Cena
… Wena artysty jest dziwką.
Nie dość, że każe sobie płacić wysoką cenę, to jeszcze zdradza.
- … i właśnie to chciałem ci powiedzieć - dokończył Die, bawiąc się łyżeczką.
Z jego ruchów wręcz biły niepewność i zdenerwowanie, kiedy z ociąganiem podniósł głowę, by spojrzeć prosto w zdziwione oczy Kaoru.
Lider milczał, uważnie przyglądając się drugiemu gitarzyście, który zaczynał się czuć cokolwiek niepewnie.
- No i? - zapytał po chwili, podając mu papierosy.
Die popatrzył na niego zdezorientowany.
- Co „no i”? - spytał zaskoczony. - Mało ci?
- Die - w głosie Kaoru pojawiła się nuta irytacji - wyciągasz mnie z łóżka, w którym na dodatek nie byłem sam, o szóstej rano, żeby powiedzieć mi, że jesteś z Shinyą? I co ja mam z tym zrobić niby? Unieszczęśliwia cię, lanie mu sprawić? Pobieracie się, pogratulować? Jesteś w ciąży i prosisz na chrzestnego? Na litość boską, nie mogłeś poczekać do jutra?
- A z kim byłeś? - zainteresował się natychmiast Die, po czym aż się skulił pod spojrzeniem Kaoru. - Ale ja nie wiedziałem, jak zareagujesz! Kyo też jeszcze nic nie wie. Przecież w sumie nie wiem, czy wy nic nie macie do gejów.
- I nie mogłeś się o tym przekonać za kilka godzin? - nie ustępował Kaoru. - A co do gejów…
- … nic do nich nie mamy, bo sami jesteśmy - mruknął od drzwi Kyo. Gitarzyści spojrzeli na niego równocześnie, Kaoru z pobłażaniem, Die z kompletnym oszołomieniem. Wokalista ziewnął rozdzierająco, po czym nastawił wodę na kawę, wspinając się zaraz na palce i próbując uchwycić puszkę z górnej półki. - Kao… - mruknął z wyrzutem, patrząc na lidera nieprzyjaźnie. Kaoru wstał, sięgając po kawę i klepnął go w pośladek.
- Napijesz się, Die? - spytał uprzejmie, by za chwilę pochylić się i zacząć mocno walić krztuszącego się gitarzystę w plecy.
*****
- Od kiedy? - spytał Die słabym głosem w kwadrans później.
Kaoru popatrzył na niego z zadumą, starając się zebrać myśli, w czym ewidentnie przeszkadzał mu fałszujący pod prysznicem Kyo.
Lider rzucił butem w drzwi od łazienki i wycie wokalisty zniżyło się o kilka tonów.
- Od kiedy co? - spytał niewinnie Kaoru.
Die popatrzył na niego wymownie i lider uciekł spojrzeniem.
Die westchnął.
- Od kiedy jesteście razem - skonkretyzował pytanie, patrząc nieustępliwie.
- Ach, to - mruknął lider. - No, w zasadzie… w zasadzie to my nie jesteśmy razem.
- Nie jesteście? - powtórzył z niedowierzaniem młodszy gitarzysta. - A… a to? - spytał, pokazując ręką w kierunku łazienki.
Kaoru jęknął.
- Wiesz, DaiDai - zaczął cierpliwie, tonem używanym przez wykładowcę, wyjaśniającego coś wyjątkowo tępemu uczniowi. - Czasem jest tak, że dwie dorosłe osoby nie chcą żadnych zobowiązań, a mają swoje potrzeby seksualne. A że znają się i lubią, więc wzbogacają znajomość o pierwiastek erotyczny, idealny w ich sytuacji.
- Tylko go pieprzysz? - przerwał mu Die, marszcząc brwi.
Lider pokręcił głową.
- Uwielbiam twoją bezproblemowość, DaiDai - mruknął pogrzebowym tonem, po czym poruszył się niespokojnie na krześle. - To nie tak. Nie wykorzystuję Kyo, ani nie robię mu fałszywych nadziei. My po prostu…
- … zapewniamy sobie złudne uczucie bliskości, którego nie możemy aktualnie znaleźć u tych, na których zależy nam najbardziej - wyjaśnił kpiąco wokalista, pojawiając się bezszelestnie w pokoju.
Die zaczerwienił się, kątem oka obserwując jego ciało, okryte tylko cienkim ręcznikiem na biodrach.
- Uwielbia pokazywać tyłek - mruknął konspiracyjnym tonem Kaoru, mrugając do zarumienionego gitarzysty. - Zdzira jedna.
- A on uwielbia się na niego gapić, i nie tylko - poinformował go chłodno Kyo. - Erotoman.
- Zboczeniec.
- Nimfoman.
- Próba - przerwał beznadziejnie Die. - Za godzinę się zacznie - dodał, widząc znikome zainteresowanie lidera.
Kaoru pokiwał głową, wstając z fotela.
- No, to zbieramy się. Swoją drogą to ja ciekaw jestem, jak zareaguje na te rewelacje Toshiya…
- Nie zareaguje - powiedział nagle Die. - Shinya nie chciał, by komukolwiek mówić.
- A ty przyszedłeś z dziobem? - zainteresował się uprzejmie Kyo.
Kaoru zachichotał.
- Nie! - oburzył się Die. - Ja przyszedłem tylko Kaoru powiedzieć. No, przyjacielowi… - dokończył niepewnie, widząc utkwione w sobie mordercze spojrzenie wokalisty.
- A ja nie jestem przyjaciel? - warknął złym głosem Kyo.
- No… ty jesteś taki… mniejszy! - dokończył z ulgą Die, patrząc nie rozumiejącym wzrokiem na lidera, który aż się zwinął.
- Pogrążasz się, Daisuke - syknął Kyo, z trudem starając się utrzymać poważny wyraz twarzy. - Jadę sobie na próbę. Dogonicie mnie - oznajmił wyniośle, po czym wyszedł trzaskając drzwiami.
Kaoru parsknął śmiechem, widząc zagubioną minę młodszego gitarzysty.
- On się obraził? - wymamrotał pytająco Die.
- A skąd - zaprzeczył kpiąco lider. - Narwaniec się wyłgał, bo chciał motorem jechać.
*****
- I dlatego nienawidzę poniedziałków - skwitował Kaoru, siadając ciężko na podłodze windy. Die załomotał w drzwi, wołając gromkim głosem „pomocy”. - Jest ósma rano. Ludzie albo są w pracy, albo śpią. Nie usłyszą cię.
- To co my zrobimy? - jęknął płaczliwie Die.
- Masz klaustrofobię? - zdziwił się Kaoru. - Nie mówiłeś.
- Nie pytałeś.
- Nie wiedziałem. Mało o tobie wiem, w zasadzie.
- Mało? Jako jeden z nielicznych wiesz że śmiertelnie boję się węży i że jestem…
- Że lubisz chłopców? - dopowiedział Kaoru, sadowiąc się wygodniej. Winda była dość duża, wyłożona zieloną wykładziną. - A to coś zmienia? Ty nie znałeś mojej orientacji, a jesteś moim przyjacielem. To chyba nie wpływa na osąd o człowieku.
- Bo ja wiem - mruknął Die, siadając obok niego i podkulając długie nogi.
Wyciągnął z kieszeni dżinsów zmiętą paczkę fajek i poczęstował lidera.
Kaoru zapalił, wyrzucając zapałkę do szybu.
- Znaczy że jak, masz coś do mnie, bo jestem gejem? - zainteresował się z niedowierzaniem.
- Nie. - Die potrząsnął przecząco głową. - Chociaż faktycznie mógłbym mieć coś do ciebie, bo jesteś gejem - dokończył z naciskiem.
Kaoru rozważał jego słowa w milczeniu.
- Podobam ci się? - zapytał niepewnie, bawiąc się papierosem.
Popiół spadł mu na spodnie i Die strzepnął go szybkim ruchem dłoni, wyczuwając jak lider spina się mimowolnie.
- O to mi bardziej chodziło - powiedział Die cicho. - Że teraz wszystkie te gesty, nasze rozmowy, przypadkowy dotyk - wszystko stanie się trudniejsze, wiesz? I, tak, podobasz mi się. I jesteś z Kyo.
- Jestem z Kyo - zgodził się lider. - A przynajmniej można to tak nazwać. Choć do wielkiej miłości pewnie bliżej tobie i Shinyi?
- Mam wrażenie, ze tak - powiedział Die z zadowoleniem w głosie i natychmiast zmienił temat, przeklinając swoją skłonność do czerwienienia się. - Ale, Kao… nie wiedziałam, że jesteś taki. Że bawisz się w takie rzeczy.
- W jakie rzeczy? - zapytał spokojnie lider. - W seks?
- W związek - odparował Die, prychając lekko. - Ani ty, ani on nie jesteście tego typu ludźmi. Nie nadajecie się do…
- Do czego? - zapytał cicho Kaoru, starannie dobierając słowa. - Do chwili szczęścia, do chwili bliskości? Do uczucia….?
- Którego tam nie ma - powiedział twardo Die.
Lider wbijał wzrok w podłogę.
- Nie dałem ci prawa być moim sumieniem, Andou - powiedział bardzo cicho. - To, z kim się rżnę, to moja sprawa. Nie jesteś moją matką, ani moim facetem.
- Kao, ja…
- Masz telefon? - przerwał mu lider beznamiętnym głosem. - Złapiemy Kyo, nie mógł odjechać daleko.
*****
Wokalista odwrócił się, zaskoczony, gdy ktoś pociągnął go lekko za rękaw.
Die stał przed nim, dopinając kurtkę.
- Masz chwilę? - spytał niepewnie, obracając w palcach niezapalonego papierosa. - Pogadać chciałem…
- Jasne - mruknął Kyo, sięgając po swoją torbę. - To krótka pogawędka, czy raczej pogadanka?
- Raczej pogadanka - stwierdził Die, wykrzywiając lekko usta. - Czekaj, pożegnam się…
Wokalista przysiadł na parapecie okiennym, popatrując z ukosa na Die'a, który mówił coś do perkusisty przyciszonym głosem. Shinya, nie patrząc na niego, kiwnął głową, wołając by Toshiya na niego poczekał, to się z nim zabierze. Ukradkiem musnął jeszcze dłoń gitarzysty, po czym wybiegł ze studia, zabierając po drodze swoją torbę.
- Idziesz? - Kaoru pojawił się przed nim bezszelestnie, zapinając płaszcz.
Kyo pokręcił przecząco głową i kiwnął w stronę gitarzysty.
- Die coś chce - mruknął beznamiętnie.
Przez chwilę w milczeniu patrzyli na czerwonowłosego, który zbierał ze stołu swoje rzeczy.
- Tooru… - powiedział nadspodziewanie miękko lider, dotykając jego ręki.
Wokalista spuścił głowę.
- Wiem - mruknął cicho. - Przecież ja wiem.
- Idziemy? - Die wyszczerzył zęby, starając się zachowywać naturalnie, co dało, rzecz jasna, efekt tragiczny. Kaoru spojrzał na niego przelotnie, po czym odwrócił się i szybkimi krokami przeszedł przez studio, stając u drzwi wejściowych.
Kyo zsunął się z parapetu i sięgnął po plecak, nie patrząc na niego.
- Kyo… - powiedział jeszcze Kaoru naglącym tonem. Wokalista patrzył na niego bez słowa. - Nie zapomnij… popracować dziś nad tekstem, dobrze? - dokończył niezręcznie lider.
- Przecież wiesz, że nic ostatnio nie napisałem. Nie mogę. Idź już, Kao. Wpadnę jutro do ciebie. Na osiemnastą?
- Mi pasuje - powiedział Kaoru, zamykając za sobą drzwi.
- Posłuchaj, Daisuke - mówił Kyo z wyraźnym wysiłkiem, nim jeszcze przebrzmiały kroki lidera na schodach. - Ja wiem, z czym do mnie przychodzisz. Że on nie zasługuje na takie traktowanie, że jemu trzeba czegoś więcej… ale zrozum, to nie tak! Daję mu to, czego potrzebuje, on daje mi to, czego potrzebuję ja. Rozumiesz? Prosta sprawa. Obustronna korzyść, żadnych strat. Nie wiesz…
- Nie wiem - potwierdził Die, siadając na kapanie. Sięgnął po stojącą obok puszkę piwa i otworzył, pociągając spory łyk. - Ale wiem, jaki jest Kaoru. Udaje twardego skurwysyna, ale to wszystko może łatwo pęknąć. Po prostu martwię się o niego.
- A ja? - przerwał mu niegrzecznie wokalista, sięgając po piwo. Ze złością strząsnął z ręki pianę, która ciekła po zbyt gwałtownie otwartej puszce. - O mnie się nie martwisz?
- Nie, Niimura - Die uśmiechnął się lekko. - Ty nie musisz udawać. Ty jesteś twardym skurwysynem. Zostaw go…
- Boże, jakież to melodramatyczne - zadrwił Kyo. - Bronisz czci dziewiczej swojego przyjaciela, który mimo nieskalanej natury nie ma oporów przed tym, by mnie rżnąć każdej nocy. Żałosne. A może mi na nim zależy? I co wtedy? Może to on traktuje mnie jak seks-gadżet do sypialni?
- Przestań - przerwał mu ostro Die. - Zależy… gdyby ci zależało, potrafiłbyś to uszanować!
- Co uszanować?
- Własne uczucie.
- Czemu ty chcesz zrobić ze mnie potwora, Die? Zabierasz mi prawo do szczęścia… jakie by nie było.
- Kyo - powiedział gitarzysta spokojnie - przecież ty nie jesteś szczęśliwy. Nimb dekadenckiego artysty przeklętego, pamiętasz? Człowiek uzależniony od nieszczęścia, wieczny fatalista. Kiedy ostatnio coś napisałeś? Kiedy czułeś… w pełni?
- Co czułem? Pustkę? - spytał drwiąco Kyo. - Czemu ja mam taki być? - zapytał głucho. - Jak ja cię, kurwa, nienawidzę.
- Bo mam rację. Wiesz o tym. I wiesz, ze Kao nic dla ciebie nie znaczy, a ja - ja zwyczajnie nie chcę, by wyobraził sobie… by poczuł coś do ciebie. Przecież długo nie wytrzymasz w idylli! Zostawisz go. A on…
- Podetnie sobie żyły, płacząc krwawymi łzami złamanego już tak długo serca? - podsunął sardonicznie Kyo, uśmiechając się mimowolnie. Nie był to ładny uśmiech, i Die to widział. Drgnął, kiedy wokalista wstał, zabierając torbę. Nie patrząc na Die'a, który siedział na kanapie ze wzrokiem utkwionym w trzymaną w dłoni puszkę, zatrzymał się z ręką na klamce i zaśmiał krótkim, nieprzyjemnym śmiechem.
- Uparłeś się spieprzyć mi życie, DaiDai - powiedział pieszczotliwie, przeciągając sylaby. - Odwdzięczę ci się. On cię kocha. Słyszysz? Kaoru. Kocha cię… dobrej nocy. - Nie trzasnął drzwiami. Delikatnie zamknął je za sobą, po czym zbiegł po schodach, pogwizdując.
Gitarzysta nadal siedział na kanapie. Tylko jego ramiona zgarbiły się jeszcze bardziej.
Epilog
Księżyc dostojnie płynął po niebie, przemieszczając się z godnością napuszonego urzędnika wysokiej rangi. Jak i on bezczelnie, zaglądał w okna ludzkich domów, z tą samą, chłodną obojętnością patrząc w twarze ludzi.
Widział mężczyznę, który niespokojnie przewracał się na łóżku, nasłuchując szumu prysznica i przeciągłego wycia w rurach, gdy ktoś zakręcił wodę. A potem lekkich kroków.
Człowiek, złapany w sidła własnych namiętności miał w oczach ten sam strach, który mają zwierzęta, złapane w potrzask.
Księżyc zahaczył o szparę między roletami w oknach, położywszy cienie na podłodze. Kyo siedział przy stole, pochylając się z dziwnym uśmiechem na ustach nad gęsto zapisaną kartką.
- Wróciłaś, ty głupia dziwko - mruknął ironicznie, odkładając długopis. - I tym razem jesteś moja. Za dużo za ciebie zapłaciłem, byś znowu mogła mnie zdradzić… zbyt szybko. Tym razem cena była wysoka.