Domek z kart
by Hoshiko
Dla Sal. (Dziękuję!!!)
I dla Akai Murasaki, która w odpowiednim momencie szturchnęła mnie patyczkiem... ^^
************************************************************************************
Każdy z nas przez całe życie buduje domek z kart. Karty jak karty - raz stoją,
raz się sypią... Niektórzy budują małe, jednopiętrowe domki - bo mimo, iż są małe,
mają też plus: są dużo bardziej wytrzymałe. Bo te piękne, wielopiętrowe pałace,
charakterystyczne dla idealistów i naiwnych, budzą podziw i zazdrość swoją
konstrukcją... lecz wystarczy jeden nieostrożny oddech... i rozsypują się. A ich
gruzy są stokroć boleśniejsze niż szczątki tych małych.
Ale niektórym się przecież udaje - i patrzą na świat z wyżyny swojego szczęścia,
wzbudzając zazdrość wszystkich tych, którzy postanowili poprzestać na malutkich,
stabilnych domkach.
Czy powodzenie zależy tylko od szczęścia? Bo w jakiejś części na pewno, nie można
się łudzić. Ale czy całkowicie?
Nie.
Równie ważne jest to, aby umieć ocenić swoje możliwości. Żeby wiedzieć, kiedy
trzeba skończyć; kiedy dołożenie kolejnej karty musi skończyć się zawaleniem
całości. Jest to bardzo trudne i dlatego udaje się nielicznym.
Ale tak jakoś jest, że każdy z nas myśli, że jemu właśnie się uda. Głupie. Ale
jakże ludzkie... jak bardzo ludzkie. Tak ludzkie, że aż...
...chyba nie tylko.
************************************************************************************
To będzie historia o tym, jak łatwo jest coś spieprzyć. I o tym, jak trudno to
potem naprawić. I jeszcze o tym, że niemożliwe jest niemożliwe i już.
Niech więc opowieść się zacznie...
************************************************************************************
CZĘŚĆ I - ROZSYPANA TALIA
------------------------------------------------------------------------------------
Filia obudziła się rano i stwierdziła, że nie ma po co wstawać. Odwróciła się na
bok i zwinęła w kłębek, przykrywając głowę poduszką. Drugi komplet pościeli, w
której nikt nie spał, leżał czyściutki i złożony obok - na drugiej części wielkiego
łóżka.
Domek z kart... Heh... Kiedy była zakochana, wierzyła w niemożliwe. Nie zdając
sobie sprawy, że oto układa domek z kart... i to na śliskim lodzie.
Słońce zdążyło już wspiąć się wysoko i nawet nabrać niejakich konszachtów z
zachodem, kiedy Filię wyrwał z łóżka głód. Powlokła się do kuchni tylko po to, by
stwierdzić, że oprócz czerstwego chleba nie ma w niej nic do jedzenia.
Była za to czarna koszula zawieszona na oparciu krzesła oraz uwiędłe kwiaty w
wazoniku na stole... co wystarczyło, by Filia stamtąd uciekła.
Dopiero skulona w fotelu w pokoju zmusiła się, by racjonalnie pomyśleć. To od
początku było niemożliwe, żeby im się udało. Od samiuteńkiego początku. Ale ona się
łudziła.
No więc nie udało im się. Trudno się mówi i trzeba się pozbierać.
Ale jakoś nie pozbierała się. Wręcz przeciwnie. Szlochała jeszcze rozpaczliwiej.
------------------------------------------------------------------------------------
W gruncie rzeczy nie chciał jej skrzywdzić... Po prostu nie miał pojęcia, jak
bardzo ją to dotknie. A kiedy się zorientował, nie mógł jej już ustąpić - to byłaby
już kompletna kapitulacja i oznaka totalnego braku silnej woli.
Jasne, że było mu przykro, kiedy się rozpłakała... ale ona wtedy już nie chciała
nawet wysłuchać jego przeprosin.
Nie to nie. Prosić się nie będzie. W końcu nie tylko on zawinił - niech tym razem
ona przeprosi. Tylko że... Nawet jak będzie chciała przeprosić, to przecież nie
może! No bo jak go znajdzie?
Trzeba w takim razie użyć sprytu. Wpadnie tam... przypadkiem. Albo nie: po
koszulę.
************************************************************************************
CZĘŚĆ II - BY ODBUDOWAĆ TO, CO SIĘ ZNISZCZYŁO,
MUSISZ ZREZYGNOWAĆ Z HARDOŚCI...
------------------------------------------------------------------------------------
Siedziała na podłodze. By uspokoić drżenie rąk, ustawiała domek z kart. Dzięki
temu, iż wymagało to sporej precyzji, dłonie rzeczywiście przestawały drżeć.
Niestety na płynące łzy to nie pomagało - moczyły policzki, kapały na bluzkę i w
dodatku nieznośnie ograniczały pole widzenia... Dlatego nie zauważyła pojawienia się
w pokoju fioletowłosego mężczyzny. Ten zaś żadnym ruchem ani żadnym dźwiękiem nie
zdradził swojej obecności... dopóki nie zobaczył, że...
------------------------------------------------------------------------------------
Płakała. Ona płakała. Aż się jej ramionka trzęsły. Ze ślicznych niebieskich oczu
jedna po drugiej wypływały łzy...
A Xellosowi właśnie krajał się organ, którego technicznie rzecz biorąc mieć nie
powinien.
Ale miłość już ma to do siebie, że drwi sobie z tego, co być powinno. I diabli
biorą najsurowsze nawet postanowienia hardości.
-Filia!
Zadrżała. Nieopatrznie potrącony domek z kart rozsypał się. Ale to już nie miało
znaczenia...
-Przepraszam... przepraszam... - szeptał między pocałunkami. - Fi. Jesteś. Znowu.
Kocham.
-Xell.
************************************************************************************
CZĘŚĆ III - DOMEK Z KART
------------------------------------------------------------------------------------
-JAK ŚMIAŁEŚ TO POWIEDZIEĆ?!!
-A może to, co powiedziałem, to była nieprawda, co?
-Oczywiście, że nieprawda!
-Oczywiście, że prawda! A jeśli ty jesteś tak zaślepiona i uparta, żeby tego nie
przyznać...
-JA - UPARTA, TAK?! A ty to co?!
-Nie będziesz mi chyba robić teraz wymówek...
-Nie. Ja już nic tobie nie będę. Wynoś się stąd. Po prostu się wynoś.
Zobaczyła jeszcze jego spojrzenie.
A potem została sama.
Znowu.
I rozpłakała się.
Ale to jej nic, ale to nic nie pomogło.
------------------------------------------------------------------------------------
Nie mieliście nigdy takiego wrażenia, że domek z kart rozpada się właśnie wtedy,
kiedy już dokładacie ostatnią?
I podnosicie go od nowa, od początku, z trudem... znów przeżywając nadzieję,
zdenerwowanie...?
A on potem i tak się rozpada.
Znów.
I znów.
Do takiego domku podobne jest życie... ale jeszcze bardziej miłość.
------------------------------------------------------------------------------------
A domek Xellosa i Filii musiał się rozpaść. Bo o ile ogień i lód, dzień i noc,
życie i śmierć nie mogą istnieć bez siebie... to ze sobą tym bardziej.
A niemożliwe pozostało niemożliwym.
Na zawsze.
Nie, tutaj historia się nie kończy. Powtórzy się jeszcze wiele razy. I za każdym
kolejnym razem to, co zbudują z takim trudem, w jednej sekundzie rozpadnie się z
hukiem.
Jak domek z kart.
************************************************************************************
{Finito! Dziękuję Charatce za rozwianie moich wątpliwości przy tytule. Proszę też
każdego o jakąkolwiek opinię! (Najlepiej konstruktywnie-negatywną.) Mój adres:
pandziusia@poczta.onet.pl]
1