Bioenergogłupota w natarciu, satanizm opetanie egzorcyzmy


Bioenergogłupota w natarciu

Prof. dr hab. med. Andrzej Gregosiewicz

Z.K. "...zapędzam się na drugą stronę życia do energii inteligentnych, a one udzielają mi informacji, które sprawdzają się praktycznie. Pacjenci widzą na ogół tunel, przez który lecą aż do momentu, gdy znajdą się po drugiej stronie życia. Tam przeprowadzane są bezkrwawe operacje" - "Stu najlepszych uzdrowicieli polskich" ("Kulisy", 2001, numer specjalny).

Nie wszyscy są jeszcze gotowi na akceptację jawnych bredni, ale przyczółek o nazwie "bioenergoterapia" jest już dobrze zakorzenioną w społeczeństwie wizytówką New Age, która ma nawet swój "naukowo" i śpiewnie brzmiący termin - "medycyna holistyczna" (gr. holos - cały) oznaczający jednoczesne leczenia ciała, emocji, duszy i psyche. Bioenergoterapeuci sięgają więc pełnymi garściami do worka z medycyną holistyczną, co dla lekarza wygląda tak, jakby ze zbioru z żartami medycznymi i zabobonami wybierali te głupsze.

Zabieram głos na ten temat nie dlatego, że jestem profesorem medycyny; po prostu mam mdłości gdy widzę takie nagromadzenie kretyńskich majaczeń na temat "bioenergoterapii", zawartych w dwóch ogólnopolskich tekstach, które ukazały się w olbrzymich nakładach. Tak dużych, że na pewno "zdecydowana, większość społeczeństwa, którą tworzą całkowite przygłupy" (Łysiak) będzie miała oczywisty dowód, że w tak ważnej sprawie jak zdrowie lepiej nie zwracać się do lekarzy.

Pierwszy tekst (opatrzony licznymi, robiącymi wrażenie zdjęciami Piotra Janowskiego) ukazał się w "Magazynie Gazety Wyborczej" (28.11.2001). Był zwięzły, zgodny z prawdą, lecz nawet w nim, przestrzegając politycznej poprawności, nie ustrzeżono się przed reklamowaniem działalności oszustów. Drugi tekst to numer specjalny tygodnika "Kulisy" (1/2001) przedstawiający piórami swoich reporterów takie nagromadzenie pseudomedycznego kretyństwa, że nigdy bym nie uwierzył, gdybym nie zobaczył tego na własne oczy. Ten numer tygodnika to kuriozalny informator pt. "Stu najlepszych uzdrowicieli polskich".

Oba teksty zawierają konkluzję, że nie można z góry deprecjonować działalności grupy ludzi nazywających siebie uzdrowicielami i odrzucać niekonwencjonalnych metod przez nich stosowanych, gdyż "być może... itd". Ze zdaniem w trybie przypuszczającym nie ma jak dyskutować, dlatego należy rzecz przedstawić w miarę szczegółowo, unikając komentarzy i oddając głos ludziom zaangażowanym w ten "buisness".

Zastanówmy się najpierw jak zdefiniować bioenergoterapię. Jest to bardzo trudne, gdyż wszelkie terminy stosowane do jej opisu, mimo pozornego podobieństwa do terminów medycznych, kompletnie nic nie znaczą. Zbitki słów powtarzane wielokrotnie przez bioenergoterapeutów kojarzą się raczej z klasycznymi objawami jednej z odmian schizofrenii.

"- Z bioenergoterapią jest jak z prądem. Nie ma go, a jest - tłumaczy M.O." ("Kulisy"), który ma doktorat z radiestezji (sic!) "W leczeniu swoich pacjentów M.O. stosuje zasadę: małe w dużym, duże z małych, małe o dużym, duże o małych. To bardzo prosta zasada kosmosu. To, co jest na górze, jest i na dole - tłumaczy. - Mała komórka decyduje o całym organizmie, organizm składa się z małych komórek. Tak w skrócie można to objaśnić". Ciekawy jestem, który to z samodzielnych pracowników nauki był promotorem pracy doktorskiej M.O. (Nie mówiąc już o recenzentach.)

"Magazyn Gazety Wyborczej" podkreśla, że mimo wielu badań, w których próbowano zweryfikować umiejętności różnego rodzaju uzdrawiaczy, do dziś nie udało się wykazać, że rzeczywiście dysponują oni jakąkolwiek nieznaną mocą lub energią, którą mogliby przekazywać "leczonym" przez siebie pacjentom. Z drugiej strony - kontynuuje autor: "przynajmniej części z nich trudno odmówić przenikliwości.

Bardzo często stawiane przez nich diagnozy są zaskakująco trafne". Pytam, czy uzdrowiciel wygłaszający następujący tekst jest przenikliwy?. "...pacjenta nie muszę widzieć; widzę co jest w człowieku; widzę go mentalnie. Zadzwoniła kiedyś do mnie pacjentka spod Warki i opowiada, że dziecko jej krewnych w Chicago spać nie może. A dla mnie było zaskoczeniem, że od razu zobaczyłem ten dom, to miejsce i opisałem jej. Potem powiedziałem, że łóżeczko stoi na skrzyżowaniu żył wodnych. Wszystko się potwierdziło..." - R.B. ("Kulisy"). Prawda, jaka przenikliwość? I czy można odmówić trafności w lokalizacji żył wodnych w Chicago?

Bioenergogłupota i media

W tym miejscu chciałbym przypomnieć reporterom tygodnika "Kulisy": nie każda informacja jest społecznie obojętna. Bywają takie, które wyrządzają chorym ludziom krzywdę. Jeżeli ktoś nie potrafi rozróżnić takich informacji, powinien trzymać się z daleka od zawodu dziennikarza. Klasycznym przykładem braku rzetelności dziennikarskiej jest kolorowy folder reklamujący "efekty lecznicze" (ocierające się w większości o Nobla), które można uzyskać prostym, niekłopotliwym, bezbolesnym i pewnym sposobem. Wystarczy udać się do odpowiedniego uzdrowiciela. "Kulisy" podają nazwiska tych hochsztaplerów, ich dokładne adresy, telefony, godziny przyjęć, "sukcesy lecznicze", a nawet zdjęcia fotograficzne. Informacja bez zarzutu. I bez słowa krytycznego komentarza. A więc wiarygodna.

Podobne reklamy bio-oszustów prezentowane są niemal w każdym kolorowym tygodniku. Jednak niewątpliwy prym w reklamowaniu bioenergogłupoty wiedzie telewizja. Np. pomysł wprowadzenia do ramówki programów na temat ESP (extra sensory perception) oraz regularne prezentowanie występów "króla oszustów" - Zbigniewa Nowaka, który na oczach widzów "energetyzuje" wodę mineralną i zamienia ją w substancję leczniczą, zasługuje na "psi-Oscara" (psi [Y] - litera alfabetu greckiego używana do oznaczania zjawisk paranormalnych). Przecież to Jezus zamieniający wodę w wino. Prawda, panowie dziennikarze? A czy komuś z Was przyszło do głowy zapytać p. Nowaka co też takiego zmienia się w "energetyzowanej" cząsteczce wody? Nie, bo odpowiedź nie nadawałaby się do relacji telewizyjnej. Obnażyłaby bowiem rekord głupoty oszusta i stanowiłaby dla każdego sądu oczywisty dowód współudziału całego zespołu redakcyjnego w przestępstwie (zbiorowy debilizm nie jest jeszcze karalny). A sprzedawany zamiast prawdy fałsz - tak. Zresztą takich Nowaków jest cała masa i aż dziw, że po ich wszystkich leczniczych przekazach ktoś jeszcze w Polsce choruje.

Wiadomo, że współczesna medycyna często jest bezradna, śmiesznie opłacana, źle zorganizowana, a przy tym jak każda instytucja nie jest wolna od różnych powikłań, komplikacji i nieprawidłowości, czym z lubością zachłystują się lewicowe media. A jednocześnie z transmitowanych ostatnio przez TVP sond ulicznych dowiedziałem się, że jako lekarz powinienem posiadać wewnętrzne powołanie, być człowiekiem wrażliwym, pełnym zrozumienia, dobrym, ciepłym, czułym, uśmiechniętym, nie znającym zmęczenia, gotowym na każde wezwanie, a do tego, uwaga! - bezinteresownym (są to autentyczne teksty "dyżurnych" przechodniów).

Jak widać pozostałości komunistycznej, telewizyjnej prawdziwej prawdy funkcjonują bez zarzutu. Ideałem byłoby, gdybym dopłacał pacjentom za leczenie. Co więcej, skoro powinienem być takim ideałem, to znaczy, że jeszcze dużo mi brakuje; być może nawet biorę honorarium za leczenie (sic!). Tego już za wiele, prawda, panowie dziennikarze? Nic dziwnego, że już dawno powstała, a obecnie szybko się powiększa wielka, pusta, złota nisza dla wszelkiej maści nawiedzonych uzdrowicieli i oszustów. Ci pierwsi są na tyle prymitywni, że nie zdają sobie sprawy z tego, że bredzą i nie widzą śmieszności tego co robią i mówią; tym drugim na tym nie zależy. Obie grupy "zioną ciepłem i bezinteresownością (jak Michnik - miłosierdziem) i pobierają stosowne opłaty od naiwnych i zrozpaczonych chorych ludzi. Wszystko to mogę zrozumieć. I naiwność, i rozpacz, i honorarium za "pomoc". Nie mogę tylko wybaczyć, że media bez skrupułów reklamują przestępców.

Izby lekarskie bardzo szczegółowo ustaliły np. wielkość szyldów reklamujących gabinety lekarskie. Lekarz nie ma prawa dać ogłoszenia w gazecie, że skutecznie leczy kurzajki. Bo to nieetyczne. Oszustom natomiast się to proponuje i ułatwia. Wstyd Panie i Panowie Dziennikarze. Przecież to jest sprawa śmierci lub kalectwa ludzi, dla których Wasze teksty są często jedynym źródłem informacji. Żyjemy jednak w wolnym kraju. Każdy może się leczyć jak chce i u kogo chce. Media mogą np. podziwiać uzdrowicieli "wysyłających energię leczniczą do Łodzi (codziennie o godz. 20.00) celem wyleczenia raka trzustki" ("Kulisy"). A ja mogę pisać o tym, że wszyscy "bioenergoterapeuci" to oszuści (przestępcy), a dziennikarze ich promujący to skorumpowani najemnicy lub po prostu osoby nieskażone inteligencją.

Indeks liderów bioenergogłupoty

Prezentuję teraz spis (cytowanych przez "Kulisy") niektórych przedstawicieli "medycyny" z którą wchodzimy do Unii Europejskiej. Dla łatwiejszego rozeznania się w problemach "uzdrawiania" osobiście nadałem nazwy kierunkom "specjalizacji" oszustów medycznych (analogicznie do nazw specjalności w normalnej medycynie). Zdania oznaczone kursywą są świadectwem, że wzmianka o nagrodzie Nobla nie była przesadą. Z braku miejsca pomijam opisy objawów ekscytacji dziennikarzy uzyskanymi wynikami "leczenia". Przeczytajcie Państwo jakimi problemami zajmuje się "czwarta władza".

Przedstawiona lista "bio-oszustów" jest reprezentatywna (23 osoby na 100). "Praterapeuta": "...dążę do zjednoczenia z praistotą światła boskiego. Wykorzystuję energię świetlistą do leczenia wielu schorzeń. Dysponuję dwudziestoma rodzajami energii leczniczej."

"Voltoterapeuta": "...mój zabieg trwa około 10-15 min. To wystarczy, bo ja mam 22 milivolty między dłońmi". "Usunąłem guzy nowotworowe u około dwustu osób".

"Glinoterapeutka": "Wykonuję okłady z glinki zielonej. Leczę nowotwory".

"Czakroterapeuta": "Do czakry podstawowej wchodzę tylko mentalnie, gdyż znajduje się ona w kroczu". "Syn zadzwonił do mnie... trzeba pomóc choremu na raka". "Po pięciu zabiegach choremu wyrzuciło na pośladkach mnóstwo wrzodów. Jakby w ten sposób uciekała z niego choroba".

"Speedterapeuta": "Nie wyglądało to dobrze. Porządna gula wystawała mu z szyi. Obejrzałem ją i przyłożyłem ręce. Po chwili guz zaczął się w oczach zmniejszać. W końcu całkiem zniknął."

"Longterapeuta": "Moje biopole oddziałuje na odległość stu metrów. Dodatkowo energetyzuję wodę i chusteczki. Po przyłożeniu chusteczek ustępują bóle kończyn i goją się rany".

"Magterapeuta": "...wyjmuję kręgosłup z ciała pacjenta". "Potem wkładam kręgosłup z powrotem. Jest już po wszystkim"

"Stratoterapeuta": "...ładowanie kogoś swoją energią to tylko trick. Ja przekazuję promień energii, który ściągam z góry".

"Krystalochromoterapeuta": "Zbudowałem kryształową lampę do leczenia kolorami. Fala koloru wzmacniana jest trzykrotnie. Leczy wszystko".

"Hydroterapeuta": "...energetyzuję butelkę wody mineralnej i polecam codziennie pić w domu". "Wyleczyłem w ten sposób ciężkie złamanie kości piętowej".

"Walkterapeuta": "Spaceruję po chorym". "Metoda polega na przekazie energetycznym połączonym z masażem całego ciała stopami. Wyleczyłem guz nowotworowy płuca".

"Optoterapeutka": "Działam na nich białym światłem, smugą bezinteresownej, przepełnionej miłością energii, którą wysyłam w kierunku osoby cierpiącej".

"Tam-tam-terapeutka": "Na brzuchu, piersiach, za głową i przy stopach stawiam misy o różnych rozmiarach. Uderzam w misy i przysłuchuję się dźwiękom. W ten sposób uzdrawiam także ciało subtelne. Potem korzystam jeszcze z dwóch innych rodzajów dzwonków wysokośpiewających, których zadaniem jest oczyszczanie, oraz tybetańskich, których dźwięk ma dawać połączenie z niebem i ziemią".

"Termoterapeuta": "Leczę dotykiem rąk (...) osiągających temperaturę 38,6 stopnia Celsjusza"

"Regeneroterapeutka": "moja metoda to energetyczny przekaz do kręgosłupa". "Niedawno uzdrowiłam kobietę po wypadku samochodowym. Miała niemal zdruzgotany kręgosłup, ledwie się ruszała. Po kilku zabiegach kręgosłup zregenerował się".

"Uzdrowiciel Boży": "Mam energię od Boga, podłączoną pod umysł. Moja myśl jest sprawcza".

"Plazmoterapeuta": "Zdejmuję bioplazmę chorobową. Wystarczy, że przejadę ręką i czuję wszystkie zakłócenia w organizmie. Od razu odbieram jakby uderzenie w dłoń".

"Chromoterapeuta": "...widzę nie tylko choroby, które przeszliśmy lub te, które nam grożą. Widzę także kolory i nimi leczę". "Do każdej choroby stosuję inny kolor. Gdy niebieski nie pomaga, dodaję inny. Do leczenia głowy nie wolno stosować czerwonego, żółtego i pomarańczowego. Do złamania zaś kości jak najbardziej".

"Naturoterapeuta": "nie badając jestem w stanie stwierdzić co jest przyczyną dolegliwości pacjenta. Nie muszę go nawet widzieć. Wystarczy, że będę miał jego zdjęcie lub podpis. W ten sposób wyleczyłem już niejedną osobę, nawet z nowotworem trzustki czy paraliżem".

"Net-terapeutka": "Kilka tygodni temu otrzymałam przez internet fotkę chorego na białaczkę. Dzięki swojej energii uzdrawiam widząc tylko wydruk z komputera".

"Rezonoterapeuta": "Wchodzę w świadomość pacjenta. Doprowadzam z nim do rezonansu". "Albo dopasowuję swoją częstotliwość do chorego, albo odwrotnie".

"Skolioterapeutka": "Wzrokiem potrafię nastawić kręgosłup, poprawić skoliozę".

"Idioterapeuta": "25 lat temu w Krynicy ze ściany wyszła niewysoka postać i rzekła: Masz uzdrawiać".

Ze względu na ograniczenia tekstowe mogłem przedstawić tylko część (lecz absolutnie typową) metod "leczniczych" stosowanych przez elity polskich "specjalistów medycyny holistycznej".

Andrzej Gregosiewicz

Autor jest prof. dr. hab. med. z Katedry i Kliniki Ortopedii Dziecięcej AM w Lublinie.

P.S. Medycyna holistyczna i bioenergoterapia są synonimami, gdyż, jak mówi F. Capra, guru holizmu, "żaden z wymiarów rzeczywistości, wiedzy i aktywności ludzkiej nie może być w New Age uprzywilejowany bardziej niż inne".

http://www.medicus.lublin.pl

Post Scriptum

Opublikowanie tego artykułu w Gazecie Lekarskiej wzbudziło ogromne oburzenie wielkiego lobby bioenergoterapeutów i zwolenników pseudomedycyny.

Oto jeden z listów jakie otrzymała redakcja:

Publikacja "Bioenergogłupota w natarciu" pana Andrzeja Gregosiewicza wydrukowana w nr. 4 "Gazety Lekarskiej" (Andrzej Gregosiewicz, "Bioenergogłupota w natarciu", "GL" nr 4/2002) jest aktem chuligaństwa prasowego. Gdyby jej autor był zawodowym dziennikarzem należącym do stowarzyszenia polskich reportażystów, którym kieruję, po wydrukowaniu swego tekstu, operującego licznymi pomówieniami, obelgami oraz obraźliwymi epitetami, zostałby z tej organizacji wykluczony niezależnie od konieczności poniesienia odpowiedzialności prawnej z powodu naruszenia dóbr osobistych wielu osób. Z odpowiedzialnością taką - co sygnalizuję - musi także liczyć się redaktor naczelny, który ów kuriozalny artykuł skierował do druku (art. 38 ust. 1 prawa prasowego), zaś fakt, że w tym przypadku w grę wchodzi, zdaje się, przedruk z jakiegoś "pisemka", zakresu tej odpowiedzialności nie redukuje.

To, że autor "Bioenergogłupoty w natarciu" nie jest publicystą, lecz pediatrą (co zresztą widać po jego tekście, w którym traktuje czytelników jak dzieci, w dodatku nierozgarnięte), nie usprawiedliwia nieodróżniania przez niego ujemnych określeń przedmiotowych od insynuacji oraz pomówień o charakterze podmiotowym, co notabene stanowi najwyraźniej jego ulubioną metodę. Nieco wcześniej bowiem profesor Gregosiewicz posłużył się nią w tekście "Homeopatia - największe oszustwo w dziejach medycyny", wydrukowanym w piśmie konserwatywno-liberalnym "Najwyższy Czas!" (nr 8 z br.), w którym obraził z kolei wielokrotnie swoich kolegów - lekarzy zajmujących się homeopatią. Wyjaśniam więc - odwołując się do przykładu - że o publikacji pana Gregosiewicza w "Gazecie Lekarskiej" jej krytyk ma prawo powiedzieć, że charakteryzuje się ona żenującą ignorancją w odniesieniu do problematyki, jaką drąży, a jednocześnie stanowi przejaw bezprecedensowej agresji werbalnej, nie wolno natomiast mu napisać, że jej autor jest ignorantem i arogantem, gdyż są to już właśnie określenia podmiotowe odnoszące się do cech osobowości.

W związku z tym profesor Gregosiewicz myli się i to zasadniczo, utrzymując (cyt.): "A ja mogę pisać o tym, że wszyscy "bioenergoterapeuci" to oszuści (przestępcy), a dziennikarze ich promujący to skorumpowani najemnicy lub po prostu osoby nie skażone inteligencją". Otóż pan Gregosiewicz, wbrew swemu mniemaniu, nie może tak pisać, o czym, co niewykluczone, niebawem się przekona, gdy przyjdzie mu ze swoich słów wytłumaczyć się przed sądem.

Jestem redaktorem naczelnym miesięcznika, który wśród licznych zagadnień pozostających w polu jego zainteresowań zajmuje się m.in. problemem naturalnych terapii, w tym także medycyny energetycznej, starając się czynić to w sposób poważny i odpowiedzialny, z częstym powoływaniem się na najnowsze zagraniczne badania i publikacje z tej dziedziny. Niestety, autor tekstu w "GL" nie ma o nich zielonego pojęcia, co i szkoda, gdyż rezultaty niektórych z tych badań, jak choćby firmowanych przez profesora Fritza Poppa oraz jego zespół lekarzy, biologów i fizyków prowadzących doświadczenia z ludzką bioenergią w Instytucie Biofizyki w Kaiserlautern (to przykład pierwszy z brzegu, gdyż jest ich o wiele więcej) zapewne bardzo nieprzyjemnie by go zdziwiły. Na łamach "Nieznanego Świata" publikują również liczni lekarze z Polski oraz innych krajów, którzy korzystają w swej praktyce z metod medycyny pozaakademickiej, a wydaną przez "Kulisy" broszurę "100 najlepszych uzdrowicieli polskich" oceniliśmy bardzo krytycznie (nr 8 "Nieznanego Świata" z 2001 r.), tyle że, w odróżnieniu od profesora Gregosiewicza, czyniąc to w sposób rzeczowy i kulturalny.

Ze swej strony oczekuję sprecyzowania, do której grupy dziennikarzy autor mnie zalicza: "skorumpowanych najemników" czy "osób nieskażonych inteligencją". Uprzedzam przy tym, że spersonifikowanie i ukonkretnienie tej oceny otworzy w pełni drogę do wniesienia do sądu powództwa o ochronę naruszonych dóbr osobistych (art. 23 i 24 kodeksu cywilnego). Dotyczy to także - dodam - wielu znanych i cieszących się w swoim środowisku niekwestionowanym autorytetem reporterów oraz publicystów (w tym również będących członkami Krajowego Klubu Reportażu), którzy w swoich publikacjach podejmowali - i będą podejmowali nadal - problemy naturalnych metod leczenia z bioenergoterpią włącznie, czy szerzej: medycyny holistycznej. Jako prawnik jestem zdania, że podstawą do podjęcia wspomnianych kroków może być już samo użycie przez pana Gregosiewicza sformułowania "wszyscy dziennikarze" (ciekawe, jak autor zareagowałby, gdyby któryś z publicystów napisał, że wszyscy lekarze są skorumpowani, gdyż biorą pieniądze firm farmaceutycznych, żywotnie zainteresowanych w zwalczaniu naturalnych metod i technik terapii, korzystanie z których redukuje ich krociowe zyski, o czym m.in. pisał w nr. 11 z 1998 r. "Journal of American Medical Assciation"). Niemniej konkretne spersonifikowanie pomówień (korupcja - lub alternatywnie - umysłowe głupactwo) niewątpliwie wydatnie dopomogą w doborze właściwych środków przeciwdziałających bezkarnemu formułowaniu pod adresem innych osób oszczerczych i obraźliwych zarzutów świadczących o braku odpowiedzialności piszącego za słowo.

Oczekuję opublikowania tego listu w "Gazecie Lekarskiej" bez skrótów, stosownie do treści art. 31 pkt. 2 prawa prasowego.

Warszawa, dn. 21.05.2002

Marek Rymuszko
redaktor naczelny miesięcznika "Nieznany Świat"
prezes Stowarzyszenia Krajowy Klub Reportażu


Odpowiedź prof. Andrzeja Gregosiewicza

Odpowiedź na list
Pana Marka Rymuszko
do Gazety Lekarskiej

"Dwie rzeczy są nieskończone - Wszechświat i głupota ludzka. Co do tej pierwszej istnieją jeszcze wątpliwości"

Albert Einstein

Przykład tej drugiej: "Im więcej czegoś nie ma, tym jest skuteczniejsze". Istota leczenia homeopatycznego (wg autora)

Jest to sytuacja żenująca, gdy profesor uniwersytetu musi wyjaśniać zdziecinniałym hobbystom, że to nie duchy stukają stolikiem.

Ale już np. Pan Marek Rymuszko na własne życzenie został wydawcą i redaktorem naczelnym gazetki "Nieznany Świat", gdzie publikowane są wróżby, horoskopy oraz artykuły na temat szamanizmu leczniczego, telepatii, psychokinezy, jasnowidzenia, homeopatii, UFO, astrologii, okultyzmu, spirytyzmu mistyki itp. Autorzy artykułów na w/w tematy wiedzą doskonale, że budzą one jedynie rozbawienie w redakcjach czasopism naukowych. Drukują więc swoje majaczenia w kolorowych tygodnikach i marginalnych, folklorystycznych pisemkach (typu "Czwarty Wymiar", "Uzdrawiacz", "Szaman" itd.) lekceważonych przez racjonalnie myślących czytelników. Szczególne miejsce pośród nich zajmuje "Nieznany Świat", który wyróżnia się tym, że jego redaktor naczelny traktuje swoją misję ze śmiertelną powagą. Wie przy tym doskonale, że w jego pisemku rozbrajający dyletantyzm idzie o lepsze z dziecięcą naiwnością, która nie liczy się z logiką i ekscytuje rzeczami niezwykłymi.

Myślę, że stąd te nerwowe reakcje. Ja to rozumiem. Na miejscu Pana Rymuszko też bym się wstydził, a może nawet (by nie ośmieszyć się do końca) groził salą sądową za nazywanie najemnymi pismakami dziennikarzy reklamujących leczenie guzów nowotworowych przez dotyk dłoni. Żeby więc ułatwić Panu redaktorowi pisanie pozwu - powtarzam: bioenergoterapia jest oszustwem, zaś zachęcanie do niej nieuczciwością lub głupotą. Każdy racjonalnie myślący człowiek może powiedzieć, że zabrnął Pan za dalego i popełnił samobójstwo zawodowe. Uważam bowiem, że dziennikarz, który zdecydował się zajmować zjawiskami ESP (extra-sensory perception) - nadaje się już tylko do układania horoskopów, wróżenia z kart Tarota, opisywania dowodów bytności kosmitów na Ziemi oraz wyjaśniania mechanizmu zginania łyżeczek siłą woli. To niegroźne głupstwa; ot, po prostu zejście na "psi" ( - grecka litera oznaczająca zjawiska paranormalne).

Ale reklamowanie w wielkonakładowych pismach i w telewizorze bioenergo-oszustów jest wg mnie przestępstwem, które może się skończyć tragicznie dla pacjentów. Dla wielu bowiem z nich jest to jedyna dostępna informacja o sposobach "leczenia" np. nowotworów. A cyniczni, najemni pismacy prezentują te "cudowne" sposoby terapii bez komentarza. Tym ludziom zabroniłbym wykonywania zawodu, ponieważ prezentują kłamliwe informacje (p. niżej), które mogą być przyczyną np. opóźnienia właściwego leczenia. To jest właśnie chuligaństwo prasowe spowodowane ignorancją, głupotą i cynizmem "dziennikarzy". Nawiasem mówiąc prawo znam na tyle, że opinie i groźby Pana Rymuszko mnie nie interesują.

Interesują mnie oszustwa medyczne. Np. medycyna holistyczna, która jest sztandarową dziedziną ruchu New Age. Ten "postmodernizm dla przygłupów" jest przyczyną ucieczki od rozumu wielu wydawałoby się rozsądnych ludzi. Wyznawcy tego ruchu akceptują najbardziej nieprawdopodobne teorie naukowe z opisywanym w moich artykułach szamanizmem leczniczym na czele. To jedyny przypadek w dziejach kultury gdy kierunek rozchodzenia się głupoty jest przeciwny naturze; gdy elity okazują się głupsze od zwykłych ludzi. Przecież to członkowie "elit" jako pierwsi zrozumieli istotę holistycznego świata i przeniknęła ich panteistyczna jedność z matką Ziemią i Kosmosem. Zaczęli wtedy majaczyć o zmianie paradygmatu leczenia z kartezjańskiego na 1. bioterapeutyczny, 2. radiestetyczny, 3. naturalny, 4. homeopatyczny, 5. energetyczny, 6. relaksacyjny, 7. niekonwencjonalny, 8. komplementarny, 9. alternatywny, 10. parapsychiczny, 11. antropozoficzny, 12. hipnotyczny, 13. chiropraktyczny, 14. wizjonerski, 15. mistyczny, 16. uzdrowicielski, 17. ekologiczny, 18. wschodni, 19. ziołoleczniczy, 20. intuicyjny, 21. elektrofizjologiczny, 22. ludowy, 23. tybetański, 24. behawioralistyczny, 25. witalistyczny, 26. synchroniczny, 27. wibracyjny, 28. oddechowy, 29. pulsacyjny, 30. funkcjonalistyczno-orgonomiczny, 31. chiński, 32. nadprzestrzenny, 33. kosmiczny, 34. orientalny, 35. azjatycki, 36. psychosomatyczny, 37. metafizyczny, 38. elektromagnetyczny, 39. popularny, 40. medytacyjny, 41. partnerski, 42. integralny, 43. filozoficzny, 44. uniwersalistyczny, 45. humanistyczny, 46. promocyjny, 47. ajuwerdyjski, 48. taoistyczny, 49. afirmacyjny, 50. dietetyczny, 51. aromatoterapeutyczny, 52. chromoterapeutyczny i - przysięgam, że mówię prawdę - 53. taneczno-ruchowy. Jednym słowem - holistyczny. Osobiście, proponuję uzupełnić zestawienie o paradygmat nocny, przydrożny, niebieski, oficerski, plażowy i towarzyski.

Proponuję, żeby Pan Rymuszko i wszyscy "bioterapeuci" zobaczyli na własne oczy jakie rodzaje "terapii" znajdują się w spisie niebezpiecznych i (lub) niepotrzebnych zabiegów, przed którymi przestrzega amerykańska (w Polsce brak podobnej instytucji) Narodowa Rada Zwalczania Oszustw Medycznych (The National Council Against Health Fraud - NCAHF, 119 Foster Street, Building R, Peabody, MA 01960, tel. (978) 532 -9383 (http://www.ncahf.org/ ). Prezydentem Rady jest Robert S. Baratz, MD, DDS, PhD z Newton w Massachusetts. W skład Rady wchodzi 19 doświadczonych, przeważnie uniwersyteckich klinicystów, którzy są dyrektorami filii Rady w różnych regionach USA. Każdy z nich zajmuje się konkretnymi rodzajami oszustw. Np. akupunkturą - profesor hematologii i onkologii Wallace I. Sampson z Uniwersytetu Stanforda (wisampson@cs.com), homeopatią - William T. Jarvis, profesor medycyny profilaktycznej i zdrowia publicznego (wjarvis@univ.llu.edu) itd. Oszustwa, którymi zajmują się inni członkowie Rady to różne znane brednie np. naturoterapia, aromatoterapia, antropozofia, chiropraktyka, , cudowne diety, podejrzane terapie nowotworów, ziołolecznictwo, niesprawdzone urządzenia medyczne i wiele innych, aż do kłamliwych medycznych przekazów medialnych (sic!). Zatrudnieni przez Radę prawnicy demaskują te oszustwa przed sądem i udzielają porad prawnym ofiarom "bioterapii". Wszystkie dane na temat NCAHF można uzyskać pod adresem e-mail: ncahf.office@verizon.net.

Jak Państwo myślą? Czy ci wszyscy ludzie, w większości profesorowie medycyny tracą swój amerykański czas na zabawę w "Nieustraszonych łowców wampirów"? A w Polsce? Czytajcie Państwo uważnie: Ministerstwo Zdrowia płaci 6700 euro za pierwszy etap (prowadzonej w Austrii) holistycznej terapii Pana Jacka Kaczmarskiego polegającej na stosowaniu "punktowego ogrzewania nowotworu" (?) oraz metody Shiatsu ("masaż ręczny, pionowy".....?) i Reiki ("uzdrawianie przy pomocy energii Wszechświata") [Puls Medycyny 21.06.2002]. Czy nikomu z ministerialnych geniuszy lekarskich nie przyszło do głowy, że wkroczyli oto w sferę państwowego bioenergo-oszustwa? Że austriaccy "bioterapeuci" powołując się na decyzję MZ będą tak długo oszukiwać pacjenta, aż wpłynie do nich cała (zbierana obecnie za pośrednictwem mediów) kwota 250 000 zł?

Pan Jacek Kaczmarski jest pełen nadziei. Pisał o tym w Gazecie Wyborczej. Kpił z polskich chirurgów.

Ja myślę, że jest przede wszystkim chorym, zrozpaczonym człowiekiem, którym manipuluje zgraja bio-oszustów.

Panie Jacku, jeżeli będzie Pan kontynuować oszukańczą "terapię holistyczną" spotka się Pan niedługo z Jonaszem Koftą.

Prof. dr hab. med. Andrzej Gregosiewicz



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Wikipedia Dyskusja o Bioenergoterapii, satanizm opetanie egzorcyzmy
turnusy bioenergoterapeutyczne, satanizm opetanie egzorcyzmy
BioenergoteraPIATekst zaczerpnięty z dwumiesięcznika Miłujcie Się, satanizm opetanie egzorcyzmy
bioenergoterapia świadectwo List, satanizm opetanie egzorcyzmy
bioenergoforum, satanizm opetanie egzorcyzmy
BIOENERGOTERAPI1, satanizm opetanie egzorcyzmy
Bioenergoterapia to metoda terapeutyczna, satanizm opetanie egzorcyzmy
BIOENERGOTERAPIA, satanizm opetanie egzorcyzmy
Bioenergoterapia i inne metody zniewalania, satanizm opetanie egzorcyzmy
bioenergo, satanizm opetanie egzorcyzmy
Wikipedia Dyskusja o Bioenergoterapii, satanizm opetanie egzorcyzmy
turnusy bioenergoterapeutyczne, satanizm opetanie egzorcyzmy
Syndromu Duchowego Uzależnienia, satanizm opetanie egzorcyzmy
Kościół ruszył na nową wojnę z szatanem OZON, satanizm opetanie egzorcyzmy
Żyły wodne są mitemRozmowa z doktoremPrzemysławem Kiszkowskim, satanizm opetanie egzorcyzmy
Iz 44, satanizm opetanie egzorcyzmy
Akademia pseudonauki w Łodzi powstała Akademia Astrobiologii, satanizm opetanie egzorcyzmy
Spirytystyczne korzenie NFSH, satanizm opetanie egzorcyzmy
Horoskop katolicki, satanizm opetanie egzorcyzmy

więcej podobnych podstron