- 1 -
Na Papua Nowa Gwinea mieszka chłopiec, który nazywa się Wiliam Kapua. Ma ciemną buzię i krótkie kręcone włosy. Jego ojciec należy do lokalnych władz. W roku 1982 panowała tam susza. Groził głód. W grudniu, gdy dzieci miały wakacje, otrzymano pomoc: ryż i konserwy rybne. Podział darów powierzono ojcu Wiliama. Pominął jednak przy rozdawaniu żywności dawnych wrogów swego plemienia. Wzbudziło to ich gniew i doprowadziło do wybuchu wojny. Wiliam na próżno chciał zażegnać bratobójczą walkę. Był chrześcijaninem, służył do Mszy św. i pomagał księdzu proboszczowi w katechizacji młodszych dzieci. Miał też wśród wrogów serdecznego przyjaciela - Antosia, z którym razem chodzili do szkoły i do kościoła. Kochali się jak bracia. Obaj modlili się więc gorąco o pokój między zwaśnionymi plemionami, a czwartego dnia, gdy już dużo domów zostało zniszczonych, wielu ludzi rannych, a jeden nawet zabity, obaj zjawili się na placu walki - zaczęli w imię Boże zaklinać i prosić o zaprzestanie bezsensownego niszczenia i mordowania. Potem Antoni i Wiliam podeszli do swych ojców, wyrwali z ich rąk strzały i połamali je. Następnie obaj zaczęli głośno się modlić odmawiając Ojcze nasz". W tym czasie nadjechał też urzędnik państwowy, który swoim autorytetem i perswazją ostatecznie przyczynił się do zawarcia pokoju. (por. "Echo z Afryki", grudzień 1985 r.)
Ks. Szmidt S. SDB, "Pokój wszystkim sercom", BK 2-3 /1986/, s. 99
- 2 -
Adam Mickiewicz napisał kiedyś piękną balladę pt. "Powrót taty". Bogaty kupiec dość długo nie wraca z dalekiej podróży. Zniecierpliwiona żona posyła swoje dzieci poza miasto na rozstaje dróg, by tam, przy kapliczce, oczekiwały na przyjazd ojca. Dzieci z tęsknotą biegną na wzgórek i klękają przed cudownym obrazem. Rozpoczynają swą ufną modlitwę do Boga o szczęśliwy powrót taty. Wtem słyszą turkot zbliżających się wozów. Na przodzie widzą znajomy wóz ojca. Biegną z radością by go powitać. Ojciec też wybiega im na przeciw. Bierze je na ręce, całuje, wypytuje o to, co słychać w domu. Nagle z pobliskich krzaków wyskakują zbójcy. Dopadają kupca i jego sługi. Zabierają konie, rabują wozy, żądają pieniędzy, a jeden z nich rzuca się na niego chcąc go zabić. "Stójcie" - krzyczy herszt bandy odpędzając swoich kompanów. Wypuszcza na wolność ojca i dzieci. A gdy kupiec dziękuje mu za to, ten wyjaśnia powód swojego postępowania. Otóż, gdy z całą bandą siedział w zasadzce czekając na kupca, widział dzieci modlące się przy kapliczce. Modlitwa ta bardzo go wzruszyła. Przypomniał sobie, że przecież i on ma żonę i dziecko, które bardzo kocha. Dlatego też, postanowił uwolnić ojca i dzieci.
Ks. Golecki T., Siła modlitwy, BK 2-3 /1989/, s.106
- 3 -
"Było to w drugim roku dalekim zakaukazkim kraju. Zgodnie z zarządzeniem władz obozowych, każdy więzień, aby mógł otrzymać głodową porcję u,yr;gg, musiał wypracować swoją normę. Normy te były tak ustalane, że tylko nieliczni, wyjątkowo silni fizycznie i zdrowi więźniowie mogli je wypełnić. Praca w systemie wykańczała ludzi fizycznie. Wielu umierało z wycieńczenia. Na skutek takiej nadludzkiej pracy zachorował ciężko również mój ojciec, bo inni z mojej rodziny nie żyli - umarli w czasie transportu. Zawieźli go do szpitala obozowego. Kiedy poszedłem, dowiedzieć się o stan zdrowia mojego ojca, lekarze powiedzieli, że przygotować się na najgorsze, chyba że się stanie cud, ale to jest niemożliwe - tak stwierdził bolszewicki lekarz. Ja zacząłem krzyczeć i płakać, że kłamie, a jak trzeba, to Pan Bóg jest mocniejszy od niego, obozowego lekarza.
Wybiegłem z płaczem i zacząłem głośno wołać, a właściwie krzyczeć, ile tylko miałem sił w moich płucach do Boga o zdrowie dla ojca. Bo myślałem, głośno i długo wołać, to Bóg, nasz Ojciec, mnie wysłucha, musi mnie wysłuchać. Tak modliłem się przez parę dni, w których według lekarzy obozowych miał umrzeć mój ojciec.
Po pięciu dniach otrzymałem wiadomość - ojciec żyje i powraca do zdrowia. Jestem pewien, że ta i późniejsza moja modlitwa pozwoliła mi przeżyć obozowe piekło".
Ks. Bernard Sotjan BK 89
- 4 -
Ks. Jan Zieja w swoich wspomnieniach pisze o modlitwie księdza, który później został papieżem, Janem Pawłem II.
"To zaczęło się chyba latem roku 1958, gdy do furty domu sióstr zakonnych zapukał pod wieczór nieznany człowiek ubrany po księżemu, więc ksiądz. «Czy mógłbym wejść do waszej kaplicy, żeby się pomodlić?» Wprowadzono go do kaplicy i zostawiono samego. Gdy przez dłuższy czas nie wychodził, zajrzano do kaplicy. Leżał krzyżem na posadzce. Siostra cofnęła się z lękiem: «Pewnie ma jakąś ważną sprawę. Może pokutnik». Po jakimś czasie siostra znów zajrzała do kaplicy. Ksiądz leżał wciąż krzyżem. A pora była już późna. Siostra podeszła do modlącego się i zapytała nieśmiało: «Może byłby ksiądz łaskaw przyjść na kolację?» - Nieznany człowiek odezwał się: «Mam pociąg do Krakowa dopiero po północy. Pozwólcie mi tu pobyć. Mam dużo do pomówienia z Panem Bogiem. Nie przeszkadzajcie mi».
To, co się wtedy zaczęło od leżenia krzyżem w ubogiej kaplicy warszawskiej, zakończyło się 16 października 1978 roku we wspaniałej rzymskiej kaplicy Sykstyńskiej, gdzie ten nieznany, a później dobrze znany Ksiądz przyjął na siebie ciężar krzyża, największego na świecie, bo ciężar przewodzenia całej ludzkości na drodze do Boga przez Bramę, którą jest Jezus Chrystus, a nie masz innej. Człowiek ten ma dziś na imię Jan Paweł II, papież.
Kto wie, może wciąż jeszcze kładzie się krzyżem na ziemi, bo to, co przyjął na siebie w Rzymie, jest o wiele cięższe od tego, co miał dźwigać w Krakowie".
Ks. Jan Zieja, Pewien człowiek..., w: Papież i my, Warszawa 1981, s. 39.
Kazanie Rok C
- 5 -
W opowiedzianej przypowieści Chrystus Pan zapewnia nas o skuteczności modlitwy, jeżeli tylko jest wytrwałą. Nie jest to jednak łatwe, modlić się wytrwale, zwłaszcza trwać na modlitwie w skupieniu. Doskonale ilustruje to pewne wydarzenie z życia św. Franciszka Salezego. Przypomina je Pierre Lefevre:
"Oto prawdziwa historia opowiedziana przez Franciszka Salezego.
Franciszek był biskupem, bardzo dobrym biskupem, żył około 400 lat temu. Pewnego razu zajechał na swym koniu do wioski. Tam spotkał chłopa, który powiada:
- Szczęść Boże, księdzu biskupowi. Muszę waszej ekscelencji coś wyznać. Czy biskup wie, że potrafię się modlić, nie myśląc o niczym innym?
- To wspaniałe - odpowiedział Franciszek. - Nie spotkałem jeszcze nikogo, kto by to umiał. Chciałbym cię za to wynagrodzić. Posłuchaj! Jeśli zdołasz zmówić całe Ojcze nasz i nie będziesz myślał o niczym innym, dam ci mego pięknego konia.
Chłop ucieszył się bardzo i od razu zaczął się modlić:
- Ojcze nasz, któryś jest w niebie, święć się Imię Twoje. Przyjdź, królestwo Twoje. Bądź wola Twoja... - Dostanę też siodło, czy samego konia? - pyta nagle w środku modlitwy. Biskup uśmiechnął się.
- Niestety, niestety - powiada. - Ani konia, ani siodła. Chłop zrozumiał, że wszystko stracił. Nie umiał nawet tej krótkiej modlitwy zmówić w skupieniu".
Pierre Lefevre, Jak Zmienić swe Życie?, Poznań 1993, s. 100.
Kazanie Rok C
- 6 -
U wschodnich wybrzeży Ameryki Południowej znajduje się wielki brazylijski port - Porto Alegro. Tam właśnie miała miejsce historia, o której pragnę wam opowiedzieć.
Pewien kapitan statku idąc do przystani okrętowej, zauważył biednie ubranego chłopca, zaglądającego przez okno do restauracji. Jego ubogi wygląd i zapadłe policzki świadczyły, że chłopiec od dłuższego czasu nic nie jadł. Kapitanowi zrobiło się żal chłopca, dlatego zaproponował mu: "Zanim odpłynie mój statek, może coś zjemy?" Chłopiec przeczesał ręką rozwichrzoną czuprynę i rzucił radośnie: "Jestem gotów". W czasie posiłku kapitan dowiedział się o śmierci matki i odejściu ojca oraz o samotnym, smutnym życiu małego. Kapitan wzruszył się, kiedy się dowiedział o tym wszystkim. Powiedział do chłopca: "Za kilka minut odpływa mój statek. Jeśli chcesz, możesz zabrać się ze mną". I znów, tak jak poprzednio, usłyszał krótkie i radosne: "Jestem gotów". I już wkrótce załoga poznała małego przybysza, którego nazwała: "Jestem gotów".
I to był początek wielkiej przyjaźni chłopca z kapitanem! Nie upłynęło wiele czasu, kiedy mały marynarz poważnie zachorował. Stan jego zdrowia pogarszał się z dnia na dzień. Po przebadaniu przez lekarza okazało się, że jest to choroba śmiertelna. I nadszedł dzień, w którym śmierć była tuż - tuż. Chłopiec w pewnej chwili powiedział do swojego opiekuna: "Kapitanie, wiele dobrego dla mnie zrobiłeś! Chcę ci za to podziękować. Ja już niedługo umrę i pójdę do Jezusa. Tam będę bardzo szczęśliwy. Chciałbym, żebyś wiedział, że Pan Jezus, do którego idę, kocha także ciebie. On pragnie być w twoim sercu, by cię zbawić, abyś i ty mógł być szczęśliwy". Kapitan, który nie interesował się zbytnio Panem Bogiem, wykrzyknął zdumiony: "Nie obchodzą mnie te sprawy. Pomyślę o tym kiedy indziej". Chłopiec nie dawał za wygraną i zapytał: "Kiedy, kapitanie?" On odpowiedział: "Nie wiem, może w niedługim czasie, kiedy będę gotowy". Mały w dalszym ciągu pytał: "Dlaczego nie chcesz teraz, dlaczego teraz nie jesteś gotów, kapitanie?" Na te słowa jakby coś w nim pękło. Ten twardy i doświadczony w wielu trudnych i niebezpiecznych sytuacjach mężczyzna, upadł na kolana i zawołał: "Jestem gotów". Chwilę później załoga statku zobaczyła kapitana klęczącego z martwym chłopcem na rękach...
Po zakończonym rejsie kapitan opuścił okręt. Na nowo zaczął poznawać wiarę, którą kiedyś znał, na nowo poznawał Jezusa, o którym przecież uczyła go matka. Jezus zachwycił go tak bardzo, że wkrótce został misjonarzem. Poszedł na rozległe tereny Ameryki Południowej, by głosić Ewangelię Chrystusa tym, którzy jej nie znali i dlatego byli nieszczęśliwi.
Tę historię, którą wam opowiedziałem, można zatytułować: "Jestem gotów", i dodać..."być misjonarzem Jezusa"! - Piękna i zdecydowana postawa małego chłopca sprawiła, że mądry kapitan stał się wiernym sługą Chrystusa. Posłuchał słów Jezusa mówiącego także i do nas: "Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszystkiemu stworzeniu" (Mk 16, 15).
Bóg potrzebuje serca każdego z nas, aby w nim zamieszkać i dawać ludziom szczęście.
Ks. Ryszard Taraszka - DUCH ŚWIĘTY POMAGA WAM W STAWANIU SIĘ MAŁYMI MISJONARZAMI JEZUSA BIBLIOTEKA KAZNODZIEJSKA 3-4(141) 1998
- 7 -
Posłuchajmy jednak słów matki Teresy:
"Im bardziej zapomnisz o sobie, tym bardziej Jezus będzie o tobie pamiętał. Im bardziej uwolnisz się od swego ja, tym bliżej ciebie będzie Jezus. Nie myśl, że twój trud jest daremny; nie sądź, że to strata czasu karmić głodnych, odwiedzać i pielęgnować chorych i umierających, być otwartym dla niechcianych, i bezdomnych, gdyż to jest właśnie nasza miłość do Chrystusa przełożona na działanie. Nie możemy stronić od prac uważanych za upokarzające lub poniżające, gdyż jeśli ich nie podejdziemy, nie zrobi tego nikt". (W ciszy serca. Medytacje matki Teresy z Kalkuty, zebrała Kathryn Spink, Warszawa 1988, s. 49).
Ks. Mirosław Cisowski - NIE TAK BĘDZIE MIĘDZY WAMI.. Współczesna Ambona - Kielce 1988 Rok XVI Nr 4
- 8 -
Uparty jest ten Jaśko jak kozioł na moście. Możesz go równie dobrze - tego kozła oczywiście - targać i ciągnąć za brodę, czy za ogon, a on nic. Jak stał w tym samym miejscu - tak stoi. Z Jaśkiem jest podobnie. Chcę się z nim zamienić. On ma bardzo ładny resorak, choć już podstarzały a ja mam całkiem nową śmieciarę. Dostaliśmy, te nasze pojazdy od świętego Mikołaja. Nawiasem mówiąc mógłby Mikołaj zapytać, co komu potrzeba, zanim się zabierze do roboty. Otóż, chcę zamienić moją śmieciarę na jego Porsche, ale on nie chce tej zamiany. Co ja się już nie namęczyłem. Mówię mu każdego ranka cześć, nawet jak mi się nie chce, gram z nim w nogę, chcę nawet dołożyć do śmieciary reklamówkę z widokiem Manhattanu i nic nie chce i już! I co z takim robić, z takim człowiekiem nie do użytku?
No właśnie, co z takim nieużytym człowiekiem począć, co z nim zrobić, skoro nie chce się on wczuć i zrozumieć drugiego człowieka? Pewnie, że najlepiej, tak niektórzy sądzą, byłoby zrobić mu rewolucję i zabrać mu tego "porschaka". Tym bardziej byłaby to sprawiedliwe, bo jego tata często jeździ za granicę własnym samochodem to mu kupi nowego, może nawet ładniejszego. A poza tym, niech Jaśko zobaczy, jak to jest źle nie mieć tego, czego się bardzo pragnie, co się chce mieć.
W tym momencie ten pragnący "porscha" człowiek przestaje mi się podobać. Coś tu nie gra? I kto tu jest uparty bardziej niż kozioł? Mało tego, kto tutaj zaczyna być podobny do drapieżnego rozbójnika? Jestem pewien, że z całą pewnością nie Jaśko. Posiada Jaśko ładny samochodzik? - posiada. Zasłużył na niego? - zasłużył. Przyniósł mu go przecież święty Mikołaj. Cieszy się tym autem? - cieszy. To co nam pozostało, co nam pozostaje w takim wypadku? Najpierw Jaśkowi powinszować, złożyć gratulacje z powodu tego nabytku i cieszyć się, razem z nim się cieszyć, nie tyle tym autem ale tym, że Jaśko się cieszy. Cieszyć się tym, że on się cieszy, jego radością się cieszyć. No tak, skoro już wyszedłem na zbója, powie ten od śmieciary to też chcę mieć coś z tego. W porządku. Skoro już chcesz coś mieć ale nie przy pomocy tych wszystkich podstępów i podlizywań się, czyli tej całej rewolucji, skoro tak, to zbaj w tobie już umarł a lepiej mówiąc, uciekł od ciebie. Teraz pomyśl nad tym jak na przykład i gdzie trochę zarobić pieniążków na kupienie takiego albo i piękniejszego wozu?
Podobna rzecz i to w sprawie o wiele, wiele poważniejszej przydarzyła się apostołom.
Ks. Wacław Oszajca SJ - BYĆ PONAD WSZYSTKIMI! Współczesna Ambona - Kielce 1988 Rok XVI Nr 4
- 9 -
Wielcy święci nigdy nie wątpili w to, że Bóg "prędko" wysłucha ich modlitwy i wysłuchał także, jeśli oni musieli prosić przez lat trzydzieści, jak św. Monika o nawrócenie syna, który był pełen wdzięczności wobec swej matki i wystawił jej najpiękniejszy pomnik w swych "Wyznaniach".
"Nie zapragnęła Jakiegoś nadzwyczajnego grobowca ani tego, by ją w ziemi rodzinnej grzebano (...), lecz tylko tego, aby ją wspominano przed 'I'woim ołtarzem, gdzie za życia służyła Tobie dzień w dzień bez przerwy. Wiedziała, że stamtąd udziela się świętej Ofiary, (...) w tej Ołierze triumfujemy nad wrogiem (...). Z tą ofiarą, z sakramentem naszego Odkupienia służebnica 'Twoja związała się węzłem wiary (...).
Niech spoczywa ona w pokoju wraz ze swoim mężem (...). Służyła mu, z cierpliwości wywodząc plon dla Ciebie: bo także męża zdołała dla Ciebie pozyskać. Natchnij, Panie Boże mój, sługi Twoje, moich braci, (...) aby wszyscy, którzy to przeczytają, wspomnieli u Twego ołtarza służebnicę Twoją, Monikę, a razem z nią Patrycjusza, jej męża zmarłego na długo przed nią, poprzez których wprowadziłeś mnie do tego życia (...). Oby jej ostatnia zwrócona do mnie prośby wypełniła się w modlitwach wielu czytelników tych wyznań obficiej, niżby się mogła wypełnić w moich tylko modlitwach" (Święty Augustyn, Wyznania IX 13, przełożył Z. Kubiak, Warszawa 19H7 s. 216 n.).
To także winno dać dużo do myślenia.
Ks. Augustyn Eckmann - SIŁA MODLITWY I WIARY Współczesna Ambona 1992
- 10 -
Posłuchaj więc i sam rozsądź. Podczas połowu na szerokim morzu zaskoczył rybaków gwałtowny sztorm. Ci tak się wystraszyli, że rzucili wiosła, padli na kolana i wyciągnąwszy ręce ku niebu, błagali o ratunek. Ale łódź coraz bardziej oddalała się od brzegu. Wtedy rzekł stary doświadczony rybak: - Co? Wyrzuciliście wiosła? Modlić się do Boga r wiosłować ku brzegowi - to jedna całość. (K. Wójtowicz, Przypiski, Poznań 1985, s. 21).
Czy odkryłeś głębię tej przypowieści? Życie domaga się modlitwy, ale również modlitwa ma iść w parze z życiern, czyli ma być poparta konkretnym czynem.
Ks. Leszek Sikorski - MODLITWA I CZYN Współczesna Ambona 1992
- 11 -
Tato Marcina wyjechał do pracy za granicę. Telefonował często do domu, ale napisał też długi list. Kiedy Marcinowi robiło się smutno, bo tato ciągle nie wracał, wyjmował z szuflady cenne kartki. Czytał i czytał choć list znał już prawie na pamięć. Jednak za każdym razem odkrywał w liście coś nowego i przestawał się smucić, bo czytając napisane zdania, w jakiś tajemniczy sposób kontaktował się z nieobecnym ojcem.
Ks. Andrzej Kołek - LEKCJA MĄDROŚCI Współczesna Ambona 1998
- 12 -
Przed kilku laty stanął przed sądem młody człowiek oskarżony o napad. Zapytany o motywy swego złego czynu odpowiedział: Nie wiedziałem jak mam postąpić. W domu uczyli mnie inaczej, a w szkole inaczej. Gdybym wziął do ręki Pismo Święte, nie byłoby tragedii. Ono by mnie nauczyło, jak postępować w sposób godny człowieka.
Ks. H. Kiemona Najlepszy podręcznik pedagogiczny s. 111. Materiały Homiletyczne Wrzesień/Pażdziernik nr 152.
- 13 -
Jeśli chcemy się przekonać, że Biblia to ocean mądrości, przeczytajmy niewielką książeczkę pisarza Romana Brandstaettera: Krąg biblijny. Dziadek Brandstaettera na kilka dni przed śmiercią tak do niego mówił: "Będziesz Biblię nieustannie czytał. Będziesz ją kochał więcej niż rodziców. Więcej niż mnie. Nigdy się z nią nie rozstaniesz. A gdy się zestarzejesz, dojdziesz do przekonania, że wszystkie książki, jakie przeczytałeś w życiu, są tylko nieudolnym komentarzem do tej jednej księgi”.
Taki testament zostawił dziadek wnukowi - pisarzowi Brandstaetterowi.
Ks. H. Kiemona Najlepszy podręcznik pedagogiczny s. 111. Materiały Homiletyczne Wrzesień/Pażdziernik nr 152.