Uwaga. To jest mój własny przepis i robiłam to według mojego smaku, zatem jak w kogoś nie trafię gustem to może mu nie smakować.
Dla mnie to ostatnio najlepsze co zjadłam na mm chyba.
Pasztet ten robiłam po raz pierwszy w zyciu (w ogóle pasztet robiłam po raz pierwszy w życiu) i nie wiem jak powinien smakować, ale ten wyszedł nie wiem czemu podobny w smaku do ciasta. Zatem następny zrobie na słodko i zdam relację.
POTRZEBUJEMY:
pół kilo ugotowanej soi
pół kilo pieczarek
dwa selery
pięć średnich cebul
czosnek w granulkach, bazylię, sól, pieprz i inne takie
3 białka jajkowe
Do dzieła:
Najpierw czyścimy i myjemy pieczarki, cebulkę obieramy z brzydkich warstw wierzchnich (ogry! Ogry mają warstwy!!). Pieczarki kroimy w slupki albo niewielkie kosteczki. Tak samo wszystkie cebulki (cebule na drobniuteńką kostkę najlepiej). Jesli nie mamy dobrej patelni (jak ja) moczymy w oliwie skorke od chleba i przecieramy patelnie. Podsmazamy pieczarki. Jak sa zlocistobrązowe to dosypujemy cebulę i dalej smażymy czy dusimy aż do miekkości. W tym czasie ścieramy selera na tarce o dużych oczkach i mielimy soję (ja zmieliłam w wielkim młynku, ale można pewnie przekręcić w maszynce). Jak juz zmielone i usmażone to mieszamy wszystko razem na sensowną masę. Białka ubijamy na sztywno i też dodajemy, mieszamy, ale nie jakoś bardzo miętolimy, tylko żeby było po prostu wymieszane.
Możemy teraz napchać tego do formy (ja użyłam takiej podłużnej), ja miałam wysmarowaną maslem trochę bo się bałam niewysmarować, ale chyba nie trzeba.
Pieczemy aż góra zbrązowieje i jak włożymy ppatyczek w ciacho i wyjmiemy to będzie suchy (u mnie 1,5 h, ale na starym piecyku).