sapir, Socjologia, Antropologia kulturowa


Edward Sapir, Kultura język osobowość, Warszawa 1978 PIW, s.69-84.

MOWA JAKO RYS OSOBOWOŚCI

Każdy, kto ma jakiekolwiek skłonności do analizy, jest pod wrażeniem ogromnej złożoności różnych ty­pów ludzkich zachowań i musi założyć, że zjawiska, które na co dzień traktujemy jako zrozumiałe same przez się, bardziej są dziwne i niewytłumaczalne niż cokolwiek innego. Ma się wówczas poczucie, że na przykład mowa nie jest wcale tak prosta i oczywista, jak się wydaje, lecz wymaga obszernej i subtelnej analizy z punktu widzenia ludzkich zachowań. W to­ku takiej analizy można zebrać wiele pomysłów waż­nych dla rozwiązania problemów osobowości.

Jest coś, co uderza nas jako interesująca okolicz­ność dotycząca mowy: z jednej strony zauważamy, że mowa jest trudno dostępna analizie, z drugiej zaś, że wywiera ona znaczny wpływ na nasze aktualne doświadczenia. Jest to być może paradoksalne, lecz zarówno ludzie prości, jak i najbardziej wnikliwi badacze wiedzą dobrze, że nasze reakcje na otoczenie opierają się nie tylko na naszej szczegółowej wiedzy. To prawda, że niektórzy z nas w większym stopniu polegają na intuicji niż pozostali, lecz nikt nie jest całkowicie wolny od presji mowy w intuicyjnym ba­daniu osobowości. Jesteśmy nauczeni, że ilekroć czło­wiek posługuje się mową, to mówi właśnie to, co chce zakomunikować. Oczywiście wcale nie musi tak być. Z reguły to, co zamierza powiedzieć, odbiega nieco od tego, co nam faktycznie komunikuje. Nasz sąd na temat rozmówcy tworzymy sobie często na podstawie tego, czego nie powiedział; jesteśmy bo­wiem dość rozsądni, aby nie ograniczać przesłanek naszego sądu do jawnej treści mowy. Musimy czytać między wierszami nawet wtedy, gdy nie zostały one zapisane na kartce papieru.

Myśląc o analizie mowy pod kątem badania osobo­wości, autor ma wrażenie, że możliwe są dwa zupełnie różne podejścia; można podjąć dwie zupełnie róż­ne analizy, które przeplatają się w skomplikowany sposób.

W pierwszym przypadku analiza może odróżniać jednostkę od społeczności licząc się wszakże z tym, że społeczność przemawia poprzez jednostki. Drugi rodzaj analizy mógłby wydobyć różne warstwy mowy, poczynając od najniższej, którą jest głos jako taki, aż do tworzenia pełnych zdań. W życiu codziennym mówimy, że człowiek przekazuje za pomocą mowy swoje wrażenia, lecz rzadko zatrzymujemy się, aby zanalizować ten widomy składnik zachowania przez wyróżnienie jego głębszych warstw. Przyznajemy człowiekowi na kredyt olśniewające pomysły, pod­czas gdy ma on jedynie przyjemny głos. Popełniamy często takie omyłki, chociaż, ogólnie rzecz biorąc, nie dajemy się tak łatwo wyprowadzić w pole. Potrafimy bowiem wznieść się ponad sytuację mowy, choć nie umiemy wskazać palcem tych okoliczności, które skłaniają nas do wydania takiego lub owego sądu o osobowości. Podobnie jak pies wie, czy ma skiero­wać się w prawo czy w lewo, tak my wiemy, że mu­simy wydawać pewne sądy, choć łatwo błądzimy starając się wskazać rację dla tych sądów.

Rozejrzyjmy się na moment za uzasadnieniem dla pierwszego rodzaju analizy, tj. dla rozróżnienia między społecznym a czysto jednostkowym punktem widzenia. Nie potrzeba żadnych wypracowanych argumentów, aby wykazać, że rozróżnienie to jest nie­zbędne. My, istoty ludzkie, nie istniejemy poza społeczeństwem. Jeśli zamkniemy człowieka w celi, pozostanie on nadal w społeczeństwie, ponieważ zabiera ze sobą swoje myśli, a te, choćby były patologiczne, zostały ukształtowane przez społeczeństwo. Z drugiej strony, nie potrafimy doświadczać wzorców społecznych jako takich. Weźmy tak prosty wytwór społecz­ny, jak słowo „koń”. Koń jest zwierzęciem czworo­nożnym, grzywiastym i rżącym. Lecz w rzeczywis­tości nie istnieje żadne społeczne pojęcie konia jako takie. Istnieje tylko moje użycie słowa „koń”: dzi­siaj, wczoraj, jutro. Każde z tych zdarzeń jest inne. O każdym można powiedzieć coś szczególnego. Mój głos, na przykład, nie jest taki sam. Różna jest jakość i intensywność emocji towarzyszących poszczególnym artykulacjom. Nietrudno zauważyć, dlaczego koniecz­ne jest odróżnianie społecznego od jednostkowego punktu widzenia. Społeczeństwo ma swoje wzorce obejmujące sposoby wytwarzania przedmiotów, spe­cyficzne „teorie” zachowań, podczas gdy jednostka ma swój sposób obchodzenia się z tymi społecznymi wzorcami, polegający na takim ich modyfikowaniu, aby stały się czymś własnym. Jesteśmy tak zainte­resowani sobą jako jednostką i tym, co nas odróż­nia — choćby nieznacznie — od innych, że gotowi jesteśmy zawsze eksponować odstępstwa od rdzenne­go wzorca zachowań. Dla kogoś, kto nie jest obezna­ny z wzorcem, odstępstwa te są tak znikome, że pra­wie niedostrzegalne. Jednakże dla nas jako jednostek mają one poważne znaczenie; tak wielkie, że skłonni jesteśmy zapomnieć o istnieniu wzorca, którego są wariantami. Często mamy wrażenie, że jesteśmy oryginalni lub jakoś odmienni, podczas gdy w rzeczy­wistości po prostu powielamy społeczny wzorzec z bardzo nikłym piętnem własnej indywidualności.

Przejdźmy do drugiego punktu widzenia, do ana­lizy mowy w jej różnych warstwach. Gdybyśmy do­konali krytycznego przeglądu ludzkich reakcji na głos i to, co głos przekazuje, odkrylibyśmy, że ludzie traktują różne elementy zawarte w mowie w sposób dość naiwny. Człowiek, który mówi, wywiera pewne wrażenie, lecz — jak już zauważyliśmy — nie mamy jasności w sprawie, co najbardziej przyczynia się do wywołania wrażenia: jego głos czy idea, którą prze­kazuje. Istnieje wiele odrębnych warstw mowy. Dla językoznawców i psychologów są to zbiory realnych zjawisk. Jeśli chcemy uzyskać pewien obraz złożo­ności normalnej ludzkiej mowy, to musimy się przyj­rzeć tym warstwom. Zajmę się nimi po kolei, wygła­szając kilka uwag o każdej.

Najniższą lub najbardziej podstawową warstwą mowy jest głos. Jest on najściślej związany z dziedzicznym wyposażeniem jednostki i uważany za nie­zależny od związków ze społeczeństwem. Jest usytuowany „nisko” w tym znaczeniu, że psychofizyczny organizm dysponuje nim od urodzenia. Głos jest skomplikowaną wiązką reakcji — i o ile autorowi wiadomo — nikt nie wyjaśnił wyczerpująco, czym jest głos i jakim zmianom, może ulegać. Jak się wy­daje, nie ma żadnej książki czy eseju, który klasy­fikowałby różne typy głosu, nie ma też nazewnictwa, które pozwoliłoby opisać całą różnorodność zjawisk głosowych tak, jak na to zasługują. A przecież to właśnie subtelne odcienie głosu wpływają często na nasze sądy o ludziach. Z bardziej ogólnego punktu widzenia głos może być traktowany jako pewna for­ma gestykulacji. Gdy jesteśmy owładnięci pewną myślą lub emocją, możemy wypowiadać się za po­mocą rąk lub innych rodzajów gestykulacji, przy czym głos bierze udział w tej ogólnej grze gestów. Jednakże przyjęty tu punkt widzenia pozwala wy­izolować głos jako pewną jednostkę funkcjonalną.

Głos jest na ogół uważany za rzecz czysto indywi­dualną. Czyż nie mamy racji mówiąc, że jest nam dany od urodzenia i pozostaje niezmieniony w ciągu całego życia? A może przysługują mu jakości spo­łeczne, podobnie jak samej jednostce? Sądzę, że wszyscy mamy poczucie, że naśladujemy głosy in­nych w pewnym, nie dającym się oszacować zakre­sie. Wszyscy wiemy, że jeśli nasze wrodzone brzmienie głosu zostało z tych czy innych powodów skry­tykowane, to staramy się je tak zmienić, aby głos nasz stał się instrumentem mowy nie rażącym spo­łeczności. W głosie zawsze odnajdujemy coś, co mu­si być przypisane uwarunkowaniom społecznym, po­dobnie jak w przypadku gestów. Wbrew pozorom, gesty nie są prostymi zachowaniami indywidualnymi. Są one przeważnie czymś właściwym tej lub owej społeczności. Podobnie jest z głosem. Nie bacząc na osobniczy i raczej stały charakter głosu, regulujemy mimowolnie krtań, co prowadzi do znacznych mo­dyfikacji. Dlatego, wnosząc coś o podstawowych ry­sach osobowości na podstawie głosu, musimy starać się oddzielić element społeczny od czysto indywi­dualnego. Jeśli nie zrobimy tego starannie, możemy popełnić poważny błąd w naszych sądach. Powiedz­my, że jakiś człowiek ma napięty i ochrypły głos, a my wnioskujemy, że jest on gruboskórny. Sąd taki może całkowicie mijać się z prawdą, gdy społeczność, w której ten człowiek żyje, spędza wiele czasu pod gołym niebem, toleruje przekleństwa i raczej szor­stkie brzmienie głosu. Mógł on mieć niegdyś bardzo miękki głos, charakterystyczny dla delikatnej kon­stytucji psychicznej, który stopniowo stwardniał pod wpływem otoczenia społecznego. Osobowość, którą staramy się wydostać, ukryta jest pod jej zewnętrz­nymi przejawami, naszym zadaniem zaś jest wypra­cować naukowe metody pozwalające dotrzeć do głosu „naturalnego” i — teoretycznie — niezmodyfikowanego. Aby zinterpretować głos jako przejaw osobowości, trzeba móc ustalić, do jakiego stopnia jest on sprawą czysto indywidualną, spowodowaną naturalnym ukształtowaniem krtani, osobliwościami spo­sobu oddychania oraz tysiącem innych czynników, które mogliby nam wymienić biologowie. Ktoś mógł­by w tym miejscu zapytać: Dlaczego przywiązujemy tak wielką wagę do właściwości głosu? Co to ma wspólnego z osobowością? Wiadomo przecież, że głos człowieka jest zdeterminowany przez warunki naturalne, którymi Bóg go obdarzył. To prawda, lecz czy nie odnosi się to w zasadzie do całej osobowości? Po­nieważ organizm psychofizyczny jest jednością, mo­żemy być całkowicie pewni, na podstawie ogólnych zasad, że mamy rację, gdy przypisujemy duże zna­czenie głosowi szukając tego, co nazywamy osobo­wością. Nie wiemy, czy głos jest równie adekwatnym wyrazem osobowości jak gestykulacja lub sposób by­cia; być może głos wyraża osobowość nawet bardziej adekwatnie. W każdym razie jest oczywiste, że pro­ces nerwowy, który kieruje wydawaniem głosu, ma swój udział w indywidualnych rysach układu nerwowego warunkującego osobowość.

Pasjonującym problemem do rozwiązania jest spra­wa istotnych właściwości głosu. Niestety, nie mamy odpowiednich słów dla niezliczonych odmian głosu. Mówimy o głosie wysokim, o tym, że jest „gruby” lub „cienki”; mówimy że jest „nosowy”, gdy coś jest nie tak z nosową częścią układu oddechowego. Gdy­byśmy dysponowali inwentarzem głosów, odkryli­byśmy, że nie ma dwóch jednakowych głosów. Czu­jemy wszakże, że w głosie jednostki jest coś, co cha­rakteryzuje jej osobowość. Możemy nawet podejrze­wać, że głos jest w pewnym sensie symbolicznym wykładnikiem całej osobowości. Kiedyś, gdy będzie­my więcej wiedzieć o jego fizjologii i psychologii, będziemy mogli uporządkować nasze intuicyjne sądy dotyczące właściwości głosu i powiązać je z nauko­wą analizą procesu wydawania głosu. Nie wiemy, co, ściśle rzecz biorąc, sprawia, że głos jest na przykład „gruby”, „wibrujący”, „matowy”... Co sprawia, że głos jednego człowieka ekscytuje nas, podczas gdy innego nie porusza nas wcale?

Przypominam sobie, jak wiele lat temu słuchałem mowy pewnego rektora koledżu i bez namysłu rozstrzygnąłem, że cokolwiek by on powiedział, nie wzbudzi to mojego zainteresowania. Mam na myśli, że jakkolwiek interesujące i trafne byłyby jego uwa­gi same w sobie, jego osobowość nie była w stanie

mnie poruszyć, ponieważ w jego głosie było coś ta­kiego, co nie przemawiało do mnie, a ujawniało jego osobowość. Wskazywało to — jak można wnosić in­tuicyjnie — na pewną właściwość osobowości, na pe­wien czynnik, który — jak wiedziałem — niełatwo pogodzić z moim własnym pojmowaniem rzeczy. Nie słuchałem, co mówił; wsłuchiwałem się tylko w brzmienie jego głosu. Ktoś mógłby zarzucić mi, że postąpiłem idiotycznie. Być może, lecz sądzę, że wszyscy mamy zwyczaj tak postępować i jest to w zasadzie intuicyjnie, choć nie rozumowo, usprawied­liwione. Wynika stąd zadanie dla analizy myślowej, która dostarczyłaby racjonalnych podstaw temu, co wiemy w sposób przednaukowy.

Niewiele dałoby sporządzenie listy różnych typów głosu. Dość powiedzieć, że wiele można dowiedzieć się o człowieku na podstawie jego głosu. Można usta­lić, że jest on sentymentalny; że jest nadzwyczaj sympatyczny nie będąc sentymentalnym lub że jest okrutny — gdy odbieramy jego głos jako bardzo sro­gi. O kimś, kto używa szorstkich słów, potrafimy — na podstawie jego głosu — ustalić, że jest mimo to łagodny jak dziecko. Tego rodzaju komentarze są składnikiem praktycznego doświadczenia każdego mężczyzny i każdej kobiety. Trzeba zaznaczyć, że nie ma zwyczaju przypisywania takim sądom wartości naukowej.

Widzimy, że głos jest zjawiskiem zarówno społecznym, jak i indywidualnym. Gdyby ktoś podjął się dostatecznie głębokiej analizy, to musiałby odciąć i odrzucić, przynajmniej teoretycznie, komponent społeczny, nie bacząc na trudności. Można, na przykład, napotkać ludzi o przyjemnym głosie, lecz to społeczeństwo sprawiło, że mają właśnie taki a nie inny głos. Można wówczas starać się odtworzyć brzmienie, jakie miałby ów głos niezależnie od wpły­wów społecznych. Ten rdzenny i pierwotny charak­ter głosu ma w wielu, a być może we wszystkich przypadkach wartość symboliczną. Takie nieuświadomione symbolizowanie nie jest oczywiście wyłącz­ną domeną głosu. Gdy zmarszczysz brwi, jest to symbolem pewnej postawy. Gdy wyciągniesz rękę, jest to symbol zmiany postawy wobec najbliższego otoczenia. W taki sam sposób głos bywa w dużej mierze nieświadomym symbolem czyjejś postawy ogólnej.

Głosowi mogą przysługiwać wszelkiego rodzaju ce­chy przypadkowe, pozbawiając go z pozoru jego for­my pierwotnej. Wbrew tym przypadłościom głos mo­że być przedmiotem badań. Czynniki, które zaciem­niają obraz podstawowy, spotyka się we wszystkich formach ludzkiego zachowania i musimy je tolero­wać zarówno tu, jak gdzie indziej. Pierwotna forma głosu nie jest czymś danym w gotowej postaci, lecz trzeba ją wydobywać spod różnych nawarstwień spo­łecznych i indywidualnych.

Co jest następną warstwą mowy? To, co zazwy­czaj nazywamy głosem, jest w istocie głosem właściwym plus wielka rozmaitość zachowań z nim związa­nych i nadających mu charakter dynamiczny. Jest to warstwa dynamiki głosu. Dwóch mówców może mieć w dużym stopniu taki sam podstawowy charak­ter głosu, lecz ich głosy w zwykłym tego słowa zna­czeniu mogą się znacznie różnić. Mówiąc w sposób potoczny, nie zawsze odróżniamy głos właściwy od dynamiki głosu. Jednym z najważniejszych aspektów dynamiki głosu jest intonacja, będąca przedmiotem zainteresowania zarówno językoznawców, jak i psy­chologów. Intonacja jest rzeczą o wiele bardziej skomplikowaną, niż się zwykle sądzi. Można w niej wyróżnić trzy warstwy splatające się w jednolity sposób zachowania, który możemy nazwać „intonacją indywidualną”. Po pierwsze, w intonacji zawarty jest ważny komponent społeczny, który należy wy­dobyć pomijając różnice indywidualne. Po drugie ten komponent społeczny jest zdeterminowany w dwojaki sposób. Pewne intonacje są nieodzownym składnikiem naszej mowy. Gdy mówimy, na przykład, is he coming? podwyższamy ton głosu przy ostatnim słowie. Nie ma po temu żadnych powodów natury przyrodniczej. Wprawdzie skłonni jesteśmy uważać ten zwyczaj za naturalny, a nawet oczywisty, lecz badania porównawcze uwzględniające wiele różnych języków przekonują nas, że jest to założenie zupełnie bezpodstawne. Postawa pytająca może być wyrażona również w inny sposób, na przykład, za pomocą specjalnych słów pytających lub specjalnych form gramatycznych. Podwyższenie głosu w pewnego rodzaju zdaniach pytających jest jednym z istotnych zwyczajów języka angielskiego, zatem — wbrew te­mu, co niekiedy mniemamy — nie jest to wskaźnik indywidualności we właściwym znaczeniu tego słowa.

Istnieje ponadto druga warstwa społecznie zdeter­minowanych odmian intonacji. Jest to ogólne muzyczne ustawienie głosu. Jest rzeczą samą przez się zrozumiałą, że nie należy mieć zbyt rozległej osobis­tej skali intonacji, i to niezależnie od społeczności. Nasza kadencja nie powinna sięgać nazbyt wysoko; powinniśmy podwyższać głos do takiej to a takiej przeciętnej wysokości. Innymi słowy, społeczeństwo powiada nam, że powinniśmy ograniczyć się do pew­nej rozpiętości i do pewnych charakterystycznych kadencji, czyli stosować się do pewnych wzorców melodycznych właściwych naszej społeczności. Gdy porównamy mowę angielskiego dżentelmena z mową farmera z Kentucky, zauważymy, że mimo znacznych podobieństw wynikających z faktu, iż mówią oni tym samym językiem, występują tu poważne różnice w intonacji. Żaden z nich nie ośmieli się oddalić zbytnio od swojego społecznego standardu intonacji. Mimo to nie znamy dwu osób, które mówiłyby z do­kładnie tą samą intonacją. Gdy ktoś przybywa z da­lekich stron, interesujemy się nim jako reprezentan­tem pewnej społeczności. Południowcy, mieszkańcy Nowej Anglii lub Środkowego Zachodu — wszyscy mają jakąś charakterystyczną intonację. Gdy ktoś jest reprezentantem naszej własnej grupy społecznej, wówczas interesujemy się nim jako jednostką. Mając do czynienia z ludźmi, których łączą te same społecz­ne obyczaje, zwracamy uwagę na te subtelne różnice intonacji, które ich wyróżniają, ponieważ znamy już wspólne im tło społeczne pozwalające te różnice oce­nić. Nie mamy racji wnioskując o czyjejś osobowo­ści na podstawie intonacji, jeśli nie uwzględnimy przy tym zwyczajów jego wspólnoty językowej, a także wówczas, gdy jest to przybysz, który posłu­giwał się przedtem innym językiem etnicznym. Nie możemy wiedzieć, jaka jest mowa jednostki, zanim nie zbadamy jej społecznego tła. Jeśli Japończyk mó­wi głosem monotonnym, to nie mamy racji zakłada­jąc, że reprezentuje on ten sam typ osobowości, co ktoś z nas, posługujący się taką samą melodyką zdania. Co więcej, gdy słuchamy Włocha przebiegające­go całą dostępną mu gamę tonów, skłonni jesteśmy przypisywać mu wybitny temperament lub interesu­jącą osobowość. Tymczasem nie możemy wiedzieć, czy ma on w ogóle temperament, jeśli nie ustalimy wpierw, jakie są normalne zwyczaje językowe Wło­chów i na co włoska społeczność pozwala swoim członkom w kwestii gry melodycznej. Stąd wniosek, że krzywa intonacji o dużej rozpiętości może mieć, obiektywnie rzecz biorąc, niewielkie znaczenie dla oceny ekspresji indywidualnej.

Intonacja jest tylko jedną z wielu faz dynamiki głosu. Trzeba uwzględnić także rytm. I tu musimy wyróżnić wiele warstw. Przede wszystkim istnieją pierwotne rytmy mowy związane z wyuczonym ję­zykiem, lecz nie mające związku z naszą osobowością. W języku angielskim mamy wiele ściśle określonych właściwości rytmu. Staramy się mocniej akcentować pewne sylaby, a słabiej inne. Nie jest to związane z zamiarem powiedzenia czegoś dobitnie. Po prostu nasz język jest tak skonstruowany, że musimy sto­sować się do jego charakterystycznego rytmu, akcen­tując jedną sylabę w słowie lub we frazie kosztem pozostałych. Są języki, w których nie ma tego zwyczaju. Gdyby Francuz akcentował swoje słowa na modłę angielską, mielibyśmy prawo wnosić coś o sta­nie jego nerwów. Ponadto istnieją formy rytmiczne, które są wynikiem zwyczaju upowszechnionego w poszczególnych grupach. Rytmy te polegają na uwypukleniu względnie spłaszczeniu podstawowego rytmu języka. Pewne odłamy naszego społeczeństwa nie tolerują dobitnego nacisku, inne dopuszczają wię­kszą emfazę lub nawet domagają się jej. Społeczność kulturalna nie dopuszcza do tak intensywnej gry akcentu i intonacji, na jaką pozwala społeczność zło­żona z bywalców meczów piłkarskich. Krótko mó­wiąc, mamy dwa rodzaje rytmu właściwego społecz­ności: rytm języka i rytm społecznej ekspresji. Istnieją ponadto indywidualne cechy rytmu. Niektó­rzy u nas mają skłonność do intensyfikacji rytmu przez bardziej wyraźne akcentowanie pewnych sylab, przez wydłużanie samogłosek i bardziej swobodne skracanie samogłosek nieakcentowanych. Innymi sło­wy, oprócz społecznych istnieją także indywidualne odmiany rytmu.

Poza intonacją i rytmem są jeszcze inne składniki dynamiki głosu. Należy do nich względna ciągłość mowy. Wielu ludzi mówi z przerwami, z trudnością cedząc słowa, inni zaś mówią w sposób nieprzerwa­ny, niezależnie od tego, czy mają coś do powiedzenia, czy nic. Nie chodzi tu o to, że ci drudzy rozporzą­dzają wszystkimi niezbędnymi słowami; chodzi po prostu o ciągłość ekspresji językowej. Istnieje spo­łeczna norma tempa i ciągłości mowy oraz indywi­dualne odchylenia od niej. Możemy powiedzieć, że mowa nasza jest powolna lub szybka, lecz tylko w tym znaczeniu, że odbiega w górę lub w dół od normy społecznej. Również i w tym przypadku zwy­czaje jednostki i ich wartość diagnostyczna dla badań nad osobowością mogą być oceniane tylko przez od­niesienie do obowiązującej normy społecznej.

Podsumujmy to, co dotyczy drugiej warstwy za­chowania językowego. Mamy tu wiele czynników, takich jak intonacja, rytm, względna ciągłość i szyb­kość. Analizując te czynniki musimy w każdym z nich wyróżnić dwie warstwy: społeczną i indywi­dualną. Ponadto warstwa społeczna powinna być po­dzielona na warstwę językową oraz warstwę języko­wo nieistotnych obyczajów związanych z mówieniem, charakterystycznym dla poszczególnych grup.

Trzecią warstwą analizy mowy jest wymowa. Rów­nież w tym przypadku często mówi się o „głosie”, podczas gdy faktycznie ma się na myśli indywidual­ne odcienie wymowy. Człowiek wymawia pewne spółgłoski lub samogłoski w jakiś szczególny sposób, na przykład, z jakimś specjalnym zabarwieniem, a my skłonni jesteśmy potraktować to jako osobli­wość jego głosu. Tymczasem osobliwości te mogą nie mieć nic wspólnego z głosem. W wymowie też po­winniśmy odróżniać formę społeczną od cech indy­widualnych. Społeczeństwo ustala, że mamy posługi­wać się określonymi spółgłoskami i samogłoskami wyróżnionymi jako cegły i zaprawa, z których zbu­dowany jest dany język. Od ustaleń tych nie wolno nam zbyt daleko odchodzić. Wiemy, że obcokrajowcy, którzy uczą się naszego języka, posługują się dźwię­kami, które różnią się od norm właściwych dźwięków. Stosują oni wymowę zaczerpniętą z własnego języka, najbliższą właściwej. Byłoby rażącym błędem wyprowadzać stąd wnioski na temat ich osobowości. Niemniej zawsze istnieją indywidualne odmiany dźwięku, które są bardzo ważne i w wielu przypad­kach mają wartość symptomu, gdy chodzi o badania osobowości.

Jednym z najbardziej interesujących rozdziałów zachowania językowego jest nie napisany jeszcze rozdział dotyczący ekspresyjnie symbolicznego cha­rakteru dźwięków, zupełnie niezależnego od referencjalnego znaczenia słów, w których te dźwięki wy­stępują. Na płaszczyźnie czysto językowej dźwięki nie mają znaczenia. Gdybyśmy jednak zinterpreto­wali je psychologicznie, odkrylibyśmy subtelny, chociaż luźny związek między „prawdziwą” wartością słów a nieświadomą symboliczną wartością dźwięków aktualnie wypowiadanych przez jednostki. We właś­ciwy im, intuicyjny sposób, wiedzą o tym poeci. Lecz to, co poeci robią raczej świadomie, stosując się do wzorów sztuki, my stosujemy nieświadomie przez ca­ły czas i na wielką skalę. Zauważono, na przykład, że są pewne skłonności do zdrobniałych form wymo­wy. Gdy mówimy do dziecka, zmieniamy swoją „warstwę wymowy”, nawet nie wiedząc o tym. Sło­wo tiny zamienia się w teeny. Nie ma w gramatyce języka angielskiego reguły, która uzasadniałaby taką przemianę samogłoski, lecz słowo teeny zdaje się symbolizować w sposób bardziej bezpośredni niż sło­wo tiny, o czym może nas przekonać rzut oka na symboliczne funkcje fonetyki. Gdy wymawiamy ee w słowie teeny, przestrzeń między językiem a pod­niebieniem jest bardzo mała; w przypadku i w sło­wie tiny jest duża. Innymi słowy: ee ma tu wartość gestu podkreślającego pojęcie lub raczej wrażenie małości. W omawianym przypadku zdrobnienie jest wyraźne, ponieważ polega na użyciu całkiem innego słowa, lecz podobne, choć mniej widoczne przystoso­wania symboliki stosujemy ciągle, nie będąc świado­mi tego procesu.

Są ludzie, u których użycie dźwięków pełni w większym stopniu funkcję symboliczną niż u in­nych. Może się na przykład zdarzyć, że człowiek se­pleni, gdyż nieświadomie daje wyraz pewnym rysom osobowości, takim, że znający go mówią, iż jest zniewieściały. Jego wymowa nie jest spowodowana nie­umiejętnością właściwego wymówienia dźwięku s, lecz jest wynikiem dążenia do ujawnienia własnej osobowości. Człowiek ten nie ma żadnej wady wymo­wy, choć istnieje, rzecz jasna rodzaj seplenienia, któ­ry jest wadą wymowy i nie należy go mieszać z seplenieniem o funkcji symbolicznej. Istnieje wiele nie­uświadomionych sposobów artykulacji pełniących funkcje symboliczne, a nie objętych potoczną terminologią. Jednakże nie możemy o nich z pożytkiem rozprawiać, zanim nie ustalimy, jakie są społeczne normy wymowy i jakie odstępstwa od tych norm są tolerowane. Gdy ktoś udaje się do Anglii, Francji lub innego obcego kraju i przywozi stamtąd impresje o interpretacyjnej doniosłości zaobserwowanych gło­sów i wymowy, to nie należy spodziewać się odeń wartościowych opinii, jeśli nie zostały one poprzedzo­ne rzetelnym badaniem norm społecznych, których wariantami są zjawiska indywidualne. Seplenienie, które zauważysz, może okazać się czymś, czego spo­łeczność wymaga, nie będzie zatem seplenieniem psy­chologicznym w naszym znaczeniu. Nie można ustalić absolutnej skali psychologicznej dla głosu, intonacji, rytmu, szybkości ani wymowy samogłosek i spółgło­sek, nie sprawdziwszy w każdym przypadku, jakie jest tło — społeczne zwyczajów dotyczących mowy. Istotne są zawsze odchylenia, a nie obiektywne za­chowanie jako takie.

Czwartą, bardzo ważną warstwą mowy, jest słownik. Nie wszyscy mówimy tak samo. Są słowa, których niektórzy z nas nie używają nigdy. Są inne, ulubione, których używamy stale. Dobór słów jest w dużym stopniu odzwierciedleniem osobowości, lecz również tutaj musimy starannie odróżniać społeczną normę słownikową od bardziej znaczącego osobistego doboru słów. W pewnych kręgach nie używa się określonych słów i powiedzeń, inne zaś są znamienne dla miejsca zamieszkania, statusu lub zawodu. Kiedy słuchamy człowieka należącego do pewnej szczegól­nej grupy społecznej, jesteśmy zaintrygowani i nie­kiedy urzeczeni jego słownikiem. Jeśli nie jesteśmy wnikliwymi analitykami, to prawdopodobnie odczy­tamy jako przejaw osobowości to, co jest obiegowym sposobem mówienia w jego społeczności. Istnieją wprawdzie odmiany indywidualne, lecz można je właściwie ocenić tylko przez porównanie z normą społeczną. Niekiedy wybieramy słowa, które nam się podobają, niekiedy zaś unikamy pewnych słów ponieważ drażnią nas, sprawiają nam przykrość lub niepokoją. Nie chcemy się z nimi zetknąć. W sumie jest tu miejsce dla subtelnych analiz ustalających społeczne i indywidualne znaczenie słów.

Na koniec, jest jeszcze styl jako piąta warstwa mo­wy. Wielu ludzi ma błędne przekonanie, jakoby styl był czymś, co dotyczy literatury. Tymczasem styl jest powszednim składnikiem mowy, charakteryzującym zarówno grupę społeczną, jak i jednostkę. Wszyscy mamy swój indywidualny styl konwersacji i przygotowanych przemówień i — wbrew temu, co sądzimy — nie jest on wcale czymś arbitralnym lub przypadkowym. Zawsze jest jakaś indywidualna metoda, choćby uboga, łączenia słów w grupy i budowania z nich większych całości. Niełatwo byłoby oddzielić od siebie społeczne i indywidualne determinanty stylu, lecz teoretycznie jest to możliwe.

Podsumujmy. Aby odkryć osobowość jednostki (na tyle, na ile pozwalają na to wnioski wysnute z obser­wacji jej mowy) dysponujemy następującym mate­riałem. Mamy jej głos. Mamy dynamikę jej głosu egzemplifikowaną przez czynniki takie, jak intona­cja, rytm, ciągłość i szybkość. Mamy ponadto wymo­wę, słownik i styl. Spójrzmy na ten materiał jako na składniki tylu to a tylu warstw, z których zbu­dowane są wypowiedzi. Można by przypisać pewne znaczenie indywidualnemu modelowi jednej z tych warstw i posłużyć się nim dla zinterpretowania po­zostałych. Jednakże, obiektywnie rzecz biorąc, dwie lub więcej warstw danego aktu mowy mogą dawać efekty zarówno podobne, jak i przeciwne. Wiadomo, że wielu z nas wytwarza reakcje kompensacyjne, je­steśmy przecież upośledzeni przez naturę bądź oby­czaj. Człowiek sepleniący, którego nazwaliśmy zniewieściałym, może mieć istotnie żeński sposób arty­kulacji, podczas gdy inne aspekty mowy, włączając sam głos, mogą być wyrazem jego wysiłków kom­pensacyjnych. Może on mieć męski typ intonacji, a ponadto świadomie lub nieświadomie dobierać słowa mające podkreślić jego męskość. W takim przypadku mamy do czynienia z bardzo interesują­cym konfliktem w sferze zachowań językowych. Jest to tak samo jak w przypadku wszystkich pozostałych typów zachowań. Można wyrażać za pomocą pewnej warstwy modelowania coś, czego nie chcemy lub nie potrafimy wyrazić za pośrednictwem innych warstw. Można pohamować ekspresję w pewnej warstwie nie wiedząc, jak to robić w przypadku innych warstw, w wyniku czego powstaje wewnętrzne rozdarcie, które jest prawdopodobnie zwykłą rozbieżnością zawarto­ści ekspresyjnej powiązanych funkcjonalnie układów.

Niezależnie od specyficznych wniosków, które moż­na oprzeć na zjawiskach mowy w każdej z jej warstw, istnieje wiele interesujących aspektów psy­chologii mowy, wyzierających spoza jej różnych po­ziomów. Zapewne niektóre ulotne zjawiska głosowe są wynikiem przeplatania się rozmaitych układów ekspresji. Niekiedy odnosimy wrażenie, że głos ko­munikuje dwie różne rzeczy, które następnie roz­szczepiają się między „wyższą” i „niższą” warstwę.

Z naszego pobieżnego przeglądu winno wynikać, że dokonując warstwowej analizy mowy jednostki i sytu­ując każdą warstwę w perspektywie społecznej otrzy­mujemy cenne narzędzia pracy dla psychiatry. Możli­we, że taka analiza dostarcza — o ile jest wnikliwa — istotnych konkluzji dotyczących osobowości. Intuicyj­nie przywiązujemy ogromną wagę do głosu i jego funkcji w zachowaniu językowym. Zwykle nie umie­my w tej sprawie powiedzieć nic ponadto, że ,,lubię jego głos” albo „nie lubię tego sposobu mówienia.

Analiza mowy indywidualnej jest trudna, częścio­wo z powodu przelotnego charakteru wypowiedzi, częściowo zaś dlatego, że wyeliminowanie społecz­nych determinantów mowy jest niezwykle trudne. Ze względu na te trudności badacze zachowania nie dokonali dotąd tak głębokich analiz mowy, jak moż­na by sobie tego życzyć; trudności nie zwalniają nas jednak od obowiązku podejmowania takich badań.



Wyszukiwarka