Zapomniani Polacy, Polska


Zapomniani Polacy
W tym roku rząd przygotował dla repatriantów 11 miejsc
Jerzy Małyszko, Nasz Dziennik, 03.09.2002
 


  
W tym roku w ramach rządowego programu "Rodak", adresowanego do repatriantów, do Polski będzie mogło przyjechać 11 rodzin. Rok temu było ich 8. To zaledwie kropla w morzu potrzeb. W samym Kazachstanie mieszka co najmniej 50 tys. Polaków. Jeżeli tempo działań polskich władz nie ulegnie zmianie, repatriacja może potrwać nawet 160 lat. Dla porównania: na początku lat 90. z Kazachstanu repatriowało się ok. 700 tys. Niemców. W ciągu ostatnich 10 lat do Polski przyjechało tylko ok. 2 tys. naszych rodaków.

Jak zorganizować powrót zesłańców lub ich potomków do kraju? Temat ten długo pozostawał jedynie zabawką dla mediów. Brakowało jakichkolwiek uregulowań prawnych, ustalających tryb repatriacji, wyznaczających odpowiedzialne instytucje itp. 
Z prorepatriacyjnych inicjatyw społecznych w Polsce na początku lat 90. należy wspomnieć o najbardziej spektakularnej. Nie czekając na działania władz, Piotr Hlebowicz na przełomie roku 1991 i 1992 rozpowszechnił wśród Polaków w Kazachstanie i na Syberii własnego wzoru wnioski o repatriację. Masowo nadsyłane do polskiego parlamentu miały otworzyć parlamentarzystom oczy: Polacy na Wschodzie są i chcą wrócić do kraju. Ile takich wołań o pomoc Senat RP otrzymał - nie wiadomo. Zapewne kilkanaście tysięcy. Pozostały jednak bez echa.
Powolna, naturalna migracja Polaków ze Wschodu trwała co najmniej od 1992 r. Przyjeżdżali jednak na prawach cudzoziemców, a nie repatriantów - na podstawie karty stałego pobytu. Albo turystycznie - z nadzieją, że jakoś uda się pozostać w kraju przodków. Przybywali do Polski na własny koszt lub dzięki pomocy rodzin czy życzliwych osób, takich jak Piotr Hlebowicz z Krakowa czy Anna Trąbala z Fundacji "Polak Polakowi" w Warszawie, a od połowy lat 90. Aleksandra Ślusarek z Niepołomic pod Krakowem.
W ocenie Sławomira Łozińskiego, autora informacji sporządzonej na zlecenie Biura Studiów i Ekspertyz Kancelarii Sejmu, w latach 1992-96 z kartą stałego pobytu przyjechało do Polski ok. 1.450 naszych rodaków. Ilu przyjechało "w ciemno", z nadzieją na załatwienie dokumentów na miejscu, nie wiadomo.
Kogo stać na repatriację?
W 1996 r. rząd postanowił uruchomić repatriację w ramach obowiązującego prawodawstwa. 7 września ruszyła pierwsza procedura umożliwiająca powrót do kraju. Ciężar organizacyjny i finansowy przedsięwzięcia spoczął całkowicie na zainteresowanych powrotem oraz środowisku przyjmującym. 
Spełnienie wymogów (wielokrotne dojazdy do oddalonej o ponad 1.000 km od skupisk Polaków ambasady, wyrobienie i przetłumaczenie na język polski dokumentów) to koszt ok. 1 tys. USD na rodzinę - oszacował ks. Piotr Brotoń, wieloletni proboszcz parafii Zielony Gaj w Kazachstanie. Z powodu zupełnie innych realiów gospodarczych taka suma dla Polaków w Kazachstanie to tyle, ile dla nas 20 lat temu. Średnia miesięczna płaca w Kazachstanie wynosi 70 USD. Wynagrodzenie przez kilka lat wypłacane było tam zbożem. Ludzi po prostu nie stać na repatriację na warunkach ustanowionych przez rząd RP. 
Jednak przed rozpoczęciem zbierania dokumentów i wypełnieniem wniosku kandydat na repatrianta musiał zdobyć zaproszenie od gminy w Polsce. Jak? Jadąc na własny koszt do Polski lub wykorzystując kontakty z organizacjami społecznymi czy osobami prywatnymi. Trudno było przekonać władze gmin, by zapewniły mieszkanie, opiekę lekarską, środki na życie i pracę osobie, której nie znały lub nawet nie widziały. W tej sytuacji opierało się wszystko na wysiłku zwyczajnych ludzi, którzy wyszukiwali w kraju bezpieczne przystanie dla marzących o powrocie. 
Jednak bywało też odwrotnie. Repatrianci, którzy wobec zbyt skomplikowanej procedury musieli korzystać z pośredników z Polski obiecujących "załatwić" kontakt z gminą w kraju, skarżyli się, że pomoc nie zawsze była bezinteresowna.
Zdobycie zaproszenia od gminy było jedynie pierwszym etapem gehenny. Trzeba było jeszcze przekonać konsula, by przyjął wniosek.
Przed jego złożeniem należało m.in. zdobyć i przetłumaczyć na język polski mnóstwo dokumentów potwierdzających polskość, wypełnić 48-stronicowy kwestionariusz, zdać swego rodzaju egzamin z polskości. Wymagało to wielokrotnego odwiedzania konsulatu (w Kazachstanie odległego nawet o ok. 1.500 km). I wszystko ze środków własnych zesłańca.
Przecież z góry wiadomo było, że śledztwa, zsyłki i łagry nie dawały nawet cienia szansy na przechowanie jakichkolwiek dokumentów, nie mówiąc już o polskich, których przecież nigdy nie mieli. Dlaczego? Są potomkami zesłanych w 1936 r. Polaków m.in. spod Kamieńca Podolskiego, z obszaru podległego sowieckiej Ukrainie, a nie II Rzeczypospolitej. Do początku lat 90. ich dzieci i wnuki nie miały kontaktu z drukowanym słowem polskim. Jeszcze w 1981 r. publicznie przed szkołami spalono w Kazachstanie polskie książki.
27 grudnia 1997 r. weszła nowa ustawa o cudzoziemcach, w której określono tryb wydawania wiz repatriacyjnych. Nastąpił przełom od strony prawnej - repatriacja zaistniała w ustawodawstwie. Jednak od strony praktycznej było gorzej. MSWiA zadecydowało, że wniosek należało wypełnić osobiście w obecności konsula, poprawną polszczyzną. Resort stawiał wymóg znajomości języka polskiego, mimo iż żaden zapis prawny tego nie wymagał.
Problem na pewno istnieje. Ze znajomością polszczyzny wśród kazachstańskich Polaków nie jest dobrze. Jednak trzeba wziąć pod uwagę okoliczności ich życia na "nieludzkiej ziemi". Zesłano ich po to, by złamać, traktowano ich tak, by zapomnieli, kim są. Do śmierci Stalina za posiadanie polskiej książki, za korespondencję z krajem czy nawet za sam fakt posiadania krewnych w Polsce można było dostać dodatkowy wyrok. 20 lat zesłańcy nie dostawali za pracę gotówki, jedynie zboże.
Zgodnie z przyjętą przez MSWiA procedurą "sprawdzania polskości", konsul może tych ludzi zapytać, i robił to, o przebieg Powstania Warszawskiego, dopływy Warty czy narodowe potrawy polskie. Jak można mieć wyobrażenie np. o polskim makowcu w kraju, gdzie nie rośnie mak?
Języka oczywiście trzeba się nauczyć, poważnie myśląc o przesiedleniu się do Polski. Jednak ten oczywisty problem tamtejszych Polaków powinien być rozwiązany, a nie wykorzystywany przeciwko nim.
Nasuwa się pytanie: dlaczego Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji narzuciło tak wyniszczającą procedurę sprawdzania kandydata, podczas gdy ustawa tego nie wymagała?

Zadanie dla pokoleń
Ustawa o repatriacji weszła w życie 1 stycznia 2001 r. i ograniczyła proces do Kazachstanu i azjatyckiej części byłego ZSRS. To tam mieszkają Polacy najbardziej narażeni na asymilację oraz będący w najtrudniejszej sytuacji materialnej. Należało tak postąpić również dlatego że przeważać zaczęła liczba repatriantów z Ukrainy i Białorusi; z dwóch miast - Lwowa i Grodna - w 2001 roku przyjechały 423 osoby, podczas gdy z całego Kazachstanu, którego powierzchnia jest dziewięć razy większa od Polski, zaledwie 216 osób.
By przyśpieszyć repatriację, ustawa obiecywała też gminom refundację kosztów adaptacji powracających do kraju rodaków.
W tym miejscu należy podkreślić, że aż do końca 1998 r. kolejne rządy nie wsparły repatriantów ani złotówką. Dopiero w 1999 r. wydzielono na ten cel 10 mln zł. Jednak wnioski o dofinansowanie można było złożyć jedynie w listopadzie. Mało kto zdążył zareagować.

Zdecydują gminy
Repatriację ograniczają założenia, na których się ona opiera - refundacja i zaangażowanie gmin. Gdyby gminy uzyskiwały ulgi, a np. repatrianci byli zwolnieni z podatków od działalności gospodarczej, niepotrzebne byłyby środki na funkcjonowanie procesu. Kolejnym słabym punktem jest oparcie repatriacji na gminach - jest ich w Polsce zaledwie ok. 3 tys. Nawet gdyby wszystkie gminy włączyły się w akcję i zaprosiły po jednej rodzinie (średnio 5 osób), to nie udźwigną całego ciężaru repatriacji. Mogą sprowadzić maksymalnie ok. 15 tys. osób, podczas gdy w samym tylko Kazachstanie jest, według różnych szacunków, od 50 do 100 tys. Polaków. Poza tym, jeżeli zachowa się obecne tempo repatriacji z Kazachstanu - ok. 1,5 tys. osób w ciągu pięciu lat - to proces powrotu do kraju trwać będzie od 80 do 160 lat, nawet zakładając, że tylko połowa z zesłańców zechce wrócić do Polski. A Polacy w pozostałych krajach objętych ustawą o repatriacji?
W 2001 roku MSWiA uruchomiło program "Rodak". Z założenia miał pomóc najbiedniejszym rodzinom. Kandydaci do repatriacji, którzy nie mieli zapewnionych w kraju źródeł utrzymania, ale spełnili wymogi proceduralne, otrzymali promesy (oficjalne obietnice) wizy i czekali. Informacja o nich trafiała do bazy danych w kraju. W innej ewidencji gromadzone były oferty gmin wystawione in blanco, czyli na nieokreślonego imiennie repatrianta. Problem w tym, że na Wschodzie czeka 500 osób z promesami wizy, a ofert od gmin wpłynęło w ciągu dwóch lat zaledwie... 19.
Dlaczego gminy złożyły tak mało ofert? Otóż w ubiegłym roku rząd nie zrefundował żadnej gminie poniesionych wydatków, mimo zarezerwowanych na ten cel 40 mln zł. Tłumaczył to fatalną sytuacją finansów publicznych kraju. W tym roku planowana rezerwa jest prawie dwukrotnie mniejsza - 25 mln zł, ale ile z obiecanych pieniędzy wesprze powracających zesłańców? Nie wiadomo.
Jerzy Małyszko

* * *

Polacy - "byt wirtualny"?
Podstawą do repatriacji jest polityczna wola rządzących. Cztery lata temu w Kazimierzu nad Wisłą odbyła się konferencja pt. "Polacy na Wschodzie". Podczas panelu "Wracać czy nie wracać. Kazus Kazachstanu jako przedmiot ogólniejszej refleksji" dr Jerzy Marek Nowakowski, ówczesny minister w Kancelarii Premiera, stwierdził, że "Polacy z Kazachstanu to 'byt wirtualny', który zadomowił się w prasie i myśleniu". Zdaniem ministra, gdyby mit o Polakach pragnących wrócić był prawdziwy, to "z szumem skrzydeł anielskich ci Polacy powinni przybyć z Kazachstanu, w ten sposób przeniesieni do RP samą siłą myśli"! Według Nowakowskiego, repatriantami ze Wschodu kieruje wyłącznie dążność do lepszych warunków bytowych, a Polaków w kraju nie stać na więcej, niż przyjąć przybyszy jako "ruskich" i zazdrościć im "lepszego" traktowania ze strony władz gminnych.
Czy w ten sposób kolejne ekipy rządowe nie usiłują zrzucić odpowiedzialności za żółwie tempo repatriacji z siebie na społeczeństwo, któremu usiłuje się zarzucać ksenofobię, a jej przejawem ma być odrzucanie powracających? Repatriantom przypisuje się jedynie pogoń za lepszymi warunkami bytowymi. Władze zapominają przy tym, kto ponosi winę za wynarodowienie kazachstańskich Polaków, za brak wiedzy o nich, za "białe plamy" w historii Narodu Polskiego.
Pamiętajmy, że moralny obowiązek przywrócenia ich Narodowi spoczywa na nas, na Polsce.
Wątpliwości polityków budzi również koszt repatriacji. Pada argument, że nie stać państwa polskiego, by ściągnąć do kraju nawet część zesłanych lub ich potomków. Taki pogląd przynosi jedynie wstyd naszemu krajowi. Niemcy sprowadzili z Kazachstanu ok. 700 tys. swoich rodaków, którzy osiedlili się w Rosji jeszcze w XVIII w. Może z naszymi zachodnimi sąsiadami trudno jest się równać, ale tenże Kazachstan przyjął już z Mongolii 50 tys. Kazachów i szykuje dalszą repatriację z Chin. A może jesteśmy biedniejsi również od Kazachstanu?

Od redakcji Naszej Witryny: bez najmniejszego problemu przyznawane jest natomiast obywatelstwo polskie tzw. marcowym emigrantom, tj. osobom żydowskiego pochodzenia, które wyjeżdżając z Polski samodzielnie zrzekły się tego obywatelstwa. "Naród wybrany" ma i w tym wypadku u rządzących Polską wyraźne preferencje.

Jerzy Małyszko, Nasz Dziennik, 2002-09-03



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
polacy i Polska w WESELU, Szkoła, Język polski, Wypracowania
Polacy i Polska w Weselu
POLSKA I POLACY, POLSKA I POLACY
Wybory prezydenckie na Białorusi, a Polacy i Polska (1)
Nic się nie stało Polacy nic się nie stało, POLSKA - HOLOKAUST POLAKÓW TRWA !!!
Rząd zapomniał zmienić przepisy będziesz żyć bez etatu i emerytury, Polska dla Polaków, Emerytury
Polska i Polacy
Polska Polacy Słownik motywów
35.Polska i Polacy w ocenie Juliusza Slowackiego (na wybranych przykladach).
Czy Polska jest niepodległa a Polacy wolni
POLSKA I POLACY, matura, matura ustna, MOTYWY, WORD
Polacy w kampanii 1812 roku, XIX wiek Polska
Żydzinie Polacy CZĘŚĆ 2, Polska

więcej podobnych podstron