Tutaj jest dobrze

Wojciech Kułak












Tutaj jest dobrze











Osoby na scenie:

Czesław Jóźwiak

Edward Kaźmierski

Franciszek Kęsy

Edward Klinik

Jarogniew Wojciechowski


Głosy spoza sceny:

Getsapo

Wachmani

Głos spikera




Didaskalia są oczywiście tylko i wyłącznie pewną sugestią. Po prostu ten tekst w taki sposób, mniej więcej, po raz pierwszy został wykonany.

Światło zgaszone. Jeżeli jest kurtyna, powinna zostać odsłonięta po zgaszeniu świateł. Po odsłonięciu (podniesieniu) kurtyny spoza sceny recytacja tekstu „O pięciu takich...”


O pięciu takich...


Jak się umiera w wieku dwudziestu lat?


Może lepiej niż mając lat sześćdziesiąt.

Bo więcej odwagi,

Szaleńczego ryzyka,

Serca zdolnego osiągać dobre wyniki sportowe,

Pasji poznawczej.


Młodość lepiej znosi zmiany,

A starych drzew się nie przesadza -

Tak głosi przysłowie.


A jednak żal, kiedy młodzi odchodzą.

Zwłaszcza ci koło dwudziestego roku

Urodzeni.


Nie wzniosą już muru

I nie zburzą.


Nie wyjdą z robotnikami z Cegielskiego

Ani przeciw nim.


A mając osiemdziesiąt lat, nie będą przykładem dla młodszych,

Bo młodsi nie znajdą czasu na ich gawędy.

Nie uwierzą, że można było umrzeć z miłości do Ojczyzny

i

Boga.


To naprawdę lepiej,

Że wciąż mają tylko po dwadzieścia lat.


Odgłosy wojny, nalot, wybuchy, strzały karabinu. Muszą trwać na tyle długo, żeby widz zorientował się, z jakim czasem historycznym ma do czynienia. Po wyciszeniu następuje rozświetlenie czoła sceny, gdzie w szeregu na pięciu stołkach siedzą: Kaźmierski, Jóźwiak, Kęsy, Wojciechowski i Klinik. Światła nie powinno być za dużo - tylko trochę więcej niż półmrok. Gestapo zawsze zza sceny.



FORT VII


SCENA 1

(Przesłuchania)


Gestapo: „Terminator ślusarski Edward Stanisław Kaźmierski (Kaźmierski wstaje) z Pozna­nia, obywatel byłego państwa polskiego, urodzony 1 października 1919 roku w Poznaniu, ma zostać poddany aresztowi śledczemu.

Oskarża się go, że w Poznaniu w roku 1940 prowadził win­ne zdrady stanu przygotowania mające na celu oderwanie od Rze­szy przynależące do niej obszary, przy czym zmierzał ku temu, aby w przygotowaniu zamachu stanu rozpocząć bądź też prowadzić dzia­łalność spiskową. Przestępstwo z paragrafu 80 Abs. 1, paragraf 83 Abs. 2 und 3 Nr. 1 STGB.

Oskarżenie jest uzasadnione i ze względu na wysokość oczekującej go kary podejrzany może próbować ucieczki. Przeciwko temu nakazowi dopuszcza się możliwość złożenia odwołania

Berlin, 28 sierpnia 1941 roku Sędzia śledczy Sądu Ludowego (...) Dr Schlemann radca sądowy”

(Kaźmierski siada i rozpoczyna różaniec. Wycisza się, kiedy rozpoczyna się scena przesłuchania)

Kaźmierski: Tajemnica pierwsza bolesna: Modlitwa Pana Jezusa w Ogrójcu. Ojcze nasz...

Gestapo: Edward Klinik. Tak?

Klinik: Tak.

Gestapo: Lat?

Klinik: 21.

Gestapo: Wiesz, o co jesteś oskarżony.

Klinik: Przykro mi, ale nie mam zielonego pojęcia.

Gestapo: Ty i twoi koledzy próbowaliście oderwać Kraj Warty od Trzeciej Rzeszy.

Klinik: My?

Gestapo: Uczyłeś się w tej przeklętej szkole salezjanów w Oświęcimiu?

Klinik: Dla mnie to nie była szkoła przeklęta.

Gestapo: Wstąpiłeś do wojska w 39 roku?

Klinik: Tak, ale zabrakło dla mnie broni i munduru.

Gestapo: Brałeś udział w spotkaniach grupy spiskowej najpierw na Wronieckiej u salezjanów, a potem w innych miejscach?

Klinik: Brałem udział w codziennych spotkaniach oratorium, dopóki go nie zamknęliście i w próbach chóru. Nic więcej.

Gestapo: Jóźwiak był waszym szefem?

Klinik: Czesiu jest moim bliskim kolegą, przyjacielem.

Gestapo: Więc od kiedy jesteś w spisku?

Klinik: Zupełnie nie wiem, o czym pan mówi.

Gestapo: Chłopcze, to koniec żartów. Od kiedy jesteś w spisku? Milczenie Hans, zabierz się do pracy.

Klinik: Reaguje krzykiem.

Gestapo: Ilu was było?

Klinik: O co tu chodzi?

Gestapo: Hans.

Klinik: Krzyk.

Gestapo: Chcesz się bawić z Gestapo? Nazwiska tych, których wciągnęliście do spisku?

Klinik: Nie było żadnego spisku. Krzyk.

Gestapo: Jeszcze Hans.

Klinik: Krzyk.

Gestapo: Mów! Klinik milczy. Hans, jeszcze. Krzyk Klinika. Jeszcze. Krzyk Klinika. Jeszcze. Mocniej. Klinik mdleje.

Klinik: (tekst nagrany) „Poniedziałek – pierwsze śledztwo - jeden z najstraszniejszych dni w mym życiu, którego nigdy nie zapomnę.” „Rozłączony z rodziną i wszystkimi najbliższymi, leżę na słomie wśród obcych towarzyszy niedoli Niektórzy z nich zainteresowani światem, mnie, nowicjusza, pytają o różne rzeczy. Na pytania te odpowiadam jednak mało, niechętnie, nieśmiało, gdyż nie wiem, z kim mam do czynienia.

Wszystko byłoby dobrze, gdyby człowiek był sam na świecie. Lecz, o Boże, tam w domu ... O Boże wielki, racz mieć moją Najukochańszą Matkę w swej opiece. Dodaj Jej sił do przezwyciężenia tego wszystkiego, co zaciążyło na Jej sercu.”

Kęsy: Biczowanie Pana Jezusa. Zdrowaś Maryjo...

Wojciechowski: Droga Mamuś, droga Liduś, „Módlcie się.” Powtarza trzy razy.

Kaźmierczak: Cierniem ukoronowanie. Święta Maryjo....

Gestapo: Nazwisko!

Jóźwiak: Jóźwiak.

Gestapo: Imię!

Jóźwiak: Czesław.

Gestapo: Urodzony!

Jóźwiak: 7 września 1919.

Gestapo: Od kiedy w organizacji?

Jóźwiak: W jakiej?

Gestapo: W jakiej? W spiskowej!

Jóźwiak: Nie należę do żadnej organizacji spiskowej.

Gestapo: Łżesz!

Jóźwiak: Nie należę.

Gestapo: Łżesz!

Jóźwiak: Nie należę.

Gestapo: Łżesz!

Jóźwiak: Nie należę. (cios)

Gestapo: Mocniej.

Jóźwiak: Krzyk jako reakcja na ciosy.

Gestapo: A wasze spotkania?

Jóźwiak: Nie było żadnych spotkań.

Gestapo: To ty jesteś ich przywódcą. Od kiedy to wszystko?

Jóźwiak: Milczy

Gestapo: Hans, powtórz! Cios

Jóźwiak: Reakcja na cios.

Gestapo: Od kiedy?

Jóźwiak: Od nigdy.

Gestapo: Hans!

Jóźwiak: Reakcja na cios. Nie wiem, o co chodzi. Cios

Gestapo: Od kiedy?

Jóźwiak: Nie należę do żadnej organizacji. W trakcie cios, długi jęk i wstrzymanie.

Jóźwiak: (Głos nagrany) „Tutaj w więzieniu jest mi dobrze, jestem zadowolony z mego życia i wesoły.” „Jeśli mam być zupełnie szczery, to muszę Wam na pociesze­nie powiedzieć, że o wolności już zupełnie zapomniałem.”

Kęsy: Chwała Ojcu i Synowi i Duchowi Świętemu.

Wszyscy: (Nierównocześnie, raczej polifonicznie) Jak była na początku, teraz i zawsze i na wieki, wieków. Amen



SCENA 2 WRONKI


Wygaszenie świateł, głos pociągu, który jedzie. Pociąg się zatrzymuje, rozświetlenie. „Piątka” stoi tyłem do sceny.

Wojciechowski: czyta Hochwerrat – co to znaczy?

Kęsy: Nie wiem.

Klinik: Zdrada stanu.

Kaźmierski: Zdrada stanu?

Jóźwiak: A więc... śmierć?

Gestapo: Do cel, każdy do swojej.

Każdy bierze swój stołek i zajmuje miejsce w głębi sceny i siada, cały czas tyłem do widowni. W tym czasie tekst listu Klinika

Klinik: (Głos nagrany) „Jestem w celi sam. Drzwi zamknięte. Cztery gołe ściany, a w oknach kraty, drzwi czarne, okute blachą, wrażenie straszne, na­strój ponury. Poleciłem się zaraz opiece Bożej i rozpocząłem po­rządki w celi. Jestem sam. Z nikim nie można porozmawiać, przed nikim się użalić. O Boże, dlaczego mnie tak bardzo ukarałeś? Czym tak bardzo zasłużyłem sobie na to? Dlaczego włożyłeś tak bardzo ciężki krzyż na moje ramiona?”


Boże Narodzenie. Śpiewają kolędę „Wśród nocne ciszy”. Powinni śpiewać nierówno, łamiąc rytmikę – każdy na swój sposób. W tym czasie:

Wachmani: (uderzenia w drzwi) Nie śpiewać! Milczeć! Cisza! (powtarzane kilkakrotnie)


Przechadzka-spacer więzienny po Bożym Narodzeniu. Wychodzą w miarę jednocześnie na przednią część sceny, a potem wracają do swoich taboretów po kolei. Pierwsi powinni wychodzić już pod koniec śpiewania kolędy. Chodzą w kółku.

Klinik i Wojciechowski

Wojciechowski: Eda, Eda. Mam opłatek. Przełam się i podaj innym. Wielu łask Bożych na Boże Narodzenie.

Klinik: Które już minęły.

Wojciechowski: Trzymaj.

Klinik: Dzięki. Obyśmy już więcej takich świąt nie przeżywali.

Wojciechowski: To jest dobre życzenie.

Klinik: A co z Twoją mamą, lepiej?

Wojciechowski: Będzie miała operację. Chyba jest bardzo źle. Lidka, zdaje mi się, nie o wszystkim pisze. Pomódl się za nią, Eda.

Klinik: Oczywiście, Jaroch.

Wojciechowski: Jest mi ciężko. Zabiją nas, prawda?

Klinik: Nie myśl o tym.

Wojciechowski: Staram się nie myśleć. Muszę schodzić. Cześć.

Klinik: Dzisiaj wieczorem różaniec – o zdrowie dla twojej mamy.


Klinik i Jóźwiak

Klinik: Czesiu, ręka do tyłu.

Jóźwiak: Opłatek? Skąd go masz?

Klinik: Od Jarocha. Wielu łask Bożych. Przekaż też innym.

Jóźwiak: Wzajemnie.

Klinik: Obiecałem Jarochowi dzisiaj wieczorem różaniec o zdrowie dla jego mamy.

Jóźwiak: W porządku. Ja również odmówię. A Jaroch?

Klinik: Przeżywa bardzo chorobę mamy.

Jóźwiak: Słuchaj, Eda. Musimy być mocni, musimy być razem. Tylko tak wytrwamy.

Klinik: Masz rację. Muszę schodzić.

Jóźwiak: Dużo się módl!


Jóźwiak i Kaźmierski

Jóźwiak: Edziu (wkładając mu opłatek do ręki), wielu łask Bożych.

Kaźmierski: O, dzięki. Trochę się pożywię.

Jóźwiak: Zostaw coś i innym.

Kaźmierski: Dzisiaj Gruby Klaus na wachcie. Można trochę pogadać.

Jóźwiak: Z mamą Jarocha jest źle. Dzisiaj wieczorem różaniec.

Kaźmierski: Zapamiętam. Jaroch zmartwiony? Wytrzyma?

Jóźwiak: A co u ciebie?

Kaźmierski: U mnie. Cela nadal chłodna, wygód żadnych, ubranie skromne, niezimowe. Kalesonki to tylko marzenie. Byle do wiosny.

Jóźwiak: A duch.

Kaźmierski: Czesiu. Chociaż to, co widzę i przeżywam jest piekłem, to ja jednak wierzę, że Pan Bóg siedzi razem ze mną w celi, kręci sznurek, je to marne jedzenie razem ze mną. Może dlatego starcza na nas dwóch.

Jóźwiak: Czas na mnie. Trzymaj się. Dzisiaj wieczorem...

Kaźmierski: Pamiętam. Bóg z tobą, Czesiu.

Kaźmierski i Kęsy

Kęsy: Edek.

Kaźmierski: To ty, Frąsiu?

Kęsy: Ja.

Kaźmierski: Obyśmy takich świąt już nigdy więcej nie przeżywali. Bierz. podaje opłatek.

Kęsy: Biały. Taki, jak w domu. Delikatny, przejrzysty. Są i wzorki: kawałek nogi osiołka, rączka Jezusa...

Kaźmierski: Przestań! Wieczorem modlimy się o zdrowie dla mamy Jarocha, różaniec.

Kęsy: Rozkaz.

Kaźmierski: Co ci jest?

Kęsy: U mnie dzisiaj pogoda marna: grzmi, pada grad, wieje. Ale to przejdzie. Bądź spokojny.

Kaźmierski: Frąsiu, muszę schodzić.

Kęsy: Będę się modlił. Ja się dużo modlę.

Kaźmierski: Zostań z Bogiem.

Kęsy: Idź z Bogiem.


(Kiedy schodzi ostatni ze spaceru)

Wojciechowski: „Droga Liduś! Wiem, że życie Twoje jest teraz ciężkie, ale moje nie jest lżejsze. Prosisz mnie o modlitwę, jestem zawsze z Wami w moich modlitwach, w dzień i w nocy, rano i wieczorem. Moja Droga Liduś, oszczędzaj swoje zdrowie, co będzie, jeśli Ty będziesz chora? Lidia, głowa do góry. Siedzę tutaj spokojnie i dziękuję Bogu, że mam pracę i wiarę w dobrego Boga, inaczej zwariował­bym.”

Kęsy: O zdrowie dla mamy Jarocha. Tajemnica pierwsza bolesna: „Modlitwa Pana Jezusa w Ogrójcu”. Ojcze nasz... (odmawia dalej pełnym głosem. Po chwili włączają się następni. Wszyscy mówią pełnym głosem. Dopiero końcowe „Amen” powinno padać z pewnymi odstępami czasowymi, aż do wyciszenia. Powinno powstać coś w charakterze chóru z wyraźnym punktem kulminacyjnym, a później z końcowym wyciszeniem)

Jóźwiak: Tajemnica druga: „Biczowanie Pana Jezusa”. Chleba naszego...

Kaźmierski: Tajemnica trzecia: „Cierniem ukoronowanie”. Zdrowaś Maryjo...

Wojciechowski: Tajemnica trzecia: „Droga krzyżowa”. Święta Maryjo...

Klinik: Tajemnica piąta bolesna: „Śmierć Pana Jezusa”. Chwała Ojcu i Synowi i Duchowi Świętemu. Jak była na początku, teraz i zawsze i na wieki wieków. Amen.

Jóźwiak: Amen.

Kaźmierski: Amen.

Kęsy: Amen.

Wojciechowski: Amen

Wygaszenie świateł.



SCENA 3 BERLIN


Odgłos jadącego pociągu i tekst, światła wyłączone.

Klinik: „Bardzo porządni ludzie, ci eskortujący nas z Wronek chłopcy z Schutzpolizei. Jeden z nich nawet poczęstował nas papierosem. Ma się rozumieć, spaliliśmy gremialnie, każdy po jednym cugu. Odmówiliśmy różaniec z paciorkami w ręce, gdyż nie wiedzieliśmy, kiedy nam Bozia da znowu taką okazję. Potem czas leciał szybko na różnych debatach. Aniśmy się spostrzegli, jak stanęliśmy na jednym z dworców Berlina. Na peronie duży ruch. Lecz co za zdziwienie. Z poczekalni długim rzędem wysypuje się policja... Pierwszy raz w życiu moje ręce zostały skute w kajdanki... My, małe bubki, staliśmy się sensacją Berlina.

Samochody odwiozły nas do więzienia sądowego Berlin-Neukolln. Druga grupa, w której znajdował się tylko jeden z nas - Wojciechowski, udała się do Berlina-Spandau. O przydziale zadecydował alfabet.”


Układ stołków: cztery stołki z przodu sceny. W głębi sceny, na uboczu, na stołku stoi Wojciechowski. Światła, jaśniejsze niż w scenie pierwszej, padają tylko na czwórką: Klinika, Kęsego, Jóźwiaka i Kaźmierskiego.


SCENA 4

Porządek dnia


Kaźmierski: „Bije piąta godzina. Krótki pacierz. Około godziny pół do szóstej biorę książkę i zaczynam sobie przypominać to, czego się poprzednio nauczyłem.”

Klinik: „Bije szósta. Śpiewamy pobudkę i wstajemy. Po wymyciu się i ustawieniu naszych mebli, to znaczy po podniesieniu łóżka do ściany i przygotowaniu dużych płyt do robienia tytek, mówimy wspólnie pacierz.

Kaźmierski: „Około godziny siódmej zgrzyta klucz strażnika. Melduję: Uwaga, cela sto czternasta zamieszkana przez dwóch ludzi. Gut Morgen Herr Oberwachtmeister.“

Kęsy: „Po czym: wystawiamy kibel (po prostu duży nocnik na dwie osoby), śmieci i dzban wody. W pięciu minutach wszystko zostaje załatwione. Szykuję do śniadania nóż, deseczkę, miski, garnuszki, no i kosteczkę.”

Kaźmierski: Ja w tym czasie czyszczę kibel, bo dzisiaj mój dyżur. Kosteczką losujemy chleb, uprzednio mniej więcej równo dzielony. Po chwili przynoszą kawę. Każdemu leją do miski trzy czwarte litra i dają po kawałku suchego, więziennego chleba. Krótka modlitwa i rzucamy kostkę. Kto więcej wyrzucił, bierze kawałek z brzegu. Lejemy kawę do kubków i spożywamy Boże dary.

Klinik: O godzinie siódmej trzydzieści jest tzw. „Freistunde" -półgodzinna przechadzka. Na niej widzimy się wszyscy. I jeżeli wachman nie widzi, opowiadamy sobie więzienne plotki. Po spacerze zabieramy się do pracy, podczas której mówimy pacierz i śpiewamy ,,Godzinki"...

Lekkie wyciemnienie przodu sceny o rzucenie światła na Wojciechowskiego.

Wojciechowski: (może być nagrane) „Droga Liduś! Tak długo nie pisałem, ponieważ od 23 kwietnia jestem w wię­zieniu Berlin-Spandau. Śledztwo trwa, ale myślę, że to już ostatnie chwile, ponieważ nasze akta są w Najwyższym Sądzie Rzeszy w Berli­nie i myślę, że nowy miesiąc przyniesie nam rozprawą, dlatego mam do wszystkich prośbą — o gorące modlitwy o dobry koniec tej rozpra­wy... Tutaj także siedzę sam w letniej celi, jak orzeł w ZOO.

I tu odpra­wiam moje może jedynie w mym całym życiu rekolekcje, w których rozważam nie tylko minioną mą przeszłość, ale zastanawiam się nad życiem moim przyszłym ziemskim jak i poza grobem...”

Wyciemnienie Wojciechowskiego, a światła na pozostałych.


Jóźwiak: „Zegar ratuszowy wybił trzy kwadranse na dwunastą. Po chwili przynoszą obiad. Dzisiaj jest wspaniały: siatki z ziemniakami w łupinach i sos musztardowy. Dzisiaj święto. Każdy otrzymuje trzy czwarte litra. Dzielimy ziemniaki, musi być sprawiedliwie. Obieramy je i uczta. Przeglądamy wczorajszą gazetę „Volkischer Beobachter" i po modlitwie około godziny pierwszej wykańczamy dzisiejszą pracę. Śpiewamy majowe nabożeństwo i bierzemy się do pisania tych grypsów.”

Klinik: A teraz o naszych wachmanach.

Kęsy: (wstaje) Najpierw idzie inspektor ,,karzełek", (trzy kroki do przodu; słowa ilustruje gestem) mały, gruby, czerwony, jak mówią - dobry chłop.

Kaźmierski: (wstaje) Drugi „Haupt", wysoki, barczysty, marsowe oblicze, ostry nos, ale serce to ma tak dość miękkie. Nazywa się Matuschak, prawdopodobnie Ślązak, po polsku nie umie.

Jóźwiak: (przechadzając się przed wszystkimi) Oberwachtmeister Bierwagen, ,,pelerynka", ,,szpagat", lubi się ładnie nosić, to taki wywijas, umie trochę po polsku.

Klinik: Oberwachmann Teischmann, „maruda", „straszny dziadunio". Oberwachmann Pilimann, „grubasek", „luopo".

Kęsy: Wachmeister Ewert, „wyłupiasty", najgorszy ze wszystkich,

Kaźmierski: (dynamicznie) Wachmann Becker, ,,pchełka",

Jóźwiak: Wachmann Schabos, ,,kot w butach",

Klinik: Wachmann Cieplinski, ,,czołg",

Kęsy: Wachmann Allamann, ,,sołtys", ,,kaczynos", ten już ma zimne nogi.

Kaźmierski: Wszyscy są starzy z wyjątkiem Ewerta, może mieć 39 lat, prześladuje Czesia.”

Kęsy: „O godzinie piątej po południu wystawiamy nasze ,,naczyńko" oraz dzban wody. Po kwadransie wszystko załatwione. Kibel ładnie wyczyszczony, zamieciony nasz gabinet, umyci jego lokatorzy. Zaczynamy modlitwy wieczorne, aby przed kolacją zdążyć, bo później chcemy nieprzerwanie pisać te grypsy. A gdy szaro się robi, to i spać się chce i ta modlitwa tak sennie wtedy wychodzi.”

Klinik: „Zdążyliśmy. Wyciągamy do kolacji deseczkę, nóż, miski i kubki, ma się rozumieć kosteczkę też. Parę minut po szóstej przynoszą kolację: po skibce chleba z margaryną, sześć centymetrów kaszanki i trzy czwarte litra żołędziowej mokki. Podobną kolację mamy w niedzielę, tylko zamiast mokki jest słodka herbata i zamiast kaszanki jeden i pól centymetra wątrobianki lub salcesonu.”

Kaźmierski: „Już kolacja skończona. Piszemy dalej... Na koniec...” (intonuje „Wszystkie nasze dzienne sprawy").

Wojciechowski: (w czasie śpiewu ściemnienie przodu sceny i rzucenie światła na Wojciechowskiego) Kochana Liduś, Twój ostatni list przyniósł mi tę bolesną wiadomość, że Bóg powołał do siebie naszą serdecznie ukochaną Mamusię. Mimo że zostanie mi na zawsze ten świat z takim cieniem, jednak musimy żyć i Boga chwalić, bo to jest Jego wola, a żyć to nasz święty obowiązek. Nie rozpaczam.

Dziękuję Ci za taki list i odtąd nie chcę wiedzieć żadnych szczegółów aż do mego powrotu. Tylko podaj krótką wzmiankę, czy ojciec żyje?... „


SCENA 5


Komunikat wojenny: Tu Radio Londyn, tu Radio Londyn. Dzisiaj, 11 grudnia 1941 roku, Stany Zjednoczone wypowiedziały wojnę Niemcom i Włochom. Powtarzam: dzisiaj, 11 grudnia 1941 roku, Stany Zjednoczone wypowiedziały wojnę Niemcom i Włochom. Koniec wojny jest więc bliski.


Wigilia. W czasie „komunikatu” „czwórka” na środku sceny ustawia stół ze swoich stołków, kładzie obrus, opłatek i pozostałe rzeczy wymienione przez Jóźwiaka.


Jóźwiak: Tym razem mamy opłatek, kartkę świąteczną, gałązkę choinki. Edek, pamiętasz fragment Ewangelii.

Klinik: Z Ewangelii św. Łukasza. Gdy nadeszła pełnia czasów, Bóg posłał

W czasie recytowania Ewangelii światło na Wojciechowskiego.

Wojciechowski: „Droga Liduś! Boże Narodzenie przeżyłem, jak nigdy w życiu. Śpiewałem nawet kolędy, ale bardzo krótko. Nie podobało się to wachmanom. Za karę otrzymałem karę stójki. Całe Boże Narodzenie przestałem po pas w wodzie. Jednak i tam Dzieciątko dla mnie się narodziło.” (ściemnienie Wojciechowskiego)

Któryś z „czwórki” intonuje „Bóg się rodzi”. Przełamują się opłatkiem i w milczeniu składają sobie życzenia. Pod koniec kolędy rozpoczynają się grypsy, jeżeli są nagrane. W czasie ich czytania, po życzeniach, „czwórka” przeorganizowuje scenę. Wyciemnia się światło, powrót do półmroku. Siadają po dwóch, na tle grypsów niech „kręcą sznurek”, „kleją tytki”

Kęsy: „Kochani! Rzucają nas od Annasza do Kajfasza (to lepiej), miał nas Amstergericht - Sąd Pierwszej Instancji, Kriegsgericht - Sąd Wo­jenny, Volksgericht - Sąd Ludowy, obecnie ma nas Sondergericht - Sąd Specjalny przy Landesgerichcie w Poznaniu przy ulicy Poczto­wej. Byłem na Forcie, na Młyńskiej, we Wronkach, tu i jeszcze nie wiem, co mnie czeka, ale nigdy wiary i ufności nie utraciłem, prze­ciwnie nawet wzmocniła się we mnie. Na każdym kroku widzę Bożą Opatrzność. Głowy do góry, z nami jest Bóg. Tak się stanie, jak On będzie chciał. Ja także głowę do góry trzymam.”

Kaźmierski: „Drodzy! „Jakaż to siła ta nasza wiara. Są także tacy tutaj, którzy w nic nie wierzą. Jaka dla nich straszna ta niewola. Słychać tam tylko przekleństwa i złorzeczenia. A u tych, co mają silną wiarę, spokój, a zamiast przekleństw sama radość. Bo Bóg w biedzie także i ra­dość zsyła... Duch mój jest silny i coraz silniejszy się staje. NIC GO JUŻ NIE ZAŁAMIE, bo go Bóg umocnił...”

Klinik: „Droga Siostrzyczko! Dzisiaj, mając już za sobą duży okres szkoły życiowej, pa­trzę inaczej na świat. Gdyż więzienie bardzo zmienia człowieka. Dla niejednych staje się szkodliwym, dla innych zbawiennym. Ja i moi koledzy możemy powiedzieć, że dla nas jest i będzie tym drugim.

Najukochańsi! Czy dostanę jeden rok czy piętnaście, to wszystko jedno, bo do końca wojny i tak będę siedział. Lepiej jednak, żeby do tej rozprawy wcale nie doszło. Zresztą Bóg wie, co jest najlepsze. To, co się stanie, to z Jego woli się stanie i tak będzie lepiej. On wie, czego nam potrzeba... I jesteśmy pewni, że Bóg chciał naszej niewoli, aby uleczyć nas z nałogów.”

Kęsy: „Kochani Rodzice, pytacie mnie, czy radość, z jaką piszę listy do Was nie jest sztuczna? O nie! Nie jestem sztucznie wesoły czy sztucznie smutny, gdy się martwię lub cieszę, bo to jest prawdziwe, szczere. Uczę się cierpieć z wesołą twarzą.

We Wronkach siedząc na pojedynce, miałem czas, żeby siebie zgłębić, tam to przyszedłem do porozumienia ze swoją duszą. Tam poczułem, że robiłem źle. I tam postanowiłem żyć inaczej, tak jak nam kazał ksiądz Bosko, żyć, aby się Bogu podobać i Jego Matce. „


Ściemnienie. Odgłos samochodu ciężarowego bądź pociągu. W między czasie kolejna zmiana ustawień. Tu większa dowolność. Stołki mogą służyć jako stoły do pisania listu (Jóźwiak), oparcie pod głowę (np. Klinik) itp.


SCENA 6 ZWICKAU


Jóźwiak: (wyeksponowanie światłem, ale raczej nie białym, Jóźwiaka) „Moi najdrożsi! Doprawdy szybko mija czas. Tylko nasza wolność, jak mi się wydaje, jeszcze jest dość daleko. Już ani minął miesiąc, jak sie­dzę na nowym miejscu. Jeżeli mam być przed Wami całkiem szczery, to muszę Wam przyznać, że w Berlinie czułem się jakoś lepiej niż tutaj [w Zwickau]. Tego transportu nie zapomnę nigdy. Do jednej kibitki popako­wali po 17 ludzi, tak że siedział jeden na drugim. Tutaj na miejscu zaraz zgolili nam włosy na glace. Ale to mi nie szkodzi, lepiej odro­sną.

A teraz, moi drodzy, rzecz najważniejsza, jaką mam Wam do zakomunikowania. Otóż dnia 1 sierpnia mam rozprawę przed Oklandergericht z Poznania, który jest na sesji wyjazdowej. Rozprawa się odbędzie w tutejszym sądzie w Zwickau o godz. 9 rano, razem ze mną ma rozprawę Kaźmierski, Kęsy, Klinik, Wojciechowski. Ja osobiście liczę na od 8 do 10 lat Zuchthaus. Jednakowoż tym się nie przejmuję, bo wiem, że mojego wyroku i tak nie odsiedzę. Będę siedział do końca wojny, a myślę, że ten upragniony koniec niedługo nastąpi.”

Klinik: (światło) „Ukochani Rodzice! Może będzie to ostatni mój list, który do Was piszę. Najuko­chańsi Rodzice. Ale to nie znaczy, że macie się martwić i płakać. O nie! Wszystko leży w rękach Boga i moje życie także. Do teraz odczuwałem nad sobą opiekę Boga. W każdym krzyżu widziałem jego świętą wolę. Dzisiaj widzę ją także i wierzę, że On dał mi krzyż życia. Mam nadzieję, że On mnie nie opuści, przede wszystkim w cięż­kich chwilach mego życia i szczęśliwie do Ciebie wrócę, Ukochana Mamusiu.

Teraz wszystko leży w Jego rękach i dlatego proszę Was o mo­dlitwę. Równocześnie proszę Was, czy moglibyście mi w mojej spra­wie pomóc? Ja sam proszę o ułaskawienie... i mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze... Zostańcie z Bogiem i Matką Bożą i bądźcie dobrej myśli. Bóg zawsze jest z nami. Całuję Was serdecz­nie i ściskam z całej siły. Wasz zawsze kochający syn i brat.”

Kęsy: (światło na Kęsego – nie jasne) „Kochani! Przesyłam Wam moje różne pamiątki. Przede wszystkim ten album. Nie jest on ładny, ale dla mnie przedstawia wielką wartość. Przesyłam także inne moje rzeczy. Ten medalik to - wydostaliśmy od jednego Niemca, który się z niego naśmiewał. Przed nim modliliśmy się zawsze. Tę ramkę sam zrobiłem. Powieście go nad moim łóżkiem, będzie Wam się wyda­wało, że jestem z Wami. Ten pasek to dla Irki. To jest ze starych transformatorów ręczna praca. Może mi się uda (właśnie, Matusiu, Tobie) torbę wysłać. Taką, jaką tu robię z tego sznurka. Posyłam także listy, które od Was dostałem. Zostawcie mi je na pamiątkę...”


SCENA 7


Po wyczytaniu nazwiska każdy z poszczególna wstaje. Ten moment można podkreślić, wzmacniając światło, ale bardzo delikatnie.

Gestapo: Czesław Jóźwiak, Edward Kaźmierski, Franciszek Kęsy, Edward Klinik, Jarogniew Wojciechowski za przygotowanie zamachu stanu mającego na celu oderwanie od Rzeszy części państwa niemieckiego zostali skazani 31 lipca 1942 roku na karę śmierci przez Strafsenat des Oberlandesgerichts w Posen. (zaczyna bić zegar)


SCENA 8 DREZNO


Jóźwiak: Moi Najdrożsi Rodzice, Janko, Bracie Adzio, Józef

Klinik: Najukochańsi Rodzice! Mamuńciu, Tato, Marysiu, Heńku!

Kęsy: Moi Najukochańsi Rodzice i Rodzeństwo

Kaźmierski: Moja Najukochańsza Mamusiu i najmilsze siostry!

Wojciechowski: Najdroższa Liduś!

Pozostałą część listów można nagrać. Na ich tle każdy z „Piątki” bierze swój stołek i rozpoczynają marsz na szafot.

Kęsy: Nadeszła chwila pożegnania się z Wami.

Jóźwiak: Właśnie dzisiaj, tj. 24. w dzień Maryi Wspomożycielki przychodzi mi rozstać się z tym światem.

Wojciechowski: Z całego serca dziękuję Wam, tj. Liduś Tobie, Heniowi i Irce.

Jóźwiak: Powia­dam Wam, moi drodzy, że z taką radością schodzę z tego świata, więcej aniżeli miałbym być ułaskawionym.

Klinik: Moi kochani, dziwna jest wola Jezusa, że zabiera mnie już w tak młodym wieku do siebie,.

Kęsy: Och, jaka to radość dla mnie, że już odchodzę z tego świata i to tak jak powi­nien umierać każdy. Byłem właśnie przed chwilą u spowiedzi świę­tej, za chwilę zostanę posilony Najśw. Sakramentem.

Kaźmierski: Dziękujcie Bogu za Jego niepojęte miłosierdzie. On dał mi spokój.

Jóźwiak: Ksiądz będzie mi błogosławił przy egzeku­cji. Poza tym mamy tę wielką radość, że możemy się przed śmiercią wszyscy widzieć. Wszyscy koledzy jesteśmy w jednej celi.

Kęsy: Nie żałuję, że w tak młodym wieku schodzę z tego świata. Teraz jestem w stanie łaski, a nie wiem, czy później byłbym wierny mym przyrzeczeniom Bogu oddanym.

Klinik: Kochana Mamuńciu, dziękuję Tobie serdecznie za ostatnie błogosławieństwo i modlitwy. Pocztówkę odebrałem.

Wojciechowski: Świat, życie i ludzi również poznałem i dlatego dzisiaj, Ko­chana, najmilsza Liduś, bądź pewna, że Ty sama na tej ziemi nie zostajesz. Ja i Mamusia jesteśmy zawsze przy Tobie.

Jóźwiak: Jest 7.45 wieczorem, O godz. 8.30, tj. pół do dziewiątej zejdą z tego świata. Proszę Was tylko, nie płaczcie, nie rozpaczajcie, nie przejmujcie się. Bóg tak chciał.

Kęsy: Kochani Ro­dzice i Rodzeństwo, bardzo Was przepraszam raz jeszcze z całego serca za wszystko złe i żałuję za wszystko z całego serca, przebacz­cie mi, idę do nieba.

Kaźmierski: Proszę o modlitwę, całuję Cię Najukochańsza, Matusiu, całuję Was najdroższe Marysiu. Helciu, Ulko, Kaziu, Anielko i Bożenko. Do zobaczenia w niebie!

Jóźwiak: Tutaj składam pocałunki dla każdego z Was. Do zobaczenia w niebie.

Kaźmierski: Bóg tak chciał. Niech Was wszystkich ma w swojej opiece Dobry Bóg, Matka Jego Najświętsza, św. Józef, św. Jan Bosko. Do upragnionego zobaczenie w niebie.

Klinik: Ści­skam Was i całuję z całego serca i z całej duszy.

Kęsy: Już idę. Bardzo prze­praszam za wszystko

Wojciechowski: Trudno, nie mogę więcej pisać. Módlcie się wszyscy za mnie, a ja odwdzięczę się Wam wszystkim tam u góry. Jezus, Maryja Józef.

Ustawiają stołki na samym skraju sceny, tuż przed kurtyną: dwa z przodu i trzy z tyłu. Stołki niech będą blisko siebie. Postaci za nimi.

Jóźwiak: Wasz syn i brat Czesław. (Wchodzi na swój stołek)

Klinik: Wasz zawsze ko­chający Syn i brat Edzio. (Wchodzi na swój stołek)

Kęsy: Wasz syn Franek. (Wchodzi na swój stołek)

Kaźmierski: Wasz kochający syn i brat Edek. (Wchodzi na swój stołek)

Wojciechowski: Zawsze kochający Cię brat Jarosz. (Wchodzi na swój stołek)


Zegar przestaje bić, podnoszą głowy lekko w górę. Ściemnienie i opuszczenie kurtyny.











Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Bo tutaj jest jak jest Borysewicz Kukiz?64633
zobaczcie jak jest dobrze
BO TUTAJ JEST JAK JEST
BO TUTAJ JEST
BO TUTAJ JEST JAK JEST
47 - BO TUTAJ JEST JAK JEST, Teksty piosenek
Hani jest dobrze, Kabarety, Kabaret POTEM - teksty
Bo tutaj jest jak jest
C Users Wojtek Desktop AGH PKM II WAŁ JEST DOBRZE 5 Model (1)
Zakażenia szpitalne jest dobrze ale tylko oficjalnie
Bo tutaj jest jak jest
BO TUTAJ JEST
Bo Tutaj Jest Jak Jest głosy
Bo tutaj jest jak jest
Bo tutaj jest jak jest
Bo tutaj jest jak jest
List motywacyjny po angielsku(tłumaczony przez znajomą nauczycielkę więc jest dobrze)
BO TUTAJ JEST JAK JEST