- 1 -
W ogłoszeniu jednej z rzymskich gazet czytam: "Pragniesz fortuny, szczęścia, zdrowia? Odpowiedzią na twoje problemy będzie cudowny Krzyż Jerozolimski, wykonany w delikatnej masie perłowej, ręcznie intarsjowany. Krzyż Jerozolimski z posrebrzanym łańcuszkiem dla ciebie za jedyne 30 tyś. lirów. Ten niezwykle potężny i wspaniały amulet może dokonać wszystkich cudów, jakich tylko potrzebujesz. Cudu pieniędzy, jeśli pieniądze są jednym z twoich problemów. Użyj go, a zobaczysz, że spadnie na ciebie prawdziwa lawina pieniędzy, tak że będziesz w stanie spłacić wszystkie twoje długi i zapewnisz sobie spokojną przyszłość. Cudu szczęścia. Odtąd fortuna będzie kroczyć u twojego boku. Będziesz mógł spokojnie grać na wyścigach, w loterię i totka, a wygrasz z pewnością. Cudu zdrowia, bo będziesz żył długo i szczęśliwie, czuł się młodym i pewnym siebie, mógł robić wszystko, co zechcesz. Cudu szczęśliwej rodziny. Twój partner będzie cię rozumiał i kochał, dzieci znajdą szczęście w życiu, a rodzice wesprą was, gdy będziecie w potrzebie. W ciągu trzydziestu dni po zakupie krzyżyka odczujesz jego pierwsze pozytywne skutki".
Ks. Stanisław Gądecki - „AVE CRUX"
- 2 -
Pragnę na samym początku podzielić się z wami pewną historią z życia jednej z rodzin. Ona jest nauczycielką, on ma wykształcenie techniczne. Kiedy przed wielu laty zawarli małżeństwo, wydawało im się, że właśnie teraz nadszedł czas szczęścia i wszelkich spełnień. I tak było aż do momentu, kiedy ona znalazła się w stanie błogosławionym. Cieszyli się bardzo tym, że będą mieli dziecko, że owoc ich miłości z każdym dniem coraz bardziej ich przybliża do siebie, coraz bardziej ich jednoczy. Nie mogli doczekać się chwili, kiedy zobaczą swoje dziecko, pierwsze dziecko. Przyszła właśnie ta chwila i zamiast szczęścia i radości przyniosła krzyż i podcięła korzenie życia, szczególnie u ojca dziecka. Dziecko urodziło się niedorozwinięte. Przez jakiś czas łudzili się, że się rozwinie. Wmawiali sobie, że to nieprawda, żeby ich dziecko... Czas płynął nieubłaganie, a niedorozwój wciąż trwał. On. ojciec dziecka, stracił wiarę w Boga. Przestał chodzić do kościoła. Czasami nawet w stronę Boga kierował bluźniercze słowa. Sakramenty stały się dla niego pustymi ceremoniami, które i tak nie zmienią życia - jak sam mówił.
I tak było przez dwadzieścia kilka lat. Jedynie matka dziecka, ożywiona prawdziwą wiarą i miłością, w tę udręczoną wspólnotę małżeńską i rodzinną wnosiła życie i miłość. Ojciec Andrzeja, chociaż się buntował i gniewał na Pana Boga, kochał syna i z czasem się do niego bardzo przywiązał. Pierwsze kroki, gdy wracał z pracy, kierował do Andrzeja. Rozmawiał z nim, okazywał mu miłość i próbował odnaleźć przynajmniej fizyczne podobieństwo syna do siebie. I oto pewnego dnia Andrzej dostał wysoką gorączkę. Wezwali ponownie. Po kilku godzinach prób ratowania Andrzej zmarł. Ojciec Andrzeja nie chciał, aby tak po prostu jego dziecko przestało istnieć. Musi coś być. Musi być ktoś, kto miłością obejmuje takie wszystkie dzieci. Ta śmierć syna stała się drogą, po której ojciec znowu wrócił do Boga. Dzisiaj ojciec Andrzeja znowu jest wierzącym i praktykującym chrześcijaninem.
Czymże jest historia tej rodziny? Czymże jest jej dramat? Czyż nie jest to trudne wszczepienie w Chrystusa? Czyż przez to rodzina ta, a szczególnie ojciec, nie jest wpisana w krzyż Chrystusa?
O. Stanisław Wódz OMI WSZCZEPIENI W CHRYSTUSA BK 92
- 3 -
Pewna rodzina została dotknięta krzyżem. Maż a zarazem i ojciec dowiedział się, że choroba, na która cierpi od pewnego czasu, jest chorobą nowotworową i że nie ma wobec tego nadziei na wyleczenie. Świadom swojego stanu ojciec jest strasznie wzburzony. Targają nim różne uczucia, różne myśli, nawet myśli bluźniercze cisną się do głowy. Przeżywa różne lęki. Boi się przede wszystkim o przyszłość swojej rodziny. Jak dadzą sobie radę beze mnie - moja ukochana żona, moje uczące się jeszcze dzieci? Coś go trzyma jakby za gardło. Do zgody wewnętrznej z wolą Bożą dochodzi dopiero wieczorem, gdy w domu podczas wspólnej modlitwy spojrzał na krzyż nad łóżkiem. Zobaczył go jakby pierwszy raz, choć wisiał na ścianie od początku ich małżeństwa. Jakby jakimś światłem z góry oświecony dostrzegł, że Ten, który wisi przybity do krzyża, jest tak bardzo do niego podobny. W Nim zobaczył siebie. Tak doszło do identyfikacji z Chrystusem. Przypomniał mu się werset z Listu św. Pawła: "Jestem ukrzyżowany wespół z Chrystusem" (Ga 2, 19). To mu przyniosło ulgę, dodało odwagi i umożliwiło dalsze życie, mimo krzyża, który spadł na niego tak nagle.
Ks. Marian Gosa COr - NAJTRAGICZNIEJSZA GODZINA BIBLIOTEKA KAZNODZIEJSKA 3-4(136) 1996
- 4 -
W sobotę wieczorem rodzice opuszczają dom. Wychodzą do znajomych na imieniny. W domu pozostaje trójka dzieci. Najmłodsze ma kilka lat. Imieniny przeciągają się.
I oto przed północą sąsiedzi widzą, że dom staje w płomieniach. Słychać wołanie dzieci o pomoc. Zadzwoniono po straż pożarną. Jeden z sąsiadów wbiega do płonącego domu. Szuka dzieci. Znajduje dwoje najstarszych. Najmłodszego jednak nie widać. I nikt go już więcej nie zobaczy. Tak samo jak i sąsiada ratującego dzieci. Zginęli w płomieniach.
To historia, która mrozi krew w żyłach. Dotyka bowiem ludzkiego dramatu, ludzkiej śmierci. Widzimy bardzo dobrze, że mogliśmy być na którymś z tych miejsc: rodziców, wystawionego na ciężką próbę odwagi sąsiada, dzieci. Dlatego ta opowieść do nas przemawia, może o wiele bardziej, niż usłyszana przed chwilą Męka Pana naszego Jezusa Chrystusa według św. Jana. Słyszeliśmy ją bowiem tyle razy i co po niej zostaje w naszych sercach?
Ks. Jarosław Różański OMI - UMARŁ NA KRZYŻU DLA NASZEGO ZBAWIENIA BIBLIOTEKA KAZNODZIEJSKA 1-2(138) 1997
- 5 -
Przed kilku laty redaktor "Tygodnika Powszechnego" chodząc po ulicach Krakowa, zatrzymywał młodych ludzi noszących na piersiach znak krzyża i pytał ich, co ten znak oznacza i dlaczego go noszą. Wielu pytanych nie bardzo wiedziało, co odpowiedzieć. Noszą, bo taka moda, bo to ładne, bo inni też noszą. Co krzyż oznacza? Może niewiele, może to symbol cierpienia, może poświęcenia? Może to talizman przynoszący szczęście, zapewniających pomyślność? Dla niektórych to zwykły wisiorek równie dobry, jak każdy inny. Trzeba coś nosić dla ozdoby.
Takie między innymi były odpowiedzi, jakie otrzymywał wspomniany redaktor.
O. Paweł Ratajczyk OMI - KRZYŻ ZNAKIEM WIARY, CIERPIENIA I ZBAWIENIA BIBLIOTEKA KAZNODZIEJSKA 5-6(140) 1998
- 6 -
W ciągu wieków krzyż, jako znak naszego zbawienia, różnie był przyjmowany. Wielu chrześcijan oddawało za niego życie, ale byli też i tacy, którzy zapierali się krzyża. Rozmaicie to bywało. Posłuchajcie.
Jest taka mała miejscowość w województwie lubuskim, która od XII w. była polskim miastem z zamkiem warownym królowej Jadwigi Śląskiej. Nazywa się Nowogród Bobrzański. Leży nad rzeką Bóbr. Zaraz po wojnie przybyło tam dużo repatriantów ze Wschodu. Posiadali oni swoją kulturę, język, a także silnie zakorzenioną wiarę chrześcijańską. W tym małym miasteczku pozostało kilka rodzin niemieckich (autochtoni). Mieli oni nawet swój kościół protestancki, ale (niestety!) w roku 1968 ówczesne władze kazały zburzyć ową piękną barokową świątynię. Pozostał tylko jeden katolicki kościół i ruiny starej świątyni (XII w.) pod wezwaniem św. Bartłomieja. Usunięto także ruiny pięknego zamku królowej Jadwigi. W tym miejscu postawiono dom kultury, który... zawalił się niedawno. W środku miasteczka stała przed wojną drewniana świątynia katolicka. Jednak w czasie wojny zniszczono ją zupełnie. Pozostał tylko krzyż, który postawiono w miejscu świątyni. Obok tego krzyża rośnie do dzisiaj stary dąb. Umieszczono tam przystanek autobusowy i w ten sposób każdy, kto wsiadał lub wysiadał, spoglądał na Pana Jezusa. Wierzące kobiety sadziły dookoła krzyża kwiatki, w małym zrobionym specjalnie ogródku.
Nagle, około roku 1970 (były to trudne chwile w naszym kraju) uradzono, że należy postawić pomnik tym, którzy oswobodzili to małe miasteczko. I tak się stało. Obok dębu (a tym samym obok krzyża) został postawiony pomnik z orłem na cześć oswobodzicieli. Nadeszła chwila, kiedy należało uroczyście odsłonić ów pomnik. I wtedy zawrzało! Jak to? Pomnik stoi obok krzyża? Przecież to tak nie może być! W socjalistycznej Polsce? Takie i inne pytania przychodziły od jakiś panów z Zielonej Góry. Ówcześni radni Nowogrodu Bobrzańskicgo mieli problem. Przecież krzyża nie można usunąć! A jeżeli już trzeba, to na pewno nie zrobią tego oni. Czasu było niewiele. Wpadli więc na pomysł.
Mieszkał w tym miasteczku pewien stary mężczyzna. Nikt nie wiedział, jak się nazywał, bo wszyscy mówili o nim "głupi Iwan". Najczęściej widywano go pijanego. Nie miał stałej pracy. Mieszkał u kogoś "kątem", rąbał ludziom drzewo, zrzucał węgiel do piwnicy, naprawiał buty, znał się na kowalstwie. Ot, taki sobie prowadził żywot. Do kościoła nie chodził. Niektórzy mówili, że był prawosławny. Mało mówił, gdyż słabo znał język polski. Z jednego był znany: pił alkohol i to dość często i dużo. Najczęściej wykonywał ludziom jakieś domowe prace, takie drobne usługi - "za pół litra".
I tego właśnie "głupiego Iwana" namówili źli ludzie, aby "za pół litra" ściął jedno drzewo. Nie powiedzieli, o jakie drzewo chodzi. Dali mu do ręki siekierę. A ponieważ Iwan był podpity, podprowadzili go pod ów krzyż. "To jest to drzewo, które trzeba ściąć" - powiedzieli. I wtedy, nagle, ten niby "głupi" Iwan otrzeźwiał. Łamaną polszczyzną z rosyjskim akcentem krzyknął: "Co!? Ja mam ściąć krzyż?! Przenigdy! Weźcie sobie te pół litra! Ja, Iwan, nie jestem taki głupi, żebym ścinał krzyż i krzyż pozostawiono.
Postawiono pomnik obok krzyża. Uroczysty capstrzyk odbył się. Zwołano dzieci ze szkół podstawowych. Odsłonięto pomnik. Były szumne słowa o jakiejś przyjaźni, o pamięci poległych, o patriotyzmie. Była nawet notatka o tym wydarzeniu w gazecie. Nikt nie pomodlił się za poległych. Wtedy to było niemożliwe. Były to bardzo złe czasy dla wierzących. Jedynie stary dąb to wszystko pamięta i ów drewniany dębowy krzyż, na którym do dzisiaj wisi Jezus, który mówi do serc wierzących wszystko to, co się działo.
Dzisiaj w tej miejscowości wiele się zmieniło. Wierzący odnowili świątynię św. Bartłomieja i nawet ją powiększyli. Na poświęconym placu kościoła protestanckiego zbudowano bloki mieszkalne, a ruiny domu kultury zostały sprzątnięte. Pozostał tylko plac. Może kiedyś powstanie w tym miejscu jakiś zamek. "Stary Iwan" już dawno nie żyje. Ludzkie serca zmieniają się powoli. Nie wszystkie jednak babcie i nie wszyscy dziadkowie opowiadają wnuczkom o tamtych wydarzeniach. Na ich oczach zburzono świątynię, zniszczono cmentarz, stary polski zamek królewski... Cieszą się jedynie z tego, że Iwan nie ściął krzyża, ale nikomu o tym nie mówią. Wstydzą się sami siebie.
Życie w tym miasteczku toczy się sennie tak, jak w każdym innym. A w maleńkim ogródku obok krzyża w środku miasteczka rosną śliczne kwiaty.
Ks. Andrzej Ziółkowski CM - A KRZYŻ STOI PO DZIŚ DZIEŃ... Współczesna Ambona 1999
- 7 -
Czego mi jeszcze brakuje, Chryste? Dziś, w Wielki Piątek? Czym chcesz mnie jeszcze obdarować?
Odpowiedź znajdziemy w milczącej mowie krzyża i w ciszy swojego sumienia. "Nie lękajcie się! Ja jestem z wami". Bóg jest z nami, Bóg, który nam miłość przynosi, który patrzy na nas z miłością.
Nie lękajmy się zatem Chrystusa i Jego krzyża. On wychodzi na spotkanie z nami. Wyciąga ku nam swoje ręce i daje nam w darze miłosierne serce. Przychodzi, aby nasze serca, skołatane niepokojem i lękiem wypełnić pokojem, nadzieją i radością.
On na nas czeka, On nas szuka. On nas szuka na wszystkich naszych ludzkich drogach. On przekracza granice między wiecznością a czasem, między niebem a ziemią, między człowieczeństwem i Bóstwem, by na Golgocie oddać z miłości swoje życie za mnie i za ciebie.
On w godzinach swojego cierpienia i konania za nasze grzechy patrzy z Krzyża i zaprasza.
- Jeśli chcesz, "Ja dla ciebie życie moje daję, abyś ty miał życie i miał je w obfitości".
- Jeśli chcesz, czekam na ciebie, byś uwierzył, że nawet w godzinie najciemniejszej nocy, moja łaska jest z tobą. Mimo wielu oznak upadku i słabości, nie lękaj się.
- Jeśli chcesz, Ja przynoszę ci moją moc, byś pozostał wierny i niezłomny.
- Jestem z tobą, byś pamiętał, że twoje życie jest wieczne, że masz tylko jedno życie, które jest piękne i sensowne, bo jest moim darem dla ciebie; niepowtarzalnym darem tylko dla ciebie, i dlatego nie możesz go zmarnować i na zawsze utracić, bo zbyt wielką cenę zapłaciłem za to, byś był szczęśliwy... na zawsze.
Oddaję swoje życie za ciebie, by ci pomóc być w pełni człowiekiem, byś umiał żyć i kochać, pracować i cierpieć, radować się i przeżywać swoje ludzkie szczęście. Chcę cię nauczyć, jak żyć, jak żyć pięknie, jak żyć i być szczęśliwym. Oddaję moje życie za ciebie, by dać ci miłość, by podarować ci siebie, moje przebaczenie i miłosierdzie.
Ks. Michał Drożdż Dawać życie z miłości w Materiały Homiletyczne Cykl C Z GWIAZDĄ EWANGELIZACJI W TRZECIE TYSIĄCLECIA - Tarnów 2000/2001
- 8 -
Kilka lat temu na ekranach kin naszego kraju, a później i w telewizji wyświetlany był film światowej sławy reżysera szwedzkiego Bergmana pt. „Tam, gdzie rosną poziomki”. Bohaterem filmu jest emerytowany profesor, dr Borg.
Uniwersytet, na którym wykładał, przyznaje mu najwyższe odznaczenie, tytuł doktora honoris causa. Razem z synową, podczas gdy reszta rodziny udaje się pociągiem, jedzie autem do miasta uniwersyteckiego, by odebrać zaszczytne wyróżnienie.
W czasie jazdy rozgrywa się właściwie cały film. Dr Borg zaczyna w myśli śledzić całe swoje dotychczasowe życie, a film ukazuje niektóre jego momenty. I w tym jakby rachunku sumienia dochodzi do przerażającego wniosku: on, znany i ceniony w całym swoim kraju, stwierdza, iż życie swoje przegrał. Najbliżsi już dawno odsunęli się od niego. Ideą przewodnią jego życia był zimny wyrachowany egoizm, widzenie tylko siebie i swoich spraw. To nim wstrząsa.
Gdyby mógł jeszcze raz rozpocząć życie, pokierowałby nim inaczej. Dojeżdża wreszcie do celu podróży, gdzie uczestniczy w uroczystościach na jego cześć.
Film kończy się wymowną sceną, świadczącą o dokonywanym przeobrażeniu w tym człowieku. - Kiedy mianowicie wczesnym rankiem po całej ceremonii syn wchodzi do sypialni dr Borga i chce zwrócić mu dług, ku zdumieniu syna dr Borg mu go darowuje.
Ks. Sieradzki D., Ofiara pojednania, BK 2(94) /1975/, s. 84
- 9 -
Identyfikacja z Chrystusem Ukrzyżowanym.
Pewna rodzina została dotknięta krzyżem. Mąż a zarazem i ojciec dowiedział się, że choroba na którą cierpi od pewnego czasu jest chorobą nowotworową i nie ma wobec tego nadziei na wyleczenie. Świadomy swojego stanu ojciec jest strasznie wzburzony. Targają nim różne uczucia, różne myśli, nawet myśli bluźniercze cisną mu się do głowy. Przeżywa różne lęki. Boi się przede wszystkim o przyszłość swojej rodziny. Jak dadzą sobie radę beze mnie - moja ukochana żona, moje uczące się jeszcze dzieci? Coś go trzyma jakby za gardło. Do zgody wewnętrznej z woli Boga dochodzi dopiero wieczorem, gdy w domu podczas modlitwy spojrzał na krzyż nad łóżkiem. Zobaczył go jakby pierwszy raz, choć wisiał na ścianie od początku ich małżeństwa. Jakby jakimś światłem oświecony dostrzegł, że Ten, który wisi przybity do krzyża, jest tak bardzo do niego podobny. W Nim zobaczył siebie. Tak doszło do identyfikacji z Chrystusem. Przypomniał mu się werset z listu św. Pawła Apostoła: „Jestem ukrzyżowany wespół z Chrystusem” /Gal 2,13/.
To mu przyniosło ulgę, dodało odwagi i umożliwiło dalsze życie mimo krzyża, który spadł na niego tak nagle.
Ks. Pisarek St., Chrystus ukrzyżowany w życiu rodzinnym, BK 2(102) /1979/, s. 77
- 10 -
W sobotę wieczorem rodzice opuszczają dom. Wychodzą do znajomych na imieniny. W domu pozostaje trójka dzieci. Najmłodsze ma kilka lat. Imieniny przeciągają się.
I oto przed północą sąsiedzi widzą, że dom staje w płomieniach. Słychać wołanie dzieci o pomoc. Zadzwoniono po straż pożarną. Jeden z sąsiadów wbiega do płonącego domu. Szuka dzieci. Znajduje dwoje najstarszych. Najmłodszego jednak nie widać. I nikt go już więcej nie zobaczy. Tak samo jak i sąsiada ratującego dzieci. Zginęli w płomieniach.
To historia, która mrozi krew w żyłach. Dotyka bowiem ludzkiego dramatu, ludzkiej śmierci. Widzimy bardzo dobrze, że mogliśmy być na którymś z tych miejsc: rodziców, wystawionego na ciężką próbę odwagi sąsiada, dzieci. Dlatego ta opowieść do nas przemawia, może o wiele bardziej, niż usłyszana przed chwilą Męka Pana naszego Jezusa Chrystusa według św. Jana. Słyszeliśmy ją bowiem tyle razy i co po niej zostaje w naszych sercach?
Ks. Jarosława Różański OMI - UMARŁ NA KRZYŻU DLA NASZEGO ZBAWIENIA BIBLIOTEKA KAZNODZIEJSKA 1-2(138) 1997