Smród szatańskiej spalenizny
Tomasz Bielecki
2012-05-29, ostatnia aktualizacja 2012-05-29 11:31
Brutalne walki o wpływy, intrygi, podejrzenia o korupcję i o szerzenie oszczerstw dla wyeliminowania przeciwnika. Afera z aresztowaniem papieskiego kamerdynera, który jest podejrzany o wykradanie dokumentów Benedyktowi XVI, to błahostka w porównaniu z obrazem kurii rzymskiej.
Watykan: Wojna z premierem Benedykta XVI
Brutalna walka o władzę w Watykanie
Pokazują go materiały publikowane od miesięcy przez włoskie media zapewne m.in. dzięki temu kamerdynerowi. Gdyby przynajmniej chodziło o nauczanie Kościoła, to można by dopatrywać się cienia szlachetności nawet w najzapalczywszych konfliktach. Wygląda jednak na to, że nierzadko szło tam o czystą żądzę władzy.
Trudno nie pomyśleć o ostatnim filmie Nanniego Morettiego "Habemus papam", w którym wybrany na nowego papieża kardynał ucieka z Watykanu przerażony czekającym go ciężarem kierowania Kościołem. W przeciwieństwie do filmowego kardynała dwaj ostatni papieże, Jan Paweł II i Benedykt XVI, podjęli się, i to bardzo silnego przywództwa. I to różni ich od bohatera filmu Morettiego, ale jest też mały rys łączący ich z nim - świadomi ogromu tego zadania zrezygnowali z prób uzdrowienia kurii rzymskiej, czyli centrum administracyjnego Kościoła zatrudniającego około trzech tysięcy ludzi.
Kurialne intrygi wzbierały szczególnie mocno w latach 70. Paweł VI mawiał wtedy, że czuje smród szatańskiej spalenizny. Próbował brać podwładnych w ryzy z biurokratycznym zacięciem nie tyle papieża, ile watykańskiego monarchy. Pragnienie wielu uczestników konklawe, by odciąć się od wewnątrzkościelnych, zdominowanych przez włoskich hierarchów (i polityków) intryg, było jedną z przesłanek wyboru pierwszego niewłoskiego papieża w 1978 r.
A Jan Paweł II stwierdził, że na doczesne biurokratyczne rządy szkoda mu czasu, który wolał poświęcić ewangelizacji, papieskim podróżom, zabiegom o prawa człowieka, pojednanie i pokój. Miał tłumaczyć, że oddolna odnowa Kościoła, o którą zabiegał, jeżdżąc po świecie, na koniec przyniesie odnowę także wśród watykańskich hierarchów.
Również Benedykt XVI, choć tuż po konklawe oczekiwania były inne, odpuścił gruntowne porządkowanie kurii rzymskiej - z jednym wyjątkiem, jakim jest duże usprawnienie postępowań w sprawie przestępstw pedofilskich. Pomimo blisko ćwierćwiecza przepracowanego w kurii rzymskiej (na czele Kongregacji Nauki Wiary) Benedykt XVI, spodziewając się - z racji swego wieku - niedługiego pontyfikatu, postanowił skupić się na nauczaniu. "On jest teologiem, a nie człowiekiem władzy. Przez pół dnia zajmuje się problemami Kościoła, ale przez drugą połowę zajmuje się badaniami w sprawie Jezusa" - mówi watykański hierarcha cytowany przez Marca Politiego w książce "Joseph Ratzinger. Crisi di un papato".
Papieskie zajmowanie się Chrystusem przez pół dnia to, niestety, nie jest w Kościele żadna pochwała, lecz zarzut. Niezwykle mocna centralizacja przy szczątkowej demokracji (czy też "kolegialności") wymaga silnego i zaangażowanego administratora, by całkowicie się nie wypaczyć.
Kuria rzymska, która - jak mówi katolicki publicysta Vittorio Messori - "zawsze była gniazdem żmij", była też kiedyś jednym z najsprawniejszych aparatów administracyjnych świata. To drugie się zmieniło.
Ktoś pozwolił, by Jan Paweł II przyjmował z honorami oskarżanego o pedofilię ojca Maciela Degollado w 2004 r. Ktoś nie dopatrzył, że lefebrystyczny bp Richard Williamson jest antysemitą i kłamcą oświęcimskim, nim Benedykt XVI zdjął z niego ekskomunikę, by dopiero potem uspokajać, że nie będzie kompromisów w sprawie posoborowego dialogu z judaizmem...
"To kardynałowie, ich sekretarze, kościelni dostojnicy i inne małe płotki" - tak informatorzy włoskich gazet opisują całą sieć odpowiedzialnych za wynoszenie poufnych dokumentów z Watykanu do mediów. Przynajmniej niektórymi miała kierować chęć obrony Benedykta XVI przed zepsutym otoczeniem. Przykre, że ich metodą nie jest (i długo nie będzie) otwarta krytyka i żądanie uczciwej kontroli, lecz kolejna dworska intryga - grzebanie w papieskich szufladach, by ich zawartością szantażować lub pognębić przeciwników.
Źródło: Gazeta Wyborcza