ROZDZIAŁ IX
Decyzja
Resztę nocy spędziłam w objęciach Jacoba. W momencie, kiedy za grubą warstwą chmur ukazał się pierwszy promień słońca, byłam gotowa udać się do Elijaha i z nim porozmawiać. Jake powiedział, że nie pójdzie ze mną, bo obawia się, że gdyby tylko zobaczył blondyna, od razu by go zabił. Nie miałam najmniejszych wątpliwości, że mógłby to zrobić. Elijah, czy tego chciał, czy nie, zniszczył nasz idealny raj. Wczorajszym zachowaniem wcale nie polepszył sytuacji, a na dodatek jeszcze bardziej rozdrażnił Jacoba.
Jake ciągle leżał na łóżku, podczas gdy ja się ubierałam i rozczesywałam splątane włosy. Cały czas patrzył w moją stronę, uśmiechając się z zadumą. Zaczęłam się zastanawiać, o czym myślał.
- Dlaczego tak na mnie patrzysz? - spytałam w końcu.
- Jak? Jakbym cię kochał? Jakbyś była dla mnie najważniejszą osobą na świecie?
Zaśmiałam się lekko. Czy on myślał kiedykolwiek o czymś innym niż o mnie?
- Wrócę tak szybko, jak tylko będzie to możliwe - obiecałam. Chłopak kiwnął głową, a ja wyszłam na korytarz. Dopiero gdy postanowiłam stopę na ostatnim stopniu schodów, zdałam sobie sprawę, że nie pocałowałam go na pożegnanie. Chyba jeszcze nie przyzwyczaiłam się do tego, że nasz związek przeistoczył się w coś głębszego.
Jak mogłam zapomnieć?, skarciłam się w duchu.
Z powrotem wbiegłam na górę i wpadłam do sypialni. Jacob siedział na krawędzi łóżka i uśmiechał się szeroko.
- Czyżbyś o czymś zapomniała? - powiedział z rozbawieniem.
Szybko przebiegłam przez pokój i objęłam go ramionami, przyciskając swoje usta do jego warg. Spodziewałam się krótkiego pocałunku, ale Jacob miał inne plany. Przytulił mnie mocniej i całowaliśmy się przez następne kilka minut. Kiedy wreszcie skończyliśmy, oboje oddychaliśmy tak jak ludzie, którzy dopiero co biegli w niezwykle szybkim tempie.
Musnęłam jeszcze wargami jego czoło i ponownie zeszłam na dół. Gdy wychodziłam z pokoju, miał na twarzy maskę skrywającą niewyobrażalny ból. Nie wydawał się zachwycony tym, że szłam sama do Elijaha. Ja zresztą też się z tego nie cieszyłam. Chciałam, abyśmy spotkali się z nim oboje, ale Jacob miał rację, mówiąc, że to nie najlepszy pomysł.
- Jeśli znowu go zobaczę, wiedząc, że miał ochotę cię pocałować i odseparować ode mnie, to nie wiem, co zrobię - uprzedził wczoraj.
Gdy dotarłam na plażę numer jeden, od razu wpadłam na Spencera.
- Dużo czasu spędza na kręceniu się wokół twojego domu, a kiedy tego nie robi, siedzi tam - powiedział mi, wskazując ręką na klif położony około paru mil dalej.
- Dzięki - odparłam i zaczęłam biec w kierunku właściwego miejsca.
Elijah kręcił się wokół mojego domu? Cóż, chyba powinnam się domyśleć. Oczywiście mnie to zirytowało. Nie czułam już do niego absolutnie niczego. To dziwne uczucie, jakim go obdarzyłam, zniknęło zaraz po tym, jak zobaczyłam, ile bólu sprawia Jacobowi jego obecność. Nie zamierzałam dolewać oliwy do ognia i dawać blondynowi jakiejkolwiek wymówki do przebywania w okolicy, a on musiał dać mi spokój. W razie czego zgromadziłam sobie mnóstwo pretekstów i byłam gotowa ich użyć, żeby tylko przekonać Elijaha do opuszczenia mnie i porzucenia swego obecnego życia nieśmiertelnego wilkołaka, aby z powrotem mógł stać się człowiekiem.
Jestem w ciąży i niedługo bierzemy z Jacobem ślub - tym nieco szokującym, ale wiarygodnym kłamstwem miałam zamiar ostatecznie przekonać blondyna do podjęcia właściwej decyzji, jeśli stawiałby jakiś opór. W mojej głowie pojawiał się jednak tylko jeden prawdziwy i przesądzający wszystko powód: nie mogłam zaznać szczęścia bez Jake'a. Elijah zawsze byłby tylko na drugim miejscu.
Po paru minutach dotarłam na miejsce i zobaczyłam blondyna siedzącego na klifie. Na mój widok na jego ustach pojawił się lekki uśmiech, ale nie ten, który widziałam wcześniej. Ten wydawał się trochę poważny.
- Cześć - przywitał się, może z nieco zbyt dużym podekscytowaniem.
Uśmiechnęłam się w odpowiedzi i zajęłam miejsce obok niego. Podciągnęłam kolana pod brodę i objęłam je ramionami.
- No i co? - spytał.
Zawahałam się przez chwilę, zastanawiając, czy w ogóle był jakiś sens w mówieniu mu o tym wszystkim. Przecież mógł się na to nigdy nie zgodzić.
- No dalej, Ness. Nie trzymaj mnie dłużej w niepewności - poprosił.
- Jacob dowiedział się wielu interesujących rzeczy. Jest pewien sposób… na rozwiązanie naszego problemu.
Nie odpowiedział, tylko uniósł brwi i kiwnął lekko głową.
- Musisz mnie posłuchać - kontynuowałam - Zrozumieć sytuację i to, co jest dla ciebie dobre.
Znowu się nie odezwał, patrząc na fale rozbijające się o skały pod nami. Trąciłam go łokciem, żeby zareagował.
- Okej - westchnął.
- Członkowie starszyzny z Sioux wierzą, że istnieje sposób na pozbycie się wpojenia i porzucenie bycia wilkołakiem.
- Naprawdę?
- Tylko musisz szczerze tego chcieć. Chcieć znowu normalnie się starzeć, chcieć stracić całą tę magię, chcieć… mnie opuścić. Musisz tego chcieć - powiedziałam, akcentując słowa „chcieć” i „musieć”, by podkreślić, że to nie tylko fizyczne zadanie, które ma spełnić, ale powinien całym sobą pragnąć mnie zostawić i stać się z powrotem człowiekiem.
- I myślisz, że naprawdę mogę tego chcieć? - zapytał z powątpiewaniem.
Ach… Tego pytania obawiałam się najbardziej.
- Chcesz, żebym była szczęśliwa? - odparłam stanowczo.
- Tak.
- Więc… zrób to… dla mnie… dla mojego szczęścia. Nie mogę być szczęśliwa bez Jacoba.
- Nigdy nie próbowałaś - powiedział hardo.
- Tak właściwie to próbowałam. Znam go całe swoje życie, a tydzień temu nie był dla mnie nikim więcej niż tylko najlepszym przyjacielem. Ale teraz jest… ważniejszy. To moja bratnia dusza, a pewnego dnia zostaniemy małżeństwem. Będzie ojcem moich dzieci… a ty nigdy nie będziesz.
Ostatnie słowa wypowiedziałam nieco ostrzejszym tonem, ale przecież mówiłam prawdę. Elijah nie byłby dla mnie nikim więcej niż osobą wywołującą jedynie irytację.
Chłopak niezauważalnie się wzdrygnął, ale natychmiast zapanował nad swoimi emocjami.
- Ale przecież… mogę się tu przeprowadzić i być tylko twoim przyjacielem…
- Owszem, możesz. Wiem jednak, że zawsze będziesz chciał czegoś więcej. To bardziej odbije się na tobie, wywoła… cierpienie. I… - Przez chwilę zastanawiałam się, jak skończyć to zdanie. Nagle przypomniało mi się, ile bólu Elijah sprawił Jacobowi i uznałam skrzywdzenie go za konieczne. - Nie chcę, byś kręcił się w pobliżu. Nic dla mnie nie znaczysz. Jesteś tylko powodem mojej irytacji.
Nie skłamałam. Jednak gdybym nie spotkała Jacoba i nie stałby się on nieodłącznym elementem mojego życia, wiedziałam, że byłabym z Elijahem. Ta niezwykła elektryczność, którą odczuwałam, przebywając w pobliżu niego, na pewno by mnie do tego zachęciła… Tak, jeżeli nie kochałabym Jacoba, to zdecydowanie wybrałabym Elijaha.
Jego serce zaczęło bić nieregularnie i zanim ponownie się odezwał, wziął głęboki oddech.
- Rozumiem.
- Naprawdę? Rozumiesz, że nie mogę żyć bez Jake'a? On jest moją bratnią duszą, a ty… nikim. - Nie lubiłam ranić innych, zwłaszcza jeśli na to nie zasłużyli, ale zapewniłam się duchu, że musiałam to zrobić.
Przez dłuższy czas siedzieliśmy w całkowitej ciszy.
- Jesteś pewna? - spytał w końcu blondyn, a ja pokiwałam głową.
- Musisz dać mi spokój, żebym mogła być szczęśliwa. Musisz zdać sobie sprawę z tego, że nigdy nie będziemy razem.
Elijah wreszcie przestał wpatrywać się w ocean i popatrzył prosto w moje oczy. Jego własne wydały mi się jeszcze bardziej niebieskie niż wcześniej, ale dostrzegłam nich także gorzkie łzy.
- Spójrz na to z innej strony - szepnęłam, starając się go jakoś pocieszyć. - Ty i Ava możecie się razem zestarzeć. Już nie będziesz musiał zmieniać się w wilka i… być zmuszonym do kochania mnie.
Wolno pokiwał głową i przeniósł spojrzenie na swoje dłonie.
- Wiesz, że bylibyśmy razem szczęśliwi? - powiedział łamiącym się głosem.
- Tak, gdybym nie potrzebowała obecności Jacoba, to na pewno bylibyśmy świetną parą.
Uśmiechnęłam się i Elijah uczynił to samo, co wywołało u mnie zadowolenie. Ta rozmowa okazała się łatwiejsza niż przypuszczałam, z czego bardzo się cieszyłam. Byłam też wdzięczna losowi za to, że nie musiałam wykorzystywać tego steku kłamstw, które sobie przygotowałam i że nie musiałam błagać blondyna przez kilka godzin, aby wreszcie pogodził się z takim obrotem spraw. Przede wszystkim zaś byłam wdzięczna za to, że to wszystko dotyczyło Elijaha, a nie kogoś innego. Obdarzyłam go wielkim szacunkiem.
- Musisz coś wiedzieć, Elijah. Jeśli nie byłabym zajęta, to zainteresowałeś mnie na tyle, że z pewnością bym się w tobie zakochała.
Chłopak wziął głęboki oddech, a potem wolno wypuścił powietrze z płuc.
- Och, przepraszam. Ciężko ci tego słuchać? - spytałam szybko, mając nadzieję, że swoim spontanicznym wyznaniem nie pogorszyłam sytuacji.
- Nie… Po prostu… tak samo pomyślałem sobie o Avie. Jeśli bym jej nie spotkał, to prawdopodobnie byłabyś… nią. Czy to w ogóle ma jakiś sens? Raczej nie. - Przy ostatnich słowach się zaśmiał, więc nie czuł się aż tak źle.
- Nie, to ma sens. Znaleźliśmy się w takiej samej sytuacji.
- I co teraz? - spytał.
- Musisz wrócić do Sioux, a co będzie potem, to się okaże. Nie wiem dokładnie, co się stanie… albo co ci zrobią. Nie powiedzieli tego nawet Jacobowi.
- Och… - mruknął posępnym głosem. Nie miałam pojęcia, jak powinnam dodać mu otuchy. - Na miejscu dokładnie zorientuję się, na czym to wszystko polega, a potem wrócę z wiadomościami.
Planował wrócić? Myśl, że coś mogło pójść nie tak z naszym planem nawet nie przeszła mi przez głowę, co oczywiście było bardzo głupie i naiwne z mojej strony. Życie to nie tęczowa kraina z bajki, a magia nie zawsze okazuje się pożyteczna i dobra.
- Więc… mamy spodziewać się twojego powrotu? - spytałam, obawiając się, że następne kilka dni spędzę na czekaniu na rozwiązanie tego nieszczęsnego problemu, a potem może się jeszcze okazać, że to ono wcale się nie sprawdziło. Plan mógł nie zadziałać. I co wtedy?
Zanim zdążyłam poważnie zastanowić się nad tymi wszystkimi nieprzyjemnymi sprawami, które wyniknęłyby, jeśli nic by nie wypaliło, Elijah już wstał i pociągnął mnie ze sobą, a następnie mocno do siebie przytulił. Nie opierałam się, bo niby czemu miałabym to robić? On był gotów poświęcić się dla mojego szczęścia. Nie widziałam powodów, dla których nie mogłam odwzajemnić uścisku, więc to zrobiłam. Objęłam go rękami w talii i oparłam głowę o jego klatkę piersiową.
- Wrócę tak szybko, jak tylko będę mógł - powiedział, po czym pocałował mnie w czoło i skoczył do oceanu znajdującego się pod nami. Uderzył o powierzchnię wody, powodując wielki plusk, który zmoczył mi stopy, ale się tym nie przejmowałam.
Obserwowałam płynącego wzdłuż klifu chłopaka do czasu, aż zniknął z mojego pola widzenia, a potem usiadłam na piasku i zwinęłam się w kłębek. Pozostało mi dużo czekania… Zadrżałam, ale w końcu nie było tak źle. Mogłam być z Jacobem przez cały czas wyglądania powrotu Elijaha. Tak, teraz liczył się tylko Jake. Przecież on nie musiał nigdzie iść.
Ruszyłam do domu, jak tylko przestałam płakać.
Jacob czekał na mnie, siedząc na frontowych schodach.
- No i jak? - zapytał.
- Powiedział, że spróbuje… Właśnie wyruszył do Sioux. Obiecał, że wróci z wiadomościami, jeśli to wszystko… zadziała.
- Więc miał jakieś wątpliwości? - Na twarzy Jake'a nagle pojawił się wyraz paniki, więc pewnie nie rozważał innej możliwości niż powodzenie procesu powrotu Elijaha do normalności.
Pokręciłam głową.
- Po prostu musi tego wystarczająco chcieć.
- I myślisz, że tak jest?
- Nie wiem… Naprawdę nie wiem - wyszeptałam szczerze. Nie wiedziałam. Nie wiedziałam, jak zadecyduje Elijah ani czy w ogóle to wszystko się uda.
Jacob i ja nie rozmawialiśmy dużo przez resztę wieczoru i nocy. Po prostu cieszyliśmy możliwością bycia razem i tym, że choć na parę dni nie musieliśmy się martwić blondynem.
Całowaliśmy się niezwykle delikatnie, ale czułam, że jak nigdy wcześniej pragnął, abym go dotykała, a ja topniałam za każdym razem, gdy jego ręce odkrywały nowe sfery mojego ciała. Nasze kochanie się było jednocześnie subtelne i drapieżne, jakbyśmy nie widzieli się przez bardzo długi okres czasu, co wzmagało pożądanie jeszcze bardziej niż zwykle…
W ramionach Jacoba nie mogłam doznawać niczego innego poza szczęściem. Czułam się chroniona i bezpieczna, tak jakby nic nie było w stanie mnie zniszczyć, ale przede wszystkim kochana. Prawdziwie kochana. Większość ludzi na świecie z pewnością zabiłaby kogoś, by dostać chociaż jedną dziesiątą uczucia, które nas łączyło. Fakt, że kochał mnie właśnie taki ktoś jak on, wywoływał w mojej duszy niewyobrażalne poczucie radości. Był odważny, godny zaufania… i ciepły. Nikt nigdy nie mógłby mi go zastąpić. Powiedziałam Elijahowi szczerą prawdę. Pewnego dnia naprawdę wyjdę za Jacoba i zostanie on ojcem naszych dzieci. Dzieci…
- Jak sądzisz, jakie będą nasze dzieci? - spytałam Jacoba, gdy nadszedł poranek. Uniósł wysoko brwi, a ja dopiero po chwili zorientowałam się, że mógł doszukać się jakiegoś drugiego dna.
- Dlaczego pytasz? Czyżbyś wiedziała o czymś, czego ja nie wiem? - spytał z szerokim uśmiechem.
Zarumieniłam się i odpowiedziałam:
- Nie, po prostu się nad tym zastanawiam.
- Och… - mruknął i mogłam przysiąc, że usłyszałam w jego głosie nutkę rozczarowania. - No więc… Przypuszczam, że będą pół-wampirami, pół-ludźmi, pół-wilkołakami.
- Ale jak sądzisz, z kogo będą miały najwięcej cech? - spytałam ze szczerym zaciekawieniem.
- Cóż… Chciałbym, że miały twoje piękne oczy - powiedział, całując moje obie powieki. - I twoją delikatną skórę… - dodał, muskając mi wargami policzki.
- A ja bym chciała, żeby miały w sobie też coś z wilkołaka - zdołałam wykrztusić, starając się zignorować fakt, że ręce Jake'a oplotły moją talię, a potem zjechały w dół i zatrzymały się dłużej na udach, przez co bardzo ciężko przychodziło mi logiczne myślenie.
- Och?
- Tak. Chciałabym, żeby były tak ciepłe jak ty - odparłam, całując jego klatkę piersiową. - I żeby biło im serce.
- Więc podsumujmy: twoje oczy i skóra, moje ciepło i bicie serca, tak? - spytał, ale zanim zdążyłam odpowiedzieć, jego usta już napierały na moje. Niezwykle rozproszyło to moją uwagę, a wybuch pożądania sprawił, że przestałam się troszczyć o odpowiedź. I było mi z tym lepiej niż dobrze.