4150


- 1 -

Grzegorz chodzi do piątej klasy. Uczy się nieźle. Nie ma ocen niedostatecznych, ale i piątek jest niedużo. Jednak te wyniki Grzegorz osiąga bardzo dużym wysiłkiem, bo w domu nie ma warunków do nauki. Jego tatuś często się upija i wszczyna awantury. Wtedy Grzegorz nie może się uczyć. Kiedyś tatuś Grzegorza jadąc motocyklem, pod wpływem alkoholu potrącił chłopca, którego na miesiąc musiano umieścić w szpitalu. Wszyscy sąsiedzi byli oburzeni na tatusia Grzegorza, a jedna pani nawet życzyła mu wszystkiego najgorszego. Kilka dni później Grzegorz nierozsądnie wbiegł na jezdnię i również został potrącony przez samochód. Na szczęście nic złego mu się nie stało, skończyło się na kilku sińcach i zadrapaniach. Ale owa sąsiadka zaczęła się cieszyć i wykrzykiwała: "Dobrze mu tak! Niech odpokutuje za swojego ojca pijaka!

Ks. Czerniejewski R., Pokuta w rodzinie, BK 6 /1989/, s. 334

- 2 -

Klasa szósta udała się na dwudniową wycieczkę do Warszawy. Zwiedzanie stolicy rozpoczęto od Zamku Królewskiego na Starym Mieście. Po zwiedzeniu pomieszczeń zamkowych, dzieci udały się do katedry św. Jana Chrzciciela, która znajduje. się obok zamku. W kościele przewodnik mówił uczniom o bohaterskiej obronie świątyni przez powstańców warszawskich. Pokazał im wiele pamiątkowych tablic wmurowanych w ściany katedry. W podziemiach dzieci zobaczyły kamienne i drewniane trumny książąt mazowieckich, zatrzymały się dłuższą chwilę przy grobie pierwszego prezydenta Rzeczpospolitej, Gabriela Narutowicza. Przewodnik pokazał uczniom sarkofag ks. kard. Stefana Wyszyńskiego, Prymasa Polski. Wychodząc z katedry wszyscy uklęknęli przed Najświętszym Sakramentem. Przewodnik pochwalił klasę za wzorowe zachowanie się w czasie zwiedzania kościoła.

Na drugi dzień wycieczka znalazła się w innej dzielnicy stolicy, na Pradze. Przechodząc ulicą uczniowie zauważyli stojący wśród drzew kościół. Ale od razu spostrzegli, że jego zewnętrzny wygląd był inny niż te kościoły, które dotychczas widzieli. Wszyscy zwrócili uwagę na złociste kopuły wież, które zdobiły tę świątynię. Bartosz, który interesował się stylami budowy kościołów, powiedział Kamilowi, który szedł obok niego, że jest to cerkiew. Edyta dorzuciła, że widziała podobne cerkwie w Bieszczadach. A Sebastian pochwali się, że w czasie wakacji widział w Katowicach kościół protestancki. Dzieci poprosiły przewodnika, by mogły zobaczyć cerkiew. Gdy weszły do jej wnętrza od razu spostrzegły, że nie świeci się tutaj wieczna lampka przed tabernakulum, nie zauważyły również konfesjonałów. Ale oglądały piękne wizerunki Pana Jezusa i Matki Bożej z Dzieciątkiem na ręku. Rozpoznały obrazy św. Mikołaja i Andrzeja Apostoła z krzyżem w kształcie litery „iks".

O. Jackiewicz K. O. Cist, Aby byli jedno... , BK 5-6 /1992/, s. 352

- 3 -

Kapłana - człowieka wziętego z ludzi - bardzo mocno kształtuje środowisko, w którym się obraca. A otoczenie, w którym żyje współczesny kapłan, nie tylko, że go nie dźwiga wzwyż, lecz czasami bezwiednie jak gdyby sprzysięga się, by go strącił w dół. Jakże gorzko brzmi skarga człowieka, który zszedł z kapłańskiej drogi... Na pytanie dlaczego, odpowiada: "Kiedy po święceniach poszedłem na pierwszą parafię, wydawało mi się, że swoim zapałem będę góry przestawiał. Ale trafiłem na bardzo obojętnych ludzi. Poza pracą i dorabianiem się niczego więcej nie dostrzegali. Początkowo mówiłem sobie: nie, ja swoją gorliwością i wiarą będę od nich silniejszy. Przeceniłem jednak swoje siły. Oni swoją twardą obojętnością okazali się bardziej odporni. I to mnie załamało i stało się początkiem mojej osobistej tragedii".

Tak nam zależy na dobrych i świętych kapłanach, dlatego musimy im pomóc swoją modlitwą i wiarą, aby ci ludzie wzięci z nas, idąc po tych wzburzonych falach życia, nie zwątpili jak Piotr, bo zaczną tonąć, ale by szli odważnie wpatrzeni zawsze w Chrystusa.

Ks. Leon Praczk Cor "Z LUDZI WZIĘCI - DLA LUDZI POSTANOWIENI" BK 87

- 4 -

W pierwszych dniach wojny - pisze jakaś kobieta w czasopiśmie religijnym - uciekałam z dziećmi z Warszawy. Zatrzymałam się w okolicach Niepokalanowa. Ale i tu nie było spokoju. Ciągle czuło się śmierć koło siebie. Chciałoby się uporządkować sumienie, spotkać się z Bogiem, żeby na widok tego, co się dzieje, nie zwariować. Do kaplicy klasztornej niedaleko. Cóż, kiedy niebezpiecznie iść! Próbowałam jednego dnia, ale trzeba było zawrócić. Następnego dnia skorzystałam z chwili ciszy. Kilometr drogi przebyłam biegiem. Ale po drodze martwiłam się, czy tam zastanę księdza. Taki czas! Kaplica postrzelana, wybite szyby, gruz, cisza. Wewnątrz nie było nikogo. Chciałam już wyjść. Ale zauważyłam siedzącego w konfesjonale wśród gruzu i potrzaskanych szyb samotnego księdza, bardzo młodego, w czarnym, franciszkańskim habicie. Czekał. Czekał nie wiedząc, czy ktoś przyjdzie. A może czekał na mnie? Tyle lat już minęło od tamtej pory, a ja mam ciągle ten obraz w pamięci... I mam do dziś ogromną wdzięczność dla tego kapłana, który mi Jezusa wskazał.

Ks. Leon Praczk Cor "Z LUDZI WZIĘCI - DLA LUDZI POSTANOWIENI" BK 87

- 5 -

Cesarz austriacki Franciszek I zwiedzał więzienie. Po wejściu do celi rzuciło mu się do nóg kilku skazańców, prosząc o łaskę i zapewniając o swej niewinności. Powtórzyło się to w każdej celi. Wreszcie jeden więzień nie poruszył się na widok cesarza. Zaciekawiony cesarz zapytał go: - Za co tu siedzisz? - Za kradzież, gwałt i oszustwo.

- Popełniłeś to wszystko? - Tak. Cesarz zwrócił się do naczelnika więzienia: - Proszę wypuścić tego łotra, by nie psuł zacnych ludzi, którzy tu siedzą...

KS. MARIAN BENDYK ŻYĆ EWANGELIĄ - A -

- 6 -

Widziałem kiedyś taka sytuację: w dużym sklepie mama razem ze swoim trzy, może czteroletnim synkiem robiła zakupy. Zajęta licznymi sprawunkami nie zauważyła, że malec zainteresowany kolorowymi towarami, zbliżył się do innego regału i zniknął. Nagle, właśnie gdy rozmawiała z panią ekspedientką, usłyszała dochodzący z drugiego końca sklepu głośny płacz swego synka. Prędko pobiegła w tamtym kierunku, a zapłakany chłopczyk rzucił się w jej ramiona. Mama mocno go przytuliła a on się uspokoił.

Czego się ten chłopiec bał? (próba dialogu z dziećmi) W tym sklepie nie było żadnych strasznych rzeczy - wystraszył się, że jest daleko od mamy, przestał czuć się bezpiecznie, był bardzo rozżalony, że mama go pozostawiła bez opieki.

Każde dziecko chciałoby, aby rodzice je bardzo kochali i by byli blisko. Dobrzy rodzice nie pozwalają na wszystko swojemu dziecku i czasem także je skarcą. Jednak czynią tak, ponieważ chcą jego dobra i w każdej sytuacji są gotowi ochraniać je przed niebezpieczeństwami.

Ale są takie chwile, kiedy nawet najlepsi rodzice nie mogą pomóc swoim dzieciom (na przykład bardzo ciężka choroba). To wcale nie oznacza, że nie ma już nikogo, kto mógłby nam pomóc. Jest ktoś, kto kocha nas jeszcze bardziej niż najlepsi rodzice, kto jeszcze lepiej się o nas troszczy.

Dzisiejsza Ewangelia opowiada o przyjściu Tego, który potrafi poradzić sobie z każdym złem (próba dialogu) Tak, wielką moc ma Pan Jezus.

Ks. Szymon Likowski - BÓG - NASZ DOBRY OJCIEC BIBLIOTEKA KAZNODZIEJSKA 5-6(141) 1998

- 7 -

Było to 13 grudnia 1871 roku. We Włoszech, na dworcu kolejowym w Weronie, zgromadził się spory tłum ludzi. Żegnano misjonarzy odjeżdżających do Afryki. Wśród nich znajdował się również młody zakonnik o. Daniel Comboni. Młodzieniec cieszy się, że jego misjonarskie pragnienia wreszcie się spełniły, i że może wyjechać do pogan, aby im nieść światło Ewangelii. Młody kapłan szepce w duszy słowa psalmu: Radością jest dla mnie pełnić wolę Twoją, mój Boże (Ps 40). Wierzył bowiem, że do pracy misyjnej wzywa go Bóg. Za chwilę wyruszą w dalekie kraje, więc żegna się z rodziną i znajomymi.

Daniel najpierw podchodzi do ojca, którego bardzo kochał i mówi: Ojcze, ty wiesz, jak cię miłuję, ale dla misji, z miłości ku Bogu, opuszczam cię ze spokojem w sercu. Wzruszył się siwiejący ojciec, zaszkliły mu się oczy, ale powstrzymał łzy i rzekł: Kochany Danielu! Ja również, z miłości ku Bogu, oddaję cię na misje z radością. Jakże to wspaniałe słowa. Mogły one wypłynąć z takich serc, które ponad wszystko miłują Boga. Dla chrześcijan miłość Boga to sprawa najważniejsza.

Ks. H. Kiemona Z miłości ku Bogu s. 108, Materiały Homiletyczne Styczeń/Luty  Nr 154

- 8 -

  Za panowania cesarza Wespazjana zastanawiano się nad tym, jakie imię należało dać Bogu. Zdania były różne. Jedni mówili, że Boga trzeba nazwać Bogiem bogactwa, drudzy Bogiem mądrości, Bogiem doskonałości, Bogiem wszechmocy. Wtedy wystąpił opiekun bezdomnych i rzekł: jeśli Bóg jest Bogiem bogactwa, to nie może być Bogiem biednych; jeśli mądrości, nie może być Bogiem prostych; jeśli Bogiem Wszechmocy, to nie może być Bogiem słabych i uciśnionych. Potem pokazał obraz z wizerunkiem mężczyzny, o twarzy, z której biła sama dobroć. Pod obrazem były wypisane słowa: obiecuję, daję, przebaczam. Zebrani, gdy ujrzeli ten obraz, jednogłośnie zawołali: Bóg Najwyższy musi być Bogiem miłości. Tak jest! Bóg nie tylko musi być Bogiem miłości, ale jest nim rzeczywiście. Boga mamy miłować ponad wszystko.

Ks. H. Kiemona Z miłości ku Bogu s. 108, Materiały Homiletyczne Styczeń/Luty  Nr 154



Wyszukiwarka