Czy polska gospodarka jest "przegrzana"? Ocena i propozycja rozwiązań. (1998) |
1. Wstęp
Polska gospodarka rozwija się w bardzo szybkim tempie i zauważalna jest narastająca nierównowaga w tym wzroście. Zbyt szybko rośnie deficyt rachunku bieżącego i ujemne saldo w handlu zagranicznym, nie została spowolniona akcja kredytowa co powoduje, iż popyt wewnętrzny jest w dalszym ciągu wyższy niż być powinien. Wzrost gospodarczy, napędzany popytem wewnętrznym, jest zbyt szybki. W efekcie, gospodarce polskiej grozi "przegrzanie", tak jak to zdarzyło się w przypadku innych gospodarek w tzw. wschodzących rynkach.
Problem leży w tym, ze szybkiemu wzrostowi gospodarczemu Polski towarzyszy pogłębiająca się nierównowaga gospodarcza. Popyt rośnie w gospodarce niezwykle szybko (ostatnio w tempie około 9-11 proc.). Za wzrostem popytu nie nadąża produkcja. Polscy producenci nie są w stanie dostarczyć tych wszystkich towarów i usług, których potrzebuje szybko rosnąca gospodarka, w związku z czym produkcja rośnie w tempie około 7 proc., zaś powstała lukę w coraz większym stopniu wypełnia gwałtownie zwiększający się import. Na problem można również spojrzeć od drugiej strony - finansowania wzrostu gospodarczego. Inwestycje w gospodarce finansowane są z oszczędności krajowych (stanowiących sumę oszczędności gospodarstw domowych, zysków firm i dodatnich lub ujemnych - w zależności od skali deficytu budżetowego - oszczędności rządu). Jeśli oszczędności krajowe nie wystarczają do sfinansowania inwestycji, nie ma innej rady, jak dopożyczyć środki z zagranicy. Suma owych środków to właśnie deficyt obrotów bieżących bilansu płatniczego. Jego gwałtowny wzrost w ostatnim okresie stanowi dowód, ze luka miedzy oszczędnościami a potrzebami finansowymi kraju szybko rośnie.
2. Ujemne saldo w handlu zagranicznym.
Nadwyżka importu nad eksportem, po dziesięciu miesiącach 1997 roku, wyniosła 40,1 mld zł, z czego zdecydowana większość to rezultat ujemnego salda obrotów w handlu zagranicznym firm prywatnych.
W okresie styczeń-październik 1997 r., jak poinformował GUS, wyeksportowaliśmy towary i usługi wartości 69,7 mld zł - licząc w cenach bieżących o 27,8 proc. więcej niż w podobnym okresie rok temu. Wartość zakupów zagranicznych natomiast wyniosła 109,8 mld zł i zwiększyła się o 36,2 proc. Obroty zamknęły się ujemnym saldem ponad 40,1 mld zł, o 14,1 mld zł więcej niż przed rokiem. Obroty handlu zagranicznego liczone w dolarach (eksport 21,5 mld, import 34 mld) wykazały w eksporcie wzrost o 5,3 proc., a w imporcie o 12,6 proc. Nadwyżka importu nad eksportem wynosząca na koniec października 1996 r. 9,7 mld dolarów, w 1997 roku po dziesięciu miesiącach zwiększyła się do 12,4 mld dolarów.
Ujemne salda obrotów odnotowano ze wszystkimi grupami krajów, przy czym największy z krajami rozwiniętymi gospodarczo - 31,9 mld zł (9,9 mld dolarów). Zdecydowana większość naszej wymiany towarowej z zagranicą odbywała się z tymi właśnie krajami.
Ujemne saldo płatności towarowych wyniosło w 1997 r. 11,2 mld dolarów, co oznacza - w relacji do PKB - poziom 3,4 proc. Według niektórych ekspertów, gdyby pominąć w tych wyliczeniach handel przygraniczny i bazarowy, deficyt ten mógłby wynieść ok. 6 proc.
Chociaż nie będzie to w dalszym ciągu poważnym i natychmiastowym zagrożeniem dla finansów państwa, ponieważ rezerwy walutowe są wysokie, to jednak bez szybkich działań dostosowawczych Polsce zagraża w najbliższych latach dalsze pogorszenie się stanu finansów państwa. Doświadczenie z innych krajów, tzw. wschodzących rynków, wykazało, że deficyt rachunku bieżącego na poziomie 7-8 proc. PKB jest w dłuższym okresie nie do utrzymania i wcześniej, czy później, nieodwołalnie prowadzi do zakłócenia równowagi finansowej i zahamowania wzrostu.
3. Popyt wewnętrzny
Problem leżący w wielkości i tempie przyrostu importu, który rośnie bardzo szybko, jest ściśle związane z tempem wzrostu konsumpcji i inwestycji. W obu przypadkach jest ono wysokie. Popyt wewnętrzny rósł w Polsce realnie w tempie ok. 11 proc. rocznie w ciągu ostatnich lat. Rosnące w szybkim tempie płace nominalne i inne nominalne dochody gospodarstw domowych wpłynęły na wysokie tempo wzrostu spożycia prywatnego. W efekcie popyt krajowy po I półroczu 1997 r. wzrosł w prawie o 10%, w porównaniu z I półroczem 1996. Aby ten wzrost nie był niebezpieczny dla rozwoju gospodarczego powinien zdaniem MFW zostać ograniczony o połowę. Muszą również ulec zwiększeniu oszczędności.
Dynamiczny wzrost kredytów banków komercyjnych dla przedsiębiorstw i gospodarstw domowych jest źródłem kreacji pieniądza i przekłada się również na wzrost popytu a ten na wzrost importu. W 1995 r. dało się zauważyć istotne ożywienie akcji kredytowych. Silniej niż w latach poprzednich rosły rozmiary kredytów konsumpcyjnych. Z punktu widzenia źródeł kreacji pieniądza kluczowym zjawiskiem w 1996 r. było wysunięcie się, po wielu latach, na pierwszy plan kredytów bankowych dla sektora niefinansowego. Widoczne od połowy 1995 r. nasilenie akcji kredytowej banków uległo w 1996 r. dalszemu nasileniu. W 1996 r. kredyty dla sektora niefinansowego wzrosły 42,4%. W szczególności wyjątkowemu zwiększeniu uległa dynamika kredytów dla gospodarstw domowych.
4. Wzrost płac
Jako zjawisko bardzo niekorzystne natomiast oceniono wzrost płac sferze przedsiębiorstw. Ich realny wzrost wyniósł 5,7 proc. brutto (według założeń ustawy wzrost ten nie powinien przekroczyć 2,5 proc.) i 7 proc. w wymiarze netto w 1997 r. Miniony rok jest więc czwartym z kolei rokiem realnego wzrostu płac. Ostatnim rokiem spadku płac realnych w okresie transformacji był rok 1993. W 1994 r. w całej gospodarce narodowej realne płace netto zwiększyły się o 0,5%, w 1995 o 3%, w 1996 o 5,7%, a w roku 1997 o 7%.
Place realne netto w polskiej gospodarce w latach 1993-1996 wzrosły średnio o 9,4 proc. Najbardziej, bo aż o 27,3 proc., zwiększyły się wynagrodzenia w handlu, najmniej - w służbie zdrowia i opiece socjalnej. Poniżej średniej kształtowały się w 1996 r. zarobki m.in. w rolnictwie, budownictwie i służbie zdrowia. Natomiast trudności wielu firm państwowych nie zawsze oznaczały zahamowanie wzrostu plac - np. pracownicy sektora "górnictwo i kopalnictwo" zarabiali w 1993 r. o 75 proc. więcej niż przeciętny Polak, w 1996 r. płace w tym sektorze stanowiły aż 191,8 proc. średniej krajowej.
Siła nabywcza wynagrodzeń rośnie szybciej niż wydajność pracy i produkt krajowy brutto. Zwiększa to nadmierny popyt powodując wzrost importu co pobudza inflację i pogłębia deficyt w handlu zagranicznym.
Odczuwalna jest znaczna presja płacowa, przede wszystkim w dużych przedsiębiorstwach państwowych, które nie zostały zrestrukturyzowane. Wymieniany jest przede wszystkim sektor górnictwa, gdzie dochodzi do bardzo znacznych podwyżek płac pomimo przynoszonych strat.
Sektorem gospodarki, któremu grozi niebezpieczeństwo wzrostu plac oderwanego od realiów ekonomicznych, jest sektor państwowy - przedsiębiorstwa państwowe i spółki Skarbu Państwa, przede wszystkim zaś monopoliści. Może się to zdarzyć, na przykład, po uwolnieniu cen energii cieplnej. Niewykluczone, ze państwowi producenci będą chcieli wykorzystać monopolistyczna pozycje na "wolnym" rynku podnosząc ceny po to, aby podnieść place.
W gospodarce wolnorynkowej jest tylko jedna recepta na hamowanie wzrostu plac. Ponieważ ma to miejsce przede wszystkim w spółkach Skarbu Państwa, należy je po prostu sprywatyzować. Nie ma innej drogi, gdyż stosowanie jakichkolwiek ograniczeń prawnych czy administracyjnych byłoby niedopuszczalne. Środki zaradcze nadmiernego wzrostu plac realnych, nie mającego pokrycia we wzroście wydajności pracy musza być związane z przyczynami obecnej inflacji placowej. Wiadomo, ze kreują ja sektory nie sprywatyzowane i nie zrestrukturyzowane, o dużej sile politycznej, pozwalającej na wymuszanie ze strony państwa miękkiego finansowania (górnictwo i przemysł ciężki). Również sektory o wysokiej rentowności, wynikającej z uprzywilejowanej pozycji na rynku.
Lekarstwem jest wiec prywatyzacja, ograniczenie miękkiego finansowania przez państwo i dopuszczenie do rynkowej selekcji przedsiębiorstw. Ponadto - demonopolizacja w sferze tzw. naturalnych monopoli (telekomunikacja, woda, gaz itp.) przez eliminacje utrudnień wyjścia na rynki nowym producentom i dostawcom, odpowiednie regulacje, zabezpieczające konkurencje i ochronę interesów klientów, eliminacja zbędnych koncesji i przywilejów sztucznie windujących rentowność określonych firm lub sektorów.
5. Propozycja rozwiązań.
Deficyt rosnący jednocześnie z płacami to typowy objaw kryzysu typu czeskiego czy węgierskiego, który wymaga zwolnienia rozwoju. Takie sugestie przekazują wierzyciele, jak i eksperci międzynarodowych instytucji finansowych.
W wielu krajach, także wśród polskich eksporterów dominuje pogląd, że deficyt handlowy jest złem, któremu należy się sprzeciwić.
Jeśli jednak wzrostowi gospodarczemu towarzyszy zapotrzebowanie na oszczędności zagraniczne przekraczające bezpieczne dla rozmiary, wyjściem może być jedno z dwóch posunięć, bądź ich kombinacja:
działań zmierzających do zwiększenia stopy oszczędności krajowych (kosztem spożycia),
lub
spowolnienie tempa wzrostu PKB do poziomu nie wywołującego nadmiernie szybkiego zwiększenia zapotrzebowania na oszczędności zagranicy.
Pierwsze z tych posunięć oznaczać może w obecnej sytuacji Polski redukcję skali deficytu budżetowego (tzn. zwiększenie oszczędności sektora publicznego), zmniejszenie tempa przyrostu kredytu konsumpcyjnego, ewentualne zachęty do spowolnienia tempa wzrostu płac i dochodów.
Drugie posunięcie oznaczać może przede wszystkim zaostrzenie polityki stóp procentowych (czasową rezygnację z obniżania stóp procentowych wraz ze spadkiem inflacji, a więc ich realny wzrost) lub zastosowanie innych narzędzi ograniczających ekspansję kredytową banków. Istnieje również trzecia, łatwa w zastosowaniu i pozornie pociągająca, metoda rozwiązania problemu: skokowa dewaluacja złotego, zmieniająca relatywne ceny na korzyść produkcji krajowej i zachęcająca do redukcji deficytu handlowego. Próba rozwiązania problemu poprzez skokową dewaluację złotego nie rozwiązałaby jednak wcale na dłuższą metę problemu deficytu. Posunięcie to spowodowałoby natomiast utratę sporej części z trudem osiągniętego sukcesu pod względem obniżania skali oczekiwań inflacyjnych i tempa wzrostu cen.
Kryzysu finansowego i jego bardzo bolesnych konsekwencji daje się jednak uniknąć, jeśli nie czeka się z podjęciem działań do momentu, gdy jest już za późno. Metoda działania polega po prostu na łagodnym dostosowaniu tempa wzrostu popytu do możliwości finansowych gospodarki, tak by nie przekroczyć bezpiecznych granic deficytu. Z jednej strony należy zwiększyć oszczędności krajowe redukując deficyt budżetowy, spowalniając tempo wzrostu plac realnych (więcej zysków zostaje w przedsiębiorstwach) i zachęcając do oszczędzania gospodarstwa domowe. Z drugiej strony, jeśli ten zwiększony nieco zasób oszczędności krajowych nadal jest zdecydowanie niższy od potrzeb finansowych gospodarki, należy czasowo nieco zwolnić tempo wzrostu popytu (dokonuje się tego głównie środkami polityki pieniężnej ograniczając dynamikę akcji kredytowej banków). Należy jednak pamiętać, ze środki takie, choć niemile, podejmowane są wyłącznie w celu uniknięcia przyszłego kryzysu finansowego, a zatem konieczności zastosowania środków zdecydowanie bardziej bolesnych i drastycznych. Krótkookresowe, przejściowe spowolnienie wzrostu jest stosunkowo niewielka cena za utrzymanie dobrych perspektyw wzrostu w dłuższym okresie.
Praca pochodzi z serwisu www.e-sciagi.pl