dancing queen

ęłęóGdy otwarły się drzwi Harry stanął w obliczu najdziwniejszej rzeczy, jaką kiedykolwiek ujrzał.
Ogromne wałki tłuszczu przerywały gładką powierzchnię. Grudy kołysały się pod błyszczącą czernią. Z każdym ruchem pojawiały się nowe fałdy ciała, jakby był przypływ, a księżyc wywierał grawitacyjny nacisk na pośladki Dudleya zamknięte w obcisłej, czarnej skórze.
Harry przełknął głośno ślinę, przyglądając mu się ze zgrozą.
– Gngh – powiedział modląc się, żeby to był sen.
Zdawał sobie sprawę, że utrata rodziców i stawianie czoła śmierci przez ostatnie pięć lat było stresujące. Nie wiedział, że halucynacje mogą czaić się tak blisko lub, że mogą być tak przerażające.
– Cześć, Harry – przywitał się grzecznie Dudley. – Podobają ci się moje nowe spodnie?
– Są… um… są inne – odparł Harry, w ciszy dziękując Bogu za to, że skórzane spodnie nie są codziennym mugolskim strojem, bo jeśli by były, to nosiłby je również wuj Vernon i... Stwierdził, że ma jednak zbyt plastyczną wyobraźnię.
Dudley, mimo protestu sprężyn, usiadł na łóżku Harry’ego. Słychać było niewyraźny odgłos pękania – prawdopodobnie spodni.
Harry zakrztusił się.
– Cóż, jakiś czas temu zdałem sobie sprawę, że jestem gejem – zaczął konwersacyjnym tonem Dudley.
– Och? – zająknął się Harry, a następnie z opóźnieniem załapał, że jego kuzyn prawdopodobnie ujawnia mu coś takiego, ponieważ on, Harry, jako kochający krewny, powinien być o tym powiadomiony w delikatny sposób.
Pani Figg pozwalała mu czasem oglądać "Modę na sukces" i po takich seansach zastanawiał się często, czy to całkiem nie zeżarło mu mózgu.
– A w jaki sposób to ważne objawienie stało się dla ciebie jasne, Dudley? – spytał, starając się nadać swojemu głosowi terapeutyczny ton.
– Tak właściwie to było całkiem jasne – powiedział Dudley. – Ta cała agresja i tłuczenie małych chłopców na placu zabaw to wręcz książkowy przykład. Mama i tata podejrzewali jeszcze zanim im powiedziałem.
– Ciotka Petunia i wuj Vernon <i>wiedzą</i>? – wykrzyknął oburzony.
Więc Dudley nie zwierzał się mu pierwszemu i nie musiał zachowywać się tak delikatnie. Miał tylko siedzieć i zastanawiać się czemu ta wiedza – i te <i>spodnie</i> – zwalały się akurat jemu na głowę.
– Tak. Mama powiedziała, że Piers i ja tworzyliśmy śliczną parę. A tata stwierdził, że powinienem się wyszaleć kiedy chodzę do szkoły, a potem poślubić jakąś kobietę mając na uwadze moją przyszłą karierę, mama nagle trochę posmutniała, ale myślę, że jeśli tata tak się zabawiał to powinien–
– Dudley! – krzyknął Harry. – Powinieneś <i>przestać mi to mówić</i>! Ponieważ to, uh, bardzo osobiste i prywatne, a uwierz mi, <i>naprawdę</i> nie chcę wiedzieć. Zwłaszcza o wuju Vernonie i… i takich rodzajach zabaw. Proszę. Dziękuję. Teraz po prostu… po prostu wyjdź.
Dudley skrzywił się. Jego skórzane spodnie jęknęły protestująco.
– Ale <i>Harry</i> – jęknął. – Potrzebuję twojej pomocy.
I znów wracamy do <i>Mody na sukces</i>.
– Och, chcesz powiedzieć o tym swoim przyjaciołom – Harry kiwnął głową z udawanym zrozumieniem. – Cóż, jeśli są twoimi prawdziwymi przyjaciółmi–
– Harry, o czym ty do cholery gadasz? – spytał Dudley. – Wszyscy moi przyjaciele wiedzą. Wszyscy moi przyjaciele są <i>gejami</i>.
– Doprawdy? Hm, dziwny zbieg okoliczności.
– To nic dziwnego, Harry – cierpliwie poinformował go Dudley. – Halo? Wysyłają nas do Smeltinga i dają nam te ogromne pały, a następnie każdy wali chłopaków swoją ogromną pałą. Trzeba być bardzo odpornym, żeby wyrosnąć na hetero przebywając w Smeltingu.
– To będzie… ach, myśl przewodnia mojego dzisiejszego dnia – zapewnił go Harry. – A teraz, gdybyś był łaskaw zauważyć, że powinieneś już wyjść z mojego pokoju…
– Ale Harry – wykrzyknął Dudley. – Potrzebuję, żebyś poszedł ze mną do gej-klubu!
Harry nie wiedział, jakim cudem wszechświat, w którym się znajdował mógł zawierać skórzane spodnie, ogromne drągi, klepnięcia, drapnięcia i co najbardziej niepokojące, wyłaniającego się spośród tego wszystkiego wuja Vernona.
Ale wiedział w jakiej sytuacji się znajduje.
– Nie. Nie, absolutnie nie.
– Harry, to bardzo ważne – zmartwił się Dudley. – Widzisz, zerwałem z Piersem, a teraz on ma nowego chłopaka, a ja muszę mu pokazać, że chociaż nie jesteśmy już razem to moje życie nie skończyło się, a więc muszę pójść do klubu...
– To fascynujące – warknął Harry. – I wyjątkowo przypomina gejowską wersję jednej z telenowel ciotki Petunii. Ale ignorujesz pewien bardzo ważny fakt, jestem hetero i dlatego nie chcę…
Dudley wybuchnął śmiechem. Harry spojrzał gniewnie na jego tłustą, głupią twarz– ostrożnie omijając jego tłusty, głupi tyłek w tych spodniach, ponieważ ilość obrzydzenia, jaką mógł znieść, była jednak ograniczona.
– Ty? Hetero? Dobre sobie – powiedział Dudley.
– Jestem! – odparł urażony i zdziwiony Harry.
– Och, ależ oczywiście – zadrwił Dudley. – Widziałem cię, jak bawiłeś się tą swoją małą pałką–
– Moją różdżką–
– I jak polerowałeś swóją ogromną pałę–
– Moją miotłę–
– I jak oglądałeś te swoje zdjęcia muskularnych facetów i ich pał–
– To moje hobby! – warknął Harry zamykając kopię Latając z Armatami.
– Jasne, jasne – odparł Dudley, machając grubą dłonią. – A co z twoim kompletnym brakiem zainteresowania dziewczynami?
– Jestem bardzo zainteresowany dziewczynami – odrzekł wyniośle. – Przeżywam płomienne i nieodwzajemnione zauroczenie Cho Chang, jakbyś chciał wiedzieć. A ona jest bardzo, bardzo ładna i miła i kompletnie kobieca. A kiedy pewnego dnia zapomnę o tym, jak mnie spławiła ostatnim razem, zaproponuję jej randkę po raz kolejny.
– Harry, ona spławiła cię w połowie czwartego roku. A teraz zaczynasz siódmy.
– Mam delikatne ego – odparł marudnie.
– Czy ona przypadkiem nie skończyła już szkoły?
– Nasza miłość jest w stanie pokonać wszystkie bariery, dobra? I… i skąd ty to wszystko wiesz?
Dudley po raz kolejny machnął lekceważąco ręką.
– Czytałem twoją pocztę – wytłumaczył.
– Co!
– To nie jest takie ważne–
– Owszem, jest! Jak śmiałeś! I… i jak śmiesz wątpić w moją własną deklarację o moich osobistych preferencjach – w końcu akurat to chyba wiem lepiej od ciebie! I przestań naruszać moją prywatność! Wyjdź z mojego pokoju!
Dudley westchnął. Głęboko.
– Och, Harry, Harry. Zmuszasz mnie, abym po raz kolejny wszedł w nasze stereotypowe role z dzieciństwa.
– Czy ty też oglądałeś Modę na sukces? – spytał podejrzliwie.
– Chciałbym, żebyś był świadom, że nie sprawia mi to najmniejszej przyjemności – kontynuował ze smutkiem.
Wyczłapał z pokoju. Przed oczami Harry'ego mignął cały tyłek Dudleya wtłoczony w tą czarną skórę i to wystarczyło, by mógł pożegnać się ze swoim wzrokiem.
– Maaaaaaaaaaaaaaaamoooooooooooooooo! – zawył Dudley. – Harry nie chce ze mną iść do gej-klubuuuuuuuuuuu!
– Harry! – Głos ciotki Petunii był cienki i władczy. – Jeśli po tym wszystkim, co dla ciebie zrobiliśmy, nie możesz choćby raz pójść z naszym kochanym Dudziaczkiem do gej-klubu…
– W porządku, w porządku!
Świat zwariował. Wciąż nie był pewien, czy te skórzane spodnie nie były oznaką jego zniszczonej psychiki.
A teraz szedł do gej-klubu.
Wstał szybko i otworzył drzwi.
– Dudley – zawołał, mając nadzieję, że jego głos brzmi kojąco. – Bardzo mi przykro, że cię niepokoję. Ale co zakłada się do gej-klubu?
Dudley rzucił mu miażdżące spojrzenie.
– Ty? Hetero? – odparł. – Ha!

*

Harry był w beznadziejnym nastroju.
Miał na sobie jeansy i t-shirt, wszystko głupio obcisłe ponieważ, jak tłumaczył kuzynowi, wyrósł z nich i nie nadawały się one do noszenia w miejscach publicznych.
Zastanawiał się czemu pozwolił wybrać ubrania Dudleyowi, gdy Dudley miał na sobie te przerażające spodnie i bluzkę z siatki, która, szczerze mówiąc, wyglądała na nim jak pajęczyna pełna flądry z nadwagą. Jedynym wytłumaczeniem dla takiego stroju mógł być fakt, że spodnie wywierały na ludziach efekt hipnozy wywołanej przerażeniem.
Zastanawiał się również nad ludźmi siedzącymi w jego sąsiedztwie, którzy sprawiali, że czuł się bardzo, ale to bardzo niepewnie.
– Witaj skarbie – zagadał mężczyzna oblizując się na widok Harry'ego.
– Jestem hetero! – pisnął. Dudley wbił mu łokieć w żebra.
– Harry – syknął. – To bramkarz! Przepraszam za niego, jest nowy. Tu jest kasa.
– No cóż – odparł mężczyzna, przyjmując zwinięte banknoty. – Przynajmniej jest słodki.
– Hetero – pisnął Harry, decydując, że zostanie przy tym, czego jest pewien.
Wszedł chwiejnym krokiem do klubu za Dudleyem, mrużąc oczy gdy ogarnęła go ciemność i wielokolorowe, błyszczące światła. Stwierdził, że to wszystko było wysoce niepraktycznie.
– Czy to nie cudowne miejsce? – spytał Dudley, bujając się w takt muzyki. Harry wolałby, żeby tak nie robił – jego ruchy sprawiały, że dostawał choroby morskiej.
– Er – odparł.
Jak na jaskinię rozpusty – może, pomyślał, używając ulubionego powiedzonka pani Figg. Było tu pełno mężczyzn i parę dziewczyn, które... cóż, było tu pełno mężczyzn i parę dziewczyn, które jak sądził, były również mężczyznami... o reszcie starał się nie myśleć. Ta winylowa sukienka była okropna, niezależnie od płci osoby, która ją nosiła.
Na scenie był ktoś przechylony w tył, z obnażonym brzuchem i obsypywany brokatem przez druga osobę, która jednocześnie lizała jej brzuch.
Harry był... odrobinę przerażony.
– Harry! – krzyknął Dudley. – Harry!
– Co? Tak, co?
– Chcesz drinka? – spytał Dudley. – Krzyczałem do ciebie od pięciu minut – dodał. – Ty. Hetero[/]. Ha!
– Czy możesz wreszcie przestać? – odkrzyknął.
Doprawdy, najpierw Hermiona, a teraz Dudley. O co im w ogóle chodziło?
– W każdym razie, co chcesz?
– Jasne piwo. – Uparcie nie zwracał uwagi na przerażoną minę Dudleya. – Tak, [i]właśnie to.
– Nie zamówię jasnego piwa – powiedział surowo. – Muszę utrzymać moją reputację.
– Jaką reputację? – gderał Harry. – He Shakes It, Baby – i wywołuje wstrząsy sejsmiczne w Etiopii?
– Oooo, to było wredne Harry.
– Dobra. – Harry zacisnął zęby. – Wezmę Bacardi Breezer. Pod naciskiem. I upewnij się, że jest ananasowy!
Dudley odszedł, a tłum rozstąpił się w nabożnym zdumieniu nad cudowną pojemnością skórzanych spodni.
Harry pozostał na swoim miejscu i wziął głęboki oddech, starając się przetworzyć negatywną energię na pozytywną tak, jak mugolskie wróżki w swoich pseudo-mistycznych programach.
Ta mężna próba została przerwana, gdy ujrzał znajomą twarz i poczuł, że jego serce przestaje bić.
– Blaise Zabini?
Tak, to był zdecydowanie Ślizgon o przebiegłym wyrazie twarzy. Odwrócił się i spojrzał zaszokowany na Harry'ego.
Harry nie mógł uwierzyć własnym oczom, głównie dlatego, że Blaise miał na sobie winylowe spodnie i bluzkę z napisem "Pretty in Pink",
– Harry Potter? – wykrzyknął.
– Jestem hetero – powiedział szybko Harry. – Jestem tu z moim kuzynem. Um, nie jestem tu jako tu z moim kuzynem, to jest–
– Nie obchodzą mnie twoje seksualne preferencje. – Blaise pociągnął nosem z pogardą. – Ty masz okulary a ja mam standardy, czterooki. A poza tym, każdy wie, że Gryfoni się nie puszczają.
– Hej! – zawołał Harry, zdeterminowany bronić reputacji swojego domu. – Powinieneś wiedzieć, że my, Gryfoni, możemy być całkiem, um, wyzywający, jeśli tylko chcemy. Jesteśmy, no wiesz, śmiali, szlachetni i… no… jak głodne seksu zwierzęta. Choć nie mówię, że jesteśmy Gryfdziwkami czy coś... to jest...
– Jeśli będziesz kiedyś w dziurze, zakop się w niej, ty głodne seksu zwierzę. A teraz spływaj!
– Co? Czemu? – spytał Harry, który był raczej zadowolony z faktu, że ujrzał znajomą twarz. Nie uśmiechało mu się zostać rzuconym na pastwę tego ubranego w winyl i perwersyjnego tłumu.
– Bo on zwariuje jeśli cię zobaczy! A ja wariuję na jego punkcie i całą wieczność zajęło mi przekonanie go, żeby ze mną tu przyszedł, a teraz, po tym jak postawiłem mu tego drinka z pewnym dodatkiem, wszystko idzie wręcz perfekcyjnie, więc byłbym ci wdzięczny, gdybyś w swojej uprzejmości nie zniszczył tego!
– Kto?
– Harry, to że pochodzisz z domu pełnego pruderii nie oznacza, że wszyscy inni chcą żyć cnotliwie. Próbowałem nawiązać z nim stosunki od trzech lat, nie rób mi tego...
– Ale o kim ty mówisz?
– Potter?
Harry zagapił się.
Tuż obok niego, przechylając się przez ramię Blaise'a, stał Draco Malfoy, ze zmierzwionymi włosami, dziwnie błyszczącymi oczami, mający na sobie obcisłe białe jeansy i srebrną, przylegającą bluzkę, która wciąż odsłaniała jego brzuch, ukazując bardzo dużo jasnej skóry i pozostałości po srebrnym brokacie.
– Malfoy?
– Cóż, no to po ptakach – Blaise powiedział ze złością w przestrzeń.
Malfoy w końcu otrząsnął się z szoku i obdarował Harry'ego promiennym i zatrważająco uprzejmym uśmiechem.
Właśnie wtedy Harry przypomniał sobie, że Malfoy pił drinka z pewnym dodatkiem.
– Hm… cóż za niespodzianka – powiedział, przeciągając głoski i przeczesując niedbale włosy ręką. Harry zauważył, że jego paznokcie były pomalowane na srebrno. – Co tu robisz?
– Jestem hetero i jestem tu nieseksualnie z moim kuzynem – odparł niezwłocznie.
– Cudnie. – Uwagę Malfoya przykuło coś nad ramieniem Harry'ego. On sam rozpoznał ten szklany wzrok kogoś, kto został oślepiony przez spodnie.
– A to jest mój kuzyn – powiedział ostrożnie, przygotowując się na Wielkie Kpiny.
– Wow, Harry – usłyszał głos Dudleya tuż przy uchu. – Nie marnujesz czasu, co? Co za para. Boże, spójrz na tego blondyna!
Harry sparaliżowany wziął Bacardi Breezer, zastanawiając się, czy nie poczułby się lepiej, gdyby się upił.
Dudley wciąż patrzył zachłannym wzrokiem na piękny kształt gardła Malfoya i... cóż, na piękny kształt Malfoya ogólnie, podejrzewał, i wymruczał z podziwem "Mmm, śliczny" – a tego Harry nigdy nie chciał usłyszeć o Draconie Malfoy'u.
– Czy jesteś <i>hetero</i>? – nagle spytał Malfoy.
– Tak – odparł wystraszony Harry z całą pasją, jaką udało mu się z siebie wykrzesać.
Malfoy uśmiechnął się promiennie.
– Cóż za zbieg okoliczności. Ja też.
– O Boże, nie kolejny – jęknął Dudley.
Blaise westchnął rozpaczliwie.
– Nie, nie jesteś, Draco.
– Jestem – Draco potwierdził.
– Draco, właśnie tańczyłeś na scenie i byłeś obsypywany brokatem, a w tym samym czasie drag queen lizała twój brzuch!
Malfoy spojrzał na swoje srebrne paznokcie.
– I? I co z tego? Eksperymentuję. To całkowicie normalne. Mój ojciec tak twierdzi.
– Tak, to podobne do twojego ojca. Czy on zawsze głaszcze nogi innych ludzi swoją laską?
– Zrozum, on lubi dotykać innych! – warknął.
– Swoim fallicznym symbolem?
– Dobry Boże, czy wszyscy ojcowie byli w szkole zamieszani w obrzydliwe zdarzenia? – wtrącił Harry.
Malfoy uniósł brew.
– Mnie nie pytaj – odpowiedział z dużym, rozleniwionym uśmiechem. – To twój ojciec był prefektem.
– Miłość mojej matki i mojego ojca była czysta i niewinna – odparł surowo.
– Och, czyżby? Słyszałem, że nazywali go Rogaczem ponieważ cały czas był chętny.
– To zostało… wyjęte z kontekstu – zawołał z oburzeniem.
– Czego innego mogłem się spodziewać, to takie typowe w moim życiu – mamrotał do siebie Blaise. – Przez trzy lata słyszę tylko "nie jestem gejem, Blaise, nie jestem gejem", a teraz pojawia się Harry Potter i…
Dudley przysunął się do niego.
– Czy również należysz do grupy zaprzeczających? – Mrugnął do niego.
– O nie, jestem gejem. Bardzo, bardzo, bardzo. Lubię chłopców – ale nie lubię orek, więc trzymaj przy sobie swoje przerośnięte łapska. – Wypuścił powietrze przez nos. – Spójrz na nich. Po prostu spójrz.
Dudley spojrzał na Dracona.
– Śliczny – wymruczał.
– W szkole zachowują się tak przez cały czas. To obrzydliwe. A równocześnie, cóż, podniecające. I przede wszystkim frustrujące. Sprzeczka, sprzeczka, bijatyka, tarmoszenie się na podłodze, a potem od nowa "nie jestem gejem, Blaise, nie jestem gejem". Twierdzę, że to żałosne. Nie oznacza to, że nie zaproponowałem małej zabawy w granie ról. Powiedziałem, że mogę założyć okulary, możemy domalować mi bliznę, że byłoby to odrobinę perwersyjne, a on nazwał mnie świrem. Czy jesteś w stanie w to uwierzyć?
– Co? – spytał Harry, wytrącony ze sprzeczki, która niebezpiecznie zbliżała się do etapu "twój tatuś jest taki gejowski...".
– Nic – odparł szybko Blaise. – Draco, zatańczysz?
Malfoy spojrzał na Harry'ego, próbując się skoncentrować.
– Chcę kolejnego drinka – zadecydował w końcu.
– Cudownie – zapewnił Blaise z nieskrywaną satysfakcją. – Równie dobrze mogę zostać powieszony za owcę zamiast jagniątka, hm?
– Powieszony? – zapytał Harry, który nie do końca słuchał rozmowy, gdyż próbował dojrzeć – z czystej ciekawości – czy Malfoy miał na uchu kolczyk czy tylko brokat.
– Cóż, tak – odparł Malfoy. – To mugolski klub, Potter. Nasi rodzice umarliby jeśliby się dowiedzieli.
– Twoi mogliby umrzeć – dorzucił Blaise mrocznym głosem. – Masz szczęście, jesteś jedynym potomkiem. Ja mam braci – moi rodzice zabiliby mnie.
– Nie znasz mojego ojca. I tak by mnie zabił. Zabiłby mnie i wypchał, a potem mówiłby "Tak, to jest Draco. Mój jedyny dziedzic. Ostatnio jest odrobinę cichy, nie sądzę, żeby podobało mu się życie w tej szklanej gablocie".
Malfoy zaśmiał się, a Harry po raz kolejny stwierdził, że ten słodki i radosny dźwięk musiał zostać wywołany przez narkotyki.
Co przypomniało mu o tym, co miał zamiar przynieść Malfoy’owi Blaise.
O Boże.
Harry nie mógł sobie nawet wyobrazić jak zareagowałby Dumbledore, gdyby kiedyś Harry powiedział mu "Cóż, byłem w klubie dla gejów i widziałem jak ktoś wykorzystuje Dracona Malfoya". Na pewno czułby się upokorzony, no i musiałby wyjaśnić całą sprawę z narkotykami, a może nawet z gejostwem bo patrząc prawdzie w oczy, Dumbledore...
Ale Harry był całkowicie pewien, że nawet gdyby znalazł odpowiednie słowa i nawet gdyby Dumbledore zrozumiał, to koniec końców potępiłby zachowanie Harry'ego.
Co więcej, sam Harry nie mógł – nie mógł tak po prostu stać i patrzeć jak to się dzieje. Wybory Malfoya nie były świadome. Nie mógł ponosić odpowiedzialności za swoje działania, niezależnie od tego jak okropne jego działania były, kiedy był za nie odpowiedzialny.
Poza tym nie sądził, by Blaise Zabini był w typie Malfoya.
– Chodź – poinstruował, łapiąc Malfoya za łokieć. – Tędy. Szybko.
– Ależ oczywiście – Malfoy promieniał gotowością. – Zapomniałem powiedzieć Blaise'owi, że chcę różowy koktajl z parasolką.
Harry uniósł brew.
– Ty? Hetero? Ha!
Malfoy oparł dłoń na biodrze.
– To, jakie drinki preferuję nie wskazuje na moje preferencje seksualne. Nie jestem gejem – dodał na tyle głośno, że otaczający ich ludzie odwrócili się.
Malfoy spojrzał na nich błogo.
– Um, on tylko żartował – rzucił Harry, chwytając rękę Malfoya.
Nigdy przedtem nie szedł z nikim za rękę i akurat pech chciał, ze tym pierwszym musiał być Malfoy.
Oczywiście, było to bardzo nieprzyjemne uczucie. Cóż, dłoń Malfoya była zimna a jego palce długie i szczupłe i mógł wyczuć jego puls, ale ogólnie było to bardzo nieprzyjemne.
– Chodź. – Harry wciągnął go najgęstszą grupę ludzi.
Nie zauważył, że grupa ta była najgęstsza, ponieważ ludzie tańczyli.
– O mój Boże – zawołał zdumiony i odwrócił się, by spojrzeć porozumiewawczo na Malfoya.
Zaś Malfoy tańczył już pomiędzy dwoma osobami, potrząsając tą arogancką, jasnowłosą głową i odchylając się do tyłu, mając czyjeś kciuki w szlówkach swoich białych jeansów, aż Harry mógł jedynie dojrzeć blady, odsłonięty brzuch i wciąż widoczny brokat.
– Malfoy! – Harry zawołał naśladując ciotkę Petunię.
Ten głos miał w sobie taką moc, że Malfoy momentalnie wyprostował się, wciąż mając zamknięte oczy, z rzęsami, przypominającymi jakiś dziwny brokat, ocieniającymi policzki.
– Szybko – dodał stanowczo, ponieważ rzęsy Malfoya były bardzo denerwujące.
– Okej – zgodził się Malfoy. – Ooooo, możemy pośpiewać karaoke?
Nigdy wcześniej Harry nie podejrzewał, że ustawiczna złośliwość Malfoya, może być po prostu wywołana przez ADHD.
Z drugiej strony Malfoy mógł się tak zachowywać po prochach.
– Taaaa, jasne – powiedział słabo, próbując odciągnąć go od sceny.
– Świetnie – Malfoy odparł z wielką radością i zaczął torować sobie drogę w kierunku wolnych mikrofonów.
– Nie, nie tędy – bezskutecznie próbował mu to wyperswadować.
– Chcę mikrofon. – Malfoy ciągnął go w przeciwną stronę.
Było bardzo gorąco, więc oczywiście ręka Harry'ego była spocona, co było całkiem <i>normalne</i> – ale raczej niefortunne, gdyż ręka Malfoya wyślizgnęła się z uścisku Harry'ego, a sam blondyn rzucił się w stronę mikrofonu.
Harry zamachnął się, próbując go złapać i odciągnąć, zanim miałby szansę wprowadzić swój plan w życie.
Reflektor błysnął i wszystko potoczyło się błyskawicznie. Malfoy odrzucił głowę do tyłu i otworzył usta.
Harry stał skąpany w rażącym fioletowym świetle, w klubie dla gejów, przyciśnięty do pleców nieprzyzwoicie ubranego i naćpanego do nieprzytomności Malfoya, który właśnie zaczynał śpiewać przebój Abby.
Był przeklęty. Nie było innego wytłumaczenia. Voldemort przebrał się za złą wróżkę i przeklął go w dniu jego chrztu.
Ujrzał nagle dziwaczny i przerażający obraz, ukazujący Voldemorta w czarnej, winylowej sukience.
Ten obraz dał mu siłę by przezwyciężyć chwilową niemoc i ściągnąć Malfoya z tej cholernej sceny.
Tłum zdawał się być zawiedziony, więc Harry odciągnął Malfoya na bezpieczną odległość od westchnień i pomruków, które tylko zachęciłyby blondyna, i pchnął go w stronę drzwi.
– Potrzebujemy odetchnąć przez chwilę świeżym powietrzem – wytłumaczył szybko bramkarzowi.
– Jasne, jasne. – Przebrzydły facet przyglądał im się pożądliwie.
Harry spojrzał na niego z wyrzutem.
– Obaj jesteśmy hetero! – wysyczał. – Powiedz mu, Malfoy.
– Ładne gwiazdy – odparł.
– O Panie – westchnął Harry. Źrenice Malfoya były bardzo, bardzo małe. Zastanawiał się, co to oznaczało.
Malfoy zaczął radośnie pałętać się po ulicy. Po jednej stronie droga pokryta była piaskiem z powodu robót drogowych. Harry dziękował Bogu, że księżyc świecił tak jasno, bo inaczej mogliby tego nie zauważyć i złamać sobie karki.
– Księżyc też jest ładny – Malfoy zauważył radośnie.
Harry podążył za nim, łapiąc go za łokieć i starając się powstrzymać go od zrobienia czegoś głupiego. Malfoy odwrócił się do niego z dziwnie lśniącymi oczami, jakby właśnie coś zrozumiał a Harry zamarł w oczekiwaniu.
– <i>Troszczysz się</i> o mnie, prawda?
– Może – Harry starał się grać na zwłokę, ponieważ miał zamiar nakłamać Ronowi i powiedzieć mu, że w tej chwili chciał zepchnąć Malfoya ze skarpy.
– To takie podobne do Harry'ego Pottera – zauważył Malfoy. Fakt, że nawet po spożyciu koktajlu zaprawianego narkotykami Malfoy wciąż pozostawał tak samo malfoyowaty, był zadziwiający. – Ooch, spójrz on jest taki bezbronny, lepiej go obronię. Mój Boże. To takie żałosne. Jestem jak gej-klubowa wersja Neville'a Longbottoma.
Wizje przedstawiające Neville'a ubranego w białe jeansy i obsypanego brokatem zalały umysł Harry'ego. <i>Nie mogę już tego znieść!</i>
– Jestem Draco Malfoy – poinformował Harry'ego. – O mnie się <i>nie</i> troszczy. – Zamilkł, zastanowił się i dodał swobodnie – Poza tym, ty myślisz, ze jestem okropny.
– Cóż – odparł Harry.
– A ja <i>nie jestem</i> okropny – powiedział gwałtownie. – Po prostu zaczynam się złościć. Pewne rzeczy mnie denerwują. Nienawidzę, kiedy spotykam ludzi Wiem-To-Wszystko. Nienawidzę, kiedy ludzie mówią "Och, Malfoy", jakbym wytłumaczył im wszystko, a nie jedynie podał im moje nazwisko. I nienawidzę kiedy ludzie nie wiedzą niczego. Ludzie potrafią być tacy głupi.
– Cudnie – skomentował Harry.
– Nienawidzę przegrywać w czymkolwiek – kontynuował beztrosko. – Nienawidzę kiedy ludzie oczekują ode mnie różnych rzeczy. Nienawidzę kiedy skrzaty domowe rozwadniają kawę dla Ślizgonów, czy wiesz, że to robią, małe, przebiegłe stworzenia...
– To prawdziwy kawowy spisek. – Harry pokiwał głową, starając się nie roześmiać.
– To prawda – nalegał Malfoy. – Nigdy nie ufaj skrzatom domowym. Przez wieki nawet nie pomyślały o tym by ułożyć swoje ręczniki w jakiś bardziej stylowy sposób. Czy zauważyłeś w jaki sposób ich oczy obracają się w ich głowach? To <i>przerażające</i>. I są też perwersyjne!
Tym razem Harry roześmiał się, po czym stwierdził, że Ron nigdy mu nie wybaczy.
– To prawda! – zaprotestował Malfoy. – Moja rodzina miała skrzata o imieniu Zgredek. Mówię ci, był dziwny. Pod byle pretekstem skakał na moje łóżko, pojawiając się o każdej porze i mówiąc zagadkowe rzeczy tylko po to, by mnie zainteresować... wyglądasz osobliwie, Potter.
– W porządku! Wszystko w porządku! – pisnął Harry. – Wcale nie jestem przestraszony! Och, urgh, mój Boże, skarpetki!
Malfoy uniósł brwi.
– W każdym razie – powiedział tonem kogoś, kto nie pojmował, co mówi – nienawidzę też niedopasowanych skarpetek. Zgredek zawsze mieszał mi pary skarpetek. Nienawidzę tego, że nie mogę się opalać. Nienawidzę, gdy pojawiają mi się piegi.
Harry zagryzł wargi, powstrzymując uśmiech.
– Masz piegi?
– Puść parę z ust a jesteś martwy. To nie jest groźba bez pokrycia.
– Taak, ty nie wypowiadasz gróźb bez pokrycia.
– Nienawidzę ludzi, którzy za mną nie podążają – kontynuował. Wydawał się mieć ułożoną listę. – Nienawidzę być ignorowany. Oooch, tego naprawdę nienawidzę. A kiedy czegoś nienawidzę, czuję się tak, jakby cały mózg gotował mi się w czaszce i mam przemożną ochotę wyżyć się na kimś. – Wyglądał, jakby się zamyślił. – Nawet lubię, gdy ludzie płaczą.
– Masz problemy, Malfoy.
– Ba, tatuś jest Śmierciożercą. W każdym razie, bogate dzieciaki powinny być pokręcone, w końcu one mają kasę żeby zapłacić za terapię.
Harry westchnął dramatycznie.
– Podejrzewam, że teraz powiesz, że nienawidzisz być bogaty.
Malfoy zaśmiał się. Jego twarz była o wiele jaśniejsza, bardziej pogodna, gdy się nie pilnował.
Oczywiście, równie dobrze mógł to być wpływ księżyca, bądź brokatu.
– Kocham być bogaty. Oczywiście, nienawidzę gdy ojciec wydaje pieniądze na instytucje charytatywne zamiast na mnie. Nienawidzę uczęszczać na wieczorki towarzyskie mojej matki. Nienawidzę…
– Zdaje mi się, że nienawidzisz bardzo wielu rzeczy. To tłumaczy czemu jesteś ustawicznie okropny – stwierdził radośnie Harry.
Zauważył, że on i Malfoy szli w tym samym tempie, spacerując powoli zepsutą ścieżką w świetle księżyca. To było bardzo dziwne.
Malfoy przez chwilę zdawał się być skonsternowany, zaskoczony, oblany ulicznym światłem, z białą twarzą i włosami, mrugający i... i słodki.
Przynajmniej Harry tak podejrzewał. Może dla jakieś dziewczyny.
Prawdopodobnie.
– To nie <i>moja</i> wina, że praktycznie cały świat jest głupi – stwierdził rozgoryczony Malfoy.
Usta Harry'ego drgnęły po raz kolejny.
– Och, ależ tak.
– Nienawidzę kiedy nagle orientuję się, że załamałem jakąś zasadę etykiety – powiedział nagle Malfoy. – Mój Boże, wyszedłem z tobą na zewnątrz. Co też <i>pomyślał</i> bramkarz? Jestem pewien, że jest to pogwałcenie jakiejś zasady klubu dla gejów. Powinieneś przynajmniej zapytać czy przychodzę tu często i zaproponować mi drinka.
– Wypiłeś już wystarczająco dużo – Harry poinformował go surowo. Coś przyszło mu na myśl. – A czemu miałbym postawić ci drinka? Czemu ty nie miałbyś mi postawić drinka?
Malfoy spoważniał.
– To ja mam pomalowane paznokcie. Nie wymyśliłem tych zasad.
– Nie, ty tylko nienawidzisz wszystkiego i wszystkich.
– Nieprawda – zaprotestował gwałtownie. – Rzadko kiedy nienawidzę ludzi. Proszę. – Pociągnął nosem. – Nie zniżyłbym się do takiego poziomu, by nienawidzić tego żałosnego Longbottoma.
– Cóż, ale mam fart, że należę do wąskiego grona szczęśliwców.
– Nie nienawidzę ciebie – Malfoy spojrzał na niego pustym wzrokiem. Harry podejrzewał, że jego usta zostały opanowane przez narkotyki i wyrwane spod kontroli mózgu, a jego podejrzenia sprawdziły się, gdy Malfoy dodał spokojnie – Nienawidzę sposobu, w jaki na mnie patrzysz.
Harry zamrugał dwa razy, bardzo powoli.
– Przepraszam, co?
– Sposób, w jaki na mnie <i>patrzysz</i> – wytłumaczył Malfoy w protekcjonalny sposób, jakby mówił do dziecka. – To spojrzenie mówiące "Malfoy nie jest nawet godzien mojej pogardy". To przypomina mi moment, kiedy Longbottom powiedział, że jest wart dwunastu takich jak ja i spojrzał na niebo, gdzie ty latałeś, a ja wiedziałem, że ty to powiedziałeś i chciałem cię uderzyć <i>pokrywą kosza na śmieci</i>.
– Nie miałem tego na myśli – wypalił Harry.
I nie miał pojęcia, że to kiedykolwiek dotrze do Malfoya i nie mógł uwierzyć, że Malfoy pamiętał coś, co miało miejsce podczas pierwszego roku, a w każdym razie co to za dziwaczne pragnienie, żeby uderzyć kogoś pokrywą kosza na śmieci, i być może Harry powinien to mieć na myśli, ponieważ Neville był miły i porządny, a Malfoy nawet nie zrozumiałby takich cech charakteru, ale jednak ani przedtem, ani teraz tak nie myślał.
– Zawsze tak na mnie patrzyłeś, odkąd spotkaliśmy się po raz pierwszy, i to doprowadza mnie do <i>szału</i> – Malfoy kontynuował, krzywiąc się.
Harry spojrzał na niego i przypomniał sobie małego, białowłosego chłopca, spowitego w zbyt długie szaty i strojącego miny gdy stał na stołku.
Opamiętał się, gdy pewna część jego mózgu stwierdziła "Okej, musisz przyznać, że był rozkoszny".
– Myślałem, że jesteś jak mój kuzyn.
Malfoy obdarzył go oburzonym spojrzeniem, po czym spojrzał przez ramię, wytężając wzrok i skręcając się w nienaturalny sposób.
Harry był bardzo zakłopotany, nim nie domyślił się, że Malfoy desperacko próbuje przyjrzeć się swojemu tyłkowi.
– Malfoy, <i>nie</i> fizycznie.
– Och. – westchnął, roztrzęsiony. Wyglądał bladziej niż zazwyczaj. – Och, dzięki Bogu.
– Nie bądź śmieszny, Malfoy – odparł gniewnie. – Dudley jest odrażający, a ty jesteś–
Nagle Malfoy zadał się być rozbawiony. Harry zamilkł.
– A ja jestem jaki? – dopytywał się.
– Um.
Przez krótki, przerażający moment, Malfoy uparcie wpatrywał się w niego, a wszystko, o czym mógł myśleć Harry mieściło w słowach Dudleya "Mmm, <i>śliczny</i>" i prędzej by się zabił, nim by to powiedział.
– Nieważne – powiedział Malfoy z nagłą radością i sięgnął.
Świat Harry'ego nagle zamienił się w rozmazaną maź, ale mógł się założyć, że biała postać znajdująca się przed nim uśmiechała się maniakalnym i narkotycznym uśmiechem.
– Teraz wcale nie możesz na mnie patrzeć – zauważył Malfoy z ogromną satysfakcją, wkładając okulary do kieszeni.
– Zwariowałeś, Malfoy – powiedział z przekonaniem Harry. – Zawsze byłeś zwariowany, zwariowany, zwariowany. Oddaj mi moje okulary.
Rzucił się na Malfoya, który roześmiał się i zrobił unik, ale oczywiście jego refleks był spowolniony przez narkotyki i Harry złapał go, ale był ślepy a Malfoy był naćpany i obaj przeliczyli się i...
Staczali się po błocie, ziarenka piasku wpadały Harry'emu do oczu, czekał na silne uderzenie, ale nic takiego nie miało miejsca, bo wylądował na Malfoy’u.
– Ał – powiedział stanowczo Malfoy, gdyż został uderzony z jednej strony przez kamienie, z drugiej zaś przez Harry'ego.
– Um, przepraszam – wymamrotał szybko Harry i zadumał się na chwilę jak bardzo mogły splątać się członki dwóch osób, gdy staczały się po błocie.
– Czy Blaise dosypał mi coś do drinka? – ni z tego ni z owego zapytał zaskakująco spokojnie Malfoy.
Malfoy leżał zrelaksowany, blady i leniwy i seksowny, jakby stoczenie się z błotnistego stoku z kimś leżącym na nim zdarzało mu się każdego dnia.
– Er, tak – potwierdził Harry, zarumieniony i podenerwowany, starając się zapomnieć o myślach, które właśnie go nawiedziły i starając się wyobrazić sobie coś wybitnie heteroseksualnego.
– Tak myślałem – skinął Malfoy i Harry ponownie się zadumał, tym razem nad faktem, w jak bardzo praktyczną osobę zamieniały cię narkotyki. – Jestem pewien, że <i>nigdy</i> bym nie powiedział na trzeźwo, że nienawidzę sposobu, w jaki na mnie patrzysz.
– To, ach, nie jest w twoim stylu, nie. – W tym momencie Harry jedynie próbował zrozumieć całą sytuację.
Malfoy po raz kolejny skinął, a jego skóra nawet z bliska była taka perfekcyjna, że Harry stwierdził, że ten próżny idiota użył czarnej magii by uzyskać taki efekt i rzeczywiście, na jego długich rzęsach był jakiś brokat, który je zlepiał.
– Chociaż nienawidzę tego – kontynuował beztrosko i dodał – Ale nie nienawidzę ciebie. Szczerze mówiąc sądzę, że mogę się w tobie podkochiwać.
Mózg Harry'ego zawirował i poddał się, dokładnie w tej chwili gdy Malfoy od niechcenia uniósł się w jego kierunku, owinął rękę wokół jego szyi i pociągnął go w dół do pocałunku.
Doprawdy, nigdy już nie będzie myślał i bardzo dobrze, bo wolał by tak było, wolał tę czystą prostotę tego… tego <i>przeżycia</i>. Zimne, mokre i miękkie wargi Malfoya pod jego własnymi, dreszcze przechodzące przez ciało Malfoya pod jego własnym, klatka piersiowa Malfoya pod jego rękami i język Malfoya w jego ustach, szok przypominający nurkowanie w jeziorze podczas gorącego dnia, gdy temperatura jest wysoka, przypominający inny rodzaj światła słonecznego, wspaniale inny i dobry, i nie istniało nic oprócz wiercenia się na nim i pragnienia <i>więcej</i>...
Malfoy spokojnie usiadł i odepchnął go.
– Nie lubię leżeć w błocie – wytłumaczył łagodnie. – To niszczy moją fryzurę.
W tym momencie Harry miał już dość narkotycznej logiki, która sprawiała, że ludzie śpiewali i upadali i kradli okulary i podziwiali gwiazdy i gadali głupie rzeczy i <i>przestawali całować</i>.
– Trzymaj swoje okulary, Harry – powiedział uspokajająco Malfoy, a gdy Harry już je założył, Malfoy uśmiechał się tym zwycięskim uśmiechem, którego widocznie zawsze używał by przekonać ludzi aby mu przebaczyli i wciąż go lubili, mimo tego, że właśnie zrobił coś okropnego.
To działało. Głupi Malfoy.
Malfoy wstał, otrzepał jeansy i szybko wdrapał się na zepsutą ścieżkę. Harry podążył za nim, pogrążony w swoich myślach, a Malfoy wciąż się uśmiechał oczywiście, ponieważ pewnie robił takie rzeczy cały czas, z chłopcami i dziewczynami i rybami, z tego co wiedział Harry, ponieważ była to niezła zabawa. Harry wspomniał bar… i Malfoya stwierdzającego, że eksperymentowanie było całkowicie normalne.
Harry już sobie to wyobrażał – ten głupi playboy Malfoy bawi się ludźmi, może napisze w swoim pamiętniku "Bla bla bla, pocałowałem Harry'ego Pottera, bla bla bla, poszedłem na orgię z kremowym serem" i gdy jedna część jego jestestwa przystanęła i powiedziała "Mój Boże, <i>co</i> jest w tym Bacardii Breezer?", jego większa część po prostu przyparła Malfoya do muru.
– Pieprzyć eksperymentowanie – warknął nieco mściwie, odrzucając fakt, że jeszcze przed trzema minutami był heteroseksualny, włożył ręce do kieszeni jeansów Malfoya, przyciągnął go bliżej i po raz kolejny go pocałował.
Malfoy wydał interesujący odgłos i zaczął się ocierać o niego, nagle jego dłonie zaplątały się we włosy Harry'ego, a jego język nagle zaczął smakować odrobinę szelmowsko.
Harry jęknął, próbując wepchnąć język do gardła Malfoya i wgnieść się w niego, liżąc skórę przy obojczyku, ocierając się o klatkę piersiową, całując ją tak zapamiętale, że aż czuł lekkie zawroty głowy... i jego noga pomiędzy nogami Malfoya i...
– O mój Boże – żałośnie jęknął Blaise. – Czy już mówiłem jak bardzo nienawidzę tej nocy?
Harry i Malfoy odskoczyli od siebie. Harry zastanowił się czy udałoby mu się wykpić kłamstwem, że Malfoy potrzebował sztucznego oddychania usta-usta. A potem spojrzał na Malfoya, ze spuchniętymi ustami, z rozpustnym spojrzeniem i ogólnie wymiętoszonego i stwierdził, że nie mógłby, po pierwsze z powodu wyglądu Malfoya, po drugie ponieważ zbyt długo patrzył na blondyna, by uwierzyli w jego słowa.
Oni to znaczy Dudley i Blaise. Blaise kiwał się i wyglądał jakby było mu niedobrze.
– Blaise – powiedział radośnie Malfoy – wyglądasz okropnie.
– Cóż, wypiłem twojego specjalnego drinka, nieprawdaż – wyburczał. – Nie mogłem pozwolić by zmarnował się dobry alkohol i dobre prochy. I prawdopodobnie nic by mi się po tym nie stało, ale potem ta ­– ta rzecz zaczęła tańczyć. To było obrzydliwe. On leciał w jedną stronę a jego pośladki w drugą, praktycznie zmiótł cały parkiet. To wystarczyło, bym zaczął mieć nudności, ale potem jeszcze wypiłem zbyt dużo, by odegnać te wspomnienia. Czy już wspominałem, że to było obrzydliwe?
– Mogę sobie wyobrazić – powiedział Malfoy, a potem wzdrygnął się, patrząc na Dudleya. – Ale nie chcę.
Dudley uśmiechnął się do niego, oczarowany. Malfoy, przerażony, otworzył szerzej oczy.
– Czuję się okropnie – jęknął Blaise. – Mam zamiar wrócić do domu i od tej pory robić to, co zawsze powtarzał mi ojciec. Pojadę na obóz treningowy dla Śmierciożerców, przysięgam.
Malfoy przewrócił oczami.
– Zawsze tak robimy, Blaise. Zawsze wychodzimy na miasto i upijamy się i budzimy się następnego ranka mówiąc, ze chcielibyśmy być martwi i od tej pory będziemy robić to, co zawsze powtarzają nam nasi ojcowie i pojedziemy na obóz treningowy dla Śmierciożerców i nigdy nie spełniamy tej obietnicy, a nasi ojcowie mówią nam, że w dzisiejszych czasach młodzi nie mają już tego ducha, jakiego oni mieli kiedyś.
– Tak, cóż. – Blaise skrzywił się. – Chciałem, żeby ta noc była perfekcyjna, Draco. Te narkotyki były bardzo drogie. A ty wychodzisz i obmacujesz się z Harrym Potterem.
Uszy Malfoya zaróżowiły się. Harry, który całkowicie poddał się ananasowemu szaleństwu zawartemu w Bacardii Breezer, stwierdził, że było to urocze.
– Oczywiście nocuję dziś u ciebie – kontynuował Blaise, odzyskując odrobinę humoru. – Mógłbym…
– Śpisz na podłodze, jak zwykle – odparł twardo Malfoy.
Blaise westchnął ponuro. Harry odrobinę się uśmiechnął.
– Nie rzucaj mi tego <i>uśmieszku</i>, Harry Potterze – powiedział mrocznie Blaise. – Ty. Hetero. Ha!
– Zawsze to powtarzam – zgodził się z zadowoleniem Dudley. – Wiesz, mamy ze sobą wiele...
– Jeszcze raz spróbuj mnie poderwać, a zamienię cię w rzodkiewkę – zagroził Blaise z dziko błyszczącymi oczami.
– Dobra. Tak naprawdę to podoba mi się twój przyjaciel.
Malfoy zrobił zbolałą minę.
– Idę do domu – zadeklarował.
– Już do domu? – spytał Harry.
– Cóż, <i>tak</i>, Harry – wytłumaczył Dudley, wywracając oczami. – Bar jest zamknięty. Zniknęliście na całe godziny.
– Och – westchnął Harry.
– Najgorsza. Noc. W. Całym. Moim. Życiu – wywarczał Blaise Zabini, łapiąc Malfoya za łokieć i próbując odejść.
– Bo ja wiem, ja się dobrze bawiłem – Dudley zwrócił się do Harry'ego. – Myślę, że oszołomiłem parę osób.
– Czy masz na myśli, że cóż, zemdleli gdy ujrzeli twój tyłek? – dopytywał się Harry, odrobinę rozproszony widokiem Malfoya.
Zdecydował, że ananasowy alkohol był odpowiedzialny za fakt, że nienawidził patrzeć jak Malfoy odchodzi, ale kochał patrzeć jak Malfoy chodzi.
Malfoy spojrzał przez ramię i uśmiechnął się, jasno i krótko jak błyśnięcie brokatu.
– Ty – zaczął Dudley. – Hetero. H–
– Daj już spokój – powiedział Harry. – Doskonale wiem, o co ci chodzi.
– Ty szczęśliwy, szczęśliwy draniu – dodał Dudley. – Może sam powinienem grać nieprzystępnego.
– Może – powiedział taktownie Harry. – I w żadnym wypadku nie masz tego brać jako zachętę do uprawiania nudyzmu, ale może powinieneś rozważyć zostawienie skórzanych spodni w domu.

*

Minął dokładnie jeden miesiąc, tydzień, pięć godzin i dwadzieścia minut zanim Harry po raz kolejny zobaczył Dracona Malfoya.
Ale myślał o nim, często w bardzo kreatywny i zaskakujący sposób. I rumienił się gdy Dudley go wspominał, co robił często, z zazdrością i tęsknotą w głosie. I na nieszczęście, przejrzał jego szkolne zdjęcia i wypatrzył skrzywioną twarz blondyna w tłumie Ślizgonów.
Myślał również o rzeczach, które Malfoy powiedział na zepsutej ścieżce i złożył je do kupy by brzmiały sensownie i zastanawiał się czemu nikt wcześniej mu nie powiedział, a potem przypomniał sobie, że powiedziała mu Hermiona. Wykonała nawet rysunek przedstawiający małą figurkę Malfoya otoczoną dużymi, czerwonymi sercami.
Napisał do niej list, w którym przeprosił ją i w którym niepewnie parę razy nazwał Malfoya "Draco".
Więc Harry nie był aż tak zaskoczony gdy wszedł przez mur na peron 9 i 3/4 i zobaczył Malfoya otoczonego przez jego Ślizgońskich kumpli. Szczerze mówiąc, poczuł, że jego podejrzenia się potwierdziły gdy ujrzał, że włosy Malfoya były perfekcyjnie ułożone, a jego szaty były kosztowne i zasłaniające wszystko, a jego mina była zwyczajowo pogardliwa, a Harry <i>wciąż</i> myślał "Mmm, <i>śliczny</i>".
Podszedł do nich, ponieważ pochodził z domu szlachetnych i odważnych, a poza tym Dudley twierdził, że nie podejdzie.
Malfoy zauważył jak nadchodził i jego twarz wykrzywiła się w niesmaku, który Harry uznał za kompletne zakłopotanie. I za chwilę powie coś okropnego, a Harry będzie miał ochotę go uderzyć, a zepsute ścieżki skąpane w świetle księżyca i narkotyczne prawdy i brokat mogą już nic nie znaczyć i straci to wszystko na zawsze.
Harry odezwał się pierwszy, czego nie robił często, jeśli chodziło o Malfoya.
– Przychodzisz tu często?
I stało się coś nieprawdopodobnego – uszy Malfoya zaróżowiły się. Spojrzał na Harry'ego, na chwilę przygryzł dolną wargę w zamyśleniu.
A potem, z widocznym trudem, uśmiechnął się.
– Od czasu do czasu.
Ślizgoni zdawali się być oszołomieni. Kątem oka Harry zobaczył Hermionę i Rona czytających list, który wysłał. Ron miał rezygnację wypisaną na twarzy.
Blaise Zabini wyglądał, jakby miał ochotę się rozpłakać.
– Odejdźcie – Malfoy zwrócił się stanowczo do Ślizgonów. I faktycznie, odeszli. Choć oczywiście mogli jedynie przejść dalej peronem i każdy wciąż mógł wszystko zobaczyć.
Malfoy wepchnął ręce do kieszeni w dziwny sposób, który wydawał się znajomy Harry'emu, lecz dopiero po chwili zorientował się, że to kopia jego własnego zachowania. Nie był w stanie ukryć uśmiechu.
– Er – powiedział Malfoy i zdawał się być zbulwersowany tym potterowskim poziomem komunikacji wypływającym z jego ust. Zebrał się w sobie, arystokratyczny chłopiec, który nienawidził chodzić na wieczorki swojej matki i mówić odpowiednie rzeczy. – Jak tam twój kuzyn? – zapytał z nadludzką uprzejmością.
Harry roześmiał się i wszystko było takie proste.
– W porządku. Wrócił do swojego szkolnego chłopaka – tego Piersa Polkissa, który wygląda jak szczur, ale który najwyraźniej mu się podoba. – Zamilkł i dodał. – Ja… er… Sądzę, że to rodzinne.
Przez chwilę Malfoy wyglądał jakby nie mógł zdecydować czy być oburzonym czy się roześmiać, po czym wybrał przyjemniejszą opcję.
Rzadko kiedy postępował tak przy Harrym.
Gdy Malfoy roześmiał się nawet Crabbe i Goyle zaczęli przyglądać się im podejrzliwie i z zaniepokojeniem, więc Harry również się roześmiał.
– I zwolnił swoje skórzane spodnie – kontynuował.
– Miło słyszeć – odparł szczerze Malfoy.
Harry zawahał się.
– Ten… er… pociąg za chwilę przyjedzie.
Malfoy przekrzywił głowę i uniósł brwi w sposób, który można było uznać za słodki bądź denerwujący. Harry zamierzał przyjrzeć się jeszcze parę razy zanim zdecyduje.
– Tak?
– W wózku jest sok dyniowy... – Harry znów się zawahał, po czym zaryzykował. – Zastanawiałem się czy mógłbym zaproponować ci drinka.

~fin~



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
DANCING QUEEN, Teksty 285 piosenek
Dancing Queen A Teens
Abba Dancing Queen id 50037 (2)
DANCING QUEEN
DANCING QUEEN
Abba Dancing Queen
DANCING QUEEN
Dancing Queen
Dancing Queen ABBA
Dancing Queen
Abba Dancing Queen(1)
Dancing Queen
Abba Dancing Queen 2
mira natura Dancing Queen
Dancing Queen 2
Dancing Queen Halina Frąckowiak doc
Abba Dancing Queen 2
Abba Dancing Queen(1)
Dancing Queen Halina Frąckowiak doc