Tarnowskie Góry, 2009.04.26
Instytut Maszyn i Urządzeń
Energetycznych Politechniki
Śląskiej
ul. Konarskiego 22
44-100 Gliwice.
Opowieść o losie polskiej energetyki zgotowanym jej przez jednego agenta SB.
Część pięćdziesiąta trzecia
Powody pozostawienia polskich kotłów rusztowych w stanie zacofania technicznego
z okresu pierwszych lat istnienia Peerelu.
F. Wyjaśnienie powodów trwającej przez ostatnie 20 lat istnienia Peerelu zapaści jego przemysłu kotłowego w dostarczaniu krajowi dobrych konstrukcji kotłów rusztowych - niezależnie od nieopanowania przez ten przemysł produkcji samych palenisk narzutowych - z której ówczesne jego fabryki już później nie wyszły - część trzecia.
Stwierdzenie przez Komitet Wojewódzki PZPR w Katowicach jaką to niby przeszkodę stanowił inż. J. Kopydłowski w konstruowaniu przez Centralne Biuro Konstrukcji Kotłów nowoczesnych kotłów rusztowych (część 52 opowieści) przedstawia się wyjątkowo humorystycznie w zestawieniu z faktem, że od 1964 r. przez następne 20 lat najdoskonalszą w świecie polską technikę spalania węgla przy jego narzucie na ruszt tworzył wyłącznie on sam.
(1985.03.15 - z pisma do MPCh i L oraz 1980.02.22 - z pisma do dyrektora CBKK)
„Na palenisko narzutowe wynalezione w USA na początku lat trzydziestych (czytaj: 20-go wieku oraz już w rozwiązaniu z rusztem łańcuchowym) uwagę moją zwrócił członek Akademii Nauk ZSRR inż. Rassudow na początku 1964 r. Zauważył wtedy, że w moim cyklu siedmiu artykułów, które stały się następnie zakładową normą do obliczeń kotłów w CBKK, nie ma stosowanych obciążeń cieplnych rusztów w „topkach s pniewmomiechaniczeskimi zabrasywatielami” i ogromnie się zdziwił, kiedy powiedziałem mu, że u nas takich palenisk nie stosuje się.
Pierwszym był referat p.t. „Zagadnienie doboru palenisk dla kotłów rusztowych” na Konferencję Kotłową zorganizowaną w czerwcu 1965 r. przez Katedrę Urządzeń Kotłowych Politechniki Wrocławskiej. Obecni na tej naradzie pamiętają jak wyskoczył wtedy na mnie ówczesny dyrektor techniczny Przedsiębiorstwa Energomontażowego Przemysłu Węglowego w Chorzowie, mgr inż. Romuald Wrześniowski.
Pierwszą krajową publikacją na temat „spreader stoker”, a więc paleniska narzutowego, któremu nadałem wtedy taką nazwę, był mój artykuł p.t. Paleniska kotłów rusztowych, zamieszczony w nr 9 z 1965 r. Przeglądu Mechanicznego.
W tym samym 1965 r., w związku z akcją eliminowania wyrobów grupy C, do której należałoby zaliczyć wszystkie produkowane obecni kotły rusztowe (do czego trzeba będzie zaliczyć konstruowane obecnie w CBKK kotły z paleniskiem narzutowym niech się martwi GIGE ), CBKK otrzymało z FAKOP- Sosnowiec zlecenie na opracowanie projektów nowych kotłów o wydajności od 4 do 140 t/h pary na wszystkie paliwa (węgiel, olej i gaz). Ówczesne kierownictwo CBKK uznało, że zadanie to można powierzyć tylko mnie.
Przed przystąpieniem do konstruowania kotłów rusztowych zebraliśmy z mgr inż. Anielą Kopydłowską z całej dostępnej literatury zagranicznej wszystko co zostało opublikowane na temat palenisk narzutowych. Cały ten materiał znalazł się w dwóch naszych publikacjach zamieszczonych w nr 5 i 6 z 1967 r. Gospodarki Paliwami i Energią. Tytuł pierwszego brzmi: „Paleniska narzutowe”, a drugiego „Znaczenie paleniska narzutowego dla modernizacji krajowych kotłów przemysłowych”. Duże fragmenty tego artykułu wykorzystał Stanisław Wójcicki w swojej książce p.t. Spalanie, WNT, Warszawa, 1969 r.
Oto końcowa treść drugiej publikacji: „Wprowadzenie palenisk narzutowych w krajowych kotłach przemysłowych będzie wymagało rozwiązania szeregu problemów dotyczących głównie narzutników paliwa, instalacji nawrotu lotnego koksiku, odpylaczy i automatyzacji procesu spalania. Wszelkie jednak nakłady zwrócą się wielokrotnie ... w przyszłości w milionach ton węgla zaoszczędzonego w skali jednego roku.”
Oczywiste jest tylko, że nie zwrócą się żadne nakłady na działalność CBKK w zakresie konstruowania kotłów z paleniskami narzutowymi i jadącego na wspólnym wózku BISTYP-u. Z powodów, które staram się przedstawić, do wprowadzenia palenisk narzutowych do praktyki krajowej jednak nie doszło i zamiast zmniejszenia zużycia węgla o miliony ton rocznie, o miliony ton rocznie zwiększyło się od tego czasu jego marnotrawstwo w kotłach rusztowych.”
(1985.03.25 - z pisma do MPCh i L)
W 1966 r., po opracowaniu typoszeregów kotłów 4 do 140 t/h pary (w zakresie projektów wstępnych i koncepcyjnych), powiedziałem ówczesnemu dyrektorowi naczelnemu mgr inż. Teofilowi Hajkowskiemu, że byłoby dobrze przed wyprodukowaniem pierwszego kotła z takim paleniskiem zastosować palenisko narzutowe w którymś z kotłów z paleniskiem warstwowym. Można by je mieć w ruchu kilka lat wcześniej i uniknąć w ten sposób kłopotów z nim w nowym kotle.
Ze znalezieniem chętnych na taką modernizację nie miałem kłopotu, ponieważ już wtedy w każdej kotłowni z kotłami rusztowymi robiono bokami. Wśród wszystkich chętnych, jacy się wówczas zgłosili na rozesłaną przeze mnie ankietę, wybrałem fabrykę w Piastowie koło Warszawy z kotłami typu OKR5. Kierowaniem opracowaniem modernizacji tego kotła, za sprawą ówczesnego jej kierownika, czy jeszcze zastępcy kierownika, pracowni w osobie mgr inż. Jana Krztonia zajmowałem się jednak krótko.
Powstał jednak problem przekreślający techniczną możliwość realizacji tej przebudowy. Skonstruowany w pracowni palenisk mechanicznych dozownik bębnowy nie pozwalał na doprowadzenie do niego węgla z istniejącego bunkra Na naradzie z udziałem ówczesnego dyrektora technicznego stanęło, że w związku z tym z przebudowy trzeba zrezygnować. Razem z mgr inż. Anielą Kopydlowską po godzinach pracy (czy za dodatkowe wynagrodzenie - może to dziwne dzisiaj - ale nie) dokonstruowaliśmy do opracowanych już urządzeń paleniska narzutowego dozownik zgrzebłowy. Z modernizacji kotła OKR5 w Piastowie i tak jednak nic nie wyszło, ponieważ przemysł kotłowy zwlekał z wykonaniem urządzeń i użytkownik rozmyślił się.
Przed CBKK dla wprowadzenia palenisk narzutowych do praktyki krajowej można jednak powiedzieć, że wszystkie drzwi stały wtedy otworem. W oddanej do dyspozycji części kotłowni kopalni Jowisz już w 1968 r. uruchomiono zmodernizowany kocioł typu Stirling, w którym zastosowano cztery narzutniki. Dwa z dozownikami bębnowymi i dwa ze skonstruowanymi przez nas dozownikami zgrzebłowymi.
W odróżnieniu od dozowników bębnowych, z którymi był niemożliwy cyrk, nasze dozowniki zgrzebłowe mechanicznie spisywały się bez zarzutu. Nim doszło do uruchomienia przebudowanego kotła Stirling, wykonane zostały już dozowniki bębnowe dla stawianego obok tego kotła prototypu kotła OR6,5-030. Z dozownikami bębnowymi tego kotła był już cyrk przez całe cztery lata ich badań.”
Już po wyłączeniu go z opracowania projektu kotła pyłowego dla bloku o mocy 500 MW, inż. J. Kopydłowski postanowił upomnieć się o swoje prawa wynikające z Ustawy o wynalazczości, pisząc w piśmie z 1969.09.26 do Rady Zakładowej Związku Zawodowego między innymi:
„Ponieważ jestem głównym twórcą zgłoszenia patentowego według którego został wykonany kocioł OR6,5-030, zwracam się również do Rady Zakładowej, jako kompetentnej w tej sprawie, o interwencję w sprawie nie przestrzegania przez zakład pracy przepisów prawa wynalazczego mówiących o udziale twórcy w pracach nad wdrażaniem jego projektów.
Treścią pisma Rady Zakładowej z 1969.09.30 na to było: „W odpowiedzi na pismo inż. Kopydłowskiego z dnia 1969.09.26 Plenum Rady Zakładowej postanowiło: a) zwrócić się do Dyrekcji z prośbą o umożliwienie pełnego nadzoru autorskiego Obywatelowi nad wdrażaniem i uruchomieniem kotła OR6,5-030.”
A oto do czego sprowadził się ów nadzór autorski w decyzji dyrektora naczelnego zakładu, idącego na rękę ob. J. Krztoniowi ówczesnemu kierownikowi Pionu Badawczo-Naukowego, któremu podlegała Stacja Prób i Badań przy kopalni Jowisz: „W związku z realizacją w Stacji Prób w kopalni Jowisz badań kotła OR6,5-030, którego konstrukcja zawiera rozwiązania ujęte w przyjętym projekcie racjonalizatorskim Obywatela (czytaj wynalazek nr 61328), zezwalam Obywatelowi na osobiste zapoznanie się z przebiegiem prac badawczych nad kotłem OR6,5-030 w terminach zaproponowanych przez obywatela i uzgodnionych z Kierownictwem działu T23.”
Jeździłem więc aby przyglądać się tym pracom badawczym, czasami w godzinach pracy, ale przeważnie po południu własnym samochodem do odległej o około 20 km Stacji Prób i Badań (benzyna kosztował wtedy tylko 5 zł). Dlaczego po południu - bo dyrektor w piśmie pisał dalej: „Wyżej określony współudział w pracach badawczych nad kotłem OR6,5-030 nie zwalnia Obywatela od terminowego wykonania badań rusztu wibracyjnego. To ostatnie, to odrębna historia również nieoptymistyczna i związana ściśle z kotłem dla bloku 500 MW w Kozienicach.”
Musiałem przy tym bardzo pilnować się przed posądzeniem, że czegoś dotknąłem, zważając na pkt b pisma: „b) zwracamy uwagę, że wszelkie poczynania na Stacji Prób i Badań powinny być uzgodnione z kierownictwem rozruchu, czego Obywatel w dniu 24 u. m. będąc w kopalni Jowisz nie dopełnił.”
O efekcie tego przyglądania się mówi kolejny dokument: Kiedy na naradzie w dniu 1973.02.07 w sprawie złego stanu pomontażowego paleniska narzutowego z rusztem wibracyjnym kotła OR2,5-010 kierownik działu urządzeń mechanicznych (T23) ob. inż. Kazimierz Pietrowski, na pytanie przewodniczącego narady ob. mgr inż. Jana Krztonia co dział proponuje dla poprawienia skonstruowanych przez ten dział urządzeń paleniskowych kotła, potrafił jedynie machać rękami w sposób sugerujący, że trzyma w rękach przetak i powtarzać bezładnie: przesiewać węgiel, tylko przesiewać węgiel dla uzyskania jednorodnego składu ziarnowego, przesiewać , przesiewać
- powiedziałem, że stanowisko działu urządzeń mechanicznych nie dziwi mnie, jako że wszystkie pomysły usprawniające konstrukcję prototypowych krajowych rozwiązań palenisk narzutowych pochodziły nie z działu T 23, lecz ode mnie. Łącznie z wykonywaniem dla tego działu dokumentacji warsztatowych, w przypadku gdy zajmujący się paleniskami narzutowymi pracownicy tego działu w żaden sposób nie mogli pojąć o co mi w danym pomyśle chodzi, lub nie byli go w stanie sami przenieść na kalkę. Mojej powyższej wypowiedzi nikt nie zakwestionował ... .”
WYJAŚNIENIE
dlaczego nikt nie zakwestionował powyższej wypowiedzi.
W dziale T23 (przemianowanym następnie na zakład palenisk rusztowych i urządzeń mechanicznych, o symbolu R22) od 1966 r. konstruowaniem urządzeń paleniska narzutowego zajmowali się najbliżsi w tym biurze koledzy inż. J. Kopydłowskiego: techn. Zbigniew Sypniewski i inż. Tadeusz S. Jednak, poza skonstruowaniem dozownika zgrzebłowego, całkowicie bez jego udziału. Jego współpraca z nimi zaczęła się dopiero pod koniec 1968 r., kiedy obaj weszli w skład kierowanej przez niego brygady racjonalizatorskiej powołanej przez Zakłady Tworzyw Sztucznych „Erg” w Wąbrzeźnie do wykonania dokumentacji realizacji zgłoszonego tam projektu wynalazczego modernizacji kotła typu OKR5 przez zastosowanie w nim paleniska narzutowego. Całością kierował on, natomiast opracowaniem dokumentacji urządzeń paleniska inż. Tadeusz S.
(1979.04.18 - z pisma do dyrektora CBKK)
W sprawie unieruchamiania wirników narzutników.
„Uszkodzenia łożysk narzutników wystąpiły już w 1968 r. w kotle Stirling. Będąc w tym czasie w dziale B3 Pionu Badawczo Naukowego zauważyłem na biurku jednego z pracowników zewnętrzny pierścień toczny uszkodzonego łożyska, którego jedna połowa bieżni tocznej była wyrobiona. Zapytany, odpowiedział że wyrobienie znajdowało się od strony zewnętrznej obudowy łożyska. Przeglądnąłem wtedy rysunki narzutników z publikacji amerykańskich i radzieckich i okazało się, że każdy wirnik narzutnika miał ciągły wał.
Pod koniec 1968 r., kierując brygadą racjonalizatorską powołaną przez ZTS „Erg” w Wąbrzeźnie dla modernizacji kotła OKR 5, ... poradziłem Zbigniewowi Sypniewskiemu aby zmienił wirnik narzutnika, stosując wał ciągły. Środkową rurę, ... zaproponowałem przy tym po to aby śruby mocujące łopatki nie wpadały do wnętrza korpusu. Z tego, że pełni ona skuteczną rolę izolacji powietrznej, przez dłuższy czas sam nie zdawałem sobie sprawy.
W rozwiązaniu dla kotła OR6,5-030 wirnik narzutnika ... stanowiła rura zamkniętą płaskimi dnami, do których od zewnątrz przyspawane były krótkie czopy. Odkształcenia cieplne rury wichrowały czopy, prowadząc do przedwczesnego zużycia łożyska, polegającego na wyrobieniu jego bieżni po stronie zewnętrznej.
Nowe wirniki (czytaj: dla badanego kotła OR6,5-030) można było wykonać w ciągu paru dni. Jak jednak mogło to być możliwe, skoro jeszcze w listopadzie 1971 r. w opracowaniu badawczym CBKK nr 8460 (str. 9) podpisanym przez mgr inż. Jana Krztonia stwierdzono, cytuje się: „Powodem awarii jest wytopienie smaru spowodowane zbyt wysokimi temperaturami występującymi w wypadku, gdy przy odstawieniu kotła za wcześnie zatrzymuje się narzutniki i wyłącza wodę chłodzącą” i dalej: „Niedoskonałość uszczelnień łożysk prowadzi do ich zanieczyszczania pyłem węglowym i przedwczesnego zużycia”.
Za drugi błąd konstrukcyjny „dwóję” otrzymałby uczeń szkoły zawodowej. Polegał on na tym, że osadzając wirnik narzutnika w łożyskach z możliwością jego swobodnego wydłużania się przy nagrzaniu, ustalono położenie wirnika bieżnią wewnętrzną łożyska, przy jego bieżni zewnętrznej mającej poosiowy luz. Wirnik pod wpływem sił poosiowych przesuwał się w sposób niekontrolowany i ulegał unieruchomieniu wskutek ocierania się o korpus narzutnika.
Błąd ten wyłapałem w pierwszej połowie 1971 r. sprawdzając rysunek łożyskowania narzutnika wykonany przez inż. Tadeusza S., wchodzącego w skład kierowanej przeze mnie brygady racjonalizatorskiej modernizacji kotła OR32 w „Elanie”.”
Zawieszanie się węgla w koszu nad dozownikami
„Ów zasobnik, czy kosz węglowy, nie stanowił nawet części składowej narzutników węgla. W kotle OR6,5-030 zasto- sowano go aby mieścił kilka porcji węgla wysypywanych z wagi węglowej umieszczonej na narzutnikami. Jego dolną część, z umieszczonymi wewnątrz prowadnicami dla dwóch zasuw odcinających (dla każdego narzutnika) i wystającym do wewnątrz końcem zasuwy przy jej maksymalnym otwarciu, widać w lewym górnym rogu rys. c.
Wystarczyło wziąć palnik acetylenowy i przeciąć blachę kosza węglowego nad i pod zasuwami, wyjąć je, obniżyć o parę centymetrów górną część kosza i przyspawać do dolnej. Wystarczyłoby pomyśleć. Tylko kto w latach 1969÷1973 w pionie Naukowo Badawczym kierowanym przez mgr inż. Jana Krztonia miał myśleć? Oto stwierdzenia z opracowań badawczych CBKK z tego okresu. podpisywanych każdorazowo przez wyżej wymienionego:
(ze str.12 pracy nr 8346 z marca 1970 r.): „Niezależnie od tego powodem zakłóceń równomierności warstwy (czytaj: węgla na ruszcie) było zawieszanie się węgla w zasobniku nad jednym z dozowników.”
(ze str. 9 pracy nr 8460 z listopada 1971 r.): „Zmieniony zasobnik nadal nie jest w pełni funkcjonalny. Węgiel drobny i mokry zawiesza się, powodując przerwy w zasilaniu paleniska. W tych sytuacjach konieczna jest stała obserwacja spływu węgla i ręczne jego spychanie do dozowników.”
(ze str. 9 pracy nr 8552 z listopada 1972 r.): „W dniu 1972.11.23 przeprowadzono ruch pokazowy dla przedstawiciela FAKOP-Sosnowiec. Z ruchu tego przedstawiciel FAKOP mógł odnieść niekorzystne wrażenie, ponieważ przez cały czas ruchu węgiel zawieszał się w zasobniku nad dozownikiem, co utrudniało prawidłowe prowadzenie kotła.”
A oto zdanie z delegacji nr 5503 J. Kopydłowskiego w tym samym dniu 1972.11.23 do Stacji Prób i Badań przy kopalni Jowisz: „W samym zasobniku zsuwanie się węgla o większym zawilgoceniu uniemożliwiają zastosowane u wlotu do dozownika prowadnice dla zasuwy odcinającej. Rozwiązanie wykonane na przekór zdrowemu rozsądkowi, niemniej jak się okazuje niemożliwe do wyperswadowania.”
I. Z powodów podanych wyżej niezliczona ilość awarii narzutników i zakłóceń w podawaniu węgla na łopatki narzutników miała miejsce od 1969 r. przez cztery lata badania urządzeń paleniska narzutowego w kotle OR6,5-030 w Stacji Prób i Badań (część 5, załącznik 2), a następnie od 1983 r. podczas pierwszych trzech lat rozruchu kotła typu WRp46 w WPEC-Wałbrzych z urządzeniami tego paleniska konstrukcji CBKK (części 45 i 46 opowieści). Powody samych zakłóceń w podawaniu węgla na łopatki narzutników były tam inne, bowiem spowodowane debilną konstrukcją dozownika z przenośnikiem z odżużlacza zgrzebłowego, uznawaną do 1988 r. przez agenta SB za rozwiązanie „znacznie doskonalsze i o najwyższych walorach użytkowych” w stosunku do dozownika według wynalazku CBKK nr 95639, którego pierwowzorem był ów dozownik według dokumentacji wykonanej w 1966 r. przez Anielę i Jerzego Kopydłowskich. II. Nic takiego nie miało miejsca już od 1982 r. przy zastosowaniu urządzeń polskiego paleniska narzutowego według dokumentacji wykonywanej w całości przez inż. J. Kopydłowskiego, z wykorzystaniem wszystkich wynalazków CBKK, uzupełnionych późniejszymi jego autorstwa. |
(-) Jerzy Kopydłowski
Do wiadomości: 1. Raciborska Fabryka Kotłów „RAFAKO” ul. Łąkowa 31; 47-300 Racibórz 2. Sędziszowska Fabryka Kotłów „SEFAKO” ul. Przemysłowa 9; 28-340 Sędziszów 3. Fabryka Palenisk Mechanicznych ul. Towarowa 11; 43-190 Mikołów 4. Zakłady Urządzeń Kotłowych „Stąporków” ul. Górnicza 3; 26-220 Stąporków 5. Krajowa Agencja Poszanowania Energii ul. Mokotowska 35; 00-560 Warszawa 6. SFW ENERGIA, Członek Zarządu mgr inż. Bernard Barteczko ul. Bojkowska 37; 44-101 Gliwice 7. Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska ul. Powstańców 41 a; 40-024 Katowice
|
|
Przez co poza energetyką zawodową dysponuje ona kotłami o konstrukcjach pochodzących sprzed wojny i sięgających w zakresie kotłów o małych wydajnościach okresu wojen napoleońskich.
Przyjechał wtedy do CBKK z Mitorem, radzieckim specjalistą od obliczeń cieplnych kotłów po śmierci Gurwicza, gdzie w rozmowie z nimi inż. J. Kopydłowski brał udział zarówno jako tłumacz, jak i zajmujący się wcześniej opracowaniem takich zakładowych obliczeń.
Nigdy nie zapomni on wykrzyknięcia wtedy przez N. S. Rassudowa: „jak to może być, że nie produkujecie palenisk narzutowych!”
Z czym wiąże się odrębne plugawe działanie agenta SB.
Wyskoczył z tego powodu, że była mu znana sprawa otrzymania z USA kotłów z paleniskiem narzutowym w ramach powojennej pomocy gospodarczej, w sprawie których nikt nie miał jednak pojęcia jak je eksploatować. Efekty mogły więc być tylko takie same, jak z kotłami konstrukcji CBKK uruchamianymi po zwolnieniu stamtąd inż. J. Kopydłowskiego.
W sprawie tych kotłów, konstruowanych przez mgr inż. Józefa Wasylowa (podobno), nie martwił się oczywiście nikt
Stwierdzenie z początku 1985 r., kiedy dopiero trwał rozruch pierwszego kotła typu WRp46 w WPEC-Wałbrzych, skonstruowanego w CBKK po zwolnieniu stamtąd inż. J. Kopydłowskiego.
Usytuowanie wlotu węgla do tego dozownika blisko przedniej ściany kotła i wyżej powodowało, że rękaw zsypu węgla biegłby pod małym kątem, uniemożliwiającym zsuwanie się w nim węgla.
Patrz Rys. 32 i. Widocznych z jego przodu trzech wahadłowych klap ta dokumentacja oczywiście nie obejmowała.
Z przewodniczącym o przezwisku: „Kazio-Glizda”.
W piśmie do inż. J. Kopydłowskiego nr DN-15/1/69 z 1969.10.10
Mający polegać tylko na zapoznawaniu się nad ich przebiegiem - kupa śmiechu!
Na desce kreślarskiej udostępnionej przez ten dział jedynemu konstruktorowi kotłów i przy będącym tam wtedy wolnym biurku - to nie jest opowiadanie dowcipów.
Ta treść i dalsze dotyczą trwających cztery lata (od 1969 r.) badań urządzeń paleniska narzutowego w kotle typu OR6,5-030 w Stacji Prób i Badań.
Faktycznie awarię powodowały wyłączenia napędu narzutników wraz z kotłem, kiedy normalnie mają się one jeszcze kręcić do czasu wychłodzenia komory paleniskowej. Oczywiście po to aby nie doszło do jednostronnego nagrzewania korpusu wirnika, jakiej by on nie był konstrukcji.
Patrz Rys. 31g załączony do części 46 opowieści. To wchodzące do wewnątrz kosza obramowanie zasuwy, wraz z jej wystającym do wewnątrz końcem, stanowiło półki pod wszystkim jego bocznymi ścianami, do przytrzymywania w nim wilgotniejszego węgla.
4