Rozdział II
Na lotnisko zwykle jest tłoczno. Cud sprawił, że można było dostać się do odprawy celnej bez większej kolejki. W samolocie pożałowałam, że nie zabrałam leku przeciw chorobie lokomocyjnej. Strasznie się bałam, ponieważ znając moje szczęście zapewne samolot rozbiłby się. Wszyscy by przeżyli oprócz mnie.
No ale tak już w życiu jest. Jeżeli chce się kogoś uszczęśliwić, nam samym czasem dzieją się różne przykre rzeczy.
Tymczasem wyobrażałam sobie, jak mogą wyglądać pozostali członkowie rodziny Alice. Cullen'owie mieszkali tam od dwóch lat, i zapewne wszyscy ich tam znali. Ciekawe, czy są też tacy ładni i pokręceni jak ten urodziwy Chochlik. Mam nadzieje, że przyjmą mnie z otwartymi ramionami, bo inaczej musiałabym przeprowadzić się do mojego staruszka. Szczerze mówiąc Charliego lubię za to, że jest bogaty. Zawsze, gdy jeździłam do niego na wakacje, kupował mi przeróżne gadżety. Ostatnio kupił mi kieszonkowego laptopa, dzięki któremu oglądałam teraz filmy w internecie. Cud sprawił, że nie skasowałam konta na serwisie społecznościowym. Miałam więc trochę czasu i ochoty na sprawdzenie obecności Cullen'ów na portalach. Pozakładałam konta na kilkunastu serwisach, ale nikogo
o takim nazwisku nie znalazłam. Zawsze marzyłam, by mieć przyjaciół, a przynajmniej koleżanki i kolegów.
Może będzie ich odpychał ten brak koordynacji ruchowej. Ale jak już przeszłam kawałek bez upadku, szłam z gracją, której nawet Renee nie może się nadziwić. Sama chodzi jak ostatnia niezdara. Dziwnym trafem nie zostałam obdarzona tylko tym brakiem koordynacji. Miałam wyostrzony wzrok i słuch, wyróżniałam się spośród swoich „rówieśników” spostrzegawczością. Rówieśników, jeśli można by było ich tak nazwać. Wszyscy mi mówią, że się nie zmieniam. Ja sama to również zauważyłam, stając codziennie od siedemnastu lat przed lustrem. To chyba przez Alice. Przy niej musiałam dostosować się do jej ruchów, do jej szybkości. Kiedy wyruszaliśmy na zakupy w ostatnie wakacje, ja musiałam za nią biegać. Taki już los człowieczy. Nie mówię, że Alice nie jest człowiekiem. Może jest w połowie człowiekiem? Nie miałam czasu się nad tym zastanawiać, ale byłam ciekawa, czemu ja się tak do niej dostosowywałam.
Pamiętam dziwną wyprawę we dwójkę na piknik w lesie. Wzięła na siebie przygotowanie jedzenia i picia. Picie było takie sobie, ale nie chciałam jej urazić. Inną „pysznością” było soczyste jabłko. Ona nić nie jadła. Powiedziała, że Esme (szczerze mówiąc nie wiem, kim jest ta Esme) wmusiła w nią obiad przed piknikiem. Nie mogłam jej zmusić do jedzenia, bo podobno ta Esme wmusiła w nią jelenia z kopytami. Kto wie, czy to nie prawda? W każdym razie gdy napiłam się tego dziwnego napoju, Alice powiedziała, że gdy ona to wypiła, było gorzej. W żartach mówiła, że przez przypadek pewnie czegoś dosypała. Zawsze trzymały jej się żarty, ale tym razem mało brakowało a jej uwierzyłam. Inaczej sądziłam następnego dnia. Byłam pewna, że jednak czegoś dosypała albo dolała. W każdym razie przez kilka dni okropnie piekło mnie w gardle. Nie wiedziałam co się dzieje, ale dobrze wiedziałam, że to pewnie sprawka Alice. Ten głupi chochlik ma czasem głupie pomysły. Kilka miesięcy do niej nei pisałam ani nie dzwoniłam. Myślę, że ona wie, o co mi chodziło, jak jej mówiłam, że musi przypomnieć sobie pewien składnik, który dodała do tego napoju, którym mnie poczęstowała na pikniku. Od tamtej rozmowy telefonicznej żadna z nas się do siebie nie odezwała. Aż do wczoraj. Ciekawe, co się stało.
Z głośnika dobiegł głos stewardessy. Mówiła, że za kilkanaście minut lądujemy. Nie mogłam doczekać się tego spotkania. Byłam ciekawa, jak Alice się zmieniła od ostatniego spotkania.
Od odprawy celnej szłam sama. Nikt nie szedł za mną, ani obok mnie. Wypatrywałam złośliwego chochlika, ale na próżno.
Zrezygnowana wyszłam na chodnik przed lotniskiem. Moim oczom ukazało się żółte porshe. A w jego wnętrzu siedziała dumnie jakaś krucha, opatulona w chustkę kobietka.
Ten rudowłosy stworek wydał mi się dziwnie znajomy. W pewnej chwili z samochodu wyskoczyła z gracją Alice i doskoczyła do mnie jak żabka. Pocałowała mnie w policzek i wyściskała mnie od razu na przyszłość.
-Bells! - krzyknęła i odsunęła się ode mnie.
Alice! Nie poznałam cię! Zmieniłaś kolor włosów? - spytałam. Teraz ja do niej doskoczyłam. Nawet sama nie wiedziałam, jak bardzo się za nią stęskniłam.
-Już daj spokój, mała. A ty nic się nie zmieniłaś. - ten jej świergotliwy głosik.
-Ej! Myślałam, że się za mną stęskniłaś! - powiedziałam, udając obrażoną.
-Nawet nie masz pojęcia, jak bardzo. Ale muszę zostawić sobie radość na później, bo nie wiem, czy z tobą wytrzymam przez następnych kilka miesięcy. . . -zawahała się.
-Alice! Powinnaś wróżyć albo przynajmniej zostać jasnowidzem! - zaskoczyła mnie. Skąd ona to wiedziała?
-Myślałam raczej o tym, że przeprowadzasz się do Forks do Charliego. I będziemy się częściej widywać. - Znowu mnie uściskała. Ja się skrzywiłam.
-Eh, ty się nadal gniewasz. - posmutniała.
-Nie, nie gniewam się. Ale ty tak się ucieszyłaś, że wprowadzam się do Forks. A ja mam dla ciebie niespodziankę, bo wcale nie mówiłam, że wprowadzam się akurat do Charliego.
-Nie wierzę… - chyba ją zaskoczyłam.
-Chciałabys, żebym zamieszkała u ciebie?
-Tak i to bardzo! - krzyknęła i przylgnęła do mnie. Nie wiem, jak ja z tą babą wytrzymam, jak ona ma mnie przytulać co chwilę.
-No to na co czekamy? - spytałam z entuzjazmem.
-Wsiadaj! - rozkazała.
Jak najszybciej wsiadłam do samochodu. Jechałyśmy z zawrotną szybkością. Za chwilę usłyszałam dziwne słowa wypowiadane z niewyobrażalna szybkością przez tą moją stukniętą przyjaciółkę. Ale miałam dobry słuch i rozumiałam wszystkie słowa. W odróżnieniu od moich rówieśników.
-Co robisz? - spytałam skupioną sąsiadkę.
-Śpiewam piosenkę - odpowiedziała szybko i powróciął do wykonywanej czynności.
-Ale raz śpiewałaś po angielsku, ra po hiszpańsku, potem po polsku… - zaczęłam mniej więcej wymieniać te języki, które zdążyłam rozpoznać, zanim przeszła do innego języka.
-Skąd ty znasz te języki? - zdenerwowała się.
-Mam talent, no nie? Jakoś tak po tym naszym pikniku znalazłam w mojej walizce książkę w języku francuskim. Z ciekawości zaczęłam ją czytać i, o dziwo wszystko i rozumiałam. - sama się zdziwiłam.
Alice była jeszcze bardziej zszokowana. Sięgnęła pod fotel samochodu i dała mi jakąś grubą książkę. Tytuł był napisany w języku irlandzkim, więc rzecz jasna cała książka była napisana w tym języku. Była to moja ulubiona książka.
-Przetłumacz tytuł! - rozkazał chochlik.
-„.Wichrowe wzgórza” . -powiedziałam spokojnie.
Alice wybałuszyła oczy i otworzyła usta, co było do niej bardzo niepodobne. Zahamowała z piskiem.
-Przeczytaj pierwszą stronę. -posłusznie zaczęłam czytać. Przychodziło mi to z łatwością. Wsłuchiwała się w zaskoczeniu i wyrwała mi książkę. Przeleciała szybko tekst i spojrzała na mnie, jakby zobaczyła ducha lub cosik w tym stylu.
-No co? - spytałam, gdy przeniosła wzrok na mnie. Alice nadal się we mnie wpatrywała z szeroko otwartymi oczami, a samochód stoi jak stał. Ruszyła i szybko przeniosła wzrok na przednią szybę samochodu. Nie poruszyła już więcej tego tematu.
Skoncentrowała się i wróciła do swojej zajmującej czynności. Tym razem śpiewała `Cicha noc' po niemiecku, i następnie po arabsku. Skąd ona znała te języki? Ach, zapomniałam, że w wakacje wyjeżdżała na obozy językowe.
-Alice! - wrzasnęłam. - Co ty do cholery wyprawiasz?!
Zaskoczona moja reakcją przerwała na krótko tłumaczenie kolędy i nie odrywając wzroku od szyby samochodu powiedziała:
-Muszę zająć czymś myśli. - westchnęła i znowu zaczęła tłumaczyć tę głupią piosenkę.
Co ona do cholery wyprawiała? Może nie zwalać się jej na głowę, skoro upadła aż tak nisko?
-To przeze mnie? - spytałam ze skruchą.
-Nie, kotku. Powiem ci kiedy indziej. - powróciła do poprzedniej czynności, tylko że zmieniła repertuar na polskie disco polo. Przysłuchiwałam się uważnie i nie mam pojęcia jakim cudem potrafiłam rozpoznać każdy język. Nieświadomie zaczęłam śpiewać razem z nią.
-Bella, ja nie wiem, co się z tobą dzieje. Ty się w ogóle nic a nic nie zmieniasz. - pisnęła, a w jej cienkim głosiku rozpoznałam zaniepokojenie.
-Ty też, Alice. - o tak, temu nikt nie zaprzeczy.
-Ja to inna rzecz. Makijaż, te sprawy… A u ciebie nie widzę nawet błyszczyku na ustach ani tuszu na rzęsach.
-Nigdy nie używałam kosmetyków. - przyznałam.
-Więc pora to zmienić. - zaczęła wymawiać dziwne słowa, domyślałam się, że to nazwy jakichś firm kosmetycznych, o których istnieniu nigdy nie słyszałam.
-Co ty gadasz?! Na mózg ci padło?
-Och Bello. Z moim mózgiem nigdy nie było w porządku. A ty nie jesteś inna, bo też masz trochę na wschód. - zaśmiała się krótko.
W ułamku sekundy odwróciła się w moją stronę. Ujęła chyba moją garderobę od stóp do głów. Zrobiła obrażoną minę jak małe dziecko. Miałam na sobie czarną tunikę w żółte gwiazdy i rurki w kratę.
-Nie pamiętasz o tych kieckach, które dałam ci ostatnim razem? Wyglądasz jak manekin. - zaczęła recytować, jakie to ja mam wady. Może by tak skomentować jej pisk?
-Alice! Nie bądź taka! To moja ulubiona bluzka! - krzyknęłam oburzona.
-Tak sobie tłumacz. A ja i tak dzisiaj zrobię przegląd mojej szafy i oddam ci połowę swoich rzeczy. Sama sobie kupię nowe ciuchy skoro ty nie chcesz.
-Alice! - pisnęłam.
-No co? - zaćwierkała.
-Dlaczego się nade mną znęcasz? - spytałam rozbawiona.
-Ja? Dlatego, że chcę ci dać trochę porządnych i modnych ciuszków? Nawet nie masz pojęcia, ile dałyby zwykłe dziewczyny za takie rzeczy! - rozgniewałam.
-Dziękuję, ale nie wypada mi zabierać ci ubrań. A ja według ciebie jestem nienormalna?- rozśmieszyłam ją.
-Nie martw się. Mam cztery szafy z ubraniami, z czego w każdej z nich przynajmniej połowa mi się znudziła. A nie były noszone więcej niż dwa razy! - zareklamowała.
-Skoro nalegasz… - złamałam się.
-Nalegam.
Więcej nie rozmawiałyśmy podczas podróży.
EDWARD
Czy wegetarianie jadają mięso? Czy wampiry, które przyzwyczaiły się do picia krwi zwierząt mogą pić ludzką krew? Oczywista odpowiedź : NIE!
Ale ta moja zwariowana siostra nie da za wygraną. Będzie walczyła, choćby sama miała zeżreć tą swoją przyjaciółkę. Prawdę mówiąc to nigdy jej nie widziałem. Przypomniało mi się właśnie, że ta jej koleżaneczka jest człowieczkiem. I nawet nie wiem, jak ma na imię. Wiem tylko, że jest córką tego bogacza z Forks. Szczerze, to dziwię się, co go jeszcze tutaj trzyma.
Dowiedziałem się o niej przypadkiem, gdy wróciłem ze szkoły do domu. Alice siedziała w fotelu i patrzyła przed siebie. Wyraźnie nad czymś myślała.
Gdy zobaczyła mnie w drzwiach, w jej myślach słyszałem, jak recytowała dramat Szekspira. Ta mała krętaczka mogła czasem wyprowadzić wampira z równowagi. Szczególnie to małe coś wkurzało kogoś takiego jak mnie, kogoś, kto miał takie zdolności. Czytanie w myślach. To i tak nic nie dało, bo ten brzdąc zaczął tłumaczyć te bzdurne fałszywki!
Chwila, chwila. . . Gdzie to się ona wybierała? Nie, nic podobnego. Nic nie powiedziała. Odczytałem to z jej myśli. Wybierała się do Port Angeles na lotnisko.
Siedząc teraz na fotelu w naszym małym domku letniskowym wśród lasu, który znajdował się nieopodal naszego rodzinnego domu.
Tak sobie myślę. Nie, to nie zda egzaminu… A szkoda, że akurat Alice miała tę zdolność. W jej przypadku do niczego niepotrzebna. Przydałaby się ona Carlise'owi, bo w końcu to on jest głową naszej `rodziny'.
Czuję, że Alice knuje coś, ale chyba sama nie wie, co. Może nie wie, co się stanie. Może jej obrazy w widoku przyszłości zupełnie wyblakły? Nie… na pewno nie. To było niemożliwe. Bardzo mnie korciło, żeby wyskoczyć z fotela i pomknąć z prędkością pocisku w las, by jak najszybciej dotrzeć do domu. Słyszałem tylko w oddali śpiewanie piosenki przez Alice. Widocznie planowała kogoś przywieść. A więc to tak! To małe bździągwo zaczęło tłumaczyć piosenki, żebym nie usłyszał jej myśli. Więc chciała coś ukryć. Czy to miało być związane ze mną? Czy Carlise o tym wie? A Esme, Em, Jass, Rose?
A może miała w planach przywiezienie tej całej Swan do naszego domu? Nie, nie byłaby taka bezmyślna. Ach, ja nie mogę tego zakładać. U niej wszystko jest możliwe. - zacząłem śmiać się z własnych myśli.
Czy ta mała nie zdaje sobie sprawy, jakie grozi jej przyjaciółce niebezpieczeństwo? Przywozi ją do domu pełnego wampirów? Ehe, to pewnie ona namówiła Esme na małe polowanko.
I nagle usłyszałem w myślach Alice jej piękny głos. Głos, który rozpoznałbym nawet gdyby teraz puściłby mi ktoś nagrany na dyktafonie. To pewnie jej przyjaciółka. Ach, ta głupia wampirzyca! Jak ona może?! Znowu zaczęła śpiewać!