu uzna艂em to za niemo偶liwe. Gdyby wychodzi艂 z gabinetu 鈥 tak, by艂oby to mo偶liwe, lecz nie wtedy, gdy wchodzi艂. Wi臋c przeprowadzi艂em ma艂y eksperyment i wynik by艂 taki, jak my艣la艂em. Potem zastawi艂em na ni膮 pu艂apk臋. Natychmiast zmieni艂a argumentacj臋.
鈥 Lecz nie swoje przekonania 鈥 sprzeciwi艂em si臋. 鈥 Poza tym g艂os spos贸b poruszania si臋 s膮 r贸wnie charakterystyczne.
鈥 Nie, nie.
鈥 Dlaczego, Poirot? Uwa偶am, 偶e g艂os i ch贸d najbardziej charakteryzuj膮 dan膮 osob臋.
鈥 Zgoda. I dlatego naj艂atwiej je na艣ladowa膰.
鈥 My艣lisz, 偶e鈥
鈥 Cofnij si臋 pami臋ci膮 kilka dni. Pami臋tasz, jak siedzieli艣my w teatrze鈥
鈥 Carlotta Adams? No tak, ale ona jest geniuszem.
鈥 Nietrudno na艣ladowa膰 kogo艣 znanego. Jednak zgadzam si臋, 偶e na niezwyk艂y talent. S膮dz臋, 偶e potrafi艂aby zrobi膰 to samo bez pomocy o艣wietlenia鈥
Nagle za艣wita艂a mi w g艂owie pewna my艣l.
鈥 Poirot! 鈥 wykrzykn膮艂em. 鈥 Nie przypuszczasz chyba, 偶e鈥 Nie, nie, to by艂by za du偶y zbieg okoliczno艣ci.
鈥 To zale偶y, jak na to spojrzysz. Pod pewnym k膮tem to wcale nie tylko zbieg okoliczno艣ci.
鈥 Lecz dlaczego Carlotta Adams mia艂aby zabija膰 lorda Edgware鈥檃? Nawet go nie zna艂a.
鈥 Sk膮d wiesz, 偶e go nie zna艂a? Nie zak艂adaj niczego z g贸ry, Hastings. Mo偶e 艂膮czy艂o ich co艣, o czym nie mamy poj臋cia. Chocia偶 nie taka dok艂adnie jest moja teoria.
鈥 Wi臋c masz jak膮艣 teori臋?
鈥 Tak. Mo偶liwo艣膰, 偶e Carlotta Adams zamieszana jest w ca艂膮 spraw臋, uderzy艂a mnie ju偶 na samym pocz膮tku.
鈥 Ale鈥
鈥 Poczekaj. Pozw贸l, .偶e zestawi臋 kilka fakt贸w. Lady Edgware nie potrafi膮ca zachowa膰 pow艣ci膮gliwo艣ci, opisuje zwi膮zek 艂膮cz膮cy j膮 z m臋偶em, posuwa si臋 nawet do m贸wienia o zabiciu go. Nie tylko my to s艂yszeli艣my. Tak偶e kelner, pokoj贸wka 鈥 i to prawdopodobnie wielokrotnie, Bryan Martin, s膮dz臋, 偶e nawet Carlotta Adams. Powtarza j膮 to innym. Tego samego wieczoru omawiamy doskona艂o艣膰, z jak膮 Carlotta Adams na艣ladowa艂a Jane. Kto mia艂 motyw, by zabi膰 lorda Edgware鈥檃? Jego 偶ona.
Przypu艣膰my, 偶e kto艣 jeszcze pragnie usun膮膰 lorda Edgware鈥檃. I oto ma pod r臋k膮 koz艂a ofiarnego. W dniu, kiedy Jane Wilkinson obwieszcza, 偶e boli j膮 g艂owa i zamierza sp臋dzi膰 spokojny wiecz贸r plan zostaje wprowadzony w 偶ycie.
Kto艣 musi widzie膰, jak lady Edgware wchodzi do domu przy Regent Gate. I widzi. Kobieta posuwa si臋 nawet do tego, by poda膰 swoje nazwisko. Ach! C鈥檈st peu trop, 莽a! Obudzi艂oby podejrzenia nawet w dziecku.
Kolejny punkt, cho膰 przyznaj臋, 偶e nie najistotniejszy. Kobieta kt贸ra przysz艂a wczoraj do domu, by艂a ubrana na czarno. A Jane Wilkinson nigdy nie ubiera si臋 na czarno. S艂yszeli艣my, jak to m贸wi艂a Za艂贸偶my zatem, 偶e osob膮, kt贸ra zjawi艂a si臋 wczoraj na Regent Gate nie by艂a Jane Wilkinson 鈥 lecz jedynie kobieta, kt贸ra j膮 udawa艂a. Czy to ona zabi艂a lorda Edgware鈥檃?
Czy mo偶e kto艣 trzeci wszed艂 do 艣rodka i go zabi艂? Je艣li tak, te czy zrobi艂 to przed, czy po wizycie lady Edgware? Je艣li po, co ta kobieta powiedzia艂a milordowi? Jak wyja艣ni艂a swoj膮 obecno艣膰? Mog艂a oszuka膰 lokaja, kt贸ry jej nie zna艂, i sekretark臋, kt贸ra nie widzia艂a jej z bliska. Nie mog艂a jednak liczy膰 na to, 偶e oszuka me za. A mo偶e w pokoju le偶a艂o tylko martwe cia艂o? Czy lord Edgware zosta艂 zabity, zanim wesz艂a do domu? Gdzie艣 mi臋dzy dziewi膮t膮 a dziesi膮t膮?
鈥 Stop, Poirot! 鈥 zawo艂a艂em. 鈥 Kr臋ci mi si臋 w g艂owie.
鈥 Nie, nie, m贸j drogi. Na razie jedynie rozwa偶amy mo偶liwo艣ci, To jak przymierzanie ubra艅. Czy pasuj膮? Nie, r臋kaw si臋 marszczy, A to? Tak, to jest lepsze, ale nie do艣膰 du偶e. A tamto jest za ma艂e, I tak dalej, p贸ki nie dotrzemy do idealnego stroju 鈥 do prawdy.
鈥 Kogo podejrzewasz o tak szata艅ski plan? 鈥 spyta艂em.
鈥 Za wcze艣nie, by to powiedzie膰. Najpierw trzeba rozwa偶y膰 pytanie: kto mia艂 pow贸d, by 偶yczy膰 lordowi Edgware鈥檕wi 艣mierci? Jest oczywi艣cie bratanek, kt贸ry po nim dziedziczy. Cho膰 to troch臋 zbyt oczywiste. Mimo zdecydowanego o艣wiadczenia panny Carroll, pozostaje kwestia wrog贸w. Odebra艂em lorda Edgware鈥檃 jako cz艂owieka, kt贸ry 艂atwo ich sobie przysparza.
鈥 Tak 鈥 zgodzi艂em si臋. 鈥 Tak jest w istocie.
鈥 Ktokolwiek to by艂, musia艂 czu膰 si臋 zupe艂nie bezpiecznie. Pami臋taj, Hastings, 偶e gdyby nie zmiana zdania w ostatniej chwili, Jane Wilkinson nie mia艂aby 偶adnego alibi. Mog艂aby zosta膰 w apartamencie w Savoyu, a to trudno udowodni膰. Zosta艂aby aresztowana, os膮dzona鈥 prawdopodobnie powieszona.
Wzdrygn膮艂em si臋.
鈥 Jedno mnie zaskakuje 鈥 ci膮gn膮艂 Poirot. 鈥 Pragnienie, by j膮 obci膮偶y膰, jest jasne. Lecz w takim razie po co ten telefon? Dlaczego kto艣 zadzwoni艂 do niej do Chiswick i, upewniwszy si臋 co do jej obecno艣ci, natychmiast si臋 roz艂膮czy艂? Zupe艂nie jakby chcia艂 si臋 upewni膰, 偶e tam jest, zanim przyst膮pi do鈥 czego? Dzwoniono o dziewi膮tej trzydzie艣ci, prawie na pewno przed pope艂nieniem morderstwa. To wskazuje na鈥 nie ma na to innego s艂owa 鈥 偶yczliwie intencje. Nie m贸g艂 dzwoni膰 morderca. On zaplanowa艂 wszystko tak, by obci膮偶y膰 Jane. W takim razie, kto to by艂? Najwyra藕niej mamy tu dwie zupe艂nie odmienne sprawy.
Potrz膮sn膮艂em g艂ow膮, kompletnie zagubiony.
鈥 Mo偶e to czysty zbieg okoliczno艣ci? 鈥 podsun膮艂em.
鈥 Nie, nie, nie wszystko mo偶e by膰 zbiegiem okoliczno艣ci. Sze艣膰 miesi臋cy temu przechwycono list. Dlaczego? Zbyt wiele jest tu rzeczy niewyja艣nionych. Musi by膰 co艣, co je wszystkie 艂膮czy.
Westchn膮艂. Po chwili podj膮艂:
鈥 Ta historia, z kt贸r膮 przyszed艂 do nas Bryan Martin鈥
鈥 To, Poirot, na pewno nie ma zwi膮zku z morderstwem.
鈥 Jeste艣 艣lepy, Hastings, 艣lepy i rozmy艣lnie t臋py. Nie widzisz, 偶e ca艂o艣膰 uk艂ada si臋 w jeden wz贸r? Obecnie jeszcze niesp贸jny, ale z czasem stanie si臋 jasny鈥
Mia艂em wra偶enie, 偶e Poirot jest zbytnim optymist膮. Nie czu艂em, z臋by cokolwiek mia艂o sta膰 si臋 kiedykolwiek jasne. W mojej g艂owie panowa艂 zam臋t.
鈥 To bez sensu 鈥 rzuci艂em gwa艂townie. 鈥 Nie uwierz臋, 偶e zrobi艂a to Carlotta Adams. Wydawa艂a si臋 tak鈥 c贸偶, tak do szpiku ko艣ci mi艂a.
A jednak m贸wi膮c to, pami臋ta艂em s艂owa Poirota o mi艂o艣ci do pieni臋dzy. Mi艂o艣膰 do pieni臋dzy 鈥 czy to w艂a艣nie le偶a艂o u podstaw pozornie niezrozumia艂ej sprawy? Czu艂em, 偶e tej nocy Poirot mia艂 natchnienie. Widzia艂 Jane w niebezpiecze艅stwie wynik艂ym z jej egoistycznego charakteru. Widzia艂 Carlott臋 zbaczaj膮c膮 z prostej drogi przez chciwo艣膰.
鈥 Nie uwa偶am, 偶e to ona pope艂ni艂a morderstwo, Hastings. Na to jest zbyt ch艂odna i rozwa偶na. Mo偶liwe, 偶e nawet nie wiedzia艂a, 偶e zostanie pope艂niona zbrodnia. Mo偶e jest niewinna, mo偶e j膮 tylko wykorzystano. Lecz w takim razie鈥 鈥 Urwa艂 i zmarszczy艂 brwi. 鈥擶 takim razie teraz jest tylko niewygodnym rekwizytem. Przeczyta dzisiejsz膮 gazet臋 i u艣wiadomi sobie鈥 鈥 Z jego piersi wyrwa艂 si臋 ochryp艂y okrzyk. 鈥 Szybko, Hastings. Szybko! By艂em 艣lepy. G艂upi. Taks贸wka. Natychmiast.
Patrzy艂em na niego. Zamacha艂 r臋koma.
鈥 Taks贸wka! Natychmiast.
Akurat mija艂a nas taks贸wka. Zatrzyma艂 j膮 i wskoczyli艣my do 艣rodka.
鈥 Znasz jej adres?
鈥 M贸wisz o Carlotcie Adams?
鈥 Mais oui, mais oui. Szybko, Hastings, szybko. Ka偶da minuta jest cenna. Nie rozumiesz tego?
鈥 Nie 鈥 odpar艂em 鈥 nie rozumiem.
Poirot zakl膮艂 pod nosem.
鈥 Ksi膮偶ka telefoniczna? Nie, tam jej nie b臋dzie. Teatr.
W teatrze nie chcieli poda膰 nam adresu Carlotty, lecz Poirotowi uda艂o si臋 ich przekona膰. Mieszka艂a w budynku niedaleko Sloane Road. Pojechali艣my tam, a Poirot gor膮czkowa艂 si臋 i niecierpliwi艂.
鈥 呕ebym si臋 tylko nie sp贸藕ni艂, Hastings. 呕ebym si臋 tylko nie sp贸藕ni艂.
鈥 Po co ca艂y ten po艣piech? Nie rozumiem. Co to ma znaczy膰?
鈥 To znaczy, 偶e by艂em zbyt powolny. Za p贸藕no u艣wiadomi艂em sobie to, co oczywiste. Ach! Mon Dieu, oby艣my tylko zd膮偶yli na czas.
Chocia偶 nie rozumia艂em przyczyn niepokoju Poirota, zna艂em go dostatecznie dobrze, by by膰 pewnym, 偶e jego obawy s膮 uzasadnione.
Dotarli艣my do Rosedew Mansions, Poirot wyskoczy艂, zap艂aci艂 kierowcy i po艣pieszy艂 do domu. Mieszkanie panny Adams znajdowa艂o si臋 na pierwszym pi臋trze, o czym dowiedzieli艣my si臋 z wizyt贸wki przypi臋tej do tablicy.
Nie czekaj膮c na wind臋 zje偶d偶aj膮c膮 z wy偶szego pi臋tra, Poirot pop臋dzi艂 na g贸r臋 schodami.
Zapuka艂 i zadzwoni艂. Przez chwil臋 nic si臋 nie dzia艂o, a potem otworzy艂a nam schludnie ubrana kobieta w 艣rednim wieku, z w艂osami zaczesanymi g艂adko do ty艂u. Mia艂a zaczerwienione jak od p艂aczu oczy.
鈥 Czy jest panna Adams? 鈥 rzuci艂 niecierpliwie Poirot. Kobieta spojrza艂a na niego.
鈥 Nic pan nie s艂ysza艂?
鈥 Czego nie s艂ysza艂em?
Jego twarz zblad艂a 艣miertelnie i u艣wiadomi艂em sobie, 偶e cokolwiek si臋 sta艂o, w艂a艣nie tego si臋 obawia艂. Kobieta powoli potrz膮sn臋艂a g艂ow膮.
鈥 Nie 偶yje. Odesz艂a we 艣nie. To straszne. Poirot opar艂 si臋 o framug臋.
鈥 Za p贸藕no 鈥 mrukn膮艂.
Jego poruszenie by艂o tak wyra藕ne, 偶e kobieta przyjrza艂a mu si臋 uwa偶niej.
鈥 Prosz臋 mi wybaczy膰, ale czy jest pan jednym z jej przyjaci贸艂?
Chyba nie widzia艂am tu pana wcze艣niej. Poirot nie odpowiedzia艂 wprost.
鈥 Rozmawia艂a pani z lekarzem? Co powiedzia艂? 鈥 zapyta艂.
鈥 Przedawkowa艂a 艣rodki nasenne. Och, jaka szkoda! Taka mi艂a m艂oda dama. Te proszki s膮 naprawd臋 niebezpieczne. Lekarz m贸wi艂, 偶e to by艂 weronal.
Poirot wyprostowa艂 si臋 raptownie. Odzyska艂 zwyk艂膮 sobie w艂adczo艣膰.
鈥 Musz臋 wej艣膰 do 艣rodka 鈥 o艣wiadczy艂.
Kobieta najwyra藕niej nabra艂a w膮tpliwo艣ci.
鈥 Nie s膮dz臋鈥 鈥 zacz臋艂a.
Lecz Poirot zamierza艂 postawi膰 na swoim. Obra艂 prawdopodobnie jedyn膮 metod臋, jaka mog艂a przynie艣膰 po偶膮dany rezultat.
鈥 Musi mnie pani wpu艣ci膰 鈥 powiedzia艂. 鈥 Jestem detektywem i musz臋 zbada膰 okoliczno艣ci 艣mierci pani chlebodawczyni.
Kobieta odetchn臋艂a gwa艂townie. Usun臋艂a si臋 na bok. Weszli艣my do mieszkania.
Od tej chwili Poirot przej膮艂 kontrol臋 nad sytuacj膮.
鈥 To, co powiedzia艂em 鈥 zacz膮艂 autorytatywnie 鈥 jest 艣ci艣le poufne. Nie wolno tego powtarza膰. Wszyscy powinni nadal uwa偶a膰, 偶e 艣mier膰 panny Adams by艂a wypadkiem. Prosz臋 poda膰 mi nazwisko i adres lekarza, kt贸rego pani wezwa艂a.
鈥 Doktor Heath, Carlisle Street siedemna艣cie.
鈥 A pani nazwisko?
鈥 Bennett, Alice Bennett.
鈥 Widz臋, 偶e by艂a pani przywi膮zana do panny Adams.
鈥 O tak, prosz臋 pana. To taka mi艂a panienka. Pracowa艂am dla niej r贸wnie偶 rok temu, gdy tu mieszka艂a. Nie zachowywa艂a si臋 tak jak inne aktorki. To prawdziwa dama. Mia艂a gust i chcia艂a, 偶eby wszystko by艂o odpowiednio przygotowane.
Poirot s艂ucha艂 z uwag膮 i wsp贸艂czuciem. Nie okazywa艂 ani 艣ladu zniecierpliwienia. Zda艂em sobie spraw臋, 偶e 艂agodno艣膰 by艂a najlepszym sposobem na wydobycie informacji, jakich szuka艂.
鈥 To musia艂 by膰 dla pani ogromny szok 鈥 zauwa偶y艂 ciep艂o.
鈥 O tak, prosz臋 pana. Zanios艂am jej herbat臋 jak zwykle o wp贸艂 do dziesi膮tej. Le偶a艂a na 艂贸偶ku i pomy艣la艂am, 偶e pewnie 艣pi. Postawi艂am tac臋. Odsun臋艂am zas艂ony. Jedna 偶abka zaci臋艂a si臋, wi臋c musia艂am mocno szarpn膮膰. Ale偶 ha艂asu narobi艂am! Obejrza艂am si臋 i zdziwi艂am, 偶e jej nie obudzi艂am. A potem nagle co艣 mnie tkn臋艂o. Le偶a艂a nie ca艂kiem naturalnie. Podesz艂am z boku do 艂贸偶ka i dotkn臋艂am jej r臋ki. By艂a zimna jak l贸d, prosz臋 pana. A偶 krzykn臋艂am.
Urwa艂a, do oczu nap艂yn臋艂y jej 艂zy.
鈥 Tak, tak 鈥 rzuci艂 ze wsp贸艂czuciem Poirot. 鈥 To musia艂o by膰 dla pani straszne. Czy panna Adams cz臋sto bra艂a 艣rodki nasenne?
鈥 Czasami 艂yka艂a co艣 od b贸lu g艂owy, prosz臋 pana. Takie malutkie tabletki we flakoniku. Ale zesz艂ej nocy wzi臋艂a co艣 innego, tak przynajmniej powiedzia艂 lekarz.
鈥 Czy kto艣 odwiedzi艂 j膮 wczoraj wieczorem? Mia艂a jakich艣 go艣ci?
鈥 Nie, prosz臋 pana. Wychodzi艂a wieczorem.
鈥 Czy m贸wi艂a pani, dok膮d idzie?
鈥 Nie, prosz臋 pana. Wysz艂a gdzie艣 ko艂o si贸dmej.
鈥 Aha! Jak by艂a ubrana?
鈥 W czarn膮 sukienk臋, prosz臋 pana. W czarn膮 sukienk臋 i czarny kapelusz.
Poirot zerkn膮艂 na mnie.
鈥 Mia艂a jak膮艣 bi偶uteri臋?
鈥 Tylko sznur pere艂, kt贸re zawsze nosi艂a.
鈥 A r臋kawiczki? Szare r臋kawiczki?
鈥 Tak, prosz臋 pana. W艂o偶y艂a szare r臋kawiczki.
鈥 Aha! A teraz prosz臋 mi opisa膰, jak si臋 zachowywa艂a. By艂a weso艂a? Podniecona? Smutna? Zdenerwowana?
鈥 Zdaje mi si臋, 偶e cieszy艂a si臋 na co艣. Ca艂y czas u艣miecha艂a si臋 do siebie, jakby szykowa艂a jaki艣 偶art.
鈥 O kt贸rej wr贸ci艂a?
鈥 Tu偶 po p贸艂nocy, prosz臋 pana.
鈥 I jak zachowywa艂a si臋 wtedy? Tak samo?
鈥 By艂a okropnie zm臋czona.
鈥 Ale nie zdenerwowana? Lub zmartwiona?
鈥 Och nie, prosz臋 pana. My艣l臋, 偶e cieszy艂a si臋 z czego艣, tylko by艂a wyko艅czona, je艣li mnie pan rozumie. Zacz臋艂a dzwoni膰 do kogo艣, a potem powiedzia艂a, 偶e nie ma na to si艂 i 偶e zrobi to rano.
鈥 Ach! 鈥 Oczy Poirota rozb艂ys艂y z podniecenia. Pochyli艂 si臋 i rzuci艂 pozornie oboj臋tnym tonem:
鈥 S艂ysza艂a pani nazwisko osoby, do kt贸rej dzwoni艂a?
鈥 Nie, prosz臋 pana. Poprosi艂a telefonistk臋 o numer, czeka艂a, a potem centrala musia艂a powiedzie膰: 鈥炁伳卌z臋鈥, tak jak to oni m贸wi膮. Panna Adams powiedzia艂a: 鈥濿 porz膮dku鈥, a potem raptem ziewn臋艂a i doda艂a: 鈥濷ch, nie mam na to si艂. Jestem zbyt zm臋czona鈥. Od艂o偶y艂a s艂uchawk臋 i zacz臋艂a si臋 rozbiera膰.
鈥 A pod jaki numer dzwoni艂a? Przypomina pani sobie? Prosz臋 pomy艣le膰. To mo偶e by膰 wa偶ne.
鈥 Przykro mi, nie pami臋tam. To by艂o gdzie艣 na Victoria Street, to wszystko, co pami臋tam. Rozumie pan, nie zwr贸ci艂am na to szczeg贸lnej uwagi.
鈥 Czy zjad艂a lub wypi艂a co艣 przed snem?
鈥 Szklank臋 gor膮cego mleka, jak zawsze.
鈥 Kto je przygotowa艂?
鈥 Ja, prosz臋 pana.
鈥 I nikt nie wchodzi艂 do mieszkania?
鈥 Nikt, prosz臋 pana.
鈥 A wcze艣niej?
鈥 Nie przypominam sobie, 偶eby kto艣 wchodzi艂. Panna Adams jad艂a lunch i podwieczorek na mie艣cie. Wr贸ci艂a o sz贸stej.
鈥 Kiedy dostarczono mleko? To, kt贸re pi艂a zesz艂ej nocy?
鈥 To by艂o 艣wie偶e mleko. Z popo艂udniowej dostawy. Ch艂opak od mleczarza zostawia je pod drzwiami o czwartej. Och! Ale prosz臋 pana, ja jestem pewna, 偶e z mlekiem by艂o wszystko w porz膮dku. Sama pi艂am je do herbaty dzi艣 rano. A doktor powiedzia艂, 偶e na pewno wzi臋艂a to paskudztwo na sen.
鈥 Mog臋 si臋 myli膰. Tak, mog臋 si臋 zupe艂nie myli膰. Zobacz臋 si臋 z lekarzem. Powinna pani wiedzie膰, czy panna Adams mia艂a wrog贸w. W Ameryce jest zupe艂nie inaczej鈥 鈥 Zawaha艂 si臋, lecz poczciwa Alice z艂apa艂a si臋 na haczyk.
鈥 Och, ja to wiem, prosz臋 pana. Czyta艂am o Chicago i rewolwerowcach. To musi by膰 pod艂y kraj. Nie mam poj臋cia, co robi tamtejsza policja. Nie to, co nasza.
Poirot z wdzi臋czno艣ci膮 przerwa艂 temat w tym miejscu, zdaj膮c sobie spraw臋, 偶e umys艂owe ograniczenie Alice Bennett oszcz臋dza mu trudu wyja艣nie艅.
Jego wzrok pad艂 na le偶膮c膮 na krze艣le niewielk膮 walizk臋, a w艂a艣ciwie kuferek.
鈥 Czy panna Adams wzi臋艂a to ze sob膮, wychodz膮c wczorajszej nocy?
鈥 Zabra艂a go rano, prosz臋 pana. Na herbat臋 wr贸ci艂a bez kuferka, ale przynios艂a go, gdy wr贸ci艂a po raz ostatni.
鈥 Ach! Pozwoli pani, 偶e go otworz臋?
Alice Bennett pozwoli艂aby na wszystko. Podobnie jak wi臋kszo艣膰 ostro偶nych i podejrzliwych kobiet, kiedy raz pozby艂a si臋 nieufno艣ci, pozwala艂a manipulowa膰 sob膮 jak dziecko. Zgodzi艂aby si臋 na ka偶d膮 propozycj臋 Poirota.
Kuferek nie by艂 zamkni臋ty na klucz. Podszed艂em i zerkn膮艂em nad ramieniem Poirota.
鈥 Widzisz, Hastings? Widzisz to? 鈥 mrucza艂 podniecony. Na pewno zawarto艣膰 by艂a znacz膮ca.
Le偶a艂o tam pude艂ko z przyborami do makija偶u, dwa przedmioty, kt贸re rozpozna艂em jako korki wk艂adane do but贸w, by zwi臋kszy膰 wzrost o jaki艣 cal, poza tym para szarych r臋kawiczek i, owini臋ta w bibu艂臋, doskonale zrobiona peruka, dok艂adnie w odcieniu z艂otych w艂os贸w Jane Wilkinson, uczesana w jej stylu, z przedzia艂kiem na 艣rodku i lokami z ty艂u.
鈥 Czy masz jeszcze jakie艣 w膮tpliwo艣ci, Hastings? 鈥 spyta艂 Poirot. Mia艂em do tej pory, lecz teraz nie mog艂em d艂u偶ej w膮tpi膰. Poirot na powr贸t zamkn膮艂 kuferek i zwr贸ci艂 si臋 do s艂u偶膮cej.
鈥 Nie wie pani, z kim panna Adams jad艂a wczoraj kolacj臋?
鈥 Nie, prosz臋 pana.
鈥 A z kim jad艂a lunch lub podwieczorek?
鈥 O podwieczorku nic nie wiem. A lunch jad艂a z pann膮 Driver.
鈥 Z pann膮 Driver? Kto to jest?
鈥 To jej bliska przyjaci贸艂ka. Ma sklep z kapeluszami na Moffat Street, zaraz za Bond Street. Nazywa si臋 Genevieve.
Poirot zapisa艂 adres w notesie, tu偶 pod adresem lekarza.
鈥 Jeszcze jedno, madame. Czy przypomina sobie pani, 偶eby mademoiselle Adams m贸wi艂a lub robi艂a po swoim powrocie o sz贸stej co艣, co odebra艂a pani jako niezwyk艂e lub w jaki艣 spos贸b wa偶ne?
Pokoj贸wka my艣la艂a przez chwil臋.
鈥 Nie mog臋 powiedzie膰, prosz臋 pana 鈥 odezwa艂a si臋 wreszcie. 鈥擲pyta艂am j膮, czy chce herbat臋, a ona odpowiedzia艂a, 偶e ju偶 pi艂a.
鈥 Och, wi臋c powiedzia艂a, 偶e ju偶 pi艂a 鈥 przerwa艂 jej Poirot. 鈥 Pardon. Prosz臋 m贸wi膰 dalej.
鈥 A potem pisa艂a listy, p贸ki nie wysz艂a.
鈥 Listy鈥 Nie wie pani, do kogo?
鈥 Wiem, prosz臋 pana. W艂a艣ciwie to by艂 tylko jeden list, do siostry w Waszyngtonie. Pisywa艂a do niej regularnie dwa razy w tygodniu. Zabra艂a go ze sob膮, by wys艂a膰 najbli偶sz膮 poczt膮. Ale zapomnia艂a.
鈥 Wi臋c jest tu nadal?
鈥 Nie, prosz臋 pana. Sama go wys艂a艂am. Przypomnia艂a sobie o nim wczoraj, gdy k艂ad艂a si臋 spa膰. Powiedzia艂am, 偶e pobiegn臋 go wys艂a膰. Wystarczy naklei膰 dodatkowy znaczek i nada膰 w specjalnym okienku.
鈥 Aha! A czy poczta jest daleko st膮d?
鈥 Nie, prosz臋 pana, tu偶 za rogiem.
鈥 Czy wychodz膮c, zamkn臋艂a pani za sob膮 drzwi?
Pani Bennett wytrzeszczy艂a oczy.
鈥 Nie, prosz臋 pana. Zostawi艂am uchylone鈥 jak zawsze, gdy biegn臋 na poczt臋.
Poirot zamierza艂 co艣 powiedzie膰, ale powstrzyma艂 si臋.
鈥 Chce pan na ni膮 spojrze膰? 鈥 spyta艂a bliska p艂aczu pokoj贸wka. 鈥 Wygl膮da naprawd臋 艣licznie.
Poszli艣my za ni膮 do sypialni.
Carlotta Adams wydawa艂a si臋 dziwnie spokojna i o wiele m艂odsza ni偶 tamtej nocy w Savoyu. Przypomina艂a 艣pi膮ce, zm臋czone dziecko.
Kiedy Poirot stan膮艂 i spojrza艂 na ni膮, na jego twarzy pojawi艂 si臋 dziwny wyraz. Zobaczy艂em, 偶e si臋 prze偶egna艂.
鈥 J鈥檃i fait un sermen, Hastings 鈥 powiedzia艂, gdy schodzili艣my po schodach.
Nie spyta艂em, co takiego przysi膮g艂. Domy艣la艂em si臋.
Chwil臋 p贸藕niej odezwa艂 si臋:
鈥 Przynajmniej jedno mam z g艂owy. Nie mog艂em jej uratowa膰. Gdy dowiedzia艂em si臋 o 艣mierci lorda Edgware鈥檃, ona ju偶 nie 偶y艂a. To mnie pociesza. I to bardzo.
Naszym nast臋pnym ruchem by艂a wizyta u lekarza, kt贸rego adres poda艂a nam pokoj贸wka.
Okaza艂 si臋 zrz臋dliwym, do艣膰 roztargnionym staruszkiem. Zna艂 Poirota ze s艂yszenia i 偶ywo wyrazi艂 rado艣膰 ze spotkania.
鈥 Co mog臋 dla pana zrobi膰, panie Poirot? 鈥 spyta艂 po wst臋pnych powitaniach.
鈥 Wezwano pana dzi艣 rano, monsieur le docteur, do panny Carlotty Adams.
鈥 A tak. Biedaczka. Zdolna z niej by艂a aktorka. Dwa razy wybra艂em si臋 na jej wyst臋p. Po tysi膮ckro膰 szkoda, 偶e tak si臋 to sko艅czy艂o. Nie rozumiem, po co tym dziewczynom narkotyki.
鈥 Uwa偶a pan, 偶e by艂a narkomank膮?
鈥 Nie mam medycznych dowod贸w. Na pewno nie robi艂a sobie zastrzyk贸w, nie znalaz艂em 艣lad贸w po igle. Musia艂a bra膰 je doustnie. Pokoj贸wka twierdzi, 偶e mia艂a dobry sen, ale s艂u偶ba nigdy nic nie wie. Nie przypuszczam, 偶e za偶ywa艂a weronal co noc, ale z pewno艣ci膮 艂yka艂a go od jakiego艣 czasu.
鈥 Dlaczego tak pan uwa偶a?
鈥 To鈥 niech to, gdzie ja to po艂o偶y艂em? Zajrza艂 do swojej walizeczki.
鈥 A! Tu jest.
Wyci膮gn膮艂 niewielk膮, czarn膮 torebk臋 z marokinu.
鈥 Oczywi艣cie, 艣ledztwo odb臋dzie si臋 tak czy inaczej. Zabra艂em to ze sob膮, 偶eby pokoj贸wka nie zniszczy艂a dowodu.
Otworzy艂 torebk臋 i wyj膮艂 z niej ma艂e z艂ote puzderko. Na wieczku widnia艂y wysadzane rubinami inicja艂y C.A. By艂o to drogie cacko. Lekarz otworzy艂 pude艂ko. Niemal w ca艂o艣ci wype艂nia艂 je bia艂y proszek.
鈥 To weronal 鈥 wyja艣ni艂 kr贸tko. 鈥 Prosz臋 spojrze膰, co napisano w 艣rodku.
Na wewn臋trznej stronie wieczka wygrawerowano:
鈥Dla C. A. od D. Pary偶, 10 listopada. S艂odkich sn贸w鈥.
鈥 Dziesi膮ty listopada 鈥 powt贸rzy艂 w zamy艣leniu Poirot.
鈥 W艂a艣nie, a teraz mamy czerwiec. To oznacza, 偶e mia艂a zwyczaj za偶ywa膰 ten 艣rodek od co najmniej sze艣ciu miesi臋cy. A poniewa偶 nie wygrawerowano pe艂nej daty, mo偶e chodzi膰 nawet o p贸艂tora lub dwa i p贸艂 roku 鈥 je艣li nie wi臋cej.
鈥 Pary偶, D. 鈥 powtarza艂 Poirot ze zmarszczonym czo艂em.
鈥 Tak. Czy to co艣 panu m贸wi? Przy okazji, nie spyta艂em o pa艅sk膮 rol臋 w tej sprawie. Najwyra藕niej jest pan 艣wietnie zorientowany. Zapewne chce pan wiedzie膰, czy nie chodzi o samob贸jstwo? C贸偶, ja panu tego nie powiem. Nikt tego nie powie. Wed艂ug s艂贸w pokoj贸wki wczoraj dziewczyna by艂a w bardzo dobrym humorze. To wskazywa艂oby na wypadek i wed艂ug mnie tak w艂a艣nie jest. Weronal to lek bardzo zdradliwy. Mo偶na za偶y膰 spor膮 ilo艣膰 i prze偶y膰, mo偶na wzi膮膰 niewiele i umrze膰. Dlatego jest tak niebezpieczny. Nie mam najmniejszych w膮tpliwo艣ci, 偶e w 艣ledztwie uznaj膮 to za zgon na skutek wypadku. Obawiam si臋, 偶e wi臋cej nie mog臋 panu pom贸c.
鈥 Czy mog臋 przejrze膰 torebk臋 mademoiselle?
鈥 Ale偶 oczywi艣cie, oczywi艣cie.
Poirot wysypa艂 ca艂膮 zawarto艣膰 na st贸艂. Sk艂ada艂y si臋 na ni膮 delikatna chusteczka z inicja艂ami C.M.A. w rogu, puszek do pudru, szminka, banknot jednofuntowy i troch臋 drobnych oraz para binokli.
Ten ostatni przedmiot obejrza艂 z zainteresowaniem. Okulary, oprawione w z艂ot膮 ramk臋, by艂y do艣膰 proste i akademickie w stylu.
鈥 Ciekawe 鈥 powiedzia艂 g艂o艣no. 鈥 Nie wiedzia艂em, 偶e panna Adams nosi艂a okulary. A mo偶e s艂u偶膮 do czytania?
Lekarz wzi膮艂 je do r臋ki.
鈥 Nie, to szk艂a dla kr贸tkowidz贸w 鈥 stwierdzi艂. 鈥 S膮 bardzo silne. Osoba, kt贸ra je nosi, musi mie膰 du偶膮 wad臋 wzroku.
鈥 Zapewne nie wie pan, czy panna Adams鈥
鈥 Nigdy nie by艂a moj膮 pacjentk膮. Do jej domu zosta艂em wezwany tylko raz, aby zbada膰 zraniony palec pokoj贸wki. Panna Adams, kt贸r膮 widzia艂em w贸wczas przez chwil臋, na pewno nie nosi艂a szkie艂.
Poirot podzi臋kowa艂 mu i wyszli艣my.
Na twarzy mojego przyjaciela malowa艂o si臋 zdziwienie.
鈥 By膰 mo偶e jednak si臋 myl臋 鈥 przyzna艂.
鈥 Nie przebra艂a si臋 za Jane Wilkinson?
鈥 Nie, nie. Jak dla mnie, to zosta艂o ju偶 dowiedzione. Nie, chodzi mi o jej 艣mier膰. Oczywiste, 偶e weronal nale偶a艂 do niej. Mo偶liwe, 偶e zesz艂ej nocy by艂a zm臋czona i wyczerpana, wi臋c postanowi艂a zapewni膰 sobie porz膮dny odpoczynek.
Nagle zatrzyma艂 si臋 ku zaskoczeniu innych przechodni贸w i zacz膮艂 mocno uderza膰 d艂oni膮 w d艂o艅.
鈥 Nie, nie, nie, nie! 鈥 powtarza艂 z naciskiem. 鈥 Dlaczego ten wypadek zdarzy艂 si臋 w tak dogodnej chwili? Bo to nie by艂 wypadek. I nie samob贸jstwo. Nie, odegrawszy swoj膮 rol臋, podpisa艂a na siebie wyrok 艣mierci. Wybrano weronal dlatego, 偶e kto艣 wiedzia艂, i偶 czasem go za偶ywa i 偶e ma to puzderko. W takim jednak razie morderc膮 musi by膰 kto艣, kto dobrze j膮 zna艂. Kim jest D., Hastings? Da艂bym wiele, 偶eby si臋 tego dowiedzie膰.
鈥 Poirot 鈥 odezwa艂em si臋, poniewa偶 zn贸w pogr膮偶y艂 si臋 w my艣lach 鈥 mo偶e lepiej chod藕my dalej? Wszyscy si臋 na nas gapi膮.
鈥 Co? Ach, mo偶e i masz racj臋. Chocia偶 nie przeszkadza mi, 偶e kto艣 si臋 na mnie gapi. W najmniejszym stopniu nie zak艂贸ca to toku moich my艣li.
鈥 Zaczynali si臋 ju偶 pod艣miewa膰 鈥 mrukn膮艂em.
鈥 To bez znaczenia.
Nie ca艂kiem si臋 zgadza艂em. Przera偶a mnie robienie czegokolwiek, co zwraca uwag臋. Natomiast jedyn膮 rzecz膮, kt贸r膮 przejmuje si臋 Poirot, jest to, jak na jego s艂ynne w膮sy mo偶e podzia艂a膰 upa艂 lub wilgo膰.
鈥 We藕miemy taks贸wk臋 鈥 postanowi艂 m贸j przyjaciel, machaj膮c lask膮.
Samoch贸d zatrzyma艂 si臋 przy nas i Poirot poleci艂 kierowcy jecha膰 do Genevieve przy Moffat Street.
Genevieve okaza艂a si臋 jednym z tych sklepik贸w, w kt贸rych na wystawie le偶y jeden nijaki kapelusz i szalik, a prawdziwe centrum operacyjne znajduje si臋 na pi臋trze, gdzie dociera si臋 po cuchn膮cych st臋chlizn膮 schodach.
Wspi臋li艣my si臋 po nich i stan臋li艣my przed drzwiami z plakietk膮: 鈥濭enevieve. Prosz臋 wej艣膰鈥. Spe艂niwszy to polecenie, znale藕li艣my si臋 w ma艂ym pokoju wype艂nionym kapeluszami. Jednocze艣nie podesz艂o ku nam imponuj膮ce stworzenie o blond w艂osach, zerkaj膮c podejrzliwie na Poirota.
鈥 Panna Driver? 鈥 spyta艂 detektyw.
鈥 Nie wiem, czy madame mo偶e si臋 z panami zobaczy膰. O co chodzi?
鈥 Prosz臋 przekaza膰 pannie Driver, 偶e chcia艂by z ni膮 porozmawia膰 przyjaciel panny Adams.
Jasnow艂osa pi臋kno艣膰 nie musia艂a przekazywa膰 tej informacji. Czarna zamszowa zas艂ona gwa艂townie si臋 odsun臋艂a, a zza niej wy艂oni艂a si臋 ma艂a, 偶ywa posta膰 o ogni艣cie rudych w艂osach.
鈥 O co chodzi? 鈥 zapyta艂a.
鈥 Czy pani nazywa si臋 Driver?
鈥 Tak. O co chodzi z Carlott膮?
鈥 S艂ysza艂a pani o tragedii?
鈥 Jakiej tragedii?
鈥 Panna Adams zmar艂a wczoraj we 艣nie. Przedawkowa艂a weronal.
Dziewczyna wytrzeszczy艂a oczy.
鈥 Okropne! 鈥 wykrzykn臋艂a. 鈥 Biedna Carlott膮. Trudno mi w to uwierzy膰. Przecie偶 wczoraj by艂a pe艂na 偶ycia.
鈥 Niemniej to prawda, mademoiselle. Dochodzi w艂a艣nie pierwsza. Chcia艂bym, by wy艣wiadczy艂a mi pani uprzejmo艣膰 i zjad艂a lunch ze mn膮 i z moim przyjacielem. Musz臋 zada膰 pani kilka pyta艅.
Dziewczyna zmierzy艂a go wzrokiem. By艂a drobn膮, energiczn膮 os贸bk膮 i w jaki艣 spos贸b przypomina艂a mi teriera.
鈥 Kim pan jest? 鈥 zapyta艂a ostro.
鈥 Nazywam si臋 Her ku艂e艣 Poirot. A to m贸j przyjaciel kapitan Hastings.
Uk艂oni艂em si臋.
Jej oczy w臋drowa艂y od Poirota do mnie i z powrotem.
鈥 S艂ysza艂am o panu 鈥 rzuci艂a gwa艂townie. 鈥 P贸jd臋 z wami. Zawo艂a艂a do blondynki:
鈥 Dorothy!
鈥 Tak, Jenny?
鈥 Pani Lester przyjdzie w sprawie modelu Rose Descartes, kt贸ry dla niej robimy. Wypr贸buj r贸偶ne pi贸ra. Cze艣膰. Pewnie zaraz wr贸c臋.
Wzi臋艂a czarny kapelusik, przekrzywi艂a go nad uchem, energicznie przypudrowa艂a sobie nos i spojrza艂a na Poirota.
鈥 Gotowa 鈥 rzuci艂a kr贸tko.
Pi臋膰 minut p贸藕niej siedzieli艣my w ma艂ej restauracji przy Dover Street. Poirot z艂o偶y艂 zam贸wienie i kelner przyni贸s艂 koktajle.
鈥 A teraz chc臋 wiedzie膰, co to wszystko znaczy 鈥 za偶膮da艂a Jenny Driver. 鈥 W co Carlott膮 by艂a zamieszana?
鈥 A by艂a w co艣 zamieszana, mademoiselle?
鈥 Kto zadaje pytania, pan czy ja?
鈥 S膮dzi艂em, 偶e ja 鈥 odpar艂 Poirot z u艣miechem. 鈥 Dano mi do zrozumienia, 偶e pani i Carlotta by艂y艣cie bliskimi przyjaci贸艂kami.
鈥 Zgadza si臋.
鈥 Eh bien, w takim razie prosz臋, by przyj臋艂a pani moje szczere zapewnienie, 偶e to, co robi臋, robi臋 w interesie pani zmar艂ej przyjaci贸艂ki. Zapewniam pani膮, 偶e tak jest.
Zapad艂a cisza, kiedy panna Driver rozwa偶a艂a jego pro艣b臋. Na koniec energicznie skin臋艂a g艂ow膮 na zgod臋.
鈥 Wierz臋 panu. Prosz臋 przyst膮pi膰 do rzeczy. Co chce pan wiedzie膰?
鈥 O ile wiem, jad艂a pani wczoraj lunch z przyjaci贸艂k膮?
鈥 Tak.
鈥 Czy m贸wi艂a pani o swoich planach na wiecz贸r?
鈥 Nie m贸wi艂a dok艂adnie o wczorajszym wieczorze.
鈥 Ale co艣 m贸wi艂a?
鈥 Wspomnia艂a o czym艣, o co by膰 mo偶e panu chodzi. Prosz臋 pami臋ta膰, 偶e powiedzia艂a mi o tym w tajemnicy.
鈥 To zrozumia艂e.
鈥 Niech si臋 zastanowi臋. Chyba b臋dzie lepiej, je艣li wyja艣ni臋 to w艂asnymi s艂owami.
鈥 Bardzo prosz臋, mademoiselle.
鈥 Carlotta by艂a podniecona. Niecz臋sto si臋 to jej zdarza. To nie ten typ. Nie powiedzia艂a mi nic konkretnego, obieca艂a to komu艣, ale w co艣 si臋 wpl膮ta艂a. Jak zrozumia艂am, chodzi艂o o jaki艣 kawa艂 na du偶膮 skal臋.
鈥 Kawa艂?
鈥 Tak to nazwa艂a. Nie m贸wi艂a jaki, gdzie i kiedy. Tylko鈥 鈥擴rwa艂a i zmarszczy艂a czo艂o. 鈥 Widzi pan, Carlotta nie nale偶y do os贸b, kt贸re lubi膮 dowcipy czy kawa艂y. To powa偶na, zr贸wnowa偶ona, ci臋偶ko pracuj膮ca dziewczyna. Rzecz w tym, 偶e kto艣 musia艂 j膮 do tego nam贸wi膰. Pomy艣la艂am鈥 cho膰 ona nic takiego nie powiedzia艂a鈥
鈥 Tak, rozumiem. Co pani pomy艣la艂a?
鈥 Wydawa艂o mi si臋, a nawet by艂am pewna, 偶e w gr臋 wchodz膮 pieni膮dze. Tak naprawd臋 nic opr贸cz pieni臋dzy nie podnieca艂o Carlotty. Tak膮 ju偶 mia艂a natur臋. 艢wietna g艂owa do interes贸w, jedna z najlepszych, jakie widzia艂am. Nie by艂aby tak podekscytowana ani weso艂a, gdyby nie chodzi艂o o pieni膮dze, i to 鈥榙u偶e. Mia艂am wra偶enie, 偶e podj臋艂a si臋 czego艣, bo si臋 za艂o偶y艂a, i by艂a zupe艂nie pewna wygranej. Cho膰 to nie ca艂a prawda. Carlotta nie zak艂ada艂a si臋. Nigdy nie widzia艂am, 偶eby to robi艂a. W ka偶dym razie musia艂o chodzi膰 o pieni膮dze.
鈥 Nie powiedzia艂a tego dok艂adnie?
鈥 Nnnie鈥 Tylko 偶e w najbli偶szej przysz艂o艣ci b臋dzie mog艂a zrobi膰 to czy tamto. Zamierza艂a sprowadzi膰 siostr臋 z Ameryki i spotka膰 si臋 z ni膮 w Pary偶u. Szala艂a za swoj膮 siostrzyczk膮. Jest chyba bardzo delikatna i muzykalna. To wszystko, co wiem. Tego pan chcia艂?
Poirot skin膮艂 potakuj膮co g艂ow膮.
鈥 Tak. To potwierdza moj膮 teori臋. Cho膰 przyznaj臋, 偶e mia艂em nadziej臋 na wi臋cej. Spodziewa艂em si臋, 偶e panna Adams zosta艂a zobowi膮zana do zachowania tajemnicy. Lecz liczy艂em na to, 偶e jako kobieta nie uzna za zdrad臋 wyjawienia sekretu najlepszej przyjaci贸艂ce.
鈥 Pr贸bowa艂am j膮 nam贸wi膰 鈥 przyzna艂a Jenny. 鈥 Jednak roze艣mia艂a si臋 tylko i przyrzek艂a, 偶e pewnego dnia mi o tym opowie.
Poirot przez chwil臋 milcza艂. Potem zapyta艂:
鈥 Czy znane jest pani nazwisko lorda Edgware鈥檃?
鈥 Co? To ten, kt贸ry zosta艂 zamordowany? Czyta艂am w gazecie p贸艂 godziny temu.
鈥 W艂a艣nie. Wie pani, czy panna Adams go zna艂a?
鈥 Nie s膮dz臋. Na pewno nie. Och! Chwileczk臋!
鈥 Tak, mademoiselle? 鈥 rzuci艂 z zapa艂em Poirot.
鈥 O co to chodzi艂o? 鈥 Zmarszczy艂a czo艂o i brwi, jakby usi艂owa艂a sobie co艣 przypomnie膰. 鈥 Tak, ju偶 mam. Wspomnia艂a kiedy艣 o nim. Nieprzyjaznym tonem.
鈥 Nieprzyjaznym?
鈥 Tak. Powiedzia艂a鈥 jak to by艂o? 呕e m臋偶czy藕ni tacy jak on nie powinni mie膰 prawa rujnowa膰 innym 偶ycia swoim okrucie艅stwem i brakiem zrozumienia. Powiedzia艂a, naprawd臋 tak powiedzia艂a, 偶e to cz艂owiek, kt贸rego 艣mier膰 przynios艂aby ka偶demu ulg臋.
鈥 Kiedy to by艂o?
鈥 Jaki艣 miesi膮c temu, jak s膮dz臋.
鈥 Dlaczego poruszy艂a ten temat?
Przez jaki艣 czas Jenny stara艂a si臋 sobie przypomnie膰, wreszcie potrz膮sn臋艂a g艂ow膮.
鈥 Nie pami臋tam. Jako艣 natrafi艂y艣my na jego nazwisko. Mo偶e w gazecie. Przypominam sobie, 偶e zdziwi艂a mnie gwa艂towna wrogo艣膰 Carlotty do kogo艣, kogo nawet nie zna艂a.
鈥 To na pewno dziwne 鈥 przyzna艂 z zastanowieniem Poirot. Po chwili zapyta艂: 鈥 Wie pani mo偶e, czy panna Adams by艂a uzale偶niona od weronalu?
鈥 Nie. Nigdy nie widzia艂am, 偶eby go bra艂a lub wspomina艂a o tym.
鈥 Czy kiedykolwiek zauwa偶y艂a pani w jej torebce ma艂e z艂ote pude艂ko z rubinowymi inicja艂ami C.A. na wieczku?
鈥 Ma艂e z艂ote pude艂ko? Nie. Na pewno nie.
鈥 A mo偶e wie pani przypadkiem, gdzie panna Adams przebywa艂a w listopadzie zesz艂ego roku?
鈥 Niech pomy艣l臋. Wr贸ci艂a do Stan贸w w listopadzie. Pod koniec miesi膮ca. Wcze艣niej by艂a w Pary偶u.
鈥 Sama?
鈥 Oczywi艣cie, 偶e tak! Przepraszam, mo偶e nie mia艂 pan tego na my艣li. Sama nie wiem, czemu ka偶da wzmianka o Pary偶u zawsze nasuwa na my艣l najgorsze. A tak naprawd臋 to takie mi艂e, szacowne miasto. Carlotta nie nale偶a艂a do os贸b robi膮cych sobotnie wypady do Pary偶a, je艣li do tego pan zmierza.
鈥 Teraz chcia艂bym zada膰 pani bardzo wa偶ne pytanie, mademoiselle. Czy panna Adams by艂a szczeg贸lnie zainteresowana jakim艣 m臋偶czyzn膮?
鈥 Odpowied藕 brzmi: nie 鈥 odpar艂a wolno Jenny. 鈥 Odk膮d j膮 znam, Carlott臋 poch艂ania艂a praca i jej delikatna siostra. Bardzo powa偶nie traktowa艂a swoje obowi膮zki, by艂a jedn膮 z tych os贸b, kt贸re uwa偶aj膮, 偶e je艣li s膮 g艂ow膮 rodziny, to wszystko od nich zale偶y. Wi臋c, m贸wi膮c zwi臋藕le, odpowied藕 brzmi: nie.
鈥 Ach! A nie m贸wi膮c zwi臋藕le?
鈥 Nie zdziwi艂abym si臋, gdyby ostatnio Carlotta zainteresowa艂a si臋 jakim艣 m臋偶czyzn膮.
鈥 Aha!
鈥 Prosz臋 pami臋ta膰, 偶e tylko zgaduj臋. Po prostu oceniani jej zachowanie. By艂a inna, nie tyle rozmarzona, ile raczej rozkojarzona. I wygl膮da艂a jako艣 inaczej. Nie potrafi臋 tego wyja艣ni膰. Takie rzeczy druga kobieta wyczuwa, cho膰, oczywi艣cie, mo偶e si臋 kompletnie myli膰.
Poirot przytakn膮艂.
鈥 Dzi臋kuj臋 pani, mademoiselle. Jeszcze jedno. Czy panna Adams mia艂a przyjaciela, kt贸rego imi臋 lub nazwisko zaczyna艂o si臋 na 鈥濪鈥?
鈥 D 鈥 powt贸rzy艂a z zastanowieniem Jenny. 鈥 D? Nie, przykro mi. Nikt nie przychodzi mi na my艣l.
Nie s膮dz臋, by Poirot spodziewa艂 si臋 innych odpowiedzi na swoje pytania, mimo to jednak ze smutkiem potrz膮sa艂 g艂ow膮. Wci膮偶 poch艂ania艂y go my艣li. Jenny Driver pochyli艂a si臋, wspieraj膮c 艂okcie na stole.
鈥 A czy teraz pan z kolei co艣 mi powie? 鈥 spyta艂a.
鈥 Przede wszystkim prosz臋 pozwoli膰, 偶e pani膮 skomplementuj臋 鈥攐dpar艂 Poirot. 鈥 Pani odpowiedzi by艂y wyj膮tkowo inteligentne. To jasne, 偶e potrafi pani my艣le膰. Pyta pani, czy zamierzam co艣 powiedzie膰. Ot贸偶: niezbyt wiele. Podam pani jedynie kilka nagich fakt贸w. 鈥 Milcza艂 przez chwil臋, a potem powiedzia艂 cicho: 鈥 Zesz艂ej nocy lord Edgware zosta艂 zamordowany w swojej bibliotece. O dziesi膮tej wieczorem dama, kt贸r膮, jak s膮dz臋, by艂a pani przyjaci贸艂ka Carlotta Adams, poprosi艂a o spotkanie z lordem Edgware鈥檈m i przedstawi艂a si臋 jako jego 偶ona. Mia艂a z艂otow艂os膮 peruk臋 i makija偶, dzi臋ki kt贸remu wygl膮da艂a jak lady Edgware, czyli aktorka Jane Wilkinson, jak pani prawdopodobnie wie. Panna Adams, o ile to by艂a ona, zosta艂a u niego tylko przez chwil臋. Wysz艂a pi臋膰 minut po dziesi膮tej, ale do siebie wr贸ci艂a dopiero o p贸艂nocy. Posz艂a spa膰, wzi膮wszy uprzednio zbyt du偶膮 dawk臋 weronalu. Teraz by膰 mo偶e rozumie pani cel niekt贸rych moich pyta艅, mademoiselle.
Jenny g艂臋boko westchn臋艂a.
鈥 Tak 鈥 powiedzia艂a 鈥 teraz rozumiem. Wierz臋, 偶e ma pan racj臋, panie Poirot. To znaczy, 偶e to by艂a Carlotta. Wczoraj kupi艂a u mnie nowy kapelusz.
鈥 Nowy kapelusz?
鈥 Tak. Powiedzia艂a, 偶e potrzebuje takiego, kt贸ry ocienia艂by lew膮 stron臋 twarzy.
Tu musz臋 doda膰 kilka s艂贸w wyja艣nienia, gdy偶 nie wiem, kiedy ta historia b臋dzie czytana. W swoim czasie widzia艂em wiele rodzaj贸w kapeluszy: czepki tak dok艂adnie zas艂aniaj膮ce twarz, 偶e z rozpacz膮 porzuca艂o si臋 nadziej臋 rozpoznania znajomych; kapelusze nasuwane na czo艂o; przypinane lekko z ty艂u g艂owy; wreszcie berety. Tamtego czerwca najmodniejszy kapelusz przypomina艂 odwr贸cony do g贸ry dnem talerz na zup臋; przyczepiano go nad uchem (wygl膮da艂 jak przyssany), tak 偶e tylko jedna cz臋艣膰 twarzy i fryzury mog艂a zosta膰 poddana inspekcji.
鈥 Te kapelusze nosi si臋 zwykle nasuni臋te na praw膮 stron臋? 鈥 spyta艂 Poirot.
Modystka przytakn臋艂a.
鈥 Chocia偶 mamy kilka do noszenia odwrotnie 鈥 wyja艣ni艂a 鈥 poniewa偶 niekt贸rzy ludzie wol膮 sw贸j prawy profil albo maj膮 w zwyczaju robi膰 przedzia艂ek zawsze po jednej stronie. Czy jest jaki艣 szczeg贸lny pow贸d, by Carlotta chcia艂a os艂oni膰 t臋 w艂a艣nie stron臋 twarzy?
Przypomnia艂em sobie, 偶e drzwi przy Regent Gate otwieraj膮 si臋 na lewo, wi臋c lokaj m贸g艂 wyra藕nie zobaczy膰 jedynie lewy profil wchodz膮cego. Pami臋ta艂em te偶, 偶e Jane Wilkinson (jak zauwa偶y艂em zesz艂ej nocy) mia艂a male艅ki pieprzyk w k膮ciku lewego oka.
Podekscytowany, powiedzia艂em to wszystko na g艂os. Poirot zgodzi艂 si臋, energicznie potakuj膮c g艂ow膮.
鈥 W艂a艣nie, w艂a艣nie. Vous avez parfaitement raison, Hastings. Tak, to wyja艣nia zakup kapelusza.
鈥 Panie Poirot? 鈥 Jenny wyprostowa艂a si臋 raptownie. 鈥 Nie s膮dzi pan鈥 nie my艣la艂 pan chyba ani przez chwil臋, 偶e zrobi艂a to Carlotta? To znaczy, zabi艂a go? Nie mo偶e pan tak my艣le膰, tylko dlatego, 偶e m贸wi艂a o nim z wrogo艣ci膮.
鈥 Nie, nie my艣l臋 tak. Mimo to jej s艂owa by艂y do艣膰 dziwne. Chcia艂bym zna膰 ich przyczyn臋. Co takiego zrobi艂, co takiego o nim wiedzia艂a, 偶e wyrazi艂a si臋 w ten spos贸b?
鈥 Nie wiem鈥 ale na pewno go nie zabi艂a. Jest鈥 och! by艂a鈥 zbyt wyrafinowana.
Poirot z aprobat膮 skin膮艂 g艂ow膮.
鈥 Tak, tak. Dobrze to pani okre艣li艂a. To kwestia psychologii. Zgadzam si臋. To by艂a przemy艣lana zbrodnia, jednak nie wyrafinowana.
鈥 Przemy艣lana?
鈥 Morderca dok艂adnie wiedzia艂, gdzie zada膰 cios, by trafi膰 w splot najwa偶niejszych nerw贸w u podstawy czaszki, gdzie 艂膮cz膮 si臋 z rdzeniem kr臋gowym.
鈥 To wskazuje na lekarza 鈥 zauwa偶y艂a z zastanowieniem Jenny.
鈥 Czy panna Adams zna艂a jakich艣 lekarzy? To znaczy, czy w艣r贸d jej przyjaci贸艂 by艂 jaki艣 lekarz?
Jenny potrz膮sn臋艂a przecz膮co g艂ow膮.
鈥 Nigdy o 偶adnym nie s艂ysza艂am. W ka偶dym razie nie w Anglii.
鈥 Kolejne pytanie: czy panna Adams nosi艂a binokle?
鈥 Okulary? Nigdy.
鈥 Ach! 鈥 Poirot zmarszczy艂 czo艂o.
W moich my艣lach pojawi艂 si臋 pewien obraz: lekarz cuchn膮cy karbolem, z oczami powi臋kszonymi przez pot臋偶ne szk艂a. Co za bzdura!
鈥 Przy okazji, czy panna Adams zna艂a Bryana Martina, tego aktora filmowego?
鈥 Ale偶 tak. M贸wi艂a mi, 偶e znaj膮 si臋 od dziecka. Cho膰 nie s膮dz臋, by cz臋sto go widywa艂a. Raz na jaki艣 czas. Wed艂ug niej sta艂 si臋 bardzo zarozumia艂y. 鈥 Zerkn臋艂a na zegarek i wykrzykn臋艂a: 鈥 Na Boga! Musz臋 lecie膰. Czy w czymkolwiek panu pomog艂am, panie Poirot?
鈥 Tak. Zapewne poprosz臋 pani膮 o dalsz膮 pomoc.
鈥 Jestem do dyspozycji. Kto艣 zrealizowa艂 sw贸j szata艅ski plan i musimy go dopa艣膰.
Po偶egna艂a si臋 kr贸tkim u艣ciskiem d艂oni, b艂ysn臋艂a bia艂ymi z臋bami w nag艂ym u艣miechu i opu艣ci艂a nas z w艂a艣ciw膮 sobie gwa艂towno艣ci膮.
鈥 Ciekawa osobowo艣膰 鈥 rzuci艂 Poirot, p艂ac膮c rachunek.
鈥 Lubi臋 j膮 鈥 powiedzia艂em.
鈥 Zawsze przyjemnie jest spotka膰 bystry umys艂.
鈥 Cho膰 troch臋 ch艂odny 鈥 zauwa偶y艂em. 鈥 艢mier膰 przyjaci贸艂ki nie wytr膮ci艂a jej z r贸wnowagi tak bardzo, jak m贸g艂bym si臋 spodziewa膰.
鈥 Na pewno nie nale偶y do kobiet, kt贸re p艂acz膮 鈥 zgodzi艂 si臋 sucho Poirot.
鈥 Czy dowiedzia艂e艣 si臋 tego, czego si臋 spodziewa艂e艣?
Zaprzeczy艂 ruchem g艂owy.
鈥 Nie. Mia艂em nadziej臋, i to du偶膮, otrzyma膰 wskaz贸wk臋 dotycz膮c膮 D, osoby, kt贸ra da艂a jej z艂ote puzderko. Tu si臋 zawiod艂em. Na nieszcz臋艣cie Carlotta Adams by艂a zamkni臋ta w sobie. Nie plotkowa艂a o przyjacio艂ach ani o swoich romansach. Z drugiej strony kto艣, kto zaproponowa艂 jej t臋 maskarad臋, wcale nie musia艂 by膰 jej przyjacielem. Mo偶e pomys艂 podsun膮艂 jaki艣 znajomy, niew膮tpliwie dla 鈥瀞portu鈥 i鈥 pieni臋dzy. M贸g艂 zauwa偶y膰 puzderko i mo偶e znalaz艂 sposobno艣膰, by sprawdzi膰, co zawiera艂o.
鈥 Lecz jak, u licha, m贸g艂 j膮 zmusi膰, by wzi臋艂a narkotyk? I kiedy?
鈥 C贸偶, przez pewien czas drzwi do mieszkania by艂y otwarte: kiedy pokoj贸wka wysz艂a, by nada膰 list na poczcie. Ale to mnie nie zadowala. Zbyt wiele pozostawia przypadkowi. Teraz jednak 鈥 do pracy. Mamy dwa nadal prawdopodobne tropy.
鈥 To znaczy?
鈥 Pierwszy to telefon pod numer w okolicach Victorii. Wydaje mi si臋 ca艂kiem naturalne, 偶e Carlotta Adams zadzwoni艂a po powrocie do domu, by powiadomi膰 kogo艣, 偶e kawa艂 si臋 uda艂. Z drugiej jednak strony, gdzie by艂a pomi臋dzy dziesi膮t膮 pi臋膰 a p贸艂noc膮? Mog艂a si臋 spotka膰 z inicjatorem maskarady. W takim razie z domu dzwoni艂aby zapewne do jednego z przyjaci贸艂.
鈥 A drugi trop?
鈥 Na ten bardzo licz臋. To list, Hastings. List do siostry. Mo偶liwe鈥 m贸wi臋 tylko: mo偶liwe, 偶e opisa艂a w nim ca艂膮 spraw臋. Nie uwa偶a艂aby tego za z艂amanie obietnicy, poniewa偶 list zosta艂by przeczytany dopiero tydzie艅 p贸藕niej i, co wi臋cej, w innym kraju.
鈥 Je艣li tak, to jest to zadziwiaj膮ce!
鈥 Jednak nie mo偶emy sobie po tym za du偶o obiecywa膰, Hastings. To zaledwie cie艅 szansy. Musimy popracowa膰 nad spraw膮 od drugiego ko艅ca.
鈥 Co nazywasz drugim ko艅cem?
鈥 Uwa偶ne przyjrzenie si臋 tym, kt贸rzy w jakimkolwiek stopniu zyskuj膮 na 艣mierci lorda Edgware鈥檃.
Wzruszy艂em ramionami.
鈥 Poza bratankiem i 偶on膮鈥
鈥 I m臋偶czyzn膮, kt贸rego chcia艂a po艣lubi膰 偶ona 鈥 doda艂 Poirot.
鈥 Ksi臋ciem? On jest w Pary偶u.
鈥 No w艂a艣nie. Lecz nie mo偶esz zaprzeczy膰, 偶e nale偶y do grupy zainteresowanych. S膮 jeszcze ludzie pracuj膮cy na Regent Gate: lokaj i s艂u偶ba. Kto wie, jakie mogli mie膰 pretensje do milorda? Jednak ja my艣l臋, 偶e pierwszy atak winni艣my skierowa膰 na mademoiselle Jane Wilkinson. Jest przebieg艂a. Mo偶e b臋dzie w stanie co艣 nam zasugerowa膰.
Ponownie skierowali艣my nasze kroki do Savoyu. Znale藕li艣my lady Edgware otoczon膮 pud艂ami i papierem pakunkowym. Z ka偶dego krzes艂a zwisa艂y wytworne, czarne draperie. Jane mia艂a skupiony i powa偶ny wyraz twarzy. Przymierza艂a w艂a艣nie przed lustrem kolejny czarny kapelusik.
鈥 To pan, panie Poirot? Prosz臋 siada膰. O ile jest na czym usi膮艣膰. Ellis, uprz膮tnij co艣, dobrze?
鈥 Wygl膮da pani czaruj膮co, madame. Jane spojrza艂a na niego z powag膮.
鈥 Nie chc臋 si臋 wyda膰 hipokrytk膮, panie Poirot. Lecz trzeba zwraca膰 uwag臋 na pozory, prawda? Chodzi mi o to, 偶e powinnam uwa偶a膰. Och! Przy okazji, dosta艂am przes艂odki telegram od ksi臋cia.
鈥 Z Pary偶a?
鈥 Tak, z Pary偶a. Oczywi艣cie ostro偶ny, z kondolencjami, ale napisany tak, 偶e mog艂am czyta膰 mi臋dzy wierszami.
鈥 Moje gratulacje,.
鈥 Panie Poirot! 鈥 Klasn臋艂a w d艂onie, a jej matowy g艂os sta艂 si臋 jeszcze ni偶szy. Wygl膮da艂a jak anio艂, kt贸ry ma w艂a艣nie wyjawi膰 naj艣wi臋tsze my艣li. 鈥 Zastanawia艂am si臋 nad 偶yciem. To wszystko wydaje si臋 cudem. Rozumie mnie pan? Wszystkie moje problemy znikn臋艂y. Koniec z m臋cz膮cym rozwodem. Nie musz臋 si臋 tym martwi膰. Czeka mnie prosta droga, 偶adnych przeszk贸d. Czuj臋 w tym niemal偶e palec bo偶y.
Wstrzyma艂em oddech. Poirot spojrza艂 na ni膮, przechylaj膮c lekko g艂ow臋. M贸wi艂a zupe艂nie powa偶nie.
鈥 Tak to pani odbiera, madame?
鈥 Wszystko u艂o偶y艂o si臋 dobrze 鈥 wyszepta艂a Jane z odrobin膮 grozy w g艂osie. 鈥 Ostatnio sporo my艣la艂am鈥 co by by艂o, gdyby Edgware umar艂. I prosz臋: nie 偶yje! To鈥 to prawie jak odpowied藕 na mod艂y.
Poirot odchrz膮kn膮艂.
鈥 Nie mog臋 powiedzie膰, 偶e patrz臋 na to tak samo, madame. Kto艣 zabi艂 pani m臋偶a.
Przytakn臋艂a ruchem g艂owy.
鈥 No tak, oczywi艣cie.
鈥 Nie zastanawia艂a si臋 pani, kto? Popatrzy艂a na niego w zdumieniu.
鈥 A czy to ma jakie艣 znaczenie? To znaczy, co to ma ze mn膮 wsp贸lnego? Ksi膮偶臋 i ja mo偶emy si臋 pobra膰 za jakie艣 cztery czy pi臋膰 miesi臋cy鈥
Poirot opanowa艂 si臋 z trudem.
鈥 Tak, madame, wiem. Lecz mimo to nie przysz艂o pani do g艂owy zastanowi膰 si臋, kto zabi艂 pani m臋偶a?
鈥 Nie. 鈥 Wydawa艂a si臋 zupe艂nie zaskoczona takim pomys艂em.
鈥 Nie interesuje to pani? 鈥 spyta艂 Poirot.
鈥 Przykro mi, ale nie bardzo 鈥 przyzna艂a. 鈥 S膮dz臋, 偶e odkryje to policja. S膮 bardzo m膮drzy, prawda?
鈥 Tak si臋 m贸wi. Ja r贸wnie偶 zamierzam to odkry膰.
鈥 Naprawd臋? To zabawne.
鈥 Dlaczego zabawne?
鈥 C贸偶, sama nie wiem. 鈥 Jej wzrok pow臋drowa艂 z powrotem w stron臋 ubra艅. Narzuci艂a jedwabny 偶akiet i zbada艂a swoje odbicie w lustrze.
鈥 Nie ma pani nic przeciw temu? 鈥 rzuci艂 Poirot z b艂yskiem w oku.
鈥 Oczywi艣cie, 偶e nie, panie Poirot. Bardzo bym chcia艂a, 偶eby pan wszystko odkry艂. 呕ycz臋 panu powodzenia.
鈥 Oczekuj臋 od pani czego艣 wi臋cej ni偶 偶ycze艅, madame. Chc臋 us艂ysze膰 pani zdanie.
鈥 Moje zdanie? 鈥 rzuci艂a Jane z roztargnieniem, obracaj膮c g艂ow臋 przez rami臋. 鈥 W jakiej sprawie?
鈥 Kto wed艂ug pani m贸g艂 zabi膰 lorda Edgware鈥檃?
Jane potrz膮sn臋艂a g艂ow膮.
鈥 Nie mam poj臋cia!
Poruszy艂a na pr贸b臋 ramionami i wzi臋艂a do r臋ki lusterko.
鈥 Madame! 鈥 zawo艂a艂 Poirot g艂o艣no, z naciskiem. 鈥 Kto wed艂ug pani zabi艂 pani m臋偶a?
Tym razem dotar艂o to do Jane. Rzuci艂a mu zaskoczone spojrzenie.
鈥 Pewnie Geraldine 鈥 powiedzia艂a.
鈥 Kim jest Geraldine?
Lecz Jane zn贸w przesta艂a zwraca膰 na nas uwag臋.
鈥 Ellis, podnie艣 to troch臋 na prawym ramieniu. Tak. Co pan m贸wi艂, panie Poirot? Geraldine to jego c贸rka. Nie, Ellis, na prawym. Tak ju偶 lepiej. Och, musi pan ju偶 i艣膰, panie Poirot? Jestem panu ogromnie za wszystko wdzi臋czna. To znaczy za rozw贸d, chocia偶 teraz nie jest ju偶 konieczny. Zawsze b臋d臋 uwa偶a艂a, 偶e by艂 pan cudowny.
Widzia艂em Jane jeszcze zaledwie dwa razy. Raz na scenie i raz kiedy siedzia艂em naprzeciw niej na jakim艣 lunchu. Zapami臋ta艂em j膮 jednak cia艂em i dusz膮 poch艂oni臋t膮 strojami, rzucaj膮c膮 beztrosko s艂owa, kt贸re zadecydowa艂y o dalszym post臋powaniu Poirota, skoncentrowan膮 鈥 co w jakim艣 sensie by艂o wspaniale 鈥 wy艂膮cznie i jedynie na sobie.
鈥 脡patant 鈥 powiedzia艂 z szacunkiem Poirot, kiedy wyszli艣my na Strand.
Kiedy wr贸cili艣my do domu, na stole le偶a艂 przyniesiony przez pos艂a艅ca list. Poirot podni贸s艂 go, rozci膮艂 z w艂a艣ciw膮 sobie staranno艣ci膮, a po chwili roze艣mia艂 si臋.
鈥 Jak wy to m贸wicie? O wilku mowa? Popatrz sam, Hastings. Wzi膮艂em od niego kartk臋.
Widnia艂 na niej adres Regent Gate 17. List napisano w膮skim, charakterystycznym pismem, pozornie bardzo czytelnym, co jednak okaza艂o si臋 nieprawd膮.
Szanowny panie!
Jak si臋 dowiedzia艂am, by艂 pan u nas rano z inspektorem. 呕a艂uj臋, 偶e nie mia艂am okazji z panem pom贸wi膰. Je艣li to panu odpowiada, by艂abym bardzo zobowi膮zana, gdyby po艣wi臋ci艂 mi pan kilka minut po po艂udniu.
Z powa偶aniem,
Geraldine Marsh
鈥 Ciekawe 鈥 oceni艂em. 鈥 Zastanawiam si臋, po co chce si臋 z tob膮 zobaczy膰.
鈥 Dziwi ci臋 to? Nie jeste艣 zbyt uprzejmy, m贸j drogi.
Poirot ma irytuj膮cy zwyczaj 偶artowa膰 w nieodpowiednim momencie.
鈥 P贸jdziemy tam natychmiast, przyjacielu 鈥 powiedzia艂. Troskliwie strzepn膮艂 wyimaginowany py艂ek z kapelusza i w艂o偶y艂 go na g艂ow臋.
Beztroska uwaga Jane Wilkinson o tym, 偶e Geraldine mog艂a zabi膰 swojego ojca, mnie wyda艂a si臋 absurdalna. Zasugerowa膰 co艣 takiego mog艂a jedynie osoba zupe艂nie pozbawiona rozumu. Powiedzia艂em to Poirotowi.
鈥 Rozum. Rozum. Co w艂a艣ciwie masz na my艣li, kiedy to m贸wisz? Wed艂ug twojej terminologii Jane Wilkinson ma ptasi m贸偶d偶ek. To pogardliwe okre艣lenie. Ale pomy艣l przez chwil臋 o ptakach. Istniej膮, rozmna偶aj膮 si臋, prawda? A to, wed艂ug praw natury, jest oznak膮 odpowiedniego stopnia rozwoju umys艂owego. Urocza lady Edgware nie ma poj臋cia o historii, geografii czy klasyce sans doute. Lao Tse to dla niej cenny peki艅czyk, Moliere 鈥 maison de couture. Lecz je艣li chodzi o wyb贸r stroj贸w, korzystne ma艂偶e艅stwo, przeprowadzenie swojej woli鈥 tu odnosi fenomenalne sukcesy. Mnie nie przynios艂aby po偶ytku opinia filozofa na temat tego, kto zamordowa艂 lorda Edgware鈥檃. Z filozoficznego punktu widzenia motywem by艂oby najwy偶sze dobro najwi臋kszej liczby ludzi, a skoro trudno to oceni膰 w praktyce, niewielu filozof贸w zostaje mordercami. Lecz beztroska opinia wyra偶ona przez lady Edgware mo偶e okaza膰 si臋 u偶yteczna, gdy偶 ona patrzy na spraw臋 z materialistycznego punktu widzenia, opieraj膮c si臋 na swojej wiedzy o najgorszej stronie natury ludzkiej.
鈥 Mo偶e i co艣 w tym jest 鈥 zgodzi艂em si臋.
鈥 Nous voici 鈥 odpar艂 Poirot. 鈥 Ciekawi mnie, dlaczego ta m艂oda dama tak bardzo chce si臋 ze mn膮 zobaczy膰.
鈥 To oczywiste 鈥 odp艂aci艂em mu pi臋knym za nadobne. 鈥 Sam to powiedzia艂e艣 kwadrans temu. Naturalne pragnienie, by przyjrze膰 si臋 z bliska komu艣 wyj膮tkowemu.
鈥 A mo偶e to ty wywar艂e艣 na niej wra偶enie, przyjacielu 鈥 odpar艂 Poirot, dzwoni膮c do drzwi.
Przypomnia艂em sobie zaskoczon膮 twarz stoj膮cej na progu dziewczyny. Niemal widzia艂em przed sob膮 jej czarne oczy p艂on膮ce w bia艂ej twarzy. Ten obraz wywar艂 na mnie pot臋偶ne wra偶enie.
Zaprowadzono nas na g贸r臋 do du偶ej bawialni. Po chwili przysz艂a Geraldine.
Napi臋cie, jakie zauwa偶y艂em u niej poprzednio, jeszcze wzros艂o. Ta wysoka, blada dziewczyna o wielkich, nie daj膮cych si臋 zapomnie膰 czarnych oczach by艂a uderzaj膮co pi臋kna.
Zachowywa艂a si臋 z opanowaniem wyj膮tkowym jak na tak m艂od膮 osob臋.
鈥 Bardzo mi艂o z pa艅skiej strony, 偶e zjawi艂 si臋 pan tak szybko, panie Poirot 鈥 powiedzia艂a. 鈥 Przepraszam, 偶e nie porozmawia艂am z panem rano.
鈥 Spa艂a pani?
鈥 Tak. Panna Carroll, to sekretarka mojego ojca, jak pan wie, nalega艂a, 偶ebym si臋 po艂o偶y艂a. Okaza艂a mi wiele serca.
W jej g艂osie zabrzmia艂a nutka niech臋ci, kt贸ra mnie zdumia艂a.
鈥 W jaki spos贸b mog臋 pani pom贸c, mademoiselle? 鈥 spyta艂 Poirot. Zawaha艂a si臋, a potem powiedzia艂a:
鈥 Widzia艂 si臋 pan z moim ojcem tego dnia, kiedy zosta艂 zabity?
鈥 Tak, mademoiselle.
鈥 Po co? Czy鈥 wezwa艂 pana?
Poirot zwleka艂 z odpowiedzi膮. Najwyra藕niej si臋 zastanawia艂. Teraz wierz臋, 偶e by艂 to wykalkulowany ruch z jego strony. Chcia艂 j膮 nak艂oni膰, by m贸wi艂a dalej. Zdawa艂 sobie spraw臋, 偶e nale偶y do os贸b niecierpliwych 鈥 wszystko musia艂a mie膰 natychmiast.
鈥 Czy ba艂 si臋 czego艣? Prosz臋 mi powiedzie膰. Niech mi pan powie. Musz臋 to wiedzie膰. Kogo si臋 ba艂? Dlaczego? Co panu powiedzia艂? Och! Dlaczego nic pan nie m贸wi?
Uzna艂em, 偶e to wymuszone opanowanie nie jest naturalne. Szybko si臋 za艂ama艂a. Pochyli艂a si臋, nerwowo zaciskaj膮c d艂onie.
鈥 To, co zasz艂o mi臋dzy lordem Edgware鈥檈m a mn膮, musi pozosta膰 tajemnic膮 鈥 powiedzia艂 wolno Poirot.
Nie spuszcza艂 wzroku z jej twarzy.
鈥 W takim razie musia艂o to by膰鈥 musia艂o to dotyczy膰鈥 naszej rodziny. Och! Siedzi pan tak spokojnie i torturuje mnie. Dlaczego nie chce pan nic powiedzie膰? Ja musz臋 to wiedzie膰. To konieczne. Naprawd臋.
Poirot bardzo wolno potrz膮sn膮艂 przecz膮co g艂ow膮, jakby sam z sob膮 toczy艂 walk臋. W ko艅cu Geraldine pozbiera艂a si臋.
鈥 Panie Poirot 鈥 rzek艂a 鈥 jestem jego c贸rk膮. Mam prawo wiedzie膰, czego obawia艂 si臋 m贸j ojciec dzie艅 przed 艣mierci膮. Pozostawianie mnie w nie艣wiadomo艣ci nie jest w porz膮dku. To nie w porz膮dku, 偶e nic mi pan nie m贸wi.
鈥 Czy by艂a pani a偶 tak przywi膮zana do ojca? 鈥 spyta艂 艂agodnie Poirot.
Cofn臋艂a si臋, jakby co艣 j膮 u偶膮dli艂o.
鈥 Czy lubi艂am go? 鈥 wyszepta艂a. 鈥 Lubi艂am. Ja鈥 ja鈥
I nagle jej samokontrola prysn臋艂a. Wybuchn臋艂a 艣miechem. Odchyli艂a si臋 na oparcie krzes艂a i zacz臋艂a si臋 艣mia膰 bez pami臋ci.
鈥 To takie zabawne 鈥 rzuci艂a. 鈥 Takie zabawne, 偶e pan o to pyta. Ten histeryczny wybuch nie przeszed艂 niezauwa偶ony. Otworzy艂y si臋 drzwi i do pokoju wkroczy艂a panna Carroll, jak zawsze stanowcza i kompetentna.
鈥 No, no, Geraldine, moja droga, to nie ma sensu. Nie, nie. Uspok贸j si臋. Nalegam. Przesta艅. M贸wi臋 powa偶nie. W tej chwili przesta艅.
Jej zdecydowanie odnios艂o skutek. 艢miech Geraldine ucich艂. Otar艂a oczy i usiad艂a prosto.
鈥 Przepraszam 鈥 powiedzia艂a cicho. 鈥 Nigdy mi si臋 to wcze艣niej nie zdarzy艂o.
Panna Carroll nadal jej si臋 przygl膮da艂a, zaniepokojona.
鈥 Ju偶 w porz膮dku, panno Carroll. To by艂o idiotyczne.
Nagle u艣miechn臋艂a si臋. By艂 to dziwaczny, gorzki u艣miech, raczej jak skrzywienie warg. Siedzia艂a na krze艣le sztywno, nie patrz膮c na nikogo.
鈥 Spyta艂 mnie 鈥 m贸wi艂a ch艂odno, wyra藕nie 鈥 czy bardzo lubi艂am ojca.
Panna Carroll wyda艂a z siebie nieokre艣lony d藕wi臋k. Mia艂 wyra偶a膰 niezdecydowanie. Natomiast Geraldine ci膮gn臋艂a dalej, wysokim g艂osem pe艂nym pogardy:
鈥 Zastanawiam si臋, czy lepiej m贸wi膰 prawd臋, czy k艂ama膰? My艣l臋, 偶e prawda jest lepsza. Nie, nie lubi艂am ojca. Nienawidzi艂am go!
鈥 Geraldine, kochanie!
鈥 Dlaczego mam udawa膰? Pani nie odczuwa艂a nienawi艣ci, poniewa偶 pani akurat nie m贸g艂 tkn膮膰! By艂a pani jedn膮 z niewielu os贸b na 艣wiecie, do kt贸rych nie potrafi艂 si臋 dobra膰. Patrzy艂a pani na niego jak na pracodawc臋, kt贸ry zapewnia艂 spor膮 roczn膮 pensj臋. Nie interesowa艂y pani ani jego ataki w艣ciek艂o艣ci, ani dziwactwa. Mog艂a je pani ignorowa膰. Wiem, co chce pani powiedzie膰: ka偶dy musi znosi膰 jakie艣 niewygody. Pani by艂a pogodna i oboj臋tna. Jest pani siln膮 kobiet膮. Niemal nieludzko siln膮. Zreszt膮 i tak w ka偶dej chwili mog艂a pani wyj艣膰 z tego domu. A ja nie. Ja do niego nale偶a艂am.
鈥 Doprawdy, Geraldine, nie s膮dz臋, by trzeba by艂o wchodzi膰 w to wszystko. Mi臋dzy ojcem a c贸rk膮 cz臋sto si臋 nie uk艂ada. Im mniej si臋 o tym m贸wi, tym lepiej. Dobrze to wiem.
Geraldine odwr贸ci艂a si臋 do niej plecami. M贸wi艂a teraz tylko do Poirota.
鈥 Nienawidzi艂am ojca, panie Poirot! Ciesz臋 si臋, 偶e nie 偶yje! Dla mnie oznacza to wolno艣膰. Wolno艣膰 i niezale偶no艣膰. Nie zale偶y mi w najmniejszym stopniu na tym, by znaleziono jego morderc臋. Osoba, kt贸ra go zabi艂a, musia艂a mie膰 swoje powody, i to zapewne wystarczaj膮ce powody, kt贸re by usprawiedliwi艂y taki czyn.
Poirot spojrza艂 na ni膮 z namys艂em.
鈥 Niebezpiecznie jest przyj膮膰 tak膮 zasad臋, mademoiselle.
鈥 Czy powieszenie kogokolwiek przywr贸ci ojcu 偶ycie?
鈥 Nie 鈥 odpar艂 Poirot sucho. 鈥 Lecz mo偶e uratowa膰 innych niewinnych ludzi przed morderstwem.
鈥 Nie rozumiem.
鈥 Kto艣, kto raz zabi艂, niemal zawsze zabija ponownie. Czasem kilka razy.
鈥 Nie wierz臋 w to. Nie鈥 nie normalny cz艂owiek.
鈥 Tylko maniakalny zab贸jca? Ale to prawda. Kto艣 likwiduje jedno ludzkie 偶ycie, by膰 mo偶e po okropnej walce z w艂asnym sumieniem. Potem, w sytuacji zagro偶enia, druga zbrodnia wydaje si臋 moralnie 艂atwiejsza. Przy najmniejszym niebezpiecze艅stwie dochodzi do trzeciej. Stopniowo narasta artystyczna duma. Zabijanie to鈥 metier. Na koniec pope艂nia si臋 morderstwo niemal z czystej przyjemno艣ci.
Dziewczyna ukry艂a twarz w d艂oniach.
鈥 Okropne. Okropne. To nieprawda.
鈥 A gdybym powiedzia艂 pani, 偶e to ju偶 si臋 sta艂o? 呕e morderca, by uratowa膰 swoje 偶ycie, ju偶 zabi艂 po raz drugi?
鈥 Co takiego, panie Poirot? 鈥 wykrzykn臋艂a panna Carroll. 鈥 Kolejne morderstwo? Gdzie? Kto?
Poirot 艂agodnie potrz膮sn膮艂 g艂ow膮.
鈥 To by艂 tylko przyk艂ad. Prosz臋 o wybaczenie.
鈥 Och! Rozumiem. Przez chwil臋 my艣la艂am, 偶e naprawd臋鈥 No, Geraldine, chyba sko艅czy艂a艣 ju偶 z wygadywaniem nonsens贸w?
鈥 Widz臋, 偶e jest pani po mojej stronie 鈥 zauwa偶y艂 Poirot z lekkim uk艂onem.
鈥 Nie mam przekonania do kary 艣mierci 鈥 odrzek艂a panna Carroll energicznie. 鈥 Poza tym oczywi艣cie, 偶e jestem po pana stronie. Nale偶y chroni膰 spo艂ecze艅stwo.
Geraldine wsta艂a. Odgarn臋艂a w艂osy do ty艂u.
鈥 Przepraszam 鈥 odezwa艂a si臋. 鈥 Chyba zrobi艂am z siebie idiotk臋. Nadal odmawia pan ujawnienia, dlaczego m贸j ojciec po pana pos艂a艂?
鈥 Jak to pos艂a艂 po niego? 鈥 spyta艂a zdezorientowana panna Carroll.
鈥 殴le mnie pani zrozumia艂a, panno Marsh. Nie odm贸wi艂em.
Poirot zosta艂 zmuszony do odkrycia kart.
鈥 Zastanawia艂em si臋 jedynie, do jakiego stopnia ta rozmowa by艂a poufna. Pani ojciec nie wezwa艂 mnie. To ja chcia艂em si臋 z nim spotka膰 w imieniu mojej klientki. By艂a ni膮 lady Edgware.
鈥 Och! Rozumiem.
Na twarzy dziewczyny pojawi艂 si臋 niezwyk艂y wyraz. Najpierw pomy艣la艂em, 偶e by艂o to rozczarowanie. Dopiero potem dostrzeg艂em, 偶e to ulga.
鈥 By艂am bardzo g艂upia 鈥 powiedzia艂a powoli. 鈥 My艣la艂am, 偶e m贸j ojciec podejrzewa艂, 偶e znajduje si臋 w niebezpiecze艅stwie. To g艂upie.
鈥 Wie pan, panie Poirot, zupe艂nie wytr膮ci艂 mnie pan z r贸wnowagi 鈥 odezwa艂a si臋 panna Carroll 鈥 sugeruj膮c, 偶e ta kobieta pope艂ni艂a kolejne morderstwo.
Poirot nie odpowiedzia艂 na to. M贸wi艂 do dziewczyny.
鈥 Wierzy pani, 偶e lady Edgware pope艂ni艂a morderstwo, mademoiselle?
Potrz膮sn臋艂a przecz膮co g艂ow膮.
鈥 Nie, nie wierz臋. Nie wyobra偶am sobie, by mog艂a zrobi膰 co艣 podobnego. Jest zbyt鈥 pretensjonalna.
鈥 Nie rozumiem, kto inny m贸g艂 to zrobi膰 鈥 wtr膮ci艂a si臋 panna Carroll. 鈥 I nie s膮dz臋, 偶eby kobiety jej typu mia艂y jakiekolwiek poczucie moralno艣ci.
鈥 To nie musia艂a by膰 ona 鈥 upiera艂a si臋 Geraldine. 鈥 Mog艂a przyj艣膰 tutaj, porozmawia膰 z nim i wyj艣膰. Prawdziwy morderca, mo偶e jaki艣 szaleniec, zjawi艂 si臋 p贸藕niej.
鈥 Wszyscy mordercy s膮 umys艂owo chorzy, tego jestem pewna 鈥 powiedzia艂a panna Carroll. 鈥 To kwestia hormon贸w.
W tej chwili otworzy艂y si臋 drzwi i wszed艂 jaki艣 m臋偶czyzna. Na widok go艣ci zatrzyma艂 si臋 gwa艂townie, najwyra藕niej speszony ich obecno艣ci膮.
鈥 Przepraszam, nie wiedzia艂em, 偶e kto艣 tu jest 鈥 powiedzia艂. Geraldine przedstawi艂a go automatycznie.
鈥 To m贸j kuzyn, lord Edgware. Wszystko w porz膮dku, Ronaldzie. Nie przeszkadzasz nam.
鈥 Na pewno, Dino? Jak si臋 pan ma, panie Poirot? Czy pa艅skie szare kom贸rki rozpracowuj膮 jak膮艣 nasz膮 rodzinn膮 tajemnic臋?
Cofn膮艂em si臋 my艣lami w przesz艂o艣膰, usi艂uj膮c przypomnie膰 sobie, sk膮d znam t臋 okr膮g艂膮, sympatyczn膮, pust膮 twarz, oczy z niewielkimi workami, malutkie w膮sy niczym wysepka w bezmiarze twarzy.
Oczywi艣cie! Ten cz艂owiek eskortowa艂 Carlott臋 Adams na kolacj臋 w apartamencie Jane Wilkinson.
Kapitan Ronald Marsh. Obecny lord Edgware.
Nowy lord Edgware mia艂 bystry wzrok. Zauwa偶y艂, 偶e na niego patrz臋.
鈥 Aha! 鈥 rzuci艂 przyja藕nie. 鈥 Przypomnia艂 pan sobie. Przyj臋cie u cioteczki Jane. By艂em co nieco podchmielony, prawda? 艁udzi艂em si臋, 偶e nikt tego nie zauwa偶y艂.
Poirot 偶egna艂 si臋 z Geraldine Marsh i pann膮 Carroll.
鈥 Odprowadz臋 pan贸w 鈥 zaproponowa艂 weso艂o Ronald. Zszed艂 schodami pierwszy, gaw臋dz膮c po drodze.
鈥 呕ycie jest dziwne. Jednego dnia wykopuj膮 ci臋 na deszcz, nast臋pnego zostajesz lordem. M贸j nieod偶a艂owany zmar艂y wuj wyrzuci艂 mnie z domu trzy lata temu. Pewnie wie pan o tym, panie Poirot?
鈥 Wspominano mi 鈥 odpar艂 spokojnie Poirot.
鈥 Jasne. Do takich rzeczy zawsze kto艣 si臋 dokopie. Nadgorliwy detektyw nie mo偶e sobie pozwoli膰 na to, by przepu艣ci膰 podobn膮 sensacj臋.
U艣miechn膮艂 si臋 szeroko i z trzaskiem otworzy艂 drzwi do jadalni.
鈥 Wypijcie kapk臋 przed wyj艣ciem.
Poirot odm贸wi艂, ja r贸wnie偶. Mimo to m艂ody cz艂owiek zrobi艂 sobie drinka i m贸wi艂 dalej.
鈥 Za morderstwo 鈥 rzuci艂 weso艂o. 鈥 W ci膮gu jednej kr贸tkiej nocy zmieni艂em si臋 z obiektu rozpaczy wierzycieli w przyczyn臋 nadziei kupc贸w. Wczoraj zagl膮da艂a mi w twarz ruina, dzisiaj op艂ywam we wszystko. Niech ci臋 B贸g b艂ogos艂awi, ciociu Jane.
Wychyli艂 szklank臋. Potem, lekko zmieniaj膮c nastr贸j, zwr贸ci艂 si臋 do Poirota.
鈥 M贸wi膮c powa偶nie, panie Poirot, co pan tu robi? Cztery dni temu ciotka Jane spyta艂a dramatycznie: 鈥濳to pomo偶e mi pozby膰 si臋 tego niezno艣nego tyrana?鈥. I prosz臋: raz, dwa si臋 go pozby艂a! Mam nadziej臋, 偶e nie z pa艅sk膮 pomoc膮? Perfekcyjna zbrodnia Herkulesa Poirot, by艂ego psa go艅czego.
Poirot u艣miechn膮艂 si臋.
鈥 Zjawi艂em si臋 tu dzisiejszego popo艂udnia w odpowiedzi na list od panny Geraldine Marsh.
鈥 Dyskretna odpowied藕, co? Nie, panie Poirot, co pan tu naprawd臋 robi? Z jakich艣 powod贸w zainteresowa艂 si臋 pan 艣mierci膮 mojego wuja.
鈥 Zawsze interesuj臋 si臋 zbrodni膮, lordzie Edgware.
鈥 Lecz nie pope艂nia pan przest臋pstw. Bardzo ostro偶ny z pana facet. Powinien pan nauczy膰 ostro偶no艣ci cioteczk臋 Jane. Ostro偶no艣ci i odrobiny kamufla偶u. Wybaczy mi pan, 偶e nazywam j膮 ciotk膮 Jane? To mnie bawi. Widzia艂 pan jej twarz, kiedy nazwa艂em j膮 tak wczoraj? Nie mia艂a bladego poj臋cia, kim jestem.
鈥 En verite?
鈥 Tak jest. Wyrzucono mnie st膮d trzy miesi膮ce przed tym, zanim ona si臋 zjawi艂a. 鈥 Dobrotliwy, g艂upkowaty wyraz jego twarzy znikn膮艂 na chwil臋. Po chwili podj膮艂 lekko: 鈥 To pi臋kna kobieta. Lecz za grosz subtelno艣ci. Jej metody s膮 do艣膰 brutalne, co?
Poirot wzruszy艂 ramionami.
鈥 Mo偶liwe.
Ronald spojrza艂 na niego z zaciekawieniem.
鈥 Zgaduj臋, 偶e wed艂ug pana jest niewinna. Wi臋c i pana owin臋艂a sobie wok贸艂 palca?
鈥 Mam wielki podziw dla pi臋kna 鈥 powiedzia艂 nieporuszony Poirot. 鈥 Lecz nie mniej ceni臋 sobie鈥 dowody.
Ostatnie s艂owo wypowiedzia艂 bardzo cicho.
鈥 Dowody? 鈥 powt贸rzy艂 ostro Ronald.
鈥 By膰 mo偶e nie wie pan, lordzie Edgware, 偶e lady Edgware by艂a ubieg艂ej nocy na przyj臋ciu w Chiswick w czasie, gdy podobno widziano j膮 tutaj.
Ronald zakl膮艂.
鈥 Wi臋c jednak tam posz艂a! To typowo kobiece! O sz贸stej og艂asza wszem wobec, 偶e nic na ziemi nie zmusi jej, by tam posz艂a, a w dziesi臋膰 minut p贸藕niej zmienia zdanie! Kiedy planujesz zbrodni臋, nigdy nie licz, 偶e kobieta zrobi to, co m贸wi. Tak w艂a艣nie rozsypuj膮 si臋 najlepsze plany morderc贸w. Nie, nie, panie Poirot, wcale nie obci膮偶am siebie. Och, tak, niech pan nie my艣li, 偶e nie widz臋, co chodzi panu po g艂owie. Kto jest pierwszym podejrzanym? Os艂awiony, pod艂y bratanek, zaka艂a rodu. 鈥 Chichocz膮c, odchyli艂 si臋 na oparcie krzes艂a. 鈥擮szcz臋dz臋 pa艅skie szare kom贸rki, panie Poirot. Nie musi pan szuka膰 kogo艣, kto widzia艂 mnie w pobli偶u, kiedy ciotka Jane obwieszcza艂a, 偶e nigdzie, ale to nigdzie nie wyjdzie wieczorem. By艂em tam. Pyta wi臋c pan siebie: czy rzeczywi艣cie niegodziwy bratanek przyszed艂 tu noc膮 odziany w blond peruk臋 i paryski kapelusz?
Najwyra藕niej dobrze bawi膮c si臋 sytuacj膮, zmierzy艂 nas obu wzrokiem. Poirot przechyli艂 lekko g艂ow臋 i przygl膮da艂 mu si臋 uwa偶nie. Ja czu艂em si臋 nieco skr臋powany.
鈥 Mia艂em motyw. O tak, przyznaj臋. I zamierzam sprezentowa膰 panu bardzo cenn膮 i wa偶n膮 informacj臋. Zaszed艂em rano do wuja. Po co? 呕eby prosi膰 o pieni膮dze. Tak, mo偶e si臋 pan 艣lini膰. 呕eby prosi膰 o pieni膮dze. Odszed艂em, nie otrzymawszy ani grosza. Tego samego wieczoru鈥 dok艂adnie tego samego wieczoru lord Edgware umiera. Wie pan, to ca艂kiem niez艂y tytu艂. Lord Edgware umiera. Dobrze by wygl膮da艂 na ksi臋garskich p贸艂kach.
Umilk艂, ale Poirot nie odezwa艂 si臋 s艂owem.
鈥 Naprawd臋 pochlebia mi pa艅skie zainteresowanie, panie Poirot. Kapitan Hastings wygl膮da, jakby zobaczy艂 ducha鈥 albo jakby mia艂 go zaraz zobaczy膰. Nie spinaj si臋 tak, przyjacielu. Poczekaj na rozwi膮zanie akcji. Na czym to stan臋li艣my? A tak, sprawa przeciwko pod艂emu bratankowi. Wina zostanie zrzucona na znienawidzon膮 ciotk臋. Bratanek, wielbiony niegdy艣 za odgrywanie kobiecych r贸l, dokonuje ogromnego wysi艂ku aktorskiego. Dziewcz臋cym g艂osem podaje si臋 za lady Edgware i prze艣lizguje si臋 obok lokaja, ko艂ysz膮c biodrami. Nie wzbudza 偶adnych podejrze艅. 鈥濲ane鈥, wo艂a m贸j ulubiony wuj. Na co ja piszcz臋: 鈥濭eorge!鈥. Zarzucam mu ramiona na szyj臋 i zgrabnie wbijam scyzoryk. Kolejne szczeg贸艂y s膮 czysto medyczne i mo偶na je pomin膮膰. Fa艂szywa lady wychodzi. Po dobrze przepracowanym dniu udaj臋 si臋 do 艂贸偶ka.
Roze艣mia艂 si臋, wsta艂, nala艂 sobie kolejn膮 whisky z wod膮 sodow膮. Wolno powr贸ci艂 na krzes艂o.
鈥 Pasuje 艣wietnie, prawda? Lecz, widzi pan, dochodzimy do sedna sprawy. Co za rozczarowanie! Denerwuj膮ce uczucie, 偶e da艂 si臋 pan zwie艣膰. Gdy偶 teraz, panie Poirot, pora na alibi!
Wypi艂 szklank臋.
鈥 Zawsze bawi膮 mnie wszelakie alibi 鈥 zauwa偶y艂. 鈥 Za ka偶dym razem, gdy czytam powie艣膰 detektywistyczn膮, czekam na alibi. To jest wyj膮tkowo dobre. Starczy za trzy i przekona艂oby nawet 呕yda. M贸wi膮c prostszym j臋zykiem, moje alibi to pa艅stwo Dortheimer. Wyj膮tkowo bogaci i muzykalni. Maj膮 lo偶臋 w Covent Garden. Do tej w艂a艣nie lo偶y zapraszaj膮 m艂odych ludzi z przysz艂o艣ci膮. Ja jestem m艂odym cz艂owiekiem z przysz艂o艣ci膮, panie Poirot 鈥 i to tak dobr膮, jak mieli nadziej臋. Czy lubi臋 oper臋? Szczerze m贸wi膮c, wcale. Lecz ceni臋 sobie wspania艂e obiady na Grosvenor Square przed przedstawieniem, a po nim r贸wnie wspania艂e kolacje gdzie艣 indziej, nawet je艣li rzeczywi艣cie musz臋 ta艅czy膰 z Rachel Dortheimer i przez nast臋pne dwa dni chodzi膰 ze sztywnym ramieniem. Widzi pan wi臋c, panie Poirot, jak to wygl膮da. Kiedy z wuja uchodzi 偶ycie, ja szepcz臋 czu艂e bzdury do ozdobionego brylantami ucha jasnow艂osej鈥 prosz臋 o wybaczenie, ciemnow艂osej Racheli w lo偶y w Covent Garden. Jej d艂ugi 偶ydowski nos dr偶y z podniecenia. Widzi pan wi臋c, czemu mog臋 pozwoli膰 sobie na tak膮 szczero艣膰. 鈥 Odchyli艂 si臋 na oparcie krzes艂a. 鈥 Mam nadziej臋, 偶e pana nie zanudzi艂em. Ma pan jakie艣 pytania?
鈥 Zapewniam pana, 偶e si臋 nie nudzi艂em 鈥 odpar艂 Poirot. 鈥 A skoro jest pan tak mi艂y, chcia艂bym zada膰 jedno pytanie.
鈥 Odpowiem z zachwytem.
鈥 Od jak dawna zna pan pann臋 Carlott臋 Adams?
Czegokolwiek spodziewa艂 si臋 m艂ody cz艂owiek, na pewno nie tego. Wyprostowa艂 si臋 gwa艂townie, jego twarz przybra艂a zupe艂nie odmienny wyraz.
鈥 Dlaczego, u licha, chce pan to wiedzie膰? Co to ma wsp贸lnego z tym, o czym m贸wili艣my?
鈥 By艂em ciekaw, to wszystko. Tak dok艂adnie wyja艣ni艂 pan wszystko, co by艂o do wyja艣nienia, 偶e o nic wi臋cej nie musz臋 pyta膰.
Ronald rzuci艂 mu szybkie spojrzenie. Zupe艂nie jakby nie zale偶a艂o mu na uprzejmo艣ci Poirota. Wola艂by, jak uzna艂em, 偶eby detektyw by艂 bardziej podejrzliwy.
鈥 Car艂ott臋 Adams? Niech pomy艣l臋. Jaki艣 rok. Ciut wi臋cej. Pozna艂em j膮 w zesz艂ym roku, kiedy wyst臋powa艂a po raz pierwszy.
鈥 Dobrze j膮 pan zna艂?
鈥 Do艣膰 dobrze. To nie ten typ dziewczyny, kt贸ry mo偶na pozna膰 do g艂臋bi. Zamkni臋ta w sobie i tak dalej.
鈥 Ale lubi艂 j膮 pan?
Ronald spojrza艂 na niego.
鈥 Chcia艂bym wiedzie膰, dlaczego tak bardzo si臋 pan ni膮 interesuje. Czy dlatego, 偶e sp臋dzi艂em z ni膮 jeden wiecz贸r? Tak, bardzo j膮 lubi臋. Potrafi wsp贸艂czu膰. Potrafi wys艂ucha膰 faceta i sprawi膰, 偶e mimo wszystko czuje si臋 co艣 wart.
Poirot skin膮艂 g艂ow膮.
鈥 Rozumiem. Zatem b臋dzie panu przykro.
鈥 Przykro? Dlaczego?
鈥 Poniewa偶 nie 偶yje.
鈥 Co? 鈥 Ronald poderwa艂 si臋 na nogi, zdumiony. 鈥 Carlotta nie 偶yje?
Wydawa艂 si臋 zupe艂nie zaskoczony t膮 informacj膮.
鈥 Nabiera mnie pan, Poirot. Carlotta czu艂a si臋 艣wietnie, kiedy j膮 ostatni raz widzia艂em.
鈥 Kiedy to by艂o? 鈥 spyta艂 szybko Poirot.
鈥 Przedwczoraj, jak mi si臋 zdaje. Nie pami臋tam dok艂adnie.
鈥 Tout de m锚me, ona nie 偶yje.
鈥 To musia艂o si臋 sta膰 nagle. Jak zgin臋艂a? W wypadku ulicznym?
Poirot zapatrzy艂 si臋 w sufit.
鈥 Nie. Przedawkowa艂a weronal.
鈥 Och! Niech to. Biedne dziecko. To okropnie smutne.
鈥 N鈥檈st ce pas?
鈥 Naprawd臋 mi przykro. A tak dobrze jej sz艂o. Zamierza艂a sprowadzi膰 swoj膮 siostrzyczk臋, uk艂ada艂a tyle plan贸w. Niech to! Jest mi bardziej przykro, ni偶 potrafi臋 wyrazi膰.
鈥 Tak 鈥 powiedzia艂 Poirot. 鈥 Smutne, gdy umiera kto艣 m艂ody, kto nie chce umiera膰, przed kim otwiera si臋 ca艂e 偶ycie, kto艣, kto ma wszelkie powody ku temu, by 偶y膰.
Ronald popatrzy艂 na niego zaciekawiony.
鈥 Chyba nie ca艂kiem pana rozumiem, panie Poirot.
鈥 Doprawdy?
Poirot wsta艂 i wyci膮gn膮艂 r臋k臋.
鈥 Wyrazi艂em w艂asne my艣li, mo偶e zbyt dobitnie. To dlatego, 偶e nie cierpi臋 patrze膰, jak m艂odzi ludzie pozbawiani s膮 prawa do 偶ycia, lordzie Edgware. Bardzo dotkliwie to odczuwam. 呕ycz臋 panu mi艂ego dnia.
鈥 Och鈥 c贸偶鈥 do widzenia. Wygl膮da艂 na zaskoczonego.
Otwieraj膮c drzwi, niemal zderzy艂em si臋 z pann膮 Carroll.
鈥 Ach, panie Poirot, powiedziano mi, 偶e jeszcze pan nie wyszed艂. Chcia艂abym zamieni膰 z panem s艂贸wko, je艣li mo偶na. Mo偶e zgodzi si臋 pan p贸j艣膰 na g贸r臋 do mojego pokoju? Chodzi o to dziecko, Geraldine 鈥 wyja艣ni艂a, kiedy wkroczyli艣my do jej gabinetu i zamkn臋艂a drzwi.
鈥 S艂ucham, mademoiselle.
鈥 Wygadywa艂a mn贸stwo bzdur po po艂udniu. Prosz臋 nie zaprzecza膰. Bzdur! Ona za du偶o rozmy艣la.
鈥 Zauwa偶y艂em, 偶e jest przem臋czona 鈥 powiedzia艂 艂agodnie Poirot.
鈥 C贸偶, m贸wi膮c prawd臋, nie mia艂a zbyt szcz臋艣liwego 偶ycia. Trudno udawa膰, 偶e by艂o inaczej. Je艣li mog臋 by膰 szczera, panie Poirot, lord Edgware by艂 dziwakiem. Tacy jak on nie powinni mie膰 nic wsp贸lnego z wychowywaniem dzieci. M贸wi膮c szczerze, terroryzowa艂 Geraldine.
Poirot skin膮艂 g艂ow膮.
鈥 Tak, mog臋 to sobie wyobrazi膰.
鈥 By艂 dziwakiem. Nie ca艂kiem wiem, jak to wyrazi膰鈥 lubi艂, kiedy wszyscy si臋 go bali. Najwyra藕niej sprawia艂o mu to chorobliw膮 przyjemno艣膰.
鈥 Zgadzam si臋.
鈥 By艂 wyj膮tkowo oczytany, mia艂 wybitny umys艂. Lecz pod pewnymi wzgl臋dami鈥 sama nie zetkn臋艂am si臋 z t膮 stron膮 jego charakteru, cho膰 ona istnia艂a. W艂a艣ciwie nie dziwi mnie, 偶e 偶ona go opu艣ci艂a. Obecna 偶ona. Niech pan pami臋ta, 偶e nie pochwalam jej zachowania. Nie mam na jej temat 偶adnego zdania. Ale uwa偶am, 偶e wychodz膮c za lorda Edgware鈥檃, dosta艂a du偶o wi臋cej, ni偶 sobie zas艂u偶y艂a. Porzuci艂a go i, jak to si臋 m贸wi, nikomu nie z艂ama艂o to serca. A Geraldine nie mog艂a go zostawi膰. Na d艂ugi czas zupe艂nie o niej zapomnia艂, a potem nagle sobie przypomnia艂. Czasami my艣l臋, cho膰 prawdopodobnie nie powinnam tego m贸wi膰鈥
鈥 Ale偶 prosz臋, mademoiselle, niech pani m贸wi.
鈥 Czasami my艣l臋, 偶e w ten spos贸b m艣ci艂 si臋 na matce, to znaczy swojej pierwszej 偶onie. By艂a delikatnym stworzeniem o s艂odkiej naturze. Zawsze jej 偶a艂owa艂am. Nie powinnam o tym wspomina膰, panie Poirot, ale chodzi mi o ten g艂upi wybuch Geraldine. To, co m贸wi艂a o nienawi艣ci do ojca, musia艂o brzmie膰 dziwnie dla ka偶dego, kto jej nie zna.
鈥 Bardzo pani dzi臋kuj臋, mademoiselle. Przypuszczam, 偶e lord Edgware post膮pi艂by du偶o lepiej, gdyby si臋 nigdy nie o偶eni艂.
鈥 O wiele lepiej.
鈥 Nie my艣la艂 o tym, by o偶eni膰 si臋 po raz trzeci?
鈥 Przecie偶 nie m贸g艂! Jego 偶ona 偶y艂a.
鈥 Daj膮c jej wolno艣膰, sam by j膮 odzyska艂.
鈥 S膮dz臋, 偶e mia艂 ju偶 do艣膰 k艂opot贸w z dwiema 偶onami 鈥 odpar艂a ponuro panna Carroll.
鈥 Tak wi臋c wed艂ug pani trzecie ma艂偶e艅stwo nie wchodzi艂o w gr臋. Nie mia艂 nikogo? Prosz臋 pomy艣le膰, mademoiselle. Nikogo?
Panna Carroll zaczerwieni艂a si臋.
鈥 Nie rozumiem, dlaczego tak si臋 pan przy tym upiera. Oczywi艣cie, 偶e nie mia艂 nikogo.
鈥 Dlaczego spyta艂e艣 pann臋 Carroll, czy lord Edgware chcia艂 o偶eni膰 si臋 po raz trzeci? 鈥 rzuci艂em zaciekawiony, kiedy jechali艣my do domu.
鈥 Po prostu przysz艂o mi na my艣l, 偶e istnieje taka mo偶liwo艣膰, mon ami.
鈥 Ale dlaczego?
鈥 Szuka艂em w my艣lach czego艣, co wyja艣ni艂oby nag艂膮 volte鈥揻ace lorda Edgware鈥檃 w sprawie rozwodu. Jest w tym co艣 dziwnego, przyjacielu.
鈥 Tak 鈥 przyzna艂em z zastanowieniem. 鈥 To do艣膰 osobliwe.
鈥 Widzisz, Hastings, lord Edgware potwierdzi艂 to, co wcze艣niej m贸wi艂a nam madame. Zatrudni艂a prawnik贸w wszelkiego autoramentu, lecz on nie chcia艂 ust膮pi膰 bodaj na krok. Nie zgadza艂 si臋 na rozw贸d. A potem raptem zmieni艂 zdanie!
鈥 Albo tylko tak m贸wi艂 鈥 przypomnia艂em mu.
鈥 To prawda, Hastings. To bardzo s艂uszne spostrze偶enie. Tylko tak m贸wi艂. Nie mamy dowodu, 偶e napisa艂 ten list. Eh bien, za艂贸偶my, 偶e ce monsieur k艂amie. Z jakich艣 powod贸w podaje nam zmy艣lon膮, upi臋kszon膮 historyjk臋. Czy rzeczywi艣cie k艂amie? C贸偶, tego nie wiemy. Zak艂adaj膮c jednak hipotetycznie, 偶e naprawd臋 go napisa艂, musia艂 mie膰 jaki艣 pow贸d. Pow贸d, kt贸ry nasuwa si臋 przede wszystkim, to mo偶liwo艣膰, 偶e nieoczekiwanie spotka艂 kobiet臋, kt贸r膮 pragn膮艂 po艣lubi膰. To idealnie wyja艣nia raptown膮 zmian臋 pogl膮d贸w. Tak wi臋c moje pytanie by艂o oczywiste.
鈥 Panna Carroll bardzo zdecydowanie odrzuci艂a t臋 my艣l.
鈥 Zauwa偶y艂em.
鈥 Tak. Panna Carroll鈥 鈥 zacz膮艂 Poirot z namys艂em. 鈥 Co sugerujesz? 鈥 spyta艂em poirytowany. Poirot jest mistrzem w sugerowaniu w膮tpliwo艣ci samym tonem g艂osu.
鈥 Jaki mia艂aby pow贸d, by k艂ama膰 w takiej sprawie? 鈥 spyta艂em.
鈥 Aucune鈥 aucune. Widzisz, Hastings, trudno ufa膰 jej s艂owom.
鈥 Uwa偶asz, 偶e k艂amie? Ale po co? Wygl膮da na bardzo uczciw膮 osob臋.
鈥 No w艂a艣nie. Czasami trudno odr贸偶ni膰 umy艣lne k艂amstwo od bezinteresownej niedok艂adno艣ci.
鈥 Co masz na my艣li?
鈥 艢wiadome oszustwo to jedno. Lecz pewno艣膰 co do fakt贸w, w艂asnych przekona艅 i ich prawdziwo艣ci z pomini臋ciem nieistotnych szczeg贸艂贸w 鈥 to, m贸j przyjacielu, charakterystyczna cecha ludzi wyj膮tkowo uczciwych. Zauwa偶, 偶e sk艂ama艂a ju偶 w jednej sprawie. Powiedzia艂a, 偶e widzia艂a twarz Jane Wilkinson, mimo 偶e najprawdopodobniej nie mia艂a takiej mo偶liwo艣ci. Jak to si臋 sta艂o? Za艂贸偶my, 偶e by艂o tak: spogl膮da z g贸ry i widzi w holu Jane Wilkinson. Bez najmniejszych w膮tpliwo艣ci przyjmuje, 偶e to naprawd臋 jest Jane Wilkinson. Po prostu to wie. M贸wi, 偶e wyra藕nie widzia艂a jej twarz, poniewa偶 jest tak pewna tego, co dla niej jest faktem, 偶e zupe艂nie lekcewa偶y szczeg贸艂y! Udowadniam jej, 偶e nie mog艂a widzie膰 twarzy Jane. I co? C贸偶, jakie znaczenie ma to, czy widzia艂a jej twarz, czy nie, skoro to by艂a Jane Wilkinson. Podobnie traktuje inne pytania. Ona przecie偶 wie. Odpowiada na nie, opieraj膮c si臋 na w艂asnej wiedzy, a nie zapami臋tanych faktach. 艢wiadka przekonanego o swoich racjach zawsze nale偶y traktowa膰 podejrzliwie, przyjacielu. 艢wiadek niepewny, kt贸ry nie pami臋ta dok艂adnie, ma w膮tpliwo艣ci, najpierw si臋 zastanowi: Ach! Tak, tak to by艂o. Na takim mo偶na po stokro膰 bardziej polega膰.
鈥 M贸j Bo偶e, Poirot, zburzy艂e艣 wszystkie moje wyobra偶enia o 艣wiadkach 鈥 powiedzia艂em.
鈥 W odpowiedzi na moje pytanie, czy lord Edgware zamierza si臋 powt贸rnie o偶eni膰, wy艣miewa sam pomys艂. Po prostu dlatego, 偶e nigdy nie przyszed艂 jej do g艂owy. Nawet nie pr贸buje przypomnie膰 sobie wskazuj膮cych na tak膮 mo偶liwo艣膰 ledwo dostrzegalnych oznak. Dlatego te偶 jeste艣my dok艂adnie w tym samym punkcie, w kt贸rym byli艣my wcze艣niej.
鈥 Na pewno nie wygl膮da艂a na zaskoczon膮, kiedy udowodni艂e艣, 偶e nie mog艂a zobaczy膰 twarzy Jane Wilkinson 鈥 powiedzia艂em w zamy艣leniu.
鈥 Nie, i dlatego uzna艂em, 偶e nale偶y do uczciwych, lecz niedok艂adnych 艣wiadk贸w, a nie 艣wiadomych k艂amc贸w. Nie widz臋 powodu, by mia艂a k艂ama膰, chyba 偶e鈥 rzeczywi艣cie, to jest to!
鈥 Co? 鈥 spyta艂em niecierpliwie. Lecz Poirot potrz膮sn膮艂 g艂ow膮.
鈥 Nasun膮艂 mi si臋 pewien pomys艂. Ale to zbyt nieprawdopodobne. Tak, zbyt nieprawdopodobne.
Nie zgodzi艂 si臋 zdradzi膰 nic wi臋cej.
鈥 Wydaje si臋, 偶e jest bardzo przywi膮zana do dziewczyny 鈥 zauwa偶y艂em.
鈥 Tak. Zdecydowanie chcia艂a by膰 obecna przy naszej rozmowie. Jakie s膮 twoje wra偶enia na temat szanownej Geraldine Marsh, Hastings?
鈥 Wsp贸艂czu艂em jej, i to g艂臋boko.
鈥 Zawsze mia艂e艣 mi臋kkie serce. Pi臋kno艣膰 w tarapatach za ka偶dym razem wytr膮ca ci臋 z r贸wnowagi.
鈥 Nie czu艂e艣 tego samego? Przytakn膮艂 z powag膮.
鈥 Tak. Nie mia艂a szcz臋艣liwego 偶ycia. To jest wyra藕nie wypisane na jej twarzy.
鈥 W ka偶dym razie 鈥 zacz膮艂em ciep艂o 鈥 zdajesz sobie spraw臋, jak niedorzeczna by艂a sugestia Jane Wilkinson鈥 m贸wi臋 o tym, 偶eby taka dziewczyna mia艂a cokolwiek wsp贸lnego ze zbrodni膮.
鈥 Niew膮tpliwie jej alibi jest zadowalaj膮ce, cho膰 Japp jeszcze mi go nie przedstawi艂.
鈥 Drogi Poirot, czy chcesz powiedzie膰, 偶e nawet po zobaczeniu jej i rozmowie wci膮偶 nie jeste艣 usatysfakcjonowany i czekasz na alibi?
鈥 Eh bien, przyjacielu, a co wynika z tego, 偶e j膮 widzia艂em i 偶e z ni膮 rozmawia艂em? Dostrzegli艣my, 偶e prze偶y艂a wielkie nieszcz臋艣cia, ona przyzna艂a, 偶e nienawidzi艂a ojca i cieszy si臋 z jego 艣mierci, oraz 偶e jest bardzo zdenerwowana tym, co m贸g艂 powiedzie膰 nam wczoraj rano. I po tym wszystkim ty m贸wisz: alibi nie jest potrzebne!
鈥 Sama szczero艣膰 dowodzi jej niewinno艣ci 鈥 powiedzia艂em ciep艂o.
鈥 Szczero艣膰 jest charakterystyczn膮 cech膮 tej rodziny. Nowy lord Edgware szerokim gestem wy艂o偶y艂 karty na st贸艂.
鈥 Rzeczywi艣cie 鈥 przyzna艂em, u艣miechaj膮c si臋 na to wspomnienie. 鈥 Do艣膰 oryginalna metoda.
Poirot przytakn膮艂.
鈥 Jak ty to m贸wisz? Stracili艣my grunt przed nogami.
鈥 Pod nogami 鈥 poprawi艂em go. 鈥 Tak, wyszli艣my na g艂upc贸w.
鈥 C贸偶 za dziwaczny pomys艂. Mo偶e ty wyszed艂e艣 na g艂upca. Ja w najmniejszym stopniu nie czu艂em si臋 g艂upio i nie s膮dz臋, 偶ebym tak wygl膮da艂. Wprost przeciwnie, przyjacielu, to ja wytr膮ci艂em go z r贸wnowagi.
鈥 Naprawd臋? 鈥 powiedzia艂em z pow膮tpieniem, poniewa偶 nie przypomina艂em sobie 偶adnych oznak tego, o czym m贸wi艂 Poirot.
鈥 Si. S艂ucha艂em go cierpliwie. Na koniec zada艂em pytanie na zupe艂nie inny temat, a to wytr膮ci艂o z r贸wnowagi naszego dzielnego monsieur. Nie umiesz obserwowa膰, Hastings.
鈥 My艣la艂em, 偶e jego przera偶enie i zaskoczenie 艣mierci膮 Carlotty by艂o szczere 鈥 powiedzia艂em. 鈥 Ty pewnie uzna艂e艣 je za sprytn膮 gr臋.
鈥 Tego nie spos贸b stwierdzi膰. Zgadzam si臋, 偶e wygl膮da艂o to prawdziwie.
鈥 Dlaczego uwa偶asz, 偶e w tak cyniczny spos贸b wcisn膮艂 nam wszystkie fakty? Dla czystej rozrywki?
鈥 To zawsze jest mo偶liwe. Wy, Anglicy, macie dziwaczne poczucie humoru. Cho膰 mo偶e to uprzejmo艣膰. Fakty, kt贸re ukrywacie, nabieraj膮 podejrzanej wagi. Fakty, kt贸re szczerze podajecie, wydaj膮 si臋 mniej wa偶ne, ni偶 s膮 naprawd臋.
鈥 Na przyk艂ad poranna k艂贸tnia z jego wujem?
鈥 W艂a艣nie. Wie, 偶e i tak wyjdzie na jaw. Eh bien, podsuwa nam j膮 pod nos.
鈥 Nie jest takim g艂upcem, na jakiego wygl膮da.
鈥 Och! Wcale nie jest g艂upi. Ma bystry umys艂, kiedy tylko chce mu si臋 go u偶y膰. Doskonale wie, na czym stoi i, jak m贸wi艂em, wyk艂ada karty na st贸艂. Grywasz w bryd偶a, Hastings. Powiedz mi, kiedy si臋 to robi?
鈥 Sam grasz w bryd偶a 鈥 odpar艂em ze 艣miechem. 鈥 艢wietnie wiesz, kiedy: gdy reszta lew jest twoja i chcesz zaoszcz臋dzi膰 czasu i przej艣膰 do nast臋pnej partii.
鈥 Tak, mon ami, to wszystko prawda. Lecz czasem jest ku temu inny pow贸d. Dostrzeg艂em go kilka razy, graj膮c z les dames. Kt贸ra艣 ma w膮tpliwo艣ci. Eh bien, la dame rzuca karty na st贸艂 i m贸wi: 鈥濺eszta jest moja鈥. Zbiera wszystkie lewy i zaczyna nowe rozdanie. Prawdopodobnie pozostali gracze przystaj膮 na to, zw艂aszcza je艣li nie s膮 zbyt do艣wiadczeni. Jednak zauwa偶, 偶e wygrana nie jest oczywista. Wymaga przemy艣lenia i w po艂owie nast臋pnej gry jeden z graczy zaczyna si臋 zastanawia膰: 鈥濼ak, ale chc膮c nie chc膮c, musia艂aby rzuci膰 czwartego kiera ze sto艂u, a potem wyj艣膰 w niskie trefle i moja dziewi膮tka by艂aby bior膮ca鈥.
鈥 Tak my艣lisz?
鈥 My艣l臋, Hastings, 偶e zbyt wielka brawura jest bardzo ciekawym zjawiskiem. My艣l臋 te偶, 偶e najwy偶szy czas na obiad. Une petite omelette, n鈥檈st 莽e pas? A potem, o dziewi膮tej, chcia艂bym jeszcze z艂o偶y膰 komu艣 wizyt臋.
鈥 Komu?
鈥 Najpierw zjemy obiad. Nie b臋dziemy omawia膰 sprawy, p贸ki nie wypijemy kawy. Podczas jedzenia umys艂 staje si臋 s艂ug膮 偶o艂膮dka.
Poirot dotrzyma艂 s艂owa. Poszli艣my do niewielkiej restauracji w Soho, gdzie dobrze go znano, i zjedli艣my przepyszny omlet, sol臋, kurczaka i baba au rhum, kt贸re uwielbia艂 a偶 do przesady.
Potem, pij膮c niespiesznie kaw臋, Poirot u艣miechn膮艂 si臋 do mnie z sympati膮.
鈥 M贸j drogi przyjacielu 鈥 zacz膮艂 鈥 polegam na tobie bardziej, ni偶 przypuszczasz.
Te nieoczekiwane s艂owa zmiesza艂y mnie i zachwyci艂y. Nigdy przedtem Poirot nie powiedzia艂 mi nic podobnego. Czasami czu艂em w sercu skrywan膮 uraz臋. Wydawa艂o si臋, 偶e niemal wychodzi z siebie, by zdyskredytowa膰 moje zdolno艣ci intelektualne.
Cho膰 nie s膮dzi艂em, by poczu艂, 偶e jego w艂asne zdolno艣ci nieco si臋 wyczerpa艂y, raptem u艣wiadomi艂em sobie, 偶e by膰 mo偶e jest bardziej zale偶ny od mojej pomocy, ni偶 s膮dzi.
鈥 Tak 鈥 ci膮gn膮艂 marzycielsko 鈥 mo偶e nie zawsze rozumiesz, co si臋 dzieje, lecz cz臋sto ci si臋 to udaje i w贸wczas wskazujesz mi drog臋.
Z trudem wierzy艂em w艂asnym uszom.
鈥 Doprawdy, Poirot 鈥 wyj膮ka艂em. 鈥 Bardzo si臋 ciesz臋. Pewnie przy okazji sporo si臋 od ciebie nauczy艂em.
Potrz膮sn膮艂 g艂ow膮.
鈥 Mais non, n鈥檈st ce pas 莽a. Niczego si臋 nie nauczy艂e艣.
鈥 Och! 鈥 wykrzykn膮艂em zaskoczony.
鈥 Tak w艂a艣nie powinno by膰. 呕aden cz艂owiek nie powinien uczy膰 si臋 od drugiego. Ka偶dy musi maksymalnie rozwin膮膰 w艂asne umiej臋tno艣ci, a nie usi艂owa膰 na艣ladowa膰 innych. Nie 偶ycz臋 ci, by艣 sta艂 si臋 drugim, gorszym Pokotem. Chc臋, by艣 by艂 lepszym Hastingsem. I jeste艣. W tobie odkrywam niemal doskona艂膮 ilustracj臋 normalnego umys艂u.
鈥 Mam nadziej臋, 偶e nie jestem nienormalny.
鈥 Nie, nie. Jeste艣 wspaniale, idealnie zr贸wnowa偶ony. Uosobienie zdrowego rozs膮dku. Czy zdajesz sobie spraw臋, co to dla mnie znaczy? Kiedy przest臋pca przyst臋puje do pope艂nienia zbrodni, jego pierwszym wysi艂kiem jest oszuka膰. Kogo pragnie oszuka膰? Tego, kogo wyobra偶a sobie jako normalnego cz艂owieka. W rzeczywisto艣ci zapewne taki kto艣 nie istnieje, jest tylko matematyczn膮 abstrakcj膮. Lecz ty jeste艣 tak bliski tej abstrakcji, jak to mo偶liwe. Bywaj膮 chwile, kiedy masz przeb艂yski geniuszu, kiedy wznosisz si臋 nad przeci臋tno艣膰 i chwile鈥 mam nadziej臋, 偶e mi wybaczysz, kiedy stajesz si臋 zaskakuj膮co t臋py. W sumie jednak jeste艣 zdumiewaj膮co wprost normalny. Eh bien, jaka z tego korzy艣膰 dla mnie? To proste: jak w lustrze widz臋 odbite w twoim umy艣le to, w co przest臋pca chce, bym uwierzy艂. To jest nies艂ychanie pomocne i rozwijaj膮ce.
Nie ca艂kiem rozumia艂em. Wyda艂o mi si臋, 偶e s艂owa Poirota trudno uzna膰 za komplement. On jednak szybko wyprowadzi艂 mnie z b艂臋du.
鈥 殴le si臋 wyrazi艂em 鈥 powiedzia艂 po艣piesznie. 鈥 Potrafisz zajrze膰 w umys艂 przest臋pcy, czego ja nie umiem. Pokazujesz mi, w co przest臋pca chce, bym uwierzy艂. To wielki dar.
鈥 Intuicja 鈥 powiedzia艂em z namys艂em. 鈥 Tak, by膰 mo偶e mam intuicj臋.
Spojrza艂em ponad sto艂em na Poirota. Pali艂 jednego z tych swoich cieniutkich papieros贸w i przygl膮da艂 mi si臋 z ogromn膮 偶yczliwo艣ci膮.
鈥 Ce cher Hastings 鈥 mrukn膮艂. 鈥 Naprawd臋 bardzo ci臋 lubi臋.
By艂o mi mi艂o, lecz czu艂em si臋 zak艂opotany i po艣piesznie zmieni艂em temat.
鈥 Daj spok贸j 鈥 rzuci艂em energicznym tonem. 鈥 Porozmawiajmy o sprawie.
鈥 Eh bien. 鈥 Poirot odrzuci艂 w ty艂 g艂ow臋, zmru偶y艂 oczy. Wolno wydmucha艂 k艂膮b dymu. 鈥 Je mepose des questions 鈥 zacz膮艂.
鈥 Tak? 鈥 powiedzia艂em z entuzjazmem.
鈥 Ty bez w膮tpienia r贸wnie偶?
鈥 Oczywi艣cie 鈥 odrzek艂em. Tak samo jak on opar艂em si臋, zmru偶y艂em oczy i wyrzuci艂em z siebie:
鈥 Kto zabi艂 lorda Edgware鈥檃?
Poirot natychmiast usiad艂 prosto i energicznie potrz膮sn膮艂 g艂ow膮.
鈥 Nie, nie. Wcale nie takie. I to ma by膰 pytanie? Zachowujesz si臋 jak kto艣, kto czyta krymina艂 i zaczyna podejrzewa膰 ka偶d膮 posta膰 po kolei, bez sensu ani logiki. Przyznaj臋, 偶e raz sam musia艂em tak zrobi膰, lecz by艂 to wyj膮tkowy przypadek. Opowiem ci o tym kt贸rego艣 dnia. Odnios艂em wtedy sukces. Lecz o czym to m贸wili艣my?
鈥 O pytaniach, kt贸re sobie zadajesz 鈥 przypomnia艂em mu sucho. Na ko艅cu j臋zyka mia艂em odpowied藕, 偶e prawdziwy po偶ytek, jaki Poirot ma ze mnie, polega na zapewnianiu mu towarzysza, przed kt贸rym mo偶e si臋 che艂pi膰. Powstrzyma艂em si臋 jednak. Je艣li chce mnie poucza膰, niech mu b臋dzie.
鈥 Dalej 鈥 rzuci艂em. 鈥 Pos艂uchajmy ich.
Tego w艂a艣nie potrzebowa艂a jego pr贸偶no艣膰. Ponownie opar艂 si臋 wygodnie.
鈥 Pierwsze pytanie ju偶 om贸wili艣my. Dlaczego lord Edgware zmieni艂 zdanie w sprawie rozwodu? Nasuwaj膮 mi si臋 ze dwa rozwi膮zania. Jedno ju偶 znasz.
Drugie pytanie, jakie sobie postawi艂em, brzmi: co si臋 sta艂o z listem? W czyim interesie le偶a艂o, by lord Edgware i jego 偶ona pozostali ma艂偶e艅stwem?
Po trzecie: Co mia艂 znaczy膰 wyraz jego twarzy, kt贸ry dostrzeg艂e艣, odwracaj膮c si臋 tamtego ranka przed wyj艣ciem z biblioteki? Czy masz na to jak膮艣 odpowied藕, Hastings?
Potrz膮sn膮艂em przecz膮co g艂ow膮.
鈥 Zupe艂nie tego nie rozumiem.
鈥 Jeste艣 pewien, 偶e nie by艂a to tylko twoja wyobra藕nia? Czasami, Hastings, twoja wyobra藕nia jest un peu vif.
鈥 Nie, nie. 鈥 Energicznie pokr臋ci艂em g艂ow膮. 鈥 Na pewno si臋 nie pomyli艂em.
鈥 Bien. W takim razie ten fakt nale偶y wyja艣ni膰. Czwarte pytanie dotyczy binokli. Ani Jane Wilkinson, ani Carlotta Adams nie nosi艂y okular贸w. W takim razie, co one robi艂y w torebce Carlotty?
Wreszcie pi膮te pytanie: dlaczego kto艣 dzwoni艂 i sprawdza艂, czy Jane Wilkinson jest w Chiswick, oraz kto to by艂?
Tymi w艂a艣nie pytaniami torturuj臋 samego siebie, przyjacielu. Gdybym m贸g艂 na nie odpowiedzie膰, czu艂bym si臋 szcz臋艣liwy. Gdybym tylko m贸g艂 stworzy膰 teori臋, kt贸ra by je zadowalaj膮co wyja艣nia艂a, moja amour propre nie cierpia艂aby tak bardzo.
鈥 Jest jeszcze kilka innych pyta艅 鈥 powiedzia艂em.
鈥 To znaczy?
鈥 Kto nam贸wi艂 Carlott臋 Adams do tej maskarady? Gdzie by艂a tamtego wieczoru przed i po dziesi膮tej? Kim jest D., kt贸ry podarowa艂 jej z艂ote puzderko?
鈥 Te pytania s膮 oczywiste same w sobie 鈥 odpar艂 Poirot. 鈥 Nie ma w nich 偶adnej subtelno艣ci. To po prostu rzeczy, kt贸rych nie wiemy. Pytania o fakty. Mo偶emy je pozna膰 w ka偶dej chwili. Natomiast moje pytania s膮 natury psychologicznej, mon ami. Ma艂e szare kom贸rki鈥
鈥 Poirot 鈥 rzuci艂em zdesperowany. Czu艂em, 偶e za wszelk膮 cen臋 musz臋 go powstrzyma膰. Nie zni贸s艂bym kolejnego wyk艂adu o szarych kom贸rkach. 鈥 M贸wi艂e艣 o jakim艣 spotkaniu dzi艣 wiecz贸r?
Poirot spojrza艂 na zegarek.
鈥 To prawda 鈥 powiedzia艂. 鈥 Zadzwoni臋 i dowiem si臋, czy mu odpowiada.
Odszed艂 i po kilku minutach powr贸ci艂.
鈥 Chod藕my 鈥 rzuci艂 鈥 wszystko w porz膮dku.
鈥 Dok膮d idziemy? 鈥 spyta艂em.
鈥 Do domu sir Montagu Cornera w Chiswick. Chcia艂bym dowiedzie膰 si臋 czego艣 wi臋cej o tym telefonie.
Dochodzi艂a dziesi膮ta, kiedy dotarli艣my do po艂o偶onego nad rzek膮 domu sir Montagu Cornera w Chiswick. By艂 to du偶y budynek wzniesiony w g艂臋bi parku. Wprowadzono nas do wy艂o偶onego pi臋kn膮 boazeri膮 holu. Po prawej przez otwarte drzwi widzieli艣my jadalni臋 z d艂ugim, b艂yszcz膮cym sto艂em o艣wietlonym 艣wiecami.
鈥 T臋dy prosz臋. 鈥 Lokaj powi贸d艂 nas szerokimi schodami na pierwsze pi臋tro do pokoju, kt贸rego okna wychodzi艂y na rzek臋.
鈥 Pan Herkules Poirot 鈥 obwie艣ci艂.
By艂 to pok贸j o pi臋knych proporcjach, a lampy ze starannie dobranymi matowymi kloszami dawa艂y nastrojowe 艣wiat艂o. W jednym rogu, pod otwartym oknem, sta艂 stolik do bryd偶a, wok贸艂 kt贸rego siedzia艂y cztery osoby. Kiedy weszli艣my, jedna z nich wsta艂a i podesz艂a do nas.
鈥 To wielka przyjemno艣膰 pozna膰 pana, panie Poirot.
Z zaciekawieniem przygl膮da艂em si臋 sir Montagu Cornerowi. Mia艂 wyra藕nie semickie rysy, bardzo ma艂e, inteligentne czarne oczy i starannie dobrany tupecik. By艂 niski 鈥 najwy偶ej pi臋膰 st贸p osiem cali wzrostu, jak oceni艂em. Zachowywa艂 si臋 w spos贸b wyj膮tkowo afektowany.
鈥 Pozwoli pan, 偶e go przedstawi臋. To pa艅stwo Widburnowie.
鈥 Spotkali艣my si臋 ju偶 鈥 zauwa偶y艂a bystrze pani Widburn.
鈥 A to pan Ross.
Pan Ross mia艂 jakie艣 dwadzie艣cia dwa lata, sympatyczn膮 twarz i jasne w艂osy.
鈥 Przerwa艂em pa艅stwu gr臋. Po tysi膮ckro膰 przepraszam 鈥 powiedzia艂 Poirot.
鈥 Ale偶 nie. Jeszcze nie zacz臋li艣my. W艂a艣nie mieli艣my rozda膰 karty. Fili偶ank臋 kawy, panie Poirot?
Poirot podzi臋kowa艂, ale zgodzi艂 si臋 wypi膰 star膮 brandy. Przyniesiono j膮 w ogromnych kieliszkach.
Kiedy pili艣my, sir Montagu kontynuowa艂 rozmow臋.
M贸wi艂 o japo艅skich drzeworytach, chi艅skiej emalii, perskich dywanach, francuskich impresjonistach, nowoczesnej muzyce i teorii Einsteina.
Potem wr贸ci艂 na krzes艂o i u艣miechn膮艂 si臋 do nas dobrotliwie. Wyra藕nie przemowa sprawi艂a mu przyjemno艣膰. W przy膰mionym 艣wietle wygl膮da艂 jak 艣redniowieczny alchemik. Pok贸j wype艂nia艂y wspania艂e dzie艂a sztuki.
鈥 Nie b臋d臋 d艂u偶ej nadu偶ywa艂 pa艅skiej uprzejmo艣ci, sir Montagu 鈥 odezwa艂 si臋 Poirot 鈥 i przejd臋 do celu mojej wizyty.
Sir Montagu zamacha艂 szponiast膮 d艂oni膮.
鈥 Nie ma po艣piechu. Czas jest bezkresny.
鈥 Zawsze odnosz臋 takie wra偶enie w tym domu 鈥 wtr膮ci艂a pani Widburn. 鈥 Jest tak cudowny.
鈥 Za milion funt贸w nie zamieszka艂bym w Londynie 鈥 oznajmi艂 sir Montagu. 鈥 Tu mam atmosfer臋 spokoju starego 艣wiata, kt贸ra, niestety, w dzisiejszych burzliwych czasach przepad艂a.
Przysz艂o mi do g艂owy nag艂e, zabawne spostrze偶enie, 偶e gdyby kto艣 naprawd臋 ofiarowa艂 sir Montagu milion funt贸w, spok贸j starego 艣wiata m贸g艂by straci膰 znaczenie. Zdusi艂em w sobie t臋 heretyck膮 my艣l.
鈥 Ostatecznie, c贸偶 znacz膮 pieni膮dze? 鈥 wymrucza艂a pani Widburn.
鈥 Ach! 鈥 westchn膮艂 pan Widburn, zamy艣lony, i z roztargnieniem zabrz臋cza艂 monetami w kieszeni spodni.
鈥 Charles 鈥 rzuci艂a z nagan膮 jego 偶ona.
鈥 Przepraszam 鈥 powiedzia艂 pan Widburn i wyj膮艂 r臋k臋.
鈥 Niewybaczalne jest m贸wi膰 o zbrodni w takiej atmosferze 鈥 zacz膮艂 przepraszaj膮co Poirot.
鈥 Ale偶 sk膮d. 鈥 Sir Montagu zamacha艂 艂askawie d艂oni膮. 鈥 Zbrodnia mo偶e by膰 dzie艂em sztuki. Detektyw mo偶e by膰 artyst膮. Nie m贸wi臋 o policji, oczywi艣cie. By艂 tu dzisiaj inspektor. Ciekawa osoba. Nigdy nie s艂ysza艂 o Benvenuto Cellinim.
鈥 Przypuszczam, 偶e przyszed艂 w sprawie Jane Wilkinson 鈥 powiedzia艂a pani Widburn z o偶ywieniem.
鈥 Szcz臋艣liwie si臋 z艂o偶y艂o dla lady Edgware, 偶e by艂a w pana domu wczorajszej nocy 鈥 zauwa偶y艂 Poirot.
鈥 Na to wygl膮da 鈥 zgodzi艂 si臋 sir Montagu. 鈥 Zaprosi艂em j膮, wiedz膮c, 偶e jest pi臋kna i utalentowana. Mia艂em nadziej臋, 偶e na co艣 si臋 jej przydam. Rozwa偶a艂a, czy nie zaj膮膰 si臋 interesami. Wydaje si臋 jednak, 偶e moim przeznaczeniem by艂o przys艂u偶y膰 si臋 jej w zupe艂nie inny spos贸b.
鈥 Jane mia艂a szcz臋艣cie 鈥 orzek艂a pani Widburn, 鈥 Umiera艂a z ch臋ci pozbycia si臋 Edgware鈥檃, i oto kto艣 zjawi艂 si臋 i zaoszcz臋dzi艂 jej k艂opotu. Teraz wyjdzie za m艂odego ksi臋cia Merton. Wszyscy to m贸wi膮. Jego matka jest w艣ciek艂a.
鈥 Wywar艂a na mnie korzystne wra偶enie 鈥 powiedzia艂 sir Montagu 艂askawie. 鈥 Rzuci艂a kilka nadzwyczaj inteligentnych uwag o sztuce greckiej.
U艣miechn膮艂em si臋 w duchu, wyobra偶aj膮c sobie Jane, gdy m贸wi 鈥瀟ak鈥 i 鈥瀗ie鈥, 鈥瀟o naprawd臋 cudowne鈥 swoim magicznym, matowym g艂osem. Sir Montagu nale偶a艂 do ludzi, dla kt贸rych inteligencja i polega艂a na umiej臋tno艣ci s艂uchania jego w艂asnych uwag w nale偶ytym skupieniu.
鈥 Pod ka偶dym wzgl臋dem Edgware by艂 dziwakiem 鈥 rzuci艂 pan Widburn. 鈥 Powiem nawet, 偶e mia艂 kilku zaci臋tych wrog贸w.
鈥 Czy to prawda, panie Poirot, 偶e kto艣 pchn膮艂 go w kark scyzorykiem? 鈥 zapyta艂a pani Widburn.
鈥 Tak jest, madame. Zrobiono to w艂a艣ciwie i skutecznie. M贸wi膮c 艣ci艣le: profesjonalnie.
鈥 Widz臋, 偶e sprawia to panu artystyczn膮 przyjemno艣膰 鈥 zauwa偶y艂 sir Montagu.
鈥 A teraz pozwol膮 pa艅stwo, 偶e przejd臋 do celu mej wizyty 鈥 powiedzia艂 Poirot. 鈥 Podczas obiadu lady Edgware zosta艂a odwo艂ana do telefonu. Szukam informacji w艂a艣nie w sprawie tego telefonu. Mo偶e pozwoli mi pan przepyta膰 s艂u偶b臋?
鈥 Oczywi艣cie, oczywi艣cie. Naci艣nij dzwonek, Ross, dobrze?
W odpowiedzi na sygna艂 zjawi艂 si臋 lokaj. By艂 to wysoki m臋偶czyzna w 艣rednim wieku, o aparycji duchownego.
Sir Montagu wyja艣ni艂, czego od niego oczekuje. Lokaj zwr贸ci艂 si臋 uprzejmie w stron臋 Poirota.
鈥 Kto odebra艂 telefon? 鈥 zacz膮艂 detektyw.
鈥 Ja sam, prosz臋 pana. Aparat znajduje si臋 we wn臋ce obok holu.
鈥 Czy rozm贸wca chcia艂 rozmawia膰 z lady Edgware, czy te偶 z Jane Wilkinson?
鈥 Lady Edgware.
鈥 Co dok艂adnie powiedzia艂? S艂u偶膮cy zastanowi艂 si臋 przez chwil臋.
鈥 O ile sobie przypominam, powiedzia艂em: 鈥濰alo?鈥. Na to jaki艣 g艂os spyta艂, czy to Chiswick czterdzie艣ci trzy, czterysta trzydzie艣ci cztery. Potwierdzi艂em. Wtedy poproszono mnie, bym chwil臋 zaczeka艂. Inny g艂os zada艂 to samo pytanie, a na moj膮 twierdz膮c膮 odpowied藕 zapyta艂: 鈥濩zy lady Edgware jest u pa艅stwa na obiedzie?鈥. Odpowiedzia艂em, 偶e tak. Na to g艂os: 鈥濩hc臋 z ni膮 rozmawia膰鈥. Podszed艂em do sto艂u i przekaza艂em informacj臋 milady. Kiedy wsta艂a, pokaza艂em jej, gdzie jest aparat.
鈥 A dalej?
鈥 Milady podnios艂a s艂uchawk臋 i powiedzia艂a: 鈥濰alo? Kto m贸wi?鈥. A potem: 鈥濼ak, zgadza si臋. Tu lady Edgware鈥. W艂a艣nie mia艂em j膮 opu艣ci膰, kiedy zawo艂a艂a mnie i powiedzia艂a, 偶e rozm贸wca si臋 roz艂膮czy艂. Pono膰 roze艣mia艂 si臋 i od艂o偶y艂 s艂uchawk臋. Spyta艂a mnie, czy ten, kto dzwoni艂, poda艂 swoje nazwisko. Nie zrobi艂 tego. To wszystko, prosz臋 pana. Poirot zmarszczy艂 czo艂o.
鈥 Naprawd臋 uwa偶a pan, 偶e ten telefon ma co艣 wsp贸lnego z morderstwem, panie Poirot? 鈥 zapyta艂a pani Widburn.
鈥 Trudno to orzec, madame. To po prostu dziwne zdarzenie.
鈥 Czasami ludzie dzwoni膮 dla 偶artu. Dzwoniono tak do mnie.
鈥 C鈥檈st toujours possible, madame. 鈥 Zn贸w zwr贸ci艂 si臋 do lokaja: 鈥 Czy by艂 to g艂os m臋偶czyzny, czy kobiety?
鈥 My艣l臋, 偶e kobiety, prosz臋 pana.
鈥 Wysoki czy niski?
鈥 Niski, prosz臋 pana. Staranny i wyra藕ny. 鈥 S艂u偶膮cy umilk艂 na chwil臋. 鈥 Mo偶e to tylko moja wyobra藕nia, ale brzmia艂 jak g艂os obcokrajowca. 鈥濺鈥 wymawiano bardzo wyra藕nie.
鈥 Je艣li tylko o to chodzi, dzwoni膮cy m贸g艂 m贸wi膰 ze szkockim akcentem, Donaldzie 鈥 zauwa偶y艂a pani Widburn, u艣miechaj膮c si臋 do Rossa.
Ross roze艣mia艂 si臋 g艂o艣no.
鈥 Jestem niewinny 鈥 powiedzia艂. 鈥 Siedzia艂em wtedy za sto艂em. Poirot ponownie zwr贸ci艂 si臋 do lokaja.
鈥 Czy mogliby艣cie rozpozna膰 ten g艂os, gdyby艣cie go zn贸w us艂yszeli?
S艂u偶膮cy zawaha艂 si臋.
鈥 Nie jestem ca艂kiem pewien, prosz臋 pana. By膰 mo偶e. Wydaje mi si臋 to mo偶liwe.
鈥 Dzi臋kuj臋, przyjacielu.
鈥 Dzi臋kuj臋 panu.
Lokaj sk艂oni艂 g艂ow臋 i usun膮艂 si臋, do ostatniej chwili zachowuj膮c postaw臋 godn膮 pra艂ata.
Sir Montagu Corner nadal by艂 przyjacielski; odgrywa艂 rol臋 czaruj膮cego przedstawiciela starego 艣wiata. Przekona艂 nas, by艣my zostali i zagrali w bryd偶a. Ja si臋 wym贸wi艂em 鈥 stawki by艂y wy偶sze, ni偶 mog艂em sobie pozwoli膰. M艂ody Ross najwyra藕niej z ulg膮 przyj膮艂 fakt, 偶e kto艣 przejmuje jego karty. Siedzieli艣my razem, patrz膮c, jak pozosta艂a czw贸rka przyst臋puje do gry. Wiecz贸r zako艅czy艂 si臋 wysok膮 wygran膮 Poirota i sir Montagu.
Potem podzi臋kowali艣my gospodarzowi i opu艣cili艣my towarzystwo. Ross do艂膮czy艂 do nas.
鈥 Dziwny cz艂owieczek 鈥 zauwa偶y艂 Poirot, kiedy wyszli艣my w mrok.
Noc by艂a pi臋kna i postanowili艣my i艣膰 pieszo, p贸ki nie z艂apiemy taks贸wki, zamiast wzywa膰 j膮 telefonicznie.
鈥 Tak, dziwny cz艂owieczek 鈥 powt贸rzy艂 Poirot.
鈥 Bardzo bogaty cz艂owieczek 鈥 dorzuci艂 z uczuciem Ross.
鈥 Tak przypuszczam.
鈥 Wydaje si臋, 偶e mnie polubi艂 鈥 ci膮gn膮艂 Ross. 鈥 Mam nadziej臋, 偶e na d艂u偶ej. Poparcie takiego cz艂owieka wiele znaczy.
鈥 Jest pan aktorem, panie Ross?
Ross przytakn膮艂. Chyba zasmuci艂 go fakt, 偶e nie rozpoznali艣my z miejsca jego nazwiska. Najwyra藕niej zdoby艂 ostatnio wspania艂e recenzje za jak膮艣 ponur膮 sztuk臋 t艂umaczon膮 z rosyjskiego.
Kiedy wraz z Poirotem u艂agodzili艣my go, m贸j przyjaciel zapyta艂 niedbale:
鈥 Zna艂 pan Carlott臋 Adams, prawda?
鈥 Nie. Dzi艣 wiecz贸r przeczyta艂em w gazecie informacj臋 o jej 艣mierci. Przedawkowa艂a jaki艣 lek. Wszystkie te dziewczyny narkotyzuj膮 si臋 w zupe艂nie idiotyczny spos贸b.
鈥 Tak, to smutne. By艂a bardzo bystra.
鈥 Tak przypuszczam.
Przejawia艂 typowy brak zainteresowania losami kogokolwiek innego poza sob膮 samym.
鈥 Widzia艂 j膮 pan na scenie? 鈥 spyta艂em.
鈥 Nie. Takie przedstawienia nie bardzo mnie poci膮gaj膮. Teraz wszyscy za nimi szalej膮, ale wed艂ug mnie to nie potrwa d艂ugo.
鈥 Ach! 鈥 rzek艂 Poirot. 鈥 Jest taks贸wka. Zamacha艂 lask膮.
鈥 Ja chyba p贸jd臋 dalej 鈥 powiedzia艂 Ross. 鈥 Z Hammersmith z艂api臋 poci膮g prosto do domu. 鈥 Raptem roze艣mia艂 si臋 nerwowo. 鈥擠ziwna sprawa, ten wczorajszy obiad 鈥 rzuci艂.
鈥 Tak?
鈥 By艂o nas trzyna艣cioro. Jaki艣 facet zrezygnowa艂 w ostatniej chwili. Nie zauwa偶yli艣my tego a偶 do ko艅ca obiadu.
鈥 Kto wsta艂 pierwszy? 鈥 zapyta艂em.
Wyda艂 z siebie dziwaczny, nerwowy chichot.
鈥 Ja 鈥 powiedzia艂.
Kiedy dotarli艣my do domu, okaza艂o si臋, 偶e czeka na nas Japp.
鈥 Pomy艣la艂em sobie, 偶e wpadn臋 i pogadam z panem, Poirot, zanim rusz臋 dalej 鈥 powiedzia艂 weso艂o.
鈥 Eh bien, przyjacielu, jak panu idzie?
鈥 Nie za dobrze, to fakt. Wygl膮da艂 na przygn臋bionego.
鈥 Ma pan co艣 dla mnie, Poirot?
鈥 Ze dwa ma艂e pomys艂y, kt贸re chcia艂bym przedstawi膰 鈥 odpar艂 detektyw.
鈥 Pan i pa艅skie pomys艂y! W pewnym sensie niez艂y z pana numer. Nie, 偶ebym nie chcia艂 ich us艂ysze膰. W tej pana jajowatej g艂owie siedzi par臋 niez艂ych pomys艂贸w.
Poirot przyj膮艂 komplement do艣膰 ozi臋ble.
鈥 Ma pan co艣 w sprawie podw贸jnej lady Edgware? Tego g艂贸wnie chcia艂bym si臋 dowiedzie膰. Co, panie Poirot? Co pan na to? Kim by艂a?
鈥 O tym w艂a艣nie chcia艂bym z panem pom贸wi膰.
Zapyta艂 Jappa, czy kiedykolwiek s艂ysza艂 o Carlotcie Adams.
鈥 Znam to nazwisko, ale w tej chwili z nikim go nie kojarz臋.
Poirot wyja艣ni艂.
鈥 To ona! Potrafi na艣ladowa膰 ludzi, co? Co naprowadzi艂o pana na jej trop? Ma pan co艣, z czym mo偶na by p贸j艣膰 dalej?
Poirot zrelacjonowa艂 mu kroki, kt贸re podj臋li艣my, i wnioski, do jakich doszli艣my.
鈥 Na Boga, wygl膮da na to, 偶e ma pan racj臋. Str贸j, kapelusz, r臋kawiczki i tak dalej, wreszcie blond peruka. Tak, to musi by膰 to. M贸wi臋 szczerze, Poirot, jest pan niez艂y. Dobra robota! Cho膰 nie my艣l臋, 偶eby kto艣 usun膮艂 j膮 z drogi. To zbyt pochopny wniosek. Nie ca艂kiem zgadzam si臋 z panem w tej kwestii. Dla mnie pa艅ska teoria jest troch臋 zbyt fantastyczna. Mam wi臋cej do艣wiadczenia ni偶 pan. Nie wierz臋, 偶eby ktokolwiek namawia艂 Carlott臋 Adams do odegrania roli lady Edgware. Cho膰 to rzeczywi艣cie ona odwiedzi艂a lorda Edgware鈥檃. Jej post臋powanie t艂umaczy艂bym w dwojaki spos贸b. Posz艂a tam dla w艂asnych cel贸w: mo偶e chodzi艂o o szanta偶, skoro sugerowa艂a, 偶e otrzyma jakie艣 pieni膮dze. Pok艂贸cili si臋. On sta艂 si臋 napastliwy, ona te偶, i wyko艅czy艂a go. Doda艂bym, 偶e po powrocie do domu za艂ama艂a si臋. Nie chcia艂a pope艂ni膰 morderstwa. Przypuszczam, 偶e przedawkowa艂a lek celowo, jako najprostszy spos贸b wydostania si臋 z matni.
鈥 Uwa偶a pan, 偶e to wyja艣nia wszystkie fakty?
鈥 Oczywi艣cie, jest jeszcze wiele rzeczy, kt贸rych nie wiemy. Ale to dobra hipoteza robocza, od kt贸rej mo偶na wyj艣膰. Drugie wyja艣nienie jest takie, 偶e maskarada i morderstwo nie maj膮 ze sob膮 nic wsp贸lnego. 呕e to po prostu dziwaczny zbieg okoliczno艣ci.
Wiedzia艂em, 偶e Poirot si臋 z tym nie zgadza. Lecz powiedzia艂 tylko wymijaj膮co:
鈥 Mais oui, c鈥檈st possible.
鈥 A mo偶e by艂o tak, niech pan pos艂ucha: sam鈥斉糰rt jest do艣膰 niewinny. Kto艣 dowiaduje si臋 o nim i uznaje, 偶e idealnie pasuje do jego w艂asnych cel贸w. Niez艂y pomys艂? 鈥 Na chwil臋 przerwa艂, a potem ci膮gn膮艂 dalej: 鈥 Chocia偶 sam wol臋 teori臋 numer jeden. Wkr贸tce i tak odkryjemy, jaki zwi膮zek 艂膮czy艂 lorda z dziewczyn膮.
Poirot powiedzia艂 mu o li艣cie do Ameryki zaniesionym na poczt臋 przez pokoj贸wk臋 i Japp przyzna艂, 偶e ta informacja mo偶e si臋 okaza膰 bardzo pomocna.
鈥 Zaraz si臋 tym zajm臋 鈥 oznajmi艂, sporz膮dzaj膮c notatk臋 w swoim notesiku. 鈥 Bardziej stawiam na lady Edgware jako morderczyni臋, poniewa偶 nie mog臋 znale藕膰 nikogo innego 鈥 wyzna艂, od艂o偶ywszy notes. 鈥 Jest oczywi艣cie kapitan Marsh, obecnie lord. Ma motyw wyra藕ny na mil臋, do tego brzydk膮 przesz艂o艣膰. Zawsze bez pieni臋dzy i niezbyt sumienny, je艣li o nie chodzi. Co wi臋cej, wczoraj rano pok艂贸ci艂 si臋 z wujem. W rzeczywisto艣ci sam mi o tym powiedzia艂, co pozbawia ca艂膮 spraw臋 pikanterii. Tak, by艂by prawdopodobnym podejrzanym, ale ma alibi na wczorajszy wiecz贸r. By艂 w operze z Dortheimerami. To bogaci 呕ydzi z Grosvenor Square. Sprawdzi艂em to i wszystko si臋 zgadza. Zjad艂 z nimi obiad, poszed艂 do opery, a potem na kolacj臋 do Sobranisa. To tyle.
鈥 A mademoiselle?
鈥 Pyta pan o c贸rk臋? Jej r贸wnie偶 nie by艂o w domu. Jad艂a obiad z lud藕mi nazwiskiem Carthew West. Zabrali j膮 do opery, a potem odwie藕li do domu. Wr贸ci艂a kwadrans przed p贸艂noc膮. To wy艂膮cza j膮 z grona podejrzanych. Sekretarka wydaje si臋 w porz膮dku. To bardzo kompetentna i przyzwoita kobieta. Jest jeszcze lokaj. Nie mog臋 powiedzie膰, 偶eby mi si臋 spodoba艂. To nienaturalne, 偶eby m臋偶czyzna by艂 a偶 tak pi臋kny. Jest w nim co艣 podejrzanego, r贸wnie偶 w dziwny spos贸b zacz膮艂 s艂u偶b臋 u lorda Edgware鈥檃. Tak, sprawdzam go, cho膰 nie rozumiem, jaki m贸g艂by mie膰 motyw.
鈥 Nie pojawi艂y si臋 偶adne nowe fakty?
鈥 A tak, ze dwa. Trudno orzec, czy cokolwiek znacz膮. Jeden to zagini臋cie klucza lorda Edgware鈥檃.
鈥 Do frontowych drzwi?
鈥 Tak.
鈥 To z pewno艣ci膮 interesuj膮ce.
鈥 Jak wspomnia艂em, mo偶e mie膰 du偶e znaczenie albo 偶adnego. To zale偶y. Dla mnie troch臋 bardziej znacz膮ca jest nast臋puj膮ca sprawa: wczoraj lord Edgware zrealizowa艂 czek na niezbyt du偶膮 sum臋, sto funt贸w. Wybra艂 pieni膮dze we francuskich banknotach. By艂y mu potrzebne na dzisiejsz膮 podr贸偶 do Pary偶a. I te pieni膮dze znikn臋艂y.
鈥 Kto panu o tym powiedzia艂?
鈥 Panna Carroll. To ona zrealizowa艂a czek i podj臋艂a got贸wk臋. Wspomnia艂a mi o tym, a ja odkry艂em, 偶e pieni臋dzy nie ma.
鈥 A gdzie by艂y wczorajszego wieczoru?
鈥 Tego panna Carroll nie wie. Przekaza艂a je lordowi Edgware鈥檕wi ko艂o wp贸艂 do czwartej w kopercie z banku. Siedzia艂 wtedy w bibliotece. Wzi膮艂 je i po艂o偶y艂 ko艂o siebie na stole.
鈥 To daje do my艣lenia. Komplikuje spraw臋.
鈥 Albo j膮 upraszcza. Mam jeszcze co艣 nowego o samej ranie.
鈥 Tak?
鈥 Lekarz m贸wi, 偶e nie zadano jej zwyczajnym scyzorykiem. Czym艣 podobnym, lecz o innym kszta艂cie ostrza. By艂o zdumiewaj膮co ostre.
鈥 Ale nie chodzi o brzytw臋?
鈥 Nie, nie. To co艣 o wiele mniejszego. Poirot zmarszczy艂 czo艂o w zamy艣leniu.
鈥 Wydaje si臋, 偶e nowy lord Edgware dobrze bawi si臋 swoim 偶artem 鈥 zauwa偶y艂 Japp. 鈥 To, 偶e jest podejrzany o morderstwo, uwa偶a za bardzo 艣mieszne. Dopilnowa艂, by艣my naprawd臋 zacz臋li go podejrzewa膰. A to wydaje si臋 cokolwiek dziwne.
鈥 Mo偶e dowodzi jedynie jego sprytu.
鈥 Ja stawia艂bym raczej na nieczyste sumienie. 艢mier膰 wuja jest mu bardzo na r臋k臋. W艂a艣nie wprowadzi艂 si臋 do domu.
鈥 Gdzie mieszka艂 przedtem?
鈥 Przy Martin Street ko艂o St George Road. W niezbyt dobrej dzielnicy.
鈥 Mo偶esz to zanotowa膰, Hastings.
Zrobi艂em tak, cho膰 troch臋 mnie to zdziwi艂o. Je艣li Ronald wprowadzi艂 si臋 na Regent Gate, jego poprzedni adres nie by艂 chyba zbyt przydatny.
鈥 My艣l臋, 偶e zrobi艂a to ta Adams 鈥 orzek艂 Japp, wstaj膮c. 鈥 Wykona艂 pan ca艂kiem niez艂膮 robot臋, Poirot. No, ale pan, oczywi艣cie, chodzi do teatru dla rozrywki. Widzi pan rzeczy, kt贸rych ja nie mam szans obejrze膰. Szkoda, 偶e nie ma wyra藕nego motywu, ale spodziewam si臋, 偶e wkr贸tce do jakiego艣 dotrzemy.
鈥 Jednej osobie, kt贸ra ma wyra藕ny motyw, nie po艣wi臋ci艂 pan 偶adnej uwagi 鈥 zauwa偶y艂 Poirot.
鈥 A to komu?
鈥 D偶entelmenowi, kt贸ry chce pono膰 po艣lubi膰 偶on臋 lorda Edgware鈥檃. M贸wi臋 o ksi臋ciu Merton.
鈥 Tak, on rzeczywi艣cie ma motyw. 鈥 Japp si臋 roze艣mia艂. 鈥 Lecz cz艂owiek z jego pozycj膮 nie pope艂nia morderstw. Zreszt膮, on i tak jest w Pary偶u.
鈥 Wi臋c nie uwa偶a go pan za powa偶nego podejrzanego?
鈥 A pan, Poirot?
Japp opu艣ci艂 nas, 艣miej膮c si臋 z tak absurdalnego pomys艂u.
Nast臋pny dzie艅 okaza艂 si臋 dniem spokoju dla nas, a wzmo偶onej aktywno艣ci dla Jappa. Wpad艂 do nas w porze popo艂udniowej herbaty, zaczerwieniony i w艣ciek艂y.
鈥 Pope艂ni艂em b艂膮d.
鈥 To niemo偶liwe, przyjacielu 鈥 uspokaja艂 go Poirot.
鈥 A jednak. Pozwoli艂em, by ten (tu pozwoli艂 sobie na przekle艅stwo) lokaj wy艣lizgn膮艂 mi si臋 z r膮k.
鈥 Znikn膮艂?
鈥 Tak. Zwia艂. A najbardziej z艂o艣ci mnie moja w艂asna g艂upota, poniewa偶 nawet go nie podejrzewa艂em.
鈥 Prosz臋 si臋 uspokoi膰. Niech偶e pan och艂onie.
鈥 Dobrze panu m贸wi膰. Nie by艂by pan spokojny, gdyby szef zrobi艂 panu awantur臋. Och, to 艣liski go艣膰. Nie po raz pierwszy zwia艂 z miejsca pracy. To stary wyga.
Japp przetar艂 czo艂o d艂oni膮. Wygl膮da艂 jak obraz n臋dzy i rozpaczy. Poirot mrucza艂 pocieszaj膮co, co przypomina艂o troch臋 d藕wi臋ki wydawane przez kur臋, kt贸ra znios艂a jajo. Lepiej znaj膮c charakter Anglika, nape艂ni艂em szklank臋 whisky z sod膮 i postawi艂em przed przygn臋bionym inspektorem. Rozchmurzy艂 si臋 troch臋.
鈥 C贸偶, nie odm贸wi臋 鈥 rzek艂.
Potem opowiada艂 ju偶 z wi臋kszym o偶ywieniem.
鈥 Nawet teraz nie jestem przekonany, 偶e to on jest morderc膮! Oczywi艣cie jego ucieczka wygl膮da niedobrze, ale mo偶e mia艂 swoje powody. Widzi pan, zacz膮艂em si臋 do niego dobiera膰. Najwyra藕niej 艂膮czy go co艣 z kilkoma podejrzanymi nocnymi klubami. Nie chodzi o zwyk艂e sprawki, ale co艣 o wiele bardziej skomplikowanego i paskudnego. To prawdziwy czarny charakter.
鈥 Tout de m锚me, to niekoniecznie oznacza, 偶e jest morderc膮.
鈥 W艂a艣nie! M贸g艂 si臋 wpl膮ta膰 w jakie艣 podejrzane interesy, ale niekoniecznie w morderstwo. Bardziej ni偶 kiedykolwiek jestem pewien, 偶e to ta Adams. Cho膰 nie mam jeszcze 偶adnych dowod贸w. Dzi艣 moi ludzie przeczesali jej mieszkanie, lecz nie znale藕li nic, co mog艂oby si臋 przyda膰. To spryciara. Nie trzyma艂a 偶adnej korespondencji, pr贸cz kilku list贸w dotycz膮cych kontrakt贸w finansowych. Schludnie z艂o偶one i opisane. Jest kilka list贸w od siostry z Waszyngtonu, prostych i szczerych. Troch臋 dobrej, staro艣wieckiej bi偶uterii, ale nic nowego czy drogiego. Nie prowadzi艂a pami臋tnika. Jej ksi膮偶eczka bankowa i czekowa nie zawieraj膮 niczego ciekawego. Niech to diabli, ta dziewczyna najwyra藕niej wcale nie mia艂a prywatnego 偶ycia!
鈥 By艂a zamkni臋ta w sobie 鈥 powiedzia艂 w zamy艣leniu Poirot. 鈥 To 藕le z naszego punktu widzenia.
鈥 Rozmawia艂em z kobiet膮, kt贸ra u niej sprz膮ta艂a. I nic. Poszed艂em do tej dziewczyny, w艂a艣cicielki sklepu z kapeluszami, kt贸ra by艂a, jak si臋 zdaje, jej przyjaci贸艂k膮.
鈥 Ach! I co pan s膮dzi o pannie Driver?
鈥 Wygl膮da na bystr膮, trze藕w膮 os贸bk臋. Ale nie mog艂a mi pom贸c. Wcale mnie to nie zdziwi艂o. Cz臋sto musz臋 szuka膰 zaginionych dziewcz膮t, a ich rodziny i przyjaciele zawsze m贸wi膮 to samo: 鈥濵ia艂a szczere, wra偶liwe usposobienie i nie 艂膮czy艂o jej nic z m臋偶czyznami鈥. A to nigdy nie jest prawd膮. To nienaturalne. Dziewczyna powinna by膰 zwi膮zana z jakim艣 m臋偶czyzn膮. Je艣li nie, co艣 jest z ni膮 nie tak. Ta g艂upia lojalno艣膰 przyjaci贸艂 i krewnych czyni 偶ywot detektywa naprawd臋 trudnym.
Umilk艂, by zaczerpn膮膰 tchu, a ja powt贸rnie nape艂ni艂em jego szklank臋.
鈥 Dzi臋kuj臋, kapitanie Hastings, nie odm贸wi臋. No i w艂a艣nie. Trzeba bez przerwy szuka膰. Jest jaki艣 tuzin m艂odych m臋偶czyzn, z kt贸rymi wychodzi艂a na kolacj臋 i ta艅czy艂a, cho膰 nic nie wskazuje na to, by kt贸ry艣 by艂 wa偶niejszy od reszty. Ani obecny lord Edgware, ani Bryan Martin, ten gwiazdor, ani p贸艂 tuzina innych 鈥 偶aden nie by艂 dla niej kim艣 szczeg贸lnym, wyj膮tkowym. Pa艅ski pomys艂, 偶e za maskarad膮 sta艂 jaki艣 m臋偶czyzna, jest zupe艂nie b艂臋dny. Wkr贸tce odkryje pan, 偶e dzia艂a艂a na w艂asn膮 r臋k臋. Teraz szukam zwi膮zk贸w mi臋dzy ni膮 a zamordowanym. Na pewno istniej膮. Przypuszczam, 偶e b臋d臋 musia艂 pojecha膰 do Pary偶a. Na tym z艂otym puzderku napisano 鈥濸ary偶鈥, a zmar艂y je藕dzi艂 tam kilkakrotnie zesz艂ej jesieni, jak wspomnia艂a mi panna Carroll. Uczestniczy艂 w aukcjach i kupowa艂 antyki. Tak, pewnie b臋d臋 musia艂 tam pojecha膰. Jutro jest rozprawa. Oczywi艣cie zostanie odroczona. A ja zd膮偶臋 z艂apa膰 popo艂udniowy prom.
鈥 Jest pan niezwykle energiczny, Japp. To mnie zdumiewa.
鈥 Tak, pan si臋 rozleniwi艂. Tylko siedzi pan sobie i my艣li! Uruchamia pan swoje ma艂e szare kom贸rki, jak to pan m贸wi. To na nic, trzeba wyj艣膰 sprawom naprzeciw. Same do pana nie przyjd膮.
Do pokoju zajrza艂a malutka pokoj贸wka.
鈥 Pan Bryan Martin, prosz臋 pana. Jest pan zaj臋ty czy mo偶e go przyj膮膰?
鈥 Ja ju偶 id臋, Poirot. 鈥 Japp podni贸s艂 si臋. 鈥 Wygl膮da na to, 偶e radz膮 si臋 pana wszystkie gwiazdy teatru.
Poirot skromnie wzruszy艂 ramionami, na co Japp si臋 roze艣mia艂.
鈥 Pewnie jest pan ju偶 milionerem, Poirot. Co pan robi z pieni臋dzmi? Oszcz臋dza?
鈥 Ceni臋 sobie oszcz臋dno艣膰. A m贸wi膮c o zarz膮dzaniu pieni臋dzmi: jak lord Edgware rozporz膮dzi艂 maj膮tkiem?
鈥 Wszystko, co nie wchodzi w dobra dziedziczone wraz z tytu艂em, pozostawi艂 c贸rce. Pi臋膰set funt贸w otrzyma艂a panna Carroll. Nie ma innych darowizn. To bardzo prosty testament.
鈥 A kiedy go spisano?
鈥 Po tym, jak opu艣ci艂a go 偶ona, ponad dwa lata temu. Wydziedziczy艂 j膮.
鈥 M艣ciwy cz艂owiek 鈥 mrukn膮艂 do siebie Poirot.
Japp odszed艂, rzucaj膮c na po偶egnanie weso艂e 鈥瀗a razie鈥.
Wszed艂 Bryan Martin. Ubrany by艂 bez zarzutu i wygl膮da艂 wyj膮tkowo przystojnie. Ja jednak dostrzeg艂em 艣lady znu偶enia i przygn臋bienia.
鈥 Przepraszam, 偶e tyle czasu mi to zaj臋艂o, panie Poirot 鈥 zacz膮艂 ze skruch膮. 鈥 Zw艂aszcza 偶e niepotrzebnie zawraca艂em panu g艂ow臋.
鈥 En verite?
鈥 Tak. Widzia艂em si臋 z wiadom膮 dam膮. K艂贸ci艂em si臋 z ni膮, b艂aga艂em, wszystko na darmo. Nie chce s艂ysze膰 o tym, by zaj膮艂 si臋 pan nasz膮 spraw膮. Obawiam si臋, 偶e musimy o wszystkim zapomnie膰. Jest mi bardzo, ale to bardzo przykro, 偶e traci艂 pan na mnie czas.
鈥 Du tout, du tout 鈥 odpar艂 szczerze Poirot. 鈥 Spodziewa艂em si臋 tego.
鈥 Co? 鈥 M艂ody cz艂owiek by艂 wyra藕nie zaskoczony. 鈥 Spodziewa艂 si臋 pan tego? 鈥 powt贸rzy艂 ze zdumieniem.
鈥 Mais oui. Kiedy wspomnia艂 pan o skonsultowaniu si臋 z przyjaci贸艂k膮, przewidzia艂em, 偶e wszystko sprowadzi si臋 do obecnej sytuacji.
鈥 Ma pan wi臋c jak膮艣 teori臋?
鈥 Panie Martin, detektyw zawsze ma jak膮艣 teori臋. Tego si臋 po nim oczekuje. Sam nie nazywam tego teori膮. M贸wi臋, 偶e mam ma艂y pomys艂. To pierwszy etap.
鈥 A drugi?
鈥 Je艣li pomys艂 oka偶e si臋 prawdziwy, wtedy wiem! Widzi pan, to ca艂kiem proste.
鈥 Czy m贸g艂by pan powiedzie膰 mi, jak brzmi pa艅ska teoria, czy raczej pomys艂?
Poirot 艂agodnie potrz膮sn膮艂 g艂ow膮.
鈥 To kolejna zasada. Detektyw nigdy nic nie m贸wi.
鈥 Nie mo偶e pan nawet niczego zasugerowa膰?
鈥 Nie. Powiem jedynie, 偶e stworzy艂em swoj膮 teori臋, jak tylko napomkn膮艂 pan o z艂otym z臋bie.
Bryan Martin wytrzeszczy艂 oczy.
鈥 Zbi艂 mnie pan zupe艂nie z tropu 鈥 wyzna艂. 鈥 Nie rozumiem, do czego pan zmierza. Gdyby tylko da艂 mi pan jak膮艣 wskaz贸wk臋.
Poirot u艣miechn膮艂 si臋 i przecz膮co pokr臋ci艂 g艂ow膮.
鈥 Zmie艅my temat.
鈥 Dobrze, lecz najpierw pa艅skie honorarium. Musi mi pan pozwoli膰.
Poirot zamacha艂 w艂adczo d艂oni膮.
鈥 Pas un sou! Nie zrobi艂em nic, by panu pom贸c.
鈥 Zabiera艂em panu czas鈥
鈥 Kiedy jaki艣 przypadek mnie zaciekawi, nawet nie tykam pieni臋dzy. A pa艅ski przypadek bardzo mnie zaciekawi艂.鈥
鈥 Ciesz臋 si臋 鈥 powiedzia艂 aktor, skr臋powany. Wygl膮da艂 wyj膮tkowo nieszcz臋艣liwie.
鈥 Niech偶e pan da spok贸j 鈥 rzuci艂 偶yczliwie Poirot.
鈥 Porozmawiajmy o czym艣 innym.
鈥 Czy cz艂owiek, kt贸rego spotka艂em na schodach, nie by艂 tym facetem ze Scotland Yardu?
鈥 Tak, to inspektor Japp.
鈥 Panowa艂 p贸艂mrok, wi臋c nie by艂em pewny. A w艂a艣nie: zaszed艂 do mnie i pyta艂 o t臋 biedaczk臋, Carlott臋 Adams, kt贸ra przedawkowa艂a weronal.
鈥 Zna艂 pan dobrze pann臋 Adams?
鈥 Niezbyt. Zna艂em j膮 jako dziecko w Ameryce. Tu natkn膮艂em si臋 na ni膮 par臋 razy, ale nie widywa艂em jej cz臋sto. By艂o mi bardzo przykro, kiedy dowiedzia艂em si臋 o jej 艣mierci.
鈥 Lubi艂 j膮 pan?
鈥 Tak. Wyj膮tkowo 艂atwo si臋 z ni膮 rozmawia艂o.
鈥 Bardzo sympatyczna osoba, te偶 tak uwa偶am.
鈥 Przypuszczam, 偶e uznaj膮 jej 艣mier膰 za samob贸jstwo? Nie wiedzia艂em nic, co mog艂oby pom贸c inspektorowi. Carlotta zawsze by艂a zamkni臋ta w sobie.
鈥 Nie s膮dz臋, 偶eby pope艂ni艂a samob贸jstwo 鈥 powiedzia艂 Poirot.
鈥 Du偶o bardziej prawdopodobne, 偶e by艂 to wypadek, zgadzam si臋. Zapad艂a cisza. A potem Poirot powiedzia艂 z u艣miechem:
鈥 Sprawa 艣mierci lorda Edgware鈥檃 robi si臋 intryguj膮ca, prawda?
鈥 To jest absolutnie zdumiewaj膮ce. Nie wie pan, czy policja ma poj臋cie, kto go zabi艂? Skoro Jane zosta艂a definitywnie wykluczona?
鈥 Mais oui, maj膮 silne podejrzenia.
Bryan Martin wygl膮da艂 na podekscytowangeo.
鈥 Naprawd臋? Kogo podejrzewaj膮?
鈥 Znikn膮艂 lokaj. Rozumie pan: ucieczka jest r贸wnoznaczna z przyznaniem si臋 do winy.
鈥 Lokaj! Doprawdy, zaskakuje mnie pan.
鈥 Wyj膮tkowo przystojny cz艂owiek. E vous ressemble en peu. 鈥 Skin膮艂 g艂ow膮, sk艂adaj膮c komplement.
Oczywi艣cie! Teraz u艣wiadomi艂em sobie, dlaczego twarz Martina wyda艂a mi si臋 troch臋 znajoma, kiedy po raz pierwszy go ujrza艂em.
鈥 Pochlebia mi pan 鈥 rzuci艂 Bryan ze 艣miechem.
鈥 Nie, nie. Czy偶 wszystkie dziewcz臋ta, wszystkie s艂u偶膮ce, podlotki, maszynistki, panny z towarzystwa 鈥 czy偶 wszystkie one nie uwielbiaj膮 pana, panie Martin?
鈥 Wiele z nich, jak przypuszczam 鈥 przyzna艂 Martin. Podni贸s艂 si臋 gwa艂townie. 鈥 C贸偶, bardzo panu dzi臋kuj臋. Jeszcze raz przepraszam, 偶e pana niepokoi艂em.
Poda艂 r臋k臋 nam obu. Nagle, jak zauwa偶y艂em, wyda艂 si臋 du偶o starszy. Jego znu偶enie sta艂o si臋 bardziej widoczne.
Po偶era艂a mnie ciekawo艣膰, i jak tylko drzwi zamkn臋艂y si臋 za nim, natychmiast wyskoczy艂em z pytaniem:
鈥 Poirot, czy naprawd臋 spodziewa艂e艣 si臋, 偶e on wr贸ci tu i zrezygnuje ze zbadania tych wszystkich dziwnych rzeczy, kt贸re przydarzy艂y mu si臋 w Ameryce?
鈥 S艂ysza艂e艣, co powiedzia艂em, Hastings.
鈥 Ale w takim razie鈥 鈥 rozumowa艂em logicznie 鈥 w takim razie musisz wiedzie膰, kim jest tajemnicza dziewczyna, z kt贸r膮 musia艂 si臋 porozumie膰?
U艣miechn膮艂 si臋.
鈥 Mam taki ma艂y pomys艂, przyjacielu. Jak ci m贸wi艂em, zacz臋艂o si臋 od wzmianki o z艂otym z臋bie. Je艣li m贸j pomys艂 jest s艂uszny, wiem, kim jest dziewczyna, wiem, dlaczego nie pozwoli艂a panu Martinowi skonsultowa膰 si臋 ze mn膮. Znam prawd臋. Ty te偶 m贸g艂by艣 j膮 zna膰, gdyby艣 tylko korzysta艂 z rozumu, jaki da艂 ci dobry B贸g. Czasami naprawd臋 kusi mnie, by uwierzy膰, 偶e przez roztargnienie ci臋 przeoczy艂.
Nie zamierzam opisywa膰 rozpraw dotycz膮cych lorda Edgware鈥檃 i Carlotty Adams. W przypadku Carlotty wyrok brzmia艂 鈥炁沵ier膰 na skutek nieszcz臋艣liwego wypadku鈥. Spraw臋 lorda Edgware鈥檃 odroczono po przedstawieniu dowod贸w dotycz膮cych identyfikacji zw艂ok i zezna艅 lekarzy. W wyniku analizy tre艣ci 偶o艂膮dka ustalono czas 艣mierci na nie mniej ni偶 godzin臋 po zako艅czeniu obiadu, z mo偶liwo艣ci膮 wyd艂u偶enia go do nast臋pnej godziny. To oznacza艂o okres mi臋dzy dziesi膮t膮 a jedenast膮, przy czym bardziej prawdopodobna by艂a godzina wcze艣niejsza.
Nie dopuszczono, by do wiadomo艣ci publicznej przedosta艂 si臋 jakikolwiek fakt zwi膮zany z przebraniem Carlotty za Jane Wilkinson. Rysopis poszukiwanego lokaja opublikowano w prasie i og贸lne wra偶enie by艂o takie, 偶e to on jest morderc膮. Jego opowie艣膰 o wizycie Jane Wilkinson uwa偶ano za bezczelny wymys艂. Nie wspomniano o potwierdzaj膮cym jego zeznania 艣wiadectwie sekretarki. We wszystkich gazetach pojawi艂y si臋 artyku艂y o zbrodni, zawieraj膮ce jednak niewiele prawdziwych informacji.
W tym czasie, jak wiedzia艂em, Japp intensywnie pracowa艂. Troch臋 z艂o艣ci艂o mnie, 偶e Poirot przyj膮艂 tak biern膮 postaw臋. Przemkn臋艂o mi przez my艣l (i to nie pierwszy raz) podejrzenie, 偶e mia艂 z tym co艣 wsp贸lnego jego podesz艂y wiek. Usprawiedliwia艂 si臋 przede mn膮, jednak nie brzmia艂o to zbyt przekonuj膮co.
鈥 W moim wieku trzeba unika膰 k艂opot贸w 鈥 wyja艣ni艂.
鈥 Lecz, Poirot, m贸j drogi, nie wolno ci uwa偶a膰 si臋 za starca 鈥 zaprotestowa艂em.
Czu艂em, 偶e potrzebuje zach臋ty. Wiem, 偶e najnowsza metoda psychologiczna polega na leczeniu poprzez sugesti臋.
鈥 Masz mn贸stwo wigoru, jak zawsze 鈥 powtarza艂em z zapa艂em. 鈥擩este艣 w sile wieku, Poirot. U szczytu mo偶liwo艣ci. M贸g艂by艣 si臋 ruszy膰 i rozwi膮za膰 t臋 spraw臋, gdyby艣 tylko zechcia艂.
Poirot odpar艂, 偶e woli j膮 rozwi膮za膰, siedz膮c w domu.
鈥 Ale to ci si臋 nie uda, Poirot.
鈥 Nie do ko艅ca, to prawda.
鈥 Chodzi mi o to, 偶e nic nie robimy! To Japp zajmuje si臋 wszystkim.
鈥 Co mi bardzo odpowiada.
鈥 A mnie wcale. Chc臋, 偶eby艣 si臋 tym zaj膮艂.
鈥 Tak robi臋.
鈥 Co robisz?
鈥 Czekam.
鈥 Na co?
鈥 Pour que mon chien de chasse me rapporte le gibier* 鈥 odpar艂 z b艂yskiem w oku.
鈥 O czym ty m贸wisz?
鈥 O poczciwym Jappie. Po co trzyma膰 psa i szczeka膰 samemu? Japp dostarcza nam wyniki fizycznych dzia艂a艅, kt贸re tak podziwiasz. Ma do dyspozycji r贸偶norodne 艣rodki, kt贸rych ja nie posiadam. Nie w膮tpi臋, 偶e ju偶 wkr贸tce przyniesie nam nowe wie艣ci.
By艂o prawd膮, 偶e dzi臋ki wytrwa艂emu 艣ledztwu Japp powoli gromadzi艂 materia艂. Nie powiod艂o mu si臋 w Pary偶u, lecz kilka dni p贸藕niej odwiedzi艂 nas, bardzo z siebie zadowolony.
鈥 To mozolna praca 鈥 obwie艣ci艂 鈥 ale wreszcie do czego艣 dochodzimy.
鈥 Gratulacje, przyjacielu. Co si臋 sta艂o?
鈥 Odkry艂em, 偶e tamtego wieczoru o dziewi膮tej jaka艣 jasnow艂osa dama zostawi艂a kuferek w przechowalni na dworcu Euston. Pracownikom pokazano walizeczk臋 panny Adams, a oni j膮 zidentyfikowali. Wykonano j膮 w Ameryce, dlatego troch臋 si臋 wyr贸偶nia.
鈥 Ach, w Euston. Tak, to ostatnia du偶a stacja przed Regent Gate. Niew膮tpliwie posz艂a tam, przebra艂a si臋 w toalecie i zostawi艂a kuferek. Kiedy go odebrano?
鈥 O wp贸艂 do dziesi膮tej. Urz臋dnik twierdzi, 偶e zrobi艂a to ta sama kobieta.
Poirot skin膮艂 g艂ow膮.
鈥 Natkn膮艂em si臋 na co艣 jeszcze. Mam powody wierzy膰, 偶e Carlotta Adams by艂a o jedenastej w Lyons Corner House na Strandzie.
鈥 Ach! C鈥檈st tres bien 莽a! Jak pan to odkry艂?
鈥 W艂a艣ciwie przypadkiem. W gazetach wspomniano o ma艂ym z艂otym puzderku z inicja艂ami z rubin贸w. Napisa艂 o tym jaki艣 reporter; przygotowywa艂 artyku艂 o m艂odych aktorkach za偶ywaj膮cych narkotyki. Taka romantyczna bzdura, w sam raz do niedzielnej gazety. Fatalne z艂ote pude艂eczko z zab贸jcz膮 zawarto艣ci膮 i 偶a艂osna posta膰 m艂odej dziewczyny, przed kt贸r膮 stoi ca艂y 艣wiat! Zastanawia艂 si臋, gdzie sp臋dzi艂a ostatni wiecz贸r, co czu艂a, i tak dalej w podobnym stylu.
Przeczyta艂a to kelnerka w Corner House i przypomnia艂a sobie, 偶e dama, kt贸r膮 obs艂ugiwa艂a tamtego wieczoru, mia艂a w r臋ku takie w艂a艣nie puzderko. Pami臋ta艂a, 偶e by艂y na nim inicja艂y C.A. Bardzo si臋 tym przej臋艂a i zacz臋艂a opowiada膰 wszystkim przyjacio艂om. Liczy艂a, 偶e mo偶e dostanie za to co艣 od gazety.
M艂ody reporter szybko do niej dotar艂, a w dzisiejszym 鈥濫vening Shriek鈥 uka偶e si臋 ckliwy artyku艂 o ostatnich godzinach utalentowanej aktorki. O tym, jak czeka艂a na m臋偶czyzn臋, kt贸ry nigdy si臋 nie zjawi艂, o jej przeczuciu, 偶e siostra ma jakie艣 k艂opoty. Zna pan te bzdury, Poirot.
鈥 A jak dosz艂o to tak szybko do pa艅skich uszu?
鈥 Och! Mamy bardzo dobre uk艂ady z 鈥濫vening Shriek鈥. Dowiedzia艂em si臋 o tym, kiedy ten b艂yskotliwy m艂ody cz艂owiek pr贸bowa艂 wyci膮gn膮膰 ode mnie informacje w innej sprawie. Zaraz pobieg艂em do Corner House鈥
Tak, tak w艂a艣nie powinno si臋 to odbywa膰. Zrobi艂o mi si臋 偶al Poirota. Oto Japp zdobywa wszystko z pierwszej r臋ki, mo偶liwe, 偶e przeocz膮 j膮膰 przy tym cenne szczeg贸艂y, a Poirot zadowala si臋 nieaktualnymi ju偶 informacjami.
鈥 Widzia艂em si臋 z t膮 dziewczyn膮 i raczej nie mam w膮tpliwo艣ci. Nie potrafi艂a rozpozna膰 Carlotty Adams ze zdj臋cia, ale przyzna艂a, 偶e nie zwr贸ci艂a szczeg贸lnej uwagi na twarz kobiety. Wed艂ug jej s艂贸w by艂a to osoba m艂oda, szczup艂a, ciemnow艂osa i bardzo dobrze ubrana. Na g艂owie mia艂a najmodniejszy kapelusz. Chcia艂bym, by kobiety dok艂adniej przygl膮da艂y si臋 twarzom, a nie kapeluszom.
鈥 Twarz panny Adams nie艂atwo zapami臋ta膰 鈥 zauwa偶y艂 Poirot. 鈥 Jej 偶ywa mimika i wci膮偶 zmieniaj膮ce si臋 rysy szybko uciekaj膮 z pami臋ci.
鈥 Na pewno ma pan racj臋. Nie zawracam sobie g艂owy analizowaniem takich spraw. Dziewczyna m贸wi艂a, 偶e kobieta ubrana by艂a na czarno i mia艂a kuferek. Zwr贸ci艂a na niego uwag臋, gdy偶 uzna艂a za dziwne, 偶e taka elegancka dama nosi ze sob膮 walizk臋. Zam贸wi艂a jajecznic臋 i kaw臋, ale wed艂ug dziewczyny chcia艂a jedynie wype艂ni膰 czas, czekaj膮c na kogo艣. Na r臋ku mia艂a zegarek i bez przerwy na niego spogl膮da艂a. Kiedy kelnerka podesz艂a wr臋czy膰 rachunek, zauwa偶y艂a puzderko. Kobieta wyj臋艂a je z torebki, po艂o偶y艂a na stoliku i zacz臋艂a si臋 w nie wpatrywa膰. Otworzy艂a pokrywk臋, potem znowu zamkn臋艂a. U艣miecha艂a si臋 w rozmarzeniu. Dziewczyna zwr贸ci艂a uwag臋 na pude艂eczko, bo by艂o takie 艣liczne. 鈥濩hcia艂abym mie膰 takie z艂ote puzderko z inicja艂ami z rubin贸w鈥 鈥 powiedzia艂a. Panna Adams siedzia艂a jeszcze przez jaki艣 czas po zap艂aceniu rachunku. Wreszcie ponownie spojrza艂a na zegarek, najwyra藕niej podda艂a si臋 i wysz艂a.
Poirot zmarszczy艂 brwi.
鈥 Mia艂a rendez鈥搗ous 鈥 wymrucza艂. 鈥 Rendez鈥搗ous z kim艣, kto si臋 nie pojawi艂. Czy spotka艂a si臋 z nim p贸藕niej? A mo偶e si臋 nie spotkali, Carlotta wr贸ci艂a do domu i pr贸bowa艂a do niego zadzwoni膰? Chcia艂bym to wiedzie膰. Och, jak bardzo chcia艂bym to wiedzie膰!
鈥 Ta pa艅ska teoria, Poirot: tajemniczy m臋偶czyzna za kurtyn膮. Mit tajemniczego m臋偶czyzny. Nie m贸wi臋, 偶e nie czeka艂a na kogo艣, to ca艂kiem mo偶liwe. Mo偶e um贸wi艂a si臋 po tym, jak skutecznie za艂atwi艂a spraw臋 z milordem. C贸偶, wiemy w ka偶dym razie, co si臋 wydarzy艂o. Straci艂a g艂ow臋 i zabi艂a go. Nie nale偶a艂a jednak do os贸b, kt贸re trac膮 g艂ow臋 na d艂ugo. Przebra艂a si臋 na dworcu, odebra艂a walizk臋, posz艂a na spotkanie i tam dopiero, jak to si臋 m贸wi, wr贸ci艂a jej 艣wiadomo艣膰. Przerazi艂a si臋 tego, co zrobi艂a. A kiedy jej przyjaciel si臋 nie zjawi艂, nie mog艂a tego znie艣膰 d艂u偶ej. By膰 mo偶e wiedzia艂, 偶e wieczorem wybiera艂a si臋 na Regent Gate. Poczu艂a, 偶e gra jest sko艅czona. Wyj臋艂a wi臋c swoje pude艂eczko z narkotykiem. Za du偶a dawka 鈥 i b臋dzie po wszystkim. Przynajmniej jej nie powiesz膮. To oczywiste jak nos na pa艅skiej twarzy.
D艂o艅 Poirota niepewnie pow臋drowa艂a do nosa, potem dotkn膮艂 palcami w膮s贸w. Przyg艂adzi艂 je czule, z wyra藕n膮 dum膮.
鈥 Nie ma 偶adnych dowod贸w na istnienie tajemniczego cz艂owieka za kurtyn膮 鈥 ci膮gn膮艂 Japp, uparcie podkre艣laj膮c swoj膮 przewag臋. 鈥 Nie znalaz艂em jeszcze niczego, co potwierdza艂oby zwi膮zek 艂膮cz膮cy t臋 Adams z lordem Edgware鈥檈m, ale znajd臋. To tylko kwestia czasu. Musz臋 przyzna膰, 偶e Pary偶 mnie rozczarowa艂, cho膰 dziewi臋膰 miesi臋cy to rzeczywi艣cie sporo czasu. Zostawi艂em tam cz艂owieka, kt贸ry kontynuuje poszukiwania. Mo偶e co艣 nowego wyjdzie na 艣wiat艂o dzienne. Wiem, 偶e pan tak nie s膮dzi. Ma pan g艂ow臋 upart膮 jak osio艂.
鈥 Najpierw obrazi艂 pan m贸j nos, a teraz g艂ow臋!
鈥 To tylko przeno艣nia 鈥 rzuci艂 艂agodz膮co Japp. 鈥 Nie chcia艂em pana obrazi膰.
鈥 Odpowiedzie膰 na to mo偶na jedynie: 鈥濧ni Poirot w to uwierzy膰鈥 鈥 wtr膮ci艂em si臋.
Poirot przeni贸s艂 spojrzenie z jednego z nas na drugiego, zaskoczony.
鈥 Jakie艣 rozkazy? 鈥 spyta艂 偶artobliwie Japp, stoj膮c ju偶 w drzwiach. Poirot pos艂a艂 mu wybaczaj膮cy u艣miech.
鈥 Rozkazy nie. Ale rada.
鈥 Tak? Jaka? Niech pan to z siebie wydusi.
鈥 Radzi艂bym, 偶eby rozejrza艂 si臋 pan w艣r贸d taks贸wkarzy. Znalaz艂 tego, kt贸ry w noc morderstwa mia艂 jeden kurs albo, co bardziej prawdopodobne, dwa鈥 tak, dwa kursy z okolic Covent Garden do Regent Gate. Je艣li chodzi o czas, b臋dzie to najprawdopodobniej za dwadzie艣cia jedenasta.
Japp nastawi艂 czujnie ucho. Przypomina艂 m膮drego teriera.
鈥 Wi臋c to jest pa艅ski pomys艂, co? 鈥 rzuci艂. 鈥 C贸偶, zrobi臋 to. Nie zaszkodzi, a pan czasami wie, co m贸wi.
Jak tylko wyszed艂, Poirot wsta艂 i z energi膮 oczy艣ci艂 szczotk膮 sw贸j kapelusz.
鈥 Nie zadawaj mi 偶adnych pyta艅, przyjacielu. Zamiast tego przynie艣 benzyn臋. Rano kawa艂ek omletu spad艂 mi na kamizelk臋.
Przynios艂em, czego 偶膮da艂.
鈥 Raz przynajmniej czuj臋, 偶e nie musz臋 zadawa膰 pyta艅 鈥 odezwa艂em si臋. 鈥 Wygl膮da to ca艂kiem jasno. Naprawd臋 s膮dzisz, 偶e tak by艂o?
鈥 W tej chwili, mon ami, skupiam si臋 wy艂膮cznie na toalecie. Wybacz, lecz nie podoba mi si臋 tw贸j krawat.
鈥 To ca艂kiem 艂adny krawat 鈥 zaprotestowa艂em.
鈥 Mo偶e kiedy艣. Czu膰 go staro艣ci膮, jak kiedy艣 by艂e艣 艂askaw powiedzie膰 o mnie. Zmie艅 go, zaklinam ci臋, i wyczy艣膰 prawy r臋kaw marynarki.
鈥 Wybieramy si臋 z wizyt膮 do kr贸la Jerzego? 鈥 spyta艂em ironicznie.
鈥 Nie. Lecz w porannych gazetach przeczyta艂em, 偶e ksi膮偶臋 Merton powr贸ci艂 do Merton House. Jak rozumiem, jest czo艂owym przedstawicielem brytyjskiej arystokracji. Chc臋 odda膰 mu nale偶ne honory.
Poirot nie ma w sobie nic z socjalisty.
鈥 Dlaczego wybieramy si臋 do ksi臋cia Merton?
鈥 Chc臋 go zobaczy膰.
Tyle tylko mog艂em z niego wydoby膰. Kiedy m贸j wygl膮d by艂 wreszcie na tyle przyzwoity, by zadowoli膰 krytyczne oko Poirota, wyszli艣my.
W Merton House kamerdyner zapyta艂, czy byli艣my um贸wieni. Detektyw zaprzeczy艂. S艂u偶膮cy oddali艂 si臋 z wizyt贸wk膮 w r臋ku i szybko powr贸ci艂, by przekaza膰, 偶e ksi臋ciu jest przykro, lecz w tej chwili jest wyj膮tkowo zaj臋ty. Poirot natychmiast usiad艂 na krze艣le.
鈥 Tres bien 鈥 odrzek艂. 鈥 Zaczekam. Poczekam kilka godzin, je艣li trzeba.
To jednak nie okaza艂o si臋 konieczne. Prawdopodobnie Poirot zosta艂 przyj臋ty przez d偶entelmena, kt贸rego pragn膮艂 zobaczy膰, poniewa偶 by艂 to najszybszy spos贸b na pozbycie si臋 niepo偶膮danego go艣cia.
Ksi膮偶臋 mia艂 jakie艣 dwadzie艣cia siedem lat. Chudy i s艂abowity, nie odznacza艂 si臋 ujmuj膮cym wygl膮dem. Mia艂 nijakie, rzadkie w艂osy, 艂ysiej膮ce zakola, w膮skie, zaci艣ni臋te usta i p贸艂przytomne, rozmarzone spojrzenie. W pokoju wisia艂o kilka krzy偶y oraz par臋 dzie艂 sztuki religijnej. Szeroka p贸艂ka na ksi膮偶ki nie zawiera艂a chyba niczego, pr贸cz prac teologicznych. Ksi膮偶臋 wygl膮da艂 bardziej na zag艂odzonego sklepikarza ni偶 na para Anglii. Wiedzia艂em, 偶e uczy艂 si臋 w domu, poniewa偶 by艂 wyj膮tkowo chorowitym dzieckiem. Ten w艂a艣nie cz艂owiek z miejsca sta艂 si臋 zdobycz膮 Jane Wilkinson! By艂o to ca艂kowicie niedorzeczne. Zachowywa艂 si臋 arogancko i przyj膮艂 nas obu w spos贸b daleki od uprzejmo艣ci.
鈥 By膰 mo偶e zna pan moje nazwisko 鈥 zacz膮艂 Poirot.
鈥 Nigdy si臋 z nim nie zetkn膮艂em.
鈥 Zajmuj臋 si臋 studiowaniem zbrodni.
Ksi膮偶臋 milcza艂. Siedzia艂 za biurkiem, a przed nim le偶a艂 niedoko艅czony list. Stuka艂 niecierpliwie pi贸rem o blat sto艂u.
鈥 Z jakiego powodu chcia艂 si臋 pan ze mn膮 widzie膰? 鈥 spyta艂 ch艂odno.
Poirot siedzia艂 naprzeciw niego, plecami do okna, na kt贸re patrzy艂 ksi膮偶臋.
鈥 Obecnie zajmuj臋 si臋 badaniem okoliczno艣ci zwi膮zanych ze 艣mierci膮 lorda Edgware鈥檃.
Na s艂abej, lecz upartej twarzy ksi臋cia nie drgn膮艂 nawet mi臋sie艅.
鈥 Doprawdy? Nie zna艂em go.
鈥 Zna pan jednak, jak s膮dz臋, jego 偶on臋, pani膮 Jane Wilkinson?
鈥 To prawda.
鈥 Zdaje pan sobie spraw臋, 偶e mia艂a silny motyw, by pragn膮膰 艣mierci m臋偶a?
鈥 Doprawdy nie jestem 艣wiadom niczego takiego.
鈥 Chcia艂bym zapyta膰 pana wprost, ekscelencjo. Czy zamierza pan wkr贸tce po艣lubi膰 pani膮 Jane Wilkinson?
鈥 Kiedy zdecyduj臋 si臋 na zar臋czyny, fakt ten zostanie og艂oszony w prasie. Pa艅skie pytanie uwa偶am za impertynencj臋. 鈥 Podni贸s艂 si臋. 鈥 Zegnam.
Poirot r贸wnie偶 wsta艂. Wydawa艂 si臋 zak艂opotany. Zwiesi艂 g艂ow臋 i j膮kaj膮c si臋, powiedzia艂:
鈥 Nie mia艂em zamiaru鈥 ja鈥 Je vous demande pardon鈥
鈥 呕egnam 鈥 powt贸rzy艂 ksi膮偶臋, odrobin臋 g艂o艣niej.
Tym razem Poirot si臋 podda艂. Uczyni艂 charakterystyczny gest oznaczaj膮cy bezradno艣膰, po czym wyszli艣my. By艂a to haniebna odprawa.
By艂o mi 偶al Poirota. Tym razem jego napuszony styl nie przyni贸s艂 efektu. Dla ksi臋cia Merton wielki detektyw wyra藕nie znaczy艂 mniej ni偶 karaluch.
鈥 Nie wysz艂o to zbyt dobrze 鈥 rzuci艂em ze wsp贸艂czuciem. 鈥 C贸偶 za nieprzejednany typ z tego cz艂owieka. Po co naprawd臋 chcia艂e艣 si臋 z nim zobaczy膰?
鈥 呕eby si臋 dowiedzie膰, czy on i Jane Wilkinson rzeczywi艣cie zamierzaj膮 si臋 pobra膰.
鈥 Ona tak twierdzi艂a.
鈥 Ach, ona! Przecie偶 zdajesz sobie spraw臋, 偶e nale偶y do kobiet, kt贸re powiedz膮 wszystko, co odpowiada ich celom. Mog艂a postanowi膰 sobie, 偶e za niego wyjdzie, a on, biedak, m贸g艂 jeszcze o tym nie wiedzie膰.
鈥 Odes艂a艂 ci臋 z niczym.
鈥 Rzeczywi艣cie odpowiedzia艂 mi tak, jak odpowiedzia艂by dziennikarzowi. 鈥 Poirot zachichota艂. 鈥 Ale ja wiem! Dok艂adnie wiem, w czym rzecz.
鈥 Sk膮d? Po jego zachowaniu?
鈥 Wcale nie. Widzia艂e艣 list, kt贸ry pisa艂?
鈥 Tak.
鈥 Eh bien, za mojej m艂odo艣ci w belgijskiej policji nauczy艂em si臋, jak po偶yteczna jest umiej臋tno艣膰 czytania do g贸ry nogami. Mam powiedzie膰 ci, co pisa艂 w li艣cie? 鈥濵oja najdro偶sza Jane, m贸j ub贸stwiany, pi臋kny aniele, jak mam wyrazi膰, ile dla mnie znaczysz? Ty, kt贸ra tak wiele wycierpia艂a艣! Tw贸j wspania艂y charakter鈥︹.
鈥 Poirot! 鈥 wykrzykn膮艂em zgorszony, chc膮c go powstrzyma膰.
鈥 Tyle zd膮偶y艂 napisa膰. 鈥濼w贸j wspania艂y charakter, kt贸ry tylko ja znam鈥.
Ogromnie si臋 zdenerwowa艂em. Poirot tak naiwnie cieszy艂 si臋 ze swojego wyczynu.
鈥 Poirot! 鈥 powt贸rzy艂em. 鈥 Nie mo偶esz robi膰 takich rzeczy. 呕eby podgl膮da膰 prywatny list!
鈥 Pleciesz g艂upstwa, Hastings. To absurdalne m贸wi膰: 鈥瀗ie mog臋鈥, skoro ju偶 to zrobi艂em!
鈥 To nie鈥 przelewki.
鈥 Morderstwo to nie gra, lecz sprawa powa偶na. Tak czy inaczej, nie powiniene艣 by艂 u偶y膰 s艂owa 鈥瀙rzelewki鈥. Tak si臋 ju偶 nie m贸wi, sam to odkry艂em. To przestarza艂y zwrot. M艂odzi ludzie 艣miej膮 si臋, kiedy go s艂ysz膮. Mais oui, m艂ode, pi臋kne dziewcz臋ta wy艣miej膮 ci臋, je艣li powiesz 鈥瀙rzelewki鈥 zamiast 鈥瀔piny鈥.
Milcza艂em. Nie potrafi艂em znie艣膰, 偶e Poirot zachowuje si臋 tak beztrosko.
鈥 To by艂o zupe艂nie zbyteczne 鈥 powiedzia艂em. 鈥 Gdyby艣 mu cho膰by wyja艣ni艂, 偶e poszed艂e艣 do lorda Edgware鈥檃 na 偶yczenie Jane Wilkinson, potraktowa艂by ci臋 zupe艂nie inaczej.
鈥 Ach, ale ja nie mog艂em tego zrobi膰. Jane Wilkinson by艂a moj膮 klientk膮. Nie mog臋 m贸wi膰 innym o sprawach moich klient贸w. Podejmuj臋 si臋 poufnych misji i opowiada膰 o nich by艂oby rzecz膮 niehonorow膮.
鈥 Niehonorow膮!
鈥 W艂a艣nie.
鈥 Ale ona zamierza wyj艣膰 za niego?
鈥 To nie oznacza, 偶e nie ma przed nim tajemnic. Twoje pogl膮dy na ma艂偶e艅stwo s膮 bardzo staromodne. Nie, nie mog艂em zrobi膰 tego, co proponujesz. Jako detektyw mam honor, o kt贸ry musz臋 dba膰. Honor to rzecz wielkiej wagi.
鈥 C贸偶, na 艣wiecie jest zapewne wiele rodzaj贸w honoru.
Wizyta, jak膮 z艂o偶ono nam nast臋pnego ranka, dla mnie by艂a jedn膮 z najbardziej zdumiewaj膮cych rzeczy w ca艂ej sprawie.
Siedzia艂em w swoim pokoju, kiedy Poirot zajrza艂 do 艣rodka z b艂yskiem w oku.
鈥 Mamy go艣cia, mon ami.
鈥 Kto to?
鈥 Wdowa po ksi臋ciu Merton.
鈥 Nadzwyczajne! Czego chce?
鈥 Dowiesz si臋, je艣li zejdziesz ze mn膮 na d贸艂.
Uczyni艂em to po艣piesznie i razem weszli艣my do pokoju.
Ksi臋偶na okaza艂a si臋 drobn膮 kobiet膮 o wydatnym nosie i w艂adczym spojrzeniu. Mimo niskiego wzrostu nikt nie o艣mieli艂by si臋 nazwa膰 jej korpulentn膮. Mia艂a na sobie niemodn膮 czarn膮 sukni臋, a jednak w ka偶dym calu by艂a grand臋 dam臋. Odnios艂em te偶 wra偶enie, 偶e cechuje j膮 bezwzgl臋dny charakter. Posiada艂a to, czego brakowa艂o jej synowi: niez艂omn膮 wol臋. Niemal namacalnie czu艂em emanuj膮c膮 od niej si艂臋. Nic dziwnego, 偶e taka kobieta zawsze podporz膮dkowywa艂a sobie tych, z kt贸rymi si臋 styka艂a!
Podnios艂a do oczu lorgnon i najpierw przyjrza艂a si臋 mnie, a potem mojemu towarzyszowi. Zwr贸ci艂a si臋 do niego. Jej g艂os by艂 wyra藕ny i stanowczy, jak g艂os osoby, kt贸ra przywyk艂a do wydawania rozkaz贸w i do tego, 偶e je spe艂niano.
鈥 Pan si臋 nazywa Herkules Poirot?
Detektyw uk艂oni艂 si臋.
鈥 Do pani us艂ug, ksi臋偶no.
Spojrza艂a na mnie.
鈥 To m贸j przyjaciel, kapitan Hastings. Asystuje mi w prowadzonych dochodzeniach.
Przez chwil臋 w jej wzroku pojawi艂o si臋 wahanie. Potem skin臋艂a przychylnie g艂ow膮. Usiad艂a na krze艣le podsuni臋tym przez Poirota.
鈥 Przysz艂am poradzi膰 si臋 pana w bardzo delikatnej kwestii, panie Poirot, i musz臋 prosi膰, by to, co powiem, uzna艂 pan za absolutnie poufne.
鈥 To jest zrozumia艂e samo przez si臋, madame.
鈥 Lady Yardly opowiada艂a mi o panu. Ze sposobu, w jaki pana przedstawi艂a i wyra偶a艂a swoj膮 wdzi臋czno艣膰, odnios艂am wra偶enie, 偶e jest pan jedyn膮 osob膮, kt贸ra mog艂aby mi pom贸c.
鈥 Zapewniam, 偶e uczyni臋, co w mojej mocy, madame.
Mimo to nadal si臋 waha艂a. Wreszcie z wysi艂kiem przesz艂a do rzeczy, a jej bezpo艣rednio艣膰 przypomnia艂a mi zachowanie Jane Wilkinson tamtej pami臋tnej nocy w Savoyu.
鈥 Panie Poirot, chc臋, by dopilnowa艂 pan, 偶eby m贸j syn nie po艣lubi艂 tej aktorki, Jane Wilkinson.
Je艣li Poirot odczu艂 zdumienie, pohamowa艂 si臋 i nie okaza艂 go. Przypatrzy艂 si臋 jej z namys艂em i milcza艂 przez chwil臋, nim odpowiedzia艂:
鈥 Mo偶e pani okre艣li膰 troch臋 dok艂adniej, madame, czego w艂a艣ciwie pani ode mnie oczekuje?
鈥 To nie takie proste. Czuj臋, 偶e to ma艂偶e艅stwo by艂oby ogromn膮 katastrof膮. Zrujnowa艂oby mojemu synowi 偶ycie.
鈥 Tak pani s膮dzi, madame?
鈥 Jestem tego pewna. M贸j syn jest idealist膮. W rzeczywisto艣ci niewiele wie o 艣wiecie. Nigdy nie zwraca艂 uwagi na dziewcz臋ta ze swojej klasy spo艂ecznej. Uwa偶a艂 je za pustog艂owe trzpiotki. Lecz je艣li chodzi o t臋 kobiet臋鈥 c贸偶, jest bardzo pi臋kna, przyznaj臋. Ma w艂adz臋 nad m臋偶czyznami. Zauroczy艂a go. Mia艂am nadziej臋, 偶e jego zadurzenie minie, jak zawsze. Na szcz臋艣cie nie by艂a wolna. Lecz teraz, skoro jej m膮偶 nie 偶yje鈥 鈥 urwa艂a. 鈥 Zamierzaj膮 si臋 pobra膰 za kilka miesi臋cy. Szcz臋艣cie mojego syna wisi na w艂osku 鈥 m贸wi艂a teraz bardziej stanowczo. 鈥 Trzeba temu zaradzi膰, panie Poirot.
Poirot wzruszy艂 ramionami.
鈥 Nie twierdz臋, 偶e nie ma pani racji, madame. Zgadzam si臋, 偶e ich ma艂偶e艅stwo nie by艂oby odpowiednie. Lecz c贸偶 mo偶na zrobi膰?
鈥 Musi pan co艣 wymy艣li膰. Poirot wolno potrz膮sn膮艂 g艂ow膮.
鈥 Tak, tak, musi mi pan pom贸c.
鈥 W膮tpi臋, czy cokolwiek poskutkuje, madame. Musz臋 przyzna膰, 偶e pani syn nie zgodzi si臋 s艂ucha膰 argument贸w przeciwko tej damie. Uwa偶am te偶, 偶e niewiele z艂ego mo偶na o niej powiedzie膰. W膮tpi臋, by w jej przesz艂o艣ci mo偶na by znale藕膰 jakiekolwiek kompromituj膮ce zdarzenia. Zawsze by艂a鈥 jak by to okre艣li膰鈥 ostro偶na?
鈥 Wiem 鈥 potwierdzi艂a ponuro ksi臋偶na.
鈥 Aha! Wi臋c poczyni艂a ju偶 pani pewne dochodzenia w tym kierunku.
Zaczerwieni艂a si臋 lekko pod jego uwa偶nym spojrzeniem.
鈥 Nie ma nic, czego bym nie zrobi艂a, panie Poirot, by uratowa膰 mego syna przed tym ma艂偶e艅stwem. 鈥 Po chwili powt贸rzy艂a z naciskiem: 鈥 Nic! 鈥 Umilk艂a na chwil臋. 鈥 Pieni膮dze nie maj膮 znaczenia. Prosz臋 poda膰 kwot臋. Trzeba ich powstrzyma膰, i pan mo偶e to uczyni膰.
Poirot wolno pokr臋ci艂 g艂ow膮.
鈥 Nie chodzi o pieni膮dze. Nie mog臋 nic zrobi膰, wyja艣nia艂em pani, dlaczego. Nie widz臋 te偶, co mo偶na by uczyni膰. Nie potrafi臋 pani pom贸c, ksi臋偶no. Czy uzna mnie pani za impertynenta, je艣li co艣 pani poradz臋?
鈥 Co takiego?
鈥 Niech pani nie sprzeciwia si臋 synowi! Jest ju偶 w wieku, w kt贸rym m臋偶czyzna sam decyduje o sobie. Niech pani nie zak艂ada, 偶e to pani ma racj臋, poniewa偶 jego wyb贸r nie zgadza si臋 z pani wyborem. Je艣li jest to nieszcz臋艣cie, prosz臋 je zaakceptowa膰. I by膰 pod r臋k膮, kiedy b臋dzie potrzebowa艂 pomocy. Lecz niech pani nie nastawia go przeciw sobie.
鈥 Nic pan nie rozumie.
Podnios艂a si臋. Jej usta dr偶a艂y.
鈥 Ale偶 tak, madame, doskonale rozumiem. Rozumiem serce matki. Nikt nie rozumie go lepiej ni偶 ja, Herkules Poirot. Powtarzam pani z ca艂膮 odpowiedzialno艣ci膮: prosz臋 zachowa膰 cierpliwo艣膰. Cierpliwo艣膰 i spok贸j, i prosz臋 ukry膰 to, co pani czuje. Nadal istnieje szansa, 偶e sprawa sama upadnie. A sprzeciw wzmocni jedynie up贸r pani syna.
鈥 呕egnam, panie Poirot 鈥 powiedzia艂a ch艂odno ksi臋偶na. 鈥 Rozczarowa艂 mnie pan.
鈥 Niezmiernie 偶a艂uj臋, madame, 偶e nie mog臋 pani s艂u偶y膰. Jestem w trudnym po艂o偶eniu. Widzi pani, lady Edgware uczyni艂a mi ten zaszczyt i radzi艂a si臋 mnie pierwsza.
鈥 Ach tak! Rozumiem 鈥 jej g艂os by艂 ostry jak n贸偶. 鈥 Nale偶y pan do przeciwnego obozu. To bez w膮tpienia wyja艣nia, dlaczego lady Edgware do tej pory nie zosta艂a aresztowana za zab贸jstwo m臋偶a.
鈥 Comment, ksi臋偶no?
鈥 S艂ysza艂 pan przecie偶, co powiedzia艂am. Dlaczego jej nie aresztowano? By艂a tam owego wieczoru. Widziano, jak wchodzi艂a do domu鈥 i do jego gabinetu. Czy kto艣 jeszcze go odwiedzi艂, zanim znaleziono cia艂o? A jednak nie aresztowano jej! Nasza policja musi by膰 skorumpowana do szpiku ko艣ci.
Dr偶膮cymi d艂o艅mi u艂o偶y艂a szal wok贸艂 szyi, a potem, ledwo skin膮wszy g艂ow膮, wysz艂a z pokoju.
鈥 Fiuu! 鈥 wykrzykn膮艂em. 鈥 Co za g艂az! Mimo to podziwiam j膮, a ty?
鈥 Dlatego 偶e chce u艂o偶y膰 艣wiat wedle swego konceptu?
鈥 Przecie偶 chodzi jej tylko o dobro syna. Poirot skin膮艂 g艂ow膮.
鈥 To prawda, jednak czy po艣lubienie Jane Wilkinson b臋dzie rzeczywi艣cie tak膮 z艂膮 rzecz膮 dla ksi臋cia?
鈥 Chyba nie s膮dzisz, 偶e ona naprawd臋 go kocha?
鈥 Prawdopodobnie nie. Prawie na pewno nie. Lecz jest bardzo zakochana w jego tytule. Starannie zagra swoj膮 rol臋. Jest wyj膮tkowo pi臋kn膮 i bardzo ambitn膮 kobiet膮. To nie b臋dzie a偶 tak wielka katastrofa. Ksi膮偶臋 艂atwo m贸g艂by po艣lubi膰 dziewczyn臋 ze swojej sfery, kt贸ra wysz艂aby za niego z tych samych powod贸w, lecz nikt nie robi艂by wok贸艂 tego zamieszania.
鈥 To prawda, ale鈥
鈥 A przypu艣膰my, 偶e o偶eni艂by si臋 z dziewczyn膮 nami臋tnie w nim zakochan膮. Czy to taka wielka korzy艣膰? Cz臋stokro膰 zauwa偶y艂em, 偶e zakochana 偶ona jest dla m臋偶czyzny wielkim nieszcz臋艣ciem. Robi mu sceny zazdro艣ci, o艣miesza go, 偶膮da ca艂ego jego czasu i uwagi. Och, nie jest to 艂o偶e us艂ane r贸偶ami!
鈥 Jeste艣 starym, nieuleczalnym cynikiem, Poirot 鈥 orzek艂em.
鈥 Mais non, mais non. Potrafi臋 jedynie obserwowa膰. W rzeczywisto艣ci stoj臋 po stronie dobrej mamusi.
Nie mog艂em powstrzyma膰 si臋 od 艣miechu, s艂ysz膮c ten opis wynios艂ej ksi臋偶nej.
Poirot natomiast zachowa艂 powag臋.
鈥 Nie powiniene艣 si臋 艣mia膰. To wszystko ma wielk膮 wag臋. Musz臋 pomy艣le膰. Mam sporo do przemy艣lenia.
鈥 Nie wiem, co m贸g艂by艣 zrobi膰 鈥 powiedzia艂em.
Poirot nie zwr贸ci艂 na mnie uwagi.
鈥 Zauwa偶y艂e艣, jak dobrze ksi臋偶na by艂a poinformowana? I jak 偶膮dna zemsty. Wiedzia艂a o wszystkim, co mo偶e 艣wiadczy膰 przeciwko Jane Wilkinson.
鈥 Niezb臋dne dla oskar偶enia, lecz nie dla obrony 鈥 przyzna艂em z u艣miechem.
鈥 Sk膮d si臋 tyle dowiedzia艂a?
鈥 Jane opowiedzia艂a ksi臋ciu, a ksi膮偶臋 matce 鈥 podsun膮艂em.
鈥 To mo偶liwe. Jednak ja sam鈥
Nagle rozleg艂 si臋 ostry dzwonek telefonu. Podnios艂em s艂uchawk臋.
Moja rola ogranicza艂a si臋 do m贸wienia 鈥瀟ak鈥 w r贸偶nych odst臋pach czasu. Wreszcie rozmowa si臋 sko艅czy艂a i podniecony zwr贸ci艂em si臋 do Poirota:
鈥 To Japp. Po pierwsze, jak zawsze okaza艂o si臋, 偶e masz racj臋. Po drugie, dosta艂 telegram z Ameryki. Po trzecie, ma taks贸wkarza. Po czwarte, czy chcia艂by艣 przyj艣膰 pos艂ucha膰, co taks贸wkarz ma do powiedzenia. Po pi膮te, znowu mia艂e艣 racj臋 i Japp jest pewien, 偶e trafi艂e艣 w dziesi膮tk臋, sugeruj膮c istnienie jakiego艣 m臋偶czyzny za ca艂膮 afer膮! Zapomnia艂em mu powiedzie膰, 偶e w艂a艣nie mieli艣my go艣cia, kt贸rego zdaniem policja jest skorumpowana.
鈥 Tak wi臋c Japp wreszcie si臋 przekona艂 鈥 mrukn膮艂 Poirot. 鈥 Dziwne, 偶e teoria o istnieniu tajemniczego m臋偶czyzny zosta艂a udowodniona, w艂a艣nie gdy sk艂ania艂em si臋 ku innej.
鈥 To znaczy jakiej?
鈥 呕e motyw mordercy nie mia艂 nic wsp贸lnego z samym lordem Edgware鈥檈m. Wyobra藕 sobie, 偶e kto艣 nienawidzi Jane Wilkinson, i to tak bardzo, 偶e doprowadzi艂by do powieszenia jej za morderstwo. C鈥檈st une id茅e, 莽a! 鈥 Westchn膮艂, a potem doda艂, wstaj膮c: 鈥擟hod藕my, Hastings, pos艂uchajmy, co Japp ma do powiedzenia.
Japp przes艂uchiwa艂 w艂a艣nie starszego m臋偶czyzn臋鈥 z nier贸wno przystrzy偶onymi w膮sami i w okularach, kt贸ry m贸wi艂 ochryp艂ym, j臋kliwym g艂osem.
鈥 A, jeste艣cie! 鈥 rzuci艂 inspektor. 鈥 C贸偶, wszystko staje si臋 jasne. Ten cz艂owiek, nazwiskiem Jobson, w noc dwudziestego dziewi膮tego czerwca zabra艂 dwoje ludzi na Long Acre.
鈥 Tak jest 鈥 potwierdzi艂 chrapliwie Jobson. 鈥 To by艂a pi臋kna noc. Ksi臋偶ycowa i tak dalej. M艂oda dama i d偶entelmen zatrzymali mnie przy stacji metra.
鈥 Byli w wieczorowych strojach?
鈥 Tak, on w bia艂ej kamizelce, panienka w bia艂ej sukni haftowanej w ptaki. Pewnie wyszli z opery.
鈥 Kt贸ra to by艂a godzina?
鈥 Co艣 po jedenastej.
鈥 I co si臋 sta艂o dalej?
鈥 Kazali mi jecha膰 na Regent Gate; mieli wskaza膰 dom, kiedy ju偶 tam dotrzemy. M贸wili, 偶ebym jecha艂 szybko. Ludzie zawsze to m贸wi膮, zupe艂nie jakbym zamierza艂 si臋 wlec. Im szybciej dotrzesz na miejsce i z艂apiesz kolejnych klient贸w, tym lepiej. Nigdy im to nie przyjdzie do g艂owy. Ale je艣li zdarzy si臋 wypadek, to ja b臋d臋 odpowiada艂 za z艂amanie przepis贸w!
鈥 Pomi艅my to 鈥 rzuci艂 niecierpliwie Japp. 鈥 Tym razem nie dosz艂o przecie偶 do wypadku?
鈥 Nnie鈥 鈥 zgodzi艂 si臋 kierowca, jakby niech臋tnie porzucaj膮c temat. 鈥 Nie, nie dosz艂o. Dojecha艂em na Regent Gate, co nie zaj臋艂o mi wi臋cej ni偶 siedem minut. Wtedy ten d偶entelmen zastuka艂 w szyb臋. Zatrzyma艂em si臋 gdzie艣 ko艂o numeru osiem. Wysiedli, m臋偶czyzna zosta艂 przy samochodzie i kaza艂 mi czeka膰. Dama przesz艂a przez jezdni臋 i cofn臋艂a si臋 o kilka dom贸w. M臋偶czyzna sta艂 na chodniku plecami do mnie i patrzy艂 w 艣lad za ni膮. R臋ce trzyma艂 w kieszeniach. Po jakich艣 pi臋ciu minutach dos艂ysza艂em, jak co艣 m贸wi鈥 chyba wykrzykn膮艂 co艣 do siebie i te偶 odszed艂. 艢ledzi艂em go wzrokiem, bo nie chcia艂em, 偶eby zostawili mnie bez zap艂aty. Zdarza艂o mi si臋 to ju偶 wcze艣niej, tak wi臋c nie spuszcza艂em go z oka. Wszed艂 na stopnie jednego z dom贸w po drugiej stronie ulicy i znikn膮艂 w 艣rodku.
鈥 Czy drzwi by艂y otwarte?
鈥 Nie, mia艂 klucz.
鈥 Jaki by艂 numer domu?
鈥 Siedemna艣cie lub dziewi臋tna艣cie. Wyda艂o mi si臋 dziwne, 偶e kazali mi czeka膰 tam, gdzie stan膮艂em. Pilnowa艂em ich. Jakie艣 pi臋膰 minut p贸藕niej on i m艂oda dama wyszli razem. Wr贸cili do taks贸wki i kazali mi jecha膰 z powrotem do Covent Garden. Zatrzymali mnie tu偶 przed oper膮 i zap艂acili; przyznam, 偶e napiwek by艂 przyzwoity. Ale widz臋, 偶e wpakowa艂em si臋 w jakie艣 k艂opoty鈥 Nic, tylko k艂opoty.
鈥 Wszystko b臋dzie w porz膮dku 鈥 zapewni艂 go Japp. 鈥 Niech pan tylko rzuci okiem na te zdj臋cia i powie mi, czy widzi pan na kt贸rym艣 t臋 m艂od膮 dam臋.
Roz艂o偶y艂 przed nim sze艣膰 zdj臋膰 kobiet o podobnym typie urody. Z zaciekawieniem zajrza艂em mu przez rami臋.
鈥 To ta 鈥 powiedzia艂 Jobson. Zdecydowanie wskazywa艂 palcem na fotografi臋 Geraldine Marsh w wieczorowej sukni.
鈥 Jest pan pewien?
鈥 Jasne. Mia艂a jasn膮 cer臋 i ciemne w艂osy.
鈥 A teraz m臋偶czyzna.
Japp wr臋czy艂 taks贸wkarzowi kolejne zdj臋cia. Ten obejrza艂 je uwa偶nie i potrz膮sn膮艂 g艂ow膮.
鈥 Nie jestem pewien. Mo偶e to kt贸ry艣 z tych dw贸ch.
Mi臋dzy fotografiami by艂o zdj臋cie Ronalda Marsha, ale Jobson go nie wybra艂. Zamiast tego wskaza艂 dw贸ch podobnych do Marsha m臋偶czyzn. Potem wyszed艂, a Japp rzuci艂 zdj臋cia na st贸艂.
鈥 Wystarczy. Szkoda, 偶e nie zidentyfikowa艂 jego lordowskiej mo艣ci. To oczywi艣cie stare zdj臋cie, zrobione siedem lub osiem lat temu. Tylko takie mog艂em zdoby膰. Tak, potrzebna mi jednoznaczna identyfikacja, cho膰 sama sprawa jest ju偶 dostatecznie jasna. Alibi dw贸ch os贸b rozbija si臋 w proch. Sprytne, 偶e wpad艂 pan na to, Poirot.
Poirot przybra艂 skromn膮 min臋.
鈥 Kiedy odkry艂em, 偶e i ona, i jej kuzyn byli w operze, wyda艂o mi si臋 ca艂kiem mo偶liwe, 偶e spotkali si臋 podczas przerwy. Oczywi艣cie nikt z towarzystwa, z kt贸rym przyszli, nie podejrzewa艂by, 偶e opu艣cili budynek. Jednak p贸艂godzinna przerwa zostawia do艣膰 czasu, by dosta膰 si臋 na Regent Gate i wr贸ci膰. By艂em pewien, 偶e co艣 si臋 nie zgadza ju偶 w chwili, gdy nowy lord Edgware tak dobitnie podkre艣li艂 swoje alibi.
鈥 Podejrzliwy z pana go艣膰, co? 鈥 rzuci艂 z uznaniem Japp. 鈥 W艂a艣ciwie ma pan racj臋. W dzisiejszym 艣wiecie nie spos贸b przesadzi膰 z podejrzliwo艣ci膮. Lord to nasz cz艂owiek. Niech pan spojrzy.
Wyci膮gn膮艂 kartk臋 papieru.
鈥 To telegram z Nowego Jorku. Skontaktowali艣my si臋 z pann膮 Lucie Adams. List dor臋czono jej rano z dzisiejsz膮 poczt膮. Nie chcia艂a da膰 nam orygina艂u, chyba 偶e b臋dzie to absolutnie konieczne, lecz pozwoli艂a policjantowi zrobi膰 kopi臋 i przes艂a膰 do nas. Oto on. Jest tak obci膮偶aj膮cy, jak tylko m贸g艂by pan pragn膮膰.
Poirot wzi膮艂 kartk臋 z wielkim zaciekawieniem. Czyta艂em nad jego ramieniem.
List by艂 wys艂any do Lucie Adams, datowany na 29 czerwca, adres: Rosedew Mansions 8, Londyn, S.W.3.
Najdro偶sza Siostrzyczko, przykro mi, 偶e w zesz艂ym tygodniu napisa艂am tak kr贸tko, lecz by艂am do艣膰 zaj臋ta i musia艂am dopilnowa膰 wielu spraw. C贸偶, kochanie, powiod艂o mi si臋 we wszystkimi Recenzje wspania艂e, bilety wyprzedane, ludzie przemili. Mam tu paru dobrych przyjaci贸艂 i zamierzam wzi膮膰 anga偶 na dwa miesi膮ce w przysz艂ym roku. Skecz z rosyjsk膮 baletnic膮 uda艂 si臋 艣wietnie, podobnie jak ten o Amerykance w Pary偶u, jednak s膮dz臋, 偶e najwi臋kszym powodzeniem wci膮偶 ciesz膮 si臋 sceny w hotelu za granic膮. Jestem tak podniecona, 偶e ledwo wiem, co pisz臋; zaraz dowiesz si臋 o wszystkim, lecz najpierw musz臋 ci przekaza膰, co mi m贸wiono. Pan Hergsheimer by艂 przemi艂y, ma zamiar zaprosi膰 mnie na lunch, bym pozna艂a sir Montagu Cornera, kt贸ry m贸g艂by mi bardzo pom贸c. Zesz艂ego wieczoru pozna艂am Jane Wilkinson, zachwyca艂a si臋 moim przedstawieniem i sposobem, w jaki j膮 sparodiowa艂am. Tak naprawd臋 nie bardzo j膮 lubi臋, poniewa偶 niedawno s艂ysza艂am o niej sporo od znajomego. Opowiedzia艂 mi, jak okrutnie i podst臋pnie si臋 zachowa艂a, ale nie b臋d臋 si臋 teraz w to zag艂臋bia膰. Wiesz, 偶e naprawd臋 nazywa si臋 lady Edgware? Ostatnio s艂ysza艂am te偶 wiele o jej m臋偶u i mog臋 ci臋 zapewni膰, 偶e nie nale偶y do wspania艂ych m臋偶czyzn. W bezwstydny wprost spos贸b potraktowa艂 swojego bratanka, kapitana Marsha, o kt贸rym ci wcze艣niej pisa艂am. Dos艂ownie wyrzuci艂 go z domu i cofn膮艂 mu pensj臋. Kapitan opowiedzia艂 mi o wszystkim, a mnie zrobi艂o si臋 go okrutnie 偶al. M贸wi, 偶e wysoko ocenia m贸j wyst臋p. 鈥濻am lord Edgware by si臋 nabra艂. Pos艂uchaj, pomog艂aby艣 mi wygra膰 pewien zak艂ad?鈥. Roze艣mia艂am si臋 i spyta艂am: 鈥瀂a ile?鈥. Lucie, kochana, odpowied藕 po prostu zbi艂a mnie z n贸g: dziesi臋膰 tysi臋cy dolar贸w. Dziesi臋膰 tysi臋cy, pomy艣l tylko! Jedynie za to, 偶e pomog臋 komu艣 wygra膰 g艂upi zak艂ad. 鈥瀂robi艂abym kawa艂 nawet kr贸lowi w Pa艂acu Buckingham, ryzykuj膮c obraz臋 majestatu鈥 鈥 powiedzia艂am. I natychmiast przyst膮pi艂am do omawiania szczeg贸艂贸w.
Opowiem ci wszystko w przysz艂ym tygodniu, to znaczy, czy rozpoznano mnie, czy nie. W ka偶dym razie, kochana Lucie, niezale偶nie od tego, czy powiedzie mi si臋, czy zawiod臋, zdob臋d臋 dziesi臋膰 tysi臋cy dolar贸w. Och, Lucie, to tyle dla nas znaczy! Nie mam czasu na wi臋cej, w艂a艣nie wyruszam na moj膮 maskarad臋. Mn贸stwo ca艂us贸w, moja malutka siostrzyczko.
Twoja Carlotta
Poirot od艂o偶y艂 list. Widzia艂em, 偶e go wzruszy艂. Jednak偶e Japp zareagowa艂 zupe艂nie inaczej.
鈥 Mamy go 鈥 rzuci艂 triumfalnie.
鈥 Tak 鈥 zgodzi艂 si臋 Poirot. Jego g艂os brzmia艂 dziwnie bezbarwnie.
Japp spojrza艂 na niego z zaciekawieniem.
鈥 O co chodzi, Poirot?
鈥 O nic. Co艣 jest nie tak, jak my艣la艂em, to wszystko. Wygl膮da艂 wyj膮tkowo nieszcz臋艣liwie.
鈥 A jednak tak musi by膰 鈥 powiedzia艂 na po艂y do siebie. 鈥 Tak, tak musi by膰.
鈥 Oczywi艣cie, 偶e tak. Przecie偶 od pocz膮tku tak pan m贸wi艂!
鈥 Nie, nie, 藕le mnie pan zrozumia艂.
鈥 Czy nie m贸wi艂 pan, 偶e za ca艂膮 spraw膮 stoi m臋偶czyzna, kt贸ry nam贸wi艂 niewinn膮 dziewczyn臋 do maskarady?
鈥 Tak.
鈥 Czego jeszcze pan chce?
Poirot tylko westchn膮艂 bez s艂owa.
鈥 Dziwny z pana jegomo艣膰. Nic nie mo偶e pana zadowoli膰. Mieli艣my szcz臋艣cie, 偶e dziewczyna napisa艂a ten list.
Poirot przytakn膮艂 z wi臋kszym o偶ywieniem.
鈥 Mais oui, tego si臋 morderca nie spodziewa艂. Kiedy panna Adams przyj臋艂a dziesi臋膰 tysi臋cy dolar贸w, podpisa艂a na siebie wyrok 艣mierci. Morderca s膮dzi艂, 偶e przedsi臋wzi膮艂 wszystkie 艣rodki ostro偶no艣ci, a jednak przechytrzy艂a go przez swoj膮 niewinno艣膰. Martwi potrafi膮 m贸wi膰. Tak, czasami martwi potrafi膮 m贸wi膰.
鈥 Nigdy nie uwa偶a艂em, 偶e zrobi艂a to na w艂asn膮 r臋k臋 鈥 oznajmi艂 Japp, wcale si臋 nie rumieni膮c.
鈥 Ale偶 oczywi艣cie 鈥 rzuci艂 z roztargnieniem Poirot.
鈥 C贸偶, musz臋 zako艅czy膰 spraw臋.
鈥 Zamierza pan aresztowa膰 kapitana Marsha, to znaczy lorda Edgware鈥檃?
鈥 A czemu nie? Dowody przeciwko niemu s膮 bezsporne.
鈥 To prawda.
鈥 Wydaje si臋 pan bardzo niezadowolony, Poirot. Prawda jest taka, 偶e lubi pan, kiedy sprawa jest trudna. A tu pa艅ska w艂asna teoria zostaje potwierdzona i nawet to pana nie satysfakcjonuje. Widzi pan jak膮艣 luk臋 w zebranych przez nas dowodach?
Poirot przecz膮co potrz膮sn膮艂 g艂ow膮.
鈥 Nie wiem, czy panna Marsh bra艂a w tym udzia艂 鈥 ci膮gn膮艂 Japp.
鈥 Wygl膮da na to, 偶e musia艂a co艣 wiedzie膰, skoro razem wyszli z opery. Po co by j膮 zabiera艂, gdyby nic nie wiedzia艂a? C贸偶, wys艂uchamy, co oboje maj膮 do powiedzenia.
鈥 Czy mog臋 by膰 przy tym? 鈥 Poirot zapyta艂 niemal pokornie.
鈥 Oczywi艣cie. Panu zawdzi臋czam rozwi膮zanie.
Japp podni贸s艂 telegram z blatu sto艂u. Odci膮gn膮艂em przyjaciela na bok.
鈥 O co chodzi, Poirot?
鈥 Jestem bardzo nieszcz臋艣liwy, Hastings. Wszystko wydaje si臋 jasne i pewne. Ale co艣 si臋 nie zgadza. Jest jaki艣 fakt, kt贸ry przeoczyli艣my. Wszystko do siebie pasuje, sta艂o si臋 tak, jak to sobie wyobra偶a艂em, a jednak, przyjacielu, co艣 si臋 nie zgadza. 鈥 Popatrzy艂 na mnie 偶a艂o艣nie.
Nie wiedzia艂em, co powiedzie膰.
Trudno mi by艂o zrozumie膰 postaw臋 Poirota: przecie偶 potwierdzi艂y si臋 jego podejrzenia.
W drodze na Regent Gate siedzia艂 zamy艣lony, ze zmarszczonym czo艂em, nie zwracaj膮c uwagi na przechwa艂ki Jappa.
Wreszcie z westchnieniem przerwa艂 zadum臋.
鈥 Cokolwiek si臋 sta艂o 鈥 wymrucza艂 鈥 przynajmniej sprawdzimy, co ma do powiedzenia.
鈥 Prawie nic, o ile jest sprytny 鈥 odpar艂 Japp. 鈥 Wielu oskar偶onych zawis艂o na szubienicy, poniewa偶 zbyt ch臋tnie sk艂adali zeznania. A nie mo偶na powiedzie膰, 偶e艣my ich nie ostrzegli! Wszystko m贸wimy jasno i wyra藕nie. Tymczasem im bardziej s膮 winni, tym bardziej pal膮 si臋 do opowiadania k艂amstw, kt贸re u艂o偶yli sobie, by stawi膰 czo艂o 艣ledztwu. Nie wiedz膮, 偶e k艂amstwa trzeba najpierw uzgodni膰 z adwokatem.
Westchn膮艂 i m贸wi艂 dalej:
鈥 Adwokaci i koronerzy to najwi臋ksi wrogowie policji. Bez przerwy zdarza si臋 tak, 偶e koroner swoimi kr臋tactwami miesza mi zupe艂nie jasny przypadek i w efekcie obwiniony wymyka si臋 na wolno艣膰. Nie mo偶na dziwi膰 si臋 adwokatom, w ko艅cu im p艂aci si臋 za spryt i naginanie fakt贸w.
Po przybyciu na Regent Gate zastali艣my nasz膮 ofiar臋 w domu. Ca艂a rodzina siedzia艂a jeszcze przy lunchu. Japp poprosi艂 o prywatn膮 rozmow臋 z lordem Edgware鈥檈m, na co wprowadzono nas do biblioteki.
M艂ody cz艂owiek zjawi艂 si臋 po jakich艣 dw贸ch minutach. Na jego twarzy widnia艂 mi艂y u艣miech, kt贸ry zmieni艂 si臋, kiedy po艣piesznie obrzuci艂 nas wzrokiem. Zacisn膮艂 usta.
鈥 Witam, inspektorze 鈥 powiedzia艂. 鈥 Co si臋 sta艂o?
Japp wypowiedzia艂 swoj膮 formu艂k臋 w klasycznym stylu.
鈥 Wi臋c o to chodzi?
Przysun膮艂 krzes艂o do inspektora i usiad艂. Wyci膮gn膮艂 papiero艣nic臋.
鈥 My艣l臋, inspektorze, 偶e chcia艂bym z艂o偶y膰 o艣wiadczenie.
鈥 Jak pan sobie 偶yczy, milordzie.
鈥 To znaczy, 偶e to cholernie g艂upie z mojej strony? Jednak zrobi臋 to. 鈥濶ie maj膮c powod贸w ba膰 si臋 prawdy鈥, jak m贸wi膮 bohaterowie powie艣ci.
Japp nie odezwa艂 si臋. Jego twarz pozosta艂a bez wyrazu.
鈥 Jest tu por臋czny stolik i krzes艂o 鈥 kontynuowa艂 m艂odzieniec. 鈥擯a艅ski pomocnik mo偶e usi膮艣膰 i wszystko stenografowa膰.
Nie s膮dz臋, by Japp przywyk艂, 偶e tak troskliwie przygotowuje mu si臋 miejsce pracy. Zastosowa艂 si臋 do propozycji lorda.
鈥 Na pocz膮tek: poniewa偶 mam troch臋 inteligencji, podejrzewam, 偶e moje wspania艂e alibi rozpad艂o si臋 w proch. Posz艂o z dymem. Na nic u偶yteczni Dortheimerowie. Zdradzi艂 taks贸wkarz?
鈥 Dobrze wiemy, co robi艂 pan tamtej nocy 鈥 stwierdzi艂 sztywno Japp.
鈥 Mam wielki podziw dla Scotland Yardu. Tylko 偶e, widzi pan, gdybym rzeczywi艣cie planowa艂 zbrodni臋, nie wynaj膮艂bym taks贸wki i nie pojecha艂 prosto na miejsce, ka偶膮c kierowcy czeka膰. Pomy艣la艂 pan o tym? Aha! Widz臋, 偶e pan Poirot pomy艣la艂.
鈥 Przysz艂o mi to do g艂owy 鈥 przyzna艂 Poirot.
鈥 Nie tak pope艂nia si臋 morderstwo z premedytacj膮 鈥 ci膮gn膮艂 Ronald. 鈥 Lepiej przyklei膰 sobie rude w膮sy, w艂o偶y膰 okulary w rogowej oprawie, podjecha膰 na s膮siedni膮 ulic臋 i odprawi膰 taks贸wk臋. Albo wsi膮艣膰 do metra鈥 c贸偶, nie b臋d臋 si臋 w to wg艂臋bia艂. M贸j adwokat za pensj臋 rz臋du kilku tysi臋cy gwinei uczyni to lepiej ni偶 ja. Zgaduj臋, oczywi艣cie, pa艅sk膮 odpowied藕. Zbrodnia pod wp艂ywem impulsu. Oto ja, czekaj膮cy w taks贸wce, i tak dalej, i tak dalej. W kt贸rym艣 momencie wpada mi do g艂owy: 鈥濼eraz, m贸j ch艂opcze, wstawaj i do roboty鈥.
Zamierzam powiedzie膰 panu prawd臋. Potrzebowa艂em pieni臋dzy, co, jak s膮dz臋, jest zupe艂nie jasne. By艂em w do艣膰 rozpaczliwym po艂o偶eniu. Musia艂em zdoby膰 pieni膮dze do nast臋pnego dnia albo wypada艂em z interesu. Spr贸bowa艂em u wuja. Nie darzy艂 mnie mi艂o艣ci膮, lecz pomy艣la艂em, 偶e mo偶e zale偶e膰 mu na honorze naszego nazwiska. Czasami tak dzieje si臋 z m臋偶czyznami w 艣rednim wieku. Wuj jednak udowodni艂, 偶e jest 偶a艂o艣nie wprost nowoczesny w swojej cynicznej oboj臋tno艣ci.
C贸偶 mog艂em zrobi膰: tylko zagry藕膰 z臋by i znie艣膰 to. Przysz艂o mi do g艂owy, 偶eby wydoby膰 fors臋 od Dortheimera, ale wiedzia艂em, 偶e nie ma na to nadziei. A nie m贸g艂bym po艣lubi膰 jego c贸rki, zreszt膮 i tak jest zbyt rozs膮dna, by wzi膮膰 mnie za m臋偶a. Potem w operze natkn膮艂em si臋 na moj膮 kuzynk臋. Niecz臋sto j膮 widywa艂em, lecz kiedy jeszcze u nich mieszka艂em, by艂a przyzwoitym dzieciakiem. Opowiedzia艂em jej o wszystkim. Sama s艂ysza艂a ju偶 co nieco od ojca. Dowiod艂a, 偶e ma charakter: zaproponowa艂a, 偶ebym zastawi艂 per艂y, kt贸re nale偶a艂y do jej matki.
Umilk艂. W jego g艂osie dos艂ysza艂em prawdziwe uczucie. Chyba 偶e udawa艂 lepiej, ni偶 uzna艂bym za mo偶liwe.
鈥 C贸偶, przyj膮艂em ofert臋 Geraldine, niech j膮 B贸g b艂ogos艂awi. Mog艂em otrzyma膰 za nie sum臋, kt贸rej potrzebowa艂em. Przysi膮g艂em, 偶e odzyskam per艂y, nawet gdyby oznacza艂o to ci臋偶k膮 har贸wk臋. Lecz naszyjnik by艂 w domu przy Regent Gate. Zdecydowali艣my, 偶e najlepiej od razu po niego pojecha膰. Wskoczyli艣my do taks贸wki i ruszyli艣my. Kazali艣my taks贸wkarzowi zatrzyma膰 si臋 po drugiej stronie ulicy, 偶eby nikt nie dos艂ysza艂 podje偶d偶aj膮cego pod drzwi samochodu. Geraldine wysiad艂a i przesz艂a przez jezdni臋. Mia艂a ze sob膮 klucz. Zamierza艂a wej艣膰 po cichu, wzi膮膰 per艂y i przynie艣膰 je. Nie spodziewa艂a si臋, 偶e natknie si臋 na kogokolwiek, pr贸cz, co by艂o mo偶liwe, s艂u偶by. Panna Carroll, sekretarka wuja, k艂ad艂a si臋 spa膰 o wp贸艂 do dziesi膮tej. On sam siedzia艂 najprawdopodobniej w bibliotece.
Tak wi臋c Dina posz艂a. Sta艂em na chodniku, pal膮c papierosa. Co troch臋 spogl膮da艂em w stron臋 domu, sprawdzaj膮c, czy nie wraca. Teraz dochodz臋 do tej cz臋艣ci historii, w kt贸r膮 uwierzycie lub nie, wedle woli. Min膮艂 mnie jaki艣 m臋偶czyzna. Odwr贸ci艂em si臋 za nim. Ku mojemu zdziwieniu wszed艂 po schodkach i znikn膮艂 w drzwiach domu numer siedemna艣cie. Przynajmniej tak my艣la艂em, cho膰 znajdowa艂em si臋 w pewnej odleg艂o艣ci od budynku. To zaskoczy艂o mnie z dw贸ch powod贸w. Po pierwsze, poniewa偶 cz艂owiek ten mia艂 klucz, a po drugie wyda艂o mi si臋, 偶e rozpoznaj臋 w nim pewnego znanego aktora.
By艂em tak zdumiony, 偶e postanowi艂em to zbada膰. Przypadkiem mia艂em klucz do domu numer siedemna艣cie w kieszeni. My艣la艂em, 偶e zgubi艂em go trzy lata temu, lecz znalaz艂em go nieoczekiwanie jakie艣 dwa dni wcze艣niej i zamierza艂em zwr贸ci膰 wujowi rano. Umkn臋艂o to jednak mojej pami臋ci w gor膮czce dyskusji. Kiedy zmienia艂em ubranie, prze艂o偶y艂em go do nowych spodni razem z reszt膮 rzeczy.
Kaza艂em taks贸wkarzowi zaczeka膰 i po艣piesznie pod膮偶y艂em chodnikiem, przeci膮艂em ulic臋, wspi膮艂em si臋 po schodach domu i otworzy艂em drzwi swoim kluczem. Hol by艂 pusty. Nie by艂o 艣ladu niedawnego go艣cia. Przez minut臋 sta艂em, rozgl膮daj膮c si臋 wok贸艂, a potem ruszy艂em ku drzwiom biblioteki. By膰 mo偶e m臋偶czyzna siedzia艂 z moim wujem. Powinienem us艂ysze膰 szmer g艂os贸w. Stan膮艂em pod drzwiami biblioteki, lecz nic nie us艂ysza艂em.
Nagle poczu艂em, 偶e zrobi艂em z siebie kompletnego g艂upca. Na pewno ten cz艂owiek wszed艂 do innego domu, prawdopodobnie numer dalej. Regent Gate jest s艂abo o艣wietlona w nocy. Czu艂em si臋 jak idiota. Nie wiedzia艂em, co mnie, u diab艂a, napad艂o, 偶eby 艣ledzi膰 tego faceta. Koniec by艂 taki, 偶e sta艂em w korytarzu i mia艂bym si臋 z pyszna, gdyby wuj nagle wyszed艂 z biblioteki i natkn膮艂 si臋 na mnie. Wpakowa艂bym Geraldine w k艂opoty i tylko dola艂bym oliwy do ognia. A wszystko dlatego, 偶e co艣 w zachowaniu m臋偶czyzny kaza艂o mi my艣le膰, 偶e zajmowa艂 si臋 czym艣, o czym nikt nie powinien si臋 dowiedzie膰. Na szcz臋艣cie nikt mnie nie przy艂apa艂. Chcia艂em wydosta膰 si臋 stamt膮d najszybciej jak mog艂em.
Na palcach wycofa艂em si臋 do drzwi i w tej samej chwili Geraldine zesz艂a po schodach z per艂ami w r臋ku.
Oczywi艣cie, zaskoczy艂 j膮 m贸j widok. Wyci膮gn膮艂em j膮 z domu i dopiero potem wszystko wyja艣ni艂em. 鈥 Umilk艂 na chwil臋. 鈥 Szybko wr贸cili艣my do opery. Dotarli艣my, w艂a艣nie gdy podnoszono kurtyn臋. Nikt nie podejrzewa艂, 偶e wychodzili艣my. Noc by艂a parna i par臋 os贸b wysz艂o na dw贸r zaczerpn膮膰 powietrza. 鈥 Zn贸w przerwa艂. 鈥 Wiem, co pan powie: Dlaczego nie powiedzia艂em tego od razu? Odpowiadam panu: Czy pan, z motywem zbrodni widocznym na mil臋, przyzna艂by beztrosko, 偶e by艂 pan na miejscu zbrodni w noc, kiedy j膮 pope艂niono? Szczerze m贸wi膮c, mia艂em pietra. Nawet gdyby nam uwierzono, oboje z Geraldine wpakowaliby艣my si臋 w k艂opoty. Nie mamy nic wsp贸lnego z morderstwem, niczego nie widzieli艣my ani nie s艂yszeli艣my. Oczywi艣cie my艣la艂em, 偶e zrobi艂a to ciotka Jane. Po co mia艂em si臋 w to miesza膰? Opowiedzia艂em o k艂贸tni i braku pieni臋dzy, poniewa偶 wiedzia艂em, 偶e i tak si臋 o tym dowiecie. Jednocze艣nie usi艂owa艂em ukry膰 wszystko, co wywo艂a艂oby o wiele wi臋ksze podejrzenia i zmusi艂oby was do dok艂adniejszego zbadania mojego alibi. Zak艂ada艂em, 偶e je艣li b臋d臋 dostatecznie g艂o艣no m贸wi艂 o awanturze, pan na pewno b臋dzie uwa偶a艂, 偶e wszystko jest w porz膮dku. Wiedzia艂em, 偶e Dortheimerowie s膮 szczerze przekonani, i偶 przez ca艂y czas by艂em w operze. Nie uznaliby za podejrzane, 偶e jedn膮 przerw臋 sp臋dzi艂em z kuzynk膮. A ona zawsze mog艂a powiedzie膰, 偶e byli艣my ca艂y czas razem i nie opu艣cili艣my budynku.
鈥 Panna Marsh zgodzi艂a si臋 na鈥 zatajenie fakt贸w?
鈥 Tak. Jak tylko dowiedzia艂em si臋 o morderstwie, porozumia艂em si臋 z ni膮 i ostrzeg艂em, 偶eby nie wspomina艂a s艂owem o wycieczce na Regent Gate. Powinni艣my zgodnie twierdzi膰, 偶e podczas ostatniego antraktu w Covent Garden byli艣my razem. Na chwilk臋 wyszli艣my na ulic臋, i to wszystko. Zrozumia艂a i zgodzi艂a si臋. 鈥 Umilk艂 na chwil臋. 鈥 Wiem, 藕le, 偶e wszystko wychodzi na jaw po czasie. Ale ca艂a historia jest prawdziwa. Mog臋 poda膰 panu nazwisko i adres cz艂owieka, kt贸ry dzi艣 rano da艂 mi got贸wk臋 w zamian za per艂y Geraldine. A je艣li j膮 pan spyta, potwierdzi ka偶de moje s艂owo.
Opar艂 si臋 plecami o krzes艂o i spojrza艂 na Jappa. Twarz inspektora pozostawa艂a bez wyrazu.
鈥 Wi臋c s膮dzi艂 pan, 偶e to Jane Wilkinson pope艂ni艂a morderstwo, lordzie Edgware? 鈥 zapyta艂.
鈥 A pan by tak nie pomy艣la艂? Po opowie艣ci lokaja?
鈥 A pana zak艂ad z pann膮 Adams?
鈥 Zak艂ad z pann膮 Adams? Chodzi panu o Carlott臋 Adams? A co ona ma z tym wsp贸lnego?
鈥 Zaprzecza pan, 偶e zaproponowa艂 jej sum臋 dziesi臋ciu tysi臋cy dolar贸w w zamian za to, 偶eby posz艂a do domu lorda Edgware鈥檃, przebrana za jego 偶on臋?
Ronald wytrzeszczy艂 oczy.
鈥 Ja mia艂em zaproponowa膰 jej dziesi臋膰 tysi臋cy dolar贸w? Bzdura. Kto艣 pana nabra艂. Nie mam dziesi臋ciu tysi臋cy dolar贸w do oddania. Kto艣 podrzuci艂 panu kuku艂cze jajo. Czy ona tak twierdzi? O cholera, zapomnia艂em, 偶e nie 偶yje, prawda?
鈥 Tak 鈥 odezwa艂 si臋 cicho Poirot. 鈥 Nie 偶yje.
Ronald przenosi艂 wzrok z jednego z nas na drugiego. Wcze艣niej zachowywa艂 si臋 pogodnie, teraz jego twarz zblad艂a, a w oczach pojawi艂o si臋 przera偶enie.
鈥 Nie rozumiem tego 鈥 rzuci艂. 鈥 Powiedzia艂em wam prawd臋. Pewnie 偶aden z was mi nie wierzy.
Wtedy, ku mojemu zaskoczeniu, Poirot wyst膮pi艂 krok naprz贸d i powiedzia艂:
鈥 Ja panu wierz臋.
Wr贸cili艣my do siebie.
鈥 Co u licha鈥 鈥 zacz膮艂em.
Poirot powstrzyma艂 mnie najbardziej ekstrawaganckim gestem, jaki kiedykolwiek widzia艂em w jego wykonaniu. Wymachiwa艂 ramionami w powietrzu.
鈥 B艂agam ci臋, Hastings, nie teraz! Nie teraz.
Po czym pochwyci艂 kapelusz, wsadzi艂 na g艂ow臋, jakby nigdy nie s艂ysza艂 o porz膮dku ani metodzie, i jak szalony wypad艂 z pokoju. Nie by艂o go jeszcze, gdy godzin臋 p贸藕niej zjawi艂 si臋 Japp.
鈥 Nasz ma艂y przyjaciel wyszed艂? 鈥 spyta艂. Przytakn膮艂em ruchem g艂owy.
Japp opad艂 na krzes艂o. Otar艂 czo艂o chustk膮. Dzie艅 by艂 ciep艂y.
鈥 Co go, u diab艂a, napad艂o? 鈥 rzuci艂. 鈥 M贸wi臋 panu, kapitanie Hastings, mo偶na mnie by艂o zbi膰 z n贸g jednym palcem, gdy podszed艂 do tego cz艂owieka i powiedzia艂: 鈥濲a panu wierz臋鈥. Na Boga, zupe艂nie jakby gra艂 w romantycznym melodramacie. To mnie dobija.
Podobnie jak mnie, co wyrazi艂em na g艂os.
鈥 A potem wychodzi, jakby nigdy nic 鈥 ci膮gn膮艂 Japp. 鈥 Wyja艣ni艂 co艣 panu?
鈥 Nic 鈥 opar艂em.
鈥 W og贸le nic?
鈥 Zupe艂nie nic. Kiedy tylko si臋 odezwa艂em, kaza艂 mi umilkn膮膰. Uzna艂em, 偶e najlepiej zostawi膰 go w spokoju. Gdy doszli艣my tutaj, chcia艂em go wypyta膰, ale zamacha艂 r臋kami, z艂apa艂 kapelusz i zn贸w gdzie艣 pop臋dzi艂.
Wymienili艣my spojrzenia. Japp znacz膮co postuka艂 si臋 w czo艂o.
鈥 Na pewno 鈥 powiedzia艂.
Po raz pierwszy musia艂em si臋 z nim zgodzi膰. Japp ju偶 przedtem sugerowa艂 cz臋sto, 偶e Poirot jest, jak to m贸wi艂, 鈥瀙omylony鈥. Lecz w贸wczas po prostu nie rozumia艂, do czego m贸j przyjaciel zmierza. Tym razem jednak, musz臋 wyzna膰, sam nie rozumia艂em zachowania Poirota. Nawet je艣li nie by艂 pomylony, reagowa艂 w spos贸b podejrzanie niezr贸wnowa偶ony. Jak tylko jego w艂asna teoria zosta艂a triumfalnie potwierdzona, natychmiast j膮 odrzuci艂.
To wystarczy艂oby, 偶eby skonsternowa膰 i zdenerwowa膰 jego najwytrwalszych zwolennik贸w. Potrz膮sn膮艂em z zak艂opotaniem g艂ow膮.
鈥 Zawsze uwa偶a艂em go za dziwaka 鈥 ci膮gn膮艂 Japp. 鈥 Ma w艂asny, wyj膮tkowy spos贸b patrzenia na sprawy, i to nader osobliwy. Przyznaj臋, 偶e w pewnym sensie jest geniuszem. Ale m贸wi si臋, 偶e ludzie genialni stoj膮 bardzo blisko granicy szale艅stwa i mog膮 przekroczy膰 j膮 w ka偶dej chwili. Zawsze lubi艂 komplikacje. Prosty przypadek nie by艂 dla niego do艣膰 dobry. Nie, sprawa musia艂a by膰 zagmatwana. Straci艂 kontakt z rzeczywisto艣ci膮. Gra we w艂asn膮 gr臋. Zupe艂nie jak starsza dama uk艂adaj膮ca pasjansa. Je艣li jej nie wychodzi, oszukuje. Tyle 偶e z nim jest odwrotnie. Je艣li wszystko uk艂ada si臋 zbyt 艂atwo, oszukuje, by to skomplikowa膰. Tak w艂a艣nie to widz臋.
Trudno mi by艂o co艣 na to odpowiedzie膰. Sam uwa偶a艂em, 偶e Poirot jest nieobliczalny. A poniewa偶 by艂em bardzo przywi膮zany do mojego ma艂ego, dziwnego przyjaciela, martwi艂o mnie to bardziej, ni偶 m贸g艂bym wyrazi膰.
W tej ponurej ciszy do pokoju wkroczy艂 Poirot.
By艂, jak z rado艣ci膮 zauwa偶y艂em, zupe艂nie spokojny.
Ostro偶nie 艣ci膮gn膮艂 kapelusz i razem z lask膮 umie艣ci艂 go na stole, po czym usiad艂 na swoim ulubionym krze艣le.
鈥 Wi臋c jest pan, drogi inspektorze. Ciesz臋 si臋. Przez ca艂y czas my艣la艂em o tym, 偶e musz臋 si臋 z panem jak najpr臋dzej zobaczy膰.
Japp spojrza艂 na niego bez s艂owa. Wiedzia艂, 偶e to jedynie pocz膮tek. Czeka艂 na wyt艂umaczenie.
M贸j przyjaciel przyst膮pi艂 do tego powoli i rozwa偶nie.
鈥 脡coutez, Japp. Mylili艣my si臋. Zupe艂nie si臋 mylili艣my. Przykro to wyzna膰, lecz pope艂nili艣my b艂膮d.
鈥 Wszystko si臋 zgadza 鈥 odpar艂 z pewno艣ci膮 w g艂osie Japp.
鈥 Ale偶 nic si臋 nie zgadza. To godne po偶a艂owania. To mnie do g艂臋bi zasmuca.
鈥 Niepotrzebnie 偶a艂uje pan tego m艂odego cz艂owieka. Zas艂uguje na wszystko, co go czeka.
鈥 Nie 偶al mi jego, lecz鈥 pana.
鈥 Mnie? O mnie nie musi si臋 pan martwi膰.
鈥 Ale si臋 martwi臋. Kto pana pchn膮艂 na t臋 drog臋? Herkules Poirot. Mais oui, to ja naprowadzi艂em pana na trop. Skierowa艂em pa艅sk膮 uwag臋 na Carlott臋 Adams, wspomnia艂em panu o li艣cie do Ameryki. To ja wskaza艂em panu ka偶dy krok!
鈥 I tak bym to odkry艂 鈥 odpar艂 ch艂odno Japp. 鈥 Odrobin臋 mnie pan wyprzedzi艂, to wszystko.
鈥 Cela ce peut. Lecz to mnie nie uspokaja. Je艣li pa艅ski presti偶 ucierpi b膮d藕鈥 przepadnie dlatego, 偶e s艂ucha艂 pan moich ma艂ych pomys艂贸w, b臋d臋 si臋 bardzo obwinia艂.
Japp wydawa艂 si臋 rozbawiony. My艣l臋, 偶e przypisywa艂 Poirotowi niezbyt szlachetne pobudki. Uwa偶a艂, 偶e detektyw zazdro艣ci mu zaszczytu wynikaj膮cego z udanego rozwi膮zania sprawy.
鈥 Wszystko w porz膮dku 鈥 powiedzia艂. 鈥 Nie zapomn臋 powiadomi膰 wszystkich, 偶e zawdzi臋czam panu co nieco w doprowadzeniu 艣ledztwa do ko艅ca.
Mrugn膮艂 do mnie.
鈥 Och! Ale偶 wcale nie o to chodzi. Nie chc臋 zaszczyt贸w. Co wi臋cej, powiem panu, 偶e ich nie b臋dzie. Szykuje pan sobie zupe艂ne fiasko, a sprawc膮 tego jestem ja, Herkules Poirot.
Inspektor, patrz膮c na ogromnie zasmucon膮 twarz ma艂ego Belga, raptem wybuchn膮艂 gromkim 艣miechem. Detektyw wydawa艂 si臋 ura偶ony.
鈥 Przepraszam, Poirot. 鈥 Japp otar艂 oczy. 鈥 Ale naprawd臋 wygl膮da艂 pan jak kurczak ra偶ony gromem w czasie burzy. Dobrze, zapomnijmy o tym. Ch臋tnie podziel臋 si臋 z panem zas艂ugami albo win膮. B臋dzie wiele ha艂asu, tu ma pan racj臋. C贸偶, zamierzam zrobi膰 wszystko, aby wydano wyrok skazuj膮cy. By膰 mo偶e sprytny adwokat doprowadzi do uniewinnienia jego lordowskiej mo艣ci鈥 Nigdy nie wiadomo, jak zachowaj膮 si臋 przysi臋gli. Jednak nawet to nie wyrz膮dzi mi szkody. Wiadomo b臋dzie, 偶e z艂apali艣my w艂a艣ciwego cz艂owieka, nawet je艣li nie zostanie skazany. A je偶eli przypadkiem pokoj贸wka wpadnie w histeri臋 i wyzna, 偶e ona to zrobi艂a鈥 c贸偶, prze艂kn臋 t臋 gorzk膮 pigu艂k臋 i nie b臋d臋 narzeka艂, 偶e zaprowadzi艂 mnie pan na manowce. To jest zupe艂nie jasne.
Poirot wpatrywa艂 si臋 w niego ze smutkiem.
鈥 Jest pan tak pewny siebie鈥 zawsze tak pewny! Nigdy nie przystanie pan na chwil臋, by zada膰 sobie pytanie: Czy tak si臋 rzeczywi艣cie sta艂o? Nie w膮tpi pan鈥 ani nie zastanawia si臋. Nigdy nie pomy艣li pan: To za proste!
鈥 A 偶eby pan wiedzia艂, 偶e tego nie robi臋. I tu w艂a艣nie pan, prosz臋 mi wybaczy膰, za ka偶dym razem si臋 potyka. Dlaczego rzeczy nie maj膮 by膰 proste? Co z艂ego w tym, 偶e co艣 jest proste?
Poirot spojrza艂 na niego, westchn膮艂, zacz膮艂 podnosi膰 w g贸r臋 ramiona, a potem potrz膮sn膮艂 g艂ow膮.
鈥 C鈥檈st fini! Nie powiem ju偶 ani s艂owa.
鈥 Wspaniale 鈥 rzuci艂 serdecznie Japp. 鈥 Przejd藕my teraz do sedna. Chce pan us艂ysze膰, co robi艂em?
鈥 Oczywi艣cie.
鈥 No wi臋c widzia艂em si臋 z panienk膮 Geraldine. Jej wersja pokrywa艂a si臋 dok艂adnie z wersj膮 jego lordowskiej mo艣ci. Mo偶e siedz膮 w tym oboje, cho膰 nie s膮dz臋. Wed艂ug mnie oszuka艂 j膮鈥 zreszt膮 jest w nim po uszy zadurzona. Ogromnie si臋 przej臋艂a, kiedy si臋 dowiedzia艂a, 偶e zosta艂 aresztowany.
鈥 Doprawdy? A sekretarka, panna Carroll?
鈥 Nie by艂a zbyt zdziwiona, jak s膮dz臋. Cho膰 to tylko moje przypuszczenie.
鈥 A co z per艂ami? 鈥 spyta艂em. 鈥 Czy ta cz臋艣膰 historii jest prawdziwa?
鈥 Absolutnie. Odebra艂 pieni膮dze wczesnym rankiem nast臋pnego dnia, lecz to nie podwa偶a g艂贸wnej tezy. Wed艂ug mnie wpad艂 na ca艂y pomys艂, kiedy spotka艂 w operze kuzynk臋. U艂o偶y艂 sobie wszystko w mgnieniu oka. By艂 zdesperowany, a tu widzia艂 jakie艣 wyj艣cie. Pewnie ju偶 wcze艣niej rozwa偶a艂 co艣 w tym stylu, dlatego mia艂 przy sobie klucz. Nie wierz臋, 偶e nagle go znalaz艂. W czasie rozmowy z kuzynk膮 u艣wiadamia sobie, 偶e wci膮gaj膮c j膮 w gr臋, zyskuje dodatkowe zabezpieczenie. Gra na jej uczuciach, napomyka o per艂ach, ona daje si臋 nabra膰 i wychodz膮 razem. Jak tylko ona wchodzi do domu, idzie za ni膮 i kieruje si臋 do biblioteki. Mo偶e lord przysn膮艂 w fotelu. W ci膮gu dw贸ch sekund za艂atwia spraw臋 i wychodzi. Liczy艂, 偶e dziewczyna zastanie go, jak spaceruje tam i z powrotem ko艂o taks贸wki. S膮dzi艂, 偶e taks贸wkarz nie zauwa偶y, jak wchodzi do domu. Mia艂o to wygl膮da膰 tak, jakby ca艂y czas chodzi艂 po chodniku, pal膮c papierosa i czekaj膮c na dziewczyn臋. Niech pan pami臋ta, 偶e taks贸wkarz siedzia艂 ty艂em do niego.
Oczywi艣cie, nast臋pnego ranka musia艂 zastawi膰 per艂y i nadal udawa膰, 偶e potrzebuje pieni臋dzy. Potem, dowiaduj膮c si臋 o morderstwie, musia艂 zastraszy膰 dziewczyn臋, 偶eby zatai艂a ich pobyt na Regent Gate. Mieli twierdzi膰, 偶e przerw臋 sp臋dzili razem w operze.
鈥 Wi臋c dlaczego tak nie zrobili? 鈥 spyta艂 ostro Poirot.
Japp wzruszy艂 ramionami.
鈥 Zmieni艂 zdanie albo uzna艂, 偶e ona sobie nie poradzi. Jest nerwowa.
鈥 Tak 鈥 powiedzia艂 Poirot, zamy艣lony. 鈥 Jest nerwowa.
Po kilku chwilach zapyta艂:
鈥 Nie dziwi pana, 偶e kapitanowi Marshowi 艂atwiej i pro艣ciej by艂oby opu艣ci膰 oper臋 samotnie? Wej艣膰 po cichu, otworzywszy drzwi w艂asnym kluczem, zabi膰 wuja i wr贸ci膰 do Covent Garden? Zamiast kaza膰 taks贸wkarzowi czeka膰 przed domem i ba膰 si臋, 偶e nerwowa dziewczyna w ka偶dej chwili mo偶e zej艣膰 po schodach, straci膰 g艂ow臋 i wyda膰 go?
Japp wyszczerzy艂 z臋by.
鈥 Tak post膮pi艂by pan czy ja. Ale my jeste艣my ciut sprytniejsi od kapitana Ronalda Marsha.
鈥 Nie jestem tego taki pewien. Wed艂ug mnie jest bardzo inteligentny.
鈥 Lecz nie tak bardzo, jak Herkules Poirot! Jestem pewien, 偶e sam pan to przyzna! 鈥 roze艣mia艂 si臋 Japp.
Poirot spojrza艂 na niego zimno.
鈥 Je艣li nie jest winny, dlaczego nam贸wi艂 na ten karko艂omny wyczyn pann臋 Adams? 鈥 m贸wi艂 dalej Japp. 鈥 Mo偶e by膰 tylko jeden pow贸d ca艂ej maskarady: ochrona rzeczywistego zab贸jcy.
鈥 W tym punkcie zupe艂nie si臋 z panem zgadzam.
鈥 C贸偶, cieszy mnie, 偶e w czymkolwiek si臋 zgadzamy.
鈥 Mo偶e to rzeczywi艣cie on rozmawia艂 z pann膮 Adams 鈥 zastanawia艂 si臋 Poirot. 鈥 Chyba 偶e naprawd臋鈥 nie, to g艂upota.
Potem, kieruj膮c nag艂e spojrzenie na Jappa, rzuci艂 mu szybkie pytanie:
鈥 Jak pan wyja艣nia jej 艣mier膰? Japp odchrz膮kn膮艂.
鈥 Sk艂onny jestem wierzy膰, 偶e to wypadek. Przyznaj臋, 偶e dogodny. Nie widz臋, jak kapitan Marsh m贸g艂by mie膰 z tym cokolwiek wsp贸lnego. Jego alibi po operze jest pewne. By艂 z Dortheimerami u Sobranisa a偶 do pierwszej. O tej porze ona dawno by艂a w 艂贸偶ku i spa艂a. Nie, wed艂ug mnie to szata艅skie szcz臋艣cie, jakie czasem miewaj膮 przest臋pcy. Zapewne planowa艂 si臋 jej pozby膰, a tymczasem wyr臋czy艂 go szcz臋艣liwy przypadek. Najpierw wystraszy艂by j膮, wm贸wi艂, 偶e zostanie aresztowana za morderstwo, je艣li wyzna prawd臋. A potem uciszy艂by j膮 spor膮 sum膮 pieni臋dzy.
鈥 Uwa偶a pan 鈥 Poirot patrzy艂 prosto przed siebie 鈥 naprawd臋 uwa偶a pan, 偶e panna Adams pozwoli艂aby, by powieszono inn膮 kobiet臋, gdyby mia艂a dowody na jej niewinno艣膰?
鈥 Jane Wilkinson nie zosta艂aby powieszona. Zbyt pewne by艂y zeznania go艣ci sir Montagu Cornera.
鈥 Lecz morderca o tym nie wiedzia艂. Musia艂 s膮dzi膰, 偶e Jane Wilkinson zostanie powieszona, a Carlotta Adams zachowa milczenie.
鈥 Uwielbia pan gada膰 po pr贸偶nicy, co, Poirot? Teraz jest pan przekonany, 偶e Ronald Marsh to niewinny ch艂opiec, kt贸ry nie m贸g艂by post膮pi膰 藕le. Wierzy pan w t臋 historyjk臋 o jakim艣 m臋偶czy藕nie w艣lizguj膮cym si臋 ukradkiem do domu?
Poirot wzruszy艂 ramionami.
鈥 Wie pan, kogo, jak wyda艂o mu si臋, ujrza艂?
鈥 Mog臋 zgadn膮膰.
鈥 Pomy艣la艂, 偶e to gwiazdor filmowy, Bryan Martin. I co pan na to? Cz艂owiek, kt贸ry nigdy nawet nie spotka艂 lorda Edgware鈥檃.
鈥 W takim razie naprawd臋 by艂oby dziwne, gdyby mia艂 klucz do drzwi.
鈥 No nie! 鈥 zawo艂a艂 g艂o艣no Japp, wyra偶aj膮c swoj膮 pogard臋. 鈥 I pewnie zdziwi pana wiadomo艣膰, 偶e pana Bryana Martina nie by艂o tamtej nocy w Londynie? Zabra艂 pewn膮 m艂od膮 dam臋 na obiad w Molesey. Nie wr贸cili do miasta przed p贸艂noc膮.
鈥 Ach 鈥 rzuci艂 spokojnie Poirot. 鈥 Nie, nie dziwi mnie to. Czy m艂oda dama r贸wnie偶 jest aktork膮?
鈥 Nie. Prowadzi sklep z kapeluszami. To by艂a przyjaci贸艂ka panny Adams, panna Driver. Chyba zgodzi si臋 pan, 偶e jej zeznanie jest poza podejrzeniem.
鈥 Nie kwestionuj臋 go, przyjacielu.
鈥 W rzeczywisto艣ci przegra艂 pan i dobrze pan o tym wie, staruszku 鈥 powiedzia艂 ze 艣miechem Japp. 鈥 Idiotyczna historyjka wymy艣lona na poczekaniu, oto, czym jest opowie艣膰 m艂odego lorda. Nikt nie wchodzi艂 do domu numer siedemna艣cie鈥 ani do s膮siaduj膮cych z nim budynk贸w. Czego to dowodzi? 呕e jego lordowska mo艣膰 jest k艂amc膮.
Poirot ze smutkiem potrz膮sn膮艂 g艂ow膮.
Japp podni贸s艂 si臋 z krzes艂a. Odzyska艂 dobry humor.
鈥 Niech偶e pan da spok贸j. Mamy racj臋, przecie偶 pan to wie.
鈥 Co to znaczy: D., Pary偶, listopad? Japp wzruszy艂 ramionami.
鈥 Zapewne jaka艣 dawna historia. Czy dziewczyna nie mog艂a dosta膰 p贸艂 roku temu prezentu, zupe艂nie niezwi膮zanego ze zbrodni膮? Musimy zachowa膰 rozs膮dek.
鈥 P贸艂 roku temu 鈥 wymrucza艂 Poirot z nag艂ym b艂yskiem w oku. 鈥 Dieu, que je suis bete!
鈥 Co on m贸wi? 鈥 zwr贸ci艂 si臋 do mnie Japp.
鈥 Niech pan s艂ucha. 鈥 Poirot wsta艂 i postuka艂 Jappa w pier艣. 鈥擠laczego pokoj贸wka panny Adams nie rozpozna艂a tego pude艂ka? Dlaczego nie rozpozna艂a go panna Driver?
鈥 O co panu chodzi?
鈥 Poniewa偶 by艂o nowe! Dopiero co je podarowano. Pary偶, listopad, wszystko dobrze鈥 bez w膮tpienia t臋 dat臋 ma upami臋tnia膰 pude艂ko. Ale otrzyma艂a je niedawno, a nie sze艣膰 miesi臋cy temu! Dopiero co je kupiono! B艂agam pana, niech pan to zbada, drogi Jappie. To szansa, i to spora. Kupiono je nie w Anglii, lecz za granic膮, prawdopodobnie w Pary偶u. Gdyby kupiono je tutaj, zg艂osi艂by si臋 jaki艣 jubiler. Sfotografowano je, a zdj臋cie opublikowano w prasie. Tak, tak, Pary偶. Mo偶e inne miasto, ale wed艂ug mnie Pary偶. Niech pan to sprawdzi, b艂agam. Prosz臋 to zbada膰. Chc臋鈥 bardzo chc臋 dowiedzie膰 si臋, kim jest tajemniczy D.
鈥 Nie zaszkodzi 鈥 powiedzia艂 dobrodusznie Japp. 鈥 Nie mog臋 powiedzie膰, 偶eby mnie to ciekawi艂o. Jednak zrobi臋, co mog臋. Im wi臋cej wiemy, tym lepiej.
Skin膮艂 nam weso艂o g艂ow膮 i wyszed艂.
鈥 A teraz p贸jdziemy zje艣膰 lunch 鈥 powiedzia艂 Peirot. Wzi膮艂 mnie pod rami臋 i u艣miechn膮艂 si臋. 鈥 Odzyska艂em nadziej臋 鈥 wyja艣ni艂.
Cieszy艂o mnie, 偶e na powr贸t sta艂 si臋 dawnym Poirotem, cho膰 sam by艂em przekonany o winie m艂odego Ronalda. Zastanawia艂em si臋, czy i Poirot nie powr贸ci艂 do tego pogl膮du pod wp艂ywem argument贸w Jappa. By膰 mo偶e poszukiwanie nabywcy puzderka by艂o ostatni膮 pr贸b膮 ratowania twarzy.
W przyjaznych nastrojach udali艣my si臋 na lunch.
Ku pewnemu rozbawieniu dostrzeg艂em przy stoliku po drugiej stronie sali Bryana Martina i Jenny Driver. Pami臋taj膮c, co m贸wi艂 inspektor, w臋szy艂em jaki艣 romans.
Zauwa偶yli nas i Jenny pomacha艂a r臋k膮.
Kiedy popijali艣my kaw臋, dziewczyna opu艣ci艂a towarzysza i podesz艂a do naszego stolika. By艂a jak zawsze 偶ywa i pe艂na energii.
鈥 Mog臋 si臋 przysi膮艣膰 i porozmawia膰 z panem chwil臋, panie Poirot?
鈥 Oczywi艣cie, mademoiselle. Jestem zachwycony, 偶e pani膮 widz臋. Czy pan Martin nie przy艂膮czy si臋 do nas?
鈥 Zabroni艂am mu. Widzi pan, przysz艂am porozmawia膰 o Carlotcie.
鈥 Tak, mademoiselle?
鈥 Chcia艂 pan dowiedzie膰 si臋 czego艣 o jej przyjacielu, prawda?
鈥 Tak, tak.
鈥 No wi臋c zastanawia艂am si臋 nad tym. Czasem trudno wpa艣膰 na co艣 od razu. 呕eby wyja艣ni膰 sytuacj臋, trzeba cofn膮膰 si臋 w przesz艂o艣膰, przypomnie膰 sobie rzucane mimochodem s艂owa, na kt贸re w贸wczas nie zwr贸ci艂o si臋 uwagi. To w艂a艣nie zrobi艂am. My艣la艂am i przypomina艂am sobie wszystko, co Carlotta m贸wi艂a. I dosz艂am do pewnego wniosku.
鈥 S艂ucham, mademoiselle?
鈥 My艣l臋, 偶e m臋偶czyzn膮, na kt贸rym jej zale偶a艂o鈥 albo zaczyna艂o zale偶e膰, by艂 Ronald Marsh. Wie pan, ten, kt贸ry odziedziczy艂 w艂a艣nie tytu艂.
鈥 Co ka偶e pani tak my艣le膰?
鈥 Na przyk艂ad kt贸rego艣 dnia Carlotta m贸wi艂a, 偶e je艣li kto艣 ma ci臋偶kie 偶ycie, wp艂ywa to na jego charakter. 呕e mo偶na by膰 przyzwoitym cz艂owiekiem, a jednak si臋 stoczy膰. Zna pan to powiedzenie: wi臋cej przeciw niemu zgrzeszono, ni偶by sam zgrzeszy艂. W艂a艣nie tak kobieta si臋 oszukuje, kiedy zakocha si臋 w m臋偶czy藕nie. Tak cz臋sto s艂ysza艂am t臋 star膮 艣piewk臋! Carlotta mia艂a zdrowy rozs膮dek, a mimo to wyskoczy艂a z tym jak kompletna idiotka, kt贸ra nie ma poj臋cia o 偶yciu. 鈥濫j偶e 鈥 powiedzia艂am sobie 鈥 co艣 si臋 szykuje鈥. Nie wymieni艂a 偶adnego nazwiska, to by艂y same og贸lniki. Lecz niemal natychmiast potem zacz臋艂a m贸wi膰 o Ronaldzie Marshu i o tym, jak 藕le wed艂ug niej go potraktowano. Zachowywa艂a si臋 bardzo oboj臋tnie, bezosobowo. Wtedy nie po艂膮czy艂am obu rzeczy ze sob膮. Lecz teraz zastanawiam si臋. Wydaje mi si臋, 偶e m贸wi艂a o Ronaldzie Marshu. A co pan s膮dzi, panie Poirot? 鈥 Spojrza艂a z przej臋ciem w jego oczy.
鈥 My艣l臋, mademoiselle, 偶e najprawdopodobniej udzieli艂a mi pani bardzo cennej informacji.
鈥 艢wietnie! 鈥 Jenny klasn臋艂a w d艂onie. Poirot spojrza艂 na ni膮 偶yczliwie.
鈥 Mo偶e nie s艂ysza艂a pani, 偶e d偶entelmen, o kt贸rym m贸wimy, Ronald Marsh鈥 lord Edgware, w艂a艣nie zosta艂 aresztowany.
鈥 Och! 鈥 Otworzy艂a ze zdumienia usta. 鈥 Wi臋c moje wnioski s膮 troch臋 sp贸藕nione.
鈥 Nigdy nie jest za p贸藕no 鈥 zaprzeczy艂 Poirot. 鈥 Nie, je艣li ja jestem obecny. Dzi臋kuj臋 pani, mademoiselle.
Po偶egna艂a nas i wr贸ci艂a do Bryana Martina.
鈥 I co, Poirot 鈥 zacz膮艂em 鈥 to musia艂o zachwia膰 twoj膮 wiar膮.
鈥 Nie, Hastings. Wprost przeciwnie: to j膮 umocni艂o.
Mimo tych odwa偶nych s艂贸w czu艂em, 偶e jego pewno艣膰 siebie os艂ab艂a.
Podczas nast臋pnych dni ani razu nie wspomnia艂 o sprawie Edgware鈥檃. Je艣li sam zaczyna艂em o niej m贸wi膰, odpowiada艂 monosylabami, bez zainteresowania. Innymi s艂owy, Poirot umy艂 r臋ce. Cokolwiek kr膮偶y艂o po tej jego pe艂nej fantazji g艂owie, obecnie musia艂 przyzna膰, 偶e si臋 nie sprawdzi艂o. 呕e jego pierwsza koncepcja by艂a prawdziwa i a偶 nazbyt s艂usznie oskar偶ono o zbrodni臋 Ronalda Marsha. Tyle 偶e b臋d膮c tym, kim by艂, nie m贸g艂 otwarcie tego przyzna膰. Dlatego te偶 udawa艂 brak zainteresowania.
Tak w艂a艣nie t艂umaczy艂em sobie jego zachowanie. Tak wynika艂o z fakt贸w. W najmniejszym stopniu nie ciekawi艂a go rozprawa w s膮dzie, zupe艂nie formalna zreszt膮. Zaj膮艂 si臋 innymi sprawami i, jak ju偶 wspomnia艂em, nie okazywa艂 艣ladu zaciekawienia, gdy wspominano wiadomy temat.
Min臋艂y niemal dwa tygodnie od wydarze艅 opisanych w poprzednim rozdziale, kiedy u艣wiadomi艂em sobie, 偶e moja interpretacja post臋powania Poirota by艂a zupe艂nie b艂臋dna.
Sta艂o si臋 to w porze 艣niadania. Przy talerzu Poirota jak zwykle le偶a艂 poka藕ny stos list贸w. Przerzuci艂 je pobie偶nie. Nagle wyda艂 kr贸tki okrzyk zadowolenia i wzi膮艂 do r臋ki kopert臋 z ameryka艅skim znaczkiem. Otworzy艂 j膮 no偶ykiem do papieru. Podnios艂em wzrok z zaciekawieniem, gdy偶 jego poruszenie by艂o wyra藕ne. W kopercie znajdowa艂 si臋 list i sporej grubo艣ci za艂膮cznik.
Poirot przeczyta艂 list dwukrotnie, a potem podni贸s艂 g艂ow臋.
鈥 Chcesz to zobaczy膰, Hastings?
Odebra艂em od niego kartk臋. Brzmia艂a nast臋puj膮co:
Szanowny panie Poirot!
Bardzo wzruszy艂 mnie pa艅ski mi艂y鈥 naprawd臋 niezwykle mi艂y list. Jestem zupe艂nie oszo艂omiona i przygn臋biona tym, co si臋 wydarzy艂o. Poza tym urazi艂y mnie aluzje dotycz膮ce鈥 Car艂otty 鈥 najdro偶szej, najs艂odszej siostry, jak膮 mo偶na mie膰. Nie, panie Poirot, nie bra艂a narkotyk贸w. Jestem tego pewna. Przera偶a艂y j膮 takie rzeczy i cz臋sto s艂ysza艂am, jak to m贸wi. Je艣li odegra艂a jak膮艣 rol臋 w 艣mierci tego biedaka, by艂a to rola ca艂kowicie niewinna, zreszt膮 dowodzi tego jej list do mnie. Przesy艂am panu orygina艂, jak pan prosi艂. Z niech臋ci膮 rozstaj臋 si臋 z ostatnim listem, jaki do mnie napisa艂a, jednak wiem, 偶e zatroszczy si臋 pan o niego i zwr贸ci, a je艣li pomo偶e on panu wyja艣ni膰 tajemnic臋 jej 艣mierci, jak pan pisa艂, oczywi艣cie musi go pan otrzyma膰.
Pyta pan, czy Carlotta wspomina艂a w swoich listach o kim艣 szczeg贸lnym. Pisa艂a o wielu ludziach, lecz nikt nie wybija艂 si臋 na plan pierwszy. Bryan Martin, kt贸rego zna艂a wiele lat temu, dziewczyna nazwiskiem Jenny Driver i kapitan Ronald Marsh byli tymi, kt贸rych widywa艂a najcz臋艣ciej.
呕a艂uj臋, 偶e nie przychodzi mi na my艣l nic, co mog艂oby panu pom贸c. Pisze pan tak 偶yczliwie, z takim zrozumieniem i najwyra藕niej jest pan 艣wiadom, ile ja i Carlotta znaczy艂y艣my dla siebie.
Z wyrazami wdzi臋czno艣ci, Lucie Adams
PS W艂a艣nie jaki艣 oficer przyszed艂 po list. Powiedzia艂am, 偶e ju偶 go wys艂a艂am, co, oczywi艣cie, nie by艂o prawd膮, lecz mam wra偶enie, 偶e to bardzo wa偶ne, by pan zobaczy艂 go pierwszy. Wygl膮da na to, 偶e Scotland Yardowi potrzebny jest jako dow贸d przeciwko mordercy. Przeka偶e pan list policji, lecz prosz臋, bardzo prosz臋 dopilnowa膰, by go panu zwr贸cili. Rozumie pan: to ostatnie s艂owa Carlotty.
鈥 Wi臋c sam do niej napisa艂e艣 鈥 odezwa艂em si臋, odk艂adaj膮c kartk臋. 鈥 Dlaczego, Poirot? I czemu prosi艂e艣 o orygina艂 listu Carlotty?
Poirot pochyla艂 g艂ow臋 nad do艂膮czonymi do listu stronami, o kt贸rych wspomnia艂em.
鈥 Prawd臋 rzek艂szy, nie potrafi臋 tego wyt艂umaczy膰, Hastings鈥 poza tym, 偶e wbrew nadziei liczy艂em, 偶e orygina艂 listu mo偶e wyja艣ni膰 to, co niewyt艂umaczalne.
鈥 Nie rozumiem, jak m贸g艂by艣 wydoby膰 co艣 jeszcze z jego tre艣ci. Carlotta Adams sama przekaza艂a go pokoj贸wce, by ta zanios艂a go na poczt臋. Nie by艂o w tym 偶adnych sztuczek. List z ca艂膮 pewno艣ci膮 wygl膮da na autentyczny i zwyczajny.
Poirot westchn膮艂.
鈥 Wiem, wiem. I dlatego jest to takie trudne. Poniewa偶, je艣li sprawy maj膮 si臋 tak, jak si臋 maj膮, ten list nie mo偶e istnie膰, Hastings.
鈥 Bzdura.
鈥 Si, si, naprawd臋. Jak ci tego dowiod艂em, pewne rzeczy po prostu musz膮 si臋 zdarzy膰. Nast臋puj膮 po sobie metodycznie i s膮 ca艂kiem zrozumia艂e. I nagle ten list. Nie pasuje do reszty. W takim razie kto si臋 myli? Herkules Poirot czy list?
鈥 I nie przypuszczasz, 偶e myli si臋 Herkules Poirot? 鈥 podsun膮艂em z ca艂膮 delikatno艣ci膮, do jakiej by艂em zdolny.
Poirot rzuci艂 mi pe艂ne nagany spojrzenie.
鈥 Zdarzaj膮 si臋 chwile, kiedy jestem w b艂臋dzie, lecz to nie jedna z nich. Wobec tego, skoro list wydaje si臋 niemo偶liwo艣ci膮, to jest niemo偶liwo艣ci膮. Przeoczyli艣my pewien zwi膮zany z nim fakt. Staram si臋 odkry膰, jaki.
Po czym ponownie zag艂臋bi艂 si臋 w studiowaniu omawianego listu przez lup臋.
Sko艅czywszy ogl膮danie kolejnych stron, przekaza艂 je mnie, lecz ja oczywi艣cie nie mog艂em znale藕膰 w nich nic nowego. Kartki zapisano czytelnym pismem i s艂owo w s艂owo pokrywa艂y si臋 z telegramem.
Poirot westchn膮艂 g艂臋boko.
鈥 Nie ma tu 艣ladu fa艂szerstwa, wszystko napisano t膮 sam膮 r臋k膮. A jednak skoro m贸wi臋, 偶e to niemo偶liwe, to jest niemo偶liwe鈥 鈥攗rwa艂. Gwa艂townym gestem za偶膮da艂, bym odda艂 mu kartki. Przekaza艂em je, a on ponownie przejrza艂 je uwa偶nie.
Nagle wyda艂 okrzyk.
Wsta艂em od sto艂u, podszed艂em do okna i zacz膮艂em patrze膰 na zewn膮trz. Na ten d藕wi臋k odwr贸ci艂em si臋 gwa艂townie.
Poirot dos艂ownie trz膮s艂 si臋 z podniecenia. Oczy mu pozielenia艂y jak u kota. Wskazywa艂 co艣 dr偶膮cym palcem.
鈥 Widzisz, Hastings? Sp贸jrz tutaj, szybko, chod藕 i sp贸jrz na to. Podbieg艂em do jego krzes艂a. Przed Poirotem le偶a艂a jedna ze 艣rodkowych stron listu. Nie dostrzeg艂em w niej nic niezwyk艂ego.
鈥 Nie widzisz? Wszystkie pozosta艂e zosta艂y uci臋te r贸wno, to pojedyncze kartki. Lecz ta, popatrz, z jednej strony jest poszarpana, wi臋c zosta艂a oddarta. Widzisz teraz, o co mi chodzi? To by艂a podw贸jna kartka i brakuje jej drugiej strony.
Gapi艂em si臋 niew膮tpliwie jak idiota.
鈥 Ale jak to mo偶liwe? Przecie偶 list jest zrozumia艂y.
鈥 Tak, tak, jest zrozumia艂y. Na tym polega艂a m膮dro艣膰 ca艂ego pomys艂u. Przeczytaj, a sam si臋 przekonasz.
鈥 Rozumiesz teraz? 鈥 spyta艂 Poirot. 鈥 Kartka ko艅czy si臋 w miejscu, w kt贸rym Carlotta wspomina o kapitanie Marshu. Wsp贸艂czuje mu, a potem pisze: 鈥濵贸wi, 偶e wysoko ocenia m贸j wyst臋p鈥. Od tego zdania zaczyna si臋 nowa strona. Lecz mi臋dzy nimi, mon ami, brakuje jednej kartki. Osoba ze strony nast臋pnej niekoniecznie musi oznacza膰 t臋 z poprzedniej. Kto艣 zupe艂nie inny zaproponowa艂 maskarad臋. Zauwa偶, 偶e nigdzie p贸藕niej nie zosta艂 ju偶 wspomniany. Ah, c鈥檈st epatant! W jaki艣 spos贸b nasz morderca zdoby艂 ten list, list, kt贸ry go zdradza艂. Niew膮tpliwie najpierw chcia艂 go zniszczy膰, a potem, po przeczytaniu, znalaz艂 inne rozwi膮zanie. Usun膮艂 jedn膮 stron臋, a ca艂y list sta艂 si臋 jednoznacznym oskar偶eniem innego cz艂owieka, i to takiego, kt贸ry mia艂 motyw, by zabi膰 lorda Edgware鈥檃. To dopiero szcz臋艣cie! Podarunek losu, jak ty to m贸wisz. Oderwa艂 stron臋 i wys艂a艂 list.
Spojrza艂em na Poirota z podziwem. Nie by艂em do ko艅ca przekonany, 偶e jego teoria jest s艂uszna. Wydawa艂o mi si臋 ca艂kiem mo偶liwe, 偶e Carlotta pisa艂a na pojedynczej kartce papieru, kt贸r膮 wcze艣niej sama oddar艂a. Lecz Poirot by艂 ogarni臋ty tak膮 rado艣ci膮, 偶e po prostu nie mia艂em serca podsuwa膰 mu r贸wnie prozaicznej mo偶liwo艣ci. Zreszt膮 m贸g艂 mie膰 racj臋.
Jednak偶e zaryzykowa艂em i wskaza艂em kilka komplikacji stoj膮cych na drodze jego teorii.
鈥 W jaki spos贸b ten cz艂owiek, kimkolwiek jest, zdoby艂 list? Panna Adams wyj臋艂a go z torebki i sama przekaza艂a pokoj贸wce. Tak powiedzia艂a nam s艂u偶膮ca.
鈥 Dlatego te偶 musimy przyj膮膰 jedn膮 z dw贸ch mo偶liwo艣ci. Albo pokoj贸wka k艂ama艂a, albo tamtego wieczoru Carlotta Adams spotka艂a si臋 z morderc膮.
Skin膮艂em g艂ow膮.
鈥 Wydaje mi si臋, 偶e druga mo偶liwo艣膰 jest bardziej prawdopodobna. Nadal nie wiemy, gdzie panna Adams by艂a mi臋dzy godzin膮, w kt贸rej opu艣ci艂a swoje mieszkanie, a dziewi膮t膮, kiedy to zostawi艂a walizk臋 na dworcu Euston. Przypuszczam, 偶e spotka艂a si臋 w贸wczas z morderc膮 w um贸wionym miejscu, prawdopodobnie zjedli co艣 razem. Przekaza艂 jej ostatnie instrukcje. Co dok艂adnie sta艂o si臋 z listem, nie wiemy. Mo偶emy jedynie zgadywa膰. Mo偶e trzyma艂a go w r臋ku, zamierzaj膮c wys艂a膰, i po艂o偶y艂a na stoliku w restauracji. On m贸g艂 zauwa偶y膰 adres i przewidzie膰 niebezpiecze艅stwo, zr臋cznie pochwyci膰 list, przeprosi膰 i wyj艣膰 do toalety, otworzy膰 go, przeczyta膰, oderwa膰 stron臋 i albo od艂o偶y膰 na stolik, albo poda膰 jej, gdy si臋 偶egnali, m贸wi膮c, 偶e nie zauwa偶y艂a, jak go upu艣ci艂a. Jak to si臋 sta艂o, nie jest wa偶ne. Dwie rzeczy wydaj膮 si臋 wystarczaj膮co oczywiste. Po pierwsze, Carlotta Adams spotka艂a si臋 tamtego wieczoru z morderc膮, albo przed 艣mierci膮 lorda Edgware鈥檃, albo p贸藕niej 鈥 po wyj艣ciu z Corner House mia艂a czas na kr贸tk膮 rozmow臋. Przypuszczam, cho膰 mog臋 si臋 tu myli膰, 偶e to morderca da艂 jej z艂ote puzderko, by膰 mo偶e jako sentymentaln膮 pami膮tk臋 ich pierwszego spotkania. W takim wypadku morderc膮 jest D.
鈥 Nie rozumiem, jakie znaczenie ma z艂ote puzderko.
鈥 Carlotta Adams nie by艂a uzale偶niona od weronalu, Hastings. Tak twierdzi Lucie Adams i ja uwa偶am, 偶e ma racj臋. Carlotta by艂a rozs膮dn膮, zdrow膮 dziewczyn膮, bez sk艂onno艣ci do na艂og贸w. Ani jej przyjaciele, ani pokoj贸wka nie rozpoznali pude艂ka. Dlaczego wi臋c znaleziono je w艣r贸d jej rzeczy po 艣mierci? Aby stworzy膰 wra偶enie, 偶e naprawd臋 bra艂a weronal, i to od d艂u偶szego czasu, co najmniej od sze艣ciu miesi臋cy. Za艂贸偶my, 偶e spotka艂a morderc臋 cho膰by w kilka minut po zbrodni. Wypili co艣 razem, by uczci膰 sukces przedsi臋wzi臋cia. A on wsypa艂 do drinka dziewczyny do艣膰 weronalu, by mie膰 pewno艣膰, 偶e nast臋pnego ranka si臋 nie obudzi.
鈥 To okropne 鈥 powiedzia艂em z dr偶eniem.
鈥 Tak, to nie by艂o mi艂e 鈥 zgodzi艂 si臋 sucho Poirot.
鈥 Zamierzasz powiedzie膰 o tym Jappowi? 鈥 spyta艂em po chwili.
鈥 Nie teraz. Co w艂a艣ciwie mam do powiedzenia? Nasz wspania艂y Japp odpar艂by: 鈥濳olejny wymys艂. Dziewczyna u偶y艂a oddartej kartki鈥. C鈥檈st tout.
Spu艣ci艂em wzrok w poczuciu winy.
鈥 Co mam na to powiedzie膰? Nic. To mog艂o si臋 wydarzy膰. Wiem jedynie, 偶e tak si臋 nie sta艂o, poniewa偶 tak nie mog艂o si臋 sta膰. 鈥 Poirot umilk艂. Przez chwil臋 na jego twarzy pojawi艂 si臋 wyraz rozmarzenia. 鈥 Pomy艣l tylko, Hastings, gdyby tylko ten m臋偶czyzna by艂 metodyczny, odci膮艂by stron臋 zamiast wydziera膰. I niczego by艣my nie zauwa偶yli. Absolutnie niczego!
鈥 Mo偶emy wi臋c przypuszcza膰, 偶e z natury jest niedba艂y 鈥 zauwa偶y艂em z u艣miechem.
鈥 Nie, nie. Prawdopodobnie si臋 艣pieszy艂. Popatrz, jak niestarannie oddarto stron臋. Och, na pewno czas go nagli艂. 鈥 Po chwili milczenia doda艂: 鈥 Mam nadziej臋 wszak偶e, 偶e jedn膮 rzecz dostrzeg艂e艣. Ten cz艂owiek, ten D., musi mie膰 艣wietne alibi na tamten wiecz贸r.
鈥 Nie rozumiem, jak m贸g艂by mie膰 jakiekolwiek alibi, je艣li sp臋dzi艂 wiecz贸r najpierw na Regent Gate, dokonuj膮c zbrodni, a potem z Carlott膮 Adams.
鈥 W艂a艣nie 鈥 rzek艂 Poirot. 鈥 O to mi chodzi. Ogromnie potrzebowa艂 alibi, wi臋c niew膮tpliwie je sobie zapewni艂. Kolejna sprawa: czy jego nazwisko naprawd臋 zaczyna si臋 na D.? A mo偶e D. oznacza przezwisko, pod jakim ona go zna艂a?
Po chwili powiedzia艂 艂agodnie:
鈥 M臋偶czyzna, kt贸rego inicja艂 lub przezwisko zaczyna si臋 na D. Musimy go znale藕膰, Hastings. Tak, musimy go znale藕膰.
Nast臋pnego dnia z艂o偶ono nam nieoczekiwan膮 wizyt臋.
Zaanonsowano Geraldine Marsh.
Poirot powita艂 j膮 i usadzi艂 na krze艣le. By艂o mi jej 偶al. Olbrzymie czarne oczy wydawa艂y si臋 jeszcze wi臋ksze i ciemniejsze ni偶 zwykle, podkr膮偶one, jakby nie spa艂a. Jej twarz nosi艂a 艣lady wyczerpania i znu偶enia wyj膮tkowego jak na kogo艣 tak m艂odego 鈥 niemal dziecko.
鈥 Przysz艂am do pana, panie Poirot, poniewa偶 nie wiem, jak sobie dalej radzi膰. Jestem potwornie zmartwiona i zdenerwowana.
鈥 Tak, mademoiselle?
Zachowywa艂 si臋 z powag膮 i wsp贸艂czuciem.
鈥 Ronald przekaza艂 mi, co mu pan powiedzia艂 tamtego dnia, to znaczy tamtego okropnego dnia, kiedy zosta艂 aresztowany. 鈥 Wzdrygn臋艂a si臋. 鈥 Podobno niespodziewanie podszed艂 pan do niego, w艂a艣nie gdy poj膮艂, 偶e prawdopodobnie 偶aden z was mu nie wierzy, i powiedzia艂: 鈥濲a panu wierz臋鈥. Czy to prawda, panie Poirot?
鈥 To prawda, mademoiselle, tak powiedzia艂em.
鈥 Wiem, ale nie pytam, czy tak pan powiedzia艂, lecz czy pa艅skie s艂owa by艂y szczere. To znaczy, czy uwierzy艂 pan w jego histori臋?
Wygl膮da艂a na okropnie zdenerwowan膮. Pochyli艂a si臋, zaciskaj膮c d艂onie.
鈥 Moje s艂owa by艂y szczere, mademoiselle 鈥 odpar艂 cicho Poirot. 鈥 Nie wierz臋, 偶e pani kuzyn zabi艂 lorda Edgware鈥檃.
鈥 Och! 鈥 Na jej policzki wr贸ci艂y kolory, oczy rozwar艂y si臋 szeroko. 鈥 W takim razie uwa偶a pan鈥 偶e zabi艂 go kto艣 inny!
鈥 脡videmment, mademoiselle 鈥 u艣miechn膮艂 si臋 Poirot.
鈥 Jestem g艂upia. 殴le m贸wi臋. Pytam o to, czy wie pan, kto to zrobi艂?
鈥 Naturalnie, mam swoje przypuszczenia鈥 powiedzmy raczej, podejrzenia.
鈥 Nie zdradzi ich pan? Prosz臋鈥 prosz臋.
Poirot potrz膮sn膮艂 g艂ow膮.
鈥 By艂oby to鈥 by膰 mo偶e鈥 niesprawiedliwe.
鈥 W takim razie podejrzewa pan kogo艣 konkretnego? Poirot nieobowi膮zuj膮co pokr臋ci艂 g艂ow膮.
鈥 Gdybym tylko wiedzia艂a odrobin臋 wi臋cej 鈥 b艂aga艂a dziewczyna. 鈥 By艂oby mi o tyle 艂atwiej. I by膰 mo偶e mog艂abym panu pom贸c. Naprawd臋 mog艂abym pom贸c.
Jej pro艣ba by艂a rozbrajaj膮ca, lecz Poirot nadal kr臋ci艂 g艂ow膮.
鈥 Ksi臋偶na Merton wci膮偶 jest przekonana, 偶e zrobi艂a to moja macocha 鈥 powiedzia艂a z namys艂em. Rzuci艂a delikatne, pytaj膮ce spojrzenie Poirotowi, lecz on nie zareagowa艂.
鈥 Chocia偶 nie s膮dz臋, 偶eby by艂o to mo偶liwe.
鈥 Jakie ma pani o niej zdanie? O pani macosze?
鈥 C贸偶鈥 ledwie j膮 znam. Uczy艂am si臋 w szkole w Pary偶u, kiedy ojciec si臋 z ni膮 o偶eni艂. By艂a ca艂kiem mi艂a, kiedy wr贸ci艂am do domu. To znaczy po prostu nie zauwa偶a艂a, 偶e tam jestem. Uwa偶a艂am j膮 za osob臋 bezmy艣ln膮 i鈥 chciw膮.
Poirot skin膮艂 g艂ow膮.
鈥 M贸wi艂a pani o ksi臋偶nej Merton. Cz臋sto j膮 pani widywa艂a?
鈥 Tak. Traktowa艂a mnie bardzo 偶yczliwie. Sp臋dzi艂am z ni膮 du偶o czasu w ci膮gu ostatnich dw贸ch tygodni. To by艂o straszne: rozmowy, reporterzy, Ronald w wi臋zieniu鈥 鈥 Wstrz膮sn膮艂 ni膮 dreszcz. 鈥 Mam wra偶enie, 偶e brak mi prawdziwych przyjaci贸艂. Ale ksi臋偶na zachowa艂a si臋 cudownie, podobnie jak on鈥 to znaczy jej syn.
鈥 Lubi go pani?
鈥 Chyba jest nie艣mia艂y. Sztywny, trudno z nim rozmawia膰. Lecz matka wiele o nim m贸wi, wi臋c czuj臋, 偶e znam go lepiej ni偶 naprawd臋.
鈥 Rozumiem. Prosz臋 mi powiedzie膰, mademoiselle, lubi pani swojego kuzyna?
鈥 Ronalda? Oczywi艣cie. Nie widzia艂am go cz臋sto przez ostatnie dwa lata, ale wcze艣niej mieszka艂 w naszym domu. Ja鈥 ja zawsze uwa偶a艂am, 偶e jest wspania艂y. 呕artowa艂 i wymy艣la艂 szalone rzeczy. To stanowi艂o ogromn膮 odmian臋 w naszej ponurej rodzinie.
Poirot przytakn膮艂 ze wsp贸艂czuciem, lecz nast臋pnie rzuci艂 uwag臋, kt贸rej brutalno艣膰 mnie zaszokowa艂a:
鈥 Wobec tego nie chce pani, 偶eby go powieszono?
鈥 Nie, nie. 鈥 Dziewczyna zadr偶a艂a gwa艂townie. 鈥 Tylko nie to. Och, gdyby tylko morderc膮 okaza艂a si臋 ona鈥 moja macocha. To na pewno ona. Tak m贸wi ksi臋偶na.
鈥 Aha! Szkoda, 偶e kapitan Marsh nie zosta艂 w taks贸wce, prawda?
鈥 Tak, w ka偶dym razie鈥 o co panu chodzi? 鈥 Zmarszczy艂a brwi. 鈥 Nie rozumiem.
鈥 Szkoda, 偶e wszed艂 do domu za tym m臋偶czyzn膮. A w艂a艣nie, czy s艂ysza艂a pani, jak kto艣 wchodzi do domu?
鈥 Nie, nic nie s艂ysza艂am.
鈥 Co zrobi艂a pani po wej艣ciu do 艣rodka?
鈥 Pobieg艂am prosto na g贸r臋, 偶eby przynie艣膰 per艂y, przecie偶 pan wie.
鈥 Oczywi艣cie. To zaj臋艂o pani jaki艣 czas.
鈥 Tak. Nie mog艂am od razu znale藕膰 klucza do szkatu艂ki z klejnotami.
鈥 To si臋 cz臋sto zdarza. Im bardziej si臋 spieszymy, tym wolniej nam idzie. Min臋艂o par臋 minut, nim zesz艂a pani na d贸艂, a wtedy zobaczy艂a pani w holu kuzyna?
鈥 Tak, wychodzi艂 z biblioteki. 鈥 Prze艂kn臋艂a 艣lin臋.
鈥 Rozumiem. To pani膮 zdziwi艂o.
鈥 Tak. 鈥 Spojrza艂a na niego wdzi臋czna za pe艂en wsp贸艂czucia ton. 鈥 By艂am zaskoczona.
鈥 Oczywi艣cie.
鈥 Ronnie odezwa艂 si臋 za moimi plecami: 鈥濲ak tam, Dina, masz je?鈥. A ja a偶 podskoczy艂am.
鈥 Tak 鈥 powiedzia艂 艂agodnie Poirot. 鈥 Jak wspomnia艂em, szkoda, 偶e nie zosta艂 na zewn膮trz. W贸wczas taks贸wkarz m贸g艂by przysi膮c, 偶e kapitan Marsh nie wchodzi艂 do domu.
Skin臋艂a g艂ow膮. Do oczu nap艂yn臋艂y jej 艂zy. Wsta艂a. Poirot wzi膮艂 j膮 za r臋k臋.
鈥 Chce pani, 偶ebym go dla pani uratowa艂? O to chodzi?
鈥 Tak, tak鈥 b艂agam. Nie wie pan鈥
Sta艂a, usi艂uj膮c si臋 opanowa膰, zaciskaj膮c d艂onie.
鈥 Nie mia艂a pani 艂atwego 偶ycia, mademoiselle 鈥 zauwa偶y艂 z sympati膮 Poirot. 鈥 Rozumiem to. Hastings, wezwiesz dla pani taks贸wk臋?
Zszed艂em z dziewczyn膮 na d贸艂 i wsadzi艂em j膮 do samochodu. Odzyska艂a ju偶 spok贸j i podzi臋kowa艂a mi z wdzi臋kiem.
Po powrocie zasta艂em Poirota przemierzaj膮cego pok贸j tam i z powrotem, z brwiami uniesionymi w zamy艣leniu. Wygl膮da艂 na nieszcz臋艣liwego.
Ucieszy艂em si臋, kiedy jego skupienie przerwa艂 dzwonek telefonu.
鈥 Kto m贸wi? A, Japp. Bonjour, mon ami.
鈥 I co ma do powiedzenia? 鈥 spyta艂em, podchodz膮c do aparatu. Po kilku kr贸tkich okrzykach Poirot wreszcie przem贸wi艂.
鈥 Dobrze, a kto j膮 wezwa艂? Czy wiedz膮?
Odpowied藕, kt贸ra pad艂a, nie by艂a t膮, kt贸rej si臋 spodziewa艂. Twarz Poirota przybra艂a 艣mieszny wyraz.
鈥 Jest pan pewien?
鈥 Nie, to tylko troch臋 denerwuj膮ce.
鈥 Tak, musz臋 powt贸rnie wszystko przemy艣le膰.
鈥 Comment?
鈥 Mimo to mia艂em racj臋. Tak, to szczeg贸艂, jak pan m贸wi.
鈥 Nie, nadal jestem tego samego zdania. B艂agam, prosz臋 sprawdzi膰 restauracje w s膮siedztwie Regent Gate i Euston, Tottenham Court Road, mo偶e jeszcze Oxford Street.
鈥 Tak, kobieta i m臋偶czyzna. Prosz臋 popyta膰 te偶 na Strandzie. Tu偶 przed p贸艂noc膮. Comment?
鈥 Ale偶 tak, wiem, 偶e kapitan Marsh by艂 z Dortheimerami. Lecz na 艣wiecie 偶yj膮 jeszcze inni ludzie pr贸cz kapitana Marsha.
鈥 Nie艂adnie m贸wi膰, 偶e mam barani 艂eb. Tout de m锚me, bardzo pana o to prosz臋.
Od艂o偶y艂 s艂uchawk臋.
鈥 I co? 鈥 rzuci艂em niecierpliwie.
鈥 Zastanawiam si臋. Hastings, to z艂ote puzderko naprawd臋 zosta艂o zakupione w Pary偶u. Zam贸wiono je listownie w znanym sklepie, kt贸ry specjalizuje si臋 w takich drobiazgach. List pochodzi艂 od lady Ackerley. Podpisano go Constance Ackerley. Oczywi艣cie, taka osoba nie istnieje. List dotar艂 na dwa dni przed morderstwem. Zam贸wiono inicja艂y, jak przypuszczano 鈥 autorki listu, wysadzane rubinami, a tak偶e napis w 艣rodku. By艂o to zlecenie pilne, do odebrania nast臋pnego dnia. To jest na dzie艅 przed morderstwem.
鈥 I kto艣 si臋 zg艂osi艂?
鈥 Tak, i zap艂aci艂 got贸wk膮.
鈥 Kto? 鈥 zapyta艂em podniecony. Czu艂em, 偶e zbli偶amy si臋 do prawdy.
鈥 Kobieta, Hastings.
鈥 Kobieta? 鈥 powt贸rzy艂em ze zdumieniem.
鈥 Mais oui. Kobieta: niska, w 艣rednim wieku, z pince鈥搉ez. Popatrzyli艣my na siebie, nic nie rozumiej膮c.
Chyba nast臋pnego dnia poszli艣my na lunch organizowany przez Widburn贸w w Claridge鈥檜.
Ani Poirot, ani ja nie mieli艣my na to zbytniej ochoty. Prawd臋 m贸wi膮c, by艂o to ju偶 sz贸ste zaproszenie, jakie otrzymali艣my. Pani Widburn by艂a upart膮 kobiet膮 i lubi艂a uroczysto艣ci. Niezra偶ona odmowami, zaproponowa艂a nam wyb贸r dogodnej daty, tak 偶e nasza kapitulacja by艂a nieunikniona. W tych okoliczno艣ciach, im wcze艣niej by艣my przez to przeszli, tym lepiej.
Poirot by艂 niekomunikatywny od chwili otrzymania wiadomo艣ci z Pary偶a.
Na moje uwagi na ten temat zawsze dawa艂 t臋 sam膮 odpowied藕:
鈥 Jest tu co艣, czego nie rozumiem. A raz czy dwa mrukn膮艂 do siebie:
鈥 Pince鈥搉ez. Jedno w Pary偶u, drugie w torebce Carlotty Adams. Naprawd臋 cieszy艂 mnie ten lunch jako spos贸b na zwr贸cenie jego uwagi w inn膮 stron臋.
Na miejscu by艂 Donald Ross, kt贸ry podszed艂 i powita艂 mnie rado艣nie. Poniewa偶 zaproszono wi臋cej pan贸w ni偶 pa艅, posadzono go obok mnie.
Jane Wilkinson siedzia艂a niemal na wprost, a mi臋dzy ni膮 i pani膮 Widburn zasiad艂 m艂ody ksi膮偶臋 Merton.
Mia艂em wra偶enie, cho膰 oczywi艣cie by艂o to tylko wra偶enie, 偶e czuj臋 si臋 troch臋 niezr臋cznie. Uzna艂em, 偶e towarzystwo, w jakim si臋 znalaz艂, niezbyt mu odpowiada. By艂 m艂odzie艅cem bardzo konserwatywnym, mo偶e nawet troch臋 reakcyjnym. Taka posta膰 za spraw膮 smutnej pomy艂ki mog艂a zjawi膰 si臋 w naszym wieku prosto ze 艣redniowiecza. Jego zauroczenie na wskro艣 nowoczesn膮 Jane Wilkinson by艂o jednym z tych anachronicznych 偶art贸w, w jakich lubuje si臋 natura.
Nie mog艂em si臋 dziwi膰 jego kapitulacji, widz膮c urod臋 Jane i doceniaj膮c czar jej pi臋knego matowego g艂osu, kt贸rym wyg艂asza艂a najwi臋ksze bana艂y. Lecz do niezwyk艂ej pi臋kno艣ci i uwodzicielskiego g艂osu mo偶na przywykn膮膰! Przesz艂o mi przez my艣l, 偶e mo偶e ju偶 teraz promyczek zdrowego rozs膮dku rozwiewa opary szalonej mi艂o艣ci ksi臋cia. To wra偶enie podsun臋艂a mi przypadkowa uwaga, a w艂a艣ciwie do艣膰 upokarzaj膮ca gafa, jak膮 pope艂ni艂a Jane.
Kto艣, nie pami臋tam kto, wspomnia艂 o 鈥瀞膮dzie Parysa鈥 i na to zaraz odezwa艂 si臋 zachwycaj膮cy g艂os Jane.
鈥 Pary偶? Och, ale偶 Pary偶 nie ma ju偶 偶adnego znaczenia. Teraz licz膮 si臋 Londyn i Nowy Jork.
Jak to si臋 czasem zdarza, s艂owa te pad艂y akurat w czasie chwilowej przerwy w rozmowie. Sytuacja sta艂a si臋 niezr臋czna. Us艂ysza艂em, jak po mojej prawej Donald Ross gwa艂townie wci膮ga powietrze. Pani Widburn zacz臋艂a szybko m贸wi膰 o rosyjskiej operze. Wszyscy po艣piesznie zwr贸cili si臋 do swoich s膮siad贸w. Tylko Jane przesuwa艂a spokojny wzrok po zebranych, zupe艂nie nie艣wiadoma, 偶e powiedzia艂a co艣 niew艂a艣ciwego.
Wtedy w艂a艣nie zauwa偶y艂em wyraz twarzy ksi臋cia. Wargi zacisn膮艂 mocno, zaczerwieni艂 si臋 i wyda艂o mi si臋, jakby lekko odsun膮艂 si臋 od Jane. Dla niego to by艂 przedsmak tego, jak niezr臋czne sytuacje czekaj膮 m臋偶czyzn臋 z jego pozycj膮, kiedy po艣lubi tak膮 Jane Wilkinson.
Jak inni, ja te偶 usi艂owa艂em zatrze膰 gaf臋 Jane, po艣piesznie zwracaj膮c si臋 do s膮siadki po lewej, damy wynios艂ej i utytu艂owanej, kt贸ra zajmowa艂a si臋 organizacj膮 przedpo艂udniowych przedstawie艅 dla dzieci. Jak to si臋 zdarza, powiedzia艂em pierwsz膮 rzecz, jaka mi przysz艂a do g艂owy. Pami臋tam, 偶e moja uwaga brzmia艂a nast臋puj膮co: 鈥濳im jest ta dziwna kobieta w okropnej purpurowej sukni na drugim ko艅cu sto艂u?鈥 鈥 spyta艂em. Oczywi艣cie, by艂a to siostra mojej s膮siadki! Wykrztusiwszy przeprosiny, odwr贸ci艂em si臋 i zacz膮艂em gaw臋dzi膰 z Rossem, kt贸ry odpowiada艂 monosylabami.
Odrzucony przez obie strony, zwr贸ci艂em swoj膮 uwag臋 na Bryana Martina. Musia艂 si臋 sp贸藕ni膰, gdy偶 nie zauwa偶y艂em go wcze艣niej.
Siedzia艂 par臋 krzese艂 ode mnie i pochylony w prz贸d rozmawia艂 z o偶ywieniem z 艂adn膮 blondynk膮.
Min臋艂o troch臋 czasu, odk膮d widzia艂em go z bliska, i natychmiast uderzy艂a mnie ogromna poprawa w jego wygl膮dzie. Niemal znikn臋艂y 艣lady znu偶enia. Wydawa艂 si臋 m艂odszy i pod ka偶dym wzgl臋dem zdrowszy. 艢mia艂 si臋 i 偶artowa艂 z siedz膮c膮 naprzeciw rozm贸wczyni膮, najwyra藕niej w doskona艂ym nastroju.
Nie mia艂em czasu na dalsze obserwacje, gdy偶 w tej chwili moja wynios艂a s膮siadka wybaczy艂a mi i 艂askawie pozwoli艂a wys艂ucha膰 d艂ugiego monologu na temat pi臋kna dzieci臋cych przedstawie艅, kt贸re organizowa艂a dla instytucji dobroczynnej.
Poirot by艂 um贸wiony i musia艂 wyj艣膰 wcze艣niej. Zajmowa艂 si臋 spraw膮 tajemniczego znikni臋cia but贸w pewnego ambasadora i mia艂 spotkanie o wp贸艂 do trzeciej. Zobowi膮za艂 mnie, bym po偶egna艂 si臋 w jego imieniu z pani膮 Widburn. Kiedy czeka艂em, by to uczyni膰 (co nie by艂o 艂atwe, gdy偶 w tamtej chwili otacza艂a j膮 grupka wychodz膮cych ju偶 przyjaci贸艂, rzucaj膮cych g艂o艣ne 鈥瀖oja droga鈥), kto艣 dotkn膮艂 mojego ramienia. By艂 to m艂ody Ross.
鈥 Czy jest tu pan Poirot? Chcia艂bym z nim pom贸wi膰.
Wyja艣ni艂em, 偶e Poirot przed chwil膮 wyszed艂.
Ross wydawa艂 si臋 zaskoczony. Przyjrzawszy si臋 mu bli偶ej, dostrzeg艂em, 偶e wyra藕nie co艣 wytr膮ci艂o go z r贸wnowagi. By艂 blady, zmieszany, patrzy艂 wok贸艂 b艂臋dnym wzrokiem.
鈥 Bardzo chce go pan zobaczy膰? 鈥 spyta艂em.
Odpar艂 powoli:
鈥 Ja鈥 nie wiem.
Odpowied藕 by艂a tak dziwaczna, 偶e spojrza艂em na niego ze zdumieniem. Zaczerwieni艂 si臋.
鈥 Wiem, 偶e to brzmi dziwnie. Rzecz w tym, 偶e wydarzy艂o si臋 co艣 do艣膰 osobliwego. Co艣, czego nie potrafi臋 zrozumie膰. Chcia艂bym鈥 chcia艂bym poradzi膰 si臋 pana Poirota. Widzi pan, nie wiem, co robi膰, a nie chc臋 zawraca膰 mu g艂owy. Jednak偶e鈥
Wygl膮da艂 na tak zagubionego i nieszcz臋艣liwego, 偶e po艣pieszy艂em na pomoc.
鈥 Poirot uda艂 si臋 na um贸wione spotkanie, ale wiem, 偶e zamierza wr贸ci膰 o pi膮tej. Mo偶e zadzwoni pan do niego albo wpadnie?
鈥 Dzi臋ki. Wie pan, chyba tak zrobi臋. O pi膮tej?
鈥 Najpierw prosz臋 zadzwoni膰 i upewni膰 si臋 przed przyj艣ciem.
鈥 Dobrze, tak zrobi臋. Dzi臋ki, panie Hastings. Widzi pan, my艣l臋, 偶e to mo偶e鈥 po prostu鈥 by膰 bardzo wa偶ne.
Skin膮艂em g艂ow膮 i odwr贸ci艂em si臋 z powrotem w stron臋 pani Widburn, rozdaj膮cej wok贸艂 s艂odkie s艂贸wka i mi臋kkie u艣ciski d艂oni.
Spe艂niwszy sw贸j obowi膮zek, zmierza艂em w艂a艣nie do wyj艣cia, kiedy jaka艣 r臋ka w艣lizgn臋艂a si臋 pod rami臋.
鈥 Prosz臋 mnie nie odtr膮ca膰 鈥 powiedzia艂 weso艂y g艂os.
By艂a to Jenny Driver, wygl膮daj膮ca zreszt膮 ogromnie szykownie.
鈥 Witam 鈥 rzek艂em. 鈥 Sk膮d si臋 pani tu wzi臋艂a?
鈥 Jad艂am lunch przy s膮siednim stole.
鈥 Nie zauwa偶y艂em pani. Jak interesy?
鈥 Kwitn膮co, dzi臋kuj臋.
鈥 Talerze do zupy dobrze si臋 sprzedaj膮?
鈥 Talerze do zupy, jak je pan niegrzecznie nazywa, sprzedaj膮 si臋 bardzo dobrze. Kiedy wszyscy b臋d膮 ju偶 mieli ich do艣膰, trzeba b臋dzie wymy艣li膰 co艣 potwornego. Na przyk艂ad balon z pi贸rkiem po艣rodku czo艂a.
鈥 Jest pani pozbawiona skrupu艂贸w 鈥 zauwa偶y艂em.
鈥 Ale偶 nie. Kto艣 musi przyj艣膰 na ratunek strusiom. Wszystkie s膮 na zasi艂ku. 鈥 Roze艣mia艂a si臋 i odsun臋艂a. 鈥 Do widzenia. Bior臋 sobie wolne popo艂udnie i jad臋 na wycieczk臋 na wie艣.
鈥 Doskona艂y pomys艂 鈥 powiedzia艂em z uznaniem. 鈥 Dzi艣 w Londynie jest do艣膰 parno.
Sam przespacerowa艂em si臋 leniwie po Hyde Parku. Do domu dotar艂em ko艂o czwartej. Poirot jeszcze si臋 nie zjawi艂. Wr贸ci艂 dwadzie艣cia po pi膮tej. Oczy mu b艂yszcza艂y i najwyra藕niej by艂 w dobrym humorze.
鈥 Jak widz臋, Holmesie, odnalaz艂e艣 buty ambasadora 鈥 zauwa偶y艂em.
鈥 Chodzi艂o o szmugiel kokainy. Bardzo oryginalny. Ostatni膮 godzin臋 sp臋dzi艂em w salonie pi臋kno艣ci. By艂a tam dziewczyna o kasztanowych w艂osach, kt贸ra z miejsca podbi艂aby twoje wra偶liwe serce.
Poirot jest przekonany, 偶e szczeg贸lnie reaguj臋 na kasztanowe w艂osy. Nie zawraca艂em sobie g艂owy zaprzeczaniem. Zadzwoni艂 telefon.
鈥 To prawdopodobnie Donald Ross 鈥 powiedzia艂em, podchodz膮c do aparatu.
鈥 Donald Ross?
鈥 Tak, ten m艂ody cz艂owiek, kt贸rego spotkali艣my w Chiswick. Chce si臋 z tob膮 widzie膰 w jakiej艣 sprawie.
Podnios艂em s艂uchawk臋.
鈥 Tu kapitan Hastings.
To by艂 Ross.
鈥 To pan, panie Hastings? Czy pan Poirot wr贸ci艂?
鈥 Tak, jest tutaj. Chce pan z nim pom贸wi膰, czy te偶 od razu pan przyjdzie?
鈥 To nic wielkiego. R贸wnie dobrze mog臋 mu to powiedzie膰 przez telefon.
鈥 Dobrze. Niech pan chwilk臋 poczeka.
Poirot podszed艂 i wzi膮艂 s艂uchawk臋. Sta艂em tak blisko, 偶e mog艂em s艂ysze膰, chocia偶 s艂abo, g艂os Rossa.
鈥 Czy to pan Poirot? 鈥 pad艂o pe艂ne podniecenia i napi臋cia.
鈥 Tak, to ja.
鈥 Nie chc臋 zawraca膰 panu g艂owy, ale pewna rzecz wydaje mi si臋 do艣膰 dziwna. To 艂膮czy si臋 ze 艣mierci膮 lorda Edgware鈥檃.
Dostrzeg艂em, 偶e Poirot zesztywnia艂.
鈥 Prosz臋 dalej.
鈥 Mo偶e pan uzna膰 to za bzdur臋鈥
鈥 Nie, nie. Niech pan m贸wi.
鈥 Podsun臋艂a mi to ta wzmianka o Parysie. Widzi pan鈥 鈥 Dos艂ysza艂em s艂aby d藕wi臋k dzwonka.
鈥 Jedn膮 chwil臋 鈥 rzuci艂 Ross. Od艂o偶ono s艂uchawk臋.
Czekali艣my, Poirot przy aparacie, ja tu偶 obok.
Jak powiedzia艂em: czekali艣my鈥
Min臋艂y dwie minuty鈥 trzy鈥 cztery鈥 pi臋膰鈥
Poirot niecierpliwie przest膮pi艂 z nogi na nog臋. Zerkn膮艂 na zegar. Potem nacisn膮艂 na wide艂ki i po艂膮czy艂 si臋 z central膮. Obr贸ci艂 si臋 do mnie.
鈥 S艂uchawka wci膮偶 jest od艂o偶ona, ale nie ma odpowiedzi. Nie mog膮 si臋 skontaktowa膰 z rozm贸wc膮. Szybko, Hastings, sprawd藕 adres Rossa w ksi膮偶ce telefonicznej. Musimy tam natychmiast jecha膰.
Kilka chwil p贸藕niej wskakiwali艣my do taks贸wki. Poirot mia艂 powa偶n膮 min臋.
鈥 Boj臋 si臋, Hastings 鈥 powiedzia艂. 鈥 Boj臋 si臋.
鈥 Nie my艣lisz chyba鈥 鈥 zacz膮艂em i urwa艂em.
鈥 艢cigamy kogo艣, kto pope艂ni艂 dwie zbrodnie i nie zawaha si臋 pope艂ni膰 trzeciej. Miota si臋 jak szczur walcz膮cy o 偶ycie. Ross stanowi zagro偶enie, wi臋c trzeba go wyeliminowa膰.
鈥 Czy to, co chcia艂 powiedzie膰, by艂o tak wa偶ne? 鈥 spyta艂em z pow膮tpiewaniem. 鈥 On sam tak nie uwa偶a艂.
鈥 W takim razie si臋 myli艂. Najwyra藕niej to, co mia艂 do powiedzenia, by艂o ogromnie wa偶ne.
鈥 Jak kto艣 m贸g艂 si臋 o tym dowiedzie膰?
鈥 M贸wisz, 偶e rozmawia艂 z tob膮 w Claridge鈥檜. Wok贸艂 sta艂o mn贸stwo ludzi. To by艂o szale艅stwo, kompletne szale艅stwo. Dlaczego nie przyprowadzi艂e艣 go tu ze sob膮, nie strzeg艂e艣 go, nie dopu艣ci艂e艣 do niego nikogo, zanim mog艂em us艂ysze膰, co mia艂 do powiedzenia!
鈥 Nie s膮dzi艂em鈥 nie wyobra偶a艂em sobie nawet鈥 鈥 zaj膮kn膮艂em si臋.
Poirot machn膮艂 r臋k膮.
鈥 Nie obwiniaj si臋. Sk膮d mia艂e艣 wiedzie膰? Ja bym wiedzia艂. Widzisz, Hastings, morderca jest sprytny i bezlitosny jak tygrys. Ach! Czy nigdy nie dotrzemy na miejsce?
Jednak dojechali艣my. Ross mieszka艂 na pierwszym pi臋trze domu usytuowanego na du偶ym placu w Kensington. Informacj臋 o numerze uzyskali艣my dzi臋ki wizyt贸wce wetkni臋tej w szpar臋 przy dzwonku. Drzwi wej艣ciowe by艂y otwarte, a za nimi zaczyna艂a si臋 szeroka klatka schodowa.
鈥 艁atwo tu wej艣膰, nikt tego nie zauwa偶y 鈥 mrukn膮艂 Poirot i rzuci艂 si臋 na schody.
Na pierwszym pi臋trze znajdowa艂o si臋 co艣 w rodzaju przegrody i w膮skie drzwi z zamkiem yale. Wizyt贸wka Rossa wisia艂a na 艣rodku drzwi.
Zatrzymali艣my si臋. Wok贸艂 panowa艂a martwa cisza.
Pchn膮艂em drzwi, kt贸re ku mojemu zaskoczeniu ust膮pi艂y.
Weszli艣my do 艣rodka.
Wewn膮trz ci膮gn膮艂 si臋 w膮ski korytarz z otwartymi drzwiami po jednej stronie, drugimi na wprost, prowadz膮cymi najwyra藕niej do saloniku. Tam pod膮偶yli艣my. Stanowi艂 po艂ow臋 wydzielon膮 z du偶ego, frontowego pokoju dziennego. Umeblowano go tanio, lecz wygodnie. Nie by艂o tam nikogo. Na stoliczku sta艂 telefon, a s艂uchawka le偶a艂a obok aparatu.
Poirot post膮pi艂 szybko krok naprz贸d, rozejrza艂 si臋, potem potrz膮sn膮艂 g艂ow膮.
鈥 Nie tu. Chod藕my, Hastings.
Cofn臋li艣my si臋 i wr贸ciwszy do holu, przekroczyli艣my drugie drzwi. Za nimi znajdowa艂a si臋 male艅ka jadalnia. Za sto艂em, zsuni臋ty bokiem z krzes艂a, z g艂ow膮 opart膮 na blacie siedzia艂 Ross.
Poirot pochyli艂 si臋 nad nim.
Po chwili wyprostowa艂 si臋 z poblad艂膮 twarz膮.
鈥 Nie 偶yje. Zadano cios no偶em u podstawy czaszki.
Przez d艂ugi czas potem wydarzenia, jakie mia艂y miejsce tamtego popo艂udnia, wydawa艂y mi si臋 koszmarem. Nie mog艂em si臋 pozby膰 przera偶aj膮cego poczucia odpowiedzialno艣ci.
Wieczorem tego samego dnia, kiedy wreszcie zostali艣my sami, j膮kaj膮c si臋, powiedzia艂em Poirotowi, jak bardzo si臋 obwiniam. Zareagowa艂 z miejsca.
鈥 Nie, nie, nie oskar偶aj si臋. Jak mog艂e艣 to podejrzewa膰? Po pierwsze, dobry B贸g nie obdarzy艂 ci臋 podejrzliw膮 natur膮.
鈥 Ale ty co艣 podejrzewa艂e艣?
鈥 To ogromna r贸偶nica. Widzisz, ja przez ca艂e 偶ycie tropi艂em morderc贸w. Za ka偶dym razem rozpoznaj臋, jak impuls do zbrodni staje si臋 coraz silniejszy, a偶 wreszcie z trywialnej przyczyny鈥 鈥 urwa艂.
Od naszego okropnego odkrycia zachowywa艂 si臋 bardzo cicho. Pozosta艂 nieobecny duchem przez ca艂y czas, w艂膮czaj膮c w to przybycie policji, przepytywanie pozosta艂ych mieszka艅c贸w domu, tysi膮c jeden przera偶aj膮cych drobiazg贸w, jakie rutynowo nast臋puj膮 po odkryciu zbrodni. By艂 dziwnie spokojny, a jego wzrok kierowa艂 si臋 gdzie艣 w dal, w zamy艣leniu. To spojrzenie powr贸ci艂o, gdy tak nagle umilk艂.
鈥 Nie mamy czasu na pr贸偶ne 偶ale, Hastings 鈥 rzek艂 cicho 鈥 ani na gdybanie. Ten zabity biedak mia艂 nam co艣 do powiedzenia. A teraz wiemy, 偶e mia艂o to ogromn膮 wag臋, gdy偶 w innym przypadku nie zosta艂by zamordowany. Poniewa偶 nie mo偶e nam ju偶 nic powiedzie膰, sami musimy to odgadn膮膰. Musimy to odgadn膮膰, a mamy tylko jedn膮 wskaz贸wk臋.
鈥 Pary偶 鈥 rzuci艂em.
鈥 Tak, Pary偶. 鈥 Wsta艂 i zacz膮艂 przechadza膰 si臋 tam i z powrotem. 鈥 W toku sprawy pojawi艂 si臋 kilkakrotnie, cho膰, niestety, w r贸偶nym kontek艣cie. Na z艂otym puzderku wygrawerowano nazw臋 tego miasta. Pary偶 w listopadzie zesz艂ego roku. By艂a tam w贸wczas panna Adams, by膰 mo偶e by艂 tam tak偶e Ross. Czy by艂 kto艣 jeszcze, kogo Ross zna艂? Kogo zobaczy艂 razem z pann膮 Adams w do艣膰 szczeg贸lnych okoliczno艣ciach?
鈥 Tego nigdy si臋 nie dowiemy 鈥 powiedzia艂em.
鈥 Ale偶 mo偶emy si臋 dowiedzie膰, i zrobimy to! Moc ludzkiego umys艂u jest niemal nieograniczona, Hastings. Co jeszcze 艂膮czy Pary偶 z nasz膮 spraw膮? Niska kobieta w binoklach, kt贸ra odebra艂a puzderko od tamtejszego jubilera. Czy Ross j膮 zna艂? Ksi膮偶臋 Merton przebywa艂 w Pary偶u, kiedy pope艂niono zbrodni臋. Pary偶, ci膮gle ten Pary偶. Lord Edgware wybiera艂 si臋 do Pary偶a鈥 Ach! W tym mo偶e co艣 by膰. Czy zabito go, by powstrzyma膰 przed wyjazdem?
Ponownie usiad艂, 艣ci膮gn膮艂 brwi. Niemal wyczuwa艂em jego napi臋cie.
鈥 Co takiego sta艂o si臋 podczas przyj臋cia? 鈥 mrukn膮艂. 鈥 Jakie艣 przypadkowe s艂owo musia艂o wskaza膰 Donaldowi Rossowi wag臋 posiadanej przeze艅 informacji, kt贸r膮 do tej pory uwa偶a艂 za nieistotn膮. Czy pad艂a jaka艣 uwaga o Francji? O Pary偶u? M贸wi臋 o twoim ko艅cu sto艂u.
Opowiedzia艂em mu o gafie Jane Wilkinson.
鈥 To zapewne wszystko wyja艣nia 鈥 oceni艂 z namys艂em. 鈥 Pomy艂ka Parys鈥揚ary偶 wystarczy艂aby鈥 w po艂膮czeniu z czym艣 jeszcze. Ale czym? Na co patrzy艂 Ross? Albo o czym wtedy m贸wi艂?
鈥 O szkockich przes膮dach.
鈥 A jego wzrok skierowany by艂鈥 gdzie?
鈥 Nie jestem pewien. Chyba patrzy艂 na szczyt sto艂u, gdzie siedzia艂a pani Widburn.
鈥 Kogo widzia艂e艣 obok niej?
鈥 Ksi臋cia Merton, dalej Jane Wilkinson, potem jakiego艣 m臋偶czyzn臋, kt贸rego nie znam.
鈥 A wi臋c ksi膮偶臋. Mo偶liwe, 偶e Ross patrzy艂 w贸wczas na ksi臋cia. Pami臋taj, 偶e w czasie zbrodni ksi膮偶臋 by艂 w Pary偶u, przynajmniej tak twierdzi. Za艂贸偶my, 偶e Ross przypomnia艂 sobie nagle co艣, co dowodzi艂o, 偶e ksi膮偶臋 wcale tam nie pojecha艂.
鈥 Ale偶, Poirot!
鈥 Tak, uwa偶asz, 偶e to absurdalne, jak wszyscy zreszt膮. Czy ksi膮偶臋 mia艂 motyw do zbrodni? Tak, i to bardzo silny. Lecz za艂o偶enie, 偶e m贸g艂 j膮 pope艂ni膰鈥 Ach! To ju偶 jest absurdalne. Jest tak bogaty, ma tak pewn膮 pozycj臋 i s艂ynie z wynios艂ego charakteru. Nikt nie bada艂by zbyt dok艂adnie jego alibi. A jednak nietrudno udawa膰, 偶e mieszka艂o si臋 w du偶ym hotelu. Pop艂yn膮膰 popo艂udniowym promem i wr贸ci膰 鈥 to jest wykonalne. Czy Ross nie powiedzia艂 czego艣, kiedy pad艂o s艂owo Pary偶? Nie okaza艂 偶adnych emocji?
鈥 Pami臋tam, 偶e do艣膰 gwa艂townie wci膮gn膮艂 oddech.
鈥 A spos贸b, w jaki potem z tob膮 rozmawia艂? By艂 zak艂opotany? Zmieszany?
鈥 Dok艂adnie tak.
鈥 Precisement. Wpad艂 na jaki艣 pomys艂. Uzna艂 go za niedorzeczny. Absurdalny. A jednak鈥 waha si臋 go wypowiedzie膰 na g艂os. Najpierw chce porozmawia膰 ze mn膮. Lecz kiedy decyduje si臋, mnie ju偶 tam nie ma.
鈥 Gdyby tylko powiedzia艂 mi co艣 wi臋cej 鈥 j臋kn膮艂em.
鈥 Tak. Gdyby tylko鈥 Kto sta艂 w贸wczas ko艂o ciebie?
鈥 W艂a艣ciwie wszyscy. 呕egnali si臋 z pani膮 Widburn. Nie zwr贸ci艂em uwagi.
Poirot wsta艂.
鈥 Czy偶bym zupe艂nie si臋 myli艂? 鈥 wymrucza艂 i zn贸w zacz膮艂 przechadza膰 si臋 w t臋 i z powrotem. 鈥 Przez ca艂y czas si臋 myli艂em?
Spojrza艂em na niego ze wsp贸艂czuciem. Nie wiedzia艂em, co dok艂adnie chodzi mu po g艂owie. Japp m贸wi艂, 偶e Poirot milczy jak gr贸b, i te s艂owa dok艂adnie opisywa艂y mojego przyjaciela. Czu艂em jedynie, 偶e w tej chwili walczy sam ze sob膮.
鈥 W ka偶dym razie 鈥 odezwa艂em si臋 鈥 tym morderstwem nie mo偶na obci膮偶y膰 Ronalda Marsha.
鈥 To punkt na jego korzy艣膰 鈥 odpar艂 z roztargnieniem Poirot 鈥 lecz w tej chwili nie to nas zajmuje.
Usiad艂 gwa艂townie.
鈥 Nie mog臋 si臋 zupe艂nie myli膰. Pami臋tasz, Hastings, 偶e postawi艂em pi臋膰 pyta艅?
鈥 Co艣 sobie niejasno przypominam.
鈥 Brzmia艂y: Dlaczego lord Edgware zmieni艂 zdanie w kwestii rozwodu? Jakie jest wyja艣nienie listu, kt贸ry mia艂 napisa膰 do 偶ony, a kt贸rego ona, jak twierdzi, nigdy nie otrzyma艂a? Dlaczego jego twarz wyra偶a艂a w艣ciek艂o艣膰 tamtego dnia, gdy wychodzili艣my z jego domu? Co robi艂y binokle w torebce Carlotty Adams? Po co kto艣 zadzwoni艂 do Chiswick do lady Edgware i natychmiast si臋 roz艂膮czy艂?
鈥 Tak, to te pytania 鈥 powiedzia艂em. 鈥 Teraz pami臋tam.
鈥 Przez ca艂y czas mia艂em pewien ma艂y pomys艂. Dotyczy艂 tego, kim jest m臋偶czyzna 鈥 m臋偶czyzna stoj膮cy za ca艂膮 spraw膮. Odpowiedzia艂em na trzy z moich pyta艅, a odpowiedzi zgadzaj膮 si臋 z moj膮 teori膮. Lecz nie potrafi臋 odpowiedzie膰 na ostatnie dwa pytania, Hastings.
Rozumiesz wi臋c, co to oznacza. Albo myl臋 si臋 co do osoby mordercy, albo odpowied藕 na dwa pytania, kt贸rej nie mog臋 znale藕膰, przez ca艂y czas le偶y tu偶 pod moim nosem. Co jest prawd膮, Hastings? Co?
Wsta艂 i podszed艂 do biurka, otworzy艂 kluczem szuflad臋 i wyci膮gn膮艂 list, kt贸ry Lucie Adams przys艂a艂a mu z Ameryki. Poprosi艂 Jappa o zgod臋 na zatrzymanie go dzie艅 lub dwa, na co Japp przysta艂. Po艂o偶y艂 list na biurku przed sob膮 i pochyli艂 si臋 nad nim.
Mija艂y minuty. Ziewn膮艂em i wzi膮艂em do r臋ki jak膮艣 ksi膮偶k臋. Nie s膮dzi艂em, 偶e Poirot dowie si臋 czego艣 wi臋cej z ogl臋dzin. Wielokrotnie ju偶 badali艣my list. Zak艂adaj膮c, 偶e nie obci膮偶a艂 Ronalda Marsha, nic nie wskazywa艂o na faktycznego inicjatora maskarady.
Przewraca艂em strony ksi膮偶ki鈥
Mo偶e troch臋 przysn膮艂em鈥
Nagle Poirot krzykn膮艂 cicho. Wyprostowa艂em si臋 gwa艂townie.
Patrzy艂 na mnie z wyrazem twarzy niemo偶liwym do opisania, a jego zielone oczy b艂yszcza艂y.
鈥 Hastings, Hastings!
鈥 Tak, o co chodzi?
鈥 Pami臋tasz, m贸wi艂em ci, 偶e gdyby morderca by艂 cz艂owiekiem skrupulatnym, odci膮艂by t臋 stron臋, zamiast j膮 oddziera膰.
鈥 Owszem?
鈥 Myli艂em si臋. Ca艂a zbrodnia zosta艂a starannie przemy艣lana. T臋 stron臋 trzeba by艂o oderwa膰. Sam popatrz.
Spojrza艂em.
鈥 Eh bien, widzisz to? Potrz膮sn膮艂em przecz膮co g艂ow膮.
鈥 艢pieszy艂 si臋?
鈥 Po艣piech nie mia艂 tu nic do rzeczy. Naprawd臋 tego nie widzisz, przyjacielu? Ta strona musia艂a zosta膰 oddarta鈥
Ponownie potrz膮sn膮艂em g艂ow膮. Poirot powiedzia艂 cicho:
鈥 By艂em g艂upi. By艂em 艣lepy. Ale teraz鈥 teraz nam si臋 powiedzie!
W chwil臋 p贸藕niej jego nastr贸j uleg艂 zmianie. Poderwa艂 si臋 na r贸wne nogi. Ja zrobi艂em to samo; zupe艂nie nie rozumia艂em, o co chodzi, ale by艂em got贸w do czynu.
鈥 We藕miemy taks贸wk臋. Jest dopiero dziewi膮ta, wi臋c nie za p贸藕no na wizyt臋.
Po艣pieszy艂em za nim na d贸艂 po schodach.
鈥 Komu z艂o偶ymy wizyt臋?
鈥 Jedziemy na Regent Gate.
Os膮dzi艂em, 偶e m膮drzej b臋dzie zachowa膰 spok贸j. Widzia艂em, 偶e Poirot nie jest w nastroju do odpowiadania na pytania. Jego podniecenie by艂o oczywiste. Kiedy siedzieli艣my obok siebie w taks贸wce, b臋bni艂 palcami o kolana z nerwowym zniecierpliwieniem, zupe艂nie niepodobnym do zwyk艂ego mu opanowania.
W my艣lach powt贸rzy艂em sobie ka偶de s艂owo listu Carlotty Adams do siostry. Teraz zna艂em go ju偶 niemal na pami臋膰. Bez przerwy wraca艂em do uwagi Poirota na temat oddartej strony.
Bez efektu. Je艣li chodzi o mnie, s艂owa Poirota po prostu nie mia艂y sensu. Dlaczego ta strona musia艂a zosta膰 oddarta? Nie, nie wiedzia艂em.
Drzwi otworzy艂 nam nowy lokaj. Poirot zapyta艂 o pann臋 Carroll, a kiedy szli艣my za s艂u偶膮cym po schodach, po raz setny zastanawia艂em si臋, gdzie teraz jest 鈥瀏recki b贸g鈥? Jak dot膮d policji nie uda艂o si臋 wpa艣膰 na jego 艣lad. Przeszed艂 mnie nag艂y dreszcz, kiedy pomy艣la艂em, 偶e mo偶e i on nie 偶yje鈥
Widok panny Carroll, 偶wawej, schludnej i wyj膮tkowo rozs膮dnej, wyrwa艂 mnie z tych niedorzecznych rozwa偶a艅. By艂a zaskoczona wizyt膮 detektywa.
鈥 Ciesz臋 si臋, 偶e nadal tu pani膮 zastaj臋, mademoiselle 鈥 powiedzia艂 Poirot, pochylaj膮c si臋 nad jej d艂oni膮. 鈥 Ba艂em si臋, 偶e nie b臋dzie ju偶 pani w tym domu.
鈥 Geraldine nie chce s艂ysze膰 o moim odej艣ciu 鈥 wyja艣ni艂a panna Carroll. 鈥 B艂aga艂a, bym zosta艂a. A w takiej chwili jak obecna to biedne dziecko naprawd臋 kogo艣 potrzebuje. A przynajmniej ochrony. Mog臋 pana zapewni膰, panie Poirot, 偶e kiedy to konieczne, potrafi臋 j膮 ochroni膰. 鈥 Przybra艂a srog膮 min臋. Czu艂em, 偶e kr贸tko rozprawi si臋 z ka偶dym reporterem lub poszukiwaczem sensacji.
鈥 Mademoiselle, zawsze uwa偶a艂em pani膮 za wz贸r kompetencji. Podziwiam ludzi kompetentnych, zw艂aszcza 偶e jest ich tak niewielu. Panna Marsh, z drugiej strony, nie ma praktycznego umys艂u.
鈥 To marzycielka 鈥 zgodzi艂a si臋 panna Carroll. 鈥 Zupe艂nie niepraktyczna, ju偶 od dziecka. To szcz臋艣cie, 偶e nie musi zarabia膰 na 偶ycie.
鈥 Tak, to prawda.
鈥 Lecz chyba nie przyszed艂 pan tu rozmawia膰 o tym, kto jest praktyczny, a kto nie. Co mog臋 dla pana zrobi膰, panie Poirot?
Nie s膮dz臋, 偶eby Poirotowi spodoba艂 si臋 spos贸b, w jaki kazano mu przej艣膰 do rzeczy. W pewnym sensie by艂 przywi膮zany do rozbudowanych wst臋p贸w. Takie podej艣cie nie skutkowa艂o jednak w przypadku panny Carroll. Zerkn臋艂a na niego podejrzliwie zza swoich silnych szkie艂.
鈥 Potrzebuj臋 konkretnych informacji w kilku kwestiach. Wiem, 偶e mog臋 polega膰 na pani pami臋ci, panno Carroll.
鈥 Nie by艂abym kompetentn膮 sekretark膮, gdybym nie mia艂a dobrej pami臋ci 鈥 zauwa偶y艂a ch艂odno panna Carroll.
鈥 Czy lord Edgware by艂 w Pary偶u w listopadzie zesz艂ego roku?
鈥 Tak.
鈥 Mo偶e mi pani poda膰 dat臋?
鈥 Musz臋 sprawdzi膰.
Podnios艂a si臋, otworzy艂a szuflad臋, wyj臋艂a ma艂y notesik, przewr贸ci艂a kilka stron i w ko艅cu oznajmi艂a:
鈥 Lord Edgware pojecha艂 do Pary偶a trzeciego listopada i wr贸ci艂 si贸dmego. Po raz drugi pojecha艂 dwudziestego listopada i wr贸ci艂 czwartego grudnia. Co艣 jeszcze?
鈥 Tak. W jakim celu wyjecha艂?
鈥 Za pierwszym razem pojecha艂 obejrze膰 kilka pos膮偶k贸w, nad kt贸rych kupnem si臋 zastanawia艂, a kt贸re p贸藕niej wystawiono na aukcj臋. Za drugim razem, o ile wiem, nie mia艂 okre艣lonego celu.
鈥 Czy mademoiselle Marsh towarzyszy艂a ojcu w kt贸rej艣 podr贸偶y?
鈥 Nigdy mu nie towarzyszy艂a, panie Poirot. Lordowi Edgware鈥檕wi nawet by to nie przysz艂o do g艂owy. W owym czasie by艂a w szkole klasztornej w Pary偶u, ale nie s膮dz臋, by ojciec odwiedzi艂 j膮 lub zabra艂 stamt膮d na troch臋鈥 W ka偶dym razie bardzo by mnie to zdziwi艂o.
鈥 Pani r贸wnie偶 mu nie towarzyszy艂a?
鈥 Nie.
Spojrza艂a na niego z zaciekawieniem i rzuci艂a gwa艂townie:
鈥 Dlaczego zadaje mi pan te pytania, panie Poirot? W jakim celu?
Poirot nie odpowiedzia艂, zamiast tego zapyta艂:
鈥 Panna Marsh bardzo lubi swojego kuzyna, prawda?
鈥 Doprawdy, panie Poirot, nie rozumiem, dlaczego mia艂oby to pana interesowa膰.
鈥 Odwiedzi艂a mnie dwa dni temu. Wiedzia艂a pani o tym?
鈥 Nie, nie wiedzia艂am. 鈥 Wydawa艂a si臋 zaskoczona. 鈥 Co m贸wi艂a?
鈥 Powiedzia艂a mi, cho膰 nie dos艂ownie, 偶e bardzo lubi swojego kuzyna.
鈥 Dlaczego wi臋c mnie pan o to pyta?
鈥 Gdy偶 potrzebna mi jest pani opinia.
Tym razem panna Carroll zdecydowa艂a si臋 na odpowied藕.
鈥 Wed艂ug mnie lubi艂a go a偶 za bardzo. Zawsze tak by艂o.
鈥 Nie podoba si臋 pani obecny lord Edgware?
鈥 Tego nie m贸wi臋. Po prostu nie mam do niego przekonania. Jest niepowa偶ny, cho膰 nie przecz臋, 偶e na sw贸j spos贸b sympatyczny. Mo偶e przekabaci膰 cz艂owieka na swoj膮 stron臋. Ale wola艂abym, 偶eby Geraldine zainteresowa艂a si臋 kim艣 bardziej rozs膮dnym.
鈥 Takim jak ksi膮偶臋 Merton?
鈥 Nie znam ksi臋cia. Jednak wydaje si臋, 偶e powa偶nie traktuje obowi膮zki zwi膮zane ze swoj膮 pozycj膮. On jednak ugania si臋 za tat膮 bezecn膮 Jane Wilkinson.
鈥 Jego matka鈥
鈥 Och! Powiem 艣mia艂o, 偶e jego matka wola艂aby, 偶eby o偶eni艂 si臋 z Geraldine. Lecz co mog膮 matki? Synowie nigdy nie chc膮 po艣lubi膰 dziewcz膮t, kt贸re podobaj膮 si臋 ich matkom.
鈥 Czy s膮dzi pani, 偶e kuzyn panny Marsh jest do niej przywi膮zany?
鈥 To nie ma znaczenia, bior膮c pod uwag臋 jego sytuacj臋.
鈥 Uwa偶a wi臋c pani, 偶e zostanie skazany?
鈥 Nie, wcale nie. Nie s膮dz臋, 偶e to zrobi艂.
鈥 Mimo to mog膮 go skaza膰?
Panna Carroll nie odpowiedzia艂a.
鈥 Nie powinienem pani przeszkadza膰. 鈥 Poirot wsta艂. 鈥 A propos, zna艂a pani mo偶e Carlott臋 Adams?
鈥 Widzia艂am, jak gra. Bardzo inteligentna dziewczyna.
鈥 Tak, by艂a bardzo inteligentna. 鈥 Poirot sprawia艂 wra偶enie pogr膮偶onego w my艣lach. 鈥 Ach! Zostawi艂em r臋kawiczki.
Kiedy pochyli艂 si臋, by wzi膮膰 je ze sto艂u, zahaczy艂 mankietem o 艂a艅cuszek od binokli panny Carroll i zrzuci艂 je na pod艂og臋. Podni贸s艂 okulary razem z upuszczonymi r臋kawiczkami, przepraszaj膮c ze zmieszaniem.
鈥 Musz臋 jeszcze raz prosi膰 o wybaczenie za to, 偶e pani przeszkodzi艂em 鈥 powiedzia艂. 鈥 My艣la艂em, 偶e znajd臋 jak膮艣 wskaz贸wk臋 w rozmowie, jak膮 lord Edgware prowadzi艂 z kim艣 w zesz艂ym roku. St膮d moje pytania o Pary偶. Obawiam si臋, 偶e by艂a to pr贸偶na nadzieja, lecz mademoiselle wydawa艂a si臋 tak pewna, 偶e to nie jej kuzyn pope艂ni艂 zbrodni臋. Wyj膮tkowo pewna. C贸偶, dobranoc pani, po stokro膰 przepraszam, 偶e zabra艂em pani czas.
Dotarli艣my ju偶 do drzwi, kiedy zatrzyma艂 nas g艂os panny Carro艂l.
鈥 Panie Poirot, to nie moje okulary. Nic przez nie nie widz臋.
鈥 Comment? 鈥 Poirot spojrza艂 na ni膮 ze zdumieniem. A potem jego twarz rozja艣ni艂a si臋 w u艣miechu.
鈥 Ale偶 ze mnie g艂upiec! Kiedy si臋 pochyli艂em, by podnie艣膰 r臋kawiczki i pani szk艂a, z kieszeni wypad艂y moje w艂asne okulary. Pomyli艂em obie pary. Widzi pani, s膮 bardzo podobne.
Dokonano wymiany i wyszli艣my.
鈥 Poirot 鈥 zacz膮艂em na zewn膮trz 鈥 przecie偶 nie nosisz szkie艂. Rozpromieni艂 si臋.
鈥 Jeste艣 niezwykle przenikliwy! B艂yskawicznie to dostrzeg艂e艣.
鈥 To te binokle znalaz艂em w torebce Carlotty Adams?
鈥 Zgadza si臋.
鈥 Dlaczego my艣la艂e艣, 偶e mog膮 nale偶e膰 do panny Carroll?
Poirot wzruszy艂 ramionami.
鈥 Jest jedyn膮 osob膮 w tej sprawie, kt贸ra nosi okulary.
鈥 A jednak nie s膮 jej w艂asno艣ci膮 鈥 powiedzia艂em z zastanowieniem.
鈥 Tak twierdzi.
鈥 Ty stary, podejrzliwy diable.
鈥 Wcale nie. Prawdopodobnie m贸wi艂a prawd臋. My艣l臋, 偶e m贸wi艂a prawd臋. Inaczej nie zauwa偶y艂aby zamiany. Zrobi艂em to bardzo zr臋cznie, m贸j drogi.
Spacerowali艣my ulic膮 bez okre艣lonego celu. Zaproponowa艂em taks贸wk臋, ale Poirot pokr臋ci艂 g艂ow膮.
鈥 Musz臋 si臋 zastanowi膰, przyjacielu, a spacer mi pomaga.
Nie odezwa艂em si臋 ju偶. Zbli偶a艂a si臋 noc i nie 艣pieszy艂o mi si臋 do domu.
鈥 Czy twoje pytania o Pary偶 by艂y zwyk艂ym kamufla偶em? 鈥 spyta艂em po chwili z zaciekawieniem.
鈥 Niezupe艂nie.
鈥 Nadal nie rozwi膮zali艣my tajemnicy inicja艂贸w 鈥 zauwa偶y艂em z namys艂em. 鈥 Dziwne, 偶e nikt zwi膮zany z morderstwem nie ma nazwiska lub imienia zaczynaj膮cego si臋 od D鈥 poza鈥 och! Tak, to rzeczywi艣cie dziwne: poza Donaldem Rossem. A on nie 偶yje.
鈥 Tak 鈥 przyzna艂 ponuro Poirot 鈥 nie 偶yje. Przypomnia艂em sobie inny wiecz贸r, kiedy to spacerowali艣my w tr贸jk臋. Przypomnia艂em sobie co艣 jeszcze i wci膮gn膮艂em raptownie oddech.
鈥 Na Jowisza, Poirot! 鈥 zawo艂a艂em. 鈥 Pami臋tasz to?
鈥 Co, przyjacielu?
鈥 Co Ross m贸wi艂 o trzynastu osobach przy stole. On wsta艂 pierwszy.
Poirot nie zareagowa艂. Poczu艂em si臋 troch臋 niezr臋cznie, jak ka偶dy, kogo przes膮dy si臋 sprawdzaj膮.
鈥 Dziwne 鈥 rzuci艂em cicho. 鈥 Musisz przyzna膰, 偶e to dziwne.
鈥 Eh?
鈥 M贸wi艂em, 偶e to dziwne, mam na my艣li Rossa i trzynastu go艣ci. Poirot, o czym ty my艣lisz?
Ku mojemu zupe艂nemu zaskoczeniu i, musz臋 przyzna膰, po cz臋艣ci zdegustowaniu, Poirot zaczai raptem trz膮艣膰 si臋 ze 艣miechu. 艢mia艂 si臋 i 艣mia艂. Najwyra藕niej co艣 wprawi艂o go w niesamowit膮 rado艣膰.
鈥 Z czego, u diab艂a, si臋 艣miejesz? 鈥 spyta艂em ostro.
鈥 Och! Och! Och! 鈥 Poirot z trudem 艂apa艂 oddech. 鈥 Nic takiego. Przypomnia艂em sobie zagadk臋, kt贸r膮 us艂ysza艂em par臋 dni temu. Ju偶 ci m贸wi臋. Co to jest: ma dwie nogi, pi贸ra i szczeka jak pies?
鈥 Kurczak, oczywi艣cie 鈥 powiedzia艂em znu偶onym g艂osem. 鈥 Zna艂em to ju偶 w przedszkolu.
鈥 Jeste艣 zbyt dobrze poinformowany, Hastings: Powiniene艣 by艂 powiedzie膰: 鈥濶ie wiem鈥. A na to ja bym wyja艣ni艂: 鈥濳urczak鈥. Wtedy ty by艣 powiedzia艂: 鈥濧le偶 kurczak nie szczeka jak pies鈥, a na to ja: 鈥濪oda艂em to tylko dla utrudnienia鈥. Za艂贸偶my, Hastings, 偶e takie jest wyja艣nienie litery D.?
鈥 Co za bzdura!
鈥 Dla wi臋kszo艣ci os贸b tak, lecz dla pewnego typu umys艂owo艣ci鈥 Och! Gdybym tylko mia艂 kogo zapyta膰鈥
Mijali艣my du偶e kino, z kt贸rego wyla艂 si臋 strumie艅 ludzi, dyskutuj膮cych o w艂asnych sprawach, s艂u偶bie, sympatiach, bardzo rzadko o obejrzanym przed chwil膮 filmie.
Weszli艣my na Euston Road z ca艂膮 grup膮.
鈥 Zakocha艂am si臋 鈥 westchn臋艂a jaka艣 dziewczyna. 鈥 Bryan Martin by艂 po prostu cudowny. Nie przepuszcz臋 ju偶 ani jednego filmu, w kt贸rym gra. Ta scena, kiedy jecha艂 konno wzd艂u偶 klifu i w ostatniej chwili zd膮偶y艂 dostarczy膰 dokumenty鈥
Jej towarzysz nie by艂 nastawiony r贸wnie entuzjastycznie.
鈥 Idiotyczna historia. Gdyby tylko mieli na tyle rozumu, by od razu zapyta膰 Ellis, co zrobi艂by ka偶dy z odrobin膮 rozs膮dku鈥
Nie dos艂ysza艂em reszty. Kiedy dotar艂em na chodnik, odwr贸ci艂em si臋 i zobaczy艂em, 偶e Poirot stoi na 艣rodku drogi, a z obu stron nadje偶d偶aj膮 wprost na niego autobusy. Instynktownie zakry艂em oczy d艂o艅mi. Rozleg艂 si臋 pisk hamulc贸w, soczyste przekle艅stwa kierowc贸w. Poirot z godno艣ci膮 doszed艂 do kraw臋偶nika. Wygl膮da艂 jak lunatyk.
鈥 Poirot! 鈥 wykrzykn膮艂em. 鈥 Oszala艂e艣?
鈥 Nie, mon ami. Co艣 mi w艂a艣nie przysz艂o do g艂owy. W艂a艣nie w tej chwili.
鈥 Cholernie nieodpowiedniej 鈥 zauwa偶y艂em. 鈥 O ma艂y w艂os by艂aby to twoja ostatnia chwila.
鈥 Niewa偶ne. Ach, mon ami, by艂em 艣lepy, g艂uchy, bez rozumu. Teraz znam odpowied藕 na wszystkie pytania. Tak jest, na wszystkie pi臋膰. Wszystko rozumiem鈥 To takie proste, takie dziecinnie proste鈥
Do domu wracali艣my w do艣膰 osobliwy spos贸b.
Poirot najwyra藕niej poch艂oni臋ty by艂 w艂asnym tokiem my艣li. Od czasu do czasu mrucza艂 co艣 pod nosem. Dos艂ysza艂em ze dwie uwagi. Raz powiedzia艂 鈥炁泈iece鈥, a raz co艣, co brzmia艂o jak douzaine*. Przypuszczani, 偶e gdybym by艂 do艣膰 bystry, dostrzeg艂bym kierunek, w kt贸rym zmierza艂y jego rozwa偶ania. Rozumowanie by艂o rzeczywi艣cie proste, jednak偶e w贸wczas brzmia艂o dla mnie jak zwyczajny be艂kot.
Gdy tylko znale藕li艣my si臋 w domu, pop臋dzi艂 do telefonu. Zadzwoni艂 do Savoyu i poprosi艂 o po艂膮czenie z lady Edgware.
鈥 Nie r贸b sobie nadziei, staruszku 鈥 odezwa艂em si臋 z pewnym rozbawieniem.
Poirot, co cz臋sto mu m贸wi艂em, jest jednym z najgorzej poinformowanych ludzi na 艣wiecie.
鈥 Nie wiesz? 鈥 ci膮gn膮艂em. 鈥 Gra w nowej sztuce. Na pewno jest w teatrze. Dopiero wp贸艂 do jedenastej.
Poirot nie zwraca艂 na mnie uwagi. Rozmawia艂 z recepcjonist膮, kt贸ry najwyra藕niej powtarza艂 to, co sam powiedzia艂em przed chwil膮.
鈥 Ach! Doprawdy? W takim razie chcia艂bym porozmawia膰 z pokoj贸wk膮 lady Edgware.
Po kilku chwilach po艂膮czono go.
鈥 Czy to pokoj贸wka lady Edgware? M贸wi Poirot, Herkules Poirot. Pami臋ta mnie pani?
鈥 Tres bien. Ot贸偶 wynikn臋艂a pewna bardzo istotna sprawa. Chcia艂bym, 偶eby pani natychmiast do mnie przysz艂a.
鈥 Ale偶 tak, to bardzo wa偶ne. Podam pani adres. Prosz臋 uwa偶nie s艂ucha膰.
Powt贸rzy艂 go dwukrotnie, po czym, zamy艣lony, odwiesi艂 s艂uchawk臋.
鈥 Co to za pomys艂? 鈥 spyta艂em z zaciekawieniem. 鈥 Naprawd臋 masz jakie艣 nowe informacje?
鈥 Nie, Hastings, to ona mi ich udzieli.
鈥 Co to za informacje?
鈥 Dotycz膮ce pewnej osoby.
鈥 Jane Wilkinson?
鈥 Och, je艣li chodzi o ni膮, wiem wszystko, czego mi trzeba. Znam j膮 na wylot, jak ty to m贸wisz.
鈥 W takim razie kogo dotycz膮?
Poirot rzuci艂 mi jeden z tych swoich wyj膮tkowo irytuj膮cych u艣mieszk贸w i kaza艂 mi czeka膰.
Potem zabra艂 si臋 po艣piesznie do porz膮dkowania pokoju.
Dziesi臋膰 minut p贸藕niej nadesz艂a pokoj贸wka. Wygl膮da艂a na lekko zdenerwowan膮 i niepewn膮. By艂a to drobna, schludna, ubrana na czarno kobieta. Rozgl膮da艂a si臋 wok贸艂 pe艂nym w膮tpliwo艣ci wzrokiem.
Poirot ruszy艂 w jej stron臋.
鈥 Ach! Przysz艂a pani. To ogromnie mi艂o z pani strony. Prosz臋 tu usi膮艣膰, mademoiselle鈥 Ellis, prawda?
鈥 Tak, prosz臋 pana, Ellis.
Usiad艂a na krze艣le, kt贸re podsun膮艂 jej detektyw.
R臋ce splot艂a na brzuchu i przenosi艂a spojrzenie z jednego z nas na drugiego. Jej drobna, pozbawiona kropli krwi twarz by艂a zupe艂nie spokojna, a cienkie wargi zaci艣ni臋te.
鈥 Na pocz膮tek, panno Ellis, od jak dawna pracuje pani dla lady Edgware?
鈥 Od trzech lat, prosz臋 pana.
鈥 Tak my艣la艂em. Dobrze zna pani jej sprawy?
Ellis nie odpowiedzia艂a. Najwyra藕niej nie podoba艂o jej si臋 pytanie Poirota.
鈥 Chodzi艂o mi o to, 偶e powinna pani wiedzie膰, kto m贸g艂by by膰 jej wrogiem.
Ellis jeszcze mocniej zacisn臋艂a usta.
鈥 Wi臋kszo艣膰 kobiet usi艂owa艂a wyrz膮dzi膰 jej jak膮艣 przykro艣膰, prosz臋 pana. Wszystkie s膮 przeciwko niej, potwornie zazdrosne.
鈥 Nie lubi膮 jej przedstawicielki jej w艂asnej p艂ci?
鈥 Nie, prosz臋 pana. Jest zbyt 艂adna i zawsze dostaje to, co chce. W teatrze ludzie s膮 okropnie o siebie zazdro艣ni.
鈥 A m臋偶czy藕ni?
Na zwi臋d艂ej twarzy pokoj贸wki pojawi艂 si臋 kwa艣ny u艣miech.
鈥 Robi z nimi, co jej si臋 podoba, prosz臋 pana, to fakt.
鈥 Zgadzam si臋 z pani膮 鈥 powiedzia艂 z u艣miechem Poirot. 鈥 Jednak mimo wszystko, wyobra偶am sobie, 偶e zdarza艂y si臋 takie okoliczno艣ci鈥 鈥 urwa艂, a potem innym tonem zapyta艂: 鈥 Zna pani pana Bryana Martina, tego aktora filmowego?
鈥 O tak, prosz臋 pana.
鈥 Bardzo dobrze?
鈥 Bardzo dobrze.
鈥 Jak s膮dz臋, nie myl臋 si臋, m贸wi膮c, 偶e nieca艂y rok temu pan Bryan Martin by艂 g艂臋boko zakochany w pani chlebodawczyni?
鈥 Po uszy, prosz臋 pana. A wed艂ug mnie jest nadal zakochany.
鈥 W贸wczas wierzy艂, 偶e za niego wyjdzie, co?
鈥 Tak, prosz臋 pana.
鈥 Czy panna Wilkinson kiedykolwiek powa偶nie rozwa偶a艂a mo偶liwo艣膰 ma艂偶e艅stwa z nim?
鈥 My艣la艂a o tym. Gdyby uwolni艂a si臋 od lorda, pewnie by za niego wysz艂a.
鈥 A potem zapewne na scenie pojawi艂 si臋 ksi膮偶臋 Merton?
鈥 Tak. Odbywa艂 podr贸偶 po Stanach. Zakocha艂 si臋 od pierwszego wejrzenia.
鈥 Tak wi臋c szanse Bryana Martina przepad艂y?
Ellis skin臋艂a g艂ow膮.
鈥 Oczywi艣cie, pan Martin zarabia艂 ogromne pieni膮dze 鈥 wyja艣ni艂a. 鈥 Ale ksi膮偶臋 Merton mia艂 jeszcze do tego pozycj臋. A milady bardzo to sobie ceni. Gdyby wysz艂a za ksi臋cia, by艂aby jedn膮 z pierwszych dam w kraju.
W g艂osie pokoj贸wki s艂ycha膰 by艂o zadowolenie mieszczki, co mnie rozbawi艂o.
鈥 Tak wi臋c pan Bryan Martin zosta艂鈥 jak to uj膮膰鈥 odrzucony? Czy bardzo si臋 tym przej膮艂?
鈥 Zrobi艂 co艣 potwornego, prosz臋 pana.
鈥 Aha!
鈥 Kiedy艣 grozi艂 jej rewolwerem. A jakie sceny urz膮dza艂! Naprawd臋 si臋 ba艂am. Do tego sporo pi艂. Zupe艂nie si臋 za艂ama艂.
鈥 Lecz ostatecznie uspokoi艂 si臋.
鈥 Na to wygl膮da, prosz臋 pana. Ale nadal kr臋ci艂 si臋 w pobli偶u. Nie podoba艂 mi si臋 wyraz jego oczu. Ostrzega艂am milady, ale ona tylko si臋 艣mia艂a. Lubi czu膰 swoj膮 w艂adz臋, je艣li wie pan, o co mi chodzi.
鈥 Tak 鈥 potwierdzi艂 z namys艂em Poirot. 鈥 Chyba wiem, o co pani chodzi.
鈥 Ostatnio nie widywa艂y艣my go cz臋sto, prosz臋 pana. Wed艂ug mnie to dobrze. Mam nadziej臋, 偶e zaczyna mu przechodzi膰.
鈥 By膰 mo偶e.
Chyba uderzy艂o j膮 co艣 w tonie, jakim Poirot wypowiedzia艂 te s艂owa. Spyta艂a zaniepokojona:
鈥 Nie my艣li pan chyba, 偶e grozi jej niebezpiecze艅stwo?
鈥 Tak jest 鈥 powiedzia艂 powa偶nie Poirot. 鈥 Uwa偶am, 偶e grozi jej wielkie niebezpiecze艅stwo. Sama je na siebie sprowadzi艂a.
Jego d艂o艅, b艂膮dz膮ca dot膮d bez celu po p贸艂ce nad kominkiem, natrafi艂a na wazon z r贸偶ami, kt贸ry si臋 przewr贸ci艂. Woda sp艂yn臋艂a na twarz i w艂osy Ellis. Rzadko widywa艂em, by Poirot zachowywa艂 si臋 niezgrabnie, wydedukowa艂em wi臋c, 偶e by艂 w wielkim napi臋ciu. Bardzo si臋 zdenerwowa艂, pop臋dzi艂 po r臋cznik i troskliwie pom贸g艂 pokoj贸wce otrze膰 twarz i szyj臋, powtarzaj膮c przeprosiny.
W ko艅cu jeden banknot przeszed艂 z r臋ki do r臋ki, po czym Poirot odprowadzi艂 pann臋 Ellis do drzwi, dzi臋kuj膮c jej za przybycie.
鈥 Wci膮偶 jeszcze jest wcze艣nie 鈥 rzuci艂, spogl膮daj膮c na zegar. 鈥 Wr贸ci pani przed powrotem lady Edgware.
鈥 Och, wszystko w porz膮dku, prosz臋 pana. Milady wybiera艂a si臋 na kolacj臋, zreszt膮 nigdy nie oczekuje, 偶e b臋d臋 na ni膮 czeka膰, o ile specjalnie o to nie poprosi.
Nagle Poirot zmieni艂 temat.
鈥 Przepraszam, ale pani kuleje, mademoiselle.
鈥 To nic, prosz臋 pana. Stopy troch臋 mnie bol膮.
鈥 Odciski? 鈥 wymrucza艂 Poirot tonem osoby cierpi膮cej na podobne dolegliwo艣ci.
Najwyra藕niej by艂y to odciski. Poirot doradzi艂 jej pewne lekarstwo, kt贸re wed艂ug niego sprawia艂o cuda. Wreszcie Ellis wysz艂a. By艂em pe艂en ciekawo艣ci.
鈥 I co, Poirot? 鈥 zapyta艂em. 鈥 I co? Zareagowa艂 u艣miechem na moj膮 niecierpliwo艣膰.
鈥 Dzi艣 wiecz贸r nie zdarzy si臋 nic wi臋cej, przyjacielu. Jutro wczesnym rankiem zadzwonimy do Jappa. Poprosimy go, by nas odwiedzi艂. Zadzwonimy tak偶e do pana Martina. My艣l臋, 偶e b臋dzie m贸g艂 powiedzie膰 nam co艣 interesuj膮cego. Chc臋 r贸wnocze艣nie zwr贸ci膰 d艂ug, jaki u niego zaci膮gn膮艂em.
鈥 Naprawd臋?
Spojrza艂em na Poirota k膮tem oka. U艣miecha艂 si臋 do siebie w do艣膰 osobliwy spos贸b.
鈥 W ka偶dym razie nie mo偶esz go podejrzewa膰 o zamordowanie lorda Edgware鈥檃 鈥 powiedzia艂em. 鈥 Zw艂aszcza po tym, co us艂yszeli艣my dzisiejszego wieczoru. 呕aden m臋偶czyzna nie by艂by zainteresowany zabiciem m臋偶a, by 偶ona mog艂a po艣lubi膰 kogo艣 innego.
鈥 C贸偶 za przemy艣lany os膮d!
鈥 Nie b膮d藕 sarkastyczny 鈥 rzuci艂em z rozdra偶nieniem. 鈥 Czym ty si臋, u diab艂a, przez ca艂y czas bawisz?
Poirot podni贸s艂 do g贸ry wspomniany przedmiot.
鈥 Binoklami naszej poczciwej Ellis, przyjacielu. Zapomnia艂a ich.
鈥 Bzdura! Mia艂a je na nosie, kiedy st膮d wychodzi艂a.
Pokr臋ci艂 spokojnie g艂ow膮.
鈥 Mylisz si臋! Bardzo si臋 mylisz! Na nosie, m贸j drogi Hastings, mia艂a binokle, kt贸re znale藕li艣my w torebce Carlotty Adams.
Dech mi zapar艂o.
Nast臋pnego ranka mnie przypad艂o w udziale zadzwoni膰 do inspektora Jappa.
W jego g艂osie brzmia艂o przygn臋bienie.
鈥 A, to pan, kapitanie Hastings. Sk膮d wiej膮 wiatry? Przekaza艂em mu wiadomo艣膰 od Poirota.
鈥 Mam przyj艣膰 o jedenastej? Chyba mog臋. Ale Poirot nie znalaz艂 niczego, co mog艂oby nam pom贸c w sprawie 艣mierci m艂odego Rossa? Nie waham si臋 wyzna膰, 偶e co艣 by si臋 przyda艂o. Brakuje jakichkolwiek wskaz贸wek. Nadzwyczaj tajemnicza sprawa.
鈥 Zdaje si臋, 偶e ma co艣 dla pana 鈥 rzuci艂em nieobowi膮zuj膮co. 鈥 Wygl膮da na bardzo zadowolonego z siebie.
鈥 To wi臋cej, ni偶 mog臋 powiedzie膰 o sobie. Dobrze, kapitanie Hastings, przyjd臋.
Moim nast臋pnym zadaniem by艂 telefon do Bryana Martina. Jemu powiedzia艂em to, co mi kazano: 偶e Poirot odkry艂 co艣 interesuj膮cego, co, jak s膮dzi, mog艂oby go zainteresowa膰. Kiedy zapyta艂 mnie, o co chodzi, wyzna艂em, 偶e nie mam poj臋cia. Poirot nie zwierzy艂 mi si臋. Zapad艂o milczenie.
鈥 Dobrze 鈥 powiedzia艂 w ko艅cu Bryan Martin. 鈥 Przyjd臋. Roz艂膮czy艂 si臋.
Po czym, ku mojemu zdziwieniu, Poirot zadzwoni艂 do Jenny Driver i j膮 tak偶e poprosi艂 o przybycie.
By艂 cichy i powa偶ny. Nie zadawa艂em mu pyta艅.
Pierwszy zjawi艂 si臋 Bryan Martin. Wygl膮da艂 zdrowo, ale czu艂 si臋 troszeczk臋 nieswojo, cho膰 mo偶e by艂a to tylko moja wyobra藕nia. Niemal zaraz po nim nadesz艂a Jenny Driver. Zdziwi艂 j膮 widok Bryana, podobnie zreszt膮 jak jego zaskoczy艂a obecno艣膰 dziewczyny.
Poirot wysun膮艂 dwa krzes艂a i poprosi艂 ich, by usiedli. Spojrza艂 na zegarek.
鈥 Spodziewam si臋, 偶e inspektor Japp b臋dzie tu lada chwila.
鈥 Inspektor Japp? 鈥 Bryan wydawa艂 si臋 zaniepokojony.
鈥 Tak. Poprosi艂em, by przyszed艂 tu nieoficjalnie, jako przyjaciel.
鈥 Rozumiem.
Pogr膮偶y艂 si臋 w milczeniu. Jenny rzuci艂a mu kr贸tkie spojrzenie i szybko odwr贸ci艂a wzrok. Tego ranka wygl膮da艂a na osob臋 poch艂oni臋t膮 jakimi艣 sprawami.
Moment p贸藕niej do pokoju wkroczy艂 Japp.
Musia艂a go zaskoczy膰 obecno艣膰 Bryana Martina i Jenny Driver, ale nie okaza艂 tego. Ze zwyk艂膮 sobie 偶artobliwo艣ci膮 przywita艂 si臋 z Poirotem.
鈥 A wi臋c, Poirot, o co chodzi? Pewnie ma pan jak膮艣 kolejn膮 cudown膮 teori臋.
Poirot u艣miechn膮艂 si臋 do niego.
鈥 Nie, nie, nic cudownego. Tylko historyjk臋 tak prost膮, 偶e wstyd mi, i偶 nie zrozumia艂em jej od razu. Je艣li pan pozwoli, chcia艂bym, by prze艣ledzi艂 pan wraz ze mn膮 ca艂膮 spraw臋 od samego pocz膮tku.
Japp westchn膮艂 i spojrza艂 na zegarek.
鈥 Je艣li nie zajmie to wi臋cej jak godzin臋鈥
鈥 Mo偶e pan si臋 nie martwi膰 鈥 odpar艂 Poirot. 鈥 To nie potrwa nawet tyle. Chce pan przecie偶 wiedzie膰, kim by艂 cz艂owiek, kt贸ry zabi艂 lorda Edgware鈥檃, pann臋 Adams, Donalda Rossa?
鈥 Chcia艂bym wiedzie膰, kto pope艂ni艂 to ostatnie morderstwo 鈥 powiedzia艂 ostro偶nie Japp.
鈥 Prosz臋 mnie wys艂ucha膰, a dowie si臋 pan wszystkiego. Zamierzam zachowa膰 si臋 z pokor膮.
Ma艂o prawdopodobne, pomy艣la艂em z niedowierzaniem.
鈥 Chc臋 przedstawi膰 panu ka偶dy krok wiod膮cy do rozwi膮zania 鈥 ci膮gn膮艂 Poirot 鈥 i pokaza膰, jak da艂em si臋 nabra膰, jak dowiod艂em w艂asnej g艂upoty, a wreszcie jak rozmowa z moim przyjacielem Hastingsem i przypadkowa uwaga osoby zupe艂nie obcej naprowadzi艂y mnie na w艂a艣ciwy trop. 鈥 Na chwil臋 umilk艂, a potem odchrz膮kn膮艂 i zacz膮艂 m贸wi膰, jak to nazywa艂em, tonem wyk艂adowcy. 鈥 Zaczn臋 od kolacji w Savoyu. Lady Edgware zagadn臋艂a mnie i poprosi艂a o rozmow臋 na osobno艣ci. Chcia艂a si臋 pozby膰 m臋偶a. W trakcie naszego spotkania powiedzia艂a, co uzna艂em za niezbyt rozs膮dne, 偶e by膰 mo偶e b臋dzie musia艂a wezwa膰 taks贸wk臋 i zabi膰 go osobi艣cie. S艂owa te us艂ysza艂 pan Bryan Martin, kt贸ry w艂a艣nie w tamtej chwili nadszed艂.
Odwr贸ci艂 si臋.
鈥 Zgadza si臋?
鈥 Wszyscy to s艂yszeli艣my 鈥 powiedzia艂 aktor. 鈥 Widburnowie, Marsh, Carlotta鈥 wszyscy.
鈥 Och, nie przecz臋. Zgadzam si臋 ca艂kowicie. Eh bien, nie mia艂em szansy zapomnie膰 tych s艂贸w. Zaraz nast臋pnego ranka pan Bryan Martin odwiedzi艂 mnie, aby u艣wiadomi膰 mi ich znaczenie.
鈥 Wcale nie 鈥 zawo艂a艂 ze z艂o艣ci膮 Martin. 鈥 Przyszed艂em, 偶eby鈥
Poirot wyci膮gn膮艂 r臋k臋.
鈥 Rzekomo przyszed艂 pan, 偶eby opowiedzie膰 mi zmy艣lon膮 historyjk臋 o tym, 偶e kto艣 pana 艣ledzi艂. Tak膮 bajeczk臋 przejrza艂oby dziecko. Pewnie zaczerpn膮艂 pan pomys艂 z jakiego艣 starego filmu. Dziewczyna, kt贸rej pozwolenie musia艂 pan otrzyma膰, m臋偶czyzna, kt贸rego rozpozna艂 pan po z艂otym z臋bie鈥 Mon ami, 偶aden m艂ody cz艂owiek nie ma z艂otego z臋ba. Dzisiaj ju偶 si臋 ich nie wstawia, zw艂aszcza w Ameryce. Z艂oty z膮b to beznadziejnie anachroniczny prze偶ytek stomatologii. Ca艂a historia by艂a absurdalna. Opowiedziawszy swoj膮 bajeczk臋, przeszed艂 pan do w艂a艣ciwego celu wizyty: nastawienia mnie przeciwko lady Edgware. M贸wi膮c jasno, przygotowywa艂 pan grunt na chwil臋, gdy zamorduje swego m臋偶a.
鈥 Nie wiem, o czym pan m贸wi 鈥 mrukn膮艂 Bryan Martin. Jego twarz by艂a 艣miertelnie blada.
鈥 Wy艣mia艂 pan pomys艂, 偶e lord mo偶e zgodzi膰 si臋 na rozw贸d. S膮dzi艂 pan, 偶e zamierzam zobaczy膰 si臋 z nim nast臋pnego dnia, jednak por臋 spotkania zmieniono. Wybra艂em si臋 do niego tego samego ranka i on si臋 zgodzi艂. Znikn膮艂 jakikolwiek motyw, dla kt贸rego lady Edgware mia艂aby pope艂ni膰 zbrodni臋. Co wi臋cej, lord Edgware powiedzia艂 mi, 偶e powiadomi艂 ju偶 偶on臋 listownie.
Jednak lady Edgware o艣wiadcza, 偶e nigdy nie otrzyma艂a takiego listu. Albo k艂amie ona, albo jej m膮偶, albo te偶 kto艣 trzeci przechwyci艂 list. Lecz kto?
Pytam samego siebie: dlaczego pan Martin zadaje sobie tyle trudu, przychodzi do mnie i k艂amie? Co nim kieruje? I dochodz臋 do wniosku, monsieur, 偶e nadal jest pan szale艅czo zakochany w lady Edgware. Lord Edgware wspomnia艂 mi, i偶 偶ona powiedzia艂a mu, 偶e chce wyj艣膰 za aktora. Za艂贸偶my, 偶e by艂o tak rzeczywi艣cie, lecz potem lady zmieni艂a zdanie. Kiedy dociera do niej list ze zgod膮 lorda Edgware鈥檃 na rozw贸d, ona chce ju偶 wyj艣膰 za kogo艣 innego, nie za pana! To by艂by pow贸d do przechwycenia listu.
鈥 Nigdy nie鈥
鈥 Za chwil臋 powie pan wszystko, na co ma pan ochot臋. Teraz prosz臋 mnie wys艂ucha膰. Jaka wi臋c b臋dzie pa艅ska reakcja? Pana: zepsutego gwiazdora, kt贸remu nigdy niczego nie odm贸wiono? Wed艂ug mnie w艣ciek艂o艣膰, pragnienie wyrz膮dzenia lady Edgware jak najwi臋kszej krzywdy. A jak m贸g艂by jej pan zaszkodzi膰 bardziej, ni偶 sprawiaj膮c, by oskar偶ono j膮 i powieszono鈥 za morderstwo?
鈥 Dobry Bo偶e! 鈥 wykrzykn膮艂 Japp.
Poirot obr贸ci艂 si臋 ku niemu.
鈥 Ale偶 tak, taki w艂a艣nie pomys艂 przyszed艂 mi do g艂owy. Przemawia艂o za nim kilka rzeczy. Carlotta Adams przyja藕ni艂a si臋 g艂贸wnie z dwoma m臋偶czyznami: kapitanem Marshem i Bryanem Martinem. Mo偶liwe wi臋c, 偶e to bogaty Bryan Martin by艂 osob膮, kt贸ra zaproponowa艂a jej maskarad臋 i dziesi臋膰 tysi臋cy dolar贸w. Wyda艂o mi si臋 nieprawdopodobne, by panna Adams uwierzy艂a, 偶e tak膮 sum臋 mo偶e da膰 jej Ronald Marsh. Wiedzia艂a, jak bardzo brakuje mu pieni臋dzy. Bryan Martin by艂 rozwi膮zaniem po stokro膰 bardziej prawdopodobnym.
鈥 Nie鈥 m贸wi臋 panu鈥 鈥 rozleg艂 si臋 ochryp艂y g艂os aktora.
鈥 Kiedy tre艣膰 listu panny Adams do siostry przetelegrafowano z Waszyngtonu鈥 Oh, la, la! Bardzo si臋 zdenerwowa艂em. Wygl膮da艂o na to, 偶e ca艂e moje rozumowanie by艂o b艂臋dne. Lecz p贸藕niej dokona艂em pewnego odkrycia. Otrzyma艂em oryginalny list, w kt贸rym brakowa艂o jednej kartki. M臋偶czyzn膮, kt贸rego opisano, nie musia艂 by膰 kapitan Marsh.
By艂 jeszcze jeden dow贸d. Po aresztowaniu kapitan Marsh wyra藕nie o艣wiadczy艂, 偶e wydawa艂o mu si臋, i偶 widzia艂, jak do domu wchodzi Bryan Martin. Poniewa偶 s艂owa te pochodzi艂y od oskar偶onego, nie mia艂y 偶adnej wagi. Poza tym pan Martin mia艂 alibi. Oczywi艣cie! Tego nale偶a艂o oczekiwa膰. Je艣li to pan Martin pope艂ni艂 morderstwo, alibi by艂o niezb臋dne. A to alibi potwierdza艂a tylko jedna osoba: panna Driver.
鈥 I co z tego? 鈥 rzuci艂a ostro dziewczyna.
鈥 Nic, mademoiselle 鈥 odpar艂 z u艣miechem Poirot. 鈥 Tyle 偶e tego samego dnia widzia艂em, jak jad艂a pani lunch z panem Martinem, a tak偶e, 偶e zada艂a sobie pani trud i przysz艂a, usi艂uj膮c przekona膰 mnie, 偶e pani przyjaci贸艂ka panna Adams bardzo interesowa艂a si臋 Ronaldem Marshem, a nie, jak by艂em pewien, Bryanem Martinem.
鈥 Na pewno nie 鈥 powiedzia艂 zdecydowanym tonem gwiazdor.
鈥 By膰 mo偶e nie by艂 pan tego 艣wiadom, monsieur 鈥 ci膮gn膮艂 cicho Poirot 鈥 lecz wed艂ug mnie to prawda. To wyja艣nia jej niech臋膰 do lady Edgware. Czu艂a j膮 niejako w pa艅skim imieniu. Opowiedzia艂 jej pan o tym, 偶e zosta艂 odrzucony, prawda?
鈥 C贸偶鈥 tak鈥 czu艂em, 偶e musz臋 komu艣 o tym powiedzie膰, a ona鈥
鈥 Okaza艂a wsp贸艂czucie. Tak, sam zauwa偶y艂em, 偶e panu wsp贸艂czuje. Eh bien, co si臋 dzieje potem? Ronald Marsh zostaje aresztowany. Natychmiast poprawia si臋 panu nastr贸j. Wszelki niepok贸j, jaki m贸g艂 pan odczuwa膰, min膮艂. Cho膰 pa艅ski plan si臋 nie powi贸d艂, poniewa偶 lady Edgware w ostatniej minucie zmieni艂a zdanie i wybra艂a si臋 na przyj臋cie, znaleziono koz艂a ofiarnego, co uwalnia艂o pana od strapie艅. Ale p贸藕niej, na lunchu, s艂yszy pan, jak Donald Ross, sympatyczny, lecz do艣膰 g艂upi m艂ody cz艂owiek, m贸wi co艣 Hastingsowi, co zdaje si臋 wskazywa膰, 偶e nie jest pan zupe艂nie bezpieczny.
鈥 To nieprawda! 鈥 wrzasn膮艂 aktor. Po jego twarzy sp艂ywa艂y krople potu. Oczy mia艂 oszala艂e z przera偶enia. 鈥 M贸wi臋 panu, nic nie s艂ysza艂em鈥 nic鈥 i nic nie zrobi艂em.
I wtedy prze偶yli艣my najwi臋ksze zaskoczenie ze wszystkich, jakie by艂o nam dane do艣wiadczy膰 tego dnia.
鈥 To prawda 鈥 powiedzia艂 spokojnie Poirot. 鈥 I my艣l臋, 偶e zosta艂 pan ju偶 dostatecznie ukarany za to, 偶e przyszed艂 pan do mnie鈥 do mnie, Herkulesa Poirota, ze swoj膮 bajeczk膮.
Wszyscy wstrzymali艣my oddech. Poirot kontynuowa艂 w rozmarzeniu.
鈥 Widzi pan, pokazuj臋 wszystkie swoje b艂臋dy. Postawi艂em sobie pi臋膰 pyta艅, Hastings je zna. Odpowied藕 na trzy 艣wietnie pasowa艂a do sytuacji. Kto przechwyci艂 list? Odpowiedzi膮 na to pytanie by艂o: Bryan Martin. Kolejna zagadka: co sk艂oni艂o lorda Edgware鈥檃 do zmiany zdania i zgody na rozw贸d? Mia艂em pewn膮 teori臋. Albo sam chcia艂 kogo艣 po艣lubi膰鈥 cho膰 na to nie mog艂em znale藕膰 偶adnych dowod贸w鈥 albo w gr臋 wchodzi艂 szanta偶. Lord Edgware mia艂 szczeg贸lne upodobania. By膰 mo偶e wysz艂y na jaw pewne sprawki, kt贸re, nawet je艣li nie upowa偶nia艂y jego 偶ony do otrzymania rozwodu w Anglii, mog艂aby wykorzysta膰, gro偶膮c ich opublikowaniem. To w艂a艣nie, jak s膮dz臋, mia艂o miejsce. Lord Edgware nie chcia艂, by z jego nazwiskiem 艂膮czy艂 si臋 publiczny skandal. Podda艂 si臋, cho膰 odczuwana z tego powodu w艣ciek艂o艣膰 znalaz艂a wyraz w morderczym spojrzeniu, jakie rzuci艂 za nami, s膮dz膮c, 偶e nie jest obserwowany. To wyja艣nia tak偶e podejrzan膮 szybko艣膰, z jak膮 powiedzia艂: 鈥濶ie z powodu czegokolwiek, co by艂o w jej li艣cie鈥 鈥 zanim nawet zasugerowa艂em, 偶e to mog艂o by膰 przyczyn膮 jego zgody.
Pozosta艂y mi dwa pytania. Jedno dotycz膮ce okular贸w w torebce panny Adams, kt贸re nie by艂y jej w艂asno艣ci膮, i drugie: dlaczego kto艣 zadzwoni艂 do lady Edgware w czasie obiadu w Chiswick? Do 偶adnego nie potrafi艂em dopasowa膰 pana Martina.
Zosta艂em wi臋c zmuszony do wyci膮gni臋cia wniosku, 偶e albo myli艂em si臋 co do niego, albo co do pyta艅. W rozpaczy jeszcze raz uwa偶nie przeczyta艂em list panny Adams. I znalaz艂em co艣! Tak jest, co艣 znalaz艂em.
Zobaczcie sami, oto on. Widzicie oddart膮 stron臋? Nier贸wno, jak cz臋sto si臋 zdarza. Za艂贸偶my, 偶e na g贸rze strony widnia艂o jeszcze zniszczone oddarciem 鈥瀘na鈥濃
Zrozumieli艣cie! No w艂a艣nie: nie 鈥瀘n鈥, lecz 鈥瀘na鈥! To kobieta zaproponowa艂a wiadomy figiel Carlotcie.
C贸偶, spisa艂em list臋 wszystkich kobiet cho膰by lu藕no powi膮zanych ze spraw膮. Pr贸cz Jane Wilkinson by艂o ich cztery: Geraldine Marsh, panna Carroll, panna Driver i ksi臋偶na Merton.
Z tej czw贸rki najbardziej interesowa艂a mnie panna Carroll. Nosi艂a okulary, by艂a tamtej nocy w domu, ju偶 wcze艣niej z艂o偶y艂a nieprawdziwe zeznania, pragn膮c obci膮偶y膰 lady Edgware, by艂a te偶 osob膮 bardzo kompetentn膮 i trze藕w膮 鈥 mog艂a wi臋c dokona膰 takiej zbrodni. Pow贸d nie by艂 zbyt wyra藕ny, lecz przecie偶 pracowa艂a dla lorda Edgware鈥檃 od kilku lat i mog艂a mie膰 motyw, o kt贸rego istnieniu nie mieli艣my najmniejszego poj臋cia.
Czu艂em te偶, 偶e nie mog臋 zupe艂nie wykluczy膰 Geraldine Marsh. Nienawidzi艂a ojca, sama mi to powiedzia艂a. By艂a neurotyczk膮, nerwy mia艂a napi臋te do granic wytrzyma艂o艣ci. Przypu艣膰my, 偶e kiedy tamtej nocy wr贸ci艂a do domu, z premedytacj膮 zabi艂a ojca, a potem spokojnie wesz艂a na g贸r臋 po per艂y. Wyobra藕my sobie jej rozpacz, kiedy odkry艂a, 偶e kuzyn, kt贸rego g艂臋boko kocha艂a, nie pozosta艂 na zewn膮trz w taks贸wce, lecz wszed艂 za ni膮 do domu. To wyja艣nia艂oby jej poruszenie鈥 cho膰 r贸wnie dobrze wyja艣nia艂a je jej niewinno艣膰 i obawa, 偶e to kuzyn pope艂ni艂 zbrodni臋. By艂a jeszcze jedna drobna rzecz: z艂ote pude艂ko znalezione w torebce panny Adams, opatrzone inicja艂em D. S艂ysza艂em, jak kapitan Marsh zwraca si臋 do Geraldine 鈥濪ina鈥. Poza tym w listopadzie przebywa艂a na pensji w Pary偶u i tam mog艂a spotka膰 si臋 z Carlott膮 Adams.
Uznacie zapewne za przesad臋 dodanie do listy ksi臋偶nej Merton. Lecz kiedy mnie odwiedzi艂a, rozpozna艂em w niej fanatyczk臋. Mi艂o艣膰 ca艂ego jej 偶ycia koncentrowa艂a si臋 na synu, mog艂a wi臋c uknu膰 spisek, by zniszczy膰 kobiet臋, kt贸ra mia艂a zrujnowa膰 mu 偶ycie.
Kolej na pann臋 Jenny Driver鈥 鈥 Umilk艂 i spojrza艂 na Jenny. Odda艂a mu spojrzenie, zuchwale przechylaj膮c na bok g艂ow臋.
鈥 Co ma pan na mnie? 鈥 spyta艂a.
鈥 Nic, mademoiselle, poza faktem, 偶e przyja藕ni si臋 pani z Bryanem Martinem i 偶e pani nazwisko zaczyna si臋 na liter臋 D.
鈥 To niewiele.
鈥 Jeszcze jedno. Jest pani do艣膰 sprytna i odwa偶na, by pope艂ni膰 tak膮 zbrodni臋. W膮tpi臋, by znalaz艂 si臋 kto艣 pani r贸wny.
Dziewczyna zapali艂a papierosa.
鈥 Prosz臋 m贸wi膰 dalej 鈥 rzuci艂a weso艂o.
鈥 Czy alibi pana Martina by艂o prawdziwe? Musia艂em to sprawdzi膰. Je艣li tak, kogo Ronald Marsh widzia艂 w drzwiach domu? I nagle co艣 sobie przypomnia艂em. Przystojny lokaj z Regent Gate odznacza艂 si臋 wyj膮tkowym podobie艅stwem do pana Martina. To jego zobaczy艂 kapitan Marsh. Na podstawie tego za艂o偶enia sformu艂owa艂em pewn膮 teori臋. Uwa偶am, 偶e to on znalaz艂 zw艂oki swojego pana. Przy ciele le偶a艂a koperta z francuskimi banknotami w wysoko艣ci r贸wnej stu funtom. Wzi膮艂 je, wymkn膮艂 si臋 z domu, powierzy艂 je zaprzyja藕nionemu 艂ajdakowi i wr贸ci艂, otwieraj膮c sobie drzwi kluczem lorda. Poczeka艂, a偶 nast臋pnego ranka zbrodni臋 odkryje pokoj贸wka. Nie czu艂 si臋 zagro偶ony, gdy偶 by艂 przekonany, 偶e morderstwo pope艂ni艂a lady Edgware, a banknoty znikn臋艂y z domu i zosta艂y wymienione, zanim zauwa偶ono ich brak. Jednak gdy lady Edgware przedstawi艂a swoje alibi, a Scotland Yard zacz膮艂 bada膰 jego przesz艂o艣膰, zwietrzy艂 niebezpiecze艅stwo i znikn膮艂.
Japp z aprobat膮 skin膮艂 g艂ow膮.
鈥 Wci膮偶 jednak szuka艂em odpowiedzi na pytanie dotycz膮ce okular贸w. Je艣li panna Carroll by艂a ich w艂a艣cicielk膮, odpowied藕 by艂a jasna. Mog艂a przechwyci膰 list, a ustalaj膮c szczeg贸艂y maskarady z Carlott膮 Adams lub spotkawszy si臋 z ni膮 po morderstwie, mog艂a mimochodem wsun膮膰 binokle do torebki Carlotty.
Lecz binokle najwyra藕niej nie nale偶a艂y do panny Carroll. Wraca艂em piechot膮 do domu wraz z Hastingsem, do艣膰 przygn臋biony, usi艂uj膮c uporz膮dkowa膰 wszystko w my艣lach. I wtedy zdarzy艂 si臋 cud!
Najpierw Hastings zacz膮艂 m贸wi膰 o zwi膮zanych ze spraw膮 wydarzeniach. Napomkn膮艂, 偶e Donald Ross by艂 jednym z trzynastu go艣ci sir Montagu Cornera i pierwszym, kt贸ry wsta艂 od sto艂u. 艢ledzi艂em w艂asny tok my艣li i nie zwraca艂em zbytniej uwagi na jego s艂owa. Przemkn臋艂o mi tylko przez g艂ow臋, 偶e w艂a艣ciwie nie by艂a to prawda. M贸g艂 wsta膰 pierwszy po zako艅czeniu obiadu, lecz przed nim wstawa艂a lady Edgware, wezwana do telefonu. Kiedy my艣la艂em p niej, przypomnia艂a mi si臋 pewna zagadka. Pasowa艂a do do艣膰 dziecinnego usposobienia lady Edgware. Zada艂em j膮 Hastingsowi, lecz nie rozbawi艂a go, podobnie jak kr贸lowej Wiktorii. Zacz膮艂em si臋 zastanawia膰, kogo m贸g艂bym spyta膰 o to, co dok艂adnie czu艂 pan Martin do Jane Wilkinson. Wiedzia艂em, 偶e sama nic mi nie powie. Przechodzili艣my w艂a艣nie przez jezdni臋, gdy kto艣 id膮cy obok wypowiedzia艂 proste zdanie. Zwr贸ci艂 si臋 do swojej towarzyszki, m贸wi膮c, 偶e kto艣 tam 鈥瀙owinien zapyta膰 Ellis鈥. I nagle zrozumia艂em wszystko!
Rozejrza艂 si臋 wok贸艂.
鈥 Tak, tak: okulary, telefon, niska kobieta, kt贸ra w Pary偶u odebra艂a puzderko. Oczywi艣cie Ellis, pokoj贸wka Jane Wilkinson. Prze艣ledzi艂em ka偶dy krok鈥 艣wiece, p贸艂mrok, pani van Dusen鈥 wszystko. I ju偶 wiedzia艂em!
Spojrza艂 po nas.
鈥 C贸偶, przyjaciele 鈥 powiedzia艂 艂agodnie 鈥 pozw贸lcie, 偶e opowiem wam prawd臋 o tym, co wydarzy艂o si臋 tamtej nocy. Carlotta Adams wychodzi z mieszkania o si贸dmej. Bierze taks贸wk臋 i jedzie do Piccadilly Pa艂ace.
鈥 Co takiego? 鈥 wykrzykn膮艂em.
鈥 Piccadilly Pa艂ace. Wcze艣niej tego dnia zarezerwowa艂a tam pok贸j jako pani van Dusen. Nosi par臋 bardzo silnych szkie艂, kt贸re, jak wszyscy wiemy, zupe艂nie zmieniaj膮 wygl膮d. Jak m贸wi艂em, rezerwuje pok贸j, zaznaczaj膮c, 偶e wyje偶d偶a nocnym poci膮giem do Liverpoolu, a jej baga偶 jest ju偶 na dworcu. O wp贸艂 do dziewi膮tej zjawia si臋 lady Edgware i pyta o pani膮 van Dusen. Zostaje zaprowadzona do jej apartamentu. Tam zamieniaj膮 si臋 ubraniami. W blond peruce, bia艂ej taftowej sukni i etoli Carlotta Adams 鈥 a nie Jane Wilkinson 鈥 opuszcza hotel i jedzie do Chiswick. Tak, tak, to jest mo偶liwe. By艂em wieczorem u sir Montagu Cornera. St贸艂 w jadalni o艣wietlaj膮 tylko 艣wiece, lampy nie rozpraszaj膮 p贸艂mroku, nikt nie zna dobrze Jane Wilkinson. Wszyscy widz膮 z艂ote w艂osy, charakterystyczne zachowanie, s艂ysz膮 s艂ynny matowy g艂os. Och! To by艂o ca艂kiem proste. A gdyby si臋 nie powiod艂o, gdyby kto艣 rozpozna艂 oszustwo鈥 c贸偶, i na to lady Edgware by艂a przygotowana. Sama w ciemnej peruce, ubraniu Carlotty, w okularach, p艂aci rachunek, ka偶e zanie艣膰 walizk臋 do taks贸wki i jedzie na dworzec Euston. W toalecie zdejmuje peruk臋 i zostawia kuferek w przechowalni. Zanim wyruszy na Regent Gate, dzwoni do Chiswick i prosi do aparatu lady Edgware, jak mi臋dzy sob膮 ustali艂y. Je艣li wszystko posz艂o dobrze i Carlotta nie zosta艂a rozpoznana, ma odpowiedzie膰 tylko: 鈥瀂gadza si臋鈥. Nie musz臋 chyba nadmienia膰, 偶e panna Adams zupe艂nie nie zdawa艂a sobie sprawy z rzeczywistego powodu tego telefonu. Us艂yszawszy te s艂owa, lady Edgware idzie na ca艂ego. Jedzie na Regent Gate, pyta o lorda Edgware鈥檃, podaje swoje nazwisko i wchodzi do biblioteki. Po czym pope艂nia pierwsze morderstwo. Nie wie oczywi艣cie, 偶e panna Carroll zauwa偶y艂a j膮 z pi臋tra. S膮dzi, 偶e b臋dzie mia艂a przeciw sobie tylko s艂owa lokaja (a pami臋tajcie, 偶e on jej nigdy nie widzia艂; poza tym kapelusz os艂ania j膮 przed jego wzrokiem), przeciwstawione zeznaniom dwunastu znanych i szanowanych ludzi.
Wychodzi, wraca na Euston, z powrotem wk艂ada ciemn膮 peruk臋 i odbiera walizk臋. Musi poczeka膰, a偶 Carlotta wyjdzie z przyj臋cia. Um贸wi艂y si臋 na konkretn膮 godzin臋. Udaje si臋 do Corner House, od czasu do czasu zerka na zegarek, gdy偶 czas mija powoli. Potem przygotowuje si臋 do drugiego morderstwa. Wk艂ada do torebki Carlotty 鈥 kt贸r膮, oczywi艣cie, ma przy sobie 鈥 zam贸wione w Pary偶u z艂ote puzderko. By膰 mo偶e wtedy w艂a艣nie znajduje list, a mo偶e znalaz艂a go ju偶 wcze艣niej. W ka偶dym razie, gdy tylko odczytuje adres, wyczuwa niebezpiecze艅stwo. Otwiera kopert臋 i jej podejrzenia okazuj膮 si臋 w pe艂ni uzasadnione.
By膰 mo偶e w pierwszej chwili chce zniszczy膰 ca艂y list, lecz szybko znajduje lepszy spos贸b. Usuwaj膮c jedn膮 stron臋, zmienia jego tre艣膰 w oskar偶enie Ronalda Marsha, kt贸ry ma bardzo silny motyw do pope艂nienia zbrodni. Nawet je艣li Ronald przedstawi alibi, tekst b臋dzie przemawia艂 przeciwko jakiemu艣 m臋偶czy藕nie. Odrywa zatem jedn膮 kartk臋, wk艂ada list z powrotem do koperty, a kopert臋 do torebki.
Nast臋pnie, poniewa偶 nadszed艂 ju偶 czas, wyrusza w stron臋 Savoyu. Kiedy widzi mijaj膮cy j膮 samoch贸d z Jane Wilkinson (pozornie) w 艣rodku, przy艣piesza kroku, wchodzi r贸wnocze艣nie z Carlott膮 i idzie prosto na g贸r臋. Jej czarne ubranie nie rzuca si臋 w oczy i jest ma艂o prawdopodobne, by kto艣 j膮 zapami臋ta艂.
Na pi臋trze wchodzi do pokoju, do kt贸rego chwil臋 wcze艣niej dotar艂a Carlotta Adams. Jeszcze przed wyj艣ciem powiedzia艂a pokoj贸wce, 偶eby na ni膮 nie czeka艂a, tylko uda艂a si臋 spa膰. Jane i Carlotta ponownie wymieniaj膮 ubrania, a potem, jak zgaduj臋, lady Edgware proponuje drinka, by uczci膰 sukces. W szklance jest weronal. Gratuluje swojej ofierze, obiecuje, 偶e nast臋pnego dnia prze艣le czek. Panna Adams wraca do domu. Jest bardzo 艣pi膮ca, pr贸buje zadzwoni膰 do przyjaciela, prawdopodobnie pana Martina lub kapitana Marsha, gdy偶 obaj mieszkaj膮 w okolicach Victorii, lecz rezygnuje. Idzie spa膰鈥 i nigdy si臋 ju偶 nie obudzi. Druga zbrodnia powiod艂a si臋. Teraz trzecia. Trwa przyj臋cie. Sir Montagu Corner nawi膮zuje do rozmowy, jak膮 prowadzi艂 z lady Edgware w noc morderstwa. To proste. Jednak przeznaczenie dopada j膮 p贸藕niej. Kto艣 wspomina o s膮dzie Parysa, a ona przyjmuje, 偶e chodzi o Pary偶 鈥 centrum mody i rozrywki.
Naprzeciwko siedzi m艂ody cz艂owiek, kt贸ry uczestniczy艂 w obiadowym przyj臋ciu 鈥 m艂ody cz艂owiek, kt贸ry s艂ysza艂 wtedy, jak lady Edgware rozprawia o Homerze i cywilizacji greckiej. Carlotta Adams by艂a wykszta艂con膮 i oczytan膮 kobiet膮. Nie potrafi zrozumie膰 nag艂ej ignorancji Jane Wilkinson. Wpatruje si臋 w ni膮. I nagle dostrzega wyja艣nienie: to nie ta sama kobieta. Jest zupe艂nie wytr膮cony z r贸wnowagi. Niepewny. Potrzebuje rady. Przychodzi mu do g艂owy, 偶eby przyj艣膰 do mnie, i zwraca si臋 w tej sprawie do Hastingsa.
Lecz s艂yszy to lady Edgware. Jest do艣膰 szybka i przebieg艂a, by u艣wiadomi膰 sobie, 偶e w jaki艣 spos贸b si臋 zdradzi艂a. S艂yszy, jak Hastings m贸wi, 偶e nie wr贸c臋 przed pi膮t膮. Za dwadzie艣cia pi膮ta idzie do mieszkania Rossa. On otwiera drzwi, jest zaskoczony, ale nie przychodzi mu na my艣l, by si臋 ba膰. Silny, sprawny m艂odzieniec nie musi si臋 ba膰 kobiet. Idzie z ni膮 do jadalni. Ona wymy艣la jak膮艣 bajeczk臋. Mo偶e pada na kolana i obejmuje go za szyj臋, a potem, b艂yskawicznie i pewnie zadaje cios鈥 jak poprzednio. Mo偶e wyrwa艂 mu si臋 zduszony okrzyk, lecz nic ponad to. On tak偶e zostaje uciszony.
Zapad艂o milczenie. Po chwili przerwa艂 je Japp.
鈥 To znaczy, 偶e wszystko zrobi艂a鈥 ona? 鈥 spyta艂 ochryp艂ym g艂osem.
Poirot skin膮艂 g艂ow膮.
鈥 Ale dlaczego? Przecie偶 zgodzi艂 si臋 na rozw贸d?
鈥 Poniewa偶 ksi膮偶臋 Merton jest filarem ko艣cio艂a katolickiego. Poniewa偶 nie odwa偶y艂by si臋 po艣lubi膰 kobiety, kt贸rej m膮偶 偶yje. To m艂ody cz艂owiek o fanatycznych przekonaniach. Jako wdowa mo偶e by膰 pewna, 偶e za niego wyjdzie. Niew膮tpliwie pr贸bowa艂a zasugerowa膰 rozw贸d, lecz on nie chwyci艂 przyn臋ty.
鈥 Dlaczego wi臋c pos艂a艂a pana do lorda Edgware鈥檃?
鈥 Ah, parbleu! 鈥 Poirot, dot膮d bardzo poprawny i angielski, powr贸ci艂 raptem do swego prawdziwego 鈥瀓a鈥. 鈥 By zam膮ci膰 mi w g艂owie! By zmusi膰 mnie do po艣wiadczenia, i偶 nie mia艂a 偶adnego motywu! Tak jest, o艣mieli艂a si臋 zrobi膰 swojego totumfackiego ze mnie, Herkulesa Poirot! Ma foi, i uda艂o si臋 jej! Co za dziwny umys艂, dziecinny i jednocze艣nie przebieg艂y. Ma talent aktorski! Jak 艣wietnie odegra艂a zdziwienie, kiedy powiedzia艂em jej o li艣cie od m臋偶a. Zaklina艂a si臋, 偶e nigdy go nie otrzyma艂a. Czy odczu艂a najmniejszy wyrzut sumienia z powodu kt贸rej艣 z trzech zbrodni? Mog臋 przysi膮c, 偶e nie.
鈥 M贸wi艂em panu, co to za kobieta 鈥 odezwa艂 si臋 Bryan Martin. 鈥 M贸wi艂em. Wiedzia艂em, 偶e zamierza go zabi膰, czu艂em to. I ba艂em si臋, 偶e uda si臋 jej uciec. Jest sprytna, diabelsko sprytna, jak trafia si臋 czasem p贸艂idiotom. Chcia艂em, 偶eby cierpia艂a. Chcia艂em tego. Chcia艂em, by zawis艂a na szubienicy.
Jego twarz by艂a purpurowa, a g艂os niski.
鈥 Uspok贸j si臋, uspok贸j 鈥 powtarza艂a Jenny Driver.
M贸wi艂a takim tonem, jakim nianie w parku zwracaj膮 si臋 do ma艂ych dzieci, co cz臋sto sam s艂ysza艂em.
鈥 A z艂ote puzderko z inicja艂em D. i 鈥濸ary偶, listopad鈥 na wewn臋trznej stronie wieczka? 鈥 spyta艂 Japp.
鈥 Zam贸wi艂a je listownie i po odbi贸r wys艂a艂a Ellis, swoj膮 pokoj贸wk臋. Oczywi艣cie Ellis tylko zg艂osi艂a si臋 po paczuszk臋 i zap艂aci艂a za ni膮. Nie mia艂a poj臋cia, co jest w 艣rodku. Lady Edgware po偶yczy艂a te偶 okulary Ellis, by pom贸c Carlotcie odegra膰 pani膮 van Dusen. Zapomnia艂a i zostawi艂a je w torebce Carlotty. To jej jedyny b艂膮d.
To wszystko u艣wiadomi艂em sobie, stoj膮c na 艣rodku drogi. To, co powiedzia艂 mi kierowca autobusu, nie by艂o uprzejme, ale warto by艂o si臋 na to narazi膰. Ellis! Binokle Ellis. Ellis odbieraj膮ca pude艂ko w Pary偶u. Ellis, a wi臋c Jane Wilkinson. Bardzo mo偶liwe, 偶e po偶yczy艂a od Ellis co艣 jeszcze pr贸cz okular贸w鈥
鈥 Co?
鈥 N贸偶鈥
Zadr偶a艂em.
Przez chwil臋 panowa艂a cisza.
Potem Japp powiedzia艂 z dziwnym spokojem:
鈥 Panie Poirot, czy to prawda?
鈥 Prawda, mon ami.
鈥 Zaraz 鈥 rzuci艂 z irytacj膮 Bryan Martin 鈥 a co ze mn膮? Po co mnie pan tu sprowadzi艂? Dlaczego przerazi艂 mnie pan niemal na 艣mier膰?
Poirot spojrza艂 na niego ch艂odno.
鈥 呕eby ukara膰 pana, monsieur, za impertynencj臋! Jak 艣mia艂 pan pr贸bowa膰 stroi膰 sobie 偶arty z Herkulesa Poirota?
Jenny Driver wybuchn臋艂a 艣miechem. 艢mia艂a si臋 i 艣mia艂a. Nie mog艂a przesta膰.
鈥 Nale偶a艂o ci si臋, Bryan 鈥 wykrztusi艂a wreszcie. A do Poirota powiedzia艂a:
鈥 Ciesz臋 si臋 ogromnie, 偶e to nie Ronnie Marsh. Zawsze go lubi艂am. I ciesz臋 si臋, i to bardzo, 偶e 艣mier膰 Carlotty nie ujdzie mordercy bezkarnie! A je艣li chodzi o Bryana, co艣 panu powiem, panie Poirot. Zamierzam wyj艣膰 za niego za m膮偶. A je艣li my艣li, 偶e b臋dzie m贸g艂 rozwodzi膰 si臋 i 偶eni膰 co dwa lub trzy lata, jak to jest w modzie w Hollywood, c贸偶鈥 nigdy nie pope艂ni艂 wi臋kszego b艂臋du. O偶eni si臋 ze mn膮 i przy mnie zostanie.
Poirot popatrzy艂 na ni膮, na jej stanowczy podbr贸dek i p艂omienne w艂osy.
鈥 Ca艂kiem mo偶liwe, mademoiselle 鈥 powiedzia艂 鈥 偶e tak b臋dzie. M贸wi艂em, 偶e ma pani do艣膰 si艂y, by zrobi膰 wszystko. Nawet wyj艣膰 za gwiazdora.
Par臋 dni p贸藕niej nagle wezwano mnie do Argentyny. Tak si臋 wi臋c z艂o偶y艂o, 偶e nigdy ju偶 nie zobaczy艂em Jane Wilkinson i jedynie czyta艂em w prasie o jej procesie i wyroku skazuj膮cym. Nieoczekiwanie 鈥 przynajmniej dla mnie 鈥 podda艂a si臋, kiedy stan臋艂a w obliczu prawdy. P贸ki mog艂a by膰 dumna ze swojego sprytu i gra膰 sw膮 rol臋, nie pope艂nia艂a b艂臋d贸w, lecz gdy raz opu艣ci艂a j膮 pewno艣膰 siebie, gdy偶 kto艣 j膮 rozszyfrowa艂, sta艂a si臋 jak dziecko, niezdolna do dalszego oszustwa. Zupe艂nie si臋 za艂ama艂a w krzy偶owym ogniu pyta艅.
Jak m贸wi艂em wcze艣niej, przyj臋cie by艂o ostatni膮 chwil膮, kiedy widzia艂em Jane Wilkinson. Lecz kiedy my艣l臋 o niej, zawsze widz臋 t臋 sam膮 scen臋: pok贸j w Savoyu i Jane z wyrazem powagi na twarzy, zaabsorbowana przymierzaniem drogich czarnych sukien. Jestem przekonany, 偶e nie by艂a to gra. Zachowywa艂a si臋 naturalnie. Plan si臋 powi贸d艂 i nie trapi艂y jej 偶adne w膮tpliwo艣ci czy niepok贸j. Nie s膮dz臋 r贸wnie偶, by kiedykolwiek odczu艂a wyrzuty sumienia z powodu trzech zbrodni, jakie pope艂ni艂a.
Przedstawiam poni偶ej dokument, kt贸ry napisa艂a do Poirota z zastrze偶eniem, by otrzyma艂 go po jej 艣mierci. Wed艂ug mnie jest bardzo typowy dla tej pi臋knej i zupe艂nie pozbawionej sumienia damy.
Drogi panie Poirot!
Przemy艣la艂am wszystko i czuj臋, 偶e chcia艂abym to panu opisa膰. Wiem, 偶e niekiedy publikuje pan raporty swoich spraw. Nie s膮dz臋 jednak, by kiedykolwiek opublikowa艂 pan dokument napisany przez samego przest臋pc臋. Czuj臋 r贸wnie偶, 偶e chcia艂abym, aby wszyscy dok艂adnie wiedzieli, jak to zrobi艂am. Nadal uwa偶am, 偶e zaplanowa艂am wszystko bardzo dobrze. Gdyby nie pan, uda艂oby mi si臋. Mam do pana 偶al, lecz przypuszczam, 偶e nie m贸g艂 si臋 pan wycofa膰. Jestem pewna, 偶e kiedy wy艣l臋 ten list, nada pan sprawie rozg艂os. Zrobi pan to, prawda? Chc臋, 偶eby o mnie pami臋tano. I naprawd臋 uwa偶am siebie za osob臋 wyj膮tkow膮. Tutaj ka偶dy tak s膮dzi.
Wszystko zacz臋艂o si臋 w Ameryce, gdzie pozna艂am Mertona. Natychmiast zrozumia艂am, 偶e po艣lubi艂by mnie, gdybym by艂a wdow膮. Na nieszcz臋艣cie jest dziwacznie uprzedzony do rozwod贸w. Pr贸bowa艂am to prze艂ama膰, lecz na pr贸偶no, a musia艂am by膰 ostro偶na, gdy偶 on ma bardzo trudny charakter.
Szybko u艣wiadomi艂am sobie, 偶e m贸j m膮偶 po prostu musi umrze膰, lecz nie wiedzia艂am, jak si臋 do tego zabra膰. Wyobra偶a pan sobie oczywi艣cie, 偶e takie rzeczy cz臋艣ciej zdarzaj膮 si臋 w Stanach. My艣la艂am nad tym i my艣la艂am, ale nic nie wymy艣li艂am. A potem, nagle, zobaczy艂am Carlott臋 Adams parodiuj膮c膮 mnie na scenie i natychmiast dostrzeg艂am rozwi膮zanie. Z jej pomoc膮 zapewni艂am sobie alibi. Tego samego wieczoru spotka艂am pana i pomy艣la艂am, jakim dobrym pomys艂em by艂oby wys艂a膰 pana do mojego m臋偶a z pro艣b膮 o rozw贸d. Jednocze艣nie zacz臋艂am m贸wi膰 g艂o艣no o zabiciu go, poniewa偶 zauwa偶y艂am, 偶e je艣li m贸wi si臋 prawd臋 w do艣膰 g艂upi spos贸b, nikt w ni膮 nie wierzy. Cz臋sto robi艂am to przy zawieraniu kontrakt贸w. Dobrze te偶 wygl膮da膰 na g艂upsz膮, ni偶 jest si臋 naprawd臋. W czasie drugiego spotkania z Carlott膮 Adams poruszy艂am ten temat. Powiedzia艂am, 偶e chodzi o zak艂ad, a ona natychmiast zapali艂a si臋 do pomys艂u. Mia艂a udawa膰 mnie na jakim艣 przyj臋ciu, a gdyby si臋 jej powiod艂o, otrzyma艂aby dziesi臋膰 tysi臋cy dolar贸w. Zareagowa艂a bardzo entuzjastycznie i kilka element贸w planu pochodzi艂o od niej, na przyk艂ad zamiana ubra艅. Nie mog艂y艣my zrobi膰 tego w moim mieszkaniu z uwagi na Ellis ani u Carlotty 鈥 z powodu jej pokoj贸wki. Ona oczywi艣cie tego nie rozumia艂a. By艂o to troch臋 niezr臋czne i powiedzia艂am po prostu 鈥瀗ie鈥. Uzna艂a, 偶e g艂upio si臋 upieram, ale podda艂a si臋 i zaplanowa艂y艣my spotkanie w hotelu. Wzi臋艂am ze sob膮 binokle Ellis.
Oczywi艣cie szybko u艣wiadomi艂am sobie, 偶e Carlott臋 nale偶y r贸wnie偶 usun膮膰, i to pr臋dko. Szkoda, lecz w ko艅cu jej parodie by艂y naprawd臋 impertynenckie. Gdyby nie pasowa艂o to do moich plan贸w, by艂abym naprawd臋 z艂a za spos贸b, w jaki mnie przedstawi艂a. Mia艂am weronal, cho膰 rzadko go za偶ywam, wi臋c ta cz臋艣膰 planu sta艂a si臋 zupe艂nie prosta. Rozumie pan: by艂oby o wiele lepiej, gdyby wygl膮da艂o na to, 偶e Carlott膮 jest od niego uzale偶niona. Zam贸wi艂am puzderko, kopi臋 tego, jakie sama dosta艂am, razem z jej inicja艂ami na wieczku i dedykacj膮 w 艣rodku. Pomy艣la艂am, 偶e gdybym kaza艂a wygrawerowa膰 nieznany nikomu inicja艂, a do tego s艂owa 鈥濸ary偶鈥 i 鈥瀕istopad鈥, sprawa sta艂aby si臋 o wiele trudniejsza do odszyfrowania. Z艂o偶y艂am pisemne zam贸wienie w Ritzu, gdzie akurat jad艂am lunch. Wys艂a艂am Ellis, by odebra艂a pude艂ko. Oczywi艣cie nie wiedzia艂a, co jest w paczce.
Tamtej nocy wszystko posz艂o dobrze. Kiedy Ellis wyjecha艂a do Pary偶a, zabra艂am jeden z jej no偶yk贸w do wycinania odcisk贸w, poniewa偶 鈥榖y艂 艂adny i ostry. Nie zauwa偶y艂a niczego, gdy偶 potem od艂o偶y艂am go na miejsce. Jeszcze w San Francisco pewien lekarz pokaza艂 mi, gdzie nale偶y wbi膰 n贸偶, aby zabi膰. Opowiada艂 mi o robieniu punkcji l臋d藕wiowej i podpotylicznej; zaznaczy艂, 偶e trzeba bardzo uwa偶a膰, gdy偶 inaczej mo偶na uszkodzi膰 rdze艅 kr臋gowy, gdzie znajduj膮 si臋 zwoje najwa偶niejszych nerw贸w, co spowodowa艂oby natychmiastowy zgon. Poprosi艂am go, by pokaza艂 mi dok艂adnie to miejsce, i to kilkakrotnie. Uzna艂am, 偶e pewnego dnia mo偶e mi si臋 to przyda膰, a jemu wyja艣ni艂am, 偶e chcia艂abym wykorzysta膰 ten pomys艂 w filmie.
Napisanie listu do siostry by艂o paskudnym posuni臋ciem ze strony Carlotty. Obieca艂a mi, 偶e nikomu nie powie. Naprawd臋 uwa偶am, 偶e bardzo sprytnie zrobi艂am, odrywaj膮c jedn膮 stron臋 i zmieniaj膮c 鈥瀓膮鈥 w 鈥瀗iego鈥. Sama to wymy艣li艂am. Z tego jestem chyba najbardziej dumna. Wszyscy powtarzali mi zawsze, 偶e brak mi inteligencji 鈥 a to przecie偶 wymaga艂o naprawd臋 m膮drej g艂owy.
Przemy艣la艂am wszystko dok艂adnie i kiedy zjawi艂 si臋 inspektor ze Scotland Yardu, zrobi艂am to, co zaplanowa艂am. Ta cze艣膰 nawet mi si臋 podoba艂a. Obawia艂am si臋 troch臋, 偶e naprawd臋 mnie aresztuje, ale wiedzia艂am, 偶e jestem zupe艂nie bezpieczna, gdy偶 policja musia艂a uwierzy膰 uczestnikom przyj臋cia, nie mieli te偶 szansy odkry膰, 偶e zamieni艂y艣my si臋 z Carlott膮 ubraniami.
Po wszystkim czu艂am si臋 taka zadowolona. Dopisa艂o mi szcz臋艣cie i by艂am przekonana, 偶e wszystko p贸jdzie dobrze. Stara ksi臋偶na traktowa艂a mnie podle, ale Merton by艂 s艂odki. Chcia艂 po艣lubi膰 mnie tak szybko, jak to mo偶liwe, i nie mia艂 najmniejszych podejrze艅.
Chyba nigdy nie by艂am r贸wnie szcz臋艣liwa, jak przez te par臋 tygodni. Aresztowanie kuzyna mojego m臋偶a sprawi艂o, 偶e poczu艂am si臋 zupe艂nie bezpieczna. By艂am te偶 bardziej ni偶 kiedykolwiek przedtem dumna z siebie za pomys艂 z oderwaniem strony z listu Carlotty.
Sprawa z Donaldem Rossem to by艂 zwyczajny pech. Nie jestem pewna, jak si臋 domy艣li艂. Chodzi艂o o jakiego艣 Parysa, nie Pary偶, jak mi si臋 zdaje. Nadal nie wiem, kim by艂 ten Parys, zreszt膮 to idiotyczne imi臋 dla m臋偶czyzny.
Dziwne, 偶e gdy szcz臋艣cie raz si臋 odwr贸ci, traci si臋 je na zawsze. Musia艂am szybko zrobi膰 co艣 z Donaldem, i zn贸w mi si臋 powiod艂o. Mog艂o si臋 nie uda膰, gdy偶 nie mia艂am czasu, by przemy艣le膰 spraw臋 albo za艂atwi膰 sobie alibi. Potem jednak uzna艂am, 偶e jestem bezpieczna.
Oczywi艣cie, Ellis powiedzia艂a mi, 偶e pos艂a艂 pan po ni膮 i wypytywa艂, lecz s膮dzi艂am, 偶e ma to zwi膮zek z Bryanem Martinem. Nie domy艣la艂am si臋, do czego pan zmierza. Nie zapyta艂 pan, czy sama zg艂osi艂a si臋 po paczk臋 w Pary偶u. Pewnie uzna艂 pan, 偶e gdyby powt贸rzy艂a to mnie, wyczu艂abym pismo nosem. Dlatego te偶 to, co sta艂o si臋 p贸藕niej, by艂o dla mnie zupe艂nym zaskoczeniem. Nie mog艂am uwierzy膰. Niesamowite, w jaki spos贸b odkry艂 pan wszystko, co zrobi艂am.
Czu艂am, 偶e to nie ma ju偶 sensu. Nie mo偶na walczy膰 z losem, prawda? Ciekawe, czy jest panu przykro z powodu tego, co pan zrobi艂. Przecie偶 w ko艅cu chcia艂am jedynie by膰 szcz臋艣liwa. I gdyby nie ja, nigdy nie mia艂by pan nic wsp贸lnego z ca艂膮 spraw膮. Nie s膮dzi艂am, 偶e oka偶e si臋 pan tak przera偶aj膮co sprytny.
艢mieszne, 偶e ani troch臋 nie zbrzyd艂am 鈥 mimo okropnego procesu i potworno艣ci, jakie m贸wi艂 mi prokurator, oraz pyta艅, kt贸rymi mnie zarzuca艂. Jestem chudsza i bledsza, ale dobrze z tym wygl膮dam. Wszyscy powtarzaj膮, 偶e jestem bardzo dzielna. Nie wiesza si臋 ju偶 ludzi publicznie, prawda? Wed艂ug mnie nawet szkoda.
Jestem pewna, 偶e nie by艂o r贸wnej mi morderczyni.
Teraz, zapewne, musz臋 si臋 po偶egna膰. To dziwne, ale chyba nie zdaj臋 sobie sprawy z tego, co mnie czeka. Jutro zobacz臋 si臋 z kapelanem.
Przebaczam panu (poniewa偶 musz臋 przebaczy膰 swoim wrogom, czy偶 nie?).
Jane Wilkinson
PS Jak pan my艣li: postawi膮 moj膮 podobizn臋 u Madame Tussaud?